NORA ROBERTS
POKOCHA JACKIE
ROZDZIAŁ PIERWSZY
W tym domu Jackie zakochała si od pierwszego wejrzenia. Nigdy zreszt nie kryła
si z tym, e cz sto si zakochiwała. I to nie dlatego, e łatwo było zrobi na niej wra enie.
Brało si to raczej st d, e jako osoba nadwra liwa była szczególnie podatna na wszelkiego
rodzaju nastroje, w tym równie te napływaj ce z zewn trz.
Dom, który tak j zachwycił, emanował intensywn aur , i to dalek od spokoju.
Uznała, e to dobrze. Błogi spokój zadowoliłby j na dzie czy dwa, pó niej jednak
przerodziłby si w nud . Tutaj urzekła j przede wszystkim surowa bryła budynku, w której
łagodnie sklepione, łukowate okna i drzwi stanowiły zaskakuj cy kontrast.
Na tle białych, połyskuj cych w sło cu cian, ostro rysowała si hebanowa stolarka.
Jackie nigdy nie uwa ała, wiat dzieli si na czarne i białe, a dom ten stanowił dla niej
niezbity dowód na harmonijne współistnienie tych przeciwstawnych elementów.
Olbrzymie okna wychodziły zarówno na zachód, jak i na wschód, hojnie wpuszczaj c
do wn trza sło ce. Egzotyczne ro liny o nasyconych barwach bujnie kwitły w ogrodzie i w
masywnych glinianych donicach na tarasie. Pomy lała, e musz wymaga starannej
piel gnacji - zwłaszcza teraz, podczas przedłu aj cych si upałów i suszy. Ona jednak lubiła
zajmowa si ogrodem, szczególnie gdy w zamian mogła spodziewa si nagrody.
Przez szerokie szklane drzwi popatrzyła na przejrzyst tafl basenu wyło onego
ceramicznymi kafelkami. O niego tak e trzeba b dzie dba , ale i tu wysiłek musiał si
opłaci . Niemal czuła słodki aromat kwiatów, unosz cy si w powietrzu, za oczyma duszy
widziała ju siebie opalaj c si na le aku - sam wprawdzie, skłonna była jednak
zaakceptowa t drobn niedogodno .
Za basenem i stromym, trawiastym zboczom rozci gało si morze o ciemnej,
tajemniczej toni. W oddali motorówki migały z hałasem, który wydał jej si pokrzepiaj cy.
Oznaczał, e w pobli u s ludzie, z którymi mo na nawi za kontakt, a zarazem nie s oni na
tyle blisko, eby zakłóci jej spokój.
Wrzynaj ce si w gł b l du kanały przypominały Jackie Wenecj oraz wyj tkowo
miły miesi c, który sp dziła tam jako nastolatka. Pływała wtedy gondolami i flirtowała
zawzi cie z ciemnookimi gondolierami. Floryda wiosn nie była mo e a tak romantyczna jak
Włochy, mimo to absolutnie wystarczała jej do szcz cia.
- Ale tu pi knie! - Odwróciła si i spojrzała w gł b zalanego sło cem salonu. Na
ciemnoszarym dywanie stały dwie kremowe sofy. Pozostałe meble, wykonane z drewna
hebanowego, podkre lały m ski charakter tego wn trza. Musiała przyzna , e zarówno
domowi, jak i jego otoczeniu trudno byłoby cokolwiek zarzuci - ka dy szczegół
znamionował absolutn perfekcj .
U miechn ła si do m czyzny stoj cego w niedbałej pozie przy alabastrowym
kominku. W wymiecionym do czysta palenisku umieszczono doniczk z male kim wier-
kiem. M czyzna miał na sobie biały strój safari, jakby celowo dobrany do pozy i wn trza.
Jackie znała Fredericka Q. MacNamar na tyle dobrze, by podejrzewa , e nie jest to dziełem
przypadku.
- No wi c, kiedy mog si wprowadzi ? U miech rozja nił pucołowat , chłopi c
twarz Freda.
- To cała ty, moja miła Jackie. Zawsze taka impulsywna. - Fred miał równie lekko
zaokr glon sylwetk , gdy notoryczny brak wicze fizycznych rekompensował sobie
wył cznie poganianiem kelnerów i taksówkarzy. Podszedł wolno do Jackie. Ruchy miał pełne
leniwej gracji, tak dobrze udawanej, e z biegiem lat zd yła mu wej w krew. - Nie była
jeszcze na pi trze.
- Obejrz je, jak si rozpakuj .
- Jackie, mam nadziej , e wiesz, co robisz. - Poklepał j pobła liwie po policzku - jak
starszy, bardziej do wiadczony kuzyn trzpiotowat kuzyneczk . Nie miała mu tego za złe. -
Nie chciałbym, eby za par dni zacz ła ałowa swojej decyzji. Zwłaszcza e masz tu
sp dzi ponad trzy miesi ce. I to sama.
- Musz przecie gdzie mieszka . - Machn ła smukł r k . Na palcach zal niły
drogocenne pier cionki: dowód i umiłowała pi kno w ka dej postaci. - Je eli naprawd mam
zamiar cokolwiek napisa , powinnam by sama, ale nie musz w tym celu wynajmowa man-
sardy. Równie dobrze mog zamieszka i tutaj.. . - Urwała. Kuzyn kuzynem, ale w przypadku
Freda nie powinna pozwala sobie na przesadn szczero . Nie dlatego, eby go nie lubiła, bo
zawsze miała do niego słabo , zd yła jednak zauwa y , e nigdy nie mówił wprost i lubił
kr ci .
- Naprawd jeste gotów wynaj mi ten dom?
- Oczywi cie, e tak. - Głos Freda był równie miły, jak jego twarz. Przynajmniej tak
si wydawało. - Wła ciciel przyje d a tu tylko zim , i to raczej sporadycznie. Na pewno
wolałby, eby rezydencja nie stała pusta. Wprawdzie obiecałem Nathanowi, e popilnuj
domu do listopada, ale potem wynikła ta nagła sprawa w San Diego, a pewnych rzeczy nie da
si , niestety, przeło y na pó niej. Sama wiesz, jak to jest.
Jackie doskonale wiedziała, jak to jest. U Freda „nagła sprawa” z reguły oznaczała, i
musiał si ukrywa albo przed zazdrosnym m em, albo przed prawem. Fred, mimo mało
atrakcyjnej powierzchowno ci, wci miał kłopoty z zazdrosnymi m ami, natomiast nawet
jego imponuj ce nazwisko nie było w stanie zapewni mu wystarczaj cej ochrony, ilekro
popadał w konflikt z prawem.
Nie powinna o tym zapomina , ale Jackie nie zawsze kierowała si rozs dkiem. Poza
tym ten dom, ze swoim wygl dem i atmosfer , ju zd ył j zauroczy .
- Je eli wła ciciel naprawd chce. eby kto tu zamieszkał, zrobi to z przyjemno ci .
Gdzie masz umow , Fred? Chciałabym j jak najszybciej podpisa . Potem mogłabym si
rozpakowa i wyk pa w basenie.
- Skoro jeste tego absolutnie pewna.. . - Fred ju wyjmował z kieszeni stosowny
formularz. - Wolałbym na przyszło unikn przykrych scen. Takich jak wtedy, kiedy
kupiła ode mnie porsche.
- Jako nie wspomniałe nawet, e skrzynia biegów trzymała si na klej.
- Ach, o to niech si martwi nabywca - powiedział z u miechem, wr czaj c jej srebrne
pióro z monogramem.
Zawahała si na ułamek sekundy. Ogarn ły j złe przeczucia. Przecie ma do
czynienia z kuzynem Fredem! Specjalist od błyskawicznych transakcji oraz okazji, których
„nie sposób przegapi ”. Wtem z oddali nadleciał ptak i wypełnił ogród radosnym trelem.
Uznała to za dobry znak. Zło yła zamaszysty podpis pod umow najmu, po czym si gn ła po
ksi eczk czekow .
- Trzy miesi ce, po tysi c miesi cznie, tak?
- Plus pi set dolarów kaucji - szybko dorzucił Fred.
- W porz dku. - Całe szcz cie, pomy lała, e kochany kuzynek nie doliczył sobie
jeszcze prowizji. - Zostawisz mi jaki numer albo adres, ebym w razie czego mogła
skontaktowa si z wła cicielem?
Fred spojrzał na ni , zdezorientowany, a potem obdarzył j tym swoim ujmuj cym
u miechem niewini tka.
- Mówiłem mu ju , e zaszły pewne zmiany. Nie musisz si o nic martwi , kotku. To
on b dzie si z tob kontaktował.
- wietnie. - Nie zamierzała zaprz ta sobie głowy takimi drobiazgami. Była wiosna, a
ona miała nowy dom i nowe plany. - Mo esz by spokojny, wszystkiego dopilnuj . -
Pogłaskała wielk , chi sk urn . Zacznie od tego, e wstawi w ni wie e kwiaty. -
Zostaniesz do jutra, Fred?
- Och, bardzo bym chciał - zapewnił j kuzyn. Czek spoczywał ju bezpiecznie w jego
kieszeni, a on miał wielk ochot pieszczotliwie go poklepa . - Ch tnie bym z tob wymienił
rodzinne ploteczki, ale musz złapa najbli szy samolot na wybrze e. Aha, byłbym
zapomniał - b dziesz musiała wkrótce wybra si na targ, Jackie. W kuchni s wprawdzie
podstawowe produkty, ale nic wi cej. - Podszedł do swoich baga y. Nawet mu nie przy - ,
szło do głowy, e mógłby pomóc kuzynce wnie jej walizki na gór . - Klucze s na stole.
Baw si dobrze. Pa!
- Dzi kuj . - Kiedy chwycił torby, otworzyła przed nim drzwi. Jej zaproszenie, by
został jeszcze na jeden dzie , było szczere, mimo to odmow przyj ła z pewn ulg . - Dzi ki,
Fred. Jestem ci naprawd zobowi zana.
- Cała przyjemno po mojej stronie, kotku. - Nachylił si , eby j pocałowa . Poczuła
aromat drogiej wody kolo skiej. - Pozdrów ode mnie rodzin , kiedy ich zobaczysz.
- Nie omieszkam. Jed ostro nie - rzuciła za nim, gdy podchodził do l ni cej
limuzyny, białej jak jego tropikalny garnitur.
Fred wło ył walizki do baga nika, a potem zasiadł za kierownic i pomachał leniwie
na po egnanie.
Po jego odje dzie wróciła do salonu, eby si w spokoju napawa samotno ci i
poczuciem niezale no ci. Oczywi cie taka sytuacja nie była dla niej niczym nowym. Przecie
sko czyła dwadzie cia pi lat, cz sto podró owała, miała swoje mieszkanie i własne ycie.
Mimo to ka dy pocz tek zwykła traktowa jako zapowied fascynuj cej przygody.
A wracaj c do dzisiejszego dnia.. . jaki to był wła ciwie dzie ? Dwudziesty pi ty, a
mo e dwudziesty szósty marca? Potrz sn ła głow . To i tak bez znaczenia. Liczy si tylko to,
e dzie ten miał by pocz tkiem jej literackiej kariery. To wła nie dzi miała si narodzi
sławna pisarka - Jacqueline R. MacNamara.
To brzmi całkiem nie le, pomy lała i postanowiła natychmiast rozpakowa
nowiute k maszyn do pisania, eby móc si zabra za pierwszy rozdział. U miechni ta,
chwyciła energicznie dwie najci sze walizki i ruszyła na gór .
Aklimatyzacja nie zaj ła jej du o czasu. Szybko przyzwyczaiła si do południowego
klimatu, do nieznanego domu i nowego porz dku dnia. Wstawała o wicie, jadła niadanie
składaj ce si ze szklanki soku i kilku grzanek albo coli i zimnej pizzy, je li to akurat miała
pod r k . Nabierała te coraz wi kszej wprawy w posługiwaniu si maszyn i pod koniec
trzeciego dnia pisała ju do biegle. Po południu robiła sobie przerw , eby wyk pa si w
basenie i poopala , wymy laj c przy okazji kolejn scen albo niespodziewany zwrot akcji.
Opalała si szybko i na ładny br z. Zawdzi czała to włoskiej prababce, która dokonała
wyłomu w czysto irlandzkich szeregach rodziny MacNamarów. Jackie była całkiem
zadowolona ze swojej ciemnej karnacji i ze miechem wspominała kremy i maseczki, które
wci podsuwała jej matka. „Dobra cera i ładne rysy to podstawowe atrybuty pi kno ci,
Jacqueline. Anie styl, moda czy makija ” - zwykła przy tym mawia Patricia MacNamara.
Jackie miała dobr cer i ładne rysy, mimo to nawet zakochana matka musiała
przyzna , e jej córka nigdy nie b dzie klasyczn pi kno ci . Odznaczała si za to zdrow ,
zmysłow urod . Twarz miała trójk tn , a nie owaln , usta raczej szerokie ni wypukłe, a
oczy wr cz za du e i na dodatek.. . piwne. Znowu ta włoska krew. Bo reszta rodziny odziedzi-
czyła po irlandzkich przodkach oczy o barwie morskiej zieleni lub lazurowego bł kitu. Włosy
Jackie były br zowe. Jako nastolatka ochoczo eksperymentowała z płukankami i pasemkami,
wprawiaj c tym matk w za enowanie, jednak w ko cu postanowiła poprzesta na tym, czym
obdarzyła j natura. Polubiła nawet swoje włosy, a dodatkowym ich atrybutem stało si to, e
układały si w naturalne fale, dzi ki czemu nie musiała traci cennego czasu na zbyt cz ste
wizyty u fryzjera. Ostatnio zdecydowała si na do krótk fryzur , w której bujne loki
l ni c , ciemnobr zow aureol otaczały smagł twarz Jackie.
Była zadowolona, e obci ła włosy - miało to swoje zalety przy codziennych
k pielach w basenie. Pó niej wystarczało tylko potrz sn głow i przeczesa je palcami,
eby przywróci fryzurze wła ciwy kształt.
Ka dego ranka, zaraz po wstaniu, rzucała si do maszyny, a po południu pływała w
basenie, eby po obiedzie znowu wróci do pisania. Za wieczorami pracowała w ogrodzie,
patrzyła z tarasu na morze albo czytała ksi k . A kiedy szczególnie du o czasu sp dziła przy
maszynie do pisania, fundowała sobie k piel z hydromasa em, po której czuła si rozkosznie
odpr ona.
Dom zamykała na noc starannie, bardziej z uwagi na wła ciciela ni z obawy o własne
bezpiecze stwo. Potem kładła si do łó ka w pokoju, który sobie wybrała, z uczuciem dobrze
spełnionego obowi zku. Zasypiaj c, nie mogła si doczeka , co przyniesie kolejny dzie .
Ilekro wracała my lami do kuzyna Freda, na jej twarzy pojawiał si u miech. Mo e
jednak rodzina myliła si w jego ocenie? Wprawdzie nieraz zdarzyło mu si zap dzi
którego z łatwowiernych krewnych w lepy zaułek, jednak proponuj c dom na Florydzie,
zdecydowanie wy wiadczył Jackie przysług . Trzeciego dnia wieczorem, zanurzaj c si w
pienistej k pieli, pomy lała, e wła ciwie powinna wysła mu kwiaty.
Nale ało mu si to, bez dwóch zda .
Był miertelnie zm czony, a zarazem szcz liwy, e wreszcie dotarł do domu. Ostatni
etap podró y zdawał si nie mie ko ca. Nie wystarczało mu ju to, e po sze ciu miesi cach
znowu postawił stop na ameryka skiej ziemi. Pierwszy atak zniecierpliwienia prze ył na
lotnisku w Nowym Jorku. Był wprawdzie na miejscu, ale jakby nie do ko ca. Po raz pierwszy
od wielu miesi cy pozwolił sobie na my li o własnym domu, własnym łó ku. O swoim pry-
watnym sanktuarium i azylu.
Lot opó nił si o godzin , a on w tym czasie kr ył po hali odlotów, zgrzytaj c
z bami. A kiedy wreszcie samolot wzniósł si w gór , przez cał drog spogl dał na zegarek,
eby sprawdzi , ile jeszcze czasu b dzie musiał sp dzi w powietrzu.
Lotnisko w Lauderdale tak e nie oznaczało jeszcze kresu podró y. Minion zim
sp dził w Niemczech i miał po dziurki w nosie mrozów i nie ycy. Jednak ciepłe, wilgotne
powietrze i widok palm tylko go rozdra niły, bo wci jeszcze nie był w domu.
Kazał podstawi samochód na lotnisko i kiedy wreszcie rozsiadł si w znajomym
wn trzu, poczuł, e znowu zaczyna by sob . W jednej chwili zapomniał o wielogodzinnym
locie z Frankfurtu do Nowego Jorku. Opó nienia i nadszarpni te nerwy przestały mie
jakiekolwiek znaczenie. Oto znów siedział w swoim wozie, za kierownic i za dwadzie cia
minut miał by w domu. Kiedy wieczorem poło y si spa , za nie we własnym łó ku, w
swojej po cieli. wie o wypranej i wymaglowanej przez pani Grange, która miała
przygotowa wszystko na jego powrót. Tak przynajmniej zapewniał go Fred MacNamara.
Nathana ogarn ły wyrzuty sumienia na my l o Fredzie. Mo e niepotrzebnie nalegał,
eby Fred jeszcze przed jego powrotem opu cił dom? Jednak po sze ciu miesi cach
intensywnej pracy w Niemczech nie miał ochoty z nikim dzieli domu. Marzył o odpoczynku
w samotno ci. B dzie oczywi cie musiał skontaktowa si z Fredem i podzi kowa mu za to,
e zechciał pilnowa jego rezydencji, oszcz dzaj c mu tym samym wielu zb dnych
komplikacji. Nathan bardzo nie lubił kłopotów, dlatego uznał, e Fredowi MacNamarze
nale si podzi kowania.
Zrobi to w najbli szych dniach, pomy lał, wsuwaj c klucz do dziurki frontowych
drzwi. Najpierw jednak porz dnie si wy pi.
Pchn ł drzwi, zapalił wiatło i patrzył. Po prostu patrzył, chłon c wzrokiem ka dy
szczegół. Nie ma to jak by u siebie - w domu, który sam zaprojektował, zbudował i urz dził.
Dom wygl dał tak samo jak w dniu, kiedy go opu cił.
Nie.. . wcale nie tak samo! Potarł zm czone oczy i raz jeszcze rozejrzał si po pokoju.
Kto przesun ł chi sk waz pod okno i wło ył do niej irysy? I dlaczego półmisek z
mi nie skiej porcelany stoi teraz na stole, a nie na półce? Zacisn ł wargi. Z natury pedant,
natychmiast dostrzegł, e mnóstwo przedmiotów zmieniło swoje miejsce.
Musi pomówi o tym z pani Grange. Ale nie teraz. Pó niej. Takie drobiazgi nie
powinny zakłóci mu rado ci z powrotu do domu.
Przez moment walczył z pokus , eby uda si prosto do kuchni i napi si czego
mocniejszego, pomy lał jednak, e wszystko w swoim czasie. Chwycił walizki i ruszył na
gór , napawaj c si ka d minut samotno ci i ciszy.
Przekroczył próg sypialni, zapalił wiatło i stan ł jak wryty. Kiedy ochłon ł, odstawił
walizki, podszedł powoli do łó ka i stwierdził, e jest bardzo niestarannie posłane. Komoda w
stylu chippendale, któr kupił u Sotheby'ego przed pi ciu laty, zastawiona była cał bateri
słoiczków i buteleczek. Pokój pachniał zupełnie inaczej, i to nie tylko z powodu ró yczek w
kryształowym kielichu, którego miejsce - a pami na pewno go nie myli - było na eta erce w
salonie. Unosił si w nim zapach pudru, kremów i perfum. Niezbyt silny, a jednak irytuj cy.
Na prze cieradle dostrzegł plam ze szminki. Nachylił si , a potem krzywi c si , podniósł z
podłogi mikroskopijne koronkowe majteczki.
Pani Grange? Nie, to mieszne, wr cz absurdalne! Poczciwa, przysadzista pani Grange
za nic w wiecie nie wcisn łaby si w co takiego. Mo e to Fred miał go cia.. . ? Skłonny był
mu to wybaczy , jednak dlaczego musiało si to odbywa akurat w jego sypialni?! I czemu
Fred nie spakował i nie zabrał jej rzeczy?
Nagle obudziła si w nim dusza artysty i architekta. Wyobra nia podsun ła mu
wizerunek wysokiej, piersiastej kobiety, hała liwej i bezczelnej. I zawsze skorej do zabawy.
Musi by rudowłosa, pomy lał, o białych, drapie nych z bach i wyzywaj cym spojrzeniu. W
sam raz dla Freda, wi c w zasadzie nie powinien mie mu tego za złe. Jednak umowa
brzmiała, e dom zostanie zwolniony i wysprz tany na jego powrót.
Po raz ostatni rzucił okiem na flakoniki na komodzie. Pani Grange b dzie musiała to
wszystko wyrzuci . Bezwiednym ruchem wsun ł majteczki do kieszeni i wyszedł z sypialni,
eby sprawdzi , co jeszcze zmieniło miejsce podczas jego nieobecno ci.
Jackie le ała w szkarłatnej wannie z hydromasa em. Oczy miała zamkni te i w
rozmarzeniu nuciła jak piosenk . Miniony dzie uznała za bardzo udany. Przelewała my li
na papier w tempie tak zawrotnym, e a przera aj cym. Pomy lała,' e to dobrze, i na
miejsce akcji wybrała Arizon - odległ , surow i kamienist . W takie tło doskonale
wpasowywała si para głównych bohaterów - niezłomny m czyzna i naiwna z pozoru
kobieta.
Kamienisty trakt wiódł ich na spotkanie romansu, ale oni jeszcze o tym nie wiedzieli.
Jackie uwielbiała cofa si w pionierskie czasy, lubiła pustynny upał i zapach potu.
Oczywi cie na ka dym kroku na bohaterów czyhało niebezpiecze stwo, a za ka dym
zakr tem czekała ich nowa przygoda. Bohaterka powie ci, wychowana w klasztorze,
prze ywała katusze, jednak znosiła je bez szemrania. Była dzielna i wytrwała. Jackie nie
potrafiłaby pisa o kobiecie bez charakteru.
Na my l o m czy nie mimowolnie si u miechn ła. Widziała go tak wyra nie, jakby
si nagle zmaterializował i le ał teraz obok niej w wannie. Miał g ste, czarne włosy,
połyskuj ce w sło cu miedzianymi refleksami, kiedy zdejmował kapelusz. Na tyle długie,
eby kobieta mogła chwyci ich cał gar . Mi nie miał stwardniałe od jazdy w siodle, ciało
ogorzałe i smukłe.
Kłopoty, które były jego specjalno ci , wycisn ły pi tno na surowej twarzy o
wydatnych ko ciach policzkowych, ocienionych zarostem, którego nie chciało mu si goli .
Jego usta były skore do miechu i potrafiły pobudza serca kobiet do szybszego bicia. A
oczy.. . Ach, oczy miał wr cz cudowne - szare w ciemnej oprawie, z drobnymi zmarszczkami
w k cikach. Spogl dały zimno, kiedy poci gał za cyngiel. A gdy kochał si z kobiet ,
błyszczały z po dania. Wszystkie kobiety w Arizonie durzyły si w Jake'u Redmanie. Jackie
tak e była w nim troszeczk zakochana. Co w tym zreszt złego? Czy nie stawał si tym
samym postaci bardziej autentyczn ? Skoro potrafiła go sobie tak wyra nie wyobrazi , e
wzbudzał w niej ywsze uczucia, czy nie wiadczyło to dobrze o jej literackim talencie? Jake
Redman nie miał oczywi cie kryształowego charakteru. Daleko mu było do tego. Dopiero
zakochana w nim kobieta miała uzmysłowi mu jego zalety i zaakceptowa je wraz z wadami.
Jednak zanim to nast pi, Jake miał jeszcze pannie Sarah Conway porz dnie zale za skór .
Jackie ju nie mogła si doczeka , co b dzie dalej. Prawie słyszała jego głos, kiedy mówił. ,.
- Co pani tu robi?!
Powoli otworzyła oczy i ujrzała obiekt swoich marze . Jake?! A mo e to gor ca woda
uderzyła jej do głowy i rozmi kczyła mózg? Wprawdzie jej bohater nie nosił garnituru z
krawatem, rozpoznała jednak to mroczne spojrzenie zwiastuj ce burz z piorunami. Zastygła
w osłupieniu i patrzyła na niego szeroko otwartymi oczyma.
Włosy miał wprawdzie krótsze, ale tylko nieznacznie, a ciemny zarost ocieniał mu
policzki. Przetarła oczy, a potem zamrugała, bo chlor zacz ł j piec pod powiekami.
M czyzna wci stał tam, gdzie poprzednio.
- Czyja ni ?
Nathan przyjrzał jej si uwa nie. Wprawdzie nie była to rudowłosa seksbomba z jego
wyobra e , tylko fertyczna brunetka o sarnich oczach, jednak bez wzgl du na wszystko, nie
powinna znajdowa si w tym miejscu.
- Wtargn ła pani na teren cudzej posiadło ci. To wbrew prawu. A tak w ogóle, kim
pani jest?
Ten głos! Debry Bo e! Nawet głos był taki sam. Jackie potrz sn ła głow i
spróbowała wzi si w gar . Bez wzgl du na to, jak bardzo prawdziwy wydawał si jej
bohater na papierze, nie mógł przecie nagle o y i stan przed ni w garniturze za co
najmniej pi set dolarów. Prawda była taka, e ona, Jackie MacNamara, znalazła si sam na
sam z obcym m czyzn , i to w ogromnie kr puj cej sytuacji.
Przez chwil usiłowała sobie przypomnie chwyty, których nauczyła si na kursie
karate, ale kiedy znów popatrzyła na szerokie bary m czyzny, doszła do wniosku, e to nie
wystarczy.
- Kim pan jest? - zapytała wyniosłym tonem, eby ukry strach.
- To ja pani pytam, kim pani jest - odparował. - Ja jestem Nathan Powell.
- Ten architekt? Zawsze podziwiałam pa skie projekty. Widziałam Ridgeway Center
w Chicago i.. . - Uspokojona, zacz ła si podnosi , kiedy nagle u wiadomiła sobie, e jest
naga, wi c z powrotem opadła na dno wanny. - Ma pan godny podziwu dar ł czenia funkcji
estetycznej z u ytkow .
- Miło mi to słysze . A teraz.. .
- Ale co pan tu robi?
M czyzna znów zmru ył oczy i Jackie zobaczyła, e celuj w ni niczym dwa
rewolwery.
- To ja pani o to pytam, bo to mój dom.
- Co?! - Próbowała zebra my li. - To pan jest tym znajomym Freda? - Odetchn ła z
ulg i u miechn ła si . - Czyli wszystko jasne.
Uroczy dołeczek pojawił si w k ciku jej ust. Nathan zauwa ył go, ale wcale go to nie
rozbroiło. Był pedantycznym samotnikiem i nie przywykł do tego, eby nieznajome kobiety
przesiadywały w jego wannie.
- Mo e i jasne, ale nie dla mnie. Bo e, zaczynam si powtarza . Kim pani jest, u
diabła?!
- Ach, przepraszam. Jestem Jackie - powiedziała, a kiedy uniósł bez słowa brwi, z
u miechem dodała: - Jacqueline MacNamara. Kuzynka Freda. - Wyci gn ła ku niemu mokr
r k .
Nathan popatrzył na drobn dło z l ni cymi pier cionkami, ale jej nie u cisn ł. Bał
si , e je li to zrobi, nie zapanuje nad sob i jednym szarpni ciem wyci gnie t obc kobiet z
wanny.
- Panno MacNamara, mog zapyta , dlaczego k pie si pani w mojej łazience i sypia
w moim łó ku?
- To pana sypialnia! Przepraszam. Fred nic mi nie mówił, wi c wybrałam sobie pokój,
który mi si najbardziej spodobał. Fred jest teraz w San Diego.
- A co mnie to obchodzi! - Bo e, co si z nim dzieje?! Uwa ał si za człowieka
cierpliwego i wyrozumiałego, a teraz przekonał si , e jego cierpliwo jest ju na wy-
czerpaniu. - Pytam pani po raz ostatni, co pani robi w moim domu?
- Wynaj łam go od Freda. To pan o tym nie wie?
- Co takiego?!
- Trudno rozmawia , kiedy ta maszynka tak hałasuje. Chwileczk . - Wył czyła
urz dzenie do hydromasa u, zanim on zd ył to zrobi . - Jakby tu powiedzie .. . nie
spodziewałam si wizyty, wi c nie jestem odpowiednio ubrana. Mog pana na chwil
przeprosi ?
Wzrok Nathana mimowolnie pow drował ku wannie. W pieni cej si k pieli dostrzegł
zarys biustu. Zacisn ł z by.
- Zaczekam w kuchni. I niech si pani pospieszy. Po jego wyj ciu Jackie gł boko
odetchn ła.
- No tak, tego si mo na było spodziewa po Fredzie - burkn ła, wyskakuj c z wanny.
Nathan tymczasem nalał sobie podwójn porcj d inu z tonikiem. Wi c tak miał
wygl da jego powrót do domu?
Wprawdzie niejeden m czyzna byłby zadowolony, gdyby po uko czeniu wielkiego
projektu i okresie ci kiej pracy zastał w wannie nag kobiet , niestety, on si do takich
m czyzn nie zaliczał. Poci gn ł długi łyk, a potem oparł si z westchnieniem o blat. Co
robi ? Uznał, e najpierw musi si pozby tej Jacqueline MacNamara.
- Panie Powell?
Podniósł wzrok i zobaczył j w progu. Wci ociekała wod Zmierzył j wzrokiem od
długich, opalonych nóg, poprzez pasiasty krótki szlafroczek a po wilgotne, kr cone włosy.
U miechn ła si , a na jej twarzy znów ukazał si dołeczek. Nathan nie był pewny, czy mu si
to podoba. Kobieta z takim u miechem mogła bez trudu wyprowadzi m czyzn w pole.
- Musimy porozmawia o pani kuzynie.
- Tak, o Fredzie. - . Jackie z u miechem pokiwała głow i zaj ła ratanowy stołek przy
barku. Zdecydowana była zachowywa si mo liwie jak najbardziej swobodnie i naturalnie.
Nie miała przecie nic do stracenia. I tak pewnie za chwil wyładuje za drzwiami, z walizk
w r ku. - Niezły z niego numer, co? Jak si poznali cie?
- Przez wspólnych znajomych. - Nathan skrzywił si i pomy lał, e b dzie musiał
równie porozmawia z Justine. - Miałem wyjecha do Niemiec na kilka miesi cy, wi c
pomy lałem, e dobrze byłoby, gdyby kto tu mieszkał w tym czasie. Polecono mi Freda. A
poniewa znałem jego ciotk .. .
- Patrici ? To moja matka.
- Nie, Adele Lindstrom.
- Ach, ciotk Adele. To siostra mojej mamy. - W oczach Jackie pojawił si łobuzerski
błysk. - Wspaniała kobieta.
Nathan udał, e nie słyszy znacz cej nutki w jej głosie.
- Pracowałem ostatnio z Adele nad pewnym projektem w Chicago. To z jej polecenia
zdecydowałem si wpu ci tu Freda pod moj nieobecno .
Jackie przygryzła wargi. Pierwszy objaw zdenerwowania. I cho nie była tego
wiadoma, zostało jej to zapisane na plus.
- Wi c on nie wynajmował tego domu od pana?
- Wynajmował? Oczywi cie, e nie.
Jackie zacz ła nerwowo bawi si pier cionkami. Nie patrz na ni , pomy lał. Ka jej
si spakowa i wynosi , zanim b dzie za pó no. adnych wyja nie , adnych przeprosin, a za
dziesi minut b dziesz le ał w swoim łó ku. Usłyszał własne westchnienie. Mało kto
wiedział, e był w sumie człowiekiem dobrodusznym i naiwnym.
- Tak pani powiedział?
- Najlepiej b dzie, jak wszystko panu opowiem. Czy i ja mog si czego napi ?
Kiedy wskazała na jego drinka, zmarszczył gniewnie brwi. Był znany z doskonałych
manier, a tu taka gafa! Nawet je li ta kobieta nie jest jego go ciem, noblesse oblige.. . Bez
słowa przyrz dził drinka, a potem usiadł naprzeciwko.
- Tylko prosz krótko i zwi le.
- Dobrze. - Jackie poci gn ła łyk ze szklanki. - Fred zadzwonił do mnie w zeszłym
tygodniu. Dowiedział si od rodziny, e szukam mieszkania na kilka miesi cy. Jakiego
miłego, spokojnego miejsca do pracy. Jestem pisark - dorzuciła z dum . Poniewa nie
doczekała si adnej reakcji, wypiła kolejny łyk i mówiła dalej: - W ka dym razie, Fred
powiedział mi, e zna odpowiednie miejsce. Twierdził, e wynajmuje ten dom, a kiedy mi go
opisał, nie mogłam si ju doczeka , eby go zobaczy . To naprawd pi kny i starannie
zaprojektowany dom. Teraz, kiedy ju wiem, kim pan jest, wszystko stało si jasne. Ten styl,
ten wdzi k, te przestrzenie.. . Gdybym nie była tak skupiona na swoich sprawach,
rozpoznałabym pa sk r k . Przecie zaliczyłam kilka semestrów architektury u LaFonta, na
Columbia University.
- To musiało by ciekawe. U LaFonta?
- Tak. Cudowny stary g sior, prawda? Taki pompatyczny i przekonany o własnej
warto ci.
Nathan uniósł brwi. Sam studiował kiedy u LaFonta - Bo e, jak to było dawno temu!
- wi c doskonale wiedział, e ten „stary g sior” przyjmował tylko najbardziej utalentowanych
studentów. Otworzył usta, ale zaraz je zamkn ł. Nie da si wci gn w adne pogaw dki. -
Wró my do pani kuzyna, panno MacNamara.
- Mam na imi Jackie. - Znów ten sam u miech z dołeczkiem. - No wi c, gdyby nie to,
e mi tak ogromnie zale ało, pewnie bym mu podzi kowała. Ale on tak gor co namawiał, e
w ko cu przyjechałam, a kiedy obejrzałam to miejsce, zakochałam si w nim od pierwszego
wejrzenia. Fred powiedział mi, e musi natychmiast wyjecha w interesach do San Diego, a
wła ciciel - czyli pan - nie chce, eby dom stał pusty. Podejrzewam, e to nieprawda, e zim
wpada pan tu z wizyt od czasu do czasu.
- Niestety, nieprawda. - Nathan wyj ł z kieszeni papierosa. Wprawdzie udało mu si
ograniczy palenie do dziesi ciu sztuk dziennie, ale tym razem okoliczno ci w pełni go
usprawiedliwiały. - Mieszkam tu przez cały rok, z wyj tkiem podró y słu bowych. Umowa
mi dzy mn a Fredem była taka, e sprowadzi si na czas mojej nieobecno ci. Dwa tygodnie
temu zadzwoniłem do niego, eby go uprzedzi o powrocie. Miał si skontaktowa z pani
Grange i zostawi jej swój aktualny adres.
- Kto to jest pani Grange?
- Moja gosposia.
- Nic mi nie mówił o gosposi.
- Wcale mnie to nie dziwi - rzekł Nathan, po czym dopił drinka. - Wró my teraz do
pani.. . Jackie.
- Podpisałam umow najmu - powiedziała z westchnieniem. - I wypisałam Fredowi
czek. Zapłaciłam za trzy miesi ce z góry, plus kaucja.
- Przykro mi. - Nie mo e sobie na to pozwoli , eby mu było przykro! - Nie podpisała
pani umowy z wła cicielem.
- Ale z pana pełnomocnikiem.. . To znaczy, my lałam e on jest pa skim
pełnomocnikiem. Kuzyn Fred potrafi by bardzo przekonuj cy. - Zauwa yła, e słuchał jej
bez u miechu. Szkoda, e nie potrafił dostrzec całego komizmu tej sytuacji. - Panie Powell, to
znaczy Nathan.. . przecie to oczywiste, e Fred oszukał nas oboje, ale musi by na niego
jaki sposób. A je eli chodzi o te trzy i pół tysi ca.. .
- Ile? - zdumiał si Nathan. - Zapłaciła mu pani trzy i pół tysi ca dolarów?!
- Uznałam, e to rozs dna cena. - Pomy lała, e lepiej z nim nie artowa . - Przecie
to pi kny dom, z basenem i oran eri . A wracaj c do meritum, mo e pr dzej czy pó niej uda
nam si przy pomocy rodziny co z niego wydusi . Natomiast w tej chwili pytanie brzmi, jak
rozwikła t skomplikowan sytuacj .
- Skomplikowan sytuacj ?
- Nasz jednoczesny pobyt w tym domu.
- O, to proste. - Nathan wyj ł kolejnego papierosa i pomy lał, e jej stracone pieni dze
to nie jego problem. - Mog pani poleci kilka całkiem przyzwoitych hoteli.
Jackie znowu si u miechn ła. Nie ywiła co do tego w tpliwo ci, ale nie miała te
najmniejszego zamiaru wyprowadza si do adnego z nich. Dołeczek wci był na swoim
miejscu, gdyby jednak Nathan przyjrzał jej si uwa niej, dostrzegłby w piwnych oczach
determinacj .
- Owszem, to rozwi załoby pana problem, ale nie mój. Bo ja mam umow .
- Ma pani tylko bezwarto ciowy wistek papieru.
- Bardzo mo liwe. - W zamy leniu zab bniła palcami w blat. - Studiował pan prawo?
Kiedy byłam w Harvardzie.. .
- Studiowała pani w Harvardzie?
- Bardzo krótko. - Machn ła lekcewa co r k . - Tak czy owak, o ile si orientuj , nie
tak łatwo b dzie mnie st d wyrzuci . - Obróciła w palcach szklank . - Oczywi cie gdyby pan
podał mnie do s du, wci gaj c w to kuzyna Freda, w ko cu t spraw by pan wygrał. Tego
jestem pewna. Ale póki co - ci gn ła, nie dopuszczaj c go do słowa - spróbujmy znale
jakie wyj cie, które byłoby do przyj cia dla nas obojga Musi pan by bardzo zm czony.
- Zmieniła temat tak gładko, e Nathan spojrzał na ni w osłupieniu. - Proponuj , eby
pan poszedł teraz na gór i dobrze si wyspał. Sen jest najlepszym lekarstwem na wszystkie
problemy, prawda? A jutro zastanowimy si nad tym, co dalej.
- Nad czym si tu zastanawia , panno MacNamara? Niech pani spakuje swoje rzeczy.
- Wsun ł r k do kieszeni i natrafił na cienk koronk . Zaciskaj c ze zło ci usta, wyj ł
majteczki.
- Czy to pani bielizna?
- Tak, dzi ki. - Nawet si nie zarumieniła. - Troch za pó no na to, eby wzywa
policj i próbowa im wszystko wyja ni . Wyobra am sobie, e fizycznie byłby pan w stanie
mnie usun , ale pó niej sam by si za to znienawidził.
Załatwiła go. Nathan doszedł do wniosku, e musiała mie znacznie wi cej wspólnego
ze swoim kuzynem ni tylko nazwisko. Spojrzał na zegarek i zakl ł. Było ju grubo po
północy, a on nie miał serca wyrzuci jej za drzwi. Na domiar złego był tak zm czony, e
zaczynał widzie podwójnie, wi c jak mógł znale stosowne argumenty?
- Dam pani dwadzie cia cztery godziny, panno MacNamara. To brzmi rozs dnie.
- Wiedziałam, e oka e pan rozs dek. - Znowu si u miechn ła - A teraz prosz si
poło y , a ja zamkn dom.
- Przecie pani pi w moim łó ku!
- Nie rozumiem.
- Zaj ła pani moj sypialni .
- Ach tak? - Jackie podrapała si w głow . - Je eli to ma dla pana takie znaczenie,
mog zabra swoje rzeczy.
- Nie trzeba. - Mo e to tylko koszmarny sen? Jakie halucynacje? Rano obudzi si i
wszystko b dzie jak dawniej. - Prze pi si w jednym z pokoi go cinnych - dorzucił.
- To całkiem niezły pomysł. Wygl da pan na kompletnie wyko czonego. Dobranoc.
Patrzył na ni bez słowa przez cał minut , a kiedy wreszcie znikn ł, Jackie poło yła
głow na stole i zachichotała. Ju ona policzy si z Fredem. Ale póki co, musiała przyzna , e
od miesi cy nie znalazła si w bardziej zabawnej sytuacji.
ROZDZIAŁ DRUGI
Kiedy Nathan si obudził, na Wschodnim Wybrze u było ju po dziesi tej rano,
jednak koszmar wcale nie min ł. U wiadomił to sobie w chwili, gdy jego wzrok padł na
pr kowana tapet w pokoju go cinnym. Có z tego, e był w swoim własnym domu, skoro
został zepchni ty do pozycji go cia?
Walizki, otwarte, lecz wci nie rozpakowane, stały na mahoniowej komodzie pod
oknem. Przez rozsuni te zasłony sło ce padało na pedantycznie zło one koszule. Nathan
zawahał si . Nie b dzie rozpakowywał walizek, póki nie znajdzie si w swoim pokoju.
Ma przecie prawo do własnej szafy.
Pomy lał, e Jacqueline MacNamara co do jednego miała racj . Po dobrze przespanej
nocy czuł si o całe niebo lepiej, a i umysł funkcjonował znacznie sprawniej. Raz jeszcze
przebiegł w my lach wszystkie wydarzenia minionej nocy - od chwili gdy wszedł do domu a
do momentu, kiedy zwalił si jak kłoda na łó ko w pokoju go cinnym.
Wła nie wtedy dotarło do niego, e post pił jak ostatni głupiec, bo trzeba było od razu
pokaza jej drzwi. Ale to da si jeszcze naprawi . I to im pr dzej, tym lepiej.
Ogolił si , po czym schował wszystkie przybory do kosmetyczki. Niczego nie b dzie
rozpakowywał, póki nie b dzie mógł odło y swoich rzeczy na miejsce, w przeznaczonych
dla nich szufladach i szafkach. Potem przebrał si w bawełniane spodnie i koszul i poczuł, e
jest gotowy do akcji. Jednak zanim wyrzuci ze swojego łó ka t apetyczn brunetk , wzmocni
si mał kaw . To nigdy nie zaszkodzi.
Był w połowie schodów, kiedy poczuł ten zapach. Kawa. wie a, mocna kawa. Ju
miał si u miechn , gdy przypomniał sobie, kto musiał j zaparzy . Utwierdziło go to tylko
w raz powzi tym postanowieniu, wi c energicznie ruszył na dół. Z kuchni napłyn ła fala
innych zapachów. Bekon? Rzeczywi cie, bekon. Usłyszał te gło n , rytmiczn muzyk .
Najwyra niej kto tu czuł si jak u siebie w domu.
Co prawda, koszmar trwa, ale zaraz si sko czy.
Zdecydowanym krokiem wmaszerował do kuchni, gotów od progu wytoczy działa.
- Dzie dobry. - Jackie powitała go promiennym u miechem. Na jego widok
przyciszyła radio, ale go nie wył czyła. - Nie wiedziałam, jak długo b dziesz spał, lecz
pomy lałam sobie, e nie nale ysz do tych, którzy wyleguj si w łó ku do południa, wi c
zacz łam robi niadanie. Mam nadziej , e lubisz nale niki z jagodami. Wyskoczyłam rano
na targ i kupiłam wie e jagody. - Zanim zd ył co powiedzie , wetkn ła mu do ust soczyst
jagod . - Siadaj. Nalej ci kawy.
- Panno MacNamara.. .
- Bardzo prosz , mam na imi Jackie. Ze mietank ?
- Nie, bez. Nie rozwi zali my wczoraj pewnej kwestii, dlatego musimy zrobi to teraz.
- Absolutnie tak. Mam nadziej , e lubisz bekon dobrze wysma ony? - Postawiła
porcelanowy talerz na serwetce. K tem oka zauwa yła, e si ogolił. Bez cienia zarostu na
policzkach nie przypominał ju tak bardzo jej bohatera, Jake'a. Tylko oczy wci miał
dokładnie takie same. Pomy lała, e powinna mie si na baczno ci.
- Du o o tym my lałam, Nathan, i wydaje mi si , e znalazłam idealne rozwi zanie. -
Nalała odrobin oleju na patelni i podkr ciła gaz. - Wyspałe si ?
- Owszem. - Tak mu si przynajmniej wydawało zaraz po wstaniu, ale teraz znowu
poczuł si gorzej.
- Mama mi zawsze powtarzała, e najlepiej pi si we własnym domu, ale mnie to nie
dotyczy. Mog spa byle gdzie. Chcesz gazet ?
- Nie. - Napił si kawy, zajrzał do fili anki i upił kolejny łyk. Mo e to tylko złudzenie,
ale była to najlepsza kawa, jak pił w swoim yciu.
- Kaw kupuj w małym sklepiku w mie cie - wyja niła Jackie, jakby czytała w jego
my lach, po czym wprawnym ruchem wylała ciasto na patelni . - Sama rzadko pij kaw .
Dlatego zreszt uwa am, e trzeba kupowa najlepsz . - Gotowy do jedzenia? - Nim zd ył
odpowiedzie , zsun ła nale niki na talerz. - Masz st d pi kny widok. - Nalała drug fili ank
i usiadła obok niego. - Posiłek w takiej scenerii to prawdziwa uczta, tak e dla ducha.
Natahan bezwiednie si gn ł po butelk słodkiego syropu. Nie zaszkodzi zacz dzie
od dobrego niadania.
Potem, oczywi cie, wyrzuci t pann MacNamara bez zwłoki.
- Jak długo ju tu jeste ?
- Zaledwie od paru dni. Fred zawsze potrafił doskonale zgra wszystko w czasie. Jak
tam nale niki? Smakuj ?
Pomy lał, e wypada odda jej sprawiedliwo .
- S przepyszne. A ty nie b dziesz jadła?
- Jestem ju wła ciwie po niadaniu. - Mówi c to, si gn ła po chrupi cy plasterek
bekonu. - Gotujesz sobie sam?
- Tylko je eli na opakowaniu jest przepis. Czy by miało to oznacza zapowied
zwyci stwa?
- Ja jestem wietn kuchark .
- Pewnie ko czyła najlepsze kursy?
- Och, chodziłam na nie tylko przez pół roku - odparła z u miechem. - eby nauczy
si podstaw. Pó niej postanowiłam sama eksperymentowa . Gotowanie równie mo e by
pasjonuj c przygod .
W odpowiedzi mrukn ł co niezrozumiale. Dla niego gotowanie było m k , która
nieodmiennie ko czyła si kl sk .
- A ta twoja pani Grange? - ci gn ła Jackie. - Czy ona przychodzi codziennie, eby ci
posprz ta i ugotowa ?
- Nie, tylko raz w tygodniu. - Nale niki wprost rozpływały si w ustach. Nathan
odpr ył si i spojrzał na ogród. Jackie miała racj , widok był rzeczywi cie pi kny. Pomy lał,
e nigdy dot d niadanie nie sprawiło mu takiej przyjemno ci. - Sprz ta, robi zakupy na cały
tydzie i przygotowuje jak zapiekank na kilka dni. A czemu pytasz?
- Bo to ma pewien zwi zek z naszym małym dylematem.
- To tylko twój dylemat.
- Wszystko jedno. Zastanawiam si , jak to z tob jest, Nathan. Twoje budowle s
dowodem na to, e nie jest ci obce poczucie stylu i harmonii, jednak nie potrafi powiedzie ,
czy wyznajesz tak e zasad fair play. - Si gn ła po dzbanek z kaw . - Nalej ci jeszcze jedn
fili ank .
Nathanowi w jednej chwili odechciało si je .
- Do czego zmierzasz?
- Straciłam trzy tysi ce pi set dolarów - odparła, uj c plasterek bekonu. - Mimo to
nie zamierzam ci wmawia , e na skutek tego b d zmuszona handlowa ołówkami na rogu
ulicy. Istotna jest tu nie kwota, tylko zasada. A ty jeste człowiekiem z zasadami, prawda?
O co jej wła ciwie chodzi? Nathan bez słowa wzruszył ramionami.
- W dobrej wierze zapłaciłam za to, eby przez trzy miesi ce móc tu mieszka i
pracowa .
- Jestem pewny, e twoja rodzina zatrudnia doskonałych adwokatów. Czemu wobec
tego nie podasz do s du kuzyna Freda?
- MacNamarowie nie rozwi zuj rodzinnych spraw w taki sposób. Ale oczywi cie
policz si z nim, i to kiedy b dzie si tego najmniej spodziewał.
Zimny błysk w jej oczach upewnił Nathana, e dotrzyma słowa. Mimowolnie poczuł
co na kształt podziwu.
- ycz ci powodzenia, ale twoje rodzinne kłopoty to nie moja sprawa.
- Twoja, je eli w ich centrum znajduje si twój dom. Chcesz jeszcze nale nika?
- Nie, dzi kuj - odparł o pół sekundy za pó no. - Panno.. . Jackie, b d z tob
absolutnie szczery. - Rozsiadł si wygodniej, eby spokojnie i rzeczowo przekaza jej
ostateczn decyzj . Gdy z uwag zwróciła na niego piwne oczy, powinien si domy li , e nie
pójdzie mu tak gładko.
- W Niemczech ci ko pracowałem. Przede mn kilka wolnych miesi cy, które
zamierzam sp dzi we własnym domu i w samotno ci, nie robi c absolutnie nic.
- A co budowałe ?
- Gdzie?
- No, w Niemczech.
- Kompleks rozrywkowy, ale to nie ma nic do rzeczy. Mo e wydam ci si bezduszny,
ale nie czuj si odpowiedzialny za sytuacj , w jakiej si znalazła .
- Bezduszny? Wcale nie. - Jackie poklepała go po r ce, po czym dolała mu kawy. -
Niby czemu miałby si tym przejmowa ? Powiadasz, kompleks rozrywkowy. To bardzo
ciekawe. Ch tnie o tym posłucham, ale pó niej. Rzecz w tym, Nathan.. . - Urwała, eby dola
sobie kawy.
- Tak naprawd jedziemy na tym samym wózku. Oboje chcieli my sp dzi najbli sze
miesi ce w samotno ci, a Fred nam wszystko popsuł. Lubisz kuchni orientaln ?
Nathan poczuł, e traci grunt pod nogami. Oparł si mocniej łokciami o blat.
- Przepraszam, ale co to ma do rzeczy?
- Musi co mie , skoro o to pytam. Masz jakie ulubione potrawy? Albo takie, których
szczególnie nie lubisz? Ja mog je wszystko, ale s ludzie o zdecydowanych preferencjach.
- Jackie otoczyła dło mi fili ank i zało yła nog na nog . Miała na sobie jaskrawoniebieskie
szorty z wyhaftowanym flamingiem. Nathan patrzył przez dłu sz chwil na ró owego ptaka,
a potem odwrócił wzrok.
- Lepiej powiedz, o co ci chodzi, póki jeszcze jestem przy zdrowych zmysłach.
- Ten dom jest wystarczaj co du y, eby nam obojgu zapewni to, czego chcemy -
powiedziała spokojnie i znów pomy lała, e Nathan ma oczy Jake'a. - Podobno jestem idealn
współmieszkank . Je eli chcesz, mog ci przedstawi referencje. W ko cu studiowałam na
paru uczelniach i mieszkałam w paru akademikach. Potrafi by schludna, cicha i nie rzuca
si w oczy.
- Szczerze mówi c, trudno mi w to uwierzy .
- Ale to prawda. Zwłaszcza kiedy pochłania mnie własny projekt, tak jak teraz. Całymi
dniami pisz , a ta ksi ka to w tej chwili najwa niejsza sprawa w moim yciu. Ch tnie ci co
wi cej opowiem, ale pó niej.
- Z przyjemno ci posłucham.
- Masz subtelne poczucie humoru, Nathan. Uwa aj, eby go nie stracił. Tak czy
inaczej, gł boko wierz w co takiego jak aura. Ty jako architekt pewnie te .
- Znowu zgubiłem w tek. - Nathan odsun ł fili ank . Jeszcze jedna kawa, a gotów
przyj do wiadomo ci jej argumenty.
- Mówi o tym domu - cierpliwie wyja niła Jackie, a Nathan doszedł do wniosku, e
wszystkiemu winne s jej oczy. Miały w sobie co , co zmuszało go, by jej słuchał, podczas
gdy rozum podpowiadał mu, eby zatkał uszy i uciekał, gdzie pieprz ro nie.
- Co z tym domem?
- On zdecydowanie ma w sobie co . Odk d tu zamieszkałam, robota idzie mi jak z
płatka. Obawiam si , e gdybym si teraz wyprowadziła, mogłoby mi si sko czy
natchnienie. Wolałabym nie ryzykowa , dlatego skłonna jestem pój na kompromis.
- Ty jeste skłonna pój na kompromis? - powtórzył powoli Nathan. - To ciekawe!
Mieszkasz w moim domu bez mojej zgody i gotowa jeste pój na kompromis?
- To chyba fair? - Jej słowom towarzyszył promienny u miech. - Ty nie gotujesz, a ja
tak. Dlatego do ko ca mojego pobytu b d przygotowywa posiłki dla nas obojga, i to na mój
koszt.
Słuchaj c jej, pomy lał, e to całkiem rozs dna propozycja.
- To bardzo wielkodusznie z twojej strony, ale ja nie potrzebuj ani kucharki, ani
współlokatorki.
- Sk d mo esz to wiedzie ? Przecie nie miałe dot d ani jednej, ani drugiej.
- Czego potrzebuj - to wi tego spokoju - powiedział, wyra nie akcentuj c ka de
słowo.
- Ale oczywi cie, e tak.
Mimo i nawet go nie dotkn ła, poczuł si , jakby go pogłaskała po głowie. Zacisn ł
usta.
- Zawrzyjmy pakt, Nathan. B dziemy nawzajem respektowa swój spokój. -
Wychyliła si i spontanicznym gestem nakryła dłoni jego dło . - Wiem, e nie masz wobec
mnie adnych zobowi za , ale zale y mi na tej ksi ce. Chciałabym j jak najpr dzej
sko czy i czuj , e uda mi si to pod warunkiem, e zostan w tym domu.
- Chcesz mi wmówi , e je li nie, literatura ameryka ska poniesie niepowetowan
strat ? I to oczywi cie z mojej winy.
- Nie, nigdy w yciu, daleka jestem od tego. Chocia , gdyby si zastanowi , jest w
tym pewna racja. Prosz ci tylko o jedno - eby dał mi szans . Przecie chodzi wył cznie o
kilka tygodni. Je eli w którym momencie dojdziesz do wniosku, e doprowadzam ci do
szału, wyjad bez słowa.
- Jacqueline, znam ci zaledwie od kilku godzin, a ju zd yła doprowadzi mnie do
szału.
Cho nic w jego tonie na to nie wskazywało, poczuła, e szala zwyci stwa zaczyna
przechyla si na jej stron .
- Mimo to zjadłe wszystkie nale niki - zauwa yła mimochodem.
Nathan skruszony spojrzał na pusty talerz.
- Od dwudziestu czterech godzin nie jadłem nic poza tym, co podali w samolocie.
- Poczekaj, a spróbujesz mojego ciasta. I gofrów. Przemy l to sobie, Nathan.
Obiecuj , e póki tu b d , nie otworzysz ani jednej puszki.
Wbrew woli przypomniał sobie wszystkie ałosne posiłki, które sam sobie
przygotował, a tak e inne, równie niejadalne, dostarczane mu w styropianowych pojemni-
kach.
- B d si stołował poza domem.
- W zatłoczonych restauracjach? Tam na pewno znajdziesz upragniony wi ty spokój.
Je eli przyjmiesz moj propozycj , b dziesz jadał w luksusowych warunkach.
Musiał przyzna , e nienawidził restauracji. Po pobycie w Niemczech miał ich po
dziurki w nosie. Znów pomy lał, e jej propozycja brzmi rozs dnie. Przyszło mu to tym
łatwiej, e wci miał w ustach smak wspaniałych nale ników.
- Chc , eby zwolniła mój pokój.
- aden problem.
- I nie znosz rozmów przy niadaniu.
- Co za mruk! Ja za to chc codziennie korzysta z basenu.
- Zgoda - powiedział.
Wyci gn ła r k , czuj c, e gest ten b dzie miał dla niego zasadnicze znaczenie. I nie
myliła si . Nathan jakby si zawahał. W tej sytuacji si gn ła po ostateczny argument.
- Gardziłby sob , gdyby mnie wyrzucił.
Zmarszczył brwi, ale jego dło ju dotkn ła wyci gni tej dłoni. Drobnej i ciepłej, o
zadziwiaj co mocnym u cisku. Oby nie do ył dnia, w którym po ałuje tej umowy.
- Id wzi k piel - burkn ł.
- Dobra my l. Powiniene si rozlu ni . A tak przy okazji, co mam przygotowa na
lunch?
- Mo e by niespodzianka - odparł, nie odwracaj c si . Po jego wyj ciu Jackie
si gn ła po talerz i odta czyła triumfalny taniec.
Chwilowe za mienie umysłu. Jak zareagowaliby na t wiadomo jego wspólnicy czy
rodzina? Jak taki argument zabrzmiałby w s dzie? Nathan Powell, lat trzydzie ci dwa,
konserwatysta, obiecuj cy architekt, ma pod swoim dachem zupełnie obc kobiet .
Przy tym słowo „obc ” niekoniecznie znaczyło, e jej nie znał. Chodziło raczej o to,
e obce było mu wszystko, co sob reprezentowała. Jackie wydała mu si dziwna. Doszedł do
tego wniosku po południu, kiedy zobaczył, jak po lunchu medytowała nad basenem. Siedziała
po turecku, z odchylon do tyłu głow , r kami na kolanach i zamkni tymi oczyma. Widok ten
go przeraził. Czy by recytowała mantr ? Czy s jeszcze ludzie, którzy to robi ?
Musiał chyba nie by przy zdrowych zmysłach, kiedy godził si na taki układ. A
wszystko przez ten jej u miech i nale niki z jagodami. Widocznie nie zd ył si jeszcze za-
aklimatyzowa po podró y, pomy lał, nalewaj c sobie szklank mro onej herbaty, do której
Jackie przyrz dziła wyj tkowo pyszn sałatk ze szpinaku. W ko cu nawet inteligentny,
wykształcony m czyzna mo e czasami pa ofiar zm czenia, zwłaszcza po długim locie
przez Atlantyk.
Dwa tygodnie.. . W zasadzie zgodził si tylko na dwa tygodnie. Po ich upływie b dzie
miał prawo grzecznie, acz zdecydowanie pokaza jej drzwi. W tym czasie zrobi to, co
powinien uczyni poprzedniego wieczora - upewni si , czy nie go ci u siebie jakiej
hochsztaplerki.
Przy telefonie w kuchni - podobnie jak przy wszystkich aparatach w tym domu - le ał
oprawiony w skór notes z adresami. Przerzucił kartki i zatrzymał si przy literze „ L”. Jackie
była na górze i pisała - o ile oczywi cie istniała jakakolwiek ksi ka. Pomy lał, e zadzwoni,
dowie si , jak sprawy stoj , a potem zadecyduje, co dalej.
- Rezydencja Lindstromów.
- Mówi Nathan Powell. Czy mógłbym prosi pani Adele Lindstrom?
- Zaraz j poprosz .
Czekaj c, a Adele podejdzie do telefonu, Nathan s czył herbat przez słomk .
wie y napój to jednak co znacznie smaczniejszego ni rozpuszczone kryształki ze słoika.
Wyj ł z kieszeni papierosa.
- Nathan, mój drogi, co słycha ?
- Witaj, Adele. U mnie wszystko w porz dku. A u ciebie?
- Lepiej by nie mo e, chocia ostatnio jestem zawalona robot . Jeste w Chicago?
- Nie, u siebie. Wła nie wróciłem z Niemiec. Twój bratanek Fred był.. . pilnował mi
domu.
- Ach tak, przypominam sobie. - W słuchawce zapadła długa, znacz ca cisza. - Czy
Fred co nabroił?
Nabroił? Nathan potarł czoło, a potem zdecydował, e nie b dzie obarcza Adele
nadmiarem szczegółów.
- Mamy tu małe zamieszanie. Jest u mnie twoja siostrzenica.
- Moja siostrzenica? Ale która, bo mam ich kilka? Jacqueline? Pewnie Jacqueline.
Przypominam sobie, e Honoria, matka Freda, mówiła mi, e Jackie wyje d a na południe.
Mój biedaku, wygl da na to, i masz dom pełen MacNamarów.
- Fred jest w tej chwili w San Diego.
- Gdzie? W San Diego? A co wy robicie w San Diego? Nathan jako sobie nie
przypominał, eby Adele Lindstrom zawsze była a tak roztargniona.
- To Fred jest w San Diego. Tak mi przynajmniej powiedziano. A ja jestem na
Florydzie z twoj siostrzenic .
- Ach tak?! - wykrzykn ła Adele tonem, który mocno zaniepokoił Nathana. - To si
wietnie składa! Zawsze, mówiłam, e nasza mała Jacqueline potrzebuje solidnego, dobrze
ustawionego m czyzny. To trzpiotka, ale bardzo inteligentna i o złotym sercu.
- Z cał pewno ci tak. - Nathan uznał, e najwy szy czas wszystko wyja ni . - Ona
znalazła si tu w wyniku nieporozumienia. Wygl da na to, e Fredowi co si pomyliło.
Chyba zapomniał, kiedy wracam i.. . zaproponował Jackie, eby si tu wprowadziła.
- Ach, ju rozumiem. - Na szcz cie Nathan nie mógł zobaczy błysku rozbawienia w
oczach Adele. - Co za kr puj ca sytuacja! Mam nadziej , e jako z tego wybrn li cie.
- Mniej wi cej. Matka Jackie to twoja siostra?
- Tak. Jackie fizycznie bardzo przypomina Patrici . Obie maj w sobie to „co . „ Jako
dziecko byłam piekielnie zazdrosna o siostr . A co do reszty, nie wiadomo, do kogo jest
podobna.
Nathan powoli wydmuchał kł b dymu.
- To mnie wcale nie dziwi.
- A co ona teraz robi? Maluje? Ach, nie. Ju wiem. Ostatnio podobno pisze.
- Tak przynajmniej twierdzi.
- Jestem pewna, e to b dzie wietna powie . Ona potrafi opowiada takie wspaniałe
historie.
- O to mog si zało y .
- No có , mój drogi. Jestem pewna, e si dogadacie. Jackie potrafi sobie owin
wszystkich wokół małego palca. Nie mówi c ju o tym, e obie z Patricia zawsze ma-
rzyły my, eby wyszła za m za kogo odpowiedniego.
To naprawd urocza dziewczyna. Troch szalona, ale urocza. Nadal jeste kawalerem,
prawda?
Nathan wzniósł oczy do nieba i pokr cił głow .
- Tak. Miło było ci słysze , Adele. Powiem twojej siostrzenicy, eby si z tob
skontaktowała, kiedy tylko znajdzie sobie jak met .
- Bardzo bym si ucieszyła. Ch tnie j zobacz . I ciebie te , Nathan. Odezwij si
koniecznie, gdy znowu b dziesz w Chicago.
- Nie omieszkam. Trzymaj si , Adele.
Marszcz c brwi, odło ył słuchawk . Teraz miał przynajmniej pewno , e jego
niepo dana lokatorka rzeczywi cie jest tym, za kogo si podaje. Tylko co z tego? Mógł
wprawdzie znowu spróbowa z ni porozmawia , ale na sam my l o tym rozbolała go głowa.
Mo e to zakrawa na tchórzostwo, ale postanowił do ko ca dnia udawa , e Jacqueline
MacNamara po prostu nie istnieje.
W pokoju na pi trze Jackie zawzi cie stukała w maszyn . My li o Nathanie ani razu
nie przeszkodziły jej w tym zaj ciu. A je li nawet raz czy dwa stan ł jej przed oczyma, był
tak podobny do Jake'a, e nie potrafiła ich odró ni .
Czasami, kiedy jej palce na moment zwalniały i my lami wracała do chwili obecnej,
wiadomo , e naprawd pisze ksi k , napawała j rado ci . Po raz pierwszy w yciu robiła
co z autentycznym zaanga owaniem, nie traktuj c tego jak zabaw .
Doskonale zdawała sobie spraw , e cała rodzina plotkuje na jej temat. „Takie
wychowanie, takie wykształcenie, a biedna dziewczyna nie wie, co z tym zrobi ”. Teraz
wreszcie mogła ich zapewni , e odnalazła powołanie.
Odchyliła si na krze le i przygryzaj c wargi, przeczytała wie o napisan scen .
Uznała, e jest bardzo dobra. Jednak tam, w Newport, rodzina i tak b dzie z pow tpiewaniem
kr ci głow . Co z tego, e jedna scena jest dobra, czy nawet cały rozdział? Mała Jackie
jeszcze nigdy nie doprowadziła niczego do ko ca.
Była to prawda. Kiedy postanowiła zaj si renowacj domów, kupiła zrujnowany
dwór i z zapałem zaj ła si jego remontem. Wkrótce stała si murarzem, hydraulikiem,
elektrykiem i malarzem w jednej osobie. Pierwsze pi tro wyszło rewelacyjnie, ale w tym
czasie Jackie zd yła ju straci serce do tej roboty. Wprawdzie i tak sprzedała dom z du ym
zyskiem, ale pozostałe kondygnacje ko czył kto inny.
Tym razem miało by inaczej.
Oparła głow na łokciach. Ile razy ju to mówiła? Studio fotograficzne, lekcje baletu,
warsztat garncarski. Ale powie to naprawd co innego. Nareszcie zrozumiała, e wszystko,
co robiła w przeszło ci, miało j doprowadzi do obecnego etapu w yciu.
Tym razem dopilnuje, eby ten projekt zrealizowa do ko ca. Nic, co dot d robiła, nie
pochłaniało jej tak absolutnie i bez reszty. Z tym e opinia rodziny nie miała dla niej
wi kszego znaczenia. Mogli sobie uwa a j za niepowa n dziwaczk . Rzeczywi cie, była
taka, teraz jednak postanowiła znale w yciu cel. Nie mo na przecie wiecznie by
dzieckiem.
Ameryka ska epopeja.. . D wi k tych słów wprawiał j w błogi nastrój. Chocia tak
naprawd nie o to chodziło, bo ju sama idea wielkiej ameryka skiej epopei niosła w sobie
zapowied straszliwej nudy. Ma to by po prostu dobra ksi ka - taka, z któr ka dy ch tnie
usi dzie wieczorem w fotelu. Jackie wcze niej nie zdawała sobie z tego sprawy. Zrozumiała
to dopiero teraz.
Pisanie przychodziło jej bez trudu. Posuwała si do przodu szybciej, ni si
spodziewała. Cały pokój zawalony był podr cznikami i ksi kami, które mogły jej si przy-
da w pracy. Jackie skrupulatnie przestrzegała jednej zasady - e człowiek musi by
ekspertem w dziedzinie, któr sobie wybrał.
Nigdy by te nie przypuszczała, e sam proces tworzenia mo e sprawia tak rado .
Zamkn ła oczy i pomy lała o Jake'u. Mimowolnie przed oczyma stan ł jej Nathan. Czy to nie
dziwne, e był taki podobny do bohatera jej opowie ci? Zaczyna to wygl da na zrz dzenie
losu. A Jackie wierzyła w przeznaczenie - cho nie bez zastrze e - zwłaszcza odk d
uko czyła kursy astrologii.
Oczywi cie Nathan nie był swobodnym, beztroskim rewolwerowcem. Wr cz
przeciwnie, był rozbrajaj co konserwatywny i z cał pewno ci uwa ał si za człowieka
zorganizowanego i praktycznego. Natomiast raczej nie uwa ał si za artyst , cho zdaniem
Jackie, był artyst , i to utalentowanym. Trzymał si za to ci le wyznaczonych planów, co
wzbudzało w niej szacunek, bo sama nigdy w yciu nie była w stanie zaplanowa i wykona
czegokolwiek do ko ca. A autentycznym podziwem napawała j wiadomo , e Nathan
doskonale wiedział, czego chce, i potrafił to osi gn .
Miło było tak e na niego popatrze . Zwłaszcza kiedy si u miechał. Robił to z
pewnym oci ganiem, przez co jego u miech wydawał si Jackie jeszcze bardziej rozbrajaj cy.
Pomy lała, e postara si sprawi , by u miechał si jak najcz ciej.
Nie powinno by z tym wi kszych kłopotów. Nathan z pewno ci miał dobre serce.
Gdyby było inaczej, ju pierwszego wieczoru pokazałby jej drzwi. Nie zrobił tego, cho
ewidentnie miał na to wielk ochot . Tym samym zasłu ył sobie u niej na du y plus. Z tego
te powodu postanowiła doło y wszelkich stara , aby ich wspólny pobyt pod jednym
dachem przebiegał mo liwie bezbole nie.
Bo wbrew temu, co powszechnie głosiła, Jackie wolała towarzystwo, nawet
przymusowe, ni samotno .
Oczywi cie doskonale zdawała sobie spraw , e nic nie ucieszyłoby bardziej Nathana
ni jej wyjazd, tego jednak yczenia nie zamierzała na razie spełni . Najpierw musi sko czy
ksi k - i to tutaj, w tym domu, w którym zacz ła j pisa .
Postanowiła jak najmniej wchodzi Nathanowi w drog , a tak e serwowa mu jak
najlepsze posiłki.
Mimowolnie, zerkn ła na zegarek. Zakl ła, po czym wył czyła maszyn . Jak mo na
my le o obiedzie, kiedy Jake wła nie wpadł w r ce wojowniczych Apaczów? Niestety,
umowa jest umow , dlatego burcz c gniewnie pod nosem, Jackie pomaszerowała do kuchni.
Znowu zaatakowały go zapachy. Nathan siedział w swoim gabinecie, pogr ony w
fachowej lekturze. Lubił to miejsce, o wykładanych drewnem cianach, z wyblakłym perskim
dywanem na podłodze. Szklane drzwi wychodziły na patio, za którym rozpo cierał si ogród.
Tu był jego azyl, przepojony zapachem skóry i zalany sło cem wpadaj cym przez szyby.
Je eli m czyzna nie potrafi odizolowa si w swoim gabinecie, to nigdzie nie potrafi by
sam.
Tego dnia niemal udało mu si zapomnie o Jackie MacNamarze oraz jej cwanym
kuzynie. Słyszał wprawdzie, jak ta pisarka krz ta si po kuchni, ale to zignorował.
wiadomo , e jest to mo liwe, sprawiła mu pewn satysfakcj . Słu ca. B dzie uwa ał j
za słu c , i nic wi cej.
A potem napłyn ły te dra ni ce, smakowite zapachy. Znów zabrzmiało radio. I to
bardzo gło no. B dzie musiał z ni o tym porozmawia . Zacz ł si wierci w fotelu, próbuj c
si skupi .
Co to jest? Kurczak? Wrócił do przerwanej lektury, ale zgubił w tek. A mo e by tak
zamkn drzwi? Nie przepadał przecie za przebojami, których Jackie wła nie słuchała. A
gdyby tak spróbował polubi ten rodzaj muzyki? Odło ył czasopismo na biurko i ruszył w
stron kuchni.
Musiał mówi do Jackie dwa razy, eby go usłyszała. Potrz saj c patelni ,
odkrzykn ła:
- Jeszcze tylko kilka minut! Chcesz wina?
- Nie. Chc , eby ciszyła radio.
- e co?
- cisz to. - Pomrukuj c z obrzydzeniem, Nathan podszedł do gło nika i wcisn ł
guzik. - Czy nie wiesz, jakie to szkodliwe dla uszu?
Jackie raz jeszcze potrz sn ła patelni , po czym zgasiła płomie .
- Kiedy gotuj , zawsze słucham gło nej muzyki. To daje mi natchnienie.
- No to zainwestuj w słuchawki - zaproponował. Wzruszyła ramionami, a potem zdj ła
pokrywk z garnka z ry em.
- Przepraszam. My lałam, e lubisz muzyk , skoro w ka dym pomieszczeniu masz
gło niki. A jak ci min ł dzie ? Udało ci si cho troch odpocz ?
Co takiego było w jej tonie, e nagle poczuł si jak stetryczały staruszek?
- Dzi kuj , wszystko w porz dku - burkn ł.
- To dobrze. Mam nadziej , e lubisz chi sk kuchni . Moja przyjaciółka otworzyła
urocz orientaln knajpk w San Francisco. Udało mi si wyd bi od jej kucharza kilka
przepisów. - Jackie nalała mu wina. Tym razem wzi ła jeden z angielskich, kryształowych
kieliszków. A potem zr cznie przerzuciła potrawk z kurczaka na półmisek z ry em. - Nie
miałam czasu, eby przygotowa jaki wymy lny deser, ale w piekarniku jest ciasto. Jedz, bo
ci wystygnie - dodała, oblizuj c palce.
Nathan poczuł si nagle bardzo zm czony. Usiadł i pomy lał, e jednak musi cos
zje . Nabił kawałek kurczaka na widelec i popatrzył na Jackie. Sprawiała wra enie osoby,
której nikt i nic nie jest w stanie zbi z pantałyku. Za chwil oka e si , czy to prawda.
- Rozmawiałem wczoraj z twoj ciotk - powiedział, kiedy usiadła obok niego przy
barku.
- Naprawd ? Z ciotk Adele? - zdumiała si Jackie. - I co? Dała mi dobre referencje?
- Mniej wi cej.
- Sam sobie napytałe biedy - stwierdziła, po czym rzuciła si najedzenie z zapałem
osoby obdarzonej niezłym apetytem.
- Nie rozumiem.
- Zobaczysz, e b d plotki. Lindstromowie powiedz o wszystkim MacNamarom. A
ci pewnie zaraz powtórz O'Brianom. Siostra mojego ojca jest po m u O'Brian. - Jackie
nabrała na widelec troch ry u zabarwionego szafranem. - Nie ja b d za to odpowiedzialna.
Nathan poczuł, e znowu nie nad a za tokiem jej my li.
- O czym ty mówisz?
- O lubie.
- O jakim znów lubie?
- Naszym. - Podniosła do ust kieliszek i z u miechem upiła łyk. - Co my lisz o tym
winie?
- Wró my do lubu. Co chcesz przez to powiedzie ?
- Nic, ale jestem pewna, e ju dwie minuty po rozmowie z tob ciotka Adele zacz ła
obdzwania cał rodzin , eby wszystkich poinformowa o naszym romansie. A ludzie
ch tnie jej słuchaj , chocia nigdy nie mogłam zrozumie dlaczego. Jedz, bo ci kurczak
wystygnie!
Nathan odło ył widelec i spojrzał jej prosto w oczy.
- Nie dałem nikomu adnych podstaw do podejrze , e co jest mi dzy nami -
zauwa ył z wymuszonym spokojem.
- To prawda. - Jackie ze współczuciem u cisn ła mu dło . - Poinformowałe tylko
ciotk Adele, e tu mieszkam. - Na d wi k zegara poderwała si i wyj ła ciasto z piekarnika.
- Powiedziałem jej, e zaszło pewne nieporozumienie - dorzucił, kiedy znów usiadła
obok niego.
- Ciotka ma bardzo wybiórcz pami . - Jackie wło yła do ust spor porcj potrawki. -
Ale si nie przejmuj i nie czuj si zobowi zany. Jak s dzisz, mo e nale ało doda wi cej
imbiru?
- Czemu miałbym si przejmowa ?
- Wobec mnie nie masz adnych zobowi za . - Popatrzyła na niego ze współczuciem.
- Mam nadziej , e to ci nie popsuło apetytu. Nie martw si , poradz sobie z rodzin Czy
mog zada ci pewne osobiste pytanie?
Nathan znów si gn ł po widelec.
- Prosz bardzo.
- Czy jeste z kim zwi zany? Nawet je eli to co niezbyt powa nego?
Podobał jej si , kiedy tak mru ył te swoje szare oczy, Ich spojrzenie przeszywało
człowieka na wylot.
- Nie - odparł po dłu szym namy le, wybieraj c prawd . - To niedobrze! - Jackie
zas piła si na chwil . - Byłoby lepiej, gdyby kogo miał. Ja ju co wymy l . Nie b dziesz
protestował, je eli powiem rodzinie, e kochasz si .. . na przykład.. . w jakiej pani
oceanolog? Nathan mimowolnie si roze miał i si gn ł po kieliszek.
- Bynajmniej.
Nie spodziewała si , e jego miech zrobi na niej takie wra enie. Poczuła lekki
niepokój, ale zaraz si otrz sn ła.
- Fajny z ciebie facet, Nathan. Pewnie nie wszyscy tak sadz , ale ja znam ci lepiej ni
inni. Pozwól, e doło ci jeszcze kurczaka.
- Nie, sam sobie nało .
To był bł d - nieopatrzny ruch, wskutek którego ludzie zderzaj si w progu albo
tr caj łokciami w zatłoczonej windzie. Mimowolny i zaraz puszczany w niepami .
Kiedy oboje jednocze nie poderwali si i si gn li po talerz, r ce ich si spotkały, a
ciała zderzyły. Nathan chwycił Jackie za rami , eby j podtrzyma . Jednak adne z nich ani
nie przeprosiło, ani si nie u miechn ło.
Jackie na moment zabrakło tchu. Serce załomotało, jakby miało rozsadzi pier . Wcale
jej to zreszt nie zdziwiło. Bo cho kontakt był czysto przypadkowy, a okoliczno ci raczej
komiczne ni romantyczne, miała wra enie, jakby czekała na to przez całe ycie.
Pomy lała, e na zawsze zapami ta dotyk r ki Nathana, gor ce m skie ciało, o które
si otarła. Zapami ta te wyraz zdumienia w jego oczach, a tak e aromat przypraw i wina.
Nie zapomni ciszy, która nagle zapadła, jakby cały wiat wstrzymał na moment oddech.
Co si z nim dzieje, do cholery? Była to pierwsza my l, jaka przyszła mu do głowy.
Trzymał Jackie mocniej, ni powinien, jakby do niej lgn ł - a przecie to czysty absurd!
Jednak bez wzgl du na to, jak bardzo wydawało si to nonsensowne, spogl dał teraz w jej
piwne, rozmarzone oczy. Czy głupot było wierzy , e maluje si w nich szczero ? Znów
poczuł ten delikatny zapach, który wypełniał jego sypialni , kiedy wrócił do domu, a teraz
unosił si tak e w pokoju go cinnym. Usłyszał dr cy oddech Jackie. A mo e swój własny?
I nagle poczuł, e jej pragnie jak niczego dot d w swoim yciu. Trwało to tylko przez
chwil , ale wstrz sn ło nim do gł bi.
Odskoczyli od siebie jak na komend . Jackie chrz kn ła. Nathan gło no odetchn ł.
- Nało ci, dla mnie to aden kłopot - powiedziała, lekko zdyszana.
- Dzi ki.
Podeszła do pieca i spróbowała swobodnie odetchn . Nakładaj c na talerz kolejn
porcj kurczaka, zadawała sobie pytanie, czy nie lepiej byłoby w por zrezygnowa z tej
przygody.
ROZDZIAŁ TRZECI
„Ilekro na ni patrzył, działo si z ni co dziwnego. Co , czego nigdy dot d nie
do wiadczyła. Serce szybciej biło jej w piersi, dłonie wilgotniały. A wszystko to z powodu
jednego spojrzenia. Oczy miał takie ciemne, spojrzenie przenikliwe. Patrzył na ni , a jej
wydawało si , e potrafi przejrze j na wskro .
Nonsens! Przecie ten człowiek obracał si w wiecie, w którym kul wymierzano
sprawiedliwo ; który brał to, co tylko zechciał, nie odczuwaj c przy tym najmniejszych
wyrzutów sumienia. A j przez całe ycie uczono, e granica mi dzy dobrem a złem jest
wyra nie wytyczona i nie wolno jej przekracza .
Uczono j te , e najwi kszym grzechem jest zabójstwo, a on przecie zabijał i na
pewno nieraz jeszcze zabije. Skoro to wszystko wiedziała, powinna jak najszybciej o nim
zapomnie . Rzecz w tym, e nie chciała, bo obchodził j , pragn ła go i był jej potrzebny”.
Jackie rozsiadła si wygodniej w fotelu i raz jeszcze przeczytała opis sprzecznych
uczu , jakie targały dusz Sarah. Jak młoda dziewczyna, wychowana w klasztorze, ma
ustosunkowa si do człowieka, przez całe ycie kieruj cego si obcymi jej zasadami, których
ani nie pochwalała, ani nie rozumiała?
Ich miło nie mogła rozkwitn bez przeszkód, była jednak mo liwa. Reprezentowali
dwa wiaty, dwa systemy warto ci, przeciwstawne ambicje. Niełatwo im b dzie
przezwyci y te ró nice. Powie nie b dzie ogranicza si do opisu wewn trznych rozterek
jej bohaterów. B d w niej równie pojedynki rewolwerowców, zdrada, porwanie i zemsta.
Chodzi o to, eby wci trzyma czytelnika w napi ciu. Jednak zasadniczym w tkiem miała
by miłosna historia pary bohaterów. Proces przemian, jakie w nich zachodziły, wzajemne
docieranie si i kompromis, który miał ostatecznie scementowa ich zwi zek.
Jackie nie my lała o ich uczuciu w kategoriach poj rodem z ko ca dwudziestego
wieku. Słowa mog si z czasem zmienia , ale miło zawsze pozostanie miło ci .
Nagle u wiadomiła sobie, e czego podobnego pragnie dla siebie. Kogo , kogo
pokocha i kto odwzajemni jej miło . M czyzny, z którym b dzie mogła snu plany na
przyszło . Czy to nie dziwne, e wymy laj c fikcyjny zwi zek na papierze, zapragn ła
nagle, by co takiego spotkało j w rzeczywisto ci?
Nie szukała przy tym ideału, bo sama była pełna wad. A poza tym, taki ideał szybko
musiałby j znudzi . Nie marzyła o człowieku, z którym zgadzałaby si pod ka dym
wzgl dem.
Czy jej marzeniem był m czyzna wiatowy? Raczej nie, cho mogłoby j to nawet
bawi przez jaki czas. Ale taki elegant nigdy nie wyrzuciłby mieci, nie potrafiłby te
naprawi zepsutego kontaktu.
Wra liwiec? Powtórzyła w my lach to słowo i przed oczami stan ł jej m czyzna
czuły i troskliwy, pisz cy z zapałem kiepsk poezj . Rogowe okulary, miodowy głos. Taki
człowiek dobrze rozumiałby potrzeby i nastroje kobiety. Pomy lała, e mogłaby go nawet
polubi . Do czasu. Póki t swoj wra liwo ci nie zacz łby doprowadza jej do szału.
Nami tny kochanek tak e mógł by całkiem niezły. Porywałby j w ramiona i kochał
si z ni na wypalonych sło cem ł kach. Jednak w którym momencie przestałoby to by
takie zabawne.
M czyzna, którego byłaby w stanie pokocha , powinien by dowcipny, inteligentny,
godny zaufania, a zarazem odrobin nieprzewidywalny.
W tym cały kłopot, pomy lała. Mogła wyliczy dziesi tki cech, które bawiłyby j w
m czy nie, nie potrafiła jednak poda takiej ich kombinacji, dzi ki której ktokolwiek
zdołałby przyku j do siebie na dłu ej. Westchn ła i wzrok jej poszybował ku oknu. Mo e
jeszcze nie dojrzała do tego, eby my le o lubnych obr czkach? Mo e w ogóle nigdy nie
b dzie na to gotowa?
Bez trudu mogła za to wyobrazi sobie siebie w małym domku nad wod , opisuj c
miłosne przygody innych. Całymi dniami wymy lałaby nowe postacie i miejsca akcji,
odgrywaj c przy okazji rol dobrej cioci małych MacNamarów. Pomy lała, e nie byłoby to
w sumie takie złe.
Oczywi cie nie oznaczałoby to wcale, e raz na zawsze odcina si od rodzaju
m skiego. W ko cu ka dy spo ród m czyzn, z którymi kiedykolwiek była zwi zana, chara-
kteryzował si co najmniej jedn z cenionych przez ni zalet. Poza tym lubiła ich, a w
niektórych nawet si troch podkochiwała. Zreszt , zakochiwanie si przychodziło jej łatwo,
podobnie jak odkochiwanie, po którym nie pozostawały w jej duszy blizny. Czyli nie mogły
to by prawdziwe romanse, bo po prawdziwym romansie zawsze w sercu pozostaje zadra.
Musi - je li ma z niej kiedy wyrosn kwiat miło ci.
Pomy lała, e odk d zacz ła przelewa słowa na papier, filozofowanie weszło jej w
krew. Mo e to zreszt wyja nia jej stosunek do Nathana.
Problem tkwił jednak w tym, e cho nigdy nie miała kłopotów z doborem słów, nie
potrafiła opisa uczu , jakich doznała w tej krótkiej chwili, kiedy ich r ce i ciała si zetkn ły.
Co to wła ciwie było? Zmieszanie, wstrz s, ol nienie, l k?.. . Ka de z tych uczu z
osobna, ale w co si sumowały?
Nathan podobał jej si , rzecz jasna. I to ju od chwili, kiedy uznała go za wytwór
halucynacji. W ko cu wi kszo ci kobiet podobaj si niadzi, postawni m czy ni o surowej
aparycji. Bóg jeden wie dlaczego. A jednak ten ulotny moment, przelotny dotyk, wiadczyły o
tym, e w gr wchodzi co wi cej. U wiadomiła sobie, e pragnie Nathana z moc , która
zazwyczaj przychodzi dopiero w miar bli szego poznania.
Odnosiła wra enie, e zna go od dawna i e od zawsze na niego czekała.
On tak e musiał co podobnego odczuwa . Była tego pewna. Mo e chodziło o ten sam
rodzaj nagłego oczarowania, ten sam przypływ po dania? Zreszt , co by to było, widocznie
nie sprawiło mu przyjemno ci, bo starannie unikał jej przez dwa nast pne dni. Nie było to
łatwe, skoro mieszkali pod jednym dachem, a jednak jako mu si udawało.
Pomy lała, e to niezbyt grzecznie z jego strony, e wybrał si na cały dzie na
wycieczk łódk , a jej nawet nie zaproponował, cho by z czystej kurtuazji.
Mo e chciał sobie to wszystko w spokoju przemy le ? Nathan, zdaniem Jackie,
nale ał do tego typu ludzi, którzy musz starannie przeanalizowa ka d dziedzin swojego
ycia, w tym tak e emocjonaln . To niedobrze, ale w ko cu ka dy ma prawo do własnych
dziwactw.
Zreszt , nie musiał si jej obawia , bo nie była zainteresowana flirtem z m czyzn
jego pokroju. Oczywi cie mógłby mie powody do obaw, gdyby było inaczej. Kiedy Jackie
raz si na co nastawiła, potrafiła by bardzo uparta. Na szcz cie dla nich obojga zbyt
pochłaniało j pisanie, eby po wi ca Nathanowi wi cej uwagi.
Mimowolnie zerkn ła na zegarek. Pora na obiad, a on jeszcze nie wrócił do domu.
Jego sprawa, pomy lała, chrupi c serowe chipsy. Zobowi zała si wprawdzie, e B dzie
gotowa , ale ich umowa nie obejmowała dostarczania potraw. Po powrocie z wycieczki
Nathan mo e sam zrobi sobie kanapki. To ju nie jej zmartwienie.
Słysz c warkot motoru, wyjrzała przez okno, a potem z westchnieniem wróciła na
miejsce, bo łód nie zatrzymuj c si , pomkn ła dalej.
To wszystko nie znaczy oczywi cie, e Nathan stał si panem jej my li. Tak naprawd
wcale jej nie zale ało, by zaprosił j na wycieczk , cho oczywi cie byłaby to pewna szansa,
eby si pozna lepiej. Wył cznie intelektualnie, rzecz jasna.
Czy miało to jakiekolwiek znaczenie, e lubiła jego miech, kiedy na moment
pozbywał si wrodzonej rezerwy? e jego oczy potrafiły patrze tak zimno i surowo, by w
chwil pó niej spogl da na ni ciepło i przyja nie? W ko cu to tylko m czyzna, jakich
wielu, skupiony na własnej pracy i własnym wizerunku w taki sam sposób, w jaki ona zaj ta
była swoj ksi k i swoj przyszło ci . To nie jej kłopot, e ostatnio wydawał si bardziej
spi ty i jeszcze bardziej samotny. Miała przed sob inne cele, ni uczy go rado ci ycia.
Najwa niejsze zadanie to uko czy powie , sprzeda j , a potem czerpa korzy ci z
faktu, e stal si poczytn pisark . Wyprostowała si w fotelu, wzi ła gł boki oddech i z
zapałem zabrała si do pracy.
Płyn c po jednym z w skich, zaro ni tych kanałów, Nathan pomy lał, e po to
wła nie wrócił do domu. Po cisz i spokój. adnych pilnych terminów, dat, kontraktów i
inspektorów, przed którymi trzeba si tłumaczy . Tylko sło ce i woda. Nie chciał teraz
my le o niczym innym.
Poczuł, e zaczyna na powrót by sob . To dziwne, e wcze niej nie przyszło mu do
głowy, by wzi łód i znikn na cały dzie . Zgodził si wprawdzie na to, by znosi przez
kilka tygodni lokatork , ale to jeszcze nie znaczy, e ma murem siedzie w domu.
Chocia musiał przyzna , e obecno Jackie nie była mu a tak bardzo niemiła.
Zauwa ał jej starania, eby dotrzyma warunków umowy. Całym dniami jej nie widywał -
chyba e w kuchni. Przyzwyczaił si nawet do cichego, jednostajnego szumu maszyny do
pisania. Kto j tam wie, t Jackie, co tak naprawd pisała, mo e jakie bajeczki dla dzieci, ale
jednego nie dało si o niej powiedzie - e nie jest konsekwentna.
Nie dało si zreszt powiedzie równie wielu innych rzeczy, ale prawdziwy problem
tkwił w tym, co mo na było powiedzie na jej temat..
Na przykład mówiła za szybko. Dziwny zarzut, jednak nie w ustach człowieka, który
zwykł prowadzi spokojne, wywa one rozmowy. Kiedy rozmawiali o pogodzie, Jackie nie
omieszkała napomkn mu o swoim krótkotrwałym zainteresowaniu meteorologi , by
znienacka zako czy stwierdzeniem, e lubi, kiedy pada, bo kocha zapach deszczu. Czy kto
jest w stanie nad y za tak pokr tnym biegiem my li?
Poza tym uprzedzała jego yczenia. Ledwo zd ył pomy le , e ma ochot na drinka,
a ona ju była w kuchni i otwierała puszk piwa. Wprawdzie jeszcze mu nie powiedziała, e
jest dyplomowanym jasnowidzem, jednak taka perspektywa napawała go niepokojem.
Zawsze te była opanowana i zachowywała si bardzo naturalnie. Trudno zreszt o to
ywi do niej pretensje. Rzecz w tym, e im bardziej on stawał si napi ty, tym ona była
bardziej rozlu niona.
Ubierała si niezmiennie w barwne szorty i przewiewne podkoszulki, nie robiła
makija u i nie układała włosów. Czasami sprawiała wra enie, jakby w ogóle nie zale ało jej
na wygl dzie, a jego - o dziwo - wcale to nie odstr czało. A przecie dot d lubił kobiety
zadbane i eleganckie.
Czemu wi c nie mógł oderwa my li od tej prostodusznej osóbki, która poza tym, e
si myła i u miechała, nie robiła nic, eby mu si spodoba ?
Mo e to dlatego, e była inna? Po krótkim zastanowieniu Nathan odrzucił t
mo liwo . Jako człowiek przywykły do pewnych wygód, wolał to, co bardzo dobrze znał. A
Jackie była dla niego zupełn nowo ci . Kto mógłby mo e zarzuci mu zbytni skłonno do
rutyny, uwa ał jednak, e ma do tego prawo. Człowiek zmuszony do cz stych podró y, a
wraz z tym zmian miejsca i otoczenia, zasługuje na troch rutyny w yciu prywatnym.
Spokój, samotno , dobra ksi ka, a czasami obiad albo drink w miłym towarzystwie.
Czy
da a tak wiele? Tymczasem Jacqueline MacNamara dokonała wyłomu w jego
zasadach.
Niech tnie si do tego przyznawał, ale zaczynał si przyzwyczaja do jej obecno ci.
Min ło zaledwie kilka dni, a on chyba nawet polubił jej towarzystwo. Dla samotnika to
wstrz saj ce odkrycie.
Otworzył przepustnic na cały regulator. Łód pomkn ła jak strzała. Mo e czułby si
mniej skr powany, gdyby Jackie była brzydka albo nudna? Oczywi cie je eli chodzi o ycie
towarzyskie, zdecydowanie wolał kobiety atrakcyjne, ale na współmieszkank - a raczej
lokatork ! - na pewno wybrałby osob bardziej nijak .
Rzecz w tym, e bez wzgl du na to, jak bardzo starała si nie wpada mu w oczy, i tak
absorbowała go swoj obecno ci . Nie potrafił nie reagowa na potoki jej wymowy,
promienny u miech, jaskrawy strój. Zwłaszcza e pstre szmatki, w jakich paradowała,
okrywały co najwy ej dziesi procent jej pon tnego ciała.
Nagle u wiadomił sobie, e jej obecno - cho irytuj ca i m cz ca - sprawia mu
jednak pewn przyjemno . Jackie to po prostu taka osoba, z któr człowiek dobrze si bawi.
A on przez ostatnie lata rzadko pozwalał sobie na zabaw . To dlatego, e praca była i
b dzie jego priorytetem. Zawsze te czuł si odpowiedzialny za to, co robił. Pytany, czy lubi
swoj prac , niezmiennie odpowiadał „oczywi cie”. Gdyby było inaczej, nie robiłby tego, co
robił.
Mógł zaakceptowa słowo „pasjonat”, ale wyra enie „pracoholik” budziło w nim
sprzeciw. Podobnie jak słowo „artysta”, cho uwa ał si za doskonałego fachowca w swojej
bran y.
Kochał swoj prac i dzi kował losowi za to, e pozwolił mu znale zawód, w
którym mógł si w pełni zrealizowa . Mimo ci kiej, cz sto niemal kator niczej pracy, nic
nie sprawiało mu wi kszej rado ci i nic bardziej go nie ekscytowało, jak widok gotowej
budowli wzniesionej według jego projektu.
Pochłoni ty prac , nie zapominał jednak i o innych dziedzinach ycia. Tyle tylko, e
adna z tych dziedzin nie poci gała go tak bardzo jak jego zawód. Lubił te towarzystwo płci
pi knej, ale nie spotkał jeszcze takiej kobiety, która mogłaby w jego oczach konkurowa z
architektur . I sprawi , eby nie sypiał po nocach.
Poza Jackie, która go zreszt ani troch nie obchodziła.
Mru c oczy, spojrzał w sło ce, a potem zawrócił łód , tak by poczu na plecach jego
promienie. Gł bokie zmarszczki nie znikn ły jednak z jego czoła.
Rozmowy z Jackie przypominały kompletowanie układanek. Od lat nie zmuszał si do
równie zawiłego my lenia. Jej spontaniczna rado była bardzo zara liwa. Od dawna nikt nie
karmił go tak dobrze jak ona.
Miała taki ujmuj cy u miech i takie olbrzymie, ciemne oczy, w których cz sto
zapalały si złote błyski. A jej usta, ró owe i pełne, zawsze były skore do u miechu.
Nathan westchn ł, a potem spróbował przywoła si do porz dku. Fizyczne zalety
Jackie nie miały tu nic do rzeczy. Nie powinien w ogóle bra ich pod uwag .
Ten krótki moment, kiedy ich r ce spotkały si nad talerzem, to czysty przypadek. Nie
nale y przywi zywa zbyt wielkiej wagi do takich incydentów. Chwilowe zauroczenie, nic
wi cej. Najnaturalniejsza rzecz pod sło cem. Nie było w tym adnej magii. Zreszt , w nic
takiego przecie nie wierzył. Miło od pierwszego wejrzenia to wymysł poetów, i to
zazwyczaj kiepskich. To po prostu po danie, tyle e ubrane w pi kniejsze słówka.
Jego uczucia, o ile w ogóle zasługiwały na miano uczu , tak e były tylko nagłym
przypływem po dania. Doznaniem czysto fizycznym, które bez trudu mo na wymaza z
pami ci.
Pomy lał, e gdyby Jackie mogła pozna jego my li, to by go wy miała. Zacisn ł usta
i z ponur min ruszył w drog powrotn .
Jackie usłyszała warkot łodzi, gdy na dworze zaczynało zmierzcha . Była pewna, e to
Nathan. Przez ostatnie dwie godziny pilnie nasłuchiwała, czy wraca. Mimowolnie odetchn ła
z ulg . Wi c jednak nie przytrafił mu si aden z tych okropnych wypadków, których wizje
podsuwała jej wybujała wyobra nia. Nie został równie porwany dla okupu. Wrócił do domu,
cały i zdrowy, a ona ch tnie na powitanie spu ciłaby mu lanie.
Dwana cie godzin! - pomy lała, skacz c do basenu. Nie było go przez całe dwana cie
godzin! Ten człowiek wyra nie zatracił wszelkie poczucie przyzwoito ci.
Oczywi cie ani troch si nie denerwowała Za bardzo absorbowało j pisanie, eby
po wi ca temu odludkowi swój bezcenny czas. Je eli nawet o nim my lała, to tylko
przelotnie, czyli co pi minut przez ostatnie dwie godziny.
Nie była ani troch zła czy zaniepokojona. W ko cu to jego ycie i wolno mu robi to,
na co ma ochot , my lała, energicznie rozgarniaj c ramionami tafl wody. Dlatego nie b dzie
czyniła adnych wyrzutów. Nie pi nie ani słówka.
Wynurzyła si przy brzegu basenu i oparła łokciami o kraw d .
- Trenujesz przed olimpiad ? - rozległ si głos Nathana. Stał kilka kroków przed ni ,
ze szklank musuj cego płynu w r ku. Zamrugała, a potem spojrzała na niego, marszcz c
czoło.
Miał na sobie zaprasowane w kant szorty i koszulk polo, tak nieskazitelnie czyst , e
musiała chyba pochodzi prosto ze sklepu. Nathan Powell w stroju niedbałym, pomy lała
zło liwie.
- Nie wiedziałam, e ju wróciłe - skłamała, patrz c na jego stopy. Niestety, nigdy nie
potrafiła kłama w ywe oczy.
- Wybrałem si na krótk wycieczk - powiedział i nagle dotarło do niego, e Jackie
jest w ciekła. My l ta sprawiła mu satysfakcj . - Jak ci min ł dzie ? - zapytał wbrew
własnym zasadom, nakazuj cym unika grzeczno ciowych pogaw dek.
- Byłam bardzo zaj ta. - Jackie odepchn ła si od brzegu i zacz ła leniw rundk
wokół basenu. Niebo na wschodzie przyoblekło si ju granatem, tylko wi zka ostatnich
promieni sło ca ozłacała basen i ogród. Patrz c na Nathana, pomy lała, e jego u miech nie
budzi w niej zaufania, a jednak wyra nie jej si podoba. Bo czy mo e by co nudniejszego
ni m czyzna, któremu kobieta mo e bezgranicznie zaufa ?
- A ty jak si bawiłe ? - zapytała.
- Odpoczywałem. - Poczuł nieprzepart ch , by pobaraszkowa z ni w basenie.
Woda była pewnie chłodna i mi kka - jak jej skóra. Miły akcent na zako czenie upalnego
dnia.
Okr aj c basen, Jackie nie spuszczała wzroku z Nathana. Jak na niego, sprawiał
wra enie do odpr onego. Zd yła ju go . pozna na tyle, by wiedzie , e cz sto bywał
spi ty, a stan ten uto samiał z gł bokim poczuciem odpowiedzialno ci. U miechn ła si i w
jednej chwili wybaczyła mu całodniow nieobecno .
- Zrobi ci omlet?
- Co? - zapytał niezbyt przytomnie, wpatrzony w jej kostium.
Jackie miała na sobie dwa cieniutkie paseczki materiału. Woda i blask zachodz cego
sło ca sprawiły, e materiał połyskiwał złoci cie na jej skórze, ale doprawdy niewiele
skrywał.. .
- Jeste głodny? - spytała. - Mog ci zrobi omlet.
- Nie, nie. Dzi kuj . - Poci gn ł łyk, bo nagle zaschło mu w gardle, a potem odstawił
szklank na stolik i wsun ł r ce do kieszeni. - Robi si chłodno. - Nic wi cej nie przyszło mu
do głowy.
- I ty mi to mówisz. - Jackie odrzuciła włosy do tyłu i zr cznie wyskoczyła na brzeg
basenu.
Zobaczył, e jest szczupła. Nawet chuda, pomy lał. Jak to mo liwe, e kto tak chudy
mo e by taki wysportowany? W gasn cym wietle dnia kropelki wody połyskiwały na jej
skórze jak szklane paciorki.
- Zapomniałam r cznika. - Wzruszyła ramionami, a potem si otrz sn ła.
Nathan odwrócił wzrok. Lepiej na ni nie patrze , skoro wewn trzny głos podpowiada
mu, e bardzo łatwo byłoby zerwa z niej te dwa skrawki materiału, a potem znów wci gn
j do wody.
- Pójd do siebie - wykrztusił po chwili. - Mam mas zaległej lektury.
- Ja te . Teraz czytam westerny. Znasz mo e Zane'a Greya albo Louisa L'Amoura? -
Mówi c to, szła w jego kierunku, a on jak zafascynowany patrzył na kropelki dr ce na jej
włosach i rz sach. - Mocna rzecz. Dam ci, kiedy ju sama przeczytam.
Si gn ła po pust szklank . On te . Po raz drugi ich palce zetkn ły si i splotły.
Nathan poczuł, jak jej dło nagle zamiera. Wi c ona tak e poczuła to samo? Ten nagły
wstrz s, nagły.. . kontakt, je eli mo na to tak nazwa .
Czyli nie działo si to tylko w jego wyobra ni. Pu cił szklank i cofn ł si , a Jackie
powtórzyła jego ruchy. Szklanka niebezpiecznie zbli yła si do kraw dzi stołu. Chwycili j
jednocze nie i jednocze nie zastygli.
Co za komiczna sytuacja! Jackie nerwowo zachichotała. W oczach Nathana dostrzegła
lustrzane odbicie swoich uczu : gor ce, obezwładniaj ce po danie.
- Wygl da na to, e przydałby nam si choreograf - mrukn ła.
- Ja wezm szklank - drewnianym głosem powiedział Nathan.
Jackie powoli odetchn ła, a potem błyskawicznie podj ła decyzj .
- Lepiej byłoby mie ju to za sob - wypaliła.
- Ale co?
- Pocałunek. To naprawd bardzo proste. Wci si zastanawiam, jakby to było, a
wiem, e i ty my lisz o tym samym - ci gn ła rzeczowym tonem. - Nie uwa asz, e byłoby
lepiej, gdyby my wreszcie przestali zaprz ta tym sobie głowy? - Oblizała spierzchni te
nagle wargi.
Nathan odstawił szklank i zmierzył Jackie uwa nym spojrzeniem. Uznał, e nie była
to propozycja romantyczna, a jednak całkiem rozs dna, i ten wła nie argument przewa ył
szal .
- Podchodzisz do tego do pragmatycznie - zauwa ył.
- Czasami bywam pragmatyczna. - Jackie zadr ała, chyba z zimna. - Posłuchaj,
wszystko przemawia za tym, e kiedy ju b dziemy mieli ten pocałunek za sob , przestanie to
mie a takie znaczenie. Wyobra nia wyolbrzymia pewne sprawy. Przynajmniej w moim
przypadku. - Posłała mu promienny u miech, a w k ciku jej ust pojawił si znajomy dołeczek.
- Bez obrazy, ale nie jeste w moim typie. Ja w twoim chyba te nie.
- No, raczej nie - burkn ł ura ony. Jackie ze zrozumieniem pokiwała głow .
- Sam widzisz. Wi c pocałujmy si , a potem wszystko wróci do normy.
Nie potrafił zdecydowa , czy powiedziała to umy lnie, jednak jej rzeczowy, przyjazny
ton uraził jego m sk dum . Jak mogła by taka pewna, e jego pocałunek spłynie po niej jak
woda po g si? Wszystko wróci do normy? To si jeszcze oka e!
Spojrzał na ni chmurnym wzrokiem, a ona zbyt pó no zrozumiała wymow tego
spojrzenia.
Poczuła, jak dło Nathana wsuwa si w jej włosy, gdy przyci gał ku sobie jej głow .
Jednak cho instynkt nakazywał jej si cofn , postanowiła stawi czoło wyzwaniu.
Przysun ła si bli ej i uniosła głow . Wyobra ała sobie, e ich pocałunek b dzie ciepły,
przyjazny i całkiem zwyczajny. Tymczasem, nie po raz pierwszy w yciu, rzeczywisto
przekroczyła jej wyobra enia.
Kiedy dotkn ł ustami warg Jackie, pod jej powiekami wytrysły snopy barwnych
fajerwerków. Mrukn ła cicho, nie w prote cie, a raczej mile zaskoczona, po czym przywarła
do niego i poddała si wszechogarniaj cemu uczuciu rozkoszy.
Nathan pachniał wod , i to nie chlorowan z basenu, tylko czyst wod z ciemnej
rzeki, wpadaj cej rw cym nurtem do morza. Nocne powietrze było chłodne, jednak nie
zimne. Tul c si do Nathana, Jackie czuła mi kko jego koszuli, ciepło jego r k, jego ciała.
I nagle u wiadomiła sobie, e czekała na to przez całe ycie. Wła nie na co takiego.
Nathan, w przeciwie stwie do Jackie, od razu przestał my le - albo tak mu si
przynajmniej zdawało. Pocałunek Jackie miał smak mleka z miodem i korzennymi przy-
prawami. O takim boskim napoju marzy samotny pielgrzym na wypalonej sło cem pustyni.
W ostatnim przebłysku rozs dku pomy lał, e wcale nie chciał trzyma Jackie w
obj ciach, a przynajmniej nie tak mocno. Nie miał te zamiaru pozwala własnym dłoniom,
by tak swobodnie bł dziły po jej ciele. Tymczasem najwyra niej stracił nad nimi panowanie.
Plecy Jackie były gładkie i szczupłe. Przesun ł po nich dłoni i poczuł, e dr y po
jego dotykiem. W nagłym przypływie nami tno ci pogł bił pocałunek, który jego samego
zaskoczył zaborczo ci . Ciche westchnienia Jackie jeszcze bardziej rozbudziły jego
po danie.
A Jackie tuliła si do niego, oddaj c mu pocałunek. Ciało miała mi kkie, lecz nie
bezwolne. Jej hojno była wr cz pora aj ca. Podobnie jak targaj ce nim pokusy.
Jackie pomy lała, e na zawsze zapami ta te chwile, a po najdrobniejsze szczegóły.
Upojny aromat kwiatów, ciche bzyczenie owadów, koj cy plusk wody. Nigdy nie zapomni
ich pierwszego pocałunku, który rozpocz ł si o zmroku, by przeci gn si w noc.
Z r kami w jego włosach, z u miechem na twarzy, wydała bezwstydne, radosne
westchnienie.
- Jak ja kocham niespodzianki - szepn ła.
Niestety, Nathan nie mógł powiedzie tego o sobie. Szybko cofn ł r k , któr ju
zamierzał zanurzy w jej włosach, by z irytacj stwierdzi , e dło mu dr y. Co za
upokarzaj ce odczucie! Oto pragn ł czego , na co wcale nie miał ochoty.
- A teraz, skoro zaspokoili my ciekawo , nie powinni my ju mie z tym adnych
problemów - rzekł.
Spodziewał si , e Jackie si obrazi. I rzeczywi cie, zobaczył nagły błysk furii w jej
oczach. Były takie wyraziste, e gdy po ułamku sekundy spojrzała na niego z wyrzutem,
ugodziła go w samo serce. A pó niej w jej oczach pojawiły si iskierki rozbawienia.
- Lepiej si o to nie zakładaj, Nathan. - Poklepała go po policzku, cho tak naprawd
miała ochot waln go pi ci w z by, po czym odwróciła si i pomaszerowała do domu.
Ju ona mu poka e, pomy lała, zasuwaj c za sob z trzaskiem szklane drzwi. Ten si
mieje, kto si mieje ostatni.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Dosypie mu trucizny do jajek! Sam si o to prosił. Kiedy zejdzie na niadanie -
wyniosły i elegancki, w starannie wyprasowanych be owych szortach i koszulce - ona, jak
zwykle, poda mu na półmisku sma ony bekon oraz grzanki z jajkami sadzonymi,
nafaszerowanymi cyjankiem.
Nathan si gnie po kaw , bo zawsze zaczyna dzie od kawy, a potem pokroi w dlin .
Ona nało y sobie kilka plasterków, eby nie wzbudza podejrze , po czym zaczn gaw dzi o
pogodzie. „Straszna dzi wilgo w powietrzu, prawda? Chyba zanosi si na deszcz”.
A kiedy on zacznie je jajko, ona, zlana zimnym potem, b dzie czeka .. .
Za chwil Nathan b dzie wi si na podłodze, chwytaj c si za gardło i rozpaczliwie
walcz c o oddech. W jego wybałuszonych oczach odmaluje si przera enie, kiedy w ostatnim
przebłysku wiadomo ci pojmie sens jej triumfalnego u miechu. A wtedy, w ostatnim
tchnieniu, b dzie j błagał o przebaczenie.
Nie, pomy lała, to jednak nie jest wystarczaj co wyrafinowana zemsta.
Jackie niezachwianie wierzyła w celowo zemsty. Ludzie, którzy zbyt łatwo
wybaczali i zapominali, zasługiwali, jej zdaniem, na lekcewa enie. Sama była wprawdzie
gotowa przebaczy drobne przewinienia lub mimowolne przykro ci, jednak te wielkie,
wyrz dzane z rozmysłem, zdecydowanie domagały si rewan u.
Dlatego te miała szczery zamiar odpłaci Nathanowi Powellowi pi knym za
nadobne.
To facet zimny jak głaz, pozbawiony ludzkich uczu , powtarzała sobie. Po prostu
sztywniak. Jednak w gł bi duszy w to nie wierzyła. Na swoje nieszcz cie zd yła ju pozna
jego dobro i wielkoduszno . Mimo e usiłował zachowywa dystans, nie brakowało mu
wra liwo ci.
Czy za du o spodziewała si po pocałunku? Mo e była bardziej impulsywna ni inni,
reagowała bardziej spontanicznie? Jednak Nathan musiał tak e co odczuwa . aden
m czyzna nie przytula si bez powodu do kobiety tak kurczowo, jakby spadał w przepa .
Je eli rzeczywi cie poprzedniego wieczora wzbudziła w nim ywsze uczucia, ju ona
si postara, eby nie mógł o nich zapomnie i cierpiał. Wdepcze go w ziemi , i to z najwy sz
satysfakcj Odtr ci go, a on dopiero wtedy naprawd jej zapragnie.
Marszcz c brwi, zapatrzyła si w strumie pary buchaj cej z czajnika. Nie chodzi
wcale o to, e spodziewała si jego hołdów, cho od czasu do czasu ona równie , jak ka da
kobieta, potrzebuje odrobiny uwielbienia.
Mi dzy ni a Nathanem nieoczekiwanie zrodziło si co szczególnego i
niepowtarzalnego. Cho po jednym pocałunku nie miała prawa oczekiwa zapewnie o
miło ci a do grobowej deski, Nathan nie powinien przej nad tym do porz dku dziennego.
Jeszcze jej za to zapłaci, my lała z furi , zalewaj c wrz tkiem zmielon kaw . Zapłaci
za to wzruszenie ramionami, za udan oboj tno , a tak e za bezsenn noc, jaka potem
nast piła, podczas której, rzucaj c si na łó ku, rozpami tywała ka d sekund sp dzon w
jego ramionach.
Rozgrzewaj c patelni , zacz ła ałowa , e nie jest pi kna. Jak te ol niewaj ce
blondyny o pos gowych kształtach i wydatnych ko ciach policzkowych albo te drobne,
kruche brunetki o lazurowych oczach i porcelanowej cerze. Marszcz c czoło, usiłowała
przejrze si w błyszcz cym, stalowym garnku. Niestety, odbicie było niewyra ne i mocno
zniekształcone.
Wci gn ła policzki, a potem energicznie wydmuchała powietrze. Skoro nie potrafi
zmieni aparycji, postara si przynajmniej zrobi z niej jak najlepszy u ytek. Nathan Powell,
m czyzna z kamienia i stali, ju wkrótce zacznie je jej z r ki.
Usłyszała, jak wszedł do kuchni, ale odczekała jeszcze chwil , zanim si odwróciła.
Podkoszulek na cieniutkich rami czkach odsłaniał jej opalone plecy. Po raz pierwszy od
wielu dni zrobiła dyskretny makija : odrobina ró u na policzkach, usta poci gni te
błyszczykiem i subtelne cienie na powiekach.
Rzuciła mu promienny u miech i omal nie Wybuchn ła gromkim miechem, bo
Nathan wygl dał naprawd koszmarnie!
A czuł si jeszcze gorzej. Gdy Jackie przewracała si z boku na bok w swoim łó ku,
on robił to samo u siebie, kln c jak szewc. Na wspomnienie jej radosnego miechu chciało mu
si wy i zgrzyta z bami.
Jeden pocałunek, i wszystko wróci do normy? Ch tnie by j udusił własnymi r kami.
Odk d tak bezczelnie wpakowała si w jego ycie, nic ju nie odbywało si normalnie. Nigdy
nie prze ywał takich m k, nawet jako napalony nastolatek, kiedy wyobra nia musiała mu
wystarczy za brak do wiadczenia. Z biegiem lat zdobył to do wiadczenie, dlatego teraz
nieustannie my lał tylko o tym, jakby to było mie Jackie w łó ku.
- Dzie dobry, Nate! Kawy?
Co takiego? Nate? Postanowił, e nie b dzie si kłóci , wi c skin ł tylko głow .
- Prosz . wie o zaparzona, dokładnie taka, jak lubisz. - Głos miała tak słodziutki, e
lada moment gotowe jej wyrosn anielskie skrzydła. - Dzi rano jadłospis przewiduje jajka
na bekonie. B d gotowe za pi minut.
Nathan wypił pierwsz fili ank i odstawił. Nagle poczuł delikatn wo perfum.
Kiedy Jackie dolewała mu kawy, przyjrzał jej si ukradkiem.
Czy mu si tylko zdawało, czy rzeczywi cie wygl dała wyj tkowo ładnie tego ranka?
Jak ona to robiła, e miała zawsze tak wie cer ? A te jej włosy, w tak naturalny sposób
zwijaj ce si w loki bez wzgl du na to, czy kr ciła si po kuchni, czy drzemała na kanapie.
Mógłby przysi c, e nigdy jeszcze nie widział, eby kto tak wietnie wygl dał ju z
samego rana. Wła ciwie to oburzaj ce, e ona wygl da tak wie o, podczas gdy on czuje si
wymi ty i znu ony.
Mimowolnie zerkn ł na jej usta. Co ona z nimi zrobiła, e były takie wilgotne i
błyszcz ce?
- Pani Grange dzi przychodzi - powiedział.
- Ach tak? - Jackie z u miechem przewróciła plasterek bekonu. - To wietnie. Czyli
wszystko wróciło do normy. - Jedn r k rozbiła jajko i wrzuciła je na rozgrzan patelni . -
Jakie masz plany co do lunchu?
ółtko nie rozpłyn ło si , a białko było ładnie ci te. Niezła sztuczka, pomy lał
Nathan. Pewnie miała dziesi tki takich w zanadrzu.
- Dzisiaj zostaj w domu. Mam mnóstwo telefonów do załatwienia.
- To dobrze. Postaram si przygotowa jakie specjalne menu. - Odwróciła si i
uwa nie mu si przyjrzała.
- Wiesz co, Nathan, marnie dzi wygl dasz. le spałe tej nocy?
- Miałem mas papierkowej roboty. Poło yłem si bardzo pó no - skłamał, zaciskaj c
ukradkiem pi ci.
- Za du o pracujesz. - Jej głos ociekał współczuciem.
- Dlatego jeste taki spi ty. A gdyby tak spróbował jogi? Na przem czenie; nie ma
nic lepszego ni odrobina wicze i medytacji. W ten sposób człowiek najlepiej si relaksuje.
- Ja najlepiej relaksuj si przy pracy.
- Grube nieporozumienie. - Jackie ustawiła przed nim talerz. - Prawda wygl da tak, e
wprawdzie praca ci pochłania, dzi ki czemu nie my lisz o kłopotach, ale to wcale jeszcze nie
znaczy, e rozwi załe swoje problemy. Wiesz co, zrobi ci masa .
Jeszcze nie sko czyła mówi , a ju ugniatała mu kark i ramiona, miej c si w duchu
z tego, e ju przy pierwszym dotkni ciu Nathan podskoczył jak oparzony.
- Masa jest dobry na wszystko - ci gn ła, podczas gdy jej palce zn cały si nad jego
napi tymi mi niami. - Przynosi ulg i ciału, i duszy. Wystarczy troch oliwy, koj ca muzyka
i b dziesz potem spa jak dziecko. Jeste taki spi ty, e masz guzy na plecach.
- Nic mi nie jest - sykn ł. Jeszcze chwila, a złamie widelec. Ta kobieta ma cudowne
r ce. To jaka magia. - Ja nigdy nie bywam spi ty.
Jackie zmarszczyła brwi, a jej r ce na chwil si zatrzymały. Czy on w to naprawd
wierzy? Mo e i tak. Skoro zawsze jest spi ty, przywykł uwa a to za stan normalny.
- Po porz dnym masa u mi nie mam mi kkie jak masło - powiedziała. - Mam te
cudowny olejek. Hans mi go polecił.
- Jaki Hans? - wyrwało mu si bezwiednie.
- Mój masa ysta. Norweg o r kach artysty. Nauczył mnie najlepszych technik.
- Zało si , e tak - mrukn ł Nathan.
Jackie u miechn ła si zło liwie za jego plecami.
Bo e, kto by si spodziewał, e ten człowiek ma takie muskuły? Nigdy by nie
podejrzewała, e pod tymi konserwatywnym strojami kryje si tak atletycznie umi niona
sylwetka. Ubiegłej nocy, kiedy trzymał j w obj ciach, była zbyt oszołomiona, eby zwróci
na to uwag . Powiodła r kami po jego ramionach.
- Jeste fantastycznie zbudowany - powiedziała. - Czego, niestety, nie mog
powiedzie o sobie. Chodziłam przez jaki czas na siłowni , ale, jak wida , bez widocznych
rezultatów. Tyle tylko, e si obficie pociłam.
Dosy tego, pomy lał Nathan. Jeszcze jeden u cisk tych smukłych palców, a gotów
popełni jakie niewybaczalne głupstwo. Odwrócił si na stołku i chwycił j za r ce.
- Co ty wyprawiasz?!
Serce podskoczyło jej w piersi, zaraz jednak przypomniała sobie, e jej nadrz dnym
celem jest zemsta.
- Próbuj ci pomóc, Nate - powiedziała łagodnie. - Człowiek spi ty le trawi.
- Nie jestem wcale spi ty. I nie mów do mnie Nate!
- Przepraszam. Wiesz, e do twarzy ci z takim spojrzeniem? O, takim.. . - Chciała
wykona jaki gest, ale Nathan trzymał j mocno za r ce.
Nakazał sobie cierpliwo . Postanowił policzy w my lach do dziesi ciu, doszedł
jednak tylko do czterech.
- Uwa aj, Jackie! Jak pami tasz, umówili my si na okres próbny. Nie wiem, jak
prowadzisz gr , ale radz ci, sko cz z tym.
- Ja prowadz jak gr ? - U miechn ła si , lecz w jej oczach po raz pierwszy pojawił
si zimny błysk, który z jakich niepoj tych powodów podniecił Nathana. - O czym ty
mówisz?
- Co takiego masz na ustach?
- Ach, to? - Jackie koniuszkiem j zyka oblizała wargi. - Przecie ka da kobieta ma
prawo od czasu do czasu si umalowa . Nie podobam ci si ?
O nie, pomy lał, nie b dzie si poni ał, odpowiadaj c na takie pytania.
- Masz te co na oczach.
- Czy kosmetyki s na Florydzie zakazane? Wiesz co, Nate.. . przepraszam, Nathan -
zdaje si , e co ci odbiło. Chyba nie my lisz, e próbuj ci .. . uwie ? - U miechn ła si
wyzywaj co. - Taki du y, silny m czyzna potrafi si chyba obroni ? Ale je eli ci to
przeszkadza, obiecuj , e od dzi nie tkn szminki. Co ty na to?
- Kto walczy nie fair, ładuje w błocie. - Jego głos zabrzmiał tak mi kko i spokojnie, e
Jackie niebacznie uwierzyła, i nadal to ona poci ga za sznurki.
- Tak mówi - Odrzuciła włosy i spojrzała na niego spod długich rz s. - Rzecz w tym,
e ja te potrafi si broni .
Dopiero wtedy dotarło do niej, e le go oceniła, a takie pomyłki cz sto bywaj fatalne
w skutkach. Nathan przeszył j ci kim spojrzeniem, od którego serce zamarło jej w piersi.
Nagle wydało jej si , e to Jake mierzy do niej z obu luf.
Wtedy zrozumiała, e bez wzgl du na to, jakie miała plany, tym razem b dzie to co
wi cej ni tylko pocałunek. Tym razem to on b dzie decydował co, gdzie i jak. Na nic si zda
jej paplanina i czaruj ce miechy.
Na d wi k dzwonka do drzwi adne z nich nie ruszyło si z miejsca. Serce Jackie
znowu o yło i zacz ło bole nie łomota . Wi c to dzwonek j ocalił! Omal nie zachichotała
nerwowo. Nagle zrobiło jej si słabo.
- To musi by pani Grange - zauwa yła. - B d łaskaw mnie pu ci , Nathan, to
otworz drzwi. A ty sko cz spokojnie niadanie.
Nathan pu cił j , ale dopiero po najdłu szych dwudziestu sekundach w jej yciu,
podczas których gotowa była zapomnie o dzwonku i zrobi to, co sugerowało jego
spojrzenie. A potem odwrócił si do stołu i poczuł, e nie ma ju ochoty na kaw , tylko na co
mocniejszego.
Jackie tymczasem wymkn ła si z kuchni. Miała nadziej , e jajka na jego talerzu
dawno wystygły.
Pani Grange polubiła niemal od pierwszego wejrzenia. Kiedy otworzyła drzwi,
zobaczyła t g kobiet w kretonowej sukni i adidasach. Pani Grange ju od progu zmierzyła
j badawczym wzrokiem.
- No, no.. . - mrukn ła, wydymaj c wargi. Jackie z miejsca poj ła aluzj .
- Dzie dobry. Pani Grange, prawda? - Wyci gn ła z u miechem r k . - Jestem Jackie
MacNamara. Nathan b dzie miał mnie na głowie przez kilka tygodni. Wszystko przez to, e
nie ma serca mnie wyrzuci . Jadła ju pani niadanie?
- Godzin temu. - Starsza pani weszła do domu i postawiła na podłodze poka n
płócienn torb . - MacNamara. - powtórzyła. - Musi pani by krewn tego, jak mu tam.. . ?
Jackie to wystarczyło.
- Przyznaj si bez bicia. To mój kuzyn. Ale ju go tu nie ma.
- Mała strata - prychn ła pani Grange, rozgl daj c si wokoło. Cho zauwa yła wie e
kwiaty w wazonach, postanowiła wstrzyma si z ostateczn ocen . - Powiem pani to samo
co jemu. Po winiach nie sprz tam.
- Ma pani absolutn racj . - Jackie obdarzyła j promiennym u miechem i pomy lała,
e je li drogi kuzynek Fred próbował oczarowa gosposi , to trafił jak kul w płot. -
Mieszkam w pokoju go cinnym, tym biało - niebieskim. Tam te pracuj , wiec je eli poda mi
pani swój harmonogram, usun si na ten czas, eby pani mogła w spokoju posprz ta . Lunch
zaplanowałam na mniej wi cej dwunast trzydzie ci - ci gn ła, a w my lach ju układała
takie menu, które pozwoliłoby pani Grange pozby si kilku kilogramów nadwagi.
Starsza pani znów zacisn ła usta. To rzadki przypadek, eby pracodawca proponował
jej lunch. Na ogół traktowano j z uprzejm oboj tno ci , jak bezduszny automat do
sprz tania.
- Przyniosłam kanapki - powiedziała.
- To ju od pani zale y, ale miałam nadziej , e zje pani z nami. Gdyby pani czego
potrzebowała, b d na górze. Nathan jest w kuchni. Zaparzyłam te wie kaw . - Raz
jeszcze si u miechn ła, po czym ruszyła w stron schodów.
Przez cały ranek Jackie słyszała szum odkurzacza i ci kie kroki pani Grange w holu.
Z ulg stwierdziła, e odgłosy te nie przeszkadzaj jej w pracy. Prawdziwy pisarz, powinien
mie , jej zdaniem, na tyle yw wyobra ni , eby móc wyeliminowa wszelkie przeszkody z
zewn trz. Kiedy wybiło południe, Jake i Sarah stali u progu kolejnej przygody.
Na lunch postanowiła przyrz dzi sałatk jarzynow Wł czyła radio i nuc c, zabrała
si do roboty. Obmy lała przy tym kolejny rozdział. Kiedy Nathan wszedł do kuchni,
przyciszyła radio i postawiła przed nim misk z sałatk .
- Mo e by mro ona kawa?
- Dobrze - mrukn ł oboj tnie, lustruj c j zimnym wzrokiem. Jeden fałszywy krok, a
zaatakuje j bez pardonu. Wprawdzie nie potrafił powiedzie , na czym miałby polega jej
fałszywy krok oraz jego atak, był jednak zdecydowany.
- Je eli nie masz nic przeciwko temu, chciałabym pó niej skorzysta z telefonu.
Oczywi cie zapłac za wszystkie zamiejscowe rozmowy.
- W porz dku.
- Dzi ki. My l , e czas dobra si Fredowi do skóry.
- Co? - Nathan zastygł z widelcem w pół drogi do ust. - Co ty knujesz?
- Lepiej, eby nie wiedział. O, zdecydowała si pani jednak, pani Grange.
Nathan odwrócił si , zirytowany, i spojrzał na gosposi .
- Pani Grange?
- Prosz , niech pani siada - odezwała si Jackie, zanim zd ył co wi cej powiedzie . -
Mam nadziej , e b dzie pani smakowało. To potrawa syryjska.
Pani Grange wgramoliła si na stołek i z pow tpiewaniem popatrzyła na zawarto
salaterki.
- Chyba mi nie zaszkodzi?
- Ale sk d. - Jackie postawiła przed ni szklank z mro on kaw . - Je eli b dzie
pani smakowało, dam pani przepis. Ma pani rodzin ?
- Chłopaki s ju dorosłe. - Pani Grange ostro nie nabrała na widelec odrobin sałatki.
R ce miała zniszczone i nie nosiła obr czki.
- Synowie?
Pani Grange pokiwała głow i po raz kolejny podniosła widelec do ust.
- Czterech. Dwaj s ju onaci. Mam te trójk wnuków.
- Trójk wnuków! Czy to nie wspaniałe, Nathan? A ma pani ich zdj cia?
Pani Grange doło yła sobie sałatki. Nigdy czego takiego nie jadła, musiała jednak
przyzna , e potrawa była całkiem smaczna.
- W torbie.
- Musi mi pani pokaza . - Jackie usiadła tak, e pani Grange znalazła si mi dzy ni a
Nathanem, który jadł w milczeniu, ze wzrokiem wbitym w talerz. - Czterech synów. Pewnie
jest pani z nich dumna?
- To dobre chłopaki. - Cie u miechu złagodził surowe rysy gosposi. - Najmłodszy
jeszcze studiuje. Chce zosta nauczycielem. M dry chłopiec, nie przysparzał mi
najmniejszych kłopotów. A tamci - urwała, po czym pokr ciła głow . - Tak to jest, jak si ma
dzieci. Pyszna sałatka, panno MacNamara.
- Mam na imi Jackie. Ciesz si , e pani smakuje. Mo e jeszcze troch kawy?
- Nie, lepiej ju wróc do pracy. Wzi koszule do pralni, panie Powell?
- Gdyby pani mogła.
- Je eli nie chce pan teraz pracowa , posprz tam pa ski gabinet.
- W porz dku.
Pani Grange odwróciła si do Jackie i spojrzała na ni przyja nie.
- Niech pani sobie nie przeszkadza, panno Jackie. B d si zachowywa cicho jak
myszka.
- Dzi ki. Mo e pani ju i . Ja sprz tn ze stołu. - Kiedy zacz ła zbiera brudne
naczynia, Nathan spojrzał na ni z wyrzutem.
- Co tu jest grane?
- Co? - zapytała, przekładaj c resztki sałatki do mniejszej miski.
- Co to za pomysł z t pani Grange? Po co to zrobiła ?
- Chodzi ci o lunch? Pozwolisz, e dam pani Grange reszt tej sałatki? Niech j
we mie do domu.
- Daj jej, co chcesz. - Nathan wyj ł z kieszeni papierosa. - Czy ty zawsze jadasz ze
sprz taczk ?
Spojrzała na niego, unosz c brwi.
- A czemu nie?
Pomy lał, e co by teraz powiedział i tak wyjdzie na snoba, wi c wzruszył tylko
ramionami i zapalił papierosa. Miał tak głupi min , e Jackie postanowiła da mu spokój.
- Pani Grange jest rozwódk czy wdow ?
- Co? - Nathan wydmuchał kł b dymu i potrz sn ł głow . - Sk d mam wiedzie ?
Mo e ani to, ani to.
- Zwróciłam uwag , e mówiła o synach i wnukach, ale ani słowem nie wspomniała o
m u. Czyli chyba nie ma m a. Moim zdaniem, jest rozwódk - dodała po krótkim namy le.
- Wdowy nosz na ogół obr czki. Nigdy o tym nie rozmawiali cie?
- Nie. - Nathan zapatrzył si w swoj kaw . Z jakich powodów głupio mu było si
przyzna , e chocia pani Grange pracowała u niego od sze ciu lat, dopiero pi minut temu
si dowiedział, e miała jak kolwiek rodzin . - Rozmowy na tematy prywatne nie nale ały do
jej obowi zków. Poza tym, nie chciałem by w cibski.
- Bzdura. Ludzie lubi rozmawia o swoich rodzinach. Ciekawe, odk d ona jest sama?
- Jackie kr ciła si po kuchni. Pier cionki połyskuj ce na jej palcach wiadczyły o
zamo no ci; ruchy miała pewne i zdecydowane. - Nie mog sobie nawet wyobrazi , e
musiałabym sama wychowywa dzieci. My lałe kiedy o tym?
- O czym?
- O zało eniu rodziny. - Jackie nalała sobie szklank mro onej kawy, eby j zabra
na gór . - Mam bardzo tradycyjne wyobra enia w tym wzgl dzie. Biały płot, gara na dwa
samochody, domek oszalowany drewnem i tak dalej. Dziwi si , e jeszcze si nie o eniłe ,
Nathan. Przecie jeste tradycjonalist .
W jej tonie było co dra ni cego. Nathan zje ył si .
- Zapewniam ci , e si orientuj , kiedy kto chce mnie obrazi .
- Oczywi cie, e tak. - Jackie delikatnie dotkn ła jego policzka. - Jeste
tradycjonalist , ale nie musisz si tego wstydzi . Podziwiam ci , Nathan, naprawd . Jest co
wzruszaj cego w m czy nie, który zawsze wie, gdzie le jego skarpetki. Twoja wybranka
dostanie prawdziwy skarb.
Dło Nathana zamkn ła si wokół jej nadgarstka, zanim Jackie zd yła si cofn .
- Czy kto ci kiedy dał w nos?
- A tak le nie było - zachichotała. - A co? Chcesz si bi ?
- Spróbujmy czego innego.
Nim zd yła si zorientowa , poci gn ł j tak mocno, e poleciała w jego kierunku.
eby si nie przewróci , chwyciła go za ramiona. Tego si po nim nie spodziewała. W tej
samej chwili usta Nathana zacz ły mia d y jej wargi.
Sam nie wiedział, dlaczego tak post pił, bo tak naprawd miał jej ochot przyło y .
Oczywi cie aden przyzwoity m czyzna nie uderzyłby kobiety, dlatego wybrał inny wariant.
Dlaczego mu si wydawało, e pocałunek to dobra zemsta? Teraz, kiedy ju zacz ł
całowa , sam siebie nie rozumiał. Jackie nie próbowała z nim walczy , a jej przyspieszony
oddech i kurczowy u cisk wiadczył o tym, e wzi ł j przez zaskoczenie.
Jednak nie mogła by bardziej zaskoczona ni on sam.
Niech to wszyscy diabli! Nie był przecie namolnym podrywaczem. Wszystko, co
teraz robił, wydawało mu si słuszne tylko dlatego, e w gr wchodziła Jackie. To jakie
fatum. Potrafił przecie całymi godzinami rozwa a ró ne warianty i analizowa wszystko na
zimno, wystarczyło jednak, e dotkn ł Jackie, a cały rozs dek brał w łeb.
Jak to mo liwe, e chocia nie pragn ł Jackie, był zarazem chory z pragnienia.
Fascynowała go do tego stopnia, e tracił rozum. Jego ycie toczyło si utart kolein a do
chwili, gdy poznał Jackie.
Kiedy mia d ył jej usta, usłyszał cichy, stłumiony j k.
Pomy lała, e o to jej wła nie chodziło. Nareszcie miała go w gar ci. Kiedy oddawała
Nathanowi pocałunek - słodki, gor cy i szalony - snuła wizje cierpi cego, pokonanego
Nathana.
Jednocze nie wkładała w ten pocałunek cał dusz . Oto spotkała m czyzn , który
mógłby j pokocha i zaakceptowa . Czuła to nawet bez słów. A przecie nie jest ani głupia,
ani naiwna. To, co si działo mi dzy nimi, zasługiwało na pióro poety. O takie uczucie
toczono wojny; ludzie czekali na nie przez całe ycie. Jednak nie ka demu było ono dane.
Wiedziała o tym, dlatego zarzuciła Nathanowi r ce na szyj , gotowa ofiarowa mu siebie
całkowicie i bez reszty. Bez adnych pyta i zastrze e .
Do wiadczał czego dziwnego. Czuł to, targany nami tno ci i po daniem. Co si w
nim zmieniało. Kiedy wargi Jackie dotykały jego ust, a jej ciało topniało w jego ramionach,
nie potrafił my le o niczym innym. Czy to objawy obł du? Przecie ilekro zastanawiał si
nad bie cym dniem, brał tak e pod uwag jutro. A teraz my lał jedynie o tym, eby trzyma
Jackie w obj ciach i delektowa si smakiem jej ust. eby j poznawa i odkrywa , powoli,
krok po kroku, póki nie b d mieli przed sob adnych tajemnic.
Tak, to musiało by jakie szale stwo. Czuł to i bał si , a jednak tulił j do siebie
coraz mocniej. Jakby chciał si w niej pogr y . Co to za dziwnie podniecaj c uczucie, tak si
bez reszty zatraci . Musi poło y temu kres, i to raz na zawsze. Zanim rozpieraj ca go
nami tno stanie si zbyt pot na, by nad ni zapanowa .
Odsun ł Jackie, szorstko i zdecydowanie, bo bał si , e je li si do niego u miechnie,
to powali go na kolana.
Dawno powinien jej oznajmi , e gra sko czona, a ona ma si spakowa i jak
najszybciej wynosi z jego domu. Rzecz w tym, e nie potrafił. Cho naprawd tego chciał,
nie był w stanie jej odesła .
- Nathan! - Podniecona i ju zakochana, otoczyła dło mi jego twarz. - Daj pani
Grange wolne na reszt dnia. Chc by tylko z tob .
Zalała go nowa fala po dania. Nie znał dot d kobiety, która potrafiłaby okazywa
uczucia tak otwarcie i szczerze. Ta jej bezpo rednio miertelnie go przera ała. Zaczerpn ł
tchu, eby zyska na czasie. Nie mo e przecie przekazywa jej swoich decyzji dr cym gło-
sem.
- Za bardzo wybiegasz w przód - powiedział w ko cu. - Chyba nie zapomniała o
naszej umowie? Nie uwa am, eby romans le ał w twoim interesie. W moim zreszt te nie.
Dlatego dzi kuj , ale nie skorzystam.
Gdy zbladła, zrozumiał, e to on posun ł si za daleko.
- Jackie - powiedział szybko - nie to chciałem powiedzie .. .
- Naprawd ? Zreszt , wszystko jedno. - Nigdy by nie przypuszczała, e sprawi jej to
taki ból. A ona ju marzyła o bezgranicznej miło ci. Wi c to tak, pomy lała, przyciskaj c
r k do serca. Czy by taka miło była tylko wymysłem poetów?
- Jackie, posłuchaj ja.. .
- Nie, wol nie - przerwała mu z nikłym u miechem. - Nie musisz si tłumaczy ,
Nathan. To była tylko lu na propozycja. Powinnam wraca do pracy, ale zanim pójd na gór ,
jest jeszcze jedna rzecz. - Ze stoickim spokojem si gn ła po szklank i wylała mu na szorty
mro on kaw . - Do zobaczenia przy kolacji.
Pracowała jak szalona, tak e prawie nie zauwa yła pani Gange, która przyszła
zmieni po ciel i odkurzy meble. Odkrycie, e jest bliska łez, napawało j w ciekło ci i
zdumieniem. Nie miała zreszt nic przeciwko łzom. Czasami nawet lubiła sobie popłaka .
Teraz znalazła si w zupełnie innej sytuacji.
Jak on mógł by tak bezduszny i zimny, eby podejrzewa , i proponuje mu tylko
szybki, poobiedni seks? I jak ona mogła by tak głupia, by pomy le , e si zakochała?
Do miło ci trzeba dwojga Doskonale zdawała sobie z tego spraw . Czy nie o tym
wła nie traktowała jej powie ? Przecie miło mi dzy par jej bohaterów nie zrodziła si z
jednego pocałunku. Musiało upłyn wiele czasu, trzeba było pokona wiele przeszkód,
zanim poł czyło ich autentyczne uczucie.
Pomy lała, e wci popełnia ten sam bł d, wierz c, e wszystko w yciu przychodzi
łatwo. Nic dziwnego, e dostała zasłu onego prztyczka w nos. Tylko dlaczego akurat od
Nathana? To takie upokarzaj ce!
Za plecami usłyszała trzecie ju chrz kni cie pani Grange, która wła nie cieliła
łó ko.
- Strasznie szybko pani pisze - odezwała si sprz taczka, kiedy maszyna zamilkła -
Jest pani sekretark ?
- Nie. - Jackie zmusiła si do u miechu. - Szczerze mówi c, pisz ksi k .
- Naprawd ?! - Pani Grange podeszła bli ej. - Sama lubi poczyta co ciekawego.
Jak dot d, wszyscy, którym Jackie przyznała si , e pisze powie , unosili znacz co
brwi, przewracali oczami albo robili równie głupie i wymowne miny. Pani Grange okazała si
chlubnym wyj tkiem. O mielona, Jackie odwróciła si w stron pani Grange. Do diabła z
Nathanem! - pomy lała. Skoro postanowiła zosta pisark , dokona tego za wszelk cen , na
przekór niedowiarkom.
- Ma pani w ogóle czas na czytanie? - zapytała.
- Po całym dniu na nogach najbardziej lubi usi
sobie na godzink z dobr ksi k .
- Pani Grange zacz ła odkurza lamp . - A jak ksi k pani pisze?
- Romans, to znaczy romans historyczny.
- Co podobnego! Uwielbiam ksi ki o miło ci. Od dawna pani pisze?
- Je li mam by szczera, to moja pierwsza próba. Przygotowania zaj ły mi ponad
miesi c - zbieranie informacji, sprawdzanie dat i tak dalej, a potem skoczyłam na gł bok
wod .
Pani Grange spojrzała na maszyn do pisania.
- Z pisaniem jest pewnie tak samo jak z malowaniem. Człowiek nie chce tego nikomu
pokazywa , póki nie sko czy.
- Nie, wprost przeciwnie - roze miała si Jackie. - Marz o tym, eby komu
przeczyta to, co do tej pory napisałam. - Oczywi cie nie mojej rodzinie, dodała w my lach.
Oni widzieli ju zbyt wiele projektów, które zaczynała, a których nigdy nie doprowadziła do
ko ca - Chce pani zerkn okiem na pierwsz stron ?
- Ch tnie. - Pani Grange wzi ła zapisan kartk i trzymaj c j na odległo
wyci gni tej r ki, zacz ła czyta , poruszaj c bezgło nie wargami.
Kiedy si cicho roze miała, raz i drugi, Jackie odebrała to jako najwy sz pochwał .
- Zacz ła pani z grubej rury! - stwierdziła z podziwem pani Grange, oddaj c jej kartk .
- Porz dna strzelanina to jest to! Człowiek zaraz chce wiedzie , co b dzie dalej.
- Tak miałam nadziej . To na razie tylko robocza wersja, ale idzie mi znacznie lepiej,
ni przypuszczałam. Za kilka tygodni chciałabym wysła gotowy maszynopis do
wydawnictwa.
- Ch tnie przeczytam cało , kiedy pani sko czy.
- Z przyjemno ci dam pani do przeczytania - powiedziała Jackie. - Pod koniec
ka dego dnia sama nie mog uwierzy , e napisałam a tyle stron. - Poło yła z wahaniem
r k na stosie kartek. - Na razie nie mam pomysłu, co robi potem, kiedy to b dzie
sko czone.
- Jak to co? B dzie pani musiała wzi si za nast pn ksi k - stwierdziła pani
Grange, jakby to było zupełnie oczywiste, po czym zgarn ła przybory do sprz tania i wyszła
z pokoju.
Ona ma racj , pomy lała Jackie. Nawet je li jej si nie powiedzie za pierwszym
razem, to jeszcze nie koniec wiata. Nikt nie wie tego lepiej ni ona sama. Je eli co idzie
dobrze, trzeba si tego trzyma . A nawet je eli idzie le, ale człowiek nadal tego chce,
powinien dalej próbowa . W ko cu musi si uda .
Odwróciła si do biurka i z u miechem spojrzała na zapisan do polowy kartk .
B dzie si odt d kierowała t maksym , i to nie tylko w odniesieniu do swojej pracy, ale
równie do Nathana.
ROZDZIAŁ PI TY
Był na siebie w ciekły, cho znacznie łatwiej i wygodniej byłoby przela t
w ciekło na Jackie. Przecie nie chciał jej wcale całowa , to ona go do tego sprowokowała!
Nie miał równie zamiaru sprawia jej przykro ci. Tymczasem ona go do tego zmusiła. W
ci gu zaledwie kilku dni zmieniła go w kłótliwego gbura, o nadmiernie pobudzonym libido.
A przecie miał o sobie wysokie mniemanie. Uwa ał si za sympatycznego, m drego
faceta, cho cz sto w pracy bywał przesadnym perfekcjonist . Potrafił w okamgnieniu
zatrudni kogo i jeszcze szybciej zwolni . W interesach cz sto tak bywa. Za to w yciu
prywatnym dbał o to, by nie dawa nikomu powodów do skarg.
Ilekro zawierał znajomo z kobiet , starał si z góry ustali reguły gry, by w razie
zacie nienia si ich wi zi oboje mieli wiadomo mo liwo ci i ogranicze : Nikt nigdy nie
o mieliłby si nazwa go cynicznym uwodzicielem.
Miewał rzecz jasna od czasu do czasu. ,, przyjaciółki. W ko cu u zdrowego, dorosłego
m czyzny to normalne. Jednak za ka dym razem starał si , by obie strony podejmowały
decyzj wiadomie i w pełni odpowiedzialnie. Oczywi cie nie mogło te zabrakn stosownej
dozy uczucia, a potem ju wszystko toczyło si znanym utartym torem.
Jego wizja dojrzałego, partnerskiego zwi zku zdecydowanie wykluczała obmacywanie
si w kuchni, nad półmiskiem sałatki.
Je eli jest to staromodne podej cie, to gotów si uzna za człowieka starej daty.
Problem polegał jednak na tym, e ich dziki pocałunek znaczył dla niego wi cej i
wstrz sn ł nim bardziej ni którykolwiek z pocałunków w jego wcze niejszych, starannie
zaprogramowanych zwi zkach. A on sobie nie yczył, eby jego ycie potoczyło si w
niekontrolowany sposób.
Od ojca nauczył si niewiele ponad to, jak wi za krawat, i e kobiety nale y
traktowa z szacunkiem. Był d entelmenem i zamierzał nim pozosta , bez wzgl du na
okoliczno ci. Kobiecie nale ały si ró e i komplementy, cho by dlatego, e była słabsz ,
delikatniejsz istot .
Był wi cie przekonany, e umie post powa z kobietami. Wiedział, jak pokierowa
znajomo ci , eby nie zboczy z obranego, kursu i jak j potem zako czy bez scen i
wzajemnych pretensji. Je eli nigdy nie godził si na zbytni blisko , to miał po temu
konkretne powody. Od ojca dowiedział si , e nie nale y składa obietnic, których nie
zamierza si dotrzyma , jak równie anga owa si w układy, o których z góry wiadomo, e
si rozpadn . Szczycił si wr cz tym, e po ka dym rozstaniu pozostawał ze swoj
ekspartnerk w przyja ni.
Z Jackie było to niemo liwe. Nie mógł si rozsta z ni w przyja ni, bo nawet nie
zd yli si zaprzyja ni . Zd ył za to zrozumie , e z kobiet jej pokroju nie obejdzie si przy
po egnaniu bez scen i awantur. Przy tym koniec oka e si równie nielogiczny i
spektakularny, jak pocz tek.
A on nie lubił osób o ywiołowej osobowo ci czy wybuchowym temperamencie.
Takie cechy przeszkadzały mu w skupieniu.
Postanowił cofn si do punktu wyj cia. Zacznie my le o nast pnym projekcie i
od wie y dawne kontakty. Miesi ce sp dzone w Niemczech wyssały z niego cał energi , a
na domiar wszystkiego, odk d wrócił do domu, nie miał nawet dnia spokoju.
Zreszt , to jego wina. Nie zamierzał obarcza nikogo odpowiedzialno ci za to, co si
stało. Zgodnie z umow , której zamierzał dotrzyma , jego nieproszonemu go ciowi pozostał
jeszcze tydzie . A potem panna MacNamara raz na zawsze zniknie mu z oczu i z serca. No.. .
w ka dym razie z oczu.
Pomy lał, e dobrze mu zrobi k piel w basenie. Kiedy wchodził na gór , eby si
przebra , usłyszał miech Jackie. Wzdrygn ł si . Czy ta kobieta musi mia si tak
zara liwie? Paplała jak naj ta. Drzwi do jej pokoju były otwarte i na korytarzu słycha było
ka de słowo. Przystan ł i pomy lał, e nikt nie mo e oskar y go o podsłuchiwanie, bo to
przecie - do jasnej cholery! - jest jego własny dom.
- Ciociu Honorio, sk d ci to przyszło do głowy? - Skulona w fotelu Jackie
przytrzymywała brod słuchawk , maluj c sobie przy okazji paznokcie u nóg. - Nie, nie
gniewam si na Freda, bo niby czemu? Przecie on mi wy wiadczył wielk przysług . Ten
dom jest idealny, wła nie czego takiego szukałam. A Nathan, to znaczy wła ciciel, jest po
prostu rozkoszny.
Wyprostowała nog , eby obejrze swoje dzieło. Zaj ta pisaniem i gotowaniem, od
tygodni nie znalazła czasu na pedicure. A przecie matka zawsze jej mówiła, e prawdziwa
dama powinna by zadbana od stóp do głów.
- Nie, kochana ciociu, wietnie si dogadujemy. Nathan jest troch odludkiem, wi c
siedzimy tu tylko we dwoje. Ja gotuj , a on chyba lubi moj kuchni , bo zaczyna mu rosn
brzuszek.
Nathan, który wci podsłuchiwał w korytarzu, machinalnie chwycił si za brzuch.
- Ale nie, nie mógłby by milszy. Mam wra enie, jakby był moim wujem. Zaczyna
nawet troch łysie , zupełnie jak wuj Bob.
Tym razem obie r ce Nathana pow drowały w gór .
- Ciesz si , e mogłam ci uspokoi . Nie, przeka Fredowi, e wszystko jest na
najlepszej drodze. Jeszcze si z nim nie skontaktowałam, bo nie mam pewno ci, dok d go
zaniosło.
Na moment, zapadła cisza. Lodowata cisza. Tak przynajmniej odebrał to Nathan.
- Oczywi cie, kochana ciociu. Przecie wiem, jaki jest Fred.
Nathan usłyszał ciche pomrukiwania, a potem stłumiony miech. Ju miał pój do
swojego pokoju, kiedy Jackie znów zacz ła mówi :
- Ach, ciociu, byłabym zapomniała. Jak si nazywał ten wspaniały agent, którego
zatrudniła , kiedy kupowała posiadło Hawkinsa? - Jackie wyprostowała si w fotelu, by
zada ostatni cios. - To na razie sprawa poufna, ale wiem, e tobie mog powiedzie .
Niedaleko st d, na południe, jest takie miejsce, Shutter's Creek. Jest tam dwadzie cia pi
akrów ziemi na sprzeda . Zachowaj to na razie dla siebie, dobrze? - Urwała i słuchaj c
zapewnie ciotki, nie przestawała malowa paznokci. Znała ciotk Honori na tyle dobrze, by
wiedzie , e jej obietnice były niewiele warte. - Wiedziałam, e mog na tobie polega .
Normalnie by mnie to nie interesowało, bo to same mokradła, ale cały dowcip polega na tym,
e Allegheny Enterprises - no wiesz, ta spółka, która buduje te cudowne kurorty.. . Tak, tak,
wła nie oni. No wi c, wykupuj tu wszystkie wolne tereny, zamierzaj je osuszy i zbudowa
kompleks rozrywkowy, taki jak ten w Arizonie. Nie uwa asz, e zamienili ten kawałeczek
pustyni w rajski ogród?
Jackie słuchała jeszcze przez chwil , póki si nie upewniła, e ciotka połkn ła
przyn t .
- Sk d wiem? Znajomy szepn ł mi słówko. Kupi ten grunt, a potem odsprzedam go
Allegehny. Znajomy twierdzi, e dostan potrójn cen . Rzeczywi cie, to brzmi jak bajka.
Ale pami taj, ciociu, póki co ani słówka. Chciałabym załatwi formalno ci, zanim wszyscy
si dowiedz .
Znowu przerwała i z przekrzywion głow zastanawiała si , czy nie nało y trzeciej
warstwy lakieru.
- Tak, tak, jestem bardzo podniecona. Tutaj na razie nikt o tym nie wie. Wła nie
dlatego nie chc adnego po rednika z Florydy. Nie, nie mówiłam na razie rodzicom. Wiesz,
e lubi sprawia niespodzianki. Ojej, kto puka! Musz ko czy . Ucałowania dla
wszystkich. B dziemy w kontakcie. Ciao!
Zadowolona z siebie, Jackie przeci gn ła si w fotelu, a potem zakr ciła nim jak
karuzel .
- O, witaj Nathan!
- Nie wiem, sk d masz te informacje - zacz ł Nathan bez ogródek - ale te tereny w
Shutter's Creek to kolejne wyrzucone pieni dze. Poszukaj sobie lepiej czego innego.
Przecie to dwadzie cia pi akrów komarów i błota.
- Wiem. - Jackie bez trudu podniosła stop do ust i podmuchała na wilgotny lakier.
Nathana wcale by nie zdziwiło, gdyby zało yła sobie nog za szyj . - Je eli dobrze
przypuszczam, to nasz kochany Fred ju pojutrze b dzie szcz liwym wła cicielem tych
komarów. - U miechn ła si , po czym zało yła r ce za głow . - Uwa am, e je li chce si
komu odpłaci pi knym za nadobne, trzeba ugodzi go tam, gdzie go najbardziej zaboli. A u
Freda takim miejscem jest portfel.
Nathan musiał przyzna , e wywód Jackie zrobił na nim pewne wra enie.
- Rozumiem - powiedział, wchodz c do pokoju. - Zasiała ziarno na jego zgub .
- Tak jest. Do rana powinno zakiełkowa . Paskudna sztuczka, pomy lał Nathan.
Wyj tkowo perfidna.
- Sk d wiesz, e on da si na to nabra ?
- Chcesz si zało y ? - prychn ła Jackie.
- Nie - odparł po namy le. - Nie chc . Ile daj za akr?
- Ach, tylko dwa tysi ce. Fred na pewno zdoła bez trudu wy ebra , po yczy albo
wr cz ukra pi dziesi t tysi cy. - Jackie po raz ostatni przyjrzała si swoim paznokciom, po
czym zakr ciła buteleczk . - Zawsze spłacam długi, Nathan. Bez adnych wyj tków.
Było to jawne ostrze enie. Nathan uznał, e sobie na nie zasłu ył.
- Je eli to dla ciebie jaka pociecha, wyznam ci, e w yciu nie tkn mro onej kawy.
Jackie leniwie zało yła nog na nog .
- To ju co .
- Poza tym, to nieprawda, e łysiej .
Przyjrzała si uwa nie jego włosom. Były g ste i ciemne, i takie spr yste w dotyku.
- Chyba raczej nie.
- Nie mam te brzuszka. Spojrzała w dół, na jego płaski brzuch.
- No, jeszcze nie.
- I wcale nie jestem rozkoszny.
- Mo e i nie - przyznała ze miechem. - Za to nawet do przystojny i m ski.
Otworzył usta, eby zaprzeczy , uznał jednak, e lepiej si podda .
- Przepraszam - wyrwało mu si mimowolnie. Jackie u miechn ła si ; wzrok jej
złagodniał.
- Bo masz za co - stwierdziła. - Lubisz zaczyna od nowa?
Wi c to a takie proste. Powinien si tego domy li .
- Wła ciwie tak.
- No to w porz dku.
Kiedy podniosła si z krzesła, przyłapał si na tym, e bezwstydnie gapi si na jej
nogi. Có .. . jest tylko człowiekiem.
- Czyli jeste my przyjaciółmi? - powiedziała, wyci gaj c r k .
Mógłby wymieni cał list powodów, dla których nie powinni si zaprzyja nia ,
mimo to u cisn ł jej dło .
- Tak, jeste my przyjaciółmi. Pójdziesz ze mn popływa ?
- Dobrze. - Ch tnie by go ucałowała, zadowoliła si jednak u miechem. - Daj mi pi
minut. Musz si przebra .
Zaj ło jej to mniej ni pi minut. Kiedy podeszła do basenu, Nathan wynurzał si
wła nie na powierzchni . Nim zd ył otrze oczy, wskoczyła do wody.
- Cze !
- Szybka jeste .
- Nie lubi traci czasu. - Jackie równym tempem przepłyn ła półtorej długo ci
basenu. - Masz fantastyczny basen. To on mnie tak urzekł, e od razu chciałam tu zamieszka .
W moim rodzinnym domu były nawet dwa, wi c przywykłam do codziennego pływania.
Bardzo by mi tego brakowało.
- Miło mi, e mogłem spełni twoj zachciank - powiedział, ale nie zabrzmiało to tak
sarkastycznie, jakby sobie yczył. Kiedy Jackie zmieniła styl na grzbietowy, dodał: - Chyba
du o pływasz, prawda?
- Nie tak du o jak dawniej. Jako nastolatka pływałam przez kilka lat w kadrze
juniorek. My lałam nawet o olimpiadzie.
- Wcale mnie to nie dziwi.
- A potem zakochałam si w trenerze. Miał na imi Hank. - Na wspomnienie
młodzie czego uczucia zamkn ła z westchnieniem oczy. - Po tym wszystkim nie byłam ju w
stanie skoncentrowa si na wynikach. Straciłam te chyba form . Miałam pi tna cie lat, a
Hank dwadzie cia pi . Wyobra ałam sobie, e si pobierzemy i b dziemy wychowywa
przyszłych sportowców, tymczasem jego interesował wył cznie mój styl grzbietowy.
Osi gn łam najlepszy czas w całym stanie. A wracaj c do Hanka, miał dwadzie cia pi lat i
bary jak atleta. Zawsze lubiłam barczystych facetów. - Otworzyła na moment oczy, eby si
przyjrze Nathanowi. Ciało miał bardziej opalone i muskularne, ni przypuszczała. - Ty te
jeste nie le zbudowany.
- Dzi kuj . - Nathan doszedł do wniosku, e pływanie obok Jackie to bardzo
relaksuj ce, a zarazem stymuluj ce zaj cie.
- Hank miał te przepi kne bł kitne oczy. Jak gwiazdy. Uwielbiałam o nich
rozmy la .
Nathan poczuł, e budzi si w nim irracjonalna nienawi do tego Hanka.
- Interesował go tylko twój styl grzbietowy? - rzucił k liwym tonem.
- Wył cznie. eby zwróci na siebie jego uwag , postanowiłam którego dnia udawa ,
e ton . Wymy liłam sobie, e wyci gnie mnie z wody i zacznie mi robi sztuczne
oddychanie metod usta - usta, i wtedy wreszcie zrozumie, e jest we mnie miertelnie
zakochany. Sk d mogłam wiedzie , e tego dnia mój tato przyjdzie na basen, eby popatrze ,
jak trenujemy?
- Rzeczywi cie, nikt nie mógł tego przewidzie .
- Wiedziałam, e mnie zrozumiesz. No wi c, mo esz sobie wyobrazi , co si działo,
kiedy mój ojciec wskoczył do basenu w trzycz ciowym garniturze, ze szwajcarskim
zegarkiem na r ku. Nawiasem mówi c, po tym wszystkim nigdy ju nie był tym samym
człowiekiem. Kiedy wyci gn ł mnie na brzeg, dostał ataku histerii. Koledzy z sekcji my leli,
e to na skutek szoku, ale on po prostu zbyt dobrze mnie znał, eby uwierzy w to
przedstawienie. Jeszcze tego samego dnia przeniósł mnie z sekcji pływackiej do szkółki
tenisa, oczywi cie prowadzonej przez trenerk .
- Twój ojciec wygl da mi na m drego faceta.
- O tak, jest bardzo bystry, jak wi kszo MacNamarów. Jeszcze nikomu nie udało si
go przechytrzy , a Bóg jeden wie, e nieraz próbowałam. - Westchn ła z rezygnacj - B dzie
ze mnie dumny, kiedy mu opowiem, jaki numer wyci łam Fredowi.
- Jeste bardzo z yta ze swoj rodzin ?
- Bardzo - przyznała. - Czasami nawet a za bardzo. Mo e wła nie dlatego musiałam
si odizolowa , eby wzi si za co nowego. Gdyby wszystko miało pój po my li taty,
mieszkałabym teraz w Newport z m em, którego sam by mi wybrał, wychowywałabym jego
wnuki i trzymała si z dala od jakichkolwiek kłopotów. A ty, masz jak rodzin na
Florydzie?
- Nie.
Jego ton nie pozostawiał cienia w tpliwo ci. Temat był raz na zawsze zamkni ty.
- Chcesz si ciga ? - zapytała, uznaj c, e w tej sytuacji lepiej nie naciska .
- A dok d?
- Do ko ca basenu i z powrotem.
Nathan otworzył oczy. Jackie unosiła si na wodzie tu obok niego, z twarz oddalon
zaledwie o centymetry od jego twarzy. Nagle przyszło mu do głowy, e gdyby złapał j za
r k i przyci gn ł bli ej, mógłby dotkn ustami jej warg. Doszedł jednak do wniosku, e
wy cigi to znacznie lepszy pomysł.
- Dobrze. - Zamachn ł si i wystartował. K tem oka zobaczył, e Jackie pomkn ła
przed siebie jak strzała. U miechn ł si i przyspieszył tempo.
Wprawdzie min ło kilka lat, odk d Jackie przestała pływa w reprezentacji, nadal
jednak drzemał w niej bojowy duch. Nathan na ogół wolał przegrywa z kobietami. One i tak
wiedziały, e robił to umy lnie. A jednak nie miał najmniejszego zamiaru przegrywa z
Jackie.
Kiedy dotkn li przeciwległej ciany basenu i zawrócili, płyn li rami w rami . Nathan
nagle u wiadomił sobie, e ci ko b dzie j wyprzedzi . Smukłe ramiona Jackie szybkimi,
energicznymi ruchami rozcinały wod , a jej długie nogi działały jak ruba nap dowa. W
ko cu udało mu si wysforowa nieco do przodu, wył cznie dzi ki temu, e miał dłu sze
r ce. Wygrał niespełna o pół długo ci ciała.
- Nie mam kondycji. - Jackie, zdyszana, oparła si o kraw d basenu i spojrzała na
Nathana. Po jego l ni cym, muskularnym torsie spływały kropelki wody. Pomy lała, e ka da
kobieta chciałaby si oprze na takim torsie. - Ty za to jeste w wietnej formie.
- Ty te - wysapał.
- Nast pnym razem nie dam ci forów.
- I tak ci pokonam - odparł z u miechem.
- Mo e. - Jackie przeczesała palcami włosy, które zwin ły si w urocze pier cionki. -
Dobrze grasz w tenisa?
- Nie le.
- Mo emy którego dnia spróbowa . - Wyskoczyła z wody i usiadła na kraw dzi
basenu. - A łacina?
- Co z łacin ?
- Mogliby my zrobi sobie sprawdzian ze znajomo ci łaciny.
Nathan potrz sn ł głow , po czym wynurzył si i usiadł obok Jackie.
- Nie znam łaciny.
- Ka dy zna chocia troch . Corpus delicti albo magna cum laude. Nigdy nie
zrozumiem, dlaczego mówi si , e to martwy j zyk. Przecie u ywamy go na co dzie .
- Rzeczywi cie, warto by si nad tym zastanowi .
Jackie mimowolnie si roze miała. Nathan na swój pow ci gliwy sposób usiłował da
jej do zrozumienia, e brak jej pi tej klepki. Kiedy tak siedział obok niej, z ciepłym blaskiem
w oczach i półu miechem na twarzy, odniosła wra enie, e zna go od zawsze. A mo e
chciałaby go zna od zawsze.
- Lubi ci , Nathan. Naprawd .
- Ja te ci lubi . Chyba. - Patrz c na ni , nie sposób było si nie u miechn . Miała
magnetyczn osobowo , skupiaj c na sobie uwag otoczenia. Pomy lał, e przebywanie w
towarzystwie Jackie jest jak skok do zimnego jeziora w upalny dzie . Wprawdzie szok dla
organizmu, jednak w sumie mile widziany.
Bezwiednym gestem odgarn ł jej za ucho mokry kosmyk. Co si z nim działo?
Przecie nigdy nie wiadomie nikogo nie dotykał. Ledwo musn ł jej policzek, a ju poj ł, e
popełnił kolejny bł d. Jak mo na pragn czego , czego si nie potrafi okre li ?
Chciał si odsun , ale wtedy Jackie uj ła go za r k i podniosła j do ust, muskaj c
wargami jego palce.
- Nathan - odezwała si - czy jest w twoim yciu jaka kobieta, której powinnam si
obawia ?
Nie cofn ł r ki. Spletli palce.
- Jak mam to rozumie ?
- Mówiłe , e teraz nie masz nikogo. A w przeszło ci? Nie przeszkadza mi to, e
musiałabym z kim konkurowa . Wolałabym jednak wiedzie .
Nie było nikogo takiego w jego yciu. Je li nawet kiedy istniała jaka kobieta,
wspomnienie o niej zbladło i rozwiało si jak dym. I to go wła nie najbardziej zaniepokoiło.
- Jackie, ci gle mnie wyprzedzasz.
- Naprawd ? - Przysun ła usta do jego ust. - Jak my lisz - wyszeptała - ile czasu
potrzeba, eby mnie dogonił?
Jak to si stało, e nagle obejmował dło mi jej twarz? Poczuł, e woda zaczyna
gwałtownie parowa z jego skóry. To byłoby takie proste, wr cz naturalne. Ona była ch tna, a
on jej pragn ł. S doro li, znaj reguły gry i maj wiadomo ryzyka. Niczego sobie nie
obiecywali, bo i niczego od siebie nie chc .
Jednak nawet gdy jej wargi rozchylały si w zetkni ciu z jego ustami, nawet kiedy
ofiarowała mu sam siebie, czuł, e w tym przypadku nic nie b dzie proste.
- My l , e nie jestem jeszcze gotowy na romans z tob - szepn ł, popychaj c j
delikatnie na betonow kraw d basenu.
- No to nie my l. - Obj ła go za szyj . Na to wła nie czekała, ale jak mu to
powiedzie ? Jak wytłumaczy , e czekała na niego przez całe ycie? Wła nie na niego. To
takie proste i naturalne pragn go i podda si temu pragnieniu.
Ju od dzieci stwa wiedziała, e tylko jeden m czyzna jest jej przeznaczony. Nie
potrafiła powiedzie , kiedy go spotka i czy w ogóle. Ale je li nie, to samotnie przejdzie przez
ycie, a miło rodziny i przyjaciół b dzie jej musiała wystarczy . Bo Jackie nigdy nie
godziła si na pół rodki.
Teraz jednak on tu był, z ustami na jej ustach i ciałem przy je ciele. Po co martwi si
o to, co wydarzy si jutro, kiedy trzyma w ramionach uciele nienie swoich snów?
Tu i teraz było to, czego od zawsze pragn ła. Przylgn ła do Nathana, szepcz c jego
imi , i z rado ci poczuła, e jej pragnienie zostało odwzajemnione.
Była niepodobna do innych kobiet, ale dlaczego? Zdarzało mu si ju nieraz ulec
urokom kobiety i jej po da , ale nie w taki sposób. Kiedy był blisko Jackie, nie potrafił
nawet my le . Mógł tylko odczuwa : czuło , nami tno , frustracj , po danie. Trzymaj c
j w ramionach, wył czał automatycznie mózg, poddaj c si emocjom.
Czy to dlatego, e stanowiła uciele nienie marze ka dego m czyzny? Wielkoduszna
kobieta o potrzebach i wymaganiach odpowiadaj cych m skim potrzebom i wymaganiom.
Kobieta bez zahamowa , która niczego nie udaje. Chciałby wierzy , e tak wła nie jest. e to
ju wszystko. Niestety, zdawał sobie spraw , e chodzi o co wi cej. I to znacznie wi cej.
Z przera eniem u wiadomił sobie, e krok po kroku zapiera si samego siebie.
Przecie do tej pory wiedział, dok d zmierza i po co. To niemo liwe.. . to nie w porz dku.. .
godzi si na to, eby wszystko si teraz zmieniło. To znaczy, eby ona wszystko zmieniła.
Musi z tym sko czy . Tu i teraz. Kiedy ma jeszcze jaki wybór. Albo kiedy mo e
jeszcze udawa , e go ma.
Powoli i z najwy szym trudem oderwał si od Jackie. Sło ce schyliło si ku
zachodowi, a jego promienie budziły miedziane refleksy w jej włosach, które nie były tylko
br zowe, jak mu si dot d wydawało, ale mieniły si cał gam br zów. Były przy tym takie
mi kkie i ciepłe. Jak jej oczy. Jak jej skóra.
Z trudem oparł si pokusie, by raz jeszcze dotkn jej policzka.
- Czas wraca do domu.
Pod jego spojrzeniem topniała jak wosk. O co by teraz poprosił, zrobiłaby to bez
wahania. Tak wielka jest moc miło ci. Zamrugała oczami, eby zej z obłoków na ziemi .
Gdyby wybór nale ał do niej i tylko do niej, zostałaby na zawsze tam, gdzie teraz, czyli w
jego ramionach.
Nie była jednak a taka głupia. Nathan nie powiedział przecie , e chce ci gn to, co
si mi dzy nimi zacz ło, tylko e chce to zako czy . Zamkn ła oczy, a serce cisn ło jej si z
bólu.
- Id sam. Ja jeszcze posiedz troch na sło cu.
- Jackie!
Otworzyła oczy. Ku jego zdumieniu malowała si w nich wyrozumiało . Odsun ł si ,
czuj c, e je li b dzie zbyt blisko Jackie, nie zdoła utrzyma r k przy sobie i wszystko
zacznie si od nowa.
- Nie lubi niczego zaczyna , póki nie wiem, jak to si sko czy.
Jackie zrozumiała go i gł boko westchn ła.
- To niedobrze, Nathan. Nawet nie wiesz, co tracisz.
- Popełniam za to mniej bł dów. A ja nie lubi pomyłek.
- Czy ja jestem jedn z nich? - zapytała ze miechem, a on odetchn ł z ulg .
- Tak, i to od samego pocz tku. - Odwrócił si do niej. Patrzyła na niego tak jak na
przygotowywane przez siebie, skomplikowane danie. - Chyba sama rozumiesz, e byłoby
lepiej, gdyby tu nie mieszkała.
Jackie uniosła brwi, nie przestała jednak przygl da mu si w skupieniu.
- Wyrzucasz mnie?
- Nie - powiedział zbyt szybko i poniewczasie ugryzł si w j zyk. - Powinienem to
zrobi , ale jako nie potrafi .
Poło yła r k na jego ramieniu i poczuła, e znów jest spi ty.
- Pragniesz mnie, Nathan. Czy to a tak ci przera a?
- Nie robi wszystkiego, na co mam ochot . Jackie zamy liła si .
- Chyba rzeczywi cie tak. Jeste na to zbyt delikatny. To jedna z tych cech, które mi
si w tobie najbardziej podobaj . W ko cu jednak mnie we miesz, Nathan. Bo tak jest nam
pisane. Wiemy o tym oboje.
- Nie sypiam z ka d kobiet , która mi si spodoba.
- Miło mi to słysze . - Jackie usiadła i podci gn ła kolana pod brod . - Sypianie z byle
kim niesie ze sob wiele zagro e . - Spojrzała na niego wymownie. - My lisz, e szłam do
łó ka z ka dym facetem, który na ranie działał?
Nathan wzruszył ramionami.
- Nic nie wiem o twoim stylu ycia - rzekł niech tnie. Czuł si bardzo za enowany.
- No wła nie - powiedziała. - W tej sytuacji zapomnijmy o seksie. Mo e romans robi
si przez to mniej atrakcyjny, ale to do rozs dne wyj cie. Mam dwadzie cia pi lat i
zd yłam si ju zakocha wiele razy. Lubi si zakochiwa , tyle tylko, e pó niej nie umiem
wytrwa przy danej osobie. Nathan, mo e ci ko ci b dzie pogodzi si z tym, ale nie jestem
ju dziewic .
Nathan z ponur min potrz sn ł głow , a wtedy ona poklepała go po ramieniu.
- Szokuj ce, prawda? Wyznaj jak na spowiedzi, e yłam z m czyzn . A tak
naprawd - z dwoma. Po raz pierwszy zrobiłam to w dniu moich dwudziestych pierwszych
urodzin.
- Jackie.. .
- Wiem - przerwała mu, machn wszy r k . - W dzisiejszych czasach to do pó no,
ale ja nie lubi pod a za mod . Szalałam na jego punkcie. Znał całego Yeatsa na pami .
- To wszystko wyja nia.
- Wiedziałam, e mnie zrozumiesz. Po jakim czasie zaj łam si fotografi . Robiłam
nastrojowe, czarno - białe zdj cia. Bardzo ezoteryczne. Wtedy wła nie poznałam tego faceta.
Czarna skórzana kurtka, pos pna uroda. - Kiedy to mówiła, w jej oczach nie było ju cienia
sentymentu, raczej rozbawienie.
- Wprowadził si do mnie i przesiadywał całymi dniami, patrz c ponuro przed siebie.
Po kilku tygodniach zrozumiałam, e nie nadaj si na ofiar . Zostało rai za to kilka
fantastycznych zdj . Od tamtej pory nikt ju nie zrobił na mnie wi kszego wra enia. Dopiero
tobie si to udało.
Nathan milczał. Czego tu nie rozumiał. Czemu niby miałby si cieszy , e w yciu
Jackie było tylko dwóch wa nych m czyzn? I dlaczego był o nich obu zazdrosny? Po chwili
znowu spojrzał na Jackie. wiatło zmieniło si i ciepłym blaskiem ozłacało jej skór .
- Zadaj sobie pytanie, czy ty nie masz za grosz sprytu, czy mo e masz go wi cej ni
inni?
- Miło jest mie co , nad czym mo na si zastanawia . Chyba dlatego chc zosta
pisark . Wtedy człowiek mo e si zastanawia od pocz tku do ko ca. - Umilkła na chwil ,
ale u Jackie takie przerwy trwały bardzo krótko. - Nathan, jest jeszcze co , co mógłby
rozwa y . Otó jestem w tobie zakochana.
Po tym wyznaniu wstała, bo wydało jej si , e tak b dzie lepiej dla nich obojga.
- Nie chc , eby si tym przejmował - dodała, widz c jego osłupiał min . - Rzecz w
tym, e ja po prostu nie znosz , kiedy ludzie udaj , e czego nie ma. Zwłaszcza je eli chodzi
o co miłego. Pójd si teraz przebra , a potem zajm si kolacj .
Znikn ła w gł bi domu. Nathan został sam. W głowie miał kompletny m tlik. Czy
kto poza Jackie potrafiłby powiedzie co takiego od niechcenia, a potem po prostu si
ulotni ? Nikt. Tylko ona.
Mru c oczy, spojrzał na zatok , w której odbijały si promienie sło ca Jaka
motorówka płyn ła na północ. Słyszał nawet szum silnika w oddali. Powietrze było
przesycone zapachem wiosny, rozgrzanych sło cem kwiatów, wie o skoszonej trawy. Dni
były coraz dłu sze, a wieczory coraz cieplejsze.
To wła nie jest jego ycie, które toczyło si dot d utartym torem.
Póki nie spadła na niego wiadomo , e Jackie jest w nim zakochana.
Czysty absurd! A skoro tak, czemu wcale go to nie zaskoczyło? Chyba dlatego, e
wi e si to z jej osobowo ci . On, na przykład, nie zwykł rzuca na wiatr takich słów, jak
„miło ”. Jackie słowa i uczucia najwidoczniej przychodziły bez trudu.
Nie miał poj cia, co Jackie mogła rozumie przez „miło ”. Poci g, harmoni dusz,
nagłe ol nienie? Dla wielu byłoby to a nadto. Jackie jest jednak bardzo impulsywna. Czy nie
powiedziała mu przed chwil e zakochiwała si i odkochiwała wiele razy? Mo e dla niej to
po prostu kolejna przygoda?
Wygodniej byłoby mu w to uwierzy . A skoro tak, to dlaczego na sam my l o tym
ogarniała go zło ?
Dlatego, e nie yczył sobie by kolejn przygod w jej yciu. Wprawdzie nie chciał,
eby była w nim zakochana, ale skoro tak si stało, to chciał, eby to było autentyczne
uczucie.
Wstał i podszedł do muru oddzielaj cego ogród od skarpy schodz cej do kanału.
Kiedy jego ycie płyn ło spokojnie jak wody tego kanału. I o to wła nie mu chodziło.
Pochłoni ty prac , nie miał czasu zadawa si z impulsywnymi kobietami, które rozprawiaj
o romansach i miło ci.
Mo e w przyszło ci przyjdzie czas na takie sprawy - oczywi cie z wła ciw kobiet .
Eleganck i rozs dn , bo takie zawsze mu si podobały. A je li tak, to czemu nagle odniósł
wra enie, jakby my lał o meblu do salonu, a nie o onie?
To wszystko wina Jackie, uznał ze zło ci . Po co mu powiedziała, e jest w nim
zakochana? To przez ni zacz ło mu si wydawa , e i on.. .
Nie! - zganił si w duchu, po czym zawrócił w stron domu. Szkoda czasu na tak
idiotyczne rozwa ania, e mógłby by w niej zakochany. Przecie prawie jej nie zna, a poza
tym działa mu na nerwy. Mo e i mu si podoba, ale to tylko dlatego, e jest rzeczywi cie
atrakcyjna. Poza tym, w Niemczech był tak zapracowany, e nie miał czasu nawet pomy le o
kobiecie.
Niestety, to tak e było kłamstwo. Zdegustowany odwrócił si i po raz ostatni spojrzał
na basen. Prawda wygl da tak, e Jackie zdecydowanie nie jest mu oboj tna. Sam nie
wiedział dlaczego, a jednak tak było. U wiadomił sobie, e chce z ni sp dzi czas, chce si z
ni kocha , chce słucha jej radosnego, zmysłowego głosu.
To nie jest oczywi cie miło , chocia trzeba przyzna , e jednak troch mu na niej
zale y. To przecie dopuszczalne. Fakt, e m czy nie zale y na jakiej kobiecie, wcale
jeszcze nie znaczy, e od razu wpadł po uszy.
Ale to wszystko nie dotyczy Jackie.
Przeczesał palcami włosy i ruszył w stron domu. Nie b dzie rozmawia z Jackie na
takie tematy - ani teraz, ani nigdy. Bez wzgl du na to, ile go to b dzie kosztowało, j ego ycie
wróci do normy.
Przed wej ciem powiedział sobie, e rozs dniej b dzie w lizgn si bocznymi
drzwiami, eby unikn spotkania z Jackie. Zapewnił te sam siebie, e nie jest to wcale
oznak tchórzostwa.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Jackie ani przez moment nie ałowała, e powiedziała Nathanowi o swoich uczuciach.
Nie wycofałaby si , nawet gdyby miała tak szans . Wyznawała zasad , e raz podj te
decyzje nie podlegaj dyskusji.
A nawet gdyby wstydziła si swoich słów - albo chciała je cofn - i tak w niczym nie
zmieniłoby to faktu, e powiedziała prawd . Nie planowała zakocha si w Nathanie, ale
skoro ju do tego doszło, ta miło stała si dla niej czym najpi kniejszym i najwa niejszym.
Poprzednio najpierw wybierała m czyzn , który wydawał jej si godny uczucia, a dopiero
potem si w nim zakochiwała.
Miło do Nathana była dla niej samej niespodziank i zaskoczeniem. Takiej
mo liwo ci nie brała pod uwag . Tymczasem zdarzyło si co , o czym w gł bi duszy ma-
rzyła. Wiedziała od dawna, e miło ci nie mo na sobie zaplanowa , dlatego zaczynała si
obawia , e ju jej w yciu nie spotka.
Oczywi cie Nathan nie jest dla niej idealnym partnerem, a przynajmniej nie pod
ka dym wzgl dem, jak to sobie kiedy wyobra ała. Wła ciwie nie wiedziała, czy ma te
wszystkie zalety, które uznała za po dane u m czyzny.
Jednak było to bez znaczenia, bo go kocha.
Postanowiła da mu troch czasu - kilka dni, a nawet tydzie - by mógł odpowiedzie
na jej wyznanie w sposób, który uzna za stosowny. Co do niej samej, nie ywiła
najmniejszych w tpliwo ci, e wszystko uło y si po jej my li. Kochała Nathana. Los, pod
postaci kuzyna Freda, zetkn ł ich ze sob , czyli to wszystko, co si stało, było im pisane.
Nathan mo e jeszcze o tyranie wie, ale wkrótce to sobie u wiadomi. Ubijaj c jajka na suflet,
pomy lała z u miechem, e Nathan potrzebuje wła nie takiej kobiety jak ona.
M czyzna racjonalny, konserwatywny i, prawd powiedziawszy, troch sztywny,
potrzebuje miło ci i zrozumienia kobiety, która nie została wyposa ona w adn z tych cech.
A ta kobieta, czyli w tym przypadku ona, pokocha tego m czyzn , czyli Nathana, wła nie za
to, e jest, jaki jest. Jego cechy b d j rozczula , a zarazem nie pozwoli mu si przesadnie
usztywni .
Ju teraz mogła przewidzie , jak w przyszło ci uło y si ich ycie. Z czasem stan si
sobie tak bliscy, e b d potrafili czyta nawzajem w swoich my lach. A cho nie zawsze
b d we wszystkim zgodni, b d mogli liczy na wzajemne zrozumienie. On b dzie siedział
nad desk kre larsk i chodził na narady, a ona b dzie pisa i od czasu do czasu wpada do
Nowego Jorku, eby zje lunch ze swoim wydawc .
Kiedy Nathan b dzie musiał wyje d a słu bowo, pojedzie z nim, eby wspiera go,
on tak e b dzie jej pomagał na wszelkie mo liwe sposoby. Gdy on b dzie projektował
kolejny gmach, ona b dzie zbierała potrzebne informacje i wertowała fachow literatur .
Tak b dzie, póki na wiat nie przyjd dzieci. Wtedy b d musieli na kilka lat
ograniczy podró e i zaj si rodzin . Jak na razie, Jackie nie chciała sobie wyobra a ani
płci, ani koloru włosów ich dzieci, bo powinno to by najsłodsz niespodziank . Oczywi cie
nie w tpiła, e Nathan oka e si czułym i oddanym ojcem.
Ona zawsze b dzie przy nim, eby robi mu rozlu niaj ce masa e, roz miesza go,
kiedy dopadnie go zły humor; eby patrze , jak rozkwita jego talent. Przy niej Nathan b dzie
si cz ciej u miechał, a ona dzi ki temu stanie si bardziej stateczna. B d z siebie dumni, a
kiedy ona zdob dzie Nagrod Pulitzera, wypij butelk szampana i b d si kocha do
białego rana.
Wszystko to jest naprawd bardzo proste. Musi tylko poczeka , a Nathan to
zrozumie.
Ostry d wi k telefonu przerwał jej błogie rozmy lania.
Trzymaj c misk pod pach , podeszła do wisz cego na cianie aparatu i zdj ła z
widełek słuchawk .
- Halo!
Kto si wyra nie zawahał, po czym w słuchawce rozległ si starannie modulowany,
damski głos:
- Czy to rezydencja pana Powella?
- Tak. Czym mog słu y ?
- Chciałabym porozmawia z Nathanem. Mówi Justine Chesterfield.
Nazwisko nie było Jackie obce. Przypomniała sobie, e wie o rozwiedziona Justine
Chesterfield stała si ostatnio ulubionym tematem towarzyskich rubryk w kolorowych
magazynach. Na sam d wi k tego nazwiska otwierały si wszystkie drzwi w Bridgeport,
Monte Carlo i St. Moritz.
Naturalnie odpowiednio do sezonu. Jackie zawsze wierzyła w złe przeczucia, dlatego
w pierwszym odruchu chciała odwiesi słuchawk . Doszła jednak do wniosku, e niczego to
nie rozwi e.
- Oczywi cie - odpowiedziała z najwytworniejszym akcentem, na jata było j sta . -
Sprawdz , czy mo e podej .
To mieszne, eby odczuwa zazdro na sam d wi k głosu w telefonie. Tym
mieszniejsze, e Jackie uwa ała si za osob niezdoln do tak niskich uczu . Mimo to z
niekłaman satysfakcj pokazała słuchawce j zyk i dopiero potem poszła poszuka Nathana.
Nie musiała si zbytnio trudzi , bo schodził wła nie na dół.
- Telefon do ciebie. Dzwoni Justine Chesterfield.
- Ach tak. - Nagle ogarn ło go niezrozumiałe poczucie winy. Przecie to tylko stara
znajoma - Dzi ki - burkn ł. - Odbior u siebie.
Jackie nie została w holu umy lnie. Naprawd ! Czy to jej wina, e nagle zacz ło j
straszliwie sw dzie zagł bienie pod kolanem? Wi c przystan ła i zacz ła si drapa , a
Nathan wszedł tymczasem do gabinetu i podniósł słuchawk .
- Halo, Justine? Tak, kilka dni temu. Kto? Nowa gosposia? Nie, to.. . - Czy da si w
ogóle wyja ni , kto to jest Jackie? - pomy lał. - Miałem zamiar do ciebie zadzwoni . Tak, w
sprawie Freda MacNamary.
W ko cu Jackie doszła do wniosku, e je eli nie przestanie si drapa , skaleczy si do
krwi. Chc c nie chc c, wróciła do kuchni i przystan ła przy telefonie. Pomy lała, e mogłaby
ostro nie podnie słuchawk , eby tylko sprawdzi , czy Justine nadal jest na linii. Zdj ła
słuchawk z widełek, a potem nagle si rozmy liła i odwiesiła j z hałasem.
Nie jest wcale ciekawa, o czym Nathan rozmawia z t kobiet . Niech sam jej wyja ni,
dlaczego z kim mieszka. Na my l o tym roze miała si , nastawiła gło niej radio i
pod piewuj c, zacz ła kr ci si po kuchni.
Z zapałem kobiety, która lubi gotowa , ubijała suflet. Nie b dzie trzaska garnkami i
patelniami. Potrafi przecie zapanowa nad sob , cho na ogół nie le y to w jej
spontanicznym charakterze. Było nie było, to tylko głupi telefon. Pewnie ta kobieta dzwoni
do Nathana, eby wyd bi od niego czek na cele dobroczynne. A mo e zamierza
przebudowa swój apartament? S przecie dziesi tki niewinnych i uzasadnionych powodów,
dla których Justine Chesterfield mogła zatelefonowa do Nathana.
Najpewniej dzwoni dlatego, e zagi ła na niego parol.
- Jackie!
Odwróciła si z niewinnym u miechem.
- Sko czyłe ? Pogadali cie sobie z Justine?
- Chciałem ci tylko powiedzie , e wychodz , wi c nie musisz zaprz ta sobie głowy
kolacj .
- Aha. - Jackie poło yła ogórek na desce i zacz ła go kroi na plasterki. -
Zastanawiałam si , czy Justine ju si rozwiodła? Który to ju raz? Drugi czy trzeci?
- O ile wiem, jest ju po rozwodzie. - Nathan zatrzymał si na moment z r k na
klamce i popatrzył na Jackie. Nó w jej r ce opadał na desk ze mierciono n precyzj . I
nagle go ol niło. Przecie to zazdro ! Ma przed sob kobiet op tan zazdro ci , chocia
naprawd nie ma w tym jego winy. Otworzył usta, eby co powiedzie , ale si rozmy lił. Nie
b dzie si przed ni tłumaczył. Je eli Jackie my li, e co go ł czy z Justine, tym lepiej dla
wszystkich. - Zobaczymy si pó niej.
- Baw si dobrze - rzuciła za nim, po czym hukn ła no em w desk .
Nie odwróciła si i nie przestała sieka ogórka, póki nie usłyszała, jak zatrzaskuj si
frontowe drzwi. A wtedy odło yła nó i jednym ruchem wylała do zlewu ciasto na suflet.
Tego wieczoru zjadła na kolacj hot doga.
W odzyskaniu równowagi pomógł jej powrót do pracy i koj cy szum elektrycznej
maszyny do pisania. A jeszcze bardziej pomogło jej wymy lanie nowej postaci. Justine,
powiedzmy sobie Carlotta, to przewrotna i wyrachowana burdelmama z miejscowego domu
uciech. Serce ma równie fałszywe, jak kolor włosów. M czyznami posługuje si jak
etonami w grze.
Jake, naiwny jak ka dy m czyzna, dał si na to nabra . Jednak Sarah przenikliwym
wzrokiem kobiety dostrzegła prawdziwe oblicze Justine.. . to znaczy Carlotty.
Ze strachu przed rodz cym si uczuciem do Sarah, Jake zwraca si do Carlotty. Co za
dra ! Koniec ko ców Carlotta go zdradzi, a jej zdrada b dzie niemal kosztowała ycie Sarah,
ale jak na razie Sarah musi przyj do wiadomo ci okrutn prawd - m czyzna, którego
pokochała, poszedł do innej kobiety, eby da upust nami tno ci.
Jackie wolałaby, oczywi cie, przedstawi Carlott jako niechlujnego, wyblakłego
babsztyla. Zastanawiała si nawet, czy nie obdarzy j kurzajk . Jednak brzydka kobieta nie
przysłu yłaby si ani Jake'owi, ani jej powie ci. Wobec tego podarła pierwsz stron i od
nowa zabrała si do pracy.
Carlotta była ol niewaj ca - na swój zimny, wyrachowany sposób. Jackie ogl dała
fotografie Justine na tyle cz sto, eby móc j teraz bez trudu opisa . Wysoka i smukła, oczy
miała bł kitne jak górskie jeziora i drobne, niemal dziecinne usta. Miała te wysmukł szyj i
pszeniczne włosy, lekko wystaj ce ko ci policzkowe i nogi baletnicy. W swojej powie ci
Jackie obdarzyła j nieco bardziej pospolitymi rysami, poza tym dorzuciła par wad, w tym
równie skłonno do mocnych trunków.
Po jakim czasie przekonała si , e zaczyna coraz lepiej rozumie charakter Carlotty
oraz jej potrzeb wykorzystywania m czyzn i erowania na ich najni szych instynktach.
Odkryła, e Carlotta prze yła nieszcz liwe dzieci stwo oraz koszmarne pierwsze
mał e stwo. Ze zdumieniem stwierdziła, e zaczyna łagodniejszym okiem spogl da na
Justine, mimo i Carlotta planowała wła nie intryg , która miała zamieni ycie Sarah w
piekło.
Kiedy sko czyło jej si natchnienie, było ju po północy. Zamiast od razu uda si do
łó ka, Jackie nało yła na twarz maseczk , zrobiła manicure i zacz ła przegl da zaległe
czasopisma. Oczywi cie nie znaczyło to wcale, e czekała na powrót Nathana.
O pierwszej zgasiła lampk przy łó ku, a potem długo le ała ze wzrokiem wbitym w
sufit.
Mo e jednak wszyscy mieli racj ? Mo e jest stukni ta? Kobieta, która zakochuje si
w kompletnie ni nie zainteresowanym m czy nie, sama si prosi kłopoty. A tak e nara a na
ró ne przykro ci. Oboj tna reakcja Nathana na jej wyznania była pierwsz wi ksz
przykro ci , jaka j w yciu spotkała, i Jackie musiała przyzna , e to do wiadczenie nie
nale ało do miłych prze y .
Mimo wszystko kochała Nathana cał swoj prostoduszn , ywiołow natur . Była to
całkiem inna miło ni wcze niejsze uczucie do wielbiciela Yeatsa czy ponuraka w
skórzanej kurtce. Gwałtowny skok adrenaliny, jaki odczuwa biegacz na krótkie dystanse, to
zupełnie co innego ni przygotowanie do maratonu. Bo cho w maratonie wyst puje równie
element podniecenia, najwa niejsza jest determinacja płyn ca z prze wiadczenia, e chce si
nie tylko zacz , ale i dotrwa do ko ca tego najdłu szego z dystansów.
Usiadła na łó ku i pomy lała, e przypomina to jej pisanie. Paralele s tu bardzo
wyra ne. Dot d ilekro co j bardziej zainteresowało, zapalała si , mobilizuj c cał energi ,
po czym ju wkrótce przychodziło zniech cenie. Typowy słomiany zapał. Jakby przeczuwała,
e to co - cho by nawet bardzo ekscytuj ce - potrwa bardzo krótko.
Natomiast w przypadku pisania od pocz tku wiedziała, e to jest wła nie to. Była to
jej jedyna, a zarazem ostatnia szansa. Tego wła nie szukała i do tego d yła przez te
wszystkie lata najrozmaitszych eksperymentów.
Podobnie rzecz si miała z miło ci do Nathana. Dawne romanse okazały si tylko
kolejnymi stopniami, po których wznosiła si ku jedynemu m czy nie, jaki był jej
przeznaczony; człowiekowi, z którym chciała sp dzi ycie.
Czy zgodziłaby si na to, eby kto uniemo liwił jej napisanie ksi ki? Absolutnie
nie! Z determinacj zacisn ła usta, po czym znów opadła na poduszki. To samo dotyczy
Nathana. Nie dopu ci do tego, eby stan ła mi dzy nimi jaka kobieta. Justine Chesterfield
wkrótce si o tym przekona.
Nathan ju od ponad godziny siedział w samochodzie, pal c papierosa za papierosem.
Czy to nie dziwne, e bał si wej do własnego domu? Owszem, dziwne, ale prawdziwe. A
wszystko przez Jackie, która rezydowała w jednej z sypialni, zamienionej obecnie na gabinet.
Marszcz c brwi, pomy lał, e pokój ten ju nigdy nie b dzie pokojem go cinnym.
Widział wiatło w jej oknach, potem lampka zgasła. Pewnie Jackie ju pi. On sam za
to chyba nie zmru y oka tej nocy.
Najch tniej ruszyłby teraz na gór , prosto do pokoju Jackie i zatracił si w niej bez
wzgl du na cen , jak przyszłoby mu za to zapłaci .
Uczucia, jakie do niej ywił, były kompletnie bezsensowne i adn miar nie dały si
zanalizowa . Wci miał w oczach t scen , kiedy siedzieli nad basenem, a kropelki wody
wysychały na jej skórze. W uszach wci d wi czał mu jej głos: Jestem w tobie zakochana”.
Czy to mo liwe, e przyszło jej to tak łatwo? Wygl da na to, e tak. Teraz, kiedy
poznał j bli ej i zaczynał lepiej rozumie , mógł zaryzykowa twierdzenie, e zakochiwanie
si i wyznawanie miło ci jest dla Jackie czym równie naturalnym, jak proces oddychania.
Rzecz w tym, e teraz zakochała si nie w jakim obcym m czy nie, ale w nim.
Mógłby to oczywi cie wykorzysta . Pewnie nawet nie miałaby do niego pretensji. Bez
najmniejszych wyrzutów sumienia mógłby urzeczywistni swoje marzenia, czyli wej do jej
pokoju i doko czy to, co zacz li wcze niej tego wieczoru.
Jednak nie potrafił zapomnie wyrazu jej oczu. Malowały si w nich ufno ,
uczciwo i wra liwo . Jackie uwa ała si za osob tward , która si tak łatwo nie poddaje. I
chyba to prawda. Przynajmniej w pewnym stopniu. Je eli naprawd go kocha, to nawet gdyby
j zranił, bior c to, co zamierzała ofiarowa mu z miło ci, na pewno nie chciałaby si m ci .
Jak ma z ni post powa ?
Wcze niej tego wieczoru wydawało mu si , e wie, co ma robi . Wizyta u Justine była
wykalkulowanym posuni ciem. Chciał w ten sposób zdystansowa si do Jackie i udowodni
im obojgu, e ich zwi zek byłby bezsensowny.
Jednak gdy znalazł si w eleganckim apartamencie Justine, po ród francuskich
antyków, nie potrafił my le o niczym innym, jak tylko o Jackie. Na kolacj podano
w dzonego łososia, przyrz dzonego przez kuchark , a jemu nagle zamarzył si kurczak na
ostro, przygotowany przez Jackie.
U miechał si , kiedy Justine, ubrana w lu ne białe spodnium, z włosami upi tymi w
elegancki w zeł na karku, nalewała mu brandy, ale przed oczyma miał Jackie w króciutkich
kolorowych szortach, ze szklank mro onej herbaty w r ku.
Rozmawiali o wspólnych znajomych, wymieniali pogl dy na temat Frankfurtu i
Pary a. Justine miała niski, koj cy głos, a jej obserwacje wiadczyły o inteligencji i dowcipie.
Słuchaj c jej, my lał jednak o zawiłych meandrach i nagłych zwrotach tak
charakterystycznych dla rozmów z Jackie.
Justine znał od dawna i bardzo j cenił. W jej towarzystwie czuł si swobodnie.
Przyja nili si od dziesi ciu lat, znali swoje rodziny, a cho nie zawsze si ze sob zgadzali,
wietnie si rozumieli. A jednak nigdy nie zostali kochankami. Wprawdzie zawsze si sobie
podobali, ale cz ste podró e Nathana oraz mał e stwa Justine skutecznie utrudniły im
nawi zanie romansu.
To mogło si teraz zmieni i oboje wietnie zdawali sobie z tego spraw . Ona znowu
była wolna, a on wrócił na dłu ej do kraju. Poza tym, Nathan był prawie pewny, e nigdy nie
spotka kobiety, która tak dalece odpowiadałaby mu pod ka dym wzgl dem jak Justine
Chesterfield.
A jednak, kiedy siedział w jej pi knym, złoto - białym salonie, t sknił ju za swoj
kuchni i Jackie szykuj c jakie pyszne danie. I niechby nawet to cholerne radio grało na
cały regulator.. .
Co si z nim działo? Chyba naprawd tracił rozum.
Wieczór zako czył si niewinnym, czysto przyjacielskim pocałunkiem. Nathan nawet
nie pomy lał, eby kocha si z Justine. To dziwne, bo przecie po pół roku niemal
kator niczej pracy jest na tyle wyposzczony, e potrzebuje kobiety. Ze zdumieniem
u wiadomił sobie, e gdyby si przespał z Justine, czułby si w stosunku do Jackie jak
zdrajca.
Tak, bez w tpienia tracił rozum.
Wysiadaj c z samochodu, pomy lał, e nie b dzie si ju wi cej tym zadr czał.
Pójdzie do domu, we mie gor c k piel i mo e uda mu si wtedy zasn .
Jackie poderwała si na odgłos kroków na dole. Nathan? Przecie nie słyszała
nadje d aj cego wozu. Od godziny wyczekiwała jego powrotu i była pewna, e usłyszałaby
go nawet przez sen. Usiadła w nogach łó ka i wyt yła słuch.
Nic. Cisza.
Je eli to Nathan, to dlaczego nie wszedł na gór ? Zaniepokojona podeszła na palcach
do drzwi i wyjrzała na korytarz.
Je eli to Nathan, to dlaczego chodzi po ciemku?
Pewnie to nie Nathan, tylko jaki złodziej, który musiał obserwowa dom od
dłu szego czasu, poznał obyczaje jego mieszka ców i wreszcie doczekał si swojej szansy.
Zobaczył, e jest sama w domu i pi, i postanowił si włama , eby okra Nathana.
Jackie odwróciła si w stron łó ka. Mogła oczywi cie zadzwoni na policj , a potem
schowa si pod kołdr i czeka na przyjazd radiowozu. W sumie, to całkiem niezły pomysł.
Zrobiła krok w stron telefonu, po czym si zawahała.
Mo e to tylko podłogi tak skrzypiały, bo dom osiada? Je eli Nathan nie miał jej
jeszcze do , to lepiej nie nadu ywa jego cierpliwo ci. Gdyby po powrocie od „tej kobiety”
zastał dom pełen policjantów, pewnie dostałby szału i kazał jej spakowa manatki.
Po krótkim namy le postanowiła zej na dół, eby sprawdzi , czy s powody do
paniki.
Powoli zeszła po schodach, przywieraj c plecami do ciany. Dom był pogr ony w
ciemno ci i ciszy. A przecie gdyby złodziej chciał ukra rodzinne srebra, musiałby narobi
hałasu.
Na półpi trze powiedziała sobie, e pewnie to tylko jej bujna wyobra nia. Przez
chwil nasłuchiwała, ale wokół nadal panowała cisza. Postanowiła rozejrze si po domu.
Wiedziała, e nie zmru y oka, póki nie zaspokoi ciekawo ci.
Zacz ła sprawdza kolejne pokoje, zapalaj c W nich wiatło. Pogwizdywała przy tym
cicho, gdy doszła do wniosku, e gdyby kto si chował w domu, lepiej, by słyszał, e
nadchodzi. Jednak wszystkie pomieszczenia, do których zajrzała, były puste.
Przeszła przez salon, min ła gabinet Nathana i garderob , po czym znalazła si w
jadalni i wtedy przyszło jej do głowy, e to niejeden włamywacz, tylko cała banda. Pewnie to
ci zabójcy, którzy ostatnio uciekli z wi zienia o zaostrzonym rygorze w Kentucky. Jej matka
chyba si nie myliła si , kiedy zarzucała Jackie, i ma chor wyobra ni .
Kiedy dotarła do kuchni, cały dom ton ł w wiatłach. Si gn ła do kontaktu i wtedy
usłyszała szuranie.
Zadr ała, ale nie straciła przytomno ci umysłu. Oni musieli by na werandzie - cała
szóstka. Ten, który ma blizn od skroni a po szcz k , został skazany za bestialskie
morderstwa bezbronnych staruszek. Cofn ła si z zamiarem podej cia do telefonu, a wtedy
kroki rozległy si całkiem blisko.
Za pó no! Chwyciła pierwsz rzecz, jak miała pod r k , czyli patelni , i trzymaj c j
nad głow , szykowała si na odparcie ataku.
Trudno powiedzie , które z nich było bardziej zdumione. Czy Nathan, stoj cy w
samych tylko slipach w progu kuchni, czy Jackie zastygła w dziwacznej pozie. Nathan
odskoczył jak oparzony, a ona upu ciła z krzykiem patelni , po czym roze miała si
histerycznie.
- Co to za pomysły? Co ty tu robisz? - Nathan był tak za enowany, e miał ochot
owin si cierk do naczy .
Jackie zaj kn ła si i podniosła r k do ust.
- Wzi łam ci za szóstk bandziorów o morderczych skłonno ciach. Jeden z nich miał
blizn na twarzy, a ten najmniejszy przypominał łasic .
- I dlatego zeszła na dół i postanowiła załatwi nas wszystkich patelni , tak?
- Niezupełnie. - Chichocz c, oparła si o blat. - Przepraszam, to wszystko z nerwów.
- Wiem.
- Zdawało mi si , e w domu jest złodziej, a kiedy byłam ju prawie pewna, e go nie
ma.. . - Urwała, po czym nagle dostała czkawki. - Przyszło mi do głowy, e to ta banda
uciekinierów z Kentucky, pod przewodnictwem niejakiego Bubby. Musz si czego napi . -
Si gn ła po szklank i nalała sobie wody, podczas gdy Nathan rozpaczliwie usiłował nad y
za tokiem jej my li.
- Wydaje mi si , e wreszcie odnalazła swoje powołanie - stwierdził, kiwaj c głow .
- Z tak wyobra ni zarobisz miliony.
- Dzi ki. - Podniosła szklank do ust i zacz ła popija wod drobnymi łyczkami,
stukaj c palcami w szkło.
- Co ty wyprawiasz?
- Próbuj powstrzyma czkawk . - Odstawiła pust szklank i odczekała chwil . -
Widzisz? To skutkuje. A teraz kolej na ciebie. Czemu si szwendasz po domu w samych tylko
majtkach?
- W ko cu to mój dom.
- Racja. Poza tym, masz ładne slipy. Przepraszam, e ci przestraszyłam.
- Wcale mnie nie przestraszyła . - Zirytowany schylił si i podniósł patelni . -
Chciałem wzi k piel, ale przedtem miałem zamiar przyrz dzi sobie drinka.
- Ach, to wszystko wyja nia. - Jackie zacisn ła usta, eby powstrzyma kolejny atak
miechu. - Dobrze si bawiłe ?
- Co? Owszem - mrukn ł nieprzytomnie, bo wła nie dotarło do niego, e Jackie ma na
sobie tylko m ski podkoszulek z wyblakłym wizerunkiem Mozarta. Szybko przeniósł wzrok
na jej twarz, ale niewiele to pomogło. - Nie chc ci zatrzymywa . Mo esz ju wraca do
łó ka.
- Nic si nie stało. Zrobi ci drinka.
- Sam sobie zrobi . - Chwycił j za r k , nim zd yła otworzy szafk .
- Nie zło si . Przecie ci przeprosiłam.
- Wcale si nie złoszcz . Wracaj do łó ka, Jackie.
- Pójdziesz ze mn ?
- Za daleko si posuwasz - odparł, mru c oczy.
- To była tylko sugestia. - Na my l o tym, jak Nathan musi si teraz m czy , zalała j
fala czuło ci. Nieszcz sny człowiek honoru, któremu si wydaje, e jego intencje s
niehonorowe. - Nathan, czy tak trudno ci zrozumie , e ci kocham i chc i z tob do łó ka?
Pomy lał, e nie wolno mu dopu ci do tego, eby jej argumenty zabrzmiały
sensownie.
- Trudno mi zrozumie , jak mo na uwa a , e si kocha kogo , kogo zna si tylko
kilka dni. To nie takie proste, Jackie.
- Czasami bardzo proste. A Romeo i Julia? Nie, kiedy pomy l o zako czeniu, to
jednak zły przykład. - Wpatrzona w jego usta, przypomniała sobie ich ostatni pocałunek.
Obwiodła je palcami. - Przepraszam, ale aden lepszy przykład nie przychodzi mi do głowy,
bo my l teraz o tobie.
Nathan poczuł bolesny skurcz oł dka.
- Je eli zamierzała wszystko skomplikowa , to ci si udało.
Jackie przysun ła si bli ej i uniosła głow .
- Pocałuj mnie, Nathan. Nawet moja wyobra nia nie potrafi odda wszystkich
rozkoszy twojego pocałunku.
Zakl ł, ale ju dotykał ustami jej ust. Z ka d sekund ich pocałunek stawał si coraz
słodszy i bardziej nami tny. Poczuł, e zaczyna przegrywa . Je li teraz ulegnie pokusie, mo e
zabrakn mu sił, eby si wycofa . Poza tym, czy mo na przewidzie , w co si w ten sposób
wpakuje?
Jackie jest jak narkotyk. Zwłaszcza dla rozs dnego, racjonalnego m czyzny, który
zawsze twardo stał obiema nogami na ziemi.
Pod koszulk była naga. Mi kka i ciepła, i ju gotowa na jego przyj cie. Czuł to, bo
jego dłonie bł dziły po jej ciele, mimo ostrzegawczego dzwonka, którym posłu ył si jego
zdrowy rozs dek.
UWAGA! WCHODZISZ NA WŁASNE RYZYKO!
Tak, cokolwiek zrobi, zrobi to na własne ryzyko. Dot d, zanim zdecydował si na
pierwszy krok, zawsze staranie rozwa ał wszystkie za i przeciw, wszelkie plusy i minusy.
Teraz jednak ciało Jackie topniało w jego r kach jak wosk, by da mu rozkosz i zaspokoi
jego pragnienia. Wi c po co te wszystkie jałowe rozwa ania? Wiedział ju , e nie da si
naukowo przeanalizowa tego, co si mi dzy nimi działo.
Nast pny krok wydawał mu si tak dziecinnie prosty. Jackie szeptała jego imi ,
wodz c r kami po jego plecach i biodrach. Czuł wszystkie kr gło ci jej ciała, bo i jego r ce
gor czkowo bł dziły pod rozci gni tym podkoszulkiem z wizerunkiem Mozarta. Jak to
mo liwe, e jej ciało wydawało mu si tak zaskakuj ce, a zarazem tak dobrze znajome?
Chciał porwa j na r ce i zanie do łó ka, chciał si w niej zatraci - byłoby to takie
łatwe. Tuliła si do niego w oczekiwaniu, ch tna i gotowa na wszystko. A jednak
wiadomo , , e pragnie jej jak niczego i nikogo na wiecie, zacz ła go przytłacza .
Nagle, gdzie w najdalszych zak tkach pod wiadomo ci, usłyszał huk
zatrzaskiwanych drzwi i zgrzyt klucza w zamku. W ostatnim ge cie samoobrony odepchn ł
Jackie.
- Poczekaj!
Otworzyła z westchnieniem oczy.
- Hm? - mrukn ła w rozmarzeniu.
Je eli nie przestanie patrze na niego takim wzrokiem, całkiem si rozklei. Albo
zedrze z niej t symboliczn nocn koszul .
- Posłuchaj, sam nie wiem, jak do tego doszło, ale trzeba temu poło y kres. Nie
jestem hipokryt , wi c nie b d ci wmawiał, e ci nie pragn . Ale nie jestem wariatem,
dlatego nie zamierzam pakowa si w co , co nas oboje unieszcz liwi.
- Naprawd uwa asz, e gdyby my poszli do łó ka, mogłoby nas to unieszcz liwi ?
- Naprawd tak uwa am.
- Ale dlaczego? - nie ust powała Jackie.
- Bo na tym by si sko czyło - odparł i odsun ł jej napieraj ce ciało. Kiedy chwycił j
za ramiona, poczuł, e dr y. A mo e to on dr ał? - W moim yciu nie ma dla ciebie miejsca,
Jackie. W ogóle dla nikogo. I mnie jest z tym dobrze. Mówi ci to szczerze, chocia nie
wiem, czy jeste w stanie to zrozumie .
- Nie, nie potrafi tego zrozumie . - Wychyliła si i musn ła ustami jego podbródek. -
Gdybym w to uwierzyła, powiedziałabym ci, e to bardzo smutne.
- Uwierz w to - rzekł z naciskiem, cho nie był ju wcale pewny, czy sam w to wierzy.
- Dla mnie najwa niejsza jest praca. Jej po wi cam cały czas, cał uwag i energi . I to mi
odpowiada. Oczywi cie krótki romans z tob mógłby by całkiem przyjemny, ale.. . przecie
to nie wszystko, o co ci chodzi, prawda? Z jakich powodów czuj si za ciebie
odpowiedzialny.
- Nie musz od razu dosta wszystkiego.
- Ale chciałaby , prawda? Przemy l to sobie. - Uznał, e musi zachowa spokój; musi
sprawi , eby go wsłuchała do ko ca. - Za sze tygodni wyje d am do Denver, a stamt d do
Sydney. A potem nie wiem nawet, gdzie b d i jak długo. Podró uj na tyle cz sto, e
niepotrzebna mi ani kochanka, ani wiadomo , e gdzie kto na mnie czeka.
Jackie cofn ła si , potrz saj c głow .
- Zastanawiam si , co wpłyn ło na ciebie, e nie chcesz si sob dzieli i tak uparcie
trzymasz si raz wytyczonej cie ki. W skiej zreszt i prostej jak drut. Jakie to beznadziejnie
nudne! - Przyjrzała mu si uwa nie, bez gniewu, za to ze współczuciem, którego wcale nie
pragn ł.
- Nathan, to wi cej ni smutne.. . To grzech odtr ca kogo , kto ci kocha, tylko
dlatego, eby sobie nie zakłóci rutyny.
Otworzył usta. Słowa potoczyły si jak lawina. Powody, wyja nienia, gniew, do
którego, jak s dził, nie był ju zdolny. W jednej chwili lata samokontroli wzi ły w łeb.
- Mo e tak jest, ale to moje ycie i ja o nim decyduj .
- Znów j uraził, tym razem wyj tkowo bole nie. Zadr ała, a on poczuł, e ból
rykoszetem uderzył i w niego. - Zapewniam ci , e gdyby na twoim miejscu była jaka inna
kobieta, łatwiej byłoby mi j odtr ci . Nie chc czu tego, co do ciebie czuj . Rozumiesz?
- Tak, chocia wolałabym nie rozumie . - Odwróciła wzrok, a kiedy znów popatrzyła
mu w oczy, w miejsce bólu pojawiła si w nich determinacja. - Ty za to nie potrafisz
zrozumie , e ja si nigdy nie poddaj . Mo e to wina mojej irlandzkiej krwi. To uparta rasa.
Chc ci mie , Nathan, i bez wzgl du na to dok d uciekniesz, i tak ci dopadn . A wtedy
wszystkie twoje pedantyczne plany rozsypi si jak domek z kart. - Obj ła go za szyj i
mocno pocałowała w usta. - Jeszcze b dziesz mi za to dzi kował, bo nikt ci nigdy nie
pokocha tak jak ja.
Znowu go pocałowała, tym razem delikatnie i czule, a potem odwróciła si do drzwi.
- Je eli nadal chce ci si pi , to w lodówce jest wie a lemoniada. Dobranoc.
Patrz c na jej oddalaj c si sylwetk , pomy lał z rozpacz , e ju słyszy szum
rozsypuj cych si kart.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Powinna go znienawidzi z całej duszy. Tym destrukcyjnym uczuciem Sarah chciała
zablokowa wszelkie inne uczucia. Nienawi pozwoliłaby jej odzyska panowanie nad sob
- co , czego rozpaczliwie potrzebowała. Niestety, nie mogła go znienawidzi . Nie potrafiła -
mimo wiadomo ci, e Jake sp dził noc z inn kobiet , e całował i pie cił jej ciało.
Mogła tylko opłakiwa mier miło ci, której nie dane było w pełni rozkwitn .
mier tym brutalniejsz , e zdarzyła si w momencie, kiedy wreszcie zacz ła sobie
wyobra a , jak mogłoby wygl da ich ycie. Pogodziła si ju z my l , e nale eli do siebie
mimo oczywistych ró nic i ryzyka. Jake zawsze b dzie wymierzał sprawiedliwo swoj
strzelb , ale w stosunku do niej b dzie łagodny i czuły. Jak dot d.
Wiedziała, e w jego sercu zajmuje poczesne miejsce. Pod mask szorstkich manier i
surowej powierzchowno ci krył si wra liwy człowiek, który wierzył w prawo. Odsłonił
przed ni t cz stk swojej natury, a tylko niewielu dane było j ogl da .
Dlaczego, kiedy zaczynała si ku niemu skłania , gotowa zaakceptowa go takim, jaki
jest, Jake zwrócił si do innej kobiety - i to kobiety lekkich obyczajów?
- Kobieta lekkich obyczajów - powtórzyła Jackie półgłosem. Je eli nie potrafi
wymy li nic lepszego, pora odło y pióro.
Dzie ten nie nale ał do najlepszych. Nathan wstał wcze nie i wyjechał, zanim
zd yła przygotowa niadanie. Zostawił jej wiadomo , napisan pedantycznie równym
pismem, e do wieczora b dzie poza domem.
uj c batonik i popijaj c piwo, zacz ła si zastanawia nad obecn sytuacj . A
sytuacja przedstawiała si wybitnie nieciekawie.
Jest zakochana w m czy nie, który postanowił trzyma j - a tak e swoje uczucia -
na dystans. Na przeszkodzie ich miło ci stan ła nie jaka inna kobieta, zatajona miertelna
choroba czy kryminalna przeszło , tylko jego najzwyklejsze wygodnictwo.
Poza tym, Nathan okazał si zbyt honorowy, eby wykorzysta sytuacj , i zbyt uparty,
by przyzna , e s dla siebie stworzeni.
Nie ma dla niej miejsca w jego yciu, pomy lała, wstaj c od maszyny. Czy on sobie
naprawd wyobra a, e zniech ci j tym miesznym stwierdzeniem? Oczywi cie, e nie.
Bardziej niepokoi j za to co innego - to, e w ogóle wygłaszał takie zdania.
Czemu z takim uporem odtr cał miło , któr dobrowolnie mu ofiarowała? Czemu
uparcie tłumił głos własnego serca? Jej rodzina tak e cz sto bywała irytuj ca, jednak nikt
nigdy nie wstydził si okazywania uczu . Dorastała w domu, w którym hojnie obdarzano si
miło ci . Człowiek, który nie umie kocha , jest martwy. Wi c czemu Nathan udawał kogo ,
kim nie jest? Bo przecie był człowiekiem wra liwym, i to bardzo, ale ilekro do głosu do-
chodziły uczucia, cofał si i zaczynał wznosi wokół siebie ten idiotyczny mur.
Nie miała adnych w tpliwo ci, e j kochał. Mimo to sprawiał wra enie, jakby
zamierzał z ni walczy do upadłego. To nic nie da, bo ona nigdy si nie podda, chocia wie,
e ta walka b dzie wyj tkowo trudna. Nathan ka dym swoim krokiem wstecz, ka dym
zaprzeczeniem, ranił Jackie i sprawiał jej ból.
Była z nim szczera, a jednak nic z tego nie wynikło. Spróbowała prowokacji, równie
bez skutku. Dra niła go, a pó niej okazywała dobr wol - i nadal nic. Sama ju nie
wiedziała, co mogłaby jeszcze zrobi .
Zrezygnowana pomy lała, e chyba powinna si zdrzemn . Było ju pó ne
popołudnie, a ona pracowała bez przerwy od samego rana. Nie miała ochoty na k piel w ba-
senie, ale mo e gdyby si przespała, udałoby jej si pó niej znale jakie wyj cie.
Postanowiła zaufa losowi - w ko cu to on ich ze sob zetkn ł. Wyci gn ła si na łó ku,
zamkn ła oczy i ju zaczynała zapada w drzemk , kiedy rozległ si dzwonek do drzwi.
Pewnie znowu jaki sprzedawca encyklopedii, pomy lała na wpół przytomnie,
przewracaj c si na drugi bok. A mo e to trzej faceci w białych garniturach, propaguj cy
turystyk pod namiotem? To mogłoby nawet by do interesuj ce. Ziewn ła i wtuliła głow
w poduszk . Ju prawie zasypiała, kiedy poraziła j potworna my l: Telegram z domu! Kto
miał straszny wypadek!
Zerwała si na równe nogi i zbiegła na dół.
- Ju otwieram! - zawołała. Odgarn ła włosy i pchn ła drzwi.
Nie był to ani listonosz, ani w drowny sprzedawca. Za progiem stała Justine
Chesterfield! Co za dzie , pomy lała Jackie. Oparła si o futryn i obdarzyła go cia
lodowatym u miechem.
- Dzie dobry.
- Dzie dobry. Czy jest Nathan?
- Niestety, nie ma go w domu. - Poło yła r k na klamce. Kusiło j , eby zamkn
drzwi, pomy lała jednak, e byłoby to bardzo niegrzecznie. Jak wida , nauki jej matki nie
poszły w las. Zaczerpn ła tchu i ze spokojem powiedziała: - Nie mówił, dok d si wybiera i
kiedy wróci, ale mo e zechce pani poczeka .
- Dzi ki.
Obie kobiety obrzuciły si badawczym spojrzeniem, po czym Justine przekroczyła
próg.
Wygl da, jakby wła nie zeszła z pokładu luksusowego jachtu, nie bez zło liwo ci
pomy lała Jackie. Wysoka i szczupła, wietnie prezentowała si w białych spodniach i
wyci tym w łódk purpurowym podkoszulku. Na szyi miała dyskretny złoty naszyjnik, a w
uszach takie same kolczyki. Włosy, uj te na skroniach spinkami z masy perłowej, złot fal
opadały na jej ramiona.
Była absolutnie bez zarzutu. Idealnie pi kna, idealnie elegancka, idealnie opanowana.
- Mam nadziej , e nie przeszkadzam.. . - zacz ła.
- Ani troch - odparła Jackie, prowadz c j do salonu. W gł bi duszy czuła narastaj c
nienawi . - Prosz si rozgo ci .
- Dzi ki. - Justine weszła do pokoju i poło yła na stoliku kopertow torebk z
w owej skórki, idealnie dopasowan do letnich sandałków. - Pani musi by kuzynk Freda.
Jacqueline, prawda?
- Prawda.
- Jestem Justine Chesterfield. Stara znajoma Nathana.
- Poznaj pani głos. - Wy wiczone maniery nakazały Jackie poda go ciowi r k .
Kiedy ich palce si zetkn ły, usta Justine drgn ły w u miechu. Na całe nieszcz cie dla Jackie
u miech był ujmuj cy i przyjazny.
- Ja te pani poznaj . Nathan twierdzi, e Fred jest równie pokr tny, jak uroczy.
- Nawet bardziej, niech mi pani wierzy. - Takie kobiety podobały si Nathanowi.
Dyskretna elegancja, szyk, nieskazitelne maniery, klasyczna uroda. Tłumi c westchnienie,
Jackie postanowiła odgrywa uprzejm pani domu. - Czym mog pani pocz stowa ? Mo e
co zimnego do picia? A mo e woli pani kaw ?
- Co zimnego, o ile nie zrobi to pani ró nicy.
- Ale sk d. Prosz siada . Zaraz wracam. Przygotowuj c w kuchni wie lemoniad
i układaj c herbatniki na szklanym talerzu, Jackie nie przestawała w ciekle mamrota . To
prawda, e zaj ta pisaniem nie zaprz tała sobie głowy swoim wygl dem. Tym bardziej e
Nathana miało przez cały dzie nie by w domu. Ale dlaczego akurat dzisiaj musiała wło y
najbardziej wystrz pione szorty i ohydny sportowy podkoszulek w zielono - ółte pasy?
Jedyn jej ozdob były pier cionki na palcach. Na domiar wszystkiego była boso, a krwisty
lakier, jakim przed paroma dniami pomalowała paznokcie u nóg, zaczynał si wła nie
łuszczy .
Gwi d na wszystko, pomy lała, przeczesuj c palcami włosy, niech si udławi ta
wymuskana damulka!
Była pewna, e Sarah oka e si równie uprzejma dla Carlotty, jednak w gł bi duszy
czuła, e Sarah miała znacznie lepszy charakter ni Jacqueline MacNamara. eby nie dawa
Nathanowi powodów do narzeka , wzi ła tac i wróciła do swojego go cia - a raczej do jego
go cia.
Sło ce i mocne kolory wn trza stanowiły idealne tło dla urody Justine. Jackie, chc c
nie chc c, musiała to przyzna .
- Bardzo pani dzi kuj - zacz ła Justine. - Szczerze mówi c, miałam nadziej , e uda
nam si porozmawia . Jest pani bardzo zaj ta? Nathan mówił mi, e pracuje pani nad ksi k .
- Tak mówił? - Wiedziona raczej ciekawo ci ni ch ci pogaw dki, Jackie usiadła.
Nie s dziła, by Nathan w ogóle zauwa ył, e cokolwiek pisze. A ju na pewno nie przyszłoby
jej do głowy, i b dzie o tym opowiadał. Tymczasem Justine, podobnie jak pani Grange,
potraktowała t wiadomo z powag .
- Mówił, e pisze pani powie i e jest pani bardzo zdyscyplinowana i oddana swojej
pracy. Nathan jest wielkim zwolennikiem dyscypliny.
- Zd yłam to zauwa y . - Jackie nagle odkryła, e sama ma ochot napi si
lemoniady, mimo i Justine dostarczyła jej wygodnego pretekstu, by wymawiaj c si prac ,
znikn na górze. - Tak si akurat zło yło, e kiedy pani zadzwoniła, postanowiłam sobie
zrobi mał przerw .
- Wobec tego dobrze trafiłam. - Justine si gn ła po herbatnika. Pachniała dyskretnymi,
drogimi perfumami. Jej długie, starannie opiłowane paznokcie, polakierowane były na
bladoró owy odcie . Miała tylko jeden pier cionek - przepi kny opal, otoczony brylantami. -
My l , e powinnam zacz od przeprosin.
- Od przeprosin? - zdumiała si Jackie. - Za co?
- Za to nieporozumienie pomi dzy pani a Nathanem. - Mówi c to, Justine nie bez
zazdro ci zauwa yła, e Jackie ma bardzo pi kn cer , mimo i nie u ywa adnych
kosmetyków. - To ja namówiłam Nathana, eby na czas pobytu w Europie wynaj ł ten dom
Fredowi. Wydawało nam si to idealnym rozwi zaniem, bo Nathan nie chciał, eby dom stał
tak długo pusty, a Fred akurat nie miał nic innego do roboty.
- Fred nigdy nie ma nic do roboty - zauwa yła Jackie i nagle spojrzała z sympati na
Justine. Wprawdzie urok Freda nie zadziałał na pani Grange, ale ona była tylko wyj tkiem
potwierdzaj cym reguł , e Fred potrafi oczarowa wszystkie kobiety. - Poza tym, mój kuzyn
jest w stanie przekona ka dego, e wszystko, czego si dotknie, zamienia si w złoto. Pod
warunkiem, e pani najpierw za to zapłaci.
- Na to wygl da. - Justine ze współczuciem pokiwała głow . - W pewnym sensie czuj
si .. . winna.. . e Fred wyłudził od pani pieni dze.
- Zupełnie niepotrzebnie. - Jackie wsun ła do ust herbatnik. - Znam Freda od
urodzenia i powinnam go przejrze . Tak czy inaczej - dodała z wystudiowanym u miechem -
doszli my z Nathanem do porozumienia.
- Tak te mi powiedział. - Justine upiła łyk lemoniady i spojrzała na Jackie ponad
brzegiem szklanki. - Podobno jest pani pierwszorz dn kuchark .
- Owszem. - Jackie nie zamierzała zaprzecza , zacz ła si jednak zastanawia , co
jeszcze Nathan powiedział Justine na jej temat. Je eli miały ze sob walczy , po co to dłu ej
odwleka ?
- Ja nigdy nie potrafiłam przyrz dzi potrawy, która byłaby jadalna. Naprawd
studiowała pani w Pary u?
- Za którym razem? - Jackie u miechn ła si mimo woli. - Nie chciała polubi Justine,
musiała jednak przyzna , e ta elegancka i opanowana kobieta miała w oczach jak dobro .
A Jackie była szczególnie na to wyczulona.
Justine odpowiedziała u miechem. Napi cie opadło.
- Panno MacNamara, Jackie.. . Mówmy sobie po imieniu. Mog by szczera?
- To zazwyczaj przyspiesza sprawy, prawda?
- Nie tak sobie ciebie wyobra ałam. Jackie rozsiadła si wygodniej w fotelu.
- A jak?
- S dziłam, e kiedy ju Nathan straci głow dla jakiej kobiety, b dzie to osoba
bardzo wytworna i elegancka. I prawdopodobnie dosy nudna.
Jackie gwałtownie zakrztusiła si lemoniad .
- Wró ! Co powiedziała ? e Nathan stracił głow ?
- Wpadł po uszy. Nie wiedziała o tym?
- Widocznie dobrze si maskuje.
- Dla mnie było to zupełnie oczywiste. Wiem, co mówi , bo siedział przecie u mnie
wczoraj do pó nej nocy.
Jackie mimowolnie zmieniła si na twarzy; oczy jej zapłon ły.
- Nie, nie, b d spokojna, zawsze byli my tylko przyjaciółmi. - Justine dyskretnie
wzruszyła ramionami. - Na twoim miejscu cieszyłabym si , e dał mi to tak jasno do
zrozumienia.
Jackie pomilczała jeszcze przez chwil , póki si nie uspokoiła. Niecz sto czuła si jak
idiotka, ale kiedy ju tak si działo, nie zamierzała si tego wypiera .
- Ciesz si , oczywi cie, e dał ci to do zrozumienia i e ł czy was jedynie przyja .
Doceniam te , e mi o tym wszystkim mówisz. Mog ci zada jedno pytanie? Dlaczego
byli cie tylko przyjaciółmi?
- Nieraz si nad tym zastanawiałam. - Justine si gn ła po kolejny herbatnik. - Chyba
nie było okazji na co wi cej. Ja nie mam natury niezale nej. - Znowu wzruszyła ramionami.
- Lubi by zam na i miałam ju kilku m ów. Kiedy poznałam Nathana, byłam m atk . A
gdy si potem rozwiodłam, dzieliły nas tysi ce kilometrów. I to si powtarzało przez całe
dziesi lat. Podsumowuj c, ja byłam zaj ta kim innym, a Nathana pochłaniała praca. Z
pewnych powodów taka sytuacja mu odpowiada.
Jackie miała ochot zapyta , co to za powody. Podejrzewała, e Justine zna
odpowied . Nie chciała si jednak posuwa zbyt daleko. Je eli jej plany w stosunku da Na-
thana si powiod , on sam b dzie musiał udzieli jej wyja nie .
- Dzi kuj , e mi o tym powiedziała . Chyba powinnam ci zdradzi , e ja te nie tak
sobie ciebie wyobra ałam.
- A czego si spodziewała ?
- Wyrachowanej uwodzicielki o zimnym sercu, która zagi ła parol na mojego
m czyzn . Przez cał ostatni noc nienawidziłam ci i wyobra ałam sobie najokropniejsze
rzeczy na twój temat.
Słysz c to, Justine u miechn ła si wyrozumiale.
- Czyli nie myliłam si w swoich przypuszczeniach, e zale y ci na Nathanie?
- Ja go kocham!
Justine znowu si u miechn ła. Jednak na jej twarz padł cie smutku, bardziej
wymowny ni słowa.
- Nathan bardzo potrzebuje kobiety. Wprawdzie sam si przed sob do tego nie
przyznaje, ale to prawda.
- Wiem. I t kobiet b d ja.
- W takim razie ycz ci szcz cia. Powiem ci te , e przyje d aj c tu, nie miałam
takich zamiarów.
- A dlaczego zmieniła zdanie?
- Zaprosiła mnie do rodka i zaproponowała mi co do picia, chocia najch tniej
posłałaby mnie w diabły.
Jackie roze miała si .
- My lałam, e nie było tego po mnie wida .
- Owszem, było wida . Posłuchaj, Jackie, chocia moje do wiadczenia z m czyznami
nie s wcale takie znów imponuj ce - a prawd mówi c, s raczej przykre - pozwol sobie
udzieli ci pewnej rady.
- B d ci wielce zobowi zana.
- S m czy ni, których trzeba popycha mocniej ni innych. W przypadku Nathana,
musisz u y obu r k.
- Zdaj sobie z tego spraw . - Jackie przechyliła głow i uwa nie przyjrzała si
Justine. - Wiesz co - odezwała si po namy le - mam kuzyna. Z drugiej linii, ze strony ojca.
Ale nie mówi o Fredzie - dodała szybko. - Jest profesorem Uniwersytetu w Michigan. Lubisz
intelektualistów?
Justine odstawiła ze miechem szklank .
- Zwró si z tym do mnie za pół roku. Teraz jestem na urlopie.
Nathan, który zjawił si w domu po kilku godzinach, nie miał poj cia o wizycie
Justine ani o wnioskach, jakie wyci gni to pod jego nieobecno . Mo e to i lepiej.
Ju sama wiadomo , e jest zadowolony z powrotu do domu, mocno go
zaniepokoiła. Była to przy tym zupełnie inna rado ni ta, któr odczuwał po przyje dzie z
Niemiec. Wtedy cieszyła go wizja samotno ci oraz powrót do znajomych miejsc i codziennej
rutyny, któr wypracował sobie przed wielu laty. Nie uwa ał jej zreszt za kr puj c - wr cz
przeciwnie, dawała mu poczucie bezpiecze stwa i komfortu.
Natomiast teraz jaka cz stka jego natury, której wci nie chciał zaakceptowa ,
kazała mu si cieszy na my l o spotkaniu z Jackie. Miło było pomy le , e Jackie czeka na
niego, e b dzie mógł z ni porozmawia , odpocz przy niej, a nawet si z ni pokłóci .
Tym razem wieczór w domu oferował mu co trudnego do przewidzenia, a tak e towarzystwo
drugiej osoby - a to była dla niego nowo . Sam nie potrafił powiedzie , w którym momencie
przestało mu przeszkadza , e Jackie zakłóciła jego samotno .
Gdy otworzył drzwi, usłyszał muzyk . Nie był to jednak rock, jakiego Jackie
zazwyczaj słuchała w kuchni, ale sentymentalny walc Straussa. Zmiana radiostacji jeszcze o
niczym nie wiadczy, pomy lał, ale poczuł lekki niepokój. Przemkn ł si cichaczem do
swojego gabinetu, eby zostawi teczk i tuby z odbitkami projektu dla inwestorów z Denver,
po czym rozlu nił krawat i skierował si do kuchni. Jak zwykle rozchodziły si smakowite
zapachy.
Tego wieczoru Jackie zamiast szortów wło yła dres z mi kkiego materiału w kolorze
miodu. Strój ten nie uwypuklał jej kształtów, raczej je sugerował, co było znacznie bardziej
podniecaj ce. Miała bose stopy, a w jedno ucho wpi ła długi, drewniany kolczyk. Stała przy
stole i kroiła wie y chleb. Nathan poczuł nagle przemo n ch ucieczki. Zły sam na siebie,
przekroczył próg.
- Cze , Jackie!
Wiedziała, e przed sekund wszedł do kuchni, mimo to udała miłe zaskoczenie.
- O, cze ! - W eleganckim garniturze, z rozlu nionym krawatem, prezentował si tak
atrakcyjnie, e a zrobiło si jej ciepło na sercu. Podeszła i cmokn ła go w policzek. - Jak ci
min ł dzie ?
Nadal nie potrafił jej rozgry , ale to ju nic nowego. Czuł za to, e ten zdawkowy
pocałunek na powitanie to było dokładnie to, czego potrzebował. I wła nie to go
zaniepokoiło.
- Miałem mas roboty - odparł.
- Musisz mi o tym opowiedzie , ale najpierw napij si wina. - Jackie ju napełniała
dwa kieliszki. - Mam nadziej , e jeste głodny. Kolacja b dzie gotowa za kilka minut.
Nathan wzi ł z jej r k kieliszek. Nie zapytał, jak ona to robi, e zawsze wszystko jest
idealnie zgrane w czasie. A mo e chce przywi za go do domu?
- Du o dzi napisała ?
- Dosy du o. - Jackie zacz ła układa w koszyku pokrojone pieczywo. - Po południu
uci łam sobie drzemk , a potem znowu pisałam. - Uniosła z u miechem kieliszek, a on znowu
odniósł wra enie, e jest co , o czym powinien wiedzie , ale wolał o to nie pyta . - W
przyszłym tygodniu postanowiłam skupi si na pierwszych stu stronach. Chciałabym je
sko czy i wysła do znajomego agenta w Nowym Jorku.
- To dobry pomysł - wykrztusił z trudem, bo nagle ogarn ła go panika. Dlaczego, na
Boga?! Przecie chciał, eby nadal pisała. A im wi cej uda jej si napisa , tym mniejsze
b dzie odczuwał wyrzuty sumienia, kiedy nadejdzie pora, by jej powiedzie , e czas min ł.
Mimo to na my l o tym, e którego dnia Jackie uzna, i napisała ju dosy , i zechce si
wyprowadzi , odczuwał paniczny l k.
- Chyba ci idzie całkiem nie le?
- Lepiej, ni zakładałam, a jestem z natury optymistk .
- Kiedy zaterkotał zegar, wył czyła piekarnik. - Pomy lałam, e mogliby my zje w
patiu. Na dworze jest tak przyjemnie.
Kolejny ostrzegawczy sygnał, jednak jakby troch przytłumiony i mniej natarczywy.
Nathan zmarszczył brwi.
- Zanosi si na deszcz - mrukn ł.
- B dzie pada nie wcze niej ni za kilka godzin. - Jackie nało yła watowane r kawice
i wyj ła brytfann z piekarnika. - Mam nadziej , e b dzie ci smakowało. To tyrolska
zapiekanka z szynk .
Naczynie, pełne przypieczonych kluseczek i kawałków szynki w bulgocz cym sosie,
prezentowało si zach caj co i zgoła niegro nie.
- Wygl da wspaniale - powiedział.
- To bardzo prosty, austriacki przepis - wyja niła Jackie.
Wi c st d te wiede skie walce, pomy lał Nathan.
- We koszyk z pieczywem, dobrze? Nakryłam ju na dworze.
Znowu wietnie to sobie obliczyła. Sło ce zacz ło si chowa za horyzontem.
Chmury, które miały noc przynie deszcz, były pod wietlone ró owo - pomara czowym
blaskiem. Powietrze było chłodne, a delikatny wietrzyk znad oceanu niósł ze sob słony,
o ywczy zapach.
Okr gły stół w patiu został nakryty na dwie osoby. Na kolorowych serwetkach, które
Jackie musiała przywie ze sob , ustawiono codzienne białe talerze. Były te kwiaty - bukiet
margerytek w kolorowej butelce, która równie nie nale ała do niego, z czego wniosek, e
Jackie musiała ostatnio buszowa po okolicznych sklepikach.
Nathan zaj ł miejsce przy stole. Kiedy Jackie zacz ła nakłada zapiekank ,
powiedział:
- Jeszcze ci nie podzi kowałem za te wszystkie posiłki.
U miechn ła si i wzruszyła ramionami.
- Taka była umowa.
- Wiem, ale widz , e zadajesz sobie wi cej trudu, ni to jest konieczne. Doceniam to.
- To milo z twojej strony. Lubi gotowa pod warunkiem, e mam dla kogo. Nie ma
nic bardziej przygn biaj cego ni gotowanie na jedn osob .
Wcale tak nie uwa ał. Ale to było kiedy .
- Jackie.. . - zacz ł, a ona popatrzyła mu w oczy. Nagle stracił w tek. Westchn ł i
si gn ł po kieliszek. - Ja.. . to znaczy.. . to wszystko nie tak. Skoro oboje jeste my w pewnym
sensie ofiarami, chciałbym zawrze pokój.
- My lałam, e ju to zrobili my.
- Ale oficjalny.
- Dobrze. - Stukn ła kieliszkiem w jego kieliszek. - yj długo i szcz liwie.
- Co?
- Nic, nic. Po prostu ycz ci wszystkiego najlepszego, Nathan.
- Dzi ki. - Bezwiednym ruchem jeszcze bardziej rozlu nił krawat. - Mo e by mi
opowiedziała o swojej ksi ce?
Po raz pierwszy zobaczył, e Jackie autentycznie zamurowało. Otworzyła usta. Nie po
to, eby co powiedzie , tylko ze zdumienia.
- Naprawd ? - wykrztusiła po chwili.
- Tak, chciałbym posłucha , o czym piszesz. - Nathan si gn ł po kromk i zacz ł j
smarowa masłem. - Nie masz ochoty o tym porozmawia ?
- Oczywi cie, e mam, ale nie s dziłam, e ci to zainteresuje. Nigdy o to nie pytałe ,
nawet o tym nie wspomniałe . A ja znam siebie i wiem, e zazwyczaj za bardzo si anga uj i
trac dystans do tego, co robi . Dlatego jestem trudnym rozmówc . Pomy lałam sobie, e
lepiej ci w to nie miesza . Pewnie ju i tak doprowadzam ci do szału. Bałam si , e po
sze ciu miesi cach sp dzonych we Frankfurcie i po tej całej historii z Fredem, cokolwiek
bym napisała, i tak by ci si nie spodobało. Nathan zadumał si na chwil .
- Rozumiem - powiedział w ko cu, kiwaj c głow . - Nie masz poj cia, jak mnie to
przera a, ale ci rozumiem. A teraz opowiedz mi o swojej ksi ce.
- Dobrze. - Jackie oblizała wargi. - Akcja rozgrywa si na terenie obecnej Arizony w
latach siedemdziesi tych dziewi tnastego wieku, jakie dziesi lat po wojnie meksyka skiej,
na terenach przył czonych do Stanów jako cz
Nowego Meksyku. Zastanawiałam si , czy
nie zrobi z tego sagi rodzinnej i nie zacz sto lat wcze niej, ale doszłam do wniosku, e
chc od razu przyst pi do rzeczy.
- W osiemnastym wieku nie byłoby to mo liwe?
- Oczywi cie, e byłoby mo liwe. - Jackie zacz ła bezwiednie kruszy w r kach chleb.
- Ale wtedy Jake'a i Sarah nie było jeszcze na wiecie. To moi bohaterowie - dorzuciła. - To
ma by ich historia, a mnie nie starczyło cierpliwo ci, eby zacz cał opowie sto lat
wcze niej. Jake jest rewolwerowcem, a Sarah wychowank przyklasztornej szkoły.
Zdecydowałam si umie ci ich w Arizonie, bo jest ona jakby kwintesencj Dzikiego
Zachodu. Z ni wi
si legendarne postacie - Earpowie, Claytonowie - miejsca takie jak
Tombstone i Tucson, Indianie, głównie Apacze. - Kiedy sobie to wszystko wyobraziła,
wst pił w ni spokój. - Krwawe walki na pograniczu.. ..
- Strzelaniny, my liwi i ataki Indian?
- Tak, wła nie tak. Sarah zjawia si tam po mierci ojca, który utrzymywał córk w
prze wiadczeniu, e jest zamo nym wła cicielem du ego domu i kopalni. Sarah dorastała na
Wschodzie, gdzie wpajano jej, i obowi zkiem panien z dobrego domu jest zdoby stosowne
wykształcenie. Po nagłej mierci ojca przyje d a do Arizony i odkrywa, e przez te wszystkie
lata, kiedy yła we wzgl dnym luksusie, jej ojciec prowadził wi cej ni skromne ycie,
przeznaczaj c cały zysk z niewielkiej kopalni złota na edukacj córki.
- Czyli twoja bohaterka zostaje nagle sierot bez grosza, rzucon w zupełnie obce
rodowisko.
- Tak. - Jackie dolała Nathanowi wina. - Jest bezbronna i godna współczucia, a
zarazem mo na j łatwo wykorzysta . Wkrótce Sarah odkrywa, e jej ojciec wcale nie zginaj
w kopalni, tylko został zamordowany. Wtedy wła nie poznaje Jake'a Redmana,
rewolwerowca i najemnika, który reprezentuje sob wszystko, czym nauczono j gardzi .
Jake ocalił jej ycie podczas najazdu Apaczów.
- Czyli nie jest a taki zły.
- W gruncie rzeczy ma złote serce - wyja niła Jackie. - W tamtych czasach na terenach
pogranicza yło wielu awanturników i poszukiwaczy przygód. Wojna pomi dzy stanami i
przemarsze maruderów opó niały proces stabilizacji, a Apacze wci zagra ali. Z tego
wła nie powodu Arizona była miejscem szczególnie niebezpiecznym dla panny z dobrego
domu, wychowanej w cieplarnianych warunkach.
- Mimo to Sarah zostaje w Arizonie.
- Gdyby uciekła tam, sk d przyjechała, byłaby raczej godna politowania ni
współczucia. A to wielka ró nica.
Tak czy inaczej, decyduje si pozosta i odnale zabójców ojca. Nie mówi c ju o
tym, e wbrew sobie zaczyna si interesowa Jakiem Redmanem.
- A on ni ?
- Trafiłe w dziesi tk . - U miechn ła si do Nathana, obracaj c w palcach kieliszek. -
Jake, jak wielu m czyzn - a tak e niektóre kobiety - uwa a, e nie potrzebuje nikogo, a tym
bardziej kogo , kto przeszkadzałby mu w jego stylu ycia i kazał mu si ustatkowa . Jest z
natury wolnym strzelcem i zamierza nim pozosta .
Nathan powoli upił łyk wina.
- M dry facet - powiedział, kiwaj c znacz co głow .
- Te tak uwa ałam. - Jackie u miechn ła si . - Sarah jest absolutnie zdeterminowana.
Kiedy u wiadamia sobie, e go kocha i e jej ycie be niego nigdy nie b dzie spełnione,
postanawia przełama jego opory. Oczywi cie Carlotta robi wszystko, eby do tego nie
dopu ci .
- Kto to jest Carlotta?
- Miejscowa kobieta lekkich obyczajów. Carlotcie nie chodzi jednak o to, eby
zagarn Jake'a dla siebie - cho oczywi cie chciałaby go zdoby . Problem polega na tym, e
Carlotta nienawidzi Sarah i wszystkiego, co ona sob reprezentuje. Poza tym Carlotta wie, e
ojciec Sarah został zamordowany, bo po latach trafił wreszcie na ył złota. Dzi ki temu
kopalnia, któr Sarah odziedziczyła, warta jest maj tek. Na razie doszłam do tego miejsca.
- A jak to si sko czy?
- Nie wiem.
- Jak to, nie wiesz? Przecie jeste autork Musisz wiedzie .
- Nie, wcale nie musz . Gdybym od pocz tku wiedziała, straciłabym cały zapał. Nie
chciałoby mi si codziennie rano wstawa i siada do pracy. - Podsun ła Nathanowi naczynie
z zapiekank , ale on potrz sn ł głow . - Ka dego dnia jestem bli ej zako czenia, ale to nie
tak jak z twoim projektowaniem budynków. - Wychyliła si do przodu.
- Powiem ci, dlaczego nigdy nie zostałabym dobrym architektem, chocia to
fascynuj ce zadanie bra pust działk i o ywia j budowlami według własnego pomysłu.
Nathan słuchał z uwag . Słowa Jackie tak wiernie odzwierciedlały jego własne
pogl dy, e chwilami odnosił wra enie, i czyta w jego my lach.
- Ty musisz zna z góry wszystkie detale, od A do Z. Zanim wbijesz łopat w ziemi ,
musisz wiedzie , jak to si sko czy. Twoim zadaniem jest nie tylko wzniesienie pi knego,
funkcjonalnego budynku. Bierzesz równie na siebie odpowiedzialno za ycie ludzi, którzy
b d w nim mieszka albo do niego przychodzi , którzy b d wspina si po schodach lub
jecha wind Budynek nale y dopracowa w najdrobniejszych szczegółach, a twoja
wyobra nia musi uwzgl dni bezpiecze stwo i wygod u ytkowników.
- Chyba le si os dzasz - odezwał si po chwili Nathan. - My l , e byłaby
znakomitym architektem.
Jackie u miechn ła si .
- To, e rozumiem, nie znaczy wcale, e umiem. Uwierz mi, bo spróbowałam i tego. -
Dotkn ła jego r ki.
- To ty jeste znakomitym architektem, bo nie tylko rozumiesz, ale i potrafisz poł czy
sztuk z funkcj proces twórczy z jego realizacj .
Nathan patrzył na ni , gł boko poruszony jej intuicj .
- Czy tak samo jest z twoim pisaniem?
- Mam nadziej . - Odchyliła si na krze le i spojrzała na niebo. Chmur przybywało.
Pomy lała, e niedługo zacznie pada . - Przez całe ycie miotałam si po omacku, szukaj c
uj cia dla moich sił twórczych. Muzyka, malarstwo, taniec. Moj pierwsz sonat
skomponowałam, kiedy miałam dziesi lat. - U miechn ła si kpi co. - Có .. . genialne
dziecko.
- Naprawd ? Jackie zachichotała.
- Nie była to jaka wybitna sonata, ale ja czułam, e musz czego dokona . Moi
rodzice okazywali wiele cierpliwo ci i wyrozumiało ci, cho nie zawsze na to zasługiwałam.
Tym razem.. . to pewnie zabrzmi głupio w ustach osoby w moim wieku, ale tym razem
naprawd chc , eby byli ze mnie dumni.
- To wcale nie brzmi głupio - rzekł Nathan. - Przez całe ycie czekamy na aprobat
naszych rodziców.
- Czy twoi rodzice yj ?
- Tak - uci ł sucho, a kiedy zdał sobie z tego spraw , dorzucił u miech. - S bardzo
zadowoleni z przebiegu mojej kariery.
- Twój ojciec nie jest architektem? - Jackie doszła do wniosku, e pora troch
przycisn Nathana.
- Nie. Jest finansist .
- O, to nawet zabawne. Wyobra am sobie, e nasi rodzice musieli si nieraz spotka
na ró nych rautach. Najbardziej ze wszystkiego na wiecie J. D. interesuje si finansami.
- Nazywasz swojego ojca J. D. ?
- Tylko kiedy my l o nim jako o biznesmenie. Lubił, gdy wchodziłam do jego
gabinetu, siadałam mu na biurku i pytałam: „No i jak, J. D. , kupujemy czy sprzedajemy?”.
- Musisz go bardzo kocha .
- Uwielbiam go. Tak samo zreszt jak mam , chocia czasami zrz dzi. Zawsze chciała
mnie wysła do Pary a, eby mnie tam troch ucywilizowa . - Marszcz c lekko brwi,
dotkn ła ciemnych k dziorów. - Mama jest przekonana, e Francuzi potrafiliby zrobi ze
mnie osob wytworn i eleganck .
- Mnie si podobasz taka, jaka jeste - zapewnił Nathan.
Na twarzy Jackie odmalowało si zdumienie.
- To najwi kszy komplement, jaki od ciebie usłyszałam - powiedziała.
Spojrzał jej w oczy. Nagle wydało mu si , e słyszy w oddali grzmot.
- Wnie my wszystko do rodka. Zaraz zacznie pada .
- Dobrze. - Jackie wstała i zacz ła zbiera talerze ze stołu. Czy to nie głupie, e tak
bardzo wzruszyły j słowa Nathana? Przecie nie zachwycił si , e jest pi kna i błyskotliwa.
Nie wyznał, e j nami tnie kocha. Powiedział jej tylko, e podoba mu si taka, jaka jest.
Jednak dla Jackie miało to olbrzymie znaczenie.
W kuchni sprz tali przez chwil w zgodnym milczeniu.
- S dz c po twoim stroju - zacz ła Jackie - chyba raczej nie sp dziłe dzisiejszego
dnia na pla y?
- Nie, miałem spotkania z klientami z Denver.
Spojrzała na resztki wina w butelce, uznaj c, e trzeba je wypi do ko ca. Rozlała
wino do kieliszków.
- Nie mówiłe mi, co to ma by tym razem.
- Firma S&S Industries otwiera fili w Denver. Potrzebny im biurowiec.
- Zaprojektowałe ju dla nich jeden kilka lat temu w Dallas.
Nathan spojrzał na ni , zaskoczony.
- Tak.
- Czy to b dzie projekt według podobnych wytycznych?
- Nie. W Dallas budynek był prosty, futurystyczny. Du o szkła i stali. Tutaj my lałem
o czym bardziej klasycznym. Linie maj by łagodniejsze, bardziej eleganckie.
- Mog zerkn na rysunki?
- Je eli chcesz.. .
- Nawet bardzo. - Jackie wytarła r ce w lnian ciereczk i podała Nathanowi
kieliszek. - Mog je teraz zobaczy ?
- Oczywi cie. - Naprawd chciał, eby Jackie je obejrzała. Ciekaw był te jej opinii,
co go nawet zaskoczyło, uznał jednak, e b dzie si nad tym zastanawia pó niej. Kiedy
ruszyli w gł b domu, chmury do ko ca zasnuły niebo. Zacz ło si zmierzcha .
Na biurku Nathana panował pedantyczny porz dek. Nigdy nie wyszedłby z domu,
gdyby wcze niej nie przejrzał wszystkich papierów i korespondencji. Teraz wyj ł z tuby
projekty i je rozwin ł. Jackie, autentycznie zaciekawiona, spogl dała mu przez rami ,
zaciskaj c usta.
- Wn trze jest z cegły - zacz ł Nathan, udaj c, e nie czuje, jak koniuszki jej włosów
muskaj go w policzek.
- Linie okr głe raczej ni proste.
- Troch w stylu Art Deco.
- No wła nie. - Czemu wcze niej nie zwrócił uwagi na jej delikatny, zmysłowy
zapach? Mo e zd ył ju do niego przywykn ? A teraz poczuł go, bo stała tak blisko? -
Okna b d łukowate, a.. . - Urwał, a wtedy ona spojrzała na niego z u miechem. Cierpliwo i
zrozumienie nie powinny kr powa m czyzny, a jednak Nathan wbił wzrok w papiery na
biurku.
- W ka dym pokoju biurowym b dzie co najmniej jedno okno. Człowiek lepiej
pracuje, kiedy nie czuje si zamkni ty.
- Masz racj . - Jackie nie przestawała si u miecha .
- To pi kny budynek - ci gn ła, ale adne z nich nie patrzyło ju na projekt. -
Masywny, ale nie przytłaczaj cy. Klasyczny, lecz nie nu cy. Detale w ró u.. .
- .. . dopasowanym do koloru cegły. - Nathan wbił wzrok w jej usta w odcieniu
delikatnego ró u. Były tak blisko jego ust.
Znowu zagrzmiało. Tym razem całkiem blisko. Odsun ł si , poruszony, i zwin ł bez
słowa papiery.
- Chciałabym obejrze projekt wn trza.
- Jackie.. .
- To nie fair, zaczyna co i nie doprowadzi tego do ko ca.
Nathan skin ł głow i rozwin ł kolejny rulon. Jackie miała racj . On tak e wiedział o
tym, i to od dawna. Jak si powiedziało A, trzeba te powiedzie B.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Jackie wzi ła gł boki oddech, eby si uspokoi . Czuła si jak pływak, który wybija
si z trampoliny. Klamka zapadła. Nie było ju odwrotu.
Na pocz tku tego wieczoru nie podejrzewała, e Nathan pozwoli jej a tak bardzo
zbli y si do siebie. Mur, którym si otoczył, zaczynał si jednak kruszy , a dystans mi dzy
nimi wyra nie zmalał. Niełatwo przyszło jej pogodzi si z my l , e powodem tego jest
wył cznie jego po danie. Je li to jednak wszystko, co do niej w tej chwili czuł, zadowoli si
tym i nie b dzie prosi o wi cej. W ko cu po danie to tak e naturalne, szczere odczucie.
Ona sama nie potrafiłaby bardziej go kocha . Tak przynajmniej s dziła do tej pory,
jednak tego wieczoru u wiadomiła sobie, e to nieprawda. Im dłu ej razem przebywali, tym
bardziej go kochała.
Cierpliwa, pełna zrozumienia dla dr cz cych go w tpliwo ci, słuchała go teraz z
uwag , gdy obja niał jej plany kolejnych pi ter.
Było to naprawd wybitne dzieło. Nabyta wiedza i bystre oko Jackie pozwoliły jej to
doceni . Ale te i sam Nathan był udanym dziełem natury. Dłonie miał szerokie, o długich
palcach, ogorzałe na skutek wielu godzin sp dzonych na powietrzu. Były to równie wra liwe
dłonie artysty. Głos Nathana miał m skie, gł bokie brzmienie, ale nie szorstkie; kulturalne, a
przy tym nie afektowane.
Kiedy Nathan pokazał Jackie fasad budynku, mrukn ła z aprobat i poło yła dło na
jego ramieniu. Niemn cy materiał eleganckiego, klasycznego garnituru okrywał twarde jak
stal muskuły.
- Tutaj zaprojektowałem atrium, pomi dzy biurami dyrekcji. - Głos mu si lekko
załamał. - Na posadzkach planujemy poło y terakot raczej ni wykładzin , eby nada
wn trzom chłodny, czysty wygl d. A tutaj.. . - Nagle zaschło mu w ustach; mi nie miał
coraz bardziej napi te. Poczuł, e musi usi
.
- A sala konferencyjna? - zapytała Jackie, przysiadaj c na oparciu jego fotela. Teraz i
ona usłyszała grzmot.
- Co? Ach, tak. - Szarpn ł krawat, bo wydało mu si , e si dusi, i raz jeszcze
spróbował skupi si na projekcie. - Tutaj powtórzymy łuki, ale na wi ksz skal . Panele
b d .. . - Urwał. Jakie znaczenie miały w tej chwili panele? Dło Jackie spoczywała na jego
ramieniu, delikatnie masuj c napi te mi nie.
- Co z tymi panelami?
Co z panelami? - pomy lał, patrz c na jej smukły palec z pier cionkiem, sun cy po
planszy.
- Zdecydowali my si na maho z Hondurasu.
- B dzie pi knie. Teraz i za sto lat. A o wietlenie? Boczne?
- Tak. - Podniósł głow . Tu nad sob widział jej u miechni t twarz i lekko
nachylone ciało. Projekt nagle przestał si liczy . - Jackie, tak dłu ej by nie mo e.
- Zgadzam si z tob - powiedziała, zsuwaj c mu si na kolana.
- Co robisz? - oł dek miał ci ni ty jak pi
, mimo to u miechn ł si .
- Masz absolutn racj , tak by nie mo e. Czuj , e , jeste bliski obł du, tak samo jak
ja. A przecie nie mo emy do tego dopu ci , prawda? - Pier cionki zamigotały na jej palcach,
kiedy odrzucała włosy.
- Raczej nie.
- Dlatego zamierzam poło y temu kres.
- Ale czemu? - Chwycił j za nadgarstek, bo ju zdejmowała mu krawat.
- Tej niepewno ci, temu „co by było, gdyby”. - Nie zwa aj c na jego r k , zacz ła
rozpina mu koszul . - Przyjemny materiał - zauwa yła. - Bior wszystko na siebie, Nathan.
Ty nie masz tu nic do powiedzenia.
- O czym ty mówisz, Jackie? - Kiedy zacz ła zdejmowa z niego marynark , chwycił
j za ramiona. - Co ty wła ciwie wyprawiasz?
- Robi z tob to, na co mam ochot , Nathan. - Przycisn ła wargi do jego ust.
Chciał si roze mia , ale z piersi wyrwał mu si stłumiony j k.
- Nie warto dłu ej z tym walczy . Dobrze o tym wiesz - orzekła, zdejmuj c mu
marynark . - Jestem osob bardzo zdecydowan .
- Wła nie widz . - Poczuł silne szarpni cie. To Jackie zdejmowała mu koszul . -
Przesta ! Musimy porozmawia .
- Ju dosy rozmawiali my. - Musn ła j zykiem płatek jego ucha. - Czy ci si to
podoba, czy nie, zamierzam ci posi
, Nathan. - Ugryzła go lekko w ucho. - Nie opieraj si ,
bo b dzie jeszcze bardziej bolało. Tym razem udało mu si roze mia .
- Jackie, wa o trzydzie ci kilo wi cej ni ty.
- No to co z tego - mrukn ła i zacz ła rozpina mu spodnie.
Zasłonił si obronnym gestem.
- Mówisz powa nie?
Odsun ła si i spojrzała na niego dokładnie w chwili, gdy niebo przeci ła pierwsza
błyskawica.
- Jestem miertelnie powa na. - Nie przestaj c patrze mu w oczy, szarpn ła suwak
swojej bluzy. W jej oczach błysn ł ar. - Nie wyjdziesz st d, Nathan, póki z tob nie sko cz .
Je eli b dziesz współpracowa , potraktuj ci łagodnie. A je li nie.. . - Wzruszyła ramionami.
Bluza zsun ła jej si do pasa.
Za pó no! Za pó no, by udawa , e nie chce i nie musi z ni by . Jackie grała z nim w
otwarte karty. Godziła si wzi na siebie cał odpowiedzialno i ewentualne reperkusje.
Wzruszało go to, ale przecie nie mógł na to pozwoli .
- Pragn ci . - Musn ł dło mi jej policzki, a potem zanurzył palce w jej włosy. -
Chod my na gór .
Czułym, pełnym oddania gestem wtuliła twarz w jego dło . Jednak kiedy znów na
niego spojrzała, potrz sn ła głow .
- Nie. Zrobimy to tu i teraz. - Przycisn ła usta do jego ust, pozbawiaj c go tym samym
wyboru.
Torturowała go, dr czyła i dra niła. Oplotła jego ciało, a usta miała szybkie i
natarczywe. Piły z jego ust i oddawały pocałunki, a potem zabrały si za badanie wszystkich
krzywizn i płaszczyzn jego twarzy. Krew t tniła mu w yłach. Czuł to w skroniach, w
l d wiach, w koniuszkach palców, podczas gdy bezlitosne, czarodziejskie dłonie Jackie
bł dziły po jego ciele.
adnych waha . Jackie obce było znaczenie tego słowa. Atakowała równie dziko i
ogni cie, jak burza szalej ca za oknami. Nathan przeraził si , a mimo to zamkn ł Jackie w
u cisku i mocno przytulił, próbuj c przynajmniej cz ciowo odzyska kontrol nad sytuacj .
Jackie zmuszała go do przekroczenia granic, które dawno sobie wyznaczył, do pogwałcenia
zdrowego rozs dku i wszelkich cywilizowanych zasad.
Słyszał swój własny oddech, szybki i urywany. Czuł, jak bijana niego siódme poty.
Rozsadzała go dza, której nie był w stanie okiełzna . Zdzierał materiał z ramion Jackie,
owładni ty jednym pragnieniem - eby jak najpr dzej dobra si do jej ciała.
- Jackie! - Chłon ł j wszystkimi zmysłami. Wi cej.. . jeszcze wi cej.. . Nie był w
stanie o niczym innym my le . Gdyby potrafił, ch tnie by j w siebie wessał. - Jackie! -
powtórzył. - Poczekaj chwil !
Ale ona tylko si roze miała, z ustami przy jego ustach.
Gdy osuwali si na podłog , zrywał z niej resztki ubrania.
Palce Jackie nie mogły nad y , tak si spieszyła, by usun to, co dzieliło ich ciała.
Chciała poczu go całego przy sobie. Kiedy potoczyli si po dywanie, ocieraj c si o siebie,
miała wra enie, e staje w ogniu.
My lała, e to ona b dzie go zdobywa , uwodzi , prowadzi , tymczasem si myliła.
Wszystko potoczyło si w lawinowym tempie, nad którym adne z nich nie potrafiło ju
zapanowa . Ani ona, ani on.
Splecieni w ciasnym u cisku, tarzali si po podłodze, zaspokajaj c nami tno , jakiej
adne z nich dot d nie zaznało. Nie słyszeli deszczu, którym wiatr miotał w ciekle o szyby.
Co przewróciło si na stole, a potem potoczyło si i upadło z hukiem na podłog , ale oni tego
tak e nie usłyszeli.
Nie wymieniali szeptem adnych obietnic, nie padały mi dzy nimi adne czułe
słówka. Tylko zdławione j ki i nami tne okrzyki. Nie było delikatnych pieszczot i nie-
spiesznych pocałunków, tylko instynktowne, przemo ne d enie do zaspokojenia.
Ci ko dysz c, Nathan uniósł si nad Jackie. Kiedy z odrzucon głow przyj ła go w
siebie, ostatnia błyskawica o wietliła jej włosy i twarz.
Cudownie! Kiedy naga, spocona i oszołomiona wtuliła si w Nathana, w głowie
d wi czało jej tylko to jedno słowo. Nigdy dot d nic nie wydawało jej si tak absolutnie
doskonałe. Serce Nathana wci biło głucho przyj ej sercu, a jego oddech ogrzewał jej
policzek. Na dworze przestało pada , burza przeszła, tylko w oddali dał si słysze za-
mieraj cy grzmot.
Pomy lała, e akt fizyczny nie był potrzebny, by utwierdziła si w uczuciach, jakie
ywiła dla Nathana. Miał on by tylko pogł bieniem jej miło ci. Nawet w naj mielszych
marzeniach nie potrafiłaby sobie wyobrazi , e b dzie a tak cudownie.
Nathan pozbawił j sił, a potem tchn ł w ni nowe ycie.
Bez wzgl du na to, ile razy b d si jeszcze kochali i ile wspólnie prze yj lat, nigdy
nie b dzie ju tak jak za pierwszym razem. Z zamkni tymi oczyma tuliła si do Nathana,
pogr ona w błogostanie.
Nie wiedział, co ma jej powiedzie , i czy w ogóle jest w stanie mówi . Zawsze mu si
wydawało, e zna tego m czyzn , za jakiego si uwa ał. Teraz przekonał si , e Nathan
Powell, z którym sp dził przewa aj c cz
ycia, to zupełnie kto inny. Kto całkowicie
odmienny od tego, kto oddawał si dzy.
Kochaj c si z Jackie, stracił poczucie czasu, miejsca, a nawet samego siebie. Nigdy
dot d nic takiego mu si nie przydarzyło. I nigdy wi cej mu si nie przydarzy. Chyba e z
Jackie.
Powinien kocha si z ni bardziej delikatnie, mniej egoistycznie. Gdy jednak zacz ł,
pu ciły hamulce i oboje razem stoczyli si w przepa .
Tego wła nie chciała i on tego chciał. Czy to jednak znaczy, e post pili słusznie? Nie
padły adne wyznania, adne pytania. Zapomniał o odpowiedzialno ci i zabezpieczeniu. Na
my l o tym wzdrygn ł si lekko.
Musz o tym porozmawia , i to jak najszybciej. Pragn ł jej wyzna , e chce, by to, co
mi dzy nimi zaszło, nieraz jeszcze si powtórzyło. Co, oczywi cie, nie znaczy, e proponuje
jej trwały zwi zek. Poło ył dło na jej ramieniu.
- Jackie?
Kiedy odwróciła głow , eby na niego spojrze , zalała go fala niewysłowionej
czuło ci. Nagle zabrakło mu słów. Nachylił si i przycisn ł usta do jej warg. To wystarczyło,
eby znów obudziło si w nim po danie. Przyci gn ł j bli ej. Wilgotna i ciepła, wtuliła si
w niego.
- Kocham ci , Nathan. Nie, nic nie mów. - Delikatnie musn ła wargami jego usta. -
Nie musisz nic mówi . To ja chciałam ci to powiedzie . Chc si z tob kocha . Teraz i
zawsze.
Powiedziały mu to ju jej r ce, a teraz jej usta zacz ły zsuwa si coraz ni ej, po szyi i
torsie. Jego natychmiastowa reakcja była tak silna, e a go to samego zaskoczyło.
- Jackie, poczekaj chwileczk !
- adnych uwag. Ju raz ci zgwałciłam, a teraz zamierzam to zrobi po raz drugi.
- Bardzo mi miło, ale zaczekaj! - Stanowczym gestem odsun ł j . - Musimy
porozmawia .
- Rozmawia b dziemy na staro , chocia , zanim zapomn , musz ci powiedzie , e
masz fantastyczny dywan.
- Ja te go polubiłem. Poczekaj! - powtórzył, kiedy próbowała si wyrwa . - Jackie, ja
mówi serio.
Z ust Jackie wyrwało si dr ce westchnienie.
- Naprawd chcesz rozmawia ?
- Tak.
- No to niech ci b dzie. - Uło yła si wygodniej w jego ramionach. - Strzelaj!
- To ju i tak musztarda po obiedzie - zacz ł, w ciekły na siebie - ale nie chc po raz
drugi popełni tego samego bł du. Wszystko wydarzyło si tak szybko, e nawet nie
zapytałem.. . nawet mi nie przyszło do głowy, by zapyta , czy wszystko jest jak trzeba.
- Oczywi cie, e tak - odpowiedziała ze miechem.
- Och! - Nagle poj ła sens jego pytania. - Dobry z ciebie człowiek. - Mimo
przytrzymuj cych j ramion zdołała go pocałowa . - Tak, tak, wszystko było jak trzeba. Mo e
wygl dam na osob roztrzepan , ale taka nie jestem. Zawsze byłam odpowiedzialna.
Zdj ty czuło ci , otoczył dło mi jej twarz.
- Nie wygl dasz mi na osob roztrzepan . Mo e si tak zachowujesz, ale je li ju
mowa o wygl dzie - wygl dasz prze licznie.
- Ciesz si , e tak uwa asz. - Oczy Jackie zal niły.
- Zawsze chciałam by pi kna.
Włosy opadły jej na czoło. Nathan nagle zapragn ł je odgarn i zanurzy w nie palce.
- Kiedy zobaczyłem ci po raz pierwszy, k pała si w mojej łazience. Byłem
zm czony i zły, mimo to pomy lałem, e jeste bardzo pi kna.
- A ja uznałam, e to Jake.
- Co?
- Le ałam w wannie i rozmy lałam o swojej ksi ce i o głównym bohaterze, Jake'u. O
tym, jak powinien wygl da . - Powiodła palcami po jego twarzy. - A kiedy otworzyłam oczy,
zobaczyłam ciebie i zrozumiałam: przecie to on! Mój ty bohaterze!
Zakłopotany, otoczył j ramieniem.
- Nie jestem adnym bohaterem, Jackie.
- Ale w moich oczach jeste . - Pukn ła si w czoło.
- Zupełnie zapomniałam o cie cie.
- O jakim znów cie cie?
- Upiekłam na deser szarlotk . Chcesz, to przynios kawałek i zjemy w łó ku?
Uznał, e pó niej zastanowi si nad tym, co Jackie uwa a za miło i kto jest w jej
oczach bohaterem.
- Niezła my l - przyznał.
- Zaraz wracam. - Pocałowała go w czubek nosa, a potem z u miechem zapytała: - W
twoim łó ku czy w moim?
- W moim. Chc ci mie u siebie.
Miło jest poleniuchowa , pomy lała Jackie, przeci gaj c si w po cieli. Miło pospa
dłu ej po tygodniach rannego wstawania i zasiadania do maszyny.
Zamruczała półsennie - nagle wydało jej si , e ma dwana cie lat i jest sobota. Gdy
miała dwana cie lat, najbardziej ze wszystkiego lubiła soboty. Kiedy si poruszyła, natrafiła
nog na Nathana. I z miejsca przestała ałowa , e nie ma ju dwunastu lat.
- Nie pisz? - zapytała, nie otwieraj c oczu.
- Nie pi . - Obj ł j ramieniem.
- A nie chciałby wsta ?
- To zale y. - Nathan przysun ł si bli ej, eby poczu jej ciepłe, mi kkie ciało. - Nie
zostało w łó ku jeszcze troch tej pysznej szarlotki?
- Nie wiem. Mam sprawdzi ? - Zarzuciła prze cieradła na głow i zaatakowała go.
Ma zdecydowanie wi cej energii, ni by wypadało, pomy lał Nathan, kiedy ju na nim
le ała. Skopane prze cieradła poniewierały si w nogach łó ka. Próbuj c złapa oddech,
spojrzał na ni spod na wpół przymkni tych powiek.
Była gibka i smukła, i tak przyjemnie zaokr glona. Skór miała złocist , z wyj tkiem
ja niejszego paska na biodrach, pod bikini. Potargane włosy ciemn aureol otaczały jej
głow .
Zawsze mu si wydawało, e woli kobiety z długimi włosami, jednak krótka,
naturalna fryzurka Jackie podobała mu si bardziej, bo mógł bez przeszkód głaska Jackie po
karku. Teraz te tak zrobił, a ona zacz ła mrucze jak kotka.
Jak powinien teraz post pi ?
Nie miał najmniejszego zamiaru rozstawa si z Jackie. Chciał, eby z nim została.
Potrzebował jej. Potrzebował.. . A przecie dot d starannie unikał tego słowa. Teraz nie miał
poj cia, co dalej.
Spróbował sobie wyobrazi , co robiłby bez niej jutro, za tydzie , a nawet za miesi c.
W głowie miał kompletn pustk . A przecie to do niego takie niepodobne. Ale te odk d
poznał Jackie, przestał sam siebie poznawa .
Czego od niego chciała? Nie miał odwagi zapyta jej o to i sam sob za to gardził.
Wiedział ju przecie , o co jej chodzi, jakby wszystko dawno zostało rozwa one i omówione.
Jackie kocha go - przynajmniej na razie. A on.. . musiał przyzna , e mu na niej bardzo.. .
zale y. Miło to słowo, na które nigdy by sobie nie pozwolił. Miło wi e si z obietnicami,
a on nigdy niczego nie przyrzekał, póki nie miał pewno ci, e potrafi si wywi za .
Lekkomy lnie zło ona obietnica, obietnica bez pokrycia, to co znacznie gorszego ni
kłamstwo.
Pokój ton ł w blasku sło ca, za oknami piewały ptaki. Słuchaj c ich, pomy lał, e
chciałby, by wszystko było dla niego takie proste jak dla Jackie. Miło , mał e stwo, rodzina.
Doskonale wiedział, e sama miło nie mo e by gwarancj udanego mał e stwa, a
mał e stwo, nawet z dzieckiem, wcale nie musi stworzy rodziny.
W mał e stwie jego rodziców miło przestała odgrywa jak kolwiek rol . Nikt
równie nie mógłby nazwa ich trójki rodzin .
Trzymaj c w obj ciach Jackie, pomy lał, e nie jest przecie swoim ojcem. Doło ył
wszelkich stara , eby nie by taki jak ojciec. Rozumiał jednak dum i ambicje ojca. Sam był
równie dumny i ambitny.
Potrz sn ł głow . Od ponad dziesi ciu lat nie my lał o ojcu ani o braku ycia
rodzinnego. Zacz ł si nad tym zastanawia dopiero wtedy, gdy poznał Jackie. To dzi ki niej
rozwa ał mo liwe yciowe rozwi zania, z których wiadomie i dobrowolnie zrezygnował. To
ona sprawiła, e ałował i pragn ł tego, czego dot d ani nie pragn ł, ani nie ałował.
Nie mógł sobie pozwoli na miło , bo poci gałaby za sob obietnice. Gdyby ich nie
dotrzymał, musiałby sam siebie znienawidzi . Jackie zasługiwała na wi cej ni to, co mógł jej
zaoferowa - albo raczej na to, czego nie mógł jej zaoferowa .
- Nathan?
- Hmmm?
- O czym my lisz?
- O tobie.
Uniosła głow , w oczach miała powag .
- Mam nadziej , e nie. Zaskoczony, zanurzył palce w jej włosy.
- Dlaczego?
- Czuj , e znów zaczynasz by spi ty. - Po raz pierwszy zobaczył, jak cie smutku
przemkn ł przez jej twarz.
- Nie ałuj niczego, bo tego bym nie zniosła.
- Niczego nie ałuj . - Nathan mocno j obj ł. - Jak mógłbym czegokolwiek ałowa ?
Wtuliła twarz w jego szyj , by nie zauwa ył, e walczy ze łzami, których przyczyny i
tak nie potrafiłaby mu wyja ni .
- Kocham ci , Nathan, i nie chc , eby miał z tego powodu wyrzuty sumienia albo si
zamartwiał. Pozwól, niech wszystko potoczy si własnym torem. Niech b dzie, co ma by .. .
co jest nam pisane.
Zajrzał jej przenikliwie w twarz. Oczy miała teraz suche.
- I to ci wystarczy?
- Na dzi wystarczy. - Odpowiedziała u miechem, ale nawet on zauwa ył, e
kosztowało j to sporo wysiłku.
- Nie potrafi powiedzie , czego b d chciała jutro. Co ty na to, eby zje teraz
drugie niadanie? Nie próbowałe jeszcze moich gofrów. Robi fantastyczne gofry. Nie mog
sobie tylko przypomnie , czy mamy bit mietan . Ewentualnie zrobi omlet, o ile pieczarki
si nie zestarzały. A mo e po prostu doko czmy szarlotk ? Najpierw popływaliby my w
basenie, a potem.. .
- Jackie?
- Co?
- Zamilknij!
- Teraz? - zapytała, gdy jego dło zsun ła si na jej biodro.
- Tak.
- Dobrze.
Roze miała si , ale wtedy usta Nathana dotkn ły jej warg tak delikatnie i czule, e
miech przeszedł w j k. Zamkn ła oczy. Była siln kobiet , na swój sposób waleczn , jednak
wobec czuło ci stawała si bezbronna.
On tak e si tego nie spodziewał. Nie było błyskawic, nie biły pioruny. Tylko błoga
fala ciepła, która rozlała si po całym ciele, a do mózgu i serca. A stało si to za spraw
jednego, czułego pocałunku.
Nie my lał nigdy o Jackie jako o kobiecie delikatnej i kruchej, ale teraz taka wła nie
była. Topniała w jego obj ciach, drobna, uległa i mi kka.
Wyrozumiało . Wiedziała, e jest człowiekiem wyj tkowo wyrozumiałym i
cierpliwym, jednak nie w stosunku do niej. Potrafił tak e okazywa współczucie. Czuła to
teraz i uznała za dar cenniejszy ni złoto. Znów zatraciła si w miło ci. Tym razem jednak nie
był to szale czy sprint, do jakiego przywykła, ale powolny, długi dystans, który miał j
zaprowadzi tam, dok d zawsze chciała dotrze .
Zamiast bra j nami tnie i dziko, Nathan pie cił j niespiesznie i czule. Skór miała
gładk jak atłas i dr ała pod dotykiem jego dłoni. Ta sama kobieta - a jednak zupełnie inna.
Hojna i ywiołowa, a zarazem pełna wra liwo ci, wobec której odczuwał pokor i skruch .
Jest taka słodka. Kiedy przycisn ł usta do jej piersi, poczuł, jak bije jej serce. Nie łomotało
głucho, jak wcze niej, lecz trzepotało niespokojnie.
Przesun ł palcem po wn trzu jej nadgarstka, eby poczu , jak bije jej puls. Przez
niego - i dla niego. Kiedy spletli dłonie, podniósł do ust jej r k i ucałował po kolei wszystkie
palce.
Ziemia usuwała jej si spod nóg. Przy ka dej pieszczocie zapadała si coraz gł biej -
w niego. A kiedy zacz ł muska ustami czubki jej palców, skoczyła w przepa , głow w dół,
ufaj c, e zdołaj złapa .
Mógł j teraz poprosi o wszystko, za da wszystkiego. Upojona miło ci , spełniłaby
ka de yczenie, nie my l c o sobie i o tym, eby uj z tego z yciem. Stała si jego
wi niem, zakładnikiem ich nami tno ci.
Nathan poczuł nagle, e zaszła mi dzy nimi jaka zmiana. Był ju nie tylko
kochankiem, ale i opiekunem; dawc , a nie tylko biorc . Kiedy to sobie u wiadomił, ogarn ła
go rado pomieszana z l kiem. Nie potrafił ju my le ani o dniu jutrzejszym, ani o
przyszłych konsekwencjach. Pragn ł jej, pragn ł dosta od niej jeszcze wi cej, ni otrzymał
przed chwil . Czy to niemo liwe? Wiedział ju , e nie zaprotestowałaby, gdyby wzi ł j
szybko i brutalnie, gdyby zawlókł ich oboje na szczyt, nie bawi c si we wst py. Mo e
wła nie ta wiedza, e przyj łaby go na ka dych warunkach, nakazała mu da jej z siebie
wszystko.
Niespieszna miło niczym słodka tortura. Delikatne mu ni cia. Leniwe pocałunki.
Ciche westchnienia rozdzierały cisz . Nawet sło ce jakby pobladło. Szkoda, e nie mógł da
jej teraz kwiatów. Obsypałby j wonnymi płatkami.. . Ale on miał tylko siebie.
Dosy .. . Dostała ju wi cej, ni kiedykolwiek mogła zapragn . Powiedziały mu to
jej rozchylone usta i tul ce go ramiona. Nawet naj mielsze marzenia nie były w stanie
sprosta tej cudownej rzeczywisto ci.
Dłonie miał takie chłodne. Rozkwitała pod ich dotykiem, pełna wewn trznego spokoju
i ciepła. Tym razem nie był to nagły błysk, tylko równy, łagodny płomie .
Tuliła si do niego, przynosz c mu bezwarunkow miło , czuła i delikatna jak on.
Gdy nagle zadr ała, uspokoił j koj cym szeptem. A wtedy zrozumiała, e cho nigdy nie
potrzebowała m czyzny, bez Nathana nie potrafiłaby ju istnie .
Hojno bez granic. To wła nie otwarcie mu ofiarowała, a on wreszcie przestał si
temu dziwi . Nowo ci była te dla niego wiadomo , e sam tak e potrafi dawa , i to
dawa bez zastrze e .
Przepełniony czuło ci , wszedł w ni powoli i delikatnie.
Niespieszne, harmonijne ruchy. Oddech na chwil zatrzymany w piersi, a potem
przemieniony w lekkie jak wiatr westchnienie. Z ustami na ustach kontynuowali miłosny
taniec, płynny i elegancki jak wiede ski walc. Stopili si w jedno z muzyk i wirowali,
patrz c sobie w oczy, póki taniec nie zako czył si równie łagodnie, jak si zacz ł.
Sło ce stało wysoko na niebie. Jackie, wtulona w Nathana, patrzyła, jak wiatr porusza
firankami. Z ogrodu napływał delikatny zapach kwiatów. Nic konkretnego, po prostu
mieszanka zapachów wiadcz cych o wio nie i budz cym si nowym yciu.
Wspomnienia sp dzonych razem chwil drzemały bezpiecznie zamkni te w jej sercu.
Wiedziała, e b dzie do nich cz sto zagl da , eby si nimi wci od nowa radowa .
- Wiesz, na co miałabym teraz ochot ? - zwróciła si do Nathana.
- Hmmm? - Był zbyt oszołomiony, by zwróci uwag na to, e jeszcze nie wstał,
chocia wła nie min ło południe.
- Chciałabym pole e w łó ku a do wieczora.
- Zrobili my niezły pocz tek.
Z łobuzerskim u miechem przysun ła twarz do jego twarzy.
- A mo e by my.. . - Urwała i zakl ła, bo w tym momencie zadzwonił telefon. -
Nathan, to pomyłka - powiedziała, widz c, jak si ga po słuchawk . - To na pewno jaka baba
o piskliwym głosie, która chce ci zakomunikowa , e wygrałe bezpłatn roczn prenumerat
dziesi ciu pism. Musisz tylko zapłaci siedem dolarów miesi cznie za przesyłk .
Nathan zawahał si .
- A je eli nie? - zapytał, cho gotów był w to uwierzy .
- A je eli tak? Czy masz do charakteru, eby zrezygnowa z dziesi ciu czasopism na
miesi c. I to za darmo! Zastanów si , Nathan!
Nathan dłoni zakrył usta Jackie i wcisn ł jej głow w poduszk .
- Halo!
- Ostrzegałam ci - powiedziała złowieszczym tonem. Tym razem Nathan uciszył j
poduszk .
- Carla?
- Carla?! - powtórzył stłumiony głos spod poduszki. Jacke wysun ła głow i ugryzła
go w rami .
- Auu! Cholera! Nie, Carla, nie! Ja.. . O co chodzi?
- Poło ył si na Jackie i unieruchomił j ramieniem. - Tak, tego si spodziewałem -
ci gn ł, nie zwracaj c uwagi na rozpaczliwe post kiwania szamocz cej si Jackie. - Dobrze,
przyspieszymy terminy, o ile to konieczne. Nie, ju wydałem dyspozycje. Wyznacz spotkanie
na jutro. Na dziewi t . No to o dziesi tej. I skontaktuj si z Codym - dorzucił. - Te ma tam
by . Dobrze, Carla. - Le ca pod nim Jackie zacz ła gło no dysze . - Tak; tak, kilka wolnych
dni dobrze mi zrobiło. No to do jutra.
Kiedy si wychylił, eby odło y słuchawk , Jackie zdołała si uwolni .
Zaczerwieniona, waln ła go w głow poduszk .
- Co podobnego! - zacz ła. - Chciałe mnie udusi , eby móc potem uciec z włosk
hrabin i odda si zakazanej nami tno ci w hotelu Holiday Inn. Nie próbuj si wypiera -
dodała. - Twoje intencje były zbyt oczywiste.
- W porz dku. A co to była za hrabina?
- Carla. - Znowu uderzyła go poduszk , po czym Wybuchn ła miechem, gdy Nathan
chwycił j za r ce. - Nie, nie, nic z tego. Ju za pó no. Wszystko postanowione. Zabij was
oboje: ciebie i t hrabin . Pora was pr dem, kiedy b dziecie si k pa w pianie. aden s d
mnie nie ska e.
- Najpierw ci po l na badania psychiatryczne. Zamachn ła si , celuj c w czułe
miejsce. Uchylił si , rzucił j na materac i przygniótł własnym ciałem. Zacz li si tarza po
łó ku, trzymaj c si w obj ciach. Nathanowi to ju nawet si spodobało, kiedy jeden
nieopatrzny ruch Jackie sprawił, e stoczyli si na podłog .
- Zwariowała ! - wysapał, rozcieraj c obolałe rami . Jackie otoczyła dło mi jego
twarz.
- Powell, je li ci ycie miłe, mów: kto to jest Carla? Spojrzał na ni . Oczy jej si
wieciły, a policzki płon ły z podniecenia. U miechała si . Bezwiednie poło ył dłonie na jej
biodrach.
- Chcesz pozna prawd ?
- Prawd i tylko prawd .
- Hrabina Carla Mandolini i ja jeste my od lat kochankami. Carla oszukuje swojego
m a, hrabiego Mandolini, tego ramola i impotenta, udaj c moj sekretark . Nieszcz sny
dure my li, e bli niaki to jego dzieci.
Jaki on jest cudowny, pomy lała Jackie, przysuwaj c si bli ej.
- Bardzo prawdopodobna historia - powiedziała, a potem długim pocałunkiem
zamkn ła mu usta.
ROZDZIAŁ DZIEWI TY
- To jest porwanie, Nathan. Radz ci i dobrowolnie. Nathan, który wła nie owijał si
r cznikiem, popatrzył na Jackie, która bez pukania wkroczyła do łazienki. Wła ciwie
powinien ju do tego przywykn . Jackie potrafiła pojawia si jak spod ziemi, w ka dym
miejscu i o ka dej porze.
- A mog chocia zało y buty? - zapytał.
- Masz na to dziesi minut. Ju miała wychodzi , kiedy chwycił j za r k .
- Gdzie była ? - wyrwało mu si i nagle u wiadomił sobie, e zaczyna si do niej za
bardzo przywi zywa . Kiedy si obudził tego ranka, niewiele brakowało, a zacz łby biega
po domu, próbuj c j znale . Byli kochankami dopiero od trzech dni, a on ju czuł si
opuszczony, gdy rano po otwarciu oczu, nie widział jej obok siebie.
- Niektórzy musz pracowa nawet w sobot . - Zmierzyła go wzrokiem od stóp do
głów. Był mokry, opalony i prawie całkiem nagi. Nagle zacz ła ałowa , e zaplanowała ju
co innego.
- Masz by na dole za dziesi minut. Bo jak nie, to gorzko po ałujesz.
- Co ty znowu wykombinowała, Jackie?
- Nie masz prawa zadawa adnych pyta - rzuciła na odchodnym, posyłaj c mu
u miech.
Usłyszał, jak lekko zbiega po schodach. Co za niespodziank chowała w zanadrzu? -
pomy lał, si gaj c po maszynk . Dobrze wiedział, e Jackie jest nieobliczalna, a w jej
post powaniu trudno dopatrzy si logiki. Wła ciwie powinno mu to działa na nerwy,
pomy lał, rozsmarowuj c pian na twarzy. Teraz te powinien by zirytowany. Miał ju
swoje plany na ten dzie .
Najpierw zamierzał sp dzi kilka godzin w biurze, eby ustali preliminarz w zwi zku
z realizacj projektu w Sydney oraz dopracowa ostatnie szczegóły inwestycji w Denver.
Potem chciał zaprosi Jackie na lunch do miejscowego klubu. Mogliby te pogra w tenisa.
Porwania nie uwzgl dnił w swoich planach.
A jednak wcale nie czuł irytacji. To dziwne. Uwa nie obejrzał w lustrze swoj twarz.
Czy by co si zmieniło?
Nadal był Nathanem Powellem, człowiekiem sumiennym i odpowiedzialnym, który
dawno ustalił sobie hierarchi wa no ci. To nie kto obcy spogl da na niego z lustra, tylko
dobrze mu znany m czyzna. Te same oczy, ten sam owal twarzy, czemu wi c reaguje
zupełnie inaczej? Co wi cej, dlaczego on, skoro zna siebie tak dobrze, nie potrafi zdefiniowa
swoich uczu ?
Potrz sn ł głow , zdezorientowany, po czym otarł z twarzy resztki piany. To jaki
absurd. Jest dokładnie tym samym człowiekiem, co dawniej. Jedyna zmiana w jego yciu to
romans z Jackie.
Co miał z ni teraz zrobi ?
Chyba rzeczywi cie przyszła pora, eby zada sobie to pytanie. Im silniej si
anga ował, tym bardziej był przekonany, e koniec ko ców sprawi jej ból. Był te pewny, e
b dzie tego ałował do ko ca ycia. Za kilka tygodni musi wyjecha do Denver. Przed
wyjazdem nie zamierza Jackie niczego obiecywa . Jak mo e wobec tego spodziewa si , e
b dzie na niego czekała, skoro nie jest w stanie powiedzie jej tego, co chciałaby usłysze ?
Zało ył, e romans z Jackie stanie si jedynie krótkim, barwnym epizodem w ksi dze
jego ycia. Wiedział jednak, e b dzie cz sto wracał do tych kilku stron.
Tak, pomy lał, zdecydowanie powinni porozmawia ! Musi z ni odby spokojn i
szczer rozmow . I to jak najszybciej. wiat nie składa si wył cznie z nich dwojga, nawet
gdyby on, Nathan, bardzo sobie tego yczył. Poza tym, ich ycie nie zacz ło si w momencie
spotkania.
Wtarł w twarz płyn po goleniu i poczuł delikatne szczypanie.
- Nathan, czas ci si ko czy!
Głos Jackie przerwał jego rozmy lania. Takie chwile zadumy to tak e w jego yciu
nowo . Odrzucił r cznik i zacz ł si szybko ubiera .
Jackie znalazł w kuchni. Zamykała turystyczn lodówk . W radiu jaki zespół z lat
pi dziesi tych piewał o miło ci a po grób.
- Znaj moje dobre serce. Dałam ci dodatkowe pi minut. - Odwróciła si , eby mu si
przyjrze . Miał na sobie czarne szorty i biał koszul , a jego włosy były jeszcze lekko
wilgotne. Pokiwała głow z uznaniem. - Jednak si opłacało.
- O co chodzi, Jackie? - zapytał. Jej jawne pochwały nadal wprawiały go w
za enowanie.
- Ju ci mówiłam. Porywam ci . - Podeszła bli ej i obj ła go. - I nie próbuj ucieka , bo
i tak ci dopadn . - Wtuliła twarz w jego szyj . - Uwielbiam zapach twojej wody po goleniu.
- Co jest w tym pudle?
- Niespodzianka. Usi d i zjedz zup mleczn .
- Zup mleczn ?
- Nie sam szarlotk człowiek yje, Nathan. - Pocałowała go. - Zjedz te banana. -
Podeszła do stołu i po namy le wzi ła dwa. Obieraj c je, zacz ła wyja nia swój plan: -
Mo esz uwa a si dzi za mojego zakładnika. W ten sposób ułatwisz mi zadanie.
- Jakie znów zadanie?
- Ci ko pracowali my przez ostatnie dni - no, mo e z wyj tkiem jednego, pami tnego
dnia. - U miechn ła si i odgryzła kawałek banana. - Ale on te był do wyczerpuj cy.
Dlatego - poklepała torb - lodówk - zabieram ci na wycieczk .
- Rozumiem. - Nathan wkroił banana do miski z owsiank . - Masz na my li jakie
konkretne miejsce?
- Nie, byle gdzie. Sko cz niadanie, a ja zanios te rzeczy do łodzi.
- Do łodzi? - Nathan zastygł ze skórk od banana w r ku. - Do mojej łodzi?
- Oczywi cie. - Bior c pojemnik, odwróciła si z u miechem. - Bardzo ci kocham,
Nathan, ale wiem, e nawet ty nie potrafisz chodzi po wodzie. A tak przy okazji, zaparzyłam
ci kaw . Pospiesz si , dobrze?
Nathan rzeczywi cie si pospieszył, bo znacznie bardziej interesowało go, co te
Jackie chowa w zanadrzu ni miska wystygłych płatków. Sko czył je , wył czył radio i
poszedł sprawdzi frontowe drzwi. Jackie zostawiła je oczywi cie otwarte. Zamkn ł je na
klucz i na zasuw , po czym wyszedł na dwór. Jackie pakowała wła nie wszystko do łodzi. Na
głowie miała daszek, chroni cy od sło ca, w kolorze pomara czowym, takim samym jak jej
szorty i okulary słoneczne.
- Gotowy? - zapytała. - Mo esz odcumowa ?
- Ty kierujesz?
- Oczywi cie. Mo na powiedzie , e urodziłam si na łodzi. - Wsun ła si za
kierownic i zerkn ła przez rami na wahaj cego si Nathana. - Mo esz mi zaufa . Spraw-
dziłam tras na mapie.
- Skoro tak.. . - Czy miało to znaczy , e składa swoje ycie w jej r ce? Kr c c głow ,
odcumował, a potem wskoczył na pokład.
- Masz tu krem z filtrem przeciwsłonecznym. - Podała mu tubk . - Co by powiedział
na St. Thomas? - zapytała, kiedy odbili od nabrze a.
- Jackie.. .
- artuj . Pomy lałam sobie, e to byłaby niezła zabawa, gdyby my przepłyn li cał
tras wzdłu wybrze a. Wzi liby my sobie urlop na całe lato i po prostu by my popłyn li.
On równie o tym my lał jako o czym , na co mo e znajdzie kiedy czas. Na przykład
na emeryturze. W ustach Jackie zabrzmiało to tak realnie, e gotów był ruszy w podró
cho by jutro. Prawd mówi c, miał nawet na to ochot .
Spojrzał na Jackie i pomy lał z uznaniem, e wietnie radzi sobie za kierownic . Mo e
i nie pami ta, eby zamyka drzwi, ale jak ju si za co we mie, robi to doskonale. Teraz, z
r k niedbale opart na kierownicy, zr cznie prowadziła łód przez wody kanału. Nawet gdy
nabrali pr dko ci, nie poczuł niepokoju.
- Wybrała dobry dzie na porwanie.
- Te mi si tak wydaje. - Rozsiadła si wygodniej i posłała mu u miech.
Łód prowadziła si niemal sama. Tak jak Jackie przypuszczała, Nathan utrzymywał
j w idealnym stanie. Była to jedna z jego zalet, które budziły w niej podziw. Nathan z zasady
dbał o wszystko, co do niego nale ało. Ona za , jak wielu innych, cz sto zaniedbywała to, co
ju miała. Musiała przyzna , e nauczyła si od niego dumy posiadacza i ł cz cej si z tym
odpowiedzialno ci. Pomy lała, e skoro nale y teraz do Nathana, mo e chyba mie nadziej ,
i b dzie dbał o ni z takim samym po wi ceniem.
Za bardzo si spieszysz, zganiła si my lach. Jak zwykle zreszt . Rozwaga tak e była
czym , czego nauczyła si od Nathana. Na razie powinno jej wystarczy , e przestał patrze
na ni z przera eniem za ka dym razem, gdy wyznawała mu miło . Ju samo to, e godził
si przyj do wiadomo ci jej wyznanie, oznaczało gigantyczny krok w przód. Mo e
przyjdzie czas, gdy Nathan pogodzi si z my l , e i on jest w niej zakochany.
Zreszt miała niezachwian pewno , e Nathan j kocha. Nie były to jedynie pobo ne
yczenia. Widziała to w jego oczach, kiedy na ni patrzył, czuła, gdy jej dotykał. Wła nie
dlatego tak trudno przychodziło jej czeka .
Jackie zawsze domagała si natychmiastowej nagrody. Ju jako dziecko uczyła si
błyskawicznie i z miejsca wykorzystywała nabyte umiej tno ci, eby jak najszybciej
zainkasowa nagrod . Dopiero pisz c powie , odkryła, e wi
si z tym jeszcze inne
przyjemno ci prócz opowiedzenia ciekawej historii oraz e na pewne rzeczy warto poczeka .
Na to, by dosta Nathana, gotowa jest czeka całe ycie.
Skr ciła w odnog kanału, której brzegi porastały g ste krzewy. Z trudem mogły tam
przepłyn obok siebie dwie łódki. Woda, ciemna i tajemnicza toczyła swe wody, a
o lepiaj ce sło ce zwiastowało nadchodz ce lato. Ptaki, spłoszone terkotaniem silnika,
zerwały si z drzew.
- Płyn łe kiedy Amazonk ?
- Nie. - Nathan odwrócił si do Jackie. - A ty?
- Jeszcze nie - odparła, wzruszaj c ramionami, jakby to było jakie drobne
przeoczenie. - Pewnie tam jest tak jak tu. Brunatna woda i gro ne bestie kryj ce si w g sz-
czu. Czy tutaj s krokodyle albo aligatory?
- Nie potrafi powiedzie .
- B d musiała to sprawdzi . - L ni ca, szafirowa wa ka przykuła jej uwag .
Przemkn ła tu nad wod , nawet jej nie drasn wszy, i znikła w szuwarach. - Jak tu pi knie -
westchn ła Jackie i raptownie zgasiła silnik.
- Co robisz?
- Słucham.
W ciszy, która nagle zapadła, rozkrzyczały si ptaki, a wkrótce owady doł czyły si
cienkim chórem. Co plusn ło raz i drugi - to aba połkn ła much na niadanie. Nawet woda
miała swój własny odgłos - niski, mrukliwy, wr cz zach caj cy do słodkiego nieróbstwa.
Gdzie w oddali dał si słysze szum innej motorówki.
- Dawniej uwielbiałam takie wycieczki - odezwała si Jackie. - Wyci gałam sił
którego z braci i.. .
- Nie wiedziałem, e masz braci.
- Mam, i to dwóch. Na szcz cie obaj odziedziczyli zainteresowania po ojcu, dlatego
ja mog robi to, na co mam ochot .
Nie widział jej oczu, gdy to mówiła, ale s dz c po jej tonie, go cił w nich u miech.
- Nigdy nie miała ochoty robi kariery w rodzinnej firmie?
- Wielki Bo e, nie! To znaczy, kiedy miałam sze lat, chciałam zosta prezesem rady
nadzorczej. Potem doszłam do wniosku, e wol by neurologiem. Tak e w sumie ul yło mi,
kiedy Ryan i Brandon zwolnili mnie od tych wszystkich obowi zków. - Zsun ła tenisówki i
pokr ciła stopami. - Zawsze uwa ałam, e trudno by synem wymagaj cego ojca, nie chc c
przy tym i w jego lady. - Rzuciła to jakby od niechcenia. Nathan milczał. Pomy lała, e
widocznie trafiła w sedno. Otworzyła usta, eby o co zapyta , ale si rozmy liła. Wszystko
w swoim czasie. - W ka dym razie, chocia cz sto musiałam ucieka si do szanta u, by
wyci gn którego z braci na wycieczk , uwielbiałam siedzie przy ognisku i słucha
odgłosów przyrody.
- A dok d je dziła ?
- Ach, tu i ówdzie. Najbardziej lubiłam wypady do Arizony. Pustynia ma w sobie co
niesamowitego. Zwłaszcza gdy człowiek siedzi noc przed namiotem, - U miechn ła si . -
Oczywi cie nigdy nie miałam te nic przeciwko temu, eby sobie pomieszka w apartamencie
prezydenckim jakiego eleganckiego hotelu. Wszystko zale y od nastroju. Chcesz teraz
poprowadzi łódk ?
- Nie. Widz , e wietnie ci idzie.
- Przykro mi to mówi , ale co ty mo esz wiedzie na ten temat? - Jackie ze miechem
zapu ciła silnik i poprowadziła łód bocznymi kanałami i przesmykami, a potem, kiedy
wypłyn li na szersze wody, parokrotnie okr yła statek wycieczkowy, machaj c rado nie do
turystów. Przez jaki czas płyn ła jego ladem, ogl daj c poło one nad kanałem rezydencje.
Domy były naprawd pi kne - solidne, z kolumnami i basenami k pielowymi,
otoczone zieleni . Jackie podziwiała zwłaszcza ton ce w kwiatach ogrody. A kiedy mijała ich
jaka łód , roz mieszała Nathana wymy lonymi na poczekaniu opowie ciami o jej
pasa erach.
W ko cu zatrzymali si na piknik w cieniu palm i cyprysów. Zaserwowała bulion w
papierowych kubeczkach i kraby, które jedli plastikowymi widelczykami, i słodkie, lepkie
bezy. Jackie namówiła Nathana, eby zdj ł koszul i wysmarowała mu plecy kremem,
rozwa aj c przy tym mo liwo napisania kolejnej ksi ki, której akcja rozgrywałaby si w
Everglades.
Zauwa yła przy tym, e Nathan jest odpr ony. Podobnie jak ona sama - co z kolei
Nathan mógł stwierdzi , kiedy to on smarował jej plecy.
Kiedy spakowali resztki jedzenia i naczynia do pojemnika, Jackie uj ła kierownic ,
mówi c, e koniec z porannym nieróbstwem. Zawrócili i popłyn li do portu Everglades, w
którym tłoczyły si statki wycieczkowe i eleganckie jachty. Wiał chłodny wietrzyk, a
powietrze wibrowało gwarem i miechem.
- Byłe tu kiedy ?! - krzykn ła Jackie.
- Tak, ale niecz sto tu zagl dam.
- Przecie tutaj jest fantastycznie! Pomy l tylko o tych wszystkich portach, z których
przypływaj te statki. I dok d pó niej płyn . Setki, tysi ce ludzi zawijaj tu w drodze do -
sama nie wiem.. . Meksyku, a mo e na.. ?
- Nad Amazonk ?
- Tak. - Zatoczyła ze miechem koło, wzniecaj c pieniste fontanny. - Na wiecie jest
tyle ciekawych miejsc. Człowiek zbyt krótko yje, eby móc wsz dzie pojecha .
- Zawrócili pod wiatr. Włosy ta czyły jej wokół twarzy.
- Wła nie dlatego wracam.
- Na Floryd ?
- Nie. Do rzeczywisto ci.
Roze miała si i pozdrowiła pasa erów płyn cej z przeciwka łodzi, a potem ruszyła
dalej.
Wczesnym popołudniem przybili do molo. Jackie kazała Nathanowi zacumowa łód ,
a sama wyj ła ze skrytki torebk .
- Dok d teraz idziemy? - zapytał. Wyci gn ł r k i pomógł jej wyskoczy na brzeg.
- Na zakupy.
- Po co?
- Po byle co. Mo e nawet po nic. - Trzymaj c si za r ce, ruszyli wzdłu promenady. -
Wkrótce zaczn si wakacje. Za kilka tygodni zwal si tu całe tłumy letników.
- Nawet mi o tym nie mów - westchn ł z niech ci .
- Daj spokój, Nathan, nie marud . Ludzie musz si gdzie rozerwa . Pomy lałam
sobie, e wtedy w sklepach b dzie tłok. Mnie to bawi, ale ciebie nie, dlatego zrobimy to teraz.
- Ale co?
- Pochodzimy sobie po sklepach - wyja niła cierpliwie. - Pobawimy si w turystów,
kupimy troch pami tek, koszulek z nadrukami, a dla ciebie popielniczk z muszelek.
- Jestem ci niezmiernie wdzi czny, e o mnie pomy lała .
- Cała przyjemno po mojej stronie, kochanie. - Cmokn ła go w policzek. - Wydaje
mi si , e niecz sto tu przyje d asz.
- Rzeczywi cie, masz racj - przyznał.
- No to pora, eby wreszcie polubił takie wyprawy. - Poprawiła pomara czowy
daszek nad czołem. - Słusznie post piłe , przenosz c si na wschód, do Fortu Lauderdale, bo
to miejscowo rozwojowa. Ale chyba rzadko spacerowałe po pla y?
- My lałem, e idziemy na zakupy, a nie na spacer.
- To przecie to samo. - Jackie obj ła go w pasie. - Z tego, co wiem, nie masz ani
jednego podkoszulka z emblematem piwa, portretem gwiazdy rocka czy jakim wi skim
cytatem.
- A strach pomy le , ile przez to straciłem.
- No wła nie. Dlatego pomog ci naprawi to zaniedbanie.
- Jackie! - Nathan przystan ł i poło ył r ce na jej ramionach. - Prosz ci , darujmy to
sobie.
- Jeszcze mi b dziesz dzi kowa .
- Gotów jestem pój na kompromis. Kupi sobie krawat.
- Pod warunkiem, e b dzie na nim goła syrenka.
Jackie znalazła dokładnie to, o co jej chodziło, na obrze ach Las Olas Boulevard. W
labiryncie bocznych uliczek ulokowały si dziesi tki sklepików, w których mo na było dosta
dosłownie wszystko - od masek do nurkowania po prawdziwe szafiry. Jackie wmówiła
Nathanowi, e to dla jego dobra, po czym zaci gn ła go do zatłoczonego sklepu, którego
drzwi strzegły dwa purpurowe flamingi.
- Stały si zbyt popularne - zwróciła si do Nathana, wskazuj c ptaki. - Ale i tak je
lubi . Och, popatrz, maj tu co , co zawsze chciałam mie . Jak my lisz, jak wygrywa
melodi ? - Si gn ła po najohydniejsz rzecz, jak Nathan w yciu widział - oklejon
muszelkami szkatułk z pozytywk . Jak si okazało, grała „Moon River”.
- Nie. - Kiedy usłyszała melodi , potrz sn ła głow - Mog si bez niej obej .
- Chwała Bogu.
Jackie odło yła pozytywk na półk i zacz ła buszowa mi dzy regałami, pełnymi
równie niegustownych pami tek.
- Wiem, e wolisz rzeczy estetyczne i harmonijne, ale czasami trzeba wykona jaki
gest w stron tego, co brzydkie i bezu yteczne.
- Tak, ale mo e nie tutaj. Przecie to s prezenty dla dzieci.
- A mo e to?
- Nie - powiedział, kiedy pokazała mu pelikana zrobionego z muszli ostryg. - Dzi ki
za pomysł, ale błagam ci , tylko nie to.
- Tylko w celach pogl dowych. Musisz przyzna , e to ma w sobie jaki wdzi k -
roze miała si , bo Nathan uniósł wymownie brwi. - Naprawd . Wyobra sobie, na przykład,
młod par w podró y po lubnej. Chc sobie kupi jaki drobiazg, który by im przypominał
ich miodowy miesi c. Potrzebuj czego , na co b d mogli popatrze za dziesi lat i
powspomina ten pi kny czas, zanim w ich yciu pojawiły si opłaty za ubezpieczenie i
mokre pieluchy. - U miechn ła si do ptaka. - Oto i on.
- Pelikan nie pasuje. Tym bardziej z muszelek.
- Troch wi cej wyobra ni - powiedziała z westchnieniem. - Tego ci wyra nie
brakuje. - Z udanym alem odstawiła pelikana na półk , a kiedy Nathan pomy lał, e jest ju
bezpieczny, zaci gn ła go do wieszaków z podkoszulkami. Najpierw spodobał jej si
pomara czowy, z aligatorem popijaj cym wino w hamaku. Jednak po namy le wyci gn ła
inny, z wyszczerzaj cym z by rekinem w ciemnych okularach.
- To ty - powiedziała ponuro.
- Niby dlaczego?
- Bo nie tylko jeste drapie nikiem, ale - jak wszystkie rekiny - jeste samotnikiem.
Ciemne okulary symbolizuj potrzeb prywatno ci.
Nathan obejrzał podkoszulek, marszcz c brwi, a potem stwierdził:
- Wiesz co, nie znałem nikogo, kto by dorabiał filozofi do podkoszulków.
- Suknia zdobi człowieka. - Jackie zarzuciła sobie podkoszulek na rami i dalej
buszowała. Kiedy zatrzymała si przy wieszaku z krawatami w jaskrawe rybki, Nathan
postawił kategoryczne weto.
- Nie, Jackie, nie ma mowy. Nie wło tego nawet dla ciebie.
W tej sytuacji Jackie musiała si zadowoli samym tylko podkoszulkiem. A potem
przegoniła Nathana przez dziesi tki sklepików, a wreszcie fluorescencyjne palmy,
plastikowe kubki i słomkowe kapelusze zlały mu si przed oczami w jedno. Kupowała
według fantazji, nie zwracaj c uwagi na styl czy po ytek. A na koniec, w przypływie
natchnienia, wysłała ojcu olbrzymi papug z papiermache.
- Mama na pewno ka e mu to wynie do biura, ale ja wiem, e b dzie zachwycony.
Tata ma wspaniałe poczucie humoru.
- Czy to po nim je odziedziczyła ?
- Chyba tak. - Z r kami na biodrach obróciła si wokół własnej osi, eby si upewni ,
czy czego nie przeoczyła - Chod my jeszcze do tego sklepiku z bi uteri . Mo e znajdzie si
tam co dla mamy. - Wsun ła kwit do kieszeni i wzi ła z r k Nathana dwa pakunki. -
Trzymasz si jeszcze?
- Je eli si dobrze bawisz.. .
- Jeste słodki. - Wychyliła si do przodu, eby go pocałowa . - Kup sobie loda.
- Ty sobie kup.
- Dobrze - roze miała si Jackie. - Kiedy tylko znajd co gustownego dla mojej
matki.
Po jakim kwadransie wybrała hebanow zapink , inkrustowan perłami - eleganck i
w doskonałym gu cie.
Zakup ten u wiadomił Nathanowi dwie prawdy - po pierwsze, Jackie rzadko patrzyła
na ceny. Tak rzadko, e nabrał pewno ci, i cena nie grała dla niej adnej roli, je li si ju na
co zdecydowała. A po drugie, zapinka była zarazem tradycyjna i elegancka - jak e
niepodobna do pstrej papugi, któr kupiła ojcu.
Czy by jej rodzice rzeczywi cie tak bardzo si od siebie ró nili?
Nathan ył w przekonaniu, e dzieci dziedzicz po rodzicach zarówno ich zalety, jak i
wady. Ale gdzie w tym systemie mie ciła si Jackie, która z pewno ci w niczym nie
przypominała kobiety nosz cej klasyczn , eleganck bi uteri . Na pewno nie miała te zbyt
wiele wspólnego z m czyzn , który całe dorosłe ycie sp dził w wiecie finansjery.
Chwil pó niej pojawił si zupełnie inny problem - otó Jackie postanowiła
wypo yczy tandem.
- Jackie, nie uwa am, eby.. .
- Włó te pakunki do koszyka, Nathan, dobrze? - Poklepała go po r ku i ju płaciła za
wynajem.
- Posłuchaj, od lat nie je dziłem na rowerze.
- Nie bój si , wszystko sobie przypomnisz. - Po zako czeniu transakcji odwróciła si
do niego z u miechem. - Si d z przodu, je eli nie czujesz si pewnie.
Mo e i nie chciała mu dokuczy , ale Nathan nie dałby sobie uci za to głowy.
Ura ony, wskoczył na przednie siodełko.
- Wsiadaj - powiedział. - Pami taj, sama si to prosiła !
Okazało si , e Jackie miała racj . Nathan z miejsca sobie wszystko przypomniał.
Pedałowali gładko i spokojnie przez uliczki portu a do falochronu ci gn cego si wzdłu
wybrze a.
Jackie była zadowolona, e Nathan obj ł prowadzenie. Dzi ki temu mogła bez
przeszkód podziwia pi kne widoki. Co zreszt robiłaby tak e i wtedy, gdyby to ona siedziała
z przodu. Musiałaby jednak uwa a na samochody i przechodniów. A Nathan z pewno ci
zrobi to lepiej. Jest bardzo uwa ny i odpowiedzialny. To kolejny z powodów, dla których go
pokochała.
Staraj c si dopasowa rytm do tempa Nathana, patrzyła na jego ramiona. Takie
mocne i m skie. A chciałoby si wesprze na takim ramieniu. To dziwne, bo dot d nie miała
podobnych potrzeb. Obudziły si w niej dopiero wtedy, gdy poznała Nathana.
Z rado ci skonstatowała, e Nathan, podobnie jak ona, cieszy si z ich wyprawy.
Cz ciej mógłby prze ywa takie miłe dni. Oczywi cie nie codziennie, bo pewnie nie
zgodziłby si na podobne improwizacje. Ale do cz sto, pomy lała - i nagle zacz ła ałowa ,
e dziel ca ich odległo nie pozwala na to, by mogła si do niego przytuli .
Nathanowi nigdy nawet nie przyszło do głowy, e mógłby pedałowa wzdłu
wybrze a - i to z przyjemno ci ! Prawd mówi c, rzadko bywał w tej cz ci miasta. Tutaj
gromadzili si głównie tury ci oraz młodzie . Jackie odkryła przed nim nie tylko nieznane mu
rejony miasta, w którym mieszkał od dziesi ciu lat, ale i nowe aspekty ycia - a przecie
dawno sko czył trzydzie ci lat.
Zaskakiwała go co chwila, a on nigdy dot d nie przypuszczał, e niespodzianki mog
kry w sobie tyle wie o ci i uroku. Przez kilka godzin ani razu nie pomy lał o Denver czy o
jutrzejszych obowi zkach. Prawd mówi c, w ogóle nie my lał o tym, co b dzie jutro.
Liczył si tylko dzie dzisiejszy - jasne sło ce, szafirowa woda oraz złocisty piasek.
Roze miane dzieci na pla y, zapach olejków do opalania, spacerowicze na promenadzie,
krzycz ce mewy.
Po drugiej stronie ulicy r czniki k pielowe powiewały na balkonach obskurnego
hoteliku. Zapachniało hot dogami. Kto sprzedawał dzieciom kolorowe lody na patyku. Nagle
sam nabrał ochoty na loda.
Spojrzał w gór . Po niebie szybował kolorowy latawiec w kształcie osy. Wła nie
złapał wiatr i wzbijał si ostro w gór . Z małego samolotu posypały si ulotki, reklamuj ce
jedn z lokalnych knajpek.
Nathan chłon ł to wszystkimi zmysłami, zastanawiaj c si , czemu nie doceniał dot d
uroków pla y. Mo e to dlatego, e był wtedy sam?
Wiedziony impulsem, dał Jackie znak, e chce si zatrzyma .
- Jeste mi winna lody.
- Pami tam. - Lekko zeskoczyła z siodełka, pocałowała go, a potem podeszła do
sprzedawcy. Zakup lodów zaj ł jej znacznie wi cej czasu ni wybór broszki za pi set
dolarów. Po rozwa eniu wszystkich za i przeciw zdecydowała si na lody czekoladowo -
waniliowe z orzechami.
Schowała drobne monety do kieszeni, odwróciła si i spojrzała na Nathana. Trzymał w
r ku du y, pomara czowy balonik.
- Pasuje do twojego stroju - powiedział, zawi zuj c jej wst k wokół nadgarstka.
Nagle zachciało jej si płaka . Pod powiekami poczuła wzbieraj ce łzy. Wprawdzie
była to tylko kolorowa gumowa kula na sznurku - ale jednak symbol! Wiedziała ju , e kiedy
powietrze ujdzie z balonika, zachowa go mi dzy stronnicami ksi ki jak zasuszon ró .
- Dzi ki - wyszeptała, wr czyła mu lody, po czym zarzuciła mu r ce na szyj .
Przytulił j mocno, staraj c si nie okazywa zmieszania. Jak nale y post powa
wobec kobiety, która płacze z powodu głupiego balonika? My lał, e b dzie si miała.
Całuj c j w skro , przypomniał sobie, e Jackie jest osob absolutnie nieprzewidywaln .
- Nie ma za co - mrukn ł.
- Kocham ci , Nathan.
- Chyba rzeczywi cie tak - przyznał, wstrz ni ty, a zarazem dziwnie rozradowany.
Co ma pocz z t kobiet ? Z nimi obojgiem?
Jackie dostrzegła zmarszczone brwi i delikatnie pogłaskała go po policzku. Jest
jeszcze tyle czasu. Mnóstwo czasu, powiedziała sobie, wzdychaj c w duchu.
- Lody ci si topi ! - Pocałowała go w usta. - Mo e usi dziemy na chwil ? A potem
przebierzesz si w now koszulk .
Nathan z czuło ci otoczył dło mi jej twarz. Jackie jest naprawd urocza. Justine nie
myliła si - wpadł po uszy.
- Nie mam zwyczaju przebiera si na ulicy. Jackie wzi ła go z u miechem za r k .
Zjedli lody i posiedzieli na ławeczce, a kiedy pedałowali z powrotem do miasta,
Nathan miał na sobie podkoszulek z rekinem.
ROZDZIAŁ DZIESI TY
Jackie, stoj c w progu, patrzyła w lad za odje d aj cym samochodem. Kiedy znalazł
si w uliczce, pomachała Nathanowi r k . Przez chwil w ciszy poranka słycha było tylko
zamieraj cy odgłos silnika. Potem usłyszała miechy i gwar - to dzieci z s siedztwa wsiadały
do szkolnego autobusu. Trzasn ły drzwi, padły ostatnie napomnienia i po egnania, po czym
autobus tak e odjechał.
Miłe odgłosy, pomy lała Jackie, opieraj c si o framug . Jest co koj cego i
przyjemnego w ich codziennej powtarzalno ci.
Zacz ła si zastanawia , czy podobnie reaguj ony egnaj ce m ów po wspólnym
wypiciu porannej fili anki kawy, a przed rozpocz ciem dnia pracy. Czy one tak e czuły
zadowolenie, e bezpiecznie wyprawiły m a do pracy, a z drugiej strony al na my l o tym,
e nie b dzie go w domu przez wiele godzin?
W ko cu odeszła od drzwi - oczywi cie zapominaj c o tym, eby je zamkn - i
ruszyła w gł b domu. Po drodze przypomniała sobie, e nie jest przecie on i dla własnego
dobra nie powinna nawet o tym my le . Nathan, co by mówi , nie dojrzał jeszcze do lubnych
obr czek.
Zreszt , nie powinno to mie dla niej wi kszego znaczenia.
Poszła na gór . Pani Grange zacz ła ju sprz ta w kuchni, a ona sama miała do
pracy na cały dzie . Wieczorem, po powrocie Nathana, zjedz kolacj i pogaw dz , jak stare,
dobre mał e stwo.
Czemu tak jej na tym zale y?
Czuła si z Nathanem szcz liwa, znacznie szcz liwsza ni kiedykolwiek. Bez niego
takie szcz cie nie byłoby mo liwe. Nathan troszczył si o ni i nawet je li wci robił to w
pewnych ci le okre lonych przez siebie granicach, i tak dawali sobie nawzajem znacznie
wi cej ni inni ludzie.
Nathan, na przykład, znacznie cz ciej si miał. wiadomo , e jej to zawdzi cza,
napawała Jackie rado ci . Kiedy go obejmowała, nie był ju taki spi ty. Ciekawe, czy
wiedział te , e obejmuje j i tuli przez sen? Chyba raczej nie. To jego pod wiadomo
pogodziła si ju z tym, e nale eli do siebie. e s dla siebie stworzeni. Jednak jeszcze
troch potrwa, zanim Nathan to sobie u wiadomi.
Dlatego musi by cierpliwa. Dopiero znajomo z Nathanem uzmysłowiła jej, jak
wielkie s pokłady jej cierpliwo ci. Nigdy dot d nie przypuszczała, e natura obdarzyła j
tak zalet .
Pod wpływem Nathana bardzo si zmieniła, z czego on pewnie nawet nie zdawał sobie
sprawy. Ona sama u wiadomiła to sobie dopiero niedawno. Zauwa yła, e cz ciej my li o
przyszło ci i nie potrzebuje ju ró owych okularów. Zacz ła te docenia rol planowania -
oczywi cie nadal cieszyły j miłe niespodzianki - zrozumiała jednak, e szcz cie i
powodzenie nie zawsze zale jedynie od impulsu.
Zacz ła inaczej patrze na ycie. Wreszcie do niej dotarło, e odpowiedzialno
niekoniecznie musi ci y . Mo e ona równie sprawia satysfakcj i dawa poczucie
spełnienia. Doprowadzanie pewnych rzeczy do ko ca tak e stanowi istotny element ycia.
Nawet je li tempo troch osłabło, a entuzjazm opadł. Nathan jej to pokazał.
Troch w tpiła, czy potrafi mu to wytłumaczy w taki sposób, by j zrozumiał i
zechciał jej uwierzy . W ko cu nie dała dot d nikomu powodów do przypuszczenia, e
potrafi by wra liwa, godna zaufania i wierna. Teraz jednak wszystko si zmieniło.
Usiadła przy maszynie i spojrzała na kopert le c obok stosu zapisanych kartek. Po
raz pierwszy w yciu postanowiła podda si próbie, aby si sprawdzi . eby udowodni
samej sobie, i mo na na niej polega . I nie tylko samej sobie, ale równie Nathanowi i całej
rodzinie.
Nie miała, niestety, adnych gwarancji, e agent - cho yczliwie do niej nastawiony -
przyjmie jej propozycj i uzna ksi k za wart publikacji. Cho nie obawiała si ryzyka,
zawahała si przed nast pnym krokiem, jakim było wło enie maszynopisu do koperty.
Tym razem autentycznie bała si zaryzykowa . Prawd mówi c, była miertelnie
przera ona. I nie chodziło ju tylko o opowiedzenie zajmuj cej historii od pocz tku do ko ca.
Gra toczyła si o jej przyszło . Kiedy naiwnie s dziła, e wszystko w jej yciu samo si
uło y. Teraz zrozumiała, e je li w tej chwili zawiedzie, sama sobie b dzie winna.
Nie mogła ju , jak w innych przypadkach, twierdzi , e znalazła co , co j na jaki
czas bardziej zainteresowało.
Wiedziała ju , e pisanie jest jej prawdziw pasj i - cho mo e zabrzmi to głupio -
wierzyła, i sukces lub pora ka jej ksi ki s nierozerwalnie zwi zane z jej osobistym su-
kcesem lub pora k , czyli z Nathanem.
Zamkn ła na moment oczy, zacisn ła kciuki i odmówiła pierwsz modlitw , jaka
przyszła jej do głowy - traf chciał, e było to „Aniele Bo y” - a nast pnie wrzuciła kopert do
torby i przyciskaj c j do piersi, zbiegła na dół.
- Pani Grange, musz na chwil wyj . Postaram si wróci jak najszybciej.
Gosposia nawet na ni nie spojrzała.
- Miłej zabawy - mrukn ła.
W pi tna cie minut było po wszystkim. Jackie stała przed budynkiem poczty,
przekonana, e popełniła yciowy bł d. Powinna jeszcze raz przejrze pierwszy rozdział. A
teraz było ju za pó no. Zaklejona i ostemplowana koperta pow drowała do jakiego
pracownika poczty, którego nawet nie znała.
Nagle doszła do wniosku, e nie rozwin ła pewnych interesuj cych w tków, a
charakterystyka szeryfa była niedopracowana. Powinien u tyto . Tak! - a ona po prostu
zapomniała. Wystarczyło zapcha mu usta prymk tytoniu, a ksi ka z cał pewno ci stałaby
si bestsellerem.
Zawróciła w stron drzwi, a potem si cofn ła Pomy lała, e robi z siebie idiotk .
Je eli si nie uspokoi, gotowa si pochorowa . Czuj c dziwn mi kko w kolanach,
przysiadła na kraw niku i ukryła twarz w dłoniach. Ko ci zostały rzucone. Maszynopis
ruszył w drog do Nowego Jorku. Ze zdumieniem przypomniała sobie, e kiedy planowała
uczci to szampanem. Teraz nie miała ochoty na adne celebracje. Marzyła ju tylko o
jednym - eby powlec si do domu i zagrzeba w łó ku.
A je li si myliła? Czemu nigdy nie przyszło jej do głowy, e mogłaby si pomyli -
co do ksi ki, Nathana, co do samej siebie? Trzeba by patentowanym osłem, eby postawi
wszystko na jedn kart , nie zostawiaj c sobie furtki.
Wło yła całe serce w t ksi k , a potem wysłała j obcemu człowiekowi, który
b dzie o wszystkim decydował. Ona, jako autorka, nie b dzie miała prawa głosu. Biznes to
biznes.
Oddała swoje serce Nathanowi. Podała mu je jak na dłoni i próbowała mu je wmusi .
Gdyby chciał jej teraz zwróci to serce, cho by zrobił to delikatnie i taktownie, i tak byłoby
ju złamane.
Łzy popłyn ły jej po policzkach. Prychn ła, zdegustowana i otarła je wierzchem dłoni.
Co za ałosny widok! Oto dorosła kobieta siedzi na kraw niku i płacze, bo co mo e si nie
uło y po jej my li. Wytarła nos i podniosła si . Có , je li jej si nie powiedzie, b dzie
musiała si z tym pogodzi . Zanim to nast pi, spróbuje zrobi wszystko, eby wygra .
W południe Jackie siedziała przy barku w kuchni, ogl daj c naj wie sze zdj cia
wnuków pani Grange.
- Ładne chłopaki. Ten tutaj, to.. . Lawrence, prawda?
- Tak, to jest Lawerence. Ma trzy latka. Niezły numer. Jackie uwa nie przyjrzała si
fotografii przedstawiaj cej małego urwisa o umorusanej buzi.
- To musi by niezły czaru . Cz sto ich pani widuje?
- Och, od czasu do czasu. Ale o wiele za rzadko. Dzieciaki tak szybko rosn . O, to jest
Anne Marie, jest do mnie bardzo podobna. - Pani Grange postukała palcem w fotografi
dziewczynki ubranej w niebiesk sukienk z falbankami. - Trudno w to uwierzy - poklepała
si po t gim udzie - ale byłam kiedy niczego sobie. I o par kilo l ejsza.
- Nadal jest pani przystojn kobiet . - Jackie podsun ła jej talerz sałatki i szklank
soku. - Poza tym, ma pani wspaniał rodzin .
Pani Grange pokiwała głow .
- Rodzina potrafi człowiekowi wiele wynagrodzi . Miałam osiemna cie lat, kiedy
uciekłam z Clintem. Powiem pani, e było na co popatrze . Gibki jak w , a przebiegły jak
dwa w e. - Zachichotała, jak to stara kobieta, która opowiada o bł dach młodo ci. - Mo na
powiedzie , e wpadłam po uszy. - Jadła przez chwil w milczeniu, a potem, zach cona
yczliwym u miechem Jackie, mówiła dalej: - Dziewczyny w tym wieku nie maj za grosz
rozumu, a ja nie byłam adnym wyj tkiem. Mówili mi, eby si nie spieszy , ale kto by tam
słuchał.
- Ludzie, którzy to mówi , pewnie sami nigdy nie mieli na tyle szcz cia, eby wpa
po uszy.
Rozumowanie Jackie przypadło pani Grange do gustu. U miechn ła si z aprobat .
- Racja, i nie mog powiedzie , ebym ałowała, chocia maj c dwadzie cia cztery
lata wyl dowałam w ciasnym mieszkanku bez m a i bez grosza przy duszy, za to z czwórk
maluchów, które musiałam nakarmi . Clint zostawił nas na lodzie, tak z dnia na dzie .
- Współczuj pani. To musiało by straszne.
- No, bywałam w lepszej sytuacji. Czasami człowiek dostaje to, o co sam si prosił.. A
ja przecie sama si prosiłam o Clinta Grange'a, tego podłego gada.
- Co pani zrobiła, kiedy was zostawił?
- Najpierw płakałam przez cał noc i pół dnia. To mi nawet dobrze zrobiło, kiedy si
tak nad sob pou alałam, ale pó niej dotarło do mnie, e moi chłopcy potrzebuj matki, a nie
jakiej płaczki. Pomy lałam, e trzeba co zrobi z tym bałaganem, w który sama si
wpakowałam. No i zacz łam chodzi po domach i sprz ta . Min ło dwadzie cia osiem lat, a
ja dalej sprz tam. - Rozejrzała si po l ni cej kuchni i z satysfakcj pokiwała głow . -
Dzieciaki dorosły, dwójka ma ju własne rodziny. Mo na by powiedzie , e Clint
wy wiadczył mi przysług , ale gdybym go spotkała na ulicy, na pewno bym mu za to nie
dzi kowała.
Jackie zrozumiała ostatni cz
zdania, ale nie pierwsz . M czyzna, który porzucił
on z czwórk małych dzieci, zasługiwał w najlepszym przypadku na stryczek.
- Dlaczego pani uwa a, e m wy wiadczył pani przysług ? - zapytała ze
zdumieniem.
- Gdyby został z nami, nie byłabym t sam matk i tym samym człowiekiem. Jedni
zmieniaj losy innych, kiedy si pojawiaj w ich yciu, a inni, kiedy z niego znikaj , - Pani
Grange odsun ła pusty talerz. - Zapewniam pani , e nie uroniłabym jednej łzy, gdybym si
dowiedziała, e stary Clint ebrze w rynsztoku.
Jackie roze miała si .
- Powiem pani, e bardzo pani polubiłam.
- Ja te pani lubi , panienko Jackie, i mam nadziej , e dostanie pani to, czego pani
szuka u pana Powella. - Wstała, a pó niej zawahała si . Była niezbyt skora do pochwał. - Pani
nale y do tych, co to zmieniaj ludzkie ycie, kiedy si w nim pojawiaj . Pani zrobiła du o
dobrego dla pana Powella.
- Mam nadziej , bo bardzo go kocham. - Jackie z westchnieniem oddała pani Grange
zdj cia. - To nie zawsze wystarczy, prawda?
- Lepsze to ni nic. - Gosposia poklepała Jackie po ramieniu i wróciła do swoich
obowi zków.
Jackie pomy lała przez chwil , pokiwała głow , a potem udała si na gór i ze
zdwojonym zapałem zabrała si do pracy.
Pani Grange dawno ju poszła, a Jackie wci siedziała w swoim pokoju. Wieczorem,
po powrocie do domu, Nathan zastał j przy maszynie. Była tak pochłoni ta pisaniem, e
zupełnie straciła rachub czasu.
Zaintrygowany, przystan ł w progu i przygl dał jej si przez dłu sz chwil . Nigdy
dot d nie widział jej przy pracy, bo ilekro wchodził na gór , odwracała si od maszyny,
jakby pod wiadomie wyczuwaj c jego obecno .
Teraz palce jej migały po klawiszach jak w transie, po czym zamierały na moment,
by znów podj galop. Co jaki czas Jackie przerywała i zastygała ze wzrokiem wbitym w
okno. Potem znowu zaczynała pisa , to marszcz c czoło, to si u miechaj c i pomrukuj c co
pod nosem.
Po jej prawej stronie le ał gruby plik kartek. Była to kopia tekstu, wysłanego do
Nowego Jorku, o czym Nathan nie wiedział. Mimo to nagle przeraził si , e Jackie mogła ju
by bli ej ko ca ni pocz tku. Czy to nie egoizm z jego strony? Przecie dla niej to takie
wa ne. Zrozumiał to tego wieczora, kiedy przeczytała mu fragmenty swojej powie ci. W tej
sytuacji powinien raczej cieszy si , e idzie jej tak dobrze, a nie martwi si , e ju wkrótce
sko czy. Có , kiedy nie potrafił. Dla niego koniec powie ci oznaczał równie koniec ich
romansu. I to on b dzie t stron , która go zako czy.
Jackie mieszkała w jego domu od miesi ca. Tylko miesi c, pomy lał, przeczesuj c z
westchnieniem włosy. Jak to mo liwe, e w tak krótkim czasie zdołała przewróci jego wiat
do góry nogami? On za , mimo wszystkich postanowie i planów, zakochał si w niej, co
tylko pogorszyło spraw . A skoro j kochał, chciał przed ni roztoczy miliardy nierealnych
obietnic. Mał e stwo, rodzina, miło a po grób. Długie lata wspólnie prze ywanych nocy i
dni. Co jednak mógł jej zaproponowa ? Jedynie ból i rozczarowanie.
Na szcz cie od wyjazdu do Denver dzieliły go tylko dwa tygodnie. Ju teraz
zwi zane z tym przygotowania zatrzymywały go w biurze do pó nego wieczora. Za niespełna
dwa tygodnie wsi dzie w samolot i odleci na zachód, daleko od Jackie. Pomy lał, e gdyby
jej nie kochał, obiecałby jej złote góry, byle tylko mie pewno , e zastanie j w domu po
powrocie.
Jednak Jackie zasługiwała na co lepszego. Dlatego, wbrew sobie, postanowił nie
dopu ci do tego, eby zadowoliła si pół rodkami.
A miał na to ju tylko dwana cie dni.
Podszedł cicho do Jackie, a kiedy jej palce zatrzymały si na chwil , poło ył dłonie na
jej ramionach. Jackie poderwała si , wydaj c okrzyk przera enia.
- Przepraszam - powiedział ze miechem. - Nie chciałem ci przestraszy .
- Przestraszy ? Przez ciebie o mało nie umarłam ze strachu! - Opadła na krzesło,
trzymaj c si za serce. - Czemu tak wcze nie wróciłe ?
- Przecie jest ju po szóstej.
- Ach tak. To dlatego tak strasznie bol mnie plecy. Słysz c to, Nathan zacz ł
delikatnie masowa jej ramiona. Była to jedna z rzeczy, której si od niej nauczył.
- Od której piszesz?
- Nie wiem. Straciłam rachub czasu. O tak.. . tutaj.. . dobrze.. . - westchn ła i
poruszyła si na krze le. - Po wyj ciu pani Grange miałam nastawi budzik, ale Burt Donley
pojechał do miasta i.. . zapomniałam.
- Kto to jest Burt Donley?
- Człowiek wynaj ty przez Samuela Carlsona. - Odwróciła głow i spojrzała z
u miechem na Nathana. - Burt zamordował ojca Sarah na polecenie Carlsona. On i Jake mieli
ze sob na pie ku jeszcze od czasów Laramie. To wtedy Burt zabił najlepszego przyjaciela
Jake'a, oczywi cie strzałem w plecy.
- Oczywi cie. - Nathan pokiwał głow .
- A jak tobie min ł dzie ?
- Bez wi kszych atrakcji. adnych strzelanin, adnych spotka ze st sknionymi
kobietami.
- Masz szcz cie, bo wła nie poczułam si bardzo st skniona. - Wstała i zarzuciła mu
r ce na szyj . - Pójd na dół i zobacz , co mamy na kolacj . Pogadamy pó niej.
- Jackie, naprawd nie musisz codziennie gotowa .
- Taka była umowa.
Zamkn ł jej usta pocałunkiem, znacznie dłu szym i bardziej nami tnym, ni miał to w
planie. Kiedy si odsun ł, zobaczył w jej oczach to ciepłe, rozmarzone spojrzenie, które
zd ył pokocha .
- Nie uwa asz, e wszystkie punkty naszej umowy wzi ły w łeb?
- Lubi dla ciebie gotowa , Nathan.
- Wiem - mrukn ł i poczuł si nagle bardzo n dznie. - Oboje mamy za sob ci ki
dzie . - Przyci gn ł j bli ej, pragn c poczu zapach jej włosów i ucałowa jej skro . Jego
r ce bezwiednie w lizgn ły si pod bluzk Jackie. - Ch tnie sam bym ci co przyrz dził, ale
boj si , e nie wzi łaby tego do ust. W ostatnich czasach zrozumiałem, e moja kuchnia jest
nie tylko zła, ale wr cz enuj ca.
- Mogliby my zamówi pizz .
- wietny pomysł. - Nathan poci gn ł j w stron łó ka. - Dopiero za godzin .
- To jeszcze lepszy pomysł - przyznała Jackie, topniej c w jego u cisku.
Pó niej, grubo pó niej, kiedy sło ce ju zaszło, a cykady rozpocz ły swoj serenad ,
siedzieli w patiu nad pustym opakowaniem po pizzy, z kieliszkami wina w dłoniach. Milczeli
i było im z tym dobrze. Zd yli si ju nasyci miło ci i jedzeniem i czuli si jak stare,
dobrane mał e stwo, które rozumie si doskonale nawet bez słów.
Ksi yc, jasny i okr gły, zalewał wszystko hojnie swoj po wiat . Jackie wygodnie
rozparła si w fotelu, wyci gn ła nogi i przymkn ła oczy. Czuła si cudownie, mogłaby tak
siedzie całymi godzinami. Cho by do ko ca ycia.
- Wiesz, co sobie pomy lałam, Nathan?
- H i M ? - Spojrzał na ni pytaj co. W wietle ksi yca wygl dała zupełnie inaczej
ni w dzie . Pomy lał, e cho najlepiej zapami ta j w blasku sło ca, tryskaj c energi ,
czasami b dzie wspominał j wła nie tak , rozkosznie odpr on , sk pan w srebrzystej
po wiacie.
- Słuchasz mnie?
- Nie, patrz . Czasami jeste naprawd prze liczna. U miechn ła si nie miało, a
potem wychyliła si i wzi ła go za r k .
- Mów mi takie rzeczy, a w ogóle nie b d w stanie my le .
- Naprawd wystarczy ci tak niewiele?
- Chcesz posłucha , jaki mam pomysł?
- Nigdy nie jestem tak do ko ca pewny, czy chc usłysze , jaki masz pomysł.
- Ale to dobry pomysł. Przyszło mi do głowy, e powinni my wyda przyj cie.
- Przyj cie?
- Tak. Chyba wiesz, co to jest przyj cie, Nathan? Towarzyskie spotkanie, cz sto z
muzyk , jedzeniem i piciem, podczas którego grupa ludzi zbiera si w celach rozrywkowych.
- Owszem, słyszałem o czym takim.
- No to pierwsza przeszkoda ju za nami. Min ło kilka tygodni, odk d wróciłe z
Europy, a jeszcze nie spotkałe si ze swoimi przyjaciółmi. Masz chyba jakich przyjaciół,
prawda?
- Paru mo e i mam.
- Druga przeszkoda te zaliczona. - Wyci gn ła leniwie nogi i pogłaskała go stop w
łydk . - Jako człowiek sukcesu i ostoja naszego społecze stwa - bo tak jest na pewno - masz
obowi zek zabawia ludzi od czasu do czasu.
Nathan uniósł brwi.
- Nigdy nie byłem niczyj ostoj , Jackie.
- I tu si mylisz. Ka dy, kto tak nosi si jak ty, jest ostoj . - U miechn ła si z
uczuciem, e mile go połechtała. - M czyzna w ka dym calu wytworny i elegancki - to
wła nie ty, kochanie. Ostoja władzy i konserwatyzmu. Republikanin.
- Sk d wiesz, e jestem republikaninem?
- Nathan - powiedziała z wyrozumiałym u miechem - nie dyskutujmy o tym, co
oczywiste. Miałe kiedy zagraniczny samochód?
- A co to ma do rzeczy?
- Tak naprawd , nic. Twoje przekonania polityczne to wył cznie twoja sprawa. -
Poklepała go po r ce. - Je eli o mnie chodzi, jestem politycznym agnostykiem. O ile tacy w
ogóle istniej . Ale poczekaj, bo zbaczamy z tematu.
- Co nowego chcesz mi jeszcze powiedzie ?
- Wró my do sprawy przyj cia. - Jackie za wieciły si oczy. - Widziałam te twoje
grube notatniki z adresami przy ka dym telefonie. Jestem pewna, e da si z nich wybra
wystarczaj c liczb zabawowych ludzi, który ch tnie przyjd na ka d imprez .
- Zabawowych ludzi? A co to takiego?
- adne przyj cie nie uda si bez nich. To nie musi by nic wielkiego - wystarczy
troch go ci, troch kanapek i dobry nastrój. W twoim przypadku mogłoby to by przyj cie
powitalno - po egnalne.
Nathan spojrzał na ni uwa nie. Jej słowa były artobliwe, ale z oczu wyzierała
powaga. Wi c ona tak e my lała o jego wyje dzie do Denver. To takie do niej podobne - nie
mówi wprost i nie zadawa adnych pyta . cisn ł j mocno za r k .
- My lała o jakim terminie?
U miechn ła si . Skoro temat wyjazdu Nathana został wreszcie poruszony, mogła ju
zepchn go na dno pod wiadomo ci.
- Co powiesz na przyszły tydzie ?
- Dobrze. Zadzwoni do agencji.
- Nie, przyj cie to prywatna sprawa.
- I masa pracy.
Pokr ciła głow Nie potrafiła mu wyja ni , e potrzebowała czego , czym mogłaby
zaj my li.
- O nic si nie martw, Nathan. Jedno co umiem naprawd , to organizowa przyj cia.
Masz za zadanie zawiadomi znajomych, a ja zorganizuj cał reszt .
- Skoro tego chcesz.
- Chc , i to bardzo. A teraz, kiedy ju wszystko ustalili my, mo e poszliby my si
wyk pa ?
Nathan spojrzał na basen. Wygl dał tak zach caj co, wr cz kusz co. Leniuchowanie
tak e miało swoje uroki.
- Id sobie popływa . Ja musiałbym si przebra , a to dla mnie zbyt skomplikowane.
- Po co si przebiera ? - Jackie wstała i jednym ruchem zrzuciła szorty.
- Jackie.. .
- Nathan.. . - powtórzyła, na laduj c jego ton - pływanie nago przy wietle ksi yca to
jedna z najwi kszych przyjemno ci, jakie znam. - Cieniutkie majteczki upadły na podłog ,
obok szortów. Ju tylko obszerny podkoszulek okrywał uda Jackie. - Masz tu swój własny
basen, tak doskonale odizolowany, e s siedzi musieliby chyba wej na drabin i wzi
lornetki, gdyby nas chcieli podgl da . - Zrzuciła podkoszulek i stan ła przed nim naga, jak j
Pan Bóg stworzył. - A nawet gdyby rzeczywi cie chcieli, niech sobie popatrz .
Nathanowi zaschło w ustach. Przecie powinien si ju do tego przyzwyczai . Przez
ostatnie tygodnie zd ył wielokrotnie obejrze ka dy centymetr jej ciała. A jednak na widok
Jackie, upozowanej na brzegu basenu, połyskuj cej w wietle ksi yca, serce zacz ło mu
głucho wali w piersi, jakby był nastolatkiem na pierwszej randce.
Jackie wyprostowała si , uniosła r ce, po czym wykonała skok do wody, eby po
chwili wynurzy si ze miechem.
- Bo e, tego mi wła nie było potrzeba. Kiedy jeszcze mieszkałam w domu,
wymykałam si do ogrodu o pierwszej w nocy, eby sobie tak popływa . Mama była prze-
ra ona, mimo e nasz posiadło okalał dwumetrowy mur, a basen dodatkowo zasłaniały
drzewa. Moim zdaniem, pływanie nago o pierwszej w nocy ma w sobie co niebywale
dekadenckiego. No to jak, przył czysz si do mnie?
Nathan ju i tak miał kłopoty z oddychaniem, wi c tylko potrz sn ł głow . Gdyby
teraz wskoczył do basenu, daleko by nie dopłyn ł.
- I ty mi mówisz, e nie jeste ostoj społecze stwa? - roze miała si Jackie. - No có ,
chyba b d musiała okaza si stanowcza, oczywi cie dla twojego własnego dobra. -
Podniosła z westchnieniem r k i wycelowała w niego palcem. - W porz dku, Nathan,
wstawaj, tylko powoli! I pami taj, adnych gwałtownych ruchów!
- Miej lito , Jackie!
- To nie s arty - ostrzegła go. - Wstawaj i trzymaj r ce tak, ebym je mogła widzie .
Dlaczego to robił? Mo e dlatego, e była pełnia. Posłusznie wstał i czekał na dalsze
polecenia.
- Dobra, rozbieraj si ! - Jackie oblizała wargi. - Tylko powoli!
- Czy ty zwariowała?!
- Nie błagaj o lito , Nathan, to ałosne. - Udała, e odwodzi kurek. - Nie wiesz, co
kula z trzydziestki ósemki mo e zrobi z człowiekiem? Daj słowo, e to przykry widok.
Nathan wzruszył ramionami, po czym zdj ł koszul . Pomy lał, e ostatecznie mo e
wej do wody w szortach.
- Nie masz do odwagi, eby u y trzydziestk i ósemki.
- Lepiej si o to nie zakładaj - powiedziała szorstko, ale usta drgn ły jej w u miechu. -
Jeszcze jeden krok w majtkach, a rozwal ci kolano. Wtedy dopiero zrozumiesz, co to ból.
Nie ulegało w tpliwo ci - Jackie jest stukni ta. Mimo to nagle zdecydował si - zdj ł
szorty i pomy lał, e b dzie zaskoczona, kiedy doł czy do niej w wodzie.
- Dobrze, bardzo dobrze - rzekła, lustruj c go spojrzeniem. - A teraz reszta.
Patrz c jej w oczy, zsun ł slipy.
- Wstydu nie masz - zauwa ył.
- Ani troch . Pomy l, jaki z ciebie szcz ciarz. - Mówi c to, gestykulowała ze
miechem wyimaginowan broni . - A teraz wejd do basenu, Nathan.
Wskoczył do wody i podpłyn ł do Jackie. Kiedy si wynurzył, zobaczył u miechni t
Jackie, unosz c si na wodzie.
- Rzuciła bro - zauwa ył.
Z udanym zdziwieniem spojrzała na swoj otwart dło .
- Rzeczywi cie - przyznała.
- Musz ci zrewidowa , czy nie ukrywasz gdzie no a - Zwrócił si w jej stron , ale
ona była szybsza. Zanurkowała gł boko i przepłyn ła pod Nathanem. Kiedy wypłyn ł, była
ju o dwa metry przed nim.
- Nie trafiłe - powiedziała z triumfalnym u miechem, czekaj c na jego kolejny ruch.
Zacz li powoli kr y wokół siebie, patrz c sobie w oczy. Jackie mocno przygryzła
wargi, bo czuła, e je li zacznie si mia , kompletnie si pogr y. Nathan był wietnym
pływakiem, ale Jackie liczyła na swoj szybko i zwinno .
Wypływała do przodu, robiła uniki. Zwodziła go i prowokowała. Przez nast pne kilka
minut słycha było jedynie bzyczenie owadów i chlapanie wody. Nagle Nathan doznał
ol nienia. Wystawił r k z wody, jakby w niej co trzymał.
- Zobacz, co znalazłem!
To wystarczyło, eby roz mieszy Jackie. Wybuchn ła gło nym miechem. Nathan
dogonił j w dwóch ruchach.
- Oszust! Oszukałe mnie! - miej c si , wyci gn ła r ce, eby go obj . A wtedy on
chwycił j mocno za włosy. Zdumiona tym szorstkim gestem, spojrzała mu w oczy. To, co w
nich zobaczyła, pozbawiło j tchu. Tym razem to jej zaschło w gardle.
- Nathan.. . - tylko tyle zdołała wyj ka , bo zaraz potem jego usta zaatakowały jej
wargi.
Nami tno , jaka ich ogarn ła, była znacznie silniejsza i bardziej szalona ni
kiedykolwiek przedtem. Nathan poczuł, e nerwy ma napi te do ostateczno ci. Jackie słyszała
rozpaczliwe bicie swojego serca, tu przy jego sercu, kiedy wpijał jej si w usta, jakby chciał
j cał pochłon . J zyk wdzierał si w gł b ust, pobudzany jej stłumionymi j kami. A jej
ciało, z pocz tku napi te jak struna, nagle zwiotczało, i wtedy oboje zanurzyli si pod wod .
Zamkn ła si nad nimi jak sklepienie. Ruchy ich stały si powolne, cho nie mniej
zdecydowane. Chłodna, ciemna to długo pie ciła ich ciała, a w ko cu, spragnieni
powietrza, wynurzyli si na powierzchni , wci ciasno spleceni.
W Jackie wst pił nowy duch. Przywarła do Nathana z odrzucon głow , a on uniósł j
wysoko, tak by móc ssa jej chłodne, mokre piersi. Przy ka dej pieszczocie czuła, jak jej puls
zaczyna bi nowym, szale czym rytmem. Wbiła kurczowo paznokcie w jego ramiona,
zostawiaj c na nich czerwone półksi yce. A potem usta Nathana znów zaatakowały jej
wargi.
Zanurzyła r ce pod wod i zacz ła wodzi nimi gor czkowo po jego ciele. Poruszali
si w zwolnionym tempie, ale my l wyprzedzała ka dy ruch, a pragnienie stawało si coraz
silniejsze.
Nathan si gn ł pod wod i natrafił na ciało Jackie - chłodne i zach caj ce. Kiedy jej
dotkn ł, wykrzykn ła jego imi . Ten d wi k, rozlegaj cy si w nocnej ciszy, wzmógł jeszcze
jego szale stwo. Przyparł j do ciany basenu, a ona otworzyła si , dr c z oczekiwania.
Kiedy w ni wszedł, j kn ła z rozkoszy. R ce opadły jej bezwładnie do wody, a Nathan ju w
niej był, tulił j i poruszał si w jej wn trzu.
Jej uniesiona ku górze twarz promieniała w wietle ksi yca jakim egzotycznym
pi knem, ale Nathan mógł ju tylko wtuli si w zagł bienie jej ramienia i da si ponie
fali.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Pewne osoby urodziły si po to, eby bawi innych. Jackie zdecydowanie nale ała do
grona tych osób. Dlatego nawet przykra wiadomo , e Nathan za kilka dni wyje d a, nie
zdołała zabi w niej postanowienia, e przyj cie musi si uda .
Nadal pisała po osiem, a czasami nawet dziesi godzin dziennie, zatracaj c si w
innych czasach, innym romansie. A kiedy nie była przykuta do maszyny, układała menu i
przygotowywała listy zakupów.
Uparła si , e sama zajmie si kuchni , zdecydowała si jednak zatrudni do pomocy i
podawania pani Grange, której syn, przyszły nauczyciel, miał stan za barem.
Z rado ci powitała równie Nathana. Zjawił si w kuchni na kilka godzin przed
przyj ciem, i podwijaj c r kawy, zaproponował pomoc w przygotowywaniu zak sek. Okazał
si pełnym entuzjazmu, cho niezbyt zr cznym pomocnikiem, ale Jackie uznała, e jest
rozczulaj cy, i taktownie ukryła mizerne efekty jego wysiłków na samym spodzie tacy.
Z natury optymistka, zało yła, e pogoda im dopisze, dlatego kazała wystawi stoliki
do ogrodu, tak by go cie mogli przechadza si pod kolorowym lampionami. Ta
niezachwiana wiara została wynagrodzona, kiedy po bezchmurnym dniu nadeszła ciepła,
gwia dzista noc.
Dawniej nie zwykła martwi si o to, czy przyj cie si uda, jednak nie tym razem.
Chciała, eby wszystko było zapi te na ostatni guzik; chciała udowodni Nathanowi, e
pasuje do niego wsz dzie, nie tylko w łó ku.
Miała na to ju tylko kilka dni. Potem rozdziel ich tysi ce kilometrów. Czy mogła o
tym nie my le ? Co gorsza, Nathan nigdy jej nie powiedział, czego tak naprawd od niej
chce; czego chciałby dla nich obojga Mimo to nie potrafiła uwierzy , e nadal nie uznawał
poj cia „na zawsze”.
Nigdy te nie powiedział, e j kocha. Ilekro sobie o tym przypominała, serce
ciskało jej si z bólu. Jednak nieraz okazywał jej uczucie - tyle tylko, e na inne sposoby. Na
przykład cz sto dzwonił do niej w ci gu dnia, tylko po to, eby usłysze jej głos. Przynosił jej
kwiaty - ze swojego ogrodu albo kupione na ulicznym straganie - akurat wtedy, gdy bukiety
w wazonach zaczynały wi dn . A kiedy ko czyli si kocha , przygarniał j czule do siebie i
trwali tak jeszcze przez długie chwile, w błogim spełnieniu.
Pocieszała si my l , e kobieta nie potrzebuje słów, kiedy ma wszystko, czego
pragn ła.
A jednak tak bardzo chciała usłysze to najwa niejsze wyznanie!
Z westchnieniem pomy lała, e, jak na razie, b dzie musiała si zadowoli tym, co
ma.
Ostatni godzin przed rozpocz ciem przyj cia po wi ciła wył cznie sobie. Była to
jedna z zasad, któr Jackie przej ła po matce. Nathanowi powiedziała, eby zostawił j na ten
czas sam , bo b dzie jej tylko przeszkadzał. Tkwiła w tym cz stka prawdy, ale Jackie chciała
go równie zaskoczy . Nie yczyła sobie, by Nathan krok po kroku ogl dał wszystkie
prozaiczne przygotowania Wolała zademonstrowa mu ich ko cowy efekt.
Pierwsza na li cie była gor ca k piel z b belkami. Jackie zanurzyła si w wannie,
nastawiła radio, a potem długo le ała ze wzrokiem wbitym w rozgwie d one niebo, po
którym pojedyncze, drobne chmurki, przesuwały si jak kł buszki cukrowej waty.
Po k pieli zrobiła staranny makija . Chciała podkre li swoj egzotyczn urod i
kiedy na zako czenie obejrzała twarz w lustrze, pod ka dym mo liwym k tem, z zadowo-
leniem stwierdziła, e udało jej si osi gn zamierzony efekt. Potem wtarła perfumy w
kremie, a wreszcie si gn ła po sukni , któr kupiła poprzedniego dnia.
Kiedy gotowa wyszła z pokoju, Nathan był ju na dole. Usłyszała, jak rozmawiał z
pani Grange, słyszała tak e szorstkie odpowiedzi gosposi. A poniewa zawsze lubiła wielkie
wej cia, poło yła dło na por czy i filmowym krokiem zacz ła schodzi na dół.
Je eli liczyła, e zrobi wra enie, nie doznała zawodu. Nathan podniósł wzrok i na jej
widok urwał w pół słowa. Skupiona na nim, nie zauwa yła wysokiego, jasnowłosego
chłopaka, stoj cego obok pani Grange. Nie zauwa yła tak e, e i on otworzył usta ze
zdumienia.
Nic dziwnego - wygl dała tego wieczoru wr cz zjawiskowo. Twarz jej zdominowały
oczy, podkre lone cał palet br zowych cieni. Włosy - udane poł czenie natury i sztuki
fryzjerskiej - ciemn fal otaczały twarz. W uszy wpi ła olbrzymie srebrne gwiazdy. A usta,
dyskretnie poci gni te błyszczykiem, były jedn kusz c obietnic .
Kiedy Nathan zdołał wreszcie oderwa wzrok od jej twarzy, eby oceni reszt ,
doznał kolejnego wstrz su.
Jackie miała na sobie nie nobiał sukni , zmysłowo otulaj c jej ciało od biustu do
kostek. Zrezygnowała z wieczorowej bi uterii, tylko nagie ramiona przyozdobiła tuzinem
cieniutkich, srebrnych bransoletek.
Zatrzymała si u stóp schodów, po czym obróciła si z u miechem wokół własnej osi,
odsłaniaj c przy tym rozci cie z tyłu sukni, si gaj ce do pół uda.
- Jak ci si podoba?
- Jeste zachwycaj ca.
Teraz ona z kolei przyjrzała mu si uwa nie. Nikt nie potrafił nosi czarnego garnituru
z tak klas jak Nathan. Jego szerokie ramiona i muskularne ciało wygl dały w tym
konserwatywnym stroju prowokacyjnie. Podeszła bli ej, eby go pocałowa . A potem,
trzymaj c go za r k , zwróciła si do pani Grange:
- Dzi kuj , e zgodziła si pani pomóc nam dzisiejszego wieczoru. A to pewnie pani
syn? Charlie, tak?
- Tak, prosz pani. - Młodzieniec uj ł wyci gni t r k . Dło miał spocon . Matka nie
powiedziała mu, e panna Jackie to istna bogini.
- Miło mi ci pozna , Charlie. Twoja mama du o mi o tobie opowiadała. Chod ,
poka ci, gdzie urz dziłam bar.
Chłopak stał jak oniemiały. Pani Grange dała mu kuksa ca pod ebra.
- Ja mu poka wszystko co trzeba. Idziemy. Charlie poszedł z matk , której palce
wpijały mu si w rami , ale zanim odszedł, raz jeszcze rzucił Jackie rozmarzone spojrzenie.
- Chłopakowi na twój widok oczy wyskoczyły z orbit - stwierdził Nathan.
Jackie ze miechem uj ła go pod rami .
- Miło mi to słysze .
- Mnie te zupełnie zatkało. Po prostu odebrało mi mow .
Spojrzała mu w oczy. Sandałki na wysokich obcasach sprawiły, e byli teraz niemal
równego wzrostu.
- Bardzo miło mi to słysze .
- Jak ty to robisz, e nieustannie mnie zaskakujesz?
- Robi , co mog , to wszystko.
Tego wieczoru Jackie pachniała jako inaczej - bardziej zmysłowo i upajaj co. Nathan
powiódł dłoni po jej nagim ramieniu.
- Wiesz co, nasze przyj cie jeszcze si nie zacz ło, a ju chciałbym, eby si
sko czyło. Co takiego zdarza mi si po raz pierwszy w yciu. Co ty zrobiła z twarz ? - za-
pytał nagle.
- Tajemnica zawodowa, ale to nadal jestem ja, Nathan.
- Wiem. - Obj ł j w talii. - Wa nie dlatego chciałbym, eby ju było po przyj ciu.
- Mam pomysł. - Jackie obj ła go za szyj . - Jak ju b dzie po wszystkim, urz dzimy
sobie nasze prywatne, dwuosobowe przyj cie.
- Licz na to. - Nathan dotkn ł ustami jej warg i w tym momencie rozległ si
dzwonek.
- Zaczynamy! - powiedziała Jackie. Trzymaj c si za r ce, podeszli do drzwi.
W ci gu godziny dom zapełnił si lud mi. Wszyscy chcieli si nie tylko zabawi , ale
przede wszystkim pozna now przyjaciółk Nathana. Jackie doskonale zdawała sobie z tego
spraw , nie czuła si jednak ura ona. Ona tak e była bardzo ciekawa jego przyjaciół i
znajomych.
Wkrótce przekonała si , e Nathan znał najrozmaitszych ludzi - od sztywniaków z
rezerw po dusze towarzystwa. Wystarczył jeden u miech, a z miejsca znalazła bratni dusz
w Codym Johnsonie, architekcie, który doł czył do firmy Nathana przed dwoma laty. Cody
zwykł si ubiera w zniszczone skórzane buty i spłowiałe d insy. Tego wieczoru, eby
zado uczyni elegancji, wło ył do nich marynark . Jackie, której brat uwielbiał ten sam styl
i te same marki, doskonale wiedziała, e tego rodzaju stroje kosztuj krocie. Cody u cisn ł jej
dło i oczyma ciemnymi jak jej własne zlustrował j od stóp do głów.
- Czekałem na t okazj , eby móc ci si przyjrze - rzekł, mrugaj c znacz co.
- eby sprawdzi prywatne gusta szefa?
- Co w tym rodzaju. - Cody nadal trzymał j za r k , nie było w tym jednak cienia
zalotno ci. Jackie odniosła wra enie, e opierał on swoje opinie zarówno na tym, co widział,
jak i na dotyku. - Jedno trzeba Nathanowi przyzna - zawsze miał doskonały gust.
Wiedziałem, e jak ju spojrzy wi cej ni raz na jak kobiet , musi to by osoba wyj tkowa.
- Rozumiem, e miał to by komplement.
- Mo na by tak powiedzie . - Cody rzadko prawił komukolwiek komplementy. -
Ciesz si , bo Nathan jest moim przyjacielem. I to najlepszym. Chcesz si tu zainstalowa na
dłu ej?
Jackie uniosła brwi. Wprawdzie wolała pytania wprost, nie czuła si jednak w
obowi zku udzieli mu takiej samej odpowiedzi.
- Widz , e nie zwykłe owija w bawełn ?
- Po prostu nie lubi traci czasu.
Pomy lała, e Cody jej si podoba. Z dłoni wci w jego dłoni, spojrzała na Nathana.
- Tak - powiedziała - chc si tu zainstalowa na dłu ej. Cody u miechn ł si tym
swoim kpi cym, aroganckim u miechem, któremu nie potrafiła si oprze prawie adna
kobieta. Pewnie dlatego, e nigdy nie było wiadomo, co Cody tak naprawd my li.
- Wobec tego, pozwól, e postawi ci drinka - powiedział.
Uj ła go pod rami i ruszyli w stron baru.
- Znasz Justine Chesterfield?
Cody gło no si roze miał. Jackie podobał si jego miech, jak równie lekko
zrudziałe od sło ca, ciemne włosy opadaj ce na czoło.
- Czy kto ci kiedy powiedział, e mo na w tobie czyta jak w otwartej ksi dze?
- Po prostu nie znosz traci czasu.
- Doceniam to. - Cody przystan ł przy barze i z rozbawieniem spojrzał na chłopaka,
który rozmodlonym wzrokiem wpatrywał si w Jackie.
- Znam Justine. Miła osoba, ale jak na mój gust za bogata.
- Masz kogo ?
- To zale y. Nie masz przypadkiem siostry?
Jackie odwróciła si ze miechem i zamówiła szampana. adne z nich nie zauwa yło,
e Nathan przygl da im si z daleka, marszcz c brwi.
Nie był z natury zazdrosny. Zazdro uznawał za uczucie wyj tkowo głupie i
bezproduktywne. A człowiek op tany zazdro ci zmieniał si w ałosnego idiot .
Nathan nigdy w yciu nie chciałby nim zosta . Gdy jednak patrzył na Jackie z Codym,
czuł si jak zazdrosny idiota. A tego rodzaju odczucia nie mo na ani polubi , ani
zlekcewa y .
Niepokój pot gowało jeszcze podejrzenie, e Cody jest znacznie bardziej w typie
Jackie ni on sam. Cody doskonale pasowałby na rewolwerowca. Zabijaka o złotym sercu z
powie ci Jackie - Jake Redman. Przecie to wykapany Cody - o kocich, leniwych ruchach,
wysportowanej sylwetce i spłowiałych od sło ca włosach, które zawsze prosiły si o fryzjera
No i ten jego przeci gły akcent, który Nathanowi wydawał si dot d koj cy. Nagle poraziła
go my l, e by mo e taki sposób mówienia wydaje si kobietom podniecaj cy. A
przynajmniej niektórym kobietom.. .
Do tego wizerunku Cody'ego nale ałoby jeszcze doda pozorn beztrosk , kompletny
brak poszanowania dla konwenansów oraz nieomylne oko, szczególnie wyczulone na pi kno.
Szybkie samochody, zabawa do pó nej nocy i wiatła jupiterów. Taki wła nie jest Cody.
Coraz bardziej zdenerwowany, Nathan spróbował skoncentrowa si na czym innym
i z wymuszonym u miechem zwrócił si do in yniera o piskliwym głosie, który od dłu szego
czasu chciał z nim porozmawia . Udaj c, e go słucha, k tem oka zarejestrował, jak Jackie
odpowiada u miechem na szeroki u miech Cody'ego, i poczuł, e ma ochot ich oboje udusi .
To mieszne, pomy lał. Dopił drinka i machinalnie si gn ł po papierosa. Ostatnimi
czasy rzadko czuł potrzeb , eby zapali . Cody jest jego przyjacielem, i to pewnie
najlepszym, jakiego kiedykolwiek miał. A Jackie.. . Kim jest dla niego Jackie?
Kochank , przyjaciółk , towarzyszk . Rozrywk i - cho mo e zabrzmi to dziwnie -
równie opok . To rzeczywi cie dziwne, e mo na tak my le o kim , kto zachowuje si jak
motyl. Jackie potrafiła by lojalna, kiedy kto na to zasługiwał, i silna, gdy zaszła taka
potrzeba. Jednak bez wzgl du na to, jak bardzo była solidna, nie miał prawa da od niej
wierno ci. Dla jej własnego dobra. Nie chciał przecie jej wi za ani zaw a jej horyzontów.
Czy aby na pewno?
Przerwał in ynierowi w pół zdania, podaj c jak błah wymówk i ruszył w stron
Jackie.
Znowu si miała - miech wci ta czył w jej oczach, kiedy spojrzała na niego ponad
kraw dzi kieliszka.
- Nathan, nie wspomniałe , e twój znajomy nale y do tego typu m czyzn, przed
którymi matki zwykły ostrzega córki. - Mówi c to, uj ła Nathana za r k bezwiednym
gestem, wiadcz cym o pewnej intymno ci.
- Pozwol sobie potraktowa to jako komplement. - Cody uniósł w toa cie kieliszek
wódki. - Bardzo udane przyj cie, szefie. Zd yłem ju pochwali twój gust.
- Dzi ki. Posłuchaj, stary, na dworze stoły uginaj si od jedzenia. Znaj c twój wilczy
apetyt, dziwi si , e jeszcze ci tam nie ma.
- Ju lec . - Cody mrugn ł znacz co do Jackie, po czym si oddalił.
- Nie było to zbyt taktowne z twojej strony - zauwa yła Jackie.
- Ju i tak zaj ł ci do du o czasu. Jackie ze miechem pokr ciła głow .
- Jeste rozbrajaj cy. - Musn ła wargami jego usta. - Nie wszystkim kobietom
podobaj si zaborczy m czy ni. Mnie wprawdzie tak, nawet bardzo, ale wszystko ma swoje
granice.
- Chciałem tylko.. .
- Nic nie mów. - Znów go pocałowała, po czym uj ła go pod r k . - B dziemy jeszcze
troch udziela si towarzysko czy od razu rzucamy si na jedzenie? Musz ci powiedzie , e
umieram z głodu.
Nathan podniósł jej r k do ust. Nagły przypływ zazdro ci - o ile to była zazdro -
nie znaczył wcale, e musi wygl da i zachowywa si jak idiota. To tylko jeszcze jedna z
tych rzeczy, które powinien przemy le .
- Rzucamy si na jedzenie - zadecydował. - Trudno udziela si towarzysko z pustym
oł dkiem.
Wieczór okazał si bardzo udany. W ci gu kilku nast pnych dni Jackie i Nathan
odebrali wiele telefonów i listów z podzi kowaniami. Przyszło te kilka zaprosze . W zasa-
dzie Jackie powinna by ogromnie zadowolona. Poznała znajomych i współpracowników
Nathana i zyskała ich sympati . Ale przecie to nie o nich jej chodziło. liczył si tylko
Nathan, a on wyje d ał za kilka dni do Denver.
Nie mogła ju sobie powtarza , e pó niej o tym pomy li. Nie w sytuacji, kiedy miał
ju kupiony bilet na samolot. Sama była w Denver tylko jeden raz w yciu. Siedziała na
stadionie i kibicowała szkolnej dru ynie. Wtedy bardzo jej si tam podobało. Teraz
nienawidziła Denver - i jako miasta, i jako symbolu.
Wyjazd Nathana to ju tylko kwestia godzin, a oni nadal niczego nie ustalili. Raz czy
dwa Nathan próbował z ni powa nie porozmawia , ale ona nie podj ła tematu. Mo e to i
tchórzostwo, je li jednak zamierzał si jej pozby , chciała przynajmniej wykorzysta do
maksimum czas, który im został.
Teraz nie dało si ju dłu ej odkłada nieuniknionej rozmowy. Nathan b dzie musiał
poda jej powody swojej decyzji. Je eli ju jej nie chce - albo nie chce sobie na to pozwoli ,
eby j przy sobie zatrzyma - musi jej wyja ni dlaczego.
Przystan ła przed drzwiami sypialni, wzi ła gł boki oddech, wyprostowała si i
weszła do pokoju.
- Przyniosłam ci kaw .
Nathan podniósł wzrok znad walizek.
- Dzi ki. - Kilka razy w yciu wydawało mu si , e jest nieszcz liwy. Mylił si ,
dopiero teraz zrozumiał, co czuje człowiek naprawd nieszcz liwy.
- Mo e ci w czym pomóc? - Jackie podniosła do ust fili ank . Łatwiej prowadzi
decyduj ce rozmowy, je eli si przy tym robi co tak błahego, jak, na przykład, picie kawy.
- Nie, dzi kuj . Ju prawie sko czyłem.
Pokiwała głow i przysiadła na brzegu łó ka. Wolała nie kr y po pokoju, bo wtedy
pewnie roztrzaskałaby fili ank o cian . Prawd mówi c, miała na to wielk ochot .
- Nie powiedziałe mi, na jak długo wyje d asz.
- Bo nie wiem, ile to potrwa. - Dawniej nie miał nic przeciwko pakowaniu. Ot, po
prostu jedna z nudnych, ale koniecznych czynno ci. Teraz czuł, e nienawidzi pakowa
walizek. - Mo e trzy, a mo e nawet cztery tygodnie. Je eli nie wynikn jakie komplikacje,
niewykluczone, e uda mi si wszystko załatwi za jednym zamachem.
Znów podniosła fili ank do ust. Kawa miała wyj tkowo gorzki smak.
- Mam tutaj czeka na twój powrót?
To takie do niej podobne: adnych wymaga czy pró b - tylko proste pytanie. Chciał
wykrzykn : „Tak. Prosz , tak!”, ale zamiast tego powiedział:
- To zale y od ciebie.
~ Nie. Oboje doskonale wiemy, co czuj i czego chc . Nie robiłam z tego tajemnicy. -
Urwała na moment, zastanawiaj c si , czy nie nara a na szwank swojej dumy. Jednak nie
czuła si upokorzona - Porozmawiajmy teraz o tym, co ty czujesz i czego ty chcesz.
W oczach Jackie malowała si powaga. Na ustach nie igrał nawet cie u miechu.
Nathan nagle zat sknił za jej promiennym o ywieniem, które stanowiło najwi ksz ozdob ,
jak u innych kobiet klejnoty.
- Wiele dla mnie znaczysz, Jackie, wi cej ni ktokolwiek inny.
To zdumiewaj ce, e w swojej desperacji gotowa była zadowoli si tymi n dznymi
okruchami. Obiecała sobie jednak, e zmusi go do pełnej szczero ci i nie mogła teraz ust pi .
Uniosła brwi i nie spuszczaj c z niego wzroku, zapytała:
- I co w zwi zku z tym?
Nathan doło ył do walizki jeszcze jedn czyst koszul . Pragn ł u y wła ciwych
słów, powiedzie to, co nale y. Przez ostatni dob układał sobie w głowie, co powie i co
zrobi. Pozwolił sobie nawet w my lach na moment szale stwa, w którym zawlókł Jackie na
lotnisko i zmusił, eby z nim poleciała. Na pelikanie z muszelek.
Nadeszła decyduj ca chwila. To ju nie fantazja, tylko rzeczywisto . Je eli nie mo e
nic Jackie zaproponowa , powinien przynajmniej by wobec niej szczery.
- Nie mog ci prosi , eby tu została i czekała na mnie, nie wiedz c, co b dzie
potem. Nie tego dla ciebie pragn .
Ubodła j jego szczero . Zrozumiała, e Nathan nie zamierzał kłama ani pociesza
jej złudn nadziej .
- Nie mówmy o mnie; pomówmy teraz o tobie. Chciałabym, eby mi powiedział,
czego pragniesz dla siebie. Czy tego, co miałe wcze niej? Ciszy i wi tego spokoju, ycia
bez adnych komplikacji?
Czy nie tak? Gdy to powiedziała na głos, takie ycie przestało mu si nagle wydawa
wygodne i upragnione. Zapachniało stagnacj i nud . Jednak tylko takie ycie znał i tylko
takiego si nie obawiał.
- Nie mog da ci tego, czego pragniesz - odparł, staraj c si zachowa spokój. - Nie
mog ci zaproponowa mał e stwa, rodziny i do ywotnich zobowi za , bo ja w takie rzeczy
nie wierz , Jackie. Dlatego wol ci zrani teraz, ni rani ci systematycznie a do ko ca
ycia.
Milczała przez chwil z obawy, eby nie powiedzie za du o. Współczuła mu z całego
serca. Jego słowa wyra nie wiadczyły o tym, jak bardzo jest zagubiony i nieszcz liwy.
Jednak cho cierpiała razem z nim, nie ałowała, e poruszyła ten temat.
- Czy było ci w yciu a tak le? - zapytała. - Czy miałe a tak nieszcz liwe
dzieci stwo?
Trafiła w sedno. Omal nie krzykn ł z bólu. I z gniewu.
- To nie ma nic do rzeczy!
- Ale ma i oboje o tym wiemy. - Wstała. Musiała zmieni pozycj , bo narastaj ce
napi cie zdawało si j rozsadza . - Nathan, nie twierdz , e jeste mi co winien, cho ludzie
cz sto uwa aj , e s sobie co winni. Jestem zdania, e je li robi si co dla kogo lub co
komu daje, nale y to robi dobrowolnie i bezinteresownie albo wcale. Dlatego nie ma mowy
o adnych zobowi zaniach. - Usiadła, nieco spokojniejsza, po czym ci gn ła: - Uwa am
jednak, e nale mi si wyja nienia.
Nathan wyj ł papierosa, zapalił i zaj ł miejsce na przeciwległym ko cu łó ka.
- Zgoda. Masz prawo wiedzie dlaczego. - Milczał przez dłu sz chwil , próbuj c
dobra wła ciwe słowa, jednak nie dały si z góry zaplanowa , wi c po prostu zacz ł mówi :
- Moja matka pochodziła z zamo nej i doskonale ustawionej rodziny. Oczekiwano po niej, e
wyjdzie dobrze za m , czyli odpowiednio do swojej sfery. Wpajano jej to od urodzenia.
Jackie uniosła brwi, ale usiłowała by sprawiedliwa.
- Nie jest to niczym a tak niezwykłym, zwa ywszy na czasy.
- Racja, ale jej rodzina przywi zywała do tego szczególn wag . Mój ojciec nie
pochodzi z tak dobrej rodziny, zyskał sobie jednak reputacj człowieka ambitnego i wielce
obiecuj cego. Podobno był bardzo dynamiczny i miał charyzmatyczn osobowo . Kiedy
matka zakochała si w nim, jej rodzina nie okazała wprawdzie zachwytu, ale i nie
protestowała. eni c si , mój ojciec dostał dokładnie to, czego chciał: doskonałe koneksje
oraz wietnie wychowan on , która potrafiła przyjmowa go ci i miała da mu
spadkobierc .
Jackie spojrzała w pust fili ank .
- Rozumiem - mrukn ła i chyba rzeczywi cie zaczynała wszystko rozumie .
- Ojciec nie kochał matki. O enił si z ni z czystego wyrachowania.
Znów przerwał i zapatrzył si w smug dymu unosz c si do sufitu. Czy w tym
tkwiło sedno sprawy? Czy to wła nie zniszczyło ycie jego rodziców, a przede wszystkim
wywarło zgubny wpływ na jego psychik ? Wzruszył bezradnie ramionami. To ju przeszło ,
historia.
- Nie w tpi , e ojciec był na swój sposób przywi zany do matki. Ale to człowiek,
który nie potrafi nic z siebie dawa . Miał za to obsesj na punkcie fortuny i kariery. Interesy
zmuszały go do cz stego przebywania poza domem. Kiedy si urodziłem, ofiarował matce
szmaragdowy naszyjnik w nagrod za to, e dała mu syna.
Jackie otworzyła usta, eby co powiedzie , ale w tonie Nathana było tyle goryczy, e
si rozmy liła. Czasami lepiej tylko słucha .
- Matka uwielbiała ojca. Wr cz bałwochwalczo. Jako dziecko miałem nia k ,
piel gniark i ochroniarza. Tylko dlatego, e matka bała si nawet pomy le , co zrobiłby
ojciec, gdyby co mi si przytrafiło. Dr ała o mnie nie dlatego, e jestem jej synem, ale
przede wszystkim dlatego, e jestem jego synem. Jego symbolem i spadkobierc .
- Och, Nathan.. . - zacz ła Jackie, ale on tylko potrz sn ł głow .
- Sama mi to powiedziała, mniej wi cej tymi słowami, kiedy miałem jakie pi czy
sze lat. Znacznie wi cej odsłoniła pó niej, gdy przestała go kocha . Jako dziecko,
widywałem rodziców bardzo rzadko. Matka za wszelk cen starała si by idealn on i
dam z towarzystwa, a ojciec nieustannie podró ował w interesach, podpisuj c kolejne
kontrakty. Jego wyobra enia o obowi zkach ojcowskich sprowadzały si do sporadycznych
kontroli moich post pów w szkole oraz kaza na temat odpowiedzialno ci i honoru rodziny.
Rzecz w tym, e on sam nie miał za grosz honoru. - Nathan urwał i powoli zgniótł papierosa
w popielniczce. - W jego yciu pojawiały si równie inne kobiety. Matka o tym wiedziała,
ale udawała, i tego nie dostrzega. Ojciec powiedział mi kiedy , e to nie były powa ne
zwi zki. e m czyzna, który cz sto przebywa poza domem, ma pewne potrzeby.
- Naprawd tak ci powiedział? - Jackie była autentycznie wstrz ni ta.
- Tak. Kiedy miałem szesna cie lat. Pewnie uwa ał, e tak wygl daj m skie
rozmowy. Matka dawno ju przestała go kocha i yli my pod jednym dachem jak trójka
uprzejmych, kompletnie obcych sobie ludzi.
- Nie mogłe zamieszka z dziadkami?
- Moja babcia ju w tym czasie nie yła. Szkoda, bo ona by mnie pewnie zrozumiała.
Chocia nie mam pewno ci. Dziadek za to uwa ał mał e stwo moich rodziców za bardzo
udane. W ko cu matka nigdy si nie skar yła, a ojciec spełnił pokładane w nim nadzieje.
My l , e dziadek byłby przera ony, gdybym nagle stan ł na progu i powiedział, e nie mog
mieszka z rodzicami. A poza tym, przez wi kszo czasu i tak tkwiłem w domu sam.
St d ta obsesyjna potrzeba odosobnienia, pomy lała Jackie. Teraz ju mogła go
zrozumie . Jednak taka samotno w toksycznym otoczeniu musiała wywrze bardzo zły
wpływ na młodego chłopaka.
- To musiało by dla ciebie straszne.
Pomy lała o swojej rodzinie - zamo nej, szcz liwej i szanowanej. W ich domu nigdy
nie zalegał martwy spokój , jaki panował w domu małego Nathana. Jej dom t tnił yciem i
miechem. Oczywi cie nie brakowało konfliktów, ale po ka dej kłótni szybko nast powała
zgoda.
- Nathan - odezwała si po namy le - czy próbowałe im kiedykolwiek powiedzie , co
czujesz?
- Raz. Byli oburzeni. Zarzucili mi niewdzi czno , a tak e brak taktu! No bo jak
mo na w ogóle porusza takie tematy? Nauczyło mnie to jednego: nie nale y bi głow o
mur, tylko poszuka sobie innej drogi.
- Jakiej?
- Studia, realizacja ambicji. Nie mog powiedzie , e w tym momencie ojciec i matka
przestali dla mnie istnie jako rodzice, ale zrewidowałem swoj skal warto ci. Kiedy robiłem
matur , ojciec jak zwykle uganiał si po wiecie za kolejnym intratnym interesem. Wakacje
sp dziłem w Europie, wi c gdy znowu si spotkali my, byłem ju studentem. Dowiedział si ,
e studiuj architektur , i przyjechał, by mi przypomnie , gdzie jest moje miejsce. Chciał
oczywi cie, ebym poszedł w jego lady. Tego po mnie oczekiwał. Tego dał. Przez
osiemna cie lat yłem w jego cieniu, kompletnie przytłoczony jego wizerunkiem, jaki
stworzyli my sobie razem z matk . Ale we mnie co si ju zmieniło. Kiedy postanowiłem
zosta architektem, moje marzenia nagle go przerosły.
- To ty dorosłe - wtr ciła Jackie.
- W ka dym razie na tyle, eby móc mu si przeciwstawi . Zagroził, e przestanie
dawa mi pieni dze. Przypomniał o zobowi zaniach wzgl dem rodzinnych interesów. Tyle
tylko znaczyła dla niego rodzina. Interesy. Matka oczywi cie poparła go w całej rozci gło ci.
Z chwil gdy jej uczucia dla niego umarły, zupełnie przestałem j obchodzi . Dla niej byłem
ju tylko synem swojego ojca; człowieka, który stał si jej oboj tny, a nawet wrogi.
- Chyba jeste niesprawiedliwy, Nathan. Przecie twoja matka.. .
- Powiedziała mi wyra nie, e nigdy mnie nie chciała. - Nathan si gn ł po kolejnego
papierosa i przełamał go na pół. - e gdybym si nie urodził, jej mał e stwo miałoby szans
przetrwa . Nieobarczona dzieckiem, mogłaby towarzyszy ojcu w jego licznych podró ach.
Jackie zbladła. Nie wierzyła własnym uszom. Jak kto mógł by tak okrutny dla
własnego dziecka?
- Oni na ciebie nie zasługuj - powiedziała łami cym si głosem, po czym wstała,
eby go przytuli .
- Nie w tym rzecz. - Zatrzymał j zdecydowanym gestem. Bał si , e je li Jackie go
obejmie, po raz pierwszy w yciu si załamie. Nigdy dot d z nikim o tym nie rozmawiał, nie
przechodził przez to wszystko krok po kroku. W dniu, w którym sprzeciwiłem si ojcu,
podj łem decyzj . Nie mam, nie miałem i nie chc mie rodziny. Babcia zostawiła mi
pieni dze, które umo liwiły mi kontynuowanie studiów. Wzi łem je - dzi ki temu od ojca nie
potrzebowałem ani centa. Od tamtej pory wszystko robiłem na swój rachunek. I to si nie
zmieniło.
Opu ciła r ce. Zrozumiała, e Nathan nie chce, aby go pociesza . Cho serce
wyrywało jej si do niego, rozum podpowiadał, e widocznie nie o tak pociech mu chodzi.
- Nie widzisz, e oni nadal układaj ci ycie? - odezwała si , wzburzona. - Uwa asz,
e skoro ich mał e stwo było złe. to znaczy, e mał e stwo samo w sobie jest czym złym?
- Mał e stwo samo w sobie nie jest niczym złym. Natomiast ja nie nadaj si do
mał e stwa. - Nagle zapłon ł gniewem. Jakim prawem Jackie zmusza go, by rozdrapywał
stare rany? - Czy tobie si wydaje, e ludzie dziedzicz po rodzicach tylko ciemne oczy albo
dołek w brodzie? Nie b d głupia, Jackie! Oni przekazuj nam znacznie wi cej. Mój ojciec
jest egoist . Ja te jestem egoist , ale przynajmniej mam na tyle rozumu, eby zdawa sobie
spraw , i nie mam prawa zmusza siebie, ciebie i dzieci, które by my mieli, do takiego
piekła, przez jakie sam przeszedłem.
- Rozumu?! - wykrzykn ła Słynny temperament MacNamarów wzi ł gór nad dobrym
wychowaniem. - Masz czelno wygadywa takie bzdury i jeszcze twierdzi , e dyktuje ci je
rozum? Przecie ty nie masz za grosz rozumu! Czy gdyby twój ojciec był Kub
Rozpruwaczem, chodziłby i tylko my lał, komu by tu wypra flaki? Mój ojciec uwielbia
surowe ostrygi, a mnie robi si niedobrze na ich widok. Czy to znaczy, e jestem
adoptowanym dzieckiem?
- To jaki absurd!
- Absurd? - prychn ła z oburzeniem. - Nie potrafisz dostrzec absurdu, nawet je li ci
w oczy kole. Dlatego powiem ci, co to jest absurd. Je eli dwie osoby si kochaj , a jedna z
nich nie chce przyj tego do wiadomo ci ze strachu, e co mo e si nie uda , mo e nie
wyj idealnie - to jest czysty absurd. - Si gn ła po pierwsz rzecz, jak miała pod r k - traf
chciał, e była to dziewi tnastowieczna wenecka waza - i zamachn ła si .
- Ja nie mówi o ideałach. Jackie, cholera, odłó to! Ale było ju za pó no. Waza z
brz kiem roztrzaskała si o podłog .
- Oczywi cie, e mówisz o ideałach. Sam jeste jak jeden chodz cy ideał. Idealny
Nathan Powell. Ka d minut ycia masz zaplanowan a do mierci. W twoim yciu nie ma
ju na nic miejsca.
- Uspokój si ! - Chwycił j za r ce, zanim zd yła dobra si do innych
warto ciowych przedmiotów. - Ju samo to, co wła nie zrobiła , wystarczy jako dowód, e
mam racj . Lubi planowa , lubi mie wszystko dopi te na ostatni guzik, lubi doprowadza
wszystko do ko ca. A tobie nigdy si to nie udało.
Uniosła dumnie głow . Oczy miała suche. Łzy przyjd pó niej, całe fontanny łez.
- Byłam ciekawa, kiedy wreszcie rzucisz mi to w twarz. W jednym rzeczywi cie masz
racj , Nathan. wiat składa si z dwóch gatunków ludzi - rozwa nych i nierozwa nych. Ja
nale do tych drugich, i to mi odpowiada. Co jednak nie znaczy, e mam prawo uzna ciebie,
człowieka rozwa nego, za istot ni szego gatunku.
Nathan achn ł si . Nie przywykł do walki - chyba e chodziło o materiały budowlane
albo warunki, w jakich miała pracowa jego ekipa.
- To nie miała by obelga.
- Nie? Mo e i nie, ale zrozumiałam aluzj . Nie jeste my ulepieni z jednej gliny i
chocia oboje potrafimy i na pewne kompromisy, nigdy nie b dziemy tacy sami. Co nie
zmienia faktu, e ci kocham i chc sp dzi z tob ycie. - Chwyciła go za koszul . - Nie
jeste swoim ojcem,, Nathan, a ja z cał pewno ci nie jestem twoj matk ! Nie pozwól im,
eby po raz kolejny w yciu wyrz dzili ci krzywd ! eby nam wyrz dzili krzywd !
Nakrył dło mi jej r ce.
- Gdyby nie była dla mnie taka wa na, mo e bym nawet zaryzykował.
Powiedziałbym: „W porz dku, skoro tak bardzo tego chcemy, co nam szkodzi spróbowa ”.
Ale mnie za bardzo zale y na twoim szcz ciu.
- Za bardzo ci zale y na moim szcz ciu! - wykrzykn ła, ostatkiem sił powstrzymuj c
łzy. - Niech ci wszyscy diabli, Nathan! Za to, e jeste takim tchórzem! Nawet teraz nie
masz odwagi si przyzna , e mnie kochasz!
Obróciła si na pi cie i wybiegła z pokoju. Po chwili na dole trzasn ły frontowe drzwi.
ROZDZIAŁ DWUNASTY
- Murarze stracili dwa dni z powodu deszczu. Uruchamiam drug zmian .
Nathan stał na placu budowy, mru c oczy od sło ca, które wreszcie wyjrzało zza
chmur. W Denver było zimno - wiosna długo nie chciała nadej . Pojedyncze kwiatki, które
odwa yły si wyjrze spod ziemi, zostały brutalnie wdeptane w błoto. Za rok, na wiosn ,
tereny wokół budynku zostan uporz dkowane i obsadzone bujn ro linno ci . Patrz c na
rozryt ziemi i surowy szkielet budowli, Nathan ju to wszystko widział oczyma duszy.
- Trzeba przyzna , e roboty post puj bardzo szybko, mimo tak złej pogody. Mas
zrobiłe w trzy tygodnie.
- Cody, w kapeluszu z szerokim rondem i kowbojskich butach, patrzył na belki i
d wigary. W przeciwie stwie do Nathana, nie widział sko czonego dzieła. Wolał ten etap
robót, w którym miał jeszcze wpływ na ko cowy efekt.
- Nie le to wszystko wygl da - stwierdził z satysfakcj .
- Ty za to wygl dasz okropnie.
- Miło ci znowu usłysze , Cody. Brakowało mi ciebie. - Nathan zacz ł przegl da
notatki, zawieraj ce szczegółowy plan i terminy robót.
- Widz , e trzymasz r k na pulsie. Jak zwykle - mrukn ł Cody.
- Aha. - Nathan wyj ł papierosa i osłonił dłoni zapalniczk .
W wietle płomienia Cody dostrzegł sine cienie pod oczyma przyjaciela i gł bokie
zmarszczki wokół ust. Prawdziwy m czyzna, zdaniem Cody'ego, mógł wygl da le tylko z
jednego powodu - z powodu kobiety.
Nathan schował zapalniczk do kieszeni.
- Inspektor budowlany powinien podpisa protokół jeszcze dzi .
- Bóg z nim. - Cody pocz stował si papierosem. - Podobno wyje d asz?
- Mo e. - Jeden z robotników miał przeno ne radio, nastawione na cały regulator.
Nathanowi przypomniała si Jackie i jej muzyka w kuchni. - Co słycha w domu? S jakie
problemy?
- W interesach? Nie. - odparł Cody. - Chciałem ciebie o to samo zapyta .
- Od dawna nie byłem w domu. Zapomniałe ? S jakie wiadomo ci z Sydney?
- Za sze tygodni mo emy wchodzi na plac budowy. Nathan zaci gn ł si
papierosem, a potem odłamał filtr.
Patrz c na niego, Cody pomy lał, e je li kto chce si zabi , powinien to zrobi od
razu.
- Jakie nieporozumienia z Jackie? - zapytał.
- Czemu pytasz?
- Wygl dasz, jakby od przyjazdu nie przespał jednej nocy. - Cody wyj ł z kieszeni
zapałki, spojrzał z u miechem na logo klubu widniej ce na pudełku, a potem potarł zapałk o
jego kraw d . - Chcesz o tym porozmawia ?
- Nie ma o czym mówi .
Cody uniósł tylko brwi i wci gn ł w płuca kł b dymu.
- Jak uwa asz, szefie.
Nathan zakl ł gło no, ale zaraz si zmitygował.
- Przepraszam, stary.
- Nie ma sprawy. - Cody postał jeszcze przez chwil , pal c papierosa i przygl daj c
si robotnikom. - Mam ochot na kaw i jajka. - Wdeptał niedopałek w błoto. - Chod , to ci
postawi . W ko cu to ja trzymam kas .
- Równy z ciebie go , Cody - burkn ł Nathan, jednak ruszył za przyjacielem do jego
furgonetki.
Po dziesi ciu minutach siedzieli obaj w obskurnym lokalu, gdzie menu było wypisane
kred na tablicy, a kelnerki nosiły jaskraworozowe spódniczki. Przy barze jaki łysy
m czyzna drzemał nad wystygł kaw i pełn popielniczk w kształcie siodła. W powietrzu
unosił si zapach sma onej cebuli.
- Ty to zawsze potrafisz znale elegancki lokal - rzekł z przek sem Nathan, kiedy
siadali przy stoliku. Nagle przyszło mu do głowy, e Jackie na pewno by si tu spodobało.
- To nie jest wliczone w cen , synu. - Cody rozparł si w krze le i z u miechem
patrzył, jak jedna z kelnerek wykrzykuje zamówienie do ponurego m czyzny obsługuj cego
grill.
Bez pytania postawiono przed nimi dzbanek z kaw . Cody nalał sobie i z uznaniem
popatrzył na paruj cy kubek.
- Chod sobie sam do tych twoich cudacznych francuskich restauracji. Nigdzie nie
umiej parzy takiej kawy jak w barach szybkiej obsługi.
Jackie umiała parzy tak kaw , pomy lał Nathan i nagle odechciało mu si pi .
Cody posłał uwodzicielski u miech tlenionej blondynce, która przystan ła z bloczkiem
w r ku przy ich stoliku.
- Prosz niebieski półmisek. Dwa razy.
- Dwa niebieskie półmiski - powtórzyła kelnerka, zapisuj c zamówienie.
- Ale na jednym talerzu, kochanie - dorzucił Cody. Dziewczyna przyjrzała mu si
uwa nie, po czym bez skr powania stwierdziła:
- Jest u ciebie co karmi , złotko.
- I o to chodzi. Dla mojego kumpla to samo. Kelnerka spojrzała na Nathana i doszła do
wniosku, e to jej dobry dzie . Dwóch takich klientów w jej rewirze - chocia ten czarny
wygl da, jakby miał ci k noc. I to co najmniej od tygodnia. U miechn ła si do Nathana,
odsłaniaj c przy tym krzywe z by.
- Jakie maj by te jajka, kotku?
- Lekko ci te - wtr cił si Cody - i nie wyci nij całego tłuszczu z frytek.
Kelnerka zachichotała i piskliwym głosem krzykn ła w stron kuchni:
- Dwa razy podwójny półmisek. Jajka ci te, ale bez przesady.
Nathan u miechn ł si mimo woli.
- Co to jest ten niebieski półmisek?
- Dwa jajka sadzone, sma ony bekon, frytki, herbatniki i kawa bez ogranicze . - Cody
si gn ł po papierosa, po czym poło ył nogi na krze le stoj cym obok krzesła Nathana.
- Dzwoniłe do niej?
Nie było sensu udawa , e nie chce o tym mówi . Gdyby rzeczywi cie tak było, mógł
przecie bez trudu znale jak wymówk , eby zosta na budowie. Przyszedł do baru tylko
dlatego, e liczył na szczero przyjaciela, bez wzgl du na to, czy prawda b dzie miła, czy
nie.
- Nie, nie dzwoniłem.
- Pokłócili cie si ?
- Trudno to nazwa kłótni . - Nathan przypomniał sobie porcelanowe skorupy na
podłodze. - A mo e to była kłótnia? Sam nie wiem.
- Zakocham cz sto si kłóc . Nathan znowu si u miechn ł.
- Ona pewnie te by tak powiedziała.
- To rozs dna kobieta. - Cody nalał sobie drugi kubek kawy. Zauwa ył przy tym, e
Nathan jeszcze nie tkn ł swojej. - Nie wiem, o co wam poszło, ale s dz c po twojej minie, to
ona wygrała.
- Mylisz si . adne z nas nie wygrało.
Cody milczał przez chwil , stukaj c ły eczk w stół w rytm piosenki z graj cej szafy.
- Mój stary posyłał matce kwiaty, kiedy si poprztykali - powiedział w ko cu. - To
zawsze skutkowało.
- To nie takie proste.
Cody poczekał, a postawi przed nimi dwa olbrzymie talerze, pu cił oko do kelnerki i
rzucił si najedzenie.
- Nathan - zacz ł z pełnymi ustami - wiem, e jeste człowiekiem skrytym. Szanuj
twoj prywatno . Przez ten czas, kiedy z tob pracuj , du o si od ciebie nauczyłem,
zwłaszcza je eli chodzi o organizacj , kontrol i profesjonalizm. Wydaje mi si , e stali my
si dla siebie kim wi cej ni tylko współpracownikami. Masz jaki kłopot z kobiet , wal,
bracie. Kto ci lepiej zrozumie ni drugi m czyzna? Co, oczywi cie, nie znaczy, e znam si
na kobietach lepiej ni ty.
Przed zakurzon witryn baru zatrzymała si z piskiem mała furgonetka.
- Jackie chciała jakiej wi
cej decyzji, a ja nie mogłem jej tego da .
- Nie mogłe ? - Cody posmarował herbatnik miodem. - A mo e raczej nie chciałe ?
- Nie w tym przypadku. Z pewnych przyczyn, o których wolałbym nie mówi , nie
mogłem obieca jej mał e stwa i rodziny. A ona tego pragnie. Tego potrzebuje. Chciała,
ebym jej to przyrzekł, a ja nie składam obietnic bez pokrycia.
- No có , to twoja decyzja. - Cody nabił na widelec soczysty plaster bekonu. - Wydaje
mi si , e nie jeste szcz liwy. Je eli jej nie kochasz.. .
- Nie powiedziałem, e jej nie kocham.
- Nie powiedziałe ? Musiałem ci le zrozumie .
- Posłuchaj, Cody, mał e stwo jest czym bardzo ryzykownym nawet wtedy, gdy
dwoje ludzi my li tak samo, ma takie same pogl dy i zwyczaje. Natomiast gdy ró ni si oni
od siebie tak bardzo jak Jackie i ja, co takiego w ogóle nie wchodzi w rachub . Ona chce
mie dom i dzieci i nie przera aj ej zwi zane z tym zamieszanie. Ja tygodniami bywam w
podró y, a kiedy wracam do domu, chc - urwał, bo sam ju nie wiedział, czego chce. A
przecie dawniej doskonale to wiedział.
- Tak, to rzeczywi cie powa ny problem. - Cody pokiwał głow . - Ci ganie za sob
kochaj cej kobiety, zmuszanie jej, eby dzieliła z tob te anonimowe pokoje w hotelach i
samotne posiłki, to byłaby wielka niewygoda. Trzymanie jej w domu, eby czekała na twój
powrót, to byłaby wr cz m ka.
Nathan oderwał wzrok od okna i spojrzał z wyrzutem na przyjaciela.
- To byłoby w stosunku do niej nie fair.
- Pewnie masz racj . Lepiej by samotnym i nieszcz liwym, ni zaryzykowa
szcz cie we dwoje. Jajka ci stygn , szefie.
- Szanse na udane mał e stwo s pół na pół.
- Tak, statystyki to parszywa rzecz. Człowiek si zastanawia, po co ludzie w ogóle
ryzykuj .
- Ty jako nie zaryzykowałe .
- Tylko dlatego, e nie znalazłem odpowiednio wrednej baby. - Cody z u miechem
zmiótł z talerza resztki bekonu i jajka. - Chyba zajrz do Jackie w przyszłym tygodniu -
rzucił, a widz c nagle pobladł twarz Nathana, dodał: - Posłuchaj, stary, je eli kobieta wnosi
wiatło w ycie m czyzny, a on ucieka do cienia, powinien wiedzie , co ryzykuje. Czy
naprawd chcesz, eby kto inny z tego skorzystał?
- Posuwasz si za daleko, Cody!
- Nie. To ty posun łe si za daleko. - Cody wychylił si do przodu. Na jego twarzy
odmalowała si powaga. - Co ci powiem, Nathan. Jeste wietnym facetem i genialnym
architektem. Nie kłamiesz i nie idziesz na skróty. Walczysz o swoich ludzi i o swoje zasady.
Nie jeste na tyle t py, eby nie i na kompromis, kiedy zajdzie taka potrzeba. Bez niej nadal
b dziesz takim samym człowiekiem, ale z ni mo esz sta si kim o całe niebo lepszym. Ona
bardzo du o dla ciebie zrobiła.
- Wiem. - Nathan odsun ł na bok nietkni ty talerz. - Ja jej po prostu nie chc
skrzywdzi . Gdyby to ode mnie zale ało.. .
- To co?
- Chodzi o to, e bez niej wcale nie jest mi lepiej. - Bóg jeden wiedział, jak ci ko
było mu si do tego przyzna . - Ale jej mo e by lepiej beze mnie.
- My l , e tylko ona mo e co na ten temat powiedzie . - Cody wyj ł portfel i
przeliczył banknoty. - Zdaje mi si , e jestem tu we wszystkim równie dobrze zorientowany
jak ty.
- Co? Tak, oczywi cie. I co z tego?
- Mam w pokoju bilet na samolot. Z rezerwacj na pojutrze. Dam ci go w zamian za
twój pokój w hotelu.
Nathan osłupiał. Gor czkowo próbował znale jakie powody, dla których nie
mógłby zostawi budowy. Szybko u wiadomił sobie, e byłyby to tylko wykr ty.
- Zatrzymaj swój bilet - powiedział szorstko. - Jeszcze dzi wyje d am.
- Prawidłowy ruch. - Cody dorzucił suty napiwek do rachunku.
Nathan zjawił si w domu o drugiej nad ranem, po całodziennej podró y. Poleciał do
St. Louis, zahaczaj c o Chicago, gdzie czekał przez dwie godziny na poł czenie z Baltimore,
sk d dotarł do celu rejsowym poduszkowcem, kursuj cym co godzin .
Był pewny, e zastanie w domu Jackie. My l ta podtrzymywała go na duchu przez
cał drog . Wprawdzie nikt nie odbierał jego telefonów, ale przecie Jackie mogła pój na
zakupy albo na spacer. Nawet mu przez my l nie przeszło, e mogłaby wyjecha .
W gł bi duszy ywił niezachwian pewno , e bez wzgl du na to, co powiedział i na
czym sprawy stan ły, Jackie b dzie na niego czekała. Była przecie zbyt uparta i
zdeterminowana, by machn na niego r k tylko dlatego, e zachował si jak sko czony
idiota.
Poza tym, kochała go, a kobieta taka jak Jackie je li si ju zakocha, to na dobre i złe.
On dał jej na razie samo zło, ale je li mu pozwoli, spróbuje da jej to, co najlepsze.
Niestety, Jackie nie było. Zrozumiał to ju w chwili, kiedy otworzył drzwi. Dom
tchn ł szacownym spokojem - zupełnie jak przed jej przybyciem. I ziało z niego samotno ci .
Zakl ł gło no, a potem rzucił si na gór , przeskakuj c po dwa stopnie i wykrzykuj c jej imi .
Łó ko zostało starannie po cielone - pewnie przez pani Grange. Kto sprz tn ł
koszulki i buty, które Jackie lubiła rozrzuca po całym pokoju. Wokół panował pedantyczny
porz dek. Tak pedantyczny, e a nienawistny. Nie mog c si pogodzi z prawd , Nathan
podbiegł do szafy i szarpn ł drzwi. W rodku wisiały tylko jego rzeczy.
W ciekły na Jackie - i na siebie - wpadł do pokoju go cinnego. Tam te zastał
starannie wygładzone prze cieradło. Znikn ły ksi ki i papiery, a tak e maszyna do pisania.
Ogarn ł pokój martwym wzrokiem. Jak mógł kiedykolwiek uwa a , e miło jest
wraca do pustego domu? Znu ony przysiadł na brzegu łó ka. W powietrzu unosił si jeszcze
zapach Jackie, ale i on wkrótce si ulotni. I ten wła nie zanikaj cy lad ci ł go z nóg.
Wyci gn ł si na łó ku. Nie chciał wraca do swojego pokoju, do łó ka, które dzielił z
ni przez tyle nocy. O nie, tak łatwo jej si nie uda, zd ył jeszcze pomy le , zanim zapadł w
kamienny sen.
- eby dorosły facet oszukiwał w scrabbla! To bardziej ni ałosne!
- Nie musz wcale oszukiwa . - J. D. MacNamara spojrzał na córk , mru c oczy. -
„Pl ny” to przymiotnik, inaczej „wdzi czny”. Na przykład w zdaniu: Baletnica wykonała
seri pl nych piruetów.
- Tato, nie wciskaj mi kitu. - Jackie pobła liwie pokiwała głow . - Zgodziłam si na
„ocha ”, ale to ju przesada!
- To, e jeste pisark , wcale jeszcze nie znaczy, i znasz ka de słowo. No, prosz ,
zajrzyj do słownika, ale ostrzegam ci , je eli nie znajdziesz, tracisz pi dziesi t punktów.
Jackie zawahała si . Wiedziała, e ojciec potrafi kłama bez mrugni cia okiem, ale
wiedziała te , e umie w najmniej spodziewanym momencie wygra . Opu ciła z wes-
tchnieniem r k .
- Poddaj si . Umiem pla nie przegrywa .
- Grzeczna dziewczynka. - Zadowolony z siebie, J. D. zacz ł podlicza punkty. Jackie
podniosła do ust kieliszek wina i popatrzyła na ojca.
J. D. MacNamara to imponuj cy m czyzna. Zawsze o tym wiedziała. Jednak dopiero
rozmowa z Nathanem u wiadomiła jej, jak cennym skarbem jest jej rodzina. W wiecie
biznesu ojciec cieszył si opini człowieka twardego jak stal. Najwi ksz przyjemno
sprawiało mu przechytrzenie przeciwnika i pokonanie konkurencji. A jednak, kiedy udało mu
si wygra z córk , miał na twarzy wyraz identycznego zadowolenia.
Ojciec po prostu kochał ycie, ze wszystkimi jego wzlotami i upadkami. Mo e i
Nathan miał racj , gdy mówił, e dzieci dostaj po rodzicach co wi cej ni tylko kolor oczu.
Ona odziedziczyła po ojcu t wła nie rado ycia i była mu za to wdzi czna.
- Kocham ci , tato, nawet je eli jeste sko czonym szachrajem.
- Ja te ci kocham, Jackie. - J. D. z u miechem spojrzał na tabel punktów. - Mimo to
ci zniszcz . Twoja kolejka, kotku.
Jackie zało yła nog na nog , podparła głow na łokciu i zapatrzyła si w litery. Pokój
był jasno o wietlony - zasłony zaci gano dopiero po zachodzie sło ca. Salonik, jak zwykła
nazywa go matka, przeznaczono na rodzinne lub nieoficjalne spotkania, mimo to stanowił
wzór najlepszego gustu i elegancji.
Zasłony, mi kko opadaj ce na podłog , uszyto z materiału w ten sam dyskretny wzór,
jakim obito półokr gł sof . Kolekcja kryształów, stanowi ca dum matki, została usuni ta
par lat temu po tym, jak Jackie i Brandon rozbili cukiernic podczas bójki z jakiego błahego
powodu. Matka uparła si jedynie, eby zostawi w saloniku kilka sztuk porcelany.
Olbrzymie, wykuszowe okno z ławeczk wychodziło na wschód. Jako dziewczynka,
Jackie zwykła kry si we wn ce podczas zabawy w chowanego. Jako podlotek,
przesiadywała tam cz sto, eby duma o swoim ostatnim podboju. Sp dziła w tym pokoju
wiele godzin - radosnych i smutnych, gniewnych i pełnych nadziei. To był dom, jej dom.
Dopiero teraz w pełni to zrozumiała i doceniła.
- Co si z tob dzieje, dziewczyno? Przecie pisarki nie powinny mie kłopotów ze
słowami. - Od jakiego czasu ojciec po kilka razy dziennie nazywał j pisark .
- Zejd ze mnie, J. D. !
- Ładnie to tak mówi do ojca?! Chyba powinienem przyło y ci pasem.
- I komu jeszcze? - zapytała ze miechem.
Ojciec u miechn ł si . Miał pełn , m sk twarz, o rumianej, irlandzkiej cerze i
jasnoniebieskie, dobroduszne oczy. Ubrany był w garnitur, bo w ich domu zawsze ubierano
si elegancko do kolacji, ale kamizelk miał rozpi t , a krawat mocno przekrzywiony. W
z bach trzymał cygaro, które jego ona tolerowała z wyniosł rezygnacj .
Jackie uło yła litery.
- Wiesz co, tato, wcze niej o tym nie my lałam, ale jeste cie z mam tacy ró ni.
- Hmmm? - Ojciec spojrzał na ni nieprzytomnie, zaj ty wymy laniem nowego słowa.
- No bo mama jest taka elegancka i dobrze wychowana.. .
- A ja kim jestem? Prostakiem?
- Niezupełnie - mrukn ła, a kiedy ojciec si zas pił, podsun ła mu plansz pod nos. -
Mam! Hiperowski!
- A to co znowu? - J. D. postukał placem w plansz . - Nie ma czego takiego.
- To z łaciny. Znaczy sprytny, szczwany. Na przykład: „Mój ojciec znany jest ze
swoich hiperowskich interesów”.
W odpowiedzi ojciec u ył słowa, na d wi k którego matka cmokn łaby wymownie.
- No, sprawd - zach cała go Jackie. - O ile chcesz straci pi dziesi t punktów -
dorzuciła. - Jak to mo liwe, e jeste cie z mam tacy szcz liwi?
- Pozwalam jej robi to, co umie najlepiej, a ona pozwala mi robi to, w czym jestem
najlepszy. A poza tym, nadal szalej za t star dewotk .
- Wiem. - Łzy napłyn ły Jackie do oczu. Od jakiego czasu pojawiały si jak na
zawołanie. - Du o ostatnio my lałam o tym, co zrobili cie dla mnie i dla chłopaków. A
najwa niejsze chyba było to, e si kochali cie.
- Jackie, powiesz mi wreszcie, co ci le y na sercu? Pokr ciła głow , ale nachyliła si i
pogłaskała ojca po policzku.
- Dorosłam tej wiosny, to wszystko. My lałam, e miło wam b dzie to usłysze .
- Czy to, e dorosła , ma co wspólnego z tym go ciem, w którym si zakochała ?
- Owszem. Och, jestem pewna, e by ci si spodobał, tato. Jest taki stanowczy i
zdecydowany. Czasami nawet za bardzo. Jest poza tym miły i zabawny, na ró ne dziwne
sposoby. I podobam mu si taka, jaka jestem.. - Łzy znów były niebezpiecznie blisko. Na
moment podniosła r k do oczu. - On musi mie wszystko spisane na li cie i zawsze musi si
upewni , e B przychodzi po A. On, och.. . - z westchnieniem opu ciła r ce - to człowiek z
gatunku tych, co to otwieraj przed tob drzwi nie dlatego, e uwa aj , i tak post puje
d entelmen, tylko dlatego, e s z natury d entelmenami. - U miechn ła si przez łzy. -
Mamie te by si spodobał.
- No to w czym problem, Jackie?
- On nie jest jeszcze gotowy, eby zaakceptowa mnie oraz to, co do siebie czujemy.
A ja nie potrafi powiedzie , jak długo b d w stanie czeka , eby do tego dojrzał. Ojciec
zas pił si , a po chwili zapytał:
- To co mam zrobi ? Kopn go w tyłek?
Jackie Wybuchn ła miechem. W jednej chwili znalazła si na kolanach ojca i
zarzuciła mu r ce na szyj .
- Dam ci zna , kiedy przyjdzie pora.
Patricia wkroczyła do pokoju - wysoka, szczupła, w jedwabnym kostiumie o
bladoniebieskim odcieniu jej oczu.
- John, je eli kucharz nie przestanie demonstrowa tych swoich humorów, b dziesz
musiał z nim porozmawia . Ja ju jestem na granicy wytrzymało ci. - Podeszła do barku,
nalała sobie szklaneczk sherry, a potem osun ła si na fotel. Skrzy owała nogi, które jej m
wci uwa ał za najzgrabniejsze na całym Wschodnim Wybrze u, i zacz ła powoli s czy
drinka. - Jackie, znalazłam rewelacyjnego fryzjera w zeszłym tygodniu. Jestem pewna, e
zdziałałby cuda na twojej głowie.
Jackie u miechn ła si i zdmuchn ła grzywk z czoła.
- Kocham ci , mamo.
W oczach Patricii zapaliły si ciepłe błyski.
- Ja te ci kocham, córeczko. Chciałam ci powiedzie , e do twarzy ci z t
opalenizn , ale po tym wszystkim, co przeczytałam na ten temat, zaczynam si obawia o
długoterminowe skutki. - U miechn ła si i przez moment wygl dała zupełnie jak Jackie. -
Tak si ciesz , e znowu z nami jeste . Bez ciebie i chłopców dom wydaje si pusty.
- Nie b dziemy jej teraz zbyt cz sto widywa . - J. D. uszczypn ł córk w po ladek. -
Jako sławna pisarka, jest bardzo zaj ta.
- To dopiero moja pierwsza ksi ka - przypomniała mu Jackie. - Na razie - dodała z
u miechem.
- Miałam wielk satysfakcj , kiedy mogłam napomkn Honorii - tak przy okazji,
oczywi cie - e sprzedała maszynopis wydawnictwu. - Patricia upiła łyczek sherry i rozsiadła
si wygodniej w fotelu.
- Tak przy okazji?. - J. D. parskn ł miechem. - Mama nie mogła si doczeka , eby
chwyci za słuchawk i pochwali si wszystkim wokoło. Ej e, co ty tam robisz?
Jackie oderwała wzrok od planszy.
- Nic, nic. - Cmokn ła go gło no w policzek. - Przegrałe . Takie słowo naprawd nie
istnieje.
- To si jeszcze oka e. - Ojciec zepchn ł j z kolan, po czym zatarł r ce. - Siadaj i
b d cicho.
- No wiesz, John! - powiedziała Patricia takim tonem, e Jackie zerwała si i
podbiegła, eby j u ciska . W tej samej chwili rozległ si dzwonek do drzwi. Jackie wypro-
stowała si , ale matka powstrzymała j zdecydowanym ruchem r ki.
- Philip otworzy. Popraw włosy, Jacqueline. Jackie posłusznie przeczesała palcami
włosy.
- Przepraszam, pani MacNamara. - Siwiej cy lokaj wyłonił si z holu. - Jaki Nathan
Powell chce si koniecznie widzie z pann Jacqueline.
Jackie poderwała si z piskiem, ale matka znowu osadziła j w miejscu.
- Jacqueline, usi d i udawaj, e jeste dam . Philip wprowadzi tego pana.
- Ale.. .
- Siadaj! - odezwał si ojciec. - I b d cicho!
- Wła nie - mrukn ła Patricia, a potem spojrzała na lokaja i skin ła głow .
Jackie z hukiem klapn ła na krzesło.
- I nie miej takiej kwa nej miny - dorzucił ojciec - bo jeszcze gotów si wystraszy .
Jackie rzuciła mu w ciekłe spojrzenie, po czym si uspokoiła. Mo e rodzice mieli
jednak racj ? Mo e tym razem powinna si zastanowi , zanim zrobi jakie głupstwo? Gdy
jednak zobaczyła Nathana, byłaby si zerwała z krzesła, gdyby nie to, e ojciec z całych sił
nast pił jej na nog .
- Jackie! - odezwał si Nathan zdławionym głosem, jakiego dawno u niego nie
słyszała.
- Cze , Nathan. - Jackie wzi ła si w gar , wstała i z u miechem podała mu r k . -
Nie spodziewałam si twojej wizyty.
- No tak. Bo ja.. . - Nathan zastygł po rodku wymuskanego salonu. W pomi tym
podró nym stroju, z ozdobionym pstr kokard pudełkiem pod pach , poczuł si jak
sko czony idiota. - Powinienem wcze niej zadzwoni .
- Nic si nie stało. - Jackie podeszła do niego i jakby nigdy nic uj ła go pod r k . -
Pozwólcie, e wam przedstawi Nathana Powella. A to moi rodzice - J. D. i Patricia
MacNamarowie.
J. D. podniósł si z fotela. Jeden rzut oka wystarczył mu, by stwierdzi , e nigdy nie
widział równie zakochanego i zrozpaczonego człowieka. Wyci gn ł r k , a w jego oczach
współczucie mieszało si z ciekawo ci .
- Miło mi pana pozna . Podziwiam pana prace. - Zmia d ył w u cisku dło Nathana. -
Jackie du o nam o panu opowiadała. Zrobi panu drinka.
Nathan skin ł w milczeniu głow , po czym zwrócił si do matki Jackie. Pomy lał, e
tak pewnie b dzie Jackie wygl da za jakie dwadzie cia.. . dwadzie cia pi lat. Nadal
pi kna, z porcelanow cer , pełna gracji, która przychodzi z wiekiem.
- Przepraszam, e wpadłem bez uprzedzenia.
- Nie ma za co - u miechn ła si Patricia, ale w gł bi ducha była rada, e ten młody
człowiek ma dobre maniery. Ona tak e zd yła ju oceni go cia. Dostrzegła dobre
wychowanie oraz uprzejmo , które bardzo sobie ceniła.
- Prosz , niech pan spocznie.
- Ja.. .
- Prosz . Nie ma to jak szklaneczka whisky. Od razu stawia człowieka na nogi. - J. D.
klepn ł Nathana po plecach i podał mu drinka. - Wi c pan jest architektem? A zajmuje si pan
te rewaloryzacj ?
- Tak, o ile.. .
- A to si wietnie składa. Chciałbym pogada z panem o kompleksie budynków,
który mam na oku. Na razie to kompletna ruina, ale widz wielkie mo liwo ci. Powiedzmy,
e.. .
- Przepraszam! - Nathan wcisn ł J. D. w gar swoj szklaneczk , po czym chwycił
Jackie za r k i bez słowa wywlókł do ogrodu przez drzwi za kotar .
- No, no! - Patricia uniosła brwi i kryj c u miech, poci gn ła łyczek sherry. Jej m
wzniósł toast whisky, któr wr czył mu Nathan, po czym wlał j w siebie jednym haustem.
- Nasze zdrowie, staruszko! Za szybki lub!
Powietrze było balsamiczne, przesycone zapachem kwiatów. Gwiazdy l niły na
wyci gni cie r ki, ksi yc zalewał wszystko srebrzyst po wiat . Jednak Nathan tego nie
widział. Zatrzymał si przy białym ogrodowym stoliku, rzucił pakunek i chwycił Jackie w
ramiona.
- Przepraszam - zdołał wykrztusi po chwili. - Zachowałem si niegrzecznie wobec
twoich rodziców.
- Nic si nie stało. Tak to ju bywa - Uj ła w dłonie jego twarz i uwa nie mu si
przyjrzała. - Wygl dasz, jakby był bardzo zm czony.
- Nie, nie, czuj si wietnie. - Było to jawne kłamstwo. eby zyska na czasie, cofn ł
si o krok. - Bałem si , e tu tak e ci nie zastan .
- Tak e?
- Nie było ci , kiedy wróciłem do domu. Pojechałem do ciebie, ale tam te ci nie
było. Wi c przyjechałem tutaj.
- Szukałe mnie? - zapytała po chwili.
- Od kilku dni.
- Przykro mi. Nie spodziewałam si , e wrócisz tak wcze nie z Denver. W twoim
biurze powiedziano mi, e wracasz za tydzie .
- Wróciłem wcze niej ni .. . Dzwoniła do biura?
- Tak. Wróciłe wcze niej ni co, Nathan?
- Ni miałem to w planach - wyrzucił z siebie. - Zostawiłem Cody'ego na budowie,
wcisn łem mu w gar projekty, a sam wsiadłem w samolot i wróciłem do domu. Ale tam ci
nie było. Zrozumiałem, e odeszła .
Omal nie rzuciła mu si ze miechem na szyj , zdecydowała si jednak rozegra parti
do ko ca.
- My lałe , e b d na ciebie czeka ?
- Tak. Nie. Tak, do jasnej cholery! - Desperackim gestem przeczesał włosy. - Wiem,
e nie miałem prawa tego wymaga , ale my lałem, e tam b dziesz. Ale kiedy wróciłem, dom
był pusty. Nie mog znie tej pustki bez ciebie. Bez ciebie nie potrafi nawet my le . To
wszystko twoja wina! Przez ciebie pomieszało mi si w głowie. - Zacz ł nerwowo kr y tam
i z powrotem. Jackie patrzyła na niego ze zdumieniem. Ten Nathan, którego znała, rzadko
wykonywał zb dne ruchy. - Za ka dym razem gdy co widz , zastanawiam si , co by na to
powiedziała. Nie mogłem nawet zje niebieskiego półmiska, eby przy tym nie pomy le o
tobie.
- To rzeczywi cie straszne.. . - Jackie zaczerpn ła tchu, eby zada nieuniknione
pytanie. - Chcesz, ebym wróciła, Nathan?
- Mam ci błaga na kl czkach?
- Musz si zastanowi . - Dotkn ła pstrej kokardy, zastanawiaj c si , co jest w
pudełku. - Prawd mówi c, zasłu yłe sobie na to, eby mnie błaga na kl czkach, ale ja nie
mam serca, eby ci do tego zmusza . - U miechn ła si i grzecznie splotła r ce. - Tak
naprawd , to ja wcale nie wyjechałam.
- Jak to?! Przecie wszystkie twoje rzeczy znikn ły. Dom jest wysprz tany.
- A zagl dałe do szafy?
- O co ci chodzi? - zirytował si Nathan. - Nic nie rozumiem.
- Ja nie odeszłam od ciebie, Nathan. Moje rzeczy nadal s w pokoju go cinnym, w
szafie. Nie potrafiłam zasn w twoim łó ku bez ciebie, wi c si przeprowadziłam, ale nie
wyprowadziłam. Rozumiesz? - Delikatnie dotkn ła jego policzka. - Przecie nie mogłam
dopu ci do tego, eby miał złamane serce.
Nathan chwycił j kurczowo za r ce, jakby była jego ostatni desk ratunku.
- No to czemu jeste tu, a nie tam?
- Chciałam si zobaczy z rodzicami. Po cz ci z powodu tego wszystkiego, co mi
powiedziałe . U wiadomiłam sobie, e musz ich odwiedzi , by im podzi kowa za to, e
byli i s tacy cudowni. A po cz ci dlatego, i chciałam im powiedzie , e wreszcie prze-
prowadziłam co konsekwentnie od pocz tku do ko ca. - Nerwowo cisn ła go za r k . -
Sprzedałam moj ksi k !
- Naprawd ?! Nawet nie wiedziałem, e j gdziekolwiek wysłała !
- Wolałam o tym nie mówi . Nie chciałam ci sprawi zawodu, gdyby mi si nie
powiodło.
- Przecie nie miałbym do ciebie pretensji. - Przyci gn ł j do siebie. Owion ł go jej
cudowny zapach. W tym momencie zrozumiał, e mo na wróci do domu, nawet je li dokoła
nie ma znajomych cian. - Tak si ciesz ! Jestem z ciebie dumny. ałuj .. . ałuj , e mnie
przy tym nie było.
- Musiałam to zrobi sama, ale nast pnym razem chc , eby przy tym był.
cisn ł j mocniej w talii. Oczy mu pociemniały. Oczy Jake'a, pomy lała, pijana z
miło ci.
- Wi c to naprawd a takie proste? - zdumiał si . - Czy rzeczywi cie wystarczy ci, e
przyjechałem i poprosiłem ci , eby ze mn została?
- Tylko to chciałam zawsze od ciebie usłysze .
- Nie zasłu yłem na ciebie. U miechn ła si .
- Wiem.
Chwycił j ze miechem i obrócił wokoło, a potem zmia d ył jej usta w długim,
nami tnym pocałunku.
- Przyjechałem gotowy składa wszelkiego rodzaju propozycje i obietnice. Nie masz
zamiaru o nic prosi ?
- Nie powiem, ebym nie chciała ich posłucha . - Poło yła głow na jego ramieniu. -
Mo e mi powiesz, co chowasz w zanadrzu.
- Chc by z tob , ale chc te , eby wszystko było jak nale y. adnych długich
rozsta , adnych niedotrzymanych obietnic. Zdecydowałem si na co , co powinienem zrobi
ju rok temu - chc wej w spółk z Codym.
Kiedy popatrzyła mu w oczy, odkrył, e potrafi by równie bystre i przenikliwe, jak
oczy jej ojca.
- Słuszna decyzja.
- I to nie tylko zawodowa, ale i osobista. Ja si ucz , Jackie.
- To wida .
- A tak mi dzy nami mówi c, znajd si dzi ki temu pod mniejsz presj i b dziemy
mogli pomy le o zało eniu rodziny. Prawdziwej rodziny. Nie wiem, jakim b d m em czy
ojcem, ale.. .
Koniuszkami palców dotkn ła jego ust.
- Wspólnie si o tym przekonamy.
- Tak. - Nathan znów chwycił j za r ce. - Nadal b d musiał podró owa , cho
znacznie mniej, ale mam nadziej , e w miar mo no ci zechcesz mi towarzyszy .
- Nawet nie próbuj mniej powstrzyma .
- I b dziesz mi ci gle przypomina , e rodzina jest na pierwszym miejscu.
- Mo esz na mnie liczy .
- Chciałbym si teraz cofn i wyzna ci co , co powinienem powiedzie wcze niej. -
Pu cił jej r ce i odsun ł si o krok. - Odk d ci poznałem, wszystko si zmieniło w moim
yciu. Gdybym ci teraz utracił, byłoby to gorsze, ni gdybym stracił wzrok albo r k , bo bez
ciebie nie potrafi ju na nic patrze , niczego dotyka . Jeste mi potrzebna. Chc dzieli z
tob ycie. B dziemy si od siebie uczy , b dziemy wspólnie popełnia bł dy. A poza tym,
kocham ci tak bardzo, e nie potrafi tego wyrazi słowami.
- My l , e bardzo ładnie to wyraziłe . - Jackie poci gn ła nosem, a potem potrz sn ła
głow . - Nie chc si rozpłaka . Wygl dam wtedy okropnie, a dzi wieczorem chc by
pi kna. Mog obejrze prezent, zanim si rozklej ?
- Lubi , kiedy si rozklejasz. - Nathan obsypał pocałunkami jej twarz. - Kuzyn Fred
nawet nie wie, ile mu zawdzi czam.
Jackie u miechn ła si przez łzy.
- Kuzyn Fred próbuje teraz znale kupca na dwadzie cia pi akrów błota.
- Sprzedane! - Nathan uj ł w dłonie twarz Jackie. - Kocham ci .
- Wiem, ale mo esz mi to wci powtarza .
- Taki mam zamiar, ale najpierw obejrzyj to. - Podał jej pudełko. - Chciałem, eby
miała co , co pozwoli ci zrozumie moje uczucia, nawet je eli nie zdołam ich wyrazi
słowami. Niech ci to zawsze przypomina, e dała mi przyszło , w któr nigdy nie
wierzyłem.
Jackie otarła oczy.
- Umieram z ciekawo ci. Co to mo e by ? Wprawdzie brylanty s na zawsze, ale
musz przyzna , e wol kolorowe kamienie. - Niecierpliwym r kami rozerwała papier i
wyj ła prezent.
Na moment zaparło jej dech w piersi. Zastygła bez ruchu, z twarz l ni c od łez w
po wiacie ksi yca. W r ku trzymała pelikana z muszelek. Kiedy wreszcie przeniosła wzrok
na Nathana, oczy znów miała pełne łez.
- Nikt mnie tak dobrze nie rozumie jak ty.
- Tylko nie próbuj si zmieni - wyszeptał, tul c j do siebie, a wraz z ni tego
paskudnego pelikana. - Wracamy do domu, Jackie.