background image
background image

Anna Kucharska

 

Całkiem dobra książka o

miłości

background image

Mojemu mężowi

 

background image

Rozdział 1

Elżbieta siedziała w swoim ulubionym fotelu – z

rzeźbionym oparciem i wyściełanym skórą. Dziergała
na drutach. Dokładnie w momencie, kiedy kończyła
ostatni ścieg, zadzwoniła jej jedyna córka.

–  Słucham?  –  spytała  Elżbieta,  pomimo   że  na

wyświetlaczu   komórki   jaśniało   imię   jej   dziecka.
Zawsze   była   rzeczowa   i   bardzo   zachowawcza   w
stosunku do Judyty.

–   Mamo!   –   zawołał   radośnie   głos   po   drugiej

stronie.   –   Tomek   mi   się   oświadczył!   –   niemal
wykrzyczała córka. – Wychodzę za mąż, mamo!

Elżbieta   wiedziała,   że   w   końcu   nastąpi   ten

moment. Długo wyczekiwany przez jej latorośl, która
związała się z tym mało ciekawym chłopakiem już
dziesięć   lat   temu.   Poczuła   się   jak   w   dniu,   kiedy
dokładnie sześć lat temu jej córka oświadczyła, że
wyprowadza się z domu. Zamieszkała razem z nim w
mieszkaniu na Nowym Mieście, kiedy oboje dostali
się   na   studia.   Ona   na   administrację,   on   na
zarządzanie.   Wielki   ucisk   spadł   na   jej   klatkę
piersiową, starała się oddychać, ale czuła, że zaraz się
udusi. Czy cieszyło ją szczęście córki? Na pewno tak,
ale teraz po raz kolejny odczuła, że od niej odchodzi,
pomimo że odeszła już kilka lat temu. A w rok po jej
wyprowadzce zmarł Jerzy, jej jedyny przyjaciel, jej
ostoja, jej mąż.

background image

– To wspaniale, córeczko – powiedziała wbrew

sobie. – Gratuluję!

– W końcu, co nie? – rzuciła Judyta, a jej matka

wyczuła w tym wyrażeniu jakiś sarkazm pomieszany
ze   smutkiem,   mimo   że   jej   pierworodna   miała
radosny, szczęśliwy głos. – Już myślałam, że się nie
doczekam! – dokończyła ze śmiechem.

– Tak, w końcu – odrzekła Elżbieta i starała się

uśmiechnąć.

Gdy   skończyły   rozmowę,   po   raz   ostatni   wbiła

druty w miękką włóczkę. W tym samym momencie
zadzwonił   dzwonek   przy   frontowych   drzwiach   jej
wielkiego domu.

–   Zrobiłam   ci   sz...   –   zaczęła,   ale   nie   zdążyła

dokończyć, bo przystojny trzydziestoletni mężczyzna
już   przywarł   ustami   do   jej   warg.   –   Szalik   –
dokończyła i uśmiechnęła się do niego.

– Może  założę  go tam?  – Wskazał  palcem na

górę, a ona doskonale wiedziała, o co mu chodzi.

Pięć lat temu została sama, bez córki i męża, w

tym zjawiskowym, dużym domu na przedmieściach
miasta.   Była   piękną   dojrzałą   kobietą   o   pociągłych
rysach   twarzy,   idealnie   lśniących   kasztanowych
włosach i z doskonale wyrzeźbioną sylwetką. Szybko
więc znalazła ukojenie w ramionach swojego sąsiada
z   naprzeciwka,   samotnego   architekta   o   wyglądzie
modela.   Jej   córka   dobrze   wiedziała   o   istnieniu
Mateusza, ponieważ nigdy nie kryła tego, że między

background image

nią a tym młodszym mężczyzną coś jest. Wiedziała,
że Judyta, mimo pewnych oporów, zaakceptowała ten
układ   i   zapewne   sądziła,   że   łączy   ich   jedynie
przelotny romans, nic więcej. Ale to było coś więcej,
a Elżbieta zaczęła coraz mocniej zdawać sobie z tego
sprawę.

Z   szybkością   błyskawicy   znaleźli   się   w   jej

sypialni,   a   Mateusz   jednym   ruchem   zerwał   z   niej
amarantową   sukienkę.   Kiedy   już   leżeli   w   swoich
ramionach,   wyczerpani   i   uśmiechnięci,   mężczyzna
rzekł:

–   Leż   tutaj,   kochanie.   Nigdzie   nie   odchodź.   –

Był tajemniczy, ale czy nie to właśnie pociągało ją w
nim najbardziej?

Objął   wzrokiem   nagą,   perfekcyjną   sylwetkę

Elżbiety, pocałował ją w czoło, wstał z łóżka i teraz
przewracał   kieszenie   porzuconej   na   podłodze
marynarki. Kiedy wyciągnął z niej jakieś zawiniątko,
powiedział:

– Zamknij oczy.
Uczyniła to posłusznie. Była przekonana, że po

raz kolejny ma dla niej drogocenny prezent, kolię lub
kolczyki.

 

Uwielbiał

 

 

obdarowywać

kosztownościami,   mimo   że   sama   bez   problemu
mogłaby pozwolić sobie na takie przyjemności. Jerzy
pozostawił po sobie ogromny spadek, co zważywszy
na   to,   że   za   życia   prowadził   własną   kancelarię
adwokacką, było czymś oczywistym.

background image

–   Już   możesz   otworzyć   –   wyszeptał   cicho

Mateusz.

Kiedy   otworzyła   oczy,   zobaczyła   klęczącego

przed   nią   kochanka,   który   trzymał   w   ręce   małe
pudełeczko. Wewnątrz błyszczał złoty pierścionek z
czerwonym   rubinem.   Podniosła   się   na
przedramionach i zdumiona spojrzała mu w oczy.

– Co to? – spytała lekko drżącym głosem.
W odpowiedzi podarował jej ten swój zabójczy

uśmiech,   który   sprawiał,   że   wyglądał   zadziornie   i
niezwykle pociągająco.

–   Elżbieto   Mario   Zofio   –   zaczął   bardzo

poważnie.   –   Czy   uczynisz   mi   ten   zaszczyt   i
zostaniesz moją żoną? – dokończył, a chociaż starał
się nad sobą panować, łamał mu się głos.

Popatrzyła na niego zszokowana.
– Ale ja jestem stara – powiedziała do niego, a

on odgarnął jej włosy z czoła i rzekł: – Nie jesteś
stara, jesteś piękna.

Czy   go   kochała?   Przez   ostatnie   lata   ciągle

zadawała sobie to pytanie, ale teraz była pewna, że
odpowiedź na nie jest twierdząca.

– Boże, szczeniaku... – Przygarnęła go do siebie

ramieniem i cicho, ale zdecydowanie powiedziała: –
Tak.

Jego twarz rozpromieniała, a gdy wsunął jej na

palec pierścionek, wyraźnie wzruszony rzekł:

– Kocham cię.

background image

–   A   ja   ciebie,   dzieciaku.   –   Pocałowała   go

namiętnie w usta, a on się odwzajemnił.

Była   niewymownie   szczęśliwa,   ale   równie

mocno   przerażona.   Jak   miała   o   tym   powiedzieć
Judycie? Wiedziała, że córka nie będzie zadowolona
z jej decyzji...

Judyta   kończyła   nakładać   na   dwa   talerze

spaghetti bolognese. Jej narzeczony, w końcu mogła
tak o nim myśleć i mówić, siedział naprzeciwko niej
w kuchni z kubkiem w ręku i pił swoją drugą tego
dnia   kawę.   Była   wolna   sobota,   a   oni,   tak   jak
zaplanowali to już kilka dni wcześniej, z samego rana
wybrali się do jubilera, gdzie Judyta mogła wreszcie
wybrać wymarzony pierścionek. Kiedy zdecydowała
się  na  drobny krążek z  białego złota  z niewielkim
diamentem   pośrodku,   Tomasz   zapłacił   za   zakup   i
uradowani wyszli razem ze sklepu. Gdy wrócili do
mieszkania, usiedli na kanapie, a kiedy on spytał, czy
zostanie jego żoną, była tak szczęśliwa, że od razu
odpowiedziała twierdząco, a z jej oczu popłynęły łzy.
Teraz mieli zjeść wspólnie obiad, a następnie Tomasz
miał   zacząć   pakować   swoją   walizkę,   bo   na   drugi
dzień   z   samego   rana   wyjeżdżał   razem   z   paroma
ludźmi   z   firmy   na   spotkanie   z   bardzo   ważnym
kontrahentem z Warszawy. Ten dzień nie różnił się
niczym od pozostałych, ale im to odpowiadało. Oboje
nie   cierpieli   tego   całego   romantycznego   kitu,
rzewnych   kolacyjek   przy   świecach   i   tego   typu

background image

banałów.  Byli   ze  sobą   już   dziesięć   lat  i   doskonale
zdawali sobie sprawę z tego, że w końcu zdecydują
się na ten ważny krok. Było to tak naturalne, jak to,
że po zimie przychodzi wiosna.

– Tomeczku. Może jednak zostaniesz w domu? –

spytała Judyta, kiedy oboje zaczęli spożywać posiłek,
z   nadzieją,   że   tym   razem   odpowie   twierdząco.
Przecież to były ich wyczekane zaręczyny, a jego na
drugi dzień miało już nie być u jej boku.

Tomek   popatrzył   na   nią   lekko   zirytowany.   W

zasadzie   nic   nie   musiał   mówić,   bo   ona   znała   już
odpowiedź.

– Judka, dobrze wiesz, jak ważny jest ten klient.

Muszę   jechać.   Jeśli   uda   nam   się   podpisać   z   nim
umowę,   „R-Budimex”   zyska   naprawdę   lukratywny
kontrakt.

Wiedziała o tym aż za dobrze, ale dzisiaj chciała,

by był  tylko jej, nie  firmy. Chociaż raz, bo odkąd
ponad   rok   temu,   zaraz   po   ukończonych   studiach,
zatrudnił się w „R-Budimeksie” miała wrażenie, że
jest bardziej związany ze swoją pracą niż z nią.

–   Ale,   Tomuś   –   nie   dawała   za   wygraną.   –

Przecież dzisiaj się zaręczyliśmy. Czy nie wystarczy,
że pojadą Bartek, Krzysiek i Weronika?

– Judyta, nie zaczynaj znowu. Dobrze wiesz, że

muszę   jechać.   –   Jego   twarz   napięła   się   w   jednej
chwili,   a   ona   już   wtedy   wiedziała,   że   go   nie
przekona. Zbyt dobrze go znała. – Poza tym to ty

background image

chciałaś   dzisiaj   to   załatwić,   pamiętasz?   –   dodał
prawie gniewnie i wstał od stołu.

To   było   nie   fair.   Przecież   oboje   to   ustalili.

Rozumiała, że ma obowiązki, ale czy ona nie była od
nich ważniejsza? Czekała na ten dzień od dziecięciu
lat.   Teraz,   gdy   w   końcu   nadszedł,   wcale   nie   był
najszczęśliwszym   dniem   w   jej   życiu.   A   przecież
powinien być. Popatrzyła na swoje szczupłe palce, a
gdy   napotkała   wzrokiem   zaręczynowy   pierścionek,
przeciągnęła po nim lekko kciukiem.

Była   dziewiętnasta,   a   oni   już   kładli   się   spać.

Tomek   jednak   nie   dał   się   przekonać   i   nazajutrz   z
samego rana miał wyjechać do Warszawy. Kładąc się
obok narzeczonego, delikatnie musnęła jego ramię. A
gdy on pogłaskał ją po głowie, przysunęła się bliżej.

– A może byśmy, no wiesz... – wyszeptała mu

cicho do ucha.

Tomek spojrzał na nią zdziwiony.
– Judka, nie mogę. Muszę się wyspać, bo jutro to

ja prowadzę auto.

Judyta posmutniała i rzekła:
– Ale, kochanie, dzisiaj są nasze zaręczyny.
Lecz   mężczyzna   tylko   odwrócił   się   do   niej

plecami,   głośno   westchnął,   a   gdy   zgasił   nocną
lampkę, już wiedziała, że i tej prośby nie usłucha. Co
się   właściwie   działo?   To   miał   być   najwspanialszy
dzień   w   jej   życiu.   Miał   być,   jednak   nie   był.
Dlaczego? Przecież byli ze sobą tacy szczęśliwi.

background image

Kiedy   Karina   nerwowo   przeżuwała   miętową

gumę i myślała o tym, że wczorajszy test ciążowy,
który zrobiła rano w pracy, pokazywał dwie różowe
kreseczki,   nabrała   w   płuca   powietrza   i   wykonała
ogromny balon, który teraz wplątał się w jej krótkie
blond kosmyki. To wyrwało ją z zadumy i od razu
zaczęła poprawiać  włosy, ale wielkie słuchawki na
uszach – nieodzowny element pracy w call center –
zsunęły   się   z   jej   głowy,   gdy   tylko   wykonała
gwałtowniejszy   ruch   ręką.  Wyglądało   na   to,   że   jej
przeczucia   się   sprawdziły,   a   fakt,   że   od   dwóch
miesięcy nie miała miesiączki, tylko zaświadczał o
tym, o czym nie chciała nawet myśleć.

Na   biurku   zaczął   brzęczeć   jej   telefon,   a   gdy

spojrzała na mały świecący ekranik, okazało się, że
otrzymała SMS-a od swojej najlepszej przyjaciółki, z
którą nie widziała się już cały długi miesiąc. „Tomek
mi się oświadczył! Może z tej okazji małe alko jutro
na   mieście?”   –   brzmiała   treść   wiadomości.   Karina
była   w   szoku,   zawsze   uważała,   że   Tomek   jest
strasznym   tchórzem   i   prędzej   ucieknie   na   biegun
północny,   by   poznawać   zwyczaje   eskimoskiej
ludności, niż oświadczy się Judycie. Jasne, byli ze
sobą   już   bardzo   długo,   ale   z   tego,   co   zdążyła
zauważyć, byli jak ogień i woda. Jej przyjaciółka –
wieczna   optymistka   o   wyglądzie   perfekcyjnej
czarnowłosej   kusicielki.   Natomiast   Tomasz   był   do
znudzenia racjonalistą o jasnych jak słoma włosach i

background image

nieskazitelnie   białej   cerze.   Nigdy   nie   powiedziała
tego   Judycie,   z   którą   zaprzyjaźniła   się   już   na
pierwszym roku studiów, ale uważała, że kompletnie
do siebie nie pasują.

Jeszcze   chwilkę   wpatrywała   się   w   tekst

wiadomości,   po   czym   odpisała:   „To   fantastycznie!
Gratuluję, kochana! Gdzie i o której?”. Umówiły się
na   następny   dzień   o   dziewiętnastej   pod   studnią   na
rynku,   w   najpopularniejszym   miejscu   spotkań
rzeszowskich imprezowiczów. 

background image

Rozdział 2

Tomka nie było dopiero dwie godziny, a Judyta

już   za   nim   tęskniła.   Zastanawiała   się   długo   nad
wczorajszymi wydarzeniami i doszła do wniosku, że
zwyczajnie przesadza i panikuje. Przecież wiedziała,
że ją kocha i że są dla siebie stworzeni. Czuła to,
odkąd po raz pierwszy zobaczyła go jedenaście lat
temu   na   dyskotece   w   „Akademii”,   niegdyś
najlepszym   klubie   w   Rzeszowie.   Rozumiała,   że
musiał   wyjechać   w   interesach.   Przecież   nie   mógł
zaniedbać   swoich   obowiązków   tylko   dlatego,   że
wczoraj   się   zaręczyli.   Wiedziała,   że   w   ten   sposób
stara się zapewnić im lepszą przyszłość. Poza tym już
za dwa dni miał wrócić, więc w gruncie rzeczy nic
się nie stało.

Teraz siedziała w kuchni, dzierżąc w dłoni kubek

malinowej   herbaty,   i   przez   okno   ich   kawalerki
zerkała   z   wysokości   dziesiątego   piętra   na   miejski
zgiełk. Mieszkali w wieżowcu, na bardzo tłocznym
osiedlu w środku miasta. Niektórzy ludzie dziwili się,
dlaczego   zamieszkali   w   takim   hałasie.   Jednak   oni
lubili ten dźwięk budzącej się do życia metropolii,
który   w   miarę   jak   dzień   dobiegał   końca,   słabł,
niczym   tętno   u   odpoczywającego   po   biegu
sportowca.   Mieli   wiele   wspólnych   cech   i
zainteresowań. To było najważniejsze i sprawiało, że
ich   związek   posiadał   solidne   fundamenty.

background image

Przynajmniej ona zawsze tak myślała.

Zastanawiała się, co słychać u Inki, jej najlepszej

przyjaciółki, której nie widziała już od miesiąca. W
ich relacji najlepsze było to, że obie nie miały sobie
tego za złe, ponieważ wiedziały, że czasami natłok
obowiązków   nie   pozwala   widywać   się   częściej.
Dzisiaj wieczorem miały się zobaczyć i Judyta już
cieszyła się na to spotkanie. Nie mogła doczekać się
reakcji   przyjaciółki   na   widok   jej   zaręczynowego
pierścionka. Przeczuwała, że tego wieczoru nie wyjdą
z knajpy żywe.

Karina   stanęła   pod   studnią   dokładnie   o

dziewiętnastej. Teraz czekała na swoją przyjaciółkę,
która jak zwykle się spóźniała, i przestępowała z nogi
na   nogę,   ponieważ   chłód   wrześniowego   wieczoru
wyraźnie dawał się jej we znaki.

– Inka! – zawołała radośnie Judyta na jej widok.

Tylko ona  ją tak nazywała. Dla  reszty świata  była
Kariną.

Uściskały   się   serdecznie   i   skierowały   kroki   w

stronę   swojego   ulubionego   rzeszowskiego   baru.
Kiedy zajęły stolik przy ścianie, Judyta wyciągnęła
do   przyjaciółki   prawą   dłoń   i   cała   w   skowronkach
powiedziała: – Patrz, mała, jakie cudo!

Karina   musiała   przyznać,   że   pierścionek   był

bardzo gustowny.

– Sama wybierałaś? – zapytała z uśmiechem. Nie

podejrzewała Tomka o tak dobry gust.

background image

Judyta się zaśmiała i odrzekła:
– No jasne. – Mrugnęła do niej z drugiego końca

stołu.

Usiadły   w   części   dla   palących,   dlatego   Judyta

już wyciągała ze swojej torebki paczkę mentolowych
slimów.

– Palisz? – spytała przyjaciółkę.
Karina   spojrzała   na   nią   lekko   stremowana   i

skłamała:

– Nie, rzuciłam. – Bała się, że kto jak kto, ale

Judka   znała   ją   za   dobrze.   Nie   chciała,   żeby
przyjaciółka  zaczęła   coś  podejrzewać,  więc   szybko
dodała:  –  Wiesz,  teraz  jest   taki   trend,  a  ja   zawsze
staram się podążać za modą.

Jednak ku jej zdumieniu dziewczyna spojrzała na

nią z wyraźną aprobatą i rzekła:

– Szczęściara. Zazdroszczę ci, tak trzymaj. Ja też

chciałabym rzucić.

Karina uśmiechnęła się i wbiła wzrok w podłogę.

Nie   chciała   tego   robić,   okłamywać   Judyty.   Tym
bardziej, że czuła, iż musi jej o tym powiedzieć. Na
razie jednak uznała, że najważniejszą informacją są
zaręczyny   przyjaciółki,   dlatego   szybko   zmieniła
temat   i   zaczęła   wypytywać   ją   o   pierścionek   i
planowaną datę ślubu.

– Jeszcze nie wiemy. Ale chcielibyśmy w lipcu –

odpowiedziała   Judyta,   wydmuchując   z   ust   dym
papierosowy.

background image

Gdy   w   końcu   podeszła   do   nich   młodziutka

kelnerka,   aby   przyjąć   zamówienie,   pierwsza
odezwała się Judyta. Marzyła o piwie, od momentu
gdy tylko przekroczyły próg knajpy.

– Ja poproszę warkę czerwoną.
– Laną czy z butelki? – zapytała sympatyczna

kelnerka.

–   Z   butelki   poproszę   –   odpowiedziała

czarnowłosa kobieta.

– Jasne, a co dla pani?
– Sok bananowy – odparła Karina.
Judyta   spojrzała   zszokowana   na   blondynkę

siedzącą naprzeciwko niej, jakby zobaczyła ją po raz
pierwszy   w   życiu.   Wszystko   można   było   o   niej
powiedzieć,   ale   na   pewno   nie   to,   że   kiedykolwiek
stroniła od alkoholu. Zmierzyła przyjaciółkę czujnym
wzrokiem.

– Co jest grane?
Karina poczerwieniała na twarzy, to wystarczyło

za odpowiedź.

– Chyba nie jesteś...? – zaczęła Judyta, ale gdy

zobaczyła   utkwione   w   sobie,   błękitne   jak   tafla
górskiego   jeziora,   oczy   koleżanki,   nie   miała   już
żadnych wątpliwości.

– Tak. Jestem w ciąży, Judka.
Karina zobaczyła na twarzy przyjaciółki wielkie

zdziwienie, a następnie niedowierzanie.

–   No   co   ty?   Chyba   żartujesz!   Ale   jak?   –

background image

Odruchowo przysłoniła usta dłonią.

– Niestety to prawda – odrzekła.
– Inka, kto jest ojcem? – zapytała już rzeczowym

tonem Judyta.

Na twarz Kariny wypłynął wstydliwy rumieniec.
– To Igor...
Judyta   nie   wierzyła   własnym   uszom.   Kiedy

kelnerka przyniosła ich zamówienie, wypiła jednym
haustem   pół   butelki   piwa,   odstawiła   ją   na   stolik,
zapaliła   kolejnego   papierosa,   wydmuchała
gwałtownie dym i w końcu przemówiła:

– Inka, ale ja myślałam, że on jest...
– Gejem? – dokończyła za nią przyjaciółka.
Tamta pokiwała głową i wydukała:
– No.
Karina też tak sądziła, a właściwie była o tym

przekonana.   Igor   Kwiatkowski   był   jej   szczerym
przyjacielem. To z nim zawsze imprezowała, odkąd
Judyta zaczęła więcej pracować i nie miała dla niej
już tyle czasu co kiedyś.

–  Ja  też  tak  sądziłam  –  rzekła  blondynka.  –  I

uwierz   mi,   Judka,   kiedy   dwa   miesiące   temu,   po
mocno zakrapianej bibie, obudziłam się nad ranem w
swoim   zajebiście   wygodnym   łóżku,   a   obok
zobaczyłam nie kogo innego, tylko jego, to sądziłam,
że to jakiś cholerny żart. Widzisz, znowu urwał mi
się   film...   Ale   jemu   najwyraźniej   nie,   bo   –   w
przeciwieństwie do mnie – bardzo dużo pamiętał z

background image

poprzedniego wieczoru. Dla niego to też był szok.
Myślę,   że   chyba   dla   niego   nawet   większy   niż   dla
mnie.

Kiedy   Karina   skończyła   mówić,   Judyta   oparła

się bezgłośnie o wezgłowie swojego krzesła i zdusiła
w   popielniczce   niedopałek   papierosa.   Jedyne,   co
mogła w tym momencie powiedzieć, brzmiało: – O
kurwa...

Był piękny jesienny poranek, a Elżbieta oglądała

swój   cudowny   pierścionek   zaręczynowy,   który
błyszczał   w   pierwszych   tego   dnia   promieniach
słońca.   Nie   mogła   w   to   uwierzyć.   Po   raz   kolejny
miała stanąć na ślubnym kobiercu, a przecież miała
już pięćdziesiąt pięć lat. On był od niej o dwadzieścia
pięć   lat   młodszy,   to   dokładnie   tyle,   ile   miała   jej
córka. Dla niej wiek nie stanowił żadnej przeszkody,
bo   wiedziała,   że   jej   miłości   nie   da   się   zmierzyć
żadnymi   metryczkami,   ale   martwiła   się   o   reakcję
Judyty. To na pewno się jej nie spodoba, ale musiała
ją powiadomić. Nie wiedziała jeszcze, jak to zrobi,
tym   bardziej   teraz,   kiedy   jej   córka   również
powiedziała   swoje  „tak”,  ale   czuła,  że  prędzej  czy
później   będzie   musiała   ją   poinformować.   I   choćby
tamta   nie   była   zadowolona   z   jej   decyzji,   to   ona
postanowiła, że nie będzie się tym przejmować. Bo
kochała   Mateusza   całym   sercem.   Jednak   w
momencie, gdy w głowie planowała scenariusz tego,
jak powie to córce, bardzo się obawiała.

background image

Po południu wybrała się do ślusarza, aby dorobić

drugą parę kluczy dla swojego narzeczonego. Boże,
to   było   takie   piękne!   Czuła   się   tak,   jakby   znów
przeżywała swoją młodość. Już wcześniej poważnie
o tym myślała, a teraz gdy on jej się oświadczył, nie
miała   najmniejszych   wątpliwości,   że   to   najlepsza
decyzja,   jaką   podjęła.   Pragnęła   z   nim   zamieszkać,
aby codziennie móc na niego patrzeć i wiedzieć, że
należy tylko do niej, a ona do niego.

W drodze powrotnej zrobiła zakupy. Była w tym

prawdziwą mistrzynią.

Odkąd   razem   z   Jerzym   ukończyli   studia

prawnicze, na których notabene się poznali, on zaczął
pracować   w   zawodzie   i   od   razu   do   ich   małego
gospodarstwa   zaczęły   napływać   naprawdę   wielkie
pieniądze. Nie musiała więc pracować. Zresztą, nigdy
nie chciała. Stanowili z Jerzym tradycyjną rodzinę.
On był głową domu i zarabiał na utrzymanie. Ona zaś
była szyją. Kochała zajmować się domem, naprawdę
odnajdywała   szczęście   w   gotowaniu,   sprzątaniu,   a
później, gdy urodziła się Judytka – w zajmowaniu się
dzieckiem. Nie czuła się przy tym jak kura domowa,
była po prostu najlepszą na świecie panią domu, żoną
i matką. I spełniała się we wszystkich tych swoich
rolach   na   piątkę   z   plusem.   Wieczorami,   gdy   mąż
siedział   w   swoim   gabinecie   i   pochylał   się   nad
papierami, a córka zasypiała w swoim pokoju, ona
czerpała   przyjemność   ze   swoich   dwóch   miłości,

background image

czytania i robienia na drutach.

Dzisiaj   w   jej   torbie   na   zakupy   znalazły   się

kaczka,   pomarańcze   i   wytrawne   czerwone   wino.
Planowała   przyrządzić   swojemu   mężczyźnie
wyśmienitą kolację.

Z   piekarnika   unosił   się   już   wspaniały   aromat

kaczki   w   pomarańczach,   dlatego   szybko   zeszła   po
schodach   ze   swojej   sypialni   na   dół   do   kuchni.
Wcześniej   zdążyła   wziąć  szybki   prysznic,  wystroić
się w swoją ulubioną złotą sukienkę, ułożyć włosy i
zrobić   makijaż.   Gdy   wyciągała   danie   z   gorącego
piekarnika,   do   jej   drzwi   zadzwonił   dzwonek.
Pospiesznie poszła otworzyć. Przed nią stał Mateusz
z   bukietem   czerwonych   róż.   Tak   często   ją
rozpieszczał. Uwielbiała go za to. Czuła się wtedy
doceniona i szczęśliwa.

– Dla mojej pięknej narzeczonej – powiedział i

wręczył   jej   kwiaty,   po   czym   wszedł   do   środka,
zamknął   drzwi,   pocałował   ją   gorąco   w   usta   i
wyszeptał jej do ucha:

–   Boże,   kochanie.   Jesteś   taka   seksowna...   –   I

znów   zaczął   ją   obsypywać   pocałunkami,   a   wtedy
kobieta zaśmiała się i odepchnęła go lekko od siebie,
mówiąc:

– O, nie. Najpierw kolacja.
– A ja bym chciał od razu deser – zażartował i

zaraz się do niej przysunął. Była jednak nieugięta, tak
bardzo chciała mu już wręczyć klucze.

background image

– Jeny, dzieciaku. Idziemy jeść.
To rzekłszy, skierowała się w stronę kuchni.
Mężczyzna   poszedł   za   nią,   ale   ciągle

obdarowywał ją jednoznacznymi spojrzeniami, co nie
uszło jej uwadze. Kiedy wstawiła kwiaty do wazonu,
podała kolację, którą zjedli w jej gustownej jadalni.
Wtedy   wyciągnęła   zza   biustonosza   pęk   kluczy   i
przesunęła   go   po   blacie   stołu   w   kierunku
narzeczonego.   Mateusz   wziął   do   ręki   ten
niespodziewany podarunek, w zdumieniu uniósł ku
górze swoje gęste brwi, a wówczas ona spytała:

– Zamieszkasz u mnie?
Widziała,   jak   w   jednej   chwili   jego   twarz

rozpromieniała.   Wstał,   podszedł   do   niej,   podał   jej
dłoń, a ona posłusznie powstała. W tym momencie
objął ją delikatnie i wtopił w nią swoje usta.

–   To   kiedy   mogę   przynieść   swoje   rzeczy?   –

spytał   uśmiechnięty,   gdy   wreszcie   przestał   ją
całować.

–   Może   teraz?   –   odrzekła   Elżbieta,   a   on

obdarował ją przepięknym uśmiechem i rzekł:

– Mówiłem ci już, że cię kocham?
Ona przewróciła oczami i odparła:
– Tak, zaledwie wczoraj.
Trzydziestolatek   przybliżył   się   do   niej,

pocałował ją w czubek nosa, a potem powiedział:

–   Przyzwyczajaj   się,   maleńka.   Bo   od   dzisiaj

będziesz to słyszeć codziennie.

background image

Elżbieta   poczuła,   że   jest   niesamowicie

szczęśliwa   z   tym   młodym,   zabójczo   przystojnym
mężczyzną, i nie mogła się doczekać, kiedy oficjalnie
będzie już tylko jego. Nie myślała już z niepokojem o
tym,   jak   przekaże   swojej   córce   informację   o
zaręczynach.   Wiedziała,   że   Judyta   nie   może
decydować o tym, jak powinna przeżyć swoje życie,
które właśnie teraz zaczynała na nowo. 

background image

Rozdział 3

Ostatniego wieczoru w barze Karina zgodziła się

ze   swoją   przyjaciółką,   kiedy   ta   zasugerowała,   że
powinna pójść do lekarza, aby się upewnić, czy na
pewno   jest   w   ciąży.   Dzisiaj   z   samego   rana,   nim
poszła do pracy, zarejestrowała się na popołudnie do
ginekologa.   Oczywiście   prywatnie,   nie   przez   NFZ.
Nie miała najmniejszej ochoty czekać, aż wyrośnie
jej   brzuch,   aby   lekarz   powiedział   jej,   że   urodzi
dziecko.   Musiała   wiedzieć   teraz.   Przez   cały   dzień
stresowała   się   tą   wizytą,   non   stop   obgryzała
paznokcie i nie była już taka pewna, że po południu
wejdzie do gabinetu. Ale na szczęście Judyta przez
cały czas wspierała ją, pisząc SMS-y, że da radę, że
musi, że to dla jej dobra.

Teraz czekała pod drzwiami ginekologa na swoją

kolej. Obok niej jakaś młoda kobieta głaskała się po
swoim wielkim brzuchu i serdecznie uśmiechała do
wszystkich,   którzy   patrzyli   na   nią   z   błyskiem
rozczulenia w oczach. Karina nie wiedziała, czy na
pewno   jest   gotowa,   aby   zostać   matką.   Nie
spodziewała   się,   że   macierzyństwo   to   tylko   słodki
obrazek   zadowolonej   matki,   która   promienieje   za
każdym razem, gdy patrzy na swoje pociechy.

–   Pani   Karina   Olczyk.   –   Z   gabinetu   wyszła

starsza pielęgniarka.

Karina wstała niepewnie, czuła, jak ze  strachu

background image

trzęsą się jej kolana.

– Proszę wejść – powiedziała pielęgniarka, gdy

zobaczyła przed sobą drobną blondynkę, która wstała
z krzesła, lecz nie podeszła do drzwi, jakby czegoś
się obawiała.

Karina dopiero wówczas zrobiła pierwszy krok

w stronę gabinetu.

Lekarz pytał ją o samopoczucie, a gdy rzekł, że

wszystkie   objawy   wskazują   na   ciążę,   poprosił
pielęgniarkę, aby włączyła aparat, przy którym stało
szpitalne łóżko.

–   Proszę   się   tutaj   położyć   i   podnieść   do   góry

koszulkę – powiedział, a Karina pomyślała, że chce
mieć to wszystko jak najszybciej za sobą.

Kiedy wylał na jej brzuch zimny żel, odruchowo

się zaśmiała. Mężczyzna w kitlu przejeżdżał po nim
dziwnym przyrządem. Wówczas na małym ekraniku
obok   łóżka   pojawił   się   jakiś   szary,   zamazany   i
niewyraźny obraz. Ginekolog w milczeniu wpatrywał
się   przez   kilka   minut   w   ten   niezwykły   obrazek,   z
którego ona nic nie potrafiła wyczytać.

– Dobrze, pani Olczyk – powiedział w końcu. –

Wygląda na to, że faktycznie jest pani w ciąży.

Dopiero   słysząc   to   z   ust   lekarza,   uświadomiła

sobie,   że   to   prawda,   że   ta   ciąża   to   fakt   nie   do
podważenia.

– Widzi pani? Tutaj mamy maleńki zarys postaci,

to pani dziecko. Jest jeszcze bardzo malutkie, ale już

background image

je  widać  – rzekł  do niej i szeroko się  uśmiechnął.
Lecz ona nic nie mogła dostrzec.

Wyszła z przychodni, wyciągnęła swoją nokię i

napisała do Judyty wiadomość: „Jestem”. Tylko tyle,
nic więcej. Bo nic więcej nie musiała pisać. Prawie
od razu otrzymała od przyjaciółki odpowiedź, która
brzmiała: „Kiedy się widzimy?”.

Przyszedł   wreszcie   wyczekiwany   przez   Judytę

wtorek. W tym dniu miał wrócić z Warszawy Tomek.
Przez   cały   dzień   nie   mogła   wysiedzieć   w   swoim
biurze. Pracowała w urzędzie miasta i do jej pokoju
ciągle   przychodzili   jacyś   petenci.   Jednak   ona   nie
mogła   się   skupić   na   pracy,   myśląc   cały   czas   o
wieczorze,   kiedy   w   końcu   przytuli   swojego
narzeczonego.   Do   tego   Karina   napisała   jej,   że
rzeczywiście jest w ciąży. Nie wiedziała, co zrobiłaby
na   miejscu   swojej   najlepszej   przyjaciółki.   Uważała
jednak,   że   Karina   powinna   porozmawiać   z   ojcem
dziecka, nawet jeśli ten wolał chłopców.

Wyrwała   się   wreszcie   z   biura   i   siedziała   w

swoim   ulubionym   pomieszczeniu   ich   małego
mieszkania, czyli kuchni. Pichciła obiad dla Tomka,
na   pewno   będzie   głodny,   kiedy   wróci   do   domu.
Podczas gdy mieszała rosół w wielkim garze, na jej
telefon przyszła wiadomość od Tomasza:

„Musimy   zostać   do   czwartku.   Koleś   jest

nieugięty. Kocham cię, nie martw się o mnie”.

Ale   jak   to?   Była   wściekła.   Zamiast   odpisać,

background image

postanowiła do niego zadzwonić, ale odpowiedziała
jej   tylko   automatyczna   sekretarka.   Napisała   zatem:
„Tomek,   natychmiast   wracaj   do   domu!”.   To   było
nieprzemyślane,   wiedziała,   że   nie   lubił   czuć,   iż
próbuje coś na nim wymóc. Ale w tym momencie
była   na   niego   taka   zła,   że   nie   potrafiła   logicznie
myśleć.

Dosłownie w kilka minut po tym, jak wysłała mu

SMS-a, zadzwoniła jej matka.

– Witaj, kochanie – zaczęła.
–   Cześć,   mamo   –   głos   Judyty   był   ponury.

Elżbieta najwyraźniej to wyczuła, bo spytała:

– Coś się stało?
– Nie, mamo.
Nie umiała zwierzać się matce, zawsze stanowiły

dwa   osobne   byty,   które   wprawdzie   darzyły   się
miłością, ale nigdy nie chciały zbyt wiele wiedzieć o
sobie nawzajem.

– Słuchaj, co porabiasz dzisiaj? – zapytała. Nie

zamierzała  się  przejmować, nie chciała dopytywać.
Stwierdziła, że pewnie znowu jej córka pokłóciła się
z   Tomkiem.   To   nie   była   jej   sprawa,   od   zawsze
szanowały swoją intymność.

– W zasadzie to nic – zabrzmiała odpowiedź.
– To świetnie. Może wpadniecie wieczorem na

kolację?

–   Dobrze,   mamo.   Ale   przyjdę   sama,   Tomek

wyjechał w interesach. O której mam być? – spytała

background image

Judyta, a jej matka pomyślała, że to strasznie dziwne,
że narzeczonego jej córki znowu nie ma w domu, tym
bardziej   że   przecież   niedawno   się   zaręczyli.   Nie
chciała jednak o nic pytać. Poza tym jej to było na
rękę.   Przynajmniej   nie   będzie   musiała   czuć   się
skrępowana przy tym blondasku, którego nigdy nie
darzyła zbytnią sympatią, kiedy będzie przekazywała
córce tak ważną informację.

– Około osiemnastej? – zaproponowała.
– Świetnie, na pewno wpadnę.
– To do potem – pożegnała się Elżbieta.
– Do potem, pa – odpowiedziała jej córka.
Elżbieta rozłączyła się, a obok niej stał już jej

ukochany z pytaniem wypisanym na twarzy.

– Przyjedzie? – zapytał.
– Tak, będzie o osiemnastej – odparła.
–   To   świetnie.   –   Uśmiechnął   się   do   niej   i

pogłaskał ją po ramieniu.

Tak,   to   świetnie.   W   końcu   jej   powie.   Jednak

nerwy   robiły   swoje.   Cały   dzień   chodziła   struta   po
domu,   w   którym   do   przesady   wyczyściła   każde
pomieszczenie.  Wczoraj   Mateusz   przyniósł   do   niej
swoje rzeczy, a ona, sprzątając w łazience, dostrzegła
jego   szczoteczkę   do   zębów   obok   swojej   i
uśmiechnęła się na ten widok. Teraz byli już razem i
nikt nie mógł ich rozdzielić. Wierzyła w to głęboko,
ale ciągle bała się reakcji córki, tej, z którą nigdy nie
miała   łatwych   relacji.   Nie   rozmawiali   jeszcze   z

background image

Mateuszem na ten temat, ale wczoraj coś napomknął
o tym, że chciałby sprzedać swój dom. Czy było na
to   za   wcześnie?   Skądże.   Uważała,   że   było   na   to
nawet   za   późno,   gdyż   żałowała,   że   nie   potrafili
zadecydować   wcześniej   o   wspólnym   życiu.   Ale
wszystko ma swój czas, ich uczucie również musiało
dojrzeć, aby w tym momencie mogli znaleźć się tam,
gdzie najbardziej pragnęli, w swoich ramionach. Już
na zawsze.

background image

Rozdział 4

Córka   Elżbiety   Malinowskiej   stała   pod

inkrustowanymi   drzwiami   rodzinnego   domu   na
Zalesiu   i   zastanawiała   się,   czy   w   ogóle   chce   tam
wejść.   Bezwiednie   zaczęła   tłamsić   w   spoconych
rękach   rąbek   swojej   liliowej   spódnicy.   Ostatni   raz
była tutaj w święta. I był też on, ten cały Mateuszek,
z którym jej matka miała romans. Żałowała, że nie
ma   z   nią   Tomka,   bo   jego   obecność   na   pewno
dodałaby   jej   otuchy.   W   końcu   wyciągnęła   palec
wskazujący prawej ręki, na której lśnił zaręczynowy
pierścionek,   i   niepewnie   nacisnęła   dzwonek   przy
drzwiach.

Elżbieta   otworzyła   drzwi.   Jej   serce   waliło   jak

młot. Jak miała jej to powiedzieć? Jak? Przywitała się
z   córką,   którą   ucałowała   w   policzek,   i   delikatną
dłonią,   której   paznokcie   były   przyozdobione
perfekcyjnie wykonanym french manicure, wskazała
jej salon, w którym siedział Mateusz. Skinął do niej
uprzejmie głową i dorzucił „dzień dobry”, ale ona na
jego widok od razu skamieniała. Elżbieta wiedziała,
że ten wieczór nie będzie należał do najłatwiejszych.

Kiedy Judyta zobaczyła siedzącego na kanapie w

salonie kochanka swojej matki, miała ochotę wyjść.
Co   on   tu   robił?   Przez   telefon   matka   nic   nie
wspominała   o   jego   obecności.   Mimo   tego,   wbrew
sobie,   odwzajemniła   jego   uśmiech.   Nie   chciała

background image

niepotrzebnych awantur.

Przeszli do jadalni. Na stole czekała już na nich

obiadowa   zastawa.   Judyta   usiadła   na   miejscu   przy
oknie,   które   zawsze   zajmowała.   Zrobiła   to   między
innymi dlatego, że doskonale wiedziała, iż Mateusz
także lubił siadać na tym konkretnym krześle. Jednak
tym razem udało się jej go uprzedzić.

Jej   piękna   matka   wniosła   na   tacy   gorącą

potrawkę z kurczaka.

Zjedli kolację w krępującym milczeniu. Elżbieta

wiedziała,   że   musi   to   z   siebie   w   końcu   wydusić.
Godzinę temu jej mężczyzna zapytał, czy na pewno
chce,   aby   towarzyszył   jej   w   tym   spotkaniu.
Odpowiedziała, że oczywiście, gdyż wolała go mieć
przy sobie, gdy będzie dzielić się z córką  nowiną.
Poza tym, praktycznie biorąc, teraz to był także jego
dom, więc dlaczego miałoby go nie być?

– Kochanie – zaczęła Elżbieta bardzo niepewnie.

–   Chcieliśmy   ci   coś   oznajmić.   –   Tutaj   przerwała,
gdyż   ujrzała   w   oczach   swojej   córki   głębokie
zdziwienie doprawione złością.

– Zaręczyliśmy się – dokończył za nią Mateusz,

który   widział,   w   jakim   stanie   znajduje   się   jego
kobieta.

Judyta   patrzyła   na   nich   swoimi   niezwykłymi

szarymi oczami, których kolor odziedziczyła po ojcu.
Pojmowała, że coś do niej mówią, ale zupełnie nic
nie rozumiała. Czy na pewno dobrze usłyszała? Nie,

background image

to nie mogła być prawda...

– Że co? – wydukała mało inteligentnie.
–   Bierzemy   ślub   –   powiedziała   tym   razem

Elżbieta. Wiedziała, że musi kuć żelazo, póki gorące,
dlatego dorzuciła: – A Mateusz zamieszkał tutaj.

No   nie.   Tego   było   już   za   wiele!   O   co   tutaj,

kurwa,   chodzi?!   Judyta   czuła   się   jak   w   programie
„Ukryta kamera”. Niby wszystko rozumiała, ale nic
do niej nie docierało. To był jakiś chory żart. Wstała
od   stołu,   zrzucając   przy   tym   z   kolan   na   podłogę
ozdobną serwetę, z góry popatrzyła na nich zimnym
wzrokiem,   po   czym   rzekła   szorstko   do   matki:   –
Pozwól na chwilę do kuchni.

Elżbieta wiedziała, że ten ton nie wróży niczego

dobrego.   Posłuchała   jednak   swojej   niesamowicie
urodziwej   dwudziestopięcioletniej   córki,   która   tak
boleśnie przypominała jej Jerzego.

–   To   jakiś   żart?   –   spytała   Judyta   wściekłym

tonem.

Elżbieta poczuła, że nagle role się odwróciły i to

jej   latorośl   jest   matką,   a   ona   córką.   Nie   mogła
pozwolić się tak traktować.

– Uspokój się – rzekła dosyć spokojnie, chociaż

jej brązowe oczy płonęły gniewem. – To żaden żart.
Ja i Mateusz pobieramy się, dlatego on tu zamieszkał
– dokończyła.

Teraz, gdy ustawiła córkę do pionu, jej głos był

pewny i rzeczowy.

background image

Judyta   była   wściekła.   Miała   ochotę   wybiec   z

tego domu, ale coś jej mówiło, że nie wszystko tutaj
gra.

– Mamo – zaczęła już spokojniej. – Zastanów

się. – Spojrzała na stojącą naprzeciwko niej kobietę,
która kurczowo trzymała się za ramiona. – Ty masz
pięćdziesiąt pięć lat, a on ma trzydzieści.

– A ty masz dwadzieścia pięć. I co wynika z tej

arytmetyki? – przerwała jej rozzłoszczona Elżbieta.

–   A   to,   mamo,   że   może   on   chce   twoich

pieniędzy? – dokończyła.

Elżbieta roześmiała się córce prosto w twarz.
–   On   nie   potrzebuje   moich   pieniędzy.   Ma

wystarczająco   dużo   swoich.   Jest   architektem,
zapomniałaś?

– Nie, mamo. Nie zapomniałam.
Jak mogła o tym nie pamiętać? Przecież ciągle o

tym gadał, jakby chwalił się swoją majętnością. Za to
go nie cierpiała.

– Ale być może ma jakieś problemy finansowe i

chce cię wykorzystać? – dokończyła.

Tego było już za wiele. Jak ona śmiała wmawiać

jej, że on chce ją wykorzystać? Przecież jej córka nic
nie  wiedziała  o Mateuszu!  Ona, Elżbieta, znała go
najlepiej i wiedziała, że to nieprawda. On ją kochał, a
Judyta nie mogła się z tym pogodzić.

– Nie możesz zrozumieć tego, że ktoś po prostu

może   mnie   pokochać?   –   Spojrzała   z   wyrzutem   na

background image

córkę.

–   Myślę,   że   ta   rozmowa   nie   ma   sensu.

Pogadamy, kiedy się uspokoisz – powiedziała Judyta
i wyszła z kuchni.

Stojąc   w   przedpokoju   i   nakładając   na   siebie

niebieski   płaszcz,   czuła   na   sobie   ich   wzrok.
Wiedziała, że nie zachowuje się kulturalnie, ale nie
potrafiła tu zostać. Musiała stąd wyjść. To wszystko
to   była   jakaś   chora   pomyłka!  Albo   niedobry   sen...
Kiedy wróci do siebie i otworzy oczy, koszmar na
pewno zniknie...

Karina   od   godziny   siedziała   na   podłodze   w

swojej sypialni, oparta o kant łóżka, i ciągle myślała
o tym, co powinna zrobić. Wiedziała, to znaczy tak
sądziła,   że   chce   urodzić   to   dziecko,   więc   kwestia
ewentualnej aborcji nie wchodziła nawet w grę. Jak
mogłaby   skrzywdzić   takie   maleństwo?   Nawet   jeśli
było pomyłką, robiło jej się niedobrze na samą myśl
o tym, że ktoś mógłby je pozbawić życia. Tak, bo ono
żyło. I teraz delikatnie gładząc swój brzuch, nie miała
wobec   tego   żadnych   wątpliwości.   Jutro   wieczorem
miała spotkać się z Judytą, aby wszystko obgadać.
Jednak potrzebowała się z nią zobaczyć właśnie w
tym momencie. Jakby przywołała ją swoimi myślami,
bo oto komórka rozbłysła pomarańczowym światłem
i wyświetlił się na niej SMS: „Moja matka wychodzi
za mąż. Mogę przyjechać?”.

„Co?   Jakieś   jaja!”   –   pomyślała   Karina,   ale

background image

pospiesznie odpisała, że jak najbardziej, czeka na jej
wizytę.

Gdy Judyta weszła do mieszkania przyjaciółki,

od razu padła na fotel w salonie i zwróciła się w jej
stronę:

– Daj mi wódki.
Jej   przyjaciółka   zawsze   miała   w   barku   pełen

alkoholowy asortyment na wypadek imprezy. Mimo
że   sama   od   dwóch   miesięcy   unikała
wysokoprocentowych trunków, zawartość tego mebla
nie zmieniła się znacząco. Bez słowa postawiła przed
nią   butelkę,   a   zaraz   potem   sięgnęła   do   tyłu   po
kieliszek.

–   Poczekaj,   jeszcze   przyniosę   ci   popitkę   –

powiedziała.

– Nie trzeba – odrzekła jej piękna przyjaciółka i

już nalewała sobie płynu do kieliszka.

Skończyła   pić,   następnie   nalała   sobie   jeszcze

jeden kieliszek, a po nim kolejny. Karina bała się, że
przyjaciółka się upije, a ona nie da sobie z nią rady.
Bo kiedy Judyta Malinowska się upijała, to stawała
się zrzędliwa i bardzo trudno było ją uciszyć. Jednak
ona   najwyraźniej   przestała   już   pić.   Wyciągnęła   z
kieszeni   mentolowe   papierosy,   a   potem   jakby   coś
sobie przypomniała, bo spojrzała na Inkę i spytała: –
Mogę?

–   No   jasne.   Ale   na   balkonie,   okej?   –   padła

odpowiedź.

background image

– Okej.
Gdy skończyła palić, wróciła do salonu, usiadła

w tym samym fotelu co przedtem, popatrzyła przed
siebie   nieobecnym,   zamglonym   wzrokiem   i
powiedziała:

– Ja pierdolę.
Karina   nie   odzywała   się   wcale.   Dobrze

rozumiała, że przyjaciółka jest w szoku. Odczekała
chwilę,   a   potem   Judyta   spojrzała   w   jej   stronę   i
zaczęła   streszczać   przebieg   dzisiejszego   wieczoru.
Gdy   przestała   opowiadać,   popatrzyła   na   siedzącą
naprzeciwko blondynkę i powiedziała:

– Sorry, mała. Ja tu ciągle gadam o sobie, a to ty

masz poważniejszy problem.

Trudno   było   się   z   tym   nie   zgodzić,   dlatego

Karina   pokiwała   twierdząco   głową.   Judyta   musiała
zadać   jej   to   pytanie,   które   ją   męczyło,   odkąd
koleżanka   wyznała,   że   spodziewa   się   dziecka.   I
nawet jeżeli ją urazi, to trudno.

–   Inka.   –   Popatrzyła   w   jej   stronę.   –  A  ty   na

pewno jesteś przekonana, że to jest jego dziecko?

Karina była wyraźnie zszokowana.
– Judka, a ile my się znamy, hę? Ja wiem, że

wszystko można o mnie powiedzieć, ale obie dobrze
wiemy, że nie jestem puszczalska – powiedziała, a jej
przyjaciółka już pożałowała, że zadała to pytanie. –
Tak,   jestem   pewna.   Ostatni   raz   byłam   z   facetem
ponad rok temu. Zresztą dobrze go znałaś.

background image

Judyta wiedziała, o kim mowa. To Kacper, koleś,

który zostawił Karinę po trzech latach związku, bo
stwierdził,   że   nie   może   spotykać   się   z   kimś,   kogo
ambicje   są   mniejsze   od   jego   własnych.   Totalny
dupek.

–   No   i   teraz   był   Igor.   I   tyle.   Z   tym,   że   tego

„teraz”   w   ogóle   nie   pamiętam.   Więc   raczej
wiatropylna nie jestem, co? To musi być on. Nie ma
innej opcji.

– W takim razie musisz mu powiedzieć, Inka.
–  Tak   sądzisz?   –   spytała,   nie   wiedząc,   czy   to

faktycznie dobre rozwiązanie.

–   Oczywiście.   Facet   musi   wiedzieć.   To   jego

dziecko.   Nieważne,   czy   jest   gejem,   czy   nie.   Musi
wiedzieć i tyle – odparła.

Blondynka   spojrzała   na   nią   swoimi

nieprawdopodobnie   niebieskimi   oczami.   Jej   wyraz
twarzy zdradzał, że poważnie zastanawia się nad tym,
co przed chwilą usłyszała.

– To powiem mu – rzekła w końcu.
– A kiedy? – dopytywała się Judyta.
– Nie wiem – odpowiedziała Karina i zatopiła

swój wzrok w czerwono-białym dywanie.

background image

Rozdział 5

Po tym jak Judyta wyszła z ich domu, trzaskając

wymownie   drzwiami,   Elżbieta   skierowała   swoje
kroki w kierunku kuchni. Otworzyła zamrażarkę, z
której wyjęła schłodzoną butelkę wódki, wyciągnęła
z kuchennej szafki niską szklankę i bardzo spokojnie
nalała do niej alkoholu. Następnie uzupełniła ją colą,
bo   nigdy   nie   piła   czystej   wódki,   zawsze   wolała
drinki.   Zamieszała   lekko   miksturą   i   przechyliła
szklankę,   pozwalając,   aby   napój   wlał   się   do   jej
gardła. Kiedy odstawiła na blat puste szkło, spojrzała
na swojego narzeczonego. Na jego twarzy malowało
się wyraźne zatroskanie.

–   Piękna...   –   powiedział   i   podszedł   do   niej,

obejmując ją ramieniem. – Proszę cię, nie przejmuj
się tym.

Kiedy   poczuła   jego   ciepło,   całkowicie   się

rozkleiła.   Szlochała   w   jego   ramionach,   a   on
delikatnie gładził ją po włosach i całował łzy, które
nieustannie spływały po jej twarzy.

– Jak mam się tym nie przejmować, dzieciaku? –

Popatrzyła w jego piękne oczy i lekko odsunęła się
od niego. – To w końcu moja córka...

– Wiem, kochanie. – Mateusz przyciągnął ją z

powrotem   do   siebie.   –   Ale   ona   nie   może   cię
terroryzować,   a   przy   tym   decydować   o   naszym
wspólnym   życiu.   Przykro   mi,   ale   nie   ma   takiego

background image

prawa, nawet ona.

Elżbieta wiedziała o tym doskonale. Gdy wytarła

wierzchem   rękawa   ostatnią   łzę,   usiadła   na
kuchennym krześle, popatrzyła na niego ze smutkiem
w oczach i rzekła:

– Według niej chcesz moich pieniędzy.
Widziała,   jak   Mateusz   otwiera   ze   zdziwienia

usta, a potem napina twarz ze złości.

– Jest tak? – spytała, ponieważ nic nie mówił.
– A ty jak uważasz? – zamiast odpowiedzi zadał

jej pytanie.

– Że tak nie jest – odparła, ale jej głos zdradzał

niepokój.

– I masz rację. Nie jest tak. – Podszedł do niej

bliżej i kucnął naprzeciwko. Uśmiechnął się i lekko
trącił jej brodę palcem. – Przecież mam kasę, piękna.
Nie potrzebuję jeszcze twojej.

– Wiem, szczeniaku – odrzekła, a wówczas on

pocałował ją w usta.

Oczywiście,   że   jej   córka   nie   miała   racji.   Nie

mogła jej mieć. Mateusz ją kochał i chociaż Judycie
udało   się   na   krótki   moment   zasiać   w   niej   ziarno
niepewności,   teraz   była   przekonana,   że   to   zwykłe
bzdury.

– To kiedy jedziemy oglądać sale? – zapytał, gdy

w końcu zobaczył na jej pięknej twarzy uśmiech.

– Nie wiem, może w tę sobotę?
–   Znakomicie.   –   Uśmiechnął   się   i   obdarzył   ją

background image

swoim zniewalającym spojrzeniem. – Już nie mogę
się doczekać, kochanie.

W czwartkowy wieczór w końcu wrócił Tomasz.

Na początku Judyta była na niego wściekła, ale gdy
później w nocy zbliżyli się do siebie, uspokoiła się.
Wiedziała, że się kochają. Nie mogła pozwolić na to,
aby   jakaś   głupota   postawiła   między   nimi   mur
milczenia. Nadal nie potrafiła się otrząsnąć z szoku,
jaki wywołała u niej matka, informując ją o swoich
zaręczynach.   Kiedy   opowiedziała   o   tym  Tomkowi,
parsknął śmiechem. Jak mógł się z tego śmiać?

–   No   to   widzę,   że   mamuśka   szaleje   –   rzekł

wyraźnie rozbawiony.

– Nie śmiej się – powiedziała, a jej twarz była

napięta. – To poważna sprawa.

– Skoro tak, to trzeba coś z tym zrobić – odparł

wreszcie poważniejszym tonem.

– Niby co? – spytała.
–   Nie   wiem,   ale   myślę,   że   jeżeli   jesteś

przekonana,   że   to   błąd,   z   czym   osobiście   się
zgadzam, to powinnaś jakoś temu zapobiec.

–   Masz   rację.   Coś   trzeba   z   tym   zrobić.   –

Popatrzyła   na   niego   swoimi   niemal   stalowymi
oczami   i   w   tym   samym   momencie   podjęła   już
decyzję o tym, że zrobi wszystko, aby jej matka nie
wyszła za mąż.

W   piątkowy   poranek   siedzieli   wspólnie   przy

śniadaniu,  ponieważ  oboje  zostali  w   domu.  Tomek

background image

dostał „nagrodowe” z firmy, bo w rezultacie udało im
się przekonać tego ważnego warszawskiego klienta, a
ona   po   prostu   wzięła   wolne.   Popijając   kawę,
podniosła na niego wzrok i rzekła: – Tomuś...

Nie   lubił   tego   „tomusiowania”,   od   razu

wyczuwał, że coś jest nie tak.

– Bo ja ci jeszcze wszystkiego nie powiedziałam.

– Popatrzyła na niego, a on podniósł na nią swoje
jasnoniebieskie oczy. – Karina jest w ciąży.

Dłoń, w której trzymał kubek z kawą, zastygła w

połowie drogi do jego ust.

–   No   to   nieźle   –   powiedział.   –   Dużo   się

wydarzyło, kiedy wyjechałem.

Kiedy kiwnęła twierdząco głową, zapytał:
– A kim jest tatuś?
– To Igor Kwiatkowski.
– Ten gejaszek?! – Tomek nie mógł uwierzyć.
– Tak, ten sam – odparła.
– To się porobiło. – Pokiwał głową i napił się

kawy.

– Tomeczku, kiedy pojedziemy oglądać sale?
Wiedziała,   że   on   się   do   tego   zbytnio   nie   pali,

żeby nie powiedzieć że wcale, ale musieli mieć już
zarezerwowaną salę, tym bardziej że planowali ślub
w lipcu.

Tomek odstawił kubek na blat kuchennego stołu

i ku jej zdumieniu spytał:

– Może dzisiaj i jutro?

background image

Chciał mieć to już z głowy. Nigdy nie przepadał

za organizacją imprez, a teraz, jak na złość, musiał
przygotować ich wspólną.

Judyta   była   rozpromieniona.   Wstała   od   stołu,

pocałowała   go   w   policzek   i   niemal   wykrzyczała   z
radości:

– To wspaniale! Idę się szykować!
Uśmiechnął się do niej, ale wewnątrz wcale nie

było mu do śmiechu. Nienawidził tego całego kiczu
związanego ze ślubami. Ale wiedział, że akurat tej
cechy   nie   dzieli   ze   swoją   narzeczoną.   Ona   od   lat
planowała   ich   wspólne   wesele,   co   czasami   go
szczerze   przerażało.   Musiał   jednak   stanąć   na
wysokości   zadania,   jak   mężczyzna.   Skoro
powiedziało się „A”, trzeba powiedzieć „B”. Patrząc
na jej idealną figurę klepsydry znikającą we wnętrzu
łazienki,   starał   się   nastroić   pozytywnie   na   tę
wyprawę.

Po   ostatniej   rozmowie   z   przyjaciółką   Karina

podjęła   decyzję   o   tym,   że   powie   Igorowi   o   ciąży.
Judka miała absolutną rację, on musi wiedzieć. Było
pięć po czternastej, a ona już wychodziła z gmachu
call   center.   Pracowała   codziennie   od   dziewiątej   do
czternastej i to było najlepsze w tej robocie. Jednak
musiała   pracować   także   w   soboty   w   tych   samych
godzinach.   Ale   ona   lubiła   swoje   zajęcie.   Kiedy
dzwonili   do   niej   ludzie,   czuła   się   potrzebna,   gdy
udzielała   im   fachowych   odpowiedzi   dotyczących

background image

usług Telekomunikacji Polskiej. Gdyby tylko płacili
jej   więcej,   byłaby   naprawdę   szczęśliwa.   I   gdyby
jeszcze miała zwykłą umowę, a nie umowę zlecenia.
Jednak   wiedziała,   że   to   nierealne.   Nie   była   mimo
wszystko wybredna i potrafiła cieszyć się z tego, co
ma. Kiedy sześć lat temu opuściła swój rodzinny dom
w Jarosławiu, zostawiając tam samotnych rodziców,
gdyż   tak   jak   Judyta   również   była   jedynaczką,
przyjechała do Rzeszowa na studia i już wiedziała, że
tu   zostanie.   Pokochała   to   miasto.   Dla   niej   było
piękne,   nawet   jeżeli   jacyś   ludzie   w   telewizji
twierdzili,   że   to   „Polska   B”.   Spacerując   po
rzeszowskim rynku, deptaku na 3 Maja lub skręcając
w   urodziwą   alejkę   Pod   Kasztanami,   czuła,   że
odnalazła swoje miejsce na ziemi. Teraz wracała do
swego   mieszkania,   które   mieściło   się   na   uroczym
osiedlu Krakowska-Południe, i myślała o tym, że w
końcu   będzie   musiała   poinformować   o   ciąży   także
rodziców.   Miała   nadzieję,   że   nie   padną   z   tego
powodu na zawał.

Zjadła   obiad   i   siedziała   w   swoim   salonie,

ściskając   w   dłoni   komórkę.   Chwilę   bawiła   się
aparatem, przewracając go to w jednej, to w drugiej
ręce. Musiała to zrobić. „Teraz albo nigdy!” – dodała
sobie   po   cichu   otuchy   i   zaczęła   wystukiwać   na
klawiaturze tekst: „Cześć, Igor. Musimy się spotkać.
To ważne. Może dzisiaj po południu, około 18:00 u
mnie na chacie?”. Kilka razy przeczytała to, co udało

background image

jej się sklecić, i nacisnęła przycisk „Wyślij”.

Za   kilka   minut   zabrzęczała   jej   nokia,   a   ona

drżącymi rękami odczytała SMS-a: „Jasne, maleńka.
Wpadam   do   ciebie   wieczorem.   Coś   się   stało?”.
Karina   nie   chciała   załatwić   tego   sztucznie,   za
pośrednictwem   telefonu,   dlatego   odpisała   jedynie:
„To super, czekam”.

Bała   się   tego   spotkania.   Zadzwoniła   do   Judki,

która podniosła ją na duchu, ale za bardzo nie mogła
rozmawiać,   bo   byli   właśnie   z   Tomkiem   w
Kraczkowej   i   oglądali   restaurację.   Cieszyła   się   jej
szczęściem, ale pomyślała podświadomie, jakie to nie
fair, że przyjaciółka i jej matka wkraczają w jasny i
piękny etap swojego życia, kiedy jej przyszłość jawi
się w niepewnych, szarych barwach. 

background image

Rozdział 6

Judyta   i   Tomek   znaleźli   w   piątek   swoją

wymarzoną salę w Kraczkowej. Postanowili więcej
nie szukać, bo było to miejsce wprost idealne na ich
wesele. Do tego kierownik restauracji powiedział, że
mają   ostatni   wolny   sobotni   termin   w   lipcu,
dwudziestego   siódmego.   Siedzieli   właśnie
uśmiechnięci   i   podpisywali   umowę,   kiedy   to   się
stało.

Niczym bogini ognia ze swym Adonisem – do

środka weszła jej matka, trzymając za rękę Mateusza.

Spojrzeli   na   nich,   ale   widząc,   że   są   zajęci,

zaczęli oglądać salę. Kiedy Judyta i Tomek skończyli
już   załatwianie   formalności   z   kierownikiem,   para
podeszła do nich, a wyraźnie niezadowolona córka
Elżbiety wysyczała przez zęby:

– Co wy tu robicie?
Jej oczy płonęły gniewem. Elżbietę zabolało to

strasznie, czuła się tak, jakby córka wbijała jej sztylet
w serce.

–   Oglądamy   salę   –   powiedział   Mateusz,   bo

Elżbieta nie była w stanie wydobyć z siebie słowa.
Podał rękę Tomkowi, po czym dodał: – Tak w ogóle
to dzień dobry.

To   tylko   rozjuszyło   Judytę.   Nie   będzie   jej   tu

gówniarz uczył dobrych manier!

– Dobra, dobra – prychnęła w odpowiedzi. – A

background image

więc   jednak   nadal   trwacie   przy   tym   szalonym
postanowieniu? – spytała, odwracając wzrok w stronę
matki.

– Tak, Judytko. – Elżbieta ścisnęła mocniej dłoń

Mateusza, szukając w nim oparcia.

Przez   chwilę   nikt   się   nie   odzywał,   a   wtedy

niepytany przez nikogo Tomek wypalił:

– Właśnie podpisaliśmy umowę.
– Kiedy macie datę? – spytał Mateusz.
–   Dwudziestego   siódmego   lipca   dwa   tysiące

trzynastego – odparł.

Judyta pociągnęła narzeczonego za rękaw bluzy.

W   jej   oczach   zobaczył   nieme   pytanie:   „Co   ty
robisz?”.

–   Musimy   już   wracać   –   powiedział   Tomek,

widząc   zacietrzewienie   na   twarzy   Judyty.   Zbyt
dobrze ją znał, wiedział, że jeśli zaraz stąd nie wyjdą,
rozpęta się piekło.

– Jasne – rzekł Mateusz.
– Do widzenia, kochanie. – Matka przybliżyła do

Judyty   swój   policzek,   chcąc   ją   pocałować   na
pożegnanie, ale ta jedynie rzuciła:

– Cześć.
I tak po prostu wyszli z restauracji.
– Nie martw się, kochanie. – Mateusz cmoknął

narzeczoną   w   policzek.   Widział,   jak   nagle
posmutniała. – Przejdzie jej. Musi się po prostu do
tego przyzwyczaić, to wszystko – dodał.

background image

–   Tak,   masz   rację   –   powiedziała   Elżbieta,

bardziej   do   siebie   niż   do   niego,   przekonując   samą
siebie o słuszności tego twierdzenia.

Igor wszedł do mieszkania swojej przyjaciółki, a

kiedy   zobaczył   jej   zatroskanie,   pospiesznie   zdjął
skórzaną kurtkę i adidasy. Od tamtego krępującego
wieczoru   minęły   już   dwa   miesiące,   a   oni   obiecali
sobie,   że   nigdy   nie   wrócą   do   tego   tematu.   Karina
cieszyła   się   z   takiego   obrotu   sprawy,   bo   ostatnie,
czego chciała, to zerwanie kontaktów z Igorem. Teraz
jednak musiała poruszyć ten drażniący temat, a on
nie   miał   zielonego   pojęcia,   co   zaraz   przyjdzie   mu
usłyszeć.

– Siadaj. – Wskazała mu fotel w salonie, kiedy

już przywitali się, wymieniając serdeczny uścisk. –
Zrobić ci herbaty?

– Tak, dzięki – odpowiedział.
Kiedy po trzech minutach wróciła do pokoju, jej

ręce   trzymające   filiżankę   na   spodku   nerwowo   się
trzęsły. Igor spojrzał na nią i z niepokojem spytał:

– Mała, co się dzieje?
Wiele   osób   ją   tak   nazywało.   Była   faktycznie

dosyć niska, wyglądała bardziej jak dziewczynka niż
jak kobieta.

Postawiła przed nim filiżankę, usiadła w drugim

fotelu,   wzięła   głęboki   wdech,   ale   nie   potrafiła   nic
powiedzieć.

– Co jest? – zachęcił ją przyjaciel.

background image

Wiedziała,   że   musi   powiedzieć   to   prosto   z

mostu, bez owijania w bawełnę.

– Jestem w ciąży – rzekła, patrząc mu w oczy, a

on   zakrztusił   się   herbatą,   którą   właśnie   popijał.
Spojrzał   na   nią   z   pytaniem   w   oczach.   Od   razu
wyczuł,   dlaczego   go   tutaj   zaprosiła.   –   Tak.   Jesteś
ojcem – dokończyła.

Igor   zaczął   nerwowo   skubać   swoje   utlenione

kosmyki.  Co  to  miało  znaczyć?  Czy  to  jakiś  żart?
Jednak doskonale wiedział, że nie. Co jak co, ale w
takiej sprawie Karina na pewno by go nie okłamała.
W końcu przyjaźnili się nie od dziś.

– Igor. – Spojrzała na niego. – Wiesz, ja urodzę

to dziecko. – Nie chciała, by zaczął ją namawiać do
aborcji. – Wiedz, że niczego od ciebie nie oczekuję.
Przecież   to   była   totalna   wpadka.   Dam   sobie   radę
sama. Pomyślałam tylko, że powinieneś wiedzieć.

Jej   przyjaciel   patrzył   teraz   na   swoje   kolana.

Wiedziała, że jest w strasznym szoku.

– Nie wygłupiaj się – przemówił, kiedy wreszcie

odzyskał   panowanie   nad   sobą.   –   Nie   zostawię   cię
teraz samej.

Po policzku blondynki spłynęła słona łza.
– Maleńka, nie płacz, proszę. Będę przy tobie,

jesteś moją najlepszą przyjaciółką. Nie zostawię cię
teraz,   nie   mógłbym.   Ze   wszystkim   ci   pomogę,
możesz   na   mnie   liczyć   –   pocieszał   ją,   a   ona
pomyślała,   że   jest   dobrym,   szczerym   chłopakiem.

background image

Właśnie takiej reakcji się po nim spodziewała. Jednak
dopiero teraz, gdy usłyszała to z jego ust, poczuła
ulgę.

– Dzięki, Igor. – Uśmiechnęła się do niego.
On podszedł do niej, popatrzył na jej brzuch i

jego twarz nagle się rozpromieniła.

– Będziemy rodzicami.
– Tak – odpowiedziała i również obdarzyła go

uśmiechem. Był wspaniałym przyjacielem. 

background image

Rozdział 7

Judyta wiedziała, że nie może tak tego zostawić.

Musiała przemówić matce do rozsądku, choćby miała
posłużyć   się   podstępem.   Od   tamtej   chwili,   kiedy
natknęli się na nich w restauracji, minęły dwa dni, a
ona   zdążyła   już   porozmawiać   na   ten   temat   z
Tomkiem, który utwierdził ją tylko w przekonaniu, że
robi dobrze. Między nimi układało się całkiem nieźle,
ale ona ciągle wyczuwała w jego zachowaniu pewną
rezerwę, od kiedy wrócił z Warszawy. Tłumaczyła to
sobie jego natłokiem pracy i brakiem czasu, ale za
każdym   razem,   gdy   ją   od   siebie   odpychał,   czuła
ogromny ból.

Wcisnęła zieloną słuchawkę na swojej komórce i

już wybierała połączenie do Mateusza. Oczywiście,
że miała jego numer telefonu. Kilka lat temu podał go
jej, chciał umówić się we czwórkę na piwo. Jednak
ona systematycznie go olewała.

– No witaj – odezwał się głos po drugiej stronie.
– Słuchaj, musimy się spotkać. Chcę pogadać –

zaczęła Judyta.

Boże, jak ona go nie lubiła...
–  Ale   matka   nie   może   o   niczym   wiedzieć   –

dodała.

Mateuszowi   się   to   nie   spodobało.   Nie   chciał

oszukiwać Elżbiety. Jednak wiedział, że musi raz na
zawsze wyjaśnić tej gówniarze, że oni się nie rozejdą.

background image

Choćby niezwykle mocno tego chciała.

– Zgoda – odparł po krótkim namyśle. – Kiedy i

gdzie?

Umówili się  na  wieczór na rynku, w kawiarni

„Życie   jest   piękne”.   Nie   chciała   go   zapraszać   do
domu.   Potrzebowała   to   załatwić   na   neutralnym
gruncie.

–   Cześć   –   powiedział   Mateusz,   który   właśnie

wszedł do baru.

Judyta piła już swoje cappuccino. Ani myślała

podać mu ręki.

– Cześć – odparła, po czym wróciła do sączenia

płynu przez rurkę.

– O co chodzi? – Usiadł obok niej przy stoliku.
Judyta   musiała   wyłożyć   karty   na   stół.

Postanowiła, że zrobi to od razu.

–   Ile   chcesz?   –   spytała   i   spojrzała   na   jego

wyraźnie poirytowaną twarz o idealnych rysach.

–   Co   takiego?   –   Nie   mógł   uwierzyć   w   to,   co

słyszy.

–   Nie   udawaj.   Nie   tylko   matka   odziedziczyła

spadek po ojcu. Mnie też co nieco skapnęło. Mam
odłożone   wszystko   na   koncie   –   mówiła,   nie
spuszczając   z   niego   swoich   czujnych,   stalowych
oczu. – No więc ile? Sto tysięcy? Dwieście? Milion?
A może dwa?

Mateusz   popatrzył  na  nią. Był  zszokowany jej

brakiem kultury.

background image

– Posłuchaj – zaczął. – Jeśli ci się wydaje, że

mnie przekupisz, to jesteś w błędzie – cedził każde
słowo przez zaciśnięte zęby. – Ja nie chcę ani twoich,
ani jej pieniędzy. Mam swoje – dokończył i popatrzył
na nią ze złością.

– To czego ty chcesz?! – nie wytrzymała.
Ten pokręcił kpiąco głową i powiedział:
–   Jej.   Tylko   jej.   Nie   rozumiesz?   Ona   jest   dla

mnie   wszystkim.   Czy   tak   trudno   ci   pojąć,   że   ją
kocham?

– Ale ona ma cholerne pięćdziesiąt pięć lat! –

wykrzyknęła Judyta.

–  I  co  z   tego?   Czy  myślisz,  że  miłość  można

czymś   ograniczyć?   Na   przykład   czymś   tak
nieznaczącym jak wiek?

– Nie wierzę ci – odpowiedziała.
–   Nie   musisz   –   rzekł   Mateusz.   –  A  jeżeli   tak

bardzo gnębią cię kwestie finansowe, to może pomyśl
o tym,  czy przypadkiem twój  narzeczony nie  chce
twojej   kasy?   –   Był   wredny   i   doskonale   o   tym
wiedział. – Bo widzisz, ja mam pieniądze, więc takie
pierdoły mnie nie obchodzą. Ale z tego, co wiem, on
ma o wiele mniej odłożone na koncie od ciebie. –
Wstał od stolika i już miał wychodzić, kiedy usłyszał,
jak Judyta mówi:

– Cham...
Ale on tylko pokiwał głową i wyszedł.
Judyta   była   w   szoku.   Jak   nie   chciał   kasy,   to

background image

czego chciał? Nie wierzyła, że kocha jej matkę, na
pewno chodziło o coś innego. Poza tym, jak on mógł
oskarżać jej Tomka o coś takiego? Przecież w ogóle
go nie znał... Tomek nie mógłby. Na pewno, nigdy...

Był już październik. Na dworze lało jak z cebra.

Karina wracała autobusem do domu z pracy i po raz
kolejny przeklęła się w duchu za to, że nie zrobiła
prawa   jazdy.   Kiedy   podeszła   pod   swoją   klatkę,
zauważyła Igora, który wyraźnie na nią czekał.

– Witaj – powiedział i cmoknął ją w policzek.
– Co ty tu robisz? – spytała z uśmiechem.
– Musimy porozmawiać.
Gdy   weszli   do   mieszkania,   zupełnie   nie

spodziewała się tego, co miało teraz nastąpić. Nawet
w   najdziwniejszych,   najbardziej   śmiałych   snach
nigdy by czegoś takiego nie wymyśliła.

Igor klęczał przed nią w przedpokoju, a w dłoni

dzierżył brązowe pudełeczko, na dnie którego iskrzył
się złoty pierścionek z szafirowym oczkiem.

– Wyjdziesz za mnie? – spytał.
–  Ale   jak   to?   Przecież   ty...   jesteś...   –   zaczęła

niepewnie.

–   Gejem?   Tak,   jestem.  Ale   musimy   stworzyć

temu   maleństwu   bezpieczny,   spokojny   dom.   A   ja
zrobię   wszystko,   by   tak   było   –   mówił   drżącym
głosem. – Jesteśmy przyjaciółmi. Możemy spędzić ze
sobą   resztę   życia,   bez   tego   całego   dramatu,   jaki
przeżywają małżeństwa. I wiesz co? Myślę, że nasze

background image

małżeństwo   może   być   lepsze   niż   niejedno   na   tym
świecie.

Karina   była   totalnie   zszokowana.   Nie   wiedząc

czemu, pchana jakimś dobrym przeczuciem, zaufała
mu, i chociaż było to szaleństwem, odparła:

– Zgoda.
–   Znaczy   się   „tak”?   –   spytał,   wyraźnie

zadowolony.

– Tak! – wykrzyknęła podekscytowana.
Założył jej na palec pierścionek, po czym objął

ją mocno i rzekł:

–   Będziemy   najlepszymi   rodzicami   na   tej

planecie.

– Tak, będziemy. – Pogłaskała go po tlenionych

kosmykach.   Miała   wyjść   za   mąż   za   swojego
najlepszego   przyjaciela,   któremu   niedługo   urodzi
dziecko. Czy mogło być coś wspanialszego?

Elżbieta   właśnie   przeglądała   internet   w

poszukiwaniu lokalu na wesele, gdy jej narzeczony
jak piorun wkroczył do domu, zamykając z hukiem
drzwi.

– Co się stało? – spytała.
–   Nic,   kochanie   –   odparł.   Nie   mógł   jej

powiedzieć. Nie zniosłaby tego, że po raz kolejny jej
własna   córka   zadaje   jej   ból.   –   Wnerwili   mnie   w
pracy, to wszystko. – Pocałował ją w usta, a wtedy
ona pogładziła jego krótkie brązowe włosy.

– Biedactwo... – wyszeptała.

background image

–   Ale   ty   możesz   mnie   pocieszyć,   wiesz?   –

powiedział bardzo cicho, gdy objęła go w pasie.

–   Znowu   zaczynasz,   szczeniaku?   –   spytała

Elżbieta, wyraźnie rozbawiona.

– I nigdy nie przestanę! – Złapał ją wpół, wziął

na ręce i zaniósł na górę, do sypialni. Gdy położył ją
na łóżku, spojrzał na nią gorącym wzrokiem i rzekł: –
Kocham cię.

Uśmiechnęła się do niego. Boże, jak ubóstwiał

ten uśmiech!

–   Już   to   dzisiaj   mówiłeś.   –   Zaśmiała   się   i

przylgnęła do niego ustami.

– Wiem, uprzedzałem cię, że będziesz to słyszeć

co dzień. – Pocałował ją w szyję. – Nie powiedziałem
jednak, ile razy dziennie.

–   Też   cię   kocham,   szczeniaku.   –   Objęła   go

ramionami za szyję.

Kochała go jak nikogo innego na świecie. Jasne,

kochała córkę. Ale to było co innego. Ilekroć się przy
niej   znajdował,   nie   potrafiła   spokojnie   oddychać.
Sprawiał, że czuła się trzydzieści lat młodsza. Przy
nim nie czuła się staro, a jedynie kobieco. 

background image

Rozdział 8

Tomek   został   w   pracy   po  godzinach,   a   Judyta

znowu   była   sama   w   ich   mieszkaniu   na   dziesiątym
piętrze.

Wczoraj   dostała   wiadomość   od   Inki,   że   ta

zaręczyła się z Igorem. To było szaleństwo, przecież
ten facet wolał chłopców... Spytała przyjaciółkę, czy
jest pewna swojej decyzji, a wtedy Inka przysłała jej
kolejnego   SMS-a,   w   którym   tłumaczyła,   że   są
przyjaciółmi, ona wie, że nic ich więcej nie połączy,
ale jej to odpowiada. I że chcą razem wychowywać
dziecko. Judyta doskonale to rozumiała, ale żeby od
razu brać ślub? Inka wprawdzie twierdziła, że teraz
nie   potrzebuje   mężczyzny,   a   przede   wszystkim
przyjaciela.   Ale   co   będzie,   kiedy   odczuje   taką
potrzebę?   Jednak   to   była   decyzja   jej   przyjaciółki,
pogratulowała jej więc i wróciła do pokoju, w którym
siedział   Tomek   i   wpatrywał   się   w   ekran   laptopa.
Czuła,  że   coś  między  nimi  pęka.  Kiedyś  był   inny,
czuły   i   romantyczny,   a   teraz...   Odkąd   wrócił   ze
stolicy, stawał się dziwnie obcy i obojętny.

– Masz kogoś? – spytała, nie patrząc na niego.

Wiedziała,   że   to   bzdura,   ale   miała   jakieś   niejasne
przeczucia i potrzebowała, aby je rozwiał.

– Co ty pleciesz? – zapytał gniewnie, odrywając

wzrok od komputera.

Czyli jednak nie miał nikogo na boku. Poczuła

background image

ulgę. Była taka głupia... Przecież gdyby kogoś miał,
nie oświadczałby się jej. Poza tym kochał ją, a ona
mimo ich małego kryzysu wiedziała o tym.

– Nic, tak tylko się zastanawiałam...
– Oj, Judka, Judka... – odparł jedynie i posłał jej

swój   zniewalający   uśmiech,   a   wtedy   ona,   już
spokojnie, rzekła: – Przepraszam.

– Przecież cię kocham, nie wiesz? – spytał, a ona

była już szczęśliwa.

Pocałowała   go   w   czoło,   a   on   zrzucił   z   nóg

laptopa  i przyciągnął  ją  do siebie, całując czule  w
usta.

– Głuptasie... – powiedział.
Zaczęła się śmiać. Wiedziała, że mówi prawdę.
Jednak   ciągle   dręczyła   ją   sprawa   matki.

Postanowiła   ją   odwiedzić   i   porozmawiać   z   nią   na
poważnie. Miała nadzieję, że tego jej chłoptasia nie
będzie w domu.

Gdy wysiadła z czerwonego citroëna na Zalesiu

pod domem matki, zobaczyła, że Mateusz wyjeżdża z
garażu swoim BMW.

–  Ty   tutaj?   –   Odsunął   szybę   i   spojrzał   na   nią

zdziwiony.

– Przyjechałam odwiedzić matkę, nie mogę? –

rzuciła mu w twarz. Był bezczelny.

–   Dobra,   tak   tylko   spytałem   –   odpowiedział,

zamknął okno i wycofał samochód.

Matka była w doskonałym nastroju. Wolała nie

background image

myśleć,   z   jakiego   powodu,   chociaż   doskonale
zdawała   sobie   z   tego   sprawę.   Miała   na   sobie
kanarkowy   sweterek,   czarną   spódnicę   za   kolano   i
szpilki   w   takim   samym   kolorze.   Jak   zwykle
wyglądała perfekcyjnie.

–   Witaj,   kochanie   –   przywitała   się,   wyraźnie

radosna.   Nie   wiedziała,   że   córka   ją   odwiedzi,   ale
cieszyła   się   nawet   z   jej   niezapowiedzianej   wizyty.
Pomimo   swojej   rezerwy   zawsze   kochała   ją   całym
sercem, a ono cieszyło się za każdym razem na jej
widok.

Gdy   przeszły   do   salonu,   spojrzała   na   nią

uśmiechnięta.

– Mamo, nie myślałaś o podpisaniu intercyzy? –

rozpoczęła Judyta. Jeżeli nie mogła jej powstrzymać
przed   tym   nieodpowiedzialnym   krokiem,   musiała
przynajmniej zadbać o jej zaplecze finansowe.

–   Co?   –   spytała   Elżbieta,   a   uśmiech   od   razu

zniknął z jej twarzy.

– Mamo... – kontynuowała spokojnie córka. – Ja

rozumiem, że wy się kochacie. – To nie była prawda,
nie rozumiała tego wcale. – Ale jesteś prawnikiem,
doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że...

Ale   Elżbieta   już   wstała   z   kanapy   i   z   powagą

powiedziała:

– Wyjdź.
– Ale mamo... – próbowała jeszcze Judyta.
–   Jeżeli   po   raz   kolejny   przyjechałaś,   aby

background image

przekonać mnie o tym, że Mateuszowi chodzi tylko o
pieniądze, to nie masz tu czego szukać.

Judyta wstała posłusznie i podeszła do drzwi.
–   Tylko   żebyś   potem   nie   żałowała,   mamo   –

rzekła, stojąc w przedpokoju i zarzucając na siebie
kremowy   płaszcz.   –   Do   widzenia   –   dorzuciła   na
koniec i zniknęła za otwartymi drzwiami.

Elżbieta złapała się za serce i zaczęła cicho łkać.

Żałowała,   że   Mateusz   akurat   teraz   pojechał   do
sklepu.   Tak   bardzo   go   w   tym   momencie
potrzebowała.

Karina   musiała   zadzwonić   do   rodziców   i

powiedzieć   im   o   ciąży   oraz   o   zaręczynach.   Kiedy
wybierała numer do matki, trzęsły jej się ręce.

–   Witaj,   córuś!   –   Matka   odebrała   już   po

pierwszym   sygnale.   –   Co   u   ciebie?   Nie   chodzisz
głodna? Kiedy nas odwiedzisz? – od razu zasypała ją
lawiną pytań. Karina tego nie cierpiała.

– Wszystko dobrze... – skłamała. – Nie wiem,

kiedy przyjadę. Może niedługo.

–   To   świetnie,   powiedz   kiedy,   to   ugotuję   coś

pysznego! – ucieszyła się matka.

–   Mamo,   jeszcze   nie   wiem.   Muszę   sprawdzić,

kiedy   dostanę   wolne.   –   Przerwała   na   moment   i
nabrała powietrza w płuca. Musiała to powiedzieć tu
i teraz. – W zasadzie to... jestem w ciąży, mamo.

Jej matkę zatkało. Wiedziała o tym. Spodziewała

się, że jej konserwatywni rodzice raczej nie będą z

background image

tego zadowoleni...

– Mamo, jesteś tam? – spytała.
– Tak... chyba jestem – wydukała matka. – Coś

ty powiedziała?

–   Jestem   w   ciąży.   I   mam   narzeczonego   –

powiedziała wszystko na jednym wydechu.

–  Aha...   To   pięknie...   –   skwitowała   matka.   –

Ojciec cię zabije – dodała gniewnie.

– Wiem, dlatego dzwonię do ciebie. Mamo... –

rzekła. – Nie musisz się o mnie martwić. Igor, mój
narzeczony, się mną opiekuje – dokończyła.

– To świetnie – rzuciła wściekle matka. – Moja

córka  chodzi  z  brzuchem!  Po prostu fantastycznie!
Dobrze, że się wyprowadziłaś, bo byłyby plotki jak ta
lala! Mam nadzieję, że jesteś z siebie dumna! – to
powiedziawszy, rozłączyła się.

Karina odłożyła telefon na ławę. Wiedziała, że to

będzie dla niej trudne, ale że aż tak? Jak mogła ją
odepchnąć?   Przecież   była   jej   jedynym   dzieckiem...
Poczuła, że zaraz się rozpłacze, ale wtedy zadzwonił
telefon. To był Igor.

– Hej. Jak się czujesz? Może wpadnę dzisiaj?
–   W   porządku,   jeśli   chcesz   –   powiedziała,

starając się, aby zabrzmiało to obojętnie.

– Dobra, będę po szesnastej. Może być?
– Jasne. Czekam – odparła.
– Co sądzisz o podpisaniu intercyzy? – Elżbieta

była pewna swoich uczuć, a co ważniejsze tego, co

background image

czuje do niej Mateusz, ale córka już zdążyła zasiać w
niej   ziarno   niepewności.   Bo   jeżeli   faktycznie   nie
zależało mu na pieniądzach, powinien się zgodzić...

–   Niech   zgadnę.   Ona   sądzi,   że   to   doskonały

pomysł. – Mateusz nie chciał się denerwować, a już
na pewno nie zależało mu na kłótni z Elżbietą. Gdyby
tylko   dorwał   tę   małą   intrygantkę,   już   on   by   jej
nagadał!

Elżbieta jednak wolała poznać jego zdanie.
–   Odpowiedz.   –   Popatrzyła   na   niego   tymi

swoimi wielkimi, brązowymi oczami. Nie potrafił się
na nią gniewać.

– Kochanie – zaczął. – Chcesz wiedzieć, co o

tym   myślę?   Uważam,   że   intercyza   oznacza   brak
pełnego   zaufania   małżonków   do   siebie   nawzajem.
Ale... – Zaniósł zakupy do kuchni, a potem objął ją
delikatnie   w   pasie.   –   Jeśli   tobie   na   tym   zależy,
uszanuję   to.   I...   jeżeli   bardzo   będziesz   chciała,
podpiszemy ten cholerny papierek.

Spojrzała   na   niego   z   czułością.   Jak   mogła   go

podejrzewać? Jego miłość do niej była oczywista.

– Nie chcę – powiedziała. – Wcale nie chcę. Po

prostu Judyta uważa, że tak byłoby lepiej.

– Twoja córka nie może decydować za ciebie, a

co najważniejsze na pewno nie powinna wypowiadać
się   w   kwestiach   dotyczących   nas   obojga   –   rzekł,
wyraźnie poirytowany.

– Wiem. – Przytuliła go do siebie, a on zaczął

background image

całować jej piękne, malinowe usta. – Ale kiedy ona
tak mówi, to ja już sama nie wiem, co mam o tym
wszystkim myśleć... – powiedziała, gdy w końcu się
od niej oderwał.

– Kochasz mnie? – spytał i spojrzał na nią spod

uniesionych brwi.

– Oczywiście, że tak – odparła i lekko musnęła

jego policzek.

– I to jest najważniejsze, Ela – wyszeptał. – Nie

twoja córka, nie intercyza, nie kasa, tylko my i nasza
miłość, wiesz?

– Wiem, kochany. – Uśmiechnęła się i przytuliła

do niego.

Tego   wieczora   odnaleźli   w   internecie   stronę

przepięknego   kompleksu   hotelowo-restauracyjnego
w   Pstrągowej,   w   gminie   Czudec.   Postanowili   tam
pojechać nazajutrz z samego rana, bo na szczęście
Mateusz   mógł   zostać   i   popracować   w   domu   nad
projektem,   bez   konieczności   jechania   do   biura.
Ustalili,   że   najbardziej   chcieliby   wziąć   ślub   w
październiku następnego roku. Oboje kochali jesień.

background image

Rozdział 9

– Co ty na to, żebym się tutaj wprowadził?  –

spytał rzeczowo Igor i spojrzał na zdumioną twarz
Kariny.

– Ale że tu? – Nie mogła w to uwierzyć. Jak to,

miał się do niej wprowadzić?

– Tak sobie pomyślałem, że teraz będziesz mnie

coraz częściej potrzebować, a w końcu przecież i tak
zamieszkamy razem, no nie?

Musiała przyznać, że to było logiczne.
–   Będę   spał   na   kanapie   w   salonie   –

zaproponował i puścił do niej oko.

W zasadzie dlaczego by nie?
– Okej – powiedziała.
–   Wspaniale,   jutro   przyniosę   swoje   rzeczy   –

ucieszył   się.   –   Będziemy   najlepszymi   rodzicami,
wiesz? – spytał chyba po raz setny.

– Wiem – odparła smutno Karina i uśmiechnęła

się do niego. Pomyślała o swoich rodzicach. Oni też
byli kiedyś najlepsi... Dopóki nie dowiedzieli się, że
ich córka jest w ciąży.

Judyta   przeglądała   internet   w   poszukiwaniu

sukni ślubnej. Bardzo podobał jej się wzór „rybki”.
Nie   wiedziała   jednak,   czy   jej   kształty   nie   są   zbyt
obfite na tak obcisłą suknię. Ale kiedy przeczytała na
jednej   ze   stron   porady,   jak   dobrać   odpowiednią
suknię ślubną do sylwetki, okazało się, że jej figura

background image

klepsydry   jest   po   prostu   stworzona   do   tego
konkretnego   kroju.   Chciała   jak   najszybciej   wybrać
się na miasto w poszukiwaniu sukienki. Zadzwoniła
do Inki, która napomknęła jej coś o tym, że Igor się
do   niej   wprowadził,   co   było   samo   w   sobie   tak
szokujące, że przez dłuższą chwilę Judyta milczała.
Ale potem odzyskała głos, pytając, czy przyjaciółka
mogłaby wziąć następnego dnia wolne i pojechać z
nią do centrum, aby połazić za sukienkami. Karina
zgodziła   się   i   bardzo   ucieszyła   ją   ta   perspektywa.
Miała nadzieję, że sama też coś dla siebie znajdzie.
Bo   chociaż   nie   ustalili   jeszcze   z   Igorem   nic
konkretnego,   ona   sądziła,   że   powinni   wziąć   ślub
dopiero po narodzinach maluszka.

– W tej wyglądasz bosko! – wykrzyknęła Karina

na   widok   czarnowłosej   przyjaciółki   odzianej   w
idealnie dopasowaną „rybkę”.

– Tak myślisz?
– No jasne!
–   Faktycznie,   wygląda   pani   olśniewająco   –

dorzuciła ekspedientka.

Obeszły chyba wszystkie salony sukien ślubnych

w   mieście.   Karina   spoglądała   co   jakiś   czas   na
konkretne   wzory,   ale   nie   miała   odwagi   niczego
przymierzyć.

–   Między   nami   coś   się   nie   układa...   –

powiedziała Judyta, gdy siedziały w kawiarni i piły
gorącą czekoladę.

background image

–   Ale   o   co   konkretnie   ci   chodzi?   –   spytała

Karina.

– No wiesz... O bliskość. – Przyjaciółka oblała

się   rumieńcem.   Nigdy   nie   potrafiła   rozmawiać   „o
tym” wprost.

– To nie za dobrze, no nie? – zapytała Karina,

gdy zobaczyła jej zmartwione oczy. – Może kogoś
ma? – rzuciła to pytanie, nie zdając sobie sprawy z
tego, że Judyta już wcześniej zadała mu identyczne.

– Nie, pytałam. Zaprzeczył – odparła. – Chyba

nie ma... – dodała niepewnie.

– Judka... – powiedziała cicho Karina. – Jesteś

pewna, że chcesz za niego wyjść?

Oczywiście,   że   była   pewna!   Byli   ze   sobą   od

dziesięciu lat i niczego tak mocno nie pragnęła jak
tego, by w końcu stać się panią Leśniak. I ona o to
pyta? Kiedy sama zgodziła się wyjść za geja...

– A ty? – spytała, zamiast odpowiedzieć.
Inka się zmieszała, przyjaciółka widziała po niej,

że trafiła w dziesiątkę.

– Jezu, Judka... Sama nie wiem. – Popatrzyła na

nią swoimi niebieskimi oczami. – Bo zgodziłam się,
ale ja go nie kocham. A on nie kocha mnie. To znaczy
kochamy   się,   ale   nie   tak,   jak   powinni   się   kochać
ludzie,   którzy   planują   spędzić   razem   życie.
Przyjaźnimy   się   tylko.  Ale   oboje   kochamy   już   to
maleńkie życie, które jeszcze nie przyszło na świat...
– Blondynka pogłaskała delikatnie swój brzuch. – I

background image

wiesz   co?   Jakoś   tak   sobie   myślę,   że   to   jest
najważniejsze.

–   Na   pewno   –   odparła   Judyta   i   obdarzyła   ją

uśmiechem. Cieszyła się, że skupiły się na sprawach
Kariny, bo nie musiała już odpowiadać na jej pytanie.
Była   pewna,   czego   chce   ona.  Ale   czy   wiedziała,
czego chce Tomasz?

Elżbieta i Mateusz od razu zakochali się w tej

restauracji w wiejskim klimacie. Stwierdzili, że nie
ma na co czekać. W ten sam dzień podpisali umowę.
Mieli   wziąć   ślub   piątego   października.   Boże,   ich
ślub!   Elżbieta   była   niewymownie   szczęśliwa,   ale
wciąż   myślała   o   córce.   Tak   bardzo   pragnęła,   aby
Judyta   zaakceptowała   to   wszystko.   Żeby   była   jej
świadkiem. Bo kogo niby miała o to poprosić?

– Jesteś boska, maleńka. – Mateusz spojrzał na

nią roziskrzonym wzrokiem, kiedy wychodziła spod
prysznica owinięta ręcznikiem.

– Tak bardzo się cieszę, że mamy już tę salę –

rzekła do niego.

– Ja też, kochanie. – Przygarnął ją do siebie i

zaczął czule głaskać po plecach.

– To jest niesamowite.
– Co takiego? – spytał, trzymając ją w swoich

ramionach.

– Że ciebie mam – odparła i przywarła do niego

ustami.

Mateusz   uśmiechnął   się   łobuzersko,   tak   jak

background image

najbardziej lubiła, zdjął z niej ręcznik i wyszeptał:

–   Nie,   to   jest   niesamowite.   –   Spojrzał   na   nią

swoim gorącym wzrokiem.

background image

Rozdział 10

Za oknem sypał pierwszy tego roku śnieg. Judyta

obserwowała z okna swojego biurowego pokoju dwa
gołębie, które tuliły się do siebie na parapecie. Ich
piórka stroszyły się od niespodziewanego podmuchu
zimna.   Była   końcówka   listopada.   Dokładnie   za
siedem miesięcy miała stanąć na ślubnym kobiercu, a
mieli   z   Tomkiem   jedynie   zabukowaną   salę,   a   ona
sukienkę.   Skusiła   się   na   pięknie   skrojoną   „rybkę”,
przyozdobioną   misternie   koralikami.   Wyglądała   w
niej   obłędnie.   Jednak   wewnątrz   niej   szalała
emocjonalna burza. Tomasz coraz bardziej się od niej
oddalał, a  gdy pewnego dnia  spytała, czy w ogóle
chce się jeszcze z nią ożenić, bo kompletnie wyłączył
się   z   organizacji   wesela,   odpowiedział,   żeby   nie
dramatyzowała, bo mają jeszcze sporo czasu. Ale ona
chciała, by choć raz wykazał się własną inicjatywą,
jakimś pomysłem. Chociażby tak jak niedawno, gdy
oglądali   razem   w   sieci   zaproszenia   (jakimś   cudem
udało   jej   się   go   namówić).   Jednak   on   za   każdym
razem patrzył jakimś nieobecnym wzrokiem w ekran
komputera i mruczał, że wszystkie mu się podobają,
że nie jest babą i się na tym nie zna. To ją bolało. Nie
wiedziała, co ma o tym wszystkim sądzić.

Od   tamtego   pamiętnego   wieczoru   w   jej

rodzinnym  domu   upłynął  ponad  miesiąc,  a  między
nią i matką zawisło złowieszcze milczenie. Ani ona

background image

nie kwapiła się, aby zadzwonić do niej, ani matka nie
szukała   z   nią   kontaktu.   Bardzo   cierpiała   z   tego
powodu,   ale   jej   duma   nie   pozwalała   wykonać
pierwszego   kroku.   Dobrze   wiedziała,   że   matkę
powstrzymuje   to   samo,   bo   upór   niestety
odziedziczyła po niej. Żadna z nich nie chciała się
zniżyć,   ponieważ   każda   uważała,   że   to   tamta
powinna wyciągnąć rękę ma zgodę.

Inka była w czwartym miesiącu ciąży i było już

widać jej lekko zaokrąglony brzuszek. Ta chudzina
kwitła w oczach każdego dnia. Odkąd wprowadził się
do   niej   Igor,   kontakt   przyjaciółek   stał   się
ograniczony.   Judyta   rozumiała,   że   przyszli   rodzice
planują   mnóstwo   spraw,   jak   zakup   dziecięcego
wózeczka   czy   wyremontowanie   pokoiku.   Z   kolei,
jako przyszli małżonkowie, również planowali swoje
wesele. Judyta nadal uważała, że to błąd, o czym nie
omieszkała powiedzieć przyjaciółce, ale oni mieli już
wyznaczoną   datę   ślubu.   Postanowili   pobrać   się   po
narodzinach   maluszka,   dwudziestego   piątego   maja.
Zdecydowali się na niewielką, lecz uroczą knajpkę w
pobliżu   rynku.   Nie   planowali   hucznego   przyjęcia.
Tak,   Judyta   doskonale   to   wszystko   rozumiała.  Ale
ona   tak   bardzo   potrzebowała   z   kimś   pogadać...  A
tylko   z   Inką   utrzymywała   tak   bliskie   relacje.   Nie
miała więcej przyjaciół, z czego boleśnie zdała sobie
sprawę   dopiero   teraz,   gdy   chciała   do   kogoś
zadzwonić, a uświadomiła sobie, że oprócz Inki nie

background image

ma właściwie do kogo.

Kiedy w zamyśleniu obgryzała biurowy ołówek,

zadzwonił do niej Tomek, który dwa dni temu znowu
wyjechał   w   interesach.   Tym   razem   do   Wrocławia.
Miał wrócić jutro.

– Witaj, kochanie – przywitała się z nim.
– Cześć. Co słychać? Wszystko okej? – zapytał.
– Tak, oprócz tego, że ciebie nie ma – odrzekła.
– Judka, nie zaczynaj, proszę cię. Wracam jutro

wieczorem.

Nie podobał się jej ten ton.
– Wiem, ale co na to poradzę, że tęsknię? – Nie

chciała się wydzierać. Postanowiła wywołać u niego
poczucie winy.

– Wiem, ja też. Już jutro będę z powrotem.
–   Jasne.   A   co   u...   –   Nie   zdążyła   dokończyć

pytania, bo on jej przerwał.

– Muszę kończyć. Pogadamy potem. Pa. – I już

się rozłączył.

–   Tak,   ja   też   cię   kocham.   Pa   –   odrzekła   do

głuchego telefonu.

Baby w pokoju patrzyły na nią ciekawsko, spod

byka.   Judyta   jednak   nie   przejmowała   się   tym   i
kilkoma   kliknięciami   odblokowała   komputer,
wracając do rzeczywistości.

Mateusz   właśnie   przygotowywał   dla   nich

kolację,   krewetki   na   ostro,   gdy   zobaczył,   że   jego
narzeczona znowu siedzi smutna w salonie, dzierżąc

background image

w dłoni szklankę alkoholu. Było mu jej strasznie żal,
bo widział, jak cierpi, odkąd przestała rozmawiać z
córką.   Uważał,   że   to   Judyta   powinna   się   pierwsza
odezwać.  Ale   widząc   Elżbietę   wiecznie   przybitą   i
osowiałą,   snującą   się   po   domu   jak   cień,   musiał
zareagować.

Wyłączył  palnik  pod patelnią, wytarł   dłonie   w

fartuch i usiadł obok niej w salonie.

– Co pijesz? – spytał.
– Powąchaj – odparła i przysunęła w jego stronę

szklankę.

– Wódka ze sprite’em.
Zgadł.
– Si – odrzekła i pociągnęła spory łyk alkoholu.
– Znowu wódka – stwierdził rzeczowo.
– Si – powtórzyła i po raz kolejny napiła się ze

szklanki.

–   Ela...   –   Jego   głos   był   ciepły   i   przepełniony

miłością.   –   To   się   musi   skończyć   –   rzekł,   kiedy
spojrzała na niego.

– Ale co? – zapytała, choć doskonale wiedziała,

o co mu chodzi.

– Musisz, nie wiem, zadzwonić do Judyty albo

coś,   bo   ja   już   nie   mogę   dłużej   patrzeć,   jak   się
męczysz. – Spojrzał na nią z zatroskaniem.

– A jak nie odbierze? – zapytała.
– To znaczy, że jest głupia – powiedział, a ona

popatrzyła na niego prawie gniewnie. – Na pewno

background image

odbierze. Ona cię kocha, tak jak ty ją – dokończył, a
wówczas jej wzrok złagodniał.

–   Ty   mnie   kochasz.   –   Uśmiechnęła   się   i

pocałowała go w policzek.

– Jak wariat... – odparł i objął ją ramieniem. –

Ale musicie się pogodzić, nie mogę patrzeć na twój
ból, na twoje łzy... – powiedział cicho.

Elżbieta   dokończyła   drinka,   odstawiła   pustą

szklankę na stolik kawowy i rzekła:

– No dobra. Skoro tak ci na tym zależy, zrobię

to.

Obdarzył ją promiennym uśmiechem, pocałował

w czoło i z dumą w głosie powiedział:

– Zuch dziewczynka.
Wrócił do kuchni, aby skończyć przyrządzanie

posiłku. Widząc jego zatroskanie, Elżbieta nie mogła
pozostać obojętna. Robił dla niej tak wiele... Ostatnio
wystawił na sprzedaż swój dom, co ją uradowało, bo
tym samym pokazał, że ani myśli być gdzie indziej
jak przy jej boku. Jeśli więc o coś ją prosił, nie mogła
odmówić.   Nigdy   tego   nie   potrafiła.   Nawet   jeżeli
wykonanie tej prośby wydawało się przekraczać jej
siły i możliwości...

Karina   weszła   do   swojej   sypialni,   która   teraz

pomału zaczęła przekształcać się w dziecięcy pokoik.
Ściany zostały już pomalowane na ciepły kremowy
kolor,   a   pośrodku   pustego   pomieszczenia   stała
drewniana   kołyska,   której   Igor   nie   zdążył   jeszcze

background image

poskładać. Mieli już ustaloną datę ślubu i lokal, ale
ona ciągle biła się z myślami, czy faktycznie chce
zostać jego żoną. Czasami, gdy schylał się po coś,
łapała się na tym, że patrzy na niego lubieżnie... Nie
jak   przyjaciółka,   ale   jak   kobieta.   A   przecież
wiedziała,   że   on   nie   zmieni   swojej   orientacji
seksualnej, to było niewykonalne. Teraz spotykał się
z jakimś całkiem przystojnym Darkiem, inżynierem.
Nie   miała   mu   tego   za   złe.   Ich   małżeństwo   miało
istnieć jedynie na papierze. Ona także miała otwartą
furtkę, ale teraz najważniejszy był dla niej dzidziuś.
Nie znali na razie płci dziecka, ale dla niej nie miało
to   większego   znaczenia.   Najważniejsze,   żeby   było
zdrowe.

Ostatnio szef zaprosił ją do swojego gabinetu, a

gdy ona zapytała, o co chodzi, bez ogródek spytał,
czy   jest   w   ciąży.   Potwierdziła,   a   wtedy   on
powiedział, że dopóki da radę przychodzić do pracy,
to dobrze. Co potem, nie wiedział. Ale ona czuła, że
nie będzie dobrze. Na szczęście miała Igora, który już
zapowiedział,   że   w   razie   czego   będzie   ich
utrzymywał. Był wspaniałym przyjacielem i dobrym
człowiekiem. Szkoda tylko, że nigdy nie będzie jej...

Przez   ostatni   miesiąc   prawie   nie   kontaktowała

się z Judytą. Nie to, że nie chciała. Nie miała czasu,
to   fakt.   Jednak   to   nie   był   prawdziwy   powód   jej
milczenia. Kiedy Judka zaczęła krytykować jej plan
na życie, coś w niej pękło. Nie powiedziała jej nic,

background image

ale w środku była zła. Bardziej na siebie niż na nią,
bo zdawała sobie sprawę z tego, że przyjaciółka ma
najprawdopodobniej   rację.  A  ona   nie   chciała   tego
słuchać.   Po   prostu   miała   już   to   wszystko   bardzo
dokładnie przemyślane i nie myślała się wycofywać,
kiedy   już   raz   podjęła   decyzję.   Gniewała   ją   jej
krytyka,   także   dlatego,   że   jej   życie   uczuciowe
również   nie   było   usłane   różami.   Przynajmniej   tak
wywnioskowała z tego, co jej mówiła. Karina była
zdania, że przyjaciółka brnie w to zupełnie z takich
samych powodów jak ona. Miała już ułożony swój
plan na życie i nie chciała go zmieniać.

background image

Rozdział 11

Dodając   sobie   animuszu   alkoholem,   Elżbieta

ściskała   w   prawej   dłoni   swojego   nowoczesnego
samsunga   i   od   godziny   próbowała   wybrać   numer
córki. Obok stał jej mężczyzna, jej ostoja. Dodawał
jej otuchy, głaszcząc po ramieniu i przekonując, żeby
się nie bała. W końcu, gdy wypiła drugiego drinka,
przejechała   palcem   po   dotykowej   klawiaturze   w
poszukiwaniu   odpowiedniego   kontaktu.   Nacisnęła
ikonkę „Połącz” i cała w nerwach czekała na reakcję
po   drugiej   stronie.   Jej   córka   dosyć   długo   nie
odbierała,   wystawiając   tym   samym   na   próbę   jej
wątpliwą cierpliwość.

– Halo – rzuciła wreszcie szorstko do słuchawki.
Elżbieta   zacisnęła   mocno   powieki,   udając,   że

tego nie zauważyła i że w ogóle jej to nie zabolało, a
Mateusz gładził czule jej lewą, wolną dłoń.

– Cześć, Judytko – powiedziała miękko, a kiedy

córka   nic   nie   odpowiadała,   dodała:   –   Tak   sobie
pomyślałam...   Może   byś   wpadła   dzisiaj   do   mnie?
Pogadałybyśmy...

Dzisiaj   akurat   miał   wrócić   Tomek,   ale   Judyta

zdawała   sobie   sprawę   z   tego,   jak   trudne   było   dla
matki wykonanie pierwszego kroku, dlatego zgodziła
się na spotkanie.

–   Dobrze,   przyjadę   koło   dziewiętnastej.   Może

być?

background image

– Jak najbardziej. Czekam na ciebie, kochanie.

Pa – rzekła Elżbieta, ciesząc się bardziej z tego, że
już mogły zakończyć tę niewygodną rozmowę, niż z
tego,   że   córka   zgodziła   się   ją   odwiedzić.   Chociaż
wiedziała, że prawdziwy dyskomfort odczuje dopiero
wieczorem.

Mateusz   spojrzał   w   jej   smutne,   prawie

przerażone,   czekoladowe   oczy,   które   kochał   całym
sobą. Przygarnął ją bliżej i zaczął gładzić łagodnie jej
plecy.

–   Jestem   z   ciebie   dumny,   moja   piękna   –

wyszeptał jej do ucha.

–   Ja   z   siebie   też.   Naprawdę.   –   I   za   chwilę

dorzuciła:   –   Dziękuję,   że   przy   mnie   jesteś.   –
Pocałowała go czule w usta.

– Ela, ja chyba się zmyję, jak ona przyjdzie, co?
Uważał, że tak będzie lepiej.
– Jeśli możesz, kochany – odpowiedziała.
On skinął głową i powiedział:
–  Oczywiście.  Nie   ma   sprawy.   Jak  skończycie

gadać, to zadzwoń do mnie, okej?

– Jasne. Trzymaj kciuki – odparła i wtuliła się w

jego ramiona.

– Trzymam, kochanie. Wszystkie. – Uśmiechnął

się do niej, a ona mu się odwzajemniła. Kochała go
nad życie.

Kiedy Karina wróciła do domu, w którym czekał

na nią narzeczony, zdążyła jedynie ściągnąć buty w

background image

przedpokoju, gdy zadzwonił jej telefon. To był ojciec.
Po   plecach   dziewczyny   przebiegł   zimny   dreszcz.
Bała się tego, co jej powie. Rodzice nie odzywali się
do niej, odkąd powiedziała matce, że spodziewa się
dziecka.

– Karinka. – Ku jej zdumieniu głos był czuły i

opiekuńczy.

– Cześć – rzekła szybko. Jeśli miał ją zbesztać,

chciała mieć to jak najszybciej za sobą.

– Jak się czujesz, dziecko? Czegoś potrzebujesz?

– Gdy mówił, jej niebieskie oczy rozszerzały się ze
zdumienia. To był jej ojciec? Oschły i nieprzystępny?

–   Nie,   dziękuję   –   odparła   szorstko,   chociaż

czuła, jak do gardła podchodzi jej wielka gula.

–   Może   przyjadę   i   podrzucę   ci   wałówkę?   –

spytał, a ona nie wiedziała, co ze sobą począć. Jej
niedowierzanie sięgnęło zenitu.

Milczała, więc ojciec rzekł:
– Córuś... Czy to prawda? Będę dziadkiem?  –

wypowiedział to bardzo delikatnie.

W końcu przełknęła ślinę i zdołała powiedzieć:
– Tak, to prawda.
Usłyszała   jakiś   dziwny   pomruk   po   drugiej

stronie i z zaniepokojeniem zdała sobie sprawę, że jej
ojciec łka. Jej ojciec.

– Tato...
– Tak się cieszę, Karinko.
To było dziwne, ale piękne. Właśnie tego teraz

background image

potrzebowała.   Aby   chociaż   jedno   z   jej   rodziców
cieszyło się jej szczęściem. Bo ona, nosząc w sobie
maleńkie życie, z dnia na dzień była coraz bardziej
szczęśliwa.

– Ja też, tato – powiedziała wreszcie, gdy dotarł

do niej sens jego słów. – Jak mama? – spytała.

– Mama... tak sobie. Nie za dobrze. – Nie chciał

jej oszukiwać. Matka była na nią wściekła.

– Tak myślałam... – odezwała się smutno.
–   To   kiedy   mogę   przyjechać?   –   Ojciec

postanowił szybko zmienić temat.

– Nie wiem, może jutro po południu?
–   Doskonale.   Będę   jutro   –   odrzekł,   wyraźnie

zadowolony.

– Będę czekać – powiedziała.
– Uważaj na siebie, dziecko.
Kiedy już myślała, że ich konwersacja dobiegła

końca, ojciec chyba po raz pierwszy w życiu wykazał
wobec niej szczerą troskę. „Szok” to o wiele za mało
na określenie tego, co teraz odczuwała.

–   Dzięki,   tato   –   powiedziała   to   niezgrabnie,

bardzo nienaturalnie. – Będę. Do jutra.

– Do jutra. – Rozłączył się.
Blondynka   opadła   na   fotel   w   salonie.   Igor

przyglądał się jej uważnie.

– Mój ojciec tu jutro będzie. – Popatrzyła na jego

postać, a on odpowiedział:

– To chyba dobrze, nie?

background image

– Tak... Chyba tak – odparła.
Igor   obdarzył   ją   przyjacielskim   uśmiechem.

Cieszyła   się,   że   tu   zamieszkał,   bo   inaczej   nie
wiedziałaby jutro, jak ma spojrzeć ojcu w oczy.

Nie mogła uwierzyć w to, co się przed chwilą

wydarzyło. Ojciec wyraźnie się o nią martwił. Była
tym   bardzo   poruszona.   Przez   całe   swoje   życie
traktowała rodziców w tonacji czarno-białej. Matka
była   tą   jaśniejszą   stroną.   Spokojna,   czuła,   zawsze
gotowa wysłuchać swojej córki. Natomiast ojciec był
bardzo wybuchowy, często się denerwował, nie lubił
okazywać uczuć. Co się stało?

Tomasz   wrócił   do   Rzeszowa   o   osiemnastej.

Kiedy zobaczył swoją kobietę, która szykowała się w
łazience   do   wyjścia,   był   naprawdę   zdumiony.   Ona
wychodzi? Dokąd? Przecież on dopiero co wrócił. A
niby tak za nim tęskniła. Był niezadowolony.

–   Cześć,   Judka.   –   Podszedł   do   niej,

pozostawiwszy   wcześniej   walizkę   w   hallu,   pod
drzwiami. – Wybierasz się gdzieś?

Judyta   nadstawiła   mu   swój   policzek   na

powitanie.

– Tak, jadę do matki – rzekła, wpatrując się w

lustro łazienkowe i nakładając na twarz podkład. –
Mam być u niej za godzinę.

Wiedziała, że Tomek jest zły. Znała go na wylot.

Jednak miała już dość tego, że to ciągle ona musiała
czekać na niego w domu, wiernie jak pies. Tęskniła

background image

za   nim,   oczywiście.   Jednak   pomału   zaczynały   ją
męczyć jego coraz częstsze wyjazdy i to, że wiecznie
musiała   na   niego   czekać.   Poza   tym   naprawdę
zależało jej na tej rozmowie z matką. Chciała mieć to
już   z   głowy.   Nawet   jeśli   po   raz   kolejny   miały   się
pokłócić, trudno. Tak samo jak i ona, miała po uszy
tego   ich   niezręcznego   milczenia.   Żywiła   tylko
nadzieję,   że   matka   potraktuje   ją   poważnie   i   każe
wyjść z domu temu całemu Mateuszkowi, w czasie
gdy one będę rozmawiać.

–  Aha   –   wydukał  Tomasz,   odwracając   od   niej

swój wzrok. – Pogodziłyście się już? – zapytał.

–   Właśnie   jadę   w   tym   celu.   Aby   się   z   nią

pogodzić. – Wzięła do ręki czarną mascarę i powoli,
bardzo uważnie zaczęła malować rzęsy.

–   A   co   ze   mną?   –   spytał   Tomek,   wyraźnie

poirytowany.

Popatrzyła   na   niego   zdumiona,   odkładając   na

półkę pod lustrem tusz do rzęs.

–   Obiad   masz   w   piekarniku.   Zrobiłam

zapiekankę ziemniaczaną – powiedziała sucho.

Tak   bardzo   nie   chciała   się   z   nim   kłócić,   tym

bardziej że czuła, iż oddalają się od siebie. Nie mogła
jednak nic poradzić na swój ton. Była na niego zła.
Bo   ciągle   wyjeżdżał,   pozostawiając   ją   samą   w
pustym mieszkaniu. A kiedy wracał do niej, był jakiś
taki tajemniczy i zamknięty w sobie. Nie chciał z nią
rozmawiać. Nie mówiąc już o jakiejkolwiek czułości.

background image

A teraz stał przed nią pełny oburzenia i pretensji.

– Świetnie – prychnął w jej stronę. – Po prostu

fantastycznie.

Zignorowała to, wracając do robienia makijażu.
Kiedy wychodziła z mieszkania, Tomasz jadł w

kuchni   zapiekankę.   Miał   zaciętą   minę   i   czytał   w
skupieniu gazetę.

– Wychodzę – rzuciła w jego kierunku. – Myślę,

że za jakieś dwie, trzy godziny wrócę.

– Dobra – rzekł oschle, nie odrywając wzroku od

lektury.

Zamknęła za sobą drzwi i zacisnęła mocno zęby.

Nie chciała tego robić, brać go pod włos. Nienawidził
tego.  Ale   ona   musiała   mu   pokazać,   że   nie   będzie
zawsze   tolerować   jego   służbowych   wyjazdów.   On
musiał zobaczyć, że nie może z nią tak pogrywać.
Miała   nadzieję,   że   wówczas   wszystko   zrozumie   i
zmieni się, a oni znów zbliżą się do siebie, jak za
dobrych lat, i będą tak szczęśliwi jak kiedyś. 

background image

Rozdział 12

Matka   była   nieco   stremowana,   gdy   otworzyła

Judycie drzwi swego domu, zapraszając ją do środka.
Córka rozglądała się po pokojach na parterze, stojąc
w   korytarzu,   ale   na   szczęście   nigdzie   nie   widziała
Mateusza.

Gdy usiadły w salonie, Elżbieta zapytała:
– Może się czegoś napijesz?
Miała   ochotę   na   napój   wysokoprocentowy,   ale

niestety   prowadziła   auto,   więc   zrezygnowana
odparła:

– Tak. Herbatę poproszę.
Matka   zniknęła   za   ścianą,   a   Judyta   nerwowo

prostowała   sztywnymi   palcami   swoją   wełnianą
spódnicę.   Gdy   jej   wzrok   wypatrzył   błysk
zaręczynowego pierścionka, bezwiednie posmutniała.

– Proszę, kochanie. – Matka postawiła przed nią

na blacie stolika zieloną filiżankę w białe kwiaty.

– Dziękuję.
Judyta   po   drodze   wypaliła   chyba   z   milion

papierosów,   ale   teraz   znowu   chciało   jej   się   palić.
Denerwowała   się   bardzo   i   chociaż   przez   chwilę
chciała   poczuć   ciepło   rozluźniającego   dymu   w
płucach.   Jednak   dobrze   wiedziała,   że   matka   nie
toleruje tego nałogu. I choć zdawała sobie sprawę z
tego, że jej córka pali, nigdy nie pozwalała jej na to w
swoim otoczeniu. A ona, szanując ją, nigdy się na to

background image

nie odważyła.

–   Kochanie...   –   zaczęła   niepewnie   matka.   –

Przepraszam za to, że wtedy wyprosiłam cię z domu.
Ja... byłam zła. Nie myślałam logicznie, wybacz.

Judyta   poczuła   ucisk   w   sercu.   Wiedziała,   że

także   powinna   przeprosić   matkę,   ale   nie   potrafiła,
zamiast tego powiedziała:

– Nie szkodzi, mamo.
Elżbieta   popatrzyła   na   nią   smutno,   a   potem

prawie gniewnie.

–   A   ty   nie   masz   mi   nic   do   powiedzenia?   –

spytała.

–   Nie,   mamo.   –   Popatrzyła   na   matkę

buńczucznie. – Nie mam.

Elżbieta   wiedziała,   że   jej   córka   jest   uparta,

odziedziczyła   tę   cechę   po   niej.   Była   zła,   wstała   z
kanapy i zaczęła krążyć po salonie.

– Jezu, Judyta... – powiedziała w końcu, a w jej

głosie były żal i ból. – Ja go kocham, nie rozumiesz?

Czarnowłosa dwudziestopięciolatka odstawiła na

stół   filiżankę,   spojrzała   na   matkę,   która   teraz
wyraźnie czekała na jej reakcję.

– A on ciebie kocha, mamo? – zadała pytanie.
–   Tak,   Judyta,   kocha.   Jestem   tego   pewna   –

odrzekła matka bez wahania. – Pogódź się z tym –
dodała cicho, lecz pewnie.

–  Ale   mamo...   Między   wami   jest   bardzo   duża

różnica   wieku.   –   Wiedziała,   że   musi   matce

background image

przemówić do rozsądku. – To jest dziwne...

Elżbieta popatrzyła na nią i usiadła obok niej na

kanapie. Nagle zrobiła coś, co chyba zaskoczyło je
obie. Wzięła córkę za rękę, spojrzała w jej szare oczy
i   rzekła:   –   Kochanie,   urodziłam   cię   i   wiesz,   że
kocham   cię   całym   sercem   –   mówiła   to   szczerze.
Oczy Judyty zaszły cienką warstewką łez. – Wiem, że
się o mnie martwisz, i doceniam to. – Pogłaskała ją
po   policzku.   –   Ale...   musisz   pozwolić   mi   żyć
własnym życiem. Ja tobie pozwoliłam, więc dlaczego
ty   nie   możesz   tego   zrobić?   –   Popatrzyła   na   córkę
łagodnie.

Judyta   płakała,   a   matka   wycierała   szczupłymi

dłońmi jej mokrą od łez twarz. Ta czułość zaskoczyła
je obie. Jednak czy nie tego właśnie potrzebowały?
Znowu być jak matka i córka, a nie jak dwa osobne
byty, noszące jedynie to samo nazwisko, co zresztą
też wkrótce miało ulec zmianie.

– Mamo... – powiedziała cicho Judyta. – Ale czy

ty jesteś szczęśliwa?

– Tak, Judytko. Bardzo. – Uśmiechnęła się do

córki i pogładziła ją po ręce.

– A bardziej niż z tatą? – spytała Judyta.
Elżbieta popatrzyła na nią zdziwiona. Co to za

pytanie?

– Nie bardziej, dziecko. Inaczej – tłumaczyła. –

Twój   tata   był   moją   pierwszą   miłością   i   zawsze
sądziłam, że będzie ostatnią... Ale... kiedy odszedł... –

background image

Oczy   matki   posmutniały   na   samo   wspomnienie
tamtych   bolesnych   chwil.   –   Ja   czułam,   że   coś   we
mnie obumarło. To bardzo bolało. I wtedy pojawił się
Mateusz...

– I od razu się w nim zakochałaś? – nie mogła

uwierzyć Judyta.

–  Skądże.  –   Matka   po  raz   pierwszy  tego  dnia

uśmiechnęła   się   do   niej.   –   Nie   zakochałam   się   od
razu. Ale z czasem tak.

Judyta poczuła się dziwnie. Matka jeszcze nigdy

się   jej   nie   zwierzała,   a   teraz   ten   natłok   emocji
sprawił, że spojrzała na nią inaczej. Jak na kobietę,
nie jak na matkę.

– Postaram się to zaakceptować, jeśli tylko jesteś

szczęśliwa – powiedziała w końcu i sama się zdziwiła
tym, co wyszło z jej ust.

Matka wyraźnie się ucieszyła i rzekła:
–   Nawet   nie   wiesz,   jak   bardzo   byś   mnie

wówczas uradowała. – Ciągle uśmiechała się do niej i
gładziła jej dłoń. – Przyjedziecie do nas na święta? –
Słowo „nas” specjalnie zaakcentowała.

Judyta pokiwała twierdząco głową i odrzekła:
– Tak, myślę, że tak.
Kiedy Elżbieta odprowadzała ją do drzwi, była

bardzo   zadowolona   z   przebiegu   tej   rozmowy.
Doskonale wiedziała, że córka nie od razu zaaprobuje
ich miłość, ale to, że obiecała, iż postara się to zrobić,
było już naprawdę czymś.

background image

Judyta   wróciła   do   domu   około   dwudziestej

pierwszej. Otworzyła cicho drzwi kluczem, sądząc,
że Tomasz jest zmęczony i na pewno już położył się
spać.   Jednak   on   siedział   na   łóżku   w   sypialni   przy
zapalonej   lampce   nocnej   i   czytał   książkę.   Kiedy
umyła się i przebrała w piżamę, położyła się obok
niego i rzekła: – Musimy porozmawiać.

Tomek popatrzył na nią zdumiony. Czuł się jak

w pułapce bez wyjścia. Objął wzrokiem jej idealną
sylwetkę i piękną twarz. Pomimo tylu lat spędzonych
razem   nadal   go   pociągała.   Jednak   coś   w   nich
obumierało,   a   on   doskonale   wiedział,   kiedy   to   się
zaczęło.   To   było   dokładnie   dwa   lata   temu,   gdy
zaczęła naciskać na ślub. A on wcale nie wiedział,
czy chce się żenić, czy jest na to gotowy. Nie mógł
jej jednak zawieść. Wiedział, że gdyby w końcu się
nie   zdecydował,   ona   poczułaby   się   oszukana.   I
miałaby   do   tego   święte   prawo.   Byli   ze   sobą   już
dziesięć lat, więc jak mógł jej powiedzieć, że nie wie,
czy chce spędzić z nią resztę życia? Ale prawda była
taka, że nie wiedział. Tak, kochał ją. Jednak teraz ich
uczucie   było   inne.   Kiedyś   kochali   się   namiętną,
młodzieńczą   miłością.   Teraz   zaś   ich   miłość
ewoluowała   i   coraz   więcej   było   między   nimi
problemów, a oni nie potrafili już ze sobą rozmawiać
tak jak dawniej.

– Tomek... – zaczęła czule. – Co się dzieje?
Tomasz nie mógł jej powiedzieć o swoim strachu

background image

i obawach. To by ją zniszczyło. Nie wiedziałaby, co z
tym zrobić.

– A co ma się dziać? – spytał niemal ze złością.
– Oddalasz się ode mnie... Bierzesz coraz więcej

zleceń   w   pracy.   Czasami...   –   Popatrzyła   na   niego
smutno.   –   Czasami   mam   wrażenie,   że   mnie
zdradzasz.

– Judka, no co ty? – Spojrzał w jej szare oczy. –

Przecież pracuję więcej, bo robię to dla nas.

Pocałował   ją   w   czubek   nosa.   Wiedział,   że   ją

okłamuje. To nie była prawda. Uciekał od niej i coraz
boleśniej zdawał sobie z tego sprawę.

– Czyli wciąż mnie kochasz? – spytała.
– Oczywiście, głuptasie. – Przytulił ją do siebie.
– I nadal chcesz się żenić?
Na chwilę zastygł w jej ramionach. Wiedział, że

po raz kolejny musi skłamać.

– Tak, Judka. Chcę – rzekł wreszcie w jej włosy.

W kłamstwach był coraz lepszy.

Uśmiechnęła   się   i   objęła   mocniej   jego   szyję.

Więc jednak wszystko było w porządku. Wiedziała,
że niepotrzebnie panikuje.

– Pogodziłaś się z matką? – zmienił temat.
– Tak – odrzekła i wyplątała się z jego ramion. –

Ale ona nadal chce wyjść za mąż.

– A co ty na to?
–   Wciąż   uważam,   że   to   pomyłka.   Jednak

obiecałam   jej,   że   postaram   się   to   zaakceptować.

background image

Wiesz, ona wydaje się być szczęśliwa – powiedziała.

– W to nie wątpię. – Zaśmiał się i podniósł do

góry brwi. – Jeśli wiesz, co mam na myśli.

Judyta uderzyła go poduszką.
– Ty świntuchu! – wykrzyknęła, ale wbrew sobie

zaczęła się śmiać.

Była szczęśliwa, znów był jej.
Kiedy   późnym   popołudniem   w   środę   ojciec

Kariny stanął w progu jej mieszkania, trzymając w
ręce reklamówkę wypchaną jedzeniem, nie wiedziała,
jak  ma  się  zachować.  Wciąż  była   przecież  między
nimi dosyć sztywna relacja.

–   Wejdź   –   powiedziała   tylko   i   niepewnie   się

uśmiechnęła.

Ojciec,   widząc   jej   zaokrąglony   lekko   brzuch,

spytał:

– A więc to prawda?
Pokiwała   głową,   a   on   uśmiechnął   się   lekko,

prawie   niewidocznie.  W  tym   momencie   wyszedł   z
kuchni   Igor.   Ojciec,   widząc   przed   sobą   tego
wprawdzie   przystojnego,   ale   dziwnie   eterycznego
mężczyznę, popatrzył na niego zmieszany. Wówczas
uśmiechnięty chłopak wyciągnął do niego swą dłoń i
rzekł:

– Igor. Narzeczony Kariny.
– Igor tu mieszka... – dodała cicho blondynka,

ale   widząc,   że   ojciec   ściska   dłoń   jej   przyjaciela,
poczuła nagłą ulgę.

background image

–   Wiem   –   powiedział   ojciec,   gdy   już   się

przywitali. – Mama mi mówiła.

Tak, przecież wspominała jej przez telefon.
– Karinko, tu masz kiełbaskę, pierożki i gołąbki.

–   Podał   jej   reklamówkę,   a   ona   podziękowała   i
wręczyła ją Igorowi, który zniknął teraz w kuchni.

Kiedy   przechodzili   koło   jej   sypialni,   ojciec

zauważył   dziecięce   łóżeczko,   a   także   materac,   na
którym spał Igor, i bezwiednie się uśmiechnął.

–   Piękne   łóżeczko.   Miałaś   podobne,   wiesz?   –

Popatrzył   na   córkę,   która   była   wyraźnie
skonsternowana.

Gdy   usiedli   w   salonie,   z   kuchni   wrócił   Igor   i

spytał:

– Napije się pan czegoś?
– Tak, poproszę kawy – odparł ojciec.
– Parzonej czy rozpuszczalnej?
– Parzonej, bez cukru – odpowiedział.
Przez chwilę zawisła między nimi drętwa cisza,

niczym   obłok   pary   o  poranku   nad  mokrą   murawą.
Jednak później było coraz lepiej. Ojciec wypytywał
się o to, jak się czuje i czy znają już płeć dziecka.
Wtedy   ona   po   raz   pierwszy   się   uśmiechnęła   i
odpowiedziała, że jeszcze nie, bo jest za wcześnie.
Gdy dołączył do nich Igor, zaczął opowiadać ojcu o
przygotowaniach   do   wesela.   Starszy   pan   był
widocznie   zadowolony   z   tego,   że   zdecydowali   się
urządzić imprezę dopiero po narodzinach maluszka.

background image

Nagle   Karina   spytała,   co   u   mamy.  A  wtedy   ojciec
zmarkotniał   i   rzekł:   –   Nie   będę   cię   oszukiwać,
dziecko. Matka nadal jest zła.

– A ty nie jesteś? – spytała Karina.
– Na początku byłem. Bardzo – odparł ojciec. –

Ale   później   to   wszystko   sobie   przemyślałem   i
wiesz...   –   Popatrzył   na   córkę   jakimś   roziskrzonym
wzrokiem. – Cieszę się, że zostanę dziadkiem.

Karina   mimowolnie   uśmiechnęła   się,   a   ojciec

odwzajemnił jej uśmiech.

– Mam nadzieję, że mama też w końcu będzie

się   cieszyć   –   powiedziała,   dziwiąc   się   swojej
odwadze.

– Ja też, córuś – rzekł ojciec. – Ja też – dodał.
Gdy już od nich wychodził, powiedział Karinie,

że ma do niego dzwonić, jeśli tylko będzie czegoś
potrzebowała, ma o siebie dbać, a Igorowi kazał jej
pilnować.   Córka   podziękowała,   a   kiedy   wyszedł,
popatrzyła na Igora, który rzekł:

– No widzisz, mała? Nie było tak źle. A tak się

bałaś.

– Tak, było całkiem nieźle – zgodziła się z nim.
Narzeczony   objął   ją   ramieniem,   a   jej   serce

gwałtownie zadrżało. Co się z nią działo? Przecież
nie   mogła   się   w   nim   zakochać!   To   było   takie
nielogiczne... Odsunęła się od niego, a on popatrzył
na nią dziwnie. Karina jednak zniknęła już w sypialni
i   przyglądała   się   małemu   łóżeczku,   w   którym   już

background image

niedługo   miała   położyć   drobne   życie.   Cząstkę   jej
samej. 

background image

Rozdział 13

Z   nieba   leciały   uporczywe   płatki   śniegu,   a

Karina   właśnie   wychodziła   z   przychodni,   w   której
miała wizytę u ginekologa. Lekarz powiedział jej, że
dzidziuś rozwija się prawidłowo. Był już grudzień,
więc była w piątym miesiącu ciąży. Podczas wizyty
towarzyszył jej Igor, który teraz podawał jej rękę, aby
nie   przewróciła   się   na   śliskim   podłożu.   Nagle
zobaczyła   coś,   czego   na   pewno   nie   powinna   była
widzieć. Po drugiej stronie ulicy stał Tomasz i czule
obejmował   jakąś   rudą   dziewczynę.   Po   chwili
pocałował ją w usta. Karina miała wrażenie, że zaraz
się   przewróci,   co   szybko   zauważył   Igor,   który   ją
podtrzymał.

– Co się stało? – zapytał zaniepokojony.
– Patrz tam... – powiedziała cicho Karina.
–   O   kurwa   –   wyrwało   mu   się.   –   Przecież   to

Tomek...

–   Tak.   To   Tomek   i   jakaś   nieznajoma   laska   –

odparła,   nabierając   głębiej   powietrza,   bo   czuła,   że
traci zdolność oddychania.

–   Co   to   ma   znaczyć?   –   spytał   tak,   jakby   ona

miała to wiedzieć.

– Nie wiem, Igor. Ale nie podoba mi się to... –

rzekła. – Cholernie mi się to nie podoba.

Tomek   ich   nie   zauważył,   bo   poszedł   przed

siebie,   gdy   już   tak   jednoznacznie   pożegnał   się   ze

background image

swoją znajomą.

Karina   nie   miała   pojęcia,   co   powinna   zrobić.

Przyjaźniły   się   z   Judytą,   ale   ostatnio   ich   kontakty
wyraźnie   się   pogorszyły.   Wiedziała   jednak,   że
powinna   ją   powiadomić   o   tym,   co   przed   chwilą
widziała. Nie wiedziała tylko, jak to zrobi... I czy ona
w ogóle jej uwierzy?

Elżbieta leżała w objęciach swojego młodszego

o   dwadzieścia   pięć   lat   mężczyzny   i   myślała,   jak
wielkie szczęście ją spotkało. Nigdy nie sądziła, że
jeszcze kiedyś kogoś pokocha. Gdy zabrakło Jerzego,
nie   przypuszczała,   że   miłość,   w   postaci   tego
przystojnego mężczyzny, po raz kolejny zapuka do
drzwi   jej   serca.   Wczoraj   wspólnie   wybrali
zaproszenia weselne. Bardzo gustowne, kremowe z
białą   obwolutą.   Postanowili,   że   nie   będą   jeździć   z
zaproszeniami  do swoich gości, bo chcieli uniknąć
znaczących   spojrzeń   i   niewygodnych   pytań.
Uzgodnili,   że   wyślą   wszystkie   pocztą.   Leżeli   w
salonie okryci kocem, a w kominku cicho igrał ogień,
dając   komfortowe   ciepło.   Dwa   dni   temu   Mateusz
sprzedał swój dom, za który wziął naprawdę spore
pieniądze,   i   teraz   wiedziała,   że   już   nigdzie   nie
zamierza  uciec. Bo czasem tak myślała. Że  kiedyś
obudzi się, a jego nie będzie przy jej boku. Ale on
ciągle   tu   był   i   najwidoczniej   wcale   nie   zamierzał
nigdzie odchodzić. Teraz to był ich wspólny dom, ich
azyl, ich raj na ziemi. A niedługo miał ich połączyć

background image

węzeł wiecznej miłości.

– Kocham cię... – wyszeptał jej do ucha, a ona

poczuła   przyjemne   mrowienie   na   szyi.   Uwielbiała,
gdy   to   mówił.   Zachowywała   się   zupełnie   jak
nastolatka,   a   przecież   była   dojrzałą   kobietą,   której
życie   już   powinno  się   kończyć. A ono  dopiero  się
zaczynało, na nowo. Czy kiedyś myślała, że będzie
jej dane poczuć się tak wspaniale? Tak młodo, tak
pewnie,   tak   atrakcyjnie?   Nie,   nigdy.   A   on   jej   to
wszystko   dawał   codziennie.   Tę   pewność,   że   cały
świat  stoi  przed nimi  otworem i że  zawsze  będzie
tylko przy niej.

–   Ja   ciebie   też...   –   powiedziała   i   czule

pocałowała jego piękne usta.

Była   taka   szczęśliwa.   I   miała   nadzieję,   że   jej

córka jest równie spełniona i zadowolona w swoim
związku. I że, tak jak ona, ma pełne przekonanie, iż
wychodzi za mąż za odpowiedniego człowieka.

Judyta weszła do domu Inki i bez słowa zdjęła

zimowe buty i kurtkę. Nie widziały się już naprawdę
długo, więc kiedy przyjaciółka zadzwoniła do niej, że
chce pogadać, zdziwiło ją to nieco. Przypuszczała, że
może chodzi o dziecko albo o Igora. Nigdy w życiu
nie sądziła, że usłyszy to, co niestety usłyszała.

– Judka...
Inka   wyglądała   wspaniale   w   ciąży.   Naprawdę

kwitła z dnia na dzień.

– Co się dzieje, Inka? – zapytała wprost, bo aż za

background image

dobrze   znała   to   błękitne,   pełne   niepewności
spojrzenie.

– Siadaj – powiedziała blondynka.
Judyta posłuchała, a wówczas Karina zajęła fotel

naprzeciwko.

– Mów – powiedziała szybko brunetka, a gdy ta

się   nie   odzywała,   rzekła:   –   Jezu,   Inka...   Nie   katuj
mnie.   Przecież   widzę,   że   coś   jest   nie   tak...   Zbyt
dobrze cię znam.

– Boże, Judka... Naprawdę nie wiem, od czego

zacząć – powiedziała w końcu.

– Może od początku? – zachęciła ją przyjaciółka.
Karina   kiwnęła   głową   i   zaczęła   mówić.   Z

każdym   słowem   twarz   jej   pięknej   przyjaciółki
mieniła   się   wachlarzem   emocji:   od   zasłuchania,
poprzez zdziwienie, aż po wściekłość. Nagle Judyta
wstała   z   fotela   i   zaczęła   na   nią   krzyczeć.   W   tym
momencie nie obchodziło jej to, że jej rozmówczyni
jest w ciąży.

– Co ty, kurwa, pleciesz?!
Blondynka skuliła się w sobie i miała ochotę się

rozpłakać.   Teraz   coraz   częściej   była   płaczliwa   i
rozedrgana emocjonalnie, hormony robiły swoje.

– Judka, nie krzycz na mnie, proszę... – błagała

Karina.

– Jak mam nie krzyczeć? Jak? – Była jak ogień.

– To, co mi powiedziałaś, jest okrutne...

–  Ale   jest   prawdą.   –   Do   salonu   wszedł   Igor,

background image

który zaniepokojony krzykami zza ściany, przerwał
składanie mebelków w pokoiku dziecięcym. – Ja też
to widziałem, niestety.

– Nie... To nie może być prawda. – Judyta nie

mogła   im   uwierzyć   i   nie   wiedziała,   dlaczego
przyjaciółka   kłamie,   zadając   jej   przy   tym   tak
ogromny ból... – Była ruda, mówisz?

Karina twierdząco pokiwała głową.
– Weronika jest ruda... – powiedziała łamiącym

się   głosem.   –   Ale   to   nie   może   być   prawda,   wy
zwyczajnie   kłamiecie!   I   nie   wiem,   dlaczego   to
robicie, ale jesteście po prostu okrutni.

Wyszła   z   salonu,   pospiesznie   się   ubrała   i

zatrzasnęła za sobą wejściowe drzwi.

– Wiedziałam, że to nie był najlepszy pomysł –

rzekła blondynka do swojego narzeczonego.

–  Ale   ona   musi   wiedzieć   –   powiedział   on,   a

wtedy   Karina   przypomniała   sobie,   że   dokładnie   to
samo rzekła jej Judyta, przekonując do tego, że musi
powiedzieć Igorowi o ciąży.

– Wiem – zgodziła się z nim.
Nie   wiedziała  jednak,  czy  właśnie  nie   złamała

przypadkiem   jej   życia.   Mimo   że   to   przecież   on
zdradził, a nie ona.

background image

Rozdział 14

Judyta nie mogła dać się ponieść emocjom, bo

gdyby   na   to   pozwoliła,   to   widząc   teraz   swojego
narzeczonego, który tak spokojnie siedział w salonie,
oglądając wiadomości, rozszarpałaby go na strzępy!
Dlatego,   nim   weszła   do   mieszkania,   wzięła   kilka
głębszych   wdechów,   powiedziała   sobie   w   duchu
„Spokojnie, wszystko się wyjaśni”, włożyła klucz do
zamka i pociągnęła za klamkę.

Stanęła   przed   Tomaszem,   ze   wszystkich   sił

starając się nie wybuchnąć, objęła się za ramiona i
rzekła:

– Musimy pogadać.
Znowu? Tomek miał już dosyć tych pogadanek.

Czuł,   jak   pomału   jakaś   niewidzialna,   ale   bardzo
mocna pętla zaciska się na jego szyi i zaczyna go
bardzo powoli, a zarazem skutecznie dusić...

– O co chodzi? – spytał, nie spuszczając wzroku

z ekranu telewizora.

–   Byłam   dzisiaj   u   Inki.   Powiedziała   mi,   że

widziała cię na mieście z jakąś rudą laską, a ty ją
obściskiwałeś... i całowałeś... – Boże! Tak bolał ją
sam dźwięk tych słów... – To prawda?

Tomasz   spojrzał   na   nią   jakimś   zimnym   i

obojętnym wzrokiem. Przez moment miała wrażenie,
że   widzi   w   jego   spojrzeniu   strach,   ale   była   to
zaledwie sekunda.

background image

– Oczywiście, że nie. – Starał się być rzeczowy.
–   Tomek...   –   Spojrzała   na   niego   pełnym

niepewności   wzrokiem.   –   Jeśli   to   prawda,   to   mi
powiedz. Proszę, nie oszukuj mnie! Nie zniosę tego!

Jego   kobieta   zaczynała   wyraźnie   panikować,  a

on tak tego nienawidził.

– Komu wierzysz?! – warknął. – Jej czy mnie? –

Otwartą dłonią uderzył się w klatkę piersiową.

– Tomasz...  –   Nadal   starała   się   być   rozważna.

Nie potrafiła jednak. – Igor też cię widział.

Jej narzeczony prychnął i popatrzył na nią spod

podniesionych w gniewie brwi.

– Aha. I ty wolisz zaufać jakiemuś gejaszkowi i

jego ciężarnej dziewuszce niż mnie?!

Judycie nie spodobał się ten ton. Tak naprawdę

nie miała pojęcia, kto z nich ma rację. Z jednej strony
była  Inka, jej  najlepsza  przyjaciółka. Wiedziała, że
ona nigdy by jej nie oszukała. Nie mogłaby... I mimo
że   chwilę   temu   powiedziały   sobie   parę   przykrych
słów, ona wiedziała, że komu jak komu, ale jej może
zaufać. Natomiast z drugiej strony był Tomek. Znali
się   jedenaście   lat,   z   czego   aż   dziesięć   spędzili   u
swego   boku.   Ufała   mu   jak   nikomu   innemu   na
świecie. Pomimo tego, że oddalali się od siebie, ona
kochała go nad życie i wiedziała, przynajmniej miała
taką nadzieję, że on też ją kocha. Jak mogła mu nie
wierzyć? Miała mętlik w głowie.

–   Nie   wiem   –   powiedziała   już   spokojnie.   –

background image

Muszę wyjść.

Potrzebowała   odetchnąć   świeżym   powietrzem,

aby   wiedzieć,   że   wcale   nie   umarła,   tylko   żyje.
Chociaż jej serce krwawiło.

–   Judka...   –   powiedział   do   niej   miękko.   –

Skarbie,   nie   wygłupiaj   się,   proszę.   Przecież   mnie
znasz.

Tak,   znała   go.  Ale   patrząc   teraz   na   niego,   nie

była pewna, czy chodzi o Tomasza Leśniaka sprzed
lat,   w   którym   się   szaleńczo   zakochała,   czy   o   jej
narzeczonego, który coraz bardziej i coraz boleśniej
się od niej oddalał.

Wzięła   kurtkę   i   wyszła   z   domu.   Na   schodach

pospiesznie ubierała buty. Musiała stąd uciec. Tylko
tyle się teraz dla niej liczyło, nic więcej. Czuła, że jej
świat rozpada się jak niestabilny domek z kart.

– Igor, a jak ona zrobi coś głupiego? – Karina

miała jakieś dziwne przeczucie.

Chłopak popatrzył w jej zmartwione oczy. Nie

mógł   pozwolić,   aby   w   tym   stanie   odchodziła   od
zmysłów.

– To zadzwoń do niej – powiedział.
–  Ale,   Igor.   Ona   jest   na   mnie   wściekła   i   nie

odbierze.

Znała doskonale swoją przyjaciółkę. Wiedziała,

że gdy się gniewa, to każdą cząstką siebie.

– To trudno. Ale spróbować musisz.
Miał rację. Wstała z kanapy, z której nie mogła

background image

się ruszyć, odkąd jej przyjaciółka niemal wybiegła z
jej   mieszkania,   wzburzona   i   zagubiona.   Wzięła
telefon i wybrała numer Judyty.

– Nie odbiera... – rzekła po chwili i zakończyła

połączenie. – Spróbuję jeszcze raz. – Martwiła się o
nią   strasznie.   –   Judka!   –   zawołała   w   końcu   do
słuchawki. – Jak się czujesz, śliczna? Nic ci nie jest?

Po   drugiej   stronie   była   cisza,   którą   po   chwili

przerwały   odgłos   włączanej   zapalniczki   i   głęboki
wdech przyjaciółki.

– A jak, kurwa, sądzisz?
Czyli nie było dobrze.
– Powiedz mi tylko, czy to była prawda.
–   Judka,   niestety   tak...   –   Karina   zacisnęła

mocniej palce na komórce.

– Może się pomyliłaś? Może to był ktoś bardzo

do niego podobny? – łudziła się jeszcze.

– Nie, Judka... Przykro mi... To był on – rzekła

Inka.

– Nie wierzę ci – wysyczała tamta przez zęby. –

To nie może być prawda...

Do oczu Kariny zaczęły napływać ciepłe łzy. A

więc ich przyjaźń już przestała istnieć?

–   Judka,   przykro   mi,   że   tak   mówisz...   –   Inka

cicho łkała do słuchawki, jej przyjaciółka od razu to
usłyszała, ale udawała, że nic do niej nie dochodzi.
To ona tu była ofiarą! Nie Karina. Nawet jeżeli była
w ciąży. To nie ona była ofiarą, tylko Judyta.

background image

–  A  mnie   jest   przykro,   że   mnie   okłamałaś   –

powiedziała ostro i rozłączyła się.

Blondynka   była   roztrzęsiona.   Kiedy   Igor

zobaczył,   w   jakim   jest   stanie,   podszedł   do   niej   i
delikatnie   ją   do   siebie   przytulił.  Wówczas,   pchana
jakimś dziwnym pragnieniem, zbliżyła swoje usta do
jego   i   lekko   go   pocałowała.   Igor   odsunął   się
gwałtownie. Zrozumiała, że popełniła wielki błąd.

–   Przepraszam.   –   Zakryła   dłonią   otwarte   usta.

Jakże   była   głupia!   Tylko   idiotka   szukałaby
pocieszenia   w   ramionach   geja.   Nawet   jeśli   on
wkrótce   miał   zostać   ojcem   jej   dziecka   oraz   jej
mężem.

Igor   patrzył   na   nią   zszokowany.   Nie   tak   się

umawiali. Zrozumiał jednak, że to było z jej strony
nieprzemyślane.   Po   prostu   potrzebowała   teraz
wsparcia i czułości, a on był jedynym facetem w tym
pomieszczeniu. W ogóle jedynym mężczyzną w jej
życiu.

– Nic się nie stało. – Uśmiechnął się do niej. –

Ale żeby to mi było ostatni raz, zgoda? – Pogroził jej
żartobliwie palcem.

– Zgoda.
Ucieszyła się, że nie był na nią zły. Przynajmniej

w nim miała teraz przyjaciela.

Odkąd Elżbieta pogodziła się z córką, ogarnął ją

upragniony   spokój   i   coraz   rzadziej   zaglądała   do
kieliszka.   Lekarstwem   na   chwilowe   smuteczki   stał

background image

się teraz on, jej Mateusz. Ostatnio, gdy wracali razem
ze   spaceru,   trzymając   się   za   ręce,   szczęśliwi   i
uśmiechnięci,   ich   sąsiadka,   stara   panna   z   grubym
wąsem   i   pięcioma   kotami,   popatrzyła   na   nich
pogardliwie,   niemalże   z   obrzydzeniem.   Wówczas
Elżbieta przystanęła, popatrzyła w jej zazdrosne oczy,
ujęła głowę Mateusza w swoje dłonie i długo oraz
namiętnie pocałowała go w usta. Sąsiadka splunęła
na   ziemię   i   popukała   się   w   czoło,   dając   jej   do
zrozumienia, że jest stuknięta. Oczywiście, że była.
Zwariowała,   oszalała   z   miłości   do   tego   pięknego
mężczyzny,   który   teraz   siedział   naprzeciwko   niej   i
masował   jej   stopy.   Zastanawiała   się,   ile   szczęścia
może znieść człowiek, aby nie wybuchnąć. Bo ona
czasami myślała, że eksploduje z przepychu pięknych
emocji,   które   gromadziły   się   w   niej   każdego   dnia.
Była błogosławiona.

Czasami myślała o Judycie, co u niej słychać.

Pomimo zawieszenia broni między nimi ciągle była
rezerwa, dlatego nie kontaktowały się ze sobą zbyt
często.  Ale   teraz   Elżbieta   chciała   to   zmienić.   Bo
kiedy   on   dawał   jej   tyle,   ona   chciała   się   dzielić   z
innymi   swoim   szczęściem.   Chciała,   by   relacje   z
córką uległy poprawie. Chciała się do niej zbliżyć. I
tak bardzo chciała się z nią zaprzyjaźnić.

Wzięła telefon i wybrała jej numer. Córka dosyć

długo nie odbierała, ale w końcu to zrobiła.

– Cześć, Judytko – rzekła prawie czule.

background image

– Mamo... – Głos córki był smutny.
– Stało się coś? – Elżbieta wyprostowała się, a

wówczas,   ku   niezadowoleniu   Mateusza,   ściągnęła
raptownie nogi na podłogę.

– Nie, nic takiego. Jest mi tylko trochę smutno,

ale przejdzie.

Judyta nie mogła jej o tym powiedzieć. Coś ją

hamowało.   Poza   tym   to   wszystko   przecież   nie
zniknie, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki,
tylko dlatego, że się z nią tym podzieli.

–   Na   pewno?   –   Elżbieta   nie   była   o   tym

przekonana.

– Tak, mamo. Wszystko w porządku. Nie martw

się – odrzekła szybko córka.

– Skoro tak mówisz... – powiedziała Elżbieta.
–  Spokojnie.  Odezwę   się   do  ciebie  niebawem.

Może wybierzemy się wspólnie na jakieś zakupy? –
spytała Judyta. Musiała wrócić do rzeczywistości, nie
było innej opcji. Tak bardzo potrzebowała chociażby
namiastki   normalności   w   tej   chwili,   nawet   jeśli
wiedziała, że to ulotne.

–   Oczywiście,   kochanie.   Odezwij   się   zatem.   –

Elżbieta była podekscytowana.

– To pa, mamo.
– Pa, kochanie – odrzekła. Opadła na wezgłowie

kanapy   i   głośno   westchnęła.   –   Coś   jest   nie   tak.   –
Spojrzała na narzeczonego. – Czuję to.

Mateusz   bez   słowa   objął   ją   ramieniem.   Nie

background image

wiedział,   co   to   znaczy   mieć   takie   rodzicielskie
przeczucia i obawy. Sam nie miał dzieci i jakoś nigdy
nie   chciał   ich   mieć.   Ale   teraz,   gdy   widział   jej
zatroskanie, coś z szalejących w niej emocji przeszło
na niego.

background image

Rozdział 15

–   Wierzę   ci,   Tomasz   –   rzekła   już   uspokojona

Judyta, która dosłownie pięć minut wcześniej wróciła
do   mieszkania.   –   I   przepraszam.   Tak   bardzo   cię
przepraszam, że w ciebie zwątpiłam.

Narzeczony podszedł do niej, wziął jej dłonie i

podniósł je do swoich ust, obdarzając pocałunkami.

– Już, Judka... – Pocałował jej oczy. – Już jest

dobrze.

– Tak, jest – rzekła, a z jej niezwykłych oczu

popłynęły łzy. – I chcę, żebyś wiedział, że już nie
przyjaźnię się z Inką. Nie po tym, jak mnie okłamała.
Nie mogłabym. Przecież mnie zawiodła. I nie wiem,
dlaczego to zrobiła, ale to strasznie boli.

Pogładził   ją   po   czarnych   włosach.   Kurwa.

Cieszył się, że mu uwierzyła. Z tą całą Weroniką to
nie było ważne. To było przelotne. Dzikie żądze, nic
więcej. To się przecież nie liczyło. Ale teraz poczuł
wyrzuty   sumienia,   gdy   powiedziała,   że   zerwała
kontakty z Kariną. Była jej najlepszą przyjaciółką i
czuł się jakoś dziwnie winny, że przez niego już się
nie przyjaźnią.

–   Jak   uważasz,   kochanie   –   rzekł.   –   To   twoja

przyjaciółka.

W nocy zbliżyli się do siebie. Bardzo cieszył się

z   tego,   bo   ciągle   ją   kochał.   Tylko   to   wszystko,
planowanie   wesela,   jej   nastroje   i   złe   przeczucia,

background image

spadło   na   niego   i   przytłoczyło   go   na   moment,
przysłaniając   mu   jej   postać.  Ale   teraz   już   będzie
dobrze. I mimo że czuł się jak tchórz, bo ją okłamał,
wiedział, że zerwie kontakty z tą rudą i teraz będzie
między nimi coraz lepiej. W końcu to Judyta miała
zostać   jego   żoną,   nie   jakaś   tam   Weronika,   mało
znacząca przygoda.

Judyta   zasnęła   szczęśliwa   w   jego   ramionach.

Miała dobre przeczucia co do ich wspólnego życia.
Wiedziała, że mu ufa i kocha go bardziej niż siebie, a
on   zwyczajnie   nie   mógł   jej   okłamać.   Po   prostu
kochał ją i ona była o tym przekonana. A Inka? Cóż,
ją już wykreśliła ze swojego życia.

Elżbieta   zaparkowała   swojego   złotego

mercedesa pod blokiem córki. Wczoraj umówiły się
na sobotnie zakupy i ona bardzo się z tego cieszyła.

– Witaj, kochanie. – Kiedy córka weszła do auta,

pocałowała ją w policzek.

Judyta wyraźnie promieniała.
– Cześć, mamo – odparła radośnie.
Chodziły   po   galerii   handlowej,   przymierzając

buty, bluzki, sweterki, spodnie, spódnice, sukienki i
wiele innych rzeczy. Nakupiły masę ciuchów, a teraz
siedziały razem w kawiarni i jedząc lody, śmiały się
do rozpuku. Opowiadały sobie o wszystkim. To było
takie   cudowne,   ta   więź,   która   się   między   nimi
tworzyła. Judyta nie zająknęła się słowem o ostatnich
wydarzeniach, bo i o czym miała niby opowiadać?

background image

Wszystko było już dobrze.

Wyszły już z galerii i skierowały swoje kroki na

przeciwną stronę ulicy, gdzie w witrynie sklepowej
bielały ślubne kreacje. Judyta udawała, że tego nie
dostrzega,   ale   wzrok   matki   wyraźnie   szukał   teraz
sukni ślubnej.

– Chcesz tu wejść? – spytała.
Elżbieta przecząco pokręciła głową, ale jej twarz

zdradzała co innego.

– Nie, a ty? – Popatrzyła na nią roziskrzonym

wzrokiem.

– Ja już mam sukienkę.
–   Naprawdę?  A  jaką?   –   spytała   zaciekawiona

matka.

Judyta opowiadała o sukience jak o najdroższym

skarbie. Matka najwyraźniej nabierała coraz większej
chęci, aby wejść do środka.

–   Wchodzimy   –   powiedziała   Judyta.  A  kiedy

matka się ociągała, złapała ją za rękę i rzekła: – No
przecież widzę, że chcesz.

Matka   uśmiechnęła   się   do   niej   promiennie.

Judyta uważała, że to trochę zabawne, iż była taka
niepewna siebie, ale ze zdziwieniem zauważyła, że
dodaje jej to uroku, a odejmuje lat.

Pośrodku salonu stała jakaś nadęta ekspedientka.

Popatrzyła   na   nie   uważnie,   a   gdy   po   raz   kolejny
przeglądały   te   same   sukienki,   podeszła   do   nich   i
spytała:

background image

– Jak dobrze rozumiem, szukamy sukni dla pani?

– zwróciła się do Judyty.

– Nie, dla tej drugiej pani – odparła Judyta.
Kobieta   wyraźnie   się   zmieszała   i   spojrzała   na

starszą Malinowską, która przybrała taką minę, jakby
zaraz miała wybuchnąć nieopanowanym śmiechem.

– Aha, rozumiem – rzekła sprzedawczyni i objęła

postać Elżbiety od stóp do głów. – Szuka pani czegoś
konkretnego? – spytała.

– W zasadzie to nie. Ale interesują mnie bardziej

tradycyjne   kroje   –   odparła   Elżbieta,   a   jej   mina   w
dalszym ciągu zdradzała rozbawienie.

– Proszę poczekać. Zaraz pani coś zaproponuję –

odrzekła   kobieta   i   zaczęła   przeszukiwać   wieszaki.
Gdy   odwróciła   się   do   nich   plecami,   matka   dała
Judycie   kuksańca   w   bok,   a   ta   nie   wytrzymała   i
parsknęła śmiechem.

Ekspedientka zwróciła do nich oburzoną twarz, a

wtedy one od razu się uspokoiły.

– Zapraszam panią do przymierzalni, jeśli zechce

pani przymierzyć to, co wybrałam – rzekła. – A pani
niech sobie tutaj usiądzie. – Wskazała Judycie ręką
kanapę naprzeciwko przymierzalni.

Matka   miała   idealną   figurę,   więc   wszystkie

sukienki   wyglądały   na   niej   dobrze,   ku   wyraźnemu
niezadowoleniu mało atrakcyjnej sprzedawczyni oraz
ku aprobacie Judyty. Jednak nic ich nie zachwycało,
nie było tego „wow”, które Judyta poczuła, gdy sama

background image

wybrała swoją wymarzoną suknię.

Kiedy wyszły z salonu, matka zwróciła się do

Judyty:

–   Wiesz,   ja   chyba   jednak   wystąpię   w   jakimś

kostiumiku.

–   Jak   uważasz,   ale   wyglądałaś   we   wszystkich

zachwycająco   –   pochwaliła   ją   córka,   a   Elżbieta
słysząc   ten   komplement,   poczerwieniała   jak
nastolatka.

– Oj tam. Nie przesadzaj – powiedziała, mimo że

coraz   bardziej   zdawała   sobie   sprawę   z   własnej
atrakcyjności.   I   doskonale   wiedziała,   komu   to
zawdzięcza.

Zbliżały się święta Bożego Narodzenia, a brzuch

Kariny rósł w zastraszającym tempie. Strasznie dużo
jadła,   co   ją   trochę   przerażało.   Niestety   potem
większość   tego,   co   skonsumowała,   spłukiwała   w
toalecie. Coraz częściej miała nudności. Szef kazał
jej pójść na urlop, ale ona już wiedziała, co to dla niej
oznacza. Jak wróci, nie ma czego tam szukać. Judyta
odcięła się od niej całkowicie. To ją bardzo bolało,
ale szanowała wybór przyjaciółki. Trudno, skoro tak
zadecydowała. Miała jedynie nadzieję, że dokonała
odpowiedniego wyboru i że Tomasz jej już więcej nie
skrzywdzi.   Ale   ona   sama   chciała   go   udusić.   To
wszystko było przez niego. Co za idiota! Nigdy za
nim nie przepadała, a teraz jeszcze okazało się, że nie
jest mężczyzną, tylko tchórzem.

background image

Nie rozmawiali z Igorem o jej pocałunku. Tak

samo   jak   wcześniej,   gdy   upili   się   i   ku   zdumieniu
wszystkich i samych siebie zrobili sobie dziecko, tak
i teraz udawali, że nie było sprawy.

Ojciec   często   do   niej   dzwonił,   zapraszał   na

święta. Ale ona nie wiedziała, czy pojedzie do domu,
bo   po   pierwsze:   matka   ciągle   się   do   niej   nie
odzywała, a po drugie: ona nie wiedziała, czy dobrze
zniesie podróż. Zdecydowała, że tym razem zostanie
jednak w Rzeszowie. Poza tym nie była sama. Igor
od lat nie jeździł do domu, odkąd powiedział swoim
rodzicom, że jest gejem. Mieli więc zostać razem w
te święta.

Karina   zjadła   połowę   tabliczki   czekolady,   trzy

śledzie   i   popiła   to   wszystko   wodą   z   ogórków,
pogładziła się po brzuchu i położyła się spać. Teraz
ona spała w salonie, a Igor na materacu w jej byłej
sypialni, która coraz bardziej zaczynała przypominać
dziecięcy pokoik. Igora nie było, nie wiedziała, gdzie
jest.   Powiedział,   że   wróci   późno,   ale   nie   chciał
zdradzić, gdzie się wybiera. Nie miała mu tego za złe.
W końcu byli tylko przyjaciółmi.

Ze snu wyrwał ją dźwięk przekręcanego klucza i

otwieranych   drzwi.  To   musiał   być   Igor.  Ale   zaraz,
zaraz. Najwyraźniej nie był sam, bo Karina usłyszała
w   przedpokoju   dźwięk   ocierających   się   o   siebie
ubrań.   Wpadła   do   hallu   i   to,   co   zobaczyła,
zapamiętała już do końca życia.

background image

Jej   narzeczony   całował   się   z   tym   całym

Darkiem. Nie, oni się wręcz obłapiali. Jak on mógł?!
Sprowadzać tutaj swoich chłoptasiów, kiedy ona była
w ciąży. Poza tym to było, do cholery, jej mieszkanie!

–   Karina...   –   rzekł   Igor,   kiedy   dostrzegł   jej

postać.

– Jak możesz, Igor?! – rzuciła z żalem i złapała

się za brzuch.

–   Myślałem,   że   twoja   panienka   nie   ma   nic

przeciwko temu? – odezwał się bezczelnie Darek.

– Darek, wyjdź – powiedział ostro w jego stronę.
– Ale, kochanie... – błagał Darek.
– Wyjdź, powiedziałem! – krzyknął do niego.
Kiedy   Darek   wyszedł,   zły   i   oburzony,   Igor

popatrzył na swoją przyjaciółkę i rzekł:

– Karina, wybacz mi, proszę...
– Ty też wyjdź. – Wskazała mu drzwi palcem.
– No co ty, mała? – zapytał i podszedł do niej.

Cofnęła się o krok i rzekła:

– Igor, nie... Wyjdź.
Spojrzał   na   nią   ze   smutkiem,   a   potem   spuścił

wzrok na jej brzuch i rzekł:

– Tatuś wróci, kochanie.
Posłał w tamtą stronę całusa i wyszedł.
Karina zaczęła się cała trząść. Nie chciała znowu

płakać. Ale jak mogła nie płakać? A najgorsze w tym
wszystkim   było   to,   że   ona   zaczęła   się   w   nim
zakochiwać. Była taka głupia. Tak bardzo głupia... 

background image
background image

Rozdział 16

Karina   trzymała   w   ręku   pierścionek

zaręczynowy   i   niespokojnie   obracała   go   na
wewnętrznej   powierzchni   dłoni.   Naprzeciwko   niej
siedział Igor, a jego twarz zdradzała równie wielkie
podenerwowanie.   Wczoraj   napisała   do   niego
wiadomość, żeby dzisiaj przyszedł po swoje rzeczy.
Teraz   spojrzała   mu   w   oczy,   położyła   na   ławie
pierścionek   i   delikatnie   pchnęła   go   w   stronę
mężczyzny.

– Karina... – odezwał się wtedy.
Spojrzała na niego swoimi błękitnymi oczami, w

których   dostrzegł   coś   na   kształt   bólu,   ale   również
ogromnej determinacji.

–   Igor...   –   Jej   głos   się   łamał.   –   Proszę,   nie

utrudniaj mi tego... – Przerwała, a kiedy on milczał,
wiedziała, że da jej mówić. – Ja to wszystko bardzo
dokładnie   przemyślałam.   Ten   ślub   byłby   wielką
pomyłką. – Mężczyzna poruszył przecząco głową, a
wtedy   ona   rzekła:   –   Igor,   ty   i   ja   dobrze   o   tym
wiemy... Ja nie zabronię ci kontaktów z maleństwem,
bo wiem, że pokochałeś je równie mocno jak ja, a
poza   tym   będziesz   wspaniałym   ojcem,   bo   jesteś
dobrym   człowiekiem.   –   Uśmiechnęła   się   do   niego
blado. – Ale my... to nie jest najlepszy pomysł i...
nigdy nie był. Bo popatrz, ty zawsze będziesz tym,
kim jesteś. I ja szanuję to, naprawdę, Igor, ale... wiem

background image

też, że jeżeli bylibyśmy małżeństwem, bardzo łatwo
bym cię pokochała... – Zarumieniła się. – A to byłby
mój koniec. I twój też. Bo znam cię, Igor, jesteś zbyt
moralny. W końcu postanowiłbyś mi dać to, czego
nie możesz mi dać, bo widziałbyś we mnie ból i to by
cię zabijało... Ale po jakimś czasie zrozumiałbyś, jak
bardzo jesteś nieszczęśliwy w tym małżeństwie. Bo
nie   mógłbyś   się   wyrzec   swojej   natury,   która
ponownie   dałaby   o   sobie   znać,   i   wówczas   może
nawet byś się zakochał w kimś innym. I wtedy po raz
kolejny byś mnie zabił... – Popatrzyła w jego oczy,
które, chociaż tego nie chciał, zgadzały się z tym, co
ona mówi. – Nie możemy sobie tego zrobić, Igor. Nie
możemy   zniszczyć   sobie   życia.   Nie   mogę   na   to
pozwolić.   Powiedziałeś,   że   będziemy   najlepszymi
rodzicami.   I   w   tej   kwestii   nic   się   nie   zmienia,   bo
będziemy. Jednak nie musimy być małżeństwem, aby
dać temu maluszkowi – pogładziła się po wystającym
brzuchu – miłość i szczęście. Wystarczy, że będziemy
przyjaciółmi.   –   Skończyła   mówić,   a   wówczas   Igor
wyciągnął do niej dłoń. Dziewczyna uśmiechnęła się
i położyła na niej swoją.

– Ale ja chciałem dobrze... – powiedział.
– Wiem i za to cię cenię. – Ścisnęła delikatnie

jego rękę.

Igor wziął do drugiej, wolnej dłoni pierścionek z

niebieskim oczkiem, podniósł go ku górze, podrzucił,
uśmiechnął się smutno i spytał:

background image

– I co ja mam z tym teraz zrobić, co?
Karina puściła jego dłoń i rzekła:
– Nie wiem, Igor. Co tylko zechcesz. Należy do

ciebie.

Kiedy wychodził z jej mieszkania, obładowany

swoimi rzeczami, jej serce na jeden krótki moment
zadrżało. A co jeśli właśnie popełniła największy błąd
swojego życia? Lecz wiedziała, że to nieprawda i że
błędem byłoby doprowadzić do tego ślubu.

– Trzeba odwołać rezerwację sali. – Odwrócił się

do niej, gdy miał już otwierać drzwi. – Ja to zrobię –
powiedział.

Ustalili   również,   że   dokończy   remont

dziecięcego pokoiku. Przysiągł też, że nigdy jej nie
zostawi i że może na niego liczyć, także w kwestiach
finansowych,   bo   przecież   niedawno   straciła   pracę.
Przytuliła go do siebie na pożegnanie, podziękowała i
rzekła:   –   Jesteś   cudownym   przyjacielem.   Kiedyś
uszczęśliwisz jakiegoś przystojnego faceta, wiesz?

Gdy   zamknął   za   sobą   drzwi,   poczuła   dziwną

ulgę, ale mimo tego zaczęła płakać. Nie rozumiała
tego   kompletnie,   jednak   czuła,   że   znów   jest   sama.
Nie myśląc wiele, wzięła komórkę do ręki i napisała
Judycie   SMS-a:   „Już   nie   wychodzę   za   mąż”.
Wiedziała, że przyjaciółka ciągle się na nią gniewa,
chociaż Karina powiedziała jej szczerą prawdę, ale
teraz   odczuła   wielką   ziejącą   w   niej   pustkę   i
potrzebowała przyjaciela u swego boku. Tylko tyle i

background image

aż tyle.

Po   przeczytaniu   wiadomości   od   przyjaciółki

Judyta   chwilę   biła   się   z   myślami,   ale   w   końcu
odpisała krótko: „Zaraz będę u ciebie”. Ciągle była
na   nią   zła   za   tamto   kłamstwo,   lecz   nie   była   z
kamienia. Jak mogłaby teraz ją zostawić? Obie były
jedynaczkami, więc stały się sobie bliskie jak siostry.

– Jadę do Inki – rzuciła w stronę narzeczonego,

który spojrzał na nią zaskoczony i spytał:

– Pogodziłyście się?
– Nie, ale ona mnie potrzebuje. Będę za jakieś

dwie   godziny.   Podgrzej   sobie   pomidorową,   jest   w
lodówce.

Tomek kochał w niej ten altruizm, może dlatego,

że sam był skrajnym egoistą, o czym oboje wiedzieli,
ale żadne z nich nigdy nie wypowiedziało tego na
głos.   Znowu   brał   w   pracy   nadgodziny,   a   kiedy
okazało   się,   że   zaraz   po   świętach   ma   jechać   do
Krakowa, by podpisać kolejną umowę w imieniu „R-
Budimeksu”, zgodził się bez wahania. Czuł się z tym
trochę źle, bo znowu miał ją zostawić, a wiedział, że
Judyta miała dość jego ciągłych wyjazdów. Do tego
jeszcze   doszła   ta   beznadziejna   sprawa   z   tą   rudą
Weroniką... Wiedział, że jego narzeczona w dalszym
ciągu coś podejrzewa, ale nie wracali już więcej do
tamtego tematu. A on chciał to zakończyć, ten cały
przelotny   i   nic   nieznaczący   romans,   ale   kiedy
dowiedział się, że Weronika też jedzie do Krakowa,

background image

poczuł   na   karku   dreszczyk   emocji...   Nie   robił
przecież nic złego, tamta w ogóle się dla niego nie
liczyła.

–   Inka...   –   rzekła   czule   Judyta,   gdy   zobaczyła

swoją zapłakaną przyjaciółkę.

Blondynka siedziała na kanapie i trzymając się

kurczowo za ramiona, kiwała się w przód i w tył.

– Judka... Dzięki, że przyjechałaś. Nie musiałaś

– rzekła cicho w stronę brunetki.

Judyta przysiadła obok niej, objęła ją ramieniem,

a   kiedy   przyjaciółka   przytuliła   się   do   niej,
powiedziała:

– No już, już... Wszystko będzie dobrze. Popłacz

sobie, Inka. – Głaskała ją po blond kosmykach.

Kiedy Inka się uspokoiła, Judyta rzekła:
– To teraz opowiedz mi wszystko od początku.
Karina   potrząsnęła   głową,  poprawiła   potargane

włosy i zaczęła mówić. Wszystko, od początku do
końca. Gdy skończyła, Judyta ścisnęła ją za rękę i
powiedziała:

– Dobrze zrobiłaś, mała.
– No nie wiem, Judka... Znowu jestem sama... –

Jej niebieskie oczy były smutne.

–   Nie   jesteś   sama,   masz   mnie.   –   Judyta

uśmiechnęła się do niej.

–   To...   to   już   się   na   mnie   nie   gniewasz...?   –

zapytała Inka.

– Już nie. Ale nie wracajmy do tego, dobrze?

background image

–   Jasne.   A   między   wami   wszystko   okej?   –

upewniała się blondynka.

–   Tak.   Jak   najbardziej.   –   Przyjaciółka

uśmiechnęła się jakoś smutno. Bo nic nie było okej.
Tomasz   znowu   się   od   niej   oddalał.   Przez   chwilę
starał się i było naprawdę wspaniale, ale teraz znowu
powstała między nimi cicha przepaść. I chociaż oboje
udawali, że wszystko jest w porządku, nic nie było.
Ale   ona   wiedziała,   że   są   dla   siebie   stworzeni.
Kochają   się   i   każdą   burzę,   każdy   mocniejszy
podmuch   wiatru,   wszystko   przetrwają   razem.   Bo
muszą.   Bo   są   sobie   przeznaczeni.   Nie   mogła   tego
jednak   powiedzieć   przyjaciółce.   Pomału   czuła,   jak
zamyka się w swoim własnym, bezpiecznym świecie,
gdzie nie ma niedopowiedzeń i cichych dni. I taki
obraz   siebie   przedstawiła   w   tym   momencie
przyjaciółce.

– To dobrze – powiedziała Inka i obdarzyła ją

niepewnym uśmiechem. – Prawda? – dodała pytanie,
bo Judyta nie zareagowała.

– Tak, to dobrze.
Brunetka   spuściła   swój   stalowy   wzrok   na

podłogę. Wszystko było chyba dobrze.

Na dwa dni przed wigilią Elżbieta odebrała od

córki telefon. Judyta pytała, czy nadal mogą do nich
wpaść   z   Tomaszem.   Elżbieta   była   zachwycona,
cieszyła się, że spędzą razem święta. Potem zapytała,
czy   mogą   przyjść   także   z   Kariną,   jej   najlepszą

background image

przyjaciółką. Elżbieta zawsze lubiła tę sympatyczną
blondynkę, dlatego przystała na tę prośbę. Wiedziała
od   córki,   że   Karina   spodziewa   się   dziecka,   więc
spytała,   czy   ma   przygotować   dla   niej   coś
specjalnego. Jednak córka odrzekła, że wszystko, co
przyrządzi, będzie wspaniałe, tym bardziej że Karina
wciąga wszystko niczym odkurzacz.

– Będziemy mieć tutaj sporą wigilię – zwróciła

się w stronę narzeczonego, który siedział w gabinecie
i zajmował się projektami.

– To znaczy? – spytał, wyraźnie zaciekawiony.
–   Przyjedzie   Judyta   z  Tomkiem,   ale   będziemy

gościć również jej ciężarną przyjaciółkę – odparła.

–   To   fajnie.   Im   nas   więcej,   tym   lepiej.   –

Uśmiechnął się szeroko i podszedł do niej, aby skraść
jej całusa. – Jesteś piękna, wiesz?

Zaczęła się śmiać i wyrywać z jego objęć.
– Wiem, bo ciągle to powtarzasz.
–   Bo   to   prawda!   –   Połaskotał   ją   pod   bokiem.

Skuliła się i próbowała uniknąć jego pieszczot, ale
oboje wiedzieli, że nie ma żadnych szans.

– Wariat! – zawołała w jego stronę. – Puść mnie!

Trzeba pojechać na rynek i zrobić przedświąteczne
zakupy.

– Zaraz... Rynek nie zając, nie ucieknie. – Już

całował jej szyję.

– Ale ja tak! – rzuciła się w stronę drzwi.
– Ach, te kobiety! – zażartował Mateusz.

background image

Popatrzyła na niego czekoladowym wzrokiem i

próbowała   zachować   powagę,   ale   nie   mogła   się
powstrzymać   i   zaraz   wybuchnęła   gromkim
śmiechem.

–  Ach,   te   chłopy!   –   powiedziała,   a   wtedy   on

również zaczął się śmiać.

– Dobra, tym razem ci podaruję – rzekł. – Ale

nie   myśl,   że   tak   będzie   zawsze!   –   Pokiwał
żartobliwie palcem, jakby jej groził. – Jadę z tobą,
piękna – dodał.

–   No   ja   myślę!   –   Zrobiła   obruszoną   minę   i

wyszła z gabinetu.

Jej   szczęście   było   nie   do   opisania.   Czasami

patrzyła na Mateusza, gdy pracował, jakby się bała,
że   on   zniknie   jak   bańka   mydlana.  Ale   ufała   mu   i
wiedziała, że nic takiego się nie wydarzy.

background image

Rozdział 17

W   dzień   wigilii   Judyta   i   Tomek   podjechali

najpierw na osiedle Kariny, a stamtąd już wszyscy
troje   ruszyli   w   stronę   domu   Elżbiety.   Blondynka
wyraźnie unikała rozmów i jakiegokolwiek kontaktu
z narzeczonym brunetki. Ten zaś udawał, że wszystko
jest   w   porządku,   co   jedynie   utwierdziło   Karinę   w
tym, jakim fałszywym jest człowiekiem. Bała się, że
on kiedyś skrzywdzi Judytę, ale miały nie wracać do
tamtej sprzeczki. Uszanowała jej decyzję, chociaż w
głębi duszy uważała, że przyjaciółka popełnia wielki
błąd   i   że   zasługuje   na   kogoś   lepszego.   Nie   miała
jednak śmiałości jej o tym powiedzieć. Poza tym bała
się, że wówczas ich przyjaźń nie przetrwa.

Widząc   Tomasza   Leśniaka   w   swoim   salonie,

Elżbieta   przez   moment   poczuła   się   niezręcznie.
Zawsze   tak   wpływała   na   nią   jego   obecność,   tym
bardziej że ciągle zerkał raz na nią, raz na Mateusza i
Bóg   jeden   wie,   co   sobie   o   nich   myślał.   Jednak
cieszyła   ją   obecność   córki   i   jej   przyjaciółki,   a   ta
wyglądała   naprawdę   pięknie   w   ciąży.   Elżbiecie
przypomniało   się,   jak   dwadzieścia   sześć   lat   temu
sama była przy nadziei i od razu uśmiechnęła się do
tych   wspomnień.   Kiedy   urodziła   Judytkę,   była
wniebowzięta,   tak   samo   jak   Jerzy.   Odkąd   zostali
małżeństwem,   często   dyskutowali   na   temat
przyszłego   potomstwa   i   w   ich   wspólnych   planach

background image

była   roześmiana,   delikatna   buzia   dziewczynki.
Popatrzyła na swojego narzeczonego i pomyślała, że
to przykre, że sami nie będą mieć własnych dzieci.
Chociaż   nigdy   nic   nie   wiadomo.   Jej   zegar
biologiczny jeszcze nie stanął, dlatego wszystko było
możliwe.

Między Mateuszem a Judytą ciągle było jakieś

napięcie, ale podczas kolacji zaczęli ze sobą całkiem
swobodnie   rozmawiać.   Córka   Elżbiety   nadal   nie
pochwalała   ich   wspólnych   planów   na   życie,   ale
widać, że pomału zaczęła się z tym godzić. Mateusz
był z tego zadowolony. Zawsze wiedział, że Judyta
jest   inteligentna   i   że   w   końcu   zaakceptuje   ich
związek.

Podczas   dzielenia   się   opłatkiem   Karina

pociągnęła za rękaw narzeczonego przyjaciółki i ku
zdumieniu pozostałych zaprowadziła go do korytarza.
Tam   popatrzyła   na   niego   złowieszczo,   ale   całkiem
odważnie,   i   chociaż   przewyższał   ją   sporo,   dumnie
zadzierała swoją blond głowę.

– Słuchaj – zaczęła. – Ja wiem i ty wiesz, że

jesteś totalnym dupkiem.

– Co? – spytał Tomek. Musiał przyznać, że ta

mała z brzuchem była całkiem śmieszna.

–   Nie   udawaj   –   zasyczała.   –   Widziałam   cię

wtedy, jak śliniłeś się do tej rudej.

–   Coś   ci   się   chyba   pomyliło,   dziecino!   –

prychnął Tomasz.

background image

–   Jasne,   pomyliło...   Chciałam   ci   tylko

powiedzieć,   że   wiem,   jaki   naprawdę   jesteś.  Ale...
Judka, ona z niezrozumiałych dla mnie powodów cię
kocha.   I   dlatego   ja   szanuję   jej   decyzję.  Ale   jeżeli
kiedykolwiek   ją   skrzywdzisz,   pożałujesz.   –   Karina
była naprawdę wściekła.

–   Tak?  A  niby,   co   mi   zrobisz,   co?   –   Tomka

zaczęła wkurzać ta mała blondyneczka.

– Zabiję cię... – Podeszła do niego bliżej, a w jej

niebieskich   oczach   było   coś,   czego   nie   widział
jeszcze u nikogo. Złość pomieszana z determinacją,
zaciętością i jeszcze coś... Jakby lojalność i miłość?
Tak,   to   musiała   być   miłość.   Ona   ją   kochała,   jak
siostrę. Zrozumiał to od razu. Cofnął się o krok. –
No, to teraz podzielmy się ładnie opłatkiem, żeby nie
wzbudzać   niepotrzebnych   kontrowersji.   –
Wyciągnęła biały opłatek w jego stronę.

Tomek ułamał kawałek.
–   Teraz   ja   –   powiedziała,   a   wtedy   ułamała

drobinę od niego. – No i teraz możemy wracać.

Kiedy wrócili do salonu, gdzie pozostali składali

sobie życzenia, Judyta spojrzała na nich podejrzliwie.

– Co to było? – zwróciła się do narzeczonego.
–  A  nic.   –   Uśmiechnął   się   i   pocałował   ją   w

policzek. – Musieliśmy sobie tylko coś wyjaśnić –
dodał.

– I wyjaśniliście? – spytała.
– Tak, aż nadto – odpowiedział.

background image

– Cieszę się. – Pogłaskała go po ramieniu.
Gdy   późnym   wieczorem   wracali   do   domu,

odwiózłszy   wcześniej   Karinę   do   jej   mieszkania,
Judyta widząc jego zmartwioną twarz, spytała:

– Wszystko dobrze, kochanie?
Nie, nie było dobrze. Był skurwielem. Wiedział

o  tym.  Wiedziała  o  tym  jej  najlepsza   przyjaciółka.
Więc dlaczego, do cholery, ona nie mogła tego pojąć?

– Tak – odrzekł tylko.
– Na pewno? Bo tak jakoś posmutniałeś – nie

odpuszczała Judyta.

– Oczywiście. – Uśmiechnął się niepewnie.
Będzie dobrze, gdy w końcu wyrwie się z tego

domu.   Boże,   czuł   się   jak   w   klatce...   Nie   mógł
wykonać   żadnego   ruchu,   a   ona   go   krępowała,   nie
potrafił   jej   zostawić,   skrzywdzić   jej,   bo   to   by   ją
zabiło.   Wszystko   stawało   się   między   nimi   jakieś
chore.   Może   gdyby   nie   to   cholerne   wesele,   nie
potrzebowałby   uciekać   do   tej   rudej,   która   nie
zadawała   niewygodnych   pytań   i   nie   miała   wobec
niego żadnych oczekiwań. Może  wtedy byłoby tak
jak   dawniej.   Jak   za   starych,   dobrych   czasów.   Gdy
byli   młodzi,   pełni   energii   i   kochali   się   do
szaleństwa...  Ale   przecież   wciąż   byli   młodzi,   a   on
czuł się tak, jakby mieli po sześćdziesiąt lat. Kochał
ją.   Jednak   nie   wiedział,   czy   bardziej   kochał   tamtą
beztroską Judytę sprzed lat, czy tę dorosłą kobietę o
niezwykłych oczach, która oczekiwała od niego coraz

background image

więcej i więcej...

Judyta   wiedziała,   że   niedługo,   bo   po   dniu

świętego Szczepana, on znowu wyjeżdża. Nie było
jej   z   tym   dobrze.   Jednak   gdzieś   tam   w   środku
cieszyła   się   z   tego.   Nie   chciała   przed   sobą   tego
przyznać i ciągle mu powtarzała, jak będzie za nim
tęsknić, ale tak bardzo chciała od tego odpocząć. Od
tej   niepewności,   cichych   dni,   koszmarów,   że   ją
zostawi...   Od   tego,   że   udawali,   iż   są   ze   sobą
szczęśliwi,   a   ona   czuła,   że   przestali   być.   Nie,   nie
chciała się wycofać. Nie mogłaby go zostawić. Był
jej życiem, jej celem, jej drogowskazem. Chciała po
prostu   odpocząć.  A  kiedy   to   się   stanie,   na   pewno
oboje będą znowu szczęśliwi.

Do   Kariny   zadzwonił   ojciec   z   życzeniami

świątecznymi.   Matka   nie   chciała   z   nią   rozmawiać.
Było jej z tym ciężko, ale pomału zaczęła się do tego
przyzwyczajać.   Jeśli   matka   potrzebowała   więcej
czasu, trudno. Zaczeka, aż będzie gotowa.

Igor   przysłał   jej   SMS-a,   w   którym   życzył

wesołych świąt. Okazało się, że spędza je razem z
Darkiem.   Poczuła   dziwny   skurcz,   kiedy   to
przeczytała. Czy zaczynała go kochać?  Nie mogła.
Nie   pokocha   go.   Zrobi   wszystko,   by   do   tego   nie
dopuścić. Nie po to przecież zerwała zaręczyny, aby
teraz tęsknić za nim i wyobrażać sobie, co by było
gdyby. Bo nic  by nie było i ona doskonale  o tym
wiedziała.

background image

W tej chwili najważniejszy był dla niej dzidziuś.

Tylko to się liczyło, to małe życie, które kopało ją w
brzuch i nie dawało spać po nocach. Ale to było takie
piękne. Nigdy nie sądziła, że kiedykolwiek zostanie
matką.   Kiedy   okazało   się,   że   zaszła   w   ciążę,
pomyślała, że to totalna wpadka. Bo to była wpadka.
Najpiękniejsza w jej życiu.

background image

Rozdział 18

Matka   zapraszała   ich   na   sylwestra,   ale   Judyta

postanowiła   urządzić   z   tej   okazji   w   swoim
mieszkaniu   małe   przyjęcie.   Tomek   miał   wrócić
wieczorem, dlatego nie mogła liczyć na jego pomoc
w   przygotowaniach.   Od   rana   więc   chodziła   ze
szmatką   w   jednej   ręce   i   odkurzaczem   w   drugiej,
czyszcząc   każde   pomieszczenie   w   domu.   Kiedy
około   trzynastej   skończyła   sprzątać,   wpadła   do
kuchni   i   w   panice   zaczęła   przyrządzać   jedzenie.
Goście mieli zjawić się o dziewiętnastej, a musiała
jeszcze   wziąć   prysznic,   przebrać   się   i   pomalować,
dlatego   bardzo   się   spieszyła.   W   rezultacie   zrobiła
dwie sałatki – jedną jarzynową, a drugą z kurczakiem
i kukurydzą. Upiekła także placek jagodowy, zrobiła
z   milion   malutkich   kanapek   i   miniszaszłyków.   W
sklepie zaś nakupiła mnóstwo chipsów, paluszków i
ciasteczek.   Nie   mogła   zapomnieć   również   o
napojach, także tych wysokoprocentowych.

Zajęła się przygotowaniami i wolała nie myśleć,

co   robi   jej   narzeczony.   Bo   gdy   tylko   sobie   na   to
pozwalała, przed jej oczami stawała wizja Tomka w
ramionach   Weroniki.   Coraz   mniej   mu   ufała.   I   nie
chodziło nawet o to, co niby widziała Karina. On był
coraz bardziej obcy. Czasami miała wrażenie, że w
ogóle   go   nie   zna.   Zamykał   się   w   sobie   i   nie
dopuszczał jej do siebie. Nie chciał też zajmować się

background image

planowaniem   wesela,   więc   wszystko   było   na   jej
głowie.   Już   prawie   nie   cieszyły   jej   te   wszystkie
zaproszenia, bukiety, próbne fryzury i makijaże. W
ogóle bardzo mało rzeczy ją ostatnio cieszyło i to ją
zaczynało naprawdę przerażać... W końcu niebawem
miała   zostać   jego   żoną,   to   powinno   przynosić   jej
same radości, a ona chciała po prostu, by ten cały
cyrk się skończył. Lecz ciągle go kochała. Wiedziała,
że   przyjdzie   taki   czas,   kiedy   wszystko   się   ułoży.
Musi, bo inaczej ona zwariuje.

O   osiemnastej   pojawiła   się   u   niej   Inka,   która

przyjechała   wraz   ze   swoim   byłym   narzeczonym   i
jego   chłopakiem.   To   był   nieco   dziwny   trójkąt   i
widziała, że przyjaciółka również czuje się nieswojo,
ale mówiła, że Igor chciał koniecznie spędzić z nią
sylwestra. Widocznie jego partner pragnął być w ten
dzień   u   jego   boku.   Godzinę   później   zaczęli   się
schodzić goście: Paula i Mariusz z jej pracy, Oliwia i
Aneta ze studiów, a także Czarek – poznały go swego
czasu na jakiejś imprezie.

Ludzie gapili się na brzuch Kariny, a ona z dumą

się   po   nim   masowała.   Miała   ich   gdzieś.   Oni   nie
wiedzieli, co to znaczy nosić w sobie nowe życie, a
ona   tak.   Widziała,   że   Igor   jest   równie   dumny   i
szczęśliwy. Gdyby tylko nie przyszedł z tym całym
Dareczkiem...   Ale   trudno,   oni   byli   parą,   a   ona
musiała się z tym pogodzić.

Około dwudziestej trzeciej Judyta nachyliła się

background image

do swojej przyjaciółki i powiedziała, żeby ta poszła z
nią do łazienki, bo musi jej coś powiedzieć.

–  Tomka   jeszcze   nie   ma,   a   miał   wrócić   dwie

godziny temu – była wyraźnie zaniepokojona.

–  To   zadzwoń   do   niego,   Judka.   Może   coś   się

stało – odparła przyjaciółka.

– Już dzwoniłam... Powiedział, że zaraz wróci.
–   Skoro   tak   mówi,   to   na   pewno   tak   będzie   –

pocieszała ją Inka.

– Mówisz?
–   Na   pewno.   –   Uśmiechnęła   się   do   niej,   ale

wcale nie była tego taka pewna. A co, jeśli ten burak
wywinie coś głupiego? Judka tego nie zniesie.

Jednak   na   dziesięć   minut   przed   północą   w

drzwiach   mieszkania   na   dziesiątym   piętrze   pojawił
się Tomek. Był wyraźnie zadowolony i gotowy do
zabawy. Judyta była na niego zła, bo się spóźnił, ale
przywitała   się   z   nim   czule.   Nie   chciała   robić   mu
sceny przed znajomymi.

– Piękna, wiesz, że w tym roku zostaniesz panią

Czarnecką? – Mateusz całował Elżbietę po włosach i
wdychał ich zapach jak najcudowniejszy aromat.

Uśmiechnęła   się,   odstawiła   kieliszek   z

szampanem na blat stołu, objęła jego głowę swoimi
szczupłymi dłońmi, pocałowała go i rzekła:

– Wiem, szczeniaku. A na pewno tego chcesz?
– Oj, nie drażnij się ze mną, bo wiesz, że tego

nie lubię... – Delikatnie ugryzł jej wargę.

background image

– No  ale   ja  chcę  wiedzieć. –  Była   uparta,  ale

kochał to w niej.

Uspokoił się i bardzo poważnie powiedział:
– Jak niczego innego na świecie, kochanie... Jak

niczego innego...

Pocałował   ją   czule,   ale   też   namiętnie.   Nic   nie

mogło ich rozdzielić. Narodzili się po to, aby spędzić
ze sobą resztę życia.

background image

Rozdział 19

Nareszcie nadeszła długo wyczekiwana wiosna,

a razem z nią pojawiło się nowe życie. Hanna Judyta
przyszła na świat o piątej nad ranem dwudziestego
pierwszego kwietnia dwa tysiące trzynastego roku, w
niedzielę.

Przez szpitalne okno zaglądały ciepłe promienie

słońca. Karina trzymała w ramionach swoje dziecko,
swój skarb. Nie mogła uwierzyć, że to małe cudo jest
częścią   jej   samej   i   Igora.   Nigdy   wcześniej   nie
przeżyła   czegoś   tak   mistycznego,   a   zarazem
fizycznego jak teraz. Tej więzi nie dało się z niczym
innym porównać. Jasne, kochała rodzinę, przyjaciół,
a   nawet   kiedyś   pewnego   przystojnego   bruneta,   ale
dopiero   teraz   zrozumiała,   co   znaczy   miłość   tak
głęboka i pełna, że potrafiłaby zabić, gdyby odeszła.

Przy   jej   łóżku   siedział   Igor,   na   szczęście   bez

swojego   partnera,   i   wpatrywał   się   w   swoją   nowo
narodzoną córkę jak w obrazek. Był tak szczęśliwy i
dumny,   jak   tylko   ojciec   może   być   z   własnego
dziecka. Obok niego siedziała Judyta  i wpatrywała
się z fascynacją w ten mały cud na ziemi. I już teraz
przyrzekła   sobie,   że   będzie   najlepszą   ciotką   na
świecie   i   da   temu   dziecku   wszystko,   czego   tylko
zapragnie.   Będzie   je   rozpieszczać   i   rozpuszczać,   a
co!   Od   tego   są   w   końcu   ciotki.   Do   szpitala
przyjechała razem z Tomkiem, który stał koło swojej

background image

narzeczonej  i trzymał  ją  za  ramię. Na  jego twarzy
malowało się zdumienie. Nigdy przedtem nie widział
noworodka   i   w   zasadzie   nie   wiedział,   czy   mu   się
podoba   ten   widok,   czy   też   nie.   Dziecko   było
czerwone   i   lekko   pomarszczone.   Ale   gdy   spało
spokojnie w ramionach Kariny, wyglądało pięknie.

Około   południa   do   szpitalnego   pokoju   wszedł

ojciec Kariny. O narodzinach dał mu znać Igor przez
telefon.

– Wejdź, tato. – Blondynka ucieszyła się na jego

widok.

Ojciec na moment przystanął w drzwiach, jakby

oniemiał   na   widok   maleństwa.   W   jego   oczach
zaszkliły się łzy.

–   Karinko,   nie   jestem   sam...   –   powiedział

niepewnie, a wówczas obok niego pojawiła się niska
starsza kobieta. Miała blond włosy i duże niebieskie
oczy. Nie było wątpliwości, że jest matką Kariny.

– Mama... – wyszeptała cicho Karina.
Rodzice   podeszli   bliżej,   a   wtedy   Judyta,   która

posiadała   niezwykle   przydatną   umiejętność
zachowania   się   odpowiednio   w   każdej   sytuacji,
odezwała się:

–   Słuchajcie,   może   zejdziemy   na   dół   coś

przekąsić?

Wszyscy zgodzili się, że to dobry pomysł.
– Inka, przynieść ci coś z dołu? – zwróciła się do

przyjaciółki.

background image

– Nie, dziękuję – odrzekła, a tak naprawdę była

jej wdzięczna za to, że zabiera wszystkich ze sobą na
dół.

Rodzice usiedli niedaleko jej łóżka.
–   Karinko...   –   odezwała   się   matka,   która   była

bardzo  wzruszona.  Karina   obawiała   się,  że  tak  jak
ojciec zaraz się rozpłacze.

–   Ciii,   mamo...   –   rzekła   czule   do   matki   i

uścisnęła jej dłoń. – Zostawmy to.

Była zmęczona, ale uśmiechała się promiennie.

Wiedziała,   że   matce   trudno   jest   cokolwiek
powiedzieć, dostrzegła  w niej  żal i poczucie winy.
Nie potrafiła się na nią gniewać.

Matka   odwzajemniła   jej   uścisk   i   również   się

uśmiechnęła.   Była   wdzięczna   córce   za   to,   że   jej
wybaczyła.   Jej   radość   na   widok   wnuczki   była   tak
ogromna,   że   nie   wiedziała,   jak   poradzić   sobie   z
natłokiem   takich   uczuć.   Z   jej   niebieskich   oczu,
zupełnie takich samych jak Kariny, popłynęły dwie
strużki łez.

Przez chwilę podziwiali ten wspaniały widok w

milczeniu, a potem matka przemówiła:

– Jak dasz jej na imię?
– Hanna – odrzekła Karina i pocałowała swoje

dziecko w główkę.

– Hania. Pięknie – powiedział ojciec.
– Witaj na świecie, Haniu – dodała matka.
–   W   zasadzie   to   Hanno   Judyto.   –   Karina

background image

uśmiechnęła się i uprzedziła ich pytanie. – Tak, Judka
będzie matką chrzestną.

Po południu do szpitala przyjechała Elżbieta  z

Mateuszem. Na początku nie była pewna co do tych
odwiedzin,   ale   bardzo   chciała   zobaczyć   malutką.
Poza tym przez okres ciąży pomagały Karinie wraz z
córką, jak tylko mogły, a to sprawiło, że przywiązała
się   do   tej   sympatycznej   blondynki.   Gdy   weszli   do
pokoju, przy łóżku Kariny było naprawdę sporo osób.
Jacyś starsi państwo podali jej dłonie na powitanie,
mówiąc, że są rodzicami Kariny.

–   Gratulujemy,   Karinko   –   powiedziała   cicho

Elżbieta,   nie   chcąc   zbudzić   dziewczynki,   która
ewidentnie spała.

–   Jest   piękna   –   dorzucił   Mateusz,   a   jego

narzeczona spojrzała na niego z uznaniem. Kto wie,
być może jeszcze kiedyś zostanie matką? Może nie
będzie za późno.

–  Tak,   najpiękniejsza.   –   Igor   ucałował   główkę

maleństwa,   które   delikatnie   poruszyło   się   w
ramionach swojej matki.

Bił się z myślami, ale w rezultacie nie napisał do

rodziców wiadomości, że zostali dziadkami. Jeszcze
było   za   wcześnie.   Nie   kontaktował   się   z   nimi   od
wielu lat, dlatego taka wiadomość mogłaby być dla
nich   prawdziwym   szokiem.   Poza   tym   bał   się   ich
reakcji. Naprawdę się bał. I o dziwo, gdy sam przed
sobą się do tego przyznał, wielki kamień spadł mu z

background image

serca.   Darek   chciał   z   nim   przyjechać,   ale   Igor
wiedział,   że   Karina   nie   czułaby   się   przy   nim
komfortowo. Ten czas był dla rodziny, oni stanowili
tę rodzinę. A teraz patrząc na tych wszystkich ludzi
skupionych   w   pokoju,   którzy   z   taką   miłością
wpatrywali się w Haneczkę (no, może oprócz Tomka,
który   wydawał   się   być   już   nieco   znudzony   i
poirytowany),   zdał   sobie   sprawę,   że   oni   także
stanowili rodzinę dla jego dziecka. Ta miłość do niej
ich spajała. To było niesamowite.

– Tomeczku. Ja też chcę mieć takiego dzidziusia

i obiecaj mi, że jak tylko weźmiemy ślub, zajdę w
ciążę. – Judyta pocałowała narzeczonego w policzek.

Tomasz przełknął ślinę. Miał nadzieję, że Judyta

tego   nie   zauważyła.   Odkąd   wrócili   do   domu   ze
szpitala, przez całą drogę powrotną nawijała o tym
dziecku, a teraz kazała mu składać takie deklaracje.
Jak   mógł   jej   to   obiecać?   Jak?   Kiedy   sam   nie   był
pewien,   czy   chce   zostać   ojcem.   Nie   miał   takich
rodzicielskich zapędów jak ona. Na razie przerażała
go sama myśl o zbliżającym się weselu, a ona teraz
wyskoczyła z czymś takim. Przez ostatnie miesiące
ich relacje układały się poprawnie. Tylko poprawnie.
Nie   było   między   nimi   już   tego   co   kiedyś.   Tego
szaleństwa, afirmacji życia. Ona ciągle zajmowała się
Kariną,   której   bardzo   dużo   pomagała,   gdy
dziewczyna była w ciąży. Ale jemu to odpowiadało.
Gdy była zajęta i nie było jej w domu, wymykał się

background image

do tej rudej i przynajmniej ona dawała mu to, czego
najbardziej potrzebował. A przy tym pozwalała mu
uwierzyć,   że   żyje   tu   i   teraz   i   nie   musi   ciągle
planować   swojej   przyszłości.   Czy   miał   wyrzuty
sumienia? Czasami zdarzały mu się, kiedy patrzył na
Judytę,   gdy   wykonuje   proste   czynności,   jak   mycie
zębów,   czytanie   książki   czy   wreszcie   zasypianie.
Jednak nie trwało to długo, bo w końcu wiedział, że
nie robi nic złego. Niedługo zostanie jej mężem, więc
ma być jej wierny do końca swoich dni. Teraz jeszcze
mógł zaszaleć. Czy chciał od niej odejść? Zdarzały
mu się takie myśli. Zwłaszcza wtedy, gdy zadawała
mu trudne pytania, jak na przykład: czym pojadą do
ślubu. Albo kiedy wymuszała na nim, aby koniecznie
zainteresował się tym całym weselem. Lub tak jak
teraz, gdy kazała mu złożyć taką obietnicę. Ale nie
mógł powiedzieć „nie”. Taki był. Był tchórzem i już
się   z   tym   pogodził,   a   nawet   polubił   to   w   sobie.
Dlatego rzekł:

– Oczywiście, kochanie. – I pocałował ją w usta,

a wewnątrz niego panowała burza.

–   To   cudownie!   –   wykrzyknęła   szczęśliwa

Judyta, gdy narzeczony przestał ją całować.

Ostatni   okres   był   dla   nich   całkiem   dobry.

Wprawdzie nie mieli zbyt wiele czasu dla siebie, bo
ona   była   w   pracy   albo   u   Kariny.   Natomiast   on
również pracował i wyjeżdżał w delegacje z ludźmi z
„R-Budimeksu”.   Już   się   do   tego   przyzwyczaiła   i

background image

nawet nie martwiła się tak bardzo o to, co do niej
czuje, ponieważ każdą wolną chwilę spędzali razem,
okazując   sobie   mnóstwo   czułości.   Nawet   zaczął
przynosić jej kwiaty, co wcześniej przytrafiało mu się
bardzo   rzadko.   Zaangażował   się   też   bardziej   w
organizację wesela, co niezwykle ją cieszyło. Jednym
słowem,   między   nimi   układało   się   dobrze.   Jednak
czasem,   gdy   patrzyła   na   niego,   kiedy   spał,
zastanawiała się, czy on ją jeszcze kocha. A potem
zadawała sobie pytanie, czy ona nadal kocha jego.
Nie   umiała   udzielić   sobie   na   te   pytania
jednoznacznych odpowiedzi. Jednak gdy całował ją
lub   tulił   w   ramionach,   czuła,   że   są   dla   siebie
stworzeni  i  ciągle  darzą  się  szczerym uczuciem. A
teraz, gdy powiedział, że chce mieć dzieci, jej serce
rosło z radości. Tak bardzo chciała zostać matką, tak
jak   Karina.   W   chwilach   niepewności   zastanawiała
się, czy chce, aby Tomek był ich ojcem. Jednak to
były   tylko   krótkotrwałe   przebłyski.   Liczyło   się
jedynie to, co powiedział zaledwie przed momentem.

Siedzieli właśnie w kuchni. Mateusz zawiązał na

oczach Elżbiety opaskę, by narzeczona niczego nie
mogła przez nią dostrzec, a za moment powiedział:

– Otwórz buzię.
Posłusznie   spełniła   jego   prośbę.   Na   języku

poczuła jakiś słodki smak, którego na początku nie
mogła poznać, ale za chwilę powiedziała:

– Papaja.

background image

–   Jeden   zero   dla   ciebie   –   odrzekł   Mateusz.   –

Powiedz „A”.

Za   chwilę   jej   podniebienie   nie   mogło   sobie

poradzić z rozpoznaniem smaku i konsystencji tego,
co przed chwilą przegryzła. To był na pewno jakiś
owoc. Wiedziała to na sto procent. Miąższ był gęsty i
lekko tłustawy, ale smak nie za bardzo ciekawy.

– Awokado – rzekła wreszcie.
– Dobra jesteś! – pochwalił ją Mateusz. – A to?
Tym razem pod językiem wyczuła słodki smak,

który zaraz rozpuścił się w jej ustach, ale nie był to
owoc.

– Kakao! – wykrzyczała radośnie. – Hm, dobre –

rzekła, a on się uśmiechnął. Była taka słodka.

– Trzy zero, kochanie. – Pocałował ją w czubek

nosa. – Ciekawe, czy zgadniesz, co to jest.

Otworzyła   usta   i   zaraz   poczuła   niewielkie

drobinki.   Wiedziała,   co   to   jest.   Uwielbiała   to
warzywo.

– Kukurydza – rzekła.
Mateusz zdjął jej opaskę i spytał:
– Zgadnij, dokąd jedziemy w podróż poślubną.
– Co? Jaką podróż? Co ty mówisz?
Przecież niczego nie planowali, była zaskoczona.
– Normalną, taką poślubną. Wiesz, ludzie często

wybierają się w taką podróż, kiedy wezmą ślub. To
się   nazywa   miesiąc   miodowy.   –   Śmiał   się,   a   ona
lekko popchnęła go w klatkę piersiową.

background image

– Nie żartuj sobie.
– Opowiem ci o wszystkim, ale najpierw musisz

zgadnąć – droczył się z nią. Uwielbiała to.

– Hm... – chwilę się zastanawiała. – Meksyk? –

Nie   była   w   stanie   w   to   uwierzyć.   Wykupił   im
wycieczkę do Meksyku?

–   Kochanie,   jesteś   mistrzynią   zagadek.   Moja

mądrala.   –   Pocałował   ją   w   dłoń.   –   Dokładnie,   do
Meksyku. Wylatujemy czwartego listopada. Cieszysz
się?

– Bardzo! Ale jak ty to... Ja nic nie wiedziałam. –

Podrapała się po głowie.

Okazało się, że Mateusz dwa dni temu wykupił

dla nich wycieczkę w jednym z biur turystycznych.
Chciał   ją   zaskoczyć,   dlatego   o   niczym   się   nawet
słowem   nie   zająknął.   Musiała   przyznać,
niespodzianka   mu   się   udała.  Jadą   do  Meksyku  już
jako państwo Czarneccy. To było wspaniałe. Skakała
z   radości   po   kuchni,   a   on   z   zachwytem   się   jej
przyglądał. Udało mu się ją uszczęśliwić i będzie to
robił do końca świata. Bo dla tej miłości warto żyć.
Dla niej, jego piękniej kobiety, warto istnieć. A on
kochał   ją   całym   sercem,   do   utraty   tchu,   do
niemożliwości, jak wariat.

background image

Rozdział 20

Była   ciepła   lipcowa   sobota.   Judyta   stała   w

przedpokoju swojego rodzinnego domu na Zalesiu i
wpatrywała   się   w   swoje   odbicie   w   dużym,   złotym
lustrze.   Jeszcze   chwila   i   zostanie   żoną   Tomasza
Leśniaka,   swojej   jedynej   miłości.   Na   ten   moment
czekała aż dziesięć lat. Bo odkąd zaczęli ze sobą być,
śniła   o   tej   chwili.   Teraz   jednak   patrząc   na   swoje
idealnie   ułożone   czarne   włosy,   perfekcyjnie
wykonany makijaż i doskonałą sylwetkę odzianą w
wymarzoną ślubną kreację, poczuła się dziwnie. Na
zewnątrz przystroiła się w uśmiech, tak jakby sama
siebie chciała przekonać o tym, że to najpiękniejszy
dzień   jej   życia.  Ale   w   jej   wnętrzu   ział   ogromny
smutek.   To   wszystko   było   jakieś   strasznie
pogmatwane, a ona dokładnie czuła, że nie wszystko
jest tak, jak być powinno.

–   Wyglądasz   zjawiskowo,   kochanie.   –   Matka

patrzyła   na   nią   z   pewnej   odległości,   na   jej   twarzy
malowała   się   nieukrywana   duma.   Jej   piękna   córka
wychodziła   za   mąż.   Schyliła   się   i   poprawiła   długi
welon Judyty. W odpowiedzi córka uśmiechnęła się
do niej, ale jakoś tak blado. Elżbieta sądziła jednak,
że to na pewno stres.

– Tak, wyglądasz przepięknie, Judka. – Karina

stała niedaleko, dzierżąc w dłoni mały bukiecik z lilii,
gardenii i peonii. Dokładnie taki sam, jaki trzymała w

background image

swoich rękach Judyta. Blondynka miała nadzieję, że
przyjaciółka   jest   pewna   tego,   co   robi,   i   że   nie
popełnia   błędu.   Jako   jej   świadek   i   najlepsza
przyjaciółka   czuła   się   odpowiedzialna   za   szczęście
brunetki.   Haneczka   została   dzisiaj   z   Igorem,   który
zaopiekował się córką. Był cudownym ojcem.

–   Pora   na   nas   –   odezwał   się   Mateusz,   który

stanął obok Elżbiety.

Kiedy   błysnęło   światło   flesza,   Judyta

gwałtownie zamrugała powiekami. Dopiero po czasie
zorientowała się, że zatrudniony przez nich fotograf
non stop robił jej zdjęcia. To wyrwało ją z zadumy.

– Tak – rzekła, uśmiechając się niepewnie. – To

chodźmy.

Idąc   do   ołtarza,   trzymając   pod   rękę   Tomasza,

pomyślała, że to wszystko to jakaś wielka teatralna
scena,   a   oni   są   wprost   wyśmienitymi   aktorami,
zwłaszcza   ona.   I   ona,   Judyta   Malinowska,
postanowiła   jak   najlepiej   odegrać   swoją   życiową
rolę, za którą niewątpliwe otrzymałaby Oscara. Nie
mogła   się   teraz   wycofać,   chociaż   czuła,   że   nogi
odmawiają jej posłuszeństwa, i gdyby nie Tomek, na
którym mogła się wesprzeć, na pewno upadłaby na
karmazynowy dywan ułożony pośrodku kościoła.

Tomasz nie czuł się dzisiaj najlepiej. Od samego

rana dręczyła go niepewność, czy robi dobrze. Ale
kiedy Bartek, jego kuzyn i świadek, powiedział mu,
że   to   na   sto   procent   stres   i   żeby   niczym   się   nie

background image

przejmował,   bo   gdy   wyjdą   z   kościoła,   na   pewno
poczuje się lepiej, uwierzył mu. Jednak chciał mieć to
wszystko już za sobą. Spojrzał na Judytę. Wyglądała
przepięknie.   Nie   mógł   uwierzyć,   że   za   chwilę
zostanie   jego   żoną,   bo   chociaż   spędzili   ze   sobą
dziesięć ostatnich lat, nigdy nie myślał o ich wspólnej
przyszłości tak intensywnie jak ona. Z przerażeniem
zauważył, że w ogóle się z tego nie cieszy. Bał się.
Najgorzej   było,   gdy   jego   wzrok   wypatrzył   postać
rudej   Weroniki   siedzącej   w   trzecim   rzędzie
kościelnych ławek. Zaprosił ją na wesele, a Judyta
nie   miała   nic   przeciwko.   Czy   ona   o   niczym   nie
wiedziała?

Wszystko   przebiegało   naprawdę   świetnie.   Tak

jak   automat,   który   wykonuje   zaprogramowane
polecenia, którym teraz  bez  wątpienia  była  Judyta.
Do   momentu,   gdy   ksiądz   udzielający   sakramentu
kazał im powtarzać przysięgę małżeńską. Rozpoczął
Tomasz,   któremu   trząsł   się   głos   i   drżały   ręce.
Wszyscy na pewno myśleli, że to wzruszenie, ale ona
wiedziała, jaka  jest  prawda. Gdy przyszła kolej na
nią, popatrzyła mu głęboko w oczy i ze smutkiem
odkryła, że nie czuje nic.

– Nie... – powiedziała cicho.
Wszystkich   zamurowało,   łącznie   z   kapłanem,

który cofnął się o krok, jakby się czegoś przestraszył.
Doskonale   wiedziała,   że   dobrze   ją   słychać,   bo
ministrant stojący obok trzymał mikrofon blisko jej

background image

ust. Nie cofnął go, mimo tego, co ona przed chwilą
wypowiedziała.

– Judka, no co ty... – Tomek był zszokowany. O

co chodzi?

W odpowiedzi uśmiechnęła się do niego smutno.

Chociaż „smutno” to o wiele za mało, by określić ten
grymas twarzy. Naznaczony bólem, rezygnacją, ale
nie niepewnością. Zdjęła z palca swój zaręczynowy
pierścionek,   który   przez   ostatnie   miesiące   bardzo
zaczął jej ciążyć, z czego zdała sobie sprawę dopiero
w   momencie,   gdy   trzymała   go   w   otwartej   dłoni.
Goście   w   kościele   byli   poruszeni.   Kątem   oka
dostrzegła   Karinę,   która   zakrywała   usta   dłonią,
jednak w jej wzroku zauważyła ulgę. Świadek Tomka
był nieco zły, ale ona się tym nie przejmowała. Nagle
wszyscy   zniknęli   i   przestali   się   całkowicie   liczyć.
Przysunęła   swoją   dłoń   w   stronę  Tomka,   otworzyła
jedną z jego zaciśniętych pięści i bezgłośnie położyła
na powierzchni jego ręki pierścionek.

– Nie kocham cię już, Tomasz – rzekła bardzo

cicho, ale zdecydowanie.

Na szczęście ministrant, który zobaczył, co się

święci, nie trzymał już obok niej mikrofonu.

–   Judyta...   –  Tomek   chciał   coś   dodać,   ale   nie

mógł wypowiedzieć słowa.

Potem   tak   po   prostu   uniosła   ku   górze   swoją

piękną sukienkę w kształcie rybki, przestąpiła stopień
prezbiterium, w którym stali, i ruszyła w kierunku

background image

wyjścia.   Ludzie   byli   bardzo   poruszeni.   Niektórzy
kiwali   z   dezaprobatą   głowami,   w   których   nie
mieściło się to, czego przed chwilą byli świadkami.
Mijając   matkę   i   Mateusza,   widziała   w   nich   wielki
smutek, ale też wyrozumiałość.

Gdy w końcu wyszła na świeże powietrze, nie

płakała,   ale   poczuła   niesamowitą   ulgę.   Niemal
usłyszała, jak wielki głaz spada z jej serca.

– Judka...
Oglądnęła się i zobaczyła za sobą przyjaciółkę.

Przytuliła ją mocno, a jej usta zaczęły się bezwiednie
śmiać.

– Jesteś tego pewna? – spytała blondynka.
– Jak niczego innego na świecie, Inka. – W jej

słowach nie było ani cienia wątpliwości.

– To dobrze zrobiłaś. – Karina pogłaskała ją po

plecach.

Judyta bez słowa zeszła po schodach, a kierowca

limuzyny,   którą   przyjechali   do   kościoła,   otworzył
drzwi samochodu. Inteligentny facet.

–  Dokąd  jedziemy?  –  zapytał,  gdy  wsiadła  do

białego auta.

Judyta dokładnie wiedziała, gdzie chce się teraz

znaleźć. Podała kierowcy adres swojego rodzinnego
domu.   Z   przegródki   samochodu   wyciągnęła   pęk
kluczy, który jakiś czas temu podarowała jej matka.
Jakby od początku przeczuwała taki obrót zdarzeń,
tuż przed ceremonią poprosiła swoją przyjaciółkę o

background image

to, by go tam schowała.

background image

Rozdział 21

Judyta wkładała błękitną sukienkę, którą kupiła

specjalnie   na   chrzest   malutkiej   Hanny   Judyty.   Był
pogodny   wrześniowy   poranek,   a   ona   siedziała   na
łóżku w swojej nowej sypialni.

Po tym jak około dwa miesiące temu wyszła z

kościoła, zostawiając w nim zszokowanego Tomka i
nie mniej poruszonych gości weselnych, przez jakiś
czas mieszkała u matki. Elżbieta opiekowała się nią
tak samo jak wtedy, gdy była małą dziewczynką. Ze
zdziwieniem   zauważyła,   że   narzeczony   matki
również się o nią  troszczył. Ale  robił to w bardzo
szorstki sposób, tak jakby się bał, że ona zauważy, co
jest   grane.   Tymczasem   doskonale   wiedziała:   ten
skurczybyk ją polubił. Ona jednak ciągle odnosiła się
do   niego   z   rezerwą.   Mimo   to   była   mu   niezwykle
wdzięczna,   że   przywiózł   jej   wszystkie   rzeczy   z
mieszkania na Nowym Mieście, gdzie nadal mieszkał
Tomasz. Przez jakieś dwa tygodnie nie chodziła do
pracy, wzięła urlop wypoczynkowy. Jednak później
do niej wróciła, a razem z tym powrotem wszystko
zaczęło   się   pomału   układać.   Pewnego   dnia,   gdy
wróciła do domu po pracy, rzekła do matki:

– Mamo, wyprowadzam się.
Elżbieta spojrzała na nią uważnie.
–   Kupiłam   dom   szeregowy   na   Krakowskiej-

Południe. Chcę mieszkać blisko Kariny i Haneczki –

background image

wyjaśniła.

Matka   była   zdziwiona   i   trochę   przerażona.   Jej

córka nigdy nie mieszkała sama. Bała się o nią i to
bardzo. Judyta od razu to zauważyła, bo uśmiechnęła
się i powiedziała: – Nie martw się o mnie. Dam sobie
radę, mamo.

– Wiem,   kochanie.   –  Elżbieta   przytuliła   swoją

piękną córkę i ucałowała ją w czubek głowy. Teraz
była tego pewna. Jej dzielna Judytka, która podjęła
tak   ryzykowną,   ale   słuszną   decyzję   pewnej   letniej
soboty, w tej chwili też nie mogła się mylić.

Judyta   zainwestowała   połowę   pieniędzy,   które

odziedziczyła w spadku po ojcu, w ten dom i jego
remont. Uwielbiała tu mieszkać. Czasami czuła się
samotnie, ale wówczas spotykała się z przyjaciółką
lub   z   matką   i   to   uczucie   osamotnienia   od   razu
znikało.   Wiedziała,   że   sobie   poradzi.   Musiała,   nie
było innej opcji. Była szczęśliwa i z nadzieją patrzyła
w przyszłość, mimo że nie miała pojęcia, co ona jej
przyniesie.   Ale   to   jej   odpowiadało.   Nie   chciała
niczego planować. Już kiedyś to zrobiła i nie wyszło
jej   najlepiej.  Teraz   z   dnia   na   dzień   uczyła   się   żyć
chwilą, a ta chwila cieszyła ją i dodawała skrzydeł.
Ku   swojemu   zdumieniu   zaczęła   malować.
Rozpoczęło się od tego, że wzięła do ręki ołówek i
kartkę,   a   to,   co   stworzyła,   zachwyciło   ją   samą.
Później kupiła farby, pędzle, płótna i sztalugę. Nowa
pasja pochłaniała ją bez reszty. Odważyła się i kiedyś

background image

poszła do BWA ze swoimi  najlepszymi  pracami  w
teczce. Dyrektor był zachwycony tym, co zobaczył, i
niedługo miała odbyć się wystawa prac jej autorstwa.
Marzyła,   że   kiedyś   zajmie   się   tym   na   poważnie.
Czasem, gdy malowała, myślała o Tomku, o tym, jak
mu się wiedzie. Jednak od tamtego dnia nie mieli ze
sobą   żadnego   kontaktu.   I   ona   czuła,   że   tak   było
lepiej.

– O Boże, jaka jestem śliczna! – zawołała Judyta

na widok swojej chrzestnej córki.

Gdy   weszła   do   mieszkania   przyjaciółki,

wszystko   było   już   przygotowane   na   dzisiejszą
imprezę.

–   Idziemy?   –   spytała   Karina,   obok   której   stał

elegancko ubrany Igor oraz jego kolega, który został
ojcem chrzestnym. Na szczęście nie był to Darek.

– Jasne. A mogę ją nieść? – Oczy Judyty lśniły,

gdy patrzyła na maleńką buzię Haneczki.

– Tylko nie upuść! – zażartował Igor.
– Bardzo śmieszne – prychnęła Judyta, ale na jej

twarzy gościł szeroki uśmiech.

Trzymając   na   rękach   swoją   córkę,   Karina

płakała. Kiedy ksiądz udzielił Hani chrztu, nie mogła
wytrzymać   tego   ogromu   emocji,   jakie   w   niej
zagościły,   dlatego   położyła   dziecko   w   ramionach
Igora.   Jej   były   narzeczony   nie   spotykał   się   już   z
Darkiem. Podobno nie odpowiadało mu to, że Igor
większość swojego czasu spędza z córką, a co za tym

background image

idzie również z Kariną. Z tego, co mówił jej Igor, nie
było   mu   z   tego   powodu   specjalnie   przykro.   Jeżeli
facet   nie   potrafił   zaakceptować   tego,   że   on   ma
rodzinę i obowiązki, nie był go wart. Karina w pełni
zgadzała   się   z   jego   zdaniem.   Poza   tym   nigdy   nie
ukrywała, że nie przepada za partnerem Igora.

Blondynka odwróciła wzrok i zobaczyła swoich

rodziców, których rozpierała niewysłowiona duma i
miłość.   Żałowała,   że   Igor   nie   zawiadomił   swoich
rodziców o narodzinach córeczki. Wiedziała jednak,
że i na ten krok przyjdzie czas. Tak głębokie rany,
które nosił w sercu Igor, a z tego co sądziła, również
jego rodzice, potrzebowały czasu, aby się zagoić. Bo
tylko wówczas cała ich trójka będzie mogła ruszyć
naprzód.

Gdy   wychodzili   z   kościoła,   szczęśliwi   i

uśmiechnięci,   Karina   zauważyła   stojącą   przed
kościołem   sylwetkę   mężczyzny,   którego   dobrze
znała.   Zerknęła   na   przyjaciółkę   i   w   tym   samym
momencie zdała sobie sprawę, że obie patrzą w tym
samym kierunku.

– Judka... – powiedziała cicho i położyła jej rękę

na przedramieniu.

Przyjaciółka jednak nic nie odpowiedziała, tylko

uścisnęła   jej   dłoń.   Przez   chwilę   wszyscy   stali   w
milczeniu   i   nikt   nie   miał   odwagi   zrobić   kroku
naprzód.   Wreszcie,   jakby   wyrwana   z   letargu,
odezwała się Judyta: – Załatwię to. Idźcie do domu,

background image

za moment do was dołączę.

Karina popatrzyła na nią z obawą.
– Na pewno? – spytała.
– Jak chcesz, to się tym zajmiemy – dodał Igor,

wskazując na siebie i swojego przyjaciela.

Judyta uśmiechnęła się do przyjaciół, ciesząc się,

że ma w nich wsparcie.

– Na pewno. Sama muszę to załatwić – rzekła.
Karina patrzyła, jak postać przyjaciółki kieruje

się w stronę mężczyzny. Jej krok był nieco chwiejny,
głowa   spuszczona,   a   sylwetka   lekko   przygarbiona.
Miała   nadzieję,   że   wszystko   będzie   w   porządku.
Jednak czuła, że nic dobrego nie może wyniknąć z
tego spotkania.

–   Tomasz   –   powiedziała   Judyta   cicho,   lecz

pewnie.

– Judka, ja... – Język mu  się  plątał, a  w jego

oczach zobaczyła coś na kształt smutku.

–   Tomek,   nie   tutaj.   Porozmawiamy   u   mnie   w

domu. Chodźmy. – Nie dała mu dokończyć zdania.

Szli   obok   siebie   w   milczeniu,   w   dość   dużej   i

dziwnej   odległości,   jakby   się   bali,   że   mogą   się
poparzyć. Gdy dotarli do rzędu szeregówek, a Judyta
otworzyła bramkę jednej z nich, Tomek powiedział:

– Nieźle się urządziłaś.
Brunetka   tylko   skinęła   głową.   Nie   chciała   mu

dziękować   za   komplement.   Nie   potrzebowała   w
ogóle   za   nic   mu   dziękować.   Czy   była   zła?   Może

background image

trochę, bo pojawił się niespodziewanie i to w dniu
chrztu Haneczki. Jednak nie czuła do niego żalu. W
ogóle nie wzbudzał już w niej żadnych uczuć. No,
może   poza   nienaturalnym   skrępowaniem.   Oprócz
tego nie czuła nic.

Gdy weszli do przestronnego salonu na parterze,

gdzie w rogu stał fortepian, a nieco dalej sztaluga,
Judyta odezwała się pierwsza:

–   Tomasz,   co   tu   robisz?   I   w   ogóle   skąd

wiedziałeś, gdzie mnie szukać?

– Zadzwoniłem do twojej matki i ona podała mi

adres.   Na   początku   nie   chciała,   ale   wreszcie   się
zgodziła – odpowiedział.

–   Ale   dlaczego   poszedłeś   pod   kościół?   Skąd

wiedziałeś,   że   dzisiaj   jest   chrzest   Haneczki?   –
spytała, ale później sama udzieliła sobie odpowiedzi.
Przecież to było oczywiste. – Aha, też od niej.

Tomek pokiwał głową. Przez chwilę przyglądali

się sobie, nie wypowiadając przy tym ani słowa. To
było osobliwe. Patrzyli na siebie nawzajem, badając
wzrokiem swoje twarze i ciała, które tak dobrze znali.
Jednak   czuli   się   tak,   jakby   widzieli   się   po   raz
pierwszy   w   życiu.   Po   jakimś   czasie   Tomasz   padł
przed   nią   na   kolana   i   rzekł:   –   Judka.  Wybacz   mi,
proszę.

– Tomasz, wstań – powiedziała. Nie czuła się z

tym dobrze. Nie chciała przeprosin. W końcu to ona
zostawiła go przed ołtarzem.

background image

– Nie, dopóki mi nie wybaczysz. – Tomasz nadal

klęczał i nie dawał za wygraną.

–   Nie   będę   z   tobą   rozmawiać,   dopóki   nie

wstaniesz. – Odwróciła raptownie głowę w kierunku
szklanych drzwi prowadzących do ogrodu. Gdy po
chwili   usłyszała   szmer,   popatrzyła   znowu   w   tamtą
stronę, gdzie teraz Tomasz już stał.

– To moja wina – powiedział, a w jego oczach

nie było cienia wątpliwości.

– Tomek, ja nie chcę nikogo oskarżać. – Judyta

zaczęła chodzić po salonie.

– Ja cię zdradziłem – powiedział Tomasz, gdy

ona na niego nie patrzyła.

Brunetka przystanęła na chwilę w miejscu. Nie

odwracając   się   do   niego,   rzekła   smutno,   lecz
zdecydowanie:

– Wiem.
Na   twarzy   mężczyzny   pojawiło   się   niemal

namacalne osłupienie. Jak to, wiedziała?

–  Ale   jak?   –   zadał   to   pytanie,   a   gdy   sam   je

usłyszał, wydał się sobie żałosny.

Judyta   podeszła   do   niego,   dłonie   miała

zaciśnięte, a oczy zwężone. Jednak była spokojna i
opanowana. Jakby już pogodziła się z przeszłością.

– Tomek, popatrz na mnie – powiedziała, bo jego

wzrok błądził teraz po podłodze. Gdy zrobił to, o co
prosiła, dodała: – Powiedz mi, czy ty myślisz, że ja
jestem głupia?

background image

Dostrzegła w jego oczach wielki żal, ale w jej

spojrzeniu nie czaiło się żadne uczucie.

– Na początku sądziłam, że mam przywidzenia.

–   Usiadła   na   fotelu,   który   stał   obok   fortepianu.   –
Później wmawiałam sobie, że niczego nie widzę. Ale
potem...   Przez   jej   twarz   przebiegł   grymas   bólu   na
samo wspomnienie tamtych chwil i uczuć. – Potem –
zaczęła już pewniej, ale ciągle na niego nie patrzyła.
On natomiast był w nią wpatrzony, oczekiwał tego,
co   powie.   Widziała   kątem   oka   jego   ciekawość,
zdumienie   i   zniecierpliwienie.   –   Nie   mogłam   już
udawać,   że   nie   czuję   od   ciebie   kobiecych   perfum,
które   na   pewno   nie   były   moją   własnością.   Nie
mogłam   już   udawać,   że   nie   dostrzegam   w   tobie
zmiany, gdy tylko wyjeżdżałeś w te swoje delegacje.
Byłeś   podekscytowany   jak   nastolatek.   Natomiast
przy mnie... – Przerwała na moment i wzięła głębszy
oddech. – Przy mnie już taki nie byłeś. Przy mnie
byłeś jakiś wyobcowany i oschły – zakończyła, a on
się odezwał: – To dlaczego...

– Dlaczego wcześniej cię nie zostawiłam, tak? –

dokończyła jego pytanie, a on pokiwał głową.

–   Nie   wiem,  Tomasz.   Może   jeszcze   ciągle   się

łudziłam? Że to się zakończy, a wówczas będzie tak
jak dawniej. I wierzyłam, że wciąż mnie kochasz...
Może   dlatego.  A  może   byłam   po   prostu   głupia?   –
Podniosła swoje stalowe oczy, a on popatrzył na nią.
Całe   jego   ciało   było   jednym   wielkim   wyrzutem

background image

sumienia.

– Judka, Boże... – powiedział cicho i niepewnie.

– Ale ja cię nadal kocham – zakończył już głośniej.

Pokręciła głową w niedowierzaniu i uśmiechnęła

się z bólem.

–   Tomasz,   nie   oszukuj   sam   siebie,   proszę.

Oszukiwałeś mnie przez ten cały czas, nie rób tego
sobie.

– Ale to prawda! – wykrzyczał w jej stronę. –

Kocham cię, Judka, proszę, daj mi drugą szansę. Bo
to   ja...   To   wszystko   przeze   mnie.   To   ja   to
zniszczyłem, teraz to wiem... Ale  odtąd będzie  już
inaczej...   dobrze,   zobaczysz.   –   Podszedł   do   niej,   a
ona wstała z fotela.

– Przykro mi, Tomasz – rzekła.
– A więc to prawda?
– Co takiego?
–   Nie   kochasz   mnie   już   –   powiedział  Tomek,

patrząc w jej szare oczy.

– Tak, Tomasz. To prawda. Nie kocham cię.
Jej słowa przebiły go na pół. Widziała to. Czy

było jej go żal? Na pewno w tym momencie trochę
tak. Ale gdy pomyślała o tym, że mogłaby spędzić z
nim całe swoje życie, podziękowała Bogu za to, że ją
przed   tym   uchronił.   Zniszczyliby   siebie   nawzajem.
Wiedziała o tym wtedy, gdy miała zostać jego już na
zawsze. I wiedziała o tym teraz, gdy stał przed nią z
niemym błaganiem w oczach.

background image

– To przeze mnie – szepnął. – Zniszczyłem to w

tobie.

Judyta   cofnęła   się   o   krok.   Nie   chciała,   by

przepraszał.

– Mówiłam ci już, że nie chcę nikogo winić.
– Ale ja o tym wiem, Judyta. Zabiłem w nas tę

miłość. Lecz nadal  cię kocham... Chcę, byś o tym
wiedziała.

Gdy odchodził z jej nowego domu i życia, czuł

się przegrany. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego,
jak  bardzo  ją  kocha.  Jednak  miłość  jego  życia  nie
chciała mieć z nim już nic wspólnego. I miała rację.
Był   po   prostu   skurwielem.   Tak,   w   tym   momencie
mógł to przyznać. Taki właśnie był. Bo on zabił tę
miłość.   Jednak   zapomniał   unicestwić   ją   w   sobie.
Przecież wcale tego nie chciał. Ale zrobił to, bo taki
był. Zły i przegrany.

Patrząc na jego znikającą w drzwiach sylwetkę,

Judyta zawahała się przez moment. A co jeśli właśnie
popełniła   błąd?   Może   trzeba   było   dać   mu   kolejną
szansę? Jednak wiedziała, że nic by to nie dało. Nie
kochała go. I nie chciała myśleć o tym, czyja to była
wina. Jej czy jego, czy może ich obojga. Taka była po
prostu prawda, nie darzyła go już miłością.

– Kochanie, jak się czujesz? – spytała Elżbieta,

gdy   jej   córka   odebrała   telefon.   Miała   do   siebie
pretensje o to, że podała Tomaszowi jej nowy adres.
Chociaż   Mateusz   uważał,   że   zrobiła   dobrze,   bo

background image

przecież oni musieli sobie wszystko wytłumaczyć do
końca.

–   Dobrze,   mamo.  Ale   na   przyszłość   najpierw

mnie zapytaj, zanim podasz komuś moje dane, okej?
– Judyta uśmiechała się do słuchawki. Tak naprawdę
była   matce   wdzięczna,   bo   dzięki   temu,   że   podała
Tomkowi   jej   adres,   w   końcu   porozmawiali,   a   ona
poczuła się uwolniona.

–   Okej   –   odrzekła   Elżbieta.   –  A  wszystko   w

porządku? Jak się trzymasz?

Judyta westchnęła.
– Bardzo dobrze, mamo. Naprawdę. Nie martw

się.

– Na pewno? – dopytywała się matka.
– Tak, mamo. Wreszcie mogę... odetchnąć.
– To dobrze, dziecko. To bardzo dobrze.
– Tak, bardzo dobrze – zgodziła się z nią córka.
Kiedy   zakończyły   rozmowę,   spojrzała   na

Mateusza, który już niedługo miał zostać jej mężem.

– Wszystko w porządku. – Uśmiechnęła się w

jego stronę.

– No widzisz?  Mówiłem ci, że  będzie okej. –

Uścisnął jej dłoń.

–   Tak,   mówiłeś.   Zawsze   masz   rację.   –

Przewróciła oczami, a on zaczął się śmiać.

– No jasne. I za to mnie kochasz.
–   Kocham.   Najbardziej   na   świecie   –   rzekła,

przyciągając go do siebie.

background image

– Wiedziałem, znowu mam rację! – Zaśmiał się,

a ona pocałowała go czule w usta.

background image

Rozdział 22

Elżbieta   poprawiała   swój   delikatny   ślubny

makijaż. W lewej dłoni trzymała bukiet z różowych
eustom   i   białych   tulipanów.   Nadszedł   wreszcie
upragniony dzień, w którym zostanie żoną Mateusza i
rozpoczną swoje wspólne życie. Kostium w kolorze
śmietankowym idealnie przylegał do jej perfekcyjnej
sylwetki, a drobna biżuteria w kształcie koniczynek
dopełniała całości.

–   Mamo,   wyglądasz   wspaniale.   –   Judyta

przyglądała się jej z pewnej odległości.

Elżbieta cieszyła się, że córka zgodziła się być

świadkiem na jej ślubie. Obawiała się jedynie tego,
jak Judyta zniesie wejście do tego samego kościoła,
w   którym   tak   niedawno   sama   miała   przysięgać
Tomaszowi miłość, wierność i uczciwość małżeńską.
Na szczęście (bo jeśli się kogoś nie kocha, to po co to
robić?)   nie   zrobiła   tego   i   w   ostatnim   momencie
wycofała się.

– Ty również, kochanie. – Uśmiechnęła się na

widok córki odzianej w zieloną sukienkę.

– Oj tam, oj tam! – rzuciła Judyta i mrugnęła do

niej okiem.

–   Chyba   powinnyśmy   już   iść   –   powiedziała

Elżbieta i zerknęła w stronę drzwi.

–   Chyba   tak   –   zgodziła   się   z   nią   córka.   –

Denerwujesz się?

background image

– Troszkę. Ale wiesz, to jest taki przyjemny stres

– odparła starsza Malinowska.

Przed domem czekał już na nie Mateusz wraz ze

swoim   młodszym   bratem,   Mirkiem,   który   był   jego
świadkiem. Mirek był bardzo podobny do swojego
brata, jednak jego uśmiech promieniał trochę innym
blaskiem,   a   oczy   miał   zielone   z   brązowymi
plamkami.   Gdy   narzeczony   ją   spostrzegł,   wprost
oniemiał. Podszedł do niej i ucałował ją w policzek, a
jedyne, co zdołał powiedzieć, brzmiało: – Boska...

Elżbieta zauważyła, że jego oczy się zaszkliły.

Później   ten   moment   wspominała   jako   jeden   z
najpiękniejszych w swoim życiu.

Kiedy   wchodzili   do   kościoła,   Elżbieta

spostrzegła, że jej córka zatrzymała się na moment.
Tak jakby w jej głowie wyświetlił się obraz tamtej
soboty.   Jej   cera   pobladła,   a   oczy   znieruchomiały.
Jednak   już   po   sekundzie   odzyskała   równowagę,
uśmiechnęła się dzielnie do matki i ruszyła za nią w
stronę ołtarza.

Ceremonia   zaślubin   przebiegła   niezwykle

wzruszająco. Mateuszowi cały czas błyszczały oczy,
a   jego   wybranka   ze   wzruszenia   ledwo   potrafiła
powtórzyć   za   księdzem   słowa   przysięgi.   Gdy
wychodzili   ze   świątyni,   Karina   oraz   kuzynka
Elżbiety sypały w ich stronę płatki róż.

Tańcząc ich pierwszy wspólny małżeński taniec,

Elżbieta czuła się spełniona i szczęśliwa. Na weselu

background image

nie pojawiło się wiele osób, ale ci, którzy przybyli,
sprawiali   wrażenie   pozytywnie   nastawionych,   biło
też   od   nich   pewnego   rodzaju   światło,   które
opromieniało   młodą   parę.   Elżbieta   przytuliła   swój
policzek do męża, a tego, co czuła w tamtej chwili,
nie można nazwać jedynie szczęściem. To poczucie
dobrowolnej   przynależności,   nadziei   na   to,   że   ich
miłość będzie wieczna, i pewności tego, że oboje o to
zadbają, było niepowtarzalne. Odczuła, że kocha go
tak,   iż   nie   potrafi   odnaleźć   właściwych   słów,   aby
opisać   mu   to   tak,   by   dobrze   zrozumiał.   Ale   nie
musiała nic mówić, on wiedział. Zauważyła to, gdy
tylko spojrzała w jego piwne oczy.

Mateusz   tulił   swą   żonę   w   czułych   objęciach.

Mógłby   już   tak   spędzić   resztę   swojego   życia.   Tu,
pośrodku tej okrągłej sali tanecznej. Tylko on i ona, i
nikt więcej. Bo pomimo że naokoło nich stali goście
weselni,   obserwując   ich   pierwszy   taniec,   on   nie
widział nikogo poza nią. Wreszcie była tylko jego.
Już   na   zawsze.   Przypomniał   sobie   ich   zaręczyny.
Wówczas tak się bał, czy ona je przyjmie. Ale kiedy
tylko powiedziała „tak”, jego serce urosło. Teraz czuł
dokładnie to samo co rok temu. Tyle że jego miłość
do niej była jeszcze większa i mocniejsza niż wtedy.
Uśmiechnął się do tamtych wspomnień i pocałował ją
w czoło. Była  taka  drobna  w  jego objęciach. Jego
kobieta, jego życie, jego żona. Już na zawsze.

Karina   długo   zastanawiała   się   nad   tym,   czy

background image

przyjść   na   wesele   Elżbiety   i   Mateusza.   Nie   lubiła
zostawiać Haneczki samej. Mimo że oczywiście jej
córka była pod opieką najwspanialszego ojca, jakiego
dziecko może sobie wymarzyć, Igora. Jednak później
nie   miała   już   wątpliwości   i   wiedziała,   że   była   to
jedna z lepszych decyzji, jakie ostatnio podjęła. Już w
kościele   jej   wzrok   wypatrzył   przystojnego   szatyna,
który najwidoczniej przybył na imprezę sam, tak jak
ona. Wtedy jeszcze nie miała co do tego pewności.
Ale teraz, gdy siedzieli w dużej restauracji, a dzieliły
ich   dwa   rzędy   ustawionych   podłużnie   stołów,   była
pewna, że przystojny nieznajomy bezspornie przybył
sam.   Ich   oczy   spotkały   się   w   jednym   momencie.
Potem   zerkali   na   siebie   co   jakiś   czas.   Karinie
niechybnie   przypomniały   się   dyskoteki   w
podstawówce, bo dokładnie tak samo zachowywała
się, gdy miała dwanaście lat. Jednak teraz to było coś
innego.   W   pewien   sposób   duchowego,   jakby
porozumienie   dusz,   chociaż   dokładnie   nie   potrafiła
tego nazwać.

–   Hej,   Inka!   –   Judyta   przyszła   w

nieodpowiednim   momencie,   ponieważ   przystojny
szatyn   po   raz   kolejny   spojrzał   w   jej   kierunku.   –
Napijemy   się?   –   Przyjaciółka   trzymała   w   dłoni
kieliszek.

– Judka, wystraszyłaś mnie – odparła blondynka

nieco zarumieniona.

–   Stało   się   coś...?   –   Wzrok   dziewczyny

background image

wypatrzył mężczyznę, na którego teraz patrzyła jej
przyjaciółka. – Aha – dodała od razu. – Przyszłam nie
w porę? – Uśmiechnęła się szeroko.

– Nie, coś ty. Napijmy się!
Kiedy   popiły   gorzką   wódkę   słodkim

pomarańczowym   sokiem,   Judyta   odezwała   się
pierwsza:

–   Ej,   mała.   On   –   tutaj   wskazała   głową   w

kierunku   szatyna   –   ci   się   podoba.   –   To   było
stwierdzenie, nie pytanie.

Przyjaciółka na początku lekko się zmieszała, ale

później jej duże niebieskie oczy napełniły się czymś,
co Judyta widziała u niej tylko raz. Kilka lat temu,
gdy   blondynka   spotykała   się   z   Kacprem,   swoją
pierwszą miłością. Karina przełknęła głośno ślinę.

– Judka... – rzekła w końcu. – To coś więcej.
– To znaczy?
– Trudno to określić, ale czuję, że to może być

TO.   –   Karina   pokiwała   lekko   głową,   a   potem
chwyciła ponownie stojącą przed nią butelkę wódki i
rozlała ją do dwóch kieliszków. Gdy piła, przechyliła
gwałtownie do tyłu głowę, tak jakby dodawała sobie
odwagi. – To idę – rzekła śmiało, gdy skończyła pić.

– Hola, hola! – powstrzymała ją przyjaciółka. –

Gdzie?

–   No   do   niego   –   odparła   całkiem   poważnie

Karina.

–   Żartujesz   chyba?   Nie   uważasz,   że   to   on

background image

powinien podejść pierwszy? – Judyta była w szoku.
Zawsze   wiedziała,   że   Inka   jest   odważna,   ale   to
wydawało się jej czystym szaleństwem.

– Może się wstydzi – powiedziała.
–   A   ty   nie?   –   spytała   z   niedowierzaniem

brunetka.

– No, troszkę.
– To dlaczego idziesz?
Karina   popatrzyła   na   przyjaciółkę   jakimś

gorącym   i   pewnym   wzrokiem,   podniosła   wysoko
głowę i rzekła:

–   Judka.   Jeśli   ktoś   porusza   twoje   serce,   warto

zaryzykować.

Judyta   uśmiechnęła   się   do   przyjaciółki.   Nadal

uważała,   że   ta   wiele   ryzykuje   i   że   to   więcej   niż
głupota.   Jednak   było   coś   takiego   w   odważnej
postawie   Inki,   co   sprawiło,   iż   pomyślała,   że   tamta
może  mieć  rację. A co jeśli  to mogła  być  miłość?
Uścisnęła lekko dłoń przyjaciółki i dodała jej otuchy.

– Powodzenia – szepnęła.
Kiedy Karina szła w stronę stolika, przy którym

siedział tajemniczy szatyn, delikatnie ugięły się pod
nią kolana. Ale alkohol, który przed chwilą wypiła,
zdążył już rozgrzać jej krew i najwidoczniej dodał jej
odwagi,   ponieważ   nie   cofnęła   się   ani   o   krok.   W
głowie miała mętlik. A jeżeli się wygłupi?  Szybko
jednak odrzuciła tę natrętną myśl, a na jej miejsce
pojawiła się ta, która sprawiła, że zdecydowała się do

background image

niego podejść. To może być to. Spojrzał na nią, a jego
twarz   oblała  się  rumieńcem.  Więc   miała   rację,  był
nieśmiały.   Musiała   przyznać,   że   nawet   ją   to   kręci.
Usiadła   obok   niego,   bo   akurat   na   krześle   z   jego
prawej strony nikt nie siedział.

– Jestem Karina. – Podała mu swą dłoń.
Mężczyzna   uśmiechnął   się   do   niej   niepewnie.

Już myślała, że nic z tego, kiedy uścisnął jej drobną
dłoń, która od razu schowała się w jego dużej ręce.

– Wojtek – odrzekł, a na jego twarzy zagościł już

bardziej śmiały uśmiech.

Dostrzegła w nim jakąś wewnętrzną walkę, tak

jakby przekonywał sam siebie w duchu, powtarzając
sobie   „Teraz   albo   nigdy.”   Wówczas   jeszcze   nie
wiedziała, że miała stuprocentową rację.

Obserwując   swoją   przyjaciółkę,   która

najwidoczniej   flirtowała   z   przystojnym   szatynem,
Judyta pomyślała, że nigdy w życiu nie odważyłaby
się na to, by podejść do nieznajomego mężczyzny.
Ale Karina to zrobiła, a ona musiała przyznać, że jest
pod   ogromnym   wrażeniem   jej   odwagi   oraz
determinacji. Inka właśnie nachylała się w kierunku
nieznajomego, a on nieznacznie musnął jej policzek
swoim.   To   było   takie   piękne.   Między   nimi
najwidoczniej   coś   zaczynało   iskrzyć,   a   Judyta
uśmiechała   się   do   tego   obrazka,   popijając
własnoręcznie wykonanego drinka. Bardzo chciałaby,
żeby przyjaciółka w końcu odnalazła miłość. Nigdy

background image

jej tego nie powiedziała, bo obie wiedziały, że nie
musi, lecz była ogromnie wdzięczna przyjaciółce za
to, że kilka miesięcy temu powiedziała jej o tym, że
widziała Tomka na mieście z tą rudą Weroniką. Od
tego   momentu   Judyta   zaczęła   się   zastanawiać   i
pomimo że nie chciała tego, dostrzegała symptomy
choroby toczącej ich związek. Kto wie? Być może,
gdyby   nie   wyznanie   Inki,   nigdy   nie   zauważyłaby
tego,   co   było   między   nimi   nie   tak,   już   od   wielu
dobrych   miesięcy,   a   może   nawet   lat.   Brunetka
wzdrygnęła   się   na   wspomnienie   tamtych   chwil   i
popiła je szybko alkoholem.

Kiedy dwie godziny wcześniej patrzyła na matkę

i   Mateusza,   którzy   wykonywali   swój   pierwszy
małżeński   taniec,   doszła   do   dwóch   zaskakujących
wniosków.   Po   pierwsze,   było   coś   kuriozalnego   w
tym, że w tym roku wszystkie trzy, to znaczy ona,
Inka oraz matka, miały wyjść za mąż, a tylko jednej z
nich się to udało. Dodatkowo tej, po której wszystkie,
prawdopodobnie   łącznie   z   samą   zainteresowaną,
najmniej się tego spodziewały. Po drugie, w końcu
dotarło do niej coś, czego nie potrafiła przyjąć przez
ostatni rok. Otóż Mateusz kochał jej matkę. Widząc
ich przytulonych i uśmiechniętych, nie miała co do
tego żadnych wątpliwości. To było dziwne zdać sobie
z tego sprawę dopiero na ich weselu. Jednak uznała,
że   lepiej   późno   niż   wcale.   I   nagle   zrobiło   jej   się
strasznie wstyd, że kiedyś próbowała ich rozdzielić.

background image

Jak mogła? Nikt nie miał takiego prawa. Nawet ona,
jej   córka.  Teraz   rozumiała,  że   największą   zbrodnią
jest   rozdzielić   dwoje   ludzi,   którzy   naprawdę   się
kochają.

Judyta   musiała   przyznać,   że   kiedy   weszła   do

kościoła, spanikowała. Nagle stanął jej przed oczami
tamten   dzień,   gdy   zamiast   wiecznego   „tak”,
powiedziała   Tomaszowi   bezduszne,   lecz   szczere
„nie”. Czasami zastanawiała się, jakby to było, gdyby
podjęła wtedy inną decyzję. Czy byliby szczęśliwi?
Wiedziała, że nie mogliby być, ponieważ ona już go
nie   kochała.   Ale   w   chwilach   osamotnienia
przychodziły   do   niej   takie   myśli.   Wtedy   albo
odwiedzała Inkę i Haneczkę, albo matkę i Mateusza,
albo brała pędzel  i malowała  na płótnie  to, co nie
dawało   jej   spokoju.   Potem   czuła,   że   ponownie
odzyskuje   przewagę   nad   swoimi   wątpliwościami.
Jeszcze miesiąc temu, gdy przyjechał do niej, mogła
dać mu drugą szansę. Jednak nie uczyniła tego. Czy
żałowała? Nie, na pewno nie. Nie kochała go, więc
jak mogła dać mu szansę i po co? Ale, mimo że ją
skrzywdził,   nie   chowała   do   niego   urazy.   Tylko
czasem było jej tak strasznie smutno, bo spędzili ze
sobą tyle lat. Znali się jak przysłowiowe łyse konie.
Lecz   potem   coś   między   nimi   pękło   i   ona   już   nie
wiedziała, kim jest człowiek, z którym mieszka, je
codziennie posiłki, śpi i rozmawia. Lepiej było, gdy
nie   byli   razem.   Musiało   tak   być,   bo   inaczej

background image

oszalałaby,   a   jej   decyzje   okazałyby   się   fatalne   w
skutkach. A ona przecież wierzyła, że jeszcze kiedyś
pokocha   i   będzie   prawdziwie   szczęśliwa.   Tak   jak
matka i Mateusz.

Kiedy   dopijała   swojego   drinka,   z   zamyślenia

wyrwał ją głęboki, męski i bardzo seksowny głos.

– Zatańczymy?
Oglądnęła   się   za   siebie   i   zobaczyła   stojącego

przed   sobą   Mirka,   bardzo   przystojnego   brata   pana
młodego.   Wyciągał   w   jej   kierunku   dłoń,   a   jego
niezwykłe zielone oczy były spokojne i wyczekujące.
Nie wiedziała, co zrobić. Czy w ogóle chciała z nim
zatańczyć?   Uśmiechał   się   do   niej   jakoś   tak
zagadkowo, ale bardzo pociągająco.

Nagle   poczuła   coś   niepokojącego   w   okolicach

klatki   piersiowej.   Czy   jej   serce   właśnie   się
poruszyło? Poruszyło?