Jacek Salij OP
Dyskusja
- Co dzieje się z dziećmi poczętymi, które
umierają na skutek aborcji. Słyszałam, że
trafiają one do piekła, czy tak rzeczywiście
jest?
Jeśli ktoś twierdzi, że niewinne dziecko trafi do
piekła, to naprawdę nie wie, co mówi. Udzielając
odpowiedzi, musimy zacząć od naszej wiedzy na
temat losu dzieci, które umarły bez chrztu. Dzieci
te nie uczyniły przecież w życiu ani nic dobrego,
ani złego. Faktem jest, że Pan Bóg kocha
wszystkich, że kocha, rzecz jasna, także tych,
którym nie było dane poznać smaku czynienia
dobra czy poznać smaku miłowania Go.
Wiemy dalej, że nie wolno na temat zbawienia
dzieci nieochrzczonych mówić w taki sposób, że
ludzie winni śmierci swojego dziecka mogliby się
poczuć dobroczyńcami, "prawda, by się męczyło
w życiu, nie wiadomo, czy byłoby zbawione, a tak
Bóg wszystkie dzieci zbawi". Krótko mówiąc, nie
wolno nam głosić, że "król Herod dobrodziejem
jest dla sierot". To jest pewne takie zastrzeżenie,
bardzo jasne.
Natomiast, co wolno nam głosić? Wolno nam
głosić, że wolno nam się domyślać - to jest
domyślanie się w wierze, nie zaś teza wyssana z
palca - że dzieci, które bez winy rodziców umarły
bez chrztu, będą zbawione - i ochrzczone
zarazem - w wierze rodziców. Teraz pytanie, co z
losem dzieci, które umarły bez chrztu z winy
rodziców? Na przykład rodzice wierzyli w Pana
Jezusa, ale nie dopilnowali chrztu. Czy też
dokonali aborcji. Wolno nam się w wierze
domyślać, że nawrócenie takich rodziców nie jest
czymś mało ważnym dla losu ich dzieci.
Podkreślam, że nie mówię tutaj z absolutną
pewnością siebie - raczej próbuję się wsłuchiwać
w logikę Bożego postępowania z nami. Pan Bóg
stworzył nas jako istoty społeczne i wzajemnie na
siebie działamy zarówno naszym dobrem jak i
złem, naszą prawdą i naszym kłamstwem. Wolno
nam się domyślać, że nawrócenie takich rodziców
nie jest czymś obojętnym dla losu ostatecznego
ich dziecka.
Wspomnę tutaj o jednym moim znajomym, który
zapędził żonę do abortera. Kiedy później
uświadomił sobie zło, jakie uczynił, zaczął
SZkoła Wiary .. Freta 10: Jacek Salij OP, wykład z listopada 2002
http://www.szkolawiary.dominikanie.pl/archiwum02_03/0211_d.htm
1 z 8
2011-01-27 17:14
uświadomił sobie zło, jakie uczynił, zaczął
zajmować się ratowaniem dzieci cudzych. Okazało
się, że miał wyjątkowy charyzmat, jeszcze w
dodatku jako lekarz i uratował chyba grubo ponad
setkę dzieci. Wyobrażam sobie, że spotkanie w
przyszłym świecie ojca z tym dzieckiem, które on
tak potwornie skrzywdził, będzie niezwykle
piękne. Bo to nawrócenie, w dodatku tak
wspaniale owocujące, nadało życiu dziecka -
dotąd bezsensownemu - sens zupełnie
niesamowity. Dlatego sądzę, że - tu trzeba bardzo
się powstrzymywać, żeby za szybko tych słów nie
mówić, aby nie kryło się za tym jakieś
nieuprawnione rozgrzeszenie - w pewnym
momencie temu mojemu znajomemu wolno było
powiedzieć: "Błogosławiona wino!". Takie są moje
poglądy
na
temat
zbawienia
dzieci
nieochrzczonych.
- Mój znajomy twierdzi, że wystarczy mu
indywidualna modlitwa i nie musi
uczęszczać do Kościoła na mszę? Jak go
przekonać, jakich argumentów użyć?
Niestety, nie ma tak wszechmocnych
argumentów, które zawsze dotrą do każdego
człowieka. My możemy się modlić za taką osobę.
Znając ją dobrze, możemy się zastanowić, jaki
argumenty mogłyby być skuteczne wobec niej.
Musimy być jednak świadomi, że nasze działania
mogą okazać się nieskuteczne. Czasem tylko do
czasu. Proszę sobie wyobrazić sytuację duchową
świętej Moniki, modliła się ona za Augustyna
latami całymi i bez skutku. Ambroży pocieszał ją,
że wobec tak wielkich modlitw syn nie może się
zagubić Panu Bogu. I rzeczywiście.
Natomiast ja bym się starał udzielać odpowiedzi
na konkretne tezy głoszone przez tą osobę, nie
próbowałbym generalizować. Na przykład jak ktoś
mi mówi, że przestał w niedziele chodzić na Mszę
świętą, bo w jego miejscowości ludzie tak jakoś
mało zażywają kąpieli - przepraszam, że może
trochę zaczynam się wygłupiać, ale jednak trochę
na serio - to ja bym zwrócił uwagę, że można w
tej mszy uczestniczyć gdzieś w bocznych
drzwiach, gdzie jest przewiew.
Niedzielna Msza święta to jest coś
niewyobrażalnie więcej niż modlitwa i
powiedziałbym tak: nawet, jeśli się modlisz gdzieś
w odosobnionym miejscu i ta modlitwa daje ci
strasznie dużo satysfakcji, módl się tak jak
najwięcej. Jednak modlitwa indywidualna Mszy
SZkoła Wiary .. Freta 10: Jacek Salij OP, wykład z listopada 2002
http://www.szkolawiary.dominikanie.pl/archiwum02_03/0211_d.htm
2 z 8
2011-01-27 17:14
najwięcej. Jednak modlitwa indywidualna Mszy
świętej nie zastąpi, a zwłaszcza nie zastąpi
Komunii świętej.
- Chciałem spytać o sens trwania w
małżeństwach nieudanych.
Tutaj mogę się podzielić moimi doświadczeniami
duszpasterskimi. Czasem ludzie, którzy są bliscy
podjęcia decyzji o rozwodzie, czy nawet już ją
podjęli, mają takie niepokoje sumienia, że jednak
jest to niezgodne z nauką Pana Jezusa. Mówią
wtedy: "A co ja mam zrobić? Przecież nie będę się
męczył przez całe życie jak pies z kotem?". Ja
wtedy odpowiadam tak: "ten świat jest Boży i na
pewno nie jest wolą Bożą, abyście się męczyli ze
sobą do końca życia i nie jest wolą Bożą, abyście
się rozeszli. Jak mamy dwa złe wyjścia, to trzeba
szukać czy przynajmniej próbować szukać wyjścia
trzeciego. Decyzja, że bez względu na wszystko
będziemy się ze sobą męczyć, ma w sobie jakiś
pierwiastek małoduszności. Trzeba próbować, w
tej okropnej ropusze, z jaką przyszło mi żyć,
rozpoznać księżniczkę, która może została
zaczarowana i wierzyć, iż może są jakieś metody,
aby ją odczarować, aby ta księżniczka się
ujawniła".
Zdaję sobie sprawię, że dokonałem tutaj dużego
uproszczenia. Może akurat ktoś z państwa
znajduje się w strasznie trudnej sytuacji
małżeńskiej i moje słowa mogą go strasznie ranić,
ale nie jest to moim zamiarem. Ja tylko próbuję
pokazać logikę Bożego postępowania z nami, że
nigdy nie jest wolą Bożą, żebyśmy się strasznie ze
sobą męczyli. Wolą Bożą jest coś z tym zrobić,
jak się nie da zrobić wiele w takim wymiarze
empirycznym, to da się zrobić w wymiarze
duchowym, próbować przemieniać tę sytuację
może na przykład w ofiarę składaną Panu Bogu na
rzecz różnych małżeństw, które właśnie
przeżywają swoje konflikty, które znajdują się w
zagrożeniu i tak dalej. Natomiast nauka Pana
Jezusa na ten temat jest jasna.
Oczywiście, nie możemy nie uświadomić sobie, że
żyjemy w pokoleniu, w którym niekiedy
zachowanie tej nauki staje się wyjątkowo trudne.
Na tej zasadzie, że w świecie tworzonym tak,
jakby Pana Boga nie było, istnieje duże
pozwolenie na rozwód. Przychodzi do mnie
kobieta, którą mąż opuszcza dla innej kobiety i na
jej słowa: "Przecież mi ślubowałeś, jak ty
możesz?" - odpowiada tak: "Kobieto, o czym ty
SZkoła Wiary .. Freta 10: Jacek Salij OP, wykład z listopada 2002
http://www.szkolawiary.dominikanie.pl/archiwum02_03/0211_d.htm
3 z 8
2011-01-27 17:14
możesz?" - odpowiada tak: "Kobieto, o czym ty
gadasz? Czy ty sobie nie uświadamiasz, że
myśmy wzięli ślub cztery lata temu?! Przecież ja
wtedy byłem całkiem innym człowiekiem!". Ja
tego nie wymyśliłem, żaden pisarz też by tego nie
wymyślił - taka jest nasza dzisiejsza mentalność.
Trzeba się liczyć z tym, że wierność małżeńska
dzisiaj bywa szczególnie trudna, ale myślę, że też,
jeśli ją zachowamy, wtedy kiedy ją trudno
zachować, ma szczególną wartość w oczach
Bożych. Ma także pewien sens pracy społecznej,
żeby przynajmniej inni nie przestali wierzyć w
sens małżeństwa. Samotność po odejściu męża
czy żony jest bardzo trudna, a już zwłaszcza jak
dzieci na tyle wyrosną, że człowiek zostaje
naprawdę sam. Czy też wtedy, gdy dzieci są małe
i chciałoby się mieć pomoc w ich wychowywaniu.
Rozumiem, że jestem zakonnikiem, któremu
łatwo mówić, ale mówię w imieniu Pana Jezusa,
który też stawia mnie wobec moich trudnych
wyborów. To, że niektórym ludziom podpowiadam
pewne postępowania, co, do których sam nie
będę sprawdzany, nie odbiera mi odwagi, żeby to
ludziom mówić.
W takiej sytuacji, gdy czyjeś małżeństwo się
rozpadło, argumentuję: "owszem, twoje
małżeństwo się już rozpadło. Możesz nawet nie
mieć nadziei, że się ponownie złączycie. Jedno, co
możesz zrobić, to sprawić, żeby twoim biednym
dzieciom nie poplątało się w główkach, aby nie
wyniosły one z dzieciństwa takiej bezbożnej
nauki, że jeśli małżeństwo się nie uda, to wtedy
oczywiście trzeba próbować od nowa, że można
od nowa rodzinę zakładać. Aby wasze dziecko
wiedziało, że owszem, niekiedy małżeństwo się
rozpadnie, ale w małżeństwie jest coś tak
świętego, że trzeba być temu wiernym nawet po
rozpadzie związku".
- Powiedział Ojciec, że kapłaństwo dotyczy
tylko mężczyzn. W tym kontekście pytanie,
co to jest i czego dotyczy teologia
feministyczna?
Gdy powiedział pan, że kapłaństwo dotyczy tylko
mężczyzn, aż się przestraszyłem, że pominąłem
olbrzymi temat kapłaństwa nas wszystkich. To
znaczy, że jest kapłaństwo królewskie i jest
kapłaństwo służebne. To pierwsze oznacza
wezwanie i zdolność do składania ofiar miłych
Panu Bogu. Do tego kapłaństwa powołani
SZkoła Wiary .. Freta 10: Jacek Salij OP, wykład z listopada 2002
http://www.szkolawiary.dominikanie.pl/archiwum02_03/0211_d.htm
4 z 8
2011-01-27 17:14
Panu Bogu. Do tego kapłaństwa powołani
jesteśmy my wszyscy, ochrzczeni. Kapłaństwo
służebne księży, biskupów, papieża jest
budowane dopiero na fundamencie kapłaństwa
królewskiego. To oczywiście Państwo słyszeli w
fragmencie z drugiego rozdziału Pierwszego Listu
Apostoła Piotra, że mamy stanowić święte
kapłaństwo dla składania duchowych ofiar miłych
Bogu.
Natomiast, jeśli chodzi o teologię feministyczną,
to strasznie mi przykro się przyznać, ale nie znam
się na niej. Wobec tego może powiem, jakie
wymiary teologii feministycznej osobiście
odbierałbym jako pozytywne i bardzo potrzebne
dla Kościoła. Na pewno czymś ogromnie ważnym
jest praca, również intelektualna, nad
poszukiwaniem specyficznego miejsca kobiety w
Kościele. Jednak było nie było, być kobietą to jest
coś zupełnie innego niż być mężczyzną. Przy
okazji szukałbym też oczywiście odpowiedzi na
pytanie o miejsce mężczyzny w Kościele.
Aż trudno w to uwierzyć, ale niektóre rzeczy z
czasów Ojców Kościoła przypomnieliśmy sobie
dopiero teraz i to właśnie dzięki różnym, że tak to
nazwę, "rozróbom" teologicznych feministek. Na
przykład: jest taka niezwykle bogata tradycja
Ojców
Kościoła
dotycząca
epizodu
ewangelicznego, kiedy ktoś mówi Panu Jezusowi,
że jego matka i bracia na niego czekają, a On
pyta: a kto to jest moja matka? A kto to są moi
bracia? Każdy, kto słucha Słowa Bożego i je
wypełnia, jest moim bratem, siostrą i matką.
Ojcowie Kościoła na ten temat mieli niesamowicie
ciekawe rzeczy do powiedzenia. Twierdzili tak:
bratem, siostrą Pana Jezusa, to mniej więcej
rozumiemy, słuchać Słowa Bożego, wypełniać je.
Ale Pan Jezus mówi, że możemy być Jego matką i
nie dotyczy to tylko kobiet, ale każdego z nas,
także mężczyzn. Dla Ojców Kościoła była to
bardzo ważna okazja do rozróżnienia między
wiarą dojrzałą i niedojrzałą. Jeżeli ja wsłuchuję się
w Słowo Boże i staram się je wypełniać, jestem
bratem lub siostrą Pana Jezusa. A jeżeli ja już
dzielę się moją wiarą z innymi, uczestniczę w
rodzeniu się Pana Jezusa w coraz to nowych
duszach ludzkich, to ja staję się uczestnikiem
macierzyństwa Kościoła, ja staję się poniekąd
matką Kościoła.
Ojcowie Kościoła od razu wskazują w Piśmie
świętym, gdzie mężczyźni przypisują sobie role
macierzyńskie. Taki apostoł Paweł, który się
SZkoła Wiary .. Freta 10: Jacek Salij OP, wykład z listopada 2002
http://www.szkolawiary.dominikanie.pl/archiwum02_03/0211_d.htm
5 z 8
2011-01-27 17:14
macierzyńskie. Taki apostoł Paweł, który się
uważał za ojca w Kościele, choćby ojcem
Filemona, którego zrodził dla Chrystusa. W
oryginale
występuje
czasownik
grecki
odpowiadający raczej polskiemu czasownikowi
"spłodził", ale ponieważ po polsku brzmi on za
bardzo cieleśnie, w tłumaczeniach nie jest
używany. Czy,choćbyście mieli dziesięć i więcej
wychowawców, w Chrystusie ojców macie
niewielu, to ja was właśnie - tu znowu jest ten
sam czasownik - spłodziłem, jestem waszym
ojcem. Ale ten sam apostoł Paweł wielokrotnie
przypisuje sobie rolę matki. "Dzieci moje, oto
ponownie was w bólach rodzę, dopóki Chrystus
ponownie w was się nie ukształtuje". Niby
mężczyzna, a bóle rodzenia. "A ile razy stawałem
się jak ta matka..." To jest 1 Kor 3:1. Wstyd się
przyznać, ale o tych wątkach zapomniano i
dlatego bym tych feministek tak ostro nie
traktował. Owszem, razi mnie bardzo pewien
rodzaj
wrzaskliwości,
pewien
rodzaj
nieuzasadnionej pewności siebie, ale to przecież
nie dotyczy wszystkich. Taka wrzaskliwość i
nieuzasadniona pewność siebie w zawodzie
przeze mnie uprawianym, w zawodzie teologa,
jest to sytuacja niestety, stosunkowo częsta.
- Czy chrzest może być udzielony dziecku,
które
narodziło
się
w
związku
niesakramentalnym?
Ja może rzecz wyostrzę. Czy gdyby przyniesiono
do mnie dziecko powstałe w wyniku klonowania,
czy wolno by było udzielić chrztu? To są dwie
różne rzeczy, niezgodność z prawem Bożym, jaka
się zdarzyła w początkach czyjegoś życia, a wielki
i niepojęty dar życia, który dla każdej istoty
ludzkiej jest zarazem darem wezwania do życia
wiecznego.
Byłoby,
zatem
radykalną
niegodziwością wykluczyć chrzest dziecka, które
zostało powołane do życia w okolicznościach
niezgodnych z prawem Bożym.
Obowiązują natomiast w Kościele pewne reguły
praktyczne, ponieważ my naprawdę wierzymy w
świętość i wielkość chrztu, ale też lękamy się
Boga Sędziego, który na Sądzie Ostatecznym,
może nas oskarżyć o lekkomyślne udzielenie tego
sakramentu. Ja sam nie jestem ani proboszczem,
ani nie pracuję przy parafii, w związku z tym sam
z tego typu sytuacjami zajmuję się raczej
przygodnie; w każdym razie jeszcze nigdy mi się
nie zdarzyło, żebym powiedział, że "wasze
dziecko nie może być ochrzczone".
SZkoła Wiary .. Freta 10: Jacek Salij OP, wykład z listopada 2002
http://www.szkolawiary.dominikanie.pl/archiwum02_03/0211_d.htm
6 z 8
2011-01-27 17:14
dziecko nie może być ochrzczone".
W sytuacjach, kiedy rodzina jest niewierząca, a
proszą mnie o chrzest, to próbuję pytać o powód
tej prośby. Jeżeli jest to tylko życzenie dziadka
czy babci, sugeruję, aby może spróbowali znaleźć
powód poważniejszy. Mówię mniej więcej tak:
"jeśli już chcecie przynieść dziecko do chrztu,
chociaż spróbujcie wykonać próbę swojego
własnego przybliżenia się do Pana Jezusa. Żyjecie
razem, macie małe dzieci, nie możecie się rozejść,
bo to by było niesprawiedliwe wobec tych małych
dzieci. Co możecie, to jakoś zwiększać atmosferę
religijną w waszym domu. Spróbujcie się też
wczuć w moją sytuację, mój lęk przed Sądem
Bożym". Z praktyki wiem, że ludzie to rozumieją i
prawie zawsze tak postępują, że chrztu jednak
udzielić można, a jeżeli nie można, czują się w
pełni poinformowani, dlaczego. Pani na sali
podpowiada, że istnieje jeszcze taka instytucja,
jak rodzice chrzestni. Otóż ja odpowiem tak:
kiedyś miałem taką sytuację, że ojciec
niewierzący, bardzo mu zależało na chrzcie,
matka niewierząca mówi: "ja jestem przeciwko,
ale chcecie - proszę bardzo, wódkę wam na
chrzciny mogę przygotować". Wobec tego
wybraliśmy rodziców chrzestnych z największą
starannością, obydwoje byli bardzo wierzącymi
ludźmi. I co się stało? Tata mamę opuścił, bo
długo z jedną kobietą jest za trudno wytrzymać,
ojciec chrzestny wyjechał na drugą półkulę, matka
chrzestna, ponieważ była bardzo pobożna,
urodziła sześcioro dzieci własnych i chrześniakiem
wobec tego zająć się nie mogła. Najbardziej
zaskoczyło mnie to, że właśnie ta niewierząca
matka naprawdę rzetelnie zajęła się wychowaniem
religijnym dziecka. Miłosierdzie Boże musiało być
wtedy nade mną, bo najwyraźniej udzieliłem
chrztu w sposób lekkomyślny.
- Czy obecnie można mówić o kryzysie
chrześcijaństwa?
Przypomniała mi się taka szalenie ciekawa wizja
Arnolda Toynbee, który obecny kryzys
chrześcijaństwa interpretuje jako zjawisko ze
wszech miar pozytywne. Mianowicie sądzi on, że
ten kryzys to proces oddzielania się
chrześcijaństwa od cywilizacji chrześcijańskiej.
Chrześcijaństwo w ciągu wieków swojego
istnienia dopracowało się bardzo wysokiej pozycji,
stało się jedną z wielkich światowych religii.
Jednak w pewnym momencie jego rozwój się
zatrzymał i obecnie mamy już tylko do czynienia z
SZkoła Wiary .. Freta 10: Jacek Salij OP, wykład z listopada 2002
http://www.szkolawiary.dominikanie.pl/archiwum02_03/0211_d.htm
7 z 8
2011-01-27 17:14
zatrzymał i obecnie mamy już tylko do czynienia z
jakimiś sporadycznymi nawróceniami. Toynbee
tłumaczy to w taki sposób, że być może
Opatrzność Boża planuje zapoczątkować nowy
etap dynamicznego dzielenia się Ewangelią,
innymi
słowy
ewangelizację
kultur
niechrześcijańskich. Rzecz jasna, że byłoby
najzwyczajniej fatalnym nieporozumieniem, gdyby
ktoś się przejął wizją Toynbee'go, gdyby próbował
się jakoś przyczynić do ostatecznego oddzielenia
się chrześcijaństwa i zbudowanej na jego
podstawie cywilizacji. To, co w tej wizji jest
natomiast cenne, to zauważenie faktu, iż nasza
cywilizacja - nawet w odniesieniu do tych jej
uczestników, którzy są niewierzący - ma tak
głębokie zakorzenienie w chrześcijaństwie.
SZkoła Wiary .. Freta 10: Jacek Salij OP, wykład z listopada 2002
http://www.szkolawiary.dominikanie.pl/archiwum02_03/0211_d.htm
8 z 8
2011-01-27 17:14