background image

Jacek Salij OP
Dyskusja

-   Co   dzieje   się   z   dziećmi   poczętymi,   które
umierają   na   skutek   aborcji.   Słyszałam,   że
trafiają  one  do  piekła,  czy   tak  rzeczywiście
jest?

Jeśli   ktoś   twierdzi,   że   niewinne   dziecko   trafi   do
piekła, to naprawdę nie wie, co mówi. Udzielając
odpowiedzi, musimy zacząć  od naszej wiedzy na
temat losu dzieci, które umarły bez chrztu. Dzieci
te nie uczyniły przecież  w życiu ani nic  dobrego,
ani   złego.   Faktem   jest,   że   Pan   Bóg   kocha
wszystkich,   że   kocha,   rzecz   jasna,   także   tych,
którym   nie   było   dane   poznać   smaku   czynienia
dobra czy poznać smaku miłowania Go.

Wiemy   dalej,   że   nie   wolno   na   temat   zbawienia
dzieci nieochrzczonych mówić  w  taki sposób,  że
ludzie winni śmierci swojego  dziecka mogliby się
poczuć  dobroczyńcami,  "prawda,  by się męczyło
w życiu, nie wiadomo, czy byłoby zbawione, a tak
Bóg wszystkie dzieci zbawi". Krótko  mówiąc, nie
wolno   nam   głosić,   że   "król   Herod   dobrodziejem
jest dla sierot". To jest pewne takie zastrzeżenie,
bardzo jasne.

Natomiast,   co   wolno   nam   głosić?   Wolno   nam
głosić,   że   wolno   nam   się   domyślać   -   to   jest
domyślanie się w wierze, nie zaś teza wyssana z
palca - że dzieci, które bez winy rodziców umarły
bez   chrztu,   będą   zbawione   -   i   ochrzczone
zarazem - w wierze rodziców. Teraz pytanie, co z
losem   dzieci,   które   umarły   bez   chrztu   z   winy
rodziców?   Na   przykład   rodzice   wierzyli   w   Pana
Jezusa,   ale   nie   dopilnowali   chrztu.   Czy   też
dokonali   aborcji.   Wolno   nam   się   w   wierze
domyślać, że nawrócenie takich rodziców nie jest
czymś   mało   ważnym   dla   losu   ich   dzieci.
Podkreślam,   że   nie   mówię   tutaj   z   absolutną
pewnością siebie - raczej próbuję się wsłuchiwać
w  logikę  Bożego  postępowania  z  nami.   Pan  Bóg
stworzył nas jako istoty społeczne i wzajemnie na
siebie   działamy   zarówno   naszym   dobrem   jak   i
złem, naszą prawdą i naszym kłamstwem. Wolno
nam się domyślać, że nawrócenie takich rodziców
nie jest czymś   obojętnym  dla losu  ostatecznego
ich dziecka.

Wspomnę tutaj o jednym moim znajomym, który
zapędził   żonę   do   abortera.   Kiedy   później
uświadomił   sobie   zło,   jakie   uczynił,   zaczął

SZkoła Wiary .. Freta 10: Jacek Salij OP, wykład z listopada 2002

http://www.szkolawiary.dominikanie.pl/archiwum02_03/0211_d.htm

1 z 8

2011-01-27 17:14

background image

uświadomił   sobie   zło,   jakie   uczynił,   zaczął
zajmować się ratowaniem dzieci cudzych. Okazało
się,   że   miał   wyjątkowy   charyzmat,   jeszcze   w
dodatku jako lekarz i uratował chyba grubo ponad
setkę   dzieci.   Wyobrażam   sobie,   że   spotkanie   w
przyszłym świecie ojca z tym dzieckiem, które on
tak   potwornie   skrzywdził,   będzie   niezwykle
piękne.   Bo   to   nawrócenie,   w   dodatku   tak
wspaniale   owocujące,   nadało   życiu   dziecka   -
dotąd   bezsensownemu   -   sens   zupełnie
niesamowity. Dlatego sądzę, że - tu trzeba bardzo
się powstrzymywać, żeby za szybko tych słów nie
mówić,   aby   nie   kryło   się   za   tym   jakieś
nieuprawnione   rozgrzeszenie   -   w   pewnym
momencie temu mojemu znajomemu wolno  było
powiedzieć: "Błogosławiona wino!". Takie są moje
poglądy

 

na

 

temat

 

zbawienia

 

dzieci

nieochrzczonych.

-   Mój   znajomy   twierdzi,   że   wystarczy   mu
indywidualna   modlitwa   i   nie   musi
uczęszczać   do   Kościoła   na   mszę?   Jak   go
przekonać, jakich argumentów użyć?

Niestety,   nie   ma   tak   wszechmocnych
argumentów,   które   zawsze   dotrą   do   każdego
człowieka. My możemy się modlić za taką osobę.
Znając   ją   dobrze,   możemy   się   zastanowić,   jaki
argumenty   mogłyby   być   skuteczne   wobec   niej.
Musimy być  jednak świadomi, że nasze działania
mogą okazać  się nieskuteczne.  Czasem tylko  do
czasu. Proszę sobie wyobrazić  sytuację duchową
świętej   Moniki,   modliła   się   ona   za   Augustyna
latami całymi i bez skutku. Ambroży pocieszał ją,
że wobec  tak wielkich modlitw  syn  nie może się
zagubić Panu Bogu. I rzeczywiście.

Natomiast  ja  bym  się  starał  udzielać  odpowiedzi
na   konkretne   tezy   głoszone   przez   tą   osobę,   nie
próbowałbym generalizować. Na przykład jak ktoś
mi mówi, że przestał w niedziele chodzić na Mszę
świętą,  bo  w  jego  miejscowości ludzie tak jakoś
mało   zażywają   kąpieli   -   przepraszam,   że   może
trochę zaczynam się wygłupiać, ale jednak trochę
na serio - to ja bym zwrócił uwagę, że można w
tej   mszy   uczestniczyć   gdzieś   w   bocznych
drzwiach, gdzie jest przewiew.

Niedzielna   Msza   święta   to   jest   coś
niewyobrażalnie   więcej   niż   modlitwa   i
powiedziałbym tak: nawet, jeśli się modlisz gdzieś
w   odosobnionym   miejscu   i   ta   modlitwa   daje   ci
strasznie   dużo   satysfakcji,   módl   się   tak   jak
najwięcej.   Jednak   modlitwa   indywidualna   Mszy

SZkoła Wiary .. Freta 10: Jacek Salij OP, wykład z listopada 2002

http://www.szkolawiary.dominikanie.pl/archiwum02_03/0211_d.htm

2 z 8

2011-01-27 17:14

background image

najwięcej.   Jednak   modlitwa   indywidualna   Mszy
świętej   nie   zastąpi,   a   zwłaszcza   nie   zastąpi
Komunii świętej.

-   Chciałem   spytać   o   sens   trwania   w
małżeństwach nieudanych.

Tutaj mogę się podzielić  moimi doświadczeniami
duszpasterskimi.  Czasem ludzie,  którzy są bliscy
podjęcia   decyzji   o   rozwodzie,   czy   nawet   już   ją
podjęli, mają takie niepokoje sumienia, że jednak
jest   to   niezgodne   z   nauką   Pana   Jezusa.   Mówią
wtedy: "A co ja mam zrobić? Przecież nie będę się
męczył   przez   całe   życie   jak   pies   z   kotem?".   Ja
wtedy odpowiadam tak: "ten świat jest Boży i na
pewno nie jest wolą Bożą, abyście się męczyli ze
sobą do końca życia i nie jest wolą Bożą, abyście
się rozeszli. Jak mamy dwa złe wyjścia, to trzeba
szukać czy przynajmniej próbować szukać wyjścia
trzeciego.  Decyzja,  że bez  względu  na wszystko
będziemy się ze sobą męczyć,  ma w  sobie jakiś
pierwiastek   małoduszności.   Trzeba   próbować,   w
tej   okropnej   ropusze,   z   jaką   przyszło   mi   żyć,
rozpoznać   księżniczkę,   która   może   została
zaczarowana i wierzyć, iż może są jakieś metody,
aby   ją   odczarować,   aby   ta   księżniczka   się
ujawniła".

Zdaję sobie sprawię, że dokonałem tutaj dużego
uproszczenia.   Może   akurat   ktoś   z   państwa
znajduje   się   w   strasznie   trudnej   sytuacji
małżeńskiej i moje słowa mogą go strasznie ranić,
ale nie jest to  moim zamiarem.  Ja tylko  próbuję
pokazać  logikę Bożego  postępowania z  nami,  że
nigdy nie jest wolą Bożą, żebyśmy się strasznie ze
sobą   męczyli.   Wolą   Bożą  jest  coś   z  tym   zrobić,
jak   się   nie   da   zrobić   wiele   w   takim   wymiarze
empirycznym,   to   da   się   zrobić   w   wymiarze
duchowym,   próbować   przemieniać   tę   sytuację
może na przykład w ofiarę składaną Panu Bogu na
rzecz   różnych   małżeństw,   które   właśnie
przeżywają swoje konflikty, które znajdują się w
zagrożeniu   i   tak   dalej.   Natomiast   nauka   Pana
Jezusa na ten temat jest jasna.

Oczywiście, nie możemy nie uświadomić sobie, że
żyjemy   w   pokoleniu,   w   którym   niekiedy
zachowanie tej nauki staje się wyjątkowo trudne.
Na   tej   zasadzie,   że   w   świecie   tworzonym   tak,
jakby   Pana   Boga   nie   było,   istnieje   duże
pozwolenie   na   rozwód.   Przychodzi   do   mnie
kobieta, którą mąż opuszcza dla innej kobiety i na
jej   słowa:   "Przecież   mi   ślubowałeś,   jak   ty
możesz?"  -  odpowiada tak:  "Kobieto,  o  czym ty

SZkoła Wiary .. Freta 10: Jacek Salij OP, wykład z listopada 2002

http://www.szkolawiary.dominikanie.pl/archiwum02_03/0211_d.htm

3 z 8

2011-01-27 17:14

background image

możesz?"  -  odpowiada tak:  "Kobieto,  o  czym ty
gadasz?   Czy   ty   sobie   nie   uświadamiasz,   że
myśmy wzięli ślub cztery lata temu?! Przecież  ja
wtedy   byłem   całkiem   innym   człowiekiem!".   Ja
tego nie wymyśliłem, żaden pisarz też by tego nie
wymyślił - taka jest nasza dzisiejsza mentalność.

Trzeba   się   liczyć   z   tym,   że   wierność   małżeńska
dzisiaj bywa szczególnie trudna, ale myślę, że też,
jeśli   ją   zachowamy,   wtedy   kiedy   ją   trudno
zachować,   ma   szczególną   wartość   w   oczach
Bożych. Ma także pewien sens  pracy społecznej,
żeby   przynajmniej   inni   nie   przestali   wierzyć   w
sens   małżeństwa.   Samotność   po   odejściu   męża
czy żony jest bardzo trudna, a już zwłaszcza jak
dzieci   na   tyle   wyrosną,   że   człowiek   zostaje
naprawdę sam. Czy też wtedy, gdy dzieci są małe
i chciałoby się mieć pomoc w ich wychowywaniu.

Rozumiem,   że   jestem   zakonnikiem,   któremu
łatwo  mówić,  ale mówię w  imieniu  Pana Jezusa,
który   też   stawia   mnie   wobec   moich   trudnych
wyborów. To, że niektórym ludziom podpowiadam
pewne   postępowania,   co,   do   których   sam   nie
będę sprawdzany, nie odbiera mi odwagi, żeby to
ludziom mówić.

W   takiej   sytuacji,   gdy   czyjeś   małżeństwo   się
rozpadło,   argumentuję:   "owszem,   twoje
małżeństwo   się   już   rozpadło.   Możesz   nawet   nie
mieć nadziei, że się ponownie złączycie. Jedno, co
możesz  zrobić,  to  sprawić,  żeby  twoim biednym
dzieciom   nie   poplątało   się   w   główkach,   aby   nie
wyniosły   one   z   dzieciństwa   takiej   bezbożnej
nauki,  że jeśli małżeństwo  się nie uda,  to  wtedy
oczywiście trzeba próbować  od nowa,  że można
od   nowa   rodzinę   zakładać.   Aby   wasze   dziecko
wiedziało,   że   owszem,   niekiedy   małżeństwo   się
rozpadnie,   ale   w   małżeństwie   jest   coś   tak
świętego, że trzeba być temu wiernym nawet po
rozpadzie związku".

-   Powiedział   Ojciec,   że   kapłaństwo  dotyczy
tylko  mężczyzn.   W   tym  kontekście   pytanie,
co   to   jest   i   czego   dotyczy   teologia
feministyczna?

Gdy powiedział pan, że kapłaństwo dotyczy tylko
mężczyzn,   aż   się   przestraszyłem,   że   pominąłem
olbrzymi   temat   kapłaństwa   nas   wszystkich.   To
znaczy,   że   jest   kapłaństwo   królewskie   i   jest
kapłaństwo   służebne.   To   pierwsze   oznacza
wezwanie   i   zdolność   do   składania   ofiar   miłych
Panu   Bogu.   Do   tego   kapłaństwa   powołani

SZkoła Wiary .. Freta 10: Jacek Salij OP, wykład z listopada 2002

http://www.szkolawiary.dominikanie.pl/archiwum02_03/0211_d.htm

4 z 8

2011-01-27 17:14

background image

Panu   Bogu.   Do   tego   kapłaństwa   powołani
jesteśmy   my   wszyscy,   ochrzczeni.   Kapłaństwo
służebne   księży,   biskupów,   papieża   jest
budowane   dopiero   na   fundamencie   kapłaństwa
królewskiego.   To   oczywiście   Państwo   słyszeli   w
fragmencie z drugiego rozdziału Pierwszego Listu
Apostoła   Piotra,   że   mamy   stanowić   święte
kapłaństwo  dla składania duchowych ofiar miłych
Bogu.

Natomiast,   jeśli  chodzi   o   teologię   feministyczną,
to strasznie mi przykro się przyznać, ale nie znam
się   na   niej.   Wobec   tego   może   powiem,   jakie
wymiary   teologii   feministycznej   osobiście
odbierałbym   jako   pozytywne   i  bardzo   potrzebne
dla Kościoła. Na pewno czymś ogromnie ważnym
jest   praca,   również   intelektualna,   nad
poszukiwaniem   specyficznego   miejsca   kobiety   w
Kościele. Jednak było nie było, być kobietą to jest
coś   zupełnie   innego   niż   być   mężczyzną.   Przy
okazji   szukałbym   też   oczywiście   odpowiedzi   na
pytanie o miejsce mężczyzny w Kościele.

Aż   trudno   w   to   uwierzyć,   ale   niektóre   rzeczy   z
czasów   Ojców   Kościoła   przypomnieliśmy   sobie
dopiero teraz i to właśnie dzięki różnym, że tak to
nazwę,   "rozróbom"   teologicznych   feministek.   Na
przykład:   jest   taka   niezwykle   bogata   tradycja
Ojców

 

Kościoła

 

dotycząca

 

epizodu

ewangelicznego, kiedy ktoś mówi Panu Jezusowi,
że   jego   matka   i   bracia   na   niego   czekają,   a   On
pyta: a kto to jest moja matka? A kto to są moi
bracia?   Każdy,   kto   słucha   Słowa   Bożego   i   je
wypełnia,   jest   moim   bratem,   siostrą   i   matką.
Ojcowie Kościoła na ten temat mieli niesamowicie
ciekawe   rzeczy   do   powiedzenia.   Twierdzili   tak:
bratem,   siostrą   Pana   Jezusa,   to   mniej   więcej
rozumiemy, słuchać Słowa Bożego, wypełniać  je.
Ale Pan Jezus mówi, że możemy być Jego matką i
nie   dotyczy   to   tylko   kobiet,   ale   każdego   z   nas,
także   mężczyzn.   Dla   Ojców   Kościoła   była   to
bardzo   ważna   okazja   do   rozróżnienia   między
wiarą dojrzałą i niedojrzałą. Jeżeli ja wsłuchuję się
w  Słowo  Boże i staram się je wypełniać,  jestem
bratem   lub   siostrą   Pana   Jezusa.   A   jeżeli   ja   już
dzielę   się   moją   wiarą   z   innymi,   uczestniczę   w
rodzeniu   się   Pana   Jezusa   w   coraz   to   nowych
duszach   ludzkich,   to   ja   staję   się   uczestnikiem
macierzyństwa   Kościoła,   ja   staję   się   poniekąd
matką Kościoła.

Ojcowie   Kościoła   od   razu   wskazują   w   Piśmie
świętym,   gdzie   mężczyźni   przypisują   sobie   role
macierzyńskie.   Taki   apostoł   Paweł,   który   się

SZkoła Wiary .. Freta 10: Jacek Salij OP, wykład z listopada 2002

http://www.szkolawiary.dominikanie.pl/archiwum02_03/0211_d.htm

5 z 8

2011-01-27 17:14

background image

macierzyńskie.   Taki   apostoł   Paweł,   który   się
uważał   za   ojca   w   Kościele,   choćby   ojcem
Filemona,   którego   zrodził   dla   Chrystusa.   W
oryginale

 

występuje

 

czasownik

 

grecki

odpowiadający   raczej   polskiemu   czasownikowi
"spłodził",   ale   ponieważ   po   polsku   brzmi   on   za
bardzo   cieleśnie,   w   tłumaczeniach   nie   jest
używany.   Czy,choćbyście   mieli   dziesięć   i   więcej
wychowawców,   w   Chrystusie   ojców   macie
niewielu,   to   ja   was   właśnie   -   tu   znowu   jest  ten
sam   czasownik   -   spłodziłem,   jestem   waszym
ojcem.   Ale   ten   sam   apostoł   Paweł   wielokrotnie
przypisuje   sobie   rolę   matki.   "Dzieci   moje,   oto
ponownie   was   w   bólach   rodzę,   dopóki  Chrystus
ponownie   w   was   się   nie   ukształtuje".   Niby
mężczyzna, a bóle rodzenia. "A ile razy stawałem
się jak ta matka..." To jest 1 Kor 3:1. Wstyd się
przyznać,   ale   o   tych   wątkach   zapomniano   i
dlatego   bym   tych   feministek   tak   ostro   nie
traktował.   Owszem,   razi   mnie   bardzo   pewien
rodzaj

 

wrzaskliwości,

 

pewien

 

rodzaj

nieuzasadnionej   pewności  siebie,   ale   to   przecież
nie   dotyczy   wszystkich.   Taka   wrzaskliwość   i
nieuzasadniona   pewność   siebie   w   zawodzie
przeze   mnie   uprawianym,   w   zawodzie   teologa,
jest to sytuacja niestety, stosunkowo częsta.

-   Czy   chrzest   może   być   udzielony   dziecku,
które

 

narodziło

 

się

 

w

 

związku

niesakramentalnym?

Ja może rzecz wyostrzę. Czy gdyby przyniesiono
do  mnie dziecko  powstałe w  wyniku klonowania,
czy   wolno   by   było   udzielić   chrztu?   To   są   dwie
różne rzeczy, niezgodność z prawem Bożym, jaka
się zdarzyła w początkach czyjegoś życia, a wielki
i   niepojęty   dar   życia,   który   dla   każdej   istoty
ludzkiej   jest   zarazem   darem   wezwania   do   życia
wiecznego.

 

Byłoby,

 

zatem

 

radykalną

niegodziwością   wykluczyć   chrzest   dziecka,   które
zostało   powołane   do   życia   w   okolicznościach
niezgodnych z prawem Bożym.

Obowiązują   natomiast   w   Kościele   pewne   reguły
praktyczne,  ponieważ  my  naprawdę wierzymy  w
świętość   i   wielkość   chrztu,   ale   też   lękamy   się
Boga   Sędziego,   który   na   Sądzie   Ostatecznym,
może nas oskarżyć o lekkomyślne udzielenie tego
sakramentu. Ja sam nie jestem ani proboszczem,
ani nie pracuję przy parafii, w związku z tym sam
z   tego   typu   sytuacjami   zajmuję   się   raczej
przygodnie; w każdym razie jeszcze nigdy mi się
nie   zdarzyło,   żebym   powiedział,   że   "wasze
dziecko nie może być ochrzczone".

SZkoła Wiary .. Freta 10: Jacek Salij OP, wykład z listopada 2002

http://www.szkolawiary.dominikanie.pl/archiwum02_03/0211_d.htm

6 z 8

2011-01-27 17:14

background image

dziecko nie może być ochrzczone".

W   sytuacjach,   kiedy   rodzina   jest   niewierząca,   a
proszą mnie o chrzest, to próbuję pytać o powód
tej   prośby.   Jeżeli   jest   to   tylko   życzenie   dziadka
czy babci, sugeruję, aby może spróbowali znaleźć
powód   poważniejszy.   Mówię   mniej   więcej   tak:
"jeśli   już   chcecie   przynieść   dziecko   do   chrztu,
chociaż   spróbujcie   wykonać   próbę   swojego
własnego przybliżenia się do Pana Jezusa. Żyjecie
razem, macie małe dzieci, nie możecie się rozejść,
bo to by było niesprawiedliwe wobec tych małych
dzieci. Co możecie, to jakoś zwiększać atmosferę
religijną   w   waszym   domu.   Spróbujcie   się   też
wczuć   w   moją   sytuację,   mój   lęk   przed   Sądem
Bożym". Z praktyki wiem, że ludzie to rozumieją i
prawie   zawsze   tak   postępują,   że   chrztu   jednak
udzielić   można,   a   jeżeli  nie   można,   czują   się   w
pełni   poinformowani,   dlaczego.   Pani   na   sali
podpowiada,   że   istnieje   jeszcze   taka   instytucja,
jak   rodzice   chrzestni.   Otóż   ja   odpowiem   tak:
kiedyś   miałem   taką   sytuację,   że   ojciec
niewierzący,   bardzo   mu   zależało   na   chrzcie,
matka   niewierząca   mówi:   "ja   jestem   przeciwko,
ale   chcecie   -   proszę   bardzo,   wódkę   wam   na
chrzciny   mogę   przygotować".   Wobec   tego
wybraliśmy   rodziców   chrzestnych   z   największą
starannością,   obydwoje   byli   bardzo   wierzącymi
ludźmi.   I   co   się   stało?   Tata   mamę   opuścił,   bo
długo  z  jedną kobietą jest za trudno  wytrzymać,
ojciec chrzestny wyjechał na drugą półkulę, matka
chrzestna,   ponieważ   była   bardzo   pobożna,
urodziła sześcioro dzieci własnych i chrześniakiem
wobec   tego   zająć   się   nie   mogła.   Najbardziej
zaskoczyło   mnie   to,   że   właśnie   ta   niewierząca
matka naprawdę rzetelnie zajęła się wychowaniem
religijnym dziecka. Miłosierdzie Boże musiało  być
wtedy   nade   mną,   bo   najwyraźniej   udzieliłem
chrztu w sposób lekkomyślny.

-   Czy   obecnie   można   mówić   o   kryzysie
chrześcijaństwa?

Przypomniała   mi  się   taka   szalenie   ciekawa   wizja
Arnolda   Toynbee,   który   obecny   kryzys
chrześcijaństwa   interpretuje   jako   zjawisko   ze
wszech miar pozytywne. Mianowicie sądzi on, że
ten   kryzys   to   proces   oddzielania   się
chrześcijaństwa   od   cywilizacji   chrześcijańskiej.
Chrześcijaństwo   w   ciągu   wieków   swojego
istnienia dopracowało się bardzo wysokiej pozycji,
stało   się   jedną   z   wielkich   światowych   religii.
Jednak   w   pewnym   momencie   jego   rozwój   się
zatrzymał i obecnie mamy już tylko do czynienia z

SZkoła Wiary .. Freta 10: Jacek Salij OP, wykład z listopada 2002

http://www.szkolawiary.dominikanie.pl/archiwum02_03/0211_d.htm

7 z 8

2011-01-27 17:14

background image

zatrzymał i obecnie mamy już tylko do czynienia z
jakimiś   sporadycznymi   nawróceniami.   Toynbee
tłumaczy   to   w   taki   sposób,   że   być   może
Opatrzność   Boża   planuje   zapoczątkować   nowy
etap   dynamicznego   dzielenia   się   Ewangelią,
innymi

 

słowy

 

ewangelizację

 

kultur

niechrześcijańskich.   Rzecz   jasna,   że   byłoby
najzwyczajniej fatalnym nieporozumieniem, gdyby
ktoś się przejął wizją Toynbee'go, gdyby próbował
się jakoś  przyczynić  do  ostatecznego  oddzielenia
się   chrześcijaństwa   i   zbudowanej   na   jego
podstawie   cywilizacji.   To,   co   w   tej   wizji   jest
natomiast   cenne,   to   zauważenie   faktu,   iż   nasza
cywilizacja   -   nawet   w   odniesieniu   do   tych   jej
uczestników,   którzy   są   niewierzący   -   ma   tak
głębokie zakorzenienie w chrześcijaństwie.

SZkoła Wiary .. Freta 10: Jacek Salij OP, wykład z listopada 2002

http://www.szkolawiary.dominikanie.pl/archiwum02_03/0211_d.htm

8 z 8

2011-01-27 17:14