245 Campbell Judy Kolega z pracy

background image

Campbell Judy - Kolega z pracy

Tytuł oryginału:

Tempting Dr Templeton

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Rosie Loveday kurczowo trzymała się liny zwisającej wzdłuż ściany

klifu. Morze lśniło i migotało w promieniach słońca, po jego powierzchni

sunęły łodzie podobne do motyli. Śnieżnobiała wstęga piasku otaczała

szerokim łukiem błękitne wody zatoki. Rosie zakręciło się w głowie.

Wystarczyłoby jedno omsknięcie, by połamała sobie wszystkie kości! Na

chwilę zamknęła oczy, by zapomnieć, jak przerażająca odległość dzieli ją

od ziemi.

- Idź dalej, Rosie, nie zatrzymuj się! - dobiegł do niej z góry ostry,

rozkazujący głos instruktora. - To przecież małe piwo.

Małe piwo? W tej chwili Rosie dla dodania sobie kurażu potrzebowała

dużego piwa! Spojrzała na instruktora urażona. Może wyobrażał sobie, że

to taka przyjemność - wisieć w powietrzu, gdy tymczasem grupka widzów

z zainteresowaniem obserwuje twoje zmagania?

Choć instruktor był apodyktyczny, swoim entuzjazmem potrafił zachęcić

ludzi, by dali z siebie wszystko. Zajęcia, które prowadził, wydawały się

interesujące i zabawne. Prosił, by mówić do niego Andy. Na plakietce

przyczepionej do jego koszuli napisane było DOKTOR ANDREW

TEMPLETON.

background image

- Do licha, po co się zgłosiłam? - mruknęła, opuszczając się kilka

centymetrów niżej. - Przyjechałam przecież na konferencję medyczną, a

nie na kurs wspinaczkowy!

Westchnęła, spoglądając na spękaną skałę. Dobrze przecież wie,

dlaczego teraz wisi w powietrzu na cienkiej linie niczym bezwładny

tobołek. Chciała zrobić jak najlepsze wrażenie na nowych kolegach z

pracy! A poza tym miała nadzieję, że po kilku miesiącach otrzyma

propozycję stałego zatrudnienia...

Jej rozmyślania przerwał silny głos Andy'ego: - Trzymaj nogi prosto i

odchylaj się do tyłu. Odpychaj się stopami od skał. Dłonie przesuwaj

wzdłuż liny. Nie trać nad nią kontroli. Na uprzęży masz mechanizm

hamulcowy, więc nie spadniesz!

Wstrzymując oddech, Rosie ostrożnie opuściła się niżej i z nieopisaną

ulgą poczuła, że stopami nareszcie dotyka stałego gruntu. Kolana trzęsły

jej sięjak galareta, a serce waliło jak młotem.

- Dobra robota! Prawda, że to było całkiem łatwe?

Następnym razem spróbujemy na bardziej stromej ścianie. ..

- Chyba śnisz - mruknęła Rosie pod nosem.

Właśnie udowodniła sobie, na jaką niesamowitą odwagę było ją stać.

Musiałaby chyba całkiem zwariować, by posuwać się dalej. Nie, wystarcza

jej to, co osiągnęła!

Przyglądała się, jak Bob, tęgi lekarz pierwszego kontaktu z Londynu,

zaczyna schodzić w jej kierunku. Gdy stali razem na szczycie, wydawał

się być niebywale pewny siebie.

- Nigdy jeszcze tego nie robiłem - informował Andy'ego i ją pełnym

animuszu tonem - ale jestem urodzonym sportowcem. Nie sądzę, żebym

background image

miał z tym jakieś problemy.

- Rób wszystko tak, jak ci każę - ostrzegł go Andy.

- Och, nie zachowuj się jak stara baba! - roześmiał się beztrosko Bob. -

Mam już zaczynać?

Kilka minut temu, gdy Rosie była jeszcze na górze, Andy spojrzał jej w

oczy - z rozbawieniem i irytacją zarazem. Potem łagodnie rzekł do Boba:

-

Niech Rosie zejdzie pierwsza. Chyba nie zaszkodzi ci, jeśli

poczekasz kilka minut?

Rosie stała więc teraz bezpiecznie na ziemi i patrzyła. Bob dość

niezgrabnie gramolił się przez krawędź, przebierając krótkimi nogami przy

ścianie klifu. Przerwał na moment i spojrzał w jej stronę. Po długiej chwili

zaczął schodzić w koszmarnie wolnym tempie, przesuwając się centymetr

po centymetrze niczym pokraczny ślimak. Często zatrzymywał się i

opierał głowę w kasku o ścianę klifu.

-

Świetnie sobie radzisz, Bob! - zawołał Andy zachęcająco.

Bob zatrzymał się i z wysokości dwudziestu pięciu metrów spojrzał na

Rosie.

-

Chyba zeskoczę - wymamrotał i zaczął odpinać uprząż od liny. - Nie

lubię tak wisieć na tym sznurku, który nazywacie liną. Muszę natychmiast

zeskoczyć z tego klifu!

Rosie podbiegła w jego stronę, starając się mówić spokojnym i pewnym

tonem:

- Bob, jesteś już prawie na miejscu. Odpoczywaj co jakiś czas, a

niedługo staniesz na ziemi.

Zastygła z przerażenia, widząc, jak Bob odskakuje od skały i spada

ciężko na piach. Wzięła głęboki wdech i podbiegła do niego.

background image

-

Nie ruszaj się, Bob. Powiedz mi, gdzie cię boli

-

powiedziała, patrząc badawczo na jego nienaturalnie ułożone nogi.

-

Zdaje się, że to coś poważnego - stęknął. - Kiedy

upadłem, poczułem, że coś mi pęka. Zwykle zeskakuję

bardzo miękko - szepnął.

Nie tym razem, pomyślała Rosie ponuro, rozglądając się wokół siebie.

Potem ściągnęła cienki sweter, pod którym nosiła koszulkę, i otuliła nim

ramiona mężczyzny, by nie dopuścić do wyziębienia organizmu. Zaczęła

delikatnie badać nogę wokół krawędzi buta, lecz nie rozwiązywała

sznurowadeł.

Spojrzała w górę, na atletyczną sylwetkę Andy'ego, który w kilka sekund

zjechał ze zbocza. Ruszył ku nim, w biegu ściągając kask, spod którego

ukazała się gęsta kasztanowa czupryna i niesamowicie błękitne oczy.

- Podejrzewam, że złamał sobie kość piszczelową i strzałkową -

powiedziała Andy'emu, gdy przyklęknął przy niej. - Nie będę ruszać buta,

bo nie chcę, żeby złamane kości uszkodziły tętnicę. Na razie tylko

usztywnijmy mu nogę.

-

Dobrze - odparł krótko. - Nie zdejmujmy mu też kasku. Mógł sobie

przecież uszkodzić kręgosłup.

Z kieszeni szortów wyjął telefon komórkowy i zadzwonił pod jakiś

numer.

-

Mówi doktor Andy Templeton - oznajmił. - Potrzebna mi jest karetka

z noszami dla pacjenta, który miał wypadek u podnóża klifów Lowther w

małej zatoczce. Rozpoznane złamanie nogi. Prawdopodobnie

pęknięta kość piszczelowa i strzałkowa, być może uszkodzony kręgosłup.

Z plecaka leżącego na piasku obok sprzętu wspinaczkowego wyciągnął

background image

mały, złożony koc, którym delikatnie nakrył rannego mężczyznę.

Rosie zręcznie związała obie nogi nad kolanami, starając się nie urazić

złamanej kończyny. Między kolana mężczyzny wsunęła zwinięte bandaże.

- Dobra robota, pani doktor - mruknął Andy. - Ma pani wyczucie!

- Wydawało mi się, że najszybciej będzie skoczyć

-

wymamrotał Bob. - Przepraszam...

Andy uśmiechnął się uspokajająco i pogładził go po ręce.

-

Ludzie, którzy są bardzo wysportowani i przyzwyczajeni do

fizycznego wysiłku, czasem dziwnie reagują, gdy mają zejść ze znacznej

wysokości. Do tamtego momentu naprawdę dobrze sobie radziłeś.

Wkrótce przyjechała karetka. Boba ostrożnie ułożono na noszach i

usztywniono mu szyję kołnierzem. Spojrzał żałosnym wzrokiem na Rosie i

Andy'ego.

-

Powiecie mojej żonie, co się stało, prawda? - szepnął.

-

Będzie na mnie wściekła. W zeszłym roku podczas wakacji

zerwałem sobie ścięgno Achillesa, grając w tenisa!

-

Odwiedzę cię w szpitalu, kiedy odniosę sprzęt - obiecał Andy. - Nie

przejmuj się!

Szybkim krokiem skierowała się w stronę hotelu. Andy starał się

dorównać jej kroku.

-

Pójdę z tobą - oświadczył. - Jesteś tu sama?

Zaczyna się, pomyślała Rosie. Może powinnam sobie powiesić na szyi

tabliczkę z napisem: SAMOTNA MATKA SZUKA STABILNEGO

ZWIĄZKU!

-

Tak - odrzekła.

background image

Nie życzyła sobie, by szedł tak blisko.

Andy spojrzał na Rosie zamyślony. Jej tajemniczość w połączeniu z

oszałamiającą urodą tworzyła intrygującą mieszankę!

-

Przyjechałaś na konferencję z daleka? - zapytał.

Cóż za determinacja! Ten człowiek łatwo się nie pod

daje!

- Nie jestem stąd - wyjaśniła. - Pochodzę z północnej

Anglii, ale tutaj znalazłam pracę. Wybacz, muszę już iść.

- Może spotkamy się w barze przed kolacją? Po tych

dramatycznych przeżyciach powinnaś się czegoś napić.

Dla Rosie nie było nic bardziej koszmarnego od wspólnych kolacji, na

które wszyscy przychodzili z partnerami. Tylko ona, jako jedyna samotna

osoba, wyróżniała się w tym tłumie. Może drink wypity w towarzystwie

Andy'ego doda jej odwagi, by jakoś znieść ten wieczór? Odnosiła

absurdalne wrażenie, że jej samotność rzuca się wszystkim w oczy.

Dlatego bardzo rzadko chodziła na przyjęcia, nawet wtedy, gdy znała

wielu uczestniczących w nich ludzi.

- Bardzo... bardzo chętnie - zgodziła się. - A zatem do zobaczenia.

- Jest pani naprawdę piękną niewiadomą, pani doktor - mruknął Andy do

siebie. - Zapowiada się interesujący wieczór...

Mimo że Rosie nie zapomniała wklepać sobie w twarz krem z silnym

filtrem przeciwsłonecznym, jej skóra i tak nabrała ciemnoróżowego

odcienia. Zatuszowała go odrobiną pudru. Odgarnęła z twarzy kręcone

włosy i spięła je dwoma grzebykami. Jej wyjściowy strój, garnitur z

czarnej krepy, dobrze jej służył przez ponad dwa sezony. Czas był już

jednak najwyższy, by sprawiła sobie coś nowego.

background image

Tony uważał, że czerń to elegancki kolor. Ostatnio jednak Rosie zaczęła

marzyć o jakimś odważniejszym stroju, o czymś, co nie musi koniecznie

pasować do całej reszty ubrań z jej szafy - przeważnie granatowych lub

czarnych! Pomyślała, że za pierwszą wypłatę kupi sobie coś szalonego!

Nagle zaśmiała się sama z siebie. Po co kupować takie rzeczy, skoro i tak

nigdzie nie wychodzi? Przez ostatnie dwa lata, gdy wracała skonana z

pracy, wieczorami zajmowała się tylko zaspokajaniem różnorodnych

potrzeb swojego dziecka.

Wzięła do ręki zdjęcie stojące na nocnym stoliku ' uśmiechnęła się czule.

Amy wyglądała uroczo ze swoją słodką, pyzatą buzią i kręconymi

włosami, tak podobnymi do włosów Rosie. Dziewczynka siedziała w

ramionach ciotki Lily, która opiekowała się nią, podczas gdy Rosie była na

konferencji. Lily cieszyła się, że w miarę swoich sił może pomóc Rosie,

lecz czy dwa dni opieki nad rozbrykanym berbeciem to nie za duży

wysiłek dla kobiety nie pierwszej młodości

Rosie odłożyła zdjęcie i spojrzała na zegarek. Robiło się późno. Na myśl

o czekającym ją wieczorze poczuła panikę. Z lękiem zdała sobie sprawę,

że po raz pierwszy od trzech lat znajdzie się wśród tłumu ludzi, których

praktycznie nie zna! O czym, do licha, można rozmawiać z Andym? Jej

znajomość tematyki sportowej jest dość ograniczona, a jego raczej nie

będzie interesować ani jej życie osobiste, ani życie małej Amy.

Gdy wysiadła z windy, otoczył ją gwar rozmów i szczęk szkła.

- Wspaniale! - odezwał się przy jej uchu wesoły głos. - Cieszę się, że

przyszłaś punktualnie. Pomyślałem, że trochę bąbelków to niezły początek

wieczoru! Andy był przystojny wręcz niewiarygodnie. Serce Rosie zabiło

mocniej, gdy dotknął jej ramienia. Zauważyła, że obecne tu kobiety

background image

rzucają na niego ukradkowe spojrzenia. Nic dziwnego, miał wspaniale,

gęste włosy, był wysoki i naprawdę umiał nosić smoking. Czyżby myślały,

że on i ona są parą?

A niech sobie myślą! - stwierdziła w duchu. Od tak dawna nie miała

towarzystwa, że postanowiła nim się nacieszyć, choćby tylko tego jednego

wieczoru! Usiadła i uniosła kieliszek w stronę Andy'ego.

-

Łyk szampana naprawdę dobrze mi zrobi po tych

torturach, jakim mnie dziś poddałeś!

-

Bzdura! - Andy Templeton pokazał zęby w chłopięcym uśmiechu. -

Przez cały czas znakomicie się bawiłaś. Skoro już o tym mówimy, to po

naszym rozstaniu poszedłem odwiedzić Boba. Postawiłaś słuszną

diagnozę. Złamana kość piszczelowa i strzałkowa, paskudnie skręcona

kostka. Na szczęście kręgosłup nie został uszkodzony. Wieczorem ma

mieć operację, więc pewno zostanie tu dzień lub dwa. Mam nadzieję, że

dzisiejsza przygoda cię nie zniechęciła. Tam, na dole, tworzyliśmy zgrany

zespół. Moglibyśmy we dwoje świadczyć usługi ratunkowe. Mam

nadzieję, że dołączysz do jutrzejszej wycieczki po okolicy.

-

Niestety, nie mogę. Jutro rano wezmę tylko udział w wykładzie, a

potem muszę wracać.

Szampan zaczynał jej uderzać do głowy. Postanowiła, że tego wieczoru

nie będzie się zachowywać jak wdowa ani jak samotna matka. Choć raz

chciała zmienić się w kobietę z własnych marzeń - stojącą na progu nowej

kariery, niezależną i beztroską. Po raz pierwszy od bardzo dawna miała

noc tylko dla siebie. Zamierzała dobrze się bawić!

-

Mamy więc tylko ten jeden wieczór, żeby lepiej

się poznać.

background image

W cudownych, błękitnych oczach Andy'ego, które tak nieustępliwie się w

nią wpatrywały, zabłysły szelmowskie iskierki. Nerwowym ruchem

założyła pasemko włosów za ucho. To śmieszne, co wyprawia jej serce,

gdy Andy na nią patrzy! Od tak dawna z nikim nie flirtowała, że nie była

pewna, czy pamięta wszystkie zasady tej gry!

~ Cały czas uczysz ludzi tego koszmarnego schodzenia po ścianach? -

zapytała.

-

Na pewno bardzo byś to polubiła, gdybyś miała

okazję trochę więcej ze mną potrenować. Na co dzień jestem lekarzem

pierwszego kontaktu, zastępującym chwilowo nieobecnych. Odpowiada

mi taki styl życia, ponieważ dość często dysponuję czasem wolnym.

-

Wykorzystujesz go na wspinaczki?

Spoważniał, oczy mu posmutniały.

-

Niestety, nie - odparł. - Zajmują mnie inne, pilniejsze rzeczy. Dolać

ci wina, Rosie?

Spojrzała na niego w zamyśleniu, zauważając, jak szybko zmienił

niewygodny dla niego temat. Domyśliła się, że za jego słowami kryje się

jakaś historia. Każdy ma jakieś sekrety, które pragnie zachować tylko dla

siebie. Ona sama nie powiedziała mu o Amy.

Atmosfera znów się rozluźniła. Ta noc miała być radosną odskocznią od

surowego świata codzienności, do którego trzeba powrócić już jutro. W tej

chwili Rosie nie myślała o żadnych obowiązkach. Zamierzała cieszyć się

chwilą!

Ten wieczór okazał się weselszy, niż Rosie się spodziewała. Czuła się

wspaniale, widząc, że ktoś się nią zajmuje, wysłuchuje jej zdania i, co by

nie mówić, podrywa. Pomyślała z rozbawieniem, że Andy Temple-ton wie,

background image

jak rozruszać dziewczynę. Przez chwilę spoglądał na wygibasy ludzi

tańczących na zatłoczonym parkiecie, po czym zwrócił się do Rosie,

unosząc brwi w niemym zapytaniu.

- Może zatańczymy? - zaproponował.

- Czemu nie? - odparła Rosie ze śmiechem. - Le

piej tańczę niż się wspinam!

Zerwała się z krzesła i podała dłoń Andy'emu. Ujął ją, uśmiechając się

wesoło. Po raz pierwszy od wielu miesięcy Rosie poczuła oszołomienie

wywołane zabawą, radością życia i obecnością kogoś, kto wydawał się

kochać życie. Ukradkiem spojrzała na swojego partnera. Był wspaniały, i

równie wspaniale tańczył.

Gdy muzyka się skończyła, Andy jeszcze raz okręcił Rosie wokół, cały

czas obejmując ją. Siłą rozpędu na chwilę przywarła do jego ciała. Oczy

mu zabłysły, gdy patrzył na jej zarumienioną twarz i roziskrzone źrenice.

-

Mówiłaś mi, że jesteś lekarzem, a nie tancerką...

Postanowiła odejść, zanim zrobi coś, czego będzie

się wstydzić.

- Przepraszam, Andy - powiedziała szorstko. - Było cudownie, ale...

- Ale dosyć już tych emocji? - dokończył za nią

z uśmiechem. - Może jeszcze jeden taniec? Na pewno

wiesz, że po dużym wysiłku należy troszeczkę ochłonąć.

Piosenkarz śpiewał teraz coś bardzo romantycznego. Tańczące pary

objęły się miłośnie. Serce Rosie zabiło mocniej. Nie mogła sobie pozwolić

na taką bliskość z Andym. Taniec z nim byłby za bardzo intymny i zbyt

mocno by jej przypominał tamten ostatni raz, gdy tańczyła z Tonym.

W pamięci zabłysło jej ostatnie wspomnienie o nim. Czule objęci,

background image

kołysali się w rytm muzyki na parkiecie. Tony trzymał ją w ramionach,

jakby chciał ją chronić. Działo się to prawie trzy lata temu. Właśnie

oznajmiła mu, że jest w ciąży. Nie wiedziała, że za godzinę jej szczęście

przerodzi się w dramat

- Wiele bym dał, żeby móc czytać w twoich myślach - powiedział Andy

beztroskim tonem.

- Trochę mi słabo - szepnęła. - Może wyjdziemy

stąd na minutkę?

Wziął ją pod rękę i wyprowadził na taras.

-

To na pewno przez ten upał - stwierdził. -1 pewnie puls ci

podskoczył podczas ostatniego tańca!

Leciutka bryza niosła ulotny, słodki zapach kwitnących wiciokrzewów

zmieszany z dochodzącym z ogrodu aromatem świeżo skoszonej trawy.

Rosie odetchnęła głęboko i uśmiechnęła się do Andy'ego.

-

Przepraszam. Zwykle nie jestem w takiej smętnej formie.

-

Wiem. Jesteś zuch dziewczyna. Dowiodłaś tego,

kiedy schodziłaś z klifu. Byłem pod wrażeniem. Nie mówiąc już o

przygodzie z Bobem. - Andy uścisnął jej ramię uspokajającym gestem. -

Może zejdziemy na brzeg? Odetchniemy trochę od hałasu i gorąca.

Rosie chciała uciec jak najdalej od widoku objętych par, który aż nadto

boleśnie przypominał jej o szczęśliwszych czasach.

Poczuła, jak Andy otaczają ramieniem, gdy schodzili po stopniach

tarasu. W jego dotyku było ukojenie i siła dająca bezpieczeństwo. Idąc

wąską ścieżką wokół wystających z piasku skał, dotarli do małej, ukrytej

zatoczki, zupełnie opuszczonej i zaciemnionej przez cienie rzucane w

świetle księżyca przez ściany klifów. Nad brzegiem morza zatrzymali się i

background image

przez chwilę stali w ciszy, patrząc na podpływające ku nim strużki wody

podobne do falbanek z białej koronki.

Andy odwrócił się do Rosie i palcem uniósł jej podbródek.

-

Martwiłaś się czymś - odezwał się łagodnie. - Co to było? Złe

wspomnienie?

Rosie poczuła dławienie w gardle. Nikomu nie zwierzała się ze

straszliwego poczucia osamotnienia i rozpaczy, które czuła po śmierci

Tony'ego, gdy była w ciąży. Teraz, po prawie trzech latach, gdy musiała

opiekować się dwuletnią córeczką, przywykła już do samotności. Ten

wieczór miał jednak w sobie coś, co sprawiło, że dawne uczucia ożyły na

nowo. Widok szczęśliwych par ponownie uświadomił jej z wielką siłą, jak

bardzo jest samotna.

Wygrzebała z kieszeni chusteczkę i wytarła nos.

-

Już w porządku... nie martw się - mruknęła.

Andy obrócił ją ku sobie, mówiąc cicho:

- Tak dobrze się bawiłaś i nagle przestałaś się cieszyć. Co to było?

- Nie wydaje mi się, żeby moje prywatne życie tak cię interesowało.

- Każda piękna dziewczyna powinna być szczęśliwa. . a ty jesteś taka

piękna - szepnął. - Nie chcesz mi powiedzieć, co się stało?

Był łagodny i troskliwy. Roztaczał wokół siebie Przyjazną atmosferę.

Może o wspomnieniach, które powróciły tego wieczoru, łatwiej będzie

powiedzieć jemu niż komuś, kogo dobrze znała.

-

Wydaje mi się, że to przez muzykę... - zaczęła.

~ Podobna muzyka grała tamtej nocy, gdy zginął mój mąż prawie trzy lata

temu. - Urwała, starając się opanować emocje. - To... to był taki szczęśliwy

background image

wieczór. Obchodziliśmy rocznicę ślubu i... i właśnie przekazałam mu

bardzo radosną nowinę. Andy ujął ją za rękę i uścisnął. - Gdy godzinę

później wyszedł, żeby podjechać po mnie samochodem, potrącił go pijany

kierowca. Nie miałam nawet okazji się z nim pożegnać...

Te straszne słowa przez chwilę zdawały się wisieć w nieruchomym

powietrzu. Rosie oparła głowę na piersi Andy'ego i poczuła, jak obejmują

ją jego ramiona. Kołysał ją łagodnie w przód i w tył. Ten gest uspokoił ją

trochę. Zdołała nawet uśmiechnąć się do siebie w ciemności. No proszę!

Zwierzenia nie są wcale takie trudne. Odprężyła się, przytulona do jego

piersi. Czuła miarowe bicie jego serca.

Potem Andy odsunął się lekko i odgarnął włosy spadające jej na oczy.

Pochylił głowę i musnął ustami jej czoło.

- Rosie - szepnął. - Nosiłaś to w sobie przez prawie trzy lata?

Przez ciało Rosie przebiegł dreszcz. Od dawna nikt jej nie pieścił. Sama

też nie odczuwała takiej potrzeby. Jego ciepłe współczucie i mocny uścisk

wzbudziły w niej falę pożądania, którego się nie spodziewała. Zdawało

się, że po oczyszczającym zwierzeniu się z tragedii potrzebna jej była już

tylko fizyczna przyjemność, której tak długo sobie odmawiała. Nie mogła

oprzeć się pragnieniu pozostania w jego objęciach przez jeszcze jedną

chwilę.

Odwróciła się ku niemu tak, że stali teraz do siebie przodem. W cieniu

nocy ledwie go widziała. Mimo to z nieopisanym uczuciem zarzuciła mu

ręce na szyję i uniosła ku niemu twarz tak blisko, że poczuła zapach jego

włosów.

-

Pocałuj mnie, Andy - szepnęła drżącym głosem.

Nie mówiąc ani słowa, dotknął jej ust, najpierw delikatnie, potem

background image

mocniej. Rosie topiła się z tęsknoty. Czuła, jak jego ciało tężeje z

pożądania. Tulili się do siebie, nienasyceni, a potem Andy wziął ją na ręce

i zaniósł w cień skał. Delikatnie położył ją na miękkim piasku.

- Czy po śmierci twojego męża był ktoś w twoim

życiu? - zapytał cicho.

- Nikt...

Zastanawiała się, czy w jego życiu też był ktoś szczególny, lecz gdy

poczuła na sobie jego ciało, mogła już myśleć tylko o tym, jak jej ciało

reaguje na jego pieszczoty. Jego ręce delikatnie rozpięły i ściągnęły jej

bluzkę. W sercu Rosie wirowały gwałtowne, niesprecyzowane uczucia.

Może i jest szalona, lecz w tej chwili wiedziała tylko tyle, że chce

wymazać samotność minionych lat i pokazać, że znów może kogoś

kochać.

Andy uniósł się, podpierając się łokciami. Jego twarz wydawała się w

półmroku biała.

-

Wiesz, do czego to może doprowadzić, prawda? - szepnął

stłumionym głosem. - Czy na pewno chcesz, abym się z tobą kochał? Jeśli

mi powiesz, że mam prze stać to przestanę. Nie chcę robić niczego, czego

byś nie chciała.

Rosie przeciągnęła się i uśmiechnęła.

- Tak, tak - mruknęła. - Oczywiście, że tego chcę. A ty nie chcesz?

Zamiast odpowiedzieć, odsunął kosmyki włosów z jej czoła i nachylił się

ku niej. Jego wargi powędrowały od jej ust do małego zagłębienia u

podstawy szyi. Potem w ciszy zabrzmiał jego zmieniony głos:

- Rosie, gdybyś tylko wiedziała, jak bardzo cię pragnąłem, jak bardzo

chciałem przez cały wieczór trzymać cię blisko przy sobie...

background image

Lekkimi pocałunkami obsypywał jej szyję i piersi. W tle szum fal

nadawał rytm ich miłości. Po raz pierwszy od trzech lat Rosie zapomniała,

że jest wdową.

ROZDZIAŁ DRUGI

Wrzuciła walizkę do bagażnika i po raz ostatni spojrzała w stronę

imponującego hotelu stojącego wysoko na skałach. Po skończonym

porannym odczycie grupka ludzi wychodziła głównymi drzwiami, by

zaczerpnąć przed lunchem świeżego powietrza. Przesunęła po nich

smutnym wzrokiem, poszukując wśród nich wysokiego, smukłego

mężczyzny o kasztanowych włosach. Nie było go nigdzie widać.

Czego się spodziewałaś? - odezwał się w jej głowie cichy głos. - Wielkie

rzeczy: Andy Templeton obiecał, że spotkacie się przy śniadaniu...

Zalała ją fala rozczarowania i smutku. Miała nadzieję, że ten wieczór

znaczył dla niego coś więcej. Przypomniała sobie przesycone

namiętnością słowa, które wypowiedział tamtej nocy, gdy skończyli się

kochać. Wydawały się szczere i prawdziwe. Mówił do niej głosem

przytłumionym od emocji:

- Masz w sobie tyle ognia, tyle żaru... - Jego dłonie °ie przestawały

gładzić jej skóry. - Nawet nie próbuj odjeżdżać w ten weekend, póki nie

ustalimy daty następny spotkania. Będę na ciebie czekał przy śniadaniu...

Obiecujesz?

Nie zjawił się, nie przyszedł też na odczyt. Rosie musiała przyznać ze

smutkiem, że chyba się rozmyśli} lub co gorsza, zupełnie o niej

zapomniał. Jeszcze raz rozejrzała się z nadzieją, potem wzruszyła

ramionami i wsiadła do samochodu. Ruszyła z podjazdu z takim impetem,

background image

że aż żwir prysnął spod kół.

Jak mogła być tak naiwna, by przypuszczać, że jedna miłosna noc

cokolwiek znaczy dla Andy'ego! Po co ma się oszukiwać, że jeszcze go

kiedyś zobaczy? Ten mężczyzna najwyraźniej nie chciał wikłać się w

związek z drapieżną samotną kobietą.

Nie wydawał się jednak należeć do tego typu mężczyzn, wręcz

przeciwnie. Sprawiał wrażenie odpowiedzialnego, zabawnego i

troskliwego. Czuła, że tamtego popołudnia naprawdę dobrze go poznała, a

odczucie to tylko pogłębiło się wieczorem.

- Wypiłam za dużo wina, a on był zbyt łakomym kąskiem - mruczała do

siebie, pędząc dwupasmową jezdnią. - Chyba całkiem oszalałam... Nadal

jestem szalona, skoro uważam, że on tyle dla mnie znaczy... Nagle

pojawiło się poczucie winy. Jak mogła oddawać się rozkoszy, skoro wciąż

hołubiła wspomnienia o Tonym? Jak mogła czerpać tyle przyjemności z

kochania się z Andym, i to o wiele większej niż ta, którą czuła z Tonym?

- Zapomnij o tym, Rosie - powiedziała sobie. -Myślałaś, że Andy jest

człowiekiem, który poważnie traktuje swoje słowa?

Stała przy bramie i z przyjemnością spoglądała na piętnastowieczny

domek kryty strzechą, która na podobieństwo krzaczastych brwi zwisała

nad każdym z okien na piętrze. Nigdy nawet nie marzyła o tym, że wuj

Bart zostawi jej dom w spadku. Był tylko jeden warunek: jego siostra Lily

miała mieszkać z Rosie i Amy tak długo, jak sobie zażyczy.

Wszystkim to odpowiadało. Lily pragnęła być częścią życia swojej

siostrzenicy, a Rosie bardzo się cieszyła, że ktoś w razie potrzeby będzie

mógł zaopiekować się Amy. Szybko podjęła decyzję o porzuceniu

dawnego życia na północy Anglii i rozpoczęciu nowego w domku nad

background image

morzem.

Otworzyła furtkę i zaczęła iść ścieżką w stronę domu. Frontowe drzwi

otworzyły się. Wyleciał przez nie niesforny kundel podobny do futrzastej

kuli na czterech łapach. Za psem dreptała pulchna, mała dziewczynka.

-

Kochana Amy! Jak się masz, skarbie?

Rosie ukryła twarz w miękkich lokach dziecka. Potem odsunęła ją na

chwilę, by napatrzeć się na jej brzoskwiniową cerę i duże, brązowe oczy w

obramowaniu długich rzęs.

- Źjobiłam ciasto - oznajmiła radośnie Amy. - Pouipon zjadł tjochę -

dodała gniewnie.

- Zjem to, co zostało - obiecała Rosie. Nachyliła

się, by pogłaskać psa. - Niedobry pies! Jak mogłeś zjeść

ciasto Amy?

Z domku wyszła Lily. Nawet w starych dżinsach i różowym swetrze

wyglądała elegancko jak zawsze.

-

Możesz wyjeżdżać, kiedy tylko chcesz, Rosie.

Amy i ja świetnie się razem bawiłyśmy, prawda? Była

taka grzeczna jak mały aniołek!

Przeszły do małej kuchni, z której roztaczał się wspaniały widok na

ogród. Sękate gałęzie rosnących na jego skraju drzew owocowych były

właśnie pokryte kwieciem. Lily zrobiła dwie filiżanki herbaty i spojrzała

na Rosie pytająco.

-

Powiedz mi, kochanie, ciekawie spędziłaś ten weekend?

Rosie poczuła, że się rumieni. Miała nadzieję, że Lily nie widzi

wirujących w niej sprzecznych emocji!

- Było... bardzo ciekawie. Szczególnie podczas zajęć dodatkowych.

background image

Okazało się, że nie jestem zbyt dobra

we wspinaczce, więc chyba więcej nie będę tego robić.

- No myślę! To strasznie niebezpieczna rzecz. Mam

nadzieję, że miałaś dobrych instruktorów.

W wyobraźni Rosie przemknął niepokojący obraz dwóch ciał

splecionych w uścisku na piaszczystych wydmach. Trudno uwierzyć, że

jeszcze kilka godzin temu znajdowała się w takiej niecodziennej sytuacji.

Wszystko to wydawało się teraz jakimś szalonym snem, zdarzeniem, które

przytrafiło się komuś innemu. Miłość z nieznajomym na oświetlonej

księżycem plaży! To było takie cudowne, takie wyzwolone! Na chwilę

zamknęła oczy, próbując wymazać z umysłu obraz Andy'ego oraz ich

namiętności.

Zdjęła z półki szczotkę Amy i skupiła się na czesaniu jasnych, kręconych

włosów dziecka. Ukradkiem spojrzała na Lily, osobę niezwykle

spostrzegawczą. Jeśli nie będzie ostrożna, ciotka na pewno zacznie

podejrzewać, że Rosie brała udział nie tylko w wykładach na temat opieki

medycznej w społeczeństwie.

Odwróciła się do Amy i wtuliła twarz w jej miękką szyjkę.

- Mamusia kupiła ci prezent. Widzisz? To łódeczka, w której siedzi sobie

dwóch panów!

- Łódećka! - pisnęła Amy radośnie. - Tejaź kąpać! - zażądała

rozkazującym tonem.

Rosie patrzyła, jak jej dziecko pluska się w wannie otoczone

plastikowymi kaczkami i łódkami. Poczuła, jak bardzo kocha córkę.

Cudownie było do niej wrócić!

background image

Amy nie miała skomplikowanej osobowości. Gdy była szczęśliwa,

uśmiechała się; gdy coś jej nie odpowiadało, krzyczała. Obce jej było

poczucie winy i wstyd. Jej świat był fascynującym miejscem, gdzie

stosunki między ludźmi wciąż były proste i bezpośrednie. Nie tak jak w

świecie jej matki, pomyślała Rosie ponuro.

-

Mama poci ta Amy bajećkę - zażądała Amy, gdy

Rosie położyła ją do łóżka. - Pocita o Źłotowłosiej!

Rosie uśmiechnęła się. Amy na pamięć znała bajkę o Złotowłosej. Jednak

czytanie tej opowieści po raz nie wiadomo który mogłoby przynieść Rosie

ukojenie, pomóc jej zapomnieć na chwilę o Andym i o tym, jak mu się

oddała.

Amy przytuliła się niecierpliwie do ramienia matki.

-

Pocitaj, mamusiu!

-

Przepraszam, kochanie. Już zaczynamy.

Niebawem powieki dziewczynki zaczęły opadać. Głos matki kołysał ją do

snu znajomymi słowami bajki. Rosie złożyła pocałunek na

zarumienionym, okrągłym policzku córki. Podeszła do okna, by odłożyć

książkę na parapet. Wyjrzała na piękny ogród, na rozciągające się za nim

pole. Pomiędzy fałdami wzgórz dostrzegła morze. Pomyślała, że odtąd

zawsze na odgłos szumu fal będzie myślała o tym, jak Andy i ona kochali

się na oświetlonym blaskiem księżyca wybrzeżu.

Ty idiotko, dla niego byłaś tylko przelotną zachcianką! -powiedziała

sobie z wściekłością. Konferencje są świetną okazją, aby się zabawić.

Żadnych zobowiązań ani potrzeby, by znów się z nią zobaczyć...

Poniedziałek rano. Powrót do twardej, codziennej pracy, pomyślała

Rosie, opierając się o krzesło i wzdychając.

background image

Pozostawianie Amy i Pompona z opiekunką zawsze było wyczerpujące.

Amy dawała jasno do zrozumienia, że nie chce, by ją opuszczała. Choć

Rosie była pewna, że gdy tylko odejdzie, dziewczynka przestanie płakać,

czuła się jak potwór o kamiennym sercu! Nie miała wyboru, musiała

zostawić Amy, tak jak to czyni większość pracujących matek. Poranne

starania, by punktualnie wyjść z córką z domu, kosztowały ją mnóstwo

energii. Lily prowadziła własny interes, dobrze prosperujący sklep z

odzieżą, lecz dotarcie na miejsce zajmowało jej sporo czasu.

To życie zdawało się przyziemne, ale było przede wszystkim bezpieczne.

Właśnie bezpieczeństwa najbardziej teraz potrzebowała, a nie namiętnych

nocy ze wspaniałym mężczyzną. Rozpacz po śmierci Tony'ego i samotne

wychowywanie Amy sprawiło, że przez długi czas czuła się jak miotany

falami statek. Teraz wpłynęła na spokojne wody. Pracowała z dwoma

miłymi kolegami w Porlstone, uroczym miasteczku położonym wśród

wiejskich pejzaży, niedaleko morza. Nie mogła się już doczekać, kiedy

pokaże Amy wszystkie skaliste zatoczki z piaszczystymi plażami. Latem

będą mogły urządzać tam pikniki i kąpać się w morzu.

Zaczynam ustabilizowane życie, powiedziała sobie stanowczo, wciskając

przycisk, by wezwać pierwszego pacjenta. Stabilizacja jest ważniejsza niż

jednorazowe, szalone uniesienia. Dla dobra Amy musiała sobie przysiąc,

że przygoda z Andym skończyła się i że trzeba o niej zapomnieć. Spojrzała

na ekran komputera i wyświetliła nazwisko pacjenta.

Do gabinetu weszła tęga kobieta i posępny chłopak.

- Proszę, niech państwo usiądą - rzekła Rosie uprzejmie, zauważając, że

młodzieniec kuleje. - Chris Houseman, prawda? Pani jest jego mamą? W

czym mogę pomóc?

background image

- Chodzi o jego kolano, pani doktor - odpowiedziała matka, zanim młody

mężczyzna zdążył otworzyć usta. - Wiedział, że go boli, a mimo to ciągle

trenował. - Cały czas mu mówiłam, żeby odpoczął i nie ćwiczył

tyle, ale on w ogóle nie zwracał uwagi na moje słowa.

- Obejrzę kolano - powiedziała Rosie energicznie. - Mógłbyś zdjąć dżinsy

i położyć się na leżance?

- A muszę? - mruknął chłopak.

- Rób, co ci każą, Chris - ofuknęła go matka. - Doktor Loveday nie

zdążyła się jeszcze przyzwyczaić do takich nieznośnych chłopaków jak ty.

- Kolano to skomplikowany staw - rzekła Rosie. - Jeśli sieje nadweręża,

można sobie wyrządzić wiele szkody.

Chris skrzyżował ręce na piersi i powiedział dość agresywnym tonem:

- Musi mi to pani szybko wyleczyć. Udział w międzyszkolnym trójboju

może mnie doprowadzić nawet do mistrzostw hrabstwa! Wiem, że takie

urazy da się wyleczyć migiem zastrzykami z kortyzonu!

- Nie wiemy jeszcze, co ci dolega. Jeżeli teraz zaczniesz trenować,

sądząc, że już dobrze się czujesz, możesz doprowadzić do trwałego

kalectwa.

-

To prawda, pani doktor - wtrąciła pani Houseman, spoglądając

triumfalnie na syna. - Jeśli pani mu to po wie, to może posłucha. Ten

chłopak wszystko wie le piej!

-

Żadnymi cudami nie mogę sprawić, żebyś się dobrze poczuł, Chris.

To wymaga czasu i leczenia. Pamiętasz, kiedy po raz pierwszy pojawił się

ból?

-

Kilka dni temu, podczas biegu na pięć mil. Bolało mnie coraz

bardziej, aż w końcu mogłem tylko kuśtykać. Już przedtem czułem ból

background image

kilka razy, ale zawsze ustawał. Teraz nie mógłbym biec, choćby mnie gonił

rój pszczół! Jeśli nie będę trenować, wezmą mojego brata zamiast mnie!

- W naszym domu wre wojna - przyznała jego matka zrezygnowanym

głosem. - Wiem, że gdybym tu Chrisa nie zaciągnęła, to sam by w ogóle

nie przyszedł-Chris i Roy są bliźniakami, ale zawsze jeden próbuje być

lepszy od drugiego!

-

Może to być tylko miejscowe zapalenie torebki stawowej lub

zerwane więzadło. Nie można też wykluczyć krwawienia wewnątrz stawu.

W każdym przypadku, jeśli chcesz wyleczyć kolano, musisz odpocząć.

Jeżeli o siebie nie zadbasz, możesz zapomnieć o trójbojach! - oświadczyła

Rosie, wpisując do komputera notatki. - Skieruję cię na ortopedię szpitala

w Porlstone. Najlepszym sposobem, aby dowiedzieć się, co sobie zrobiłeś,

jest wprowadzenie do środka stawu małej kamery, za pomocą której

można wykryć uszkodzenia. Może trzeba będzie odciągnąć płyn ze stawu.

Specjalista zaleci ci fizjoterapię.

Chris wysunął do przodu dolną wargę i wbił wzrok w podłogę.

- Nadal nie rozumiem, dlaczego nie mogę dostać zastrzyków z kortyzonu.

- Najpierw zobaczymy, jakich obrażeń się nabawiłeś - powiedziała Rosie

cierpliwie.

- Przypilnuję go, pani doktor - rzekła pani House man zawzięcie. - Mam

już dość tych wszystkich wypadków. Przy swoich synach zdążyłam

przywyknąć do wszelkich nieszczęść. Te dzieci! Póki są małe, nie ma z

nimi kłopotów. Teraz doprowadzają mnie do szaleństwa!

Tego ranka na Rosie czekało dużo pacjentów. W poniedziałki taka

sytuacja zdarzała się często, gdyż ludzie Przychodzili z chorobami

nękającymi ich przez weekend. Gdy Rosie przebadała już kilka bolących

background image

gardeł, dziecko cieroiace na suchy kaszel i ciężarną kobietę z wysypką, 2

ulgą zauważyła, że został już tylko jeden pacjent.

- Doktor Turner miał wypadek i przez jakiś czas nie będzie mógł

przyjmować. Powiedział pan, że pilnie chce się umówić na wizytę, a ja

mogłam pana przyjąć. Proszę przyjść za tydzień, jeśli gardło nie przestanie

pana boleć. Na razie zalecam płukanie roztworem anty-septycznym lub

ciepłą wodą z solą i przyjmowanie dużych ilości płynów.

- Równie dobrze mógłbym pójść po poradę do swojego psa!

Spojrzał na nią jeszcze raz i wyszedł z gabinetu, zatrzaskując za sobą

drzwi. Rosie odetchnęła głośno. Czy użeranie się z ludźmi, którzy chcą

wyłudzić leki, jest ceną, jaką muszą płacić wszyscy nowi lekarze? Choć

cieszyła się, że jako lekarz pierwszego kontaktu ma do czynienia z taką

rozmaitością pacjentów, miała nadzieję, że nie wszyscy są tacy jak Harry

Rothwell!

Zadźwięczał brzęczyk, po czym w gabinecie dał się słyszeć głos Marii

Firman, jednej z rejestratorek.

- Nowy zastępca przyjechał trochę wcześniej. Doktor Cummings pyta,

czy zechciałaby pani pójść do jego gabinetu.

- Już idę.

Wyciągnęła z szuflady lusterko, przejrzała się w nim i wyszła. Maria

spojrzała na nią i uśmiechnęła się.

-

Udało się pani przeżyć spotkanie ze straszliwym panem

Rothwellem? Czasem urządza piekło nam, rejestratorkom!

Ten mężczyzna najwyraźniej cieszył się złą opinią. Było to trochę

pocieszające, że wszystkich traktował tak samo.

background image

- Od razu zrobi się pani weselej, kiedy zobaczy pani tego nowego. Można

paść z wrażenia!

- Dobry z niego lekarz?

-

Wiem tylko, że na jego widok puls mi przyspiesza.

Rosie zaśmiała się, idąc do pokoju Bena. Widziała już chłopaków Marii.

Zbudowani jak bokserzy wagi ciężkiej, z ogolonymi głowami, w ciasnych

podkoszulkach opinających się na potężnych mięśniach. Jeśli tacy

mężczyźni powodują u Marii przyspieszone bicie serca, to Rosie

spodziewała się, że nowy lekarz będzie przedstawiał sobą ciekawy widok!

Zapukała i otworzyła drzwi. Ben stał przy biurku w towarzystwie

mężczyzny - wysokiego, szczupłego, o kasztanowych włosach i

intensywnie niebieskich oczach. Rosie patrzyła na niego z

niedowierzaniem, zastanawiając się, czy przypadkiem nie oszalała.

Czyżby miała halucynacje?

-

Poznaj Andy'ego Templetona, rycerza w lśniącej

zbroi, który przybył nam na ratunek! - oznajmił Ben jo

wialnie. - Andy, to jest moja koleżanka, Rosie Loveday.

Oboje nie zdołali ukryć zaskoczenia.

-

wy się znacie? - spytał Ben.

W oczach Andy'ego pojawił się już wesoły, kpiarski błysk.

-

Poznaliśmy się w ten weekend na konferencji, prawda, Rosie? - rzekł

lekkim tonem. - Po południu schodziliśmy z klifów i musieliśmy sobie dać

radę z wypadkiem, jaki się wtedy wydarzył. Potem miałem przyjemność

towarzyszyć Rosie podczas bardzo miłego wieczoru. Co za zbieg

background image

okoliczności!

Tak się dobrze bawił wieczorem, że nawet nie przy szedł rano na

spotkanie, pomyślała Rosie ironicznie.

Serce zaczęło jej bid niespokojnie. Wydawało jej się-iż obaj mężczyźni

widzą, jak tłucze się w jej piersi.

-

To świetnie, nie trzeba was sobie przedstawiać! Pójdę

powiedzieć Marii, żeby zrobiła nam porządną kawę.

Gdy Ben opuścił gabinet, Andy podszedł do Rosie i położył dłoń na jej

ramieniu.

-

Tak bardzo starałem się znaleźć cię po tym, jak

przegapiłem nasze poranne spotkanie - rzekł cicho. -

Nie sądziłem, że nasze ścieżki tak szybko się skrzyżują.

Rosie zaśmiała się w głębi ducha. Co za przyjemniaczek! Pewno mówił

to wszystkim kobietom, z którymi romansował...

- Naprawdę jest mi przykro, że nie mogłem się z tobą spotkać przy

śniadaniu. Czułem się okropnie, kiedy się dowiedziałem, że wyjechałaś od

razu po odczycie.

Zdarzyło się coś, co...

- Nie musisz się tłumaczyć, Andy. To nie ma znaczenia. ..

Spojrzał na nią bystrym wzrokiem, zauważając jej obojętny wyraz

twarzy.

-

Nie mówmy już o tym - dodała ostrym tonem- - Byliśmy jak statki,

które spotkały się nocą. Oczywiście wiedziałam, że wspólne śniadanie w

niedzielę ranoto tylko luźna propozycja.

Nie chciała się przyznać, że od czasu ich ostatniego spotkania myślała

tylko o spędzonych z nim chwilach-Przecież tak mało dla niego znaczyła!

background image

Postarała się, by jej głos zabrzmiał lekko i beztrosko:

-

Słuchaj, to był świetny weekend, naprawdę wart zapamiętania.

Wspaniale się bawiliśmy.

Andy kiwał głową, unosząc ironicznie brwi.

-

No cóż, miło mi, że mogłem się przyczynić do tej radości...

Fala ulgi ogarnęła Rosie, gdy otworzyły się drzwi. Ben wniósł do środka

wielką tacę z kawą i herbatnikami.

- Najwyraźniej poznaliście się już trochę przez ten weekend, zatem

wprowadźmy Andy'ego w szczegóły. Powiem krótko: jest nas troje. W

soboty wraz z innymi lekarzami z okolicy pełnimy dyżury w szpitalu. Taki

dyżur wypada raz na pięć tygodni. Nigdy nie chciałeś na stałe pracować w

jakimś miejscu, Andy?

- Mam... zobowiązania - rzekł Andy po namyśle.

- Taka praca daje mi więcej wolnego czasu niż praca stała. Jeśli moja

sytuacja się zmieni, wtedy na pewno będę wolał pracować w jednym

miejscu.

Rosie zastanawiała się, jakie to mogą być „zobowiązania". Może ma żonę

i szóstkę dzieci lub prowadzi własny interes, który wymaga ciągłego

nadzoru? Cokolwiek to jest, ona i tak dowie się tylko mało istotnych

szczegółów. Będzie się trzymać od Andy'ego z daleka.

Po krótkim namyśle stwierdziła, że trudno jej będzie Myśleć o nim jak o

zwykłym koledze. Za każdym razem, gdy spoglądała na jego twarz,

przypominała sobie, jak ta twarz pochylała się nad nią. Pamiętała, jak jego

usta dotykały jej warg, takie gorące, drażniące i niewiarygodnie głodne!

Musi przestać o tym myśleć i skoncentrować się. Ku jej

niewypowiedzianej uldze na biurku Bena zadźwięczał brzęczyk. W

background image

gabinecie odezwał się głos Marii:

-

Jest telefon do doktor Loveday od pani Joan Duthie. Martwi się o

ojca, Berta Lavina. Czy pani doktor może pojechać na wizytę domową?

Rosie pokiwała głową i spojrzała na zegarek.

-

Powiedz jej, że już jadę, Mario. - Odwróciła się ku mężczyznom i

powiedziała: - Życzcie mi szczęścia. To nie pacjenta się boję, tylko jego

psów! Pan Lavin ma dwa wielkie owczarki alzackie, straszne bestie!

Trudno jest kogoś zbadać, gdy obok ciebie leżą dwa krwiożercze stwory!

Ku jej zaskoczeniu Andy wstał.

- Pojadę z tobą. Umiem obchodzić się z psami. Może uda mi się

odwrócić ich uwagę, gdy będziesz badać pacjenta!

- Świetny pomysł, Andy - stwierdził Ben, zanim Rosie zdążyła się

odezwać. - Nie chcę stracić kolejnego lekarza!

- Nic mi nie będzie, nie martwcie się - zaprotestowała pospiesznie Rosie.

- Nie są aż takie straszne...

- Mowy nie ma - rzekł Ben surowo. - Kiedyś odwiedziłem Berta.

Myślałem, że wybiła moja ostatniagodzina!

Gdy opuścili budynek, Rosie zaczęła się zastanawiać, czego obawia się

bardziej - psów czy perspektywy pozostania sam na sam z Andym

Templetonem!

ROZDZIAŁ TRZECI

- Pojedziemy moim samochodem, jeśli nie masz nic przeciwko temu -

zaproponował Andy. - Twój jest trochę za mały jak dla kogoś o moim

wzroście.

To prawda, pomyślała Rosie, spoglądając na jego wysoką postać i

background image

wyobrażając sobie, jak siedzi skulony w jej małym autku.

Choć byli tak blisko siebie, żadne z nich się nie odezwało. Zakłopotanie

wydarzeniami minionego weekendu zdawało się przesycać atmosferę

niczym mgła. Rosie spojrzała na dłonie Andy'ego spoczywające na

kierownicy - silne, opalone dłonie o długich palcach. Czy to możliwe, że

ledwie czterdzieści osiem godzin temu te same ręce gładziły jej skórę, a

ona odpowiadała na te pieszczoty? Wyobrażenie ich namiętnie splecionych

ciał dawało się potężnieć z każdą chwilą i przesłaniać jej świat niczym

obraz na ekranie w kinie.

- Cieszę się, że mam okazję porozmawiać z tobą, |-osie. - Głęboki głos

Andy'ego przerwał ciszę. -Chciałbym ci wytłumaczyć, co się stało w

niedzielę... To nie ma znaczenia - przerwała mu szybko. - Jak mówiłam, to

były wspaniałe dwa dni, spędzone ciekawe i pożytecznie. Sporo się

nauczyłam...

Nie mogła się zmusić, by napomknąć o ich miłosnej nocy. Auto ruszyło

gwałtownie, gdy Andy mocno na cisnął pedał gazu.

-

Czego się nauczyłaś? - spytał opryskliwie. - Może tego, jak wymazać

z pamięci wspomnienia o mężu?

-

Co? - Przeszyło ją uczucie złości i wstydu. - O co ci, do licha,

chodzi? Jak możesz mówić coś takiego? Myślisz, że cię wykorzystałam,

tak?

Samochód zwolnił, dojeżdżając do świateł. Andy obrócił w jej stronę

twarz i odezwał się chłodnym głosem:

-

Akurat byłem pod ręką: mężczyzna, który w sam

raz nadaje się, aby przez godzinę lub dwie pozaspokajać twoje fantazje...

-

Jak śmiesz! Ciebie jakoś ten pomysł nie brzydził! Myślałam, że po

background image

raz pierwszy od wielu lat spotkałam

kogoś, kto mnie naprawdę rozumie...

Andy znów ostro dodał gazu i zatrzymał samochód za skrzyżowaniem.

-

Też myślałem, że cię rozumiem - rzekł z przekąsem. - Nie zdawałem

sobie sprawy, że jestem tylko statkiem mijającym cię nocą, ogierem, który

miał cię zadowolić!

Co za wspaniały początek współpracy zawodowej!

- Nie wciskaj mi kitu, Andy! - wyjąkała Rosie drżącym głosem. - Po

wykładzie prawie godzinę czekałam przed hotelem! Nie raczyłeś się

pojawić. Nie mogłeś dobitniej pokazać, że to, co robiliśmy, wcale cię nie

obchodzi!

- Próbowałem ci powiedzieć - odwrócił głowę i wbił w nią swe zimne,

niebieskie oczy - że wydarzyło się coś, czego nie mogłem zlekceważyć.

Zostawiłem dla ciebie wiadomość. Może po prostu jej nie otrzymałaś. Czy

ta nowina mogła coś zmienić?

-

A więc taką masz wymówkę? - zapytała gorzko.

Ku swemu przerażeniu poczuła, że do oczu napływają jej łzy. Andy ujął

ją ręką pod brodę i odwrócił do siebie, zauważając jej smutek. Twarz mu

złagodniała.

-

Naprawdę chciałem cię znów zobaczyć – mruknął, patrząc jej w

oczy. Urwał na chwilę i palcem przejechał po owalu jej twarzy aż do

małego zagłębienia u podstawy szyi. - To był dla mnie szok, gdy

dowiedziałem się od ciebie, że nasz wspólny wieczór był tylko przelotną

chwilą, że nic dla ciebie nie znaczył!

Co on jej właściwie chciał przez to powiedzieć? Że ich wspólne chwile

znaczyły dla niego tyle samo co dla niej? Czy też może uważał, że

background image

połączył ich tylko przypadek, a teraz próbuje znaleźć jakieś

usprawiedliwienie dla swojej wczorajszej nieobecności?

Nic nie mówiąc, ruszyła wraz z nim prowadzącą do domu ścieżką i

zastukała do drzwi. Trzymała się od Andy'ego z daleka, próbując uciszyć

emocje wywołane ich rozmową. Może naprawdę zamierzał się z nią jesz-?

raz spotkać? Ocknęła się z zadumy, słysząc dochodzącą z tyłu domu

kakofonię dźwięków.

-

Chyba wolą szczekać niż gryźć - mruknął Andy.

' Nie martw się, nie pozwolę im cię tknąć...

-

Opowiem ci krótko o swoim pacjencie – powiedziała - Kilka

tygodni temu Bert Lavin zasłabł podczas meczu piłki nożnej. Przyjęto go

na dzień czy Wa do szpitala w Porlstone z rozpoznaniem zaawansowanej

choroby wieńcowej. Kuracja podziałała dobrze, Odesłano go do domu.

Gdy przychodzi do niego pielęgniarka środowiskowa, szybko ją odprawia.

Ufa tylko swojej córce.

-

Widocznie boi się nowych ludzi i zwyczajów - zauważył Andy.

Gdy stanęli przed frontowymi drzwiami, pociągnął nosem. Przez otwarte

okno dochodził silny aromat dymu fajkowego.

- Czuję, że twój pacjent lubi sobie popalać - skomentował sucho.

- Nie wydaje mi się, żeby mógł zmienić nawyki całego życia - przyznała

Rosie.

Usłyszeli stłumiony dźwięk otwieranych drzwi i głos kobiety usiłującej

przekrzyczeć szczekanie psów.

-

Leżeć, Reks! Wracaj tu, Maks!

Drzwi uchyliły się odrobinę. Przez wąską szparę wyjrzała zaniepokojona

kobieta, wciąż jeszcze ubrana w płaszcz.

background image

-

Nie wiem, co mam robić, pani doktor. Nie mam

siły, żeby odciągnąć te przeklęte psy i wpuścić panią do środka. Nie są złe,

tylko bardzo silne. Andy stanął przed Rosie.

-

Proszę mnie wpuścić tylnym wejściem, żeby pani doktor mogła

wejść i zbadać pana Lavina. Odwrócę uwagę psów i postaram się, żeby tu

nie przybiegły.

Joan Duthie, córka Berta Lavina, pokiwała głową.

-

Proszę pójść na tyły domu - zgodziła się. - Psy się po jakimś czasie

uspokoją. Może je pan wtedy zamknąć w kuchni, a sam wejść od frontu.

-

Życz mi szczęścia - mruknął Andy, znikając za boczną furtką.

Rosie poczuła nagłą ulgę, że ma go przy sobie!

- Tak się cieszę, że pani przyszła - powiedziała Joan, gdy wpuszczała

Rosie frontowymi drzwiami. - Cieszę się też, że ten drugi lekarz pomoże

nam z psami. Tata przez cały dzień siedzi w fotelu, prawie nic nie je.

Kiedy rano wstaje, ma taki świszczący oddech. Proponowałam mu, żeby

pojechał do nas na jakiś czas, ale on nie chce. Stary uparciuch! Nie chcę

być samolubna, ale łatwiej by mi było, gdyby zamieszkał u mnie. Żeby go

odwiedzić i po drodze zrobić mu zakupy, muszę jechać dwoma

autobusami. To w sumie prawie trzy godziny!

- Może zgodzi się, żeby ktoś do niego przychodził...

Jak wielu starszych pacjentów Rosie Bert chciał pozostać niezależny i

ufał tylko pomocy swoich najbliższych.

W tylnej części domu szczekanie psów stopniowo cichło. Niebawem

pojawił się Andy.

- Nie bez przyczyny nazywają mnie doktorem Dolittle! W ogrodzie

background image

znalazłem stare kości. Psy zajęły się jedzeniem.

- Proszę poznać doktora Templetona - odezwała się Rosie do Joan i Berta,

którego skurczona postać wręcz nikła w fotelu. - To mój kolega, który

pomaga mi pod czas domowych wizyt. Czy może tu zostać i posłuchać?

Przyszłam zobaczyć, jak działają lekarstwa i co się z tobą dzieje, Bert.

Bert pokazał w uśmiechu szczerbate dziąsła.

~ Nie musisz mi badać wszystkiego, dziewczyno.

Niektóre części ciała już na pewno mi do figli nie posłużą!

Rosie roześmiała się i podciągnęła gruby sweter, koszulę i podkoszulek

Berta, by móc przystawić stetoskop do jego piersi. Tętno miał niemiarowe

i szybkie.

Spojrzała na Andy'ego.

-

Przyda mi się druga opinia. Odnoszę wrażenie, że jego serce się

powiększyło, aby dostosować się do normalnej objętości krwi.

Andy oddał jej po chwili stetoskop i pokiwał głową.

-

Panu Lavinowi można przepisać leki rozszerzające naczynia. Co o

tym myślisz?

-

Tak - zgodziła się. - Mogą też pomóc przy odmie.

Spojrzała na opuchnięte kostki staruszka widoczne nad starymi kapciami i

na szyję, zauważając nabrzmiałe żyły.

- Pobiorę krew do analizy. Zobaczymy, czy nie ma anemii. Sprawdzimy

też poziom mocznika i elektrolitów, żeby stwierdzić, jak pracują nerki.

- Jesteś wstrętną wampirzycą - burknął staruszek, patrząc, jak Rosie

zabiera się do pobierania krwi.

Roześmiała się, lecz patrzyła na niego ze współczuciem.

- Jestem taki zmęczony, że nie mógłbym zdmuchnąć piany z piwa. W

background image

dodatku mam straszną niestrawność. Skąd to się bierze?

- Twoje serce nie pracuje już tak wydajnie jak kiedyś, Bert. Dam ci

receptę na lekarstwo, które powinno pomóc. Wiem, że w tej chwili

bierzesz leki, również moczopędne, ale przepiszę ci też inne, które

zmniejszą trochę obciążenie, na jakie narażone jest twoje serce.

- Nie mogę już znieść tych przeklętych pigułek - burknął. - Tyle się ich

nałykałem, że chyba niedługo zacznę świecić w ciemnościach!

- Nie może się połapać we wszystkich lekarstwach, które bierze -

westchnęła Joan. - Nie zażywa ich tak, jak należy.

- Bert - powiedziała Rosie łagodnie - czy nie mógłbyś pojechać do córki

chociaż na kilka dni, przynajmniej dopóki nie przywykniesz do zażywania

leków we właściwych dawkach?

- Jeśli wyjadę, to już nigdy nie wrócę! - jęknął. - Nie każcie mi jechać!

Joan denerwowała się, widząc, jak stan zdrowia ojca z dnia na dzień się

pogarsza. Chciała pomóc, lecz martwiła się, że ojciec nie zechce przyjąć

tej pomocy.

-

Jeżeli obiecamy, że wrócisz do domu, gdy nauczysz się, jak

prawidłowo zażywać lekarstwa, to zgodzisz się na ten wyjazd? Joan

pokaże ci, w jakiej ilości i o jakich porach brać leki. Mógłbyś też

pomyśleć o jakiejś pomocy tu, na miejscu, żeby Joan nie musiała się

0 ciebie martwić.

Rosie wiedziała, że Bert zmaga się teraz sam ze sobą. Bał się tego, co się

stanie, gdy pozostawi za sobą wszystkie znajome rzeczy. W końcu

westchnął i przez chwilę spoglądał na sufit. Później popatrzył na córkę,

otarł łzy z Jej oczu i bardzo powoli pokiwał głową.

-

Wiesz, że nie chcę być ciężarem - mruknął. - W życiu Joan nie ma

background image

miejsca dla takiego starucha jak ja.

Joan przyklęknęła przy ojcu i nieśmiało położyła dłoń na jego ramieniu.

Rosie domyśliła się, że w tej rodzinie rzadko okazywało się uczucia, lecz

sytuacja była niecodzienna.

- Och, tato - powiedziała Joan łagodnie – wiesz przecież, że nigdy nie

będziesz dla mnie ciężarem. Proszę, pojedź do mnie na jakiś czas.

- Obiecujesz, że będę mógł wrócić?

- Kiedy tylko zechcesz.

Bert wyprostował się w fotelu i zamknął oczy.

-

No to... pojadę na jakiś czas. - Gwałtownym ruchem obrócił się do

Andy'ego, który obserwował całą scenę spod drzwi. - Jak myślisz,

doktorku? Powinienem jechać?

Andy podszedł do staruszka i ukucnął przy fotelu.

-

To bardzo rozsądny pomysł: pojechać do córki i dać się trochę

porozpieszczać.

Andy przekręcił kluczyk w stacyjce i wprawił silnik w ruch.

- Nie jest łatwo przekonać kogoś do opuszczenia domu, choćby nawet na

krótko - zauważył cicho. - Niestrawność, na którą narzeka, bierze się

pewnie z ciśnienia wstecznego w krwiobiegu. Ma powiększoną

wątrobę, a inne objawy wynikają tylko z tych schorzeń. Może pobyt u

córki przedłuży mu jeszcze trochę życie. Jak myślisz, czy Joan weźmie te

wielkie zwierzaki?

- Sąsiad okazał się na tyle szalony, że obiecał się nimi zaopiekować!

- Chyba byłem wobec ciebie nieuprzejmy... Przepraszam.

- Chyba byłeś.

Zwykłe przeprosiny nie wystarczą, by mu wybaczyła. Andy wychwycił

background image

jej powściągliwy ton i gwałtownie poprawił włosy.

- Kiedy określiłaś nasz wieczór jako chwilę niezobowiązującej

przyjemności, brzmiało to tak, jakbyś mówiła o jakiejś nieprzyzwoitej

schadzce.

- Przykro mi, że tak to odebrałeś - odrzekła spokojnie. - Nie chciałam,

żebyś mnie uważał za nieprzyzwoitą.

- To wcale nie było nieprzyzwoite. Oczywiście, że nie. Było cholernie

cudowne.

Przekręcił kierownicę w lewo i wjechał do zatoczki. Zatrzymał samochód

i odpiął pas. Niespodziewanie ujął Rosie pod brodę i przybliżył jej twarz

do swojej tak blisko, że Rosie dokładnie widziała jego czarne rzęsy.

-

Widzisz, Rosie, ja po prostu nie mogę uwierzyć, że uważasz nasz

wieczór za niezobowiązującą przyjemność. Wiem, że nie zaliczasz się do

tego rodzaju dziewczyn. Między nami było przyciąganie i ogień,

i jeszcze coś...

Czuła na policzku jego oddech. Czuła jego zapach. Niemal topiła się z

gorąca, widząc usta Andy'ego tak boleśnie blisko jej twarzy. Jej opór

zaczął maleć w stanowczo zbyt szybkim tempie. Nagle w jej głowie

zabrzmiał cichy, lecz natarczywy głos: „Uważaj, Rosie! Zbyt łatwo tracisz

głowę dla tego mężczyzny!"

Lekko odsunęła się od Andy'ego. Była zła na siebie i na zdradziecką

reakcję własnego ciała. Nie wolno jej tracić nad sobą panowania.

-

Słuchaj - odezwała się z cieniem desperacji w głosie - musimy

wracać. Bardzo... bardzo się cieszę, że mamy kogoś w zastępstwie

Roddy'ego i że jesteś to właśnie ty. No cóż, wiesz równie dobrze jak ja, że

nie należy łączyć seksu z pracą!

background image

Roześmiał się, odrzucając głowę w tył.

-

Nie ufasz mi? W sobotę wieczór mi ufałaś!

Kłopot w tym, że nie ufała samej sobie!

- To... to było co innego. Jak będę mogła skoncentrować się na pracy,

jeśli...

- Jeśli będziemy mieli romans? Masz rację!

Nie takiej odpowiedzi się spodziewała! Nie wiedziała, czy Andy się z nią

zgadza, czy nie.

Gdy dojechali na parking, Rosie spojrzała na niego.

- Wyjaśnijmy sobie, że od tej chwili nasze kontakty będą miały wyłącznie

służbowy charakter! - powiedziała energicznie.

- Jak pani sobie życzy, doktor Loveday. Przynajmniej w godzinach pracy!

Przez chwilę spoglądała na niego niepewnie, potem szybko wysiadła i

poszła w stronę przychodni.

Trudno, okropnie trudno byłoby pracować blisko kogoś takiego jak Rosie

Loveday i myśleć tylko o pracy!

Jego była żona miała w zwyczaju komplikować mu życie właśnie wtedy

gdy zaczynał je sobie od nowa układać. Już przedtem robiła to tak często,

jakby jakimś szóstym zmysłem wyczuwała, co się u niego dzieje.

Była pora lunchu. Maria jadła kanapki za szklanym oknem rejestracji i z

wielkim zainteresowaniem czytała magazyn o zdrowiu i urodzie. Rosie

wciąż nie mogła uwierzyć, że w zastępstwie Roddy'ego pojawił się

mężczyzna, z którym zaledwie dwie noce temu namiętnie się kochała!

Zakrawało to na czyste szaleństwo, a jednak działo się naprawdę. Musi

teraz zrobić rzecz najtrudniejszą: zapomnieć, że tuż za ścianą jej gabinetu

będzie pracował jeden z najbardziej atrakcyjnych mężczyzn na świecie!

background image

Dlaczego zapragnęła kochać się z nim w chwilę po tym, jak go poznała?

To przecież nie było zgodne z jej charakterem!

-

Nie spodziewałam się, że tamtej nocy się w kimś zadurzę, ale się

zadurzyłam! - mruknęła z irytacją.

Wrzask dziecka dochodzący od strony rejestracji brutalnie przywrócił

Rosie do rzeczywistości. Podniosła wzrok zaniepokojona. Wszystkie myśli

o Andym pierzchły, gdy hałas wzmógł się dwukrotnie.

Na twarzy Marii malowała się mieszanka rozbawienia i niepokoju. Na

jednym z krzeseł stojących przed okienkiem rejestracji, za plecami Marii,

siedziała kobieta, trzymając na kolanach dziewczynkę.

-

To dziecko chyba miało wypadek.

Maria potrząsnęła głową.

-

To nie dziecko jest w tarapatach, tylko jego opiekunka, Veronica!

Amy tu jest, ale nic jej nie dolega. Chce tylko pójść do pani!

Rosie spojrzała na nią zaskoczona. Nagle zesztywniała, gdy znajomy

głosik powiedział głośno i rozkazująco:

- Chciem do mamusi! Tejaź!

- Co się stało? - spytała Rosie, biorąc Amy na ręce i całując ją w pyzaty

policzek. - Miałaś wypadek? Mocno się pokaleczyłaś? - zwróciła się

zaniepokojona do Veroniki.

- Przycięłam sobie palec oknem, kiedy próbowałam je podnieść.

- Dobrze, że do nas przyszłaś - powiedziała Rosie współczująco. - Nie

chciałabym, żebyś zemdlała! Pokaż mi ten palec.

Veronica wyciągnęła rękę dłonią w dół, pokazując ciemnopurpurowy

paznokieć na spuchniętym środkowym palcu.

- Czuję, jakby miał mi zaraz wybuchnąć! Jest cały gorący i napięty.

background image

- Wiem, to potwornie boli. Musimy coś zrobić, żeby pozbyć się krwi,

która uciska na paznokieć. Niczego nie poczujesz! - dodała szybko,

widząc, że Veronica blednie i obronnym ruchem przyciska dłoń do piersi.

- Wezmę Amy i dam jej ciastko, żeby mogła pani w spokoju zająć się tym

palcem - wtrąciła Maria. - Co ty na to, kochanie? Chodź, pomożesz mi

wybrać z pudełka najlepsze herbatniki.

- Hejbatnik! - rozpromieniła się Amy.

- A więc to tak uszczęśliwiamy pacjentów? Przekupstwo i korupcja!

Wszystkie kobiety odwróciły się, słysząc wesoły, niski głos dochodzący

od strony drzwi. Stał tam Andy, obracając w dłoni kluczyki od samochodu.

Oczami śledził pulchną postać Amy, która biegała między dorosłymi,

rozkładając ręce na boki, jakby udawała samolot.

-

Zdrowa jak rydz - zauważył z uśmiechem.

-

To nie ona jest pacjentką - wyjaśniła Rosie sucho.

- Idź z Marią, kochanie. Zaraz do was dołączę.

Spojrzenie Andy'ego wędrowało od Rosie do Amy i z powrotem.

-

Nietrudno zgadnąć, czyja to córka - mruknął. - Te

same włosy, te same oczy, ten sam charakter. Nawet nie

wiedziałem o jej istnieniu!

Gdy Amy popędziła za Marią, Andy zwrócił się do Rosie i Veroniki:

-

Później chyba zostanę przedstawiony tej młodej damie!

Rosie zaczerwieniła się. Dlaczego czuła się winna, że nie wspomniała

Andy'emu o dziecku?

-

Pokaż doktorowi Templetonowi swój zraniony palec, Veroniko.

Veronica wyciągnęła rękę. Andy zagwizdał cicho.

- Mamy tu ładny krwiak podpaznokciowy. Przycięłaś sobie czubek palca

background image

i zmiażdżyłaś naczynia krwionośne. Krew nie ma zbyt wiele miejsca,

gdzie się może gromadzić, stąd ten pulsujący ból. - Spojrzał na jej

wystraszoną minę i uśmiechnął się. - Jest to bolesne, ale życiu nie zagraża!

- Trzeba będzie usunąć krew, nim zakrzepnie - wyjaśniła Rosie. - Mam

już połowę narzędzi. Potrzebna mi będzie tylko zapałka lub zapalniczka!

Poszła do gabinetu, otworzyła szufladę biurka i wyjęła z niej szpilkę i

małą pęsetę.

Pozwól, że ci posłużę resztą narzędzi. - Andy pogrzebał w kieszeni i

wyjął z niej zapalniczkę. - Potrzebna mi jest tylko przy drobniejszych

operacjach - poinformował pobladłą Veronicę, która z wyraźnym

zdenerwowaniem przyglądała się przygotowaniom.

-

Nie martw się, to łatwe - pocieszyła ją Rosie. - Odwróć się i patrz w

stronę okna. Ja przytrzymam ci rękę, a doktor Templeton zajmie się

paznokciem.

Andy stanął za plecami Veroniki i pstryknął zapalniczką. Ostrze szpilki

wetknął w płomień i trzymał, aż rozgrzało się do czerwoności. Wtedy

mocno przycisnął je do paznokcia. Z cichym sykiem szpilka przebiła

zrogowaciałą płytkę.

-

Gotowe! - oświadczył Andy z satysfakcją, odkładając szpilkę. - Krew

ma już którędy wypłynąć!

Veronica z niedowierzaniem patrzyła, jak krew sączy się przez dziurkę w

paznokciu.

- To wszystko? - spytała zdumiona. - Niesamowite! Już mnie wcale nie

boli!

- A nie mówiłam? - zaśmiała się Rosie.

- W nagłych wypadkach tworzymy niezłą drużynę, prawda? - mruknął

background image

Andy, patrząc jej w oczy.

Jego wypowiedź zabrzmiała tak, jakby kryło się w niej coś więcej niż

tylko zawodowy komentarz. Rosie wyjęła z szafki kompres z gazy i

delikatnie owinęła nim paznokieć.

- Położyłam kompres tylko po to, aby zabezpieczyć tę dziurkę na jakiś

czas.

- Dziękuję bardzo, dziękuję wam obojgu - trajkotała Veronica. - Czuję

się, jakby z palca uleciał mi wielki, pulsujący balon! Jak cudownie, aż

trudno uwierzyć! Teraz pójdziemy do parku nakarmić kaczki. Amy to

uwielbia!

Maria przyprowadziła umazaną czekoladą dziewczynkę.

-

Jak widać, Amy najbardziej smakowały czekoladowe herbatniki,

prawda, kochanie?

-

Jeście tjochę? - spytała Amy z nadzieją.

Tęsknym wzrokiem spoglądała na Marię, która udała się już za szklane

okno rejestracji.

-

Nie sądzę, Amy - zaśmiała się Rosie. - Może pójdziesz z Veronicą?

Opowiesz kaczkom w parku, gdzie byłaś.

Amy chwyciła Veronikę za rękę i z zapałem pokiwała głową.

- Chodź, Jonika, do kaciek!

- Weźmiesz tę laleczkę do kaczek? - zapytał Andy, wyciągając z kieszeni

małą, włóczkową lalkę. - Ona jeszcze nigdy ich nie widziała!

- Tak! - krzyknęła Amy uszczęśliwiona.

Gdy Rosie spojrzała na Andy'ego, przemknęła jej przez głowę

niedorzeczna myśl, że byłby wspaniałym ojcem, takim, jakim byłby Tony,

gdyby żył - łagodnym, kochającym i czułym.

background image

- Masz cały zapas takich zabawek? - mruknęła.

- Jedna z moich starszych pacjentek robiła je dla mnie na drutach. Mam

ich cały stos! Okazują się czasem bardzo przydatne.

Skrzyżował ręce i oparł się o ścianę. Stał przez chwile, lekko mrużąc

oczy, po czym dodał cicho:

- Ukrywasz przede mną jeszcze jakieś tajemnice?

- Nie powiedziałam ci o Amy, bo...

- Bo taka informacja mogłaby mnie odstraszyć? Czy może nie chciałaś

przypominać sobie o swoich obowiązkach?

Czy tego wieczoru, gdy się spotkali, nie krążyły jej po głowie takie

myśli? Tamtej nocy chciała przecież znów poczuć się jak wolna

dziewczyna!

-

Nie... nie musiałam ci przecież mówić wszystkiego o sobie - dodała

ostrożnie.

Pokiwał głową i powiedział cicho:

- Rozumiem. Naprawdę rozumiem.

- Nie, wcale nie rozumiesz - zaprotestowała żarliwie. - W dniu, kiedy się

spotkaliśmy, po raz pierwszy od bardzo dawna nie musiałam się

przejmować żadnymi obowiązkami. - Potem dodała z jeszcze większą

werwą: - Zresztą, co ciebie mogą obchodzić trudy samotnego

wychowywania dziecka? Czasami trzeba też trochę pomyśleć o sobie,

nawet jeśli bardzo się kocha swoje dziecko. Ale ty i tak tego nie

zrozumiesz!

- Dlaczego tak sądzisz, Rosie?

W tonie jego głosu było coś, co momentalnie przyciągnęło jej uwagę.

- Nie masz pojęcia o byciu rodzicem.

background image

- A może jednak wiem coś o tym?

- No cóż. Myślałam, że skoro nie masz...

- Dzieci? - Wsadził ręce do kieszeni i uśmiechnął się blado. - Tak się

akurat składa, że mam syna, który znaczy dla mnie więcej niż wszystko na

świecie. Miałem też żonę, ale nie jesteśmy już razem.

Zaczerwieniła się z zażenowania. Jak mogła być tak arogancka, by

myśleć, że tylko ona zna trudy samotnego macierzyństwa?

- Przepraszam, nie wiedziałam...

- A skąd miałabyś wiedzieć? - roześmiał się Andy.

- Najwyraźniej tamtej nocy oboje chcieliśmy być „wolni" i nic nie mówić

o naszym prywatnym życiu. Dlaczego nie mielibyśmy na krótką chwilę

zapomnieć o naszych obowiązkach?

Do środka weszła grupa ludzi, kierując się do poradni dziecięcej. Maria

wychyliła się przez okienko i zawołała:

-

Pani doktor, przyszedł już pierwszy pacjent!

Andy spojrzał na Rosie, uśmiechając się lekko.

-

Może porozmawiamy w jakimś bardziej zacisznym otoczeniu?

Rosie nie była pewna, czy czułe tete-a-tete z Andym to dobry pomysł,

lecz bardzo chciała dowiedzieć się czegoś więcej o jego życiu, o tym

chłopcu i jego matce. Jej ocena Andy'ego okazała się taka naiwna.

Powinna była wiedzieć, że w życiu tak atrakcyjnego mężczyzny musiał się

ktoś pojawić.

Choć jasno dała Andy'emu do zrozumienia, że skoro pracują razem, to

nie zamierza się z nim spoufalać, bardzo chciała dowiedzieć się

wszystkich szczegółów z jego życia!

Poszukiwania urodzinowego prezentu dla ciotki Lily w zatłoczonym

background image

domu towarowym, gdzie przed każdą ladą ustawiały się długie kolejki, nie

było łatwym zadaniem, szczególnie jeśli myślami błądziło się gdzie

indziej! Widok tych wszystkich jedwabnych i kaszmirowych chust

połączony z myślami o Andym i jego synu sprawił, że Rosie zaczynało się

już kręcić w głowie.

Czy musi ciągle rozmyślać o tym mężczyźnie? Pomimo dość

niefortunnego początku, od chwili, gdy zjawił się w przychodni, Rosie

znów czuła do niego nieodparty pociąg. Taka sama szalona huśtawka

uczuć towarzyszyła jej pierwszemu spotkaniu z Tonym.

-

Czy zapakować pani ten prezent?

Widok twarzy sprzedawczyni przesłonił na chwilę obraz mężczyzny o

rozwichrzonych włosach i uwodzicielskim spojrzeniu niebieskich oczu.

Rosie musiała jak najpełniej wykorzystać wolne popołudnie, nim pójdzie

odebrać Amy.

-

Nie... nie, sama go zapakuję później.

Zapłaciła za chustę i skierowała się w stronę wind.

Jeżeli się pospieszy, zdąży jeszcze wstąpić do małego butiku za rogiem i

kupi sobie nowy strój do pracy. Nie ma sensu kupować sobie wyjściowych

ubrań, pomyślała ponuro.

Jedyny mężczyzna, z którym naprawdę chciała gdzieś wyjść, pracował

razem z nią i z tego względu był dla niej nietykalny. Sama zresztą jasno

mu to uświadomiła!

Gdy drzwi windy już się zamykały, do środka wpadł jakiś człowiek i

przycisnął się do Rosie. Znajoma, wysoka postać, zbyt potężna jak na tak

małą przestrzeń. Zdawało się, że wyrósł spod ziemi!

- Ach! - mruknął Andy cicho. - Nareszcie cię dogoniłem. Chciałem

background image

umówić się na wieczór, o którym wczoraj wspomniałem. Co ty na to?

- Co ty tu robisz? - wykrztusiła.

- Co powiesz na propozycję spędzenia miłego wieczoru poza domem?

Mogła teraz jedynie myśleć o tym, że Andy tulił ją do siebie na ciemnej

plaży kilka nocy temu.

Choć Andy mówił dość cicho, Rosie widziała skierowane w jej stronę

ciekawskie spojrzenia.

- Jak sobie wyobrażasz nasz związek, jeżeli się dobrze nie poznamy? -

nalegał.

- Przecież... nas nic nie łączy - mruknęła. - Mówiłam ci, praca jest

ważniejsza od poufałości!

- Jak ty to powiedziałaś? Nie należy łączyć seksu z pracą? Tak to

brzmiało?

Rosie miała pełną świadomość, że teraz oczy wszystkich obecnych w

windzie ludzi skierowane są w ich

- To co powiesz na całkowicie platoniczną kolację dziś wieczorem? -

naciskał nie speszony.

-

Nie mogę! Nie mam z kim zostawić dziecka!

Nie zamierzała przecież wykorzystywać Lily za każ

dym razem, gdy chciała gdzieś wyjść.

Winda zatrzymała się. Ludzie zaczęli wychodzić, rzucając

zafascynowane spojrzenia na stojącą za nimi parę. Rosie westchnęła z ulgą

i zrobiła krok w stronę drzwi. Andy wyciągnął rękę, zagradzając jej drogę,

i nacisnął guzik trzeciego piętra.

- O, przepraszam bardzo - zaprotestowała. - Nie długo muszę odebrać

Amy...

background image

- Trudno ci będzie teraz wysiąść – skomentował bezczelnie, gdy jechali

na górę. - Skoro nasze wczorajsze spotkanie nie przebiegło w

najprzyjemniejszej atmosferze, powinniśmy wyjaśnić sobie kilka rzeczy.

Powiedziałem parę słów, których teraz żałuję. Wiem, że cię uraziłem.

Może zaczniemy od nowa przy kolacji?

Choć bardzo pragnęła dowiedzieć się o Andym czegoś więcej w jakimś

zacisznym miejscu, to jednak bała się zaczynać z nim od nowa!

-

Poczekaj chwilę, Rosie.

Nacisnął guzik „stop". Winda zatrzymała się między piętrami tak

gwałtownie, że Rosie straciła równowagę i wpadła na Andy'ego. Objął ją i

przytrzymał.

-

Natychmiast uruchom windę! Ty mnie... napastujesz! - oskarżyła go

zaczepnie, próbując nie zwracać uwagi na niebezpiecznie słodki dreszcz,

jaki przechodził przez jej ciało. - Rusz windę, albo nacisnę alarm!

Nachylił ku niej głowę, patrząc jej w oczy magnetycznym wzrokiem.

Jego bliskość wprawiła jej serce w niespokojny rytm.

-

To przyrzeknij, że w piątek pójdziesz ze mną na kolację. Jeżeli mamy

razem pracować, Rosie, to musimy wybudować mosty między sobą. Nie

możemy całkiem zapomnieć o tym, co się wydarzyło tamtej nocy,

nawet jeśli mamy pozostać tylko „przyjaciółmi", jak to określiłaś.

Wspólny posiłek nie oznaczał, że miałaby się powtórzyć taka noc, jak

wtedy po konferencji. Rosie bała się, choć jednocześnie bardzo ją

ciekawiło, co jeszcze mógłby zrobić Andy, gdyby nie zgodziła się z nim

umówić.

-

Jesteś najpodlejszym z tyranów! Tak, zgadzam się, pójdziemy na

kolację. A teraz sprowadź tę cholerną windę na dół!

background image

Gdy tylko drzwi się otworzyły, wyszła, zarazem rozzłoszczona i

rozbawiona. Co za tupet! Jak on mógł wybrać zatłoczoną windę, by

umówić się z nią na randkę?

Gdy znalazła się na ulicy, zaczerpnęła świeżego powietrza. Uświadomiła

sobie, że nie jest ze sobą całkiem szczera. Oczywiście, że chciała się z nim

umówić! Każdą komórką ciała czuła, że znów pragnie być blisko niego i

trochę lepiej go poznać.

Piątek zaczął się od wizyty histerycznej matki, święcie przekonanej o

tym, że jej dziecko ma zapalenie opon mózgowych. Później na przemian

pojawiali się ludzie całkiem zdrowi, którzy prosili o zwolnienie lekarskie, i

naprawdę chorzy, którzy potrzebowali specjalistycznej pomocy. ROGI,,

wypiła duży łyk gorącej kawy i oparła się głową o szklaną przegrodę. Czas

dziś gna stanowczo za szybko, nieubłaganie płynąc w stronę randki z

Andym!

Po co, do licha, zgodziła się umówić z nim na tę głupią kolację?

Powiedziała sobie stanowczo, że wcale nie chce i nie potrzebuje wiedzieć

niczego o tym mężczyźnie. To będzie bardzo krótkie spotkanie,

wypełnione rozmową na neutralne i bezpieczne tematy, takie jak pogoda

czy praca!

- Nie mogę się już doczekać wieczoru, Rosie. Wybrałem niezłe miejsce!

Wpadnę po ciebie o siódmej trzydzieści. Owiń się szczelnie w coś

nieprzemakalnego!

- Nieprzemakalnego?

Lecz Andy już się zmył, podrzuciwszy Marii stos papierów. Rosie

obejrzała się, czując, jak serce jej się ściska z niepokoju i oczekiwania.

Maria weszła do biura z przepraszającą miną.

background image

-

Wiem, że dziś ma pani wielu pacjentów, ale czy mogłaby pani teraz

przyjąć Arabelle Carter?

Rosie westchnęła i znacząco spojrzała na zegarek.

-

O Boże! Jestem wykończona, Mario, ale może jeszcze uda mi się

wykrzesać z siebie odrobinę energii!

Poszła do gabinetu i wyświetliła informacje na ekranie komputera.

Arabelle Carter była trzydziestosześcioletnią kobietą, która rzadko

korzystała z pomocy lekarskiej. Ostatni raz była u lekarza dwa lata temu,

skarżąc się na krwawienia pomiędzy miesiączkami, wywołane

wcześniejszym usunięciem małego polipa.

Była chuda i wysoka. Wyglądała na poważną intelektualistkę. Miała na

sobie przepięknie skrojony brązowy garnitur, elegancki i drogi. Szyję i

nadgarstek zdobiły złote łańcuszki. Było w niej jednak coś bezbronnego.

-

Bardzo dziękuję, że zechciała mnie pani przyjąć, pani doktor -

zaczęła. - Nie... nie zawracałabym pani głowy, ale czuję się taka

zakłopotana. Nie wiem, co mam myśleć! Powinnam się była umówić na tę

wizytę, ale mój mąż niespodziewanie oznajmił, że jutro wyjeżdżamy. Nie

mogę z tym czekać, aż wrócimy. Myślę... Mam nadzieję, że... jestem w

ciąży. Tak długo czekałam na dziecko, ale na próżno.

-

Nigdy nie szukała pani pomocy lekarskiej?

Arabelle spojrzała na swoje dłonie, nerwowo wykręcając palce.

- Justin, to znaczy mój mąż, ma dwoje nastoletnich dzieci z pierwszego

małżeństwa i uważa, że swoje już zrobił! Nie chce znieść nawet myśli o

pieluchach i problemach wieku dojrzewania!

- Więc uważa pani, że jest w ciąży. Robiła pani test?

- Nie mam odwagi - wyszeptała Arabelle. - Ale odkąd odstawiłam pigułki,

background image

mam bardzo skąpe miesiączki. Czuję w sobie dziecko. Jest takie duże i

okrągłe!

- Chciałabym zrobić pani test ciążowy, a potem panią przebadać.

Rosie palcami ucisnęła brzuch kobiety. Łatwo było wyczuć zgrubienie w

macicy Arabelle, nie przypominało ono jednak rosnącego płodu. Była to

jakaś twarda, zbita masa.

- Ma pani nudności? - zapytała Rosie.

- Nie. Jestem tylko trochę zmęczona.

Gdy kobieta się ubierała, Rosie zanurzyła patyczek wskaźnika w

probówce zawierającej mocz i roztwór testowy, potem podniosła patyczek

do góry. Tak jak się spodziewała, paski nie zmieniły koloru. Odwróciła się

do młodej kobiety, która już siedziała na krześle naprzeciwko biurka.

- Proszę pani... - zaczęła spokojnie.

- Och, proszę mi mówić Arabelle - rzekła kobieta entuzjastycznie.

Przekazywanie pacjentom złych nowin zawsze było trudne, lecz nie dało

się tego uniknąć.

- Badania i wynik testu ciążowego wskazują, że nie jesteś w ciąży.

- Ależ... pani doktor, ja na pewno jestem w ciąży! Czuję nawet to

wybrzuszenie!

- Badając brzuch, wyczułam tam zbitą masę. Wnioskuję z tego, że

prawdopodobnie cierpisz na mięśniaki.

- Co to znaczy? Co to jest?

- Składają się one ze zbitej tkanki mięśniowej. Czasami powodują bardzo

obfite miesiączki, choć akurat nie w twoim przypadku. Ale mogą też

uciskać na pęcherz moczowy, powodować bóle pleców. Czasem tak

że są przyczyną poronień lub niemożności zajścia w ciążę.

background image

Oczy Arabelle, ukryte za dużymi okularami, były szeroko otwarte ze

strachu.

-

Aby sprawdzić, czy moja diagnoza jest słuszna, dam ci skierowanie

na USG. Jeśli okaże się, że miałam rację, ginekolog wypowie się, czy

należy je usunąć operacyjnie.

Arabelle rozpłakała się i spojrzała na Rosie załzawionymi oczami.

- Nie... nie wytną mi chyba macicy, prawda?

Rosie wstała i pocieszająco pogładziła ją po ramieniu.

- Wiem, że to dla ciebie szok. Myślałaś, że jesteś w ciąży, a potem

dowiedziałaś się czegoś zupełnie inne go. Wiedz jednak, że takie operacje

zwykle doskonale się udają.

- Czy to znaczy, że będę mogła zajść w ciążę?

- Być może - odrzekła Rosie ostrożnie.

Odsunęła się od biurka i spojrzała na Arabelle z namysłem.

- Nie uważasz, że warto by było porozmawiać z mężem? -

zaproponowała. - Czy on wie, co czujesz, jak bardzo pragniesz mieć

dziecko?

- Próbowałam z nim porozmawiać, ale ciągle zmienia temat. Przed

ślubem powiedział mi, że nie chce mieć więcej dzieci. Wtedy nie

zdawałam sobie jeszcze sprawy, że zrobi się ze mnie taka kwoka. Boję się,

że dojdzie między nami do kłótni. - Zaśmiała się cicho i drżąco.

- Oddałabym wszystko za spokojne życie! Nie znaczy to, że teraz między

nami jest spokojnie – westchnęła i zaczęła wycierać oczy chusteczką.

- Chcesz mi coś jeszcze powiedzieć? - dodała delikatnie Rosie,

przyglądając się siedzącej przed nią smutnej kobiecie. - Czy wszystkie...

wszystkie inne sprawy między tobą a twoim mężem dobrze się układają?

background image

- Jego nastoletnie dzieci są trochę trudne.

Rosie domyśliła się, że „trochę trudne" oznacza „cholernie niemożliwe".

-

Mieszkają z wami?

Kobieta pokiwała głową i rzekła smutnym głosem:

- Justin nie zdaje sobie sprawy, jak źle się do mnie odnoszą.

- Wobec tego musisz naprawdę szczerze porozmawiać z mężem. Jeśli

będziesz mieć operację, powiedz mu o tym - rzekła Rosie łagodnie. -

Kiedy już lekarz się wypowie, chciałabym, żebyś przyszła do mnie

ponownie. I jeszcze jedno, Arabelle: nie martw się. Podczas wakacji

postaraj się porozmawiać z mężem o swoich zmartwieniach.

Rosie zmarszczyła brwi, wprowadzając do komputera dane dotyczące

Arabelle Carter. Arabelle chyba bała się swojego potężnego męża, który

nie był w najmniejszym stopniu wrażliwy na jej potrzeby. Czytając między

wierszami, Rosie domyśliła się, że Arabelle jest zdominowana ze

wszystkich stron, i to nie tylko przez pasierbów!

Spojrzała na zegarek i jęknęła. Prawie szósta! Przez półtorej godziny,

jakie jej zostało do przyjścia Andy'e-go, trzeba będzie nakarmić Amy,

położyć ją spać, potem samej wziąć kąpiel i jakoś się ubrać. Nie mogła

zaprzeczyć, że była przejęta... i wystraszona.

-

Jak nastolatka na pierwszej randce - mruknęła pogardliwie,

odjeżdżając spod przychodni.

Amy bawiła się w dużym pokoju, ze wszystkich stron otoczona swoimi

najbardziej hałaśliwymi zabawkami: pociągami, które gwizdały i

dzwoniły, pudełkami, z których wydobywały się odgłosy zwierząt, gdy

nacisnęło się na odpowiedni obrazek, i plastikowymi telefonami

wydającymi z siebie przeraźliwe dźwięki. Lily stała w ogrodzie,

background image

obserwując przez okno swoją małą podopieczną i mocno zaciągając się

papierosem.

- Cześć, kochanie! - zawołała. - Przepraszam, po takim dniu po prostu

muszę zapalić. Dlatego tu stoję, żeby Amy nie widziała!

- Co się stało? Taki miałaś okropny dzień? - spytała Rosie, biorąc Amy na

ręce i całując ją w miękki policzek.

- Dostaliśmy jesienną kolekcję, ale oczywiście przy takim skwarze ludzie

nadal szukają lżejszych ubrań. W jednym końcu sklepu trwa wyprzedaż, w

drugim trzeba upchnąć nowe rzeczy. Oczywiście przez cały czas muszę

pracować nad organizacją pokazu mody. I co się okazuje? Dwie z moich

modelek są w zaawansowanej ciąży, a pianistka, która zwykle gra w tle,

wyjeżdża w trasę!

- To bardzo nieuprzejmie z ich strony! - roześmiała się Rosie, biorąc Amy

do kuchni i sadzając ją na wysokim krzesełku.

Organizowane przez Lily pokazy mody były głównym wydarzeniem roku

i wymagały wielkich przygotowań. Zbierano podczas nich znaczne sumy

na cele charytatywne.

-

Wyglądasz na zmęczoną, Lily. Jadłaś coś na kolację?

Lily zawdzięczała swoją talię osy zupełnej niechęci do jedzenia.

-

Tak, tak, kochanie - odparła niecierpliwie. - Nie denerwuj się! Teraz

może mi pomóc tylko łyk dżinu z tonikiem!

Nalała sobie pełną szklankę i spoglądała, jak Rosie smaruje masłem

cienkie kromki chleba dla Amy i uciera widelcem jajko na twardo.

- O której godzinie wychodzisz na randkę z tym młodym mężczyzną? -

zapytała.

- Około siódmej trzydzieści. Poza tym to nie jest żadna randka, tylko

background image

kolacja! Przyjechał tu na zastępstwo i ma jakieś pytania dotyczące naszej

placówki. Powiedział, żebym ubrała się w coś nieprzemakalnego!

- Nieprzemakalnego? - Lily wyglądała na zgorszoną. - Gdzie wy, u licha,

będziecie jeść tę kolację, w szalupie ratunkowej? Lubię, kiedy ładnie się

ubierasz, kiedy gdzieś wychodzisz. Chcę wiedzieć, że pod tymi

wodoodpornymi ciuchami wyglądasz naprawdę elegancko!

Po opowiedzeniu bajki o trzech niedźwiadkach Rosie położyła Amy do

łóżka.

- Mamusia idzie? - spytała Amy.

- Tylko na chwilkę, kochanie. Przyjdę do ciebie, kiedy wrócę.

Jej garderoba zawierała niewiele rzeczy, które Lily mogłaby uznać za

„naprawdę eleganckie". Wieczór był bardzo ciepły, więc w końcu

zdecydowała się na blado-niebieską jedwabną bluzkę i kremowe lniane

spodnie. Wyciągnęła też kurtkę przeciwdeszczową, ale nie miała

najmniejszego zamiaru wkładać jej na sam początek wieczoru!

Dzwonek u drzwi zadźwięczał w chwili, gdy skończyła związywać włosy

w węzeł.

Gdy Rosie wyjrzała przez uchylone drzwi saloniku, Andy zajęty był

rozmową z Lily. Zatrzymała się, czując ściskanie w dołku. Szerokie

ramiona Andy'ego zdawały się promieniować siłą i poczuciem

bezpieczeństwa. Jego obecność w jej własnym domu sprawiła, że

przebiegł ją dreszcz.

Gdy weszła, odwrócił się, omiatając wzrokiem jej smukłą postać i przez

ułamek sekundy spoglądając jej w oczy.

- Właśnie mówiłem twojej ciotce, że poznaliśmy się w weekend na

konferencji. To naprawdę niezwykły przypadek, że przyjechałem na

background image

zastępstwo do tej właśnie przychodni!

- Nie mówiłaś mi, że podczas weekendu poznałaś takiego przystojnego

mężczyznę. Opowiadałaś mi tylko o schodzeniu z klifu!

- Ach - westchnął Andy, przenosząc na Rosie szelmowsko błyszczący

wzrok - najwyraźniej nie zapadłem zbyt mocno w pamięć pani bratanicy!

- Powinniśmy już iść - rzekła szybko Rosie. - Nie mam zbyt dużo czasu.

Obiecałam Amy, że zajrzę do niej, kiedy wrócę.

- Możesz tam zostać, jak długo chcesz! - oświadczyła Lily. - Dziś

wieczorem obejrzę sobie wszystkie telenowele!

- Zaopiekuję się nią - oznajmił Andy z ukłonem, po czym zaprowadził

Rosie do samochodu, władczo otaczając ją ramieniem.

Powinna potraktować ten wieczór jak zwykłe spotkanie z kolegą!

Wydarzenia minionego weekendu wciąż przesuwały się jej przed oczami

jak przewijana taśma. Była pewna, że Andy też myśli o tym samym!

-

Za kilka minut dowiesz się, dokąd jedziemy - odezwał się

tajemniczo, skręcając na drogę wiodącą wzdłuż brzegu rzeki. - Miałaś

ciężki dzień? - spytał. Dzięki Bogu, rozmowa o pracy jest bezpieczna!

- Kiedy już kończyłam pracę, zjawiła się pacjentka, która myślała, że jest

w ciąży. Musiałam jej powiedzieć, że ma mięśniaki. Czuła, że jej zegar

biologiczny zaczyna odmierzać ostatnie godziny. Jej mąż i tak nie byłby

zachwycony, bo ma już nastoletnie dzieci z poprzednie go małżeństwa.

Nie jest jej łatwo opiekować się dziećmi, które jej nie lubią.

- Może dla dzieci to też nie jest łatwe – powiedział Andy. - Pamiętaj, że

każdy kij ma dwa końce.

W jego głosie brzmiało coś, co wskazywało, że przejął się tym

szczególnym przypadkiem. Nim zdążyła go o to zapytać, skręcił na

background image

pobocze drogi przy rzece.

Rosie od niedawna mieszkała w tej okolicy i nie zdążyła jej jeszcze

dobrze poznać. Teraz aż dech jej zaparło z zachwytu. Ze ściany skalnej

spływał do rzeki wodospad. Wysoko na wzgórzu stała restauracja z

balkonem, z którego roztaczał się wspaniały widok na migocącą kaskadę

wody.

-

O Boże! - szepnęła poruszona. - Jakie to piękne!

Andy ujął ją pod rękę, gdy wchodzili po schodach.

-

Teraz już wiesz, po co nam nieprzemakalne ubrania? Jeśli powieje

wiatr, przemokniesz do suchej nitki!

Rosie z przyjemnością spoglądała na wodospad z balkonu restauracji.

Choć słońce stało już nisko nad horyzontem, jego promienie padały na

wodny pył-W oddali rozpościerał się błękit morza, a niebo nad nim

barwiło się bladoróżowym odcieniem.

- Po całym dniu ciężkiej pracy należy ci się odpoczynek - oświadczył

Andy, podchodząc do niej i wręczając jej egzotycznie wyglądający napój z

pływającym na wierzchu owocem. - Masz tu wszystko, co można uznać za

relaksujące. Gwarantuję ci, że zapomnisz o wszystkich rzeczach

związanych z medycyną.

Wieczór nie okazał się wcale tak upiorny, jak Rosie sobie wyobrażała.

Może ona i Andy zostaną w końcu przyjaciółmi!

Siedzieli przy wielkim oknie tuż nad wodospadem. Spoglądając na

dyskretne złociste oświetlenie sali i usianą gwiazdkami kopułę sufitu,

Rosie czuła, jakby unosiła się w powietrzu. Uśmiechnęła się do Andy'ego.

-

Jestem bardzo głodna!

background image

W przyćmionym świetle jego błękitne oczy zdawały się granatowe, lecz

Rosie dostrzegła w ich głębi wesoły błysk.

-

Lubię, kiedy dziewczyna ma apetyt!

Rosie ugryzła soczysty kęs delikatnie przyprawionego łososia na grzance.

Nagle uświadomiła sobie, że może się od czasu do czasu dobrze bawić,

wychodząc gdzieś wieczorem. Życie nie musi się składać z samych

obowiązków i zmartwień, przynajmniej tak długo, dopóki te wieczory nie

pociągają za sobą żadnych konsekwencji!

Andy przyjrzał jej się badawczo.

-

Podoba mi się, kiedy zaczesujesz włosy do góry - mruknął cicho. -

Jest w tym coś... edwardiańskiego! - Uśmiechnął się i ponownie napełnił

jej kieliszek. - Powiedz mi, jakie losy cię rzuciły w tę część świata?

Przytulna atmosfera miejsca i odprężenie wywołane winem sprawiły, że

Rosie łatwo się rozmawiało. Opowiedziała Andy'emu o wuju, który

zostawił jej dom w spadku, i o mieszkającej z nimi ciotce Lily.

-

Lily zawsze była niezależna, nigdy nie wyszła za mąż. Zajmowała

się prowadzeniem wspaniałego sklepu z ubraniami, lecz gdy się

postarzała, wuj Bart zaczął się martwić o jej przyszłość. Jest cudowną

kobietą i znakomicie daje sobie radę z Amy.

Andy słuchał uważnie, bacznie przyglądając się jej twarzy. Zauważył

rumieniec na jej policzkach i błyszczące oczy, gdy opowiadała o swojej

córeczce.

- A co z resztą twojej rodziny: rodzicami, braćmi lub siostrami? - spytał.

- Jestem jedynaczką - westchnęła. - Moi rodzice zmarli kilka lat temu.

Bardzo się ucieszyłam, kiedy Bart zostawił mi ten cudowny dom. Czułam,

że po śmierci Tony'ego mogę zacząć tu życie od nowa. Poza tym

background image

w północnej Anglii nie trzyma mnie już rodzina.

Odłożyła nóż i widelec.

-

Na pewno nudziłeś się śmiertelnie, słuchając, jak pod niebiosa

wychwalam Amy! - rzekła. - Opowiedz mi o swoim synku.

Andy okręcił kilkakrotnie w dłoni kieliszek, patrząc nieobecnym

wzrokiem, jak światło odbija się w wirującym czerwonym płynie.

-

Nie wiem, od czego zacząć - powiedział z wolna. - Chyba opowiem

ci skróconą wersję! Przeważnie nie zanudzam ludzi szczegółami z mojego

prywatnego życia, ale gdy dowiedziałem się o Amy, zdałem sobie sprawę,

że ty i ja możemy się zrozumieć. - Urwał na chwilę, potem powiedział

ironicznie: - Wczoraj mówiłaś, że nie mam pojęcia o trudach

rodzicielstwa.

Nie chciała, by jej przypominał o tej beznadziejnie głupiej i aroganckiej

wypowiedzi. Andy wyciągnął zdjęcie z kieszeni marynarki. Przedstawiało

ono siedmioletniego chłopca o poważnej twarzy - piękne dziecko o

ciemnokasztanowych włosach i dużych błękitnych oczach.

-

To jest Keiron, mój syn - rzekł Andy z wyraźną dumą. - Staram się

go odwiedzać tak często, jak mogę, choć czasem nie jest to łatwe. Dziecko

powinno mieć przecież dwoje rodziców, którzy razem się nim opiekują,

jeśli tylko jest to możliwe. Keiron mieszka z matką w Stanach. Ty

przynajmniej - mruknął – codziennie widzisz swoją małą i patrzysz, jak

dorasta. - Spojrzał za okno, w gęstniejący mrok. - Szczęście i stabilność

w jego życiu przedkładam nad wszystko inne – rzekł powoli. - Z

rozmaitych względów uważam, że lepiej jest dla niego, aby mieszkał z

matką.

W tle cichy szmer rozmów mieszał się z dźwiękami muzyki, lecz słowa

background image

Andy'ego zdawały się rozbrzmiewać echem w całej sali. W przyćmionym

świetle restauracji Rosie przyglądała się napiętym rysom twarzy Andy'ego.

Miał tyle zmartwień, co i ona, może nawet więcej, skoro jego dziecko

mieszka tak daleko stąd. Ona miała przy sobie Amy i Lily, której mogła się

zwierzyć. A Andy? Tylu rzeczy o nim nie wie!

- Poznałeś jego matkę w Stanach? - spytała wreszcie.

- Sonia była pielęgniarką w londyńskim szpitalu,

w którym odbywałem praktykę. Pochodziła z Chicago. Pobraliśmy się

tutaj, ale kiedy się rozstaliśmy, wróciła do rodziny w Stanach. Bardzo

tęskniła za domem. Nie było nawet mowy, żeby tutaj została. Keiron

pojechał z nią. Nie masz pojęcia, jaki to dla mnie był dramat. Jednak

gdyby każde z nas zaczęło walczyć w sądzie o opiekę, Keiron za nic w

świecie nie mógłby się poczuć kochanym dzieckiem. Zdecydowałem, że

nie będzie krążył między matką a ojcem jak piłeczka.

W jego głosie brzmiał twardy ton, jakby chronienie syna było

najważniejszym zadaniem w jego życiu.

-

Ponieważ sama masz dziecko, łatwiej ci zrozumieć, że nie mogłem

znieść myśli, że Keiron może być nieszczęśliwy. Odwiedzam go tak

często, jak mogę. Dobrze, że nie mamy więcej dzieci. Jedno wystarczy!

Rozumiała, że Andy całą energię poświęca synowi. Sama miała nadzieję,

że kiedyś Amy będzie mieć rodzeństwo. Jako jedynaczka zawsze pragnęła

mieć brata lub siostrę. Z tak doskonałym podejściem do dzieci Andy

mógłby być wspaniałym ojcem.

- Nie chciałeś pojechać do Stanów i tam pracować?

- Z jednej strony mógłby to być dobry pomysł, ale istniały pewne

przeszkody. Czekały mnie jeszcze egzaminy. Gdybym do nich nie

background image

przystąpił, postawiłbym pod znakiem zapytania przyszłość swoją i

Keirona.

I dlatego, pomyślała Rosie, uśmiechając się do siebie, na zawsze

pozostaniesz wolnym strzelcem. Nie ma miejsca na stały związek, jeśli

gdzieś daleko czekają na ciebie obowiązki. Jeszcze jeden powód, aby się

nie wiązać.

To ona musiałaby cierpieć, gdyby jego syn nagle go potrzebował.

- O czym myślisz? - spytał.

- Musi ci być bardzo ciężko - powiedziała Rosie wreszcie.

Uśmiechnął się, jakby chciał ją uspokoić.

- Nie wyobrażaj sobie tej sytuacji w czarnych barwach. Keiron mieszka

w przepięknej okolicy. Kiedy przyjeżdżam, Sonia robi sobie wakacje.

- Udaje wam się pozostawać na przyjacielskiej stopie, kiedy się widzicie?

Przez chwilę milczał, potem wzruszył ramionami.

- Sonia jest dobrą matką, w przeciwnym razie nigdy bym nie pozwolił

Keironowi wyjechać. Między nami układa się nieźle, chociaż niedawno

dostałem od niej nowiny. Muszę przyznać, że zwaliły mnie z nóg. Za

dzwoniła do mnie tego ranka, gdy miałem się z tobą spotkać.

Poinformowała mnie, że zamierza ponownie wyjść za mąż za człowieka, z

którym podobno miała romans, gdy jeszcze byliśmy małżeństwem.

- To musiało być dla ciebie straszne...

- Obawiam się, że to tylko jeden z jej wielu kochanków. Jest od niej o

wiele starszy.

- To co ona w nim widzi?

- Tylko jego bogactwo i szlachecki tytuł! Sonia nie oprze się pokusie

nazywania się „Lady Forrester"! On nigdy nie pokocha Keirona tak jak ja.

background image

Jak już mówiłem, dziecko powinno mieć przy sobie dwoje kochających

rodziców, jeśli tylko jest to możliwe. Rodziców, którzy jego dobro stawiają

na pierwszym miejscu. - Potem dodał, uśmiechając się krzywo: - Ten

człowiek może być całkiem porządny, ale skąd mam wiedzieć, jak będzie

się odnosił do mojego syna lub co Keiron będzie czuł do niego? Nie wiem,

czy w jego życiu potrzebny jest teraz ktoś nowy.

Jeszcze jeden powód, żeby nie wdawać się w stały związek z Andym,

pomyślała Rosie. Jak zareaguje jego syn na wiadomość, że ojciec spotyka

się z inną kobietą?

Trudno było sobie wyobrazić, jak bardzo tragiczna była to sytuacja.

Andy, jakby czytając w myślach Rosie, położył dłoń na jej ręce.

-

Dziękuję, że wysłuchałaś moich łzawych zwierzeń. Dobrze jest móc

porozmawiać z kimś, kto wie, jak to jest być samotnym rodzicem.

W noc ich spotkania Rosie zwierzała się Andy'emu ze swojej samotności,

jaką czuła od czasu śmierci Tony'ego. Dziś role się odwróciły...

Teraz, gdy przepełniało ją współczucie dla Andy'e-go, tym trudniej

byłoby się przed nim obronić. Wyczuła, że powiedział jej tyle, ile uznawał

za stosowne. Nadszedł czas, by przejść do innych tematów.

- Zawsze mieszkałeś w tej okolicy?

- Jestem Kornwalijczykiem z krwi i kości! - oznajmił. - Obecnie

mieszkam z ojcem i ciotką. To chyba kolejna rzecz, jaka nas łączy! Ojciec

jest niepełnosprawny, więc ciotka się nim opiekuje. W moim domu do tej

pory są tajne przejścia, w których dawnymi czasy ukrywali się

przemytnicy.

- Mieszkałeś tam jako dziecko?

- O, tak. Kiedy mieszkaliśmy tam jeszcze całą rodziną, Keiron uwielbiał

background image

chodzić do dziadka i wysłuchiwać wymyślonych przez niego opowieści o

rozbójnikach, którzy tu kiedyś grasowali. Mam nadzieję, że... Jest szansa,

żebym mógł przywieźć tu Keirona podczas wakacji i jeszcze raz pozwolić

mu na buszowanie po całym domu.

W przyćmionym świetle restauracji rysy jego twarzy nabrały miękkości,

wygładziły się. Gdy opowiadał o domu, w którym mieszka i który Keiron

tak uwielbia, wyglądał chłopięco i beztrosko.

- To brzmi bardzo intrygująco, Andy.

- Mamy nawet własną małą zatoczkę na plaży za ogrodem. Jest cudowna!

- Dolał wina do jej kieliszka i spojrzał na nią szelmowsko. - Przejdźmy

teraz do ważniejszych spraw. Co powiesz na placek z bitą śmietaną?

- Napiję się tylko kawy. Obiecałam Amy, że do niej zajrzę, kiedy wrócę.

- To może zrezygnujemy z kawy? Zrobisz mi ją u siebie.

Serce Rosie zabiło ostrzegawczo. Czy na pewno chce, aby Andy powrócił

w zaciszne ustronie jej saloniku? Byliby tam sami. Wiedziała, że Lily

poszła spać. Po tak uroczym wieczorze nieuprzejmie byłoby odmówić.

-

Oczywiście - powiedziała słabym tonem. - Jeśli nie masz nic

przeciwko kawie rozpuszczalnej!

Kierując się do wyjścia, Rosie zauważyła spoglądającą w ich stronę

znajomą twarz. Arabelle Carter siedziała w rogu sali w towarzystwie

dystyngowanego, siwowłosego pana. Zauważyła spojrzenie Rosie i

pomachała jej dłonią, lekko zakłopotana.

-

Znasz tych ludzi? - spytał Andy, gdy szli po schodach w stronę

parkingu.

- To właśnie ona jest pacjentką, która dzisiaj u mnie

była. Tą, która omyłkowo myślała, że jest w ciąży, a ja

background image

uznałam, że ma mięśniaki.

- Mieszkają blisko mnie - wyznał Andy, otwierając przed nią drzwi

samochodu. - Jego często widuję na poczcie. Ma grzmiący głos i lubi

wszystkim oznajmiać swoje zdanie.

- Wątpię, czy on zechce zrozumieć jej tęsknotę za posiadaniem dziecka -

westchnęła Rosie. - Jedyna nadzieja w tym, że może nie usuną jej macicy.

Gdy powrócili, dom był oświetlony tylko złotym blaskiem lampy w

saloniku. Rosie zapaliła światło w korytarzu i cicho zamknęła frontowe

drzwi. Andy, wysoki i barczysty, zajmował większość miejsca w holu,

który nagle wydał się mały i ciasny.

Szybkim ruchem wśliznęła się do kuchni. W promieniu jednego metra od

Andy'ego znajdowała się „strefa niebezpieczeństwa". W dodatku od czasu

ich pierwszego spotkania coś ją do niego niesamowicie ciągnęło. Teraz,

gdy znała więcej szczegółów z jego prywatnego życia, ich wzajemne

relacje stały się jeszcze bardziej osobiste.

Gdy przeszła do saloniku, niosąc kubki z kawą, Andy siedział już na

kanapie. W ręku trzymał podwójną fotografię. W jednej ramce tkwiło

zdjęcie Tony'ego, w drugiej - Amy.

-

Dostrzegam pewne podobieństwo między twoim męźem a córką,

chociaż i tak jest niezwykle podobna do ciebie - oznajmił, patrząc na Rosie

ze współczuciem.

- To tragiczne, że on nigdy nie widział swojej córeczki.

Rosie pokiwała głową, stawiając kubki na stoliku.

-

Amy nie wie, jak to jest mieć tatusia. Będzie dorastać pod silnym

wpływem kobiet, Lily i mnie!

Andy wstał i odłożył fotografię, potem spojrzał na Rosie wesoło.

background image

-

Co powiesz na to, żebym wziął was na piknik do jednej z zatoczek,

w której się bawiłem jako chłopiec? Widzisz, Rosie... - Nie spuszczał z

niej swych błękitnych oczu. - Nie mam przy sobie syna, lecz mogę bawić

się z dziećmi przyjaciół.

Otoczyła dłońmi kubek z kawą, jakby chciała jego ciepłem odpędzić

dreszcz, który przeszył jej ciało. Oczywiście, nie mogła odrzucić przyjaźni

Andy'ego. Zdawała sobie jednak sprawę, że udawanie na plaży szczęśliwej

rodziny bardzo szybko zmieni się w przywiązanie i miłość do mężczyzny,

który nie chce stałego związku. Podeszła do okna i wpatrzyła się w

atramentową ciemność.

-

Nie mówię „nie" - powiedziała, starając się, by jej głos brzmiał

beztrosko. - Kiedy... kiedy woda trochę się ociepli... Jestem pewna, że

Amy bardzo się to spodoba.

-

Mam nadzieję, że tobie także się spodoba, Rosie.

Obrócił ją delikatnie, ujął ją pod brodę i uniósł jej twarz ku swojej.

-

Co się stało? - spytał łagodnie. - Mam wrażenie, że zachowujesz

wobec mnie dystans.

Wszystkimi zmysłami Rosie pragnęła zarzucić mu ręce na szyję i

całować się z nim! Był tak blisko. Trudno było zignorować sposób, w jaki

jej ciało reagowało na jego zapach i roztaczającą się wokół niego aurę.

Odwróciła się gwałtownie i przysiadła na brzegu kanapy.

-

To naprawdę świetny pomysł - powiedziała nieco zdyszanym

głosem. - Oczywiście, kiedyś wybierzemy się na piknik.

Z wolna pokiwał głową, przesuwając wzrokiem po jej twarzy. Potem

usiadł przy niej na krześle i nachylił się, patrząc na nią poważnie.

-

Boisz się czegoś, Rosie - rzekł łagodnie. - Spotkaliśmy się,

background image

polubiliśmy, miło spędzaliśmy czas, a potem... Potem nastąpiło coś więcej.

Rosie zerwała się z kanapy i podeszła do kominka. To prawda, bała się.

Bała się własnej namiętności. Dlaczego, na miłość boską, była taka głupia

i pozwoliła temu mężczyźnie kochać się z nią już pierwszej nocy, gdy się

spotkali? Jemu potrzebna była tylko krótka chwila przyjemności, zanim

znów pojedzie odwiedzić syna.

-

To było kiedyś, zanim się okazało, że będziemy razem pracować -

powiedziała. - Uważasz pewnie, że jestem zbyt skomplikowana, ale tak

właśnie myślę...

Andy wstał i spojrzał na nią.

- Jeśli nie chcesz, nie będziemy teraz o tym rozmawiać. - Urwał na

chwilę i uśmiechnął się szelmowsko.

- Nie wierzę, Rosie, że nie czujesz tego co ja.

- Chodzimy po niepewnym gruncie, Andy - szepnęła. - Pamiętaj, co ci

powiedziałam...

Otoczył ją ramieniem i przyciągnął do siebie. Sięgnął dłonią za jej głowę

i wyciągnął grzebienie przytrzymujące fryzurę. Gęste włosy rozsypały się

aureolą wokół jej twarzy. Wsunął palce w jej loki i przybliżył do niej

twarz.

-

Nic mnie nie obchodzi, że razem pracujemy...- szepnął.

Ustami dotknął jej ust, po czym lekkimi jak motyle pocałunkami zaczął

schodzić w dół. Jeszcze chwila, pomyślała Rosie nieprzytomnie, i dotrze

do miejsca, skąd nie ma odwrotu, a wtedy już będę stracona!

W jej umyśle odezwał się niewyraźny głos, mówiący, że nie powinna

ponownie dopuścić do tego, co wydarzyło się przy okazji ich pierwszego

spotkania. Jak łatwo było się poddać, połączyć się z Andym, czuć wokół

background image

siebie jego ciepło! Próbowała skoncentrować się na tym cichym głosiku,

który natrętnie przypominał, że jest ona tylko przyjemnym interludium w

życiu Andy'ego i że w ostatecznym rozrachunku to ona przegra.

Jeszcze przez chwilę pozwalała jego wargom pieścić jej usta, pozwalała

jego ramionom tulić się. Potem niesamowitym wysiłkiem woli odwróciła

głowę i wysunęła się z uścisku.

-

Wydaje mi się, że jasno wyraziłam swoje zdanie

na ten temat!

Cofnął się o krok i roześmiał, unosząc z rozbawieniem brwi. Znowu

przyciągnął ją do siebie delikatnie, choć zdecydowanie. Palcem uniósł jej

twarz do góry, zmuszając, by spojrzała mu w oczy.

-

Co się stało, Rosie? Czym różni się ta chwila od tamtych

niezwykłych godzin, które razem spędziliśmy? Co tym razem jest

niewłaściwe, a nie było niewłaściwe wtedy?

Pomyślała sobie, że Andy traktuje to wszystko jak dobry żart.

- To nie ma sensu, Andy. Już ci mówiłam, że teraz jesteś moim kolegą z

pracy. Zostawmy to tak, jak jest, dobrze?

- Każdy chce być pożądanym, kochanym... Może będziemy tylko...

bardzo dobrymi przyjaciółmi?

Co on przez to rozumie? Czy można być „bardzo dobrą przyjaciółką" i

nie zakochać się? Dla Rosie platoniczna przyjaźń z Andrew Templetonem,

na którego widok szybciej biło jej serce, zdawała się niemożliwa.

-

Mam nadzieję - powiedziała uprzejmie, lecz dość ostro - że zawsze

będziemy się przyjaźnić...

Odsunęła się od niego, lecz on zdążył złapać ją za ręce i spojrzeć jej w

oczy.

background image

-

Jeśli chcesz, spróbujmy od tego zacząć - powiedział łagodnie. - Nie

chciałbym zrobić niczego, czego ty byś nie pragnęła... Przepraszam, jeśli

posunąłem się trochę za daleko.

Na tym właśnie polegał problem Rosie. Pragnęła Andy'ego, i to bardzo!

Nagłe stuknięcie do drzwi sprawiło, że zażenowani odskoczyli od siebie.

Z przedpokoju odezwał się płaczliwy głosik:

-

Mamusiu! Pić!

Za drzwiami stała Amy, pulchna istotka w różowej piżamie, trzymająca w

objęciach dużego misia. Uśmiechnęła się radośnie, wodząc dużymi

brązowymi oczami od Rosie do Andy'ego.

- Ciastko teź? - spytała z nadzieją.

Rosie podbiegła do niej i chwyciła ją w objęcia, po czym wzięła na ręce.

- Witaj, kochanie - szepnęła, chowając twarz w szyi dziewczynki i

wdychając jej słodki, dziecięcy zapach.

- Przyszłaś w samą porę!

Andy pomyślał, że ciężar jego przeszłości uniemożliwi mu stały związek

z Rosie. To, że między nimi iskrzy, nie oznacza jeszcze, że będzie chciała

się z nim związać. Ma prawo nie ufać mężczyźnie, który ma już za sobą

nieudane małżeństwo...

Przypomniały mu się słowa, które mówiła mu jego niania, gdy chłopięca

niecierpliwość brała nad nim górę: „Spiesz się powoli, młody człowieku!"

Miała rację, stwierdził, śledząc wzrokiem Rosie niosącą Amy do kuchni.

W drzwiach odwróciła się i spojrzała na niego.

- Sam trafisz do wyjścia? Robi się późno, a pewnie

trochę potrwa, zanim Amy znowu zaśnie.

- Nie przejmuj się, już sobie idę - mruknął.

background image

Amy pomachała mu i uśmiechnęła się znad ramienia matki. Andy

roześmiał się, czując ulgę. Na przyszłość będzie ostrożniejszy, nauczy się

powstrzymywać w odpowiednim momencie. Ma całą wieczność, by

zbudować mosty między nimi.

Wymknął się z pokoju i cicho zamknął za sobą drzwi.

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Dzień zaczął się fatalnie! Odniosła wrażenie, że wszystkie nieszczęścia

świata miały się zdarzyć w tej jednej godzinie pomiędzy wstaniem z łóżka

a śniadaniem. Rosie patrzyła ponurym wzrokiem na pralkę i na

wylewającą się z niej wodę, która tworzyła coraz większą kałużę na

podłodze. Dlaczego musiało się to stać właśnie dzisiaj, gdy Lily wcześniej

wyszła do pracy, by spróbować znaleźć kilka modelek na zbliżający się

wielkimi krokami pokaz mody, a Amy najwyraźniej cierpiała na silne

przeziębienie?

- Jeśli o ciebie chodzi - odezwała się gniewnie do Pompona, który z

zadumaną miną leżał na wiklinowym posłaniu - to nie wiem, co powie

Lily, kiedy odkryje, że pogryzłeś jej ulubioną skórzaną torebkę.

Westchnęła i nacisnęła wyłącznik pralki. Maszyna zazgrzytała

obrzydliwie i zatrzymała się w pół obrotu, podskakując. Że też musiała się

zepsuć właśnie dziś, w weekend, kiedy trudno znaleźć jakiegoś

mechanika! Trzeba sprowadzić kogoś do reperacji pralki, odprowadzić'

Amy i psa, a potem gnać do pracy. Rosie czuła się wykończona, a lekkie

zawroty głowy, które dokuczały jej przez cały miniony tydzień, przybrały

na sile.

- Czuję się jak kuglarz - poinformowała Pompona żałośnie - który musi

background image

wykonywać setki rzeczy naraz.

Czekał dziś na nią poranny, sobotni dyżur w szpitalu. Ben wyjechał na

weekend, a Andy'ego nie śmiała prosić o zastępstwo. Od ich wspólnej

kolacji minęły już dwa tygodnie, podczas których starała się go unikać. Na

cotygodniowych zebraniach siadywała przy samym końcu stołu, starając

się, by Ben oddzielał ją od Andy'ego. Zadrżała, przypominając sobie, jak

tamtego wieczoru niewiele brakowało, by znów się kochali. Andy jest zbyt

atrakcyjny! Więcej nie zamierza testować swej siły woli, sprawdzając, czy

potrafi mu się oprzeć. Jednak nie przestawała o nim myśleć w wolnych

chwilach, na przykład wtedy, gdy prowadziła samochód, gdy jadła, gdy

spała... oddychała...

Wszelki długoterminowy związek jest wykluczony! Jego przyszłość to

mały chłopiec mieszkający w Stanach. Rosie nie mogła sobie pozwolić na

luksus marzeń o wspólnej przyszłości. Powinna skupić się na czekających

ją sprawach, a nie wzdychać do tego przeklętego przystojniaka. Zadzwoni

do Veroniki i poprosi ją, by tu przyjechała. Nie będzie ciągnąć do niej

biednej, zakatarzonej Amy.

Amy z żałosną miną siedziała na wysokim krześle, nie zwracając uwagi

na stojącą przed nią miskę płatków, które uwielbiała. Jej zwykle żywe

oczy były teraz opuchnięte i załzawione.

- Mamusia zaraz ci coś da, żebyś się lepiej poczuła, nim przyjdzie

Veronica - powiedziała Rosie, składając pocałunek na czubku jej głowy.

Usta Amy wygięły się w podkówkę i zadrżały.

-

Zostać z mamusią - powiedziała zachrypniętym głosikiem. - Nie z

Joniką.

To była właśnie ciemna strona pracy Rosie: musiała zostawić dziecko z

background image

kimś innym, gdy właśnie jej potrzebowało.

W takich chwilach żałowała, że nie jest na czyimś utrzymaniu i że sama

musi zarabiać na życie. Choć uwielbiała swoją pracę, marzyła, by choć raz

zmienić się w kochającą, stale siedzącą w domu mamuśkę!

-

Nie będzie mnie tylko chwilkę, Amy. Obiecuję, że przyniosę ci

niespodziankę!

Amy nie dało się jednak dzisiaj niczym przekupić. Nieszczęśliwa,

wybuchnęła głośnym płaczem.

Rosie wzięła dziewczynkę na ręce i zaczęła ją kołysać.

-

Już dobrze, kochanie - uspokajała ją, marząc tylko o tym, by pójść z

powrotem do łóżka wraz z córeczką.

Rozległ się ostry dźwięk dzwonka. Rosie z westchnieniem posadziła

Amy na krześle i poszła otworzyć drzwi.

-

Już idę! - krzyknęła, ufając, że tym razem nie jest to sąsiad, który

miał zwyczaj przychodzić w najbardziej nieodpowiednich momentach po

darmową poradę lekarską.

Otworzyła drzwi na oścież i zamarła ze zdziwienia. Stał tam ostatni

człowiek, którego się dziś spodziewała - Andy Templeton! Miał na sobie

szorty, rozpiętą koszulę i adidasy. Był wysportowany, opalony i bardzo, ale

to bardzo atrakcyjny!

Co ty tu robisz, u licha? - wykrztusiła, czując, jak jej serce wykonuje

salto.

Rozpięta koszula ukazywała opaloną skórę. Widok ten miał fatalny wpływ

na tętno Rosie. Nagle zawstydziła się swoich potarganych włosów i bladej

z niewyspania twarzy.

-

Wczoraj sprzątałem w samochodzie i znalazłem klips, jeden z tych,

background image

które nosiłaś tamtego wieczoru w restauracji. Pomyślałem, że go szukasz,

więc postanowiłem ci go odnieść w drodze na plażę. - Urwał na moment i

przyjrzał się jej badawczo. - Od tamtego czasu, nie licząc zebrań, nie

mieliśmy okazji porozmawiać.

Rosie z niepokojem obejrzała się przez ramię, a potem przepraszająco

spojrzała na Andy'ego.

-

Niestety, nie mogę cię zaprosić do środka. Amy złapała jakiegoś

wirusa, pralka przecieka, a ja mam być w szpitalu za dwadzieścia minut!

Andy z radosnym błyskiem w oku spojrzał na jej wymęczoną twarz.

- Zjawiłem się więc w odpowiedniej chwili! Zawsze do usług! Nie wiem,

dlaczego od razu do mnie nie zadzwoniłaś. Od tego są przecież koledzy... i

przyjaciele, prawda?

- Nie zdawałam sobie sprawy, że Amy jest chora, póki nie wstałyśmy.

Myślałam, że jest już trochę za późno, żeby do kogoś dzwonić. Skoro Ben

pojechał z dziećmi na żagle...

Andy udał się za Rosie do kuchni i podszedł do Amy. Łagodnym ruchem

przyłożył dłoń do jej czoła i zacisnął usta.

-

Przejmę dyżur za ciebie - oznajmił.

Rosie spojrzała na niego i wybuchnęła śmiechem. - W takim ubraniu? -

zapytała. - Nie chcę być niewdzięczna, ale uważam, że wyglądasz w tym

dość swobodnie!

-

Myślisz, że odstraszę tym pacjentów? W samochodzie mam dres,

więc nie zgorszę co bardziej wrażliwych dusz. Będziesz miała trochę

czasu, żeby ściągnąć mechanika... i posiedzieć z Amy.

Rosie podeszła do stroskanej córeczki, po której policzkach płynęły

rzęsiste łzy. Powinna przyjąć jego propozycję, skoro ma taki wybór,

background image

niezależnie od tego, jakie żywiła względem niego uczucia. Poczuła

ogromny przypływ ulgi, że sama będzie się mogła zająć malutką.

- Dziękuję... bardzo ci dziękuję. Nie wiem, jak ci się za to odwdzięczę.

- Kiedy Amy lepiej się poczuje, chciałbym, żebyście się wybrały ze mną

na plażę - powiedział cicho, podnosząc Amy z jej wysokiego krzesła i

delikatnie poklepując ją po plecach, gdy zaczęła kasłać. - Urządzimy

sobie piknik, dobrze?

Rosie poczuła, że coś ją dławi w gardle, gdy patrzyła na potężnego

mężczyznę, który tak delikatnie trzymał małe dziecko. Tak to by właśnie

wyglądało, gdyby Amy miała ojca, który by się o nią troszczył, opiekował,

gdy jest chora. W takich chwilach Rosie bardziej dotkliwie niż zazwyczaj

odczuwała samotność wdowieństwa...

- Amy się to bardzo spodoba, Andy.

- Mam nadzieję, że wkrótce się lepiej poczuje. Daj jej trochę

paracetamolu! Przyjdę tu później, żeby ci opowiedzieć o wszystkim, co się

wydarzyło w szpitalu, i zobaczyć, jak się miewa mała pacjentka!

Tuląc do siebie Amy, Rosie patrzyła przez drzwi na Andy'ego, który biegł

ścieżką w tych swoich szortach. Na samą myśl o tym, że miałby

przyjmować pacjentów w takim stroju, zaczął ją dławić śmiech.

-

No, kochanie - szepnęła do Amy - zobaczmy, czy

uda nam się trochę cię podleczyć, nim Andy wróci!

Zjawił się tutaj w samą porę, pomyślała z wdzięcznością. Z pewnym

poczuciem winy uświadomiła sobie, że właśnie wtedy, gdy myślała, że

potrafi trzymać uczucia względem Andy'ego pod zupełną kontrolą - bum! -

Andy wpada do niej do domu, a pod nią znów się uginają kolana! I co

pozostało z dobrych chęci?

background image

Położyła Amy delikatnie na kanapie, kładąc z boku poduszkę, by dziecko

nie spadło, i poszła zadzwonić do Veroniki, aby opowiedzieć jej, co się

stało.

- Mam nadzieję, że do poniedziałku będzie lepiej, ale gdyby tak się nie

stało, mogłabyś przyjść tutaj?

- Nie ma sprawy - zapewniła ją Veronica. - Proszę do mnie zadzwonić,

jeśli będę miała przyjechać.

Ona jest wspaniała, stwierdziła Rosie, błogosławiąc dzień, w którym

Veronica weszła do przychodni z jakimś drobnym kłopotem zdrowotnym.

Trudniej było naprawić pralkę, lecz po trzech próbach udało jej się

dodzwonić do miejscowego fachowca, który obiecał przyjść w porze

lunchu. Wstawiła wodę na herbatę i zaczęła wycierać kałużę z kuchennej

podłogi. Po wszystkich porannych problemach wciąż miała lekkie zawroty

głowy i chciało jej się pić.

Z westchnieniem ulgi usiadła na kanapie przy Amy i zapadła w głęboki

sen.

Obudził ją dziwny hałas - charczący, chrapliwy dźwięk wdychanego

powietrza. Dopiero po kilku sekundach zorientowała się, że to Amy z

trudem wciąga w płuca powietrze, co kilka sekund zanosząc się

szczekliwym kaszlem.

-

Jaka ja byłam bezmyślna! Zasnęłam, a przecież ty jesteś chora!

Przepełniona poczuciem winy popędziła do kuchni, trzymając na rękach

Amy i delikatnie masując ją po plecach. Jedną ręką nastawiła czajnik,

napełniła wodą cztery rondle i postawiła je na gazie. Czekała, aż woda się

zagotuje, a para napełni powietrze, przynosząc ulgę obrzękniętym

śluzówkom córki.

background image

-

Wszystko będzie dobrze, skarbie, zaraz się lepiej poczujesz.

Rosie starała się, by jej głos brzmiał spokojnie. To samo zawsze

doradzała młodym matkom, które wpadały w panikę, gdy ich dzieci miały

krup.

Amy oddychała z coraz większym wysiłkiem, każdemu wdechowi

towarzyszył chrapliwy dźwięk. Rosie zwalczyła narastającą panikę, która

zaczynała już paraliżować jej działanie.

-

Proszę cię, Amy, niech ci się nie pogarsza, kochanie.

Otworzyła torbę stojącą na kuchennym stole i wyjęła

z niej stetoskop. Szybkim ruchem włożyła słuchawki do uszu, a drugi

koniec przystawiła do piersi Amy. Świszczące, charczące dźwięki

dochodzące z płuc dziewczynki i jej galopujące tętno tylko potwierdziły

obawy matki. Musi zawieźć Amy do szpitala tak szybko, jak to możliwe.

Pobiegła do frontowych drzwi i wolną, drżącą ręką otworzyła je z

trudem. Stwierdziła, że szybciej będzie, jeśli sama zawiezie córkę do

szpitala, zamiast dzwonić po karetkę i modlić się, by szybko dojechała.

Gdy biegła do garażu, wciąż trzymając Amy na rękach, pod bramę

podjechał samochód. Z przemożnym poczuciem ulgi Rosie patrzyła, jak

wysiada z niego Andy i zmierza w stronę domku. Podbiegła do niego,

trzymając Amy w ramionach, próbując wykrztusić kilka słów przez

spierzchnięte usta.

- Andy... szybko... z Amy jest źle. Ciężko oddycha. .. to może być krup.

Trzeba z nią jechać do szpitala...

- Wsiadaj - powiedział Andy, otwierając tylne

drzwi samochodu. Ze schowka wydobył telefon komórkowy. - Szpital w

Porlstone? Mam tu dziecko z ostrą niewydolnością oddechową. Proszę,

background image

aby czekali na nas pediatra i anestezjolog.

Gładko zjechał z chodnika i spojrzał w lusterko na Rosie tulącą Amy do

piersi.

- Jestem pewien, że nie trzeba jej będzie intubować - powiedział

uspokajająco. Wiesz, że na wszelki wypadek wszyscy powinni być

przygotowani, również anestezjolog.

- Tak będzie najlepiej... - szepnęła.

Doktor Miles, pediatra, już na nich czekał. Rosie ledwie zauważała

otoczenie szpitalne i specyficzny, antyseptyczny zapach, który zwykle

unosi się w takich miejscach. Widziała tylko uprzejmą twarz pulchnej,

niskiej pielęgniarki, rozstawiającej wokół Amy wilgotny namiot tlenowy.

Widziała, jak bezbronna i mała wydawała się jej córeczka, gdy leżała w

szpitalnym łóżku.

Gdy weszli, doktor Miles uśmiechnął się do Andy'e-go przyjaźnie.

-

No, co za zbieg okoliczności! Andy Templeton! Ostatni raz

widziałem cię, gdy pracowaliśmy tu razem na wypadkowym. Nie

wiedziałem, że jeszcze kiedyś tu powrócisz.

Andy uścisnął mu dłoń i obrócił się ku Rosie.

- Pozwól, że ci przedstawię Rosie Loveday, mamę Amy, naszej małej

pacjentki. Rosie, to jest Gareth Miles. Studiowaliśmy razem w akademii

medycznej, a teraz czasem się widujemy!

- Od razu bym zgadł, że to matka i córka – rzekł Gareth Miles,

uśmiechając się do Rosie serdecznie.

Spojrzał na leżące w łóżeczku nieszczęśliwe dziecko i potarł dłonią

końcówkę stetoskopu, by ją rozgrzać.

-

Jak sama pewnie zdiagnozowałaś, mała może mieć krup. Latem

background image

bardzo rzadko się to zdarza, ale ostatnio mieliśmy kilka przypadków.

Pochylił się nad ciężko oddychającą dziewczynką, delikatnie przystawił

stetoskop do jej piersi i osłuchał ją uważnie. Twarz Amy wyglądała jak

siedem nieszczęść, jej głos wciąż był zachrypnięty.

Gareth wyprostował się i pogładził dziecko po policzku.

-

Już, już, malutka. Mama cię za chwilkę przytuli i pocieszy.

Rosie wzięła córeczkę w ramiona i kołysała łagodnie. Wreszcie szloch

Amy przeszedł w urywane popłakiwanie, a powieki zaczęły opadać.

Pediatra przyglądał się Rosie ze współczuciem.

-

Niełatwo pozostawać obiektywnym, gdy w grę wchodzi własne

dziecko, prawda?

Rosie położyła Amy z powrotem do łóżeczka i westchnęła.

- Moja reakcja na chorobę Amy była dla mnie trudną lekcją!

- Jej oddech nadal nie jest dobry, ale po krótkim podawaniu tlenu szybko

się poprawi. Ponieważ choroba wywołana jest wirusem, nie będziemy

podawać antybiotyków, chyba że zaistnieje podejrzenie wtórnej infekcji.

Wrócę za pół godziny, żeby ją ponownie obejrzeć.

- To niesamowite, j ak takie małe dzieci szybko zdrowieją - powiedziała

pielęgniarka z optymizmem. Przyjrzała się uważnie pobielałej twarzy

Rosie i jej podkrążonym oczom. - Może pójdzie pani wraz z mężem napić

się herbaty? Będę tu nad nią czuwać, póki nie wróci doktor Miles.

Rosie była zbyt zmęczona, by sprostować pomyłkę dotyczącą jej i

Andy'ego.

- Nie mogę jej zostawić - wyszeptała. - Jeśli się

obudzi...

- Trochę gorącej herbaty naprawdę dobrze ci zrobi - rzekł Andy

background image

stanowczo. - Siostra i tak będzie wiedziała, gdzie nas szukać.

Rosie jeszcze raz rzuciła okiem na rozpaloną twarzyczkę Amy i

pozwoliła Andy'emu wyprowadzić się na zewnątrz.

-

Zmarnowałeś sobie przeze mnie sobotę - westchnęła. - Teraz

mógłbyś sobie ćwiczyć kondycję na plaży! Nie powinnam była zasypiać...

-

Najprawdopodobniej obudziłaś się właśnie wtedy, gdy zaczęła się

dusić. I wiesz, że Amy jest teraz w dobrych rękach.

Cudownie było mieć przy sobie kogoś, kto rozumiał, jak się czuje, kto ją

pocieszał. Tyle czasu minęło od śmierci Tony'ego, że zdążyła już

zapomnieć, jak to jest, gdy ktoś pomaga jej przezwyciężać kłopoty.

Pijąc herbatę, Rosie z wdzięcznością przesłała An-dy'emu nieśmiały

uśmiech.

-

Chyba złapałam tego samego wirusa co Amy, ale teraz czuję się

znacznie lepiej niż przedtem. Jestem nawet głodna! To pewnie z radości,

że Amy jest w bezpiecznym miejscu.

-

Jesteś na tyle głodna, żeby zjeść szpitalną kanapkę?

Rosie spojrzała w stronę sąsiedniego stolika, gdzie potężny mężczyzna w

kombinezonie zabierał się z apetytem do konsumpcji ogromnej kanapki z

boczkiem. Nagle ogarnął ją wilczy wręcz głód. Pragnęła poczuć słony

smak boczku tkwiącego między obficie posmarowanymi masłem

kromkami chleba!

- Co za kuszący zapach - przyznała tęsknym głosem.

- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem - powiedział Andy, wstając.

Powrócił, niosąc dwa talerze, na których leżały bułki z boczkiem. Patrzył

z rozbawieniem, jak Rosie wcina swoją porcję.

-

Wszystko zwaliło mi się na głowę i nie miałam się do kogo z tym

background image

zwrócić - przyznała. Zaczęła składać papierową serwetkę, spoglądając na

Andy'ego spod oka. - Bardzo to uprzejme z twojej strony, że zastąpiłeś

mnie w pracy.

-

Cieszę się, że mogłem ci pomóc. Zresztą po to chyba są dobrzy

przyjaciele, aby przychodzić na ratunek, prawda?

Andy spoglądał na nią spokojnie, z lekkim uśmiechem na ustach, a Rosie

czuła, jak rumieniec wypływa na jej policzki. Nie umknęła jej uwadze

lekka emfaza, z jaką wypowiedział słowo „przyjaciele". Gdybyż tylko

mogli być przyjaciółmi, bez tych wszystkich komplikacji spowodowanych

nieodpartym erotycznym przyciąganiem, jakie ją dręczyło!

- Byłeś dziś dla mnie prawdziwym przyjacielem, Andy - powiedziała

cicho. - Nie... nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła, ani jak mam ci

podziękować.

- W ramach podziękowań zamierzam zabrać was na plażę któregoś

popołudnia - rzekł z uśmiechem. - Jeśli Amy lepiej się poczuje, to może

umówimy się na przyszły weekend? Zabierzemy ze sobą wiaderka, łopatki

i lody.

Byłoby nieuprzejmością z jej strony, gdyby odmówiła, szczególnie teraz,

gdy czuła względem niego taką wdzięczność.

-

Z miłą chęcią - szepnęła.

Na samą myśl o tym miała ochotę śpiewać z radości, lecz jednocześnie

bała się, że zbytnio zwiąże swoje życie z człowiekiem, którego

najważniejsze cele znajdują się daleko stąd.

- Trzymam cię za słowo - powiedział Andy z udawaną powagą, lecz w

oczach migotały mu wesołe iskry.

-

Byłoby miło, gdyby Lily także przyszła, prawda?

background image

-

Cudownie!

Zastanawiała się, czy przypadkiem zbyt mocno nie daje mu do

zrozumienia, że nie chce ryzykować przebywania z nim sam na sam!

-

Pamiętaj, Rosie - odezwał się z pewną natarczywością w głosie - że

przyjaźń jest rzeczą, która musi być obopólna. - Przez chwilę milczał,

potem dodał z goryczą:

-

Obawiam się, że Sonia nigdy mnie nie uważała za swojego

przyjaciela, a bardziej za smaczny kąsek.

Czy to dlatego go porzuciła? Jakby czytając jej w myślach, Andy pokiwał

głową.

-

Pobraliśmy się w euforii zauroczenia, zanim zdążyliśmy się dobrze

poznać. Gdy Sonia odkryła, że moja rodzina nie siedzi na pieniądzach,

przestała się mną interesować. Mam nadzieję, że między nami jest coś

głębszego!

Wzrok Andy'ego przesuwał się po zaczerwienionej twarzy Rosie i jej

rozczochranych włosach. Była jedną z nielicznych szczęśliwych kobiet,

które nie potrzebowały wiele makijażu. Miała długie rzęsy, które rzucały

cień na wysokie kości policzkowe, piegi na zadartym nosie i pełne

zmysłowe usta, które tak bardzo pragnął całować. Jak bardzo różniła się

od Soni, która używała wszystkich możliwych kosmetyków, była na

ciągłej diecie i głównie rozmawiała o pieniądzach! Andy pomyślał ponuro,

że jej jedyną zaletą było to, że uwielbiała Keirona.

Rosie rzuciła okiem na zegarek.

- Czy... czy możemy już wracać? Chciałabym być

blisko Amy, gdy się obudzi.

- Oczywiście, że tak.

background image

Gareth był już przy Amy, gdy wrócili. Skończył ją badać i odwrócił się

do Rosie z pocieszającym uśmiechem na twarzy.

- Nawet po tak krótkim czasie w jej klatce piersiowej nie słychać już tylu

szmerów. Chcielibyśmy jednak potrzymać ją tutaj przynajmniej przez tę

noc i ponownie zbadać rano. Mamy małą salę, do której możemy ją

przenieść, i dość niewygodne łóżko, na którym możesz przy niej spać.

- Dopóki śpi, chciałabym pójść na chwilę do domu i wziąć stamtąd kilka

rzeczy. Muszę też zostawić jakąś wiadomość dla Lily, żeby wiedziała, co

się dzieje. W kuchni zostawiłam psa i cieknącą pralkę. Wydaje mi

się, że mechanik, którego zamówiłam, poszedł sobie z obrzydzeniem!

Obaj mężczyźni roześmiali się, a Gareth obrócił się ku Andy'emu i

klepnął go w ramię.

- Nadal jesteś najbardziej wysportowanym facetem na oddziale? -

Mrugnął do Rosie. - Niezły z niego atleta! Gdy chodziliśmy razem do

akademii, był członkiem każdej drużyny z wyjątkiem zespołu tańca

towarzyskiego!

- Naprawdę? Widziałam, jak tańczy - rzekła. - Jest w tym niezły!

Nagle zarumieniła się. Działo się to przecież tamtej nocy, gdy go poznała

i gdy emocje wzięły górę nad rozumem!

-

Dobrze było znowu się z tobą spotkać, Andy. Musisz do mnie kiedyś

wpaść i poznać Laurę i nasze cztery małe potworki. - Gareth spojrzał na

zegarek i zwrócił się do Rosie przepraszająco: - Niestety, muszę już

uciekać. Później wrócę, żeby zobaczyć Amy. Obiecałem zagrać w krykieta

z dwójką moich starszych dzieci i chyba dwadzieściorgiem dzieci

sąsiadów!

Odprowadzili go wzrokiem.

background image

- Jego dzieci muszą być szczęśliwe, mając go za ojca - zauważyła Rosie

tęsknym tonem.

- Nie mogą mieć lepiej! Muszę przyznać, że podziwiam ludzi, którzy

mają duże rodziny. Nam wystarczają nasze latorośle, prawda?

- Chyba masz rację. No, teraz i tak muszę iść do domu i zabrać kilka

rzeczy na noc, póki Amy jeszcze śpi.

Następnego ranka Amy stała przy krawędzi łóżeczka i podskakiwała na

materacu, zanosząc się śmiechem.

-

Co za ulga! - powiedziała Rosie do pielęgniarki, która właśnie

zmierzyła Amy temperaturę. - Nie mogę uwierzyć, że tak szybko

wyzdrowiała!

Pielęgniarka uśmiechnęła się i odgarnęła spiralne loczki Amy z jej czoła.

-

Jest prześliczna! Ma takie piękne, piwne oczy. To naprawdę cieszy,

gdy dzieci tak szybko zdrowieją.

Amy czknęła lekko, a potem zachichotała i rzuciła sie na materac z

piskiem.

-

Ta mała najwyraźniej nie czuje się źle – odezwał sie za plecami

Rosie głęboki głos.

Gareth stał za nią, obserwując Amy z dobrotliwym uśmiechem.

-

Osłucham tylko jej płuca i jeśli wszystko będzie w porządku,

zabierzesz ją do domu.

Amy bez wątpienia powracała już do zdrowia i czuła się kwitnąco.

-

Nie mogę uwierzyć, że przez dwadzieścia cztery godziny zaszła w

niej taka zmiana!

Gareth uśmiechnął się.

-

Cieszę się, że Andy tu teraz pracuje. To wspaniale,

background image

że udało wam się ułożyć sobie życie po tragedii małżeństwa z tą

samolubną Sonią.

Rosie już otwierała usta, by zaprzeczyć przypuszczeniom Garetha, lecz

zamknęła je, gdyż Gareth mówił dalej, najwyraźniej odnosząc wrażenie, że

Rosie jest wtajemniczona w prywatne życie Andy'ego.

-

Gorzej, że jego mały synek mieszka tak daleko. Andy pewnie chciał,

aby Keiron mieszkał razem z matką, aby nie musiał cierpieć jak jego

ojciec, kiedy był małym chłopcem. Andy jest bardzo nieszczęśliwy, nie

uważasz? - Urwał na chwilę, jakby rozmyślając o życiu przyjaciela, a

potem dodał: - To pewnie dlatego powiedział mi kiedyś, że przestał

wierzyć w stałe związki. Bardzo się cieszę, że zmienił zdanie - powiedział

ciepłym tonem.

Było dokładnie tak, jak przypuszczała! Gareth znał Andy"ego od dawna i

wiedział, o czym mówi. Potwierdzenie jej podejrzeń było zbyt straszne, by

mogła je spokojnie przyjąć. Miała nadzieję, że jej uczucia nie są wypisane

na jej twarzy.

-

To bardzo przykre, że Andy nie może być blisko syna - rzekła

matowym głosem.

Słowa Garetha odbijały się echem w umyśle Rosie, gdy jechała krętą

drogą do domu. Różne komentarze, które wygłaszał Andy, zdawały się

teraz wskakiwać na odpowiednie miejsca jak kawałki układanki. Mówił

jej, że miał macochę. Może dlatego był taki zdenerwowany tym, że jego

żona ponownie wychodzi za mąż?

Wyjęła Amy z fotelika i niosła ją do domu, czując w środku bolesną

pustkę. Jakaż była głupia! Teraz było dla niej jasne i oczywiste, że żadna

kobieta nie była na tyle odpowiednia, by zastąpić Keironowi matkę i

background image

przywrócić Andy'emu wiarę w kobiety!

-

To nawet nie wchodzi w grę, żeby jego dziecko miało macochę -

mówiła cicho do siebie, otwierając drzwi. Odgarnęła loczki z czoła Amy i

dodała dość smutno: - Ale ja nie miałabym nic przeciwko temu, żeby

znaleźć dla ciebie tatę, kochanie. Przydałby się nam obu!

Amy owinęła rączki wokół szyi Rosie, gdy matka wnosiła ją do kuchni.

-

Tak! Znaleźć tatę! - krzyknęła. - Andy będzie tatą! Andy ładny!

Rosie postawiła Amy na podłodze obok torby z jej klockami i potrząsnęła

ze smutkiem głową. Andy jest zbyt oddany swemu synowi, by być ojcem

dla kogoś innego.

ROZDZIAŁ SIÓDMY

- W zeszłym miesiącu na umówione wizyty nie przyszło

dziewięćdziesięciu trzech pacjentów. - Ben spojrzał znad okularów na

Andy'ego i Rosie. - Są jakieś pomysły?

- Wywieśmy w przychodni kartkę z informacją na ten temat. Może to

trochę ludzi zmobilizuje? - zaproponowała Rosie.

Troje lekarzy odbywało właśnie szybkie przedpołudniowe spotkanie, by

omówić problem pacjentów, którzy zapisywali się na wizytę, a potem nie

przychodzili. Ben uważał to za stratę pieniędzy, czasu i środków.

- Nie wydaje mi się, by propozycja Rosie była wystarczająco skuteczna -

zauważył Andy. - Myślę, że lepszy efekt dałoby wysłanie do

niepoprawnych pacjentów listu z informacją, że w przyszłości możemy

odmówić im świadczenia usług lekarskich. Wczoraj przyszedł do mnie

pacjent, który domagał się natychmiastowej konsultacji, a poprzedniego

background image

dnia nie przyszedł na umówioną wizytę. Nie próbował ani przepraszać, ani

się tłumaczyć!

- Co o tym sądzisz, Rosie?

- Uważam, że to dobry pomysł. Zobaczymy, czy sytuacja poprawi się za

miesiąc.

Spojrzała na Andy'ego, próbując nie zwracać uwagi na harce, jakie

wyprawiało jej serce, gdy spoglądała w jego śmiejące się oczy.

Powiedziała sobie stanowczo, że od dziś będzie trzymać uczucia na

wodzy. Po sensacyjnych doniesieniach Garetha dotyczących poplątanej

przeszłości Andy'ego Rosie nie powinna już o nim marzyć. Dla swojego

własnego dobra oraz dobra Amy.

-

Do zobaczenia na następnym zebraniu w porze lunchu - powiedział

Ben, dźwigając się z krzesła.

Andy położył wielki stos papierów na biurku Rosie.

-

To wszystko są przesłane e-mailem wyniki badań krwi i biopsji

twoich pacjentów. Na pewno zechcesz je przejrzeć!

Rosie pokiwała głową, nie zwracając uwagi na jego figlarny uśmiech.

-

Może na dobry początek zechcesz się napić kawy? - zaproponował.

Zwykle w takiej chwili marzyła o filiżance czarnej kawy, lecz z

niewytłumaczalnego powodu na samą myśl o kawie zrobiło jej się słabo.

-

Nie... nie teraz, dziękuję. Może później, kiedy przyjmę już kilku

pacjentów i przejrzę te wyniki.

Słysząc jej surowy ton, Andy spojrzał na nią zdziwiony.

-

Wszystko w porządku? Amy jest już w dobrej formie?

- Tak! Czuje się wspaniale! - Nastąpiła krótka cisza, Po czym Rosie

dodała jakby z niechęcią: - To... bardzo uprzejme z twojej strony, że

background image

wziąłeś za mnie ten dyżur 1 że zawiozłeś nas do szpitala.

Andy pochylił się nad biurkiem i spojrzał na nią z powagą.

-

Jeżeli kiedykolwiek znajdziesz się w kłopotach,

Rosie, daj mi znać. Jestem tu po to, żeby ci pomóc.

Prawdę mówiąc, nie będzie tutaj wiecznie. Wczoraj był dla niej opoką,

lecz jego syn zawsze będzie dla niego najważniejszy. Nie może polegać na

Andym za każdym razem, gdy potrzebuje pomocy.

-

No, dobrze - dodał Andy radośnie, krzyżując ręce na piersi. - Jak

sobie zapewne przypominasz, obiecałaś mi, że pójdziecie ze mną na plażę:

ty, Amy i Lily. Co powiesz na pojutrze? Jestem ekspertem w budowaniu

zamków z piasku!

To prawda, zgodziła się pójść na plażę. Ale czy to było mądre z jej

strony?

- No i? - spytał z uśmiechem, czekając na odpowiedź.

- Nie... Nie wiem - powiedziała ostrożnie. - W następne dni czeka mnie

dużo pracy, więc nie chciałabym umawiać się, żeby potem to odwoływać.

Twarz mu się zachmurzyła, a w głosie zabrzmiał wyrzut:

- Myślałem, że dotrzymujesz obietnic. Wierz mi, że naprawdę będziesz

się dobrze bawić. Czy coś się stało, Rosie, coś, o czym powinienem

wiedzieć?

- Nie, nic się nie stało. Oczywiście, że będziemy się dobrze bawić...

Zwykła uprzejmość nakazywała Rosie dotrzymać słowa po tym, gdy Andy

wyświadczył jej tyle dobra. Westchnęła, patrząc na jego oddalającą się

postać.

Ostatnią rzeczą, jakiej by sobie życzyła, były nieporozumienia między nią

i Andym. Po dyżurze czekało ją zebranie z przedstawicielami wydziału

background image

zdrowia dotyczące podłączenia lokalnych ośrodków zdrowia do ich

systemu komputerowego. Potem miała kilka godzin wolnych na

dokończenie papierkowej roboty i przejrzenie wyników testów, które

przysłano dzisiaj. Wreszcie, co prześladowało ją od chwili, gdy wstała z

łóżka, po skończonej pracy musiała stawić czoło najbardziej upiornej

części dnia. W chwili, gdy myślami błądziła gdzieś daleko, obiecała Lily,

że pomoże jej przy pokazie mody.

-

Dlaczego dałam się w to wrobić? - jęknęła do siebie Rosie. -

Musiałam być szalona, że się zgodziłam. I to tylko dlatego, że było mi jej

żal, bo ma za mało modelek!

Charytatywny pokaz mody przybrał w oczach Lily postać sennego

koszmaru.

-

Trzy modelki wyjechały z takiej lub innej przyczyny - denerwowała

się. - Nigdy jeszcze nie zdarzyła mi się taka katastrofa. Zwykle jest to

jedna z największych imprez charytatywnych w Porlstone, a teraz

okaże się zwykłą klapą!

Wyglądała tak żałośnie, jej zwykle radosna twarz była tak zbolała, że

Rosie ścisnęło się serce.

- Gdybym tylko mogła ci jakoś pomóc... - zaczęła z wahaniem.

- Och, kochanie, naprawdę się zgadzasz? - wykrzyknęła Lily, chwytając

się jej słów jak ostatniej deski ratunku. - Ze swoim pięknym kolorem

włosów i oczu byłabyś najwspanialszą modelką, szczególnie w stroju

wieczorowym. Oczywiście zebrane pieniądze idą wprost na potrzeby

oddziału urologicznego szpitala w Porlstone, więc w ten sposób pomożesz

swoim pacjentom!

Rosie otworzyła usta, by powiedzieć, że wcale nie ma zamiaru być

background image

modelką, ale po chwili je zamknęła. Czy naprawdę nie może poświęcić się

dla ciotki przez te krótkie kilka godzin? Miała tylko nadzieję, że paradując

na wybiegu w jednej ze wspaniałych sukien Lily, nie przewróci się i nie

zrobi z siebie pośmiewiska!

Przez urządzenie głośnomówiące odezwał się głos Marii, przerywając jej

rozmyślania:

-

Dzwoni pielęgniarka środowiskowa - poinformowała.

Rosie przyjęła rozmowę.

- Coś się stało, Kay? - spytała.

- Jestem w domu pani Joan Duthie - odezwał się w słuchawce spokojny,

rzeczowy głos Kay Smith. - Jej ojciec, Bert Lavin, jest pani pacjentem.

Pamięta pani, że zgodził się na czas jakiś zamieszkać z córką, póki nie

nauczy się odpowiedniego przyjmowania leków? Okazało się, że na

chwilę przed moim przyjściem Bert zmarł, prawdopodobnie na zawał

mięśnia sercowego.

Jak zawsze na wieść o śmierci pacjenta Rosie poczuła ukłucie smutku.

-

Bardzo mi z tego powodu przykro, Kay, choć nie jestem zaskoczona.

Dobrze, że jesteś teraz z Joan.

Narodziny i śmierć były częścią jej pracy. Lekarz powinien umieć się

przyzwyczaić do smutnych stron swojego zawodu. Przynajmniej Bert

cieszył się długim życiem, wiele chwil spędzali na wspólnych żartach, a

śmierć przyszła do niego szybko. Ze smutnym uśmiechem Rosie

przypomniała sobie pierwszy dzień pracy Andy'ego, to, jak się upierał, by

móc jej towarzyszyć i chronić przed jego psami!

- Jak dobrze, że to właśnie pani przyjechała – rzekła Joan przez łzy,

wpuszczając Rosie do domu. - Chciałam, żeby ktoś, kto się nim

background image

opiekował, przyszedł tu i wypisał akt zgonu. On naprawdę panią lubił,

pani doktor.

- Bardzo mi przykro, Joan - powiedziała Rosie, ściskając jej rękę. -

Cieszyłam się, że mogę być jego lekarzem. Miał wspaniałe poczucie

humoru i naprawdę stoicko znosił ostatnie miesiące życia.

Przy wezgłowiu Berta stała spłowiała fotografia ślubna. Z ramki innego

zdjęcia, przedstawiającego Berta w stroju piłkarskim wraz z drużyną,

zwieszały się dwa wojskowe medale.

Joan zauważyła, że Rosie się im przygląda, i uśmiechnęła się.

- Szczęśliwe małżeństwo, dobra służba wojskowa podczas wojny i

wspaniałe chwile spędzone z kumpla mi na boisku.

- Udane życie - zauważyła Rosie, nachylając się i kładąc palec na tętnicy

szyjnej.

Stetoskopem sprawdzała, czy nie usłyszy jeszcze śladów pulsu. Uniosła

powieki Berta. Zauważyła rozszerzone źrenice, nie reagujące już na

światło. Wstała i objęła Joan ramieniem.

- Wygląda tak spokojnie, prawda? Umarł bardzo

szybko i nie cierpiał. Zostawił po sobie wielką pustkę,

Joan. Dobrze sobie radziłaś, opiekując się nim przez te

ostatnie tygodnie.

- Był z niego stary czort - powiedziała czule, uśmiechając się przez łzy -

ale cieszę się, że pod sam koniec zgodził się ze mną zamieszkać.

Przeszły razem do kuchni, gdzie zaraz pojawiła się Kay Smith z dwoma

dużymi kubkami herbaty.

-

Usiądź i napij się, Joan - powiedziała. - Mam w twoim imieniu

zadzwonić do kogoś z rodziny? Może chcesz, żebym poprosiła kogoś

background image

innego, na przykład sąsiadkę, żeby przyszła i posiedziała tu z tobą?

Pociechę przynosiła Joan świadomość, że ktoś pomoże jej w załatwieniu

praktycznych spraw.

-

Ponieważ zajmowałam się Bertem i co tydzień go odwiedzałam,

jestem pewna, że to zawał był przyczyną jego śmierci - wyjaśniła Rosie. -

Nie ma potrzeby zawiadamiania policji.

Choć czuła smutek po śmierci Berta, porywające piękno letniego poranka

podniosło ją na duchu, gdy jechała z powrotem do Porlstone. Za polami od

czasu do czasu przebłyskiwało morze, błękitne jak barwinek,

przypominając jej, że za dwa dni Andy zabiera je na plażę. Nieważne, co

sądziła o nim. Amy i Lily na pewno spodoba się popołudnie poza domem.

Z biegiem czasu na pewno uda jej się zdławić ogień, który ją oblewał za

każdym razem, gdy widziała Andy'ego. Przecież można przyzwyczaić się

do wszystkiego, czyż nie?

Rosie nie spodziewała się, że na poboczu drogi, za zakrętem czai się

wielka dziura o nierównych brzegach. Samochód podskoczył na wyboju,

kierownica nagle stała się ciężka jak walec parowy, a z tyłu rozległ się nie

wróżący niczego dobrego trzask. Czy musiało się to stać właśnie teraz,

gdy spieszyła się na zebranie przed czekającym ją nawałem

popołudniowej pracy?

-

Co ja zrobiłam, u licha? - mruknęła, wychodząc z samochodu, by

ocenić uszkodzenia.

Z niedowierzaniem patrzyła na tylne koło, z którego zrobił się zupełny

kapeć.

-

Szkoda, że nie kończyłam kursu mechaniki samochodowej - jęknęła.

- Co ja teraz pocznę?

background image

Droga była bardzo rzadko uczęszczana. Jedyną odznaką życia był traktor

jeżdżący po odległym polu. Będzie musiała zadzwonić do przychodni, by

zawiadomić, że na pewno spóźni się na zebranie.

Zasięg był bardzo słaby, lecz zdołała jakoś przekazać wiadomość Marii.

Jednak gdy chciała zadzwonić po pomoc drogową, by wymienili jej koło,

komórka całkiem odmówiła posłuszeństwa.

-

Wspaniale! - warknęła Rosie, na próżno próbując

uzyskać połączenie z którymkolwiek z numerów.

Groziło jej, że utknie tu na dobre, jeśli nie skontaktuje się ze światem,

chyba że ktoś niedługo będzie tędy przejeżdżał! Na razie nie mogła zrobić

nic więcej, tylko samej spróbować zmienić koło.

Podniesienie samochodu poszło jej całkiem gładko, ale zdjęcie koła to

już całkiem inna sprawa. Przez kilka minut kręciła kluczem, by usunąć

śruby, które nie chciały puścić, choć starała się z całych sił.

- Zrobię to, choćbym miała paść - mruknęła tak

zaaferowana, że nie słyszała odgłosu zatrzymującego

się za nią samochodu.

- Pewnie tym razem nie potrzebujesz mojej pomocy! - zauważył znajomy

głos.

Rosie miała zaróżowione z wysiłku policzki, nos ubrudzony małą smugą

smaru. Ulga, że ktoś nadszedł, znikła, gdy okazało się, że tym kimś jest

Andy.

-

Nic... nic się nie stało - wy sapała. - Muszę tylko zmienić koło!

Wysiadł z samochodu i oparł się o drzwi.

- A zatem nie potrzebujesz pomocy?

- Wcale! - rzekła beztrosko.

background image

Ku jej zaskoczeniu oporna śruba nagle puściła i Rosie poleciała naprzód.

-

Proszę! Niedługo skończę!

Andy obserwował ją z ironicznym uśmiechem na ustach, gdy próbowała

wyciągnąć koło zapasowe z bagażnika.

- Wiesz przecież, że to ciężkie - zauważył. - Możesz zrobić sobie

krzywdę!

- To mi pomóż! - powiedziała krótko, patrząc na niego złym wzrokiem. -

Nie prosiłam cię, żebyś tu przyjeżdżał!

Nie mówiąc ani słowa, umieścił zapasowe koło na odpowiednim miejscu

i zręcznie je umocował. Odsunął się i spojrzał na nią z rozbawieniem,

wycierając dłonie w szmatkę.

-

Co cię gryzie, Rosie? Zachowujesz się dziwnie. Oboje z Marią

pomyśleliśmy, że najlepiej będzie, jak pojadę i zobaczę, czy będę mógł ci

jakoś pomóc. Nie chcieliśmy, żebyś tu tkwiła przez całe popołudnie. Ale

może ty o tym właśnie marzysz?

-

Oczywiście, że nie. Nie chciałam tylko, żebyś sobie pomyślał, że

musisz do mnie biec za każdym razem, gdy jestem w tarapatach.

Zadzwoniłabym do serwisu drogowego, ale telefon komórkowy odmówił

posłuszeństwa.

Nagle poczuła, że zaraz zemdleje. Było gorąco i bardzo chciało jej się

pić. Może dlatego świat wirował jej przed oczami, a nogi miała jak z

waty?

-

Nic... nic mi nie jest. Trochę się zgrzałam po tej próbie zmiany koła, i

to w taki gorący dzień.

Potrząsnęła głową, widząc ofiarowaną jej rękę, i sama z trudem wstała.

- Jesteś pewna? Nie czujesz żadnych palpitacji?

background image

- Wcale! Czuję się kwitnąco!

Patrząc na nią, Andy zmarszczył lekko brwi. Spojrzał na zegarek i

powiedział z ożywieniem:

- A może wypiłabyś coś orzeźwiającego przed zebraniem? Przetrwam ten

dzień tylko wtedy, gdy się czegoś napiję. Wiem, że dostaniemy tam

kanapki, ale pięć minut spędzone w cieniu to dobry pomysł. Widzę, że

i tobie przyda się przerwa.

- Mamy na to czas? - spytała Rosie.

Poczuła, że nie może się oprzeć propozycji wypicia czegoś zimnego.

Dobrze będzie odprężyć się chwilę, choćby oznaczało to pozostawanie

sam na sam z An-dym. Poza tym nie chciała znów zasłabnąć, więc

stwierdziła, że chwila odpoczynku trocheja ożywi.

- Możemy pojechać do mnie do domu i posiedzieć w ogrodzie.

- A co na to twój ojciec i ciotka? Nie będą niezadowoleni z powodu

niespodziewanej wizyty?

Andy odrzucił głowę w tył i roześmiał się, ukazując białe, równe zęby.

-

Wielkie nieba, nie jestem przecież nastolatkiem!

Popuścili mi już trochę cugli! Zresztą i tak wyjechali na kilka dni z ludźmi

z jakiegoś Towarzystwa Ogrodniczego. Nie znaczy to, że mają coś

przeciwko twoim odwiedzinom. Wiem, że z przyjemnością by cię poznali.

Zostawimy tu twój samochód na kilka minut i pojedziemy moim.

Do Rosie zaczęło docierać, że niełatwo wytrwać w decyzji o trzymaniu

na wodzy swoich uczuć względem Andy'ego. Gdy siedziała przy nim w

samochodzie, nie mogła oderwać wzroku od jego silnych, mocnych dłoni,

które kiedyś dotykały najbardziej sekretnych części jej ciała i

doprowadzały jej zmysły do stanu wrzenia. Gdy zamykała oczy, mogła

background image

sobie wyobrazić dotyk ciała Andy'ego, jego ust... Pomyślała tęsknie, że

istnieją też inne powody, dla jakich pragnie jego towarzystwa. Jego ciepło,

życzliwość, fakt, że przy nim nie czuła się samotna, lecz tworzyła z nim

jedność.

Dorośnij! - nakazała sobie w myślach. Zachowujesz się jak humorzasta

uczennica!

Był to jeden z najpiękniejszych ogrodów, jakie Rosie widziała w życiu.

Długi trawnik, otoczony po obu stronach kolorowym szpalerem krzewów,

kontrastującym z ciemnozłotą barwą murów, prowadził w dół zbocza do

małej zatoczki, cichej i samotnej.

Rosie sączyła chłodną lemoniadę i jadła herbatniki. Czuła, jak poprawia

się jej' samopoczucie, jak ożywa w niej energia. Andy spoglądał na nią ze

swoim zwykłym, szelmowskim uśmiechem.

-

Dobrze ci to zrobiło - powiedział z aprobatą. - Nie dbasz o siebie

należycie! Chcesz się przejść na koniec ogrodu, gdzie mamy naszą małą,

prywatną przystań?

Wyciągnął rękę i pomógł jej podnieść się z krzesła. Nie puszczał jej

dłoni, gdy schodzili trawnikiem w stronę morza. W końcu zatrzymali się

pod łukiem oplecionym różami i powojnikiem przed kutą żelazną bramą

prowadzącą do zatoczki.

Przez chwilę milczeli, przyglądając się tchnącej spokojem scenerii. Andy

ujął Rosie za ramiona i odwrócił twarzą do siebie.

-

Rosie, jestem zdziwiony. Czy popełniłem coś strasznie złego?

Myślałem, że po tym, jak zawieźliśmy Amy do szpitala, między nami

zaczęło się dobrze układać. .. - Głos zadrżał mu lekko. - Czułem, jakby

nasza trójka znała się od bardzo dawna, zupełnie jakbyśmy byli rodziną.

background image

Ale dziś... traktujesz mnie, łagodnie mówiąc, szorstko. Co się stało, do

licha?

Rosie słyszała nad głową krzyk mew, miękki odgłos fal na kamykach,

czuła słonawy zapach morza. Wiedziała, że nadszedł już czas. Czas, by

powiedzieć An-dy'emu, że nie potrafi grać obu ról - koleżanki i

dziewczyny, skoro wiedziała, że nie połączy ich wspólna przyszłość.

Andy patrzył na nią ze smutnym półuśmieszkiem, jego błękitne oczy

błądziły po jej twarzy, wiatr mierzwił mu nad czołem włosy.

-

Mówiliśmy już o tym wcześniej, Andy. Teraz, kiedy wiem już o tobie

trochę więcej, tym bardziej uważam, że powinniśmy zachowywać pewien

dystans.

Wyglądał, jakby jej wypowiedź go rozbawiła.

-

Uważasz, że zanadto się do siebie zbliżamy. Czy chcesz

powiedzieć, że nie umiesz się ze mną zaprzyjaźnić, czy też boisz

się, że zaprzyjaźnisz się za bardzo?

Rosie wyprostowała się i odważnie spojrzała mu w oczy.

-

Zaczęłam zdawać sobie sprawę, że masz inne życie, którego częścią

być nie mogę. Nie chcę ryzykować szczęścia swojego i Amy tylko dlatego,

że ty nie możesz zrezygnować z tamtego życia. Nie możesz wiązać swo

jej przyszłości z tym miejscem, prawda? Twój syn mieszka przecież cztery

tysiące mil stąd!

Andy w milczeniu wpatrywał się w migocący, błękitny przestwór morza.

-

Nie chciałbym cię obciążać swoimi zmartwienia mi... - powiedział

wreszcie, odwracając się i spoglądając na nią tym swoim nieodgadnionym

wzrokiem.

Ruszyli powoli w drogę powrotną do domu. Andy spojrzał na Rosie

background image

tęsknie i nagle ogarnęła go złość. Może i jest samolubny, ale nie może z

niej tak łatwo zrezygnować po tylu latach samotności! Gdy Sonia go

opuściła, wątpił, czy jeszcze kiedykolwiek spotka kogoś, w kim mógłby

się zakochać. Dzień, w którym poznał Rosie, uznał za przełomowy w

swoim życiu. Była to miłość od pierwszego wejrzenia. Zachwycił go nie

tylko jej zniewalający wygląd, lecz także jej radosny sposób bycia i

poczucie humoru. Rosie mogła uważać, że lepiej będzie, gdy zachowają

wobec siebie dystans. On tego robić nie zamierza!

- Czy to znaczy, że nic nie wyjdzie z naszego popołudnia na plaży? -

zapytał.

- Ależ skąd, oczywiście, że pójdziemy. Nie mogła bym pozbawić zabawy

Amy i Lily. Chciałam tylko, że by między nami nie było niedomówień...

Zatrzymał się na chwilę i spojrzał na nią z ciężkim westchnieniem.

-

Dlaczego życie jest tak cholernie skomplikowane? - mruknął,

obejmując ją i odgarniając z jej czoła kosmyk włosów.

Rosie poczuła, jak przechodzi ją znajomy dreszcz. Nagle Andy przytulił

ją do siebie i obsypał jej twarz pocałunkami.

-

Pozwól mi pocałować cię jeszcze raz – mruknął, czując, że Rosie

usiłuje mu się wyrwać. - To będzie coś w rodzaju pożegnania.

Jego ręce z wolna przesuwały się po jej ciele, gładząc je i pieszcząc.

Rosie czuła, jak jej opór topnieje. Zarzuciła Andy'emu ręce na szyję i

niespodziewanie zaczęła odwzajemniać pocałunki. Ich usta złączyły się.

Przylgnęła do niego całym ciałem, czując jego pożądanie, drżąc od

trawiącego ją żaru.

Dźwięk komórki Andy'ego zabrzmiał jak nieprzyjemny zgrzyt. Spojrzeli

na siebie, oszołomieni i nienasyceni. Andy wyjął telefon z kieszeni i

background image

odsunął się o krok od Rosie. Zmierzwione włosy opadły mu na czoło, oczy

patrzyły w jej stronę.

-

Tu Andy Templeton. Dobrze, zaraz będę. Eee... tak, myślę, że będę

mógł się skontaktować z Rosie. Przekażę!

Wyłączył komórkę i włożył ją z powrotem do kieszeni.

-

Chcą, żebym ci powiedział, że zebranie zacznie się dziesięć minut

wcześniej. Lepiej już chodźmy!

Wziął ją za rękę i razem pobiegli do samochodu.

-

Kochanie, wyglądasz po prostu cudownie!

Lily odsunęła się od Rosie i patrzyła na nią z głową przekrzywioną na

bok.

-

Nie wydaje mi się, żebym była odpowiednią modelką do

prezentowania tej sukni - zaprotestowała Rosie.

Z powątpiewaniem przyjrzała się swemu odbiciu w wysokim lustrze. Nic

dziwnego, że była blada. Zastanawiała się, jak ma się teraz zachowywać w

stosunku do Andy'ego. Tak niewiele pozostało z jej mocnego

postanowienia, by zachować wobec niego dystans.

-

Uwierz mi - zapewniała ją Lily - że ta tafta w kolorze mandarynki

dodaje ślicznego, złotawego blasku twojej twarzy. Zgadzacie się ze mną,

dziewczęta?

Wśród pozornego chaosu panującego za kulisami dało się słyszeć

chóralne potwierdzenie. Rosie stała między modelkami, ubrana w obcisłą,

długą suknię bez pleców, która podkreślała jej szczupła talię. Zaaferowana

asystentka Lily biegała wokół ze szpilkami w ustach, wprowadzając

ostatnie poprawki.

- Mam nadzieję, że szwy nie trzasną mi na wybiegu!

background image

- mruknęła Rosie, czując panikę na samą myśl o tym, że za kilka minut

będzie musiała stanąć przed publicznością.

- Będziesz wspaniała! - obiecała Lily. - Arabelle pomoże ci się przebrać.

Wychodzę już, żeby wszystko zapowiedzieć. Życzę wam powodzenia!

Rosie z zaskoczeniem spojrzała na kobietę, która miała jej pomóc w

zakładaniu kreacji.

- Ojej, Arabelle! Nie wiedziałam, że jesteś w to zaangażowana!

- Pani doktor! Ja też nie spodziewałam się pani tu spotkać!

- Mów do mnie po imieniu - poprosiła Rosie i przyjrzała się Arabelle

uważnie. - Wyjeżdżałaś w ja kieś ciekawe miejsce?

- Tak, właśnie wróciliśmy z wakacji na Florydzie. Mój mąż pracuje w

świecie mody, a Lily jest jedną z jego najlepszych klientek.

-

Szybciej! - szepnął jakiś głos. - Rosie, twoja kolej!

Rosie pospieszyła na wybieg, ciesząc się, że długa

suknia zakrywa jej dygoczące kolana. Gdy powróciła za kulisy, Arabelle

na nią czekała. Pomogła Rosie zdjąć suknię i włożyć elegancki, kremowy

garnitur.

- Powiedz mi - szepnęła Rosie, gdy przyczesano już

jej włosy i zapięto guziki - czy rozmawiałaś już z mężem o...?

- Dziecku? - dokończyła za nią Arabelle, uśmiechając się smutno. -

Owszem. Nie mogę powiedzieć, że był zachwycony, za to bardzo się

przejął moją chorobą, nawet bardziej niż ja. Odnoszę wrażenie, że może

uda mi się go namówić, żeby znowu został ojcem! Właściwie - dodała -

powinien tu dzisiaj być, ale wróciliśmy dopiero wczoraj. Źle się czuje,

pewnie przez tę podróż samolotem. Powiedziałam mu, żeby został w

łóżku.

background image

Wieczór okazał się sukcesem. Lily była zachwycona. Gratulowała

wszystkim, którzy jej pomogli w zorganizowaniu tego przedsięwzięcia,

otwierała butelki szampana, by uczcić udaną zbiórkę pieniędzy na jeszcze

jeden szlachetny cel. Na stołach piętrzyły się tartinki i maleńkie kanapki z

wędzonym łososiem. Po wieczorze pełnym napięcia Rosie skusiła się na

kilka kanapek. Potem oparła się o ścianę i patrzyła czule na Lily, która

wyglądała naprawdę świetnie w błyszczącej, czarnej sukni o kroju tuby i

długich perłowych kolczykach.

Niespodziewanie poczuła silne mdłości. Z wielkim trudem zdołała

przepchnąć się przez tłum i w ostatnim momencie zniknąć w damskiej

toalecie tak, by nikt jej nie zauważył. Gdy już rozstała się z kanapkami,

które z takim apetytem zjadła, usiadła przed lustrem i patrzyła na swoje w

nim odbicie. Potem wstała, sięgnęła po swoją lekarską torbę i pogrzebała

w niej. Była już niemal pewna, co jej jest. Nie potrzebowała wiele czasu,

by odkryć prawdę.

- Nie ma wątpliwości, Rosie - szepnęła. - Jesteś

w ciąży

ROZDZIAŁ ÓSMY

Rosie piła z Marią herbatę przed porannym dyżurem i nieobecnym

wzrokiem spoglądała na fotografie przedstawiające najnowszego chłopaka

Marii. Ledwo do niej docierały interesujące szczegóły kłótni z jego

rodzicami, dotyczące planów przyjęcia zaręczynowego. Zamiast tego w jej

głowie brzmiało tylko jedno pytanie, powracające jak przewijana w kółko

taśma: jak może być w ciąży po jednym tylko kontakcie z Andym? W

dodatku on jest lekarzem, na miłość boską!

background image

Oczywiście miała nadzieję, że kiedyś, w sprzyjających okolicznościach,

urodzi braciszka lub siostrzyczkę Amy - sama zawsze żałowała, że jest

jedynaczką - ale nie teraz, gdy dopiero zaczęła pracę w nowym miejscu i

nie miała żadnej pewności, że ona i Andy będą razem na zawsze! Z trudem

przychodziło jej uwierzyć w wyniki niezliczonych testów ciążowych,

które wykonała w ciągu ostatnich dwóch dni. Jej cykle zawsze były

nieregularne, więc nie martwiła się, gdy okres opóźniał się nawet o dwa

miesiące. Było to zbyt skomplikowane, by teraz o tym myśleć. Musi

stawić czoło problemom, które przyniesie dzień.

- I dlatego nie zapraszam mamy ani taty Davida. Niedoczekanie! Nie

uważa pani, że mam rację?

Mimo smutnych rozmyślań dotarło do Rosie, że Maria czeka na jakąś

reakcję z jej strony.

-

Co...? Tak, tak, oczywiście, masz rację, Mario.

Zadowolona z odpowiedzi Maria poszła odebrać telefon, a Rosie

wpatrzyła się tępym wzrokiem w wiszące na ścianach plakaty. Tak wiele z

nich dotyczyło dzieci: ich szczepień, badań kontrolnych i klinik

położniczych. Niebawem Rosie znów będzie musiała zanurzyć siew to

życie...

Tego popołudnia Andy ma zabrać ją wraz z Amy i Lily na plażę. Nie jest

to najlepszy moment, by zdradzić mu, że spodziewa się jego dziecka, ale

przecież takiego faktu nie uda jej się długo utrzymać w tajemnicy.

Łatwiej powiedzieć niż wykonać, pomyślała, siadając za biurkiem.

Jak na ironię jej pierwszym pacjentem był noworodek. Rosie ze

szczególnym zainteresowaniem przyglądała się maleńkiej Lucy Bradwell,

rozmyślając, że za siedem miesięcy ona także będzie mieć takie dziecko.

background image

Lucy urodziła się prawie o cztery tygodnie za wcześnie. Miała czarną

czuprynkę i skórę jak płatek róży. Rosie wzięła ją w ramiona i kołysała

czule.

- Często musisz do niej wstawać w nocy? - spytała cicho. Karen, matka

Lucy, była bardzo młoda, blada i wyczerpana. Uśmiechnęła się niepewnie,

dwie łzy spłynęły jej po policzkach.

- Nie wiedziałam, że tak będzie. Nawet kiedy ją karmię, nie uspokaja się.

Podkurcza nóżki, jakby ją coś bolało. Nie nadaję się do opieki nad

niemowlęciem!

- Oczywiście, że się nadajesz! Z zapisków położnej wynika, że waga małej

jest w porządku. Pamiętaj, że jej organizm jest mniej dojrzały niż u

dziecka urodzonego w terminie. Dobrze robisz, karmiąc ją piersią.

Zapewniam cię, że za tydzień lub dwa urośnie, będzie pić więcej mleka i

trochę dłużej spać.

Rosie położyła dziecko na przykrytej kocem leżance, zbadała jego

brzuszek i posłuchała, jak pracują jelita.

- Chciałabym, żebyś między jednym a drugim karmieniem podawała jej

trochę chłodnej, przegotowanej wody. Czy ktoś mógłby zajmować się nią

przez godzinę lub dwie dziennie, żebyś mogła trochę się zdrzemnąć?

- Mama obiecuje, że do nas przyjedzie. Kłopot w tym, że Dave pracuje na

nocną zmianę i w dzień śpi. Nie chcę, żeby Lucy go budziła. Kocham ją,

ale czasem się zastanawiam, po co ludzie mają dzieci. Czy to się

nigdy nie skończy?

Rosie przypomniała sobie tamte dni po urodzeniu Amy. Radość z

posiadania pięknej córeczki mąciły myśli o Tonym i fakt, że gdy inni

ojcowie przychodzili do szpitala zobaczyć swoje dzieci, jej nie odwiedzał

background image

nikt. Oczywiście kochana Lily i wujek przyjechali, by jej pomóc, ale to nie

to samo.

Przez następną godzinę Rosie musiała zapomnieć o sprawach osobistych

i skoncentrować się na ludziach, którzy przewijali się przez przychodnię.

Ostatni pacjent pojawił się niespodziewanie jako pilny przypadek. Rosie

stwierdziła, że jest to mąż Arabelle Carter. Andy mówił jej kiedyś, że

państwo Carterowie mieszkają w pobliżu jego domu.

Najpierw weszła Arabelle, podtrzymując męża. Był to dobrze zbudowany

starszy pan o gęstych, siwych włosach, elegancki i roztaczający wokół

siebie atmosferę władzy. Gdy wszedł do gabinetu, okazało się, że ma

kłopoty nawet z dojściem do krzesła, które Rosie mu podsunęła.

- Nie znoszę tego całego zamieszania! - oznajmił agresywnym tonem,

siadając i krzywiąc się z bólu. - Na pewno tylko naciągnąłem mięsień, albo

coś w tym rodzaju...

- Jego noga jest nabrzmiała i opuchnięta - powiedziała Arabelle z

niepokojem, po czym wysiliła się na słaby żart: - Myślałeś, że wystarczy

pojechać na wakacje, żeby potem fruwać?

- Ach, tak, przecież byliście państwo na Florydzie - rzekła Rosie,

przypominając sobie rozmowę, którą odbyła z Arabelle podczas pokazu

mody. - Czy w ostatnim tygodniu nie nadwerężył sobie pan ani nie

skaleczył nogi?

Justin Carter położył się na leżance i spojrzał na Rosie groźnie.

-

Byłem zdrów jak ryba aż do dnia powrotu. Wybierałem się na ten

pokaz mody, ale noga zaczęła mi dokuczać, więc Arabelle nie pozwoliła

mi pójść.

Cała kończyna była mocno opuchnięta i zaczerwieniona. Gdy Rosie

background image

dotknęła jej delikatnie, mężczyzna syknął z bólu.

-

Żeby uniknąć niespodzianek, radziłabym panu udać się do szpitala -

oświadczyła poważnym tonem-

-

Chciałabym, żeby obejrzał pana specjalista. Podejrzewam, że może

mieć pan skrzep. Opuchlizna postępująca w górę uda wskazuje, że

znajduje się on w żyle biodrowej. Takie rzeczy zdarzają się po długim

locie, kiedy człowiek stosunkowo mało się rusza.

- Czy to poważne? - spytała Arabelle oszołomiona.

- Twój mąż potrzebuje leków przeciwzakrzepowych, które należy

wstrzyknąć do żyły, aby rozpuścić skrzep. Jeżeli się ich nie zastosuje,

skrzep zahamuje przepływ krwi w nodze. Jak widzisz, krążenie już jest

utrudnione.

- Czekają na mnie setki spraw, za dwa dni mam być w Londynie -

mruknął Justin, z wysiłkiem podnosząc się z leżanki. - Nie jest to chyba aż

tak poważne, żebym musiał być hospitalizowany.

Rosie już podnosiła słuchawkę.

- Dzwonię po karetkę, proszę pana. Nie chcę robić niepotrzebnej paniki,

ale wolałabym, żeby nie doszło do zatoru płucnego.

- Jest pani pewna? - mruknął.

- Na dziewięćdziesiąt dziewięć procent. Przez kilka godzin pan się nie

ruszał, a mam tu zapisane, że pan pali. Czy podczas lotu pan spacerował?

- Nie - przyznał. - Większość podróży przespałem.

- Nie ryzykujmy zatem. W szpitalu wykonają kilka testów, żeby

zweryfikować moją diagnozę.

Po raz pierwszy na twarzy Justina ukazał się lekki niepokój.

- Jakich testów? - mruknął.

background image

- Obecność skrzepu można stwierdzić za pomocą wenografii, podczas

której do żyły wpuszcza się barwnik i robi prześwietlenie promieniami

Rentgena. Mogą też użyć USG.

Mąż i żona spoglądali na siebie, gdy Rosie zamawiała karetkę. Nagle

Justin wstał i odezwał się nieuprzejmie:

-

Na miłość boską, nie może mi pani dać jakiejś aspiryny? Chyba

rozpuszcza skrzepy, co? Chcę się widzieć z innym lekarzem, wysłuchać

innej diagnozy!

Czeka na mnie kontrakt za milion funtów! Jeżeli tego nie dopilnuję, mogę

zwijać interes!

Czasem pacjenci, którzy nie chcieli poddać się leczeniu nawet gdy było

to konieczne, stanowili gorsze utrapienie od tych, którzy ciągle domagali

się uwagi. Rosie zwróciła się przez interkom do Marii:

-

Mario, czy mogłabyś poprosić do mnie doktora

Cummingsa lub doktora Templetona, gdy będą wolni? Chciałabym, żeby

któryś z nich zdiagnozował mojego pacjenta.

Dwie minuty później do gabinetu wszedł Andy i spojrzał na Rosie

pytająco:

- Chciałaś się ze mną widzieć?

- Chcę, żeby zbadał mnie ktoś inny - burknął Justin Carter. - Kiedy udaję

się po poradę lekarską, chcę mieć pewność. Nie mam nic przeciwko

doktor Loveday, ale nie zamierzam iść do szpitala, jeśli nie jest to

konieczne!

Andy najpierw wysłuchał relacji Rosie, a potem dokładnie zbadał nogę.

Ma w sobie autorytet, stwierdziła Rosie, którym potrafi stłumić

agresywne zachowanie Justina. A może to dlatego, myślała cynicznie, że

background image

Justin bardziej wierzy lekarzom mężczyznom!

-

Istnieje duże ryzyko, że ma pan skrzep – oznajmił Andy cicho. -

Powinien pan udać się do szpitala, aby tam uzyskać dokładniejszą

diagnozę.

-

Wy, doktorzy, zawsze trzymacie sztamę - westchnął Justin z miną

męczennika. - A kto za mnie po prowadzi interesy?

Andy skrzyżował ręce na piersiach i patrzył na niego uprzejmie. Może

zdał sobie sprawę, że agresja pacjenta bierze się ze strachu i potrzeby

panowania nad sytuacją?

- Proszę pana - rzekł łagodnie - nie sądzę, żeby czuł się pan teraz na

siłach prowadzić interesy. Na pewno ma pan kogoś, kto może się nimi

zająć w pańskim imieniu.

- Oczywiście, że ma! - wykrzyknęła Arabelle. - Byłam jego osobistą

asystentką!

Justin odwrócił się ku Rosie i mruknął niechętnie:

- No dobrze. Pojadę, jeśli muszę.

- Jest bardziej uparty niż osioł! - powiedziała Rosie

do Andy'ego, gdy sanitariusze zabrali pacjenta. - Do konałeś cudu!

Wychodząc z gabinetu, Andy w progu się odwrócił.

-

Nie mogę się już doczekać, kiedy pójdziemy na plażę. Odpoczniemy

sobie wreszcie, przyjemnie spędzimy czas.

Rosie poczuła dławienie w gardle, gdy spojrzała na jego roześmianą

twarz. Była pewna, że to popołudnie będzie dla niej koszmarem. Wątpiła,

czy uda jej się odprężyć, jeśli ciągle będzie rozmyślać nad tym, czy i kiedy

wyznać Andy'emu, że jest w ciąży!

To jednak jest doskonałe popołudnie, stwierdziła Rosie, obserwując, jak jej

background image

córeczka z zapałem kopie dołki w piasku, a potem patrzy, jak wlewają się

do nich fale.

Choć byli w odosobnionej, małej zatoczce, odpływ był na tyle silny, że

widzieli mnóstwo innych rodzin korzystających z letniego popołudnia.

Dochodziły do nich piskliwe śmiechy i odgłosy odbijających piłeczki

kijów do krykieta.

Lily, która przyjechała ze sklepu własnym samochodem, ubrana w duży

słomiany kapelusz i eleganckie białe spodnie, rozciągnęła się na leżaku z

kieliszkiem wina w dłoni. Ona i Amy prowadziły urywany dialog. Amy

biegała tam i z powrotem od niej do brzegu morza, znosząc jej drobne

prezenty w postaci muszelek, kamyków, a nawet wiaderka pełnego

wodorostów.

- Amy, kochanie, rozpieszczasz mnie! Tyle ślicznych rzeczy prosto z

morza! Włożę je wszystkie do pudełka po kanapkach, kiedy zjemy

podwieczorek!

- Hejbatka i ciaśtećka! - powiedziała Amy z satysfakcją, po czym dodała

głosem pełnym nadziei: - Tejaź?

- Jeszcze nie, malutka - odparł Andy, przykucając na piasku obok

dziewczynki. - Chcesz zobaczyć, jak fajnie jest się ze mną pluskać w

morzu?

Pulchna figurka Amy stanowiła słodki kontrast w porównaniu z

wysokim, muskularnym ciałem Andy'ego. Wyglądał jak idealny ojciec,

gdy tak trzymał w ramionach chichoczące dziecko i bujał nim nad falami.

Jak by zareagował, gdyby dowiedział się, że Rosie spodziewa się jego

dziecka? Może pomyślałby, że chce go wrobić w małżeństwo?

Biegli do niej z powrotem. Amy rzuciła się na Rosie całym impetem

background image

mokrego ciałka.

- Ty tez chodź, mamusiu! - Przytuliła się do jej ramienia. - Andy wziuci

cię do wody!

- Dobry pomysł! - Andy spojrzał na leżącą na kocu Rosie, prześlizgując

się wzrokiem po jej szczupłym ciele odzianym w bikini. - To pobudza

apetyt!

Nachylił się i ujął ją za rękę, pomagając jej się podnieść.

- Muszę? - jęknęła Rosie.

- Tak! - krzyknęła Amy entuzjastycznie.

Popołudnie udało się wspaniale, szczególnie z punktu widzenia Amy.

Kiedy wreszcie usiadła na kolanach Lily, by posłuchać bajki, powieki

zaczęły jej opadać. Lily wstała, trzymając Amy na rękach.

-

Było wspaniale, ale obie jesteśmy już zmęczone, prawda, laleczko? -

powiedziała.

Nie mogę zostać sama z Andym! - pomyślała Rosie przestraszona. Nie

była jeszcze gotowa, by wyznać mu prawdę. Nie była nawet pewna, czy

może mu to powiedzieć!

- Pojadę z tobą, ciociu - oznajmiła szybko. - Czas, żebyśmy wszyscy już

się zbierali.

- Zostaniesz i poopalasz się trochę - rzekła Lily stanowczo. - Później

możesz zabrać całe piknikowe wyposażenie i leżaki. Amy i ja chcemy

pojechać razem, prawda, koteczku?

Rosie patrzyła, jak obie znikają w ogrodzie Andy'e-go, kierując się w

stronę drogi, a potem powoli wróciła do miejsca, gdzie siedział Andy,

rzucając psu patyki.

Uniósł wzrok i uśmiechnął się do niej tym swoim leniwym uśmiechem,

background image

który i tym razem wywoływał w jej sercu skurcz.

-

Podejdź tu i usiądź - poprosił. - Amy i twoja ciotka na pewno

uważają to popołudnie za wspaniałe.

Rosie omal nie powiedziała: „Jesteś dla Amy jak ojciec, którego nigdy

nie miała", ale ugryzła się w język.

- Lubisz dzieci, prawda?

- Oczywiście. Szczególnie takie jak ona.

Rosie zaczęła wcierać w ramiona mleczko do opalania.

- Chciałeś kiedyś mieć więcej niż jedno dziecko? - spytała od

niechcenia.

- Keiron to żywe srebro - roześmiał się Andy. - Wystarcza mi on jeden.

Rosie przesiewała piasek przez palce, tworząc na ziemi mały kopczyk.

-

To... niesprawiedliwe, że musi być tak daleko od ciebie. Nie możesz

uzyskać nakazu sądowego, żeby twój syn mógł zamieszkać tutaj?

Andy milczał przez chwilę, potem westchnął.

- Gdy byłem małym chłopcem, Rosie, moi rodzice się rozeszli. Matka

uciekła z kochankiem, a ojciec zabronił mi się z nią widywać. Zdawało mi

się, że jestem przedmiotem, którego rodzice używają, żeby się nawzajem

ranić. W końcu zamieszkałem z ojcem i macochąKiedy jechałem zobaczyć

się z matką, rodzice straszliwie się awanturowali.

- Jak można zrobić dziecku coś tak okrutnego? - szepnęła Rosie z

przerażeniem.

Jego cudowne, błękitne oczy na chwilę znieruchomiały.

-

Dlatego wolę, aby Keiron widział, że jego rodzice są przyjaciółmi,

mimo że Sonia i ja nie jesteśmy już małżeństwem. Chcę dla mojego syna

wszystkiego, co

background image

najlepsze. Chcę, żeby czuł się kochany przez nas oboje.

Rosie nie dziwiła się, że Andy wolałby nie dopuścić do tego, by historia

się powtórzyła. A wobec tego co ze mną i z moim dzieckiem? - pomyślała

ze smutkiem.

Było oczywiste, że kolejne dziecko jeszcze bardziej skomplikuje jego i

tak niełatwe życie. No tak, przed chwilą wszak oświadczył, że jedno mu

wystarczy. Nigdy nie będzie odpowiedniego miejsca ani chwili, aby

powiedzieć o ciąży.

-

O czym marzysz? - głęboki głos Andy'ego przerwał jej smutne

rozmyślania.

Rosie usiadła gwałtownie.

- Och, o niczym szczególnym. O przyszłości...

- Mógłbym tu przywieźć Keirona na lato. Oczywiście, gdyby tego chciał -

rzucił od niechcenia.

Rosie ciekawiło, jaki jest ten mały chłopiec. Niewątpliwie bardzo

kochany, ale chyba trudno mu żyć ze świadomością, że rodzice mieszkają

tak daleko.

-

Przeprowadzisz się kiedyś do Stanów, żeby być blisko niego? -

spytała. - Na samym początku tam nie pojechałeś, bo miałeś tu egzaminy.

Pokiwał głową i westchnął.

-

Gdybym dostał pracę blisko Keirona, nie wahałbym się ani chwili.

Jakaż jest ich szansa na wspólną przyszłość? Dla Rosie słowo „dom"

oznaczało kraj jej urodzenia, gdzie mieszka Lily i gdzie Amy jest

szczęśliwa.

-

Czas wracać - powiedziała, wkładając na bikini szorty i podkoszulek.

Gdy szli razem do samochodu, Andy spojrzał na nią, uśmiechając się

background image

zniewalająco. Wziął ją za rękę, łagodnie przyciągnął do siebie i odsunął

kosmyk włosów znad jej czoła. Rosie zesztywniała.

-

Musimy iść, Andy - powiedziała, z trudem łapiąc oddech. - Robi się

późno...

Pieścił ją wzrokiem.

-

Nie skończyliśmy jeszcze tego, co zaczęliśmy wczoraj - rzekł

półgłosem. - Pamiętasz? Żegnaliśmy się w ogrodzie, kiedy bezczelnie

przerwał nam telefon...

Przyciągnął ją do siebie jeszcze bliżej, spoglądając głęboko w jej oczy,

ujął jej twarz i musnął jej usta. Pocałunek stawał się coraz gorętszy. Rosie

poczuła ogarniającą ją znajomą falę pożądania. Andy rękami błądził po jej

piersiach, talii, plecach... Każde erogenne miejsce na jej ciele wręcz

krzyczało, by się z nią kochał.

Rozpaczliwie odepchnęła go od siebie. To jest przecież czyste

szaleństwo! Nie może mu na to pozwolić, skoro nawet nie jest pewna, czy

ma go poinformować o dziecku!

-

Proszę, Andy... wystarczy tych pożegnań - powiedziała drżącym

głosem. - Muszę... muszę wracać, żeby pomóc Lily położyć Amy spać.

Odwróciła się od niego i weszła do ogrodu. Nie chciała, by dostrzegł

tęsknotę w jej oczach.

Wziął od niej kosz piknikowy i mruknął: - Jak sobie życzysz, kochanie. -

Badawczo omiótł ją spojrzeniem. - Nie masz już takich bladych

policzków. Mówiłem ci, że to świetna okazja, żeby się odprężyć!

Rosie jeszcze nigdy w życiu nie czuła się tak przybita.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Telefon dzwonił głośno i uparcie. Nie sposób było go nie słyszeć, nawet

gdy spało się słodko, śniąc cudowny sen. W tym śnie Rosie szła wraz z

Andym, pchała przed sobą wózek z uśmiechniętym niemowlęciem, a

Pompon i Amy biegli przed siebie w stronę morza.

Przewróciła się i jęknęła, zastanawiając się jak przez mgłę, po co ktoś do

niej dzwoni o drugiej w nocy. Nagle twarda rzeczywistość dała znać o

sobie i uświadomiła jej niewesołą prawdę: jeszcze się nie zdecydowała,

czy powiedzieć Andy'emu o ciąży!

-

Tak? - odezwała się zachrypniętym głosem.

W słuchawce zabrzmiał znajomy głos:

-

Rosie, przepraszam, że cię niepokoję, ale potrzebujemy twojej

pomocy.

Oprzytomniała i usiadła na łóżku.

- Andy? Co się stało?

- Autokar wiozący wczasowiczów zderzył się z samochodem sportowym i

stoczył się ze zbocza – rzekł Andy zdławionym głosem.

Wszystkich. miejscowych lekarzy wzywano tylko wtedy, gdy zdarzały

się naprawdę poważne wypadki. Rosie nie potrzebowała dużo czasu, by

wrzucić na siebie ubranie i szeptem wyjaśnić zdumionej Lily, dokąd

się udaje. Gdy chwilę później pędziła samochodem do szpitala w

Porlstone, wszystkie myśli o ciąży zeszły na dalszy plan.

Zobaczyła Andy'ego stojącego przy wejściu w białym fartuchu, z

notesem w ręku. Wnoszono kolejnych pacjentów, a on notował.

-

Idź na blok operacyjny - powiedział, gdy Rosie

do niego dobiegła.

background image

Wskazał w stronę oddziału, który, pełen ludzi leżących na noszach,

przypominał raczej pobojowisko.

Siostra Betty 0'Connor zdawała się być oazą spokoju pośród

rozbieganych sanitariuszy ustawiających łóżka za parawanami i

wypychających fotele na kółkach i butle z tlenem do głównego korytarza.

Personel ściągnięty z innych oddziałów mieszał się z ponurymi

policjantami, którzy czekali, aż będą mogli przesłuchać rannych

poruszających się o własnych siłach.

-

Bardzo się cieszę, że Andy się z tobą skontaktował - powiedziała

Betty, wręczając Rosie biały fartuch. - Zbadaj pacjenta za tym parawanem

i zrób mu próbę krzyżową krwi. To kierowca samochodu. Jest w szoku,

jak łatwo się domyśleć.

Pacjent nie był stary - zbliżał się do czterdziestki. Na jego czole

czerwieniła się wielka szrama, a na sporej części klatki piersiowej

pojawiały się sine i purpurowe plamy. Rosie przymocowała do jego

ramienia ciśnieniomierz i zaczęła przygotowywać się do pobrania krwi.

-

Właśnie sprawdzam panu ciśnienie... - powiedziała cicho, lecz

wyraźnie, zauważając bladą twarz mężczyzny i jego posiniałe usta. -

Pobiorę trochę krwi, żeby ustalić, jaką pan ma grupę, na wypadek, gdyby

potrzebował pan transfuzji.

-

Nie róbcie tego... Ja nie chcę!

Rosie nachyliła się nad ramieniem mężczyzny i nacisnęła skórę, aby

ukazała się żyła. Gdy już miała wbić igłę, mężczyzna wyszarpnął rękę i z

niespodziewanym przypływem energii zamierzył się na nią drugą ręką.

Rosie błyskawicznym ruchem uniknęła ciosu, lecz zachwiała się i z

trzaskiem uderzyła plecami o szafkę.

background image

-

Co pan wyprawia? - jęknęła, gdy od strony łóżka poleciała w jej

stronę igła, o włos mijając jej twarz.

Nim zdążyła odzyskać równowagę, rozległ się świst odsuwanej zasłony i

do środka wszedł Andy.

- Co to za hałas? - spytał, patrząc ostro na Rosie.

- Pan Hawkstone - oznajmiła zimnym tonem – nie pozwala mi pobrać

krwi.

Andy uniósł brwi i powiedział ponuro:

-

Naprawdę? Ciekawe, czemu.

Pochylił się na chwilę nad odrętwiałym mężczyzną, potem ze skrzywioną

miną zwrócił się do Rosie, mówiąc cicho:

-

Nie chce, żeby mu pobrano krew, bo pił. Pewno nie stanęłaś na tyle

blisko, żeby poczuć jego oddech.

Nie opuszczał pomieszczenia, a Rosie pochyliła się nad pacjentem i

zaczęła osłuchiwać go przez stetoskop. Gdy spojrzała na Andy'ego, jej

twarz była bez wyrazu.

- Jak szybko możemy pojechać na rentgen?

- Mają tam pewne opóźnienie w związku z nawałem pracy. Może mieć

krwotok wewnętrzny, więc lepiej sprowadźmy przenośny aparat

rentgenowski.

-

Nie spodziewałem się, że w środku nocy będzie jechał jakiś cholerny

autobus - szepnął mężczyzna ochrypłym głosem.

Rosie i Andy spojrzeli na siebie. Nie do nich należał osąd, po czyjej

stronie leży wina, lecz duszę Rosie zaczęły ogarniać zimne płomienie furii.

Trzy lata temu pijany kierowca zabił jej męża i ojca Amy. Za każdym

background image

razem, gdy miała do czynienia z rezultatami jazdy po pijanemu, nasuwały

jej się na myśl wspomnienia tamtej straszliwej nocy.

Do środka wbiegła Betty O'Connor.

- Jak się miewa pan Hawkstone?

- Musimy mu zrobić prześwietlenie. Mogłaby pani to przyspieszyć?

- Postaram się - odparła sucho, że świstem zaciągając znów zasłonę.

Wróciła po kilku minutach.

- Jest tu żona pana Hawkstone'a – poinformowała cicho. - Czy on się

czuje na tyle dobrze, żeby mogła się z nim zobaczyć?

- Oczywiście.

Do pomieszczenia weszła atrakcyjna blondynka. Bez słowa wpatrywała

się w męża, przerażona widokiem paskudnych sińców na jego piersi i

podłączonych kroplówek.

-

Na Boga, Edward, coś ty sobie zrobił? - odezwała się wreszcie.

Andy przysunął krzesło i delikatnieją na nim posadził.

-

Czekamy na wolny aparat rentgenowski. Wtedy będziemy wiedzieli,

jakie ma obrażenia.

Pani Hawkstone pokiwała głową bez słowa, wciąż wpatrzona w twarz

męża, potem ujęła jego rękę i mocno ją ścisnęła.

- Te cholerne autobusy... są za duże jak na wiejskie drogi. Próbowałem go

wyminąć, ale... - ściszył głos.

- Nic... nic mu nie będzie, prawda? - spytała pani Hawkstone drżącym

głosem.

- Myślę, że nie - powiedziała Rosie.

Przez chwilę zastanawiała się, czy ofiarom wypadku leżącym teraz na

intensywnej terapii też nic nie będzie. O ile wiedziała, autobus jechał złą

background image

stroną drogi, ale była stuprocentowo pewna, że alkohol obniżył też

szybkość reakcji Edwarda Hawkstone'a.

-

Niezależnie od wyniku prześwietlenia, zatrzymamy go tu jeszcze na

obserwacji.

Była to długa i przygnębiająca noc. Jeden z pasażerów autobusu zasłabł i

mimo wysiłków lekarzy zmarł na atak serca. Pacjentce z intensywnej

terapii trzeba było amputować nogę. Rosie przysiadła w kącie małej

kuchni na oddziale nagłych wypadków i objęła rękami głowę. Od kilku lat

nie miała już do czynienia z taką sytuacją i zdążyła zapomnieć, jak to

wykańcza emocjonalnie.

Weszła Betty i nalała sobie kubek mocnej kawy.

- Napijesz się? - spytała.

- Wiesz, że od kierowcy samochodu cuchnie alkoholem, prawda?

Betty z westchnieniem wstała z krzesła, na którym siadła ledwie minutę

temu, i opuściła kuchnię. Rosie spojrzała na zegarek. Już czwarta! Nic

dziwnego, że czuła się jak upiór. Wstała i przeciągnęła się. Podeszła do

drzwi i zobaczyła, jak młoda pielęgniarka prowadzi starszą kobietę do

pokoju, gdzie zwykle udawali się pogrążeni w żałobie krewni.

- Co się stało? - spytała cicho Andy'ego.

- Musiałem jej powiedzieć, że jej mąż zmarł. Jechali razem na wakacje,

żeby uczcić swoje złote gody.

Łzy napłynęły Rosie do oczu. Andy spojrzał na nią badawczo, potem ujął

ją pod rękę i zaprowadził z powrotem do kuchni.

- Bardzo cię to poruszyło, prawda?

- To... przypomina mi noc, kiedy zginął Tony. Pijak, który go przejechał,

tłumaczył się tak samo jak ten facet dzisiaj. Mówił, że Tony wyskoczył mu

background image

przed maskę i że nie mógł nic zrobić. Widziałam ciało Tony'ego i tego

widoku nigdy nie zapomnę. Tamten kierowca musiał pędzić jak szaleniec,

żeby spowodować takie straszliwe obrażenia.

Andy objął ją i kołysał, jakby chciał utulić małe dziecko.

-

Szkoda, że miałaś dziś do czynienia z tym mężczyzną - szepnął.

Siła jego uścisku uspokajała ją, przywracała psychiczną równowagę. Z

przerażającą jasnością zdała sobie sprawę, że jej rozpacz po śmierci

Tony'ego wreszcie osłabła. Tak, ta noc obudziła wspomnienia owego

straszliwego wieczoru, lecz Rosie zdawało się, że wspomina kogoś, kogo

znała bardzo dawno temu, w innym życiu. Czuła przepełniającą ją miłość

do mężczyzny, który w tej chwili tulił ją do siebie. Dziwne, że dopiero

po tak tragicznej nocy udało jej się dotrzeć do swoich prawdziwych uczuć.

Odprężyła się, przytuliła do Andy'ego i chłonęła całą sobą błogi spokój,

który na nią spłynął. Potem odsunęła się delikatnie i uśmiechnęła do niego.

- To przecież część pracy, czyż nie?

- Ale niczego nie ułatwia - powiedział łagodnie. - Odwieźć cię do domu?

Znów poczuła przypływ miłości do niego. Czy dobrze robiła, utrzymując

przed nim w tajemnicy tę nieszczęsną ciążę, nawet jeśli jego przyszłość

związana jest ze Stanami? Potrząsnęła głową, czując, że ogarnia ją

wyczerpanie.

- Dzięki za propozycję, Andy, ale najlepiej będzie, jak wrócę sama. Za

kilka godzin muszę pojechać samochodem do pracy!

- Kochanie, nie chcę być wścibska, ale ostatnio wydajesz się jakaś

nieswoja. Coś nie tak w pracy? - Lily z niepokojem zmarszczyła czoło,

patrząc na Rosie, gdy jadły razem kolację. - Chyba się przemęczasz.

Rosie zarumieniła się lekko i skoncentrowała na krojeniu grzanki dla

background image

Amy na małe kwadraciki.

- Chyba nie - powiedziała beztrosko. - A poza tym Roddy wraca w

poniedziałek. Będziemy mieli mniej pracy.

- Czy to oznacza, że Andy wyjedzie? Przyjechał tu przecież tylko na

zastępstwo. Będzie ci go brakowało?

- Jeszcze nie wyjedzie - odparła Rosie lekko. - Te raz trwa sezon

wakacyjny, mamy dużo roboty z turystami. To niesamowite, ilu z nich w

czasie pobytu tutaj choruje lub miewa wypadki.

-

Położę Amy do łóżka, a ty w tym czasie posiedź

sobie na tarasie i odpocznij - powiedziała Lily ze współczuciem. - Zejdę

do ciebie i porozmawiamy, gdzie powinnaś wyjechać na wakacje. Należy

ci się urlop!

Rosie siedziała na tarasie, sącząc drinka. Rozmyślała o tym, że niedługo

będzie musiała wyznać Lily, iż spodziewa się dziecka. Odetchnęła głęboko

balsamicznym powietrzem wieczoru. Choć Lily sprawiała wrażenie osoby

beztroskiej i dowcipnej, w istocie była bardzo mądrą kobietą, która ze

spokojem przyjmowała wszelkie zmartwienia, jakimi dzieliła się z nią

Rosie, nie mając przy tym skłonności do wydawania osądów. Jednak

wiadomość o ciąży mogłaby nią wstrząsnąć...

Lily wyszła na taras, trzymając w ręku kieliszek z odrobiną brandy.

-

Amy zasnęła jak aniołek - oznajmiła.

Zapaliła papierosa i odwróciła się w stronę Rosie.

-

No, moja droga - powiedziała stanowczo. - Znam cię zbyt długo,

żeby nie zorientować się, że coś cię trapi. Chcę wiedzieć, co to jest!

Rosie oparła się o zapiecek i spojrzała na lazurowe niebo, muśnięte

różową smugą chylącego się ku zachodowi słońca.

background image

-

Nie wiem, jak ci to powiedzieć - zaczęła powoli. - Chodzi o to, Lily,

że jestem w ciąży!

Lily głęboko zaciągnęła się papierosem, a potem wy-piła spory łyk

brandy.

-

Co takiego? - spytała wreszcie. - Czy ja dobrze słyszę?

-

Dobrze słyszysz - rzekła Rosie i wybuchła płaczem.

Lily natychmiast zerwała się z miejsca i przyklękła przy niej, obejmując ją

ramieniem.

- Kochanie, proszę cię, nie płacz. Zaskoczyłaś mnie, tylko tyle! -

Pogłaskała Rosie po ręce. - Daj mi minutkę, żebym oswoiła się z tą

wieścią! Wiesz, że cię kocham niezależnie od tego, co się stanie. To

cudownie, że Amy będzie mieć braciszka lub siostrzyczkę. A co

na to ojciec?

- On... on nie wie - wymamrotała Rosie. - Nie wiem, jak mam mu o tym

powiedzieć. Nie wiem nawet, czy powinnam mu mówić. On ma

zobowiązania gdzie indziej. Może nawet wyjechać za granicę, a ja nigdy

tego nie zrobię!

- Ależ moja droga, on musi wiedzieć. Może i ma jakieś „zobowiązania",

jak to określiłaś, ale teraz przybyło mu jeszcze jedno zobowiązanie.

- Nie wiesz, kto to jest - szepnęła Rosie.

- Oczywiście, że wiem. Nie trzeba być geniuszem, żeby zauważyć, że

Andy Templeton jest w tobie do szaleństwa zakochany. Ty też nie czujesz

się najgorzej w jego towarzystwie - dodała, patrząc na nią przenikliwie.

- Czy to aż tak bardzo rzuca się w oczy, że... że go kocham?

- Musiałabyś być niespełna rozumu, żeby go nie kochać! Ile czasu

minęło, zanim po raz pierwszy przespaliście się?- Około siedmiu godzin

background image

od chwili, gdy go

poznałam!

- Konferencja! Miałam przeczucie, że nie skończyło się tam na

dyskusjach o opiece zdrowotnej! Rosie, wyświadczasz Andy'emu

niedźwiedzią przysługę, ukrywając przed nim wiadomość o ciąży.

Uważam, że byłby zachwycony, wiedząc, że będziecie mieć dziecko!

Musisz z nim jak najszybciej porozmawiać, wyznać mu wszystko.

- To może pokrzyżować jego plany...

- Rosie, wiesz, że każde dziecko zasługuje na dwoje kochających

rodziców. Ojciec Amy zmarł, zanim się urodziła. Byłoby wielką

niesprawiedliwością odbierać temu maleństwu ojca tylko z powodu twoich

obaw. Jeśli mu o tym nie powiesz, będzie to strasznie nieuczciwe.

Zdenerwowana Rosie patrzyła na swoje dłonie, wykręcając palce. Jak

można pozbawiać Andy'ego świadomości, że jest ojcem? Wstała i

spojrzała na Lily ze smutnym uśmiechem, potem pocałowała ją.

-

Masz rację, Lily. Byłam głupia, że nie dostrzegałam tego wcześniej.

Zawsze wiesz, co jest właściwe, mądra staruszko! Wiesz, nie mogę się

doczekać, kiedy zobaczę jego minę!

Lily spojrzała na nią poważnie.

-

Powiedz mi tylko jedną rzecz, kochanie. Co czujesz do tego dziecka?

Cieszysz się, czy żałujesz, że się narodzi?

Rosie objęła się ramionami i roześmiała.

-

Od dawna nie byłam tak przejęta. Jeśli Andy się ucieszy, to wszystko

ułoży się doskonale!

To lato składa się z samych pięknych dni, myślała Rosie, wjeżdżając na

parking przy ośrodku zdrowia. Dziwnym trafem nie czuła zdenerwowania

background image

przed rozmową z Andym o jego przyszłym ojcostwie.

Ben siedział w gabinecie za rejestracją, grzebiąc w korespondencji.

- Ach, Rosie! Dzisiaj będziemy musieli przyjąć więcej pacjentów...

Dobrze, że Roddy wraca w poniedziałek. Andy dziś w nocy poleciał do

Chicago.

- Co? Dlaczego? Co się stało?

- Nowy mąż jego byłej żony miał poważny wypadek przy pracy. Andy

pojechał, żeby jej pomóc w opiece nad synem. W końcu i tak zrobi to, co

będzie najlepsze dla Keirona. Może uznać, że okrucieństwem byłoby

kazać Keironowi się przeprowadzić. No cóż, był tu tylko chwilowo.

Dobrze by było, gdyby został, jest przecież świetnym lekarzem, ale

musimy sobie poradzić bezniego!

Musimy sobie poradzić bez niego... Słowa te huczały w głowie Rosie,

odbijając się okrutnym echem, gdy szła do gabinetu. Usiadła przy biurku i

włączyła komputer. Oczywiście, że sobie poradzi. Radziła sobie już

przedtem, prawda? Teraz musi stawić czoło faktowi, że Andy

prawdopodobnie nigdy nie wróci do Anglii. Nawet jeśli uwielbiał ją,

Rosie, gdy tylko okazało się, że Keiron go potrzebował, rzucił wszystko i

pojechał!

Nagle zauważyła na biurku kopertę zaadresowaną do niej pismem

odręcznym.

Moja droga Rosie! - przeczytała. - Bardzo mi przykro, że musiałem

wyjechać do Chicago tak nagle i bez pożegnania. Ben pewnie już ci

powiedział, że mąż Soni został ciężko ranny i że teraz nie może sama

opiekować się Keironem. Całuję ciebie, Amy i Lily - Andy.

background image

Rosie złożyła list i włożyła go z powrotem do koperty. Teraz miała już

tylko Amy, siebie i drugie dziecko.

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Andy Templeton cierpliwie patrzył na syna.

- Wolisz oglądać film czy iść na ryby, Keiron?

- Możemy iść na ryby, tato? Do tej małej zatoki przy jeziorze?

Przypomina mi dom i zatoczkę w Anglii. Jest naprawdę ładna!

- Może wrócimy tam, kiedy pomożemy mamie ułożyć wszystkie sprawy.

Ojciec i syn siedzieli na werandzie pięknego domu z białych desek, który

należał do Soni i Rogera. W całym ogrodzie poniewierały się akcesoria

chłopięcych zabaw: piłka, kij baseballowy, na ścianie obręcz do

koszykówki i niebieski skuter niedbale ciśnięty na ziemię. Keiron wstał i

zaczął kopać piłką o ścianę, potem spojrzał na ojca i zmarszczył czoło.

-

Czy Roger umrze? Jest bardzo chory, prawda?

Andy podszedł do syna i otoczył go ramieniem.

-

Nie umrze, Keiron, ale nigdy w pełni nie odzyska zdrowia. Bardzo

poważnie zranił się w plecy i może już nigdy nie móc chodzić.

Keiron przestał kopać piłkę i oparł się o ścianę, uważnie patrząc na ojca.

-

A gdyby umarł - upierał się - to czy wtedy ty

i mama znów moglibyście być razem?

W głosie syna brzmiało tyle rozdzierającej tęsknoty, że Andy'emu

zrobiło się go bardzo żal. Keironowi trudno było uwierzyć, że on i Sonia

nigdy nie będą razem.

-

Wiesz, że mama i ja jesteśmy dobrymi przyjaciół

background image

mi i że oboje bardzo cię kochamy - rzekł łagodnie.

- Niestety, niezbyt dobrze nam się razem mieszka. Jesteśmy szczęśliwsi,

kiedy żyjemy oddzielnie.

Keiron skrzywił się i kopnął kamyk, gdy szli podjazdem w stronę

samochodu.

- Większość chłopaków w szkole ma rodziny, braci i siostry - mruknął. -

A teraz nawet mama nie ma dla mnie czasu, bo opiekuje się Rogerem...

- Rozczulasz się nad sobą! Masz mnóstwo ludzi, którzy cię kochają, i

masę przyjaciół. Czy nie przyjechałem tutaj, żeby się tobą zaopiekować,

póki mama jestzajęta?

Gdy jechali w stronę jeziora, Andy spojrzał na poważny profil syna. Był

wspaniałym chłopcem i zawsze ze spokojem wydawał się akceptować, co

mówili mu rodzice, lecz pod tą pozornie stoicką fasadą ukrywało się

wrażliwe dziecko, które pragnęło mieć najzwyklejszą w świecie rodzinę.

Keiron podkreślił bardzo ważny fakt: od tej pory Sonia będzie cały czas

poświęcać mężowi, który do końca życia pozostanie przykuty do wózka

inwalidzkiego.

Andy spoglądał na ciągnącą się przed nim drogę. Zaciskał dłonie na

kierownicy tak mocno, że bielały mu kostki. Musi myśleć o przyszłości -

swojej i Keirona. Gdy dostanie w Stanach pracę, przez jakiś czas nie

będzie mowy o powrocie do Anglii. Kochał Keirona całym sercem, lecz

wiedział, że jego życie nie będzie kompletne bez Rosie.

A jaka przyszłość czeka ją u jego boku? Wiedział, że nie będzie chciała

opuścić Lily i zamieszkać w Ameryce, a dla siebie przez długi czas nie

widział możliwości powrotu. Nie, najlepiej będzie, jeśli nie powie jej, jak

bardzo jej potrzebuje i jak za nią tęskni. To będzie uczciwsze w stosunku

background image

do Rosie i Amy, jeśli pozwoli jej ułożyć sobie życie bez niego.

Rzęsisty deszcz tłukł o szyby tak długo, że gabinet Bena podobny był do

akwarium. Rosie ponuro wpatrywała się w strumienie wody wypływające

z rynien. Do tej pory nie mogła przeboleć faktu, że akurat wtedy, gdy

zdecydowała się powiedzieć Andy'emu o dziecku, on wyjechał do

Ameryki.

Czuła w sercu chłód i pustkę, ale również pewien rodzaj ulgi, że nie

obciążyła go prawdą.

Zamyśliła się nad treścią e-maila, który dostała od Andy'ego. Był to

krótki dowód wdzięczności za jej list, w którym napisała, jak przykro jej

jest z powodu wypadku, który przytrafił się ojczymowi Keirona.

Droga Rosie! Dziękują ci za twój mity list. Choć Roger został poważnie

ranny, nasze życie powoli zaczyna się układać. Będę zdawał egzaminy

kwalifikacyjne, co pozwoli mi na znalezienie pracy w Chicago. Mam

nadzieję, że tobie i Amy świetnie się wiedzie. Pozdrawiam, Andy.

Nie napisał, czy się ponownie spotkają, ani kiedy wraca do Anglii. Cóż za

ironia losu! Właśnie wtedy, gdy sercem i duszą wiedziała, jak bardzo go

kocha, Andy na zawsze zniknął z jej życia.

Szmer głosów kolegów dobiegł do jej świadomości przywołał ją do

teraźniejszości. Dyskutowali o sposobach leczenia i o różnych nowych

lekach, które wprowadzono na rynek.

-

Czytałem, że obecnie testuje się nowy lek w zakażeniach

Helicobacter pylon - mówił Ben, podsuwając gazetę Roddy'emu. -

Poczytaj sobie, to cię zaciekawi. Może w przyszłym roku wypuszczą już

ten lek na rynek.

background image

W przyszłym roku, pomyślała Rosie drętwo, moje dziecko przyjdzie już

na świat i, jak na powtórce starego filmu, żaden ojciec nie ucieszy się z

jego narodzin.

Poczuła, że otwiera się przed nią otchłań rozpaczy, jak wtedy, po śmierci

Tony'ego, gdy miała wrażenie, że jej życie się skończyło. Prędzej czy

później obaj koledzy dowiedzą się o dziecku, lecz nigdy im nie wyzna, że

jego ojcem jest Andy. Andy ma teraz inne życie w innym kraju. Ona i on

muszą teraz iść każde swoją drogą i nie ma dla nich wspólnej przyszłości.

-

Cieszę się, że dobrze wam się pracowało z Andym - powiedział

Roddy, gdy wychodzili. - Jakie szczęście, że mógł przyjechać po moim

wypadku, prawda?

Rosie pokiwała głową, wciąż czując bolesną pustkę.

-

Ciekaw jestem, co on teraz zamierza zrobić. Czy wiesz, że Roger,

nowy mąż jego żony, będzie podobno przez resztę życia przykuty do

wózka? Biedaczysko.

Oczywiście, jest jeszcze za wcześnie, żeby cokolwiek przesądzać, ale jest

sparaliżowany od klatki piersiowej w dół. Andy przysłał mi list z

wieściami o Rogerze, ale nie wyjawił swoich planów. Pewnie sam jeszcze

nie wie, co ma zrobić.

-

Nie wyobrażam sobie, żeby Andy tu kiedykolwiek wrócił - rzekł

Ben, kręcąc głową.

Każdy z lekarzy udał się do własnego gabinetu. Rosie bezwładnie usiadła

przy biurku.

Wcisnęła guziczek, zapalając w poczekalni światełko na znak, że jest

gotowa na przyjęcie pacjenta, i przywołała na twarz promienny uśmiech.

Rosie, Amy i pies spacerowali po łące na tyłach domku. Babie lato,

background image

którym tak się cieszyli, dobiegało końca. W powietrzu wisiał chłód i

zapach świeżo zaoranej roli.

-

Pompon! Chodź no tutaj! Musimy już wracać!

Rosie, osłaniając dłonią oczy, patrzyła, jak pies pędzi

do niej i do Amy. Jego uszy podskakiwały jak szalone, z pyska wystawał

mu wielki kij. Upuścił go przed nimi na ziemię i spoglądał oczami

pełnymi nadziei to na jedną, to na drugą.

-

Przykro mi, staruszku - roześmiała się Rosie. - Nie rzucamy już

kijkiem, prawda, Amy? Zbliża się pora

podwieczorku i robi się zimno.

Wyciągnęła z kieszeni smycz i zapięła ją na psiej obroży, potem schyliła

się i poprawiła skafander Amy, naciągając na główkę dziewczynki obszyty

futrem kaptur.

-

Chodź, kochanie, wracamy do Lily.

Amy podniosła kij, który upuścił Pompon, i zaczęła podskakiwać na

krzepkich nóżkach.

-

Chodź, mamusiu! - krzyknęła. - Ty teź śkać!

Za kilka tygodni nie będzie mi tak łatwo skakać, pomyślała Rosie, dysząc

lekko.

Była już w piątym miesiącu ciąży i zaczęła się zaokrąglać. Za tydzień

nieodwołalnie zamierzała powiedzieć Benowi i Roddy'emu, że w

przyszłym roku przez kilka miesięcy nie będzie mogła przychodzić do

pracy. Zanim sami się domyśla!

Była zdrowa, lubiła swoją pracę, miała wokół siebie ludzi, których też

kochała. Tylko czasem... bardzo często... tęskniła za Andym, pragnęła

dzielić z nim nadzieje i marzenia o nowym dziecku. Po wielu tygodniach

background image

napisał do niej znowu, wyjaśniając, że Roger, choć odzyskał już częściowo

władzę w nogach, nadal jest bardzo słaby i potrzebuje całodobowej opieki.

Słowem nie wspomniał o przyszłości, ograniczając się tylko do przesłania

„najserdeczniejszych życzeń". Jego chłodną postawę uznała za

niewytłumaczalną i krzywdzącą, lecz upewniła ją ona w przekonaniu, że

dobrze zrobiła, nie mówiąc mu o tym, że zostanie ojcem.

-

Chciem ciastek - zwierzyła się Amy matce. - Duzio!

Weszły furtką do ogrodu na tyłach domu, a potem do środka przez tylne

drzwi. Rosie zdjęła córce buciki, potem z nieco większym trudem zsunęła

z nóg swoje kalosze. W kuchni rozchodził się cudowny zapach pieczonych

przez Lily bułeczek. Rosie nie mogła się oprzeć, by nie zwędzić jednej z

nich z tacy, na której leżały, kusząc swoim wyglądem.

Zauważyła, że salon nie jest pusty. Ktoś tam był - stał twarzą do okna,

wyglądając na dwór. Światło padało Rosie prosto w oczy, więc niechętnie

patrzyła w tamtą stronę. Gdy mężczyzna odwrócił się, Rosie przez chwilę

zastanawiała się, czy przypadkiem nie ma halucynacji. Przez długą chwilę

błękitne oczy wpatrywały się w nią z nieprzeniknionym wyrazem. Potem

usłyszała cichy, znajomy głos:

-

Rosie, dlaczego, do diabła, nie powiedziałaś mi, co się dzieje?

Poczuła nagle, jak uginają się pod nią kolana, i usiadła na kanapie.

- Andy... - wykrztusiła. - Andy... co ty tutaj robisz? Myślałam, że jesteś w

Ameryce.

- Dlaczego nie powiedziałaś mi o dziecku, o naszym dziecku? - spytał

szorstko. - Chciałaś to utrzymać w tajemnicy? Miałem się nigdy nie

dowiedzieć, że zostanę ojcem?

Rosie patrzyła na niego, nic nie mówiąc, usiłując opanować galopadę

background image

myśli. Andy tu jest! Tu, w tym pokoju, stoi kilka metrów od niej!

-

Myślałam, że masz za dużo własnych zmartwień, żebym jeszcze

miała obciążać cię swoimi – powiedziała wreszcie.

Andy przeszedł przez pokój i kucnął przy niej, wpatrując się w jej oczy.

-

Jakie jeszcze bzdury wymyślisz? Na miłość boską, Rosie, nie tylko

ty byś się martwiła. Dwoje ludzi zrobiło to dziecko, a jednym z nich byłem

ja! - Ściszył głos i ujął jej ręce. - Czy miałaś o mnie tak niskie mniemanie,

że uważałaś, że sobie nie poradzę, że się odżegnam od odpowiedzialności?

Powinnaś mnie chyba lepiej znać!

Rosie poderwała się z miejsca i odeszła od Andy'ego

- Wyraźnie dałeś mi do zrozumienia, że Keiron zawsze będzie dla ciebie

najważniejszy. Miałeś prawo tak twierdzić. Kiedy wyjechałeś do Ameryki,

cała sytuacja skomplikowała się jeszcze bardziej...

- Dlaczego chciałaś to utrzymać w tajemnicy? Masz już jedno dziecko

bez ojca. Dlaczego drugie chcesz skazać na to samo? Nie sądzisz, że to

samolubne?

Rosie poczuła złość, jej głos stwardniał.

- Jak śmiesz mówić mi, że jestem samolubna? Chciałam powiedzieć ci o

dziecku, zanim wyjechałeś do Ameryki. Już przedtem wyraźnie dałeś mi

do zrozumienia, że nie chcesz mieć więcej dzieci, że Keiron w zupełności

ci wystarcza!

- Zdaje się, że brałaś bardzo poważnie każde najdrobniejsze słówko,

jakie wypowiedziałem! - zauważył sardonicznie.

Rosie spojrzała na niego wyzywająco.

- Nie sprawiałeś wrażenia, jakby spieszyło ci się do powrotu. Z listów,

które nadsyłałeś, wynikało, że twoje dotychczasowe życie tutaj się

background image

skończyło. Prawie wcale nie interesowałeś się mną i Amy.

- Ton moich listów był chłodny, bo...

- Pisałeś je jak do dalekiej znajomej!

Ujął ją za ręce i spojrzał na nią poważnym wzrokiem.

-

Zrobiłem to celowo, Rosie, kochanie. Nie chciałem, abyś w

jakikolwiek sposób czuła się... związana ze mną i z moimi problemami.

Na litość boską, nie wiesz, jak bardzo tęskniłem, żeby znów cię zobaczyć?

- zapytał łagodnie. - Nie możesz zaprzeczyć, że między nami było coś

więcej niż tylko fizyczne zauroczenie. Kiedy byliśmy razem, płonęliśmy...

Rosie zaczerwieniła się jak piwonia.

-

Kiedy pojechałem do Stanów, czułem, że nie chciałabyś tej

przyszłości, którą mógłbym ci ofiarować. Nie chciałabyś mieszkać w

Ameryce, z dala od swoich ukochanych, od nowej pracy, twojego

ślicznego, małego domku... Dlaczego miałbym cię odrywać od korzeni

i kazać ci dźwigać moje ciężary?

Patrzyła na niego chłodnym wzrokiem, choć czuła, że serce bije jej jak

młotem.

- A teraz sytuacja się zmieniła?

- Za chwilę ci o tym opowiem - odparł Andy. - Naszym obowiązkiem jest

dać temu dziecku szczęśliwy dom i dwoje kochających się rodziców.

Zgadzasz się ze mną?

Stojący przed Rosie mężczyzna był dobry i czuły, chciał jak najlepiej dla

tych, których kochał. Ich dziecko zasługiwało na wszystko co najlepsze.

Jej niepewność, czy Andy zostanie z nią na zawsze, nie miała już

znaczenia.

- Rosie, nie wiem, na ilu dzieciach poprzestaniemy, ale, na Boga, chcę

background image

wiedzieć o każdym!

- Co powiedziałeś? - wyszeptała.

Jego gwałtowność nagle znikła, na twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

- Powiedziałem, że nie wiem, ile będziemy mieć dzieci. Chyba co roku

jedno!

- Co... co masz na myśli? - Głos jej drżał, oczy miała szeroko otwarte.

Otoczył jej talię ramionami i przyciągnął ją do siebie tak, że ich ciała się

zetknęły.

-

To znaczy, głuptasku, że będziemy ze sobą na wieki wieków.

Będziemy prawdziwą rodziną: ty, ja,

Amy i Keiron. I oczywiście, to najmłodsze. Powinni

śmy bardzo szybko ustalić datę ślubu, prawda?

Poczuła, jak gdzieś wewnątrz niej zaczyna narastać fala szczęścia. To jest

nierealne, cudowne i oszałamiające! Potrząsnęła głową, jakby chciała

rozjaśnić myśli.

- Nic z tego nie rozumiem... Jak dowiedziałeś się

o dziecku? Czy wszyscy wkoło wiedzą?

- Twoja ciotka Lily uważała, że należy mnie uświa

domić o ojcostwie, a skoro ty mi tego nie powiedziałaś,

zrobiła to ona! - oświadczył. - Wróciłem pierwszym

samolotem! Roger jest Anglikiem i chciał wrócić do

domu na okres rekonwalescencji. W Chicago zakładał

interes i chciał tam zostać tylko na dwa lub trzy lata.

Może jestem cyniczny, ale uważam, że perspektywa

należenia do arystokracji i zamieszkania we wspania

łym zamku pozwoliła Soni pokonać tęsknotę za do

background image

mem! Widzisz więc, moja słodka, że nie ma powodów,

dla których nie moglibyśmy zamieszkać tu wszyscy!

- Zatem Keiron będzie miał w Anglii oboje rodziców?

- Większość czasu będzie spędzał z nami, ponieważ Sonia uważa, że

Roger jest zbyt stary i słaby, aby przez cały czas mieć koło siebie dziecko.

Keiron ucieszy się, kiedy się dowie, że wszyscy będziemy mieszkać w tym

samym kraju!

- To... to niemożliwe. Jesteś tu i zostajesz?

- Masz to jak w banku! - Pocałował ją delikatnie. - Powinienem ci jeszcze

powiedzieć - wyszeptał jej do ucha - że gdy tylko weszłaś, Lily zabrała

Amy na herbatkę do swojej przyjaciółki.

Rosie spojrzała na niego i zaczęła się śmiać.

-

Andy, ty intrygancie! Nie wierzę, że to się naprawdę dzieje!

Rosie poczuła, że ogarnia ją teraz wręcz cały ocean szczęścia. Jakby była

to najnaturalniejsza rzecz na świecie, zarzuciła Andy'emu ręce na szyję i

pocałowała go w usta. Potem on odsunął się i popatrzył na nią z taką

czułością i miłością, że jej serce zaczęło skakać z radości.

-

Moje kochanie - wyszeptał - przez co ty musiałaś przejść, próbując

sama sobie z tym wszystkim poradzić? Obiecaj mi, że nigdy, przenigdy

niczego przede mną nie będziesz ukrywać!

Pocałował ją namiętnie, językiem rozchylając jej wargi, rękami błądząc

po jej ciele. Rosie poczuła, że cała rozpływa się z pożądania, o którym tak

często ostatnio marzyła. Pociągnęła Andy'ego za sobą w dół, na dywanik

naprzeciwko kominka. Ich oczy spotkały się na chwilę. Potem z cichą

zgodą zaczęli się rozbierać.

-

Rosie, moja piękna Rosie - rzekł Andy stłumionym głosem,

background image

obsypując jej ciało pocałunkami. - Tyle czasu... Czy wiesz, jak bardzo cię

kocham, jak często marzyłem o tym, żeby znów się z tobą kochać?

-

Tym razem - szepnęła - nie musisz mnie pytać, czy naprawdę chcę,

żebyś się ze mną kochał. Chyba o tym wiesz!

Czas zatrzymał się, gdy ich ciała ponownie połączyły się we wspaniałym,

namiętnym spełnieniu.

-

Hej, Amy! - zawołał Keiron. - Nie upuść wszystkich sztućców na

podłogę! Przynieś ciasto, które robiłaś z Lily.

Amy przydreptała z powrotem, niepewnie trzymając w rękach talerz

dobrze wypieczonych bułeczek. Za nią szła Lily z tacą przepysznie

wyglądających kanapek.

-

Proszę, Keiron. Postaw to na środku stołu. Za minutkę powinni tu

być...

Lily była zaczerwieniona i przejęta. Rano, nie mogąc usiedzieć na

miejscu, posprzątała cały dom, od góry do dołu. Podeszła do okna i

wyjrzała, po czym pisnęła cicho.

-

Szybko, kochani! Już podjeżdżają!

Cała trójka podbiegła do drzwi i otworzyła je na oścież. Andy pomagał

Rosie wysiąść z samochodu. Odwrócił się i uśmiechnął do nich. Na

transparencie, który Keiron umieścił nad drzwiami, widniał napis z

dużych, czerwonych liter: WITAMY NOWE MALEŃSTWO. Słowa

otaczał jaskrawy wzorek z zakrętasów i krzyżyków - dzieło Amy.

Rosie szła ścieżką, trzymając w ramionach owinięty w biały szal

pakunek, z którego wystawała różowa buzia.

-

Keiron, Amy - powiedziała cicho - wasza mała

siostrzyczka nie mogła się już doczekać, żeby was po

background image

znać. Chodźcie przywitać się z Carlą!

Dzieci otoczyły Rosie i patrzyły na maleńkie dziecko w skupieniu.

Keiron ostrożnie wyciągnął rękę i pogłaskał małą po policzku. Spojrzał na

Rosie i uśmiechnął się.

- Teraz mam dwie siostry, prawda? Następnym razem chciałbym brata,

dobrze?

- Och, brat... to już całkiem inna opowieść - mruknął Andy z

zadowoleniem. I przytulił swą rodzinę do siebie.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Campbell Judy Świat za szybą
Dz.U. 1974 Nr 245 poz. 141 - Kodeks Pracy Dział X, BHP, Ustawy i rozporządzenia
Campbell Judy Życz mi szczęscia
Campbell Judy Świat za szybą
Campbell Judy Ukryte marzenia
M256 Campbell Judy Kawaler do wziecia
401 Campbell Judy Druga żona
Campbell Judy Kawaler do wiecia
163 Campbell Judy Wreszcie mamy rodzinę
Campbell Judy Medical Duo 475 Życz mi szczęścia
Campbell Judy Wspólnicy mimo woli(1)
256 Campbell Judy Kawaler do więcia
3 c) Mój kolega inaczej się porusza karta pracy nr 3, FOLDER I Mój kolega inaczej się porusza
czterolatek to dobry kolega tydz IV 23-27.11.2009 plan pracy listopad, przedszkole, 4-latki
3 a) Mój kolega inaczej się porusza. Karta pracy nr 1, FOLDER I Mój kolega inaczej się porusza
3 c) Mój kolega inaczej się porusza karta pracy nr 3, FOLDER I Mój kolega inaczej się porusza

więcej podobnych podstron