Joanne Rock
Kolejna noc rozkoszy
Tłumaczenie: Katarzyna Ciążyńska
HarperCollins Polska sp. z o.o.
Warszawa 2022
Tytuł oryginału: The Heir
Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2021
Redaktor serii: Ewa Godycka
© 2021 by Joanne Rock
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o.,
Warszawa 2022
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin
Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji
części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek
podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych –
jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi
znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i
zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym
do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą
być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books
S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A
ISBN 978-83-276-8224-6
PROLOG
Zmęczona długą nocną podróżą Nicole Cruz była jeszcze
w niedzielę w łóżku, kiedy zadzwonił jej telefon.
Odebrała go niezbyt przytomna. Po północy wsiadła do
samolotu lecącego do San Francisco, we własnym łóżku
w San Jose znalazła się dużo później. To była pierwsza noc od
dwóch tygodni, którą spędziła w swoim domu, więc padła jak
nieżywa.
- Słucham? – Podparła się na łokciu, odsuwając z oczu
splątane włosy, by zerknąć na ekran, i uświadomiła sobie dwie
rzeczy jednocześnie.
Po pierwsze to było połączenie wideo.
Po drugie osobą, która niej dzwoniła, był Desmond Pierce,
bogaty i wpływowy właściciel hotelu z kasynem, który pokrył
koszty podróży jej i siostrzeńca Matthew z Wyspy Księcia
Edwarda, by oboje stawili się na jego prośbę w Montanie.
Nicole stwierdziła jednak, że zanim tam dotrze, musi najpierw
zatrzymać się w San Jose i wziąć stąd parę rzeczy.
W rzeczywistości chodziło o to, by podrzucić Matthew do
szkoły z internatem. Nie wyjawiła Desmondowi, że nie
zamierza przywozić chłopca do Mesa Falls, gdzie mieli
porozmawiać na temat nieznanego dotąd ojca Matthew.
- Dzień dobry, Nicole – rozbrzmiał niski głos Desmonda,
gdy jego obraz pojawił się na ekranie.
Jego ciemne włosy wyglądały na świeżo ostrzyżone, ale
tylko po bokach, na czubku głowy pozostały dłuższe
i niesforne. Miał na sobie szyty na miarę garnitur
w europejskim stylu, a jego szare oczy wpatrywały się w nią
z niezwykłą uwagą, przypominając jej, że ona z kolei ma na
sobie skąpą różową piżamę.
- Desmond – odezwała się, zasłaniając się poduszką. –
Ja… pewnie nie powinnam była odbierać telefonu.
Jej puls przyspieszył. Głos Desmonda spodobał się jej już
za pierwszym razem, gdy na początku tygodnia rozmawiali.
Ale to jego widok wyostrzył jej zmysły i sprawił, że była
w pełni świadoma jego spojrzenia i własnego negliżu. Co
prawda nie zdejmował oczu z jej twarzy, przysięgłaby jednak,
że dostrzega w nich cień rozbawienia.
- Wolisz do mnie oddzwonić w bardziej odpowiednim
momencie? – spytał obojętnym tonem, jakby nie wiedział, że
jego rozmówczyni wciąż leży w łóżku. – Chciałem tylko
przekazać ci szczegóły dotyczące dzisiejszego lotu.
Nie mógł jej wysłać esemesa?
Wolała mieć tę rozmowę za sobą, bo już i tak dręczyły ją
wyrzuty sumienia, że poleci sama.
- Możemy porozmawiać teraz – zapewniła z fałszywą
swobodą, starając się nie wiercić, by przypadkiem za dużo nie
pokazać. – I tak powinnam już wstać. Mam jeszcze sporo do
zrobienia przed wyjazdem na lotnisko.
- Nadal mogę przysłać po ciebie samochód – zaoferował,
stukając w ekran tabletu.
Siedział za ładnym mahoniowym biurkiem. Rząd okien za
jego plecami z widokiem na Bitterroot Mountains mówił jej,
że Desmond jest już w Mesa Falls.
Nie było go na ranczu przez tych kilka tygodni, gdy tam
pracowała. Tuż po Bożym Narodzeniu zatrudniła się pod
fałszywym nazwiskiem w dziale obsługi gości z nadzieją, że
dowie się czegoś więcej na temat współwłaścicieli rancza.
W minionym roku, przed śmiercią z powodu anewryzmu
mózgowego, jej siostra Lana dała jej do zrozumienia, że jeden
z mężczyzn z Mesa Falls może być ojcem Matthew. Niestety
Nicole została bezceremonialnie wyrzucona z pracy, nim
dotarła do prawdy.
Desmond Pierce twierdził, że doszło do tego bez wiedzy
współwłaścicieli.
Jednak
w
tamtym
momencie
niespodziewane zwolnienie kazało jej z nieufnością traktować
szefów Mesa Falls.
Zabrała siostrzeńca na Wyspę Księcia Edwarda, by tam
odpocząć i przemyśleć sytuację.
Była wstrząśnięta, gdy po jakimś czasie dowiedziała się,
że śledzi ją prywatny detektyw zatrudniony przez Desmonda.
Całymi dniami próbowała go zgubić, w końcu jednak poddała
się, gdy detektyw po raz trzeci poprosił ją, by skontaktowała
się z Desmondem.
Do tej pory przeprowadzili dwie krótkie rozmowy
telefoniczne. Dopóki nie pozna jego motywów, będzie trzymać
siostrzeńca w szkole z internatem, gdzie chłopiec czuł się
bezpiecznie. Poza tym Matthew, dziecko ze spektrum
autyzmu, po śmierci mamy naprawdę dużo przeszedł.
- Mogę sama pojechać na lotnisko. – Nie chciała korzystać
z jego pomocy, jeśli nie było to konieczne. Wystarczy, że
wysłał po nią swój samolot. – Mam jechać na Reid-
Hillview? – spytała, podając nazwę prywatnego lotniska
najbliższego jej domu.
- Tak – potwierdził, po czym wstał i zapiął marynarkę. –
Pilot przyleci po was o pierwszej, ale zaczeka, aż będziesz
gotowa, więc proszę się nie spieszyć.
Poczuła ucisk w piersi z powodu wyrzutów sumienia, ale
szybko je stłumiła. Nie będzie się czuła winna tylko dlatego,
że robi dla Matthew to, co jest dla niego najlepsze. W drodze
na lotnisko podrzuci go do szkoły.
- Potrzebuję trochę więcej czasu. – Nie wspomniała
o swoim domniemanym towarzyszu podróży i wstała,
przyciskając poduszkę do piersi. – Chyba uda mi się dotrzeć
tam na drugą.
- Doskonale. – Nagrodził ją uśmiechem, który pewnie
mógłby oczarować bardziej światowe kobiety niż ona.
Niezaprzeczalnie miał w sobie coś pociągającego. – Jestem
wdzięczny, że zgodziłaś się ze mną spotkać.
Jego sposób bycia sugerował, że jest w stanie osiągnąć
wszystko. Cóż, bogactwo daje ludziom ten rodzaj pewności
siebie. Desmond pragnął, by Nicole i jej siostrzeniec przybyli
do Montany, więc kazał ich śledzić tak długo, aż Nicole
przystała na jego warunki.
Tak przynajmniej sądził. Nie wiedział, że Nicole zamierza
trzymać go z dala od chłopca.
- Ta decyzja nie przyszła mi łatwo – przypomniała mu.
Chciała, by wiedział, że nie zgodzi się bezkrytycznie na jego
żądania, kiedy dotrze do Montany. – Jeśli naprawdę chcesz ze
mną tylko porozmawiać, nie trzeba było wysyłać detektywa.
Obawiała się, że Desmond i przyjaciele – z których każdy
teoretycznie mógł być ojcem Matthew – zechcą pozbawić ją
prawa do opieki nad chłopcem. Lepiej, by Desmond z góry
wiedział, że to nie wchodzi w grę.
Zacisnął zęby, ale nie zaprzeczył.
- Wybacz, nie wiedziałem, jak inaczej naprawić zło, które
cię u nas spotkało. Otrzymasz rekompensatę za
nieuzasadnione zwolnienie.
Przyglądała mu się, szukając śladu ukrytego motywu, ale
jego oczy niczego nie zdradzały. Choć Nicole zaczynało
brakować środków na prywatne śledztwo, nie przyjęłaby
pieniędzy od mężczyzny, który miał już i tak dużą władzę.
- Nie jestem tym zainteresowana. Przylecę do Montany
tylko po to, żeby poznać prawdę na temat związku Matthew
z Mesa Falls.
Chyba usłyszał jej stanowczy ton, bo nie podjął dyskusji.
Ale też nie przytaknął.
- Chcę ci pomóc znaleźć wyjaśnienia, których szukasz. –
Patrzył na nią bez mrugnięcia okiem.
Czy mogła ufać jego słowom? Czy raczej chciał
dopilnować, by nie dowiedziała się zbyt wiele? Nie miała
pojęcia. Tak czy owak nie pozwoli, by Desmond Pierce
pokrzyżował jej szyki.
I za nic nie dopuści, by jego charyzma zaburzyła jej
samokontrolę. Nic nie było ważniejsze dla Nicole niż ochrona
interesów siostrzeńca.
Kiedy kiwnęła głową, Desmond podjął:
- Czekam niecierpliwie na spotkanie, jak tylko wylądujesz.
Proszę się ciepło ubrać, zapowiadają śnieżycę.
Wiedziała, że Desmond spotka się z nią osobiście, mimo to
na myśl, że po opuszczeniu samolotu po raz pierwszy stanie
twarzą w twarz z tym mężczyzną, przeszedł ją dreszcz.
Jedynym mężczyzną od ponad roku, który widział ją
w negliżu.
Odsuwając na bok tę myśl, powiedziała:
- Do zobaczenia. I dziękuję. – Rozłączywszy się,
sprawdziła, czy ekran zgasł, nim zdjęła z piersi poduszkę.
Musi wziąć prysznic, ubrać się, a potem przybrać
pokerową twarz. W drodze na lotnisko podrzuci Matthew do
szkoły, po czym wsiądzie na pokład prywatnego samolotu
Desmonda i poleci do Montany ustalić, co mężczyźni z Mesa
Falls ukrywają przed jej rodziną.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Parkując suva na opuszczonym parkingu za Ravalli
County Airport w Hamilton w Montanie, Desmond Pierce
wyłączył silnik. Śledził lot lekkiego gulfstreama, którym
lecieli jego goście, i obliczył, kiedy ma się tu pojawić, by
powitać Nicole Cruz i jej siostrzeńca.
Wiatr smagał wierzchołki pasma górskiego Bitteroot na
zachodzie. Gdy słońce zniżało się na niebie, przykryte
czapami śniegu góry rzucały długie cienie na dolinę. Desmond
okrążył główny hangar, kierując się do miejsca, gdzie samolot
właśnie się zatrzymał.
Razem z piątką przyjaciół kupili ten odrzutowiec
jednocześnie z Mesa Falls, gdzie sporo zainwestowali
w zrównoważone rolnictwo i gdzie po pewnym czasie
zbudowali luksusowy hotel, by móc się chwalić swoimi
inicjatywami.
Ranczo było ich hołdem dla przyjaciela, który zmarł przed
czternastoma laty, gdy wszyscy byli uczniami szkoły
z internatem w południowej Kalifornii. Aż do tej zimy
Desmond myślał, że zostawił już tamten koszmar za sobą.
Skandal, jaki wybuchł w Mesa Falls przed trzema miesiącami,
obudził duchy przeszłości.
Częściowo odpowiadali za to jego goście – pełna tajemnic
kobieta i jej trzynastoletni siostrzeniec, Matthew Cruz, którego
nieznany ojciec był kolejną zagadką, o której Desmond starał
się zapomnieć. Skoro jednak chłopca prawdopodobnie łączą
jakieś związki z właścicielami Mesa Falls, zdecydował się
porozmawiać z Nicole.
Tym razem przyszła jego kolej, by reprezentować ich
grupę. Poza tym podczas rozmów telefonicznych ta kobieta
wzbudziła w nim niepojętą ciekawość.
Nie miał zielonego pojęcia, dlaczego tego ranka wybrał
połączenie wideo. No i w efekcie widok Nicole w różowej
kusej koszulce nie dawał mu spokoju.
Zatrzymał się pod metalowym zadaszeniem nad jednym
z wejść do hangaru i czekał, aż drzwi samolotu się otworzą,
a członek ekipy naziemnej podwiezie schodki.
Przytupując, by pozbyć się śniegu z butów, przypomniał
sobie, co wie o Nicole z raportu detektywa. Podjęła pracę na
ranczu pod przybranym nazwiskiem, wykorzystując ten czas
na przyjrzenie się sześciu współwłaścicielom rancza. Uważała,
że jeden z nich może być ojcem jej siostrzeńca, którego matka
zmarła nagle na chorobę mózgu.
Przed śmiercią siostra Nicole zasugerowała, że ktoś
zbliżony do właścicieli rancza finansuje edukację Matthew.
Nicole chciała wiedzieć, dlaczego tak się dzieje.
Niestety po paru tygodniach została wyrzucona z pracy
przez swoją bezpośrednią przełożoną, która zaraz potem
odeszła z rancza. Nicole zabrała Matthew ze szkoły
z internatem i zniknęła, co zrodziło nieufność między nią
a właścicielami Mesa Falls.
Jeśli mają rozstrzygnąć, kto jest ojcem chłopca, Desmond
potrzebował współpracy Nicole. Gdy zaproponował, by
przyleciała do Montany, zgodziła się pod warunkiem, że
Desmond i jego partnerzy wykonają test na ojcostwo. Właśnie
otrzymali wyniki negatywne. Do tej pory Desmond nie
przekazał ich Nicole. Nie podał jej zbyt wielu informacji przez
telefon z obawy, że zmieni zdanie i nie pojawi się w Montanie.
Przy drzwiach samolotu pojawiły się jakieś cienie.
Desmond widział zdjęcia chłopca, więc wiedział, czego się
spodziewać. Włosy w kolorze piasku, szczupła figura
i brązowe oczy – niepodobny do nikogo znajomego.
Nicole miała falujące kasztanowe włosy i oczy równie
brązowe jak siostrzeniec. Detektyw dał mu zdjęcie zrobione
przez ochronę rancza w czasie, gdy dla nich pracowała.
Ranczem zarządzał wówczas Weston Rivera.
Desmond prowadził hotel z kasynem na północnym brzegu
jeziora Tahoe, więc ścieżki jego i Nicole nigdy się nie
skrzyżowały.
Stracona szansa? A może dobrze się stało, biorąc pod
uwagę zainteresowanie, jakie w nim wzbudziła, które nie
miało nic wspólnego z jej związkiem z Mesa Falls. Nie
wiedział, skąd mu się to wzięło. Tak, była bardzo ładna, ale
sama uroda nigdy mu nie wystarczała.
Kasyno, które prowadził, przyciągało pięknych i bogatych.
Nicole miała w sobie coś innego, jakiś ogień. Słyszał to w jej
głosie podczas rozmowy telefonicznej, dostrzegł to w jej
oczach podczas połączenia wideo.
Czekał na to spotkanie, by się przekonać, czy się nie
rozczaruje. Być może liczył na to, że fascynacja minie, choć
po ostatniej rozmowie Nicole zajmowała jeszcze więcej
miejsca w jego myślach.
Cienie wokół drzwi samolotu się przesunęły i Nicole
stanęła u szczytu schodów w beżowym płaszczu i czarnych
botkach do kolan. Jedną ręką w rękawiczce chwyciła się
poręczy, drugą usiłowała zapanować nad rozwiewaną zimnym
wiatrem burzą kasztanowych loków.
Jeżeli miał nadzieję, że jej magnetyzm przestanie na niego
działać, nadzieja ta wyparowała. W ciągu ośmiu lat, gdy
budował
swój
biznes,
nie
miał
problemu
z niezobowiązującymi relacjami, choć nie poświęcał kobietom
wiele czasu. Wszystko, co posiadał – czas i pieniądze –
zainwestował w stworzenie kasyna.
Teraz, choć wiatr był niemal lodowaty, zrobiło mu się
gorąco na sam widok Nicole Cruz.
Nagle spojrzała w stronę hangaru, jakby przywołana jego
myślami. Wyprostował się i ruszył jej na spotkanie.
W połowie drogi do metalowych schodków uprzytomnił
sobie, że jest sama. Pilot stał obok samolotu i rozmawiał
z pracownikiem zespołu naziemnego. Bagaż Nicole stał u stóp
rozkładanych schodów.
Bagaż. Jedna sztuka.
Pełen podejrzeń wrócił do niej spojrzeniem, ale przywitał
się uprzejmie.
- Witam, Nicole. – Zatrzymał się jakiś metr przed nią
i wyciągnął rękę. – Dziękuję, że się do nas pofatygowałaś.
Zacisnął palce na jej dłoni w skórzanej rękawiczce. Przez
moment zdawało mu się, że czuje jej ciepło. Była w butach na
obcasie, i jak na kobietę wysoka, więc ich oczy znajdowały się
na tym samym poziomie.
- Dziękuję za zaproszenie. Jestem tak jak ty
zainteresowana ustaleniem faktów dotyczących mojego
siostrzeńca – zapewniła go chłodnym tonem, zabierając rękę.
Mierzyli się wzrokiem w ostrym świetle latarni. Zdawało
mu się, że twarz Nicole jest pozbawiona makijażu, choć pełne
wargi miały głęboki jagodowy kolor.
Zwrócił też uwagę na jej dobór słów. Przyjechała tu
w sprawie podopiecznego, zaś Desmond był tu po to, by
chronić interesu mężczyzn, którzy byli dla niego jak bracia.
W związku z czym poznawanie jej bliżej, testowanie
erotycznego zainteresowania, jakie w nim obudziła, było
wykluczone.
Na policzek Nicole opadł kosmyk. Za jej plecami członek
załogi naziemnej zamknął drzwi, podczas gdy jakaś młoda
kobieta biegła w stronę pasa, wkładając na głowę zestaw
słuchawkowy.
- A skoro mowa o siostrzeńcu. – Desmond przeniósł
spojrzenie z Nicole na samolot i z powrotem, zastanawiając
się, co się stało. – Gdzie jest Matthew?
Wszyscy chcieli poznać chłopca, którego ich były mentor
Alonzo Salazar wspierał w tajemnicy finansowo. Może gdyby
go zobaczyli, dostrzegliby jakieś podobieństwo. Dojrzeliby
w jego rysach czy sposobie zachowania coś, czego nie
ujawniały zdjęcia.
- Wrócił do szkoły z internatem. – Sięgnęła po rączkę
płóciennej walizki na kółkach, jakby te kilka słów kończyło
dyskusję, którą prowadzili przez telefon, gdy pierwszy raz
poprosił, by przywiozła chłopca do Montany.
Irytacja Desmonda sięgnęła zenitu. Wziął od niej walizkę,
mimowolnie dotykając jej ręki, gdy w powietrzu rozległ się
szum kolejnego samolotu.
- Umówiliśmy się – przypomniał jej cierpko, bo nie
przywykł, by lekceważono jego polecenia.
W kasynie wszystko szło jak należy, ponieważ jego plany
wykonywano skrupulatnie. Nawet w Mesa Falls, gdzie
w końcu współrządził z kolegami, dyskutowano i osiągano
zgodę czy kompromis.
Otwarty bunt to było coś nowego.
Nicole na moment zacisnęła wargi, po czym rzekła:
- O ile pamiętam, na nic się nie umówiliśmy, bo nie
podobało mi się, że śledzi mnie twój detektyw. Mówiłam ci, że
Matthew źle znosi zmiany i musi wrócić do znajomego
otoczenia. A ty się upierałeś, żebym go tu przywiozła.
Wiatr się wzmógł. Pilot wrócił do kokpitu.
- Takie były warunki – przypomniał znów Desmond.
- Twoje, nie moje. – Jej oczy zabłysły ogniem, którego
brakowało w jej lodowatych słowach, odkrywając pasję, która
mogłaby go zaintrygować, gdyby mu się nie sprzeciwiła. –
Jestem tu i rozwiążę tę zagadkę z tobą albo bez ciebie. Więc
jak? Mam jechać z tobą do Mesa Falls czy nie?
Kilka minut później siedziała na siedzeniu pasażera
luksusowego czarnego suva, który mknął na zachód w stronę
pasma górskiego Brittany i rancza Mesa Falls.
Długa cisza, jaka zapadła po prośbie Desmonda, by Nicole
mu towarzyszyła, świadczyła o tym, że Desmond nie cieszy
się z faktu, że nie chciała tańczyć jak jej zagrał.
Skupiła się więc na widokach za oknem - górskich
szczytach, polach, na których gdzieniegdzie wyrastała szopa
czy stodoła. Miała dość przejmowania się tym, co o niej myślą
mężczyźni z Mesa Falls. Jej jedyną troską było znalezienia
ojca Matthew i doprowadzenie do tego, by wziął finansową
odpowiedzialność za syna.
Choć edukacja Matthew była dotąd opłacana z tantiem za
książkę Salazara, nie była do końca zadowolona z tego
rozwiązania. Matthew posiadał wyjątkowe zdolności
i potrzeby, o które dbała szkoła znaleziona jeszcze przez Lanę,
jej siostrę. Ból po stracie Lany wciąż zaskakiwał Nicole
w najmniej spodziewanych momentach i bywał tak ostry, że
często nie mogła oddychać.
Świadomość, że jest Mattie, była dla niej pocieszeniem.
Zdawała sobie też sprawę, że chłopiec cierpi bardziej niż ona,
bo przecież stracił matkę. Fakt, że Lana zmarła, nie
wyjawiając niczego na temat ojca Matthew poza sugestią, że
ogromną pomocą dla syna jest słynna książka Salazara,
ogromnie skomplikował życie Nicole.
Była projektantem graficznym i pracowała jako wolny
strzelec, więc mogła zrobić sobie wolne i szukać odpowiedzi
na nurtujące ją pytania, ale tygodnie śledztwa zamieniały się
w miesiące, a oszczędności się kurczyły. Nie stać jej było na
luksus odrzucenia oferty Desmonda, który sfinansował jej
podróż do Montany.
Nie mogła jednak ignorować potrzeb siostrzeńca dla
mężczyzny, który siedział teraz za kierownicą. Odwracając się
do niego, przyjrzała mu się dokładniej. Złość nie pozbawiła go
atrakcyjności. Myśl o ich porannym połączeniu wideo, gdy tuż
po przebudzeniu ujrzała jego twarz na ekranie, prawie jej tego
dnia nie opuszczała.
Ten mężczyzna o szarych pochmurnych oczach,
z ciemnymi włosami i lekkim zarostem, który aż się prosił
o dotyk kobiecej ręki, stanowił nie tylko miły dla oka widok.
Nie chodziło też wyłącznie o atrakcyjną męską sylwetkę,
której nie ukrywała czarna wełniana kurtka i gruby beżowy
sweter. Było coś nieuchwytnego w sposobie, w jaki na nią
patrzył i w jaki mówił, co poruszało ją do głębi.
Było to niepojęte zjawisko, którego wcześniej nie
doświadczyła. Kilku mężczyzn, którzy pojawili się w jej
życiu, znalazło się tam ze względów praktycznych – ktoś na
przykład umówił ją z przyjacielem, bo łatwiej było
zorganizować grupową randkę. Jakoś jednak nie zdarzały się
jej gorące spotkania, który były udziałem innych kobiet.
Jedno spojrzenie na Desmonda, jedna chwila, gdy poczuła
tę chemię, pokazywały jej, co straciła. Wydawało się
niesprawiedliwe, że świat postawił tego mężczyznę na jej
drodze właśnie teraz, gdy powinna koncentrować się na
siostrzeńcu.
Z trudem pohamowała westchnienie irytacji. Nie mogła
już znieść tej ciężkiej ciszy. Miękkość kosztownej skóry nie
działała kojąco, wykonane na zamówienie wnętrze
przypominało tylko, jak wielkie bogactwo i jaką władzę ma
ten człowiek.
- Nie wiem, czy rozwiążemy zagadkę ojca Matthew, jeżeli
nie będziemy rozmawiać – zauważyła, rozpinając płaszcz,
skoro nie stała już na przejmującym zimnie.
A może chciała ochłodzić temperaturę swoich myśli.
Desmond zacisnął palce na kierownicy. Słońce schowało
się za pokrytymi śniegiem wierzchołkami gór, malując niebo
fioletem i złotem.
- Wymyślimy nowy plan. – Zerknął na nią z ukosa. – Nie
mamy wyboru.
Domyślała się, że nadal jest na nią zły.
- Chyba się nie spodziewasz, że poczuję się winna, robiąc
dla Matthew to, co jest najlepsze. – Na podstawie rozmów
telefonicznych z Desmondem spodziewała się innego
zachowania. W końcu ułatwił jej podróż do Montany
i zmniejszył jej obawy związane z powrotem do tego
miejsca. – Nie będę przepraszać za to, że opiekuję się nim
najlepiej, jak potrafię. Tyle jestem siostrze winna.
Z przerażeniem usłyszała, że głos jej się załamuje. Nie
okaże teraz słabości. Choć myśl, że już nigdy nie ujrzy Lany,
wciąż działała na nią obezwładniająco.
Zamrugała i wyjrzała przez okno, za którym niebo
pociemniało. Niedaleko drogi rolnik obrabiał pole w świetle
reflektorów ciągnika.
Jeśli Desmond usłyszał w jej głosie emocje, nie okazał
tego.
- Jaki jest Matthew? – spytał miękkim głosem.
- Błyskotliwy – odparła bez wahania, wdzięczna za zwrot
w rozmowie. – Im więcej czasu z nim spędzam, tym bardziej
podziwiam siostrę, że dostrzegła jego wyjątkowe zdolności
i znalazła szkołę, która pozwala mu je rozwijać. Jest świetny
z matematyki, ma nadzwyczajną pamięć do faktów. Naprawdę
dobrze rysuje, dzięki czemu mamy wspólny temat, bo ja
jestem grafikiem.
Była zafascynowana szkicami wieżowców i miejskich
pejzaży, które Matthew wykonał na wyspie. Wyprawa
zorganizowana w ostatniej chwili miała na celu trzymanie
chłopca z dala od mediów na wypadek, gdyby informacja, że
korzystał z tantiem za książkę Salazara, dostała się do prasy.
Desmond zapewnił ją, że nikt o tym nie wie.
Skręcił z drogi okręgowej na prywatną, przy okazji
odsłaniając nadgarstek, a na nim srebrny zegarek Patek
Phillipe, który kosztował więcej, niż Nicole zarabiała w ciągu
roku.
- Jak się czujesz w roli opiekunki trzynastolatka? – spytał
z zaskakującym zrozumieniem, a nawet z troską.
- Szczerze? – Pomyślała o tym, jak bardzo jej życie
zmieniło się od śmierci siostry. – To jest trochę przytłaczające.
- Chyba każdy rodzic trzynastolatka przyznałby, że to
ciężka praca. – Kiwnął głową mężczyźnie na ciągniku.
- Nie chodzi o Matthew – zapewniła go. Nie chciała
przedstawiać swojego słodkiego siostrzeńca w fałszywym
świetle. – Po prostu martwię się, czy dobrze postępuję. Budzę
się w nocy spanikowana, że zrobiłam coś nie tak z jego
ubezpieczeniem. Albo że źle wypełniłam jakiś formularz na
stronie szkoły.
Telefon Desmonda odezwał się przez bluetooth na desce
rozdzielczej.
Wyłączył go, poświęcając całą uwagę Nicole.
- Podobno tak wygląda rodzicielstwo. Jeśli się martwisz,
czy robisz dobrze, to pewnie robisz dobrze.
Przez moment zdawało jej się, że w jego tonie słyszy nutę
tęsknoty. Jedno spojrzenie na jego nieczytelną twarz pokazało
jej, że się myli. Wszystko w tym mężczyźnie świadczyło
o tym, że urodził się w uprzywilejowanej rodzinie, a na
dodatek chodził do ekskluzywnej Dowdon School na
zachodnim wybrzeżu. Wszyscy właściciele Mesa Falls byli
uczniami tej prywatnej szkoły. Wykształciła ona wielu
członków amerykańskiej elity.
- Mam nadzieję, że to prawda. – Patrzyła przed siebie,
wypatrując rancza. – Czy twój detektyw dowiedział się czegoś
więcej na temat tego, kto odpowiada za moje nagłe zwolnienie
z pracy?
Na jego pozornie obojętnej twarzy zadrgał mięsień.
- Tak i zapewniam cię, że to żaden z moich partnerów.
Chciałbym, żebyś przeczytała jego raport. – Zerknął na nią. –
Zdaję sobie sprawę, że wszyscy będziemy mieć problem
z zaufaniem, ale zależy mi na wyjaśnieniu tej sprawy tak jak
tobie.
Trudno było nie słyszeć szczerości w jego głosie. Już
podczas rozmów przez telefon Nicole zrozumiała, jak bardzo
Desmond ufa swoim partnerom biznesowym. Pragnął oczyścić
ich nazwiska po skandalu związanym z książką napisaną przez
ich mentora, w której wykorzystano nieszczęścia innych ludzi.
Nicole nie podzielała tego zaufania.
Może Lana nie bez powodu ukrywała tożsamość ojca
Matthew. Może to nie był dobry człowiek.
- W porządku – zgodziła się, gdy przed nimi pojawił się
główny budynek rancza, który łączył konstrukcję z bali
z elegancją. Oświetlenie zewnętrzne przykuwało uwagę do
balkonów na piętrze i ogromnych okien wychodzących na
Bitteroot River. – Ale proszę pamiętać, że nie jestem jakąś
diwą, która musi rozpakować dwanaście walizek ciuchów.
Będę gotowa najwyżej za godzinę.
Desmond milczał. Pokonał podjazd i zatrzymał się przed
głównym wejściem z zadaszonym portykiem. Natychmiast
pojawił się parkingowy, ale Desmond powstrzymał go ruchem
ręki.
- Masz ochotę ma wczesną kolację? – Odwrócił się do niej,
patrząc jej w oczy.
- Zjadłam coś w samolocie. – W zasadzie nie skłamała.
Zjadła batonik proteinowy, który wzięła z domu. Poza tym im
szybciej zacznie poszukiwania, tym szybciej opuści
Montanę. – Mogę się dziś wieczorem spotkać z twoimi
partnerami, jeśli są wolni…
- Ja jestem dziś wolny. – Spojrzał na nią ze skupieniem,
tak jak się patrzy na jedyny plan zapisany w kalendarzu na
resztę tygodnia albo na jedyne danie w menu. – Spotkam się
z tobą w holu za godzinę i zabierzemy się do pracy.
Jej puls przyspieszył, jakby Desmond zasugerował coś
bardziej intymnego niż spotkanie biznesowe. Musi pamiętać,
że chodzi o siostrzeńca, i to niezależnie od chemii, jaka
niewątpliwie pojawiła się między nimi.
- Dobrze. – Skinęła głową, zła, że jej głos jest dziwnie
zdyszany. Zaciskając zęby, stłumiła obce jej emocje. – Do
zobaczenia.
Musiała nie zauważyć gestu, jaki Desmond wymienił
z parkingowym, bo ledwie wypowiedziała te słowa, drzwi od
jej strony się otworzyły.
- Witamy w Mesa Falls – powiedział młody mężczyzna
z uśmiechem, podczas gdy drugi wyciągał jej walizkę
z bagażnika. – Życzymy miłego pobytu.
Zakłopotana, mocniej owinęła się płaszczem.
Słowa, jakie wypowiedział Desmond, nim wysiadła,
poruszyły jej wszystkie zmysły.
- Już nie mogę się doczekać, Nicole.
ROZDZIAŁ DRUGI
Z głową przepełnioną myślami na temat Nicole wszedł do
nowoczesnej stajni obok padoku, gdzie na górze mieściły się
biura rancza. Choć nie tak okazałe jak jego gabinet w kasynie
w Tahoe, stanowiły godne dopełnienie tego miejsca.
Stajnie na dole utrzymywano w idealnym porządku, na
każdym boksie widniało imię ulokowanego w nim konia.
Trzymano tu konie najlepsze. Desmond zatrzymał się przed
ciężkimi drzwiami boksu, by pogłaskać pysk Sundancera,
konia rasy quarter horse, championa wyścigów i jego
ulubieńca. Kasztan potrząsnął dumnym łbem i zarżał, gdy
Desmond ruszył na górę.
Hodowla koni stanowiła ważną misję rancza. Prowadzili ją
na cześć Zacha Eldrigde’a, kolegi szkolnego, który zabił się
czternaście lat wcześniej, skacząc do wody ze skały podczas
konnej wycieczki.
Przyjaciele, którzy byli z Zachem w tamten weekend,
kupili wspólnie ranczo, by zachować pamięć o nim, choć się
nie zgadzali co do szczegółów jego śmierci.
Warunki do skoku były fatalne. Czy Zach wiedział, że nie
przeżyje? To pytanie nie dawało im spokoju. Zach był
najbliższym przyjacielem, jakiego Desmond miał, choć ich
przyjaźń trwała krótko.
Mesa Falls zawsze przywoływało wspomnienia Zacha,
więc dla Desmonda pobyt tutaj nie był łatwy, niezależnie od
tego, że przyjaciel nigdy nie był w Montanie. Wystarczyło, że
Desmond znalazł się w tym miejscu. A teraz na dodatek
istniało spore prawdopodobieństwo, że Zach jest ojcem
Matthew. Desmond spodziewał się, że Nicole ma mnóstwo
pytań. Zaczynając od tego, jak udowodnią ojcostwo Zacha.
Westchnął zirytowany. Skoro ma się spotkać z Nicole za
godzinę, nie ma sensu, by jechał do swojego domu na ranczu.
Pchnął drzwi biura i skinął głową asystentce, wdzięczny, że
była zajęta rozmową przez telefon, więc nie musiał wymieniać
z nią grzecznościowych uwag.
Otworzył swój prywatny gabinet na tyłach, a kiedy drzwi
się za nim zamknęły, opadł na skórzany fotel z wysokim
oparciem, stojący za biurkiem z nierdzewnej stali i szkła.
Obrócił się z fotelem i wyjrzał przez okno na góry, po czym
znowu westchnął.
Nicole zlekceważyła jego prośbę i nie przywiozła
siostrzeńca.
Jej słowa na temat rodzicielstwa odbijały się echem w jego
głowie, przypominając mu, że Nicole jest przede wszystkim
adwokatem swojego podopiecznego. Dla niego to był kłopot.
A jednocześnie jakaś jego część, emocjonalnie zaniedbana
przez własnych rodziców, cieszyła się z jej oddania chłopcu.
Jakie dziecko nie chciałoby mieć takiej osoby jak ona po
swojej stronie?
Fakt, że prawdopodobny syn najlepszego przyjaciela
dorasta bez ojca, był kolejnym wyrzutem sumienia Desmonda,
i tak już obciążonego tym, jak bardzo zawiódł Zacha.
Jego troska przykrywała niezaprzeczalne erotyczne
zainteresowanie Nicole. Zbyt często wracał myślami do
rozmowy wideo, gdy ujrzał jej przejrzystą kusą koszulkę.
Spotkanie z żywą Nicole nie wymazało tamtego wspomnienia
z pamięci.
Dzwonek interkomu zatrzymał taśmę złożoną z kuszących
obrazów, która przewijała się w jego głowie.
Przeklął pod nosem, choć powinien się ucieszyć, i nacisnął
przycisk.
- Tak?
- Miles Rivera do pana – powiedziała asystentka.
To Miles już wrócił z zachodniego wybrzeża? Jego
przyjaciel i partner z Mesa Falls musiał mieć ważną sprawę,
skoro opuścił Los Angeles, gdzie miał się spotkać ze swoją
ukochaną, gwiazdą mediów społecznościowych Chiarą.
- Poproś go – odparł Desmond i podniósł się w momencie,
gdy drzwi gabinetu otworzyły się i stanął w nich Miles.
Starszy z dwóch braci Rivera, który chodził z nim do
szkoły, w przeciwieństwie do Westona, swojego szalonego
brata, był spokojnym człowiekiem.
Desmond obszedł biurko i uścisnął mu rękę.
- Dobrze cię widzieć, Miles. – Wskazał na skórzany fotel
przy oknie z widokiem na padok. – Usiądziesz na chwilę?
- Oczywiście – odparł Miles lekko schrypniętym głosem.
Rozpiął granatową kurtkę i usiadł. Ubrany był zawsze
pierwszorzędnie. – Przylecieliśmy dziś z Chiarą,
postanowiliśmy spędzić dwa tygodnie w Mesa Falls. Podobało
jej życie w Montanie, z dala od ludzi.
Jego uśmiech nie budził wątpliwości. Desmond od dawna
nie widział, by jego poważny przyjaciel był szczęśliwy.
- Cieszę się, że wam się układa – powiedział, wiedząc, jak
Milesowi zależało na tym związku.
- Jestem diabelnie wdzięczny za tę drugą szansę. Ale
jestem też ciekaw twoich pierwszych opinii na temat naszego
gościa. Sądzisz, że Nicole chce narobić nam kłopotów?
Desmond zajął miejsce obok kolegi i już chciał zacząć
bronić Nicole, kiedy zdał sobie sprawę, że to nie ma sensu.
Wszyscy mieli powody, by mieć się na baczności przed
opiekunką Matthew Cruza.
- Trudno powiedzieć. Niewiele rozmawialiśmy w drodze
z lotniska, ale niedługo się z nią spotkam. Bardzo chce
rozwiązać tę zagadkę.
- Chyba wszyscy tego chcemy? – zauważył Miles, sięgając
do parapetu, by obrócić dekoracyjną klepsydrę z ciemnym
piaskiem.
Używali jej kiedyś jako bezgłośnego timera, kiedy ustalali
sprawy związane z ranczem.
- Wiesz, że nasza Alma Mater zarabia na nazwisku
Alonza, odkąd naszego byłego nauczyciela zdemaskowano
jako autora „Nowożeńców z Hollywood”?
- Nie. Ale jak? – Desmond był zbyt zajęty logistyką
sprowadzenia do Montany Nicole i Matthew, by zainteresować
się innymi sprawami.
- Dowdon School urządza w tym roku imprezę
charytatywną z okazji pięćdziesięciolecia.
- A, pamiętam. I wszyscy tam będziemy. – Potwierdził
swoje przybycie przed tygodniem.
- Zaczęli w mediach społecznościowych zamieszczać
reklamy na temat sławnych absolwentów, także na temat
książki Salazara. Coś w rodzaju: W Dowdon otrzymasz dostęp
do poufnych informacji. – Miles ironicznie zacytował reklamę.
Desmond podrapał się po głowie.
- Jak mogli uznać, że to dobry pomysł? Ta książka
zrujnowała życie wielu osób.
- Pewnie jacyś eksperci od mediów przekonali ich, że nie
ma czegoś takiego jak zła reklama. – Miles pochylił się do
przodu. – Rozmawiałem dziś z przedstawicielem szkoły, żeby
im przekazać moją opinię, i przy okazji przekonałem ich, żeby
nam wynajęli na weekend nasze dawne pokoje w internacie.
- Chyba nie chcesz tam nocować? – przeraził się
Desmond.
Po pierwsze pokoje były małe, a większość z nich
wybierała się z osobami towarzyszącymi. Po drugie ta
wycieczka przypomni im o Zachu.
- Rozumiem. – Miles klepnął Desmonda w ramię. –
Naprawdę. Ale ta gala to dla nas szansa na zamknięcie sprawy.
Pozostawienie tamtych chwil za sobą. Poza tym nie musimy
nocować w Dowdon. Możemy się tam napić drinka i pójść na
galę.
- Okej. – Desmond skinął głową. Rozumiał, że to dobry
plan, nawet jeśli przywoływał duchy przeszłości.
- Dobrze, że się zgadzasz. – Miles wstał, na jego twarzy
znów pojawił się lekki uśmiech. – Powiedziałem Chiarze, że
się z nią spotkam, więc już pójdę. Aha, Chiara organizuje jutro
kolację dla Nicole i Matthew, żebyśmy mogli poznać chłopca.
Desmond odprowadził go do drzwi.
- Co do tego…
- Nie zazdroszczę ci, że musisz zabawiać trzynastolatka –
dodał Miles, wyciągając telefon z kieszeni. – My z Westonem
byliśmy w tym wieku diabłami wcielonymi.
- Nicole nie przywiozła chłopca – rzekł Desmond
zirytowany.
Miles zatrzymał się w pół kroku, zapominając o telefonie.
- To była część umowy. Widząc go na żywo, moglibyśmy
dostrzec jakiś szczegół, którego nie widać na zdjęciu.
Desmond poczuł jeszcze większą potrzebę, by stanąć
w obronie Nicole. A przecież miał z jej decyzją ten sam
problem co teraz Miles. Nie mógł jednak zaprzeczyć, że jej
argumenty do niego nie przemawiały.
- Ona go chroni. – Przypomniał sobie minę Nicole, gdy
mówiła, że nie jest diwą. – Jest inna, niż sądziłem.
Miles zmarszczył czoło.
- Miejmy nadzieję, że trzyma się z dala od mediów. Nie
potrzebujemy więcej szumu wokół Alonza ani tej przeklętej
książki.
Desmond się z nim zgadzał. Wiadomość, że tantiemy
z książki ich mentora finansują edukację pozbawionego ojca
chłopca, byłaby sensacją samą w sobie. A gdyby ojcem okazał
się Zach – człowiek, o którego śmierci nie mówili – protest
byłby znaczący. Kto wówczas wsparłby zielone inicjatywy
rancza?
- Nie dopuszczę do tego. – Niezależnie od tego, jak wiele
miejsca w jego myślach zajmowała Nicole, Desmond
zamierzał bronić Mesa Falls. – Spytam Nicole o jutrzejszą
kolację, jeśli nadal chcesz się z nią spotkać.
Uzgodnili, że rano skontaktują się esemesowo, po czym
Miles wyszedł. W tym samym momencie telefon Desmonda
zasygnalizował nadejście wiadomości.
„Nie mogę siedzieć i czekać w holu. Spotkajmy się obok
tarczy do gry w rzutki w głównej sali”.
Desmond nie sprawdzał tożsamości nadawcy. Nicole nie
żartowała, mówiąc, że nie potrzebuje wiele czasu. Od ich
rozstania minęły trzy kwadranse.
Schował telefon do kieszeni i ruszył jej na spotkanie.
Zamykając jedno oko, skupiła uwagę na środku tarczy.
Z głośników płynęła stara piosenka country. Podłogę z kafli
zdobiły barwne azteckie dywany, a ich czerwienie i rudości
pojawiały się też na dekoracyjnych poduszkach i oprawionych
w ramki grafikach wiszących na ścianach z bali. Niewielki bar
oferował najlepsze trunki, których pilnował wypchany
amerykański bizon stojący obok stołu do bilardu. Stołki
barowe były obite czarno-białą skórą.
Przy pobliskim stoliku siedziały dwie starsze kobiety,
które rozmawiały, od czasu do czasu wybuchając śmiechem.
Poza nimi i dwudziestokilkuletnim barmanem zajętym swoim
telefonem nie było tam nikogo.
W tej części, gdzie znajdowały się gry, Nicole była sama.
Stół bilardowy nikogo nie przyciągnął, na środku leżały bile.
Na Nicole czekał jeszcze automat do gier.
Stojąc naprzeciwko tarczy do rzutków, usiłowała uspokoić
nerwy. Rzutki były wysokiej jakości, nie takie, jakie można
spotkać w większości pubów. Poruszyła nadgarstkiem,
wycelowała i rzuciła.
Za jej plecami rozległ się cichy gwizd.
Odwróciła się i zobaczyła szare oczy Desmonda wpatrzone
w tarczę z wynikami.
- Robi to wrażenie. – Uniósł brwi, po czym przeniósł na
nią wzrok.
Nie posiadała wielu umiejętności, które zrobiłyby
wrażenie na Desmondzie, ale ojciec nauczył ją nieźle grać
w swoją ulubioną grę.
- Grasz?
- Nie. – Obszedł stół bilardowy i oparł się ramieniem
o automat do gry, skąd mógł ją lepiej obserwować. – Jako
właściciel kasyna nauczyłem się unikać gier.
- To rozsądne. – Wyobrażała sobie, ilu ludzi straciło
pieniądze w jego kasynie. – Ale rzutki to nie jest gra, gdzie
decyduje przypadek. Wynik zależy od umiejętności.
- W pokerze też. Czasami takie gry są bardziej
niebezpieczne, bo gracze mają mylne wyobrażenie o swoich
umiejętnościach. – Spojrzał znów na tarczę. – Choć nie można
zaprzeczyć, że nieźle rzucasz.
- Możemy pograć dla zabawy. – Sięgnęła po zielone rzutki
do pudełka i trzy z nich podała Desmondowi.
Jego spojrzenie sprawiło, że wstrzymała oddech. Źrenice
miał tak powiększone, że otaczała je tylko cienka bladosrebrna
obwódka.
- Co? – spytała, nagle zbyt świadoma jego bliskości.
- Kusi mnie, żeby z tobą zagrać. – Pochylił głowę i zniżył
głos. – Ale najpierw powinniśmy porozmawiać.
W ustach jej zaschło. W głowie miała mętlik. Czy to
możliwe, że czuł to samo przyciąganie co ona? Czy tak jak
ona z nim walczył?
- Racja, po to tu przyjechałam. – Zaczęła grać, bo była
zdenerwowana. A teraz? Była jeszcze bardziej zdenerwowana.
I to z wielu powodów.
- Możemy porozmawiać w moim biurze – zaproponował,
chowając rzutki do pudełka. – Albo poszukajmy spokojnego
stolika gdzieś z tyłu.
Pomysł znalezienia się z nim sam na sam rozgrzał jej i tak
już rozpalone zmysły.
- Chodźmy popatrzeć na łyżwiarzy. – Wykorzystała
pierwszy pomysł, jaki wpadł jej do głowy.
Pracowała na ranczu, więc dobrze znała teren, a teraz
potrzebowała przestrzeni i powietrza.
- Obok lodowiska będzie przyjemnie. Widziałam przez
okno, że pali się tam ognisko.
- Wzięłaś coś ciepłego? – Rozejrzał się i dostrzegł na
oparciu krzesła płaszcz, który miała na sobie wcześniej. –
Temperatura spadła, odkąd odebrałem cię z lotniska. Na
pewno chcesz wyjść na zewnątrz?
Widząc jego dłonie sięgające po płaszcz, pomyślała o jego
dotyku.
- Potrzebuję świeżego powietrza.
Stanął za jej plecami i delikatnie położył płaszcz na jej
ramionach. Przeszedł ją dreszcz. Miała nadzieję, że Desmond
tego nie zauważył.
- A ty? – Odsunęła się od niego i spojrzała na jego czarną
koszulę, ciemne dżinsy i wysokie buty.
- Zostawiłem kurtkę u Simona. – To był jeden z jej byłych
kolegów zajmujących się obsługą gości. – Wezmę ją po
drodze.
Kilka minut później szli kamienną ścieżką wokół budynku,
a potem w stronę stawu, gdzie było lodowisko. Wokół niego
wciąż leżały zaspy śniegu, ale na ścieżkach uprzątniętych
przez pracowników nie było lodu.
- Nie zimno ci? – spytał, gdy dotarli do drewnianej ławki,
dość blisko, by widzieć lodowisko, a jednocześnie dość
daleko, by móc swobodnie rozmawiać.
- Nie – odparła, wdychając wieczorne powietrze.
Usiadła i z przyjemnością słuchała dźwięku ślizgających
się łyżew połączonego ze śmiechem i szumem rozmów
płynących z okolicy ogniska po drugiej stronie stawu.
- Jak się tu teraz czujesz? – Zajął miejsce obok niej. –
Mam nadzieję, że to nie jest dla ciebie krępujące.
Jego troska zbiła ją z tropu. Uciekła od niego spojrzeniem
i patrzyła na łyżwiarzy.
- Raczej nie. Nie pracowałam tu na tyle długo, żeby się
z kimś zaprzyjaźnić, i nie sądzę, żeby ktoś zastanawiał się, co
się ze mną stało.
Obserwowała młodego ojca trzymającego za rękę córkę,
która robiła na łyżwach pierwsze kroki. Miała cztery czy pięć
lat, rękawiczki na sznurku zwisały jej z rękawów płaszcza.
Ściskała rękę ojca obiema dłońmi i chichotała, kiedy ciągnął ją
po lodzie.
Gdy Desmond zamilkł, Nicole odwróciła się do niego
i zobaczyła, że jej się przypatruje. Wyciągnął rękę za jej
plecami i położył ją na oparciu ławki. Przysięgłaby, że czuje
jego ciepło, choć jej nie dotykał.
- Spędziłaś tu prawie miesiąc – zauważył. – Ludzie na
pewno zauważyli twoją nieobecność.
- Jestem trochę samotnikiem – oznajmiła, zbyt późno
zdając sobie sprawę, że to zbyt osobiste. Desmond nie musi
tego wiedzieć. Wyprostowała się, odsuwając się od jego
ręki. – Wspomniałeś, że wiesz, kto mnie zwolnił.
- Nasz detektyw to przebadał. Twoja przełożona odeszła
następnego dnia i ślad po niej zaginął, ale najwyraźniej dostała
polecenie od Vivian Fraser.
- Nie znam tego nazwiska.
- Do minionego tygodnia, kiedy to została aresztowana,
była asystentką Aleca Jacobsena.
Nicole wiedziała, że Jacobsen to jeden ze współwłaścicieli,
projektant gier.
- Ale twoja przełożona zakładała, że to polecenie Aleca.
Informacja o aresztowaniu przeraziła Nicole.
- Czemu ją aresztowano? – Mimowolnie położyła rękę na
kolanie Desmonda. – Czy Matthew coś grozi?
- Nie. – Przykrył jej dłoń. – Vivian została aresztowana za
nękanie Chiary.
- Tej gwiazdy mediów społecznościowych. – Teraz, gdy jej
panika osłabła, chętnie zabrałaby rękę, ale Desmond wciąż
trzymał na niej dłoń. – Zauważyłam, że zamieściła ostatnio
posty na temat Mesa Falls.
- Tak. – Kiwnął głową, a ona miała wrażenie, że to dłuższa
historia. – Vivian najwyraźniej czuła coś do Aleca. Uważała,
że grożąc Chiarze, chroni jego prywatność.
Nicole odchyliła głowę, by spojrzeć na gwiazdy. Usiłowała
to wszystko jakoś poskładać. Wysuwając rękę spod dłoni
Desmonda, położyła ręce na kolanach.
- Jak myślisz, czemu się mnie pozbyła? We mnie też
widziała zagrożenie? – Przypomniała sobie spędzony tu czas,
gdy próbowała dowiedzieć się czegoś więcej na temat Alonza
i ojca Matthew. – Tylko April Stephens, ta detektyw, która
zaglądała do książki Salazara, wiedziała, co tu robię.
- Ale April podzieliła się tym z Westonem Riverą, który
z kolei przekazał to pozostałym właścicielom. – Jego oddech
zamienił się w chmurkę, która na moment zawisła między
nimi.
Nagle Nicole zrobiło się zimno.
A może brakowało jej dotyku Desmonda?
- Więc wszyscy wiedzieliście, po co przyjechałam.
I myślisz, że Vivian też się dowiedziała? Od Aleca?
- Taka jest hipoteza. Powinniśmy wracać, bo się
przeziębisz.
Rękę, którą położył wcześniej na oparciu ławki, przeniósł
na jej plecy. Być może powinno ją to tylko ogrzać, ale nawet
przez płaszcz jego dotyk ją podniecał.
Czy on też to czuł?
- Wciąż wielu rzeczy nie wiem, czuję się zagubiona –
przyznała, nawiązując do swojego śledztwa, choć odnosiło się
to jednocześnie do magnetyzmu siedzącego obok
mężczyzny. – Wydaje mi się, że powinnam porozmawiać
z Chiarą, jeśli to możliwe.
- Chiara organizuje kolację, na którą przyjdą pozostali.
Będzie okazja do rozmowy. – Delikatnie pomasował jej
plecy. – Chodźmy do środka, Nicole. Na pewno jesteś
zmęczona po nocnej podróży i dzisiejszym locie.
- I wcześnie się obudziłam… – Urwała, uświadamiając
sobie, czyj telefon wyrwał ją ze snu.
Widziała Desmonda na ekranie. Jej zmysły się obudziły.
Co jej przyszło do głowy, by o tym wspomnieć?
Zobaczyła, że on też przypomniał sobie ten moment, bo
jego oczy pociemniały. Wstał i pociągnął ją za sobą.
- Ponieważ to moja wina, tym bardziej czuję się
zobowiązany zaprowadzić cię do hotelu. Wyśpisz się, a jutro
wyślę ci esemesa na temat kolacji, żebyś mogła poznać Chiarę
i pozostałych.
Nicole skinęła głową. Nie ufała swoim słowom, bała się,
że znów ją zdradzą.
Tego ranka po przebudzeniu ujrzała Desmonda na ekranie
telefonu. Była przekonana, że tego wieczoru położy się spać
z jego obrazem pod powiekami.
ROZDZIAŁ TRZECI
Nazajutrz późnym rankiem Desmond był na strzelnicy
sam. Na górskiej łące znajdowała się strzelnica kryta, gdzie
goście mogli ćwiczyć trafianie do celu znajdującego się
w odległości do czterystu metrów. Desmond leżał na brzuchu
na niewielkim wzniesieniu z boku strzelnicy, gdzie pracownik
rancza czekał, by zabrać od niego broń.
Stalowe cele Desmonda znajdowały się ponad tysiąc
metrów dalej, a strzelanie było sporym wyzwaniem z powodu
wiejącego od gór bocznego wiatru. Leżał tu już prawie
godzinę, wyczekując i celując, gdy wiatr się uspokajał.
Miał nadzieję oczyścić głowę po niespokojnej i prawie
nieprzespanej nocy wypełnionej myślami o Nicole. Jak dotąd
nic nie działało. Nadał pragnął jej jak żadnej innej kobiety,
a mówienie sobie, że nie wolno mu się nią interesować,
niczego nie zmieniało.
Musi jednak postawić przyjaźń z Zachem – lojalność
wobec przyjaciela i partnerów – ponad fascynację Nicole.
Gdyby jej uległ, przestałby patrzeć na nią obiektywnie,
a potrzebował obiektywizmu, by rozwikłać tajemnicę ojca
Matthew. Może to była próżna nadzieja, że leżąc w śniegu,
schłodzi głowę. Ale Desmond rzadko bywał na tej strzelnicy,
więc postanowił z niej skorzystać.
Porywy wiatru na moment ucichły. Desmond skupił się na
oddechu i położył palec na spuście.
Wdech. Wydech.
Był gotowy strzelić pod koniec kolejnego wydechu,
patrząc na cel przez szczerbinkę. Gdy delikatnie nacisnął
spust, w jego głowie odezwał się niechciany głos.
Patrz w jeden punkt, to nie chybisz.
Rozległ się huk wystrzału. Desmond przeklął się w duchu
za to, że na chwilę dopuścił do siebie głos ojca.
- Nieźle! – zawołał pracownik. – O włos od środka.
Co było pudłem według człowieka, który ciągnął
Desmonda na polowania, kiedy ten był za mały, by nosić
strzelbę. Zabezpieczywszy broń, Desmond wyjął z uszu
zatyczki i podniósł się na nogi. Schodząc ze wzniesienia, pod
zadaszeniem dojrzał drugą postać.
Gage Striker, jeden z partnerów. Nowozelandczyk
z urodzenia, lekkoduch z usposobienia, co nie podobało się
jego rodzinie, która miała ambicje polityczne.
Gage był bankierem inwestycyjnym, po czym został
aniołem biznesu, zyskując sporo wolnego czasu, co zdarzyło
się po raz pierwszy od czasów, gdy pracował dwadzieścia
cztery godziny na dobę. Niedawno spotkał się powtórnie
z Eleną Rollins, którą poślubiłby przed sześcioma laty, gdyby
nie interwencja jego ojca.
- Gage. – Desmond przywitał go kiwnięciem głowy, po
czym oddał broń. – Czekasz na swoją kolej? Boczny wiatr
przeszkadza, ale nie wieje bez przerwy.
- Nie. Czekam, żeby z tobą pogadać, jeśli masz chwilę. –
Wskazał na czekający nieopodal pojazd terenowy.
- Skąd wiedziałeś, gdzie mnie szukać? – Desmond
spakował zatyczki oraz słuchawki i dołączył do Gage’a. Śnieg
był tu dobrze ubity, strzelnica przez cały rok cieszyła się
popularnością wśród gości.
- Kiedy cię nie zastałem w domu, pomyślałem, że tu cię
znajdę. – Gage siadł za kierownicą i przekręcił kluczyk
w stacyjce. Na szczęście nie skomentował zwyczaju
Desmonda, który strzelał dla rozładowania stresu.
To naprawdę nie miało sensu, bo to ojciec, którego coraz
mniej lubił i którego często się bał, nauczył go strzelać.
Z biegiem lat jego umiejętności przewyższyły umiejętności
ojca i dobrze się czuł ze świadomością, że lepiej radzi sobie
z bronią niż jego wróg. Ojciec zmarł na atak serca prawie
dziesięć lat temu, ale dziedzictwo, które po sobie pozostawił,
co jakiś czas wypływało na powierzchnię.
Desmond wśliznął się na miejsce pasażera. Wciąż ciążyła
mu frustracja po nieprzespanej nocy. Nie czuł potrzeby
dzielenia się tym z Gage’em. Istniało mnóstwo innych
powodów, dla których wszyscy byli tego tygodnia spięci.
- Kiedy przyjechałeś? – Desmond wyjął rękawiczkę
z kieszeni i wciągnął ją na rękę, którą naciskał spust. – Elena
jest z tobą?
- Tak, przylecieliśmy dziś rano. Zdenerwowała się, kiedy
się dowiedziała, że Chiara była nękana przez asystentkę
Aleca. – Gage wrzucił bieg i ruszył w stronę domu
Desmonda. – Chciałem, żeby trzymała się od tego z daleka do
czasu, gdy dotrzemy do sedna tego bajzlu, ale kiedy usłyszała,
że Nicole i Matthew mają tu przyjechać, zabukowała dla nas
najbliższy lot.
Gage i Elena byli w Los Angeles, gdzie Elena miała
apartament. Gage mieszkał w Dolinie Krzemowej i tam
właśnie zamierzali osiąść. Elena była influencerką modową
i lifestylową działającą w mediach społecznościowych. Chiara
namówiła ją, by rozwinęła swój talent do projektowania.
- Czyli przyjechaliście w samą porę na kolację z Nicole
Cruz – zauważył Desmond.
- Tak, Miles przysłał nam rano esemesa. – Gage
przyspieszył, gdy wjechali na drogę biegnącą wzdłuż pola,
które wiosną mieli wykorzystać jako pastwisko. Często
zmieniali miejsce pastwisk, to był element ich ekologicznych
praktyk. – Chciałem poznać twoją opinią, zanim się spotkamy.
- Na jaki temat? – Desmond chwycił się drążka, gdy
nabierając prędkości, pojazd podskoczył.
- Ojca Matthew Cruza. Chiara utrzymuje, że widziała, jak
Zach całuje siostrę Nicole, Lanę Allen, nauczycielkę
praktykantkę w szkole w Dowdon.
Desmond pamiętał Chiarę z ich szkolnych lat, nim
przybrała nowe imię i nazwisko dla potrzeb mediów
społecznościowych. Kara Marsh chodziła wówczas do
żeńskiej szkoły w Dowdon. Zadurzyła się w Zachu i była
zrozpaczona, widząc, jak całował Lanę tydzień przed swoją
śmiercią.
Czy siostra Nicole naprawdę polowała na nastolatka? Jeśli
to prawda, Zach ukrył to przed przyjaciółmi. Lana była wtedy
młoda – miała ledwie dwadzieścia lat, a Zach siedemnaście.
Ale Zach był uczniem i podopiecznym szkoły, więc taka
relacja byłaby przestępstwem.
- Wiem. – Desmond czuł pulsowanie w skroniach
spowodowane stresem z powodu powrotu do przeszłości.
Miles podzielił się z nimi rewelacją Chiary parę dni wcześniej,
ale ta wieść została przesłonięta przez aresztowanie Vivian
Fraser. – Jeszcze nie pytałem o to Nicole. Nie chcę jej
kierować w stronę Zacha, dopóki nie przekonamy się, co ona
wie.
Jakaś jego część wciąż miała nadzieję, że Matthew nie jest
synem Zacha. Że Alonzo Salazar, ich dawny mentor,
wspomagał chłopca finansowo tylko dlatego, że Lana Allen
była jego podopieczną, a nie dlatego, że Alonzo był
przyjacielem czy mentorem ojca chłopca.
- A co ci mówi intuicja? – Gage podrapał się po brodzie,
mrużąc oczy, bo wirujące płatki śniegu dostały się do
kabiny. – Czemu Zach odgrywałby przed nami geja, jeśli nie
był gejem?
- Nie wiem, do diabła. – Desmond zastanawiał się nad tym
setki razy. – Mógł być biseksualny, ale nie zdawał sobie z tego
sprawy, kiedy nam o tym powiedział.
- Ale po co w ogóle o tym mówić, jak się nie jest
pewnym? – Gage pokręcił głową. – Mnie Zach wydawał się
pod wieloma względami nieustraszony, ale nawet dla takiego
gościa tego rodzaju wyznanie to odważny krok. Kto tak robi,
jeśli nie jest pewny?
Do głowy Desmonda wpadła pewna myśl, i to nie po raz
pierwszy.
- Nie sądzisz, że zrobił to, żeby ukryć romans
z nauczycielką?
- Absolutnie nie – odparł Gage stanowczo. – Nie
oszukałby nas z premedytacją.
Ucisk w piersi Desmonda odrobinę zelżał. Gage powtórzył
opinię Desmonda, który uważał, że Zach był z nich wszystkich
najlepszy. Wszyscy go poważali i chcieli być tacy jak on.
- A jednak ukrywał związek z Laną. Jeżeli Zach nie jest
ojcem Matthew, a wiemy, że żaden z nas też nim nie jest, to
kogo by krył Alonzo, wspierając finansowo Matthew Cruza? –
spytał, choć Gage też nie znał odpowiedzi.
Resztę drogi przebyli w milczeniu.
Stojąc przed olbrzymim domem Desmonda na terenie
rancza Mesa Falls, Nicole zastanawiała się, po co jednej
osobie aż tyle przestrzeni.
Dwupiętrowa konstrukcja z kamienia i drewna cedrowego
stała na brzegu niewielkiego stawu. Prócz pojawiających się
czasem łosi, w okolicy nie było żywej duszy. Nicole
przyjechała tu z głównego budynku na skuterze śnieżnym.
Czy Desmond naprawdę spodziewał się, że będzie
bezczynnie siedziała cały dzień aż do kolacji, kiedy przyszłość
Matthew zależy od znalezienia jego ojca?
Zirytowana nacisnęła dzwonek, zaglądając do środka przez
witrażowe okienko. Słyszała dzwonek wewnątrz, ale dom
wydawał się tak ogromny, że nie miała pewności, czy słychać
go w dalej położonych pomieszczeniach.
Wyjęła telefon, by napisać do Desmonda, że stoi pod jego
drzwiami, gdy usłyszała za plecami zbliżający się szum
silnika.
Odsunęła się od drzwi i stanęła na odśnieżonej kamiennej
ścieżce. Szum silnika się wzmagał. Wreszcie dojrzała
dwuosobowy pojazd terenowy wyjeżdżający z lasu za stawem.
Schowała telefon do kieszeni i przeszła na patio na tyłach
domu, gdzie wokół paleniska stały ciężkie ogrodowe meble.
Na przednim siedzeniu dostrzegła dwóch mężczyzn.
Jednym z nich był Desmond.
Zaczerwieniła się pomimo chłodu. Podniecenie połączone
z oczekiwaniem przypomniało jej, że musi się pilnować.
Minionego wieczoru, gdy obserwowali łyżwiarzy, jego dotyk
uznała za kuszący. Kiedy ostatnio dotykał jej mężczyzna?
Pojazd zwolnił, kierowca zaparkował obok odśnieżonego
przejścia. Z przodu pasażerów chroniła szyba z pleksiglasu,
ale niskie boczne drzwi nie miały szyb, więc Nicole widziała,
jak Desmond odpina pas. Potem wysiadł i podszedł do niej.
- Nicole. – Jego oczy zabłysły, działając na nią tak samo
jak dotyk. – Nie wiedziałem, że mnie szukasz.
- Powinnam była wysłać ci esemesa. – Nie zrobiła tego, bo
obawiała się, że będzie jej unikał do czasu spotkania
z przyjaciółmi.
- Przedstawiam ci Gage’a Strikera. – Wskazał na
kierowcę. – Jest jednym z partnerów, których spotkasz
wieczorem.
- Miło mi. – Uśmiechnęła się uprzejmie.
Choć ciemnowłosy mężczyzna o szerokich barach był
równie przystojny jak Desmond, zachowanie dystansu
przyszło jej z łatwością.
- Mnie też, kochanie. – Gage posługiwał się tym słowem
tak jak inni określeniem „przyjacielu” czy „proszę pani”,
a nowozelandzki akcent nadawał temu słowu wyjątkowego
czaru. – Dziękuję, że pofatygowałaś się do Montany. – Skinął
jej głową. – Do zobaczenia wkrótce.
Potem ruszył z rykiem silnika, kierując się do głównego
budynku. Zostawił ją z Desmondem na patio jego rustykalnej
rezydencji.
- Wejdziesz? – W głosie Desmonda była intymna nuta.
A może tylko jej się wydawało?
Spojrzała na niego bacznie, dostrzegając szczegóły, które
wcześniej jej umknęły. Lód na zapięciu kurtki. Czerwone
policzki.
- Jeśli można – odparła. – Jeżeli przeszkadzam…
- Nie mam innych planów poza tym, żeby się ogrzać. –
Ręką w rękawiczce dotknął jej pleców i delikatnie pchnął
w stronę tylnego wejścia. – Chodźmy do środka.
Miała nadzieję, że nie przeceniła swojego opanowania.
W końcu miała się znaleźć z tym mężczyzną sam na sam.
Kiedy Desmond wyłączył alarm i otworzył drzwi, skupiła się
na oglądaniu wnętrza.
- Piękny dom. – Weszła na werandę z kamienną podłogą
i stosem drewna przy jednej ze ścian.
Na podłokietniku sofy stojącej przodem do zaśnieżonego
podwórza leżały kolorowe wełniane koce.
- Nie moja w tym zasługa. – Otworzył kolejne drzwi, tym
razem już do wnętrza. – Powiedziałem wykonawcy, że chcę
mieć dom wakacyjny, ale od tamtej pory rzadko tutaj bywam.
Znaleźli się w kuchni urządzonej w wiejskim francuskim
stylu z kremowymi drewnianymi szafkami i białą dębową
podłogą z szerokich desek.
Nad wyspą, która dominowała w tej przestrzeni, wisiał
żyrandol z kutego żelaza. Było czysto, niemal sterylnie. Na
blatach i ścianach Nicole nie zauważyła żadnych zdjęć czy
innych przedmiotów osobistych.
Desmond zaprowadził ją do pokoju na tyłach domu. Przed
kominkiem z ekranem z kutego żelaza stała beżowa kanapa.
W kominku paliło się drewnem, choć w tej chwili ciepło
pochodziło głównie z żaru. Wzdłuż jednej ze ścian stały półki
na książki, okna zaś wychodziły na zamarznięty staw
i zaśnieżone podwórko.
- Proszę, daj mi płaszcz i się rozgość, a ja przyniosę coś
ciepłego do picia. – Stanął za nią i wyciągnął ręce, ale jeszcze
jej nie dotknął.
Nicole i tak czuła jego ciepło.
- Nie rób sobie kłopotu z mojego powodu –
zaprotestowała, rozglądając się po pokoju.
Czemu nie umówiła się z nim w głównym budynku
hotelowym, gdzie przebywa więcej osób? Tam nie mogłaby
ulec żadnej pokusie.
Desmond pomógł jej zdjąć płaszcz.
- Byłem dziś rano na strzelnicy. Ja też potrzebuję czegoś
na rozgrzewkę.
Przez moment, gdy tak za nią stał, poczuła jego zapach:
drzewo sandałowe oraz piżmo. Nim wzięła głębszy oddech,
Desmond ruszył do kominka.
Dołożył tam polano ze stojącego z boku kosza. Koniec
suchego polana natychmiast zajął się ogniem.
- W takim razie dziękuję. – Usiadła na kanapie.
Nie zapytała o hobby, o którym wspomniał. Nie
przyleciała do Montany na pogawędki z Desmondem
Pierce’em, mimo że bardzo ją intrygował. Kiedy wyszedł z jej
płaszczem, wyjęła telefon i wyświetliła listę pytań i rzeczy,
jakie miała zrobić tego dnia.
Słyszała, jak Desmond otwiera szafki w kuchni i zapala
gaz. Powinna zadzwonić do Matthew, sprawdzić, jak mu się
wróciło do szkolnej rutyny, bała się jednak, że nie zdąży tego
zrobić przed powrotem Desmonda.
Gdy zdawało się, że w kuchni zaległa cisza, wstała, by
zerknąć na książki. Nie chciała zadawać Desmondowi
osobistych pytań, dobrze by jednak było dowiedzieć się o nim
czegoś więcej. Czy Lana była nim kiedykolwiek
zainteresowana?
Wydawało się niemożliwe, by jej siostra romansowała
z uczniem podczas swojej praktyki w Dowdon.
Ale kogo jeszcze mógł kryć Alonzo Salazar, gdy
postanowił wspierać Matthew finansowo?
Przemknęła wzrokiem po tytułach książek na temat
biznesu, projektowania wnętrz czy słynnych kasyn. Powiodła
palcem po grzbietach, docierając do końca półki. Na dolnej
półce dojrzała rząd oprawnych w skórę tomów z tytułami
w wyblakłym złocie.
Kilku wczesnych amerykańskich dramatopisarzy, historia
Montany, biografia lokalnego artysty.
Jej palec wskazujący zatrzymał się na kopii „Kamasutry”
i w ustach jej zaschło. To chyba bez znaczenia, że Desmond
ma najstarszy na świecie przewodnik w dziedzinie rozkoszy,
prawda?
Oczywiście, że bez znaczenia. Mimo to jej policzki się
zaczerwieniły, gdy wszedł do pokoju z dwoma kubkami
z kamionki.
- Znalazłaś coś ciekawego?
ROZDZIAŁ CZWARTY
Cóż, niech to szlag.
Znieruchomiał obok kanapy, obserwując grę kolorów na
twarzy Nicole. Oddychała szybko, wargi miała rozchylone.
Widział jej unoszące się i opadające piersi pod sweterkiem
w kolorze kości słoniowej, do którego włożyła grafitowe
dżinsy. Potem mocno przygryzła dolną wargę. Nie był
w stanie oderwać od niej wzroku.
Niepotrzebnie zawracał sobie głowę przygotowaniem
kakao. Ta kobieta rozgrzała go samą swoją obecnością.
- Podziwiałam twoją bibliotekę – powiedziała w końcu,
kiedy już dawno zapomniał, że o coś pytał.
Na szczęście jej słowa przerwały tę chwilę zauroczenia.
Do diabła, nie wolno mu myśleć o niej w taki sposób. Miał
działać jako mediator między nią i wspólnikami.
Nie może dłużej odkładać rozmowy na temat wyników
testów DNA.
- Zapomniałem już, co tu mam – przyznał, stawiając kubki
na marmurowej tacy na stoliku. – Większość z nich
przeczytałem latem, kiedy rozstrzygaliśmy sprawy związane
z misją rancza. Jestem w Mesa Falls pierwszy raz od lat.
Nicole odsunęła się od niego i usiadła.
- Po śmierci siostry nie miałam dużo czasu na czytanie.
Moje życie dramatycznie się zmieniło w ciągu jednego dnia.
Położyła sobie na kolanach ozdobną poduszkę, zaciskając
palce na bordowym aksamicie. W drugiej ręce ściskała telefon.
- Dopiero zaczynam stawać znów na nogi.
Skupił pełen empatii wzrok na jej dłoniach. Paznokcie
miała niepomalowane, na dwóch palcach widniały cieniutkie
złote pierścionki z drobinkami kamieni.
- Współczuję ci.
Opadł na siedzenie na drugim końcu kanapy. Nie chciał jej
krępować, a sam też potrzebował dystansu, by zachować
trzeźwość umysłu. Podsunął jej tacę z kubkami.
- Nie straciłem rodzeństwa, ale po śmierci kogoś, kogo
uważałem za brata, przez prawie rok żyłem jak we mgle.
A właściwie dłużej, gdyż czuł się odpowiedzialny za
śmierć Zacha. Wszyscy przyjaciele w pewnym sensie czuli się
tak samo. Zawiedli Zacha, gdy ich potrzebował.
W ten pamiętny weekend był zdenerwowany.
Zorganizowali tę wyprawę, by okazać mu wsparcie i odwrócić
jego uwagę od tego, co przeżywał. Zach nie zdradził im
powodu swojego stanu, ale chciał opuścił kampus, a oni z nim
pojechali.
Brzemię winy bardzo mu ciążyło. Desmond uznał, że teraz
nie zawiedzie Zacha. Jeśli Matthew Cruz jest jego synem,
Nicole musi o tym wiedzieć.
Chciał zaczekać z tą rozmową do wieczora, najpierw
usłyszeć z jej ust, z kim jej siostra spotykała się dziewięć
miesięcy przed narodzeniem Matthew. Ale gdy Nicole
siedziała obok niego, nie mógł dłużej czekać.
Wzięła do ręki kubek, patrząc na niego z powagą.
- Lana nie była moją rodzoną siostrą – wyznała.
Zaskoczyła go. Prywatny detektyw właśnie zaczął szukać
informacji na temat Lany Allen. Do niedawna nie mieli
pojęcia o jej związku z Nicole i Matthew, dopiero kilka dni
temu Chiara wypatrzyła Lanę na zdjęciu w kronice szkolnej
Dowdon.
- Zanim się urodziłam, mój ojciec ożenił się z matką Lany,
żeby je chronić, bo Lana miała przemocowego ojca.
W świetle tej nowej informacji myśl o Zachu zeszła na
drugi plan. Desmond miał więcej wspólnego z Nicole niżby
podejrzewał – z jednej strony śmierć bliskiej osoby, z drugiej
przemoc domowa.
Na myśl, że ktoś taki jak jego ojciec zbliżyłby się do tej
kobiety i chłopca, który mógł być synem Zacha, poderwał się
na nogi.
- Czy ten człowiek jest gdzieś w pobliżu? – Jego głos
stwardniał.
Słyszał to, ale nic nie mógł na to poradzić. Podszedł
sztywnym krokiem do kominka i dołożył drewna.
- Nie. – Nicole odstawiła kubek. – Boże, nie. Lana nigdy
więcej go nie widziała. Pilnie się rozglądałam na jej pogrzebie
na wypadek, gdyby jej ojciec dowiedział się jakoś o jej
śmierci, ale go nie zauważyłam.
- Jesteś pewna? – Był wściekły, że przeszłość wciąż potrafi
go tak zmrozić.
Jednym polanem przesunął koniec drugiego, aż poleciały
iskry. Woń palącego się drewna jabłoni nabrała mocy.
- Tak. Mój ojciec był podczas pogrzebu pogrążony w bólu,
ale gdyby ojciec Lany się pojawił, rozpoznałby go. –
Przesunęła się, jej włosy opadły na ramię. – Czemu pytasz?
Nie zamierzał przywoływać własnej przeszłości. Sebastian
Pierce zniknął z jego życia dawno temu, zostawiając matkę
i zabierając tyle z jej majątku, ile tylko zdołał. Desmond
więcej niż zrekompensował matce straty finansowe, nie mógł
jej jednak zwrócić poczucia bezpieczeństwa i poczucia
wartości, których pozbawił ją mąż. Z wysiłkiem zdusił złość
i podjął:
- Chodzi mi o bezpieczeństwo Matthew.
Przeszedł przez pokój, zatrzymując się przed niedużym
drewnianym biurkiem z blatem wyłożonym skórą. Otworzył
środkową szufladę i wyjął z niej kopertę.
- A skoro mowa o twoim siostrzeńcu, dostałem wyniki
testów DNA. – Położył kopertę na marmurowej tacy. – Mamy
już wyniki krewnych Salazara. Między Salazarem i Matthew
nie ma genetycznego związku.
- Nigdy nie podejrzewałam pana Salazara. Lana go
szanowała, był od niej sporo starszy. – Nicole uniosła kubek
i podmuchała na gorące kakao.
Desmond wyobraził sobie ten lekki chłodzący podmuch na
swojej skórze. Przez moment tylko na nią patrzył,
zastanawiając się, co się dzieje, że przez tę kobietę traci
rozum. Kiedy spojrzała mu w oczy, pojął, że milczy zbyt
długo. To o niej myślał. Wziął się w garść i zmusił się do
przykrego zadania, jakie przed nim stało.
- Tu się zgadzamy. Ja i moi przyjaciele uważamy, że
Alonzo nie zachowałby się tak nieprofesjonalnie.
Do końca życia będzie wdzięczny jedynemu
nauczycielowi w Dowdon, który rozumiał, co przyjaciele
przeżywają po śmierci Zacha.
- Pozostałe wyniki testów pokazują, że również żaden ze
współwłaścicieli Mesa Falls nie jest ojcem Matthew.
Spojrzała na niego zaskoczona, a zaraz potem przeniosła
wzrok na dokumenty.
- Już dostałeś wyniki? – Odstawiła kubek i przejrzała
papiery, po czym z westchnieniem odłożyła je na kanapę. – To
co ja tu robię? Znów jestem na początku drogi.
- Niezupełnie. – Szykował się na ból, który musiał przyjść
wraz z opowieścią o Zachu. – Przyjaciel, o którym wcześniej
wspomniałem, ten, o którym mówiłem, że nie był moim
krewnym, lecz uważałem go za brata, pamiętasz? – Gdy
kiwnęła głową, podjął: - Zach Eldridge uczył się z nami
w Dowdon. Zginął czternaście lat temu, skacząc ze skały.
Ostatnio dowiedzieliśmy się, że mogło go coś łączyć z Laną.
Nicole patrzyła na niego długą chwilę.
- Czternaście lat temu?
- Zginął jesienią przed narodzinami Matthew. – Desmond
znał datę urodzenia chłopca od prywatnego detektywa.
Przyszedł na świat siedem miesięcy po śmierci Zacha.
Nicole zamrugała i odsunęła od siebie poduszkę.
- Masz jego zdjęcie? Tego Zacha? – Wstała. Wydawała się
oszołomiona, objęła się ramionami. – Był w twoim wieku?
Opierając się ramieniem o obudowę kominka, Desmond
wyjął z kieszeni telefon.
- Mam gdzieś zdjęcie. Byliśmy w jednej klasie, chociaż
był rok starszy. – Nigdy nie rozmawiał o Zachu z nikim spoza
ich grupy. – Jeśli chodzi o dojrzałość, dzieliły go od nas lata
świetlne.
- Do mojej siostry nie pasuje romans z uczniem. –
Nerwowo obróciła jeden z pierścionków, stając naprzeciw
Desmonda. – Niezależnie od tego, jak dojrzały był twój
przyjaciel, trudno mi sobie wyobrazić, żeby Lanę skusił tak
nieetyczny związek, który groził nawet więzieniem.
- Rozumiem. Ale ten związek tłumaczyłby zdenerwowanie
Zacha w ostatni weekend przed śmiercią.
Desmond przeglądał zdjęcia. Żałował, że nie ma dla niej
wyjaśnienia, które nie sprawiłoby jej bólu.
- Po prostu dziwię się, że do tej pory o nim nie słyszałam.
Zach Eldridge – powiedziała głośno, jakby chciała się o czymś
przekonać.
- Wychowywał się w rodzinie zastępczej. Jego śmierć była
problemem i dla szkoły, i dla władz stanowych. Prawie jej nie
nagłaśniano, ani słowem nie wspominano o jego związku
z Dowdon.
Zach nauczył Desmonda walczyć. Ta lekcja znaczyła coś
więcej niż przetrwanie domowego piekła i pozbycie się na
dobre drania, jakim był jego ojciec.
Jedyną smutną rzeczą dotyczącą dnia, kiedy Sebastian
Pierce spakował manatki, było to, że Desmond nie mógł
podzielić się tą wiadomością z Zachem.
- Dziękuję ci za pomoc – odezwała się nagle Nicole,
kładąc rękę na jego przedramieniu. – Zwłaszcza teraz, kiedy
już wiecie, że żaden z was nie jest ojcem Matthew. To miło
z twojej strony, że nadal nam pomagasz.
Jej dotyk był jak rażenie prądem. Podobnie działało na
niego spojrzenie jej brązowych oczu.
- Skoro mój mentor ryzykował nazwisko oraz reputację
i napisał książkę, dzięki której mógł wesprzeć Matthew, to
znaczy, że chłopiec jest ważny także dla mnie. Dla nas
wszystkich w Mesa Falls. Żałuję tylko, że Alonzo nie żyje
i nie może niczego nam wyjaśnić.
Podał jej telefon ze zdjęciem Zacha stojącego obok obrazu,
który znalazł się na szkolnej wystawie.
- Rozpoznajesz go?
Nicole wzięła telefon. Ręce jej drżały.
Część jej zdenerwowania brała się z ostatnich informacji
dotyczących poszukiwania ojca Matthew. Przede wszystkim
jednak odpowiadał za nie mężczyzna, który stał obok niej
w małym pokoju pachnącym dymem z drewna.
Dotykanie go nie było mądre, wciąż czuła mrowienie
w palcach. Czy on też był choć trochę podekscytowany? Może
gdyby miała więcej doświadczenia z mężczyznami, znałaby
odpowiedź. Jednak gdy plany na przyszłość Lany rozwiały się
z powodu ciąży, wywarło to ogromny wpływ na młodziutką
Nicole.
Zaczęła unikać chłopców i nie zdobyła doświadczeń, jakie
ma większość dziewcząt podejmujących naukę w college’u.
Późniejsze randki miały głównie wymiar praktyczny.
Brakowało w nich emocji, jakie budził w niej Desmond.
Obróciła nieco telefon i wstrzymała oddech na widok
młodego mężczyzny, którego rozpoznała. Patrzyły na nią
roześmiane brązowe oczy. Ciemne włosy opadały na gęste
proste brwi. Zach stał na porośniętym trawą wzniesieniu
w towarzystwie młodego Desmonda Pierce’a, którego oczy
były chłodne i posępne.
- I pomyśleć, że jest tu ledwie kilka lat starszy niż
Matthew dzisiaj – powiedziała. Jej głowa pełna była pytań na
temat przeszłości Lany. – Ale nie dostrzegam między nimi
podobieństwa, a ty?
- Nicole, poznajesz go, tak?
Była zbyt poruszona, by myśleć o potencjalnych
konsekwencjach, zbyt zaintrygowana, by zachować
ostrożność. Poza tym Desmond najwyraźniej czytał w jej
myślach, więc nie zamierzała niczego ukrywać.
- Widziałam ich razem latem przed rozpoczęciem roku
szkolnego – przyznała, przenosząc wzrok między dwiema
twarzami na ekranie. – Nie przyszło mi do głowy, że to uczeń.
Myślałam, że to ktoś z miejscowych.
- Tamtego lata Zach uczestniczył w wakacyjnym kursie
plastycznym – oznajmił Desmond z wysiłkiem, jakby ktoś
wyciągał z niego słowa. – Był wtedy na kampusie. A ty gdzie
go widziałaś?
- Odprowadził ją kiedyś do domu. – Oczami wyobraźni
wciąż widziała Lanę uśmiechającą się do wysokiego, dobrze
zbudowanego młodego mężczyzny. – Nie mieszkaliśmy na
kampusie, chociaż nasz ojciec był ogrodnikiem w Dowdon.
Kiedy była ładna pogoda, Lana lubiła spacerować do
pobliskiej wsi.
Tamtego dnia zakładała, że siostra wraca właśnie z takiego
spaceru. Zwróciłaby na to większą uwagę, gdyby mogła
przewidzieć, jak wielką rolę towarzysz Lany odegra w jej
życiu.
- Sprawiali wrażenie, że są… blisko? – Desmond
przyglądał się jej twarzy, jakby mógł na niej ujrzeć jakieś
wskazówki.
- Może. – Przygryzła wargę, żałując, że nie pamięta nic
prócz wrażenia, że siostra flirtuje z tym mężczyzną. – Byłam
młoda, mogłam nie rozumieć języka ciała.
- Nigdy więcej nie widziałaś Zacha? – naciskał.
Stał tak blisko, że mógł jej dotknąć. Dość blisko, by
poczuła zapach drzewa sandałowego, gdyby wzięła głębszy
oddech.
- Wtedy widziałam ich razem jedyny raz – stwierdziła. –
Ale widziałam Zacha samego podczas wystawy pod koniec
lata.
- Co ci mówi intuicja, Nicole? Myślisz, że twoja siostra
miała romans z moim przyjacielem?
Poczuła ucisk w żołądku. To by tłumaczyło wiele
dziwnych zdarzeń z tamtego roku. Lana nie dokończyła
praktyki. Nagle się przeprowadziła i zatrudniła w bibliotece
w Oregonie. Gdy Nicole dowiedziała się o ciąży siostry,
uznała, że to był powód przeprowadzki, choć to nie
tłumaczyło jej rezygnacji z bycia nauczycielką. Ale jeśli miała
nielegalny romans z uczniem?
Na samą myśl o tym poczuła się chora. Choć bardzo
chciała rozwikłać tę zagadkę, bała się tego, czego się dowie
o rodzinie ojca Matthew. A jeśli jakiś jego krewny ze strony
ojca zechce odebrać jej chłopca?
- Nie wiem. Możemy zdobyć próbkę DNA od krewnych
Zacha?
- Nie znamy nikogo takiego – odparł Desmond, nie
spuszczając z niej wzroku. – Po śmierci ojca Zach trzy
miesiące mieszkał na ulicy, później zajęła się nim opieka
społeczna. W Dowdon znalazł się dzięki stypendium.
- To bardzo smutne – powiedziała bardziej do siebie niż do
niego.
Odeszła kilka kroków, mimowolnie przeciągając palcem
wzdłuż rzędu książek.
- Chociaż miałoby to sens, gdyby Alonzo Salazar zaczął
pomagać Matthew, skoro wiedział, że jego ojciec nie żyje i że
chłopak nie ma krewnych.
- Być może. – Wymijająca odpowiedź Desmonda kazała
jej spojrzeć na niego.
- Nie zgadzasz się? – Zatrzymała się na końcu regału.
- Zastanawiam się, skąd Alonzo wiedziałby, co się stało
z twoją siostrą. – Ruszył w jej stronę. – Dość nagle opuściła
szkołę i więcej o niej nie słyszeliśmy.
Gdy stanął blisko niej, jej serce przyspieszyło. Spuściła
wzrok, który przypadkiem padł na „Kamasutrę”. Objęła się
ramionami. Potrzebowała więcej barier między sobą i tym
mężczyzną.
- Lana pokłóciła się z moim ojcem i wyprowadziła się
w czasie przerwy z okazji Święta Dziękczynienia. Potem
ojciec spakował nas i my też przenieśliśmy się do innego
miasta. – Miała wtedy zaledwie czternaście lat i była wściekła
na siostrę i na ojca. Nie wiedziała, jak trudna była ta sytuacja
dla nich obojga. – Myślę, że miało to coś wspólnego z tym, że
Lana nie chciała wyjawić nazwiska ojca dziecka.
Rodzice Nicole byli już wówczas rozwiedzeni, a z powodu
przeprowadzki jeszcze trudniej było jej spotykać się z matką.
Co prawda matka nie starała się widywać często z córką. Była
bardziej oddana pracy niż rodzinie.
- Lana opuściła szkołę mniej więcej w tym czasie, kiedy
zginął Zach. Nic dziwnego, że nie wiedzieliśmy o ciąży –
myślał głośno Desmond. – To musiał być dla ciebie trudny
okres.
Widząc empatię w jego wzroku, zamrugała, mówiąc sobie,
że to iluzja. Nie miała powodu mu ufać. Co więcej, nie ufała
swojemu instynktowi. Zdała sobie sprawę, że pragnie
Desmonda pocałować.
Chciała chwycić go za koszulę, stanąć na palcach i musnąć
jego wargi pocałunkiem, by poznać ich smak.
- Desmond… – powiedziała z westchnieniem tak
przepełnionym tęsknotą, że najchętniej by to cofnęła.
Przerażona zakryła usta, widząc, że jego oczy pociemniały.
Opuściła rękę i zmieniła temat:
- Chciałam powiedzieć, że chętnie wyjdę na powietrze.
No świetnie. Serce jej waliło, wyobrażała sobie, że
z każdym jego uderzeniem jej policzki są coraz bardziej
czerwone.
- Dobry pomysł – zgodził się, wyciągając do niej rękę. –
Ale najpierw muszę coś zrobić.
Kiedy jego palce znalazły się na jej ramieniu, zrozumiała,
że nie tylko ona czuje to zauroczenie. Inaczej nie widziałaby
w jego oczach pożądania.
Cokolwiek chciał zrobić, ona też tego pragnęła.
I wtedy zgniótł jej wargi pocałunkiem. Przestała myśleć.
Poddała się pocałunkowi, jakiego dotąd nie doświadczyła.
Poczuła, jak obejmują ją silne ramiona Desmonda. Zapach
wody po goleniu drażnił jej nozdrza. Jego język tańczył z jej
językiem, przysięgłaby, że czuje tę samą zmysłową pieszczotę
w intymnych miejscach ciała.
Pchnął ją lekko w stronę ściany. Odchyliła do tyłu głowę
i objęła go za szyję. Kiedy się od niej odsunął i patrzył na nią
z pożądaniem, zapomniała o ostrożności.
Wówczas na moment opuścił powieki, a kiedy je podniósł,
w jego oczach zagościł chłód.
- Świeże powietrze może nie wystarczyć, żeby zdusić
ogień. – Wziął ją za rękę i pociągnął w stronę drzwi. – Lepiej
poszukajmy zaspy śnieżnej.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Nie miał innego planu poza tym, by odzyskać nad sobą
kontrolę. Gdyby został w pokoju z Nicole minutę dłużej,
straciłby ją ostatecznie.
Ten pocałunek!
Chciał, by się nie skończył. Nawet teraz, gdy szli po
płaszcze, czuł gorąco, jaki wzniecił jej dotyk. Pragnienie, by
znów ją pocałować, aż bolało. Wiedząc, że nie pomoże jej
włożyć okrycia z obawy, że zamiast tego zedrze z niej ubranie,
podał jej płaszcz, po czym wsunął ręce do rękawów kurtki.
Wrócił potem do kuchni i wyjął torbę termiczną.
- Pomóc ci? – zapytała Nicole, otulając się płaszczem.
Pasek podkreślał jej szczupłą talię.
- Nie, dziękuję. – Jego wzrok spoczął na krągłościach,
których nawet płaszcz nie przesłonił. – Pomyślałem tylko, że
wezmę coś do jedzenia.
- Dokąd się wybieramy? – spytała, zaplatając warkocz.
- Chciałbym, żebyśmy przejechali się konno i obejrzeli
ranczo. – Zaproponował pierwszą rzecz, jaka wpadła mu do
głowy, a która zatrzyma ich z dala od domu.
- Świetnie, bardzo lubię jeździć konno. – Pogładziła
palcami klapę długiego kaszmirowego płaszcza. – Tyle że nie
jestem odpowiednio ubrana.
Powiódł wzrokiem za ruchem jej ręki, w myślach
zastępując ją swoją ręką. Zacisnął zęby i ruszył do drzwi.
- W siodlarni są kurtki – burknął.
Przytrzymał dla niej drzwi, włączył system alarmowy
i skierowali się do stajni. W porównaniu ze stajnią obok
głównego budynku, ta była nieduża.
Trzy boksy Desmondowi wystarczały.
Woń świeżego siana i zwierząt łączyła się z zapachem
cedrowych ścian.
- Piękne konie. – Nicole przystanęła przy drzwiach boksu
klaczy o maści jelenia i pogłaskała ją po nozdrzach. – Jak się
nazywają?
- To jest Spirit, a kasztan to Sundancer. Moje ulubione. –
On też zatrzymał się przy boksie i przywitał z koniem. –
Wczoraj wieczorem pracownik przyprowadził je tu z głównej
stajni. Jestem w Mesa Falls od trzech dni, dopiero się tu
urządzam. – Nie pomagało mu to, że był zajęty.
Zajęty Nicole. Zaintrygowała go już po jednej rozmowie
telefonicznej. Potem, po rozmowie wideo, fascynacja tą
kobietą wzrosła. Wspólny czas z Nicole zniweczył jego
postanowienie, by utrzymywać dystans.
- Różnica między życiem w kasynie a tym na ranczu musi
być spora. – Przekrzywiła głowę, patrząc na klacz. – Pomogę
ci je przygotować, jeśli pokażesz mi, gdzie jest siodlarnia.
Desmond postawił torbę na półce przy drzwiach i ruszył na
tyły stajni.
- Nie musisz tego robić.
- Ale chcę. – Zaskoczyła go, idąc za nim w stronę
wieszaków, gdzie na metalowych hakach wisiały uzdy. –
Ojciec nauczył mnie dbać o zwierzęta, które nam służą.
Podał jej kurtkę, a ona zdjęła płaszcz. Choć instynkt
dżentelmena kazał mu jej pomóc, nadal sobie nie ufał i bał się,
że ją pocałuje. W jego pamięci pozostało to wyjątkowe
uczucie, gdy ją przytulał. Pragnął to powtórzyć, choć bez
bariery ubrań.
Zdjął dwie uzdy, starając się zapomnieć o jej piersiach,
szybkim biciu serca i głośnym wdechu, gdy wsunął język do
jej ust.
- Twój ojciec musi być dobrym człowiekiem. – Podał jej
uzdy i wziął siodła. – Mówiłaś, że jest ogrodnikiem?
Zatrzymał się przed boksami, kładąc siodła na stojakach.
Nicole położyła jedną uzdę obok siodeł, drugą zatrzymała
i wyprowadziła Spirit z boksu.
- Przez pięć lat był głównym ogrodnikiem w Dowdon. –
Pieszczotliwie przemawiała do klaczy, wkładając jej uzdę
przez głowę. – Nie byłam zachwycona, kiedy się
przeprowadziliśmy i podjął tam pracę, bo rodzice właśnie się
rozwiedli, a mama dała do zrozumienia, że nie zależy jej na
prawie do wizyt. Ale polubiłam to miasto.
- Musiało być ci ciężko. Ile miałaś wtedy lat? – Przeczesał
klacz szczotką.
- Dziewięć. Mama jest znaną astronomką.
Desmond przerwał szczotkowanie i spojrzał na nią.
Wyglądała przez jedno z otwartych okien, przygryzając wargi.
Potem przeniosła spojrzenie na niego. Odłożył szczotkę
i zarzucił koc na grzbiet klaczy.
- Jestem z niej dumna – ciągnęła. – Kieruje zespołem
badawczym, zajmują się polem magnetycznym słońca. Nie
zawsze było łatwo zajmować drugie miejsce za Słońcem. –
Wygładziła koc, podczas gdy Desmond sięgnął po siodło. –
Przysięgłam sobie, że Matthew będzie wiedział, że jest dla
mnie najważniejszy. Zawsze.
Te słowa wzbudziły w nim szacunek. Jego matka nie była
w stanie stawiać go na pierwszym miejscu, gdyż Sebastian
Pierce domagał się od niej pełnej uwagi. Jak by to było, gdyby
dorastał z rodzicem, który by go wspierał?
- Matthew jest szczęściarzem, że ma ciebie. – Pochylił się,
by zacisnąć popręg, wdzięczny, że ma czym zająć ręce. –
Niewiele osób poświęciłoby tyle czasu co ty na poszukiwanie
jego ojca.
- Dziękuję, chociaż tego czasu zaczyna się robić za dużo.
Na szczęście jestem wolnym strzelcem, ale jeśli mam zapłacić
kolejne czesne, muszę szybko wrócić do pracy.
Zastanowił się nad jej słowami, wyprowadzając z boksu
Sundancera. Nie chciał jej urazić, wtrącając się w jej sprawy
finansowe, ale ponieważ chodziło o chłopca, który mógł być
synem Zacha, nie był w stanie milczeć.
- A co z pieniędzmi z książki Salazara? Myślałem, że
osoba upoważniona otrzymała polecenie, żeby kontynuować
przekazywanie pieniędzy po śmierci Alonza. – Desmond
przywiązał konia i powtórzył całą procedurę, której poddana
była klacz.
Nicole trzymała Spirit za uzdę obok drzwi.
- Owszem – odparła sztywno. – Ale nie mogę z czystym
sumieniem pozwolić, żeby Matthew przyjmował pieniądze
z książki, która doprowadziła do rozpadu rodziny
i skrzywdziła tylu ludzi.
Rozumiał jej argumentację, lecz jej skrupuły nie oddadzą
rodzinom przedstawionym w „Nowożeńcach z Hollywood”
życia, jakie straciły z powodu skandalu. Musi ją przekonać, by
nadal przyjmowała pieniądze, które Alonzo zarobił ciężką
pracą. Zostawi to jednak na następny raz, gdy będzie chciał się
zdystansować od jej oczu oraz warg.
Na razie poprawił siodło i powiedział:
- Jeśli Matthew jest synem Zacha, ma prawo do części
Mesa Falls. Stworzyliśmy to miejsce dla upamiętnienia Zacha,
więc jest naturalne, że podzielilibyśmy się zyskiem z jego
synem. To zabezpieczyłoby finansową przyszłość chłopca.
Nie musiał konsultować tego z przyjaciółmi.
- Może nigdy tego nie udowodnimy. – Nicole patrzyła na
niego, unosząc głowę. – Niezależnie od tego, czego dowiemy
się o ojcu Matthew, nie zrzeknę się roli jego prawnej
opiekunki. I żadne pieniądze mnie do tego nie przekonają.
Chcę, żeby to było jasne od początku.
Jej głos wibrował emocjami, których się nie spodziewał.
Zanim ją zapewnił, że nie ma takiego zamiaru, wyprowadziła
Spirit ze stajni i szła wyprostowana, z wysoko uniesioną
głową.
Do diabła. Nie chciał jej do siebie zrażać.
A może tak jest lepiej? – pomyślał, szykując się do
wspólnej przejażdżki.
Powinien trzymać się z daleka od Nicole. Nawet jeżeli
jakaś jego część wciąż pamiętająca pocałunek na tę myśl
pogrążyła się w żalu.
Przez pierwsze dwadzieścia minut Nicole była
naburmuszona i zła, że bogaci właściciele rancza mogą się
wtrącić w życie Matthew. A jednak gdy spojrzała na Bitteroot
River z wysoko położonego miejsca nad doliną, przyznała, że
świeże, pachnące sosnami powietrze pomogło jej nieco się
uspokoić.
Siedząc na grzbiecie Spirit i słysząc głosy dzięciołów
i pustułek na drzewach nad jej głową, podziwiała piękno
zachodniej Montany, myśląc o tym, jak bardzo spodobałoby
się tu siostrzeńcowi.
Desmond jechał przodem, zmuszając ją, by zwolniła
biegnącą kłusem klacz. Niewiele mówił, ale Nicole nie
potrzebowała przewodnika, by dostrzec urodę okolicy.
- Jesteś głodna? – zapytał, przerywając długą ciszę.
W odpowiedzi w brzuchu jej zaburczało.
- Chętnie bym coś zjadła. Zatrzymamy się?
- Kawałek przed nami jest domek na drzewie, jeśli
odważysz się tam wejść. – Wskazał głową na północ.
- Domek na drzewie? – Nie zdołała ukryć sceptycyzmu. –
Gdzieś tutaj?
- Tak. – Przeniósł ciężar ciała w siodle, skłaniając
kasztana, by przyspieszył. – Już prawie jesteśmy na miejscu.
Kiedy znów się zatrzymał, otaczały ich drzewa.
Wyciągając ciężkie gałęzie we wszystkich kierunkach,
tworzyły nad ich głowami gęstą, pozbawioną liści sieć. Nicole
wypatrzyła drewnianą konstrukcję przycupniętą między
czterema klonami.
Schodki z drewna cedrowego pięły się w górę między
pniami, przechodząc w podest, który otaczał najładniejszy
domek na drzewie, jaki widziała w życiu.
Przyjrzawszy się mu bliżej, dostrzegła, że parter jest
otwartą przestrzenią ze stolikiem i krzesłami.
Ulokowany wyżej przytulny domek z drewna cedrowego
z pomalowanymi na czarno okiennicami wyglądał jak z bajki.
Nierówna linia dachu, szeroki daszek nad drzwiami wielkości
hobbita, z jednej strony okno mansardowe, a do tego
połączony z nim mniejszy budynek, który wyglądał jak
stróżówka wciśnięta między gałęzie po zachodniej stronie.
- Ale cudo – powiedziała.
Trudno było się złościć, gdy zdawało się, że wkroczyła do
krainy czarów.
- To kryjówka dla gości rancza?
- Nie. – Desmond zeskoczył z konia. – Człowiek, który
budował mój dom, namówił mnie, żeby wykorzystać
materiały, które mu zostały. Dał mi zniżkę, bo chciał
przetestować nowy projekt.
- Wygląda na domek, który Jaś i Małgosia mogliby znaleźć
w lesie. – Nicole zsiadła z klaczy i uwiązała ją obok konia
Desmonda.
- Mam nadzieję, że nie zamieszkały tu żadne wiedźmy,
gdy mnie tu nie było. – Odpiął torbę termiczną od siodła
i wziął ją pod ramię. – Ale powiedz, jeśli chcesz, żebym
wszedł pierwszy i sprawdził, tak na wszelki wypadek.
Zaśmiała się, aż wpadło jej do głowy, że mógłby tu
pokazać się niedźwiedź.
Objęła się w pasie, szukając śladów jakiegoś ruchu na
otwartym dolnym poziomie.
- To nie jest zły pomysł. – Szli po sosnowych igłach
pokrytych cienką warstwą śniegu. – Czy w Montanie żyje
dużo dzikich zwierząt? Ojciec nauczył mnie szanować naturę,
ale w głębi duszy jestem mieszczuchem.
- W Mesa Falls włożyliśmy wiele wysiłku w przywrócenie
populacji zwierząt, które zamieszkiwały te tereny. Jesteśmy
dumni z tego, że jest tu teraz więcej dzikich zwierząt niż
dziesięć lat temu. – Policzki miał zarumienione od wiatru,
wyglądał jakby był u siebie.
Sprawiał wrażenie bardziej zrelaksowanego.
I bardziej ją pociągał.
Serce Nicole zabiło mocniej, spojrzała w jego oczy.
- Czy dzikie zwierzęta nie zagrażają bydłu?
Uśmiechnął się.
- Łosie i antylopy pokojowo koegzystują ze zwierzętami
na farmie. Ale sprawdzę, czy nie czekają na ciebie wilki.
Obserwowała go, gdy się wspinał. Dżinsy opinały mu uda.
Na myśl, że jest z nim sama, zalało ją gorąco, więc szybko
sobie powtórzyła, że musi się kontrolować.
Otwarty parter domku był idealnym miejscem na posiłek.
Jednak Desmond szedł dalej po kolejnych schodach, aż dotarli
do frontowych drzwi, które otworzył specjalnym kodem.
- Niemożliwe, żeby tu był prąd! – zawołała, szukając
wzrokiem innych budynków.
Widziała coraz więcej drzew.
- Zapewniam, że jest. – Otworzył drzwi i puścił ją
pierwszą. – Przeprowadzenie kabla pod ziemią kosztowało
małą fortunę, ale dzięki temu będziemy mogli kiedyś wynająć
to miejsce gościom.
Nicole weszła do saloniku z podłogą z twardego drewna
i piecykiem wbudowanym w kominek z rzecznych kamieni.
Przed kominkiem stała niska skórzana sofa, a za stolik służyła
stara skrzynia. Dalej znajdowała się równie niewielka kuchnia
z dwupalnikową kuchenką, barkiem ze zlewem i trzema
drewnianymi stołkami.
Ciężki żyrandol przyciągał uwagę do wysokiego sufitu.
Drabina prowadziła do loftowej sypialni z oknem na
poddaszu, które Nicole widziała z zewnątrz.
Korytarz po jednej stronie prawdopodobnie prowadził do
budynku przypominającego stróżówkę. Przez otwarte drzwi
Nicole dojrzała sypialnię z ogromnym łóżkiem i połączoną
z nią łazienkę. Zaschło jej w ustach.
Na szczęście Desmond wciąż mówił, zamykając drzwi.
- Musimy wymienić piecyk na gazowy, gdyby mieli tu
zamieszkać goście. Ja wolę drewno. – Położył torbę na blacie
w kuchni i dołożył do piecyka kilka polan i podpałkę
z koszyka.
- Goście byliby tym wnętrzem zachwyceni. Zwłaszcza
dzieci. Jest tu coś bajkowego.
Nicole z rozpalonymi policzkami ściągnęła grubą kurtkę,
którą pożyczyła od Desmonda, i w pośpiechu opróżniała torbę
z jedzeniem, żeby się czymś zająć.
Znajdowały się tam kanapki, każda osobno zapakowana
i opisana, talerz z owocami i duża butelka wody mineralnej.
W szafce pod blatem znalazła szklanki.
- Matthew uznałby to za najfajniejsze miejsce na ziemi.
Desmond przez chwilę milczał, po czym zapalił zapałkę,
by podpalić stertę podpałki.
Nicole przypomniała sobie, że w jego domu rozmawiali
o tym, czy udowodnią związek chłopca z Zachem
Eldridge’em. Czy przywiozłaby tu Matthew, gdyby się
okazało, że jest spokrewniony z Zachem, znając przywiązanie
Desmonda do dawnego kolegi?
Czy przeciwnie, nie przyjechałaby tu z nim właśnie
dlatego, że przyjaciele z Mesa Falls mogli użyć swoich
wpływów, by pozbawić ją opieki nad chłopcem?
Desmonda dopiero poznawała, zaś jego przyjaciół w ogóle
nie znała.
Zatopiona w myślach, nie słyszała, jak Desmond do niej
podszedł. Położył rękę na jej dłoni. Ciepło tego prostego gestu
wyrwało ją z kłębowiska pytań, na które nie znała odpowiedzi.
Zdawało się, że od śmierci siostry jej życie zdominowała
troska.
W tym momencie, czując ciepło ręki Desmonda, poczuła,
że przynajmniej nie jest sama.
- Nicole?
Zdawało się, że zajmował całą przestrzeń małej kuchni.
A może tylko jej myśli.
Lekko ścisnął jej dłoń, co było jednocześnie kojące
i podniecające. Przypomniała sobie, że ją całował, jakby nie
mógł się nią nasycić.
Co za ironia, że jechali taki szmat drogi, uciekając od
intymności jego domu, i powrócili do niej jednym
zwyczajnym gestem. Odchrząknęła.
- Ja… - Tonę w pożądaniu.
Tego nie mogła mu powiedzieć. Czekała, aż jej rozum
zacznie znowu działać, aż pomyśli o czymkolwiek innym niż
jego wargi na jej ustach.
Jego oczy w kolorze dymu pociemniały, jakby czytał jej
w myślach. Oddychał szybko, jak ktoś, kto przebył spory
dystans.
- Zapewniam cię, że ja też. – Pogłaskał jej policzek
i odwrócił jej twarz ku sobie. Wsunął palce w jej włosy. –
Cokolwiek teraz czujesz, jestem z tobą.
Jego dotyk wywoływał w niej mrowienie skóry. Ciepło
spłynęło w dół brzucha. Gwałtownie wciągnęła powietrze
pachnące Desmondem i dymem z palącego się drewna.
Zawiesiła stęskniony wzrok na jego wargach.
- Skąd wiesz, o czym myślę? – Powiodła palcami w górę
jego oliwkowej koszulki marki Henley i rozłożyła dłoń na
szerokiej piersi.
- Nie wiem. – Wolną ręką objął ją w tali. – Poczułem
tylko, że temperatura w kuchni się podniosła, jak na mnie
spojrzałaś.
W ustach miała tak sucho, że nie mogła odpowiedzieć.
Wiedziała tylko, że pragnie jego pocałunku.
- Desmond… – Chwyciła go za koszulkę. – Proszę.
Dotknął czołem jej czoła. Jego skóra była jeszcze gorętsza
od jej skóry.
- O co prosisz, Nicole? – Zbliżył wargi do jej ucha. –
Muszę to usłyszeć.
Powiew jego oddechu przyprawił ją o dreszcz.
- Pocałuj mnie – poprosiła, nie mogąc myśleć o niczym
innym. – Pocałuj mnie tak, jakbyś nie miał tego dosyć.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Podejrzewała, że razem z samokontrolą straciła rozum.
Ledwie rozpoznawała swój uwodzicielski głos.
Ale nie żałowała tego. Desmond cofnął się, by na nią
spojrzeć. Dostrzegła moment, gdy jego szare oczy zamieniły
się w ciekłe srebro, zanim spuścił wzrok na jej wargi. Jedną
rękę położył na jej biodrze, drugą na tyle głowy i przyciągnął
ją do siebie.
Jego wargi drażniły się z nią, badały ją niczym nieznany
kontynent. Zaciskała palce na jego koszuli, jakby nie mogła
znaleźć się dość blisko. Szczypnął zębami jej dolną wargę,
zaraz potem złagodził jej ból językiem i wreszcie wsunął język
do jej ust.
Była zgubiona.
Nie wiedziała, że istnieje tak wielka tęsknota, dopóki jej
tego nie pokazał. Rozpływała się w pieszczocie. Nie była
w stanie powstrzymać cichego jęku. Nogi miała jak z waty,
drżała z oczekiwania. Gdyby jej nie przytrzymywał, osunęłaby
się na podłogę. Przytulił ją, pokazując, jak bardzo jej pragnie.
Wtedy objęła go za szyję, nie po to, by zachować
równowagę, ale po to, by jego wargi zostały tam, gdzie były.
Wkrótce jednak zapragnęła poczuć je wszędzie. Skupiała się
wyłącznie na rozkoszy.
Bardzo długo cierpiała i opłakiwała siostrę.
Potrzebowała zapomnienia, odsunięcia od siebie
wszystkiego prócz tej uzależniającej przyjemności.
Nagle Desmond przerwał pocałunek, choć nadal ją
trzymał. Jego ciepły oddech łaskotał jej wilgotne wargi.
- Jeśli tego nie przerwiemy, nie skończy się na
pocałunkach. – Jego schrypnięty z pożądania głos wibrował. –
Powiedz mi, jeśli coś jest nie tak.
Cieszyła się, że spytał ją o zdanie, ale nie potrafiła już
włączyć hamulców.
- Wszystko jest… w porządku. – Kiwnęła głową. – Tylko
proszę, nie przestawaj.
Może później pożałuje, że w tym błaganiu zdradziła głębię
swego pragnienia. Nie żałowała jednak tego, że ten jeden raz
chciała się zatracić i przyjęła jego dar.
Niewykluczone, że nie chciała go pragnąć – nie umknęło
mu jej wahanie – ale nie ulegało wątpliwości, że czuje to samo
przyciąganie, które i jego rozpalało.
Gdyby teraz dostrzegł choć cień jej niepewności,
wycofałby się. Ale jej prośba była jasna. Zdecydowana. Nie
zamierzał jej odmawiać, skoro sam pożądał jej tak samo albo
bardziej.
- Nic nie zrobi mi większej przyjemności niż spełnienie
twojej prośby. – Pochylił się lekko i uniósł ją z podłogi, by
zanieść ją na łóżko. Nicole wciąż obejmowała go za szyję,
a teraz objęła go nogami w pasie.
Pomruk jej zadowolenia sprawił mu niemal tyle samo
przyjemności, co ciepło jej ciała. Przy każdym kroku ocierali
się o siebie, Desmond tylko wysiłkiem woli nie wziął jej przy
najbliższej ścianie.
Nie przestawaj…
Powtarzał jej słowa jak mantrę. Nie przestanie, dopóki
Nicole nie rozpadnie się w jego ramionach na kawałeczki.
Dopóki nie da mu wszystkiego.
Trzymając ją jedną ręką, drugą zdjął jej sweter. Widok jej
piersi otulonych koronką w kolorze kości słoniowej skusiłby
świętego, którym on na pewno nie był. Zsunął ramiączko,
potem drugie, i powiódł palcem wzdłuż zagłębienia między
piersiami.
- Widziałem to, ilekroć zamykałem oczy.
Podniósł wzrok i stwierdził, że Nicole patrzy na niego
z napięciem. Jej oddech był tak płytki i nierówny jak jego.
- Od naszej rozmowy wideo pragnąłem zobaczyć cię na
żywo. Było jak gorączka.
- Masz nade mną przewagę. – Rozplotła palce i wsunęła je
pod jego koszulę. – Bo ja ciebie nie widziałam nago.
Zdumiony i jednocześnie wdzięczny, że nie protestowała,
nie miał zamiaru kwestionować swojego szczęścia. Zdjął
koszulę. Najchętniej zatonąłby w Nicole od razu, jednak
postanowił się nie spieszyć. Jeśli to będzie jedyne intymne
spotkanie z tą kobietą, zrobi wszystko, by nigdy go nie
zapomnieli.
Nicole usiadła na łóżku, a on ukląkł między jej nogami.
Zaskoczyła go, przeciągając językiem po jego piersi.
- Do diabła. – Bał się poruszyć, bo Nicole zaczęła rozpinać
mu dżinsy.
Odsunął jej rękę resztkami sił. Zwłaszcza że jej wilgotne
wargi znalazły się tuż pod jego biodrem. Chwycił jej palce
i jakimś cudem się podniósł.
- Nie ruszaj się – ostrzegł ją, całując jej włosy. – Muszę
znaleźć prezerwatywy.
Ruszył do łazienki sąsiadującej z sypialnią z nadzieją, że
znajdzie tam co trzeba.
Przed jego przyjazdem dom został wysprzątany, wiedział,
że są tu czyste ręczniki i świeża pościel. Nie pamiętał, jakie
osobiste rzeczy zamawiał. Jego wzrok spoczął na małym
kartonowym pudełku. Wziął je do ręki i sprawdził datę
ważności.
Tak, wciąż są dobre.
Wrócił do sypialni, omijając gałąź klonu, która sięgała do
wnętrza domu.
Nicole stała obok łóżka i poruszając biodrami, zdejmowała
dżinsy. Łuk jej biodra podkreślały koronkowe stringi
w kolorze kości słoniowej, które niewiele zakrywały.
Desmond zapragnął mieć ją pod sobą, na sobie, wszędzie.
- Pozwól.
Odłożył prezerwatywy i zsuwał dżinsy z jej ud.
Oparła ręce na jego ramionach, a kiedy się pochyliła, jej
jedwabiste włosy pogłaskały jego plecy. Prostując się,
pocałował jej biodro, wdychając kokosowy zapach mydła czy
balsamu. Pachniała smakowicie.
Nie zdążył się tym nasycić, bo pchnęła go na łóżko. Nie
opierał się, zahipnotyzowany jej widokiem, gdy przejmowała
nad nim kontrolę.
- Długo tego nie robiłam – szepnęła mu do ucha, sięgając
po prezerwatywę. – Potrzebuję tego.
- Pomogę ci. – Zamienił się z nią miejscami. – Nie wiem,
czy wytrzymam, jak będziesz mi to zakładała. Ja też jakiś czas
tego nie robiłem.
Na myśl o jej dotyku zadrżał. Pozbył się reszty ubrań i się
zabezpieczył. Nicole została w stringach, a gdy jej dotknął,
przekonał się, że jest tak samo gotowa jak on.
Nie mógł jednak zapomnieć, że minęło sporo czasu, odkąd
była z mężczyzną. Zrobi wszystko, by czuła się komfortowo.
Żeby jej było lepiej niż dobrze. Nie powinien aż tak bardzo
pragnąć, by zapamiętała go na zawsze.
- Desmond… – Chwyciła go za nadgarstek.
- Zaufaj mi – szepnął jej do ucha, wsuwając palce pod
koronkę i patrząc na jej twarz rozświetloną wpadającymi przez
okno promieniami słońca. – Wiem, co robię.
Puściła jego rękę i przygryzła wargę. Opierając się na
łokciu, Desmond rozpiął zapinany z przodu koronkowy stanik
i wziął do ust sutek. Po chwili przeniósł wargi na drugą pierś,
jednocześnie wsuwając palec w jej kobiecość. Zacisnęła się na
nim i krzyknęła. Przeciągał tę pieszczotę, aż ciałem Nicole
wstrząsnęły fale rozkoszy. Potem zsunął stringi i ułożył się
między jej nogami.
Ich oczy się spotkały. Jej policzki były zaczerwienione,
usta wilgotne. Pocałował ją, nie mógł się powstrzymać.
Potem w nią wszedł. Było tak dobrze, że z trudem
zwalczył chęć, by powtarzać to w nieskończoność. Nie chciał
niczego przyspieszać. Nicole musi do niego przywyknąć.
Czekał.
- W porządku? – Pogłaskał ją po głowie i przeciągnął
palcem wzdłuż jej warg.
- Tak. – Kiwnęła głową, poruszając biodrami. – Naprawdę.
Z przyjemnością oddał jej przysługę, biorąc to, co mu
ofiarowała. A była szczodra. Namiętna. Nieskrępowana.
Zastanawiał się, czy kiedykolwiek będzie miał tego dosyć.
Ta myśl zatrzymała go na moment, lecz szybko ją oddalił,
skupiając się na Nicole.
Obrócił się i wciągnął ją na siebie. Uczył się tego, co lubi
Nicole i jak lubi to robić. Za szybko poczuł, że jest bliski
spełnienia. Wsunął między nich rękę i dotknął jej. Raz, drugi.
Za trzecim razem znieruchomiała i doszła z cichym szlochem.
Pozwolił sobie pójść w jej ślady, zagłuszając szloch, aż był
prawie pewien, że na chwilę zapomniał, jak się nazywa.
Potem położył się na boku i głaskał ją po głowie.
Przez jakiś czas tylko trzymał ją w ramionach. Przykrył
ich kołdrą z nadzieją, że to, co się właśnie wydarzyło, nie
zepsuje ich współpracy w poszukiwaniu prawdy na temat jej
siostrzeńca.
Oraz Zacha.
Jeśli Zach okaże się ojcem Matthew, zechce zachować
kontakt z Nicole i zadbać o to, by chłopcu niczego nie
brakowało. A jeśli właśnie zaprzepaścił swoje szanse, ulegając
namiętności? Nie wolno mu zrazić do siebie Nicole. Ale, do
diabła, nie mógł też pozwolić, by pomyślała, że ta wspólna
chwila znaczy więcej niż…
– Cokolwiek teraz myślisz, nie rób tego – odezwała się
cicho. – Nie martw się tym.
Uzmysłowił sobie, że mu się przypatrywała. Zwykle lepiej
ukrywał myśli. Żałował tego, co mogła ujrzeć na jego twarzy,
i zapragnął to naprawić.
- Myślałem tylko, że powinniśmy…
Położyła palce na jego wargach.
- Powinniśmy coś zjeść. – Usiadła i zasłoniła się kołdrą. –
Prawda?
Najwyraźniej nie miała ochoty rozmawiać o tym, co się
właśnie działo.
Szkoda, że nie spotkali się w innych okolicznościach.
Mogliby cieszyć się sobą całą noc, nie myśląc
o konsekwencjach.
- A może porozmawiamy o zmianie w naszych relacjach?
Czeka nas wspólna praca – przypomniał jej z powagą. Zapalił
nocną lampkę i zamrugał, choć żarówka była słabej mocy.
Nicole na moment opuściła powieki, a kiedy je podniosła,
spojrzała mu w oczy.
- Najpierw jedzenie, później rozmowa. Jestem za głodna,
żeby się mierzyć z mało komfortowymi tematami.
Rozumiał ją, a może przyjąłby każdą wymówkę, byle
oddalić w czasie to, co trudne i nieuniknione.
Ubrała się pośpiesznie. Domyślając się, że zapewne zmaga
się z żalem, Desmond starał się na nią nie patrzeć. Starał się.
Potem wstał, słusznie zgadując, że nie namówi jej do
spędzenia z nim całej nocy.
Jej przygnębienie nie było mu obce. Jemu również
towarzyszyło na myśl o czekających ich trudach. Tak długo,
jak długo oboje nie będą przywiązali zbyt wielkiej wagi do
tego, co się właśnie stało, wszystko będzie w porządku.
Nie mógł bowiem tego żałować, kiedy już tęsknił za
kolejną okazją, żeby się z nią kochać.
Domyślała się, że jedzenie było smaczne, choć niewiele
zjadła. Seks z Desmondem był rewelacją. A potem? Nigdy nie
zapomni jego zachmurzonych oczu. Nie wiedziała, co
dokładnie myślał, ale sądząc z głębokiej zmarszczki między
oczami, najpewniej było to coś w rodzaju: „Popełniłem wielki
błąd”.
Na szczęście kiedy zajął się rozpakowaniem jedzenia,
mogła zebrać myśli. Usiedli obok siebie na wysokich stołkach
przy wąskim barku dzielącym część wypoczynkową od
kuchennej.
Szanując jej prośbę, by przesunąć ich rozmowę, Desmond
mówił o ranczu i jego ekologicznej misji.
Nicole nałożyła sobie na talerz cząstki jabłka. Z nikim nie
doświadczyła tego, co z Desmondem. Jej dawne intymne
relacje były albo krępujące, albo po prostu miłe. Brakowało
w nich nienasyconej namiętności czy chemii, która pozbawia
tchu. Nie rozumiała, czemu te emocje wywoływał w niej
człowiek, któremu nie miała powodu ufać, miała za to
mnóstwo powodów, by na niego uważać.
Ta sytuacja nie miała sensu. Nigdy nie myślała o sobie
jako o kobiecie, która może się tak… rozpalić.
Mogła to złożyć wyłącznie na karb stresu ostatnich
miesięcy po śmierci siostry.
Zastanawiała się nad tym, wciąż zbyt mocno czując
bliskość Desmonda, i patrzyła przez okno na gałęzie klonów
obejmujące domek na drzewie.
- Desmond… – Przerwała jego opowieść o powrocie
dzikich zwierząt do Mesa Falls, bo chciała mieć to za sobą. –
Wiem, że to się nie może powtórzyć. – Pogratulowała sobie,
że jej głos brzmi spokojnie. – Nie musisz się przejmować, że
robię sobie jakieś nadzieje.
- Nie chodzi o to, że nie chcę tego powtórzyć. Do diabła,
gdyby to ode mnie zależało… - Objął ją spojrzeniem, aż znów
zalało ją gorąco. Zdawało się jednak, że nie powie tego, co
chciał. – Nie chciałbym tylko stwarzać fałszywego wrażenia
co do moich zamiarów.
Te słowa zabolały mocniej, niż się spodziewała. Mimo to
kiwnęła głową, licząc, że nie zauważył, jak się wzdrygnęła.
- Nie odniosę fałszywego wrażenia – zapewniła go. –
Mogę ci zadać pytanie? Bez związku z tym, o czym
mówiliśmy?
Wzięła nóż, by posmarować bagietkę miękkim kozim
serem, udając, że nic się nie stało. Wiedziała, że musi myśleć
o czymś innym niż jego dotyk.
- Oczywiście.
- W stajni wspomniałeś, że Mesa Falls zostało stworzone
dla upamiętnienia Zacha. – Myślała wówczas z lękiem
i oburzeniem, że partnerzy z Mesa Falls mogą wykorzystać
swoją przewagę finansową, by zwiększyć swój wpływ na
życie Matthew.
- Tak, i co? – Odsunął się ze stołkiem. Jego zielona
koszulka wciąż była lekko pognieciona w miejscach, gdzie ją
ściskała w dłoniach.
- Czemu Mesa Falls? – zapytała. – Czy Zach lubił
Montanę? Jestem po prostu ciekawa, dlaczego wybraliście to
miejsce, skoro do szkoły chodziliście w Kalifornii.
Desmond po raz drugi napełnił szklankę wodą, nim jej
odpowiedział:
- Z dwóch powodów. Po pierwsze Zach lubił książkę
Thoreau o życiu w lesie i mówił, że chciałby tak żyć. Znaleźć
dom z dala od świata i mieszkać tam przynajmniej przez jakiś
czas.
Mówił w taki sposób, że Nicole pomyślała, iż chyba wciąż
jest mu ciężko wspominać przyjaciela.
- A także dlatego, że kochał konie. Na naszą ostatnią
wycieczkę wybraliśmy się konno.
Usiłowała sobie przypomnieć, co mówił o śmierci Zacha.
Gdy wspomniał go po raz pierwszy, była skupiona na jego
potencjalnym związku z siostrzeńcem.
- Zginął, skacząc do wody ze skały?
W jego oczach pokazał się ulotny błysk emocji. Tym
razem nie pytała, czy rozmowa o przyjacielu sprawia mu ból,
bo było to oczywiste. Wiedziała, że pustki, jaka powstaje po
śmierci najbliższych, nic ani nikt nie zapełni.
- Zach zginął podczas naszej ostatniej wyprawy konno.
Skoczył do rzeki z miejsca, które było znane w okolicy. Ale
poprzedniej nocy padało i poziom wody był wysoki. –
Desmond patrzył przed siebie niewidzącym wzrokiem. – Był
zdenerwowany. Miał trudną przeszłość, myśleliśmy, że jego
stan ma z tym coś wspólnego.
- Nie sądzisz, że mógł być zdenerwowany, bo…
- Dowiedział się o ciąży Lany? – Pokręcił głową, nie tyle
z zaprzeczeniem, co z rozpaczą. – Wierz mi, sam to
rozważałem. To byłaby stresująca wiadomość dla każdego
nastolatka, zwłaszcza jeśli krył się za tym zakazany romans
z nauczycielką.
Nicole straciła apetyt i odsunęła talerz.
- Gdyby Zach skoczył do wody, dowiedziawszy się od
Lany, że jest w ciąży, Lana byłaby zrozpaczona. Nie
przemilczałaby tego.
- Nie wiedziałaby o tym – stwierdził Desmond
z przekonaniem. – Nie pamiętam, kiedy opuściła szkołę, ale
wspomniałaś, że to było w czasie przerwy na Święto
Dziękczynienia. Zach zginął w tym samym czasie. Szkoła
tygodniami nie ujawniała tej informacji. A kiedy w prasie
pojawiła się wzmianka o śmierci Zacha, nie wspomniano tam
nazwy szkoły.
- Lana przeprowadziła się do Oregonu, więc pewnie i tak
by się nie dowiedziała. – Zawsze zakładała, że chłopak Lany
ją porzucił, ale jeśli to Zach był ojcem Matthew, okoliczności
bardzo różniły się od jej wyobrażeń. – Dziwię się, że po
narodzinach Matthew nie próbowała się z nim skontaktować.
A może próbowała…
Urwała, przypominając sobie tamte chwile. Czuła się,
jakby w ogóle nie znała siostry. Jak poczuje się Matthew,
dowiadując się, że jego matka miała romans z uczniem?
- Tylko zgadujemy, że Zach wiedział o ciąży. Mogła z nim
zerwać, w ogóle o tym mu nie mówiąc, żeby chronić ich oboje
przed skandalem. Zerwanie tłumaczyłoby też przygnębienie
Zacha podczas tamtego weekendu.
Desmond zaczął pakować resztki jedzenia, potem sprzątnął
naczynia.
- Niewykluczone – odparła. – Może dowiedziawszy się
o ciąży, odzyskała rozsądek. Musiała wiedzieć, że tego rodzaju
związek jest niewłaściwy. Nie wspominając o tym, że karalny.
- Jeśli w ogóle miał miejsce – przypomniał jej, chowając
jedzenie do torby termicznej. – Nadal tego nie wiemy.
W jego głosie pobrzmiewała frustracja. Po raz pierwszy
Nicole zaczęła rozumieć, czemu zależy mu na odkryciu do
prawdy. Ciąża Lany mogła mieć znaczące następstwa dla
ważnej dla niego osoby.
- Może spotkanie wieczorem z twoimi przyjaciółmi coś
nam wyjaśni. – Chciała go uspokoić, choć jej samej nie
brakowało zmartwień.
- Mam nadzieję. – Coś w jego tonie powiedziało jej, że
temat jest zamknięty. Założył torbę na ramię i podał Nicole
kurtkę. – Zanim pójdziemy na kolację, chcę, żebyś coś
wiedziała. Nigdy nie wierzyłem, że Zach chciał się zabić.
Włożyła kurtkę i ruszyła za nim. Już prawie dotarła do
drzwi, gdy jej uwagę przyciągnął mały obrazek. Nie
zauważyła go, wchodząc do środka.
- Desmond? – Powiodła palcem po grzywie konia za
szkłem.
Cofnął się i wszedł z powrotem do domku, odcinając
dopływ zimnego powietrza.
- Co to jest? Skąd to masz? – pytała podekscytowana.
- To jeden z rysunków Zacha. – Stanął obok niej. – Jeśli ci
coś przypomina, to pewnie dlatego, że Alec Jacobsen, jeden
z właścicieli Mesa Falls, wykorzystał go w popularnej grze
wideo, którą zaprojektował…
Urwał, bo Nicole gwałtownie pokręciła głową.
- Mam w domu niemal identyczny szkic. – Nigdy nie grała
w gry wideo. – Należał do mojej siostry.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
- Wyglądasz, bracie, jakby przydała ci się szklaneczka –
zauważył Gage, napełniając szklankę Desmonda.
Szklaneczka? Desmond wątpił, by mu pomogła cała
karafka najlepszego burbona gospodarza.
Przywiózł Nicole do domu Milesa Rivery na kolację
z przyjaciółmi i ich partnerkami. Atmosfera teoretycznie
powinna być swobodniejsza niż podczas kilku ostatnich
spotkań właścicieli Mesa Falla, gdyż była to okazja
towarzyska. Od czasu aresztowania Vivian media przestały
koncentrować się na ranczu.
Opinia publiczna wydawała się usatysfakcjonowana
wyjaśnieniem, że dochód z książki Alonza Salazara został
przeznaczony na cele charytatywne.
Tego wieczoru nikt nie zaglądał im przez ramię, więc
mogli się zrelaksować. Jonah Norlander wrócił do Tahoe
z żoną i córką. Alec Jacobsen jeździł po świecie, promując
nową grę. Pozostali byli obecni. Elena Rollins, narzeczona
Gage’a, starała się dbać o nastrój Nicole. Wymieniały się
uwagami na temat odległych regionów południowej Kalifornii,
którą obie odwiedziły.
Desmond z zainteresowaniem dowiadywał się nowych
rzeczy o rudowłosej piękności, która kilka godzin wcześniej
zatrzęsła jego światem. W pewnym momencie musiał przestać
podsłuchiwać i odpowiedzieć na pytanie jednego z przyjaciół.
Po kolacji przenieśli się wszyscy do sali bilardowej na dole.
Weston, młodszy z braci Rivera, rzucił Milesowi
wyzwanie, zapraszając go do gry. Desmond usiadł przy
wąskim mahoniowym barku za stołem bilardowym, podczas
gdy cztery kobiety ulokowały się wygodnie w skórzanych
fotelach i na kanapie w przeciwległym kącie pomieszczenia.
Nicole zerkała na coś, co Chiara Campagna pokazywała jej
w telefonie. Kosmyk włosów opadł jej na ramię, prosta
szmaragdowa sukienka otulała jej kształty.
Do Desmonda pogrążonego w myślach o sukience
i krągłościach Nicole dopiero po chwili dotarło, że Gage się
z niego podśmiewa.
- Wezmę to za: „Tak, chcę podwójną”. – Nowozelandczyk
nalał więcej alkoholu do szklanki Desmonda, po czym
odstawił karafkę na tacę. – Wyjaśnisz mi, czemu nie możesz
oderwać wzroku od naszego gościa na tyle długo, żeby
sformułować logiczne zdanie?
Odpowiedzią Desmonda była seria logicznych
przekleństw, co tylko bardziej rozbawiło Gage’a.
Miles nastawił głośniej muzykę country płynącą
z głośników stereo, a Weston wykorzystał tę chwilę i wykonał
pierwszy strzał.
Gage usiadł prosto na stołku.
- Hej, mówię tylko to, co wszyscy widzą. Coś cię łączy
z Nicole Cruz, coś więcej niż tajemnica syna jej siostry.
Czujemy te wibracje od chwili, gdy weszliście do tego
domu. – Gage zniżył głos i zasłonił się szklanką. – Kiedy
mówię wibracje, chodzi mi o chemię, jaka jest między wami,
i nie próbuj zaprzeczać.
- Czy tę nieoczekiwaną intuicję zawdzięczasz stanowi
narzeczeńskiemu? A może zawsze byłeś taki przenikliwy? –
Desmond rozpiął marynarkę i oparł łokieć o barek,
spoglądając na stół bilardowy. Weston wbił trzecią bilę. –
Kiedy mówię przenikliwy, mam na myśli…
- Daruj sobie – przerwał mu Gage. Kostki lodu zastukały
w jego szklance. – Wiesz, że przez to tracisz obiektywizm.
Sam właśnie to przeżywałem i cieszę się, że mam ten stan za
sobą.
Desmond nie mógł kwestionować uwagi przyjaciela.
Z powodu interwencji jego ojca Gage i Elena pozostawali
w separacji przez sześć gorzkich lat. Kiedy Elena przyjechała
do Mesa Falls, by zebrać informacje na temat właścicieli
rancza i książki, której autor był z nimi związany, nie szukała
jedynie sposobu na opłacenie rachunków.
Za tę ich nieszczęśliwą miłość była gotowa poświęcić
Gage’a w imię własnego interesu. A jednak wzajemny pociąg
przekreślił tę gotowość, doprowadzając do odnowienia
zaręczyn.
Podobno piorun nie trafia dwa razy w to samo miejsce.
Rozglądając się po pokoju, gdzie April Stephens, śledcza od
spraw finansowych, nie spuszczała wzroku z grającego
w bilard Westona, a influencerka Chiara Campagna właśnie
puściła oko do Milesa, Desmond doszedł do wniosku, że to nie
do końca prawda. Jakaś tajemna burza z piorunami niczym
w Trójkącie Bermudzkim wciąż uderza w Mesa Falls, skoro
w ciągu ostatnich miesięcy trzech z jego przyjaciół straciło
głowę dla kobiety.
Za skarby świata nie pójdzie w ich ślady.
- Nie tracę obiektywizmu – odparował, wlewając do gardła
pół szklanki burbona z nadzieją, że dzięki temu odzyska
cierpliwość do Gage’a. – Jeśli między nami widać jakieś
napięcie, to dlatego, że rozmawiamy o przeszłości. O Zachu.
W pewnym sensie była to prawda. Rewelacja Nicole na
temat szkicu Zacha nie dawała Desmondowi spokoju. Nicole
zrobiła zdjęcie szkicu wiszącego w domku na drzewie
i zamierzała pokazać je innym, zwłaszcza Chiarze, która
wiedziała najwięcej o sztuce Zacha. Widząc, jak Nicole
wyciąga telefon ze skórzanej kopertówki, Desmond pomyślał,
że właśnie zamierza to zrobić.
Gage klepnął go w ramię.
- Wspomnienia bywają bolesne. Liczę na to, że kiedy
rozwiążemy zagadki przeszłości, zostawimy złe wspomnienia
za sobą. Skupimy się na tym, co dostaliśmy od Zacha.
Desmond uniósł szklankę w toaście.
- Mam nadzieję. – Wypił jeszcze łyk i odstawił szklankę.
Wiedział, że musi mieć trzeźwy umysł, by przetrwać
wieczór. Po kolacji odwiezie Nicole do głównego budynku.
Nie wolno mu podejmować decyzji opartych wyłącznie na
łączącej ich chemii.
- Kiedyś myśleliśmy, że dzięki Mesa Falls zostawimy za
sobą przeszłość i skupimy się na dobrych wspomnieniach.
- Związek książki Alonza z Matthew Cruzem nam to
uniemożliwił – przypomniał Gage. – Teraz trzeba się
przekonać, czy Matthew jest synem Zacha.
- A jeśli tak, to jaka jest nasza rola? – Nicole nie chciała
słyszeć o tym, by Matthew został współwłaścicielem rancza,
ale Desmond był przekonany, że przyjaciele by na to nalegali.
Do diabła, on też by nalegał.
A jednocześnie pragnął szczęścia Nicole. Nie chciał, by się
denerwowała ich zaangażowaniem w życie siostrzeńca.
Chiara wzięła do ręki telefon Nicole, zaabsorbowana tym,
co zobaczyła na ekranie.
Widząc zmarszczkę między brwiami Nicole, Desmond
miał chęć ją pocałować. Skąd mu się biorą takie myśli? Sądził
wcześniej, że jeśli ulegną pożądaniu, to je osłabią. Tymczasem
seks dodał tylko paliwa do ognia, zmuszając go do przyznania,
że fascynacja Nicole nie minie szybko. Musi tylko pamiętać,
że ich relacja nie może wyjść poza seks.
Nagle Chiara wstała z telefonem Nicole w ręce.
- Panowie. – Podeszła do stołu bilardowego. W długiej do
ziemi złotej sukni wyglądała, jakby właśnie zeszła ze zdjęcia
na swoim instagramowym koncie.
Choć należała do najczęściej fotografowanych kobiet na
świecie, nie mogła się równać z rudowłosą pięknością
w szmaragdowej sukni.
W każdy razie w oczach Desmonda.
Miles odłożył kij bilardowy.
- O co chodzi?
- Musicie to zobaczyć – oznajmiła, po czym obejrzała się
na Nicole. – Prawda? Mogę im to pokazać?
Nicole kiwnęła głową, ale jej brwi pozostały ściągnięte.
Desmond zwalczył chęć, by podejść do niej i otoczyć ją
ramieniem.
Zsunął się ze stołka, by zobaczyć, co pokazuje Chiara.
Gage ruszył za nim.
Wkrótce cała ósemka zebrała się przy stole bilardowym.
Chiara położyła swój telefon obok telefonu Nicole, która stała
po przeciwnej stronie stołu. Na moment spotkała się wzrokiem
z Desmondem.
Na ekranie telefonu Nicole widniał szkic Zacha.
- Kiedy Nicole rozpoznała jeden z rysunków Zacha
w domku na drzewie – zaczęła Chiara – poprosiła ojca, żeby
sfotografował szkic, który był własnością jej siostry.
Chiara przesunęła palcem po ekranie, wyświetlając drugi
rysunek, niemal identyczny, tyle że tu było w tle więcej
szczegółów.
- Chyba wszyscy się zgodzimy, że oba rysunki stworzył
ten sam artysta, zwłaszcza jeśli chodzi o czas, w jakim
powstały. Lana oprawiła swój rysunek, żeby go powiesić
w sypialni syna, czyli miała go już przed jego narodzinami.
Desmond przeniósł wzrok na twarz Nicole. Zastanawiał
się, czy dostrzega w niej cień poczucia winy, że nie podzieliła
się tą informacją. Jej przemilczenie wzbudziło w nim lekką
irytację.
Chiara tymczasem obudziła do życia swój telefon,
pokazując zdjęcie pudełka najbardziej popularnej gry Aleca
Jacobsena „Tętent kopyt”. Na pudełku dominował obraz
konia. Podobieństwo ikonicznej już postaci do szkicu Zacha
nie budziło wątpliwości.
- Wiedzieliśmy o tym – przypomniał Miles swojej
dziewczynie, obejmując ją w talii. – Alec w swojej grze
wspomina o Zachu.
- Racja – przyznała Chiara. – Uznaje jego wkład, jeśli
chodzi o tę postać. – Postukała znów w ekran telefonu Nicole.
Pojawiły się kolejno rysunkowe portrety lisa, niedźwiedzia
i koguta. Każdy zajmował w szkicowniku jedną stronę. – A co
z tymi?
Desmond głośno wciągnął powietrze, gdy Chiara
w drugim telefonie wyświetliła te same postaci na zrzutach
ekranu z popularnej gry wideo. Podobieństwo było oczywiste.
Weston przeklął pod nosem. Gage nachylił się nad stołem,
zasłaniając widok Desmondowi.
Ten zaś spojrzał na Nicole, ciekawy, czy pomyślała o tym
samym co on. Jej oczy były jednak bez wyrazu.
- Skąd pochodzą te rysunki? – spytał, nie spuszczając
z niej wzroku.
Chyba w końcu Nicole uprzytomniła sobie, że wszyscy na
nią patrzą. Objęła się ramionami, uniosła głowę i odparła:
- Znalazłam ten szkicownik w rzeczach Lany, kiedy
sprzątałam jej mieszkanie. Spakowałam go razem z innymi
rzeczami, bo zobaczyłam podobieństwo do rysunku, który
wisiał w pokoju Matthew.
Miles sięgnął po telefon i powiększył jedno ze zdjęć.
- Żaden z rysunków nie jest podpisany?
Nicole przeniosła na niego wzrok.
- Nie. Tata specjalnie pojechał do mojego domu, żeby je
sfotografować. Poprosiłam, żeby jutro mi je wysłał, więc
obejrzymy je na własne oczy.
Napięcie w pokoju było wręcz namacalne. Wszystkie pary
wymieniły znaczące spojrzenia. Desmonda ogarnął całkiem
nowy niepokój.
Powiedział na głos to, o czym wszyscy myśleli.
- Będziemy musieli porozmawiać o tym, co to dla nas
znaczy, jeśli Matthew Cruz jest spadkobiercą Zacha.
Nie chciał rozważać tej kwestii w obecności Nicole. Poza
tym istniała konieczność telefonicznego kontaktu z Alekiem
i Jonahem, skoro nie mogli się tu pojawić.
Miles odłożył telefon na stół. Nicole chwyciła go i ścisnęła
w ręce.
Potem odezwała się ostrym tonem:
- Będziecie też rozmawiać o tym, co to znaczy, jeśli wasz
przyjaciel ukradł własność intelektualną Zacha? Czy
zamieciecie to pod dywan, tak jak zmówiliście się, żeby ukryć
życie i śmierć Zacha?
- To nie fair – zaoponował Desmond, ale Nicole nie
wydawała się zainteresowania jego wyjaśnieniem.
Wzięła torebkę z kanapy i wyszła.
Kilka minut później stała w holu wielkiego domu Milesa
Rivery, patrząc przez wysokie okna na oświetlony podjazd
w kształcie podkowy.
Usłyszała, że ktoś opuścił salę bilardową i wszedł na
schody. Znieruchomiała.
Nie była gotowa na rozmowę z Desmondem.
Lekki stukot obcasów na posadzce kazał jej się odwrócić.
Chiara Campagna, kobieta o idealnej cerze, różowych
wargach i długich ciemnych włosach wyglądała jak
księżniczka z bajki. Jeśli do tego dodać idealnie dopasowaną
złotą suknię, eleganckie buty ze słynną czerwoną podeszwą
czy torebkę od innego znanego francuskiego projektanta, było
jasne, dlaczego kobiety się za nią oglądają, gdziekolwiek się
pojawi.
Na Instagramie obserwowało ją niemal tyle samo osób, co
największych celebrytów. Patrząc na nią, Nicole czuła się
ubrana fatalnie.
Chiara i pozostałe kobiety obecne na kolacji powitały ją
serdecznie. Zwłaszcza Chiara, która okazała szczere
zainteresowanie Matthew, pytała o jego dzieciństwo i szkołę.
W porównaniu z nią Desmond prawie nie zadawał pytań na
temat chłopca. Ta świadomość była pierwszym z dwóch
przykrych objawień tego wieczoru.
Fakt, że Desmond i jego przyjaciele ukrywali dokonania
zmarłego Zacha, zamiast je celebrować, tłumaczył między
innymi, dlaczego tak trudno było dowiedzieć się czegokolwiek
o związku Matthew z Mesa Falls.
Kiedy Chiara się zbliżyła, Nicole uśmiechnęła się
przepraszająco i powiedziała:
- Mam nadzieję, że cię nie uraziłam.
Chiara wzięła ją za rękę, ścisnęła ją krótko i puściła.
- Zadałaś te same pytania, które ja zadaję Milesowi od
tygodni.
Nicole chyba niezbyt dobrze ukryła zdumienie, bo Chiara
kontynuowała:
- Wierz mi, że tak samo jak ty chcę poznać prawdę na
temat Zacha. – W jej oczach na moment pojawił się ból. –
Myślę, że Milesowi i jego partnerom, także Desmondowi, też
na tym zależy. Ale są rozdarci, nie wiedzą, jaki powinien być
ich następny krok.
- To czemu ukrywali Zacha przed światem? – Nicole nie
słyszała, by o nim wspominano, gdy pracowała na ranczu. –
Jeśli stworzyli Mesa Falls dla uhonorowania pamięci Zacha,
czemu w holu nie ma żadnej tablicy? Dlaczego nie wspomina
się o nim, pisząc o misji rancza? Twierdzą, że jest im drogi,
a zachowują się, jakby nie istniał.
Chiara oparła się ramieniem o szybę okna wychodzącego
na dziedziniec. Jej złota sukienka odbijała światło żyrandola
z kutego żelaza.
- Moim zdaniem milczenie na temat Zacha to dawno
zakorzeniony nawyk. Polityczne ambicje ojca Gage’a, który
interweniował w szkole po śmierci Zacha, doprowadziły do
tego, że tę śmierć ukryto przed lokalną prasą, na co zresztą
szkoła przystała z ulgą. Żaden z przyjaciół Zacha nie korzystał
z pomocy psychologa. Sami musieli dać sobie z tym radę
i w końcu wymyślili ranczo.
Nicole nie mogła uwierzyć, że to może być takie proste.
Wiedziała, jak wielką stratą była dla niej śmierć Lany.
Pamiętała też słowa Desmonda, gdy po raz pierwszy
wspomniał o śmierci Zacha. Uważał go za brata.
- Jak sądzisz, co teraz zrobią? Nie mogą zaprzeczyć, że
jeden z nich wykorzystał talent Zacha. – Nicole była
zszokowana, widząc w telefonie Chiary zdjęcia z gry Aleca
Jacobsena.
Chiara ściągnęła brwi.
- Pamiętasz, kiedy pierwszy raz zobaczyłaś ten szkicownik
u siostry?
- W roku narodzin Matthew. Widziałam go w jednej
z szuflad Lany, kiedy opiekowałam się małym. – Pojechała
z wizytą do Oregonu, by pomóc pracującej siostrze w opiece
nad dzieckiem.
- Czyli nikt nie może twierdzić, że szkice powstały po
wydaniu gry Aleca. Ktokolwiek je zrobił, a ja wiem, że zrobił
je Zach, ma wielki wkład w sukces tej serii gier. Ale
Desmondowi, a w zasadzie im wszystkim, może zająć trochę
czasu, zanim pogodzą się z tym, że jeden z nich jest zdrajcą.
- Mam tylko nadzieję, że ta kwestia nie odwróci ich uwagi
od ustalenia, czy Zach jest ojcem Matthew. Moja siostra
powiesiła jeden z rysunków Zacha w pokoju Matthew, jakby
chciała zaznaczyć istniejący między nimi związek. Jestem tu
tylko po to, żeby odkryć prawdę.
Dźwięk kroków poprzedził męski głos za jej plecami.
- Nicole, jesteś gotowa? Chcesz już wyjść?
Desmond był dość blisko, by usłyszeć przynajmniej
fragment ich rozmowy. Jego stalowe oczy patrzyły chłodno.
Bez cienia dawnej bliskości.
No i dobrze. Nicole wiedziała, że musi się skupić na
odnalezieniu ojca siostrzeńca, a nie angażować się w namiętny
romans. Nieważne, co Desmond o niej myśli. Choć nie mogła
zaprzeczyć, że ogarnia ją poczucie straty na wspomnienie
ramion, które tak niedawno ją obejmowały.
- Jak najbardziej – odparła z równym chłodem. –
Pożegnam się tylko i możemy jechać.
Odwróciła się, mówiąc sobie, że lepiej teraz zakończyć tę
relację, niż narażać się na większe cierpienie. Gdyby tylko
Desmond nie był najbardziej pociągającym mężczyzną,
jakiego spotkała w życiu…
ROZDZIAŁ ÓSMY
Siedział w gabinecie i studiował zdjęcia rysunków Zacha
ze szkicownika.
Nie chciał czekać, aż dostaną szkicownik do rąk. Po
kolacji w domu Milesa poprosił Nicole, by mu przysłała kopie
zdjęć. To była cała ich rozmowa w drodze powrotnej. Żadne
z nich nie było w nastroju na pogawędkę.
„Jestem tu tylko po to, żeby odkryć prawdę”, powiedziała
Nicole do Chiary.
To stwierdzenie nie powinno go dziwić. A jednak biorąc
pod uwagę to, co się między nimi wydarzyło, chyba miał
nadzieję, że znajdzie się wśród powodów jej pobytu
w Montanie.
Odsunął od siebie tę myśl, a potem usłyszał stukanie do
drzwi.
- Proszę – powiedział, nie podnosząc wzroku znad ekranu.
- Panie Pierce? – Kobieta, która sprzątała jego dom,
uchyliła drzwi. – W pokoju od frontu czeka pani Cruz.
Desmond wyłączył ekran i wstał.
- Dziękuję. – Zdenerwowany odprawił kobietę skinieniem
głowy.
Powiedział sobie, że Nicole chce pewnie wiedzieć więcej
o przeszłości Zacha, jego rysunkach albo jakimś innym
związku jej siostrzeńca z Mesa Falls. Co jednak nie stłumiło
pojawiającego się natychmiast podniecenia.
Chciał wierzyć, że to czyste pożądanie. Nigdy wcześniej
nie doświadczył takiej namiętności. Samo wspomnienie było
tak wszechobejmujące, że mógłby bez końca powracać myślą
do każdej spędzonej wspólnie minuty. W związku z tym zaczął
się obawiać, że to, co czuje do Nicole, to jednak coś więcej.
Zbliżając się do bawialni od frontu, przygotowywał się na
spotkanie z Nicole i nieuniknioną reakcję swojego ciała.
Myślał wcześniej, że to widok Nicole w kusej nocnej koszulce
tłumaczy jego fascynację. Teraz wiedział, że mogłaby mieć na
sobie kilka grubych sportowych bluz, a on byłby tak samo
zauroczony.
- Nicole… – powiedział takim tonem, jakby z oddechem
uwalniał tłumione pożądanie.
Miała na sobie jasnoniebieski sweter i popielatą wąską
spódnicę z wydrukowanym na dole wizerunkiem kwitnącego
irysa. Długie kasztanowe włosy opadały luźnymi pasmami,
które na końcach skręcały się w loki. To dla niego tak się
postarała?
„Jestem tu tylko po to, żeby odkryć prawdę”.
Postara się o tym zapomnieć.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam – odezwała się,
odwracając wzrok od gór za oknem. – Dostałam dziś
szkicownik specjalną przesyłką. Pomyślałam, że nam pomoże,
bo ojciec nie sfotografował wszystkich szkiców.
Wskazała na płaski pakunek na stoliku przy drzwiach,
którego wcześniej nie zauważył.
W sposobie bycia Nicole była ta sama rezerwa co w chwili
opuszczania domu Milesa poprzedniego dnia. Powinien być
jej za to wdzięczny.
Tymczasem tęsknił za jej dotykiem. Chciał czuć jej
paznokcie wbijające się w jego ramiona w chwili rozkoszy.
Tak, ten dystans był nie do zniesienia.
- Nie przeszkadzasz mi. – Postąpił krok do przodu, jakby
przyciągany niewidzialną siłą. – Oglądałem właśnie zdjęcia
szkiców, więc chętnie zobaczę oryginalne prace.
Nie sfotografowano na przykład okładki szkicownika.
Zastanawiał się, czy na wewnętrznych stronach okładki
znajdzie jakieś wskazówki dotyczące właściciela.
- Czego szukasz w tych rysunkach? – spytała lekko
zdyszanym głosem.
- Nie wiem – przyznał z żalem. – Ale dowiadując się
czegoś nowego o Zachu, mam wrażenie, jakbym znów słyszał
jego głos.
- Wiem, o czym mówisz. – Skinęła głową. – Po śmierci
Lany wiele razy przeglądałam jej rzeczy. Dotykałam tego,
czego ona dotykała. Odkrywałam małe skarby, które musiały
być dla niej ważne, sądząc z tego, gdzie je trzymała. Jakąś
karteczkę w pudełku na biżuterię. Zaschnięty bukiecik, który
miała kiedyś przypięty do sukienki na tańcach.
Przez ulotny moment w jej oczach Desmond ujrzał
bezbronność. Pogłaskał ją po głowie, wsuwając palce
w miękkie fale.
- Nawet sobie nie wyobrażam, jaki to był dla ciebie ciężki
rok.
Podziwiał jej siłę. Poza tym, że straciła siostrę, musiała się
zająć mnóstwem innych spraw, by zostać prawnym opiekunem
Matthew.
- Zostanie rodzicem w ciągu jednego dnia na pewno nie
jest łatwe.
Przez chwilę stała nieruchomo. Nie oddalała się, ale też nie
zbliżała. Walczył z pragnieniem, by pocałować ją w czubek
głowy. Przyciągnąć i przytulić.
Potem jednak się cofnęła. Wróciła do okna z widokiem na
góry.
- To było straszne. – Objęła się w pasie. – Ojciec był
zdruzgotany. Wciąż cierpi po stracie Lany. Nie mógł mi
pomóc pocieszyć Matthew. – Obejrzała się na niego przez
ramię. – Matthew przeżywał żałobę inaczej, niż można by się
spodziewać po chłopcu w tym wieku.
Desmond pokręcił głową.
- Jeśli czegoś się nauczyłem po śmierci Zacha, to tego, że
każdy z nas inaczej przeżywa żałobę. Alonzo potrafił dla
każdego z nas znaleźć ujście dla emocji.
- Jak ty sobie z tym radziłeś? – spytała.
Zastanowił się, ile może jej powiedzieć. Nie lubił mówić
o tym etapie swojego życia, ale jeśli chce znów zbliżyć się do
tej kobiety, nie może wciąż się od niej odsuwać. To on jest
winny dystansowi, i już tego żałował.
Podszedł do okna.
- W wolnym czasie pomagałem w miejscowym domu
samotnej matki, gdzie mieszkały maltretowane kobiety
i dzieci. Zach byłby z tego zadowolony.
- Pamiętam twoją reakcję, kiedy wspomniałam, że ojciec
Lany uciekał się do przemocy – zauważyła cicho. – Czy
w domu Zacha było podobnie?
- W jego i w moim. – Nigdy nie wyjawił tego żadnej
kobiecie. Jedynie przyjaciele znali jego przeszłość. – Zach był
pierwszą osobą, która się domyśliła, jak wyglądało moje
domowe życie. On…
Wspomnienie tej więzi, tej osoby, której nie musiał nic
tłumaczyć, ulgi i wdzięczności, jakie czuł, były czymś, co
bardzo trudno jest wyjaśnić komuś, kto nie przeżył podobnego
piekła.
- Pomógł mi się z tym uporać. Stawić opór.
Nicole splotła palce z jego palcami. Z wdzięczności za
milczące wsparcie, tym bardziej że nie było w nim litości,
ścisnął jej dłoń.
Wziął głęboki oddech i podjął:
- Pracowałem tam jako wolontariusz, sortowałem
podarowane przez innych ubrania, sprzątałem, sędziowałem
w zawodach sportowych dla dzieci. Organizowałem zbiórkę
pieniędzy w Dowdon, która pomogła im kupić nowy budynek.
- Byłeś o wiele bardziej produktywny w swojej żałobie niż
ja. Czasami zdawało mi się, że nic nie robię. Jakbym się
zawiesiła. – Spojrzała na ich złączone dłonie. – Kiedy
dopuszczę do siebie myśl, że więcej z nią nie porozmawiam,
ledwie oddycham.
Wolną ręką przyciągnął ją do siebie i przez długą chwilę
tylko ją tak trzymał. Pragnął wziąć na siebie choć część jej
bólu. Wiedział, że trzeba przejść wszystkie etapy żałoby. Nie
mógł jej pocieszyć, że z czasem będzie lepiej, bo
z doświadczenia wiedział, że to nie jest norma.
Nabiera się tylko wprawy w wynajdowaniu sposobów na
radzenie sobie z bólem.
Poruszyła się, więc ją puścił. Przeczesała włosy palcami,
jej długa spódnica zakołysała się wokół łydek w wysokich
skórzanych butach.
- Pokażę ci szkicownik – powiedziała. – Chiara jest pewna,
że należał do Zacha. Nie pamięta, żeby widziała akurat ten, ale
zwróciła uwagę na kilka szczegółów, które były na wszystkich
szkicownikach.
- Więc widziała już oryginał? – Pomógł Nicole odpakować
szkicownik zawinięty w szary papier.
Usiadła na dwuosobowej kanapie, a on zajął miejsce obok
niej, ocierając się kolanem o jej kolano, co natychmiast kazało
mu wrócić myślą do domku na drzewie. Kiedy ich oczy się
spotkały, przysiągłby, że Nicole myśli o tym samym, bo
szybko odwróciła wzrok.
- Nie, ale wczoraj wieczorem przesłała mi zdjęcia
rysunków, które zrobiła z pamięci. Jak dostałam tę przesyłkę,
wysłałam jej z kolei zdjęcie okładki. – Nicole wyjęła telefon
z torebki. – To jej rysunki.
Desmond wziął od niej aparat i przyglądał się rysunkom
piórkiem i notatkom Chiary na temat tego, co rysował Zach,
kiedy nad czymś myślał. Były to proste, powtarzające się
motywy połączone w większe wzory. Piórka, płatki kwiatów,
liście.
- Zgodziłbyś się, że rysował takie rzeczy? – spytała,
zerkając na telefon.
Zapach jej włosów kusił go. Chciał zanurzyć w nich twarz.
- Wyglądają znajomo, ale nie mogę być tego w stu
procentach pewien. Chiara wie to lepiej. Tamtego lata chodzili
razem na kurs plastyczny. Z tego, co wiem, interesowała się
jego twórczością.
- Wyznała mi, że się w nim podkochiwała. – Uśmiechnęła
się. – Na pewno zbierała wszystkie informacje na jego temat,
które były ważne dla piętnastoletniej dziewczyny. – Podsunęła
mu szkicownik. – Teraz spójrz na to.
Odłożył telefon na stolik i wziął do ręki szkicownik. Na
oprawie z brązowego papieru widniała lwia głowa z wielką
grzywą składającą się z mnogości piórek, liści, płatków
kwiatów. Występowały też różne rodzaje piórek; każde było
inaczej zdobione, przerywanymi liniami i kropkami,
zawijasami albo cieniowaniem.
Powiódł palcem po podzielonej na pół twarzy lwa,
pogrążony w myślach. Pamiętał, że Zach bez przerwy coś
rysował. Między lekcjami, podczas lekcji, wieczorem
w pokoju, kiedy inni uprawiali zapasy czy inne sporty.
Rysował, nawet gdy się uczył. W jednej ręce trzymał ołówek,
drugą ustawiał wykład nagrany na wideo.
Desmond zapomniałby o tym, gdyby nie przedmiot, który
trzymał w ręce. Głos z przeszłości.
Nicole pochyliła głowę, jej włosy opadły na jego ramię.
- Te podobieństwa nie mogą być przypadkowe –
zauważyła, nim na niego zerknęła. – Prawda?
Wiedział, że chce, by potwierdził jej przypuszczenia. Żeby
potwierdził, że Matthew to syn Zacha. Ale choć pragnął jej
pomóc, wciąż nie miał pewności.
- Żałuję, że nie znam odpowiedzi, Nicole. Próbujemy
zrekonstruować przeszłość z domysłów. Straciliśmy wszystkie
osoby, które mogłyby potwierdzić albo zaprzeczyć naszym
przypuszczeniom.
Ściągnęła brwi i odsunęła się od niego.
- Więc twoim zdaniem to nie jest szkicownik Zacha?
- Prawdę mówiąc, uważam, że jest. – Znów powróciły
wspomnienia rysującego przyjaciela. Jasne i wyraźne. – Nie
dlatego, że Chiara przywołała rzeczy, które rysował, ale
z powodu tych szkiców. Ich podobieństwa do rysunku konia
w domku na drzewie. Ich podobieństwa do postaci, jakich użył
Alec.
Zbyt wiele łączyło Zacha z tym szkicownikiem, także
czas, kiedy Lana weszła w jego posiadanie.
- Więc czemu się zawahałeś? – Schowała telefon do
torebki.
- Bo chociaż moim zdaniem szkicownik należał do Zacha,
to nie jest wystarczający dowód, że Zach jest ojcem Matthew.
A ty właśnie to chcesz usłyszeć.
Znieruchomiała. Potem sztywno zaczęła zawijać
szkicownik w papier.
- Pozwól. – Pomógł jej.
- Czy ktoś kontaktował się z Alekiem Jacobsenem i pytał
o postaci, których użył w swojej grze? – Gdy wstawała, jej
spódnica musnęła jego nogę.
Chęć, by pociągnąć ją z powrotem na kanapę, była tak
przemożna, że podnosząc się, Desmond wcisnął ręce do
kieszeni spodni.
- Próbowaliśmy. – Był zły, że to jemu przypada w udziale
przekazanie tej wiadomości. – Miał mnie zastąpić w kasynie
przez ten tydzień, ale wczoraj go tam nie widziano.
- Co? – rzuciła ze złością. – Zniknął, jak tylko jeden
z przyjaciół dał mu cynk, że wiemy o jego oszustwie?
Odwróciła się do drzwi.
- Nie. – W pośpiechu stanął między nią a drzwiami. – To
niemożliwe, jestem tego pewny.
- Naprawdę? – Zatrzymała się parę centymetrów od
niego. – Wczoraj wieczorem staliśmy wokół stołu
bilardowego i widzieliśmy dowody na to, że Alec Jacobsen
jest złodziejem. – Jej oddech przyspieszył.
- Nikt nie dał mu żadnego cynku – powtórzył, patrząc jej
w oczy.
- Skąd wiesz?
Dobrze, że trzymał ręce w kieszeniach, bo bardzo chciał
jej dotknąć.
- Zatrudniłem tego samego detektywa, który śledził cię na
Wyspie Księcia Edwarda, żeby miał oko na Aleca.
Czy ufała mu dość, by mu wierzyć?
Pożądanie, które wciąż w niej budził, utrudniało jej
myślenie. Seks z Desmondem zachwiał jej wcześniejszymi
przekonaniami. Jakby ktoś rozrzucił puzzle, a ona teraz nie
mogła ich ułożyć.
Cofnęła się, potrzebowała powietrza nieskażonego
zapachem jego wody po goleniu.
- Skoro kazałeś go obserwować, czemu nie wiesz, gdzie
jest? – Splotła ramiona na piersi, jakby w ten sposób tworzyła
barierę między sobą i pożądaniem do mężczyzny, który stał
między nią a drzwiami.
Choć wcale nie chciała wyjść.
- Nie powiedziałem, że nie wiem, gdzie on jest. – Dłonie
wciąż miał w kieszeniach, plecy sztywne. – Powiedziałem, że
nikt nie widział go w kasynie, gdzie miał mnie zastąpić.
Uniosła brwi i czekała.
- Jest w Nowym Jorku – podjął. – Mam nadzieję, że ma
dobry powód, żeby tam być. Według mnie jego ruchy
sugerują, że planuje wyjazd z kraju. – Wskazał na kanapę. –
Możemy usiąść?
Nie była pewna, czy ufa sobie na tyle, by usiąść blisko
Desmonda. Wspomnienie ich wspólnych chwil jej nie
opuszczało. Widząc, jak przeglądał szkicownik, przypomniała
sobie jego dłonie na swojej skórze. Nawet teraz musiała
powściągnąć dreszcz.
- Nie trzeba, dziękuję – odparła oschle. – Czemu tak
uważasz?
- Detektyw dał mi znać, że Alec uaktualnił paszport, a dziś
po południu ma spotkanie z doradcą finansowym.
- Czemu kazałeś go śledzić? Czy dlatego, że tak jak ja
uważasz, że korzystał z pracy Zacha, nie przyznając się do
tego? – Poprzedniego wieczoru dokładnie obejrzała grę Aleca,
kupiła ją nawet dla siostrzeńca. – Czytałam napisy na pudełku
z grą. Nie ma tam nazwiska Zacha.
- Kazałem go śledzić, bo nie jestem przekonany, czy
grożąc Chiarze, Vivian Fraser działała sama, tak jak twierdzi –
mówił zafrasowany. – Alec przyznał się do wpływu Zacha na
jego grę w szeroko publikowanym wideo.
- Ale nie podał jego nazwiska. Widziałam to wideo –
powiedziała oburzona.
Dopiero niedawno dowiedziała się o Zachu Eldridge’u,
który zmarł zbyt wcześnie, ale czuła się w obowiązku stanąć
w jego obronie.
- Nie wspominając nazwiska Zacha, Alec unikał dzielenia
się wpływami z jego potencjalnym spadkobiercą.
Ona też nie była jeszcze w stu procentach przeświadczona
o tym, że Zach jest ojcem Matthew, ale dysponowała mocnymi
dowodami. Wiedziała, że Lana i Zach spotykali się, zanim
Lana zaczęła praktykę w Dowdon. Fakt, że siostra zatrzymała
jego prace, był znaczący, podobnie jak to, że mentor Zacha
anonimowo wspierał Matthew.
Lana opuściła miasto zrozpaczona. W tym samym czasie
Zach wybrał się z kolegami na wyprawę konną. Był
wyjątkowo zdenerwowany, co wskazywałoby na to, że
zerwali.
Kiedy Desmond w końcu się odezwał, mówił powoli:
- Obiecuję ci, że jeśli Zach jest ojcem Matthew, poruszę
niebo i ziemię, żeby chłopcu niczego nie brakowało.
Wszystko w jego głosie i postawie świadczyło o tym, że
mówi szczerze.
- Dziękuję. Jestem ci wdzięczna, o ile uznasz moje prawo
do opieki nad Matthew.
Uśmiech, który jej posłał, był smutny.
- Oczywiście. Po moich doświadczeniach z dzieciństwa
nie mam zamiaru zostać ojcem.
Rozmawiali jeszcze przez chwilę o kolejnych krokach,
które mogłyby doprowadzić do udowodnienia ojcostwa Zacha.
Nicole miała się skontaktować z wydziałem opieki społecznej
w Kalifornii i poprosić o informacje na temat krewnych Zacha
w celu zdobycia próbki DNA, niezbędnej do wykonania testu
na ojcostwo.
Desmond obiecał zatrudnić prawnika, który by jej pomógł,
gdyż imperium gier Aleca było warte fortunę. Kiedy Nicole
opuściła dom Desmonda, by pokazać szkicownik Chiarze,
jedyne, co miała w głowie, to stwierdzenie Desmonda, że nie
zostanie ojcem.
To nie jej interes.
A jednak dzięki temu, że się otworzył i opowiedział
o trudnej przeszłości, stał się jej jeszcze bliższy.
Równocześnie świadomość, że nie chce założyć rodziny,
sprawiała, że stawał się bardziej niedostępny.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Nicole spotkała się z Chiarą i Eleną w domu Gage’a na
terenie Mesa Falls.
Kobiety zebrały się wokół stołu w studiu Eleny, które
wciąż znajdowało się na etapie powstawania, a które miało
służyć jej nowej karierze w przemyśle modowym. Gage
pomógł je zaprojektować.
W pomieszczeniu o wysokim suficie były jasne ściany,
podłoga z ciemnego twardego drewna, wysokie okna i duży
świetlik, przez który wpadało więcej dziennego światła. Stare
uratowane skądś drzwi i ramy okienne czekały przy jednej ze
ścian, aż zostaną tu wykorzystane.
Jedyną w pełni gotową częścią był kącik do czytania
z szezlongiem obitym sztucznym futrem, otoczonym przez
wbudowane w ściany półki.
Gdy Elena i Chiara przeglądały szkicownik, Nicole
podziwiała pracownię. Jej domowe biuro mieściło się w rogu
pokoju, gdzie stał stolik z komisu, na którym było miejsce dla
laptopa i przybory do rysowania, bo czasem rysowała coś
ręcznie.
Czy byłaby dużo bardziej produktywna, dysponując tak
inspirującym miejscem do pracy? Wyobraziła sobie, gdzie
postawiłaby sztalugi, gdy przerwał jej głos Chiary.
- Nie mam cienia wątpliwości, że to szkicownik Zacha –
oznajmiła gwiazda mediów społecznościowych. – Są tu też
wszystkie charakterystyczne postaci z gry Aleca, narysowane
lata przed tym, nim gra się ukazała. Więc jeśli udowodnisz, że
Zach jest ojcem Matthew, będziesz miała prawną podstawę,
żeby oskarżyć Aleca o kradzież własności intelektualnej
spadkobiercy Zacha. Gdybyś potrzebowała potwierdzenia, że
to prace Zacha, możesz na mnie liczyć.
To wszystko wydawało się Nicole odległą przyszłością,
skoro jeszcze nie potwierdziła ojcostwa Zacha. Była jednak
poruszona oświadczeniem Chiary. Desmond obiecał zatrudnić
prawnika, który miał jej pomóc przy dochodzeniu ojcostwa.
Po wyjściu z domu Desmonda Nicole zdążyła się już
skontaktować z wydziałem spraw socjalnych w Kalifornii.
- Dziękuję. – Dołączyła do kobiet przy stole,
podziwiających stylizowany obraz sowy w locie. – Ale skąd
masz pewność, że to dzieło Zacha?
Telefon w kieszeni Nicole zaczął wibrować. Zignorowała
go, skupiając się na odpowiedzi Chiary.
- Po pierwsze jego imię jest na okładce. – Chiara wróciła
do okładki, jej paznokcie w biało-czarne paski kontrastowały
z brązowym papierem.
- Przecież tu nic nie ma. – Marszcząc czoło, Nicole
spojrzała na jakieś bazgroły na dole, szukając ukrytych liter.
- Widzisz te kropki i kreski? – Chiara powiodła palcem
wzdłuż szlaczka na brzegu okładki składającego się
z cieniowanych trójkątów.
- Alfabet Morse’a – oznajmiła Elena, obracając
szkicownik. – Ojciec mnie tego nauczył, jak mieszkaliśmy na
pustyni, tyle że my posługiwaliśmy się latarką, sygnałami
świetlnymi, żeby się nim komunikować.
- Poważnie? – Nicole zastanowiła się, czy mogła to
przeoczyć na innych rysunkach. Powinna je ponownie
obejrzeć. – Skąd wiesz, że Zach użył Morse’a?
Gdy jej telefon znów zaczął wibrować, wyłączyła go.
- Lubił wplatać litery i różne symbole do geometrycznych
wzorów. – Chiara narysowała coś na kawałku papieru, który
leżał obok. – Widziałam napisy z chińskich znaków
i sanskrytu. A raz użył alfabetu Morse’a w łusce węża, którego
namalował. Podobnie jak tu.
Pokazała swój rysunek Nicole, by zobaczyła serię kropek
i myślników.
Kiedy Nicole przeniosła wzrok z kartki na szkicownik,
Elena wyświetliła alfabet Morse’a na ekranie telefonu.
- Spójrz. – Trzymała telefon nad okładką szkicownika. –
To jest Z. Dwa myślniki i dwie kropki.
Nicole patrzyła podekscytowana, widząc w tym szansę na
odkrycie prawdy. Oczywiście sam szkicownik nie świadczył
o ojcostwie Zacha, ale był kolejnym dowodem
podkreślającym znaczenie relacji jego oraz Lany. Choć Nicole
żałowała, że siostrzeniec nie pozna ojca, przynajmniej nie
będzie się do końca życia zastanawiał, kto nim jest ani jaki to
był człowiek.
Przyjaciele Zacha wciąż go opłakiwali, co najlepiej
świadczyło o jego charakterze.
Po tym, co Desmond zdradził jej na temat przyjaciela,
Nicole nie wyobrażała sobie, by Zach skoczył do wody
ogarnięty rozpaczą. Ta śmierć musiała być nieszczęśliwym
wypadkiem. Tak też sądził Desmond, a ona ufała jego intuicji.
Swojej intuicji nie była już taka pewna. Spotkanie
z Desmondem, które właśnie odbyła, znów obudziło w niej
pożądanie. Na moment zacisnęła powieki, by zablokować te
myśli i skupić się na celu swojej wizyty.
- Mattiemu spodoba się rozwiązywanie zagadki, jaką jest
alfabet Morse’a – zauważyła głośno.
Potem, kiedy zwróciła się do Chiary, do głowy wpadła jej
kolejna myśl.
- Czy Zach wspomniał kiedyś, że ma autyzm?
- Mnie nie. Gdyby Miles czy inny z przyjaciół coś takiego
zauważył, na pewno by o tym wspomnieli. – Chiara
wyprostowała się i przeciągnęła. – Jeśli udowodnisz, że Zach
jest ojcem Matthew, wydział spraw socjalnych będzie musiał
ci udostępnić wszelkie istotne informacje na temat jego
zdrowia.
- Przynajmniej jedno ich łączy. – Nicole wyjęła telefon
z kieszeni, by sprawdzić wiadomości. – Matthew też ma talent
plastyczny. Uwielbia rysować.
Zerkając na telefon, zobaczyła, że dzwonił Desmond.
- Naprawdę? – spytała Chiara. Jej spojrzenie było równie
ciepłe i zapraszające, co jej głos. – Mam nadzieję, że kiedyś
go poznamy. Niezależnie od tego, jak się rozwiąże sprawa
ojcostwa, już mi się zdaje, że to członek naszej rodziny.
Matthew dorastał bez ojca, a teraz stracił też matkę. Jego
dziadek wciąż nie mógł dojść do siebie po stracie córki. Miło
byłoby przedstawić Matthew komuś takiemu jak Chiara, która
znała człowieka najprawdopodobniej będącego jego ojcem.
I komuś takiemu jak Desmond. Ale fakt, że Matthew
pewnie polubiłby Desmonda, nie znaczy, że ma ich sobie
przedstawiać. Desmond wyraził się jasno, że dzieci go nie
interesują. A nastolatek potrzebuje obok siebie ludzi, na
których można polegać.
Zanim Nicole powiedziała Chiarze, ile znaczą dla niej jej
słowa, rozległo się pukanie do drzwi pracowni.
- Eleno. – Gage stanął w otwartych drzwiach. – Wybacz,
że przeszkadzam, kochanie, ale właśnie rozmawiałem
z Desmondem. – Wszedł dalej i przeniósł wzrok na Nicole. –
Próbował się z tobą skontaktować. Dostał wiadomość od
adwokata Vivian Fraser.
Chiara gwałtownie wciągnęła powietrze.
- To asystentka Aleca – przypomniała. – Ta, która
zhakowała moje konta w mediach społecznościowych
i próbowała mi przeszkodzić w poszukiwaniu faktów na temat
Zacha.
Nicole zbyt dobrze pamiętała, czemu Desmond kazał
śledzić Aleca. Nie wierzył, że Vivian działała sama.
- Czego chciała?
Gage otoczył Elenę ramieniem.
- Twierdzi, że ma do przekazania nowe informacje na
temat Aleca i Zacha, ale będzie rozmawiała z policją tylko
w obecność prawnego opiekuna Matthew Cruza.
Nicole zamarła. Czy ta kobieta wie coś o Zachu, o czym
nikt inny nie wie? A może Alec cały czas był tego świadomy
i celowo to ukrywał, by Matthew nie mógł skorzystać ze
swoich praw jako spadkobierca Zacha?
- Może Vivian jest niezadowolona, że jej były kochanek
opuszcza kraj bez niej. Może jest gotowa wyjawić więcej na
temat jego planów wykluczenia Matthew z dziedzictwa po
ojcu, które mu się należy.
- Czy Vivian jest w Tahoe? – chciała wiedzieć Chiara.
- Tak. – Gage przyciągnął Elenę jeszcze bliżej, przy okazji
pokazując tatuaż na nadgarstku. – Nicole, Desmond wezwał
już pilota. Jeśli chcesz się spotkać z Vivian, wyśle po ciebie
samochód, który zawiezie cię na lotnisko.
Słowa Gage’a przypomniały Nicole, że jedynym celem jej
wizyty w Montanie jest znalezienie ojca Matthew. Jeśli
wymaga to wyjazdu z Mesa Falls, zrobi to. Z Desmondem
albo bez niego.
Nie wspomniał, że będzie jej towarzyszył. Zresztą
w końcu to jej sprawa.
Choć nie mogła zaprzeczyć ukłuciu zazdrości, gdy
spostrzegła wsparcie, jakiego udzielali sobie Gage i Elena.
Powróciły emocje związane z tym, co dzieliła z Desmondem,
choć rzecz jasna to nie było to samo.
Kiedy do niej dotarło, że pozostali czekają na jej reakcję,
sięgnęła po szkicownik.
- Muszę usłyszeć, co ma do powiedzenia ta kobieta –
oznajmiła, wsadzając szkicownik pod pachę. – Dziękuję wam
za wszystko. Wasze przyjęcie i wsparcie wiele dla mnie
znaczy.
Elena uścisnęła ją krótko.
- Powodzenia, Nicole. Daj znać, czy możemy jakoś
pomóc.
Nicole wzruszona oddała jej uścisk, otoczona przez
lawendowy zapach i dobre słowa Eleny.
- Dziękuję.
Ledwie Elena się odsunęła, Chiara zajęła jej miejsce,
przytulając Nicole.
- Mam nadzieję, że niedługo przyjedziesz tu z Matthew.
Albo ja was odwiedzę, jeśli wolisz. Nie mogę się doczekać,
kiedy go poznam.
Jej także Nicole podziękowała.
Gage odprowadził ją do wyjścia. Na podjeździe obok
tylnych drzwi czarnego suva z przyciemnionymi szybami stał
szofer w uniformie.
Nicole postanowiła wysłać wiadomość do Desmonda, że
z chęcią przyjmie jego ofertę lotu do Tahoe. Choć czuła też
żal, że Desmond ułatwia jej szybki wyjazd z Mesa Falls. Czy
chciał jak najszybciej pozbyć się jej ze swojego życia? No ale
jaki pożytek miałaby z mężczyzny, który nie ma w sercu
miejsca dla Matthew?
Powitała szofera skinieniem głowy, a ten otworzył jej tylne
drzwi. Od gór doleciał zimny powiew.
Wsiadła do ciepłego wnętrza; zapach kosztownej skóry
połaskotał jej nozdrza. Usiadła i wyjęła telefon, by napisać
esemesa. Szofer zamknął drzwi, a jednocześnie z szumem
zjechała szyba dzieląca ją od przednich siedzeń.
Podniosła wzrok i w jednej chwili uświadomiła sobie dwie
rzeczy. Po pierwsze, szofer wciąż był na zewnątrz i usuwał
śnieg z maski.
Po drugie, fotel obok kierowcy zajmował Desmond.
Z telefonem w ręce obejrzał się przez ramię.
- Muszę zakończyć pewne sprawy i nie chciałem ci
przeszkadzać, bo może też miałaś zamiar gdzieś dzwonić.
Chcesz się zatrzymać po drodze w hotelu? – spytał.
Zapewne poprosił swojego rozmówcę o chwilę
cierpliwości.
Nicole powściągnęła dreszcz podniecenia, zła, że jej ciało
tak na niego reaguje. Zwłaszcza gdy powinna się skupić na
nowym rozwoju wydarzeń.
- Tak, proszę. Chciałabym zabrać rzeczy. –
Odchrząknęła. – Rozumiem, że… lecisz ze mną do Tahoe?
- Chcę usłyszeć, co wie Vivian. Tak samo jak ty chcę
wyjaśnić tę sprawę do końca. – Jego szare oczy zamieniły się
w płynne srebro, które pamiętała z czasu, gdy byli razem. –
Zakładając, że nie masz nic przeciwko temu?
Rozchyliła wargi, ale w ustach jej zaschło na myśl, że
spędzą razem więcej czasu. W odpowiedzi pokręciła tylko
głową.
Desmond jak zwykle czytał jej w myślach, bo jego oczy
zabłysły pożądaniem. Na szczęście szofer wsiadł do
samochodu i wrzucił bieg, a Nicole ukryła czerwoną twarz za
telefonem.
W czasie lotu Desmond celowo zajął miejsce po
przeciwnej stronie przejścia.
Choć siedzieli do siebie twarzą, każde z nich miało
rozłożony przed sobą stolik z rozmaitymi rzeczami. Podczas
jazdy na lotnisko Desmond czuł zmieszanie Nicole i jej
podniecenie. Nie chciał pytać, czy ma jakieś zastrzeżenia co
do ich wspólnej podróży. Do diabła, on też był zmieszany
i podniecony.
Od seksu w domku leśnym, kiedy ulegli gorączce
namiętności, Desmond miał sobie za złe, że pozwolił, by
sytuacja wymknęła się spod kontroli. Ale ilekroć znajdowali
się w jednym pomieszczeniu, był aż nadto świadomy bliskości
Nicole. Próba ignorowania tej chemii była daremna. Dystans,
który usiłował sobie narzucić, tylko zwiększał przyciąganie.
Może działo się tak dlatego, że już posmakował bycia razem.
Nicole zgasiła tablet i schowała go do neoprenowej
okładki. Kiedy w drodze na lotnisko zatrzymali się w hotelu,
przebrała się w czarną dzianinową sukienkę, wysokie buty
i jasnobeżową tweedową marynarkę. Na tle neutralnych barw
kolor jej włosów wibrował intensywniej.
- Długo jeszcze będziemy lecieć? – spytała, poprawiając
złotą bransoletkę na nadgarstku.
Desmond zerknął na telefon.
- Niecałe pół godziny.
- Domyślasz się, czego chce Vivian? – Przestała się bawić
zegarkiem, za to obracała w palcach medalion na długim
złotym łańcuszku. – I czemu tak nagle zdecydowała się
wyjawić więcej niż po aresztowaniu?
- Skontaktowałem się z jej adwokatem, żeby dać mu znać,
że Alec chyba chce wyjechać z kraju. – Wciąż go dręczyła
myśl, że jeden z najbliższych przyjaciół mógł działać wbrew
ich interesom. – Zasugerowałem, żeby przekazał tę informację
swojej klientce na wypadek, gdyby wiedziała więcej
o aktywności Aleca niż to, do czego się przyznała na
początku.
Palce Nicole znieruchomiały.
- Sprytne posunięcie. – W jej oczach pojawił się błysk
szacunku. – Jak dobrze ją znasz?
- Słabo. Co, patrząc wstecz, musiało być zaplanowane
przez Aleca. Vivian chodziła do Brookfield, najbliższej
Dowdon School szkoły dla dziewcząt. Znał ją tyle czasu, ale
zawsze ją przed nami ukrywał.
- Więc nie była tylko jego podwładną? Przyjaźnili się?
- Tak, i wygląda na to, że bywali też kochankami. – Pisano
o tym w prasie, w artykułach po aresztowaniu Vivian. –
Miałaś czas przeczytać artykuły, które ci wysłałem?
- Tak, dziękuję. – Zaczesała kosmyk za ucho i wyjrzała
przez okno, po czym zaciągnęła roletę, by osłonić się przed
słońcem. – Ale twój pogląd na ich relację różni się od tego, co
pisała prasa.
- Alec był skoncentrowany na stworzeniu imperium gier
komputerowych. Relacje osobiste nie były jego priorytetem.
- To was chyba łączy. – Spojrzała mu w oczy.
Patrzył na nią dłuższą chwilę, niepewny, jak zareagować.
Złożył znajdujący się przed nim stolik, by usiąść obok Nicole.
Kiedy znów na nią spojrzał, jej oczy zapłonęły.
- W przeszłości bliskie związki nie były moim priorytetem,
teraz zaczynam zmieniać zdanie.
Sam był tym zaskoczony. Nie mógł przestać o niej myśleć.
Nie tylko z powodu gorącego seksu. Pragnął jej pomóc.
Poznać ją bliżej.
- Ostatnio przypomniałem sobie, co mój mentor mówił
o Jasiu, który tylko pracuje i nie korzysta z życia.
Uniósł rękę i jakby mimo woli wsunął palce w kosmyki
okalające jej twarz. Patrzył, jak prześlizgują się między jego
palcami. Jedynym dźwiękiem zakłócającym ciszę poza
szumem silnika był głośny wdech Nicole.
Jej obsypane piegami policzki zalał rumieniec.
- Nie interesują mnie żadne gierki – rzekła cicho
i spokojnie, a mimo to Desmond poczuł, jakby mu zadała
cios. – Jestem teraz głową rodziny. Muszę podejmować
rozsądne decyzje.
- I tak robisz. Bronisz siostrzeńca i jego sprawy, żeby
zapewnić mu bezpieczną przyszłość. Podziwiam cię za to. –
Pogłaskał kciukiem jej policzek. Pozwoliłby jej odejść, gdyby
miał pewność, że tego właśnie pragnie. – Ale mamy jeszcze
chwilę dla siebie, zanim znów wezwą nas obowiązki. Czy
byłoby w tym coś złego, gdybyśmy ulegli naszym
pragnieniom? Zrobili coś tylko dla siebie?
Na moment zamknęła oczy, a on pomyślał, że nie ma
szans. Nie podnosząc powiek, powiedziała:
- Po wylądowaniu spotkamy się z Vivian. Dowiemy się, co
wie. Potem ja wrócę do swojego życia, a ty do swojego. –
Zamrugała i otworzyła oczy. – Myślałam, że tego chcesz.
Zależało ci, żebym nie robiła sobie nadziei.
Miał mnóstwo okazji przekląć wypowiedziane przez siebie
słowa. Fakt, że nie był w stanie pozbierać myśli po bliskim
spotkaniu z Nicole, podkreślał tylko, jak wiele dla niego
znaczyła.
- Chciałem być z tobą szczery. Wtedy i teraz. Nie mam nic
do zaoferowania poza dzisiejszym wieczorem, ale nie będę
udawał, że już cię nie pragnę.
Wciąż za nią tęsknił, wspominał wspólne chwile. Marzył
o niej.
- Wylądujemy po godzinach odwiedzin w więzieniu –
kontynuował z nadzieją, że się nie oszukuje, licząc na jeszcze
jedną noc z Nicole. – Dopiero jutro spotkamy się z Vivian, jej
adwokatem i policją.
Zawahała się, przygryzając wargę.
Kiedy w końcu spuściła wzrok na jego usta, wiedział, że
wygrał, lecz chciał to usłyszeć.
- Spędzisz dziś ze mną noc, Nicole? – Nie zdołał uniknąć
charakterystycznej chrypki. – Pozwól, żebym cię dotykał.
Zrobię wszystko, żeby było ci dobrze.
Jej klatka piersiowa tak szybko się unosiła, jakby jej ciało
prosiło się o dotyk. On jednak czekał na słowa.
- Chciałabym – odparła wreszcie, przysuwając się do
niego. – Tak. Proszę.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Drżała w oczekiwaniu. Samochód podwiózł ich pod
nowoczesną rezydencję Desmonda z drewna i kamienia
z widokiem na jezioro Tahoe.
Kiedy otwierał wysokie podwójne drzwi, jej wzrok
zatrzymał się na jego ramionach. Świadomość, że nie jest
osamotniona w swojej namiętności, że Desmond chce spędzić
z nią kolejną noc, łagodziła cios zadany jej kobiecej dumie po
ich pierwszym razie.
Wciągnęła głęboko zimne górskie powietrze i zauważyła,
że dom znajduje się na odludziu.
Z trzech stron otaczały go drzewa, a z tyłu znajdowały się
tarasowe patia, skąd można było podziwiać nadbrzeże.
Podczas jazdy przez miasto Desmond pokazał jej swoje
kasyno, jakieś półtora kilometra od domu.
Teraz Nicole stała w otwartej przestrzeni łączącej część
jadalną i wypoczynkową. Kierowca wnosił ich bagaże.
Desmond zapalił światło i zasunął żaluzje. Nad długą wyspą
z szarego kwarcu zamrugały lampy, a zaraz potem zapaliła się
lampa w dolnej części domu, którą Nicole widziała przez
otwarte drzwi.
Biały ceglany kominek w sypialni zajmujący niemal całą
ścianę zajaśniał gazowymi płomieniami, zanim Desmond
odłożył domowego pilota.
Podziękował kierowcy i pożegnał go. Zamknął drzwi,
włączył alarm, po czym zdjął skórzane buty i zostawił je na
macie. W tym zwyczajnym akcie zdejmowania butów było coś
intymnego.
- Nicole… – Idąc ku niej, zdjął marynarkę i rzucił ją na
jeden z niskich foteli. – Nie denerwuj się.
Zatrzymał się naprzeciwko niej, wziął od niej torebkę,
której pasek wciąż ściskała, i położył ją na fotelu obok
marynarki.
- Jeszcze możesz zmienić zdanie.
Przesunął dłońmi po jej ramionach. Wiele warstw ubrań
nie pozwoliło jej czuć jego dotyku tak, jak by chciała.
- Już się nie denerwuję. – Jej serce biło szybko, wszystko
w niej przyspieszyło: oddech, krew krążąca w żyłach.
- Wcześniej się denerwowałaś? – Nie spuszczając z niej
wzroku, opuścił ręce, rozpiął mankiety koszuli i podwinął
rękawy. – Wszystko w porządku?
Jego troska nie powinna poruszyć jej bardziej niż dotyk.
Nie mogła jednak zaprzeczyć, że ją docenia.
Tyle że nie wolno jej się do tego przyzwyczajać.
- Możliwe, że trochę się denerwowałam, wydawało mi się,
że już nie może być lepiej niż poprzednim razem – przyznała,
zanim ugryzła się w język.
Położyła rękę na jego piersi, czując rytmiczne bicie serca
przez białą bawełnianą koszulę.
- Zastanawiałam się, czy podkolorowałam sobie to
w pamięci, bo byłam z mężczyzną pierwszy raz od dłuższego
czasu.
Wymyśliła chyba milion powodów, dla których straciła
przy nim kontrolę. Miesiące obciążających obowiązków, lęk,
że nie zaspokoi wszystkich potrzeb Matthew. To był bardzo
trudny okres w jej życiu.
Może to tłumaczyło, czemu seks z Desmondem był tak
niesamowity. Zadziałał jak zawór dający upust wszystkim jej
zmartwieniom.
- Przykro mi, że martwiłaś się choć przez minutę.
Lekko zacisnął palce na jej ramionach, kciukami powiódł
wzdłuż obojczyków do miejsca, gdzie znikały pod żakietem,
potem odsunął poły, by mieć dostęp do jej szyi. Pocałował
miejsce pod jej uchem, lekko muskając ją językiem.
- Mówiłem ci, że pierwszy raz to nie był tylko szczęśliwy
traf.
Zakręciło jej się w głowie i chwyciła się jego koszuli,
czując, że się czerwieni.
- Wierzę ci. – Zadrżała, gdy zdjął jej żakiet.
- To dobrze. – Wędrował wargami wzdłuż jej brody,
kończąc w kąciku ust. Szczypnął zębami dolną wargę. Potem
podstawił palec pod jej brodę i obrócił jej twarz do siebie. –
Dziś będzie dużo lepiej.
Nie ufała mu na tyle, by oddać mu serce, ale z radością
powierzy mu swoje ciało. Wierzyła, że w tej kwestii Desmond
jej nie zawiedzie. Przez ostatnie miesiące dźwigała na barkach
tak wielki ciężar, że z przyjemnością przekaże go choć
w części temu seksownemu facetowi, który na nią patrzył tak,
jakby była najbardziej zachwycającą kobietą, jaką widział.
- Wysoko postawiłeś poprzeczkę. – Przeciągnęła palcami
w dół jego torsu. – Mam mnóstwo dobrych wspomnień
z poprzedniego razu.
Chwycił ją za rękę, która znalazła się tuż przy jego pasku
od spodni. Powoli splatał palce z jej palcami.
- Pomnóż to przez dodatkowe godziny, jakie dzielą nas od
wschodu słońca, i zobaczysz, czemu tak łatwo jest być
pewnym, że będziesz absolutnie… - pochylił głowę i szepnął
jej do ucha, łaskocząc je oddechem – zaspokojona.
Matematyka godzin i przyjemności była niemal równie
ekscytująca co jego bliskość, gdy prowadził ją do sypialni.
Starała się nie myśleć o tym, że celowo dbał o jej dobry
nastrój. Jeśli będzie o nim zbyt dużo myślała, nie tylko
o rozkoszy, którą może mu zawdzięczać, ryzykuje swoje
uczucia, a na to nie była gotowa.
Uczucia, których on jej odmawiał, szepnął okrutny głos
w jej głowie.
W sypialni Desmond puścił jej rękę i zamknął drzwi.
Nicole uniosła włosy, stając do niego tyłem.
- Rozepniesz? – spytała przez ramię.
Podobało jej się, że Desmond patrzy na nią z pożądaniem
i że poświęca jej całą uwagę.
Chwilę później otoczył ją ramieniem, przyciskając do niej
biodra. Głośno wciągnęła powietrze, jego podniecenie było
cudownie oczywiste. Pociągnął w dół suwak długiego zamka
błyskawicznego sukienki.
Sukienka zsunęła się z jej ramion, potem Desmond
ściągnął ją z jej bioder. Nicole widziała ich oboje
w podłużnym stojącym lustrze w ramie. Ich ciała oświetlały
pomarańczowe płomienie z kominka. Gdy została tylko
w czarnej bieliźnie i wysokich butach, on wciąż miał na sobie
koszulę i czarne spodnie, które ocierały się o jej pośladki.
- Patrz – szepnął jej do ucha, spotykając się z nią
wzrokiem w lustrze. – A zobaczysz, jak bardzo lubisz, kiedy
cię dotykam.
Nie miała siły odwrócić wzroku. Gdy jego palce wsunęły
się pod figi, wstrząsnął nią dreszcz. Drugą ręką ujął jej pierś
przez przezroczysty materiał biustonosza.
Uwięziona w cudownej pułapce ciężko oddychała,
przymykając powieki, by zatracić się w pieszczocie jego
zręcznych palców.
- Nie – rzucił ostro. – Patrz. – Jego oddech był chrapliwy,
jakby dotyk działał także na niego. – Nigdy nie widziałem nic
tak podniecającego.
Podniosła znów powieki, zahipnotyzowana widokiem
i pochłonięta pieszczotą jego palców tam, gdzie najbardziej go
potrzebowała.
- Proszę. – Nie wiedziała, czy chce, by doprowadził ją na
szczyt szybciej, czy raczej zwolnił. Nie była pewna, czy woli,
by słodki dreszcz znalazł ujście czy pozostał w tym pełnym
uniesienia, doskonałym oczekiwaniu już na zawsze. – Czuję
się tak…
Urwała, napięcie wygięło jej plecy. Pozbawiło ją mowy.
Zacisnęło jej powieki.
- Tak – pochwalił ją, zanurzając w niej palce. – Co noc
o tym śniłem.
Orgazm nią wstrząsnął i zakołysał. Upadłaby, gdyby nie
to, że była z nim połączona, bo jego ręce nie ustawały w pracy,
wydobywając ostatnie skurcze z jej drżącego ciała. Kiedy
w końcu zwolniła, a potem się zatrzymała, odwrócił ją do
siebie i niemal omdlewającą zaniósł na łóżko, robiąc przerwę
tylko po to, by ściągnąć jej buty.
Chciała zaprotestować, podarować mu takie samo
spełnienie, jakie od niego dostała, ale słowa uwięzły jej
w ustach, gdy przez zmrużone oczy zobaczyła, jak Desmond
się rozbiera.
Nigdy nie pozbywał się ubrania w takim pośpiechu.
Tak bardzo chciał się znaleźć obok leżącej na jego łóżku
kobiety, która wierciła się i wyciągała do niego ręce.
Zaczął tracić nad sobą kontrolę, gdy go poprosiła, by
rozpiął jej sukienkę.
Teraz resztki samokontroli pozwoliły tylko na to, by
poszukać prezerwatywy, zanim wyzionie ducha.
Zastanawiał się później, jakim cudem Nicole miała nad
nim taką władzę. W tym momencie mógł jedynie zlokalizować
niezbędne zabezpieczenie, podczas gdy ona zsunęła figi,
kręcąc biodrami, na widok których zapomniał o całym
świecie. Jej włosy otulały piersi. Rozsunął kolanem jej uda,
robiąc sobie miejsce tam, gdzie najbardziej pragnął się
znaleźć.
Już miał w niej zatonąć, kiedy ujęła go za brodę.
- To jest coś, o czym śniłam – szepnęła, powtarzając jego
słowa. – Że mnie sobą wypełniasz.
Już nad sobą nie panował. Nicole ścisnęła go udami jak
imadłem, unosząc ku niemu biodra. Brał to, co miała mu do
zaoferowania, i oddawał jeszcze więcej.
Pojękiwała i dyszała, ponaglała go, szepcząc mu coś do
ucha. Zatracił się w niej. Żadna kobieta nie dała mu takiej
rozkoszy.
Ta myśl niemile go zaskoczyła. Zwolnił na chwilę. Serce
mu waliło, krew szumiała w uszach. Oczy Nicole przesłaniała
mgła namiętności. Spotkała się z nim wzrokiem, jej wargi były
wilgotne i nabrzmiałe od pocałunków. Pragnął spełnić
wszystkie obietnice.
Pochylił głowę nad jej piersią i wziął do ust sutek.
Natychmiast zaanektowała go biodrami, jakby chciała być
jeszcze bliżej. Sięgnął między nich ręką, by obdarować ją
pieszczotą. Pieścił ją coraz mocniej, szybciej, oboje
wzlatywali coraz wyżej.
Gdy tym razem wygięła plecy, był gotowy. Czuł, jak
Nicole go ściska, jak pulsuje, i pozwolił sobie dojść razem
z nią. Wstrząsani falami rozkoszy w końcu znieruchomieli,
wykończeni i mokrzy od potu. Spełnieni i nasyceni.
Przynajmniej na razie.
Wiedział, że jeśli będzie dłużej leżał obok niej, pożądanie
znów obudzi się do życia. I to szybko. Przytulił ją jednak, nie
kwestionując tej potrzeby, która zdawała się być już wpisana
w jego duszę.
Zaraz potem powiedział sobie, że to nonsens. Po prostu
szanował Nicole za to, że troszczy się o siostrzeńca i poświęca
swoje sprawy, by znaleźć rozwiązanie problemu.
Dręczące go myśli ucichły, gdy Nicole wtuliła się w niego.
Jej jedwabiste włosy przykryły jego pierś niczym ciepły koc.
Wdychał jabłkowy zapach jej szamponu i głaskał biodra.
Podziwiał jej siłę. Był wdzięczny za to, że kochała
i broniła chłopca, którego on także powinien był chronić.
Zawsze czuł, że ma dług wobec Zacha za to, że natchnął go
odwagą do sprzeciwienia się ojcu.
Tak, był już przekonany, że Matthew jest synem Zacha. Od
tej pory zrobi wszystko, żeby pomóc chłopcu. I Nicole, jego
opiekunce.
Nie będzie z tego zadowolona.
Pamiętał, jak go uprzedziła, że nie zrezygnuje z opieki nad
chłopcem niezależnie od pokus finansowych. Rzecz jasna, nie
podważał jej roli ani praw.
Pocałował wilgotne czoło Nicole i przysiągł sobie, że
dotrzyma obietnicy, jaką jej złożył. To będzie noc
niezapomnianej rozkoszy. Tyle przynajmniej mógł zrobić.
Miał też nadzieję, że cokolwiek połączy ich tej nocy,
Nicole łatwiej zaakceptuje jego chęć uczestniczenia w życiu
Matthew, jeśli chłopiec faktycznie okaże się synem Zacha.
Siostrzeniec Nicole stanie się jego priorytetem.
Nawet jeśli będzie to kością niezgody między nim
a kobietą, którą trzymał właśnie w ramionach.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Nazajutrz rano potwornie zdenerwowana Nicole siedziała
obok Desmonda w pokoju przesłuchań w więzieniu w Nevada
City. Po godzinnej jeździe z domu zostali skrupulatnie
sprawdzeni przez ochronę, ale najwyraźniej to miejsce było
bezpieczniejsze niż areszt w Truckee.
Nicole piła herbatę, którą przyniósł uprzejmy strażnik, gdy
czekali, siedząc przy stole. Ściany były tam kremowe, na
jednej z nich znajdowało się lustro weneckie, choć
zapewniono ich, że nikt z drugiej strony nie będzie ich
obserwował. Spotkanie miało za to być nagrywane, gdyż
Vivian Fraser obiecała zdradzić informacje na temat Aleca,
które zdaniem jej adwokata mogą być pomocne dla policji.
Czy zamierzała poświęcić byłego kochanka w imię
własnego dobra? Nawet Desmond uważał, że Vivian nie
działała sama, grożąc Chiarze i hakując jej konta. Czy Vivian
chciała oskarżyć Aleca o inne przestępstwa?
Herbata, choć ledwie ciepła, była czarną herbatą
najwyższej jakości i pozwoliła Nicole odwrócić uwagę od
napięcia, które narastało między nią a Desmondem od
śniadania. Po nocy, kiedy to oddała mu się bez reszty,
traktowali się z krępującą uprzejmością, a nawet chłodem. Do
kuchni przyciągnął ją zapach naleśników.
Była gotowa objąć Desmonda, przytulić policzek do jego
pleców. Tyle że wtedy się odwrócił i przywitał ją oficjalnym
i bezosobowym dzień dobry.
Straciła apetyt, a ucisk w żołądku nie minął do tej pory. Na
szczęście podczas jazdy samochodem wymieniała esemesy
z psychologiem ze szkoły Matthew i przygotowywała się do
spotkania w szkole w przyszłym tygodniu. Nic pilnego,
twierdził administrator szkolny. Chodziło tylko o pewne
ustalenia po burzliwym roku, jaki miał za sobą Matthew.
Te zajęcia pozwoliły jej nabrać perspektywy,
przypominając o priorytetach. Nic nie było ważniejsze od
tego, by Matthew otrzymał niezbędną pomoc, dzięki której
poradzi sobie ze zmianami w życiu. I choć bardzo pragnęła
znaleźć jego ojca, psychiczne i emocjonalne zdrowie chłopca
było najważniejsze.
Gdy tego ranka Desmond znów się zdystansował,
zrozumiała, że więcej nie będzie w stanie się z nim zbliżyć.
Rozkosz fizyczna, której nie towarzyszą głębsze uczucia, nie
ma racji bytu. Przynajmniej dla niej. Oszukiwała się, mówiąc
sobie coś innego.
Chwilę później drzwi pokoju otworzyły się szeroko.
Szczupła kobieta w mundurze wprowadziła drobną brunetkę
w więziennym kombinezonie, o dwa rozmiary za dużym. Za
nimi szedł krzepki starszy mężczyzna w oliwkowozielonym
garniturze, z teczką w ręce. Ten mały pochód zamykał oficer
w średnim wieku z rzedniejącymi jasnymi włosami,
zaczesanymi z wielką starannością.
Kiedy oficer dokonał prezentacji i uprzedził, że rozmowa
będzie nagrywana, Nicole przyjrzała się Vivian, która usiadła
naprzeciwko niej.
W internecie czytała, że asystentka Aleca jest ruda, teraz
na jej włosach nie było śladu żywej barwy. Jednak nawet bez
makijażu, w więziennym pomarańczowym stroju, Vivian
zwracała uwagę swą urodą. Miała delikatne rysy i wdzięczne
ruchy, choć jej oczy patrzyły przebiegle i przenikliwie.
Prowadzący spotkanie komisarz Bragg oddał głos Vivian,
która zerknęła na adwokata, po czym zaczęła mówić. Niestety
Nicole nie słyszała jej pierwszych słów, ponieważ Desmond
akurat dotknął pod stołem jej dłoni.
- Tak się to przedstawia – rzekła Vivian, gdy Nicole była
już w stanie wrócić myślą do teraźniejszości. – Alec obiecał
wpłacić za mnie kaucję, jeśli zostanę kozłem ofiarnym
i poniosę odpowiedzialność za to, że zhakował konta Chiary.
Wiedziałam, że to może mu zająć parę dni, ale minęło już parę
tygodni, więc rozumiem, że nie zamierza spełnić obietnicy.
Komisarz przerwał jej i pochylił się do przodu. Jego
spinka do krawata uderzyła o stół.
- Sugeruje pani, że to Alec Jacobsen włamał się na konta
Chiary Campanii i jej groził?
Adwokat zaczął perorować ze złością na temat ochrony
praw Vivian, ale więźniarka podjęła wątek. Pozostali zamilkli,
gdyż to ona miała mikrofon.
- Dochowałam tajemnicy Aleca przez czternaście lat,
bo… – Urwała, jej twarz wykrzywił grymas. – Kochałam go.
Ale dłużej nie będę go kryć, mam dość. Alec skradł rysunki
i pomysły Zacha i wykorzystał je w grze wideo. Wiedział
o dziecku Zacha i robił wszystko, żeby spadkobierca nie
oskarżył go o kradzież własności intelektualnej.
Nicole nie zdawała sobie sprawy, że głośno wciągnęła
powietrze, dopóki wszystkie oczy się na nią nie zwróciły.
Desmond przysunął się z krzesłem i otoczył ją ramieniem.
Jego ciepło i siła pomogły jej złapać oddech.
Położyła rękę na złotym medalionie, który należał do jej
siostry.
Znajdowało się w nim zdjęcie maleńkiego Matthew.
Ojcem Matthew był Zach Eldrigde.
- Skąd pani to wie? Jest pani pewna? – wydusiła w końcu,
zwracając się do Vivian. – O dziecku Zacha?
Vivian odwróciła się do adwokata, a ten skinął głową.
Spojrzała w oczy Nicole.
- Alec włamał się na konto pocztowe Zacha i czytał jego
korespondencję z Laną. Było jasne, że mieli romans i że Lana
zerwała z Zachem, kiedy się dowiedziała, że jest w ciąży. –
Wzruszyła ramionami i poprawiła się na krześle. – Może jej
sumienie się obudziło? Uświadomiła sobie, że nie będzie
wychowywać dziecka z uczniem, bo to nielegalne? Nie
pamiętam jej argumentacji.
- Widziała pani te mejle? – Nicole zastanowiła się, czy
zeznania Vivian są wystarczającym dowodem na ojcostwo
Zacha. Kto wie, czy ta kobieta nie chce tylko jakoś ułożyć się
z władzami?
- Kilka z nich czytałam – przyznała Vivian. Jej włosy
opadły, gdy pochyliła się nad mikrofonem. – Alec mi je
pokazał, chciał udowodnić, że już się wyleczył z Lany. Alec
i Zach byli nią zafascynowani, cała trójka spędziła latem
razem sporo czasu, zanim Lana zaczęła pracę w szkole.
Przeniosła wzrok na Desmonda, wyjaśniając:
- Z początku Zach i Lana byli tylko przyjaciółmi, bo Zach
myślał, że jest gejem. Potem zaczęli spotykać się we dwoje
i tuż przed rozpoczęciem roku szkolnego mieli romans. Zdaje
się, że Lana próbowała to skończyć, kiedy zaczęła uczyć
w Dowdon.
Przynajmniej miała jakieś skrupuły, pomyślała Nicole
z ulgą. Nie podobało jej się, że siostra romansowała
z uczniem, który był pod jej opieką, ale skoro ich związek
zaczął się od przyjaźni, było to odrobinę bardziej zrozumiałe.
Zanim zadała pytanie, Vivian podjęła:
- Tak czy owak, Alec był rozgoryczony. Uszanował wolę
Lany, która prosiła, żeby trzymał się z daleka, a jednocześnie
spotykała się z Zachem. Alec nie spuszczał ich z oczu, i to
obsesyjnie. Podejrzewałam, że wciąż się w Lanie podkochuje.
Poza tym zaczął zapisywać pomysły Zacha na grę wideo. Stale
go poganiał, żeby przemyślał wszystkie poziomy gry i fabułę.
Szerzej otworzyła oczy, jej mimika stała się bardziej
ożywiona.
- Zach miał fantastyczne pomysły.
Nicole czuła rosnące napięcie siedzącego obok niej
Desmonda.
- Chce pani powiedzieć, że pomysł gry był Zacha? – spytał
tonem, który mógł się wydawać spokojny komuś, kto go nie
znał.
Nicole słyszała jego złość, która i jej nie była obca.
-W dużym stopniu. – Vivian wzruszyła ramionami. –
Chociaż zanim pomyśli pan jeszcze gorzej o Alecu,
zapewniam, że po śmierci Zacha był tak samo zdruzgotany jak
wszyscy. Uważał go za przyjaciela i podziwiał jego geniusz.
Unieśmiertelnił go w tej swojej grze.
W tym stwierdzeniu było coś tak fałszywego, takie
niezrozumienie ludzkich emocji, a także prawdziwej
przyjaźni, że Nicole zrobiło się niedobrze.
Jak tak zwany przyjaciel mógł latami ukrywać talent
Zacha, pławiąc się w chwale i ciesząc się podziwem fanów
i krytyków z powodu pracy, której nie wykonał?
Co gorsza, jak mógł z premedytacją oszukiwać dziecko?
Nicole naprawdę nie czuła się dobrze.
- Przepraszam na chwilę – powiedziała cicho, uwalniając
się od ręki Desmonda.
Nagle zabrakło jej powietrza. Zdawało jej się, że ściany
pokoju się do niej zbliżają. Serce jej waliło.
- Przepraszam. – Wstała i ruszyła do drzwi, słysząc
szuranie krzeseł. – Proszę, dokończcie beze mnie. Muszę…
Przepchnęła się do drzwi i na korytarz. Wszystko widziała
jak za mgłą.
Zaraz potem poczuła, jak chwyta ją silne ramię.
Nie musiała patrzeć, by wiedzieć, że to Desmond. Jego
głos i zapach tak boleśnie znajome działały bardziej kojąco niż
powinny. Zwłaszcza teraz, gdy poznała wyjaśnienia dotyczące
Matthew i nie miała powodu więcej spotykać się
z Desmondem.
- Spryskam twarz zimną wodą i zniknę, zanim zauważysz.
Potrzebowała czasu i przestrzeni. Z dala od Vivian. Z dala
od bólu z powodu siostry i siostrzeńca.
Podniosła wzrok i zobaczyła drzwi damskiej toalety.
Wyrwała się z uścisku Desmonda i rzuciła w tamtą stronę.
- Nic mi nie jest. – Może jeśli powtórzy to dość razy,
stanie się to prawdą. – Potrzebuję tylko chwili.
- Na pewno nic ci nie jest? – spytał Desmond, gdy jechali
do domu dwie godziny później.
Żałował, że nie zamówił samochodu z kierowcą. Zerkając
na pobladłą twarz Nicole, był zły, że nie może skupić na niej
całej uwagi.
Bał się, że zemdleje w toalecie i rozbije sobie głowę, więc
zamierzał za nią wejść. Interweniowała jakaś pracownica,
twierdząc, że zadba o bezpieczeństwo Nicole.
Czekał przed toaletą niemal kwadrans, aż Nicole
otworzyła drzwi, prosząc, by dokończył rozmowę bez niej.
Nie mogła patrzeć na Vivian Fraser po tym, co usłyszała.
Na szczęście Vivian nie domagała się jej obecności. Już
powiedziała najważniejszą rzecz, jaką miała do przekazania.
Matthew jest synem Zacha. Obiecała też dostęp do mejli, które
tego dowiodą. Przechowywała stary twardy dysk
w bezpiecznej skrytce depozytowej na wypadek, gdyby Alec
nie wpłacił za nią kaucji.
Przez pierwsze pół godziny drogi Desmond zrelacjonował
Nicole wszystko najlepiej, jak zapamiętał.
- Nic mi nie jest. – Powiedziała to więcej niż raz
w więzieniu, ale jej nie wierzył. Oparła głowę o szybę,
zamykając oczy. – Jestem tylko zmęczona. Nie wiem, czy
miałam atak paniki, jak twierdziła Heidi, ta kobieta, która
siedziała ze mną w toalecie, ale to było przerażające. Nagle
poczułam, że nie mogę oddychać. Chociaż oddychałam.
Poczucie winy z powodu tego, przez co przeszła Nicole –
nie tylko tego dnia, ale przez wszystkie tygodnie poszukiwania
prawdy o ojcu siostrzeńca – ciążyło Desmondowi, jakby ktoś
złożył na jego barkach dziesięciotonowy blok.
Z powodu lojalności, na którą Alec Jacobsen nie
zasługiwał, nie dostrzegał prawdy, którą miał przed oczami
przez lata.
Alec skrzywdził Zacha, potem Matthew, a pośrednio także
Mesa Falls. Będą musieli poszukać pomocy prawnej, by
odkupić udziały Aleca – choć była to najmniejsza z trosk
Desmonda. Był przede wszystkim wściekły, że syn Zacha
przez kilkanaście lat swojego życia nie poznał ludzi, którzy
kochali jego ojca.
- Jest mi tak cholernie przykro, że nie zauważyłem, że
Alec kłamie, że jest niebezpiecznym draniem. Jeszcze bardziej
mi przykro, że stałem ci na drodze, kiedy sama usiłowałaś
dociec prawdy.
Zaciskając palce na kierownicy, wjechał na drogę
dojazdową do swojego domu.
- Vivian przyznała, że to ona doprowadziła do twojego
zwolnienia z pracy. Alec wiedział, że zadajesz niewygodne
pytania i interweniował.
To kolejny fakt, do którego nie dotarł prywatny detektyw.
Alec dopilnował, by przełożona, która zwolniła Nicole,
zniknęła następnego dnia z odpowiednią sumą pieniędzy,
udając się na przedłużone wakacje. Kolejna porażka, z którą
musiał zmagać się Desmond.
- Cieszę się, że mogę wrócić do domu – przyznała Nicole,
patrząc przez okno. – Moja dociekliwość spełniła swoją rolę.
Alec zaczął popełniać błędy, dzięki czemu w końcu
poznaliśmy prawdę. – Odwróciła się do niego. – Nie wydaje ci
się dziwne, że Alonzo Salazar cały czas wiedział o Matthew
i nic nie mówił?
- Podejrzewam, że Lana nie wyjawiła mu nazwiska ojca
syna. Jeśli tobie tego nie zdradziła, czemu miałaby to mówić
nauczycielowi, który był jej przełożonym? Alonzo pewnie
chciał jej pomóc, bo wiedział, że sama wychowuje dziecko.
Desmond pamiętał, jak dawny mentor prowadził go przez
najgorszy rok jego życia, pomagając zrozpaczonemu
dzieciakowi znaleźć własną drogę.
- Był dobrym człowiekiem.
- Nigdy mu się za to nie odwdzięczę. Matthew tak pięknie
rozwija się w szkole. – Obróciła w palcach złoty medalion na
łańcuszku. – Chyba na razie wezmę pożyczkę, żeby mógł tam
zostać. Jeśli Matthew wygra nawet niewielki procent zysków
z gry Aleca, z pewnością pokryje to jego czesne.
- Nicole. – Desmond zgasił silnik, stanąwszy przed
domem. – Nie musisz nic pożyczać. Jako spadkobierca Zacha
Matthew ma teraz udziały w Mesa Falls. Skontaktuję się
z prawnikiem, żeby przygotować umowę. Ranczo od lat
przynosi dochody.
Nicole znieruchomiała, splotła palce na kolanach.
- Zach nie był właścicielem rancza. Nie jesteśmy
zainteresowani jałmużną, a jedynie tym, do czego Matthew ma
prawo.
W tym dniu pełnym bólu i złości to jej odmowa zabolała
Desmonda najmocniej, co tylko pokazywało, jak wiele Nicole
dla niego znaczy.
- Wszystko, co zrobiliśmy w Montanie, robiliśmy
z powodu Zacha. Bo nie mogliśmy go uratować. Bo
kochaliśmy go, szanowaliśmy i byliśmy wściekli, że ostatnie
dni, jakie z nami spędził – kiedy powinniśmy mu pomóc
zapomnieć o problemach – zakończyły się jego śmiercią.
Ta rana nigdy się nie zagoiła. Desmond zbudował swoje
życie wokół pustki, która w nim powstała i zostanie na
zawsze.
- On mnie uratował, Nicole. Opiekowanie się jego synem
nie jest jałmużną. To dług.
Coś w rodzaju zrozumienia, a może tylko potrzeba
uspokojenia go, rozświetliła jej oczy.
- Rozumiem, co czujesz – rzekła cicho. – Ale
zaproponowałeś już, że zatrudnisz prawnika, który pomoże
Matthew dochodzić swoich praw. To więcej niż dość.
Przyjechałam do Montany, żeby poznać prawdę o ojcu
Matthew. Teraz, kiedy już ją znam, każde z nas może wrócić
do swojego życia.
Kolejny cios. Nie powinien się dziwić.
Tego ranka zdystansował się od niej z obawy przed jej
ewentualnymi oczekiwaniami. Teraz zastanowił się, czy nie
kierował nim przede wszystkim instynkt samozachowawczy.
Od początku wiedział, że Nicole nie przyjmie jego pomocy.
- Tak się spieszysz, żeby wyjechać? – Patrzył na nią,
żałując, że prowadzą tę rozmowę, gdy Nicole przyznała się do
zmęczenia. Gdy oboje mieli za sobą ciężkie dni.
- Tak będzie najlepiej. Minionej nocy trudno mi było
pamiętać, kim właściwie jesteśmy na co dzień.
Zdawało mu się, że na jej twarzy zobaczył cień bólu.
- Nie ma sensu udawać, że to do czegoś prowadzi –
dodała.
Do diabła, nie chciał jej zranić.
Sama myśl, że do tego doprowadził, zwiększyła ciężar
jego winy, który zaczął go przytłaczać. Zrobiłby wszystko,
żeby to naprawić. Był jej to winny za to, że opiekowała się
Matthew.
Chłopcem, którego nie znał.
Musi poznać syna Zacha. Ale najpierw musi zatrzymać
Nicole na tyle długo, by wymyślić, jak osiągnąć ten cel.
- Jeśli spędzimy razem jakiś czas, to może nam pomóc
uporać się z problemami, o których teraz mówimy. –
Wyciągnął do niej rękę. – Opieka prawna nad Matthew…
- Nie podlega dyskusji – rzuciła ostro. – Oświadczyłam to
jasno na samym początku.
Do diabła.
Chętnie zaprosiłby ją do siebie, by porozmawiali przy
kolacji. Bał się, że gdy Nicole wysiądzie z auta, zacznie się
pakować. To on wzniósł między nimi mur.
Nie powinien był tak kategorycznie wyrażać się na temat
ich relacji, ale obawiał się, że jeśli ich związek potrwa, on ją
ostatecznie zrani.
Zranił ją tak czy owak, chociaż w inny sposób.
- Rozumiem. – Przykrył jej dłonie, przypominając sobie,
że nie będzie miał drugiej szansy na bliskość z Nicole.
Musi przynajmniej znaleźć sposób na utrzymanie dialogu,
a jednocześnie chronić syna Zacha. Był to winien
przyjacielowi. Był to winien Nicole, która wywróciła swoje
życie do góry nogami, by stać się matką dla siostrzeńca.
- Nigdy nie kwestionowałbym twoich praw – dodał.
Zdawało się, że odrobinę się uspokoiła.
- Dziękuję. – Westchnęła. – To wielka odpowiedzialność.
Robię, co w mojej mocy. Matthew to wspaniały dzieciak.
Zasługuje na to, żeby być szczęśliwy, bezpieczny i kochany.
Słysząc te słowa, Desmond pojął, że szczęście
i bezpieczeństwo Matthew stały się dla niego najważniejsze
i że pragnie zaoferować Nicole bardziej konkretną pomoc.
Zabezpieczyć przyszłość chłopca.
Rozwiązanie wpadło mu do głowy nieoczekiwanie. Istniał
sposób na to, by prawnie zabezpieczyć przyszłość finansową
Matthew. A jednocześnie zmniejszyć obciążenia Nicole, by
mogła cieszyć się z tego, że jest opiekunką chłopca, zamiast
zamartwiać się jego czesnym.
Tylko czy Nicole się na to zgodzi? Odrzuciła pomoc
finansową z jego strony. Nie chciał być z nią w konflikcie, ale
brakowało mu czasu, by wymyślić, jak najskuteczniej do niej
dotrzeć.
- Zgadzam się z tobą.
Im dłużej o tym myślał, tym bardziej mu się podobał jego
pomysł. Wydawał się najprostszym rozwiązaniem.
- Matthew powinien być szczęśliwy i bezpieczny. Ma
prawo wiedzieć więcej o swoim ojcu, zachowując
dotychczasowy bliski związek z tobą.
Nicole uniosła brwi z zaciekawieniem.
Desmond liczył na to, że go wysłucha, w końcu miał dobre
intencje. Nigdy wcześniej nie miał zamiaru odgrywać ważnej
roli w życiu żadnego dziecka, ale w tym przypadku chodziło
o syna przyjaciela. Zbyt długo zaniedbywanego przez tych,
którzy kochali Zacha.
- Co masz na myśli?
I wtedy powiedział coś, czego jeszcze niedawno nikomu
nie zamierzał mówić.
- Wyjdź za mnie, Nicole.
ROZDZIAŁ DWUNASTY
- Słucham?
Poprawiając się na skórzanym fotelu range rovera,
zapragnęła jeszcze raz usłyszeć słowa Desmonda.
Podczas ataku paniki w więzieniu na moment straciła
kontakt z rzeczywistością, więc pomyślała, że przeżywa to
samo co wtedy.
Niemożliwe, by Desmond jej się oświadczył.
- Będziesz decydowała o wszystkim, co dotyczy
Matthew – podjął w pośpiechu, jakby miał jej wiele do
powiedzenia. – Dzięki naszemu małżeństwu Matthew zyska
bezpieczeństwo finansowe. Część roku moglibyśmy spędzać
na ranczu, żeby poznał…
- Sugerujesz, żebyśmy… się pobrali? – Wciąż czuła się
zaskoczona.
Po wizycie w więzieniu w jej życiu znowu zaszła kolejna
zmiana i jeszcze tego wszystkiego nie ogarnęła myślą.
- Tak. Uważam, że to będzie z korzyścią dla nas
wszystkich, zwłaszcza dla Matthew.
A zatem dobrze zrozumiała. Nie było mowy o uczuciach.
O bliskości.
Zdając sobie sprawę, że dłoń Desmonda wciąż spoczywa
na jej dłoni, uwolniła rękę. Nie mogła czerpać przyjemności
z jego dotyku, skoro Desmond zakpił sobie z ich relacji.
Miała ochotę krzyknąć: Jak śmiesz? prosto w tę jego
opanowaną przystojną twarz, rozjaśnioną podświetleniem
deski rozdzielczej. Ale robiąc to, okazałaby, jak bardzo ta
bezduszna propozycja ją rani.
- Zdawało mi się, że nie zamierzasz zostać ojcem. –
Przypomniała mu jego własne słowa, które przebiły balon jej
głupiej nadziei. – Myślę, że Matthew nie zasłużył sobie na to,
żebyś udawał jego ojca, skoro nie jesteś tym naprawdę
zainteresowany.
Widziała, że zadała celny cios, chociaż nie dało jej to
satysfakcji, bo Desmond wyglądał na załamanego.
- Masz rację – odparł szybko. – On zasługuje na coś
lepszego, na kogoś lepszego niż ja. Ale ja tu jestem. I próbuję
rozwiązać mnóstwo problemów, a w pośpiechu nie wszystko
mi wychodzi.
Najwyraźniej miał świadomość nierealności swego planu.
Mimo to zasugerował coś, co łamało jej serce, przypominając
jej o tym, od czego się odcinał.
O miłości. O rodzinie.
Nie godziła się na namiastkę. Nieważne jak gorący byłby
seks. Czuła, że Desmond ma jej o wiele więcej do
zaoferowania. Nie godziła się na związek, który jej tego nie
zagwarantuje.
- Nie ma potrzeby się spieszyć, żeby potem żałować.
Chciała zakończyć tę rozmowę i oddalić się, nim Desmond
zobaczy, jak bardzo jego propozycja nią wstrząsnęła.
- Możemy się komunikować na odległość i uzgodnić
termin twojego spotkania z Matthew. Może pewnego dnia, jak
będzie trochę starszy, odwiedzi Montanę i pozna przyjaciół
ojca.
Pragnęła tego dla siostrzeńca. Powinien na własne oczy
przekonać się, jak bardzo jego ojciec był kochany i szanowany
przez właścicieli Mesa Falls.
- Pewnego dnia? Chciałbym się z nim spotkać jak
najwcześniej. Spędzić z nim jakiś czas, żeby go lepiej poznać.
Nicole zaciskała palce na skórzanej tapicerce. W oczach
Desmonda widziała szczerość. A może nawet ból. Nie mogła
jednak patrzeć w głąb jego szarych oczu, bo uczucia, jakie
w nich dostrzegała, dotyczyły Matthew. Nie jej samej.
A przecież to nie wina Desmonda, że się w nim zakochała.
Wiedziała, że to miłość, gdyż myśl o rozstaniu była nie do
zniesienia. Jednak wiedziała też, że musi wyjechać, i to jak
najszybciej, by oszczędzić sobie większego cierpienia.
- Oczywiście, że możesz się z nim spotkać – oznajmiła.
Chciała przecież, by siostrzeniec poznał Desmonda, nawet
jeżeli ona nie mogła być częścią jego życia.
- Dopilnuję, żeby tak się stało. Może w szkole, gdzie
Matthew czuje się najbardziej komfortowo.
Jeszcze swobodniej czuł się z nią w domu, tyle że nie
zniosłaby obecności Desmonda w swoich czterech ścianach
i śladów, jakie by tam po sobie pozostawił.
Desmond zaczął coś mówić, może chciał jej tylko
podziękować, ale łzy pod jej powiekami były nieuchronne.
Po raz drugi tego dnia musiała przeprosić.
- Wybacz, Desmond, nie mogę teraz ciągnąć tej
rozmowy. – Otwierając drzwi, zamrugała, powstrzymując
łzy. – Muszę się spakować. Najlepiej będzie, jak wrócę teraz
do domu.
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
- To dziwne uczucie być tu znowu – zauważył Weston
Rivera z górnego łóżka w dwuosobowym pokoju w internacie
Dowdon School tuż przed rozpoczęciem rocznicowej gali
połączonej ze zbiórką pieniędzy.
Siedząc z kwaśną miną przy oknie z widokiem na teren ich
byłej szkoły, Desmond sączył burbona i starał się nie zepsuć
wieczoru przyjaciołom.
Nicole wróciła do San Jose półtora tygodnia wcześniej,
a on nie był w stanie przestać o niej myśleć. Nie spodziewał
się, że będzie aż tak tęsknił.
Zerknął na nogi Westona w eleganckich czarnych
spodniach zwieszone z górnego łóżka, potem na Milesa, który
zawiązywał sobie muszkę przed lustrem wiszącym nad
biurkiem. Później przeniósł wzrok na Gage’a, który podciągał
się na drążku w drzwiach między łazienką a pokojem.
Nowozelandczyk głośno wypuszczał powietrze za każdym
razem, gdy jego broda sięgała szczytu drzwi. Jeszcze nawet
nie włożył koszuli.
Jonah Norlander był już gotowy. Świeżo upieczony ojciec
kończył rozmowę wideo z żoną i maleńką córeczką w drugim
kącie pokoju. Ostatni z pięciu przyjaciół, którzy przylecieli
wesprzeć swoją Alma Mater i pokazać, że jednomyślnie
potępiają Aleca Jacobsena.
Sprawa skradzionego pomysłu wyciekła, upadek Aleca był
szybki i szeroko komentowany. Na szczęście wszyscy
wydawali się niemal tak samo oszukani i wściekli jak
właściciele Mesa Falls, więc gwałtowna krytyka dotknęła
wyłącznie Aleca.
Mesa Falls nie ucierpiało, a partnerzy szukali najlepszego
sposobu na wykupienie udziałów dawnego kolegi.
Pojawiły się za to pytania na temat Zacha. Reporterzy
prześcigali się w ujawnianiu faktów. Alonzo Salazar pozyskał
ostatecznie przychylność opinii publicznej, gdy stało się
wiadome, że jego książka zapewniła finansowe wsparcie
pozbawionemu ojca chłopcu.
Zainteresowanie krótkim życiem Zacha i jego synem
ogromnie wzrosło, odkąd upubliczniono jego rysunki. Nicole
wydała nawet oświadczenie, prosząc o zostawienie rodziny
w spokoju. Zdawało się, że jest ono respektowane.
Desmond dzwonił do szkoły Matthew z pytaniem, czy nie
potrzebują prywatnej firmy ochroniarskiej. Zapewniono go, że
podjęto wszelkie niezbędne środki ostrożności.
A więc Desmond nie był tam potrzebny. Podobnie jak nie
był potrzebny Nicole. Pustka, jaką czuł, zdawała się
powiększać. Czy naprawdę widział ją zaledwie dziesięć dni
temu? Miał wrażenie, że minęło dziesięć lat, bo każdy dzień
ciągnął się w nieskończoność.
- Cholerna racja, to jest dziwne uczucie – przyznał Gage. –
Całe to miejsce jakoś się skurczyło, odkąd byliśmy
dzieciakami. – Dotknął nogą łóżka, na którym kiedyś sypiał. –
Chyba już bym się tu nie zmieścił.
- Jeśli chcesz znać moje zdanie – wtrącił Miles,
odwracając się od lustra – cieszę się, że jestem tu dzisiaj
z ludźmi, którzy są moimi prawdziwymi przyjaciółmi. Nikt
już nie wbija nam noża w plecy.
Weston zeskoczył na podłogę i wyjął butelkę szampana
z wiaderka z lodem, które ktoś ze szkoły dostarczył im
wcześniej w podziękowaniu za donację.
- Chciałem powiedzieć, że za to wypiję, ale taki toast
wymaga czegoś mocniejszego. Gage, gdzie schowałeś
burbona?
Desmond wyjął butelkę zza podłokietnika fotela, mówiąc
sobie, że przez wzgląd na przyjaciół musi trzymać fason.
Może nie ma już noża w plecach dzięki aresztowaniu Aleca
pod zarzutem nękania i hakowania Chiary, ale ziejąca pustka
w jego piersi nie zniknęła.
Był to oczywisty znak, że Nicole znaczy dla niego więcej,
niż pozwolił sobie myśleć.
- Tutaj. – Podał butelkę Wesowi. – Już ją napocząłem.
Podczas gdy przyjaciele nalewali alkohol i podawali sobie
szklanki, Desmond starał się skupić na spotkaniu, choć nie
miał ochoty na świętowanie.
Nicole nie odezwała się do niego od dziesięciu dni. Po
fatalnej propozycji małżeńskiej starał się dać jej czas
i przestrzeń.
Zranił ją, i to go zabijało.
Nagle do niego dotarło, czemu tak za nią tęskni, skąd ten
niepokój. Dlaczego to tak boli. Zakochał się w Nicole mimo
wszelkich środków, jakie podejmował, by do tego nie
dopuścić. Miał chęć poderwać się na nogi i biec do niej, do
diabła z tą całą galą.
Już zaczął się podnosić, kiedy się zawahał. Wracając
myślami do ostatniej rozmowy z Nicole, nie mógł się nie
zastanowić, jakie uczucie jej towarzyszyły.
Matthew nie zasługuje na ojca, który w gruncie rzeczy nie
jest zainteresowany byciem ojcem. Nigdy w żadnej sprawie
Nicole nie miała aż tyle racji.
Jak mógłby być ojcem dla Matthew – nawet gdyby Nicole
ponownie rozważyła jego propozycję – skoro nie miał
zielonego pojęcia, jak nim być? Na czym to polega? Miał
chyba najgorszy wzór ojca na tej planecie.
Miłość powinna sprawiać, że wszystko jest lepsze.
Prawda? Najwyraźniej to nieprawda.
- Desmond, toast cię ominie – powiedział głośno Miles,
patrząc mu w oczy. Wszyscy trzymali już uniesione
szklanki. – Bierz drinka do ręki, a potem zadzwoń do Nicole
i przestań się zadręczać.
Desmond poprawił smoking i dołączył do przyjaciół
stojących pośrodku pokoju, gdzie dawniej odbywali sławetne
piątkowe zawody w zapasach.
- Jesteś jasnowidzem? – spytał, unosząc szklankę.
Miles potrząsnął głową, ale – na szczęście dla siebie – nie
uśmiechnął się.
- Miałem taką samą minę, kiedy kilka tygodni temu Chiara
mnie zostawiła i pojechała do Los Angeles.
Desmond pamiętał to zbyt dobrze. Milesowi udało się
odzyskać względy Chiary, ale nie rozumiał, że Desmond nie
jest odpowiednim mężczyzną dla Nicole. Z wysiłkiem odsunął
tę myśl i skupił się na przyjaciołach.
- Masz rację. – Rozejrzał się, patrząc wszystkim w oczy. –
Dziś wspominamy Zacha i stare dobre czasy. Jak na kogoś, kto
żył tak krótko, Zach zostawił po sobie nie lada spuściznę.
Świętujmy to, co od niego dostaliśmy.
Nikt się nie odezwał. Desmond wiedział, że wszyscy
myślą o Zachu, o tym, jak wpłynął na ich życie. On uwolnił
się dzięki niemu od przemocowego ojca.
- Za Zacha – powiedział Miles.
- I za Salazara – dodał Wes. – Gdyby nie on, nie
stalibyśmy tutaj teraz i nie wznosilibyśmy toastu.
- Najlepszy ojciec, jakiego miałem – wtrącił Gage, gdyż
jego rodzony ojciec wciąż powtarzał, że syn go rozczarował. –
Wypiję za to.
Jonah rzekł tylko:
- Ja też.
Wiele się wydarzyło, odkąd wznosili podobny toast, stojąc
wokół ogniska.
Desmond wypił do dna, rozmyślając nad toastami, podczas
gdy Gage podkręcił głośnik bluetooth, puszczając „The Boys
Are Back in Town”.
Potem opuścili pokój, by dołączyć do pozostałych
uczestników gali. Słowa Gage’a – najlepszy ojciec – nie
wychodziły Desmondowi z głowy.
Alonzo był dla nich jak ojciec pod wieloma względami,
zadbał o to, by wyszli cało z szoku po stracie przyjaciela. To
dzięki niemu Desmond był dziś człowiekiem sukcesu.
A dzięki temu sukcesowi był w stanie wspomagać finansowo
schroniska dla kobiet i dzieci, z którymi współpracował.
Czy to nie znaczy, że jednak posiadał znakomity wzór
ojca?
To otwierało przed nim ważne drzwi.
Miał tylko nadzieję, że Nicole się z nim zgodzi.
Postanowił zaraz po zakończeniu oficjalnej części gali
wsiąść do samochodu i ruszyć do San Jose.
Nie pozwoli, by minął kolejny dzień bez kobiety, którą
kocha i której potrzebuje bardziej niż powietrza.
Nicole siedziała na łóżku po turecku, rysując ołówkiem na
kartce szkicownika. Jej klient, miejscowy farmer, potrzebował
grafiki dla swojej strony internetowej. Zegar przy łóżku
wskazywał jedenastą wieczorem, ale czasami najlepiej
pracowało się jej o tak późnej porze.
A może postanowiła popracować, bo to był wieczór gali
w Dowdon School i chciała się czymś zająć, by nie zaglądać
na Twittera, gdzie pokazywano zdjęcia z tej uroczystości.
Zrobiła to już kilka razy jak żałosny głupiec o złamanym
sercu. Czemu Desmond w smokingu wyglądał tak wspaniale?
Smoking podkreślał atuty jego ciała, którego nigdy więcej nie
zobaczy.
Którego nigdy więcej nie przytuli.
Dzwonek do drzwi zatrzymał jej rękę i myśli, które nie
pomagały w emocjonalnej rekonwalescencji.
Kto mógłby dzwonić o tej porze? Dziennikarze dali jej
spokój dawno temu.
Wstała z łóżka, na cienką piżamę włożyła długi rozpinany
sweter. Podreptała do drzwi po ciemku, by osoba, która stała
na zewnątrz, nie widziała, jak patrzy przez judasza.
Desmond.
Zasłoniła usta, ale chyba jednak pisnęła, bo zza drzwi
odezwał się głos:
- Nicole? Przepraszam za tę późną porę. Widziałem
u ciebie światło, a muszę z tobą porozmawiać.
Jej serce wypadło z rytmu, jakby chciało wyskoczyć do
mężczyzny za drzwiami. Ale tego wieczoru to nie serce
rządziło. Zacisnęła powieki i powiedziała sobie, że byłoby źle,
gdyby nie otworzyła ze strachu przed… wszystkim. Przed
tym, że odkryje swoje uczucia. Że rzuci mu się w ramiona,
tracąc szacunek do samej siebie.
Wciąż miał na sobie smoking. Zerkając na swoją koszulkę
od piżamy, tę samą, którą miała na sobie podczas ich
pierwszej rozmowy wideo, mocniej owinęła się swetrem,
a potem rozpuściła włosy.
Później, przeklinając się w duchu, że przejmuje się
głupstwami, chciała je znów związać gumką. Ostatecznie
sięgnęła do klamki i otworzyła drzwi.
Desmond zamarł, wlepiając w nią wzrok.
Nie była pewna, jak długo tak stali, studiując się
w milczeniu. Przypominając sobie poniewczasie o dobrych
manierach, cofnęła się, by go wpuścić.
- Chciałeś wejść? – Znalazła gumkę w kieszeni swetra
i rozciągała ją między palcami. – Na dworze jest zimno.
- Masz rację. Dziękuję. – Przekroczył próg jej domu.
Od tej chwili już zawsze będzie go tu widziała.
Wydawał się w tym miejscu ponadprzeciętnie duży, jego
postura bardziej pasowała do rancza w Montanie.
Z początku nie zaprosiła go dalej, potem zdając sobie
sprawę, że zachowuje się nieuprzejmie, wskazała kuchnię.
Poszedł za nią w milczeniu.
- Napijesz się czegoś? – Zapaliła gaz pod czajnikiem, po
czym uświadomiła sobie, że wciąż trzyma pod pachą
szkicownik.
Odłożyła go na mały okrągły stół.
- Nie, dziękuję. Nie rób sobie kłopotu, w końcu zakłóciłem
ci wieczór. – Spuścił wzrok na szkicownik. – To twoja praca?
Żeby się czymś zająć, wyjęła z szafki kubek. W ustach jej
zaschło na widok dłoni wygładzających papier. Na
wspomnienie pieszczoty jego palców.
Kuchnia była mała. Lada moment poczuje zapach jego
wody po goleniu.
- Tak. – Przeniosła wzrok na rysunki polnych kwiatów. –
Robię projekt dla miejscowego hodowcy kwiatów. To
przyjemna praca, rośliny były jedną z pierwszych rzeczy, jakie
rysowałam, kiedy mój ojciec pracował jako ogrodnik w waszej
szkole.
Miała z tamtego czasu szczęśliwe wspomnienia, zbliżyła
się wówczas z ojcem po odejściu matki.
Parę dni temu odbyła z nim dobrą rozmowę, pierwszą od
śmierci Lany, w której o niej mówił. Ojciec chciał usłyszeć
wszystko, czego Nicole dowiedziała się o ojcu Matthew, a ona
uznała to za dobry znak.
- Są jak na łące – orzekł Desmond, podnosząc wzrok znad
rysunków. – Masz prawdziwy talent.
- Dziękuję. – Wrzuciła do kubka herbatę z lawendy
i rumianku, myśląc, jak mało właściwie o sobie wiedzą.
Desmond nigdy nie widział jej prac. Ona nigdy nie była
w jego kasynie. Ale nie było też powodu, by poznawali się
bliżej, skoro każde z nich miało pójść własną drogą.
- Usiądź, proszę, i powiedz, co cię sprowadza.
Desmond zacisnął pięść i knykciami lekko postukiwał
w blat, potem przeniósł się do małego stołu w stylu
kawiarnianym i usiadł.
- Tęskniłem za tobą, Nicole.
Zaskoczył ją do tego stopnia, że omal nie wylała herbaty,
stawiając kubek na stoliku. Przygryzła wargę i spojrzała mu
w oczy.
- Nie rozumiem. Przecież jasno mówiłeś o granicach
naszej relacji. Może brakuje ci seksu? To nie byłoby
równoznaczne z tęsknotą.
Nie zdawała sobie sprawy, ile bólu ukrywała, kiedy po
fantastycznej nocy w jego domu zdystansował się od niej
jakby nigdy nic.
- Tęskniłem za tobą. – Patrzył na nią, jakby wiele o tym
myślał. – Byłem głupi, decydując, jak ma wyglądać nasz
związek, zamiast cieszyć się, że mogę cię poznać bliżej.
Nie była gotowa na ciepło jego spojrzenia, nie wiedząc, po
co tu naprawdę przyszedł. Wyjęła z kubka torebkę i odłożyła
ją do miseczki, która stała na stole.
Gdy skończyła, uniosła kubek do warg i czekała na dalsze
słowa Desmonda. Na myśl o tym, że za nią tęsknił, w ustach
jej zaschło. Ona bardzo za nim tęskniła. Nie tylko za jego
dotykiem, ale także za jego głosem, jego troską, która zdawała
się szczera.
- Ale to nie najgorsza rzecz, jaką zrobiłem. – Przysunął się
do niej z krzesłem. – Nie wiem, ile razy żałowałem moich
niemądrych oświadczyn. Nie dlatego, że nie chcę spędzić
z tobą życia i opiekować się tobą i Matthew, bo tego właśnie
pragnę. Żałuję, że pozwoliłem ci myśleć choć przez minutę, że
oświadczyłem się wyłącznie ze względów praktycznych.
Odstawiła kubek. Zapach lawendy i rumianku nie był
wystarczająco mocny, by zamaskować woń drzewa
sandałowego, którym pachniała jego woda po goleniu.
- Jestem pewna, że dobrze cię wtedy zrozumiałam -
powiedziała ostrożnie, zastanawiając się, czy naprawdę
chciałby spędzić z nią kolejne dni swojego życia.
- Tak, dobrze mnie zrozumiałaś. – Ujął jej dłonie. – To ja
nic nie rozumiałem. Mówiłem sobie, że cię zatrzymam, jeśli
szybko wymyślę jakieś rozwiązanie, które da ci finansowe
korzyści, zamiast po prostu przyznać przed sobą i przed tobą,
że cię kocham.
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
Patrzyła badawczo w twarz Desmonda. Teraz już
wiedziała, że to tylko sen.
Oczywiście, że sen. Pewnie zasnęła nad swoimi rysunkami
i przyśniło jej się jej największe marzenie – mężczyzna,
którego pragnęła, pojawił się w jej kuchni, w smokingu, rzecz
jasna – i wypowiedział słowa, na które tak czekała.
Desmond Pierce był poważnym biznesmenem, który
obracał się w kompletnie innych kręgach niż Nicole. Jej
jedynym finansowym szaleństwem była dobra herbata.
Spuszczając wzrok na swoje dłonie, zamrugała. Chciała się
obudzić z okrutnego snu, który był tak daleki od
rzeczywistości.
- Nicole? – Niski seksowny głos prześliznął się po jej
skórze jak pieszczota. – Powiedz coś, kochanie. Czy jest
możliwe, że kiedyś odwzajemnisz moje uczucia?
To mrowienie na skórze głowy, gdzie właśnie jej dotknął,
to też wymysł wyobraźni.
- Powiedz mi, że nie śnię, proszę. – Chwyciła go za rękę
i przyłożyła ją do policzka. – Naprawdę powiedziałeś…
- Kocham cię.
Świdrował ją wzrokiem z napięciem, które nie mogło
znaczyć nic innego. Z czułością i namiętnością, o ileż
lepszymi niż jakakolwiek fantazja.
- Zrób dla mnie miejsce w swoim życiu, a pokażę ci, jak
bardzo cię kocham.
Emocje ścisnęły jej gardło.
- Ty też nie jesteś mi obojętny. – Już ostatniej nocy, którą
spędzili razem, wiedziała, że go kocha. Dlatego pełen chłodu
poranek przyniósł jej tyle bólu. – Przecież powiedziałeś, że nie
możesz… że nigdy nie będziesz ojcem.
- Nie mogłem się bardziej mylić. – Pogłaskał jej
ramiona. – Myślałem, że mój ojciec był najgorszym ojcem na
świecie. Zresztą to prawda. Zdawało mi się, że po tym, co
przeżyłem, nie będę miał nic do zaoferowania swojemu
dziecku.
Niewiele jej zdradził na temat swojej przeszłości, lecz jego
ton mówił wszystko. Nicole była wdzięczna za ten moment
szczerości, za tę chwilę wglądu.
- Przykro mi. Wszystkie dzieci zasługują na miłość
i poczucie bezpieczeństwa. – Wsunęła ręce pod smoking. –
Ale ty masz o wiele więcej do zaoferowania niż spadek po
brutalu, który cię wychował.
- Teraz to wiem. – Ujął jej dłoń, potem uniósł ją do warg
i pocałował. – Kiedy byłem dziś na gali z przyjaciółmi,
miałem wrażenie, że mój świat się skończył, bo ty zniknęłaś.
Ktoś wzniósł toast za Alonza. Mówiliśmy o tym, co dla nas
zrobił. Ile nas nauczył. To mi uprzytomniło, że mogę szukać
inspiracji poza rodziną. Że miałem kogoś, kto był dla mnie jak
ojciec, i to wspaniały ojciec. I że ja też mogę być taki jak on –
dodał z przekonaniem.
Ostatnie z jej obaw zniknęły. Czuła radość i ulgę, nie tylko
przez wzgląd na siebie, ale też przez wzgląd na Desmonda.
Cieszyła się, że dostrzegł w sobie to, co ona już dawno
zobaczyła. Był silnym człowiekiem o wielkim sercu.
Czuła się zaszczycona, że chce dzielić życie z nią
i z Matthew.
- Wiem, że będziesz go kochać i że on cię pokocha. Nie
mogę się doczekać, kiedy się poznacie. – Łzy szczęścia
zalśniły w jej oczach. – Będę najszczęśliwszą kobietą pod
słońcem, jeśli zechcesz dzielić ze mną życie.
Zanim się zorientowała, znalazła się na jego kolanach.
Objęła go za szyję, ich wargi się spotkały.
Całował ją do utraty tchu, jego serce biło nieprzytomnie.
Nicole była przejęta tym świadectwem emocji, które mówiło,
jak wiele ta chwila dla niego znaczy.
Gdy się odsunął, zapach drzewa sandałowego przywołał
zmysłowe wspomnienia.
- Odkąd tu wszedłem, chciałem cię pocałować. – Musnął
wargami jej skronie, a potem policzek. – Nie wierzę, że masz
na sobie tę samą piżamę, która śni mi się od naszej rozmowy
wideo.
- Masz szczęście, że przyjechałeś o tak późnej porze. –
Nagle poczuła, że musi się do niego przytulić, czuć, że ich
wspólna przyszłość to nie mrzonka. – No i chociaż uwielbiam
cię w smokingu, mógłbyś go zdjąć.
Siedziała mu na kolanach, więc nie umknęła jej reakcja
jego ciała. Już zsuwał sweter z jej ramion.
- Podoba ci się smoking? – Wsunął palce pod jej piżamę,
mówiąc głosem pełnym obietnic. – Zdziwisz się, ile
przyjemności mogę ci sprawić, zostając w smokingu.
Nagła fala gorąca kazała Nicole poruszyć biodrami.
Desmond poderwał się z krzesła, trzymając ją w ramionach.
- Ale ty musisz się rozebrać – szepnął jej do ucha, niosąc
ją do sypialni.
Położył ją na łóżku i od razu zaczął jej zdejmować spodnie
od piżamy. Wciąż szeptał jej do ucha słowa, które coraz
bardziej ją podniecały.
- Poprosiłbym cię jednak, żebyś rozpięła mi mankiety, bo
ręce będą mi potrzebne.
W odpowiedzi jęknęła, zaś Desmond zjechał wargami
w dół jej ciała.
- Obiecuję, że jak skończę, będziesz pewna, że to nie był
sen.
I dotrzymał obietnicy.
EPILOG
Pół roku później
Mrużąc oczy przed oślepiającym słońcem, którego
promienie przebijały się między wysokimi sosnami rosnącymi
na skraju podwórza Gage’a, Desmond usiłował dojrzeć
Matthew na koniu w towarzystwie Marcusa Salazara.
Przepełniało go zadowolenie. Życie było łaskawe dla niego,
Nicole i Matthew. Odwiedziny przyjaciół sprawiły mu radość.
Po podróży poślubnej Gage i Elena postanowili spędzić
lato w Mesa Falls i namówili pozostałych współwłaścicieli
rancza wraz z ich najbliższymi, by zrobili to samo. Od dwóch
tygodni towarzyszyli im także synowie Antonia Salazara,
Marcus i Devon, którzy na zaproszenie Westona zgodzili się
przyjeżdżać tu co roku z rodzinami.
Gage był w swoim żywiole, właśnie grillował steki przy
basenie. Pozostali podziwiali pierwsze niepewne kroki Katji,
córeczki Jonaha. Obserwując Jonaha w roli ojca, Desmond
nabierał wiary w swoje rodzicielskie umiejętności.
Z Matthew poszło mu całkiem nieźle już podczas
pierwszego spotkania, kiedy to chłopiec godzinami wypytywał
go o jego życie i pracę, jego zamiary wobec Nicole, zanim
zadał pytanie o swojego ojca. Desmond denerwował się
bardziej niż podczas najtrudniejszej rozmowy o pracę w swej
karierze, ale najwyraźniej zdał egzamin, bo Matthew uścisnął
mu rękę i powitał go w rodzinie. Potem wrócił do swojej gry
wideo.
Desmond pokochał chłopca całym sercem. Nie tylko
dlatego, że był synem Zacha, ale też dlatego, że był
fantastyczny i absolutnie wyjątkowy.
Był mu też nieopisanie wdzięczny, gdy wcześniej tego lata
Matthew wyraził zgodę na jego propozycję – przedstawioną
mu jak plan biznesowy, bo Matthew lubił fakty – że po ślubie
z Nicole Desmond go zaadoptuje.
Ten zamyślony geniusz o ciemnych oczach, którego
podobieństwo do Zacha Desmond odkrywał każdego dnia,
jeszcze mocniej scementował ich więź, sugerując, by jak
najszybciej wyznaczyli datę ślubu.
Nicole poślubiła Desmonda dwa dni później przed sędzią
pokoju, urzeczywistniając jedno z największych jego marzeń.
Zaraz potem Matthew przyjął nazwisko Desmonda i wszystko,
co się z tym wiąże. Tym samym Desmond spłacił dług wobec
zmarłego przyjaciela, co pozwoliło mu nareszcie odzyskać
spokój.
Teraz, nie widząc Matthew za drzewami, trochę się jednak
niepokoił. Marcus Salazar był wyśmienitym jeźdźcem,
a dzięki wspólnemu zainteresowaniu końmi szybko nawiązał
kontakt z chłopcem, więc Desmond zgodził się na ich
przejażdżkę.
Ale nie było ich już pół godziny.
- Nic mu nie jest. Chodź do nas. – Głos Nicole podziałał
na niego kojąco, podobnie jak jej ciepły dotyk. Czuł jej ciało
przez letnią sukienkę i palce aż go swędziały, by ją z niej
zerwać.
Nigdy chyba nie przywyknie do tego, że Nicole
jednocześnie podnieca go i uspokaja. Przyciągnął ją do siebie.
Wciąż nie mógł uwierzyć, że ma prawo nazywać ją swoją
żoną.
- Za moment. – Pocałował czubek jej głowy, patrząc wciąż
na drzewa. – Skąd wiesz, o czym myślałem?
Zaśmiała się dźwięcznie, rozpraszając jego troski.
- Pytasz, skąd wiem, że jesteś najlepszym ojcem, jakiego
mógłby mieć czternastolatek? Bo z radością obserwuję to
codziennie. Chciałabym, żeby to lato nigdy się skończyło.
Widok szczęśliwego Matthew to dla mnie prawdziwa radość.
- Myślisz, że wszystko jest okej? – Rozum mówił mu, że
nie powinien się niepokoić, skoro chłopiec jest pod opieką
Marcusa, ale niełatwo jest nauczyć się być rodzicem
nastolatka.
Nicole przychodziło to jakoś naturalnie.
- Pamiętasz dwugodzinne śledztwo, jakie przeprowadził,
kiedy się poznaliście? – przypomniała mu, splatając palce
z jego palcami, kiedy szli w stronę basenu. – Założę się, że
Marcusowi też zadaje sporo pytań.
- To wspaniały dzieciak. – Desmond zatrzymał się, nim
dotarli do przyjaciół, i przyglądał im się z daleka.
Weston i jego narzeczona April byli w basenie. April
popijała margaritę i karmiła Westona winogronami. Gage
udawał, że gra na gitarze w rytm rockowej piosenki płynącej
z głośników. Elena, Astrid i Chiara tańczyły na trawie.
Miles i Jonah właśnie zaczęli rzucać podkową. Devon
Salazar i jego żona Regina zajmowali się córeczką Jonaha.
Siedzieli z dzieckiem na kocyku, podczas gdy żona Marcusa,
Lily, doglądała ich z szezlongu. Lily była w zaawansowanej
ciąży, Regina tylko w znacznie mniej zaawansowanej. Bracia
Salazar chyba w końcu się pogodzili, a ich żony zostały
najlepszymi przyjaciółkami.
- Tak, to wspaniały dzieciak – zgodziła się Nicole. – I ma
wspaniałe życie.
Desmond obrócił ją do siebie, by widzieć jej twarz.
Pochylił głowę i ją pocałował.
- Brakuje mu tylko rodzeństwa – szepnęła mu do ucha.
Rok wcześniej, słysząc podobne słowa, uciekłby gdzie
pieprz rośnie. A teraz?
- Uważaj, co mówisz do mnie przy świadkach, moja
żono. – Wziął ją w ramiona i uniósł. – Bo dam ci to, o co
prosisz.
Jej zaczerwieniona twarz była najlepszą odpowiedzią.
Desmond postawił ją na ziemi. Bał się, że zapomni o grillu
i przyjaciołach.
- Dziś wieczorem – uprzedził ją, ruszając w stronę
lodówki.
Potrzebował czegoś zimnego, by przetrwać zbliżające się
godziny. Potem zamierzał spełnić kolejne marzenia Nicole.
SPIS TREŚCI: