(ostatnia wysylka do. str. 63)
Erich Fromm “DOGMAT CHRYSTUSA” i inne pisma
religioznawcze
Tłumaczyli: Krzysztof Kosior, Jadwiga Mizińska, Jan Miziński, Małgorzata
Pacyna, Larysa Siniugina
Wybór i wstęp: Mirosław Chałubiński
LUBLIN 1992
Podstawa wydania
Erich Fromm "The Dogma of Christ" New York, Evaristen, London 1963
Erich Fromm "Religion" w: "Gesamte Werke", t. VI Deutsche Verlag Anstalt,
Stuttgart 1980
ISBN 83-7038-104-9
Copyright by Deutsche Anstalt Verlag
Copyright for polish edition: Wydawnictwo Test
Opracowanie komputerowe i graficzne: Marek Popielnicki
Projekt okładki: Bernard Nowak
Reprodukcja na okładce: Andrej Rublow "Zbawiciel"
Korekta: Joanna Dyszczyk, Tomasz P Nowak
Wydawnictwo Test Bernard Nowak
Lublin 2 Skr pocz.185 Tel. (0-.81) 77 5162
WSTĘP DO WYDANIA POLSKIEGO
Homo religiosus Ericha Fromma
"Byłem wychowany w religijnej, żydowskiej rodzinie - wspomina Erich Fromm
w swej autobiograficznej "Beyond the Chains of Illusion. My Encounter with
Marx and Freud" - i pisma Starego Testamentu oddziaływały na moją
wyobraźnię i kształtowały ją bardziej niż cokolwiek, choć nie wszystkie w tym
samym stopniu. Byłem znudzony, a nawet zdegustowany historią podboju
Kanaanu przez Hebrajczyków, nie trafiała do mnie historia Mordochaja czy
Estery i nie potrafiłem jeszcze wtedy docenić Pieśni nad Pieśniami. Ale
historia nieposłuszeństwa Adama i Ewy, błaganie Boga przez Abrahama o
uratowanie mieszkańców Sodomy i Gomory(...) głęboko mnie poruszyły. Ale
najbardziej proroctwa Izajasza, Amoja i Joela. Nie tyle z powodów zawartych
w nich ostrzeżeń i przepowiedni nieszczęść, ile z powodu zapowiedzi "dni
ostatecznych", kiedy to narody "przekują swoje miecze na lemiesze a dzidy
na sierpy", "naród nie podniesie miecza przeciwko narodowi i wszelkie wojny
ustaną ", kiedy wszystkie narody będą w przyjaźni i kiedy "ziemia wypełni się
łaską Pana tak jak woda wypełnia morze ". Gdy miałem trzynaście-
czternaście lat wizja uniwersalnego pokoju i harmonii pomiędzy narodami
poruszyła mną głęboko "-1
Powyższy cytat z autobiografii Fromma wskazuje na głębokie, zazwyczaj
zapoznawane, religijne źródła jego koncepcji filozoficznych i społecznych.
Wedle dość powszechnych, by nie rzec stereotypowych wyobrażeń na temat
filozofii społecznej autora "Ucieczki od wolności" stanowić ma ona połączenie
kulturalistycznie zinterpretowanej psychoanalizy i marksizmu (neomarksizmu)
szkoły frankfurckiej. Pogląd ten jest tylko częściowo prawdziwy, gdyż
właściwie ignoruje on wielość inspiracji twórczości Fromma. Chodzi mi
głównie o tradycje szeroko rozumianej myśli socjalistycznej i wielkich religii
uniwersalistycznych.
A to przecież lektura Starego i Nowego Testamentu inspirowała Fromma do
konstruowania utopii "zdrowego społeczeństwa" (społeczeństwa "być"), w
którym zrealizują się wszystkie wartości humanistyczne, głoszone przez
biblijnych proroków i Jezusa Chrystusa-2. Erich Fromm nie jest polskiemu
czytelnikowi myślicielem nieznanym. Z języka angielskiego i niemieckiego
przełożono na język polski jak dotąd pięć jego książek-3. Opublikowano także
sporo tłumaczeń artykułów i studiów Fromma z różnych okresów jego
twórczości-4. Niemniej jednak trudno jest uznać istniejący stan rzeczy za
zadowalający. Wciąż sporo prac Fromma czeka na przekład w języku
polskim. Dotyczy to również filozofii religii E. Fromma, co już sarno przez się
naszym zdaniem uzasadnia dostatecznie inicjatywę wydania niniejszego
wyboru.
Ale istnieją też inne ważne powody podjęcia takiej inicjatywy. Ze sporej grupy
teoretyków zaliczanych do psychoanalizy właśnie Fromm (obok C. G. Junga)
był tym myślicielem, w którego twórczości religia zajmowała najwięcej
miejsca, nawet jeśliby porównywać go z Z. Freudem.
Pisma Fromma na temat religii zajmują obszerny ponad pięćset stronicowy
tom jego dzieł zebranych ("Religion", Stuttgart 1980).-5
Ponadto, zgodnie ze swoim ideowym credo, Fromm nie chce uprawiać nauki
sensu stricto, tzn. ograniczać swych ambicji do produkcji książek
spełniających choćby wysokie standardy metody naukowej, lecz pragnie też
wpływać na rzeczywistość w kierunku realizacji wartości religii
humanistycznych. Czytelników "O sztuce miłości" i "Mieć czy być", a więc
książek o bardzo wyraźnym, moralizatorskim przesłaniu, uderza kaznodziejski
(chciałoby się powiedzieć profetyczny) patos jego wypowiedzi.
Dodać należy jeszcze to, że w kilku swoich pracach (np. w "The Sane
Society" i opublikowanej w 1968 r., a więc szczytowych okresie kontestacji
studenckiej "The Revolution of Hope") Fromm wyraża nadzieję, iż
współcześnie pojawi się religia, która jak niegdyś chrześcijaństwo w
początkach naszej ery, "scałkuje" rozproszone tendencje humanistyczne i tym
samym wpłynie na urzeczywistnienie potencjału rozwojowego człowieka.
Ukształtowanie się jednak takiej religii, syntetyzującej rozproszone,
humanistyczne wątki aktualnie istniejących koncepcji Wschodu i Zachodu,
zależy od pojawienia się wybitnej osobowości charyzmatycznej, nowego
Mesjasza. To zaś, jego zdaniem, jest oczywiście całkowicie
nieprzewidywalne.
Ważną cechą charakterystyczną filozofii religii Fromma jest świecka - czy też
mówiąc jego językiem "nieteistyczna " - interpretacja wierzeń, mitów i
obrządków religijnych. Interesują go przede wszystkim etyczne i
psychologiczne treści fenomenu religijności. Przyjmując ten punkt widzenia
odrzucał on całą metafizyczną i episternologiczną problematykę teologii.-6
"Problem nie polega na tym - pisał Fromm w “Psychoanaliza a religia' (1955) -
czy człowiek powraca do religii i wiary w Boga, lecz na tym, czy żyje on
miłością i myśli prawdę. Jeśli tak robi, wówczas system symboliczny, którym
się posługuje, ma drugorzędne znaczenie. Jeśli zaś nie, wówczas nie ma on
żadnego znaczenia.-7.
Frommowska koncepcja religii może nas interesować również w aspekcie
metodologicznym. Na pierwszy plan wysuwa się kwestia użyteczności
badawczej kategorii nieświadomości. Fromm podkreślał wielokrotnie, iż
odkrycie nieświadomej motywacji i zapoczątkowanie systematycznych badań
tej problematyki, stanowią największy wkład Freuda oraz całej psychoanalizy
do wiedzy o człowieku. Nie wątpił w jej szeroką stosowalność, m.in. do
badania ewolucji wierzeń religijnych (vide analizy doktryn Kalwina i Lutra).-8
Twórczość Fromma obfituje w przykłady pomysłowych analiz z dziedziny
psychologii religii. Szczególną zaś uwagę przywiązywał on do tropienia
rozdźwięków między świadomie akceptowaną religią
humanistyczną, a faktycznie odmiennymi wartościami, realizowanymi w
codziennej praktyce życiowej. W tym sensie - pisał Fromm w “Mieć czy być" -
Europa mimo dwóch tysięcy lat istnienia chrześcijaństwa uległa tylko
zewnętrznej chrystianizacji i pozostaje właściwie wciąż "pogańska ", ponieważ
ludzie oddają się "bałwochwalczym" kultom posiadania, rozrywki i władzy.
Problematyka religii wypełnia też historiozoficzne analizy E. Fromma, które
koncentrują się głównie wokół kwestii związanych z "narodzinami" człowieka,
a więc procesem powstawania jego indywidualności, rozwojem intelektu i
zdolności do kochania oraz możliwych regresów w tej sferze. Mity, wierzenia i
rytuały religijne dostarczają przede wszystkim ilustracji obrazujących
poszczególne fazy tego procesu (np. "Ucieczka od wolności", "The Sane
Society", "O sztuce miłości") i stanowią eksterioryzacje każdorazowo
osiąganych przez człowieka możliwości.-9
Nade wszystko jednak problematyka religii obecna jest w antropologii
filozoficznej Fromma, który uważał człowieka za istotę par excellence
religijną. Homo sapiens jest zarazem homo religiosus, z tej fundamentalnej
antropologicznie przyczyny, iż u człowieka nastąpiło ogromne ograniczenie
instynktownego behawioru. Sytuacja ta czyni człowieka "wiecznym
wędrowcem ", poszukiwaczem sensu życia. Tworzy też specyficznie ludzkie
motywacje, do których należy potrzeba posiadania układu odniesienia i
potrzebie czci. Jej działanie jest imperatywne, tzn. musi być ona w tej czy
innej formie zaspokojona. Stąd bierze się typowo ludzkie poszukiwanie wiary,
filozofii, systemu przekonań czy też mówiąc językiem frommowskim - religii,
którą charakteryzuje on w późniejszym okresie twórczości-10 jako "każdy
system myśli i działań podzielony przez pewną grupę, która dostarcza
jednostce układu orientacji i przedmiotu czci.-11 "Religia - pisał w innym
miejscu Fromm - jest sformalizowaną i wyrafinowaną formą odpowiedzi na
pytanie zadane przez istnienie ludzkie (...) nawet najniższa z religii daje
poczucie sensu i bezpieczeństwa przez sam fakt wspólnoty z innymi "-12
Tak rozumiana religia jest bardziej doświadczeniem życiem, niż po prostu
intelektualną konstrukcją. Obejmuje ona całego człowieka, jego rozum, wolę,
uczucia. Powyższe stwierdzenia dają - zdaniem Fromma - odpowiedź na
pytanie, dlaczego religia występuje we wszystkich znanych nam
społeczeństwach, a równocześnie przestrzega ją przed utożsamianiem jej z
formami występującymi w naszej epoce i naszym kręgu kulturowym.-13 Przy
tym bardzo szerokim pojmowaniu religii, które swą "pojemnością" przypomina
inne kluczowe terminy humanistyki, np. “światopogląd" czy "ideologię ", może
być nią również każda, filozofia, przekonania polityczne czy też zgoła poglądy
ateistyczne (np. psychoanaliza Freuda czy materializm historyczny Marksa).
Na religię w tym szerokim rozumieniu składają się, zdaniem Fromma, cztery
składniki (aspekty):
przeżyciowy (psychiczny),
naukowo-magiczny (traci on współcześnie na znaczeniu w związku z
rozwojem nauki i techniki),
rytualny (czynności kultowe spełniane wraz z innymi ludźmi, a wyrażające
wspólne dążenia wyrastające z podzielonych wartości),
semantyczny (religia, współkonstytuując aksjologiczną wspólnotę ludzi,
narzuca im swego rodzaju "mapę ". dzięki której orientują się oni w świecie,
zaś poszczególne zachowania i wydarzenia poprzez odniesienie do niej
uzyskują sens, znaczenia).
Religię rozumianą jako system myśli podzielany przez pewną grupę, który
dostarcza jednostce układu orientacji i przedmiotu czci, a więc zjawiska ex
definitione społecznego odróżnia Fromm od religii "prywatnej ". Pełni ona
wobec jednostki dokładne te same funkcje, zaś od religii w powyższym
rozumieniu odróżnia ją indywidualny charakter czyichś przekonań i działań.
Przykładem religii prywatnej jest dla Fromma nerwica czy potajemne działania
magiczne. Dość często spotykamy się z sytuacją, gdy ta sama jednostka
wyznaje świadomie pewien system religijny, zaś na co dzień realizuje
wartości związane z religią prywatną. Warto w tym miejscu zauważyć iż
Fromm w swym niekonwencjonalnym rozumieniu religii miał wielu
prekursorów, z których niejeden bezpośrednio na niego wpłynął.-14
Wśród prekursorów szerokiego ujęcia religii, które kładzie nacisk na jej
"pozareligijne" w potocznym znaczeniu funkcje, wymienię na pierwszym
miejscu A. Comte'a. Sformułowane przezeń prawo trzech stadiów zakładało,
iż ostatnią będzie faza pozytywna, następująca po teologicznym i
metafizycznym stadium rozwoju ludzkości. W fazie tej - szczegółowo
projektował Comte - nauka będzie nie tylko spożytkowanym technologicznie
instrumentem działania, lecz także formą religii, która zastąpi obumarłe kulty
religijne o teistycznym charakterze.-15 Również i błyskotliwy A. de
Tocqueville w "Dawny ustrój i rewolucja" pisał z właściwą sobie
przewrotnością o tym, że rewolucjonistów francuskich, mimo ich świadomie
wojująco antychrześcijańskiego nastawienia, cechował quasi-religijny patos i
światopogląd.-16
Wielu badaczy i krytyków komunizmu oraz marksizmu -dla przykładu
wymienię M. Bierdiajewa,-17 S. Ossowskiego,-18 R. Arona,-19 czy J. M.
Bocheńskiego-20 - dostrzegało w nich pozanaukowe, etyczno-" religijne ",
ukrywające się w scjentyficznych i ateistycznych formułach, treści. Typowe
dla Fromma szerokie pojmowanie religii, kładące nacisk na jej "niereligijne" w
potocznym znaczeniu funkcje, może też przywoływać skojarzenia z
koncepcjami E. Durkheima. Autor “Elementarnych form życia religijnego” 21 i
“Prób określenia zjawisk religijnych" był bardzo bliski utożsamienia faktów
społecznych z religią.-22
Fakty społeczne, odrębne dla sfery biologicznej i psychologicznej, do których
zaliczał E. Durkhee przede wszystkim systemy normatywne i wartości,
charakteryzujące się m.in. tym, że człowiek musi się podporządkować pod
groźbą sankcji różnego typu-23 Przykładem faktów społecznych w rozumieniu
E. Durkeima może być moralność, prawo, moda, standard potocznego
myślenia, religia w potocznym znaczeniu itp. Jednak żadna ze
wspomnianych tu pokrótce koncepcji nie wywarła wyraźniejszego wpływu na
filozofie religii E. Fromma.
Można natomiast mówić o bezpośrednich inspiracjach E. Blocha (1885-1977),
autora "Geist der Utopie" i "Das Prinzip Hoffnung" na jego "Psychoanaliza a
religia" (1955) i inne religioznawcze prace. Wpływ ten przejawiał się nie tylko
w symbolicznym nawiązaniu tytułem (np. "The Revolution of Hope") do jednej
z najbardziej znanych prac Blocha "Das Prinzip Hoffnung ", lecz głównie w
podjęciu problemu "nadziei" jako swoistej kategorii psychologiczno -
metafizycznej, która uzasadnia marzenia o "dobrym spotecżeństwie.-24
Fromm, podobnie jak Bloch, był przekonany - choć nie artykułował tego
przekonania aż tak dobitnie - iż byt jest "brzemienny" w różnorakie możliwości
rozwoju, także w dobrym, właściwym kierunku.-25 Ową "uśpioną"
potencjalność można i należy obudzić działaniem ożywionym przez "utopijny"
projekt (u Blocha określenie "utopijny" posiada wybitnie pozytywne
wartościowanie). Nade wszystko zaś obu tych myślicieli łączyło głębokie
zakorzenienie w tradycji judeochrześcijańskiej, która, choć w przypadku
Blocha i Fromma była zinterpretowana w sposób świecki, kazała jednak
wierzyć w nadejście "Mesjasza ", czyli zrealizowanie zdrowego
społeczeństwa. Z tej generalnej zbieżności wynikały inne, bardziej
szczegółowe. Fromm w kilku swych pracach bardzo wysoko cenił sobie
blochowskie analizy quasi- religijnych funkcji oświeceniowego ateizmu.
Zbieżne u obu tych myślicieli było również spojrzenie na różne koncepcje
filozoficzne, doktryny polityczne i religijne, które kazało oceniać u Platona,
Jezusa z Nazaretu, w ruchach chiliastycznych średniowiecza, w
oświeceniowym wolnomyślicielstwie i u Marksa głównie ich zdolności do
"budzenia" rozwoju Iudzkiego w kierunku wolności, rozumu i twórczości. Z
tego punktu widzenia podobieństwa "gnozy futurystycznej”-26 E. Blocha i
koncepcji religii humanistycznych Fromma, o których obszerniej piszę dalej,
są szczególnie uderzające.
Frommowskie ujęcie człowieka, jednoznacznie i z naciskiem charakteryzujące
go jako istotę religijną, wymaga jednak dodatkowego komentarza, ponieważ
może sugerować ono autonomistyczne, nieredukcjonistyczne stanowisko w
pojmowaniu religii. Najogólniej mówiąc, autonomistyczny pogląd na religię
polega na ujmowaniu jej jako kompleksu zjawisk nieredukowalnych do innych
sfer życia społecznego i psychicznego jednostek i grup społecznych.-27
Inaczej ujmując, sfera sacrum nie wyczerpuje się w integracji społecznej,
przekazie tradycji, norm i wartości, kompensacji życiowych niepowodzeń i
społecznych niesprawiedliwości (osławione "religia jako opium dla ludu"
Marksa. które w znacznej mierze pokrywa się ze stanowiskiem Freuda) lub
też racjonalizacji interesów grupowych. Jest ona pierwotna psychologicznie i
bytowo względem nich, choć zdarza się jej wyżej wymienione funkcje pełnić.
Odwrotnie jest ze stanowiskiem redukcjonistycznym. Mimo wielkich czasem
różnic w pojmowaniu religii przez teoretyków zaliczanych do tej grupy, łączy
ich przekonanie, iż istnieje rzeczywistość bardziej fundamentalna, pierwotna
niż religia. Nie ma więc "rzeczywistych" potrzeb religijnych. Religia realizuje
substytutywnie inne wartości i cele np. integrację społeczną, socjalizację czy
też dostarcza ideologii zmiany społecznej lub konserwujących status-quo.
Istnieją więc "alternatywy funkcjonalne"-28 wobec potocznie pojmowanej
religii.
Z bardzo ogólnej charakterystyki stanowiska autonomistycznego i
redukcjonistycznego wynika jednoznacznie, iż mimo stawiania znaku
równania między homo sapiens a homo religiosus, frommowską filozofię
religii nazwać można redukcjonistyczną. Jest prawdą, że ludzka potrzeba
układu odniesienia i czci musi zostać zaspokojona. Jednakże istnieją różne
"światopoglądy" (m.in. świeckie), które mogą zaspakajać tę potrzebę.
Wszystkie religie w swoim specyficznym, szerokim rozumieniu dzieli Fromm w
podstawowej z tego punktu widzenia pracy "Psychoanaliza a religia" na dwie
zasadnicze grupy: autorytarne (autorytatywne) i humanistyczne. Religie
autorytarne zakładają istnienie sił wyższych od człowieka (są to zazwyczaj
bóstwa lub Bóg), którym trzeba się bezwarunkowo podporządkować
Nieposłuszeństwo wobec tych sił jest grzechem, za który ludzie są
bezwarunkowo karani. Cechą wspólną różnych religii autorytarnych jest
pesymistyczna antropologia.
Człowiek w ich ujęciu jest mały, zły i niezdolny o własnych siłach do
osiągnięcia dobra i prawdy. Musi on zatem podeprzeć się o kogoś (coś)
znacznie od niego silniejszego (BÓG) bóstwa, przyroda, WÓDZ prawa historii
itp.). Pisma Fromma dostarczają wielu przykładów religii autorytarnych. Jest
nim np. Bóg Starego Testamentu -29, ale także Bóg z wyobrażeń św.
Augustyna i Lutra. Obaj ci myśliciele namiętnie pragnęli, aby człowiek
bezwarunkowo podporządkował się Bogu. Obaj byli też przekonani o
znikomości i grzeszności człowieka. Zdaniem Fromma główny nurt
katolicyzmu, który pozostawał pod przemożnym wpływem biurokracji
kościelnej należy również zaliczyć do religii autorytarnych-30. Fromm niewiele
wypowiadał się na temat zmian, które nastąpiły w Kościele Katolickim w
wyniku ll Soboru Watykańskiego. Oceniał jednak pozytywnie rezygnację
Kościoła z integrystycznych ambicji.-31
Szczególną odmianą religii autorytarnych jest dla Fromma chętnie
używającego biblijnego słownictwa bałwochwalstwo (idolatria), przez które
rozumiał praktykowanie "fałszywych", oczywiście z punktu widzenia
postulowanych przezeń, ideałów etycznych. Przykładem wyznawania
"fałszywych" wartości jest dla niego dążenie do posiadania w najszerszym
tego słowa znaczeniu (np. pieniądz, prestiż, konsumpcja, seks). Namiętny
atak na "idola" posiadania i jego zgubne dla rozwoju osobowości skutki,
przeprowadził Fromm w wielu swych pracach, z których na pierwsze miejsce
wysuwa się "Mieć czy być". Przykładem najbardziej antyhumanistycznej religii
autorytarnej jest dla Fromma nazizm, poddany przez niego analizie w
"Ucieczce od wolności" pisanej w okresie, gdy nie stosował on jeszcze
podziału na religie humanistyczne i autorytarne. Akces do hitleryzmu oznaczał
dla jego wyznawcy z reguły rezygnację z własnej indywidualności, z własnego
rozumu i krytycyzmu. Oznaczał także bezwarunkowe podporządkowanie się
irracjonalnym kultom WODZA, RASY I NARODU. W tym sensie nazizm
stanowił poważny regres w procesie narodzin jednostki ludzkiej.
Natomiast religie humanistyczne (lub po prostu religie)-32 wyznają
z gruntu optymistyczną antropologię. Silny jest w nich pierwiastek wiary, iż
człowiek może rozwinąć o własnych siłach władze swego rozumu i zdolności
do miłości. Według nich największym grzechem nie jest nieposłuszeństwo
względem Boga (bóstw), lecz niewykorzystanie tkwiących w człowieku
możliwości rozwojowych, czyli niezgodność z prawdziwą naturą Iudzką.-33
Stosunek do autorytetu różni wyraźnie wyznawców religii autorytarnych i
humanistycznych. Dla tych pierwszych autorytet oznacza całkowitą
rezygnację z własnego rozumu, krytycyzmu i podmiotowej autonomii (np.
wyznawca nazizmu jest bezwarunkowo podporządkowany fuhrerowi i swej
organizacji), natomiast przez drugich jest on traktowany racjonalnie jak ktoś,
kto ma przewagę wiedzy, kompetencji i doświadczenia.
Twórczość Fromma obfituje w analizy religii humanistycznych, do których
zalicza on m.in. buddyzm (w tym także jego współczesne odmiany, np.
buddyzmu Zen), proroków Starego Testamentu, wiarę Jezusa z Nazaretu,
ruchy kacerskie średniowiecza, renesansowe utopie, filozofię oświecenia,
socjalizm utopijny XIX wieku, psychoanalizę Freuda, poglądy A. Schwietzera,
no i oczywiście własną wersję humanistycznej psychoanalizy.
Frommowskie pojęcie religii humanistycznej, której akceptacja ma sprzyjać
realizacji przez określoną jednostkę rozumu, wolności i twórczości, przywołuje
skojarzenia z koncepcją teorii krytycznej rozwijaną przez niektórych
przedstawicieli szkoły frakfurckiej (m.in. przez M. Horkheimera i J.
Habermasa), z którymi Fromm był przecież silnie związany. Utożsamianie obu
tych koncepcji stanowiłoby jednak poważny błąd, bowiem bliższa analiza
ujawnia, obok podobieństw, ważne między nimi różnice. Zajmę się teraz tą
kwestią nieco bliżej. Choć pojęcie "teorii krytycznej" jest dalekie od
jednoznaczności-34, przewodnie idee związane z tym konstruktem dają się
odtworzyć poprzez przeciwstawienie jej teorii tradycyjnej, którą M. Horkheimer
ujmuje jako zespół twierdzeń (a także typ aktywności intelektualnej) cechujący
się ogólnością, ekonomicznością
a także dążeniem do jej potencjalnej sprawdzalności i stosowalności.-35
Tych, którzy uprawiają i stosują teorię tradycyjną, cechuje na ogół brak
"samowiedzy" co do społecznych determinat poznania związanych z
miejscem nauki w globalnym podziale pracy, a także dualizm podmiotu i
przedmiotu (poznający sytuuje się na "zewnątrz" poznawanego przedmiotu).
Natomiast teorię krytyczną w ujęciu M. Horkheimera i J. Habermasa, w
przeciwieństwie do tradycyjnej, cechuje próba likwidacji dualizmu podmiot
przedmiot i aktywistyczne pojmowanie teorii jako składnika procesu
dziejowego, który ma "katalizować" rozwój społeczeństwa w kierunku
realizowania przezeń emancypacji, wolności i rozumu. Nawiązania do
marksistowskich "Tez o Feuerbachu ", w tym zwłaszcza postulatu, aby "świat
nie tylko interpretować, lecz również zmieniać" i generalnie
antykontemplatywistyczne rozumienie roli teorii naukowej, jest z pewnością
czytelne.
Ważną cechą teorii krytycznej jest też założenie względnej plastyczności
społeczeństwa. Nie jest ono "quasi przyrodą" lecz bytem, który przynajmniej
w pewnych granicach daje się jakoś kształtować. Prezentacja filozofii religii
Fromma i jej porównanie z teorią krytyczną nie wymaga bardziej
szczegółowej analizy dalszej historii tego konstruktu u następców M.
Horkheimera, np. u J. Habermasa. Jednak należy odnotować fakt, iż
rozwijając swą klasyfikację nauk wyodrębnił on grupę nauk krytycznych
(wśród których znalazły się niektóre wersje psychoanalizy i marksizmu-36,
obsługujące "interes emancypacji"), zaś teoria krytyczna została przez
Habermasa przeciwstawiona naukom empiryczno-analitycznym (są one
instrumentem skutecznego działania człowieka i jego kontroli nad
środowiskiem) oraz hermeneutyczno-historycznym, które mają poszerzać
ludzką intersubiektywność i ułatwiać komunikację interpersonalną-37
Habermas w swych pracach akcentował dwie cechy teorii krytycznej: po
pierwsze jest ona częścią procesu dziejowego i w tym sensie ma zmieniać
społeczeństwo w kierunku urzeczywistniania ludzkiej emancypacji. Nie jest
więc ona wiedzą techniczno-instrumentalną, lecz rodzajem refleksji, który
"oświeca" (budzi ludzką podmiotowość, demaskuje zafałszowania
ideologiczne itp.), po drugie zaś musi ona spełniać kryteria naukowości.
Ten warunek akcentował Habermas niewątpliwie m.in. pod wpływem refleksji
nad stanem humanistyki w okresie rządów Stalina. Marksizm cechował się
wówczas skrajną instrumentalizacją wobec bieżącej praktyki politycznej,
totalną dominacją funkcji apologetycznych nad poznawczymi oraz
notorycznym ignorowaniem standardów uprawiania nauki.-38
Z dotychczasowej prezentacji głównych idei teorii krytycznej wyłania się
chyba wyraźnie podstawowa różnica między nią, a religiami humanistycznymi
w ujęciu Fromma. Teoria krytyczna - w myśl propozycji M. Horkheimera i J.
Habermasa - ujmuje "samą siebie" jako składnik ruchu społecznego, który
zmierza do przekształcenia "całości społecznej" w kierunku możliwości
realizacji emancypacji i wolności Natomiast pojęcie religii humanistycznej jest
rozumiane indywidualistycznie i zawsze odnoszone przez Fromma do
możliwych konsekwencji, które pociąga za sobą akceptacja określonego
światopoglądu dla osiągnięcia szczęścia, dojrzałości i pełni zawartego w
jednostce potencjału rozwojowego.
Tak więc wspólne zaplecze aksjologiczne obu tych konstrukcji, podobieństwa
wizji społecznej (mimo jej pewnej wieloznaczności a nawet mglistości u
czołowych przedstawicieli szkoły frankfurckiej), która ma owe wartości
realizować do frommowskiego "zdrowego społeczeństwa ", a także
okoliczność, iż zbiory teorii krytycznych i religii humanistycznych "krzyżują" się
(psychoanaliza Freuda i materializm historyczny Marksa), czynią te
koncepcje, mimo ich sporego podobieństwa, pod wieloma względami
różnymi.
Chciałem teraz zwrócić uwagę na niektóre z konsekwencji podziału
wszystkich religii na autorytarne i humanistyczne. A są one bardzo poważne i
poznawczo płodne. Jedną z nich jest fakt, iż przebiegająca między nimi linia
graniczna może dzielić prądy, kierunki, teorie itp. traktowane dotąd jako
jednolita, integralna całość. Zdaniem Fromma pacyfizm i silna wiara w
człowieka, którą żywił Jezus z Nazaretu różni go zdecydowanie od św.
Augustyna, zwolennika teokracji, podkreślającego małość człowieka i jego
niezdolność do osiągania dobra i poznania bez stałej, boskiej pomocy.
Również mesjanistyczny, humanistyczny humanizm K. Marksa - zdaniem
Fromma - nie znajduje punktów stycznych z koncepcjami "marksisty-
leninisty" J. W. Stalina, a zwłaszcza z rzeczywistością społeczną, która
powstała przy jego dużym udziale. Dominujące współcześnie w Stanach
Zjednoczonych wersja psychoanalizy, która stawia sobie za cel
przystosowanie jednostki do istniejącego (a więc "chorego") społeczeństwa,
ma wiele wspólnego z przesłaniem psychoterapii, Freuda, aby pacjentów
uczynić ponownie zdolnymi do korzystania z możliwości własnego rozumu, a
także psychoanalizą humanistyczną, która krytykuje zastałą rzeczywistość w
imię niewykorzystanego potencjału rozwojowego ludzi itp.
Frommowski sposób rozumienia religii oprócz możliwości dostrzegania
istotnych różnic w ramach koncepcji i prądów funkcjonujących dotąd jako
teoretyczna i historyczna całość, stwarza również szansę "chwytania"
interesujących podobieństw i zbieżności między zdawałoby się zupełnie
różnymi światopoglądami. I tak np. psychoanaliza humanistyczna i buddyzm
Dzen posiadają ten sarn ideał wszechstronnie rozwiniętej jednostki. Również
droga do osiągnięcia owego ideału wykazuje daleko idące podobieństwa,
bowiem psychoanalityczny "wgląd" kryje mniej więcej to samo co "satori"
("oświecenie") w buddyzmie Dzen- 39. Także Marks i Freud - o czym
wzmiankowałern wcześniej - oprócz komplementarności optyki badawczej i
"hermeneutyki nieufności" wobec danych dostarczanych przez świadomość,
łączy też wspólne zaplecze aksjologiczne, a także przekonanie, iż człowiek
powinien zerwać krępujące go iluzje i osiągnąć rozum, szczęście i wolność.-
40 Zdaniem Fromma, nawet pojęcie bałwochwalstwa (idolatrii), którego
używali prorocy Starego Testamentu daje się przełożyć na heglowsko-
marksistowski język teorii alienacji-41. Oba oznaczają niezgodność człowieka
z jego prawdziwą naturą i służenie przezeń "fałszywym" wartościom (idolom),
np. pogoni za pieniądzem, władzą, prestiżem.
Inny przykład religii humanistycznych, które zazwyczaj traktowano osobno,
rzadko dostrzegając podobieństwa, są ruchy chiliastyczne i kacerskie
średniowiecza, filozofia Oświecenia i socjalizm utopijny XIX wieku-42.
Wszystkie je łączy podobny wzór osobowy (ideał) człowieka i wiara w jego
potencjał rozwojowy. Tak pokrótce można scharakteryzować wątki filozofii
religii Fromma oraz ich miejsce w całokształcie jego poglądów
antropologicznych, historiozoficznych i etycznych. Pora teraz na krytyczny do
nich komentarz.
Chciałbym zostawić na boku notoryczne i nieprzezwyciężalne chyba kłopoty
ze zdefiniowaniem terminu "religia". Słowa tego - przypomniał niedawno L.
Kołakowski - mimo jego chwiejności semantycznej nie sposób jest zastąpić
przez inne, zaś wprowadzanie neologizmów niczego nie rozwiązuje, ponieważ
dodatkowo potęguje chaos spowodowany pojawieniem się nowych terminów-
43. Zresztą jednoznaczność nie jest wcale niezbędnym warunkiem
posługiwania się jakimś słowem. Fromm rozszerzając ogromnie zakres
terminu "religia" nie tylko nie rozwiązuje problemów starych, lecz poniekąd
tworzy nowe, bowiem można pytać o jego relacje do słowa “światopogląd" czy
“ideologia" itp. Pewne słabości frommowskiej refleksji nad religią są wspólne
całej psychoanalizie. Czytając pierwszą, obszerniejszą z opublikowanych prac
Fromma "Die Entwicklung des Christusdogmas" (1930)-44 jak również jego
interpretacje mitów religijnych, które napotkać można w późniejszych jego
pracach np. w "Zapomnianym języku" czy "O sztuce miłości", stwierdzić
należy, iż podlegają one tym samym zarzutom niesprawdzalności i
arbitralności, szczególnie w kwestii przechodzenia od symbolu do
symbolizowanego. Będzie takim, by wymienić pierwsze z brzegu przykłady
kontrowersyjnych konstrukcji psychoanalizy z dziedziny teorii kultury,
freudowska teoria snów-45, czy jego biografia Leonarda da Vinci-46.
Szereg różnych wątpliwości budzi również podstawowe dla Fromma
rozróżnienie religii humanistycznych i autorytarnych. Nie chcę tutaj
kwestionować wielkich zalet heurystycznych tego podziału, który pozwala
dostrzegać podobieństwa między zdawałoby się zupełnie odmiennymi
doktrynami i koncepcjami, a tym samym umożliwia przeprowadzenie
interesujących prac komparatystycznych, niemniej jednak chciałbym zwrócić
uwagę na niektóre jego konsekwencje.
Kryterium leżącym u podstaw owego podziału - o czym pisałem wcześniej -
są konsekwencje, które powoduje dla jednostki akceptacja określonej filozofii,
religii czy też innego zespołu przekonań. Jeśli sprzyja ona rozwojowi
człowieka (czyli realizacji natury ludzkiej), mamy do czynienia z religią
humanistyczną. I odwrotnie, jeśli akceptacja pewnego światopoglądu tłumi
potencjał rozwojowy jednostki, możemy mówić o religii autorytarnej.
Na pierwszy rzut wszystko zdaje się być w porządku, choć nie zawsze jest
jasne czy Frommowi chodzi o psychologiczne skutki akceptacji określonej
religii, czy też o wyraźną expressis verbis przez owe religie wiarę w człowieka
i możliwości jego samorealizacji. Przy bardziej uważnej analizie rodzą się
jednak poważniejsze wątpliwości. Dychotomiczny podział na religie
humanistyczne i autorytarne pozostawia poza polem psychologicznej analizy
takie sytuacje, gdy praktykowanie określonej religii przez konkretnych ludzi
pod pewnymi względami daje korzystne rozwojowo skutki, zaś pod innymi
wyraźnie negatywne. O problemach tych pisał sugestywnie przed laty W.
James w: "The Varietas of religious experience" (1902)-47. Podział Fromma -
mimo logicznej klarowności - okazuje się być przy próbach przeprowadzenia
wielu konkretnych analiz zbyt generalny.
Kolejna zaś obiekcja daje się sformułować następująco: czy podział
wszystkich religii na autorytarne i humanistyczne daje się stosować
powszechnie? Odpowiedź, której można prowizorycznie udzielić na to
pytanie, jest raczej przecząca. Fromm, eksponując etyczne treści określonych
światopoglądów zdaje się napominać iż nie zawsze są możliwe i zasadne
oceny z tego punktu widzenia, zaś określone religie pełnią szereg innych
ważnych funkcji. Z bardzo wielu przykładów warto wspomnieć o roli
katolicyzmu w kształtowaniu się narodów Polski, Irlandii czy Hiszpanii oraz
współczesnym znaczeniu islamu dla powstawania ponad etnicznych wspólnot
o rosnącym znaczeniu politycznym. Oczywiście, można i tutaj stosować
wiodący dla Fromma podział. Mam jednak wrażenie, że to co najistotniejsze w
podanych powyżej przykładach nie poddaje się analizie w obrębie
frommowskich kategorii.
Radykalna redukcja religii do etyki i psychologii, której dokonuje Fromm, rodzi
także negatywne skutki dla szans uchwycenia całokształtu fenomenu
religijności. Autor "Psychoanaliza a religia" akceptuje rezultaty filologiczno-
historycznej analizy Biblii i naukowej krytyki religii w ogóle. Co więcej, Fromm
pozytywnie ocenia zjawisko erozji wierzeń teistycznych dające się
zaobserwować w ciągu ostatnich dwóch stuleci, które są przynajmniej po
części skutkiem rozpowszechniania się odkryć naukowych. Podobnie jak Z.
Freud w “Przyszłości pewnego złudzenia" uważa on, iż pozytywnym skutkiem
rozwoju nauki jest upadek wiary w istnienie wszechmożnych, opiekuńczych
bóstw która powodowała utrwalenie się stanu infantylnej bezradności i
zależności człowieka-48, choć
w przeciwieństwie do twórcy psychoanalizy (a także A. Adlera) w swojej
koncepcji religii humanistycznej z założenia skłonny jest dostrzegać
pozytywne, osobowościowotwórcze skutki akceptacji wierzeń religijnych, nie
zaś tylko ich psychopatologiczne aspekty. Nazwiska Kopernika, Darwina,
Marksa i Freuda symbolizują etapy procesu wyzwala się człowieka spod
wpływu ubezwłasnowalniających form wierzeń religijnych. Konsekwencją tego
stanowiska jest całkowite ignorowanie przez Fromma wartości poznawczej
religii oraz inspirowanej przez nią filozofii.
Zostawiając na boku pytanie (raczej retoryczne) co ostało się współcześnie z
dosłownej i naiwnej interpretacji Biblii w świetle postępów geologii, astronomii,
historii i biologii, trzeba jednak zauważyć, iż ogromne sukcesy nauki w
ostatnich stuleciach nie eliminują bynajmniej religii (także jej funkcji
poznawczych), lecz raczej modyfikują jej formy istnienia. Nauka, kierując się
rygorami empiryzmu, sprawdzalności formułowanych przez nią twierdzeń nie
odpowiada (lub też unieważnia) na pewne pytania jako "metafizyczne", np.
problem powstania świata sensu ludzkiego istnienia, hierarchii wartości. A są
to kwestie, na które odpowiedź jest niesłychanie dla jednostki ludzkiej ważna.
Dlatego też dalszy rozwój nauki i kolejne fazy “rewolucji naukowo-
technicznej" czy “elektrycznej" nie spowodują z pewnością śmierci filozofii i
religii, w tym również ich funkcji poznawczych, choćby odpowiedzi przez nie
udzielane były mocno niepewne i prowizoryczne.
Z tych też powodów filozofia religii E. Fromma jest zdecydowanie
niekompletna. Fromm traktuje jako fakt udowodniony, iż rozwój nauki obalił
prawdziwość teistycznie pojmowanej religii. A przynajmniej ostrożność
nakazywałaby mówić raczej o niesprawdzalności wielu wierzeń religijnych i jej
zintelektualizowanej formy - teologii, nie zaś po prostu o fałszywości religii.
Oczywiście Fromm jest jak najdalszy od prostackiego ateizmu, traktującego
religię bądź to jako przesąd, bądź to relikt prymitywizmu i niedorosłości
człowieka który zostanie wyrugowany w pochodzie cywilizacyjnego postępu-
49. Coś jednak z oświeceniowego racjonalizmu w poglądach Fromma
pozostaje. Kolejna kwestia, którą tytułem krytycznego komentarza chciałem
podnieść, wiąże się z tym, te mity i symbole religijne mają u Fromma
wyłącznie antropologiczny wymiar i nie przysługuje im żadna transcendencja
realność
Dla autora "Psychoanaliza i religia" - pod tym względem przypomina on
ogromnie Ludwika Feuerbacha - problem religii nie jest problemem Boga, lecz
tylko człowieka i jego możliwości rozwojowych drastycznie ograniczanych w
procesie alienacji. Pozostawiając na boku kwestię transcendentalnej realności
mitów i symboli religijnych w ogóle, zauważyć należy, iż nawet czysto etyczna
i psychologiczna interpretacja religii musi pozostać niepełna, jeśli abstrahuje
ona od tego czy ludzie wierzą w istnienie Boga (bóstw). A Fromm zdaje się
abstrahować od tego problemu. Ostatnia obiekcja, którą chciałbym podnieść,
dotyczy również podziału religii na humanistyczne i autorytarne. Wielokrotnie
podkreślałem wartość heurystyczną tej propozycji, ale trzeba też zwrócić
uwagę na istniejące niebezpieczeństwo utożsamiania koncepcji w gruncie
rzeczy podobnych do siebie tylko powierzchownie.
Jaskrawym przykładem jest tu pogląd Fromma na buddyzm Dzen, który
poznał on głębiej na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, głównie
za sprawą D. T. Suzuki (1870-1966). Fromm selektywnie przyswoił sobie z tej
religii właściwie tylko to, co jest zbieżne z psychoanalizą oraz innymi religiami
humanistycznymi. I tak, np. dostrzega on wiele podobieństw "satori"
(oświecenia) z psychoanalitycznym "wglądem". 0 wiele jednak ważniejsze
wydają się być różnice między tymi koncepcjami. Religie Wschodu (także
buddyzm Dzen) rzeczywistość społeczno-kulturowa traktują jako "maya"
(ułuda).
Jest to stanowisko zdecydowanie antyutopijne i obce próbom konstruowania
“zdrowego społeczeństwa", a także zabiegom o jego realizację, które
zasadzają się na uznaniu wartości osobowego, ja" i ludzkiej samorealizacji.
Fromm pomija również niezwykle ważne dla buddyzmu Dzen idee reinkarnacji
i transmigracji, które przecież explicite postulują wyjście poza empirycznie
daną osobowość, a jej rozwoju nie traktują jako wartości najwyższej.
Na koniec słów kilka o pracach Fromma, które znalazły się w naszym
wyborze. Kryteria selekcji były proste. Zamieszczamy w nim niepublikowane
dotąd w języku polskim książki (bądź ich fragmenty) z szeroko pojmowanej
filozofii religii. Wybór otwiera "Die Entwicklung des Christusdogmas. Eine
psycbo analytische Studie zur sozialpsychologischen Funktion der Religion ",
która była pierwszą, obszerniejszą publikacją Fromma. Z wczesnych jego
prac zamieszczamy też "Der Sabbat". Natomiast późniejszy okres twórczości
Fromma reprezentują jego prace: "Die prophetische Auffassung von Frieden"
(1960), "Ihr werdet wie Gott. Eine radikale Interpretation des Alten
Testaments und seiner Tradition" (1966), gdzie wykłada on klarownie
założenia swojej hermeneutyki Starego Testamentu oraz głośnej jego książki,
opublikowanej w okresie kontestacji studenckiej.
Warszawa, maj 1992 r.
Mirosław Chałubiński
Przypisy:
1. E. Fromm, "Beyond the Chains of Illusion. My Encounter with Marx and
Freud". Abacus, London 1980, s. 3-4
2. "The Sane Society" (1955) i ,.Mieć czy być" (1976)
3. "Ucieczka od wolności" (I wyd.1941; wyd. pol.1970); "O sztuce miłości" (I
wyd.1956: wyd. pol. 1981); "Zapomniany język" (I wyd. 1951; wyd. pol. 1972);
Mieć czy być" (I wyd. 1976; wyd. pol. 1989) oraz "Szkice z psychologii religii
(1966), które stanowiły wybór jego prac z dziedziny szeroko pojmowanego
religioznawstwa (weszły tam m.in. "Psychoanaliza a religia" (1955) i
"Psychoanaliza i buddyzm Dzen (1960).
4. Publikowano je głównie w "Więzi", "Znaku", "Zdaniu" oraz "Colloquia
Communia". Sporo nieznanych dotąd tekstów Fromma udostępnił polskiemu
czytelnikowi wybór pt. "Szkoła frankfurcka", Warszawa, Kolegium Otryckie,
tom I (1985) i tom II (1987), oraz numer specjalny "Colloquia Communia"
1990, 1-6.
5. O koncepcji religii E. Fromma pisali m.in. R. Funk "Mut zum Menschen und
Erich Fromms Denken und Werk, seine humanistische Religion und Ethik",
Stuttgart 1978; W. Stróżewski, "Erich Fromm: perspektywy i redukcje", Znak
1967/5; J. Prokopiuk w "Psychologia głębi a religia, część II: Poglądy E.
Fromma na religię", Warszawa 1965; J. Strzelecki, "Afirmacje Ericha
Fromma" w: E. Fromm "Szkice z psychologii religii, Warszawa 1966; P.
Karpowicz "Erich Fromm i religie Wschodu", "Colloquia Communia” 1990/1-6.
Ogólne omówienie frommowskiej koncepcji religii znaleźć też można w pracy
zbiorowej: "Psychologia religii", Kraków 1985.
6. E. Fromm, "Ihr werdet wie Gott. Eine radikale Interpretation des Alten
Testaments und seiner Tradition", s. 87 oraz "Mieć czy być", rozdz. I.
7. E. Fromm, "Psychoanaliza a religia", w: "Szkice z psychologii religii",
Warszawa 1966, s.125.
8. E. Fromm, "Ucieczka ...", wyd. cyt. r. III
9. Trzeba zauważyć, iż Fromm nawiązywał tutaj - czasem niestety mało
krytycznie - do koncepcji klasycznego ewolucjonizmu, a zwłaszcza J. J.
Bochofena ("O sztuce miłości"). Współczesna etnologia zarzuciła - i jak się
zdaje definitywnie - pogląd, iż matriarchat stanowił wyodrębnioną fazę
rozwoju społeczeństw ludzkich (zob. T. Szczurkiewicz "Rocznica w świetle
etnosocjologii" w: T. Szczurkiewicz "Studia Socjologiczne", Warszawa 1969).
10. Mówiąc o późniejszym okresie twórczości mam na myśli prace powstałe
po II wojnie światowej, w których Fromm rozwija powyższą koncepcję religii
(np. "Mam for himself” r. III, "The Sane Society" r. 3; "Psychoanaliza a religia"
(1955) itp. Natomiast we wcześniejszych pracach Fromma np. "Der Sabat"
(1927) i "Die Entwicklung der Christus-dogmas" (1930), zamieszczonych w
niniejszym wyborze, pojmuje on religię bezdefinicyjnie, w sposób zbliżony do
potocznego.
11. E. Fromm, "Psychoanaliza a religia" (1955) w: E. Fromm, "Szkice z
psychologii religii". Warszawa 1966.
12. E. Fromm, "Psychoanaliza i buddyzm Dzen” j.w.. s. 229.
13. E. Fromm, "Psychoanaliza a religia", w: E. Fromm. "Szkice ...”, cyt. wyd.,
s.134 i 138)
14. Pisał on o tym w "The Revolution of Hope", wyd. cyt. rozdz. V, 5.
15. A. Comte, “Rozprawa o duchu filozofii pozytywnej. Rozprawa o
całokształcie pozytywizmu", Warszawa 1973, s. 497-589. pisze o tym B.
Skarga w: "Comte", Warszawa 1977.
16. A. de Tocqueville, "Dawny ustrój i rewolucja", Warszawa 1970.
17. M. Bierdiajew, "Problemy komunizmu", Warszawa 1981.
18. S. Ossowski “Dzieła" tom VI “Publicystyka -recenzje Warszawa 1970. -
posłowie - wspomnienia"
19. R. Aron, "Koniec wieku ideologii", Paryż 1956.
20. J. M. Bocheński, "Marksizm -leninizm: nauka czy wiara?", Warszawa
1988.
21. E. Durkheim, "Elementarne formy życia religijnego", Warszawa 1990.
22. E. Durkheim, "Próba określenia zjawisk religijnych", Warszawa 1903.
23. E. Durkheim, "Zasady metody socjologicznej", Warszawa 1968 r. I
24. E. Fromm, "The Revolution of Hope", wyd. cyt., r. II
25. E. Bloch, "Das Prinzip Hoffnung", Berlin 1955, t. I rozdz.1 i 2.
26. Określenie L. Kołakowskiego z "Główne nurty marksizmu".
27. Stanowisko takie wśród współczesnych filozofów zajmuje m.in. R. Otto, M.
Eliade, M. Scheler, G. Van der Leeuw, L. Kołakowski. Zwięzłą
charakterystykę takiej filozofii religii zawiera L. Kołakowski "Religia jako
paraliż czasu" w: M. Eliade, "Traktat o historii religii", Warszawa 1966. Zobacz
ponadto r. I tej książki, a także Z. Chlewiński, "Wprowadzenie do historii
religii" w: "Psychologia religii", Lublin 1982.
28. Znakomite określenie D. Bella z "Powrót sacrum?", Znak 1983/9 (oryginał:
D. Bell "Sociological Journays: Essays 1960-1980", Heinemann London 1980.
29. Tak więc Fromm w Starym Testamencie wyróżnia wątki "autorytarne" i
"humanistyczne". Surowy, wymagający Bóg Starego Testamentu reprezentuje
zgoła inną religię niż prorocy Amos czy Izajasz. Interpretacje Fromma i w tym
miejscu odbiegają od stereotypowych przeciwstawień Starego Testamentu
wyrażającemu rzekomo w całości etykę talionu ("oko za oko, ząb za ząb")
Nowemu Testamentowi ("miłuj nieprzyjacioły swoje"). Vide E. Fromm,
"Halacha", Więź 1984/4 i "Mieć czy być", cyt. wyd. rozdz. 7.
30. E. Fromm, "Psychoanaliza a religia", cyt. wyd., s. 179-180, oraz "Mieć czy
być", cyt. wyd., rozdz. 9.
31. E. Fromm, "The Revolution of Hope", cyt. wyd., rozdz. V 5.
32. To węższe rozumienie religii, które stanowi synonim religii
humanistycznej, pozwala Frommowi mówić o religijnym etosie współczesnej
cywilizacji.
33. Pod tym względem religia humanistyczna przypomina etykę czci dla życia
w ujęciu A. Schweitzera. Pisze o tym I. Lazari-Pawłowska w "Schweitzer",
Warszawa 1976.
34. O pojęciu teorii krytycznej pisali m.in. L. Kołakowski, "Główne nurty
marksizmu", t. III, rozdz. 6 i 7. Z. Krasnodębski, "Posłowie" i S. Rainko. we
wstępie do J. Habermas "Teoria i praktyka. Wybór pism". Warszawa 1983.
35. M. Horkheimer, “Teoria tradycyjna a teoria krytyczna" i "Uzupełnienie".
"Colloquia Communia" 1983, 2 7. (Pierwodruk: "Zeitschrif fur
Sozialforschung",1937/2 i 3.)
36. J. Habermas, "Między filozofią a nauką: marksizm jako krytyka". w:
“Teoria i praktyka". Warszawa 1983; J. Habermas. “Idea teorii poznania jako
teorii społeczeństwa" w: "Drogi współczesnej filozofii", Warszawa 1978.
37. Pomijam korekty, które dokonał J. Habermas w swym systemie w
początkach lat osiemdziesiątych, począwszy od opublikowania "Teorii
działania komunikacyjnego" (1981).
38. J. Habermas, “Niektóre trudności próby związania teorii z praktyką” 1971,
w: "Teoria i praktyka", Warszawa 1983.
39. E. Fromm “Buddyzm Zen i psychoanaliza" w: "Szkice ... “, wyd. cyt.
40. Zob. np. "Einige post-marxische und post-freudische Gedanken uber
Religion und Religiositat", w: E. Fromm "Religion", Stuttgart 1980.
41. E. Fromm, "Die Aktualitat der prophetischen Schriften, w: E. Fromm,
"Religion, Stuttgart 1980.
42. E. Fromm, "Mieć czy być", wyd. cyt.; E. Fromm, "The Revolution ...",
rozdz. , 5.
43. L. Kołakowski, “Jeśli Boga nie ma", Kraków 1988, s. 5-14
44. E. Fromm, “Religion” wyd. cyt., s.ll-68
45. Z. Freud, “Marzenia senne" w: "Psychopatologia życia codziennego”
Warszawa 1987
46. Z. Freud, "Leonardo da Vinci wspomnienia z dzieciństwa" w: Z. Freud
"Poza zasadą przyjemności". Warszawa 1976
47. W. James, "Doświadczenia religijne", Warszawa 1958. Niezmiernie
interesujące pod tym względem również A. Masłowa "Religiosus, Values and
peak - expeciences", New York 1964 i G. W. Allporta "The Individuals and his
Religion", New York 1950.
48 E. Fromm, “Psychoanaliza a buddyzm Dzen”, w: E. Fromm "Szkice ...”,
cyt. wyd., s.216-217.
49. Podkreślali to W. Stróżewski, "Erich Fromm: perspektywy i redukcje" Znak
1967/5; J. Tischner, Prowokacje E. Fromma, “Tygodnik Powszechny",1967l2
50. L. Feuerbach, "O istocie chrześcijaństwa" (1841), Warszawa 1959, m.in.
rozdz. I i część II
51. P. Karpowicz, "Erich Fromm i religie Wschodu", Colloquia Communia
1990/1-6
DOGMAT CHRYSTUSA
Metodologia i nauka problemu
Jednym z najistotniejszych osiągnięć psychoanalizy jest zniesienie fałszywej
dystynkcji pomiędzy psychologią społeczną i psychologią indywidualną. Freud
podkreślał, że nie ma żadnej indywidualnej psychologii człowieka
izolowanego, ponieważ człowiek izolowany nie istnieje. Tak samo nie wyróżnił
Freud żadnego homo psychologicznego, żadnego psychologicznego
Robinsona Crusoe, analogicznego homo oeconomicus klasycznej teorii
ekonomicznej. Przeciwnie, jednym z najważniejszych jego odkryć było
wytłumaczenie psychologicznego rozwoju najwcześniejszych społecznych
relacji jednostki - tych z jej rodzicami, braćmi i siostrami.
"Wprawdzie - pisał Freud - przedmiotem zainteresowań psychologii jednostki
są poszczególni ludzie oraz badanie, w jaki sposób starają się oni osiągnąć
zaspokojenie swoich popędów, jednakże rzadko i tylko w określonych
wyjątkowych warunkach jest się w stanie pominąć stosunki łączące ich z
innymi jednostkami. W psychicznym życiu jednostki inni ludzie wchodzą z
reguły w rachubę jako wzory, obiekty, pomocnicy i wrogowie, toteż
psychologia jednostki od samego początku jest również psychologią
społeczną w tym rozszerzonym, ale całkowicie usprawiedliwionym
znaczeniu".-1 Z drugiej strony Freud radykalnie zerwał ze złudzeniem
psychologii społecznej, której przedmiotem jest grupa. "Instynkt społeczny"
tak jak izolowany człowiek, nie może być przedmiotem psychologii, ponieważ
nie jest instynktem "pierwotnym ani podstawowym"; "początek formacji
psyche (widział raczej) w kręgu węższym, takim jak rodzina". Wykazał, że
zjawiska psychologiczne zachodzące w grupie, należy rozumieć w oparciu o
psychiczne mechanizmy operujące w jednostce, a nie w oparciu o "ducha
grupy".-2
Różnica pomiędzy psychologią indywidualną i psychologią społeczną okazuje
się być ilościowa, a nie jakościowa. Psychologia indywidualna uwzględnia
wszelkie determinanty, które oddziaływały na los jednostki - i w ten sposób
dochodzi do maksymalnie pełnego obrazu jej struktury psychicznej. O ile
rozszerzamy sferę psychologicznej obserwacji, tj. o ile rośnie liczba ludzi
ujawniających cechy wspólne, umożliwiające im udział w grupie, o tyle
musimy redukować zakres naszej pełnej struktury psychicznej indywidualnych
członków grupy.
Przeto, im większa liczba przedmiotów badań w psychologii społecznej, tym
mniejsza możliwość wglądu w całość struktury psychicznej którejkolwiek
jednostki spośród grupy. Jeśli się tego nie pojmie, łatwo o pomyłki w ocenie
rezultatów takich badań. Oczekuje się informacji o psychicznej strukturze
indywidualnego członka grupy, podczas gdy badanie socjopsychiczne może
określić tylko wspólną wszystkim członkom matrycę charakteru, bo z natury
rzeczy nie uwzględnia całościowej struktury charakteru poszczególnej
jednostki. To ostatnie w ogóle nie może być zadaniem psychologii społecznej
i jest możliwe dopiero wówczas, gdy dostępna jest rozległa wiedza o
jednostkowym rozwoju. Jeśli np. w badaniu socjopsychologicznym twierdzi
się, że grupa zmienia postawę wobec postaci ojca z agresywno-wrogiej na
pozytywno-uległą, to twierdzenie takie oznacza coś innego, niż takie samo
oświadczenie dotyczące jednostki w badaniu indywidualno-psychologicznym.
W tym ostatnim przypadku oznacza ono rzeczywistą zmianę w postawie
jednostki; w przypadku poprzednim oznacza, że reprezentuje ona
charakterystykę przeciętną, wspólną wszystkim członkom grupy, która
niekoniecznie odgrywa wiodącą rolę w strukturze charakteru każdej z
jednostek. Dlatego wartość badania socjo-psychologicznego nie polega na
tym, że zyskujemy zeń pełny wgląd w psychiczne osobliwości jednostkowych
członków, ale jedynie na tym, że możemy ustalić wspólne tendencje
psychiczne, które odgrywają decydującą rolę w ich rozwoju społecznym.
Osiągnięcie przez psychoanalizę przekroczenia teoretycznej opozycji między
psychologią indywidualną i społeczną prowadzi do orzeczenia, że metoda
obserwacji socjo-psychologicznej może być w istocie tą samą co metoda,
którą psychoanaliza stosuje przy badaniu jednostkowej psyche. Ze względu
na znaczenie tej metody dla obecnego studium, rzeczą na miejscu będzie
krótki namysł nad jej istotnymi cechami. Freud, z poglądu, że między
przyczynami wywołującymi nerwice, odziedziczona konstytucja seksualna i
doświadczane zdarzenia formułują komplementarne ogniwa (to samo
utrzymuje odnośnie instynktownej struktury zdrowia) wywodzi wniosek, że “Na
jednym końcu tego łańcucha stoją wypadki skrajne, o których możecie z
całym przekonaniem powiedzieć: ci ludzie zachorowaliby w każdym razie bez
względu na to, co by przeżyli i tak dalece oszczędzałoby ich życie, a to ze
względu na ich osobliwy rozwój libido. Na drugim końcu stoją te przypadki,
które musicie ocenić wręcz odwrotnie: chorzy ci uniknęliby na pewno choroby,
gdyby życie nie postawiło ich w takie lub inne położenie. W wypadkach
pośrednich spotyka się większy lub mniejszy udział uosabiającej konstytucji
seksualnej przy mniejszym lub większym udziale szkodliwych wymogów
życiowych. Konstytucja seksualna nie wywołałaby u takich osobników
nerwicy, gdyby nie mieli oni właśnie takich przeżyć, te zaś przeżycia nie
działałyby na nich urazowo, gdyby układ libido był inny.”-3
Elementem konstruktywnym psychicznej struktury osoby zdrowej lub chorej,
jest dla psychoanalizy czynnik, który chociaż nieuchwytny, winien być w
obserwacji psychologicznej dostrzeżony. Tym o co chodzi w psychoanalizie,
jest doświadczenie; badanie jego wpływu na rozwój emocjonalny jest jej
podstawowym celem. Psychoanaliza jest oczywiście świadoma, że
emocjonalny rozwój jednostki jest w większym lub mniejszym stopniu
zdeterminowany przez jej konstytucję; ta intuicja leży u podstaw
psychoanalizy, ale ona sama dotyczy wyłącznie badania wpływu życiowej
sytuacji jednostki na jej rozwój emocjonalny. W praktyce oznacza to, że
maksimum wiedzy o jednostkowej historii - głównie doświadczenia wczesnego
dzieciństwa, ale nie tylko - jest dla stosowania metody psychoanalitycznej
istotnym warunkiem wstępnym. Psychoanaliza bada relacje pomiędzy
wzorem życia osoby i specyficznymi aspektami jej rozwoju emocjonalnego.
Bez rozległej informacji dotyczącej wzoru życia jednostki analiza jest
niemożliwa. Oczywiście, ogólna obserwacja odkrywa, że pewne typowe
ekspresje zachowania wskazują na typowe wzory życia. Można byłoby
domyślać się odpowiednich wzorów przez analogię, ale wszystkie tego
rodzaju wnioski zawierałyby element niepewności i ograniczałyby naukową
ważność analizy.
Metoda psychoanalizy stosowanej w odniesieniu do grup nie może być różna.
Wspólne postawy psychiczne członków grupy należy rozumieć jedynie w
oparciu o ich wspólne wzory. Tak jak indywidualna psychologia
psychoanalityczna dąży do zrozumienia jednostkowej konstelacji
emocjonalnej, tak psychologia społeczna może uzyskać wgląd w emocjonalną
strukturę grupy tylko poprzez dokładną znajomość jej wzorów życia.
Psychologia społeczna może orzekać tylko o podstawach psychicznych
wszystkim wspólnych; dlatego wymaga znajomości wspólnych wszystkim i dla
wszystkich charakterystycznych sytuacji życiowych.
Jeśli nawet metoda psychologii społecznej nie różni się istotnie od metody
psychologii indywidualnej, to wszakże istnieje pewna różnica, której nie
można pominąć. Podczas gdy badanie psychoanalityczne dotyczy przede
wszystkim jednostek neurotycznych, obserwacja socjo-psychologiczna
dotyczy grup ludzi normalnych.
Osobę neurotyczną charakteryzuje się poprzez fakt nieumiejętności
przystosowania się do otoczenia. Poprzez fiksację pewnych impulsów
emocjonalnych - pewnych mechanizmów psychicznych, które swego czasu
były stosowne i odpowiednie - wchodzi on w konflikt z rzeczywistością.
Psychiczna struktura neurotyka jest niemal zupełnie niezrozumiała bez
znajomości jego dziecięcych doświadczeń, dlatego, że wskutek nerwicy
ekspresja braku przystosowania albo szczególna ranga infantylnych fiksacji -
nawet jego położenie jako dorosłego jest ściśle determinowane przez sytuację
dzieciństwa. Doświadczenia wczesnego dzieciństwa mają decydujące
znaczenie także dla osoby normalnej. Jej charakter jest przez w szerokim
sensie zdeterminowany, a bez ich znajomości w całości niezrozumiały.
Ponieważ jednak jest przystosowana w stopniu większym niż neurotyk,
dlatego i jej struktura psychiczna jest w o wiele większym zakresie
zrozumiała. Psychologia społeczna zajmuje się ludźmi normalnymi, na
których sytuację psychiczną rzeczywistość ma wpływ nieporównanie większy,
niż na neurotyka. Dlatego może obyć się nawet bez znajomości
jednostkowych doświadczeń dzieciństwa u różnych członków badanej grupy;
zrozumienie wspólnych im postaw psychicznych może sobie przyswoić z
wiadomości o społecznie uwarunkowanych wzorach życia, które ludzie
podzielali po ukończeniu lat dziecięcych.
Przedstawienie problemu badania socjo-psychologicznego zgadza się z jego
metodologią. Pragnie ona dociec, jak pewne, wspólne członkom grupy
postawy psychiczne wiążą się z ich wspólnymi doświadczeniami życiowymi.
Tak, jak w przypadku jednostki nie jest rzeczą bez znaczenia, czy dominuje
ten lub inny kierunek libido, czy kompleks Edypa znajduje to lub tamto ujście,
tak nie jest rzeczą bez znaczenia, jeśli w psychicznej sytuacji grupy mają
miejsce zmiany w psychicznej charakterystyce, czy to w jednej klasie
społecznej po pewnym okresie czasu, czy też w różnych klasach
jednocześnie. Zadaniem psychologii społecznej jest wskazanie, dlaczego
takie zmiany zachodzą i jak .należy je rozumieć w oparciu o doświadczenie
wspólne członkom grupy. Bieżące dociekanie odnosi się do wąskiego
problemu z psychologii społecznej, konkretnie kwestii dotyczącej
warunkujących ewolucję koncepcji relacji Boga Ojca do Jezusa od początku
chrześcijaństwa do sformułowania Nicejskiego Wyznania Wiary w wieku
czwartym. Zgodnie z teoretycznymi zasadami wyłożonymi wcześniej,
zamiarem tego dociekania jest określenie zakresu, w jakim zmiana pewnych
idei religijnych jest wyrazem psychicznej przemiany wyznających je ludzi i na
ile owe zmiany są określone przez warunki ich życia. Próbuje ono zrozumieć
te idee w kategoriach ludzi i ich wzorów życia i wykazać, że ewolucja
dogmatu może stać się zrozumiała tylko poprzez wiedzę o podświadomym,
które powoduje rzeczywistością zewnętrzną i determinuje treść świadomości.
Metoda tej pracy sprawia, że niezbędnym staje się poświęcenie stosunkowo
rozległego miejsca sytuacji życiowej badanych ludzi, ich sytuacji duchowej,
ekonomicznej, społecznej i politycznej - krótko, ich "psychicznej powierzchni".
Jeśli wydaje się to przesadne, czytelnik winien uświadomić sobie, że nawet w
psychoanalitycznym studium przypadku osoby chorej wiele miejsca poświęca
się prezentacji zewnętrznych warunków tę osobę otaczających. W tej pracy
opis pełnej sytuacji kulturalnej badanych mas ludzkich i prezentacja ich
zewnętrznego otoczenia są znacznie bardziej istotne, niż opis aktualnej
sytuacji w studium przypadku. Powodem tego jest, że z istoty rzeczy
rekonstrukcja historyczna, nawet gdy przypuszczalnie jest przedstawiona
plastycznie i dotyczy tylko pewnego aspektu sprawy, jest nieporównywalnie
bardziej skomplikowana i bardziej rozległa niż sprawozdanie pojedynczych
faktów zachodzących w życiu jednostki. Sądzimy jednak, że ta niedogodność
musi być tolerowana, ponieważ tylko w ten sposób można osiągnąć
analityczne rozumienie zjawiska historycznego.
Obecna monografia dotyczy przedmiotu, który został opracowany przez
jednego z najznamienitszych reprezentantów analitycznych studiów nad
religią, Theodora Reika. Różnica w treści, która w sposób konieczny wypływa
z przyjęcia różnej metodologii, jak też same różnice metodologiczne, będą
krótko omawiane przy końcu eseju. Naszym celem jest zrozumienie zmiany
pewnych treści świadomości wyrażających się w ideach teologicznych, jako
rezultatu zmiany w procesach podświadomych. Stosownie do tego, tak samo,
jak to uczyniliśmy odnośnie problemu metodologicznego, proponujemy na
krótko zatrzymać się nad najważniejszymi odkryciami psychoanalizy
odnoszącymi się do naszej kwestii.
Przypisy:
1. Zygmunt Freud “Psychologia zbiorowości i analiza ego" w tegoż: “Poza
zasadą przyjemności", Warszawa 1975, s. 269.
2. Georg Simmel w sposób nie budzący wątpliwości wykazał błąd
traktowania grupy, jako "przedmiotu", jako zjawiska psychologicznego. Mówił
on: "Jednolity wewnętrzny rezultat wielu subiektywnych procesów
psychologicznych interpretuje się jako wynik jednolitego procesu
psychologicznego - tzn. procesu w kolektywnej duszy. Jedność końcowego
zjawiska jest ujmowana w zakładanej jedności jego psychologicznej
przyczyny. Jednak błąd takiej konkluzji, na której całość psychologii
kolektywnej opiera swe ogólne odróżnienie od psychologii indywidualnej, jest
oczywisty; jedność działań kolektywnych, która pojawia się wyłącznie po
stronie widzialnego rezultatu, jest ukradkiem przenoszona na stronę
przyczyny wewnętrznej, subiektywnego sprawcy". w:, Uber das hesen das
Sozialpsychologie fur Sozialwissenschaft und Sozialpolitik"; XXVI,1908.
3. Z. Freud “Wprowadzenie do psychoanalizy”; wyd. 3, Warszawa 1983, s.
343. Freud mówi, że: “Tymi dwoma czynnikami” są “seksualna konstytucja i
doświadczone zdarzenia, albo jeśli wolicie, fiksacja libido i frustracja”;
“występują w ten sposób, że gdy jeden z nich dominuje, drugi jest
proporcjonalnie mniej wyraźny”.
4. "Dogma und Zwangsidee", Imago XII,1927 i inne prace Reika z psychologii
religii.
Socjo-psychologiczna funkcja religii
Psychoanaliza jest psychologią popędów lub impulsów. Postrzega ona ludzkie
zachowanie jako uwarunkowane i określone przez popędy emocjonalne,
interpretując je jako oddziaływanie pewnych fizjologicznie zakorzenionych
impulsów, które same nie są przedmiotem bezpośredniej obserwacji. Zgodnie
z popularnym podziałem na popędy łaknienia i miłości, na początku Freud
wyróżnił popędy ego (lub samozachowawcze) i popędy seksualne. Z powodu
libidalnego charakteru popędów samozachowania oraz szczególnego
znaczenia tendencji destrukcyjnych w psychicznym aparacie człowieka, Freud
zaproponował później inny podział uwzględniający kontrast pomiędzy
popędem życia i popędem destrukcji. Ta klasyfikacja nie wymaga tu dalszego
omówienia. Istotne jest natomiast rozpoznanie pewnych cech popędów
seksualnych, które odróżniają je od popędów ego. Zaspokojenie popędu
seksualnego nie jest niezbędne dla zachowania samego życia, które ustałoby
wobec przeciągającego się zaniechania zaspokojenia głodu, pragnienia i
potrzeby snu. Co więcej, popędy seksualne, do pewnego i nie pozbawionego
znaczenia pułapu, dopuszczają gratyfikację w fantazjach i w manipulacji
własnym ciałem; dlatego też są o wiele bardziej niezależne od rzeczywistości
zewnętrznej niż popędy ego. Ściśle wiąże się z tym łatwość przemieszczania i
możność wymiany pomiędzy komponentnymi impulsami seksualności.
Frustracja impulsu libidalnego może być stosunkowo łatwo kompensowana
poprzez substytucję innego impulsu, który może być zaspokojony. Ta
giętkość i niestałość popędów seksualnych jest podstawą nadzwyczajnej
wariabilności struktury psychicznej i także na nich opiera się możliwość tak
jednoznacznego i wyraźnego wpływu doświadczeń indywidualnych na
strukturę libido. Zasadę przyjemności modyfikowaną przez zasadę realizmu,
uważa Freud za regulator aparatu psychicznego. Mówi on:
"Dlatego też zajmiemy się teraz skromniejszym pytaniem, a mianowicie, co
sami ludzie przez swe zachowanie uważają za cel swego życia, czego
wymagają od życia i co chcą w nim osiągnąć. Nie pomylimy się chyba jeśli
odpowiemy, że dążą oni do szczęścia: chcą być i pozostać szczęśliwi.
Dążenie to ma dwa cele - pozytywny i negatywny; z jednej strony ludzie dążą
do braku cierpienia i przykrości, z drugiej zaś pragną przeżycia silnych uczuć
przyjemnych. "Szczęście" w węższym znaczeniu tego słowa dotyczy tylko
tego pozytywnego celu. Odpowiednio do tego podziału celów działalność ludzi
rozwija się w dwóch kierunkach, zależnych od tego, czy starają się oni -
przede wszystkim lub wyłącznie - osiągnąć cel pozytywny czy negatywny."-5
Jednostka dąży do przeżycia - w danych warunkach - maksimum gratyfikacji
libido i minimum bólu; w celu uniknięcia bólu mogą być akceptowane zmiany,
a nawet frustracje różnych komponentnych impulsów seksualnych.
Odpowiednie wsparcie impulsów ego jest jednak niemożliwe. Osobliwości
emocjonalnej struktury jednostki zależą od jej konstytucji psychicznej, a
przede wszystkim od jej doświadczeń z dzieciństwa. Rzeczywistość
zewnętrzna, która gwarantuje jednostce zaspokojenie pewnych impulsów, ale
zarazem zmusza ją do wyparcia innych, jest określona przez sytuację
społeczną, w której żyje. Rzeczywistość społeczna zawiera rzeczywistość
szerszą, która obejmuje wszystkich członków społeczeństwa i wąską
rzeczywistość wyróżnianych klas społecznych.
Społeczeństwo spełnia wobec psychicznej sytuacji jednostki podwójną
funkcję: frustrującą i satysfakcjonującą Człowiek rzadko wypiera impulsy z
tego powodu, że dostrzega niebezpieczeństwo wypływające z ich
zaspokojenia. Ogólnie, społeczeństwo dyktuje takie wyparcia: pierwsze to
zakazy ustanowione w oparciu o społeczne rozpoznanie niebezpieczeństwa
dla samej jednostki, niebezpieczeństwa wyczuwanego przez nią niechętnie i
związanego z gratyfikacją impulsu; drugie represja i frustracja impulsów,
których zaspokojenie mogłoby wywołać szkodę nie dla jednostki, ale dla
grupy. I, w końcu, wyparcia dokonywane nie w interesie grupy, a tylko w
interesie klasy panującej.
“Gratyfikująca" funkcja społeczeństwa jest nie mniej jasna, niż jego rola
frustrująca. Jednostka akceptuje je tylko dlatego, że z jego pomocą może do
pewnego stopnia liczyć na osiągnięcie przyjemności i uniknięcie bólu, po
pierwsze, ze względu na satysfakcję elementarnych potrzeb
samozachowania, a po wtóre, w związku z zaspokajaniem potrzeb
libidalnych. Dotychczasowy wywód nie uwzględnia pewnej specyficznej cechy
wszystkich historycznie znanych społeczeństw. Członkowie społeczeństwa
nie muszą ze sobą konsultować tego, na co społeczeństwo może pozwalać, a
czego musi zakazywać. Jest raczej tak, że dopóki siły produkcji nic są w
stanie dostarczyć wszystkim odpowiedniej satysfakcji ich potrzeb
materialnych i kulturalnych (tych wykraczających poza ochronę przed
niebezpieczeństwem zewnętrznym i zaspokojenie elementarnych potrzeb
ego), najsilniejsza klasa społeczna będzie dążyć do maksymalnego
zaspokojenia potrzeb własnych. Poziom zaspokajania potrzeb ustalony przez
nią dla rządzonych zależy od stopnia osiągalnych możliwości ekonomicznych,
a także od konieczności zagwarantowania rządzonym minimum satysfakcji po
to, by byli zdolni do kontynuowania funkcji kooperantów społeczeństwa.
Społeczna stabilność w stosunkowo niewielkim zakresie zależy od użycia siły
zewnętrznej. W przeważającej mierze zależy ona od faktu, że ludzie znajdują
się w kondycji psychicznej osadzającej ich wewnątrz istniejącej sytuacji
społecznej. Dla osiągnięcia tego co odnotowaliśmy, niezbędnym jest
minimalne zaspokojenie naturalnych i kulturalnych potrzeb instynktowych. W
tym miejscu musimy jednak zauważyć, że dla psychicznej uległości mas
ważnym jest jeszcze coś innego, coś, co wiąże się ze specyficzną
strukturalną stratyfikacją społeczeństwa na klasy.
W związku z tym Freud wskazuje, że ludzka bezradność w obliczu natury jest
powtórzeniem sytuacji, w której dorosły znajdował się jako dziecko, gdy w
przeciwdziałaniu nieznanym przeważającym siłom, nie mógł obejść się bez
pomocy i gdy jego życiowe impulsy, posłuszne swym narcystycznym
inklinacjom, zwracały się ku przedmiotom zapewniającym mu ochronę i
satysfakcję, konkretnie ku jego matce i ojcu. Do stopnia, w którym
społeczeństwo jest bezradne wobec natury, psychiczna sytuacja dzieciństwa
musi być powtórzona dla jednostkowego członka społeczeństwa jako
dorosłego. Nieco dziecięcych miłości i lęku, a także trochę wrogości przenosi
on ze swych rodziców na postać fantastyczną, na Boga.
Ponadto pozostaje wrogość wobec pewnych postaci rzeczywistych, w
szczególności przedstawicieli klas panujących. W stratyfikacji społecznej
powtarza się dla jednostki sytuacja z dzieciństwa. Dostrzega ona w
rządzących władczych, silnych i mądrych - osoby godne szacunku. Wierzy, że
dobrze jej życzą; wie także, że opór wobec nich jest zawsze karany; jest
zadowolona, gdy poprzez uległość zdobędzie ich pochwałę. Są to uczucia
identyczne z tymi, które dziecko żywi wobec ojca, i staje się zrozumiałym, że
jest ona władna bezkrytycznie wierzyć w to, co rządzący przedstawiają jej
jako słuszne i prawdziwe, tak jak w dzieciństwie bezgranicznie wierzyła
każdemu zdaniu wypowiedzianemu przez jej ojca. Postać Boga stanowi
dodatek do tej sytuacji; Bóg jest zawsze sprzymierzeńcem rządzących. Gdy ci
ostatni, którzy zawsze są osobistościami realnymi, są krytykowani, mogą
odwołać się do Boga, który na mocy swej nierealności tylko gardzi krytyką i
poprzez swój autorytet umacnia autorytet klasy rządzącej.
Na tej psychologicznej sytuacji infantylnego zniewolenia rządzonych przez
rządzących opiera się jedna z podstawowych gwarancji społecznej
stabilności. Rządzeni są skłonni do zaniechania zaspokojenia pewnych
instynktownych impulsów na rzecz rządzących; są skłonni do poszanowania
ich gróźb kary i wierzą w mądrość ich nakazów. Znajdują się w takiej samej
sytuacji, jak ta, w której pozostawali we władzy ojca, bowiem teraz jak i
wówczas działają te same mechanizmy. Ta sytuacja psychiczna zostaje
ustanowiona poprzez bardzo wiele znaczących i skomplikowanych ograniczeń
ustanawianych przez klasę panującą, której funkcją jest utrzymanie i
umocnienie w masach ich infantylnej zależności psychicznej i narzucenie się
ich podświadomości w postaci ojca.
Jednym z podstawowych środków do osiągnięcia tego celu jest religia. Jej
zadaniem jest zapewnienie psychicznej zależności po stronie mas,
onieśmielenie ich i nakłonienie do społecznie niezbędnego infantylnego
posłuszeństwa wobec rządzących. Jednocześnie ma ona inną istotną funkcję:
oferuje masom pewną dozę satysfakcji, która czyni ich życie na tyle znośnym,
że powstrzymuje je od prób zmiany swego położenia, z tego uosabianej przez
syna posłusznego na uosabianą przez syna zbuntowanego.
Jaki jest charakter tej satysfakcji? Z pewnością nie jest zaspokojeniem
samozachowawczych poglądów ego, ani lepszym jedzeniem, ani inną
przyjemnością natury materialnej. Takich przyjemności można dostąpić tylko
w rzeczywistości, a do tego nie potrzeba żadnej religii; religia jedynie czyni
łatwiejszym dla mas poddanie się frustracjom, które niesie rzeczywistość.
Możliwości satysfakcji oferowane przez religię są natury libidalnej; to
satysfakcja, która w istocie ma miejsce w wyobraźni, ponieważ, jak
wykazaliśmy wcześniej, impulsy libido, w przeciwieństwie do impulsów ego,
dopuszczają taką formę zaspokojenia.
Unaocznimy sobie tutaj kwestię dotyczącą jednej z psychicznych frustracji
religii i krótko wskażemy najistotniejsze wyniki badań Freuda w tej dziedzinie.
W “Totemie i tabu" Freud pokazał, że zwierzęcy bóg toteizmu jest
wywyższonym ojcem; w zakazie zabijania i zjadania zwierzęcia totemicznego,
a z drugiej strony, w świątecznym zwyczaju łamania tego zakazu raz do roku,
człowiek powtarza ambiwalentną postawę, którą przyswoił sobie jako dziecko
w stosunku do ojca, który był zarazem pomocnym obrońcą, jak i gnębiącym
rywalem.
Wykazano - w szczególności uczynił to Reik - że przeniesienie na Boga
infantylnej postawy wobec ojca ma miejsce także w wielkich religiach.
Emocjonalna postawa wierzącego chrześcijanina bądź Żyda ujawnia tę samą
ambiwalencję, co dziecka wobec swego ojca. Kwestia sformułowana przez
Freuda i jego uczniów dotyczy psychicznej właściwości religijnej postawy
wobec Boga; i odpowiedź brzmi, że w postawie dorosłego wobec Boga
można dostrzec powtórzenie infantylnej postawy dziecka wobec ojca. Ta
infantylna sytuacja psychiczna stanowi wzór sytuacji religijnej. W eseju
"Przyszłość pewnego złudzenia", Freud wykracza poza tę kwestię. Nie pyta
już tylko, jak religia jest psychologicznie możliwa, ale zapytuje także, dlaczego
religia w ogóle istnieje lub dlaczego była konieczna? Na to pytanie udziela
odpowiedzi, która uwzględnia jednocześnie fakty psychiczne i społeczne.
Przypisuje religii efekt narkotyku umożliwiający człowiekowi pocieszenie w
sytuacji niemocy i bezradności wobec sił natury. "Nie ma bowiem nic nowego
w tej sytuacji. Ma ona swój prototyp infantylny i w rzeczywistości jest tylko
jego kontynuacją. Kiedyś bowiem każdy z nas jako małe dziecko znajdował
się już w takim stanie bezradności w stosunku do własnych rodziców. Każdy z
nas miał powody, aby się ich bać - szczególnie ojca - choć zarazem był
pewien jego ochrony przed znanymi wówczas sobie niebezpieczeństwami.
Tak więc zasymilowanie i połączenie obu sytuacji jest czymś zupełnie
naturalnym. Tu także, jak w życiu sennym, pragnienie dochodzi do głosu.
Śniącego ogarnia przeczucie śmierci, która usiłuje złożyć go do grobu. Ale
mechanizm snu wie, jak wyselekcjonować taką sytuację, która obróci nawet to
straszne wydarzenie w wypełnienie pragnienia. Śniący znajduje siebie w
starożytnym grobowcu, do którego wstąpił, szczęśliwy dzięki zadowoleniu,
jakie przyniosło to wydarzenie jego archeologicznym zainteresowaniom.
Podobnie człowiek wyobraża sobie siły natury nie tyle na podobieństwo ludzi,
z którymi jest stworzony jak z sobie równymi - nie oddawałoby to
sprawiedliwości przemożnemu wrażeniu, jakie na nim zrobiły - ale nadaje im
cechy ojca, czyni z nich bogów, tym samym naśladując nie tylko prototyp
infantylny, lecz także, jak próbowałem wykazać, filogenetyczny.
Z biegiem czasu zaobserwowano prawa i porządek zjawisk przyrody, i wraz z
tym siły natury utraciły swe znamiona ludzkie. Ale bezradność ludzka
pozostała, a wraz z nią tęsknota za ojcem i bogami. Bogowie zachowują swe
potrójne zadanie. Muszą egzorcyzmować lęki natury, godzić człowieka z
okrucieństwem losu manifestującym się szczególnie w śmierci i wynagradzać
cierpienia i prywacje, które życie społeczne nałożyło na człowieka-6. Freud
odpowiada także na pytanie: Co stanowi o wewnętrznej sile doktryn
religijnych i w jakich warunkach doktryny te zyskują efektywność, niezależnie
od racjonalnej aprobaty? "Te (idee religijne), które prezentują się jako
dogmaty, nie są pozostałościami doświadczenia czy ostatecznym rezultatem.
Są one złudzeniami, spełnieniami najstarszych, najpilniejszych i najbardziej
uporczywych, pragnień ludzkości - tajemnicą ich siły jest siła tych pragnień.
Wiemy, że przerażający efekt infantylnej bezradności wzbudził potrzebę
ochrony - ochrony przez miłość, którą przynosił ojciec. I odkrycie, że
bezradność będzie trwać przez całe życie, wywołało konieczność
przywiązania się do istnienia ojca, tym razem jednak o wiele bardziej
potężnego. W ten sposób dobroczynne prawo boskiej opatrzności uśmierza
nasz lęk przed niebezpieczeństwami życia, ustanowienie moralnego porządku
świata zapewnia wypełnienie pragnienia sprawiedliwości, które w obrębie
ludzkiej natury tak często pozostawało nie spełnione, a przedłużanie
egzystencji ziemskiej przez całe życie dostarcza dodatkowo przestrzennych i
czasowych ram dla spełnienia tych życzeń. Odpowiedzi na pytania, które
kuszą ludzką ciekawość - takie jak pytania o początek wszechświata i o
stosunek między ciałem i duszą - rozwijają się zgodnie z ukrytymi założeniami
tego systemu. Przynosi on ogromną ulgę psychice indywidualnej, jeśli zostaje
uwolniony od konfliktów dzieciństwa wyrastających z kompleksu ojca, które
nigdy nie zostają w pełni pokonane - i jeśli konflikty te uzyskują powszechne
rozwiązanie."-7
Dlatego Freud widzi możliwość postawy religijnej w sytuacji dzieciństwa;
dostrzega jej względną konieczność w niemocy i bezradności człowieka
wobec natury, i konkluduje, że wraz z ulepszeniem form kontroli nad naturą
religia zostanie oceniona jako złudzenie, tzn. stanie się zbyteczna.
Podsumujmy dotychczasowe ustalenia. Człowiek zabiega o maksimum
przyjemności; rzeczywistość społeczna zmusza go do wielokrotnego
wypierania impulsu, a społeczeństwo dąży do wyrównania jednostce jej
wyrzeczeń poprzez inne formy spełnienia dla niego, tj. klasy panującej,
nieszkodliwe. Istotą tego rodzaju spełnień jest, że mogą być urzeczywistniane
w fantazjach, szczególnie fantazjach kolektywnych. Pełnią one ważną funkcję
w rzeczywistości społecznej. Na ile społeczeństwo nie dopuszcza satysfakcji
rzeczywistej, na tyle spełnienia w fantazjach stanowią jej substytut i stają się
znaczącym wsparciem dla społecznej stabilności. Im więcej rzeczywistych
wyrzeczeń znoszą ludzie, tym silniejsza musi być troska o ich
zrównoważenie. Spełnienia w fantazjach mają dwojaką funkcję,
charakterystyczną dla każdego narkotyku: działają łagodząco i zapobiegają
aktywnej zmianie rzeczywistości. Wspólne zaspokojenia w wyobraźni mają
istotną przewagę nad indywidualnymi marzeniami; na mocy swej
powszechności, fantazje są postrzegane tak, jakby były rzeczywistością.
Najstarszą formą kolektywnych zaspokojeń w wyobraźni jest religia. Wraz z
postępem społecznym, fantazje stają się coraz bardziej skomplikowane i
bardziej zracjonalizowane. Sama religia staje się bardziej skomplikowana, a
obok niej pojawiają się - jako ekspresje kolektywnych wyobrażeń poezja,
sztuka i filozofia.
Reasumując, religia ma trojaką funkcję: dla całej ludzkości jest pocieszeniem
wobec niedostatków życia; dla przeważającej większości ludzi zachętą do
emocjonalnej akceptacji swej sytuacji klasowej; dla panujących ulgą w
poczuciu winy wywoływanym przez cierpienie tych, których uciskają.
W dalszych rozważaniach zamierzamy szczegółowo sprawdzić
dotychczasowe ustalenia poprzez zbadanie niewielkiego stadium religijnego
rozwoju. Spróbujemy pokazać, jaki wpływ wywiera rzeczywistość społeczna w
szczególnej sytuacji na określoną grupę ludzi, i jak trendy emocjonalne są
wyrażane w pewnych dogmatach, w kolektywnych fantazjach; a dalej,
pokazać jak zmiana sytuacji społecznej wywołuje zmianę w psychice.
Spróbujemy zobaczyć w jaki sposób taka zmiana psychiczna jest wyrażana w
nowych wyobrażeniach religijnych. Wskutek tego stanie się jasnym ścisły
związek zmiany koncepcji religijnych z doświadczaniem różnych możliwych
infantylnych form więzi z ojcem bądź z matką z jednej oraz ze zmianą sytuacji
społecznej i ekonomicznej z drugiej strony.
Przebieg dociekania jest zdeterminowany przez wspomniane wcześniej
założenia metodologiczne. Zadaniem będzie zrozumienie dogmatu w oparciu
o studium ludu, a nie ludu w oparciu o dogmat. Dlatego najpierw spróbujemy
opisać pełną sytuację klasy społecznej, z której pochodzi wczesna wiara
chrześcijańska i zrozumieć psychologiczne znaczenie tej wiary w warunkach
całości sytuacji psychicznej tych ludzi. Następnie pokażemy, jak odmienna
była mentalność tych ludzi w okresie późniejszym; w końcu, spróbujemy
zrozumieć podświadome znaczenie chrystologii, która skrystalizowała się jako
produkt finalny 300-letniego rozwoju. Zajmiemy się głównie prymitywną wiarą
chrześcijańską i dogmatem nicejskim.
Wczesne chrześcijaństwo i jego idea Jezusa
Każda próba zrozumienia źródeł chrześcijaństwa musi rozpocząć się od
zbadania ekonomicznej, społecznej, kulturalnej i psychicznej sytuacji jego
najwcześniejszych wyznawców. Palestyna była częścią Cesarstwa
Rzymskiego, podlegającą warunkom jego rozwoju ekonomicznego i
społecznego. Wzmożenie międzynarodowego handlu nie oznaczało
bynajmniej polepszenia doli mas, zwiększenia możliwości zaspokojenia ich
codziennych potrzeb; zainteresowana nim była tylko nieliczna warstwa klasy
posiadającej. Bezrobotny i głodny plebs w skali dotychczas niespotykanej
wypełniał miasta. Zaraz po Rzymie miastem ze stosunkowo najliczniejszym
proletariatem była Jerozolima. Rzemieślnicy, którzy zazwyczaj pracowali tylko
w domu i w przeważającej mierze zaliczali się do biedoty, bez przeszkód
poparli żebraków, niewykwalifikowanych robotników i wieśniaków. Prawdę
powiedziawszy, proletariusze Jerozolimy byli w gorszym położeniu niż
rzymscy. Nie cieszyli się rzymskimi prawami obywatelskimi, a ich palące
potrzeby żołądka i serca nie były zabezpieczane przez cesarzy poprzez
rozdawnictwo zboża czy wyszukane igrzyska i przedstawienia.
Społeczność wiejska była wyczerpana przez nadzwyczaj ciężkie podatki i albo
popadała w niewolę za długi albo, co się tyczy drobnych gospodarzy,
odbierano jej narzędzia pracy lub użytkowane działki. Niektórzy powiększali
liczbę wielkomiejskiego proletariatu Jerozolimy; inni uciekali się do środków
desperackich, takich jak zbrojne powstanie lub grabież. Ponad tym
zbiedniałym i zrozpaczonym proletariatem wyrosła w Jerozolimie i całym
imperium klasa średnia, która mimo rzymskiego ucisku była stabilna
ekonomicznie. Nad nimi znajdowała się nieliczna, ale silna i wpływowa klasa
arystokracji kapłańskiej i finansowej. Zgodnie z tym ostrym podziałem
ekonomicznym pośród populacji Palestyny przebiegało zróżnicowanie
społeczne. Faryzeusze, saduceusze i zeloci byli politycznymi i religijnymi
reprezentantami tych różnic. Saduceusze reprezentowali bogatą klasę
wyższą: “nieliczni są zwolennikami ich nauki, ale należą do
najznaczniejszych”-8. Józef Flawiusz określa ich arystokratyczne maniery
takimi słowy: "Saduceusze we wzajemnym obcowaniu bardziej szorstcy, a ich
stosunki ze swoimi obywatelami oschłe jak z obcymi-9. Obok tej niewielkiej
wyższej klasy feudałów istnieli faryzeusze reprezentujący średnich i
uboższych mieszczan, którzy "miłują się wzajemnie i dbają o zgodne
postępowanie ze wspólnotą."-10
"Faryzeusze prowadzą życie wstrzemięźliwe i unikają wszelkich uciech,
kierując się tym co rozum uznał za dobre i usilnie starają się przestrzegać
jego nakazów. Sędziwych wiekiem otaczają wielką czcią i nie odważają się
sprzeciwić temu co oni wprowadzili. Choć mniemają, że wszystkim rządzi los,
nie odmawiają woli ludzkiej samoistnego działania, gdyż Bóg postanowił
oddzielić od siebie zrządzenia losu i wolę ludzką, tak, że każdy według swego
upodobania może iść drogą bądź występku bądź drogą cnoty. Wierzą także,
że dusze mają moc nieśmiertelną, a ci, którzy pędzą cnotliwe lub występne
życie, odbierają w podziemiu nagrodę lub karę. Dusze pierwszych mają
możność powrotu do życia, drugich zaś na wieki pozostają zamknięte w
więzieniu. Przez te nauki posiedli oni tak znaczny wpływ na ludzi, że we
wszystkich sprawach religijnych, odprawianiu modłów i składaniu ofiar
rozstrzygają ich wskazania. Ich wielkiej cnotliwości najlepsze świadectwo dają
miasta twierdząc, że zarówno słowem, jak i czynem dążą do tego, co
wzniosłe."-11
W opisie Józefa Flawiusza klasa faryzeuszy jest niewątpliwie bardziej
jednolita, niż była w rzeczywistości. W ich stronnictwie były elementy
wywodzące się z najniższych warstw proletariatu, powiązane z nimi w ich
walce o byt (np. Rabbi Akiba). Jednocześnie jednak byli między nimi
członkowie dobrze sytuowanego mieszczaństwa. Różnica społeczna wyrażała
się na różne sposoby, najwyraźniej w sprzecznościach politycznych,
stosownie do tego jak odnosili się do kwestii rzymskiego panowania i ruchów
rewolucyjnych. Ale pomimo tego zróżnicowania faryzeusze jako pierwsi
stworzyli porównywalnie jednolitą grupę warstw średnich pod przywództwem
inteligencji, która znajdowała w ludzie posłuch i przedstawiała autorytet dla
mas.
Najniższa warstwa miejskiego lumpenproletariatu i uciskanych wieśniaków,
tak zwani Am-Haarec (dosłownie, lud ziemi), stała w ostrej opozycji do
faryzeuszy i ich licznego stronnictwa. W istocie byli oni klasą całkowicie przez
rozwój ekonomiczny wydziedziczoną; nie mieli nic do stracenia i
przypuszczalnie czegokolwiek do zyskania. Pod względem ekonomicznym i
społecznym stali na zewnątrz społeczności żydowskiej wchodzącej w skład
Cesarstwa Rzymskiego. Nie popierali faryzeuszy i nie czcili ich: nienawidzili
ich i wzajemnie, byli przez nich lekceważeni. Charakterystyczna dla tej
postawy jest wypowiedź Akiby, jednego z najważniejszych faryzeuszy, który
sam wywodził się z proletariatu: "Gdy byłem jeszcze prostym (ciemnym)
człekiem Am-Haarec, mówiłem: Gdybym dopadł uczonego, gryzłbym go jak
osioł." Dalej czytamy: "Rabbi, powiedz <<jak pies>>, osioł nie gryzie", a on
odpowiedział:, Gdy gryzie osioł trzeszczą kości ofiary, podczas gdy pies
ogryza mięso."-12 W tym samym ustępie Talmudu znajduje się seria
wypowiedzi opisujących stosunki pomiędzy faryzeuszami i Am-Haarec.
"Człowiek powinien sprzedać wszystko, co posiada i zapewnić sobie rękę
córki uczonego, a jeśli nie zdobędzie córki uczonego, powinien zabiegać o
rękę córki człowieka wybitnego. Jeśli mu się w tym nie powiedzie, powinien
dołożyć starań, aby zdobyć rękę córki nadzorcy synagogi, a jeśli tego nie
dokona, powinien starać się pozyskać córkę poborcy ofiar, a jeśli nawet w tym
mu się nie powiedzie, powinien spróbować zdobyć rękę córki nauczyciela
szkoły podstawowej. Powinien uniknąć ślubu z córką prostaka (członka Am-
Haarec) bo jest obrzydliwością, ich kobiety budzą odrazę, a co się tyczy ich
córek, to powiedziano: <<Przeklęty kto obcuje z jakimkolwiek
zwierzęciem>>." (Put. 27)
Nadto, Rabbi Jochanan mówi: "Prostaka wolno rozedrzeć na kawałki jak
rybę... Kto daje prostakowi córkę za żonę, w istocie podrzuca ją lwu, bo tak
jak lew bez wstydu rozrywa i pożera swą ofiarę, tak samo prostak bezczelnie i
brutalnie sobie z nią używa."
Rabbi Eliezer:
"Gdyby gmin z powodów ekonomicznych nas nie potrzebował, pozabijałby
nas dawno temu... Wrogość prostaka wobec uczonego jest nawet większa niż
wrogość pogan wobec Izraelitów... Sześć rzeczy o prostaku jest prawdziwych:
nie można polegać na nim jako świadku, ani przyjmować żadnych jego
zeznań, nie można dopuścić go do tajemnicy ani kurateli nad sierotą, ani
powierzyć środków na cel dobroczynny, nie można wybrać się z nim w
podróż, i nie powinno się mówić mu, że coś stracił"13
Cytowane tu poglądy (ich liczbę można by znacznie zwielokrotnić) pochodzą
z kręgów faryzejskich i ukazują z jaką nienawiścią przeciwstawiali się oni Am-
Haarec, ale także jak gorzka mogła być nienawiść człowieka z ludu do
uczonych i ich stronnictwa. Opisanie przeciwstawności istniejących w
palestyńskim judaizmie pomiędzy arystokracją, klasą średnią i jej
intelektualnymi przywódcami z jednej oraz miejskim i wiejskim proletariatem z
drugiej strony, było konieczne dla wyjaśnienia fundamentalnych przyczyn
takich politycznych i religijnych ruchów rewolucyjnych, jak wczesne
chrześcijaństwo. Szersza prezentacja zróżnicowania pośród nadzwyczaj
różnobarwnych faryzeuszy nie jest dla celów tej monografii niezbędna i
mogłaby wywieść nas w pole. Przeciwstawność pomiędzy burżuazją i
proletariatem w grupie faryzejskiej wzmogła się, gdy rzymski ucisk stał się
twardszy i w większym stopniu ekonomicznie zgniatał i wydziedziczał klasy
najniższe. W tej samej mierze klasy najniższe zaczęły wspomagać narodowe,
społeczne i religijne ruchy rewolucyjne.
Te rewolucyjne aspiracje znalazły dwojaki wyraz w politycznych próbach
buntu i wyzwolenia, skierowanych przeciw własnej arystokracji i Rzymianom
oraz wszelkiego rodzaju ruchach mesjaniczno-religijnych. Żadną jednak miarą
nie można rozdzielić tych dwu dróg wiodących ku wyzwoleniu i zbawieniu;
zresztą często drogi te się pokrywały. Same ruchy mesjaniczne przybierały
formy na pół praktyczne, a na poły symboliczne. Najważniejsze z tych ruchów
godzi się tu pokrótce przypomnieć. Krótko przed śmiercią Heroda, tj. w
czasie, gdy obok dominacji rzymskiej ludzie znosili ucisk z rąk służących
Rzymianom żydowskich namiestników, miał miejsce w Jerozolimie ludowy
bunt pod przywództwem dwóch faryzejskich uczonych, podczas którego
został zniszczony rzymski orzeł znajdujący się u wejścia do świątyni. Sprawcy
zostali osądzeni, a głównych spiskowców żywcem spalono. Po śmierci
Heroda tłum demonstrował przed jego następcą Archelansem, domagając się
uwolnienia więźniów politycznych, zniesienia podatku handlowego i
ograniczenia rocznej daniny. Żądania nie zostały spełnione. Wielka, związana
z tym zdarzeniem demonstracja została krwawo stłumiona, żołnierze zabili
tysiące demonstrantów. Mimo tego ruch rósł w siłę. Rozwijało się ludowe
powstanie. Siedem tygodni później doszło w Jerozolimie do nowych krwawych
buntów przeciw Rzymowi. Dodatkowo powstała społeczność wiejska. W
starym centrum rewolucyjnym, Galilei, stoczono wiele walk z Rzymianami,
miały miejsce rozruchy w Transjordanii. Dawni pasterze gromadzili się w
ochotniczych oddziałach i prowadzili wojnę partyzancką.
Taka była sytuacja w 4 r. p.n.e. Niełatwo przyszło Rzymianom opanowanie
zbuntowanych mas. Swoje zwycięstwo zwieńczyli ukrzyżowaniem dwóch
tysięcy jeńców. Przez kilka lat w kraju panował spokój. Ale krótko po
wprowadzeniu (w 6 r. n.e.) bezpośredniej administracji rzymskiej, która
rozpoczęła swą działalność od spisu ludności dla celów fiskalnych, powstał
nowy ruch rewolucyjny. Tym razem dokonał się rozdział między klasami
niższą i średnią. Chociaż dziesięć lat wcześniej faryzeusze przyłączyli się do
powstania, teraz pogłębiło się rozdarcie pomiędzy rewolucyjnymi masami
miast i wsi z jednej, a faryzeuszami z drugiej strony. Miejski i wiejski plebs
zjednoczył się w nowej partii, zelotów, podczas gdy klasa średnia pod
przewodnictwem faryzeuszy przygotowała się do pojednania z Rzymianami.
Im większy stawał się ucisk jarzma narzuconego przez Rzymian i żydowską
arystokrację, tym większa była desperacja mas, a zelotyzm pozyskiwał
nowych zwolenników. Aż do wybuchu wielkiego powstania przeciw
Rzymianom miały miejsce ciągłe utarczki między ludem i administracją.
Powodem rewolucyjnych wybuchów były często podejmowane przez Rzymian
próby ustawienia posągu Cezara albo rzymskiego orła w świątyni
jerozolimskiej. Oburzenie wobec tych zamierzeń, racjonalizowane na gruncie
religii, w rzeczywistości wywodziło się z nienawiści mas do cesarza jako
przywódcy i głowy uciskającej ich klasy. Osobliwy charakter tej nienawiści do
cesarza stanie się bardziej wyraźny, gdy przypomnimy, że była to epoka, w
której cześć dla rzymskiego władcy rozprzestrzeniła się po całym imperium, a
jego kult miał stać się religią dominującą.
Im bardziej beznadziejną stawała się walka przeciw Rzymowi na płaszczyźnie
politycznej i im bardziej klasa średnia wycofywała się i sposobiła do
kompromisu z okupantem, tym bardziej radykalne stawały się masy, ale
tendencje rewolucyjne traciły swój charakter polityczny i przesuwały się na
poziom fantazji religijnych i idei mesjanicznych. I tak pseudo-mesjasz
Theudas obiecał masom, że poprowadzi je do Jordanu i powtórzy cud
Mojżesza. Żydzi przeszliby przez rzekę suchą stopą, a ścigający ich
Rzymianie przepadliby w odmętach. Rzymianie widzieli w tych fantazjach
objaw groźnego fermentu rewolucyjnego; wymordowali zwolenników
Theudasa, a jego samego ścięli. Theudas miał następców. Józef Flawiusz
zamieszcza relację z powstania za rządów namiestnika prowincji Feliksa; jego
przywódcy, "działając rzekomo z natchnienia bożego wzniecali bunty i
niepokoje, wprawili lud w nastroje opętańcze i wyprowadzili na pustynię, gdzie
rzekomo Bóg miał okazywać znaki zapowiadające wolność. Feliks, który w
tym postępowaniu dopatrzył się początku buntu, wysłał na nich jeźdźców,
ciężkozbrojnych żołnierzy i mnóstwo z nich położył trupem.
Jeszcze większą klęskę ściągnął na Żydów fałszywy prorok z Egiptu. Pojawił
się bowiem w kraju pewien szarlatan, który uchodził za proroka i skupił wokół
siebie trzydzieści tysięcy otumanionych ludzi. Poprowadził ich z pustyni
okrężnymi drogami na górę zwaną ·Oliwną skąd miał siłą wtargnąć do
Jerozolimy i po pokonaniu garnizonu rzymskiego stać się z pomocą
towarzyszących mu uzbrojonych ludzi władcą ludu.
Wojska rzymskie szybko rozprawiły się z rewolucyjnymi hordami. Większość
została zabita lub osadzona w więzieniu, reszta ginęła z rąk własnych;
wszyscy inni próbowali kryć się po domach. Mimo to powstanie
kontynuowano: "Po uśmierzeniu także tych zaburzeń, znowu, jak w chorym
organizmie, w innej części powstał stan zapalny. Oto złączyli się ze sobą
szarlatani i rozbójnicy, i skłonili wielu ludzi do buntu, zagrzewając ich do walki
o wolność, grożąc śmiercią tym, którzy pogodzili się z panowaniem Rzymian, i
zapowiadając, że będą siłą wyzwalać tych, co chcą dobrowolnie znosić
jarzmo niewoli. Podzieliwszy się na oddziały rozmieszczone po kraju, rabowali
domy możniejszych obywateli, ich samych zabijali, a wsie palili, tak że skutki
ich szaleństwa odczuwała Judea jak długa i szeroka. Wojna ta rozpalała się
każdego dnia coraz bardziej. Wzrost ucisku niższych klas narodu
spowodował zaostrzenie konfliktu między nimi i mniej uciskaną klasą średnią i
proces ten sprawił, że masy stawały się coraz bardziej radykalne. Lewe
skrzydło zelotów sformowało tajną frakcję "Sicarii" (noszących sztylet), którzy
poprzez spiski i gwałty zaczęli terroryzować zamożnych obywateli. Bezlitośnie
prześladowali umiarkowanych i ustępliwych z jerozolimskich klas wyższej i
średniej; jednocześnie atakowali, grabili i spopielali domostwa mieszkańców,
którzy odmówili przyłączenia do rewolucyjnych band. Do tego prorocy i
pseudo-mesjasze nie przerywali swej agitacji wśród ludu.
Ostatecznie, w roku 66 wybuchło wielkie ludowe powstanie przeciw Rzymowi.
Na początku było popierane przez średnie i niższe klasy narodu, który po
ciężkich walkach pokonał oddziały rzymskie. W tym okresie działaniami
wojennymi kierowali posiadacze i ludzie wykształceni, wykazywali jednak
niewielką energię i dążyli do zawarcia kompromisu. Dlatego, pomimo kilku
zwycięstw, pierwszy rok wojny zakończył się porażką, a masy przypisały ten
nieszczęsny rezultat słabości i niezaangażowaniu dowództwa. Przywódcy
mas pragnęli za wszelką cenę pozyskać władzę i zastąpić dotychczasowych
wodzów. Ponieważ ci nie opuszczali swych stanowisk dobrowolnie, zimą
67/68 wybuchła "krwawa wojna domowa, której towarzyszyły okropne sceny
jakimi może się poszczycić tylko Rewolucja Francuska. Im bardziej
beznadziejna stawała się wojna, tym częściej klasy średnie próbowały szukać
swego szczęścia w kompromisie z Rzymianami; w wyniku tego wojna
domowa nasiliła się.
Podczas gdy jeden z czołowych faryzeuszy, Rabbi Jochanan ben Sakai,
przeszedł na stronę wroga i zawarł z nim pokój, drobni handlarze,
rzemieślnicy i wieśniacy jeszcze przez pięć miesięcy bronili miasta z wielkim
heroizmem. Nie mieli nic do stracenia, ale także nic więcej do zyskania, stąd
walka przeciw potędze Rzymu była beznadziejna i wreszcie załamała się.
Wielu zamożnych uratowało się przechodząc na stronę Rzymian i chociaż
Tytus był rozgoryczony postawą pozostałych Żydów, to jednak przyjmował
uciekinierów. W tym samym czasie masy Jerozolimy szturmowały pałac
królewski, w którym wielu zamożnych Żydów zdeponowało swe skarby.
Pieniądze zabrano, a właścicieli wymordowano. Wojny z Rzymem i wojna
domowa zakończyły się zwycięstwem Rzymian. Towarzyszyło mu zwycięstwo
żydowskiej grupy panującej oraz ruina stu tysięcy wieśniaków i proletariuszy.
Równolegle z walkami społecznymi i politycznymi oraz mesjanicznie
zabarwionymi rewolucyjnymi usiłowaniami pojawiała się popularna literatura
inspirowana przez te same tendencje, konkretnie pisma apokaliptyczne.
Pomimo ich różnorodności, wizja przyszłości w nich zawarta jest
porównywalnie jednolita. Pierwsze są "Niedole Mesjasza" odwołujące się do
zdarzeń, które nie zmogą "wybranych" - głodu, trzęsień ziemi, epidemii i
wojen. Za nimi idzie, przepowiedziana przez Daniela (12,1) "wielka sromota",
jakiej nie było od stworzenia świata, straszny czas strapienia i cierpienia.
Poprzez całą literaturę apokaliptyczną przewija się wiara, że wybrani wyjdą z
tego pogromu obronną ręką. Horror spustoszenia zapowiedziany przez
Daniela (9,27,11,31 i 12,11) to ostateczny znak końca. Obraz końca nosi
cechy starych proroctw. Punktem kulminacyjnym będzie pojawienie się Syna
Człowieczego na obłokach w blasku i chwale. Tak, jak różne były formy
uczestnictwa poszczególnych środowisk w walce z Rzymianami, tak i
literatura apokaliptyczna powstawała w różnych klasach. Pomimo pewnej
jednolitości zostało to jasno wyrażone poprzez różne rozłożenie akcentów w
poszczególnych pismach. Mimo, że ich szczegółowa analiza jest tu
niewykonalna, możemy przytoczyć wyrażenie identycznych rewolucyjnych
tendencji, które zainspirowały lewicę obrońców Jerozolimy, słowami
kończącymi Księgę Henocha: "Biada tym, co stawiają swe domy na piasku:
bo zadrżą w posadach i runą pod mieczem. A ci co gromadzą srebro i złoto,
przepadną na sądzie. Biada wam bogaci, bo zaufaliście waszym bogactwom.
Będą wam odebrane, bo zapomnieliście Najwyższego w dniach sądu... Biada
wam, którzy złem odpłacacie bliźniemu, bo zwróci się wam według waszych
uczynków. Biada wam fałszywi świadkowie... Nie lękajcie się, którzy cierpicie,
bo wasze będzie uzdrowienie: Stanie się światłość i posłyszycie kojący głos z
nieba". (Henoch, 94).
Obok ruchów religijno-mesjanicznych, społeczno-politycznych i literackich,
charakteryzujących okres powstania chrześcijaństwa, należy wspomnieć inny
ruch, w którym cele polityczne nie odgrywały żadnej roli i który prowadził
wprost do religii Chrystusa, mianowicie ruch ludowy wzniecony przez Jana
Chrzciciela. Klasa wyższa, niepomna pouczeń, nie mogła mieć z nim nic
wspólnego. Jego najbardziej uważni słuchacze wywodzili się z kręgu
pogardzanych mas. Nauczał on, że Królestwo Niebieskie i Dzień Sądu,
przynoszące prawym wyzwolenie a złym zagładę są bliskie, "Nawróćcie się,
bowiem bliskie już jest Królestwo Niebieskie", było sednem jego nauk.
Aby zrozumieć psychologiczne znaczenie wiary pierwszych chrześcijan - a to
jest naczelnym zadaniem tej monografii - koniecznym jest uzmysłowienie
sobie jacy ludzie poparli wczesne chrześcijaństwo. Były to masy
niewykształconych biedaków, jerozolimski proletariat i wieśniacy, którzy
wobec wzmocnienia ekonomicznego i politycznego ucisku, społecznych
restrykcji i lekceważenia, wzbudzili u siebie potrzebę zmiany istniejących
warunków. Łaknęli własnego szczęścia oraz pałali nienawiścią i żądzą zemsty
do swoich panujących i do Rzymian. Widzieliśmy, jak zróżnicowane były
formy tych tendencji, rozciągające się od walki przeciw Rzymowi po walkę
klasową w Jerozolimie, od nierealistycznej próby rewolucyjnej Theudasa po
ruch Jana Chrzciciela i literaturę apokaliptyczną, wszelkiego rodzaju zjawiska,
od działalności politycznej po mesjaniczne marzenia. Jednak za nimi
wszystkimi stał jeden motyw: nienawiść i nadzieja cierpiących mas, wywołana
przez rozpacz i beznadziejność ich sytuacji społeczno-ekonomicznej.
Niezależnie od tego, czy treść eschatologicznych oczekiwań była bardziej
społeczna, polityczna czy religijna, rosły one w siłę ze wzmocnieniem ucisku i
były żywsze "im głębiej zstępujemy w niepiśmienne masy, do tzw. Am-
Haarec, w krąg tych, którzy teraźniejszości doświadczali jako udręki i dlatego
spełnienia wszystkich swych pragnień musieli wypatrywać w przyszłości".17
Im bardziej ponura stawała się nadzieja na rzeczywistą poprawę, tym częściej
musiała wyrażać się w fantazjach. Rozpaczliwa walka zelotów i ruch Jana
Chrzciciela, stanowiące przeciwstawne bieguny, były zakorzenione w jednej
glebie: desperacji klas najniższych, Z punktu widzenia psychologii warstwę tę
charakteryzuje obecność nadziei na zmianę swego położenia (interpretując
analitycznie, na dobrego ojca, który by im pomógł), a jednocześnie,
niepohamowaną nienawiść do ciemięzców, która wyrażała się w uczuciach
skierowanych do rzymskiego cesarza, faryzeuszy i w ogóle bogatych oraz w
fantazjach kary Dnia Sądu. Widzimy tutaj postawę ambiwalentną; ludzie ci
kochali w wyobraźni dobrego ojca, który ofiarowałby im pomoc i wyzwolenie,
nienawidzili złego ojca, który ich uciskał, dręczył i nimi pogardzał. Z tej
warstwy biednych, niekształconych mas rewolucyjnych wyrosło
chrześcijaństwo jako doniosły historyczny ruch mesjaniczno-rewolucyjny. Tak
jak doktryna Jana Chrzciciela, chrześcijaństwo odwoływało się nie do
światłych i posiadających, ale do biednych, ciemiężonych i cierpiących. Nowe
posłanie poparli drobni rzemieślnicy i proletariusze. Przeciwnik chrześcijan,
Celsus, dobrze ilustruje układ społeczny wspólnoty, jak ją widział niemal po
dwóch wiekach.
"Widzimy, że w poszczególnych domach prywatnych gręplarze, szewcy,
folusznicy, ludzie nieokrzesani i prości nie ośmielają się wyszeptać słowa w
obecności starszych i poważniejszych panów; kiedy jednak spotkają się na
osobności z dziećmi i kobietami równie prostymi jak oni, opowiadają im
przedziwne historie: że nie należy słuchać ojców i nauczycieli, a raczej im
tylko trzeba wierzyć; że tamci są głupcami i szaleńcami; że nie mogą dostrzec
ani zrobić nic naprawdę szlachetnego, zajęci próżnymi głupstwami, a tylko oni
jedni wiedzą, jak należy żyć; że jeśli uwierzą ich słowom, będą szczęśliwi
sami i ich bliscy. A jeśli mówiąc to zobaczą, że zbliża się któryś z nauczycieli
młodzieży, ktoś poważniejszy albo sam ojciec rodziny, lękliwi uciekają w
popłochu, zuchwali zaś podburzają dzieci do buntu, szepcą im do ucha, że w
obecności ojca lub nauczycieli nie będą mogli ani chcieli wyjaśnić tych
wszystkich wspaniałości, że wzbudza w nich odrazę głupota i okrucieństwo
tych zdemoralizowanych ludzi, pełnych najgorszej niegodziwości i kroczących
drogą występku, którzy by ich na pewno ukarali; ale jeśli chcą się czegoś
nauczyć, niechaj porzucą rodziców i nauczycieli i idą z kobietami i
towarzyszami zabaw na zebranie kobiet, albo do szewca lub do folusznika, a
tam osiągną doskonałość. Taka jest ich argumentacja."-18
Obraz zwolenników chrześcijaństwa, który przedstawia Celsus,
charakteryzuje nie tylko ich sytuację społeczną, ale także psychiczną, ich
walkę i nienawiść wobec ojcowskiego autorytetu. Jaka była treść pierwotnego
posłania chrześcijańskiego?-19
Na pierwszym planie stoi eschatologiczne oczekiwanie. Jezus głosił bliskość
Królestwa Bożego. W swej działalności uczył lud dostrzegać jego początek.
Mimo to jednak: "Wypełnienie Królestwa nastąpi dopiero wówczas, gdy
powróci w chwale na niebieskich obłokach, aby sprawować rząd. Wydaje się,
że Jezus zapowiedział ten szybki powrót na krótko przed swoją śmiercią, i że
przy odejściu pokrzepił swych uczniów zapewnieniem, iż natychmiast zrówna
się z Bogiem. Stosownie do tego, instrukcje, które pozostawił uczniom były
zdominowane przez myśl, że koniec - jego dzień i godzina są jednak nikomu
nie znane - jest bliski. W konsekwencji czołowe miejsce zajmuje także
nawoływanie do wyrzeczenia się wszelkich dóbr doczesnych. "Warunkiem
wejścia do królestwa są: po pierwsze, zupełna zmiana sposobu myślenia, w
którym człowiek odrzuca rozkosze tego świata, wyrzeka się siebie i jest gotów
oddać wszystko co posiada, ażeby zbawić swą duszę; następnie wiara w
łaskę Bożą, którą wynagradza się pokornych i biednych, a zarazem
serdeczna ufność w Jezusa jako Mesjasza wybranego i powołanego przez
Boga do spełnienia jego królestwa na ziemi. Dlatego zapowiedź jest
adresowana do biednych, cierpiących, głodnych i spragnionych prawości, nie
napełnionych, ale tych, którzy pragną być uzdrowieni i wybawieni, i są gotowi
do wejścia oraz przyjęcia błogosławieństwa Królestwa Boga, podczas gdy na
ukontentowanych sobą - bogatych i dumnych ze swej prawości - sprowadza
sąd i potępienie Piekła."21
Obwieszczenie bliskości Królestwa Niebieskiego (Mt.10, 7) było zarodkiem
najstarszej nauki. Było tym, co pobudzało entuzjastyczną nadzieję cierpiących
i uciskanych mas. Ludzie czuli, że wszystko zmierza do swego końca.
Wierzyli, że przed nastaniem nowej ery zabrakłoby czasu na
rozprzestrzenienie chrześcijaństwa wśród wszystkich pogan. O ile nadzieje
innych grup tych samych mas były zorientowane na wywołanie własnym
sumptem społecznej i politycznej rewolucji, o tyle wzrok wczesnej wspólnoty
chrześcijańskiej był skupiony wyłącznie na wielkim wydarzeniu, cudownym
początku nowej ery. Treść początkowego posłania nie była programem reform
ekonomicznych ani społecznych, ale błogosławioną obietnicą nadejścia
czasu, w którym biedni staną się bogatymi, głodni zostaną nasyceni, a
uciskani zdobędą władzę. Ta nadzieja pojmowana była w całkowicie
dosłownym sensie. Nastrój entuzjazmu pierwszych chrześcijan wyraźnie
widać w Ewangelii Łukasza (6,20 i nn.):
"Błogosławieni jesteście wy, ubodzy, albowiem do was należy Królestwo
Boże. Błogosławieni wy, którzy teraz głodujecie, albowiem będziecie
nasyceni. Błogosławieni wy, którzy teraz płaczecie, albowiem śmiać się
będziecie. Błogosławieni będziecie, gdy ludzie was znienawidzą i gdy was
wyłączą spośród siebie, gdy zelżą was i z powodu Syna Człowieczego
podadzą w pogardę wasze imię jako niecne, cieszcie się i radujcie w owym
dniu, bo wielka jest wasza nagroda w niebie. Tak samo bowiem przodkowie
ich czynili prorokom. Natomiast biada wam, bogaczom, bo odebraliście już
pociechę waszą. Biada wam, którzy teraz jesteście syci, albowiem głód
cierpieć będziecie. Biada wam, którzy się teraz śmiejecie, albowiem smucić
się i płakać będziecie."
Powyższa zapowiedź wyraża nie tylko tęsknotę i oczekiwanie biednych i
uciskanych na nowy lepszy świat, ale także ich bezgraniczną nienawiść
wobec autorytetów - bogatych, wykształconych i silnych. Ten sam nastrój
odnajdujemy w historii biednego Łazarza; "Pragnął on nasycić się odpadkami
ze stołu bogacza" (Łk.16,21) oraz w sławnych słowach Jezusa: "Jak trudno
bogatym wejść do Królestwa Bożego. Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez
ucho igielne, niż bogatemu wejść do Królestwa Bożego" (Łk.18,24).
Nienawiść do faryzeuszy i celników jest akcentowana w Ewangeliach tak
dobitnie, że po prawie dwóch tysiącach lat opinia chrześcijan o faryzeuszach
utrzymuje ją w mocy. Nienawiść do bogatych powraca w pochodzącym z
połowy drugiego wieku liście Jakuba:
“A teraz wy, bogacze, zapłaczcie wśród narzekań na utrapienia jakie was
czekają. Bogactwo wasze zbutwiało, szaty wasze stały się żerem dla moli,
złoto wasze i srebro zardzewiało, a rdza ich będzie świadectwem przeciw
wam i toczyć będzie ciała wasze niby ogień. Zebraliście w dniach
ostatecznych skarby. Oto woła zapłata robotników, żniwiarzy pól waszych,
którą zatrzymaliście, a krzyk ich doszedł do uszu Pana Zastępów. Żyliście
beztrosko na ziemi i wśród dostatków tuczyliście serca wasze w dniu rzezi.
Potępiliście i zabiliście sprawiedliwego: nie stawiał wam oporu. Trwajcie więc
cierpliwie bracia, aż do przyjścia Pana, bo przyjście Pana jest już bliskie." (Jk.
5,1 i nn.)
Mówiąc o tej nienawiści Kautzky słusznie zauważa, że klasowa nienawiść
współczesnego proletariatu rzadko osiągała takie formy jak u proletariatu
chrześcijańskiego. Ta nienawiść żywiona przez Am-Haarec do faryzeuszy,
zelotów i sykariuszy, do zamożnych i klasy średniej, cierpiącego i znękanego
ludu miast i wsi do posiadających autorytet i stanowiska, przejawiana w
przedchrześcijańskich rebeliach politycznych i mesjanicznych fantazjach. Z tą
nienawiścią do autorytetów duchowych i społecznych, z nienawiścią do braci,
do ojców, wiąże się ściśle istotny rys społecznej i psychicznej struktury
wczesnego chrześcijaństwa, mianowicie jego demokratyczny, braterski
charakter. O ile społeczność żydowską tego czasu przepajał przenikający
wszystkie stosunki społeczne, duch kastowości, o tyle wczesnochrześcijańska
wspólnota była nie związanym z instytucjami i formułami wolnym braterstwem
biednych.
"Jeśli pragniemy naszkicować obraz. organizacji w pierwszych stu latach,
nasze zadanie okazuje się być niewykonalne... Cała wspólnota jest
utrzymywana jedynie więzami wiary, nadziei i miłości. (Musimy dodać: i
nienawiści). Nie urząd czyni człowieka, ale człowiek urząd... Skoro pierwsi
chrześcijanie czuli się na ziemi pielgrzymami i przybyszami, to czyż mogli
potrzebować trwałych instytucji. W tym wczesnochrześcijańskim braterstwie
szczególną rolę odgrywały wzajemna pomoc i współpraca, "komunizm
miłości" jak nazwał to Harneck.
Widzimy zatem, że pierwszymi chrześcijanami byli mężczyźni i kobiety,
biedne, niekształcone, uciskane masy ludu Izraela, a później i innych ludów.
Zamiast powiększającej się niemożności poprawy ich beznadziejnej sytuacji
realistycznymi sposobami, rozwinęły fantastyczne oczekiwanie, że zmiana
nastąpi wkrótce, w jednej chwili, a bogaci i szlachta będą ukarani w zgodzie z
prawami i pragnieniami mas chrześcijańskich. Pierwsi chrześcijanie byli
braterstwem społecznie i ekonomicznie uciskanych entuzjastów
zgromadzonych dzięki nadziei i nienawiści. Tym, co odróżniało pierwszych
chrześcijan od wieśniaków i proletariuszy walczących przeciw Rzymowi, nie
była ich postawa psychiczna. Tak jak bojownicy polityczni i militarni, pierwsi
chrześcijanie nie byli już “pokorni" i zdani na wolę Boga, nie podtrzymywali
przekonania o konieczności i niezmienności ich losu, nie ożywiało ich już
pragnienie bycia kochanymi przez rządzących. Te dwie grupy w ten sam
sposób nienawidziły panujących ojców, z równą siłą pokładając nadzieję
doczekania ich upadku i rozpoczęcia własnych rządów oraz
satysfakcjonującej przyszłości. Różnica pomiędzy nimi nie leży ani w
założeniach, ani w celu czy kierunku ich pragnień, a tylko w sferze, w której
próbowali je spełnić. Podczas gdy zeloci i sykariusze usiłowali zrealizować
swe pragnienia w sferze rzeczywistości politycznej, zupełna beznadziejność
realizacji przywiodła pierwszych chrześcijan do sformułowania tych samych
pragnień w wyobraźni. Wyrazem tej życzeniowej wyobraźni była
wczesnochrześcijańska wiara, a w szczególności wyobrażenie dotyczące
Jezusa i jego związku z Bogiem Ojcem.
Jakie były idee pierwszych chrześcijan? “Treści wiary uczniów i wspólną,
jednoczącą ich proklamację, można zawrzeć w następujących tezach: Jezus
z Nazaretu jest Mesjaszem obiecanym przez proroków; Jezus po swej
śmierci, poprzez cud zmartwychwstania, został wyniesiony na prawicę Boga i
wkrótce powróci, by założyć własne Królestwo na ziemi; Kto wierzy w Jezusa i
został dopuszczony do wspólnoty jego uczniów, kto mocą prawdziwej zmiany
myślenia zwie Boga Ojcem i żyje według przykazań Jezusa, jest Boskim
świętym i jako taki może być pewien rozgrzeszającej łaski Boga i
uczestnictwa w przyszłej chwale, tj. odkupieniu."-23
,,,...uczynił Go Bóg i Panem, i Mesjaszem" (Dz. 2,36). Oto najstarsza
koncepcja Chrystusa, którą posiadamy i którą interesujemy się szczególnie,
głównie dlatego, że w okresie późniejszym została wyparta przez inne,
bardziej rozległe doktryny. Nazywa się ją teorią adopcjonistyczną, ponieważ
zakłada akt adopcji. Adopcji używa się tu w przeciwieństwie do naturalnego
synostwa, które istnieje od urodzenia. Zgodnie z tym myśl prezentowana tu
głosi, że Jezus nie był Mesjaszem od początku; innymi słowy nie od początku
był Synem Bożym, ale stał się nim dopiero poprzez określony, wyróżniony akt
woli Boga. Wyraża się to szczególnie w fakcie, że zdanie Psalmu 2,7: "Tyś
Synem moim, ja Ciebie dziś zrodziłem" jest wyjaśnione, jako odnoszące się
do momentu wywyższenia Jezusa (Dz.13,33).
Zgodnie ze starożytną semicką ideą król jest synem Boga przez pochodzenie,
albo, jak tutaj, przez adopcję, od dnia wstąpienia na tron. Dlatego, trzymając
się ducha Wschodu, należy uznać, że Jezus stał się Synem Bożym, kiedy
został wyniesiony na Jego prawicę. Tę ideę powtarza nawet Paweł, chociaż
koncepcja "Syna Bożego" nabiera dlań już odmiennego znaczenia. W Liście
do Rzymian (1,4) mówi, że był On "przez powstanie z martwych pełnym mocy
Synem Bożym..." Ścierają się tu dwa różne warianty koncepcji: Syna Bożego,
który był Synem od samego początku (idea Pawła); i Jezusa, który po
zmartwychwstaniu został wyniesiony do godności Syna Bożego tj.
królewskiego Władcy Świata (koncepcja wczesnej wspólnoty). Trudno
osiągalna kombinacja tych dwóch idei bardzo jasno ukazuje, że spotkały się w
niej dwa różne wzory myślenia. Starszy, wywodzący się z wczesnej wspólnoty
chrześcijańskiej jest konsekwentny w tym, że wspólnota opisywała Jezusa,
przed wywyższeniem, jako człowieka: "Męża, którego posłannictwo Bóg
potwierdził wam niezwykłymi czynami, cudami i znakami, jakich Bóg dokonał
wśród was" (Dz. 2,22). Można tu zauważyć, że to nie Jezus czynił cuda, ale
Bóg poprzez Niego. Jezus był głosem Boga. Ta idea do pewnego stopnia
przeważa w tradycji ewangelicznej, gdzie np. po uzdrowieniu chromego lud
"wielbi Boga" (Mk 2,12). W szczególnym przypadku Jezus jest
charakteryzowany jako prorok obiecany przez Mojżesza "Proroka jak ja
wzbudzi wasz Pan, Bóg nasz, spośród braci waszych" (Dz. 3,22; Pwł 18,15).
Widzimy przeto, że koncepcja Jezusa podzielana przez wczesną wspólnotę
głosiła, że był On człowiekiem wybranym przez Boga i podniesionym przez
Niego do godności "Mesjasza", a później "Syna Bożego". Ta chrystologia
wczesnej wspólnoty przypomina pod wieloma względami koncepcję Mesjasza
wybranego przez Boga, do wprowadzenia królestwa prawości i miłości,
koncepcję, która była znana masom żydowskim od dawna. Tylko w dwóch
ideach nowej wiary odnajdujemy elementy oznaczające coś specyficznie
nowego: wyniesienie Go, jako Syna Bożego, do miejsca po prawicy
Wszechmogącego oraz w tym, że Mesjasz nie jest już potężnym, zwycięskim
bohaterem, ale że jego wartość i godność tkwi właśnie w Jego męce, Jego
śmierci na krzyżu. Na pewno idea umierającego Mesjasza, a nawet
umierającego Boga nie była w świadomości ludowej czymś zupełnie nowym.
W Księdze Izajasza (53) mówi się o takim cierpiącym słudze Boga. W
Księdze Ezdrasza także wspomina się cierpiącego Mesjasza, chociaż rzecz
jasna w istotnie różnej formie, ponieważ umiera on po czterystu latach i po
swym zwycięstwie. Idea umierającego Boga stała się znana ludowi z zupełnie
innego źródła, a mianowicie, bliskowschodnich kultów i mitów (Ozyrys, Attis i
Adonis).
"Los człowieka znajduje swój prototyp w męce boga, który cierpi na ziemi,
umiera i ponownie powstaje. Ten bóg pozwoli cieszyć się błogosławioną
nieśmiertelnością wszystkim tym, którzy dołączają doń w miastach albo nawet
identyfikują się z nim".-24
Być może istniały także żydowskie ezoteryczne tradycje umierającego Boga
lub Mesjasza, ale wszyscy ci poprzednicy nie mogą tłumaczyć niezwykłego
wpływu, jaki nauka o ukrzyżowanym i cierpiącym Zbawcy wywarła
bezpośrednio na żydowskie, a później i pogańskie masy.
W pierwszej wspólnocie entuzjastów Jezus był człowiekiem podniesionym po
swej śmierci do Boga, który wkrótce powróci, by sprawować sąd,
uszczęśliwiać cierpiących i ukarać panujących. Osiągnęliśmy teraz wgląd w
obszary psychiki wyznawców wczesnego chrześcijaństwa, wystarczający już
do podjęcia interpretacji pierwszych chrześcijańskich fantazji. Zarażonymi tą
ideą byli ludzie umęczeni i zrozpaczeni, pełni nienawiści do swych żydowskich
i pogańskich ciemięzców, pozbawieni jakiejkolwiek perspektywy na realizację
lepszej przyszłości. Posłanie, które pozwalała im w wyobraźni projektować
wszystko to, czego rzeczywistość ich pozbawiała, musiało być w najwyższym
stopniu fascynujące.
ile zelotom nie pozostawało nic innego, jak tylko polec w skazanej na
niepowodzenie walce, o tyle wyznawcy Chrystusa mogli marzyć o spełnieniu
posłania nie odnosząc go do rzeczywistości, która natychmiast uzmysławiała
im beznadziejność ich pragnień. Przez zastąpienie rzeczywistości wyobraźnią
posłanie chrześcijańskie satysfakcjonowało tęsknoty za nadzieją i zemstą, i
chociaż nie uśmierzało głodu, przynosiło w wyobraźni zaspokojenie o nie
mniejszym dla uciskanych znaczeniu. W naszym badaniu chrystologicznej
wiary wczesnej wspólnoty musimy podnieść teraz następujące kwestie: Jakie
znaczenie dla pierwszych chrześcijan miała fantazja o umierającym człowieku
podniesionym do Boga? Dlaczego ta fantazja podbiła serca tak wielu tysięcy
ludzi w tak krótkim czasie? Jakie były jej podświadome źródła i jakie potrzeby
emocjonalne zaspokajała?
Na początek kwestia najważniejsza: Wynosi się człowieka na Boga; Bóg go
adoptuje. Jak trafnie zauważył Reik, mamy tu stary mit synowskiego buntu,
ekspresję wrogich impulsów wobec Boga-Ojca. Teraz rozumiemy, jakie
znaczenie musiał mieć ten mit dla wyznawców wczesnego chrześcijaństwa.
Ci ludzie usilnie nienawidzili autorytetów, które stawiały ich wobec
"ojcowskiej" władzy. Kapłanów, uczonych, arystokratów, krótko - wszystkich
panujących, którzy pozbawili ich prawa do rozkoszowania się życiem, którzy
w ich świecie emocjonalnym odgrywali rolę surowego, zakazującego,
groźnego i prześladującego ojca. Nienawidzili także tego Boga, który był
sprzymierzeńcem ich ciemięzców, który dopuszczał ich cierpienie i ucisk. Oni
sami chcieli panować, a nawet być mistrzami, ale wydawało im się
beznadziejnym próbować osiągnąć to w rzeczywistości i zburzyć obecne
autorytety siłą. Dlatego zaspokajali swe pragnienia w wyobraźni. Świadomie
nie mogli spotwarzyć ojcowskiego Boga. Świadoma nienawiść przeznaczona
była jedynie dla klasy rządzącej, a nie dla wywyższonej postaci Ojca, samej
Boskiej Istoty. Ale podświadoma wrogość do Boskiego Ojca znalazła wyraz w
wyobrażeniu Chrystusa. Umieścili człowieka przy Boskim boku i uczynili go
współregentem Boga Ojca. Człowiek, który stał się Bogiem, z którym jako
ludzkie istoty mogli się identyfikować, reprezentował ich pragnienia Edypa; był
symbolem ich podświadomej wrogości do Boga Ojca, bo skoro człowiek mógł
stać się Bogiem, to ten ostatni został pozbawiony uprzywilejowanej pozycji
bycia jedynym i nieosiągalnym. Wiara w wyniesienie człowieka na Boga była
zatem wyrazem podświadomego pragnienia usunięcia boskiego Ojca.
W tym leży znaczenie faktu, że wspólnota wczesnochrześcijańska trzymała
się doktryny adopcjonistycznej, teorii wyniesienia człowieka na Boga. W
doktrynie tej wyróżniała się wrogość w stosunku do Boga, podczas gdy w
doktrynie, która zdobyła popularność i stała się dominująca w okresie
późniejszym - koncepcji Jezusa, który był zawsze Bogiem - wyrażono
eliminację tych wrogich pragnień wobec Boga (co bardziej szczegółowo
będzie dyskutowane później). Wierni identyfikowali się z Synem; mogli tak
czynić, gdyż był cierpiącą ludzką istotą, tak jak oni sami. Jest to podstawa
fascynującej siły z jaką cierpiący człowiek wyniesiony na Boga oddziałał na
masy; z nim mogły się utożsamić. Tysiące ludzi przed Nim krzyżowano,
torturowano i poniżano. Jeśli wyróżniono tego jednego, oznacza to, że w ich
podświadomości, ten ukrzyżowany Bóg był nimi samymi.
Przedchrześcijańska apokalipsa wspominała o Mesjaszu silnym, zwycięskim.
Był on reprezentantem pragnień i fantazji klasy prześladowanych, którzy
jednak pod wieloma względami cierpieli mniej i wciąż żywili nadzieję
zwycięstwa. Klasa, z której wyrosła wspólnota wczesnochrześcijańska i w
której chrześcijaństwo pierwszych stu do stu pięćdziesięciu lat odniosło wielki
sukces, nie mogła utożsamić się z takim silnym i władczym Mesjaszem; ich
Mesjaszem mógł być tylko cierpiący, ukrzyżowany. A oto pojawia się jeszcze
inny element. Postać cierpiącego Zbawiciela była zdeterminowana w trojaki
sposób: po pierwsze w sensie już wspomnianym, po drugie poprzez fakt, że
niektóre życzenia śmierci kierowane do Ojca-Boga przeniosły się na Syna. W
micie umierającego boga (Adonis, Attis, Ozyrys) sam bóg był tym, którego
śmierć sobie wyobrażano. We wczesnochrześcijańskim micie Ojciec został
zabity w Synu. Ale, ostatecznie, fantazja o ukrzyżowanym synu miała trzecią
funkcję. Ponieważ wierzący entuzjaści przepojeni byli pragnieniami nienawiści
i śmierci - świadomie wobec klasy rządzącej, podświadomie wobec Boga
Ojca - identyfikowali się z ukrzyżowanym; oni sami cierpieli śmierć na krzyżu i
w ten sposób pokutowali za życzenia śmierci adresowane do Ojca. Poprzez
swą śmierć, Jezus odkupił winę wszystkich, a pierwsi chrześcijanie w
wysokim stopniu takiej pokuty potrzebowali. Z powodu ich ogólnej sytuacji
pierwotny motyw ludzkiej duszy (jak pokazał Freud w “Totemie i tabu"),
agresja i życzenia śmierci wobec Ojca, były w nich szczególnie aktywne.
Jednak ogniskiem wczesnochrześcijańskiej fantazji - w przeciwieństwie do
późniejszej wiary katolickiej, którą obecnie się zajmiemy - wydaje się być nie
masochistyczna ekspiacja przez samounicestwienie, ale wydziedziczenie
Ojca poprzez identyfikację z cierpiącym Jezusem. Dla pełnego zrozumienia
psychicznego podłoża wiary w Chrystusa, musimy uwzględnić fakt, że w
czasach Cesarstwa Rzymskiego rosło oddanie dla kultu cesarza, który
przekraczał wszystkie granice narodowe. Psychologicznie był on bliski
monoteizmowi, wierze w prawego, dobrego ojca. Jeśli był propagowany przez
klasy panujące cesarstwa, to w ich mniemaniu było to zupełnie zrozumiałe i
spójne. Jeśli poganie często odnosili się do chrześcijaństwa jak do ateizmu, to
w głębokim psychologicznym sensie mieli rację, ponieważ wiara w
cierpiącego człowieka wyniesionego na Boga była fantazją cierpiącej,
uciskanej klasy, która pragnęła wyprzeć siły rządzące - Boga, cesarza i ojca -
i zająć ich miejsca. Jeśli główne oskarżenia pogan wobec chrześcijan
zawierały zarzut, że popełnili zbrodnię Edypa, to faktycznie były one
bezsensownym oszczerstwem. Ale podświadomość oszczerców dobrze
wyczuwała podświadome znaczenie mitu Chrystusa, jego pragnienia Edypa i
skrywaną wrogość do Boga Ojca, cesarza i władcy.-25
Po to, by zrozumieć dalszy rozwój dogmatu, najpierw należy pojąć znamienny
rys wczesnej chrystologii, jej adopcjonistyczny charakter. Wiara, że człowiek
został wyniesiony na Boga była wyrazem obecnego w masach,
podświadomego impulsu wrogości wobec Ojca. Przedstawiała ona możliwość
identyfikacji odpowiadającego jej oczekiwania, że wkrótce rozpocznie się
nowy wiek, w którym cierpiący i uciskani będą rządzić - i dlatego staną się
szczęśliwi. Ponieważ można było utożsamić się z Jezusem, bo był cierpiącym
człowiekiem, to możliwa stała się też wspólnotowa organizacja pozbawiona
autorytetów, statutów i biurokracji, jednoczona przez tę wspólną identyfikację.
Wczesnochrześcijańską wiarę adopcjonistyczną zrodziły masy; stanowiła ona
wyraz ich rewolucyjnych tendencji i oferowała satysfakcję ich najsilniejszym
tęsknotom. 'To tłumaczy, dlaczego tak niezwykle szybko stała się religią także
uciskanych mas pogańskich (choć niebawem nie tylko mas).
Przypisy:
5. "Kultura jako źródło cierpień", w: Z. Freud, "Człowiek, religia, kultura",
Warszawa 1967, s. 248-249.
6. Przyszłość pewnego złudzenia", w: Z. Freud, "Człowiek, religia, kultura",
Warszawa 1967, s.161.
7. Op. cit., s.173.
8. Józef Flawiusz, "Dawne dzieje Izraela", XVIIl,1,4, Poznań 1979.
9. Józef Flawiusz, "Wojna żydowska", II, 8,14, Poznań 1983.
10. Tamże.
11. Józef Flawiusz, "Dawne...", XV, s. l, 3.
12. Talmud, Pesachim 496.
13. Tamże.
14. J. Flawiusz, , Wojna żydowska", II 13,4-5.
15. Tamże, 11,13,6. Warto odnotować, że Józef Flawiusz, który sam należał
do arystokratycznej elity, opisuje rewolucjonistów z pozycji im
nieprzychylnych.
16. E. Schurer, "Geschichte desjiidischen Volkes im Zeitalter Jesu Christi",
wyd. 3, 1901,t. I. s. 617.
17. M. Dibelius, "Die urchristliche Uberlieferung von Johannes dem
Taufer",1991, s.130.
18. Orygenes, "Przeciw Celsusowi", III, 55, Warszawa 1986 r.
19. W związku z tą kwestią nie musimy zajmować się zagadnieniem
historyczności Jezusa. Nawet jeśli pierwotne posłanie chrześcijan było
dziełem jednej osoby, jego społeczne skutki są zrozumiałe tylko na gruncie
klas, do których było skierowane i przez które było akceptowane; ważnym tu
dla nas jest tylko zrozumienie ich sytuacji psychicznej.
20 A. von Harnack, "History of Dogma", NY 1961, t. I, s. 66-67 (wyd. oryg.
"Lehrbuch der Dogmageschichte", Bd. I-III).
21. Tamże, t. I, s. 62-63.
22. H. von Schubert, "Grundzuge der Kirchengeschichte", Tubingen 1904.
23. A von Harnack, dz. cyt., t. I, s. 78.
24. F. Ceumont, "Die orientalischen Religionen in ihrem EinfluB auf die
europaischen Religionen des Altertums", w: "Kultur der Gegewart", 2
wyd.1923, t. I, III, 1.
25. Oskarżenia o rytualne zabójstwa i seksualną rozwiązłość mogą być
rozumiane w podobny sposób.
Transformacja chrześcijaństwa i dogmat współistotności
Wczesne wierzenia dotyczące Jezusa uległy zmianie. Człowiek wyniesiony z
Boga stał się Synem Człowieczym, który zawsze był Bogiem i istniał przed
całym stworzeniem, jeden z Bogiem, a mimo to od niego odróżniony. Czy
zmiana idei dotyczących Jezusa ma także znaczenie psychologiczne, tak jak
wykazaliśmy je w przypadku wczesnych wierzeń adopcjonistycznych?
Odpowiedź na to pytanie uzyskamy poprzez przebadanie faktycznej sytuacji
życiowej i jej aspektów psychicznych u ludzi, którzy dwieście do trzystu lat
później stworzyli ten dogmat i weń uwierzyli.
Najważniejsze pytania: Kim byli chrześcijanie w pierwszych wiekach po
Chrystusie? Czy chrześcijaństwo pozostało religią cierpiących żydowskich
entuzjastów z Palestyny, czy też tych, którzy do nich dołączyli i zajęli ich
miejsce? Pierwsza wielka zmiana w układzie wiernych zaszła, gdy
propaganda chrześcijańska obróciła się ku poganom i w zwycięskiej kampanii
pozyskała między nimi zwolenników w niemal całym cesarstwie. Znaczenie
zmiany narodowości pośród wiernych nie może być niedoceniane, ale nie
odgrywało decydującej roli, dopóki nie zmienił się w istotny sposób społeczny
układ wspólnoty, tj. tak długo, jak składała się z ludzi biednych, uciskanych i
nieuczonych, dzielących wspólnie cierpienia, nienawiść i nadzieję.
Znany sąd Pawła z Tarsu o wspólnocie korynckiej odnosi się zarówno do
drugiego i trzeciego pokolenia chrześcijan, jak też okresu apostolskiego:
"Przeto przypatrzcie się bracia powołaniu waszemu! Niewielu tam mędrców
według oceny ludzkiej, niewielu możnych, niewielu szlachetnie urodzonych.
Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców,
wybrał to, co niemocne, aby mocnych poniżyć; i to, co nie jest szlachetnie
urodzone według świata i wzgardzone to, co nie jest, wyróżnił Bóg, by to co
jest, unicestwić."(1 Kor.1,26-28)-26
Jednak, chociaż znaczna większość wyznawców, których Paweł w pierwszym
wieku pozyskał dla chrześcijaństwa, była ludźmi z klas niższych- drobnymi
rzemieślnikami, niewolnikami i wyzwoleńcami, to stopniowo także inny
element - światli i zamożni - zaczął przenikać do wspólnot. Zaiste sam Paweł
był pierwszym przywódcą chrześcijańskim, który nie wywodził się z klas
niższych. Był on synem zamożnego obywatela rzymskiego, faryzeuszem, a
zatem jednym z intelektualistów, którzy chrześcijanami pogardzali i sami byli
przez nich znienawidzeni. "Nie był proletariuszem nie obeznanym z
porządkiem politycznym i nienawistnie mu się przeciwstawiającym; ani kimś
nie zainteresowanym w jego kontynuacji i żywiącym nadzieję na jego rozpad.
Od samego początku był zbyt blisko sił władzy i sprawiedliwości, posiadał zbyt
duże doświadczenie dobrodziejstwa świętego porządku, żeby nie być całkiem
innego zdania o etycznej wartości państwa, niż, powiedzmy, członek
narodowej partii zelotów, albo nawet jego faryzejscy koledzy, którzy w
rzymskim panowaniu widzieli ostatecznie mniejsze zło w porównaniu z
rządami półżydowskich Herodian".27
Swą działalnością propagandową Paweł niewątpliwie zbliżył najpierw warstwy
najniższe, ale na pewno także trochę zamożnych i światłych ludzi, głównie
kupców, którzy poprzez swe wędrówki i podróże w sposób decydujący
wpłynęli na rozprzestrzenienie się chrześcijaństwa. Jednak aż do ostatnich lat
drugiego wieku podstawowy i liczebnie największy element wspólnot
stanowiły klasy niższe. Ukazano to w niektórych fragmentach oryginalnych
pism, które jak List Jakuba, czy Księga Apokalipsy, zioną płomienną
nienawiścią do silnych i możnych. Pozbawiona artyzmu literatura i ogólny
wydźwięk eschatologii ukazują, że "członkowie wspólnot (chrześcijańskich)
okresu przedapostolskiego, wciąż wywodzili się z szeregów biedoty i
niewolników."-28
Około połowy drugiego stulecia, chrześcijaństwo zaczęło zdobywać
wyznawców spośród średnich i wyższych klas cesarstwa. Przede wszystkim
były to kobiety o znacznej pozycji oraz kupcy, którzy zatroszczyli się o
propagandę; chrześcijaństwo rozwinęło się wśród nich, a następnie stopniowo
przenikało w kręgi arystokracji rządzącej. Przy końcu drugiego wieku
przestało już być religią biednych rzemieślników i niewolników. A gdy pod
rządami Konstantyna stało się religią państwową, było już wyznaniem
szerokich kręgów klasy panującej Cesarstwa Rzymskiego."
Po dwustu pięćdziesięciu do trzystu latach od powstania chrześcijaństwa
wyznawcy tej wiary byli ludźmi zupełnie różnymi od pierwszych chrześcijan.
Nie byli to już Żydzi z bardziej namiętną niż u innych wiarą w rychłe nadejście
mesjanistycznych czasów. Raczej byli to Grecy, Rzymianie, Syryjczycy i
Gallowie, czyli krótko - przedstawiciele wszystkich nacji cesarstwa. Bardziej,
niż zmiana narodowościowa, ważna była różnica społeczna. Zaiste,
niewolnicy, rzemieślnicy i wynędzniały proletariat wciąż stanowili o liczebności
wspólnoty, ale jednocześnie chrześcijaństwo stawało się religią ludzi
wybitnych i klas panujących rzymskiego imperium.
W związku z tą zmianą w strukturze społecznej kościołów musimy się
przyjrzeć ogólnej sytuacji ekonomicznej i politycznej cesarstwa, w którym w
tym samym okresie dokonała się fundamentalna zmiana. Różnice
narodowościowe w światowym imperium zanikały. Nawet obcy mógł zostać
obywatelem rzymskim (Edykt Karakalli z r. 212). Jednocześnie funkcję
jednolitego, zrównującego narodowościowe różnice zobowiązania pełnił kult
cesarza. Rozwój ekonomiczny charakteryzował proces stopniowej, ale
postępującej feudalizacji. "Nowym stosunkom, utrwalonym po zakończeniu
trzeciego wieku, nieznana już była jakakolwiek praca dobrowolna, a tylko
praca przymusowa w grupach statusu (lub stanach), które stały się
dziedziczne począwszy od populacji wsi i kolonii, poprzez cechy i gildie, a
skończywszy (co powszechnie wiadomo) na patrycjacie, który stał się
głównym posiadaczem obciążeń podatkowych. W ten sposób koło się
zamknęło. Proces rozwoju wraca do punktu wyjścia. Średniowieczny
porządek ustalił się".-30
Politycznym wyrazem tej upadającej gospodarki, która cofała się do poziomu
respektującej ograniczenia stanowe "gospodarki naturalnej" była monarchia
absolutna, ukształtowana przez Dioklecjana i Konstantyna. Hierarchiczny
system rozwinął się w nieskończony ciąg zależności, na szczycie którego była
osoba boskiego cesarza, któremu masy winne były oddawać cześć i miłość.
W stosunkowo krótkim czasie Cesarstwo Rzymskie stało się państwem
feudalnym ze sztywno ustanowionym porządkiem, w którym wskutek
uniemożliwiającej postęp stagnacji, spowodowanej zastojem sił wytwórczych,
warstwy najniższe nie mogły liczyć na awans. System społeczny był ustalany i
regulowany odgórnie i polegał na tworzeniu warunków umożliwiających dołom
społecznym pogodzenie się z ich sytuacją.
Taka, w ogólności, była społeczna sytuacja w Cesarstwie Rzymskim na
początku trzeciego wieku. Transformację, którą przeszło chrześcijaństwo, a w
szczególności koncepcja Chrystusa i jego relacji do Boga Ojca, od swego
początku do tego okresu, należy pojmować przede wszystkim w świetle tej
zmiany społecznej i uwarunkowanej przez nią zmiany psychicznej oraz nowej
funkcji społecznej, którą musiała spełniać ta religia. Dlatego zupełnie gubi się
żywotny element tej sytuacji, jeśli twierdzi się, że to "ta" religia chrześcijańska
rozprzestrzeniała się i podbiła swoimi przekonaniami większość populacji
cesarstwa. Prawdą jest raczej, że oryginalną religię przekształcono w inną,
ale nowo powstała religia katolicka miała ważki powód, aby tę przemianę
skrywać.
Teraz wykażemy, jakąż to transformację przeszło chrześcijaństwo w
pierwszych trzech wiekach oraz w czym nowa religia przeciwstawiła się starej.
Rzeczą najważniejszą jest, że stopniowo zanikały stanowiące ośrodek wiary i
nadziei, oczekiwania eschatologiczne. Sercem misyjnej nauki wczesnej
wspólnoty było: "Blisko już jest Królestwo Boże". Ludzie sposobili się na jego
nadejście, spodziewali się nawet sami go doświadczyć, i wątpili, czy w
krótkim, poprzedzającym je czasie, możliwym będzie ogłoszenie
chrześcijańskiego posłania większości pogańskiego Świata. Wiara Pawła jest
jeszcze przepojona eschatologicznymi nadziejami, ale już u niego oczekiwany
czas nadejścia Królestwa zaczyna być odkładany w dalszą przyszłość. Dla
niego ostateczne spełnienie zostało zagwarantowane przez wyniesienie
Mesjasza i ostatnia walka, która miała nadejść, straciła swe znaczenie wobec
tego, co już się stało. Jednak w dalszym rozwoju wiara w natychmiastowe
ustanowienie Królestwa zaczynała w coraz większym stopniu zanikać: "Tym,
co obserwujemy jest, prawdę powiedziawszy, o ile nie nagły, to stopniowy
zanik pierwotnego - entuzjastycznego i apokaliptycznego - elementu
pewności rychłego panowania Ducha Świętego i nadziei na przyszłe
przezwyciężenie teraźniejszości."-31
O ile na początku koncepcja eschatologiczna i spirytualistyczna były ściśle z
sobą powiązane, a główny nacisk kładziono na tę pierwszą, to później
zaczęto je rozdzielać. Eschatologiczna nadzieja słabła, sednem wiary nie było
już drugie przyjście Chrystusa - "dlatego z konieczności musiało znajdować
się w przyjściu pierwszym, mocą którego gotowym stało się zbawienie dla
człowieka i człowiek do zbawienia."-32
Proces szerzenia się i prześladowania wczesnochrześcijańskiego
entuzjazmu, którym charakteryzował się wiek drugi, szybko zamarł. Na pewno
ponawiano wówczas, jak i w późniejszej historii chrześcijaństwa (od
montanistów do anabaptystów) próby odrodzenia dawnego entuzjazmu z jego
eschatologicznym oczekiwaniem - usiłowanie wywodzące się z grup, które
swą sytuacją ekonomiczną, społeczną i psychiczną, z powodu ucisku i walki o
wolność przypominały pierwszych chrześcijan. Ale Kościół, odkąd w trakcie
drugiego wieku odniósł decydujące zwycięstwo, już tych rewolucyjnych
zrywów nie potrzebował. Od tego czasu istota posłania nie mieściła się w
zawołaniu "Bliskie już jest Królestwo", w oczekiwaniu Dnia Sądu i rychłego
powrotu Jezusa; chrześcijanie nie odwoływali się już do przyszłości czy
historii, ale raczej oglądali się wstecz. Decydujące zdarzenie już się odbyło.
Cudem było samo pojawienie się Jezusa. Rzeczywisty, historyczny świat
potrzebował już zmiany, na zewnątrz wszystko pozostało po staremu -
państwo, społeczeństwo, gospodarka, prawo - bo zbawienie stało się
wewnętrzną, duchową, ahistoryczną, indywidualną sprawą zagwarantowaną
przez wiarę w Jezusa. Nadzieję na rzeczywiste, historyczne wyzwolenie
zastąpiono wiarą w już spełnione wyzwolenie duchowe. Interes historyczny
został wyparty przez interes kosmologiczny. Wespół z tym zanikły wymogi
etyczne. Chrześcijaństwo pierwszego wieku charakteryzowało się
rygorystycznymi postulatami etycznymi w wierze, że wspólnota jest przede
wszystkim towarzystwem świętości życia. Praktyczny rygoryzm etyczny
zastąpiono rozdzielanymi przez Kościół sakramentami. Z wyrzeczeniem się
pierwotnej surowości praktyki moralnej ściśle związana była rosnąca
tendencja do pogodzenia się chrześcijan z państwem. "Już w drugim wieku
istnienia Kościoła chrześcijańskiego, w całej rozciągłości uwidacznia się
proces zmierzający w kierunku pogodzenia się z państwem i
społeczeństwem"33 Nawet okazjonalne prześladowania chrześcijan przez
państwo w najmniejszym stopniu nie oddziałały na ten proces. Chociaż tu i
tam ponawiano próby zachowania dawnej, wrogiej państwu i stylowi życia
klasy średniej rygorystycznej etyki; to znaczna większość chrześcijan, z
biskupami na czele, zdecydowała inaczej. Teraz wystarczyło nosić Boga w
sercu, a wiarę w Niego wyznawać, gdy publiczne przyznanie się przed
władzami było nieuniknione. Wystarczyło unikać faktycznego
bałwochwalstwa. Chrześcijanin mógł poza tym wykonywać każde poważne
zajęcie; mógł już wchodzić w zewnętrzny kontakt z bałwochwalstwem, ale
powinien prowadzić się roztropnie, tak żeby nie skalać siebie ani nie dopuścić
ryzyka skalania siebie i innych. Kościół przyjmował tę postawę wszędzie od
początku trzeciego wieku. W ten sposób państwo pozyskało szereg obywateli,
którzy, dalecy od przyczyniania mu jakiejkolwiek trudności, wspierali porządek
i pokój społeczny... Odkąd Kościół porzucił swe nieustępliwe, negatywne
podejście do świata, rozwinął się w siłę wspomagającą i reformującą państwo.
Jeśli dopuścimy porównanie ze zjawiskiem współczesnym, możemy
powiedzieć, że unikający świata fanatycy, oczekujący niebiańskiego państwa
przyszłości, stali się rewizjonistami istniejącego porządku życia.
To zasadnicze przekształcenie chrześcijaństwa z religii uciskanych w religię
panujących oraz mas przez nich manipulowanych - z oczekiwania
zbliżającego się Dnia Sądu i nowego wieku w wiarę w odkupienie już
spełnione - z postulatu czystego, moralnego życia w oczyszczanie sumienia
poprzez kościelne sakramenty - z wrogości do znienawidzonego państwa, w
serdeczną ugodę z nim - wszystko to można określić jako wielki, nieodwołalny
zwrot o sto osiemdziesiąt stopni. Chrześcijaństwo, które było religią
pozbawionej hierarchii lub biurokracji wspólnoty równych sobie braci, stało się
"Kościołem", odbiciem absolutnej monarchii rzymskiego imperium.
W pierwszym wieku nie było nawet wyraźnie określonej zewnętrznej
zwierzchności we wspólnotach, które dzięki temu opierały się na
niezależności i wolności jednostek co do treści wiary. Wiek drugi
charakteryzował stopniowy rozwój kościelnej unii z władzami zwierzchnimi, a
zatem także ustanowienie systematycznej doktryny wiary, której musiał się
podporządkować każdy chrześcijanin. Pierwotnie to nie Kościół, ale sam Bóg
odpuszczał grzechy. Później, Extra ecclesiam nulla salus; jedynie Kościół
dawał ochronę przed jakąkolwiek zawinioną przez jednostkę niełaską. Jako
instytucja Kościół, święty na mocy własnego zarządzenia, stał się moralną
firmą wychowującą do zbawienia. Tę funkcję zastrzeżono dla kapłanów,
szczególnie Episkopatu, "który w swej jedności stanowi, gwarancję
prawowitości Kościoła i otrzymał jurysdykcję odpuszczania grzechów.
Przekształcenie wolnego bractwa w hierarchiczną organizację wyraźnie
wskazuje, że dokonała się zmiana psychiczna. Tak, jak pierwsi chrześcijanie
byli przepojeni nienawiścią i pogardą dla światłych bogaczy i panujących (czyli
dla wszelkiej zwierzchności), tak począwszy od trzeciego wieku, chrześcijanie
przepojeni byli czcią, miłością i wiernością dla nowych władz klerykalnych.
Chrześcijaństwo zmieniło się pod każdym względem w przeciągu trzech
pierwszych wieków swego istnienia i stało się nową, w porównaniu z
pierwotną, religią; to samo można odnieść do koncepcji Jezusa. We wczesnej
wspólnocie przeważała doktryna adopcjonistyczna, tzn. wiara, że człowiek
Jezus został wyniesiony na Boga. W dalszym rozwoju Kościoła koncepcja
natury Jezusa naginała się coraz bardziej ku stanowisku pneumatycznemu: to
nie człowiek został wyniesiony na Boga, ale Bóg zstąpił, by stać się
człowiekiem. To podstawa nowej koncepcji Chrystusa, która osiągnęła szczyt
w doktrynie Atanazego, przyjętej przez Sobór Nicejski: Jezus, Syn Boga,
zrodzony z Ojca przed wszystkimi wiekami, współistotny Ojcu. Ariański
pogląd, że Jezus i Bóg Ojciec są w istocie podobni ale nie identyczni,
odrzucono na rzecz logicznie sprzecznej tezy, że dwa byty, Bóg i Jego Syn,
są tylko jednym bytem; jest to stwierdzenie dwoistości będącej zarazem
jednością. Jakie jest znaczenie tej zmiany w koncepcji Jezusa i Jego
stosunku do Boga Ojca i jak zmiana dogmatu ma się do zmiany w całości
religii?
Wczesne chrześcijaństwo było wrogie władzy i państwu. W fantazji spełniało
rewolucyjne pragnienia wrogich Ojcu klas niższych. Chrześcijaństwo, które
trzysta lat później wyniesiono na oficjalną religię Cesarstwa Rzymskiego,
pełniło zupełnie inną funkcję społeczną. Zostało zaplanowane jako jedna
religia dla kierujących i kierowanych, rządzących i rządzonych.
Chrześcijaństwo wypełniało funkcję, której nie mogły spełnić ani cesarz, ani
kult Mitry, a mianowicie scalało masy w absolutystycznym systemie
cesarstwa. Rewolucyjne wrzenie panujące aż do drugiego wieku zanikło.
Dołączył się zastój gospodarczy; zaczynało się średniowiecze. Sytuacja
gospodarcza doprowadziła do systemu społecznych więzi i zależności, który
swój szczyt w polityce osiągnął w rzymsko-bizantyjskim absolutyzmie. Nawet
chrześcijaństwo przeszło pod przywództwo klasy panującej. Nowy dogmat
został stworzony i sformułowany nie przez masy, a przez grupę rządzącą i jej
inteligencję. Elementem decydującym była zmiana idei człowieka stającego
się Bogiem na tę, że Bóg staje się Człowiekiem.
Ponieważ nowa koncepcja Syna, który w istocie był w porównaniu z Bogiem
drugim, a mimo to jednym z Nim bytem, zmieniła istniejące między nimi
napięcie w harmonię, a także uchyliła koncepcję, że człowiek mógł stać się
bogiem. Tym samym wyeliminowała z formuły dogmatu rewolucyjny,
polegający na wrogości wobec ojca charakter starszej doktryny. Zawarta w
starej formule zbrodnia Edypa, zastąpienie ojca przez syna, została w nowym
chrześcijaństwie wyeliminowana. Pozycja ojca pozostała nienaruszona. Teraz
jednak nie było człowieka, ale Jego jednorodzony Syn, istniejący przed całym
stworzeniem i przy nim będący. Sam Jezus stał się Bogiem bez
detronizowania Boga, ponieważ zawsze był Jego częścią składową.
Jak dotąd zrozumieliśmy tylko negatyw zagadnienia, dlaczego Jezus nie mógł
być już człowiekiem podniesionym do Boga, umieszczonym po prawicy Ojca.
Potrzeba uznania ojca, w celu biernego się mu podporządkowania, mogła być
zaspokajana przez wielkiego współzawodnika chrześcijaństwa, kult cesarza.
Dlaczego to chrześcijaństwu, a nie kultowi cesarza udało się zostać
stanowioną religią państwową cesarstwa? Ponieważ to chrześcijaństwo
posiadało własność, która czyniła je bardziej przydatnym do wypełniania
wyznaczonej funkcji społecznej, a mianowicie w ukrzyżowanego Syna
Bożego, cierpiące i uciskane masy mogły identyfikować się z Nim w stopniu
większym niż z cesarzem. Ale treść zaspokojenia w wyobraźni zmieniła się.
Masy nie utożsamiały się już z ukrzyżowanym człowiekiem po to, by w
wyobraźni zdetronizować Ojca, ale raczej po to, by cieszyć się jego łaską i
miłością. Idea, że człowiek stał się Bogiem była symbolem tendencji
agresywnych, aktywnych i wrogich Ojcu. Ideę, że Bóg stał się Człowiekiem
przekształcono w symbol czułego, pasywnego przywiązania do Ojca. Masy
satysfakcjonował fakt, że ich przedstawiciel, ukrzyżowany Jezus, został
wyniesiony stając się przedwiecznym Bogiem. Lud nie oczekiwał już bliskiej
zmiany historycznej, ale raczej wierzył, że wyzwolenie już miało miejsce, że to
czego oczekiwał już się spełniło. Odrzucił fantazję reprezentującą wrogość
wobec Ojca, w jej miejsce przyjął inną - harmonijnej jedności syna
spoczywającego przy ojcu, poprzez wolną wolę tego ostatniego. To jest
zasadnicze znaczenie zawarte w logicznej sprzeczności dogmatu Trójcy.-35
Ta logiczna sprzeczność jest z natury socjologiczna, tzn. wyraża zmianę w
społecznej funkcji chrześcijaństwa. Odległej od bycia wyznaniem
buntowników i rewolucjonistów religii klasy panującej wyznaczono teraz
funkcję utrzymania mas na wodzy i przewodzenie im. Od czasu, jak
powstrzymano starych rewolucjonistów, emocjonalne potrzeby mas były
zaspokajane w inny sposób. Formuła biernego podporządkowania zajęła
miejsce aktywnej wrogości wobec Ojca. Nie było koniecznym zastępowanie
Ojca, ponieważ Syn był w istocie od początku równy Bogu, a ściślej,
ponieważ Bóg sam go "wyemitował". Faktycznie możliwość identyfikacji z
Bogiem, który cierpiał - mimo że od początku był w niebie, przy jednoczesnej
eliminacji tendencji wrogich Ojcu, jest podstawą zwycięstwa chrześcijaństwa
nad kultem cesarza. Co więcej, zmiana w postawie wobec realnych,
istniejących postaci Ojca - kapłanów, cesarza, a szczególnie panujących -
odpowiadała temu zmienionemu podejściu do Ojca-Boga.
Psychiczna sytuacja mas katolickich czwartego wieku nie była podobna do
wczesnochrześcijańskiej w tym, że nienawiść do panujących, w tym Ojca-
Boga, przestała być uświadamiana albo była taką tylko w znikomym zakresie.
Powodem tego była zmiana rzeczywistości społecznej. Każda nadzieja na
obalenie panujących, albo zwycięstwo własnej klasy była tak rozpaczliwa, że
z punktu widzenia psychiki, trwanie w postawie nienawiści byłoby próżne i
nieopłacalne. Jeśli obalenie ojca było rzeczą beznadziejną, to lepszym
unikiem psychicznym było poddanie się mu, pokochanie go i otrzymanie w
zamian miłości. Ta zmiana postawy psychicznej była nieuniknionym
rezultatem ostatecznej klęski klasy uciskanej.
Ale agresywne impulsy nie mogły zaniknąć ani nawet osłabnąć, ponieważ ich
rzeczywista przyczyna - ucisk panujących - nie została usunięta ani
pomniejszona. Gdzie się podziały teraz? Zostały odwrócone od
wcześniejszych obiektów - ojców, władzy - i obrócone ku samej jednostce.
Identyfikacja z cierpiącym, ukrzyżowanym Jezusem dawała wspaniałą ku
temu okazję. W dogmacie katolickim nacisk położono nie jak we
wczesnochrześcijańskiej doktrynie na obalenie Ojca, ale na
samounicestwienie Syna.
Pierwotna agresja skierowana przeciw ojcu obróciła się przeciw jaźni i tym
samym przysposobiono ujście dla społecznej stabilności całkowicie
nieszkodliwe. Ale to było możliwe jedynie w związku z inną zmianą. Dla
pierwszych chrześcijan, panujący i bogaci byli złymi ludźmi, którzy odbierają
zasłużoną zapłatę za swą niegodziwość. Oczywiście pierwsi chrześcijanie nie
byli pozbawieni poczucia winy z powodu swej wrogości wobec Ojca; a
identyfikacja z cierpiącym Jezusem także umożliwiała odpokutowanie agresji,
ale, bez wątpienia, nie kładli nacisku na poczucie winy i masochistyczną
reakcję pokuty. Jednak później sytuacja mas katolickich uległa zmianie. Nie
stało się już dla nich rządzących, których mogliby obciążyć winą za niedolę i
cierpienie; to raczej cierpiący sami sobie byliby winni. Za to, że są
nieszczęśliwi, musieli ganić siebie. Tylko przez stałą pokutę, tylko przez
osobiste cierpienie mogli odkupić swą winę i zdobyć miłość i przebaczenie
Boga oraz Jego ziemskich reprezentantów. Przez cierpienie i
samookaleczenie znajduje się ucieczkę od przygniatającego· ludzi poczucia
winy i zdobywa szansę na pozyskanie przebaczenia i miłości. Kościół katolicki
pojmował, jak przyspieszyć i umocnić ten proces zmiany wyrzutów wobec
Boga i panujących na wyrzuty sumienia wobec samego siebie. Wzmógł
poczucie winy mas do stopnia, na którym było ono niemal nie do zniesienia. I
czyniąc tak osiągnął podwójny cel: po pierwsze, pomógł przerzucić wyrzuty i
agresję z klasy panującej na cierpiące masy; i po drugie, zaofiarował się tym
cierpiącym masom jako dobry i kochający ojciec, ponieważ kapłani zapewniali
przebaczenie i przebłaganie poczucia winy, które sami wywołali. Przemyślnie
kultywował stan psychiczny, z którego on i klasa wyższa wywodzili podwójną
korzyść: zmianę kierunku agresji mas i zapewnienie sobie ich zależności,
wdzięczności i miłości.
Dla rządzących fantazja o cierpiącym Jezusie pełniła nie tylko tę funkcję
społeczną, ale także ważną funkcję psychiczną. Przyniosła ulgę ich poczuciu
winy, którego doświadczali wskutek nędzy i cierpienia mas przez nich
uciskanych i eksploatowanych. Przez identyfikację z cierpiącym Jezusem
eksploatatorzy mogli sami odprawiać pokutę. Wymyślili sobie ideę, że skoro
nawet jednorodzony Syn Boga wybrał cierpienie, to jest ono dla mas łaską
Bożą, i dlatego nie ma żadnego powodu, aby winić się za spowodowanie go.
Przekształcenie chrystologicznego dogmatu, jak też całej religii
chrześcijańskiej, było po prostu zgodne ze zwykle spełnianą przez religię
funkcją społeczną, utrzymywaniem społecznej stabilności poprzez ochronę
interesów klasy panującej. Dla pierwszych chrześcijan błogosławionym i
satysfakcjonującym marzeniem było stworzenie fantazji, że znienawidzona
władza będzie wkrótce obalona i że oni sami, teraz biedni i cierpiący, osiągną
panowanie i szczęście. Po ich ostatecznej klęsce i tym, że żywione przez nich
oczekiwania okazały się daremne, masy zaczęła satysfakcjonować fantazja,
w której to one brały na siebie odpowiedzialność za całe cierpienie; mogły
odpokutować za swe grzechy poprzez cierpienie własne, a następnie mieć
nadzieję na miłość dobrego Ojca. Tego, że jest kochającym Ojcem, dowiódł
On, kiedy pod postacią Syna, stał się cierpiącym człowiekiem. Ich inne, poza
rozgrzeszeniem, pragnienia szczęścia były zaspokajane w fantazji o
błogosławionym życiu pozagrobowym, przyszłym życiu powołanym do
zastąpienia doczesnego szczęścia w tym świecie, na które mieli nadzieję
pierwsi chrześcijanie.
Jednakże w naszej interpretacji formuły współistotności nie odkryliśmy
jeszcze jej unikalnego i podstawowego, podświadomego znaczenia.
Doświadczenie analityczne pozwala nam domniemywać, że za logiczną
sprzecznością formuły, że dwa jest równe jedności, musi kryć się szczególnie
podświadome znaczenie, któremu dogmat zawdzięcza swą wartość i urok.
Najgłębszy, podświadomy sens doktryny współistotności staje się jasny, gdy
przywołamy prosty fakt: istnieje jedna rzeczywista sytuacja, w której ta
formuła ma sens. To sytuacja dziecka w łonie matki. Matka i dziecko są
dwoma bytami, a zarazem jednym. Teraz dochodzimy do głównego problemu
zmiany relacji w idei stosunku Jezusa do Boga Ojca. Zmienił się nie tylko Syn,
ale także Ojciec. Silny, władczy Ojciec stał się ochraniającą i opiekuńczą
matką; na początku zbuntowany, następnie cierpiący i bierny Syn stał się w
końcu małym dzieckiem. W przebraniu ojcowskiego Boga Żydów, który
przeważył w walce z macierzyńskimi bożyszczami Bliskiego Wschodu,
wyłania się ponownie boska postać Wielkiej Matki i staje się dominującą
figurą średniowiecznego chrześcijaństwa.
Znaczenie, jakie bóstwo macierzyńskie miało dla katolicyzmu, począwszy od
czwartego wieku, staje się jasne. Po pierwsze, w roli, którą zaczął odgrywać
Kościół i po drugie, w kulcie Marii. Pokazaliśmy, że dla wczesnego
chrześcijaństwa idea Kościoła była jeszcze zupełnie obca. Dopiero w trakcie
historycznego rozwoju Kościół przyjmował hierarchiczną organizację; sam
Kościół stał się świętą instytucją, a zatem czymś więcej niż tylko sumą swych
członków. Kościół pośredniczy w zbawieniu; wierni są jego dziećmi; to on jest
Wielką Matką i tylko przez niego człowiek może osiągnąć bezpieczeństwo i
błogosławieństwo.
Równie oczywistym jest odrodzenie postaci bóstwa macierzyńskiego w kulcie
Marii. Postać Marii oznacza, że bóstwo macierzyńskie rozwinęło się
niezależnie, poprzez oddzielenie się od Ojca-Boga. Przymioty macierzyńskie,
które zawsze stanowiły nieuświadomioną część charakteru Boga-Ojca,
zostały teraz uświadomione i wyraźnie doświadczone oraz symbolicznie
wyrażone.
W Nowym Testamencie, żadną miarą nie wynosi się Marii ponad poziom
zwykłych ludzi. Z rozwojem chrystologii idee dotyczące Marii stale się
uwydatniały. Im bardziej odwracano się od postaci historycznego, ludzkiego
Jezusa ku przedwiecznemu Synowi Boga, tym bardziej deifikowano Marię.
Chociaż według Nowego Testamentu, Maria w małżeństwie z Józefem
urodziła kolejne dzieci, Epifoniusz uważał ten sąd za lekkomyślny i heretycki.
W sprawie przeciw nestorianom w 431 roku zawyrokowano, że Maria była nie
tylko matką Chrystusa, ale także matką Boga. Przy końcu czwartego wieku
ludzie kierowali do niej modlitwy. Jednocześnie, także artystyczne
przedstawienia Marii zaczęły odgrywać wielką i stale rosnącą rolę.
Nadchodzące wieki przywiązywały coraz większe znaczenie do matki Boga, a
jej kult stawał się coraz bogatszy i rozleglejszy. Wznoszono jej ołtarze, a jej
obrazy były wystawiane wszędzie. Z odbierającej łaskę stała się dawczynią ze
szczodrością, jakiej nie przypisywano nawet samemu Chrystusowi-36. Maria
z dzieciątkiem Jezus stała się symbolem katolickiego średniowiecza.
Pełne znaczenie kolektywnej fantazji karmiącej Madonny staje się przejrzyste
dopiero w wycinkach psychoanalitycznych obserwacji klinicznych. Sandor
Radó wykazał nadzwyczajne znaczenie, jakie lęk przed głodem z jednej, a
szczęście satysfakcji oralnej z drugiej strony, odgrywają w psychicznym życiu
jednostki. "Katusze głodu stają się w psychice człowieka zapowiedzią >>kar
<< późniejszych i w świetle wiedzy o karze okazują się prostą drogą do
karania samego siebie, która swój nieuchronny kres osiąga w melancholii. Za
odczuwanym w melancholii lękiem przed zubożeniem nie kryje się nic innego
jak tylko lęk przed głodem (tj. lęk przed zubożeniem w sensie fizjologicznym,
tzn. ubytkiem w naturalnym wyposażeniu); ten lęk jest reakcją żywotności
pozostałej części normalnej jaźni na zagrażający życiu, narzucany przez
Kościół, ponury akt pokuty za grzechy. Ssanie piersi, jednakże, pozostaje
doskonałym wzorem niezachwianej, przekraczającej ofiary miłości. Z
pewnością nie jest przypadkiem, że karmiąca Madonna z dzieciątkiem stała
się symbolem potężnej religii, a za jej pośrednictwem, symbolem całej epoki
kultury Zachodu. Moim zdaniem, wyprowadzenie zastawu znaczeń Winy-
Pokuty-Przebaczenia z dziecięcego doświadczenia Gniewu-Głodu-Ssania
piersi jest rozwiązaniem naszej zagadki, dlaczego uwolnienie od winy i miłość
są prawdopodobnie najmocniejszą konfiguracją, z jaką spotykamy się na
wyższych stopniach ludzkiego życia psychicznego."37
Dociekanie Radó, czyni w pełni pojmowalnym związek fantazji o cierpiącym
Jezusie z fantazją o dzieciątku Jezus przy matczynej piersi. Obie są wyrazem
pragnienia przebaczenia i pokuty. W wyobrażeniu Jezusa ukrzyżowanego
przebaczenie osiąga się poprzez bierne, samookaleczające
podporządkowanie się Ojcu. W wyobrażeniu dzieciątka Jezus przy piersi
Madonny brakuje elementu masochistycznego; w miejsce Ojca znajdujemy
Matkę, która uspokajając dziecko zapewnia przebaczenie i pokutę. To samo
uczucie szczęścia konstytuuje podświadome znaczenie dogmatu
współistotności, wyobrażenia dziecka schronionego w łonie.
Ta fantazja wielkiej przebaczającej matki jest optymalną gratyfikacją, jaką
katolicyzm miał do zaoferowania wyobraźni mas. Im bardziej masy cierpiały,
tym bardziej ich rzeczywista sytuacja przypominała sytuację cierpiącego
Jezusa, i tym bardziej postać szczęśliwego ssącego bobasa mogła - i musiała
- pojawiać się obok tamtej. Ale oznacza to także, że ludzie musieli wycofać
się do postawy biernej, infantylnej. Taka pozycja wykluczała aktywny bunt;
była to postawa psychiczna odpowiadająca człowiekowi z hierarchicznie
skonstruowanej społeczności średniowiecznej, ludzkiej istocie, która odkrywa
siebie jako zależną od panujących, którzy ze swej strony spodziewali się
zapewnić jej minimum wyżywienia, i dla których głód stanowił dowód jej
grzechów.
Przypisy:
26. R. Knopf, "Das nachapostolische Zeitalter", Tuburgen,1905, s. 64.
27. J. Weiss, "Das Urchristentum, Gottingen",1917, s 132.
28. Knopf dz. cyt., s. 69. Upomnienia św. Hipolita ujawniają jeszcze etyczny
rygoryzm i wrogość wobec stylu życia klasy średniej: "Należy zbadać zawody
i zajęcia sprowadzanych, aby przystąpili do wiary. Jeśli ktoś jest rajfurem,
musi tego zaniechać lub zostać oddalony. Jeśli jest malarzem albo
rzeźbiarzem, należy mu zakazać wykonywania idoli, jeśli tego nie poniecha
należy go oddalić. Jeśli jest aktorem lub mimem, musi tego zaniechać albo
być oddalony. Nauczyciel małych dzieci musi odstąpić od swego zawodu, ale
jeśli nie ma innego zajęcia, można mu pozwolić na jego wykonywanie.
Podobnie woźnica, który bierze udział w wyścigach lub na nie uczęszcza,
musi tego zaniechać lub zostać oddalony. Gladiator lub trener gladiatorów,
albo myśliwy (w igrzyskach z dzikimi zwierzętami), albo ktokolwiek inny z
takimi pokazami związany, bądź urzędnik sprawujący pieczę nad zawodami
gladiatorskimi, muszą to porzucić lub być oddaleni. Żołnierza w służbie
państwowej należy pouczyć, aby nie zabijał i odmawiał wykonania rozkazu
zabójstwa oraz składania przysięgi. Dowódca wojskowy, noszący purpurę
(oficer) musi się jej zrzec lub zostać oddalony. Jeśli katechumen lub
wyznawca chce zostać żołnierzem, musi być oddalony, bo porzucą Boga.
(cyt. za Aron Maruach, "Die Mission und Ausbreitung des Christentum";1925,
t. I, 300.)
29. Na przykładzie właściwości wspólnoty rzymskiej Knopf przedstawia obraz
ewolucji społecznego układu Kościoła chrześcijańskiego w pierwszych trzech
wiekach. Paweł w Liście do Filipian (4,22) prosi, aby jego pozdrowienie
zostało przekazane "zwłaszcza tym z domu Cezara" (według Biblii
Tysiąclecia, Paweł przekazuje pozdrowienia "tych z domu Cezara" - uwaga
tłumacza). Fakt, że wyroki śmierci ferowane przez Nerona dla chrześcijan
(wspomniane przez Tacyta, Kroniki, XV, 44), takie jak zaszywanie w skórach,
szczucie psami, krzyżowanie, spalanie żywcem, mogły być stosowane tylko
wobec humiliores (bardziej poważanych), wskazuje, że chrześcijanie tego
okresu należeli głównie do ludzi rang niższych, nawet jeśli pojedynczy ludzie,
bogaci i wybitni, mogli już być w ich szeregach. Na to, jak wielce zmienił się
układ kościoła apostolskiego, wskazuje cytowany przez Knopfa ustęp z
Klemensa: “bogaci winni ofiarować pomoc, a biedni winni dziękować Bogu, że
dał im kogoś, dzięki komu ich potrzeby mogą być zaspokajane.". Nie
dostrzega się tu śladu wrogości wobec bogatych, która przenika inne
dokumenty. W ten sposób można mówić o Kościele, w którym bogatsi i
wybitniejsi nie należą do rzadkości i poświęcają się dla biednych (Knopf, dz.
cyt., s 65). Fakt, że w r.96 na osiem miesięcy przed swą śmiercią, Domicjan
skazał na śmierć swego kuzyna - konsula Tytusa Flawiusza, a jego pierwszą
żonę skazał na wygnanie - karząc go prawdopodobnie
z całą pewnością, za przynależność do chrześcijaństwa, wskazuje, że już
przy końcu pierwszego wieku chrześcijanie w Rzymie przeniknęli w otoczenie
Cesarza. Wzrost liczby bogatych i wybitnych wśród chrześcijan spowodował,
w sposób naturalny, napięcia i zróżnicowanie opinii w kościołach. Jedna z
tych szybko wyrosłych różnic dotyczyła kwestii, czy chrześcijańscy panowie
powinni wyzwolić swych chrześcijańskich niewolników. W myśl napomnienia
Pawła niewolnicy nie powinni dążyć do wyzwolenia. Ale ponieważ w trakcie
rozwoju chrześcijaństwo w coraz większym stopniu stawało się wiarą grup
panujących, wzrost tego rodzaju napięć został zahamowany. (Knopf dz. cyt.,
s. 81. Zobacz też: “Pasterz. Podobieństwo VIII., 9 i nn.). (..) Wydaje się
jednak, że bogaci i wybitni, ludzie dobrze urodzeni, mogli przyłączyć się do
kościoła chrześcijańskiego dopiero po panowaniu Antoninów (Euzebiusz
Historia Kościoła,
Ks.V 21,1). W ten sposób w głównej metropolii świata chrześcijaństwo
przestało być religią przede wszystkim ludzi biednych i niewolników. Odtąd
jego siła przyciągania ujawniła się w różnych warstwach własności i
wykształcenia.
30. E. Meyer, "Sklaverei im Altertum" w: "Kleine Schriften", 2 wyd.,1924, t. I,
s. 81.
31. Harnack, "History of Dogma", NY 1969, I, 49. Harnack podkreśla, że w
kwestii przyjścia Chrystusa albo natury i środków zbawienia, pierwotnie
przeważały dwa wzajemnie powiązane stanowiska. Zbawienie, trzeba
nadmienić, z jednej strony pojmowano jako udział w bliskim już chwalebnym
Królestwie Chrystusa, a wszystko inne uważano za przygotowanie na tę pełną
perspektywę; z drugiej strony zaś zwracano uwagę na wypełniane przez
Chrystusa Boskie warunki i postanowienia, co umożliwiało ludziom
osiągnięcie tego udziału, tzn. uczyniło go pewnym. Wchodzą tu w grę
błogosławieństwa odpuszczenia grzechów, prawości, wiary, wiedzy itd., i o ile
ich pewnym rezultatem jest życie w Królestwie Chrystusa lub poprawniej życie
wieczne, to już je same można uważać za zbawienie (Harnack, dz. cyt.,
s.129-130).
32. Harnack, "History of Dogma", NY 1969, I, 4,1, s. 239.
33. Harnack, "Kirche und Staat bis zur Grundung der Staatskirche", w: "Kultur
der Gegenwart", 2 wyd. t. I, 4,1, s. 239.
34. Cyprian, "List" 69,11.
35. Namysł nad trzecią osobą Trójcy, Duchem Św., możemy pominąć. Trójca
była pierwotnie dogmatem binarnym, powstałym z kombinacji dwóch formuł.
36. Związek kultu Marii z pogańskim kultem bóstwa macierzyńskiego był
opracowywany wielokrotnie. Szczególnie wyraźny przykład stanowią
Kolorydianki, które -jako kapłanki Marii - niosły placki w uroczystej procesji, w
dniu Jej Święta. Było to podobne do wspomnianego przez Jeremiasza kultu
kananejskiej królowej niebios. Rosch interpretuje placek jako symbol falliczny
i wyraża pogląd, że Maria czczona przez Kolorydianki jest identyczna z
orientalno-fenicką Astarte (zob. Realenzyklopedie fur protestantische
Theologie und Kirche, Bd. XIt, Leipzig 1915).
37. "Internationale Zeitchrift fur Psychoanalyze", Bd. XIII, s. 445.
Rozwój dogmatu do Soboru Nicejskiego
Jak dotąd, aż śledziliśmy zmiany w koncepcjach Chrystusa i Jego stosunku
do Boga Ojca od ich początku w wierze pierwszych chrześcijan do nicejskiego
dogmatu - i próbowaliśmy wskazać motywy tych zmian. Rozwój miał jednak
kilka stadiów pośrednich, odznaczających się w różnych sformułowaniach,
które pojawiały się od czasu soboru. Rozwój ten wynika ze sprzeczności i
można go zrozumieć tylko dialektycznie, jednocześnie ze stopniową ewolucją
chrześcijaństwa z religii rewolucyjnej w popierającą państwo. Wykazanie, że
różne sformułowania dogmatu każdorazowo odnoszą się do szczególnej
klasy i jej potrzeb, wymaga specjalnego opracowania. Mimo to jednak
podstawowe rysy winny być tu wskazane.
Chrześcijaństwo drugiego wieku, w którym zapoczątkowano “rewizjonizm",
charakteryzowało się walką na dwóch frontach: z jednej strony musiały być
tłumione rewolucyjne tendencje, które wciąż wybuchały z pewną siłą w bardzo
różnych miejscach; z drugiej strony musiały być tłumione także tendencje,
które zbyt szybko kierowały się ku społecznemu konformizmowi, w istocie zaś
szybciej niż rozwój społeczny na to pozwalał. Masy mogły realizować tylko
wolny, stopniowy kurs ufności od Jezusa rewolucyjnego do wiary w Jezusa
popierającego państwo.
Wczesnochrześcijańskie tendencje najmocniej wyrażał montanizm.
Autentycznie wielkie przedsięwzięcie frygijskiego proroka Montanusa z drugiej
połowy drugiego wieku było reakcją na konformistyczne tendencje
chrześcijaństwa, reakcją, która usiłowała przywrócić wczesnochrześcijański
entuzjazm. Montanus pragnął odciągnąć chrześcijan od ich społecznych
układów i na boku od świata ustanowić ze swych wyznawców nową
wspólnotę, która przygotowywałaby się na zstąpienie "niebieskiego
Jeruzalem". Montanizm był wybuchem wczesnochrześcijańskich nastrojów,
ale proces przekształcania chrześcijaństwa zaszedł już tak daleko, że ta
rewolucyjna tendencja została poczytana za herezję przez zwierzchników
Kościoła, którzy zachowywali się jak rządcy państwa rzymskiego.
(Zachowanie Lutra wobec zbuntowanych wieśniaków i anabaptystów było pod
wieloma względami podobne.)
Gnostycy, z drugiej strony, stanowili inteligencję zamożnej zhellenizowanej
klasy średniej. Według Harnacka, gnostycyzm reprezentował "intensywne
zeświecczenie" chrześcijaństwa i antycypował proces, który musiał być
kontynuowany przez dalsze sto pięćdziesiąt lat. Tymczasem jednak był
atakowany przez oficjalny Kościół razem z montanizmem, ale tylko w
niedialektycznej interpretacji można przeoczyć fakt, że charakter walki z
montanizmem był zupełnie inny, niż z gnostycyzmem. Montanizmowi
opierano się, ponieważ był odnowieniem ruchu wcześniej ujarzmionego, a
wciąż niebezpiecznego dla obecnych przywódców chrześcijaństwa.
Gnostycyzmowi opierano się dlatego, że zbyt szybko chciał zrealizować swe
pragnienia, ponieważ rozgłaszał tajemnicę nadchodzącego rozwoju
chrześcijaństwa, nim świadomość mas była ją w stanie przyjąć.
Gnostyckie idee wiary, w szczególności koncepcje chrystologiczne i
eschatologiczne, wybiegały naprzeciw oczekiwaniom, które musimy ustalić w
oparciu o nasze badanie psychospołecznego podłoża rozwoju dogmatu. Nie
jest niczym zdumiewającym, że gnostycyzm całkowicie zaprzecza
wczesnochrześcijańskiej eschatologii, w szczególności ponownemu przyjściu
Chrystusa i zmartwychwstaniu ciał, a w przyszłości spodziewa się jedynie
wyzwolenia ducha z jego cielesnej powłoki. To gruntowne odrzucenie
eschatologii, na które katolicyzm zdobył się sto pięćdziesiąt lat później, było
wówczas przedwczesne; koncepcje eschatologiczne były jeszcze
podtrzymywane ze względów ideologicznych przez apologetów, którzy w
innych kwestiach odcinali się od pierwotnej doktryny. Ta pozostałość została
oceniona przez Harnacka jako "archaiczna",
ale w owym czasie konieczna ze względu na potrzebę zadowolenia mas.
Należy wspomnieć o jeszcze jednej koncepcji gnostycyzmu, ściśle związanej
z odrzuceniem eschatologii: tj. o gnostyckim akcentowaniu rozbieżności
między najwyższym Bogiem i stwórcą świata oraz stwierdzeniu, że "obecny
świat bierze początek z upadku człowieka albo przedsięwzięcia wrogiego
Bogu i dlatego jest dziełem istoty złej lub pośredniej."-38 Znaczenie tej tezy
jest jasne: jeśli stworzenie, tzn. świat historyczny, wyrażający się w życiu
społecznym i politycznym jest od początku zły, jeżeli jest dziełem pośrednika,
mniej znaczącego lub gorszego Boga, to istotnie nie może być zbawiony, a
wszelkie eschatologiczne nadzieje muszą być fałszywe i nieuzasadnione.
Gnostycyzm odrzucił możliwość wspólnej zmiany i zbawienia ludzkości i
zastąpił ją jednostkowym ideałem wiedzy, dzielącym ludzi zgodnie z
religijnymi i duchowymi wytycznymi na określone klasy i kasty; podziały
społeczne i ekonomiczne uważano za dobre i dane od Boga. Ludzie zostali
podzieleni na pneumatyków, którzy cieszą się najwyższym
błogosławieństwem, psychików, którzy podzielają błogosławieństwo nieco
gorsze, i hylików, którzy są zupełnie pogrążeni. Było to odrzucenie
zbiorowego odkupienia i potwierdzenie klasowej stratyfikacji społeczeństw,
podobnej tej, którą ustanowił później katolicyzm, oddzielając laikat od kleru i
życie ludzi prostych od życia mnichów.
Jaka zatem była gnostycka koncepcja Jezusa i ich stosunek do Boga Ojca?
Uważali oni, że "Eon Niebieski Chrystus i ludzki wygląd tego Eonu muszą być
wyraźnie odróżnione i każdemu należy przypisać “>>distincte agere<<"
Niektórzy, jak Bazylides, nie uznawali faktycznej jedności pomiędzy
Chrystusem i Jezusem, którego uważali za ziemskiego człowieka. Inni, np.
część walentynian, uważali, że ciało Jezusa było psychicznym tworem
niebiańskim i wyszło z łona Marii tylko jako wygląd; w końcu trzecia część,
tacy jak Saturinus głosili, że wszystek widziany wygląd Chrystusa był zjawą i
dlatego przeczyli jego narodzinom."-39
Jakie jest znaczenie tych koncepcji? Rysem decydującym jest, że pierwotna
idea chrześcijańska, iż realnie istniejący człowiek (którego charakter,
wrogiego ojcu rewolucjonisty, już wyłożyliśmy) stał się Bogiem, została
wyeliminowana. Różne tendencje gnostyckie były jedynie wyrażeniami
różnych możliwości tej eliminacji. Wszyscy oni zaprzeczali, że Jezus był
człowiekiem, a stąd podkreślali niewzruszalność Ojca-Boga. Równie jasny
jest ich pogląd w sprawie odkupienia. Tak jak niepodobieństwem jest, że ten
świat, zły z natury, może stać się dobrym, tak samo człowiek nie może stać
się bogiem; oznacza to również, że niepodobieństwem jest, iż cokolwiek w
istniejącej sytuacji społecznej może się zmienić. Nieporozumieniem jest
sądzić, że teza gnostyków - iż starotestamentowy Bóg Stwórca nie jest
Bogiem najwyższym, a tylko podrzędnym -jest wyrazem szczególnie wrogich
tendencji wobec Ojca. Gnostycy musieli stwierdzić podrzędność Boga
Stwórcy, aby dowieść tezy o niezmienności świata i ludzkiego społeczeństwa.
Ich teza, inaczej niż pierwszych chrześcijan, dotyczyła Boga im obcego,
żydowskiego Jahwe, którym ci Grecy nie musieli się przejmować. Dla nich
detronizacja tego żydowskiego bóstwa nie pociągała za sobą ani nie
wymagała jako warunku jakichś szczególnie wrogich emocji wobec Ojca.
Kościół katolicki zwalczający montanizm jako niebezpieczną pozostałość i
gnostycyzm jako przedwczesną antycypację tego co musiało nadejść,
stopniowo, ale pewnie zmierzał ku ostatecznemu osiągnięciu celu w wieku
czwartym. Apologeci byli pierwszymi, którzy postarali się o teorię tego
rozwoju. Stworzyli dogmaty - byli pierwszymi, którzy używali tego terminu w
sensie technicznym - w których wyrazili zmienione podejście do Boga i
społeczeństwa. Z pewnością nie byli tak radykalni jak gnostycy; wskazaliśmy,
że pozostawili idee eschatologiczne i w ten sposób utrzymali łączność z
wczesnym chrześcijaństwem. Ich doktryna Jezusa i Jego stosunku do Boga
Ojca była jednak ściśle powiązana ze stanowiskiem gnostyckim i stanowiła
zarodek dogmatu nicejskiego. Usiłowali oni przedstawić chrześcijaństwo jako
najwyższą filozofię; "Formułowali treść Ewangelii w sposób, który przemawiał
do zdrowego rozsądku wszystkich poważnych myślicieli i inteligencji tego
wieku."-40 (tj. klas średnich i wyższych - E. F). Chociaż apologeci nie
nauczali, że materia jest zła, nie czynili jednak Boga bezpośrednim sprawcą
świata, ale personifikowali boski rozum i umieścili go pomiędzy Bogiem i
światem. Logos, wydzielony przez Boga na zewnątrz siebie dla celów
stworzenia i powstały przez dobrowolny akt, był dla nich Synem Bożym. Z
jednej strony nie był od Boga oddzielony, stanowił raczej wynik boskiego
rozwinięcia; z drugiej strony był Bogiem i Panem. Jego osoba miała początek,
w stosunku do Boga był stworzeniem; jednak Jego podporządkowanie nie
wypływa z Jego natury, ale raczej z faktu powstania.
Apologetyczna chrystologia Logosu była w istocie identyczna z dogmatem
nicejskim. Teorię adopcjonistyczną, antyautorytarystyczną, odnoszącą się do
człowieka który został Bogiem odrzucono, a Jezus stał się przedwiecznym
jednorodzonym Synem Boga, który w jakkolwiek w różnym odeń bycie jest
jednej z Nim natury. Dlatego nasza interpretacja tego źródła doktryny
nicejskiej w istocie odnosi się do chrystologii Logosu, decydującego
prekursora nowego, katolickiego chrześcijaństwa.
"Asymilacja chrystologii Logosu w wierze Kościoła sprawia, że przekształciła
się ona w doktrynę o znamionach filozofii greckiej; porzuciła dawne idee
eschatologiczne" w istocie, zdusiła je, zastąpiła Chrystusa historii
Chrystusem-pojęciem, zasadą i przekształciła historycznego Mesjasza w
zjawisko: Poprowadziła chrześcijan ku "Naturze" i wielkości naturalistycznej,
miast osobowej i moralnej. Ostatecznie nadała ich wierze kierunek ku
kontemplacji idei i dogmatów, przygotowując w ten sposób drogę do życia
monastycznego z jednej oraz religii sprawującej opiekę nad niedoskonałym
światem pracy, z drugiej strony. Uprawomocniła setki pytań kosmologicznych
i metafizycznych jako kwestie religijne i zastrzegła sobie ostateczną
odpowiedź w sprawach dotyczących zbawienia. Doprowadziło to do sytuacji,
w której, zamiast głosić wiarę w wiarę, głosiła ludowi wiarę i zahamowała
wzrost religii, pozornie ją rozszerzając. Ale ponieważ umocniła sojusz z
nauką, uczyniła chrześcijaństwo religią światową, a faktycznie
kosmopolityczną i przygotowała drogę dla edyktu Konstantyna.-41
Tak więc w chrystologii Logosu stworzono zarodek ostatecznego dogmatu
katolickiego. Jednak proces rozpoznania i przyjęcia go nie był wolny od
poważnych walk z kwestionującymi go ideałami, za którymi kryły się
pozostałości wczesnochrześcijańskich poglądów i nastrojów. Koncepcje te
nazywano monarchianizmem (jako pierwszy uczynił to Tertulian). W
monarchianizmie można wyróżnić dwie tendencje: adopcjonistyczną i
modalistyczną. Monarchianizm adopcjonistyczny wychodził od Jezusa jako
człowieka, który stał się Bogiem. Wersja modalistyczna utrzymywała, że
Jezus był manifestacją Boga Ojca, a nie współbogiem. Obie tendencje były
monarchianistyczne dlatego, że potwierdzały jedynowładztwo Boga; jedna, że
człowiek został przez boskiego ducha natchniony, podczas gdy Bóg jako
unikalny byt pozostał niewzruszony; druga, że Syn był jedynie manifestacją
Ojca, także zachowywała Boskie władztwo. Chociaż obie odmiany
monarchianizmu wydawały się sobie przeczyć, kontrast nie był wówczas tak
ostry. Harnack wskazuje, że te dwa poglądy - jawnie tak sprzeczne - na wiele
sposobów koincydowały, a interpretacja psychoanalityczna czyni ich
pokrewieństwo w pełni pojmowalnym. Wskazano, że podświadomym
znaczeniem koncepcji adopcjonistycznej jest pragnienie wyparcia Boga-Ojca.
Jeśli człowiek może stać się Bogiem i zasiadać na tronie po prawicy Boga, to
Bóg jest w rzeczywistości zdetronizowany. Jednak ta sama tendencja jest
oczywista w dogmacie modalistycznym: jeżeli Jezus był tylko manifestacją
Boga, to z pewnością sam Bóg Ojciec został ukrzyżowany, umęczony i zmarł.
Pogląd ten nazwano patrypasjonizmem. W tej koncepcji rozpoznajemy
wyraźne pokrewieństwo ze starymi bliskowschodnimi mitami umierającego
boga (Attis, Adonis, Ozyrys), które zawierają podświadomą wrogość do ojca-
boga.
Jest to dokładną odwrotnością tego, co musiałoby się sądzić w interpretacji
zaniedbującej psychiczną sytuację ludzi popierających dogmat.
Monarchianizm adopcjonistyczny, jak też modalistyczny, oznacza nie
wzmocnienie czci dla Boga, ale jej zaprzeczenie - pragnienie wyparcia Go,
wyrażone w deifikacji człowieka, albo w ukrzyżowaniu samego Boga.
Z tego co dotychczas powiedziano, w pełni zrozumiałym staje się, że Harnack
podkreśla jako jeden z istotnych punktów, na który zgadzają się oba ruchy
monarchianistyczne, fakt, że reprezentują one eschatologiczną -jako
przeciwną naturalistycznej - koncepcję osoby Chrystusa. Widzieliśmy, że
wcześniejsza idea, iż Jezus powróci aby ustanowić nowe królestwo, była
istotną częścią pierwszej, rewolucyjnej i wrogiej Ojcu wiary chrześcijańskiej.
Dlatego nie jesteśmy zaskoczeni, odnajdując ją także w obu omawianych
ruchach, których związek z doktryną wczesnochrześcijańską został
wykazany. Nie dziwi nas także, że Tertulian i Orygenes poświadczają, iż
ogrom chrześcijan rozumował w terminach władztwa i rozumiemy, że walka
przeciw obu typom monarchianizmu, w istocie wyrażała walkę przeciw wciąż
zakorzenionym w masach, tendencjom wrogości wobec Boga-Ojca i wobec
państwa.
Pomijamy jednostkowe niuanse w rozwoju dogmatu i przechodzimy do
wielkopomnej różnicy zdań, która została następnie rozstrzygnięta na
Soborze Nicejskim, a mianowicie kontrowersji pomiędzy Ariuszem i
Atanazym. Ariusz rozumował, że Bóg jest Jednością, poza którą nie ma innej,
i że Jego Syn był niezależnym bytem o zupełnie różnej istocie niż Ojciec. Nie
posiadał istoty tej samej co Ojciec, nie był prawdziwym Bogiem, a boskie
własności miał tylko jako nabyte i tylko w części. Ponieważ nie był wieczny,
jego wiedza nie była doskonała. Dlatego nie jest uprawniony do tej samej czci
co Ojciec. Został jednak stworzony przed światem, jako instrument kreacji
innych stworzeń, stworzony z woli Boga jako byt niezależny. Atanazy
przeciwstawił Syna, należącego do Boga, światu: został On wytworzony z
istoty Boga, całkowicie podziela pełnię natury Ojca, ma jedną i tę samą istotę i
stanowi ścisłą jedność z Bogiem.
Za opozycją istniejącą pomiędzy Ariuszem i Atanazym możemy łatwo
rozpoznać dawną kontrowersję między koncepcją monarchianistyczną a
apologetyczną chrystologią Logosu (nawet jeśli Atanazy poczynił małe zmiany
poprzez nowe sformułowania), walkę między rewolucyjnymi tendencjami
wrogimi Ojcu-Bogu i konformistycznym ruchem popierającym Ojca i państwo,
a wyrzekającym się kolektywnego i historycznego wyzwolenia. Ten ostatni
zatriumfował ostatecznie w wieku czwartym, gdy chrześcijaństwo stało się
oficjalną religią Cesarstwa Rzymskiego. Ariusz, uczeń Lukiana, który z kolei
był uczniem Pawła z Samostaty, jednego z najwybitniejszych rzeczników
adopcjonizmu, reprezentował ten pogląd już nie w czystej, oryginalnej formie,
ale wymieszany z elementami chrystologii Logosu. Nie mogło być zresztą
inaczej, ponieważ rozwój chrześcijaństwa od wczesnego entuzjazmu do
Kościoła katolickiego zaszedł tak daleko, że starą opozycję można już było
odnaleźć tylko w języku i klimacie kościelnych stanowisk. Jeśli kontrowersja
pomiędzy Atanazym i Ariuszem wydawała się obracać wokół małej różnicy
(czy Bóg i Jego Syn są tej samej, czy podobnej substancji, Homoousion czy
Homoiousion), znikomość tej różnicy była dokładnie konsekwencją
zwycięstwa, teraz niemal zupełnego, nad wczesnochrześcijańskimi
tendencjami. Ale poza tą debatą nie kryje się nic innego, jak tylko konflikt
pomiędzy tendencjami rewolucyjnymi i reakcyjnymi. Dogmat ariański był
jedną z ostatnich konwulsji ruchu wczesnochrześcijańskiego; zwycięstwo
Atanazego przypieczętowało klęskę religii i nadziei wieśniaków, rzemieślników
i palestyńskich proletariuszy.
W dużym skrócie próbowaliśmy pokazać jak różne stadia rozwoju dogmatu
harmonizowały z ogólnym trendem tego rozwoju od wiary
wczesnochrześcijańskiej do postanowień nicejskich. Atrakcyjnym zadaniem,
którego w tej monografii musimy zaniechać, byłoby pokazanie społecznej
sytuacji grup zaangażowanych w każdym stadium. Wartościowym byłoby
także zbadanie powodu, dla którego dziewięć dziesiątych Wschodu i
Germanie obstawali przy arianizmie. Wierzymy jednak, że w sposób
wystarczający wykazaliśmy, że różne stadia rozwoju dogmatu, a także jego
początek i kres, można zrozumieć tylko w oparciu o zmiany w aktualnej
sytuacji społecznej i funkcji chrześcijaństwa.
Przypisy:
38. Harnack, "History of Dogma", NY 1961, I, s. 258.
39. Tamże, s. 259-260.
40. Tamże, II, s.110.
41. Harnack, “Lehrbuch der Dogmengeschichte", wyd. 6,1922, s.155
Inna próba interpretacji
Jakie różnice w metodzie i treści istnieją pomiędzy tą monografią i
opracowaniem tego samego materiału wykonanym przez Theodora Reika?
Oto jak postępuje Reik. Szczególnym przedmiotem jego dociekania jest
dogmat, zwłaszcza chrystusologiczny. Ponieważ "zajęty jest tropieniem
analogii pomiędzy religią i nerwicą kompulsywną i wykazywaniem związku
tych dwóch zjawisk w jednostkowych przykładach", usiłuje pokazać
"zwłaszcza na tym reprezentatywnym przykładzie, że dogmat religijny w
ewolucyjnej historii odpowiada obsesyjnej myśli neurotycznej, że stanowi
najbardziej znaczący wyraz irracjonalnego myślenia kompulsywnego".
Procesy psychiczne prowadzące do konstrukcji i rozwoju dogmatu powielają
psychiczny mechanizm myślenia obsesyjnego, i w obu przeważają te same
motywy. "W kształtowanie dogmatu uwikłane są te same mechanizmy
obronne, co w wymuszonych procesach zachodzących w jednostce".
Jak Reik przechodzi do rozwinięcia swej tezy dotyczącej fundamentalnej
analogii między dogmatem a wymuszeniem? Po pierwsze, w oparciu o swoją
ideę analogii między religią i nerwicą kompulsywną spodziewa się odkryć tę
zgodność we wszystkich jednostkowych aspektach obu zjawisk, a zatem
także między myśleniem religijnym i kompulsywnym. Potem zwraca się do
ewolucji dogmatu i obserwuje jej przebieg w kontynuowanej walce o małe
różnice; nie wydaje się być zbyt odległym przypuszczenie, że tak uderzające
podobieństwo pomiędzy rozwojem dogmatu a myśleniem obsesyjnym należy
interpretować jako dowód identyczności tych dwóch zjawisk, a zatem
nieznane należy wyjaśniać przez znane, kształtowanie się dogmatu trzeba
rozumieć jako zachodzące według tych samych praw, które zawiadują
procesami kompulsywno-neurotycznymi. Hipoteza wewnętrznego związku
tych dwóch zjawisk zostaje umocniona przez fakt, że zwłaszcza w dogmacie
chrystologicznym ambiwalentny stosunek do Boga Ojca odgrywa imponującą
i szczególną rolę.
W metodologicznym podejściu Reika kryją się pewne, nie wypowiedziane
jasno założenia, których przedstawienie jest konieczne dla krytyki jego
metody. Najważniejszym jest następujące: ponieważ religię, w tym przypadku
chrześcijaństwo, pojmuje się i przedstawia jako jedność, wyznawcy tej religii
przybierają pozór zintegrowanego podmiotu i masy traktuje się tak, jak gdyby
były jednym człowiekiem, jednostką. Tak jak socjologia organicystyczna,
pojmująca społeczeństwo jako żywą istotę, a różne grupy w nim jako różne
części organizmu, w ten sam sposób Reik przyjmuje koncepcję
organicystyczną - nie w sensie anatomicznym, ale psychologicznym. Co
więcej, nie próbuje badać mas, których jedność zakłada, w ich rzeczywistej
sytuacji życiowej. Przyjmuje, że masy są identyczne i zajmuje się jedynie
ideami i ideologiami przez nie tworzonymi, a nie żywymi ludźmi i ich sytuacją
psychiczną. Nie interpretuje ideologii jako wytworzonych przez ludzi;
wiadomości o ludziach czerpie z ideologii. Tym samym jego metoda jest
stosowana do badania historii dogmatu, ale nie historii religijnej i społecznej.
W ten sposób zupełnie przypomina nie tylko socjologię organicystyczną, ale
także metodę badań religioznawczych zorientowanych na historię idei, z
której zrezygnowali nawet historycy religii, m. in. Harnack. Przez swą metodę
Reik w istocie podtrzymuje podejście teologiczne, które treść jego dzieła
świadomie i jawnie odrzuca. To stanowisko teologiczne podkreśla jedność
religii chrześcijańskiej -w rzeczy samej, katolicyzm przypisuje sobie
niezmienność i jeśli przyjmiemy za metodę analizę chrześcijaństwa jak gdyby
było żywą jednostką, w konsekwencji zajmiemy ortodoksyjne stanowisko
katolickie. Elementem wspólnym tych dwóch poglądów jest zasadniczo idea,
że człowiek w historii nie zmienia się ani nie rozwija.
Omawiana właśnie metodologia ma wielkie znaczenie w badaniu
chrześcijańskiego dogmatu, ponieważ jest rozstrzygająca jeśli chodzi o
koncepcję ambiwalencji, która w dziele Reika ma miejsce centralne. O tym,
czy założenie zjednoczonego podmiotu jest do przyjęcia, czy też nie, można
zdecydować dopiero po zbadaniu - Reik tego nie robi - psychicznej,
społecznej i ekonomicznej sytuacji grupy. W naszej monografii usiłowaliśmy
wykazać, że takie założenie nie może być użyteczne w stosunku do
chrześcijaństwa tego okresu. W tym przypadku zastosowanie koncepcji
ambiwalencji Reika byłoby nie do utrzymania. Pojęcie ambiwalencji stosuje
się jedynie wówczas, gdy zachodzi konflikt poglądów w jednostce albo, dajmy
na to, w grupie relatywnie identycznych jednostek. Jeśli człowiek kocha i
zarazem nienawidzi inną osobę, możemy mówić o ambiwalencji. Ale jeśli
istnieje dwóch ludzi, z których jeden kocha, a drugi nienawidzi trzeciego
człowieka, to ci dwaj są oponentami. Możemy analizować dlaczego jeden
kocha, a drugi nienawidzi, ale nieporozumieniem byłoby mówienie o
ambiwalencji. Jeśli w grupie spotykamy się ze współwystępowaniem
sprzecznych poglądów, to tylko badanie realnej sytuacji tej grupy może
wskazać, czy poza jej pozorną jednością nie można doszukać się różnych
podgrup z innymi pragnieniami, zwalczającymi się nawzajem. Pozorna
ambiwalencja, może w rzeczywistości okazać się konfliktem pomiędzy
różnymi grupami.
Ten punkt można zilustrować przykładem. Wyobraźmy sobie, że po kilkuset
albo tysiącu lat prowadzący badania psychoanalityk, posługując się metodą
Reika, opracował monografię historii politycznej Niemiec po rewolucji z
r.1918, a w szczególności o dyskusji nad kolorami niemieckiej flagi. Ustaliłby,
że byli w narodzie niemieckim zwolennicy flagi czarno--biało-czerwonej; inni
upierali się przy czarno-czerwono-złotej, a jeszcze inni chcieli flagi czerwonej
- a potem doszli do porozumienia na mocy którego zadecydowano, że flaga
główna będzie czarno-czerwono-złota, a bandera na statkach czarno-biało-
czerwona z czarno-czerwono-złotym narożnikiem. Wyobrażony przez nas
analityk po pierwsze zbadałby racjonalizacje i przypuszczalnie odkrył, że
jedna z grup chciała utrzymać flagę czarno-biało-czerwoną, ponieważ te
kolory są na oceanie bardziej widoczne niż czarno-czerwono-złote.
Wskazałby, jakie znaczenie miała w tej kampanii postawa wobec ojca
(monarchia czy republika) i odkryłby analogię z myśleniem kompulsywnego
neurotyka. Zacytowałby przykłady, w których wątpliwość co do prawidłowego
koloru (powołany przez Reika przykład pacjenta, który łamał sobie głowę nad
tym, czy założyć krawat czarny czy biały, pasuje tu jak ulał) jest zakorzeniona
w konflikcie ambiwalentnych impulsów i w awanturze o kolory flagi oraz w
ostatecznym kompromisie dostrzegł zjawisko analogiczne do obsesyjnego
myślenia, uwarunkowanego przez te same przyczyny.
Każdy, kto pojmuje rzeczywiste związki (włączając nawet naszego badacza, o
ile nie zwracałby uwagi przede wszystkim na konkurujące ze sobą
rozwiązania, a miał baczenie na ludzi nimi zainteresowanych,) nie miałby
wątpliwości, że wniosek z analogii byłby fałszywy. Oczywistym jest, że istniały
różne grupy, których interesy "realistyczne" i "emocjonalne" były
przeciwstawne, że batalia o flagę jest walką pomiędzy grupami o różnej
orientacji psychicznej i ekonomicznej, i że ma się tu do czynienia bynajmniej
nie z "konfliktem ambiwalencji". Kompromis co do flagi nie był rezultatem
konfliktu ambiwalencji, ale raczej kompromisem pomiędzy różnymi
roszczeniami walczących ze sobą grup społecznych.
Jakie istotne różnice wynikają z różnicy metodologicznej? Zarówno w
interpretacji treści dogmatu, jak też w psychologicznej ocenie dogmatu,
zastosowanie różnej metody prowadzi do różnych wyników. Istnieje wspólny
punkt wyjścia, interpretacja wiary wczesnochrześcijańskiej jako ekspresji
wrogości wobec Ojca. Jednakże w interpretacji dalszego rozwoju dogmatu
dochodzimy do konkluzji dokładnie przeciwnej niż Reik. Reik uważa
gnostycyzm za ruch, w którym buntownicze impulsy, wspomagane przez
religię Syna, przeważyły do końca, do degradacji Ojca-Boga. Z kolei my
próbowaliśmy wykazać, że gnostycyzm eliminował wczesnochrześcijańskie
tendencje rewolucyjne. Błąd Reika wydaje się nam wyrastać z faktu, że
zgodnie ze swą metodą odnotowuje tylko gnostycką formułę usunięcia
żydowskiego Ojca-Boga, zamiast spojrzeć na gnostycyzm jako całość, w
której sformułowaniu wrogości wobec Jahwe może być przypisywane
zupełnie inne znaczenie. Interpretacja dalszego rozwoju dogmatu prowadzi
do jeszcze innych, w różnym stopniu sprzecznych wniosków. W doktrynie o
pre-egzystencji Jezusa, Reik dostrzega przetrwanie i zwycięstwo pierwotnej
chrześcijańskiej wrogości wobec Ojca. W bezpośredniej do tego opozycji,
próbowałem wykazać, że w idei pre-egzystencji Jezusa, pierwotna wrogość
wobec Ojca została zastąpiona przez jej przeciwną tendencję harmonizującą.
Widzimy, że interpretacja psychoanalityczna prowadzi tu do dwóch
przeciwnych koncepcji podświadomego znaczenia różnych sformułowań
dogmatu. To przeciwieństwo z pewnością nie zależy od różnicy w przyjętych
założeniach. Polega ono jedynie na różnicy w metodzie stosowania
psychoanalizy do opisu zjawisk psychospołecznych. Konkluzje do których
dochodzimy wydają się nam być poprawne ponieważ, inaczej niż Reika,
pochodzą nie z interpretacji izolowanej i absolutyzowanej formuły religijnej,
ale raczej z rozpatrywania jej w powiązaniu z rzeczywistą sytuacją życiową
ludzi przy niej obstających.
Niemniej ważna jest nasza niezgodność, wynikająca z tej samej różnicy
metodologicznej, odnośnie do interpretacji psychologicznego znaczenia
dogmatu jako takiego. Reik widzi w dogmacie najbardziej znaczący wyraz
rozpowszechnionego myślenia kompulsywnego i próbuje pokazać, że
“procesy psychiczne prowadzące do ustanowienia i rozwoju dogmatu
przebiegają zgodnie z psychicznymi mechanizmami myślenia
kompulsywnego, że tak w jednych jak i w drugich, przeważają te same
motywy". Uważa, że rozwój dogmatu jest uwarunkowany przez ambiwalentną
postawę wobec Ojca. Według Reika, wrogość wobec Ojca po raz pierwszy
osiąga szczyt w gnostycyzmie. Następnie apologeci rozwijają chrystologię
Logosu, w której podświadomy cel zastąpienia Boga Ojca przez Chrystusa
jest przejrzyście symbolizowany, chociaż zwycięstwu podświadomych
impulsów zapobiegają silne reakcje obronne. Tak jak w nerwicy
kompulsywnej, gdzie dwie przeciwstawne tendencje zamiennie zyskują
przewagę, te same zwalczające się skłonności pojawiają się w rozwoju
dogmatu, podlegającemu tym samym prawom co nerwica. Powyżej w
szczegółach pokazaliśmy źródło błędu Reika. Przeoczył on fakt, że
psychologicznym przedmiotem jest tu nie człowiek, a nawet nie grupa
posiadająca relatywnie jednolitą i niezmienną strukturę psychiczną, ale raczej
układ różnych grup z różnymi interesami psychicznymi i społecznymi. Różne
dogmaty są wyrazem tych właśnie sprzecznych interesów, a zwycięstwo
dogmatu nie jest wynikiem wewnętrznego konfliktu psychicznego,
analogicznego temu, który ma miejsce w jednostce, ale raczej jest rezultatem
historycznego rozwoju, który w następstwie zmian warunków zewnętrznych
(takich jak sytuacja i regres sił wytwórczych i powiązanych z nimi sił
społecznych i politycznych), prowadzi do zwycięstwa jednego ruchu, a porażki
drugiego. Reik rozpatruje dogmat, jako wyraz myślenia kompulsywnego, a
rytuał jako wyraz kolektywnego kompulsywnego działania. Z pewnością
poprawnym jest sąd, że w dogmacie chrześcijańskim, jak też w wielu innych,
ambiwalencja wobec ojca odgrywa wielką rolę, ale to w żaden sposób nie
dowodzi, że fantazje dogmatu stanowią treść myślenia kompulsywnego.
Próbowaliśmy wykazać precyzyjnie, dlaczego odchylenia w rozwoju dogmatu,
które z początku sugerują myślenie kompulsywne, w istocie wymagają innego
wytłumaczenia. Dogmat jest w wielkim stopniu uwarunkowany przez
realistyczne motywy polityczne i społeczne. Służy za coś w rodzaju chorągwi,
a przyznanie się do chorągwi jest wyznaniem członkostwa w szczególnej
grupie. Na tej podstawie zrozumiałe staje się, że religie, które są dostatecznie
utrwalone przez elementy pozareligijne (tak jak judaizm przez element
etniczny) mogą niemal zupełnie obywać się bez systemu dogmatów w sensie
katolickim.
Ale jest oczywistym, że ta organizująca funkcja dogmatu nie jest jedyną. W tej
monografii usiłowaliśmy wykazać, jakie społeczne znaczenie należy przypisać
dogmatowi poprzez to, że w wyobraźni czyni zadość roszczeniom ludu i
zastępuje gratyfikację rzeczywistą. Ustaliwszy, że symboliczna gratyfikacja
streszcza się w formie dogmatu, w który masy na mocy autorytetu kapłanów i
władców muszą uwierzyć, wydaje się, że dogmat można porównać do nakazu
autorytetu i jest on odczuwany jako rzeczywistość, ponieważ wierni są co do
tego zgodni. Aby dogmat mógł zawładnąć podświadomością, treści których
nie można świadomie przyjąć, muszą być pominięte i zaprezentowane w
formie zracjonalizowanej i akceptowalnej.
Konkluzja
Podsumujmy, co wykazało nasze badanie odnośnie znaczenia zmian
zachodzących w ewolucji dogmatu Chrystusa. Centralnym znaczeniem
wczesnochrześcijańskiej wiary w cierpiącego człowieka, który stał się Bogiem,
było dające się odczuć pragnienie przezwyciężenia Boga-Ojca lub jego
ziemskich przedstawicieli. Postać cierpiącego Jezusa zrodziła się przede
wszystkim z występującej po stronie cierpiących mas potrzeby identyfikacji, a
tytko wtórnie była zdeterminowana przez potrzebę pokuty za zbrodnię agresji
wobec Ojca. Wyznawcami tej wiary byli ludzie, których los sprawił, że
przesiąkli nienawiścią do swych władców i nadzieją na szczęście własne.
Zmiana w sytuacji ekonomicznej i społecznym układzie wspólnoty
chrześcijańskiej odmieniła postawę psychiczną wiernych. Dogmat rozwinął
się; idea człowieka, który został Bogiem, zmieniła się w ideę Boga, który
został Człowiekiem. Ojciec nie musiał być już przezwyciężany; to nie władcy
byli winnymi, ale cierpiące masy. Agresja nie zwracała się już przeciw
rządzącym, ale przeciw osobom samych cierpiących. Źródłem satysfakcji były
przebaczenie i miłość, które ojciec zapewnia swoim posłusznym synom, a
jednocześnie królewska, ojcowska postawa, którą przyjmuje cierpiący Jezus
dopóki pozostaje przedstawicielem cierpiących mas. W końcu Jezus staje się
Bogiem bez obalania Boga, ponieważ zawsze był Bogiem. Za tym kryje się
jeszcze głębszy regres, wyrażający się w dogmacie współistotności: ojcowski
Bóg, którego przebaczenie można osiągnąć tylko poprzez własne cierpienie,
zostaje przekształcony w Matkę pełną łaski, która karmi dziecko, tuli je na
swoim łonie i w ten sposób zapewnia przebaczenie. Opisując
psychologicznie, zmiana tu zachodząca jest zmianą z postawy wrogiej wobec
ojca w postawę pasywnej i masochistycznej uległości, a ostatecznie do tej
zajmowanej przez dziecko kochane przez swą matkę. Jeśli ten rozwój
dokonałby się w jednostce, oznaczałby chorobę psychiczną. Jednakże
odbywa się on w ciągu wieków i oddziałuje nie na pełną strukturę psychiczną
jednostek, a tylko na wspólny wszystkim wycinek; jest wyrazem nie
patologicznego rozstroju, a raczej przystosowania do danej sytuacji
społecznej.
Dla mas, które trzymały się resztek nadziei na obalenie władców,
wczesnochrześcijańska wyobraźnia była odpowiednia i satysfakcjonująca, tak
samo jak dogmat katolicki dla mas wieków średnich. Przyczyną rozwoju jest
zmiana w sytuacji społeczno-ekonomicznej albo zastój sił wytwórczych i jego
społeczne konsekwencje. Ideologowie klas dominujących umacniali i
przyspieszali ten rozwój, proponując masom symboliczne zadośćuczynienie,
kierując ich agresję w nieszkodliwe ujścia. Katolicyzm oznaczał zamaskowany
powrót do religii Wielkiej Matki, która wcześniej została pokonana przez
Jahwe. Jedynie protestantyzm powrócił do Boga-Ojca. Otwiera on epokę
społeczną, która dopuszcza aktywną postawę mas w przeciwieństwie do
pasywnej, infantylnej postawy wieków średnich.
Z angielskiego przełożył Krzysztof Kosior
SZABAT*
*·E. Fromm, "Religion", w: "Sammelte Werke", t. VI, Stuttgart 1980.
Instytucja jednego dnia wypoczynku w tygodniu wydaje się być tak oczywista
ze względów społecznych, że nie wymaga wyjaśniania przy pomocy badań
psychologicznych (psychologia głębi). Jeśli jednak zajmiemy się instytucją
szabatu w kontekście, w jakim rozwijała się ona u proroków Izraela, w Biblii i
w późniejszej tradycji żydowskiej, to natychmiast pojawia się cały szereg
ważnych i nie rozwiązanych dotychczas problemów.
Jeśli szabat ma być dniem odpoczynku i odprężenia dla człowieka, jeśli zakaz
pracy ma być dobrodziejstwem, a nie uciążliwością, to jak wyjaśnić niektóre
obowiązujące w tym dniu zakazy, które najwyraźniej odznaczają się tendencją
przeciwną? I tak biblijne zakazy gotowania i pieczenia w szabat (Ex 16,23),
opuszczania domu (Ex 16,29), rozniecania ognia (Ex 35,3) wcale nie
wyglądają na ułatwienia lecz na utrudnienia, których oczekiwalibyśmy raczej
w dniu żałoby i pokuty (por. J. Hehn,1907; M. Jastrow,1898; G.Beer,1908); są
to bowiem typowe rytuały żałobno-pokutne, do których jesteśmy
przyzwyczajeni zarówno w religii żydowskiej, jak i w innych religiach (por. np.
żydowskie przepisy żałobne po zgonie bliskich krewnych, tu w dalszym
tekście). Ten mroczny, pełen strachu, ascetyczny nastrój przepisów szabatu
nie zanika także w późniejszym, rabinistycznym rozwoju religii żydowskiej.
Wprawdzie szabat służy tu z jednej strony w coraz większej mierze
odpoczynkowi, staje się "dniem przyjemności", w którym także ciało ma jej
doznać poprzez obfite jedzenie i długi sen; z drugiej strony jednak wyraźnie
widoczna jest także tendencja odwrotna, a nawet częściowo coraz bardziej
się wzmacnia.
I tak w czasach Machabeuszy zapanował w praktyce - zresztą na krótko -
pogląd, że w szabat nie wolno się bronić przed zbrojnym atakiem, nawet
gdyby to oznaczało utratę życia. (1 Makk. 2,31 i nast.; 2 Makk 5,25 ff; 6,11).
Zakaz pracy został rozszerzony tak dalece, że przestępstwem było nawet
zerwanie jednego kłosa lub niesienie na ulicy choćby najlżejszego
przedmiotu. W Księdze Jubileuszy 50,8 (z ostatnich dziesięcioleci drugiego
wieku p.n.e.) zakazane są w szabat zbliżenia małżeńskie. Zabronione było
także leczenie w ogóle. Wyraźną paralelę do staro arabskich zwyczajów
żałobnych (por.: Dtn 21,12) stanowi też następujący zakaz "pracy" w Misznie:
"Kto obcina sobie paznokcie..., a także włosy na głowie, a także wąsy i brodę,
a też i kobieta, która trefi sobie włosy, a i taka, co maluje sobie powieki, i co
zabarwia na czerwono policzki, tych wszystkich rabbi Eliezer uznaje za
winnych grzechu" (Miszna, Szabat X,6).
Nasze zdumienie pokazanym tu swoistym charakterem zakazów pracy w
szabat zwiększa się jeszcze gdy widzimy; że złamanie tych zakazów, które
pozornie mają służyć przecież wypoczynkowi i dobremu samopoczuciu ludzi,
jest zagrożone karą śmierci, tak jak najcięższe przestępstwa (np. zdrada
małżeńska). (Ex 35,2). Ta, tak nie pasująca do humanistycznej instytucji, jaką
jest dzień odpoczynku, surowość staje się jeszcze bardziej widoczna poprzez
fakt, że zabronione jest nawet dotykanie przedmiotów, przy pomocy których
można by wykonać zabronioną pracę. Dodajmy do tego, że szabat uchodził,
obok obrzezania, za podstawową normę, wręcz za kryterium narodowości
żydowskiej, a wtedy to etniczne znaczenie zwiększa jeszcze trudność jego
zrozumienia jako dnia odpoczynku, zarządzonego ze względów socjalnych i
mającego ogólnoludzkie znaczenie.
Nie dają wyjaśnienia także uzasadnienia szabatu podane w Biblii. Wprawdzie
zawarte w piątej Księdze Mojżesza (Dtn 15,23) powołanie się na niewolę
egipską wydaje się mieć sens współczesnego dnia odpoczynku, ale znów
przytoczone w drugiej Księdze Mojżesza wyjaśnienia szabatu przy pomocy
odpoczynku Boga w siódmym dniu stworzenia świata (Ex 10,11) problem
tylko komplikuje. Skoro bowiem dzień odpoczynku został ustanowiony na
korzyść i dla odpoczynku trudzącego się przez cały tydzień człowieka, to cóż
to za bluźniercze (z teologicznej perspektywy) wyobrażenie Boga, który już po
sześciu dniach ciężkiej pracy potrzebował odpoczynku.
Do tych pytań wynikających ze specyfiki samego przepisu o szabacie
dochodzą inne, historyczne problemy związane z rozwojem tej instytucji,
bynajmniej nie łatwiejsze. Przede wszystkim problem związku między
babilońskimi dniami siódmymi, które były dniami nieszczęścia i pojednania, a
hebrajskim szabatem, który miał być dniem radości, a także związku szabatu
z biblijnym dniem pojednania zwanym szabatem szabatów oraz późniejszymi
wyobrażeniami o okresie przyjścia Mesjasza, który nazywa się "czasem
całkiem szabatowym", wreszcie powiązaniem szabatu z chrześcijańską
niedzielą, której treścią jest już nie zakaz pracy, lecz świętowanie
zmartwychwstania Chrystusa. Zacznijmy badanie tych problemów od
stwierdzenia, co literatura biblijno-talmudyczna rozumie pod pojęciem "pracy".
W przeciwieństwie do dzisiejszego pojęcia pracy zawierającego moment
psychologiczny (zmęczenie, zniechęcenie) i ekonomiczny (cel gospodarczy)
(patrz np. B. Harms,1923), żydowskie pojęcie pracy wyraża coś treściowo
określonego o stosunku pomiędzy człowiekiem a przyrodą. "Pracę'' wykonuje
nie ten, kto się trudzi lub tworzy wartości ekonomiczne, lecz ten, kto
oddziaływuje w budującym lub niszczącym sensie na przyrodę. To znaczy, że
natura uznana została tabu i każda zmiana, choćby tylko przestrzenna, rzeczy
i ludzi, to zabroniona "praca".-1 To oddziaływanie na przyrodę, a więc w
przypadku ludu rolniczego praktycznie przede wszystkim uprawa roli, ma być
w pierwszym rzędzie uniemożliwione poprzez zakaz pracy w sobotę. Zakaz
ten poparty jest najcięższą karą.
Każda praca to opanowywanie materii przez człowieka, opanowywanie
pierwiastka matczynego, bo uprawianie roli to znany z innych analogii symbol
kazirodztwa. Tak więc tym, przed czym w pierwszej linii szabat miał chronić
było w sensie dynamicznym kazirodcze ujarzmianie matki ziemi, jak i w ogóle
przyrody przez człowieka. Pierwotny charakter szabatu nie był więc wcale
pozytywny, służący odpoczynkowi i odprężeniu, lecz negatywny, określony
przez rezygnację z ujarzmienia natury. Ten charakter rezygnacyjny staje się
tym bardziej wyraźny jeżeli sobie uzmysłowimy, że przy niewielkiej wydajności
pracy w czasach biblijnych, rezygnacja z jednego dnia pracy oznacza
rezygnację z ważnych dla egzystencji dóbr, tak, że dzień wypoczynku ma
także z ekonomicznego punktu widzenia charakter rezygnacyjny.
Skoro szabat służy pierwotnie przeciwdziałaniu tendencjom kazirodczym,
skoro widzimy w nim ponadto elementy pokutne, jak zakaz rozniecania ognia i
gotowania lub spółkowania, to już łatwo sobie wyobrazić, że poświęcony jest
on także przypominaniu zbrodni pierwotnej, jaką jest zdeterminowane
kazirodczo ojcobójstwo. Krok dalej może nas tu poprowadzić uzasadnienie
szabatu wypoczynkiem Boga. Mitologia hebrajska wykorzeniła w dużej mierze
wspomnienie pierwotnej walki hordy z ojcem i zabójstwa ojca. O ile te
pozostałe resztki - jak zjedzenie zakazanego owocu przez Adama, by stać się
jak Bóg, czy budowa wieży Babel - przypominają jeszcze tę pierwotną walkę
między Bogiem-ojcem a jego synami, o tyle ten Bóg jawi się od początku jako
potężny, niezwyciężony ojciec, który stwarza świat, tzn. jest zaślubiony z
matką-ziemią. O ile babiloński mit o stworzeniu świata zawiera jeszcze (we
fragmencie Berozusza) wspomnienie pierwotnego zabicia ojca - mianowicie,
że Bel nakazał jednemu z bogów uciąć mu głowę i z wyciekającej krwi
zmieszanej z ziemią, stworzył ludzi i zwierzęta (E. Schrader,1902) - to
przekaz biblijny wydaje się to całkowicie przemilczać. Ale czyż nie
powinniśmy w opowieści o wypoczywaniu Boga po stworzeniu świata
upatrywać ostatniego wspomnienia o zabiciu ojca? Z języka snów i dzieci
znane jest nam przecież symboliczne równanie spoczynek=bycie martwym i
wcale byśmy się nie zdziwili znajdując w opowieści o wypoczywaniu Boga po
ostatnim akcie stwórczym, gdy dał mężczyźnie kobietę (za czym kryje się
chyba zyskanie przez syna matki) ostatni oddźwięk wypartego już z mitu
biblijnego wspomnienia o zabiciu ojca.-2
Niektóre trudności były takim wytłumaczeniem wyjaśnione. Zrozumielibyśmy
wówczas charakter zapobiegawczy przepisu szabatu, rygorystyczność kar,
etniczne znaczenie instytucji, pokutniczy charakter niektórych przepisów i
"bluźnierstwo" łączenia tego z wypoczynkiem Boga. Ale jakkolwiek by nie
zgadzały się te cechy między sobą, a także z podanym powyżej
wyjaśnieniem, to nie bardzo pasują jednak do faktu, że szabat pozostał z
drugiej strony nie tylko ponurym dniem pokuty i pojednania, lecz stał się takie
w długim rozwoju dziejów - choć i tamten smutny charakter się przebija -
dniem radosnego wypoczynku, podstawą jednego z najbardziej afirmujących
życie osiągnięć ludzkości.
Już prorok Izajasz żąda, by szabat był przyjemnością (Iz 58,13), a późniejszy
rozwój judaizmu wielokrotnie dał temu radosnemu charakterowi szabatu
wyraz w przepisach zakonu. Obowiązkiem jest umycie przed początkiem
szabatu ciepłą wodą twarzy, rąk i stóp (Szulchan Aruch, Orach Chajim, s.
260): dla uczczenia szabatu należy zapalić świece, ubrać się pięknie i wyjść
szabatowi naprzeciw radośnie, jak królowi lub parze nowożeńców (tamże,
s.262). Jeśli odwiedza się chorych, to trzeba do nich mówić inaczej niż w
dzień roboczy i zwracać ich uwagę na wielką miłość Boga (tamże, s. 287).
Zabronione jest w szabat, nawet w czasie nauki i modlitwy, poszczenie dłużej
niż sześć godzin (tamże, s. 288): powinno się przyjąć przynajmniej trzy
uroczyste posiłki, jeść wiele dobrych owoców i nie zapominać o poobiedniej
drzemce, jeśli się jest do niej przyzwyczajonym (tamże, s. 290). Jako
szczególny obowiązek, najwyraźniej w przeciwieństwie do dawniejszych
tendencji, wymienia się leczenie będącego w niebezpiecznym stanie chorego
(tamże, s.328) oraz przekraczanie praw szabatu w przypadku zagrożenia
życia (tamże, s. 329). Przekształcenie szabatu z dnia pokuty w dzień radości
widać najwyraźniej w postanowieniu, że stosunki małżeńskie zaleca się w tym
dniu szczególnie, jako należące do przyjemności szabatu (tamże, s. 280). We
wszystkich tych przepisach wyraża się pogodne, pozytywne podejście do
życia, zakaz pracy staje się dobrodziejstwem, a sam szabat ukoronowaniem
tygodnia.
Jak należy jednak rozumieć te przeciwstawne tendencje w instytucji szabatu?
Dla historyków są one nierozwiązywalną zagadką, co skłania wielu z nich do
zauważania albo tylko jednej, albo tylko drugiej strony szabatu. Popatrzmy,
czy w rozwiązaniu zagadki pomoże nam metoda psychoanalityczna. Wyjdźmy
od tego, że charakter rezygnacyjny, zakazowy, stanowi tylko jedną stronę
nakazu wypoczywania. Praca jest przecież wyrazem ludzkiej biedy,
narzuconą watką z przyrodą i środowiskiem poprzez opór matki ziemi. Ten
charakter pracy odzwierciedla się wyraźnie w micie o grzechu pierworodnym,
w którym człowiek zostaje wypędzony z rajskiego Edenu, z ogrodu rozkoszy
(z łona matki) i zapowiada mu się walkę między człowiekiem a zwierzęciem,
między człowiekiem a ziemią, między człowiekiem a przyrodą w ogóle. Jako
wyraz tej walki otrzymuje zapowiedź pracy, bólu i popędów. Zakaz pracy
może więc mieć nie tylko znaczenie negatywne, w sensie zapobiegania pracy
stanu, harmonii człowieka z przyrodą, powrotowi do łona matki. Doszlibyśmy
więc do stwierdzenia rozdwojonego, dwubiegunowego charakteru zakazu
pracy, którego treścią byłoby obok zapobiegania kazirodztwu i kary także
przywrócenie harmonii z okresu przebywania w łonie matki i darowanie kary.
Musielibyśmy też poprzestać na stwierdzeniu tych przeciwieństw, gdyby
Freud nie wskazał nam drogi do ich dynamicznego wyjaśnienia. Pisze on w
"Hemmung, Symptom und Angst" (S. Freud, 1926 d.s. 142) o symptomach
przymusu (a trudno nie zauważyć, że zakaz pracy ma charakter neurotyczny
spowodowany przymusem): “Dwa wrażenia narzucają się natychmiast przy
pobieżnym choćby przeglądzie symptomów przymusu. Pierwsze, że
prowadzona jest tu ciągła walka przeciwko temu, co zepchnięte w
podświadomość, która zwraca się coraz bardziej przeciwko siłom
spychającym. Sytuacja wyjściowa przymusu nie jest chyba inna niż w
przypadku histerii; jest to konieczna obrona przed atakami kompleksu Edypa
spowodowanymi libido. Potem jednak pewien czynnik w sposób decydujący
zmienia dalszy kształt. Genitalna organizacja libido okazuje się słaba, zbyt
mało odporna. Kiedy jaźń rozpoczyna swą działalność obronną, pierwszym
sukcesem tego jest, że organizacja genitalna (faza falliczna) odrzucona jest z
powrotem, całkowicie lub częściowo, we wcześniejszą fazę sadystyczno-
analną. Ten fakt regresji jest decydujący dla wszystkiego, co następuje
potem." I dalej czytamy (op.cit., s. 148): "0gólna tendencja tworzenia
symptomów w przypadku neurozy... idzie w kierunku stwarzania coraz
większej przestrzeni dla zaspokajania zastępczego kosztem tego, czego
trzeba sobie odmówić. Te same objawy, które pierwotnie oznaczały
ograniczenie jaźni, nabierają później dzięki skłonności jaźni do syntezy także
charakteru zaspokojenia i to ostatnie znaczenie stopniowo staje się wyraźnie
bardziej skuteczne."
Spostrzeżenia Freuda pozwalają wyjaśnić także nasz problem. O ile
pierwotnie szabat miał być pokutą za grzech pierworodny, za ojcobójstwo i
skłonności kazirodcze, zaś zakaz pracy miał być z jednej strony karą za
grzech, a z drugiej zapobiegać nowym impulsom do kazirodztwa, to z czasem
środki zapobiegawcze szabatu nabierają coraz bardziej charakteru spełnienia.
Poprzez regresję do stopnia pregenitalnego, kazirodztwo jako powrót do łona
matki zostaje jednak spełnione: dzień pokutny, w którym człowiek musi
rezygnować z pracy, staje się dniem przyjemności, harmonii człowieka z
przyrodą, dniem, który daje akurat spełnienie tego, co miało być zabronione.
Nie można nie zauważyć, że ta psychologiczna zmiana funkcji zakazu pracy
możliwa była dopiero w zmienionych stosunkach gospodarczych. Wydajność
pracy musiała wzrosnąć na tyle, by jeden dzień wypoczynku nie oznaczał
istotnego zmniejszenia możliwości zaspokojenia potrzeb, żeby praca była
przez cały tydzień na tyle intensywna i zorganizowana, że jeden dzień bez
pracy oznaczał rzeczywisty wypoczynek. Ten czynnik socjologiczny mógł
współdecydować o fakcie, że charakter spełnieniowy szabatu rozwijał się
historycznie później, niż jego charakter zakazowy.
Próbowaliśmy do tej pory pokazywać rzeczy podstawowe i ogólne w instytucji
szabatu i wyjaśnić psychologicznie dwojaki charakter oraz zmianę funkcji
zakazu pracy. Spróbujmy teraz. Poniżej zechcemy pokazać, jak wyjaśnienie
to znajduje potwierdzenie w rozwoju historycznym instytucji szabatu i z kolei
jak rozwój ten dodatkowo ją wyjaśnia. Do najważniejszych stwierdzeń
sformułowanych przez Fiedricka Delitzscha w jego wykładzie "Wieża Babel a
Biblia" ("Babel und Bibel", R Delitzsch,1902, s.27 ) należy stwierdzenie
zależności biblijnego szabatu od babilońskiego dnia wypoczynku (sabattu).
Obok tego dnia sabattu, obchodzonego chyba piętnastego każdego miesiąca,
szczególną rolę w babilońskim kalendarzu świąt odgrywają siódmy,
czternasty, dziewiętnasty (siedem razy siódmy dzień miesiąca poprzedniego),
dwudziesty pierwszy i dwudziesty ósmy dzień miesiąca Elul II (a może i
innych miesięcy). Zakazy dotyczą wszystkich tych dni mówią (według J.
Hehna,1907, s.106)
"Pasterz licznych ludów nie może jeść mięsa pieczonego na węglach,
podpłomyków, nie może zmieniać szaty, nie może nosić jasnych sukni, nie
może lać ofiary. Król nie ma dosiadać swego wozu, przemawiać jako władca,
mag nie może wymawiać w tajemnym miejscu zaklęć, lekarz nie może kłaść
ręki na chorego, niemożliwe jest wykonywanie przekleństwa." Zamiast
tłumaczyć "wykonywanie przekleństwa" Delitzsch wraz z innymi tłumaczy, że
"dzień nie nadaje się do jakichkolwiek przedsięwzięć" (R Delitzsch,1902, s.
62), a i Hehn dopuszcza jako możliwe tłumaczenie “nie nadaje się do
dokonania jakiejkolwiek rzeczy." Choć nazwa "sabattu" na określenie
babilońskich dni siódmych nie jest udowodniona, to jednak wobec widocznych
także gdzie indziej ścisłych związków między kulturą babilońską a biblijną,
miarodajni autorzy uważają związek tych złych dni z izraelskim szabatem za
prawdopodobny. Głównym argumentem przeciwko przyjęciu takiego związku
jest tak całkowicie różny charakter obu tych dni. W babilońskich dniach
siódmych na pierwszym planie stoi całkiem wyraźnie odpoczynek od pracy,
lecz przeciwnie, są to smutne dni pokuty i modlitwy, poświęcone "pojednaniu
z bogami". Człowiek ma się wyrzec wszystkich przyjemności życia,
"wszystkiego, co pokazuje go w szczęśliwej harmonii z bogami, jak
zaniechanie składania ofiary, wyrażające przecież udział bogów w ucztowaniu
człowieka. Wszystkie te przepisy ukierunkowane są na to, że człowiek
upokarza się przed bóstwem i wyznaje swoją bezsilność wobec niego." (por.
J. Hehn,1907, s.106).
Decydującym argumentem przeciwko związkowi między babilońskimi dniami
pokuty a szabatem biblijnym był dla wielu religioznawców ponury nastrój lęku
tych dni; argument ten jest jednak możliwy do przyjęcia tylko dla tego, kto nie
dostrzega rozdwojenia już w samym charakterze szabatu. Przyjęcie takiego
związku między "Babel" a "Bibel" czyni przecież pokutny, odkupieńczy
charakter szabatu jeszcze wyraźniejszym. To, co w Babilonii było główną
cechą dni siódmych, w Izraelu stało się, jak to już pokazaliśmy,
rozpoznawalnym jeszcze po późniejszych przekształceniach prądem
podskórnym, z którego m.in. żywiły się znów bardzo rygorystyczne przepisy
szabatowe faryzeuszy.
Nie chodzi w tym kontekście o rozstrzygnięcie, czy szabat stanowi
zapożyczenie z religii babilońskiej, albo czy przy całej wspólnocie podłoża jest
tworem samodzielnym. Nie chodzi także o to, czy szabat hebrajski - jak sądzi
Jastrow - był dawniej całkiem podobny do dnia babilońskiego. Dla nas ważny
jest tylko fakt, który możemy przyjąć jako niewątpliwy rezultat dzisiejszego
stanu badań: że rozwój od babilońskiego dnia pokuty, w którym strach przed
gniewem bogów zabraniał wykonywania różnych prac, do hebrajskiego
szabatu, który w późniejszej świadomości miał się stać dniem radosnego
wypoczynku dla człowieka, zostawiał wyraźne ślady w dwoistym charakterze
samego szabatu.
Pozorna różnica między babilońskimi dniami siódmymi a siódmym dniem
hebrajskim oraz pozorna dwoistość w charakterze samego hebrajskiego
szabatu, która jest niezrozumiała po dziś dzień mimo wszelkich prób jej
racjonalnego wyjaśnienia, może utracić swą zagadkowość w świetle
pokazanych tu interpretacji psychoanalitycznych. Dla lepszego zrozumienia
części pokutnej w nakazach szabatowych możemy przytoczyć przykład
jeszcze jednej instytucji religijnej, mianowicie żydowskiego Dnia Pojednania.
W nim właśnie znów znajduje wyraz ów charakter pokutny, który stanowi
istotę babilońskich dni "wypoczynku", a takie częściowo współokreśla
żydowską instytucję szabatu. Mówi się o nim w Biblii (Lev 16,31): "Szabatem
szabatów (określenie najwyższego stopnia wypoczynku szabatowego) ma on
być dla was, i macie się umartwiać..." W późniejszym rozwoju nakaz
umartwiania znajduje następujący pięciokrotny wykaz (Miszna, Joma VIII,1):
"W Dniu Pojednania zabronione jest jedzenie, picie, mycie się, nakładanie
sandałów, stosunki płciowe." Jest on dniem pojednania z Bogiem, tym ojcem,
któremu życzono śmierci. W ten "szabat szabatów" zabroniona jest wszelka
praca: zakaz pracy nosi tu całkiem jednoznacznie charakter ascetyczny,
prohibicyjny, w sensie pokazanego powyżej zapobiegania kazirodztwu.
Wskazuje na to także pięć zakazów umartwieniowych: jedzenie i picie
zabronione są jako symbole oralnego spożywania ojca, stosunek płciowy jako
powtórzenie kazirodztwa. Szczególnie znamienny jest zakaz wkładania
sandałów czyli obuwia wykonanego ze skóry. Każde ubieranie się w skórę
zwierzęcia totemowego, jest próbą identyfikacji z ojcem i jako takie jest
zabronione, podobnie jak stosunki płciowe i praca. Na pierwotną zbrodnię
ojcobójstwa, która w tym dniu ma być nic tylko odpokutowana ale i
symbolicznie powtórzona, wskazuje także stojący w centrum rytuału ofiarnego
w Dniu Pojednania przepis (Lev 16,8), że losowaniem wybiera się kozła na
zabicie "dla Jahwe". W ofiarowaniu tego kozła, zwierzęcia totemowego
Hebrajczyków, symbolicznie powtarza się zabicie Boga=ojca, a jednocześnie
odpokutowuje się to poprzez zakazy obowiązujące w tym dniu. (por. Th.
Reik,1919)
Ale także i Dzień Pojednania, podobnie jak szabat, wykazuje tendencję do
przekształcania postanowień zabraniających w spełniające. Wyraźną
wskazówką w tym kierunku jest, że obok rytuału umartwiania, w toku
dalszego rozwoju, punktem centralnym całej instytucji staje się coraz bardziej
pojęcie pokuty. Pokuta ta nazywa się teszuwa tzn. powrót. Patrząc
analitycznie: umartwianie się za zbrodnię pierwotną kazirodztwa zostaje
zastąpione powrotem do łona matki, powtórzeniem zbrodni na etapie
pregenitalnym. O ile początkiem Dnia Pojednania jest lęk i przerażenie, to
kończy się on w nastroju pogodnym, często śpiewem i tańcami. Trwające całe
stulecia przekształcenie się babilońskiego święta w żydowski szabat dokonuje
się tu w miniaturze w ciągu jednego dnia (por. K. Abraham,1917, s. 80-90). O
ile w przepisach Dnia Pojednania znajdowaliśmy na początku wyraz tendencji
zapobiegawczych przepisów o szabacie, o tyle w świecie wyobrażeń
żydowskich można też znaleźć charakterystyczne dowody na tendencje
spełnieniowe instytucji szabatu. I tak w Talmudzie mówi się, że Mesjasz musi
przyjść, jeśli tylko cały Izrael choć raz będzie przestrzegał szabatu. Talmud
daje tym samym tylko szczególny wyraz, podkreślający charakter
spełnieniowy szabatu zgodny ze swoimi wyobrażeniami o tym dniu: prorocy
widzą w okresie mesjańskim stan, w którym zakończy się walka między
człowiekiem a naturą. Jagnię i wilk przebywać będą obok siebie, dziecię
poprowadzi lwa (Iz 11,6), światło Księżyca zrówna się ze światłem Słońca (Iz
30,26). Przywrócony zostanie stan z raju. Jeżeli człowiek został wygnany z
raju za to, że chciał być jak Bóg=ojciec, to znaczy zdobyć matkę, to zgodnie z
wyobrażeniem proroków w okresie po przyjściu Mesjasza będzie on żył znów
w całkowitej harmonii z naturą, tzn. bez konieczności pracy w raju = łonie
matki. Widzimy więc, jak w rabinackim połączeniu czasu mesjańskiego z
szabatowym dominującą staje się tendencja zaspokajania popędów w
zakazie pracy.
Całkiem nowy kształt zewnętrzny uzyskuje instytucja szabatu dzięki
chrześcijaństwu. Jeśli pierwotnie w Nowym Testamencie zakaz pracy w
szabat nie jest po prostu zniesiony, tylko gani się jego nieżyciową surowość
(Mk 2,23), to wkrótce jednak jest on usunięty jako moment zasadniczy dla
tego dnia i dzień wypoczynku uzyskuje nową treść jako dzień "świętowania
zmartwychwstania Pana". AIe jest to tylko pozornie nowa treść! O ile stary
szabat uchodził za wspomnienie zabójstwa ojca, a zakaz pracy był pokutą za
to zabójstwo i zapobieganie impulsom znów do tego skłaniającym, to tu
zabójstwo ojca zostaje symbolicznie unieważnione wspomnieniem
zmartwychwstania syna. Przy całej zmienionej formie zewnętrznej szabatu
zachowuje on więc, patrząc na to dynamicznie, w chrześcijańskim dniu
wypoczynku starą funkcję psychologiczną (por. Th. Reik,1923).
Jeśli będziemy obserwować dalej historię żydowskiego szabatu i
chrześcijańskiej niedzieli, to zauważymy, że dla konkretnego kształtu tego
dnia wypoczynku decydujące jest, czy przewagę uzyskuje cecha
zaspokajania zmysłów, czy też hamująca je. Niedziela purytańska np. ma
całkowicie charakter mroczny, ascetyczny, który był najbardziej widoczny w
babilońskich dniach wypoczynku. I odwrotnie, szabat żydowski np. w
chasydyzmie wyraża nastrój radosny, zmysłowy. Zadowolimy się w tym
miejscu tymi uwagami i nie będziemy omawiali dalej w szczegółach dalszych
losów dnia wypoczynku w rozwoju różnych religii. Streśćmy pokrótce rezultat
naszych badań: Szabat był pierwotnie przypomnieniem zabójstwa ojca i
zdobycia matki, zaś zakaz pracy jednocześnie pokutą za tę pra-zbrodnię i jej
powtórzeniem poprzez regresję do stopnia pregenitalnego. Ta
psychoanalityczna interpretacja pozwoliła nam nie tylko zrozumieć
psychologiczno-ekonomiczne znaczenie dnia wypoczynku, lecz dała także
dynamiczne wyjaśnienie wewnętrznych związków między tak
przeciwstawnymi elementami w obrębie żydowskiej instytucji szabatu oraz
historycznej ciągłości pomiędzy babilońskim, żydowskim i chrześcijańskim
dniem wypoczynku w ich tak bardzo rozbieżnej postaci.
Tłum. Jan Miziński
Przypisy:
1. Z tego punktu widzenia trzeba też traktować zakaz pracy dla zwierząt. Jako
część przyrody stają się one w szabat także tabu.
2. Nie będziemy się tu zajmować bliżej związkiem instytucji szabatu z fazami i
kultem Księżyca. Przypomnijmy tylko fakt, że w Babilonii i w południowej
Arabii byk, starosemickie zwierzę totemowe, identyfikowany był z bogiem
księżyca, a rogi stanowiły znakomity symbol tego boga. Dzień, który
określany był przez fazy Księżyca mógł być więc z powodzeniem poświęcony
wspomnieniu zabicia ojca (=zwierzęcia totemowego). (Znikanie i powrót
sierpa księżyca!) Por. E. Schrader,1902, s. 362; D. Nielsen,1904, s.110.
BIBLIJNI PROROCY O POKOJU*
* Tytuł oryginału: "The Prophetic Concept of Peace". Wg E. Fromm: "The
Dogma of Christ". London 1963, p.141-149.1) Słowo "grzech" nie pojawia się
w tekście Biblii.
Nawet gdyby pokój oznaczał tylko brak wojny, nienawiści, rzezi i szaleństwa,
jego osiągnięcie byłoby jednym z najwyższych celów, jakie człowiek mógł
sobie postawić. Jednak, aby zrozumieć specyfikę profetycznej koncepcji
pokoju, należy pójść kilka kroków dalej, by odkryć, że koncepcja ta nie może
być określona jedynie jako brak wojny, lecz że ma ona charakter duchowy i
filozoficzny. Bazuje ona na profetycznej idei człowieka, historii i zbawienia, ma
swoje korzenie w opowieści o stworzeniu człowieka i jego nieposłuszeństwie
w stosunku do Boga jak to opowiada Księga Rodzaju a znajduje swój punkt
kulminacyjny w koncepcji czasu mesjanistycznego.
Przed upadkiem Adama, tj. zanim człowiek osiągnął rozum i
samoświadomość, żył on w całkowitej harmonii z naturą: "A byli oni oboje
nadzy, mąż i jego żona, i nie byli zawstydzeni"; byli odrębni, ale nie
uświadamiali sobie tego. Pierwszy akt nieposłuszeństwa, który był zarazem
początkiem ludzkiej wolności, "otworzył jego oczy", człowiek wiedział już jak
sądzić dobro i zło, stał się świadomy siebie samego i innych ludzi. Ludzka
historia rozpoczęła się. Ale człowiek został wyklęty przez Boga za swoje
nieposłuszeństwo. Na czym polega to przekleństwo? Nastała wrogość i walka
między człowiekiem i zwierzęciem ("Wprowadzam nieprzyjaźń miedzy ciebie
a niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej; ono zmiażdży ci
głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę''), między człowiekiem a ziemią ("Przeklęta
będzie ziemia dla twego zbawienia; w smutku będziesz spożywał jej płody do
końca swego życia; kolce i oset przyniesie ci ona; będziesz jadł zioła z pola, w
pocie czoła będziesz jadł chleb, aż powrócisz do ziemi"), między mężczyzną a
kobietą ("Będziesz pożądała męża swego, a on będzie rządził tobą"), między
kobietą, a jej własnymi naturalnymi funkcjami ("W bólu będziesz rodzić
dzieci"). Pierwotna, przedindywidualistyczna harmonia ustąpiła miejsca
konfliktowi i walce.
Człowiek czuje się obco w świecie, jest oddzielony od siebie samego i od
natury, po to, aby uzyskać na nowo zdolność zjednoczenia się z sobą samym,
z innymi ludźmi i z naturą. Musi doświadczyć rozłamu pomiędzy sobą jako
podmiotem, a światem jako przedmiotem, jako warunku przezwyciężenia tego
rozłamu. Jego pierwszy grzech - nieposłuszeństwo -jest pierwszym aktem
wolności; jest to początek ludzkiej historii. Historii, w której człowiek pojawia
się i rozwija. Rozwija swój rozum i zdolność do miłości. Tworzy siebie samego
w procesie historycznym, który rozpoczął się wraz z jego pierwszym aktem
wolności, wolności do nieposłuszeństwa Jaka jest, zgodnie ze Starym
Testamentem, rola Boga w tym procesie historycznym? Po pierwsze, jest
sprawą najważniejszą, że Bóg nie wtrąca się do ludzkiej historii poprzez akt
łaski; nie zmienia natury człowieka; nie zmienia jego serca. (W tym tkwi
podstawowa różnica między profetyczną a chrześcijańską koncepcją
zbawienia). Człowiek jest zepsuty, ponieważ jest wyobcowany i nie
przezwyciężył swego wyobcowania. Jednakże to "zepsucie" tkwi w samej
naturze ludzkiej egzystencji, i to sam człowiek, a nie Bóg, może przemóc je
poprzez uzyskanie nowej harmonii.
Rola Boga w historii, zgodnie z myślą Starego Testamentu, ogranicza się do
wysłania posłańców, proroków, którzy: 1) ukazali człowiekowi nowy, duchowy
cel; 2) pokazali mu alternatywy, między którymi musi wybrać; i 3)
przeciwstawili się wszystkim aktom i postawom, które przyczyniły się do
zguby człowieka i zaprzepaściły jego zbawienie. Chociaż człowiek jest wolny i
może działać, musi dokonywać wyboru. Musi stale wybierać między
błogosławieństwem i przekleństwem, życiem i śmiercią. Bóg ma nadzieję, że
człowiek wybierze życie, ale Bóg go nie uratuje przez akt łaski. Zasada ta jest
najbardziej jasno wyrażona w przedstawieniu postawy Boga, gdy Hebrajczycy
prosili Samuela, by dać im króla.
"Wtedy cała starszyzna Izraela zebrała się razem i przyszła do Samuela w
Ramah, i zwróciła się do niego (i powiedziała mu): >>Otóż jesteś stary, a Twoi
synowie nie chodzą Twoimi drogami; więc daj nam króla, by rządził nami, jak
u wszystkich narodów”. Nie ucieszyło to Samuela, kiedy oni powiedzieli: Daj
nam króla, by rządził nami. I Samuel zwrócił się w modlitwie do Pana. I rzekł
Pan do Samuela: “Wysłuchaj głosu swego ludu we wszystkim, co mówią do
ciebie, bowiem nie odrzucają ciebie, lecz mnie, bym nie królował nad nimi.
Zgodnie ze wszystkimi czynami, które uczynili mi od dnia, kiedy
wyprowadziłem ich z Egiptu, po dziś dzień, pomagając mnie i służąc innym
bogom, to samo uczynią tobie. Teraz więc wysłuchaj ich głosu; jednak masz
ostrzec ich i pokazać (przedstawić) im sposoby, za pomocą których król
będzie panował nad wami<<.
Tak więc Samuel przekazał wszystkie słowa Pana ludziom, którzy prosili go o
króla. Powiedział: >>Takie będą sposoby króla, który będzie rządził wami:
weźmie waszych synów i przydzieli ich do swoich wozów, aby byli jego
woźnicami, i aby biegli przed jego wozami; i wyznaczy dla siebie dowódców
tysięcy i dowódców pięćdziesięciu, i tych co będą orali jego ziemię i zbierali
jego żniwo, i produkowali broń i ekwipunek jego wozów. Weźmie wasze córki,
aby stały się aptekarkami, kucharkami i piekarkami. Weźmie najlepsze wasze
pola, i winnice, i gaje oliwne, i da je swoim sługom. Weźmie dziesiątą część
twojego zboża i zbiorów, i wina z winnic i da swoim oficerom i sługom.
Weźmie twoje sługi i służące, i najlepsze sztuki bydła, i najlepsze osły, aby na
niego pracowały. Weźmie dziesiątą część twoich stad, a Ty będziesz jego
niewolnikiem. I tego dnia zapłaczesz z powodu swego króla, którego sam
wybrałeś; lecz Pan nie odpowie ci tego dnia<<.
Ale ludzie nie chcieli słuchać głosu Samuela; i powiedzieli: >>Nie! Będziemy
mieli króla nad nami, my także możemy być jak wszystkie narody, i nasz król
może rządzić nami i iść przed nami w naszych bitwach<<. I gdy Samuel
usłyszał wszystkie słowa tych ludzi, powtórzył je do uszu Pana. I Pan rzekł do
Samuela: >>Wysłuchaj ich głosu, i daj im króla<<. Samuel zatem rzekł do
ludu Izraela: >>Niech każdy idzie do swego miasta<<. (1 Sam.) Wszystko, co
Samuel może zrobić, to "wysłuchać ich głosu", ale też zaprotestować i
pokazać im konsekwencje ich czynów. Jeśli wbrew temu ludzie chcą króla,
jest to ich decyzja i na ich odpowiedzialność.
Zasada ta w sposób przejrzysty występuje także w biblijnej historii o
wyzwoleniu z niewoli egipskiej. Istotnie, Bóg pokazuje Mojżeszowi, jak robić
niektóre cuda. Te cuda jednakże nie różnią się istotnie od cudów
pokazywanych przez magów egipskich. Mają one dodać powagi Mojżeszowi
w oczach faraona, i jego własnego ludu; są ustępstwem na rzecz Mojżesza ze
względu na jego strach, że ludzie mogliby nie pojąć jego czystego przesłania
od bezimiennego Boga. W zasadniczym jednakże momencie, gdy lud lub
faraon mają być dojrzali do wolności, Bóg nie ingeruje wcale. Faraon
pozostaje, jaki był dlatego też staje się gorszy - jego serce "twardnieje";
Hebrajczycy nie zmieniają się także. Znowu i znowu próbują oni uciec od
wolności, wrócić do egipskiej niewoli i bezpieczeństwa.
Bóg nie odmienia ich serc ani serca faraona. Pozostawia ludzi sobie samym,
pozwala im robić własną historię, pozwala im walczyć o swoje własne
zbawienie. Pierwszym aktem wolności człowieka jest akt nieposłuszeństwa;
przez ten akt przekracza on swoją pierwotną jedność z naturą, staje się
świadomy siebie samego, swojego sąsiada i ich odrębności. W tym
historycznym procesie człowiek tworzy siebie samego. Rozwija swoją
świadomość, miłość, sprawiedliwość, a gdy osiągnie cel, by w pełni ogarnąć
świat siłą rozumu i miłości, stanie się znowu jednością. Przezwycięży swój
pierwotny "grzech"; powróci do raju, ale na nowym poziomie ludzkiej
indywidualizacji i niezależności. Choć człowiek "zgrzeszył" w akcie
nieposłuszeństwa, jego grzech został usprawiedliwiony w procesie
historycznym. Nie cierpi on na zepsucie swej istoty, ale jego prawdziwy
grzech zapoczątkowuje proces dialektyczny, który zakończy się jego
samorealizacją i samozbawieniem.
Zakończenie jego samorealizacji, koniec historii walki i konfliktu oraz początek
nowej historii harmonii i zjednoczenia, nazywa się "czasem mesjanicznym",
"końcem dni" itd. Mesjasz nie jest zbawcą. Nie jest wysłany przez Boga, by
zbawić ludzi lub zmienić ich grzeszną naturę. Mesjasz jest symbolem
własnych osiągnięć człowieka. Kiedy człowiek osiągnie jedność, gdy będzie
gotów, wtedy pojawi się Mesjasz. Mesjasz nie jest bardziej synem bożym, niż
każdy człowiek jest dzieckiem Boga: jest on pomazanym królem, który
reprezentuje nową epokę historii.
Profetyczna wizja czasu mesjanicznego to wizja harmonii między człowiekiem
a człowiekiem, mężczyzną a kobietą, człowiekiem a naturą. Ta nowa
harmonia jest czymś innym, niż raj. Zostanie ona osiągnięta jedynie wtedy,
gdy człowiek w pełni się rozwinie, by stać się prawdziwie ludzkim, gdy stanie
się zdolnym do miłości, gdy pozna prawdę i będzie działał sprawiedliwie, gdy
rozwinie swą siłę rozumu do punktu, który uwolni go od łańcuchów
irracjonalnych ludzkich pasji. Profetyczne opisy obfitują w symbole nowej
harmonii. Ziemia stanie się niewątpliwie znowu owocna, broń zostanie
zamieniona na pługi, lew i jagnię będą żyć razem w pokoju, nie będzie już
wojen, cała ludzkość będzie zjednoczona w prawdzie i miłości.
Pokój w wizji profetycznej jest jednym z aspektów czasu mesjanicznego; gdy
człowiek przezwycięży przepaść dzielącą go od innych ludzi i od natury,
wtedy będzie istotnie żył w pokoju z tymi, od których był oddzielony. By
uzyskać pokój, człowiek musi odbyć "pokutę”; pokój jest wynikiem przemiany
człowieka, w której zjednoczenie pojawi się na miejsce alienacji. Tak więc
idea pokoju w profetycznej wizji nie może być oddzielona od
idei spełnienia się człowieka. Pokój jest czymś więcej, niż warunkiem braku
wojny; jest to harmonia i zjednoczenie ludzi, jest to przezwyciężenie
odrębności i alienacji.
Profetyczna koncepcja pokoju przekracza rzeczywistość ludzkich relacji;
nowa harmonia jest także jednością pomiędzy człowiekiem a naturą. Człowiek
i natura nie są już rozdzieleni; człowiek nie jest zagrożony przez naturę i nie
jest zmuszony, by dominować nad nią: staje się naturalny, a natura
humanizuje się, staje się ludzka. Człowiek jest w domu, w świecie natury, a
natura staje się częścią ludzkiego świata. Jest to pokój w sensie
profetycznym. (Hebrajskie słowo oznaczające pokój, shalom - którego
najlepszym tłumaczeniem jest "całościowość" - mówi to samo). Koncepcja
czasu mesjanicznego i pokoju mesjanicznego różnią się, oczywiście, zależnie
od interpretacji różnych proroków. Nie jest naszym celem zgłębianie
szczegółów tych różnic. Można pokazać na podstawie
kilku charakterystycznych przykładów różne aspekty idei czasu
mesjanicznego, o ile wiąże się to z ideą pokoju.
Idea czasu mesjanicznego jako stanu pokoju człowieka z naturą oraz końca
całej destruktywności, jest tak opisana przez Izajasza: "Wilk będzie (mieszkał)
razem z jagnięciem, a pantera będzie leżała obok dziecka; krowa i niedźwiedź
będą się paśli; ich młode będą leżeć obok siebie; a lew będzie jadł słomę, jak
wół. Noworodek przy piersi będzie się bawił nad kryjówką kobry, a odstawione
dziecko położy rękę na legowisku gada. Nie zostaną ani zranieni, ani
zniszczeni na tej mojej świętej górze; bowiem ziemia stanie się pełna
mądrości bożej, jak wody pokrywające morze". (Iz. II: 6-9).
Idea nowej harmonii człowieka z naturą w czasie mesjanicznym oznacza nie
tylko koniec tej walki, lecz także to, iż natura stanie się wszechkochającą,
opiekuńczą matką. Człowiek przestanie być kaleką, a przyroda przestanie być
nieludzką. Jak powiedział Izajasz: "Wtedy oczy ślepego przejrzą, a uszy
głuchego usłyszą, wtedy chromy człowiek skoczy jak jeleń, a język niemego
zaśpiewa z radości. Bowiem wody ruszą przed się na ugory, a strumienie na
pustynię: Palący piasek stanie się basenem, a spragniona ziemia - źródłem
wody; legowisko szakali stanie się bagnem, a trawa zamieni się w szuwary i
sitowie. I duża droga będzie tam, i będziesz ją nazywał Świętą Drogą;
nieczyści nie przejdą jej, a szaleńcy nie pomylą się tam. Nie będzie tam lwa,
ani żadna inna drapieżna bestia nie zjawi się. Nie znajdą się tam, ale
odkupieni będą tam spacerować. I wrócą odkupieni przez Pana, i przyjdą do
Syjonu ze śpiewem; nieustająca radość będzie ich udziałem; uzyskają radość
i zadowolenie, a smutek i tęsknoty odstąpią precz". (Iz. 35: 5-10)
Albo, jak powiedział po raz drugi Izajasz: "Otóż robię nową rzecz; teraz to
wytryśnie, czy nie pojmujesz tego? Zrobię drogę na pustyni i rzeki na pustyni.
Dzikie zwierzęta będą mnie czciły, szakale i strusie; bowiem dałem wodę na
ugorach, rzeki na pustyni, dałem pić mojemu wybranemu ludowi". (Iz 43:19-
20)
Idea nowej jedności między człowiekiem a człowiekiem, w której zaniknie ich
odosobnienie i destruktywność, jest wyrażona u Micaha: "Będziesz sądzić
wiele ludów i decydować o dalekich silnych narodach i połamią one swoją
broń, by przerobić ją na pługi, a swoje oszczepy (przerobią) na haczyki; naród
nie podniesie miecza na naród, ani nie będzie się więcej uczył wojny; A każdy
człowiek usiądzie pod winną latoroślą lub pod drzewem figowym, i nikt ich nie
przerazi; bowiem usta Pana przemówią gościnnie. Bowiem wszystkie ludy idą
każdy w imię swego boga, lecz my pójdziemy w imię Pana naszego Boga na
zawsze i zawsze". (Micah 4: 3-5)
W mesjanicznej koncepcji nie tylko ustanie niszczenie człowieka. On
przezwycięży doświadczenie odrębności między jednym narodem a innym.
Gdy już osiągnie stan bycia w pełni ludzkim, obcy przestanie być obcym;
iluzja różnicy pomiędzy narodami zniknie, nie będzie już żadnych wybranych
narodów, bo nie będą już nawet musieli czcić tego samego boga, skoro
pojęciowe pojęcie Boga także jest iluzją. Jak powiedział Amos: >>Czyż nie
jesteście dla mnie, jak Etiopczycy, o ludzie Izraela?<< - powiedział Pan, >>
Czyż nie wyprowadziłem Izraela z ziemi Egiptu, a Filistyńczyka z Caphtor, a
Syryjczyków z Kir?<< (Amos 9: 7) Ta sama idea, że wszystkie narody są
równie kochane przez Boga i że nie ma więcej ulubionego syna, jest pięknie
wyrażona także przez Izajasza: "Tego dnia będzie szeroka droga z Egiptu do
Asyrii, i Asyryjczyk przyjdzie do Egiptu, a Egipcjanin do Asyrii, i Egipcjanie
będą czcić Boga wraz z Asyryjczykami. Tego dnia Izrael będzie trzeci wraz z
Egiptem i Asyrią, błogosławiony w środku ziemi, którego Pan zastępów
pobłogosławił, mówiąc: Bądź błogosławiony Egipcie, mój ludu, i Asyria - dzieło
mych rąk, i Izrael moje dziedzictwo". (Iz.19: 23-24)
Podsumowując; profetyczna idea pokoju jest częścią całej historycznej i
religijnej koncepcji proroków, która kulminuje w ich idei czasu mesjanicznego;
pokój między człowiekiem a człowiekiem i między człowiekiem a naturą, jest
czymś więcej niż nieobecnością walki; jest to osiągnięcie prawdziwej harmonii
i jedności; jest to doświadczenie jedności - jedności ze światem i ze sobą
samym, jest to zakończenie alienacji, powrót człowieka do siebie samego.
Tłum. Jadwiga Mizińska
BĘDZIESZ JAK BÓG*
Radykalna interpretacja Starego Testamentu i jego tradycji
Wstęp
* Tytuł oryginału: "Ihr werdet sein wie Gott, Eine radikale Interpretation des
Alten Testament und seiner Tradition" (E. Fromm, "Religion", w: "Sammelte
Werke", t. VI s. 85-93, 219-223, Stuttgart 1980 )
Czy Biblia hebrajska, Stary Testament, jest czymś więcej niż reliktem
historycznym, któremu okazuje się cześć, gdyż stanowi źródło trzech wielkich
religii Zachodu? Czy może dzisiejszemu człowiekowi w ogóle coś
powiedzieć? Temu człowiekowi, który żyje w świecie rewolucji, automatyzacji,
broni jądrowej i hołduje filozofii materialistycznej, która wprost lub pośrednio
zaprzecza wartościom religijnym? Nie wygląda raczej na to, by Biblia
hebrajska mogła jeszcze mieć dla nas jakieś znaczenie. Stary Testament
(łącznie z apokryfami) to zbiór pism wielu autorów, napisany w ciągu ponad
tysiąca lat (mniej więcej pomiędzy 1200 i 100 r. p.n.e.). Zawiera on przepisy
prawne, opisy historyczne, wiersze, mowy prorocze i stanowi tylko część
obszernej literatury napisanej przez Hebrajczyków w czasie tych tysiąca stu
lat. Księgi tę pisane były w małym kraju, w którym krzyżują się wielkie szlaki
łączące Afrykę z Azją, dla ludzi żyjących w społeczeństwie, które ani pod
względem kulturowym, ani społecznym nie miało najmniejszego
podobieństwa z naszym.
Oczywiście, jesteśmy świadomi tego, że Biblia hebrajska była jednym z
najbardziej żywotnych źródeł nie tylko dla Żydów, lecz także dla
chrześcijaństwa i islamu, i wywarła głęboki wpływ na rozwój kultury Europy,
Ameryki i Bliskiego Wschodu. Tym niemniej wydaje się, że dziś nawet, dla
Żydów i chrześcijan Biblia nie jest już niczym więcej, jak czcigodnym
świadectwem i głosem przeszłości. Większość chrześcijan czyta Stary
Testament rzadko, w porównaniu z Nowym. Poza tym treść jest często
zniekształcana przez uprzedzenia. Nierzadko spotyka się pogląd, że Stary
Testament wyraża wyłącznie zasady sprawiedliwości i zemsty, podczas gdy
Nowy Testament zasady miłości i miłosierdzia. Wielu ludzi uważa wręcz, że
przykazanie "kochaj bliźniego swego, jak siebie samego" pochodzi z Nowego,
a nie ze Starego Testamentu. Albo też uważa się, że Stary Testament
napisany jest w ciasnym duchu nacjonalistycznym i nie zawiera nic z tego
ponadnarodowego uniwersalizmu, który jest tak znamienny dla Nowego
Testamentu. Istnieją wprawdzie pocieszające oznaki, że zarówno wśród
protestantów, jak i katolików, dokonuje się przemiana postaw i praktycznego
zachowania, ale pozostaje jeszcze dużo do zrobienia.
Żydzi uczestniczący w nabożeństwach lepiej znają Stary Testament, gdyż
tam w każdy sabat, a także w poniedziałki i czwartki, czyta się rozdział z
Pięcioksięgu, a w przeciągu roku przychodzi kolej na wszystkie bez wyjątku
pięć ksiąg Mojżesza. Po każdym czytaniu rozdziału z Pięcioksięgu następuje
tu rozdział z ksiąg proroków, tak, że powstaje mieszanina z ducha
Pięcioksięgu i proroków. Ponadto Żydzi poznają Stary Testament jeszcze
przez studiowanie Talmudu z jego niezliczonymi cytatami z Pisma Świętego.
Dziś Żydzi hołdujący tej tradycji są wprawdzie w mniejszości, ale jeszcze 150
lat temu był to sposób życia wśród nich powszechny. Tradycyjnie to
studiowanie Biblii wspomagane było tym, że odczuwali oni potrzebę opierania
wszelkich nowych idei i wskazań religijnych na autorytecie wersetów z Biblii,
co miało jednak dwojaki skutek. Używając wersetów z Biblii do tego, by
podbudować jakąś nową ideę lub przykazanie religijne, cytowano je często
bez kontekstu i uzupełniano interpretacją nie odpowiadającą ich
prawdziwemu znaczeniu. Nawet wtedy, gdy cytaty te nie ulegały przy tym
zniekształceniu, interesowano się bardziej “użytecznością" danego wersetu
dla potwierdzenia nowej idei, niż jego znaczeniem w całym kontekście.
W istocie rzeczy było też tak, że tekst Biblii był znany bardziej poprzez
Talmud i cotygodniowe czytanie fragmentów, niż poprzez bezpośrednie
systematyczne studiowanie. Zajmowanie się tradycją ustną (Miszna, Gemara
itp.) było ważniejsze i stawiało większe wyzwania duchowe.
Przez całe stulecia Żydzi rozumieli Biblię nie tylko w duchu swej własnej
tradycji, lecz byli też w znacznej mierze pod wpływem idei innych kultur, z
którymi stykali się ich uczeni. I tak Filon rozumiał Stary Testament w duchu
platońskim, Majmonides w duchu Arystotelesa, a Hermann Cohen w duchu
Kanta. Klasyczne komentarze pochodzą jednak ze średniowiecza, a
najwybitniejszym komentatorem jest znany pod imieniem Raszi rabbi
Salomon ben Isaac (1040-1105), który interpretował Biblię w
konserwatywnym duchu średniowiecznego feudalizmu. Tak było, choć on i
inni komentatorzy Biblii hebrajskiej wyjaśniali tekst językowo i logicznie, i
nawiązywali przy tym często do komplialcji Hagady, do żydowskich
doświadczeń mistycznych, a czasem także do filozofów arabskich i
żydowskich, wzbogacając swe pisma o ich myśli. Wśród wielu pokoleń Żydów
od końca średniowiecza, zwłaszcza dla tych, którzy żyli w Niemczech, Polsce,
Rosji i Austrii, średniowieczny duch tych klasycznych komentarzy nasilił
jeszcze te tendencje, które wynikały z ich własnej sytuacji ghettowej, w której
mieli tylko niewielkie kontakty z życiem społecznym i kulturalnym
współczesności. Z drugiej strony ci Żydzi, którzy od końca XVIII wieku
uczestniczyli w kulturze europejskiej, przejawiali na ogół niewielkie
zainteresowanie dla studiowania Starego Testamentu.
Stary Testament jest księgą o wielu niuansach, które w ciągu całego
tysiąclecia pisało, redagowało wielu autorów i której treść doznała godnego
uwagi rozwoju, od prymitywnej świadomości autorytarnej i plemiennej, do idei
radykalnej wolności człowieka i braterstwa wszystkich ludzi. Stary Testament
jest księgą rewolucyjną, jej tematem jest uwolnienie człowieka od
kazirodczych więzów krwi i ziemi, od podporządkowania idolom, od
niewolnictwa i potężnych władców w kierunku wolności jednostki, narodu i
całej ludzkości. (Ten rewolucyjny charakter Starego Testamentu był tą
właśnie cechą, która uczyniła go ideą przewodnią dla rewolucyjnych sekt
chrześcijańskich i reformacji). Być może potrafimy dziś zrozumieć Biblię
hebrajską lepiej niż jakakolwiek inna epoka przed nami dlatego właśnie, że
żyjemy w okresie rewolucji, w którym człowiek mimo wielu błędów, które
prowadzą go tylko do nowych form uzależnienia, zrzuca wszelkie więzy
społeczne sankcjonowane niegdyś przez "Boga" i "przepisy społeczne". Być
może paradoksalnie jedna z najstarszych ksiąg zachodniego kręgu
kulturowego może być rozumiana najlepiej przez tych, którzy najmniej
związani są tradycją i którzy najbardziej uświadamiają sobie, jak radykalny
jest będący obecnie w toku proces oswabadzania.
Chciałbym poświęcić jeszcze kilka słów wstępnych na temat mojego
rozumienia Biblii w tej książce. Nie uważam Biblii za "Słowo Boże" - i to nie
tylko dlatego, że badania historyczne wykazały, iż jest ona napisana przez
ludzi, przez różnych ludzi żyjących w różnych czasach, lecz także dlatego, że
nie jestem teistą. Mimo to jest to dla mnie książka nadzwyczajna, w której
znajduje wyraz wiele norm i zasad zachowujących swoją ważność przez całe
tysiąclecia. Jest to książka, która głosi ludziom pewną Wizję, która jest
aktualna i czeka na urzeczywistnienie. Nie została napisana przez jednego
człowieka, ani też nie podyktował jej Bóg wyraża się w niej raczej geniusz
narodu, który przez wiele pokoleń walczył o swoje życie i godność Choć
uważam historyczną i literacką krytykę Starego Testamentu w ramach jej
odniesień za ogromnie ważną, to nie sądzę, aby miała ona istotny wpływ na
założenia niniejszej pracy, gdyż chcę w niej pomóc zrozumieć tekst biblijny, a
nie zaprezentować analizę historyczną. Mimo to w miejscach, w których
wydaje mi się to ważne, będę nawiązywał do historycznej czy literackiej
analizy hebrajskiej.
Redaktorzy Biblii nie zawsze potrafili zlikwidować sprzeczności pomiędzy
różnymi wykorzystanymi źródłami. Musieli to jednak być ludzie wielkiej
przenikliwości i mądrości, gdyż potrafili złączyć wiele części w jedną całość
odzwierciedlającą ewolucyjny proces, którego sprzeczności są aspektami
tejże całości. Redakcyjna działalność, czy wręcz cała praca tych mędrców,
którzy dokonali ostatecznego wyboru pism świętych, odpowiada w szerszym
rozumieniu pracy jednego autora. Według mnie można traktować Biblię
hebrajską jako jedną książkę, nie zależnie od faktu, że została złożona z wielu
źródeł. Nie tylko dzięki pracy różnych redaktorów stała się jedną księgą, lecz
także dzięki temu, że w czasie ostatnich dwóch tysięcy lat czytano ją i
rozumiano jako jedną książkę. Do tego należy dodać, że poszczególne
miejsca zmieniają swoje znaczenie, kiedy wyjmuje się je z ich pierwotnych
źródeł i wkłada w nowy, całościowy kontekst Starego Testamentu. Niech to
zilustrują dwa przykłady: W Księdze Genesis 1, 26 Bóg mówi: "Uczyńmy
człowieka na podobieństwo nasze". Według mniemania wielu badaczy
Starego Testamentu jest to archaiczne zdanie, które w niezmienionym
kształcie przejął redaktor "pism kapłanów". Zdaniem niektórych autorów Bóg
rozumiany jest tu jako istota ludzka. Może to być rzeczywiście całkowicie
słuszne w odniesieniu do pierwotnego tekstu archaicznego. Powstaje jednak
pytanie, dlaczego redaktor tego miejsca, który przecież bez wątpienia nie miał
tak archaicznego wyobrażenia Boga, nie zmienił tego zdania. Według mnie
powodu tego należy szukać w tym, iż rozumiał on to miejsce tak, że
stworzony na obraz Boga człowiek ma podobne do Boga właściwości. Innym
przykładem jest zakaz sporządzania obrazu Boga i używania Jego imienia.
Jest całkiem możliwe, że sens tego zakazu zawarty był pierwotnie w
archaicznym obyczaju niektórych kultur semickich, by uważać Boga i Jego
imię za tabu; stąd zakaz sporządzania Jego wizerunku i używania Jego
imienia. Ale w kontekście całościowym księgi znaczenie archaicznego tabu
przekształca się w nową ideę, mianowicie w tę, że Bóg nie jest rzeczą i nie
można Go przedstawiać ani imieniem ani poprzez wizerunek. Stary
Testament jest dokumentem opisującym rozwój małego, prymitywnego
narodu, którego duchowi przywódcy upierali się przy istnieniu jednego,
jedynego Boga i nieistnieniu bożków oraz trzymali się nieomylnie swej wiary w
bezimiennego Boga, w ostateczne zjednoczenie wszystkich ludzi i pełną
wolność każdej jednostki.
Kiedy skodyfikowano dwadzieścia cztery księgi Starego Testamentu, historia
żydowska przez to się nie skończyła. Toczyła się dalej, a wraz z nią także
idee mające swój początek w hebrajskiej Biblii uzyskiwały pełniejszy rozwój.
Rozwój ten dokonywał się dwutorowo: po pierwsze - w Nowym Testamencie,
w Biblii chrześcijańskiej; po drugie - w historii żydowskiej, którą zazwyczaj
określa się mianem "przekazu ustnego". Żydowscy badacze Pisma
podkreślali zawsze z naciskiem ciągłość i jedność przekazu pisemnego
(Starego Testamentu) oraz ustnego. Także ten ustny został skodyfikowany: w
części starszej, zwanej Miszna, ok. 200 r. n.e. oraz w części późniejszej
zwanej Gemara ok. 500 r. n.e. Jest paradoksem, że właśnie ten punkt
widzenia uznający Biblię za to, czym jest ona historycznie (wyborem pism z
wielu stuleci), ułatwia ludziom godzenie się z tradycyjnym poglądem, że
przekazy pisemne i ustne stanowią jedność. Przekaz ustny zawiera, tak samo
jak pisemny - czyli Biblia - idee z okresu ponad tysiąca dwustu lat. Gdybyśmy
mogli sobie wyobrazić, że napisano nową Biblię hebrajską, to zawierałaby ona
Talmud, pisma Majmonidesa, Kabałę oraz wypowiedzi mistrzów chasydzkich.
Gdybyśmy mogli sobie wyobrazić taki zbiór pism, to obejmowałby on tylko
niewiele więcej, niż Stary Testament: zostałby stworzony przez wiekitorów
żyjących w całkowicie różnych warunkach i zawierałby tyle samo sprzecznych
idei i nauk, co Biblia. Oczywiście taka druga Biblia nie istnieje. Nie mogłaby
ona powstać z wielu względów. Chciałem tylko przez to pokazać, że Stary
Testament reprezentuje rozwój idei przez długi okres czasu, i że idee
rozwijały się przez jeszcze dłuższy okres już po skodyfikowaniu Starego
Testamentu. Ciągłość ta jest w dramatyczny sposób widoczna na każdej
dowolnej wydrukowanej dziś stronie Talmudu: zawiera on nie tylko Misznę i
Gemarę, lecz także późniejsze, formułowane do dziś komentarze i rozprawy
od czasów Majmonidesa, do Gaona z Wilna. Zarówno Stary Testament, jak i
przekazy ustne zawierają sprzeczności, które się jednak trochę różnią. Te w
Starym Testamencie można w dużej części wytłumaczyć tym, że Hebrajczycy
z małego plemienia nomadów przekształcili się w żyjący w Babilonie naród,
który potem znalazł się pod wpływem kultury hellenistycznej
W okresie, który nastąpił po spisaniu Starego Testamentu, sprzeczności nie
tłumaczą się przejściem od archaicznego do cywilizowanego stylu życia, lecz
ciągłym rozziewem między różnymi przeciwnymi tendencjami, trwającymi
przez całą historię żydostwa, od zburzenia świątyni aż do zniszczenia
ośrodków tradycyjnej kultury żydowskiej przez Hitlera. Mamy tu do czynienia z
przeciwieństwem pomiędzy nacjonalizmem a uniwersalizmem, pomiędzy
konserwatyzmem a radykalizmem, pomiędzy fanatyzmem a tolerancją. Przy
tym każdorazowo siłę obu skrzydeł - i wielu sektorów w ich obrębie - można
oczywiście tłumaczyć określonymi przyczynami, mianowicie specyficznymi
warunkami, w jakich rozwijało się żydostwo w poszczególnych krajach (w
Palestynie, Babilonii, w muzułmańskiej Afryce Północnej i Hiszpanii, w
chrześcijańskiej Europie okresu średniowiecza i w carskiej Rosji) oraz
specyficznymi klasami społecznymi, z których pochodzili uczeni.
Uwagi poniższe podkreślają trudność w interpretacji Biblii i późniejszych
przekazów żydowskich. Interpretowanie procesu interpretacyjnego oznacza
pokazywanie rozwoju pewnych tendencji występujących w tym procesie. Taka
interpretacja pociąga za sobą konieczność wybrania tych elementów, które
stanowią główny lub przynajmniej jeden z głównych prądów w procesie
ewolucyjnym. Oznacza to jednak konieczność takiego rozważenia czynników,
by wybrać spośród nich te najbardziej reprezentatywne. Historia, która
wszystkim faktom przypisuje takie samo znaczenie, to nic innego jak
wyliczanie wydarzeń. Nie pyta ona o ich sens. Pisanie historii to zawsze także
jej interpretowanie. Chodzi przy tym o to, by interpretator faktów miał
niezbędną wiedzę i niezbędny szacunek dla nich, by nie narazić się na
niebezpieczeństwo wybrania takich faktów, które wspierają z góry założoną
tezę. Jedyny warunek, który należy postawić przed interpretacją dokonywaną
na tych stronicach, to ten, że odnośne miejsca w Biblii, Talmudzie i
późniejszej literaturze żydowskiej nie są rzadkimi, stanowiącymi wyjątek
wypowiedziami, lecz stwierdzeniami reprezentatywnych osobistości i częścią
spójnego, rozwijającego się modelu myślowego. Również sprzecznych ze
sobą wypowiedzi nie wolno pomijać, lecz należy je traktować jako to, czym
są: jako część całości, której sprzeczne modele myślowe istnieją obok tego,
co w niniejszej pracy wysunięto na plan pierwszy. Wymagałoby o wiele
obszerniejszej pracy udowodnienie, że radykalna myśl humanistyczna
charakteryzuje główne etapy rozwojowe tradycji żydowskiej, podczas gdy
kierunek konserwatywno-nacjonalistyczny jest stosunkowo nie zmienionym
reliktem z czasów dawniejszych, który nigdy nie miał udziału w postępowej
ewolucji myśli żydowskiej i jej wkładzie w uniwersalne wartości.
Choć nie jestem specjalistą w dziedzinie badania Biblii, to jednak od
dzieciństwa studiowałem Stary Testament i Talmud. Mimo to nie odważyłbym
się nigdy opublikować tych komentarzy do Pisma, gdybym nie ukształtował
swojej postawy wobec Biblii hebrajskiej i późniejszych przekazów żydowskich
dzięki pośrednictwu nauczycieli, którzy byli wielkimi nauczycielami
rabinicznymi. Wszyscy oni byli przedstawicielami tradycji żydowskiej i Żydami
surowej reguły. Tym niemniej różnili się znacznie między sobą. Ludwig
Krause na przykład był tradycjonalistą, na którego myśl nowoczesna miała
niewielki wpływ. Nehemia Nobel natomiast był cały przeniknięty mistyką
żydowską i ideami humanizmu zachodniego i sam był mistykiem. Trzeci z
nich, Salman B. Rabinkow, tkwił w tradycji chasydzkiej, był socjalistą i
nowoczesnym uczonym. Choć żaden z nich nie pozostawił znaczniejszych
dzieł pisanych, zaliczali się jednak do najwybitniejszych uczonych
talmudycznych żyjących w Niemczech przed katastrofą hitleryzmu. Ponieważ
ja sam nie jestem praktykującym czy "wierzącym" Żydem, stoję oczywiście na
całkowicie innych pozycjach niż oni i za nic w świecie nie odważyłbym się
obarczać ich odpowiedzialnością za przedstawione w niniejszej książce
uwagi. A jednak poglądy moje wyrosły z ich nauki i jestem głęboko
przekonany, że nigdzie nie została przerwana ciągłość pomiędzy ich nauką a
moimi poglądami. Odwagi do napisania tej książki dodał mi też przykład
wielkiego kantysty, Hermanna Cohena, który w swoim dziele “Die Religion der
Vernunft aus den Quellen des Judentums" traktował Stary Testament jako
całość, wraz, z późniejszymi przekazami żydowskimi. Choć nie można mojej
skromnej pracy porównać z jego wielkim dziełem, a wnioski moje czasem
odbiegają od jego wniosków, to jednak jeśli chodzi o metodę jego sposób
traktowania Biblii wywarł na mnie silny wpływ.
Interpretacja Biblii w mojej książce to interpretacja w duchu radykalnego
humanizmu. Pod pojęciem radykalnego humanizmu rozumiem globalną
filozofię, która na plan pierwszy wysuwa jedność rasy ludzkiej, zdolność
człowieka do rozwijania własnych sił, do uzyskiwania harmonii wewnętrznej i
zbudowania pokojowego świata. Radykalny humanizm widzi swój najwyższy
cel w pełnej niezależności człowieka, co oznacza, że musi przebić się przez
fikcje i iluzje do pełnego odkrycia rzeczywistości. Implikuje to także postawę
sceptyczną wobec stosowania przemocy, bo w całej historii ludzkości ta
właśnie przerażająca przemoc czyniła człowieka gotowym do uznawania fikcji
za rzeczywistość, a iluzji za prawdę, co dzieje się jeszcze dziś. Przemoc
czyniła człowieka niezdolnym do stania się niezależnym i fałszowała w ten
sposób jego myśli i uczucia. Odkrycie zalążków radykalnego humanizmu w
dawniejszych źródłach Biblii jest możliwe tylko dzięki temu, że znamy już
radykalny humanizm takich myślicieli jak Amos, Sokrates, znamy humanistów
okresu renesansu i oświecenia, a także Kanta, Herdera, Lessinga, Goethego,
Marksa i Schweitzera. Ziarno można zidentyfikować tylko wtedy, gdy zna się
kwiat; często trzeba interpretować wcześniejszą fazę przy pomocy
późniejszej, choć genetycznie wcześniejsza poprzedza późniejszą.
Należy jeszcze wspomnieć o innym aspekcie radykalnego humanizmu. Idee
mają swe korzenie w realnym życiu społeczeństwa, zwłaszcza wtedy, gdy nie
chodzi o idee jednostki, lecz gdy zintegrowane są one w procesie
historycznym. Jeśli więc przyjmuje się, że idea radykalnego humanizmu jest
główną tendencją tradycji biblijnej i postbiblijnej, to trzeba założyć, że w ciągu
całej historii Żydów istniały podstawowe warunki dla powstawania i rozwoju
tendencji humanistycznej. Czy rzeczywiście są takie podstawowe warunki?
Sądzę, że tak - i nie trudno je pokazać. Żydzi tylko przez krótki okres mieli
efektywną, wyraźną władzę świecką, tylko przez okres życia paru pokoleń. Po
okresie panowania Dawida i Salomona nacisk potężnych sąsiadów z północy i
południa przybrał takie rozmiary, że Juda i Izrael żyli w ciągłym zagrożeniu
podboju. Zostali wreszcie podbici i tak naprawdę już nie odzyskali
niepodległości. Choć Żydzi byli jeszcze potem w sensie formalnym politycznie
niezależni, to w rzeczywistości byli tylko małym, bezsilnym, uzależnionym od
innych mocarstw satelitą.
Gdy Rzymianie położyli wreszcie kres ich państwu, kiedy przeszedł wreszcie
na ich stronę Rabbi Jochanan ben Sakkai (przez co miał nadzieję otrzymać
zezwolenie na otwarcie w Jabne wyższej szkoły kształcenia przyszłych
pokoleń uczonych rabinicznych), pojawiło się żydostwo bez królów i
kapłanów, istniejące już od stuleci za fasadą, której Rzymianie zadali ostatni
cios. Przebieg historii wykazał słuszność tych słów proroków, które piętnowały
bałwochwalstwo i wielbienie władzy świeckiej. W efekcie więc trwały,
dominujący wpływ w myśli żydowskiej uzyskały nauki proroków, nie zaś
wspaniałość Salomona. Od tego czasu Żydzi nie odzyskali już nigdy swojej
władzy. Wręcz przeciwnie; w całej swej późniejszej historii musieli cierpieć
ucisk obcej władzy. Bez wątpienia ich sytuacja mogła przyczynić się do
powstania narodowych resentymentów i ciasnej świadomości plemiennej oraz
arogancji - i rzeczywiście coś takiego się wykształciło. Tu właśnie należy
szukać korzeni tej innej tendencji w historii żydowskiej, o której powyżej
wspominaliśmy.
Ale czyż to nie naturalne, że historia o wyzwoleniu z niewoli egipskiej i mowy
wielkich proroków - humanistów znalazły oddźwięk w sercach ludzi, którzy
znali siłę tylko jako jej ofiary, nie zaś dysponenci? Czyż może dziwić fakt, że
prorocza wizja zjednoczonej pokojowej ludzkości, sprawiedliwości dla
biednych i słabych, padła u Żydów na podatny grunt i już nigdy nie została
zapomniana? Czy to dziwne, że Żydzi, gdy padały mury ghett, w
nieproporcjonalnie dużej liczbie należeli do tych, którzy głosili ideały
internacjonalizmu, pokoju i sprawiedliwości? To, co z politycznego punktu
widzenia było tragedią Żydów - mianowicie utrata kraju i państwa - z punktu
widzenia humanistycznego stanowiło wielkie błogosławieństwo, dlatego że
należeli do cierpiących i pogardzanych, a jako tacy byli w stanie stworzyć i
zachować tradycje humanizmu.
EPILOG
Próbowałem pokazać rozwój wizerunków Boga i człowieka w Starym
Testamencie oraz w przekazach postbiblijnych . Mogliśmy prześledzić, że
zaczynają się one od autorytarnego Boga i posłusznego człowieka, ale że
nawet w tej autorytarnej strukturze można już znaleźć początki wolności i
niezależności. Od samego początku należy być posłusznym Bogu nie z
żadnej innej przyczyny, jak tylko dlatego, by nie słuchać bożków. Czczenie
jednego Boga oznacza negację czci dla ludzi i rzeczy. W rozwoju myśli
biblijnej i postbiblijnej można prześledzić, jak zalążki te rozwijają się dalej.
Bóg, władca autorytarny, staje się monarchą konstytucyjnym, który sam
związany jest ogłoszonymi przez siebie zasadami. Boga przedstawionego
antropomorficznie czyni się Bogiem bezimiennym, a wreszcie takim, o którym
nie można orzec żadnych atrybutów co do jego istoty. Człowiek z
posłusznego sługi staje się człowiekiem wolnym, który sam tworzy własną
historię, bez ingerencji Boga, kierowany jedynie posłannictwem proroków,
które może przyjąć albo odrzucić.
Jak to wykazałem, możliwość wyobrażania sobie człowieka jako całkowicie
niezależnego od Boga miała jednak swoje granice. To samo dotyczy
możliwości całkowitego porzucenia pojęcia Boga. Stare wyobrażenia są dla
religii próbującej znaleźć sformułowanie jednoczącej zasady i symbol, przy
pomocy którego mogłaby "scementować" swoich wiernych i zintegrować
swoją strukturę, całkowicie naturalne. Dlatego religia żydowska nie potrafiła
dokonać ostatniego logicznego kroku, porzucenia "Boga" i stworzenia nowego
wizerunku człowieka jako istoty, która jest na tym świecie sama, a mimo to
może tu czuć się jak w domu - jeśli tylko uda jej się osiągnąć harmonię z
innymi ludźmi i naturą. Jak to próbowałem pokazać, wyobrażenie Boga jest
tylko "palcem wskazującym na księżyc". Księżyc ten nie znajduje się poza
nami, lecz jest to ludzka rzeczywistość kryjąca się za słowami: "To, co
nazywamy postawą religijną, to takie x które można wyrazić tylko w
poetyckich i wizualnych symbolach. Doświadczenie x było wyrażane w
różnorakich wyobrażeniach, które różniły się między sobą w zależności od
organizacji społecznej i konkretnej epoki kulturowej. Na Bliskim Wschodzie to
x znajdowało wyraz w wyobrażeniu najwyższego wodza plemiennego czy
króla i w ten sposób "Bóg" stał się najwyższym pojęciem żydostwa,
chrześcijaństwa i islamu, które miały swe korzenie w strukturach społecznych
tego obszaru kulturowego. W Indiach buddyzm mógł wyrażać swoje x w
innych formach, tak że tu wyobrażenie "Boga" jako władcy nie było konieczne.
Ponieważ jednak zarówno wierzący, jak i niewierzący dążą do tego samego
celu, mianowicie do wyzwolenia i obudzenia człowieka, mają więc i jedni, i
drudzy - oczywiście we właściwy sobie sposób - zrozumieć, że to miłość
prowadzi do lepszego zrozumienia drugiego człowieka, niż on sam się
rozumie. I tak wierzący będzie uważał, że niewierzący humanista myśli
błędnie - i odwrotnie. Ale obaj będą zjednoczeni wspólnym celem, który
łatwiej rozpoznać w ich czynach, niż w sposobie ich myślenia. Przede
wszystkim jednoczyć ich będzie wspólna walka przeciwko służbie idolom.
Wielbiciele bożków są zarówno wśród wierzących, jak i niewierzących.
Uczynili oni z Boga - bożka, wszechwiedzącą, wszechpotężną istotę,
sprzymierzoną z potęgami ziemskimi. Podobnie są też niewierzący, którzy
wprawdzie nie uznają Boga, ale czczą inne idole (wielbione też zresztą przez
wierzących); suwerenne państwo, sztandar, rasę, produkcję materialną i
wydajność, przywódców politycznych lub siebie samych. Ci natomiast, którzy
czczą Boga w formie niewyobcowanej i ci, którzy dążą do tego samego celu w
sposób czysto humanistyczny, wiedzą, że koncepcje myślowe mają - w
porównaniu z rzeczywistością ludzką stojącą za nimi - znaczenie tylko wtórne.
I jedni, i drudzy rozumieją - znaczenie chasydzkiej historii o pewnym
zwolenniku chasydzkiego mistrza, którego pytano, czy odwiedza go po to, by
usłyszeć od niego słowa mądrości, na co ten odpowiedział: "Nie, chciałem
tylko zobaczyć, jak on wiąże sznurowadła".
Każdy - czy to wierzący, czy niewierzący - który traktuje wartość x jako
wartość najwyższą i próbuje ją realizować w swoim życiu, nie może nie
wiedzieć, że większość ludzi w naszym społeczeństwie przemysłowym nie
dąży do tej wartości, nawet wtedy, gdy tak twierdzi. Są to gorliwi, puści
wewnętrznie i wyizolowani konsumenci, których życie nudzi i którzy swą
chroniczną depresję próbują zrekompensować wymuszoną konsumpcją. Są
to ludzie, których bardziej pociągają rzeczy i techniczne zabawy, niż życie i
rozwój, i których celem jest dużo mieć i używać, a nie więcej być. Cała
niniejsza książka dotyczy pytania, któremu w ostatnich latach poświęca się
coraz więcej uwagi: "Czy Bóg jest martwy?" Do tego pytania należy
podchodzić w dwóch aspektach: Czy martwe jest wyobrażenie Boga, czy też
doświadczenie, na które wskazuje to wyobrażenie Boga i najwyższa wartość,
która się w nim wyraża?
W pierwszym przypadku można by to pytanie formułować także następująco:
"Czy Arystoteles jest martwy?" Można by tak uczynić dlatego, że głównie
wpływowi Arystotelesa mamy do zawdzięczenia to, że Bóg jako koncepcja
myślowa uzyskał to znaczenie i że to dzięki niemu gwałtownie zaczęła się
rozwijać "teologia". Co się tyczy wyobrażenia Boga, to musimy także zapytać,
czy powinniśmy zachować wyobrażenie, które można zrozumieli tylko na
podstawie jego społeczno-kulturowych korzeni. Kultur Bliskiego Wschodu, z
ich autorytarnymi wodzami plemiennymi i królami mającymi nieograniczoną
władzę; i późniejszego, średniowiecznego feudalizmu z jego absolutnymi
monarchami. Dla dzisiejszego świata, który nie kieruje się już zasadami
systematycznego myślenia Arystotelesowskiego i ideą królestwa,
wyobrażenie Boga utraciło swą filozoficzną i społeczną podstawę.
Gdybyśmy z drugiej strony chcieli postawić pytanie, czy doświadczenie jest
martwe, to zamiast pytać czy Bóg umarł, powinniśmy pytać, czy umarł
człowiek To wydaje się być centralnym problemem ludzkości w
społeczeństwie przemysłowym XX wieku. Jest ona narażona na
niebezpieczeństwo stania się rzeczą, utracenia z pola widzenia rzeczywistych
problemów egzystencji ludzkiej i nie interesowania się już tymi zagadnieniami.
Jeśli człowiek pójdzie dalej w tym kierunku, to sam też stanie się martwy i
problem Boga jako wyobrażenia czy poetyckiego symbolu najwyższej
wartości nie będzie już żadnym problemem. Głównym naszym problemem
jest dzisiaj to, byśmy widzieli to niebezpieczeństwo i starali się stworzyć
warunki, które pozwolą człowiekowi powrócić do życia. W tym celu konieczne
są fundamentalne zmiany struktury socjo-ekonomicznej społeczeństwa
przemysłowego (zarówno kapitalistycznego, jak i socjalistycznego) oraz
odrodzenie humanizmu - ukierunkowanie na realność przeżywanych wartości,
na realność pojęć i słów. Na Zachodzie przeżywamy dziś to odrodzenie
humanizmu wśród zwolenników katolicyzmu oraz w socjalizmie
marksistowskim. Jest to reakcja na podwójne niebezpieczeństwo grożące
dziś ludzkości: niebezpieczeństwo atomowego unicestwienia oraz
niebezpieczeństwo przekształcenia człowieka w dodatek do maszyny. To, czy
duch i nadzieje proroków będą dalej żywe, będzie zależało od siły i
żywotności tego nowego humanizmu. Dla nieteistycznego humanisty
powstaje jednak jeszcze jedno pytanie, mianowicie - co mogłoby przyjść na
miejsce religii w świecie, w którym pojęcie Boga jest być może martwe, ale w
którym musi być żywa leżąca u podstaw tego pojęcia realność
doświadczenia.
Tłum. Jan Miziński
REWOLUCJA NADZIEI
NADZIEI*
* E. Fromm "The Revolution of Hope Toward a Humanized Technology" wg
New York, Evaristen, L.ondyn 1970.
Czym nie jest nadzieja
Nadzieja jest decydującym elementem w każdej próbie dokonania zmiany
społecznej na rzecz większej aktywności, świadomości i rozsądku. Jednak
charakter nadziei jest często błędnie rozumiany i mylony z postawami, które
nie mają nic wspólnego z nadzieją, a nawet są całkowicie odmienne.
Co to znaczy mieć nadzieję?
Czy oznacza to, jak sądzi wielu, mieć pragnienia i życzenia? Jeżeli tak jest, to
ci, którzy pragną więcej lepszych samochodów, domów i sprzętów byliby
ludźmi nadziei. Ale nimi nie są; są to ludzie żądni coraz większej konsumpcji a
nie ludzie mający nadzieję. Czy ma się nadzieję, kiedy przedmiotem tej
nadziei nie jest rzecz, a pełniejsze życie, stan większej aktywności,
wyzwolenie od wiecznej nudy; lub używając terminu teologicznego -
zbawienie; albo w kategoriach politycznych -rewolucja? Z pewnością ten
rodzaj oczekiwania mógłby być nadzieją, ale nie jest nadzieją wszystko to, co
ma cechy bierności i czekania - dopóki nadzieja nie stanie się faktycznie
parawanem dla rezygnacji i zwykłą ideologią. Podobny rodzaj zaniechanej i
biernej nadziei opisał wspaniale Kafka
w swej powieści "Proces". Do (prawych) drzwi prowadzących do nieba
podchodzi człowiek i prosi odźwiernego o możliwość wejścia. Ale odźwierny
powiada, że nie może mu teraz udzielić wstępu. Choć brama prawa stoi
otworem człowiek decyduje się jednak czekać, aż dostanie pozwolenie na
wejście. Robi wiele starań, aby go wpuszczono, ale zawsze słyszy, że na
pozwolenie jest jeszcze za wcześnie. Siedzi tam więc dnie i lata. W tym
długoletnim obcowaniu z odźwiernym poznaje nawet pchły w jego futrzanych
kołnierzu. Jest już stary i bliski śmierci. Po raz pierwszy zadaje pytanie: "Skąd
więc to pochodzi, że w ciągu tych wielu lat nikt oprócz mnie nie żądał
wpuszczenia?
Odźwierny odpowiada: “Tu nie mógł nikt inny otrzymać wstępu, gdyż to
wejście
było przeznaczone tylko dla ciebie. Odchodzę teraz i zamykam je".
Starzec jest za stary aby to zrozumieć; być może nie zrozumiałby nawet,
gdyby był młodszy. Ostatnie słowo mają biurokraci; jeśli mówią "nie", człowiek
wejść nie może. Gdyby miał coś więcej niż tę bierną, wyczekującą nadzieję
przekroczyłby próg, a jego odwaga w lekceważeniu biurokratów byłaby aktem
wyzwolenia, który doprowadziłby go do błyszczącego pałacu. Wielu ludzi
przypomina starego człowieka Kafki. Żywią oni nadzieję, ale nie jest im dane
pójść za głosem serca i tak długo jak biurokraci nie dają zielonego światła,
czekają bez końca.-1
Ten rodzaj biernej nadziei jest ściśle związany z ogólną formą nadziei, którą
można przedstawić jako oczekiwanie czasu. Czas i przyszłość to podstawowe
kategorie tego rodzaju nadziei. Jeżeli niedorzeczne jest przekonanie, że
nadzieja może spełnić się w tym świecie, to nie oczekuje się, że coś wydarzyć
się może teraz, ale za chwilę następnego dnia, w następnym roku i w innym
świecie. Za tym przekonaniem kryje się bałwochwalstwo "Przyszłości",
"Historii" i "Potomności", które zapoczątkowane zostało w czasie Rewolucji
Francuskiej przez ludzi takich jak Robespierre, oddających cześć przyszłości
jak bogini: Nic nie robię, pozostaję bierny, ponieważ jestem niczym, jestem
bezsilny; ale przyszłość, wizja czasu, dokona tego, czego ja nie mogę
osiągnąć. Taki kult przyszłości będący innym aspektem kultu "postępu" we
współczesnej myśli burżuazyjnej, jest właśnie alienacją nadziei. Bożyszcze,
przyszłość i potomni dokonują czegoś bez mojego udziału.-2
Choć bierne oczekiwanie jest zamaskowaną formą beznadziejności i
bezsilności, istnieje jeszcze jedna forma beznadziejności i desperacji, która
przybiera całkowicie przeciwną maskę - maskę tworzenia frazesów i
ryzykanctwa, Iekceważenia rzeczywistości i forsowania czegoś, czego
forsować się nie da. Była to postawa fałszywych Mesjaszy i przywódców
przewrotów wojskowych, gardzących tymi, którzy w żadnej sytuacji nie woleli
śmierci od klęski. W czasach współczesnych ta pseudoradykalna maska
beznadziejności i nihilizmu nie jest zjawiskiem rzadkim wśród najbardziej
aktywnych członków młodej generacji. Wzruszająca jest ich śmiałość i
oddanie, ale są oni nieprzekonywający przez swój brak realizmu, zmysłu
strategii, a czasami brak umiłowania życia.
Przypisy:
1. Hiszpańskie słowo "esperar" oznacza jednocześnie oczekiwanie i nadzieję,
i wyraźnie odnosi się do tego szczególnego typu biernej nadziei którą pragnę
tu opisać.
2.Stalinowska koncepcja stwierdzająca, że to historia, decyduje o tym, co jest
słuszne i niesłuszne, dobre i złe, jest bezpośrednią kontynuacją
robespierrowskiego uwielbienia dla potomności. Jest ona całkowicie
przeciwstawna stanowisku Marksa, który powiedział: "Historia nie robi nic (...)
To nie historia, lecz właśnie człowiek (...), on robi to wszystko". Lub w
"Tezach o Feuerbachu": "Materialistyczna teoria, że ludzie są wytworami
warunków i wychowania, że więc zmienieni ludzie są wytworami innych
warunków i zmienionego wychowania, zapomina, że warunki są zmieniane
właśnie przez ludzi i że sam wychowawca musi zostać wychowany".
Paradoks i charakter nadziei
Nadzieja jest paradoksalna. Nie jest ani biernym czekaniem, ani
nierealistycznym forsowaniem zdarzeń, które nie mogą się wydarzyć. Jest jak
gotujący się do skoku tygrys, który poderwie się jedynie wtedy, gdy nadejdzie
właściwy moment. Nie jest wyrazem nadziei ani strudzony reformizm, ani
pseudoradykalne ryzykanctwo. Mieć nadzieję to znaczy być gotowym w
każdym momencie na to, co się jeszcze nie narodziło i nie rozpaczać jeśli za
naszego życia takich narodzin nie będzie. Nie ma sensu wiązać nadziei z
czymś, co już istnieje lub istnieć nie może. Ci, którzy mają słabe nadzieje,
pragną komfortu lub przemocy; ci, których nadzieje są silne, dostrzegają i
pielęgnują wszelkie oznaki nowego życia, a w każdej chwili gotowi są
przyspieszyć narodziny czegoś nowego.
Jedno z głównych nieporozumień na temat nadziei wynika z niemożności
odróżnienia nadziei świadomej od nieświadomej. Jest to oczywiście błąd
powtarzany w odniesieniu do innych doświadczeń emocjonalnych, takich jak
szczęście, lęk, depresja, znużenie i nienawiść. Jest rzeczą zdumiewającą, iż
mimo sporej popularności teorii Freuda, jego koncepcje podświadomości w
tak małym stopniu zastosowana została w przypadku tych zjawisk. Fakt ten
mogą wytłumaczyć dwie zasadnicze przyczyny. W pracach niektórych
psychoanalityków i "filozofów psychoanalizy" całe zjawisku podświadomości -
tzn. represji - odnosi się do pragnień seksualnych. Posługują się oni represją
niewłaściwie, uważając za synonim stłumienia (suppression) popędów i
pożądań seksualnych. Czyniąc to pozbawiają odkrycia Freuda ich doniosłego
znaczenia. Przyczyna druga tu fakt, że dla postwiktoriańskich pokoleń o wiele
mniej niepokojące jest uświadomienie sobie tłumionych pragnień seksualnych
niż takich przeżyć jak alienacja, poczucie beznadziejności czy chciwość.
Oczywistych przykładów nie trzeba szukać daleko: większość ludzi nie
dopuszcza do siebie uczuć strachu, znużenia, samotności, beznadziejności -
znaczy to, że są oni nieświadomi tych uczuć.-4 Powód jest bardzo prosty.
Według naszego modelu społecznego człowiek sukcesu nie powinien być
przestraszony, znużony czy samotny. Dla niego ten świat musi być
najlepszym ze światów; aby mieć najlepszą szansę awansu musi stłumić
strach, wątpliwości, przygnębienie, znużenie, poczucie beznadziejności.
Jest wielu ludzi, którzy są świadomie ufni i nieświadomie zdesperowani, ale
są też tacy, dla których kolejność ta jest odwrotna. W badaniach nad nadzieją
i beznadziejnością nie jest ważne, co ludzie myślą o swoich uczuciach, ale to,
co czują naprawdę. Wyczytać to można nie tyle z ich słów i wypowiedzi, co z
wyrazu twarzy, sposobu chodzenia, zdolności reagowania na to, co dzieje się
wokół nich i z braku fanatyzmu, gdy potrafią słuchać racjonalnych
argumentów.
Dynamiczny punkt widzenia, odnoszący się w tej książce do zjawisk
społeczno-psychologicznych, różni się zasadniczo od opisowego podejścia
behawiorystycznego w większości badań społecznych. Z takiego punktu
widzenia nie interesuje nas, co dana osoba myśli lub mówi albo jak się
obecnie zachowuje. Jesteśmy zainteresowani strukturą jej charakteru, to
znaczy półtrwałą strukturą jej energii, kierunkami przepływu i intensywnością
tej energii. Jeżeli znamy siły napędowe będące bodźcem do określonych
zachowań, to nie tylko rozumiemy obecne zachowanie, ale jesteśmy w stanie
przewidzieć, jak osoba ta może postępować w zmienionych warunkach.
Zgodnie z poglądem dynamicznym zaskakujące “zmiany" w myślach i
zachowaniu człowieka to zmiany, które w zasadzie można było przewidzieć
przy odpowiedniej wiedzy o strukturze jego charakteru. Można dalej wyliczać
czym nadzieja nie jest, ale idźmy do przodu i zastanówmy się, czym nadzieja
jest. Czy można ją opisać, słowami, czy też można ją jedynie wyrazić
wierszem, pieśnią, gestem, wyrazem twarzy lub czynem?
Tak, jak w przypadku wszystkich innych przeżyć ludzkich, słowa nie
wystarczają, aby je opisać. I prawdę powiedziawszy najczęściej czynią coś
całkiem przeciwnego: zaciemniają te przeżycia, drobiazgowo je analizują i
tłumią je. Bardzo często mówiąc o miłości, nienawiści czy nadziei człowiek
traci kontakt z tym, o czym miał mówić. Poezja, muzyka i inne formy
artystycznego wyrazu są bez porównania najlepszymi środkami do
opisywania ludzkich przeżyć, ponieważ są precyzyjne i unikają abstrakcji
wyświechtanych sloganów, często uważanych za właściwą reprezentację tych
przeżyć.
Mimo, iż traktujemy te określenia poważnie, nie jest trudno mówić o uczuciach
słowami, i to nie słowami poezji. Nie byłoby tu możliwe, gdyby ludzie nic mieli
wspólnych doświadczeń, przynajmniej do pewnego stopnia. Opisać - znaczy
wskazać; na różne aspekty przeżyć, a tym samym nawiązać pewne
porozumienie, w którym autor i czytelnik wiedzą, że mają na myśli to samo.
Dokonując takiej próby muszę poprosić czytelnika o współpracę. Nie może on
oczekiwać ode mnie gotowej odpowiedzi na pytanie, czym jest nadzieja.
Muszę poprosić go, by zmobilizował swe doświadczenia tak, aby dialog stał
się możliwy.
Mieć nadzieję oznacza stan istnienia. Jest to wewnętrzna gotowość do
intensywnej, jeszcze niewyczerpanej aktywności (activeness).-5 Pojęcie
"aktywności" (activity) opiera się na jednej z najpowszechniejszych iluzji
człowieka we współczesnym społeczeństwie przemysłowym. Cała nasza
kultura zaprzęgnięta jest do aktywności. Aktywności w sensie bycia zajętym i
bycia zajętym w sensie ciągłej ruchliwości (business), tak koniecznej dla
businessu. W rzeczywistości ludzie są tak "aktywni", że nie mogą znieść
bezczynności; przekształcają oni nawet swój tzw. czas wolny w inną formę
aktywności. Jeżeli nie jesteś zajęty zarabianiem pieniędzy, tu zajęty jesteś
jazdą samochodem, grą w golfa czy rozmową o niczym. Lękasz się momentu,
w którym naprawdę nie masz nic "do robienia". Pytaniem terminologicznym
jest, czy taki rodzaj zachowań nazywa się aktywnością.
Problem polega na tym, że wielu ludzi uważających się za bardzo aktywnych
jest nieświadomych swej ogromnej bierności mimo swojej "ruchliwości".
Bezustannie potrzebują oni bodźca z zewnątrz. Może to być paplanie innych
ludzi, obejrzenie jakiegoś filmu, podróż, czy inne formy porywających podniet
konsumpcyjnych - nawet jeśli jest to nowy mężczyzna lub kobieta jako partner
seksualny. Trzeba ich pobudzać, “atakować", kusić, uwodzić. Są zawsze w
biegu, nigdy się nie zatrzymują. Zawsze się w czymś "zatracają", nigdy się z
tego nie wydostając. Wyobrażają sobie, że są niezwykle aktywni, choć kieruje
nimi obsesja robienia czegoś w celu uniknięcia lęku, który pojawia się, gdy
zostają sami ze sobą.
Nadzieja jest psychicznym dopełnieniem życia i rozwoju. Jeżeli drzewo, które
ma mało słońca, chyli swój pień w jego kierunku, nie możemy powiedzieć, że
drzewo "ma nadzieję” tak jak człowiek, gdyż nadzieja w człowieku związana
jest z uczuciami i świadomością, których drzewu mieć nie może. A jednak nie
byłoby błędem stwierdzenie, że drzewo ma nadzieję na promień słońca i
wyraża tę nadzieję skręcając pień w jego stroną. Czy różni się ono w jakiś
sposób od nowo narodzonego dziecka? Dziecko może; nie mieć
świadomości, ale jego zachowanie wyraża nadzieję na narodziny i możliwość
samodzielnego oddychania. Czy osesek nie oczekuje na pierś matki? Czy
niemowlę nie na nadziei na samodzielne stanie i chodzenie? Czy chory nie
ma nadziei na wyzdrowienie, więzień na uwolnienie, a głodny na zaspokojenie
głodu? Czy kiedy zasypiamy, nic mamy nadziei obudzić się następnego dnia?
Czy miłość fizyczna nie zakłada nadziei mężczyzny na jego potencję i
zdolność podniecania partnerki oraz nadziei kobiety na odwzajemnienie
pieszczot?
Przypisy:
3. Poczucie takiej beznadziejności przebija się w pracach Herberta Marcuse:
“Eros and
Civilization", Beacon Press, Boston 1955 i ..One Dimonsional Man", Beacon
Press.Boston.1964. Wszystkie tradycyjne wartości, takie jak miłość, czułość,
troska, odpowiedzialność miały znaczenie jedynie w społeczeństwie
pretechnologicznym. W nowym społeczeństwie technologicznym - bez
represji i wyzysku - pojawi się nowy człowiek. który nie będzie musiał niczego
się obawiać. nawet śmierci. który rozwinie niewyraźne jeszcze potrzeby i który
będzie miał szansę zaspokoić swój “seksualizm polimorficzny”, (zobacz: Z
Freud “Trzy przyczynki teorii płci”), krótko mówiąc. ostateczny postęp
człowieka postrzegany jest w powrocie do życia niemowlęcego, w powrocie
do szczęścia nakarmionego oseska. Nic więc dziwnego. że Marcuse kończy
w poczuciu beznadziejności: “W krytycznej teorii społeczeństwa nie ma
żadnych obietnic. nie mając żadnych sukcesów. pozostaje bierna. Stąd też
pragnie pozostać lojalna wobec, którzy pozbawieni nadziei oddali lub oddają
swoje życie “Wielkiej Niezgodzie”. H. Marcuse, "One-Dimensional...", s. 257.
Cytaty te ukazują, jak mylą się ci, którzy atakują lub podziwiają Marcuse'a
jako przywódcę rewolucyjnego. ponieważ rewolucja nigdy nie opierała się na
poczuciu beznadziejności. Ale Marcuse nie zajmuje się nawet polityką, bo
jeżeli ktoś nie interesuje się przejściem od teraźniejszości do przyszłości, to
nie interesuje go też. polityka, radykalna ani żadna inna. Marcuse jest w
istocie przykładem wyalienowanego intelektualisty, który prezentuje swą
osobistą rozpacz w postaci teorii radykalizmu. Niestety, jego brak zrozumienia
oraz wiedzy o Freudzie tworzy pomost, na którym łączy on freudyzm.
materializm burżuazyjny i wyrafinowany heglizm w coś, co dla niego i
pozostałych "radykałów" wydaje się być najbardziej postępowym tworem
teoretycznym. Nie zamierzam tu szczegółowo dowodzić że jest to naiwny sen
na jawie. całkowicie irracjonalny, nierealistyczny i pozbawiony miłości do
życia.
4.Pragnę podkreślić, że mówienie o "podświadomości" jest odmienną formą
wyalienowanego myślenia i mówienia. “Podświadomość" jako organ czy rzecz
w przestrzeni nie istnieje. Można być .”świadomym" lub “nieświadomym"
wydarzeń zewnętrznych lub wewnętrznych. co oznacza, że mamy do
czynienia z funkcją psychiczną, a nie określonym organem.
5. Termin “activeness" (zamiast utartego terminu “activity") zawdzięczam
rozmowom z Michaelem Maccobym. Podobnie używam pojęcia
“passiveness" zamiast “passivity". gdy “acitviness" lub ,.passiveness"
odnoszą się do postaw lub stanu umysłu. Problem aktywności i bierności.
związany szczególnie z orientacją produkcyjną, omówiłem już w kilku
książkach. Pragnę jedynie odesłać czytelników do wspaniałej i dogłębnej
dyskusji nad aktywnością i biernością [w:] E. Schachtel. “Metamorphosis".
Basic Books. New York 1959
Wiara
Jeśli minęła nadzieja, to skończyło się życie, faktycznie i potencjalnie.
Nadzieja jest nieodłącznym elementem struktury życia, dynamiki ludzkiej
duszy. Jest ona ściśle związana z innym elementem struktury życia: wiarą.
Wiara nie jest słabą formą przekonań czy wiedzy; nic chodzi tu o wiarę w to
lub tamto; wiara to przekonanie o czymś jeszcze nie udowodnionym, wiedza o
rzeczywistych możliwościach, świadomość bujnej wyobraźni. Wiara jest
racjonalna, gdy odnosi się do wiedzy u czymś rzeczywistym, ale nie
narodzonym. Opiera się na zdolności poznawania i rozumowania, która
przenika powierzchnię i sięga jądra. Wiara, podobnie jak nadzieja, nie jest
przewidywaniem przyszłości. Jest wyobrażeniem teraźniejszości w procesie
narodzin.
Stwierdzenie, że wiara jest pewnością, wymaga dodatkowych wyjaśnień. Jest
to pewność co do realności możliwości, a nie pewność w sensie bezspornej
przewidywalności . Dziecko może urodzić się martwe, może umrzeć w czasie
porodu; może umrzeć w pierwszych dwóch tygodniach życia. Taki jest
paradoks wiary: jest to pewność o niepewnym.-6 Jest tu pewność w
kategoriach wyobrażeń i rozumowania człowieka; nie jest to pewność w
kategoriach ostatecznego rezultatu rzeczywistości. Niepotrzebna nam wiara w
coś, co można przewidzieć naukowo lub co jest niemożliwe. Wiara oparta jest
na naszym doświadczeniu życiowym. Wiara w to, że inni mogą się zmieniać
jest wynikiem doświadczenia, że ja sam też mogę się zmieniać.
Istnieje istotna różnica między wiarą racjonalną i nieracjonalną. O ile wiara
racjonalna jest rezultatem własnej, wewnętrznej aktywności myślowej lub w
sferze uczuć, wiara nieracjonalna jest poddaniem się czemuś wiadomemu, co
przyjmowane jest jako prawdziwe, bez. względu na to, czy takim jest czy nie.
Podstawowym elementem wiary nieracjonalnej jest jej bierny charakter, nawet
gdy jej przedmiotem jest idol, przywódca czy ideologia. Nawet naukowiec
musi być wolny od irracjonalnej wiary w tradycyjne idee, aby zachować
racjonalną wiarę w potęgę swej twórczej myśli. Kiedy już jego odkrycie
zostanie "udowodnione", potrzebuje jedynie wiary w następne
przedsięwzięcia, które zamierza podjąć. W sferze stosunków międzyludzkich,
"wiara" w drugiego człowieka oznacza pewność co do jego duszy - tu znaczy
wiarygodności i niezmienności jego zasadniczych postaw i poglądów.
Podobnie możemy wierzyć w samych siebie - nie w stałość naszych
poglądów, ale w naszą podstawową filozofię życiową, matrycę struktury
naszego charakteru. Wiara taka uwarunkowana jest doświadczeniem
naszego "ja", naszą zdolnością do mówienia "Ja", naszym poczuciem własnej
tożsamości. Nadzieja jest nastrojem, który towarzyszy wierze. Wiara nie
przetrwałaby bez nastroju nadziei. Jedyną bazą nadziei może być wiara.
Przypisy:
6. W języku hebrajskim słowo “wiara" (emunah) oznacza pewność. Amen
znaczy “na pewno".
Hart ducha
Istnieje jeszcze jeden element związany z nadzieją i wiarą w życiu: odwaga.
Spinoza nazwał to - hurt ducha. Hart ducha to wyrażenie bardziej jasne,
ponieważ współcześnie odwaga częściej używana jest w znaczeniu odwagi
umierania niż odwagi życia. Hart ducha to zdolność do odrzucenia pokusy, do
zachwiania nadziei i wiary przez przekształcenie ich - a tym samym
zniszczenie - w pusty optymizm czy wiarę nieracjonalną. Hart ducha to
umiejętność powiedzenia "nie", gdy świat pragnie usłyszeć "tak".
Jednakże hartu ducha nie można w pełni zrozumieć bez pamiętania o innym
jego aspekcie: nieustraszoności. Osoba nieustraszona nie boi się zagrożeń,
nawet śmierci. Ale, jak to często bywa, słowo “nieustraszony" określa kilka
całkowicie różnych postaw. Wspomnę tylko trzy najważniejsze:
Pierwsza - człowiek może być nieustraszony, ponieważ nie zależy mu na
życiu; Życie niewiele dla niego znaczy, stąd też nie boi się umierania. Ale
mimo iż nie obawia się śmierci, może Iękać się życia. Jego nieustraszoność
opiera się na braku miłości życia; zazwyczaj nie jest on nieustraszony, gdy
tylko nie jest w sytuacji zagrożenia własnego życia. Co więcej, często naraża
się na sytuacje niebezpieczne, aby uniknąć lęku przed życiem, samym sobą i
ludźmi.
Drugi rodzaj nieustraszoności występuje u człowieka, który żyje w
symbiotycznej pokorze wobec idola - innej osoby, instytucji czy idei.
Przykazania idola są święte; są one ważniejsze od wewnętrznych nakazów
organizmu danego człowieka. Gdyby wątpił on w przykazania idola lub ich nie
wypełniał, stanąłby w obliczu niebezpieczeństwa utraty tożsamości z
bożyszczem. Oznacza to, że naraziłby się na całkowitą izolację, a tym samym
na obłąkanie. Pragnie więc: umrzeć, gdyż przeraża go to niebezpieczeństwo.
Trzeci typ nieustraszoności znaleźć można u człowieka dojrzałego, który liczy
tylko na siebie i kocha życie. Człowiek, który stłumił własną chciwość, nie
trzyma się kurczowo żadnego idola ani żadnej rzeczy, stąd też nic ma nic do
stracenia. Jest bogaty, ponieważ jest pusty -jest silny, gdyż nie jest
niewolnikiem własnych pragnień. Może odrzucić idoli, irracjonalne pragnienia i
fantazje, ponieważ ma pełny kontakt z rzeczywistością, w sobie i poza sobą.
Jeżeli człowiek taki doznał całkowitego "oświecenia", pozbawiony jest
zupełnie strachu. Jeżeli ruszył w kierunku tego celu, ale go nie osiągnął, jego
nieustraszoność również. nie będzie kompletna. Jednakże każdy, kto próbuje
dążyć do stanu pełnej świadomości własnego "ja" wie, że wraz z nowym
krokiem w kierunku nieustraszoności budzi się poczucie siły i radości, które
jest łatwe do rozpoznania. Ma uczucie, że rozpoczął się nowy rozdział w jego
życiu. Jest świadomy prawdy wypływającej ze słów Goethego:
"Postawiłem swój dom na niczym, dlatego cały świat jest mój"
("lch habe mein Haus auf Nichts gestellt, deshalb gehort mir die ganze Welt").
Nadzieja i wiara, jako zasadnicze cechy życia, dzięki swej naturze dążą do
przewyższania jednostkowego i społecznego status quo. Jest to jedną
z cech całego życia, która znajduje się w ciągłym procesie przemian i w
danym momencie nigdy nic pozostaje taka sama-7. Życie w zastoju zmierza
ku śmierci; gdy zastój ten osiąga swą pełnię, przychodzi śmierć. Wynika z
tego, że życie będące w ciągłym ruchu dąży do wyrwania się ze status quo i
pokonania go. Dorastamy silniejsi lub słabsi, mądrzejsi lub głupsi, odważniejsi
lub bardziej tchórzliwi. Każda sekunda to moment decyzji, na dobre i na złe.
Karmimy nasze lenistwo, chciwość,, nienawiść, lub morzymy je głodem. Im
bardziej je karmimy, tym stają się silniejsze; im bardziej je głodzimy, tym są
słabsze.
To, co jest prawdziwe dla jednostki, prawdziwe jest dla społeczeństwa. Życie
nigdy nie jest statyczne; jeśli się nie rozwija, chyli się ku upadkowi; jeśli nie
zmienia status quo na lepsze, zmienia się samo na gorsze. Często my sami,
jako jednostki lub ludzie tworzący społeczeństwo, mamy złudzenie, iż
możemy stać w bezruchu i nie zmieniać danej sytuacji w jedną lub drugą
stronę. Jest to jedna z najniebezpieczniejszych iluzji. Gdy tylko stajemy w
bezruchu, zaczynamy ginąć.
Przypisy:
7. Nie zamierzam omawiać tu problemu definicji życia organicznego i
nieorganicznej materii, ani też granicy między nimi. Oczywiście z punktu
widzenia współczesnej biologii i genetyki tradycyjne różnice zostały
podważone, ale błędem byłoby zakładać. że straciły one swe znaczenie.
Wymagają one udoskonalenia. a nie wymiany.
Zmartwychwstanie
Ten koncept jednostkowej lub społecznej transformacji pozwala nam -a nawet
zmusza nas -do ponownej definicji zmartwychwstania, bez żadnych odniesień
do jego teologicznych implikacji w chrześcijaństwie. Zmartwychwstanie w
swym nowym znaczeniu - dla którego znaczenie chrześcijańskie byłoby
jedynie jednym z możliwych wyrażeń symbolicznych - nie jest tworzeniem
nowej rzeczywistości na miejsce rzeczywistości obecnego życia, ale
przekształceniem tej rzeczywistości w kierunku większej żywotności. Człowiek
i społeczeństwo wskrzeszani są w każdym momencie w akcie nadziei i wiary -
tu i teraz każdy akt miłości, świadomości, litości to zmartwychwstanie; każdy
akt Ienistwa, chciwości, egoizmu, to śmierć. Każda chwila istnienia unaocznia
nam alternatywy zmartwychwstania i śmierci; w każdej chwili dajemy
odpowiedź. Odpowiedź ta nie zależy od tego, co mówimy lub myślimy, ale od
tego, kim jesteśmy, jak postępujemy, dokąd dążymy.
Nadzieja mesjanistyczna
Wiara, nadzieja i to ziemskie zmartwychwstanie znalazły swój klasyczny
wyraz w mesjanistycznej wizji proroków. Nie przepowiadają oni przyszłości
jak Kasandra lub chór z tragedii greckiej, lecz postrzegają obecną
rzeczywistość w sposób wolny od zaślepienia właściwego opinii publicznej i
władzy. Nie chcą być prorokami, ale czują potrzebę wyrażenia głosu swego
sumienia - swych przeczuć - by ogłosić, jakie widzą możliwości, pokazać
ludziom inne rozwiązania i ostrzec ich. To wszystko, do czego mają aspiracje.
Jednak od ludzi zależy, czy poważnie potraktują te ostrzeżenia i zmienią
sposób postępowania, czy też pozostaną śIepi i głusi - i będą cierpieć. Język
proroczy jest zawsze językiem alternatyw, wyboru i wolności; nigdy nie; jest
językiem determinizmu, na dobre i złe. Najkrótszym wyrażeniem proroczego
alternatywizmu jest werset z piątej Księgi Mojżeszowej: “Położyłem przed
tobą dzisiaj życie i śmierć, a ty wybrałeś życie"-8
W literaturze proroków mesjanistyczna wizja opierała się na napięciu między
“tym, co istniało lub było, a tym, co powstawało lub miało powstać".-9 W
okresie po proroczym nastąpiła zmiana w znaczeniu idei mesjanistycznej,
która ujawniła się po raz pierwszy w Księdze Daniela ok. 164 r. p.n.e. oraz w
pseudoepigraficznej literaturze, która nie została włączona do Starego
Testamentu. Literatura ta zawiera “pionową" ideę zbawienia w
przeciwieństwie do “poziomej", historycznej idei proroków-.10 Kładzie ona
nacisk na przekształcenie jednostki i katastroficzny koniec historii mający
miejsce w ostatecznym kataklizmie. Ta apokaliptyczna wersja nie jest
związana z alternatywnymi ale z proroctwem; nie z wolnością, ale z
determinizmem.
W późniejszej tradycji talmudycznej lub rabinicznej dominowała oryginalna
prorocza wizja alternatywistyczna. Wczesna myśl chrześcijańska znajdowała
się pod silnym wpływem apokaliptycznej wersji myśli mesjanistycznej, choć
jako instytucja Kościół zazwyczaj wycofywał się na pozycję biernego
czekania. Niemniej jednak w koncepcji “Drugiego Przyjścia" pozostał żywy
koncept proroczy, a prorocza interpretacja wiary chrześcijańskiej raz jeszcze
znalazła swój wyraz w sektach rewolucyjnych i “heretycznych”. Obecnie
skrzydło radykalne w Kościele rzymskokatolickim - podobnie jak i w innych
wyznaniach niekatolickich -wykazuje wyraźny powrót do proroczych źródeł,
do ich alternatywizmu, a także do koncepcji w myśl których dążenia duchowe
powinny znaleźć swe miejsce w procesach politycznych i społecznych.
Najistotniejszym - poza obrębem Kościoła wyrazem mesjanistycznej wizji w
języku świeckim był pierwotny socjalizm marksistowski, który wszelako został
skorumpowany i zniszczony przez komunistyczne wypaczenia Marksa. W
ostatnich latach mesjanistyczny element w marksizmie raz jeszcze ujawniony
został przez licznych humanistów socjalistycznych, przede wszystkim z
Jugosławii, Polski, Czechosłowacji i Węgier. Marksiści i chrześcijanie
zaangażowali się w ogólnoświatowy, oparty na wspólnym dziedzictwie
mesjanistycznym, dialog.-11
Przypisy:
8. Problem proroczego alternatywizmu przedstawiłem szczegółowo w "You
Shall Be as
Gods", Holt, Rinehart and Winston. New York 1967. W tej samej książce
znaleźć można omówienie apokaliptycznych tendencji w żydowskiej myśli
mesjanistycznej jako przeciwstawnej pierwotnej myśli alternatywistycznej.
9. Leo Baeck, "Judaism and Christianity", w "The Jewish publication Society
of America", New York 1958.Tłumarzenie i wstęp: W Kaufman.
10. Terminy te zostały użyte przez L. Baecka, w: "Judaism and..."Teilhard de
Chardin, w: "The Future of Man, Harper and Row", New York 1964 próbował·
przeprowadzić syntezę tych pojęć.
11. Ernst Bloch w: "Das Prinzip Hoffnung" bardziej niż ktokolwiek inny
przypomniał proroczą zasadę nadziei w myśli marksistowskiej. 0gromna
liczba współczesnych humanistycznych autorów socjalistycznych wniosła
swój wkład do tomu "Symposium on Socialist Humanism", E. Fromm (wyd.),
Doubleday, New York 1965. Zob. także angielskie wydanie jugosłowiańskiego
czasopisma "Praxis" i "Dialoque", przegląd międzynarodowy publikowany
przez "Forum", który zawiera dialog między chrześcijańskimi i
niechrześcijańskimi humanistami. Powszechne założenie, że Marks miał
deterministyczny pogląd na temat historii, który mówił, iż socjalizm jest
nieunikniony, jest moim zdaniem błędne. Wrażenie determinizmu wynika z
niektórych sformułowań Marksa, które mają swe źródło w jego
propagandowym, nawołującym stylu, często mieszanym z jego analitycznym
stylem naukowym. Róża Luksemburg, prawdopodobnie najlepsza teoretyczna
interpretatorka Marksa, zwróciła uwagę na alternatywistyczne podejście w
wyrażeniu: "alternatywa między socjalizmem a barbarzyństwem".
Przekreślenie nadziei
Jeżeli nadzieja, wiara i hart ducha są nieodłącznymi elementami życia, to
dlaczego tak wiele osób traci nadzieję, wiarę i hart ducha i kocha swe
niewolnictwo oraz uzależnienie? Jest to właśnie możliwość straty, tak
charakterystycznej dla ludzkiego bytu. Wyruszamy z nadzieją, wiarą, hartem
ducha - są to nie uświadamiane, "nieprzewidziane" cechy spermy i komórki
jajowej, ich połączenia, rozwoju płodu i narodzin. Gdy zaczyna się życie,
zmienne koleje środowiska i przypadek zaczynają podtrzymywać lub
blokować potencjał nadziei.
Większość z nas miała nadzieję, że będzie kochana - nie chodziło jedynie o
rozpieszczanie i karmienie, ale o zrozumienie, troskę i szacunek. Większość z
nas miała nadzieję, że będzie mogła ufać innym. Gdy byliśmy mali, nie
wiedzieliśmy jeszcze jak bogata jest ludzka inwencja w dziedzinie kłamstwa -
kłamstwa wyrażanego nie tylko słowem, ale też głosem, gestem, oczami,
wyrazem twarzy. Jak należy przygotowywać dziecko do tej typowo ludzkiej
sztuki: kłamstwa? Mniej lub bardziej brutalnie otwiera nam się oczy na fakt, że
ludzie często nie myślą tego, co mówią lub mówią coś przeciwnego do tego,
co myślą. I to nie tylko "ludzie w ogóle", ale ludzie, którym najbardziej
ufaliśmy-nasi rodzice, nauczyciele, przywódcy.
Niewielu ludzi unika losu, w którym w pewnym momencie rozwoju nadzieje
ich nie zostają spełnione - a czasem są całkowicie przekreślone. Być może to
dobrze. Gdyby człowiek nie doświadczył takiego zawodu, w jaki sposób jego
nadzieje mogłyby być silne i nie nasycone? Jak mógłby uniknąć
niebezpieczeństwa pozostania optymistycznym marzycielem? Jednak, z
drugiej strony, nadzieje niweczone są często tak gruntownie, że człowiek
może ich nigdy nie odbudować. Faktycznie rzecz biorąc, odpowiedzi i reakcje
na burzenie nadziei znacznie się różnią w zależności od okoliczności:
historycznych, personalnych, psychologicznych i konstytucjonalnych. Wielu
ludzi, być może nawet ich większość, reaguje na zawiedzione nadzieje
dostosowując się do przeciętnego optymizmu, który oczekuje wszystkiego co
najlepsze, nie zważając na to, że wydarzyć się może nie tylko coś dobrego,
ale i coś najgorszego. Jeżeli ktoś inny gwiżdże, tacy ludzie gwiżdżą też, i
zamiast mieć poczucie beznadziejności, zdają się uczestniczyć w czymś w
rodzaju koncertu pop. Ograniczają oni swe żądania do tego, co mogą
osiągnąć i nawet nie marzą o czymś, co jest poza ich zasięgiem. Są dobrze
przystosowanymi członkami stada i nigdy nie są w rozpaczy, ponieważ nikt
obok nie czuje się zrozpaczony. Są oni wizerunkiem szczególnego typu
zrezygnowanego optymizmu, który widoczny jest u tak wielu członków
społeczeństwa zachodniego - optymizmu świadomego przy nieświadomej
rezygnacji.
Kolejnym rezultatem niweczenia nadziei jest "znieczulenie serca". Widzimy
wielu ludzi - od młodocianych przestępców po bezwzględnych dorosłych -
którzy w pewnym momencie swego życia, wieku lat pięciu, dwunastu czy
dwudziestu nie mogą już znieść zadawanego bólu. Niektórzy z nich, w
przypływie nagłej wizji lub przemiany, stwierdzają, że mają dosyć; że nic już
więcej nie będą czuć; że nikt nie będzie w stanie zadać im bólu, ale że oni
sami będą mogli ranić innych. Mogą się skarżyć na pecha, który nie pozwala
im znaleźć przyjaciół, ani kogoś, kto by ich pokochał, ale nie jest to ich pech,
to ich przeznaczenie. Pozbywszy się litości i empatii stronią od ludzi - ale i
ludzie ich unikają. Ich triumfem życiowym jest brak potrzeby innych. Dumni są
z własnej nietykalności, przyjemność sprawia im zadawanie bólu innym. To,
czy robione jest to na drodze przestępstwa, czy w sposób prawnie
usankcjonowany, .zależy bardziej od czynników społecznych, niż
psychologicznych. Przeważnie ludzie tacy są oziębli, a tym samym
nieszczęśliwi, dopóki nie wygaśnie ich życie. Nie tak rzadko zdarza się cud i
zaczyna się odwilż. Bywa, że spotykają osobę do której mają zaufanie, a
wtedy otwierają się przed nimi nowe wymiary przeżyć. Jeżeli mają szczęście,
ich oziębłość mija całkowicie, a ziarenka nadziei, które wydawały się być
całkowicie zniszczone, Zaczynają wypuszczać pierwsze pędy.
Innym, ale i bardziej drastycznym efektem zniweczonej nadziei jest
destrukcyjność i przemoc. Ponieważ ludzie nie mogą żyć bez nadziei, to ci,
których nadzieje zostały całkowicie zawiedzione, nienawidzą życia. Nie
mogąc stworzyć życia pragną je zniszczyć. Nie ma to nic wspólnego z cudem,
a jest łatwiejsze do wykonania. Ludzie tacy chcą zemścić się za swe
przekreślone życie i poddają się pędowi niszczycielskiemu. Nie jest ważne,
czy niszczą innych, czy też sami są niszczeni.-12
Dość często destrukcyjna reakcja na zniweczone nadzieje uwidacznia się
wśród ludzi, którzy z przyczyn społecznych lub ekonomicznych nie mają
dostępu do dobrobytu większości. Do nienawiści i przemocy nie prowadzi
wyłącznie frustracja ekonomiczna; to beznadziejność sytuacji, wciąż łamane
obietnice, sprzyjają przemocy i destrukcyjności. Nie ma wątpliwości, że
pewne grupy, które są maltretowane i pozbawiane wszystkiego tak, że nie
mogą nawet rozpaczać, gdyż nie mają żadnej wizji, nadziei, są mniej skłonne
do przemocy niż ci, którzy widzą iskierkę nadziei, ale jednocześnie zdają
sobie sprawę, iż pewne okoliczności uniemożliwiają jej spełnienie. Mówiąc
językiem psychologicznym: destrukcyjność jest alternatywą nadziei, tak jak
urok śmierci jest alternatywą miłości do życia, a radość alternatywą znużenia.
Nie tylko jednostka żyje nadzieją. Narody i klasy społeczne istnieją dzięki
nadziei, wierze, hartowi ducha, a gdy tracą ten potencjał giną - albo przez
brak żywotności, albo przez irracjonalną destrukcyjność, którą w sobie
rozwijają. Należy zauważyć, że rozwój nadziei lub poczucia beznadziejności
w człowieku jest w znacznym stopniu zdeterminowany istnieniem nadziei lub
beznadziejności w jego społeczeństwie czy klasie społecznej. Niezależnie od
tego, czy nadzieje człowieka zostały zniweczone w dzieciństwie czy też nie, to
jego własne nadzieje, jeżeli żyje on w okresie nadziei i wiary, zostaną
rozbudzone. Z drugiej strony człowiek, który dzięki swemu doświadczeniu
ożywiony jest nadzieją, często ulega depresji i rozpaczy, kiedy jego
społeczeństwo lub klasa traci ducha nadziei.
Już od rozpoczęcia l wojny światowej, a w Ameryce od klęski
antyimperialistycznego przymierza w końcu ubiegłego wieku, nadzieja w
świecie zachodnim zanika bardzo szybko. Jak wspomniałem już wcześniej,
poczucie beznadziejności ukrywane jest jako optymizm, a u niektórych jako
rewolucyjny nihilizm. Jednak nie jest ważne, co człowiek myśli o sobie w
porównaniu z tym, kim jest, co naprawdę czuje - a przecież większość z nas
nie jest świadoma własnych uczuć. Oznaki poczucia beznadziejności
widoczne są wszędzie. Spójrzcie na znużoną twarz przeciętnego człowieka,
na ten brak kontaktu między ludźmi - nawet gdy rozpaczliwie próbują
"nawiązać kontakt". Zwrócić uwagę na niezdolność do przygotowania
poważnych planów walki z zatrutą wodą i powietrzem w miastach, a także
klęską głodu w ubogich krajach nie mówiąc już o niemożności usunięcia
ciągłego zagrożenia naszego życia, broni termojądrowej. Bez względu na to,
co myślimy lub mówimy o nadziei, nasza niezdolność do działania w obronie
życia zdradza nasze poczucie beznadziejności.
Znane są nam przyczyny takiego stanu. Przed rokiem 1914 ludzie wierzyli, że
świat jest miejscem bezpiecznym, że wojny z ich brakiem poszanowania
ludzkiego życia należą już do przeszłości. Potem przyszła I wojna światowa i
każdy rząd kłamliwie przedstawiał swoje motywy. Następnie wybuchła
hiszpańska wojna domowa ze swą komedią roszczeń zarówno ze strony
mocarstw zachodnich, jak i Związku Radzieckiego; później nastał czas terroru
stalinowskiego i hitlerowskiego; II wojna światowa całkowicie lekceważąca
życie zwykłych obywateli; i wojna wietnamska, w której przez lata rząd
amerykański starał się wykorzystać swą siłę do skruszenia małego narodu w
celu jego "zbawienia". Żadne z wielkich mocarstw nie zrobiło nawet kroku,
który dałby nadzieję wszystkim: żadne z nich nie zrezygnowało z broni
nuklearnej, gdyż nie wierzyło, że inni będą na tyle rozsądni i postąpią tak
samo.
Istnieją też inne przyczyny rosnącego poczucia beznadziejności: tworzenie
całkowicie zbiurokratyzowanego społeczeństwa przemysłowego i bezsilność
jednostki wobec organizacji. Jeśli Ameryka i cały świat zachodni pozostaną w
stanie nieświadomego poczucia beznadziejności, braku wiary i hartu ducha,
można przewidzieć, iż nie będą w stanie oprzeć się pokusie wielkiego
wybuchu bomby jądrowej, który rozwiązałby wszelkie problemy -
przeludnienie, znużenie, głód - gdyż zabiłby całe życie na Ziemi.
Tłum. Małgorzata Pacyna
Przypisy:
12. Zagadnienie to, podobnie jak i problemy innych objawów destrukcyjności,
omawiam
szczegółowo w mojej najnowszej książce "The Causes of Human
Destructiveness".
ODNOWA PSYCHODUCHOWA
W całej tej książce utrzymywaliśmy, że system "Człowiek" nie funkcjonuje
właściwie, jeżeli zaspokajane są jedynie jego potrzeby materialne
gwarantujące fizjologiczne przetrwanie, a nie potrzeby i prawa, które mają
wymiar wyłącznie ludzki - miłość, wrażliwość, rozsądek, radość itd.
Oczywiście, będąc także zwierzęciem człowiek zaspokaja w pierwszym
rzędzie swe potrzeby materialne. Ale jego historia jest zapiskiem poszukiwań i
wyrazu potrzeb wyższego rzędu, spotykanych w malarstwie i rzeźbie, micie i
dramacie, muzyce i tańcu. Jedynym systemem, który wcielił te aspekty
ludzkiego istnienia, była religia. Wraz z rozwojem "nowej nauki" religia, w swej
tradycyjnej postaci, stawała się coraz mniej skuteczna. Pojawiło się
niebezpieczeństwo, że wartości, w Europie zakorzenione w teistycznym
układzie odniesienia, zostaną utracone. Niepokój ten wyraził Dostojewski w
swym słynnym stwierdzeniu:
"Jeżeli nie ma Boga, wszystko można". W osiemnastym i dziewiętnastym
wieku ludzie spostrzegli konieczność stworzenia czegoś, co mogłoby im
zastąpić religię. Robespierre próbował tworzyć nową sztuczną religię, ale
oczywiście doznał niepowodzenia, ponieważ jego wiedza oparta na
oświeconym materializmie, jak i bałwochwalcze uwielbienie dla przyszłości,
nie pozwalały mu postrzegać podstawowych elementów niezbędnych do
zbudowania nowej religii, nawet gdyby to było możliwe. Podobnie o nowej
religii myślał Comte, ale jego pozytywizm w równym stopniu uniemożliwił mu
dojście do satysfakcjonujących wniosków. Pod wieloma względami w
dziewiętnastym wieku socjalizm Marksa był najpopularniejszym ruchem
religijnym-choć formułowany był w kategoriach świeckich.
Przepowiednia Dostojewskiego, dotycząca załamania się wszystkich wartości
etycznych - gdyby zanikła wiara w Boga - spełniła się tylko częściowo. Te
etyczne wartości nowoczesnego społeczeństwa, które są powszechnie
akceptowane przez prawo i zwyczaje, np. szacunek dla własności, dla życia
jednostki oraz inne zasady pozostały nienaruszone. Natomiast wartości
ludzkie, które wykraczają poza wymogi porządku społecznego straciły
faktycznie swój wpływ i znaczenie. Ale Dostojewski pomylił się w innym,
ważniejszym sensie. Postęp, jaki dokonał się w ostatnich dziesięciu, a
szczególnie w ostatnich pięciu latach w całej Europie i Ameryce, wykazał
bardzo silną tendencję idącą w kierunku głębszych wartości humanistycznej
tradycji. Ta nowa pogoń za wartościowym życiem nie narodziła się wyłącznie
wśród małych i wyizolowanych grup, ale stała się potężnym ruchem w krajach
o całkowicie odmiennych strukturach społecznych i politycznych, a także w
Kościele katolickim i protestanckim. Dla wierzących i niewierzących wspólne
jest w tym nowym ruchu przekonanie, że ogólne idee są tylko wtórne wobec
czynów i postaw ludzkich.
Tezę tę zilustrować może chasydzka anegdota. Zapytano kiedyś ucznia
chasydzkiego mistrza: "Dlaczego chodzisz słuchać mistrza? Czy po to, by
słuchać słów mądrości?" "O, nie - odpowiedział - chodzę po to, by zobaczyć,
jak wiąże swoje sznurowadła". Wszelkie wyjaśnienia są zbędne. To, co liczy
się w człowieku, to nie zbiór opinii czy idei, które akceptuje, ponieważ ulega
ich wpływom już od dzieciństwa albo dlatego, że są powszechnymi modelami
myślenia. Ważny jest charakter, postawa, wewnętrzne źródło jego idei i
przekonań. Wielki Dialog opiera się na założeniu, że wspólne troski i
doświadczenia ważniejsze są od wspólnych idei. Nie znaczy to, że
różnorodne grupy, które tu wymieniłem, zrezygnowałyby z własnych koncepcji
czy idei lub uważają, że nie są one istotne. Jednakże wszyscy oni przekonali
się, że ich wspólna troska, wspólne doświadczenia, wspólne działania łączą
ich ze sobą bardziej niż koncepcje. W oczywisty i przekonywujący sposób
wyraził to Abbe Pierre: "Dziś nie jest ważna różnica między tymi, którzy
wierzą a tymi, którzy nie wierzą, liczy się różnica między tymi, którym zależy i
tymi, którym wszystko jedno".
Ta nowa postawa wobec życia może być wyrażona bardziej szczegółowo w
następujących zasadach: Rozwój człowieka wymaga jego zdolności do
wydobycia się z wąskiego więzienia własnego "ego", własnej zachłanności,
egoizmu, odsunięcia się od drugiego człowieka, i stąd własnej samotności. Ta
transcendencja jest warunkiem otwarcia i związania się ze światem,
wrażliwości, poczucia tożsamości i wspólnoty. Zdolności człowieka do radości
ze wszystkiego, co żyje, do emanowania zdolnościami na otaczający go
świat, do "bycia zainteresowanym"; słowem, "być" bardziej niż "mieć" i
"wykorzystywać" to konsekwencje kroku w kierunku pokonywania
zachłanności i egomanii.-1
Z całkiem innego punktu widzenia zasada wspólna dla wszystkich
radykalnych humanistów dotyczy negowania i zwalczania bałwochwalstwa w
każdej formie i kształcie - bałwochwalstwa w proroczym sensie wielbienia
pracy własnych rąk, i tym samym powodującego, że człowiek niewolniczo
trzyma się rzeczy, sam stając się rzeczą. Bożyszcza, przeciw którym walczyli
prorocy ze Starego Testamentu, byli bożyszczami z kamienia lub drzewa,
samymi drzewami lub wzgórzami; bożyszcze dnia dzisiejszego to przywódcy,
instytucje, przede wszystkim Państwo, naród, produkcja, prawo i porządek i
każdy przedmiot wykonany przez człowieka. To czy ktoś wierzy albo nie
wierzy w Boga jest pytaniem wtórnym względem pytania, czy ktoś odrzuca lub
nie odrzuca idoli. Pojęcie alienacji jest takie samo, jak biblijne pojęcie
bałwochwalstwa. Jest to poddanie się człowieka rzeczom, które sam stworzył
i warunkom, w których działa. Bez względu na to, co dzieli wierzących i
niewierzących, istnieje coś, co ich łączy, jeżeli oczywiście są wierni wspólnej
tradycji. Jest to wspólna walka przeciwko bałwochwalstwu i głębokie
przekonanie, iż żadna rzecz ani instytucja nigdy nie zastąpi Boga, lub jak
powiedzieliby niewierzący, tej pustej przestrzeni zarezerwowanej dla Nie-
rzeczy.
Trzecim aspektem wspólnym dla radykalnych humanistów jest przekonanie,
że istnieje hierarchia wartości, w której wartości niższego rzędu wypływają z
wartości najwyższej. Wartości te są obowiązującymi regułami w życiu
jednostkowym i społecznym. W radykalizmie tym mogą pojawić się pewne
różnice co do afirmacji tych wartości w życiu. Istnieją one w chrześcijaństwie
lub w buddyzmie, wśród tych, którzy prowadzą życie klasztorne i tych, którzy
prowadzą normalne życie. Jednakże wszystkie te różnice są właściwie bez
znaczenia - poza jedną zasadą według której istnieją pewne wartości, których
nie wolno narażać na szwank. Wychodzę z założenia, że gdyby ludzie
szczerze przestrzegali Dziesięciu Przykazań lub Ośmiorakiej Ścieżki
Buddyjskiej jako skutecznych reguł będących wskazówkami dla ich życia, w
całej naszej kulturze nastąpiłaby gwałtowna zmiana. Nie ma potrzeby
dyskutować szczegółowo o wartościach, które należy wprowadzać w życie,
ponieważ liczy się zebranie tych ludzi, którzy akceptują zasadę praktyki, a nie
zasadę uległości wobec ideologii.
Kolejną wspólną zasadą jest solidarność wszystkich ludzi oraz wierność życiu
i człowieczeństwu, która zawsze musi wyprzedzać wierność wobec
jakiejkolwiek określonej grupy. Faktycznie rzecz biorąc nawet ten sposób
przedstawienia sprawy nie jest poprawny. Każda prawdziwa miłość do drugiej
osoby ma jakąś szczególną cechę: ponieważ kocham w drugim człowieku nie
tylko osobę, ale samo człowieczeństwo lub jakby powiedział chrześcijanin
albo Żyd - Boga. Podobnie jeśli kocham mój kraj, to miłość ta jest
jednocześnie miłością do człowieka i ludzkości; jeżeli tak nie jest, jest to
przywiązanie wynikające z niezdolności człowieka do niezależności i w
ostateczności - kolejny przejaw bałwochwalstwa. Pytanie zasadnicze dotyczy
sposobu, w jaki te nowe-stare zasady mogą wejść w życie. Ludzie religijni
mają nadzieję, że mogą przekształcić swoją religię w całkowitą praktykę
humanizmu, ale wielu z nich wie, że choć może się to sprawdzić w niektórych
sektorach społeczeństwa, istnieją ludzie, którzy z przyczyn oczywistych nie są
w stanie przyjąć teistycznych koncepcji i związanych z nimi silnie obrzędów,
tak, że niemożliwe jest ich rozdzielenie. Zatem jaka nadzieja pozostaje tej
części społeczeństwa, która nie może nawet wstąpić do szeregów żyjącego
Kościoła? Czy można stworzyć nową religię, która nie ma żadnych przesłanek
takich, jak te w Objawieniu, czy jakimkolwiek innym rodzaju mitologii-2
Wiadomo, że religie są manifestacją duszy w ramach konkretnego procesu
historycznego i określonych warunków społecznych i kulturalnych danego
społeczeństwa. Nie można stworzyć religii łącząc jedynie reguły. Nawet
"niereligijność" buddyzmu nie może być zaakceptowana przez świat zachodni,
choć nic nie jest w nim sprzeczne z myślą racjonalną i realistyczną, a on sam
w zasadzie wolny jest od jakiejkolwiek mitologii. Religie są zazwyczaj
tworzone przez rzadkie i charyzmatyczne indywidualności o niezwykłym
geniuszu. Na współczesnym horyzoncie taka indywidualność jeszcze się nie
pojawiła, choć nie można zakładać, iż człowiek taki się nie narodził. W
międzyczasie jednak nie możemy czekać na nowego Mojżesza czy Buddę;
musimy zadowolić się tym, co mamy - i być może w tej historycznej chwili
wyjdzie nam to na dobre, ponieważ nowy przywódca religijny mógłby zbyt
szybko zostać zmieniony w nowego idola, a jego religia stałaby się
bałwochwalstwem, zanim zdążyłaby przeniknął serca i umysły ludzi.
Czy zatem nic nam nie zostało oprócz kilku podstawowych zasad i wartości?
Myślę, że tak nie jest. Jeżeli konstruktywne siły społeczeństwa
przemysłowego, które dławi zamierająca biurokracja, sztuczna konsumpcja i
manipulowane znużenie, wyzwolone zostaną przez nowy rodzaj nadziei,
przez społeczne i kulturalne zmiany omówione w tej książce, jeżeli jednostka
odzyska wiarę w siebie i jeśli ludzie nawiążą ze sobą kontakty w
spontanicznym i naturalnym życiu grupowym, pojawią się i rozwiną nowe
formy doświadczeń psychoduchowych, które w końcu mogłyby być
zjednoczone w jeden, społecznie akceptowany system. W tym przypadku, jak
i w przypadkach omówionych wcześniej, wszystko zależy od odwagi jednostki
do prowadzenia aktywnego życia i poszukiwania rozwiązań problemów
dotyczących jej istnienia, bez czekania na biurokratów lub gotowe koncepcje.
Można nawet oczekiwać, że pewne formy obrzędów zostaną szeroko i
świadomie zaakceptowane. Początki tego widzimy na przykład w takich
pieśniach jak "We Shall Overcome", które są żywymi obrzędami, nie tylko
pieśniami. Rytuał wspólnego milczenia stosowany przez kwakrów podczas ich
religijnego nabożeństwa mógłby być przyjęty przez większe grupy ludzi;
można by wprowadzić zwyczaj, że każde ważne spotkanie zaczyna się lub
kończy 10-15 minutowym wspólnym milczeniem przeznaczonym na
medytację i koncentrację. Nie jest to zbyt wyszukany pomysł, aby zamiast od
modlitwy czy patriotycznych formułek, zajęcia w szkołach lub specjalne
uroczystości na uniwersytetach zaczynały się od chwili wspólnego milczenia.
Mamy też wspólne symbole, takie jak gołąb i zarys postaci ludzkiej,
symbolizujące pokój i szacunek dla człowieka. Nie ma sensu prowadzić
dalszych spekulacji na temat możliwych wspólnych obrzędów i symboli poza
obrębem Kościoła, ponieważ wyrosną one same, jak tylko znajdą podatny
grunt. Pragnę jedynie dodać, że w dziedzinie sztuki i muzyki istnieją
niezliczone możliwości tworzenia nowych rytualnych i symbolicznych środków
wyrazu.3
Bez względu na to, jakie nowe, psychoduchowe systemy się pojawią, nie
będą one "walczyć" z religią, choć będą wyzwaniem dla tych przedstawicieli
różnych religii, którzy z nauk religijnych stworzyli ideologię, a z Boga - idola.
Ci, którzy czczą "żywego Boga", bez trudu wyczują, że wiele łączy ich z
niewierzącymi, a niewiele ich od nich dzieli. Będą mieć głębokie poczucie
solidarności z tymi, którzy nie wielbią idoli i którzy próbują spełnić to, co
wierzący nazywają "wolą Bożą".
Myślę, że dla wielu wyrażona tu nadzieja na nowe przejawy
psychoduchowych potrzeb człowieka jest zbyt mglista, by stworzyć podstawy
wiary, iż ewolucja taka nastąpi. Ci, którzy pragną pewności i dowodów zanim
potraktują jakąkolwiek nadzieję poważnie, mają rację reagując negatywnie.
Ale ci, którzy wierzą w rzeczywistość czegoś, co jeszcze się nie narodziło,
będą bardziej ufać, że człowiek znajdzie nowe formy wyrażania żywotnych
potrzeb, choć w chwili obecnej widać tylko gołębia siedzącego na gałązce
oliwnej i zwiastującego koniec potopu.
Tłum. Larysa Siniugina
Przypisy:
1. Wiadomo powszechnie, że prezentowana tu zasada jest podstawową
zasadą wspólną dla myśli buddyjskiej i żydowsko-chrześcijańskiej. Jest
rzeczą interesującą, że filozof marksistowski, Adam Schaff w swej książce
"Marksizm a jednostka ludzka" mówi o pokonywaniu egotyzmu jako
podstawowej zasadzie etyki marksistowskiej.
2. Wybitny filozof czeski Fiser, w swej doskonałej i wszechstronnej pracy na
temat buddyzmu (w druku) stwierdził, że buddyzm, oprócz marksizmu, jest
jedyną filozofią w historii, która natychmiast zdobyła umysły mas, a jako
system filozoficzny rozwinął się w to, co Zachód nazwałby religią. Stwierdza
on również, że buddyzmu nie można naśladować i przyjąć go w istniejącej
formie jako nowej religii dla społeczeństwa przemysłowego. Dotyczy to
również buddyzmu Zen, który jest najbardziej skomplikowanym,
antyideologicznym, racjonalnym i psychoduchowym systemem jaki znam. Nie
jest przypadkiem, że buddyzm Zen wzbudził ogromne zainteresowanie wśród
intelektualistów i ludzi młodych, i rozbudzając nadzieję, która mogła mieć
znaczny wpływ na świat zachodni. Jestem przekonany, że jego idee mogą
wywrzeć taki wpływ, ale najpierw musiałby on ulec nowym transformacjom,
aby stać się odpowiednikiem religii na Zachodzie.
3. Warto zauważyć, że Albert Schweitzer Colleges zorganizowały w 1969
roku tydzień konferencji na temat: “Drogi do rewitalizacji religii poprzez
sztukę”.
AMEN