background image

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

33 

Raphael  ubrany  w  formalny  strój  sprawiał,  że  Elenie  ciekła  ślinka.  Jego  profil 

wyryty  z  perfekcyjną  precyzją  na  nocnym  niebie  gdy  szli  wzdłuż  wijących  się  ścieżek 

Zakazanego  Miasta  –  podążając  za  eskortą  odprowadzającą  ich  na  obiad.  Jej  archanioł 

miał na sobie białą koszulę i czarne spodnie. Koszula była dziełem sztuki – każda strona 

materiału  przy  otworach  na  skrzydła  była  wyszyta  czarnym  wzorem,  który  wił  się  i 

unosił, nie ujmując ani odrobiny tego co czyniło go Archaniołem Nowego Jorku. 

„Seksowny” to słowo zbyt grzeczne by nim go opisać. 

Było  oczywiste,  że  wampirze  piękności  o  włosach  jak  jedwab  sądziły  tak  samo. 

Przygwoździła spojrzeniem jedną z nich, która miała czelność zatrzepotać wachlarzem 

w jego stronę. Wampirzyca opuściła wachlarz. 

Zadowolona, odwróciła się z powrotem do Raphaela. – Jason i Aodhan? 

background image

- Mają swoje obowiązki. 

Lijuan wie o Jasonie? 

Wie. 

Następnie  zostali  wprowadzeni  przez  przesadnie  pomalowane  drzwi  –  do 

pomieszczenia, które wydawało się wsysać całe światło i powietrze, przyciskając żebra 

do wnętrzności. Poruszając się nieznacznie, Raphael złapał jej spojrzenie, dając jej coś na 

czym  mogła  się  skupić  i  zwalczyć  uczucie  duszenia.  Wydawało  jej  się,  że  trwało  to 
godziny,  lecz  nie  mogło  minąć  więcej  niż  dwie  sekundy.  Gdy  zwróciła  swoją  uwagę  z 

powrotem na pokój, z sercem wciąż szukającym po omacku własnego rytmu, zauważyła 

że patrzy na krzesła ustawione pod ścianą wypełnioną motylami. Ich skrzydła na zawsze 

unieruchomione, pojedyncza ostra igła przebijała każdego owada. 

- Raphael. – wyszeptała Lijuan w powitaniu stojąc po drugiej stronie pokoju. Jej 

źrenice  miały  dziwny  odcień  wnętrza  muszli,  a  suknia  była  przyprawiającą  o  niepokój 

dziewczęcą  mieszaniną  –  stworzoną  z  warstw  unoszącej  się  gazy  wirującej  wokół  jej 
ciała  jak natrętna  biało-szara  mgła.  Włosy  odwiewały  jej  z  twarzy  na  wietrze,  którego 

Elena  nie potrafiła  wyczuć,  wietrze  który  nie  dotykał  ciężkich  brokatowych  zasłon  ani 

wyśmienitych gobelinów na ścianach. 

Elena  czuła  kłucie  na  skórze,  będące  pierwotnym  ostrzeżeniem.  Miliony  lat 

ewolucji mówiły jej, że nigdy, przenigdy, nie powinna znaleźć się w centrum uwagi tej 

istoty  naprzeciw  niej.  Ponieważ  to  nie  pokój  wsysał  w  siebie  światło.  To  Lijuan.  Mózg 

Eleny  posłał  w  jej  ciało  impuls  paniki  gdy  wciąż  stała  w  miejscu,  mówił  by  uciekała, 

ukryła się. 

Lecz oczywiście, na to już było za późno. 

Przyglądała  się  jak  Raphael  bierze  dłoń  Lijuan  w  swoją,  jak  schyla  głowę  by 

musnąć  wargami  po  tej  bladej,  idealnej  skórze.  Oczy  Lijuan  spotkały  się  z  jej  nad 

ramieniem Raphaela i nie było w nich nic, choćby w najmniejszym stopniu ludzkiego, nic 

co Elena mogłaby choć spróbować odczytać. 

background image

Gdy  ten  pełen  delikatności  anioł  cofnął  się  to  te  nieziemskie  oczy  powróciły  do 

Raphaela. – Jesteś inny. 

- A ty się nigdy nie zmieniasz. 

Delikatny śmiech, który nie powinien być tak ostry na skórze Eleny, zupełnie jak 

stworzony z połamanych ostrzy dosypanych do szkła. – Dlaczego cię nie spotkałam gdy 

byłam młodsza? 

-  Wtedy  nie  przyciągnąłbym  twojej  uwagi.  –  odpowiedział  Raphael,  odwracając 

się by położyć dłoń na dolnej części pleców Eleny – To jest Elena. 

- Twoja łowczyni. – blade oczy spoczęły na Elenie i ta potrzebowała każdej kropli 

swojej woli by nie cofnąć się, nie ukryć. 

Lijuan była koszmarem z szafy. Potworem, którym matki straszyły swoje dzieci. 

Potworem, którego nigdy nie powinieneś zobaczyć. 

- Lady Lijuan. – Zwróciła się do niej formalnym tytułem, nauczonym od Jessamy. 

Jej głos brzmiał normalnie, nie wiedziała tylko jak jej się to udało. 

Oczy Lijuan patrzyły na szyję Eleny. – Nie masz na sobie naszyjnika. 

Elena nie upuściła wzroku, choć jej żołądek był ściśnięty od furii. – Wolę prezent 

Raphaela. 

-  Nóż  –  tego  typu  dekoracja  była  modna  w  poprzednim  wieku.  –  Uwaga  Lijuan 

zmieniła swoje położenie, jak gdyby naszyjnik który sprawił Elenie tyle bólu nie miał już 

znaczenia. – Tak piękne skrzydła. Pokażesz mi je? 

Elena  nie  chciała  pokazać  tej  istocie  niczego,  lecz  jej  prośba  była  grzeczna.  Nie 

miała zamiaru spowodować politycznej gafy tylko dlatego, że Lijuan była tak nieludzka, 

że  przeczyła  swemu  istnieniu.  Zrobiła  sobie  miejsce  i  rozłożyła  skrzydła,  które 

podarował  jej  Raphael  razem  z  życiem.  Lecz  gdy  Lijuan  wyciągnęła  rękę  w  zamiarze 

dotyku, złożyła je szybko. 

Raphael  przemówił  w  tym  samym  momencie.  –  To  do  ciebie  nie  podobne  by 

łamać protokół. 

background image

-  Wybacz.  –  Lijuan  opuściła  rękę,  lecz  jej  spojrzenie  pozostało  na  tej  części 

skrzydeł  Eleny,  która  była  widoczna  zza  jej  ciała.  –  Na  swoją  obronę  powiem,  że  są 

całkiem niezwykłe. 

Elena żałowała, że nie może zacisnąć skrzydeł jeszcze bardziej. – Dziękuję. 

Lijuan wzięła ten dowód uznania za coś oczywistego. – Moje własne, jak widzisz, 

są tak zwyczajne. – Rozłożyła skrzydła. 

Miały  odcień  delikatnej,  gołębiej  szarości.  Całkowicie  wspaniałe  w  swojej 

jedwabnej  perfekcji.  –  Może  i  zwyczajne  –  przemówiła  Elena  -    ale  przez  to  jeszcze 

piękniejsze. 

Lijuan złożyła je. – Tak szczera. Czy to dlatego tak cię intryguje? 

Odpowiedź  Raphaela  insynuowała  pytanie.  –  Ciebie  mało  obchodzą  tak 

przyziemskie emocje. 

-  Ach,  lecz  ty  mnie  intrygujesz.  –  dotykając  jego  reki,  Lijuan  wskazała  gestem 

swoją lewą stronę. – Pomyślałam, że zjemy nieoficjalnie. 

Słysząc to, Elena niemal połknęła swój język. Ten pokój może i nie był jadalnią, 

lecz  był  nie  do  opisania  okazały,  tylna  ściana  pokryta  lustrzanymi  panelami 

obramowanymi  złotem,  prawa  strona  pozawieszana  gobelinami,  które  z  pewnością 

kosztowały setki tysięcy. Ściana przed nią była pełnia okien, które wyglądały na perliste 

– i wiecznie eleganckie – ucztowanie dworzan poniżej. Na lewej ścianie natomiast, na tej 

przy której mieli usiąść,  znajdowały się motyle. 

Poruszając  się  z  oporem  stanęła  obok  krzesła  wyścielonego  oszałamiającym 

nefrytem,  nie  mogła  się  powstrzymać  i  nie  spojrzeć  na  te  na  zawsze  zamrożone 

stworzenia. – Nie ma żadnych szyb – powiedziała, niemal do siebie. – Co robisz, że nie 

gniją? 

Kolejny  perlisty  śmiech.  Jej  serce  zlodowaciało  gdy  zdała  sobie  sprawę  co 

powiedziała. 

background image

- Czy nie powiedziałeś jej mojego sekretu, Raphaelu? – oczy które mieniły się od 

dziewczęcej psoty. 

Przerażające. 

Raphael dotknął przelotnie pleców Eleny. – Nie jest to już sekret. Wczoraj Favashi 

rozmawiała ze mną na ten temat. 

- Lecz ty wiedziałeś już wcześniej. – Lijuan zajęła miejsce na krześle, które zostało 

stworzone  by  pomieścić  skrzydła.  Środkowa  kolumna  stanowiła  oparcie,  a  jej  strony 

zakrzywiały się z gracją na boki. – Jak się ma czarnoskrzydły anioł? 

Raphael  zaczekał  aż  Elena  zajmie  miejsce  po czym  usiadł  obok  niej.  –  Jason  nie 

może doczekać się balu. 

Ta kulturalna rozmowa maskowała ukryte niebezpieczeństwo liżące kostki Eleny 

jak żyjący ogień. – Raphael powiedział jej, że Jason został zraniony przez Odrodzonego 

Lijuan. Teraz zastanawiała się czy ten atak był celowy. Czyżby ostrzeżenie? 

Lijuan  uniosła  dłoń  i  martwe  ciałko  jaskrawo  niebieskiego  motyla  spadło  ze 

ściany na jej dłoń, szpilka opadła bezgłośnie na dywan. – A ten młody? Ten śliczniutki? 

-  Stwierdziłem,  że  najlepiej  będzie  jeżeli  Illium  do  nas  nie  dołączy  –  powiedział 

Raphael nawet nie przerywając. – Mógłby stanowić zbyt wielką pokusę. 

Lijuan  zaśmiała  się  upuszczając  motyla  na  stół  i  tym  razem  jej  śmiech  był 

mroczniejszy, pełen – jeżeli można to tak nazwać – prawdziwego rozbawienia. – Hmm, 

tak,  te  skrzydła  są  wspaniałe.  –  Jej  spojrzenie spoczęło  na  tych  należących  do  Eleny.  – 

Tak samo niezwykłe jak twoje. 

- Niestety – powiedziała Elena, wiedząc że musi trwać przy swoim, nie zważając 

na  to,  że  ten  archanioł  może  ją  zmiażdżyć  pojedynczą  myślą  –  Mnie  również  się  nie 

kolekcjonuje. 

-  Och,  ależ  ja  nie  chcę  twoich  skrzydeł…  przyszpilić.  –  powiedziała  Lijuan,  jej 

włosy nieustannie tańczyły delikatnie na tym upiornym wietrze, który dotykał tylko niej. 

– Żywa jesteś bardziej interesująca. 

background image

-  Szczęściara  ze  mnie.  –  Tylko,  że  ona  tak  nie  sądziła.  Opierając  się  o  swoje 

krzesło, pozwoliła by Raphael kontynuował rozmowę. Gdy oni rozmawiali, ona patrzyła, 

słuchała… i próbowała rozgryźć dlaczego Lijuan była tak inna. 

Tak, jej moc sprawiała że Elenie cierpła skóra, lecz Raphael kiedyś złamał każdą 

kość w  ciele  wampira  i  pozostawił  go  jako  ostrzeżenie  dla  pozostałych.  A  ich  wspólna 

rozmowa  w  samolocie  udowodniła,  że  jest  teraz  tak  samo  zdolny  do  tego  typu 

brutalności jak tego dnia gdy go spotkała. 

A jednak sypiała z nim noc po nocy, wczepiając się w jego uścisk gdy koszmary 

brały górę. Zaufanie. Ufali sobie. Lecz nawet wtedy, gdy był tylko Archaniołem Nowego 

Jorku – twardym, okrutnym, zdecydowanie pozbawionym litości – nigdy nie cierpła jej 

skóra, nie miała wrażenia że jest w obecności czegoś, co zwyczajnie nie powinno istnieć. 

- Ach, i oto nasz posiłek. 

Elena  już  odwróciła  swoją  głowę  w  stronę  drzwi,  wyczuwając  wcześniej 

zbliżające się wampiry. 

Jaśmin i miód. 

Słodkie drewno balsamowe przyprószone cynamonem. 

Pocałunek słońca z odrobiną farby. 

Dziwna  kombinacja,  dziwne  zapachy,  było  to  jednak  typowe  dla  wampirów. 

Spytała  kiedyś  Dmitriego  co  czują  wampiry  we  własnej  obecności.  Wampir  posłał  jej 

jedynie  drwiący  uśmiech,  który  rezerwował  tylko  dla  niej.  –  Nic.  Oszczędzamy  nasze 

zmysły na śmiertelników – pożywienie. 

Trójka, która weszła do pokoju była płci męskiej, a jeden z nich miał gładkie jak 

jedwab czarne włosy i oczy w kształcie migdałów typowe dla rodzimej ziemi Lijuan. To 

on  był  drzewem  balsamowym.  Obok  niego  Euroazjata  z  dobrze  zbudowanymi 

ramionami  boksera  i  o  niebieskich  jak  niebo  oczach  chłopca  z  Kansas,  jego  twarz  nie 

była  idealna,  lecz  tak  samo  przyciągająca  uwagę  pomimo,  a  może  ze  względu  na  jego 

niezwykłe  rysy.  On  był  jaśminem.  A  promienie  słońca  –  jej  żołądek  przewrócił  się  na 

background image

wspomnienia wywołane tym zapachem, wspomnienia krwi i śmierci, gnijące ciało wokół 

gdy Uram ściskał jej strzaskaną kostkę. 

Słońce  zbliżyło  się  i położyło  delikatny zastaw  ręcznie  malowanej  porcelany  na 

niskim, rzeźbionym stoliku który był jedyną barierą dzielącą ją, Raphaela i Lijuan. Jego 

dłoń  była  połyskującą  ciemnością,  którą  można  znaleźć  w  sercu  drzewa  mpingo,  tak 

bogatą  i  czystą,  że  meble  zrobione  z  tego  drzewa  było  sprzedawane  za  tysiące  tysięcy 

dolarów. 

Jego skóra była tak piękna,  tak pełna wspomnień o miesiącach jakie spędziła w 

Afryce, że zajęło jej chwilę by spojrzeć w jego oczy i zdać sobie sprawę, że jest martwy. 

Raphael  natychmiast  zorientował  się  gdy  Elena  zrozumiała,  że  wampir  stojący 

przed nią i nalewający herbatę oolong kolory miodu do maleńkiej filiżanki, był jednym z 

Odrodzonych. Jej cała postać znieruchomiała, nieruchoma – cisza łowcy, który zwietrzył 

zwierzynę. 

Mógł do niej przemówić mentalnie, ostrzec ją by nie zdradziła swojego strachu, 

lecz  z  rosnącymi  umiejętnościami  Lijuan,  było  wielce  prawdopodobne  że  ta  usłyszy 

ostrzeżenie  –  a  Raphael  nie  zrobi  nic  co  mogłoby  uczynić  Elenę  w  jej  oczach  słabszą. 

Zamiast tego zaufał swojej łowczyni, a ta go nie zawiodła. 

- Dziękuję. – powiedziała uprzejmie gdy Odrodzony przestał nalewać. 

Niewielkie  kiwnięcie  głowy  w  uznaniu  od  wampira,  który  był  tak  świeży,  tak 

nowy,  że  nie  mógł  być  Odrodzonym od  dawna.  Jego  oczy  –  tak,  było  w  nich  coś,  jakaś 

wiedza  tego  kim  był,  tego  czym  jest  teraz.  Nie  było  w  nich  jednak  paniki.  Możliwe,  że 
mężczyzna  jeszcze  nie  zdawał  sobie  z  tego  sprawy.  Raphael  czekał  aż  Odrodzony 

podejdzie od jego strony by nalać i mu, podczas gdy niebieskooki obsługiwał Lijuan. 

- Wznieśmy toast  – powiedziała Lijuan, unosząc filiżankę  gdy mężczyźni  zaczęli 

kłaść jedzenie na stół z wózka zrobionego z pozłacanego drewna. – Za nowe początki. – 

jej oczy spoczywały na Elenie. 

background image

Raphael walczył z prymitywną potrzebą wejścia pomiędzy nich, by chronić Elenę 

przed groźbą której niemiała szans przetrwać… ale z drugiej strony, pomyślał, łowczyni 

jego przetrwała. – Za zmiany. – powiedział. 

Spojrzenie Lijuan skierowało się na niego, lecz nie skrytykowała subtelnej zmiany 

w jego toaście. – Może i być tak. – machnęła ręką na trzech mężczyzn, a oni odeszli tak 

cicho jak przybyli. 

-  Żadnej  audiencji?  –  Raphael  podał  Elenie  mały  talerz  ze  słodkim  ciastem  z 

czerwonej fasoli, który wiedział że będzie jej smakować. 

- Nie dzisiaj. – obserwowała jak Elena je ciasto, które jej dał. – Czy jedzenie wciąż 

sprawia ci przyjemność, Raphaelu? 

-  Tak  –  Była  to  zwyczajna  odpowiedź.  Wciąż  był  związany  z  tą  ziemią,  tym 

światem. – Ty już się nie posilasz. – Zgadywał, lecz nie oczekiwał jej przytaknięcia. 

-  Stało  się  to  niepotrzebne.  –  upiła  z  filiżanki,  którą  miała  w  dłoni.  –  W 

towarzystwie przyjaciół staram się, ale… 

Rozumiał  co  miała  na  myśli.  Żaden  archanioł  nigdy  nie  umrze  z  głodu,  nawet 

jeżeli przestanie całkowicie się pożywiać.  Jednakże, brak pokarmu w końcu doprowadzi 

do  tego  że  organizm  zacznie  czerpać  z  mocy.  Może  to  zająć  lata,  może  dekady,  lecz 

spustoszenia mogą być trwałe. Archanioł nie może sobie na to pozwolić. 

Lijuan powiedziała mu właśnie, że ona posunęła się dalej. Pozostawało pytanie w 

jaki sposób zdobywała swoją moc. 

-  Mięso  i  krew?  –  spytał,  świadom  Eleny  pozostającej  nietypowo  cicho  u  jego 

boku. Niektórzy powiedzieliby, że została zastraszona i z tego powodu milczy. On dobrze 

wiedział, że słucha, gromadząc wiedzę, notując każdą możliwą słabość. 

-  To  świadczyłoby  o  deewolucji  –  powiedziała  Lijuan,  jej  włosy  uniosły  się  jak 

dotknięte przez palce ducha. – A ja ewoluuję. 

 

 

background image

Elena czekała aż znajdą się za zamkniętymi drzwiami ich sypialni nim poddała się 

drżeniu. – Ona… Czym ona jest? 

-  Mocą  w  najczystszej  formie.  –  podszedł  do  malowanych  drewnianych  drzwi, 

które  prowadziły  do  ich  prywatnego  dziedzińca  i  balkonu,  i  otworzył  je  na  oścież  – 

Chodź. Niech tu się przewietrzy.  

Wzięła  dłoń,  którą  do  niej  wyciągnął  i  pozwoliła  by  poprowadził  ją  w  rześkie, 

zimowe powietrze. Zakazane Miasto rozciągało się przed nią jak morze wielobarwnych 

gwiazd, tancerze wciąż wirowali wdzięcznie na głównym dziedzińcu przy muzyce, a ta 

prześladowała, poruszała, tak piękna że łzy napływały do oczu. 

Stojąc w kręgu ramion Raphaela z głową na jego ramieniu i rekami wokół niego, 

wzięła pierwszy, prawdziwy oddech  w przeciągu ostatnich godzin. Jej płuca wciągnęły 

powietrze jak wysuszone, a gardło otworzyło  się z drżeniem ulgi.  – Ta muzyka… co to 

jest? 

- Ten instrument to ehru

Przez długą i milczącą chwilę stali tak po prostu, pozwalając by muzyka wsiąkła 

w ich kości. Elena przemówiła pierwsza. – Uważasz, że kradnie moc innym? 

-  Nie.  –  Raphael  przesunął  dłońmi  po  jej  skrzydłach,  napływ  odczuć  był  mile 

widziany  –  przypomnienie,  że  była  prawdziwa,  że  nie  była  jak  ta  istota  siedząca 

naprzeciw nich w tym pokoju pełnym ciszy. – Gdyby potrafiła to zrobić to dworzanie nie 

byliby tak zdrowi. Lijuan zawsze wpierw eksperymentowała na własnym terytorium. 

-  Jak  z  Odrodzonymi.  –  zadrżała  ponownie  i  wsunęła  dłoń  pod  jego  koszulę  by 

dotknąć bezsprzecznie męskiego gorąca jego skóry. – Ten wampir pachniał jak słońce i 

farba. Był nowy… świeży. 

-  Uważa,  że  dostał  drugą  szansę.  –  powiedział  Raphael,  przypominając  sobie 

lojalność w tym ciemnym spojrzeniu gdy zawędrowało w stronę Lijuan. 

- Kiedy zaczynają gnić? – zmusiła się do pytania. 

background image

- Jason jest już blisko. – Wyczuwał jak jego szpieg zbliża się do nich. – On będzie 

posiadał najświeższe informacje – ale z tego co wiemy, zależy to nie tylko od mocy jaką 

emanuje lecz i od tego czym ich żywi. 

- Mięso – szepnęła. – Ludzkie? 

- Lub wampirze. Nie wydaje się mieć to znaczenia. – Nie było żadnych raportów 

co  do  tego  by  Lijuan  poświęcała  anioły  dla  swoich  zabaweczek,  lecz  Raphaela  nie 

zdziwiłaby taka deprawacja ze strony najstarszego z archaniołów. 

Głowa Eleny uniosła się w tym momencie. – Sztorm – wyszeptała. – Jason pachnie 

jak najdzikszy sztorm, pioruny i ogień. 

- Czyżby nowy aspekt twoich umiejętności się unormował? 

- Nie. – jej wzrok podążał za obniżającym lot Jasonem, choć czarnoskrzydły anioł 

był  jedynie  cieniem  na  tle  nieba.  –  Włącza  się  i  wyłącza.  Zazwyczaj  nie  działa.  – 

Przycisnęła wargi do szczęki Raphaela. – Lecz ty, ty zawsze byłeś deszczem i wiatrem w 

moim umyśle. Smakuję cię gdy śpię, budzę się, oddycham. 

Gdyby Jason nie wylądował w tamtym momencie, Raphael wciągnąłby Elenę do 

środka i zaspokoił się jej własnym, niezwykłym zapachem. A tak, tylko zamknął dłoń na 

jej karku, muskając ustami słodkie zgięcie jej ucha.  

Posmakuję cię dzisiejszej nocy, Eleno. Bądź na mnie gotowa – nie przestanę dopóki 

nie wykrzyczysz swojej rozkoszy. 

Słyszał  jak  jej  serce  niespodziewanie  przyspieszyło,  a  oddech  uwiązł  w  gardle. 

Lecz jego łowczyni jeszcze nigdy nie wycofała się z wyzwania. 

Zawsze i wszędzie, anielski chłopcze.  

 

Tłumaczenie:

 

(clamare.chomikuj.pl)