Our life with this voice całość by Katie

background image











By: Katie*

Chomik: Lulabie (

http://chomikuj.pl/lulabi

)










background image



1.

Ten przeklęty głosik










NPOV:

Przez cały dzień nie mogłam się pozbierać, próbowałam nie myśleć o tym, co
się wczoraj stało, próbowałam ale nie wyszło. Przecież to słyszałam, byłam tam!
Słuchałam i nie mogłam nic zrobić. To zaczęło się już dawno, ale nikt nie
zwracał na to uwagi, aż do teraz.


Retrospekcja:

Siedziałam nad basenem, moczyłam nogi i czytałam książkę. Moja siostra
siedziała w wodzie i próbowała nurkowa
ć bez zatykania nosa. Nasza kucharka
(Maryla) krz
ątała się po kuchni, tata siedział w sądzie, a mama malowała u
siebie. Po chwili odezwał si
ę telefon mojej siostry – dzwonił Jacek – Karen
zaprosiła go do nas. Podobno stał pod drzwiami i Karol (nasz lokaj) nie chciał
go wpu
ścić, nie dziwię się.
Moja siostra oczywi
ście pobiegła do lokaja, nawrzeszczała na niego, obraziła z
trzy razy, otworzyła furtk
ę Jackowi, wskazała mu basen i przyszli tam razem,
trzymaj
ąc się za ręce – Fu!!!
- Cze
ść Vanessa – zwrócił się do mnie.
- Hej! – odpowiedziałam i wróciłam do lektury.
Nie pami
ętam co robiła zakochana para na basenie, pewnie głównie się
całowali itp. Niewa
żne!
Kiedy opu
ściliśmy basen, Maryla zawołała nas na obiad. Jacek był honorowym
go
ściem, oczywiście. Mieliśmy ziemniaki z rybą i sałatką, na deser dostaliśmy
tiramisu – specjał kucharki. Jak zwykle nie zjadłam wszystkiego, ale moja
siostra prawie nie tkn
ęła posiłku, nie mówiąc o deserze. Jednak nikt się nie
odezwał – jak zwykle.

background image

Karen jest modelką, jak każda chuda jak patyk. Ale ona mówi, że to nic, że
ka
żda z jej koleżanek po fachu odżywia się tak samo i nic się nie dzieje.

Gdybym

wtedy wiedziała to co wiem teraz…
Po obiedzie wszyscy się rozeszli, ja poszłam do siebie zamknęłam drzwi i
rzuciłam si
ę na łóżko, włączyłam moją wielką plazmę i przelatywałam po
kanałach. Tak upłyn
ął mi czas aż do kolacji.
Kiedy weszłam wszystko wydawało si
ę normalne, Jacek już sobie poszedł, tata
wrócił z pracy. Maryla przyniosła nam spaghetti, ja pochłon
ęłam swoją porcję
w zadziwiaj
ącym tępię, moja siostra jak zwykle prawie nic. Kiedy oddawała
pełny talerz mama nie wytrzymała i krzykn
ęła:
- Mam do
ść, dość! Karen w tej chwili masz to zjeść, już! – pierwszy raz
widziałam j
ą w takim stanie. Pierwszy raz od dawna krzyczała!
- Nie mamo, ju
ż się najadłam – odparła spokojnie moja siostra.
- Wcale nie! – prawie pisn
ęła – to nie jest możliwe. Twoja siostra jest młodsza i
je wi
ęcej od ciebie.
- Ja nie chc
ę być gruba, jej widocznie to nie przeszkadza – odpowiedziała znów
spokojnie. W tym mom
ęcie to ja nie wytrzymałam.
- Uwa
żasz, że jestem gruba, patyku? Sama wyglądasz jak anorektyczka więc się
lepiej nie odzywaj. – sykn
ęłam. Widziałam kątem oka ojca, był czerwony ze
zło
ści.
- Uciszy
ć się wszyscy! Do pokoju! Już!!!! - Ja ruszyłam się w stronę schodów.
Ostatnie co słyszałam to głos ojca – Karen ty zostajesz.
Nic wi
ęcej nie słyszałam. O czymkolwiek rozmawiali na pewno nic im nie
powiedziała. Tata jest prawnikiem, kiedy
ś był sędzią, więc powinien umieć
wyci
ągać istotne informacje z nas - nie umiał, chyba tylko z nas.

W pokoju nie wiedziałam co mam robi
ć. Krzyczeć. Płakać. Tyle myśli chodziło
mi po głowie. Zastanawiałam si
ę o czy teraz rozmawiają i czy to ma jakiś
zwi
ązek ze mną.
Nagle z dołu usłyszałam łami
ący się głos mamy „ty masz ANOREKSJE”.
Stan
ęłam jak wryta, moja siostra jest chora ma anoreksje?! Słowa mamy
telepały mi si
ę po głowie. Wtedy przy kolacji powiedziałam to tak żeby się
odczepiła, ale nie my
ślałam, że tak jest prawda. Upadłam na podłogę, nawet
tego nie poczułam całe
życie stanęło mi przed oczami, a właściwie życie Karen.
Od momentu kiedy zacz
ęłyśmy rozmawiać, aż do teraz. W wspomnieniach moja
siostra chudła w oczach. Czemu wcze
śniej na to nie wpadła?! Czemu wcześniej
nie zareagowałam, czemu nikt nie zareagował?! Czemu wszyscy byli
śmy takimi
idiotami?!
Moje rozmy
ślania przerwał krzyk ojca, nie umiałam odróżnić jego barwy „nie,
to niemo
żliwe, moja córka jest anorektyczką i ćpunką?!”. Tego już było za
wiele, co oni my
ślą, że ja ich nie słyszę. Miałam dość głowa rozbolała mnie tak
mocno,
że ledwo doszłam do łóżka, położyłam się i zasnęłam.

Koniec retrospekcji

background image


Rano nadal bolała mnie głowa.
Podeszłam do lustra z którego patrzyła na mnie załamana, niewyspana

dziewczyna, której rodzina do wczoraj była prawie idealna. Ktoś kto kiedyś
powiedział, że nie ma rodzin idealnych miał rację. Wzięłam szybko szczotkę
rozczesałam włosy, związałam w koka i zeszłam na dół. Wszyscy już siedzieli
przy stole. Usiadłam na swoim miejscu i bez słowa zaczęłam jeść śniadanie.

Podczas posiłku nikt się nie odezwał. Mama miała wory pod oczami,

pierwszy raz od bardzo dawna. Chyba tylko ja wczoraj spałam.

Naszą grobową ciszę przerwał telefon ojca.

- Słucham…Tak…tak…yhm…kiedy? – zastanowił się przez chwilę,

spojrzał na Karen – jak najszybciej…tak obydwie…mam nadzieję…za cztery
dni? Idealnie…do widzenia. – Włożył telefon do aktówki – Karen w poniedzia-
łek wyjeżdżasz. Zacznij się pakować. – Pocałował mamę w czoło i wyszedł.

Mama wstała zaraz po nim i wyszła z domu. Nie wiem gdzie poszła po

prostu wyszła. Karen pobiegła po schodach do pokoju, a ja zostałam sama przy
stole.

Dokończyłam śniadanie, myśląc w kółko o wczorajszym dniu.
Spojrzałam na kalendarz wiszący na ścianie jadalni, aby odwrócić uwagę

od tych wydarzeń minionego wieczoru i zauważyłam, że zostało jeszcze tylko
dziesięć dni do rozpoczęcia roku. Tak bardzo nie chciałam wracać do budy.
Gdzie nie ma normalnego życia, gdzie wszyscy są anonimowi, gdzie zaczyna się
to przez co przechodzi moja siostra, gdzie chodziła po kolei cała moja rodzina
od dziadka po siostrę. Oczywiście moi starzy, musieli mi wybrać taką szkołę.
Jakby nie mogli mnie zapisać do jakieś porządnej prywatnej szkoły, ale oni Nie.
Posłali mnie do najgorszej, szkoły świata! I ciesz się tu życiem!

Z jadalni poszłam do ogrodu, na basen. Przebrałam się w bikini i

wskoczyłam do wody. Nie odczuwałam temperatury wody, nie odczuwałam nic
poza bezradnością i przygnębieniem. Życie mojej siostry jest skończone, moje
też niedługo będzie – wiem o tym, nieszczęścia chodzą parami. Znając moje
szczęście!

Karen nie pojawiła się na kolacji, ani na śniadaniu. W ogóle nie

wychodziła z pokoju. Tata nie chodził po nią na górę, ja nie tęskniłam za siostrą,
ale widziałam jak cierpi mama. Kilka razy miałam ochotę pójść do niej na górę
wygarnąć jej wszystko, zapytać się dlaczego poza sobą musi ranić też nas, a w
szczególności mamę, ale to byłoby bez sensu, bo znam jej odpowiedzi: „sami
siebie ranicie” i musiałabym się z nią zgodzić, ponieważ to nie ona kazała się
nam martwić. Dlatego nawet nie próbowałam. Sama szczerze to się cieszyłam,
ż

e jej nie ma, choć patrząc na mamę nie byłam o tym do końca przekonana.

Mama każdego dnia wyglądała gorzej, wory pod oczami się pogłębiały, a

smutna mina dodatkowo potęgowała wygląd zbitego psa. A to wszystko tylko
przez moją siostrę ćpunkę zasraną, anorektyczkę pierdoloną. Miałam ochotę jej
przywalić tak, że nawet mama by jej nie poznała. Co w sumie nie było by trudne

background image

ona ledwo trzyma się na nogach, wystarczył by jeden cios. Ale wiem, że nie
mogę tego zrobić. Jeszcze bardziej zraniłabym mamę. Zresztą nie mam ochoty
chodzić do psychologa.


Jeszcze tylko jeden dzie
ń, jutro wyjeżdża, nie zobaczysz jej przez dwa do

(jeśli będziesz miała szczęście) trzech miesięcy

– powtarzałam sobie w duchu.


Tata w weekend nie pracuje, więc cały czas siedzi w domu, przed

telewizorem albo laptopem. W telewizji ogląda głównie wiadomości, a przy
kąpie pisze coś tam do sądu. Często słyszałam, jak mówi „Gabriela, nie martw
się. To tylko dwa miesiące, potem wróci i będzie jak dawniej. Ja też kocham
nasza córkę i też będę tęsknić, ale to jest jej potrzebne. Odwyk to jedyna rzecz
jaka może jej pomóc.” Myśli, że będzie jak dawniej? Już nigdy nie będzie jak
dawniej! Czułam to!

Karen znów nie zeszła na śniadanie. Jednak tym razem poszłam do niej.

Drzwi były otwarte i zobaczyłam coś czego nie zapomnę nigdy, ona tam leżała
nieprzytomna.

- Tato, Mamo!! – darłam się bezradna – Tato, chodźcie tu! Karen jest nie

przytomna! – dopiero teraz poczułam, że łzy ciekną mi po policzkach.

Na moje słowa znaleźli się w jej pokoju błyskawicznie.
Tata, gwałtownym ruchem odsunął mnie od siostry.
- Karol, dzwoń po karetkę! Natychmiast – wołał ojciec. Słyszałam jak

nasz lokaj rozmawia przez telefon.

Mama uklęknęła obok taty. Byłam jedyną osobą której do niej nie

dopuścili. Czułam się z tym fatalnie. Moja własna siostra i nawet nie mogę się
do niej zbliżyć. Cała we łzach usiadłam w koncie pod ścianą i ryczałam w
niebogłosy. Nikt się mną nie przejmował.

Po chwili przyjechała karetka, zabrali Karen, razem z nią pojechała

mama, tata wsiadł do samochodu i ruszył za ambulansem. Wyszłam za nimi
przed dom. Wielu sąsiadów wyszło na ulicę, jakaś atrakcja dla tych
snobistycznych ludzi. Nie rozglądając się uciekłam do domu. Potem zostałam
sama, sama ze sobą. Pierwszy raz kiedy obchodził mnie los siostry odstawiono
mnie na bok. Nikt się mną nie interesował, wszyscy mnie zostawili, moja siostra
może umrzeć, a ja dowiem się o tym najpewniej z gazet albo neta.

Jaka to ironia, jeszcze wczoraj nie mogłam się doczekać jej wyjazdu, a

dzisiaj chciałabym być tam z nią.

- Boże, jeśli w ogóle istniejesz, co ja ci takiego zrobiłam, że tak mnie

każesz?! – darłam się.

Usiadłam na kanapę w salonie podkuliłam nogi i chlipałam po cichu.

Nagle usłyszałam, że ktoś do mnie idzie. Była to Maryla – nasza kochana
gosposia.

background image

- Nie smuć się. – Maryla zawsze przypominała mi babcie, taką typową.

Dosyć pulchna z czarnymi włosami i słodkim uśmiechem, zawsze pogodnym. –
Wyjdzie z tego. Twoja siostra to silna dziewczyna, uda jej się.

- Naprawdę w to wierzysz? Ona jest ćpunką z tego nie jest łatwo się

uwolnić. Myślisz, że ma szanse? – mnie samą zdziwiła spokojność mojego
głosu. Był zwyczajny i pełen nadziei.

- Tak – słychać było, że naprawdę w to wierzy. – wiem, że ty też w to

wierzysz. – i odeszła. Wróciła do pracy, a ja znowu zostałam sama.

Wstałam z kanapy i usiadłam przed fortepianem (nauczyłam się na nim

grać gdy miałam osiem lat) kiedy moje palce dotknęły klawiszy cały pokuj
wypełniła spokojna piękna melodia. Po chwili zaczęłam do tej muzyki śpiewać.

Przerwał mi Karol obwieszczając, że dzwoni tata. Szybko pobiegłam do

lokaja wyrwałam mu telefon.

- Słucham
- Vanessa, Maryla mówiła, że się martwisz, więc dzwonie, żeby powie-

dzieć ci, że wszystko jest już dobrze. – nie wierzyłam mu. Z Karen nie może być
wszystko w porządku. Prawie się zaćpała na śmierć, nie wiem co by się stało
gdybym tam wtedy nie weszła. – Twoja…

- Tato, nie kłam. Powiedz mi prawdę! Z Karen nie jest dobrze i ja o tym

wiem, więc nie próbuj mi zamydlać oczu! – krzyczałam do słuchawki – Chcę
usłyszeć prawdę! Natychmiast.

Cisza
- Tato!
Znowu nic
- Tato, jesteś tam?!
- Tak – jego głos nagle stał się strasznie słaby. – Prawda jest taka, że

twoja siostra jest na skraju. Na skraju wyczerpania – mówił bardzo spokojnie –
Anoreksja i narkotyki ją wykańczają, będzie tu leżeć przez tydzień potem, jak
zaplanowałem z twoją mamą, idzie na odwyk i leczenie. Jest tylko jeden zakład
który może jej zapewnić te dwie rzeczy za jednym razem, ale jest daleko –
urwał.

- Tato.
- Jestem, ja wracam do domu dzisiaj, bo jutro mam rozprawę, ale mama tu

zostaje razem z Karen. Bo ona jeszcze się nie obudziła. Mówią, że to nastąpi
jutro – i się rozłączył.

Miałam łzy w oczach. Ten tydzień to najgorszy czas w moim życiu,

najpierw informacja, że moja siostra to anorektyczka, zaraz potem, że bierze
narkotyki, teraz, że jest na skraju wyczerpania i prawie by zeszła z tego świata,
co jeszcze mnie czeka?! Może okaże się, że jestem chora na raka i umrę jutro
albo lepiej, że umrę za chwilę.

Nie chcę, żeby ojciec przyjeżdżał. Pewnie spyta się czy dobrze się czuję, a

ja nie będę mogła mu powiedzieć prawdy i powiem świetnie, a on na to, że to
klawo (bo będzie starał się być młodzieżowy) i doda, że wszystko będzie

background image

dobrze. Potem rozmowa się urwie, każdy pójdzie do siebie, rano zjemy
ś

niadanie w grobowej atmosferze, jeśli się nam poszczęści zadzwoni mama.

Następnie tata pójdzie do kancelarii, potem do sądu i znowu zostanę sama.

Taka była perspektywa. Te pięć dni które zostały do końca wakacji

spędzę samotnie. Potem pójdę do szkoły w której też będę samotna. Całe moje
ż

ycie będzie samotne i pewnie nawet umrę samotnie – jak kurwa słodko.

Co z tego, że jestem jeszcze młoda?
To, że nie powinnaś używać wulgaryzmów
Pieprze to. Moja siostra też jest młoda i nie powinna ćpać, a ćpa!

Pierdolony głosik w głowie. Zawsze mnie irytuje.

Poszłam do salonu dokończyć piosenkę. Kiedy moje palce dotknęły

klawiszy czułam się dobrze. Znowu zapomniałam o tym co się dzieje dookoła, o
tym co stało się przez ostatni tydzień. Fortepian to świetny sposób na odcięcie
się od rzeczywistości. Mogłabym tak siedzieć godzinami i pewnie bym siedziała
gdyby nie powrót ojca.

Powiedział do mnie tylko cześć, przypomniał że muszę jutro iść po rzeczy

do szkoły i uciekł na górę. A ja już nie umiałam wrócić do granej przed chwilą
melodii i też poszłam do pokoju. Położyłam się na łóżku i gapiłam się w sufit,
myślałam o wszystkim co się stało i nie wiedząc kiedy zasnęłam, bez kolacji,
bez muzyki. Po prostu spałam.

Kogo obchodzi co mi się śniło?
Na pewno nie mnie.
Ta przeklęta suka znowu się wtrąca! Ten głosik w głowie, chcę się go

pozbyć. Już!




VPOV

Jak mogą mi kazać spędzać ostatnie dziesięć dni wakacji w domu, nic nie

robiąc. Mi Voughnowi Way?! Ja nie spędzam wakacji w domu!!! To podłość!
Wiedzą jak kocham wolność, a każą mi siedzieć w domu! Ught…nienawidzę
nic nie robienia. Nie znam tu nikogo, bo dopiero co się sprowadziliśmy. Wiem,
ż

e mieszkają tu trzy dziewczyny i dwóch chłopaków, a wszyscy kurwa bogaci!

Mam dość rozpuszczonej bandy dzieciaków. Okey, sam też jestem bogaty i w
ogóle, ale rozpieszczony to ja nie jestem! Wychowywał mnie ojciec, więc nie
mogłem być rozwydrzony jak te dzieciaki nie znające prawdziwego życia.

Rozumiem, że to jest najbogatsza dzielnica tego przeklętego miasta, ale…

Nieważne! Sam się w to bagno wpakowałem. Chciałem super dom, mam super
dom, a każdy kij ma dwa końce więc będę musiał się przyzwyczaić!

To nie był twój wybór.
Spadaj

background image

Kazali ci tu przyjechać, mogłeś oczywiście zostać z tym ćpunem i grać

rolę ojca czwórki dzieciaków.

Odpierdol się!! Ten przeklęty głosik!
Zresztą z tego co widzę to tylko mi to przeszkadza, bo moja siostra bawi

się świetnie, nad naszym prywatnym basenem. Ale co ja się dziwię, ona
wychowywała się w luksusie, ja nie. Wybrałem ojca i to był błąd. Ale byłem
młody i głupi. Rodzice podzielili się nami. Lili poszła do matki, a ja do ojca.

Nie miałem siły iść na basen, ani do ogrodu albo gdziekolwiek indziej.

Brakowało mi znajomych z poprzedniej szkoły. Nie byli jacyś super, ale po
prostu byli, a tu nie ma nikogo.

Dobra, mam dość myślenia! Włączam iPod’a i odpływam.

Dawka rock’a, hip-hop’u i w ogóle tego wszystkiego co mam nagrane od

razu poprawiła mi humor. Muzyki mógłbym słuchać godzinami. I słuchałbym
gdyby nie moja przeklęta matka i jej punktualność.

Wszystko podaje punktualnie, wychodzi punktualnie, w ogóle wszystko

robi punktualnie i to jest wkurzające. Stary nigdy tak nie robił, ale miałem go
dość, cały czas mi pieprzył coś o odpowiedzialności dorosłości, szkole itp. Teraz
mam pełną rodzinę ja, Lili, Matka i Robert – jej mąż.

- Voughn, złaś na dół! Kolacja! – darła się mama.
Niechętnie zszedłem z łóżka wyłączyłem odtwarzacz, włożyłem buty i

poszedłem na dół do jadalni. Przy stole siedziała już cała rodzina, a przed nimi
leżały pełne talerze, widać wszyscy na mnie czekali. Spojrzałem na siostrę,
potem na Roberta, na końcu na matkę – była zła.

- Voughnie Way, wiesz o której jest kolacja? – spytała sarkastycznie.

Szybko spojrzałem na zegar wiszący naprzeciwko mnie.

- O osiemnastej trzydzieści? – odpowiedziałem pytaniem, na pytanie.
- Tak, a która jest teraz? – nie zostawiając mi czasu na odpowiedź dodała

– osiemnasta trzydzieści siedem. Spóźniłeś się SIEDEM minut. – jakby to było
przestępstwo.

- Mamo, przesadzasz. Ojciec nigdy…
- Ojciec to ojciec, a ja jestem matką i mam zasady, zacznij się

przyzwyczajać już nie mieszkasz z ojcem. – przerwała mi. – Za karę sprzątasz
po kolacji!

- Co? Pogięło cię?! Mamy od tego ludzi! Nie będę sprzątać! – niemal

warknąłem.

- Jak ty się odzywasz?! Masz szlaban i dzisiaj nie zjesz kolacji! Maszeruj

na górę i pomyśl nad swoim zachowaniem – jak każdy rodzic starała się być
straszna, ale się boję.

- Dobra – i odszedłem.
- Ja też nie zjem kolacji, jeśli Voughn nie będzie jadł – wstawiła się za

mną. Moja kochana siostrzyczka. Często mnie wkurzała, ale mimo wszystko

background image

kocham ją najbardziej z całego rodzeństwa. A mój ojciec ma czwórkę dzieci,
plus ja.

- To nie jedz – odpowiedziała jej mamuśka.
- Jeśli popadnę w anoreksję to będzie twoja wina – odgryzła się i poszła

ze mną. Potem szeptem mówiła do mnie – 1…2…3

- Lilianno Lauro Way wracaj do jedzenia i Voughn też. – poddała się.
- Nie! Jeśli Voughn nadal będzie po mnie musiał sprzątać,
- Dobra, nie będzie musiał – odpowiedziała zrezygnowana.
Wszyscy usiedliśmy z powrotem przy stole. Jedliśmy kolacje bez słowa.

Tak, aż chce się powiedzieć witaj wspaniałe życie, nie? Po kolacji wszyscy
rozeszli się do pokoi. Cisza nocna zaczyna się o 20 i nie wolno nam wtedy już
wychodzić z pokoi. We własnym domu mam CISZĘ NOCNĄ!!!!!

Pierwsze trzy dni upłynęły mi na tym samym. Słuchałem iPoda,

moczyłem się w basenie, czytałem książki. Nic ciekawego i już mam dość tego
miejsca. Tu się nic nie dzieje. Chyba zaczynam tęsknić za starym domem. Tam
przynajmniej coś się działo i mogłem sobie przychodzić kiedy chcę na kolację,
nie musiałem być tak punktualny. Jedyną rzeczą za którą nie tęsknię to mój
ojciec, no i kuchnia Ewy (żona mojego ojca). Tam była młodzież, czy ja kurwa
tak dużo chcę?! Chcę rozmawiać z ludźmi w moim wieku!

Rano odznaczyłem kolejny dzień w kalendarzy i stwierdziłem, że czas na

maksa wolno płynie. Jeszcze sześć dni do szkoły. Nie chętnie ubrałem się w coś
„odpowiedniego” na śniadanie. Przy posiłku znowu nikt się nie odzywał, to już
rytuał. Tutaj się w ogóle nie rozmawia! Po śniadaniu znowu każdy poszedł w
inną stronę, mama do pracy, siora na basen, Robert chyba też do pracy. Ja
postanowiłem się przejść. Poszedłem ścieżką wśród domów bogatych ludzi.
Kiedy znalazłem się pod numerem 54 usłyszałem Ambulans. Odruchowo
spojrzałem w tamtą stronę, a myślałem, że dziś też nic się nie wydarzy.

Ambulans zatrzymał się przed numerem 56 naprzeciwko mnie. Wynieśli

jakąś wysoką, strasznie szczupłą dziewczynę, kojarzyłem ją skądś, za nią szła
zapłakana kobiety, tylko trochę niższa od tej na noszach wnioskując po minie jej
matka. Zaraz za ambulansem wyjechał samochód z ich garażu marki mercedes.
W chwili gdy już chciałem iść, z tego domu wyszła, a właściwie wybiegła, jakaś
młoda dziewczyna, na oko czternaście, piętnaście lat, miała ciemnobrązowe
włosy sięgające jej do połowy pleców, była niższa i od matki, i od siostry. Miała
takie durze zielone oczy, i strasznie smutną minę, płakała niesamowicie głośno.
Kiedy pojazdy znikły jej z oczu spuściła głowę i wróciła do mini pałac.

Zaraz po tym wróciłem do domu, zamknąłem się w pokoju włożyłem

słuchawki, nastawiłem na full i próbowałem nie myśleć, o tej dziewczynie. Pech
tak chciał, że musiała za nimi wybiec. Jakby nie mogła zostać w domu.

Voughn się zauroczył, Voughn się zauroczył –

przeklęty głosik.

Wcale nie. Po prostu muszę kogoś tutaj znać, a ją pierwszą zobaczyłem.

background image

Nagle ktoś wyjął mi jedna słuchawkę z ucha, dopiero teraz zauważyłem,

ż

e przyszła moja kochana siostra. Usiadła na skraju łóżku z strasznie smutną

miną. Pierwszy raz od bardzo dawna widziałem ją w takim stanie.

- Co jest? – zacząłem rozmowę
- Nic
- Przecież widzę, że coś – nalegałem
- No dobra – nie wytrzymała. – Chodzi o to, że ty się w ogóle do mnie nie

odzywasz, co ja takiego zrobiłam? Proszę powiedz, ja cię kocham, naprawdę, a
ty mnie ignorujesz – zaczęła płakać.

- Lili to nie tak. Wcale cię nie ignoruje, po prostu tu się żyje inaczej niż u

mojego starego. Muszę się przyzwyczaić, to wszystko.

- naprawdę?
- Naprawdę.
- To dobrze – i wyszła.
A ja znowu zostałem sam. Z myślami i tymi przeklętymi zielonymi

oczami. Już ich nie lubię.

Kłamiesz
Odwal się
Przyznaj się, to się odczepię
Do czego?
Do tego, że ją lubisz.
Nie lubię!
I dlatego się nie odpierdolę.
Dlaczego ten przeklęty głosik musi zawsze się ze mną kłócić?! To jest

głupie! Kłócę się sam ze sobą! Jestem debilem – to pewne. To jest chyba
rozdwojenie jaźni. Dobrze, że nie kłócę się z nim na głos, bo by mnie wysłali do
psychiatryka czy coś w tym stylu.

Zresztą jak można lubić kogoś, kogo widziało się raz w życiu. Takich jak

ona miałem na pęczki.

Jasne.
Tak
Przecież wieżę. Żart.
Nie śmieszny. Zrób cos dla mnie i zamknij się.
Nie ma go. Kurwa. Posłuchał, ten pierdolony głosik mnie posłuchał, może

tu jednak nie jest, aż tak źle?








background image



2.

Ktoś nowy





NPOV

Dzisiaj do szkoły! Ja nie chcę! Znowu to samo, ci sami ludzie, ci sami

nauczyciele, te same klasy, ta sam nauka. Nuda. Jedynym plusem tego roku,
będzie to, że sami będziemy zapisywać się na zajęcia kreatywne.

- Nessa, śniadanie!
- Już idę – jasne.
Stałam przed lustrem i nie mogłam zdecydować się na żaden z moich

ubrań. Spódniczka w kratkę czy prosta? Koszula na krótki czy długi rękaw?
Białe skarpetki, czy cieliste rajstopy?

Jakie ty masz problemy. Załóż kratkę, krótki, skarpetki i czarne buty.
Dzięki.
Pierwszy raz ten głosik się przydał. I tak jestem wariatką, ale…skoro

jestem wariatką to go posłucham.

Tak ubrana zbiegłam po schodach. Po drodze spojrzałam do lustra,

wyglądałam nieźle. Jak typowa uczennica i dobrze. Nie chciałam się wyróżniać,
po co?

Mama jeszcze nie wróciła, co oznacza, że Karen zostaje w szpitalu dłużej.

Czyli zobaczę ją dopiero po powrocie z odwyku. Może to i dobrze. Miałam
nadzieję, że nie będzie to najszybciej.







background image

VPOV

Cholera, idę do pierwszej klasy i kurwa, nie mam się w co ubrać. Nikt nie

pomyślał, że w poprzedniej szkole nie chodziłem na rozpoczęcie roku?! Nie
mam żadnej białej koszuli! Będę musiał pożyczyć od Roberta! To straszne!

Dlatego nienawidzę szkoły.
Nawet nie poszedłem na śniadanie. Nie miałem czasu, za późno wstałem,

brak koszuli i w ogóle! Kurwa jakie życie z tatą było, kurwa łatwe!

Nagle usłyszałem pukanie do drzwi.
- Kto i czego? – warknąłem
- Lili, zobaczyć jak ci idzie – chyba ją przestraszyłem brawo, wystraszyć

własną siostrę mogłeś tylko ty.

- Wejdź – po chwili usłyszałem jak pomału otwiera drzwi.
- Mam coś dla ciebie – podała mi białą koszulę. – Nie jest Roberta, jest

moja. Wiesz kiedyś była mi potrzebna – dzięki ci Boże, że dałeś mi siostrę z
garderob
ą wielkości mojego pokoju. –

a i załóż do niej ciemne dżinsy będą

pasować.

- Dzięki – i wyszła.
- Nie ma za co – usłyszałem zza drzwi


NPOV

Jak dobrze, że wzięłam sobie książkę. Nasza wychowawczyni ględziła o

tym samym w kółko. Co roku słyszymy to samo. Słuchałam do momentu kiedy
powiedziała „…a teraz kryteria ocen z zachowania…”, założyłam słuchawki i
odpłynęłam w świat fantazji.

Czytałam właśnie o przepięknym chłopaku o miodowych oczach i pięknej

muskulaturze kiedy, usłyszał krzyk naszej nauczycielki.

- Vanessa Klara Klark, słuchałaś mnie? – głupio wyszło.
- Tak pani – jak ona się nazywała? Kowalik – Kornelio Kowalik,

słuchałam.

- Chcesz…
- Spoko, usiądę tutaj – powiedziała to dziewczyna, której nie kojarzyłam,

czy ja mam zaniki pamięci? Super nie dość, że wariatka to jeszcze sklerotyczka.

- Dobrze panno Way – i nasza nudziara odeszła.
Na krzesło obok mnie usiadła niezbyt wysoka, dziewczyna o złotych

oczach, ciemnych włosach i wielkim uśmiechu na twarzy.

- Jestem Lili – przedstawiła się, a więc nie jestem sklerotyczką.
- Vanessa, ale wszyscy wołają do mnie Nessa – odpowiedziałam.
- Co czytasz? – Nie wiem czy naprawdę ją to interesowało, czy tylko

chciała jakoś zacząć rozmowę.

- „Zmierzch” po raz drugi.

background image

- Uwielbiam tą książkę! – odpowiedziała z entuzjazmem. – przeczytałaś

dalsze części?

- Tak – nareszcie osoba która mnie rozumie!
- Gdzie mieszkasz? – pytała dalej.
- Na platynowej, a ty?
- Ja też – i jeszcze mieszka w tej samej dzielnicy!
Ktoś nowy! Nareszcie. Koniec z nudnymi ludźmi!
Kogoś takiego ze świecą szukać. Jest idealna i ma poczucie stylu.

Po lekcji wychowawczej mieliśmy krótki spacer po szkole, znowu. Kiedy

wstałam z krzesła zaczęłam się na maksa śmiać, nie wiem ja to możliwe, ale nikt
mnie nie usłyszał. A śmiałam się z tego, że obydwie ubrałyśmy się tak samo.
Lili też miała białe skarpetki, spódniczkę w kratę i bluzkę na krótki rękaw.

Razem spacerowałyśmy po szkole. Śmiałyśmy się, plotkowałyśmy i

obgadywałyśmy ubiór dziewczyn z naszej klasy. Nie myślałam, że
kiedykolwiek, będę się dobrze bawić na początku roku szkolnego! Prawie jej nie
znałam, a czułam jakbyśmy znały się całe życie.



VPOV

Ta szkoła, jest…taka…Ught. Wszystko i wszyscy tu kipią złotem i forsą!

Chyba zatęsknię za starą budą. Moja klasa jest najgorsza ze wszystkich! Każdy
wygląda jak laluś! Chyba będę jedynym normalnym człowiekiem w tej budzie, a
na pewno w tej klasie! No dobra, nasza szkoła jest połączona z Gimnazjum,
więc możemy uznać, że nie będę jedyny zostanie jeszcze moja siostra.

Wychowawczyni to typowa pani po czterdziestce. Mogę zgadywać, że ma

męża i dwójkę, trójkę dzieci, a i uwielbia swoją pracę.

- Więc, dzieci. Tak się za wami stęskniłam – to chyba jedyna

nauczycielka która naprawdę stęskniła się za swoją klasą - Przez te trzy lata
gimnazjum, zdążyłam się już do was przyzwyczaić. Zmieniliście się przez te
wakacje, a – spojrzała na mnie – zapomniałabym, nasza klasa się powiększyła o
nowego ucznia. Choć na środek – zaprosiła. O kurwa! Dlaczego ja? – To jest
Voughn [Waj] – jeszcze źle wymówiła moje nazwisko – przepraszam Way
[Wej] Voughn powiedz nam coś o sobie.

Kurwa, kurwa i jeszcze raz kurwa! Za jakie grzechy ja się pytam?!
- Więc jak już wiecie jestem Voughn, przeprowadziłem się tu niedawno…

yyy…to wszystko. – Wróciłem do ławki znajdującej się najbardziej z tyłu.

Potem nauczycielka pierdoliła coś o tym jak mamy się zachowywać, że

mamy być punktualni, kurwa punktualni, w domu, w szkole!! Mam dość!

Większość dupków z klasy notowała coś w kajecikach, inni rozmawiali

między sobą, a jeszcze inni (czyli tyko ja) olewali wszystko. Najgorsze było to,
ż

e jakaś cząstka mnie miała nadzieję, że ta zielonooka z naszej dzielnicy też

background image

będzie chodziła do tej klasy. Pewnie była jeszcze w gimnazjum, które mieściło
się w tym samym budynku. Więc jest jakaś nadzieja

Z rozmyślań wyrwała mnie p. Margaret obwieszczając koniec spotkania.
Słodki Jezu nareszcie koniec, myślałem już, że tam korzenie zapuszczę.
Wyszedłem z klasy jako pierwszy. Kątem oka dostrzegłem, że wiele

dziewczyn miało smutne miny, gdy wychodziłem, czy to możliwe, żebym
podobał się dziewczyną stąd? O tak wracam do życia! Może to nie będzie taki
najgorszy rok.



NPOV

Lili zaprosiła mnie do siebie! O tak!
Nareszcie jakaś pozytywna wiadomość.
Na parkingu czekał już na mnie czarny mercedes taty. To znaczy, że

BMW w naprawie, mój szofer nie lubi jeździć mercedesem, ale tym razem nie
miał wyboru.

- Cześć Maks – powitałam go pogodnie.
- Witam Vanesso – jak zwykle oficjalny.
W drodze do domu, ani razu się więcej nie odezwał. Mi to nie

przeszkadzało, jemu też nie. Jest bardzo małomówny.

Taty wóz jest bardzo przestronny. Dawno nim nie jechałam. Każdy u

mnie w rodzinie ma własne auto i szofera, oprócz mamy i taty. Mama sam
nigdzie nie jeździ tylko z tatą, a zresztą uważa, że chodzenie jest lepsze niż
jeżdżenie samochodem i zanieczyszczanie środowiska, a tata lubi sam
prowadzić, nie mniej jednak często wykorzystuje mojego kierowcę.

W domu nie było jeszcze ojca, była za to mama.
- Nessa, stęskniłam się za tobą – rzuciła się mi na szyję.
Chciałam jej odpowiedzieć to samo, naprawdę, ale wcale nie tęskniłam,

całe dnie spędzałam przed fortepianem, potem jadłam samotnie obiad, kolację i
spałam - tak w kółko. Nawet nie myślałam o Karen, ani mamie. Nie myślałam
w ogóle – tak było łatwiej, bez sensu się ranić bardziej niż to konieczne.

- Kocham cię mamo – odsunęłam się od niej.
- Jak pierwszy dzień w szkole?
- Dobrze. Mamy nową dziewczynę w klasie, mieszka kilka domów od

nas. Niedawno się tu wprowadzili. I zaprosiła mnie do siebie, mogę iść? – I tak
bym poszła, ale lepiej spytać.

- Jasne idź i baw się dobrze.
- Dobra – i pobiegłam do pokoju.
Przebierałam się chyba z dziesięć razy, a i tak wybrałam pierwszy struj.

Krótka spódniczka i top zawiązywany na szyi, a do tego nowe japonki i gumka
na włosy.

background image

Nikomu nie powiedziałam, że wychodzę, zgodziła się to wystarczy, w

razie co to mam komórkę.



VPOV

Posiadanie bogatych rodziców ma swoje plusy. Na przykład szofer. Czeka

na ciebie po szkole i odwozi pod dom. Nie trzeba stać na brudnym przystanku i
czekać na szkolny autobus. To prawdziwy luksus!

W domu czekała na mnie rozpromieniona Lili.
- Cześć braciszku, jak tam pierwszy dzień w szkole? - zaćwierkała mi do

ucha

- Beznadziejnie, ale jak mniemam twój był super.
- Tak, poznałam taką fajną dziewczynę jest trochę do mnie podoba i

ś

mieszą nas te same rzeczy i…

- Niech zgadnę, ona nie dostrzega nic poza czubkiem swojego nosa? –

zadrwiłem- i dręczy swojego brata.

- Nie – oburzyła się – Ona jest naprawdę fajna i ma fajny pogląd na świat,

bo wiesz rozmawialiśmy o chłopakach. Ona powiedziała, że nie ma, a ja jak
wiesz ostatnio zerwałam i wiesz co mi powiedziała? Że chłopak nie jest jej do
niczego potrzebny, bo to same problemy. I że ona nie chce mieć chłopaka w
najbliższym czasie. I za to ją podziwiam jest samo wystarczalna, ja bym chyba
nie wytrzymała – opowiadała. – I zaraz do nas przyjdzie, więc idź się przebierz,
bo pomyśli, że tylko ja w tym domu mam dobry styl. A i jeszcze coś, zejdź do
nas jak już się odpowiednio ubierzesz.

- Jak chcesz – i poszedłem na górę.
Co dla mojej siostry oznacza porządnie? Hm zastanówmy się, czarne

dżinsy i podkoszulek, muszą wystarczyć.

Szkoda, że twój pierwszy dzień w szkole nie minął tak idealnie jak Lili,

ona to ma farta, pierwszy dzień i już znalazła sobie przyjaciółkę.

To znowu ty, myślałem, że już nie wrócisz.
A wróciłem. Szkoda, że chodzicie do tej samej szkoły, bo ta dziewczyna nie

może być lepsza od tych które masz w klasie.

Pewnie nie. I spadaj!
Jak chcesz
Posłuchał mnie, posłuchał. Już drugi raz – to otoczenie dobrze, na tego

pedała wpływa.


Słyszałem jak ktoś dzwoni do drzwi i jak Maciek (nasz lokaj) mu otwiera.

Jak dziewczyna wita się z moją siostrą, jak nasz gość śmieje się z czegoś co
powiedziała Lili. Ma bardzo ładny śmiech. Dobra schodzę tam.

Jak zacząć…moja siostra…zacząć od niej! To jest myśl.
- Lili! – zawołałem. – Choć tu na chwilę.

background image

- Już idę – usłyszałem w odpowiedzi. – Czego chcesz, wow tak ci dobrze,

teraz możesz zejść na dół. – i poprowadziła mnie po schodach - Nessa, to jest
mój brat Voughn – wskazała na mnie – Voughn to jest Nessa moja koleżanka z
klasy.

- Hej – powiedziała do mnie i wyciągnęła rękę, miałem wrażenie, że

skądś ją kojarzę, miała przepiękny głos, taki słodki, pełen miłości…o czym ty do
jasnej ciasnej my
ślisz? Nie poznajesz jej?! To dziewczyna od karetki, patrz jej w
oczy - zielone!

- Cześć – odpowiedziałem.
Nessa czyli tak ma na imię moja zielonooka piękność. Z bliska jest

jeszcze ładniejsza. Ze związanymi w koński ogon włosami i błyszczykiem na
ustach.

- Panno Lilianno proszę tu na chwilę – zawołała nasza kucharka.
- Już idę! O boże, zostawię was na chwilę, Voughn nie wystrasz jej, Nessa

nie przejmuj się nim – i uciekła do kuchni.

- Więc, niedawno się wprowadziliście? – Zagadnęła nieśmiało.
- Tak, a ty tu pewnie mieszkasz od urodzenia – starałem się ciągnąć

rozmowę.

- Nom, niestety – posmutniała.
- Dlaczego niestety? - zaciekawiło mnie.
- Jeszcze nie zauważyłeś? Tutaj nic nigdy się nie dzieje.
- O to chodzi. Nieprawda ostatnio zdarzyło się wydarzenie tego roku,

kogoś zabrano ambulansem – pożałowałem tego. Ty debilu! Dziewczyna jeszcze
bardziej posmutniała, idiota, palant! – przepraszam. Zapomniałem, że to od
was.

- Nic nie szkodzi – skłamała. – Pewnie też oglądałeś – mówiła to bardzo

przygnębionym tonem.

- Tak, byłem akurat na spacerze. Przykro mi.
- Nic takiego – kolejne kłamstwo i półuśmiech.
- Nessa to od Vanessa prawda – zmieniłem temat.
- Tak, mało ludzi na to wpada. – chyba ją zaskoczyłem.
- Ty masz siostrę nie?
- No, ale chciałabym mieć brata – o kurwa, jak ja bym chciał być twoim

bratem.

- Ja mam masakrycznie dużo rodzeństwa– kolejny półuśmiech tym razem

szczery.

Cisza, co powiedzieć? Te jej wielkie oczy! Czemu są takie smutne?

Czemu tak dziwnie na mnie patrzy? Jej oczy są takie ufne, ufne?!

Tą naszą niezręczną ciszę przerwała Lili.
- Jak dobrze, że żyjesz nic ci nie zrobił?
- Nie nic – znowu półuśmiech.
- To ja lecę – i wyszedłem z domu.

background image

O kurwa, poznałem ją i co kurwa z tego?! Ona nie chce mieć chłopaka,

uważa, że miłość to zło! I na dodatek jest przyjaciółką mojej siostry! Ja
zwariuje!

Nie wariuj.
Mógł byś mnie zostawić?
Nie.
Dlaczego?
Bo jestem ci potrzebny. Nawet nie wiesz jak bardzo.
A w czym ty mi pomożesz?
W niezwariowaniu z powodu dziewczyny. Voughn przecie
ż ty się nie

zakochujesz!

W tym momencie usłyszałem słodka muzykę płynącą z naszego domu.

Ktoś grał na pianinie, na pewno nie Lili, więc to musiała być Nessa.



NPOV

Zapukałam do drzwi, otworzył mi ubrany na czarno lokaj (bardzo

podobny do Karola), zaprosił mnie do środka, gdzie w dużym salonie czekała na
mnie Lili.

- Cześć Lili – powitałam ją.
- Witaj, Nessa – rzuciła się mi na szyję. - Nie przestraszył cię, mam

nadzieje, nasz kamerdyner zombi – to ostatnie słowo powiedziała w taki sposób,
ż

e nie mogłam się nie śmiać.

Usiadłam na kanapie.
- Lili! – krzyczał jakiś męski głos z góry. – Choć tutaj!
- Zaraz wracam, wielki brat wzywa – i uciekła po schodach. Ona chodziła

tak delikatnie, jak tancerka.

Siedziałam chwilę na dale rozglądając się po salonie. Był podobny do

naszego, urządzony w starym stylu, na ścianach wisiały obrazy znanych
malarzy, a w rogu tak jak u nas stał fortepian. Od razu mnie zainteresował,
byłam ciekawa kto na nim gra.

Nagle na schodach ukazała się moja koleżanka z jakimś chłopakiem, to

chyba jej brat. Chłopak wyglądał na siedemnaście lat, był nieźle umięśniony i
nawet przystojny. Kurwa, opanuj się!

- Nessa, to jest mój brat Voughn, Voughn to jest moja koleżanka Nessa.
Przywitaliśmy się ze sobą, a po chwili ktoś z służby zawołał Lili do

kuchni.

Porozmawiałam trochę z Voughnem i cały czas musiałam sobie

powtarzać, to za co podziwia mnie Lili. Nie potrzebujesz i nie chcesz się
zakocha
ć

. Chłopak widział mnie już wcześniej jak wybiegłam za karetką.

Przypomniał mi to wydarzenia, a ja robiłam dobrą minę do złej gry. Starałam
się, ale on się nie nabrał.

background image

Najlepsze jest to, że sam wpadł na to, że mam na imię Vanessa, wbrew

pozorom to nie jest oczywiste, nie dla każdego. A on bez żadnych podpowiedzi.

Potem wróciła Lili, a on wyszedł, dlaczego? Nie wiem.
- Lili, grasz na fortepianie? – zagadnęłam
- Nie, Voughn czasami coś tam brzdąka, ale rzadko jest używany. A ty

umiesz grać? – a więc też umie grać.

- No, tak umiem.
- Zagraj – nalegała – proszę.
- No dobra – tylko co?
- A umiesz do tego śpiewać? – pytała dalej.
- Chyba.
- To zagraj coś i zaśpiewaj, błagam, błagam – nalegała.
- No dobra, no to niech będzie „In another life” the Veronicas.

Piosenka dostępna u mnie na chomiku w folderze „moja książka Our Life,

w podfolderze sundtrack. (

http://chomikuj.pl/lulabi

)


Kiedy moje palce odnalazły klawisze, znowu odcięłam się od świata.

Byłam tam gdzie być powinnam w świecie gdzie żyje się świetnie. Ale kiedy
piosenka, się skończyła, ostatnia nuta ucichła wróciłam tam skąd przyszła.


- Jesteś świetna! Też bym tak chciała!
- To nic trudnego.
- Jasne. No dobra choć na gorę pokaże ci swój pokuj. – I poprowadziła

mnie na górę.

Jej pokuj jest cały różowy, jak dla małej dziewczynki, ale w pewnym

sensie jest śliczny. Ma okna na basen, mały komputer na biurku oczywiście,
również różowy. To pomieszczenie jest duże, ale w porównaniu do garderoby,
wygląda jak schowek na szczotki. Ma chyba z milion ubrań! Cały kraj mogła by
ubrać i tak zostało by jej coś jeszcze.

- Wow.
- Nom, fajna nie? Musiała być taka wielka, bo ja ubrania traktuje

jednorazowo. Nie pokażę się w tym samym dwa razy, więc co jakiś czas oddaję
dużo ubrań dla biednych.

- Muszą być szczęśliwi.
- Mam nadzieję. Tam obok jest pokój Voughna, a dalej łazienka jakbyś

chciała.

- Nie dzięki. Ale muszę już iść, tata nie lubi jak się spóźniam.
- Twoi rodzice też są uczuleni na punkcie punktualności.
- Trochę – przyznałam.
Pożegnałam się z Lili i ruszyłam do domu.
Dobra, przyznaję się myślałam o Voughnie on naprawdę jest super, ale są

dwie rzeczy które go wykluczają:

background image

1. Jest bratem mojej kumpeli
2. Ja nie potrzebuje chłopaka!

Jasne.
Jeszcze ciebie tu trzeba.
My
ślisz, że mnie nie potrzebujesz?
Tak.
To się mylisz.
Jasne.
Nawet nie wiesz jak bardzo.
Weź, mnie raz posłuchaj i spadaj, błagam.
Nie
Czemu?
Bo nie.
Błagam muszę być sama
Jesteś, ja jestem w twojej głowie, jestem częścią ciebie.
Ught.
Nessa, po co się oszukiwać, przecież podoba ci się on. Dawno żaden

chłopak tak na ciebie nie działał. Zastanów się

I odeszła.
A ja zostałam z milionem spraw do obmyślenia.






















background image







3.

Noc szczerości




VPOV


Vanessa więcej do nas nie przyszła, dlaczego – nie wiem. Moja siostra

przesiadywała u niej całe dnie do czasu kiedy poznała Jacka. Czy ja wiem, jest
głupi – to na pewno, nie jest zbytnio umięśniony, ani nic takiego, w sumie to nie
da się z nim gadać. Przynajmniej ja nie mogę.

Oni też chyba nie rozmawiają tylko się całują i trzymają za ręce.

Chciałoby się powiedzieć ohyda, ale ja nie mogę, patrząc wstecz też tak robiłem
(u ojca). Tutaj nie ma takich dziewczyn…tam to były dziewczyny.

Powrót na ziemię!
Otworzyłem okno, usiadłem na parapecie i zacząłem egzystować, czytając

książkę Szekspira. Gdy nagle drzwi do mojego pokoju otworzyły się z hukiem,
szybko spojrzałem w tamtą stronę…


NPOV

Lili siedziała u mnie chyba z godzinę i gadała o swoim maco! Tak

naprawdę to jej nie słuchałam, nawet nie wychwyciłam JEGO imienia.
Obstawiam, że będą się spotykać miesiąc. Potem znajdzie sobie następnego
chłopaka. Taka jest Lili i nic tego nie zmieni.

background image

Zdążyłam wyłapać, że wyjeżdża nie wie jeszcze na jak długo. Nie

powiedziała dokąd i dlaczego, pewnie do jakiegoś chłopaka albo po prostu ma
dość szkoły.

Od czasu do czasu wcinałam się mówiąc „aha”, „oh”, „to super”. Tak

wyglądała nasza rozmowa. Bardzo wciągająca, nie?

W każdym bądź razie zdążyłam przeczytać prawie całe „Romeo i Julia”.
Minął cały tydzień, a ja nie wylądowałam u dyrektora, sukces!!

Karen już od tygodnia jest na odwyku. Mama to na maksa przeżywa,

chodzi smutna, przygnębiona z worami pod oczami. Je dużo mniej niż przedtem
i zastanawiam się czy i ona nie popada w anoreksję. Żeby tylko nie ćpała jak
moja siostra, błagam.

Rodzinę, nie ma co, mam super. Należą do niej: ćpunka anorektyczka,

idiotka, prawnik ze słabymi nerwami i kobieta która zaczyna się staczać. Kiedyś
napiszą o nas książki i nakręcą filmy, już widzę te tytuły, te tłumy do kin.
Jestem ciekawa kto by mnie grał…może…nie…może…nie wtedy będzie już
stara, no nie wiem w każdym razie na pewno będzie ładna…ale ze mnie
skromna osóbka nie ma co.

Cały dzień upłynął znośnie, poszłam na kolację, nie podpaliłam domu,

czyli w normie. Następnego dnia, na kolacji był tylko tata.

- Tato, gdzie mama?
- Pojechała do swojej siostry – odpowiedział jakby to było oczywiste.
- Co? Pojechała do Petera i nic mi nie powiedziała? – prawie

wykrzyknęłam.

- Wiedziała, że będziesz chciała z nią jechać, a byś jej przeszkadzała…
- Że co proszę? – ja przeszkadzać mamie?
- No wiesz, mama chciała pojechać tam kameralnie, a z tobą tak się nie

da. Twoja matka robi teraz to na co ma ochotę, od wyjazdu twojej siostry nie
czuje się najlepiej i jeśli ma ochotę na to by wyjechać to nie możemy jej tego
utrudniać. Wiesz ona pojechała tam pociągiem, a ty nie lubisz pociągów, więc
musiał cię zostawić, z reszta chodzisz przecież do szkoły. Rozumiem, że jest ci
ciężko…

- Nie, ty nie rozumiesz, nie rozumiesz i nigdy nie zrozumiesz!! –

wykrzyknęłam i wybiegłam z domu.

Tata krzyczał coś za mną ale ja go nie słuchałam. Biegłam tak jakiś czas,

a łzy ciekły mi po policzkach, w dodatku padało. Nie wiedziałam gdzie pójść,
Lili nie było, a w tej okolicy z nikim się nie kolegowałam.

Nagle moje nogi same poszły w stronę domu Lilian. Nie panowałam nad

ż

adną częścią mojego ciała, stanęłam na progu, a moja dłoń wcisnęła dzwonek.

Drzwi otworzył ten sam gość co kiedy pierwszy raz tu byłam, powiedział, że nie
ma mojej koleżanki, nie wiedziałam co powiedzieć, nagle z moich ust zaczął
płynąć potok słów, nad którymi również nie panowałam, nawet nie wiedziałam
co mówię. Jednak podziałało i lokaj zaprowadził mnie do salonu.

background image



VPOV

To Lili otworzyła z hukiem drzwi. Stała z walizką pod pachą.
Nie wiedziałem co mam powiedzieć, na szczęście lub nie to ona zaczęła

rozmowę.

- Voughn muszę to zrobić – zaczęła. – Nie wiem jak długo mnie nie

będzie, ale musze wyjechać. Nie powiem ci dlaczego, ale wierzę, że mi ufasz.
Powiedz rodzicom, że pojechałam do koleżanki z Paryża. Oni będą wiedzieć o
kogo chodzi. Mam już bilet na samolot. Paszport zabrałam wczoraj ze stolika
taty. Braciszku będę za tobą tęsknić – podbiegła do mnie i rzuciła się mi na
szyję. Byłem tak otępiały, że ledwo odwzajemniłem jej uścisk. – A jeśli ktoś z
moich znajomych pytałby o mnie odpowiedz im, że wyjechałam do babci –
dodała i na progu odwróciła się i spojrzała mi w oczy – Dziękuję – i wyszła.

Nic nie mogłem zrobić, nie byłem w stanie. Stałem tam przy oknie chyba

z godzinę i gapiłem się nieobecnym wzrokiem w drzwi.

Tyle pytań chodziło mi pogłowie. Dlaczego wyjeżdża, do kogo, na jak

długo i chyba najważniejsze, po co?

Nikt nigdy nie miał mi na nie odpowiedzieć. Zostałem sam, sam z mamą,

z Robertem, własnymi problemami i z zielonymi oczami w głowie. Bez Lili,
tego małego chochlika kryjącego się zawsze w swoim różowym pokoju. Nie
poszedłem na obiad i chyba tym razem nikt na mnie nie czekał. Już tęskniłem za
kochaną siostrzyczką, zawsze z tym uśmiechem na twarzy.

Cały czas leżałem na łóżku, starając się nie myśleć.
Na kolacje musiałem zejść. Nawet się nie przebrałem. Mama już

wiedziała, że Lili wyjechała i nie była z tego powodu smutna. Zjedliśmy kolację
w milczeniu i pierwszy raz nie przeszkadzało mi to, że jest tak cicho.

Tylko moja matka odezwała się i powiedziała, że mam chatę wolną, bo

oni jadą na jakąś potańcówkę i że nie mam prawa urządzać imprezy. Jakbym
tego chciał. Niby z kim?

Kiedy wyszli zostałem zupełnie sam, zamknąłem się w swoim pokoju i

starałem odciąć od świata.

Nagle usłyszałem, że ktoś otwiera drzwi na dole, czyżby Lili wróciła? –

zastanawiałem się. Lokaj zapukał do moich drzwi, byłem pewien, że to lokaj, bo
tylko on puka wchodząc do mojego pokoju.

- Proszę – wrzasnąłem
- Ktoś do pana przyszedł. Czeka na dole. – poinformował mnie
- Kto? – Spytałem.
- Dziewczyna – odpowiedział – przyprowadzić ją?
- Tak. –odpowiedziałem krótko.
Słyszałem jak dwie osoby wchodzą po schodach, ta druga to musi być

ONA. Tylko kto?

background image

Drzwi do mojego pokoju uchyliły się nieznacznie.
- Mogę wejść? – spytała tajemnicza niewiasta.
- Zapraszam – Drzwi otworzyły się, a za nimi stała. Dziewczyna którą

dobrze znałem, a mianowicie Nessa. Vanessa kumpelka mojej siostry przyszła
do mnie, przemoknięta do suchej nitki. Patrzyła prosto na mnie, zauważyłem w
jej oczach coś czego się nie spodziewałem – smutek i radość jednocześnie,
oraz…strach? Czy to możliwe, czego ona się boi, mnie?

- Wiem, że nie powinnam przychodzić, ale poczułam, że muszę z kimś

porozmawiać – wyrzucała z siebie. – jak nie chcesz to mogę sobie pójść.

- Nie, zostań – poklepałem miejsce obok siebie. – Co się stało?
- Nic takiego. Tylko pokłóciłam się z ojcem i w ogóle.
- O co? – zapytałem i jakoś odruchowo otoczyłem ją ramieniem. Nie

strzepnęła go.

- O to, że on mnie nie rozumie. – wyrzuciła z siebie.
- Wiem coś o tym. Nie wiem czy Lilian ci mówiła, ale mieszkałem

wcześniej z ojcem – pokręciła głową. – No więc mieszkałem w nadmorskim
miasteczku, w dużo biedniejszym domu niż ten. Miałem czwórkę rodzeństwa i
jakoś się wiodło. Jednak nie byłem „grzecznym chłopcem” – wtedy na jej
twarzy pojawił się półuśmiech – a wręcz przeciwnie. Często kłóciłem się z
ojcem o różne bzdety. Zawsze jednak kończyło się to słowami „rozumiem cię
synu”, „nie, wcale nie” i uciekałem. W różne miejsca do kolegów, do starej
stodoły, gdzie miałem ochotę. Nikt się o mnie nie martwił to też robiłem to
coraz częściej. Moja najdłuższa imigracja trwała tydzień. Mój ojciec nie umiał
pojąć tego, że ja tez mam uczucia i że pomimo tego, że jestem najstarszy nadal
dorastam. Wszystkie sprawy spadały na mnie. A sam ciągle się upijał. Potem
przestał pić i zaczął brać. Nie wiem ile to trwało, ale kiedy trafił do szpitala
odesłano mnie tutaj – nigdy nie byłem taki szczery, nigdy przed nikim, ale ona
działała na mnie w jakiś sposób i miałem wrażenie, że muszę być z nią szczery.
Nikt tez nigdy nie wiedział o moim ojcu, no poza Kubą, ale to inna historia.

- Moje kłopoty przy twoich wydają się błahe.


NPOV

Lokaj poszedł na górę, a ja zostałam w salonie, nie wiem co sobie

myślałam przychodząc tu. Ale nie było już odwrotu.

Po chwili lokaj wrócił i zaprowadził mnie na górę, wskazał drzwi i

odszedł. Wahałam się przez chwilę, aż w końcu otworzyłam drzwi. Zapytałam
czy mogę wejść i pomału weszłam do pokoju. Jego był dużo mniejszy niż ten
obok, był też ciemniejszy. Na wszystkich ścianach wisiały plakaty, ale (o dziwo)
panował tu porządek. Sam Voughn siedział na łóżku. Przysiadłam się obok i
poczułam coś czego nigdy nie czułam do nikogo, jakby łączyła nas jakaś
nierozerwalna więź. Spytał mnie co się stało, a ja powiedziałam, że się

background image

pokłóciłam z tatą. Wtedy poczułam jego ramie na swoim. Było mi tak
przyjemnie.

Potem on opowiedział mi historię jego życia – która była sto razy gorsza

od mojej. Uduszę kiedyś Lili, że nie powiedziała mi nic o swoim bracie. Nie
odezwałam się ani razu podczas jego opowieści. Patrzyłam tylko na niego i nie
mogłam uwierzyć.

- Moje kłopoty przy twoich wydają się błahe. – powiedziałam
- Zależy jak na nie spojrzeć. Wychowaliśmy się w dwóch różnych

ś

rodowiskach – chodziło tu głównie o to, że ja miałam pieniędzy jak lodu, a on

tyle co na życie ledwo starcza. – Dla ciebie coś innego jest tragedią, dla mnie też
– miał rację.

Nagle poczułam, że sama tez muszę mu coś opowiedzieć.
- Pamiętasz jak powiedziałeś, że widziałeś mnie jak wybiegłam za

karetką? – nie wiem dlaczego, ale miałam wrażenie, że dobrze to pamięta.

- Tak.
- Nigdy nie mówiłam, ani tobie, ani Lili co się stało mojej siostrze. Jeśli

chcesz mogę ci powiedzieć – pokiwał głową co oznaczało, że tak. – No więc
moja siostra jest, była – nieważne, modelką. Bardzo znaną. Występowała na
wielu pokazach mody. Nikt nigdy nie zwracał na to uwagi, ale Karen coraz
mniej jadła. Zaczęła się z niej robić patyczak. Cztery dni przed…no wiesz moja
mama zwróciła jej uwagę, że nie tknęła kolacji. Pokłóciliśmy się i ojciec odesłał
mnie do pokoju, Karen kazał zostać. Siedziałam więc w pokoju i czekałam – na
co, nie wiem. Nagle usłyszałam łamiący się głos mamy: „Ty masz anoreksję”.
Dla mnie to był gwóźdź do grobu, ale to jeszcze nie koniec, potem nagle mój
ojciec krzyknął, że na dodatek moja siostra bierze narkotyki, jak się potem
dowiedziałam amfetaminę. Potem tata znalazł miejsce gdzie za jednym razem
mogą ją wyleczyć z tych dwóch przypadłości. Więcej nie schodziła na posiłki.
W dniu jej wyjazdu znalazłam ją nie przytomną w pokoju – zaczęłam płakać – a
dalej sam widziałeś.

Przytuliłam się do niego - nie protestował. Płakałam tak i moczyłam mu

koszulkę chyba z piętnaście minut, a on głaskał mnie po włosach. Czułam się
przy nim tak dobrze.

Kiedy skończyłam płakać on spojrzał mi głęboko w oczy i…pocałował

mnie!! W USTA!!! Nie tak namiętnie, tylko delikatnie, przyjemnie.
Wiedziałam, że to nie był nic nieznaczący całus. Trwało to chwilę, ale już
wiedziałam, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Było idealnie tak jak być
powinno.

Potem oparłam się o jego tors, słyszałam bicie jego serca, było trochę

przyśpieszone, ale równe. Mogłabym tak siedzieć całe wieki.

Pierwszy odezwał się Voughn:
- Musisz zadzwonić do ojca, będzie się martwił – był bardzo opanowany.
- Ale jak zadzwonię będę musiała wracać, a nie chcę – moje życie nagle

zaczęło się jak w jakieś książce romantycznej.

background image

- Nie jeśli zadzwoni Maciek, dzisiaj u nas śpisz. Twój tata nie wie, że Lili

wyjechała więc się zgodzi – obyś miał rację.

Oczywiście miał rację, tata zgodził się bez niczego. Nawet nie mówił o

której mam wrócić. Coraz bardziej lubię ich lokaja.

Nie miałam ze sobą piżamy, więc musiałam ubrać się w rzeczy Lili. Nie

wierzyłam własnym oczom, wszystkie jej piżamy były różowe! Wybrałam
pierwszą lepszą i założyłam ją jak najszybciej się dało.

Włożyłam jej bambosze – oczywiście różowe i zaszłam na dół, gdzie

miałam się spotkać z Voughnem. Nie czułam się komfortowo łażąc po czyimś
domu w pożyczonych ciuchach, ale nie było odwrotu. Mój…kim on dla mnie
jest, chłopakiem, kolegom, znajomym? Trudne pytanie. W każdym bądź razie
ON stał już w salonie.

- Cześć – powiedział i uśmiechnął się w taki super sposób.
- Hej – odpowiedziałam omal spadając ze schodów, na szczęście w porę

się przytrzymałam. – Co chcesz tutaj robić? – spytałam z zainteresowaniem.

- Chodź to ci pokaże – zeszłam niepewnie, a ON chwycił mnie za rękę i

pociągnął do fortepianu. – Siadaj - wskazał miejsce dla pianisty, sam usiadł na
pufie obok. – Zagraj coś, co pasuje do ciebie teraz.

Co do mnie teraz pasuje?

Musi być pogodna i romantyczna

A było tak pięknie
Może…nie wiem.

- Wymyśl coś – zaproponowałam.

- Co umiesz grać?
- Dużo rzeczy?
- A co najbardziej lubisz?
- Bella’s Lullabies

- To niech będzie.

Dostępna u mnie na chomiku (

http://chomikuj.pl/lulabie

)


Zastanowiłam się przez chwilę nie pewna czy to właśnie odpowiednia

pora na taką piosenkę…



VPOV

To był niewątpliwie najlepszy pocałunek w moim życiu. Nie najbardziej

zaawansowany, ale najlepszy. Nie wiem co się stało po prostu się zdarzyło i
chyba jakoś nas połączył.

I Nessa dzisiaj u nas (u mnie) nocuje. W pokoju Lili, ale zawsze w

jednym domu. A teraz dla mnie gra. Wygląda prześlicznie w piżamie Lili. Nie

background image

wiem co mam o wszystkim myśleć. Czy teraz jesteśmy oficjalną parą, a jeśli tak
to co to w praktyce oznacza?

Przestała grać, spojrzała się na mnie tymi swoimi wielkimi zielonymi

oczami. Miała tak szeroki i szczery uśmiech, że wyglądała jak pięciolatka
ciesząca się z misia.

- Coś jeszcze? – Spytała. Trochę czasu zabrało mi domyślenie się o co jej

chodzi.

- Nie wiem. A co jeszcze lubisz grać?
- Już wiem - i odwróciła się do fortepianu. - dwie małe małpki mały mają

ś

wiat –

śpiewała a ja razem z nią.

Piosenka ta prześladowała mnie w starym domu, kiedy to każde po kolei

dziecko się przy niej wychowywało.

Teraz to już w ogóle wyglądała jak dziecko, brakowało jej jeszcze

warkoczyków albo kucyków.

Dochodziła północ kiedy odeszła od instrumentu. I rozeszliśmy się po

pokojach. Nie wiem jak Vanessa, ale ja miałem problemy z zaśnięciem. Całą
noc myślałem o niej, o jej włosach, oczach i ustach.

Z tyloma dziewczynami już chodziłem, a żadna nie zawładnęłam mną tak

jak ona. Dziewczyny przemijały, a ja za żadną nie tęskniłem. A teraz przychodzi
do mnie jakaś nieprzeciętnej urody dziewczyna i nie mogę o niej zapomnieć.
Jeden pocałunek, a ja jestem już jej.

Nareszcie!!!

Spierdalaj. Nie mam siły się z tobą użerać.
Chciałem ci pogratulować.

Dzięki.

I zniknął. Żadne odgłosy nie dochodziły z pokoju obok, więc albo już śpi,

albo mamy grube ściany. I chyba to, to drugie. Po chwili usłyszałem, że ktoś
otwiera okno – czyli nie śpi. Sam zrobiłem to samo. Nessa siedziała na
parapecie i patrzyła na coś, chyba zdjęcie.

- Też nie możesz spać? – spytała bez odwracania głowy.
- Nom. Na co patrzysz? – spytałem w skazując zdjęcie.
- Masz – podała mi – to jest cała moja szczęśliwa rodzina. Zawsze mam tą

fotkę przy sobie.

Na zdjęciu rzeczywiście była cała rodzina, ona i jej siostra, jej ojciec i

matka. Wszyscy szczęśliwi, Nessa mogła mieć tutaj cztery lata.

- To były nasze ostatnie wspólne wakacje – ciągnęła. – Potem już nigdzie

nie wyjechaliśmy razem, każdy jeździł gdzieś indziej. Nie pamiętam co się
wtedy stało. Nikt nigdy więcej o tym nie rozmawiał, a ja nie pytałam. W końcu
przestało mnie to obchodzić.

- Na tym zdjęciu wyglądacie tak…
- Idealnie? – przerwała mi. – Cała moja rodzina na każdym wspólnym

zdjęciu wygląda idealnie, tak jest od pokoleń. Nie ważne co się stało i tak
wszyscy mamy te sztuczne uśmiech na ustach, ale tutaj – wskazała na twarz

background image

swoją, swojej mamy – jesteśmy naprawdę szczęśliwi. Każdy się cieszył, potem
nie było szczęśliwych wakacji.

Naprawdę jej dzieciństwo nie było takie super, jak mogło się wydawać.

Kupa pieniędzy nie oznacza kupy szczęścia.

- Bardzo się od siebie różnicie – zauważyłem.
- Tak, każdy z nas jest inny, ale łączą nas zielone oczy – półuśmiech.
- No tak.
- To dobrej nocy – i zamknęła okno.
- Dobranoc – i również zamknąłem
Wróciłem do łóżka i próbowałem zasnąć.


NPOV

Trudno jest spać w Lili pokoju, jest taki…różowy. Kręciłam się na łóżku,

aż uznałam, że to bez sensu. Podeszłam do swoich mokrych spodni i
wyciągnęłam z tylnej kieszeni trochę przemoczone zdjęcie.

O tworzyłam okno usiadłam po turecku na parapecie i zaczęłam się mu

przyglądać. Tak kiedyś wyglądała moja rodzina, wszyscy szczęśliwi, ostatnie
wakacje razem. Byliśmy nad morzem, miałam wtedy cztery, pięć lat. Razem z
Karen byłyśmy nieznośne. Ale to były najpiękniejsze wakacje mojego życia.

Nagle usłyszałam, że w pokoju obok Voughn otwiera okno, nie

odwróciłam się. Spytałam się tylko czy nie może spać. Głupie pytanie biorąc
pod uwagę to, że właśnie siedzi na parapecie.

Dalsza rozmowa potoczyła się znośnie, ale znowu opowiedziałam mu

historie mego życia. Nasza rozmowa skończyła się w momencie gdy
powiedziałam o zielonych oczach.

- To dobrej nocy – i zamknęłam okno.
Nie czekałam na odpowiedź, dlaczego – nie wiem. Wydawało mi się, że

tak muszę.

Nadal nie mogłam spać. Zwiedziłam garderobę mojej przyjaciółki, w

poszukiwaniu czegoś do ubrania na jutro – przecież nie mogłam chodzić w
przemoczonych ciuchach. Podczas mojego ostatniego pobytu tutaj Lilian
wytłumaczyła mi, że rzeczy do oddania leżą na końcu garderoby. Poszłam tam i
szybko znalazłam coś dla siebie. Cieszyłam się, że mamy taki sam romiar.

Wróciłam do łóżka, nie mogąc zasnąć. Podeszłam do szafki z książkami.

Poszperałam trochę i nic nie znalazłam większość tych książek już czytałam.

Powinnaś już spać.
Spadaj!!

Nie.

Dlaczego?
Bo musisz z kimś porozmawiać.
O czym?

background image

O twoim kochasiu.
Nie nazywaj go tak!
Dobra żartowałam.
I zniknęła.

Rzuciłam się na łóżko i starałam się zasnąć.

***

Rano poczułam się na maksa nie wyspana, była już dziewiąta i jak

przypuszczam pora śniadania. Szybko się przebrałam i wymalowałam. Zajęło
mi to tylko dwadzieścia minut.

Zapukałam do drzwi Voughna
- Już, Maciek już wychodzę – zaczęłam chichotać. Nagle drzwi otworzyły

się z takim rozmachem, że niemal dostałabym nimi. – O boże sora, to ty
pukałaś.

- Tak – nie mogłam ukryć rozbawionego uśmiechu.
- No to choć na śniadanie – zeszliśmy razem po schodach. Dopiero teraz

przypomniałam sobie o jego rodzicach, co sobie oni pomyślą?

- Moich rodziców nie będzie na śniadaniu – czy on czyta mi w myślach? –

wczoraj byli na jakieś imprezie i dzisiaj odsypiają. Więc jemu śniadanie sami, a
i nie przejmuj się służbą, bo na pewną będą się na ciebie dziwie gapić.

- Postaram się.

Ich jadalnie, też była podobna do naszej. Tylko, że mieli większy stół. I

więcej obrazów. A no i wielkie okno.



VPOV

Rano wstałem normalnie chwilę przed śniadaniem – jak zwykle. Szybko

ubrałem koszulkę i dżinsy, nagle Maciek zapukała do drzwi. Wydarłem się, że
już wychodzę, ale to nie był Maciek, to była Nessa – czyli ona tu naprawdę była,
nie śniło mi się to!

Była tak rozbawiona, że ledwo sam się nie zacząłem śmiać z mojej

głupoty.

Zeszliśmy razem na śniadanie usiedliśmy przy stole idealnie naprzeciwko

siebie. Nikt się nie odzywał. Po śniadaniu, atmosfera się rozluźniła.

- Chodź pokaże ci coś – chwyciłem ją za rękę.
- A nie zje mnie tam potwór? – spytała.
- Nie powinien wczoraj zjadł sąsiadkę, więc powinno mu to wystarczyć

na najbliższy tydzień. – zażartowałem.

- To idziemy
Poprowadziłem ją w dół, do piwnicy. Tam zapaliłem światło i zabrałem

ją do ściany zmykającej pomieszczenie.

background image

NPOV

Piwnica była zimna i niezbyt ładna. Przede mną na ścianie, zawieszone

były zdjęcia. Jak przypuszczam ich rodziny.

- To są zdjęcia z czasów gdy byliśmy szczęśliwą rodziną – zaczął.
- Fajne.
- Ty wczoraj, w sumie dzisiaj opowiedziałaś mi o swojej rodzinie, teraz ja

opowiem ci o swojej. – wziął głęboki oddech. – To są zdjęcia od moich
narodzin, aż do rozwodu rodziców. Są ustawione chronologicznie. Ale chodzi o
to zdjęcie – wskazał palcem fotkę na której, było dwoje dzieci w piaskownicy, a
nad nimi stała dwójka ludzi w wieku 30-35 lat. – To jest nasze ostatnie zdjęcie,
razem. Zrobione miesiąc przed rozwodem. Miałem wtedy cztery lata, też nic nie
pamiętam z tamtego okresu, ale tutaj wszyscy bardzo cieszyliśmy się z pobytu
na wakacjach, to były nasze pierwsze i ostatnie wspólne wakacje.

- Dzisiaj jest dzień szczerości? – zapytałam.
- Chyba – odpowiedział mi i się zbliżył.
Tym razem coś się zmieniło to nie był taki pocałunek jak ostatni. Ten był

dużo odważniejszy, taki no wiecie z języczkiem.



VPOV

To był super pocałunek. Chyba nie muszę go dokładnie opisywać.
W każdym bądź razie to ten pocałunek był najlepszy w moim życiu

zdecydowanie.

Kiedy odsunęliśmy się od siebie z trudem łapaliśmy oddech.
Pierwsza przemówiła Nessa.
- Musisz mi coś obiecać.
- Co?
- Że nie powiesz nikomu co zaszło, dzisiaj i wczoraj.
- Dlaczego?
- Nie powiem, po prostu obiecaj – nalegała.
- Dobrze, a teraz ty mi obiecaj, że to kiedyś powtórzymy.
- Dobra. A teraz muszę iść do domu, bo zaczną się martwić – i wybiegła.

Zostawiając mnie samego, z nią na ustach.



background image



4.

Drużyna Piłki Nożnej








NPOV

Tata w pracy, mama u ciotki, czyli chata moja!!
Nadal jestem na nią zła, za to że mnie ze sobą nie wzięła, ale już trochę

mniej. Po wczorajszym dniu nic już mnie nie zasmuci. To był najlepszy dzień
mojego życia i chyba podziękuje ojcu za tą kłótnię.

Co się ze mną dzieję?!! Za co mam mu dziękować?
Gdybym nie była sobą powiedziałabym, że za miłość, ale jestem Vanessa

i nie zakochuję się nigdy!

Dlaczego w ogóle tak się zachowuje?! Jak mogę myśleć o miłości – to

obrzydliwe.

Myśl o czymś innym, myśl o czymś innym!
Na przykład o zadaniu z matmy na jutro.
Siedzę nad tym przeklętym ćwiczeniem z godzinę i nic!! Jakoś wcześniej

matma szła mi dobrze, a teraz nic nie umiem! Nienawidzę babki od matematyki,
zadaje nam tyle, że ja cię nie mogę, a potem dziwi się, że nikt nie zrobił. Jest
poniedziałek, a już mam zadane tyle, że na bank nie odrobię wszystkiego. Na
dodatek nie ma Lili i nie mam z kim ich (lekcji) odrabiać!!!

W ogóle bez niej jest nudno. Nie mam z kim gadać i z kim się śmiać.

Tęsknię za nią. Nie wiem dlaczego wyjechała i mam przeczucie, że nikt tego nie
wie, i nikt nigdy się nie dowie. Dzisiaj dostałam już uwagę, za nie uważanie na
lekcji, a kto niby uważał?! No, zaczyna się stara szkoła.

Nagle zadzwonił mój telefon.
- Słucham.
- Cześć Nessa, stęskniłaś się? – usłyszałam głos mojej przyjaciółki.
- I to jeszcze jak.
- To dobrze.
- Kiedy wracasz?

background image

- W sobotę.
- Nareszcie!
- Dobra muszę kończyć, pozdrawiam.
- Cześć – i odłożyłam komórkę.
Nareszcie! Lili przyjedzie w sobotę!
Nabazgroliłam jakieś działania w zeszycie do matmy i zaczęłam odrabiać

zadania z następnych przedmiotów.

Dostaliśmy już karty do wypełnienia, na jakie zajęcia kreatywne chcemy

się zapisać. To była pierwsza rzecz jaką uzupełniłam. Mieliśmy dużo
przedmiotów do wyboru. Mój wybór padł na muzyczne czyli: kompozycja, chór
oraz jedne plastyczne: malarstwo.

Mówiłam już, że niestety, ale muszę chodzić na zajęcia plastyczne –

mama się uparła, sama jest malarką i uważa, że i ja, i Karen powinnyśmy się
kształcić w tym kierunku. Takie matczyne gadanie.

Nigdy nie ciągnęło mnie do rysunku, no chyba że ołówkiem. Mam całe

zeszyty w różnistych bazgrołach. Nikt ich nigdy nie widział i nikt nie zobaczy.
Nawet Lili. A ona to w szczególności nie.

Na kolacji panowała grobowa cisza co stało się już zwyczajne. Nie

patrzyłam na tatę, starałam się zjeść jak najszybciej.

- Tato – nadal nie podnosiłam głowy. – Mogę w sobotę zorganizować na

imprezę, powitalną? – szeroki uśmiech.

- U nas?
- Nie u Lili.
- A kto przyjeżdża? – O kurwa zapomniałam, że ojciec myśli, że moja

przyjaciółka jest w domu.

- Nikt – chwila ciszy – po prostu…chcę powitać Voughn i Lili…w

sąsiedztwie.

- Tak, jak chcesz, dużo potrzebujesz? – jak zawsze szybko przechodzi do

sedna.

- Niezbyt, tylko jedną tygodniówkę do przodu.
- Jak chcesz, jutro pieniądze będą na twoim koncie – i wstał od stołu.
Sama też szybko ruszyłam do pokoju. Wyciągnęłam z szuflady komórkę,

chowam ją tam na noc żeby nie rzucić nią o ścian rano, jak często kończą moje
budziki.

- Słucham – usłyszałam głos mojego…nieważne
- Cześć, Voughn
- Cześć, Nessa – chyba dopiero teraz zaczaił kim jestem.
- Mam fajny pomysł – zaczęłam
- Tak – spytał podejrzliwie.
- Dzwoniła do ciebie Lili?
- Tak – chyba trochę się bał moich pomysłów
- Mówiła ci kiedy wraca?
- Tak w sobotę.

background image

- No więc możemy zorganizować dla niej imprezę powitalną.- Chyba

trochę za bardzo się nakręciłam.

- Tak, to w sumie nie najgorszy pomysł – przyznał.
- Mogłabym u was nocować i w ogóle, a przyszedł by jeszcze jej chłopak

– dodałam.

- Nom, dobra to w czwartek wpadnij do mnie – i się rozłączył.
- Cześć – powiedziałam do komórki.
Dlaczego się rozłączył?


VPOV

Lili dzwoniła do mnie kilka minut przed Vanessą. Moja siostra jest

wścibską małą…Ught. Przeszkadzało jej to, że jestem szczęśliwy, kurwa.

Wypytywała się o wszystko, dosłownie. Zaczyna mnie wkurzać!!
Potem zadzwoniła Nessa, ok. cieszyłem się, ale ona wszystko zepsuła

swoim pomysłem. Impreza powitalna dla Lili, bez patrzenia na Vanessę, z
przebywaniem w jednym pokoju z tym głupim Jackiem.

Nawet nie zdążyłem powiedzieć „cześć” na pożegnanie, bo ten stary

gruchot zwany komórką się rozładował!

Kurwa na kolacji, prawie zwymiotowałem to co zjadłem, moja matka z

Robertem się lizali!! To obrzydliwe, jakby nie mogli tego robić w odosobnieniu.

Przeszkadza ci jak oni to robią, a jak ty się „liżesz” z jakąś dziewczyną to

jest normalne, nie? I gdzie tu sprawiedliwość?

Ż

ycie jest nie sprawiedliwe

Nom.
I zniknął.
W sumie to miał w jakimś tam stopniu rację, ale przecież ja nie całuję się

na ich oczach!! Nie przy kolacji!!!!!!


Poszedłem spać stosunkowo wcześnie – rano mam sprawdzian do

drużyny piłkarskiej.

Miałem bardzo dziwny sen. Śniła mi się Vanessa, ale była na mnie

wściekła, krzyczała i płakała na zmianę. Nic nie rozumiałem, nagle stanęła za
mną Lili i prawie mi oczy wydrapała, za to że skrzywdziłem Nessę. Tylko, że
nie wiem czym.

W takim nastroju obudziłem się. Było za wcześnie, żeby wstawać, ale

wiedziałem, że już nie zasnę. Powędrowałem do łazienki, wziąłem poranną
toaletę i wróciłem do pokoju. Znalazłem w szafie coś co „pasowałoby” do
szkoły według mamy oczywiście.

Sam żeby nie było nie cierpię piłki nożnej, ale ten sprawdzian jest

obowiązkowy. Jeśli ktoś do niego nie przystąpi będzie miał zagrożenie na
półrocze.

background image

Jeszcze tylko półgodziny i będę mógł zejść na śniadanie!
Nagle mój telefon zaczął wibrować.
- Słucham
- Cześć Voughn – znowu moja siostra.
- Cześć, Lili.
- Chciałam się ciebie zapytać, czy rozmawiałeś ostatnio z Vanessą, przez

telefon wydawała się taka samotna.

- Nie. Dlaczego miałbym z nią rozmawiać?
- Tak się pytam, a nie mógłbyś?
- Lili nie przesadzaj, muszę iść na śniadanie. – i się rozłączyłem.


NPOV

Wspominałam już, że nienawidzę godzin wychowawczych. No więc

nienawidzę ich. Siedzę na szarym końcu i nic prawie nie słyszę, a na dokładkę
nie mam z kim gadać.

- Vanessa – moja wychowawczyni niebezpiecznie blisko stanęła. – Idź

teraz na sale gimnastyczną i spytaj się p. Mogrand czy nie mógłby przyjść do
mnie.

- Do domu? – spytałam. Po klasie rozprzestrzenił się chichot.
- Nie! Do sali. Idź! – wrzasnęła na mnie. – Cisza.
Niechętnie wstałam z ławki. Pomaszerowałam do drzwi, otworzyłam i

wyszłam. Szłam w tempie żółwia do tej przeklętej sali. Nikogo nie było na
korytarzach, na boisku, nawet na polance gdzie zawsze siedzi mnóstwo ludzi.

Słyszałam za to, że na sali ktoś gwiżdże, ktoś inny odbija piłkę, ktoś

jeszcze inny biega zgaduję, że za tą piłką.

Nie myliłam się. Jacyś chłopacy z liceum grali w nogę, a trener na nich

się wydzierał i gwizdał co chwila. Szłam właśnie w jego stronę gdy zobaczyłam
Voughna siedzącego na ławce, od razu ruszyłam w jego stronę i usiadłam na tej
samej ławce. Nawet mnie nie zauważył.

- Co robisz? – spytałam, a on podskoczył przerażony.
- Boże, Nessa. A co ty tu robisz?
- Przyszłam do Mogranda.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Moja nauczycielka mnie wysłała – ciągnęłam. – A ty masz w-f?
- Nie, mam sprawdzian. Tj. eliminacje do drużyny piłki nożnej – wyjaśnił.
- To ten sport gdzie kilku facetów gania za piłką i próbuje trafić do

bramki? – spytałam.

- Mniej więcej.
- Więc jednak wiem co nie co o sporcie – ucieszyła się. - Chcesz żebym

została?

- A co powiesz wychowawcy?

background image

-Że zostałam popatrzeć na ciebie. – wyjaśniłam. – No wiesz w zastępstwie

Lili.

- Aha. To zostań
- Ok.
Położyłam mu głowę na ramieniu – nie protestował. Był taki przyjemny.

Zauważyłam słuchawki wciśnięte niedbale do kieszeni. Wyciągnęłam je jednym
zgrabnym ruchem i wsadziłam do jednego ucha, drugą wcisnęłam Voughnowi
do ucha. Spojrzał tylko na mnie, ale nic nie powiedział. Włączyłam jakiś smutny
kawałek. Dziwny chłopak z niego, że ma ballady na iPodzie.

Patrzyłam jak inni chłopacy grają i przypomniałam sobie, że nie jesteśmy

sami, wszyscy na nas patrzą, a nikt nie miał się dowiedzieć, że jesteśmy razem.
Od razu się wyprostowałam.

- Voughn na boisko – usłyszałam donośny głos pana Mogranda. Podniósł

się niechętnie z miejsca, a nauczyciel podszedł do mnie – Przyszłaś dla
chłopaka?

- Tak, nie to znaczy, dla niego, ale w zastępstwie za jego siostrę –

wytłumaczyłam, odsunął się kawałek tak bym mogła oglądać mecz.

- Nauczyciel wie, że tu jesteś?
- Tak – skłamałam – A zapomniałabym. Pani Kowalik pyta się czy

przyjdzie pan do niej do sali po tych eliminacjach. A i tak ode mnie wydaje mi
się, że leci na pana – widziałam jego uśmiech na twarzy. Byłam z siebie dumna.

- Naprawdę?
- Jasne – i odszedł.
Patrzyłam jak gra Voughn naprawdę to kopanie piłki nieźle mu szło. Nie

czaiłam zupełnie tej gry, ale zawodnicy którzy w to grają są naprawdę fajni.

O czym ty kobieto myślisz?!
Kiedy skończyli grać, Voughn poszedł od razu do szatni, a ja wróciłam do

sali. Chciałam z nim pogadać i powiedzieć, że dobrze mu poszło, ale nie miałam
czasu.


- Czemu to trwało tak długo? – spytała na wstępie Kowalik.
- Musiałam zostać i patrzeć jak gra brat Lili, prosiła mnie o to, a ja

zapomniałam i dopiero jak go zobaczyłam sobie przypomniała. No i rozumie
pani musiałam zostać. A i zapomniałabym p. Mogrand powiedział, że przyjdzie.

- Dobrze, możesz iść do ławki.
Tym razem nie szłam tak niechętnie. Przez całą lekcję, ani razu nie

słuchałam nauczycielki. Siedziałam i myślałam o nim i już chyba wiem, to jest
miłość☺

Dzwonek wyrwał mnie z rozmyślań. Spakowałam książkę do torby i

wyszłam z klasy. Na korytarzu roiło się od ludzi, wielkie skupisko znajdowało
się przy tablicy ogłoszeń. Przepchałam się przez ludzi i stanęłam przed listą
przyjętych do drużyny piłki nożnej.

Przejechałam palcem i znalazłam, czyli się dostał! Powinnam się cieszyć?

background image

Wyszłam z tłumu i zobaczyłam Voughna idącego w tę stronę.
Pierwsza do niego doszłam
- Dostałeś się – powiedziałam ze szczęśliwą miną.
- Co? – był jakiś dziwny, czyżby wcale nie chciał się dostać?
- Przyjęli cię do drużyny.
- Nie, błagam, powiedz, że to żart.
- Nie – to było dziwne – muszę iść na lekcję.
Minęłam go bez słowa. Nawet się nie odwróciłam, pobiegłam po

schodach usiadłam na ziemi i nie wiedziałam, co mam myśleć. Siedziałam w
opuszczonej części szkoły, gdzie nikt nie zaglądał.

Jestem idiotką nawet nie spytałam go czy chce być w tej drużynie. Teraz

pewnie jest na mnie zły! Z resztą czemu ja go zostawiłam go samego, przecież
on nic nie zrobił?!

Jestem głupia – to pewne.


VPOV

Nie wierzę ona przyszła, przyszła! Na eliminacje do drużyny. To było

super! Potem sobie poszła, ale wiem, że patrzyła jak grałem. Sam w to nie
wierze. Gdyby nie ten nasz trener, siedziałaby pewnie cały czas, ale Mogrand
musiał nam kazać iść pod prysznic!

Zaraz po eliminacjach były wyniki, powieszono je na tablicy ogłoszeń,

tak by każdy mógł zobaczyć kto jest w tej idiotycznej drużynie.. Szedłem
właśnie w tamtą stronę kiedy zauważyłem rozpromienioną Vanessę. Nie miałem
pojęcia co się stało, ale miałem złe przeczucia. Oczywiście sprawdziły się –
przyjęli mnie! Za jakie grzechy?! Kurwa, co ja takiego zrobiłem?! Ta drużyna to
największy obciach!

Na dodatek kiedy nie ucieszyłem się z tego, co mi powiedziała, Nessa

uciekła na lekcje, idiota ze mnie!

Nom.
Mam cię dość.
Co z tego? Ja chcę ci pomóc.
Jak zwykle?
Tak.
To nie pomagaj.
Dlaczego w sumie masz ją przepraszać i za co?
Co?
Nom, ty nic tak naprawdę nie zrobiłeś
No, w sumie masz rację. Kurwa ja się z nim zgadzam?
Tak, wiem. A teraz zadzwoń do niej i ją zaproś, żeby obgadać imprezę.
Dobry pomysł.
Pierwszy raz ten przeklęty głosik mi w czymś pomógł.

background image

Chyba z pół godziny szukałem telefonu. U mnie nie sprzątają, bo nie

pozwoliłem nikomu wchodzić do mojego pokoju – teraz tego żałuję. W końcu
znalazłem – pod łóżkiem – nawet nie chcę wiedzieć co tam robił.

- Cześć, Nessa.
- O, hej – miała jakiś dziwny głos.
- Przyjdziesz do mnie?
- Po co?
- No wiesz impreza.
- Ach, Lili do ciebie nie dzwoniła?
- Nie.
- Wraca jutro, więc raczej nici z imprezy. – o nie! Co ja takiego zrobiłem

Bogu?!

- Szkoda – przyznałem – A nie masz ochoty tak po prostu wpaść? –

zapytałem z nutką nadziei w głosie.

- Nie, mam dużo zadane i w ogóle źle się czuję, muszę kończyć, cześć – i

się wyłączyła.

Co ja jej takiego zrobiłem?
Zaraz po niej zdzwoniła Lilian.
- Co tam braciszku?
- Nic nowego – odparłem chłodno.
- Słyszałam, że cię przyjęli do drużyny – ona też była z tego dumna.
- Nom – odpowiedziałem bez entuzjazmu.
- Nie cieszysz się?
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo to głupie.
- Nie prawda.
- Prawda.
- Słyszę, że nie masz ochoty rozmawiać.
- Jakoś nie szczególnie, no to cześć, a i jeszcze coś
- Nom.
- Wracam jutro.
- Wiem
- Skąd?
- Nieważne, papa – i się rozłączyłem.


NPOV

Co on mi takiego, do jasnej cholery, zrobił?
Dlaczego byłam dla niego taka, oschła?
Bo jesteś głupia.
Dzięki.

background image

Proszę
To był sarkazm
Wiem. To też. Nie rozumiesz, że on cię po prostu lubi?
Co?
Ty go lubisz, on lubi ciebie. No wiesz.
Mieszasz mi w głowie.
Idź do niego! Przeproś i bądźcie na zawsze razem jak Romeo i Julia, nie

to złe porównanie, jak…ktoś i drugi ktoś.

Dzięki.
Dlaczego jej posłuchałam? Nie wiem, ale ubrałam się szybko i zbiegłam

po schodach do wyjścia. Niestety nie przewidziałam tego, że Karol będzie stał
na straży.

- Gdzie się wybieramy młoda panno?
- Do koleżanki.
- Której i kiedy wracasz?! – mówił głosem nie znoszącym sprzeciwu.
- Nie za dużo tych pytań?!
- Odpowiadaj.
- Nie jesteś moim ojcem, żeby mi rozkazywać – postawiłam się. Zgrabnie

go ominęłam i otworzyłam drzwi.

Wiedziałam, że za mną nie wyjdzie. Po pierwsze dla tego, że boi się

wychodzić z domu, a po drugie patrz punkt pierwszy.

Pod domem Voughna ogarnęły mnie wątpliwości, ale robiłam i mówiłam

szybciej niż myślałam, więc po chwili stałam już w holu. Bałam się jego reakcji,
ale czułam, że muszę to zrobić. Tym razem jednak Maciek nie zaprosił mnie do
pokoju, kazał mi czekać na, jak on to ujął, „panicza” w holu. Miałam chwilę
ż

eby przemyśleć, to co chcę powiedzieć. Czułam się jak przed klasówką, która

ma przesądzić o ocenie końcowej, a ja się nie uczyłam. Patrzyłam w napięciu na
schody. Nagle pojawił się na nich Voughn, z jakimś dziwnym grymasem na
twarzy – chyba był zły.

- Cześć
- Hej, skończyłaś już odrabiać lekcje? – zapytał ze złością w głosie.
- Właściwie to nie, ale…
- A nie musisz się położyć- był naprawdę zły.
- Voughn nie przerywaj mi. Chciałam cię przeprosić.
- Za co?
- Za to, że byłam taka…podła – nie reagował. – Voughn…przepraszam –

wyznałam ze łzami. Wtedy spojrzał mi prosto w oczy, jego były puste jakby nie
obecne.

- Tylko tyle? – powiedział. – myślałem, że stać cię na coś więcej.
Zacisnęłam tylko wargi i wybiegłam. Pobiegłam do parku. Po co? Nie

wiem. Usiadłam na ławce w cieniu i zaczęłam płakać.

Nagle coś zaczęło mi wibrować w kieszeni.

background image

- Cześć Nessa – odezwała się moja przyjaciółka, zanim ja zdążyłam

cokolwiek powiedzieć.

- Hej – starałam się opanować łzy. Nie nabrała się
- Co się stało? – zapytała zmartwiona.
- Nic –skłamałam.
- No jasne. Jak chcesz to mogę kazać Voughnowi przyjść do ciebie, też

jest niezłym słuchaczem

- Nie – powiedziałam to chyba ze zbyt dużym naciskiem
- Vanessa, czy to on ci coś zrobił? – była taka troskliwa i naprawdę w tym

momencie chciałam jej powiedzieć wszystko, ale nie mogłam

- Nie – odparłam jak najbardziej spokojnie – po prostu nie chcę płakać

przy chłopaku którego ledwie znam.

- Może masz rację – przyznała. – O boże jak chciałabym teraz tam z tobą

być, żebyś nie mogła się wykręcać i w ogóle. – przerwała na chwilę. – Nessa?

- Tak – czy powinnam się bać, z pewnością, ale nie byłam teraz w stanie.
- Przyjedziesz po mnie na lotnisko? – spytała błagalnym tonem.
- No jasne. O której?
- O dziesiątej.
- No to robię sobie wagary i przyjeżdżam po ciebie – oznajmiła.
- Tęsknię.
- Ja też, ale już jutro się zobaczymy.
- Nom. To do jutra.
- Do jutra.
Położyłam się, jak nie przymierzając żul. Nie obchodziło mnie to, tak jak i

to kto mnie zobaczy. Leżałam tak i starałam się nie myśleć o niczym, dosłownie.
Zamknęłam oczy i odpłynęłam do lepszego świata nie, nie spałam.
Znajdowałam się gdzieś po między realnością, a snem. W rzeczywistości gdzie
nie ma reguł, złych myśli czy smutku. To był idealny świat z którego wyrwał
mnie deszcz – ulewa. Szybko zebrałam się z ławki, biegłam najszybciej jak
umiałam, kaptur w mojej zielono-niebieskiej bluzie – na szczęście był duży więc
włosy mi aż tak nie zmokły.

W domu czekał na mnie Karol z groźną miną.
- Brat panny Lili przyniósł to dla panienki – podał mi niebieską

paczuszkę. – Nie chciał, żeby mówić, że to od niego, ale uznałem, że lepiej
będzie jak się dowiesz.

- Dziękuję, że mi powiedziałeś – zrobił taką minę jakby pierwszy raz

usłyszał ode mnie słowo „Dziękuję”. I to chyba rzeczywiście był pierwszy raz.
Zawsze traktowałam go jak przedmiot.

- Zawsze do usług – i odszedł.
Ja pobiegłam na górę, wzięłam prysznic i usiadłam na łóżku.


background image

VPOV

Idiota to zbyt łagodne określenie dla mnie jestem, palantem do kwadratu.
Dobra była dla mnie podła i w ogóle, ale przyszła mnie przeprosić, a ja ją

tak potraktowałem! Idiota.

Ta.
Dzięki
Proszę, bardzo
I co ja mam teraz zrobić?
A jak myślisz?
Błagać o wybaczenie?
Nie. Wymyśl coś.
Łatwo powiedzieć.
Jak raz jest potrzebny to się zmywa. Raz, raz mógłby mi dać jakąś

konkretną radę.

Co wszyscy chłopacy robią, żeby przebłagać dziewczynę?????
Misie, kupują misie! Jednak jestem choć trochę inteligętny.
Tylko skąd ja wezmę teraz miśka?
Pokuj Roberta. On zawsze daje twojej mamie miśki.
Podkradłem się pod jego drzwi najciszej jak się dało. Otworzyłem je i

wszedłem. Garderoba Roberta była mniejsza niż mamy. Szybko znalazłem, więc
jakiś worek prezentów, bransoletki, miśki itp. Wziąłem jedną bransoletkę i misia
i wróciłem do siebie. Znalazłem jakieś pudełko i wsadziłem prezenty do środka.

Napisałem na pudełku „dla Vanessy” i nabazgroliłem na karteczce:

Przepraszam, za to ze jestem palantem.
Mam nadziej
ę, że kiedyś mi wybaczysz.
Twój, Voughn.


Podbiegłem do Nessy, otworzył mi ich lokaj.
- Vanessy nie ma.
- Wiem, chciałem żebyś jej to przekazał.
- Dobrze
- Tylko nie mów od kogo.
- Dobrze, do widzenia – i zamknął drzwi.
Wróciłem do domu z nadzieją w sercu, może jednak się uda uratować to

wszystko.

Czekałem na telefon albo dzwonek do drzwi chyba z godzinę i nic,

uporczywie patrzyłem się na komórkę i nic. Kiedy oderwałem od niej wzrok,
nareszcie zadzwoniła.

- Voughn – usłyszałem roztrzęsiony głos Nessy.
- Tak.
- Przepraszam i mogę przyjść do ciebie? – zapytała.

background image

- Jasne, czekam.
Rozłączyła się. A więc jednak Bóg istnieje!
Po chwili usłyszałem pukanie do drzwi. Dobiegłem do nich szybciej niż

nasz lokaj. Za nimi stała Vanessa przemoczona do suchej nitki – znowu.

Rzuciła mi się na szyję.
- Przepraszam – wyszeptała mi do ucha.
- Ja też – przyznałem.
Kiedy skończyła się do mnie przytulać zaprowadziłem ją na górę.

Położyła się u mnie na łóżku i wyglądała naprawdę seksownie.

- Masz jakąś małą piłkę? – spytała ni z gruszki, ni z pietruszki.
- Co? Po co ci piłka?
- Muszę mieć czym się obronić – wyjaśniła.
- Przed czy?
- Przed tobą – wystawiła mi język.
- Tym bardziej nie dostaniesz.
- Proszę – zrobiła takie słodkie oczka.
- No dobra masz – rzuciłem do niej małą piłką do nogi. Złapał, na

szczęście, inaczej miałbym przeciąg w nocy.

Zaczęła ją podrzucać i łapać. Nie wiem po co.
- Voughn szkoda, że nie chcesz zostać w drużynie – zaczęła. – No wiesz

członkowie drużyny mają przywileje.

- Jakie przywileje? – zaintrygowała mnie.
- No często są zwalniani z lekcji, są traktowani łagodniej, mają więcej nie

przygotowań w roku szkolnym, no i są jeszcze dziewczyny które uwielbiają
piłkarzy.

- Ty też? – zainteresowałem się.
- Mi to obojętne, liczy się wnętrze.
- No jasne. – chwila ciszy. – Po dłuższym namyśle chyba jednak się

zgodzę.

- Naprawdę?! – szeroki uśmiech pojawił się na jej twarzy.
- Tak, przekonałaś mnie tymi dziewczynami – rzucił we mnie piłką. –

Mogłem ci nie dawać tej piłeczki.

- Cieszę się – pocałowaliśmy się. To znowu był namiętny pocałunek.

Jakiś dziwny dreszcz przeszedł moje ciało.

- Vanessa, odpowiedz mi na jedno pytanie.
- Słucham – siedziała już na łóżku.
- Dlaczego nie chcesz żeby ludzie wiedzieli, że jesteśmy razem?
- A nie będziesz się śmiać?
- Nie.
- Przysięgasz?
- Przysięgam.
- yyy…Bo, maja mama mi nie pozwala mieć chłopaka, ale może kapitana

drużyny by zaakceptowała – dodała z nutką nadziei.

background image

- Aha.
- Nom. A tak jakby co to przyszłam do ciebie się uczyć, jakby się ktoś

pytał – dodała.

- Dobra.
- Muszę spadać, godzina policyjna się zbliża.
- Masz godzinę policyjną?
- Tak, a wy nie?
- Nie.
- To macie szczęście.
Pocałowała mnie w policzek i wyszła.
- A Voughn, pojedziesz jutro ze mną po Lili, o dziesiątej powinna tu być?
- Dobra.


NPOV

Nareszcie, nie gniewa się na mnie i jutro pojedzie ze mną po Lili, czy

mogłoby być lepiej?

Chyba nie!

W domu czekał na mnie ojciec.
- Spóźniłaś się moja panno.
- Tak wiem, ale siedzieliśmy nad takim zadaniem z matmy, a potem z

WOS-u – tłumaczyłam.

- No dobra, ale to ma się więcej nie powtórzyć.
- Dobrze, postaram się.
I uciekłam do pokoju.













background image




5.

Na spotkanie Lili


NPOV
Wszyscy w moim domu, oprócz taty wiedzieli, że jadę po Lili. Karol

zadzwonił nawet do szkoły powiedzieć, że nie przyjdę, bo jestem chora. Są
naprawdę super. Jedziemy moim autem więc to Voughn do mnie przyjdzie.
Jeszcze przed jej przyjazdem musimy kupić jakiś prezent. Uznaliśmy, że
wielgaśny misiek załatwi sprawę, no może jeszcze jakiś nowy dodatek.

Usłyszałam pukanie do drzwi.
Dobiegłam szybciej niż Karol.
- Cześć – powitał mnie Voughn, ubrany był w za duże spodnie i koszulę

niedbale zapiętą. Wyglądał naprawdę super.

- Hej, no właź.- zaprosiłam go do środka. – Lilian będzie na lotnisku o 10

więc musimy już wyjeżdżać.

- No tak, gdzie garaż?
- Tam – poszliśmy razem w stronę wyjścia.
- Panie przodem – otworzył mi drzwi samochodu.
- Dziękuję – posłałam mu uroczy uśmiech.
Podczas drogi do CH rozmawialiśmy o wielu rzeczach, o tym jak

zachowywać się przy Lili i co mamy jej kupić i w ogóle. Było super. Potem
ś

piewaliśmy razem z radiem. Wiem, że nasz kierowca miał nas dość, ale jakoś

nie szczególnie się tym przejmowałam. Przy moim…chłopaku czułam się taka
wolna i szczęśliwa. Pomyślałam tak, pomyślałam o nim CHŁOPAK – sukces!!!!

Kiedy dotarliśmy na miejsce pobiegliśmy do jakiegoś wielkiego sklepu z

zabawkami. Rozeszliśmy się w poszukiwaniu idealnego misia.

- Może ten – Voughn podniósł wielgaśnego różowego misia z szalikiem.
- Voughn mamy jesień, a nie zimę – odpowiedziałam i wróciłam do

poszukiwań.

- A co myślisz o tym – znowu wziął misia tym razem zielonego z kokardą

i napisem „HAPPY BIRTHDAY”.

- Czy Lili ma dzisiaj urodziny?
- Nie.
- No to po co jej miś urodzinowy?

background image

Nic nie odpowiedział tylko wrócił do szukania. Spędziliśmy tam chyba z

pół godziny. Wspominałam już, że w tym sklepie są tylko misie? O tuż są.

- Mam!- podniosłam olbrzymiego, różowego misia z napisem „Welcome”
- Idealny – przyznał Voughn. – A teraz do kasy.
Kasjerka dziwnie się na mnie patrzyła kiedy podałam jej kartę kredytową,

ale nic nie powiedziała. Wychodząc ze sklepu wyglądałam jak pięciolatka z
misiowym przyjacielem niewiele niższym ode mnie.

- Myślisz, że się jej spodoba? – spytałam z nadzieją w głosie.
- No jasne, a tobie by się nie spodobał?
- Jasne, że nie. Kochałabym go tyle, że wiesz Lili i ja się trochę różnimy.
- Trochę, chyba bardzo
- Dobrze bardzo i nie wiem jak ona zareaguje – tłumaczyłam
- Nie martw się tak, będzie zachwycona – zapewniał.
Na ruchomych schodach wszyscy się na nas patrzyli, a może nie na nas

tylko tego pluszaka którego trzymałam. Nie ważne. Maks jak nas zobaczył to, aż
gębę otworzył.

- Coś ci się stało? – zapytałam z ironią.
- Nic, fajny misiek – pochwalił.
- Wiem, a teraz jedziemy mamy półgodziny – oznajmiłam i wsiedliśmy

do samochodu.



VPOV

Chyba z pięć razy się przebierałem. To nasz ostatni dzień razem więc

trzeba jakoś wyglądać. Vanessa ubrana była w jeansy i koszulkę na krótki
rękaw. Cała promieniała kiedy przyszedłem do niej.

Szybko ruszyliśmy na zakupy, po prezent powitalny. Wymyśliliśmy, że

będzie to miś, jakiś duży – to był błąd. Mogliśmy wybrać baloniki.

Sklep gdzie postanowiliśmy kupić prezent to „Misiowy Świat” – czyli

same miśki. Szukaliśmy odpowiedniego chyba z półgodziny, tj. ona szukała, bo
ja po trzeciej nieudanej próbie, sobie odpuściłem i usiadłem na jakiejś misowej
ławeczce. W końcu znalazła jakiegoś wielkiego różowego i poszła zapłacić.

Potem miała wątpliwości, ale ja starałem ją przekonać, że jest idealny, bo

nie miałem ochoty tam wracać. Teraz będę miał koszmary z misiami w roli
głównej!

W jej BMW czekał już Maks – jej szofer. Na widok naszego prezentu, aż

usta otworzył.

- Wiesz, że od momentu kiedy wyjdziemy z auta będziemy zupełnie

obcymi ludźmi?

- Nigdy tak o tym nie myślałam, ale masz rację. Trzeba będzie znaleźć

jakieś miejsce do spotkań – powiedziała.

- Nom, tylko gdzie, twój dom odpada, park odpada – wyliczałem.

background image

- Wcale nie – przerwała mi.
- Co? Chcesz się spotykać w parku? – zapytałem z niedowierzaniem.
- Nie głuptasie, u mnie w domu.
- Co? Na pewno dobrze się czujesz? – naprawdę się o nią martwiłem.
- Tak. Rodziców nie będzie do końca tygodnia. To znaczy mama

wyjechała, a ojciec cały dzień spędza w pracy. A nawet jak cię nakryją u nas to
powiem im, że dajesz mi korki.

To w sumie nie takie głupie – chyba, a może jednak. Nie ważne, wolę to

niż nic. Nawet jeśli jest to pokręcone. A właściwie co ja mam do stracenia?

Nic, ale dużo do zyskania
Właśnie
- Wchodzę w to – oznajmiłem
- Jesteśmy – usłyszałem głos szofera Nessy.
- To już tu – oznajmiła. – Od teraz w ogóle się nie znamy – pocałował

mnie w policzek – no może od teraz – sprostowała.

Pierwszy wysiadłem, otworzyłem jej drzwi. I ruszyliśmy nic nie mówiąc.
Nie było zbyt dużego tłoku, na lotnisku, Nessa razem z misiem bardzo się

wyróżniała. Każdy bez wyjątku się na nią patrzył, kilku chłopaków patrzyło na
nią zalotnie – myślałem, że im tak przypierdolę, że matka ich nie pozna, ale
starałem się uspokoić.

Ona nie zwraca na nich uwagi, uspokój się – powtarzałem w duchu.
Nom, uspokój się. Przecież nawet na nich nie spojrzała
Spadaj, jeszcze tylko ciebie tu trzeba.
Chciałem pomóc
I zniknął.
- Tam jest Lili – wskazała Nessa.
Spojrzałem w tamtą stronę, rzeczywiście stała tam i odbierała bagaże,

jedna torba, druga torba, trzecia torba…ile ona ma bagaży!

- Lili – rzuciła się w stronę mojej siostry. – tak się za tobą stęskniłam. A i

masz to dla ciebie, ode mnie i Voughna – podała jej miśka.

- Wow, to jest coś – przyznała uradowana – Dziękuję, jest idealny. Jak go

nazwać? Masz jakiś pomysł – zwróciła się do Vanessy.

- Może Misiek – wtrąciłem się.
- Voughn ty też przyjechałeś – rzucił się mi na szyję.
- Tak, jakbym mógł przegapić powrót siostry? – spytałem patrząc jej w

oczy.

- Cieszę się – oznajmiła z wielgaśnym uśmiechem na ustach. – No

chodźcie nie mogę się doczekać jak wrócę do domu. – spojrzała na Nessę –
Voughn byłbyś tak miły i wziął moje bagaże?

- Jasne – tak teraz to jestem pewien, że wróciła moja siostra.
Niechętnie wziąłem bagaże i podążyłem za dziewczynami, które nie

mogły się nagadać. Rozmawiały o wszystkim, o szkole, nauczycielach, jakieś
uwadze, kwiatach, słońcu, ciuchach…

background image

Dobrze, że Nessie kupili samochód z dużym bagażnikiem, bo inaczej nie

wiem czy nie musielibyśmy wołać taryfy, zęby przewieść walizki Lilian. Po co
ona tyle tego bierze?

- Co robiliście jak mnie nie było? – spytała nas w aucie.
- Nic – powiedzieliśmy niemal chórem.
- Ja byłem na eliminacjach do drużyny – szybko się zreflektowałem
- Ja zapisałam się na zajęcia kreatywne. A właśnie będziesz musiała się na

jakieś zdecydować – starała się zawiązać rozmowę.

- Wiem – zamyśliła się na chwilę. – A miałam się was spytać, jak tam

wasze życie uczuciowe?

Zauważyłem strach w oczach Nessy.
- Po staremu – odparłem - no wiesz dopiero co dostałem się do drużyny,

jeszcze nie wszyscy mnie znają – pościłem oko do Vanessy.

- Aha, a u ciebie – zwróciła się do przyjaciółki – wiesz po tym jak

płakałaś zastanawiałam się czy aby na pewno mówisz mi prawdę i nikogo nie
masz lub nie miałaś.

Więc dzwoniła do niej kiedy się pokłóciliśmy, więc Vanessa płakała

przeze mnie. Jak mogłem do tego dopuścić?! Miałem ochotę ją przytulić i
jeszcze raz ją przeprosić, ale nie mogłem. Kurwa, jakie to nie sprawiedliwe.

- Nie kłamałam, po prostu przewróciłam się podczas biegania po parku –

wytłumaczyła nieśmiało.

- A. Czyli tylko ja mam barwne, życie uczuciowe?
- Tak – odpowiedziałem.
- A właśnie co z twoim chłopakiem? – spytała Nessa.
- Zerwałam z nim – oświadczyła. – Nie uwierzysz on chodził ze mną i z

jakąś pustą, patykowatą, głupią modelką.

Odchrząknąłem znacząco.
- Vanessy siostra jest modelką - przypomniałem jej.
- Ups. Oczywiście nie wszystkie takie są – zreflektowała.
- Nie spoko. A jak on się nazywał?
- Jacek.
- Nom. Taki w sumie brzydki i dziwny?
- Nom chyba tak.
- Dokładnie taki – wtrąciłem się. Lili spojrzała na mnie morderczym

spojrzeniem.

- To, to był chłopak mojej siostry- wyjaśniła ze spokojem. – Jak on mógł

ci się podobać, przecież jest obleśny.

- Wiesz sama nie wiem – oby dwie wybuchły gromkim śmiechem. – Coś

musi w sobie mieć.

- No na pewno, np. zalążki mózgu, trochę tłuszczu i w ogóle rzeczywiście

super chłopak – I znowu się śmiały.

- Jesteśmy – znowu głos Maksa.

background image

- Chodź z nami. U ciebie nikogo nie ma, a my musimy porozmawiać –

zachęcała Lili.

- No dobra – zgodziła się. Powinienem się cieszyć?
Razem wysiadły z samochodu, a ja robiłem za tragarza.
Przed domem bagaże Lili zabrał Maciek, a ja dogoniłem dziewczyny. Lili

rozglądała się jakby pierwszy raz tu była.

- Stęskniłam się za tym miejscem – powiedziała w końcu.
- Było za czym tęsknić – przyznała jej Nessa.
- Dobra idę się przebrać, a wy na mnie poczekajcie – i zniknęła a górze,

zostawiając mnie i Vanessę samych.

Moja…dziewczyna podeszła do fortepianu.
- Chcesz czegoś posłuchać? – zapytała zalotnie.
- To zależy czego.
- Zobaczysz – usiadła i zaczęła grać coś w rodzaju kołysanki.
- Śliczne – przyznałem.
- Dziękuję – uśmiechnęła się promiennie.
- To kołysanka?
- Tak. Tylko tu nie zaśnij – zastrzegła.
Upadłem na kanapę i udałem, że śpię.
- Bardzo śmieszne – przyznała.
- Dziękuję, za uznanie.
- Bardzo proszę.
Nie przestawała grać.
- Ile czasu grasz?
- Od ósmego roku życia.
- Naprawdę?
- Nom, potem nauczyłam się grać na gitarze i w między czasie śpiewać.
- Fajnie – przyznałem.
- Już schodzę – usłyszeliśmy głos Lili. Automatycznie odszedłem od

Vanessy do której, niebezpiecznie się zbliżyłem.

Ona przestała grać i spojrzała na schody. Na ich szczycie stała moja

siostra ubrana w jakąś dziwaczną sukienkę. Wygadała jak modelka.

- Jak wyglądam? – spytała gdy do nas doszła.
- Fajnie – wypaliła Nessa.
- Dobrze – odpowiedziałem.
Nagle usłyszałem dzwonek telefoniczny
- Przepraszam.
Vanessa z kimś się kłóciła, na kogoś wrzeszczała, potem się rozłączyła.
- Sora, musze iść. Zobaczymy się jutro w szkole.
- Tak.
NPOV

background image

Trudno iść obok niego i nie zwracać na niego uwagi, ale wiem, że tak

trzeba. Musi tak być i tyle.

Najtrudniej jednak było u niego w domu, kiedy grałam tę kołysankę. Po

co ja to robię, żeby było mi jeszcze trudniej?


Dobrze, że muszę chodzić do szkoły – Co?
Co się ze mną dzieje? Cieszę się, że idę do szkoły? To chore. Z resztą

przecież i tak pewnie go spotkam na przerwie, ten sam budynek.

Nom
Czego chcesz? Tylko nie mów, że pomóc.
Nie powiem.
To czego?
Pogadać.
O czy?
O tobie i Voughnie i Lili. Nie uważasz, że lepiej jej powiedzieć?
Nie
Dlaczego?
Bo nie, a teraz spierdalaj!
Dobra.
Chociaż raz twierdząca odpowiedź.
- Vanessa, zaraz się spóźnisz! – krzyczał Karol
- Już schodzę! – odkrzyknęłam.
Zbiegłam po schodach w tempie błyskawicznym.
- Jestem – oświadczyłam.
- Biegnij do BMW!
- Część Maks – powitałam go.
- Dzień dobry.
Resztę drogi nie odzywaliśmy się.
O dziwo zdążyłam. Byłam w szkole równo z dzwonkiem. Wpadłam do

klasy i usiadłam obok Lili.

- Myślałam, że nie przyjdziesz – powitała mnie.
- Też się cieszę, że cię widzę.
- Dzień dobry – weszła Kowalik.
- Dzień dobry panno Kowalik – powitała ją klasa. A właściwie to dziwne,

ż

e ona jest nadal panną. Przecież ma chyba czterdziestkę na karku.

- Dzisiaj porozmawiamy o tygodniu szkoły – oznajmiła.
Zupełnie o tym zapomniałam. Tydzień szkoły moja mała tradycja.
- Przypominam, że nie są to dni wolne, panno Vanesso – czego ona ode

mnie chce?

- To fajnie, mnie i tak nie będzie – poinformowałam ją.
- Już rozmawiałam o tym z twoim tatą.
- To fajnie. I co pani odpowiedział?
- Że ci przypomni.

background image

Już to widzę.
- Aha.
- Co to są te dni? – spytała mnie Lili szeptem.
- To tydzień szkoły, przychodzi się do szkoły i rozmawia, o historii i

patronie takie tam bzdety. Byłam na tym tylko raz w życiu – wyznałam.

- Naprawdę?
- Tak, to taka moja mała tradycja. A co ty na to żebyśmy razem z twoim

bratem pojechały pod namiot na tydzień? Będzie super. Moi rodzice się zgodzą,
a twoich przekona mój tata.

- To naprawdę super pomysł, tylko gdzie.
- Może nad jakieś jezioro. Pomyśl zero szkoły, zero prac domowych, zero

nauki – rozmarzyłam się.

- Nom fajnie o ile starzy się zgodzą.
- Na pewno się zgodzą.


























background image




6.

Ognisko



NPOV


Tata zgodził się od razu na nasz wyjazd pod namiot. Najpierw się śmiał,

ż

e i tak nie wytrzymam w namiocie, ale dał mi wolną rękę. Udało mu się też

namówić rodziców Lili którzy byli przeciw. Nie wiem jak mu się to udało. Z
tym się chyba trzeba urodzić☺

Voughn też na początku miał jakieś wąty, że przepadną mu treningi, które

na maksa polubił, ale przekonało go to że na pewno będziemy czasami sami. Jak
można polubić sport przez 7 dni?

Przez cały tydzień jeździłam z Lili po sklepach i robiłam zakupy,

musiałyśmy kupić wielgaśny namiot trzy komorowy, jedna dla nas, druga dla
Voughna trzecia na walizki, kupiłam sobie też porządny aparat Nickona, trochę
ciuchów. Najtrudniejsze do kupienia były śpiwory i namiot. Ale w jakimś
sklepie sportowym, mieli to co było nam potrzebne.

Z Lili zakupy są naprawdę fajne. Jest pierwsza osobą, z którą tak dobrze

chodzi mi się po sklepach.

Nie wiedziałem się z Voughnem przez cały tydzień, po za chwilą kiedy

musiałam go przekonywać. Dlaczego? Bo całe dnie spędza na sali
gimnastycznej, widać zaczęło mu się to podobać. Zapraszałam go do siebie
kilka razy, ale albo nie odbierał, albo był zajęty.

Został nam jeszcze tylko jeden dzień do wyjazdy. Jedziemy pociągiem o

7

15

. Muszę na tę godzinę wstać! – horror. Ale tak trzeba.

Leżałam na łóżku kiedy zadzwoniła Lili.
- Cześć, Lili- powitałam ją.
- Przyjdziesz do mnie? – spytała niewinnie.
- Po co?

background image

- Musisz mi pomóc, nie umiem się zdecydować.
- Dobra zaraz będę.
Szybko zebrałam się z łóżka i zeszłam po schodach.
- Karol, zaraz wracam – poinformowałam go – kryzys ubraniowy –

wyjaśniłam i już mnie nie było.

Zapukałam do drzwi, otworzył mi Maciek
- Cześć Maciek Lili u siebie?
- Tak.
- Dzięki – i pobiegłam na górę.
- Cześć, Vanessa – powitała mnie.
Cały jej pokój wyglądał jak pobojowisko, wszędzie pełno ubrań.
- Hej.
- Musisz mi pomóc, którą wybrać – trzymała na dwie prawie identyczne

sukienki, różniły się tylko kokardkę, jedna miała większa druga mniejszą.

- Tą – wskazałam na większą kokardę.
- Dzięki. A ty się już spakowałaś? – zapytała pakując obydwie sukienki

do walizki.

- Tak. Jedziemy tylko na tydzień – przypomniałam jej. – nie potrzeba mi

zbyt dużo rzeczy.

- Voughn też się już spakował – poinformowała mnie. – prawdopodobnie,

będzie grał sobie w nogę nad jeziorem, bo wziął taką małą piłkę do nożnej –
chyba wiem którą☺

- Trzeba będzie to jakoś przetrwać. Dobra muszę spadać, mam kolację.

No i musze się wyspać.

- Nom, dobra. To jutro na peronie o 7

10

?

- Idealnie. Na razie – dałam jej całusa w policzek i wyszłam.
- Cześć – przywitał mnie Voughn na schodach.
- O hej.
- Wychodzisz już?
- Nom. Twoja siostra miała kryzys ubraniowy.
- A. To do jutra.
- Do jutra.

I wyszłam.


VPOV

Czasami siostry się przydają. Na przykład w tym tygodniu. W ogóle nic

nie musiałem kupować, bo Lili się wszystkim zajęła. Chodziła z Nessą po
sklepach kupowały wszystko co może się przydać, a ja mogłem chodzić na
treningi. W czwartek mieliśmy pierwszy mecz – wygraliśmy. Nie skromnie
mówiąc dzięki mnie.

background image

Nie wiedziałem się z Nessą przez ostatni tydzień. No poza tym

momentem kiedy mnie przekonywała do wyjazdy. Wcale nie miałem ochoty
opuszczać treningów, ale widziałem, że jej zależy, więc się zgodziłem.

Wracałem właśnie z kuchni kiedy natknąłem, się na Nessę.
Wyglądała prześlicznie w letniej bluzie i krótkich spodenkach.

Dowiedziałem się, że przyszła pomóc Lili. Kiedy mówiła prawie się na nią
rzuciłem. Miałem ochotę ją pocałować, jak nigdy wcześniej, tak żeby tego nie
zapomniała.

Na szczęście w porę się powstrzymałem. Lili by mnie chyba zabiła jakby

przyłapała nas razem. Znam ją baaardzo długo i wiem, że byłaby do tego zdolna.

Szybko wróciłem do swojego pokoju. Nawet nie schodziłem na kolacje –

nie miałem ochoty. Położyłem się i starałem się zasnąć. Tylko żeby to było takie
proste, znowu kiedy zamknąłem oczy widziałem te zielone ślepia Vanessy, jak
przed naszym poznaniem.

Wstałem dużo za wcześnie, zostały mi dwie godziny do wyjścia.

Wiedziałem, że już nie zasnę. Ubrałem się szybko, usiadłem na parapecie i
zacząłem czytać po raz enty „Hamleta”. Znam ją prawie na pamięć, a wciąż
lubię czytać. Skończyłem kiedy usłyszałem, że Lili już wstała.

Po chwili stała już w moich drzwiach.
- Pobudka – zawołała.
- Już wstałem.
- Ok. To zacznij znosić nasze walizki.
- Mamy jeszcze godzinę – przypomniałem jej.
- No dobra, to rób to co robiłeś przed moim wejściem – widać, że krótki

sen jej nie służy. Jest sobota, a ona musiała wstać o szóstej, co za dramat.

Zamknąłem okno, poszedłem na dół po jabłko.


NPOV

Wstałam dużo za wcześnie! Nie mogłam spać!
Poszłam więc pod prysznic, przebrałam się w ciuchy na wyjazd i wzięłam

„Małego Księcia”, usiadłam na łóżku i czytałam.

Po pół godziny wstałam zeszłam na dół, zabrałam ze stołu jabłko i

wróciłam do siebie. Tata jeszcze spał, sobotę i niedziele ma wolną, więc może
się wyspać. Nie wiem czy tęskni za mamą, nawet jeśli to nie okazywał tego. Żył
tak jakby mama wciąż tu była.

Spojrzałam na zegarek, była już 6:40.
- O cholera musze schodzić – powiedziałem do siebie. Chwyciłam moją

olbrzymią walizkę i miśka, oraz namiot i śpiwór, i zeszłam na dół. – Karol!
Maks już w samochodzie?

- Tak, miłego wypoczynku.
- Dziękuję.

background image

Pobiegłam do samochodu. Maks rzeczywiście już stał przy BMW i czekał

na mnie. Wsadził moje bagaże do bagażnika i ruszyliśmy.

Na peronie już czekało na mnie idealne rodzeństwo.
- Część – powitałam ich.
- Już myślałam, że się spóźnisz – rzuciła się mi na szyję Lili. – No choć,

już znaleźliśmy przedział w pierwszej klasie.

Voughn pomógł mi wtaszczyć walizkę. Kiedy weszłam do naszego

przedziału, już całe miejsce na bagaże było zajęte.

- Sami tu jesteśmy? – spytałam.
- Nom.
- To są wasze bagaże? - nie mogłam w to uwierzyć.
- To są Lili bagaże – wyjaśnił Voughn. – Mój jest tamten – wskazał małe

torbę z piłką przywiązaną do ramiączka.

Nawet tego nie skomentowałam, zastanawiałam się po co jej aż tyle

rzeczy na tydzień. Uśmiechnęłam się tylko pod nosem. Moja walizka leżała na
siedzeniu obok Lili, a Voughn usiadła obok mnie. To znaczy nie na tym
siedzeniu zaraz przy mnie tylko następnym. W taki sposób każdy z nas miał dla
siebie dwa siedzenia.

- Trochę się boję – wyznała Lili.
- Czego? – spytałam
- No, jazdy pociągiem.
- Co? – o mało bym ją wyśmiała. – Nigdy nie jechałaś pociągiem?
- Nie. A ty tak?
- No jasne, kilka razy. – powiedziałam. – Lili nie ma się czego bać –

zapewniałam. – Nic się nie stanie. Masz Voughna twojego prywatnego brato-
ochroniaża, wszystko będzie dobrze.

- Mam nadzieję – uśmiechnęła się smutno.
- Masz - podałam jej swojego iPod’a - to ci pomorze.
- Dzięki.
Włączyła go i po chwili mi oddała.
- Weź go. Ja mam swojego, tam jest kilka relaksacyjnych kawałków. –

oddała mi.

- Dobra.
Sama wsadziłam sobie słuchawki do uszu i odpłynęłam wraz z muzyką.

Kocham słuchać muzyki nie ważne na czym, komputerze, iPod’dzie, czy MP4
lub MP3. Voughn też włożył słuchawki.

Przejechaliśmy tak chyba z godzinę, przerwała nam Lili.
- Nessa – szturchnęła mnie.
- Co? – zapytałam zrezygnowana.
- Muszę do toalety.
- To idź.
- Nie wiem gdzie jest.
- Ught. Do końca korytarza i w bok, będzie napisane WC – wyjaśniłam.

background image

- Nie pójdę tam sama, chodź ze mną – czasami jest jak małe dziecko.

Pięciolatka która boi się potwora z pod łóżka.

- Voughn – szturchnęłam go.
- Czego? – odburknął
- Idziemy do WC, jakby co.
- Dobra - i wyszłyśmy.
Dopiero kiedy wstałam zauważyłam jak mi zdrętwiały nogi. Spojrzałam

przez okno. Jechaliśmy właśnie przez las. Było jakoś tak dziwnie jasno i ten las
wydawał się taki magiczny, jak z bajki.

- Tu jest toaleta – wskazałam Lili drzwi.
- Dzięki – weszła.
Boże jaka dobrze, że weszła. Czasami naprawdę jest wkurzająca, ale i tak

ją kocham (jak przyjaciółkę – gwoli ścisłości).

- Nessa – dlaczego się cieszyłam?!
- Co?
- Nie mogę otworzyć drzwi.
- Pociągnij je do siebie.
Pociągnęła i udało jej się wyjść.
- Dzięki.
- Proszę.
- Patrz! – krzyknęła i wskazała a las.- Tam są sarenki.
- Nom, rzeczywiście – śliczne.
Wróciłyśmy do przedziału.
- Głodne? – spytał Voughn obżerający się jakimś rogalikiem z czekoladą.
- Ja dziękuję – odpowiedziałam.
- A ja jestem głodna – przyznała Lili – Co masz?
- Rogaliki, ciasteczka, jabłka, batony…
- Jednak się skuszę – przerwałam mu. – Chcę jabłko.
- Masz – podał mi owoc.
- Dziękuję.
- Ja chcę batonika – powiedziała Lili.
- Łap – rzucił prawie w nią.
- Dzięki – odparła z sarkazmem.
Wzięłam aparat i stanęłam przy drzwiach.
- Uśmiech - wyszło piękne zdjęcie.
Rodzeństwo obżarciuchów. Następne było Lili, jak z niezwykłą

namiętnością zjada Marsa.

- No, to pierwsze zdjęcie już zrobione – powiedziałam.
- Nom, teraz ty – zabrała mi aparat – Uśmiech! – błysnął flesz – Masz –

oddała mi Nickona.

Od razu wzięłam zobaczyłam zdjęcie. Czerwień jabłka świetnie odbijała

się na mojej bladej skórze.

background image

VPOV

Myślałem, że nie przyjdzie.
Na szczęście dojechała.
Wcześniej wtaszczyłem walizki Lili, a miał ich tony, do przedziału, zajęła

całe miejsce na bagaż, tak, że moja torba ledwo się wcisnęła. Vanessa
spakowała się do jednej dużej walizki, którą musieliśmy położyć obok Lili.

Najgorsze było to, że kiedy ruszyliśmy Lili zaczęła panikować. Tak mi się

chciało z niej śmiać. Na szczęście Nessa wpadła na cudowny pomysł pożyczenia
jej swojego iPoda, bo nie wiem jak długo bym wytrzymał. W tym momencie
Lili przypomniał sobie, że ma swojego i nagrała sobie tam muzykę relaksacyjną.
Wszyscy zaczęliśmy słuchać muzyki i słuchalibyśmy jej przez całą drogę gdyby
nie moja siostra która bała się sama iść do klopa!

Następnie zrobiłem się głodny i rzuciłem się na torbę z jedzeniem.

Dziewczyny też coś tam po nabierały. Vanessie podczas jedzenia oczywiście
musiało się wziąć na fotografa i zrobił nam sesje zdjęciową. Potem Lili zrobiła
jej takie seksowne zdjęcie z jabłkiem.

Widać mojej siostrze się to spodobało.
- Voughn co tak siedzisz? – spytała Lili.
- Myślałem o tym…co będziemy robić nad jeziorem – wybrnąłem szybko.
- O właśnie. Gdzie chcecie mieć obóz? Bliżej czy dalej od jeziora?
- Chyba bliżej - piękne widoki – wypowiedziała się Nessa.
- A ty co myślisz Voughn? – spytała moja siostrzyczka.
- Może być bliżej. – odpowiedziałem obojętnym tonem.
- Dobra – zgodziła się. – A moja mama razem z twoim tatą wynajęli nam

łazienkę z szafką na różne cenne rzeczy, typu komórki, aparaty… Będziemy
mieli do niej klucz.

- To super – i uśmiechnęła się słodko. Vanessa zdecydowanie częściej

powinna się uśmiechać, tak jej dużo lepiej.

- Nom.

***

- Została nam tylko godzina i jesteśmy na miejscu – było już południe, a

słońce grzało niesamowicie, dobrze, że ekspres jest z klimą.

- Vanessa myślisz, że będą jacyś przystojniacy w okolicy? No wiesz tacy

w moim typie? – zagadnęła Lili.

- Pewnie tak – odpowiedziała nie patrząc jej w oczy.
Wszyscy znowu włożyliśmy słuchawki do uszu.

- Już dojeżdżamy – usłyszałem podekscytowany głos Lili.
Rzeczywiście byliśmy już niedaleko – według mapki którą dostaliśmy na

stacji. Wstałem szybko i zacząłem ściągać, bagaże Lilian.

background image

Z walizkami wyszliśmy na korytarzy i do wyjścia. Kiedy pociąg się

zatrzymał, otworzyły się drzwi, musiałem wyjść jako pierwszy bo Lili się bała.

Podałem jej rękę, zabrałem bagaże. Vanessa sama dała sobie radę z

walizką i pokrowcem z gitarą. Wcześniej o tym nie myślałem, ale jak my się
zabierzemy z taką ilością walizek?

- Dobra, ja wezmę dwie, Lili ty też dwie, a ty Nessa jedną –

zakomenderowałem.

- Ok. – przytaknęły mi.
I tak obładowani ruszyliśmy w stronę wyjścia.
- Ta drogą prosto i powinniśmy zobaczyć pole namiotowe –

poinformowała nas Lili.

Poszliśmy posłusznie drogą wskazaną przez moją siostrzyczkę. Miała

racje po chwili zobaczyliśmy pole.



NPOV

To pole jest olbrzymi, przy wejściu Lili coś tam powiedziała do grubego

faceta ubranego w szorty, a on dał nam klucz – jak się domyśliłam – od łazienki.

Łatwo znaleźliśmy odpowiednie miejsce, blisko jeziora i toalety idealne.
- Masz – rzuciłam namiotem do Voughna – Ty rozstawiasz.
- Dobra – wywrócił oczami.
Usiadłam na kamieniu nieopodal.
- Nessa, choć tutaj – krzyczała Lili z łazienki.
Poszłam w tamtą stronę. Chyba czegoś się wystraszyła.
- Co jest?
- Patrz – wskazała wielgaśnego pająka (mówiłam już, że mam

arachnofobie?)

Pisnęłam tak głośno, że Voughn przybiegł do nas.
- Co się stało? – spytał wystrachany.
- Pająk – odpowiedziałam przerażona.
- Boisz się pająków?
- Nom, a nie widać, że się boi? – wtrąciła się moja przyjaciółka. - Zabij

go. Błagam.

- Dobra, ale będzie padać – podszedł do niego i bez niczego na niego

nadepnął.

- Dziękuję - prawie się do niego przytuliłam. Ale w porę się odwróciłam

do Lilian.

- Dobra, a teraz wyłaście muszę do kibla – wygoniła nas.
Posłusznie wyszliśmy i ruszyliśmy w stronę namiotu. O dziwo, Voughn

prawie skończył go rozstawiać.

- Jeszcze raz dzięki.
- Spoko no wiesz dla przyjaciół wszystko.

background image

- Fajnie się z tobą przyjaźnić – przyznałam.
- Może.
- Pomóc? – spytałam.
- Nie dzięki, już prawie skończyłem.
Zachowywaliśmy się tak jakbyśmy się dopiero poznali. Trochę mi to

ciążyło, ale to ja chciałam konspiracji, więc musiałam to jakoś przetrwać.

- No skończone – nasz wielki namiot stał już na polu. – która wasz?
- Ta – wskazałam tą na prawo od wejścia.
- Ok.
- Lili jest już namiot!
- To super – prawie zmaterializowała się przy mnie.
- Która twoja kosmetyczka? – spytałam, co jak co, ale kosmetyki Lili

musi mieć w jednym miejscu.

- Ta – wskazała średnią torbę.
- Zabrałaś ze sobą sklep z…tymi no…kosmetykami – spytał Voughn.
- Nie tylko trochę rzeczy z łazienki.
- Dobra to ja ją zaniosę do klopa, a wy wsadźcie nasze bagaże do trzeciej

komory – i poszłam do naszego prywatnego WC

Nie wiem co Lili spakowała sobie do tej walizeczki, ale mam wrażenie, że

jest tam milion pięćset sto dziewięćset błyszczyków.

I nie wiedziałam, że kosmetyki mogą tyle ważyć.
Moja kosmetyczka przy jej wygląda jak podręczna torebka. Położyłam jej

na podłodze bo niegdzie indziej nie było miejsca.

Kiedy wyszłam z WC wszystkie rzeczy były już w namiocie.
- Szybko się uporaliście – przyznałam im.
- My? – spytał rozwścieczony Voughn – Ona nic nie zrobiła.
- Voughn spoko, to jest Lili. Wdech i wydech – uspokajałam go. – Idź

sobie pokopać piłkę, a ja porozmawiam z Lili.

- Dobra – wstał i poszedł na środek pola.
Ten klimat źle wpływa na ludzi.
- Lili o co wam poszło z Voughnem? – spytałam siadając obok niej.
- Sama nie wiem, jest jakiś drażliwy.
- Nom.
- Nigdy taki nie był. Uwielbiał wyjazdy ze mną, zawsze się świetnie

bawiliśmy. A teraz…szkoda gadać. Choć pokaże ci w co się dzisiaj ubiorę na
ognisko.

- Zaraz musze pogadać z twoim bratem – odpowiedziałam.
- Dobra.
Poszłam w stronę prowizorycznego boiska.
- Voughn, przepraszam- zaczęłam.
- Za co? – odwrócił się gwałtownie.

background image

- Za to, że cię namówiłam na ten wyjazd i w ogóle. Słyszałam, że zawsze

uwielbiałeś wyjazdy z Lili, a teraz kiedy jestem jeszcze ja nie możecie ze sobą
wytrzymać…

- Nessa – przerwał mi – nie masz za co przepraszać. Każde rodzeństwo

się czasami kłóci nawet tak idealne jak nasze. Vanessa jutro będzie już dobrze,
obiecuję.

- Dobra – mam nadzieję, że nie kłamał.


VPOV

Lili nigdy, ale to przenigdy nie pomaga w niczym, zaczyna mnie to

doprowadzać do szału! Nawet swojej jednej walizki nie włożyła, a zabrała ich
miliony!!!

Pokłóciliśmy się, a potem Vanessa uznała, że to przez nią, co za

niedorzeczność! Pewnie moja siostra podsunęła jej ten pomysł.

Jak dobrze, że wziąłem tą przeklętą piłeczkę ze sobą, przynajmniej się

trochę od stresowałem.

Kiedy wróciłem do namiotu, dziewczyny szukały czegoś w walizkach.
- Czego szukacie? - zagadnąłem jak najbardziej pogodnie.
- Czegoś na ognisko – odpowiedziała Lilian.
- Żarcia?
- Nie ciuchów – tym razem Nessa.
- Przebieracie się na ognisko? – spytałem zdziwiony.
- A co myślałeś, że pójdziemy tak – pokazała na siebie. – Nie po to

brałam tyle rzeczy, żeby teraz chodzić cały dzień w jednym – wyjaśniła.

- A to stąd tyle walizek. Przecież tu nikogo nie będzie. Nikt poza nami nie

mieszka na tym polu.

- Nie możesz być tego pewien – odwróciła się Lili. Widziałem jak

Vanessa wywraca oczami.

- Mam! – krzyknęła. – Idealna! – wyciągnęła ze swojej walizki, krótką

spódniczkę w zielono-niebieską kratę.

- Nom, bardzo fajna – przyznała moja siostra. – Jeszcze jakąś bluzkę do

tego. – Dodała. Zmyśliła się chwilę – Masz, ta będzie pasować. – podała jej
kawałek szmatki.

- Zaraz wracam – i pobiegła do łazienki. Zostawiając mnie z

ubraniocholiczą – jest takie słowo? Mniejsza z tym.

- Po co się przebieracie? – zagadnąłem.
- No, wiesz mogą przyjść jacyś chłopacy i trzeba dobrze wyglądać –

odpowiedziała z nieśmiałym uśmiechem na ustach.

- Marzenie ściętej głowy.
- Wiesz Nessa jest sama, po tym jak płakała zorientowałam się, że ktoś

jest jej potrzebny, ktoś kto ją pociesz, przytuli, czasami pocałuje, wyśle esa

background image

kiedy będzie tego potrzebować, a gdzie jak nie na wyjeździe znaleźć sobie
chłopaka? – spytała retorycznie.

- Nie wiem, może – przyznałem. W środku zaczynałem się gotować.
Nessa rzeczywiście wróciła błyskawicznie – biorąc pod uwagę, że jest

dziewczyną. Wyglądała prześlicznie, tak seksownie.

- Wow – skwitowałem.
- Dzięki – odebrała to jako komplement. – Jak tutaj wracałam,

zauważyłam, że ktoś rozbija obóz niedaleko. Z tego co zaobserwowałam są to
chłopacy, dwóch. Mega ciacha – opowiadała, a ja miałem ochotę ich zabić- tych
dwóch co mają obóz w pobliżu. Niech tylko któryś spróbuje się dobierać do
Nessy…zabije go na miejscu, bez zbędnych rozmów.

- To super!– Lili była widocznie podekscytowana. Prawie pisnęła.
- Tylko coś mi obiecaj. – zaczęła Nessa.
- Co? – była naprawdę zdziwiona.
- Nie pójdziesz tam teraz i nie zaprosisz ich na ognisko.
- Dlaczego? – prawie jęknęła
- Bo dopiero co rozbijają obóz, daj im chwilę.
- Obiecuję – obiecała Vanessie ze spuszczoną głową. – pójdę do nich za

godzinę.

- No dobra – zgodziła się.
- Jupi! Muszę się przebrać – i zabrała się za grzebanie w walizkach.
- Idę nazbierać drewno na ognisko – powiedziałem.
- Pomogę ci – zaoferowała się Nessa.
- Nie! Nessa wyglądasz prześlicznie i możesz to zniszczyć, pokaleczysz

nogi albo coś w tym stylu. Zostań tu i pomórz mi coś wybrać, a Voughn zajmie
się sprawą ogniska.

- Dobra – zgodziła się smutno.
Wyszedłem z namiotu. Na dworze było już prawie ciemno, ostatnie

promyki słońca świeciły nikle nad jeziorem.

Poszedłem w stronę lasu, poszukać jakiś patyków. Nie było to trudne,

biorąc pod uwagę to, że jest prawie jesień. Wróciłem z naręczem tego czegoś na
rękach.

Lili chyba dopiero co się przebrała bo wychodziła właśnie z łazienki.
Rzuciłem te przeklęta patyki do kręgu, służącemu ognisku i wróciłem do

dziewczyn.



NPOV

Lili się chyba na mnie uwzięła, kazała mi się przebierać, na ognisko – to

chore! Ja nie obchodzi to, że nikogo nie ma w okolicy i że nikt nas nie zobaczy.

Ona cały czas ma nadzieję, że spotkam tego jedynego. Sama też czeka na

księcia z bajki na białym koniu. Mam nadzieję, że się jej uda, a wtedy będę

background image

mogła być z Voughnem, który jest jakiś nieobecny. Rzadko się odzywa, jakby
wcale się nie cieszył z przyjazdu tutaj.

Wyszłam z łazienki, zauważyłam jak dwóch chłopaków idzie w stronę

jeziora z plecakami – takim wielkimi zamiast walizek. Byli naprawdę cool.
Jeden mięśniak z pogodnym wyrazem twarzy, przynajmniej tak mi się
wydawało. Drugi lekko umięśniony, o brązowych włosach. Naprawdę cicha!

Kiedy weszłam do namiotu opowiedziałam o wszystkim Lili, była bardzo

podekscytowana, jak pięciolatka która dowiaduje się, że dostanie za chwilę
lizaka. Musiałam ją powstrzymać, przed pójściem do nich od razu. Ustaliłyśmy,
ż

e pójdzie za godzinę. I przez tą godzinę się przebierze.

Voughn poszedł po drewno na opał, chciałam iść z nim, ale Lili mi nie

pozwoliła. Więc zostałam. Musiałam pomóc jej w doborze ubrania na pierwsze
spotkanie z przeznaczeniem. Wybrałam dla niej letnią sukienkę zawiązywaną na
szyi – oczywiście różową.

- Dzięki – powiedziała tylko i pobiegła do łazienki.
Ja zostałam sama. Zupełnie sama Lili wróci za dwadzieścia minut –

znając ją, a Voughn jeszcze później. Położyłam się na śpiworze i wyciągnęłam
książkę. Leżałam tak, aż do powrotu Lili.

W tej sukience wyglądała cudownie.
- I jak? – spytała
- Super. Tak możesz iść po chłopaków, tylko najpierw sprawdź czy twój

brat poradził sobie z ogniskiem. Ja będę nad jeziorem – jakbyś mnie szukała.

- Dobra – i wyszła, a ja za nią.
Stanęłam nad jeziorem z aparatem w ręku i zaczęłam robić zdjęcia.

Wyszły naprawdę świetnie. Uwielbiam robić zdjęcia krajobrazom. Zawsze robię
ich masę. Moja rodzina się wścieka, że nie mają czym pochwalić się znajomym,
ale…co mnie to obchodzi.

- Nessa, no choć – wyrwał mnie głos Lili.
- Już idę! – odkrzyknęłam jej. Czyli już są.
Poszłam niechętnie w stronę ognia – Voughn sobie nieźle poradził.
Kiedy doszłam do drewnianego kręgu, Lili już siedziała koło mięśniaka.

Ja podeszłam do Voughna. Miał taki dziwny wyraz twarzy.

- Dobrze ci poszło z tym ogniem – pochwaliłam go.
- Patrz na nich – wskazał Lili i nowego.
- No patrzę i co?
- Nie mamy miejsca w domu na kolejnego chłopaka.
- Voughn, wyluzuj. Daj jej żyć, jest szczęśliwa daj jej się cieszyć.

Prawdopodobnie do końca naszych „wakacji” nie będą już razem – pocieszałam
go. Lili zmieniała chłopaków jak rękawiczki.

- Może masz racje.
- Dzisiaj jest nasza noc – powiedziałam mu do ucha.
- Chyba nie.
- Dlaczego?

background image

- Ten Edmund ma kolegę – pokazał z niechęcią na chłopaka siedzącego

nieopodal Lili.

- A. Ten chłopak koło twojej siostry to Edmund?
- Tak, dziwne imię nie?
- Nom - przyznałam - dobra czas na sesję. – podniosłam się i stanęłam

naprzeciwko Voughna – uśmiech! – flesz.

Dobra czas, na Lili. Podeszłam do nich.
- Cześć jestem Nessa – przestawiłam się.
- Jestem Edmund – uścisnął moją rękę.
- Dobra, a teraz uśmiech – flesz – pięknie. – poszłam w stronę kolegi

Edmunda. – Cześć jestem Nessa – przedstawiłam się po raz drugi.

- Adam – podał mi rękę. Miał taki silny uściski i w tym nikłym świetle

był naprawdę przystojny.

- Dzisiaj wszystkim robię zdjęcia, więc musisz się uśmiechnąć – flesz. –

dzięki.

- Proszę. Lubisz robić zdjęcia? – Zapytał.
- Nom, uwielbiam.
- Ja też. – usiadłam obok niego. – pracuję w gazecie jako fotograf.
- No, co ty. W jakiej?
- W Mój Muzyczny Świat.
- To moja ulubiona gazeta.
- Naprawdę?
- Nom. Kocham ją. Czytałam każdy numer. Od dawna tam pracujesz?
- Od roku – pochwalił się.
- Wow. Super! To ty byłeś na grami?
- Tak, razem z kolegą.
- To były chyba najlepsze zdjęcia. Sama bardzo chciałam pojechać, ale

ojciec mi zabronił.

- Niefajnie.
- Nom. A które ty robiłeś te na czerwonym dywanie, czy na tle

sponsorów.

- Na dywanie.
- Ale taka praca to musi być super!
- No jest i często się wyjeżdża. Tutaj też mamy robić zdjęcia do

najnowszego numeru. Musimy znaleźć kogoś z gitarą i porobić mu zdjęcia.
Potem jedziemy do Wrocławia na jakiś koncert.

- Ja mam gitarę.
- Naprawdę?
- Tak.
- Z nieba mi spadłaś.
- A jaki to będzie koncert? – spytałam.
- The Veronikas- oznajmił.
- No co ty, to mój ukochany zespół.

background image

- To powinnaś tam pojechać.


VPOV

Przyszli! Kurwa jak ona mogła ich zaprosić, przecież oni są…Ught!
Nienawidzę już tego kolegi Edmunda, zresztą jego też nie lubię. Muszę go

nie lubić – tak dla zasady. Ale ten jego przyjaciel…wkurwia mnie tak, że
jeszcze nikt mnie tak nie wkurzył.

Ewidentnie flirtuje z moją dziewczyną! Mam ochotę mu przypieprzyć!

Siedzą tam razem i rozmawiają, a ona jest jakoś dziwnie zainteresowana!
Kurwa, za jakie grzechy?!

Jeszcze Lili miziająca się z tym mięśniakiem! Ohyda. Będą tak siedzieć

pewnie cały wieczór!

Czy ten idiota…jak mu tam…Adam się do niej przybliża? Zaraz mu tak

dam, że matka go nie pozna! Teraz przesadził objął ją!

Poszedłem do nich.
- Nessa możemy na słówko?
- Jasne, zaraz wracam – i poszła za mną. –Co?
- Jesteśmy razem?
- Tak, oczywiście kochanie.
- To dlaczego pozwalasz mu flirtować z tobą.
- Voughn my tylko rozmawiamy. On też lubi robić zdjęcia i rozmawiamy

głównie o nich – wyjaśniła.

- Ma się od ciebie odsunąć i jak jeszcze raz cię dotknie nie ręczę za siebie!
- Dobra. Uspokój się – starała się mnie uspokoić. – Wdech i wydech.
Nic nie było teraz w stanie mnie uspokoić.
- Albo chodź na chwilę do namiotu – muszę wziąć bluzę.
- Masz – podałem jej swoją – mi nie jest zimno, a ten idiota nie będzie się

do ciebie przystawiał.

- Dziękuję – wzięła i założyła – masz ładne perfumy. Voughn my

naprawdę tylko rozmawiamy. Nie bądź zazdrosny, Kocham cię.

- Ja ciebie też.
Razem wróciliśmy do ogniska.
- Chcesz to możesz przy nas usiąść – zaproponowała.
- Nie dzięki. Nie wytrzymałbym siedzenia z tym czymś.
- Dobra jak chcesz – opowiedziała i poszła.
Nienawidzę tego zioma bardziej niż kogokolwiek innego.
Naprawdę jeszcze nikt mnie tak nie wkurzał!



background image

NPOV

Wróciłam do Adama. Widziałam jego minę na widok mojej bluzy. W

której wyglądałam dobrze, bo kiedyś już ją przymierzałam.

- Mogłaś powiedzieć, że jest ci zimno, dałbym ci swoją – zaoferował.
- Ta mi wystarczy.
- Twój chłopak – wskazał na Voughna. Nie wiedziałam co powiedzieć.
- Nie, przyjaciel.
- Może dla ciebie, bo ty się mu podobasz.
- Tak myślisz?
- No.
- To miło. – chwila ciszy – Mam pomysł. – stanęłam na ławce. – Wszyscy

ustawcie się zrobię nam grupowe zdjęcie! Przed ogniskiem!

Lili i Edmund wstali jako pierwsi, potem Voughn, a na końcu Adam.
Włączyłam samo wyzwalacz i umiejscowiłam się między Voughnem, a

Adamem. Kiedy zdjęcie się zrobiło poszłam po aparat, żeby zobaczyć jak
wyszło.

- Fajnie – Adam zaglądał mi przez ramię.
- Nessa, jestem padnięta idziemy? – Lili ziewała obok mnie.
- Tak. Cześć – pożegnałam się i ruszyłam z Lilian i Voughnem w stronę

obozu.

Lili położyła się i od razu zasnęła w tej sukience i makijażu.
- Idę pierwsza czy ty chcesz? – spytałam Voughna.
- Możesz iść.
- A ty się dzisiaj nie myjesz? – spytałam z uśmiechem.
- Myję tylko, że po tobie.
Poszłam do łazienki i wzięłam zimny prysznic. Potem umyłam zęby i

przebrałam się w piżamę.

- Twoja kolej – powiedziałam gdy weszłam do namiotu.
Zostałam sama wcale nie chciało mi się spać. Usiadłam więc na trawie

przed namiotem. Kiedy Voughn wrócił usiadł obok mnie. Ja byłam wciąż w
jego bluzie.

- Voughn byłeś zazdrosny dzisiaj? – spytałam.
- Nie
- A tak naprawdę?
- Trochę.
- Nie masz o co. On już nawet nie walczy – wytłumaczyłam.
- Co?
- Zrozumiał, że nie ma szans.- wyjaśniłam.
- Powiedziałaś mu, że jesteśmy razem?
- Nie. Po prostu zrozumiał – wyjaśniłam i go pocałowałam. – Powiedzmy,

ż

e jest domyślny.

- To dobrze, bo musiałbym mu przyłożyć.

background image

- Voughn pamiętaj nikogo nie kocham bardziej od ciebie i nigdy nie

pokocham – wyznałam.

- To bardzo dobrze.
- Voughn, ufaj mi proszę.
- Co?
- Ufaj mi, a nie tylko temu co widzisz lub słyszysz od kogoś.
- Postaram się
- Kocham cię, naprawdę.
- Ja ciebie bardziej.
Pocałowaliśmy się, tak namiętnie.





























background image






7.

Zakupy


NPOV


- Wstawaj! Już rano no wstawaj! – dryfowałam gdzieś między snem, a

rzeczywistością. Za wszelką cenę chcę zostać w śnie. – Nessa już rano no
wstawaj! – to była Lili. – Vanessa błagam no wstawaj!

- Nessa – usłyszałam kochany głos przy swoim uchu. – wstawaj, jest już

rano – powiedział.

- Dajcie wy mi święty spokój! – wrzasnęłam i przewróciłam się na drugi

bok.

- Kochanie – dostałam całusa w policzek. Od razu otworzyłam oczy.
- Co chcesz?
- Lilian czegoś od ciebie chciała, ale poszła do Edmunda.
- To po co mnie budzisz?! – zapytałam z wyrzutem.
- Bo moja siostra tego chciała – wytłumaczył.
- Która jest godzina? – spytałam zaspana.
- Ósma piętnaście – oświadczył.
- Co?! – rzuciłam się na śpiwór. – zabiję Lili!
- Nie zabijaj. Jak ja rodzicom to wytłumaczę? Z resztą spędziłabyś resztę

ż

ycia w więzieniu

- No dobra postaram się.
- O idzie.

background image

Rzeczywiście po chwili w namiocie pojawiła się moja przyjaciółka.
- Wstałaś, nareszcie- rzuciła się mi na szyję – teraz marsz do łazienki,

ogarnij się, ubierz coś stosownego.

- Tak, mamo – oświadczyłam i zabrałam się do szukanie czegoś

„stosownego”.

- A gdzie idziemy? – spytałam – I dlaczego budzisz nieszczęsnych ludzi

tak wcześnie?

- Idziemy z Edmundem i Adamem popływać kajakami. Voughn jak

chcesz to możesz iść z nami – oświadczyła.

- Jakie kajaki? -spytałam zdenerwowana.
- Nom na jeziorze. Będziesz pływać razem z Adamem. Wydaje mi się, że

wpadłaś mu w oko, a on tobie?

- Lili, nie wyobrażasz sobie zbyt wiele?
- Nie, wyrażam tylko swoją opinię.
- Jasne. A Adam w ogóle umie pływać? -spytałam
- Wierz, że nie wiem. Chyba tak, ale…
- Jeśli nie umie to nie płynę. Nie będę go ratować, a mój kajak na pewno

się przewróci.

- Dobra spytam się go, a ty idź się przebierz. – i obydwie wyszłyśmy z

naszego namiotu.

W łazience wzięłam zimny prysznic – który miał mnie obudzić. Mimo

wszystko ten dzień zaczął się pięknie – obudził mnie idealny chłopak, mój
idealny chłopak. Potem było już tylko gorzej, ale i tak ranek był udany.

Mój kostium na dzisiaj to szare spodnie od dresu i bluza od kompletu, pod

spód bielizna – oczywiście – i bluzka z wielkim dekoltem do tego adidasy marki
Nike. Trochę makijażu i gotowe.

Wyszłam z łazienki w momencie kiedy w stronę naszego obozu szli

chłopcy.

- Hej – usłyszałam z ich strony.
- O cześć.
- Gotowa? – spytali.
- Chyba.
- Nie będzie tak źle – zapewniał Edmund.
- Mam nadzieję.
Lili siedziała na swoim śpiworze i rozmawiała przez telefon. Voughn

leżała w „pokoju” obok.

- Idziesz z nami? – zwróciłam się do niego.
- Nie wiem.
- No chodź.
- I co mam sam wiosłować?
- Nie, ze mną.
- Ty płyniesz z tym…Adamem.

background image

A właśnie gdzie oni są? Wychyliłam się z namiotu siedzieli na

kamieniach niedaleko naszego namiotu.

- Gotowa? – spytała Lili.
- Chyba. To dobrze. Voughn idziesz z nami?
- Nie.
- Dobra.
- Nie- postawiłam się. - Voughn idziesz z nami i nie ma żadnych „ale”.

Nawet jak nie chcesz pływać porobisz nam zdjęcia.

- Co? – spytał poirytowany.
- To co słyszałeś. Nie masz wyboru. Masz – podałam mu aparat. – I

chodźcie.

- Nareszcie – usłyszałam donośny głos Edmunda -Co tak długo?
- Mama dzwoniła, sam rozumiesz – tłumaczyła się Lili.
- No dobra chodźcie. – i poszliśmy za mięśniakiem.
Nad jeziorem dostaliśmy kamizelki i wybraliśmy kajaki. Voughn nie

chciał płynąć, więc pouczyłam go jak robić foty na moim aparacie.

O dziwo wiosłowanie nie jest aż tak trudne jak myślałam.
- Zrobił ci coś wczoraj? – spytał ni stąd ni zowąd Adam.
- Słucham?
- Voughn, był zły na ciebie za wczoraj – a o to mu chodziło.
- Nie.
- To dobrze. Bo już się bałem.
- Nie, on jest…normalny. Jest moim najlepszym przyjacielem.
- A.
- Nom.
- Długo się znacie?
- Niezbyt. Może z miesiąc.
- To szybko zostaliście przyjaciółmi.
- Może. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam - zaczynam lubić Adama

jest całkiem spoko.

- Niedługo wyjeżdżam – poinformował mnie.
- Dlaczego?
- Bo nie znalazłem tu tego, czego szukałem.
- To jest…
- Nieważne.
- Lili będzie zawiedziona.
- Edmund zostaje, właśnie dla niej.
- Nie chcesz, żeby wracał z tobą? – zdziwiło mnie to.
- To jego życie, może robić co chce.
- Ja bym nie pozwoliła zostać tutaj Lilian.
- Dlaczego?
- Bo jest moją przyjaciółką…i nie umiałbym wytłumaczyć tego jej

rodzicom. – na jego twarzy pojawił się półuśmiech.

background image

- Mnie tam obojętnie, niech zostaje.
- Może. Lili będzie się cieszyć.
- Mam nadzieję.
Wstałam na chwilę, żeby rozprostować nogi i nasz kajak się wywrócił.
- Wiedziałam, że tak będzie.
- Tak, to mogłaś ostrzec.
- Następnym razem będę ostrzegać – śmialiśmy się.
- No, mam nadzieję.
- Może napisze sobie kartkę „NIEBEZPIECZEŃSTWO”
- Vanessa! Nic ci nie jest?! – Voughn darł się z końca jeziora.
- Nie!
- Martwi się o ciebie – podsumował Adam.
Nagle podpłynęła Lili z Edmundem.
- Pomóc?
- Z nieba mi spadłaś – odpowiedziałam.
- Nom Ed wyskakuj i pomórz Adamowi odwrócić kajak, a ja i Nessa

popłyniemy na ląd.

Chłopak Lili - jak przypuszczam – wskoczył bez słowa do wody i zaczął

pomagać koledze, a ja i Lili zaczęłyśmy wiosłować do brzegu.

Na pomoście stał Voughn z aparatem w ręku.
- Uśmiech! – krzyknął i zrobił nam fotkę. – pięknie - oznajmił.
- Ta jasne – powiedziałam z sarkazmem i wysiadłam z kajaka. Lili zrobiła

to zaraz po mnie.

- Masz – Voughn znowu dał mi swoją bluzę. Wzięłam ją bez wahania.
Na dworze była chyba minusowa temperatura, a ja byłam cała mokra. W

dodatku zbierało się na deszcz.

- Dzięki. Idę się przebrać zaraz wracam – i pobiegłam do namiotu.
Najlepsze jest to, że wzięłam tyle rzeczy, a nic poza tym dresem na taka

pogodę. Pogrzebałam i znalazłam jakieś dżinsy, a do tego bluzę i koszulkę.
Przebrałam się w naszym „pokoju”.

Kiedy wyszłam wszyscy byli już na pomoście, Lili żegnała się z

Edmundem i chyba umawiała na wieczór. Adam nic nie mówił, nawet na nich
nie patrzył. Mój chłopak powiedział tylko „Cześć” i poszedł w moja stronę.

- Elo, chcesz iść na miasto? - zaproponowałam
- Mogę iść – zgodził się – tylko jak do niego trafić?
- Poczekajmy na Lilian ona na pewno wie.
Nie musieliśmy długo na nią czekać. Kiedy tylko się jej zapytałam już się

zgodziła i oczywiście miałam rację wie jak tam trafić. Poszliśmy od razu.

Miasteczko było naprawdę uroczy. Mnóstwo butików, tonę straganów z

biżuterią i w ogóle prześliczne. To znaczy dla nas, bo Voughnowi nie podobało
się jakoś szczególnie. W sumie wcale się mu nie dziwię. My jesteśmy
dziewczynami i uwielbiamy zakupy. To nasza pasja – jak dobrze, że jest coś
takiego jak karta płatnicza!

background image

Wydałyśmy fortunę na duperele, naszyjniki, bransoletki i ciuszki.

Miałyśmy miliony toreb. I co rusz znajdowałyśmy coś co koniecznie chcemy
mieć.

- Patrzcie – zawołał nas Voughn i odciągnął od wystawy sklepowej.
- Co?
- W piątek tutaj będzie przedstawienie na cześć jesieni, na świeżym

powietrzu, wstęp wolny. Wybierzemy się?

- Czemu nie? – odpowiedziałam.
- Może być – łaskawie zgodziła się Lili.
- To fajnie. Możemy już iść? – spytał znudzony Voughn
- Ostatni sklep i idziemy – oświadczyłam.
- Co? – spytała moja przyjaciółka z podkówką na ustach.
- Będziemy tu w sobotę, musimy mieć co oglądać później.
- Aha. No dobra.
Weszłyśmy do ostatniego butiku, gdzie kupiłam sobie niebiesko-zielony

dres. Lili zaś kupiła nową torebkę od chanell.

- Dobra możemy iść – oświadczyła.
Poszliśmy z powrotem do obozu. Po drodze zrobiłyśmy sobie z Lili

zdjęcie zmęczone zakupami i z tymi wszystkimi torbami. Potem kazałyśmy
Voughnowi wziąć nasze zakupy i mu też cyknęłyśmy fotę.

Wyszła naprawdę fajnie.
Lili przez całą drogę zamęczała nas opowiadaniami o Edmundzie. Jaki on

jest cudowny, wspaniały, a te jego niebieskie oczy. Cały czas jej przytakiwałam,
ale tak na prawdę to, to co mówiła wlatywało jednym uchem, a wylatywało
drugim. Powiedział nam, że są już razem na poważnie.

Mój chłopak musiał się naprawdę wynudzić idąc z nami. Ale sam tego

chciał. Zgodził się. Jednak było mi go trochę żal.

- Voughn – zagadałam – myślisz, że o czym będzie to przedstawienie w

piątek?

- O jesieni prawdo podobnie.
- Aha.
Słyszałam jak się śmiał.
- Nessa? – zagadnęła moja przyjaciółka
- Co?
- Podoba ci się Adam?
- Nie jakoś nie szczególnie. A co?
- No bo…wiesz tak sobie myślałam, że pasujecie do siebie, obydwoje

kochacie muzykę, fotografię, on pracuje w twoim ulubionym piśmie, no wiesz
prawie idealna para.

- Poza zainteresowaniami, musi mi się jeszcze podobać – odparłam. – A

tak nie jest.

- Ale Nessa nie możesz na zawsze być sama.
- Nie będę, słowo.

background image

- No dobra, uznajmy, że wieżę ci.
- To dobrze.
Nawet nie spostrzegłam kiedy dotarliśmy nad jezioro do namiotu.
- Gdzie my nasze zakupy wsadzimy? – zastanawiałam się.
- No tam gdzie bagaże, zmieszczą się. – zapewniała – A jeśli nie to do

mojego brata, on śpi sam więc ma dużo miejsca.

- Ok.
Nagle coś zaczęło wibrować mi w kieszeni.
- Sorka – i wyszłam z namiotu. – Słucham.
- Nessa
- Cześć mamo. Coś się stało?
- Nie. Chciałam się tylko spytać jak tam na wyjeździe?
- Świetnie, a ty kiedy wracasz?
- Jutro.
- Tak szybko?
- Tak. No wiesz nie mogę tyle siedzieć u twojej cioci.
- No może. Pewnie sobie trochę odpoczęłaś?
- No i to jak, nad morzem jest tak pięknie. A jak tam, pogoda u was

dopisuje?

- Tak, jest świetnie.
- Peter każe cię pozdrowić – dodała. – Nie może się doczekać kiedy cię

zobaczy.

- Pozdrów go też.
- A co całymi dniami robicie? - spytała z zainteresowaniem.
- Dzisiaj pływaliśmy kajakami, a no i byliśmy na zakupach.
- I jak ci poszło? – zrozumiałam, że nie chodzi jej o zakupy.
- Dobrze. Naprawdę to super zabawa – celowo przemilczałam zdarzenie

na kajakach, mama by się zamartwiała.

- To się cieszę. Do zobaczenia kochanie.
- Pa mamo.
Wszystkie nasze zakupy już zostały poupychane po całym namiocie.
U Voughna było ich na maksa dużo. U nas kilka, a z „pomieszczenia” dla

bagaży prawie się wylewały.

- No i po sprawie – skwitowała Lili.


VPOV

Ten Adam mnie dobija, klei się do mojej dziewczyny i jeszcze śmie

nazywać mnie swoim kumplem – to szczyt.

Jak on mnie wkurza, a Lili jeszcze w kółko pyta się Nessy czy aby na

pewno jej się nie podoba! Wszyscy się na mnie uwzięli! Jeszcze te zakupy z

background image

dziewczynami – to była katorga. Wchodziły do każdego sklepu po kolei! Te
dziewczyny mnie wykończą!

Ognisko dzisiaj to będzie porażka! Jak ostatnie. Nessa znowu spędzi cały

wieczór z tym pajacem, a ja zostanę sam jak idiota. O kurwa!

Nagle coś zaczęło mi wibrować w kieszenie.
- Czego?! – wrzasnąłem do komórki.
- Cześć kochanie – usłyszałem głos mamy. Kurwa dzisiaj do wszystkich

matki dzwonią.

- Cześć mamo.
- Wszystko dobrze?
- Tak, zajebiście – udawałem szczęśliwego, tak kurewsko szczęśliwego.

Wszyscy myślą, że oszukiwanie rodziców jest trudne, a tak naprawdę to
łatwizna.

- To dobrze, kochanie. Jak tam z Lili?
- Zadzwoń do niej to się dowiesz.
- Może masz rację. A jak tam towarzystwo?
- Świetne – skłamałem.
- To się cieszę, bo Lili wspominała, że jesteś jakiś dziwny.
- Tak jej się tylko wydawało. Po prostu wczoraj byłem zmęczony to

wszystko.

- To dobrze, bo już się bałam. No to baw się dobrze.
- Dzięki, cześć.
- Pa kochanie.
Kurwa ile ja mam lat żeby do mnie wołać kochanie?!
Prawie siedemnaście
Dzięki, ale to było pytanie retoryczne.
Aha. Wiedziałem.
Tak właśnie myślałem.
Ciesz się z wyjazdu i nie złość się na wszystko, idź pobiegać to ci dobrze

zrobi

Ty się o mnie martwisz?
No tak, jeśli tobie się coś stanie to mnie też.
W sumie racja.
Nom. Weź bluzę na ognisko
I już go nie było.
Zaczynam się do niego przyzwyczajać.
Kurwa! Wcale nie! Nadal go nienawidzę, nadal!
- Voughn! -usłyszałem głos Lili.
- Co?
- Idź pomórz Vanessie z ogniskiem.
- Nessa sam wzięła się za ognisko?
- No. Stwierdziła, że jesteś zajęty.
Od razu ruszyłem w stronę miejsca na palenisko.

background image

- Hej – przywitałem się.
- O hej – Nessa próbowała ułożyć stos z patyków.
- Pomóc?
- Jeśli łaska.
- Dobra - i zabrałem się do rozstawiania ogniska. Nessa usiadła na ławce.
- Jak będziesz potrzebował pomocy to mów.
- Spoko, ale nie sądzę z tego co widziałem, nie za bardzo się na tym znasz

– zaśmiałem się.

- No to nie jest mój konik – przyznała.
- Nessa! Chodź musisz mi pomóc! – usłyszałem Lili.
- No idź dam sobie radę.
- Na pewno?
- Tak.
- No dobra - i odeszła w stronę namiotu.
Pewnie Lili nie może się zdecydować czy założyć różową czy czerwoną

sukienkę. Jakie ona ma problemy, myśli tylko o ciuchach i kosmetykach, a no i
o chłopakach.

Ten jej Edmund nie jest taki najgorszy, go nawet lubię. Pasuje do mojej

siostry, jest dość inteligętny – przynamniej tak mi się wydaję. Ma poczucie stylu
– według mojej siostry- lubi sport – to widać po jego mięśniach. No i jest w
moim wieku czyli nie za stary dla Lilian.

Gdyby nie ten jego kolega byłby idealny.
Znowu moja komórka zaczęła wibrować.
- Słucham.
- Część, młody – zamurowało mnie, bo to był mój ojciec - co słychać u

mojego pierworodnego?

- Część tato. Po staremu, a u ciebie – jakby mnie to interesowało.
- Nijak synu. Jutro wyjeżdżam na odwyk.
- To super – bez entuzjazmu.
- Tak też się cieszę, co u twojej matki?
- Dobrze.
- To się cieszę, nara.
- Cześć
Kurwa skąd on do jasnej cholery ma mój numer?! Kurwa!
Nienawidzę go, niewiedzę go całym sobą! A ten kurwa dzwoni do mnie

jakbyśmy byli super rodziną i pyta co u mnie!!!! Niszczy mi wyjazd!!!!

- Jak ci idzie? – spytał Nessa stając za mną.
Odwróciłem się do niej. Wyglądała super seksownie w czarnych

rajstopach, krótkiej spódniczce i obcisłej bluzce, na to czarny żakiet.

- Wow – znowu wzięła to za komplement, ale tak jak ona to jeszcze nikt

nie wyglądał. – dzisiaj jest jakiś koncert? – spytałem.

- Nie, mamy ognisko, a to są ciuch które sobie dzisiaj kupiłam – wyjaśniła

z uśmiechem na ustach.

background image

- Pomóc ci?
- Nie już kończę. Lili może iść po chłopaków.
- Ok. powiem jej.
I odeszła, a ja nie mogłem od niej wzroku oderwać. Wyglądała na maksa

seksownie? Ile ja się musiałem nastarać, żeby się na nią nie rzucić!

Po chwili, widziałem jak Lili biegnie do namiotu nieopodal i woła

chłopaków.

- Otrząśnij się – walnąłem się w twarz i podpaliłem papier zapalniczką,

papier wsadziłem do drewna, a ten się zapalił. Tworząc przepiękne ognisko.

Vanessa przyszła z gitara w ręku.
- Zagrać ci coś?
- Jasne – zgodziłem się.
- „Kind & Generous” Natalie Merchant

(dostępny u mnie na chomiku:

http://chomikuj.pl/lulabi

w folderze muza,

Natalie Merchant)


Po chwili całe pole namiotowe ogarnęła piękna muzyka Vanessy, która

zaczęła do tego śpiewać. Miała naprawdę niesamowity głos. W pewnym
momencie stanęła na ławce i zaczęła udawać, że stoi na scenie!

Wszyscy się zeszli jej posłuchać, a ona wyglądała jak w transie, nie

zwracała na nic uwagi, muzyka owładnęła nią w całości.

Kiedy ostatnie nuty ucichły, cała nasza grupa zaczęła bić jej brawo. Ja też.

To naprawdę było coś!

- Dziękuję – uśmiechnęła się i zeszła ze „sceny”.
- Byłaś niesamowita – powiedziałem.
- Dziękuję.
- Nom, czemu wcześniej nie mówiłaś, że tak dobrze grasz? – spytał

Adam. Myślałem, że mu oczy wydrapię.

- No wiesz, nigdy się nie pytałeś. Idę odłożyć gitarę – i ruszyła w stronę

naszego „domu”.

Lili usiadła na kolanach Edmunda i zaczęła rozmawiać o występie Nessy.

Adam patrzył się za nią jak idiota! Głupek, palant! Jak łowca który zobaczył
zdobycz. Kurwa, myślałem, że mu przywalę!

Nessa wróciła i usiadła ze mną.
- Masz – rzuciła mi puszkę coli.
- Dzięki.
- Podobało ci się?
- No jasne, byłaś niesamowita, powinnaś zostać piosenkarką.
- Tak myślisz?
- Nom. Żebyś ty widziała jak wszyscy byli oczarowani twoją muzyką.
- Pochlebiasz mi. Myślałam o tym, żeby wysłać swoje demo do wytwórni,

co ty na to?

background image

- Super pomysł. Pokochają cię!
- Mam nadzieję.
- No i wiesz masz już chody w swoim ulubionym muzycznym pisemku –

uśmiechnęła się promiennie

- Może, ale on jutro wyjeżdża.
- Naprawdę? – byłem na maksa szczęśliwy.
- No, Edmund zostaje dla Lili. To się nazywa prawdziwa miłość, porzucić

kumpla dla dziewczyny. To takie romantyczne – zrobiła słodkie oczka.

- Wow. - Adam wyjeżdża powtarzałem sobie w głowie.
- Widzę, że się cieszysz – skwitowała.
- Bardzo.
- To dobrze. Idę z nim pogadać, zgadzasz się?
- No jasne idź!
Byłem przepełniony radością, to na pewno był najlepszy dzień w moim

ż

yciu! Tak się cieszyłem, że nie wiedziałem co zrobić z nadmiarem energii.

Poszedłem do namiotu i wziąłem piłkę do nogi.

- Edmund grasz? – spytałem się.
- Jasne stary, uwielbiam nogę.
- Ja też.
I zaczęliśmy grać jeden na jednego.
On był naprawdę niezły. Lepszy od chłopaków z mojej drużyny!

Przyjemnie się z nim grało naprawdę i nie było łatwo wygrać w przeciwieństwie
do chłopaków z którymi gram na treningach.

Kiedy skończyliśmy wynikiem 5:6 dla mnie, wróciliśmy na ognisko.
- Jesteś niezły.
- Dzięki.
- Grasz gdzieś?
- Na podwórko z kolegami.
- Taki talent i ukrywasz się, zapisz się na jakieś treningi, naprawdę.
- Pomyślę o tym, od następnego roku.
- Ten się dopiero zaczął. Rozejrzyj się za czymś.
- Zobaczymy.
- Byłeś świetny – pochwaliła go Lili i pocałowała go w policzek.
- Dzięki.
Ja wróciłem na swoje miejsce.
- Byłeś zajebisty – usłyszałem od Vanessy.
- Dzięki.
- Elo, jest za pięć dwunasta czas się zbierać
- Dobra. Lili zbieramy się! – wrzasnąłem.
- Dobra. – usłyszałem w odpowiedzi.
- Dzisiaj było lepiej niż wczoraj – powiedziałem do Nessy.
- Może.
- A tobie się wczoraj bardziej podobało?

background image

- Bez różnicy – stwierdziła.
- Hej, całkiem dobrze sobie radzisz – doszła do nas Lilian.
- Dzięks.
- Ale jestem śpiąc.
- Ja też
- I ja.
- Czyli łazienka, paciorek i spać? - spytała Nessa z małym uśmiechem.
- Tak – zgodziła się Lili.
- Tak, wyłączając paciorek – zaśmiałem się.
- Idę pierwsza – zakomunikowała Lili.
- Dobra, ja druga – usłyszałem głos Nessy
- Świetnie, no to ja ostatni.
- Tak bywa. Nawet najlepszym się zdarza – skwitowała moja dziewczyna.
Lili przebiegła przed nami.
- Kocham cię – wyszeptała mi Nessa do ucha.
- Ja ciebie też skarbie.
Ona jest naprawdę całym moim światem, nie wyobrażam sobie teraz życia

bez niej. To jest już uzależnienie. Chyba?

Nie ważne wolę to niż nic.





















background image






8.

Nowy chłopak




NPOV

Pożegnanie z Adamem nie było zbyt wylewne. Nikt nie uronił łzy. Moja

przyjaciółka udawała smutek, Voughn stał tyłem, tylko ja i Ed pożegnaliśmy się
jak należy. Ja rzuciłam się mu na szyję, a Edmund pożegnał się z nim tak…po
męsku.

- Szkoda, że ta sesja ci nie wyszła – przyznałam
- Wyszła – oświadczył.
- Co?!
- Pamiętasz jak wczoraj grałaś na gitarze na ławce?
- Tak.
- To właśnie w tedy zrobiłem ci parę fotek, będą w najbliższym numerze

magazynu. – na jego twarzy zagościł półuśmiech - Będę za tobą tęsknić – dodał.

- Ja za tobą też – przyznałam i przytuliłam się do niego.
Potem odeszłam do Voughna i patrzyłam jak pociąg odjeżdża. Adam

wystawił głowę przez okno i do nas pomachał. Mój partner był straszliwie
szczęśliwy, jeszcze nigdy go takiego nie widziałam. Nawet mu pomachał. Jak
nie wiele trzeba, żeby uszczęśliwić chłopaka☺

Kiedy pociąg zniknął nam z pola widzenia odwróciliśmy się bez słowa i

ruszyliśmy w stronę kampingu. Nikt nic nie mówił – dlaczego? – nie wiem.

- Muszę zadzwonić – powiedziałam gdy doszliśmy do namiotu.
Lili poszła razem ze swoim chłopakiem, a mój chłoptaś wszedł do

naszego „domu”. Ja ruszyłam w stronę jeziora, usiadłam na brzegu i
wyciągnęłam telefon. Wybrałam numer mamy.

- Słucham – usłyszałam jej głos.
- Cześć, mamo.
- Cześć skarbie. Co tam u was?
- Nic nowego. W piątek idziemy na przedstawienie do miasteczka obok.

background image

- To świetnie, że organizujecie sobie czas.
- Też się cieszę, a co tam u was?
- Nic nowego, twoja siostra dzwoniła już i mówiła, że jest tam u niej

fatalnie, że nie ma normalnych ludzi i w ogóle.

- Pewnie dramatyzuje – to logiczne, że nie ma normalnych ludzi, kto

normalny ćpa?

- Mam nadzieję – przyznała.
- Na pewno – zapewniałam sama jednak nie byłam przekonana.
- A jak tam z Voughnem nie jest taki zły?
- Nie jest całkiem fajny i miły – starałam się nie mówić zbyt wiele.
- To dobrze - chwila przerwy – chciałam do ciebie dzisiaj zadzwonić, bo

widzisz Peter ma w piątek przyjechać, razem z twoją ciotką i pomyślałam, że
może mógłby przyjechać tam do was, bo ty wracasz dopiero w niedziele, a co on
tutaj będzie sam robił? Co ty na to, może przyjechać?

- No jasne – przyznałam z entuzjazmem. – Strasznie się cieszę!
- Ja też się cieszę. Kocham cię – i się rozłączyła.
Chciałam skakać, krzyczeć, biegać. Strasznie się cieszyłam, że Peter tu

przyjedzie! Był moim najlepszym przyjacielem, z którym zawsze mogłam
porozmawiać, wypłakać się w jego koszule i w ogóle. Dawno się z nim nie
widziałam, a miałam mu tyle do powiedzenia, zaczynając od Karen, kończąc na
Voughnie. Nie, nie mogę mu powiedzieć o wszystkim! Temat mojej miłości
odpada! To będzie trudne, ale się nie dowie.

Cała w skowronkach wróciłam do namiotu.
- Z czego się tak cieszysz? – spytał mój ukochany.
- Z niczego – uśmiechnęłam się. – Gdzie Lili?
- U Edmunda jak mnie mam, a co?
- Nic. Tak się pytam. Masz może ochotę wyskoczyć na rowery wodne?
- Co? – był chyba zdziwiony.
- No, wiesz. Rowery wodne takie jakimi się pływa po wodzie, nie

wiosłując tylko pedałując – wytłumaczyłam.

- Wiem co to są rowery wodne.
- To dobrze – uśmiechnęłam się promiennie. – To jak idziesz?
- No dobra.
Wzięłam bluzę, która na szczęście wyschła po przygodzie na kajakach i

ruszyliśmy w stronę pomostu.

Na dworze nie było zimno, nawet świeciło słońce. Ani jednej chmurki na

niebie, tak jakby niebo oddawało mój nastrój.

Podeszliśmy do faceta od sprzętu wodnego, siedzącego na pomoście. W

radio leżącym na stoliczku obok dziennikarz właśnie mówił o jakieś rozprawie:

„Dzisiaj nareszcie skazano M.J. na dożywocie za zabójstwo byłego

ministra skarbu. Jego obrońca nie miał szans w starciu z prawnikiem J.
Klarkiem jednym z najznakomitszych prawników naszego kraju.

- Jak panu się to udało? – spytał dziennikarz.

background image

- To nie było trudne – odpowiedział…tata – sam się wkopał, nie ustalił

jednej wersji wydarzeń – oświadczył pewny siebie.”

- Nessa? – szturchnął mnie Voughn – Żyjesz? Co się stało?
- Nic była audycja o moim starym – oświadczyłam.
- On jest prawnikiem?
- Tak. Dlatego niema go prawie w domu – wyjaśniłam.
- Fajnie.
- Wcale nie.
- Proszę – przerwał nam konwersacje właściciel podając nam kamizelki –

Rower numer 11.

- Dziękujemy – odpowiedziałam i poszłam razem z moim ukochanym do

roweru.

- Pomóc ci? – spytał stojąc w naszym pojeździe i wyciągając do mnie

rękę. Był taki słodki.

- Proszę – odpowiedziałam i chwyciłam jego dłoń.
Uwielbiam pływać rowerem. To na maksa przyjemne uczucie☺ Nie jest

tak męczące jak zwyczajnym, nie trzeba wiosłować, są ładne widoki czego
więcej chcieć? No i jeszcze idealny chłopak obok – żyć nie umierać.

- Nessa – zagadnął Voughn
- Słucham – odwróciłam się do niego.
- Kocham cię – spojrzał mi głęboko w oczy.
- Ja ciebie też – pocałowałam go w policzek. – Najbardziej – zapewniłam.
- Mam coś dla ciebie - poinformował mnie i schował rękę do kieszeni.
Po chwili zasłonił mi ręką oczy i założył coś na nadgarstek. Nadal nie

odrywał swojej dłoni od mojej twarzy. Kiedy w końcu ją zabrał, na moim
nadgarstku znajdowała się srebrna bransoletka z gitarą ręcznie wystruganą z
drewna i sercem od jubilera.

- Dziękuję – rzuciłam się mu na szyję. – Sam to zrobiłeś? – wskazałam

mały instrument zwisający z mojej bransoletki.

- Tak – pochwalił się.
- Jest prześliczna – pochwaliłam. – Ale nie musiałeś.
- Wiem, to tak żebyś o mnie nie zapomniała.
- A co wyjeżdżasz? – przestraszyłam się.
- Nie – zapewnił – Ale tak ogólnie, jakbyś flirtowała z jakimś chłopakiem

spojrzysz na tą błyskotkę i przypomnisz sobie o mnie. Na przykład z takim
Adamem.

Zachichotałam.
- Nie będę podrywać innych, ale i tak ją zatrzymam. Jest przecudna. Już ją

kocham. A Adam to skończona historia.

- To dobrze.
Nagle wpadliśmy w zarośla.
- Kurwa!
- Wow! Ty przeklinasz?!

background image

- Jak jestem zła. – wytłumaczyłam – I co my teraz zrobimy? – byłam

zrozpaczona.

- Poczekaj – wstał. I przeszedł na ląd.
Popchnął trochę rower i szybko na niego wskoczył. Takim sposobem

wyszliśmy z tego cało. Był bardzo wysportowany i taki męski, i tak szybko
myślał. Otworzyłam szeroko oczy.

- Dobry jesteś – pochwaliłam
- Dzięki.
Dopłynęliśmy do pomostu, zdaliśmy kamizelki i ruszyliśmy w stronę

namiotu przed którym stała Lili. Była wściekła, to było łatwo wyczytać z jej
twarzy, miałam wrażenie, że zaraz się na nas rzuci! Tylko co ja tak rozzłościło.

- Gdzie wy byliście?! Rowerów się wam zachciało, tak?! I nic mi kurwa

nie powiedzieliście?! Ja się tu o was martwię, a wy się dobrze bawicie! – była
cała czerwona! – Myślałam, że cos się wam stało, a wy się, kurwa, dobrze
bawicie!

- Lili uspokój się – objął ją ramieniem.
- Voughn ma racje – przyznałam – nie denerwuj się. Ty byłaś u Edmunda,

a my się nudziliśmy, więc zaproponowałam rowery.

- I nic mi nie powiedzieliście?
- Kochanie, byłaś u Eda i myślałam, że nie chcesz, żeby ci przeszkadzać.
- No dobra, wybaczam wam, ale żeby to był ostatni raz! – zastrzegła.
- Obiecujemy – powiedzieliśmy chórem.
- Idziemy do miasta na obiad? Mam już dość tego kempingowego żarcia!
- Ja też – przyznałam.
- Obojętne – usłyszałam obok siebie głos chłopaka mojej przyjaciółki.
- Niech będzie - zgodził się jej brat.
- No to idziemy.
Podczas całego marszu do miasteczka, ani przez chwilę nie udało mi się

porozmawiać z Voughnem. Cały czas Lili chciała czegoś ode mnie. Pytała się o
różne bzdury, nie wiem o co jej chodziło, ale miałam jej dość.

Kiedy nareszcie dotarliśmy do jakieś sensownej knajpy i zamówiliśmy

coś do żarcia, głowa mi pękała od jej paplaniny! Jej głównym tematem był Ed,
potem przeniosła się (niestety) na Voughna. Pytała się co o nim myślę i czy
według mnie jest przystojny. Starałam się odpowiadać jak najbardziej
neutralnie, ale nie wiem czy się udało.

Kiedy kelnerka przyniosła nam jedzonko, pochłonęło ją jedzenie – na

szczęście. Jednak nadal nie mogłam rozmawiać z Voughnem.

Kiedy zabrała się za jedzenie mojego kochanego dania – Spaghetti –

spojrzałam na talerz mojego chłopaka i okazało się, że zamówił to samo! On
chyba też to zauważył, bo w tym samym momencie zaczęliśmy chichotać. Nagle
mój telefon w kieszeni zaczął wibrować:

background image

Mamy podobne upodobania kulinarne

O czym tak namiętnie rozmawiałaś z Lili?
Kocham ci
ę Voughn.

To dziwne, że w każdym amerykańskim filmie bohaterowie mają wielki

problem z powiedzeniem „kocham”, dla mnie to było naturalne. Nie czułam się
nieswojo pisząc, czy mówiąc „kocham cię”. To było coś normalnego

Szybko mu odpisałam:

Tak, bardzo często mam Spaghetti w domu

Rozmawiałyśmy o tobie, mam wrażenie, że Lili coś podejrzewa.
Ja ciebie te
ż – naprawdę

Kiss* Nessa

Resztę obiado-kolacji przesiedzieliśmy w milczeniu. Kiedy już

zapłaciliśmy i wyszliśmy z restauracji była 18:00. Zrobiło się zimno i
zastanawiałam się czy nie ma jakiegoś autobusu na pole namiotowe.

- Zimno jest – pożaliła się Lili.
- Nom – przyznałam.
Ed automatycznie zdjął bluzę i podał Lili. Oczywiście wzięła ją bez

niczego, nawet nie powiedziała dziękuję. Biedny Edmund był w bluzce na
krótki rękaw i to z jakiegoś cienkiego materiału.

- Nie jest ci zimno? – podeszłam do niego.
- Nie.
- Daj rękę – kazałam.
- Po co? – trochę się lękał.
- Daj – wahał się, ale dał. Była ciepła chyba nie kłamał – jesteś

ciepłokrwisty – skwitowałam.

- Dzięki. Chyba.
Ruszyliśmy nawet się nie ociągając, ja i Voughn trzymaliśmy się z tyłu, a

więc mieliśmy okazję żeby pogadać.

- Czego się domyśla? – zaczął.
- Tego – zniżyłam głos – że jesteśmy razem.
- Dlaczego nie chcesz żeby wiedziała? Ale szczerze.
- Bo…znasz swoją siostrę, urwała by mi głowę gdyby się dowiedziała,

ona cię kocha i sądzę, że według niej nie pasujemy do siebie.

- Co?! Dlaczego tak myślisz?
- Bo, według niej dla ciebie idealna dziewczyna to modelka, rozmiar

miseczki D i nogi długimi na ponad metr, a ja ani nie jestem modelką, ani nie
jestem wysoka, a do D dużo mi brakuje. No i jeszcze jestem za młoda dla ciebie.

- A co to ma do rzeczy? Ja cię kocham i tyle, i wcale nie chciałbym

chodzić z modelką – to snobki! Bez urazy- dodał.

- Spoko.

background image

- Chcesz – wskazał swoją bluzę.
- Nie. Tobie będzie zimno.
- Nie będzie.
- Będzie, a potem będziesz chory!
- Jak chcesz.
- Czyli mam rację – wystawiłam mu język.
- Nie chce mi się z tobą kłócić.
- Jasne – dodałam z sarkazmem.

Kiedy wchodziliśmy do namiotu Lili planowała coś z Voughnem,

oczywiście nic mi nie mówiąc. Kiedy coś tam już zaplanowali wyszli nic nie
mówiąc i zostawiając mnie samą.

Weszłam do babskiego „pokoju” i zaczęłam czytać książkę, którą

dostałam niedawno od mamy. Włożyłam sobie słuchawki do uszu i odcięłam się
od świata.

Trwałam tak chyba z godzinę i trwałabym dłużej gdyby nie Lili.
- Vanessa! Halo! Świat do Nessy! – darła się mi do ucha.
- Co chcesz?
- Tradycji musi stać się za dość dzisiaj również jest ognisko, więc idź się

przebrać! Już! – była bardzo stanowcza.

- Dobrze, mamo – i zaczęłam grzebać w walizce.
- To, to i to – pokazywała moja przyjaciółka.
- Niech będzie - i wyszłam do łazienki.
Nie mogłam uwierzyć, w to co ona dla mnie wybrała. Jakąś niebieską

sukienkę i baleriny, a i na dodatek białe rajstopki! Nigdy bym się tak z własnej
nieprzymuszonej woli nie ubrała, ale nie było sensu się kłócić z Lili – i tak by
wygrała, więc posłusznie jak mała dziewczynka ubrałam to co dla mnie
wybrała. Dodałam tylko pasek, który wisiał w łazience.

Wyszłam z łazienki i ruszyłam prosto na ognisko. O dziwo moja gitara już

tam leżała. Wszyscy się już zebrali. Chyba czekali na mnie!

- Hej – pomachałam do wszystkich.
- Cześć, chcesz – Voughn trzymał w ręce puszkę coli.
- Nie dzięki – usiadłam obok niego.
- Nessa zagraj coś! – krzyknął nagle Ed.
- Co?
- Zagraj coś, proszę.
- Ale co?
- Coś ładnego – odpowiedziała moja przyjaciółka.
- „Boję się” z musicalu „Romeo i Julia” TM Roma.

Dostępne u mnie na chomiku (

http://chomikuj.pl/lulabi

w podfolderze

„saundtrack”)

background image

Chwyciłam gitarę i stanęłam na ławce.
Bardzo dobrze znałam tekst tej piosenki, bo na tym spektaklu byłam

chyba z dziesięć razy. Słabo się ją gra na gitarze, dużo lepiej brzmi na pianinie,
ale tutaj gitara musiała wystarczyć.

Podczas prawie całego utworu patrzyłam na Voughna. Ten tekst może nie

był zbyt adekwatny do naszej sytuacji, ale i tak opowiadał o miłości. Ukrywanej
miłości takiej jak nasza.



VPOV

Kiedy tylko weszliśmy do namiotu Lili od razu zaczęła omawiać ze mną

plan dzisiejszego ogniska. Wymyślała w co ma się ubrać Nessa i jak to rozegrać.
Nie był to trudny plan w sumie prawie nie miałem co do roboty. Moim jedynym
zadaniem było rozpalić ognisko i przetransportować gitarę.

Nie zajęło mi to zbyt dużo czasu. Kiedy Nessa poszła do łazienki

zabrałem instrument i postawiłem na ławeczce obok ogniska.

Szybko się wszyscy zebraliśmy i czekaliśmy na moją dziewczynę.
Lili ma gust, bo Vanessa wyglądała prześlicznie. I miała moją bransoletkę

na ręku. A w tej sukience…miód.

Oczywiście umowa była taka, że ma sama zacząć grać bez zachęty, ale

nasz ukochany sąsiad wyrwał się pierwszy (z nim się umawiać). O dziwo
zgodziła się. Wybrała chyba najpiękniejszą piosenkę jaką mogła. Jestem
chłopakiem, ale na spektaklu „Romeo i Julia” byłem miliony razy i z całego
musicalu najbardziej lubię tą piosenkę i jeszcze „przebacz mi” tak jakby wersja
Romea.

Widać było, że każda komórka jej ciała gra tą piosenkę. Przeżywała to tak

jakby to ona była Julią i bała się tego co musi zrobić. Aż miło było patrzeć – ta
dziewczyna ma talent.

W tym stroju rzeczywiście wyglądała jak Julia, Lili się spisała.

- Mój Romeo!
Promieniał b
ędzie świt, gdy ja i ty
Zdołamy ju
ż pokonać lęk i łzy
Miło
ścią -Kochany!
Mój Romeo!
Ja wiem,
że muszę przezwyciężyć strach
Przed nami b
ędzie cały świat -
Gdzie ty, tam pójd
ę ja.
Kocham ci
ę...

Ten fragment – a właściwie końcówka podobało mi się najbardziej.

background image

Potem Nessa uradowana zeszła ze sceny i podeszła do Lili. Nie wiem

dlaczego nie do mnie, ale widocznie czegoś od niej chciała.

- Voughn – podeszła po zgaszeniu ogniska.
- Co?
- Podobało ci się?
- No jasne
- To dobrze – urwała – mam ci coś do powiedzenia.
- Słucham.
- Tylko się nie złość – uprzedzała.
- Nom.
- Lili dzisiaj nocuje u Eda
- Co?! – Wrzasnąłem
- Obiecałeś, że nie będziesz się denerwować – przypomniała. – Będą spać

w oddzielnych pokojach – zapewniała. – Pozwól jej ona go naprawdę lubi.

Nie wiedziałem co powiedzieć. Nessie widocznie na tym zależało, ale jak

ja mogłem pozwolić mojej siostrze spać u chłopaka. Nessa patrzyła na mnie
tymi swoimi dużymi, zielonymi, ufnymi, proszącymi, pięknymi oczami.

- No dobra – zgodziłem się.
- Dziękuję – usłyszałem krzyk Lili z naprzeciwka.
- Dobrze zrobiłeś – pochwaliła.
Bardzo dobrze.
Dawno cię nie było co?
Nom. Tęskniłeś?
Jakoś nie szczególnie.
To źle.
Czy ja wiem
Nieważne! Masz cały namiot tylko dl siebie i Nessy.
O czym ty myślisz, o czym ja myślę?! Potrzebny jest mi psychiatra!
Nom.
Spierdalaj!
Dlaczego?
Bo mam cię dość!
Do jutra
Czy tylko ja mam takie problemy? To jest chyba rozdwojenie jaźni, czy

coś w tym stylu – w każdym bądź razie niebezpieczne. Czy ja naprawdę jestem
chory psychicznie? Bez odpowiedzi proszę.

Nessa szybko pobiegła do łazienki. Chyba nie miała ochoty ze mną

rozmawiać, tylko dlaczego?

Przebrała się w piżamę (koszulkę na krótki rękaw w sercem na biuście i

spodenki w paski – bardzo krótkie) i wyszła.

-Twoja bransoletka jest ekstra – przyznała.
- Dziękuję.
- Kocham cię.

background image

- Ja ciebie też.
Dziwne z jaką łatwością to mówię. W każdym filmie nastolatkowi mają z

tym problem, a ja brak, żadnej krępacji niczego. Czy to złe? Chyba nie.
Przydatne.

Nie bierze się to z doświadczenia, bo szczerze nigdy nie powiedziałem

dziewczynie kocham, ona była inna. Wszystkie moje dziewczyny dotychczas
były przejściowe.

- Jutro też idziemy na rowery? – spytała siedząc obok mnie.
Nie mam pojęcia jakim cudem siedzieliśmy nad samym jeziorem i

patrzyliśmy w gwiazdy.

- Może na coś innego?
- Na przykład.
- No nie wiem – zamyśliłem się chwilę – a co ty na skutery wodne?
- Nie mają tutaj
- Szkoda. No to zostają rowery.
- Myślisz, że Lili wie? – spytała nagle.
- Co?
- Myślisz, że Lili wie, że jesteśmy razem?
- Sadzę, że nie, a co?
- No, bo wypytywała się mnie o tobie, co o tobie myślę i w ogóle.
- Nie, jeszcze nie wie. Nie pytałaby się, uwierz znam ją.
- Jeszcze? – spytała podejrzliwie.
- Kiedyś się dowie.
- W sumie racja.
- A co jej odpowiedziałaś? – zapytałem z zainteresowaniem.
- To tajemnica moja i Lili.

***

Codziennie chodziliśmy na ognisko i Nessa zawsze coś dla nas grała. Lili

przeprowadziła się do Eda na stałe. Są naprawdę świetną parą! Chyba. Boże co
ja gadam? Nie!

Spokój!
Na rowery chodziliśmy codziennie i za każdym razem coś się działo, raz

utopiliśmy kluczyk od rower, raz glony wkręciły się w śrubę, naprawdę ciekawe
historie.

- Dzisiaj czwartek, jutro przedstawienie! – chodziła i trąbiła wokół moja

siostrzyczka.

- Całe miasto już wie – poinformowałem ją.
- To dobrze! Idziecie na miasto? – spytała.
- Lili jest dziesiąta, daj się nam wyspać.
- Co?

background image

- Nessa jeszcze śpi. Ja się nie wyspałem, przyjdź o 11 to ci powiemy czy

idziemy.

- Dobra – i wyszła z namiotu, a ja rzuciłem się na śpiwór i pogrążyłem we

ś

nie.

Sen:
- Zostaw j
ą! – krzyczała Lili. – Ona ci nic nie zrobiła! Daj jej odejść!
- Co? – spytałem zdezorientowany.
- Nie id
ź za nią, pozwól jej żyć!
- O co ci chodzi?
- Ona nie jest twoj
ą własnością.
Stali
śmy na ulicy. Podobnej do Platynowej.
- Lili uspokój si
ę.
- Rujnujesz jej
życie, ona nie zasługuje na ciebie!
- Voughn – szturchała mnie Nessa.
Koniec snu

- Voughn. Wstawaj kochany jest już jedenasta – mówiła mi do ucha.
- Po co mnie budzisz?
- Bo Lili czegoś od ciebie chce.
- A tak mamy z nią iść do miasta, chcesz?
- Trzeba zrobić zakupy i potrzebuje kawy!
- No dobra daj mi pięć minut.
Wstałem i poszedłem do łazienki. Stwierdziłem, że muszę się dzisiaj

ogolić. Wziąłem zimny prysznic, ubrałem pierwsze lepsze rzeczy i wyszedłem.

- No wszyscy to idziemy – skwitowała moja siostra.

W miasteczku najpierw wstąpiliśmy do marketu i zrobiliśmy zakupy

ż

ywnościowe. Kupiliśmy chyba z dziesięć kaw w puszce, dwie czekolady do

picia i inne przysmaki. Oczywiście trzeba było kupić też jabłka. Nie wiem co
jest takiego w tych owocach, że po pierwsze każdy je lubi i po drugie lubię je ja
i Nessa.

Po zakupach udaliśmy się do kawiarni na kawę i ciastko. Siedzieliśmy

tam z godzinę. Dziewczyny w kółko rozmawiały o ciuchach, a Edmund
przysypiał - Lili nie dała się mu wyspać. Nie wiem ile ona kaw dziennie wypija,
ż

e zawsze ma masę energii.

Kiedy nareszcie ruszyliśmy w stronę „domu” była trzynasta.
- Wiecie co, chodźcie od razu na obiad – zaproponowała Nessa. – Bez

sensu wracać i zaraz tu przychodzić.

- W sumie racja. Chodźcie tam jest włoska restauracja.
- Może lepiej do Sphinksa? -zaproponowała Lili.
- Obojętne – odpowiedzieliśmy chórem.
Ruszyliśmy w stronę restauracji. Nessa zamówiła sobie frytki, ja też, Ed

jakiś porządny obiad, a Lili sałatkę z kurczakiem.

background image

Jedliśmy w milczeniu. Nikt nie miał siły mówić, a moja siostra nie mogła

znaleźć odpowiedniego tematu. Widać było, że jej to przeszkadza. Nigdy nie
była małomówna, a teraz się nie odzywała.


W namiocie byliśmy popołudniu i prawie wszyscy poszliśmy spać,

oczywiście oprócz naszego chochlika, który poszedł pobiegać. Nessa zasnęła
jako pierwsza, ja zaraz po niej. W jednym „pokoju”.

Obudziłem się na ognisko – które rozstawił Edmund. Całkiem dobrze

sobie poradził.

- Już wstałeś? – spytała moja kochana.
- Tak.
- To dobrze, ognisko za piętnaście minut.
Ubrana była w rurki, błyszczący top i taką bluzę…za krótką no, taka

krótka tylko na klatkę piersiową.

Kiedy dotarłem do naszego kręgu, Lili rzuciła mi (prawie we mnie)

puszkę piwa. Lubiłem piwo i choć nie powinienem go pić to… Lili nie pije zbyt
często, bo mówi, że to szkodzi na jej wygląd, a Nessa ogólnie nigdy nie pije –
jest typem grzecznej dziewczynki.

- Dzisiaj zagram wam „Siła przyjaźni”

Dostępny na moim chomiku (patrz poprzednia piosenka)

Znowu muzyka pochłonęła ja w całości. Czułem się jak na jakimś

koncercie. Naprawdę! To było super!

Kiedy skończyła i zeszła ze „sceny” ogłosiła:
- Jutro przyjeżdża do nas mój przyjaciel, Peter – poinformowała – jest

naprawdę spoko znam go bardzo długo i sądzę, że też go polubicie.

Kolejny chłopak!!!
- Voughn – podeszła do mnie – On będzie spał z tobą, tj. z tobą w

„jednym” pokoju – sprostowała.

- Nie ma sprawy.
- To dobrze. Idę się położyć jestem zmęczona.
- Dobranoc.
- Ta, dzięki - i zniknęła.
Mamy jakiś śpiący dzień – pomyślałem.
Nom, wszystkim się chce spać
Może tobie też chce się spać?
Nie jakoś nie szczególnie.
To spadaj.

Zaraz po Nessie ruszyłem w stronę „domu”.
Nie poszedłem nawet się ogolić – chciałem tylko spać.

background image





9.

Dlaczego ja?




NPOV

Lili przez cały dzień nie mogła zdecydować w co się ubrać, przebierała

się miliony razy. I za każdym razem coś jej nie pasowało! Ok. jestem
dziewczyną i niby powinnam ją rozumieć, ale to była już przesada! Ile razy
można się przebierać na jakąś miejską imprezę?!

Voughn jakoś nie szczególnie się przejmował tym wszystkim – był

chłopakiem takiemu to łatwo. Może chodzić ubrany w tą samą bluzkę kilka dni,
nie musi się przejmować co pomyślą o nim inne dziewczyny, nie musiał być
modny. Tak, bycie chłopakiem jest dużo łatwiejsze!

- Nessa! – usłyszałam krzyk mojej koleżanki.
- Co?!
- Nie mam się w co ubrać! – biadoliła.
- Nie dramatyzuj – weszłam do namiotu – masz mnóstwo ciuchów.
- Ale nic nie pasuje – użalała się.
- A na przykład dżinsy i top nie wystarczą?
- Nie! – oburzyła się
- Wiesz co mam pomysł – i zaczęłam szperać w swojej walizce.
- Co ty robisz? – spytała trochę przerażona.
- Zobaczysz.
Nie mogłam niczego znaleźć, aż w końcu wyciągnęłam niebieską

sukienkę bez ramiączek, trochę przed kolana.

- Co ty na to?

background image

- Jest super, mogę ją pożyczyć?
- No jasne.
Lili była maksymalnie szczęśliwa. Zostawiłam ją z tą radością samą i

ruszyłam nad jezioro gdzie siedział zamyślony Voughn.

Coraz częściej tam przesiadywał i patrzył na prawie nieruchomą taflę

wody. Nie wiem co jest w niej tak go wciągnęło.

- Cześć – prawie podskoczył.
- Hej, chcesz żebym dostał zawału?
- Nie, nieszczególnie.

VPOV

Usiadłem nad jeziorem patrzyłem na wodę gdy nagle z mojego telefonu

wydobyła się piosenka Mezo „Zemsta”. Na wyświetlaczu pojawiła się
uśmiechnięta mama.

- Słucham.
- Cześć kochanie – ile razy mam jej powtarzać, że „kochaniem” to ja nie

jestem?!

- Cześć, co jest?
- Nic, po prostu chciałam z tobą porozmawiać.
- O czym? - spytałem oschle.
- O twoim ojcu – zaczęła.
- Czyli jednak coś się stało – wciąłem się.
- Tak stało się, rozmawiałam z nim i powiedział, że dzwonił do ciebie.
- Bo dzwonił – niestety.
- A o czym rozmawialiście?
- A czy to ważne? – spytałem.
- Tak.
- A co piszesz doktorat?
- Kochanie, przestań, powiedz po prostu o czym rozmawialiście, a się

rozłączę – była zdesperowana.

- O niczym właściwie, powiedział, że idzie na odwyk i…eeee…szczerze

nie pamiętam – nie kłamałem. Naprawdę nie pamiętałem o czym rozmawiałem z
tatą. I jakoś nieszczególnie mnie to interesowało.

- Aha – widocznie jej ulżyło. – A jak ci się podoba na wyjeździe? I jak

twoje relacje z…tą na N…no…koleżanką ze szkoły Lili.

- Nessą?
- Właśnie, lubisz ją?
- Tak, jest całkiem spoko – a co miałem jej powiedzieć, tak lubię ją, a

właściwie KOCHAM tak jak jeszcze nikogo!?

- To dobrze. A poznałeś kogoś? To znaczy jakąś dziewczynę?
- Nie twój interes! – prawe warknąłem.

background image

- Dobrze, przepraszam. Chciałam ci tylko powiedzieć, że na święto

zmarłych wrócisz do ojca – już na stałe. Twój tata wtedy wychodzi, a tam ci, z
tego co zauważyłam, lepiej. – nie dała mi nic powiedzieć – To żegnaj kochanie.
– znowu kurwa to „kochanie”

- Ale… – powiedziałem do telefonu.
Rzuciłem komórką na trawę – rozleciała się.
Byłem wściekły, myślałem że zaraz umrę. Za jakie grzech, za jakie

grzechy ja się pytam?! Co ja takiego Bogu zrobiłem, że tak się mną bawi?!
Kurwa, kiedy pierwszy raz w życiu nauczyłem się kochać, muszę ją zostawić!
Każda komórka mojego ciała ją KOCHA i nie umie bez niej żyć! Bez niej żyć to
tak jak bez tlenu – niemożliwe. Była moim narkotykiem.

Ile dałbym w tej chwili, żeby znowu być ty samym Voughnem co przed

ponad miesiącem! Tym którego nic nie obchodziło, zmieniał dziewczyny jak
rękawiczki – korzystał z życia jak mógł i nigdy się nie angażował. Tym samym
którego policja spisała za picie, tym samym który tak bardzo nie chciał jechać
do matki, który miał tyle „ale”!! Kurwa, czy ja aż tak się zmieniłem?! Czy to
możliwe, żeby zmienić się tak bardzo przez niespełna miesiąc?!


Retrospekcja:
Na wyświetlaczu mojej komórki pojawiła się rozbawiona twarz mojej

siostry, odebrałem bez wahania.

- No co tam? – spytałam.
- Nic szczególnego. Dzwoni
ę po to żeby ci powiedzieć, że mój nowy dom

jest super! Strasznie duży, mamy służbę, mam prywatną łazienkę! I nie uwierzysz
olbrzymi
ą garderobę! – piszczała do telefonu – Zostawili też pokój dla ciebie,
jak przyjedziesz na
święta czy coś.

- Fajnie, że ci się tam podoba. – spojrzałem na zegarek – O cholera!
- Co si
ę stało?!
- Nic wła
śnie się spóźniłem na spotkanie z DJ-em z Hawany tj. Rudym –

wymyślałem na poczekaniu.

- Przykro.
- Nom. Trudno.
- Dobra ko
ńczę, kocham cię braciszku.
- Ja ciebie te
ż

Usiadłem na swoim, zdezelowanym łóżku. Tak naprawdę nie było żadnego

spotkania, ale miałem dość paplaniny Lili o tym jak piękna jest ich chałupa.
Moja mama z któr
ą mieszkała Lilian wyszła za mąż po raz drugi i tera jest
strasznie bogata, przysyła mi czasami jakie
ś datki na konto i w ogóle. Pod
wzgl
ędem finansowym moja siostrzyczka ma szczęście.

Ja mieszkam z ojcem alkoholikiem i ćpunem, więc sam nie mam luksusów.
Ewa jest now
ą żoną taty, czwórka dzieci i ja to aż za dużo jak na jedno

cztero pokojowe mieszkanie na przedmieściach. Wszyscy mają pokuj z kimś, bo
inaczej by
śmy się nie pomieścili. Jako jedyny mam sam!

background image

Nie wytrzymałbym z jakimiś bachorami w jednym pomieszczeniu.
- Voughn zejd
ź na dół! – usłyszałam krzyk macochy.
- Co jest?! – wpadłem do kuchni.
- Musz
ę z tobą porozmawiać – zaczęła.
- O czym? – odparłem chłodno.
- O twoim ojcu.
- No to słucham, tylko krótko, bo nie mam czasu, a i z góry mówi
ę, że nie

będę niańczyć żadnego z bobasów.

- Szkoda – przyznała – Ale nie o to chodzi.
- No wi
ęc o co? Słucham.
- Wiesz,
że twój ojciec bierze.
- Wiem,
że ćpa, ale do brzegu, bo nie mam czasu.
- No wi
ęc, wczorajszej nocy prawie się zaćpał – a to nowina – i musi iść

na odwyk – ciągnęła.

- I co z tego?
- To,
że nie dam sobie rady z dziećmi i jeszcze tobą. Tak więc

rozmawiałam z twoją matką i jutro do nich się wyprowadzisz – poinformowała
mnie prawie płacz
ąc.

- Ale…
- Nie ma „ale” to jedyne rozwi
ązanie – przerwała mi. Było dużo „ale”

pierwsze to, to, że nie chcę wyjeżdżać, drugie to, to że nie chcę mieszkać z
matk
ą, trzecie to, to…ach i tak w nieskończoność.

- Idź się spakować – ciągnęła – pociąg masz jutro o 10.
Wpadłem do mojego pokoju w
ściekły na cały świat!
Kurwa, co ja takiego zrobiłem Bogu,
że mam się przenieść do matki, tej

pedantki! Kurwa, co ja takiego zrobiłem?! Za jakie grzechy, za jakie grzechy ja
si
ę pytam????!!!!!!!

Wrzuciłem wszystkie rzeczy do dwóch walizek, które niedawno dała mi

Ewa. O dziwo nie miałem tak dużo rzeczy. Książki mi doślą, więc zabieram same
ciuchy i pami
ątki, a i płyty.

Wysłałem esa do kumpla:
Cześć stary. A właściwie żegnaj wysyłają mnie do starej. Nienawidzę ich.

Pozdrów dziewczyny.

Wybrałem numer Kuby i rzuciłem telefonem – dziwne bo się nie

rozpieprzył. Po chwili usłyszałem dźwięk oznajmiający przyjście SMS’a:

O stary, ale masz przejebane. Nie chciałbym być na twoim miejscu.
Wszystkie piękne są u mnie wpadniesz?
Od razu odpisałem:
Nie dzięki muszę się spakować jutro wyjeżdżam.
Chwile później przyszła następna wiadomość, tym razem nie od Jakub.
Słyszałem, że wyjeżdżasz. Jak mi przykro. Ale będzie tu bez ciebie nudno

i wiesz nie będzie komu chronić Róży.

Nara, twój Piotrek.

background image

Miałem ochotę przypierdolić mu w twarz. Tak jak już raz to zrobiłem.

Naprawdę. Róża była moją ostatnią „dziewczyną”. Nie to zbyt mocne
okre
ślenie, była moją zabawką – tak to dużo bardziej pasuje. Robiłem z nią TO
jak miałem ochot
ę, nic szczególnego, bez angażowania się. Miałem wiele takich
zabawek. Takie układy s
ą naprawdę dobre, bez angażowania się.

Ty popierdoleńcu, łapy precz od Róży! Jeśli nie chcesz znowu wylądować

w szpitalu, wyjeżdżam dopiero jutro, dzisiaj mam jeszcze czas.

Szczerze go nienawidziłem.
Nie odpisał - jego szcz
ęście.
Koniec retrospekcji.

W pewnym momencie wyrwała mnie z rozmyślań Nessa.
Chyba trochę mnie przestraszyła.
- Cześć – powitała mnie promiennie.
- Hej, chcesz żebym dostał zawału? – sprawdzałem czy mówię normalnie.
- Nie, nieszczególnie.
Patrzyłem w jej zielone oczy i nie wiedziałem jak sobie poradzę bez nich.

W sumie to nie ona, a te oczy były narkotykiem. Nie wiedziałem jak jej
powiedzieć, że na zmarłych wracam do ojca. Ale musiałem, zasługiwała na
szczęśliwe życie, przecież tutaj mogła mieć kogo chciała.

- Nad czym tak myślisz? – spytała i oparła głowę na moim ramieniu.
- Nad niczym.
- Też bym tak chciała – żartowała. – To musi być trudne. Nabyłeś to czy

się z tym urodziłeś?

- Urodziłem.
- Aha.
- Nessa, muszę ci coś powiedzieć. – zacząłem.
- Słucham – wpatrywała się we mnie tymi wielkimi oczami.
- Posłuchaj, mam złe wieści – jak ja jej mam to powiedzieć?
- No mów – zachęcała.
- Na święto zmarłych jadę do ojca i już tam zostaję, mama dzwoniła i mi

to oznajmiła – mówiłem szybko – naprawdę jestem załamany, nie chcę wracać
do taty, nie chcę cię zostawiać – dopiero teraz spojrzałem jej w oczy. Były
puste…smutne? Jakby nieobecne.

- Dlaczego? – spytała.
- Nie wiem tak ustalił sąd, że będę mieszkał z ojcem – wytłumaczyłem. W

jej oczach pojawiły się łzy. – nie płacz. Choć pójdziemy gdzieś – wstałem i
podałem jej rękę.

Nie mogliśmy tak siedzieć na widoku.
Poprowadziłem ją przez lasek na polankę w kształcie serca, którą

odkryłem przy okazji ostatniego ogniska.

- Voughn, ja nie chcę żebyś wyjeżdżał. Ja cię kocham – patrzyła mi w

oczy – Nie zostawiaj mnie – wyszeptała mi do ucha.

background image

- Nessa, ja też nie chcę wyjeżdżać, szczególnie że poznałem ciebie. Jesteś

moim aniołem – powiedziałem i przytuliłem ją bardziej – jesteś najważniejszą
częścią mojego życia.

- Co my teraz zrobimy? – spytała przez łzy.
Płakała bardziej niż jakakolwiek inna dziewczyna jaką znałem, a znałem

ich wiele.

- Nie wiem – szepnąłem.
Staliśmy tak bardzo długo. Moja ukochana wciąż płakała. Byłem zły, zły

na matkę, zły na ojca, zły na sąd, zły na siebie…! Kochałem ją, naprawdę
kochałem to zielonookie, drobne stworzenie, które trzymałem właśnie w
ramionach. Nie wyobrażałem sobie już życia bez niej! W momencie kiedy
pierwszy raz ja zobaczyłem pomału, niezauważalnie stała się częścią mego
istnienia.

Tak Voughn Way naprawdę się zakochał.

- Voughn, Nessa! – krzyczała Lili. – Gdzie jesteście?!
Nagle zaczął padać deszcz. Spojrzałem Nessie w oczy i nagle cos ukuło

mnie w sercu. Poczułem straszny smutek, bo dotarło do mnie, że ona płacze
przeze mnie. Nie przez kogoś innego, tylko przeze mnie!!

- Choć Lili nas szuka – powiedziałem jej do ucha.
Kiwnęła w odpowiedzi.
- Widać, że płakałam? – spytała.
- Nie, skarbie, nie widać – kłamałem. I odgarnąłem jej włosy z twarzy. Na

pierwszy rzut oka widać było że ryczała. Jednak nie wiem co by zrobiła gdybym
powiedział prawdę.

Poszliśmy tą samą ścieżką, musiałem jej wiele razy pomagać, ale w końcu

wyszliśmy. Lili stała na środku kampingu i krzyczała nasze imiona.

- Lili, już są! – krzyknął Ed zza naszych pleców.
Nie odwróciłem się. Nessa pobiegła prosto do namiotu, a ja stałem jak

idiota i czekałem sam nie wiem na co. Moja siostra pobiegła do namiotu w
obawie przed zmoczeniem swojej misternie układanej fryzury, a Edmund za nią.
Zostałem sam! Sam jak ten pajac! Tak samo samotny, jak będę u ojca! Nie,
mam tam przyjaciół, ale nawet najlepszy przyjaciel nie zastąpi kolega!

Usiadłem na jakimś pieńku.
Nie miałem odwagi wrócić do namiotu, spojrzeć w jej zapłakane oczy –

byłem tchórzem. Wielkim tchórzem! Tak, bałem się, cholernie się bałem! Bo nic
nie jest tak straszne jak płacz dziewczyny, dziewczyny którą się kocha.

Nie wiedziałem co mam zrobić, zrobiłbym wszystko byle tylko zostać na

stałe na Platynowej, żeby spotykać się codziennie z Nessą i mówić jej, że ją
kocham. Ale kurwa, życie nigdy nie układa się tak jak byśmy tego chcieli!
Czemu nie mogę zostać u matki?! Czemu, kurwa, czemu?! Dlaczego to mnie
spotkało?! Dlaczego ja?!

background image

- Nic ci nie jest? – spytała troskliwie Nessa stając za mną – Kochanie, jest

zimno i pada choć do namiotu, jestem tam tylko ja Lilian poszła do Eda –
zapraszała.

Nie odpowiedziałem, nawet się nie odwróciłem.
- Chodź – nalegała. – Skarbie, chodź – chwyciła mnie za rękę.
Poszedłem za nią. Wbiłem wzrok w trawę i szedłem. Nawet nie zauważy-

łem jak znalazłem się w namiocie.

- Voughn muszę z tobą porozmawiać – zaczęła.
- Tak.
- Kochany, wiem, że się przejmujesz tym, że musisz wracać do ojca, ale

może nie będzie tak źle. Zawsze zostaje Internet i komórka. Zresztą może się
rozmyślą – dodała z nadzieją.

- Może – odpowiedziałem bez entuzjazmu. Moja matka jest nieobliczalna,

ale mam wrażenie, że tym razem się nie rozmyśli. Jeszcze jedna osoba w domu
nie była jej na rękę.

- Kocham cię – spojrzała mi w oczy – i zawsze będę. Nic nas nie rozdzieli

– zapewniała.

- Ja też cię kocham – odparłem.
- Posłuchaj mamy jeszcze ponad miesiąc do twojej wyprowadzki, a to

dużo czasu. Nie rozmawiajmy o niej więcej! Dopóki nie będzie to konieczne –
przytuliła mnie.

- Dobra - zgodziłem się.
W mojej kieszeni zabrzęczał dzwonek.
Braciszku, macie jeszcze godzinę do spektaklu!
Za pół godziny przy wyj
ściu z kampingu

Twoja kochająca siostra.

- Za pół godziny mamy być gotowi – oznajmiłem
- Spoko – odpowiedziała, grzebiąc w walizce. – Mam – powiedziała

bardziej do siebie. Wyciągając z bagażu niebieską spódniczkę – typu bombka –
jak powiedziała mi kiedyś Lili.

Boże moja siostra mnie czegoś nauczyła. To się robi niebezpieczne.

Kurwa, muszę się przejść do psychologa.



NPOV

To była najgorsza wiadomość tego roku! Mój Voughn wróci na zmarłych

do ojca, a ja zostanę sama! Kiedy mi to powiedział czułam, że moje życie się
kończy! Czułam jakby ktoś zabrał mi serce! A moje ciało nadal żyjące pochował
i jednocześnie nie pozwalał umrzeć!

Dlaczego, kurwa, ja?! Co ja takiego zrobiłam?! Bóg- jeśli istnieje – musi

mnie bardzo nie lubić! Kiedy raz naprawdę się zakochałam on wysyła moją
miłość gdzieś nad morze, a ja mam zostać na Platynowej sama!!! Dlaczego ja?!!

background image

Kurwa, musiałam być bardzo niegrzeczna w poprzednim życiu!! Na pewno
bardzo wiele osób zginęło przeze mnie.


Siedzieliśmy właśnie w namiocie, a na zewnątrz lało.
Lili napisała do Voughna, że mamy półgodziny! Dzisiaj w końcu wielkie

tak oczekiwane przedstawienie. Przebrałam się szybko, nie wychodząc z „domu.
Voughn nawet się nie przebierał, przeczesał tylko włosy dłonią i uznał, że jest
gotowy. Jeszcze rano byłam na maksa szczęśliwa z tego spektaklu, ale teraz jest
mi on obojętny. Czułam, że tak będzie zawsze.

Kiedy mieliśmy już wychodzić przestało padać. Na zewnątrz było mokro,

ale jasno. Nagle usłyszałam tak znajomy dzwonek.

- Słucham – odebrałam i odeszłam kawałek.
- Cześć Nessa – usłyszałam tak oczekiwany głos Petera, o którym

szczerze zapomniałam.

- O hej, o której będziesz? – spytałam pośpiesznie przypominając sobie,

ż

e to dzisiaj jest jego przyjazd.

- Za jakieś dwadzieścia minut.
Za dwadzieścia minut?! O kurwa! Tylko spokojnie, tylko spokojnie.
- Dobra będę na ciebie czekać, na peronie – odpowiedziałam jak

najbardziej pogodnie.

- Kocham cię – usłyszałam.
- Część Peter – i się rozłączyłam. Zwyczajnie odpowiedziałabym mu „ja

ciebie też”, ale nie teraz kiedy mógł to usłyszeć mój chłopak.

Podeszłam do naszej grupki.
- Wybaczcie kochani – zaczęłam – ale muszę wyjść po Petera –

wyjaśniłam. – Idźcie sami na spektakl, znajdę was w tłumie, a jeśli nie zdążymy
to spotkamy się w Loko, gdzie będzie dyskoteka i karaoke. Dobra?

- Jasne – odpowiedziała moja przyjaciółka.
- Na pewno chcesz iść sama? – spytał Voughn.
- Dam se radę, jestem dużą dziewczynką, sama wiążę buty i w ogóle –

wszyscy zaczęli chichotać. – Dam sobie radę – powtórzyłam.

- No dobra – zgodził się w końcu.
- To ja lecę – i poszłam w stronę stacji.
Kiedy dotarłam na peron, Petera jeszcze nie było, usiadłam więc na

ławeczce i wyciągnęłam iPoda.

W pewnym momencie męski głos ogłosił za pomocą megafonu, że pociąg

mojego przyjaciela za chwile wjedzie na tor.

Wstałam więc i patrzyłam na tory. Na peronie zebrało się trochę więcej

ludzi. Co utrudniało mi widoczność.

Pociąg którym jechał był długi, a ja nie widziałam go w całości, bo ludzie

przepychali się, żeby zająć co lepsze miejsca. Ja stanęłam z tyłu i czekałam, aż
Peter mnie znajdzie.

Nagle ktoś położył mi dłonie na oczach.

background image

- Zgadnij kto to – usłyszałam słodki, tak długo wyczekiwany baryton i

poczułam ten piękny, męski zapach i już nie miałam wątpliwości.

- Peter! – krzyknęłam uradowana.
- Zgadłaś – odwróciłam się do niego.
Mój przyjaciel jest siatkarzem – co oznacza, że jest ode mnie wyższy o

głowę, więc zawsze patrzy na mnie z góry, jak na małe dziecko.

Rzuciłam się mu na szyję. Wyglądaliśmy jak zakochana para, ja

uwieszona na nim on trzymający mnie w ramionach.

- Stęskniłem się za tobą – powiedział mi do ucha.
- Ja za tobą też.
Staliśmy tak chwilę. Kiedy mnie postawił na ziemi wziął swoją walizkę –

bardzo małą – i wyszliśmy ze stacji.

- Daleko macie obóz? – spytał.
- To nie obóz.
- No dobra. No więc – zastanowił się – gdzie macie namiot.
- Nie daleko. Jakieś dziesięć minut.
- To dobrze.
- A co zmęczony? – spytałam
Zaśmiał się tylko.
Przez cała drogę rozmawialiśmy o bzdurach, nie mogliśmy się nagadać.
- Twoja mama mówiła, że mieszkacie tutaj z jakimś chłopakiem – zaczął.
- Tak z bratem Lili.
- Aha – spojrzała na mnie – fajny jest? – spytał nieśmiało
- Tak, dosyć – zaczęłam niepewnie – całkiem spoko, będziesz z nim spał.
- A Lili?
- Ona jest boska. To moja najlepsza przyjaciółka. Myślę, że się polubicie,

wszyscy – dodałam. Nie wiedziałam jak bardzo się myliłam.

- Tak, pewnie tak, skoro są całkiem fajni.
W namiocie wskazałam Peterowi jego „pokuj”, który będzie dzielił z

Voughnem. Potem pokazałam mu gdzie może złożyć torbę. Kiedy tam wszedł
prawie oczy wyszły mu z orbit na widok bagaży Lili, których nie zabrała do
Eda, musiałam mu wytłumaczyć, że ona potrzebuje tylu rzeczy. Chyba nie
zrozumiał.

- No, dobra to chodź – powiedziałam w końcu.
- Gdzie? – spytał zdziwiony.
- No, na spektakl w miasteczku, wszyscy już tam są – wytłumaczyłam.
- Ok. daj mi pięć minut – przeczesał swoje blond włoski ręką i poprawił

koszule – dobra jestem gotowy – chłopacy są tak bardzo do siebie podobni.

- To chodź.
Wyszliśmy razem z namiotu i poszliśmy w stronę miasteczka.

Wygłupialiśmy się po drodze i śmialiśmy z byle czego. W takich chwilach go
kochałam, naprawdę! Bez skojarzeń, kochałam go jak brata. Byliśmy dla siebie
jak rodzeństwo. Szkoda, że to się skończyło.

background image

Kiedy doszliśmy do celu naszej podróży, zobaczyłam straszliwy tłum,

dookoła sceny i stwierdziłam, że się nie znajdziemy z Lili i resztą więc
napisałam esa do Lili i do Voughna.


Do Lili:
Lili, zobaczymy się na dyskotece,
bo jest taki tłum,
że was nie znajdziemy.
Kocham ci
ę, Nessa


Do Voughna:
Kochanie,
Nie znajd
ę was, przykro mi

Dlatego zobaczymy się dopiero na dyskotece

Kocham cię, twoja Nessa


Usiadłam z moim przyjacielem na murku. Nie zdążyliśmy na początek,

ale po jakiś dziesięciu minutach wsiąknęłam na stałe. Przedstawienie, które
wystawiali, było naprawdę ciekawe. Opowiadało historie nieszczęśliwej miłości,
ona bogata, z dobrego domu, on zwykły prostak. Na dodatek, miał problemy z
przemocą, nie umiał nad sobą panować. Był zbyt porywczy. Ale ONA (Klara)
GO (Romka) kochała. Nie obchodziło ją nic poza tym, że on jest tym jedynym.
Ciągle w niego wierzyła, że on się zmieni. Najgorsze było to, że ona dla niego
była zabawką.

Jednak kiedy on pierwszy raz uderzył Klarę, uciekła. Od niego, od

rodziny. Pobiegła nad jezioro (tutaj kawałek bibuły) i wzięła do ręki żyletkę.


Jedna żyletka, jedna żyła,
Jedno
życie, jedna chwila

Romek jej szukał, bardzo wytrwale. Zrozumiał, że ją kocha i chciał

przeprosić – nie zdążył.

Kiedy dobiegł nad jezioro, ona już nie żyła. Uklęknął obok niej i

powiedział:

- Kocham cię, aż za bardzo, zawsze tak było i zawsze będzie.

Przepraszam cię bardzo, za wszystko co zrobiłem – zaczął płakać – i dziękuję za
te wszystkie dni kiedy byłaś ze mną. Moje życie bez ciebie będzie puste, ale
będę żył dalej – muszę. – DLA CIEBIE. Muszę się ranić, a każdy dzień bez
ciebie zadaje mi ból.

Po tych słowach się popłakałam. W tym momencie żałowałam, że nie

poszukałam Voughna wcześniej. Chciałam się do niego przytulić i wypłakać się
w koszulę. Brakowało mi go. Jednak zamiast mojego chłopaka, siedział tam
Peter. Przetarłam oczy chusteczką i udawałam, że jest dobrze.

Nie umiałam się już do niego przytulać tak jak kiedyś.

background image

Na koniec przedstawienie, mówiliśmy jakąś tam formułkę, do jesieni.

Cała publiczność wstała! I wszyscy razem mówiliśmy. To jakaś tradycja tego
miejsca, coś w rodzaju topienia marzanny.

To było super!
Ż

eby u nas też byłoby coś takiego!


- Jak się podobało? – spytał mnie kiedy szliśmy na dyskotekę.
- Superowe było, a tobie się podobało?
- Tak, całkiem fajne, trochę naciągane, ale fajne.
- To chyba dobrze.
- Nom. A co ci się najbardziej podobało?
- Yyyy…nie wiem. Chyba jego wyznanie.
- E tam – machnął ręką – to było beznadziejne, jaki normalny chłopak by

tak zrobił?

- Mam nadzieję, że każdy – przyznałam
- Marzenie ściętej głowy.
- Ja tam wierzę, że ty też byś tak zrobił.
- No co ty, nigdy.
- Nie mówię oczywiście o biciu własnej dziewczyny, tylko o tym jak ją

przepraszał.

- Nigdy – powtórzył.
- Nigdy nie mów „nigdy”.
- Dobrze, więc nie w tym życiu, ani następnym – dodał.
Zaśmiałam się pod nosem. Za takim właśnie Peterem tęskniłam, takim co

to ma dziwne poczucie humoru i w ogóle, za moim Peterem – prawdziwym
przyjacielem. Który zawsze mnie rozumiał. Który zawsze starał się być maco.

















background image





10.

Miłość


NPOV


Weszliśmy razem do klubu. Tłok straszny, ale dało się oddychać.
DJ był zajebisty! Dawał czadu.
Peter zdążył się zorientować, że karaoke jest co jakieś piętnaście minut.

Zapisaliśmy się od razu. Wiem, że mój przyjaciel ma naprawdę niesamowity
głos, a ja po prostu lubię śpiewać.

Nie spotkałam ani Lili, ani Voughna. Dzwoniłam do nich, ale nie

odbierali. Wysłałam im esy, że jestem już na miejscu – nie odpisali.

- Teraz wy – powiedział stojący za nami facet – Losujcie, co zaśpiewacie

– podał nam kule z karteczkami. Ja losowałam i nie otwierając podałam mu –
Ś

wietlista noc – poinformował nas – dobry wybór.

Weszliśmy na mini scenę i chwyciliśmy mikrofony.
Zaczęła się muzyka, a ja szukałam wzrokiem mojego chłopaka – nie

znalazłam go.

- Skąd przeczucie mam,
sk
ąd mam tę myśl,
ż

e jest pisany mi,

że będę z nim
i sk
ąd wiem
że ja jak nikt go znam

zaczęłam czytając z mini telewizora. Choć cały

tekst znałam na pamięć.

-

Nie zapalił stróż w ogrodzie świec

blady cień księżyca ślad wśród drzew
wi
ęc skąd w niej ten blask co lśni w noc bez gwiazd –

usłyszałam obok

siebie jego cudowny śpiew.

background image

To była piękna chwila! Nasze głosy brzmiały idealnie, sama to słyszałam.

Ale przecież to było do przewidzenia. Muzyka owładnęła nas w całości,
obydwoje wczuliśmy się w role – może, aż za bardzo, ale naprawdę mi się
podobało! Po pewnym czasie niektórzy zaczęli śpiewać razem z nami.

Kiedy skończyliśmy cała publika biła nam brawo, ukłoniliśmy się i

zeszliśmy ze sceny. Wszystkim się podobało, a ja czułam się na maksa dumna z
siebie.

Poszliśmy do baru.
- Jak się nazywa ten twój chłopak? – zaczął.
- Co? – spytałam zdziwiona.
- No ten do którego pisałaś „kochanie” w komórce. Brat Lili ja mniemam.
Zamurowało mnie. On patrzył mi w komórkę co piszę!!!!
- Voughn – odpowiedziałam bez namysłu.
- Aha.
Kiedy wypił powiedział, że musi iść do tojca. Zgodziłam się i sama

poszłam na poszukiwania Lili i Voughna.



VPOV

Byłem wściekły, tak na maksa wściekły! Nie mogłem skupić się na

przedstawieniu. Czemu jej tam ze mną nie było, tylko siedziała gdzieś z tym
swoim pożal się boże przyjacielem?! Cały czas myślałem o niej. Następnym
razem pójdę z nią! I nie ważne jak dobrą będzie miała wymówkę.

Potem poszliśmy do klubu. I kurwa, własnym oczom nie wierzyłem gdy

zobaczyłem kto jest DJ! Za mikserem stał Kuba! Kuba mój kumpel z tego
zadupia! Od razu nawet nie szukając Nessy, poszedłem do Dj-ki.

- Stary, co ty tu robisz!? - wydarłem się.
Jakub odwrócił się do mnie i wybałuszył oczy.
- Voughn o rajciu! Kurwa, co ty tutaj robisz? – spytał
- Jestem na wakacjach, a ty zamieniasz się w DJ?! – krzyczałem mu do

wolnego ucha, bo na drugim słuchał muzyki.

- Nie, Rudy poszedł podrywać panny, więc siedzę i pilnuję, no i co jakiś

czas zmieniam piosenkę – wytłumaczył.

- Dajesz sobie rade – przyznałem mu.
- Dzięki! Kiedy wracasz? – spytał bez owijania w bawełnę.
- Na zmarłych – oświadczyłem.
- To spoko, bo będzie impreza.
- Cool.
- Znalazłeś sobie jakąś pannę?
- Tak, w sumie tak.
- Jeden numerek.
- Nie.

background image

- No co ty, Voughn Way, największy kasanowa w mieście – się angażuje?
- Tak.
- Kto to? – spytał – jest tutaj?
- Zgadnij.
- Czyli jest?
- No raczej. Potem ci ją przedstawię.
- Ładna? – spytał z tym dziwnym błyskiem w oku.
- Nawet o tym nie myśl, ona jest ze mną – warknąłem.
- Dobra, uspokój się. Czyli coś poważnego? – przemilczałem to pytanie
- A co u ciebie, co z Różą? – zmieniłem temat.
- Dobrze.
- Jest tutaj?
- No jasne, cała nasza ekipa jest. Nie widzisz, siedzi przy barze i pije

drinka – rzeczywiście siedziała tam moja blondi.

- I co jesteście już razem? – drążyłem temat. Czułem się jak Lili która

zawsze wyciąga takie informacje z ludzi.

- Nie. Ona teraz ma jakiegoś zioma z uniwerka.
- Wow, wysoko mierzy.
- Nom. A co tam u twojej siostry? – znowu ten błysk.
- Przypominam ci, że ona jest MOJĄ SIOSTRĄ!!!! Zresztą ma chłopaka.
- Dobra, spoko, wyluzuj.
- Ale co wy tu robicie???
- Rudemu zaproponowano pracę na tej dyskotece, więc wszyscy

przyjechaliśmy. Tam jest Kama – wskazał brunetkę siedzącą do nas tyłem – a
tam Kameleon – wskazał na chłopaka z naszej klasy opierającego się o bar i
flirtującego z jakąś panną – a tam siedzi Piękny, a obok niego Piękna i jeszcze
Szary – jak zwykle w szarej bluzie – a no i Brad, jest jeszcze Monia. Szarego
dziewczyna nie mogła przyjechać.

- Czyli prawie komplet? – spytałem.
- Z tobą tak. Musisz pogadać z nasza ekipą.
- No cóż może później. Na 1 listopada wracam, chyba dacie sobie radę?
- Damy. Poczekaj – wyłączył muzykę.
- Dlaczego wyłączasz?
- Bo teraz karaoke. Pewnie znowu jakiś facet nieźle najebany wyjdzie i

zacznie wyć do mikrofonu – o super.

Nagle do moich uszu doszedł śpiew Nessy. Odruchowo spojrzałem w

tamtą stronę i mnie zamurowało, ona stała tam i śpiewała z tym gnojkiem
Piotrem! Tym którego twarz tak często służyła do wycierania podług.

- Dobrze śpiewa, dziewczyna ma talent i jest naprawdę ładna – zaczął mój

kumpel. – Muszę z nią pokręcić.

- Spadaj, to jest właśnie moja dziewczyna – zacząłem zły. – Nessa –

przedstawiłem.

background image

- Uuu. Sora, nie wiedziałem. Ale co obok niej robi ten pacan Piotrek,

przecież on mówił, że wyjeżdża - i wtedy mnie olśniło.

- Ale ze mnie głupek.
- Czemu?
- Peter, to po angielsku Piotrek! Kurwa. Nessa, mówiła, że ma do niej

przyjechać przyjaciel – Peter, a ja nie skojarzyłem.

- To przejebane, bo mu widocznie podoba się ta dziewczyna, luknij na

nich. Wydaje się, że jej też się podoba on.

W tym momencie miałem ochotę wpaść tam i go zajebać, tak na stałe i

ż

eby już nie wstał. Kurwa, miałem tyle wizji jego śmierci!

- Jesteś mi teraz potrzebny – zacząłem - Idź po Rudego niech zajmie się

konsolą.

Poszedł, a piosenka się kończyła. Kiedy przyszedł zabrałem go od razu na

parkiet.

- Musisz zaprosić Piotra na zaplecze. Masz powiedzieć, że jest ci

potrzebny albo coś w tym stylu, wierze, że jesteś dobry w takie rzeczy. Po…

- Voughn, nie rób niczego głupiego. Wiem, że to idiota, ale zastanów się i

uspokój. Myśl racjonalnie – powtarzał. – Może to tylko przewidzenia
i…zazdrość? Pamiętasz, jak ostatnio wyładowałeś przez niego u „psów”?

- Spadaj.
Nagle podszedł do nas mój cel.
- Cześć – powitał nas.
- Hej – odpowiedziałem przez zęby.
- Możemy na chwilę wyjść na zaplecze? Muszę ci coś powiedzieć –spytał.
- Jasne – odpowiedziałem idąc za nim.
Kuba patrzył za nami przerażony. Chyba już wiedział co chcemy sobie

powiedzieć. Dziwne, bo Piotr nigdy nie był odważny, pewnie chciał
zaimponować Nessie! Kurwa, to jeszcze bardziej go pogrąża!

Na dworze było zimno, ale nie za bardzo to odczuwałem, byłem wściekły,

a adrenalina we krwi dodawała mi paweru.

- Masz się odczepić od Nessy – zaczął.
- Co proszę?! – odpowiedziałem drwiąco – Ty będziesz mi mówił z kim

mam być?!

- Nie – odparł z przekąsem. – zabraniam ci być z nią, ona nie jest

dziewczyną na jeden numer. Ona zasługuje na coś więcej. Zasługuje na mnie.
Kochamy się – powiedział to z taką pewnością, że nie miałem wyboru.

- Ty skurwielu – popchnąłem go na mur. Niestety nic mu się nie stało.
- Ona i tak będzie ze mną – parzył mi w oczy i wtedy nie wytrzymałem. –

Wiesz o tym.

Rzuciłem się na niego, nie myślałem o niczym, tylko o tym, żeby go

zabić.

- Ona nigdy cię nie pokocha- odpowiedziałem dając mu w twarz pięścią.

background image

Walczyliśmy, ja byłem lepszy, ale on też nie najgorszy. Ciosom nie było

końca. To było dla mnie normalna sytuacje. Zawsze załatwiałem sprawy siłowo,
nie uważałem perswazji, za coś dobrego. Tylko pięści mogły coś zdziałać, tak
ż

eby na długo zapamiętał. To nie była bójka, to była walka. Walka na śmierć i

ż

ycie – przynajmniej jak dla mnie.

Pierwszy raz biłem się o coś na czym aż tak mi zależało. Nie mogłem

przegrać! Wciąż widziałem twarz Nessy! Nie mogłem przegrać, nie mogłem!

Dostałem raz w twarz, on dostał tysiące razy. W ogóle nie odczuwałem

bólu, ani zmęczenia. Walnąłem go w brzuch – zgiął się mimowolnie w pół i to
była moja szansa. Rzuciłem się na jego szyję.

- Zabije cię, zabiję skurwielu! - wrzeszczałem
Już prawie go dusiłem gdy nagle usłyszałem zapłakany głos Nessy
- Przestańcie – krzyczała łamiącym się głosem
Po niej wbiegł Ed i nas rozdzielił, ale i tak nadal nie ustępowałem

chciałem z nim skończyć. Zaraz po nim przyszła Lili i obieła mnie ramieniem.
Później zobaczyłem Jakuba.

- Stary, przeholowałeś – przyznał
- Mogłeś mu coś na poważnie zrobić – płakała Lili.
- Chciałem – odburknąłem.
- Nie mów tak – prawie walnęła mnie w twarz. – zaczynam się ciebie bać

– dodała.

- Czas najwyższy – starałem się żartować.
- Nic ci nie jest? – spytała zatroskana.
- Nie, chyba – odparłem.
- Nic nie widać – przyznał mój kumpel.
- O Boże tak się bałam – płakała moja siostra.
- Myślałam, że coś ci się stało.
Potem odeszła razem z Kubą na stronę i gadali o czymś.
Usłyszałem płacz Nessy.
- Jak mogliście?! – wrzasnęła i pobiegła przez miasto w stronę lasu.
Bez namysłu ruszyłem za nią


NPOV:

Znalazłam w końcu Lili. Tak w sumie to ona mnie znalazła, podeszła do

baru, przy którym siedziałam.

Ś

miałyśmy się z aktorów na przedstawieniu, kiedy nagle podbiegł do nas

jakiś dosyć przystojny brunet.

- Lili, twój brat, zaplecze – wykrzykiwał. Ale ja już wiedziałam o co mu

chodzi. Wiele razy o tym czytałam, zresztą często chodziłam z siostrą na
imprezy.

Szybko rzuciłam się w tamtą stronę. Kiedy wyszłam Voughn dusił Petera.

background image

- Zabiję cię skurwielu – usłyszałam tylko.
I w tym momencie nie na żarty się przestraszyłam. Mój chłopak miał taki

pewny głos, taki przekonujący. Jakby to było coś zwyczajnego, takiego co on
robi na co dzień! Łzy zaczęły mi płynąć strumieniami. A ja nie mogłam się
odezwać.

Stałam tak i patrzyłam nie mogąc się ruszyć. Czułam jakby jakiś wielki

głaz spadł na mnie ze zdwojoną siłą. Byłam jak sparaliżowana, a serce chyba mi
się zatrzymało.

- Przestańcie – próbowałam krzyknąć, ale głos mi się łamał.
Zaraz za mną wleciał Ed i ich rozdzielił. Lili i tajemniczy nieznajomy,

pobiegli do Voughna, a ja nie mogłam się ruszyć. Ed zajął się przynajmniej tak z
grubsza Peterem, a ja stałam pośrodku i nie miałam pojęcia co zrobić.

Po jakimś czasie odzyskałam władzę w nogach.
- Jak mogliście?! – krzyknęłam i pobiegłam.
Gdzie – nie miałam pojęcia, byle jak najdalej, po prostu przed siebie. Nie

patrzyłam za siebie, w ogóle nie patrzyłam, ruszyłam nieświadomie w stronę
lasu. Wcale nie bałam się ciemności – już.

Nigdy nie myślałam, że będę w stanie nie bać się lasu w nocy, a jednak!

Tyle rzeczy się zmienia.

Łzy ograniczały mi widoczność, prawie bym wpadła pod samochód.
Zajęło mi to około piętnastu minut sprintem. Zatrzymałam się dopiero na

polance, którą odkrył mój…po prostu Voughn. Usiadłam na powalonym pniu
drzewa, o który o mało bym się nie potknęła. Miałam nadzieję, że mnie nie
znajdą, nie miałam ochoty rozmawiać z Lili, ani patrzeć na Petera. Siedziałam i
płakałam, bo jakaś część mnie miała wrażenie, że bili się o mnie!! Może to jest
samouwielbienie, czy coś w tym stylu, ale miałam takie wrażenie!! Płakałam
coraz bardziej i słabłam – czułam to – robiło mi się coraz zimniej. Adrenalina
opadła, a ja nadal płakałam.

Czułam się fatalnie, łzy cały czas leciały strumieniami. W końcu

przeniosłam się z pnia i położyłam się na trawie. Podciągnęłam kolana pod
brodę i płakałam.

Nagle usłyszałam czyjeś kroki niedaleko mnie. Niezbyt dobrze widziałam

w ciemnościach, a było zaćmienie, więc księżyc mi nie pomagał. Te kroki
zbliżały się, ale ja się nie bałam. Wszystko było mi obojętne. Mogłam zginąć!
Mogli mnie zgwałcić! Nie przejęłam się krokami.

Ten ktoś, nagle stanął, a ja nie odrywałam wzroku od trawy naprzeciwko.
- Nic ci nie jest? – spytał tak znany mi głos.
- Nie – odpowiedziałam cicho.
Usiadł obok mnie.
- Przepraszam – czułam jego wzrok na sobie, a mimo to się nie ruszałam –

chyba trochę mnie poniosło, po prostu, on mnie wkurzył – poczułam jak dotyka
moich rąk. – Zimno ci? – nie odpowiedziałam – No jasne, że tak – odpowiedział

background image

za mnie. – Masz – ściągnął swoją bluzę i mi podał, nie drgnęłam. Przykrył mnie
nim. – Nessa, ja cię kocham i… – urwał.

- Gdyby to był prawda nie biłbyś się z Peterem – odparłam cicho.
- Nie masz racji.
- Mam, jaki chłopak bije się z najlepszym i do niedawna jedynym

przyjacielem swojej dziewczyny? – wychlipiałam, a łzy popłynęły jeszcze
mocniej.

- Wstawaj muszę ci coś wyjaśnić – podniosłam się do pozycji siedzącej.
- Słucham, co chcesz wyjaśniać? – spytałam nadal zalana łzami.
- Po pierwsze, naprawdę cię kocham i nic tego nie zmieni – zaczął. –

Jesteś dla mnie najważniejsza i nigdy nie pozwolę cię skrzywdzić. Co do Piotra
to znamy się z miasteczka, mieszkamy niedaleko siebie i chodzimy do tej samej
szkoły, on klasę wyżej. Nigdy się nie lubiliśmy, a wręcz przeciwnie. Tak
szczerze to nie pamiętam jak się zaczęło, ale tak było. Piotrek zawsze chciał
mieć to co ja, a właściwie te same dziewczyny. Kiedyś podrywał moją
pann…dziewczynę – poprawił się - na moich oczach tylko dlatego żeby mnie
wkurzyć. Wiedział, że nie jestem opanowanym człowiekiem i mam problemy z
porywczością. Wtedy pierwszy raz wytarłem nim podłogę.

- Peter nigdy o tym nie mówił – wtrąciłam.
- Dziwisz się, jaki chłopak by się do tego przyznał? – spojrzał mi w oczy i

lekko się uśmiechnął. – Potem zdarzało się to często, aż tutaj nie przyjechałem.
Ostatniego dnia też prawie mu przywaliłem za SMS.

- Powiedz mi tylko dlaczego go pobiłeś teraz? Co on ci takiego zrobił? –

po co ja chciałam to wiedzieć?

- Bo widzisz – zaczął niepewnie – on się w tobie buja. Sprowokował mnie

tym. To znaczy powiedział, że ty też go kochasz i że będziecie razem. Nie
mogłem tego słuchać i mu przywaliłem. Zbyt wiele dla mnie znaczysz, żeby
puścić mu to płazem – tłumaczył się.

- Naprawdę tak powiedział?
- Nom.
Nigdy wcześniej nie zauważyłam, żeby on mnie lubił, tak bardziej niż ja

go, ale miał rację. Kiedy tak na to spojrzałam to chyba rzeczywiście on mnie
lubił. Każda nasza rozmowa kończyła się słowem „kocham cię”, które dla mnie
nic nie znaczyło, ale przecież to było oczywiste. Oczywiście dla każdego poza
mną!

- Nie wiedziałam – przyznałam.
- Mogłaś nie wiedzieć.
- Ale…powinnam.
- To jak wybaczysz mi? – spytał robiąc słodkie oczka.
- Voughn to nie jest takie proste – zaczęłam. – Ja naprawdę lubię Petera,

nie tak jak on mnie, ale go lubię. I widzisz z tego co mówisz wynika, że mi nie
ufasz. Pamiętasz Adama, też byłeś zazdrosny, ale udawałam, że tego nie wiedzę,
teraz Peter… - płakałam bardziej.

background image

- Co?
- No widzisz, gdyby jakaś dziewczyna powiedziała mi, że ty ją kochasz,

nie uwierzyłabym jej, ty mu uwierzyłeś, czyli mi nie ufasz – wytłumaczyłam
przez łzy.

Nastała cisza. Chyba wiedział o co mi chodzi.
- Musisz nauczyć się ufać ludziom – pierwsza się odezwałam – Ufać mi.
- Chyba tak.
- Czyli mi nie ufasz?
- Zrozum, że nie mogę patrzeć na to jak jesteś z jakimś innym facetem,

którego naprawdę nie lubię i wtedy mnie ponosi – urwał – nie umiem na tyle
nad sobą panować – przyznał.

- Voughn – spojrzałam mu w oczy – Ja cię kocham i to się nie zmieni, ale

nie mogę patrzeć jak bijesz się z kimś, bo jesteś zazdrosny. Peter jest inny, ale
jest moim przyjacielem i wiesz nie wiem czy umiem ci to wybaczyć – nie
odrywałam wzroku od trawy.

- Co?! – podniósł głos – Nie wybaczysz mi tego?
- Voughn, muszę to przemyśleć – wyjaśniłam przygryzając wargę.
- To myśl, ja spadam – i sobie poszedł.
A ja zostałam sam na polanie z której nie umiałam wrócić.
Wstałam i poszłam w przeciwnym kierunku do pola namiotowego. Po

jakimś czasie znalazłam się na malutkiej polance porośniętej mchem, tam
właśnie usiadłam.

Tyle myśli telepało mi się w głowie.
Zastanawiałam się czy powinnam mu wybaczyć w końcu go kocham, ale

bałam się. Bałam się jego, czy tak to powinno wyglądać? Po co ja zapraszałam
tu Petera, gdyby nie on…nie przestań! Przestań myśleć co by było gdyby…! To
nie ma sensu to już się stało i gdybanie tu nie pomoże!!!

Znowu płakałam. Myślałam o tym co powiedział Voughn, o tym co

powiedziałam ja i nie wiedząc kiedy leżałam na ziemi skulona. Patrzyłam na
niebo bez gwiazd.

A jeśli mu wybaczę to czy to się powtórzy?! Czemu to jest takie trudne?!
Nie wiem kiedy zasnęłam na mchu.


VPOV

Na polanie było ciemno – zero latarni, zero księżyca, zero ogniska.
Wszedłem do namiotu, z tego co zauważyłem nikt jeszcze nie wrócił,

rzuciłem się na śpiwór i wsadziłem sobie słuchawki do uszu. Słuchałem właśnie
Drin’a Zanyar’a „Why does it rain”


Dostępny u mnie na chomiku (

http://chomikuj.pl/lulabi

) w folderze

saundtrack.

background image


Kurw, jaki ze mnie idiota!!
Zostawiłem ją tam samą, w lesie w ciemności.
Wstałem bez namysłu rzuciłem iPoda w kąt i poszedłem na poszukiwania

mojej dziewczyny, która muszę odzyskać.

Dotarłem na naszą polankę i okazało się, że jej tam NIEMA!!! Byłe zły,

zły na siebie i tego pedała, przez którego ona wylał tyle łez!

Nie!
Co?
Nie! Nie przez niego!! Ile ty masz lat, bądź odpowiedzialny i weź winę na

siebie – to twoja wina. To ty go pierwszy uderzyłeś! To przez ciebie ona ryczy i
szw
ęda się po lesie! I może…

Szczerze, mnie zamurowało, ale ma rację. To ja go pierwszy uderzyłem,

to przeze mnie ona płacze!

Pobiegłem jakąś pierwszą lepszą ścieżką – doprowadziła mnie do nikąd,

wróciłem. Wypróbowałem tak chyba każdą ścieżkę, ale nic.

- Nessa!! – darłem się w niebo głosy!
Nagle moja wyobraźnia zaczęła mi podsuwać różne obrazy, co mogło się

stać mojej ukochanej! Zacząłem biegać po omacku! Szukałem jej wszędzie –
dzwoniłem na komórkę – nie odbierała, wysyłałem SMS – nie odpisała. Byłem
przerażony.

Latałem po cały lesie i nigdzie jej nie było!
Prawie zacząłem płakać, gdy mój telefon zadzwonił. Na ekranie pojawiła

się Lili. Odebrałem bez namysłu przekonany, że znalazła Nessę.

- Braciszku gdzie wy jesteście, nie ma was w namiocie?
- Jestem w lesie, Nessa też – oznajmiłem.
- Powiedz mi, że jest z tobą.
- Nie, nie jest – rozdzieliliśmy się.
- Czyli nie wiesz gdzie ona jest?
- Nie, nie wiem, szukam jej.
- Dobra też się przyłączymy, miej włączoną komórkę, jak ją znajdziemy

zadzwonimy do ciebie – i się rozłączyła

Nadal biegałem jak oparzony po lesie, raz po raz napotykając się na Lili

lub Eda. Na szczęście nie natknąłem się na tego, popierdolonego…Piotra. Nie
widziałem prawie nic, byłem przerażony. Wizie w mojej głowie się nasilały. W
pewnym momencie mój telefon znowu zadzwonił.

- Voughn – usłyszałem głos Nessy.
- Boże, nic ci nie jest? Gdzie jesteś? – pytałem.
- Nie wiem, pod drzewem, koło jeziorka – oznajmiła zaspana.
- Dobra, nie ruszaj się zaraz tam będę i się nie rozłączaj.
Pobiegłem sprintem w stronę w którą mi wskazała. Znalazłem się nad

jeziorem.

- A teraz dokładnie gdzie? – spytałem.

background image

- Nie wiem, koło mostka – oznajmiła.
Po dwu godzinnym szukaniu jej znałem ten las bardzo dobrze. I choć był

wielki bez trudu zorientowałem się gdzie jest ten przeklęty mostek.

- Ok. już wiem.
Po chwili byłem już obok niej.
- Boże, kochanie tak się bałem. Byłem głupi, że cię zostawiłem, byłem

idiotom, który w żadnym wypadku nie zasłużył na takiego anioła jak ty –
przytuliłem ją do siebie.

- A jednak go dostał – oznajmiła – I ten anioł ci wybaczył i cię

przeprasza.

- Nie ma za co, mój aniołek nic nie zrobił.
- A właśnie, że zrobił – naciskała – mówił ci o zaufaniu, a nie ufał tobie,

nie na tyle, by uwierzyć, że nic byś mu nie zrobił, że…- urwała.

- To ja nie ufałem jej i nie ma niczego co by mnie usprawiedliwiało.

Powinienem ci ufać, powinienem najpierw porozmawiać z tobą, to wszystko, to
moja wina – przyznałem.

- Tak to twoja wina – przyznała – ale ja też ci nie uwierzyłam – wzięła

oddech. – Powinniśmy nauczyć się sobie nawzajem ufać. Od dzisiaj, na zawsze!

- Masz rację. Kocham cię i zrobię dla ciebie wszystko – oznajmiłem.
- Nie chcę wszystko – uśmiechnęła się przez łzy – chcę, żebyś mi ufał i

postarał się panować nad swoimi emocjami i coś jeszcze. Kochaj mnie.

- Przysięgam, że od dzisiaj będę mniej porywczy, a przynajmniej nie będę

tak szybko kimś wycierał podłogi.

- Mam nadzieję. Kocham cię - Płakał mi w ramionach.
Nastała chwila ciszy, słychać było tylko krzyki Lili i płacz mojej

ukochanej.

- Nic ci nie jest? – spytałem w końcu.
- Nie. Tylko mi zimno.
- No nie dziwię się. Chodź zaniosę cię do obozu.
- Sama pójdę.
- Nie – byłem bardzo stanowczy.
Nie odezwała się, a ja ją wziąłem na barana. Biegłem jak najszybciej się

dało. Kiedy znaleźliśmy się na polu namiotowym postawiłem ją na ziemi.
Szybko uciekła do namiotu i założyła ciepłą bluzę.

Ja wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do Lili.
- Znalazła się – oznajmiłem.
- Jak dobrze – widać, że jej ulżyło – Nic jej nie jest?
- Nie, chyba nie, tylko trochę przemarzła.
- Dobra zaraz będziemy – i się wyłączyła.
Teraz czekało najtrudniejsze przyjdzie tutaj Peter, a ja nic nie będę mógł

mu zrobić.

Wszedłem do namiotu. Nessa siedział w śpiworze i jakieś grubej bluzie.
- Zimno – oznajmiła.

background image

- Trochę – wszedłem do jej „pokoju” i przytuliłem do siebie. – Zaraz tu

będą.

- Kto? – spytała zdziwiona.
- No, Lili, Ed i ten p – opanuj się – Piotr – poprawiłem się.
- Aha.
Słyszałem kroki na zewnątrz, po chwili wychyliła się głowa Lili.
- Nessa – podeszła do nas. – O boże tak się martwiłam, nic ci nie jest?
- Nie, tylko jest mi zimno – oświadczyła.
- To dobrze, kochanie. Wiesz Piotr chciał żebyś do niego wyszła, ale…
- Niech tutaj przyjdzie – przerwała jej moja dziewczyna.
- Co? – spojrzała na mnie. Pokazałem jej oczami, że to długa historia – no

dobra, skoro tak. – wyszła z namiotu – Piotrek! – krzyczała.

- Obiecasz, że nic mu nie zrobisz? – spytała patrząc mi w oczy.
- Obiecuje.
- Na pewno.
- Tak, wiesz dlaczego dałem ci tę bransoletkę - wskazałem błyskotkę na

jej nadgarstku

- Bo, przeczytałeś Zmierzch? – spytała żartobliwie.
- Tak to też, ale dałem ci ją dlatego, że cię kocham i nie zrobię mu nic

dlatego, że ty tego chcesz.

- To dobrze – uspokoiła się.
Po chwili wszedł do nas Peter, ten…tylko spokojnie.
Nom uspokój się
Tylko ciebie tu brakowało.
Wiem, ale musisz się uspokoisz, bo ją stracisz.
Może.


PPOV

Miałem chyba zmasakrowaną twarz! Kurwa, zabije gnojka. Jak on może

się jej podobać, przecież on jest taki okropny, brutalny, a ona taka delikatna.
Ona, ona, ona…ona powinna być z kimś innym, ona powinna być ze mną, tak
jak to planowali nasi rodzice już dawno. Ale ona nie…musiała się zakochać w
tym dupku Voughnie. Kurwa, co to za imię? Nie to co Piotr.

Po tym co on zrobił, Nessa powinna przestać z nim być, przestać go

kochać i być ze mną, ale ona nie! Kurwa nadal są razem!

Ten weekend miał należeć tylko do nas, tutaj miałem powiedzieć Nessie,

ż

e ją kocham, a ona mi, że mnie też, ale pojawił się ten…idiota i zabrał mi ją.

Wszedłem do namiotu, siedziała razem z nim.
- Hej, Peter – powitała mnie tak promiennie, a przecież była strasznie

blada.

- Cześć – zacząłem.

background image

- Ja już wychodzę – oznajmił Voughn. Na szczęście. I jednym ruchem

wypadł z namiotu.

- O czym chciałeś porozmawiać?
- O niczym, w sumie o niczym – chciałem z nią porozmawiać na

poważnie, ale była w takim stanie – nie mogłem.

- A dokładnie? – drążyła.
- Chciałem ci powiedzieć, że dzisiaj śpię u Eda – skróciłem.
- Nie tak to wszystko miało wyglądać – dodała.
Nie tak.
- Do zobaczenia jutro – i wypadłem jak oparzony, nie odpowiadając na jej

pytanie. Nie mogłem, po prostu nie mogłem.

Zobaczyłem, że rodzeństwo rozmawia koło jeziora. A Lili płacze.

Dziwne, bo miałem wrażenie, że to ma jakiś związek ze mną.

Nie patrząc w tamtą stronę poszedłem prosto do Edmunda. Lubię go,

naprawdę jest cool. I wydają się idealną parą z siostrą tego popaprańca, który
nie umie nad sobą panować.

Nie wiem jak Nessa daje sobie z nim radę.
Rzuciłem się na swój śpiwór i wsadziłem słuchawki do uszu w których

leciało „her” Roberta Pattinsona.

Ta piosenka mnie uspokaja i wycisza. Ujarzmia wojnę we mnie i pozwala

odpocząć. Sam chciałbym tak grać na pianinie, czy fortepianie. Tak ja Nessa.
Uwielbiałem jej grę, kiedy spędzałem u niej tygodnie.


„Her” do ściągnięcia u mnie (

http://chomikuj.pl/lulabi

)


Po jakimś czasie niezauważalnie odpłynąłem do lepszego świata bez łez –

zasnąłem i śniłem.











background image





11.

Starzy znajomi



NPOV


Spałam tylko trzy godziny!! Obudził mnie telefon od mamy.
- Słucham – odebrałam zaspana
- Cześć słonko – powitała mnie – obudziła cię?
Nie, kurwa wstałam już i tylko udaję, że jestem śpiąc!
- Tak, a która jest godzina?
- Ósma – oznajmiła.
No świetnie! Wczoraj zasnęłam o piątej!
- To, super. Co chciałaś? – do brzegu – błagam!
- Chciałam się ciebie zapytać jak tam u was?
- Świetnie- skłamałam.
- A jak z Peterem? – drążyła.
- Jeszcze lepiej – kłamałam jak z nut.
- To, dobrze, że się dobrze bawicie – czułam, że chodzi o coś innego.
- Mamo, co się stało?
- Nic – kłamała.
- Mamo błagam, powiedz o co chodzi jak najszybciej, bo chce wrócić do

snu. Błagam!

- Ale naprawdę o nic nie chodzi.
- Dobra – poddałam się. – Jak chcesz, ja wracam do spania, dobranoc – i

rzuciłam komórką.

Położyłam się z powrotem.
Wiedziałam, że już nie zasnę.
Podeszłam do naszego „barku” – tj. lodówka turystyczna – i wyciągnęłam

kawę.

Wzięłam puszkę do siebie, wsadziłam słuchawki do uszu i po raz enty

przeczytałam „Małego księcia”. Jak zwykle płakałam na końcu, nie wiem nie

background image

umiem powstrzymać łez kiedy to czytam. Mimo, że doskonale wiem, że tak, a
nie inaczej się skończy.

Przed wyjazdem ściągnęłam sobie piosenkę pt. „Mały Książe i Róża”.

Dostępna na saundtrack’u Our Life (

http://chomikuj.pl/lulabi/

)


Zdążyłam go przeczytać w godzinę i dopiero wtedy obudził się Voughn.
- Wstałaś już? – spytała zaspanym, zdziwionym głosem.
- Nom. Mama mnie obudziła.
- Aha – spojrzał na mnie. – Nessa.
- Co, kochanie?
- Rozmawiałem wczoraj z Lili – zaczął niepewnie.
- I…?
- I powiedziałem jej…
- Że jesteśmy razem? – dokończyłam.
- Nom, skąd wiesz? Rozmawiałaś z Lili?
- Nie. Ale to dobrze, że jej powiedziałeś.
- Słucham? – chyba go zdziwiłam
- T O D O B R Z E – przeliterowałam mu.
Zaczął się sarkastycznie śmiać.
- I tak miałam zamiar jej dzisiaj powiedzieć – dokończyłam.
- Że co?!
- Widzisz, to nie było fair. Lili jest moją przyjaciółką, a przyjaciółki sobie

ufają. Zresztą, to jest twoja siostra.

- Nom, może.
Po chwili moja komórka znowu zawibrowała.
- Czego? – odebrałam nawet nie sprawdzając kto dzwoni.
- Kochanie tak się nie zaczyna rozmowy – usłyszałam srogi głos taty.
- Przepraszam, po prostu się nie wyspałam – wyjaśniłam – A co jest, że

dzwonisz? Mama już ze mną rozmawiała.

- Tak właściwie to chciałem się ciebie zapytać kiedy wracacie?
- Jutro – oznajmiłam.
- To dobrze, bo muszę z tobą pogadać.
- O czym?
- Dowiesz się w poniedziałek – i się rozłączył.
Byłam zdziwiona. Voughn chyba to zauważył.
- Co jest? – spytał pożerając batona.
- Nie wiem.
- To znaczy?
- Nie mam pojęcia, serio.
- Aha. Głodna? – pokazał na lodówkę.
- Nie, jakoś nie szczególnie.
- Jak nie to nie, więcej dla mnie.

background image

Uśmiechnęłam się i zaczęłam grzebać w walizce.
- Idę do łazienki – oznajmiłam i wyszłam.
Na zewnątrz było zimno. Wiatr rozwiewał i plątał mi włosy. Na szczęście

byłam inteligentna i wzięłam ze sobą bluzę z kapturem, który minie w jakiś
sposób ochraniał, a przynajmniej miał ochronić.

Pod prysznicem odkręciłam ciepłą wodę i starałam się nie myśleć o

zagadkowej rozmowie z ojcem. On nigdy taki nie był zawsze mówił o
wszystkim prosto z ostu, nie było tematu w którym bawiłby się w czułości, aż
do teraz.

Kiedy skończyłam poranną toaletę było już cieplej, jednak nadal

musiałam chodzić w bluzie. Ale mimo temperatury nie poszłam do namiotu,
usiadłam nad jeziorem i włączyłam iPoda.

Po chwili poczułam, że ktoś usiadł obok mnie.
- Nessa, musimy pogadać – usłyszałam głos mojego kochanego,

uśmiechniętego stworka .

- Wiem – wyjęłam słuchawki z uszu.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś?
- Nie wiem, może się bałam – wyznałam wiedząc o co jej chodzi.
- Czego?
- No nie wiem. Chyba tego, że uznasz, że nie jestem odpowiednia dla

twojego brata. Że sama nie wiem…jestem za młoda, zbyt brzydka…

- Och, głuptasie – przerwała mi. – Nigdy bym tak nie pomyślała jeśli ty

go kochasz i on ciebie też czemu nie? – przytuliłyśmy się. – Kocham cię

- Ja ciebie też i obiecajmy coś sobie już nigdy nie będziemy nic przed

sobą ukrywać.

- Przysięgam.
Razem wstałyśmy i poszłyśmy w stronę naszego namiotu.
- Kawy? – spytałam.
- Chętnie – odpowiedziała poważnie.
Sięgnęłam po dwie puszki.
- Hej – powitał nas Voughn wracający z łazienki.
- Cześć – odpowiedziała Lili.
- Wiecie ja idę do miasta spotkać się z moją bandą, chcecie iść? – zapytał

nas swobodnie.

- Wiesz, ja jakoś nie szczególnie – zaczęła moja przyjaciółka – To twoja

banda, a zresztą dzisiaj chciałam być sama z Edem, a skoro ty wychodzisz i
bierzesz ze sobą Nessę to zostaniemy sami – czyli ja nie mam wyboru muszę
iść. Czemu zawsze tak jest?

- Nie zupełnie sami – zaczęłam – zostaje jeszcze Peter – przypomniałam.
- Aha, no tak – widocznie się zmartwiła.
- Dobra, to ja zabiorę Petera na jezioro, a wtedy wy zostaniecie sami, bo

Voughn pójdzie do miasta.

background image

Na twarzy Lili zagościł uśmiech, ale Voughn starał nie pokazywać, że mu

to nie na rękę. Zawsze starał się grać człowieka którego nic nie interesuje. Taka
maska przed światem zewnętrznym.

- To jedyne wyjście – dodałam.
- Może nie – przyznał z nadzieję.
- A masz lepsze? – spytałam.
- Tak – miał taki dziwny niebezpieczny uśmiech.
- Nie, nie wrzucę Petera do jeziora – zaprzeczyłam.
Wszyscy ryknęliśmy śmiechem.
- Ale to było taki dobry pomysł – upierał się żartobliwie.
- Wiecie co, widzę że bardzo wam na tym zależy więc teraz ja mam

pomysł – zaczęła – dzisiaj my zostaniemy z Peterem, a wy pójdziecie na
spotkanie, ale jutro wychodzicie gdzieś i my zostajemy sami - oznajmiła dumna.

- To jest świetne – przyznałam z entuzjazmem.
- Nom. Ja to wymyśliłam – tak, skromność wrodzona.
- No to czas najwyższy wcielić plan w życie – zakomenderował.
Lili wyszła i słyszałam jak proponuje mojemu przyjacielowi rowery

razem z Edmundem.

Za to ja i mój chłopak wyszliśmy z namiotu i ruszyliśmy w stronę miasta.

Dopiero wtedy zaczęłam się stresować.

- Duża jest ta twoja paczka? – spytałam.
- Dosyć. trzynaście osób, ale jednej nie ma - był bardzo wyluzowany.
- Aha. A myślisz, że mnie polubią? – boże zachowywałam się jak dziecko

idące do przedszkola.

- No jasne. Ciebie nie da się nie lubić – i pocałował mnie w czoło – nie

przejmuj się tak. Wdech i wydech. Nie będzie tak źle, oni są naprawdę spoko.

- Mam nadzieję – przyznałam.
- Różnią się trochę od nas, ale da się z nimi wytrzymać – kontynuował –

Z reszta bardzo chcą cię poznać, a jak będzie coś nie tak, to po prostu wrócimy
do namiotu – zapewniał.

- Sprostowanie – ja wrócę.
- Dobra jesteśmy – uciął rozmowę.
Rzeczywiście staliśmy koło tego klubu w który rozegrały się te straszne –

dla mnie – wydarzenia. Było ich jedenastu – sześć dziewczyny i pięciu
chłopaków – wszyscy palili. Kiedy nas zobaczyli, jeden się odłączył i ruszył w
naszą stronę.

- Cześć stary – przywitał mojego towarzysza.
- Hej – odpowiedział mu.
- Część, młoda, jestem Kuba – przedstawił się i uścisnął mi rękę.
- Nessa, starcze – odwzajemniłam jego uścisk.
- Ile ty masz lat żeby tak do mnie mówić? – spytał urażony.
- Tyle na ile wyglądam – odparłam.
- Umiesz się odgryźć – przyznał.

background image

- Wiem – odpowiedziałam pewna siebie.
- No, dobra tylko się tu nie bijcie – powstrzymał nas jakiś wysoki brunet z

miłym wyrazem twarzy, który skądś znałam.

- Ta, racja – zareagował mój chłopak łapiąc mnie w tali. Poszliśmy tak do

jego grupki.

Wszyscy bardzo miło przywitali Voughna widać, że go lubią. Wyróżniał

się trochę od reszty, a może tylko tak mi się wydawało?

- No, więc to jest Nessa – przedstawił mnie. –To Rudy i Zara – wskazał

parę obściskującą się na murku. - A to jest Piękny – wskazał blondyna – to
Piękna – wskazał dziewczynę stojącą obok pięknisia, typową blondynkę z
dużym biustem. – Tamta to Monia – przedstawił dziewczynę o kruczo czarnych
włosach z pogodnym wyrazem twarzy siedzącą w objęciach jak się
dowiedziałam Brada – A ta piękność o blond włosach to Róża, bądź Rose –
wskazał dziewczynę piszącą esa – A ten w szarej bluzie to Szary –
niezrozumiany artysta – wyjaśnił. – To Kama – wskazał brunetkę siedzącą z
jakimś chłopakiem – obok niej siedzi Kameleon –przystojny brunet o dziwnie
znajomym wyrazie twarzy. I już wiedziałam skąd go znam. Usłyszeliśmy zza
pleców chrząknięcie – No tak zapomniałem. To jest Kuba, czuje, że się
polubicie.

Wszyscy się zaśmiali.
- Hejka – przywitałam się.
- Cześć Nessa – odpowiedzieli chórem jak na jakimś wyznaniu w AA*
Zaśmiałam się pod nosem.
Voughn poszedł do Kamy, a ja zostałam sama. Po chwili ktoś stanął obok

mnie. Odwróciłam się to był – Kuba.

- Cześć – przywitał mnie po raz drugi.
- Hej – spojrzałam na niego spod rzęs, które pociągnęłam wydłużającym

tuszem. Dawno z nikim nie flitowałam.

- Ładne masz oczy – powiedział patrząc w nie prosto.
- Dzięki – odpowiedziałam oblizując usta.
Widziałam jego wzrok, zaczęłam się mu podobać – to pewne.
- Może pójdziemy gdzieś na bok – zaproponował.
- Po co? – ciągnęłam moją grę idąc palcami po jego torsie.
- No wiesz – zaczął bełkotać.
Czułam na sobie wzrok wszystkich.
- Czemu nie tutaj? – spytałam patrząc w oczy.
- Czemu nie? – spytał zbliżając swoje usta do moich.
Był już bardzo blisko, kiedy się uchyliłam i walnęłam go z liścia w twarz.
- Czemu nie? – spytałam – Bo ja nie jestem pierwszą lepszą, która da ci

się przelizać! Po drugie mam chłopak – wyrzuciłam mu w twarz pewna siebie i
odeszła.

*AA (Anonimowi Alkoholicy) – przedstawianie się w kółku i mówienie o

uzależnieniach.

background image

Wszyscy mi bili brawo, a ja poczułam, że się rumienię. Podeszłam do

Voughna i pocałowałam go w policzek.

- Ale żeś go zrobiła – powiedziała z uznaniem Kama – Nigdy mu

dziewczyny nie odmawiają.

- Kiedyś to się musiało stać.
- Dobra dziewczynka – pochwalił mnie mój chłopak.
- Dzięki.
Podeszłam do Kameleona.
- Pamiętasz mnie jeszcze? – spytałam siadając obok niego.
Spojrzał na mnie tak jakby nie mógł skojarzyć skąd. Nagle jakby go

olśniło.

- Nessi?! – wykrzyknął.
- Nom, Kam – specjalnie użyłam tego przezwiska.
- Trzy lata cię nie widziałem – zaczął. – Co tam u ciebie? Coś się

zmieniło na Platynowej? Jak tam twoja siostra? A co z Nati? – wyrzucał z siebie
pytania. A ja starałam się je zapamiętać.

- Nati już tam nie mieszka, wyprowadziła się pół roku po tobie, jej rodzice

stracili firmę – wyjaśniłam. – U mnie bez zmian u mojej siostry dobrze – nie
chciałam mu mówić prawdy. – Nom, na Platynową wprowadził się Voughn, ale
nikt poza mną nie został tam.

- Szkoda, ale nie miałem pojęcia, że Voughn się tam wyprowadza, wow.

Prawie się nie zmieniłaś, trochę wypiękniałaś – przyznał.

- Dzięki, ty tez się prawie nie zmieniłeś. No, po za tym, że urosłeś i

zmężniałeś – uśmiechnęłam się. – Stęskniłam się za naszą bandą. Czekaj jak my
się nazywaliśmy?

- Platynowi rozbójnicy – przypomniał mi.
- Właśnie – przyznałam. – Nikt prawie nie został
- A pamiętasz jak miałaś jedenaście lat przyjechałaś do Petera i

rzucaliśmy się piaskiem jak dzieci?

- No jasne, jak mogłabym zapomnieć?
Naprawdę świetnie się z nim dogadywałam. Myślałam, że więcej się nie

zobaczymy. Nawet kiedy jechałam w jego strony nie mieliśmy dla siebie czasu,
a tu proszę gadamy jakby nigdy nic. To było cudowne.

W pewnym momencie zobaczyłam kontem oka, że Róża flirtuje z moim

chłopakiem. Starałam się na to nie zwracać uwagi – pewna, że samo to sobie
wyobrażam. Po chwili wpadliśmy na nowy wspaniały temat i zupełnie nie
zwracałam na nich uwagi.

Gadałabym z nim dwa lata gdyby nie Lili która dzisiaj postanowiła

sporządzić obiad. Pożegnaliśmy się więc i ruszyliśmy w stronę pola
namiotowego.

W obozie była tylko Lili. Po Edzie i Peterze nie było śladu.
- Cześć, gdzie reszta? – przywitałam się
- Poszli się przejść – oświadczyła.

background image

- Aha. A co z obiadem? – starałam się trzymać rozmowę.
- Nessa, musimy pogadać – wypaliła.
- O czym? – spytałam trochę przestraszona.
- Zobaczysz – oświadczyła.
Poszłam za nią bez słowa. Usiadłyśmy na pomoście.
- Pewnie poznałaś, Różę – zaczęła.
- Nom.
- I powiedział ci coś Voughn o niej?
- Nic szczególnego.
- Bo widzisz, oni byli parą. Długo dziewięć czy dziesięć miesięcy.
- Naprawdę?
- Yhm. I widzisz ona nadal go – przełknęła ślinę – kocha. Bardzo. I jest

zdolna do wszystkiego…-urwał.

- O co ci chodzi? – spytałam.
- O to, że nie możesz jej lekceważyć. Ona za wszelką cenę chce być z nim

i nie wiem czy Voughn…czy on…czy on jej też! – dokończyła pospiesznie. –
Dzwoniła do mnie. Nessa, ona jest niebezpieczna. Powiedziała, że jeśli nie
zostawisz jej chłopka to coś ci zrobi – coś złego. Oni nigdy ze sobą nie zerwali.

Zamurowało mnie – dosłownie. Nie wiedziałam co powinnam teraz czuć,

co powinnam zrobić. Powtarzałam sobie, że mu ufam, ale oni tak do siebie
pasują. I przyznam, że trochę się bałam.



VPOV

Kiedy byłem w łazience zadzwonił do mnie Kuba i zaprosił na spotkanie

grupowe. Oczywiście od razu się zgodziłem, chcieli żebym przyszedł z Nessą.

Kiedy powiedziałem o tym dziewczyną wyszła sprawa Petera, ale jakoś

się z nią uporaliśmy. Szczerze nie pamiętam jak, ale na pewno będę tego
ż

ałować.


***

Kiedy doszliśmy do miejsca spotkania i przedstawiłem wszystkich Nessie

i Nessę wszystkim, poszedłem do Kamy.

Rozmawiałem z nią o bzdetach. Kiedy zobaczyłem jak moja dziewczyna

flirtuje z Kubą, na początku chciałem się na niego rzucić, ale Kama mnie
uspokoiła i kazał patrzeć. No więc stałem i patrzałek, kiedy nagle usta mojego
kolegi niebezpiecznie się zbliżyły, na co ona zareagowała dziwnie. A
mianowicie uderzyła go w twarz, szkoda, że nie miałem aparatu, bo Kuba miał
taką świetną minę☺. Wszyscy na to wybuchli śmiechem i zaczęli bić jej brawo.
A ona się słodko zarumieniła i podeszła do mnie. Kamie też widocznie się to
spodobało, mimo, że kiedyś byli parą z Kubą.

background image

Podeszła potem do Kameleona i długo z nim rozmawiała. Z tego co

zauważyłem musieli się już wcześniej znać.

Niestety nasze zebranie musiało się rozejść, bo Lili uparła się, że zrobi dla

nas obiad. Ruszyliśmy więc do obozu. Gdzie moja siostra porwała Nessę.

Nie wiem o czym rozmawiały, ale nagle Nessa znikła, czyli coś się stało.
- Jak mogłeś, co? Jak mogłeś? Ty idioto, przecież wiesz, że jej zależy? –

darła się na mnie.

- O co ci chodzi?
- Kurwa, nie mów, że nie wiesz! – krzyczała jeszcze głośniej
- O Róże? – spytałem nie będąc już niczego pewien.
- No jasne, bo my się przyjaźnimy! Kurwa, ale ty jesteś niedomyślny,

chodzi o Nessę! Jak mogłeś ją tak skrzywdzić?!!! Czemu nie zerwałeś najpierw
z Rose, a dopiero potem nie szukałeś sobie dziewczyny?!!!

- Co, a co ja jej takiego zrobiłem? – spytałem zły.
- Jeśli nadal czujesz coś do Róży to po co zawracasz głowę Vanessie?!

Kurwa pewnie nie możesz się doczekać wyjazdu co?! Będziesz mógł być z
Rosali bez przeszkód!!!!!!!! Kurwa, kurwa, kurwa!!!!! Jak ja byłam głupia,
przecież powinnam od razu odradzić Nessie umawianie się z tobą.

- Odwal się od Róży, mi na niej nie zależy, a że dziewczyna się zakochała

to nie mój problem! Gdzie jest Nessa?

- Nie wiem – odpowiedziała spokojniej – powiedziała, że ty będziesz

wiedział. Powiedziała mi, że w miejscu tylko jej.

Wiedziałem o co jej chodzi, nasza polanka. Nie patrząc na nic pobiegłem

w tamtą stronę. Lili coś za mną krzyczała, ale nie słyszałem. Kiedy wpadłem na
polanę, Nessa siedziała z podkulonymi nogami, jak mała dziewczynka
odrzucona przez świat. Nawet mnie nie usłyszała.

Podszedłem do niej powoli, jak najciszej się dało. Usiadłem i przytuliłem

ją do siebie – nie protestowała. Pocałowałem ją w czoło, nie zareagowała.

- Co się stało skarbie mój? – spytałem.
- Nic. – udawała.
- To dlaczego płaczesz? Anioły nie powinny płakać – poinformowałem ją.
- Upadłe anioły mają do tego prawo – oświadczyła.
- Ale dlaczego mój aniołek jest upadły? – drążyłem. Strasznie lubiłem

mówić do niej aniele, to idealnie do niej pasowało.

- Bo…- urwała - …nie wiem.
- Aniołku mój, Lili mi powiedziała mniej więcej o co chodzi, jesteś

zazdrosna o Róże? To już dawno skończone. A tak w ogóle to skąd ten pomysł.
Mówiłem ci, że jesteś dla mnie całym życiem. Ona jest koleżanką – wyśniłem.

- Naprawdę?
- Naprawdę.
- I nie mówiłeś tego każdej dziewczynie?
- Nie skarbie.

background image

- Ale ona dzwoniła do Lili i powiedziała, że… - urwała - …że się ze mną

rozprawi.

- To tylko takie gadanie – zapewniałem. – A jeśli by próbowała, to miał

by do czynienia ze mną – aniołów nie wolno krzywdzić. Z reguły dziewczyn nie
biję, ale jeśli jakaś grozi tobie to ma problem.

- Wierz, że cię kocham? – spytała.
- Nie jestem tego pewny.
- Och, czyli muszę ci to pokazać? – spytała podnosząc jedną brew,

zaśmiałem się.

- Tak.
Rzuciła się na mnie i zaczęła mnie całować z zapamiętaniem, tak gorąco.

Leżeliśmy na ziemi, a ja musiałem się powstrzymywać, żeby jej tutaj nie
zgwałcić. Czułem do niej maksymalny pociąg seksualny, ale ona była za młoda,
zresztą nie tutaj. Ona by tego nie chciała!

Całowaliśmy się, a ja czułem, że moja męskość twardnieje. Ona wsadziła

mi ręce we włosy, a ja jej ręce pod bluzkę i leciałem do góry – nie protestowała.
Dotknąłem jej piersi, były takie pełne, jędrne. Przyjemne w dotyku, macałem je
kiedy nagle usłyszeliśmy „To nic kiedy płyną łzy” Sashy Strunin.


Dostępna u mnie na chomiku w saundtrack (chyba znacie adres, a jak nie

jest na górze strony)

Jej telefon zaczął wibrować mi na udzie. Nessa nie pozwoliła jej dużej

grać. Kurwa, czemu akurat teraz. Miałem ochotę zabić tego kto do niej dzwoni.

- Sorka – spojrzała na mnie i odebrała – Słucham.
Nie wiem kto to, ale co chwila słyszałem: „aha”, „no to dobry pomysł”,

„nie oni nie”, „tak już ok.”, „tak, ja ciebie też”, „nom, nie przejmuj się”, „to
hej”.

- Na czym skończyliśmy? – odrzuciła telefon i opadał na mnie .
Wróciliśmy do starej pozycji, znowu wsadziłem jej ręce pod bluzkę. Ona

zjechała rękoma niżej i dotknęła mojej męskości, przez spodnie ale zawsze. Przy
tym wydałem gardłowy jęk. Na co ja zjechałem z jej ust na szyję.

Ona wygięła się abym miał lepszy dostęp. Zostawiłem tam ślad mojej

obecności, dużą potężną malinkę. „Ał” jęknęła cicho. Jej ręce wróciły na moją
głowę, a dokładnie na włosy przyciągnęła mnie tym samym do swoich ust.
Znowu całowaliśmy się namiętnie. W pewnym momencie lekko mnie
odepchnęła.

- Musimy już wracać – wydyszała.
- Racja. Ale może jeszcze.
Musiałem nad sobą panować, chciałem ją rozebrać, moje ręce prawie to

zrobiły, ale w pewnym momencie Nessa powiedziała „dość”.

background image

Podniosłem się i podałem jej rękę. Chwyciła bez niczego. Na dworze już

zmierzchało. Chwyciłem mojego anioła w tali i wyszliśmy na pole namiotowe.
Ognisko było już rozpalone.

- Boże jesteście! – krzyknęła Lili.
- Nom, jesteśmy – oznajmiła Nessa.
- Chodźcie, ognisko się już zaczęło.
Nessa miała taki tajemniczy uśmiech na twarzy. Chyba powinienem się

go bać! Zasłonił mi oczy dłońmi. Tego powinienem się bać! Szliśmy tak razem,
aż do ogniska, gdzie nagle odsłoniła mi oczy, a ja nie wierzyłem własnym
oczom. Dookoła stali moi znajomi Kama, Kuba i reszta.

- Niespodzianka – wyszeptała mi do ucha.
Usiadłem razem z innymi i gadałem o głupotach.
Petera nie było nigdzie tak jak i Kameleona oraz Nessy.
Nagle z mojej kieszeni wydał się dźwięk wiadomości sms.

Kochanie,
Zabrałam Petera i Kameleona do miasta.
Lili tez nie ma – poszli na imprez
ę.
Jak b
ędziesz czegoś potrzebował to dzwoń.
Nie upij si
ę, bo wiem, że mają piwo
I nie pal!!!!

Bo z popielniczką się całować nie będę:P
Kocham ci
ę, Nessa.

To była chyba kara za pozbycie się Petera, ale wiedziałem, że już nic tego

nie zmieni, więc szybko napisałem jej:


Spoko,
Ty tez si
ę nie upij
I nie pal razem z nimi.
A i jakby co
ś ci chcieli zrobić
To masz dzwoni
ć, zjawię się w pięć minut


Piłem jedno za drugim, mieli tez wódkę, więc było ostro.
Nie pamiętam co się ze mną działo…

Następnego ranka:

- A mówiłam, że masz nie pić? – obudziła mnie Nessa.
- Co, co się stało? – złapałem się za głowę, pękała mi na prawdę.
- Upiłeś się i zasnąłeś na trawie – przypomniała mi, trochę zła.
Chciało mi się wymiotować.
- Źle się czuję – powiedziałem łapiąc się za brzuch.

background image

Pogłaskała mnie po włosach z takim pięknym uśmiechem.
- Masz szczęście, że Lili nie wie, od niej by ci się oberwało.
Zaczęło mnie piec w gardle.
- Dobrze, że nic ci nie jest – przytuliła mnie.
W tym momencie się obudziłem.
Nagle dotarło do mnie, że boli mnie wszystko, a głównie głowa.


































background image

12.

Upadek



NPOV


Poszłam z moimi przyjaciółmi do parku. Byłam przeszczęśliwa☺

Nareszcie razem jak za dawnych lat. Bardzo szybko wróciły wspomnienia.

Gadaliśmy w kółko o naszej bandzie, której częścią był kiedyś Peter.

Minęło tyle czasu, a ja miałam wrażenie, że czas się zatrzymał. Tak mi było z
nimi dobrze. Znowu śmiałam się z głupot. Czułam się jak mała dziewczynka,
która cieszy się życiem. Tak jak kiedyś, byłam małą smukłą roześmianą
dziewczynką bez problemów rodzinnych.

Siedzieliśmy na ławce pod dębem. Obok nas stała latarnia, a kawałek

dalej była małe stoisko z balonami o dziwo jeszcze czynne. Na ławce obok nas
siedziała jakaś para, nieopodal było zebranie pijaków. Nie zwracałam na nich
uwagi, choć krzyczeli masakrycznie głośno. Czułam, że jestem w innym świcie,
w moim świcie, idealnym – takim jak z bajki, kolorowym z tęczą w tle.

Nagle na wyświetlaczu mojej komórki pojawił się Voughn
- Słucham – odebrałam.
- Nessa? – to nie był głos mojego chłopaka.
- Tak.
- Cześć tu Kuba – że co kurwa?!!! – przyjdź tutaj natychmiast! – zawołał i

się rozłączył.

Przez moment tkwiłam w otępieniu. Nagle zrozumiałam!!
Miałam tyle wizji tego co akurat mogło się stać. Bez namysłu kazałam

ruszać się chłopakom i popędziłam do obozu. Nagle ta droga wydałam mi się
strasznie długa. Kiedy wpadłam na pole, pobiegłam prosto do ogniska.
Kameleon i Peter dorównywali mi szybkością.

Zobaczyłam Voughna leżącego na trawie. Uklękłam przy nim i dotknęłam

jego włosów – były całe we krwi.

- Co się stało?!!!! – wykrzyknęłam, stróżki słonej wody płynęły mi po

policzku.

- Voughn się upił i się wywrócił – powiedział obejmując mnie ramieniem

Kam. - Kuba już zadzwonił po karetkę – oświadczył patrząc mi w oczy. –
Chcesz z nim pojechać?

background image

Pokiwałam w odpowiedzi głową.
Po chwili usłyszałam sygnał karetki, wjechała na polanę. Zabrała

Voughna, wszystko działo się tak szybko. Obrazy migały mi przed oczami nie
pamiętam momentu w którym Peter i Kam powiedzieli, że pojadą ze mną, ani
podróży do szpitala. W kółko myślałam o tym czy on będzie żył, co ja bez niego
zrobię. Miałam coraz bardziej mokre policzki.

Kiedy wylądowaliśmy w szpitalu musieliśmy zostać na korytarzu, zabrali

do jakiejś sali Voughna. Usiadłam na parapecie przy oknie i patrzyłam na ludzi
chodzących ulicami miast. Nagle zaczął padać deszcz. Niektórzy biegli szybciej,
ż

eby nie zmoknąć. Inni zwalniali i wystawiali twarz. Ktoś szedł przygarbiony,

smutny, a zaraz obok niego jakaś para obściskiwała się. Pewnie rozstała się z
chłopakiem. To musi być straszny moment kiedy wokół same pary. Nagle
przypomniałam sobie moment kiedy pokłóciłam się z moim chłopakiem, kiedy
leżałam w deszczu na ławce.

Latarnie dawały dziwnie jasne światło, przy czym jedna zagasła.
Podniosłam rękę by przejechać nią po szybie i przypadkiem spojrzałam na

bransoletkę – prezent od człowieka, który teraz leży nieprzytomny na łoży
szpitalnym. Przyciągnęłam tę rękę do serca.

Kochałam go, kochałam go nad życie. Nie wiem czy umiałam bym żyć

bez niego!!!! Nie, nie umiałabym

Jedna żyleta, jedna żyła, jedno życie, jedna chwila

– to powiedziała ta

aktorka na przedstawieniu. I w tym momencie zrobiłabym to samo!!

- Będzie dobrze – oświadczył Peter siadając obok mnie.
- Nie! Nie będzie dobrze!! – wykrzyknęłam.
- Uspokój się – powiedział spokojnie i pogłaskał mnie po ramieniu.

Odepchnęłam go. Wiem, że chciał dobrze, ale ja nie mogłam, nie chciałam żeby
mnie dotykał, nie teraz! – Zobaczysz, wyjdzie z tego. Jest silnym chłopakiem i
ma dla kogo żyć – spojrzał na mnie znacząco.

Potem Piotr poszedł do Kameleona, a ja zostałam sama z własnym

smutkiem.

Czułam się coraz gorzej. Czułam jakbym zapadała się w czarną dziurę od

ś

rodka.

Wciąż wpatrywałam się w okno, starałam się skupić na tych całkiem

nieznanych mi ludziach, wymyślałam im historie. Każda kończyła się smutno.
Nic radosnego nie przychodziło mi do głowy.

Znowu starałam się wymyślić historię na oko dwunastolatce z kucykami,

toną tapety na twarzy i smutną minką. Trzymała komórkę i płakała. Czekała na
telefon do kogoś kogo kochała, przez kogo teraz płakała. Przestało padać, ale
chmury zasłaniały księżyc. Dziewczyna nie odrywała wzroku od aparatu.
Weszła do szpitala i znikła mi z pola widzenia.

Siedziałam na czwartym o ile dobrze pamiętam, piętrze i miałam świetny

widok na świat.

Nagle Kam ponowił starania Petera o mój dobry humor.

background image

- Nie smuć się – starał się. – wszystko się ułoży. Voughn da sobie radę.
- Mówisz to tylko po to żeby mnie pocieszyć.
- Nie prawda wierzę w niego – oświadczył. – Ty też uwierz.
I sobie poszedł.
Nagle obrazy z pierwszego spotkania (mojego i Voughna) przemknęły mi

przed oczami. Moment w którym Voughn stanął na schodach, kiedy spojrzałam
w jego oczy i ta nasza rozmowa która tylko mnie pogrążała. Potem jego szybki
wybieg z domu.

Następne wspomnienie to przyjście do niego w przemoczonym ubraniu i

opowiadanie o swoim życiu, siedzenie na oknie.

Potem kłótnia i płacz na ławce w parku.
Tyle rzeczy wydarzyło się tak niedawno. A powinno wydarzyć się jeszcze

więcej. Powinniśmy być parą szkoły i w ogóle.


Powieki mi ciążyły, zamknęłam je na dosłownie sekundę, ale gdy je

otworzyłam był już ranek. Słońce świeciło w szybę przy której siedziałam.

- Nareszcie się obudziła – usłyszałam szept moich przyjaciół.
- Co tam śpiąca królewno? – spytał Peter.
- Dobrze, a co u Voughna? – spytałam pośpiesznie.
Chwila przerwy.
- Dochodzi do siebie – oświadczył po namyśle Kamil.
- Mogę go zobaczyć? – spytałam uradowana.
- Nie, jeszcze nie – oświadczył Peter poważnie. – Na razie musi być sam

– urwał – śpi – dodał.

- Aha. – coś mi nie pasowało.
- Poczekaj – podtrzymał rozmowę Kam – zaraz zapytam się doktora co z

nim – i poszedł w stronę mężczyzny w białym stroju, miał około czterdziestki.
Jego kruczo czarne włosy ułożone były w artystyczny nieład.

Kamil coś gestykulował, a lekarz tylko przytakiwała. Jednak ani razu się

nie uśmiechnął. Mój przyjaciel wrócił z dziwną miną.

- Co jest? - spytałam zmartwiona.
- Voughn…śpi – dokończył - ale możesz do niego wejść.
Pisnęłam w odpowiedzi i poszłam w stronę wskazaną przez Petera.
Kiedy otworzyłam drzwi zobaczyłam mojego chłopaka śpiącego na

szpitalnym łóżku, w białej pościeli. Wyglądał słodko. Widziałam go parę razy
jak śpi, ale teraz to, że jego klatka piersiowa unosiła się w górę i w dół pod
kołdrą wydało mi się najpiękniejszą rzeczą na świecie.

Przytuliłam się do niego i pocałowałam w policzek.
Siedziałam tak i patrzyłam jak oddycha przez godzinę, potem się obudził.
- A mówiłam, że masz nie pić? – spytałam gdy jego powieki się uniosły.
- Co, co się stało? – spytał dotykając głowy.
- Upiłeś się przewróciłeś i teraz leżysz w szpitalu - streściłam historię.
Rozejrzał się po pokoju.

background image

- Jak dobrze, że nic ci nie jest – przytuliłam go.
Łzy szczęścia pociekły mi po policzku.
- Czemu płaczesz? – spytał
- Bo się cieszę, bo tak się bałam…ale teraz to nie ważne – dodałam –

Voughn nie dałabym sobie bez ciebie rady.

- Ale żyje – oświadczył. - A teraz wytłumacz co się po kolei stało.
- Opowiem ci później – powiedziałam z uśmiechem – teraz nie mam na to

ochoty.

Wtedy weszli moi przyjaciele.
- Siemka stary – powitał go Kam – myślałem, że się już nie obudzisz.
Nagle w mojej kieszeni zaczęła wibrować komórka. Wyszłam z pokoju i

odebrałam

- Słucham – zaczęłam.
- Pociąg mamy o 15:00 – poinformowała mnie Lili – jest dziewiąta, wiec

radzę wam wracać gdziekolwiek jesteście. Kuba mówił, że balujecie u Rudego.

- Tak, dokładnie, wrócimy jak najszybciej się da – oświadczyłam.
- Dobra czekamy, pa – i się rozłączyłam.
Weszłam do pokoju gdzie leżał Voughn.
- Wypiszą go dzisiaj? – spytałam Kama.
- Tak właściwie to już go wypisali – oświadczył. – Możecie wracać.
- Naprawdę? – spytałam podekscytowana.
- Nom, nie ma, podobno, żadnych przeciwwskazań. Oddycha, obudził się

nie ma miejsca dla takich jak on w szpitalu – zaśmiał się. - Założy kaptur i
nawet nie będzie widać tego bandażu.

- Bo Lili dzwoniła.
- Martwi się siostrzyczka – zadrwił Peter.
- Odwal się – wstał już i szykował się do wyjścia.

***

Na pole dotarliśmy po godzinie. Lili goniła za Edem który trzymał jej

kosmetyczkę. Bardzo fajny widok. Wyglądali jak małe dzieci.

- No oddaj! – krzyczała Lili.
- Weź sobie! – odpowiadał Ed.
Nikt nawet nie zwrócił uwagi, że przyszliśmy, więc po cichu

wślizgnęliśmy się do namiotu.

- Czas się spakować – oświadczyłam wkładając książkę do walizki.
- Dobra to ja was zostawiam – powiedział Kamil – muszę iść do siebie. –

wyjaśnił – Cześć Nessi – przytuliłam się do niego.

- Cześć Kam, wpadnij do nas kiedyś.
- Na pewno – to chyba była obietnica – Hej stary, do zobaczenia w

listopadzie – oświadczył i wyszedł.

background image

Przypomniałam sobie kiedy trzy lata temu oświadczył naszej bandzie, że

wyjeżdża. Wszyscy strasznie płakaliśmy. A najbardziej Nati która była wówczas
jego dziewczyną. Tak było nam jej żal. Wszyscy wiedzieliśmy ile on znaczył dla
niej. Nie było dnia żeby za nim nie tęskniła, ale pół roku później wyjechała i
ona.


Peter też wyszedł, bo wszystkie rzeczy miał w tamtym namiocie.

Zostaliśmy sami.

- Boli cię? – spytałam.
- Nie kiedy jesteś koło mnie – oświadczył.
- Nawet nie wiesz jak się bałam, myślałam, że…myślała…nieważne,

ważne jest tylko to że żyjesz – przytuliłam się do niego.

- Pewnie tak.

Pakowanie dokończyliśmy w ciszy.
Lili była tylko raz zabrać kilka rzeczy potem nie pojawiał się w ogóle.

Cieszyłam się z tego powodu. Nie pytała nas o nic i nie trzeba kłamać.


Wybiła 14
- Spakowana? – spytał.
- Tak, a ty?
- No jasne, wiesz ja mam bagaż wersji mini - oświadczył się i obydwoje

zachichotaliśmy spoglądając na nasze bagaże.

- Rzeczywiście – przyznałam.
- Wychodzimy!! – wrzasnęła Lili.
Podnieśliśmy się, a Voughn wyniósł mój bagaż. Nie upierałam się. U Lili

był większy problem, mianowicie miał mnóstwo bagaży. Więc Ed niósł dwie,
Lili jedną i Peter też dwie. A chłopaki do tego swoje bagaże.

Kiedy byliśmy przy budce właściciela oddaliśmy klucze, pożegnaliśmy

się i ruszyliśmy w stronę dworca. Byliśmy tam pół godziny przed czasem, więc
zdążyliśmy na luzach kupić bilet, a ja z Lili jeszcze gazety i batoniki.

Szybko znaleźliśmy odpowiedni pociąg. Na szczęście był w tej mieścinie

podstawiany, więc mogliśmy sobie wybrać przedział.

Najgorzej było z umieszczeniem bagaży. Stanowczo powinno być na nie

więcej miejsca. Musieliśmy rozmieścić je umiejętni. Najpierw wsadzili bagaże
Lili które, o dziwo nie zajęły całego miejsca na nasze pakunki. Nie mam pojęcia
jak im się to udało. Potem wsadzili moją, a następnie chłopaków, nawet znaleźli
miejsce na moją gitarę.

Usiadłam przy oknie, obok mnie Voughn, naprzeciwko siedziała Lili i Ed,

a Peter obok nich. Przypomniałam, przed odjazdem, Lili o iPod’dzie. Gdy tylko
ruszyliśmy moja przyjaciółka wtuliła się w tors swojego chłopaka, wsadziła
słuchawki do uszu i zasnęła.

background image

- To będzie spokój na jakiś czas – powiedziałam szeptem do mojego

towarzysza.

- A ty nie jesteś śpiąca? – spytał patrząc mi w oczy.
- Nie – odpowiedziałam kręcąc głową i przygryzając jego dolną wargę.
- Ale ja tak – oparł się o mnie i udawał, że śpi.
- Bardzo śmieszne – skomentowałam.
- Dziękuję, komik do pani usług – oświadczył.
- Na pewno wykorzystam – wsadziłam sobie białe słuchawki do uszu i

odpłynęłam do świata nut, a zaraz potem do świata snu.



VPOV

Jechaliśmy już godzinę, a dziewczyny nadal spały. Nessa czasami coś

mamrotała niezrozumiale, a Lili nie umiał się porządnie ułożyć, więc w kółko
się przewracała.

Szczerze to cieszyłem się, że Ed mieszka w tym samym mieście co my, co

prawda na drugim jego końcu, ale zawsze. Tworzyli naprawdę świetną parę z
moją siostrą, pasowali do siebie.

Nom. Wyglądają prawie tak ładnie jak ty i Nessa
Już prawie o tobie zapomniałem.
Tak coś czułem, dlatego wróciłem.
Po co?
Ż

ebyś się przyznał, że tęskniłeś.

Nie tęskniłem.
Jasne.
Naprawdę.
Już ci wierzę.
Uwierz.
Nie uwa
żasz, że gdyby nie ty to Nessa rzadziej by płakała. Ona prawie

codziennie płakała przez ciebie.

Co ty tam możesz wiedzieć?
Dużo.
Dobra, odwal się. Jak mogłeś pomyśleć, że się za tobą stęskniłem?
Wiem, że tak jest
I zniknął.
A już udał mi się o nim zapomnieć, ale on nie musi wrócić!

Nagle Nessa otworzyła oczy.
- Już jesteśmy? – spytała rozespana.
- Nie skarbie, śpij.
- Już mi się nie chce.
- A co chcesz? – spytałem patrząc jej w oczy.

background image

- Czekoladę – oświadczyła ze świecącymi oczami.
- Ed gdzie są batony? – spytałem.
- Poczekaj – pogrzebał w jakiejś torbie – Łap – rzucił.
Złapałem bez problemu.
- Masz – podałem jej - coś jeszcze?
- Nie – zabrała się do jedzenia.
Po chwili obudziła się również Lili. Ona za to zażyczyła sobie ciastka.

Dobrze, że zrobiliśmy małe zapasy wcześniej.

- Idę po herbatę, chcecie czegoś z baru? – spytał Piotr.
- Ja chcę kawę – oświadczyła Nessa. – Najlepiej mrożoną.
- Ja chcę zieloną herbatę – oświadczyła Lili.
- Dobra, zaraz wracam – i wyszedł.
Nessa oglądała zdjęcia z wyjazdu na aparacie.
- Patrz – pokazała mi fotę z kajaków z tym…ught…Adamem.
- Fajna.
Zaglądałem jej przez ramię. Naprawdę fajowskie miała te foty.
- To jest super – pokazałem na obrazek jeziora i lasu.
- Ja tez je lubię – oświadczyła.
Przejrzeliśmy chyba z tysiąc zdjęć od najgłupszych po całkiem fajne.
Potem wrócił Peter z zamówieniem dziewczyn.
Nessa była przeszczęśliwa z mrożonej kawy, powiedziała, że może uda jej

się obudzić.

Nagle z mojego telefonu zaczęła płynąć melodia mojego dzwonek, a na

ekranie numer matki.

- Słucham – wyszedłem i zamknąłem drzwi.
- Cześć skarbie
- Hej – przywitałem się chłodno.
- Wracacie już? – spytała.
- Tak, jedziemy już, ale będziemy wieczorem.
- Aha. Będziemy czekać.
- To fajnie – no jasne.
- A powiedz swojej siostrze, żeby włączyła komórkę, bo nie mogę się do

niej dodzwonić.

- Dobra.
- Kocham cię – usłyszałem.
- Cześć - zakończyłem
Wyjrzałem przez okno i patrzyłem na las który akurat mijaliśmy. Był taki

ładny. Liście zaczynały już żółknąć, kilka sarenek stało koło torów.

Wróciłem do przedziału.
- Lili włącz kom bo star się bura, że nie może z tobą porozmawiać.
- Spoko – wyciągnęła swój telefon i wyszła na korytarz.

background image

Nessa mimo kawy znowu zasnęła, nie dopijając jej do końca, więc

wypiłem resztę. Otoczyłem mojego małego aniołka ramieniem. Oddychała
równo, tak pięknie z lekko rozwartymi ustami.

Znowu mamrotała coś pod nosem.
Ed siedział cicho jak mysz pod miotłą.
W pewnym momencie usłyszałem tak nie lubianą przeze mknie piosenkę

Sasha Strumin „To nic kiedy płyną łzy”, co obudziło moją dziewczynę.

- Słucham – odebrała i również wyszła.
Zostaliśmy sami. Trzech chłopaków.
- Jak to coś się wlecze – marudził Ed.
- Nom. Ale lepsze to niż na piechotę.
- W sumie racja. Ale mógłby trochę dodać gazu.
- Idź do maszynisty i mu to powiedz – zaśmialiśmy się wszyscy.
- Już to widzę jak Edmund idzie do maszynisty i krzyczy szybciej chcę –

powiedział Piotr na co wybuchliśmy śmiechem.

- A ten go wyrzuca z pociągu – nadal się śmialiśmy.
- Tak, a on szukając swojej utraconej miłości łapie stopa, który dowozi go

nad morze zamiast do domu – dodał Peter.

Mieliśmy z tego takie brechty, że masakra! Mówiliśmy to na dodatek jak

Szekspirowski narrator.

Romantyzm to nasza broszka☺
Ś

mialiśmy się tak do powrotu dziewczyn.

- Z czego się tak śmiejecie? – spytała Nessa siadając obok mnie.
- Z niczego - oświadczyliśmy chórem
- Jasne i myślicie, że wam uwierzę?
- Tak
Zachichotała.
- To nie wierzę.
- Nessa, wierz na ostatnim ognisku nie śpiewałaś to morze teraz coś, co ty

na to? – zaproponowała moja siostra.

- Jeśli chcecie…
- Wszyscy – przerwała jej Lili.
- To dobra. Tylko co?
- A umiesz coś Jonas Brothers?
- Tak, „I gotta find you”
- To będzie dobre.
- Ale musi mi ktoś ściągnąć gitarę – wskazała pokrowiec na górze.
Podniosłem się i sięgnąłem.
- Masz – podałem jej.
Wyciągnęła ją stanęła na środku i zaczęła śpiewać.
Lili uwielbiała ta piosenkę, zresztą tak jak co druga nastolatka. Vanessa

też ją lubiła – na pewno.

background image

Poszło jej wspaniale. Mimo iż tą piosenkę powinien śpiewać chłopak –

dowiedziałem się tego od Lili chyba rok temu kiedy to zmusiła mnie do
obejrzenia „Camp Rock”. Film nie jest, aż taki zły ale i tak więcej bym go nie
obejrzał.

Każda nuta tego utworu przepływała przez mojego aniołka.
Kiedy skończyła Lili wstała i zaczęła jej bić brawo.
- To było wspaniałe – rzuciła się jej na szyję – A znasz coś jeszcze z

„Camp Rock”?

- Nom. „Oto ja” i „This is me”. Choć obydwa lepiej brzmią na pianinie,

czy fortepianie.

- Nie ważne. Zaśpiewaj „Oto ja”
- Dobra.
Znowu zaczęła się wczuwać. Była w tym naprawdę dobra. Wyglądała jak

zawodowiec mimo, iż nigdy nie śpiewała przed dużą publicznością.



***

Jeszcze tylko pół godziny.
Nit się nie odzywał. Wszyscy nie mogliśmy się doczekać wyjścia z tego

piekielnego pomieszczenia. Po mnie i Lili ma wyjechać mama. Nessa
powiedziała, że jej ojciec przyjedzie po nią i Petera. Tylko Ed będzie wracał
sam. Będą się pewnie codziennie z Lilian widywać.

Zaczęliśmy ściągać bagaże.
Jeszcze tylko jedna stacja.
Kiedy już to zrobiliśmy, starałem się obudzić Nessą.
- Kochanie – szepnąłem jej do ucha.
Brak reakcji.
- Nessi, aniołku obudź się – pocałowałem ją w policzek.
- Po co mnie budzisz? – spytała z bulwersem na twarzy.
- Bo zaraz wysiadamy.
- Serio?
- Nom.
- Nareszcie – wyciągnęła się jak kocica – bardzo ładna kocica.
Wszyscy czekaliśmy aż pojawią się pierwsze bloki.
Nagle na horyzoncie zaczęło wyrastać miasto.
- To już tutaj.
„Ostatni przystanek” – oświadczyła głos w głośniku.
- Jesteśmy - oświadczyła smutno Lili.
- Tak – potwierdził Ed.
- Dzwoń do mnie codziennie we wtorek się spotkamy – rzuciła się mu na

szyję. Zaczęli się całować.

background image

Nessa dyskretnie pokazała mi że powinniśmy wyjść. Posłuchałem jej i

zabrałem ze sobą jedną walizkę Lilian.

Peter szedł przodem.
- Voughn szkoda, że to już koniec – podsumowała odwracając się.
- Nom. Będzie mi brakowało patrzenia na ciebie w każdej chwili.
- Są jeszcze telefony i szkoła, i internet.
- Kocham cię aniołku.
- Twój aniołek ciebie też – pocałowała mnie namiętnie, ja nie pozostałem

jej dłużny oddałem jej pocałunek.

Wysiedliśmy. Peter wyciągnął bagaż Nessy, a ona smutna wysiadła za

nim. Pomachała z wątłym uśmiechem do mnie i ruszyła za swoim przyjacielem.

Ja i Ed wyciągaliśmy bagaże Lili. Po co ona tyle tego brała?
- Cześć Edmund – pożegnałem się i zadzwoniłem do Maćka. - Gdzie

jesteś – spytałem bez ceregieli.

- Na dworcu.
- To chodź na peron trzeci po bagaże.
- Już się robi.
Po chwili był już obok mnie razem z mamą i Robertem.
- Cześć, udał się wyjazd? – spytał Robert.
- Tak.
- To fajnie – odwrócił się do Lili – A tobie?
- Bardzo.
-Voughn ściągnij kaptur – zarządziła mama.
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo to jest mój styl – wykłócałem się
- Dobra – była bezsilna. - Przynajmniej Lili wygląda normalnie.
Poszła przodem razem z moją siostrą.
Robert pytał się czy kogoś poznałem. Powiedziałem, że nie.
- Zupełnie nikogo?
- To znaczy dwóch chłopaków…
- Chodziło mi o dziewczyny.
- To nie. Ale byli ludzie z mojej starej miejscowości – zmieniłem temat.
- Naprawdę? Jaki zbieg okoliczności. To byłeś pewnie przeszczęśliwy
- No, tak.
- Bo już się z twoja mamą baliśmy, że się tam nudzisz.
- Nie, nie nudziłem się. A co wy robiliście?
To było dobre pytanie, bo Rob się rozgadał.
Nie słuchałem go ani przez chwilę, w ogóle mnie to nie interesowało.
W samochodzie Lili w kółko opowiadała o Edmundzie. Mama była

przeszczęśliwa z tego powodu – dziwne jak na matkę.

Kiedy dojechaliśmy wpadłem szybko do swojego pokoju rzuciłem rzeczy

na łóżko a sam poszedłem pod prysznic.

background image

Zastanawiałem się co w tej chwili robi Nessa i czy też myśli o mnie. A

może nawet tez jest pod prysznicem…

Wróciłem do pokoju i całą torbę wrzuciłem do kosza na brudną bieliznę.
Dopiero teraz zauważyłem, że posprzątali mój pokój. Porządek panował

nawet w szafie, moje bluzki zostały ułożone kolorystycznie – jak u jakiegoś
pedanta albo u mojej siostry!! Szybko zmieniłem ustawienie, przewiesiłem kilka
bluzek i spodni, i wyglądało to mniej pedantycznie.

Na wyświetlaczu mojej komórki pojawił się numer Nessy.
- Cześć.
- Cześć.
- Coś się stało?
- Nie, po prostu nie mogę zasnąć i chciałam żebyś mi powiedział

dobranoc.

- Dobranoc skarbie – odpowiedziałem.
- Dziękuję.
- Nie ma za co. Takie rzeczy mogę mówić ci codziennie przez telefon jeśli

tego potrzebujesz, ale wolałbym, żebyś była tutaj.

- Ja też, ale nie ma takiej opcji – niestety.
- To dobranoc aniołku.
- Dobranoc kochanie – i się wyłączyła.
Sam też rzuciłem się na łóżko i szybko pogrążyłem we śnie.





















background image



13.

Choroba




NPOV

Obudził mnie zapach naleśników smażonych w kuchni.
Na zegarku pojawiła się siódma. Nie mogłam uwierzyć, że jestem w

domu, tak bardzo przyzwyczaiłam się do mieszkania w namiocie. Stanęłam
przed szafą i wyciągnęłam mojego kochane, czarne rurki i niebieską bluzkę na
ramiączka. Na to założyłam skórzaną, krótką sięgającą za biust kurtkę.

Nałożyłam lekki makijaż i zeszłam na śniadanie.
Przy stole siedziała mama w chuściee zakrywającej jej całe włosy. Na

sobie miała długą spódnicę, a do tego luźną bluzkę w kolorze oliwek. Na jej
twarzy nie widniał uśmiech co było dość dziwne, czyżby jeszcze nie uporała się
z chorobą Karen. W ogóle nie myślałam o mojej siostrze, a teraz kiedy patrzę na
mamę przypominam sobie tamtą sytuację.

Peter wyjechał jeszcze wczoraj zaraz po powrocie z wyjazdu. Nie

chciałam, żeby tak wcześnie wyjeżdżał, ale musiał, bo niestety tak samo jak ja,
chodzi do szkoły, ale obiecał, że jeszcze się zobaczymy.


- Cześć – przywitałam mamę i usiadłam na moim starym miejscu.
- Dzień dobry kochanie, jak się spało? – starała się uśmiechać.
- Dobrze, wygodnie.
- Tam nie było takich luksusów jak łóżko?
- Nie.
Na stół wjechała taca z naleśnikami i biały ser oraz śmietaną obok.

Nałożyłam sobie trzy naleśniki. Nigdy tyle nie nakładałam sobie naraz.

- Widzę, że byłaś bardzo głodna – odpowiedziała.
- Tak – odpowiedziałam przełykając pierwszy kęs – takiego jedzenia nie

miałam na wyjeździe.

- Więc jedz na zdrowie.
Mama nie zjadła dużo może dwa, ja natomiast pochłonęłam pięć. Zaraz

po śniadaniu musiałam wyjść do szkoły. Moja torba wydała mi się niesamowicie

background image

ciężka i w ogóle nie chciało mi się iść do szkoły, jednak myśl, że spotkam się z
Voughnem zmobilizowała mnie do wyjścia.

Max siedział już w moim samochodzie i czekał. O tym też już

zapomniałam, a mianowicie o luksusie zwanym szofer.


Przed szkołą stała grupka dzieciaków śmiejących się w kółko.

Dziewczyny chichotały i pokazywały sobie chłopaków, było młodsze ode mnie
o rok, do dwóch.

W tym samym momencie co ja na parking zajechał samochód Lili z

którego wysiadła ona, a chwilę później Voughn w kapturze i chustce zawiązanej
na głowie.

Szybko pożegnałam się z Maxem i ruszyłam w ich stronę.
Rzuciłam się na szyję mojemu chłopakowi i pocałowałam go a powitanie.
- Stęskniłam się – powiedziałam mu na ucho.
- Ja też – oświadczył stawiając mnie na ziemi.
Usłyszałam chrząknięcie za sobą – to była Lili.
- Cześć – przywitałam ją.
- O hej, miło że mnie zauważyłaś – powiedziała z sarkazmem.
Chwyciłam Voughna za rękę, szliśmy tak, aż do wejścia. Pocałowaliśmy

się na pożegnanie i każde z nas ruszyło w inną stronę. Jakie to było dziwne,
jeszcze kilka dni temu spaliśmy w tym samym miejscu i w ogóle nie musieliśmy
się rozstawać. Wszędzie razem. Jeszcze wczoraj w nocy bałam się o jego życie,
a dzisiaj…się rozstajemy.

Mimo, że nasze szkoły są połączone to mają oddzielne wejścia i liceum

nie może wchodzić naszym. Przy wejściu stoi ochroniarz i sprawdza nasze
identyfikatory.

Pierwszą lekcją na planie był angielski – prowadzony przez naszą

wychowawczynię. Weszłyśmy na końcu, gadając o naszym wypadzie. Lili na
szczęście nie dowiedziała się o upadku Voughna.

- A któż to zjawił się w szkole? – spytała na nasz widok.
- Lili i Nessa – odpowiedziałam z uśmiechem.
- A co to się robiło w zeszłym tygodniu? – drążyła temat pewna, że zrobi

nam przypał.

- Było się pod namiotem – odpowiedziałam szczerze.
- Słucham? – była trochę zbita z tropu.
- Słyszała pani.
- Yyyy… - nie wiedziała co powiedzieć. I kto tu komu zrobi przypał? -

Dobrze, więc zaczynamy lekcję – wiedziała, że ze mną lepiej nie pogrywać.

W ogóle nie mogłam skupić się na lekcji, myślałam o tym co teraz robi

mój chłopak i czy też myśli o mnie. Rysowałam serduszka w zeszycie i nasze
imiona w środku. Lili też bujała w obłokach. Ciągle patrzyła przez okno
rozmarzonym wzrokiem. Myślała pewnie o Edzie. Jakie to przyjemne, że ja i
moja najlepsza przyjaciółka jesteśmy zakochane.

background image

Kiedy tylko zadzwonił dzwonek wybiegłam na korytarz w stronę sali w

której miała przed chwilą lekcję Voughn. Zdziwił się trochę na mój widok, ale
widocznie go ucieszyłam.

- Co tam? – spytałam
- Nuda
Po drugiej przerwie cała szkoła już wiedziała, że ja i Voughn jesteśmy

parą. Nie kryliśmy się z tym, on często czekał pod moją klasą i szliśmy we
trójkę na boisko albo siedzieliśmy na ławce. Zawsze odprowadzał nas pod salę.

To takie przyjemne kiedy wszystkie dziewczyny w klasie patrzą na ciebie

i twojego chłopaka z zazdrością. Musiałam się na to przygotować, w końcu jest
najprzystojniejszym chłopakiem w szkole, kapitanem drużyny.

Kończyłyśmy przed moim chłopakiem, więc (niestety) nie wracaliśmy

razem. Max był tego dnia wyjątkowo smutny, jakby coś się stało, a on bał się
powiedzieć.

- Coś się stało? – spytałam w końcu.
- Nic. Po prostu się nie wyspałem – wiedziała, że nic mi nie powie więc

odpuściłam. Kiedy się mu przyjrzałam, zauważyłam wory pod oczami
rozmiarów kubka do kawy. A może nie kłamał, może rzeczywiście po prostu się
nie wyspał.

W domu był już tata siedział przy stole w jadalni i widocznie na mnie

czekał – miło z jego strony. Choć zdziwiło mnie to, że jest w domu przede mną
to się nigdy nie zdarzało. Zawsze siedział w sądzie do późna.

Podano nam kurczaka z ziemniakami.
- Pyszne – powiedziałam żeby przerwać ciszę. Nie byłam smutna, byłam

szczęśliwa.

- Tak bardzo dobre – przyznał ojciec w zamyśleniu.
Mama jadła w milczeniu.
Coś było nie tak. Nie miałam pojęcia co, ale coś niedobrego wisiało w

powietrzu. Coś co starało się zaburzyć mój spokój i szczęście. Coś co
przypominało mi sytuację z Karen w roli głównej.

Po obiedzie ojciec kazał mi iść na górę przebrać się, a potem zejść do

niego, bo musi mi o czymś powiedzieć. Trochę się tego bałam on nigdy jeszcze
nie był taki poważny. Mama poszła na górę. Powiedziałam, że nie muszę się
przebierać, bo szczerze bardzo podobał mi się mój strój.

Przeszliśmy do salonu i usiedliśmy na kanapie.
- Kochanie to co ci teraz powiem jest bardzo poważne i smutne, więc nie

bój się płakać – zapowiedział jakby bał się mi o tym powiedzieć. W jego oczach
widać było troskę i szczery strach.

- Tato wyduś to z siebie – nalegałam z lekkim uśmiechem.
- To ma związek z twoją matką – oświadczył.
- Rozwodzicie się? – spytałam przerażona z szeroko otwartymi oczami.
- Nie kochanie to nie to – uspokoił mnie, żeby potem dodać – to coś

gorszego.

background image

Nie wyobrażałam sobie gorszej rzeczy związanej z mamą jaka mogła by

się stać. Patrzyłam na tatę wyczekująco, choć jakaś część mnie mówiła żeby
sobie zatkać uszy i uciekać jak najdalej.

- Vanessa twoja matka… - przełknął ślinę – twoja mama…twoja mama

ma raka – dokończył pośpiesznie nie patrząc na mnie.

To był cios poniżej pasa, dużo gorszy niż wiadomość, że Karen to ćpunka

i anorektyczka, gorsza niż to, że Voughn stosuje przemoc fizyczną. Otępiałam
zupełnie nie zdolna do jakiegokolwiek ruchu. Nie wiedziałam co mam w tej
chwili myśleć, co powiedzieć. Nie pamiętałam jak się rusza ręką, a tym bardziej
ustami, czułam jedynie, że są lekko rozchylone, jedyną rzeczą którą umiałam
robić było oddychanie, a mimo wszystko ciągle powtarzałam sobie: Wdech,
Wydech…

Czułam jakby moje serce działało sto razy mocniej starając mnie

utrzymać przy życiu.

Patrzyłam otępiałym wzrokiem w ścianę.
Wdech, Wydech…Wdech, Wydech…

- Wiem, że to dla ciebie trudne, ale musiałem ci to powiedzieć. Mieliśmy

z twoją mamą dość okłamywania cię. Gabriela nie była wcale u swojej siostry,
była w szpitalu na chemioterapii. Nie mieliśmy ci serca o tym powiedzieć,
jednak to już za długo trwa i nie przynosi efektów. Twoja mama postanowiła
zrezygnować z tej terapii. Nie wiadomo czy z tego wyjdzie – zaczęłam płakać
bardzo mocno. Tata przytulił się do mnie, on też miał łzy w oczach i głos zaczął
się mu łamać. Pierwszy raz płakał przy mnie – Już nie płacz. Musisz wiedzieć o
czym jeszcze – więc było coś jeszcze?? – Przez to, że twoja matka przerwała
terapie – wziął głęboki oddech – Lekarze nie dają jej dużych szans, dają jej
miesiąc – oświadczył grobowym tonem. – Wiem, że to nie najodpowiedniejszy
moment, ale sama rozumiesz…

Nic nie rozumiałam. Nie chciałam zrozumieć. Dlaczego ona? Przecież

była wspaniałą matką i wspaniałą kobietą. Nic złego nie zrobiła, więc czemu
ona jest tyle złych ludzi na świecie, pedofile itp. ale oni są zdrowi, a tak
porządna osoba jak moja mama ma raka z którego prawdopodobnie nie wyjdzie:

Wdech, wydech…wdech, wydech…
Dlaczego, do jasnej kurwy, przerwała terapie, przecież to jest jedyna

szansa?!! – nie byłam w stanie tego wymówić, choć miałam ochotę. Wiem, że
tata, już zaakceptował decyzję mamy.

Tata ciągle mnie przytulała, a ja coraz bardziej płakałam. Czułam jak

kropla, po kropli spływa mi po twarzy.

- Gabriela nie chce być traktowana jak chora, więc nie wypytuj się jej o to

czy ją coś boli, ani czy źle się czuje chyba, że naprawdę będzie to konieczne –
zastrzegł starając się być pogodny – Pamiętaj, że ona jest nadal twoją mamą i
zawsze będzie cię kochać. Tak samo jak ja. Nadal możesz do niej przychodzić i
pytać się o to czemu kwiaty rosną szybciej niż ty.

background image

Ta sytuacja zdarzyła się kiedy miała sześć lat. Nie mogłam wówczas

zrozumieć dlaczego kwiatek który posadziłam na oknie rośnie w takim tempie, a
ja rosnę tak mało. Mama powiedziała mi, że jeszcze urosnę.

- Kochanie masz dopiero sześć lat – mówiła – Masz czas na to by

dorosnąć i być wysoka, a kwiatek nie ma tyle czasu, za rok już go tu nie będzie.

- Nie kłamiesz? – pytałam.
- Nie, przysięgam.
- A ty będziesz ze mną jak będę rosła i jak będę taka duza jak róża w

ogrodzie? – pytałam z nadzieją.

- Oczywiście.
Dzisiaj róża już nie rośnie, ale wiem, że gdyby rosła byłabym od niej

wyższa, więc obietnice spełniła. Tylko po co ja się o to pytałam? Czemu
chciałam być taka jak róża, a nie jak wierzba? Wtedy musiałaby jeszcze zostać.

W tym wspomnieniu była młodą, piękną kobietą, cieszącą się życiem

malarką, która całe dnie spędzała ze mną i z Karen. Bawiła się z nami i biegała,
a ja czułam się szczęśliwa.


Wybuchłam jeszcze większym potokiem łez.
- Kochanie, może pójdziesz do siebie albo do Lili, co? To ci trochę

poprawi humor. – zaproponował.

- Dobra – odpowiedziałam przez łzy i wyszłam.
Wiedziałam, że tata chce zostać sam. Nie mogłam mu tego zabronić. Nie

mógł pójść do siebie, bo mama by zobaczyła jak płacze i zapewne spytałaby co
się stało. A on nie jest dobrym kłamcą.

Sama też nie mogłam pójść do siebie, bo nie umiałabym tam wytrzymać.

Czemu ja? Co ja zrobiłam światu?!

Napisałam do Voughna:
Potrzebuję cię teraz.
W parku koło hu
śtawek
za dwadzie
ścia minut.
B
ędę czekać

Kocham cię.
Ruszyłam na plac zabaw. Na dworze świeciło słońce, jednak w parku nie

było nikogo. Usiadłam na ławce na której wcześniej leżałam zapłakana. Tym
razem tez miałam łzy na policzkach.

Patrzyłam w dół i ciągle ryczałam.
Przypominałam sobie jak mama wyglądała przed chorobą, jaką była

piękną kobietą, ile miała siły i zapału. Jak bardzo kochała mnie i Karen, i tatę.
Jak lubiła się śmiać i nienawidziła leżeć w łóżku.

Czytałam kiedyś książkę o dziewczynie z rakiem. Wiedziałam, że zaraz

zrobi się bardzo senna i osowiała, i nie będzie chciała wychodzić z łóżka, i nie
będzie słyszeć całych rozmów tylko urywki, aż…aż…aż…umrze.

Zaczęłam płakać jeszcze mocniej jeśli to możliwe.

background image

Po chwili przyszedł mój chłopak. Usiadł obok.
- Co jest? – spytał patrząc w moje zapłakane oczy.
Nie umiałam mu odpowiedzieć. Wtuliłam twarz w jego tors i ciągle

płakałam. Siedzieliśmy tak chwilę w ciszy. Po czym Voughn spytał:

- Kochanie, co się stało?
- Moja…moja – nie umiałam nawet skleić zdanie, nie umiałam tego

wydusić - …moja matka jest…jest…jest chora…ma…ma…ma raka – znowu
moczyłam mu koszulkę.

On nie odpowiedział. Głaskał mnie tylko po włosach, posadził na

kolanach i trzymał. Dodawał mi otuchy.

- Ciii – powtarzał żeby mnie uspokoić. – Nic nie możesz teraz zrobić –

mówił mi do ucha.

Poczułam krople deszczu na placach – znowu zaczęło padać.
- Wiesz, że jak nas nie było nie spadła ani jedna kropla? – spytała. –

Przywieźliśmy złą pogodę – oświadczył.

Mimowolnie uśmiechnęłam się, wiedziałam, że chciał odwrócić moje

myśli od raka. Rozpadało się bardziej.

- Nessa, twoje łzy jej nie pomogą, jedyna rzecz jaką możesz zrobić to

wierzyć, że jej się uda. Mamy rozwiniętą medycynę – uda jej się. Jest twoją
matką, macie taką samą wolę walki i życia. Zresztą ma po co żyć, dla kogo. Ma
ciebie, twoją siostrę i twojego ojca – uda jej się – powtarzał.

Wdech, Wydech…Wdech, Wydech…
Nie wiem dlaczego, ale jego słowa poprawiły mi humor, dały pocieszenie.
- A teraz chodź – ciągnął – zapraszam do siebie, zaraz przyjdzie Ed, a ja

nie mam ochoty wysłuchiwać ich słodkich słówek.

- Dobra – wyszeptałam prawie bezgłośnie, jednak on usłyszał.
Wstaliśmy, a on obejmował mnie jedną ręką. Szliśmy w milczeniu. Ja nie

przestawałam płakać, nie umiałam. Moja mama była taka, taka…sama nie
wiem…idealna. Bystra. Młoda. Piękna. Kochana. Moja…

Pod jego domem stał Ed.
- Cześć – powitał nas.
- Hej, stary – odpowiedział Voughn.
Ja tylko do niego pomachałam z lekkim, wymuszonym uśmiechem.
- Idziesz do nas? – spytał mój chłopak.
- Nom. Twoja siostra mnie zaprosiła – wyjaśnił.
Voughn poszedł przodem i otworzył mi drzwi – jaki dżentelmen.
- Witam panno Vanesso – przywitał mnie Maciek.
- Cześć – przywitałam się cicho.
W salonie stała Lili, na mój widok na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Hej – powitała mnie radośnie.
- Cześć – starałam się brzmieć pogodnie.

background image

- Zostawiamy was, macie cały parter dla siebie. – zakomenderował

Voughn i zabrał mnie do siebie. Miałam wrażenie, że Lili szepnęła mu coś na
ucho kiedy ją mijaliśmy.

Poszłam za nim schodami na górę prosto do jego tak dobrze mi znanego

pokoju. Strasznie go lubiłam. Usiadłam na parapecie i spojrzałam przez okno.
Nie był tak idealny jak mój, był taki, sama nie wiem.

- Lili kazała cię zaprowadzić do łazienki, żebyś odnowiła makijaż – starał

się brzmieć zabawnie.

Poszłam nic nie mówić w tamtą stronę.
Zmyłam wszystko z twarzy i nałożyłam od nowa, Lili miała tyle

kosmetyków co dobry sklep z kosmetykami. Prawie tyle co ciuchów. Wybrałam
te wodoodporne

Kiedy skończyła w lustrze zobaczyłam dziewczynę która jest bardzo

skryta i nie umie się odnaleźć w tym świecie. Tyle rzeczy spadło na mnie nagle.
Choroba siostry, choroba mojej matki, upadek Voughna…co jeszcze mnie
czeka?? Może sama zachoruję, albo przewrócę się na schodach i zginą na
miejscu?! Jaki ten świat jest pokręcony.

Czemu kiedy szczęścia smak pozna się, zaraz chować trzeba go, bo

smutku cień zjawia się jak nieproszony gość?

Bo ktoś tak ustawił życie
No jasne. Dawno cię nie słyszałam.
Nom. Ale teraz jestem ci naprawdę potrzebna. Bo musisz z powrotem

stanąć na nogi.

Może nie teraz. Nie mam siły na szczęście.
Nie miałam zamiaru zaczynać dzisiaj, zaczniemy w momencie kiedy

będziesz gotowa.

Już nie pamiętałam jak to było słyszeć taki głos w swojej głowie.
Wyszłam z łazienki i ruszyłam do pokoju Voughna. Zapukałam. Siedział

na łóżku, że wzrokiem wbitym w podłogę. Najwyraźniej o czym myślał.



VPOV

Wczoraj rozmawiałem z matką, powiedziała mi, że polubiła ojca i matkę

Nessy. W pewnym momencie powiedziała mi coś czego nie chciałem słyszeć. A
mianowicie, że Gabriela ma raka.


Siedziałem na parapecie i pisałem zadanie z polaka. Mieliśmy napisać o

szczęściu, co to jest i co to nam daje. Idiotyczny temat.

Prawie kończyłem kiedy mój telefon zaczął wibrować na łóżku. Nie

chętnie ruszyłem się w jego stronę. Podniosłem i opadłem na łóżko.


background image

To był SMS od Nessy:
Potrzebuję cię teraz.
W parku koło hu
śtawek
za dwadzie
ścia minut.
B
ędę czekać

Kocham cię.
Domyślałem się powodu jej SMS-a.
Ś

wieciło słońce, ale park był pusty, co jest bardzo dziwne, bo wszystkie

matki zawsze zabierają tu swoje bachory.

Zauważyłem siedzącą na ławce Nessę ze wzrokiem wbitym w podłogę,

niewątpliwie płakała. Jej włosy które opadały na ramiona tworzyły zaporę
między nią, a innymi ludźmi. Podszedłem do niej usiadłem obok. Spytałem co
się stało a ta się do mnie tylko przytuliła i płakała.

Dowiedziałem się tego czego się obawiałem, a mianowicie, że jej stary jej

powiedział, że Gabriela choruje. Kiedyś musiała się dowiedzieć, ale dlaczego
teraz?

Nie wiedziałem co mam jej powiedzieć więc starałem się ją uspokoić. Nie

wychodziło mi to zbyt dobrze.

Patrzyłem na nią i zastanawiałem się co ona takiego zrobiła, że tyle rzeczy

spadło na nią tak nagle. Miałem wrażenie, że głównym problemem byłem ja.

Nikt tego nie wie…

Przed naszym domem stał już Edmund, moja siostra go zaprosiła, bo za

nim tęskniła. Jakie to słodkie :P

Przywitałem się z nim, Nessa nie była w stanie nic powiedzieć,

pomachała tylko lekko do niego. Wpuścił nas Maciek i oczywiście bardzo miło
powitał Nessę, chyba już się przyzwyczaił, że przychodzi dość często.

Lili tez ucieszyła się na jej widok, jednak była chyba zaślepiona

Edmundem, bo nawet nie zwróciła uwagi na to że Nessa jest smutna. Kiedy
powiedziałem, że zabieram ją na górę, szepnęła mi tylko do ucha, że Vanessa
powinna poprawić makijaż.

- Lili kazała cię zaprowadzić do łazienki, żebyś odnowiła makijaż –

powiedziałem, gdy byliśmy u mnie w pokoju. Starałem się brzmieć pogodnie.

Wyszła do łazienki.
I co ja mam jej powiedzieć?
Może nic, daj jej się wygadać.
To chyba nie taki zły pomysł.
Nom. Tylko nie mów, że jest ci strasznie źle z tym, bo to źle brzmi w ustach

chłopka

.

Mówisz prawdę?
Tak.
I znowu zostałem sam. Położyłem się na łóżku, starając się wymyślić, co

powiedzieć, jak zacząć.

background image

Kiedy usłyszałem pukanie podniosłem się do pozycji siedzącej. Za

drzwiami stała Nessa. Pukała jak zwykle, jakby nie mogła po prostu wejść.

W nowym makijażu wyglądała prześlicznie. Jednak miałem nadzieję, że

chociaż minimalnie się uśmiechnie.

Podeszła do mnie i usiadła mi na kolanach.
- Voughn, ty nie możesz wyjechać – zaczęła, powstrzymując łzy.
- Umówiliśmy się, że nie będziemy do tego wracać – przypomniałem jej

gładząc ją po włosach.

- Wiem, ale… - urwała – ale ja nie dam sobie bez ciebie rady. Lekarze

dają mamie miesiąc to zaraz przed twoim wyjazdem. A jeśli ty wyjedziesz, a
mama odejdzie…to…to – zaczęła płakać – to ja…ja nie dam sobie rady.

- Kochanie, nigdzie się nie wybieram – starałem się być przekonujący, ale

sam nie byłem tego pewny. – Zostanę obiecuję. Nie zostawię cię samej, nigdy.

Płakała coraz bardziej, a ja znowu nie wiedziałem co powiedzieć, więc

głaskałem ją tylko i powtarzałem „Ciii”. Starając się ją uspokoić, co niezbyt
dobrze mi wychodziło.

Trzymałem ją na kolanach, taką delikatną, małą osóbkę, która nie

zasłużyła na to co ją spotkało. Powinna mieć idealne, szczęśliwe życie.
Dlaczego tyle rzeczy spadło na nią na raz?!

Najgorsze z tego wszystkiego było to, że nie byłem wcale pewny, czy uda

mi się zostać tutaj na stałe. Miałem taką nadzieję. Ale wszystko zależało od
matki, która chyba wolałaby się mnie pozbyć.

- Voughn?
- Co? – patrzyła na mnie swoimi zielonymi oczami.
- Dziękuję – szepnęła.
- Za co? – spytałem trochę rozbawiony.
- Za to, że tutaj jesteś i że chce ci się słuchać małego dziecka, które w

kółko ma jakieś problemy – lekko się uśmiechnęła.

- Nie takiego małego – uśmiechnąłem się szeroko.
- Wiesz, znalazłam wczoraj taką fajną piosenkę – pomachała mi MP3

przed nosem.

Podeszła do mojego ciągle włączonego komputera i podłączyła swój

odtwarzacz. Po chwili z głośników popłynęła piosenka pt. „Wiem jak sobie
radzić mam”.

- Wiem jak sobie radzić mam

i wartość swoją znam
bo jestem ju
ż kobietą
Ś

wiat

od dzisiaj inny jest
a
życie znów ma sens
bo wszystko ju
ż rozumiem

background image

Kiedyś bałam zbliżyć się do ciebie

I choć zawsze wiernie przy mnie trwałeś
wiem jak odwagi było mi brak.
nie wiedziałam co to znaczy kocha
ć
a
ż do chwili kiedy cię ujrzałam
Ty, ty nauczyłe
ś mnie
jak mam ci
ę kochać


Zapraszam do oglądania

(

http://www.youtube.com/watch?v=5ZePlcPSeyE&feature=PlayList&p=AF459

7FC74F374E6&index=3

)


To było coś, widziałem, że poprawiło humor Nessie, a to raczej dobrze.
Dziwne, bo kiedy patrzyłem jak śpiewa, mój mózg podsuwał mi obrazy,

załamanej, płaczącej i smutnej Vanessy. Wiedziałem kiedy ją taką zobaczę.
Wiedziałem, że jej matka umrze, to było prawie pewne, jednak nigdy nie
powiedziałbym o tym Nessie. Choć wiem, że ona też to rozumie.


- Voughn! – wrzasnęła Lili.
- Czego! – odkrzyknąłem.
Ś

miałem się pod nosem, że żadnemu z nas nie chce się ruszać, jakie

leniwe rodzeństwo☺

- Kolacja!! – wrzasnęła zła – Nessa też może zostać!! – dodała z

wyczuwalnym uśmiechem – Mamy…Placki!! – jakby to miało ją przekupić.

- Idziesz? – spytałem.
- Jakbym mogła odmówić placków – uśmiechnęła się, szczerze. Czułem

jakby wielki kamień spadł mi z serca.

Zeszliśmy razem do jadalni gdzie siedziała już Lili z Edem i mama z

Robertem. Odsunąłem krzesło Nessie.

- Dziękuję – usiadła.
Ja usiadłem obok.
- Witaj… – moja matka znowu zapomniała jej imienia.
- Nessa – podałem.
- Tak właśnie, dziękuję. Witaj Nesso – powitała ją. – Witaj Edmundzie.
- Dzień dobry – odpowiedziała speszona.
- Siem – odpowiedział, za co dostał kopniaka pod stołem od Lili.
- Jak tam, dzieci? – podjął rozmowę Robert.
- Spoko – odpowiedziałem.
- Świetnie – odpowiedziała moja siostra z entuzjazmem.
- Cieszę się, że wszystko w porządku.
W tym momencie wnieśli nam placki.
- Dzień dobry panienko Vanesso – powitała ją nasza kucharka.
- Cześć – odpowiedziała Nessa z uśmiechem.

background image

- Miło, że znowu nas odwiedziłaś – zmroziłem ją spojrzeniem.
- Ja też się cieszę – kontynuowała Nessa.
- To dla panienki – podała jej naleśnika z serem, polany śmietaną.
- Dziękuję, ale skąd wiedziałaś?
- Spotkałam ostatnio Marylę…
- Wszyscy są głodni – posłała jej zabójcze spojrzenie mama która dostała

jedzenie jako pierwsza.

- Tak oczywiście – i wróciła do podawania posiłku.
- Więc już u nas byłaś? – spytała mama.
- Tak, niedawno u Lili, zaprosiła mnie – odpowiedziała speszona.
- Była też u mnie – wstawiłem się, bo zaczęła mnie wkurzać matka.
- Aha – nie wiedziała jaki jeszcze temat poruszyć. – A jak tam u twojej

mamy? – spytała.

Nessa przygryzła wargę.
- Dobrze – odpowiedziała cicho.
- Aha czyli nawet bez chemioterapii jej stan się poprawia?
Nessa nie wytrzymała i wybiegła od stołu zapłakana w kierunku drzwi.
- Ale z ciebie suka – rzuciłem matce w twarz – Jesteś świnią – i

pobiegłem za moja ukochaną.

Lili też odeszła, ale chyba wolała poczekać.
Dogoniłem Nessę na ulicy.
- Nessa przepraszam – przytuliłem ją.
- To nie twoja wina – oświadczyła, starając się ukryć łzy. – Ale co ja jej

takiego zrobiłam?

- Moja matka jest dziwna. Wiesz chyba nie leży jej to, że mam

dziewczynę – przyznałem się.

- Chyba –ciągle przygryzała dolną wargę.
- Nigdy nie dam cię skrzywdzić – oświadczyłem.
Na zewnątrz było już ciemno i latarnie jako jedyne dawały światło.
- To, chodź do mnie – oświadczyła. – Będziesz spał u mnie w pokoju. Nie

chcę cię zostawiać.

- Nessa, twoi rodzice się nie zgodzą.
- Nie ważne. Pewnie już śpią, a jedyną osobą która może wejść do mojego

pokoju to Karol, który ma klucz. Błagam.

- Dobrze – zgodziłem się – Ale masz nie chrapać muszę się wyspać –

zaśmiałem się.

- Ja nie chrapię.
- Jasne, a jak spaliśmy pod jednym namiotem to co to były za chrząkania?
- Kłamczuch.
- Racja.
Poszliśmy razem w stronę jej domu.
Na jej twarzy znowu gościł uśmiech.

background image


14

Spotkanie


VPOV

Siedziałem na matmie z dziewczyną, podajże Monika - nauczycielka nas

rozsadziła. Uznała, że jeśli będziemy podzieleni na pary damsko-męskie zasłuży
na naszą uwagę.

Patrzyłem przez okno na boisko. Padało, a ja myślałem tylko o Nessie.

Przypominałem sobie o nocy spędzonej u niej. W zeszycie bazgroliłem coś i
czekałem na dzwonek. Nasz szkolny zegar chyba się spóźnia, a na pewno chodzi
wolniej niż powinien. Miałem wrażenie, że minuty trwają godziny.
Zastanawiałem się co robi teraz Vanessa, czy też myśli o mnie, czy też wygląda
przez okno.

- Voughn – szturchnęła mnie moja koleżanka.
- Co? – powiedziałem oschle.
- Jutro mamy sprawdzian, a ty nic nie notowałeś, może pożyczyć ci

zeszyt? – spytała troskliwie.

- A, ta, dzięki.
Wszystkie dziewczyny w mojej klasie miały jedną cechę wspólną –

chciały mnie poderwać, każda bez wyjątku chciała siedzieć ze mną, zawsze
starały się mi pomóc, odrabiały za mnie lekcję, dawały zgapić na sprawdzianie.
Widziałem jak patrzą na moją dziewczynę, jak jej zazdroszczą, ale żadna nie
dorasta jej nawet do pięt.

Dzwonek.
Nareszcie.
Zabrałem zeszyt Moniki i wyszedłem z klasy.
Chyba nawet trochę zbyt szybko wpadłem na korytarz, pobiegłem pod

sale do historii, rzuciłem plecak i wróciłem na pierwsze piętro, gdzie powinna
mieć lekcję mój aniołek.

Nessa szła z Lili pod tablice ogłoszeń. Namiętnie o czymś rozmawiały i

gestykulowały rękoma. Poszedłem za nimi.

Na tablicy wisiał plakat:

background image

























- Lili to twoja wielka szansa – usłyszałem Vanessę.
- No, nie wiem. Miliony osób przyjdzie – jęczała moja siostra.
- Ale to twoją pracę zauważyły. Jak chcesz to pójdę z tobą –

zaproponowała. – Przecież widziałam twoje stroje, są świetne. Każdy kto
twierdzi inaczej po prostu ci zazdrości.

- No dobra – zgodziła się. – Ale obiecaj, że tam będziesz.
- Przecież się przyjaźnimy – zapewniła moją siostrę.
Odchrząknąłem znacząco.
- Cześć – przywitałem się.
- Voughn – przytuliła się do mnie moja mała księżniczka.
- Wybieracie się? – spytałem wskazując plakat, udając że nic nie

słyszałem.

- Tak – oświadczyła Nessa.
- Oj, weź przecież wiem, że słyszałeś naszą rozmowę – powiedziała

sceptycznie Lili.

- Wiesz, musiałem wiedzieć, czy nie zmieniłaś zdania.
- Dobra, stop – przerwała nam – gdzie idziemy? – na twarzy Nessy

pojawił się szeroki uśmiech.

- Nie wiem – przyznałem.

12 październik

WYKŁAD NA TEMAT MODY

ZE ZNANĄ PROJEKTANTKĄ

MODY!!!

WSZYSCY ZAINTERESOWANI MOGĄ PRZYJŚĆ O 15:00 NA
SALE GIMNASTYCZN
Ą!!
W RAMACH WYKŁADY ODB
ĘDĄ SIĘ RÓWNIEŻ
WARSZTATY Z Ewa Minge!! CO MO
ŻE STAĆ SIĘ TWOJĄ
WIELK
Ą SZANSĄ!
PS. Ka
żdy kto sam zaczął już projektować lub/i szyć proszony
jest o przyniesienie prac na wykład

ZAPRASZAMY!!!

background image

- Ja też, czemu pada?!
- Przeczytaj w książce od geografii, czy biologii – oświadczyła moja

dziewczyna – nigdy nie byłam z tego dobra.

- Nie dziwię się, cały zeszyt masz w serduszkach – wytknęła jej Lili.
- Przynajmniej nie mam na co drugiej stronie wypisanego „Edmund” lub

„kiss Ed kiss”.

- Dziewczyny przestańcie.
W tej chwili przybiegł do mnie Ludwik (bramkarz w naszej szkolnej

drużynie). Blondyn mojego wzrostu – trochę nieogarnięty.

- Cześć stary – powitał mnie.
- Hej.
- Siemka
- Hejka
- Co tam? – zagadnąłem.
- Masz wezwanie na boisko – oświadczył.
- Co?
- Zaraz zaczyna się dodatkowy trening, bo za godzinę gramy mecz –

oświadczył.

- Zapomniałem.
- Tak, właśnie myślałem. I trener się wścieka, że jeszcze cię nie ma, więc

chodź.

- No, dobra – odwróciłem się do dziewczyn – muszę już iść, zobaczymy

się na meczu☺

- Dobra, narty.
- Cześć kochanie – pocałowałem ją i pobiegłem na gimnastyczną.

Na sali byli już wszyscy.
- Patrzcie kto się zjawił – zaczął trener.
Wszyscy spojrzeli na mnie. Byłem lubiany w drużynie, ale było kilku

dziwaków, którzy patrzyli na mnie z wyrzutem.

- Wierz, że nie toleruję spóźnień – kontynuował – Idźcie do szatni, a

potem dwanaście okrążeń dookoła sali – oświadczył. Po całym tłumie poniosły
się jęki – podziękujcie panu spóźnialskiemu – wskazał mnie palcem.

Co za palant pomyślałem i pierwszy wszedłem do szatni, zaraz za mną

wlazł tłum.

- Stary – szturchnął mnie Kleryk – myślałem, że już nie przyjdziesz.
- Zapomniałem – przyznałem – ale obiecuje, że to ostatni raz.
- Spoko – poczekał, aż się przebiorę – No, chodź idziemy pobiegać –

zaśmiał się.

Wyszedłem zaraz za nim i ruszyliśmy razem na naszą halę.
- Klemens – zwrócił się trener do Kleryka.

background image

- Kleryk – poprawił go ze złością w głosie. Nienawidził swojego imienia,

w sumie mu się nie dziwię. Kleryk wzięło się z tego, że chodzi posłusznie do
kościółka, a następnie na bibę.

- Ta, prowadzisz rozgrzewkę – oświadczył i wyszedł.
Czyli nie ma biegania! Jak zwykle.
- Sami umiecie się rozgrzać – patrzył na nas jak na idiotów. Zawsze tak

jest kiedy to mu każe prowadzić rozgrzewkę.

- Słyszeliście! Rozgrzewać się! – poparłem go.
Poszliśmy pod drabinki, po chwili dotarł do nas Ludwik. Wszyscy

zabraliśmy się do biegania. Dlaczego? Nie wiem, zawsze tak zaczynaliśmy.

- Co to za ładna dziewczyna która stała obok tej twojej dziewczyny?
- Lili – odparłem.
- Muszę ją poznać – zaczął z niebezpiecznym błyskiem w oku.
- To moja siostra – poinformowałem go.
- Umów mnie z nią – ten chłopak na pewno zdał z pierwszej klasy

podstawówki, bo nie mogli z nim wytrzymać.

- Jest zajęta.
- Masz pecha Ludwiku – zaśmiał się Kleryk.
Spojrzał na niego z nienawiścią.
- Chodźcie po piłki.
Pół godziny później byliśmy rozgrzani.
- Dobra dzielimy się na dwie grupy – zakomenderowałem – Ludwik na

bramkę, Bart na drugą. Po sześć osób na bramkę.

Wszyscy się rozeszli, ja i Kleryk poszliśmy do Ludwika.
- A ty nie miałeś ostatnio jakieś dziewczyny? – spytałem kopiąc w piłkę.
- Miałem – załapał – ale zerwaliśmy i znowu jestem sam – odrzucił mi

gałę.

- No to zacznij chodzić z Różą – zaproponował nasz kolega.
Na samo wspomnienie tego imienia stanąłem jak wryty. Musiałem

zamrugać. Oczywiście chodziło tu o naszą chirliderke.

- Tak, też o tym myślałem, ale wierz, ona jest tak…różowa – powiedział z

obrzydzeniem.

- To przestań szukać, dziewczyna sama cię znajdzie – oświadczyłem

strzelając gola.

- Nie wszyscy mamy takie szczęście jak ty, kasanowo – zaśmiał się pod

nosem.

- To nie jest szczęście. Ja też nie szukałem dziewczyny, a chodzę z Julą i

jest świetnie.

- A właśnie. Nigdy jej nie wiedziałem – przyznałem - jaka jest?
- Gorąca.
- Znając ciebie ma olbrzymi biust, bardzo małą talię i zupełny brak pupy.
Kleryk zabijał go wzrokiem.

background image

- Wystarczy! – wrzasnął trener. – Macie przerwę. Oczywiście nie wszyscy

– spojrzał na naszą trójkę – wy zakładacie dresy i idziecie na boisko biegać –
zakomenderował.

Posłusznie przebraliśmy się i wyszliśmy na dwór.
Nadal padało, a my mieliśmy biegać! Super.
Przerwy między lekcjami nie było, więc cała szkoła patrzyła przez okno.

Czułem ich wzrok na sobie. Bo przecież podczas lekcji nie ma nic ciekawszego
jak oglądanie chłopaków robiących kółka na boisku.

- To co? Start? – spytał Ludwik.
- Dobra – ruszyłem przed nimi.
Wszyscy biegliśmy w kapturach.
Nareszcie znalazłeś miejsce dla siebie.
Chyba
To dobrze. Oni są naprawdę spoko.
Wiem
I przy nich nareszcie możesz być sobą
Taa.
Wiem. Chodzi ci o Nessę.
Co?
Przecież widzę, Vanessa ma teraz problemy, ale nadal jest tą jedyną.
Taa
- Voughn rusz dupę! Wracamy do szkoły! – wrzasnął Ludwik
- Już!
To spadam.

Byliśmy już gotowi.
Cała drużyna w super strojach. Siedzieliśmy w szatni i czekaliśmy na

trenera. Każdy z nas inaczej się odstresowywał. Ludwik powtarza pod nosem
ustawienie i szuka w myślach słabych stron naszych przeciwników; Kleryk
poszedł na boisko biegać; ja słuchałem muzyki.

- Gotowi?! – zapytał trener przyprowadzając Kleryka.
- Tak, jest – odpowiedzieliśmy chórem.
- Kto zwycięży? – wrzasnąłem.
- Starball – odkrzyknęli.
- Kto zwycięży?
- Starball!!!
Wszyscy zaczęli wychodzić z szatni.
- Gotowy? – zapytał mnie Ludwik.
- Tak, a ty?
- Jasne.

Trybuny były pełne. Po jednej stronie siedzieli uczniowie naszej szkoły, z

drugiej drużyny DangerousDog.

background image

- Voughn! – wrzasnęły jakieś dziewczyny.
Odwróciłem się machinalnie i zobaczyłem mojego aniołka z Lili.
- Powodzenia! – wrzasnęła Lili.
- Nie dziękuj! – dodała Nessa.
Pomachałem do nich i wyszedłem na środek boiska.
Staliśmy na baczność jak na prawdziwym meczu.
Czułe wszystkich wzrok na sobie, a my nadal staliśmy.
Musieliśmy uścisnąć rękę każdemu zawodnikowi z drużyny przeciwnej.

Kiedy patrzyłem na naszych zawodników, zobaczyłem w ich oczach chęć walki.
Z nimi nie mogliśmy przegrać. Nasza drużyna tworzyła jedno, każdy był
gotowy na poświęcenia. Wielu chłopaków patrzyło na swoje dziewczyny.


Gwizdek.

Piłka w grze.

Pierwsza bramka!

Wygrywamy.

Przerwa.

W szatni rozsiedliśmy się i piliśmy.
- To była dobra połowa. Jednak następna ma być lepsza – trener zawsze

stara postawić nam wyżej poprzeczkę. – Ludwik bramka nie może być zdobyta.

- Puściłem tylko jednego gola!
- O jednego za dużo!
- Kto zwycięży?! – wrzasnąłem urywając tą gadkę.
- Starball – odkrzyknęli.
- Kto zwycięży?
- Starball!!!
Wybiegliśmy z szatni.

Gwizdek

Gol.

Zmiana.

Gol.

Wygraliśmy!!!!

background image

Tłum na trybunach podniósł się i krzyczał: „Starball!”


NPOV

Kiedy wróciłam ze szkoły poszłam do mamy.
- Cześć – otworzyłam niepewnie drzwi.
- Wejdź kochanie.
- Co tam? – zagadnęłam.
- Nic. A u ciebie?
- Dużo.
- No, opowiadaj.
- Voughn właśnie wygrał mecz.
- To wspaniale. – ucieszyła się - Co cię z nim łączy?
- On jest…
- Twoim chłopakiem?
- Tak, skąd wiedziałaś?
- Znam cię. On jest bardzo miłym chłopakiem.
- Wiem i takim przystojnym – rozmarzyłam się.
- Twój tata też taki był.
- Serio?
- Tak. Był bardzo przystojny i romantyczny.
- Jak wy się w ogóle poznaliście?
- Byłam w dziewiątej klasie, on już w liceum – zaczęła (skąd ja to znam?)

– Poszłam z przyjaciółką na coś w rodzaju dzisiejszej, szkolnej potańcówki, a on
właśnie występował.

- Tata grał w kapeli? – zdziwiłam się.
- Jasne, myślałaś że po kim masz takie zdolności?
- Nigdy nie wspominał. Ale kontynuuj – zachęcałam.
- Poszłyśmy pod scenę i śpiewałyśmy razem z nimi. W przerwie

podeszłyśmy do nich i się przedstawiłyśmy. Potem spotkaliśmy się kilka razy i
skończyło się ślubem.

- Fajnie.
Nagle zadzwoniła moja komórka.
- Mamo, muszę odebrać.
- Spoko.
- Hejka.
- Cześć
Wyszłam na korytarz
- Słucham.
- Cześć aniołku.
- Cześć.
- Przyjdziesz do mnie?

background image

- Teraz?
- No.
- A nie masz ochoty wpaść do mnie?
- Jak chcesz.
- To zaraz u mnie☺
- Dobra.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też.
Weszłam do siebie, zamknęłam drzwi i rzuciłam się na łóżko.
Tak fajnie mi się rozmawiało z mamą. Tak mi będzie jej brakować. Nagle

uświadomiłam sobie, że rzadko z nią rozmawiałam. Że tak mało czasu
spędzałyśmy razem.

Zaczęłam płakać.
Nasz dom był inny niż wszystkie. Każdy przebywał tutaj jak w hotelu.

Wszyscy zamykali się w swoich pokojach lub wychodzili nie mówiąc nic
nikomu. Każdy myśli, że mam super życie, kasa, wielka chałupa, a ja bym
wolała zwykły dom, taki w którym są normalne problemy…

- Panno Vanesso, ktoś do panienki – usłyszałam
- Niech przyjdzie tutaj – odkrzyknęłam.
Podeszłam do lustra, wytarłam oczy i starałam się uśmiechnąć.
- Cześć – przywitał się.
- Hejka kochanie- pocałowałam go.
- Czemu nie chciałaś przyjść do mnie?
- Mam dużo zadane. Nie mam siły się ruszać – wytłumaczyłam.
- Ah. A co zadane?
- Wszystko – odparłam. – Matma, hista, fiza, chemia…
- Widzę, że dużo.
- Chcesz mi pomóc?
- Jasne.
- Tak też myślałam.
Otworzyłam ćwiczenia od matmy.
- A co tam u Lili? – spytałam robiąc pierwsze zadanie.
- Po staremu. Ale coraz więcej szyje.
- Pewnie się bardzo przejmuje. Ile to jest 15 do potęgi 3? – zapytałam.
- 3375 –odpowiedział po namyśle – Myślisz, że zauważy jakieś jej prace.
- Pewnie. Dzięks, a ile to pierwiastek kwadratowy z 361?
- 19, ale tak serio czy dlatego, że się przyjaźnicie.?
- Serio. Ona jest w tym dobra.
- No chyba.
- A co tam u was w drużynie?
- Po staremu, nic nowego tyle, że jutro mamy mecz z Rokirs.
- A to nie ta drużyna do której się zapisał Ed – wzięłam fizykę.
- Rzeczywiście zapomniałem.

background image

- To ja pamiętałam?
- s =

v

/

t

czy

t

/

v

?

- s = v

.

t – poprawił mnie.

- Tak też myślałam.


Nadszedł dzień spotkania z projektantką.
- Będzie dobrze – próbowałam przekonać Lili.
Siedziałyśmy w pierwszym rzędzie, a za chwilę miała wejść Ewa.
- Lili, jesteś lepsza od wszystkich tu siedzących dziewczyn.
- Tak myślisz?
- Jasne.
- No dobra – wzięła głęboki oddech.
- A teraz zapraszamy p. Ewę Minge – zapowiedział ją dyrektor.
Weszła w brązowej sukience, leginsach i butach na obcasach.
- Dzień dobry – powitała nas. – Nazywam się Ewa i będę miała teraz z

wami zajęcia. Zacznijmy od tego, że projektantką mody nie może być każdy.
Trzeba być odważnym i pewnym siebie. Dlaczego?

Lili się zgłosiła.
- Ty w różowym topie - pokazała na moją przyjaciółkę.
- Bo nie każdemu będą się podobać nasze prace i musimy być

przygotowani na krytykę.

- Bardzo dobrze.
Na twarzy Lili pojawił się banan.
Mnie mało interesował jej wykład, więc włączyłam sobie iPoda i

skupiłam się na muzyce.


Po pół godzinie, na sali było mniej ludzi.
- Nessa – szturchnęła mnie Lili.
- Co?
- Chce, że byśmy pokazali jej nasze prace, myślisz, że powinnam iść?
- Już powinnaś być koło niej.
- Idę.
Wstała, chwyciła swoje pracę i poszła na scenę.
Lili miała na sobie czarne rurki i kozaczki z zamszu, do tego różowy top z

jej własnym napisem

]xáàxÅ àçÅ ~|Å }xáàxÅA


Prezentowała się świetnie. Kilka osób stało przed nią.

Kiedy doszła do Ewy zrobiła na niej niesamowite wrażenie.
- To jest dobrze wykonana praca – pokazała jedną z sukienek Lili.

background image

Po sali rozeszły się szmery. Każdy zazdrościł mojej przyjaciółce, a ta

promieniała na scenie. Potem o czymś jeszcze rozmawiały. Sama nie wierzyłam,
ale one na prawdę się dogadywały.

Nic nie zapowiadało końca ich rozmów, więc wyciągnęłam z torby

notatniki i zaczęłam pisać:


Sometimes when I look in your eyes,

I can’t believe you stay with me,
When all world turn around.
We never should be together,
But we are.
So we shouldn’t be alone.

- Co piszesz? – wyrwała mnie z zamyślenia Lili.
- Nic – odparłam zamykając notatnik.
- I tak mi powiesz – usiadła obok.
- Może. I jak poszło?
- Świetnie ona to wspaniała kobieta i ma świetne wyczucie stylu, i

powiedziała, że powinnam zajmować się projektowaniem na poważnie.
Rozumiesz? Oh ona powiedziała, że się nadaję! – prawie pisnęła.

- To super. Możemy już iść?
- Ta, pewnie.
Podniosłyśmy się i ruszyłyśmy w stronę wyjścia z sali.
Lili nie mogła się nagadać, a jaka ta Ewa wspaniała…bla…bla…bla.

Wyłączyłam się po jakiś pięciu minutach.


Kiedy dotarłam do domu, tata siedział przy stole ze zwieszoną głową.
- Hej, co jest? – zapytałam.
- Nic – westchnął ciężko.
- A ja jestem ślepa. Tato przecież widzę, coś z mamą?
Cisza.
- Tato co się stało?
Cisza.
- Tato?! – podniosłam głos
- Twoja mama czuje się gorzej – oświadczył.
- To znaczy?
- Nic.
- Tato, mam prawo wiedzieć!
- Twoja mama przeżywa ostatnie stadium choroby.
Potrząsnęłam głową.
- Oh, kochanie. Twoja mama już nawet bardzo się męczy, nie wstaje z

łóżka i już nie wstanie. Lekarz mówi, że dzieje się to szybciej niż powinno –

background image

zaczął płakać. – Nie słyszy wszystkiego co się do niej mówi. Nie odzywa się, bo
to dla niej straszliwy wysiłek.

- Ale jeszcze ostatnio jak z nią rozmawiałam, to było dobrze.
- Kochanie, to było dwa tygodnie temu.
Rozpłakałam się, pobiegłam do siebie i zamknęłam drzwi.
Usiadłam przy oknie patrzyłam na ogród. Pamiętałam jak się tam

wygłupiałam z Karen, jak mama się śmiała i jak nas malowała. Pamiętam
momenty kiedy byliśmy pełną, szczęśliwą rodziną. A teraz? Z naszej czwórki
została trójka, zaraz zostanie nas tylko dwójka.

Płakałam jeszcze bardziej. Wyciągnęłam z półki album ze zdjęciami.
Na pierwszej stronie znajdowało się tak bliskie mi zdjęcie – nasze ostatnie

wspólne wakacje. Potem były to głównie moje zdjęcia, robione przez tatę. Kiedy
zobaczyłam zdjęcie mamy jak siedzi na kanapie i czyta mi książkę nie
wytrzymałam, puściły wszystkie tamy jakie jeszcze się utrzymywały. Na tym
zdjęcie były nie tylko postacie, ale i emocje – mama rozpromieniona,
szczęśliwa, ja z wyszczerzonymi zębami. To było takie piękne.

Położyłam się na łóżku ściskając album.
- Kocham cię mamo – szeptałam.
Patrzyłam w przestrzeń i zastanawiałam się jak to będzie bez mamy. Jak

tata da sobie radę, jak ja sobie dam radę?

Tata kocha mamę, ja też ich kocham. Wiem, że Karen też, ale się do tego

nie przyzna, to by zaszkodziło jej imiczowi.


***
Na wyświetlaczu zegarka pojawiła się 9:00.
Nie poszłam do szkoły.
Całą noc próbowałam zasnąć, ciągle patrzyłam na zegarek i

zastanawiałam się ile będę miała godzin snu jeżeli teraz zasnę.

Dopiero teraz zebrałam się żeby wstać.
Podniosłam się i podreptałam do lustra.
Ujrzałam w nim dziewczynę z worami sięgającymi kolan, zrezygnowaną,

nie cieszącą się życiem. Dziwnie podobną do mnie!

Szybko odsunęłam się od lustra, założyłam stary dres i zeszłam na dół.









background image


15.

Ś

mierć

NPOV


Stało się.
Siedziałam i płakałam w pokoju kiedy tata powiedział, że powinnam

przyjść do pokoju mamy. Poszłam za nim zalana łzami.

W pokoju był prywatny lekarz mamy, pielęgniarka oraz cała służba.

Głowy mieli zwieszone. Tata też. Nikt nic nie mówił, a ja patrzyłam na cień
mamy. Nikt nie musiał się odzywać. Wiedziałam co się dzieje. Płakałam, tata
powstrzymywał łzy, lekarz nie wiedział co ma zrobić, a pielęgniarka i służba
patrzyła na mnie smutno.

Co się robi kiedy wszyscy wiedzą co się dzieję, ale boją się powiedzieć?
Nie wiem i nie wiedziałam wtedy.
Każdy bał się wymówić słowo które cisnęło się na usta. Wszystkich

przerażało powiedzenie jednego słowa słyszanego tyle razy i wypowiadanego
przez tatę w sądzie dość często. Tym razem nawet on milczał.

Usiadłam na łóżku obok mamy, pocałowałam ją w policzek.
- Będzie mi cię brakować, mamo – szepnęłam jej do ucha i przytuliłam się

do taty. – Musisz pozwolić jej odejść. Tato, musisz – płakałam.

Ojciec zbliżył się do łóżka, chwycił mamę za rękę, przyłożył do serca i

powiedział coś do ucha. Nikt tego nie słyszał, ale na pewno było to coś
ważnego.

Po chwili lekarz zbliżył się do mamy i powiedział to czego mówić nie

wolno.

- Umarła – oświadczył i wyszedł.
- Tak, mi przykro kochanie – przytuliła mnie pielęgniarka i poszła w ślady

doktora.

Po nich wyszła reszta, każdy po kolei przytulał mnie i składał

kondolencje tacie. Po chwili zostaliśmy tylko we dwójkę.

- Tato – płakałam mu w koszule.
- Kochanie, chciałbym cię pocieszyć, ale nie umiem.
Staliśmy tak objęci jakieś pół godziny.
- Kochałam mamę, nadal ją kocham i nigdy nie przestanę.

background image

- Nie ważne, że Gabrieli już nie ma z nami ciałem, żyje tak długo jak żyją

po niej wspomnienia – oświadczył tata. - przepraszam kochanie – wyszedł z
pomieszczenia.

Zostałam sama, sama ze swoimi wspomnieniami i łzami, a na łóżku leżało

ciało mojej mamy.


Co powinnam zrobić w takiej sytuacji?

Usiadłam obok jej zwłok i przytuliłam się do nich, starałam się wyobrazić

sobie, że ona żyje, ale nie żyła! Płakałam i płakałam nie wiedząc co ze sobą
zrobić. Nie mogłam zostać w tym pokoju.

Wróciłam do siebie położyłam się na łóżku, zwinęłam w kłębek i

płakałam. Moje życie się zawaliło. Wszystko się psuło! Wszystko!


Nie wiadomo kiedy zasnęłam.

Byłam w ciemnym lesie całkiem sama i krzyczałam „Mamo!”, jednak nikt

się nie odzywał. W pewnym momencie położyłam się na mchu i leżałam tak
czekając na mamę.

Nagle przede mną stanął anioł z czarnymi skrzydłami. Przyglądał się mi

smutnym wzrokiem. Wiedziałam kim jest – aniołem śmierci.

- Twoja mama już nie wróci – oświadczył smutnym wzrokiem.
- Dlaczego? Dlaczego ona? – pytałam
On stał cicho.
- Co ona takiego zrobiła, co? Była dobrą kobietą!
- Nessa – usłyszałam wołanie jakby mamy.
- Mama?
- Nessa – znowu to wołanie…
W tym momencie otworzyłam oczy.
To tata siedział na łóżku i się na mnie patrzył.
- Śniła ci się mama? – spytał.
- Tak.
- Krzyczałaś, to przyszedłem sprawdzić.
- Dobrze, że jesteś – przytuliłam się do niego. – Tato ja się boję, ja nie

chcę.

- Czego nie chcesz?
- Nie chcę, żeby mama umarła.
- Oh kochanie to nie takie proste.
- Wiem, ale ja nie daję sobie rady.
- Kochanie, porozmawiamy rano.
- Dobrze.
Słyszałam jak zamyka drzwi. Kochałam go i wiedziałam, że się stara, ale

nigdy nie zastąpi mi mamy, ona jest nie zastąpiona!!

background image

***
Rano tata nie poszedł do pracy, a ja do szkoły.
- Cześć Nessa.
- Cześć tato.
Siedział przy stole w jadalni.
- Wiem, że jest ci trudno.
- Wszystko tu przypomina mi mamę, ten ogród w którym bawiła się z

nami, salon w którym przesiadywała i słuchała jak gram, nawet mój pokój…

- Nie płacz. Właśnie o tym myślałem i widzisz mam propozycje powrotu

do stanów. Moglibyśmy się tam przeprowadzić. Przemyśl to…Pamiętasz jak
mieszkaliśmy tam parę lat temu. Było nam dobrze, może teraz też by się jakoś
ułożyło.

Urodziłam się w Stanach, dlatego bardzo dobrze mówiłam po angielsku.

Mieszkaliśmy tam do moich piątych urodzin.



VPOV

Nie wiedziałem Nessy bardzo długo, nie przychodziła do szkoły i nie

wpuszczała nikogo do domu.

Wiedziałem już co się stało, wiedziałem jak ona się czuła.
W sobotę miał się odbyć pogrzeb. Lili też jest podłamana, pewnie

przejmuje się Vanessą. Podobno między przyjaciółmi występuje coś w rodzaju
empatii ich humor przechodzi na nas.


***

Nadeszła sobota.
Lili przebierała się w pokoju. Sama uszyła sobie czarną sukienkę, do tego

założyła czarny płaszczyk. Ja założyłem kamizelkę od garniaka, czarną koszulę i
dżinsy. Mama i Robert też się wyszykowali.

Pojechaliśmy samochodem Roberta, bo największy.
Na parkingu przed cmentarzem nie było już miejsc. Widocznie zaprosili

dużo gości.

Kiedy znaleźliśmy jakieś miejsce ruszyliśmy w stronę bramy głównej.

Stała tam już cała procesja. Nessa, jej ojciec i siostra stali z przodu, za nimi
rozciągał się tłum.

Byli dziennikarze. No tak, tata Nessy to znany prawnik.
Kiedy szliśmy, w tej procesji zastanawiałem się co teraz czuje Nessa.
Jest smutna
Odpierdol się!!!!!!
Nie bądź taki drażliwy.

background image

Kiedy cały tłum stanął pochowano mamę Vanessy, każdy złożył kwiaty

na grobie i wracał do szeregu. Wiele osób składało im kondolencje. Kiedy
przyszła kolej na nas Nessa nie patrzyła mi w oczy, widocznie unikała mojego
wzroku.

Jej życie teraz będzie jeszcze trudniejsze.

Po pogrzebie była stypa w jakieś restauracji na 50 osób. Nessa siedziała

przy stole z tatą i siostrą. Nie miałem odwagi do nich podejść, więc zająłem
miejsce z rodziną.

Podali nam coś do jedzenia.
- Proszę o ciszę! – powiedział ktoś do mikrofonu. – teraz rodzina Gabrieli

wypowie się na jej temat.

Pierwsza mówiła Karen. Szczerze to jej nie słuchałem, pewnie gadała to

co wszyscy na takich imprezach. Po niej był ich ojciec. Rozpłakał się kiedy
opowiadał o tym jaka była Gabriela. Wiele osób na sali się popłakało. Nessa
była na końcu, wyszła z gitarą.

- Ja napisałam piosenkę o mamie.

Why when I need you
You can’t be next to me.
Why you far away?
Whether where you are
Reach a letters?

I’m here & you
Should be too

Why when I grow up
You must be elsewhere?
I writ a letter & send
To you no matter where
In this letter will be me
And my emotion

I’m here & you
Should be too

Why?…
Why mum?

You was a great mum
& beautiful.
Why?…

background image

Dziękuję – ukłoniła się i odeszła.
Wszyscy bili jej brawo, była niesamowita.

Złapałem ją chwilę później.
- Byłaś niesamowita
- Dzięki.
- Unikasz mnie?
Cisza.
- Nessa?
- Voughn, ja…ja…ja się wyprowadzam do USA – wykrzyczała i uciekła

do łazienki.

Zamurowała mnie totalnie nie wiedziałem co mam zrobić, wiec

wyszedłem. Pojechałem do domu, zamknąłem się w pokoju i ryczałem jak baba!

To co ona powiedziała zabiło mnie. Chciałem teraz zginąć.
Nagle przypomniałem sobie o dawce, którą mam z domu.
Poszukałem w mojej walizce, zalazłem biały proszek. Tyle razy

widziałem jak robi to tata, sam też kilka razy wciągałem. To nie jest trudne.

Rozłożyłem proszek na stole i wciągnąłem nosem. Nie wiem ile, ale było

mi lepiej.



NPOV

Siedziałam w szpitalu po raz drugi przez Voughna. Kochałam go,

wiedziałam o tym. Jednak nie mogłam…nie mogłam uwierzyć, że naprawdę się
naćpał i to potwornie. Dlaczego czułam poczucie winy, jakby to było przeze
mnie!

Ale skąd mogłam wiedzieć, że tak zareaguje na mój wyjazd.
- Obudził się – powiedziała do mnie jego matka.
- Dziękuję – weszłam do pokoju.
Patrzył na mnie niewyraźnym wzrokiem.
Byliśmy sami - dali nam trochę prywatności.
Rzuciła się mu na szyję
- Cieszę się, że żyjesz – oświadczyłam.
- Co?
- Nie pamiętasz? – spytałam.
- Nie. Czekaj, biały proszek godzina szczęścia i koniec.
- Lili znalazła cię nieprzytomnego na podłodze i przywieźli cię tutaj tak

jak moją siostrę – dopełniłam. – Voughn dlaczego to zrobiłeś?

Cisza.
- Muszę wiedzieć – nalegałam.
- Dla ciebie – oświadczył nie patrząc mi w oczy.
- Chciałeś się zabić dla mnie?

background image

- Nie dokładnie, chciałem się zabić, bo mnie zostawisz.
- Voughn to nie jest takie proste, ja musze wyjechać.
- Dlaczego?
- Bo nie umiem dalej żyć tutaj.






































background image

Epilog:




NPOV

Cieszę się, że wyjeżdżam, będę tęsknić za Polską i tym wszystkim, ale to

jest jedyne rozwiązanie. Gdyby było inne znalazłabym je.

Dzisiaj odlatuję do USA.
Na lotnisko przyszła Lili, Voughn, Peter nawet Edmund. Wszyscy oni dla

mnie bardzo wiele znaczyli i znaczyć będą na zawsze.

Nigdy nie zapomnę tego ostatniego roku. Tyle rzeczy się wydarzyło od

wakacji. Moje życie wywróciło się do góry nogami od kiedy poznałam moją
przyjaciółkę i chłopaka. Tyle razem przeszliśmy, a dzisiaj ich tutaj zostawiam.

Wiem, że będę za nimi tęsknić, bardziej niż za kimkolwiek, będziemy do

siebie dzwonić i pisać, ale to już nie to samo. Nie będę mogła do nich uciec
kiedy tylko się pokłócę z rodzicami, tj. z tatą.

Nadal płaczę i zamiast mówić tylko tata mówię rodzice.
Peter też się zmienił wydoroślał i znalazł sobie dziewczynę, Katie która

kochała go od gimnazjum. Są idealną parą i mam nadzieję, że się im powiedzie.
Wierzę w nich.

Voughn nie trafił na odwyk sam się wyleczył. Podziwiam go za to, nie

wiem jak to jest możliwe, może czary. Tutaj wszystko jest możliwe. Dostał
propozycję grania w najlepszym młodzieżowym klubie w Polsce. Kochać go
będę jeszcze bardzo długo, jeśli nie na zawsze. Wiem, że związki na odległość,
nie są najlepsze, ale żadne z nas nie umie zerwać, chyba mu też na mnie zależy.
Kazałam mu przysiąc, że będzie pisał do mnie jak najczęściej się da, a on kazał
mi przysiąc, że o nim nie zapomnę. „Nigdy” – powiedziałem i go zmysłowo
pocałowałam.

Lili też tworzy idealną parę z Edmundem i raczej będą ja jeszcze długo

tworzyć. Obydwoje dorastają, a dorastanie razem jest łatwiejsze. Moja
przyjaciółka dostała propozycję stażu w magazynie o modzie z czego bardzo się
cieszyła .Nasza przyjaźń nigdy nie zgaśnie. Znamy się zaledwie rok, nawet nie
cały, a już jesteśmy przyjaciółkami na całe życie. Kochać ją będę na pewno
jeszcze bardzo długo.

I to z nią było najdłuższe pożegnanie, płakał jak bóbr – jeżeli one w ogóle

płaczą. Wiem, że jest jej tak samo trudno jak mi, kiedy nareszcie się ode mnie
odkleiła, przytuliła się do torsu swojego chłopaka.

Peter też prawie płakał. Sam bardzo się zmienił i zaczął pracować w

bibliotece publicznej. On na pewno będzie często do mnie przylatywał. Nie ma
wyjścia, jesteśmy prawie jak rodzina.

background image

Katie jest naprawdę miłą dziewczyną, której w ogóle nie przeszkadza to,

ż

e ja i jej chłopak się przyjaźnimy. W ręcz przeciwnie, sama też mnie bardzo

lubi, kilka razy nawet byłyśmy razem na zakupach.

Każdy z moich znajomych znalazł swoje powołanie, co będzie ze mną?

Czas pokaże. Może w nowej szkole też znajdę taką Lili i takiego Petera,
zobaczymy. Na razie mam podpisany kontrakt muzyczny na pół roku, na jedną
płytę.

Zawsze jednak będę tutaj wracać. Może kiedy będę już dorosła wrócę tu

na stałe. Nie wiem, na pewno nie na Platynową, ale do kraju…

Wiem, że teraz w moim mieście, w mojej dzielnicy wszystko się zmieni,

wprowadzi się nowa rodzina z dzieckiem, może w mim wieku. Może nawet
zajmie moją ławkę w szkolę i nasza wychowawczyni będzie się nad nią znęcać.

Nie chcę mówić, że to już koniec, bo to nie koniec to dopiero początek,

nowy początek.…

Kocham was,

Vanessa


VPOV

Z własnej woli pojechałem odwiedzić ojca. Cały świat walił mi się na

głowę, a teraz wydaje mi się, że nie będzie tak źle. Ja i Nessa, będziemy tworzyć
parę na odległość.

Wszyscy znaleźli swoje powołanie. Nessa podpisała kontrakt; Lili będzie

projektantką mody; ja będę piłkarzem, już jestem w najlepszym klubie polski.

Jedynym minusem tej sytuacji jest to, że Nessa musiała się wyprowadzić.
Będę latał do niej podczas każdej przerwy w szkole. Ed zapisuje się w

tym roku do nas, do budy.

Co będzie dalej? Każdy będzie się realizował, a potem…czas pokaże.
Może wszyscy się wyprowadzimy z Polski i zamieszkamy w innych

krajach…

Pozdrawiam,

Ś

wietny piłkarz Voughn









background image

cÉ Ätàtv{M

NPOV

Dorośliśmy, wszyscy jesteśmy dorośli.
Nie byłam w Polsce od czterech lat i właśnie tam lecę. Lecę na swoją

osiemnastkę.

Lili ma przylecieć z Paryża, a Voughn z Barcelony. Cały mój świat

rozrzucono po świecie. Każdy robi to co kocha, ja też. Jestem piosenkarką, Lili
jest na stażu w Paryżu, właśnie zaczyna studia, Voughn jest piłkarzem. Nawet
Peter jest w reprezentacji Polski w siatkówce.

- Jesteśmy – oświadczył tata.
On prawie nie przebywał w domu, pochłonęła go praca. Dla niego ta

podróż to prawdziwe wyzwanie. Widziałam strach w jego oczach. Nadal nie
pogodził się ze śmiercią mamy, zresztą nikt się nie pogodził, ja starałam się
jednak o niej nie myśleć.

Wysiedliśmy na lotnisku, gdzie czekali na mnie!!! Na mnie!!!
Pobiegłam do Voughna i rzuciłam się mu na szyję. Jeszcze trochę urósł,

wyprzystojniał to na pewno. Jego mięśnie się powiększyły, no i oczywiście się
opalił. To Hiszpańskie powietrze dobrze na niego działa.

- Voughn, tak tęskniłam – szepnęłam mu do ucha w przerwie pocałunku.

Nie wiedziałam go cztery miesiące!

- Ja też – ciągle nie wypuszczał mnie z ramion.
Kiedy go puściłam podeszłam i przytuliłam Lili. Ona też się zmieniła,

urosła, jej ubrania nabrały nowego stylu, zresztą cała nabrała nowego stylu.
Kocha to co robi i to jej służy.

- Nessi – powiedziała z francuskim akcentem.
- Lili. O boże, ale się zmieniłaś, wyładniałaś – zaczęłam.
- Ty też.
Następnie podeszłam do mojego siatkarza.
- Peter, nie wiem czy to możliwe, ale urosłeś jeszcze bardziej – musiał

mnie podnieść, żebym mogła dosięgnąć jego szyi.

- 208cm – pochwalił się.
- Wow!!!!
Razem pojechaliśmy do Klubu Skała, gdzie miała odbyć się impreza.

Przyjęcie było kameralne, tylko moi najważniejsi i kilka osób z ameryki.

Miałam łzy w oczach kiedy przejeżdżaliśmy przez Platynową.
Mijaliśmy właśnie mój stary dom.
- Kto tu teraz mieszka? – spytałam.
- Jakaś młoda para z małym bachorem – powiedział Voughn.
- Ten mały bachor jest od nas o rok młodszy – poprawiła go Lili.

background image

- Fajny? – spytałam Lili.
Niedawno zerwała z Edem. Żałowałam, że im nie wyszło, ale serce nie

sługa. Aktualnie moja przyjaciółka czekała na jakiegoś przystojnego Francuza.
Pewnie niedługo go znajdzie, znając ją, jakiegoś modela.

- Nie wiem, prawie go nie znam. Wprowadził się jakiś miesiąc przed

moim wyjazdem. Poprzedni właściciele sprzedali ten dom, bo nie stać ich było
na jego utrzymanie.

Patrzyłam na niego, prawie się nie zmienił, poza kilkoma drobiazgami,

jak motor przed garażem, kilka nowych roślinek i nowe zasłony w oknach.

Tyle, rzeczy zdarzyło się w tym miejscu.
Tak bardzo różnił się od mojego domu w USA. Niby tam jest lepiej,

mamy jeszcze więcej kasy, większy dom, nowa służba i prawie pełna rodzina ja,
Karen i tata, brak tylko mamy. Tam jestem znana i w ogóle. Karen jest dobrą top
modelką. Niby idealnie, a jednak coś jest w tym domu czego nie ma za
oceanem. Karen jest na studiach, studiuje psychologie, ja przygotowuję się na
dziennikarstwo. Jeszcze nie wiem co z tego wyjdzie, ale plany są…

Najgorsze z tego wszystkiego jest to, że Voughn mieszka w Barcelonie, a

ja w NY, wiec prawie się nie widujemy.


Mój kochany głosik odszedł, nie wiem czy wróci. Mam wrażenie, że już

nie. Pożegnałam się z nim w momencie wsiadania do samolotu.


Kiedy wysiedliśmy szepnęłam Voughnowi do ucha
- Musimy pogadać


VPOV

Jak Lili się zmieniła.
Jest teraz naprawdę atrakcyjną dziewczyną. Nabrała francuskiego obycia i

w ogóle. Zmieniła fryzurę…

Nessa jest sławna, wydała już dwie płyty i zaczyna pracę nad trzecią.

Prawie się nie zmieniła, nie urosła, a jej zielone oczy mają taki sam
uzależniający kolor.

Każdy z nas jest w innym kraju i nabiera innych zachowań. A mimo to

umiemy się dogadać. Nessa zaczyna być typową amerykanką, nie rusza się z
domu bez kawy i ciemnych okularów.


W drodze do Skały nie mogliśmy się nagadać, każdy opowiadał jak tam u

niego, co się zmieniło. Lili nie może się doczekać kiedy nareszcie stanie się
sławna, Nessa mówi, że jest tam szczęśliwa, ale straszliwie tęskni. I że sława nie
jest taka super.

Każdy z nas miał coś do powiedzenia.

background image


Co do kochanego głosiku, który tyle razy mi pomógł, odszedł w

momencie wyjazdu z Polski, może nie umie się przeprowadzić – nie wiem.
Może jeszcze wróci i będzie jak dawniej. Czas pokaże.

Na razie jestem z Nessą i to się liczy.
Chcę żeby ten dzień trwał wiecznie☺

Nessa chce ze mną o czymś pogadać.
- Voughn, musimy porozmawiać.
- O czym?
- O NAS – wytłumaczyła.
- Dobra – weszliśmy do jakiegoś małego pomieszczenia.
- Voughn, jesteśmy razem już ponad pięć lat.
- Wiem.
- Voughn, ja wiem jak to jest. Sama też za tobą tęsknię i nie daję sobie już

rady.

Nie rozumiałem jej.
- Z czym?
- Z tym, że ciebie nie ma – wyjaśniła – Voughn to jest bez sensu, kocham

cię, ale nasz związek nie ma sensu – zaczęła płakać – Mam już dość!

Przytuliłem ją mocno.
- Nessa, chcesz żebyśmy się rozstali?
- A znasz inne wyjście?
Umilkłem
- Dlaczego? – spytałem. – poznałaś kogoś?
- Nie, ale ja potrzebuję osoby, która będzie koło mnie, kogoś kto mnie

przytuli kiedy będę miała doła. Kocham cię, ale ty mieszkasz w Barcelonie, ja
NY. Dzieli nas tyle kilometrów…

- Nie płacz.
- Voughn! Ja cię kocham, ale nie daję sobie rady.
- Będę częściej przyjeżdżał.
- Voughn, jedna wizyta na miesiąc czy dwa nie wystarczy. Ja potrzebuję

kogoś na miejscu. Kiedyś było inaczej. Widywaliśmy się znacznie częściej, a
teraz żadne z nas nie ma czasu.

- Nie chcę cię zostawiać, kocham cię.
- Ja ciebie, też. Ale uważam, że powinniśmy zrobić sobie przerwę, na

jakiś czas…zobaczymy.

- Dobrze.




background image

aÉà~t tâàÉÜtM


Voughn i Vanessa są razem. Mieszkają w Australii, co stało się dla nich

ś

wietnym miejscem. Rok temu wzięli ślub. Ich kariera się rozwija, na innym

kontynencie. Jednak myślą o przeprowadzce do barcelony.

Tata Nessy zmarł w wieku 51lat na zawała serca. Karen zmarła w

wypadku samochodowym, kiedy biegła przez ulice na swój występ.

Lilian wyszła za Edmunda. Wrócili do siebie, bo odkryli, że zostali dla

siebie stworzeni. Mieszkają razem w Paryżu gdzie Lili jest światowej sławy
projektantką, za to Ed został kierowcą F1.

Peter i Katie już nie są razem. Peter szuka ciągle swojej drugiej połówki.

Nie ma zamiaru wyprowadzać się z Polski.

Widują się nadal w różnych miejscach na świecie jednak zawsze dobrze

się bawią razem. I mimo, że jeszcze wiele problemów przed nimi, pokonają je
bo są razem

„Miłość może istnieć nawet w dzisiejszych czasach”





Koniec.

Dziękuję wszystkim którzy to czytają za to, że to przeczytali. Naprawdę

jestem wdzięczna i czekam na komentarze














Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Jane Harrington My Best Friend, the Atlantic Ocean, and Other Great By Life With Giulio (retail) (p
57 815 828 Prediction of Fatique Life of Cold Forging Tools by FE Simulation
The TRUE Coldwar Our?ttle with Diseases
Easily Change Your Life With Unlimited Income
The Life of This World is a Transient Shade
Impaired Sexual Function in Patients with BPD is Determined by History of Sexual Abuse
Trudny Świat 1 11 by Katie
Preparation of garlic powder with high allicin content by using combined microwave–vacuum and vacuum
Mary Wibberley With This Ring [HR 2316, MB 1562] (docx)
Flemming, Ian James Bond 13 The Man with the Golden Gun By Ian Fleming
Sitesell Make Great Money With This Free Affiliate Program From Home Business Ebook
Killing Me Softly with this song
Ebook Underworld Survival Guide Steal This Book(Banned By Us In The 70 s) Very Useful
Backstreet boys The answer to our life
Wake Up A Life of the Buddha Prepared by Jack Kerouac & Intro by Robert AF Thurman
The Personal Correspondence of Hildegard of Bingen Selected Letters with an Intro & Comm by Joseph

więcej podobnych podstron