Susan Stephens
Prywatna wyspa
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Lefkis była jedynym miejscem, gdzie mógł się zrelaksować, ale dzisiaj
nawet tu nie było to możliwe.
Alexander Kosta, wybawca wyspy? Tak określił go burmistrz,
przemawiając do tłumu. Było to lepsze niż prawda, pomyślał Alexander.
Bezwzględny potentat, który wywęszył szansę na biznes; to nie brzmiało już
tak dobrze.
Jego wzrok wybiegł z pokrytego płótnem pawilonu do rozciągającego się
przed nim krystalicznie czystego błękitu morza. Zwrócił uwagę na to, jak woda
staje się szmaragdowa i nieco posępna wraz z odległością od brzegu, i jak
domki koloru migdałów, stłoczone wokół zatoki o kształcie podkowy, mocniej
rzucają się w oczy w późnopopołudniowym słońcu. Wyspa Lefkis była piękna,
w dziewiczym stanie, więc gdy tylko została wystawiona na sprzedaż, on był
już gotowy.
Rozproszył go widok młodej kobiety. Stała na dziobie starej łodzi
rybackiej, gapiąc się na niego. Kazał wcześniej pozbyć się z zatoki łodzi o
małym zanurzeniu, aby zrobić miejsce dla superjachtów, ale jakimś cudem
dziewczynie udało się tu zostać.
Ellie Foster - albo Ellie Mendoras, jak nazywała się sama ku czci
swojego zmarłego ojca Greka - została wybrana przez mieszkańców wyspy
jako rzecznik ich sprzeciwu przeciwko wizji rozwoju wyspy, którą on chciał
wcielić w życie. Ale nie znała historii stojącej za zakupem wyspy i nie miała
pojęcia, w co się pakuje.
Być może powinien się cieszyć, że została na swojej łodzi. Tłum
zachowywał się spokojnie, ale gdyby się do nich przyłączyła, to mogłoby się
zmienić. Jego urok osobisty był wspaniałą bronią w takich sytuacjach;
R S
malkontenci zmienią w końcu zdanie na temat zakupu wyspy.
Ponownie spojrzał na dziewczynę. Sama jej obecność tu była zniewagą.
Ubrana w bezkształtny strój roboczy kontrastowała z olśniewającymi
dziewczętami, które go otaczały. I jeszcze ten skrzywiony grymas na jej
twarzy.
Wszyscy tu uśmiechali się do niego bez przerwy. Charyzmatyczna siła
jego bogactwa działała na tych, których spotykał. Alexander Kosta był synoni-
mem sukcesu, z którego każdy chciał uszczknąć choć trochę dla siebie. Urodził
się w zwykłej chacie i wcześnie zrozumiał, że w życiu może być pewien tylko
rzeczy, na które sam zapracuje.
Obecnie mógł kupować, co tylko chciał, nawet wyspy. Po prostu dodał
Lefkis do listy posiadanych przedmiotów. Zaczął wyobrażać sobie powstanie
tu mini-Dubaju, w miejsce biedy i niezagospodarowanych gruntów. To cud, że
wyspa w ogóle przetrwała pod rządami jego poprzednika, Demetriosa Lindosa.
A ta Ellie powinna mu być wdzięczna. Wyścigi łodzi motorowych to
dopiero początek zmian na lepsze, które zamierzał wprowadzić. Powstaną ho-
tele, centra handlowe... Wszyscy na tym skorzystają, nawet ta buntowniczka na
łodzi.
Słysząc przypadkiem, jak kilku miejscowych szeptem krytykuje jego
plany, Alexander zacisnął zęby. No cóż, jeśli naprawdę nie byli w stanie
dostrzec, co on próbował dla nich zrobić...
Ellie właśnie wysiadała z łodzi. Chociaż była zbyt daleko, żeby
Alexander mógł dokładnie widzieć wyraz jej twarzy, jej zadarty podbródek nie
wróżył nic dobrego. Czy naprawdę była na tyle bezczelna, żeby doprowadzić
tu i teraz do konfrontacji? Cały świat oceniał go przez pryzmat tego, co
posiadał, i tego, co mógł jeszcze kupić, i wszyscy słuchali nabożnie, kiedy
zaczynał mówić.
R S
Patrzył, jak Ellie kroczy ku niemu. Jakby czytając w jego myślach, tłum
obrócił się w tym samym kierunku. Poczuł rosnące napięcie, jak przed burzą,
które za chwilę opadło. Ludzie nie byli pewni, jak mają się zachować. Dostali
próbkę jego hojności w postaci darmowego poczęstunku i atrakcji, które
zapewnił, i mieli ochotę na więcej. Pomimo wysiłków dziewczyny mających
na celu zakłócenie spotkania, czuł, że ludzie są gotowi, by go wysłuchać.
Tłum zaczął pozytywnie reagować na jego słowa. Wszystko skąpane było
w słońcu, podsycającym kolory chorągiewek łopoczących nad jego głową.
Wiatr ucichł, zamieniając morze w potulne jezioro. To była jego wyspa. Ten
spokój i to piękno należały teraz do niego. Ellie Mendoras popełniła swój
pierwszy w życiu poważny błąd. Jeśli naprawdę szuka guza, to go dostanie.
Zarabianie pieniędzy było jedynym talentem Alexandra Kosty, myślała z
pogardą Ellie. I pomimo wszystkiego, co udało mu się w życiu osiągnąć, ciągle
nie był zadowolony. I ciągle szukał nowych podbojów.
Lepiej, żeby trzymał chciwe łapska z dala od Lefkis, bo przysięgła, że
pozbędzie się go stąd, zanim macki jego imperium wycisną resztki życia z
wyspy, którą tak kochała.
Ale mimo wojowniczego nastroju serce Ellie kazało jej mieć się na
baczności. Nie była buntowniczką. Nigdy wcześniej nikomu się nie
sprzeciwiała. Żyła tu spokojnie, otoczona przez łagodnych ludzi, którzy
pomogli jej się pozbierać po okropnych doświadczeniach z Anglii, które ją
prawie zniszczyły.
I z tego właśnie powodu powinna im teraz pomóc. Być może mieszkańcy
wyspy zbytnio kojarzą ją z ojcem, Iannisem Mendorasem, prawdziwym
bohaterem, ale ona i tak ich nie zawiedzie. Raczej nie będzie w stanie
dorównać jego reputacji, ale przynajmniej nie zhańbi jego imienia.
R S
Alexander Kosta przyciągnął tłumy. Rynek był wypełniony po brzegi
miejscowymi i przyjezdnymi. Widziała go teraz wyraźnie.
I ten widok zatrzymał oddech w jej piersi. Jej serce zaczęło bić z
niewiarygodną prędkością - i nie chodziło tylko o to, jak bardzo był przystojny,
ale jak bardzo potężny się wydawał. Nie była na to przygotowana.
Twarz Alexandra stwardniała, gdy skończył przemawiać, i kobiety, które
w myślach nazywał rajskimi ptakami, stłoczyły się wokół niego. Sukienki
dziewcząt trzepotały na delikatnym wietrze, wznosząc obłok egzotycznego
zapachu. Jego bajeczny jacht Olympus wyciągnął z domu każdą kobietę w
wieku odpowiednim do zamążpójścia, bez względu na to, czy była już
związana z jakimś naiwniakiem. Gierki tych kobiet sprawiały mu perwersyjną
przyjemność, ale najbardziej lubił obserwować wahanie na ich twarzach, gdy
zdawały sobie sprawę, jak bardzo nimi pogardzał.
Gdy tłum zaczął wiwatować, odwrócił się od kobiet. Wolał triumfalnie
obserwować, jak dom Demetriosa Lindosa, na szczycie klifu, jest rozbierany
kamień po kamieniu. Potem odbuduje ten dom - dom, gdzie jego młoda żona
sprzedała swoje ciało temu starcowi - ale najpierw zetrze go w pył i stanie
pośród prochów.
Został zmuszony przerwać te rozmyślania, gdy Ellie Mendoras dołączyła
do tłumu i głosy protestu rozległy się na nowo. Rozumiał, dlaczego tak się
dzieje, ale to jej nie usprawiedliwiało. Demetrios Lindos był bezwzględnym
tyranem utrzymującym wyspę w biedzie i część wyspiarzy bała się, że
Alexander będzie jeszcze gorszy. Przemawiał przez nich strach, ale to nie
zmieni jego postanowienia, by zaprowadzić na wyspie ład.
Alexander zerknął na starą łódź rybacką. Ellie odziedziczyła ją po swoim
ojcu i, z tego, co wiedział, włożyła wiele wysiłku w dostosowanie jej do
R S
potrzeb rejsów edukacyjnych, które organizowała dla turystów. Od teraz nie
będzie jej już wolno używać zatoki wyznaczonej dla jachtów - niech się
zadowoli nowym miejscem, które jej zaoferował.
Zdławi jej bunt, zanim uda jej się go rozprzestrzenić. Niektórzy uważali,
że ten problem był zbyt mały, aby miał się nim w ogóle zajmować, ale
doświadczenie nauczyło go, że takie drobiazgi potrafią wymykać się spod
kontroli.
Widział, jak oczy Ellie błyszczą wrogością. Jego wargi wygięły się z
rozbawienia. Taka konfrontacja była dla niego ekscytująca. Dla Ellie Mendoras
ta sytuacja musiała być czarno-biała: on był wrogiem, a ona zbawczynią ludu.
Gdy zaczęła się zbliżać, ogarnęła go irytacja. Ogłosił dzisiejszy dzień
wolnym od pracy i większość zebranych włożyła odświętne ubrania. Ellie
ciągle była w ubraniu roboczym, i gdyby nie sięgające talii kasztanowe włosy,
można by ją wziąć za chłopca.
Patrzył, jak bezskutecznie próbuje się przedrzeć na czoło tłumu, gdzie
stała grupa jego największych sympatyków. Jej twarz wyrażała dezaprobatę,
gdy okazało się, że armia ją opuszcza. Większość ludzi była zaintrygowana
jego wizją przyszłości - dlaczego tylko do niej nie docierało, że to, co chciał
zrobić, to jedyny sposób na wzbogacenie Lefkis?
Ktoś taki nie powinien w ogóle być obiektem jego uwagi. Rzucił ostatnie
spojrzenie na tę drobną, pełną determinacji kobietę, stającą na palcach, żeby
widzieć cokolwiek, a potem odwrócił od niej uwagę.
Musiała znaleźć sposób, żeby dostać się na scenę i wyrwać mikrofon z
ręki Kosty. Konieczne było, żeby przemówić w imieniu mieszkańców wyspy.
Poziom adrenaliny popychał ją do działania, ale sceny pilnowała ochrona.
Musiała poczekać na odpowiedni moment, pamiętając, o co toczy się gra.
R S
Zamożni ludzie, przy których teraz stała, nie byli zainteresowani lokalną
kulturą. Ich celem było wypchanie sobie kieszeni na koszt miejscowych, a
potem ruszenie dalej. Musiała przemówić im i człowiekowi, który za tym stał,
do rozumu.
Ellie zatrzymała się, aby się uspokoić, gdy dotarła do krawędzi sceny. Za
sobą słyszała szepty mieszkańców wyspy, którzy sami bojąc się konfrontacji z
Kostą, potrzebowali, aby to ona wstawiła się za nimi.
Ale ona też się bała. Wyczuwała, że beztroski uśmiech i przystojna twarz
skrywały wewnętrzny chłód. Nie był to mężczyzna, którego można drażnić
bezkarnie. Lekki lniany garnitur został starannie skrojony, aby podkreślać
muskularną sylwetkę, a rozpięta pod szyją biała koszula ukazywała opalone
ciało.
Ellie wzdrygnęła się, gdy pochwycił jej spojrzenie. Samo to, że ją
zauważył, powinno być dla niej ostrzeżeniem.
Musiała zacząć działać, skoro nikt inny nie był na to gotowy. Jego zamiar
zapoczątkowania wyścigów łodzi motorowych na wodach wokół Lefkis był
niedorzeczny. Tłum został oczarowany jego niemalże mitycznym statusem, ale
wystarczyłby jeden głos, by zmienić ich sposób myślenia. I ten głos dzisiaj
zabrzmi.
- Dalej, Ellie...
Dookoła niej podnosiły się zachęcające szepty i właśnie miała wykonać
swój ruch, gdy tłum zaczął wiwatować, a Kosta się uśmiechnął. Gdy przeczesał
włosy ręką, wyglądał niemalże jak chłopiec.
Rzuciła się naprzód i wdrapała na scenę. Gdy zaczęła po niej biec, Kosta
ruszył ku niej. Refleks jego ochroniarzy nie mógł się nawet równać z jego
własnym.
Zamarła w pół kroku. A potem rozpętał się chaos. Słychać było krzyki
R S
kobiet i kotłowanina sprzed sceny zaczęła się stopniowo rozszerzać w kierunku
tyłów widowni.
- Niech pan nie waży się mnie tknąć! - krzyknęła Ellie, cofając się.
Przeraził ją wyraz oczu Alexandra.
- Już nie jest pani taka odważna, co?
- I co panu po takich ochroniarzach? - zakpiła.
- Czego pani chce?
- Chcę być wysłuchana.
- I w ten sposób się pani do tego zabiera?
- A jak inaczej mam sprawić, żeby mnie pan wysłuchał? - Ellie była
świadoma, że jej głos zaczyna się unosić. - Wysłucha mnie pan?
- Teraz?
- To chyba najlepszy moment.
- Co pani chce w ten sposób osiągnąć? - Spojrzał na nią z irytacją.
- Mówię w imieniu ludzi z Lefkis...
- Pani ludzi? - spytał szyderczo.
- Oni nic pana nie obchodzą. Jest pan jak każdy oligarcha, który
przyjeżdża tu swoim wodnym rydwanem.
- Jak na kogoś, kto się tu nawet nie urodził, ma pani strasznie dużo do
powiedzenia.
- Mój ojciec się tu urodził. Był...
- Rybakiem? Tak, wiem. A pani matka była Angielką, która go zostawiła.
- To nie tak... - Ellie zdała sobie sprawę, że traci kontrolę, ale nie mogła
nie reagować, gdy Kosta ośmielał się krytykować jej rodzinę. - Moja matka
dokonała wyboru i szanuję to.
- Szanuje pani? - Uniósł brew.
- Moja matka nauczyła mnie szacunku - odpowiedziała chłodno - i dzięki
R S
temu mogę traktować nazwisko ojca z należną czcią.
- I to dlatego miejscowi wybrali panią na swoją rzeczniczkę? Z tego, co
wiem, pani matka wolała bezpieczeństwo podmiejskiego życia od swojego
greckiego kochanka, i dopóki nie umarła, nawet nie postawiła pani stopy na tej
wyspie.
Bezwzględny sposób, w jaki mówił o jej rodzicach, podsycał złość Ellie.
- Gdy tu przyjechałam, od razu zakochałam się w tej wyspie i jej
mieszkańcach!
Jednak w duchu nadal nie chciała zaakceptować faktu, że uciekała wtedy
także od starszego znajomego matki, który zadał jej cios, gdy się tego najmniej
spodziewała.
Musiał wejść w łaski tej kobiety. Nie mógł jej tak po prostu odtrącić,
chociaż takie rozwiązanie najbardziej by mu odpowiadało. Miejscowi jej ufali -
kochali ją. Była kluczem do otwarcia tej wyspy na jego wizję postępu.
Przygarnęli ją, gdy jej ojciec zaginął na morzu. Tego dnia Ellie Mendoras nie
została, tak jak się spodziewała, opuszczoną sierotą, ale otoczoną miłością
córką rodziny pogrążonej w żałobie; rodziny złożonej z mieszkańców wyspy.
Wpływ, jaki na nich miała, był dla Alexandra ostatnią przeszkodą.
- Nawet nie jest pani Greczynką!
- Moje serce należy do tego miejsca! - odkrzyknęła.
Krzyczała na niego? Czyżby Alexander Kosta zaczynał tracić
samokontrolę, z której słynął?
- Lefkis należy do mnie - przypomniał jej.
- Nie boję się pana!
- Nie? To może powinna pani zacząć?
Po plecach Ellie przebiegł dreszcz. Nie miała pojęcia, że rozpęta się taka
kłótnia. Wyobrażała sobie, że ochroniarze odciągną ją od niego, jak tylko uda
R S
jej się powiedzieć, o co jej chodzi. Ale było między nimi jakieś napięcie, coś,
co elektryzowało powietrze. Ellie starała się mieć na baczności.
- Przetrwaliśmy rządy Lindosa, pokonamy i pana!
- Waleczne słowa, panno Ellie, ale gdzie się podziała pani armia?
Twarz Ellie zrobiła się purpurowa.
- Dlaczego pani mieszka na tej wyspie?
- Lefkis była domem mojego ojca, a teraz jest moim.
- To skoro chce pani tu zostać, to trzeba będzie zaakceptować zmiany jak
reszta mieszkańców.
- Zmiany dyktowane przez pana?
- Tak jest, panno Mendoras.
Oczywiście. Człowiek, który kupuje wyspę, może tu robić, co mu tylko
przyjdzie do głowy. I pomyśleć, że kiedyś czuła się tu tak bezpiecznie.
Cofnęła się gwałtownie, gdy zrobił ruch, jakby chciał podejść.
Alexander nie miał pojęcia, dlaczego ona tak bardzo się go boi. I wtedy
zauważył okrągłą bliznę na jej policzku, jakby ktoś chciał ją oznakować. Gdy
zobaczyła, że na nią patrzy, zaczesała włosy palcami, by ukryć bliznę.
Alexander odwrócił wzrok. Wydał kilka rozporządzeń ochroniarzom.
Ellie była otoczona przez silnych mężczyzn, ale Kosta mógł zniewolić ją
samym spojrzeniem, nie potrzebując do tego ochroniarzy, którzy w tej chwili
sprowadzali ze sceny kobiety o piskliwych głosach.
- A więc, panno Mendoras... Co z panią zrobimy?
Zostali sami na opustoszałej scenie.
- Skąd pan tyle o mnie wie? - Jego usta ułożyły się w pełen pewności
siebie uśmiech, ale oczy pozostały zimne.
- W moim interesie leży wiedzieć, co się dzieje na tej wyspie.
- W takim razie musi pan sobie zdawać sprawę z tego, jak bardzo mi
R S
zależy...
- Na rozmowie? Tak, zdaję sobie sprawę. Ale nie tu i nie teraz. Nie jest to
odpowiednie miejsce na tak ożywioną dyskusję, panno Mendoras.
- Ma pan na myśli, że...
- Tak, właśnie to mam na myśli. - Ku jej zdziwieniu wyciągnął
wizytówkę. - Myślę, że zrozumie pani, że są lepsze metody na przedstawienie
swoich racji niż to - jego głos nabrał kpiącego tonu. - Na przykład może pani
uzgodnić termin spotkania z moją sekretarką.
Nie doceniała go. Kiedy podszedł do nich członek ochrony, Ellie
pomyślała, że właśnie teraz zostanie sprowadzona ze sceny.
Mężczyzna zerknął na nią, szepcząc coś swojemu pracodawcy, ale Kosta
uśmiechnął się i pokręcił głową.
- Muszę wreszcie dokończyć tę przemowę, panno Mendoras. Czy moja
asystentka ma oczekiwać pani telefonu?
- Chce się pan ze mną spotkać?
- Tak, to najprostsze wyjście.
Ellie zacisnęła oczy, czując się pokonana. Ale czy nie tego właśnie
chciała? Spotkania z Alexandrem Kostą.
- Proszę skorzystać z mojej oferty albo nie. Naprawdę jest mi wszystko
jedno.
Ellie spojrzała na jego wizytówkę.
- Nie zgodzę się na nic, dopóki nie pozwoli mi pan przemówić do ludzi.
- A dlaczego mieliby słuchać? Co ma im pani do zaoferowania?
- Skoro nikomu nie zależy na losie Lefkis, to po co mam się z panem
umawiać?
- Czy już skończyliśmy, panno Mendoras?
Gniew Ellie stał się jeszcze większy, gdy przypomniała sobie nakaz
R S
eksmisji z zatoki, który dostała dziś rano. Wszyscy inni rybacy wynieśli się z
głębokich wód, ale ona została, bo prosili ją, żeby zaprotestowała w ich
imieniu. Dopiero teraz uświadomiła sobie, jaka była naiwna.
- Tak, skończyliśmy. Zmarnowałam wystarczająco dużo czasu na
człowieka, którego nie obchodzi ani ta wyspa, ani jej mieszkańcy.
- Ma pani bardzo wiele zarzutów w stosunku do mnie. I jeśli to ma dalej
trwać, chyba lepiej, żebyśmy się rozmówili jak najszybciej.
Alexander przyzwał gestem jednego ze swoich ludzi.
- Eskortuj tę młodą damę na pokład Olympusa. Zajmę się nią, jak tylko
skończę tutaj. Panna Mendoras będzie moim gościem - dodał po chwili.
Maniera ochroniarza zmieniła się momentalnie na wieść o tym, że ma ją
traktować z szacunkiem.
- Nigdzie nie pójdę - powiedziała Ellie uparcie.
Zobaczył strach w jej oczach, gdy patrzyła na jacht. Łódź tej wielkości
była jak inne państwo z zasadami, które on wyznaczał.
- Wolę bardziej neutralne miejsce.
- Obawiam się, że decyzja nie należy do pani.
- Nie... nie mogę rozmawiać z panem sam na sam...
- Z pewnością uda nam się coś z tym zrobić.
Ukłonił jej się lekko, a ochroniarzowi polecił mieć ją na oku.
Gdy wrócił na scenę, powitał go potężny aplauz. Musiał poczekać, aż
skończą wiwatować, żeby przemówić. Ale zanim to zrobił, poprosił tłum o
jeszcze odrobinę cierpliwości i zaprosił na scenę powszechnie szanowaną na
wyspie kobietę, którą rozpoznał w tłumie.
Ellie nie mogła ukryć zaskoczenia, gdy wrócił z Kirią Theodopulos, jedną
ze starszyzny wyspy.
- Co pan wyprawia? - zapytała go podejrzliwie.
R S
- Skoro potrzebuje pani przyzwoitki, zaprosiłem panią Theodopulos, aby
dotrzymała nam towarzystwa.
Ellie zadrżała. Alexander blokował jej każde posunięcie. Ale nie mogła
zmarnować tej okazji do przedstawienia racji społeczności wyspy.
- Dobrze. Zgadzam się.
ROZDZIAŁ DRUGI
- Ma pani dobre intencje, ale złe metody, panno Mendoras.
- Pan za to jest aroganckim plutokratą, któremu się zdaje, że może
decydować o losie innych.
Atmosfera między nimi psuła się z minuty na minutę - najwyraźniej nie
byli w stanie przebywać w tym samym pomieszczeniu, nie kłócąc się.
Ellie stała dumna i wyprostowana po jednej stronie biurka Alexandra na
pokładzie Olympusa; on sam siedział wygodnie po drugiej stronie w miękkim
fotelu.
W oczach Ellie Alexander nie był w stanie brać pod uwagę opinii innych
osób, a już na pewno nie jej. Nawet ten jacht traktował jak swoje królestwo, w
rządzeniu którym nie potrzebował doradców.
- Może pani usiądzie i trochę się rozluźni?
- Przyszłam tu, żeby wygłosić oświadczenie, a nie, żeby się rozluźniać.
- Jak pani chce.
Ellie była cały czas świadoma obecności Kirii Theodopulos, siedzącej w
milczeniu w kącie kajuty.
Dzięki niej czuła się bezpieczniej, lecz jednocześnie musiała okiełznać
język i uważać na to, co mówi.
- Panie Kosta...
R S
- Panno Mendoras? Czy mogę mówić do pani: Ellie?
Kiria Theodopulos prawie niezauważalnie skinęła ku niej głową.
- Dobrze - płynnie przechwycił ten wyraz aprobaty. - W takim razie
proszę i do mnie mówić Alexander.
- Bardzo pan łaskawy.
- Powiedz mi w takim razie, Ellie, co ci chodzi po głowie?
W tej chwili nie było tego wiele.
- Nie możesz bezkarnie udostępniać Lefkis każdemu, kto tylko zechce tu
przyjechać.
- Strasznie dużo wiesz o tym, co chcę tu zrobić, prawda? - zapytał
ironicznie. - Czy naprawdę zależy ci na dobru tej wyspy, czy robisz to z
egoistycznych pobudek?
- Co takiego?
- To wygląda na zbieg okoliczności, jeśli jednego dnia tracisz miejsce w
zatoce, a następnego zaczynasz przeciwko mnie kampanię.
- Oczywiście, że zależy mi na miejscu w zatoce. Należało wcześniej do
mojego ojca i do jego ojca.
- A co jest nie tak z nowym miejscem, które dostałaś po drugiej stronie
wyspy?
- Właśnie to! Jest po drugiej stronie wyspy! Rybacy nie są wystarczająco
estetyczni dla twoich gości? Co jeszcze chcesz przenieść na drugą stronę
wyspy? A jeśli twoi goście będą narzekać na brak lokalnego kolorytu?
Zaczniesz nas wtedy przenosić z powrotem?
- Wezmę to wszystko pod uwagę.
- Nie możesz nic robić, nie konsultując tego z nikim!
- Mogę robić, co tylko uznam za stosowne, gdyż ta wyspa należy do
mnie. Wykonałem stosowne analizy i konkluzja jest taka, że głęboka część
R S
zatoki nie może się marnować. Dochody, jakie mogą przynieść jachty
odwiedzające wyspę...
- Oczywiście, dla ciebie to wszystko sprowadza się do pieniędzy.
- Gdybym tylko mógł sobie pozwolić na ideały...
- Ależ możesz! Możesz robić, co tylko chcesz!
- Myślę, że z czasem zgodzisz się, że moje metody oparte na zdrowym
rozsądku są o wiele korzystniejsze - stwierdził, przy okazji po raz kolejny
wytykając jej utratę kontroli nad sobą. - Planowany napływ gości na wyspę
będzie oznaczał, że wszystkie miejsca w głębokiej części zatoki będą
potrzebne. Płytsza część, która została wyznaczona dla rybaków, z pewnością
będzie wystarczająca na wasze potrzeby.
- To ty tak twierdzisz! Nie obchodzi cię, że dla rybaków to miejsce było
domem przez stulecia?
- To niezupełnie pokrywa się z prawdą.
Na twarzy Alexandra pojawiły się oznaki rozbawienia i nawet Kiria
Theodopulos skrzywiła się lekko. Ellie nie była pewna tego, co mówi.
Wiedziała tylko, że żyjąc tu od ośmiu lat, kochała to miejsce i nie chciała, żeby
się zmieniło.
- Nie możesz pozbyć się całej tradycji i oczekiwać, że Lefkis zachowa
swój urok.
- Jeśli będę potrzebował twojej rady, Ellie, na pewno się po nią zgłoszę.
- Po co, skoro i tak puściłbyś ją mimo uszu?
- Znowu wiesz lepiej, co zrobię, tak?
- Ktoś powinien ci się w końcu przeciwstawić.
- I to ty masz być tą osobą?
- Czemu by nie? - powiedziała przez zęby, patrząc, jak Alexander
podnosi się z fotela.
R S
- Jednoosobowa armia Ellie Mendoras?
- Jeśli nie ma innego wyjścia... - jej głos zadrżał nieznacznie.
Wykonał bardzo szybki ruch w jej kierunku, co po raz kolejny wytrąciło
ją z równowagi.
- Herbaty? - zapytał obie kobiety, sięgając do dzwonka umieszczonego za
plecami Ellie.
Przywitał twierdzącą odpowiedź Kirii Theodopulos przyjaznym
uśmiechem.
Stojąc na tle wypełnionego słońcem okna kajuty w nieskazitelnym
ubraniu, sprawił, że Ellie poczuła się zaniedbana w swoim roboczym kom-
binezonie.
Usiedli do stolika, czekając na herbatę.
- I jeśli mogę coś zasugerować, Ellie... Nie próbuj mi grozić, jeśli nie
możesz tych gróźb zrealizować.
Powiedział to miękkim tonem, bez cienia agresji, tak że nawet Kiria
Theodopulos lekko się uśmiechnęła.
Kiedy pojawił się steward i zaczął serwować herbatę, Ellie miała szansę
po raz pierwszy przyjrzeć się pomieszczeniu, w którym przebywali. Wszystko
było, jak można by się spodziewać, najwyższej jakości, ale przez to właśnie
wystrój trącił nudą. Tak jakby pomimo całej swej fortuny Alexander tak
naprawdę nie przejmował się charakterem przedmiotów, za które płacił.
Wszystko utrzymane było w brązach, szarościach lub w kolorze kości
słoniowej, co tylko dodawało atmosferze ciężkości.
Ellie dostrzegała podobieństwa między tym a surowością wystroju na
własnej łodzi. Naturalnie z pominięciem aspektu ceny. W każdym razie oboje
spędzali większość czasu w zamkniętej przestrzeni kajut, tu podejmując
kluczowe decyzje, myśląc w samotności...
R S
Dostrzeżenie tych podobieństw było szokujące i nie sprawiło jej
przyjemności. Bezwiednie wytarła dłonie w ubranie.
- Czy mogę paniom zaoferować coś jeszcze? - spytał Alexander, zerkając
na zegarek.
- Chcę tylko gwarancji, że weźmiesz pod uwagę opinie mieszkańców
wyspy przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji.
- A dlaczego miałbym tego nie robić?
Z ulgą przywitał brak ciętej odpowiedzi z jej strony. Jego irytacja
zniknęła i zaczynał postrzegać Ellie jako dosyć użyteczną.
- Powiedz mi, co najbardziej cię niepokoi, Ellie.
Każdy ma swoją cenę, nawet ona. Już on się postara, żeby zabrała swoją
łódź tam, gdzie jej każe, i żeby trzymała się z dala od jego interesów. Rzucił
okiem na Kirię Theodopulos, która tak naprawdę gwarantowała
bezpieczeństwo obu stronom. Znał historie mężczyzn sytuowanych podobnie
do niego, którzy padali ofiarą kobiet aranżujących spotkania sam na sam z
nimi, a potem zarabiających krocie na konfabulowanych opowieściach. Coś
takiego zdarzyło się i jemu, nigdy więcej nie zamierzał powtórzyć tego błędu.
Prawie nie słuchał Ellie, która mówiła przez cały ten czas. Zachodził w
głowę, jak mogła sądzić, że uda się jej go upokorzyć, i to przed jego własnymi
pracownikami. Pomijając już jej naiwność, musiała być nieświadoma
elementarnej zasady biznesu, która głosiła, że to osoba, która opłaca orkiestrę,
wybiera potem, co mają grać. Nie zamierzał wycofywać się z pomysłu
dotyczącego wyścigów łodzi czy anulować decyzję o przesiedleniu rybaków.
Dobrze się bawił, ale nadszedł już czas kończyć to przedstawienie.
- Kiedy dokładnie zamierzasz przenieść swoją łódź?
- Nie zrobię tego... - Zbladła. - Ty mnie w ogóle nie słuchałeś.
Wstał i podszedł do okna. Ktoś powinien jej powiedzieć, że on nie musi
R S
zabijać komarów, skoro może osuszyć całe bagno. Nie miała z nim żadnych
szans.
- Więcej zależy ci na sławach, które chcesz tu przyciągnąć, niż na
ludziach, dla których ta wyspa jest domem!
Jego oczy rozbłysły gniewnie.
- Nie masz żadnego prawa, by mi to mówić.
- Jest mi ciebie żal.
- Och, doprawdy? Możesz sobie darować.
Obrócił się wściekły i stał nieruchomo, wyglądając przez okno. Jej ciągły
sprzeciw doprowadzał go do pasji. Co gorsza, zaczął myśleć o niej jako
kobiecie.
- To spotkanie dobiegło końca.
Chciał już wygłosić końcowe ultimatum, kiedy jego wzrok napotkał
spojrzenie ciemnych oczu Kirii Theodopulos. No dobrze, tylko przez wzgląd
na nią zaoferuje jeszcze jedną gałązkę oliwną.
- Czy mój agent wspomniał, że oprócz tego, że opłaty za nowe miejsce do
cumowania łodzi będą naprawdę symboliczne, dostaniesz od nas jeszcze
stosowną rekompensatę?
Nie oczekiwał tylko, że w odpowiedzi Ellie zaciśnie ręce w pięści i ruszy
na niego.
- Jeden twój podpis wystarczy, żeby postawić czyjeś życie na głowie!
Obiecuję, że tym razem ci się nie upiecze!
- To jest naprawdę rozsądna oferta. W tej chwili zajmujecie miejsce w
zatoce...
- Które mogłoby należeć do waszych koszmarnych jachtów?
Słońce rozbłysło w jej włosach jak ogień. Przez chwilę widział w
wyobraźni, jak te włosy rozsypują swój blask na poduszce. Szybko zdławił tę
R S
myśl.
- Muszę myśleć o ekonomii wyspy i potencjalnych dochodach, które
przyniosą łodzie gości.
- Łodzie? To nie są żadne łodzie! - Zaczęła gestykulować w prawdziwie
grecki sposób. - One nie wymagają żadnych umiejętności, wszystko mają
skomputeryzowane. Sam jesteś Grekiem! Jak możesz tego nie widzieć?
- Istnienie tych jachtów jest faktem i nie ma sensu o tym dyskutować.
Przygryzła wargę, hamując napływ łez do oczu. A on po raz pierwszy w
życiu gotowy był się wycofać, zamiast zadać ostateczny cios.
Zaoferował jej chusteczkę.
- Weź się w garść - rzucił.
- Mój ojciec używał tej przystani przez całe życie.
- Czasy się zmieniają, Ellie, a my musimy za nimi nadążać.
- Czyli dziedzictwo tej wyspy nic dla ciebie nie znaczy? Myślisz, że
możesz tu wszystko zmienić?
- Zgadza się.
- W takim razie konsekwencje będą straszne.
- Co masz na myśli?
- Skoro Lefkis jest twoją najnowszą zabawką, co stanie się, gdy się nią w
końcu znudzisz?
- Nawet nie zamierzam na to odpowiadać.
- Nic takiego nie zdarzyłoby się za czasów mojego ojca - powiedziała,
potrząsając głową.
- Za czasów twojego ojca nie było tu kliniki ani szpitala, ani szkoły
średniej. Ludzie umierali na grypę, czekając, aż dotrze do nich lekarz z sąsied-
niej wyspy. Ludzie walczyli o przetrwanie, bez środków do życia.
- Ale stąd nie wyjechali. I wiesz dlaczego?
R S
Zanim udało mu się wtrącić, że nie mieli dokąd iść, ona przedstawiła
swoją wersję wydarzeń.
- Zostali tu, bo to ich dom, ich społeczność, ich rodziny. Zostali, bo
kochają to miejsce tak jak ja. Nikt tu nie próbuje wyciągać pieniędzy od
turystów tanimi sztuczkami. Nikt niczego nie udaje. A jeśli tak ci się właśnie
wydaje, to nigdy nie będziesz godzien nazywać się prawdziwym synem Lefkis
- bez względu na to, czy wyspa do ciebie należy, czy nie!
- Skończyłaś? - spytał chłodno. - Pozwól więc, że coś ci wytłumaczę.
Mój sukces jest oparty na wierze we własny osąd. Zmienię tę wyspę. Urządzę
tu wyścigi motorówek, przeniosę rybaków i nie będę z tego rezygnował, żeby
udobruchać ciebie i innych napaleńców!
Zaległa kompletna cisza. W ciągu ostatnich minut wymknęło mu się spod
kontroli więcej emocji niż podczas ostatnich lat. A emocje zawsze były jego
wrogiem.
R S
ROZDZIAŁ TRZECI
Alexander zadzwonił po stewarda.
- Możesz zabrać tacę. Już skończyliśmy.
- Ja wcale nie skończyłam - rzuciła zadziornie Ellie.
- Ale ja tak - rzucił, przechodząc obok niej i otwierając drzwi. - Przyjmij
moją ofertę albo zgłosi się do ciebie znowu mój agent. Naprawdę chciałbym,
żebyśmy utrzymali to wszystko w przyjaznym tonie, ale...
Zrozumiała, o co mu chodzi. Nie chodziło już tylko o te wyścigi i
przystań dla jej łodzi - teraz jego decyzji podlegało to, czy w ogóle pozwoli jej
zostać na wyspie.
Spojrzała na niego wzrokiem pełnym furii i także podeszła do drzwi.
Cofnął się o krok, żeby ją przepuścić. Gdy go mijała, poczuł zapach
będący kombinacją mydła, morskiej wody i oleju silnikowego, i o dziwo, ten
zapach mu się spodobał. Skinął jej głową na pożegnanie.
- Do widzenia.
Ich spojrzenia się spotkały. Jej oczy wciąż miotały pioruny w jego
kierunku, ale on skupił się na jej włosach, które, jak zauważył, są koloru blond
przy skroniach, oraz jej ustach, które nawet teraz układały się w piękny łuk.
- Pani Theodopulos? - Ellie obejrzała się na starszą kobietę.
Alexander całkiem o niej zapomniał.
- Umów się na spotkanie, jeśli chcesz, żebyśmy jeszcze porozmawiali.
- Kiedy możemy to zrobić?
- Asystent kontroluje mój kalendarz.
Dobre maniery wymagały, aby odprowadził Kirię Theodopulos na ląd,
więc zaoferował jej ramię i we trójkę zeszli z jachtu.
- Organizuję jutro spotkanie. Powinnaś się pojawić. Będzie na
R S
neutralnym gruncie - dodał ironicznie.
- Gdzie? - spytała z zainteresowaniem.
- W budynku rady wyspy.
- Dobrze.
- Zaczyna się o jedenastej. Jeśli je przegapisz, okazja może się nie
powtórzyć.
- Dziękuję.
Zastanawiał się, czy dodać, że ludzie, którzy będą jej słuchać, są teraz
przez niego opłacani, ale nic nie powiedział.
- Coś nie tak? - spytał, bo ciągle stała tam zamyślona.
- Moja garderoba nie jest zbyt imponująca.
- Mam sekretarkę, która może coś ci pożyczyć.
- Stać mnie jeszcze na ubrania, ale dziękuję.
- Nie spóźnij się.
- Będę tam - powiedziała, nieskutecznie próbując ukryć
podekscytowanie.
Było mu jej prawie żal, że okazja, której wyczekiwała, w niczym jej tak
naprawdę nie pomoże.
- Ellie?
- Tak?
Przez chwilę zamierzał zaoferować jej zaliczkę na konto odszkodowania.
Mogłaby wykorzystać pieniądze na nowe ubrania.
- Nie, nic.
- Pozwolisz mi jutro zabrać głos?
- Nie dowiesz się, póki tam nie przyjdziesz. I gdybyś zadała sobie trud
przeczytania dokumentów, które zostawił ci mój agent, wiedziałabyś, że
odszkodowanie, które oferuję, wystarczy nie tylko na nowe ubrania, ale też na
R S
nową łódź.
- Niepotrzebna mi nowa łódź. A co do pieniędzy, to one wcale nie mają
tu wielkiej wartości.
- Doprawdy? Czyli ekonomia tej wyspy działa inaczej niż reszta świata?
Dorośnij wreszcie, Ellie. Przyjdź na to spotkanie albo daj sobie spokój.
- A jeśli nie spodoba mi się jego wynik?
Posłał jej znaczące spojrzenie.
- Rozumiem. Żadnych apelacji.
Bez apelacji, tak? Czyli Lefkis, pozbywszy się jednego tyrana, miało
teraz cierpieć pod jarzmem innego. Może spędziła za dużo czasu w bezpiecz-
nym otoczeniu tej wyspy, ale potrafiła jeszcze odróżnić czarne od białego.
Alexander Kosta posuwał się za daleko, i nie miała innego wyboru, jak
tylko zająć się nim sama.
Gdy dotarła na swoją łódź, jej uszu doszedł rżący śmiech z wielkiego
jachtu zacumowanego obok. Bogaci państwo musieli opróżnić już trochę szam-
pana. Zapowiada się kolejna ciekawa noc.
Może Alexander w ogóle nie sypiał. Zamiast tego stał całą noc przy
oknie, patrząc na marinę wypełnioną jachtami i licząc przyszłe dochody.
Zeszła pod pokład i zapaliła słabe światło, które sprawiło, że łódź stała
się jeszcze przytulniejsza. Nalała sobie mleka z lodówki i jeszcze raz spojrzała
na Olympusa przez luk w ścianie kajuty.
Dostrzegła przelotny błysk w oknie na Olympusie i pomyślała, czy to
możliwe, że on też na nią patrzy.
Wypłukała szklankę po mleku, a następnie zajrzała do puszki, gdzie
trzymała gotówkę. Powinno tu być wystarczająco dużo oszczędności na
odpowiedni kostium. Może nawet parę przyzwoitych butów.
R S
Pojawiła się na czas, tylko co miała na sobie? Alexander krytycznym
wzrokiem zlustrował jej strój. Zbyt ciasna marynarka w błotniście
zielonkawym kolorze, a pod nią ohydna nylonowa bluzka z różową koronką.
Pierwszy raz widział coś tak strasznego. Jedyną dobrą stroną było to, że strój
podkreślał jej piersi, na które wcześniej nie zwrócił uwagi.
Spódnica nie prezentowała się lepiej. Była o wiele za duża - rozcięcie,
które powinno być z tyłu, wylądowało z boku.
To wszystko nie przeszkadzało starszemu woźnemu, który prowadził ją
na jej miejsce. Idąc, rozmawiali, co najwyraźniej obojgu sprawiało przy-
jemność.
I nie przeszkadzało jej zupełnie to, że staruszek trzyma ją za łokieć, w
przeciwieństwie do dotyku innych mężczyzn, na przykład ochroniarzy
Alexandra.
Alexander zmarszczył czoło i przetasował swoje papiery. Miał dosyć
marnowania czasu. Dopuści ją dziś do głosu, a potem cała sprawa się
zakończy.
- Panno Mendoras, proszę usiąść. To jeszcze nie pani kolej.
Nie mógł uwierzyć, że wciąż nie rozumiała, że wszyscy tu są po jego
stronie.
- Panie Kosta, większość zebranych tu osób to goście na wyspie, którzy
mają bardzo praktyczne powody, żeby tu być. Ja natomiast chcę przemówić w
imieniu mieszkańców wyspy.
- Zdaję sobie z tego sprawę.
- Zyski finansowe to jedyny cel, jaki przedstawił pan przybyłym. Te całe
wyścigi...
- Dojdą do skutku. A teraz proszę w końcu usiąść, zanim będę zmuszony
panią wyprosić z sali.
R S
- Czy jestem jedyną osobą, której zależy na tej wyspie? - zapytała,
rozglądając się po zgromadzonych.
- Ostrzegam panią. Za chwilę zostanie pani stąd usunięta.
Jej spojrzenie stawiało mu wyzwanie w tej kwestii.
- Poinformuję panią, kiedy będzie jej kolej.
- Tak?
- Tak. Czy możemy w końcu kontynuować?
Usiadła niechętnie.
Zaczęła nieświadomie miętosić spódnicę, czekając, aż dopuści ją do
głosu.
Czuła, że on gapi się na nią, i starała się unikać jego spojrzenia. Miała
prawo tu być, tym bardziej że przyszła na jego zaproszenie.
Nikt się nie przejął tym, co mówiła. Obecni szybko stracili
zainteresowanie czymkolwiek, co mogło zmniejszyć ich zyski. Oboje mieli
świadomość jej porażki. Niemrawy aplauz na koniec tylko to przypieczętował.
Dogonił ją po wyjściu z budynku.
- Hej...
- Czego chcesz?
Widział, jak bardzo ją to wszystko zraniło. Poszło dokładnie po jego
myśli.
- Chciałem się tylko upewnić, że twój protest już dobiegł końca.
- Końca...?!
- Przestań być tak uparta - rzucił z frustracją. - Postęp jest konieczny,
nawet tu. Bez niego czeka was tylko stagnacja. Chyba tego nie chcesz, co?
- Nie chcę, żebyś ty decydował o tym, jak ma wyglądać nasze życie! Nie
chcę, żeby Lefkis stało się miejscem wyłącznie dla sławnych i bogatych. Nie
R S
chcę, żeby ta wyspa stała się twoją kolejną zabawką!
- Jeśli postąpimy tak, jak proponujesz, to ekonomia wyspy upadnie do
tego stopnia, że młodzi ludzie będą zmuszeni wyjechać stąd w poszukiwaniu
pracy, a starsi zostaną skazani na siebie samych! Czy tego właśnie chcesz? I
przestań ode mnie uciekać!
Złapał ją za ramiona i obrócił ku sobie.
- Nie dopuszczę do tego. Muszę przywrócić pełne zatrudnienie...
Ale do tego momentu stracił zainteresowanie tym, co mówił. Był za to
całkowicie zaabsorbowany jej uporem.
Przesunęli się w cień, z dala od ciekawskich spojrzeń. Nie mógł oderwać
wzroku od jej ust. Pocałunek był jak upragniony port po długim rejsie.
Alexander po raz kolejny zdał sobie sprawę, że traci poczucie kontroli.
Odwrócił twarz i przetarł usta dłonią, jakby chciał anulować jej smak.
Ale wątpił, czy kiedykolwiek uda mu się usunąć z pamięci coś tak pełnego
niewinności i świeżości.
- Czy to miało mnie uciszyć? - spytała pogardliwie.
- To nie miałoby sensu...
- Myślisz, że chciałabym, żebyśmy...?
Gdy odchodziła, obserwował ją z mieszaniną ulgi i pożądania. To tyle,
jeśli chodzi o Ellie Mendoras. Musiał skoncentrować się na interesach. A inte-
resy zawsze stały dla niego na pierwszym miejscu.
Co ona najlepszego zrobiła? Ellie niepewnie błądziła palcami po
wargach, patrząc w lustro.
Jeszcze bardziej przerażające niż jej chwilowa utrata zdrowego rozsądku
było to, że nagle przerwał pocałunek i na powrót stał się zimny i wyniosły. Czy
to pieniądze zmieniały ludzi w taki sposób?
R S
Odwróciła się od lustra. Nie miała zamiaru tracić czasu, rozpamiętując
swój błąd. Miała zbyt wiele do zrobienia.
To on zauważył ją pierwszy. Pewnie przygotowywała się do kolejnego
dnia pracy. Zsunął z nosa ciemne okulary, żeby jej się lepiej przyjrzeć. Był w
trakcie kontroli nabrzeża, ale wcale nie musiał tego robić osobiście.
Odsunął od siebie wszelkie myśli na temat tego, co między nimi zaszło.
- Myślałem, że do tej pory już cię tu nie będzie - rzucił.
- Przykro mi, że sprawiam ci zawód.
Wskazał jej łódź.
- Zostało ci jeszcze trochę czasu.
- Wiesz, z rozkoszą kontynuowałabym tę pogawędkę, ale muszę się
przygotować do rejsu. Mojego ostatniego stąd.
- Goście dopisują, mam nadzieję?
- Tak...
Napięcie między nimi było niezaprzeczalne.
- Skoro twoje rejsy są tak popularne, na pewno nie będziesz miała
problemów z namówieniem klienteli na przeniesienie się wraz z tobą.
- Miejmy taką nadzieję.
Gdyby spojrzenia mogły zabijać, on właśnie padłby trupem. Grała z nim
w jego własną grę w fingowanie obojętności.
- Myślałem, że masz więcej wiary w siebie.
- Mam jej tyle, ile potrzeba - rzuciła, odchodząc.
- Urządzam dziś wieczorem przyjęcie na Olympusie...
- Miłej zabawy.
- Może wpadniesz? - zaproponował, tłumacząc sobie, że lepiej trzymać ją
blisko; dzięki temu będzie wiedział, czy coś knuje.
R S
Zawahała się, a potem obróciła ku niemu.
- Niestety, nie uda mi się. Do wieczora nie wrócę jeszcze z rejsu.
- Jak chcesz, ale przyjęcie na pewno potrwa całą noc.
Patrzył na jej dumną sylwetkę, gdy odchodziła nabrzeżem.
On ma czas. Poczeka.
ROZDZIAŁ CZWARTY
A poza tym i tak nie miałabym co na siebie włożyć, rozmyślała Ellie,
przygotowując łódź do rejsu.
No cóż - tania bawełniana koszulka i szorty nie były wymarzonym
strojem na kolację na jachcie miliardera. Nie żeby zamierzała się tam wybrać.
Nie postradała jeszcze wszystkich zmysłów.
Odrzucenie zaproszenia Alexandra i zaskoczenie, które zabłysło wtedy w
jego oczach, rekompensowało jej chwilową utratę rozsądku, gdy się całowali.
Teraz musiała się skupić, bo lada chwila mieli zjawić się jej rejsowicze.
Wszystko wyglądało na gotowe. Radio odrobinę szwankowało, ale nie
było czasu na naprawę. Poza tym jej telefon komórkowy powinien wystarczyć,
jako że nie zamierzała wychodzić poza zasięg sieci. Łódź była starannie umyta,
składniki na lunch czekały w lodówce.
Popularność jej rejsów przekroczyła najśmielsze oczekiwania. Jaka
szkoda, że nie będzie już mogła pływać z głównej przystani. Ale przynajmniej
ten ostatni rejs będzie wypełniony - maksymalnie mogła zabrać dziesięciu
pasażerów.
Ellie zacisnęła wargi z wściekłości. W poprzek kanału rozpięte były
łańcuchy.
Obróciła się do pasażerów, mówiąc, że to świetny moment na postój oraz
R S
lunch, i starając się nie dać po sobie poznać, jak bardzo jest wzburzona. Było
to najlepsze miejsce do kąpieli, gdzie nawet dzieci i kiepscy pływacy mogli
bezpiecznie ponurkować. Świeżo zamontowany znak informował po grecku i
angielsku, że wstęp do zatoczki bez pozwolenia jest zakazany.
Była winna swoim pasażerom dzień pełen atrakcji i na pewno może
znaleźć inne, równie dobre miejsce.
Otwarte morze działało na nią kojąco. Ludzie pytali o różne stworzonka,
które wyławiała z wody. Trafiła jej się bardzo miła grupa i gdy już zaczęła
zapominać o wcześniejszej sytuacji, drogę przecięła im łódź motorowa z
insygniami Kosty na burcie.
Strażnicy w motorówce zaczęli jej dawać znaki, żeby stąd odpłynęła,
krążąc wokół jej łodzi i niemal doprowadzając do kolizji.
To było nie do zniesienia! Czy Koście wydaje się, że kupił całe morze?
Nie dość, że jest teraz siłą zmuszana do opuszczenia wód po tej stronie wyspy,
to jeszcze jej pasażerowie są narażani na niepotrzebne ryzyko!
Ale nie to było najgorsze, tylko kolejny objaw władczego podejścia
Alexandra. Może właśnie powinna zjawić się na tym przyjęciu, żeby
powiedzieć mu, co o tym myśli - przy jego gościach.
Do czasu powrotu do przystani znowu udało jej się trochę ochłonąć. Nie
na długo jednak. W miejscu, które do tej pory zajmowała, stał teraz jeden z
superjachtów.
Ciągle nie dając po sobie poznać, że coś jest nie tak, zmieniła kurs,
kierując się do nabrzeża dla promów. Pasażerów czeka dłuższy spacer albo ko-
nieczność wzięcia taksówki, a dla niej to kolejny wydatek w postaci opłaty za
cumowanie. Posłała twarde spojrzenie majaczącemu w oddali Olympusowi,
obiecując sobie, że wywalczy stosowną rekompensatę.
Alexander musiał wiedzieć, co się stanie, gdy widzieli się przed rejsem.
R S
Dlaczego nawet się nie zająknął na ten temat?
Pomogła załadować się do taksówki jednej z rodzin, które były na
pokładzie. Ich plecaki, torby i ręczniki mocno kontrastowały z wizerunkiem
gości przybywających na jachtach. Alexandrowi z pewnością nie spodobaliby
się goście, którzy sami noszą własny bagaż.
Po upewnieniu się, że reszta pasażerów nie ma nic przeciwko spacerowi,
Ellie zdecydowała, że zostawi tu łódź na noc.
Stojąc na brzegu, słuchała przez chwilę muzyki niosącej się z Olympusa,
która zdawała się drwić z jej przejść. Powinna była przyjąć zaproszenie od
Alexandra, co pozwoliłoby jej od razu się tam dostać. A tak, wcale nie była
zdziwiona, gdy ochroniarze odmówili jej wstępu.
Zwłaszcza, że nie wyglądała jak reszta gości. Gdy próbowała się wśliznąć
do środka, mieszając się z wystrojonym tłumem, ludzie rozstępowali się,
zostawiając ją na widoku.
Musiała przyznać, że nie wygląda najlepiej. Oprócz stosownych ubrań,
brakowało jej też makijażu, a jej twarz była zaczerwieniona od wiatru. Nie
zaszkodziłaby też odrobina perfum, aby zamaskować wyraźny zapach oleju
silnikowego.
Przez chwilę myślała, żeby zrezygnować i pójść spać we własnej
przytulnej kajucie. Ale była na to zbyt uparta.
Jej uwagę zwróciła grupa dziewcząt w strojach kelnerek, która ją właśnie
mijała. Najwyraźniej zostały wynajęte z miejscowej kawiarni do obsługi przy
kolacji.
Zawołała je, machając ręką. Zatrzymały się, widząc ją. Ellie przedstawiła
swoją propozycję dziewczynie o sylwetce najbardziej do niej podobnej.
Dziewczyna po krótkich konsultacjach z koleżankami zgodziła się.
Ellie przyjrzała się sobie w lustrze damskiej toalety w kawiarni. Oprócz
R S
wolnej nocy, dziewczyna otrzymała od niej złoty łańcuszek, który zawsze
nosiła. Należał do jej matki, ale okiełznanie megalomanii Alexandra było warte
rozstania z łańcuszkiem.
Wejście na pokład było teraz proste. Trudniejsze okazało się przekonanie
głównego kelnera, Luigiego, że posiada doświadczenie jako kelnerka, ale z
powodu presji czasu dał jej spokój i pozwolił zostać.
Na pokładzie panował taki ścisk, że nietrudno było wymknąć się spod
czujnego spojrzenia Luigiego. Gdy Ellie weszła do środka, otworzyła usta z
wrażenia. Otwarty dach ukazywał niebo pełne gwiazd, a światło księżyca
mieszało się łagodnie z refleksami płomieni świec odbitymi w srebrach i
kryształach zastawy.
Widok był tak urzekający, że Ellie przez moment zapomniała, po co tu
przyszła. Potem zauważyła, że nie ma głównego stołu, tylko wiele mniejszych,
dla ośmiu osób każdy.
Ale gdzie jest Alexander?
- Nie masz nic lepszego do roboty, niż stać tu i się gapić? - To Luigi
zobaczył, że się obija.
- Dziękuję, Luigi. Ja się tym zajmę.
- Alexander!
- Po raz kolejny zadałaś sobie niepotrzebnie dużo trudu, żeby się ze mną
zobaczyć.
Ellie musiała oderwać spojrzenie od rozpiętych guzików u jego koszuli,
które z radością zapięłaby sama, byle tylko nie widzieć jego opalonej skóry.
- Co mówiłeś?
- Przede wszystkim przestań się na mnie gapić. Zwracasz na siebie
uwagę.
- Naprawdę?
R S
Z pewnością jemu przeszkadzało bardziej niż jej, że ludzie widzą, jak
gawędzi z kelnerką.
- Zdawało mi się, że zapraszałem cię w sposób bardziej oficjalny niż to...
- Tak, tyle że odmówiłam.
- Czyli zmieniłaś zdanie.
Cofnęła się odrobinę. On wyglądał na rozbawionego.
- Czy ja mówiłem, że to przyjęcie kostiumowe?
- Nie jestem tu dla rozrywki. Tylko tak mogłam wejść na pokład.
- Musiało ci bardzo zależeć.
- Powinniśmy porozmawiać gdzie indziej. Gdzieś, gdzie jest cicho -
powiedziała z naciskiem.
- Czy to nie może poczekać? Jestem tu w końcu gospodarzem...
- Nie, nie może.
- Co w takim razie sugerujesz? Mój apartament?
Pomimo całej swojej zadziorności Ellie zadrżała. Tym razem nie było z
nią Kirii Theodopulos.
Stanęła nieruchomo przy drzwiach apartamentu.
- Wejdź, nie gryzę.
A nawet gdyby było odwrotnie, to i tak by cię się podobało, obiecywały
jego oczy.
Ellie badawczo spoglądała na klamkę, obliczając, ile w razie potrzeby
zajęłaby jej ucieczka stąd.
Próbowała słuchać delikatnej gitarowej muzyki grającej w tle. Próbowała
nawet zmusić swoje serce do bicia w rozsądnym rytmie. Ale nie była w stanie
kontrolować rosnącego w niej podniecenia.
Próbowała odwrócić uwagę, podziwiając wystrój wnętrza: kremowe
skórzane kanapy, dyskretne oświetlenie, perski dywan. Ale przecież nie
R S
przyszła tu, by zachwycać się jego meblami!
- Czy masz pojęcie, co dzieje się w zatoce? Czy jesteś zbyt zajęty
zabawą? - wyrzuciła z siebie o wiele agresywniej, niż zamierzała.
- Masz na myśli twoją przystań? Nie dało się tego uniknąć ze względu na
przyjazd ambasadora. To duży zaszczyt - myślę, że się zgodzisz?
- Ambasador... - powtórzyła, marszcząc czoło. - Chyba nawet ambasador
zdaje sobie sprawę, że dla żeglarza jego przystań jest święta. To jedyna rzecz,
której można być pewnym, wypływając w morze.
- Ambasador niestety ma wyższą rangę niż inni żeglarze, nawet ty, Ellie.
Podobała mu się w tym stroju kelnerki. Prosty krój i delikatność koronek.
- Mówię tylko o elementarnej etykiecie żeglarskiej. Czymś bardzo
oczywistym.
- Oczywistym? Powinnaś wiedzieć, że niewiele rzeczy w życiu jest
oczywistych.
- Z pewnością nie na Lefkis, zwłaszcza od momentu, gdy ty się tu
zjawiłeś.
To nie było to, co chciał usłyszeć.
- Jeśli przyszłaś tu tylko po to, żeby besztać mnie za rzeczy, których nie
mogę zmienić...
- Których nie chcesz zmienić!
- Dobrze: których nie chcę zmienić!
- Mogłam się domyślić, że znowu nie będziesz zainteresowany tym, co
mam do powiedzenia.
- To po co tu przyszłaś?
Jej wahanie zdradziło mu wszystko, co starała się ukryć.
- Bo ktoś musi ci stawić czoło.
- Ktoś, czyli ty? Kto w ogóle uprawnił cię do mówienia w imieniu całej
R S
wyspy?
- Starszyzna - powiedziała, czując, że jej policzki goreją.
- Nie pomyślałaś, że w międzyczasie mogli zmienić zdanie?
- To niemożliwe...
- Jesteś tego pewna?
- Każdy boi się powiedzieć choć słowo przeciw tobie...
- Oprócz ciebie?
- Zgadza się.
Napięcie między nimi było niemal namacalne. Wyglądała prześlicznie w
tym stroju, nawet sposób, w jaki musiała związać włosy, dodawał jej tylko
uroku.
- Twoi ludzie mogli mnie przynajmniej zawiadomić, że odbiorą mi moje
miejsce.
Chciał wdychać jej zapach i przewidywać, jak będzie smakować. Chciał
ją całą. Ale wyłącznie na jego warunkach.
- Nie zawiadomili cię przez radio? Masz przecież radio na pokładzie,
prawda? Bo jeśli nie, to byłoby to poważne naruszenie zasad żeglugi, których
tak bardzo chcesz strzec.
Widział, jak sama jego obecność ją obezwładnia. Widział, jak opiera się o
drzwi rozpartymi ramionami, wciskając palce w drewno. Tego typu podchody
były tym, co lubił najbardziej.
- Moje radio nie działa, ale miałam włączony telefon.
- A gdyby wypadł za burtę? Zawsze narażasz w ten sposób pasażerów?
- Nigdy! Jeśli ktokolwiek ich narażał, to chyba ty!
- Ja?
- Twoi kierowcy, ochroniarze, czy jak tam ich określasz.
- Hm, przykro mi w takim razie.
R S
- Przykro ci?!
Planowała mieć się na baczności, a znowu poniosła ją złość. A oprócz
tego po raz pierwszy była nieostrożna podczas rejsu. Jego badawcze spojrzenie
ostrzegało Ellie, że może stracić nie tylko przystań. To w końcu on teraz
wydawał wszystkie licencje.
- To się nie może powtórzyć, Ellie.
- Nie powtórzy...
- No, dobrze. Może w takim razie wyrzucisz z siebie wszystko, co masz
do powiedzenia?
Alexander potarł ręką zarost na podbródku, a ona pomyślała o kontraście
pomiędzy jego twarzą a srebrnym zarostem mężczyzny, który ją skrzywdził.
- Słuchasz mnie? Nie mam czasu na twoje sny na jawie.
Sny na jawie? To raczej sugeruje coś przyjemnego...
- Byłaś obecna na spotkaniu. Widziałaś, jak proszę ludzi o zabranie głosu.
Czego jeszcze ode mnie oczekujesz?
- Widziałam tylko, jak twoi poplecznicy przytakiwali twoim decyzjom,
żebyś mógł poczuć się lepiej.
- Wyłożyłem swoje plany starszyźnie wyspy i oni wyrazili na nie zgodę.
- Nie wszyscy byli obecni. Czy myślisz, że wyraziliby zgodę na
odgradzanie łańcuchami kanałów i tworzenie sztucznych podziałów na morzu?
Nie wydaje mi się.
- Łańcuchy były konieczne, żeby oznaczyć trasę...
- Czego? Wyścigów, które się nie odbędą, jeśli tylko miejscowi wystąpią
przeciw tobie?
- Naprawdę myślisz, że się na to ośmielą?
- Wiem, że tak będzie!
R S
- Posłuchaj, niektóre z tych kanałów nie są wystarczająco głębokie i
szerokie dla łodzi motorowych. Jestem pewny, że trzeba było ustawić te
oznaczenia. Dla mnie bezpieczeństwo jest priorytetem.
- Dużo o tym mówisz, ale to, co tu robisz, źle się skończy. Boję się
twoich planów...
- Boisz się zmian.
- Twoje zmiany nie biorą pod uwagę istnienia innych osób oprócz ciebie.
- Moje zmiany mają pomóc wyspie! Nie mam zamiaru zagarniać
wszystkich pieniędzy do własnej kieszeni - nie jestem jak Demetrios Lindos!
- Myślisz, że wiesz wszystko najlepiej, ale tu nie chodzi tylko o
biznesowe instynkty. Tu potrzebne jest też serce.
To, co powiedziała, wgryzło się głęboko w jego świadomość.
- Muszę wracać na przyjęcie - rzucił niecierpliwie. - Więc jeśli to już
wszystko...
- Nie. Nie możesz mnie w ten sposób zbywać!
Chciał temu szybko zaprzeczyć, ale zatrzymał go widok jej palców
badających nieświadomie bliznę na policzku.
Kto mógł jej to zrobić i dlaczego?
- Wcale cię nie zbywam. Siadaj!
- Nie odzywaj się do mnie w ten sposób.
- Przepraszam! Bardzo proszę usiąść!
Potrzebował więcej przestrzeni. Odsunął się od niej. Uśmiechnął się na
myśl, że chyba zaczyna uzależniać się od zapachu mydła i oleju silnikowego.
Odwrócił się z powrotem, zastając ją w tej samej pełnej wahania pozie co
wcześniej.
- Posłuchaj, możesz usiąść na kanapie. Cały czas na stoliku przed sobą
będziesz miała guzik, który wzywa obsługę. Jeśli poczujesz się nieswojo,
R S
możesz kogoś wezwać w dowolnym momencie.
Widział, jak jej oczy robią się okrągłe ze strachu. Znowu zaczął się
zastanawiać, kto i jak mógł ją doprowadzić do takiego stanu. Co więcej, to
sprawiało, że odczuwał potrzebę chronienia jej.
Wysłuchał w końcu jej wersji historii i przyznał, że jego ludzie popełnili
błąd; zostaną za to ukarani. Zastraszanie jej nigdy nie leżało w jego planach, a
tym bardziej narażanie życia jej pasażerów.
Słuchał dalej, ale wiedział, że nie we wszystkim może pomóc. Przyjazd
ambasadora był czymś niespodziewanym, i - mimo iż żałował, że zajęto jej
przystań - zdawał sobie sprawę, że nic nie da się z tym zrobić.
Wyjaśnił jej też, że choć chciałby osobiście zajmować się sprawą
przesiedlania rybaków, wymagania jego imperium nie pozwalają na to. Ale
wynagrodzi tę sytuację wszystkim dotkniętym, wliczając Ellie. Przypomniał
jej, że nowa przystań będzie do jej dyspozycji przez cały rok za symboliczną
cenę.
- Będziesz mogła od razu wrócić do zbierania zysków.
- Nie chodzi wyłącznie o zysk.
- Może i nie, ale prowadząc biznes, musisz też myśleć o tym, co możesz
zarobić.
- Nie jestem kompletną idiotką.
Usiadł przy niej na kanapie, starając się jej nie spłoszyć.
- Nie twierdzę, że jesteś.
- Tak... no cóż...
Odsunęła się od niego nieznacznie.
Zdawał sobie sprawę, jak niewiele byłoby potrzebne, żeby zniszczyć
drzemiącą w niej pasję. Wystarczył jeden gwałtowny ruch z jego strony, żeby
pogrzebać to wszystko pod lawiną strachu. Kto ją tak naznaczył? Nie był
R S
przyzwyczajony do tego, że nie ma do czegoś dostępu.
- Jeśli potrzebowałabyś pomocy z planem biznesowym...
- Wynajmę doradcę.
Uwielbiał w niej tę wolę walki. To, że pomimo strachu, jaki nosiła w
sobie, dalej miała siłę, żeby mu się przeciwstawiać.
- Wracając do poprzedniego tematu: czy poważnie próbujesz mi wmówić,
że konieczne było odgrodzenie łańcuchami połowy morza?
- Połowy? Ależ ja kazałem im pokryć łańcuchami całe morze!
Humor rzeczywiście potrafił rozładować napięcie. Kąciki ust Alexandra
niebezpiecznie zbliżały się do uformowania uśmiechu. A jej własne usta
walczyły z odruchem zrobienia tego samego.
Wstała i zaczęła kroczyć po pokoju.
- Te łańcuchy trzeba usunąć, zanim zdarzy się jakiś wypadek.
- Zajmę się tym - zgodził się.
- A twoje wyścigi ciągle są w planie?
- Tak.
Podniósł się z kanapy.
- Budowanie granic na morzu nigdy nie było moim zamiarem, i zajmę się
zagrożeniami, o których wspomniałaś - powiedział, ruszając w kierunku drzwi.
Rozmowa dobiegała końca.
- Są też miejsca, gdzie ukryte pod wodą skały zatapiają łodzie... - Głos
uwiązł jej w gardle, jak gdyby w reakcji na wspomnienia o śmierci ojca.
- Muszę wracać na przyjęcie.
- Oczywiście...
- Powinnaś bardziej mi ufać, Ellie.
- A to dlaczego? Nie znam cię, nikt cię nie zna. Nikt nie wie, jakim
naprawdę jesteś człowiekiem.
R S
Kim był? Dobre pytanie. Wychował się na sąsiedniej wyspie i był
zadowolonym z życia rybakiem, dopóki Demetrios Lindos nie zabrał mu
narzeczonej. Demetrios był bardzo bogaty. Jedyną drogą do odzyskania honoru
i zagłuszenia bólu było wzbogacenie się i bycie jeszcze potężniejszym niż
Demetrios. Powrót na Lefkis miał być jego triumfem.
Jednak z perspektywy czasu widział już, że bardziej niż o zemstę
chodziło jednak o wytarcie z pamięci faktu, że jego pierwsza miłość zostawiła
go dla innego.
Jego uwaga skupiła się na powrót na Ellie, koncentrując się na jej bliźnie.
Wyciągnął dłoń i zrobił coś, co zaskoczyło jego samego - odgarnął
delikatnie jej włosy i pogłaskał policzek.
- Kto ci to zrobił, Ellie? - zapytał.
W odpowiedzi zacisnęła tylko wargi.
- Powiedz, proszę...
- Zapomniałeś już o swoim przyjęciu?
Zrozumiał. Temat blizny i jej pochodzenia nie był dla niego dostępny.
R S
ROZDZIAŁ PIĄTY
Alexander miał okazję obserwować przejawy jej lęków, jak również jej
reakcje na niego samego. Nic dziwnego, że jego ciekawość została pobudzona.
Ale Ellie nigdy nie zdradzi mu historii związanej z powstaniem blizny.
Zdawała sobie sprawę, że ludzie ją zauważają i z pewnością próbują się
domyślać, jak powstała, ale nikt przed nim nie odważył się spytać o nią tak
bezpośrednio.
Jej spojrzenie kazało mu porzucić ten temat. W żaden sposób nie mogła
odpowiedzieć na pytanie, całkowicie się nie odsłaniając. Nie mogła też
udawać, że ta blizna jest bez znaczenia. Było to przecież znamię hańby, które
będzie nosiła do końca życia, świadectwo tego, że nic nigdy nie dzieje się tak,
jak powinno.
Obserwując, jak Alexander przechadza się i przystaje przy jednym z
panoramicznych okien, zastanawiała się, czy kiedykolwiek będzie w stanie
zaufać jakiemuś mężczyźnie.
- Jestem pod wrażeniem twojej pomysłowości.
- Co takiego?
- Ten strój - powiedział, obracając się do niej.
Przez jej usta przemknął wątły uśmiech.
- Utargowałam go od miejscowej dziewczyny.
- Utargowałaś?
- Nie powinieneś wracać do gości?
- Znowu się poddajesz - powiedział miękko.
- Wcale nie! - Chciała podkreślić protest gestem i przy okazji strąciła ręką
stojącą obok niej wazę.
Alexander złapał ją w locie i odstawił na miejsce.
R S
- Być może kieliszek szampana ostudzi twoje nerwy?
- Moim nerwom nic nie jest.
Jej ręka cały czas spoczywała na klamce.
- Jeśli ktoś na wyspie ci to zrobił, chciałbym o tym wiedzieć.
- To nie twoja sprawa.
- A może chcę, żeby to była moja sprawa?
- Proszę... Chcę już iść, Luigi na pewno na mnie czeka.
- Do diabła z Luigim!
- Jestem mu potrzebna - jacht jest pełen gości.
- Chcesz pracować jako kelnerka?
- A co w tym złego? Wszystko, co mam, zarobiłam dzięki własnej...
- Nie wątpię w to.
- Może cię to zaskoczy, ale naprawdę są w życiu rzeczy, które cenię
bardziej od pieniędzy.
- Na przykład?
Alexander zbliżył się o krok, co sprawiło, że nie potrafiła już podać
żadnego przykładu. Jej myśli obracały się wokół przyciągania, które między
nimi istniało. Gdyby on poznał prawdę o niej, zacząłby nią pogardzać, tak jak
przewidział to starszy znajomy jej matki.
Ciągle pamiętała jego głos; sugerował, że nikt nie uwierzy, że starzec
byłby w stanie zrobić krzywdę młodej, silnej kobiecie. Dowiedziała się
później, że nie była jedyną dziewczyną, która padła jego ofiarą. Jednak on
nigdy nie poniósł żadnych konsekwencji.
Pamiętała, jak poinformował ją, że żaden mężczyzna po nim nie będzie
już z nią szczęśliwy. A potem zgasił jej cygaro na twarzy. Straciła przyto-
mność, a gdy się ocknęła, on leżał przy niej spocony, dysząc ciężko.
- Może jednak to będzie lepsze niż szampan... - powiedział Alexander,
R S
patrząc na nią bacznie i podając szklankę schłodzonej wody.
Ani ona, ani inne dziewczyny wykorzystane przez starego człowieka nie
były niczemu winne. A jedyny powodem, dla którego on nigdy nie stanął przed
sądem, był fakt, że nie było urzędnika, którego nie był w stanie przekupić.
- Dziękuję... - powiedziała cicho, unikając wzroku Alexandra.
Spojrzała w końcu na niego, zastanawiając się, o czym myśli. Czy to
możliwe, że nie była jedyną osobą w tym pokoju, która została przez kogoś
zraniona?
- Alexandrze, mam pomysł.
Nie miał ochoty na kolejny z jej szalonych pomysłów.
- Powinnaś już wiedzieć, że nie mam zwyczaju zmieniać planów z byle
powodu.
- Wcale cię o to nie proszę.
- Potrzebuję konkretnych powodów, zanim zdecyduję się cokolwiek
zmienić.
- Więc pozwól mi je przedstawić.
- Jak?
- Chodź ze mną na moją łódź.
- Tak sam na sam? - zakpił.
- Myślę, że nic ci się nie stanie - zrewanżowała się.
Ekscytowały go te ich małe spięcia. Dzięki niej czuł, że żyje. A oczy
Ellie na nowo napełniły się blaskiem, gdy tylko zaczęła zapominać o przeży-
ciach z przeszłości.
- To ciekawy pomysł, Ellie, ale nie mam teraz czasu...
Poczuła, jak niedorzeczna była jej propozycja. Po co człowiek, który miał
cały świat na swoje skinienie, miałby tracić czas na jej łodzi? Ale tylko tak
była w stanie pokazać mu, w jaki sposób równowaga morskiego ekosystemu
R S
będzie zagrożona.
- Czy chciałabyś za to, żebym kazał komuś pokazać ci twoją nową
przystań?
- Nie, dziękuję, poradzę sobie. Naczelnik portu może mi pomóc.
- Jeśli poniesiesz w związku z tym jakiekolwiek opłaty,
zrekompensujemy ci straty.
- Och, do ciebie naprawdę nic nie dociera!
- Co masz na myśli?
- Jesteś bez serca! - wykrzyknęła. - Zastanawiam się, kiedy mogłeś się
taki stać - czy może urodziłeś się taki? Myślisz, że możesz wszystko załatwić
pieniędzmi! Mógłbyś zrobić o wiele więcej!
- Na przykład?
- Na przykład wybrać się do nowej przystani i... I upewnić się, że ludzie
są zadowoleni z przenosin.
Miał tabuny ludzi, którzy mogli się tym zająć.
- Zobaczę, co da się zrobić...
- Nie, to nie wystarczy.
- Czego ty jeszcze ode mnie chcesz?
- Chcę, żebyś to obiecał. Chcę odrobiny poświęcenia z twojej strony.
Spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- Czy ty mi mówisz, co mam robić?
- Ja cię tylko proszę.
- Muszę sprawdzić jak wygląda mój kalendarz...
- I jakie plany można przełożyć, mam nadzieję?
Nikt nigdy tak się do niego nie zwracał.
- Dobrze, masz moje słowo. Obiecuję, że zrobię, co będę mógł.
- Kiedy?
R S
W pierwszym odruchu chciał krzyknąć, żeby przestała nim dyrygować.
To on powinien sterować sytuacją. Ale pod naciskiem jej spojrzenia zaczął
zastanawiać się, czy rzeczywiście nie powinien złożyć wizyty rybakom.
Posłuchać ich historii, problemów, cofnąć się w czasie...
A jeszcze bardziej niż to, chciał ponownie zobaczyć Ellie.
- To bardzo miłe z twojej strony. Jestem pewna, że rybacy i ich rodziny
bardzo to docenią. Dziękuję ci w ich imieniu.
- Jeszcze nie powiedziałem, że przyjdę...
- Ale ja wiem, że tak będzie. Myślę, że tobie też sprawi przyjemność
pobyt na prawdziwej łodzi.
- Prawdziwej łodzi...
Najgorsze było to, że miała rację. Chciałby znowu pożeglować na
prawdziwej lodzi. Już czuł pod stopami surowe drewno pokładu i widział
oczami wyobraźni, jak walczy z żywiołem, starając się utrzymać kurs przy
wysokich falach.
Łódź Ellie symbolizowała ten aspekt wyspy, który chciał zmienić, ale
jednocześnie budziła w nim tęsknotę za przeszłością, kiedy życie było o wiele
prostsze. Za czasami, gdy jeszcze wierzył, że miłość może trwać wiecznie.
- Powiedz mi jeszcze, kiedy możemy się ciebie spodziewać.
- Powiadomię was - powiedział, ciągle zatopiony we wspomnieniach.
- Ale przyjdziesz, prawda?
Westchnął.
- Tak, przyjdę.
Musiał przyznać, że zjawienie się Ellie na jachcie wymagało od niej
sporo sprytu i odwagi. I wiedział, że nie da mu spokoju, dopóki się nie zgodzi.
Ellie nie bała się go - przynajmniej nie tak, jak mu się na początku zdawało.
Nie robiło na niej wrażenia, że był bogatym biznesmenem. Strach wzbudzał w
R S
niej jedynie na poziomie męskiej, fizycznej siły.
Ale czego się spodziewał? Najwyraźniej jakiś potwór kiedyś ją zranił i
miała prawo reagować w ten sposób na męskie towarzystwo. Coraz bardziej
chciał się dowiedzieć, co dokładnie się stało.
- Do diabła z przyjęciem - powiedział z lekkim uśmiechem.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Ellie ciągle zmagała się z zaskoczeniem po tym, jak Alexander w końcu
zgodził się spotkać z rybakami.
Alexander natomiast wpatrywał się w nią intensywnie - tak intensywnie,
że musiała odwrócić wzrok.
- Spójrz na mnie - powiedział, biorąc ją delikatnie pod brodę.
Zmusiła się, żeby spojrzeć mu w oczy.
- Nie chcę, żebyś się mnie bała, Ellie...
- Nie boję się.
Ale oboje wiedzieli, że nie jest to prawdą. Obawiała się uczuć, jakie w
niej wzbudzał. Nigdy nie zapomni ich pocałunku ani tego, jak trzymał ją w
ramionach. To wspomnienie działało jak tlen na ogień namiętności, który
krążył w jej żyłach. Rozsądek kazał jej stąd uciekać, ale serce podpowiadało
inaczej.
- Powinnam już iść - wyszeptała. - Moje obowiązki...
- Wytłumaczyłem twoją nieobecność Luigiemu.
- Tak?
Ellie odsunęła się od Alexandra, który nie próbował przyciągnąć jej z
powrotem. Przez chwilę stała więc niezdecydowana, co ma zrobić.
- Powiedziałem mu, że będziesz potrzebna gdzie indziej. Ale jeśli tak
R S
bardzo chcesz iść... - Wzruszył ramionami.
Ellie zadarła dumnie podbródek.
- Oczywiście, że chcę iść. Nie mam zwyczaju porzucać wykonywanej
pracy w połowie.
- To tak jak ja - powiedział, obejmując ją.
Pomyślała, że powinna się sprzeciwić, ale drugą myślą było: właściwie
dlaczego? Zaczynała mu ufać.
Zadziwiało go, jak dobrze do siebie pasują. Nie powinna bać się tej
chwili, tylko ją celebrować. Ten moment pozwolił jej czuć się tak wolną, jak
nigdy przedtem.
- Nie boję się ciebie, Alexandrze...
Wziął ją na ręce i poniósł do sypialni, chwytając po drodze wiaderko z
lodem. Położył ją na łóżku, a jej wyostrzone zmysły rejestrowały wszystko z
niewiarygodną ostrością: zapach czystej, chłodnej pościeli, wirujący na suficie
wentylator. To wielkie łoże i obecność Alexandra leżącego przy niej - jako
obrońca, a nie napastnik; czuły kochanek, zamiast agresywnego samca.
Niepewnie wyciągnęła do niego ręce.
Gdy Alexander zaczął zdejmować koszulę, obserwowała go tylko, leżąc
na plecach. Na razie nie mogła sobie wyobrazić, że mu w tym pomaga.
Przez chwilę stał nieruchomo jak posąg z brązu. Albo jak gladiator na
jakiejś antycznej rycinie. Jego klatka piersiowa i ramiona były wypełnione
twardymi mięśniami i pokryte ciemnymi włosami.
Uśmiechnął się do niej.
- Może chcesz drinka albo trochę lodu? Chyba jednak lód - zadecydował.
Zanim Ellie zdążyła zareagować, porwał z kubełka garść kostek lodu i
przycisnął je do jej szyi.
- To powinno cię uspokoić.
R S
- Alexandrze, nie mogę tego znieść...
- To niedobrze, bo będzie tego więcej.
- Więcej?
Zamiast ochładzać jej zmysły, kontakt z lodem tylko je pobudzał.
Wziął do ust kostkę lodu i pocałował Ellie. Żar przeszedł przez jej ciało.
Rozpiął jej bluzkę i wziąwszy do ręki kolejną partię kostek lodu,
przycisnął je do jej piersi.
- Chcesz, żebym cię ogrzał? - zapytał głosem niewiniątka.
Wydała cichy okrzyk, gdy jego wargi objęły jej pierś.
- Masz piękne piersi - powiedział, robiąc przerwę w rozkosznych
torturach.
- Nie przestawaj... Proszę...
Mimo że była zamroczona pieszczotami, przyjęła do świadomości
komplement. Nigdy wcześniej nie przeszło jej przez myśl, że którakolwiek
część jej ciała może być określona jako piękna.
- Chcesz więcej? - zapytał, sięgając do kubełka.
Zabrakło jej tchu, gdy zsunął odrobinę jej spódnicę i drażnił lodem skórę
na jej brzuchu. Nie była już w stanie ukrywać podniecenia. Chciała wyzwolić
się z ubrań i zaspokoić żądzę.
Wziął w usta jeszcze jedną kostkę lodu. Potem zaczął zasypywać całe jej
ciało lodowymi pocałunkami, jednak starannie omijał miejsce, w którym
najbardziej go pragnęła.
- Jak możesz być tak okrutny...?
- Bardzo łatwo. A ty doprowadzasz mnie do szaleństwa, pokazując, jak
bardzo mnie pragniesz - powiedział.
Przylgnęła do niego całym ciałem, błagając o więcej. Pomogli sobie
nawzajem pozbyć się reszty ubrań. Potem kontynuował zabawę z lodem,
R S
używając go w najbardziej zaskakujących miejscach.
Ellie wykrzyknęła jego imię, gdy jej podniecenie sięgnęło zenitu.
Pragnęła go tak bardzo, że przypominało to ból, który tylko on mógł
uśmierzyć. Pragnęła go ciałem i duszą, ale gdy delikatnie rozdzielił jej uda,
powstrzymała go.
- Nie mogę, Alexandrze...
Być może wołał za nią albo próbował ją zatrzymać - Ellie nie miała
pojęcia. Zeskoczyła z łóżka, chwyciła ubrania i uciekła.
On, widząc jej rozszerzone ze strachu oczy, nie próbował jej
powstrzymać.
Został na łóżku, leżąc nieruchomo. Słyszał, jak ubiera się w łazience, a
potem wybiega z apartamentu. Głowę wypełniało mu tak wiele myśli, że nie
był w stanie wybrać żadnej z nich i poddać analizie. Wiedział tylko, że był w
błędzie, jeśli chodzi o Ellie. To, co ją zraniło, nie było tak złe, jak myślał
wcześniej. Musiało być o wiele gorsze.
Powinien był za nią pobiec. Nie lubił zostawiać spraw samych sobie, ale
dziś wieczór gościł ambasadora. Obserwował więc tylko z pokładu jachtu, jak
mały czerwony ponton, sterowany przez pełną determinacji dziewczynę,
powoli znika w oddali.
Ale to nie była jedyna rzecz, która go zaskoczyła. Przed opuszczeniem
jachtu Ellie wywiązała się ze wszystkich obowiązków kelnerki. Zamiast
umknąć z pokładu w pośpiechu, wróciła do pracy, jakby nie słysząc pełnych
ekscytacji plotek, które ją otaczały. Zeszła z jachtu jako jedna z ostatnich po
tym, jak Luigi udzielił jej na to pozwolenia.
Alexander patrzył, jak porusza się wśród gości, spokojnie realizując ich
zamówienia, nawet gdy byli dla niej niemili. Ledwo mógł skupić się na tym, co
mówił ambasador, zalewany myślami o Ellie, i pragnieniem chronienia jej. Ale
R S
spojrzenie, jakie mu w pewnym momencie posłała, ostudziło jego zapał.
Odwrócił się w końcu od widoku za burtą. Ale musiał jeszcze się
upewnić, że nic złego jej się nie przydarzy. Zanim zszedł z pokładu, kazał
jednemu ze swoich ludzi rozstawić fosforyzujące boje wokół łodzi Ellie.
Polecił też przygotować motorówkę na rano.
Pomimo ucieczki Ellie i tego, jak grała swoją rolę przez cały wieczór, nie
zamierzał wycofać się z tego, co uzgodnili wcześniej.
Chciała zniknąć, rozpłynąć się w powietrzu. Nawet delikatne kołysanie
łodzi nie pomagało jej się rozluźnić. Zazwyczaj problemy z zaśnięciem roz-
wiązywała, wyobrażając sobie podwodny świat znajdujący się pod jej łóżkiem
i licząc kłębiące się tam ryby. Ale tym razem nic nie było w stanie jej pomóc.
Miała wrażenie, że jej życie jest równie pełne problemów, co morze ryb.
To tłumaczyło częściowo, dlaczego była ubrana jak na noc w Arktyce, a
nie w ciepłej Grecji. Jej gruba piżama z elastycznymi wstawkami na nadgar-
stkach i kostkach dawała jej poczucie bezpieczeństwa. Miała na sobie ten
pancerz, żeby obronić się przed Alexandrem Kostą. Nie mogła jednak pozbyć
się myśli o nim.
Była już trzecia nad ranem, a wszystkie światła na Olympusie oprócz
jednego zgasły. On chyba nigdy nie sypiał. Zamiast tego rozmyślał, planował,
organizował... Nie mogła go sobie wyobrazić śpiącego smacznie jak dziecko...
A dlaczego właściwie o nim myślała?
Wpełzając głębiej pod kołdrę, Ellie zaczęła znowu liczyć ryby.
Twarz Ellie owiewał delikatny wiatr, gdy płynęła w kierunku swojej
nowej przystani. Morze było gładkie jak szkło i zabarwione na srebrnoróżowo
w rozmytym świetle poranka.
Gdy skręciła w kierunku portu, jej oczom ukazał się niecodzienny widok;
R S
musiała przygryźć wargę, żeby powstrzymać łzy. Ujrzała wszystkich rybaków
z rodzinami, którzy przyszli na nabrzeże, żeby ją powitać.
Pomachała do nich, a kobiety na brzegu zaczęły rzucać do wody kwiaty -
co było na Lefkis tradycyjnym powitaniem żeglarzy wracających z długiego
rejsu.
To właśnie o to walczyła, pomyślała, rzucając cumę jednemu z
mężczyzn. To dlatego nigdy nie byłaby w stanie opuścić wyspy.
Później, przygotowując łódź do rejsu, myślała o Alexandrze. Miała
wypływać w południe i, nawet pomimo rozpraszających ją myśli, skończyła
wszystko na czas. Każdy mosiężny element jej łodzi lśnił, a pokład został
zamieciony, wyszorowany i naoliwiony tak, że stare deski były jak jedwab pod
bosymi stopami. Miała tylko nadzieję, że pasażerowie bez problemu dotrą na
przystań.
Niepokój ustąpił miejsca głodowi pod wpływem zapachu dobiegającego z
pobliskich kawiarni. Ciekła jej ślinka na myśl o ciastkach, kawie i świeżo
wyciśniętym soku...
Ellie wybrała kawiarnię, w której zazwyczaj zbierali się rybacy i ich
rodziny. Zastała ich w wyśmienitych nastrojach. Powitali ją ciepło. Być może
źle interpretowała odczucia rybaków związane z nowym portem. Wszyscy
bowiem zapewnili ją, że są bardzo zadowoleni - zwłaszcza z niskich opłat.
A więc Alexander nie był wcale takim potworem - przynajmniej w
kwestii rybaków. Mężczyźni powiedzieli jej, że nowe miejsce będzie dla nich
lepsze w lecie, bo będą bliżej miejsc połowu. Oprócz tego okazało się, że
Alexander zapewnił ich, że na zimę będą mogli wrócić na głębsze wody zatoki,
jako że nie będzie tam wtedy wielu turystów.
Tylko dlaczego jej o tym nie powiedział? Postanowiła się nad tym nie
zastanawiać i zamówiła śniadanie.
R S
Jedząc, analizowała nowo poznane fakty. Bliskość miejsc połowu była
dobrą wiadomością dla rybaków, ale pozostawała jeszcze kwestia wyścigów
łodzi motorowych. Jeśli ich trasa zostanie błędnie wyznaczona, rezultatem
może być katastrofa ekologiczna.
Musiała się pospieszyć, ale nie było to łatwe z tak pysznym jedzeniem.
Sok pomarańczowy został wyciśnięty na jej oczach, a wypieki pochodziły
prosto z pieca. Kawa była czarna jak atrament, ale później dodano do niej
śmietanki na dwa palce, w co jeszcze Ellie wmieszała łyżkę pysznego
greckiego miodu.
Przebierając bosymi stopami z zadowolenia, Ellie właśnie miała wgryźć
się w kolejne ciastko, gdy kątem oka spostrzegła mężczyznę, który pochylał
głowę, wchodząc do kafejki. Jej serce chwilowo przestało bić. Odwróciła się
do niego plecami. Ale to nie pomagało, gdyż ciągle czuła jego obecność za
plecami. Wyczuwała, że stoi teraz pośrodku lokalu i rozgląda się.
Jej dłonie zaczęły drżeć. Radość, jaką dawał jej posiłek, ulotniła się - nic
więcej nie uda jej się przełknąć. Wzięła głęboki oddech i obróciła się na stołku.
Jak mogła pomylić tego mężczyznę z Alexandrem?
- Panna Mendoras?
- Zgadza się.
- Mam dla pani list.
Ellie wyciągnęła rękę po kopertę. Mężczyzna miał na sobie strój obsługi
Alexandra, a gruby welinowy papier wyglądał jak zaproszenie. Jej serce waliło
i ciężko jej było złapać oddech. Nie pomagał w tym widok śmiałego charakteru
pisma Alexandra.
- Zostałem poinstruowany, żeby poczekać na pani odpowiedź - oznajmił
mężczyzna.
W co on się teraz bawił? Ellie odwróciła się z wątłym uśmiechem, żeby
R S
się o tym przekonać.
Z racji tego, że poprzednie ustne zaproszenie nie zdało testu, tym razem
oficjalnie zapraszał ją na kolację na pokładzie Olympusa dziś wieczór. Miała to
być okazja do rozmowy z oceanografami, których wynajął do opracowania
trasy wyścigów. Świadoma tego, że mężczyzna za jej plecami czeka na
odpowiedź, przejrzała szybko resztę listu.
Zastanawiała się, jak może stanąć twarzą w twarz z Alexandrem po tym,
co stało się zeszłej nocy.
Wystarczy, że po prostu stawi się na kolacji. Nie chciała przecież pokazać
mu, że ją wystraszył. I pewnie nie będzie mieć innej okazji na omówienie
sytuacji związanej z wyścigami.
Układając usta w uprzejmy uśmiech, obróciła się do mężczyzny.
- Proszę powiedzieć Alexandrowi Koście, że z przyjemnością wezmę
udział w tej kolacji.
Mężczyzna skłonił się grzecznie.
Bawiła się przez chwilę okruszkami na talerzu, a potem zaczęła się
zastanawiać, w co właściwie ma się ubrać na tę okazję.
Jakoś sobie poradzi, zdecydowała, wycierając dłonie w poplamione
olejem ogrodniczki. Nie wiedziała jeszcze, jak jej się to uda, skoro za chwilę
ma rejs. Kiedy zamyślona chciała już zeskoczyć ze stołka, ktoś delikatnie
dotknął jej ramienia.
- Nie chciałem cię wystraszyć...
- Alexander!
Była pewna, że właśnie tego chciał. I musiała teraz starać się wyglądać
nonszalancko. Jednak słabo jej to wychodziło.
Nie przypominała sobie, żeby kiedykolwiek widziała go ubranego tak
nieformalnie. Na pewno by to zapamiętała.
R S
- Nie byłem pewny, czy cię tu zastanę...
- Za to ja byłam pewna, że ciebie tu zastanę - odpowiedziała.
- Przepraszam, że przerywam ci śniadanie.
- Nie przerwałeś, bo właśnie skończyłam.
Ześlizgując się ze stołka, chciała przecisnąć się obok niego.
- Przepraszam...
- Chwileczkę...
Musiała wziąć się w garść. Nie miała ochoty na powtórkę z zeszłej nocy.
Stała nieruchomo, aż Alexander zmuszony był ją przepuścić.
- A więc... przyjdziesz dziś wieczorem?
- Już dałam odpowiedź twojemu posłańcowi. Tak. Dziękuję.
- Nie powinienem cię zatrzymywać...
Serce Ellie łomotało, gdy szukała w kieszeniach pieniędzy, by zapłacić za
śniadanie.
- Pozwól, że zapłacę - zaproponował, zgadując, na czym polega problem.
Ellie wygrzebała w końcu kilka wymiętych banknotów, które
zaprezentowała z ulgą.
- Nie ma takiej potrzeby.
Pośpieszyła do kasy, żeby Alexander nie mógł jej uprzedzić.
- Nie, śniadanie na koszt lokalu - uparł się właściciel. - To mój prezent
dla ciebie, na powitanie w twoim nowym domu. Dużo myślimy o tej dziew-
czynie tu, na wyspie - dodał, patrząc na Alexandra.
Brązowe oczy właściciela błysnęły wesoło, gdy Ellie zaśmiała się
zakłopotana.
- Nie musisz tego robić... Gdyby ktoś z twojej rodziny miał ochotę na
przejażdżkę łodzią...
- Dwadzieścia dziewięć osób? - Rozpostarł ramiona i także się zaśmiał.
R S
- Kilka przejażdżek w takim razie - uśmiechnęła się Ellie. - A teraz
przepraszam... - jej głos nabrał ostrego tonu, gdy zwróciła się do Alexandra.
- Ależ naturalnie... - Pożegnał ją przesadnym ukłonem.
Po wyjściu na zewnątrz Ellie wzięła głęboki oddech i zerknęła na dłonie,
żeby sprawdzić, czy naprawdę drżą jej tak, jak jej się wydawało.
- Co za bohater... - usłyszała gdzieś z boku.
Obróciła się, żeby ujrzeć grupkę miejscowych kobiet przyglądających się
Alexandrowi przez okno kawiarni. Tylko to było jej potrzebne. Alexander i
jego fanklub!
- Czy nie mogłabyś trochę opóźnić rejsu i wziąć udział w świętowaniu? -
zapytał, doganiając ją.
- Jakim świętowaniu? - zapytała podejrzliwie.
- Drinki na nabrzeżu. Chcę się upewnić, że wszyscy są zadowoleni ze
zmian. Szkoda, że nie możesz się do nas przyłączyć, zwłaszcza że to spotkanie
to był twój pomysł.
- Wypływam w południe, więc obawiam się, że to niemożliwe.
- Nieważne, nadrobimy to dziś wieczorem.
Tak? - pomyślała niepewnie Ellie. Tego się właśnie obawiała.
- Do zobaczenia na kolacji zatem...
- Będę na ciebie czekał.
Na pewno, pomyślała, zastanawiając się, na co się właśnie zgodziła.
Nie miała kompletnie żadnych ubrań na tę okazję. To była katastrofa. Jak
miała kogokolwiek przekonać, że powinien ją traktować poważnie, jeśli
wszyscy będą w strojach wieczorowych, a ona w poplamionych smarem
łachach?
Oczywiście mogła zawsze pojawić się tam w szortach i koszulce. Ale
jeszcze nie zwariowała. Cała jej garderoba składała się z wyblakłych bluzek,
R S
poplamionych szortów, ogrodniczek.
Rzucając wszystkie swoje ubrania na łóżko, zastanawiała się, czemu
właściwie przyjęła to zaproszenie. Nigdzie przecież nie wychodziła. Po co
miałaby więc posiadać ubrania stosowne na kolację na jachcie miliardera?
Miała dziś wspaniały rejs - łódź była pełna entuzjastycznych ludzi, a
kolejny był już w całości zarezerwowany! Jedynym jej zmartwieniem teraz
pozostały wyścigi. Jeśli Alexander i jego ludzie nie wybiorą stosownej trasy,
może nie mieć już więcej rejsów. I dlatego pójdzie na tę przeklętą kolację
nawet wtedy, gdyby musiała sobie zrobić togę z kilku ręczników.
Na godzinę przed wyjściem nie wiedziała jeszcze, co na siebie włoży.
Oprócz tego jej włosy, po dniu na morzu, potrzebowały sporo uwagi. Wygląd
jest niesamowicie istotny, gdy musisz przedstawić innym swój punkt widzenia.
Nikt - a zwłaszcza szacowni profesorowie, których Alexander z pewnością
zaprosił - nie będą skorzy słuchać kogoś, kto wygląda jak włóczęga.
Wyglądając ze zmarszczonym czołem przez okienko luku, Ellie nagle
podskoczyła i wybiegła na pokład. Udało jej się przyciągnąć uwagę kelnerki,
która pomogła jej zeszłego wieczoru.
R S
ROZDZIAŁ SIÓDMY
- Pomożesz mi?
Musiała prosić tę dziewczynę o pomoc już po raz drugi. Była taka piękna
- wysoka i szczupła, z ciemnymi błyszczącymi oczami i kaskadą czarnych,
lśniących włosów.
Ellie krążyła palcami wokół blizny na policzku do momentu, gdy
dziewczyna nie ujęła jej dłoni i łagodnie odciągnęła od twarzy.
- Oczywiście, że ci pomogę - powiedziała serdecznie, patrząc Ellie w
oczy.
- Obawiam się, że nie mogę ci nic w zamian zaoferować - wyznała Ellie,
starając się nie patrzeć na łańcuszek jej matki błyszczący na szyi dziewczyny.
- Nic od ciebie nie chcę - zapewniła.
Wzięła Ellie za rękę.
- Chodź, zaczynajmy. To będzie świetna zabawa.
- I co myślicie? - pytała nowa przyjaciółka Ellie swoich przyjaciół i
rodzinę, którzy ścisnęli się w jej maleńkiej sypialni, by podziwiać rezultaty jej
starań.
Ku uldze Ellie reakcje były jednoznacznie pozytywne. Może to wcale nie
był taki zły pomysł. Kobiety z wyspy ubierały się w tradycyjne stroje na
wyjątkowe okazje, ale Ellie została wystrojona w bajecznie powabną sukienkę
i buty na niewiarygodnie wysokich obcasach. Nigdy przedtem nie miała na
sobie niczego tak zjawiskowego i czuła się jak Kopciuszek po wizycie
szwadronu matek chrzestnych.
Alexander zadbał o pokaz fajerwerków na nabrzeżu i stragany ze
słodyczami dla najmłodszych. Wszystko zostało udekorowane światełkami i
girlandami, a potem mężczyźni mieli tańczyć tradycyjne tańce Lefkis. A ona
R S
była kobietą, która dostała od niego osobiste zaproszenie. I trzęsła się na samą
myśl!
- A tobie jak się podoba, Ellie?
Nie wiedziała, co powiedzieć, stojąc przed ustawionym specjalnie dla
niej lustrem. Zamiast tego uściskała mocno nową przyjaciółkę.
Czy jej się podobało? Mało powiedziane! Z pewnością, było to coś
innego niż jej robocze kombinezony. Opływająca ciało sukienka podkreślała
piersi i talię.
- Sukienka jest przepiękna - powiedziała szczerze. - Nie wiem, jak mam
ci dziękować za wypożyczenie.
Ellie obróciła się wokół własnej osi, na co obecni w pokoju wydali z
siebie radosny śmiech i klasnęli w dłonie.
Przed wyjściem udało się nawet ujarzmić włosy Ellie, spinając je po obu
stronach głowy i dekorując kwiatami. Ellie przestała się nawet przejmować, że
nowa fryzura odsłania bliznę. Nie miała ku temu powodu, skoro nikt tutaj nie
zwracał na to uwagi.
Dziewczęta pomogły jej z makijażem, a ostatnim akcentem była odrobina
perfum. Patrzenie w lustro było dla Ellie jak obserwowanie innej osoby.
Na chwilę straciła pewność siebie, gdy uświadomiła sobie, że musi
wyglądać jak te kobiety, które kręcą się wokół Alexandra - a nie czuła się do
nich w najmniejszym stopniu podobna. Ale nic na to nie mogła poradzić, i z
pewnością nie chciałaby urazić uczuć kobiet, które jej pomogły.
- Twój ojciec byłby z ciebie bardzo dumny - powiedziała jedna z nich. -
Baw się dobrze, Ellie...
Ubrany na biało steward eskortował Ellie do jadalni. Gdy miał już
otworzyć dla niej drzwi, poprosiła go, by chwilę poczekał. Musiała wyrównać
R S
oddech. Wchodząc na pokład Olympusa, miała poczucie, że wstępuje na teren
jakiegoś obcego królestwa.
- Dziękuję - powiedziała w końcu, siląc się na uśmiech, i wchodząc do
środka.
Oślepiły ją światła z kryształowych żyrandoli. A potem zdała sobie
sprawę, że to naprawdę wystawna kolacja, z dużą grupą gości. Nie była pewna,
dlaczego zakładała, że będzie to intymne spotkanie z gronem naukowców.
Czyżby Alexander tak właśnie twierdził?
Ale on powiedział jej tylko, że naukowcy będą obecni, więc nie mogła go
za to winić. Wszyscy skierowali na nią spojrzenia, a ona poczuła się
wyjątkowo niekomfortowo, mając na sobie ubrania, które nie należały do niej.
Czuła się wręcz naga i pozbawiona resztek pewności siebie - a co gorsza,
ożywiona rozmowa, która toczyła się, gdy tu wchodziła, teraz ucichła
kompletnie.
U szczytu stołu, w odległym końcu pokoju, Alexander wyglądał bardzo
władczo. Otaczała go grupa pięknych kobiet w bajecznych sukniach. Paradok-
salnie to wróciło jej poczucie własnej wartości.
Kobiety otaczające Alexandra skierowały ku niej kpiące spojrzenia.
Ellie zacisnęła zęby, stojąc dumnie w miejscu.
- Ellie... - potężny baryton Alexandra zawłaszczył uwagę obecnych. -
Panie i panowie, chciałbym wam przedstawić Ellie Mendoras...
Zdała sobie sprawę, że powinna teraz do niego podejść. Starając się nie
myśleć, że będzie musiała iść wzdłuż całego stołu, pod obstrzałem spojrzeń
wszystkich gości, ruszyła przed siebie.
Alexander był oszołomiony tym, jak ona olśniewająco wygląda. Nigdy
wcześniej żadna kobieta nie wywarła na nim takiego wrażenia.
Pragnął jej, gdy przedstawiał ją gościom. Jego spojrzenie pożerało jej
R S
kształtną sylwetkę i opaloną skórę. Włosy spływały jej po plecach w taki
sposób, że chciał móc przeczesywać je palcami, a potem odsunąć je na bok i
całować smukłą szyję...
Wyobrażała sobie kompletne upokorzenie - te wszystkie spojrzenia, które
oceniały ją bezwzględnie... Ale już za chwilę on zjawił się przy niej, by
poprowadzić ją na miejsce.
- Ellie... - Podał jej ramię, spoglądając na nią z podziwem.
Jej miejsce znajdowało się jednak blisko drzwi, i chyba najdalej jak
można od tego, gdzie siedział Alexander.
- Jestem przekonany, że z przyjemnością spędzisz czas w towarzystwie
naszych wybitnych profesorów - powiedział, odsuwając dla niej krzesło, zanim
zdążył to zrobić kelner.
Ellie z ulgą zauważyła, że zdolności towarzyskie Alexandra sprawiły, że
rozmowy przy stole rozpoczęły się na nowo, gdy tylko wrócił na miejsce. Nikt
nie chciał być uznany za prostaka przez gospodarza, i jeśli Alexander uznał za
stosowne zabawiać rozmową miejscową dziewczynę - kelnerkę i aktywistkę,
jak oceniali ją szeptem ludzie naokoło - muszą się z tym pogodzić. Niemniej w
powietrzu pozostała atmosfera oczekiwania na to, co jeszcze może się
wydarzyć.
Ellie została posadzona w towarzystwie osób, o których wiedziała, że
faktycznie byli czołowymi ekspertami w swej dziedzinie.
Zaczęła się stopniowo rozluźniać i wkrótce zapomniała o złośliwych
komentarzach, które docierały do niej po wejściu. Pogrążając się w rozmowie,
zaczynała patrzeć na Alexandra w całkiem innym świetle. Prawdę mówiąc,
zerkała na niego dosyć często, mając nadzieję, że napotka jego spojrzenie.
Chciała mu pokazać, że zrozumiała, iż wcale nie jest potworem, za którego go
początkowo uważała.
R S
Chciała, żeby ponownie spojrzał na nią w taki sposób jak wtedy, gdy
szedł do niej, by poprowadzić ją na miejsce. Było to spojrzenie, które
wymazało z niej cały lęk przed mężczyznami i otwarło ją na nowe, niezbadane
możliwości.
Możliwości, których nie dane jej będzie eksplorować, pomyślała,
obserwując, jak Alexander szepcze coś do ucha kobiecie siedzącej przy nim.
Miała ochotę wydrapać jej oczy.
Ta obserwacja wzbudziła w niej całą gamę emocji, a także fascynację
technikami uwodzenia stosowanymi przez tę kobietę, które głównie polegały
na posyłaniu kociego uśmiechu. Był to wyrafinowany świat, o którym Ellie nie
miała wielkiego pojęcia i w którym zdecydowanie brakowało jej niezbędnych
umiejętności.
Ellie przeprosiła, wstając od stołu, a następnie udała się do toalety, gdzie
starała się pozbierać myśli. Naprawdę powinna przeprosić Alexandra za to, jak
mylnie go oceniała. Ale spotkanie w cztery oczy nie wydawało się w tej chwili
najlepszym pomysłem. Planując, jak ma się zachować, usłyszała zbliżający się
śmiech, a potem stukot otwieranych drzwi do toalety. Chcąc uniknąć kontaktu
z gośćmi Alexandra, czmychnęła do jednej z kabin.
Kilka chwil spędzonych samotnie w zamkniętej przestrzeni uświadomiło
Ellie, że czuć od niej kulkami na mole. Była też obiektem śmiechu kobiet,
które weszły do łazienki. I to, między innymi, z powodu tego zapachu.
Czy naprawdę prezentowała się na tym przyjęciu jak kompletna
dziwaczka?
Z pewnością nie było to miejsce, w którym czuła się swobodnie. A
jeszcze mniej swobodnie poczuła się, gdy kobiety zaczęły plotkować na temat
jej blizny, a w dodatku przypisywać jej autorstwo Alexandrowi, co miało być
według nich jedynym powodem, dla którego on toleruje jej obecność na
R S
pokładzie.
- Alexander nigdy nie zrobiłby czegoś takiego! - wykrzyknęła,
wyskakując z kabiny.
Kobiety spojrzały na nią kompletnie zaskoczone. A podekscytowany
sposób, w jaki Ellie go broniła, tylko pobudził ich wyobraźnię w kwestii
nowych plotek.
- Zostałam tu zaproszona, bo przejmuję się tym, co dzieje się wokół
Lefkis - wyjaśniła pośpiesznie. - I tylko z tego powodu.
Ale oczy słuchaczek nie okazywały zrozumienia.
Nie była w stanie ich przekonać, bo nie to chciały usłyszeć.
Czyli teraz będą uważać ją nie tylko za nudną, ale i za wariatkę,
- Przepraszam - powiedziała Ellie, starając się zachować spokojny głos, a
potem przecisnęła się między nimi i wyszła.
- Od kogo lub czego teraz uciekasz?
Stanęła jak wryta. Czekał na nią Alexander.
- Od niczego nie uciekam.
- Jesteś pewna? - spytał z uśmieszkiem.
Nadszedł czas, aby wypróbować ten koci uśmiech i zmrużone oczy,
pomyślała Ellie, zwilżając wargi czubkiem języka.
Wyraz podziwu na twarzy Alexandra momentalnie zmienił się w chłodną
maskę.
Ellie czuła za sobą idealną ciszę za drzwiami toalety. Wyobraziła sobie
wszystkie uszy przyciśnięte do drzwi z drugiej strony. Była pewna, że kobiety
spekulują na temat możliwości romansu pomiędzy nią a Alexandrem. I
wyglądało na to, że teraz dostaną namacalny dowód - tyle że jego niechęci dla
niej.
Nie była w stanie teraz ponownie na niego spojrzeć.
R S
- W co ty się bawisz, Ellie?
Wzdrygnęła się na dźwięk jego głosu.
- Nie wiem, co masz na myśli...
- Nie wiesz?
- Alexander, naprawdę nie rozumiem, co zrobiłam nie tak...
- Wystarczy, że posłuchasz, czego dotyczą te wszystkie szmery przy
stole. Każdy komentuje nową, uroczą znajomą Alexandra Kosty - miejscową
kelnerkę, córkę rybaka...
- I co w tym złego?
Alexander powiedział to takim tonem, jakby było to coś, czego Ellie
powinna się wstydzić. Ale może to on powinien się wstydzić, że w ogóle
wygłasza takie komentarze.
- Muszę przyznać, że nieźle wychodzi ci zgrywanie niewiniątka.
- Nie mam nic do ukrycia, nie mówiąc o tym, że nie mam czego się
wstydzić!
- Nie? - obrzucił ją pogardliwym spojrzeniem.
- Co jest nie tak z moim wyglądem? Pożyczyłam tę sukienkę od
przyjaciółki - o ile wiesz, co to słowo znaczy! Jestem miejscową dziewczyną, i
jestem z tego dumna!
- No właśnie chodzi o to, że nie jesteś miejscowa. Nie jesteś nawet
Greczynką. I mimo to nie marnujesz żadnej okazji, żeby przypodobać się
miejscowym i przysporzyć mi jak najwięcej problemów. Dlaczego? Czy
chodzi tylko o to, by się do mnie zbliżyć?
- Zbliżyć? Do ciebie? Nie przychodzi mi do głowy ani jeden powód, dla
którego miałabym to robić.
- Nie? To spytaj resztę kobiet, którym się wydaje, że łatwo mogą się
wkraść w moje łaski, po co to robią. I muszę cię ostrzec, że zarówno ich, jak i
R S
twoje wysiłki, spełzną na niczym.
- Moje wysiłki? Jesteś najbardziej próżną osobą, jaką w życiu widziałam!
- Tak, twoje wysiłki. Spójrz tylko na siebie! To, jak się ubrałaś, i te
spojrzenia, które mi posyłasz! Próbujesz zachowywać się jak bezwstydna
kusicielka!
W pierwszym odruchu Ellie przyjęła te komentarze z pewną satysfakcją,
ale potem odwróciła się na pięcie.
- Ty arogancki prostaku - rzuciła, odchodząc.
Alexander został wrzucony w odmęty przeszłości i nie był w stanie się z
niej wyrwać. Ellie - tak kompletnie zmieniona - całkowicie wytrąciła go z
równowagi. Przypominała mu jego byłą żonę - jego uciekającą pannę młodą.
- Za bardzo się starasz! - zawołał za nią, ocierając czoło. - Nie widzisz,
jak niedorzecznie wyglądasz?
Zatrzymała się w pół kroku i odwróciła. Była zszokowana tym, co
powiedział, i nawet on zdawał sobie sprawę, że skłamał. Ale nie był w stanie
się powstrzymać.
- Nigdy wcześniej nie zwracałaś uwagi na włosy, a dzisiaj przypinasz do
nich kwiaty? Myślałaś, że tego nie zauważę? Masz mnie za idiotę?
- Nic podobnego, Alexandrze. Myślę, że dobrze wiesz, co mówisz. I
wiesz dokładnie, jaką sprawiasz mi przykrość.
Podszedł do niej. Nawet nie mrugnęła, co jeszcze bardziej go
rozsierdziło. Była dokładnie jak jego żona. Najpierw udawała niewinną,
bezpretensjonalną dziewczynę, aby potem przeobrazić się w wampa, który
tylko czyha na jego pieniądze. Czy naprawdę zdawało im się, że to wystarczy,
żeby go omotać?
Ellie bała się, że Alexander zerwie jej z głowy kwiaty, ale nic takiego się
nie stało. Musiała poczekać, aż odzyska panowanie nad sobą. Nigdy wcześniej
R S
nie widziała go aż tak wściekłego.
- Czy celowo tak spięłaś włosy, żeby było widać bliznę? Bo tak szepczą
ludzie przy stole...
I z pewnością nie tylko tam. Ellie była pewna, że cały jacht buzuje od
plotek.
- Czy chodzi ci o to, że jeśli ja cię odtrącę, będziesz mogła zainteresować
sobą innych mężczyzn?
Ellie musnęła bliznę. Była przerażona tym, że Alexander mógł w ogóle
tak pomyśleć.
- Czy jesteś w stanie jeszcze bardziej mnie znieważyć, czy to już
wszystko...?
Przerwało jej przybycie grupki naukowców, którzy najwyraźniej nie byli
świadomi kłótni.
- Właśnie o tobie rozmawialiśmy - powiedziała jedna z kobiet. -
Podziwiamy to, co robisz, i chcielibyśmy, żebyś przyłączyła się do naszego
zespołu - naturalnie, jeśli czas ci na to pozwoli.
Ellie skinęła niemrawo, ciągle przeżywając to, co usłyszała od Alexandra.
Widziała się teraz w jego oczach. Być może miał rację, i może tak naprawdę to
ona sama była odpowiedzialna za to, co stało się pomiędzy nią a tamtym
starszym mężczyzną. Może to wcale nie był gwałt.
- Dziękuję. Z przyjemnością państwu pomogę - wydusiła.
A potem zwróciła się do Alexandra, zaskakując samą siebie spokojem w
głosie.
- Dobranoc, panie Kosta. Jeszcze raz dziękuję za zaproszenie.
- Ellie, zostań...
Szła, tłumacząc sobie, że nie obchodzi jej, co Alexander o niej myśli.
Jeśli mogła żyć sama według zasad, jakie sobie obrała, to jej wystarczy.
R S
Ale wcale nie wystarczało. On sprawił, że na nowo poczuła się zbrukana i
pełna wstydu.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Alexander całą noc przewracał się z boku na bok, zastanawiając się, czy
fakt, że Ellie przypomina mu byłą żonę, oznacza, że zwariował. Jego żona
miała maszynkę do liczenia pieniędzy zamiast serca. Ellie za to miała serce tak
wielkie, że chciała zmieniać świat, i jego wraz z nim. Co w przypadku jego
samego mogło okazać się trochę zbyt ambitne.
Popełnił wielki błąd. Obraził ją. Ale ona też nie była bez winy. Alexander
zadał sobie trud, posadził ją w towarzystwie naukowców, z którymi mogła
czuć się swobodnie przy stole. A ona ubrała się dokładnie tak, jak zrobiłaby to
jego była żona, w sposób oczywisty chcąc ściągnąć na siebie uwagę każdego
mężczyzny.
Chciał wierzyć w jej dobre intencje, ale uniemożliwiały mu to jego
przeżycia. Analizując fakty związane z Ellie, dochodził do wniosku, że
zdecydowała się dokonać inwazji na jego życie, wykorzystując sprawy wyspy
jako parawan dla swoich czynów. Jedyne, co mógł zrobić w tej sytuacji, to
spróbować ją zignorować. Albo rozmówić się z nią i spróbować wyjaśnić
nieporozumienia.
Na myśl o kolejnym spotkaniu jego ciało tężało. Wyjrzał przez okno i
patrzył, jak Ellie wylewa na pokład wiadra wody, a potem czyści go starannie.
Najwyraźniej szybko doszła do siebie po wydarzeniach zeszłej nocy.
Może faktycznie była cwaną uwodzicielką, która zrobi wszystko, żeby
osiągnąć to, co chce. To, że była inteligentniejsza od jego żony, nie znaczyło,
że może jej bardziej ufać. Wręcz przeciwnie. Ale dosyć tego rozmyślania -
R S
czas zacząć działać.
Proste czynności zawsze pomagały jej w odzyskaniu wewnętrznej
równowagi. Czuła się bardzo zraniona i wściekła, ale jeśli tylko skupi uwagę
na nadchodzącym rejsie, wszystko powinno minąć.
Ellie skrupulatnie realizowała porządek przygotowań, który sama sobie
stworzyła, przywiązując szczególną uwagę do kwestii bezpieczeństwa. Spraw-
dziła liny, ponton ratunkowy, a radio nawet dwa razy. Nie chciała znowu
popełnić błędu, który mógłby pozwolić Alexandrowi na odebranie jej licencji.
Alexander... Jak może w końcu wyrzucić go z głowy?
Lata temu obiecała sobie, że nie stanie się ofiarą. Ale po drodze nauczyła
się też, że samo to, że nie będzie ufać mężczyznom, nie ocali jej od zranienia.
Żeby to osiągnąć, musiałaby zacząć ufać samej sobie.
Alexander obserwował, jak Ellie wita pasażerów na pokładzie. Siedział
przy kawiarnianym stoliku. Musiał przyznać, że miała sporo cierpliwości.
Większość gości nie była nigdy przedtem na łodzi i trzeba ich było grzecznie
poprosić o zdjęcie butów przed wejściem na deski pokładu. Była szczególnie
cierpliwa ze starszymi osobami i matkami obładowanymi przesadnie dużą
ilością bagażu.
Nie mógł uwierzyć, że ona może być tak dobrą aktorką. Ale powinien już
wiedzieć, że Ellie Mendoras jest w stanie przeobrazić się w kogo tylko zechce -
Greczynkę, Angielkę, powabną uwodzicielkę czy poważną obrończynię
środowiska.
Jego żona też była niezłą aktorką. Pamiętał kłamstwa, które mu
opowiadała. Lindos miał być jej przyjacielem i powiernikiem. A fakt, że ich
rozmowy odbywały się głównie w jego sypialni, nie powinien był wzbudzać
R S
jego podejrzeń. Lindos był przecież starszym człowiekiem, który nie zawsze
czuł się na siłach, by opuszczać sypialnię.
Gdy mówiła te kłamstwa, patrzył w jej lśniące brązowe oczy. I wiedział.
Kazał jej odejść, zrobiła to bez słowa. Myślała pewnie, że ta zamiana jej się
opłaca. Było to w czasach, kiedy Alexander jeszcze nie zaczął zbijać fortuny.
Kiedy widział ją po raz ostatni, była pijana i nie wyglądała już tak dobrze.
Podobno Lindos ją bił.
I był to pierwszy i ostatni raz, kiedy dał się oszukać kobiecie.
Wstał od stołu i wyjął trochę drobnych z kieszeni dżinsów.
Nikt nie będzie odwracać się do niego plecami, chyba że on na to
pozwoli. I tyczyło się to także kobiety na łodzi.
Jakim cudem nie zauważyła wcześniej wielkiego jachtu blokującego
drogę? - zastanawiała się, patrząc na Olympusa. Pewnie Alexander popłynął z
niego łódką na spotkanie z rybakami.
Cokolwiek sprawiło, że Alexander pojawił się w okolicy, na pewno nie
było związane z nią. Po tym, co powiedział zeszłego wieczoru, było jasne, że
nie chce mieć z nią nic wspólnego.
I to jej jak najbardziej pasowało.
Odrzucając włosy z twarzy, rozpoczęła powitalną mowę.
W czasie rejsu zbierała próbki fauny i flory, o których potem opowiadała.
A jako że nie mogła jednocześnie zajmować się próbkami, pasażerami i łodzią,
zazwyczaj zabierała ze sobą miejscowego chłopca - tyle że dzisiaj się spóźniał.
Przygryzając wargę, wypatrywała spóźnialskiego. Nie mogła czekać zbyt
długo.
Obróciła się do pasażerów i z przyjemnością zauważyła, że dobrze im
idzie zapoznawanie się ze sobą. Zajęła pozycję za sterem, myśląc o tym, jak
R S
kiedyś stał tu jej ojciec. Silny i opalony, ściskał ster zniszczonymi od wiatru i
soli dłońmi. Bycie na tej łodzi dawało jej tyle samo przyjemności, co smutku.
Morze, które i ona, i jej ojciec, tak bardzo kochali, potrafiło być okrutne.
Zainspirowana wspomnieniami, zaczęła opowiadać pasażerom o morzu
jako dziedzictwie wszystkich ludzi - i tym, że powinni się o nie troszczyć.
I nie było takiej siły, która zmusiłaby ją do ustąpienia Alexandrowi
Koście w tej kwestii.
Zaczynała właśnie zagłębiać się w szczegóły trasy, gdy poczuła jakąś
niewytłumaczalną zmianę w powietrzu. Coś, co postawiło drobne włoski na jej
karku na baczność.
- Mam nadzieję, że się nie spóźniłem?
Jedyne, co powstrzymało ją od wyrzucenia Alexandra z pokładu jej łodzi,
był fakt, że nie chciała stracić kontroli przy pasażerach.
Ale co on tu, u licha, robi?
Przez chwilę tylko się w niego wpatrywała. Nie zamierzała psuć dnia
swoim gościom.
- Po co tu przyszedłeś, Alexandrze?
- Nie takiego powitania oczekiwałem - wyznał ku rozbawieniu jej gości.
Wszyscy rozpoznawali, kim jest. Jak mogli nie poznać człowieka, który
dodawał wyspy do listy zakupów?
W przeciwieństwie do Ellie, Alexander wyglądał na całkowicie
zrelaksowanego. Ubrany był jak miejscowy rybak, czyli w wyblakłą koszulkę
bez rękawów i dżinsy o skróconych nogawkach.
Ellie zabroniła sobie myśleć o tym, jak on wygląda.
Podszedł do pasażerów, by się z nimi przywitać. Najwyraźniej czuł się tu
równie dobrze, jak na własnym jachcie. Pasażerowie byli nim zachwyceni.
Szkoda, że nie można było tego samego powiedzieć o niej.
R S
Zdała sobie sprawę, że jest na niego skazana. Obserwowała, jakie
wrażenie wywiera na pasażerach, gdy ściska ręce każdej osoby na pokładzie,
przyjaźnie zagadując. Alexander Kosta bez wątpienia był osobą, jakiej nie
spodziewali się tu spotkać. A oprócz tego był bardzo przystojny, co każda
kobieta na pokładzie na pewno sama zauważyła.
Alexander hipnotyzował ludzi. Mógł sterować zainteresowaniem grupy
tak długo, jak tylko chciał.
- Skończyłeś bawić publiczność? - syknęła, gdy w końcu do niej
podszedł.
- Jeszcze nawet nie zacząłem - odpowiedział ze złośliwym uśmiechem.
- Po co się tu zjawiłeś? Miałeś ochotę mnie jeszcze trochę poobrażać?
- To zależy.
- Od czego?
- Od tego, czy będziesz się dobrze zachowywała.
Miała nadzieję, że żartuje. Odsunęła się od niego, zdając sobie sprawę, że
rozmawiając szeptem, zbytnio się do siebie zbliżyli.
- Skoro już złożyłeś królewską wizytę, możesz zejść z mojej łodzi.
- To niezbyt miłe z twojej strony, Ellie.
- Zejdź z łodzi albo będziesz płynął do brzegu. Ja muszę odpływać.
- Nigdzie się nie wybieram.
Jego bose stopy stały twardo na deskach pokładu, sugerując, że będzie
musiała wezwać policję, jeśli chce się go pozbyć. Policję, która teraz
pracowała dla niego.
- To jest piractwo.
Uniósł brew.
- I chcesz wykorzystać tych ludzi jako świadków w sądzie?
Nic dziwnego, że zawsze był taki pewny siebie. Wiedział, że blokuje jej
R S
każdy ruch. I skoro do niego należało wszystko na wyspie, także sędziów miał
w kieszeni. Była wobec niego bezsilna.
- Jesteś potworem...
- Gorzej mnie już określano. Nie powinniśmy już wypływać?
- Żadne „my".
Ale miał rację, zaczynał się odpływ. Była w stanie wyczuwać zmiany
ruchu wody pod łodzią bosymi stopami. Nauczył ją tego ojciec. A na płytkich
wodach jak tu istniało niebezpieczeństwo uwięźnięcia na mieliźnie.
Nie chciała w tej chwili myśleć o ojcu, bo bała się, że Alexander
dostrzegłby na jej twarzy jakiekolwiek inne uczucie oprócz pogardy. Wdarł się
w jej życie i wydawało mu się, że z nią wygrał, ale ona nie da mu satysfakcji
obserwowania, jak bardzo jest zdenerwowana. Stała teraz przed decyzją
odwołania rejsu albo natychmiastowego wypłynięcia.
Spojrzała na niego. Wytarł przedramieniem opalone czoło.
Nie potrafiła pozostać wobec niego obojętna, i to napawało ją frustracją.
Jego włosy - zazwyczaj starannie uczesane - dziś były zmierzwione przez
wiatr; wyglądał jeszcze lepiej. Wiatr przyklejał je do jego policzków i szyi, a z
nią działo się coś dziwnego, gdy na to patrzyła...
Pora wyruszać. Po raz ostatni zerknęła na nabrzeże, modląc się o
pojawienie się chłopca. Nie przyszedł.
- Wygląda na to, że nie masz wyboru - musisz przyjąć mnie do załogi.
- Czyżbyś oferował pomoc?
- A potrzebujesz jej?
- Dobrze, dam ci szansę - zgodziła się niechętnie.
Skłonił się jej prześmiewczo, a potem odwrócił się i zaczął zwijać cumę.
Jeśli zjawił się tu, żeby wytykać jej błędy, to wyrzuci go za burtę.
- Czy w ten sposób chcesz mnie uciszyć? Starając się znaleźć
R S
niedociągnięcia, za które będziesz mógł cofnąć mi licencję?
- Ellie, dlaczego jesteś taka podejrzliwa? Czyżbyś mi nie ufała? - zapytał
kpiąco.
- Na zaufanie trzeba zasłużyć.
Najwyraźniej go to rozbawiło.
- Obiecuję się poprawić, szefie - odpowiedział.
- Zacznij od podniesienia kotwicy. Nie ma czasu na pogaduszki.
- Tak jest, kapitanie!
Zmrużyła oczy, patrząc, jak on zwinnie podciąga się na linie.
- Czy to, że przyjęłaś mnie na pokład, mam odebrać jako ustępstwo?
- Chyba żartujesz - odpowiedziała, czując, jak mocno wali jej puls.
- Przepraszam - wymamrotał pokornie.
Ale wiedziała, że to tylko pozory.
Od czasu do czasu ocierali się o siebie, wykonując różne prace na
pokładzie. Za każdym razem odbierało jej to na chwilę dech w piersiach. I za
każdym razem nieskutecznie starała się to ukryć.
Niestety na łodzi nie dało się uniknąć fizycznego kontaktu pomiędzy
dwójką intensywnie pracujących osób. Musiała się z tym pogodzić.
Po jakimś czasie zaczęła wręcz wyczekiwać kolejnego momentu, gdy
przypadkiem jej dotknie. I gdy tylko mogła, zerkała na niego skrycie, po-
dziwiając jego silne, opalone ciało podczas pracy. W kategoriach rozrywki to
nie było wcale takie złe.
Po wydarzeniach ostatniej nocy powiedziała sobie, że już nigdy nie chce
go widzieć, ale teraz nie była tego taka pewna.
Alexander błyskawicznie wszedł w rolę żeglarza, jakby się do niej
urodził.
Właściwie był bardziej mieszkańcem wyspy niż ona. Szkoda, że stracił
R S
kontakt z ludźmi, z którymi tak wiele go łączyło. Z drugiej strony, można było
uznać to, co właśnie robił, za próbę powrotu do korzeni. Albo starania
zmierzające do usunięcia jej z wyspy. Jakby nie było, musiała przyznać, że
błyskawicznie uwinął się z zadaniami, które mu wyznaczyła.
- Jeszcze jakieś rozkazy, kapitanie? - spytał ironicznie.
- Tak, odpowiedz mi na pytanie: dlaczego tu jesteś?
- Z powodu niedokończonych spraw.
- Niedokończonych? - zapytała z niedowierzaniem.
Pasażerowie zaczęli ją zagadywać. Stopniowo doceniała urok tego dnia -
powierzchnia wody była gładka, a słońce przyjemnie pieściło skórę. Ale nawet
gdy starała się zrelaksować delikatną bryzą, obecność Alexandra rozpraszała
ją. Właśnie zaczął rozwijać żagle nad ich głowami.
Alexander starannie wybierał pola bitwy i Ellie wiedziała, że musi mieć
się na baczności po zeszłej nocy. Ale to była jej łódź - jej świat - i nie za-
mierzała spokojnie znosić jego obelg. Poczekała, aż dołączy do niej przy
sterze.
- Powiedz mi, o co ci chodzi, i będziemy mogli w spokoju doczekać
końca rejsu.
- Nie mogę tego zrobić - powiedział, uśmiechając się do zerkających na
nich pasażerów.
- A to dlaczego?
- Bo chcę cię poznać. Bo w moim interesie leży zapoznanie się ze
wszystkim, co znajduje się w mojej strefie wpływów.
- Strefie wpływów? Lepiej poczytaj sobie przepisy dotyczące żeglugi - to
jest moja łódź, a nie twoja wyspa, nie masz tu żadnej jurysdykcji.
- Do momentu, kiedy wrócimy do portu - wyszeptał jej do ucha.
Poczuła łaskotanie w uchu, a potem całym ciele. Była wyczulona na jego
R S
obecność, gdy stał tak blisko. To była jej łódź. Jej...
- Do mojego portu - dodał.
- Przestań mi grozić.
Spojrzała mu w oczy - były niesamowite. Niesamowicie okrutne i
bezwzględne. Odwróciła wzrok, zadzierając brodę.
A potem jej myśli zaczęły błądzić. Nigdy wcześniej tak naprawdę nie
całowała mężczyzny. Starzec z Anglii jej to zagwarantował. Jak mogła, skoro
kontakt z mężczyzną automatycznie nasuwał jej skojarzenia z przemocą? A do
momentu spotkania Alexandra nie odczuwała nawet żadnej pokusy.
Gdy udało jej się wrócić do rzeczywistości, zobaczyła, że Alexander
rozmawia z pasażerami.
- Zapowiada się przyjemny rejs - mówił im.
A może mówił do niej? Czy zdawało mu się, że może się z nią teraz
zaprzyjaźniać, po tym, co stało się zeszłej nocy?
Upewniwszy się, że nikt ich nie słyszy, zaatakowała go.
- Jestem zaskoczona, że chcesz marnować swój cenny czas na lafiryndy.
- Wszystko jest częścią poznawania mojego świata.
- Na szczęście dla mnie nie jestem częścią twojego świata.
- Zdawało mi się, że mieszkasz na Lefkis?
- Muszę skupić się na sterowaniu - powiedziała, nie mogąc znieść jego
spojrzenia.
- Jestem tu, żeby ci pomóc, Ellie. Mamy przed sobą długi dzień, więc...
- Więc zacznij się przyzwyczajać do bycia ignorowanym. Dobrze wiem,
dlaczego tu jesteś! By mnie szpiegować, osądzać...
- To ty zwykle osądzasz mnie zbyt surowo.
- Och, doprawdy? Ciekawe dlaczego!
Jej brwi uniosły się w ostrym łuku, gdy rzuciła mu gniewne spojrzenie.
R S
- A może ty mógłbyś mi wyjaśnić, co stało się z chłopcem, który miał dla
mnie dzisiaj pracować?
- Dałem mu dzień wolny. Mam nadzieję, że jestem godnym zastępcą?
- Jesteś zastępcą, ale w przyszłości zostaw mi wybór mojej załogi! A
skoro tak bardzo chciałeś znaleźć się na moim pokładzie, to czas teraz, żebyś
pozbierał od pasażerów zamówienia na drinki.
Spojrzał na nią zimno. Widać było, że dawno już nikt nie wydawał mu
poleceń.
Dotarli do jednego z ulubionych miejsc Ellie, gdzie każdy z pasażerów
mógł bezpiecznie popływać. Ellie patrzyła, jak Alexander rozdaje grupie
płetwy i rurki do nurkowania. Dobrze wykonywał swoje obowiązki i miał
dobry kontakt z pasażerami, ale Ellie nie chciała dać się zwieść pozorom.
Mimo wszystko jednak ten dzień zaskoczył ją, pokazując, że on kocha
morze tak bardzo, jak ona. Dokładnie, gdy o tym myślała, on spojrzał na nią.
Tak jakby wiedział, co jej chodzi po głowie. Szybko odwróciła wzrok.
Chowając sprzęt, rozmyślała nad kolejnym problemem. Miała się
rozebrać. Nie miała nic przeciwko robieniu tego w obecności dzieci i ich
rodzin, ale obecność Alexandra poważnie jej przeszkadzała.
Ellie zaczęła się szykować do pływania wraz z grupą, ale jeszcze zanim
zdjęła szorty, czuła się potwornie obnażona. W jej kostiumie pływackim nie
było nic prowokacyjnego. Ale po tym, co Alexander powiedział zeszłej nocy,
pewnie spodziewa się, że zobaczy coś skąpego i frywolnego. I ozdobionego
frędzelkami!
Gdy wszyscy byli gotowi, Ellie sprawdziła, czy łódź jest zabezpieczona.
Alexander nie wchodził jej w drogę od momentu, gdy zarzucili kotwicę.
Słyszała teraz, jak utrzymuje grupę w dobrym nastroju.
R S
Wydawać by się mogło, że śmiech stał się nowym językiem na pokładzie,
a on mianował się jego nauczycielem.
Szkoda, że nie mógł być dla niej miły. Owinęła się ręcznikiem.
Alexander też jeszcze się nie rozebrał. W tej chwili był zajęty sprowadzaniem
starszej pani po drabince biegnącej z boku burty.
Gdy starsza kobieta znalazła się bezpiecznie w wodzie, Ellie podeszła do
kolejki pasażerów ustawionych do drabinki. Przez chwilę myślała o za-
nurkowaniu, ale miała ze sobą pojemnik na próbki.
- Pomogę ci - zaoferował Alexander.
- Wolę, żebyś się po prostu odsunął.
- Wierzę - odpowiedział, nie ruszając się z miejsca.
Patrzyła na rękę, którą do niej wyciągnął.
- No, dalej. Tu nie chodzi o ciebie czy o mnie, tylko o zasady
bezpieczeństwa. Wiesz, że powinnaś już być w wodzie z twoimi pasażerami.
Wiedziała, że on ma rację. Chwyciła jego rękę.
- Dziękuję - powiedziała, nie podnosząc na niego wzroku.
Schodząc do wody, wiedziała, że patrzy na nią i czeka, aż ona
bezpiecznie znajdzie się w wodzie.
R S
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Ellie była dobrym pływakiem, więc - pomimo pojemnika, którym była
obarczona - szybko dotarła do swoich podopiecznych. Chwilę potem wszyscy
zgromadzili się wokół niej, gdy pokazywała im żyjątka, których wcześniej nie
dostrzegali.
- To kwestia doświadczenia - odpowiadała na komentarze na temat jej
talentu związanego z odkrywaniem tajemnic morskiego ekosystemu. Od-
powiadała na kolejne pytania, aż do momentu, gdy coś odwróciło uwagę jej
publiczności.
Obróciła się w kierunku, w którym patrzyli pasażerowie. Alexander stał
na krawędzi burty, przygotowując się do skoku do wody. Wyglądał wspaniale.
Uderzyło ją wspomnienie jego dotyku. Nigdy wcześniej tak się nie czuła.
Musiała odwrócić wzrok, żeby skupić się na czymś bezpieczniejszym.
Czego oczekiwała? Że będzie pływał w ubraniu? Walczyła ze sobą, by
nie spojrzeć na niego ponownie, ale w końcu i tak to zrobiła. I serce zaczęło
walić jej w piersiach.
Mięśnie w ciele Alexandra napięły się, gdy wykonał skok. Był jak
wyrzeźbiony z brązu i obrysowany słońcem. Jego skok był idealny.
A więc nieźle nurkował - co z tego? Tysiące ludzi to potrafi. Ale przecież
to nie jego technikę pływacką podziwiała tak naprawdę. Prawie krzyknęła, gdy
wynurzył się nagle tuż przy niej. Musiał przepłynąć cały ten dystans pod wodą.
Był niezły. Ale Ellie nie zamierzała okazywać mu podziwu.
- Zostawiłeś łódź bez opieki - stwierdziła.
- Wszystko jest pod kontrolą. Sprawdziłem, czy kotwica dobrze wbiła się
w dno.
- Zanurkowałeś aż do dna?
R S
- Oczywiście, jak inaczej mógłbym to wiedzieć? Kapitana nie było w
okolicy, więc nie mogłem skonsultować tego pomysłu. Ale zapewniam cię, że
wszystko jest w najlepszym porządku, a w okolicy nie dostrzegłem żadnych
piratów - powiedział, puszczając oko do przysłuchujących im się dzieci.
- Tego akurat nie jestem taka pewna.
- Na pewno nie zostaniemy zaatakowani.
Ellie zdała sobie sprawę, że ich nagie nogi prawie stykają się pod wodą.
- Jak możesz być tego tak pewny? - spytała, by zabawić dzieci.
- To proste. Moi ludzie patrolują wybrzeże.
Oczywiście, nie powinna zapominać, że to jego wybrzeże, jego wyspa.
- Tyle że na mojej łodzi to ja podejmuję decyzje i każę ci wracać na
pokład, marynarzu.
- A co zrobisz, jeśli się nie podporządkuję?
Do głowy przyszło jej wiele rzeczy, ale zdecydowała się po prostu
odwrócić do niego plecami i kontynuować zbieranie próbek.
- Podoba mi się, jak się nimi zajmujesz... delikatnie.
- Jeszcze tu jesteś? - wymamrotała.
Dzieci wybuchnęły śmiechem dzięki Alexandrowi, który stroił głupie
miny za jej plecami. Najwyraźniej nawet je miał po swojej stronie. No cóż,
może rzeczywiście brała dziś wszystko zbyt poważnie, ale on nie pomagał jej
się rozluźnić.
- Te anemony są mięsożerne - postanowiła kontynuować prezentację. - I,
jak zauważył Alexander, trzeba dotykać ich bardzo ostrożnie. Włożę tego do
pojemnika - porozmawiamy o nim, gdy wrócimy na pokład.
Udawała, że nie widzi, jak Alexander zaczesuje ręką gęste czarne włosy.
- Możesz to potrzymać? - spytała.
Wydawanie mu poleceń sprawiało jej coraz większą przyjemność.
R S
Zanurkowała w poszukiwaniu kolejnych znalezisk. Pod wodą nie było
widać, jak się rumieni.
- Chcesz, żebym pomógł ci szukać? - zapytał, gdy Ellie się wynurzyła.
- Tak, czemu nie.
Chwilę później Alexander pokazywał grupie, co udało mu się znaleźć.
- Ta mała ośmiornica to szczęśliwy traf.
Był niesamowity. Pasażerowie byli zafascynowani wszystkim, co
Alexander przynosił z głębszych wód. Gdyby nie fakt, że ciężko było jej go
znieść, musiałaby przyznać, że tworzą niezły zespół.
- Może wrócimy teraz na pokład, żeby Ellie mogła wam opowiedzieć o
zwierzętach, które zgromadziliśmy? - zasugerował Alexander.
- Od kiedy to wydajesz rozkazy? - wycedziła przez zęby, gdy wszyscy
posłusznie ruszyli z powrotem na łódź.
- Przepraszam, Ellie, ale nie mam teraz czasu na pogawędki - muszę
pomóc pasażerom wejść na pokład - odpowiedział z prześmiewczym błyskiem
w oczach.
Patrzyła, jak odpływa, żałując, że nie ma wystarczającego powodu, by
przeciągnąć go pod kilem. Czy mężczyźni mogą być jeszcze bardziej irytujący
niż ten konkretny przypadek? Jeśli tak, to być może powinna zamknąć się w
klasztorze.
Z drugiej strony musiała przyznać, że Alexander stara się umilić czas jej
pasażerom. Ale to człowiek, który do perfekcji opanował techniki zdobywania
tego, na czym mu zależy. Pytanie tylko, co chciał zdobyć tym razem?
Alexander pozostał w wodzie do momentu, gdy ostatni pasażer wszedł na
pokład. A potem słuchał z uwagą, gdy Ellie opowiadała grupie o znaleziskach.
Pomógł jej nawet podać lunch, i to bez żadnych uszczypliwych komentarzy.
Przyszedł do kuchni, by posprzątać, gdy grupa relaksowała się na
R S
pokładzie.
- Nie musisz...
- Chciałem sprawdzić, czy wszystko u ciebie w porządku.
- Pod kontrolą.
- To dobrze, ale chyba przydałaby ci się pomoc - jest dużo do zrobienia,
zanim popłyniemy z powrotem.
- Nie ma pośpiechu. Mogę to robić, jak długo będę chciała.
- A ja ci w tym pomogę. Rozejm? - spytał, machając białą ścierką.
- Będziesz wycierał naczynia? Chciałabym mieć teraz kamerę, żeby
utrwalić ten moment.
- Na szczęście dla mnie, nie masz - uśmiechnął się.
Zaczęli pracować ramię w ramię.
- To był dobry dzień, prawda? - zagadnęła Ellie.
- Ty jesteś dobra.
- Komplementy? Od ciebie?
- Nie mam nic przeciwko mówieniu zasłużonych komplementów.
- Dziękuję bardzo - odpowiedziała, próbując ukryć zmieszanie.
- O, to mi się podoba! Kobiety na wyspie powinny mieć więcej pokory -
zażartował. - Może przydałoby się oficjalne rozporządzenie...
- Spróbowałbyś tylko.
Nie była pewna, czy flirtują ze sobą. Spróbowała dyskretnie odsunąć się
od niego, aby zwiększyć dzielący ich dystans, ale w maleńkiej kuchni nie było
to możliwe.
Alexander myślał o tym, jak wściekły i pełen dziwacznych podejrzeń był
zeszłej nocy. Badawczo przyglądał się twarzom innych mężczyzn, szukając u
nich oznak zainteresowania Ellie. Teraz wiedział, że kobieta z jego przeszłości
była całkiem inna niż Ellie.
R S
Ale pojawił się tutaj także dlatego, że chciał na własne oczy zobaczyć, że
rejsy, które Ellie oferuje w internecie, są naprawdę bezpieczne i dobre dla
reputacji wyspy. Z tego, co do tej pory zaobserwował, Ellie była jak
najbardziej kompetentna w kwestii ich organizacji, a jej pokazy - bardzo
pouczające. Jedyny problem, który zauważył, to fakt, że ona sama nie widzi,
jak dobra jest w tym, co robi.
I nie miała pojęcia, jak bardzo on jej pragnie. Czuł jej ciepłą obecność tuż
obok. Nawet jej zmienny charakter go ekscytował. Potrafiła być nieobliczalna
jak morze. Stłumiony dźwięk radosnych głosów na pokładzie uspokajał Ellie.
Nie zdawała sobie sprawy, jak blisko siebie stali, dopóki nie poczuła na twarzy
jego ciepłego, świeżego oddechu.
- Czy coś cię martwi?
- Nie... - Potrząsnęła głową, żeby przekonać i jego, i siebie samą.
Pogłaskał ją dłonią po policzku.
- Chyba coś przede mną ukrywasz.
Rozpaczliwie potrzebowała przestrzeni, powietrza. Potrzebowała
spokojnie o tym wszystkim pomyśleć.
Zmywanie naczyń pomoże jej się uspokoić - zresztą nie mogła wybiec na
pokład, zostawiając go samego ze sprzątaniem.
Chciała przesunąć się obok niego, aby dostać się do jednej z szafek, ale
on nie ustąpił jej miejsca. Zamiast tego przycisnął ją do siebie.
W pierwszym odruchu chciała go odepchnąć, ale gdy jej ręce znalazły się
na jego piersi, palce wpięły się w jego ubranie i także przylgnęła do niego.
- Czyżbyś zaczynała mi w końcu ufać? - zapytał z uśmiechem.
Nie miała pojęcia, dlaczego nie była w stanie się od niego oderwać.
- Lepiej wrócę na pokład... zobaczę, czy ktoś czegoś nie potrzebuje... -
wydusiła.
R S
Poczuła się rozczarowana, gdy to Alexander odsunął się od niej. Uniósł
też ręce, ostentacyjnie okazując, że nie chce dotykać jej wbrew jej woli.
Chwilę potem wspiął się szybko na pokład, pokonując dwa stopnie naraz, i
wkrótce do Ellie dotarł wesoły śmiech witających go pasażerów.
Obiecując sobie zrobić wszystko, żeby ten dzień był udany aż do końca,
Ellie także wyszła na pokład.
W drodze powrotnej wszyscy na pokładzie milczeli, a i ona nie miała
ochoty tego przerywać. Przynajmniej do momentu, gdy mijali miejsce, gdzie
ludzie Alexandra rozpięli łańcuchy nad wodą.
- To było konieczne - uprzedził ją, widząc jej spojrzenie.
Ellie pomyślała, że to niezbyt szczegółowe wyjaśnienie.
- Naukowcy sprawdzili dla mnie trasę wyścigów - powiedział, by ją
uspokoić. - Wpływ na morze będzie minimalny, ale zapewniam cię, że
rozumiem twój niepokój...
- Czy obawy Ellie mają wobec tego jakieś podstawy? - zapytał ktoś z
grupy.
Chciała za wszelką cenę uniknąć kłótni w towarzystwie pasażerów.
- Pracujemy razem nad rozwiązaniem tej sytuacji - powiedziała
dyplomatycznie. - Jak sami wiecie, Alexander to rozsądny człowiek, prawda?
- Właśnie z tego powodu tu dziś jestem - potwierdził, włączając się do jej
gry. - Chcę zapewnić Ellie, że będą tu miały miejsce wyłącznie zmiany
korzystne dla wyspy.
Oczy Ellie zabłysły, ale powstrzymała się od komentarzy. Najważniejsze,
że odpowiedź Alexandra zadowoliła resztę obecnych.
Alexander stanął za sterem, a ona zgromadziła wokół siebie część grupy,
która była zainteresowana miejscowym ekosystemem. Ludzie pytali też o
wyścigi łodzi, a także o możliwość zaplanowania kolejnego pobytu tutaj.
R S
Może jednak kompromis był najlepszym rozwiązaniem. Ellie przejęła
ster, bo chciała kontrolować łódź w miejscu, do którego się właśnie zbliżali. To
tu jej ojciec stracił życie.
Zredukowała pracę silnika i wolno przepłynęła przez pamiętny punkt.
Nikt oprócz niej nie wiedział, że ten odcinek morza był dla niej jak kaplica.
Pomimo różnych perypetii Ellie uważała, że dzień był udany. Rozdawała
jeszcze numery kontaktowe, zachęcając do udziału w przyszłych rejsach, gdy
spostrzegła, że Alexander spuszcza do wody wiadro, żeby móc wyczyścić
pokład. Najwyraźniej nie zamierzał opuścić łodzi z resztą pasażerów. Co
więcej, wyglądał, jakby świetnie się bawił. Krzyczał wesoło do rybaków na
innych łodziach, jakby był jednym z nich.
Zrzucenie stylu greckiego potentata przyszło mu z niesamowitą
łatwością. Ellie nie mogła uwierzyć, że on jest w stanie przemienić się w
zrelaksowaną, niemalże sympatyczną osobę. Tylko jak długo potrwa ten stan?
- Będziesz tak stać bezczynnie przez resztę dnia? - zapytał zadziornie,
opierając się o miotłę.
- Zajmę się tym - powiedziała, próbując wyjąć miotłę z jego rąk. -
Możesz już iść.
- Nigdzie nie idę, dopóki nie skończymy.
- Już ci mówiłam, że nie ma żadnego „my", a ty już skończyłeś.
Zignorował ją.
- Pochowam sprzęt.
- Nie musisz tego... - Ellie próbowała go powstrzymać, coraz bardziej
sfrustrowana.
Zszedł jednak pod pokład. Chwilę potem wynurzył się tylko jego tors.
- Może jak skończymy, napijesz się ze mną piwa? - zapytał z łobuzerskim
uśmiechem.
R S
- Pod pokładem jest za gorąco, wolę posiedzieć tutaj...
- Miałem na myśli jakiś lokal na brzegu - wyjaśnił. - Biorę twoje
milczenie za „tak". Zjemy razem kolację, znam świetne miejsce: świeże ryby,
muzyka, tańce...
Stała jak zamurowana. Nie miała pojęcia, czemu na to przystaje. Co
gorsza, kilku rybaków słyszało ich rozmowę i teraz zerkali na nich z cie-
kawością.
- Na pewno jesteś głodna, ja zresztą też. Oboje tego potrzebujemy.
- Niby czego?
- Jedzenia. Dobrego jedzenia, przyćmionych świateł, słodkiej muzyki i
wielkiej misy greckiej sałatki z fetą, serem, oliwkami...
Rybacy mrugnęli do niej porozumiewawczo. Do tego w tym momencie
zaburczało jej w brzuchu.
- Dobrze... - zgodziła się z ociąganiem.
- A to po co? - spytała Ellie, zerkając podejrzliwie na miskę świeżej
pietruszki, którą właściciel restauracji z uśmiechem umieścił na ich stole.
- Pożuj to.
- Ale dlaczego?
- Bo pietruszka jest nieoceniona po tym, jak jadło się cebulę... - wyjaśnił
z uśmiechem.
- Chcesz powiedzieć, że czuć ode mnie cebulą?
- Raczej nie będę miał okazji zbliżyć się na tyle, żeby się o tym
przekonać. Ale najwyraźniej nasz gospodarz podejrzewa mnie o takie zamiary.
- To się srogo rozczaruje - mruknęła, jak gdyby myśl o pocałowaniu
Alexandra nie prześladowała jej w trakcie całego posiłku. Żeby skupić się na
czymś innym, wzięła trochę pietruszki do ust.
R S
- Ohydne... - stwierdziła, żując.
- Wierzę.
- Nie zamierzasz tego jeść?
- Jak już mówiłem, nie mam w planach żadnych miłosnych wyskoków,
więc nie jest mi to potrzebne.
- Dziękuję bardzo, w takim razie - powiedziała rozdrażniona. - Pójdę
umyć ręce.
Jak zwykle dobre maniery Alexandra sprawiły, że wstał i odsunął dla niej
krzesło. W drodze do toalety Ellie czuła jego spojrzenie.
- Czy chciałabyś zatańczyć, Ellie? - zapytał później.
Zaczęła grać muzyka i pojawiły się tańczące pary. Nie była pewna, czy
taniec z nim to dobry pomysł, ale nie mogła dłużej chować się przed
uczuciami, jakie wzbudzał w niej Alexander.
- Z przyjemnością... - odpowiedziała.
Wystarczyło, że kiwnął na nią palcem, a ona była już u jego stóp.
Spojrzała na dłoń, którą do niej wyciągnął, a potem na parkiet. Grał
tradycyjny zespół bouzouki i wszyscy tańczyli razem w kółku. Byli tam nawet
mali chłopcy pląsający ze swoimi babciami.
Spojrzała w zielone oczy Alexandra, które prosiły tylko o taniec - nic
więcej. Ujął ją za rękę i poprowadził do poszerzającego się z minuty na minutę
kręgu bawiących się.
Ellie nie mogła sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz tańczyła. Alexander
obdarzył ją szerokim uśmiechem i przyciągnął bliżej do siebie. Ale gdy
muzyka zwolniła do rytmu seksownej rumby, ciało Ellie stężało, zaczęła się od
niego odsuwać.
- Masz już dość? - spytał badawczo.
R S
Wokół nich pary przytulone policzek do policzka wykonywały razem
wężowe ruchy w rytm muzyki. Ellie była pewna, że tylko by się ośmieszyła.
Po pierwsze: nie ma poczucia rytmu, a po drugie: nie była pewna, czy jest w
stanie tańczyć tak blisko Alexandra.
- Coś nie tak?
- Nie, nic... - skłamała.
Alexander odprowadził ją do stolika i spojrzał jej głęboko w oczy.
- Nic? - spytał. - Czy to nic doprowadza cię do takiego stanu? Jest coś, o
czym mi nie chcesz powiedzieć.
- Nie ma nic, o czym chciałabym ci mówić! - Wstała gwałtownie i
ruszyła ku wyjściu, przeciskając się przez tłum.
Alexander dogonił ją chwilę po tym, jak wydostała się na zewnątrz.
- Chyba już najwyższy czas, żebyś powiedziała mi, o co tu chodzi.
Próbował położyć jej dłoń na ramieniu, ale strząsnęła ją.
- Wracaj do środka i baw się dobrze!
- Nie, Ellie, zostanę tu z tobą.
W tym momencie obok nich przeszedł mężczyzna palący cygaro. To
spowodowało, że Ellie całkowicie już straciła nad sobą kontrolę. Przestała
słyszeć głos Alexandra. W jej żyłach ciężko pulsowała krew.
- Ellie, poczekaj!
Ale nie zamierzała się zatrzymać. Chciała uciec, schować się, zapomnieć.
Dogonił ją ponownie, ale tym razem był ostrożniejszy.
Oparła się plecami o kamienny mur i powoli ześliznęła na ziemię, gdzie
przyciągnęła do siebie kolana, otoczyła je ramionami i ukryła twarz.
- Ellie... - Alexander uklęknął przy niej.
- Przepraszam... - wydusiła. - Wybacz, że tak się zachowuję. Nie wiem,
co we mnie wstąpiło...
R S
Nie mogła znieść myśli, że on widzi ją w takiej sytuacji. On, albo
ktokolwiek inny.
Alexander tylko trwał przy niej, nie mówiąc nic ani jej nie dotykając.
Chciał koniecznie dowiedzieć się, co jej jest.
Nie próbował pomóc, gdy w końcu się podniosła. Rozumiał, że
potrzebuje przestrzeni. Widział już ludzi, którzy cierpieli w wyniku przeżytej
traumy, i wiedział, że potrafią się chować za maskami, jakie sobie stworzą.
Gorzej jednak, gdy maska w końcu opada. Ale on chciał być przy niej, co nie
zdarzyło mu się z nikim już od tak długiego czasu...
- Powinnam już położyć się spać... - powiedziała.
- Odprowadzę cię na łódź - zaoferował ostrożnie.
Szli obok siebie w milczeniu.
- Dziękuję - powiedziała formalnym tonem. - Jeszcze raz przepraszam, że
tak się załamałam. Myślałam o ojcu i...
Nie wierzył jej, ale nie zdradził tego.
- Ellie, bardzo mi przykro...
- Tak, wiem.
Tyle że to, czego świadkiem był Alexander, wyglądało raczej na lęk, a
nie żal po stracie bliskiego. Delikatnie spróbował ją wybadać.
- Mam tylko nadzieję, że się mnie nie boisz...
- Oczywiście, że się boję. Każda rozsądna kobieta powinna dygotać ze
strachu, gdy przemawia do niej wielki Alexander Kosta, prawda?
- A więc jednak nie brakuje ci rozsądku?
Przez twarz Ellie przebiegł cień rozbawienia.
- To dlaczego nie dygoczesz?
- Hm, musi być ze mną jednak coś nie tak - odpowiedziała. - Aha, tak
przy okazji, zapomniałam ci zapłacić za dzisiejszą pracę.
R S
- Powiedzmy, że jesteśmy kwita.
- Przynajmniej pozwól, że zapłacę za kolację.
- Nie trzeba, Ellie. Śpij dobrze - powiedział i ruszył z powrotem.
- Alexander!
Odwrócił się i podszedł do niej.
- Tak?
Minęła chwila, potem następna.
- Nic... Tylko... Jeszcze raz dziękuję.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
Teraz bardziej niż kiedykolwiek przedtem miał ochotę ją pocałować. Ale
dostrzegał też ból, który ukrywała pod przywołanym na twarz uśmiechem.
Gdy tylko otworzyła oczy, wydarzenia zeszłej nocy wróciły. Zażenowana
myślała o tym, jak pozwoliła sobie uzewnętrznić swoje uczucia przed innymi -
co więcej, przed Alexandrem!
Wyplątała się z pościeli i powlokła do okienka, ale Olympusa nie było w
zasięgu wzroku. Czego innego można się było spodziewać po Alexandrze?
Wyszła na pokład owinięta w stary koc. Naokoło rozciągał się tylko
bezkres morza.
Musiała przygotować się do rejsu. Tym razem proste, rutynowe
czynności nie pomogły jej odwrócić uwagi od problemów, a morze nigdy
wcześniej nie wydawało się jej tak puste. Dopiero pojawienie się pasażerów
pozwoliło jej skupić się na czymś innym.
Popłynęła w kierunku ulubionej wysepki. Dzień upływał przyjemnie, a
wolny ruch łodzi uspokajał ją. Do momentu, gdy zobaczyła coś, co wydusiło
jej z piersi okrzyk zaskoczenia. Błyskawicznie zwinęła żagle i wrzuciła bieg
wsteczny silnika.
R S
Nie mogła uwierzyć: na płytkich wodach, po których żeglowała - pełnych
wąskich przesmyków i ukrytych pod wodą skał - śmigały potężne łodzie
wyścigowe. Omiotła wzrokiem pokład, aby sprawdzić, czy wszyscy mieli na
sobie kamizelki ratunkowe. Wyścigówki nie przecięły w końcu jej toru - nie
miały nawet takiego zamiaru.
Dla jej grupy okazało się to atrakcją dnia, i nawet Ellie musiała przyznać,
że ich widok był spektakularny. Po początkowym zaskoczeniu zdała też sobie
sprawę, że łodziami sterowano w sposób odpowiedzialny mimo prędkości,
jakie osiągały.
Pierwszą z łodzi sterował Alexander, który uniósł rękę w pozdrowieniu,
gdy przemknął obok. Ellie musiała przyznać, że wiedział, co robi.
Obserwując mknące wyścigówki, Ellie zbladła, gdy uświadomiła sobie,
że płyną prosto do miejsca, gdzie zginął jej ojciec. Alexander nie mógł o tym
wiedzieć, ale za chwilę przemknie nad jego grobem...
Ale najbardziej zabolało ją to, że Alexander ją okłamał. Powiedział
przecież, że poczeka, aż wszyscy na wyspie wyrażą zgodę, zanim cokolwiek
zrobi. Kiedy to niby dostał jej pozwolenie?
Ellie zachowała pozory spokoju aż do końca rejsu, ale gdy tylko
pasażerowie zeszli z pokładu, postanowiła, że znajdzie Alexandra i rozmówi
się z nim.
R S
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Pojechała rozklekotanym miejscowym autobusem do głębokiej przystani
i dotarła tam akurat wtedy, gdy łódź, którą prowadził wcześniej Alexander,
była wciągana na pokład jego jachtu. On sam nadzorował osobiście całą
operację. Musiała zwrócić jego uwagę, bo inaczej ochroniarze nie wpuściliby
jej na pokład Olympusa.
Alexander sam ją zauważył i pomachał do niej, nie spodziewając się
burzy, jaka miała za chwilę wybuchnąć.
- Alexander...
- Ellie, co za miła niespodzianka.
Gdy szła po trapie, zauważył, że coś jest nie tak.
- Jakieś problemy?
- Tak, coś w tym stylu - przyznała, zmuszając się do uśmiechu, żeby nie
zaprzepaścić swoich szans dostania się na pokład. - Możemy gdzieś spokojnie
porozmawiać?
- Oczywiście.
Myśli kotłowały się w głowie Ellie, ale zdołała się kontrolować do
momentu, gdy wygodnie rozsiedli się w salonie. Ale wtedy Alexander siadł
naprzeciwko niej i mogła myśleć tylko o jego włosach, opalonej twarzy,
białych zębach, szerokich ramionach...
- Co w takim razie mogę dla ciebie zrobić, Ellie? Może zaczniemy od
kawy?
Pochylił się nad interkomem i złożył zamówienie.
- Co cię tu sprowadza?
- Okłamałeś mnie.
- W jakiej sprawie?
R S
- Wyścigów.
- Ja nie kłamię.
- To o co chodziło z tymi popisami dzisiaj?
- To była próba.
- Nawet próba może mieć negatywne skutki...
- A ja zadbałem o to, żeby ich nie było. Zasięgnąłem rady...
- Czyjej?
- Naukowców, którzy znają te wody nie gorzej od ciebie.
- Wątpię.
- Ellie - próbował ją uspokoić, gdy zerwała się z miejsca.
- Naraziłeś moją łódź na niebezpieczeństwo!
- Wcale nie chodzi ci o to - jest coś więcej, prawda?
- Dlaczego musiałeś pływać po tym konkretnym kanale? - spytała cicho.
- Bo to ma być najszybszy odcinek wyścigu i chciałem sprawdzić jego
bezpieczeństwo, zanim pojawią się tam inne lodzie.
Ellie zbladła na wieść, że miejsce spoczynku jej ojca ma stać się torem
wyścigowym dla entuzjastów motorówek.
- Nie możesz tego zrobić - zaprotestowała.
- Mogę robić, co mi się podoba.
- Bez względu na to, co to znaczy dla innych?
- Ellie, o co chodzi? Czemu nie chcesz mi powiedzieć, co się z tobą
dzieje?
- Ty... Chodzi o ciebie...
Jej oczy wypełniły się łzami, a on wyciągnął rękę, żeby ją objąć.
Rozległo się pukanie do drzwi, a potem wszedł steward z kawą.
- Postaw tutaj. - Alexander wskazał stolik. - Mam zająć się serwowaniem,
czy chcesz sama to zrobić?
R S
- Nie mam ochoty na kawę.
- Na co masz, w takim razie, ochotę?
- Proszę cię... nie, błagam cię, żebyś zmienił trasę wyścigów.
- Nie rób z tego dramatu. Mówię przecież, że doradzono mi w kwestii
najlepszej trasy dla tego wyścigu.
- Po grobie mojego ojca?
- Co takiego? - Wytrzeszczył na nią oczy.
Ellie spojrzała na niego.
- Trasa, którą obrałeś, przechodzi dokładnie nad miejscem jego
spoczynku.
Przetarł twarz dłonią w niedowierzaniu.
- Nie mogłeś się tego dowiedzieć od swoich naukowców, co?
Przez chwilę pomieszczenie wypełniała cisza.
- Dlaczego wcześniej mi tego nie powiedziałaś? Gdybym miał
jakiekolwiek pojęcie...
Ku jego zdumieniu położyła na chwilę dłoń na jego ramieniu, tak jakby
chciała go pocieszyć. Chwilę potem jednak gwałtownie ją zabrała.
- Nie musisz być przez cały czas silna, nie musisz taka być przy mnie.
Wziął jej twarz w dłonie, otarł łzy i pocałował ją lekko. Potem wrócił do
stolika i nalał dla nich kawy, jak gdyby nigdy nic. Obiecał sobie, że wyna-
grodzi jej to, co się stało. Sprawi, że miejsce spoczynku jej ojca będzie
rozpoznawane i otoczone szacunkiem.
Rozmawiali kilka godzin. Nietknięta kawa zdążyła już dawno wystygnąć.
Ellie opowiedziała mu o ojcu. Opowiedziała mu o wszystkim, oprócz gwałtu.
W zamian Alexander poprosił ją, żeby pomogła mu w organizacji wyścigów,
jako że jej wiedza o miejscowych warunkach była nieoceniona.
A potem ją pocałował.
R S
Była oszołomiona tempem, z jakim rzeczy się działy, gdy Alexander
przejmował kontrolę. Zaniósł ją do swojej sypialni i położył na jedwabnej na-
rzucie. Wyciągnęła do niego ręce, pamiętając, ile rozkoszy jest w stanie jej
dostarczyć. Pocałował ją znowu, ale ona chciała więcej.
Odczuwała głód, którego nigdy wcześniej nie doświadczyła. Nawet
poprzednim razem. Bo wiedziała wtedy, że nie odda mu się do końca. Tym
razem było jednak inaczej.
Zachłysnęła się powietrzem, gdy dłoń Alexandra zaczęła pieścić jej
brzuch. Jej ruchami sterował jakiś pierwotny rytm. Myśli i emocje były
całkowicie skoncentrowane na Alexandrze.
Zdjął z niej ubrania.
- Powoli, Ellie - uspokoił ją.
Głos był miękki i zmysłowy. Gdy wstał, żeby się rozebrać, natychmiast
zatęskniła za nim.
- Wracaj do łóżka, bez ciebie jest tu zimno...
- Zimno? Nie na długo - odpowiedział z uśmiechem, zrzucił z siebie
ubranie i wyciągnął się koło niej, biorąc ją w ramiona.
Spojrzała mu głęboko w oczy.
Na pewno zdawało mu się, że zna ją dobrze, ale tak nie było. Nie
wiedział o wstydzie, który ją paraliżował. Nagle zapragnęła schować się, znik-
nąć, ale podciągnęła tylko kołdrę pod brodę.
- Rozmyśliłaś się? - zapytał.
Serce waliło jej w piersi. Alexander był przy niej, głaskał ją, uspokajał.
- Nie, wszystko w porządku - skłamała. - Jest mi bardzo dobrze. Nie
przestawaj, proszę.
- Zamierzam trochę zwolnić, żebyśmy mogli przedłużyć przyjemność -
wymruczał, przyciskając usta do jej ust.
R S
Przesunął się nad nią, pomagając jej ułożyć się wygodnie.
Ellie wyciągnęła ku jego twarzy drżące dłonie, tak jakby chciała upewnić
się, że to nie lubieżny starzec, ale młody piękny mężczyzna, który naprawdę jej
pragnie. Przesunęła palcami po jego wargach i szorstkim od zarostu
podbródku.
Przez chwilę panowała pełna napięcia cisza, a potem Alexander odsunął
się gwałtownie.
- Nie jesteś tu wcale ze mną, Ellie. Z kim jesteś?
- Z nikim...
- Nie kłam.
- Nie kłamię... - Odwróciła głowę, próbując pozbierać myśli.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - zapytał, wstając z łóżka.
- Czego?
- Że jesteś dziewicą.
Była zbrukana, naznaczona, tak jak jej przepowiedział gwałciciel. Nie
była w stanie stworzyć normalnego związku z mężczyzną.
- Ellie, powinnaś mi była powiedzieć. - Wstał i zaczął się ubierać.
Czuł, że poniósł porażkę przez fakt, że ona nie była w stanie mu zaufać.
Chciał ją chronić. Pragnął jej, jak tylko mężczyzna może pragnąć kobiety.
- Ellie...
Wcisnęła twarz w poduszkę i zakryła uszy, nie mogąc znieść czułej nuty
w jego głosie. Zaufał jej i należała mu się prawda.
- Nie jestem dziewicą, Alexandrze...
- Co takiego?
Cisza znowu zawisła w powietrzu.
- Nie jestem dziewicą - powtórzyła.
- W takim razie co to za gierki? Czekają na ciebie fotografowie?
R S
- Fotografowie?
- Lepiej przyznaj się sama, bo i tak się dowiem. Pracujesz dla jakiegoś
brukowca? Masz tu gdzieś ukrytą kamerę, magnetofon?
Spuściła głowę, a on wziął to za potwierdzenie swoich przypuszczeń.
- Wynoś się. Możesz skorzystać z łazienki, a potem opuść jacht. Nie
mogę na ciebie patrzeć.
Ellie owinęła się prześcieradłem i ruszyła w kierunku drzwi, ale
Alexander zastąpił jej drogę.
- Ilu mężczyzn było przede mną?
Ellie próbowała coś powiedzieć, ale z jej ust wydobyły się tylko
nieartykułowane dźwięki.
- No, dalej, odpowiedz. Czy upatrujesz sobie tylko tych bogatszych, czy
zadowalasz się każdym...?
- Był tylko...
- Tak?
Błyszczące nienawiścią oczy nie mogły należeć do mężczyzny, który
jeszcze kilka minut temu pieścił ją z taką czułością.
- Jeden.
- Jeden - powtórzył. - Czy ten mężczyzna wiele dla ciebie znaczył?
- Nie! - prawie krzyknęła.
- Żonaty?
- Oczywiście, że nie!
- Grek?
- Nie...
- W takim razie ktoś w Anglii?
Cisza udzieliła mu odpowiedzi.
- Powiedz, jak się nazywał.
R S
- Nie...
- Jeśli chcesz dalej mieszkać na Lefkis, lepiej mi powiedz.
- Szantaż?
- Czekam na odpowiedź.
Nabrała powietrza, przygotowując się.
- To był starszy człowiek... Był przyjacielem mojej matki.
- Starszy?
Nie mógł uwierzyć, że historia może powtarzać się w tak perfidny
sposób. I to teraz, gdy tylko zaczął wierzyć, że może odnaleźć szczęście na
nowo z kobietą, która była całkiem inna od jego byłej żony. Istniał tylko jeden
powód, dla którego młoda dziewczyna mogła pójść do łóżka ze starcem. Jak
mógł dotknąć jej teraz, wiedząc o tym?
- Odejdź, Ellie... - powiedział, patrząc, jak stoi niepewnie, nie wiedząc,
co ma zrobić. - Zostaw mnie w spokoju.
Odwrócił głowę, nie mogąc znieść jej widoku.
Próbowała z nim rozmawiać, ale było za późno. W głowie miał obrazy
Ellie zaspokajającej żądze starca. Krew pulsowała mu w skroniach. Nie wie-
dział, co ona do niego mówi. Jedyne, co słyszał, to ogłuszający śmiech
Demetriosa Lindosa.
R S
ROZDZIAŁ JEDENASTY
W ustach czuła nieznośną suchość, mimo tego że przed chwilą wypiła
świeży sok z pomarańczy w jednej z pobliskich kafejek. Ellie siedziała skulona
na nabrzeżu, rozmyślając o Alexandrze, a nad nią wisiało posępne niebo w
każdej chwili grożące deszczem. Spędziła noc, śpiąc nerwowym snem na ław-
ce na placu zabaw. Nie udało jej się wrócić na łódź, bo autobus nie kursował
do tak późnych godzin.
Może pewnego dnia dotrze do niej, że Alexander i ona należą do całkiem
innych światów, myślała, patrząc na jego jacht. Od czasu do czasu te światy
stykają się ze sobą, ale na tym to się kończy. Ellie przypadkiem otworzyła stare
rany i Alexander musi jej za to nienawidzić. Nigdy już nie będzie w stanie na
nią spojrzeć, nie myśląc o tym, że była ze starszym mężczyzną, dokładnie tak,
jak jego młoda żona lata temu. Gdy Ellie poznała tę historię dzięki
miejscowym, otworzyło jej to oczy i wyjaśniło nastawienie Alexandra do
życia.
Gdyby tylko mogła wyznać mu prawdę... Ale na to było już za późno.
Usłyszała odgłos łodzi spuszczanej do wody. Spojrzała na Olympusa i
zobaczyła Alexandra stojącego na pokładzie jachtu. Najwyraźniej zamierzał
przeprowadzić kolejne testy przed wyścigami.
Mogła winić tylko siebie, jeśli te próby zaburzą spokój miejsca
pochówku jej ojca albo zakłócą ekosystem. Zmarnowała bowiem szansę na
przekonanie Alexandra do swoich racji.
Ale może przynajmniej ochronić go przed niebezpieczeństwem, które
niosły ze sobą wody wokół Lefkis. Miejscowi często powtarzali, że nikt nie
zna ich lepiej od Ellie.
To musi być zapisane w genach. Iannis Mendoras nauczył ją
R S
wszystkiego, co wiedział, a ona była pełną zapału uczennicą. Wiedziała, że
przy nieprzychylnej pogodzie łodzie mogą zostać zniesione na skały.
Było to jak przeżywanie na nowo koszmaru związanego ze śmiercią ojca.
Za późno, by zatrzymać Alexandra, ale może uda jej się dogonić go, zanim
dotrze do najniebezpieczniejszego odcinka trasy.
Stary autobus zabrał ją w kierunku łodzi. Obserwowała, jak do łodzi
Alexandra dołącza więcej motorówek i wyglądało na to, że testy przerodzą się
w wyścig.
Ellie zgadywała, że pozostali uczestnicy też chcieli przetestować trasę, a
Alexander nie zabraniał tego, bo nie był osobą, która chce uzyskać przewagę w
sposób nieuczciwy.
Ellie zerknęła na mroczne niebo. Przemykały po nim cienkie skrawki
chmur, co nie było dobrym znakiem. Wkrótce morze zacznie piętrzyć masyw-
ne fale, a Alexander będzie musiał walczyć z żywiołem spychającym go na
ukryte pod powierzchnią wody skały.
Ellie musiała zapobiec tragedii.
Alexander rozkoszował się mocą łodzi. Zawrotna szybkość niosła ze sobą
pewne ryzyko, ale pozwalała oczyścić głowę z myśli - a tego właśnie w tej
chwili potrzebował. Jednak dziś, prując spienioną wodę dziobem łodzi, nie był
w stanie przestać myśleć o Ellie. Jego ludzie poinformowali go, że tej nocy nie
wróciła na swoją łódź. Gdzie była?
Przynajmniej tym razem nic jej nie zagrozi na wodzie. Alexander wydał
instrukcje, aby ostrzec właścicieli miejscowych łodzi przed wpływaniem dziś
na obszar planowanej trasy wyścigu. Próba była na dużą skalę, więc dla
bezpieczeństwa kazał patrolować wody, pilnując, czy wszyscy stosują się do
zakazu.
R S
Zerkając na ołowiane chmury, stwierdził, że pogoda gwarantuje średnie
bezpieczeństwo podczas testów, ale nie przejął się tym zbytnio.
Pomimo wiszących nisko burzowych chmur woda była wyjątkowo
spokojna. Ellie odgadła, gdzie ustawieni będą nadzorcy trasy. Tych na łodziach
udało jej się zmylić; machała do nich, sugerując, że zamierza wrócić do portu,
a tych na lądzie była w stanie ominąć, płynąc trasami, o których istnieniu nie
mieli pojęcia.
A teraz pozostało jej tylko czekać, blokując swoim czerwonym pontonem
wejście do kanału, którędy - wnioskując z pozycji nadzorców - mają prze-
mknąć łodzie. I o ile słowo Alexandra było cokolwiek warte, ominie miejsce,
które tyle dla niej znaczyło.
Ellie poczuła zimno związane ze zmieniającą się gwałtownie pogodą.
Podniosła kołnierz płaszcza przeciwdeszczowego, ale był mało skuteczny w
chronieniu przed chłodem. I chociaż było dopiero popołudnie, słońce zniknęło
za mknącymi po niebie chmurami.
Ćwiczyła przez chwilę ostrzegawcze machanie żółto-niebieską flagą -
znak nakazujący nadpływającym łodziom natychmiastowe zatrzymanie. Ellie
bała się, że to nie wystarczy, więc płynąc tu, przekręcała strzałki wskazujące
kierunek z płytkich wód na głębokie. Tak więc motorówki prawdopodobnie
nawet tu nie dotrą, a nawet jeśli tak, to ona będzie gotowa.
Ellie zmrużyła oczy, wpatrując się w gęstniejący mrok. Nie słyszała nic
oprócz ryczącego wiatru. Nadzorcy trasy nie widzieli jej tu, co było oczywiście
częścią planu, ale stawiało ją też w niebezpiecznej sytuacji. Miała zamiar
zacząć machać flagą, jak tylko pojawią się łodzie, ale przy tym wietrze nie była
w stanie jej utrzymać dłużej niż dwie sekundy w powietrzu, nie mówiąc o
machaniu.
R S
Alexander znał już tę trasę na pamięć i bez problemu wysunął się na
prowadzenie. Ale potem uświadomił sobie, jak pozbawione znaczenia będzie
jego zwycięstwo. To po prostu kolejny przykład, jak pieniądze mogą kupić
wszystko: najlepszą łódź, najlepszych inżynierów oraz wyspę z najtrudniejszą
trasą wyścigową. Jeśli wygra ten turniej, to jego zwycięstwo będzie tylko
zaspokojeniem kaprysu miliardera - niczym więcej.
Kobieta taka jak Ellie mogła to zmienić. Stawiała mu wyzwania i
zmuszała do spojrzenia na świat inaczej. Tak bardzo chciał wierzyć, że ona jest
inna, i gdy dowiedział się, że jest tak samo skażona przez pieniądze, był
zdruzgotany. Dochodził do wniosku, że pieniądze to trucizna, której nie warto
pożądać.
Jego gniew i frustracja pęczniały, zmuszając do podkręcenia obrotów
silnika do maksimum...
Motorówka pojawiła się znikąd, w pełnym pędzie, i Ellie nie miała czasu,
żeby unieść flagę. Pozostało jej wyskoczyć za burtę i odpłynąć z toru łodzi
albo nie ruszać się i mieć nadzieję, że osoba na łodzi ją zauważy.
Alexander zauważył czerwony ponton w tej samej chwili, gdy zdał sobie
sprawę, że zgubił płynące za nim łodzie. Ponton blokował wejście do wąskiego
kanału, gdzie zginął ojciec Ellie. Alexander wykluczył to miejsce z trasy
wyścigu, wytyczając inną drogę.
Zarejestrował obraz Ellie zmagającej się z flagą, którą starała się
podnieść. Od razu rozpoznał flagę ostrzegawczą i jego serce przeszył ból, gdy
zrozumiał, że ona chciała go uratować...
Łódź Alexandra pędziła w jej kierunku jak rozsierdzony morski potwór.
Wszystko działo się tak szybko, że Ellie nie zdążyła nawet krzyknąć. Musiał ją
zauważyć, bo nagle jego łódź skręciła i uderzyła w skały. Za chwilę pozostałe
łodzie przepłynęły z rykiem obok nich. Widzieli wypadek, ale jedyne, co mogli
R S
w tej chwili zrobić, to płynąć dalej.
Łódź Alexandra, odbiwszy się od skał, zawisła na moment w powietrzu, a
potem spadła do wody dnem do góry.
Była to powtórka koszmaru, który Ellie już kiedyś przeżyła. Miała przed
oczami noc, gdy zginął jej ojciec. Nie zdążyła wtedy dotrzeć do niego na
czas...
Zrzuciła z siebie płaszcz, buty i cisnęła do wody kamizelkę ratunkową.
Wystrzeliła w powietrze flarę alarmową, a następnie wskoczyła do lodowatej
wody.
Mało co widziała ponad zalewającymi ją falami. Popłynęła w kierunku
przewróconej łodzi, nurkując co chwila. Kokpit był pusty. Nie było Alexandra.
Z trudem wynurzyła się na powierzchnię, łapczywie wdychając
powietrze. Sztorm nasilał się z każdą chwilą, jej ponton odpływał, traciła siły.
Dopłynęła do unoszącej się na falach kamizelki ratunkowej.
Alexander wynurzył się tuż przy skałach. W pierwszym odruchu chciał
płynąć do pontonu Ellie, ale zobaczył, nie ma jej w nim. Zauważył wystrzeloną
flarę i ucieszył się, że miała na tyle przytomności umysłu. Skoczył z powrotem
do wody i nurkował raz po raz, szukając jej.
Resztki sił stopniowo opuszczały Ellie. Nagle zaczęła żałować, że nie
powiedziała Alexandrowi całej prawdy o sobie. A teraz było za późno. Nie
miała już sił, żeby ratować mężczyznę, którego pokochała.
Już prawie się poddała, gdy usłyszała helikopter. Zaczęła krzyczeć i
machać szaleńczo, młócąc nogami w wodzie. I jakimś cudem ludzie w
helikopterze ją zauważyli...
R S
Serce podskoczyło mu w piersi, gdy dostrzegł Ellie przez spienioną
wodę. Nad nią unosił się helikopter; byli bliscy ocalenia. Ellie ostatkiem sił
wczepiała się w kamizelkę ratunkową. Zrozumiał, że nie ma czasu, żeby
czekać na pomoc.
Sił dodawała mu myśl, że mógłby ją stracić. Dotarł do niej w ciągu kilku
sekund i przyciągnął ją do siebie. Była na granicy przytomności. Walczył z
prądem, który ciągnął ich w przeciwnym kierunku, ale w końcu udało mu się
dopłynąć do pontonu. Z wysiłkiem wepchnął ją do środka i dał znak ekipie
helikoptera.
Ellie zaczęła kaszleć. Najważniejsze było to, że Alexandrowi nic się nie
stało. Otaczał ją ramieniem, gdy wykaszliwała wodę z płuc.
Ponton szaleńczo podskakiwał na falach. Z helikoptera spuszczono linę,
którą Alexander próbował złapać. Ellie wstała, żeby mu pomóc, wchodząc
dokładnie w pętlę na końcu liny, gdy ta spadła do pontonu. Ludzie w
helikopterze błyskawicznie zmniejszyli napięcie liny, widząc, co się dzieje, ale
chwilę później ruch fal z powrotem naprężył linę i Ellie została wyszarpnięta
za burtę.
Alexander rzucił się do schowka, szukając noża. Przeciął linę. Nie
zamierzał pozwolić Ellie zginąć w tym samym miejscu, co jej ojciec.
R S
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Ellie zbudziła się zdezorientowana, czując, że jej głowę wypełnia wata.
Mrużąc oczy, widziała wokół dużo bieli, słyszała otaczające ją głosy, a w
powietrzu unosił się zapach środków do dezynfekcji. To musiał być szpital.
Leżała na twardym materacu, ciasno opiętym prześcieradłem. Po chwili
doszedł ją także o wiele przyjemniejszy zapach: róże.
Cały pokój wypełniony był różami. Wyglądało na to, że leży w jednym z
prywatnych pokojów szpitala.
Próbowała podnieść się na łóżku, ale poraził ją ból w głowie. Osłabiona
opadła z powrotem na poduszki.
- Witamy wśród żywych - uśmiechnęła się do niej pielęgniarka, która
podeszła do łóżka.
- Jak długo spałam?
- Około doby.
- Dobę! - Ellie podskoczyła na łóżku i od razu tego pożałowała. - A co z
Alexandrem?
- Wszystko w porządku. - Pielęgniarka pomogła jej ułożyć się z
powrotem.
- Jeśli tak, to czemu go tu nie ma? Muszę się z nim natychmiast
zobaczyć!
- Powiem lekarzowi, że już pani nie śpi...
- Nie! Proszę poczekać! Muszę widzieć się z Alexandrem...
Ton jej głosu zatrzymał pielęgniarkę. Ellie była pewna, że coś jest nie
tak. Przypominało to scenę z filmu, gdzie nie mówi się pacjentom prawdy, gdy
są za słabi, żeby ją przyjąć.
- Jeśli wszystko z nim w porządku, to gdzie teraz jest?
R S
- Pan Kosta wyszedł stąd wczoraj. Proszę się nie martwić - naprawdę nic
mu nie jest. Za to pani miała szczęście, że panią uratował.
Ellie zastanawiała się, czy Alexander też się z tego cieszy. To przez nią
prawie zginął. Nie była sobie w stanie wybaczyć i rozumiała doskonale, że on
pewnie już nigdy nie będzie chciał mieć z nią do czynienia.
Wypisała się ze szpitala tego samego dnia. Lekarz próbował ją namówić,
by została, tym bardziej że rachunek był już opłacony przez Alexandra.
Lekarz powiedział jej, że Alexander siedział przy niej do momentu, kiedy
mogli go zapewnić, że jej życiu nic już nie zagraża.
- Czy powiedział, gdzie się wybiera po wyjściu ze szpitala? - spytała niby
od niechcenia.
- Pewnie na łódź.
- Oczywiście...
Czego innego się spodziewała. Wrócił na Olympusa z zamiarem
prowadzenia swojego życia tak, jakby nigdy się nie spotkali. Rozumiała
doskonale, że miał powyżej uszu kłopotów, jakie ona mu dostarcza.
- Widziałem ten jego jacht ostatnio. Piękny, co? - spytał lekarz,
podnosząc wzrok znad karty pacjenta, ale Ellie już nie było.
Alexander słuchał w skupieniu opowieści Kirii Theodopulos. Rozumiał
teraz o wiele więcej. Teren otaczający miejsce śmierci ojca Ellie miał zostać
oznaczony i upamiętniony tabliczką. Dzięki temu każdy będzie wiedział, że to
tam wyjątkowy człowiek oddał życie, ratując przyjaciela.
Podziękował Kirii za informacje. Wyczuł w niej jednak pewne napięcie,
jak gdyby bała się, że on zapyta o fakty z życia Ellie, których nie wolno jej
wyjawić.
R S
Serce zaczęło tłuc się w piersi Ellie na długo, zanim rozklekotany autobus
pokonał ostatni zakręt. Jej łódź była dla niej domem i sanktuarium i jeszcze
nigdy nie doznała takiej ulgi, mogąc na nią wrócić. W ciągu ostatnich kilku dni
raz po raz błędnie oceniała Alexandra i niemalże doprowadziła do jego śmierci.
Potrzebowała teraz spędzić trochę czasu w samotności, aby zastanowić się, jak
naprawić to, co zepsuła.
Ellie popadła w tak głębokie zamyślenie, że śmiech kierowcy wystraszył
ją nie na żarty. Wszyscy w autobusie, nie wiedzieć czemu, gapili się na nią.
Policzki Ellie zakwitły purpurą. Czyżby wszyscy wiedzieli, co zrobiła?
Poczucie winy zmieniło się w zdumienie, gdy spojrzała na nabrzeże i
ujrzała morze łopoczących proporczyków oraz tłumu ludzi. Chwyciła swoją
torebkę i pobiegła na przód autobusu.
- Jesteś naszą bohaterką - powiedział kierowca.
- Nic podobnego - zaprzeczyła Ellie.
- Wszyscy na ciebie czekają.
Jak na znak, wszyscy w autobusie zaczęli wiwatować.
- Nie, nie, jesteście w błędzie... - próbowała protestować Ellie.
To musiało być jakieś nieporozumienie. Nie była żadną bohaterką.
Wyskoczyła z autobusu, jak tylko się zatrzymał. Ruszyła biegiem po nabrzeżu,
nie rozglądając się na boki, i starając się zignorować wiwaty.
Z ulgą odetchnęła, gdy wstąpiła na trap swojej łodzi. Jeszcze kilka
kroków i znajdzie się w zaciszu kabiny...
- Nie tak szybko.
- Alexander! - Ellie szeroko otworzyła oczy. - Dzięki Bogu, nic ci nie
jest!
Niewiele myśląc, rzuciła się, by go objąć. Był cały i tylko to się dla niej
liczyło.
R S
- Ellie... Chodź ze mną. Burmistrz na ciebie czeka.
- Burmistrz? Dlaczego?...
- Nie pamiętasz wypadku, prawda?
- Pamiętam wystarczająco dużo. Co robią tu ci wszyscy ludzie?
- Najwyraźniej mają cię za bohaterkę.
- To nonsens...
- No, w każdym razie czemu by nie przyjąć tych pochwał? Ludzie
zjechali się z całej wyspy.
- Ale dlaczego? - zaśmiała się zakłopotana.
- Bo gdybyś nie ustawiła się tam ze swoim pontonem, wszystkie łodzie
płynące za mną rozbiłyby się o skały. Ocaliłaś życie tych ludzi, Ellie.
- Naprawdę?
- Naprawdę. I na znak uznania chcę cię poprosić, żebyś była członkiem
każdego komitetu podejmującego decyzje związane z wyspą.
Ellie widziała, że on mówi poważnie. O to właśnie chodziło jej przez cały
czas. Tylko że teraz będzie miała okazję go widywać jedynie wtedy, gdy
wezmą udział w jakichś naradach.
- Ellie? Wszyscy czekają, że coś powiesz.
Rozejrzała się naokoło po rozpromienionych twarzach zgromadzonych
ludzi. A potem wygłosiła krótką mową na temat tego, że wierzy w świetlaną
przyszłość Lefkis pod wodzą Alexandra.
- Dobrze, chyba tyle wystarczy - powiedział, gdy skończyła. - Powinnaś
teraz odpocząć.
- Odpocząć? Spałam cały dzień.
- No właśnie.
- Nie musisz się nade mną rozczulać.
- Być może chcę.
R S
Ellie starała się nie wczytywać zbyt głęboko w to, co właśnie powiedział.
Była w domu i miała go obok siebie, całego i zdrowego.
Jakiś czas później ręce Ellie obładowane były olbrzymią ilością
bukietów, jakimi obdarowywali ją ludzie.
- Przepraszam, jeśli na początku zachowywałam się niewdzięcznie -
zwróciła się do Alexandra. - Ale naprawdę nie zasługuję na to wszystko...
- To jeszcze nie wszystko. Obiecałem burmistrzowi, że uroczyście
rozpoczniesz tańce.
- Nie jestem zbyt dobrą reklamą dla kobiet z Lefkis - powiedziała Ellie,
zerkając na koszulkę i wytarte dżinsy, które dostała w szpitalu z braku
własnych ubrań.
- Pozwól mi to osądzić - zasugerował.
- Chyba nie chodzi ci o to, że mamy tańczyć razem?
- No, cóż. Obawiam się, że właśnie o to.
- Skoro musimy... - Ellie sfingowała poważny wyraz twarzy.
- Panno Mendoras, czy mi się wydaje, czy pani ze mną flirtuje?
- W pana snach, panie Kosta.
Uśmiechnęli się do siebie, a potem Alexander poprowadził ją do walca,
którym zdecydowano się rozpocząć imprezę.
Ellie stopniowo się rozluźniała, a zmartwienia powoli umykały z jej
głowy. Alexander wyglądał wspaniale pomimo niewyszukanego ubioru:
dżinsów i sandałów.
- Jesteś pewna, że masz na to wszystko siłę? Nie chciałbym, żebyś się
przemęczyła...
- W ogóle nie czuję się zmęczona.
- W takim razie lepiej zabiorę cię stąd jak najprędzej - powiedział,
odciągając ją od parkietu.
R S
- Alexander? Dokąd mnie prowadzisz?
- Ludzie zrozumieją, jeśli wcześniej się ulotnimy.
- Wolę zostać tutaj.
- A ja nie.
Już na pokładzie Olympusa Alexander zamówił szampana.
- Myślę, że zasłużyliśmy na prywatne świętowanie, co, Ellie? Wypijemy
drinki na pokładzie - dodał do stewarda.
Uspokoiła się. Tak jak się spodziewała, to było tylko niewinne
zaproszenie. I miał rację: były wszelkie powody do świętowania - Alexander
cały i zdrów, a jej nic więcej nie potrzeba do szczęścia.
- Nie pamiętam nic z tego wypadku - przyznała Ellie, gdy wypili toast.
- Ocaliłaś wielu ludzi i oni ci tego nie zapomną. Idziesz w ślady ojca.
- Nie, to mi się nigdy nie uda...
- Dziękuję... - powiedział miękko.
- Za co?
- Za to, że jesteś - uśmiechnął się.
Ellie odstawiła kieliszek.
- Kończymy z szampanem?
- I co dalej?
- Zobaczysz.
Gdy wrócili na łódź Ellie, dookoła było już pusto.
- Mam zwinąć cumę? - spytał Alexander.
- Najpierw chciałabym wiedzieć, dokąd płyniemy.
- Musisz poczekać.
- No dobrze... Pierwszy i ostatni raz się poddaję.
- Dasz mi to na piśmie? - błysnął uśmiechem.
Tak naprawdę nie było ważne, gdzie płynęli, dopóki byli razem.
R S
- Stanę za sterem - powiedziała, patrząc, jak on wciąga kotwicę.
Płynęli jakąś godzinę, zmierzając w stronę małych, niezamieszkałych
wysepek. Dobrze im się razem pracowało.
- Niedługo będziemy dobijać do brzegu - oznajmił.
- Tak jest, kapitanie!
- Czyli przyznajesz, że ja tu dowodzę?
- Nie ma mowy - powiedziała, zrzucając jego dłoń ze steru. - Gdzie mam
przybić do brzegu?
- Cóż za skłonność do kompromisów! Nie poznaję cię, Ellie!
- Długi sen dobrze mi robi.
Spojrzała na niego i zdała sobie sprawę, że on wygląda na szczęśliwego.
Sama musiała też wyglądać podobnie.
R S
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
Dopłynęli do wyspy i zacumowali kawałek od brzegu. Alexander
postanowił zanieść Ellie na ląd.
- Czy dzisiaj mi ufasz? - zapytał z przekąsem.
- Zawsze ci ufam - odparła.
Poza tym miała dosyć bezpośredniego kontaktu ze słoną wodą na jakiś
czas.
Urządzili sobie piknik na plaży, używając jedzenia, które znaleźli w
lodówce na jej łodzi. Nie była to uczta godna miliardera, ale Alexander
wydawał się zadowolony. Rozmawiali swobodnie, siedząc na miękkim,
ciepłym piasku, a nad nimi wisiało czyste błękitne niebo.
Stopniowo światło zaczęło zmieniać barwę na coś pomiędzy kolorem
miodu i żywicy. Ellie spojrzała na wpatrzonego w morze Alexandra. Byli tu z
dala od wszystkiego.
- Pani Theodopulos dała mi do zrozumienia, że coś nie daje ci spokoju,
Ellie - Alexander rzucił jakby od niechcenia.
Ellie stężała, słysząc te słowa.
- Nie bój się. Nie zdradziła mi żadnych szczegółów.
- A naciskałeś?
Alexander obrócił do niej głowę.
- No, wiesz... za każdym razem, gdy zadaję ci jakieś osobiste pytanie, nie
odpowiadasz.
- Chcesz powiedzieć, że to moja wina?
- Myślę, że powinienem wiedzieć pewne rzeczy.
- Tak? A niby dlaczego?
- Bo chcę cię zrozumieć - wyjaśnił. - To konieczne, skoro mamy razem
R S
pracować, prawda?
- Pytasz o moje zdanie? Nie? Tak też myślałam.
- Dowiem się, o co w tym chodzi.
Ellie postanowiła spróbować zmienić temat.
- Chcesz humusu? Nadaje się na przystawkę.
- Wolałbym zacząć od prawdy.
Nie miała pojęcia, że Alexander przywiezie ją tu w celu przesłuchania.
Wyjęła z torby schłodzone wino i dwa kieliszki.
- Otworzysz, czy mam się tym zająć? - spytała.
- Pokaż - powiedział, wyciągając rękę.
Atmosfera zelżała w miarę, jak jedli. W pewnym momencie dosięgła ich
wyjątkowo silna fala. Ellie podskoczyła, śmiejąc się i otrzepując ubranie.
- A miałam nadzieję, że przymusowe morskie kąpiele mam już za sobą!
Ciągle się śmiała, kiedy Alexander wykonał bardzo szybki ruch i sięgnął
do jej torby.
- Co to jest? - zapytał, wyciągając w jej kierunku gaz pieprzowy. - Po co
to nosisz w torbie? Nie ufasz mi?
Ellie stała jak skamieniała.
- Zadałem ci pytanie - powtórzył niskim głosem.
- Oczywiście, że ci ufam...
- Wygląda to trochę inaczej.
- Alexander, proszę...
- Jedyny powód, dla którego kobieta nosi przy sobie coś takiego, to lęk
przed atakiem. Czy możesz mi to wyjaśnić?
- Zawsze to ze sobą nosiłam...
- Od kiedy?
- Alexander...
R S
- Co? Mam nie naciskać? O to ci chodzi? Ale dlaczego nie - ja chcę w
końcu się dowiedzieć, co przede mną ukrywasz.
Stanął przed nią z rękami opartymi na biodrach.
- Powiesz mi w końcu czy nie? Nie możesz tego zamieść pod dywan.
- Nie chcę niczego zamiatać pod dywan...
- Więc powiedz!
- Proszę, nie zmuszaj mnie...
- I co, zamierzasz to w sobie skrywać do końca życia? Nie mogę cię do
niczego zmusić, Ellie, ale zastanów się, czy nie powinnaś mi o tym powie-
dzieć.
Wzięła głęboki oddech, a potem zaczęła mówić ściszonym głosem.
- Nie byłam z tobą do końca szczera...
- Tyle to sam wywnioskowałem.
- Nie...
- Co nie? Mam nie wkładać cię do jednego worka z moją byłą żoną?
Twarz Ellie pobladła.
- Nie jestem taka jak ona...
- Sprzedałaś duszę starszemu, bogatemu mężczyźnie. - Wyrzucił z siebie
te słowa, natychmiast ich żałując. - Chcę ci pomóc, ale nie pozwalasz mi na to.
- Nie potrzebuję twojej pomocy. Nigdy jej nie potrzebowałam.
- Wiem, że życie cię nie oszczędzało...
- Czy to jest ta część rozmowy, kiedy zaoferujesz mi pieniądze?
- Pieniądze?
- Tak, jakieś specjalne honorarium za bycie członkiem twoich komitetów.
Najwyraźniej Ellie myślała, że on chce ją zdobyć jako kochankę,
maskując swoje zamiary rozmowami o komitetach.
- Faktycznie, myślałem o jakimś wynagrodzeniu dla ciebie. Twoja
R S
wiedza jest bardzo cenna, a wiem, że poza sezonem na pewno nie jest ci łatwo.
To wszystko brzmiało potwornie protekcjonalnie, a Ellie wcale nie
potrzebowała jego pieniędzy.
- Najpierw oskarżasz mnie, że jestem jak twoja była żona, a potem
oferujesz mi pieniądze?
- Nie zachowuj się tak defensywnie. Jeśli nie chcesz mojej pomocy...
- Właśnie to staram ci się wytłumaczyć.
Ellie była wściekała na siebie. Wściekła, że Alexander za każdym razem
jest w stanie zniszczyć jej niemądre fantazje. Ale czego miała się spodziewać
po związku z miliarderem? Jego propozycje udziału w pracach komitetów były
rzucane jak jałmużna żebrakowi.
- Bez względu na to, co myślisz, mnie nie można kupić - powiedziała
dumnie.
- Myślę, że pewien starzec mógłby się z tym nie zgodzić.
Z jej twarzy odpłynęła krew.
- A jak wyjaśniałaś to, że z nim sypiałaś? Czy to też było: on lubi, jak mu
czytam przed snem?
Ellie chciała wymierzyć Alexandrowi siarczysty policzek, ale zdała sobie
sprawę, że on tylko na nowo przeżywa to, co mu się przydarzyło w przeszłości.
- Nigdy nie spałam z tym człowiekiem.
- Powiedziałaś, że było inaczej! Dlaczego znowu kłamiesz?
- Nie kłamałam - rzuciła, patrząc mu twardo w oczy. - Powiedziałam, że
nie jestem dziewicą, co jest prawdą. Powiedziałam ci o seksie z tym starszym
mężczyzną, ale nie spałam z nim...
- Gdzie to robiliście w takim razie? Na podłodze? Na jego biurku?
- Alexander! Jeśli musisz wiedzieć, to stało się w jego gabinecie...
- Zapłacił ci? - spytał, patrząc na nią pogardliwie.
R S
- Oczywiście, że nie!
- Pstryknął palcami, a ty zjawiłaś się na jego żądanie?
- Nie...
- Co w takim razie?! - krzyknął jej prosto w twarz.
- Moje odpowiedzi nie pomogą ci się rozliczyć z przeszłością.
- Co takiego? Dlaczego miałbym chcieć rozliczać się z przeszłością?
Wszystko, co mam, zawdzięczam ostatnim latom.
- Ja ci nie wytłumaczę, dlaczego straciłeś żonę. Mogę tylko opowiedzieć,
co mi się przydarzyło.
- Tak, przydarzyły ci się pieniądze, Ellie. Nie ma w tym żadnej
tajemnicy.
- Nie myl mnie ze swoją żoną.
- To powiedz w końcu, co się stało, i wyprowadź mnie z błędu.
- On mnie zgwałcił!
- Co?
- Wezwał mnie do siebie. Mówił, że chcę omówić projekt wybudowania
pomnika dla mojego ojca. Ufałam mu... Nigdy nikomu o tym nie po-
wiedziałam... - Jej oczy lśniły od zbierających się łez.
- Mów dalej - powiedział delikatnie.
- Nic więcej nie pamiętam, bo zemdlałam. Wiem tylko, że była to
najokropniejsza rzecz, jaka mi się kiedykolwiek przydarzyła...
- Ellie... - Objął ją czule i usadził na piasku.
Siedzieli tak, słuchając morza. W końcu Ellie zaczęła znowu opowiadać.
- Rozmawialiśmy o tym pomniku... miałam już wychodzić, gdy... Był dla
mnie taki dobry... - Spojrzała na niego wzrokiem ciągle zdziwionym tym, co
miało miejsce wiele lat wcześniej. - Myślałam, że pomysł pomnika dla ojca to
objaw wielkiej szczodrości z jego strony...
R S
Mówiła szybko, wyrzucając z siebie wszystko, co pamiętała. Alexander
nie mógł sobie nawet wyobrazić, przez co musiała przejść, i jedyne, co mógł
teraz zrobić, to wysłuchać jej.
- Myślałam, że wezwie służącego, żeby mnie odprowadził do drzwi, ale
zamiast tego podniósł się z krzesła. Kiedy zbliżał się do mnie, myślałam, że się
potknął, więc próbowałam go złapać... Teraz, gdy o tym myślę, jestem pewna,
że rzucił się na mnie...
- Ellie...
- Chciałam mu tylko pomóc... - Zaśmiała się lekko, ale był to bardzo
gorzki śmiech. - Przewrócił mnie na kanapę i przycisnął swoim ciałem. Miał w
ręku cygaro. Próbowałam mu się wymknąć, ale nie mogłam oddychać... Jego
ręce błądziły po moim ciele... Nie mogłam go powstrzymać, Alexandrze...
Kiedy skończył, wpadłam w histerię. Nie mogłam uwierzyć w to, co się stało.
On wpadł wtedy w szał i kazał mi się zamknąć, mówiąc, że powinnam być
wdzięczna za to, co się stało - że to właśnie on pozbawił mnie dziewictwa. A
kiedy nie przestawałam płakać, zgasił mi cygaro na policzku.
Alexander trzymał ją w ramionach, mamrocząc słowa pocieszenia.
- Żaden mężczyzna mnie nigdy nie zechce, prawda?...
- Nie! - zaprotestował, odciągając jej dłoń od blizny na policzku. - To
tylko mała skaza, którą da się naprawić. Liczy się to, co masz w środku, i
właśnie to w tobie kocham...
Patrzyła na niego, jakby nie rozumiejąc tego, co właśnie powiedział.
- Kocham cię, Ellie - powiedział, pochylając głowę, żeby spojrzeć jej
prosto w oczy. - Bez ciebie jestem niczym. I jestem gotowy na ciebie czekać,
jak długo będzie trzeba.
- Alexander... Ja też ciebie kocham.
Patrzyli na siebie przez chwilę, a potem on ujął jej zapłakaną twarz w
R S
dłonie i delikatnie ją pocałował. Był gotów czekać na nią do końca świata, jeśli
byłoby to konieczne.
Dokładnie sześć miesięcy później nadszedł dzień ich wesela.
Na miejsce ceremonii wybrali Londyn w czas Bożego Narodzenia.
Magiczne świąteczne wesele miało mieć miejsce w jednym z najdroższych
hoteli w mieście.
Ich zaloty trwały przez ostatnie pół roku, w którym to czasie Alexander w
staromodnym stylu zabiegał o jej względy, a w towarzystwie zawsze mieli
Kirię Theodopulos jako przyzwoitkę.
Ellie obróciła się przed lustrem, chcąc przyjrzeć się tyłowi sukni. Suknia
przyprószona była maleńkimi klejnotami skrzącymi się w świetle, miała długi
tren. Na wypadek chłodu Ellie kupiła też aksamitną pelerynę, którą mogła
nałożyć na suknię.
Czuła się jak Kopciuszek, stojąc nieruchomo, gdy stylista i Kiria
Theodopulos uwijali się wokół niej.
Alexander miał rację w tak wielu kwestiach. Na przykład w tym, że w
przeszłości podchodzili do siebie zbyt poważnie. Ale ten problem mieli już za
sobą - nauczyli się relaksować w swoim towarzystwie. Ostatnią poważną
kwestią, jaką razem załatwiali, był pomnik upamiętniający żeglarzy, którzy
zginęli na morzu. Pomnik z twarzą Iannisa Mendorasa.
- Voilà! - Stylista cofnął się o dwa kroki, żeby podziwiać swoje dzieło. -
Jak się pani podoba?
Wyglądała wspaniale - jej kształty były idealnie zarysowane, a włosy
spływające na ramiona dodawały jej uroku.
Miała nadzieję, że spodoba się Alexandrowi. Miała wręcz nadzieję, że
R S
ceremonia szybko się skończy, żeby mogli zaznać razem trochę słodkiej
prywatności.
Wzięła do ręki bukiet i spojrzała na wspaniały pierścionek, który kupił jej
Alexander.
- Jesteś gotowa? - spytała Kiria. - Powinnyśmy już iść.
Starsza pani miała na głowie tradycyjną czarną chustkę, a ubrana była w
wyszywaną, jaskrawą spódnicę i grubą aksamitną kamizelkę.
- Pięknie wyglądasz - powiedziała Ellie z uśmiechem.
- Ty też - odpowiedziała Kiria, biorąc jej dłonie w swoje.
Alexander uparł się, że przeniesie ją przez próg apartamentu
prezydenckiego.
- To tylko jedna noc - wyjaśnił, jakby miał to być problem. - A potem
lecimy na Lefkis, na Olympusa, i możemy płynąć w dowolne miejsce świata.
- Dopóki będziemy razem, mogę nawet tkwić w porcie.
- To nie w twoim stylu tak łatwo osiągać zadowolenie. Czy powinienem
się mieć na baczności? - spytał, stawiając ją na podłodze.
- Nie możesz mnie jeszcze postawić!
- A to niby czemu?
- Bo nie jesteśmy w sypialni...
- Pomyślałem, że moglibyśmy napić się szampana... Ech, niektórych
trudno zadowolić - powiedział z kpiącym uśmiechem i znowu wziął ją na ręce.
Alexander kopnięciem otworzył drzwi do sypialni i przeniósł ją szybko
przez pokój. Położył na wielkim łożu.
- Pomóc ci się rozebrać? - zapytał. - Mam zacząć od butów?
- Tak, tylko niech się na tym nie skończy.
- Dziś wieczór twoje każde życzenie jest dla mnie rozkazem.
R S
- W takim razie muszę zacząć to wykorzystywać.
Usiadła na łóżku i wyciągnęła w jego kierunku stopę.
Zdjął jej buty, a potem zrzucił z siebie marynarkę.
- A teraz koszula?
- Cierpliwości, najpierw twoje pończochy.
Zadrżała, gdy zaczął je zsuwać. Potem zdjął z siebie koszulę.
- Widzisz teraz, że wstrzemięźliwość ma swoje zalety.
Obrócił ją, aby rozpiąć guziczki z tyłu jej sukni.
- Nie możemy jej po prostu rozerwać?
- I zmarnować pracę stylisty? Wykluczone - odpowiedział, w skupieniu
pracując nad kolejnymi guziczkami.
- Alexander, jeśli nie przestaniesz się ze mną drażnić...
- Jeśli chcesz się zrelaksować, możemy pójść na spacer - zaproponował z
uśmiechem.
- Nigdzie nie idziemy! Nie dam się teraz rozczarować! - Zaczęła drżeć.
- Zimno ci?
- Zimno? Nie.
Trawił ją ogień, a on o tym dobrze wiedział.
- Alexander...
Uśmiechnął się i uklęknął, żeby pocałować jej brzuch.
- Nie mogę już dłużej czekać... - wysapała niecierpliwie.
Położył się na niej i pocałował ją. Nie czekając na pozwolenie, Ellie
rozpięła biustonosz i odrzuciła go na bok. Jednak gdy chciała zrobić to samo z
majtkami, Alexander powstrzymał ją.
- To ja dyktuję warunki i wyznaczam tempo.
- Skoro tak mówisz... Uwielbiam, gdy jesteś dla mnie taki surowy -
wymruczała. - Ale nie wiem, ile jeszcze mogę znieść...
R S
- Wytrzymasz.
Patrzyła na Alexandra, myśląc, jaki jest przystojny. Nie mogła nasycić
nim oczu.
- Pragnę cię - wyznała.
- A ja nie jestem w stanie odmawiać ci niczego - odparł z rozbawieniem.
Alexander poruszał się w niej spokojnie, zaspokajając każdą gorączkową
fantazję, która do tej pory zaprzątała jej głowę.
- Nie przestawaj...
Doprowadził ją do upojnego końca, a potem Ellie zasnęła wyczerpana w
jego ramionach. Gdy się zbudziła, delikatnie ją całował.
- Nigdy nie myślałam, że to się ziści. Że będę mogła prowadzić z kimś
normalne życie.
Alexander zacisnął wargi.
- Ze mną nie będzie do końca normalne...
- Mam na myśli miłość, dzieci, rodzinę...
- Wszystko w swoim czasie.
- Co masz na myśli?
- Najpierw miłość... - Pocałował ją. - Potem rodzina... - Podniósł jej dłoń
do ust i ją też ucałował. - A na końcu dzieci... Nie masz nawet pojęcia, ile dla
mnie zrobiłaś.
- Pomogłam ci spojrzeć w przyszłość pełną wyzwań? - zapytała z
uśmiechem.
- Tak, i na nic bym tego nie zamienił. Aha, prawie zapomniałem, mam
dla ciebie prezent od jakiejś dziewczyny z Lefkis - powiedział, sięgając pod
łóżko.
- Co to takiego?
- Nie mam pojęcia. Otwórz.
R S
Ellie rozpakowała mały pakunek i krzyknęła z radości.
- Łańcuszek mojej mamy! Ale dlaczego...?
- Może ta dziewczyna też chciała, żebyś była szczęśliwa. Tak jak ja.
Wesołych świąt, kochanie.
- Więcej prezentów? - Ellie spojrzała na kopertę, którą do niej wyciągnął.
- No, dalej, otwórz.
Oczy Ellie rozszerzyły się, gdy patrzyła na tekst w środku.
- Dajesz mi wyspę?
- Pół wyspy. Będziesz dzielić ze mną obowiązki opieki nad Lefkis.
Chcesz tego?
- Tak... tylko... - Była kompletnie zaskoczona hojnością Alexandra i
zaufaniem, jakim ją obdarzył.
- Od teraz będziesz członkiem każdego komitetu zaangażowanego w
podejmowanie decyzji na Lefkis.
- Mówisz poważnie?
- Jak najbardziej.
- Czy będę miała na to wystarczająco dużo czasu...
Alexander wyjął jej list z ręki i pociągnął ją z powrotem na łóżko.
- Nie za wiele, ale powinno ci go wystarczyć.
- W takim razie zgadzam się.
R S