Catherine Mann
Gorąca kampania
Tytuł oryginału: Rich Man’s Fake Fiancée
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Jedyną rzeczą gorszą od nudnej bawełnianej bielizny, którą miała na sobie, kiedy
wreszcie wylądowała w łóżku z facetem swoich marzeń, było to, że kochanek pró-
bował się wymknąć przed nastaniem świtu.
Ashley Carson zastygła na moment pod puchową kołdrą, obserwując spod
przymkniętych powiek, jak Matthew Landis po cichu wkłada szyte na miarę
spodnie. Niesamowite, ale zeszłej nocy poszła z nim do łóżka. Zaspokojone i wciąż
rozpalone ciało zdawało się pochwalać ryzyko, które podjęła, lecz rozum
podpowiadał, że popełniła ogromny błąd. Spędziła noc z kandydatem na senatora
Karoliny Południowej.
Krótko przystrzyżone, a mimo to wciąż rozwichrzone po nocy włosy Matthew
lśniły w blasku księżyca. Biała koszula opinająca jego szerokie ramiona wyglądała
nienagannie, choć Ashley prawie zerwała ją z niego kilka godzin wcześniej. Cóż,
spotkanie organizacyjne w sprawie przyjęcia charytatywnego, które Matthew chciał
wydać w jej restauracji, niespodziewanie skończyło się w sypialni.
Snuła co prawda fantazje na jego temat, ale traktowała je jak mrzonki. Lubiła
swoje spokojne życie. Prowadziła firmę i cieszyła się drobiazgami, co nie było
trudne po latach spędzonych w rodzinie zastępczej. Natomiast Matthew był osobą
na świeczniku. Wpływowy członek Izby Reprezentantów, równie skuteczny na
polu legislacyjnym, jak też dobroczynnym. To on był inicjatorem akcji budowy
domów dla najuboższych.
Jego charyzma i determinacja zjednywały mu rzesze zwolenników.
Matthew sięgnął po marynarkę przewieszoną przez oparcie krzesła. Pożegna się
czy wyjdzie bez słowa? Ashley wolałaby, żeby z nią porozmawiał przed wyjściem,
dlatego usiadła na łóżku, przyciskając prześcieradło do piersi.
– Deska w podłodze przy drzwiach strasznie skrzypi. Będziesz ją musiał ominąć,
bo inaczej usłyszę, jak się wymykasz.
Matthew zastygł na chwilę. Wyraźnie widziała, jak napina mięśnie ramion, po
czym odwrócił się powoli. Nie ogolił się, lekki zarost z poprzedniego dnia stał się
bardziej gęsty i ciemniejszy. Jego błyszczące zielone oczy, które podobały się
kobietom, przesłoniło poczucie winy. Za pięć miesięcy, w listopadzie, jeśli wygra
walkę o miejsce w senacie, które zwolni jego matka, być może zostanie jednym z
najprzystojniejszych senatorów.
Matthew zamrugał, ale zachował kamienną twarz.
– Słucham? Ostatni raz próbowałem się wymknąć, kiedy miałem dwanaście lat i
ukradłem kuzynowi gazetki spod materaca. – Wetknął krawat do kieszeni. – Po
prostu się ubieram.
– W takim razie przepraszam. – Wstała z łóżka, okrywając się prześcieradłem.
W sypialni unosił się zapach piżma. – Mam wrażenie, że od wczoraj twoje kroki
stały się niemal bezszelestne. Nie wiedziałam też, że lubisz chodzić boso. – Ashley
wskazała głową mokasyny od Gucciego, które trzymał w ręce.
– Bardzo mocno spałaś – odparł.
Dobry seks potrafi być wyczerpujący. Najwyraźniej Matthew miał jeszcze sporo
energii, ale nie zamierzała dzielić się z nim tą obserwacją.
– To miło z twojej strony, że nie chciałeś mnie obudzić.
Rzucił mokasyny na podłogę i wsunął na nogi. Widząc jego drogie buty na
podniszczonych deskach i wytartym dywaniku, pomyślała, że przyszły senator
musi się czuć nieswojo w jej zwykłym świecie. Mimo to miała wielką ochotę
zaciągnąć go z powrotem do łóżka.
– Ashley, wczoraj było mi cudownie...
– Darujmy sobie te frazesy. Nie potrzebuję żadnych wyjaśnień. Oboje jesteśmy
dorośli, nie spotykamy się i żadne z nas nie jest w stałym związku. – Zdjęła miękki
szlafrok z mosiężnego wieszaka i zniknęła na chwilę w łazience, żeby się ubrać. –
Nawet się nie przyjaźnimy. Właściwie to jesteśmy współpracownikami, którzy na-
gle ulegli chwilowej pokusie. – Choć w jej przypadku wcale nie stało się to tak
nagle. Za każdym razem, kiedy Matthew zjawiał się w barze i restauracji
Beachcombers, by zaplanować kolejne przyjęcie, nie mogła oderwać od niego
oczu.
Ashley wyszła z łazienki, przewiązując szlafrok paskiem.
– Jasne, zatem myślimy podobnie. – Oparł się o framugę, w jego mankietach
zamigotały złote spinki.
– Powinieneś już iść, jeśli chcesz się jeszcze przebrać.
Zawahał się na moment, po czym zakręcił się na pięcie i wyszedł. Ashley
ruszyła za nim korytarzem neoklasycystycznego domu, który ona i jej przybrane
siostry przekształciły w restaurację. Niedawno zamieszkali w pokoju na tyłach
domu tuż obok biura, gdzie sprawo wała pieczę nad księgowością i budynkiem. Od
kiedy] siostry wyszły za mąż i wyprowadziły się, stał pusty.
Jak się spodziewała, drewniane deski skrzypiały pod stopami Matthew, kiedy
kroczył pewnie przed siebie mijając sklep z pamiątkami. Gdy weszli do lobby,
Ashley otworzyła ciężkie drzwi, unikając spojrzenia Matthew.
– Jutro prześlę kierownikowi twojej kampanii wyborczej podpisaną kopię
umowy na organizację przyjęcia.
Poprzedniego wieczoru Matthew zatrzymał się na dłużej po biznesowej kolacji,
żeby przekazać jej pozo stałe dokumenty. Nie miała pojęcia, że przypadkowe
muśnięcie, kiedy niespodziewanie otarli się o siebie zaprowadzi ich do sypialni. W
jej fantazjach Matthew występował w o wiele ciekawszych miejscach i
okolicznościach.
Cóż, to były tylko marzenia. Choć starał się tego nie okazywać, widziała, jak mu
się spieszyło do wyjścia Wielokrotnie przeżywała odrzucenie – ze strony rodziców,
a nawet szkolnych przyjaciół. Teraz duma trzymała ją w pionie lepiej niż
ortopedyczny gorset, który w dzieciństwie nosiła ze względu na skoliozę.
Matthew dotknął ręką drzwi.
– Zadzwonię później.
Uhm. Jasne.
– Nie, nie dzwoń. – Nie chciała się narażać na czekanie ze słuchawką w ręce.
Mogłoby być jeszcze gorzej. A gdyby nie wytrzymała, zadzwoniła do niego i zosta-
wiła żenującą wiadomość na poczcie głosowej? Wstyd do końca życia...
– Zakończmy to spotkanie tak samo, jak je zaczęliśmy – oficjalnie.
Wyciągnęła do niego rękę. Ujął jej dłoń, ale zamiast ją uścisnąć, pochylił się,
żeby pocałować Ashley...
W policzek.
Cholera.
Zniknął za drzwiami spowity mrokiem letniej nocy.
– Powinnaś się jeszcze przespać, Wciąż jest ciemno.
Ma się przespać? Chyba sobie żartował.
Na szczęście nie brakowało jej zajęć, na których będzie się mogła skupić, gdy
Matthew odejdzie, bo z pewnością nie uda jej się już zasnąć. Obserwowała, jak
szybkim krokiem zszedł po schodach i dotarł do parkingu, na którym stały już
tylko jego lexus i malutka kia Ashley. Dlaczego wciąż się na niego gapi?
Popchnęła drzwi, które zamknęły się z trzaskiem.
Jej pewność siebie w jednej chwili wyparowała. Ashley co prawda uniosła
dumnie głowę, ale z trudem trzymała się na nogach. Zachwiała się, wsparła na
kontuarze obok zabytkowej kasy w holu.
Właściwie nie mogła go nawet winić. Sama chętnie na wszystko przystała. Byli
w kuchni, kiedy zaproponowała, by skosztował ciast, które siostra dodała do menu
na przyjęcie. Stojąc przed otwartą lodówką, dotknęli się przypadkowo. Jeden raz. I
drugi.
Matthew powoli uniósł rękę i otarł kciukiem krem z kącika jej ust...
O tym, że ma pod ubraniem niezbyt elegancką bawełnianą bieliznę,
przypomniała sobie, dopiero kiedy zaczął ją rozbierać w drodze do sypialni.
Później wszystkie myśli uleciały jej z głowy na długie godziny.
Musi sobie teraz poprawić humor. Zajrzała do sklepiku, zatrzymując spojrzenie
na wieszakach z seksowną bielizną w stylu retro. Podeszła boso do satynowej
jasnoróżowej halki wiszącej na końcu. Dotknęła delikatnej prześwitującej koronki,
z której uszyty był stan. Tak musiały wyglądać seksowne stroje z lat dwudziestych.
Od dziecka marzyła, by nosić zwiewną i miękką bieliznę, zamiast praktycznej i
bardziej odpornej na otarcia gorsetu bawełny. Co prawda nie potrzebowała już gor-
setu, a jedyną pozostałością dolegliwości z dzieciństwa było lekko odstające lewe
ramię, lecz w sercu pozostał ślad dawnej udręki.
Wzięła wieszak, minęła półki z tomikami poezji i luksusowym płynem do
kąpieli, kierując się do damskiej przymierzalni. Szkoda, że nie włożyła halki na
wczorajszy wieczór. Być może sprawy nie potoczyłyby się inaczej, ale
przynajmniej pozostawiłaby w pamięci Matthew niezatarte wspomnienia.
Jednym ruchem zsunęła szlafrok na podłogę.
Zwykle unikała luster – przyzwyczajenie z przeszłości. Całą uwagę skupiła na
pięknej halce. Podobną bieliznę podarowała obu siostrom w prezencie ślubnym.
Chłodna satyna otuliła ciało wciąż rozgrzane po upojnej nocy z Matthew. Ashley
opadła na francuski szezlong, który kupiła za okazyjną cenę na aukcji. Zapaliła
świecę, żeby podtrzymać relaksującą atmosferę. Płomień zaczął migotać, rzucając
cienie na wyblakłą tapetę, a pomieszczenie wypełnił zapach lawendy.
Z każdym głębokim oddechem jej złość powoli opadała. Ashley nakryła się
miękkim kocem. Może jednak uda jej się zdrzemnąć.
Nie była pewna, po jakim czasie zaczęła kasłać. Natychmiast usiadła na
szezlongu, bo w powietrzu nie unosił się już zapach lawendy...
To był duszący dym.
Matthew Landis wpatrywał się w słońce wstające nad oceanem, próbując
uporządkować rozbiegane myśli. Musiał wrócić do Beachcombers po aktówkę,
którą nieopatrznie zostawił tam zeszłej nocy.
Zaparkował w tym samym miejscu co poprzednio i znowu znalazł się w punkcie
wyjścia – przed domem Ashley Carson. Chełpił się tym, że nigdy nie popełnia
błędów, rozważnie planuje każdy krok, ale tego, co się między nimi wydarzyło
zeszłej nocy, zupełnie nie zaplanował.
Jako urzędnik państwowy przysięgał stać na straży interesu innych, chronić ich i
pomagać zwłaszcza tym najsłabszym. Jednak wczoraj wykorzystał najdelikat-
niejszą istotę, jaką kiedykolwiek poznał.
Zawsze niezwykle ostrożnie dobierał partnerki, bo choć nigdy nie zamierzał się
ożenić, nie mógł przecież żyć w celibacie. W college'u dostał szansę na prawdziwą
miłość, ale stracił ją bezpowrotnie. Dana zmarła na rzadką wrodzoną chorobę serca
i nawet nie zdążył przedstawić jej rodzinie. Do dziś nikomu nie powiedział o
zaręczynach. Czuł, że gdyby się komuś zwierzył, utraciłby jakąś cząstkę niezwykłe
cennych wspomnień.
Po studiach poszedł w ślady rodziców i zajął się polityką. Dzięki rodzinnemu
majątkowi mógł służyć innym, nie martwiąc się stanem konta. Czuł się spełniony.
W takim razie co on tu do cholery robi?
Ashley Carson była niewątpliwie seksowna i tym bardziej atrakcyjna. Nie
zdawała sobie sprawy z tego, jak musi działać na mężczyzn. To żadne wytłumacze-
nie, przecież w pracy był otoczony pięknymi kobietami i potrafił się kontrolować.
Z pewnością teraz też zdoła zachować zimną krew, musi tylko odzyskać aktówkę.
I nie, do cholery, nie zostawił jej tam, ponieważ podświadomie chciał wrócić do
Beachcombers. Otworzył drzwi sedana...
I usłyszał dźwięk alarmu przeciwpożarowego dobiegający z restauracji.
Rozejrzał się zaniepokojony, czując zapach dymu. Niebieski samochód Ashley
wciąż stał na podjeździe w tym samym miejscu, w którym widział go wcześniej.
– Ashley?! – zawołał w nadziei, że wydostała się już na zewnątrz.
Bez odpowiedzi.
Biegnąc na werandę, wykręcił numer alarmowy. Złapał za klamkę i choć była
już rozgrzana do czerwoności, nacisnął ją. Na szczęście Ashley nie zamknęła drzwi
na klucz, kiedy wychodził. Matthew wpadł do lobby, czując buchające z wnętrza
gorące powietrze.
Zauważył, że ogień ogarnął sklepik, ale nie rozprzestrzenił się w sąsiednich
pomieszczeniach. Matthew ruszył w tamtą stronę. Wieszaki z ubraniami stały w
płomieniach, z drewnianych ścian odpadała farba.
– Ashley? – zawołał znowu. – Ashley!
Butelki perfum zaczęły eksplodować, podsycając płomienie wewnątrz sklepu,
odłamki szkła posypały się na podłogę.
Matthew ruszył w głąb pomieszczenia. Deski skrzypiały i przesuwały się pod
jego stopami, tuż obok spadł kawałek tynku. Czy zdąży ją odnaleźć?
Będzie jej szukał do skutku.
Pod skórzanymi mokasynami zachrzęściły odłamki szkła.
– Ashley, do cholery, gdzie jesteś?!
Dym kłębił się w korytarzu. Matthew pochylił się nieco, zakrywając twarz
przedramieniem, wciąż wołając jej imię.
– Na pomoc! – Usłyszał nagle dudnienie za ścianą.
– Jestem tutaj!
– Trzymaj się! Już idę! – zawołał z ulgą.
Dudnienie ustało.
– Matthew?
Sposób, w jaki wypowiedziała jego imię, na chwilę go oszołomił, lecz podmuch
gorącego powietrza na szyi szybko przywrócił go do rzeczywistości.
– Mów, żebym słyszał, gdzie jesteś.
– Tutaj. W przymierzalni.
Idąc za jej ochrypłym głosem, dotarł wreszcie do drzwi, które drżały od
dudnienia, które po chwili ustało. Klamka leżała na podłodze.
– Odsuń się najdalej, jak to możliwe. Wchodzę.
– Dobrze – odparła zdławionym głosem. – Już.
Matthew się wyprostował, znikając w chmurze dymu. Nie zostało mu zbyt wiele
czasu. Jeśli ogień przedostanie się na korytarz, może im odciąć drogę.
Napierał ramieniem na drzwi, lecz ani drgnęły. Najwyraźniej stare drewno było
znacznie bardziej wytrzymałe niż metalowa klamka. Postąpił trzy kroki do tyłu,
żeby wziąć rozpęd.
Staranował drzwi. Drewniany panel wreszcie ustąpił pod jego ciężarem,
wpadając do środka.
Matthew rozejrzał się po mrocznym pomieszczeniu i – dzięki Bogu – odnalazł
Ashley wzrokiem. Przykucnęła w kącie obok zlewu owinięta mokrym kocem. Mą-
dre posunięcie.
Wszedł do środka, kierując się w jej stronę. Musiał ominąć roztrzaskane krzesło
i inne zdemolowane sprzęty. Najwyraźniej skulona Ashley, mimo filigranowej po-
stury, z determinacją walczyła, żeby się stąd wydostać.
– Dziękuję, że wróciłeś – wysapała, podając mu ociekający wodą ręczniczek. –
Owiń go wokół twarzy.
Bardzo mądre posunięcie. Matthew zasłonił twarz ręcznikiem, owijając go
wokół szyi jak szalik.
Ashley podniosła się, dysząc i kaszląc. Cholera. Musi wyjść na świeże
powietrze, ale nie może iść boso po rozbitym szkle i żarzących się węglach.
– Czekaj. – Matthew pochylił się, podniósł ją i delikatnie zarzucił sobie na
ramię.
– Wydostań nas stąd – zdołała tylko powiedzieć, zanim znowu zaniosła się
kaszlem.
Ruszył szybko przez sklep, który przypominał już pogorzelisko. Płomienie
wpełzły na kontuar, ogień trawił wszystko, co napotykał na drodze. Materiały
biurowe błyskawicznie czerniały i rozpadały się na kawałki.
Szybciej. Nie zatrzymuj się. Nawet nie myśl.
Półka z książkami się zachwiała. Matthew przystanął, instynktownie osłaniając
Ashley. Mebel runął, układając się w płonący stos drewna i odcinając im drogę.
Rozżarzony odłamek przepalił skórę w bucie Matthew, parząc go w stopę.
– Przez kuchnię jest drugie wyjście – zawołała Ashley. – Po lewej.
– Okej, widzę! – Matthew postąpił kilka kroków do tyłu i wszedł w wąski
korytarz. Dym nie był tam już tak gęsty, a przez szklane drzwi wpadało trochę
światła.
Poczuł nieznaczny ciężar Ashley, kiedy poprawiła się na jego ramieniu.
Ogarnęła go niesamowita ulga. Podejrzanie wielka, zważywszy na fakt, że ledwie
znał tę kobietę.
Powietrze na zewnątrz nagle wydało mu się tak ciężkie i rozgrzane jak w
płonącym budynku.
Ashley odetchnęła głęboko, kiedy znaleźli się obok kontenera na śmieci z tyłu
domu. Wzbierała w niej panika.
Przynajmniej wilgotne powietrze na zewnątrz było świeższe od tego w
zrujnowanej restauracji. Jeśli straż pożarna zaraz się nie zjawi, żeby ugasić ogień
buchający już z kuchennych okien, wkrótce i jej dom będzie ruiną.
Dochodzący z oddali dźwięk syreny strażackiej nieco ją uspokoił, ale na krótko.
Myśli kotłowały się w jej głowie. Jak to się stało, że wybuchł pożar? Może spowo-
dowała go świeca, którą zapaliła w przymierzalni? Jak duża część domu uległa
zniszczeniu?
Ramię Matthew naciskało na jej brzuch. Z każdym krokiem coraz bardziej
brakowało jej powietrza i nie mogła złapać tchu.
– Postaw mnie – poprosiła.
– Nie musisz mi teraz dziękować – odezwał się nieco ochrypłym głosem. –
Oszczędzaj siły.
Jak to możliwe, że w ciągu zaledwie kilku godzin Matthew okazał się zarówno
bohaterem, jak i nieczułym bubkiem?
Szczękając zębami, Ashley pomyślała, że jej gonitwa myśli to z pewnością
reakcja na przebyty szok. Widziała teraz z bliska szew w płaszczu na plecach
Matthew, a pod jego stopami zobaczyła żwir, którym wysypany był parking. Skoro
jej życiu nic już nie zagrażało, mogła się zająć innym problemem.
O ile wcześniej żałowała, że Matthew nie miał okazji oglądać jej w satynowej
halce, w tej chwili włożyłaby na siebie cokolwiek, byle tylko nie pokazywać się w
kusej przemoczonej bieliźnie, otulona mokrym kocem.
– Matthew – pisnęła – mogę chodzić. Postaw mnie na ziemi.
– Nie ma mowy! – Poprawił uchwyt, przez co koc zsunął się nieco, obnażając jej
ramię. Matthew przyspieszył kroku, niemal biegnąc chodnikiem. – Muszę cię za-
wieźć do szpitala.
– Dobrze, natomiast nie musisz mnie nieść. Jestem cała i zdrowa. – Zaniosła się
kaszlem, jednocześnie próbując złapać zsuwający się koc.
– I uparta.
– Nie, po prostu nie chciałabym, żebyś sobie zrobił krzywdę. – Mało
prawdopodobne. Po wspólnie spędzonej nocy wiedziała, jaki jest silny i
wytrzymały.
Wciąż zmagała się z kocem, przez co zsunął się jeszcze bardziej. Mało
brakowało, a spadłaby z ramienia Matthew.
– Przestań się wiercić. – Złapał ją za pośladki.
O rany. Od jego dotyku poczuła mrowienie w całym ciele.
Zza rogu wybiegło dwóch strażaków, ciągnąc za sobą wąż, co skutecznie
odciągnęło jej uwagę od rozterek dotyczących Matthew i niekompletnego stroju.
Miała teraz znacznie większe zmartwienie. Paliła się jej restauracja, jedyny
prawdziwy dom, jaki miała. Wszystko zapisała jej i przybranym siostrom w
testamencie „ciocia” Libby, która przed laty przyjęła je pod swój dach i zajęła się
nimi.
Łzy napłynęły jej do oczu, zatykając nos i wywołując kaszel. Matthew zaczął
biec i Ashley musiała przytrzymać się jego płaszcza.
Pod dom podjechał drugi wóz i kolejni strażacy natychmiast wkroczyli do akcji.
O, Boże. Może ogień się rozprzestrzeniał? Z każdą minutą wzrastało ryzyko, że
zajmą się od niego pozostałe zabudowania, a Starr, jej przyrodnia siostra, mieszkała
wraz ze świeżo upieczonym mężem tuż obok.
Dowódca strażaków wykrzykiwał rozkazy. Przed domem, na tle wschodzącego
słońca, zebrała się grupka sąsiadów.
– Ashley? – Przez kakofonię dźwięków przebił się znajomy głos przyrodniej
siostry.
Ashley odwróciła głowę. Przez zasłonę potarganych włosów widziała, jak Starr
przeciska się w stronę domu. Chciała ją ostrzec, żeby się nie zbliżała, ale nagle
zakręciło jej się w głowie. Za długo zwisała głową w dół, od kaszlu brakowało jej
tchu, no i bliskość Matthew... Trudno powiedzieć, co spowodowało zawroty. Obok
przemknęła karetka. Migające światła spotęgowały złe samopoczucie Ashley.
Powinna natychmiast się położyć.
Musi się uwolnić z ramion Matthew, zanim jego gorący uścisk dokona
większych zniszczeń niż ogień wewnątrz budynku.
Matthew zatrzymał się przy noszach, podtrzymując jej głowę i opuszczając ją
powoli. Powinna odwrócić wzrok. Zaraz to zrobi. Niestety nagle powróciło wspo-
mnienie zeszłej nocy, kiedy kładł ją na łóżku, wbijając w nią spojrzenie
szmaragdowych oczu. Dołeczek w brodzie łagodził ostre kontury jego mocno
zarysowanej szczęki.
Na co dzień obcowała z pięknem, ale nic nie mogło się równać z Matthew.
– Puść mnie już, proszę – wyszeptała, oszołomiona dymem i niechcianymi
myślami.
Matthew ułożył ją na noszach.
– Teraz zajmą się tobą sanitariusze.
Kiedy powoli wysuwał spod niej ręce, odczuła jego dotyk jak pieszczotę, która
przez koc paliła jej skórę.
Matthew postąpił krok do tyłu, ujrzała za jego plecami poświatę wschodzącego
słońca.
Była już wystarczająco rozdrażniona, odwróciła więc wzrok od Matthew, żeby
nabrać nieco dystansu. Widok płonącej restauracji natychmiast sprowadził ją na
ziemię. Chmura dymu wydobywająca się przez rozbite frontowe okno płynęła nad
ocean. Sadza pokryła tablicę z nazwą hotelu.
Co zostanie z pięknego domu, który Ashley i siostry dostały w spadku?
Zainwestowały wszystkie oszczędności, żeby stworzyć Beachcombers.
Przepełniona smutkiem Ashley podniosła się na łokciu, żeby przyjrzeć się
zniszczeniom.
– Ashley. – Starr udało się przedostać do noszy. Siostra objęła Ashley, ale z
dziwnie nieobecnym wyrazem twarzy. Dopiero po chwili Ashley zdała sobie
sprawę dlaczego.
Po chwili Starr zaczęła ją okrywać mokrym kocem, który zsunął się z noszy.
Cholera. Satynowa halka. Może nikt nie zauważył?
Sama się oszukiwała. Miała nadzieję, że chociaż Matthew patrzył w inną stronę.
Zerknęła na niego... Jego gorące spojrzenie mówiło samo za siebie. Bubek, który
zostawił ją poprzedniej nocy, nie zmienił się nagle w rycerza w lśniącej zbroi dla
niej samej. Do bohaterskich czynów prawdopodobnie popchnął go widok
seksownego negliżu.
Cholera. Gdzie się podziała jej bawełniana bielizna?
ROZDZIAŁ DRUGI
– Ashley? – Matthew zamrugał niemal pewien, że dym, którego się nawdychał,
wywołuje dziwne wizje.
Zamrugał ponownie, żeby przyjrzeć się lepiej. Ashley była już nakryta kocem,
ale na kremowej skórze ramienia wyraźnie widział różowe satynowe ramiączko. A
zatem Ashley Carson miała drugą twarz.
Nie mógł pozwolić, by inni teraz na nią patrzyli. Stanął między noszami a
niewielkim zbiegowiskiem gapiów.
Tęgi pielęgniarz machnął do niego ręką, prosząc, by się odsunął.
– Proszę stanąć dalej, kongresmenie. Tamci ratownicy pana zbadają, ja muszę
się zająć tą panią. – Dużymi spracowanymi rękami zadziwiająco delikatnie założył
Ashley maskę tlenową. – Proszę oddychać. Bardzo dobrze. I jeszcze raz. Niech się
pani spróbuje rozluźnić.
Matthew ledwie zauważył, że ktoś mierzy mu tętno, przemywa czoło i zakłada
opatrunek. Próbował uspokoić oddech, skierować myśli w odpowiednim kierunku.
Ashley powinna jak najszybciej trafić do szpitala, na tym musi się teraz skupić, a
nie rozpamiętywać zeszłą noc.
Z zadumy wyrwał go dotyk czyjejś dłoni na ramieniu. Stała przed nim przybrana
siostra Ashley, Starr Reis. Pamiętał jej imię z przyjęć organizowanych w Be-
achcombers. Jej długie ciemne włosy opadały na ramiona, a w oczach dało się
dojrzeć niepokój.
– Co się tam wydarzyło, kongresmenie?
– Sam chciałbym wiedzieć. – Dlaczego ogień tak szybko się rozprzestrzeniał?
Przecież kiedy Matthew wychodził od Ashley, wszystko było w porządku. Wrócił
po kilkunastu minutach, i nagle znalazł się w centrum pożaru.
– Gdybym dziś nie zaspała, może usłyszałabym alarm przeciwpożarowy. – Starr
miała bose stopy i prze– stępowała z nogi na nogę. Jej drobna postać niemal tonęła
w szerokim poplamionym farbą T– shircie i wyciągniętych spodniach od piżamy. –
Dzwoniłam przed chwilą do Davida. Wraca z misji w Europie.
– To dobrze, że udało się pani z nim skontaktować. – Pamiętał męża Starr.
Pamięć do twarzy i nazwisk przydawała się podczas kampanii wyborczej.
Starr musiała przeżywać piekło, widząc siostrę w niebezpieczeństwie, a ich
wspólny majątek w ogniu. Przynajmniej pożar nie zagrażał jej domowi, który znaj-
dował się w pobliżu.
– Dziękuję, że pan ją uratował. – Starr zamrugała, powstrzymując łzy, i
odgarnęła burzę loków z twarzy. – Nigdy nie zdołamy się panu za to odwdzięczyć.
Matthew poprawił krawat. Ashley była zbyt blisko i mogłaby coś usłyszeć. Starr
z pewnością nie byłaby mu tak bardzo wdzięczna, gdyby wiedziała, co się działo
zeszłej nocy.
Zdobył się na neutralny ton.
– Cieszę się, że we właściwym czasie znalazłem się w odpowiednim miejscu.
– Miałyśmy ogromne szczęście, że pan się zjawił. – Starr pogładziła Ashley po
głowie. – A właściwie co pan tu robi? Otwieramy dopiero za godzinę.
Matthew rzucił okiem na Ashley. Nie sądził, by teraz coś powiedziała, ale może
później zwierzy się siostrze? On z pewnością zamierzał trzymać język za zębami.
Żądna sensacji prasa i tak już śledziła każdy jego ruch i interesowała się
znajomymi.
– Matthew? – Starr zmarszczyła brwi.
– Przyszedłem po...
Ashley odepchnęła rękę Starr i zdjęła maskę tlenową.
– Przyszedł odebrać umowy przed przyjęciem. Proszę, nie martw się o mnie. Co
z Beachcombers? Chyba znowu słyszę syreny. To policja?
Otuliła się kocem, próbując się podnieść. Matthew nie zdziwiła ta reakcja. Znał
Ashley dopiero od kilku miesięcy, ale zdążył zauważyć, że nie lubiła robić wokół
siebie zamieszania. Miała pecha, bo zamierzał tu zostać tak długo, aż usłyszy od
ratowników, że wszystko z nią w porządku.
– Nie powinniście jej zabrać do szpitala? – zwrócił się do pielęgniarza, który
pakował gazę do apteczki.
– Kongresmen Landis? – zawołał ktoś z tyłu. – Mogę prosić o kilka słów do
kamery?
Cholera. Matthew spojrzał przez ramię. Zauważył elegancko ubraną reporterkę,
a za nią kamerzystę i dźwiękowca. Rozpoznał w kobiecie wschodzącą gwiazdę
dziennikarstwa, która obrała go sobie za cel, przekonana, że w tym sezonie
wyborczym to on stanie się jej przepustką do sławy.
Jak mógł być tak nieostrożny i nie zauważyć ludzi z mediów? Przecież w
okolicy dosłownie roiło się od luksusowych letnich rezydencji.
Nie był w stanie ukryć przed dziennikarzami swojego prywatnego życia, ale nie
pozwoli, by Ashley na tym ucierpiała. Już i tak wystarczająco ją zranił.
Odwrócił się twarzą do reporterki.
– Bez komentarza. – Zanim dokończył zdanie, rozległ się dźwięk migawki
aparatu fotograficznego. Wyglądało na to, że Ashley jednak na chwilę zagości w
jego życiu.
Ashley nałożyła szampon na włosy i wetknęła głowę pod szpitalny prysznic.
Krople wody uderzające o zielone kafelki przypominały dźwięk aparatów, którymi
dziennikarze robili zdjęcia pod domem. Na szczęście ratownicy szybko wepchnęli
nosze do karetki i zamknęli drzwi, zanim powstrzymywani przez Matthew ciekaw-
scy dziennikarze zdołali ją dopaść.
Ile by nie stała pod silnym strumieniem wody, nie zdoła zmyć trawiącej ją
frustracji. Matthew Landis zjawił się w Charlestonie zaledwie kilka razy, a i tak
zdołał wywrócić jej życie do góry nogami.
Czy rzeczywiście wpatrywał się w nią odrobinę za długo, kiedy zsunął się koc?
W jakimś stopniu ucieszył ją widok zdumienia na jego twarzy, zwłaszcza po tym,
jak Matthew próbował się wymknąć po wspólnie spędzonej nocy. Lecz zaraz
powróciły obrazy dramatycznych chwil, kiedy ryzykował życie, żeby ją uratować z
płonącej restauracji. Chwyciła ręczniczek i zaczęła się energicznie wycierać.
Kiedy wysuszyła włosy i owinęła je ręcznikiem, poczuła się nieco lepiej.
Włożyła koszulę nocną i szlafrok, który przyniosła jej siostra. Na ułamek sekundy
przypomniała sobie o zniszczonej halce, ale miała teraz ważniejsze zmartwienia.
Musi zapomnieć o uczuciowej porażce i skupić się na rozwiązaniu problemów
wywołanych pożarem. Otworzyła drzwi łazienki.
I zamarła.
Z wyciągniętymi nogami na szpitalnym krześle siedział Matthew Landis. Ubrany
w czysty szary garnitur, w krawacie spinka z symbolem Karoliny Północnej, palmą
karłowatą. Nie miała pojęcia, jak w tych okolicznościach zdołał zachować tak
niewiarygodne opanowanie.
Wyglądał, jakby fakt, że oboje stanęli twarzą w twarz ze śmiercią, nie zrobił na
nim najmniejszego wrażenia. Jedynie opatrunek na czole zdradzał, że Matthew
musiał stawić czoło żywiołowi.
Poczuła ucisk w gardle na myśl, że coś mogłoby mu się stać. Powinna szybko
wziąć się w garść, traktować go z dystansem.
Trzymał w ręce czerwoną różę. Na pewno nie przyniósł jej specjalnie dla niej,
musiał ją zerwać z bukietów ustawionych na parapecie. Obracał kwiat między kciu-
kiem a palcem wskazującym. Dlaczego został w Charlestonie, zamiast wracać do
rodzinnego domu w Hilton Head?
Związała mocniej pasek szlafroka, w drugiej ręce ściskając szampon i pastę do
zębów.
– Nie spodziewałam się...
Matthew prawie się nie poruszył, wciąż obracając kwiat w palcach.
– Pukałem.
Zdjęła ręcznik i włosy opadły jej na plecy.
– Jak się domyślasz, nie słyszałam.
Zapanowała cisza. W powietrzu unosił się zapach róż ze stroików i bukietów
ustawionych w pokoju. Matthew wstał, a Ashley postąpiła krok do tyłu. Zawiesiła
ręcznik na klamce, błądząc wzrokiem po sali szpitalnej, byle tylko nie napotkać
hipnotyzującego spojrzenia tych zielonych oczu, które od lat uwodziły wyborców.
Wszyscy w tej części Stanów mieli okazję śledzić przed telewizorami, jak
czterech braci Landis dorasta i pnie się po szczeblach kariery. Najpierw w senacie
zasiadał ich ojciec, po jego tragicznej śmierci zastąpiła go żona.
Matthew poszedł w ślady rodziców. Gdy ukończył studia, zajął miejsce w Izbie
Reprezentantów. Teraz, kiedy jego matka miała zostać sekretarzem stanu i zwolniła
miejsce w senacie, Matthew rozpoczął kampanię w wyborach do senatu.
Nazwisko „Landis” nieodmiennie kojarzyło się z fortuną, przywilejami, władzą i
pewnością siebie. To wszystko było poza zasięgiem Ashley. Mogłaby uznać to za
wadę, tyle że jego rodzinie nie sposób było cokolwiek zarzucić. Nawet polityczni
przeciwnicy krytykowali Landisów jedynie za upór w dążeniu do celu.
– Wszystko w porządku? – zapytał po chwili.
Odwróciła się do niego twarzą.
– Tak, w porządku.
– Ashley. – Matthew pokręcił głową.
– Słucham?
Włożył ręce do kieszeni.
– Jestem politykiem, potrafię czytać między wierszami. „W porządku” oznacza,
że mówisz to, co chcę usłyszeć.
To niesprawiedliwe, że wyglądał tak atrakcyjnie i świeżo, podczas gdy ona czuła
się jak zmaltretowana szara myszka. Powtarzał się scenariusz z dzisiejszego
poranka.
– Mówię tak, bo czuję się dobrze.
– Miło słyszeć. Co powiedział lekarz?
– Doktor Kwan powiedział, że wypiszą mnie jutro rano. – Obeszła Matthew
łukiem, żeby odłożyć kosmetyki na stolik obok łóżka. – Zdiagnozował u mnie nie-
groźne zaczadzenie. Gardło mam jeszcze obolałe, ale płuca są czyste.
– Cieszę się, że nic ci nie jest. – Wpatrywał się w nią takim wzrokiem, jakby
potrafił ją przejrzeć na wylot. Równocześnie umiejętnie ukrywał własne emocje.
– Musiałam pochłonąć sporo kostek lodu, żeby oczyścić przełyk. I tak miałam
ogromne szczęście. Dziękuję, ryzykowałeś dla mnie życie. – Zakręciła tubkę z
pastą do zębów i nacisnęła u nasady, żeby wyrównać powierzchnię. Cały czas
miała na końcu języka jedno pytanie, które wreszcie odważyła się zadać: –
Dlaczego wróciłeś?
– Zostawiłem u ciebie aktówkę. – Położył różę na tacy.
Ashley wcisnęła palec w tubkę pasty. Szybko spuściła wzrok, żeby nie dostrzegł
rozczarowania w jej oczach.
– Mam nadzieję, że nie było w niej nic cennego, bo o ile nie spłonęła, z
pewnością wszystkie dokumenty już dawno utonęły podczas gaszenia pożaru.
Próbowała się zaśmiać, ale głos uwiązł jej w gardle, gdy dopadł ją kolejny atak
uporczywego kaszlu. Matthew podał jej szklankę wody. Wzięła ją, staranie uni-
kając kontaktu z jego dłonią. Długo piła, aż wreszcie poczuła ulgę.
Usiadła na krawędzi łóżka, lekko zadyszana.
– Dziękuję.
– Powinienem był cię szybciej stamtąd wydostać.
– Nie żartuj sobie. Dzięki tobie w ogóle żyję. Zacisnęła pięść na prześcieradle,
żeby się powstrzymać przed dotknięciem opatrunku na czole Matthew. – Dom jest
bardzo zniszczony? Starr przekazała mi trochę informacji, ale nie powiedziała
wszystkiego, bo nie chciała mnie denerwować.
Przysunął krzesło i usiadł obok niej.
– Struktura domu nie została naruszona. Ogień nie wdarł się na górę, ale straż
pożarna wszystko zalała. Tyle byłem w stanie ocenić z zewnątrz.
– Rzeczoznawcy powinni nam wkrótce przekazać więcej szczegółów.
– Gdyby ubezpieczyciel robił jakieś trudności, daj znać, poproszę o pomoc
rodzinnych prawników.
– Starr mówiła właściwie to samo, kiedy mnie odwiedziła. Wciąż powtarzała,
jakie to szczęście, że uszłam z życiem.
Druga siostra, Claire, dzwoniła z rejsu, w który popłynęła z mężem i córką.
Zapewniała Ashley, że wszystko będzie dobrze, a pieniędzy z ubezpieczenia
wystarczy na remont. Jednak Ashley czuła się winna. Ogień wybuchł, kiedy
marzyła o Matthew. Być może czegoś nie dopilnowała. Nie sposób ignorować
oczywistych faktów.
Matthew usiadł obok niej na łóżku i przytulił ją, zanim zdążyła zaprotestować.
Zagłębił rękę w jej wilgotnych włosach, poklepał ją lekko po plecach. Po chwili
Ashley rozluźniła się nieco, czując zapach znajomej już wody po goleniu.
Uspokajało ją też miarowe bicie jego serca, które słyszała pod idealnie
wykrochmaloną koszulą. Czy po tak okropnym dniu nie zasługiwała na odrobinę
pociechy?
– Wszystko będzie dobrze – zapewnił ją, a jego południowe zaciąganie koiło
nerwy Ashley tak samo jak dotyk dłoni, którą przesuwał w dół jej pleców. – Masz
w swoim otoczeniu wiele życzliwych osób, na pewno chętnie ci pomogą.
Tkanina marynarki lekko drażniła skórę jej policzka. Ashley nie mogła się
powstrzymać i dotknęła spinki z wizerunkiem palmy wpiętej w krawat. W
ramionach Matthew czuła się tak samo cudownie jak zeszłej nocy.
I znowu znalazła się w punkcie wyjścia.
Czy przypadkiem nie oceniła jego ucieczki przed świtem zbyt pochopnie?
– Dziękuję, że mnie odwiedziłeś.
– Nie ma sprawy. Byłem bardzo ostrożny. Chyba nikt mnie nie zauważył.
Serce zabiło jej mocniej, lecz tym razem nie miało to nic wspólnego z jego
urokiem osobistym.
– Jak to?
Delikatnie odgarnął jej włosy z twarzy.
– W drodze do szpitala udało mi się zgubić dziennikarzy.
Przypomniała sobie grad pytań, który posypał się w ich stronę, kiedy ratownicy
wkładali nosze do karetki. Odsunęła się zaniepokojona.
– Dziennikarze będą się chyba teraz rozpływać nad twoim heroicznym gestem.
Matthew podrapał się w brodę.
– Interesuje ich raczej inny aspekt tej historii.
Ogarnął ją jeszcze większy niepokój i niemal zapomniała o kojącym dotyku
Matthew.
– Będziemy mieli kłopoty?
– Nie martw się. – Jego uśmiech dodał jej otuchy, ale tylko na chwilę. – Zajmę
się prasą i zdjęciami, które pojawiają się w internecie. Kiedy szef mojej kampanii
wyborczej wdroży nową strategię, już nikt nigdy nie pomyśli, że jesteśmy parą.
ROZDZIAŁ TRZECI
Nikt już nigdy nie pomyśli, że są parą? Matthew zdecydowanie przydałby się
kurs na temat, jak taktownie i bezboleśnie sprawić dziewczynie zawód.
Ashley oparła dłonie na jego piersi, odpychając go lekko. Nie było sensu dłużej
się oszukiwać. Matthew jednak nic do niej nie czuł. Prędzej piekło zamarznie, niż
ona znowu wpadnie w pułapkę zwiedziona jego hipnotyzującym spojrzeniem.
– Cieszę się, że masz wszystko pod kontrolą.
Podniósł się z krzesła, jak zwykle pewny siebie i szczery do bólu.
– Kierownik mojej kampanii, Brent Davis, jest naj...
Ashley powstrzymała go gestem.
– Super. Zupełnie mnie to nie dziwi. Ze wszystkim potrafisz sobie poradzić.
– Coś nie tak? – Spojrzał na nią. – Niebezpieczeństwo zostało zażegnane.
Myślałem, że cię to ucieszy.
Niebezpieczeństwo? To z tym kojarzą mu się ich relacje?! Ashley ogarnęła
wściekłość paląca mocniej niż ogień.
Nie dopuści, by Matthew domyślił się, co czuła. Zdobyła się na spokojną
odpowiedź:
– Jestem bardzo zdenerwowana przed jutrzejszym powrotem do sklepu, choć z
drugiej strony nie mogę się doczekać, żeby zaprowadzić tam porządek. Świetnie, że
nie będę musiała zawracać sobie głowy prasą. – Cholera, plotła głupstwa, ale to
lepsze od żenującej ciszy, bo wtedy mogłaby zrobić coś gorszego. Na przykład
mocno zdzielić Matthew pięścią. – A więc już po wszystkim.
Matthew wciąż stał nieruchomo, marszcząc brwi. Zaniepokoiło ją kołatanie jej
nieposłusznego serca.
No dobrze, był bardzo przystojny, pewny siebie i robił wrażenie uczciwego
faceta. Tylko że nic go nie obchodziła. Nie powinno jej to aż tak złościć. Po prostu
przeżyli jednorazową przygodę. Innym cały czas przydarzają się takie rzeczy.
Co prawda nigdy nie zrobiła niczego podobnego, lecz nie była też zupełnie
naiwna. W takim razie dlaczego chwila w jego ramionach przyprawiała ją; o tak
mocny zawrót głowy?
Musiała się go natychmiast pozbyć.
– Jeszcze raz dziękuję za odwiedziny, ale teraz muszę wysuszyć włosy.
No tak, znakomita wymówka.
– Obiecaj, że będziesz na siebie uważać. Nie idź do Beachcombers, dopóki nie
zapewnią cię, że nic ci tam nie grozi.
– Obiecuję. Naprawdę możesz już iść.
Co jeszcze robił w szpitalu? Dlaczego nie wracał do Hilton Head?
– Co do dzisiejszego poranka... Cholera. – Matthew włożył ręce do kieszeni. –
Nadal nie masz mi tego za złe, prawda?
Uwaga! Ten facet próbuje ją wciągnąć w jakąś grę, pozbyć się poczucia winy.
Żenada!
Jeszcze jedno słowo, a naprawdę mu przyłoży i pogniecie ten jego idealnie
skrojony garnitur. Niestety takie zachowanie byłoby dowodem jej emocjonalnego
zaangażowania.
– Mam w tej chwili większe zmartwienia niż to, z kim chodzę do łóżka.
– No tak.
– Muszę się zająć sklepem, siostrami, wnioskiem o odszkodowanie. – Była
kompetentną bizneswoman i powinien ją za to szanować, a nie litować się jak nad
jakąś niedojdą.
– Rozumiem. – Uniósł ręce, uśmiechając się kącikiem ust. – Chcesz, żebym już
sobie poszedł.
No proszę, jak sprawnie wykręcił kota do góry ogonem. Teraz to ona czuła się
winna. Do diabła z tymi politycznymi gierkami.
– Wczorajsza noc była... miła. Ale pora wrócić do rzeczywistości. – Ashley
zdobyła się na uśmiech.
Matthew uniósł brwi.
– I tylko tyle? Uważasz, że to, co się między nami wydarzyło, było „miłe”?
O rany, zapomniała, że Matthew ma rywalizację we krwi. Chyba właśnie uraziła
jego dumę. Przez chwilę zbierała myśli.
Odwróciła się do niego plecami i podeszła do okna, czekając, aż przejdzie jej
ochota, by spojrzeć mu w oczy i ulec jego gorącemu spojrzeniu. Nie wiedziała, jak
długo zdoła się kontrolować i ukrywać emocje.
– Matthew, chciałabym, żebyś już poszedł. – Dotknęła satynowej kokardy
doczepionej do stojącej na parapecie paprotki. Materiał przypomniał jej o halce,
którą nierozważnie włożyła tego feralnego ranka.
– Oczywiście – odrzekł aksamitnym głosem.
Usłyszała, jak do niej podchodzi. Poczuła na włosach jego ciepły oddech.
– Przepraszam za zamieszanie z prasą i za to, że nie zachowałem odpowiedniego
dystansu, kiedy należało, ale nigdy w życiu nie określiłbym wczorajszej nocy tak
nudnym epitetem jak „miła”.
Jeśli jeszcze raz jej dotknie, Ashley straci panowanie nad sobą albo, jeszcze
gorzej, pocałuje go.
Odwróciła się do niego, czując, jak parapet wpija jej się w plecy. Wciąż
ściskając satynową kokardę, napotkała gorące spojrzenie jego błyszczących oczu.
Nie, nie da się zahipnotyzować. Pora skończyć z układnością.
– Zaraz zjawi się tu moja siostra z suszarką. Zapomniała mi ją wcześniej
przynieść z innymi rzeczami.
Skinął tylko głową.
– Zadzwoń, jeśli będziesz mieć kłopoty z prasą albo firmą ubezpieczeniową.
Kiedy drzwi zamknęły się za Matthew, Ashley odetchnęła z ulgą, zadowolona,
że za nim nie wybiegła. Tak bardzo pragnęła, by ją pocałował. Od dawna ją
pociągał. Czy w ogóle jakaś kobieta mogłaby mu się oprzeć?
Podniecał ją, ale jej rozsądek – a raczej jego nędzne resztki – nakazywał
ostrożność. Obiecała sobie, że nigdy nie będzie jedną z tych kobiet, które
zapominają o inteligencji, kiedy tylko uśmiechnie się do nich czarujący facet.
Zbliżyła różę do policzka, obracając ją w palcach. Czy w ogóle będzie mu się w
stanie jeszcze oprzeć, skoro już wiedziała, jak miło jest czuć jego dotyk?
Wyprostowała się energicznie i włożyła kwiat z powrotem do wazonu. Odkąd
porzucili ją biologiczni rodzicie, ciężko pracowała, żeby zachować spokój w każdej
sytuacji.
Nie wolno jej o tym zapominać. Słabość jest niebezpieczna, i to o wiele bardziej,
niż się ludziom wydaje.
Matthew z trudem pohamował wybuch wściekłości, kiedy zobaczył nagłówki w
porannej gazecie.
Jadąc teraz windą do szpitalnej sali Ashley, ściskał w dłoni najgorszy z
brukowców. Wiedział, że prasa zacznie węszyć. Przez większość życia media nie
spuszczały go z oczu. Zwykle w takich okolicznościach korzystał z okazji, żeby
wyrazić swoją opinię. Elokwentnie i spokojnie.
Teraz jednak zdecydowanie nie był spokojny.
Kolejny raz rozłożył gazetę i spojrzał na okładkę. Jakimś cudem dziennikarz
zrobił mu zdjęcia tej nocy, którą Matthew spędził z Ashley. Bardzo intymne
zdjęcia, które nie pozostawiały pola dla wyobraźni. Na najmniej kompromitującym
stał przed drzwiami Beachcombers, a Ashley odprowadzała go do wyjścia ubrana
jedynie w szlafrok. Zostali uchwyceni w momencie, gdy Matthew akurat się
pochylił, żeby pocałować Ashley na pożegnanie.
Fotoreporter celowo zrobił zdjęcie pod takim kątem, że niewinny całus w
policzek wyglądał jak gorący pocałunek w usta.
Najbardziej krępująca z fotografii, wykonana teleobiektywem przez jedno z
okien na parterze, przedstawiała jego i Ashley w drodze do sypialni w momencie,
kiedy zaczęli zdejmować z siebie ubrania.
Czy Ashley już wiedziała lub słyszała o materiale w tabloidzie? Zaraz się okaże.
Kiedy drzwi windy się otworzyły, na Matthew czekała już starsza pielęgniarka,
która na powitanie zmierzyła go badawczym spojrzeniem. Udało mu się zachować
kamienną twarz. Poprosił gestem, by prowadziła.
Ruszył za nią, wsłuchując się w dźwięk skrzypiącego wózka i telewizorów.
Niektórzy mijani pacjenci wpatrywali się w niego z zaciekawieniem.
Matthew dobrze wiedział, jak szybko rozchodzą się plotki. On wkrótce się
otrząśnie i pozbiera, ale nie miał pewności, jak poradzi sobie powściągliwa Ashley.
Nie była przyzwyczajona do rozgłosu, w dodatku bardzo ceniła sobie prywatność.
Matthew podziękował pielęgniarce skinieniem głowy i zapukał do drzwi Ashley.
– To ja.
Uchylone drzwi otworzyły się szerzej. Ashley siedziała w fotelu przy oknie
ubrana w dżinsy i kolorową dopasowaną bluzkę, która podkreślała jej apetyczne
krągłości.
Matthew zamknął za sobą drzwi.
Ashley wskazała głową gazetę, którą ściskał w ręce.
– Polityczny news roku.
Właśnie poznał odpowiedź na jedno ze swych pytań. A zatem czytała już gazetę,
oglądała wiadomości, a może też słuchała radia.
Cholera.
– Jest mi strasznie przykro.
– Zdaje się, że szef twojej kampanii jeszcze nie wstał z łóżka – odparła sztywno.
– Nie śpi od czwartej, bo o tej godzinie dostał telefon z ostrzeżeniem, co się
wydarzy.
– A nie wpadło ci do głowy, że mnie też należałoby o tym uprzedzić? – Mówiła
opanowanym tonem, ale burza rudych włosów ujarzmionych w kucyk aż falowała
pod wpływem jej wzburzenia.
– Chciałem zadzwonić, ale szpitalny telefon jest ciągle zajęty.
Ashley zamknęła oczy i westchnęła ciężko. Po chwili rozprostowała zaciśnięte
pięści i znowu na niego spojrzała.
– Dlaczego prasę w ogóle interesuje to, z kim sypiasz?
Chyba nie była aż tak naiwna? Matthew uniósł brew.
– W porządku. – Wstała i zaczęła nerwowo krążyć w tę i z powrotem po sali. –
Oczywiście, to dla nich łakomy kąsek. Interesują ich wszystkie poczynania polity-
ka, zwłaszcza jeśli jest tak bogaty jak ty. Niby dlaczego miałoby to wpłynąć na
wyniki sondaży? Czy naprawdę to wpływa na twoje notowania? Jesteś młodym
singlem, ja nie mam partnera i jestem pełnoletnia. Przespaliśmy się ze sobą. Wielka
mi sensacja.
Gdy przechodziła obok Matthew, wilgotny kosmyk włosów zahaczył o spinkę w
jego mankiecie, muskając rękę. Ashley mówiła dalej, poruszając przy tym głową,
przez co pasemko drgało lekko.
Dlaczego nie zdobył się na to, by je odczepić?
– Nie wiem, czy czytałaś, jak zakończył się mój ostatni związek. Kiedy
zerwałem z poprzednią dziewczyną, nie była tym zachwycona i o wszystkim
opowiedziała prasie. Oczywiście zapomniała nadmienić, że mnie zdradzała, kiedy
byłem w Waszyngtonie.
Prawie nie usłyszał odpowiedzi Ashley, bo obserwował, jak w szpitalnym
świetle kosmyk jej rudych włosów zmienia odcień na złoty. Matthew
znieruchomiał. Teraz kosmyk otarł się o jego nadgarstek, a tamtej nocy jej włosy
omiatały jego pierś, kiedy się nad nim pochylała... Miała takie piękne ciało.
Matthew odchrząknął, próbując odpędzić natarczywe myśli. Musi przygotować
Ashley na to, co ją czeka po wyjściu ze szpitala.
– Media będą chodzić za tobą krok w krok, domagając się szczegółów. Trudno
zrozumieć, jakie to trudne i nieprzyjemne, jeśli nie doświadczyło się tego na wła-
snej skórze. Wiesz, ilu dziennikarzy zebrało się przed szpitalem?
– Kiedy przyjedzie moja siostra, wymkniemy się tylnym wyjściem. – Rzuciła
okiem w kierunku drzwi i skrzywiła się. – Personel szpitala na pewno chętnie nam
pomoże.
Matthew podrapał się za uchem.
– To nie takie proste. Poza tym siostra po ciebie nie przyjedzie.
Ashley wskazała jego rękę.
– Przestań się wreszcie drapać.
– Słucham?
– Drapiesz się. Ten gest cię zdradza. Zawsze tak robisz, kiedy próbujesz
wymigać się od odpowiedzi. Coś przede mną ukrywasz? Na pewno. – Przerwała,
marszcząc brwi. – Zaraz, to ty powiedziałeś mojej siostrze, żeby po mnie nie
przyjeżdżała, tak?
Matthew opuścił rękę. Cholera, nie zdawał sobie sprawy, że tak łatwo rozgryźć
jego mowę ciała. Dlaczego szef kampanii tego nie zauważył? Dobrze, że Ashley
mu to uświadomiła, w przyszłości będzie musiał zachować większą ostrożność.
– Jej mąż i ja zdecydowaliśmy, że tak będzie dla niej bezpieczniej. Powinna się
trzymać jak najdalej od tłumu zebranego przed szpitalem.
– Ty i David tak zdecydowaliście? Widzę, że jesteście tak samo pracowici jak
szef twojej kampanii. – Ashley chwyciła torbę ze swoimi rzeczami. – Wezmę
taksówkę.
Matthew powstrzymał ją, zanim zdążyła zarzucić torbę na ramię.
– Nie żartuj sobie. Mój samochód czeka zaparkowany przed tylnym wyjściem.
Wbiła w niego nieugięte spojrzenie, lecz po chwili westchnęła ciężko.
– W porządku. Im wcześniej stąd wyjdziemy, tym szybciej będziemy to mieli za
sobą.
Gdy zjechali windą na parter, Matthew otworzył drzwi tylnego wyjścia z
budynku i zobaczył przed sobą czterech fotoreporterów, którzy już tam na nich
czekali. Zasłonił Ashley, na ile było to możliwe, i szybko zaprowadził do
samochodu. Kolejne zdjęcia z pewnością doleją oliwy do ognia, ale chciał
towarzyszyć Ashley, żeby nie musiała przez to wszystko przechodzić sama.
Przecisnął się obok wyjątkowo natarczywego fotoreportera, wsiadł na miejsce
kierowcy w lexusie i szybko zamknął drzwi.
Ashley opadła na siedzenie.
– Boże, miałeś rację. Nie zdawałam sobie sprawy, że będzie aż tak źle.
– Źle? – Matthew nacisnął pedał gazu. – Tym razem nam się upiekło, ale oni nie
dadzą za wygraną. Będą rozgrzebywać każdy aspekt twojego prywatnego życia, li-
cząc, że znajdą coś smakowitego.
Ashley zbladła i wyprostowała się.
– Chyba będę musiała zainwestować w duże okulary przeciwsłoneczne i
kapelusze.
Podziwiał jej animusz, zwłaszcza że zachowanie spokoju musiało jej
przychodzić z większym trudem niż innym.
– Prasa nie zostawi cię w spokoju. Od lat próbują mnie z kimś wyswatać.
– Jestem twarda. – Drżenie w jej głosie było ledwie dostrzegalne. – Dam sobie
radę, przeczekam.
Niedobrze. To jego wina i tylko on powinien ponieść konsekwencje. Nie Ashley.
Nagle wpadł na rozwiązanie z taką lekkością, z jaką sunął teraz luksusowym
samochodem po czteropasmowej jezdni. Przecież wierzył, że Ashley łatwiej upora
się z mediami, jeśli będzie stał u jej boku. Istniał dobry sposób, żeby być blisko
niej i za jednym zamachem położyć kres denerwującym plotkom.
Podjąwszy decyzję, nie zastanawiał się już ani chwili dłużej.
– Wpadłem na łatwiejsze rozwiązanie, dzięki któremu wszystko szybciej
ucichnie.
– Jakie? – Kilkakrotnie wytarła spocone dłonie o dżinsy. Jej zdenerwowanie
narastało z każdą sekundą.
Matthew zatrzymał się na światłach, położył rękę na oparciu za jej głową i
utkwił w niej stanowcze spojrzenie.
– Zaręczymy się.
– Jak to? – Odsunęła głowę od jego ręki, jakby ją parzyła. – Mówisz poważnie?
Podjęcie decyzji o małżeństwie, żeby uspokoić prasę, to trochę zbyt radykalne po-
sunięcie, nie sądzisz?
Małżeństwo. Na dźwięk tego słowa poczuł się, jakby ktoś ugodził go sztyletem
prosto w serce. W tym akurat się z nią zgadzał – najlepiej trzymać się od ołtarza
najdalej, jak to tylko możliwe.
Światła się zmieniły i Matthew z ulgą przeniósł wzrok na drogę.
– Aż tak daleko się nie posuniemy. Kiedy emocje opadną, a media znowu skupią
się na istotnych sprawach, rozstaniemy się po cichu. Będziemy mogli zrzucić winę
na dziennikarzy, tłumacząc, że zainteresowanie mediów zniszczyło nasz związek.
Niechętnie posuwał się do kłamstwa, zwłaszcza że zawsze starał się postępować
etycznie. Jednak w tej chwili miał nieco inne priorytety.
Nie mógł pozwolić, by z jego winy ucierpiała nienaganna reputacja Ashley.
To on poniesie konsekwencje swojego postępowania. Nie było lepszego
sposobu, by zapewnić jej bezpieczeństwo.
– Zorganizujemy konferencję prasową i wydamy oficjalne oświadczenie.
Ashley skrzyżowała ręce na piersi i spojrzała na niego ostro. Zobaczył w jej
wzroku determinację i zrozumiał, że chyba nie docenił siły jej charakteru.
– Kongresmenie Landis, brak ci chyba piątej klepki. Za nic w świecie nie
pozwolę, żebyś mi wcisnął na palec pierścionek zaręczynowy.
ROZDZIAŁ CZWARTY
O rany, chyba znowu uraziła jego dumę.
Zacisnęła dłonie na skórzanym fotelu. Dostrzegła, że Matthew zmarszczył brwi.
– Matthew, wysłuchaj mnie spokojnie. – Postanowiła choć trochę osłabić
wymowę swoich słów. – Jestem wdzięczna, że troszczysz się o moje dobre imię,
ale nie masz takiego obowiązku, nawet po wspólnie spędzonej nocy. Ja też nie
czuję się za ciebie odpowiedzialna.
Ujął jej dłoń. Ashley odwróciła wzrok i wyjrzała przez okno, byle tylko nie
skupiać się na miarowych muśnięciach jego palca na jej nadgarstku.
Stwardniała od fizycznej pracy skóra jego kciuka lekko drażniła jej delikatną
skórę. Ashley przypominała sobie zdjęcia z prasy przedstawiające Matthew z
czasów, kiedy angażował się w projekty budowy domów dla najuboższych. Ciężko
i uczciwie zapracował na muskularną sylwetkę i szorstkie dłonie. Gdy poczuła jego
dotyk, zdradzieckie serce zaczęło mocniej bić. Matthew musiał wyczuć jej
przyspieszony puls, bo znowu się uśmiechnął.
Zabrała rękę i wsunęła pod udo.
– Przestań. Ostatnia rzecz, jakiej teraz potrzebujemy, to jeszcze więcej
kompromitujących zdjęć.
– W takim razie zostań moją narzeczoną.
– Nie.
– Wynagrodzę ci to. – Puścił do niej oko.
Ashley zakryła uszy rękami.
– To program wyborczy, którego nie popieram.
Śmiejąc się, złapał ją za nadgarstek.
– Bardzo zabawne.
– I, mam nadzieję, jasne.
– Ashley, jesteś praktyczną osobą. Na miłość boską, przecież zajmujesz się
księgowością. Chyba rozumiesz, że to najlepsze wyjście z sytuacji?
Czyli Matthew interesował się nią z praktycznych względów? Jakie to
romantyczne.
– Dziękuję, ale sama sobie poradzę z prasą.
Próbowała zabrać rękę.
Nic z tego.
Matthew nie dawał za wygraną i przez całą drogę muskał ją niezwykle
delikatnie, a zarazem bardzo podniecająco. Dziwnym zrządzeniem losu na
trawniku przed domem Starr stał biało– niebieski znak z napisem: „Landis na
senatora”. Ashley skierowała wzrok na Beachcombers i na chwilę zaniemówiła
zszokowana.
Dom był obrazem nędzy i rozpaczy. Czekał na nią jak opuszczony umorusany
przyjaciel. Wybite okna zabito deskami, okalające je drewniane panele były czarne
od sadzy. Zielony trawnik przecinały głębokie błotniste koleiny pozostawione
przez ciężkie wozy strażackie.
Nie mogła znieść tego widoku, czuła, że zaraz się rozpłacze. Jednak odwrócenie
wzroku potraktowałaby jak słabość. Miała teraz poważniejsze problemy niż ra-
towanie dobrego imienia czy zaprzątanie sobie głowy facetem, który z pewnością
tylko skomplikuje jej życie.
Musi się otrząsnąć, spotkać z siostrami i od nowa zaplanować przyszłość. Bez
względu na to, co postanowią, w jej życiu z pewnością nie będzie miejsca dla
Matthew Landisa.
Tym razem, kiedy Ashley uwolni rękę, Matthew będzie musiał wreszcie pojąć,
że „nie” oznacza zdecydowaną odmowę.
Czekając, aż Starr do niej zejdzie, Ashley wyjrzała przez okno. Obserwowała
odjeżdżającego Matthew.
Jej pierwsze oświadczyny i taka komedia.
Kiedy minął początkowy szok, doceniła starania Matthew, by ocalić jej dobre
imię. Było to może nieco staromodne podejście, ale jego rodzina przecież słynęła z
nienagannych manier. Co za ironia losu, że Starr również stała się częścią tego
świata, wychodząc za członka bogatej i szanowanej rodziny z Charlestonu.
Posiadłość Landisów w Hilton Head może i jest nowocześniej urządzona niż ten
dom, pomyślała Ashley, wpatrując się w rozkładówkę w lokalnym magazynie
wnętrzarskim „Southern Living”. Jednak również rodzina męża Starr od pokoleń
cieszy się dużym bogactwem i wysokim statusem. Ta neoklasycystyczna rezy-
dencja dobitnie o tym świadczyła.
Artystycznie uzdolniona siostra wprowadziła eklektyczną nutę w wystroju
wnętrz, zestawiając ciemne antyki z nowoczesnymi jasnymi grafikami i zastępując
ciężkie zasłony śnieżnobiałymi okiennicami. Doskonałe rozwiązanie, które
zapewniało prywatność, gdy było to wskazane.
Jak teraz.
Ashley przecięła pokój, mijając po drodze fortepian. Podeszła do szafki na nuty,
na której ustawione były fotografie w srebrnych ramach. Jedna z nich przedstawiała
Starr i Davida w dniu ślubu. Na innej elegancka matka Davida, niczym królowa
matka, zasiadała w fotelu, z kotem na kolanach.
Było tam również zdjęcie Starr, Claire i Ashley przed Beachcombers, zrobione
w dniu oficjalnego otwarcia lokalu przed trzema laty. Większość restauracji upada
w pierwszym roku działalności, ale im udało się pokonać wszystkie przeciwności,
choć nie miały żadnego doświadczenia. Wkrótce grono ich klientów znacznie się
poszerzyło, a dobrze sytuowane rodziny Charlestonu organizowały w pięknie
położonym lokalu uroczyste śniadania i przyjęcia weselne.
Dzięki artystycznemu zacięciu Starr restauracja wyglądała pięknie i elegancko,
Claire dbała o catering, a Ashley zajmowała się finansami. Zastępcza matka, ciocia
Libby, zostawiła im w spadku nie tylko dom, ale też coś o wiele ważniejszego –
nauczyła je kochać.
Ashley czule ujęła w dłonie zdjęcie Libby.
Po tym jak jej narzeczony zginął w wojnie koreańskiej, Libby postanowiła
pędzić życie samotnie. Została w rodzinnej posiadłości i stworzyła w niej dom dla
dziewcząt, które nie miały dachu nad głową. Przeznaczyła na ten szczytny cel cały
majątek. Przez dom przewinęło się wiele dzieci, z których część została oddana do
adopcji lub wróciła do biologicznych rodziców. Jedynie Claire, Starr i Ashley
zostały z nią do końca.
Boże, tak bardzo teraz tęskniła za ciocią Libby. Chętnie wysłuchałaby jej
niezmiennie trafnych i praktycznych rad. Matka zastępcza nigdy nie dbała o to, co
myślą inni, a kiedy sprowadziła grupę nastolatek po przejściach w okolicę
zamieszkałą przez elitę, często padały pod jej adresem niewybredne komentarze.
Dźwięk kroków na schodach wyrwał Ashley z zamyślenia. Odwróciła się i
zobaczyła radośnie biegnącą do niej siostrę.
– Witaj! Przepraszam, że nie wyszłam ci na spotkanie.
– Nie ma sprawy. – Ashley objęła Starr, z którą łączyła ją serdeczna siostrzana
więź. – Gosposia; mówiła, że dopadła cię grypa żołądkowa. Dobrze się czujesz?
– Nie martw się. Nic mi nie jest. – Starr postąpiła krok do tyłu i wzięła Ashley
pod rękę. – Chodźmy do mojego pokoju. Przekopałam całą garderobę i znalazłam
trochę ubrań, które możesz pożyczyć, dopóki nie kupisz sobie nowych. Jesteś ode
mnie wyższa, ale niektóre ciuchy powinny na ciebie pasować.
Starr poprowadziła Ashley schodami do pokoju na górze. O rany, nie
przesadziła, mówiąc, że przekopała całą garderobę. W sypialni ledwie się można
było przecisnąć między stosami ubrań.
– To za dużo. Jesteś kochana, ale nie chcę ci sprawiać kłopotu.
Starr pogładziła się po brzuchu i uśmiechnęła.
– Niedługo i tak w nic się nie zmieszczę. To nie była grypa żołądkowa.
Ashley poczuła przypływ radości, niestety nieco zmącony przez trudną do
opanowania zazdrość.
– Jesteś w ciąży?
Starr skinęła głową.
– W trzecim miesiącu. Jeszcze nikomu o tym nie mówiliśmy. Powiedziałabym ci
wcześniej, ale byłam lekko oszołomiona. Nie planowaliśmy na razie powiększenia
rodziny, ale skoro już się stało, jestem bardzo szczęśliwa.
– Oczywiście! Moje gratulacje! – Ashley przytuliła siostrę. – Bardzo się cieszę.
I wcale nie kłamała. Ona też chciałaby kiedyś, jak siostry, założyć rodzinę. Z
mężczyzną, który naprawdę ją pokocha i oświadczy się w odpowiedniej scenerii.
Jak widać, wciąż bolał ją sposób, w jaki Matthew zaproponował jej fikcyjne
zaręczyny.
– A więc? – Starr spojrzała na nią badawczo.
– A więc co?
Siostra podniosła z łóżka gazetę i otworzyła ją.
– Cholera, dzieciaku, nie mogłam uwierzyć własnym oczom! Zaciągnęłaś
Matthew Landisa do łóżka?
– Dzięki, że tak we mnie wierzysz. – No dobrze, nie była w typie Matthew, ale
zabolało ją niedowierzanie siostry. Dało jej to też do myślenia. Czy media kupią hi-
storyjkę o zaręczynach, skoro jej własna siostra wykluczała taką możliwość?
– Po prostu jestem zaskoczona, bo wszystko stało się tak nagle. Nie wiedziałam,
że znacie się od dłuższego czasu. – Starr złożyła gazetę, zasłaniając kompromitu-
jące zdjęcia. – Wygląda na to, że sporo ostatnio przede mną ukrywałaś. Nie mogę
uwierzyć, że nie pisnęłaś ani słowa, kiedy ci przywiozłam ubrania do szpitala. –
Ton jej głosu wyraźnie wskazywał, że jest urażona.
– Przepraszam, ale poza tym, co już przeczytałaś i usłyszałaś, nie mam ci wiele
więcej do opowiedzenia. Spotkałam się z Matthew kilka razy podczas planowania
imprez związanych z kampanią wyborczą. A tamtej nocy, cóż...
– Daliście się ponieść?
– Nie mieliśmy zbyt wiele czasu, żeby to przemyśleć.
– Cieszę się, że wszystko w porządku.
– Ale?
– Szanse w wyborach są bardzo wyrównane. – Starr podniosła z podłogi stos
kolorowych koszulek, które wyglądały jak markowe ciuchy, lecz to ona je
zaprojektowała i uszyła. – Nie chciałabym, żeby jego przeciwnik zdobył przewagę,
a liczy się każdy głos. Wierz mi, jest o co walczyć. Martin Stewart już wcześniej
obciął budżet przeznaczony na pomoc rodzinom zastępczym.
Klienci Beachcombers często rozmawiali o wyborach, zawsze chętnie dzielili się
opiniami. Starr i Ashley już na początku kampanii poparły Matthew ze względu na
jego program pomocowy dla rodzin zastępczych.
– Ten skandal na pewno w jakimś stopniu odbije się na popularności Matthew,
ale zapewne wyborcy wreszcie zrozumieją, że Martin Stewart to podstępna szuja.
Często zmienia zdanie i lawiruje, kiedyś się na pewno potknie.
– Chciałabym mieć twoją pewność.
– Ja naprawdę w to wierzę. Pamiętasz, jak pracowałaś dla niego po szkole?
Poddałaś się pod dwóch miesiącach, bo był taki okropny. Skoro nawet
siedemnastolatka potrafiła go przejrzeć, bardziej dojrzali wyborcy też to zobaczą.
Starr zamilkła, pakując ubrania do pudełka. Była nieco zbyt milcząca.
Zazwyczaj wyrażanie opinii nie przychodziło jej z tak wielkim trudem.
– Coś nie tak? – Ashley spojrzała na siostrę podejrzliwie.
Starr odwróciła się gwałtownie. Jej oczy wyrażały gniew i ból.
– Nie rzuciłam tej pracy. Zostałam zwolniona.
– O, Boże, dlaczego?
– Bo nie chciałam pójść z nim do łóżka.
Słysząc wyznanie siostry, Ashley postąpiła krok do tyłu. Po chwili zrobiła
jeszcze jeden krok i opadła na fotel.
– Miałaś wtedy zaledwie siedemnaście lat, a on musiał być po trzydziestce.
– Dokładnie. – Starr zaczęła krążyć po pokoju, omijając stosy ubrań. – Na
domiar złego zanim mnie zwolnił, poprosiłam go o referencje, których
potrzebowałam, żeby się dostać na Akademię Sztuk Pięknych w Atlancie. Po
wszystkim zadzwonił na uczelnię i dołożył wszelkich starań, żeby mi nie
przyznano stypendium.
– Starr, to okropne. – Ashley próbowała ukryć rozczarowanie faktem, że Starr o
niczym jej nie powiedziała. Siostra, na ogół silna i przebojowa, nagle wydała jej się
krucha i bezbronna. To wrażenie potęgował dodatkowo fakt, że była w ciąży. –
Dziwne, że ciocia Libby nie dobrała mu się do skóry – skwitowała tylko.
– Jej też nie powiedziałam. Wstydziłam się. – Starr wzruszyła ramionami. – No i
bałam się, że nikt nie uwierzy dziewczynie, której rodzice byli notorycznymi
oszustami. Po jakimś czasie postanowiłam wyrzucić to na zawsze z pamięci. Wiem,
że sprawiam wrażenie bardziej otwartej niż ty, ale w tamtych czasach to były wy-
łącznie pozory.
Ashley znowu przytuliła siostrę. Trzymała ją w ramionach, aż Starr przestała
dygotać.
– Tak mi przykro, że musiałaś przez to przechodzić.
Bransoletki na przedramieniu Starr zabrzęczały, kiedy odsunęła się i otarła oczy
wnętrzem dłoni.
– Mogłabym teraz pójść z tym do prasy, ale skoro jestem twoją siostrą...
– Uznaliby, że kłamiesz, bo chcesz mi pomóc.
A to tylko pogorszyłoby sytuację.
– Chyba tak. Teraz przynajmniej rozumiesz, dlaczego tak bardzo się
angażowałam w kampanię Matthew Lanclisa.
Co za koszmar! Matthew miałby przegrać wybory, bo uprawiał seks z dorosłą
kobietą, która wyraziła na to zgodę? Żaden przyzwoity polityk nie zasłużył na taką
niesprawiedliwość. Cóż, życie nie zawsze jest fair. Ashley musi coś zrobić, żeby
posprzątać bałagan, którego narobiła. Musi to zrobić dla Starr.
Rozwiązanie było oczywiste. Siostry zawsze ją wspierały i pomagały, zastępując
biologiczną rodzinę i nigdy nie oczekując niczego w zamian. Chroniły ją, bo była
najmłodsza. Zrobiłaby dla nich wszystko.
– Nie martw się. Wkrótce prasa dostanie temat, który ją zajmie na długo.
– Jak to?
Ashley nabrała powietrza, zbierając się na odwagę.
– Ja też mam ci coś do powiedzenia. Zaręczyłam się z Matthew.
Ashley powie Matthew, że przyjmuje jego zaręczyny. I to wkrótce, bo poprosiła,
by przyjechał i zabrał ją na kolację. Najpierw jednak musi obejrzeć pogorzelisko.
Chciała spędzić trochę czasu w swoim dawnym świecie, bo kiedy oficjalnie
ogłoszą oświadczyny, zainteresowanie mediów wywróci wszystko do góry nogami.
Powietrze było ciężkie i wilgotne. Kiedy Ashley stanęła na schodach z tyłu
domu, usłyszała dochodzące z ogrodu cykanie świerszczy. Posiadłość była
ogrodzona, więc przynajmniej tutaj prasa jej nie dopadnie. Ashley poświeciła
latarką, z ulgą stwierdzając, że nikt nie czai się w zaroślach.
Dotknęła kremowych paneli, wspominając, jak przez długie godziny planowały
z siostrami otwarcie restauracji. Wreszcie westchnęła ciężko i nacisnęła klamkę.
Drzwi nie chciały się otworzyć, musiała pchnąć o wiele mocniej. Poskutkowało.
W środku powitał ją duszący zapach spalenizny. Kto by pomyślał, że będzie się
utrzymywał tak długo? W wilgotnym powietrzu leniwie wirowały czarne płatki
sadzy.
Ashley związała włosy, żeby ich nie pobrudzić w drodze do sklepu. Nagle
poczuła przypływ paniki. Z trudem wzięła się w garść. Nie wolno jej stchórzyć i
uciec, musi obejrzeć zniszczenia.
Przemoczony chodnik uginał się pod stopami, kiedy szła korytarzem.
Zatrzymała się przed swoim biurem i uchyliła drzwi. Na szczęście – tak, jak mówił
Matthew – ogień go nie zniszczył, jedynie na biurku i półkach pozostał czarny
osad.
Tym zajmie się później, najpierw musi stawić czoła najgorszemu. Spod jej
butów wypływała brunatna woda, a to przywoływało wspomnienie tamtej nocy i
kroków Matthew, kiedy wynosił ją z płonącego domu.
Zaraz dotrze do sklepu. Poczuła się zupełnie bezradna i bezsilna, a bardzo nie
lubiła tego uczucia.
Otrząsnęła się, uniosła głowę, wyprostowała ramiona. Pora zapanować nad
emocjami, zmierzyć się z koszmarem i odzyskać kontrolę nad własnym życiem.
Skręciła za róg i wpadła wprost na szeroki męski tors. Odskoczyła z krzykiem,
tracąc równowagę na śliskim chodniku.
Nie był to jednak paparazzo.
W drzwiach stał Matthew. Będzie miała okazję z nim porozmawiać wcześniej,
niż sądziła.
– Spokojnie. – Matthew złapał ją za ramiona. Jego głos wydawał się dudnić w
otaczającej ich ciszy. – To tylko ja.
– Całe szczęście. – Ogarnęła ją ulga, oparła instynktownie policzek o jego pierś,
ale szybko się wyprostowała.
Matthew znowu przyciągnął ją do siebie, aż poczuła miarowe bicie jego serca.
Poczuła żar, który powoli ogarniał całą skórę. Zapragnęła wtulić się w Matthew
jeszcze mocniej, przycisnąć piersi do jego torsu, aż żądza ustanie albo... wybuchnie
i pozwoli ukoić podrażnione zmysły.
Westchnęła ciężko.
– Wystraszyłeś mnie jak cholera.
– Przepraszam. – Postąpił krok do tyłu, unosząc ręce. Jego latarka rzuciła snop
światła, tworząc jasny krąg nad ich głowami. – Widziałem, jak idziesz przez
ogródek, i wszedłem od frontu.
– Nic się nie stało. Już mogę normalnie oddychać.
– To niesprawiedliwe, że ona przypominała teraz obraz nędzy i rozpaczy,
tymczasem on wyglądał jak uosobienie męskiej siły i hartu ducha.
Była zmęczona i poirytowana, obecność przystojnego i opanowanego Matthew
wcale nie wpływała na poprawę jej humoru. Niedobrze, bo przecież miała mu
jeszcze zakomunikować, że przyjmuje jego zaręczyny.
– Dlaczego przyjechałeś tak wcześnie?
– Mówiłaś, że chcesz obejrzeć zniszczenia. – Mimowolnie podrapał się za
uchem, lecz po chwili się powstrzymał. – Pomyślałem, że przyda ci się pomoc.
Była zła na siebie za brak opanowania i widoczne rozdrażnienie. Właściwie nie
ma się czemu dziwić, biorąc pod uwagę, co mu za chwilę powie.
Wolałaby najpierw dobrze się wyspać, odpocząć, ukoić nerwy, ale na to było już
za późno.
– Przepraszam. Właściwie to chciałam z tobą porozmawiać. No to chodźmy
obejrzeć zniszczenia. Pogadamy po drodze.
Po raz pierwszy, odkąd spotkała Matthew, dostrzegła na jego twarzy
niekontrolowane emocje. Zmarszczył brwi, wyraźnie zmartwiony.
– A nie lepiej byłoby wynająć ekipę sprzątającą i oszczędzić sobie bolesnego
widoku?
– Nie zamierzałam jeszcze sprzątać. Tak naprawdę nic nie mogę zrobić, dopóki
ubezpieczyciel nie oszacuje strat. Chciałam tylko wszystko obejrzeć. Nie potrwa to
długo.
Gdy Matthew trochę się odsunął, Ashley mimo woli jęknęła.
Pomieszczenie przypominało czarną dziurę. Zabite deskami okna nie
wpuszczały do środka świateł ulicznych latarni, przez co widok był jeszcze bardziej
przygnębiający. Może jednak powinna była zaczekać do rana. W ciemnościach
wszystko z pewnością wygląda znacznie gorzej.
Sama się oszukiwała.
Zorganizowała w Beachcombers tak wiele pięknych przyjęć i marzyła o tym, by
świętować tu własne zaręczyny. Co za ironia losu – oto spełniło się jej marzenie.
Matthew zastanawiał się, jak Ashley może znosić ten okropny bałagan z tak
stoickim spokojem.
Gdy tylko mu powiedziała, że zamierza zajrzeć do Beachcombers, od razu
wiedział, że musi tam pojechać, by ją chronić i wspierać.
Zauważył, że zbiera jej się na płacz. Spodziewał się takiej reakcji, ale nigdy by
nie przypuszczał, że jej smutek tak bardzo go poruszy.
Matthew skrzyżował ręce na piersi, bo nie był pewien, czy zdoła utrzymać je
przy sobie. Miał wielką ochotę przytulić Ashley. Przechodząc obok, musnęła jego
ramię. Co miała pod bluzeczką? Jego rozgrzane ciało i rozgorączkowany umysł
domagały się odpowiedzi.
Dziwne, ale nigdy nie przyszło mu do głowy, że praktyczna Ashley mogłaby
nosić ekskluzywną bieliznę z własnego sklepu. Sklep! Jak może rozbierać teraz
Ashley w myślach, patrząc na to okropne pobojowisko?
Wokół leżały wieszaki przewrócone siłą strumieni wody z węży strażackich. Na
podłodze widać było ślady roztopionych materiałów. Równie dobrze tkanina mogła
przepalić się na Ashley i poparzyć jej skórę.
Matthew usłyszał dźwięk dzwonka, a po nim chichot Ashley. Miała zmysłowy
śmiech. O, cholera, chyba wpadł w tarapaty.
– Co tam znalazłaś?
Ashley sięgnęła do zabytkowej pozłacanej kasy i wyjęła z niej zwitek
ociekających wodą banknotów.
– Wystarczy, że znajdę suszarkę, i znowu będę wypłacalna.
Tylko Ashley potrafiła zdobyć się na śmiech w tak opłakanej sytuacji – stojąc
pośrodku pogorzeliska z garścią banknotów w ręce.
Matthew stanął obok niej.
– W takim razie stawiasz kolację.
– Jasne. Chyba będzie mnie stać na hamburgery, o ile podzielisz się ze mną colą.
– A może dam ci trochę pieniędzy do czasu, aż minie kryzys?
Jej duma natychmiast zaprotestowała.
– Stanę na nogi, gdy tylko dostanę pieniądze z ubezpieczenia. Wolę zarobić na
pokrycie strat ciężką pracą.
– Oferta jest cały czas aktualna.
– Dziękuję, ale muszę odmówić.
Matthew ustąpił, widząc, że nie zdoła jej przekonać. Poszuka innego sposobu,
żeby nie urazić jej dumy.
– W porządku.
Ruszył za Ashley korytarzem, patrząc, jak jej włosy kołyszą się z każdym
krokiem, odsłaniając szyję. W mgnieniu oka zapomniał o pogorzelisku, które przed
chwilą oglądał.
Dopóki nie dotarli do otwartych drzwi jej sypialni.
A gdyby spała, kiedy wybuchł pożar, a on by nie wrócił po aktówkę? Dobrze, że
była wtedy w przymierzalni, być może dzięki temu przeżyła.
Spiął się, nagle zabrakło mu powietrza. Próbował odpędzić obraz martwej
Ashley, który nagle stanął mu przed oczami.
– Miałeś rację – powiedziała, odwracając się do niego twarzą. – Nie mogę teraz
zbyt wiele zrobić, ale czuję się już lepiej. Po tym, jak zobaczyłam, co tu się stało,
łatwiej mi będzie o tym zapomnieć.
– To prawda. – Nie do końca zrozumiał, co powiedziała, bo wciąż nie dawał mu
spokoju obraz Ashley uwięzionej w płonącym domu. Wróciły niechciane bolesne
wspomnienia. Po stracie Dany jego świat rozpadł się na kawałki.
– Zgadzam się.
Słowa Ashley przywróciły go do rzeczywistości.
– Zgadzasz się przyjąć pieniądze? – Zdziwiło go to, ale też bardzo ucieszyło. –
Nie ma sprawy. Ile potrzebujesz? – Przyjrzał się jej, nie mogąc niczego wyczytać z
jej miny, czuł jednak, że jest coraz bardziej zdenerwowana.
– Nie. Zgadzam się przyjąć twoje... – Zagryzła wargę. – Twoje oświadczyny.
Jeśli nadal sądzisz, że to ci pomoże w kampanii wyborczej, zostanę twoją
narzeczoną.
ROZDZIAŁ PIĄTY
O cholera. Właśnie się zaręczył.
Matthew opadł na fotel w biurze swojego sztabu wyborczego w Hilton Head.
Cztery godziny po tym, jak Ashley przyjęła jego oświadczyny, wciąż nie mógł
uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Postawił na swoim, ale nagle wpadł
w lekką panikę. Podobną do tej, której uległ po nocy spędzonej z Ashley.
Wpatrywał się w ekran komputera pełnego otwartych plików, ale niemal nie
docierała do niego treść czytanych dokumentów, podobnie jak dzwonki telefonów i
szum kserokopiarki ustawionej przed wejściem do biura.
Dotknął palcem pliku błyszczących czerwono– niebieskich naklejek z napisem:
„Landis na Senatora”. Dlaczego nawet sfingowane zaręczyny tak bardzo go prze-
straszyły? Przecież wszystko zostało zaaranżowane, nie zaręczył się na poważnie
jak z Daną.
Owszem, nie spodziewał się, że Ashley z tak wielką niechęcią przyjmie jego
propozycję. Jego ego nieco na tym ucierpiało, ale ostatecznie przecież nigdy tak na-
prawdę nie chciał porzucać kawalerskiego stylu życia.
Jego bracia mieliby z tego niezły ubaw.
Rozległo się lekkie pukanie do drzwi. Matthew podniósł wzrok i w uchylonych
drzwiach zobaczył szefa kampanii wyborczej, Brenta Davisa.
– Wysypiasz się?
– Pytasz poważnie? – Matthew wskazał Brentowi fotel przed mahoniowym
biurkiem.
Starszy od Matthew o dwadzieścia lat energiczny Brent był siłą napędową
kampanii wyborczej Ginger Landis i konsultantem Matthew kandydującego do
Izby Reprezentantów. Gdy Matthew podjął decyzję, że będzie się ubiegał o
zwolnione przez matkę miejsce w senacie, nie wahał się ani chwili i zaproponował
Brentowi stanowisko szefa kampanii.
Po raz pierwszy Matthew zaświtała myśl, że może za szybko chciał rozwinąć
polityczną karierę. Mógł przecież pozostać w Izbie Reprezentantów przez kolejne
dziesięć lat i przed czterdziestką wciąż miałby szansę na stanowisko senatora.
Zależało mu jednak, by miejsca, które wcześniej należało do ojca, a które później
przejęła matka, nie zajął ktoś inny. Nie wiadomo, czy byłby je w stanie później
odzyskać.
Czy był gotów poświęcić wszystko dla własnych ambicji? Nawet tak niewinną
osobę jak Ashley?
Do cholery, przecież robił to, żeby ocalić jej dobre imię. Podjął już decyzję i nie
zamierza zranić Ashley jeszcze bardziej, proponując jej bezpieczną kryjówkę na
Bahamach, gdzie mogłaby wszystko przeczekać. Może w ten sposób też udałoby
mu się uniknąć skandalu, ale byłoby to dodatkowe obciążenie dla wszystkich,
którzy w pocie czoła pracowali nad jego kampanią.
Musi się zachować jak prawdziwy facet. Oparł łokcie o biurko i spojrzał
Brentowi prosto w oczy.
– Zaręczyłem się z Ashley Carson.
Kierownik zamarł – miną ani gestem nie zdradził, co o tym myśli. Matthew
wiedział z doświadczenia, że Brent reagował w ten sposób, gdy trafił mu się
szczególnie twardy orzech do zgryzienia. Ostatnim razem widział go w tym stanie,
gdy podczas charytatywnej misji w Europie Ginger Landis wyszła potajemnie za
długoletniego przyjaciela generała Hanka Renshawa.
Wreszcie Brent złożył palce i dotknął nimi nosa.
– Żartujesz?
– Mówię poważnie. – Matthew wyprostował się i odruchowo uniósł głowę.
Brent zamrugał jeden jedyny raz, zdradzając tym samym poirytowanie.
– Zaręczyłeś się z tą szarą myszką ze zdjęć w brukowcach?
Matthew poczuł przypływ gniewu.
– Uważaj, jak się wyrażasz o Ashley.
Brent otworzył szeroko oczy.
– Spokojnie, nie unoś się. Wszystko już rozumiem. Widzę, że ta kobieta nieźle
zawróciła ci w głowie.
– Davis... – rzucił Matthew ostrzegawczo.
Ostatnią rzeczą, jakiej teraz potrzebował, było rozpamiętywanie nocy spędzonej
z Ashley. Wtedy już na pewno straciłby resztki opanowania i nie potrafiłby za-
chować zimnej krwi koniecznej podczas tej rozmowy.
– Ashley jest teraz moją narzeczoną, po prostu przyjmij to do wiadomości. Na
tym polega twoja praca.
– Dlaczego mi nie powiedziałeś, że się z nią spotykasz, kiedy te cholerne zdjęcia
trafiły do gazet? – Brent oparł dłonie o biurko. – Musiałem się nieźle
nakombinować, nie mając kompletnych infor... Zaraz, zaraz. – Brent oparł się na
krześle, mrużąc oczy. – Poszedłeś z nią na układ, tak?
Zamierzacie udawać narzeczonych, żeby uspokoić prasę.
– Tego nie powiedziałem. – Matthew unikał jednoznacznej odpowiedzi, nie
chcąc narażać Ashley na dalsze upokorzenia.
– Jeśli zamierzasz wygrać listopadowe wybory, musisz być ze mną szczery. –
Brent postukał palcem w plik naklejek dla podkreślenia wagi swoich słów. –
Zresztą powinieneś był mi o wszystkim powiedzieć, zanim się jej oświadczyłeś.
Z jednej strony Matthew rozumiał argumenty Bren– ta, ale konsultowanie
zaręczyn z szefem kampanii wyborczej wydawało mu się głupie i mało
romantyczne.
O ile oczywiście rzeczywiście planowałby wziąć ślub. Na szczęście nie
zamierza, ale to teraz nie ma nic do rzeczy.
Nie rzuci Ashley prasowym hienom na pożarcie, żeby wygrać wybory.
Częściowo zgadzał się z Brentem, ale tylko dopóki pamiętał o swoich politycznych
ambicjach. Jednak nigdy przenigdy nie powiedziałby niczego, co mogłoby
zaszkodzić Ashley.
Sumienie podpowiadało mu, że jeśli teraz zostawiłby ją samej sobie, nie
zasługiwałby na wygraną.
– Współpracowałem z Ashley, ale oboje odkryliśmy, że łączy nas coś więcej. W
notce dla prasy możesz to nazwać „burzliwym romansem”.
Brent powoli skinął głową, a na jego surowej twarzy po raz pierwszy, odkąd
zjawił się w biurze, pojawił się uśmiech.
– Kiedy ogłosimy to w mediach, wszyscy potem zrozumieją, dlaczego
zerwaliście pochopne zaręczyny.
– Nic takiego nie sugerowałem.
– Matthew, do cholery. – Uśmiech zniknął z twarzy Brenta. – To ja cię uczyłem,
jeszcze w czasach, gdy twoja matka starała się o urząd, jak udzielać prasie
wymijających odpowiedzi. Niech ci się nie wydaje, że dam się na to nabrać.
Dlaczego nie mógł po prostu zamknąć drzwi i powiedzieć Brentowi całej
prawdy? Za bardzo zależało mu na tym, by chronić Ashley, bronić jej dobrego
imienia i honoru, dopóki jej życie nie wróci do normy.
Odziedziczony po ojcu zabytkowy fotel zaskrzypiał, kiedy Matthew pochylił się
nieco w stronę Brenta.
– Powiedziałem już: jestem zaręczony z Ashley. Koniec, kropka. Jutro
wybierzemy pierścionek.
Pierścionek?
Ha, jak najbardziej!
Oczywiście, że będzie im potrzebny pierścionek zaręczynowy. Jeśli Ashley
będzie się opierać, zaproponuje, że po wszystkim go sprzedadzą i przekażą dochód
na cele dobroczynne. Znając jej dobre serce, był pewien, że zaakceptuje ten
pomysł. Nie chodziło więc o kupowanie pierścionka, który miał symbolizować
złożoną obietnicę, a jedynie o zapewnienie Ashley bezpieczeństwa. Przy okazji
będzie mógł wesprzeć szczytny cel.
– Dlaczego nie podarujesz tej kobiecie pierścionka, który twoja matka dostała od
ojca?
Dobre pytanie.
– Ashley wychowała się w rodzinie zastępczej, zawsze nosiła rzeczy po innych i
chciałaby mieć coś swojego. Zasługuje na to, żeby samodzielnie wybrać pierścio-
nek i zapoczątkować własną tradycję. – Matthew sprawnie wybrnął z trudnej
sytuacji.
Miał zaledwie sekundę na odpowiedź, ale udało mu się znaleźć wiarygodną
wymówkę. Zresztą gdyby naprawdę miał się zaręczyć z Ashley, podjąłby właśnie
taką decyzję.
Matthew przełożył stos naklejek na biurku.
– Domyślam się, że wiadomość wycieknie do prasy ze sklepu jubilerskiego, ale i
tak chcemy wydać oficjalne oświadczenie. Kiedy najlepiej zwołać konferencję pra-
sową? Jutro wieczorem czy następnego dnia rano?
– Ty naprawdę ją kochasz? – Szef kampanii nawet nie próbował ukryć irytacji.
Miłość. To słowo nieodmiennie kojarzyło mu się ze szlochem matki
dochodzącym zza drzwi po śmierci Benjamina Landisa. Ginger niemal postradała
zmysły. Gdyby nie wsparcie dzieci i nieoczekiwana propozycja przejęcia
senatorskiego stanowiska męża, nie wiadomo, jak długo trwałby jej powrót do
świata żywych.
Mógłby wszystko przypisać przywiązaniu, jakim darzą się małżonkowie po
wielu wspólnie spędzonych latach, ale Matthew czuł taki sam obezwładniający ból,
kiedy w college’u zmarła jego narzeczona. Nie zamierzał drugi raz przechodzić
przez piekło. Przerażała go myśl, że ktoś mógłby mieć nad nim tak wielką władzę.
Postąpił słusznie, próbując zakończyć relację z Ashley po jednej wspólnie
spędzonej nocy. Jednak los chciał inaczej i, zanim rozejdą się ich drogi, będą
musieli spędzić ze sobą więcej czasu.
Z jakiegoś powodu był wobec niej opiekuńczy, w dodatku budziła w nim
pożądanie. Kiedy przypominał sobie jej nagie ciało owinięte prześcieradłem i
kasztanowe włosy rozpostarte na poduszce...
Cholera. Przez jakiś czas nie będzie mógł wstać zza mahoniowego biurka.
– Ashley mnie fascynuje.
Brent spojrzał Matthew prosto w oczy i wreszcie skinął głową.
– Albo jesteś wybornym kłamcą, albo wpakowałeś się w większe tarapaty, niż
jesteś sobie w stanie wyobrazić.
Błysk fleszy oślepił Ashley.
Zamrugała, gdy światło odbiło się od brylantu o szlifie markizy w pierścionku na
jej palcu. Stała teraz obok podium przed siedzibą sztabu wyborczego Matthew w
Hilton Head.
Nie chciała, by Matthew kupował jej tak drogi pierścionek, ale przekonał ją,
proponując, że będzie mogła wybrać organizację dobroczynną, której przekażą
zysk ze sprzedaży. Była mile zaskoczona, że Matthew zdążył ją poznać na tyle, by
wiedzieć, jakie rozwiązanie sprawi Jej przyjemność.
Kierownik kampanii wyborczej, Brent Davis, podszedł do mikrofonu.
– Kończymy dzisiejszą konferencję prasową. Dziękujemy państwu za przybycie.
Ashley zdobyła się na uśmiech, kiedy rozbłysły flesze, a Matthew poprowadził
ją do samochodu z szoferem. Ciężar brylantu nieustannie przypominał jej, że choć
tak naprawdę nie jest zaręczona z Matthew, zgodziła się mu pomóc wygrać wybory
i pokonać konkurenta.
Wyciągnęła przed siebie dłoń i spojrzała na brylant w lśniącej złotej oprawie,
przypominając sobie noc spędzoną z Matthew i jego późniejszy dystans.
Chyba popełniła poważny błąd.
Nie dlatego, że zgodziła się na zaręczyny. Miała zamiar zrobić wszystko, co było
w jej mocy, by parszywy konkurent Matthew już nigdy nikogo nie oszukał. Ale ten
pierścionek? Obróciła dłoń, pozwalając, by promienie słońca zalśniły na kamieniu.
Pierścionek był idealny. Dokładnie taki chciałaby dostać, gdyby zaręczyła się na-
prawdę, ale szlif markizy już zawsze będzie jej przywodził na myśl ból, jaki
sprawił jej Matthew Landis.
Przypomniała sobie, jak próbował się wymknąć z jej sypialni. Z pewnością
równie szybko zniknie z jej życia, kiedy ten udawany związek przestanie być dla
niego korzystny. Nie chciała myśleć o nim w ten sposób, ale jak inaczej mogła
interpretować jego zachowanie? Fakty mówiły same za siebie, poza tym Matthew
był przecież politykiem.
Choć miała okazję przekonać się, że kierują nim szlachetne pobudki, całe jego
życie to jedna wielka kampania wizerunkowa ukierunkowana na zdobycie popular-
ności. Będzie musiała o tym pamiętać, żeby przetrwać całe zamieszanie.
Wsiadła na tylne siedzenie samochodu pokryte miękką skórą. Kierowca zamknął
za nią drzwi. Na ekranie wbudowanego telewizora zobaczyła całodobowy program
informacyjny.
Matthew usiadł obok niej, rzucił aktówkę na podłogę i zapiął pasy.
– Dzięki Bogu już. po wszystkim. Będziemy mogli teraz spokojnie
porozmawiać, zanim dotrzemy do rezydencji.
Ashley wyprostowała się, tracąc zainteresowanie pierścionkiem.
– Jedziemy do ciebie?
– Tak, muszę ci pokazać posiadłość. – Odwrócił się do niej twarzą i musnął
kolanem jej kolano. Ashley poczuła ucisk w żołądku. – Wszyscy węszyliby
podstęp, gdybyś nie odwiedziła mojego domu.
– To prawda. – Przybrała obojętną minę, choć jej uwadze nie umknął fakt, że
Matthew zamierzał pokazać jej dom wyłącznie z praktycznych względów. – A
dlaczego w takim razie szef twojej kampanii nie jedzie z nami? Gdzie się
podziewa?
– Nie wiem. – Matthew wzruszył ramionami. Za oknem mignęło soczyście
zielone pole golfowe porośnięte tu i ówdzie palmami.
– Myślałam, że chce ze mną omówić twój program na najbliższe dni. – Zasłoniła
cienkim swetrem dekolt kwiecistej sukienki, którą pożyczyła od Starr. Ciuszek był
bardzo ładny, ale siostra nosiła mniejszy rozmiar, dlatego tkanina ściśle opinała
biust. Matthew wciąż dotykał kolanem jej kolana, przez co Ashley miała kłopot z
precyzyjnym formułowaniem myśli.
Powinna była kupić nowe ubrania, a nie pierścionek, który miał wszystkich
oszukać.
– Postanowiliśmy, że ja ci przekażę wszystkie informacje. Brent ma
wystarczająco dużo spraw na głowie. – Matthew otworzył aktówkę i wyjął wydruk
z grafikiem.
– Rano mam wystąpienie w klubie rotariańskim, a po południu wiec wyborczy.
W sobotę wieczorem zostałem zaproszony na przyjęcie charytatywne na jachcie.
Przerwał i podniósł na nią wzrok na pozór nieświadomy, że niewinnym
dotykiem kolana doprowadzał ją niemal do utraty zmysłów. Gdyby tylko paparazzi
nie zrobili im wtedy kompromitujących zdjęć, mogłaby teraz dalej wieść spokojne
życie. Oczywiście wciąż byłaby na niego wściekła, ale nie musiałaby się zmagać z
tym fatalnym zauroczeniem.
– Ashley? – Matthew próbował przyciągnąć jej wzrok. – Słyszysz mnie? Nie
musisz być obecna na wszystkich imprezach, jeśli coś ci nie odpowiada. Nie jesteś
przecież żoną polityka.
– Ale chętnie na nie z tobą pójdę. To ciekawe, móc obserwować wszystko z
bliska. Poza tym nie mam zbyt wiele obowiązków. Cały czas czekamy na opinię
rzeczoznawców i wypłatę pieniędzy z ubezpieczenia.
Próbowała zachować spokój, choć wszystko wymykało się spod kontroli. Wolała
wieść spokojne życie bez komplikacji, a u boku Matthew czekało ją coś zupełnie
przeciwnego.
Matthew spochmurniał. Na jego twarzy odmalowało się zmartwienie.
– Zawsze mogę ci pożyczyć trochę...
– Przestańmy już wreszcie mówić o pieniądzach. – Boże, on jednak zupełnie nie
ma pojęcia, co jest dla niej ważne. Powinien wiedzieć, że duma nie pozwoli jej na
przyjęcie pieniędzy. Złagodziła ostre słowa uśmiechem, choć migające za szybą
wille i drogie samochody wciąż przypominały jej o uprzywilejowanej pozycji
Matthew.
– Dziękuję za propozycję. Jesteś bardzo hojny.
– Nie przeceniaj mnie. Zapewne nie zauważyłbym, gdyby kwota, jakiej
potrzebujesz, zniknęła z mojego konta.
Ashley zmarszczyła nos i odsunęła nogę.
– Nie rozumiem, dlaczego próbujesz umniejszyć ten miły gest.
– Nie chcę się przechwalać, po prostu mówię prawdę.
Może i tak, ale w żadnym wypadku nie przyjmie od niego pieniędzy. Po
wspólnie spędzonej nocy byłoby to... niestosowne. Już i tak poszła na moralny
kompromis, zgadzając się na udawane zaręczyny. Nie zamierza posunąć się jeszcze
dalej, przekraczać kolejnej granicy.
– W Beachcombers gościmy wielu zamożnych klientów, którzy skąpią kelnerce
na napiwek, dlatego wiem, że bogactwo i hojność nie zawsze idą w parze.
– Mam już w grafiku kilka zaplanowanych debat, dlatego nie wdam się z tobą w
dyskusję na temat oceny mojego charakteru.
Ashley zagryzła wargę, powstrzymując się od komentarza. Wsłuchiwała się w
odgłosy ruchu ulicznego, zerkając przez okno. Rzeczywiście nie powinna teraz
skupiać się na zaletach Matthew, bo z pewnością nie pomoże jej to zachować
zimnej krwi.
Dotknął szorstkim palcem jej czoła.
– O czym myślisz?
Zdobyła się na pogodny uśmiech.
– Z twoim oratorskim talentem potrafisz chyba lepiej nawiązać rozmowę?
– Szach– mat. – Jego szczery śmiech drażnił zmysły Ashley, tak samo jak dotyk
jego ręki, którą niepostrzeżenie ją objął.
Poczuła narastające pożądanie. Zawsze go pragnęła, ale pociąg stał się jeszcze
intensywniejszy, odkąd się przekonała, jaką rozkosz Matthew potrafi jej dać.
Przesunęła się nieco do przodu, czując, jak sukienka ociera się o dziwnie
wrażliwą skórę.
– Nie musisz udawać czułości. Nikt nam teraz nie robi zdjęć.
Matthew powoli zabrał rękę. W jego zielonych oczach dostrzegła psotny błysk,
jakby dokładnie zdawał sobie sprawę, jak działa na nią jego dotyk.
– Nie zamierzałem posunąć się za daleko.
– Przyjmuję przeprosiny.
Nie chciała, by zabrzmiało to tak oficjalnie, ale trudno jej było opanować nerwy
bez względu na to, czy jej dotykał, czy nie. Tamtej nocy cudownie było czuć jego
dłonie na całym ciele, lecz zachowanie Matthew następnego ranka sprawiło jej
ogromną przykrość.
– W takim razie co mam zrobić, żeby się dowiedzieć, o czym myślisz?
– Nie musisz nic robić. – Desperacko próbowała znaleźć temat, który
skierowałby rozmowę na inne tory, z dala od wszystkiego, co miało związek z
dotykaniem i pożądaniem. – Po prostu nie wiem, czy powinnam o to pytać.
– Nie przejmuj się, przez lata udało mi się wyhodować grubą skórę.
Szkoda, że Ashley nie mogła powiedzieć tego samego o sobie.
– Dobrze. – Przechyliła głowę, żeby nawiew nieco ochłodził jej rozgrzaną twarz.
– Wrodzona ciekawość księgowej nie daje mi spokoju, dlatego zastanawiam się,
jak twoja rodzina doszła do tak wielkiej fortuny.
– Czystym zrządzeniem losu. – Matthew podrapał się po policzku, mimowolnie
zahaczając palcem o zmysłowe usta. – Mój pradziadek kupił dużo ziemi w tej
okolicy. Zakup był bardzo korzystny, ale równie dobrze mógł się okazać
niewypałem.
Ashley wpatrywała się w usta Matthew, wspominając, jak pieścił nimi jej ciało,
a zwłaszcza jeden najczulszy punkt. Odchrząknęła, jakby mogło jej to pomóc od-
pędzić natarczywe myśli. Zbyt łatwo ulegała jego urokowi. Musi wziąć się w garść.
– Uhm. Gdzie dokładnie?
– W Myrtle Beach. – Opuścił rękę na kolano, dając jej chwilę wytchnienia.
– To wiele wyjaśnia. – Ciekawe, że Matthew próbował zbagatelizować rodzinną
fortunę. Tak wielki majątek nie bierze się znikąd ani sam się nie pomnaża; – Ale
nie tłumaczy to wszystkiego. Wiele bogatych osób roztrwoniło majątek, nie
zostawiając nic spadkobiercom.
– Przez lata poczyniliśmy wiele mądrych inwestycji – odrzekł, poprawiając
spinki w mankietach. Zabytkowa biżuteria musiała mieć dla niego sentymentalną
wartość. Ashley rozpoznała inicjały ojca Matthew. – Powodziło nam się dobrze,
bez dwóch zdań, ale zawsze staraliśmy się pomnażać majątek.
– Bardzo rozsądne podejście. – No tak, istnieje wiele sposobów pomnażania
majątku. Jakiś szczęściarz musiał mieć niezłą zabawę, inwestując olbrzymi kapitał.
– Członków rodziny przybywa i z czasem zostawałoby coraz mniej do podziału.
– Dokładnie. – Matthew pocierał palcem okrągłą spinkę w mankiecie. –
Mieliśmy szczęście, bo każdy z nas mógł wybrać wymarzoną karierę, nie martwiąc
się o środki do życia.
To praktyczne podejście poruszyło ją bardziej niż dotyk jego spracowanych rąk.
Niedobrze. Matthew mógłby ją zranić, i to poważnie. Musi być bardzo ostrożna.
– Podziwiam was za takie podejście. Moglibyście po prostu wieść wygodne i
dostatnie życie. – Samochód zatrzymał się w korku spowodowanym przez
wypadek gdzieś z przodu, a Ashley starała się podtrzymać rozmowę, mimo że z
trudem panowała nad emocjami. – Mógłbyś podróżować po całym świecie i nieźle
się bawić, a nikt nawet nie miałby ci tego za złe.
– Innymi słowy mógłbym zupełnie stracić rozum. Bardzo lubię grać w golfa. –
Wskazał ręką pole golfowe za oknem. – Niestety nie jestem na tyle dobry, żeby
zarabiać w ten sposób na życie, dlatego nie zdecydowałem się na taką karierę.
Dzięki polityce czuję się mocniej związany z resztą świata, mogę się przyglądać,
jak żyją inni ludzie. To pomaga mi mocno stąpać po ziemi. Mój brat, Kyle, ma
takie same poglądy. Jest wojskowym.
Niestety rozmowa nie zeszła na odpowiednie tory, bo z każdym słowem
Matthew wydawał jej się coraz bardziej interesujący. Jeśli utkną w korku na dłużej,
Ashley znajdzie się w prawdziwych tarapatach.
– A twój drugi brat, Sebastian?
– Jest prawnikiem korporacyjnym. Dzięki niemu mamy zapewnione
finansowanie na najbliższe pokolenie.
– A Jonah?
– W jego sprawie nie zapadł jeszcze wyrok. – Matthew uśmiechnął się
zdawkowo.
– Jest najmłodszy z was, prawda? – Ashley przypomniała sobie zdjęcie w
gazecie przedstawiające Ginger Landis Renshaw z synami. – Czytałam, że
niedawno ukończył college.
– Tak jak ty, z tą różnicą, że ty nie rozbijasz się po całym świecie. – Potarł
palcem zmarszczkę na czole. – Nie wiem, jakim cudem rodzicom udało się
wychować takiego playboya.
Słuchając go, Ashley utwierdzała się w przekonaniu, że za grubym portfelem
Matthew, jego ładną twarzą i polityczną charyzmą może się jednak kryć coś więcej.
Było to dla niej prawdziwe zagrożenie, ten mężczyzna przyciągał ją jak magnes,
nawet kiedy się nie dotykali.
– Jesteś wdzięczną słuchaczką.
– A ty Ciekawie opowiadasz. – Niestety tak właśnie było. Dlaczego nie okazał
się pedantycznym cholerykiem?! – Nie mogę się doczekać, kiedy usłyszę twoje
przemówienia na tych wszystkich spotkaniach. Naprawdę wierzę, że jesteś
najlepszym kandydatem na to stanowisko i zrobię, co w mojej mocy, żeby ci
pomóc.
– Dziękuję. Czuję, że mówisz szczerze.
Wymienili uśmiechy. Szyba do kabiny szofera była zasunięta, mogli więc czuć
się swobodnie, ciesząc się bliskością. Ashley pochyliła się lekko ku niemu, ale
szybko się wyprostowała.
– Coś nie tak? – Matthew pogładził palcem jej zmarszczone brwi.
– Chętnie będę ci towarzyszyć na wszystkich imprezach. – Zdobyła się na
najbardziej neutralny ton, na jaki było ją stać. – Tylko mam problem natury
logistycznej. Nie wiem, czy zdążę wrócić do Charlestonu i potem przyjechać na
czas na spotkanie.
– A kto powiedział, że masz jechać do Charlestonu? Ashley poczuła, jak skacze
jej ciśnienie. Udawane zaręczyny to jedno, ale żeby od razu razem zamieszkać?
Matthew najwidoczniej jeszcze nie raz ją zaskoczy.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Ashley zaczęła się zastanawiać, czy nie skorzystać z samochodowego barku.
Owszem, była wczesna pora, ale jeśli policja wkrótce nie uprzątnie wraku po
wypadku, utkną w korku na dłużej.
Wygładziła sukienkę, zdając sobie sprawę, że Matthew stanowczo za często
zerka na jej nogi.
– Chyba nie sugerujesz, żebyśmy razem zamieszkali? Prasa zjadłaby nas
żywcem.
– Jesteśmy zaręczeni – przypomniał, ujmując ją za łokieć.
Ashley odepchnęła jego rękę. Już raz uległa jego czarowi i jak się to skończyło?
Rozbieranymi zdjęciami na tytułowych stronach gazet.
– Nie bądź niemądry i przestań mnie wreszcie dotykać!
Matthew zmrużył oczy. O nie, znowu go uraziła.
Zabrał powoli rękę.
– A więc nadal działam na ciebie dokładnie tak samo, jak ty na mnie.
Ha! Krótka piłka.
Postanowiła podjąć wyzwanie.
– W ten sposób na pewno mnie nie przekonasz, żebym została u ciebie na noc.
Uśmiechnął się lekko.
– Rozumiem. – Znowu położył rękę na oparciu, ale tym razem nawet nie musnął
Ashley. – Ja i moi dwaj bracia mieszkamy w rodzinnej posiadłości. Każdy z nas ma
własne zakwaterowanie. Mama i generał krążą między Waszyngtonem a Karoliną
Południową. Generał przebywa teraz w Pentagonie, ale mama jest na miejscu, więc
będziemy mieli przyzwoitkę, jeśli obawiasz się skandalu.
– Co rozumiesz przez „zakwaterowanie”? – Spojrzała na niego z niepokojem.
Wyraźnie dał jej do zrozumienia, że go pociąga. Nie udawał tylko po to, by uwiary-
godnić ich zaręczyny. Jednak Ashley nie chciała wdawać się w romans, zwłaszcza
że pierścionek zaręczynowy będzie nosić tak długo, jak uznają za stosowne
Matthew i szef jego kampanii wyborczej. Co za ironia, że łatwiej było jej pójść z
nim do łóżka, kiedy nie musieli udawać pary. – Wszyscy mają osobne mieszkania
w jednym domu, ale i tak rano wpadają na siebie?
– Myślałem, że moja nieobecność rano stanowiła dla ciebie problem.
Zmrużyła oczy, przez chwilę opierając się pokusie, by uderzyć go z całej siły
łokciem w brzuch.
– Stara historia. Już nieaktualna.
– W porządku. Jonah i Sebastian mają apartamenty w głównym budynku, odkąd
Jonah skończył college, a Sebastian rozstał się z żoną. Kyle ma mieszkanie w po-
bliżu bazy w Charlestonie, a ja mieszkam w wyremontowanej powozowni na tyłach
domu. Czy to ci odpowiada?
Plan Matthew brzmiał rozsądnie. Mąż Starr, David, niedawno wrócił z misji i,
choć oboje chętnie gościli ją w przestronnym domu, potrzebowali trochę prywatno-
ści. Byli małżeństwem od niedawna, właśnie się dowiedzieli, że zostaną rodzicami,
więc z pewnością czułaby się u nich jak piąte koło u wozu. Poza tym dojeżdżanie z
Charlestonu do Hilton Head kilka razy byłoby niezwykle uciążliwe.
Była osobą niezwykle praktyczną, musiała przyznać Matthew rację.
– W porządku, zgadzam się. I dziękuję. O ile twoi bracia nie będą biegać po
domu w samych bokserkach, wszystko się jakoś ułoży.
– O to się nie martw. – Samochód wreszcie ruszył, a Matthew posłał jej
szelmowski uśmiech, pod wpływem którego poczuła ciarki na plecach. – Jeśli
zobaczę, że któryś z nich chodzi przy tobie w bieliźnie, skopię mu tyłek.
Zakończywszy rozmowę w tak zaskakujący sposób, Matthew zamilkł. Ashley
nie pozostało nic innego, jak wpatrywać się w krajobraz migający za oknem.
Dorastała w Charlestonie, ale ta luksusowa część wybrzeża wyglądała
wyjątkowo pięknie – każdy skrawek ziemi był wypielęgnowany, jednocześnie
zachowując naturalny urok.
Oczywiście, patrząc na mijane okazałe rezydencje, było oczywiste, że tutejsi
mieszkańcy mogli sobie pozwolić na utrzymanie tych terenów w jak najlepszym
stanie.
Kierowca wjechał na kręty brukowany podjazd po bokach porośnięty palmami i
morską trawą. Po chwili Ashley ujrzała dużą dwupiętrową posiadłość z widokiem
na morze. Długie schody prowadziły na pierwsze piętro, gdzie znajdowała się
otaczająca cały budynek weranda i główne wejście. Większa część parteru
osłonięta była kratą. Podobnie jak w Charlestonie, budowano tu wyższe domy, by
podczas huraganów zapewnić ochronę przed falami.
Przyległy garaż miał tak wiele drzwi, że Ashley nie była w stanie ich zliczyć.
Samochód zatrzymał się przed domem. Z tyłu rozpościerały się grządki pięknych
azalii, a przed sobą widzieli ocean, nad którego brzegiem stał basen o opływowych
kształtach z wydzielonym jacuzzi napełnionym mieniącą się w świetle popołudnio-
wego słońca, bulgoczącą wodą.
– Tam mieszkam. – Matthew wskazał jednopiętrową powozownię usytuowaną
pośród dębów i palm.
Biały budynek ze stalowo– niebieskimi okiennicami był większy niż niejeden
dom jednorodzinny. Ashley wiedziała, że Matthew pochodzi z zamożnej rodziny,
sama przecież dorastała wśród bogaczy w Charlestonie, ale teraz zrozumiała, że
pochodzą z dwóch różnych światów.
Weszła białymi schodami na pierwsze piętro pod dwudrzwiowe wejście, oparła
się o balustradę i spojrzała na ocean.
– Niesamowity widok.
Matthew znowu objął ją ramieniem. Tym razem nie odsunęła się, nie chcąc psuć
nastroju. Wmawiała sobie, że to na wypadek, gdyby obserwował ich ktoś z
personelu lub rodziny.
Czy powiedział rodzinie prawdę o zaręczynach? Raczej tak, ale powinna o to
zapytać. Przed szefem kampanii wyborczej zataił szczegóły ich układu, ale to jej
nie dziwiło – sama się przekonała, że zawsze warto zachować ostrożność, nawet
jeśli darzymy daną osobę zaufaniem.
Dźwięk otwieranych drzwi wyrwał ją z zamyślenia. Wciąż w objęciach
Matthew, obejrzała się i zobaczyła przystojną kobietę. Nawet gdyby nie znała jej ze
zdjęć w gazetach i tak by ją rozpoznała. Niesamowicie zielone oczy, takie same jak
u Matthew. Włosy w odcieniu popielaty blond, perfekcyjna fryzura.
Ginger Landis Renshaw podeszła do nich. Ashley pamiętała z wiadomości, że
pani senator ma około pięćdziesiątki, ale zachowała młodzieńczą sylwetkę. Była
ubrana w dżinsy i cienki różowy sweter zdobiony sztucznymi perełkami, co
zaskoczyło Ashley. Wyobrażała ją sobie zupełnie inaczej, na szczęście matka Mat-
thew nie onieśmielała jej tak bardzo, jak można by się spodziewać.
W telewizji Ginger zawsze sprawiała wrażenie opanowanej, inteligentnej, a
niekiedy oschłej i stanowczej, lecz dziś wydawała się bardziej serdeczna. Matka
przeniosła wzrok z Matthew na Ashley.
– Mamo, poznaj Ashley. Ashley – to moja mama.
Ginger wzięła Ashley za ręce.
– Witamy! Słyszałam o pożarze, tak mi przykro. Cieszę się, że nic ci się nie stało
i że zatrzymasz się u nas.
– Dziękuję, że zgodziła się mnie pani gościć tak bez uprzedzenia, pani senator.
– Proszę, mów mi po imieniu.
– Oczywiście – odrzekła Ashley, choć nie czuła się gotowa, by zwracać się po
imieniu do kobiety, która często zasiadała przy jednym stole z głowami państw.
Matka Matthew obrzuciła ją wzrokiem od stóp do głów i Ashley nagle zdała
sobie sprawę, dlaczego Ginger nie jest z mężem w Waszyngtonie. Została
wezwana, żeby zmienić kopciuszka w księżniczkę.
Ashley skrzyżowała ręce na piersi, zasłaniając zbyt obcisłą sukienkę pożyczoną
od Starr.
– Bardzo miło mi cię poznać. To prawdziwy zaszczyt.
Ginger przechyliła głowę.
– Coś nie tak, moja droga?
Ashley wyobraziła sobie, jak Ginger próbuje wcisnąć ją w sztywną suknię i
układa jej włosy w wyszukany kok. Być może nawet nie wyglądałaby śmiesznie w
takiej stylizacji, zapewne zwróciłaby też na siebie uwagę.
Tyle że zdecydowanie nie czułaby się komfortowo.
– Ależ skąd. Jestem bardzo wdzięczna, że mogę się u was zatrzymać.
– Ale...? – Ginger nie dawała za wygraną.
Ashley postanowiła podzielić się obawami, że zostanie zmuszona do zmiany
stylu.
– Zastanawiam się, czy szef sztabu wyborczego Matthew nie poprosił cię
przypadkiem, żebyś mi pomogła w zmianie wizerunku.
– Dlaczego miałabym cokolwiek w tobie zmieniać? Mój syn najwyraźniej uważa
cię za ideał.
– Bardzo miło mi to słyszeć. Dziękuję. – Spodziewała się, że poczuje ulgę, ale z
jakiegoś powodu była rozczarowana. Nie chciała żadnych zmian, ale...
Nagle zrozumiała. Ginger prawdopodobnie nie wiedziała, że zaręczyli się z
Matthew na niby. Zastanawiało ją, dlaczego ukrył to przed rodziną. Ale czy ona nie
zachowuje się podobnie wobec sióstr?
Matthew pocałował matkę w policzek.
– Jak zwykle dyplomatyczna odpowiedź. – Postąpił krok do tyłu. – Pomogę
kierowcy wnieść bagaże.
No tak, westchnęła w duchu Ashley. Matthew nie chciał pozwolić, by szofer sam
dźwigał walizki. To kolejny powód, dla którego wydał jej się jeszcze bardziej
atrakcyjny.
Oderwała wzrok od zbiegającego po schodach Matthew i podążyła za Ginger do
wnętrza domu. Nawet najlepiej wykonana rozkładówka w czasopiśmie nie odda-
wała uroku tego miejsca.
Przez zajmujące całą ścianę okna do środka wpadało światło słoneczne,
rozjaśniając całe wnętrze aż po wysokie sufity. Na drewnianych podłogach
pyszniły się perskie dywany. Mniej więcej na środku stały dwie jasnoniebieskie
barokowe sofy. Po bokach ustawione były kremowo– żółte fotele. Wnętrze,
chociaż eleganckie, sprawiało wrażenie wygodnego i przestronnego.
Ginger odwróciła się w stronę Ashley.
– Zaraz pokażę ci sypialnię. Widok na ocean zapiera dech w piersiach.
Kołyszący do snu szum fal nieodmiennie kojarzył się Ashley z domem cioci
Libby, w którym dorastała, z pewnością więc poczuje się tu jak u siebie.
– Macie przepiękny dom. – Ashley zwróciła się twarzą do okna, z którego
rozciągał się widok na basen i ocean. – Jeszcze raz dziękuję za gościnność. Nie
mogę się doczekać, kiedy rozpakuję walizkę.
– Nie zaprzątaj sobie tym głowy, moja droga. Nie będziesz musiała nosić ubrań
po siostrze.
Ashley obróciła się na pięcie, twarzą do stylowego pokoju pełnego
rozsiewających cudowny zapach ciętych kwiatów w kryształowych wazonach.
– Przepraszam, ale sądziłam, że nie będziesz próbowała zmieniać mojego
wizerunku.
– A czy powiedziałam też, że nie pójdziemy na zakupy?
– Aha... – Ta kobieta była równie dobra w gierkach słownych jak Matthew.
– Pożar zniszczył twoją garderobę. Potrzebujesz nowych ubrań zwłaszcza teraz,
kiedy wybuchło to zamieszanie z moim synem. Będziesz musiała mu towarzyszyć
na oficjalnych spotkaniach.
– Nie mogę pozwolić, żeby płacił za moje ubrania.
Matka Matthew oparła rękę na biodrze w nieznoszącym sprzeciwu geście.
– To ze względu na niego będziesz zmuszona pokazywać się publicznie, dlatego
będzie sprawiedliwie, jeśli on poniesie koszty.
Ashley milczała, wiedząc, że nie wygra potyczki słownej z doświadczoną panią
senator.
Ginger się uśmiechnęła.
– Jesteś honorowa. Z każdą minutą lubię cię coraz bardziej. – Machnęła
wypielęgnowaną dłonią. – Nie urodziłam się otoczona tym całym bogactwem. Nie
miałam nawet o tym wszystkim pojęcia, kiedy poznałam pierwszego męża. Był
bardzo przystojny, tak zawrócił mi w głowie, że po dwóch tygodniach znajomości
wzięliśmy potajemnie ślub.
Na jej twarzy pojawił się słodko– gorzki uśmiech. Ciszę przerwał dobiegający z
pokoju obok dźwięk odkurzacza.
Ashley dotknęła ramienia Ginger.
– Jak dawno zmarł?
– Minęło prawie jedenaście lat. Nie przypuszczałam, że ponownie tak bardzo się
zakocham. W pewnym sensie miałam rację. Tym razem miłość rodziła się znacznie
wolniej, co nie znaczy, że nie jest równie silna. – Jej spojrzenie wydawało się
odległe. Ashley zdała sobie sprawę, że Ginger przez co najmniej pół minuty
wpatrywała się w rodzinną fotografię w głębi pokoju.
– A wracając do naszej wyprawy na zakupy. Uwielbiam generała i moich
chłopców, ale od czasu do czasu potrzebuję kobiecego towarzystwa.
Pani senator zdecydowanie potrafiła zjednywać sobie ludzi.
– W takim razie może Matthew zapłaci za stroje, które włożę na oficjalne
wystąpienia, a ja kupię sobie pozostałe ubrania?
– To bardzo sprawiedliwe i honorowe rozwiązanie.
– Szef kampanii Matthew twierdzi, że media zjedzą mnie żywcem.
Ginger delikatnie pogładziła ją po policzku.
– Nikt od ciebie nie oczekuje, żebyś się zmieniła. Po prostu chcemy, żebyś
poczuła się bardziej komfortowo we własnej skórze. A pomogą ci w tym nowe
ubrania, które sama wybierzesz, i kilka przydatnych wskazówek, jak radzić sobie z
prasą.
Ashley nie chciała darzyć Ginger aż tak wielką sympatią. Jeśli nawiąże bliższą
relację z rodziną Matthew, znacznie trudniej będzie jej się później z nim rozstać.
Jedyną pociechą była szczerość starszej pani, która pomoże jej wybrać
odpowiednie stroje, nie narzucając zmiany stylu.
A więc kopciuszek jednak nie zmieni się w księżniczkę. Na tę myśl doznała ulgi.
A jednak, chociaż wiedziała, że ona i Matthew zupełnie do siebie nie pasują, nie
miałaby nic przeciwko temu, gdyby nowa kreacja zaparła fałszywemu
narzeczonemu dech w piersiach.
Matthew kończył dopiero pierwsze przemówienie tego dnia, a już cały ociekał
potem.
I nie mógł za to winić tłumów, prasy ani nawet upalnej pogody. Ciśnienie
podskoczyło mu przez siedzącą po prawej stronie, uważnie wpatrzoną w niego
kobietę, którą cały czas obserwował kątem oka.
Obcisła sukienka Ashley co jakiś czas zsuwała się z kolan, co mogło go w
każdej chwili przyprawić o zawal serca. I co z tego, że był zdrowy i miał dopiero
trzydzieści lat? Wczoraj matka zabrała Ashley na zakupy, wróciły dopiero po
kolacji. Może to dziwne, ale spodziewa] się, że Ginger skłoni Ashley do włożenia
swoich ulubionych pasteli i pereł.
Jednak matka wybrała dla niej szmaragdową dopasowaną sukienkę z głębokim
dekoltem i wisiorek, od którego nie mógł oderwać wzroku. Strój był odważny, a
przecież wciąż powtarzano mu, że podczas kampanii należy się ubierać skromnie.
Jednak Ashley wyglądała klasycznie i elegancko. Kasztanowe włosy spięła prostą
złotą spinką, a złote kamienie na sandałkach pasowały do naszyjnika.
W takim wydaniu z pewnością spodoba się większości wyborców.
Podobała się też jemu, choć obiecał sobie, że zachowa odpowiedni dystans.
Oparł się pokusie, by otrzeć pot z czoła, bo to zdradziłoby, jak bardzo był
zdenerwowany. Rzucił okiem na notatki, kończąc przemówienie. Dzięki Bogu
chyba udało mu się powiedzieć kilka spójnych zdań na zakończenie, bo wszyscy
się uśmiechali i zaczęli bić brawo.
Prezes klubu rotariańskiego podszedł do mikrofonu i poprosił dziennikarzy o
pytania.
Starsza kobieta z identyfikatorem zawieszonym wokół szyi podniosła się z
miejsca.
– Pani Carson, proszę nam opowiedzieć, jak kongresmen Landis się oświadczył.
Czy stało się to przed czy po tym, jak wasze intymne zdjęcia trafiły do prasy?
Niezwykle merytoryczne pytanie.
Szef kampanii wyborczej Matthew natychmiast zerwał się z miejsca.
– Mary – zwrócił się z uśmiechem do reporterki – przecież wiesz, że Ashley nie
ma jeszcze doświadczenia W kontaktach z prasą. Będziemy bardzo wdzięczni za
wyrozumiałość. Przynajmniej dzisiaj oszczędź jej zakłopotania.
Ashley delikatnie dotknęła ramienia Matthew i łagodnie odsunęła od podium.
– To nic. Chętnie udzielę odpowiedzi.
Matthew usłyszał zdławione westchnienie Brenta. Sam był nieco wystraszony,
ale nie chciał zawstydzić Ashley, odmawiając jej prawa głosu. Postanowił zostać w
pobliżu na wypadek, gdyby spanikowała.
– Jak z pewnością zdążyli się już państwo zorientować, Matthew martwi się, że
stres związany z kampanią wyborczą odbije się niekorzystnie na mojej psychice.
Dlatego nie ujawniał naszego związku. Postanowiłam rozwiązać ten problem i
sama mu się oświadczyłam.
W tłumie rozległy się salwy śmiechu, reporterzy robili notatki. Matthew musiał
przyznać, że Ashley świetnie sobie poradziła z pytaniem, nie posuwając się do
kłamstwa.
Ashley obrzuciła zebranych nieśmiałym spojrzeniem.
– Proszę mi wybaczyć, że nie ujawnię więcej intymnych szczegółów. Są zbyt
osobiste. – Na sali znowu dało się słyszeć śmiech, Ashley czekała cierpliwie, aż
ucichnie. – I właśnie tym pozytywnym akcentem chciałam zakończyć spotkanie.
Dziękuję za państwa gościnność.
Matthew położył dłoń na jej plecach, prowadząc ją do wyjścia za podium. Kiedy
drzwi zamknęły się za nimi i ucichły migawki aparatów, pochylił się i zaczął ją
całować. Zaraz! Co to za szalony pomysł? Ale było już za późno. Tak bardzo go
ujęła wystąpieniem, że w jednej chwili zapomniał o postanowieniu, by chronić ją,
zachowując dystans.
Trzymając ją w ramionach, nie mógł się od niej oderwać. Chciał się delektować
tą chwilą nieco dłużej, lecz wreszcie zakończył pocałunek i przytulił ją mocno, pró-
bując odzyskać równowagę.
– Świetnie sobie poradziłaś z tą dziennikarką.
– Odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Ashley trzymała go za poły marynarki,
lekko dysząc. Stali w wąskim korytarzu, obok znaku z napisem: „Wyjście”, tuż za
drzwiami do niewielkiego audytorium w domu kultury.
– Odpowiedziałaś z klasą. – Siłą woli zmusił się, by postąpić krok do tyłu, ale
nie chciał jej jeszcze wypuszczać z objęć. Ashley wciąż trzymała go za poły
marynarki. – A to prawdziwy talent.
– Zabawnie było słuchać, jak kierownik twojej kampanii walczy o każdy
oddech.
– Miałem nadzieję, że tego nie zauważysz.
– Niby dlaczego miałby mi ufać? Nigdy nie słyszał moich przemówień. – Ashley
zmarszczyła brwi. – Matthew, już wczoraj chciałam cię o to zapytać, ale ciągle ktoś
jest w pobliżu, więc zrobię to teraz: dlaczego nie powiedziałeś swojej rodzinie
prawdy?
– A ty dlaczego nie powiedziałaś o tym swoim siostrom?
– Tym razem nie wymigasz się, odpowiadając pytaniem na pytanie.
Matthew postanowił odpowiedzieć tak szczerze, jak tylko potrafił.
– Moje życie jest jak otwarta księga, do której każdy może zajrzeć. Pewne
rzeczy wolę zachować dla siebie, kiedy mam ku temu sposobność. – Podobnie
postąpił z Daną. Przy Ashley niespodziewanie się otwierał i niekiedy wbrew sobie
zdobywał na szczerość, co bywało dosyć kłopotliwe. – Poza tym gdyby moi krewni
o wszystkim się dowiedzieli, zaczęliby się zamartwiać. Podejrzewam, że właśnie z
tego powodu nie powiedziałaś o niczym siostrom.
– Jesteś bardzo spostrzegawczy. – Ashley rozluźniła się nieco, wtulając się w
niego. Matthew pachniał cudownie, a w jego objęciach czuła się bardzo wygodnie.
– Przykro mi, że postawiłem cię w tak trudnym położeniu. – Cholera, powinien
zwracać większą uwagi na dobór słów. Zaczął sobie wyobrażać Ashley w innym
„położeniu”: nad sobą, pod sobą, obok siebie. – Gdybym mógł cofnąć czas i
wszystko zmienić.
Matthew nie zdołał dokończyć zdania, bo uświadomił sobie, że nie chciałby
wymazać tamtej nocy z Ashley. Boże, to chyba oznacza, że naprawdę jest samolub-
nym gnojkiem.
Spojrzeli sobie w oczy. Ashley rozchyliła usta, stanęła na palcach, czując, jak
Matthew instynktownie pochyla ku niej głowę. Delikatnie musnął ustami jej wargi
je
:
den raz, drugi, ale to wystarczyło, by zapragnęła jeszcze więcej. Czy byłoby w
tym coś złego, gdyby zapomnieli o dystansie, jaki obiecali zachować? Gdyby
nawiązali przelotny romans... Mógłby się delektować Ashley nieco dłużej...
Drzwi otworzyły się z impetem, przerywając intymną chwilę i studząc zapał
Matthew. Szef kampanii wyborczej ruszył w ich stronę, nie zadając sobie nawet
trudu, żeby zamknąć za sobą drzwi. Cholera, na pewno liczył na to, że reporterom
uda się zrobić jeszcze kilka pikantnych zdjęć.
Brent klasnął donośnie.
– No dobrze, papużki nierozłączki, zaczynamy przedstawienie.
Matthew odprowadził wzrokiem Ashley, gdy ta wychodziła z Brentem. Nie
chciał rozpoczynać nowego związku, a tym bardziej angażować się uczuciowo. Ale
gdy obserwował, z jaką pewnością siebie i werwą Ashley ruszyła do wyjścia, coś
mu podpowiadało, że nie wyplącze się z tego tak łatwo, jak się spodziewał.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Ashley przyglądała się poświacie księżyca odbitej w wodach oceanu. Od
zeszłego ranka odpowiedziała na tysiące pytań, uścisnęła setki dłoni i trzymała na
rękach dziesiątki dzieci.
Ten ostatni obowiązek sprawił jej najmniej trudności, bo mali obywatele nie
mogli jeszcze głosować. Dopiero czytając poranną gazetę, zdała sobie sprawę, że
została wmanewrowana w najbardziej oklepany scenariusz kampanii wyborczej.
Była wyczerpana nieustannym kontrolowaniem tego, co robi i co mówi, zwłaszcza
że ona i Matthew niewiele o sobie wiedzieli. Powinna przygotować dla niego jakąś
ankietę, dzięki której mogłaby poznać ciekawe wydarzenia z jego przeszłości.
Dzisiejszy wieczór spędziła w miłej atmosferze dzięki romantycznej scenerii i
smacznym posiłkom – choć oczywiście catering Beachcombers byłby o wiele
lepszy. Bawiłaby się jeszcze lepiej, gdyby choć raz udało jej się zobaczyć z
Matthew, którego przez cały wieczór nie widziała na oczy. Potarła ramiona,
próbując odpędzić irytację, napominając się w myślach, że nie ma prawa jej
odczuwać. Skupiła się na otaczającym ją pięknym krajobrazie.
Łódź, na której odbywało się przyjęcie, była ozdobiona sznurami świateł, na
dolnym pokładzie stały stoliki dla gości, z górnego dobiegała muzyka zespołu
swingowego. Kelner przeszedł obok Ashley, z gracją niosąc kieliszki szampana na
srebrnej tacy.
Matthew wyłonił się z mroku, popijając wodę gazowaną. Spojrzał na nią z
wyraźną aprobatą, a Ashley podziękowała w myślach Ginger Landis Renshaw,
która co prawda zachowała się jak matka chrzestna ze znanej bajki, ale nie
próbowała za wszelką cenę zrobić z niej księżniczki. Pomogła jej po prostu wybrać
odpowiedni strój, udzielając cennych porad.
Ashley sama z pewnością nie zdecydowałaby się na odsłaniającą ramiona
suknię. Zawsze starała się zakrywać lekko skrzywione ramię. To Ginger
zaproponowała jej kremową sukienkę z dużym dekoltem w kształcie litery V z
przodu i na plecach. Ashley zawsze marzyła, żeby poczuć na skórze tak delikatną
satynę. Jako dodatek Ginger wybrała dla niej lekki złoty szal.
Matthew jednym haustem opróżnił szklankę wody, jakby był bardzo spragniony.
Ashley chciała nieco dłużej cieszyć się tą chwilą i zatrzymać go przy sobie
rozmową.
– Nie skusiłeś się na szampana z najwyższej półki?
– Picie alkoholu w obecności dziennikarzy może źle się skończyć. – Rzucił
okiem na drinka Ashley.
Potrząsnęła kostkami lodu w szklance. Znowu poczuła smutek na myśl, że tak
niewiele o sobie wiedzą.
– Ja też piłam wodę gazowaną, ale z limonką.
– Przepraszam, wyciągnąłem pochopne wnioski. W takim razie może przyniosę
ci coś do picia jako rekompensatę za to, że zaniedbywałem cię przez cały wieczór?
– Dziękuję. – Zwłaszcza za to, że przyznał się do winy. Od razu poczuła się
trochę lepiej.
Oparła się plecami o reling, przyglądając się parom tańczącym na pokładzie.
Wiatr niósł w jej stronę fragmenty rozmów, które prowadzili goście. Ashley nie
zwracała na to uwagi, dopóki nie usłyszała znajomego barytonu szefa kampanii
wyborczej Matthew.
– Poradziła sobie lepiej, niż się spodziewałem.
– To o niczym nie świadczy – odparł głos, który pamiętała jak przez mgłę z
wcześniejszej rozmowy telefonicznej. – Nie miałeś wobec niej zbyt wygórowanych
oczekiwań.
– Cóż – odrzekł Brent – sam bym jej nie wybrał na towarzyszkę podczas
kampanii wyborczej. Nie nadaje się też na żonę dla senatora. Politycznie nie wnosi
do kampanii nic oprócz nieśmiałego uśmiechu. Ale co się stało, to się nie odstanie.
Będzie sobie jakoś musiał z tym poradzić. Przynajmniej go nie przyćmi.
Au! To zabolało. Cóż, trudno się spodziewać pozytywnych opinii, podsłuchując
rozmowy nieprzeznaczone dla naszych uszu.
– Ginger dobrze sobie poradziła ze zmianą jej wizerunku – komentował dalej
rozmówca Brenta. – Dziewczyna nie wygląda zbyt wyzywająco ani konserwatyw-
nie. Jest ubrana stylowo, a nie jak nastolatka, która dobrała się do szafy własnej
matki.
– A ile ona właściwie ma lat? Dwadzieścia cztery? Gdzie ten Matthew miał
głowę?! Presja otoczenia ją zniszczy.
Tego już było za wiele. Ashley nie zamierzała przysłuchiwać się temu
bezczynnie. Te słowa sprawiały jej ból, przypominały, że zdecydowanie nie pasuje
do Matthew. Przynajmniej udowodni, że nie tak łatwo ją zranić.
Wyszła z mroku.
– Mam dwadzieścia trzy, nie dwadzieścia cztery lata. Kto, jeśli nie pan,
powinien znać takie szczegóły? Ale dziękuję za uznanie. Dodatkowy rok
dojrzałości świetnie pasuje do dyplomu z wyróżnieniem, który zdobyłam, studiując
księgowość w college'u w Charlestonie.
– O, cholera. – Brent miał choć na tyle przyzwoitości, żeby się zawstydzić.
Podmuchy wiatru niosły w ich stronę dźwięki muzyki z górnego pokładu. – Nie
zauważyliśmy pani. Przepraszam. Nie powinienem wyrażać się o pani w ten sposób
w miejscu publicznym.
– Przyjmuję przeprosiny. – Nie chciała wkraczać z nim na wojenną ścieżkę, ale
nie życzyła sobie też, by wyrażał się o niej z tak jawnym politowaniem. I tak do-
brze wiedziała, że nie jest odpowiednią partnerką dla Matthew. – Ale przypomnę
panu radę, którą otrzymałam niedawno na spotkaniu organizacyjnym przed jednym
z Wystąpień Matthew: nigdy nie mów czegoś, czego nie chcesz potem usłyszeć z
ust innych ludzi.
– Słuszna uwaga. – Brent przyznał jej rację, rozglądając się dokoła, by się
upewnić, czy nikt ich nie podsłuchuje. – Jednak ja już długo pracuję w tej branży i
mogę z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że pani się do tego nie nadaje. Martin
Stewart to trudny przeciwnik, z którym należy się liczyć, a pani w niczym nie
pomaga Matthew.
Zanim Ashley zdążyła odpowiedzieć, zjawił się Matthew.
– Ashley, tu jesteś. Myślałem, że znowu porwał cię jakiś dziennikarz. – Podał jej
szklankę. – Wedle życzeń: woda sodowa z limonką.
– Dziękuję. – Cierpki smak napoju pasował do pogarszającego się nastroju
Ashley.
Matthew zmrużył oczy.
– Wszystko w porządku?
Ashley pomieszała napój cienką słomką. Nie chciała, żeby między Matthew a
szefem jego kampanii pojawiło się jakiekolwiek napięcie.
– Tak. Dlaczego pytasz? Rozmawialiśmy o tym, jak mogłabym się przydać
podczas kampanii.
Matthew objął ją w talii.
– Wystarczy, że będziesz sobą.
Ucieszyły ją te słowa, ale dobrze wiedziała, że na razie udało jej się jedynie
położyć kres plotkom na temat jego życia erotycznego.
Brent oparł się łokciami o reling.
– Martwię się o was.
– Po prostu rób, co do ciebie należy. – Głos Matthew przybrał tak
charakterystyczny dla Landisów chłodny ton. – Jeśli masz coś jeszcze do
powiedzenia na ten temat, możemy dokończyć rozmowę w biurze.
– To ty jesteś szefem. – Brent oddalił się wraz ze swoim towarzyszem.
Matthew odprowadził go spojrzeniem, mrużąc oczy, po czym odwrócił się
twarzą do Ashley.
– Powiedział coś, co cię uraziło?
– Raczej nie. Wszystko w porządku.
Matthew pogładził kciukiem jej policzek, rozglądając się wokół. Sprawdzał, czy
nikt ich nie podsłuchuje.
– Wyglądasz na zmęczoną. Masz cienie pod oczami.
Jego słowa miały taki sam wydźwięk jak wcześniejsze zastrzeżenia Brenta.
Rozzłościło ją to jeszcze bardziej. Do cholery, przecież nie jest aż taka odporna na
krytykę.
– Dziękuję za komplement.
– Jesteś piękna, ale wyraźnie zmęczona. Udział w kampanii potrafi dać się
mocno we znaki. – Odsunął się, zabrał jej szklankę z ręki i odstawił na stolik. –
Chodźmy już.
– Nie możesz jeszcze wyjść. – Spojrzała na górny pokład, gdzie wciąż tańczyli
goście. – To przecież twoje przyjęcie.
– Mogę się wymknąć, kiedy tylko zechcę. Zacumowaliśmy i ludzie zaczynają
schodzić na brzeg. Już dawno się przekonałem, ze najlepiej być pod ręką, kiedy
przyjęcie się rozkręca, ale gdy przeradza się w dziką imprezę, każdy polityk
powinien się trzymać jak najdalej od błysku fleszy.
Skoro tak stawiał sprawę... Ashley wzięła go pod rękę.
– W takim razie zmywajmy się stąd, zanim pani Hamilton– Reis zdejmie
banderę i wciągnie na maszt swój stanik.
Matthew otrząsnął się, wybuchając śmiechem.
– Dziękuję za tę apokaliptyczną wizję.
– Cała przyjemność po mojej stronie.
– To twoje towarzystwo dostarcza mi dużo przyjemności, Ashley Carson. –
Pochylił głowę i musnął ustami jej ucho. – Tak mi przykro, że zmarnowałem
szansę, by ponownie sprawić ci przyjemność.
Ashley poczuła ciarki na plecach. Dzięki latom doświadczeń Brent Davis być
może potrafił ocenić, że Ashley nie jest odpowiednią kobietą dla Matthew, ale po
dzisiejszej nocy zostanie jej kolejne wspomnienie, do którego będzie mogła
powracać.
Zamierzała w pełni wykorzystać tę szansę.
Spacerując z Ashley po prywatnej plaży w pobliżu domu, Matthew zastanawiał
się, czy podczas przyjęcia na jachcie nie posunął się zbyt daleko, pozwalając sobie
na prowokacyjną aluzję. Miał ochotę na romans, ale czy starczy im na to czasu?
Bez wątpienia Ashley będzie chciała jak najszybciej zniknąć z jego życia.
Gesty czułości i pocałunki do kamer drażniły jego zmysły. Zaproponował, by
przespacerowali się boso po plaży, żeby ochłonąć, zanim pójdą spać.
Prawdopodobnie każde w swoim łóżku, bo choć bardzo jej pragnął, postanowił
pozwolić, by to ona zdecydowała, czy i kiedy cokolwiek się między nimi wydarzy.
Ashley stąpała po piasku podmywanym przez spokojne fale oceanu, a jej złoty
szal powiewał na wietrze. Kremowy materiał sukni wyszywany złotą nicią kusząco
opinał jej piersi, sprawiając, że Matthew zapragnął ująć je w dłonie.
Podciągnęła suknię do kolan, pobiegła kilka kroków do przodu i zakręciła się na
pięcie, stając twarzą do niego. Jej rozpuszczone włosy opadły wokół twarzy.
– Za kogo przebierałeś się w dzieciństwie na Halloween?
Pytanie zbiło go z tropu.
– Słucham? Jestem przyzwyczajony do dziwnych pytań ze strony dziennikarzy,
ale muszę przyznać, że mnie zaskoczyłaś.
– W takim razie zadałam odpowiednie pytanie. – Wiatr poniósł jej radosny
śmiech wzdłuż linii wybrzeża. – Po prostu uświadomiłam sobie, że niewiele o sobie
wiemy. Łatwo wtedy o wpadkę podczas wywiadu. A więc? Jak obchodziłeś
Halloween?
Matthew przypomniał sobie zdjęcia, które matka przechowywała w dziesiątkach
albumów.
– Zwykle przebierałem się za policjanta.
– I za kogo jeszcze?
Matthew pokręcił przecząco głową. Z dłoni zwisały mu buty, które przewiesił
przez palce za sznurówki. Fale uderzały o molo, przy którym była zacumowana
łódź motorowa Landisów kołysząca się z każdym przypływem i odpływem.
– Za nikogo innego. Doprowadzałem tym mamę do szału. Co roku chciała nam
szyć nowe kostiumy, a ja zawsze prosiłem o ten sam, tylko w większym rozmiarze.
– Skoro marzyłeś, żeby zostać policjantem, dlaczego zdecydowałeś się
zaangażować w politykę?
– Kto powiedział, że chciałem zostać policjantem? Owszem, lubiłem tak się
przebierać, ale... – Matthew podrapał się w głowę. – No dobrze, nieważne. Moja
rodzina zajmuje się polityką od pokoleń, więc wybór wydawał mi się oczywisty.
– Twój ojciec służył w marynarce, zanim został senatorem. – Ashley odgarnęła
włosy z twarzy. – A twoi bracia też wybrali inną drogę.
– To prawda. – Matthew przypomniał sobie lata dzieciństwa, kiedy on i bracia
zakładali kostiumy, jakby przygotowując się do chwili, kiedy wreszcie będą mogli
spełnić swoje marzenia. – Każdy szuka innego sposobu, żeby służyć ojczyźnie.
– Mogłeś robić to samo, pracując w policji.
– Ale zmarł mój ojciec.
Ashley zwolniła kroku, by iść obok niego. Nie dotykała go, po prostu chciała
być blisko.
– To musiało być dla ciebie okropne przeżycie.
– Jego kadencja nie dobiegła jeszcze końca. – W niedokończonych sprawach
było coś bardzo smutnego – nagły koniec kariery ojca, nieukończone studia narze-
czonej.
Zaręczyny, które nie prowadziły do ślubu.
– Twoja mama dokończyła jego kadencję, zresztą w wielkim stylu. Życie zawsze
pomaga znaleźć wyjście nawet z najtrudniejszej sytuacji. Po prostu potrzeba na to
czasu.
– Masz rację. – Powinien częściej o tym pamiętać, pełnić swój urząd, zdając się
wyłącznie na własny rozsądek, a nie na opinie innych. To ciekawe, że Ashley
potrafiła uświadomić mu tę prostą prawdę zaledwie w kilku słowach.
Ale dlaczego, do cholery, opowiadał teraz o sobie, skoro stał z piękną kobietą
pod rozgwieżdżonym niebem? Ashley tak sprytnie odciągała od siebie uwagę i
koncentrowała ją na innych, że z pewnością wielu osobom umykały fascynujące
cechy jej osobowości.
Dotknął palcem jej podbródka.
– A ty?
– Co?
– Jakie miałaś kostiumy na Halloween? – Matthew szedł obok niej uśmiechnięty,
próbując sobie wyobrazić małą Ashley. Prawdopodobnie była bardzo szczupła, jej
włosy ważyły więcej niż ona, a serce miała większe niż ktokolwiek na świecie. –
Poproszę o dokładną listę.
– Byłam piratem, zebrą, włóczęgą, ninją, Kleopatrą. W tym ostatnim kostiumie
najbardziej podobał mi się sztuczny wąż. – Ashley wyliczała na palcach. –
Lekarką. A raz przebrałam się za paczkę frytek, Starr wystąpiła jako hot dog, a
Claire upierała się, że jej kostium wygląda jak francuski quiche, choć tak naprawdę
przypominała okrągłe ciastko z przyszytymi kawałkami sztucznego bekonu.
– I to wszystko przygotowała dla was matka zastępcza? – Czy Ashley zdawała
sobie sprawę, że idzie już bardzo blisko niego?
Przypadkowo musnęła ręką jego ramię.
Z każdym krokiem jej noga ocierała się o jego udo.
Na miłość boską, czy ona próbuje go uwieść?
– Ciocia Libby miała skrzynię pełną starych kostiumów i ubrań. Przez cały rok
kupowała kolejne na wyprzedażach i pchlich targach. – Ashley podniosła na niego
wzrok, w jej brązowych oczach odbijał się blask gwiazd. – Zakładałyśmy je nie
tylko na Halloween. Cały rok bawiłyśmy się w przebieranki.
– Chciałbym zobaczyć zdjęcia.
Uśmiech zniknął z twarzy Ashley.
– Jeśli przetrwały pożar.
Matthew otoczył ją ramieniem i, gdy nie zaprotestowała, przyciągnął bliżej.
– Opowiedz mi więcej o tych przebierankach.
– Tworzyłyśmy niezłą trupę teatralną. Kiedy zakładałyśmy kostiumy, mogłyśmy
być kimkolwiek, mówić cokolwiek. Po latach dotarło do mnie, że to była taka te-
rapia poprzez sztukę.
– Wasza ciocia musiała być niesamowitą osobą.
– Tak. Bardzo za nią tęsknię. – Ashley spojrzała na niego. W jej oczach wciąż
odbijały się migoczące na niebie gwiazdy. – Zapewne tak samo jak ty tęsknisz za
swoim ojcem.
Matthew próbował odchrząknąć, ale wzruszenie ścisnęło mu gardło.
Ashley wsunęła rękę pod jego kurtkę, objęła go w talii.
– Dlatego zostałeś politykiem? Żeby być bliżej niego?
Jej dotyk pomógł mu nieco się rozluźnić i wreszcie zdołał wydusić odpowiedź:
– Tak, początkowo wybrałem ten zawód właśnie z tego powodu. Jednak z
czasem zrozumiałem, dlaczego tak wiele znaczył on dla ojca. Nie chodzi jedynie o
władzę. Choć możliwość wprowadzania zmian jest niesamowita. Jest w tym jednak
coś jeszcze.
– Co takiego?
– Polityka stała się ostatnio jednym wielkim bagnem i nikt przy zdrowych
zmysłach nie próbuje się w nią zaangażować. Jest się pod wiecznym ostrzałem
żądnych sensacji mediów i politycznych konkurentów. Trudno jest sprostać
wygórowanym wymaganiom i uniknąć krytyki. Prędzej czy później poleje się
krew, a wtedy zjawią się rekiny.
– Przygnębiają mnie te refleksje, więc może wreszcie przejdziesz do rzeczy.
Matthew zaśmiał się cicho. Nadpływająca fala podmyła piasek spod jego stóp.
– Racja. Muszę popracować nad zwięzłością wypowiedzi. Nie wolno pozwolić,
by strach odebrał ci wolę działania.
– Dobrzy ludzie nie mają lekko.
– Dziękuję. – Matthew przytulił ją mocniej.
– Za co?
– Za to, że nazwałaś mnie dobrym człowiekiem.
– Tuląc ją do siebie, poczuł krągłość jej piersi. W jego głowie natychmiast
zakotłowało się od brudnych myśli, zdecydowanie niegodnych dobrego człowieka.
Musi ją uwieść. Tu i teraz. Za kolejną wydmą.
Ashley się zatrzymała, rzuciła buty na piasek, ujęła dłoń Matthew.
– Wiem, że martwi cię nasze zaręczynowe kłamstwo.
Jedynie szum fal mącił ciszę, która zapadła po tych słowach.
Ashley ścisnęła mocniej jego palce.
– Trudno jest usprawiedliwić zły uczynek, nawet jeśli działamy w słusznej
sprawie. Wiem coś o tym, ja też ciągle biję się z myślami.
– I do jakich doszłaś wniosków?
– Że dobrzy ludzie, jak my, też popełniają błędy. Czasem musimy się trochę
rozluźnić, choćby na krótką chwilę.
Matthew przejechał palcami po gładkiej skórze jej twarzy, podbródka, szyi.
Ashley spojrzała na niego przenikliwie.
Gdyby tak się nie kontrolował, mógłby utonąć w tych oczach.
Pocałował ją. Pragnienie pocałunku okazało się silniejsze od zdrowego
rozsądku. Przez ostatnie dni wszystko prowadziło do tej chwili, ale Matthew wie-
dział, że musi dać jej czas, poświęcić więcej uwagi, bardziej ją oczarować.
Dzisiejszej gwiaździstej nocy zapragnął jej, a ze sposobu, w jaki do niego lgnęła,
wyczuł, że i ona go pragnie. Mowa jej ciała nie pozostawiała wątpliwości.
Czując jej przyspieszony oddech na ustach, przypomniał sobie, jak wcześniej
wzdychała z rozkoszy w jego ramionach. Zwykle, tak nieśmiała, odrzuciła wszelkie
zahamowania, kiedy rozbudzał jej zmysły.
Złapała go za poły marynarki, przyciągnęła mocniej, wtulając się w niego.
Rozchyliła usta. Ich spragnione języki spotkały się w namiętnym tańcu. Smakowała
limonką, co oszałamiało bardziej niż alkohol. Jej miękkie piersi muskały kusząco
jego tors. Pragnął jej dotykać, całej.
Chciał ją posiąść pod rozgwieżdżonym niebem otoczony szumem fal, jednak
wiedział, że nie jest to zbyt praktyczne rozwiązanie.
– Powinniśmy się przenieść do środka, zanim zupełnie stracimy kontrolę.
– I zanim jakiś dziennikarz z teleobiektywem sfotografuje cię w pełnej
okazałości.
– Zdecydowanie nie chciałbym zachować tego obrazu dla potomności.
Złapała go za rękę, roześmiała się i ruszyła biegiem w stronę zaadaptowanej
powozowni, w której mieszkał. Podciągnęła sukienkę, unosząc ją do kolan. W
oficjalnej sukni i boso wyglądała jeszcze bardziej kusząco.
Matthew uścisnął jej rękę.
– Nasze buty.
Uśmiechnęła się do niego, jej oczy błyszczały pożądaniem.
– Do diabła z nimi.
Wiedział, że nie zdoła odmówić Ashley. Miał tylko nadzieję, że pierwsze
promienie porannego słońca obejdą się z jego sumieniem lepiej niż żywioły z
pozostawionymi na pastwę losu butami.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Ashley ścisnęła rękę Matthew, gdy zbliżali się do piętrowego budynku za
rozłożystymi dębami. Zewnętrzne lampy przed białym domem o szaro– niebieskich
okiennicach błyszczały w oddali jak latarnia morska. Minęli pachnące azalie i
wspięli się po kamiennych schodach.
Wprowadził ją do mrocznego holu. Nie zdążyła nawet mrugnąć, gdy zatrzasnął
drzwi i przyparł ją do chłodnego drewna, całując tak gorąco, że krew zaczęła
buzować jej w żyłach jak fale podczas huraganu. Opierał się rękami po obu
stronach jej głowy, uwodząc ją jedynie dotykiem ust. Poczuła smak soli morskiej
pomieszanej z limonką. Złoty szal zsunął się z jej ramion i opadł na podłogę.
Musnęła stopą jego łydkę. Wodziła dłońmi po jego plecach, przyciągając go do
siebie, aż wreszcie ich ciała splotły się w uścisku. Wtedy naprawdę poczuła, jak
bardzo jej pragnął. Pocierała biodrami o jego nabrzmiały członek, łaknąc jego
bliskości, domagając się spełnienia.
Matthew oderwał usta od jej warg. Musnął policzek, dotarł do ucha i zanurzył
twarz w jej włosach. Jego zarost lekko drażnił delikatną skórę Ashley. Kiedy jej
oczy przyzwyczaiły się do mroku, zobaczyła wyraźniej napięte mięśnie jego szyi.
Gorący oddech Matthew owiewał ją miarowymi falami.
– Ashley, musimy nieco zwolnić, jeśli mam wytrzymać do sypialni lub chociaż
do kanapy.
Nie chciała przerywać nawet na trzy sekundy, bo tyle zajęłoby im przeniesienie
się na skórzaną sofę, która stała zaledwie kilka kroków od nich w salonie spowitym
światłem księżyca.
– W takim razie nie ruszajmy się stąd. O ile masz prezerwatywę w kieszeni.
Matthew zamruczał z aprobatą, przyprawiając ją tym o dreszcz podniecenia.
Wyjął portfel z kieszeni.
– Noszę ją przy sobie od ostatniej nocy, którą spędziliśmy razem. Byłem pewien,
że to, co nas połączyło, może znowu wybuchnąć bez ostrzeżenia.
Matthew wyjął prezerwatywę, rzucił portfel na podłogę. Ten gest pozbawił
Ashley resztek samokontroli.
Ogarnął ich żar. Matthew całował ją gorąco, podczas gdy Ashley rozpinała jego
pasek. Zsunął jej z ramion sukienkę, chwycił niecierpliwie za gumkę satynowych
majteczek. Ashley ucieszyła się, że podczas zakupów nie wybrała praktycznej
bawełnianej bielizny.
Rozsunęła zamek błyskawiczny, obejmując palcami nabrzmiałe przyrodzenie
Matthew. Zacisnął zęby, jeszcze mocniej pociągnął za majteczki, zerwał jednym
gwałtownym ruchem.
Ashley poczuła chłodny powiew powietrza na rozgrzanym ciele.
– Teraz – wysapała. – Mam gdzieś grę wstępną.
– Skoro nalegasz – jęknął przez zaciśnięte zęby.
Nie odwróciła wzroku, kiedy zakładał prezerwatywę. Otoczył ramieniem jej
pośladki, uniósł ją, przypierając do drzwi, i stanął między jej udami. Opuszczał
Ashley powoli, zagłębiając się w nią centymetr po centymetrze. Oplotła go nogami
w biodrach.
Zadrżała, zanim jeszcze się poruszył, zdając sobie sprawę, że każdy
dotychczasowy dotyk był grą wstępną, która nieuchronnie prowadziła do tej chwili.
Matthew cofnął biodra, po czym pchnął z taką siłą, że Ashley od razu zaczęła
szczytować.
Odchyliła głowę, zaczęła krzyczeć. Wcisnęła mocniej pięty w jego pośladki.
Matthew poruszał się jeszcze szybciej, potęgując przyjemność, aż wreszcie i on
krzyknął, wchodząc w nią po raz ostatni. Jej ciało stało się bezwładne.
Stali tak złączeni przez... nie była pewna, jak długo. Matthew cofnął biodra, a
Ashley dotknęła stopami podłogi. Miała wiotkie kolana, jej ciało było zbyt słabe,
żeby mogła utrzymać równowagę. Wtedy Matthew wziął ją na ręce.
– Trzymam cię. Możesz się rozluźnić.
Wymruczała coś wtulona w jego pierś. Wkrótce odzyska kontrolę i będzie mogła
normalnie mówić.
Przecinając niewielki hol, Matthew zapalił światło, którego przyćmiony blask
wypełnił pokój. Kiedy niósł ją przez salon, wciąż wtulona w jego pierś, rozejrzała
się dokoła, próbując z wystroju wnętrza dowiedzieć się więcej o Matthew. W
przestronnym pomieszczeniu stały ciemnoczerwone skórzane fotele i kanapa.
Rozpościerał się z niej widok na ocean. Wełniane chodniki w paski pokrywały
terakotę, prowadząc do jadalni i nowocześnie wyposażonej kuchni.
Na wprost znajdował się wąski korytarz, z którego prawdopodobnie wchodziło
się do sypialni.
Matthew zatrzymał się obok kanapy.
– Wolisz zostać tutaj, czy chcesz, żebym cię zaniósł do sypialni?
– Chodźmy do sypialni. – Chciała dowiedzieć się o nim więcej, poznać
szczegóły wykraczające poza jego karierę polityczną, zamiłowanie do skórzanych
mebli i policyjnych kostiumów z dzieciństwa.
– To świetnie się składa, bo ja też wolę się tam przenieść. Właściwie to
nieważne, gdzie się znajdziemy, o ile nie będziesz mieć na sobie ubrania.
Powtarzała sobie, że powinna cieszyć się chwilą, a jednak obawiała się, że
niekontrolowane uczucia, które budził w niej Matthew, pochłoną ją bez reszty. Jeśli
tak się stanie, może zaszaleć tylko dzisiejszej nocy. Na więcej nie starczy jej sił.
To może się okazać łatwiejsze, niż się spodziewał.
Niosąc Ashley do sypialni, Matthew pomyślał, że być może niepotrzebnie tak
bardzo się tego obawiał. Znakomicie im się układało, ich namiętność nie wygasła
po pierwszej nocy. Dlaczego miałby nie wykorzystać dobrej passy? Przyjaźń
połączona z gorącym seksem to świetny
wybór dla samotnych, ale też dla życia w
związku w którym wkrótce zawładnęłyby emocje.
Musnął ustami jej nabrzmiałe wargi i położył ją na łóżku. Zdecydowanie
podobał mu się ten widok. Nie mógł się doczekać, kiedy zdejmie z niej ubranie,
odsłaniając cudowne ciało.
Najwyraźniej Ashley myślała podobnie, bo podniosła się nieco, żeby go
pocałować, dając mu tym samym do zrozumienia, że jest gotowa na drugą rundę.
Zarzucił jej żakiet na oparcie krzesła, ani na moment nie odrywając od niej ust.
Ashley gorączkowo rozsupłała jego krawat, aż wreszcie udało jej się wysunąć go
spod kołnierza. Potem zaczęła rozpinać guziki u koszuli. Wreszcie mogła dotknąć
dłońmi jego nagiego torsu.
Matthew całował jej skórę tuż obok ramiączka, zsuwając je ustami. Sukienka
miała wszyty stanik, a satynowe majteczki zostały na podłodze w holu. Lada
chwila Ashley całkowicie się przed nim odsłoni.
Uśmiechnął się wyczekująco, muskając pachnącą kwiatami skórę.
– Przynajmniej tym razem dotarliśmy do łóżka.
Zdjęła mu slipy, Matthew odrzucił je na bok kopnięciem.
– Podobało mi się w holu.
– Mnie też. – Wszędzie byłoby mu z nią dobrze. – Ale tym razem nie będziemy
się spieszyć.
Zsunął oba ramiączka i pociągnął sukienkę w dół, odsłaniając piersi Ashley,
potem biodra, aż wreszcie dotarł do stóp. Przerwał, wpatrując się w nią przez mo-
ment, napawając się jej pięknem. Wydawało mu się, że od czasu, gdy po raz ostatni
oglądał ją nagą, upłynęło więcej czasu niż kilka dni.
Pamiętał, jaka jest piękna. Śnił o jej seksownym ciele. Ale zapomniał lub
wcześniej nie zauważył kilku intymnych szczegółów – na przykład kuszącego
pieprzyka na biodrze, którego dotykał teraz kciukiem, żeby lepiej zapamiętać.
Pochłaniał ją wzrokiem, skrzętnie notując wszystko w pamięci.
Wtedy Ashley położyła dłoń na jego torsie, całkowicie odbierając mu zdolność
myślenia. Pozwoli się porwać zmysłowym doznaniom. Sunął językiem w dół
obojczyka, całując i drażniąc. Dotarł do jej piersi, objął ustami sutek, potem drugi,
pragnął jej coraz bardziej, jeszcze mocniej, choć dosłownie przed chwilą się kocha-
li. Ashley wygięła plecy w łuk i oboje opadli na łóżko.
Ręce Ashley powędrowały na jego pośladki. Zacisnęła na nich palce, jakby go
ponaglała.
– Teraz, Matthew.
Złapał ją za nadgarstki i delikatnie ułożył jej ręce po bokach.
– Tym razem mieliśmy trochę zwolnić, zapomniałaś?
– Mam to gdzieś. Przed nami cała noc. Później zwolnimy.
Obsypywał pocałunkami skórę między jej piersiami, uwalniając nadgarstki i
splatając palce z jej palcami. Sunął ustami w dół.
Poczuła jego gorący oddech na brzuchu, niżej, jeszcze niżej, aż jęknęła z
rozkoszy.
– Matthew?
– Za późno – wymamrotał z głową wetkniętą między jej uda.
Podniósł głowę, uśmiechając się szeroko i omiatając wzrokiem jej nagie ciało.
– Za późno na odwrót. Muszę to rozegrać do końca.
Ashley oparła się o ramię Matthew, zanurzając dłoń w jacuzzi. Świetlik nad ich
głowami pozwalał im się czuć, jakby byli na zewnątrz, jednocześnie zapewniając
prywatność.
Gdy skończyli się kochać, Matthew zaprowadził ją do ogromnej łazienki, która
znajdowała się w przybudówce do byłej powozowni. Ashley weszła do jacuzzi,
tymczasem Matthew wrócił po chwili, niosąc szampana i truskawki. Usiadł obok
niej, a gdy się zanurzył, poziom wody podniósł się, okrywając jej piersi jak ciepły
koc.
Chciała się rozluźnić i cieszyć chwilą, popijać szampana, delektować smakiem
truskawek, którymi karmił ją Matthew, ale wciąż była spięta. Ich relacje z sekundy
na sekundę stawały się coraz bardziej skomplikowane.
Do cholery, przecież powinna być zadowolona. Nie raz o tym fantazjowała, a
Matthew nie próbował uciec jak po pierwszej wspólnie spędzonej nocy. Więc
dlaczego pierścionek zaręczynowy, który jej podarował, zaczynał jej tak bardzo
ciążyć?
Położył ręce na jej ramionach, masując je delikatnie.
– Jesteś bardzo spięta. Przykro mi, że kampania tak bardzo cię stresuje.
– Jakoś sobie radzę. – Upiła łyk szampana z kryształowego kieliszka. Włoski na
piersi Matthew lekko drażniły jej plecy.
– Radzisz sobie znakomicie. – Oparł podbródek na głowie Ashley, wciąż
masując jej ramiona. – A nie przeszkadza ci, że wszyscy bacznie cię obserwują?
Tego jej tylko brakowało, żeby jej teraz przypominał o obawach Brenta Davisa,
który otwarcie przyznał, że Ashley może zaprzepaścić szansę Matthew na wygraną
w wyborach. Milczała, kończąc drinka i bawiąc się bąbelkami w pachnącej różami
wodzie.
Jej zmysły były wyostrzone. Lustro zaparowało już jakiś czas temu, lecz Ashley
wciąż miała w pamięci odbicie ich przytulonych ciał w szaro– białej wannie z mar-
muru.
Matthew wciąż masował ją zmysłowo, uwodząc dotykiem.
– Mam nadzieję, że wkrótce wszystko się ułoży.
Trudno jej było w to uwierzyć. Bez względu na to, co wybierze – udawane
zaręczyny czy wycofanie się z tego układu – i tak będzie odczuwać frustrację.
Może dzisiejszego wieczoru powinna po prostu o wszystkim zapomnieć i
cieszyć się chwilą.
– Ale cudownie.
Matthew masował teraz jej szyję.
– Jacuzzi potrafi zdziałać cuda na obolałe mięśnie. Często wskakujemy do niego
z braćmi po treningu.
– Miałam na myśli to, co robisz z moją szyją, ale jacuzzi też jest niesamowite.
– Cieszę się, że lubisz, kiedy cię dotykam.
– Bardzo. – Za bardzo. Jej życie było o wiele łatwiejsze, kiedy sądziła, że
Matthew był jedynie niedoścignioną fantazją.
Dotknęła palcem wciąż lekko odstającego lewego ramienia.
– W dzieciństwie cierpiałam na skoliozę.
Matthew na chwilę przerwał masaż.
– Miałam szczęście, że ciocia Libby wcześnie się tym zajęła. – Teraz potrafiła to
docenić, ale w dzieciństwie nienawidziła gorsetu. – Jestem już zdrowa, jednak
nadal unikam wysokich obcasów i czasem boli mnie głowa, jeśli długo stoję bez
ruchu.
– Z tego, co słyszałem, żaden kręgosłup nie toleruje zbyt wysokich szpilek, a
stanie bez ruchu jest zdecydowanie przereklamowane.
Ashley rozluźniła się jeszcze bardziej, słysząc, jak taktownie zareagował na jej
wyznanie.
– Nie wierzę! Chyba się przesłyszałam.
– Co ja takiego powiedziałem?
– Facet, który tak lekceważąco wyraża się o szpilkach? – Spojrzała na niego
przez ramię, marszcząc nos.
– Nie może być! Byłam przekonana, że cały męski ród zachwyca się kobiecymi
nogami w szpilkach.
Matthew uniósł brew.
– To niezbyt politycznie poprawne z twojej strony. Wychodzi na to, że wszyscy
faceci są powierzchowni.
– Ty to powiedziałeś, nie ja.
– Au. Cios poniżej pasa. Niezłe zagranie. Może powinnaś mnie zastąpić podczas
debaty. – Objął ją tuż poniżej piersi. – Każdego pociąga coś innego.
– Na przykład nogi?
Ujął jej piersi w dłonie, muskając sutki kciukami.
– Albo piersi. Albo twoja miękka skóra. – Musnął ustami jej szyję. – I
niesamowite włosy.
– Zdecydowanie potrafisz bajerować kobiety.
– Ja tylko mówię prawdę. – Jego ręce zatrzymały się na brzuchu Ashley. –
Dlaczego tak trudno uwierzyć ci w komplementy?
Matthew był dotąd tak wyrozumiały, że postanowiła zaryzykować i wyznać mu
prawdę.
– Myślę, że to pozostałość po skoliozie.
– Ale teraz, na szczęście, jesteś okazem zdrowia.
– Tak. Dziękuję losowi, że przez te lata spotkałam cudownych lekarzy, którzy
się mną zajęli. – Zawahała się. – Nie widziałeś mnie wcześniej. Osiągnięcie takiej
formy nie było łatwe. Niektórzy – moi biologiczni rodzice – nie chcieli poświęcić
czasu na leczenie ani narażać się na dodatkowe wydatki.
Poczuła, jak mięśnie Matthew stężały. Odwróciła głowę i napotkała jego
nieruchomy wzrok.
– Nie zasługiwali na ciebie. – Powiedział to łagodnie, ale jego ciało pozostało
napięte.
Z powodu odczuwanej złości. Zobaczyła to w jego oczach. Złościł się z jej
powodu. Nie raz doświadczyła współczucia ze strony innych ludzi, ale jeszcze nikt
nigdy nie okazał gniewu z powodu tego, jak źle została potraktowana w
dzieciństwie.
Matthew zajrzał w głąb jej duszy i ukoił cierpienie, które towarzyszyło jej przez
wiele lat.
– Dziękuję.
– Nie masz mi za co dziękować. Po prostu stwierdzam fakt. – Wciąż patrzył jej
w oczy. – A przy okazji chciałem zauważyć, że twarda z ciebie sztuka.
Ucieszyły ją te słowa, zwłaszcza że wciąż pamiętała, jak niepochlebnie
wypowiadał się o niej Brent.
– Nie miałam innego wyboru. Dzieci potrafią być okrutne w stosunku do
rówieśników, którzy wyglądem odbiegają od ogółu. – Niektórzy dorośli też. Jej
biologiczni rodzice nie mogli znieść widoku chorej córki.
Matthew miał rację. Nie zasługiwali na nią. To niesamowite, ale dopiero teraz
zrozumiała, że po prostu nie nadawali się na rodziców.
Westchnęła, rozluźniła się. Przez te wszystkie lata często rozmawiała o
rodzicach z ciocią Libby i z siostrami. To ciekawe – i nieco przerażające – że jedna
rozmowa z Matthew pomogła jej spojrzeć na wszystko z innej perspektywy.
Matthew przejechał kłykciami wzdłuż jej kręgosłupa.
– Cały czas nosiłaś gorset?
– Do college u. Potem zakładałam go już tylko na noc. – Znowu rzuciła mu
spojrzenie przez ramię. – Dlatego jestem teraz tak uzależniona od gładkich materia-
łów. Lubię czuć je na skórze.
– Jesteś bardzo podatna na zmysłowe doznania. – Wodził delikatnie dłońmi po
jej skórze.
– Jestem księgową.
– I co z tego? Ludzie, którzy dobrze liczą, nie mogą się cieszyć zmysłowymi
doznaniami czy eksperymentować z seksem?
– Skoro tak stawiasz sprawę...
– Jesteś idealna taka, jaka jesteś. – Pieścił jej piersi kciukami, muskając ustami
mostek. – Dzięki temu, co przeszłaś w przeszłości, stałaś się seksowną i inteligent-
ną kobietą.
Czuła na lędźwiach jego nabrzmiałą męskość. Zanurzyła dłonie w wodzie,
pieszcząc jego uda, kołysząc zmysłowo biodrami. Słyszała dudnienie w uszach od
przyspieszonego pulsu.
Złapał ją w talii, unosząc nieco i obracając twarzą do siebie. Uklękła, opierając
kolana po bokach Matthew. Pochyliła się, aż poczuła między nogami jego
nabrzmiałe przyrodzenie.
Wieczór jeszcze nie dobiegł końca, a ona zamierzała cieszyć się każdą sekundą.
Wyprostowała się nieco, czując, jak Matthew w nią wchodzi. Delektowała się
jego bliskością.
– Rozegraj to do końca, Matthew. Do końca.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
– Rozegraj to do końca, bracie.
Niefortunny dobór słów Sebastiana rozproszył Matthew i piłka golfowa
wylądowała w stawie obok budynku, w którym mieścił się klub. Spłoszone ptaki
poderwały się do lotu.
Matthew rzucił bratu gniewne spojrzenie. Przecież uzgodnili, że podczas gry nie
wolno się odzywać.
– Wielkie dzięki, Sebastian.
Cieszył się, że spędzi z braćmi popołudnie na polu golfowym, nawet jeśli musiał
w tym celu wziąć udział w charytatywnym turnieju. Ale jeśli gra w dalszym ciągu
będzie mu szła tak kiepsko, chyba umrą z głodu, zanim będą mogli pójść na lunch.
– Nie ma sprawy. Zawsze chętnie ci kibicuję. – Brat, jak to prawnik, w każdej
sytuacji potrafił znaleźć właściwą odpowiedź. – A tak na marginesie, świetne ude-
rzenie.
Stojący obok wózka golfowego pozostali dwaj bracia Landis przyglądali się
temu z uśmiechem politowania na twarzach. O nie, Matthew nie zamierzał teraz
brodzić w stawie w poszukiwaniu piłeczki. Prędzej zgodzi się na przyjęcie punktów
karnych.
Wycelował kij golfowy w najmłodszego Jonaha, a potem w Kyle’a.
– Jesteście następni w kolejce i czuję, że zaraz dostanę napadu kaszlu.
Dorastając, nieustannie rywalizowali i od tamtej pory niewiele się zmieniło. Nie
mógł ich za to winić, a Sebastian przecież nie zdawał sobie sprawy, dlaczego ten
dobór słów okazał się taki niefortunny. Zeszłej nocy on i Ashley zdecydowanie
rozegrali to do końca.
Matthew sięgnął do pojemnika w wózku, wyjmując z niego garść nasion trawy
pomieszanych z piaskiem. Pochylił się i zasypał dziurę w darni, która pozostała po
nieudanym uderzeniu.
Myśli o Ashley nie pozwalały mu się skupić na grze. Oparł się na kiju
golfowym, wspominając, jak pochylała się nad nim w jacuzzi. Jeszcze trochę i
zupełnie straci zdolność koncentracji. Zeszłej nocy prawie nie zmrużyli oka, ale
niczego nie żałował.
Spojrzał na zegarek, zastanawiając się, kiedy zakończy się spotkanie Ashley z
siostrami. Claire i Starr przyjechały z Charlestonu, żeby spędzić z nią dzień i
omówić sprawę ubezpieczenia, dlatego Matthew miał czas, żeby wziąć udział w
turnieju i pobyć trochę z braćmi. Dotarli właśnie do dziewiątego dołka. Jest szansa,
że zdąży do domu na kolację.
Sebastian poklepał go mocno po plecach. Z czterech braci oni dwaj byli
najbardziej zbliżeni wzrostem i budową ciała.
– Gramy, czy przez resztę popołudnia zamierzasz się lenić i gapić na zegarek?
Słońce niemiłosiernie paliło Matthew w głowę. Wzruszył ramionami i zacisnął
palce w skórzanej rękawiczce, po czym je rozluźnił.
– Muszę rozplanować uderzenia.
Jonah zaśmiał się pod nosem, wodząc spojrzeniem za młodą dziewczyną w
czapce z daszkiem rozwożącą napoje po polu golfowym.
– Jasne. Widzieliśmy, jak się żegnałeś z narzeczoną.
– Chodziło mu zapewne o pocałunek z Ashley, który Matthew wciąż czuł na
ustach. – Co jest grane, stary? Dlaczego wcześniej nam jej nie przedstawiłeś?
Gdyby któryś z nas tak zrobił, na pewno miałbyś pretensje.
Nie chciał okłamywać rodziny, ale... Postanowił sprawdzić, jak rozwinie się jego
relacja z Ashley. I cieszyć się tym, co już ich łączyło.
Sebastian trącił Jonaha łokciem, wskazując palcem zbiegowisko reporterów
obok klubu nad oceanem.
– Zamknij się. Tu aż się roi od dziennikarzy.
Jonah niechętnie przeniósł wzrok z blondynki roznoszącej drinki na grupę
reporterów.
– No tak. – Przeczesał dłonią burzę kręconych włosów, które aż się prosiły o
wizytę u fryzjera. – Musimy dbać o dobre imię rodziny.
Kyle stał w pobliżu, ćwicząc uderzenia kijem. Dbał o formę ze względu na
wojskową karierę.
– Do cholery, czy nasze spotkania zawsze muszą się przeradzać w sesje
zdjęciowe?
Matthew rzucił piłkę golfową na ziemię.
– Pomyślałem, że jeśli prasa dostanie cynk o naszym wypadzie, to da chwilę
spokoju Ashley.
Ryle osłonił ręką oczy przed blaskiem słońca, przyglądając się dziennikarzom.
– Próbujesz odciągnąć ich uwagę?
– Coś w tym stylu. – Matthew wziął zamach... Uderzył... Piłka wylądowała na
trawie. – Całe życie prasa śledzi każdy nasz ruch. Doszedłem do wniosku, że nie
będzie wam to przeszkadzać.
Matthew usiadł na wózku golfowym, Sebastian zajął miejsce obok niego, a
pozostali dwaj bracia jechali w ślad za nimi. Mijali falującą na wietrze wysoką
trawę.
Sebastian sięgnął po puszkę gazowanego napoju. Ich kije golfowe pobrzękiwały
z tyłu.
– Ona ci naprawdę zawróciła w głowie.
– Jestem z nią zaręczony.
– Daj spokój. Możesz być ze mną szczery.
– Dlaczego myślisz, że coś ukrywam? – Kiedy był z Ashley, kilka razy zdarzyło
mu się zapomnieć, że tylko odgrywają role zakochanych.
– I naprawdę zamierzasz się z nią ożenić? – Brat spojrzał na Matthew zza
okularów przeciwsłonecznych od Armaniego.
– Tego nie powiedziałem – odparł wymijająco, bo przy tym temacie tracił grunt
pod nogami. Zwłaszcza po ostatniej nocy, która zdecydowanie pomieszała mu
szyki. – Mówię tylko, że jesteśmy zaręczeni. Ashley jest wyjątkowa i uczciwa, nie
zasługuje na to, co ją spotkało.
– Wpadłeś po uszy, bracie. – Sebastian pokręcił głową, odstawiając puszkę z
napojem. – Bądź ostrożny, nie podejmuj pochopnych decyzji.
Cholera. Powinien był się domyślić, dokąd zmierza ta rozmowa. Sebastian był
od niedawna w separacji z żoną. Pobrali się zbyt młodo, w miarę dojrzewania
oddalali się od siebie, w końcu ich drogi się rozeszły. Matthew przyjrzał się
uważniej bratu. Sebastian wyraźnie schudł, wyglądał mizernie. Tak dawno nie był
u fryzjera, że jego włosy wkrótce dorównają długością czuprynie Jonaha.
A jednak wciąż nosił na palcu platynową obrączkę.
Małżeństwo Sebastiana było najlepszym przykładem tego, jak dwoje ludzi
działających w dobrej intencji może sobie zadać ból. Matthew denerwowało, że w
żaden sposób nie jest w stanie pomóc młodszemu bratu.
Położył dłoń na ramieniu Sebastiana.
– Rozumiem cię i przykro mi, że musisz przechodzić przez to piekło.
– Ja też potrafię cię zrozumieć i nie mówię tego, żeby ci pokrzyżować plany,
tylko żeby ci uzmysłowić te mniej kolorowe strony małżeńskiego życia.
Matthew chwycił mocniej kierownicę, mijając pelikana, który przysiadł na
drewnianym palu. Cholera jasna, kampania tak go pochłonęła, że nie okazał bratu
żadnego wsparcia, kiedy ten przechodził przez najtrudniejszy okres w życiu.
Powinna to być dla niego nauczka, jak kończą się małżeństwa zawarte pod
wpływem niekontrolowanych uczuć. – Kiedy zakończy się sprawa rozwodowa?
– W jesieni – odrzekł Sebastian stłumionym głosem.
– Do tego czasu sporo może się jeszcze wydarzyć. – Jego życie stanęło na
głowie w bardzo krótkim czasie.
– Już i tak zbyt wiele się wydarzyło. Oboje chcemy to jak najszybciej
zakończyć, żeby dłużej nie szarpać sobie nerwów.
– Cholera, strasznie mi przykro. Naprawdę myślałem, że mimo wszystko jakoś
się między wami ułoży.
– Ja też, bracie. Ja też. – Sebastian poprawił okulary zdecydowanym ruchem, i
odwrócił wzrok.
Matthew zrozumiał, że nie powinien dalej drążyć tematu.
Zapadła cisza, tylko niekiedy przerywana szumem falujących trzcin i traw.
Wreszcie na twarzy Sebastiana pojawił się uśmiech, może nieco wymuszony, ale
jednak.
– Koniec rzewnych opowiastek. Wracamy do gry. Zaraz ci pokażę, kto tu rządzi.
Matthew zatrzymał wózek i wyjął ze skórzanej torby kij golfowy.
– Zaczynam myśleć, że mama dobrze to wszystko rozegrała.
Kyle ich dogonił.
– A co konkretnie?
– Na drugiego męża wybrała przyjaciela, żeby się nie babrać w emocjonalnym
bagnie. Może wszyscy powinniśmy wziąć z niej przykład.
Jonah zatrzymał się gwałtownie. Kręcone włosy opadły mu na czoło.
– Ślepy jesteś? Mama zupełnie straciła głowę dla generała.
– Tak, wiem. Sam nie wierzę, że to mówię, ale cały czas mają ochotę na seks.
Pamiętacie, jak przypadkowo nakryliśmy ich w łóżku?
Wszyscy bracia wzdrygnęli się, wspominając dzień, kiedy przyłapali swą
czcigodną matkę in flagranti z przyjacielem, który został jej kochankiem, a potem
mężem.
Nawet Jonah, uchodzący za playboya, wydawał się wstrząśnięty tym
wspomnieniem.
– Żyłoby mi się znacznie łatwiej, wierząc, że wszyscy czterej zjawiliśmy się na
świecie dzięki niepokalanemu poczęciu.
Sebastian powstrzymał ich gestem.
– Wystarczy, nie mówmy już o tym. Zakończę stwierdzeniem, że według mnie
Jonah ma rację. Mama nie tylko czuje pociąg do generała, ale naprawdę go kocha.
Matthew próbował okiełznać kotłujące się w jego głowie myśli, wspominając
ślub matki z Hankiem Renshawem, który odbył się w Boże Narodzenie. Całe
wydarzenie wydawało mu się niezwykle romantyczne, ale czy dostrzegł wtedy coś
szczególnego w oczach matki? A teraz? Przypomniał sobie, jak jej twarz się
rozpromieniała za każdym razem, kiedy z jej komórki dobiegał charakterystyczny
dzwonek zarezerwowany dla połączeń od generała.
Matka i jej mąż odnosili sukcesy na gruncie zawodowym, każde z nich robiło
błyskotliwą karierę, łączyły ich też poglądy. Zawsze potrafili znaleźć dla siebie go-
dzinę nawet w najbardziej napiętym grafiku, usiąść razem na werandzie i
porozmawiać, popijając wino.
Kiedy Matthew zaczął się nad tym zastanawiać, nagle wydało mu się to
oczywiste: matka i generał Hank Renshaw byli w sobie bardzo zakochani.
Dlaczego dotąd się oszukiwał? Bo chciał nagiąć rzeczywistość do własnych
potrzeb – wierzyć, że nie musi się angażować, będąc z Ashley. Problem polegał na
tym, że nie wiedział, jak ma teraz posprzątać bałagan, którego narobił zarówno w
swoim życiu, jak i w jej życiu. Ale jednego był pewien.
Za żadne skarby świata nie zrezygnuje z powtórki tego, co przeżyli razem
poprzedniej nocy.
Gdy Ashley wróciła do rezydencji, wyjrzała przez okno na ocean. Widok nie
różnił się zbytnio od tego z domu cioci Libby, w którym dorastała. Boże, nigdy nie
potrzebowała wsparcia cioci bardziej niż teraz, kiedy przyszło jej podjąć
najtrudniejszą decyzję w życiu.
Nawet piękny widok ani kojący wystrój pokoju nie pomagały jej uspokoić
nerwów. Nie spodziewała się, że popołudnie, które spędziła w towarzystwie sióstr,
robiąc wyliczenia i omawiając plan remontu Beachcombers, będzie takie męczące.
Kiedy tylko odbuduje dom, wróci do dawnego życia – bez Matthew. Ta myśl
sprawiała jej znacznie większy ból, niż można by przypuszczać.
Konieczność udawania narzeczonej Matthew też przysparzała jej cierpienia. Jak
długo będzie mogła z nim sypiać, nie podejmując żadnej decyzji dotyczącej
wspólnej przyszłości?
Fantazjowanie na jego temat przychodziło jej z łatwością. Lecz związek z
Matthew był znacznie bardziej skomplikowany i podniecający, niż była w stanie
przewidzieć. Przerażający. Dlaczego nie spotkała na swej drodze zwykłego faceta
prowadzącego normalne życie?
Spojrzała na pierścionek zaręczynowy i postanowiła się przekonać, jak się
poczuje bez niego. Gdy go zdjęła, dłoń wydała jej się przeraźliwie naga. Zacisnęła
pięść, żeby oprzeć się pokusie, by wsunąć brylant z powrotem na palec. Miała
gdzieś, jak zareaguje na to jej serce.
Uniosła pierścionek, patrząc, jak drogocenny kamień połyskuje w słońcu. W
zależności od kąta, pod jakim padało światło, dostrzegała wciąż nowe szczegóły.
Czy z jej życiem nie było podobnie? Musiała dokonać wyboru, a jej decyzja
zmieniała się w zależności od tego, jak w danej chwili postrzegała swoją sytuację.
Klimatyzacja zaczęła działać, nawiew powietrza muskał szyję Ashley niczym
usta kochanka. Mocniej, goręcej.
Zadrżała, instynktownie zaciskając palce na pierścionku.
Poczuła na skórze pocałunek Matthew.
– Cześć, ślicznotko.
Próbowała się rozluźnić, obracając się w jego ramionach.
– Nie słyszałam, jak wchodziłeś.
Musnął palcami jej czoło.
– Byłaś czymś wyraźnie pochłonięta. Jak poszło spotkanie z siostrami?
Ashley zamrugała, przywołując się do porządku. Boże, nawet nie myślała teraz o
Beachcombers, a przecież powinna.
– W porządku. Mam dużo dobrych wieści. Inspekcja wykazała, że pożar
wybuchł z powodu ukrytej wady instalacji. Wina nie leży po naszej stronie.
Ubezpieczyciel nie zgłasza zastrzeżeń i wypłaci nam całe odszkodowanie. Możemy
już wynajmować firmę remontową.
Matthew pocałował ją gorąco w usta i przytulił.
– To wspaniale. Bardzo się cieszę.
Słyszała bicie jego serca, zapach piżma wypełniał jej nozdrza, a stojące zaledwie
kilka metrów od nich podwójne łóżko wydawało się wręcz zapraszać.
– Chodźmy do salonu. Co prawda jesteśmy dorośli, ale byłoby głupio, gdyby nas
tu przyłapała twoja mama.
Skrzywił się.
– Nie strasz mnie. – Postąpił krok do tyłu, wciąż muskając jej ramiona. –
Spokojnie, przed chwilą wyszła, możesz się wyluzować.
– Nie mogę. – Pierścionek zdawał jej się teraz ciążyć w zaciśniętej dłoni. – Nie
mogę się wyluzować.
Matthew obejrzał się za siebie i znowu przeniósł wzrok na Ashley.
– Twoje siostry jeszcze tu są?
– Wyjechały pół godziny temu. – Postanowiła wreszcie wyrzucić z siebie to, co
ją dręczyło. Otworzyła dłoń, odsłaniając pierścionek. – Prawda jest taka, że nie
mogę tego już dłużej ciągnąć.
Uśmiech zniknął z twarzy Matthew.
– Czego dokładnie?
Ashley wyciągnęła do niego dłoń, w której trzymała pierścionek. Ręka drżała jej
na myśl, że musi go zwrócić. Miała ważne powody, nie mogła jednak ignorować
faktu, że jej decyzja może pomóc w karierze politycznemu konkurentowi Matthew.
Postara się przekonać Starr, by ujawniła, co jej się przydarzyło. Być może doda
to odwagi innym kobietom, które zostały potraktowane równie brutalnie i ob-
cesowo.
Nie chciała już dłużej uczestniczyć w kłamstwie, chociaż perspektywa rozstania
z Matthew sprawiała jej ból.
– Udawanych zaręczyn. Okłamywanie prasy przyszło mi z trudem, ale
oszukiwanie własnych sióstr to prawdziwa męka. Myślę, że i tak coś podejrzewają.
– Tak się składa – odrzekł, biorąc ją za ręce – że sam dziś o tym myślałem,
grając z braćmi w golfa.
Poczuła ucisk w żołądku. Więc to koniec. Zerwą zaręczyny i wróci do
Charlestonu, zabierając ze sobą wspomnienia, które zastąpią jej fantazje. Jednak
rzeczywistość okazała się wspanialsza od marzeń.
– I do jakiego wniosku doszedłeś?
Jeszcze mocniej ścisnął jej dłonie.
– Może damy sobie szansę, tak naprawdę? Bez udawania.
Chyba się przesłyszała.
– Obawiam się, że musisz to powtórzyć, bo chyba źle usłyszałam.
Uniósł jej lewą rękę, muskając kciukiem palec, z którego zdjęła brylant.
– Zostawmy pierścionek na swoim miejscu, spróbujmy się lepiej poznać, spędzić
z sobą więcej czasu...
– I dalej z sobą sypiajmy?
– Jak najbardziej.
Szeroki uśmiech Matthew nie pozostawiał wątpliwości, jak bardzo jej pragnie.
Jednak ona chciała czegoś więcej. Zasługiwała na więcej.
– Próbujesz mi powiedzieć, że grając z braćmi w golfa, podjąłeś decyzję, że
powinniśmy spędzać z sobą więcej czasu i jeszcze częściej uprawiać seks?
– Źle się wyraziłem, a to dziwne, bo zwykle nie mam problemu z
formułowaniem myśli. Powinno ci to dać do myślenia, bo to dowodzi, jak bardzo
zawróciłaś mi w głowie. – Jego czarujący uśmiech stał się bardziej zadziorny. –
Pozwól, że spróbuję jeszcze raz: poznajmy się lepiej, spróbujmy stworzyć, yyy... –
Machnął ręką, szukając odpowiedniego słowa i wpatrując się w ocean, jakby się
spodziewał, że znajdzie odpowiedź wśród połyskujących fal.
– Związek. Słowo, którego szukasz,, to „związek”, Matthew.
– Tak, o to mi chodziło. – Poluzował kołnierzyk, co może byłoby zrozumiałe,
gdyby nie miał na sobie koszulki polo z dwoma rozpiętymi guzikami.
– To brzmi jak propozycja przyjaźni urozmaiconej seksem, a tacy przyjaciele nie
wymieniają się pierścionkami zaręczynowymi. – No proszę, a jeszcze kilka tygodni
temu marzyła o takiej łóżkowej przyjaźni z Matthew. Ale pierścionek wszystko
popsuł, bo symbolizował obietnicę czegoś głębszego, czego pragnęła i co jej się
przecież od losu należało.
– Czego ode mnie oczekujesz? – Matthew wpatrywał się w nią sfrustrowany. –
Chcesz, żebym powiedział, że cię kocham? Byłem już zakochany i wiem, że nie
dzieje się to tak nagle. Nie znam cię na tyle długo, żeby mieć co do tego pewność.
Ale czuję, że mógłbym się w tobie kiedyś zakochać, więc dlaczego mielibyśmy się
rozstawać?
Mógłby się w niej kiedyś zakochać? Co za gorące wyznanie!
Nagle Ashley uświadomiła sobie, co jeszcze powiedział Matthew między
wierszami.
– Byłeś już zakochany?
Zapadła grobowa cisza.
– Matthew? W kim? – Nie mogła się oprzeć pokusie, musiała zapytać, jaka
kobieta skradła jego serce. – Przez lata prasa spekulowała na temat twoich
związków, próbując cię skojarzyć z więcej niż jedną kobietą, ale nic poważnego z
tego nie wynikło. Chyba dlatego tak cię ucieszyły nasze udawane zaręczyny.
– Możliwe – przyznał, wciąż unikając odpowiedzi.
Wzmogło to tylko jej ciekawość. Nie wiedziała, dlaczego ma to dla niej tak
wielkie znaczenie, skoro postanowiła z nim zerwać. Powinna stąd jak najszybciej
uciec, zanim złamie swoje postanowienie.
Nie mogła się jednak powstrzymać.
– W takim razie kto to był? Nawet jako udawana narzeczona mam chyba prawo
wiedzieć.
Znowu uniósł rękę, żeby poprawić kołnierzyk, ale po chwili ją opuścił, minął
Ashley i stanął twarzą do okna.
– Poznałem ją w college’u. Miała na imię Dana. – Wsunął ręce do kieszeni,
zacisnął wargi. – Zaręczyliśmy się niespodziewanie szybko, ale zanim zdążyłem ją
przedstawić rodzinie, zmarła.
Serce ścisnęło jej się ze współczucia, ale również na myśl, że od samego
początku nie należał do niej.
– Przykro mi. – Nieśmiało dotknęła jego ramienia, chcąc go pocieszyć.
Porzucona przez rodziców, rozumiała, jak długo można zmagać się z cierpieniem. –
To musiało być straszne.
– Było — odrzekł tylko, ale w tym jednym słowie dało się słyszeć ból, którego
nie byłoby w stanie wyrazić nawet najdłuższe przemówienie.
– Jak to się stało? – spytała łagodnie.
– Dana miała wadę serca. Tak rzadką, że początkowo nawet jej nie wykryto. –
Przejechał ręką po twarzy. Jego ból był niemal namacalny.
– Bardzo ją kochałeś. – Chciała go pocieszyć, ale wewnętrzny głos podpowiadał
jej, że ona też zasługuje na taką wielką miłość. Nie mogła się pogodzić z rolą przy-
jaciółki i kochanki, która nigdy nie będzie tą jedyną.
Odsunęła się od Matthew. Ostrożnie odłożyła na nocny stolik pierścionek i
wszystkie marzenia, które symbolizował.
– Przykro mi, Matthew. To nie może się inaczej zakończyć...
Wzdrygnęła się, słysząc dzwonek telefonu leżącego obok pierścionka.
Matthew się zawahał, wciąż wpatrując się w oczy Ashley. Gestem poprosiła, by
odebrał. Zadzwoni do sióstr, żeby po nią wróciły. Nie mogły być jeszcze zbyt
daleko, bo niecałą godzinę temu przywiozły ją do rezydencji.
Matthew zmrużył oczy, wciąż się w nią wpatrując. Podszedł do stolika i podniósł
słuchawkę.
– Rezydencja Landisów.
Ashley już sięgała po komórkę, ale coś w surowej minie Matthew kazało jej się
zatrzymać.
Matthew zmarszczył brwi i po chwili wziął do ręki pilota, który leżał obok
lampki nocnej.
– W porządku, Brent, już sprawdzam.
Nacisnął guzik, włączając telewizor. Co nowego mogła wygrzebać prasa na ich
temat? Kolejne zdjęcia byłyby kłopotliwe, ale bezużyteczne. Jednak z miny Mat-
thew wnioskowała, że nie są to zbyt dobre wieści.
Trwał właśnie program informacyjny. W prawym górnym rogu nad głową
reportera widniało zdjęcie stojącego na polu golfowym Matthew...
Który obejmował wtuloną w niego blond piękność.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
– Będziemy go najpierw torturować czy od razu zastrzelimy? – Starr oparła
łokcie o stolik, siedząc naprzeciwko Ashley i Claire.
Ashley próbowała otrząsnąć się z szoku, który wciąż ją paraliżował, mimo że od
telefonu Brenta minęły dwie godziny. Matthew ledwie zdążył odwrócić się twarzą
do Ashley, mówiąc: „to nie tak, jak myślisz”, kiedy zjawiła się reszta rodziny, żeby
rozpocząć naradę antykryzysową.
Oczywiście Matthew wyjaśnił Ashley, dlaczego blondynka roznosząca napoje
została sfotografowana w jego objęciach – potknęła się, a on pomógł jej odzyskać
równowagę. Niestety parking był pełen dziennikarzy. Bracia potwierdzili, że
Matthew jej nie zna, ale niestety w pechowym momencie oddalili się, żeby kupić
coś do jedzenia.
Matthew pragnął, by Ashley mu uwierzyła, lecz dla niej ten incydent nie miał
najmniejszego znaczenia w porównaniu z tym, czego się dowiedziała o Danie.
Zdjęcia z pola golfowego nie zrobiły na niej wrażenia.
Wszystko sprowadzało się do zaufania. Chciałaby uwierzyć, że Matthew będzie
kiedyś w stanie obdarzyć ją głębszym uczuciem. Że się w niej zakocha.
Siostry zadzwoniły niemal natychmiast i zawróciły do Hilton Head. Claire
poinformowała ją tonem nie– znoszącym sprzeciwu, że zabierają ją do Charlestonu.
Ashley poczuła ulgę na myśl, że ucieknie z centrum dowodzenia kryzysowego
kampanii wyborczej.
W ten właśnie sposób, ubrana w bejsbolówkę i okulary przeciwsłoneczne,
wylądowała w ciemnym kącie ustronnej restauracji specjalizującej się w owocach
morza.
Ashley podrapała się w głowę. Miała już dosyć melodramatycznych zawirowań
w swoim życiu.
Starr przyciągnęła do siebie koszyk z pieczywem – najwyraźniej ciąża
wywoływała u niej wilczy apetyt.
– A więc? Tortury czy szybka śmierć?
Claire rozłożyła serwetkę, po czym znowu starannie ją złożyła.
– Aż dziw, że te wścibskie dziennikarskie hieny dały się nabrać na sfingowane
zaręczyny.
Ashley wyrwała jej z rąk idealnie złożoną serwetkę.
– Kto ci powiedział, że były sfingowane? Nic takiego nie sugerowałam.
– Daj spokój, Ashley, przecież cię znamy. – Claire poklepała dłoń siostry. – Nie
zaręczyłabyś się z kimś, kogo prawie nie znasz.
– Nigdy nie popełniłaś żadnego głupstwa pod wpływem chwili? – Ashley
obserwowała siostrę, zastanawiając się, jak wykręci się od odpowiedzi. Wszystkie
dobrze wiedziały, że Claire zaszła w ciążę po jednorazowej przygodzie z
przyjacielem, który został potem jej kochającym mężem i ojcem ślicznej córeczki.
Claire uniosła brew.
– Widzę, że komuś nie dopisuje dzisiaj humor. – Sięgnęła do pustego stolika
obok i zabrała świeżą serwetkę. – Dobra, wybaczam ci, bo jesteś zestresowana.
Ashley biła się z myślami. Przecież Claire i Starr były jej siostrami. Nie mogła
ich już dłużej okłamywać. Może przy okazji powinna też przestać oszukiwać samą
siebie.
Potarła palec, na którym nosiła pierścionek.
– To i tak już nie ma znaczenia. Ja i Matthew to przeszłość.
Próbował ją nakłonić, by z nim została, lecz Ashley kategorycznie odrzuciła jego
propozycję.
Łagodne spojrzenie Claire miało w sobie coś z matczynej troski cioci Libby.
– Chodzi o te kompromitujące zdjęcia?
– Te ze mną czy z nią? – Ashley zmarszczyła nos. – Zdjęcia z pola golfowego
martwią mnie tylko dlatego, że mogą zaszkodzić jego kampanii. Jestem pewna, że
został w to wrobiony.
I naprawdę była tego pewna. Całkowicie wierzyła, że nie zdradził jej fizycznie.
Zawsze był z nią szczery, nawet jeśli mogło jej to sprawić ból. Gdy opowiadał o
Danie, ton jego głosu wyraźnie zdradzał, jak bardzo był w niej w przeszłości
zakochany. To ten romans martwił ją najbardziej, a nie wyssana z palca historia,
którą żyły media.
Starr oparła się wygodnie o krzesło, z apetytem zajadając kolejny kawałek
chleba. Dźwięki dochodzące z telewizora i rozmowy gości były na tyle donośne, że
siostry mogły spokojnie rozmawiać, nie martwiąc się, że ktoś je usłyszy.
– Wygląda na to, że na razie nie będziemy mogły wziąć twojego napakowanego
pana senatora na tortury.
Ashley pozwoliła sobie na lekki uśmiech.
– Będę wdzięczna, jeśli tym razem się powstrzymacie.
Claire znowu poklepała ją po ręce.
– Teraz masz przynajmniej dużo wolnego czasu.
Ashley zdjęła okulary przeciwsłoneczne. Do diabła z anonimowością.
– Nie martwcie się, dopełnię wszystkich obowiązków związanych z ponownym
otwarciem Beachcombers.
Siostry wymieniły znaczące spojrzenia, Claire wyjęła z przepastnej torby teczkę.
– Szczerze mówiąc, i tak zamierzałyśmy zawrócić, zanim jeszcze wybuchł ten
skandal.
– Zawrócić? Dlaczego? – Siostry zwlekały z odpowiedzią, tymczasem zjawiła
się kelnerka z dymiącą paterą krabów. Ashley nie dawała za wygraną. – Proszę,
rozmawiajmy otwarcie. Ja byłam wobec was szczera i będzie mi przykro, jeśli nie
zachowacie się tak samo.
Zwykle porządna Claire mięła kolejną serwetkę, co tylko dowodziło, jak bardzo
była zdenerwowana.
– Byłyśmy z tobą szczere. Po prostu nie powiedziałyśmy ci o wszystkich
pomysłach związanych z odbudową restauracji.
Starr odsunęła od siebie niemal już pusty koszyk z pieczywem.
– Co zamierzasz robić po wyborach, jeśli ty i Matthew nie będziecie razem?
– Sądziłam, że będziemy zajęte remontem Beachcombers. – Perspektywa
przyjęcia propozycji Matthew wciąż wydawała jej się na tyle nierealna, że nawet
nie zaprzątała sobie głowy planowaniem tak odległej przyszłości. Musi zebrać
myśli i skupić się na teraźniejszości. Przeniosła wzrok z jednej siostry na drugą. –
Coś przede mną ukrywacie. Pojawiły się jednak jakieś problemy z firmą
ubezpieczeniową?
– Nie, nic podobnego. – Claire szybko ją uspokoiła.
Ashley rozluźniła się nieco i usiadła wygodniej na krześle.
– W porządku. Bardzo doceniam, że przez te wszystkie lata wspierałyście mnie i
pomagałyście mi na każdym kroku. – Celowo wypowiedziała te słowa dobitnie i
wyraźnie. – Ale nie jestem już nieśmiałą nieporadną dziewczynką. Czy możecie
wreszcie przestać traktować mnie jak dziecko i przyjąć do grona dorosłych?
Starr położyła dłoń na ręce Ashley.
– Kochamy cię. Dlatego się o ciebie martwimy.
– Dziękuję. – Ścisnęła rękę Starr, a potem Claire. – Ja też was kocham. Więc
słucham: skąd te ukradkowe spojrzenia? Claire, proszę cię! Wyrzuć to z siebie.
– Zastanawiałyśmy się, czy nie znalazłoby się jakieś lepsze rozwiązanie niż
ponowne otwarcie Beachcombers.
Niespodziewane słowa Claire zawisły w powietrzu.
Po chwili Ashley otrząsnęła się z szoku na tyle, by wykrztusić:
– Chcecie zburzyć dom cioci Libby?
– Nie, skąd. – Starr machnęła ręką, jakby odpędzając od siebie taką
ewentualność. – Za pieniądze z ubezpieczenia mogłybyśmy przywrócić dom do
dawnej świetności. A potem go sprzedać. Jakaś inna rodzina na pewno odnalazłaby
w nim szczęście.
Claire pochyliła się nieco.
– Podzieliłybyśmy się zyskiem ze sprzedaży i dzięki temu każda z nas mogłaby
rozpocząć wymarzoną karierę. Myślałam o otwarciu własnej firmy cateringowej,
dzięki czemu miałabym bardziej elastyczny czas pracy i więcej czasu dla dziecka.
Ashley spojrzała na Starr.
– Ty też uważasz, że to dobry pomysł?
– Tak, kochanie. Chciałabym wrócić na Akademię Sztuk Pięknych i studiować
za granicą. Mój mąż mógłby co prawda za wszystko zapłacić, ale cieszyłoby mnie
to jeszcze bardziej, gdybym sama sfinansowała wyjazd. Ty ukończyłaś studia, a
dzięki pieniądzom miałabyś zabezpieczenie na przyszłość. Jednak nie chcemy, byś
miała poczucie, że tracisz swój dom.
Ich pomysł wydawał się rozsądny. Obie miały mężów, własne domy, dzieci i
odmienne plany zawodowe. A Ashley...
Miała cudowną nietypową kochającą rodzinę i została wychowana przez
ekscentryczną starszą panią, która wychowała ją na silną, świadomą swej wartości
kobietę. Nic tego nie zmieni, a na pewno nie akt własności lub sprzedaż domu.
Ashley uścisnęła dłonie sióstr.
– Łącząca nas więź wykracza poza mury tego domu. Wspomnienia, które nas
łączą dzięki cioci Libby, są silniejsze niż jakikolwiek budynek. Pewnie byłaby
szczęśliwa, że zamieszkała tam kolejna rodzina.
Któryś z gości restauracji pogłośnił dźwięk w telewizorze. Starr otworzyła
szeroko oczy, dając tym samym Ashley do zrozumienia, że powinna to zobaczyć.
Ashley odwróciła się twarzą do ekranu. Nadawano specjalne wydanie lokalnych
wiadomości.
– Kandydat na stanowisko senatora, Matthew Landis, zapowiedział przed
chwilą, że wyda oświadczenie dla prasy przed siedzibą sztabu wyborczego.
Co zamierza powiedzieć? Ashley wyjechała, zanim rodzina ustaliła plan
działania. Jeśli zwlekaliby jeszcze dłużej, konkurent Matthew rozłożyłby go na
łopatki i nie wiadomo, co zaserwowałby mediom. Jaka szkoda, że nikt nie był
zainteresowany ujawnieniem kompromitujących zdjęć Martina Stewarta. Jednak to
Matthew prowadził w sondażach, dlatego przyciągał większą uwagę. Plotki, które
mogły mu zaszkodzić, podkręcały temperaturę kampanii, a dzięki temu wzrastało
zainteresowanie opinii publicznej.
Jaka była jej rola w tym wszystkim?
Spojrzała na siostry, uświadamiając sobie, że nawet zawsze tak trzeźwo myśląca
Claire postanowiła wreszcie posłuchać głosu serca. Ashley wpatrywała się w
zdjęcia Matthew wyświetlane na ekranie telewizora. Na jednym z nich stała u jego
boku, na drugim Matthew obściskiwał blondynkę na polu golfowym, a ostatnie
przedstawiało go samego.
Od początku była przekonana, że Matthew nie spotyka się z nikim innym. Nie
tylko dlatego, że spędzał z nią każdą sekundę. Po prostu wiedziała, że jest
honorowy. Był nawet gotów zaryzykować karierę, zapomnieć o własnych
marzeniach, by wynagrodzić jej krzywdę, której doznała.
Dlaczego tak bardzo mu ufała, a nie potrafiła zaufać sobie? Chciała być częścią
jego życia. Dał jej do zrozumienia, że chce tego samego, i wyjawił szczegóły z
bolesnej przeszłości. Oznaczało to chyba, że jest gotów bardziej się zaangażować.
Powinna zdobyć się na odwagę, żeby chociaż rozważyć taką możliwość.
Życie wcale nie stanie się mniej skomplikowane, jeśli od niego odejdzie. Serce
podpowiadało jej, że jeśli zignoruje budzące się między nimi uczucie, konse-
kwencje tej decyzji będą ją prześladować przez resztę życia.
Wspierał ją, gdy wybuchł skandal, za który ponosili odpowiedzialność w
równym stopniu. Powinna mu się odwdzięczyć tym samym. Czuła, że jest gotowa,
by walczyć o pierwsze miejsce w życiu Matthew.
Ashley odsunęła krzesło i wstała.
– Kochane siostrzyczki, zgadzam się. Wyremontujcie i sprzedajcie
Beachcombers. Przyszła na to pora, jak na wiele innych rzeczy. Wracam, żeby być
przy Matthew podczas konferencji prasowej.
Tam, gdzie było jej miejsce. U boku mężczyzny, którego kochała.
Matthew stał w holu siedziby sztabu wyborczego, próbując zebrać myśli. Za
niecałe dziewięćdziesiąt sekund wyjdzie na zewnątrz i stanie przed dziennikarzami,
by odnieść się do spadających wyników sondaży.
Jego pracownicy zostali w biurze, żeby mógł się w spokoju skoncentrować,
zanim rozpocznie się konferencja prasowa. Z wnętrza dało się słyszeć ich ściszone
głosy. Matthew starał się nie słuchać dźwięków dobiegających z telewizorów,
skupiając uwagę na rozwieszonych wokół plakatach.
W kieszeni miał notatki z treścią przemówienia, które mogło zakończyć jego
polityczną karierę. Nie było innego wyjścia. Musi położyć kres burzy, która
wybuchła w prasie i w której centrum znalazła się Ashley, nawet jeśli przez to
przegra wybory. Prawdziwy facet powinien bronić tego, co liczy się dla niego
najbardziej.
Nie był w stanie nic zrobić, by uratować Danę, ale nie może teraz złamać słowa
danego Ashley. Nie potrafiłby potem spokojnie spojrzeć w lustro, gdyby zniszczył
jej życie.
Gdy pozwolił odejść Ashley, zaprzepaścił największą życiową szansę, znacznie
ważniejszą od miejsca w senacie.
Znajdzie inny sposób, żeby zmieniać świat. Miał ku temu środki i nie brakowało
mu determinacji. To od Ashley się nauczył, że do życia można podchodzić na wiele
różnych sposobów, niekoniecznie trzeba szukać szczęścia w polityce.
Matthew spojrzał znowu na zegarek. Jeszcze trzydzieści sekund. Złapał za
klamkę, żeby otworzyć drzwi i dołączyć do Brenta na werandzie.
Czyjaś ręka dotknęła jego ramienia. Matthew wzdrygnął się. Cholera, był tak
pogrążony w myślach, że nawet nie zauważył, gdy ktoś wszedł do biura.
Odwrócił się i zobaczył przed sobą...
– Ashley? Co ty tu robisz?
Wpatrywała się w niego błyszczącymi oczami, kusząc go i rozpraszając w
najmniej odpowiednim momencie.
– Weszłam tylnymi drzwiami. Twoja mama mnie wpuściła. – Złapała go lekko
za poły marynarki. Biła z niej energia, a jej naelektryzowane włosy nieco się
unosiły. – Matthew, co zamierzasz powiedzieć dziennikarzom?
– Prawdę. Powiem, że uległem ich presji, podejmując decyzje, które zraniły
innych. Że jeśli mam się sprawdzić w roli senatora, z którego wyborcy będą
zadowoleni, muszę sobie lepiej radzić z krytyką ze strony prasy.
– Oparł się pokusie, by wziąć ją w ramiona, pragnął poczuć palcami jej krągłości
pod letnią cytrynową sukienką. – Powiem wszystko, co konieczne, żeby cię
ochronić i uwolnić.
Ashley wzięła go pod ramię.
– Pójdę z tobą.
– O nie. – Zmarszczył brwi.
– Spróbuj mnie powstrzymać.
Zanim zdążył zareagować, zabrała rękę i wyszła na zewnątrz wprost przed
zebranych dziennikarzy. Cholera. Ale jest zdeterminowana. I seksowna.
A teraz pakuje się w kłopoty.
Matthew ruszył za nią szybko, niemal wpadając na Brenta. Kierownik kampanii
próbował ukryć panikę, która zawsze go ogarniała, gdy coś nie szło zgodnie ze
szczegółowo dopracowanym planem. Próbując minąć Brenta, Matthew stracił
ostatnią szansę, żeby dogonić Ashley i powstrzymać ją, zanim stanie na podium.
Przed mikrofonem i zaciekawionymi dziennikarzami.
– Dzień dobry, witam państwa. Wiem, że spodziewali się państwo oświadczenia
kongresmena Landisa, ale nalegałam, żeby pozwolono mi powiedzieć kilka słów na
początek.
Ashley posłała zebranym łagodny uśmiech, patrząc na nich nieśmiało spod lekko
przymkniętych powiek. To dziwne, że Matthew nigdy dotąd nie zauważył jej siły
charakteru.
– Rozumiem, że zebraliśmy się dzisiaj, by porozmawiać o kompromitujących
zdjęciach.
Wszyscy zastygli w milczeniu, słysząc to bezpośrednie stwierdzenie. Po chwili
fotoreporterzy znowu zaczęli robić zdjęcia.
– Ale zaraz, przecież omówiliśmy już wyczerpująco moje fotki w prasie.
Z tyłu rozległ się śmiech, który powoli rozszedł się po sali. Wszyscy zebrani się
rozluźnili. Upał dawał się we znaki uczestnikom konferencji, tylko Ashley wy-
glądała świeżo i spokojnie.
– Dziękuję, że przyszliście. To dzięki waszej pracy wiadomości docierają do
opinii publicznej. Chcę się tylko upewnić, że informacje nie są oparte jedynie na
poszlakach. Wszyscy woleliby uniknąć procesu, prawda?
No, no! Najwyraźniej Ashley była dzisiaj w wyjątkowo dobrej formie.
Brent kręcił głową z niedowierzaniem.
– Boże, dziennikarze jedzą jej z ręki. Nigdy czegoś podobnego nie widziałem.
Matthew spojrzał na Ashley, podziwiając jej pewność siebie.
– Ja też – dodał Matthew szeptem.
Ashley skinęła głową w stronę reporterów.
– Myślę, że zdjęcie kandydata na senatora w stroju golfowym, stojącego na polu
golfowym obok pracownicy klubu golfowego, trudno uznać za skandaliczne. Być
może łatwiej mi jest w to uwierzyć niż państwu, bo znam Matthew i ufam mu.
Wiem też, że zaufanie rodzi się z czasem.
Nie wątpił, że mówiła szczerze, i zastanawiał się, jak mógł kiedykolwiek
pomyśleć, że Ashley nie poradzi sobie z wszystkimi przeciwnościami. Była
znacznie silniejsza, niż przypuszczał.
Była niesamowita.
Jej głos przybrał nieco bardziej zdecydowany ton.
– I właśnie o to chodzi w kampanii wyborczej, by poświęcić trochę czasu na
poznanie kandydata. Zaufać, że zadba o nasze interesy w senacie. Osobiście
chciałabym się dowiedzieć więcej na temat strategii Matthew Landisa, a nie zdjęć,
które jedynie odciągają uwagę od jego mądrej i dynamicznej działalności.
Słuchając Ashley, Matthew poczuł dziwny ucisk w sercu. Nie spodziewał się, że
kiedykolwiek jeszcze mu się to przydarzy. Uczucie było znacznie silniejsze niż
przed laty, ale natychmiast je rozpoznał: kocha ją.
Spojrzała na niego z uśmiechem.
– Matthew, jeśli jesteś gotowy, chętnie posłucham, co masz do powiedzenia na
temat prawodawstwa dotyczącego wspierania rodzin zastępczych.
Chciał porozmawiać z Ashley, powiedzieć, że ją kocha i pragnie czegoś więcej
niż tylko łóżkowej przyjaźni. Im szybciej upora się z prasą, tym wcześniej będzie
miał Ashley tylko dla siebie.
Zebrał myśli i stanął przed mikrofonem. Temat, który zaproponowała, nie
sprawiał mu najmniejszej trudności, mógłby go przedstawić z zamkniętymi oczami.
Ale to, co zamierzał omówić z Ashley, nie było już takie proste, a rezultat
rozmowy niemożliwy do przewidzenia.
Nie zmarnuje największej życiowej szansy.
Po zakończeniu przemówienia Matthew Ashley biła brawo z dumą, ale też pełna
obaw. Zdołali uniknąć wyborczej katastrofy, lecz czy uda się naprawić jej relacje z
Matthew po tym, jak praktycznie rzuciła mu pierścionkiem w twarz?
Sądząc ze spojrzenia, jakie jej posłał, kiedy się do niej uśmiechnął, jeszcze nie
wszystko stracone. Na szczęście nauczyła się mu ufać, a co ważniejsze, zaufała
również sobie.
Brent pochylił się ku niej.
– Bardzo zaryzykowałaś tam na podium, Ashley.
– Jest tego wart. – Z radością przyglądała się, jak Matthew rozmawia z
wyborcami.
Brent wyciągnął do niej rękę.
– Przepraszam, źle cię oceniłem. Sądziłem, że lepiej znam się na ludziach.
– Przyjmuję przeprosiny. – Uścisnęła mocno jego dłoń. – Po prostu chciałeś jak
najlepiej dla Matthew, a to potrafię docenić.
Matthew pomachał do tłumu na pożegnanie i poprowadził Ashley wraz z
Brentem do środka. Telewizja już nadawała relację z konferencji prasowej.
– Hej, Brent, musisz sobie poszukać innej damy. Ta jest zajęta.
Ashley szturchnęła Matthew łokciem.
– A nie przyszło ci do głowy, że może to ty jesteś zajęty?
– Racja. – Matthew wziął ją na ręce jak tydzień wcześniej, gdy uratował ją z
pożaru.
Pisnęła zaskoczona, lecz nie protestowała, sadowiąc się wygodnie w jego
ramionach, podczas gdy pracownicy sztabu wznosili radosne okrzyki. W ciągu
zaledwie jednego tygodnia, odkąd wyniósł ją z płonącego budynku, przebyli długą
drogę.
Matthew wszedł do biura i kopnięciem zamknął drzwi. Ashley postawiła stopy
na podłodze, obejmując go za szyję, wtulając się w niego i przyciągając jego
głowę.
Musnął ustami jej ucho.
– Byłaś.
– Fantastyczna? – Odchyliła się lekko, uśmiechnęła.
– Zdecydowanie tak – potwierdził bez chwili wahania. – Nie mogę uwierzyć, że
chciałem cię chronić przed prasą. Powinienem był ich tobą postraszyć na samym
początku.
Nie zaufałaby sobie na tyle, by stawić czoła prasie pierwszego dnia po tym, jak
opublikowano jej skandalizujące zdjęcia. Jednak przez ostatni tydzień dowiedziała
się wiele o sobie i o prawdziwej miłości. Odkryła, że są ważniejsze rzeczy niż
zamartwianie się tym, co myślą o niej inni.
– Cieszę się, że mogłam pomóc. Wierzę w ciebie i w to, co chcesz osiągnąć.
– Dziękuję. Znaczy to dla mnie więcej, niż możesz sobie wyobrazić. Przykro mi,
że wcześniej tak się między nami popsuło. – Wziął ją za ręce. – Chcę z tobą
porozmawiać o Danie.
– Nie trzeba. – Dotknęła palcami jego ust. – Wszystko rozumiem.
– Muszę to z siebie wyrzucić. – Wziął ją za nadgarstek. – Od razu powinienem
był ci wszystko wyjaśnić, ale niezbyt często mówię o przeszłości. Właściwie to
nigdy o niej nie rozmawiam.
– Nikomu nie powiedziałeś o Danie?
Nie wspominał o tym wcześniej, a jego wyznanie niespodziewanie ją poruszyło.
Tylko jej wyjawił bolesny sekret z przeszłości. Wreszcie zdała sobie sprawę, że
Matthew traktuje ją wyjątkowo.
– Ponieważ moja rodzina jej nie poznała, a Dana nie miała własnej, nikt nigdy
się nie dowiedział o naszym związku. Tobie o tym powiedziałem jako pierwszej.
Ashley rozumiała, jak ważne było to wyznanie, jak bardzo ich do siebie zbliżyło.
– Dziękuję.
Matthew ujął jej twarz w dłonie, jego oczy błyszczały.
– Chcę, żebyś wiedziała, że przeszłość nie ma najmniejszego wpływu na to, co
teraz do ciebie czuję. – Dotknął palcem jej ust. – A jeśli jeszcze masz wątpliwości,
co do ciebie czuję, to wiedz, że cię kocham, Ashley Carson. Kocham cię.
Magiczne słowa. Nigdy nie ośmieliła się aż tak dalece popuścić wodzy fantazji,
ale to dobrze, bo rzeczywistość okazała się znacznie lepsza od marzeń.
– Wiem, ale i tak miło mi to słyszeć. – Ugryzła go lekko w kciuk. – I dobrze się
składa, bo ja też cię kocham.
Jego nierówny oddech zdradzał, jak wiele te słowa dla niego znaczą.
Wsunął rękę do kieszeni. Kiedy ją wyjął, Ashley zobaczyła na jego dłoni
pierścionek zaręczynowy.
– Zrozumiem, jeśli wolisz inny, żeby zacząć wszystko od nowa, ale chcę, żeby
nasze zaręczyny tym razem były prawdziwe.
Zakryła dłonią pierścionek.
– Nie chcę innego. Niczego nie zamierzam zmieniać w naszej przeszłości, bo
dzięki niej możemy się cieszyć tą cudowną chwilą. Tak, wyjdę za ciebie.
Matthew pocałował ją gorąco i odsunął się nieco.
– Nie będę się dłużej ociągał, bo jeszcze się rozmyślisz.
Wsunął pierścionek z brylantem na palec Ashley.
Zacisnęła dłoń w pięść.
– Nigdy już nie pozwolę, by ktokolwiek mi go odebrał.
– Nikt się nie odważy.
Zarzuciła mu ręce na szyję i mocno pocałowała. Było to idealne zakończenie
tego cudownego dnia.
– Jestem bardziej niż gotowa na związek z tobą.
Listopad: wieczór wyborczy.
„Wyniki najnowszych sondaży” – napis pojawił się na płaskim ekranie
telewizora w salonie rezydencji Landisów.
Ashley wstrzymała oddech. Ta chwila przed ogłoszeniem wyników ciągnęła się
w nieskończoność. Siedziała obok Matthew na kanapie w otoczeniu rodziny i przy-
jaciół, ściskając go za rękę. Pięć miesięcy wcześniej nie uwierzyłaby, że jej życie
tak się zmieni z powodu jednej decyzji podjętej pod wpływem impulsu.
Była bezgranicznie zakochana w Matthew i cieszyła się swym nowym życiem.
Niegdyś uważała się za wycofaną osobę, która zawsze będzie pozostawać w
cieniu innych. Teraz odkryła, jak wielką radość daje obcowanie z ludźmi i bycie w
centrum uwagi. A kiedy brakowało jej energii, zawsze mo- gła się zwrócić do
nowej rodziny, która chętnie ją wspierała.
Jej siostry i ich mężowie szybko zaprzyjaźnili się z braćmi Landis i dorosłymi
dziećmi generała Renshawa. Z kolei generał i Ginger okazali się dla niej prawdzi-
wym błogosławieństwem, przyjmując ją do rodzinnego grona i traktując jak własną
córkę. Nikt nie był w stanie zastąpić jej cioci Libby, ale przyjemnie było czuć
ciepło i akceptację.
Ashley ścisnęła mocniej rękę Matthew, gdy reporter podawał wyniki:
– Dane z dziewięćdziesięciu jeden procent okręgów wyborczych wskazują na
wyraźne zwycięstwo...
Skupiła się na oddechu, żeby nie myśleć o grupce dziennikarzy, którym
zezwolono na wejście do rezydencji.
– ... nowego senatora Karoliny Południowej, Matthew Landisa – zakończył
komentator.
W zatłoczonym salonie rozległy się radosne okrzyki. Matthew przytulił Ashley,
która pragnęła, by ta chwila trwała jak najdłużej.
Pocałowała go żarliwie.
– Gratuluję, senatorze.
Musnął ustami jej ucho. Ashley ogarnął przyjemny dreszcz podniecenia.
– Dziękuję, pani Landis.
Poczuła jeszcze większą radość, słysząc swoje nowe nazwisko.
Dwa tygodnie wcześniej wzięli potajemnie ślub. Rodzina wiedziała, ale Matthew
zamierzał ogłosić to reszcie świata w mowie inauguracyjnej. Nie chcieli, by ta
ceremonia miała wpływ na wynik wyborów. Składając sobie przysięgę, robili to
wyłącznie dla siebie, a nie po to, by podnieść słupki w sondażach.
Kiedy oderwali od siebie usta, Matthew zaczął przyjmować gratulacje od
rodziny, ale wciąż obejmował Ashley w talii.
Rozległo się pstrykanie aparatów fotograficznych. Cały dom nagle wypełnił się
gadżetami z podobizną senatora Landisa, kapeluszami, chorągiewkami, plakatami.
Ktoś otworzył butelkę szampana, a Ginger udzieliła pierwszego wywiadu, dając
Matthew nieco więcej czasu na świętowanie w towarzystwie rodziny.
Ryle poklepał go po ramieniu.
– Niech ci woda sodowa nie uderzy do głowy, bracie. W każdej chwili mogę ci
jeszcze złoić tyłek na polu golfowym.
– Jasne – odrzekł Matthew z pogodnym uśmiechem.
– Każdy oficer marynarki jest świetnym golfistą.
Roześmiany Jonah dał Sebastianowi zwitek banknotów.
– Jonah, obstawiałeś wygraną mojego konkurenta? – zdziwił się Matthew.
Jonah natychmiast odbił piłeczkę:
– No co ty, stary, założyliśmy się tylko, o ile wygrasz.
Ashley poklepała szwagra po ramieniu.
– W takim razie ci wybaczamy.
– A więc mówcie, kto obstawił najwyższy wynik? – spytał Matthew.
Sebastian posłał mu tajemniczy uśmiech, chowając banknoty do kieszeni.
– Ten sekret zabierzemy ze sobą do grobu.
Ashley delektowała się tą cudowną chwilą, a generała i Ginger rozpierała
rodzicielska duma. Nie przeszkadzało im nawet to, że niewielka grupa dziennikarzy
nagrywała każdy ich uścisk i gest radości. Ashley nie miała nic do ukrycia,
bezgranicznie wierząc w miłość, którą odnalazła u boku Matthew.
Dziennikarz przerwał wywiad z Ginger, by poprosić generała o komentarz. W
tym czasie Ashley zwróciła się do Matthew:
– O której masz mowę inauguracyjną?
– Niedługo. – Matthew musnął ustami jej skroń. – Ale zanim pojedziemy,
chciałbym spędzić z tobą chwilę sam na sam.
– Wszyscy zrozumieją, jeśli wymkniemy się na chwilę, żeby się odświeżyć.
Matthew wziął ją za rękę i poprowadził przez tłum gości. Kiedy przecinali hol,
siostry uścisnęły ją pospiesznie, wymieniając przy tym zagadkowe spojrzenia. Ash-
ley już miała zapytać, o co chodzi, ale Matthew zamknął jej usta kolejnym
pocałunkiem i zanim się spostrzegła, znaleźli się w pokoju, w którym spała, gdy po
raz pierwszy zamieszkała w rezydencji.
Matthew zamknął drzwi kopnięciem i natychmiast porwał ją w ramiona, całując
gorąco.
Po chwili jednak przerwał i oparł czoło o czoło Ashley.
– Chciałem ci podziękować. Tak wiele ci zawdzięczam.
– Wygrałbyś i bez mojej pomocy. – Ujęła w dłoń jego twarz.
– Mam już dość debat, dlatego nie będę się z tobą spierał. – Pocałował jej dłonie.
– Ale chcę, żebyś wiedziała, że ta chwila znaczy dla mnie o wiele więcej dlatego,
że ty jesteś przy mnie. Dzięki twoim radom będę lepiej wypełniał swoje obowiązki.
– Pięknie powiedziane. Dziękuję.
– Chciałbym dać ci coś w zamian.
– Już mi coś dałeś. – Dzięki niemu poznała lepiej samą siebie, odkrywając
pokłady uczuć, o których istnieniu nawet nie wiedziała. – Mam ciebie, naszą rodzi-
nę, przyszłość.
– Ale chcę, żebyś miała również dom.
– Mój dom będzie tam, gdzie ty.
– Tak, ale wiem też, jakie to dla ciebie poświęcenie zgodzić się na życie między
Waszyngtonem a Karoliną Południową. – Podniósł ze stołu teczkę.
Ashley zmarszczyła brwi, czytając tekst ze śnieżnobiałej kartki. Starała się
zrozumieć sens słów, ale bez skutku. Nie wierzyła własnym oczom.
– To akt własności Beachcombers, domu cioci Libby.
– Zgadza się – odrzekł wyraźnie z siebie dumny.
– Ale przecież on już został sprzedany. – Zdążyła się z tym pogodzić, choć
wciąż z bólem wspominała tamto pożegnanie. Lecz gdy teraz wpatrywała się w
nazwisko zapisane w akcie... Nic dziwnego, że siostry wymieniły
porozumiewawcze spojrzenia, kiedy wychodziła z Matthew z salonu.
– Tak – tobie. Sebastian zajął się kupnem, żeby w żadnej transakcji nie padło
moje imię, a potem przeniosłem prawo własności na ciebie. – Otarł spływającą po
jej policzku łzę, której nawet nie poczuła. – Oczywiście będziemy spędzać
mnóstwo czasu w Waszyngtonie, ale oficjalnie musimy być zameldowani w
Karolinie Południowej. Pomyślałem więc, że dom cioci Libby w Charlestonie
mógłby się stać naszym oficjalnym adresem.
Ashley przycisnęła akt własności do serca.
– Jesteś tego pewien? A co z twoim domem rodzinnym?
– Jestem tego jak najbardziej pewien. Charleston jest w pobliżu Hilton Head,
więc będziemy mogli często odwiedzać rodzinę, a ty zamieszkasz blisko sióstr.
Mój stary dom będzie za ciasny, kiedy urodzą się nasze dzieci.
Dzieci. Jej i Matthew.
– Podoba mi się ten pomysł. Dziękuję.
Już planowała, jak odmieni dom w Charlestonie. Wszystkie naprawy zostały
zakończone. Teraz trzeba pomyśleć o klimatyzacji, nowoczesnej kuchni i dodat-
kowych pokojach dla sióstr i ich rodzin.
Hałas dobiegający z dołu przypomniał jej, że nie mają dziś dla siebie zbyt wiele
czasu. Rozległ się dzwonek do drzwi. To z pewnością kolejni pracownicy sztabu,
którzy chcieli pogratulować świeżo upieczonemu senatorowi. Przed dom zajechał
kolejny van telewizyjnego kanału informacyjnego.
Matthew nie zwracał na nic uwagi, był skupiony wyłącznie na Ashley.
– Cieszę się, że sprawiłem ci radość. Chcę, żebyśmy mieli własny dom.
Mieszkanie w powozowni jest dobre dla kawalera, który ciągle podróżuje, ale teraz
potrzebujemy trochę prywatności, żeby nacieszyć się małżeńskim życiem. – W
jego oczach dostrzegła łobuzerski błysk.
– Zdecydowanie nie jesteś już kawalerem. – Wtuliła się w mężczyznę, który
skradł jej serce, ale w zamian oddał własne.
Uniósł jej rękę do ust i pocałował palec, na którym pierścionek zaręczynowy
lśnił obok ślubnej obrączki.
– Na szczęście dla mnie, rozegrałem to do końca.