Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 14 Niespodzianka

background image

Dornberg Michaela


Lena ze Słonecznego

Wzgórza 14



Niespodzianka

background image

W poprzednich tomach

Lena pochodzi z dobrze sytuowanej rodziny. Fahrenbachowie

jednak tylko wydają się szczęśliwi. Matka dawno odeszła do
innego mężczyzny, a ojciec właśnie zmarł, zostawiając duży
majątek. Lena ma troje rodzeństwa: dwóch braci, Friedera i
]6rga, i siostrę Grit. Wszyscy mają już swoje rodziny. Mona
jest żoną Friedera - odziedziczyli po ojcu dobrze prosperującą
hurtownię win. Jórg z żoną Doris otrzymali w spadku
wyremontowany zamek Dorleac we Francji wraz z
przyległymi winnicami. Grit i jej mąż Holger dostali willę w
mieście. Lenie przypadła w udziale posiadłość Słoneczne
Wzgórze w miejscowości Fahrenbach, na pierwszy rzut oka
najmniej intratna część spadku. Za dwa lata rodzina ma się
ponownie zebrać, żeby poznać decyzje w sprawie reszty
majątku.

Ze wszystkich obdarowanych tylko Lena pozostaje wierna

tradycji i nie sprzedaje swojego majątku. Nie zamierza
dokonywać także żadnych poważnych rewolucji. Tak jak
ojciec planuje się zajmować dystrybucją alkoholi i dbać o
Słoneczne Wzgórze, żeby nie popadło w ruinę. Przeprowadza
się do posiadłości i rozpoczyna prace remontowe - w
przyległych do domu budynkach zamierza otworzyć pensjonat.
Tymczasem jej rodzeństwo podejmuje kolejne nieudane
decyzje finansowe. Frieder unowocześnia hurtownię i
rezygnuje z dotychczasowych dostawców, ponosząc ogromne
straty. Jórg wycofuje się z branży alkoholowej, a nowy pomysł
na agencję eventową pogrąża go finansowo. Grit sprzedaje
willę, a uzyskane w ten sposób pieniądze inwestuje w siebie.

Otrzymany spadek wydaje się całkowicie zmieniać kochającą

się do tej pory rodzinę. Rozpada się związek Friedera i Mony,
którzy zaczynają zaniedbywać także swojego syna, Linusa.
Chłopiec próbuje popełnić samobójstwo. Jego ojciec wydaje

background image

się jednak zupełnie tym nie przejmować. Ma nową, młodszą od
żony kobietę i wiedzie dostatnie życie, w którym nie ma
miejsca dla rodziny. Doris, stęskniona za domem i
wyniszczona nałogiem alkoholowym odchodzi od Jórga, by
zacząć szczęśliwy związek z innym mężczyzną. Małżeństwo
Grit i Holgera też się nie układa. Holger ma dość rozrzutnej i
egzaltowanej żony, która zupełnie zaniedbuje dom i dzieci,
Merit i Nielsa. Dlatego wyjeżdża do Kanady w nadziei, że żona
wreszcie się opamięta. Grit jednak nie ma najmniejszego
zamiaru rezygnować z atrakcyjnego kochanka i wracać do
nudnego rodzinnego życia. Lena jako jedyna z Fahrenbachów
nie porzuca dotychczasowych wartości, często odwiedza grób
ojca i za żadne skarby nie zamierza sprzedawać ziemi, która od
pokoleń należy do rodziny. W ten sposób zraża do siebie Frie-
dera, który stojąc przed widmem bankructwa, liczy na to, że
ona odstąpi mu część odziedziczonych przez siebie gruntów.

background image

Jeśli natomiast chodzi o samą Lenę...

Jej największym, a wciąż niezrealizowanym marzeniem, jest

ślub z Thomasem, miłością jej życia, która wbrew
przeciwnościom losu znów ich odnalazła. Jednak mimo
ciągłych obietnic i zapewnień deklarujący wielkie uczucie
Thomas wciąż odkłada kolejne wizyty na Słonecznym
Wzgórzu i nie chce rozmawiać o swojej aktualnej sytuacji
życiowej. Zakochana Lena obdarza go zaufaniem i wierzy, że
w Ameryce, gdzie mieszka na stałe, pozostaje jej wierny.
Swoje życie zamienia w czekanie na kolejny telefon od
ukochanego i najmniejszy choćby dowód miłości. W czekaniu
pomaga jej wytrwać piękna bransoletka z romantycznym
napisem LOVE FOREVER - dowód miłości od Thomasa. Gdy
jednak ten odwodzi Lenę od pomysłu odwiedzenia go w
Ameryce, dziewczyna zaczyna coraz bardziej wątpić w jego
miłość. Przyczynia się do tego także pojawienie się Jana van
Dahlena, dziennikarza, który bez pamięci zakochuje się w
ślicznej Lenie. Jego pocałunek wpędza ją w wyrzuty sumienia,
ale nie zniechęca do walki o związek z Thomasem. Wolny czas
Lena poświęca na ciężką pracę, która pozwala jej w końcu
zaistnieć w branży alkoholowej. Odnosi coraz większe sukcesy
i podpisuje kontrakty z kolejnymi dystrybutorami. Część
odremontowanej posiadłości zamienia w pensjonat. Ma nawet
pierwszych gości - doktor von Orthen, która okazuje się byłą
narzeczoną jej zmarłego ojca, i znaną aktorkę Isabelle Wood.
Stara się również dbać o mieszkańców posesji, którzy
otrzymali od zmarłego gospodarza prawo dożywotniego
zamieszkiwania. Nie jest to trudne, bo bardzo ich kocha. To oni
po śmierci ojca stali się jej najbliższą rodziną. Nicola, Daniel i
Aleks też starają się jej pomagać tak, jak tylko potrafią. Nicola
zajmuje się kuchnią, Daniel odnawia posiadłość, a Aleks po-
maga w kwestii kontraktów z dystrybutorami alkoholi. Lena

background image

umie się odwdzięczyć. Obiecała sobie, że odnajdzie córkę
Nicoli, którą ta przed laty, z powodu braku środków do życia,
oddała do adopcji. Wydaje się, że właśnie wpadła na właściwy
trop.

Jej najbliżsi przyjaciele z Fahrenbach, Sylvia i Martin, wrócili

z podróży poślubnej. Lena ich uwielbia i życzy im jak
najlepiej, ale intuicja podpowiada jej, że coś złego czyha na ich
związek. Wciąż poszukuje także receptury Fahrenbachówki,
likieru, którego skład był znany jedynie jej ojcu. Tymczasem
Aleks informuje Lenę o dziwacznym odkryciu. W starej
skrzyni

znajduje

kilka

obrazów,

które wydają się

bezwartościowymi bohomazami. Lena jest jednak całkowicie
pochłonięta problemami rodzinnymi, do których straciła już
dystans.

background image

Lena wyszła z kąpieli i szykowała się do snu. Wytarła się do

sucha i nasmarowała balsamem. Umyła zęby, nałożyła krem na
twarz i wskoczyła w piżamę.

O myciu i szorowaniu zębów nigdy nie zapominała, ale

smarowanie się kremami nie było jej najmocniejszą stroną.
Czasem o tym zapominała. Nie wielbiła swojego ciała jak jej
siostra Grit czy tym bardziej bratowa Mona. Grit używała
zawsze najdroższych kosmetyków. Botoks też był niemal na
porządku dziennym, a odkąd związała się z tym młodym
kochasiem, chirurg plastyczny poprawił jej już kilka
niedoskonałości. Ale to nic w porównaniu z Moną. Ta to
prawdziwy skład części zamiennych! Poprawiła sobie chyba
wszystko, co mogła, zoperowała, co tylko dało się zoperować.
Nic jej to nie pomogło. W oczach Leny wyglądała potwornie,
Friedera też nie zatrzymała

background image

przy sobie. Rozglądał się za innymi, wprawdzie w typie

Mony, ale dużo młodszymi. Kiedyś widziała go z kobietą,
której piersi z pewnością były dziełem chirurga plastycznego.

Lena nigdy nie zrozumie, dlaczego kobiety dobrowolnie tak

się krzywdzą.

Poszła do sypialni. Podsunęła pod plecy dwie poduszki,

ułożyła się wygodnie i sięgnęła po książkę leżącą na nocnej
szafce.

Przeczytała może dwie, trzy strony, kiedy rozległ się dzwonek

do drzwi.

Kto to może być? Nie spodziewała się żadnej wizyty, nie było

też gości w czworakach.

Wstała i zeszła na dół. Zatrzymała się pod drzwiami i

nasłuchiwała przez moment. Nic nie słyszała. Zwykle bez
zastanowienia otwierała drzwi, ale od napadu zrobiła się
ostrożniej sza. Przestępczość nie znała granic.

- Kto tam? - zapytała.
- To ja, Doris - odezwała się bratowa. Doris? To niemożliwe.

Przecież jest w drodze

do Nowej Zelandii!
- Doris? - powtórzyła.
- Tak, wpuść mnie, Leno. Nie zabrałam ze sobą kluczy.

background image

Kiedy otwierała drzwi, drżała jej ręka. Co to ma znaczyć?
Doris weszła do środka. Odstawiła plecak, wzruszyła

ramionami i powiedziała:

- Wróciłam.
Lena wpatrywała się w bratową, jakby zobaczyła ducha. Ale

to nie był duch, tylko żywa Doris.

- Doris... ty... ja - jąkała się.
- To naprawdę ja - powiedziała Doris i zamknęła drzwi.
- Możesz mi wyjaśnić...
- Zaraz ci wszystko wyjaśnię - obiecała Doris. - Ale najpierw

muszę się napić wody. Zaraz umrę z pragnienia.

Poszła do kuchni, a Lena wciąż stała na środku przedpokoju i

wpatrywała się w plecak ciśnięty w kąt. To przecież plecak
Doris. Ona naprawdę wróciła. To żadna zjawa czy
przywidzenie.

Lena poszła za bratową do kuchni.
Doris nalała sobie dużą szklankę wody i łapczywie ją wypiła.
- Doris...
Lena wciąż nie mogła pojąć, jak to się stało. Nagle Doris się

roześmiała, ale za chwilę spoważniała.

background image

- Leno, to naprawdę ja... Rozmyśliłam się i nie poleciałam.
Lena osunęła się na krzesło. Doris też usiadła.
- Dlaczego? Przecież chciałaś podróżować z Jórgiem po

Nowej Zelandii.

- Tak, ale to byłaby moja kolejna ucieczka. Jak zawsze. A

przecież nie można uciec przed samym sobą. Ciągle
uciekałam, zawsze do innego mężczyzny. Definiowałam się
przez mężczyznę, z którym akurat byłam.

Napiła się jeszcze trochę wody i wolnym ruchem odstawiła

szklankę.

- Kiedy trzymałam bilet i stałam w kolejce razem z innymi

podróżującymi do Auckland, byłam tak szczęśliwa, że
chciałam wszystkich uściskać. Ale im bliżej byłam odprawy,
tym mniej miałam pewności, że tego naprawdę chcę. Kiedy
wreszcie przyszła moja kolej, nie byłam w stanie podać biletu.
Zrozumiałam, że to niewłaściwy ruch.

- Nie rozumiem...
- Leno, sama powiedziałaś, że z Jórgiem to nie potrwa długo,

że znowu będę emocjonalnie roztrzęsiona... Kocham go,
naprawdę... To znaczy, tak mi się wydaje... Ale wspólne życie
z nim miałoby sens dopiero po wizycie w poradni małżeńskiej.

background image

Teraz powtarzalibyśmy stare błędy, a to przecież one

doprowadziły do rozstania.

- Brzmi rozsądnie. Doris, ale Jórg stoi teraz gdzieś na lotnisku

i czeka na ciebie.

Doris zaśmiała się.
- Nie, gdybym poleciała, to jeszcze siedziałabym w

samolocie. Lot do Nowej Zelandii jest bardzo długi... Nie
martw się. Zadzwoniłam do Jórga. Zrozumiał. Miałam nawet
wrażenie, że trochę mu to na rękę, że euforia podróżowania ze
mną już mu przeszła. Powiedział, że mam zwrócić bilet i
zatrzymać pieniądze... Już to zrobiłam i jestem bogatsza o
cztery tysiące trzysta dwadzieścia euro i osiemdziesiąt sześć
centów.

Lena przyniosła sobie butelkę z wodą. Nalała trochę do

szklanki i spojrzała na bratową.

- Ty też?
Doris pokiwała głową. Lena nalała jej wody.
- Markus się ucieszy - powiedziała. Doris pokręciła głową.
- Nie sądzę.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Najpierw muszę się dowiedzieć, kim naprawdę jestem i

czego właściwie chcę. Gdybym to

background image

wiedziała, nie byłoby tego całego zamieszania, Jórg nie

zawróciłby mi w głowie, a Markus byłby zwycięzcą. Do tej
pory zachowywałam się jak niedojrzała panienka. Myślałam:
nowy mężczyzna, nowe życie... A to wcale nie jest takie proste.
Człowiek ciągnie za sobą stare problemy, z którymi się jeszcze
nie uporał. Najpierw muszę zrobić rozrachunek z przeszłością i
zakończyć wszystkie sprawy, a potem mogę szukać nowego
związku.

Jej słowa brzmiały bardzo rozsądnie. Oby Doris wytrwała w

tym postanowieniu. Zawsze miała dobre zamiary, ale realizacja
jej planów zwykle nie dochodziła do skutku.

-1 co teraz?
- Porozmawiam z Markusem i powiem, że potrzebuję

przerwy... Wiesz, Leno, jego też kocham, naprawdę. Ale
najpierw chcę... dorosnąć. Chcę zupełnie świadomie
przeżywać ten związek. Jeśli Markus się zgodzi, możemy
malutkimi kroczkami zbliżać się do siebie, ale zgodnie z
mottem - małżeństwo niewykluczone, a nie jak było do tej pory
- małżeństwo ustalone. W pewnym sensie szaleństwem było
planować ślub, nie mając jeszcze papierów rozwodowych. Jeśli
Markus się zgodzi na moją propozycję, możemy się dalej
spotykać.

background image

Lena patrzyła na bratową i nie mogła się nadziwić. To

rozumowanie też brzmiało rozsądnie. Oby tylko zostało
urzeczywistnione. Faktycznie między nią a Markusem sprawy
działy się jakoś za szybko. Zapatrzyli się w siebie i od razu
snuli plany małżeńskie, chociaż nie zdążyli się jeszcze poznać.
Dobrze się razem bawili, ale zapomnieli, że życie nie polega
jedynie na zabawie, że poza nią jest zwykła, szara
rzeczywistość.

- Na pewno jest dla was szansa. Nadal uważam, że świetnie do

siebie pasujecie, ale z pewnością będzie lepiej, gdy się
przekonacie, czy w codziennym życiu też stanowicie taką
zgraną parę.

Doris pokiwała głową.
- Później... Teraz chciałabym pobyć sama. Muszę dojść do

ładu ze sobą... Wyprowadzę się stąd. Na szczęście mam jeszcze
prawie dwadzieścia tysięcy, które przysłał mi Jörg, do tego
pieniądze za bilet... Poszukam pracy... Normalnej pracy, takiej,
w której będę pracować jak zwyczajni ludzie - od poniedziałku
do piątku, od rana do wieczora.

- Tu też możesz tak pracować. Mogę ci dać etat w firmie.

Mieszkanie masz za darmo. Sylvia też miałaby dla ciebie
pracę. Niedługo bliźnięta przyjdą na świat i nie będzie mogła
tyle pracować co teraz.

background image

- To wszystko brzmi doskonale, ale niech to będzie opcja na

potem. Muszę się nauczyć odpowiedzialności, pod każdym
względem. Skąd wziąć na czynsz, jakie zrobić zakupy, co
ugotować... Tu mam idealne warunki. Za nic nie płacę, siadam
do nakrytego i zastawionego stołu, jeśli chcę, mam samochód
do dyspozycji. Za to wszystko jestem ci wdzięczna, Leno, ale
to mi nie pomoże. Muszę się nauczyć żyć na własny rachunek i
nauczyć się niezależności.

Doris doszła do tych wniosków w tak krótkim czasie?
- Pewnie myślisz, że to jeden z moich szalonych pomysłów.

Nie. Coś we mnie pękło. Zdaję sobie sprawę, że w moim życiu
wiele rzeczy poszło nie tak. Teraz muszę spróbować odnaleźć
swoją drogę. Nie będzie to łatwe, chociażby w kwestii
zawodowej. Odkąd wyszłam za mąż, byłam tylko panią domu,
a przed ślubem też nie miałam jakichś szczególnych
kwalifikacji. Wprawdzie z zawodu jestem sekretarką, ale
uczyłam się tego wieki temu. W tym czasie wszystko poszło do
przodu, nawet technika.

- Doris, nie spiesz się, przed nikim nie uciekasz. Jeśli

naprawdę chcesz pracować zawodowo,

background image

pomogę ci. Porozmawiam z moimi dostawcami. Przyszedł mi

teraz do głowy Brodersen. On na pewno nam pomoże.

- Byłoby fantastycznie. Dziękuję ci za wyrozumiałość i za to,

że nie posłałaś mnie jeszcze do diabła. Sprawiłam ci już tyle
problemów. Ktoś inny już dawno by mnie przegnał.

Lena machnęła ręką.
- Doris, lubię cię i zrobię wszystko, żeby ci pomóc. Szczerze

mówiąc, cieszę się, że nie poleciałaś. To by się nie udało.

- Ty wiedziałaś to od początku, ja na szczęście w porę się

opamiętałam. Wiesz, Leno, to wspaniałe uczucie wiedzieć, że
twoje drzwi zawsze stoją dla mnie otworem. Myślę, że ta
świadomość bardzo mi pomogła i nabrałam pewności siebie.
Jesteś moją przystanią... Dziękuję.

- Doris, przyjaciele sobie pomagają. Przecież to oczywiste.
- Dla ciebie tak, bo jesteś dobra... Jutro porozmawiam z

Markusem. Jest wartościowym człowiekiem. Zasłużył na
kobietę, która pokocha go całym sercem i zawsze będzie przy
nim, a nie taką, która łamie się przy najmniejszym powiewie
wiatru.

background image

- Doris, nie doceniasz siebie. Jestem pewna, że nie złamałaby

cię nawet potężna burza. Ale cieszę się, że tak mówisz i że
wróciłaś... Przynajmniej na jakiś czas - dodała, kiedy
zobaczyła wyraz twarzy bratowej.

Rozmawiały jeszcze chwilę o różnych sprawach. Kiedy

godzinę później Lena wróciła do sypialni, padła na łóżko jak
nieżywa.

Co za dzień! A jakie nieoczekiwane zakończenie! Doris

znowu jest w posiadłości. Tego się nie spodziewała. Ale
naprawdę szczerze się cieszyła, że tak wyszło.

background image

Kolejne dni minęły błyskawicznie. Nie spełniło się jej

życzenie, żeby zadzwonił Richard Bellert i poinformował ją o
przyznaniu licencji. Im więcej mijało czasu, tym mniej
prawdopodobne było dla Leny, że sprawa będzie miała
pomyślne zakończenie.

Na szczęście inna sprawa przybrała pomyślny obrót. Pan

Brodersen, wieloletni partner w interesach ojca Leny, który
jako pierwszy powierzył jej dystrybucję swoich produktów i
polecał ją innym, od razu zgodził się zatrudnić Doris. Nie robił
tego tylko po to, żeby wyświadczyć Lenie przysługę.
Naprawdę potrzebował nowego pracownika, bo kobieta
zatrudniona w centrali telefonicznej poszła na urlop
macierzyński.

Doris od razu do niego pojechała. Obawiała się, że pan

Brodersen się rozmyśli. Na początku miała zamieszkać w
pensjonacie, a potem

background image

niewykluczone, że wprowadzi się do jednego z

umeblowanych apartamentów należących do firmy, które pan
Brodersen miał dla praktykantów i gości. Rozmowa z
Markusem też poszła dobrze. Uszczęśliwiło go to, że Doris nie
poleciała do Nowej Zelandii. Był gotów na nią zaczekać, a w
tym samym czasie małymi kroczkami zbliżyć się do niej.
Nowy początek. Markus też zrozumiał, że sprawy między nimi
potoczyły się za szybko. Kochał Doris i był przekonany, że
kiedyś się pobiorą. Będzie na nią czekać.

Lena była zadowolona z takiego obrotu sprawy. Widocznie

tak musiało być, a dobrze się stało, że obeszło się bez wielkich
komplikacji.

Z Nicolą w ogóle nie dało się rozmawiać. Całymi dniami

szyła, robiła na drutach i haftowała. Miała teraz podwójny
stres. Musiała przygotować rzeczy nie tylko dla Merit, lecz
również dla małej Amalii, której będzie matką chrzestną.

Lena miała czasem wyrzuty sumienia. Ona też zostanie matką

chrzestną, z czego bardzo się cieszyła, ale nie dotrzymywała
kroku Nicoli.

Nicola, wprawdzie dyplomatycznie, ale wyprosiła Lenę z

pokoju, żeby jej nie przeszkadzała. Lena poszła do szopy,
gdzie Aleks w oddzielnym

background image

i ogrzewanym pomieszczeniu zajmował się renowacją mebli.

Poznosił je z budynków, z których nie korzystali. Niektóre były
naprawdę ładne. Aleks był prawdziwym artystą.

Lena oddała mu też do renowacji krzesła z jadalni. Należały

jeszcze do jej prababci, która wniosła je do posiadłości w
posagu.

Jak dla Leny, były całkiem w porządku, ale Aleks uparł się,

żeby je odnowić i wymienić obicia. To też umiał zrobić. Był
zagorzałym majsterkowiczem. Wszystko robił genialnie.

Kiedy Lena weszła do jego pracowni, Aleks odłożył

narzędzia.

- Cześć - powiedziała.
- Dzień dobry, Leno... Przyszłaś zobaczyć krzesła? Dwa są

już gotowe. Pracuję teraz nad trzecim. Chodź, pokażę ci.

Pociągnął ją w stronę okna i zdjął biały materiał

przykrywający krzesła.

Lena wstrzymała oddech.
Widok odrestaurowanych mebli zaparł jej dech w piersiach.
- Mój Boże, Aleks! Są cudowne... Aż trudno uwierzyć, że to

stare krzesła. Tak się cieszę, że wybraliśmy na obicia ten
stonowany brąz. Wygląda

background image

tak szlachetnie... Dziękuję! - krzyknęła i rzuciła się Aleksowi

na szyję.

Zmieszał się, ale widać było, że cieszy go ta pochwała. Siłą

rzeczy Lena miała więcej do czynienia z Danielem i Nicolą.
Aleks wolał pracować w ciszy i spokoju, z daleka od ludzi.

- Cieszę się, że ci się podobają. Mnie też przypadły do gustu...

Teraz pracuję nad trzecim krzesłem. Potem zajmę się komodą
do apartamentu numer sześć. Bardziej pasuje do niego niż na
korytarz. Jest większa. Tę mniejszą z szóstki przestawmy na
korytarz na piętrze. Kiedy skończę z komodą, zajmę się
kolejnymi trzema krzesłami od ciebie.

- Aleks, z krzesłami nie ma pośpiechu. I tak najczęściej jem u

was albo siedzę u siebie w kuchni. Zresztą jedzenie w kuchni
smakuje najlepiej. A jak przyjedzie Holger z dziećmi i być
może moja siostra, ale uwierzę w to dopiero, gdy ją zobaczę, to
będą musieli się zadowolić krzesłami, które teraz stoją w
jadalni. Też są ładne.

- To prawda, ale po renowacji będą jeszcze ładniejsze.

Odziedziczyłaś po rodzinie wspaniałe meble. Handlarze
antykami wyrywaliby je sobie z rąk.

background image

- Nie mam zamiaru ich oddać. Zresztą będziemy potrzebować

mebli do kolejnych apartamentów. Może moje dzieci,
siostrzenica, siostrzeniec i bratanek będą jakieś chcieli. Mojego
rodzeństwa nimi nie zachwycę. Wszystkie stare meble zamie-
nili na designerskie. Nawet w hurtowni wszystko jest
nowoczesne.

- Kiedyś wreszcie zmądrzeją i będą tęsknić za tym, co mieli i

czego się tak bezsensownie pozbyli. Nie wolno lekceważyć
tradycji. Co dzisiaj jest nowoczesne, jutro idzie w niepamięć.
Meble twoich przodków są czymś wyjątkowym i nigdy nie
stracą na wartości, wręcz przeciwnie, ich wartość rośnie z
każdym dniem. Dzisiaj nie produkuje się już takich mebli.

- Nie jestem pewna, czy Frieder i Grit to zrozumieją, ale co

mnie to obchodzi. Kocham wszystko, co odziedziczyłam, i
czuję się z tym dobrze. Niektóre z tych mebli można połączyć z
nowymi. Taka mieszanka stylów ma swój urok.

- Cokolwiek zrobisz, będzie dobrze. Twój dom już wcześniej

był piękny, ale ty zrobiłaś z niego coś wyjątkowego.

- No co ty? Nie zrobiłam nic wielkiego. Zajęłam się jedynie

kilkoma pomieszczeniami.

background image

- Zmiany widać gołym okiem. Chodź, coś ci pokażę.

Zrobiłem już witrynkę, którą chciałaś do siebie wstawić.

Lena poszła za Aleksem. Po raz drugi nie mogła się nadziwić

jego umiejętnościom.

- Aleks! Witryna wygląda jak marzenie! - zachwycała się.
Miała ochotę rzucić się mu na szyję.
Witryna stała do tej pory w rogu jednego z pomieszczeń. Była

dość mocno zniszczona i gdyby to od Leny zależało pewnie by
ją wyrzuciła, chociaż niełatwo pozbywała się starych rzeczy.

Gdyby nie Aleks, witryna już dawno by wylądowała w

śmieciach.

- Rzeczywiście wygląda teraz nieźle, ale jej urok widać już

było przedtem... No, to właśnie chciałem ci pokazać... Wracam
do pracy, nie wolno marnować czasu, który dał nam Bóg.

Lena nie wytrzymała. Musiała go jeszcze raz uściskać, czy

mu się to podoba, czy nie. Jakoś to przeżyje.

- Aleks, myślę, że Bóg nie miałby nic przeciwko, gdybyś od

czasu do czasu poleniuchował.

- Kto się nie rusza, ten rdzewieje - mruknął pod nosem w

odpowiedzi.

background image

Lena o mało się nie roześmiała. Przecież to Nicola, żona

Aleksa, na wszystko ma jakieś powiedzonko! No cóż, kto z
kim przestaje, takim się staje.

- Już idę - powiedziała. - Jeszcze raz dziękuję. Zginęłabym

bez ciebie i to nie tylko w przypadku mebli. Jesteś naprawdę
niesamowity. Nie ma rzeczy, której byś nie umiał zrobić. Masz
wrodzony talent.

- Możesz już stąd wyjść? Chcesz, żebym zrobił się próżny?
- Tylko głupcy są próżni, ale ty... Ty jesteś skarbem,

cudownym człowiekiem. Już mnie nie ma - zawołała w progu i
wybiegła.

background image

Kiedy przyszła do destylarni, Daniel rzucił na .ziemię

kartony, które właśnie poskładał.

- Leno, odezwij się do Bellerta. Dzwoniła jego sekretarka.

Zapisałem jego numer. Na pewno chce z nami podpisać
kontrakt.

Lena nie podzielała jego zdania.
- Gdyby chciał podpisać kontrakt, sam by zadzwonił. Znam

go od dawna. Był przecież przyjacielem taty. Nie, to nie to.
Sekretarka, mówisz... To zły znak... Pewnie jest mu
niezręcznie osobiście przekazać odmowę.

- Była bardzo miła.
- One już takie są, no może poza sekretarkami Friedera. Te są

kapryśne i rozpuszczone, zachowują się tak, jakby do nich
należała hurtownia. Musisz się umówić na audiencję, żeby
cokolwiek załatwić.

- Chyba masz zły dzień. Jesteś taka marudna.

background image

- Marudna? Nie, po prostu trzeźwo patrzę na świat. Ale

dobrze, zadzwonimy.

A jednak była trochę podenerwowana. Wprawdzie jej życie

nie zależy od zgody czy odmowy Bellerta, ale fajnie byłoby
mieć jego licencję. Utrzymanie posiadłości pochłania dużo
pieniędzy. Dzięki prowizjom i wpływom z czworaków jakoś
sobie dają radę, ale nie da się nic odłożyć. Większe lub
nieprzewidziane wydatki byłyby nie lada problemem.

Za nic w świecie nie może doprowadzić do sytuacji, że będzie

zmuszona sprzedać ziemię. Jeszcze nikt z Fahrenbachów nigdy
nie sprzedał ani kawałka. Ona miałaby zapoczątkować tę nie-
chlubną tradycję? Nigdy!

Wykręciła numer, który podyktował jej Daniel.
Zgłosiła się niejaka pani Körber, bardzo miła i uprzejma.
- Świetnie, że pani oddzwoniła, pani Fahrenbach. Pan Bellert

chciałby panią odwiedzić i prosił mnie o ustalenie terminu.

Lena czuła, że serce zaczyna jej mocniej bić.
Nie liczyła na spotkanie z Bellertem. Wprawdzie nie jest to

jeszcze zgoda na współpracę, ale przynajmniej mały krok
naprzód.

background image

- Chętnie się spotkam z panem Bellertem. Proszę

zaproponować jakiś termin.

Sekretarka podała datę. Akurat wtedy będzie u niej Holger z

dziećmi, ale nie może się tym sugerować.

- Zgoda - odpowiedziała.
- Świetnie, w takim razie poinformuję pana Bellerta o

terminie spotkania. Miłego dnia, pani Fahrenbach.

Zakończyła rozmowę.
- I co? - niecierpliwił się Daniel.
- Pan Bellert przyjeżdża do nas w następny piątek.
- Super! To znaczy, że chce obejrzeć naszą firmę. To dobry

znak. Myślę, że przedstawicielstwo mamy w kieszeni.

- Danielu, nie zapesz. Jakby to Nicola powiedziała, nie chwal

dnia przed zachodem słońca.

Daniel się roześmiał.
- Nicola i te jej mądrości...
- Hola, hola, Danielu, więcej szacunku!
- No co? Co ja takiego powiedziałem?
- No, nie poznaję cię po prostu...
- Jestem szczęśliwy, bo sprawy idą coraz lepiej. Ale

najbardziej cieszę się z przyjazdu dzieci,

background image

zwłaszcza ze spotkania z Nielsem... Poza tym jestem dumny,

że będę ojcem chrzestnym syna Sylvii. Dzieje się tyle dobrych
rzeczy. Tyle radości naraz, ale stresu też.

- To prawda. Muszę ci powiedzieć, że pochwalam decyzję

Sylvii. Ty i Nicola jako rodzice chrzestni to doskonały wybór,
zwłaszcza jeśli matka dziecka poważnie traktuje instytucję
chrztu i rodziców chrzestnych.

- A co z tobą i Markusem?
- My też postaramy się być dobrymi rodzicami chrzestnymi.

Markus na pewno będzie wzorowym ojcem chrzestnym, a ja
zrobię wszystko, żeby być wzorową matką chrzestną. Tobie i
Nicoli nie dorównamy, nie ma mowy, ale damy z siebie
wszystko. Danielu, Bellert zjawi się dokładnie tego dnia, kiedy
przyjeżdżają dzieci.

- W czym problem? Są jeszcze Nicola i Aleks. Bellert nie

będzie tu przecież nocował. Przyszłość firmy jest
najważniejsza. Musimy być na miejscu i pertraktować.

- Właśnie chciałam cię prosić, żebyś był przy rozmowach.

Zawsze jesteśmy razem i przy Bellercie też powinno tak być.

- Dziękuję, Leno.

background image

- Nie ma za co. To przecież jasne.
- Już dobrze, wracam do pracy, do moich kartonów. Widzimy

się później.

- Oczywiście.
Daniel wyszedł z biura. Lena oparła się wygodnie w fotelu.
Gdyby się udało z Bellertem...
Z przedpłatą za dziesięć nowych produktów nie będzie

problemu, bo na dniach wpłyną przecież pieniądze ze
sprzedaży obrazów. Co za ulga móc od razu opłacić rachunki i
nie drżeć, że klienci nie płacą w terminie.

Przed piątkiem koniecznie musi pójść do kapliczki i zapalić

świeczkę w intencji nowego kontraktu. Ale teraz czas
najwyższy wziąć się do pracy. Jest dużo do zrobienia.

Trzeba się też zastanowić, jak zorganizować lepsze obłożenie

w czworakach. Sam wynajem nie wystarczy, chociaż czasem
nie jest tak źle. Na przykład pobyt słynnej aktorki, Isabelli
Wood. Wynajęła na kilka tygodni cały budynek i to za
podwójną cenę.

Kto by pomyślał, że pozostaną w kontakcie.
Odwiedzili Isabellę na planie zdjęciowym, a dzięki

przypadkowemu spotkaniu na przyjęciu

background image

Lena znalazła się nawet na okładkach poczytnych

magazynów. O tym nie chciała myśleć. Źle się czuła w błysku
fleszy. Lena sposępniała.

Tego samego wieczoru widziała się z matką. Spotkanie po

latach. Carla Aranchez de Moreira potraktowała ją okropnie,
poniżyła ją. Nigdy więcej nie chce widzieć tej kobiety, która
myśli jedynie o sobie. Wszystko zepsuła - odeszła do męża i
dzieci, ohydną intrygą zniszczyła jej miłość od Thomasa!

Miłość do Thomasa... Nie tylko matka ją zepsuła. Zepsuła ją

też Nancy, żona Thomasa.

Nagle wewnętrzny głos podpowiedział Lenie, że gdyby nie

było intrygi matki, nie byłoby Nancy. Nadal byłaby z
Thomasem i pławiła się w szczęściu. Na pewno już dawno
byliby małżeństwem i mieli dzieci...

Lena nie chciała się nad tym zastanawiać. Co to da? Nic, poza

bólem...

Wstała. Nie mogła się skupić na pracy. Potrzebuje słów

otuchy, a tylko Nicola może ją pocieszyć. Trudno, na chwilę
będzie musiała przestać szyć. Zrobi to zresztą bez przymusu,
kiedy zobaczy Lenę nieszczęśliwą. Nicola ma dobre serce

background image

i jest dla niej jak matka, nawet więcej, bo własna nigdy nie

była dla niej prawdziwą matką.

Kiedy myślała o Nicoli, zaraz przypomniała sobie Yvonne i

nieudaną próbę pojednania matki i córki. Nie, nie pójdzie do
Nicoli, to nie jest dobry pomysł.

Pojedzie do Sylvii, ale nie będzie się skarżyć. Sylvia ma

własne problemy, dużo poważniejsze niż ona. Pojedzie do
Sylvii po prostu poplotkować. Nic więcej.

Na dworze było wprawdzie chłodno, ale nie padało. Założyła

kurtkę i wskoczyła na rower. Nie ma złej pogody, jest tylko złe
ubranie. Tę zasadę wzięła sobie do serca, odkąd zaczęła
mieszkać w posiadłości.

Pedałowała z całych sił, żeby jak najszybciej dojechać do

Sylvii.

background image

Nadszedł dzień przyjazdu dzieci. Nicola i Daniel pojechali na

lotnisko po Holgera, Merit i Nielsa. Lena modliła się, żeby
wrócili przed przyjazdem Bellerta.

Nagle zadzwonił telefon. Dzwoniła pani Kórber, sekretarka

Bellerta.

- Pani Fahrenbach - powiedziała zdenerwowanym głosem. -

Musimy przełożyć spotkanie.

„Świetnie. Czyżby Bellert stchórzył?", pomyślała.
- Ciężarówka uderzyła w samochód szefa.
- Na miłość boską... - powiedziała Lena, a po jej ciele

przeszedł dreszcz.

Kiedy usłyszała „wypadek samochodowy", natychmiast

wywołało to ciąg złych skojarzeń.

Martin zmarł wskutek obrażeń odniesionych w wypadku

samochodowym. Narzeczona Daniela popełniła samobójstwo
po tym, jak się okazało, że po wypadku jest sparaliżowana, a
Boris

background image

Adrimanow, uzdolniony skrzypek, ukochany Isabelli, zginął

w wyniku zderzenia z drzewem...

- Na szczęście nic mu się nie stało - dotarło do niej jakby przez

ścianę. - Tylko wgniecenia w karoserii. Jeden z naszych
kierowców już pojechał po pana Bellerta. Niestety, pan Bellert
ma po południu spotkanie w firmie, którego nie da się prze-
sunąć. Gdyby teraz pojechał do pani, nie zdążyłby wrócić na
umówioną godzinę. Proszę się nie gniewać... Dzwonię, żeby
ustalić jakiś inny termin.

Lena odetchnęła z ulgą.
- Co za szczęcie, że panu Bellertowi nic się nie stało. Proszę

go ode mnie pozdrowić.

- Oczywiście, dziękuję. Jeszcze raz przepraszam za kłopot.

Siła wyższa, na to nie ma rady.

Pożegnały się.
Lena nawet się ucieszyła, że Bellert nie przyjeżdża. Dobrze,

że nic mu się nie stało. Teraz może skoncentrować się na
wizycie szwagra i dzieci. Grit będzie dopiero jutro.

Lena poszła do salonu. Na dużym stole poukładała prezenty

dla dzieci. Było tego tyle jak na Boże Narodzenie. A do tego
jeszcze słodycze, które dzieci zamówiły, bo w Kanadzie takich
nie ma, a przynajmniej nie są takie dobre.

background image

Lena nie mogła się doczekać. Ucieszyła się, kiedy przyszedł

do niej Aleks, który też niecierpliwie czekał na przyjazd dzieci.
Stwierdził, że razem szybciej minie im czas.

Wreszcie przyjechali! Głośnym trąbieniem oznajmili swój

przyjazd. Lena i Aleks biegli do niech jak sportowcy na
zawodach.

Merit i Niels też ruszyli w ich stronę. Wysiedli, zanim

samochód na dobre się zatrzymał.

- Ciociu! - zawołała Merit i rzuciła się Lenie w ramiona, a

zaraz potem przytuliła do Aleksa.

- Cześć, ciociu - przywitał się Niels.
Nie protestował, kiedy Lena go przytuliła i ucałowała.
- Świetnie wyglądasz w tej nowej fryzurze.
- Chyba trochę za krótko, prawda?
- Nie, wcale nie. Nasza nauczycielka od wychowania

fizycznego też ma taką fryzurę.

To komplement? Lena nie miała czasu zastanowić się nad

słowami siostrzeńca, bo właśnie nadszedł Holger i chciał się
przywitać.

Dobrze wyglądał.
Zeszczuplał, miał bardzo krótko obcięte włosy, ale było mu w

nich do twarzy. Ubrał się na sportowo. Kiedyś prezentował się
zupełnie inaczej,

background image

przywiązywał wagę do nienagannego stroju. Ale trzeba

przyznać, że pasował mu ten bardziej swobodny styl.

Lena i Holger uściskali się, potem on trochę ją odsunął i

uważnie jej się przyjrzał.

- W krótkich włosach wyglądasz jakoś inaczej. Lena

odruchowo przejechała ręką po swojej

czuprynce.
- Nie najlepszy pomysł, co? Cały czas ją obserwował.
- Nie powiedziałbym... Po prostu trzeba się przyzwyczaić.
- Ciociu, gdzie są Hektor i Lady? - zapytała Merit. - A gdzie

prezenty? Nicola mówiła, że czekają na nas niespodzianki.

- Myślisz tylko o prezentach - powiedział Niels. - To chyba

nie jest najważniejsze. Nie umiesz się cieszyć z tego, że tu
jesteśmy?

- Ty też czekasz na prezenty, tylko udajesz twardziela -

odparowała Merit.

- Zaraz zobaczycie Hektora i Lady. Najpierw wejdziemy do

domu - wtrąciła się Lena.

- Mogę spać u Nicoli? - dopytywała Merit.
- ja śpię u Daniela, jak zawsze - powiedział Niels i od razu

stanął przy nim.

background image

- O tym jeszcze porozmawiamy. Najpierw idziemy do domu.

Prezenty czekają - skończyła dyskusję Lena.

Dzieciom nie trzeba było dwa razy powtarzać. Pobiegły

przodem, wymijając dorosłych.

- Gdzie są prezenty? - wołała Merit.
- Dostanę ten samolot, którego nigdzie nie można było kupić?

- dopytywał Niels.

Nicola zaprowadziła dzieci do salonu, gdzie czekały

upragnione podarki.

Aleks i Daniel poszli za nimi. Lena została ze szwagrem.
- Chcesz być z dziećmi czy mogę cię uszczęśliwić kawą?
- Nie tylko uszczęśliwić. Uratować - zaśmiał się Holger. - O

niczym innym nie marzę.

Poszedł za Leną do kuchni. Już po chwili siedzieli razem przy

stole.

- Cieszę, że znowu jesteśmy razem - powiedziała Lena. -

Stęskniłam się za wami.

- A my za tobą. Dzieci często mówią o was i posiadłości. Ale

muszę przyznać, że zadziwiająco szybko zadomowiły się w
Vancouver. Mają tam przyjaciół. Chodzą do międzynarodowej
szkoły. Na szczęście francuski nie sprawia im problemów.

background image

Angielski też nie. Mają przyjaciół z różnych krajów.
- Kiedy wrócą do Niemiec, będzie im ciężko. Będą się czuły

jak w klatce.

Holger w zamyśleniu mieszał kawę.
- Leno, wcale nie jest pewne, czy wrócimy do Niemiec.

Dostałem świetną propozycję. Zaproponowano mi stanowisko
dyrektora naszej kanadyjskiej filii.

- Brzmi całkiem nieźle. No i to dość duży skok w karierze.
- To akurat nie jest takie ważne. Nie jestem karierowiczem.

Podoba mi się życie w Kanadzie. Ludzie są tam bardziej
otwarci, łatwiejsi w kontaktach. Symbole statusu społecznego
nie grają nadrzędnej roli. Dzięki dzieciom zaprzyjaźniłem się z
ludźmi, którzy są, jak się u nas mówi, obrzydliwie bogaci. Ale
wcale się z tym nie afiszują. On biega w wytartych dżinsach, a
ona bez problemu wychodzi w dresie na zakupy... To jeden z
przykładów. Poza tym... - zawahał się.

Lena dokończyła za niego.
- Poza tym jest Irina. Spojrzał na nią zdziwiony.
- Tak... Skąd wiesz?

background image

- Kochany - zaśmiała się. - Nie trzeba być jasnowidzem, żeby

to dostrzec. Nicola, moja kochana Nicola, wychwalała ją pod
niebiosa. Dzieci też mówią o niej z zachwytem. Irina musi być
cudownym człowiekiem. Następnym razem przyjedź razem z
nią. Jest tu mile widziana.

- Leno... Nie miałabyś... nie miałabyś nic przeciwko temu?
- Skądże, dlaczego?
„Co z nią? Jest taka naiwna i nie rozumie, kim dla mnie jest

Irina?", zastanawiał się Holger.

- Leno, ja... Irina i ja jesteśmy razem. Kiedy tylko rozwiodę

się z Grit, poproszę ją o rękę.

- Mam nadzieję... Dzieci muszą dorastać w normalnych

warunkach.

- Leno, Grit jest twoją siostrą.
- Owszem. Niczego bardziej nie pragnęłam niż uratowania

waszego małżeństwa. Choćby ze względu na dzieci. Ale z Grit
taką, jaka jest teraz, nie ma dla was wspólnej drogi. Nie
rozumiem mojej siostry. Zdaję sobie sprawę, że próbowałeś
wszystkiego, żeby uratować to małżeństwo... Ale spadek nie
wyszedł jej na dobre. To już nie jest ta sama Grit... Mam
nadzieję, że kiedyś się wreszcie opamięta.

background image

- Dziękuję ci za lojalność. Wżeniłem się w waszą rodzinę.

Kiedy ludzie się rozwodzą, rodzina zazwyczaj trzyma stronę
bliskich i nie chce mieć nic wspólnego z, bądź co bądź, obcymi
ludźmi.

- Dla mnie liczy się człowiek i nic poza tym. Zawsze dobrze

się rozumieliśmy. Pod tym względem nic się nie zmieniło. Ja...

Nie dokończyła zdania. Wpadła Merit z buzią pełną słodyczy

i umorusana czekoladą.

Na dżinsy i bluzkę włożyła sukienkę, którą uszyła dla niej

Nicola.

- Tatusiu, zobacz, Nicola uszyła dla mnie sukienkę

księżniczki. Zawsze chciałam taką mieć. - Zrobiła obrót w
miejscu. - Czy wyglądam jak księżniczka?

- Kochanie, nie tylko wyglądasz jak księżniczka, ty nią jesteś.

Podejdź bliżej, wytrę ci buzię z czekolady. Nie jestem pewien,
czy księżniczki mogą być takie umorusane.

Merit podskoczyła do taty. Lena wzruszyła się, kiedy Holger

z czułością wytarł jej buzię serwetką.

Nagle ogarnęła ją niepohamowana złość na siostrę. Co z niej

za matka? Już dawno powinna tu być i czekać na przyjazd
dzieci, żeby przywitać je stęskniona i kochająca.

background image

Lena była ciekawa, czy Grit przyjedzie jutro rano tak, jak

uzgodniły.

- Ciociu, a ty co powiesz? - Merit już z czystą buzią zwróciła

się do Leny.

- Fantastycznie - powiedziała Lena. - Jesteś najpiękniejszą

księżniczką jak okiem sięgnąć i to nie dlatego, że masz na sobie
taką ładną sukienkę.

Merit wdrapała się Lenie na kolana i przytuliła. Lena głaskała

jasną główkę dziewczynki. Merit odziedziczyła kolor włosów
po Fahrenbachach.

- Mam jeszcze więcej sukienek dla księżniczki. Wszystkie

uszyła mi Nicola. Ona świetnie szyje i niedługo przyjedzie do
nas do Kanady... Ciociu, ty też musisz przyjechać. Spodoba ci
się Vancouver. Znasz francuski. Nicola też się uczy. Umie już
policzyć do stu, powiedzieć „dzień dobry", „do widzenia" i
dużo, dużo więcej... Ciociu, ja tak baaaar-dzo kocham Nicolę.
Ciebie też. Pójdziesz ze mną obejrzeć prezenty?

- Zaraz przyjdę. Dopiję tylko kawę. Merit, chichocząc, zeszła

z kolan Leny.

- Jesteś prawdziwą kawoszką - powiedziała i zniknęła.
W końcu w salonie jest ciekawiej. To nudne siedzieć na

kolanach u cioci i przyglądać się, jak

background image

razem z tatusiem piją kawę i rozmawiają. Żeby chociaż mieli

ciasteczka lub jakieś inne słodycze, to może by została. Ale
tak?

- Tatuś i ciocia zaraz przyjdą - usłyszeli jej głos dochodzący z

salonu.

A później szybkie kroki i trzaśnięcie drzwi. Potem zapadła

cisza.

- Myślę, że musimy dołączyć do reszty - stwierdziła Lena i

szybko dopiła kawę. - Będzie jeszcze czas na rozmowę. Może
wieczorem, przy lampce wina?

- Świetnie - ucieszył się Holger. - Chodź, pójdziemy do nich.

Nie chciałbym, żeby się na nas obrazili.

Lena szybko sprzątnęła filiżanki, potem wyszli z kuchni.
Już w przedpokoju słyszeli rozentuzjazmowane głosy dzieci i

radosny śmiech Nicoli, Aleksa i Daniela. Przyjazd dzieci
sprawił im ogromną radość. Wcale tego nie ukrywali. Dzieci w
domu to coś cudownego. Z nimi jest tak radośnie, wesoło i
beztrosko.

Czy ona też będzie miała kiedyś dzieci, które wypełnią ten

dom radosnym śmiechem? Tak bardzo chciała, żeby spełniło
się jej marzenie, ale

background image

chwilowo na to się nie zanosi. Lena odpędziła te myśli- Nie

chce teraz o tym myśleć.

Teraz są tu Merit i Niels, dwoje cudownych dzieciaków. Chce

się cieszyć ich pobytem, każdego dnia, w każdej godzinie, o
każdej minucie...

Nacisnęła klamkę i już po chwili razem z Holgerem znaleźli

się w środku dobrej zabawy i jednocześnie wielkiego bałaganu.
Na podłodze leżały resztki papieru do pakowania i były
porozrzucane pudełka. Nicola właśnie zaczęła zbierać papier i
pakować do worka na śmieci, który przezornie zabrała ze sobą.

Niels i Merit ścigali się w pokazywaniu ojcu i cioci

prezentów.

- Leno, zapomnieliśmy o Bellercie - przestraszył się Daniel,

kiedy przypadkowo spojrzał na zegarek.

- Dzisiaj nie przyjedzie - uspokoiła go Lena. Krótko mu

opowiedziała, co się wydarzyło.

Daniel też się ucieszył, że dzisiaj nie dojdzie do spotkania z

Bellertem.

background image

Nie było wspólnego śniadania z Grit. Po prostu nie

przyjechała. Nie można też było się do niej dodzwonić, bo
przezornie komórkę wyłączyła.

Na szczęście tylko dorośli zmartwili się tym faktem. Dzieci w

ogóle nie pytały o matkę. Jak na wyścigi pochłaniały naleśniki
Nicoli, a po śniadaniu razem z Aleksem i Danielem poszły do
Bondadossa. Daniel nauczył Nielsa, jak się lonżuje konie, i
chłopcu wciąż było mało. W tym czasie Merit bawiła się z
psami. Hektor łaskawie służył nawet za konia dla lalki Merit.

Lena z Holgerem poszli na długi spacer. Unikali rozmowy o

Grit. Lena doceniła to, że szwagier nie porusza tego tematu. W
końcu to on był umówiony z Grit.

Miała nadzieję, że siostra przyjedzie chociaż na obiad. Ale na

obiedzie też się nie pojawiła, a jej

background image

komórka nadal była wyłączona. Nie trzeba było być

jasnowidzem, żeby wiedzieć, co się stało.

Robertino... Jej kochanek to zwykły kombinator. Na pewno

znalazł jakiś powód, żeby Grit nie przyjechała.

Lena gotowała się ze złości, a dzieci były w doskonałych

humorach. Wybierały się bowiem z M-colą, Aleksem i
Danielem do cyrku. Tylko to ich teraz interesowało. Nie
mówiły o niczym innym, tylko o klaunach, akrobatach, dzikich
zwierzętach i wacie cukrowej, którą kupią w czasie przerwy.

W końcu pojechali. Lena z Holgerem siedzieli przy kawie i

rozmawiali. Lena poruszyła temat siostry.

- Holgerze, uwierz mi, Grit obiecała, że przyjedzie na

śniadanie.

Wzruszył ramionami.
- Widocznie zatrzymało ją coś ważnego - stwierdził

lakonicznie.

- Jest coś ważniejszego niż własne dzieci?
- Leno, nie oszukujmy się. Dzieci nie są dla Grit

najważniejsze. Jej kochanek...

Nagle rozległo się pukanie do drzwi, prawie równocześnie

ktoś nacisnął dzwonek. To mogła być tylko Grit.

background image

Lena poszła otworzyć. Nie myliła się. Przyjechała jej siostra.
- Nic nie mów. Żadnych wymówek. I tak jestem

wystarczająco zdenerwowana - powiedziała Grit zamiast
przywitania.

- To wyluzuj. Nikt cię nie ściga. Wejdź i przede wszystkim

dzień dobry.

Grit nie odpowiedziała, minęła Lenę, podeszła do lustra i

nerwowo zaczęła poprawiać fryzurę.

Włosy jej urosły. Miała teraz fryzurę typową dla aktorek z

telenowel. Ufarbowała je na miedziany kolor. Z ustami też coś
zrobiła. Na jej szczupłej twarzy wyglądały jak otwarta rana.
Strasznie schudła, była jeszcze szczuplejsza niż ostatnio,
chociaż trudno sobie wyobrazić, że można było jeszcze
zeszczupleć.

Nerwowo otworzyła torebkę. Przeszukała ją, wyjęła szminkę,

pomalowała i tak idealnie umalowane usta i spryskała się
perfumami.

- Daj już spokój, Grit - upomniała ją Lena.
Bała się, że jej siostra wyciągnie zaraz kosmetyczkę i zacznie

się malować. Grit wyglądała na speszoną, może
zdezorientowaną, jak ktoś, kto nie jest pewien swojego ciała, a
bardzo mu zależy, żeby się pokazać.

background image

- Inaczej się umawiałyśmy. Miałaś być na śniadaniu.

Zapomniałaś? Gdzie twój bagaż?

Grit odwróciła się.
- Ja... No wiesz...
Kiedy tak się jąkała, Lena wszystko zrozumiała.
- Nie wierzę. Przyjechałaś ze swoim kochasiem, chociaż

umawiałyśmy się, że tego nie zrobisz. I jak słusznie
przypuszczam, masz zamiar nocować w jakimś luksusowym
hotelu w Bad Helmbach.

- Chciałam przyjechać sama, ale Robertino koniecznie chciał

jechać ze mną. Pragnął zobaczyć Bad Helmbach. Tyle słyszał o
tej ekskluzywnej miejscowości...

- I kiedy ty wpadłaś tu jak po ogień, on szaleje z twoją kartą

kredytową, tak?

Grit się zaczerwieniła. To wystarczyło Lenie, żeby się

upewnić, że ma rację.

Najchętniej dałaby siostrze w twarz, żeby wreszcie wybić jej z

głowy te wszystkie głupoty. Dlaczego Grit robi z siebie taką
idiotkę? Gdyby nie dzieci, które od miesięcy nie widziały
matki, byłoby jej wszystko jedno.

- Dzieci nie ma. Pojechały z Dunkelami i Danielem do

cyrku... Wychodzisz od razu czy może mam szansę na krótką
rozmowę z tobą? Och,

background image

przepraszam, jest tu Holger, twój - jeszcze - mąż. O ile cię to

w ogóle interesuje...

- Jeśli masz zamiar robić mi wyrzuty, to wychodzę - zagroziła

Grit.

- Nie będę. I tak nie można ci już pomóc. Sama doskonale

sobie radzisz z rujnowaniem swojego życia. Chodź. Holger jest
w bibliotece.

Grit nie mogła się powstrzymać od złośliwości pod adresem

siostry.

- Nigdy nie byłaś wcieleniem piękna, ale w tej fryzurze jesteś

doskonałym przykładem tego, jak nie powinna wyglądać
kobieta. Wyglądasz w niej jak facet, ale może to się podoba
twoim wiejskim kawalerom.

To było podłe. Jednak Lena była pewna, że tym złośliwym

komentarzem Grit chce odwrócić uwagę do siebie. Dlatego nie
zrobiło to na niej specjalnego wrażenia. Grit wprawdzie bardzo
się zmieniła, ale aż tak złośliwa nigdy nie była.

- Tak, siostrzyczko, chłopcy ze wsi lecą na mnie, ale na

pewno nie miałabym szans u żadnego kelnera roznoszącego
sosy, na przykład twojego Robertino...

Grit się zapowietrzyła.
Lena nie dała jej dojść do głosu.

background image

- Jesteśmy na miejscu - powiedziała i wprowadziła siostrę do

przytulnej biblioteki.

W kominku płonął ogień. Było ciepło i niezwykle nastrojowo.
Holger wstał, kiedy weszły do środka. Z przerażeniem

spojrzał na Grit. A może raczej był wstrząśnięty jej wyglądem
niż przerażony?

- Dzień dobry, Grit - przywitał się.
Widać było, że potrzebował kilku sekund, żeby się otrząsnąć.
Chciał do niej podejść, ale zrobiła krok w tył. Holger opuścił

ręce i spojrzał na nią ze smutkiem.

- Siadaj, Grit - powiedziała Lena. - Napijesz się czegoś?

Kawa? Herbata? A może coś innego?

Grit usiadła, założyła nogę na nogę, ręką skubała rąbek

spódnicy. Siedziała sztywno jak świeca. Musiało jej być
bardzo niewygodnie. Już od samego patrzenia mogły rozboleć
plecy.

- Masz szampana? Pewnie nie...
- Mam - odpowiedziała Lena. - Mam też białe wino musujące.

Może wolisz wino?

Grit machnęła ręką. Błysnęły oczka pierścionków i rozległ się

brzęk ciężkich bransoletek. Jakie to groteskowe!

Holger usiadł, a Grit powiedziała: -

background image

- Przynieś, co chcesz, byle było chłodne. Lena wyszła z

biblioteki. Za drzwiami musiała

się oprzeć o framugę. Grit wyglądała okropnie, równie

koszmarne było jej zachowanie. Uważa się za piękność, a jest
taka sztuczna...

Lena wzięła głęboki oddech, potem szybkim krokiem

podeszła do lodówki. Musi szybko wracać, zanim w bibliotece
dojdzie do katastrofy. Grit i Holger przecież nie mają sobie nic
do powiedzenia. Dzieli ich przepaść. Mimo wszystko Grit nie
chce dać mu rozwodu, nie dlatego, że go kocha, tylko dlatego,
że nie chce zostać rozwódką.

Lena wróciła do biblioteki w momencie, gdy Grit wyrzucała z

siebie zgryźliwe słowa:

- Jeśli nadal się upierasz przy rozwodzie, bo pewnie chcesz

ożenić się z tą ruską zdzirą, to ostrzegam cię, będzie cię to
słono kosztować. Bardzo drogo!

- Szampan dla ciebie - powiedziała Lena i postawiła przed

siostrą piękny kryształowy kieliszek z musującym trunkiem.

Grit sięgnęła po niego i upiła łyczek.
- Może być - powiedziała.
Co za bezczelność! Lena podała jej najlepszy rocznik

szampana. Takiego na pewno nie pija

background image

codziennie z tym swoim Robertino. Trudno nawet

skomentować tak głupią uwagę.

- Chcecie zostać sami? - zapytała i zbierała się ¿0 wyjścia.
- Jak dła mnie, możesz zostać - powiedziała Grit. - I tak

Holger ci potem o wszystkim uprzejmie doniesie. Możesz
posłuchać od razu.

Wzięła jeszcze jednego łyczka, układając swoje

napompowane usta w dzióbek. Przypominały teraz
przyssawkę. Może inaczej nie mogła pić? W każdym razie
wyglądało to dziwnie.

Lena usiadła.
Grit spojrzała na męża.
- Przejdźmy do rzeczy, kochany. Masz dwie możliwości.

Albo wycofasz ten śmieszny pozew, albo... - W oczach Grit
czaiły się chłód i wyrachowane. Lena zatrzęsła się z zimna. -
Albo oddasz mi dom - dokończyła Grit po krótkiej przerwie.

Holger spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- Grit, to dom moich rodziców. Byłem jego właścicielem,

jeszcze zanim się pobraliśmy.

- Nie interesuje mnie to... Chcę go mieć i już! Wiesz, jakie

masz możliwości.

- Grit, ty chyba oszalałaś do reszty - wtrąciła się Lena. Zwykle

trzyma się z daleka od takich

background image

dyskusji, ale teraz nie mogła milczeć. Żądanie jej siostry było

po prostu bezczelne. - Robisz to tylko po to, żeby dokuczyć
Holgerowi.

- Nie, przywiązałam się do tego domu.
- Przywiązałaś się do domu? Zaraz pęknę ze śmiechu. Ty do

niczego się nie przywiązujesz. To dlaczego sprzedałaś
rodzinną willę zaraz po tym, jak ją odziedziczyłaś? Dom
Holgera też sprzedasz, jeszcze zanim wejdziesz w jego
posiadanie. Chyba się nie mylę, prawda?

Grit wyraźnie została przyłapana na gorącym uczynku.

Zrobiła się purpurowa.

-1 co z tego? - zapytała uszczypliwie. - To chyba moja

sprawa.

Lena miała ochotę coś powiedzieć, ale powstrzymała się. To

jej nie dotyczy. I tak za często się wtrącała w życie rodzeństwa.

- Jeśli dzięki temu możesz zaznać spokoju ducha, to będziesz

miała ten dom, a ja dostanę rozwód. Po roku separacji i tak nic
nie wskórasz. Tylko ze względu na dzieci nie chcę prać brudów
przed sądem. Chcę się rozstać pokojowo - powiedział
spokojnie Holger.

- Nie masz wyjścia. Inaczej powiem o tej ruskiej zdzirze!

background image

To było naprawdę nie na miejscu. Lena podziwiała

opanowanie szwagra.

- Zostaw Irinę w spokoju. Po pierwsze, nie jest Rosjanką, co

zresztą nie byłoby wcale wadą, tylko Kanadyjką rosyjskiego
pochodzenia. Po drugie, nie ma z tą sprawą nic wspólnego.
Pozwól, że ci przypomnę, że ty pierwsza zaczęłaś zmieniać
kochanków jak rękawiczki, zanim wylądowałaś w ramionach
tego Włocha, który jest dla ciebie ważniejszy niż własne dzieci.
Dla niego zrezygnowałaś z rodziny.

Grit znowu napiła się odrobinę szampana, w zasadzie tylko

umoczyła usta.

- Opłaciło się. Robertino to prawdziwy klejnot, pod każdym

względem, czego nie można powiedzieć o tobie.

Holger ze smutkiem pokręcił głową. Nie był w stanie

zrozumieć kobiety, która przecież była jego żoną tyle lat i z
którą miał dwoje dzieci.

Lena otworzyła buzię. Chciała coś powiedzieć, ale ugryzła się

w język.

Zapadło milczenie. Grit poczuła się nieswojo.
- Czyli dostanę dom? Przekaż adwokatom, żeby przygotowali

akt notarialny.

- Dobrze.

background image

- Holgerze, nie możesz tego zrobić. - Lena nie wytrzymała. -

Żądanie Grit jest sprzeczne z dobrym obyczajem i nieetyczne.

Holger machnął ręką.
- Leno, niech sobie bierze ten dom. To tylko cegły...
Spojrzał na Grit, kobietę, którą kiedyś kochał i z którą był

szczęśliwy. Tak mu się przynajmniej wydawało. Jak ona się
zmieniła. Co się z nią stało?!

- Masz jeszcze jakieś żądania? - dopytywał. - Czy nie masz

już zastrzeżeń do naszego pozwu rozwodowego?

- Nie mam - potwierdziła i nerwowo spojrzała na zegarek

wysadzany brylantami.

Nigdy wcześniej nie nosiła takiej biżuterii. Wolała rzeczy

subtelniejsze, delikatniejsze i dużo szlachetniejsze.

- Kiedy wrócą dzieci? - zapytała.
- Za jakieś trzy godziny.
- Nie mogę tak długo czekać...
- Grit, skoro już omówiliście wszystkie niemiłe rzeczy, to

może po prostu porozmawiamy jak normalni ludzie. Kiedy
ostatnio rozmawiałyśmy? Nie pamiętam... - próbowała jeszcze
Lena.

background image

Grit zaśmiała się szyderczo.
- A niby o czym mamy rozmawiać? Holger i ja już od dawna

nie mamy sobie nic do powiedzenia. A ty i ja? Przykro mi,
Leno, ale jakoś nie interesuje mnie twoja wiejska sielanka. I nie
zaczynaj, proszę, że pokażesz mi apartamenty dla gości. Ob-
chodzi mnie to tyle co zeszłoroczny śnieg.

- Jest piękna pogoda, świeci słońce, możemy pojechać na

grób taty...

- Sorry, ale to już przerabiałyśmy. Nie interesują mnie

cmentarze. Jestem przekonana, że grób jest w najlepszym
porządku.

Czy to naprawdę jej siostra?
- Grit, wszystko, co masz, zawdzięczasz tacie. Mogłabyś

przynajmniej raz w roku odwiedzić jego grób, choćby z
wdzięczności.

- Już to zrobiłam, na jego pogrzebie, jeszcze zanim wpadłaś

na ten szalony pomysł, żeby przenieść jego grób... Kompletna
głupota! Martwy to martwy, no, chyba że wierzysz, iż ojciec
wie, że leży teraz na cmentarzu w Fahrenbach.

- Leży tutaj, bo tu jest jego miejsce. Błędem było pochowanie

go gdzie indziej.

- To gdzie indziej to miejsce, gdzie żył przez wiele lat i

odnosił sukcesy.

background image

- Ale tu są jego korzenie. W przeciwieństwie do ciebie i

Friedera odwiedziny na jego grobie są dla mnie ważne. Nawet
Jórg poszedł na cmentarz, kiedy tu był, chociaż nie
przywiązuje do tego jakieś szczególnej wagi.

- Jórg tu był? Po co? Żeby się spotkać ze swoją zalaną w trupa

żoną? Czy stwarza mu jakieś problemy?

- Doris już nie pije. Nie robi mu też żadnych problemów.

Rozwód odbył się bezproblemowo. Jórg chciał nawet
wyjechać z Doris do Nowej Zelandii, ale Doris się rozmyśliła.

- Do Nowej Zelandii? Co on tam robi?
- To pierwszy przystanek w jego podróży dookoła świata.
- Dlaczego ja o tym nic nie wiem?!
- Jórg jest dorosły. Może robić, co chce.
- Ta Francuzka pojechała z nim?
- Nie, rozstali się. Nie będzie też więcej żadnych wydarzeń

kulturalnych na zamku.

- A co z Chateau?
- Jórg zdecyduje po powrocie, ale nie nastąpi to szybko.
- Mam nadzieję, że coś zostawił, to znaczy uregulował na

wypadek... No wiesz, w takiej podróży

background image

przecież wszystko może się wydarzyć, a jego majątek jest

duży...

- Wszystko uregulował - uspokoiła ją Lena.
- Frieder mógłby przejąć zamek. Jórg ustanowił go na pewno

egzekutorem testamentu.

Dlaczego Grit wpadła na taki pomysł?
- Grit, Jórg żyje, a z podróży wróci cały i zdrowy. Nie jest

pierwszym i ostatnim, który wyruszył w podróż dookoła
świata. A Frieder... - Lena sama nie wiedziała, co ją podkusiło,
ale powiedziała prawdę. - Nie, Frieder nie ma z tym nic
wspólnego, ty zresztą też. Gdyby Jórgowi coś się stało,
uchowaj Boże, ja wszystko dziedziczę.

Ani tornado, ani grom z jasnego nieba, ani też wybuch bomby

nie zrobiłyby bardziej piorunującego wrażenia na Grit niż
słowa siostry.

Zerwała się na równe nogi, strąciła przy tym kieliszek, który

się stłukł, a szampan rozlał się na podłodze. Jednak dla Grit nie
miało to najmniejszego znaczenia. Holger szybko pozbierał
szkło i pobiegł do kuchni po ścierkę.

-

Ty

podstępna

żmijo! Swoim świętoszkowatym

zachowaniem nakłoniłaś tatę, żeby zapisał na ciebie najlepszą
część spadku - cudowne, cholernie drogie działki budowlane...
- wysyczała Grit.

background image

- Jakie działki budowlane? Dopiero niedawno przekształcono

ten teren w działki budowlane... Już nie pamiętasz, jak mnie
żałowaliście, że dostałam stare gospodarstwo wiejskie?

Grit machnęła ręką.
- Ten stary lis wiedział, że będą tu działki budowlane, i swojej

ukochanej córeczce przepisał to, co najlepsze, warte miliony...

- Których nigdy nie zarobię, bo nie sprzedam ani kawałka

gruntu!

Ale Grit w ogóle jej nie słuchała.
- A teraz jeszcze zamek Dorleac...
Lena była wściekła, że jej o tym powiedziała, ale czy mogła

przewidzieć taką reakcję? Zdecydowanie nie.

- Grit, opanuj się, Jörg żyje. Ten testament sporządził tylko na

wszelki wypadek. Dla mnie to jest bez znaczenia.

- Bez znaczenia? Ach tak. Ale jeśli nastąpi ten wszelki

wypadek, to będziesz zacierać rączki. Jak Frieder się o tym
dowie...

- Grit, nie histeryzuj...
Wrócił Holger i powoli wytarł rozlanego szampana.
- Grit, myślę...

background image

Nie zdążył skończyć zdania, bo Grit przerwała rnu

opryskliwie:

- A ty się nie wtrącaj! To rodzinna sprawa. Nie masz z tym nic

wspólnego.

- Przepraszam...
Sytuacja zrobiła się napięta. Wiadomość nie powinna

wywołać aż tak przesadnej reakcji Grit. Ta kobieta to po prostu
kłębek nerwów, a przyczyną jej zachowania był wyłącznie jej
kochanek, którego tak bardzo bała się stracić.

Kolejne słowa Grit tylko potwierdziły słuszność

przypuszczeń Leny.

- Nie mam ochoty tu dłużej zostać... Przyjadę jutro około

dziesiątej. Spotkanie z dziećmi po ich powrocie z cyrku nie ma
sensu. I tak nie będą o niczym innym mówić tylko o tym.
Spotkanie z matką nie będzie dla nich żadną atrakcją. Już
utrzymanie ich przez pięć minut przy telefonie jest problemem.

- Moja droga siostro, zastanów się, czyja to wina.
Grit natychmiast odparowała atak.
- Nie powinnaś mówić o sprawach, o których nie masz

pojęcia. A może masz już dzieci, a ja o tym nie wiem?

background image

Ruszyła w stronę drzwi. Nie był to jednak normalny chód,

tylko spacer na szczudłach. Na nogach miała niebotycznie
wysokie szpilki.

- Już mnie nie ma. Teraz możecie mnie do woli obgadywać.
Lena pobiegła za siostrą, chcąc ją zatrzymać.
- Grit, zostań jeszcze. Tak nie może być! Jesteśmy siostrami, a

zachowujemy się tak wrogo wobec siebie... Porozmawiajmy,
wyjaśnijmy wszystkie nieporozumienia. Kiedyś tak dobrze się
rozumiałyśmy.

- Daruj sobie! Kiedyś myślałyśmy podobnie. Teraz każda z

nas poszła w swoją stronę. Nic nas już nie łączy. Cześć. Do
jutra.

Lena miała wrażenie, że Grit się ucieszyła, że może już pójść.

Dokąd? Nietrudno zgadnąć.

Nie odwracając się, Grit kroczyła dumnie w stronę parkingu.

Wsiadła do samochodu. Miała teraz nowe czarne porsche 911,
podobnie jak Frieder, tylko jego samochód był srebrny.

Odkąd siostra dostała spadek, miała już drugi samochód.

Pierwszy, alfę spiker, podarowała Robertino. Czy nowy
samochód to jego pomysł? Ten model do Grit nie pasował. Ale
co do niej pasuje? Nowa Grit była Lenie zupełnie obca.

background image

Siostra ruszyła z wyciem silnika.
Lena nie była pewna, czy droga ze wzgórza nadaje się do

tego, by pędzić po niej samochodem z niskim zawieszeniem.

Wróciła do szwagra.
Siedział w fotelu i wpatrywał się w ogień.
- Tak mi przykro, Holgerze - powiedziała i usiadła.
Przeniósł na nią wzrok.
- Nie musisz mnie przepraszać za zachowanie Grit.
- Przykro mi, że cię zraniła. Machnął ręką.
- Niedługo to się skończy. Już nie cierpię przez nią. Żal mi jej.

To nie jest ta sama kobieta, z którą się ożeniłem.

- Tak, bardzo się zmieniła. Nie musiałeś ustępować w sprawie

domu. Teraz pomyśli, że chamstwem wszystko osiągnie. Ma
pieniądze. Nie jest skazana na mieszkanie w tym domu.

- Leno, najważniejsze, żebym się jak najszybciej rozwiódł i

żeby dzieci zostały ze mną. Są ze mną szczęśliwe. Im więcej
mija czasu, tym mniejszą mają ochotę na powrót do matki.
Prawie o nią nie pytają. Powinny mieć szczęśliwe i beztroskie

background image

dzieciństwo. To dużo ważniejsze niż dom. Mówię zupełnie

szczerze.

- Wiem... Masz ochotę na spacer?
- Świetny pomysł - powiedział i wstał. Kiedy zobaczył

nieszczęśliwą minę Leny, położył jej rękę na ramieniu.

- Leno, nie bierz sobie tego do serca. Życie nie jest leniwie

płynącą rzeką.

Tak, to prawda, ale to wszystko, co się teraz dzieje w jej

rodzinie i co wydarzyło się ostatnio w jej życiu, to prawdziwy
wir wodny. Musi bardzo uważać, żeby jej nie wciągnął.

background image

Kiedy dzieci wróciły do domu, jedynym tematem rozmowy

był cyrk. Wciąż ekscytowały się tym, co tam zobaczyły. Były
do tego stopnia zaaferowane, że zapomniały o spotkaniu z
matką.

Dobrze, że Lena nie powiedziała wcześniej Merit i Nielsowi,

że mama odwiedzi ich w czasie śniadania. Byłyby bardzo
zawiedzone.

Lena i Daniel poszli z dziećmi do stajni. Tam pod okiem

dorosłych mogły wyszczotkować konia. Potem miała się odbyć
obiecana przez Lenę lekcja jazdy.

Dzieci z dumą zajmowały się Bondim. Na szczęście był

łagodnym koniem. Kiedy prowadziło się go na lonży, szedł
najpierw wolnym tempem, dopiero potem przechodził w kłus.

- Ciociu, możemy teraz galopem? - spytał z radością Niels,

któremu wciąż było mało.

Lena zatrzymała konia i podeszła do chłopca.

background image

- Jazda konna to coś innego niż tylko gnanie jak najszybciej.

Przy ładnej pogodzie codziennie mogę cię nauczyć czegoś
nowego. Nie mamy ujeżdżalni, więc jesteśmy zdani na pogodę.
Żeby być dobrym jeźdźcem, trzeba się wiele nauczyć, po-
cząwszy od prawidłowego siedzenia w siodle, przez
odpowiednie ściskanie konia udami, trzymanie lejców i wiele
innych rzeczy. Proszę, bądź cierpliwy. A teraz poćwiczymy
właściwą postawę w siodle. Wisisz na tym koniu jak worek
kartofli.

Niels się zaczerwienił, a Merit, która stała z Danielem przy

ogrodzeniu, zrywała boki ze śmiechu.

- Nie ma w tym nic śmiesznego, moja panno. Odechce ci się

śmiać, jak sama dosiądziesz konia. To wcale nie jest takie
proste. Jak na pierwszy raz Niels świetnie sobie radzi.

Merit momentalnie zamilkła. Tym razem to Niels

wyszczerzył zęby w uśmiechu.

Przedpołudnie z dziećmi było dość męczące. Lena odetchnęła

z ulgą, kiedy wreszcie przekazała Danielowi konia. Po jeździe
trzeba było go jeszcze występować, żeby ostygł, i wytrzeć do
sucha. Dzieci robiły to pod okiem Daniela i sprawiło im to
większą frajdę niż sama jazda.

Lena wróciła do domu.

background image

Holger siedział w byłym gabinecie ojca i przygotowywał się

do oficjalnych rozmów w firmie. Lena starała się mu nie
przeszkadzać. Skorzystała z łazienki na dole, żeby umyć ręce.

Potem odsłuchała wiadomości na automatycznej sekretarce.
Pierwsza była od Sylvii. Zapraszała wszystkich na kolację i

prosiła o telefon. Przy drugiej wiadomości ktoś od razu się
rozłączył. Pewnie pomyłka. Trzecia wiadomość była od Grit.

- Leno, przykro mi, ale ze spotkania z dziećmi nici. Muszę...

muszę wracać. Może tak będzie nawet lepiej... Tak, na pewno
lepiej... Zadzwonię jeszcze, może... - W tle rozległ się
opryskliwy głos mężczyzny. - No więc, do widzenia -
dokończyła Grit pośpiesznie, jakby się czegoś bała.

Lena aż usiadła z wrażenia. Nie do wiary, to niemożliwe,

chyba się przesłyszała. Czyżby Robertino zrobił już
upragnione zakupy i chce wracać? A może się pokłócili i
zagroził jej, że wyjedzie, a Grit biegnie za nim posłusznie jak
piesek!

Nieważne. Nie wolno jej tak postępować.
Lena zadzwoniła do siostry na komórkę. Grit miała

wyłączony telefon. Nawet nie mogła jej zostawić wiadomości.

background image

Ten mężczyzna krzywdzi jej siostrę. To, co ich łączy, nie ma

nic wspólnego z miłością. Grit jest mu posłuszna, a on
prowadzi z nią jakąś nieczystą grę, manipuluje nią, pozwalając
przy okazji, żeby go utrzymywała. Jej siostra straciła rozum!
Może kiedyś się opamięta... Ale kiedy się otrząśnie, zobaczy,
że zrujnowała sobie życie. To będzie bolesne. Lenie zrobiło się
żal siostry.

Holger zszedł na dół.
- Masz jakieś wieści od Grit? Znowu się spóźnia.
- W ogóle nie przyjedzie - powiedziała Lena i przekazała mu

wiadomość, którą Grit zostawiła na automatycznej sekretarce.

- Jeśli dzieci nie zapytają o nią, nie poruszymy wcale tego

tematu. A jeśli zapytają, powiemy, że się rozchorowała.
Skłamiemy w słusznej sprawie.

I takiego wspaniałego i wyrozumiałego mężczyznę Grit

zdradziła! Pozwoliła, żeby odszedł. Mógł wykorzystać szansę i
podburzyć dzieci przeciwko matce. Nie zrobił tego, wręcz
przeciwnie, szukał dla niej usprawiedliwienia. Chciał, żeby syn
i córka mieli o matce dobre zdanie.

Lena zawsze lubiła szwagra.

background image

Teraz polubiła go jeszcze bardziej. Z całego serca życzyła mu

szczęścia, na które zasłużył w stu procentach.

background image

To przerażające, ale dzieci w ogóle nie pytały o matkę. Nie

brakowało im jej obecności. Niels raz tylko zapytał
mimochodem, czy mama nie wspomniała przypadkiem, że
zamierza przyjechać do posiadłości? Powiedział to właściwie
od niechcenia i, nie czekając na odpowiedź, zajął się swoimi
sprawami. Jazda na Bondim była teraz priorytetem. Ojciec
musiał mu obiecać, że znajdzie w Vancouver jakąś szkółkę
konną. Marzeniem Nielsa było nauczyć się dobrze jeździć.

Merit nie była już taka pewna, czy nadal chce się nauczyć

jazdy konnej. Raz Bondi nieoczekiwanie spuścił łeb i Merit
bardzo się wystraszyła. Jej euforia szybko minęła. To chyba
jednak nie strach odciągnął ją od konia. Winne były temu
raczej kuszące propozycje Nicoli.

Dzieci czuły się w posiadłości doskonale. Były szczęśliwe. A i

dorośli promienieli, widząc ich

background image

uśmiechnięte twarze. Za to przy pożegnaniu wszystkim żal

ściskał serce.

Najbardziej smucili się Nicola i Daniel.
Do posiadłości powróciła szara rzeczywistość. Lena zajęła się

pracą. Miała dużo zaległości do nadrobienia.

Właśnie zabierała się za kolejny projekt, kiedy zadzwonił

telefon.

W słuchawce usłyszała pana Axendörfera, dyrektora banku.
Czyżby znowu przekroczyła limit? Raczej nie. Za dobrze

wiedziała, jaki pan Axendörfer potrafi być nieubłagany i jak
awanturuje się z powodu nieznacznego przekroczenia limitu.
Starała się pilnować stanu konta.

- Dzień dobry, pani Fahrenbach. Tak się cieszę, że panią

zastałem - powiedział niespokojnym głosem.

- Czy coś się stało?
- Pani Fahrenbach, na pani konto wpłynęła pewna kwota

pieniędzy i... Chciałbym się upewnić, czy nie zaszła pomyłka.

Co to ma być? To chyba nic dziwnego, że na jej konto

wpływają pieniądze, skoro klienci regulują rachunki.

background image

Nie skomentowała jego słów. Zdaje się, że wcale tego nie

oczekiwał.

Mówił z wielkim namaszczeniem, aż w końcu zaczął szeptać.
- Pani Fahrenbach - zaczął, ale tak cichutko, że Lena ledwo go

słyszała. - Na pani konto wpłynęła kwota powyżej... - jąkał się,
jakby miał problemy z mówieniem. - Kwota powyżej...
powyżej... ośmiuset pięćdziesięciu tysięcy euro.

Co za szczęście, że Dom Aukcyjny przelał pieniądze za

obrazy. Koniec kłopotów finansowych!

Wiedziała, że taka suma wpłynie, ale wiedzieć, a ją mieć, to

zupełnie co innego. Taka fura pieniędzy za obrazy, które wieki
przeleżały w starej skrzyni w szopie! Dalej by tam leżały,
gdyby nie znalazł ich Aleks. To on nalegał, że sprawdzić ich
wartość. Lena miała ochotę komuś je podarować, ale nikt ich
nie chciał. Skąd mogła wiedzieć, że Aegidius Patt był słynnym
malarzem, a jego obrazy wiszą w muzeach. Obrazy, które
sprzedała, nie pójdą do muzeum. Kupił je prywatny
kolekcjoner. I to jeszcze przed aukcją! Zapłacił za nie całkiem
przyzwoitą sumę. A teraz te pieniądze są już na jej koncie.

Pan Axendórfer źle odczytał jej milczenie.

background image

- Wszystko sprawdziłem, pani Fahrenbach. Na przelewie jest

pani nazwisko i pani numer konta. Ib przelew z zagranicy.

- Panie Axendórfer, wszystko się zgadza. Te pieniądze są dla

mnie. Sprzedałam kilka obrazów.

Niemal słyszała, jak pracują jego zwoje mózgowe. Czuła też,

że rośnie w oczach dyrektora.

- Pani Fahrenbach...
Axendórfer był oszołomiony. Skoro Lena dostała tyle

pieniędzy za obrazy, to może ma coś jeszcze, na czym można
nieźle zarobić. A to oznacza, że do jego banku wpłynie więcej
pieniędzy i wzrośnie jego prestiż. Pieniądze muszą koniecznie
zostać w banku!

- Pani Fahrenbach, zastanawiała się już pani, jak ulokować te

pieniądze? Mamy świetne warunki. Mogę umówić panią z
naszym doradcą.

Niesamowite! Typowy finansista. Jak człowiek chce od nich

pożyczyć pieniądze, nawet na krótki termin, to nie ułatwiają
sprawy, tylko żądają wielu zabezpieczeń. Ale jak wpływy na
konto do ich banku są bardzo duże, obchodzą się z człowie-
kiem jak z jajkiem.

Lena tyle razy potrzebowała jego pomocy, ale od kiedy

rozgniewał się z powodu nieznacznego

background image

przekroczenia limitu, nie miała odwagi zapytać o pożyczkę.

Zaśmiała się.

- Panie Axendórfer, pieniądze dopiero wpłynęły na moje

konto. Bardzo dziękuję, że mnie pan powiadomił. Poinformuję
pana, jak zamierzam je ulokować.

- Ale pieniądze zostają w naszym banku? - zapytał niepewnie.
- Oczywiście. Nie musi się pan denerwować. Nie zamierzam

zmieniać banku.

Bo i po co? Wszystkie są takie same. Kiedy świeci słońce,

proponują człowiekowi parasolkę, a kiedy pada deszcz,
pozwalają, żeby
człowiek zmókł.

Zamienili za sobą jeszcze parę słów i pożegnali się.
Lena pobiegła do biura Daniela. Siedział przy komputerze i

drukował rachunki.

- Danielu, wpłynęły pieniądze za obrazy. Teraz brakuje nam

jeszcze kontraktu z Bellertem. Nie musimy się już martwić, jak
zapłacimy rachunki za jego dziesięć produktów. Możesz też
uzupełnić zapasy w magazynie. Ale tak porządnie. Nie trzeba
już tak brać trochę tego, trochę tamtego...

background image

- Dzwoniła sekretarka Bellerta. U ciebie było ciągle zajęte,

więc dodzwoniła się do mnie. Pan Bellert chce przyjechać
pojutrze o jedenastej. Zgodziłem się. Nie masz nic przeciwko?

- Oczywiście, że nie. Dziękuję, że załatwiłeś tę sprawę. Wciąż

nie mogę uwierzyć, że to już koniec problemów finansowych.
Muszę jeszcze spłacić długi, przeznaczyć pewną kwotę na
przebudowę szopy... Ale cieszę się, że nasi dostawcy nie będą
już musieli czekać na pieniądze. To wspaniałe uczucie. Jak
mówiłam, możesz zwiększyć zapasy i wysłać zamówienia.
Lepiej mieć u siebie więcej towaru i nie martwić się, że
dostawa się spóźnia. Tobie to też ułatwi pracę, a dodatkowo
zaoszczędzimy na kosztach transportu.

- To prawda. Ale i tak świetnie dawaliśmy sobie radę... Leno,

mogłabyś część tych pieniędzy przeznaczyć na własne
przyjemności.

- Niczego nie potrzebuję, wszystko mam. Jedno, co zrobię, to

przekażę pewną kwotę na cele dobroczynne. Te pieniądze
spadły mi z nieba. Trzeba za to podziękować losowi.

- Leno, ciągle kogoś obdarowujesz.
- To tylko małe kwoty, ale tym razem chcę przekazać większą

sumę. Muszę się zastanowić,

background image

komu je dać. Coś wymyślę. Wiesz, Danielu, stały się dzisiaj

dwie dobre rzeczy. Pierwsza to pieniądze za obrazy, a druga to
Bellert. Coś mi się zdaje, że dostaniemy ten kontrakt. Inaczej
nie zadawałby sobie tyle trudu i nie przyjeżdżał do nas. Jak to
się mówi? Do trzech razy sztuka. Coś jeszcze musi się
wydarzyć. Kto wie, może przyjdzie jakieś duże zamówienie.
Wracam do mojego biura. - A ja idę do magazynu. Na razie,
Leno.

background image

Lena pracowała wytrwale, jedynie zrobiła przerwę na posiłek.

Przekąsiła coś u Dunkelów, a potem szczęśliwa i zadowolona
poszła do domu. Spędzi miły wieczór. Może będzie jakiś
ciekawy film w telewizji? Jeśli nie, obejrzy coś na DVD lub
poczyta.

Trzecie cudowne wydarzenie nie nastąpiło. Nic nie szkodzi.

Wystarczy, że pieniądze są na koncie. Nie powiedziałaby, że
jest szczęśliwa z tego powodu. Rzeczy materialne nie czynią
człowieka szczęśliwym, ale dają poczucie bezpieczeństwa, to
pewne. Była dobrej myśli.

Poszła zamknąć drzwi wejściowe i zobaczyła leżącą na

komodzie bąbelkową kopertę. Nicola nic o niej nie
wspomniała.

Zaciekawiona wzięła kopertę. Serce zaczęło jej szybciej bić.

Od razu rozpoznała zamaszyste pismo Jana van Dahlena!
Miała wyrzuty sumienia.

background image

Kiedy przypadkowo spotkała go na lotnisku, gdzie odbierała

Sylvię, obiecała, że się do niego odezwie. Do dzisiaj tego nie
zrobiła. Nie dlatego, że zapomniała czy o nim nie myślała.
Wręcz przeciwnie, wiele razy zaprzątał jej myśli. Jan jest
przystojnym, szarmanckim mężczyzną, który się w niej
zakochał, ale ona wciąż cierpi po rozstaniu z Thomasem.

Zabrała kopertę i poszła do biblioteki. Usiadła w ulubionym

fotelu. W kominku palił się ogień. Na pewno rozpalił go Aleks,
kiedy ona rozmawiała z Nicolą. Prawdziwy z niego skarb.

Gdy rozrywała kopertę, drżała jej ręka. Ostrożnie wyjęła

paczuszkę owiniętą w bibułkę. To było coś twardego i
prostokątnego. Co to może być?

Lena odwinęła bibułkę. Trzymała w ręce cudowną ramkę na

zdjęcia. Skromna ramka ze srebra sterling, a w niej wiersz
napisany charakterystycznym pismem na pięknym papierze.

Lena znała ten wiersz. To były „Stopnie" Hermanna Hessego.

Bardzo go lubiła, ale ostatnio jakoś wyleciał jej z głowy. Nie
może przecież pamiętać wszystkiego.

Lena zaczęła czytać:

background image

Jak więdnie każdy kwiat i każda młodość W starość się chyli,

kwitnie każdy stopień Życia i kwitnie cnota, kwitnie mądrość O
swojej porze, bo nic nie trwa wiecznie. Serce na życia zew
niechaj ochotnie Żegna się z życiem, by je wszcząć od nowa, By
się odważnie, bez żalów zbytecznych Wdać w nowe sprawy i
snuć inną nić. W każdym początku wielki czar się chowa, Co
nas ochrania i pomaga żyć.

Więc przemierzajmy pogodnie przestrzenie, Lecz żadna niech

się ojczyzną nie stanie. Duch świata nie zna ciasnego spętania:
Na każdym stopniu większe rozszerzenie.

Ledwo gdziekolwiek się zadomowimy, A już ospałość nas i

gnuśność nuży, Bo nawyk tego jedynie ominie, Kto co dzień
gotów do nowej podróży. A może nawet i godzina śmierci Nowy
nam obszar młodości otworzy, Wołania życia i śmierć nie
przemoże... Nuże więc, żegnaj i ozdrowiej, serce!

background image

Trzymała ramkę i rozmyślała o tym pięknym i prawdziwym

wierszu.

„Nuże więc, żegnaj i ozdrowiej, serce!" - pewnie dla tego

ostatniego zdania Jan wybrał ten wiersz. To zdanie tak bardzo
pasowało do jej sytuacji. Musi porzucić myśli o Thomasie,
żeby wyzdrowieć, żeby być gotowa na nowe życie, nową
miłość...

Czy Jan ma być jej nową miłością? Lena rozmarzyła się.

Dopiero po jakimś czasie zauważyła małą karteczkę dołączoną
do listu.

„Witaj, moja piękna! Gdzie obiecany telefon? Czekam. Na

zawsze twój".

Lena uśmiechnęła się. Znowu nazwał ją swoją piękną.
Wcześniej ją to denerwowało, ale kiedy na lotnisku nie

usłyszała tych słów, nagle zrobiło się jej przykro. Wtedy
zwrócił się do niej po prostu po imieniu. Lena myślała, że to
przez jej nową fryzurę, ale jej krótkie włosy nie miały z tym nic
wspólnego... Co za głupota myśleć teraz o takich banałach. A
jednak wspomnienie nadał ją nurtowało.

Jan...
Na jej ustach zagościł delikatny uśmiech. To naprawdę

wspaniały człowiek. Usunął się

background image

w cień i czekał na swój czas. Tylko czy ten czas nadejdzie?

Lubi go, nawet bardzo. Zgadzają się

w

wielu rzeczach, mają

nawet takie same upodobania filmowe...

Jan nie urządza spektakularnych scen jak Thomas, który

zrzucił dla niej z helikoptera setki czerwonych róż. Jan wysyła
wiersze, jak teraz. Zapamiętała też jedną z jego wypowiedzi:
„Dwie połówki tego samego jabłka zawsze się odnajdą".

Jan od samego początku był pewien, że kiedyś będą razem.

Wierzył w ich wspólne życie. Lena jakoś nie umiała sobie tego
wyobrazić. Jeszcze nie.

Rozstanie z Thomasem ciągle bardzo ją bolało. Nie potrafi

zapełnić pustki w sercu, jaka powstała po utracie wielkiej
miłości. Czy kiedykolwiek uda się jej to zmienić? Tęskni za
bliskością, ciepłem drugiego człowieka. Jan daje jej poczucie
własnej wartości. Ale to nie wystarczy...

Rozum opowiada się za Janem, ale serce za Thomasem, jej

ukochanym Tomem. Pewnie zachowuje się teraz dziecinnie,
ale... Kiedyś byli w sobie bardzo zakochani, potem przez
dziesięć j lat nie mieli ze sobą kontaktu. W tym czasie każde z
nich dorosło i poszło swoją drogą. Kiedy się w końcu
odnaleźli, połączyła ich wyidealizowana

background image

miłość, która nie miała nic wspólnego z codziennym życiem.
On był teraz Thomasem, a nie Tomem, a ona Leną, a nie jego

dawną Lenką. Nie mieli ze sobą nic wspólnego.

Lena wrzuciła do kominka bukowe polana. Jeszcze raz wzięła

ramkę. Ponownie przeczytała wiersz.

„Nuże więc, żegnaj i ozdrowiej, serce!" - to zdanie to

przesłanie Jana, wezwanie, żeby nie zamykała się na życie.

Sięgnęła po telefon.
Chciała do niego zadzwonić. Wybrała kierunkowy, ale

zrezygnowała.

Nie! Nie może, jeszcze nie. Potrzebuje czasu. Jan zasłużył na

więcej niż tylko letnie uczucie. Zasłużył na płomienną miłość,
ale do takiej Lena nie była jeszcze zdolna.

Wstała, podeszła do sekretarzyka i wyjęła papier listowy.

Miała go sporo. Lubiła pisać listy.

„Kochany Janie...". To nietrudno napisać, ale nie wiedziała,

co dalej. Zwykle nie miała problemów z przelaniem myśli na
papier. Ale teraz przychodziło jej to z wielkim trudem. Z
pisania też nici!

background image

Nalała sobie kieliszek czerwonego wina. Z winnic Jórga.

Pomyślała o bracie. Zamiast doglądać spadku, wspaniałych
winnic niedaleko Bordeaux, włóczy się gdzieś po świecie.

Westchnęła i usiadła. Piła wino i patrzyła na płomienie z

wolna pożerające polana.

Jan też lubi wpatrywać się w rozpalony kominek. Kiedyś jej

tak powiedział. A Thomas? Tego nie wie. Nigdy o tym nie
rozmawiali. Kiedy byli młodzi, nie bawiło ich siedzenie przy
kominku.

Dziwne, ale wie o Janie więcej niż o Thomasie, a

przynajmniej o jego zwyczajach, przyzwyczajeniach, co lubi, a
czego nie...

Każde spotkanie z Thomasem było niczym zamknięcie w

kokonie, który odgradzał ich od codziennych spraw. Byli tylko
oni i ich miłość.

Nie wolno jej porównywać Jana i Thomasa. Są zbyt różni. Nie

wolno jej też myśleć o Thomasie. To nic nie da. Musi go
usunąć ze swojego życia raz na zawsze. Okłamał ją, a ona
nigdy mu tego nie wybaczy.

Wstała, wzięła komórkę i napisała SMS do Jana: „Dziękuję".

Nic więcej.

Czas na telefon jeszcze nie nadszedł. Wiadomość wysłała z

czystej uprzejmości.

background image

„Ach ten Jan", pomyślała, odkładając komórkę. Ciągle ją

zaskakuje. Dobrze wiedzieć, że ktoś taki jest na świecie.

background image

Kiedy następnego ranka Lena - z ramką w ręku, którą

zamierzała postawić na biurku - szykowała się do wyjścia, do
jej domu jak bomba wpadł Aleks. Był bardzo roztrzęsiony, co
zupełnie nie pasowało do zazwyczaj rozważnego mężczyzny,
ostoi spokoju.

- Aleks, na miłość boską, co się stało? Wcisnął jej do ręki

pomiętą gazetę.

- Czytaj! Musimy coś z tym zrobić. To już dzisiaj.
- Wyjaśnij mi w kilku słowach, o co chodzi, i powiedz, co cię

tak zdenerwowało.

Aleks pokiwał głową.
- W Neudorf jest targ źrebiąt.
I to go tak zdenerwowało? Targ źrebiąt - wielkie rzeczy!
- No... To znaczy, że jedni sprzedają źrebięta, a inni je kupują

- stwierdziła Lena.

background image

- Tak, to prawda, ale to nie są zwyczajne źrebaki. Sprzedają

tam źrebaki własnego chowu przeznaczone na rzeź. We
Włoszech jest to powszechne, a u nas coraz bardziej popularne.

- To okropne - powiedziała wstrząśnięta Lena. - Nigdy o tym

nie słyszałam.

- Ja tak - odezwał się Daniel, który przyszedł za Aleksem. -

Był o tym kiedyś program w telewizji, ale już dość dawno i
jakoś mi to potem umknęło. Neudorf to niedaleko nas. Pół
godziny drogi. Leno, musimy tam jechać i uratować te
zwierzęta.

- Ale nie znamy się na tym i... Nie pozwolił jej dokończyć.
- Na tym nie trzeba się znać. Konie są prezentowane i

sprzedawane temu, kto da więcej. Potem lądują w rzeźni...
Leno, mamy wolne boksy, pastwiska... Zajmę się nimi. Proszę
cię, pojedźmy tam i uratujmy kilka sztuk! Dwa źrebaki wejdą
do naszej przyczepki, a jeśli uratujemy więcej, to ty zostaniesz
w Neudorf ze źrebakami i zaczekasz na mnie, a ja odwiozę
pierwsze i wrócę po kolejne.

Lena nie zastanawiała się długo.
- Zgoda - powiedziała. - Musimy pojechać twoim

samochodem. Przy moim nie ma haka do przyczepki.

background image

- Przyczepka jest już przy moim samochodzie - powiedział

Daniel.

- Musimy wziąć pieniądze. Na pewno biorą tylko gotówkę -

rzuciła Lena.

- Już wziąłem - powiedział Aleks.
- Zaczekajcie! - krzyknęła Lena.
Wbiegła schodami na górę i wzięła pieniądze z kasetki.
- Ile może kosztować taki źrebak? - zapytała, kiedy zbiegła na

dół.

- Około pięciu stów - odpowiedział Aleks.
Pięćset euro - tyle jej siostra wydaje na superkrem do twarzy,

a można za to uratować życie zwierzęcia.

- Danielu, gazu! - powiedziała, kiedy zajęła miejsce na

siedzeniu pasażera.

Danielowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. W drodze do

Neudorf opowiedział jej o targach źrebiąt. Dotarli do wioski.
Niespecjalnie ciekawej. Tylko jedna droga prowadząca przez
wieś, a po obydwu stronach nieładne domy.

Targ odbywał się na łące przy wjeździe do Neudorf.
Było dużo zainteresowanych. Wokół poustawiali się gapie,

ale i tak najwięcej było handlarzy

background image

i kupujących. Lena i Aleks wysiedli z samochodu. Tuż obok

nich ktoś wypędzał konia z dużej przyczepy. Mały deresz
opierał się i rżał ze strachu. Mało sympatyczny, dobrze
zbudowany mężczyzna uderzył konia batem. Wystraszone
zwierzę cofnęło się do przyczepy. Mężczyzna szarpnął za
uzdę, uderzył konia jeszcze raz. Zwierzę było przerażone.

Lena podbiegła do mężczyzny i złapała go za rękę, gdy

kolejny raz chciał uderzyć konia.

- Niech pana przestanie! - krzyknęła. - Dręczy pan zwierzę.
Wyrwał się i odepchnął Lenę tak, że aż się zatoczyła.
- Niech się pani odsunie, bo i pani przyłożę. Spojrzał na nią

gniewnie. Lena była prawie

pewna, że nie zawaha się spełnić groźby.
Chciał ponownie uderzyć konia i znowu Lena złapała go za

rękę.

- Niech pan przestanie! - krzyczała. - Niech pan przestanie...

Kupuję tego konia.

-Co?
- Dobrze pan słyszał, kupuję. Więc niech pan przestanie go

bić. Ile pan za niego chce?

Spojrzał na nią i zaczął się zastanawiać.

background image

- Tysiaka - powiedział.
Co za burak! Myśli, że ma przed sobą naiwną dziewczynę,

której wciśnie każdy kit.

- Chyba się pan z głupim na głowy pozamieniał -

odpowiedziała. Podobno na chamstwo trzeba reagować
chamstwem. - Myśli pan, że pieniądze spadają z nieba?!
Średnio taki źrebak kosztuje pięć stów i tyle płacę w gotówce.

- Osiem - powiedział. - To jest bardzo ładny koń.
- Człowieku, nie sprzedajesz zwierząt rozpłodowych, tylko

takie, które od razu idą na rzeź. Uroda nie gra tu żadnej roli.

- Siedem - powiedział. Podszedł do nich Aleks.
Koń rżał ze strachu, nerwowo uderzał kopytami w przyczepę.
- Sześć i pół. - Handlarz ponowił ofertę.
Lena nie mogła się dłużej przyglądać męczarniom konia.

Facet ma duszę handlarza. Będzie się targować do upadłego.
Ona nie zbiednieje przez sto pięćdziesiąt euro, a jemu nie
przyniosą one szczęścia. Ten człowiek nie ma serca dla
zwierząt. Traktuje je jak przedmioty.

- Niech będzie sześć i pół - zgodziła się.

background image

Handlarz wyciągnął do niej swoją wielką łapę. Przybiła

piątkę. Dobili targu. Sprzedaż koni wciąż przypieczętowywano
w taki sposób.

Lena wyjęła pieniądze z torebki. Handlarz złapał je chciwie i

schował do kieszeni marynarki.

- Ma pani dziesięć minut na zabranie szkapy z przyczepy.

Potem odjeżdżam. Więc niech pani sobie daruje pieszczoty -
powiedział i odszedł zadowolony.

Lena i Aleks próbowali wyciągnąć konia z przyczepy, ale był

tak wystraszony, że już sam nie wiedział, kto jest dobry, a kto
zły.

- Wejdę do przyczepy - zaproponował Aleks. - Wezmę tylko z

samochodu kilka marchewek. Na szczęście zabrałem je ze
sobą.

- Ja to zrobię - powiedziała Lena i pobiegła do samochodu.
Była zdenerwowana, ale jednocześnie szczęśliwa. Uratowała

czyjeś życie!

Kupiła deresza. Sama nie wie, czy jest ładny, czy nie, czy to

ogier, czy klacz, a może wałach... Ale jakie to ma znaczenie?

Podała Aleksowi marchewki. Stał już na przyczepie i

uspokajał konia. Dał źrebakowi marchewkę, potem jeszcze
jedną i cały czas do niego

background image

mówił. W końcu odważył się podejść bliżej. Stanął z boku

konia. Zwierzę wystraszyło się i cofnęło. W końcu Aleksowi
udało się wyprowadzić konia z przyczepy.

Lena podeszła do niego, pogłaskała go, poprowadziła przez

chwilę, potem przekazała Aleksowi. Ten wprowadził konia do
ich przyczepki. Młody deresz nie opierał się.

- To klacz - powiedział. - Podejrzałem, jak ją prowadziłaś.
- Świetnie, nazwiemy ją... Aleks! Nie dostaliśmy żadnych

dokumentów!

- Leno, o czym tym mówisz? Te konie są przeznaczone na

rzeź. Nikt ze sprzedawców nie prowadzi ksiąg hodowlanych...

- Ale jestem głupia!
- Wcale nie. Nie wszyscy tak postępują. A tak na marginesie...

Moje gratulacje, świetnie sobie poradziłaś z tym typem.
Gdybyś była miła i uprzejma, nic byś nie wskórała. Chodź,
idziemy zobaczyć, czy da się uratować jeszcze jakieś
zwierzęta. Widzę, że handel idzie pełną parą.

Wrócili na plac. Większość handlarzy i kupujących dobiła już

targu. Mało kto miał jeszcze konie do sprzedania.

background image

Nie będzie więc potrzeby odwożenia do posiadłości

kupionych zwierząt i wracania po następne. W końcu na placu
zostało już tylko paru sprzedających. Zdecydowanie więcej
kręciło się kupujących. Lenie serce pękało z bólu na widok
koni tak źle traktowanych przez ludzi. Nikt nie traktował ich
jak istoty żywe, tylko jak towar, który musi szybko zmienić
właściciela. Próbowała rozgryźć system, według którego
przebiegał handel. Poddała się. Nie ma chyba żadnego
systemu... Trzeba być po prostu szybkim.

Bez zastanowienia podbiegła do małego czarnego konia.

Wydał jej się mniejszy niż pozostałe. Był wystraszony i
bezbronny.

Chwyciła jakiegoś mężczyznę za rękaw.
- Chcę kupić tego konia - powiedziała. Spojrzał na nią z góry i

wyszczerzył zęby.

- Pani?
- Tak, ja.
Dalej szczerzył zęby.
- Kobieto, wracaj do domu, do garnków. Nie masz tu czego

szukać.

Odsunął ją na bok i próbował utorować sobie drogę koniem.

Zlekceważył Lenę. Nie potraktował jej poważnie.

background image

- Płacę gotówką - próbowała go zachęcić, ale nie był to

najlepszy pomysł.

- Każdy tu płaci gotówką - odburknął. - Płacisz i masz.

Rozumie pani, co mam na myśli?

- Nie potrzebuję rachunku... Forsa do kieszeni. Rozumie pan,

co mam na myśli?

Zatrzymał się.
- Po co pani ten koń? Chce mnie pani podejść, tak? Kontrola

skarbowa?

- Nie, mam gospodarstwo wiejskie, ale nie uprawiam roli.

Mam wolne boksy dla koni, a w stajni tylko jednego, któremu
brakuje towarzystwa... A tu na targu można kupić taniej. Pięć
stów mogę dać.

- O, łaskawa pani nawet zna ceny? Nieźle. Ale za pięć stów

nie sprzedam. Osiem i sprzedany.

Lena spojrzała na konia.
- Ale to klacz - powiedziała.
- I co z tego? Stek z klaczy smakuje tak samo jak z ogiera.
Lena nie chciała tracić czasu na pertraktacje.
- Człowieku, dopiero kupiłam pięknego konia za sześć i pół

stówy. W porównaniu z tym jest piękny jak marzenie. Daję
sześć i pół i ani centa więcej. To jak? Tak czy nie?

background image


- Ma pani przy sobie forsę? Lena poklepała torebkę.
- To już - powiedział.
Patrzył chciwie, jak Lena odlicza pieniądze.
- Uzda jest pani - stwierdził i zniknął. Lena rozglądała się za

Aleksem.

Jeszcze przed chwilą stał w tłumie. Widziała, jak odchodzi

zniechęcony.

- Aleks! - zawołała. - Chodź tu... Mam konia. Zauważył ją i

ruszył przez łąkę w jej stronę.

- Trzymaj ją - poprosiła Lena. - Rozejrzę się za jeszcze

jednym koniem.

Aleks machnął ręką.
- Daruj sobie. Już po targu.
- Ale jeszcze są konie.
- Tak, ale wszystkie kupił jakiś rzeźnik... Zrobią z nich

kiełbasę.

Lenie napłynęły łzy do oczu.
- Ale dwa uratowaliśmy...
Aleks pogłaskał konia. Na szczęście miał w kieszeni jeszcze

dwie marchewki. Udało mu się go przekupić.

- Jesteś pewien, że już nic nie wskóramy? - zapytała Lena. -

Może pogadamy z tym kupcem. Dam mu więcej, niż zapłacił.

background image

- Leno, na to dają się złowić tylko drobni handlarze, tacy,

którzy przyszli tu z jednym koniem, najwyżej dwoma. Ten
kupiec ma forsy jak lodu. Kilka euro więcej nie zrobi na nim
wrażenia. Zarobi dużo więcej na produktach z koniny.

- Za późno przyjechaliśmy - powiedziała Lena płaczliwym

głosem.

- Nie myśl tak. Nie uratujemy wszystkich zwierząt na świecie.

I tak nie kupilibyśmy wszystkich. Nie mamy nieskończenie
wielu boksów... Nie, to musi się skończyć. To jakiś obłęd, żeby
hodować konie na rzeź!

Mały czarny źrebak zarżał i trącił Aleksa pyskiem, żądając

marchewki. Chyba nie był aż tak źle traktowany jak deresz,
którego kupili chwilę wcześniej.

- Musimy się zastanowić nad imionami - powiedział Aleks.
Zaprowadził konia do przyczepy. Wszedł bez oporu. Aleks

starannie zamknął za nim drzwi.

- Co powiesz na Mabelle dla deresza i Blacky dla czarnego

malucha?

Aleks zastanawiał się.
- Zbyt wymyślne?
- Nie, brzmi całkiem nieźle... Mabelle i Blacky.

background image

W drodze powrotnej Aleks zapytał:
- Ile zapłaciłaś za drugiego konia? Oddam ci pieniądze.
- To nie wchodzi w grę. Wystarczy, że wydałeś na benzynę.

Mam już pieniądze za obrazy, więc nie jest krucho z kasą.
Zresztą nie uważam, żebym niepotrzebnie wydała te pieniądze.
Wręcz przeciwnie, konie to doskonała lokata. Szkoda, że ura-
towaliśmy tylko dwa.

- Leno, daj spokój. Dobrze, że choć tyle... Aleks ma rację.

Gdyby nie przyszedł do niej

z gazetą, w ogóle by nie wiedziała o tym, że zarówno

Mabelle, jak i Blacky są przeznaczone na rzeź. Co za
potworność!

W milczeniu wracali do domu.
Jeden z koni rozrabiał w przyczepce. To pewnie Mabelle.

Była wystraszona i nieufna. Minie dużo czasu, zanim się
przekona, że nie wszyscy ludzie są źli.

Lenie przypomniał się handlarz, który brutalnie bił konia.

Niestety, nie brakuje takich ludzi.

Lena ma już trzy konie, które dziwnym sposobem do niej

trafiły. Bondadosso, szlachetny koń z rodowodem, też
wylądowałby w rzeźni, gdyby nie Martin. To on go uratował.

background image

Na myśl o Martinie Lena posmutniała. Był weterynarzem z

powołania, oddanym swoim pacjentom. To wielka strata dla
całej gminy.

Nowe konie trzeba przebadać. Do kogo ma teraz pójść? Kto

jest odpowiedzialny za ich rejon? Najlepiej byłoby znaleźć
nowego weterynarza. W Fahrenbach jest doskonale
wyposażony gabinet weterynaryjny. Należy teraz do Sylvii.
Ale ona nie jest jeszcze gotowa zadecydować, co dalej z nim
zrobić. Nie zaglądała tam od śmierci swojego męża.

Lena doskonale rozumiała przyjaciółkę. Po śmierci ojca długo

nie mogła uprzątnąć jego rzeczy. A Martin zginął tak
niedawno.

Konie rżały w przyczepce.
- Najpierw naszykuję dla nich boksy, potem dam im porządną

porcję marchewek i jabłek. Prezent na powitanie - powiedział
Aleks.

- Pomogę ci - zaproponowała Lena.
- Nie, sam to zrobię. Ty pójdziesz do fabryki likieru, żeby coś

zarobić. Musisz odzyskać to, co wydałaś.

- Już ci mówiłam, że zarobiłam na obrazach. Ale dobrze,

pójdę do biura. Rzeczywiście mam trochę pracy, poza tym
jutro przyjeżdża Bellert.

background image

Chciałabym mu przedstawić profil firmy i projekt

wprowadzenia na rynek jego produktów.

- Sama widzisz, że to ważniejsze niż szykowanie boksów.

Przy trzech koniach muszę uzupełnić zapas paszy. Przydałoby
się też więcej słomy.

- Aleks, nie pójdziemy przez to z torbami. Które boksy chcesz

dla nich przeznaczyć?

- Jeszcze nie wiem. Zobaczymy, jak zareaguje Bondadosso.
Dojechali do Fahrenbach. Wjechali na prywatną drogę

prowadzącą do posiadłości.

- Nicola padnie z wrażenia, jak zobaczy, z czym

przyjeżdżamy.

- Przecież lubi konie... Może jedynie narzekać, że nie

kupiliśmy ich wcześniej, kiedy były tu jeszcze dzieci.

- Ale miałyby radochę - powiedziała Lena. Od razu podjechali

pod stajnię.

Usłyszeli rżenie Bondadossa. Czyżby czuł, że już nie będzie

sam?

background image

Nowe konie wprowadziły niemałe zamieszanie w posiadłości.

Przy Bondim było podobnie. Domownicy ciągle przychodzili
do stajni, każdy chciał odwiedzić nowych mieszkańców
posiadłości.

Zwierzęta wytrąciły Lenę z rytmu. Nie mogła się skupić na

koncepcji współpracy, jaką chciała przedstawić panu
Bellertowi. Ciągle coś zmieniała, poprawiała, kreśliła,
dopisywała. Zupełnie niepotrzebnie. Przecież przygotowała
bardzo dobry projekt.

Do ostatniej chwili siedziała przy biurku, aż wreszcie Daniel

niemal siłą wyciągnął ją z biura. Punktualnie o umówionej
godzinie przyjechał pan Bellert. Lena w myślach dziękowała
Bogu, że Daniel jest przy niej. Oprowadzili gościa po firmie,
pokazali też destylarnię, w której do śmierci ojca Leny
produkowano Fahrenbachówkę.

background image

- Fantastyczne - powiedział pan Bellert. Był naprawdę pod

wrażeniem. - Więc tu powstaje słynna Fahrenbachówka... A
dlaczego maszyny stoją? Najnowocześniejsze urządzenia,
świetna linia produkcyjna, miedziane kotły... Chyba nie
przeniosła pani, pani Fahrenbach, produkcji do jednego z
krajów, gdzie jest tania siła robocza? Dzisiaj to powszechne
zjawisko.

Lena spojrzała na Daniela. W jej spojrzeniu było błaganie o

pomoc. Przecież nie może powiedzieć, że nie produkują
Fahrenbachówki, bo nie mają receptury, ani że podejrzewa, że
jej ojciec ją zniszczył.

- Nie, skądże. Pani Fahrenbach nigdy nie zrobiłaby czegoś

podobnego. Fahrenbachówka jest niemieckim produktem z
tradycją, a nie masową produkcją. Ze względu na skład - ponad
sto ziół, przypraw i owoców - nie nadaje się do masowej
produkcji. To wykluczone. Na jakiś czas zawiesiliśmy jej
wytwarzanie... Po śmierci ojca pani Fahrenbach przejęła
posiadłość ze wszystkim, co dc niej należy. Brat praktycznie z
dnia na dzień wyrzucił ją z pracy, więc musiała zadbać o
utrzymanie. Przede wszystkim musiała się wdrożyć, poszukać
dostawców... Gdyby miała jeszcze pilnować

background image

produkcji Fahrenbachówki, zbyt dużo byłoby na jej głowie.

Kiedy już rozkręcimy dystrybucję produktów innych
dostawców, zajmiemy się produkcją Fahrenbachówki.

- Brzmi całkiem rozsądnie. Zdaje się, że jest pani ulepiona z

innej gliny niż pani brat, który łapie się wszystkiego.

- Panie Bellert - wtrąciła Lena - jeśli pan chce, możemy

przejść do mojego biura. Przedstawię panu koncepcję
dystrybucji, gdyby jednak zdecydował się pan podpisać z nami
umowę.

- Chętnie. Jestem niezmiernie ciekaw - powiedział i poszedł

za Leną i Danielem.

Usiedli przy stole. Przy kawie Lena przedstawiała Bellertowi

swoją koncepcję. Od czasu do czasu zadawał jakieś pytania, ale
mimo to zachowywał kamienną twarz. Nie dał po sobie
poznać, czy projekt mu się podoba, czy nie. Kiedy Lena
skończyła, Bellert poprosił Daniela o drugą filiżankę kawy,
wsypał do niej dwie łyżeczki cukru, dolał trochę mleka,
mieszał starannie wolnym ruchem, a potem podniósł filiżankę
do ust i wziął łyczka.

Lena czekała w napięciu. Daniel niespokojnie skubał

koniuszek kołnierzyka. Z okazji wizyty

background image

pana Bellerta założył białą koszulę i garnitur. Bez krawata. To

byłaby lekka przesada.

Bellert odstawił filiżankę.
Dlaczego nic nie mówi? Dlaczego trzeba wyciągać z niego

każde słowo?

- W zasadzie przyrzekłem sobie, że raz na zawsze kończę z

Fahrenbachami. Ale nie ponosi pani winy za posunięcia
swojego brata. Podoba mi się pani koncepcja. Nawet bardzo mi
się podoba... - oznajmił i wreszcie wydusił z siebie długo
oczekiwane słowa. - Przekonała mnie pani. Podpiszę z panią
umowę na dystrybucję moich dziesięciu produktów.

Daniel przestał skubać kołnierzyk. Zrobił się cały czerwony.
Lena czuła, że na jej czole występują kropelki potu. Miała

ochotę podbiec do Daniela i go uścisnąć. Ale siedziała na
krześle jak wmurowana.

Udało się! Mają licencję Bellerta!
- Dziękuję, panie Bellert. Nie zawiodę pana.
- Jestem o tym przekonany, moje dziecko... Jeszcze zanim tu

przyjechałem, zasięgnąłem języka u wszystkich pani
dostawców, dużych i małych klientów. Wszyscy chwalili sobie
współpracę z panią. Ma pani świetne referencje.

background image

Lena sama mu podpowiedziała, żeby porozmawiał o niej z

innymi. Skorzystał z tego. Miał do tego święte prawo.

Bellert wziął jeszcze jednego łyka kawy.
- Przywiozłem ze sobą projekt umowy. Proszę sprawdzić, czy

odpowiadają pani warunki. Jeśli tak, możemy ją podpisać.

Lena podpisałaby umowę od ręki, bez czytania, ale pan

Bellert na pewno na to by się nie zgodził. Gość wstał.

- Niestety, muszę już jechać. Chętnie obejrzałbym pani

wspaniałą posiadłość. Hermann uwielbiał tu być. Szkoda, że
nie mógł się tu cieszyć starością. Odszedł za szybko.

- To prawda, tata chętnie tu przebywał. Ja też świetnie się tu

czuję.

- Ale przecież nie dorastała tu pani.
- Nie, nie dorastałam. Przyjeżdżałam tu jedynie na wakacje, a

sprowadziłam się na dobre już po śmierci taty. Ale w głębi
serca czuję, że tu jest mój dom, że jestem właśnie stąd.

- Hermann wiedział, komu przekazać posiadłość. Szkoda, że

nie przekazał pani hurtowni. Pani brat do niczego się nie
nadaje, dyskredytuje jedynie nazwisko Fahrenbach w oczach
ludzi z branży.

background image

Dobrze, że Hermann nie musi na to patrzeć. Był uczciwym

przedsiębiorcą. Pani brat niszczy wszystko, co Hermann
stworzył...

Lena nic nie powiedziała. Posmutniała.
- Przepraszam, nie powinienem tego mówić. Sprawiłem tym

pani ból, a to nie pani wina - dodał pan Bellert.

Podał jej rękę, potem Danielowi. Jego uścisk był silny i

mocny.

- Za dobrą współpracę.
- Za dobrą współpracę - powtórzyła Lena. Tym samym

przypieczętowali pomyślne załatwienie sprawy.

Richard Bellert pożegnał się. Kiedy Lena zaproponowała, że

odprowadzi go do samochodu, machnął ręką.

- Dam sobie radę. Najpierw muszę zejść ze wzgórza, potem

prosto przez dziedziniec i już jestem na parkingu. Proszę nie
przerywać pracy. Czas to pieniądz. Następnym razem przyjadę
na dłużej. Chciałabym pójść na grób Hermanna.

Pomachał im jeszcze raz i zszedł schodami do wyjścia.
Kiedy Daniel i Lena zobaczyli go idącego przez dziedziniec,

padli sobie w ramiona.

background image

- Leno, udało się! Mamy dziesięć produktów więcej! -

radował się Daniel.

- Jeszcze to do mnie nie dotarło - stwierdziła Lena. - Dziękuję,

że mnie uratowałeś z Fahrenbachówką. Nie mogłam mu
powiedzieć, że nie mamy receptury i dlatego nasza
supernowoczesna destylarnia nie pracuje.

- Leno, kiedyś zacznie, zobaczysz. Jeszcze będziemy

produkować Fahrenbachówkę! Szef nie zniszczył receptury.
Znajdziemy ją, wierz mi.

Daniel ciągle to powtarzał, ale Lena wiedziała lepiej. Przecież

już wszystko przejrzała, każdy kąt. Pytała braci, czy nie mają
receptury, i też nic. Wprawdzie byłoby to dziwne, gdyby
Hermann Fahrenbach przekazał recepturę synom, którzy
jeszcze za życia ojca byli za wyrzuceniem z oferty tej
niemodnej Fahrenbachówki, ale nie takie całkiem niemożliwe.
Ze względu na stanowisko jej braci ojciec przeniósł produkcję
Fahrenbachówki

do

posiadłości.

Wyremontował

i

unowocześnił dawną fabrykę likieru, stworzył nowoczesną
linię produkcyjną i potajemnie produkował rodzinny trunek.
Nikt z nich nie miał o tym pojęcia. Nawet Lena nic nie
wiedziała. Dowiedziała się dopiero wtedy, gdy zamieszkała w
posiadłości.

background image

Owszem, szkoda, że nie produkują już Fahrenbachówki.

Trudno, nic na to nie poradzi. Dzisiejsze pertraktacje z panem
Belłertem to duży krok naprzód. Nie chodzi tu jedynie o
pieniądze, które zarobi dzięki nowemu kontraktowi i dzięki
którym nie będzie musiała sprzedawać własnych gruntów. Nie,
tu chodzi o coś więcej. Lena była dumna, że udało jej się
przekonać pana Bellerta, że nie wszyscy Fahrenbachowie są
tacy jak jej brat. Jej rodzeństwo śmieje się z niej, że poszła w
ślady ojca, że przejęła jego filozofię życia i jest wierna
tradycji... Niech się śmieją. Ona jest z tego dumna. Czuje się
Fahrenbachówną z krwi i kości i dzięki temu jest szczęśliwa. ;

background image

Po pomyślnym załatwieniu sprawy z Bellertem Lena

postanowiła zrobić sobie wolne do końca dnia i pojechać do
Sylvii.

Patrząc na Sylvię, można by pomyśleć, że wszystko u niej w

porządku, że nauczyła się żyć bez Martina. Nie do końca tak
było. Narzuciła sobie po prostu dyscyplinę i tylko z pozoru
wyglądała na pogodzoną z losem. Jednak nie mogła oszukać
przyjaciółki. Lena była jedyną osobą, której Sylvia czasem
wypłakiwała się w mankiet i mówiła, jak jest jej ciężko.

Kiedy Lena przyjechała do gospody, Sylvia rozmawiała

właśnie z jednym z dostawców.

Gdy tylko zauważyła przyjaciółkę, jej twarz pojaśniała.
- Daj mi jeszcze tylko pięć minut - powiedziała. - Zaraz

skończę. Weź sobie coś do picia i usiądź przy naszym stoliku.

background image

Lena znała gospodę od dzieciństwa. Kiedy Fahrenbachowie

jadali w gospodzie, siadali zawsze przy tym samym stoliku.

Lena wzięła sok jabłkowy z wodą, przywitała się z kelnerką

niosącą pełną tacę i zajęła swoje ulubione miejsce na ławie
przy piecu kaflowym. Chociaż w gospodzie było już centralne
ogrzewanie, późną jesienią i zimą palono w piecu. Dzięki temu
w w środku było przytulnie.

Było dużo gości. Większość z nich to przyjezdni.

Prawdopodobnie turyści z jakiejś wycieczki. Przystanek w
tradycyjnej gospodzie był zwykle stałym punktem programu.

Przodkowie Sylvii nazwali gospodę „Pod lipami". Sylvia nie

była z tej nazwy zadowolona i początkowo chciała ją zmienić.
Potem jednak dała sobie spokój. Gospoda od pokoleń była
znana właśnie pod tą nazwą, bo rosły przed nią stare lipy.

Sylvia przejęła gospodę po rodzicach. Bez wybrzydzania

pogodziła się z faktem, że teraz na nią przyszła kolej
kontynuowania wieloletniej tradycji. Nic dziwnego, tak została
wychowana. Już od dziecka wiedziała, że kiedyś przejmie
spuściznę przodków.

background image

Lena napiła się soku.
Sylvia spodziewa się bliźniaków. Jedno z jej dzieci

odziedziczy to miejsce. Ale które? Amalia czy Fryderyk? Lena
była pewna, że niezależnie od tego, które z dzieci przejmie
gospodę, sumiennie będzie podtrzymywać wieloletnią
tradycję.

Dlaczego jej rodzeństwo za nic ma tradycję? Grit wszystko

sprzedała. Z wyposażenia willi niczego nie zostawiła na
pamiątkę. Ani jednego krzesła, ani jednego obrazu. A przecież
dorastała w tej willi. Jörg też się zastanawia, czy nie sprzedać
zamku Dorleac. Zamek od niedawna był własnością rodziny.
To matka naciskała, żeby ojciec kupił zamek, bo chciała z
niego zrobić centrum spotkań towarzyskich. Kiedy jednak
odkryła, że do zamku należą winnice i trzeba tam ciężko
pracować, straciła zainteresowanie. Ojciec odrestaurował za-
mek, a z winnic uczynił dobrze prosperujące przedsiębiorstwo.
Rozwinął też hurtownię Fahrenbach, nawiązał liczne kontakty
handlowe, wyrobił sobie markę uczciwego i dobrego
przedsiębiorcy. A teraz co? Frieder wszystko rujnuje.
Najgorsze, że hańbi nazwisko Fahrenbach.

Sylvia podeszła do stolika. Pożegnała się z dostawcą i

przybiegła do przyjaciółki.

background image

- Leno, co się stało? - zaniepokoiła się. Głos Sylvii wyrwał

Lenę z zamyślenia.

- Stało? Jak to?
Sylvia powoli usiadła. Robiła to już trochę nieporadnie. Nic

dziwnego, niedługo poród.

- Masz minę jak siedem nieszczęść.
- Przepraszam, myślałam o rodzeństwie... A to żaden powód

do radości.

Sylvia pokręciła głową.
- Skończ z tym wreszcie. Niepotrzebnie się zadręczasz. Nie są

warci tego, żeby o nich myśleć. Zwłaszcza Frieder i Grit. A
Jörg... Dobrze, Jörg nie jest taki zły. Ale nie ma za grosz
poczucia odpowiedzialności. Pewnie nawet nie wie, jak się pi-
sze słowo „odpowiedzialność". Nie ma go w jego słowniku.

- Teraz ty się denerwujesz - zaśmiała się Lena.
- Nie denerwuję się, tylko jestem wściekła, kiedy widzę, jak

cię traktują. Dobrze, nie rozmawiajmy o nich. Zaczekaj, coś ci
pokażę.

Wstała, poszła za bar i wyjęła z szuflady dużą kopertę.

Przyniosła szklankę wody i lekko zdyszana usiadła obok Leny.

- Zajrzyj - poprosiła i podsunęła Lenie jakąś kopertę.

background image

Lena wyjęła z niej trzy zdjęcia. Od razu rozpoznała bliźniaki

przyjaciółki.

- Byłam dzisiaj na badaniach - powiedziała Sylvia. - Z

dziećmi wszystko w porządku. Waga normalna, ale będą duże.
Według tabeli przekraczają średnią długość.

- Ty jesteś wysoka i Martin... - przerwała, bo chciała

powiedzieć, że on też był wysoki, ale nie przeszło jej to przez
gardło.

Martin tak bardzo się cieszył, że zostanie ojcem, a nigdy nie

zobaczy swoich dzieci...

- Martin też nie należał do niskich - dokończyła Sylvia. -

Spójrz, po lewej stronie jest Amalia. Jest taka podobna do
Martina... W zasadzie obydwoje są do niego podobni.

Na rozpoznanie podobieństwa dzieci do ojca czy matki było o

wiele za wcześnie. Ale Lena rozumiała przyjaciółkę.

Sylvia usilnie szuka czegoś, co da jej dowód na to, że Martin

nie odszedł tak zupełnie. To jego dzieci, to oczywiste. Ale
Sylvia pragnie, żeby były do niego podobne.

Lena nie wyprowadzała przyjaciółki z błędu. Wiedziała, że

Sylvia potrzebuje czegoś, co po prostu ją pocieszy.

background image

- Tak, kształt głowy obydwoje mają po nim i nos... Tak, nos

chyba też.

Nie, dalej nie może.
- Termin porodu ten sam? - szybko zmieniła temat.
- Tak, prawdopodobnie przyjdą na świat w wyznaczonym

terminie. Sama się dziwię, że nie zaszkodził im mój stres.
Bardzo się z tego cieszę, staram się być spokojna i już nie
płakać. Łzy nie zwrócą mi Martina, a mogą zaszkodzić
dzieciom. To jedyne, co mi po nim zostało. Nie mogę ryzy-
kować. Byłam z Martinem bezgranicznie szczęśliwa. W tym
krótkim czasie, jaki był nam dany, zaznaliśmy więcej
szczęścia, miłości i czułości niż inni ludzie przez całe życie.
Nie wolno mi o tym zapominać! Powinnam być wdzięczna za
to, co z nim przeżyłam, i całą moją miłość przelać teraz na
dzieci. Jeśli nawet będę dorastać bez ojca, to mają matkę, której
obowiązkiem jest zapewnić im szczęśliwe życie.

- Sylvio, mają jeszcze nas. My też czekamy na twoje dzieci.

Nicola nie może się już doczekać, kiedy weźmie je na ręce.
Cały czas szyje, robi na drutach i wyszywa. Szykuje nie tylko
ubranka, ale także piękne poduszeczki w wyhaftowanymi

background image

imionami, cudowne przytulanki do spania i inne rzeczy.
Sylvia uśmiechnęła się.
- Tak, wiem. Przyniosła mi już niemałą wyprawkę. Pewnie,

żeby mnie pocieszyć. Prosiłam ją, żeby przystopowała, bo
mam już tego sporo, ale Nicoli nic nie powstrzyma.

- Nicola ma swoje dziwactwa. Jedno jest pewne, będzie

ubóstwiać twoje dzieci. Już teraz mi zapowiedziała, że trzeba
zatrudnić kogoś do czworaków, bo ona będzie musiała się nimi
zająć.

- Na miłość boską, nie... Leno, wybij jej to z głowy. Nie chcę

cię dodatkowo obciążać.

- Nigdy w życiu. Nie pozbawię Nicoli tego szczęścia. Już

niejeden raz jej proponowałam, żebyśmy kogoś zatrudnili do
czworaków, ale znasz Nicolę. Jak ona mówi „nie", to znaczy
„nie". Sprzedałam obrazy i mam teraz niezłą sumkę na koncie.
Mnie też zależy na tym, żeby moim chrześniakom było jak
najlepiej.

Sylvia miała łzy w oczach.
- - Co ja bym bez was zrobiła? Pomogliście mi po śmierci

Martina i nadal pomagacie.

- Na tym polega przyjaźń - oznajmiła Lena.
- Przyjaciele są na dobre i na złe.

background image

Nie chciała być zbyt sentymentalna, więc zmieniła temat.
- Aleks zrobił dla maluchów pięknie koniki na biegunach.

Trzeba je jeszcze pomalować i będą gotowe. Teraz pracuje nad
domkiem dla lalek, a Fryderyk ma dostać chyba wiejską
zagrodę ze stajnią, oborą, no, ze wszystkim... A Daniel... Da-
niel kupuje samochodziki. Zupełnie oszalał.

- Gdyby Martin to wiedział... - wyszeptała Sylvia.
- Wie - powiedziała Lena. - Jestem pewna, że wie. Na pewno

siedzi na jakimś obłoczku i pilnuje, żeby nic wam się nie stało.

Sylvia machnęła ręką.
- Brzmi nieźle, ale jakoś w to nie wierzę.
- Spróbuj uwierzyć. Kiedy zmarł mój tata, ta myśl pomogła

mi przetrwać jego brak. Pomogła. Naprawdę.

- Sama nie wiem...
Ich rozmowa została nagle przerwana. Z kuchni wybiegł

kucharz. Był wściekły.

- Pani Gruber, tak dalej być nie może. Muszę mieć w kuchni

kogoś innego do pomocy, a nie tę dziewuchę z dwoma lewymi
rękami. Jestem już na skraju wytrzymania. Jak mam się zająć
jedzeniem

background image

dla czterdziestu osób, które przyjadą za dwie godziny, skoro

muszę pilnować tej niezdary?! Sylvia wstała od stolika.

- Leno, przykro mi... - powiedziała, a potem zwróciła się do

zdenerwowanego kucharza: - Zaraz to załatwię. Hilda panu
pomoże. Z nią się pan dobrze dogaduje, ja też pomogę. Kähte
nie jest taka zła, tylko panicznie się pana boi. Chce sprostać
wymaganiom i ze strachu, że będzie pan niezadowolony,
popełnia błędy. Nie musi pan na nią od razu krzyczeć.

- Ale...
Sylvia machnęła ręką.
- Zaraz wszystko wyjaśnimy. Proszę iść do kuchni. Zaraz tam

przyjdę.

Kucharz wyszedł, a Sylvia objęła przyjaciółkę na pożegnanie.
- Kiedy byłam w Portugalii, zgrywał tu szefa. Wciąż do niego

nie dotarło, kto tu rządzi. Albo się zmieni, albo fora ze dwora.
Byłoby szkoda, bo jest bardzo dobrym kucharzem, ale nie
pozwolę na krzyki w mojej gospodzie. Ja nie krzyczę. Tym
bardziej mój personel nie będzie tego robił... Muszę iść.
Szkoda, bo chętnie bym z tobą dłużej pogadała.

background image

- Nie ma sprawy. Nie zamierzam nigdzie wybyć na dłużej.

Zdzwonimy się. Nie przyszłam z niczym ważnym. Chciałam
cię tylko zobaczyć. Trzymaj się i nie bądź zbyt surowa.

Lena wyszła z gospody. Sylvia świetnie sobie radzi w pracy,

ale jej życie prywatne... Ból po stracie męża chyba nigdy nie
minie. Nie tak łatwo z tym się pogodzić. Na to potrzeba dużo
czasu.

Lena wsiadła do samochodu. Zamierzała pojechać do domu,

ale zmieniła zamiar. Skierowała się do kapliczki.

Nie zaszkodzi zapalić kilku świeczek. Jedną za pomyślne

pertraktacje z Bellertem, drugą za pieniądze z obrazów, kolejną
za Sylvię i jej dzieci, następną za to, że w zasadzie dobrze jej
się powodzi, pomijając to, że straciła Thomasa. Nicola, Aleks i
Daniel też zasłużyli na świeczkę.

Zatrzymała samochód. Ostatni kawałek drogi pokonała

pieszo, idąc wzdłuż strumyka. Szemrał wesoło i wśród
gładkich kamieni torował sobie drogę w stronę wioski, gdzie
łączył się z rzeką.

Lena weszła do kapliczki.
Zapaliła świeczki i usiadła na swoim ulubionym miejscu. Z tej

ciemnej ze starości ławki miała widok na płonące świece,
skromny ołtarz

background image

z prostym, żelaznym krzyżem ozdobionym masą perłową.
Lubiła to miejsce szczególnie latem, kiedy słońce zaglądało

przez kolorowe witraże i malowało na posadzce czarujące
obrazy. Ale lato już dawno minęło, a słońce, nawet jeśli
świeciło, to już nie z taką siłą.

Lena zmówiła krótką modlitwę, posiedziała jeszcze chwilę z

zamkniętymi oczami, a potem wyszła z kapliczki.

To miejsce dodawało jej siły i odwagi. Naprawdę je lubiła.
Wolnym krokiem wróciła do samochodu i ruszyła w stronę

posiadłości, którą kochała ponad wszystko. Nigdy jej nie
opuści. Nie ma piękniejszego miejsca na świecie od jej raju,
który tak bardzo pragnęła dzielić z Thomasem.

Nie! Tylko nie Thomas... Nie chce o nim myśleć. Dodała

gazu. Wbrew własnym zasadom dość szybko wjeżdżała na
wzgórze.

background image

Kiedy dojechała na parking, zauważyła jakiś nieznany

samochód. Dziwne. Obcy nigdy tu nie wjeżdżają, ponieważ
prowadzi tutaj prywatna droga. Gości też się nie spodziewała.

Nie było samochodu Dunkelów, ale tym się nie przejęła.

Nicola i Aleks wybierali się na przyjęcie urodzinowe do
znajomych. Daniel z kolei miał jechać po papier do drukarki.

Może tak bardzo zainteresował ją ten nieznany samochód, bo

tylko on stał na parkingu?

Lena ruszyła w stronę domu. Zauważyła mężczyznę, który

szybkim krokiem przechadzał się w tę i z powrotem.

Ręce skrzyżował na piersiach. Pewnie czekał już dość długo i

po prostu zmarzł.

Kiedy dostrzegł Lenę, ruszył w jej stronę. Brunet, wysoki,

szczupły i dobrze ubrany.

background image

- Pani Fahrenbach? - zapytał podekscytowany. - Lena

Fahrenbach?

- Tak, to ja - potwierdziła Lena i spojrzała na niego zdziwiona.
Dlaczego jest taki zdenerwowany? Mężczyzna głęboko

odetchnął i powiedział powoli:

- Mam na imię Christian. Jestem pani bratem... Lena

popatrzyła na niego jak na wariata. Jego

słowa brzmiały tak absurdalnie, że zaczęła się głośno śmiać,

choć słyszała już w życiu lepsze dowcipy.

- Naprawdę jestem pani bratem... - powtórzył.
- Oczywiście. Pan jest moim bratem, a ja jestem królową

Anglii - zażartowała.

Ale nie rozśmieszyła go swoim żartem.
- Wiem, że do dla pani dziwne, ale mówię prawdę. Mogę to

pani udowodnić.

Lenie odechciało się śmiać. Mężczyzna mówił śmiertelnie

poważnie.

- Wejdźmy do domu - wydusiła z siebie zdławionym głosem.
Zaraz wszystko się wyjaśni. To niemożliwe, żeby ten

mężczyzna był jej bratem. To musi być jakaś pomyłka.

background image

Wpuszczając obcego mężczyznę do domu, Lena nie

zastanawiała się ani przez sekundę, że ta zuchwałość mogła
mieć dla niej tragiczny finał. Jeżeli obcy chciałby zastawić na
nią pułapkę, żeby na nią napaść, na pewno wybadał przedtem
sytuację i zorientował się, że przebywa sama na Słonecznym
Wzgórzu.

Jej myśli krążyły wokół słowa „brat". Niespodziewany gość

twierdził, że jest jej bratem! To nie mogła być prawda! Tata
przecież nie miał nieślubnego dziecka! Gdyby tak było,
przyznałby się do tego, jeśli nawet matka dziecka z różnych
przyczyn nie zdecydowałaby się go poślubić. Zapewne zaszła
jakaś pomyłka! Na szczęście zaraz wszystko się wyjaśni.

Brat... Co za absurd! Miała dwóch braci. O trzecim nigdy nie

było mowy. Także w testamencie nie było o nim wzmianki.

background image

- Napije się pan czegoś? - zapytała uprzejmie, bacznie mu się

przyglądając. Wyglądał na miłego.

- Tak, dziękuję.
- Przejdźmy więc do kuchni. - Przecież nie zostawi go samego

w salonie albo bibliotece. Zresztą w kuchni było przytulniej.
Przy znajdującym się w niej drewnianym stole niejednokrotnie
toczyły się burzliwe dyskusje. - Zaparzyć panu kawy czy
herbaty?

- Jeśli to nie problem, poproszę herbatę. Lena pokiwała

głową.

- OK, proszę usiąść.
Zauważyła, że ją obserwował, ale nie natarczywie. Sprawiał

raczej sympatyczne wrażenie.

Usiedli naprzeciwko siebie.
Lena poczęstowała go czekoladowymi ciasteczkami

upieczonymi przez Nicolę.

- Panie...
- Berger. Christian Berger - dopowiedział.
- Panie Berger - powtórzyła jego nazwisko. - Proszę

skosztować tych pysznych ciasteczek, a potem opowie mi pan,
na jakiej podstawie wysnuł pan wniosek o naszym
pokrewieństwie.

Popatrzyła na niego. Biło od niego ciepło. Wyglądał na

uczciwego człowieka.

background image

- Wie pan, nie dawałbym wiary w te... przypuszczenia -

wyraziła się dość delikatnie. Starała się nie wybuchnąć
śmiechem, bo sytuacja była zbyt poważna, przynajmniej dla
niego. - Znam bardzo dokładnie moją rodzinę. Mam siostrę i
dwóch braci.

Nie dał się zbić z tropu.
- Ależ ja jestem pani bratem - upierał się przy swoim. - Mogę

to udowodnić. Jeszcze niedawno sam o tym nie wiedziałem.

I jak mu wytłumaczyć, że żadne dowody niczego nie zmienią?

Ktoś naopowiadał mu jakichś bzdur i tyle.

- Panie Berger, trafił pan pod niewłaściwy adres. Gdyby mój

tata miał nieślubnego syna, uznałby go i nie ukrywałby przed
nami tak ważnej informacji. On nie potrafił kłamać. Nie
przemilczałby przed nami faktu, że gdzieś tam na świecie
istnieje jego syn. Niestety, tatuś nie żyje i nie może potwierdzić
pana hipotezy. Przykro mi, że pana wysiłek poszedł na marne.

Mężczyzna napił się herbaty i kolejny raz zanurzył dłoń w

pojemniku z ciasteczkami. Nic dziwnego. Ich niebiański smak
uzależniał także tych, którzy nie przepadali za słodyczami.

background image

- Nie chodzi o pani tatę — stwierdził. Lena wybałuszyła oczy.
- Słucham?
- Nie mamy wspólnego ojca, lecz matkę.
Lena poczuła się tak, jakby ktoś uderzył ją obuchem w głowę.

W życiu nie wpadłaby na to, że jej matka mogłaby urodzić
nieślubne dziecko.

Wybuchła histerycznym śmiechem.
- Proszę mi wybaczyć, ale... Ale chyba ktoś wprowadził pana

w błąd... To niemożliwe... - wyjąkała bezradnie. - Pan się
myli...

- Nie. Wszystko się zgadza.
Wyciągnął z torby segregator z dokumentami i przesunął go

po stole w jej stronę.

Lena pobladła. Serce biło jej coraz mocniej i coraz szybciej.

Nie mogłam zapanować nad drżeniem dłoni. Powoli do niej
docierało, że Christian mówił prawdę. Okrutną prawdę! Matka
miała dziecko jeszcze przed Friederem i ukryła przed nimi ten
fakt. Dopiero dzięki Christianowi prawda ujrzała światło
dzienne.

Despotyczna, egoistyczna Carla Aranchez de Moreira i

nieślubne dziecko? Paradoks!

Chociaż przemilczenie istotnych rzeczy pasowało do niej w

stu procentach. To straszne.

background image

Wymazała ze swojego życia własne dziecko. Ślubne dzieci

też zresztą porzuciła dla milionera z Buenos Aires.

- Nie przeczytam tego teraz. Nie jestem w stanie - wyszeptała

przygnębiona.

- Powinna pani. Żeby mi uwierzyć.
- Wierzę panu... Może lepiej będzie, jeśli opowie mi pan tę

historię.

background image

Christianowi Bergerowi z trudem przychodziło rozpoczęcie

opowieści. Podobnie jak Lena był głęboko poruszony.

Nie naciskała. Siedziała spokojnie na krześle i starała się

równomiernie oddychać.

Jej matka i nieślubne dziecko... Przerażające, że nigdy nie

zatroszczyła się o syna, a on nie miał pojęcia, kim była jego
biologiczna matka.

- Moja mama chorowała przez długie lata - wydusił drżącym

głosem. - Kiedy stało się dla niej jasne, że nieubłaganie zbliża
się koniec, że jej dni są policzone, straciła wolę walki.
Wręczyła mi te dokumenty potwierdzające historię, którą opo-
wiedziała. Dała mi też zdjęcia...

Znów sięgnął do torby. Wyciągnął zdjęcia, po czym przesunął

je po stole.

Lena patrzyła na niego jak na przybysza z innej planety.

background image

Zdjęcia przedstawiały jej matkę w młodości. Nie wątpiła, że

to właśnie ona.

- To mama - powiedziała.
Nie skomentował jej słów. Wyszukał drugie zdjęcie i

ponownie przesunął je po stole.

„Co jest?", zastanawiała się Lena. Niby znowu matka, ale w

innej sukience. Na tym zdjęciu prezentowała się dużo
skromniej i jakoś inaczej niż na pierwszym.

- Hm, nie rozumiem... To mama, ale... Nie słyszał jej? Czy nie

chciał słyszeć? Przewertował stos zdjęć. Wyjął kolejne i podał

je Lenie. Tym razem ujrzała dwie identyczne kobiety.
Wstrzymała oddech.
Wzięła zdjęcie i wypuściła je bezwiednie.
Kobiety były do siebie podobne jak dwie krople wody.

Bliźniaczki!

Jej mama miała siostrę bliźniaczkę. Dlaczego się o niej

wcześniej nie wiedziała? Dlaczego matka nie powiedziała, że
ma siostrę?

Nawał nieprawdopodobnych informacji przyprawił Lenę o

zawrót głowy. Jej mózg pracował na najwyższych obrotach.
Bezskutecznie

próbowała

znaleźć

jakieś

racjonalne

wytłumaczenie.

background image

Christian Berger wskazał kobietę w skromnej sukience.
- To jest Roberta, moja mama... To znaczy kobieta, o której

myślałem, że jest moją mamą - poprawił się natychmiast. - A to
jest Carla... Nasza matka...

„Cała Carla - pomyślała Lena. - Już w młodości uwielbiała się

stroić". Wstała.

- Dolać panu herbaty? -Tak.
Lena przyniosła dzbanek.
- Czy to będzie nietakt, jeśli poczęstuję się jeszcze jednym

ciastkiem czekoladowym? Są pyszne...

- Proszę się nie krępować. Niech pan je, ile chce. Mam ich

sporo.

Sama także poczęstowała się dwoma ciasteczkami.

Czekolada ją uspokajała i dodawała jej energii, a teraz bardzo
tego potrzebowała.

- Roberta i Carla mimo różnicy charakterów nadawały na tych

samych falach. Świetnie się uzupełniały. Łączyła ich zażyłość
typowa dla bliźniąt jednojajowych. Roberta była nieśmiała,
powściągliwa... Carla zaś nie przepuszczała żadnej okazji. Wie
pani, co mam na myśli. Często obracała się

background image

w towarzystwie mężczyzn. Zmieniała narzeczonych jak

rękawiczki. Niektórzy powiadali, że miała sporo zdobyczy na
swoim koncie. Zawsze oglądała się za bogatymi kandydatami
na męża. Aż w końcu znalazła pani ojca. Tyle że w owym
czasie zaszła w ciążę z innym mężczyzną, który z pewnością
nie zapewniłby jej takiego standardu życia, o jakim marzyła.
Ze względu na swój zaawansowany stan błogosławiony nie
mogłaby, mówiąc kolokwialnie, wmówić potomka pani ojcu.
Nie było to wiarygodne. Nie wrobiłaby go tak łatwo w
ojcostwo. Kiedy jej brzuch zaczął mieć pokaźne rozmiary,
skłamała pani ojcu, że musi wyjechać z siostrą na kilka
miesięcy do Anglii. Przez ten czas utrzymywała z nim kontakt i
jakoś udawało się jej za każdym razem odwieść go od chęci
przyjazdu do niej. Była pewna pani ojca, ponieważ jej się
oświadczył. Nie chciała, żeby złota rybka zerwała się z wędki...

Zrobił krótką przerwę. Napił się herbaty.
Lenę przeszył zimny dreszcz.
- Urodziła mnie, podając się za swoją siostrę. Lena zamknęła

oczy.

- Nikt się nie zorientował, ponieważ wyglądały identycznie, a

nikt ich tam nie znał.

background image

- Ale Roberta... Dlaczego zgodziła się na taki układ?
- Carla szantażowała ją emocjonalnie. Zagroziła, że popełni

samobójstwo. Roberta nie chciała mieć jej na sumieniu.
Oswoiła się z perspektywą roli matki nieślubnego dziecka.

- A Carla?
- Zniknęła bez śladu, podpisując jednak uprzednio

oświadczenie, że jest moją biologiczną matką. Roberta ją do
tego zmusiła.

Lenie odebrało mowę. Była wstrząśnięta.
Carla bez skrupułów wykorzystała słabą, ba, poddańczą

naturę siostry. Zrujnowała jej życie. Pokrzyżowała plany na
przyszłość. Bezczelnie oszukiwała jej ojca. Nie powiedziała
mu o dziecku. Prawdopodobnie też nigdy go nie kochała.
Połaszczyła się na jego pieniądze. Wycisnęła go jak cytrynę, a
potem bez mrugnięcia okiem odeszła od niego. Zarzuciła
przynętę na bogatszego mężczyznę.

Zresztą z nią nie lepiej postąpiła. Zniszczyła jej "Szczęście.

Przez nią rozstali się kiedyś z Thomasem. Gdyby Carla nie
namieszała między nimi, już dawno byliby małżeństwem. On
nie ożeniłby się z Nancy...

background image

Jak Carla, czyniąc tyle zła, mogła spać spokojnie? Kiedyś

zapłaci za swoje. Życie odpłaci jej pięknym za nadobne.

- Przykro mi, że akurat ja musiałem przekazać pani tę brutalną

prawdę.

Uśmiechnęła się mimo woli.
- Dam radę. Przeboleję to jakoś, ale pan... Pan jest najbardziej

poszkodowany...

Potrząsnął głową.
- Nie. Wcale nie. Miałem cudowne dzieciństwo i jeszcze

lepszą młodość. Roberta wspaniale mi matkowała. Była
serdeczna, wyrozumiała, kochała mnie i zawsze mogłem na nią
liczyć. Wspieraliśmy się na każdym kroku. Byliśmy sobie
bardzo bliscy.

- Super - odparła Lena. - Carla natomiast nie była dobrą

matką. Myślała wyłącznie o sobie. Wszystko musiało się
kręcić wokół niej. Dosłownie pępek świata. Gdybyśmy nie
mieli naszego kochanego tatusia, marnie byśmy skończyli.

- Och, przykro mi.
- To nie pana wina. Skoro okazało się, że jesteśmy

rodzeństwem, mówmy sobie po imieniu, dobrze?

Christian skwapliwie na to przystał.

background image

- Dziękuję, Lena. Bałem się potwornie, że mnie wyrzucisz,

odprawisz mnie z kwitkiem jak Frieder. On nawet nie raczył
spojrzeć mi w twarz. Zbył mnie, wysługując się sekretarką.

Cóż, Frieder wszystkich traktował z góry. Był opryskliwy do

każdego. Zarówno do rodziny, jak i obcych. Nie oszczędził
nawet swojego syna. Linus nie bez kozery uciekł od rodziców.

- Powiedziałeś mu, że jesteś jego bratem? - spytała Lena.
Potrząsnął głową.
- Nie, ponieważ nie zdobył się na rozmowę ze mną.

Przekazałem mu tę wiadomość przez jego sekretarkę, a on
wypędził mnie z biura i zagroził, że następnym razem wezwie
policję. Nie pozostało mi nic innego, jak wyjść.

Upił trochę herbaty.
- Wiesz, Lena, nie przyjechałem z zamiarem upominania się o

jakąkolwiek część spadku. Chciałem po prostu poznać
rodzeństwo. No i biologiczną matkę. Może nas ze sobą
skontaktujesz?

- Chyba zwracasz się do nieodpowiedniej osoby - odparła. -

Mama... Hm... Od dziesięciu lat unikamy się wzajemnie. Nasze
ostatnie spotkanie było zupełną porażką... Uciekłam, bo była
nie

background image

do zniesienia. Przyrzekłam sobie, że nie będę utrzymywała z

nią kontaktu. Nie chcę przeżywać kolejnych rozczarowań.
Wprawdzie nie znam jej adresu, ale pewnie nietrudno go
zdobyć. Nazywa się teraz Carla Aranchez de Moreira i
przebywa głównie w Buenos Aires. Poślubiła bajecznie bo-
gatego mężczyznę.

- Więc osiągnęła swój cel.
- O tak. Frieder... Jego poznałeś pośrednio przez sekretarkę.

Między nami również nie układa się najlepiej. Nie odzywa się
do mnie. Karze mnie pogardą, ponieważ nie spełniłam jego
absurdalnego życzenia. Ach, to długa historia. Jeśli chcesz,
opowiem ci ją kiedyś. Jest jeszcze Jórg, ale wyjechał w daleką
podróż. Obecnie jest w Nowej Zelandii. On będzie miał
najmniejszy problem z tym, że mamy przyrodniego brata.
Pozostała jeszcze Grit. Słyszałeś o niej? Nasza siostrunia nie
widzi nic poza czubkiem swojego nosa. Raczej nie znajdzie dla
ciebie czasu. Przykro mi, ale taką mamy rodzinę.

- Cieszę się, że trafiłem na ciebie. Wzruszyła ramionami.
- Ja nie wrodziłam się w nich. Zdecydowanie odstaję od norm

uznawanych przez Friedera

background image

i Grit. Jestem odmieńcem. W każdym razie cieszę się z

nieoczekiwanego powiększenia naszej rodzinki. Mam
nadzieję, że będziemy się trzymać razem. Gdzie mieszkasz?

- Dość daleko stąd. W Hamburgu.
- Co porabiasz zawodowo i prywatnie? Jesteś żonaty? Masz

dzieci?

Chwycił jej dłonie.
- Nie, ani zaręczony, ani żonaty. Jestem lekarzem internistą i

kardiologiem. Aktualnie pracuję w klinice uniwersyteckiej w
Eppendorf. W przyszłości planuję osiąść w jakimś spokojnym
miejscu, otworzyć gabinet medycyny ogólnej... Trochę czasu
upłynie, zanim zrealizuję swój plan. Otworzenie gabinetu
kosztuje mnóstwo pieniędzy, a w szpitalu zarabia się grosze.
Na razie jednak nie łamię sobie tym głowy. Jest dobrze tak, jak
jest. Nie narzekam. Fajnie, że się poznaliśmy. Jesteś
interesująca.

- Dzięki i nawzajem.
Zamienili ze sobą jeszcze kilka zdań i pożegnali się. Christian

musiał jechać, ponieważ następnego ranka miał dyżur.

Obiecali sobie, że będą do siebie dzwonić.

background image

Po wyjeździe Christiana Bergera Lena pogrążyła się w swoich

myślach. Jeśli nawet będzie musiała przyzwyczaić się do
nowych realiów, cieszyła się, że jej rodzina się powiększyła, a
ona zyskała jeszcze jednego brata. Mierziła ją postawa matki,
która bezceremonialnie i bez jakichkolwiek wyrzutów
sumienia obarczyła siostrę wychowaniem własnego dziecka.
Nie zasłużyła na określanie jej mianem mamy. Była wypraną z
uczuć, wyrodną zołzą. Kto przy zdrowych zmysłach pozbywa
się malutkiej istotki, która jest jej częścią.

Do salonu weszła Nicola.
- Lena, co się z tobą dzieje? - spytała. - Duch cię nawiedził czy

co?

Lena uśmiechnęła się na widok Nicoli. Wreszcie mogła

porozmawiać z kimś, kto jej wysłucha.

- Duch? Nie - odpowiedziała.
- Mój brat.

background image

- Tylko nie mów, że Frieder się do ciebie pofatygował, żeby

cię przeprosić?

Lena potrząsnęła głową.
- Nie, nie. Friedera tu nie było.
- Jórg? Po nim można by się spodziewać, że się rozmyślił i...
- Nie, Nicola. Jórg też nie. Odwiedził mnie Christian...
- Lena! - krzyknęła zaniepokojona Nicola.
- Czy ty... Hm... Piłaś coś?
Lena wybuchła dźwięcznym śmiechem.
- O Jezusie Nazareński, nie! Mój brat Christian istnieje

naprawdę. Nie jest wyimaginowanym tworem mojej
wyobraźni.

Opowiedziała Nicoli, czego się dowiedziała. Nicola

oniemiała.

- Nie pojmuję - odezwała się po chwili ciszy.
- Twoja matka, odkąd pamiętam, była egoistką zapatrzoną w

siebie, ale w najśmielszych snach nie podejrzewałabym jej o
taką podłość i perfidię. Zabawiła się twoim ojcem. Od
początku go oszukiwała.

Łzy napłynęły Lenie do oczu.
- I to właśnie wytrąciło mnie z równowagi. Biedny tatuś.

Zabiegał o nią, płaszczył się przed

background image

nią i wypruwał sobie żyły, żeby ją uszczęśliwić. Spełniał

każdą jej zachciankę, no i widzisz, jak mu się odwdzięczyła.
Nie zasłużył na bycie pionkiem w tej nieuczciwej grze.

- Lena, proszę, nie denerwuj się. Nic już nie zmienisz.

Dobrze, że twój tata nie odkrył jej machiawelicznych planów.
Serce by mu pękło.

- Zraniła go wystarczająco, odchodząc od niego. Podły

babsztyl. Zawsze była wyrachowaną egocentryczką.

- Lena, ona prędzej czy później słono zapłaci za wszystkie

podłości, których się dopuściła. Pan Bóg nie rychliwy, ale
sprawiedliwy.

- Nie wierzę w to. Ludziom jej pokroju zwykle wszystko

uchodzi na sucho, ponieważ nie zważają na nic i na nikogo.
Sama pomyśl, po Christianie urodziła czwórkę kolejnych
dzieci. Przecież przy każdym porodzie musiała przypominać
sobie o tym pierwszym... Jejku, ona jest przesiąknięta
zgnilizną.

- Twoja matka skrzętnie kryje się ze swoimi uczuciami. Nie

okazuje ich. Przywdziewa żelazną maskę. Nikt z nas nie potrafi
ocenić, czy kiedykolwiek wspominała pierworodnego syna.
On chce się z nią skontaktować?

background image

- Tak. Chciałabym być przy tym spotkaniu. Chętnie

zmieniłabym się w małą myszkę...

- Może ona wcale go nie przyjmie. „Całkiem możliwe",

przeszło Lenie przez myśl. Sprawa nowo odkrytego brata
wycieńczyła

Lenę emocjonalnie. Była skołowana.
- Nicola, ja... Ja...
- Kochana, potrzebna ci odrobina wódki - stwierdziła Nicola.

- No i mnie też. Mój Boże, co za nowiny! Nic dziwnego, że
siedzisz tu jak struta.

Wstała. Przyniosła kieliszki i pierwszą lepszą butelkę. Lena

zaś kilka razy głęboko odetchnęła. Nie mogła ukoić
skołatanych nerwów. Wiedziała, że wódka też jej w tym nie
pomoże. Tylko czas leczy rany...

Miała brata, który wyłonił się z nicości. Frieder kompletnie go

zignorował, Jórg był chwilowo nieosiągalny, a Grit... Jak
Nicola wyjdzie, zadzwoni do siostry i poinformuje ją o
Christianie. Pewnie bardzo się zdziwi.

background image

Lena wykręciła numer do siostry. Ku jej zaskoczeniu Grit

odebrała po pierwszym sygnale i była w świetnym humorze.
Czyżby ona i Robertino zakopali topór wojenny?

Lena wprawdzie nie była zadowolona z wyboru siostry, ale

mimo to życzyła jej harmonijnego, szczęśliwego związku, jeśli
nawet Grit musiała go systematycznie kupować niczym
abonament.

- Siedzisz? - spytała Lena po przywitaniu. - Mam porażające

wieści.

- Wreszcie odstąpisz Friederowi działki nad jeziorem -

wypaliła Grit bez zastanowienia. - Albo sprzedajesz dobytek i
przeprowadzasz się znowu do miasta. A może wychodzisz za
mąż!?

- Pudło! Siostrzyczko, okazało się, że mamy jeszcze jednego

brata! Nazywa się Christian Berger...

Grit zaczęła się śmiać.

background image

- No nie gadaj, że nabrałaś się na ckliwą opowieść tego

hochsztaplera? No jasne, tobie można wcisnąć każdy kit.

Skąd Grit o tym wiedziała?
- Frieder kazał wyrzucić tego typka na zbity pysk. On się nie

patyczkuje z nieudolnymi kanciarzami. Ale o ile cię znam,
uraczyłaś go kawą i ciastem.

- Grit, istnieją dowody potwierdzające jego prawdomówność.

Mam je w ręku. On jest naszym bratem.

- Lena, papier przyjmie wszystko. Słyszałaś kiedyś o

fałszerstwie? Upadłaś na głowę? Tata i nieślubne dziecko,
dobre sobie. On był zbyt porządny na takie numery. Nawet nie
pocałowałby obcej kobiety, ponieważ w jego kodeksie moral-
nym równało się to zdradzie.

- Grit, Christian nie jest synem tatusia. On jest nieślubnym

dzieckiem... mamy.

Grit zamilkła.
- Co ty pleciesz? - wycedziła.
- Nie przesłyszałaś się, siostrzyczko. Mama przed nami

urodziła dziecko, właśnie Christiana.

- Nie wierzę. Ten facet chce się wkraść w nasze łaski, żeby

zagarnąć część majątku.

background image

- Bzdura! On chce poznać mamę.
- Przestań! Nie wierzę i tyle.
- Mam tu dowody.
- Nie chcę o tym słyszeć. To kłamstwo!
- Grit, od ciebie zależy, czy poznasz Christiana, czy nie. Ale

fakt, że mama ma nieślubne dziecko i bezwstydnie nas
oszukiwała, jest niepodważalny. Powinnaś obejrzeć
dokumenty. Wiem, że ty podziwiasz ją za bezprecedensowe
wkroczenie w świat brylantów, dolarów i suto zakrapianych
uczt. Ta kobieta jest egoistką, zrozum. Podrzuciła dziecko
siostrze bliźniaczce i zwiała. Owinęła sobie tatę wokół
paluszka, dyrygowała nim. Chciała bogatego męża i dopięła
swego. Nie kochała tatusia, lecz jego pieniądze. Dlatego
później bez najmniejszego problemu wymieniła go na lepszy
model, czyli fabrykę pieniędzy.

- Przestań! - wrzasnęła Grit. - Uszy mi więdną od tych

bzdetów. Nie wierzę w nie i dlatego się rozłączam. Powiedz
mu, temu typkowi, żeby do mnie nie przyjeżdżał, bo go
wyrzucę na zbity pysk. Mam dwóch braci i basta!

Rzuciła słuchawką.
Zwykle kiedy brakowało jej argumentów, wrzeszczała, po

czym się rozłączała.

background image

Lena położyła przed sobą papiery, które zostawił jej

Christian.

Wyciągnęła zdjęcia i wpatrywała się w nie uważnie. Najpierw

w to Roberty, a potem Carli. Rzeczywiście były do siebie
łudząco podobne, co ułatwiło zmylenie ludzi. Tyle że
kłamstwo ma krótkie nogi. Zawsze wyjdzie na jaw. Carla
pewnie nie liczyła się z tym, że jej syn kiedyś o nią zapyta.

Kto nadał mu imię? Na pewno Roberta. Przecież Carla nie

zawracałby sobie głowy takimi drobiazgami.

Lena odłożyła zdjęcia na bok i powędrowała wzrokiem na

dokumenty.

Czarno na białym było na nich widać, że Carla była matką

Christana, co potwierdziło jego uczciwość. Chociaż Lena i tak
mu wierzyła. Nie sprawiał wrażenia osoby chcącej za wszelką
cenę uzyskać jakieś korzyści materialne. Poza tym jakie znowu
korzyści? Przecież jemu nie należał się spadek Fahrenbachów.

A majątek Carli? Lena nie sądziła, żeby mu na nim zależało,

jej też nie interesowała zasobność portfela matki. Nic od niej
nie chciała. Zresztą Carla wciąż żyła.

background image

Współczuła Christianowi. Zapewne wiązał wielkie nadzieje z

poznaniem nowej rodziny. A tylko ona go wysłuchała i uznała
za brata.

Rozczaruje się Carlą. Ona go szybko spławi, jak Frieder.

Ewentualnie porazi swoją bezdusznością i zaproponuje
odpowiednią kwotę w zamian za to, żeby zniknął z jej życia.

Nie obdarzy go miłością i sympatią. Nie okaże radości na jego

widok.

Żeby to przewidzieć, nie trzeba być prorokiem. Powinna

ostrzec Christiana, żeby zaoszczędzić mu rozczarowania.

Lena złościła się na samą siebie. Znowu angażowała się

emocjonalnie w nieswoje sprawy.

Christian zrobi, co zechce, a ona go przed tym nie

powstrzyma.

Jedyne, co mogła, to otworzyć się przed nim, zbudować z nim

bliskie relacje i łudzić się, że zawiąże się między nimi więź
typowa dla rodzeństwa. W tym względzie nie musiała stawiać
wysoko poprzeczki ani sobie, ani jemu. Nietrudno przebić
rodzeństwo, które z niej drwiło.

Lena spakowała wszystko z powrotem do teczki i zaniosła ją

do pracowni, dawnego prywatnego pokoju jej taty. Zamknęła
dokumenty na klucz

background image

w jednej z szuflad. Obcy nie powinni mieć do nich wglądu.
Rozsiadła się wygodnie w brązowym skórzanym fotelu i

wzięła ramkę ze zdjęciem taty.

- Na szczęście ominęły cię te upokarzające chwile, tatusiu.

Struchlałbyś na wieść o tym, że ona ma nieślubne dziecko.
Zdenerwowałbyś się, że ukrywała to przed tobą. Och, tatku,
dobrze, że nie odkryłeś, iż ona wyszła za ciebie dla pieniędzy.

Odstawiła zdjęcie.
Tata poznał swoją prawdziwą wielką miłość - doktor

Christianę von Orthen. Niestety, zmarł, zanim rozpoczęli
wspólne życie.

Lenie pociekły łzy. Opłakiwała los ojca, który został perfidnie

oszukany. Tęskniła za nim. Płakała również nad sobą, nad
utraconą miłością, która nadal tliła się w jej sercu. Nigdy nie
zapomni Thomasowi tego, że i on ją oszukał. Dlaczego nawet
słowem nie wspomniał o swojej żonie Nancy? Pasował mu taki
podwójny układ? Żona w Ameryce, a ta druga, kochanka,
wychwalana przez niego pod niebiosa - w Niemczech.

Było, minęło! Nie mogła i nie chciała myśleć o Thomasie.

Przypomniał się jej wiersz, który przesłał jej Jan van Dahlen.

background image

„Nuże więc, żegnaj i ozdrowiej, serce!".
Dlaczego tak trudno jest się pożegnać? Dlaczego człowiek

trzyma cię kurczowo czegoś, co sprawia mu ból?

Lena otrząsnęła się i opuściła pokój.
Pójdzie z psami na długi spacer i odetnie się od codzienności.

Nie będzie rozmyślała o nowym bracie, Thomasie i Janie. On
ją kochał, a ona go lubiła, lecz lubienie nie wystarcza do
stworzenia prawdziwego związku.

Chcąc nie chcąc, Lena cały czas miała przed oczami

Christiana. Przypadli sobie do gustu.

Cieszyła się, że miała swoje ukochane zwierzęta i trójkę

współmieszkańców Słonecznego Wzgórza, Nicolę, Aleksa i
Daniela. Ponadto przyjaźniła się z Sylvią. Dawniej mogła
pojechać do niej do gospody, żeby porozmawiać o problemach.
A teraz? Sylvia sama zmagała się z troskami. Przygotowywała
się do narodzin bliźniaków, dzięki czemu nie lamentowała
nieustannie po śmierci męża. Musiała się szybko pozbierać, by
nie zaszkodzić dzieciom. Rzuciła się w wir pracy i rzadko
poruszała temat tragicznego wypadku Martina. Jednak ci,
którzy ją znali, wiedzieli, jak cierpiała. Aż serce się ściskało,
gdy widziało się ją zasmuconą.

background image

Swego czasu wszyscy zazdrościli Sylvii i Martinowi ich

związku przepełnionego niczym niezmąconą miłością. Czyżby
Bóg obdarował ich tak niesamowitym szczęściem, ponieważ
wiedział, że nie potrwa długo?

Zaraz odwiedzi Sylvię, ale przedtem wstąpi do sklepu

wielobranżowego pani Lindner, żeby kupić kilka notesików.
Nicola i ona zwykle zaopatrywały się w tym sklepie we
wszystko, co możliwe, choć niektóre artykuły były dość
drogie. Nowy supermarket na terenie dawnej posiadłości
Hubera przyczynił się znacznie do spadku obrotu u pani
Lindner.

Kiedyś była bezkonkurencyjna. Mieszkańcy Fahrenbach

kupowali tylko u niej. Teraz większość jeździła do
supermarketu. Tam mieli towar po niższej cenie.

Smutne, ale prawdziwe. Ich okolice przeszły kompletną

metamorfozę. Starą, piękną posiadłość przekształcono w
paskudny obszar budowlano-przemysłowy. Bujną roślinność
zastąpił szereg - nudnych domków jednorodzinnych.

Wiele się zmieniło. Nagle sprowadzili się tu obcy. Część z

nich była miła, ale sporo nie wpasowało się w klimat wiejskiej
struktury. Lena

background image

obawiała się, że rolnicy po kolei zaczną wyprzeda-wać swoje

ziemie, że skuszą ich wielkie pieniądze. I nikt nie mógł tego
powstrzymać. Rdzenni mieszkańcy Fahrenbach przestali liczyć
się z tradycją, łamali zasady i wbrew pierwotnym
zapewnieniom byli gotowi zrezygnować z wiejskiej sielanki na
rzecz rozwoju infrastruktury. Cóż, żądza pieniądza. Tylko
pojedynczy mieszkańcy stanęli dzielnie w obronie natury. W
tym Lena. Na szczęście ona była prawowitym właścicielem
rodzinnej posiadłości i przysięgła sobie, że nie dopuści, by
Słoneczne Wzgórze i wioska Fahrenbach przeistoczyły się w
centrum biznesowe jak Bad Helmbach. Dobrze, że jezioro
również należało do niej, bo inwestorzy mieli na nie chrapkę.
Ale Lena im nie uległa. I nie ulegnie!

Lena odstawiła rower. Weszła do sklepu pani Lindner,

usytuowanego bezpośrednio przy rynku, w pobliżu gabinetu
Martina i naprzeciwko gospody „Pod lipą".

W środku nie było klientów.
- Dzień dobry, pani Lindner!
- Dzień dobry, Leno! Miło cię widzieć.
Lena uwielbiała ten sklep jeszcze wówczas, gdy przyjeżdżała

do Fahrenbach na ferie. Kupowała

background image

zawsze laski cukrowe i siadała w kąciku z książkami dla

dzieci i młodzieży. Zamierzchłe czasy.

Słoiki, w których pani Lindner przechowywała laski cukrowe,

stały puste. Trudno też było doszukać się jakichś książeczek.
Na ladzie były wyłożone różne czasopisma, aczkolwiek mało
znane.

Lena poczłapała do drewnianego regału z artykułami

biurowymi. Na półce leżał tylko jeden notesik. Wzięła go,
obróciła się na pięcie i obeszła sklep.

- Ma pani więcej takich w magazynie, pani Lindner?
- Niestety, nie, Leno. Dostępne jest tylko to, co widzisz na

półkach.

- Ale zamówi je pani znowu? Pani Lindner potrząsnęła głową.

Lena nic z tego nie rozumiała.

- Rezygnuje pani z tego artykułu? Szkoda...
- Leno, zamykam sklep...
Lena szeroko otworzyła oczy i popatrzyła ze zdumieniem na

panią Lindner.

Przecież ten sklep należał do Fahrenbach, tak jak gospoda

Sylvii i kapliczka na wzgórzu. Stał tu od zawsze. Co najmniej
od dwóch pokoleń prowadzili go Lindnerowie.

background image

- Pani Lindner... Ja... No, nie wierzę...
- A jednak, Leno. I tak kiedyś bym go zlikwidowała. Nie mam

następców. Jednak jeszcze kilka lat dałabym radę. Moja mama
obsługiwała klientów do osiemdziesiątki. - Westchnęła. - Nie
mam szans konkurować z supermarketem. Dopłacam do
własnego interesu. Jak to powiadają, lepszy koniec strachu
aniżeli strach bez końca.

Lena przełknęła ślinę.
- I co pani zrobi, pani Lindner? Przez całe życie stała pani za

ladą sklepową, od rana do wieczora. Nie wyobrażam sobie, że
zasiądzie pani bezczynnie na kanapie.

- Ja też nie. Coś się znajdzie. Sylvia urodzi dzieci. Może jej

pomogę. Biedaczyna, będzie musiała zmierzyć się z trudem
macierzyństwa w pojedynkę. Ją los bardziej doświadczył.
Pochowała kochanego męża. Nie było dnia, żeby Martin nie
zajrzał do sklepu, żeby powiedzieć mi dzień dobry. Co Sylvia
zrobi z gabinetem? Wynajmie?

- Nie wiem... Wezmę ten notes.
Zapłaciła i wyszła. Nie miała ochoty rozmawiać o

prywatnych sprawach Sylvii. Lubiła panią Lindner, ale trochę
była miasteczkową plotkarką. Pewnie wynikało to z racji jej
zawodu. Klienci

background image

wyciągali od niej nowinki. Sklep stanowił giełdę informacji.

Lena nigdy nie brała udziału w plotkarskich wyścigach.

Poszła na przełaj do gospody.
Sylvia siedziała przy ich stałym stoliku, pochylona nad

obliczeniami.

- Wow, co za niespodzianka! - Od razu wypuściła z ręki

długopis i odsunęła dokumenty na bok.

Lena objęła przyjaciółkę, po czym przycupnęła na ławeczce

przed kominkiem, jej ulubionym miejscem z dzieciństwa.

- Właśnie byłam u pani Lindner. Wiedziałaś, że zamyka

sklep?

- Tak. Smutne, co? Znowu znika cząstka naszej wioski.
- Oby nie wynajęła go wypożyczalni DVD albo czemuś

podobnemu.

- Zastanawia się nad sprzedażą domu. Markus i ja

zarezerwowaliśmy u niej prawo pierwokupu. Tak na wszelki
wypadek.

- Przykre, że ludzie zaniedbują tradycję i zamiast wesprzeć

panią Lindner, biegają na górę do supermarketu.

- Musimy się z tym pogodzić. Minęły idylliczne czasy. Teraz

większość żyje z przekonaniem,

background image

że każdy sobie rzepkę skrobie. Kiedyś było inaczej. Nie

zapobiegniemy wyprzedaży tutejszych ziem, choć początkowo
łudziłam się, że naprawię ten świat. Dowiedziałam się ostatnio,
że część moich stałych bywalców przerzuciła się na włoskie
jedzenie. Stołują się u Włocha. Ot, takie życie.

- Ale twój lokal nie świeci jeszcze pustkami. Poza tym ty i

Markus jesteście mieszkańcami Fahrenbach z krwi i kości.

- Ku mojemu zadowoleniu jest tu spora grupka ludzi, którzy

prędzej dadzą sobie przestrzelić kolano, niż pozwolą zniszczyć
Fahrenbach. Na razie nie poniosłam żadnych strat, wręcz
przeciwnie, wyszłam na plus, bo dogadałam się z firmami
przewozowymi i oni napędzają mi klientelę. Jednak denerwują
mnie nowi mieszkańcy, bo wprowadzili mnóstwo zamieszania.
No, może użyłam złego słowa. W każdym razie przez nich
zrobiło się jakoś inaczej. Spójrz na mnie. Moje życie też poszło
w niespodziewanym kierunku. Martin i ja chcieliśmy się razem
zestarzeć, lecz los okrutnie nas rozdzielił. Zabrał mi go. Wciąż
pytam: Dlaczego akurat on? Dlaczego musiał wtedy zastąpić
kolegę? Dlaczego ten samobójca wjechał w samochód
Martina? Odpowiesz mi na te pytania?

background image

Lena doskonale rozumiała rozterki Sylvii. Ją samą

niejednokrotnie gnębiło pytanie: Dlaczego Martin?

Był wspaniałym człowiekiem, znakomitym weterynarzem,

niezawodnym przyjacielem i w dodatku nie posiadał się z
radości, że zostanie ojcem.

Niezbadane są wyroki boskie. Gdzieś tam na górze spisano

nasze losy.

- Nie, Sylvia, nie odpowiem - odparła Lena. Sylvia otarła łzy

spływające strumieniami

po policzkach.
- Nie przeboleję śmierci Martina - szepnęła. - Próbuję się

opanować, nie denerwować, ponieważ stres może zaszkodzić
maluchom, ale nie radzę sobie... Dobija mnie myśl, że one
nigdy nie poznają tatusia.

- Przeczytają pamiętnik, który napisał specjalnie dla nich.

Opowiemy im o nim, pokażemy zdjęcia...

- Przepraszam, Lena, nie chciałam biadolić, ale to silniejsze

ode mnie.

Lena położyła rękę na ramieniu Sylvii.
- Kotku, jesteśmy przyjaciółkami. Jeśli chcesz się wygadać,

nie ma problemu, mów, jeśli chcesz płakać, płacz. Nie hamuj
emocji. Trzeba je z siebie

background image

wyrzucić, bo później odbiją się na twoim zdrowiu. Pamiętaj,

na mnie zawsze możesz liczyć.

- A ja? Co ze mną? - odezwał się ktoś.
Nie zauważyły, że przyszedł Markus. Przywitał się z nimi

serdecznie i usiadł na krześle.

- Ty też uzyskasz nasze wsparcie, kochany - oznajmiła Lena. -

I dobrze o tym wiesz.

- Zgadza się, wiem.
- Dlaczego zjawiasz się o tej porze? - spytała Lena. - Nie masz

nic do roboty?

- Mam, ale chciałem wstąpić na chwilkę do pani Lindner,

żeby jej przypomnieć o naszej umowie. Hieny, czytajcie:
rekiny od nieruchomości, kręcą się po okolicy. Pani Lindner
powiedziała mi, że u niej byłaś i poszłaś do Sylvii, więc
pomyślałem, że wpadnę i ucałuję was na dzień dobry.

- Świetny pomysł - stwierdziła Sylvia. - Napijesz się czegoś?

Właśnie miałam do ciebie dzwonić.

- Napiłbym się coli. Co mógłbym dla ciebie zrobić?
Sylvia przywołała machnięciem ręki kelnerkę i zamówiła colę

dla Markusa. Parę miesięcy temu sama by ją przyniosła, ale
zaawansowana ciąża i fakt, że od rana do wieczora ciężko
pracowała, szybko powodowały zmęczenie.

background image

- Zamontować regał w pokoju dziecinnym. Nie musisz

zabierać się do tego od razu. Przy okazji. Nagromadziłam tyle
rzeczy dla dzieci, że nie mieszczą się w moich szafkach.

- Regał? Super. Przyniosę przy okazji elektryczną kolejkę,

którą kupiłem dla Fryderyka.

- Markus, zwariowałeś? Dzieci jeszcze się nie ma na świecie!

- zawołała Sylvia.

- Jestem chrzestnym - powiedział żartobliwie Markus. -

Prezenty dla chrześniaka są wpisane w moje obowiązki.

- A ja znowu kupiłam dwa małe pluszowe zwierzaki -

wtórowała mu Lena. - Przesłodkiego słonika i śmiesznego
zajączka z długimi oklapniętymi uszami. Nie mogłam się
oprzeć, kiedy przechodziłam obok wystawy. Skoro będziesz
miała regał, przyniosę ci je... Sylvia, nie krzyw się, jestem
chrzestną.

Sylvia potrząsnęła głową.
- Pogięło was oboje. Przepraszam za kolokwializm, ale

inaczej nie da się tego określić.

Markus dostał zamówioną colę. Wypił łyk, po czym zerknął

na Lenę. Widać było, że coś mu leżało na sercu.

- Lena... - wyjąkał i nie dokończył.

background image

Domyśliła się, o co chciał zapytać. I nie pomyliła się.
- Czy... Doris się odzywała?
Nagle przypomniało się jej, że Doris milczała od kilku dni.

Odkąd była już szwagierka zdecydowała się wyciszyć,
odnaleźć własne „ja" i przyjęła pracę u Brodersena, dzwoniły
do siebie średnio co dwa, trzy dni.

- Od kilku dni nie - odpowiedziała zgodnie z prawdą. - Nie

kontaktowała się z tobą?

Pokręcił głową.
- Nie. Od ponad tygodnia nie. Nie rozumiem dlaczego.
- Więc ty do niej zadzwoń - wtrąciła Sylvia.
- Próbowałem. Wyłączyła komórkę. Prosiła, żeby nie

dzwonić do niej do firmy, a w wynajmowanym od Brodersena
apartamencie nie ma telefonu.

Dziwne. Lena modliła się w duchu, żeby Doris znowu nie

zadurzyła się w jakimś mężczyźnie. Odkąd rozstała się, a w
konsekwencji rozwiodła z Jórgiem, była najpierw z wdowcem
z dwiema córkami, a potem błyskawicznie przerzuciła się na
Markusa. Rzekomo zapałała do niego wielką miłością,
notabene odwzajemnioną. Może gdyby

background image

Jörg nie pojawił się ponownie na horyzoncie, nic nie

zburzyłoby ich sielanki. Kilka godzin z Jörgiem wystarczyło,
by Doris zaczęła wątpić w miłość do Markusa. Lena
odetchnęła z ulgą, gdy Doris ostatecznie nie poleciała do
Nowej Zelandii, żeby podróżować po świecie z byłym mężem.
Na bank zawiodłaby się na nim. Potem przyjęła pracę u
Brodersena, żeby oderwać się od przeszłości i poukładać życie
na nowo. Na pewno chciała wrócić do Markusa. W takim razie
co oznaczało to długie milczenie?

- Wiesz co, Markus, odpuść ją sobie - zawołała Sylvia. - Lubię

Doris, ale co się tyczy uczuć i wierności, u niej się ich nie
doszukasz.

- Sylvia, nie mów tak...
- Spójrz prawdzie w oczy. Takie są fakty. Obrała sobie

taktykę: trochę z tym, trochę z tamtym. Chciałabym, ale się
boję. Ludzie! Albo kogoś kocham, albo nie. A jeśli kogoś
kocham, robię wszystko, żeby z nim być, dzielić z nim
codzienność. Krótko mówiąc, oddałabym całą siebie. Nie

- dopuściłabym do sytuacji, że zjawia się mój były, a ja ni z

gruszki, ni z pietruszki ulegam jego wątpliwemu urokowi.
Markus, znamy się od dzieciństwa. Dobrze wiesz, że jesteś
fajnym facetem

background image

i zasłużyłeś na kobietę, która będzie cię wielbić i dotrzyma ci

danego słowa.

- Ale ja kocham Doris. Sylvia zmarszczyła czoło.
- Tak ci się wydaje. Ona do ciebie nie pasuje. Ty potrzebujesz

uczciwej, wrażliwej kobiety, a nie rozchwianej emocjonalnie
dziewczynki. Nie oceniam Doris jako osoby, bo jako
koleżanka jest OK.

Markus bezradnie spojrzał na Lenę.
- Zadzwonię do jej firmy - powiedziała. - ]a mogę. Brodersen

jest moim partnerem w interesach i to ja załatwiłam Doris tę
posadę.

- I dasz mi znać? - naciskał. Pokiwała głową.
- Tak, obiecuję.
- I nie okłamiesz mnie?
- Nie.
- Dzięki, Lena. Byłem pewien Doris. Świetnie się bawiliśmy

w swoim towarzystwie. Dużo się śmialiśmy, rozmawialiśmy.
Łączyły nas wspólne zainteresowania. Nie można tego ot tak
wymazać z pamięci.

- Markus, nie chcę sprawić ci bólu, ponieważ jesteś moim

przyjacielem. Doris od początku była niepewną kandydatką.
Ona jest mieszczuchem.

background image

Ciągle się zastanawiała, czy wytrzyma na wsi. Ona nie może

się na nic zdecydować. Poza tym nie nauczy się życia na wsi,
bo się tu nie urodziła i tego nie czuje.

- Ja też nie zawsze tu mieszkałam. Sprowadziłem się do

Fahrenbach po tym, jak mój ojciec zapisał mi w spadku
posiadłość - przypomniała przyjaciółce Lena.

Sylvia machnęła ręką.
- W tobie płynie krew Fahrenbachów. Markus dopił resztkę

coli i wstał.

- OK, wracam do tartaku - stwierdził. - Może umówimy się na

kolację?

Sylvia i Lena popatrzyły na siebie wymownie. Ich ostatnia

wspólna kolacja nie doszła do skutku, ponieważ Martin miał
wypadek. Od tamtej pory się nie umawiali. Może najwyższy
czas przywrócić stare zwyczaje?

- Dobry pomysł - powiedziała Sylvia. - Nie zwlekajmy z tym,

bo wkrótce będę rodziła.

- Ej, ej, kochaneńka, poród dopiero za cztery -tygodnie.
- No, z bliźniakami nigdy nic nie wiadomo. Więc kiedy się

spotkamy?

- Pojutrze? - zaproponowała Lena.

background image

- Super, pojutrze o dziewiętnastej. Powiadom swoich trzech

muszkieterów, oni również są zaproszeni. Chyba że masz coś
przeciwko temu, Markus?

- Ależ nie. Lubię tę trójkę. Zresztą Nicola i Daniel zostali

wybrani na rodziców chrzestnych.

- Właśnie.
- Zatem do zobaczenia pojutrze. Cieszę się. Markus pożegnał

się z Leną i Sylvią i szybkim

krokiem opuścił gospodę.
Sylvia z troską obejrzała się za nim.
- Taki wartościowy człowiek, a nie może sobie znaleźć

odpowiedniej kobiety. Dlaczego? Przecież spełnia wszelkie
możliwe warunki. Jest przystojny, ma wspaniały charakter, jest
mądry, majętny... Zapewniłby żonie dostatnie życie.

- Może dogadają się z Doris. Mnie się wydawało, że pasują do

siebie.

- I co? Przestało ci się wydawać? Lena pokręciła głową.
- Podzielam twoje zdanie. Jeśli się kogoś kocha, to chce się z

nim być.

- Na miejscu Markusa odpuściłabym ją sobie. Stracili już do

siebie zaufanie. Poza tym jeśli nawet się zejdą, nie wiadomo,
jak zareaguje Doris, kiedy

background image

znowu zobaczy Jörga albo innego mężczyznę, który akurat

stanie na jej drodze.

- Hm, Sylvia, jesteś dość radykalna. Z Doris nie jest aż tak źle.

Przez wiele lat żyła w związku małżeńskim z Jörgiem i nie
rozglądała się na prawo i lewo za innymi mężczyznami.
Prawdopodobnie nie rozwiedliby się, gdyby Jörg nie odzie-
dziczył Chäteau Dorleac. Życie we Francji ją przerosło. Nie
mówiła po francusku, a Jörg zamiast się o nią zatroszczyć,
zgrywał wielkiego organizatora festiwali muzycznych.
Szczerze mówiąc, cieszę się, że się zebrała na odwagę i
uciekła, a przy okazji uwolniła się od nałogu... Wyciągnął ją z
niego ten wdowiec. Szkoda, że nie dojrzał w niej kobiety, jaką
jest w rzeczywistości. Traktował ją jako zastępczynię zmarłej
żony. Ponadto teściowa i dwie córeczki zupełnie się z nią nie li-
czyły. Ja też bym od nich odeszła. No, a potem poznała
Markusa. Czyli nie miała wielu mężczyzn. Mam nadzieję, że
Markus i Doris dojdą jednak do porozumienia.

Sylvia wzruszyła ramionami.
- Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, a dobrze wiesz,

że odgrzewana miłość gorzko smakuje.

background image

- Oni nie zerwali ze sobą. Mają przerwę, urlop... Ach, jak zwał

tak zwał. Taka chwilowa separacja umacnia miłość.

Sylvia zaśmiała się.
- Mówisz tak, bo brakuje ci Doris.
- W końcu jest częścią mojej rodziny. Lubię ją.
- Może szczęście się do ciebie uśmiechnie, jeśli chodzi o

Christiana. Z tego, co opowiadałaś, wydaje się być miłym
człowiekiem.

- Uhm, zrobił na mnie dobre wrażenie. Charakteru i wyglądu

zewnętrznego z całą pewnością nie ma po naszej matce, co
budzi nadzieję...

Lena wstała.
- OK, zostawiam cię samą z rozliczeniami. Na mnie też czeka

stos papierów w destylarni. Zaniedbałam moje obowiązki
przez Christiana. Takie rzeczy zdarzają się raczej w
powieściach, a nie w prawdziwym życiu.

- No coś ty! Życie składa się z większej ilości barw niż w

powieści. Mogłybyśmy dyskutować o tym godzinami.
Pozdrów swoich kompanów i nie zapomnij zaprosić ich w
moim imieniu. Czy sama mam do nich zadzwonić?

- Spokojnie, kochana, załatwię to za ciebie. Ucieszą się. Tylko

się nie przepracuj.

background image


Uściskały się, pomachały sobie na pożegnanie, po czym Lena

wyszła z gospody i pobiegła przez rynek po swój rower.

Szkoda, wielka szkoda, że wkrótce nie będzie tego sklepu,

reliktu przeszłości, znaku dawnych czasów.

Lena unikała patrzenia w stronę gabinetu weterynaryjnego,

który od śmierci Martina stał pusty i zaniedbany. Sylvia będzie
musiała coś z nim zrobić.

Wskoczyła na rower i odjechała w stronę Słonecznego

Wzgórza.

Stęskniła się za posiadłością. Zrezygnowała nawet z

odwiedzin na cmentarzu. Nie skręciła również do kapliczki.

background image

Nicola, Aleks i Daniel oczywiście z radością przyjęli

zaproszenie Sylvii. Lenie pozostało tylko zadzwonić do Doris,
na co nie miała zbytniej ochoty, ale obiecała Markusowi i nie
chciała złamać danego mu słowa.

Na automatycznej sekretarce świeciła się czerwona dioda. To

oznaczało, że ktoś próbował się z nią skontaktować.

Dzwonił między innymi Christian. Ubolewał nad tym, że nie

zastał jej w domu. W jego głosie pobrzmiewała nutka
zdenerwowania.

Jedno połączenie było z banku. Dawniej wzdrygnęłaby się,

ponieważ zwykle nie wróżyło to nic dobrego. Teraz mogła być
spokojna. Po uzyskaniu pokaźnych dochodów ze sprzedaży
obrazów na jej koncie spoczywała zawrotna suma pieniędzy.
Zatem bankowcom nie chodziło o przekroczenie limitu konta.

background image

Poza tym ktoś się po prostu rozłączył. Nie nagrał żadnej

wiadomości. Lenę denerwowały takie telefony. Nie można
najzwyczajniej w świecie przeprosić, że się pomyliło?

No i jeszcze jedno połączenie. Prawdopodobnie nic ważnego.
Myliła się.
To była Isabella Wood, aktorka filmowa.
- Cześć, Lena - odezwała się mocnym, czystym głosem. -

Szkoda, że cię nie zastałam. Chciałabym cię zaprosić na
przyjęcie. W sobotę w Herrenburg, w hali miejskiej, odbędzie
się bal charytatywny. Wystąpią interesujący artyści, grający od
klasyki do rocka. Pokoje zarezerwowano w hotelu Grand.
Przepraszam, że wyskakuję z tym w ostatniej chwili, ale
zastąpię chorego kolegę i wygłoszę laudację. Proszę, przyjedź,
sprawisz mi tym przyjemność. Fajnie będzie cię znowu zoba-
czyć. Koncert zaczyna się o dziewiętnastej. Ja zamelduję się w
hotelu już około szesnastej. Przyślij mi wiadomość, ale błagam
- ma być z pozytywną -odpowiedzią.

Hm, Isabella. Zaprosiła ją na galę rozdania nagród. Nicola,

Aleks i Daniel odwiedzili ją także na planie, kiedy kręciła film
w okolicy.

background image

Lena nie zastanawiała się długo. Nie przegapi takiej okazji.

Trochę rozrywki dobrze jej zrobi. Wysłała SMS-a.

Miała nadzieję, że Christian się jeszcze odezwie. Nie było

sensu oddzwaniać. O tej godzinie na pewno pracował.

Zadzwoni do Doris.
Usadowiła się wygodnie w bibliotece i wykręciła numer na

telefon komórkowy. Wyłączona. Zadzwoniła do firmy. Numer
do Brodersena znała na pamięć.

W słuchawce rozbrzmiał głos obcej kobiety.
- Połączyć z panem Brodersenem?
- Nie, dziękuję... Chciałabym rozmawiać z moją szwagierką,

Doris Fahrenbach. Jest chora?

- Nie, nie. Proszę się nie martwić. Pani Fahrenbach ma urlop.
Urlop?
Doris pracowała u Brodersena od niedawna. Nie

przysługiwało jej jeszcze prawo do urlopu.

- Jest na urlopie?
- Tak. Jakoś tak nagle wyszło. Pan Brodersen natychmiast dał

jej wolne. Poleciała do Dubaju.

Do Dubaju? Lena nie wierzyła własnym uszom. Cu u diabła

Doris robiła w Dubaju? I przede

background image

wszystkim, z kim się tam wybrała? Sama by nie pojechała.
- Gdyby pan Hansen mnie poprosił, też bym się od razu

zgodziła - dodała sekretarka.

Pan Hansen? Coś tu się nie trzyma kupy. To raczej nikt z

firmy. Brodersen nie sprzedaje swoich wódek w Dubaju. No,
ale sekretarka najwyraźniej znała pana Hansena.

- Hansen... Hansen... - powtórzyła Lena. - Nie kojarzę tego

nazwiska. Proszę mi pomóc...

Kobieta zachichotała.
- Arne Hansen jest bratankiem pana Brodersena i obecnie

pracuje nad spektakularnym projektem. Na sztucznie
usypanych wyspach będą budowane gigantyczne wieżowce i
pan Hansen upatrzył tam szansę na... W każdym razie szejk
zaprosił go do siebie, a on zabrał ze sobą panią Fahrenbach.

„Tak po prostu?", pomyślała Lena.
Podziękowała za rozmowę.
Doris była niemożliwa. To nie mogła być prawda. Czyżby

upatrzyła sobie kolejny obiekt zainteresowań? Lena
współczuła Markusowi. Co powinna mu powiedzieć?

Zadzwoniła do niego.
- No i? Rozmawiałaś z Doris?

background image

-Nie.
- O Boże, zachorowała? Masz smutny glos.
- Nie, Markus, nie jest chora. Wyjechała w podróż służbową.

Ale nie pytaj o nic więcej, bo nie znam szczegółów.
Dowiedziałam się tego od jej zastępczyni, nie chciałam w tej
sprawie zawracać głowy Brodersenowi. Nie wypada. Odezwie
się na pewno, jak wróci. A teraz wybacz mi, muszę wykonać
jeszcze kilka telefonów.

Źle się czuła z tym, że okłamała Markusa. Tylko co innego

mogła zrobić? Powiedzieć mu, że Doris poleciała z jakimś
panem Hansenem do Dubaju? Podróż służbowa! Taaa, dobre
sobie.

- Jasne, Lena, już ci nie przeszkadzam. Dzięki, że do mnie

zadzwoniłaś. Uspokoiłaś mnie. Normalne, że na takim
wyjeździe nie może sobie pozwalać na prywatne pogaduchy.

Lena wściekła się na Doris i siebie. Nie byłoby lepiej, gdyby

wyłożyła kawę na ławę i nie zwodziła Markusa?

- Markus, muszę koń...
- OK - wszedł jej w słowo. - Dzięki, Lena. Widzimy się

pojutrze i kto wie, może ona do tego czasu wróci z podróży i się
odezwie...

- Uhm, być może. Cześć, Markus.

background image

Odłożyła słuchawkę. Nie będzie więcej kłamać przez Doris.

Wstydziła się, że nie powiedziała Markusowi prawdy.

Wbiegła na górę do sypialni, otworzyła szafę z ubraniami i

zaczęła je przeglądać.

Cóż, że wyglądała w króciutkich włosach jak nieopierzona

kura. Nadal była kobietą i chciała się ładnie zaprezentować na
wieczorze w Herrenburg. Jakby nie patrzeć stanie obok sławnej
Isabelli Wood. Nie może więc wyglądać jak Kopciuszek.

Co powinna założyć na tę uroczystość? Głupio pytać o to

Isabellę.

Nie miała zbyt wielu strojów wieczorowych. Zazwyczaj

ubierała się w małą czarną. Ale ją miała na sobie poprzednim
razem.

Lena przesuwała wieszak za wieszakiem.
- O, ta będzie super - szepnęła do siebie.
Na urlopie na Sri Lance kupiła dwuczęściowy kostium

złożony z prostej długiej spódniczki i równie prostej góry z
jedwabiu w kolorze tabaki. Do tego świetnie pasował szeroki
haftowany szal. Lena miała komplet na sobie tylko dwa razy i
złościła się, że w ogóle go kupiła. No, ale na tę okazję będzie
idealny. Pozostała kwestia biżuterii. Wynajdzie coś w
szkatułce z wisiorkami po prababci.

background image

Gdyby miała choć trochę dłuższe włosy...
Stanęła przed lusterkiem i przejechała palcami po delikatnej

czuprynce, która odrosła jedynie ociupinkę. Co jej odbiło, żeby
się tak oszpecić? Nic tym nie osiągnęła. Problemów nie da się
tak rozwiązać, trzeba stawić im czoło.

Odwróciła się na pięcie i zbiegła na dół.
W tym momencie zabrzęczał telefon.
- Super, że jesteś w domu, Leno - usłyszała głos Daniela. -

Przyjdź do destylarni. Mam dla ciebie niespodziankę.

- Duże zlecenie? Daniel roześmiał się.
- Jedno? Dziewczyno, nie dzwoniłbym do ciebie z powodu

jednego zlecenia. No, ale nie zdradzę nic więcej. Przyjdź!

Nie trzeba było jej tego dwa razy powtarzać. Sięgnęła po

kurtkę i co tchu pobiegła przez podwórko do destylarni.

Z podekscytowania uginały się pod nią kolana.

background image

Sprzedaż obrazów oraz kilka lukratywnych zamówień

podreperowały budżet Leny. Wreszcie nie musiała się martwić
o finanse i o to, czy zdoła uregulować rachunki. Nie musiała
też ciągle prosić dostawców, by szybko zapłacili za wykonaną
usługę. Cudowne uczucie.

Właśnie dostali kolejną porcję niezwykle opłacalnych zleceń,

dlatego mieli ręce pełne roboty i z żalem odwołali kolację u
Sylvii. Na szczęście była wyrozumiała.

Kiedy wyekspediowali w piątek ostatnią przesyłkę,

odetchnęli z ulgą. Zmęczenie dało się im we znaki. Ledwie
powłóczyli nogami.

Aleks, Daniel, Nicola i Lena razem opuścili - biuro i aż

zaniemówili z wrażenia. Na podwórzu stały dwa zupełnie
nowe, błyszczące samochody, pasaty kombi. Jeden srebrny,
drugi antracytowy. Daniel stuknął Aleksa w ramię.

background image

- Spójrz, nasze wymarzone modele. Ktoś je tu postawił, żeby

nas zdenerwować?

Oddzielili się od pań i podeszli bliżej do samochodów.
- Kto zaparkował je na naszym podwórzu?
- uskarżała się Nicola. - Od czego są parkingi?
Rozejrzała się dookoła.
- Nikogo tu nie ma. Na weekend nie spodziewamy się

żadnych gości.

- O Boże, Nicola, ci ludzie zaraz się zjawią... Skoro mamy

takie cacka w zasięgu ręki, przynajmniej je obejrzyjmy.

Aleks pogładził z namaszczeniem błotnik srebrnego

samochodu.

- O Jezusie, właśnie o takim marzyłem... - westchnął. -

Musiałbym wygrać na loterii, żeby go sobie sprawić.

- Stoję obok mojego upragnionego modelu
- wtórował mu Daniel. - W rzeczywistości jest ładniejszy niż

w katalogu. Do kogo należy ten skarb? I dlaczego ktoś
zaparkował te auta akurat tutaj? Chyba rzeczywiście ktoś chce
nas zdenerwować, jak w tej bajce z lisem i za wysoko powie-
szonymi winogronami. Hm, dla takiego samochodu opłaca się
grać w lotto. Chodź, Aleks,

background image

idziemy. Nie chcę widzieć, jak właściciele odjadą nimi z

piskiem opon.

Aleks przykleił nos do szyby szarego auta. Palcami gładził

błyszczący lakier...

- Moje marzenie - szeptał pod nosem.
- Człowieku, ogarnij się! - wrzasnęła Nicola. - Czulej pieścisz

obcy samochód niż mnie. Wyluzuj! Samochody tej klasy
pozostają nadal w sferze twoich marzeń. Na razie musisz się
zadowolić tym, który mamy.

- Masz rację, Nicola.
- Chodź! - Lena pociągnęła go za rękaw. - A ty przestań robić

maślane oczy - zwróciła się do Daniela, który non stop się
oglądał. - Tak się patrzy na kobietę, a nie na pojazd
mechaniczny.

Daniel westchnął.
- Kochana Leno, znasz się na różnych rzeczach, ale nie masz

bladego pojęcia, ile dla mężczyzn znaczą takie cacka.

- Niech ci będzie. Uważam jednak, że wystarczy wam tej

ekscytacji. No, moi drodzy, tempo, tempo, idziemy na kawę! -
zawołała Nicola.

- Te samochody nie mogą stać na terenie mojej posiadłości -

zaprotestowała nagle Lena. - To nie jest parking.

background image

- Nie miej do nas pretensji - stwierdził Daniel. - To nie myje tu

zaparkowaliśmy.

- Zgadza się, ale możecie je przestawić albo... urządzić sobie

jazdę próbną.

Panowie popatrzyli na nią, jakby mówiła do nich w suahili.
- Chłopcy, nic nie rozumiecie? Wiele razy widziałam, jak

przeglądaliście różne prospekty, dyskutowaliście o wadach i
zaletach poszczególnych modeli... Piszczeliście przy tym jak
dzieci... Proszę, tu stoją wasze upragnione auta. Kluczyki są w
stacyjkach, a dokumenty w schowku podręcznym.

- Kupiłaś samochody do firmy? - zapytała Nicola. - Po co

dwa?

Lena pokazała palcem srebrny samochód.
- AD to inicjały Aleksa Dunkela. Potem wskazała

antracytowy.

- A DG to Daniel Greiner.
Panowie znowu wbili w nią zdumiony wzrok.
- Chłopcy, samochody należą do was. Dokładnie takie kolory

sobie życzyliście.

- Oszalałaś?! - wrzasnęła Nicola. - Co to ma znaczyć?
- Chciałam się wam odwdzięczyć za wszystko, co dla mnie

robicie. Aleks, gdybyś nie odnalazł

background image

tych obrazów w starej skrzyni, pewnie by tam zgniły. A

gdybyś się nie upierał, żeby ocenił je rzeczoznawca, pewnie
bym je wyrzuciła, bo mnie one w ogóle się nie podobały.
Zainkasowałam za nie pokaźną sumę i uznałam, że i wy
powinniście na tym skorzystać.

- Lena, te samochody są strasznie drogie - wyjąkał Aleks.
- Nie możesz wydawać na nas tyle pieniędzy - wymamrotał

skołowany Daniel.

- A kto mi zabroni? Stać mnie na taki wydatek. Zrobiłam to z

potrzeby serca. Acha, rozmówiłam się również z waszymi
ubezpieczycielami. Po sprzedaży starych wozów wasze
umowy automatycznie zostaną przepisane na nowe.

- Lena, ja... nie mogę tego przyjąć - wycedził przez zęby

Aleks.

Lena zaśmiała się.
- Możesz, możesz. No, uściskacie mnie wreszcie czynie?!
Uniósł ją do góry i przytulił do siebie z całej siły.
- Dziękuję, Lena. Sfiksowałaś, dziewczyno.
- Jedź już! - zawołała żartobliwie. Zwrócił się do Nicoli.

background image

- Jedziesz ze mną?
Machnęła ręką. Miała łzy w oczach.
- Nie, jazda próbna to domena mężczyzn. Tylko nie pędź za

szybko. Zachowaj resztki rozumu. Chcę cię z powrotem całego
i zdrowego.

- Nicola, znasz mnie przecież. Będę ostrożny. Słowo honoru.
- Oby się sprawdziło to, co mówisz! Aleks wsiadł do

samochodu i odjechał. Daniel zaś podszedł do Leny i chwycił
ją w ramiona.

- Nie wiem... Ja chyba śnię - wyjąkał.
- Danielu, nie śnisz - odparła Lena. - Spójrz, twojego kumpla

już nie widać. Śmiga w kierunku wioski.

- Dziękuję, Lena. Sprawiłaś mi ogromną radość. Jednak za

dużo...

- Nie, Danielu. Tego, co dla mnie robisz, nie da się przeliczyć

na żadne pieniądze. Udanej jazdy!

Pobiegł do samochodu i parę sekund później ruszył.
- Jeśli będziesz bezmyślnie trwonić pieniądze, niedługo nic ci

nie zostanie - stwierdziła Nicola, pociągając za sobą Lenę. -
Butelka wina w zupełności by ich zadowoliła.

background image

Lena położyła rękę na ramieniu Nicoli.
- Coś ty! Głupi pomysł z tym winem. Po pierwsze, mamy

piwnicę pełną win, a po drugie, nasi panowie piją chętniej
zimne piwo. Widziałaś, jacy byli szczęśliwi?

- ]ak mali chłopcy przy choince. Ach, mężczyźni nigdy nie

wydorośleją. Połechtałaś ich ego.

- Chodź, zaparzymy sobie pyszną kawę. Oni tak szybko nie

wrócą.

Nicola uśmiechnęła się.
- Ano. Upiec gofry do kawy?
- Uhm, aż mi ślinka pociekła. Ja poproszę z dżemem

wiśniowym. W tym czasie skoczę na minutkę do domu.
Przyniosę coś.

- Nie możesz później? -Nie.
Pomachała Nicoli i wybiegła.
„Lena wrodziła się w ojca. Jest równie dobroduszna, co on -

pomyślała Nicola. - Spełniła największe marzenie chłopaków.
Wydała na nich fortunę bez mrugnięcia okiem. Cieszyła się, że
udała " się jej niespodzianka. Istny anioł".

Nicola bardzo żałowała, że nie miała przy sobie aparatu

fotograficznego. Uwieczniłaby radość całej czwórki. Jedynie
obawiała się, że Aleks

background image

w najbliższych dniach będzie rozprawiał wyłącznie o swoim

prezencie.

Wstawiła wodę na kawę i zaczęła mieszać masę na gofry.

background image

Lena ponownie przekroczyła próg kuchni Dunkelów.
Nicola zdążyła już nakryć do stołu i ozdobić go świecami

zapachowymi. W całym domu unosił się aromat gofrów.

Lena nigdy nie potrafiła się oprzeć wypiekom Nicoli. Z

przyjemnością usiadła nad talerzem gofrów posmarowanych
dżemem wiśniowym i bitą śmietaną.

- Jeszcze jednego? - spytała Nicola.
- Nie, dziękuję. Chciałabym się zmieścić w moją obcisłą

sukienkę, a po twoich pysznościach przytyło mi się co nieco.

- I dobrze. Przynajmniej nie jesteś chuderlakiem. Kotku,

kobiety zazdroszczą ci figury. Może kawy?

- Chętnie - odparła Lena, podsuwając Nicoli paczuszkę. - Dla

ciebie.

background image

Nicola odsunęła gofry na bok i sięgnęła po paczkę.
- Piękny papier - oznajmiła, rozwiązując zieloną wstążkę.
Jej oczom ukazało się czarne etui. Otworzyła je ostrożnie.
Na ciemnoniebieskim aksamitnym płótnie leżała prześliczna

kolia, zwężający się ku górze złoty naszyjnik wysadzany
perłami i brylantami.

- Och, nie... Nie mogę go przyjąć.
- Ależ możesz. Pamiętasz, jak stałyśmy przed sklepem

jubilerskim w centrum miasta? Nie mogłaś oderwać oczu od tej
kolii. Szeptałaś wtedy: „Gdybym wygrała...".

- Ale nie wygrałam.
- Ty jesteś dla mnie największą wygraną i dlatego chciałabym,

żebyś przyjęła ode mnie ten prezent.

- Lena, on jest zbyt kosztowny. Co ja zrobię z tym

naszyjnikiem?

- Na przykład go założysz, kiedy następnym razem otrzymasz

zaproszenie od Isabelli Wood. Tą kolią ozdobisz każdą
sukienkę.

- Ona jest za droga... Ja... Lena jej przerwała.

background image

- Nicola, będę przeszczęśliwa, jeśli pozwolisz mi spełnić

twoje marzenie. Błagam, kobieto, jesteś moją opoką,
wsparciem, aniołem stróżem, pocieszycielką, ba, rodziną.
Zrobiłaś dla mnie więcej niż moja matka. Gdybym miała ci się
odpłacić w gotówce za twoją łaskawość, musiałabym obrobić
wszystkie banki świata. Proszę, weź tę kolię. Chciałaś ją.

Nicola rozpłakała się.
- Śliczna... Dziękuję, Lena. Szczerze? Ja jestem prostą

kobietą. Takie ozdoby do mnie nie pasują.

- Kochana Nicolo, wylecz się z kompleksów. Do twarzy ci w

tej eleganckiej kolii.

- O Przenajświętsza Panienko, nigdy nie sądziłam, że

kiedykolwiek znajdę się w posiadaniu drogiej biżuterii. Lena,
po tysiąckroć dzięki.

- Załóż ją.
- Tak po prostu? Chyba powinnam się najpierw przebrać.
- Wcale nie. Przymierz ją.
- Skoro nalegasz... O Boże, nie wierzę. Panie, pobłogosław

dzisiejszy dzień. Aleks dostał upragniony samochód, a ja kolię
hrabiny.

- Królowej - zachichotała Lena, wyjmując kolię z etui i

zakładając ją Nicoli. - Wyglądasz

background image

perfekcyjnie - westchnęła z zachwytem. - Jakby ktoś zrobił ją

z myślą o tobie. Prosta, szlachetna i stylowa. Przejrzyj się w
lustrze.

Zaprowadziła Nicolę do przedpokoju, gdzie wisiało wielkie

lustro.

Nicola uważnie przyglądała się sobie, co chwila poprawiając

ułożenie kolii. Uszczypnęła się, żeby się przekonać, że nie śni.

Przełknęła ślinę. Chciała coś powiedzieć, ale nie mogła

wydobyć z siebie ani słowa.

Lena przytuliła się do niej.
- Cudownie wyglądasz, królowo ludzkich serc...
Nicola machnęła ręką.
- Nie przesadzaj. Ten tytuł jest zarezerwowany dla Lady Di.
- W Anglii, nie w Niemczech - odparła Lena. - W naszej

ojczyźnie jesteś bezkonkurencyjna.

- Lena! - mruknęła speszona Nicola, po czym przybliżyła się

do lustra. - Spójrz, jak brylanty błyszczą w świetle.

- Acha. Jubiler wykonał kawał dobrej roboty. Stworzył

cudowne, niepowtarzalne dzieło. To jedyny okaz. Zwykle nie
realizuje prywatnych zamówień. Odstąpił od swoich zasad,
ponieważ

background image

wytłumaczyłam mu, że ta biżuteria zawiśnie na szyi

wspaniałej kobiety.

- Jedzie mi tu czołg? - spytała Nicola, odchylając powiekę. -

Pieniądze go skusiły, kotku. Tak czy owak uszczęśliwiłaś mnie
tym podarkiem. Targają mną mieszane uczucia. Z jednej strony
potwornie się cieszę, a z drugiej zadaję sobie pytanie, czy ja
potrzebuję drogich, ekskluzywnych ozdób. Czy my nie
rzucamy pereł przed wieprze?

- Sprzeciw! Pani Nicolo Dunkel, odbieram pani prawo głosu,

ponieważ zaczyna pani bredzić. Koniec tematu. Widzimy się
wieczorem. Nie zapomnij, że obiecałaś mi pstrąga.

Po tych słowach wyszła na zewnątrz. W nadzwyczaj dobrym

humorze maszerowała przez podwórze. Wywołała uśmiech na
twarzach przyjaciół i tylko to się liczyło.

Po drodze zastanawiała się, jakiej instytucji lub osobie

przekaże datek. Skoro los obdarował ją szczęściem, powinna
się nim podzielić z innymi, szczególnie z tymi, którym nie
wiodło się najlepiej, których nie dosięgły promienie słoneczne.

W sumie i ona żyła w cieniu, jeśli by wziąć pod uwagę jej

życie prywatne. Rozpadł się jej związek, nie dogadywała się z
rodzeństwem...

background image

Stop! Smutki na bok! Raz na wozie, raz pod wozem. Przecież

nie zawsze było źle. W sumie nie powinna narzekać. Oprócz
bolesnych doświadczeń zgromadziła także masę pozytywnych
wrażeń. Odnalazł ją Christian, przyrodni brat, serdeczny
człowiek, miała adoratora Jana...

O właśnie, niepotrzebnie zwlekała z telefonem do niego. Musi

się z nim koniecznie skontaktować. Nadużywała jego
cierpliwości. Oby nie był na nią zły.

Przysłał jej w srebrnej ramce piękny wiersz „Stopnie". A jak

ona mu podziękowała? Jednowyrazowym SMS-em: dziękuję.
Wstydziła się. To nie w jej stylu. Tyle że przy Janie czuła się
nieco skrępowana. Gubiła się, nie wiedziała, jak się zachować.
A on nie wykorzystywał jej nieśmiałości, nie narzucał się ze
swoimi uczuciami. Wykazał się niebywałym taktem. Zjawiał
się zawsze we właściwym miejscu, o właściwej porze i bez
zbędnego szumu jej pomagał.

Po weekendzie się do niego odezwie. Może się umówią?

Zapyta Isabellę, czy wie, gdzie obecnie przebywa Jan. W
końcu oboje przyjaźnili się od przedszkola. To Jan polecił jej
Słoneczne Wzgórze, kiedy przechodziła załamanie.

background image

Lenie zdawało się, że usłyszała warkot silników. Szybko

pobiegła na parking. Fałszywy alarm. Stały tam jedynie stare
samochody Aleksa i Daniela.

Panowie nie wrócili jeszcze z jazdy próbnej. Zajmie im to

zapewne co najmniej kilkadziesiąt minut.

Faceci i samochody...
Zachichotała i weszła do domu.
- Raz na dzień jeden dobry uczynek... - powiedziała pod

nosem.

Ciepło rozlało się po jej sercu.
Miło jest coś dostać, ale milej jest dawać...

background image

Naładowana pozytywną energią Lena wyruszyła w kierunku

Herrenburga. Aby umilić sobie podróż, włączyła radio. W
jednej z rozgłośni trwało akurat słuchowisko. Wybitni aktorzy
czytali trzymający w napięciu kryminał.

Tuż po jego zakończeniu ściszyła radio i chwilę analizowała

akcję i fabułę powieści. Błędnie wytypowała domniemanego
sprawcę. Stawiała na łotra, a przestępcą okazała się na pozór
delikatna Cordula.

Zjechała na lewy pas i wdepnęła pedał gazu. Pół godziny

później dotarła do celu.

Herrenburg było małym miasteczkiem, z którego utworzono

znane i lubiane centrum kulturalno-rozrywkowe.

Większość organizowanych tam imprez finansowano z dopłat

oraz datków poważnych instytucji państwowych.

background image

Hotel Grand był niewielkim, skromnym i dość starym

budyneczkiem

o

charakterystycznej

zabudowie

architektonicznej. Fasada nie powinna nikogo zmylić, gdyż
wystrój oraz aranżacja wnętrza przewyższały klasą większość
nowoczesnych budowli. Atrakcją tego hotelu była strefa
wellness, gdzie Lena miała zamiar spędzić jak najwięcej czasu.

Zamierzała pójść do sauny, na masaż, popływać, poplotkować

z Isabellą, zjeść z nią kolację... Po prostu potrzebowała
wyciszenia i relaksu. Ostatnio za mało odpoczywała.

Młody mężczyzna w szarej liberii odebrał od niej kluczyki do

samochodu, żeby odprowadzić go do garażu, a inny sięgnął po
jej torbę.

Obchodzono się z nią szczególnie troskliwie, ponieważ

przybyła na zaproszenie Isabelli Wood.

Przydzielono jej piękny apartament, tuż obok suity Isabelli.
Lena rozejrzała się po pokoju. Przypominał jej nieco pokój

gościnny w Chateau, zanim Catherine dokonała w nim i
pozostałych pomieszczeniach generalnego remontu. Lena
westchnęła. Catherine zniknęła z życia Jórga, on zaś nosił się z
zamiarem sprzedaży Chateau Dorleac.

background image

Gdzie teraz był? Jeszcze w Nowej Zelandii? Zachciało mu się

wędrówek z plecakiem i aparatem. Chyba postradał zmysły.
Porzucił wszystko, żeby szukać przygód. Co prawda Marcel
czuwał i zarządzał winnicami, jednak to Jórg ponosił za nie
odpowiedzialność,

Lena nie wyobrażała sobie, żeby mogła ot tak wyjechać na

dłuższy czas. Odkąd odziedziczyła Słoneczne Wzgórze,
poświęciła się w pełni tej posiadłości i dbała o swój spadek.
Inwestowała w niego. Naturalnie mogłaby pójść na łatwiznę i
sprzedać działki, dzięki czemu pozbyłaby się kłopotów
finansowych, ale ona nigdy by tego nie zrobiła. Jeśli nawet
musiałaby harować dzień i noc i jadłaby tylko suchy chleb!

Słoneczne Wzgórze od pokoleń znajdowało się w posiadaniu

jej rodu. Żaden z jej przodków nie sprzedał ani skrawka ziemi i
niech tak pozostanie. Zatrzyma ten majątek dla kolejnego
pokolenia.

Kolejnego pokolenia? Przełknęła ślinę. Jakiego? Rozstała się

ze swoją miłością, Thomasem. Na zawsze. Chciała z nim
stworzyć rodzinę. Ale on już był żonaty. Zataił przed nią ten
fakt. Jej oczy momentalnie napełniły się łzami. Błyskawicznie
je otarła.

background image

Dlaczego wciąż rozmyślała o Thomasie? On nie był tego

wart. Oszukał ją, zdradził. Gdyby opowiedział jej o Nancy, nie
miałaby do niego pretensji. Ale zwodził ją...

Rozsunęła suwak torby podróżnej, wyjęła rzeczy i cisnęła je

na wyściełane zieloną poszewką łóżko.

Thomas Sibelius...
Nie chciała o nim myśleć! I nie chciała z nim rozmawiać,

chociaż on usilnie o to zabiegał.

Brzydziła się kłamstwem. Wściekała się na siebie, że nie

mogła go sobie wybić z głowy.

Upchała ubrania w przestronnej szafie, po czym wyjęła

ręcznik i strój kąpielowy.

Woda spłucze z niej wszystkie emocje.

background image

Prosto z basenu poszła do sauny i na masaże. Odprężona

zatrzymała się na chwilę w barze, gdzie wdała się w krótką
pogawędkę z zatrudnioną w hotelu kosmetyczką, która
namówiła ją na mały zabieg.

W salonie upiększającym była chyba raz lub dwa razy i

niekoniecznie tym się zachwyciła. No, ale skoro ktoś jej
proponuje darmową kurację, dlaczego miałaby nie skorzystać.

Niepotrzebnie wygadała się przed kosmetyczką, że

wieczorem wybiera się na uroczystość, ponieważ pani poczuła
się w obowiązku i postanowiła nałożyć Lenie makijaż według
najnowszych trendów.

Kiedy dumna i podekscytowana pokazała Lenie jej odbicie w

lusterku, ta zaniemówiła. Patrzyła na swoją twarz i nie mogła
się rozpoznać. Perfekcyjnie wystylizowany make-up nie był w
jej

background image

guście. Nie znosiła przesadnej tapety i nie zaliczała się do

grupy wypacykowanych panienek, w przeciwieństwie do
swojej siostry Grit i szwagierki Mony, zwolenniczek operacji
plastycznych i botoksu.

- I jak się pani sobie podoba? Zupełnie inna kobieta, prawda?

Ślicznie!

Otóż to, jak inna kobieta, a Lena wolałaby pozostać sobą,

Leną Fahrenbach. Po co zakładać jakieś maski?

Młoda kosmetyczka zachwalała swoje dzieło.
- Pięknie! - prawiła Lenie komplementy. - Stylowo,

nowocześnie... Dziś wieczorem będzie pani najpiękniejszą
kobietą, no, może zaraz po Isabelli Wood. - Westchnęła. -
Chętnie bym ją umalowała. Ale mnie nikt nie dopuści do
gwiazdy filmowej. Sławni ludzie jeżdżą ze swoimi
wizażystkami.

Lena nie przyznała się, że znała Isabellę.
- Pani jest jeszcze młoda. Niewykluczone, że w przyszłości

będzie pani pracowała z gwiazdami. Ma pani talent.

Nie skłamała. Kobieta rzeczywiście spisała się na medal. Grit

piszczałaby z radości. Tyle że Lena nie lubiła się malować.

- Serio? Panią rewelacyjnie się maluje.

background image

Lena pospiesznie wyszła z salonu. Zostawiła wysoki napiwek

i pobiegła do swojego pokoju.

W łazience zmyła z twarzy grubą warstwę pudru, fluidu i

innych kosmetyków.

Po kilku sekundach z zadowoleniem spojrzała w lustro. Taką

siebie znała i właśnie tak chciała wyglądać.

Podkreślała urodę wyłącznie delikatną szminką i tuszem do

rzęs.

Usiadła wygodnie w fotelu i zaczęła przeglądać kolorowe

magazyny, które pokojówka położyła na okrągłym stoliczku.
Jak zwykle nie znalazła w nich nic ciekawego. Jedynie bzdury.
Same plotki i ploteczki.

Aż tu nagle na pierwszej stronie jednego z czasopism ujrzała

zdjęcie Carli Aranchez de Moreira, obwieszonej złotem i
brylantami niczym koń cyrkowy, prężącej się przed
fotografami w zapierającej dech w piersiach sukni
wieczorowej.

Jej matka!
Lena zamknęła czasopismo.
Nie miała z nią najlepszych relacji. Wyrodna matka rozbiła jej

związek z Thomasem i uciekła z południowoamerykańskim
miliarderem. Niedawno wyszło na jaw, iż zataiła fakt, że miała

background image

siostrę bliźniaczkę, której bez skrupułów podrzuciła

pierworodnego syna, Christiana. Co z niej za człowiek?

Lata odrzutowcem po całym globie, każe sobie nadskakiwać,

zalicza mnóstwo sesji fotograficznych i zachowuje się jak
gdyby nigdy nic.

Zakłamana, bezduszna trzpiotka!
Ciekawe, czy Christian nawiązał z nią kontakt? Dotychczas

wszelkie próby kończyły się fiaskiem. Carla nie oddzwaniała.
Lena doskonale wiedziała, że tego nie zrobi. Wyparła się
ślubnych dzieci, więc dlaczego miałaby się zmienić dla syna,
którego pozbyła się zaraz po porodzie?

Lenę dopadł podły nastrój. Włączyła telewizor, żeby skupić

się na czymś przyjemniejszym. Jednak poza paroma
programami kulinarnymi oraz serialami nie było czego
oglądać. Szybko wyłączyła gadające pudło i sięgnęła po
książkę, którą przywiozła ze sobą. Momentalnie zatopiła się w
interesującej lekturze.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 12 Koniec złudzeń (1)
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 08 Promyk nadziei
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 02 Wszystko zaczęło się na przyjęciu
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 03 Szczere wyznanie
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 04 Mój osobisty Romeo
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 13 Druga szansa
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 16 Szczęśliwe rozwiązanie
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 18 Drugi testament
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 07 Rozczarowanie
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 06 Pokusa
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 15 Początek czegoś nowego
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 20 Czas decyzji
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 01 Kłopotliwy spadek 41 str
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 17 Między miłością a cierpieniem
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 10 Dwa serca
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 11 Zaproszenie
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 02 Wszystko zaczęło się na przyjęc
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 19 Powrót do korzeni
Dornberg Michaela Lena ze Słonecznego Wzgórza 09 Spotkanie

więcej podobnych podstron