NORA ROBERTS
TANIEC MARZEŃ
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Kot wylegiwał się w najlepsze; leżał na grzbiecie nieruchomo, z zamkniętymi
oczami, przedmie łapy opierając na białym brzuszku. Jego pomarańczowe futerko
jaśniało w ostatnich promieniach słońca, które padały skośnie przez długie pionowe
ż
aluzje.
Nawet nie drgnął na dźwięk przekręcanego w drzwiach klucza. Jedynie na
moment, słysząc głos swojej pani, zerknął, by natychmiast, gdy skonstatował, że nie
jest sama, leniwie zamknąć oczy. Znowu przyprowadziła do domu tego faceta, za
którym kot nie przepadał. Powrócił więc do swojej drzemki.
- Ależ Ruth, jest dopiero ósma. Jeszcze słońce świeci.
Rzucając klucze na wykwintny stolik w stylu angielskiego baroku, Ruth
zwróciła się do mężczyzny z uśmiechem:
- Donaldzie, uprzedzałam, że umawiamy się na wczesny wieczór. Kolacja była
urocza. Cieszę się, że mnie namówiłeś na wyjście z domu.
- W takim razie daj się namówić na przedłużenie wieczoru - odparł, biorąc ją
w ramiona wypróbowanym ruchem.
Ruth nie odmówiła mu pocałunku, ale gdy ją przyciągnął bliżej, odsunęła się.
- Donaldzie - powiedziała z takim samym niewzruszonym uśmiechem jak
przed pocałunkiem. - Naprawdę musisz już iść.
- Tylko małą szklaneczkę na pożegnanie - powiedział szeptem, całując ją
znowu, delikatnie i zachęcająco.
- Nie dzisiaj. Jutro wcześnie zaczynam, a poza zwykłymi lekcjami mam całą
masę prób i przymiarek. - To mówiąc, wysunęła się z jego ramion.
Pocałował ją w czoło.
- Wolałbym, żeby w grę wchodził inny facet, a nie twój a namiętność do
tańca...
Wzruszył ramionami i z ociąganiem zaczął się zbierać do wyjścia. Czyżby
jego dotyk stracił swoją moc, nie przyciągał już jak magnes? Trzeba się nad tym
zastanowić.
Ruth Bannion była pierwszą kobietą od ponad dziesięciu lat, która tak
konsekwentnie i skutecznie opierała się jego zalotom. Więc dlaczego wciąż do niej
wraca, zapytywał siebie samego. Otworzyła przed nim drzwi i posyłając mu ostatni
przeciągły uśmiech, ponaglała do wyjścia. Rzut oka na jej sylwetkę, gdy stała w
przyćmionym świetle, zanim zamknęła drzwi, wystarczył mu za odpowiedź. Była
więcej niż piękna - była niepowtarzalna.
Nie przestając się uśmiechać, Ruth założyła łańcuch i zabezpieczyła drzwi.
Ceniła sobie towarzystwo Donalda Keysera. Był wysokim przystojnym brunetem,
miał bezbłędny gust i cięty dowcip. Krótko mówiąc, miał styl. Ceniła go też jako pro-
jektanta mody i nosiła całą masę jego kreacji, mogła się też odprężyć w jego
towarzystwie - jeżeli tylko znajdowała czas. Oczywiście, zdawała sobie sprawę z
faktu, że Donald wolałby, aby ich znajomość przybrała bardziej intymny charakter.
Dla Ruth ten problem nie istniał: czuła do Donalda sympatię i lubiła go. Ale to
wszystko, jeśli chodzi o emocje. Nie podniecał jej i nie poruszał. O ile wiedziała, że
jest w stanie ją rozśmieszyć i rozweselić, o tyle mocno powątpiewała, by mógł z niej
wydobyć płacz albo krzyk. Niemniej po jego wyjściu poczuła żal. Bolesne uczucie
samotności spadło na nią nagle i nieoczekiwanie.
Odwróciła się, by się sobie przyjrzeć. Prostokątne lustro w pozłacanych
ramach było jednym z jej pierwszych zakupów po wprowadzeniu się do tego
mieszkania. Szkło było stare, a kosztowało obłędnie drogo, pomimo czarnych plamek
w okolicy górnego prawego narożnika. Bardzo jej zależało, by je powiesić na ścianie
własnego apartamentu, własnego domu. Teraz, w holu, w zapadającym szybko mroku,
wpatrywała się w swoje odbicie.
Rozpuszczone na wieczór włosy opadły jej na ramiona i sięgały poza łokcie.
Niecierpliwym ruchem odrzuciła je do tyłu. Gęste i czarne, podniosły się do góry i
posłusznie ułożyły na plecach. Twarz Ruth, podobnie jak jej cała sylwetka, była
szczupła i delikatna, ale rysy miała nieregularne. Pełne usta, mały, prosty nos,
subtelnie zaznaczony podbródek i dominujące, lekko skośne jak u kota, ogromne
ciemnobrązowe oczy i ciemne, proste brwi.
Mówiono, że ma egzotyczną urodę. Nie uważała się za piękną, wiedziała
tylko, że przy odpowiednim makijażu i oświetleniu może fantastycznie wyglądać, ale
to zupełnie co innego. To było złudzenie, rola, nie zaś Ruth Bannion.
Westchnąwszy, odwróciła się od lustra i podeszła do obitej pluszem
wiktoriańskiej sofy. Wiedząc, że jest teraz sama, Niżyński przeciągnął się, ziewnął
lubieżnie, po czym przeszedł parę kroków i zwinął się w kłębek na jej kolanach.
Machinalnie podrapała swojego ulubieńca za uchem. Kim właściwie jest Ruth
Bannion? - zastanawiała się.
Przed pięcioma laty była jeszcze bardzo zieloną i bardzo gorliwą uczennicą,
rozpoczynającą nowy etap nauki w Nowym Jorku. Dzięki Lindsay, wspomniała z
rozrzewnieniem.
Lindsay Dunne - instruktorka, przyjaciółka, idol - najwspanialsza balerina
tańca klasycznego, jaką kiedykolwiek było jej dane oglądać. To ona nakłoniła
wujaszka Setha, żeby jej pozwolił tutaj przyjechać. Gdy pomyślała o nich -
małżeństwie mieszkającym razem z dziećmi w Domu na Klifach w Connecticut - od
razu zrobiło jej się cieplej na sercu. Ilekroć ich odwiedzała, miłość i szczęście
towarzyszyły jej jeszcze przez parę tygodni po powrocie. Nigdy nie spotkała dwojga
ludzi tak idealnie pasujących do siebie i bardziej zakochanych. Może z wyjątkiem
własnych rodziców.
Jeszcze teraz, po sześciu latach, na myśl o rodzicach ogarniał ją bezgraniczny
smutek z powodu tragicznej straty dwojga wspaniałych, czułych ludzi. Paradoksalnie
w ich śmierci dopatrywała się przyczyny, dla której znalazła się tutaj, gdzie jest obec-
nie.
Seth Bannion został jej opiekunem, a przeprowadzka do nadmorskiego
miasteczka w Connecticut przywiodła ich oboje do Lindsay. Z kolei Lindsay
przekonała Setha, że Ruth musi intensywniej ćwiczyć. Ruth wiedziała, ile go koszto-
wało wyrażenie zgody na jej przeniesienie się do Nowego Jorku. Przecież miała
wówczas zaledwie siedemnaście lat.
Wprawdzie państwo Evanston, u których zamieszkała, chuchali na nią i dbali
jak o własne dziecko, ale Seth długo nie mógł się pogodzić z myślą o trudach i
wyzwaniach życia, jakie wybrała. Wahał się i wzbraniał, ponieważ ją kochał.
Również podejmując ostateczną decyzję, kierował się miłością. Jej życie zmieniło się
radykalnie.
A może zmieniło się już wtedy, gdy po raz pierwszy przekroczyła próg studia
tańca Lindsay? Tam po raz pierwszy zatańczyła przed Davidovem.
Jakże była przerażona! Stała przed obliczem mężczyzny okrzyczanego
najwspanialszym tancerzem dekady. Nikolai Davidov - mistrz i legenda, któremu
partnerowały tylko najbardziej utalentowane baleriny, włącznie z Lindsay Dunne. Co
więcej, przyjechał do Connecticut, by nakłonić Lindsay do powrotu do Nowego Jorku
i zatańczenia w balecie, który sam napisał.
Ruth czuła się oszołomiona i onieśmielona jego obecnością, i kiedy jej kazał
zatańczyć, była jak sparaliżowana. Ale był czarujący. Kładąc głowę na poduszkach,
uśmiechnęła się na tamto wspomnienie. Gdy chciał, potrafił był najbardziej uroczym
człowiekiem na świecie. Więc go posłuchała i już po chwili zatraciła się w tańcu i
muzyce. Wtedy to wypowiedział te proste, przyprawiające o zawrót głowy słowa:
- Kiedy będziesz w Nowym Jorku, zgłoś się do mnie...
Była bardzo młoda i święcie przekonana, że nazwisko Nikolaia Davidova
powinno się wymawiać z czcią i szeptem. Gdyby jej kazał zatańczyć boso na ulicach
Broadwayu, zrobiłaby to bez wahania.
Tyrała, by mu się przypodobać, drżała ze strachu, gdy wpadał w furię, ciężko
przeżywała lodowaty ton jego głosu, kiedy ją ganił. Zmuszał ją i dopingował. Był
nieustępliwy i nieludzko wymagający. Bywały noce, kiedy kuliła się w łóżku, zbyt
wyczerpana, żeby chociaż popłakać. Z kolei wystarczyło, by się uśmiechnął, rzucił
jakiś komplement, a wszelki ból i cierpienie znikały bez śladu.
Tańczyła z nim, walczyła z nim i kłóciła się, śmiała się z nim i obserwowała
go, a jednak, po tylu latach, nie rozszyfrowała jego jakże nieuchwytnej, zmiennej
natury i charakteru.
Pomyślała, że może w tym tkwi sekret jego powodzenia u kobiet: delikatna
otoczka tajemniczości, obcy akcent, a także powściągliwość, jeśli chodzi o przeszłość.
Uśmiechnęła się, wspominając, jak strasznie się w nim durzyła. Nawet tego
nie zauważył! Miała zaledwie osiemnaście lat. On miał prawie trzydzieści i otaczały
go piękne kobiety.
A właściwie ciągle go otaczają, pomyślała, uśmiechając się posępnie, po czym
wstała z kanapy, żeby się rozprostować. Kot, usunięty z jej kolan, obruszył się i
przeniósł w inne miejsce.
Zachowałam nienaruszone serce i nic mu nie zagraża, uznała Ruth. Może jest
nawet aż nazbyt bezpieczne. Pomyślała o Donaldzie. No cóż, trudno. Ziewnęła i
przeciągnęła się znowu. Jutro, z samego rana, zaczyna lekcje.
Ruth spływała potem. Choreografia „Czerwonej róży” autorstwa Nicka, jak
zawsze skomplikowana i zawiła, wymagała od tancerza maksymalnego wysiłku. Ruth
zatrzymała się przy drążku na krótki, niezbędny odpoczynek. Reszta obsady
rozproszyła się po sali prób - jedni tańczyli, stosując się do padających niestrudzenie z
ust Nicka poleceń, inni, jak ona, czekali, aż znowu zostaną przywołani.
Była dopiero jedenasta, ale Ruth ćwiczyła już od dwóch godzin. Długa, luźna
koszulka, którą włożyła na trykot, miała ciemne plamy od potu; kilka pasemek
włosów wysunęło się spod ciasnej opaski. Teraz jednak, obserwując demonstrowany
przez Nicka fragment tańca, zapomniała o całym zmęczeniu. Nick jest absolutnie
fantastyczny.
Jako kierownik artystyczny zespołu i twórca baletów nie musiał już tańczyć,
ż
eby być na świeczniku. Tańczył, ponieważ był do tego stworzony. Miał nieco ponad
- metr siedemdziesiąt wzrostu, ale szczupła i sprężysta budowa sprawiała, że wydawał
się wyższy. Złociste i delikatne niczym mgiełka włosy wiły się niedbale wokół
twarzy, która nigdy nie utraciła chłopięcego wdzięku. Miał piękne usta - pełne, o
finezyjnym wykroju. A kiedy się uśmiechał...
Kiedy się uśmiechał, nie można mu było się oprzeć; delikatne wachlarzyki
zmarszczek rozchodziły się od jego oczu, których tęczówki stawały się
niewiarygodnie niebieskie.
Patrząc, jak demonstruje obrót, Ruth mogła tylko dziękować losowi, że w
wieku trzydziestu trzech lat, przy wszystkich innych zawodowych obowiązkach, Nick
Davidov nadal jeszcze tańczy. I to jak! Szybkim, krótkim ruchem ręki dał znak piani-
ś
cie, żeby przestał grać.
- W porządku, dzieciaki - powiedział melodyjnie, z rosyjskim akcentem. -
Mogło być gorzej.
Takie zdanie w ustach Davidova brzmi jak najwyższa pochwała, pomyślała
Ruth, kryjąc ironiczny uśmiech.
- Ruth, pas de deux z pierwszego aktu. Niezwłocznie do niego podeszła; Nick
był humorzastą istotą - miewał zmienne, krańcowo różne i niczym niewytłumaczalne
nastroje. Dzisiaj robił wrażenie zaaferowanego bez reszty. Ruth umiała się do niego
dostosować.
Stojąc twarzami do siebie, zbliżyli prawe ręce i złączyli dłonie. Bez słowa
zaczęli.
Była to początkowa scena miłosna, raczej żartobliwy, zalotny pojedynek
aniżeli wyraz gorących uczuć. Ale tym razem Nick nie napisał bajki. Napisał balet o
burzliwej i płomiennej miłości. Głównymi postaciami są książę i Cyganka, postaci z
krwi i kości, pełne temperamentu. I dlatego tańce muszą tryskać życiem. Bohaterowie
prowokują się nawzajem; on prosi, ona odmawia. Odrzucona głowa, machnięcie ręką
akcentują od czasu do czasu nastrój.
Późne letnie słońce sączy się przez okna, rysuje wzory na posadzce.
Niezauważone krople potu spływają po plecach Ruth, która wślizguje się i wymyka z
objęć Nicka. Charakter Carlotty na przemian drażni i zachwyca księcia. Zmienna
tonacja pojedynku ich serc ustala się już podczas pierwszego spotkania.
Dawno temu, w takich momentach jak ten, tańcząc z Nickiem, Ruth zdała
sobie sprawę, że zawsze będzie go wielbić i czcić - jako tancerza i jako legendę.
Partnerowanie mu było najważniejszym wydarzeniem jej życia. To on sprawił, że
przeszła samą siebie, że przekroczyła własne, najśmielsze oczekiwania.
W drodze od uczennicy przez corps de ballet do głównej tancerki Ruth
tańczyła z wieloma partnerami, ale żaden z nich nie mógł się równać z Nickiem
Davidovem - tak pod względem błyskotliwości, jak i precyzji. A także wytrzymałości,
pomyślała, krzywiąc się w środku, gdy zarządził powtórzenie całego pas de deux.
Ponieważ pianista przewracał kartki nut, zyskała chwilę na złapanie oddechu.
Nick odwrócił się ku niej, podnosząc i zbliżając do niej dłoń.
- Gdzie się dzisiaj podziały twoja namiętność i pasja, maleńka? - zapytał.
Wiedział, że nie znosi, gdy ją wita w ten sposób. Skwitował uśmiechem jej
wyniosłe spojrzenie. Bez słowa złączyła z nim dłoń.
- No, Cyganko, wyraź ciałem i wzrokiem, żebym sobie poszedł do diabła.
Jeszcze raz.
Zaczęli, ale tym razem Ruth już nie myślała o przyjemności tańczenia z
Nickiem, ale rywalizowała z nim - krok po kroku, skok za skokiem. Jej poirytowanie
przynosiło dokładnie taki efekt, o jaki mu chodziło.
Prowokowała go, by dał z siebie więcej. Gdy ją przyciągał, piorunowała go
wzrokiem. Zatrzymywała się w jego ramionach, by już po chwili wymknąć się z nich i
wykonując grand jęte, wyzwać go, by za nią podążył.
Skończyli tak, jak zaczęli, dłoń przy dłoni, z jej odrzuconą do tyłu głową.
Ś
miejąc się, Nick przygarnął ją do siebie i entuzjastycznie pocałował w oba policzki.
- No właśnie, o to mi chodziło, byłaś cudowna! Gardzisz mną, nawet wtedy,
kiedy podajesz mi rękę.
Oddychała szybko. Jej wzrok nadal płonął gniewem. Kiedy spojrzała w jego
oczy, poczuła krótkie, idące od dołu wzdłuż kręgosłupa rozpraszające ją łaskotanie.
Dostrzegła, że i Nick zareagował podobnie. Zobaczyła to w jego oczach, poznała po
uścisku palców, które zatrzymał na jej plecach. Po chwili wszystko minęło i Nick
odsunął ją od siebie.
- Pora na lunch - oznajmił, a zawtórował mu chór chętnych. Sala
błyskawicznie opustoszała. - Ruth, chciałbym z tobą porozmawiać. - Chwycił jej rękę,
kiedy się odwracała, by dołączyć do reszty.
- Po lunchu.
- Nie, teraz. Ściągnęła brwi.
- Nie jadłam śniadania.
- W lodówce na dole znajdziesz jogurt i butelkę wody perrier. - Puścił ją i
podszedł do fortepianu. Usiadł i zaczął improwizować. - I weź coś dla mnie.
Biorąc się pod boki, spiorunowała go wzrokiem. Jeszcze się nie zdarzyło, by
nie postawił na swoim! Czy mnie kiedykolwiek zapytał, jakie w danej chwili mam
plany? Z góry zakłada, że jak grzeczna dziewczynka będę spełniać każde jego
ż
yczenie!
- To jest nie do zniesienia - rzekła na głos. Nie przestając grać, popatrzył w jej
stronę.
- Mówiłaś coś?
- Tak. Powiedziałam, że jesteś nie do zniesienia.
- Owszem, jestem! - Uśmiechnął się rozbrajająco.
Zaśmiała się wbrew sobie.
- Jaki smak? Jogurtu - przypomniała mu, gdy spojrzał na nią, jakby nie
rozumiał, o co jej chodzi. - Jaki ma być smak jogurtu, Davidov?
Po chwili wróciła obładowana kubeczkami jogurtów, łyżeczkami, szklankami
i dużą butelką wody. Dochodzący z kantyny na dole gwar mieszał się z dźwiękami
fortepianu na górze. Nick grał powolną, bluesową melodię. Była to jedna z jego włas-
nych kompozycji. Nie, nie kompozycji, poprawiła się, przystając w drzwiach i
obserwując go. Kompozycję zapisuje się, utrwala. Ta muzyka płynie prosto z serca,
odzwierciedla stan duszy.
Promienie słońca padały na jego włosy i ręce - długie, wąskie dłonie o
ruchliwych i giętkich palcach, które gestem mogły wyrazić więcej niż niejedna osoba
mową.
Wygląda, jakby był bardzo samotny!
To nagłe odkrycie wytrąciło ją z równowagi. Nie, to przez tę muzykę,
pomyślała. Gra taką smutną melodię. Podeszła do niego, a jej stopy w baletkach nie
wydawały żadnego dźwięku na drewnianej podłodze.
- Wyglądasz, jakbyś był bardzo samotny, Nick.
Sądząc po sposobie, w jaki poderwał głowę, domyśliła się, że wytrąciła go z
głębokiej zadumy, wtargnęła w intymne myśli. Przez chwilę patrzył na nią dziwnie,
trzymając zawieszone nieruchomo nad klawiaturą palce.
- Już nie jestem - odpowiedział. - Ale nie o tym chciałem z tobą rozmawiać.
- Czyżby to miał być służbowy lunch? - skrzywiła się, stawiając kartoniki z
jogurtem na fortepianie.
- Nie. - Sięgnął po perriera, zdjął nakrętkę. - Jeszcze byśmy się posprzeczali, a
to źle działa na trawienie. Chodź, siadaj obok.
Ruth zajęła miejsce na ławeczce. Zachodziła w głowę, o jaką to ważną sprawę
może mu chodzić. Siedziała lekko spięta, nie wiedząc, czy będzie grzmiał, czy okaże
się łaskawy. Przebywanie z nim zawsze graniczyło z ryzykiem.
- W czym problem? - zapytała, sięgając po jogurt i łyżeczkę.
- To właśnie chciałbym usłyszeć od ciebie.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi. - Czując na sobie baczny wzrok, odwróciła
głowę w jego stronę.
- Dzwoniła Lindsay.
- I co? - spytała zaintrygowana i odrobinę zbita z tropu.
- Uważa, że nie jesteś szczęśliwa. - Od jego ustawicznego wpatrywania się w
nią zdrętwiał jej kark. Odwróciła się więc ponownie i napięcie zelżało. Nikt, tak jak
on, nie potrafił wytrącić jej z równowagi samym tylko spojrzeniem.
- Lindsay za bardzo się wszystkim przejmuje - odpowiedziała lekko,
zanurzając łyżeczkę w jogurcie.
- Jesteś nieszczęśliwa, Ruth? - Położył rękę na jej ramieniu, zmuszając, by
zwróciła głowę w jego stronę.
- Nie - odparła natychmiast, zgodnie z prawdą. Przesłała mu tak dla niej
charakterystyczny półuśmiech. - Nie.
Nadal badał jej twarz.
- Jesteś szczęśliwa?
Otworzyła usta, chcąc odpowiedzieć, po czym je zamknęła, wydając krótki,
nerwowy dźwięk. Czy musi tak na nią patrzeć, żądając uczciwej odpowiedzi? A
przecież wiedziała, że nie zbędzie go byle czym.
- A powinnam?
Zaczęła się podnosić, ale ją przytrzymał.
- Ruth... - Nie pozostało jej nic innego, jak znowu spojrzeć mu w oczy. - Czyż
nie jesteśmy przyjaciółmi?
Szukała słów. Zwykłe „tak” nie oddałoby chyba złożoności jej uczuć do niego,
a tym bardziej nierównej hierarchii ich wzajemnych stosunków.
- Czasami - odparła ostrożnie. - Czasami jesteśmy.
Nick zaakceptował odpowiedź, która, sądząc po błysku w oczach, nawet go
trochę rozbawiła.
- Dobrze to ujęłaś.
Nieoczekiwanie chwycił jej dłonie i podniósł do ust. A jego usta były jak szept
na jej skórze. Zajrzał jej głęboko w oczy.
- Powiesz mi, dlaczego nie jesteś szczęśliwa? Ostrożnie, spokojnie Ruth
wysunęła wreszcie dłonie. Niełatwo było zachować trzeźwość umysłu, gdy jej
dotykał. Był żywą istotą, mężczyzną z krwi i kości, i domagał się równie żywej
reakcji z jej strony. Wstała i przeszła do okna. W dole kipiało życie Manhattanu.
- Jeśli mam być szczera - zaczęła z namysłem - nie zastanawiałam się wiele
nad swoim szczęściem. Och, nie! - Roześmiała się i potrząsnęła głową - To brzmi
pompatycznie.
Odwróciła się błyskawicznie ku niemu, ale na jego twarzy nie dostrzegła
uśmiechu.
- Nick, chciałam tylko powiedzieć, że dopóki mnie nie zapytałeś, po prostu nie
myślałam, że jestem nieszczęśliwa.
Wzruszyła ramionami i stała nieruchomo oparta plecami o okno. Nick nalał
trochę gazowanej wody, wstał i podał jej.
- Lindsay martwi się o ciebie.
- Lindsay ma dość zmartwień na głowie: wujaszek Seth, dzieciaki, a także jej
szkoła.
- Ona cię kocha - powiedział zwyczajnie.
- Tak, wiem, że mnie kocha.
- To cię dziwi? - Machinalnie nawinął na palec luźny kosmyk jej włosów.
Delikatny jak jedwab i odrobinę wilgotny.
- Jej wielkie serce zdumiewa mnie. I chyba już zawsze tak będzie. -
Zatrzymała się na chwilę, po czym szybko, w obawie, że zabraknie jej odwagi,
zapytała: - Kochałeś się w niej kiedykolwiek?
- Tak - odparł natychmiast, bez zakłopotania i żalu. - Dawno temu i krótko. -
Uśmiechnął się i poprawił wysuwające się spinki we włosach Ruth. - Po prostu
zawsze była dla mnie nieosiągalna. Po czym, zanim się zorientowałem, zostaliśmy
przyjaciółmi.
- Dziwne - zauważyła po chwili. - Wprost nie mogę uwierzyć, że może być coś
nieosiągalnego dla ciebie.
Uśmiechnął się.
- Byłem bardzo młody, a dokładnie w twoim wieku. A poza tym rozmawiamy
o tobie, a nie o Lindsay. Obawia się, że może za wiele od ciebie wymagam, że cię
zamęczam.
- Ty, Nikolai?
- No właśnie, byłem tym tak samo zdziwiony jak ty.
Podeszła do fortepianu i zamieniła wodę na jogurt.
- Mam się doskonale i chyba jej tak odpowiedziałeś. - Ponieważ milczał,
odwróciła się ku niemu z łyżeczką w ustach. - Nick?
- Pomyślałem, że może masz jakiś nieudany... związek.
- Sugerujesz, że mogę być nieszczęśliwa z powodu kochanka? - spytała
zaskoczona.
- Widzę, że potrafisz nazwać rzecz po imieniu, malutka.
- Nie jestem dzieckiem - odparowała gniewnie. - I nie zamierzam...
- Nadal widujesz się z tym projektantem? - przerwał bezceremonialnie.
- Projektant ma imię i nazwisko - wtrąciła ostro. - Donald Keyser. Mówisz o
nim tak, jak gdyby był znakiem firmowym na ubraniu.
- Naprawdę? - Posłał jej najniewinniejszy z jego uśmiechów. - Ale wciąż nie
odpowiadasz na moje pytanie.
- Nie. - Sięgnęła po szklankę perriera, spokojnie ją wysączyła, i tylko jej oczy
zdradzały wzburzenie.
- Ruth, nadal się z nim widujesz?
- Nie twój interes. - Ton jej głosu był lekki i swobodny, ale tylko pozornie.
- Jesteś członkiem zespołu, którego ja jestem szefem.
- Czyżbyś dodatkowo podjął się jeszcze roli spowiednika? - odgryzła się Ruth.
- Czy twoi tancerze muszą uzyskiwać twoją aprobatę przy wyborze partnerów?
- Uważaj, nie prowokuj mnie - padło ostrzeżenie.
- Przed nikim, nawet przed tobą, nie będę się tłumaczyć z mojego prywatnego
ż
ycia. Przychodzę na zajęcia, punktualnie pojawiam się na próbach. Nie oszczędzam
się w pracy, Nick.
- Czy ktoś cię prosił, żebyś się usprawiedliwiała?
- Właściwie to nie. Ale odgrywasz rolę srogiego wujaszka, i to mnie męczy. -
Podeszła do niego. - Mam jednego, więc już ty nie musisz mnie kontrolować.
- Nie muszę? - Pociągnął wysuwającą się spinkę z jej włosów, zaczął ją
obracać w palcach, jednocześnie świdrując Ruth wzrokiem.
Rozwścieczył ją pobłażliwy ton jego głosu.
- Nie! Przestań mnie wreszcie traktować jak dziecko! - zawołała, odrzucając
hardo głowę.
Szybki, gwałtowny ruch, jakim ją chwycił za ramiona, zaskoczył ją.
Przyciągnął ją do siebie blisko, bardzo blisko - niemal się z nią stopił. Choć dobrze
znała jego ciało, teraz było inaczej. Wiedziała, że jest zdolny do nagłych wybuchów
wściekłości i umiała sobie z nimi radzić, ale teraz...
Zdumiała ją także reakcja własnego ciała. Ich serca biły w jednym rytmie.
Czuła wbijające się w ciało końce jego palców, ale to nie bolało. Zaciśnięte w pięści
dłonie, które podniosła, by go odepchnąć, zawisły w bezruchu.
Wpatrywał się w jej usta, a ją przeszył tęskny ból - ostrzejszy i słodszy od
wszystkiego, czego dotychczas doświadczyła. Była oszołomiona.
Powoli, wiedząc jedynie, że musi pamiętać o oddychaniu, Ruth pochyliła się
naprzód, zamknęła oczy i czekała na jego pocałunek. Rozchyliła wargi, czując na nich
jego niespokojny oddech. Rozmarzona, wypowiedziała jego imię.
I wtedy nagle szarpnął się i mrucząc rosyjskie przekleństwo, odsunął ją od
siebie.
- Powinnaś mieć trochę rozumu w głowie i celowo mnie nie złościć.
- To właśnie poczułeś? - zapytała, dotknięta, że ją odepchnął.
- Nie przeciągaj struny - mruknął, zbywając ją wzruszeniem ramion. Był zły. -
Trzymaj się swojego projektanta mody - burknął na koniec spokojniejszym już tonem
i wrócił do fortepianu. - Skoro tak ci z nim dobrze idzie. Usiadł i zaczął grać.
ROZDZIAŁ DRUGI
Chyba to sobie wymyśliła.
Ruth na nowo przeżywała ten nagły przypływ wzmożonego pożądania, jakiego
doświadczyła w objęciach Nicka. Nie, coś mi się pomieszało, przekonywała siebie
kolejny raz. Trzymał mnie w ramionach niezliczoną ilość razy i nigdy, przenigdy nie
czułam niczego takiego. Podobnie zresztą później, gdy po przerwie trzymał mnie w
ramionach jeszcze co najmniej pięć razy, dumała, zmywając z siebie brud i znój z
całego dnia.
A jednak nie da się ukryć, że coś było, jakby jakieś wyładowanie w powietrzu,
gdy parokrotnie powtarzali fragment baletu. Ale to raczej wynik ogólnego
poirytowania i napięcia.
Ostry strumień wody zmoczył jej włosy, które przylgnęły do gołych pleców.
Teraz, w samotności, próbowała ocenić swoją reakcję na zachowanie Nicka.
Była na wskroś fizyczna i szokująco impulsywna. Jako kontrast Ruth
przywołała w pamięci ciepłe i czułe pocałunki Donalda - łagodną, łatwą do
opanowania pokusę. Stosował wszystkie tradycyjne chwyty uwodzenia: kwiaty,
ś
wiece, intymne kolacje. Przy nim było... - szukała odpowiedniego słowa -
przyjemnie. Och, oczywiście, że takie stwierdzenie nie pochlebi żadnemu
prawdziwemu mężczyźnie! Jednak poza przyjemnością nie oczekiwała niczego, ani z
Donaldem, ani z jakimkolwiek znanym jej mężczyzną.
Aż tu nagle wystarczyła jedna krótka chwila, żeby mężczyzna, z którym
pracowała od lat, mężczyzna, który jednym słowem doprowadzał ją do szału albo
wzruszał swoim tańcem do łez, wzniecił w niej taką burzę namiętności. Tego już nie
można nazwać po prostu przyjemnością.
Nigdy jej nie pocałował, dumała, ani też nie przytulił jak kochanek, ale...
Doszła do wniosku, że to był przypadek. Traf losu, pomyślała, zakręcając
prysznic. Ot, taka nieoczekiwana reakcja łańcuchowa, będąca następstwem
namiętnego tańca oraz irytującej wymiany zdań.
Goła i mokra, Ruth sięgnęła po ręcznik. Zaczęła się wycierać. Była drobna i
delikatnie zbudowana, szczupła, ale spełniająca kryteria tancerki i jak każda tancerka,
dokładnie znająca swoje ciało. Miała długie, zgrabne i gibkie kończyny. To właśnie ta
jej budowa klasycznej tancerki - a także wypadki losowe jej życia - przywiodły ją
przed laty do Lindsay.
Lindsay. Na myśl o niej uśmiechnęła się. Miała żywo w pamięci jej ognisty
taniec w „Don Kichocie” - balecie, w którym Lindsay tańczyła główną partię kobiecą
i który Ruth podziwiała, zanim się jeszcze spotkały. A ich pierwsze spotkanie! Jakże
była przejęta i wzruszona, stojąc twarzą w twarz ze sławną primabaleriną! Wówczas
to, przed laty, w szkółce baletowej Lindsay, Ruth miała czelność oznajmić, że ona
również pewnego dnia zatańczy w „Don Kichocie”!
I dopięła swego. A na jej występ przybyli wujaszek Seth i Lindsay, która była
w ósmym miesiącu ciąży. Lindsay aż się popłakała, zaś Nick żartował, a nawet drażnił
się z nią.
Wytarłszy się, zmięła ręcznik, rzuciła go byle gdzie i sięgnęła po szlafrok.
Westchnęła. Tylko Lindsay mogła się domyślić, że coś jest nie tak. Ruth zawiązała
pasek cienkiego szlafroczka w kolorze fuksji i wzięła szczotkę do włosów. Teraz,
odtwarzając w pamięci ich ostatnią rozmowę telefoniczną, przypomniała sobie, że
mówiła jej o Donaldzie.
Mówiła jej także o cudownej skrzyneczce, którą wypatrzyła w Greenwich
Village. Paplały o dzieciach, a wujaszek Seth wręcz zaklinał ją, żeby ich odwiedziła w
pierwszy wolny weekend.
Na podstawie skrawków informacji i rodzinnych pogaduszek Lindsay wyczuła
coś, z czego sama Ruth nie zdawała sobie sprawy. Zafrasowała się. Chyba
rzeczywiście nie jest szczęśliwa. Nie nieszczęśliwa, pomyślała i delikatnie
przeciągnęła szczotką po długich, mokrych włosach. Po prostu nie
usatysfakcjonowana.
Bzdura, żachnęła się. Ma wszystko, czego zawsze pragnęła. Jest główną
tancerką w znanym zespole i ma wyrobione nazwisko w świecie baletu. Wkrótce
zatańczy główną żeńską rolę w najnowszym balecie Davidova. Praca jest ciężka i
wymagająca, ale Ruth wręcz za nią przepada. Jest stworzona do takiego właśnie życia.
A jednak czasami ją kusi, żeby sprzeniewierzyć się zasadom, uciec w te pędy
do tamtego wędrownego życia, które poznała, będąc dzieckiem. Jakaż to była
wolność, jaka przygoda! Na samo wspomnienie pojaśniał jej wzrok. Narty w
Szwajcarii, gdzie powietrze było tak zimne i czyste, że przy oddychaniu bolało gardło.
Zapachy i barwy Stambułu. Chude dzieci z wielkimi oczami na Krecie; zabawny
pokoik ze szklanymi gałkami u drzwi w ich siedzibie w Bonn.
Przez te wszystkie lata podróżowała z rodzicami, którzy byli dziennikarzami.
Czy zabawili gdzieś dłużej niż trzy miesiące? W takich warunkach trudno było
przywiązać się do czegoś, poza samymi sobą. I poza tańcem.
Towarzyszył jej stale, podróżował z nią w jej wiecznie zmieniającym się
otoczeniu. Nauczyciele zwracali się do niej w różnych językach, z różnym akcentem,
podczas gdy taniec pozostawał jej wierny.
Lata spędzone w podróży przyspieszyły dojrzewanie Ruth; nie było mowy o
nieśmiałości, była natomiast samowystarczalność i rozwaga. A potem w jej życiu
pojawił się Seth, następnie Lindsay, wreszcie nastały lata spędzone w domu
Evanstonów. I znowu otworzyła się na świat, odzyskała ufność i zdolność okazywania
uczuć. śyła jednak w nieuniknionej w tym zawodzie izolacji. Być może z tego
powodu stała się namiętną obserwatorką. Przyglądanie się ludziom, analizowanie ich
stało się czymś więcej niż nawykiem; weszło jej w krew.
I właśnie w tym tkwi przyczyna drażliwej sytuacji z Nickiem. Obserwowała go
tamtego popołudnia i doznała pewnego wstrząsu, ale nie potrafiła tego precyzyjnie
nazwać. Jego myśli i odczucia pozostawały tajemnicą. A ona nie przepadała za taje-
mniczością.
Dlatego pociąga mnie Donald, dumała z tym swoim półuśmieszkiem.
Pobuszowała wśród pudełeczek z pudrami i buteleczek z zapachami na toaletce. Jest
taki bezpretensjonalny, zwyczajny i taki... przewidywalny. Wszystko, co czuje i myśli,
widać jak na dłoni.
ś
adnych niedomówień, żadnych podtekstów. Tymczasem z mężczyzną takim
jak Nick...
Nalała na rękę płyn po kąpieli i posmarowała ramiona. Mężczyzna taki jak
Nick jest absolutnie nieprzewidywalny, jest wiecznym źródłem niepokoju i zamętu.
Zmienny, nierozważny, męczący.
ś
eby mu sprostać i dorównać, potrzeba Bóg wie jakiej wytrwałości. A jak
trudno mu dogodzić! Widziała wielu tancerzy, którzy wychodzili ze skóry, dawali z
siebie wszystko, żeby tylko sprostać jego oczekiwaniom. Sama wie o tym najlepiej.
Więc co w nim jest takiego fascynującego?
Pukanie do drzwi przerwało tok jej myślenia. Wzruszając ramionami,
odwróciła się od toaletki. Rozszyfrowywanie Nikolaia Davidova to po prostu daremny
trud. Zapalając po drodze światło, pospieszyła do drzwi frontowych. Zerknęła przez
judasza i zdumiała się. Zdjęła łańcuch.
- Donald, właśnie o tobie myślałam.
Porwał ją w ramiona, nim zdążyła mu ofiarować przyjacielski pocałunek.
- Hm, pachniesz cudownie.
Stłumił wargami jej śmiech. Pocałunek był przeciągły, nie taki, jakim
zamierzała go powitać. A jednak nie zaprotestowała, tylko jeszcze sama pobudzała go
językiem. Chciała poczuć, doświadczyć czegoś więcej niż zwykła przyjemność, do
jakiej przywykła. Pragnęła tego podniecenia, wywołującej uczucie mrowienia trwogi,
jak wówczas, tamtego popołudnia, w ramionach innego mężczyzny. Ale kiedy było po
wszystkim, jej serce biło miarowo i nie wrzała w niej krew.
- No, to jest powitanie - wyszeptał, wtulając głowę w jej szyję.
Pozostała przez chwilę w jego ramionach, doceniając jego wytrwałość i
gotowość roztaczania nad nią opieki.
- A także okazja do powiedzenia ci, że cieszę się na twój widok, choć, prawdę
mówiąc, nie wiem, co tutaj robisz? - odrzekła z uśmiechem, wysuwając się z jego
ramion.
- Porywam cię. Ubierz się w najładniejszą suknię polecił, głaszcząc jej
policzek. - Którąś z moich, oczywiście. Idziemy na przyjęcie.
Ruth odgarnęła wilgotne włosy z twarzy.
- Na przyjęcie?
- Tak. - Donald zerknął na drzemiącego, rozwalonego na szklanym blacie
małego stołu i wyraźnie go ignorującego Niżyńskiego. - Przyjęcie u Germanie Jones -
ciągnął. - Pamiętasz ją? To ta projektantka, która lansuje krótkie, wzorzyste spódnicz-
ki i podkolanówki.
- Tak, pamiętam. - Mignęła jej w pamięci krótko ostrzyżona, podobna do
chochlika ruda głowa, o świdrujących zielonych oczach za firanką gęstych, brązowych
rzęs. - Szkoda, że najpierw nie zatelefonowałeś.
- Telefonowałem, a przynajmniej próbowałem. Ale o wszystkim dowiedziałem
się w ostatniej chwili. Naprawdę dzwoniłem, tyle że do sali prób. Nie zastałem cię,
ponieważ byłaś w drodze do domu - rzucił na swoje usprawiedliwienie i sięgnął po
płaską, złotą papierośnicę. - Germanie organizuje przyjęcie, wprawdzie w pośpiechu i
na ostatnią chwilę, ale i tak będzie tam sporo Uczących się osób. Rozszalała się w tym
sezonie - zakończył z zadowoleniem.
Schował papierośnicę do wewnętrznej kieszeni marynarki świetnie
skrojonego, szytego na miarę garnituru w stalowym kolorze, po czym pstryknął
zapalniczką.
- Dzisiaj nie dam rady.
Uniósłszy brwi, Donald wypuścił dym z papierosa.
- Dlaczego? - Popatrzył na jej mokre włosy i na przezroczysty szlafroczek. -
Masz jakieś inne plany?
Ruth aż korciło, żeby mu przytaknąć. Wolałaby, żeby jej nie traktował jak
czegoś gwarantowanego, murowanego!
- A gdyby nawet, to co?
- Oczywiście, że nic. - Uśmiechnął się do niej rozbrajająco. - A poza tym i tak
bym ci nie uwierzył. A teraz zachowuj się jak grzeczna dziewczynka i wrzuć tę
zabójczą czerwoną kreację. Germaine nie omieszka wystąpić w jakimś swoim
zwariowanym zestawie. Przy tobie będzie wyglądać jak postać z innej operetki.
Ruth popatrzyła na niego uważnie.
- Nie można powiedzieć, żebyś był miły, Donaldzie!
- W moim zawodzie nie zawsze bywa się miłym - zauważył, wzruszając
elegancko przyodzianym ramieniem.
Przełknęła to, co miała na języku. Nie wątpiła, że jest z niej dumny i że go
pociąga, zastanowiła się jednak, czy byłby równie dumny i wytrwały, gdyby jej nie
traktował jako cennej inwestycji, na której dobrze prezentują się jego kreacje.
- Przykro mi, Donaldzie, ale dzisiaj nie nadaj się na żadne przyjęcie.
- Och, daj spokój, Ruth. - Nerwowo strząsa popiół do popielniczki. -
Wystarczy tylko, że będziesz pięknie wyglądać i zamienisz parę słów z odpowiednimi
ludźmi.
Narastała w niej złość. Donald nigdy nie zrozumie wymagań i rygorów jej
zawodu!
- Donaldzie - zaczęła opanowanym głosem. Ćwiczyłam od ósmej rano. Jestem
ś
miertelnie zmęczona. Jeżeli nie odpocznę jak należy, nie będę jutro w formie. Czuję
się odpowiedzialna wobec zespołu, wobec Nicka i wobec siebie.
Ostrożnie i skrupulatnie Donald zgasił papierosa. Dym zawisł w powietrzu, po
czym rozwiał się w otwartym oknie.
- Nie powiesz, że nie zamierzasz udzielać się towarzysko, Ruth. To absurd.
- Nie aż taki, ja ci się wydaje - odparowała podchodząc do niego. - Do
wystawienia baletu zostały niecałe trzy tygodnie. Przyjęcia mogą poczekać.
- A ja, Ruth? - Objął ją. Pod warstwą opanowania i ucywilizowanego wyglądu
wyczuła złość. Jak długo mam czekać?
- Nigdy ci niczego nie obiecywałam. Od początku wiedziałeś, że
najważniejsza jest moja praca. Podobnie jak twoja dla ciebie.
- Czy to oznacza że wyrzekasz się swojej kobiecości?
Oczy Ruth nie zmieniły wyrazu, ale ton głosu ochłódł.
- Nie sądzę, żeby mi to groziło.
- Jesteś tego pewna?
Przycisnął ją do siebie, jak Nick kilka godzin wcześniej. Potraktowała to jako
interesujące doświadczenia - jakże różne są jej reakcje na podobne zachowanie dwóch
różnych mężczyzn. Przy Nicku czuła słuszny gniew i gwałtowne, obezwładniające
pożądanie. Teraz tylko zniecierpliwienie połączone ze znużeniem.
- Donaldzie, musisz wiedzieć, że z trudem wyrzekam się swojej kobiecości,
nie idąc z tobą do łóżka.
- Choć wiesz, jak bardzo tego pragnę. - Przyciągnął ją jeszcze bliżej. - Ilekroć
cię dotykam, czuję, jakbyś odrobinę ustępowała. A potem to się nagle urywa, jakbym
trafiał na mur. - Jego ochrypły głos wyrażał frustrację. - Jak długo zamierzasz mnie
trzymać na dystans?
Ponieważ faktycznie tak było, poczuła się winna.
- Przykro mi, Donaldzie.
Wyczytał ubolewanie w jej oczach i zmienił taktykę. Trzymając ją tuż przy
sobie, przemawiał do niej łagodnie, patrzył głęboko w oczy.
- Wiesz, co do ciebie czuję, najdroższa. - Przywarł do jej warg, całując je
delikatnie i zachęcająco. - Możemy wyjść wcześniej z przyjęcia i wypić szampana u
ciebie.
- Donaldzie. Nie...
Urwała, kiedy rozległo się kolejne pukanie do drzwi. Roztargniona, nie zadała
sobie trudu, żeby spojrzeć przez judasza, i zdjęła łańcuch.
- Nick! - Wytrzeszczyła na niego oczy, czując kompletną pustkę w głowie.
- Każdemu otwierasz tak drzwi? - zapytał, łagodnie ją karcąc, i nie czekając na
zaproszenie, wszedł do środka. - Masz wilgotne włosy - dodał, biorąc w rękę pełną
ich garść. - I pachniesz jak pierwszy wiosenny deszcz.
Zachowywał się tak, jak gdyby między nimi nie doszło do ostrej wymiany
słów, jak gdyby z trudem powściągnięta namiętność nie była nigdy ich udziałem.
Uśmiechał się do niej i strzelał zawadiacko oczyma. Pochylił się i pocałował ją w nos.
Krzywiąc się, pospiesznie zbierała myśli.
- Nie spodziewałam się twojej wizyty.
- Przechodziłem obok - wyjaśnił - i zobaczyłem światła.
Zwabiony jego głosem Niżyński zeskoczył ze stołu i okazując tancerzowi
swoje uwielbienie, bezceremonialnie ocierał się o jego nogi. Nick schylił się i
pogłaskał go od karku po ogon, śmiejąc się, gdy kot wspiął się na tylne łapy i w
dowód szczerego oddania wskoczył mu w ramiona. Z tym głośno mruczącym
ładunkiem Nick wyprostował się powoli.
Dopiero teraz dostrzegł Donalda.
- Cześć. - W jego miłym, uprzejmym głosie nie zaszła widoczna zmiana.
- Poznałeś Donalda? - pospieszyła z pytaniem Ruth, czując się winna, że
kompletnie zapomniała o gościu.
- Oczywiście. - Nick nie przestawał drapać Niżyńskiego za uchem. Prychając,
kot nie spuszczał bursztynowych, na wpół zmrużonych oczu z Donalda. - Widziałem
suknię pańskiego projektu na Suzanne Boyer, naszej wspólnej przyjaciółce - oznajmił
Nick, błyskając zębami w uśmiechu. - Obie były śliczne.
- Dziękuję.
- Nie proponujesz mi drinka, Ruth? - rzucił Nick, nadal uśmiechając się
grzecznie do Donalda.
- Przepraszam - rzekła półgłosem i odwróciła się do barku, który urządziła na
narożnym stoliku z opuszczanym blatem. Sięgnęła po butelkę wódki.
- Donaldzie, a tobie?
- Szkocką - odparł krótko, próbując zachować pewien dystans wobec
nadmiernej poufałości Nicka.
Ruth podała mu szkocką i podeszła do Nicka.
- Dzięki. - Nick rozsiadł się z kieliszkiem w miękkim fotelu, a kot po
wykonaniu kilku zdecydowanych obrotów ułożył się do snu na jego kolanach. -
Interes się kręci? - zapytał Donalda.
- Tak, całkiem nieźle - odparł Donald. Stał w miejscu i sączył swoją whisky.
- W pańskiej najnowszej jesiennej kolekcji dominują szkockie kraty. - Jak
przystało na prawdziwego Rosjanina, Nick wypił duży haust nierozcieńczonej wódki.
- To prawda. - W dotychczas neutralnym głosie Donalda pojawiła się nuta
zainteresowania. - Nie przypuszczałem, że zwraca pan uwagę na damską modę.
- Zwracam uwagę na kobiety - zgrabnie odparował Nick. - Uwielbiam je.
Wypowiedziane w najbardziej naturalny sposób stwierdzenie nie miało
ż
adnego podtekstu erotycznego. Ruth wiedziała, że Nick miał do czynienia z wieloma
kobietami, na wielorakich płaszczyznach - od tkliwej, czystej przyjaźni, jak jego
związek z Lindsay, po płomienne przygody miłosne, jak ta z ich wspólną przyjaciółką
Suzanne Boyer. Spekulacje na temat jego romansów niemal nie schodziły z łamów
żą
dnej sensacji prasy.
- Myślę - ciągnął Nick, przerywając rozważania Ruth - że i pan lubi kobiety, a
to sprawia, że wyglądają pięknie i interesująco. To widać w pańskich projektach.
- Pan mi pochlebia. - Donald odprężył się na tyle, by zająć miejsce na kanapie.
- Nie mam zwyczaju prawić komplementów - odparł Nick, uśmiechając się
chytrze. - To strata czasu i słów. Ruth panu powie, jak bardzo jestem powściągliwy.
- Powściągliwy? - Ruth uniosła brwi i wydęła wargi, jakby ważąc to słowo. -
Nie. Uważam, że po prostu jesteś egocentryczny.
- I pomyśleć, że to dziecko darzyło mnie kiedyś wielkim szacunkiem -
skomentował Nick, zaglądając w pusty kieliszek.
- Tak, ale wtedy naprawdę byłam dzieckiem - odcięła się. - I od tego czasu
zdążyłam cię już poznać.
Kiedy popatrzył na nią, w jego oczach coś błysnęło; irytacja, wyzwanie,
wesołość - może wszystko naraz. Nie była pewna. Przetrzymała jego spojrzenie.
- Tak sądzisz? - mruknął, po czym odstawił kieliszek. - Mogłaby okazywać
więcej respektu mężczyznom w naszym wieku - zwrócił się do Donalda.
- Donald nie oczekuje po mnie respektu. - Zauważyła, jak w obecności Nicka
szybko się rozpala. - Nie zależy mu także, żebym go uważała za starszego i
mądrzejszego.
- Całe szczęście - uznał Nick, a żadne z nich nie zadało sobie fatygi, żeby choć
spojrzeć na mężczyznę, o którym była mowa. - Nie ma nic gorszego niż konflikt
interesów. - Delikatnie pogłaskał po grzbiecie Niżyńskiego. - A swoją drogą, stałaś się
bardzo rezolutna!
- Tylko wobec niektórych - odbiła piłeczkę Ruth.
- Och! - Przechylając głowę, Nick przesłał jej rozbrajająco czarowny uśmiech.
- Czy mam to traktować jak komplement?
Niech go szlag trafi! Wściekła się i gwałtownie szukała odpowiedzi. Nie
chciała, by ostatnie słowo należało do niego.
Napuszona i najeżona, podniosła się z miejsca. Pod jedwabnym szlafroczkiem
jej ciało poruszało się płynnie i zgrabnie. Wzrok Donalda powędrował na dół, ale
Nick nadal patrzył w jej twarz.
- Uważam, i co do tego jesteśmy zgodni, że prawienie komplementów to strata
czasu i słów. A teraz muszę cię już przeprosić - powiedziała z chłodnym uśmiechem.
- Wybieramy się z Donaldem na przyjęcie. Muszę się ubrać.
Gdy odwracała się od niego i wychodziła z pokoju, odczuwała pewną
satysfakcję. Zdecydowanym ruchem zamknęła drzwi sypialni. Wyciągnęła z szafy
czerwoną suknię, z szuflady bieliznę i rzuciła to wszystko na łóżko. Zdjęła
szlafroczek i już zamierzała go gdzieś cisnąć, kiedy usłyszała przekręcaną w drzwiach
gałkę. Instynktownie przycisnęła szlafrok do piersi.
Zrobiła wielkie oczy, gdy do pokoju wkroczył Nick. Zamknął za sobą drzwi.
- Nie masz prawa tu wchodzić - zaczęła w pośpiechu, zbyt zdumiona, żeby się
oburzać czy wstydzić.
Nic sobie nie robiąc z jej protestu, wszedł dalej.
- Jestem już w środku.
- I co z tego? Wystarczy, żebyś wrócił tą samą drogą. - Podniosła wyżej
szlafroczek, świadoma swojej wyjątkowo niezręcznej sytuacji. - Jestem nie ubrana -
zaznaczyła na wszelki wypadek.
Nick, nie okazując większego zainteresowania, rzucił okiem w stronę jej
gołych ramion.
- Wydajesz się stosownie zakryta. - Zmierzyli się wzrokiem. - Dwanaście
godzin pracy i zajęć to dla ciebie jeszcze za mało, Ruth? O ósmej rano zaczynasz
lekcję.
- Wiem, co i kiedy zaczynam - żachnęła się. Ostrożnie odjęła jedną rękę i
odrzuciła nią do tyłu włosy. - Nie musisz mi przypominać o moich obowiązkach,
podobnie jak ja nie potrzebuję twojej zgody na spędzenie wolnego czasu.
- Pod warunkiem, że to nie koliduje z twoją pracą dla mnie.
- Chyba ci nie daję powodów do narzekań?
- Na razie nie - zgodził się. - Ale chcę, żebyś dawała z siebie wszystko, a takie
przyjęcia są wyczerpujące.
- Zawsze daję z siebie wszystko, Nick - warknęła. - Ale tobie i tak wszystkiego
będzie za mało, prawda? - Już chciała się odwrócić, gdy w ostatniej chwili
przypomniała sobie, że szlafrok przykrywa ją tylko z przodu. Zapieniła się ze złości. -
Nie zechciałbyś łaskawie stąd wyjść?
- Biorę to, czego potrzebuję - odciął się, ponownie zbywając jej prośbę. -
Jeszcze nie tak dawno, zaledwie parę lat temu, miłaja, aż się rwałaś, żeby dać z siebie
wszystko co najlepsze.
- Postępujesz nie fair! - Dotknął ją do żywego. - Nadal tak jest. Kiedy pracuję,
daję ci z siebie wszystko! Ale moje prywatne życie pozostanie moim prywatnym
ż
yciem. Przestań odgrywać rolę tatuśka, Nick. Jestem dorosła.
- I to ci wystarczy? - Jego wybuch wściekłości zdumiał ją i przeraził. Cofnęła
się odruchowo. - śe będziesz traktowana jak kobieta? To takie ważne dla ciebie?
- Robi mi się niedobrze, kiedy mnie traktujesz, jakbym miała siedemnaście lat
i musiała bić pokłony, gdy wkraczasz do sali. - Była równie wściekła jak on. - Jestem
odpowiedzialna i dorosła, i potrafię dopilnować własnych spraw.
- Odpowiedzialna i dorosła! - Niebezpiecznie zmrużył oczy. - Mam ci
pokazać, jak traktuję odpowiedzialne dorosłe osoby, które ponadto są kobietami?
- Nie!
Ledwo to wypowiedziała, gdy chwycił ją w ramiona i dosłownie wgniótł w
siebie. To nie był miażdżący pocałunek, jakiego mogłaby się spodziewać i przed
którym mogłaby się bronić. Całował ją tak, jak gdyby z góry znał jej reakcję, jak
gdyby wiedział, że odpowie mu równie żarliwie. To było zwarcie ust kobiety i
mężczyzny, bez uciekania się do perswazji czy do siły. Kiedy rozchylił wargi, ona
zrobiła to samo. Ich języki się spotkały. Jej myśli, jej ciało, jej świat skoncentrowały
się wyłącznie na nim.
Między nimi unosił się zapach jej perfum. Podnosząc ręce, by go mocniej
objąć, Ruth upuściła szlafroczek. Spadł nie zauważony na podłogę. Nick pogłaskał jej
gołe plecy, podobnie jak robił to z kotem - jednym długim pociągnięciem. Mrucząc z
rozkoszy, przywarła do niego jeszcze bliżej.
A kiedy dotykał jej boków, zatrzymując się tam na dłużej, pocałunek stał się
gorętszy, a ona odpłynęła w nieznane.
Kiedy mierzwił jej włosy, odchyliła głowę, poddając się pieszczocie.
Przyciągnęła go, domagając, aby wziął wszystko, co ma mu do ofiarowania. To był
tajemniczy, podniecający świat, którego smaku jeszcze nie poznała, a do którego
tęskniła. Gdy dotykał jej ciała, drżała z pragnienia. A przecież robił to niezliczoną
ilość razy w przeszłości, podtrzymując ją czy podnosząc w tańcu.
Tylko że tym razem nie połączyła ich muzyka czy choreografia, a wyłącznie
instynkt i pożądanie.
Kiedy poczuła, że ją oddala od siebie, zaprotestowała, stawiła opór. Ale on
twardo ujął ją za ramiona i odsunął.
Stała przed nim naga, nie próbując się zakryć. Poznał jej duszę, więc nie było
potrzeby ukrywać ciała. Obejrzał ją całą, powoli, uważnie, jak gdyby utrwalał w
pamięci każdy centymetr. Po czym, gdy spojrzał jej w oczy, wzrok mu pociemniał.
Zobaczyła w nich wściekłość. Odwrócił się i wyszedł z pokoju bez słowa.
Jeszcze tylko usłyszała trzaśniecie frontowych drzwi.
ROZDZIAŁ TRZECI
I raz, i dwa, i trzy. Ruth poruszała się w takt komendy Nicka. Po godzinach
tańca jej ciało nie czuło już bólu. Była odrętwiała. Przerywany, czterogodzinny sen
nie wystarczył, by się zregenerować. Tylko złość i potrzeba buntu pozwoliły jej
wytrwać aż do wczesnych godzin rannych zgiełk i duszące opary dymu na przyjęciu.
Zrobiła to świadomie, podobnie jak teraz była świadoma faktu, że tańczy poniżej
swoich możliwości.
Nick nie obrzucał jej złośliwościami, nie wybuchał gniewem. Wydawał tylko
komendy, jedną po drugiej. Nie wrzasnął, kiedy nie zmieściła się w czasie, ani nie
zaklął, kiedy nie wychodziły jej piruety. Gdy jej partnerował, nie droczył się z nią, nie
ubliżał na ucho.
Byłoby łatwiej, pomyślała, wyciągając się do powolnej arabeski, gdyby na nią
nakrzyczał i zmieszał z błotem za to, przed czym ją ostrzegał. Ale Nick robił po
prostu swoje i nie odzywał się słowem.
Gdyby krzyczał, mogłaby odpłacić tym samym i odreagować choć część tego
niesmaku, jaki czuła do siebie. Ale nie dał jej ku temu pretekstu, ani podczas lekcji,
ani podczas trwających wiele godzin prób. Ilekroć spotykali się wzrokiem, miała
wrażenie, że patrzy na wskroś niej. Była tylko ciałem, obiektem poruszającym się do
jego muzyki.
Kiedy zarządził przerwę, przeszła na koniec sali, gdzie usiadła na podłodze,
podciągając pod brodę kolana i opierając na nich czoło. Miała skurcze w nogach, ale
brakowało jej energii, by je rozmasować. Kiedy ktoś owinął jej szyję ręcznikiem, pod-
niosła wzrok.
- Francie... - Z trudem zdobyła się na uśmiech.
- Wyglądasz na skonaną.
- Bo jestem skonana - odparła Ruth i wytarła ręcznikiem spoconą twarz.
Francie Myers była solistką, utalentowaną, urodzoną tancerką i jedną z
pierwszych przyjaźni Ruth zawartych w zespole. Była drobną i szczupłą dziewczyną,
o miękkich, płowych włosach i czarnych, przenikliwych oczach. Wiecznie zdobywała
i traciła kochanków, nie tracąc przy tym humoru. Ruth podziwiała jej absolutną
szczerość i prawość, a także optymizm.
- Źle się czujesz? - zapytała Francie, wsuwając do ust kawałek gumy do żucia.
Ruth oparła głowę o ścianę. Ktoś brzdąkał na fortepianie. W sali wrzało od
rozmów.
- Sterczałam do trzeciej nad ranem na przygnębiająco tłocznym przyjęciu.
- Musiało być fajnie. - Francie wyprostowała nogę, podniosła do góry i
dociągnęła do ściany za sobą, a następnie wróciła do poprzedniej pozycji. Spojrzała
na sińce pod oczami Ruth. - Sądząc po wyglądzie, nie najlepiej się bawiłaś.
Ruth przytaknęła ruchem głowy.
- Nawet nie miałam ochoty tam pójść.
- No więc po co tam tkwiłaś?
- Na złość - mruknęła Ruth, patrząc ponuro na Nicka.
- To już nie brzmi zabawnie. - Wzrok Francie powędrował po sali i wylądował
na eleganckiej blondynce w jasnoniebieskim trykocie. - Leah zdążyła już
skomentować twoje dzisiejsze występy.
Ruth spojrzała w tamtym kierunku. Ściągnięte do tyłu złote włosy Leah
uwydatniały jej pięknie rzeźbione rysy i porcelanową cerę. Właśnie rozmawiała z
Nickiem, żywo gestykulując smukłymi, pełnymi gracji rękami.
- Zdziwiłabym się, gdyby było inaczej.
- Wiesz, jak jej strasznie zależy na głównej roli w tym balecie. Nie
usatysfakcjonowała jej nawet rola Aurory. Skoro Nick nie tańczy w „Śpiącej kró-
lewnie”...
- Współzawodnictwo ożywia zespół - wyrecytowała Ruth, patrząc, jak Nick
uśmiecha się i przytakuje głową Leah.
- Nie mówiąc o zazdrości - dodała Francie.
Ruth odwróciła ponownie głowę, zaglądając w ciemne, przenikliwe oczy
przyjaciółki.
- Tak - przyznała po chwili. - Zazdrość też ożywia.
Pianista przerzucił się na romantyczną balladę, ktoś zaczął śpiewać.
- Odrobina zazdrości nigdy nie zaszkodzi. - Francie rytmicznie i na przemian
kręciła stopami. - To nawet zdrowe. Ale Leah... - Drobna, figlarna twarz Francie nagle
spoważniała. - To istna zaraza. Gdyby nie była tak wspaniałą tancerką, wolałabym ją
widzieć w innym zespole. Przyjrzyj się jej dokładnie - dodała, wstając z podłogi. -
Gotowa jest zrobić wszystko dla kariery. Chce być primabaleriną, a ty jej zawadzasz.
Kiedy Francie odeszła, Ruth tkwiła w miejscu i zastanawiała się. Rzadko się
zdarza, by Francie wyrażała się źle o innych! Może piła do czegoś, co powiedziała
Leah. Ruth wyczuwała zazdrość tej dziewczyny. W zespole zawsze ktoś komuś
czegoś zazdrości, jak w każdej rodzinie. Taka jest prawda, bo takie jest życie. Ruth
wiedziała też, jak strasznie Leah chciała dostać rolę Carlotty w nowym balecie Nicka.
Jeszcze gdy były w corps, rywalizowały o całą masę ról. I dostawały je albo
nie. Różniły się stylem, więc i role, które kreowały, były jedyne i niepowtarzalne.
Ruth była dynamiczną, ognistą tancerką. Leah była elegancka - klasyczna,
wyrafinowana, opanowana. Olśniewała gracją, którą Ruth ogromnie podziwiała, ale
której nigdy nie próbowała naśladować. Jej taniec płynął z serca, Leah z głowy. Ruth
tańczyła w „Don Kichocie”, podczas kiedy Leah występowała w „Giselle”. Ruth była
Ognistym Ptakiem, natomiast Leah księżniczką Aurorą. Nick obsadzał je najlepiej,
jak można. I Ruth będzie jego Carlottą.
Teraz, patrząc na Leah, Ruth zastanawiała się, czy jej zazdrość nie sięga
głębiej, niż się wydaje. Wprawdzie nigdy nie zostały przyjaciółkami, ale szanowały
się na płaszczyźnie zawodowej. Tymczasem w ostatnich tygodniach Ruth dostrzegła
narastającą wrogość.
Wzruszyła ramionami, ściągnęła ręcznik z szyi. Nic na to nie poradzi.
Wszyscy są tu po to, żeby tańczyć.
- Ruth.
Na dźwięk głosu Nicka odwróciła się błyskawicznie. Patrzył na nią chłodnym,
pozbawionym wyrazu wzrokiem. Struchlała. Kiedy się kontrolował, potrafił być
okrutny. Wina była po jej stronie i chciała mu to powiedzieć.
- Nick... - zaczęła, gotowa ukorzyć się i przeprosić go.
- Idź do domu. Zmieszana, zamrugała oczami.
- Co?
- Idź do domu - powtórzył tym samym lodowatym tonem.
Nagle jej oczy stały się wielkie i wymowne.
- Och, nie, Nick, ja...
- Powiedziałem. - Jego słowa spadły jak topór. - Nie chcę cię tutaj widzieć.
Kiedy tak stała, wytrzeszczając oczy, była blada jak śmierć. Odsyłając ją do
domu, zranił ją najdotkliwiej, jak mógł. Chciała wykrzyczeć swoją złość i
jednocześnie hamowała napływające gwałtownie do oczu łzy. Z trudem się
opanowała, po czym odwróciła się i pomaszerowała przez salę. Chwytając torbę,
podeszła do drzwi.
- Druga zmiana, proszę! - usłyszała wołanie Nicka, zanim zamknęła za sobą
drzwi.
Spała od trzech godzin ze zwiniętym w kłębek na jej plecach Niżyńskim.
Pozamykała okiennice w sypialni i świeżo po prysznicu padła na zasłane łóżko. W
pomieszczeniu panował mrok, słychać było tylko ciche pochrapywanie kota. Obudziła
się z bijącym sercem, przekręciła z brzucha na plecy, a jej nagły ruch sprawił, że
Niżyński spadł miękko na podłogę. Oburzony, zajął się swoją toaletą.
Pierwsze, co do niej dotarło, to słowa Nicka, nad którymi zastanawiała się
przed zaśnięciem. Postąpiła źle i została ukarana. Ale też nikt nigdy nie postąpił z nią
tak okrutnie jak Nikolai Davidov. Poderwała się z łóżka, otworzyła okiennice,
postanawiając zapomnieć o najgorszym.
- Nie będziemy się wylegiwać w ciemności przez cały boży dzień -
poinformowała Niżyńskiego, po czym wskoczyła z powrotem do łóżka i zaczęła mu
mierzwić futro.
Udawał niezadowolonego, ale pozwolił się pieścić i głaskać. W końcu
postanowił wybaczyć jej szorstkie zachowanie i zaczął się ocierać pyszczkiem o jej
czoło. Natychmiast pomyślała o Nicku.
- Dlaczego go tak lubisz? - zapytała kota, przekrzywiając mu głowę i
zmuszając, by spojrzał jej w oczy. - Co cię tak w nim pociąga? - kontynuowała,
drapiąc go bezwiednie pod brodą, zapatrzona w przestrzeń. - Może jego głos, ten jego
melodyjny głos? A może sposób, w jaki się porusza, z tą płynną, kontrolowaną
gracją? A może to, jak się uśmiecha, wkładając w to całą niemal duszę? A może to,
jak cię dotyka, tymi tak pewnymi, wprawnymi dłońmi?
Powróciła myślami do wczorajszego wieczoru, gdy Nick trzymał ją nagą w
ramionach. Po raz pierwszy po tamtym żywiołowym, podniecającym pocałunku Ruth
pozwoliła sobie zastanowić się nad tym.
Kiedy się ubierała w pośpiechu i pędziła z Donaldem na przyjęcie, nie było ku
temu okazji. Wróciła do domu wyczerpana, a potem przez cały dzień walczyła ze
zmęczeniem. Teraz, gdy jej wypoczęty umysł pracował trzeźwo i sprawnie, mogła
wnikliwie rozpatrzyć przypadek Nicka Davidova. Jedno nie podlegało dyskusji: w
jego oczach zobaczyła pożądanie. Pragnął jej.
Pożądanie. Wczuła się w to słowo. Przyjrzała mu się ze wszystkich stron. Czy
to, co ujrzała w oczach Nicka, było pożądaniem? Wystarczyło, że o tym pomyślała, a
już przebiegły ją rozkoszne dreszcze, by zaraz potem, gdy wróciło wspomnienie
dzisiejszego popołudnia i wyrazu jego oczu, poczuć na sobie kubeł lodowatej wody.
Dzisiaj po południu jego oczy nie wyrażały pożądania ani złości, czy nawet
dezaprobaty. Po prostu nie wyrażały nic.
Jeszcze na chwilę ukryła twarz w narzucie. Odprawił ją, a to bolało. Czuła się
tak, jakby unoszona na fali dryfowała w nieznane. Z kolei zdrowy rozum mówił, że
jedna spartaczona próba to jeszcze nie koniec świata, tak jak jeden pocałunek nie jest
początkiem niczego.
Jej uwagę przyciągnął wiszący na ścianie plakat. Dostała go od wuja przed
dziesięcioma laty. Widnieli na nim Lindsay i Nick w rolach Romea i Julii. Nie
zastanawiając się długo, Ruth wyciągnęła rękę, złapała telefon i wykręciła numer.
- Halo. - Głos był ciepły i czysty.
- Lindsay.
- Ruth! - Początkowe zdziwienie zastąpiła czułość. - Nie spodziewałam się, że
odezwiesz się przed weekendem. Dostałaś rysunek Justina?
- Tak. - Ruth uśmiechnęła się na myśl o śmiałych kolorach abstrakcyjnego
obrazka, który jej przysłał czteroletni kuzyn. - Jest śliczny.
- Oczywiście. To autoportret. - Lindsay roześmiała się tym swoim serdecznym,
zaraźliwym śmiechem. - Niestety, nie zastałaś Setha. Pojechał do miasta.
- Nic nie szkodzi. - Ruth ponownie spojrzała na plakat. - Prawdę mówiąc, chcę
porozmawiać z tobą. - Wiedziała, że może liczyć na zrozumienie Lindsay.
- Jakiś problem podczas dzisiejszej próby? Ruth roześmiała się. Podkurczyła
pod siebie nogi.
- Zgadza się. Skąd wiesz?
- Nic bardziej nie może zdołować tancerki.
- Teraz czuję się głupio. - Ruth zgarnęła włosy i przerzuciła je na plecy.
- Niepotrzebnie. Każdy ma swój zły dzień. Czy Nick wrzeszczał na ciebie? -
W głosie Lindsay wyczuwało się więcej radości niż współczucia; już to działało jak
balsam.
- Nie. Gdyby to zrobił, byłoby mi o wiele łatwiej. Kazał mi iść do domu.
- A ciebie jakby ktoś uderzył taranem.
- A potem jeszcze poprawił i przejechał po mnie ciężarowym samochodem. -
Ruth uśmiechnęła się do słuchawki. - Wiedziałam, że mnie zrozumiesz. Najgorsze, że
on ma rację.
- Zawsze, ma rację - odrzekła już na poważnie Lindsay. - To jedna z jego
najbardziej uroczych cech.
- Lindsay... - Ruth zawahała się, na chwilę zabrakło jej odwagi, po czym
szybko, by się nie rozmyślić, rzuciła się na oślep i zadała pytanie: - Czy kiedy byłaś w
zespole, to Nick kiedykolwiek cię pociągał, fascynował jako mężczyzna?
Tym razem po drugiej stronie zapadła trochę dłuższa cisza.
- Tak, oczywiście. Nie mogło być inaczej. To typ mężczyzny, który pociąga
ludzi.
- Tak, ale... - Ruth zawahała się znowu, szukała odpowiednich słów. - Miałam
na myśli...
- Tak, wiem, co masz na myśli - odparła Lindsay. - A moja odpowiedź brzmi:
tak, był taki czas, kiedy mnie bardzo pociągał.
Ruth jeszcze raz rzuciła okiem na plakat, przyglądając się uważnie scenicznym
kochankom.
- Jesteś mu bliższa niż ktokolwiek.
- Możliwe. - Lindsay zastanowiła się chwilę, ważąc ton głosu Ruth i
dobierając słowa. - Nick jest bardzo skrytym człowiekiem.
Ruth pokiwała głową. To określenie trafiało w sedno sprawy. Nick mógł
dawać z siebie wszystko - zespołowi, na przyjęciach, prasie i swojej widowni. Mógł
zaszczycić człowieka szczególną atencją, ale był zadziwiająco powściągliwy, gdy
chodzi o prywatne życie.
Tak, był ostrożny wobec ludzi, których dopuszczał do siebie. Nagle Ruth
poczuła się samotna.
- Lindsay, proszę, przyjedźcie z wujaszkiem Sethem na premierę. Wiem, że to
nie będzie łatwe ze względu na dzieci, na szkołę i na pracę wuja, ale... potrzebuję was.
- Oczywiście - zgodziła się Lindsay bez wahania. - Przyjedziemy. Nie
zostawimy cię samej.
Po odłożeniu słuchawki Ruth doszła do wniosku, że czuje się lepiej.
Wystarczyło, że porozmawiała z Lindsay, nawiązała z nią kontakt. Ona jest kimś
więcej niż rodziną, jest także tancerką. I zna Nicka.
Lindsay była romantyczną ukochaną Julią Romea - Nicka. Ruth nigdy z nim
nie tańczyła w tym balecie. Partnerował jej Keil Lowell, błyskotliwy tancerz, który
uwielbiał sztubackie kawały. Ruth tańczyła z Nickiem w „Don Kichocie”, w „Ogni-
stym Ptaku” i w jego balecie „Ariel”, ale w jej świadomości Julia była niepodzielnie
związana z Lindsay. Ruth szukała roli dla siebie. Wierzyła, że ją znalazła w Carlotcie
z „Czerwonej róży”.
To moja rola, pomyślała nagle. I nie wolno mi o tym zapominać. Wyskoczyła
z łóżka, wyciągnęła z szuflady trykot i zaczęła się pospiesznie ubierać.
Parę minut po siódmej, gdy Ruth przekroczyła próg starego
siedmiopiętrowego budynku, w którym zespół znalazł dach nad głową, tu i ówdzie
kręcili się już niektórzy członkowie grupy. Tym, którzy ją pozdrawiali, pomachała
ręką, ale nie zatrzymała się. Nowsi członkowie corps przyglądali się jej, gdy ich
mijała. Może pewnego dnia... myśleli. Kiedy indziej, gdyby jej nie było tak pilno,
ż
eby zacząć, Ruth wyczułaby ich podążające w ślad za nią marzenia.
Wjechała windą na górę, wymyślając w myśli ruchy, do których chciałaby
zmusić swoje ciało. Chciała pracować.
Usłyszała muzykę, zanim jeszcze otworzyła drzwi studia. Teraz, bez tancerzy,
wyglądało na większe i przestronniejsze. Stanęła przy drzwiach i przyglądała się w
milczeniu.
Skoki Nikolaia Davidova nie miały sobie równych. Potrafił skoczyć jakby za
sprawą jakiejś magicznej siły. Jego ruchy były płynne jak wartki strumień, to znów
ostre jak napięty łuk. Musiał tylko wydać odpowiednią komendę, a ciało stawało się
bezwzględnie mu posłuszne. A ponadto, pomyślała, zahipnotyzowana jak wówczas,
gdy oglądała go pierwszy raz, ta precyzja, ta siła i wytrwałość! Nie mówiąc o tak
niesłychanie ważnej w balecie zdolności wcielania się w rolę.
Nick był maksymalnie skoncentrowany. Szukając niedociągnięć i błędów,
wpatrywał się w lustrzaną ścianę, doskonaląc i doprowadzając do perfekcji każdą
pozycję. Pomimo specjalnej opaski pot zalewał mu twarz. Poezja jego ruchów szła w
parze z męskością. Obserwując go uważnie, Ruth widziała drganie i naprężanie się
mięśni jego nóg i ramion, kiedy wyskakiwał i robił obrót w powietrzu, obracał się, po
czym idealnie kontrolując każdy najdrobniejszy ruch, lądował na parkiecie.
O Boże, pomyślała w szczerym zachwycie, zapominając o wszystkim.
Nick zatrzymał się i zaklął. Przez chwilę, pogrążony w swoim świecie,
wymyślał sobie do lustra. Kiedy wrócił do odtwarzacza CD, by powtórzyć wybrane
fragmenty, dostrzegł Ruth. Jego wzrok padł na torbę, którą trzymała na ramieniu.
- Widzę, że odpoczęłaś. - Było to proste stwierdzenie, bez śladu
uszczypliwości.
- Tak - Wzięła głęboki oddech i popatrzyła mu w oczy. - Przepraszam za moje
dzisiejsze poranne partactwa. - Kiedy nie zareagował, podeszła do ławki, by zmienić
pantofle.
- A więc przyszłaś z zamiarem szczerej poprawy? - powiedział z nutką
wesołości w głosie.
- Nie kpij ze mnie.
- Ja, z ciebie? - W kąciku jego ust zagościł uśmieszek.
Spuściła swoje wielkie, zranione jak u sarny oczy na atłasowe wstążki, które
krzyżowała na kostkach.
- Tak, czasami - mruknęła.
Poruszał się bezszelestnie. Dopiero gdy ukucnął obok niej, zdała sobie sprawę
z jego bliskości. Położył na jej kolanach ręce.
- Ruth. Ja nigdy z ciebie nie kpię - oznajmił bardzo poważnym głosem.
- A do tego tak często masz rację - westchnęła, krzywiąc się. - Nie poszłabym
na to przyjęcie, gdybyś mnie nie doprowadził do szału.
- Ach, tak! Więc to moja wina! - Wyszczerzył zęby w uśmiechu, poklepując ją
przyjaźnie po kolanie.
- Wolałabym, żeby była twoja. - Wyciągnęła z torby ręcznik i wytarta pot z
jego twarzy. - Za ciężko pracujesz, Davidov - oznajmiła.
- Troszczysz się o mnie, miłaja? - Delikatnie ujął jej nadgarstki. Zamyślił się,
po chwili podniósł na nią oczy.
Są takie niebieskie, pomyślała Ruth, jak morze w oddali albo jak niebo w
lecie.
- Nigdy tego wcześniej nie robiłam - pomyślała na głos. - Byłoby chyba
dziwne, gdybym teraz zaczęła? Nie sądzę, żebyś potrzebował czyjejś troski.
Uśmiechnął się do niej oczami.
- A jednak to miłe i dobre uczucie, nie sądzisz?
- Nick... - Położyła rękę na jego ramieniu, kiedy zaczął się podnosić. Gdy już
raz zdobyła się na odwagę, wyrzucała z siebie słowa jak kulomiot. - Dlaczego mnie
wczoraj pocałowałeś?
Uniósł brwi, słysząc to pytanie, i choć nadal patrzył jej tylko w oczy, poczuła,
ż
e płonie.
- Bo chciałem - powiedział w końcu. - To dobry i wystarczający powód. - Po
czym podniósł się, a ona podążyła za nim.
- Ale wcześniej nigdy nie chciałeś.
- Naprawdę? - spytał z rozbrajającym uśmiechem.
- No bo wcześniej nigdy mnie nie pocałowałeś, nie tak jak wczoraj. -
Odwróciła się i zaczęła ściągać koszulkę włożoną na trykot w cielistym kolorze.
Zapatrzył się na wdzięczną linię jej pleców.
- Uważasz, że powinienem robić wszystko, na co mam ochotę?
ś
achnęła się. Jest tutaj po to, żeby tańczyć, a nie żeby prowadzić słowny
pojedynek.
- Wydawało mi się, że dokładnie tak robisz - odparowała, podchodząc do
drążka. Wykonując głębokie plie, obejrzała się przez ramię. - Może nie?
Nie uśmiechnął się.
- Chcesz mnie sprowokować, czy tylko tak ci się to wymknęło, Ruth?
Usłyszała złość w jego głosie, ale nie przejęła się tym. Może rzeczywiście tego
chciała.
- Nieczęsto sięgam po tę broń. Choć, gdybym jej użyła, mogłoby być nawet
całkiem zabawnie - zażartowała.
- Uważaj. Nie posuwaj się za daleko - powiedział spokojnie. - To może być
niebezpieczne.
Roześmiała się.
- Bezpieczeństwo nie jest celem mojego życia, Nikolai. Zrozumiałbyś to,
gdybyś znał moich rodziców. Jestem urodzoną ryzykantką i poszukiwaczką przygód.
- Istnieją różne rodzaje niebezpieczeństwa - zauważył, podchodząc do
odtwarzacza. - Nie wszystkie muszą ci przypaść do gustu.
- Chcesz, żebym się ciebie bała? - zapytała. Odtwarzacz zaskrzeczał, kiedy
Nick nacisnął przycisk szybkiego cofania.
- Bałabyś się mnie - odparł - gdybym tego chciał.
Ich oczy spotkały się w lustrze. Ruth z największym wysiłkiem i koncentracją
dociągała nogę do maksymalnej wysokości. Tak, przyznała w duchu, nie spuszczając
z niego oczu. Bałabym się. Nie ma takiej emocji, której nie wydobyłby z człowieka. I
to właśnie, wraz z jego fenomenalną techniką, czyniło go wielkim tancerzem. Ale nie
dam się zastraszyć. Wykonała kolejny skłon, z idealnie prostymi plecami.
- Nie jestem strachliwa, Nick.
Mierzyli się wzrokiem. Potem on wcisnął przycisk, zatrzymując aparat. W sali
zapanowała cisza.
- Podejdź tu. - Ponownie włączył odtwarzacz.
Rozbrzmiała muzyka. Stając na środku, wyciągnął rękę. Ruth podeszła do
niego i bez słowa ustawili się do grandpas de deux. Nick nie tylko był genialnym
tancerzem, był także wymagającym nauczycielem. Każdy szczegół musiał być
dopracowany, każdy ruch idealnie precyzyjny. Parokrotnie powtarzali fragment, a on
kilka razy go przerywał, korygując i wprowadzając poprawki.
- Nie, pochyl inaczej głowę. O tak. - Tak długo kręcił jej głową, aż znalazł
najwłaściwsze ułożenie.
- Ręce tutaj, o tak. - I ustawiał ją wedle swojej koncepcji.
Wprawnymi rękami poprawił jej ramiona, delikatnie podtrzymywał ją w pasie,
gdy kręciła piruet, chwytał mocno, gdy ją podnosił. Lubiła być przez niego
modelowana. A przecież tak trudno było go zadowolić. Niecierpliwił się, irytował.
- Musisz na mnie patrzeć! - padła komenda, po której znów ją zatrzymał.
- Patrzyłam - skrzywiła się.
Rzucając rosyjskie przekleństwo, odszedł, żeby zatrzymać taśmę.
- Ale nie było w tym uczucia! Ty nic nie czujesz!
- Bo wciąż przerywasz - zaprotestowała.
- Bo ciągle jest źle. Spiorunowała go wzrokiem.
- W porządku - warknęła, ocierając pot z czoła.
- Więc co mam czuć?
- Masz być we mnie zakochana. Pragniesz mnie, ale jesteś dumna. Nie chcesz,
ż
eby cię zdobywano, rozumiesz? Albo partnerstwo, albo nic.
- Włączył muzykę, podszedł do niej, przygwoździł ją wzrokiem. - Ale też musi
w tym być pożądanie. Namiętność. Czuje się ją przez skórę. Poczuj to. Powiadasz, że
jesteś kobietą, nie dzieckiem. Więc zademonstruj to. No, jeszcze raz - powiedział,
kładąc rękę na jej talii.
Tym razem Ruth dała upust wyobraźni. Była zakochaną w księciu Cyganką,
dumną i namiętną. Muzyka była szybka, budowała nastrój. Był to taniec erotyczny,
wyrażający zmysłowość krokami i w gestach. Wiele było w nim muśnięć i zbliżeń
ciał, gry spojrzeń. Poczuła przypływ prawdziwego pożądania. Zawrzała w niej krew.
Gorliwie i zapalczywie, jakby uciekając przed tym, co poczuła, wykonała
soubresauts, schwytana w pułapkę gdzieś między prawdą a fantazją. Naprawdę go
pragnęła i to, co czuła, nie było już wyłącznym przeżyciem Carlotty. Dotykał jej,
przyciągał, a ona wymykała się - nie uciekała przed nim, po prostu stawiała na swoim.
Muzyka narastała. Kręcili piruety, coraz bardziej się oddalali, wzbraniając się
przed bliskością i naturalnym wzajemnym przyciąganiem. Każde z osobna wykonało
skok, po czym, jakby to było od nich silniejsze, zaczęli powracać do siebie, zataczając
szerokie koła. Zeszli się, minęli, by po końcowym obrocie paść sobie w ramiona.
Ostatnie takty muzyki zastały ich splecionych, twarzą w twarz, serce przy
sercu.
W pełnej napięcia ciszy, która nagle zapanowała, oszołomiona Ruth poczuła
się jak zawieszona między sobą a rolą. Po wyczerpującym tańcu oboje szybko
oddychali. Czuła gwałtownie bijące, złączone serca. Jej wzrok, gdy stała na pointach,
znajdował się prawie na jego wysokości.
Zajrzał jej w oczy, tak jak ona w jego - badawczo, z niedowierzaniem. A gdy
przywarli do siebie wargami, nie było już czasu na zadawanie pytań.
Tym razem była spragniona i niecierpliwa. On, przyciągając ją jak najbliżej do
siebie, poznając jej smak, nie mógł się nią nasycić. Jak szalony całował jej twarz i
szyję, rozpalając ją coraz bardziej. Ona, wędrując ustami, czuła piżmowy zapach jego
potu, smakowała słonawą wilgoć jego twarzy i szyi. Po chwili ich pożądające usta
znowu się spotkały.
Szeptał coś, czego nie rozumiała. Nawet język, w jakim mówił, był jedną
wielką tajemnicą. Stali się jednym ciałem. Dzielił ich tylko cienki materiał jej trykotu.
A jego dłonie były wszędzie - przyciskały, dotykały, zatrzymywały się na chwilę i
podniecały. Całował ją w ucho, chwytał zębami i pociągał jego delikatny płatek.
Szeptał do niej po rosyjsku, ale ona nie musiała rozumieć, co do niej mówi.
I gdy znowu spotkali się ustami, pocałunek był jeszcze bardziej namiętny i
jeszcze intensywniejszy. Ruth dawała i brała z równym natężeniem, drżała z
rozkoszy, gdy wsunął rękę pod trykot i pieścił jej pierś, podczas gdy ona przywarła do
niego ustami i chłonęła całą sobą jego ciepło.
Już miał ją odsunąć, gdy ukryła twarz na jego ramieniu i wpiła się w niego.
Nie była przygotowana na tak gwałtowne emocje.
- Ruth...
Odsunął ją, a jego ręce stały się teraz delikatne. Popatrzył na nią, zajrzał w jej
zamglone oczy. Zbyt poruszona i zaabsorbowana tym, co dzieje się z jej ciałem, nie
odczytała wyrazu jego twarzy.
- Nie chciałem tego. Popatrzyła na niego zdumiona.
- Ale ja chciałam.
To takie proste. Uśmiechnęła się. Ale kiedy podniosła rękę do jego policzka,
uchylił się i chwycił ją za nadgarstek.
- Nie powinienem.
Patrzyła na niego. Stopniowo jej uśmiech gasnął, a oczy stawały się czujne.
- Dlaczego?
- Wystawiamy balet za niecałe trzy tygodnie. Nie czas na komplikacje -
powiedział trzeźwym głosem.
- Och, rozumiem. - Ruth odwróciła się. Wolała, żeby nie widział, jak bardzo ją
zranił. Powracając do ławki, zaczęła rozwiązywać tasiemki. - Jestem komplikacją.
- Jesteś - przyznał i podszedł do odtwarzacza.
- Nie mam czasu ani predyspozycji do spełniania twoich romantycznych
zachcianek.
- Moje romantyczne zachcianki - powtórzyła cichym, pełnym niedowierzania
głosem.
- Są kobiety, do których należy zalecać się przy świetle świec, kobiety
potrzebujące stosownej oprawy - ciągnął, stojąc do niej tyłem. - Jesteś jedną z nich. A
ja nie mam na to czasu.
- Rozumiem. Możesz sobie tylko pozwolić na bardziej elementarne, by nie
rzec prymitywne związki - powiedziała ostro, sznurując tenisówki drżącymi palcami.
Jakże łatwo udało mu się zrobić z niej idiotkę!
Odwrócił się i spojrzał jej w oczy.
- Tak.
- I są inne kobiety, które mogą ci to dać. Nieznacznie poruszył ramieniem.
- Tak. Przepraszam za to, co się stało. W tańcu można się łatwo zatracić.
- Och, daj spokój. - Wrzuciła baletki do torby.
- Nie musisz mnie przepraszać. Nie musisz spełniać moich romantycznych
zachcianek, Nick. Znam wielu podobnych do ciebie.
- Na przykład twój projektant?
- Choćby. Ale nie przejmuj się, nie nawalę więcej. Będziesz miał swój balet,
Nick. - Jej głos nabrzmiał od łez, ale nie była w stanie temu zapobiec.
- Ludzie będą szaleć, odniesiesz sukces, przysięgam. A ja zostanę najbardziej
Uczącą się primabaleriną w kraju. - Łzy spływały jej po policzkach. - A kiedy skończy
się sezon, nigdy więcej dla ciebie nie zatańczę. Nigdy!
Odwróciła się i wybiegła ze studia, nie dając mu okazji do odpowiedzi.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Kakofonia za kulisami wdzierała się przez zamknięte drzwi garderoby Ruth.
Zamknięte tylko z jednego powodu: żeby uniknąć Nicka.
Dwoił się i troił przed przedstawieniem - zaglądał do garderób, sprawdzał
kostiumy i makijaż, uspokajał stremowanych. Nic nie uszło jego uwagi. Każdy
szczegół był ważny, każdy najdrobniejszy problem musiał być rozwiązany.
Angażował się bez reszty we wszystko.
W przeszłości Ruth uwielbiała jego krótkie, żywiołowe wizyty. Energia Nicka
działała inspirująco, a jednocześnie koiła jej własne niepokoje. Teraz jednak zależało
jej na zachowaniu możliwie jak największego dystansu. W ostatnich tygodniach to
było niemożliwe, przynajmniej fizycznie, ale zdołała osiągnąć emocjonalny dystans.
Rozumowała słusznie, że choć Nick nic sobie nie robi z zamkniętych drzwi, to
jednak w tym przypadku uszanuje jej wolę. Niby nic, ale nawet ten niewiele znaczący
gest sprawił jej drobną satysfakcję.
W tym wewnętrznym zamęcie, pracując nad rolą Carlotty, Ruth dawała z
siebie więcej niż kiedykolwiek w swojej karierze. To nie miał być sukces, lecz
bezprecedensowy triumf. To było wyzwanie, zapowiedź niezależności. W tych dniach
gwałtowny charakter Cyganki idealnie pasował do nastroju Ruth.
Przez trzy tygodnie po jej ostatniej nieoficjalnej próbie z Nickiem ich relacje
ograniczały się wyłącznie do spraw zawodowych. Nie zawsze było to łatwe, biorąc
pod uwagę charakter ról, jakie odtwarzali, ale udało im się unikać wszelkich
osobistych wycieczek i tak dla nich typowego przekomarzania się.
Kiedy czuła na sobie jego wzrok, co zdarzyło się więcej niż jeden raz, robiła
wszystko, by spokojnie wytrzymać to spojrzenie. Kiedy czuła, że ją pociąga,
przypominała sobie jego ostatnie słowa. To wystarczało, by umocnić jej dumę.
Przestała zgadywać, o czym w danej chwili myśli. Powiedziała sobie, że nie musi
wiedzieć, że nie chce wiedzieć. Liczył się tylko taniec.
Teraz, ubrana w prosty biały aksamitny szlafrok, siedziała przy toaletce i
przyszywała do baletek atłasowe tasiemki. Ta nieskomplikowana czynność odprężała
ją.
Ciepło bijące od jaskrawych, okrągłych żarówek okalających lustro rozgrzało
jej skórę. Miała już na sobie sceniczny makijaż, a włosy spadały jej na plecy. W
pierwszym akcie miały się unosić i fruwać - równie zuchwałe i nęcące jak jej
charakter. Przyczerniona oprawa oczu podkreślała ich kształt i wielkość, paznokcie
były pomalowane na czerwono. Bajecznie kolorowa suknia z rozkloszowaną spódnicą
do pierwszej sceny wisiała na wewnętrznej stronie drzwi. Zaczęły już napływać
kwiaty i pokój był przesycony ich zapachem. Obok niej, na stoliku, stał tuzin długich
czerwonych róż od Donalda.
Uśmiechnęła się leciutko na myśl, że Donald będzie na widowni, a potem na
przyjęciu. Zachowa jego kwiaty w garderobie, póki nie zwiędną. Będą jej przy-
pominać, że nie wszyscy mężczyźni są zbyt zajęci i zaaferowani, by spełniać jej
romantyczne zachcianki.
Zaklęła, gdy ukłuła się w palec. Podnosząc go do ust, pochwyciła w lustrze
swój własny wyzywający wzrok.
Dobrze ci tak, miałaś o nim nie myśleć, skarciła się. Spełniać moje
romantyczne zachcianki! Dobre sobie! Sięgnęła po drugi pantofelek. Powiedział to
tak, jakbym miała siedemnaście lat i domagała się stanika na szkolny bal!
Pukanie do drzwi przywołało ją do porządku. Odłożyła na bok szycie, wstała i
podeszła do drzwi. Jeżeli to Nick, woli go przyjąć na stojąco. Z podniesioną dumnie
głową przekręciła gałkę.
- Wujaszek Seth! Lindsay! - Rzuciła się w ramiona Setha, a następnie padła w
objęcia Lindsay.
- Och, tak się cieszę, że jesteście!
Powitanie wydało się Lindsay odrobinę desperackie, ale nic nie powiedziała.
Odwzajemniła uścisk i ponad głową Ruth wymieniła spojrzenie z mężem. Doskonale
się zrozumieli. Ruth jeszcze raz uściskała Setha.
- Fantastycznie wyglądacie! - wykrzyknęła, ciągnąc ich do środka.
Gdy Ruth była nastolatką, ona i Seth Bannion byli sobie bliscy. Wuj był
bardzo znanym architektem, mającym duże powodzenie kawalerem i obieżyświatem.
Przyjął kilkunastoletnią Ruth do swego domu, zmienił nawyki i zajmował się nią
najlepiej, jak umiał. Ruth go uwielbiała. Ale dopiero kiedy dorosła i usamodzielniła
się, w pełni doceniła, ile dla niej zrobił.
Teraz nie mogła od nich oderwać oczu.
- Jak pięknie wyglądasz, Lindsay! - rozpłynęła się w zachwycie, odwracając
się, by jeszcze raz ją objąć. - Wciąż mnie zadziwiasz.
Lindsay była nieduża i delikatnie zbudowana. Na tle jasnych włosów i
porcelanowej cery jej oczy robiły wrażenie jeszcze większych i bardziej niebieskich.
Ruth nie znała drugiej tak ciepłej i serdecznej osoby; kobiety niezwykle bogatej
wewnętrznie, o nieograniczonych pokładach uczuć. Była ubrana w lekko przejrzystą,
popielatą jak mgiełka suknię, która ją spowijała od ramion do stóp.
Lindsay zaśmiała się i chwyciła dłonie Ruth.
- To cudowny komplement. Musiałabym długo czekać, żeby usłyszeć coś
podobnego od Setha.
- Poza tym, że słyszysz to codziennie - oznajmił, uśmiechając się żonie w
oczy.
- To ta sama garderoba, z której korzystałaś w „Arielu” - zauważył,
rozglądając się dookoła. - Nic się nie zmieniła.
- Nic dziwnego, że ją tak dobrze pamiętasz - odparła Lindsay. - Właśnie tutaj
ci się oświadczyłam.
- Tak było - uśmiechnął się szeroko.
- Nic o tym nie wiem, ukryliście to przede mną - poskarżyła się Ruth.
Lindsay roześmiała się znowu.
- Nie przywiązywałam do tradycji zbyt wielkiej wagi - powiedziała,
jednocześnie biorąc do ręki jeden z pantofelków Ruth. - A on nie poprosił mnie w
porę o rękę.
Stojące rzędem na toaletce baletki pobudzały do wspomnień. Co za życie,
pomyślała Lindsay. Ale świat! Sama kiedyś do niego należała, podobnie jak teraz
Ruth. Popatrzyła w lustro i napotkała utkwione w nim odbicie ciemnych oczu.
- Zdenerwowana?
- Och, i to jak - westchnęła Ruth.
- To na pewno dobry balet - rzekła z przekonaniem Lindsay. Z góry zakładała,
ż
e dzieło Nicka musi być wartościowe, a nawet nie mające sobie równych. Za długo
go znała, by sądzić, że może być inaczej.
- Jest cudowny. Ale... - Ruth potrząsnęła głową i wróciła na swoje krzesło. - W
drugim akcie jest fragment, w którym tańczę prawie bez przerwy. Mam zaledwie
kilka sekund na złapanie oddechu, po czym znowu jestem na scenie.
- Nick nie układa łatwych baletów.
- Nie. - Ruth sięgnęła po igłę i nici. - Jak tam dzieci?
Szybka zmiana tematu nie przeszła niezauważona. I znowu Lindsay i Seth
wymienili porozumiewawcze spojrzenie ponad głową Ruth.
- Justin to wcielony diabeł - stwierdził Seth z iście ojcowską dumą. -
Doprowadza Wortha do białej gorączki.
Ruth zaśmiała się.
- Czy Worth wciąż nosi się godnie i z wysoka?
- Jest niesłychany - wtrąciła Lindsay. - „Paniczu Justinie - zacytowała,
naśladując idealnie brytyjski akcent i intonację głosu nienagannego lokaja. - Nie
powinno się przynosić do kuchni ulubionej żaby, nawet jeżeli trzeba ją nakarmić”. -
Lindsay roześmiała się, obserwując, jak Ruth kończy przyszywać tasiemkę. -
Oczywiście, przepada za Amandą, chociaż udaje, że tak nie jest.
- A z niej jest taki sam diabeł jak z Justina! - dorzucił energicznie Seth.
- Z twojego opisu można by sądzić, że mamy okropne dzieci - zwróciła się do
Setha Lindsay.
- A kto wrzucił całą zawartość puszki karmy rybiej do kuli ze złotą rybką? -
zapytał, na co Lindsay uniosła brew.
- Chciała być tylko pożyteczna, miała najlepsze zamiary - zaprotestowała, z
trudem powstrzymując śmiech. - A kto zabrał je do ogrodu zoologicznego i
nafaszerował hot dogami i kukurydzą w karmelowej polewie?
- Chciałem być tylko pożyteczny, miałem najlepsze zamiary - odparował,
patrząc na nią zakochanym wzrokiem.
Obserwując ich, Ruth czuła zarówno spływające na nią ciepło, jak i
przeszywającą zazdrość. Jak to jest, kiedy się jest aż tak zakochanym? - zastanawiała
się. Stale!
- Mamy się zmywać? - zapytała Lindsay. - Zostawić cię, żebyś się mogła
przygotować?
- Nie, proszę, zostańcie. Jeszcze jest czas. - Ruth nawijała na palec i rozwijała
tasiemkę.
Nerwy, pomyślała Lindsay, patrząc na nią.
- Będziecie na przyjęciu, prawda? - Spojrzała niemal błagalnie.
- Nie omieszkamy. - Lindsay podeszła i zaczęła masować ramiona Ruth. -
Przedstawisz nam Donalda?
- Donalda? - Ruth otrząsnęła się z własnych myśli. - Och, tak, on także będzie.
Może usiądziemy przy jednym stole? Spodoba się wam - ciągnęła, nie czekając na
odpowiedź. - On jest bardzo... miły.
- Lindsay!
W drzwiach stanął Nick. Radość malowała się na jego twarzy. Patrzył tylko na
Lindsay, która bez wahania rzuciła mu się w objęcia.
- Och, Nick, jak cudownie móc cię znów widzieć! Tak rzadko mamy okazję.
Ucałował ją w oba policzki, a potem w usta.
- Za każdym razem piękniejsza - powiedział półgłosem, wędrując oczami po
jej twarzy. - Pticzka, mój ptaszku - użył jej przezwiska, a potem jeszcze raz ją
pocałował. - Ten architekt, za którego wyszłaś - wyszczerzył zęby do Setha - wciąż
cię uszczęśliwia?
- Stara się, jak może. - Lindsay ponownie uścisnęła Nicka. - Och, jakże się za
tobą stęskniłam. Dlaczego nas tak rzadko odwiedzasz?
- śebym to ja miał czas! - Jedną ręką opasywał w talii Lindsay, drugą
wyciągnął do Setha. - Małżeństwo wam służy. Przyjemnie na was patrzeć.
Wymienili serdeczny uścisk dłoni. Seth wiedział, że dzieli dwie ukochane
kobiety z Rosjaninem. Część Lindsay należała do Nicka, jeszcze zanim ją poznał.
Teraz z kolei Ruth jest częścią jego świata.
- Szykujesz na dzisiaj kolejny wielki triumf? - zapytał Seth.
- A jakże. Nic innego nie robię - zaśmiał się Nick.
Lindsay czule go pogłaskała.
- Zawsze taki sam. - Na chwilę oparła głowę na jego ramieniu. - I chwała
Bogu.
Ruth ani razu się nie odezwała. Była świadkiem czegoś rzadkiego i zupełnie
specjalnego między Lindsay i Nickiem. Emanowało to z nich w sposób tak żywy, że
niemal mogłaby tego dotknąć. Patrząc na nich, gdy tak stali objęci, przypominała
sobie, jaką doskonałą parę tworzyli na scenie. Ich harmonia, precyzja, porozumienie.
Przestała słuchać, o czym rozmawiają, zafascynowana ich wzajemnym stosunkiem.
Kiedy wzrok Nicka padł na nią, nie spuściła oczu, tylko patrzyła na niego jak
zahipnotyzowana. Zapomniała o wszystkim. Wiedziała tylko, że otworzyła się mimo
woli, że powróciła dawna tęsknota, a także ból. Miał takie niebieskie, sugestywne
oczy, że nie była w stanie przeszkodzić mu, gdy, zdzierając z niej kolejne warstwy,
dotarł do jej duszy. Dopiero po chwili zmobilizowała resztki sił i otrząsnęła się z tego
dziwnego stanu, podobnego do transu.
Ten krótki epizod nie mógł ujść uwagi Lindsay i Setha, którzy bez słowa,
samym tylko wzrokiem podzielili się swoim niepokojem.
- Czy Nadine będzie wieczorem? - Lindsay próbowała złagodzić to nagłe
napięcie.
- Hm? - Nick powoli powracał do rzeczywistości. - Ach, tak, Nadine.
Zebrał myśli i zaczął szybko mówić.
- Oczywiście, będzie się chciała nacieszyć i ogrzać w blasku chwały, zanim
uruchomi fundusz na kolejne artystyczne przedsięwzięcie.
- Zawsze byłeś dla niej surowy - uśmiechnęła się Lindsay, wspominając częste
utarczki Nicka i Nadine Rothchild - założycielki i fundatorki zespołu.
- Skoro ona to znosi - rzucił Nick, wzruszając ramieniem. - Zobaczymy się na
przyjęciu?
- Tak. - Lindsay zdążyła zauważyć, jak jego wzrok wędruje z powrotem ku
Ruth.
Nie powiedział do niej słowa, także Ruth nie odezwała się do niego.
Porozumiewali się tylko oczami. A kontakt ten trwał kilka długich sekund, zanim
Nick zwrócił się ponownie do Lindsay.
- Zobaczymy się po przedstawieniu - oznajmił. - Teraz muszę się przebrać. Do
swidanja.
Wyszedł, zanim ktokolwiek zdążył odpowiedzieć na jego pożegnanie. Gdzieś
z głębi korytarza usłyszeli, jak ktoś woła go po imieniu.
Seth podszedł do Ruth, położył ręce na jej ramionach, schylił się i pocałował
ją w czubek głowy.
- Ty też powinnaś się przebrać. Ruth próbowała wziąć się w garść.
- Tak, występuję w pierwszej scenie.
- Będziesz wspaniała. - Pogłaskał jej ramiona.
- Chcę tego. - Podniosła oczy, spojrzała na niego, a następnie na Lindsay. -
Muszę.
- Będziesz - zapewniła ją Lindsay. - Jesteś urodzoną tancerką, Ruth. A poza
tym moją najbardziej utalentowaną uczennicą.
Ruth odwróciła się i posłała Lindsay pierwszy uśmiech od momentu
pojawienia się Nicka. Nadstawiła ochoczo policzek i pozwoliła Lindsay pocałować
się.
- Do swidanja! - powiedziała Lindsay, uśmiechając się i opuszczając wraz z
Sethem garderobę.
Ruth zamknęła drzwi. Przez chwilę kontemplowała kostium, który uczyni z
niej Carlottę. Była teraz Ruth Bannion, dziewczyną odrobinę niepewną własnych
uczuć, odrobinę przestraszoną tym, co ją dziś czeka. Nałożenie kostiumu równało się
wejściu w rolę. Carlotta ma moje słabości, dumała Ruth, dotykając materiału
spódniczki, ale pokrywa je śmiałością i zuchwalstwem. Ruth uśmiechnęła się. O tak,
to rola dla mnie, pomyślała i zaczęła się ubierać.
Gdy po kwadransie wyszła z garderoby, dobiegły ją dźwięki dostrajającej się
orkiestry. Jej kostium, makijaż i fryzura - wszystko było dopracowane w
najdrobniejszym szczególe. Minęła w pośpiechu tancerzy rozgrzewających się do
pierwszej sceny, a także tych, którzy stali bezczynnie w oczekiwaniu na późniejszy
występ. W kącie, na podłodze, dostrzegła siedzącą po turecku Francie, walącą młot-
kiem w baletki.
Ruth podeszła do odpowiednio dużej skrzynki i używając jej jako drążka,
przystąpiła do rozgrzewki. Poczuła niemal na sobie pot i ujrzała światła sceny.
Jej mięśnie reagowały prawidłowo - naprężały się, rozciągały, rozluźniały na
jej komendę. Celowo skoncentrowała się na nich, stając tyłem do sceny, żeby móc
lepiej skupić się na własnym ciele. Każdy występ był dla niej ważny, ale ten był
najważniejszy. Musi w nim czegoś dowieść - Nickowi i sobie. Musi się
zaprezentować z jak najlepszej strony, by potwierdzić swój profesjonalizm. Zapomni
o wszystkich dobrych i złych chwilach i odczuciach do Nicka, i skoncentruje się tylko
na interpretacji jego baletu. Da z siebie wszystko.
Przeżyła trudną chwilę w garderobie, kiedy przyszpilił ją wzrokiem. Nagle coś
w niej zapragnęło stopić się z nim. Jednak duma, która pozwoliła jej przez ostatnie
tygodnie trzymać się od niego z daleka, także i tym razem zwyciężyła. On jej nie chce
- nie w pełni i nie na wyłączność - tak jak ona chce jego. Fakt, że tak łatwo się
przyznał, iż bardzo wiele kobiet może mu dać to, czego naprawdę potrzebuje, zabolał
ją i dotknął do żywego.
Chmurząc się, Ruth zgięła nogę w kolanie, podciągnęła do góry i
wyprostowała ją.
Najwyższy czas, żeby ktoś wreszcie dał nauczkę temu aroganckiemu
Rosjaninowi! Za wiele kobiet pada do jego stóp. A on tylko na to czeka, podobnie jak
nie wyobraża sobie, by jego tancerze nie dawali z siebie wszystkiego.
Ruth wyciągnęła szyję, uniosła podbródek i znów natknęła się na jego
przyszpilający wzrok.
Wyszedł z garderoby, ubrany w połyskującą, biało - złotą tunikę, w której miał
wystąpić w pierwszym akcie. Na widok Ruth zatrzymał się i tak stojąc, patrzył na nią.
Zastanawiał się, czy emanująca z jej twarzy pasja i namiętność należą do niej, czy,
podobnie jak kostium, do Carlotty.
Zauważył również, że w słabo oświetlonym korytarzu, w cygańskiej sukni i z
płomiennym wzrokiem, jeszcze nigdy nie wyglądała tak pociągająco. To właśnie w
tym momencie Ruth podniosła głowę i napotkała jego wzrok.
Każde z nich poczuło nagłe przyciąganie, a zarazem nagłą wrogość. Ruth
odrzuciła głowę, spojrzała na Nicka wyzywająco, a następnie odwróciła się
gwałtownym ruchem i potrząsając fałdami barwnej spódnicy, poszła w swoją stronę.
Ucieszyło go i jednocześnie rozbawiło to jej nieświadome wcielenie się w rolę.
W porządku, mała, pomyślał i uśmiechnął się niemal niedostrzegalnie.
Zobaczymy, kto będzie dzisiaj górą. Doszedł do wniosku, że chętnie podejmie
wyzwanie.
Poszedł za nią aż do kulis, odprawiając z kwitkiem jedną czy dwie osoby,
które go chciały zatrzymać. Dogoniwszy ją, nie bacząc na ludzi, obrócił ją wkoło,
chwycił w pasie i mocno objął. Była na to kompletnie nie przygotowana. Zabrakło jej
refleksu, by zaakceptować albo odrzucić jego pocałunek, kiedy wpił się w jej usta,
natarczywy, pewny siebie, żądający.
Później jeszcze przez moment trzymał ręce na jej ramionach i arogancko się
uśmiechał.
- To cię powinno wprowadzić w odpowiedni nastrój - rzucił beztrosko i
odszedł.
Była wzburzona i wściekła. Jej oczy płonęły. Po chwili, nie bacząc na
pojedyncze chichoty przypadkowych obserwatorów, zakręciła się na pięcie i sze-
leszcząc spódnicą, wyszła na pustą, ciemną scenę.
Zaczekała, aż personel obsługujący scenę odsunie ciężką kurtynę. Zaczekała
na orkiestrę - tylko smyczki sygnalizowały rozpoczęcie. Zaczekała, aż znajdzie się w
pełnym, padającym tylko na nią świetle, i zaczęła tańczyć.
Jej otwierająca partia solowa była krótka, szybka i ognista. Kiedy skończyła,
na scenie zrobiło się widno i oczom widzów ukazał się cygański obóz.
Gdy corps i drugoplanowi tancerze wkroczyli do akcji, Ruth mogła złapać
oddech. Czekała, jednym uchem słuchając pochwał asystenta choreografa.
Naprzeciwko, po drugiej stronie sceny, widziała czekającego na swoje wejście Nicka.
Pokaż, co potrafisz, Davidov, mówiła w duchu.
Wiedziała, że jeszcze nigdy w życiu nie tańczyła lepiej. Jak gdyby słysząc to
jej nieme wyzwanie, Nick uśmiechnął się do niej szeroko, po czym wybiegł na scenę.
Biły od niego arogancja i duma; książę odwiedzający obóz cygański, by kupić
tam jakieś błyskotki. Niecierpliwym ruchem odrzucił koraliki, które mu pokazano.
Dominował na scenie swoją obecnością i talentem. Ruth nie mogła temu zaprzeczyć.
Ale to jeszcze bardziej ją zdopingowało. Czekała, gdy tymczasem on odrzucał jedną
ofertę po drugiej, czekała, aż stanie się jasne, że Cyganie nie mają nic, co by go
zainteresowało. I wtedy, z wysoko uniesioną głową, pojawiła się na scenie. Z
czerwoną różą za uchem.
Coś ich do siebie przyciąga od pierwszego spojrzenia. Zmiana oświetlenia i
crescendo orkiestry dodatkowo akcentują tę chwilę. Widząc porozrzucane skarby,
Carlotta odwraca się do niego plecami i dołącza do grupy swoich sióstr.
Zaintrygowany książę zbliża się, by się jej uważniej przyjrzeć.
Ruth i Nick znowu mierzą się wzrokiem. Gdy on ujmuje jej podbródek, ona
odwraca wyniośle głowę. Sposób, w jaki Nick uśmiecha się do niej, sprawia, że jej
oczy płoną gniewem. Tymczasem książę znalazł to, czego szukał. Gotów jest zapłacić
za Carlottę złotem.
Ona protestuje. Jest dumna i wściekła. Nie jest na sprzedaż! Nie zostanie
niczyją własnością. Urągając mu i szydząc z niego, rozpala w nim namiętność. Za
jego sakiewkę złota Carlotta zgadza się sprzedać mu tylko swój taniec. On zaś, choć
rozgniewany tą propozycją, nie może się oprzeć i rzuca swoje złoto na stos
odrzuconych przez siebie błyskotek. Rozpoczyna się ich pierwsze pas de deux - dłoń
przy dłoni, kipiąca krew i zły wzrok.
Balet jest szybki, od początku do końca. Rywalizacja między nimi jest ostra,
ponaglają się, prześcigają w doskonałości. Nie rozmawiają między aktami, tylko jeden
raz, podczas tańca, Nick szepnie jej złośliwie do ucha, że jej ballottes wymagają
dopracowania.
Podnosi ją do góry, a ona wygina się, odchyla do tyłu głowę. Trwa w tej
niemal odwróconej do góry nogami pozycji. Sześć, siedem, osiem powolnych,
wytrzymanych taktów i już w następnej chwili Ruth jak błyskawica podrywa się do
arabeski. Kiedy długim skokiem opuści scenę, pozostawiając go w solowej partii,
przyciśnie ręką brzuch, z trudem łapiąc oddech.
Jeszcze parę razy scena płonęła od jej ognistego tańca. Kiedy wreszcie
nadszedł finał, stojąc z nim i obejmując się nawzajem, zdążyła mu szepnąć:
- Nienawidzę cię, Davidov, nawet nie wiesz, jak bardzo.
- Nienawidź mnie, ile tylko zechcesz - odparł beznamiętnie pośród
rozbrzmiewających wiwatów i oklasków. - Bylebyś tańczyła.
- Och, o to się nie martw, jeszcze ci pokażę - zapewniła go zadyszana i z
uśmiechem na ustach złożyła przed publicznością głęboki, dworski ukłon.
I tylko dotarł do niej jego chichot, gdy podniósłszy z podłogi różę i skłaniając
przed nią głowę, wręczał ją Ruth.
- Moje ballottes były bezbłędne - syknęła przez zęby, kiedy ją całował w rękę.
- Porozmawiamy o tym podczas jutrzejszej próby. - Pochylił się przed nią i
jeszcze raz zaprezentował ją widowni.
- Idź do diabła, Davidov - powiedziała, uśmiechając się słodko w
podziękowaniu za brawa, którymi ich obsypywano.
- Po sezonie - zgodził się, odwracając się w stronę widowni i wykonując
kolejny ukłon.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Nick i Ruth byli wywoływani na scenę jedenaście razy. W godzinę po ostatnim
opadnięciu kurtyny, gdy w garderobie zrobiło się pusto, Ruth nareszcie mogła się
przebrać. Włożyła długą białą suknię z wąskimi rękawami i wysokim kołnierzykiem.
Jedyną biżuterię stanowiły połyskujące, złote długie kolczyki, które dostała od
Lindsay i Setna na dwudzieste pierwsze urodziny. Jej oczy błyszczały triumfalnie,
wystarczyło dodać tylko odrobinę różu na policzki. Włosy zostawiła rozpuszczone,
tak jak nosiła je Carlotta.
- Bardzo ładnie - zauważył Donald, gdy spotkała się z nim w korytarzu.
Uśmiechnęła się, wiedząc, że ma na myśli suknię własnego projektu, nie zaś
kobietę, która ją nosi. Wzięła go pod rękę.
- Podoba ci się? - Popatrzyła na niego, a twarz jej promieniała. - Wypatrzyłam
ją w jednym z tych tanich odzieżowych sklepików, gdzie udzielają rabatu.
Za karę uszczypnął ją w brodę, a potem pocałował.
- Wiem, że się powtarzam, kochanie, ale byłaś cudowna.
- Och, nie krępuj się, mogę tego słuchać bez końca. - Śmiejąc się, ruszyła
przodem w stronę wyjścia dla aktorów. - Marzę o szampanie. O całym morzu
szampana. Mogłabym się nawet dzisiaj w nim wykąpać.
- Zobaczymy, czy to się da załatwić. Na zewnątrz czekał na nich samochód.
- Och, Donaldzie - ciągnęła, gdy tylko usiedli w środku. - Wszystko wypadło
tak dobrze. Wszystko razem. A muzyka? Była doskonała.
- Ty byłaś doskonała - stwierdził, włączając się w ruch uliczny na
Manhattanie. - Z twojego powodu gotowi byli pozrywać dekoracje.
Nie mogąc spokojnie usiedzieć, Ruth przesunęła się na sam brzeg fotela i
odwróciła do Donalda.
- Gdybym mogła utrwalić na zawsze jedną chwilę z jakiegoś przedstawienia,
razem ze wszystkimi doznaniami i emocjami, to właśnie z tego baletu. Dzisiaj. Z tego
premierowego wieczoru.
- Powtórzysz to jutro - odpowiedział.
- Tak, i zrobię to doskonale, wiem. Ale to nie będzie to samo. - Miała
nadzieję, że ją zrozumie. - Nawet nie jestem pewna, czy może być dokładnie tak
samo, a nawet czy powinno.
- Uważam, że możesz się czuć odrobinę znużona, tańcząc dzień w dzień przez
parę tygodni ten sam taniec.
Zahamował w zatoczce, a Ruth pokiwała głową. Dlaczego żąda od niego
zrozumienia? - zastanawiała się, podczas gdy portier pomagał jej wysiąść. Przy
swoich wszystkich twórczych talentach Donald stąpa twardo po ziemi. A ona
dzisiejszego wieczoru była gotowa unosić się w powietrzu i bujać w obłokach.
- To trudno wytłumaczyć. - Pozwoliła mu się wprowadzić przez wielkie
przeszklone drzwi do hotelowego holu. - To coś dzieje się z tobą w chwili, gdy
zapalają się światła i rozlegają pierwsze dźwięki muzyki. To jest coś specjalnego.
Zawsze.
Sala bankietowa jarzyła się od świateł, było już pełno ludzi. W momencie,
kiedy Ruth stanęła w drzwiach, kamery zaczęły błyskać i pstrykać. Powitały ją
oklaski.
- Ruth!
Z tłumu z pewnością kobiety, która dobrze wie, iż ludzie rozstąpią się przed
nią, wyszła Nadine. Była drobna, proporcjonalnie zbudowana i miała grację, która
zdradzała, iż jest wyszkoloną tancerką. Zgrabnie wymodelowane, jasnoblond włosy,
cera gładka i różowa. Za anielską twarzą krył się jasny i trzeźwy umysł. Dopiero teraz,
gdy przestała być tancerką, Nadine Rothshild, fundatorka zespołu, na dobre
poświęciła się dla baletu.
Ruth ani się obejrzała, jak wylądowała w jej objęciach.
- Byłaś piękna - rzekła Nadine, w której ustach był to najwyższy komplement.
Odsuwając Ruth od siebie, Nadine przez kilka długich sekund patrzyła jej prosto w
oczy. Taki miała zwyczaj. - Jeszcze nigdy nie tańczyłaś tak dobrze jak dzisiaj.
- Dziękuję, Nadine.
- Wiem, że spieszno ci do Lindsay i Setha. - Poprowadziła Ruth przez salę,
pozwalając Donaldowi iść w ślad za nimi. - Jestem z ciebie taka dumna - dodała z
przejęciem.
Seth trzymał ręce na ramionach żony i spoglądając na bratanicę, rzekł:
- Ilekroć oglądam twój występ, wydaje mi się, że już nigdy nie zatańczysz
lepiej. I zawsze się mylę.
Rozmarzona Ruth roześmiała się i nadstawiła policzek do pocałunku.
- To była najcudowniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek dane mi było zatańczyć -
stwierdziła, po czym odwróciła się i ujmując ramię Donalda, dokonała szybkiej
prezentacji.
- Jestem wielką wielbicielką pańskich kreacji - wyznała Lindsay, uśmiechając
się do niego. - Ruth świetnie je nosi.
- To moja ulubiona klientka. Jestem przekonany, że pani bez trudu mogłaby
pójść w jej ślady - odwzajemnił komplement Donald. - Ma pani fantastyczną karnację.
- Dziękuję. - Lindsay z łatwością wychwyciła profesjonalny ton komplementu,
który ją raczej rozśmieszył, niż jej pochlebił. - Zasłużyłaś na szampana - powiedziała,
zwracając się do Ruth.
Wypatrywały kelnera, kiedy rozległy się oklaski, a w drzwiach ukazał się
Nick. Ruth nie musiała się odwracać. Wiedziała, że to on, bo tylko on mógł wzbudzić
podobny entuzjazm i ogólne ożywienie.
Był sam, co ją zdumiało. Tam, gdzie był Davidov, zwykle były też kobiety.
Ruth wiedziała, że odszukają wzrokiem.
Nick szybko odłączył się od tłumu i powolnym krokiem, z typową dla swojego
zawodu gracją, doskonale się kontrolując, szedł ku niej, trzymając w ręku długą
czerwoną różę, którą jej wręczył. Przyjęła ją, a on ujął jej drugą rękę i złożył na niej
pocałunek. Nie odezwał się, nie spuścił też z niej oczu, po czym odwrócił się i
odszedł.
Istny cyrk, powiedziała do siebie w duchu, ale nie oparła się i powąchała różę.
Tylko Davidov potrafił tak świetnie zaaranżować scenę. Odszukała wzrokiem
Lindsay. Wprawdzie wyczytała w jej oczach zrozumienie, ale dostrzegła też niepokój.
Omal nie potrząsnęła głową, chcąc oddalić jakiekolwiek podejrzenie. Zmusiła się do
promiennego uśmiechu.
- Co z tym szampanem? - zapytała Ruth dziobała widelcem po talerzu, zbyt
przejęta, by móc patrzeć na jedzenie. Lepiej nie mogła trafić siedziała przy stole z
Nadine, o której w zespole krążył żart, że ocenia tancerzy po ich wadze.
Krzywiąc się, Nadine rzuciła okiem na czekoladowy mus na talerzyku
Lindsay.
- Powinnaś się wystrzegać takich kalorycznych deserów, kochanie.
Ś
miejąc się, Lindsay pochyliła się i pocałowała Nadine.
- Podziwiam twoją konsekwencję, Nadine. Zwłaszcza w świecie, który jest tak
bardzo nieprzewidywalny.
- Nie da się tańczyć z bitą śmietaną w biodrach - zauważyła Nadine, sącząc
szampana.
- Raz przyłapała mnie z torebką ziemniaczanych chipsów - pożaliła się Ruth. -
Przeżyłam wówczas jedną z najpotworniejszych chwil w życiu. - Przesłała Nadine
uśmiech od ucha do ucha i włożyła do ust pełną łyżeczkę musu. - Od tamtego czasu
patrzę na nie ze wstrętem.
- Moi tancerze mają wyglądać jak tancerze - stwierdziła kategorycznie Nadine.
- Przewaga kości i żadnych wybrzuszeń. Odpowiednia dieta jest równie ważna jak
codzienna próba.
- Codzienna próba jest równie ważna jak oddychanie - dokończyła ze
ś
miechem Lindsay. - Czy to możliwe, że od ośmiu lat nie jestem już w zespole, czy
tylko tak mi się zdaje?
- Pozostawiłaś po sobie lukę. Niełatwo było cię zastąpić.
Nieoczekiwany komplement zaskoczył Lindsay. Nadine była pragmatyczną,
trzeźwą kobietą, dla której talent jej tancerzy był czymś absolutnie normalnym, wręcz
gwarantowanym. Uważała, że muszą być najlepsi, i z zasady ich nie chwaliła.
- No wiesz, dziękuję ci, Nadine.
- To nie był komplement, ale pretensja - natychmiast odparowała Nadine. - Za
wcześnie od nas odeszłaś. Mogłaś jeszcze tańczyć.
- Masz dość młodych talentów, Nadine. Twój corps de ballet wciąż jest
najlepszy - z uśmiechem zauważyła Lindsay.
- Oczywiście. Czy wyobrażasz sobie, ile Julii obejrzałam w moim życiu,
Lindsay?
- Czy to podchwytliwe pytanie? - uśmiechnęła się Lindsay i zwróciła do Setha.
- Bo jeżeli powiem za dużo, będzie się skarżyć, że ją postarzam. A jak za mało, to że
ją obrażam.
- Spróbuj odpowiedzieć „niemało” - zasugerował Seth, dolewając żonie wina.
- Dobry pomysł. Niemało - odparła Lindsay.
- Całkiem prawidłowo. - Nadine odstawiła kieliszek i położyła rękę na dłoni
Lindsay. Spojrzała na nią poważnie i jakby z bólem. - Byłaś najlepsza.
Najlepsza z najlepszych. Płakałam, kiedy nas opuściłaś.
Lindsay otworzyła usta i natychmiast je zamknęła, nie mogąc wydobyć z siebie
słowa.
- Przepraszam was na chwilę - rzekła niemal szeptem, po czym wstała i
pomknęła przed siebie.
Dotarła do wielkich przeszklonych drzwi wychodzących na półkolisty balkon.
Otworzyła je i wyszła na zewnątrz. Oparta o balustradę wzięła głęboki oddech. Niebo
było czyste, gwiaździste, księżyc rozsiewał nad Manhattanem srebrzyste światło. Pa-
trzyła, nic nie widząc.
Po tylu latach, po tak długiej przerwie! - myślała. Dałabym sobie odrąbać rękę,
ż
eby usłyszeć to od niej dziesięć lat temu. Poczuła spływającą po policzku łzę i
zamknęła oczy. O Boże, jakże mi strasznie kiedyś zależało na dowiedzeniu się tego,
co mi przed chwilą powiedziała. A teraz...
Drgnęła, czując dotyk czyjejś ręki. Odwróciła się, lądując prosto w ramionach
Nicka. Przez chwilę milczała, opierając się na nim i wspominając. W tamtym życiu, w
tamtym świecie, do którego kiedyś należała, była jego Julią.
- Och, Nick - szepnęła. - Jacy my jesteśmy nieodporni i głupi.
- Głupi? - powtórzył i pocałował ją w czubek głowy. - Mów za siebie, pticzka.
Davidov nigdy nie jest głupi.
- Zapomniałam - zaśmiała się.
- Raczej zwariowany na twoim punkcie. - Znowu ją objął i podniósł na palce,
tak że muskali się policzkami.
- Nick, okazuje się, że można z tym nie mieć do czynienia przez długi czas,
być jak najdalej od tego, a mimo wszystko tkwić w tym nadal. Masz to nie tylko we
krwi, masz to w ciele, w mięśniach. - Westchnęła, wysunęła się z jego ramion i
ponownie oparła o balustradę. - Ilekroć tu powracam, mam wrażenie, że zaraz
zadzwonię do kolegów z zespołu, że udam się na lekcję. Tego się nie da wykorzenić.
- Brakuje ci tego, tęsknisz? - zapytał.
- Nie W tym rzecz. - Lindsay ściągnęła brwi, próbując przełożyć uczucia na
słowa. - To raczej jak odgrzebywanie wspomnień z lamusa. Szczerze mówiąc, kiedy
jestem w domu, nie myślę o zespole. Zajmuję się dziećmi i moimi uczniami. A Seth
jest... - Urwała, a na jej twarzy pojawił się jasny uśmiech. - Seth jest wszystkim. -
Znowu się odwróciła, patrząc na Nicka i na sylwetkę miasta. - Czasami, kiedy tu
wracam, żeby popatrzeć na Ruth, ożywają wspomnienia, a wszystko staje się takie
nierealne.
- I robi ci się smutno?
- Troszeczkę - przyznała. - A równocześnie jest to miłe uczucie. Kiedy patrzę
wstecz, nie widzę w moim życiu niczego, co chciałabym zmienić. Jestem bardzo
szczęśliwa. A Ruth... - Ponownie się uśmiechnęła, zapatrzona w Nowy Jork. - Jestem
z niej dumna i taka przejęta. Ona jest taka dobra. Jest niewiarygodnie dobra. Czasami
dzięki niej czuję, jakbym znowu była częścią tego wszystkiego.
- Zawsze jesteś częścią tego, Lindsay. - Bawił się końcami jej włosów. - Taki
talent jak twój nigdy nie pójdzie w zapomnienie.
- Och, nie, dość już tych komplementów na dzisiaj. - Zaśmiała się drżącym ze
wzruszenia głosem.
- To było dobre, gdy zaczynałam. Bardzo mi pomagało. - Oddychając głęboko,
popatrzyła mu w oczy.
- Wiem, że byłam dobrą tancerką, Nick. Ciężko na to pracowałam. Cenię sobie
jak skarb lata spędzone w zespole, balety, w których tańczyłam z tobą. Moja matka
wciąż przechowuje album z fotografiami i wycinkami, a moje dzieci pewnego dnia
będą go sobie oglądały.
- Ilekroć myślę o tobie i dwójce twoich podrastających dzieci, nie posiadam się
ze zdumienia.
- Dlaczego?
- Ponieważ tak dobrze pamiętam ten pierwszy raz, kiedy cię zobaczyłem.
Byłaś już solistką, kiedy przyszedłem do zespołu. Oglądałem cię podczas próby
„Śpiącej królewny”. Byłaś wróżką kwiatów i byłaś niezadowolona ze swoich fouettes.
- I ty to zapamiętałeś?
- Bo moją pierwszą myślą było, jakby cię zdobyć i zaciągnąć do łóżka. Nie
mogłem ci tego powiedzieć wprost, bo w tym czasie mój angielski nie był za dobry.
Lindsay omal się nie zakrztusiła.
- Sądzę, że szybko nadrobiłeś zaległości. Chociaż, jeśli mnie pamięć nie myli,
nigdy, w żadnym języku, nie sugerowałeś, żebym z tobą poszła do łóżka.
- Czy to możliwe? - Patrząc na nią, przechylił głowę. - Nosiłem się z tym
przez ponad dziesięć lat.
Lindsay odczekała, aż uspokoi się jej serce. Dochodziły tu śmiechy z sali i
stłumiony warkot samochodów nisko w dole. Próbowała wczuć się w Lindsay Dunne
sprzed dziesięciu lat. W końcu dała sobie z tym spokój.
- Kto wie? Może tak jest lepiej.
Nick otoczył ją ramieniem, a ona oparła się na nim.
- Masz rację. Czasem jest lepiej nie wiedzieć. Zamilkli i każde podążyło
tropem własnych myśli.
- Donald Keyser sprawia miłe wrażenie - zauważyła półgłosem. Poczuła, choć
trwało to zaledwie ułamek sekundy, sztywniejące ramię Nicka.
- Tak.
- Ruth nie jest w nim zakochana, to widać, ale on też jej nie kocha. Myślę, że
po prostu dobrze się czują w swoim towarzystwie i są dobrymi kumplami. - Ponieważ
się nie odzywał, Lindsay przechyliła głowę i popatrzyła na niego. - Nick? Bez trudu
odczytał jej myśli.
- Ponosi cię wyobraźnia - mruknął.
- Znam ciebie. I znam Ruth.
- Bałbym się ją skrzywdzić.
- Też tak sobie pomyślałam - przyznała Lindsay. - Ale zaraz potem przyszło
mi do głowy, że to ona może cię zranić. Trudno jest, kiedy kocha się was oboje.
Starał się zbagatelizować sprawę; wzruszył ramieniem, wsunął ręce do
kieszeni i zaczął się przechadzać.
- Tańczymy razem, to wszystko.
- Akurat! - skwitowała Lindsay i nie bacząc na jego groźną minę,
kontynuowała: - Nie chcę przez to powiedzieć, że jesteście kochankami, nic mi też do
tego, gdyby tak było. Ale kiedy się na was patrzy, to jakby iskry leciały - dokończyła,
pomimo że piorunował ją wzrokiem.
- Więc czego chcesz? - zapytał. - Mam ci obiecać, że nie zaciągnę jej do
łóżka?
- Nie. Nie chodzi mi o obietnice ani nie zamierzam udzielać ci rad. Myślałam
tylko, że ci pomogę, gdybyś tego potrzebował.
Szybko złagodniał.
- Ona jest dzieckiem - mruknął.
- Jest kobietą - poprawiła go Lindsay. - Ruth ledwo zdążyła być dzieckiem.
Kiedy ją poznałam, była dojrzała pod wieloma względami.
- Może byłoby bezpieczniej, gdybym ją uważał za dziecko.
- Posprzeczałeś się z nią! Roześmiał się i spojrzał Lindsay w oczy.
- Pticzka, przecież zawsze się kłócę z moimi partnerkami, czyż nie?
- To prawda - przyznała i postanowiła na tym poprzestać. Zamiast wywierać
na nim presję, wyciągnęła do niego rękę. - Sami przecież spieraliśmy się i
prowadziliśmy rozmowy na bardzo poważne tematy.
- Na najpoważniejsze. - Nick ujął w obie dłonie jej wyciągniętą rękę. - Chodź,
pozwól, że cię zabiorę do środka. Powinniśmy wspólnie świętować dzisiejszy dzień.
- Czy zdążyłam ci powiedzieć, jaki byłeś dzisiaj wspaniały i jak znakomity jest
twój balet?
- Tylko jeden raz. - Ofiarował jej swój olśniewający, czarujący uśmiech. -
Stanowczo za mało. Wiesz, jak bardzo wielkie jest moje ego. - Od uśmiechu aż mu
się zrobiły na policzkach bruzdy. - No więc powiedz, byłem cudowny?
- Tak cudowny, jak tylko cudowny potrafi być Davidov - roześmiała się
Lindsay, serdecznie go obejmując.
- Tak, to stosowny komplement - stwierdził - i nic lepszego nie mogłaś
wymyślić.
Ucałowała go.
- Tak się cieszę, że się nie zmieniłeś. Odwrócili się oboje, kiedy otworzyły się
drzwi i stanął w nich Seth.
- No tak, przyłapał nas - stwierdził Nick, szczerząc zęby i nie wypuszczając z
objęć Lindsay. - Teraz twój architekt połamie mi obie nogi.
- Błagaj go zatem o litość - poradziła Lindsay, uśmiechając się do Setha.
- Davidov ma błagać o litość? - Nick wzniósł oczy do nieba i natychmiast
puścił Lindsay. - Ta kobieta jest szalona.
- Czasami jej się to zdarza - przyznał Seth - ale ja biorę to pod uwagę. -
Lindsay wzięła męża za rękę. - Ludzie dopytują się o ciebie - zwrócił się do Nicka.
- Jak długo się zatrzymacie? - zapytał Nick, rzucając szybkie spojrzenie w
kierunku sali.
- Tylko na noc - odparł Seth.
- Więc pożegnam się już teraz. - Wyciągnął rękę do Setha. - Do swidanja,
prijatel. Jest ci czego zazdrościć. Do swidanja, pticzka.
- Do zobaczenia, Nick.
Patrząc, jak wraca do sali, westchnęła tęsknie.
- Lepiej się czujesz? - zapytał Seth.
- Jak ty mnie dobrze znasz - rzekła półgłosem.
- A jak cię kocham! - wyszeptał, obejmując ją.
- Seth, to był uroczy wieczór.
- Nie żałujesz?
Wiedziała, że ma na myśli jej karierę, wybór, którego dokonała.
- Nie. Nie żałuję. - Uniosła twarz, a ich usta się spotkały. Pocałunek był długi i
gorący. Byli siebie złaknieni. Przyciągając ją do siebie, jęknął z rozkoszy. Objęła go,
wpiła palce w jego ramiona. Zawsze jest tak jak za pierwszym razem, pomyślała.
Ilekroć mnie całuje, to jakby to był pierwszy raz.
- Seth - zamruczała. - Jestem bardzo, za bardzo zmęczona, żeby zostać na
przyjęciu.
- Hm. - Powędrował ustami w okolice jej ucha.
- To był długi dzień. Moglibyśmy się wymknąć do naszego pokoju i trochę
odpocząć.
- Dobry pomysł - odparła. - Moglibyśmy zamówić butelkę szampana, żeby
wznieść toast za balet.
- Dwuipółlitrową butelkę - postanowił Seth. - W końcu to był doskonały balet.
- O, tak. Moglibyśmy już nie wracać na przyjęcie, jak sądzisz?
- Jakie przyjęcie? - zapytał. Wziął ją pod ramię i przeprowadził obok drzwi. -
Po wschodniej stronie jest jeszcze druga para drzwi.
Lindsay zaśmiała się.
- Architekci zawsze wszystko wiedzą najlepiej - powiedziała prawie szeptem.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Już z końcem pierwszego tygodnia było wiadomo, że „Czerwona róża”
odniosła sukces. Każde przedstawienie szło przy pełnej sali. Ruth czytała recenzje.
Wiedziała, że jest to punkt zwrotny w jej karierze. Udzieliła szeregu wywiadów,
koncentrując się na promocji baletu, zespołu i siebie. Zależało jej, żeby poświęcać jak
najwięcej czasu na pracę i wykonywać ją jak najlepiej. Wcale nie było łatwo uporać
się z uczuciami, skoro co wieczór tańczyła z Nickiem.
Ruth mówiła sobie, że to są uczucia Carlotty; że za bardzo wczuła się w tę
rolę. Zakochać się w Davidovie? To niemożliwe!
Jest zaabsorbowany baletem. Ona również. Interesują go wyłącznie przelotne
fizyczne kontakty. Ona pragnie uczuć - głębokich i trwałych. Przykład własnych
rodziców, a także Lindsay i Setha popsuł ją, a zarazem zniechęcił do byle jakiego
związku. Nick był wymagający, samolubny i nieznośny - żadna z tych cech nie
kwalifikowała go w jej oczach na kochanka. Uważał ją za głupią i romantyczną.
Musiała to sobie przypominać po każdym przedstawieniu, wtedy bowiem
wrzała w niej krew, a namiętność do niego rozpalała wnętrzności. Musiała to sobie
przypominać w czasie bezsennych nocy, kiedy jej umysł był aż zanadto rozbudzony.
Spotykali się niemal wyłącznie na scenie, więc gdy stawali ze sobą twarzą w
twarz, pokusa wejścia w role, które odtwarzali, była przemożna. Ilekroć Ruth czuła,
ż
e jest bliska utraty tożsamości Carlotty i że z trudem dystansuje się w stosunku do
Nicka, przywoływała na pamięć wszystkie jego najgorsze wady. Miała swoje życiowe
plany, zarówno zawodowe, jak i osobiste. Wiedziała, że Nick jest jedynym
mężczyzną, który może jej w tym przeszkodzić.
Uważała się za osobę samowystarczalną i niezależną. Nic dziwnego, skoro nie
miała normalnego domu i wiodła nietypowe życie, bez utrwalonych nawyków i
niezbędnego poczucia stabilności w dzieciństwie. Nie miała stałych towarzyszy za-
baw dziecięcych, nauczyła się nie przywiązywać do domów, które wynajmowali
rodzice, ponieważ nigdy w nich długo nie pozostawali. Jej mieszkanie w Nowym
Jorku było pierwszym miejscem, do którego świadomie się przywiązała. Było jej
własne - kupione za pieniądze, które zarobiła, wypełnione przedmiotami, które były
dla niej ważne. Mieszkała tutaj od roku i już się przekonała, że świetnie sobie sama
radzi. Wierzyła w siebie - jako kobieta i jako tancerka. Fakt, że Nick - jedyny na
ś
wiecie - potrafi podkopać jej wiarę w siebie, doprowadzał ją do białej gorączki.
Na płaszczyźnie zawodowej mógł ją sprowokować, i wówczas dawała z siebie
wszystko, jak również - doborem słów albo wyrazem twarzy - onieśmielić, wręcz
sparaliżować. Również prywatnie potrafił w niej wyzwolić najróżniejsze emocje.
Dziewczęce zadurzenia miała dawno za sobą. Od lat jej namiętności i pasje
koncentrowały się wokół tańca. Mężczyźni, z którymi się umawiała, byli to-
warzyszami, przyjaciółmi. Nick był premier danseur, nauczycielem Ruth i partnerem
w zawodzie. Aż dziwne, że jej uczucia do niego zmieniły się i pogłębiły tak szybko.
Być może, zastanawiała się, byłoby prościej zakochać się w kimś zupełnie
obcym, niż poczuć nagle pociąg do mężczyzny, którego znała i z którym pracowała od
lat.
Gdyby tylko chodziło o popęd fizyczny, dałaby sobie z tym radę. Ale w grę
wchodziło zaangażowanie emocjonalne, i to ją niepokoiło. Jej uczucia do Nicka były
złożone i głębokie. Podziwiała go, była nim zafascynowana, doprowadzał ją do szału i
ufała mu bezgranicznie - jeśli chodzi o taniec.
Prywatnie, o czym dobrze wiedziała, mógłby ją stłamsić i zniszczyć - samą
swoją osobowością. Nie odpowiadała jej rola ofiary. Bała się, że miłość oznacza
zależność, a to z kolei prowadzi do utraty kontroli.
- Daleko odpłynęłaś?
Ruth odwróciła się błyskawicznie i w drzwiach garderoby zobaczyła Francie.
- Och, całe mile stąd - przyznała, przyłapana na rozmyślaniach o Nicku. -
Wejdź i siadaj.
Ruth zaczęła sczesywać włosy do tyłu, żeby je ująć w koński ogon.
- Mmm - zaczęła dyplomatycznie. - Najdłuższe są piątki. Już na samą myśl o
dwóch występach w ciągu jednego dnia czuję skurcze w nogach.
- Siedem wywołań przed kurtynę na poranku to nie w kij dmuchał. - Francie
przycupnęła na pierwszym z brzegu krzesełku. - Biedny Nick udziela właśnie
kolejnego wywiadu, tym razem reporterowi z „New Trends”.
Ruth skwitowała to półuśmieszkiem.
- Będzie niebywale czarujący, a jego akcent coraz bardziej dziwaczny.
- Spasibo, czyli dziękuję - powiedziała Francie. - Jedno z nielicznych znanych
mi rosyjskich słów.
- Gdzieś się nauczyła?
- Och, trochę tego wkułam, sądząc, że oczaruję tym Nicka. Ale to było parę lat
temu. - Uśmiechając się szeroko, Francie wyjęła z kieszeni gumę do żucia. - Ale nic
nie wskórałam. Śmiał się i od czasu do czasu głaskał mnie po głowie. A ja, naiwna,
liczyłam na orkiestrę cygańską i na szał namiętności. Nick wydaje się zawsze zajęty,
jeśli wiesz, co mam na myśli.
- Tak Nie wiedziałam, że interesujesz się Nickiem w taki sposób.
- Kochana. - Francie spojrzała z politowaniem na Ruth i uśmiechnęła się. - A
która kobieta powyżej dwunastu lat by się nim nie zainteresowała? A poza tym
wszyscy wiemy, że jestem nienasycona w tej dziedzinie. - Roześmiała się i
wyciągnęła ramiona do sufitu. - Lubię mężczyzn, i nie walczę z tym. - Opuściła ręce
na kolana. - Właśnie skończyłam poważny związek z dermatologiem.
- Och. Tak mi przykro!
- Niech ci nie będzie przykro. Mieliśmy doskonały ubaw. Zastanawiam się
właśnie nad nowym poważnym związkiem z aktorem, którego poznałam w zeszłym
tygodniu. To Price Reynolds z „A New Breed”. - Ponieważ Ruth nie zareagowała,
Francie uściśliła: - Mydlana opera.
- Nie widziałam.
- Jest wysoki, barczysty i ciemnowłosy, i ma senne spojrzenie. Może będzie
tym właściwym.
- Dlaczego tak uważasz?
- Pocą mi się dłonie. - Widząc zdumienie na twarzy Ruth, roześmiała się. -
Kiedy to prawda. Ale z tobą ten numer by nie przeszedł. Nie zadowoliłaby cię
ś
wiadomość, że to może być ten właściwy mężczyzna. Musiałabyś wiedzieć, że nim
jest. W tym roku byłam już dwa razy zakochana. W zeszłym co najmniej cztery albo
nawet pięć. A ty ile razy byłaś zakochana?
- Ja, prawdę mówiąc... - Nigdy, uświadomiła sobie Ruth. Ani razu.
- Nie łam się. Nie byłaś zakochana, ponieważ znasz tylko jedno znaczenie tego
słowa. Gdy to nastąpi, rozpoznasz to bezbłędnie. - Francie uśmiechnęła się przyjaźnie.
- I dlatego czujesz się bezpieczna. Nie to co ja! Wiesz, czego chcesz, czego pragniesz.
Nie idziesz na łatwiznę.
- Ty nie czujesz się bezpieczna? Boże, nigdy bym nie przypuszczała.
- Potrzebuję kogoś, kto będzie mi mówił, że jestem ładna, zdolna, kochana. A
tobie to niepotrzebne. - Złapała oddech. - Gdy byłyśmy w corps, wiedziałaś, że w nim
nie zostaniesz. Nie miałaś cienia wątpliwości. - Francie ponownie się uśmiechnęła. -
Nikt w to nie wątpił. A gdy spotkasz mężczyznę, który będzie dla ciebie znaczyć tyle
co taniec, będziesz mieć wszystko.
Ruth posmutniała.
- Ale taki mężczyzna musiałby czuć to samo co ja.
- Zawsze istnieje jakieś ryzyko. To tak jak z naciągniętym mięśniem. - Tym
razem Francie uśmiechnęła się od ucha do ucha. - Boli jak cholera, ale nie przestajesz
tańczyć. Widać, że jeszcze sobie nie naciągnęłaś mięśnia.
- Masz dar do wynajdywania analogii.
- Filozofuję tylko z pustym żołądkiem - odparła Francie. - Zjesz lunch?
- Nie mogę. Umówiłam się z Donaldem. - Ruth zerknęła na zegarek. - I już
jestem spóźniona.
- Baw się dobrze. George porywa mnie po wieczornym przedstawieniu.
Będziesz mogła rzucić na niego okiem.
- George?
- George Middemeyer. - Wychodząc, Francie uśmiechnęła się szeroko przez
ramię. - To właśnie doktor Price Reynolds. Jest neurochirurgiem, jego małżeństwo się
rozpada i ma wyrozumiałą kochankę, która prawdopodobnie jest w ciąży. Oczywiście
to dzieje się w filmie. Obejrzyj sobie jutro.
To mówiąc, wyszła. Ruth roześmiała się i chwyciła torebkę.
Bar, w którym miała się spotkać z Donaldem, znajdował się dwie przecznice
dalej. Musiała się spieszyć. Była spóźniona dziesięć minut, a Donald na pewno
przyjdzie punktualnie.
Intensywne, ostre zapachy peklowanej wołowiny i koszernych marynat
powitały ją od progu. Ponieważ minęła już pora lunchu, w barze nie było tłoku.
Zasiedziało się tylko parę osób. Dwóch starszych panów przy odległym stoliku grało
przy resztkach lunchu w szachy.
Ponad ich głowami wypatrzyła Donalda. Siedział tyłem do sali i palił. Lekko,
pewnym krokiem przeszła między rzędami malutkich stolików.
- Przepraszam za spóźnienie, Donaldzie. - Pochyliła się, żeby go pocałować na
dzień dobry. - Coś już zamówiłeś?
- Nie. - Strzasnął popiół z papierosa. - Czekałem na ciebie.
Wyczuła, że coś jest nie tak. Jednak znając Donalda, wolała się nie dopytywać.
Jeśli ma jej coś do powiedzenia, zrobi to w swoim czasie.
Rozejrzała się wokół, a stojący za kontuarem pękaty mężczyzna w białym
fartuchu poczłapał w ich kierunku.
- Co podać?
- Sałatkę owocową i herbatę, proszę - odpowiedziała Ruth, uśmiechając się do
niego.
- Pstrąga i kawę - zamówił Donald, nie patrząc w jego stronę.
Pękaty mężczyzna, zanim poczłapał z powrotem, wydał ledwo słyszalny
dźwięk, przypominający parsknięcie. Uśmiechając się szeroko, Ruth odprowadziła go
wzrokiem.
- Byłeś tu kiedyś w porze lunchu? - zapytała Donalda. - Istny dom wariatów.
Szef bierze na ten czas chłopca do pomocy, ale co z tego, skoro obaj ruszają się w tym
samym tempie? Adagio.
- Rzadko jadam w podobnych miejscach - zaznaczył Donald, zaciągając się
ostatni raz, zanim zgniótł papierosa w popielniczce.
Ruth znowu wyczuła jakiś podtekst, ale nadal czekała.
- Na nic lepszego nie znalazłabym dzisiaj czasu, Donaldzie. Ty też musisz
mieć zwariowany dzień i pewnie uwijasz się jak w ukropie, żeby zdążyć z pokazem i
wieczornym przyjęciem. - Powiesiła torebkę na oparciu krzesła, po czym, podparłszy
się łokciami, pochyliła się do przodu. - Jak idzie? W porządku?
- Chyba tak. Oczywiście, jak zawsze wszystko na ostatnią chwilę. Parę
pokłutych w pośpiechu osób. Gwałtowne sprzeczki między moim głównym krojczym
i główną szwaczką. Normalka.
- Ale ten pokaz jest dla ciebie dość ważny, nieprawda? - Przechyliła na bok
głowę, zdziwiona bezosobowym, prawie obojętnych tonem jego głosu.
- Tak, jest ważny. - Przykuł ją wzrokiem. - Dlatego chciałbym, żebyś tam ze
mną była.
Ruth wytrzymała jego spojrzenie, milknąc, gdy z pewną typową dla tego
miejsca nonszalancją stawiano przed nimi jedzenie.
Niespiesznie podniosła łyżeczkę, lecz nie tknęła swojej sałatki.
- Wiesz, dlaczego nie mogę, Donaldzie. Już o tym rozmawialiśmy.
Wsypał do kawy kopiastą łyżkę cukru.
- Wiem również, że masz dublerkę. Mogłabyś opuścić jedno przedstawienie.
- Dublerka jest na wyjątkowe sytuacje. Nie mogę wziąć wolnego wieczora,
dlatego że chcę pójść na randkę.
- Ale tu nie chodzi o kino ani o pizzę - odparował.
- Wiem, Donaldzie. Przyszłabym, gdybym mogła.
- Nie zgodzę się, żebyś była nieobecna na otwarciu wieczoru.
- Zagrywasz nieczysto. - Ruth odstawiła filiżankę. Patrząc na chłodny,
stanowczy wyraz jego twarz, wiedziała, że już podjął decyzję. - Gdybyś ty miał pokaz,
który by kolidował z moim występem, nie zrezygnowałbyś z niego, a ja nie
oczekiwałabym tego od ciebie.
- Po prostu brak ci dobrej woli.
Ruth pomyślała o przyjęciach, w których uczestniczyła, i o obowiązkach, które
spełniała, ponieważ na to nalegał.
- Daję ci to, co mogę, Donaldzie. Kiedy zaczęliśmy się spotykać, wiedziałeś,
co jest dla mnie najważniejsze.
Donald przestał mieszać kawę i odłożył łyżeczkę na stół.
- To nie wystarczy - powiedział tak zimnym tonem, że Ruth poczuła skurcz w
brzuchu. - Chcę, żebyś dzisiaj ze mną była.
- Czy to ultimatum?
- Tak.
- Przykro mi, Donaldzie. - powiedziała cicho, ale nie przepraszająco. - Nie
mogę.
- Powiedz raczej, że nie chcesz - odrzekł.
- Nazwij to, jak wolisz - rzekła znużonym głosem.
- Zaproszę więc na dzisiejszy wieczór Germanie.
Ruth popatrzyła na niego. Jego wybór świadczył o pewnej przewrotności. Jego
największa konkurentka może się okazać bardziej pomocna niż jakaś tam tancerka.
- Ostatnio zapraszałem ją kilka razy - wyjaśnił. - Kiedy byłaś zajęta.
- Rozumiem - odpowiedziała dyplomatycznie, chociaż jego słowa zabolały ją.
- W ostatnim czasie coraz bardziej koncentrujesz się na sobie. Liczy się tylko
twój balet. W twoim życiu nie ma miejsca dla mnie, nie ma miejsca dla żadnego
mężczyzny. Bronisz się przed tym. Jesteś skażona egoizmem, Ruth. Lekcja za lekcją,
a między tym próby i występy. Pochłania cię taniec, na niczym innym ci nie zależy.
Początkowo była wstrząśnięta jego słowami, a potem zdruzgotana. Sięgnęła za
siebie po torebkę, ale Donald chwycił ją za ramię.
- Jeszcze nie skończyłem. - Przytrzymał ją. - Stoisz godzinami przed tymi
lustrami i co tam widzisz? Ciało, które czeka, aż choreograf mu powie, co ma robić.
Czy zdarza ci się wykonać jakiś spontaniczny, samodzielny ruch? Czy zdarza się, że
odczuwasz coś, co nie zostało zaprogramowane? Z czym zostajesz, kiedy kończy się
taniec?
- Proszę cię. - Zagryzała z całej siły wargi, żeby powstrzymać łzy, ale na
próżno. - Dość tego.
Spojrzał na nią, jakby ją dopiero zobaczył. Na sekundę wstrzymał oddech,
puścił jej ramię.
- A niech to, Ruth, przepraszam.
- Nie. - Jak oszalała potrząsnęła głową, odsunęła się z krzesłem i poderwała. -
Ani słowa więcej. - Błyskawicznie wybiegła za drzwi.
Parne letnie powietrze uderzyło ją jak obuchem. Przez chwilę, oszołomiona,
rozglądała się na wszystkie strony, zanim skręciła w kierunku studia.
W dzikim pędzie minęła morze obcych ludzi. Przytyki Donalda wycelowane
były w najczulszy punkt - dotknęły ją do żywego. Czy rzeczywiście stała się
automatem? Pustym ciałem, kierowanym poleceniami choreografów i muzyków? Czy
tak postrzegają ją ludzie z zewnątrz - jak balerinę na pozytywce, kręcącą piruety,
dopóki rozbrzmiewa muzyka?
Zastanawiała się, ile było prawdy w jego wypowiedzianych w złości słowach.
Kiedy znalazła się w środku, zamknęła drzwi garderoby i oparła się o nie.
Trzęsła się od stóp do głów. Kilka uwag Donalda pozbawiło ją cech ludzkich.
Podeszła do lustra i zapaliła wszystkie światła. Surowym, badawczym wzrokiem
uważnie analizowała swoją twarz.
Czy poświęcenie się ukochanemu tańcowi uczyniło z niej egoistkę, istotę
jednowymiarową? Czy rzeczywiście niezdolna jest do głębszych uczuć, do stałego
związku?
Ruth przycisnęła dłonie do policzków. Skóra była delikatna, gładka, a zapach
jej rąk kobiecy. A ona sama? Zobaczyła przerażenie w oczach. W którym miejscu
kończy się tancerka, a zaczyna kobieta? Wzdrygnęła się i odwróciła od własnego
odbicia.
Zbyt wiele luster, olśniło ją nagle. W jej życiu było zbyt wiele luster, straciła
orientację, co naprawdę odzwierciedlają. Jaka będzie za dziesięć lat, gdy stanie w
obliczu zmierzchu kariery? Czy pozostaną jej tylko wspomnienia i wycinki prasowe?
Zamykając oczy, zmusiła się do kilku głębokich oddechów. Nie ma czasu na
wałkowanie problemu. Spróbuje zastanowić się nad wszystkim po przedstawieniu.
Teraz postanowiła zjeść lunch. Zeszła na dół do kantyny, zamówiła jabłko i
herbatę. Panująca tu niemal rodzinna atmosfera podniosła ją trochę na duchu.
Narzekano na nadwerężone mięśnie, niemożliwe do zatańczenia kombinacje
choreograficzne, węża w kieszeni Nadine i na podejrzany stan rury na piątym piętrze.
Gdy wracała do garderoby, czuła się już znacznie pewniej.
- Ruth!
Z ręką na gałce drzwi odwróciła się przez ramię.
- Cześć, Leah. - Na widok eleganckiej blond tancerki wykrzesała z siebie
odrobinę entuzjazmu.
- Masz wspaniałe recenzje.
Gdy tylko Ruth otworzyła drzwi, nieproszona Leah wpakowała się do
garderoby. Masz ci los, przecież ta dziewczyna tylko miesza i judzi! Czy nie dość
kłopotów jak na jeden dzień? - zafrasowała się Ruth.
- Pochwały dotyczą całego baletu - zauważyła, siadając na krześle przed
toaletką, podczas gdy Leah rozsiadła się w fotelu. - Ale w tym chyba nie znajdziesz
recenzji o balecie - powiedziała, spoglądając na brukową prasę w ręku Leah.
- Nigdy nie wiadomo, z czym mogą nagle wyskoczyć. - Uśmiechnęła się do
Ruth, a następnie zaczęła kartkować gazetę. - Na przykład widziałam tu wzmiankę o
twoim przyjacielu. Zaraz, gdzie to było? - Urwała, przelatując wzrokiem artykuł. - O,
jest. Donald Keyser - zaczęła cytować - czołowy projektant, widywany ostatnio w
towarzystwie swojej głównej rywalki w zawodzie, Germaine Jones. Wtajemniczeni
mówią, że jego zainteresowanie baletem wyraźnie zmalało. - Leah podniosła wzrok,
układając usta we współczujący uśmieszek. - Jakie to świnie ci mężczyźni, no nie?
Ruth wykazała maksymalne opanowanie.
- Pewnie.
- A zostać zmieszanym z błotem przez taką prasę! Czy to nie poniżające?
Ruth nagle się wyprostowała. Poczerwieniały jej policzki.
- Mnie też obsmarowano - powiedziała ze spokojem graniczącym z
determinacją - a wcale się tym nie przejmuję.
- Ale on był tak cholernie przystojny - skomentowała Leah, skrupulatnie
składając gazetę. - Oczywiście, wkrótce pojawi się ktoś inny.
- Czyżbym ci nie mówiła o Teksańczyku? - Ruth zadziwiła samą siebie, ale
nieruchomy, tępy, a następnie zaciekawiony wyraz twarzy Leah skłonił ją do
kontynuowania mistyfikacji.
- Teksańczyk? Co za Teksańczyk?
- Och, staramy się z tym nie afiszować. - Ruth zręcznie improwizowała. - Nie
może ujawniać nazwiska, zwłaszcza w prasie, dopóki nie dostanie rozwodu. W grę
wchodzą wielkie pieniądze, a jego druga żona, jak się domyślasz, nie ułatwia mu spra-
wy. - Ruth zdobyła się na niespieszny, porozumiewawczy uśmiech. - Nie
uwierzyłabyś, ile go to kosztuje. Zostawił jej willę na południu Włoch, ale ona chce
jeszcze zatrzymać jego kolekcję dzieł sztuki. A chodzi nie byle o co, bo o francuskich
impresjonistów!
- Rozumiem. - Laeh zmrużyła oczy, aż stały się wąskie jak szparki u czającego
się do skoku drapieżnika. - No, no, że też udało ci się utrzymać to wszystko w
tajemnicy!
- Jestem jak sfinks.
- Będziesz musiała uważać, żeby Nick za wiele nie odkrył - ostrzegła ją Leah,
przeciągając koniuszkiem języka wzdłuż górnej wargi. - On naprawdę nie znosi
dziennikarskich brudów. A teraz, kiedy finalizuje rozmowy na temat tego wielkiego
programu w telewizji kablowej, będzie szczególnie ostrożny.
- Programu? - powtórzyła jak echo Ruth.
- To ty nic nie wiesz? - Leah znowu wyglądała na zadowoloną. - Zaprezentują
oczywiście cały zespół, zwracając szczególną uwagę na głównych tancerzy.
Oczywiście, ja tańczę Aurorę, może w weselnej scenie. Podejrzewam, że Nick zechce
pokazać pas de deux z „Korsarza” i naturalnie jakiś fragment z „Czerwonej róży”.
Jeszcze sobie nie wybrał partnerek. - Celowo zrobiła przerwę i uśmiechnęła się. -
Mamy bite dwie godziny transmisji. Nick jest niesłychanie przejęty, chciałby je jak
najlepiej wypełnić. - Patrząc na Ruth, przechyliła głowę. - Dziwne, że ci o tym nie
wspomniał. Może uważa, że po napięciach ostatnich tygodni nie będziesz w formie.
Leah zaczęła się zbierać do wyjścia.
- Nie przejmuj się, kochanie, za parę dni ogłosi skład. Jestem pewna, że
znajdzie coś dla ciebie. - Rzuciła gazetę na fotel. - Więc na razie tańcz najlepiej, jak
umiesz! - powiedziała i wyszła, spokojnie zamykając za sobą drzwi.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Przez kilka długich minut Ruth siedziała bez ruchu i wpatrywała się w
zamknięte drzwi. Skąd Leah może wiedzieć o tak niesłychanie ważnym przed-
sięwzięciu, gdy tymczasem ona sama jest ciemna jak tabaka w rogu? Chyba że Nick
zamierza ją wykluczyć...
Mają swoje osobiste problemy, to prawda, ale od strony zawodowej...
Rzeczywiście, powiedziała mu, że po tym balecie nigdy już z nim nie zatańczy.
Pamiętała własne słowa, wypowiedziane świadomie w tamtej sytuacji. Ale czy to
oznacza, że już nikomu nie będzie partnerować? Czyżby Nick był aż tak mściwy?
Ruth wiedziała, że jest dobrą tancerką. Czy Nick mógłby ją odsunąć od
występu z przyczyn osobistych? Odgrażała się, owszem. Zamknęła oczy i starała się
zapanować nad sobą. Zbierało się jej na wymioty.
Od tamtego wieczoru prawie się do niej nie odzywał. Czy w taki właśnie
sposób, ponieważ stwierdziła, iż nie chce ani nie potrzebuje go jako partnera, chce ją
ukarać? Czy pozwoli, żeby kto inny tańczył Carlottę?
Nawet myśl o tym była nie do zniesienia. Niejednokrotnie mówiła sobie, że
takie przywiązanie się do roli jest czystym wariactwem. Jest wiele innych kobiet
mogących się wcielić w Carlottę; po prostu ona była tą pierwszą. Ale przecież, o czym
dobrze wiedziała, odcisnęła swe piętno w wykreowaniu tej roli, w nie mniejszym
stopniu niż Nick. Włożyła w to swoją duszę.
Kiedy otworzyła oczy, wzrok jej padł na pozostawiony na fotelu egzemplarz
„Keyhole”. Leah dopięła swego! Chciała ją dobić przed przedstawieniem, i chyba jej
się udało.
Tym bardziej że jeszcze brzmiały jej w uszach pretensje Donalda. Teraz
doszła obawa, że po wygaśnięciu angażu do „Czerwonej róży” Nick pozbędzie się jej
z zespołu.
Na chwilę zakryła rękami twarz, starając się to wszystko oddalić od siebie.
Czeka ją występ, którego nic nie może zakłócić. Jest tancerką. Przynajmniej tego jej
nie odbiorą.
Niecałą godzinę później wyszła z garderoby, by zrobić rozgrzewkę za
kulisami. Wciąż roztrzęsiona, próbowała zmobilizować całą zdolność koncentracji na
odtwarzanej roli.
W innej sytuacji zostawiłaby Ruth Bannion za sobą, w garderobie. Ale nie tym
razem. Dzisiaj trudno jej będzie oddać żywiołową ufność i werwę Carlotty.
Automatycznie rozluźniła mięśnie, starając się zablokować na słowa Donalda i
Leah, które z uporem wdzierały się w jej myśli. Dźwięki dostrajającej się orkiestry
przywołały ją do rzeczywistości.
Wszystko było nie tak - kostium, oświetlenie, zawodzenie skrzypiec. Było jej
zimno, czuła się odrętwiała. Zapomniała, od czego ma zacząć występ, jakie ruchy
wykonuje na początku.
Z garderoby wyszedł Nick. Odszukał ją wzrokiem. Był to nawyk, którego nie
mógł się pozbyć i który go złościł. Denerwowała go nawet najmniejsza oznaka
własnej słabości, a Ruth Bannion stawała się jego słabością. Poza sceną była chłodna
jak jesień, zaś na scenie gorąca jak lato. Ta huśtawka emocji zżerała mu nerwy, a
przecież nie mógł sobie na to pozwolić.
Niełatwo sobie radzić z pragnieniem, którego temperatura nie maleje,
zwłaszcza gdy na co dzień Ruth okazywała mu obojętność, po czym, gdy znajdowali
się na scenie, prowokowała go i podniecała, kusząc swoim ciałem. Przy żadnej
kobiecie nie przeżywał tylu wzlotów i upadków naraz.
Choć nie widział jej twarzy, dostrzegł jej napięte plecy. Jakby jej ciało wołało
o pomoc.
- Ruth.
Na dźwięk jego głosu ramiona jej zesztywniały.
Powoli, starając się zachować naturalny wyraz twarzy, odwróciła się ku niemu.
- Coś się stało? - zapytał.
- Nic. - Miała nadzieję, że nie zauważy sztuczności jej głosu. Nie cofnęła się,
gdy ujął ją za podbródek i uważnie badał jej twarz. Pod makijażem jej skóra była
blada, oczy pociemniałe i pełne nieszczęścia.
- Jesteś chora? - Gdyby posłyszała troskę w jego głosie, zemdlałaby z
wrażenia.
- Nie.
- Więc się otrząśnij. Zaraz wychodzisz na scenę. Jeżeli się pokłóciłaś ze
swoim przyjacielem, łzy odłóż na potem.
Usłyszał, jak gwałtownie wciąga powietrze, zobaczył, jak w jej oczach
pojawia się hardy wyraz.
- Zatańczę, nie martw się. Nikt, kogo wyznaczyłeś na moje miejsce, nigdy nie
zatańczy tej roli lepiej ode mnie.
- O czym ty mówisz? - Nick zmrużył oczy i zacisnął palce na jej ramieniu.
- Daj spokój. - Szarpnęła się i wyrwała. - Jestem już dostatecznie zdołowana,
więc mi nie dokładaj.
Gdy jeszcze w ostatniej chwili głos jej się załamał, sklęła samą siebie i
podeszła do kulisy, by zaczekać na swój sygnał. Wzięła długie, wyrównujące oddechy
i, maksymalnie jak mogła, zmusiła się, by przestać myśleć.
Taniec otwierający balet nie wypadł jej najlepiej. Stojąc znowu za kulisami,
pocieszała się tym, że jedynie najwytrawniejsze oko dopatrzy się usterek. Pod
względem technicznym jej ruchy były bez zarzutu, ale przecież doskonale wiedziała,
ż
e tancerz musi dać z siebie więcej niż może ciało. Po prostu dzisiaj jej umysł i serce
nie podążały za nią. Niemożność dania z siebie wszystkiego wstrząsnęła nią bardziej,
niż przypuszczała.
Wyszła po raz drugi i już po chwili tańczyła razem z Nickiem.
- Włóż w to odrobinę życia - zażądał cicho, kiedy kręciła podwójny piruet.
Podniósł ją do arabeski. - Tańczysz jak robot.
- Chyba tego właśnie chcesz - syknęła. Jęte, jęte, arabesque i powrót w jego
ramiona.
- Złość się, wściekaj - szepnął, podnosząc ją znowu. - Nienawidź mnie, ale
myśl o mnie. O mnie.
Trudno było myśleć o czymś lub o kimś innym. Wystarczyło spojrzeć na
wyraz jego oczu. Nerwy Rum były napięte do granic wytrzymałości. Nie panowała
nad emocjami. Przestraszyła się, że może jest chora. Jeszcze nigdy nie modliła się w
duchu, by dotrwać do końca przedstawienia. Rozsadzało jej głowę, walczyła ze
słabością. Kiedy kurtyna opadła, Ruth dosłownie zawisła na Nicku.
- Powiedziałaś, że nic ci nie jest. - Przytrzymywał ją za ramiona. - Dasz radę
wyjść do publiczności?
- Tak. Oczywiście. - Próbowała wydostać się z jego uścisku. Udaremnił jej
wysiłki, po czym, gdy popatrzyła na niego, dając do zrozumienia, że jego zachowanie
nie ma sensu, puścił ją i wziął za rękę.
Ciężka kurtyna tłumiła oklaski. Nick skinął głową i technicy podnieśli zasłonę.
Rozległy się ogłuszające brawa. Dla Ruth hałas był nie do zniesienia. Kłaniała się,
podtrzymywana świadomością, że ten najdłuższy dzień wreszcie dobiega końca.
- Wystarczy - wydał krótką komendę Nick, kiedy z drugiej strony kurtyny
rozległa się seria kolejnych braw. Zaczął prowadzić Ruth w stronę lewej kulisy.
- Nick. - Zdezorientowana, chciała zaprotestować, albowiem jej garderoba
mieściła się po przeciwnej stronie.
- Panna Bannion jest chora - rzucił kierownikowi sceny, gdy go w pośpiechu
mijali. - Wraca do domu. Nikogo dzisiaj nie przyjmie.
- Nick, ja tak nie mogę - zaprotestowała. - Muszę się przebrać.
- Później. - Siłą wepchnął ją do windy. - Pojedziemy na górę, do mojego
gabinetu. - Wcisnął guzik i drzwi się zamknęły. - Musimy porozmawiać.
- Nie mogę. - Czuła narastającą panikę. - Nie chcę.
- Na razie się uspokój. Cała się trzęsiesz. Ponieważ wiedziała, że z nim nie
wygra, poddała się i gdy opuścili windę, pozwoliła mu się prowadzić. Na piętrze
panował mrok, nie było tu żywej duszy. Bezbłędnie zlokalizował drzwi swojego ga-
binetu. Popchnął ją do środka, zapalił światła, po czym, zamykając drzwi, przekręcił
zamek.
- Siadaj - rzucił zwięźle, podchodząc do niskiej, dekoracyjnej szafki, która
służyła za barek.
Ruth rzadko tutaj bywała. Gabinet ukazywał inny aspekt Nicolaia Davidova -
tancerza i choreografa. Tu była jego kwatera dowodzenia. Stąd pertraktował i
zdobywał fundusze niezbędne na utrzymanie zespołu. Bez trudu mogła sobie
wyobrazić, jak siedzi za potężnym, dębowym starym biurkiem i roztaczając wdzięk,
wyczarowuje dolary od sponsorów. Czyż nie słyszała na własne uszy uwagi Nadine,
ż
e Nick jest równie cenny dla zespołu za biurkiem, jak na scenie?
Wdzięk. Charyzma. Ten szczodry, serdeczny uśmiech, któremu nie można się
oprzeć i powiedzieć „nie”. Tak, to jest wrodzony talent, podobnie jak talent do
podwójnych obrotów w powietrzu. A także styl. Czym bowiem byłby talent
pozbawiony stylu? Davidov ma jedno i drugie w nadmiarze.
Rozejrzała się po imponującym gabinecie, z zabytkowymi, gustownymi
meblami i głębokimi, skórzanymi fotelami. Ile tysięcy dolarów rozpoczęło swą
podróż z tego pomieszczenia? Wyjęte z wyłożonych jedwabiem kieszeni poszły na
rekwizyty, kostiumy, oświetlenie. Ile elegancki wielbiciel baletu zapłacił za jej
kostium, który ma w tej chwili na sobie?
- Powiedziałem: siadaj.
Krótkie polecenie Nicka przerwało tok jej myśli. Odwróciła się, ale nie
zdążyła powiedzieć słowa, gdy siłą posadził ją na sofie. I znowu wiedziała, że z nim
nie wygra. Ani się obejrzała, jak wetknął jej do ręki kieliszek wypełniony w jednej
czwartej brandy.
- Pij - rozkazał i wrócił do barku, żeby nalać sobie, następnie usiadł obok niej i
patrzył. Uniesieniem brwi ponowił rozkaz. Ruth posłusznie umoczyła usta w trunku.
Trwał tak, nie spuszczając z niej oczu, a wokół panowała niczym niezmącona
cisza. Ruth wypiła kolejny łyczek, koncentrując całą uwagę na rysie w drewnie jego
biurka.
- No więc mów - padła komenda.
- Nie mam nic do powiedzenia.
- Ruth, wiesz, że czasami jestem cierpliwym człowiekiem. Ale nie tym razem.
- Cieszę się, że mnie oświeciłeś. - Ruth dopiła brandy, po czym odstawiła
kieliszek. - W każdym razie, dziękuję za drinka. - Jeszcze nie zaczęła się podnosić,
kiedy stalowymi palcami chwycił ją za nadgarstek.
- Nie igraj z losem - ostrzegł ją delikatnie i nie puszczał, sącząc jednocześnie
drinka. - Odpowiedz. Teraz.
- Może mogłabym najpierw o coś zapytać? - Starała się zachować swobodny
ton głosu, ale zdradzał ją bijący pod jego palcami szybki i nierówny puls.
- Co się z tobą dzisiaj dzieje?
- Wysiadłam trochę.
- Dlaczego?
- Mam podły nastrój. Czasami mi się to zdarza.
- Bez skutku próbowała uwolnić rękę. Łatwość, z jaką jej to uniemożliwił,
była ze wszech miar irytująca. - Czy już nie mam prawa do prywatności? - zapytała. -
Do żadnych osobistych przeżyć?
- Masz, pod warunkiem, że nie kolidują z twoją pracą.
- Nie mogę tańczyć jak automat. - Zapiekły żal i złość, nad którymi starała się
panować, dały o sobie znać. Błyszczały jej oczy. - Nie jestem tylko samym ciałem,
które tańczy, kiedy ktoś zagra. Och, wypuść mnie stąd! - Jeszcze raz szarpnęła rękę.
- Nie chcę z tobą rozmawiać.
Jakby tego nie słysząc, odstawił kieliszek.
- Kto ci to wszystko nakładł do głowy? - Wziął ją za ramiona i na wypadek,
gdyby chciała się odwrócić, przytrzymał twarzą do siebie. - Twój projektant?
Chociaż potrząsnęła przecząco głową, zdradził ją wyraz twarzy.
Nick rzucił cicho rosyjskie przekleństwo. Jeszcze mocniej ścisnął jej ramiona.
- Popatrz na mnie - wycedził. - Czy nie masz dość własnego rozumu, żeby
odróżnić mądrość od bzdury?
- Powiedział, że jestem pozbawiona uczuć - wyrzuciła z siebie, powstrzymując
łzy, od których zachrypł jej głos, a wzrok zaszedł mgłą. - śe moje życie, moje emocje
złożyłam na ołtarzu baletu, bez którego... - Urwała i potrząsnęła głową.
- Co on może wiedzieć? - obruszył się Nick. - Nie jest tancerzem. Skąd może
wiedzieć, co my czujemy? Czy wie, na czym polega różnica między skokiem a
wybiciem? - Tu padło kolejne, krótkie, lecz dosadne przekleństwo. - Jest zazdrosny.
Chce cię usidlić.
- Chce więcej, niż mogę mu dać - sprostowała Ruth. - I ma do tego prawo.
Mnie naprawdę na nim zależy, ale... - Obiema rękami odgarnęła włosy z twarzy.
- Nie kochasz go - dokończył Nick.
- Nie. Nie kocham. Może po prostu nie jestem zdolna do tego rodzaju uczuć.
Może on ma rację, a ja...
- Przestań! - Potrząsnął nią znowu, mocniej niż przedtem. Podrywając się na
równe nogi, mrucząc coś po rosyjsku, wielkimi krokami zaczął przemierzać pokój. -
Tylko ktoś głupi może uwierzyć w podobne rzeczy. Czy dlatego, że nie kochasz tego
mężczyzny, pozwalasz sobie wmawiać, że nie jesteś prawdziwą kobietą? - Mruknął
coś z niesmakiem i zwrócił się w jej stronę. - Co się z tobą dzieje? Gdzie twój duch?
Twój temperament? Gdybyś ode mnie usłyszała coś podobnego, walczyłabyś, prote-
stowała, nie godząc się z tym!
Ruth przycisnęła palcami skronie i jeszcze raz próbowała wszystko
przemyśleć.
- Ale ty byś mi nigdy czegoś takiego nie powiedział.
- Nie - padła spokojna odpowiedź. Podszedł do niej. - Nie, ponieważ cię znam
i rozumiem, co w tobie tkwi. W nas wszystkich zresztą. - Ujął jej rękę i splótł z nią
palce. - Ty żyjesz w swoim świecie, a twój projektant w swoim. Gdyby między wami
była miłość, potrafiłabyś żyć w jednym i drugim.
Ruth chwilę milczała, analizując to, co usłyszała.
- Chciałabym - rzekła półgłosem. - Przynajmniej spróbowałabym, ale...
- Nie. śadnych ale. One mnie męczą. - Opadł z powrotem na sofę. - Więc
toczysz bój ze swoim projektantem, a on wygaduje bzdury. Czy to dostateczny
powód, żebyś była taka blada i słaba?
- A jak mam się czuć, wiedząc, że mam już następczynię? - warknęła Ruth. -
Mam się nie przejmować, gdy na godzinę przed podniesieniem kurtyny ktoś mi macha
przed nosem egzemplarzem „Keyhole”, rozpisującym się o jego nowym związku?
- „Keyhole”? - Nick skrzywił się, gubiąc wątek. - Co to takiego „Keyhole”?
Ach, - przypomniał sobie, zanim Ruth go uświadomiła. - Ta idiotyczna gazeta z
okropnymi zdjęciami?
- Idiotyczna gazeta spekuluje, dlaczego Donald Keyser stracił zainteresowanie
dla baletu.
- Aha. I on ci to przyniósł do garderoby?
- Nie, nie on... - Ruth urwała, zaalarmowana groźnym wzrokiem Nicka, który
z sekundy na sekundę stawał się coraz bardziej złowrogi. - Zresztą to nieważne;
jestem głupia, że tak tym się dałam zdołować.
- Zaczekaj. - Ten rozkaz aż ją zmroził. - Kto to taki? - Teraz dostała gęsiej
skórki. - Kto ci przyniósł gazetę przed występem?
- Nick, ja naprawdę...
- Zadałem ci pytanie. - Podniósł się z miejsca. - To karygodne, żeby członek
zespołu celowo wyprowadzał z równowagi inną osobę tuż przed występem. Nie
pozwolę na to.
- I tak ci nie powiem. Nie, nie powiem - powtórzyła kategorycznie, widząc
zapalające się w jego oczach złe ogniki. - Sama powinnam z tym sobie poradzić. I tak
zrobię w przyszłości. W każdym razie był ktoś jeszcze poza Donaldem, kto mnie dzi-
siaj dobił.
Ruth nie chodziło o to, by za wszelką cenę chronić Leah, nie chciała tylko
nikogo narażać na niekontrolowany wybuch złości Davidova. Wiedziała, że potrafi
być brutalny.
- Kto?
- Nie powiem ci. Nie mogę. Po prostu nie mogę - rzekła półgłosem, patrząc na
niego niemal błagalnym wzrokiem. - Jest coś znacznie ważniejszego, co musimy
ustalić.
Niemal znieruchomiał. Kontrolował się, jego twarz prawie nic nie wyrażała.
Cokolwiek myślał, zachował to dla siebie. Czuła, że się wycofuje.
- Co takiego? - odezwał się w końcu, a serce Ruth zaczęło walić jak szalone.
- Chyba najpierw wypiję jeszcze jedną brandy - zdobyła się na odwagę.
Czekała, że może będzie zły, że odmówi zniecierpliwionym tonem,
tymczasem po chwili wahania sięgnął po oba kieliszki i podszedł z nimi do baru. W
pokoju było cicho jak makiem zasiał. Wzięła kieliszek, który jej podał, i wypiła
łyczek. Nabrała dużo powietrza w płuca.
- Czy zamierzasz pozbyć się mnie z zespołu? Kieliszek Nicka zatrzymał się w
drodze do jego ust.
- Coś ty powiedziała?
Tym razem zapytała bardziej stanowczym tonem:
- Czy zamierzasz pozbyć się mnie z zespołu?
- Czy wyglądam na idiotę? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
Jego głos brzmiał tak naturalnie i rozbrajająco, że uśmiechnęła się.
- Nie, Davidov.
- Choroszo. Dobrze, że choć raz się zgadzamy. - Machnął ręką ze złością. - A
skoro, jak ustaliliśmy, nie jestem idiotą, dlaczego miałbym zwalniać z zespołu moją
najświetniejszą balerinę?
Ruth osłupiała.
- Nigdy mi tego wcześniej nie mówiłeś - wyszeptała.
- Czego?
Niewiarygodne! I on jeszcze o to pyta?
- Odkąd sięgam pamięcią, chciałam tańczyć - zaczęła, tłumiąc nerwowy
ś
miech, po którym przyszła kolej na łzy. - Przez te wszystkie lata wyciskałam z siebie
siódme poty, pracowałam ponad siły. Robiłam to dla siebie, dla tańca i dla ciebie. I
nie usłyszałam od ciebie ani jednego takiego słowa jak dzisiaj. - Westchnęła. - Po
takim dniu, po tym nieudanym występie, stoisz tu sobie i jak gdyby nic mówisz, że
jestem najświetniejszą baleriną, jaką masz! - Otarła łzy. - Tylko ty, Nikolai, mogłeś
wybrać taką chwilę.
Choć nie słyszała, kiedy do niej podszedł, nie zdziwiła się, gdy jego ręce
spoczęły na jej ramionach.
- Jeżeli nie powiedziałem tego wcześniej, to błąd. Ale przecież wiesz, że na
ogół nie przykładam większego znaczenia do słów.
Dotknął palcami jej włosów, patrząc, jak błyszczą w świetle.
- Jesteś dla mnie bardzo ważna. Nie puszczę cię. Serce Ruth na chwilę
zamarło. Po czym, nagle, jakby gdzieś uderzył piorun, zaczęło jej huczeć w uszach.
Przecież mówimy o zespole, uprzytomniła sobie. Wyłącznie o tańcu. Odwróciła się.
- Zastąpisz mnie kimś w Carlotcie w nagraniu dla telewizji?
- Dla telewizji? - powtórzył. Wytężał umysł, co mu się od czasu do czasu
zdarzało, gdy chciał sformułować myśl w poprawnej angielszczyźnie. - Chodzi ci o
kablówkę? - Odczytując odpowiedź w jej oczach, kontynuował: - Ależ to jeszcze nie
jest sfinalizowane, jak więc bym mógł... ? - Zatrzymał się. - A więc to to miałaś na
myśli tuż przed występem. I, jak sądzę, wiadomość pochodzi od tej samej osoby,
która ci podrzuciła „Doorknob”?
- „Keyhole” - poprawiła, ale on tylko zaklął. Domyśliła się, że był to jakiś
szczególnie szkaradny rosyjski zwrot.
- To jest niedopuszczalne. Nie pozwolę, żeby moi tancerze dokuczali sobie i
podgryzali jeden drugiego! A teraz słuchaj: o tym, jakie mam plany i kogo zamierzam
obsadzić, ja sam zadecyduję! Jeżeli wybiorę ciebie do Carlotty, będziesz Carlottą.
- Powiedziałam, że nie zatańczę już z tobą - zaczęła Ruth. - Ale...
- Mało mnie obchodzi, co powiedziałaś - warknął. - Jeżeli powiem, że masz ze
mną tańczyć, to zatańczysz. Nie masz tu nic do gadania.
- Chyba mam prawo decydować o własnym życiu - warknęła, równie wściekła
jak on.
- Możesz odejść albo zostać, to prawda - przyznał. - Ale jeśli zostaniesz,
będziesz robić to, co ja ci powiem.
- Jeszcze mi nic nie powiedziałeś - przypomniała mu. - Dowiaduję się o
twoich wielkich planach na niecałą godzinę przed podniesieniem kurtyny. Od tygodni
ze mną nie rozmawiasz.
- Bo nie miałem ci nic do powiedzenia. Nie mam czasu, by gadać po próżnicy.
- Jesteś arogancką, obrzydliwą świnią! Daję z siebie wszystko w tym balecie.
Dla ciebie wypruwam z siebie flaki. Jeśli więc sądzisz, że poddam się bez walki, że
pozwolę, aby kto inny zatańczył tę rolę, to bardzo się mylisz. Po prostu jesteś głupi! I
mało mnie obchodzi, czy to będzie dwuminutowe pas de deux, czy cały balet. On jest
mój! To jest mój balet!
- Tak sądzisz, malutka? - Ton jego głosu był zwodniczo łagodny.
- Nie sądzę, tylko wiem - odwarknęła. - I nie nazywaj mnie malutką. Jestem
kobietą, a Carlotta jest moja, dopóki nie przestanę jej tańczyć. - Złapała trochę
powietrza i ciągnęła: - Będę tu jeszcze długo tańczyć, nawet gdy ty już przestaniesz
być księciem Stefanem.
- Jesteś tego pewna? - Delikatnie ujął ręką jej szyję, lekko ją ściskając. Gest
ten uciszył nieco jej złość. - Czyżbyś zapomniała, miłaja, kto jest autorem baletu? Kto
ułożył choreografię i kto cię obsadził w roli Carlotty?
- Nie. A ty nie zapominaj, kto ją tańczy!
- Masz śliczną, smukłą szyję - powiedział szeptem. Dotykał jej palcami i
pieścił. - Nie prowokuj mnie, bo jeszcze ci ją złamię.
- Jestem zbyt wściekła, żebyś mógł mnie przestraszyć, Davidov. Chcę usłyszeć
jasną odpowiedź; Zatańczę Carlottę w telewizyjnym programie czy nie?
Wędrował wzrokiem po jej rozwścieczonej twarzy.
- Dowiesz się w swoim czasie. Jeszcze prawie przez tydzień tańczysz tę rolę
na scenie. O dalszych planach porozmawiamy później. - Kiedy ze złości prychnęła,
uniósł tylko brew. - Masz teraz dodatkową motywację. Może mi oddasz w tańcu serce
i duszę!
- śe też ty zawsze potrafisz się wykpić! - Zaczęła się odwracać, ale ją
zatrzymał.
Powoli, jakby z pewnym namysłem, pochylił się, a jego usta znalazły się tylko
o kilka centymetrów od jej ust. Po długiej, zapierającej dech w piersi chwili zbliżył się
do nich jeszcze bardziej. Słyszał, jak wciąga powietrze. Czuł pod ręką jej szybko
bijący puls, ale nie wpił się w nią i nie wywierał presji.
Pieszczotliwie wodził koniuszkiem języka po jej wargach, aż się rozchyliły i
zaprosiły go do środka. Wcześniej nie całował jej z taką uwagą i tęskną czułością. A
czy takiej czułości można się oprzeć? Wcześniej pocałunkowi towarzyszyły
podniecenie i żar, a także odrobina strachu. Teraz czuła jedynie beztroską
przyjemność.
Skubnął zębami jej dolną wargę, zatrzymując się na krawędzi bólu, po czym
zamiast zębów posłużył się językiem. Poczuł silny zapach scenicznego makijażu, a
także potu zmieszanego ze smakiem brandy. Bezsilna i jakby w stanie nieważkości
Ruth pozwoliła opaść głowie do tyłu, zapraszając i jednocześnie wystawiając Nicka
na pokusę.
Długo trwali w tym pocałunku, kiedy nagle zaczaj ją od siebie odsuwać.
Otworzyła ociężałe powieki i popatrzyła na niego. Wyczytał w jej oczach, że jest jego.
Wystarczyło tylko opuścić ją na sofę albo pociągnąć na podłogę. Byli sami, ona zaś
była gotowa i pragnąca. Mógłby ją nadal smakować, spijać tę błogą, nieskażoną
słodycz, która go podniecała.
- Malutka - powiedział szeptem, zdejmując rękę z jej szyi, żeby ją pogłaskać
po policzku. - Jadłaś coś dzisiaj?
- Jadłam? - powtórzyła bezmyślnie.
- Tak, pytam o jedzenie. - W jego głosie zabrzmiała nutka zniecierpliwienia. -
Co dzisiaj jadłaś? - wyartykułował.
- Ja... - W głowie miała kompletną pustkę. - Nie wiem...
- A kiedy ostatnio jadłaś stek?
- Stek? - Rum przeciągnęła ręką po włosach. - Przed laty - stwierdziła, śmiejąc
się nerwowo.
- Chodź, musisz zjeść coś solidnego. - Wyciągnął rękę. - Zabieram cię na
kolację.
- Nick, ja nic z tego nie rozumiem. - Zdezorientowana, udała, że nie widzi jego
wyciągniętej ręki, aż ujął jej obie dłonie i pociągnął w stronę drzwi.
- Masz pięć minut na przebranie się.
- Nick. - Będąc przy drzwiach, zatrzymała się jeszcze i popatrzyła uważnie na
niego. - Czy kiedykolwiek cię zrozumiem?
Na to pytanie tylko uniósł i opuścił brwi.
- Jestem Davidov - oświadczył i uśmiechnął się szeroko. - Czy to nie
wystarczy?
Zaśmiała się nerwowo.
- Aż nadto - odrzekła. - Aż nadto...
ROZDZIAŁ ÓSMY
Kolacja z Davidovem była przyjemna, choć niewiele wyjaśniła. Patrząc
wstecz, Ruth doszła do wniosku, że w ogóle nie rozmawiali o balecie. Po szaleńczej
jeździe taksówką przez miasto, która najwyraźniej sprawiła mu radość, Nick
odprowadził ją do drzwiami jej mieszkania, pocałował w pośpiechu, choć namiętnie, i
zostawił.
Spała do rana jak zabita i obudziła się dopiero na dzwonek budzika.
Emocjonalna huśtawka i obfite jedzenie okazały się doskonałym środkiem nasennym.
Dzień toczył się jak zwykle. Choć nie mogła doczekać się odpowiedzi na
dręczące ją pytania, na tyle znała Nicka, by wiedzieć, że szybko nie zaspokoi jej
ciekawości. Im bardziej będzie na niego naciskać, tym mniej wskóra.
Gdy zaprogramowany na dwa tygodnie cykl przedstawień „Czerwonej róży”
dobiegł końca, Ruth musiała się uporać z uczuciem zawieszenia w próżni, które
następowało po okresie intensywnej pracy i skończonym angażu. Znała ten stan,
wiedziała również, że przez jakiś czas, dopóki Nick nie wyznaczy jej innej roli, nie
będzie sobie mogła znaleźć miejsca.
Po ostatnim przedstawieniu, żegnając się z kostiumem Carlotty, Ruth czuła się
tak, jakby utraciła jakąś część samej siebie. Nie miała ochoty na przyjęcie z udziałem
całego zespołu, choć wiedziała, że wypadałoby się tam choć na chwilę pokazać.
Towarzystwo będzie hałaśliwe, pomyślała. śadnego szampana, podjęła szybką
decyzję, usuwając makijaż. Tylko duża szklanka mleka i cała torebka kruchych
ciasteczek, wyłącznie dla mnie. Najwyżej podzielę się z Niżyńskim. Wciągnęła
dżinsy. śadnego użalania się nad sobą, wyłącznie obżarstwo!
- Proszę! - zawołała, słysząc pukanie do drzwi. Akurat wciągała podkoszulek,
gdy Francie wsunęła głowę do środka.
- Dlaczego się ukrywasz? - zapytała. - Towarzystwo jest już przy szampanie.
- Zamierzam się wymknąć - odparła Ruth, łapiąc torebkę.
- Och, nie, nie rób tego. - Francie była jeszcze w kostiumie i w scenicznym
makijażu. Odęła wargi. - Chcę, żebyś poznała mojego neurochirurga.
- Dzisiaj nie mogę. - Ruth posiała przyjaciółce szeroki uśmiech i mrugnęła
porozumiewawczo. - Mam bardzo poważne plany.
- Oho! - Francie ze zrozumieniem przeciągnęła słowo. - Dlaczego go nie
przyprowadzisz?
- Nie dzielę się z nikim - odpowiedziała jej Ruth. Westchnęła przeciągle, jakby
myślami była już daleko stąd. - Jest mój i tylko mój.
- No, no! - Zdumienie Francie nie miało granic. - Jaki on jest?
- Znakomity. - Ruth nie mogła się doczekać, kiedy znajdzie się za drzwiami. -
Absolutnie znakomity.
- Widziałam go? - zawołała Francie, na co Ruth tylko się zaśmiała i wypadła
za drzwi.
Dwie godziny później siedziała w fotelu u siebie w salonie. Niżyński
rozciągnął się jak długi u jej stóp, brzuchem do góry, przednie łapy ułożone jak do
walki, gotowe zadać lewy sierpowy.
Ziewnęła. Wyświetlany w telewizji stary film nie przyciągnął jej uwagi. Mimo
wszystko była zadowolona, że wymknęła się z przyjęcia. Nie czułaby się tam dobrze.
Tłok, śmiechy i stale te same żarty, jak zawsze w zgranej grupie, jeszcze by ją tylko
dobiły, podczas gdy odrobina samotności podniosła ją na duchu. Pomyślała, że
skorzysta z wolnego czasu i jutro kupi sobie coś bezużytecznego. Poszpera w
antykwariatach i może kupi nożyczki do przycinania upalonego knota świecy albo
jakieś stare pudełeczko.
Zamknęła oczy i przeciągnęła się zmysłowo. A może warto by urwać się na
parę dni i zobaczyć z Lindsay i z Sethem? Skrzywiła się, gdy jej myśli pobiegły ku
Nickowi.
Jego spokojny, delikatny pocałunek rozbroił ją do reszty. Przez ostatnie dni
starała się nie myśleć o nim, koncentrując się na sprawach zawodowych. Mówiąc
szczerze, nie poszła na przyjęcie z jego powodu.
Chciała go. I choćby nie wiedzieć ile razy w ciągu ostatnich dni i tygodni
odpędzała od siebie tę myśl, nie zmieniło to w niczym faktu, że go pragnie. Ależ tak -
pragnie go jeszcze bardziej! Z tym pragnieniem i tęsknotą jeszcze jakoś sobie radziła,
natomiast wszelkie poważniejsze myśli powodowały zamęt w jej głowie.
- Jestem zanadto zmęczona, żeby o tym myśleć - powiedziała do kompletnie
nie zainteresowanego jej przeżyciami Niżyńskiego. - Idę do łóżka.
Kiedy nie drgnął i nie okazał cienia zainteresowanie jej pomysłem, przeszła
nad nim, by wyłączyć telewizor. Zostawiając okruszki ciasteczek na rano, w drodze
do sypialni pogasiła wszystkie światła.
Nick wpatrywał się w ciemne okna mieszkania Ruth. Jest pierwsza w nocy,
więc na pewno śpi. Gdybym miał trochę oleju w głowie, też bym spał, zgromił siebie.
Wsunął ręce do kieszeni i zaczął iść. Nie masz tu nic do roboty, Davidov,
mruknął pod nosem. Sam wiesz najlepiej. Dająca się we znaki chłodna noc
przypominała o prawdziwym początku jesieni. Chroniąc się, wtulił głowę w ramiona.
Przychodząc tutaj, robi z siebie idiotę. Co też, idąc do niej i mijając kolejne
przecznice, powtarzał sobie niezliczoną ilość razy.
Gdyby była na przyjęciu, mógłby choć na nią popatrzeć... O Boże, pomyślał z
desperacją, przecież już dawno minął czas, gdy wystarczało mu samo patrzenie.
Najgorsze były noce, kiedy bywał bliski szaleństwa, a żadna inna kobieta nie mogła
mu jej zastąpić. Pragnął Ruth.
He to już trwa? - zapytywał siebie, nie zwracając uwagi na mijające go w
zawrotnym tempie policyjne wozy i wyjące syreny. Miesiąc, rok? Pięć łat? Czy już
wtedy, w studiu Lindsay, kiedy po raz pierwszy zobaczył Ruth przy drążku? Przecież
już wtedy skręcał się z pożądania. Dobry Boże, miała wówczas zaledwie
siedemnaście lat!
Skąd mógł wiedzieć, że kiedy ją pocałuje, zasmakuje w niej bez reszty? Albo
ż
e ona zareaguje tak na niego? Jakby tylko na niego czekała! Skąd mógł wiedzieć, że
widok tego drobnego szczupłego ciała będzie go prześladować w dzień i w noc?
Nawet gdy z nią tańczył, myśl, by ją posiąść, stopić się z nią, nie dawała mu
spokoju, aż doszedł do wniosku, że chyba oszaleje. Zaczął się oddalać.
Zatrzymał się, odwrócił. Boże, jakże jej pragnie! Teraz, zaraz. W tę noc.
Dobijanie się w drzwi poderwało ją i sprawiło, że usiadła na łóżku jak
automat. Co jej się śniło? Nick? Potrząsnęła głową, żeby oprzytomnieć. Właśnie
wyciągała rękę po budzik, kiedy walenie zaczęło się od nowa. Spuściła nogi z łóżka i
sięgnęła po szlafrok.
- Już idę! - zawołała, spiesząc się tym bardziej, im głośniej i natarczywiej
stukano. Narzucając po drodze szlafrok, przebiegła przez pogrążone w mroku
mieszkanie. - Na miłość boską, sąsiedzi się pobudzą! - Zerknęła przez judasza,
zamrugała z niedowierzania i jeszcze raz zerknęła. Zaczęła niezdarnie zdejmować
łańcuch, gdy Nick znowu zastukał.
Kiedy otworzyła drzwi, popatrzyli na siebie zdumionym wzrokiem. Była
zdezorientowana śladami gniewu w jego oczach. Splątana masa jej włosów spadała na
narzucony w pośpiechu szlafrok. Miała zaróżowione od snu policzki i ciężkie
powieki. Nick postąpił krok naprzód, wiedząc, że wkracza na zakazany teren.
- Chcę ciebie.
Wystarczyły te dwa proste słowa, wypowiedziane spokojnie, choć szorstko, by
serce Ruth zamarło na chwilę. Zanim się zorientowała, co robi, wyciągnęła ku niemu
ramiona.
Przywarli do siebie ciałami, ustami. Pożądanie było przemożne, a pocałunek
ż
arliwy - długi, desperacki. Jego granicząca z szaleństwem dzikość porwała Ruth.
Poczuła, jak ręka Nicka chwyta jej włosy i w jakiejś furii odciąga jej głowę do tyłu.
Oderwał wargi, po to tylko, by sięgnąć głębiej. Była w tym szczypta brutalności, tak
jakby jednym pocałunkiem chciał zaspokoić wszystkie pragnienia.
- Chcę ciebie. Boże, aż za bardzo!
Ruth tak kurczowo uchwyciła się jego swetra, że zabolały ją palce.
- Nie może być za bardzo - wyszeptała i wciągnęła go do środka.
Zamknęła drzwi i odwróciła się ku niemu. Z przejęcia zaschło jej w gardle;
Dostrzegła jego rozterkę i próbę zapanowania nad sobą. Nie tego od niego chciała!
Nie dzisiaj! Chciała, by go poniosło. Jakże silna i jednocześnie obezwładniająca była
jej potrzeba poczucia na sobie jego dotyku. Powoli, nie w pełni świadoma swoich
reakcji, Ruth podniosła rękę, by zsunąć z ramion szlafrok. Gdy upadł bezgłośnie na
podłogę, stanęła przed Nickiem naga.
- Kochaj mnie - powiedziała półgłosem.
Nie mógł się jej oprzeć. Usłyszała tylko jego głuchy jęk, kiedy wziął ją w
ramiona. Usta miał gorące, a dłonie szorstkie i zaborcze. Czuła, jak bardzo jej pożąda.
Posuwając się w kierunku sypialni, Ruth zdarła z niego sweter. Gdzieś w
korytarzu ściągnęła mu go przez głowę i rzuciła na podłogę.
Gdy znaleźli się w drzwiach sypialni, niezdarnie szarpała zamek jego dżinsów.
Gdy wsunęła palce pod pasek, poczuła, jak wciąga brzuch i usłyszała chrapliwe,
stłumione rosyjskie słowa, gdy kąsał jej ramię. Miał szczupłe biodra i gorącą skórę.
Kiedy go dotykała, wpił palce w jej plecy.
- Mileńkaja - powiedział, śmiejąc się gardłowym głosem; - Pozwól mi zdjąć
buty.
- Nie mogę. - Nie było czasu. Pożądanie było silniejsze. Już i tak długo
czekała. - Połóż się ze mną. - Pociągnęła go w stronę łóżka. - Weź mnie teraz, Nick.
Oszaleję, jeśli tego nie zrobisz.
Po chwili Nick leżał na niej. Słyszała, jak gwałtownie bije mu serce, jaki ma
nierówny oddech. Dotarło do niej również, że wchodząc w nią, drży. Przejęła
inicjatywę. Jej ciało znało swoje potrzeby, choć mózg nie ogarniał tego ogromu
wrażeń. To czuła się silna, to słaba i wyczerpana. Nick leżał na niej z twarzą w jej
włosach.
- Słodki Boże, Ruth - szepnął, ciężko oddychając. - Nietknięta. Nietknięta, a ja
cię biorę jak zwierzę! - Zsunął się z niej, chwytając się za włosy. Kiedy usiadł, Ruth
widziała tylko zarys jego piersi i ramion, a także błysk jego oczu. - Powinienem mieć
więcej oleju w głowie. To niewybaczalne; Musiało cię boleć.
- Nie. - Czuła się zamroczona i oszołomiona, ale nie było w tym bólu. - Nie.
- Źle się stało.
- Chcesz powiedzieć, że żałujesz tego?
- Tak, na Boga!
Choć ją mocno zranił tą odpowiedzią, spokojnie zapytała:
- Dlaczego?
- To chyba oczywiste, prawda? - Wstał. - Przychodzę tutaj w środku nocy i
zaciągam cię do łóżka, nie okazując najmniejszego... - zawahał się, szukając słowa.
- Zaciągasz mnie do łóżka? - powtórzyła Ruth. - I oczywiście, ja nie mam z
tym nic wspólnego, nic do powiedzenia! - Uklękła na pościeli i odrzuciła do tyłu
włosy. Dostrzegł błysk gniewu w jej oczach. - Ty zarozumiały ośle! Kto kogo
zaciągnął do łóżka? Wyjaśnijmy sobie pewne fakty, Davidov. To ja otworzyłam
drzwi, ja powiedziałam ci, czego pragnę, ja cię rozebrałam. Więc nie zachowuj się
tak, jakbyś to wszystko sam wymyślił. Jeśli żałujesz, że kochałeś się ze mną, to
zabieraj się stąd i znikaj. - Grzmiała tak, że nawet nie zdążył otworzyć ust. - Ale nie
zasłaniaj się tym, że byłam dziewicą. Byłam dziewicą, ponieważ tak chciałam. I sama
wybrałam czas, żeby to zmienić. To ja ciebie uwiodłam, a nie ty mnie! - zakończyła
rozgorączkowana i wściekła.
- No, ładnie mnie załatwiłaś - odezwał się po dłuższej chwili.
Parsknęła śmiechem. Była zła i zraniona, i nadal dygotała.
- Skończmy już z tym.
Znowu podszedł do łóżka, dotknął jej włosów. Bywają sytuacje, pomyślał,
kiedy łatwiej mówić po rosyjsku. W rodzinnym języku potrafiłby precyzyjniej wyrazić
to, co czuje.
- Ruth, czasami, gdy jestem wytrącony z równowagi, nie wyrażam się dość
jasno. - Przerwał na chwilę, szukając odpowiednich słów. - Nie żałuję, że kochałem
się z tobą, bo pragnąłem tego od bardzo dawna. śałuję tylko i jest mi przykro, że
twoje pierwsze doświadczenie w miłości pozbawione było romantyzmu. - Ujął w
dłonie jej twarz i podniósł ją, by widzieć jej oczy. - W taki sposób nie wprowadza się
niewinnej osoby w tajniki rozkoszy, które kobieta i mężczyzna mogą razem
przeżywać.
Patrzyła na niego uważnie. Teraz, gdy jej wzrok przyzwyczaił się do
ciemności, widziała wyraźniej. Jego twarz była blada, ale oczy żywe i zapalczywe.
Poczuła powracające miłe ciepło. Uśmiechnęła się.
- Jest jakiś inny sposób? - zapytała przewrotnie.
Wodził palcem wzdłuż krawędzi jej policzków, podbródka.
- Bardzo wiele.
- Sądzę, że winien mi jesteś to pokazać. - Objęła go za szyję. - Teraz.
- Ruth...
- Teraz - powtórzyła i wpiła się w jego usta.
Wydał dźwięk podobny do jęku i ponownie zatopił się w jej smaku. Odwlekał
pocałunek, podniecając ją wargami, zębami, językiem. Ruth poczuła znowu, jak krew
zaczyna w niej szybko krążyć. Delikatnie ujął w dłonie jej piersi. Były małe, twarde i
gładkie. Ich czubeczki były naprężone, a on leciutko je muskał, aż usłyszał jej
przyspieszony oddech.
Szeptał jej do ucha słowa, które dla niej nic nie znaczyły. Ale ich brzmienie i
jego nierówny, ciepły oddech obezwładniały. Wsunął rękę pod jej plecy,
podtrzymując ją, gdy klękała na łóżku. Drżała już, ale on nadal tylko podniecał ją
wargami - czekając, wciąż czekając. Powoli, z niespotykaną uwagą i czułością, zaczął
rozniecać w niej ogień. Odkrył jej najwrażliwsze miejsce - po wewnętrznej stronie ud.
Powracał tam po wielekroć. Gdy popieścił trójkąt między jej nogami, jej ciałem
wstrząsnął dreszcz i mocniej przycisnęła jego rękę. A po chwili pogrążyli się w
pocałunku.
Jej oddech był niczym krzyk. Kiedy ją przygniótł swoim ciężarem, jęknęła i
wypowiedziała jego imię.
- To jeszcze nic, miłaja - wyszeptał, delektując się zapachem i smakiem jej
szyi. - Czeka nas jeszcze dużo, dużo więcej.
Kiedy pieścił jej pierś, na przemian traciła oddech i jęczała. Mocniej
przycisnęła go do siebie, nieświadoma pobudzającego rytmu, w jakim jej ciało
poruszało się pod nim. Sięgnął wargami po jej drugą pierś, tym razem porażając ją od
stóp do głów. Wołała go, nieświadoma niczego, pogrążona w cudownych, nieznanych
doznaniach.
Wędrował ustami coraz niżej i niżej, a jego dłonie nadal dotykały jej piersi,
jeszcze ciągle gorących i wilgotnych od jego warg. Prowadził ją, kierował, jak
niegdyś prowadził w takt muzyki, ustalając tempo ich prywatnego pas de deux. I
znów był twórcą, a ona tancerką, poruszającą się zgodnie z jego wizją. Była pojętną
uczennicą. Oddaną i podporządkowaną mu bez reszty.
Otworzyła się na niego, a gdy w nią wszedł, łakomie sięgnął po jej usta.
Poruszał się w niej powoli, nie zważając na własne, trudne do opanowania potrzeby.
Brał ją tak, jakby przed sobą miał całe życie delektowania się tą najwyższą rozkoszą.
Trwali tak złączeni, aż oboje byli bliscy szaleństwa. Wówczas poprowadził ich na
sam szczyt.
Wyczerpana, cudownie obolała, Ruth leżała wtopiona w niego, z głową na
jego piersi. Od czasu do czasu głaskał jej włosy, nawijając ich końce na palce. Pod jej
uchem jego serce biło mocno i miarowo. Zza okna nie wpadała nawet smuga światła.
W pokoju było ciemno, ciepło i cicho.
To jest to, na co czekałam, pomyślała sennie. Oto kres mojej izolacji. Poznał
moje wszystkie sekrety. Dałam mu dzisiaj wszystko, co dotąd przechowywałam w
sobie.
Westchnęła.
- Nie odchodź teraz - wyszeptała, zamykając oczy. - Nie odejdziesz?
Przez chwilę panowała cisza, ich własna osobista cisza.
- Nie - powiedział czule. - Nie odejdę. Uszczęśliwiona Ruth wtuliła się w
niego i niemal natychmiast zasnęła.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Niżyński wskoczył na łóżko, domagając się swojego śniadania. Przez chwilę
wytrzeszczał zdumione ślepia na Nicka, po czym spokojnie rozpoczął wędrówkę po
jego nogach, brzuchu, aż zatrzymał się na klatce piersiowej. Czując ucisk, Nick poru-
szył się i otworzył oczy prosto na kota.
Przyglądali się sobie w milczeniu. Nick wyciągnął rękę i usłużnie podrapał
kota za uchem.
- Jak się masz, prijatiel, zdaje się, że nie masz nic przeciwko mojej obecności?
Niżyński wyprężył grzbiet, przeciągnął się, a następnie wyciągnął jak długi na
piersi Nicka. Nie przestając drapać kota za uchem, Nick odwrócił głowę w stronę
Ruth.
Spała wtulona w niego. Właściwie to on trzymał ją w takiej pozycji. Jej
rozrzucone, gęste włosy przykrywały niemal całą poduszkę. Oddech był równy i
głęboki, wargi lekko rozchylone. Wyglądała niewiarygodnie młodo - zbyt młodo jak
na tę dziką namiętność, jaką zademonstrowała. W y g l ą - dała jak śpiąca królewna,
choć wiedział, że z temperamentu jest bardziej Carlottą niż Aurorą. Bardziej pasował
do niej ogień niż kwiat. Pochylił się, żeby ją pocałować.
Obudziła się roznamiętniona, z ciałem gotowym do pieszczot. Westchnęła,
przywarła do niego, gdy wprawną i pewną ręką wyruszył w cudowną podróż po jej
ciele. Unieruchomiony między nimi Niżyński głośno wyraził swoją dezaprobatę.
Ruth zaśmiała się ochrypłym głosem, a Nick zaklął.
- Domaga się swojego śniadania - wyjaśniła Ruth.
Miała jeszcze zaspane oczy, kiedy uśmiechnęła się do Nicka. Tytułem próby
podniosła rękę i potarła jego podbródek.
- Zawsze chciałam to zrobić - wyjaśniła. - Z samego rana, po przebudzeniu,
dotknąć męskiego zarostu.
Nick przesunął rękę, żeby popieścić jej pierś.
- Wolę coś delikatniejszego. Twoje usta - uściślił, pochylając głowę i
muskając je. - Są takie delikatne i takie ciepłe.
Niżyński powędrował do góry i wsunął łeb między ich głowy. Nick popatrzył
na niego, złowrogo mrużąc oczy.
- Moja sympatia do tego stworzenia maleje z każdą chwilą.
- On dba o punktualność - wyjaśniła Ruth. - Zawsze mnie budzi, zanim budzik
zaczyna dzwonić. - Jakby na potwierdzenie jej słów rozległo się ciche i jednostajne
brzęczenie zegara. - Widzisz? - Roześmiała się, kiedy Nick sięgnął ponad nią i
wcisnął przycisk. - Co chcesz najpierw? - zapytała. - Prysznic czy kawę?
Ponownie pochylił się nad nią, a jego uśmiech był leniwy i kuszący.
- Co innego chodzi mi po głowie.
- Lekcja - przypomniała mu i szybko wymknęła się z łóżka.
Patrzył na nią, gdy naga podeszła do szafy i wyciągnęła szlafrok. Była
szczupła i smukła jak trzcina, o długich nogach, pozbawiona bioder - chłopięca figura
przy bardzo kobiecym sposobie poruszania się. Kiedy wsunęła rękę w głąb szafy,
dostrzegł niewielki rowek między jej piersiami. Szlafrok rozsunął się na niej, założyła
więc poły i zawiązała pasek. Odwróciła się do niego z uśmiechem.
- No więc? - zapytała, wyciągając długie włosy spod kołnierza szlafroka. -
Chcesz kawy?
- Jesteś śliczna - wyszeptał.
Ręce Ruth zawahały się na węźle paska. Zastanawiała się, czy kiedykolwiek
przywyknie do tonu głosu Nicka i do wyrazu oczu. Wiedziała, co by było, gdyby
wróciła do łóżka. I znowu poczuła rozkoszne mrowienie, jak gdyby jego ręce już
wędrowały po jej ciele. Niżyński miauknął.
- Skoro wstałam pierwsza - powiedziała, patrząc z wyrzutem na kota -
pierwsza wezmę prysznic. Ty możesz przygotować kawę. - Mknąc do łazienki,
zawołała jeszcze przez ramię: - Nie zapomnij nakarmić kota.
Odkręciła kran i rozebrała się. Czy rzeczywiście powinno mi być tak dobrze? -
zapytywała samą siebie, związując włosy na czubku głowy. Czy to w porządku, że
budząc się przy nim, traktuję to jak coś naturalnego? Bez odrobiny onieśmielenia czy
zażenowania?
Weszła do kabiny i odkręciła kran, lejąc na siebie gorący, mocny strumień.
Ale wiedziałam, że to będzie on. Jakoś zawsze to wiedziałam. Potrząsając
głową, sięgnęła po mydło. Chyba zwariowałam. Skąd mogłam to wiedzieć?
Namydliła się i snuła rozważania. Jedli razem posiłki między lekcjami i próbami.
Bywali na tych samych przyjęciach. Ale poza tym nigdy niczego nie planowali i nie
umawiali się na konwencjonalne randki.
Czy tak miało być? - zastanawiała się. Na pewno dzisiejsza noc nie była czymś
typowym w ich związku. Nick widywał ją ociekającą potem, przeklinającą i wściekłą,
widywał ją też płaczącą. Masował jej obolałe łydki i stopy. Ale znała go tylko na tyle,
na ile on sam jej pozwalał.
Zakręciła wodę. Jest jeszcze za wcześnie, doszła do wniosku, żeby się aż tak
głęboko zanurzać w swoich odczuciach. Wiedziała, że nie obejdzie się bez bólu, ale
też nie zamierza go szukać na siłę.
A Nick może jej zadać ból. O tym także zawsze wiedziała.
Wytarła się. szybko, włożyła z powrotem szlafrok i weszła do sypialni.
Słyszała Nicka rozmawiającego w kuchni z Niżyńskim. Uśmiechnęła się i sięgnęła do
szafy po trykot i rajtuzy. Było coś absolutnie naturalnego i prawidłowego w niosącym
się po niedużym mieszkaniu głosie Nicka. Wiedziała, że kot jest bardziej zajęty
swoim śniadaniem niż konwersacją, ale i tak więź między nimi została nawiązana. A
przecież tyle razy, gdy go rano karmiła i przemawiała doń czule, okazywał kompletny
brak zainteresowania!
Nick wszedł do sypialni z dwoma parującymi kubkami w rękach. Był nagi.
Miał wspaniałe ciało - szczupłe i umięśnione od trudów swojego zawodu.
Wmaszerował do pokoju, jak gdyby nigdy nic. Inny mężczyzna wciągnąłby dżinsy,
pomyślała Ruth. Ale nie Davidov.
- Uważaj, jest gorąca - uprzedził, stawiając kubki na komodzie, a następnie
biorąc w ramiona Ruth. - Jak ładnie pachniesz - zamruczał, wąchając jej szyję. - Twój
zapach towarzyszy mi wszędzie.
Kłuł ją brodą. Zaśmiała się od tych łaskotek.
- Muszę się ogolić, tak?
- Tak - przytaknęła, odwracając głowę i domagając się pocałunku. - Nie
przypominam sobie, by kiedykolwiek Davidov pojawił się nieogolony na lekcji. -
Pocałowali się znowu. Powędrował rękami do jej bioder i przyciągnął ją bliżej.
- Masz brzytwę? - zapytał, zbliżając wargi do jej ucha.
- Hm, w szafce z lekarstwami. - Powędrowała palcami do góry, wzdłuż jego
kręgosłupa. Kiedy ją ugryzł w koniuszek ucha, wydała stłumiony pisk.
- Golenie może poczekać.
- Pójdziesz do domu po ubrania? - zapytała, gdy znikał w łazience.
- Mam trochę rzeczy w gabinecie. - Usłyszała lejącą się wodę. - I nową
brzytwę.
Biorąc prysznic, śpiewał po rosyjsku. Kiedy weszła do łazienki, by umyć zęby,
przyłapała się na tym, że nuci mu do wtóru.
- Co to znaczy? - zapytała z pełnymi ustami pasty.
- To dawna pieśń. I tragiczna. Najlepsze rosyjskie pieśni są stare i tragiczne.
- Byłam kiedyś z rodzicami w Moskwie. - Ruth wypłukała zęby. - Było
pięknie... stare budowle, śnieg. Czasami musisz za tym tęsknić.
Nie zdążyła wrzasnąć, kiedy ją chwycił i wciągnął pod prysznic.
- Nick! - Oślepił ją strumień wody, próbowała się wyrwać. Wszystko, co miała
na sobie, kleiło się i oblepiało ją. - Zwariowałeś?
- Chciałem cię prosić, żebyś umyła mi plecy - wyjaśnił, przyciągając ją do
siebie. - A teraz chyba mam lepszy pomysł.
- Umyć ci plecy! - Zaczęła się z nim szarpać.
- Chyba zauważyłeś, że jestem już ubrana.
- Och, naprawdę? - Uśmiechnął się zniewalająco. - To nic. Poradzę sobie. -
Zsunął z jej ramion przemoczony trykot, unieruchamiając jej ręce.
- Już brałam prysznic. - Zaśmiała się, udając złość i nadal szarpiąc się z nim.
- Więc skorzystaj z mojego. Jak wiesz, jestem hojnym i wielkodusznym
człowiekiem.
Wpił się w jej usta, a woda lała się na nich nieprzerwanie.
- Nick. - Wędrował po niej rękami, stopniowo zsuwając z niej ubranie. -
Mamy lekcję. - W końcu przestała walczyć.
- Mamy czas - wyszeptał, wzdychając głęboko, kiedy dotarł do jej piersi. -
Nadrobimy go.
Ś
ciągnął z niej rajtuzy.
Arabesque, pirouette, arabesque, pirouette.
Ruth podniosła się z ławki i zaczęła ćwiczyć. Padały polecenia. Jak zawsze
obowiązywał surowy rygor. Pot lał się strumieniem. Codziennie, siedem razy w
tygodniu, przerabiali te same podstawowe kroki. Zawodowcy. Lekcje, w równym
stopniu co baletki i rajtuzy, stanowiły część życia zawodowego tancerza.
Od najwcześniejszych lat wbijano im do głowy najdrobniejsze szczegóły. Kto
dostrzeże dwa nieduże kroczki przed jęte ? Wyłącznie tancerz.
Trzeba nieustannie regulować i doprowadzać mięśnie do harmonii. Ciało musi
być zawsze gotowe do wykonania najbardziej karkołomnych fragmentów tańca. Piąta
pozycja. Plis. Nawet jeden dzień przerwy może spowodować, że ciało odmówi
posłuszeństwa. Port de bras. Ramiona i dłonie muszą wiedzieć, co robić.
Nieprawidłowy czy niedopracowany ruch może wybić z uderzenia, popsuć wrażenie.
Attitude. Wytrzymać pozycję - raz, dwa, trzy, cztery...
- Dziękuję.
Lekcja zespołu dobiegła końca. Ruth poszła po ręcznik. Wycierając pot z szyi,
marzyła o prysznicu.
- Ruth.
Podniosła wzrok na Nicka. On także był spocony. Wokół opaski na głowie
wiły się wilgotne włosy.
- Spotkamy się na dole. Za pięć minut.
- Za pięć minut? Coś się stało?
- Stało? - Uśmiechnął się, po czym nachylił się i pocałował ją, zapominając o
innych członkach zespołu. - Co mogłoby się stać?
- Chyba nic. - Odrobinę zakłopotana, popatrzyła na niego z niewyraźną miną. -
Więc co?
- Nie masz na dzisiaj żadnych planów,, - To było stwierdzenie, nie pytanie. -
Sprawdziłem, że i ja też nic nie mam. - Pochylił się bliżej. - Zabawimy się.
- Zabawimy?
- Nowy Jork jest bardzo rozrywkowym miastem, prawda?
- Tak słyszałam.
- Za pięć minut - powtórzył i odszedł. Patrząc za nim, Ruth zmrużyła oczy.
- Piętnaście.
- Dziesięć - zgodził się Nick, nie zatrzymując się.
Ruth złapała torbę i pomknęła pod prysznice.
Po niecałych dziesięciu minutach zeszła na dół odświeżona, ubrana w dżinsy i
luźny, fiołkoworóżowy sweter. Swobodnie puszczone włosy pasowały do jej nastroju.
Nick już czekał, niecierpliwił się, zabijając czas rozmową z dwoma solistami.
Widząc Ruth, odszedł od nich.
- Spóźniłaś się - rzekł z wyrzutem i zaczął ciągnąć ją w stronę drzwi.
- Ani trochę. Jestem punktualna co do minuty.
Na ulicy panował ogłuszający hałas. Gdzieś z lewej drogowcy zdzierali
chodnik, a świdrujący warkot potężnego pneumatycznego młota było słychać
wszędzie. Tuż przed nim, z potwornym piskiem, zahamowały dwie taksówki.
Kierowcy odkręcili okna i klęli na czym świat stoi. Strumień pieszych płynął obok,
jak gdyby nigdy nic. Z okna po przeciwnej stronie jezdni dochodziły ostre, drażniące
ucho dźwięki punk rocka.
- Rozrywkowe miasto, nie ma co! - Wziął Ruth pod rękę i patrząc na nią,
uśmiechał się od ucha do ucha. - Dzisiaj należy do nas.
Ruth jakby nagle dech odjęło. Nic, ani całe lata ich znajomości, ani szalone,
przyprawiające o zawrót głowy kochanie się, nie zrobiło na niej tak oszałamiającego
wrażenia, jak to porozumiewawcze, skierowane tylko do niej, serdeczne spojrzenie.
- Dokąd... dokąd idziemy? - wykrztusiła, z trudem dochodząc do siebie.
- Gdziekolwiek bądź - odparł Nick i przyciągnął ją do siebie, by stopić się z
nią w pocałunku. - Wybieraj. - Ponieważ lekko się zachwiała, przytrzymał ją mocniej,
a ona roześmiała się.
- Tędy! - postanowiła, odrzucając głowę w prawo. Lato odeszło nagle, jakby z
dnia na dzień.
Chłodne powietrze ułatwiało chodzenie, a zdaniem Ruth przeszli wiele mil.
Zaglądali do galerii sztuki i do antykwariatów z książkami, szperając i tłocząc się tu i
ówdzie, i nic nie kupując. Usiedli na brzegu fontanny i obserwowali mijające ich
tłumy, popijając gorącą herbatę osłodzoną miodem.
W Central Parku przyglądali się wyciskającym z siebie siódme poty ludziom
uprawiającym jogging i karmili gołębie. Tyle było do zobaczenia!
U Saksa Ruth przymierzyła całą masę wspaniałych futer, a Nick siedział i
obserwował.
- Nie. - Potrząsnął głową, gdy pokazała się w długich do bioder niebieskich
lisach. - Niedobrze.
- Niedobrze? - Z błogim wyrazem twarzy przytknęła policzek do puszystego
kołnierza i otarła się o miękkie futro. - Mnie się podoba.
- Nie chodzi o futro - sprostował Nick. - O ciebie. - Rozśmieszył go widok
błyskawicznie uniesionych brwi Ruth. - Widziałaś kiedyś, żeby modelka wyrzucała
tak nogi na zewnątrz?
Ruth spojrzała na swoje nogi i uśmiechnęła się pełną buzią.
- Obawiam się, że lepiej się czuję w trykotach niż w futrach. - Wykonała
szybkiego pirueta, zwracając na siebie uwagę sprzedawczyni. - Poza tym na lekcji
byłoby mi w tym za gorąco. - Wyśliznęła się z futra, delektując się na koniec
delikatną atłasową podszewką.
- Mam ci to kupić?
Zaczęła się śmiać, gdy zorientowała się, że Nick mówi to zupełnie poważnie.
- Nie wygłupiaj się.
- Ja się wygłupiam? - Nick podniósł się z miejsca, kiedy Ruth oddawała futro
sprzedawczyni. - Dlaczego to ma być głupie? Nie lubisz prezentów, malutka?
Wiedziała, że użył tego zwrotu, żeby ją sprowokować, ale doczekał się tylko
jej oziębłego spojrzenia.
- śycie bym za to oddała - powiedziała gardłowym głosem, na użytek
sprzedawczyni. - Ale jak mogę to przyjąć, skoro dopiero się poznaliśmy? - Posłała mu
powłóczyste spojrzenie, pogłaskała po policzku. - Co by powiedziała twoja żona?
- O pewnych sprawach żony nie muszą wiedzieć. - Nagle zaczął mówić z
rosyjska. - W moim kraju kobiety znają swoje miejsce.
- Mmm. - Ruth wzięła go pod rękę. - Więc może pokaż, gdzie jest moje.
- Z przyjemnością. - Niczym wilk, Nick wyszczerzył zęby do zbulwersowanej
sprzedawczyni. - Miłego dnia, madame - powiedział, porywając Ruth z iście kozacką
fantazją i wychodząc ze sklepu.
- Uwielbiam, kiedy jesteś Rosjaninem, Nikolai.
- Ja zawsze jestem Rosjaninem!
- Ale raz bardziej, a raz mniej. Kiedy chcesz, potrafisz być bardziej
amerykański niż farmer z Nebraski.
- Mówisz poważnie? Nigdy o tym tak nie myślałem.
- I to jest w tobie takie fascynujące - odparła Ruth. - Nie myślisz tak, ale jesteś
taki. - Idąc, splotła z nim palce. - Jestem ciekawa, czy myślisz po rosyjsku, a potem to
tłumaczysz na amerykański?
- Myślę po rosyjsku, kiedy jestem... - szukał odpowiedniego słowa -
poruszony.
- To dość szerokie pojęcie. - Uśmiechnęła się. - A ty często bywasz poruszony.
- Jestem artystą - żachnął się. - Mamy do tego prawo. Kiedy jestem zły,
rosyjski jest łatwiejszy, a przekleństwa rosyjskie są bardziej soczyste niż
amerykańskie.
- Często zastanawiałam się, co mówisz, kiedy jesteś wściekły. Notabene tej
nocy mówiłeś do mnie po rosyjsku. - Spojrzała na niego tak wymownie, że nie
powstrzymał się od śmiechu.
- Naprawdę? - Od samego jego spojrzenia serce podeszło jej do gardła. - Może
byłem poruszony.
- Ale to nie wyglądało na przekleństwa - droczyła się z nim dalej.
- Chcesz, żebym ci to przetłumaczył? - zapytał, obejmując ją i przyciągając do
siebie.
- Nie teraz. - Ruth obliczyła odległość dzielącą ich od Piątej Alei do jej
mieszkania. Za daleko, pomyślała. - Weźmy autobus - roześmiała się, patrząc mu w
oczy.
- Taksówkę - poprawił ją i pomachał ręką.
Sypialnia tonęła w słońcu. Nawet nie zdążyli opuścić żaluzji. Leżeli spleceni i
uspokojeni po burzliwym kochaniu się. Ruth zasypiała i budziła się na przemian.
Czuła pod ręką unoszącą się i opadającą miarowo klatkę piersiową Nicka: wiedziała,
ż
e śpi.
Pomyślała, że mogłaby tak trwać w nieskończoność. Wtuliła się w niego,
niechcący trącając go w łydkę stopą.
- Stopa tancerza - mruknął, obudzony tym prawie nieznacznym ruchem. -
Mocna i brzydka.
- Wielkie dzięki. - Zębami skubnęła go w ramię.
- To komplement - zaprotestował, przekręcając się w jej stronę. Miał zaspane,
na wpół zamknięte oczy. - Wielcy tancerze mają brzydkie stopy.
Uśmiechnęła się na taką logikę.
- I to cię we mnie pociąga?
- Nie to. Wewnętrzna strona twoich kolan. Roześmiała się.
- A co w nich widzisz?
- Kiedy z tobą tańczę, masz delikatne ramiona, a ja zastanawiam się, jakie w
dotyku są twoje kolana po wewnętrznej stronie. - Nick podparł się na łokciu i spojrzał
na nią. - Ile to razy dotykałem twoich nóg - przy podnoszeniu, masując je, gdy łapał
cię skurcz? Ale zawsze były w rajtuzach. A jakie, zastanawiałem się, mogą być w
dotyku?
Siadając, sięgnął po jej łydkę.
- O tutaj. - Pojechał palcem do góry, ku wewnętrznej stronie kolana. - I tu. -
Kiedy ucisnął to miejsce, zobaczył, jak ciemnieją jej oczy, poczuł, jak szybko bije jej
serce. - Prawdę mówiąc, jestem bliski szaleństwa od tego ciągłego zastanawiania się,
czy ta miękkość znajduje się wszędzie. Miękki głos, miękkie włosy, miękkie
spojrzenie. Mówił cicho i spokojnie.
- I trzymam cię w talii, żebyś zachowała równowagę, a pod palcami mam
trykot i kostium. A jaka jest jej skóra?
Powędrował w górę wzdłuż ud i brzucha, palcami zatoczył łuk wokół jej żeber
i dotarł do piersi.
- Nieduże piersi - szeptał, obserwując jej twarz. - Czułem je, kiedy przyciskały
się do mnie, widziałem, jak się wznoszą i opadają podczas oddychania. Ale jakie są w
dotyku? Jaki mają smak? - Zniżył usta i musnął je językiem.
Kończyny Ruth zdawały się ciążyć, jak po jakimś mocnym narkotyku. Leżała
nieruchomo, gdy tymczasem jego ręce i usta badały ją i odkrywały, wydając przy tym
cichy pomruk. Poruszał się rozkosznie powoli, dotykając i podniecając ją.
- Nawet na scenie, w świetle reflektorów i przy dźwiękach muzyki, myślałem,
ż
eby móc cię dotykać. O tutaj. - Palce ślizgały się po wewnętrznej stronie uda. - I
smakować. O tutaj. - Za palcami podążały usta. - Patrzyłaś na mnie. Takimi wielkimi
oczami, jak u sowy. Mogłem niemal czytać w twoich myślach, zastanawiając się, czy
ty również możesz czytać w moich. - Przywarł wargami do twardych mięśni jej
brzucha i poczuł, jak reaguje drżeniem. - I co byś zrobiła, miłaja, gdybyś wiedziała,
ile jest we mnie tęsknoty?
Prześliznął się językiem po jej pępku. Jęknęła, poruszyła się pod nim. Nigdy
nie doznała takiej rozkoszy - mrocznej, upojnej rozkoszy, od której wszystko kipi i
wrze, która tak przysłania myśli, że i one stają się zmysłowymi doznaniami.
- Tak długo - szeptał. - Za długo.
Jego dłonie, choć nadal delikatne, stawały się bardziej natarczywe. Przerwały
błogostan, w jakim trwała. Nagle jej ciało ożyło ze zdwojoną siłą. Zdumiała ją
wyostrzona świadomość wszystkiego, co ją otacza: prześcieradła, na którym leży,
malusieńkich pyłków kurzu drżących w promieniach słońca, stłumionego gwaru i
zgiełku za oknami. Wszystko wokół było niesamowicie wyraźne. Po czym to wszy-
stko zawirowało i pozostały tylko wędrujące po jej ciele ręce i usta, które siały
spustoszenie.
Mogłaby się znajdować na scenie, na pustyni, ale wszędzie czułaby tylko
Nicka. Słyszała jego oddech, cięższy niż po wyczerpującym tańcu. Stapiał się z jej
oddechem. Miażdżył jej usta, gryzł zębami wargi.
Pocałunek stawał się coraz gorętszy, podczas gdy jego dłonie wiodły ją dalej i
dalej. Przywarta do niego, zatraciła się w rozkoszy. Wtedy wszedł w nią, a ona
przeniosła się w rejony, o jakich jej się nie śniło.
- Liubownica. Spójrz na mnie.
Wstrząsana na przemian pożądaniem i rozkoszą, otworzyła ciężkie powieki.
- Mam cię - powiedział ledwo słyszalnym głosem. - I nadal cię pragnę.
Poszybowała, wzniosła się na niebotyczny szczyt. Nick zanurzył twarz w jej
włosach.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
- Gdzieś tak nagle wczoraj zniknęła? - zapytała Francie, chwytając Ruth za
ramię i ciągnąc ją do drążka.
- Wczoraj? Och, oglądałam wystawy.
- Dobra, dobra. Kiedy mi go przedstawisz? - ciągnęła nie zrażona Francie, a
gdy Ruth zbyła ją krótkim śmiechem, szybko dodała: - Czy słyszałaś ostatnie nowiny?
Ruth wykonywała swoje plies, kiedy salę zaczęli zapełniać pozostali
członkowie zespołu. Daleko, po przeciwległej stronie, odnalazła wzrokiem Nicka w
otoczeniu kilkorga tancerzy z corps.
- Jakie nowiny?
- W sprawie telewizji. - Wpadając w rytm Ruth, Francie wzięła się energicznie
się za ćwiczenia. - Nic nie wiesz?
- Coś mi tam Leah wspomniała. - Na wspomnienie przykrej wizyty
poprzedzającej występ, Ruth odszukała wzrokiem blondynę. - Podobno to jeszcze nic
pewnego.
- Dziecinko, już wszystko jest dograne. - Wreszcie Francie doczekała się
zainteresowania ze strony Ruth, która błyskawicznie odwróciła się do niej.
- Poważnie?
- Nadine dopięła swego. - Francie nachyliła się, żeby podciągnąć ocieplacze. -
Oczywiście, mając taki atut w ręku, mogła z nimi zrobić, co chciała.
Ruth domyśliła się, że chodzi o Nicka. I znów jej wzrok powędrował ku
niemu. Rozmawiał teraz z Leah. Pochylał się ku niej, a ona żywo gestykulowała.
- Co wywalczyła?
- Dwugodzinny program - prawie się zachłysnęła Francie. - W porze
największej oglądalności. A od strony artystycznej dali Nickowi wolną rękę. W końcu
to on ma nazwisko, i to nie tylko w świecie baletu. Nawet ludzie, którzy nie
odróżniają plie od piruetu, wiedzą, kim jest Davidov. Na dobrą sprawę jego program
można kupić w ciemno. Czy zdajesz sobie sprawę, jaka to szansa dla zespołu?
Francie wspięła się na palce.
- Wyobrażasz sobie, ilu ludzi obejrzy nas w ciągu dwóch godzin emisji w
porównaniu z całym sezonem na scenie? O Boże, mam nadzieję, że zatańczę jakiś
kawałek! - Pochyliła się w plie. - śeby mieć taką szansę, mogłabym nawet wrócić do
corps. Ty to zatańczysz w „Czerwonej róży”. - Popatrzyła z zazdrością na Ruth.
Ta zaś z ulgą przyjęła fakt, że rozpoczęła się lekcja.
Trudno było się skoncentrować. Wprawdzie ciało posłusznie reagowało na
komendy, ale myśli krążyły i biegały we wszystkie strony. Dlaczego jej nie
powiedział?
Zatrzymała rękę na poręczy, kiedy madame Maksimowa zaczęła z nimi
ć
wiczyć kroki. Ruth wiedziała, że Nick stoi bezpośrednio za nią.
Spędzili wczoraj cały dzień razem - a także dzisiejszy ranek. I nie powiedział
jednego słowa! Czy z powodu tego, co jest między nimi?
Kiedy wraz z grupą przeszła do głównych ćwiczeń, postarała się rozumować
logicznie. Zaledwie przed tygodniem powiedział jej, że sprawa jeszcze nie jest
załatwiona. Wysiliła umysł, próbując sobie przypomnieć, co jeszcze powiedział i w
jakim był nastroju. Był zły, ponieważ jej taniec wypadł poniżej jej możliwości, był też
zaniepokojony jej stanem. Był także wściekły, bo nie chciała zdradzić imienia osoby,
od której otrzymała wiadomość.
Co jeszcze zrobił? Machnął ręką, dając do zrozumienia, że właściwie nic go to
nie obchodzi. Tańczyła, jak jej zagrał. Jak zawsze. Ale dlaczego o wszystkim
dowiaduje się ostatnia? I po co jej mówi, że jest najwspanialszą baleriną w zespole,
skoro potem nie zadaje sobie trudu, żeby przekazać jej informację, która może się
okazać najważniejsza dla zespołu w tym roku?
Czy ktoś jest w stanie zrozumieć takiego człowieka? Bo ja nie, pomyślała.
Odwróciła się i popatrzyła mu prosto w oczy. To nie jest człowiek, to Davidov!
A jego spojrzenie było odrobinę zagadkowe, a nawet kpiarskie, ale po chwili
tempo przeszło z adagio w allegro i nie mogła mu poświęcić więcej uwagi.
- Dziękuję - powiedziała po trzydziestu minutach madame Maksimowa do
grupy ociekającej potem ciał.
Choć w Ameryce przebywa od czterdziestu lat, jej sposób mówienia i akcent
są jeszcze bardziej rosyjskie niż Nicka, mimochodem pomyślała Ruth.
- Za piętnaście minut chcę widzieć cały zespół na scenie.
Kiedy spojrzała do góry, ujrzała w lustrze podającego wiadomość Nicka. Od
spekulacji pękała jej głowa. Podekscytowani tancerze wychodzili w grupkach. Wielki
Davidov przemówił! Z torbą na ramieniu Ruth szykowała się, żeby do nich dołączyć.
- Jedną chwilę, Ruth. - Zatrzymała się posłusznie, kiedy ją zawołał. Taki
panował zwyczaj.
Zamienił jeszcze parę słów po rosyjsku z madame Maksimowa, która, co jej
się prawie nie zdarzało, nawet zachichotała. Po czym szybko skinęła głową i dużymi
krokami wymaszerowała z sali. Jej kości zdawały się o ćwierć wieku młodsze niż w
rzeczywistości.
- Byłaś nieobecna myślami na dzisiejszej lekcji - odezwał się Nick,
podchodząc do Ruth.
- Naprawdę?
Znał już to jej badawcze spojrzenie, które, jak zawsze, wprawiło go w
zakłopotanie.
- Poruszałaś się, ale oczami byłaś daleko stąd. Gdzie?
Ruth przez chwilę patrzyła na niego w milczeniu, zastanawiając się, jak by tu
zacząć. Postanowiła walić wprost.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś o telewizyjnych planach?
- A dlaczego miałbym coś mówić? - odpowiedział pytaniem, unosząc przy tym
brew.
- Jestem główną tancerką w zespole.
- Tak - Odczekał chwilę. - Ale to nie jest odpowiedź na moje pytanie.
- Odnoszę wrażenie, że tylko ja jedna w całym zespole o niczym nie wiem -
wybuchnęła. - Jestem pewna, że wszyscy dyskutują o tym namiętnie, a niektórzy
nawet spekulują, jakby już dzielili skórę na niedźwiedziu.
- Niewykluczone - zgodził się. - To była prawie tajemnica, a o tajemnicach na
ogół dyskutuje się namiętnie.
- Mogłeś mi o tym powiedzieć - uniosła się gniewem, dotknięta do żywego
wyniosłością jego tonu. - Pytałam cię o to parę dni temu.
- Wówczas to jeszcze nie było sfinalizowane.
- Z pewnością zostało sfinalizowane wczoraj, i też nie powiedziałeś ani słowa.
Zobaczyła jego opuszczające się powieki - niebezpieczny znak. Kiedy się
odezwał, jego głos zmienił intonację:
- Wczoraj byliśmy po prostu kobietą i mężczyzną. Czy uważasz, że skoro
jesteśmy kochankami, należy ci się szczególnie specjalne traktowanie jako balerinie?
- Oczywiście, że nie! - Autentycznie zdumiona jego pytaniem, otworzyła
szeroko oczy. Ani przez chwilę tak nie myślała. - Jak coś takiego mogło ci przyjść do
głowy?
- Ach, tak? - Pokiwał ironicznie głową. - Rozumiem. Mam ci bezgranicznie
wierzyć i szanować twoją uczciwość i prawość, gdy tymczasem moja wydaje ci się
podejrzana.
- Nic podobnego... - zaczęła, ale jej przerwał niecierpliwym machnięciem ręki.
- Idź pod prysznic. Zostało ci już tylko dziesięć minut. - Odszedł,
pozostawiając ją z wytrzeszczonymi oczami i szeroko otwartymi ustami.
Kiedy Ruth wpadła na widownię, inni członkowie zespołu rozsiedli się już na
scenie albo pozaszywali w grupkach po kątach. Zdyszana, usiadła obok Francie.
Nick zaszczycił ją przelotnym spojrzeniem.
- Zdaje się, że jesteśmy w komplecie - zaznaczył.
Stał na środku sceny, z rękami w kieszeniach szarych luźnych dresowych
spodni. Jeszcze miał wilgotne włosy po prysznicu. Wzrok wszystkich był skierowany
na niego. Nadine, ubrana w doskonale skrojony, stalowoniebieski kostium, zasiadła
po jego prawej stronie.
- Okazuje się, że większość z was słyszała o naszych planach współpracy z
WNT - TV. Teraz mamy już dla was więcej konkretów, o których powie Nadine. - W
tym miejscu zerknął na sponsorkę, która złożyła ręce i zaczęła:
- Zespół wystąpi w dwugodzinnym programie telewizyjnym. Będzie to rodzaj
składanki. Nagranie odbędzie się tutaj. Oczywiście, zamierzamy wykorzystać niektóre
tańce z dotychczasowego repertuaru. Program musi być atrakcyjny i przede
wszystkim ambitny, o co postaramy się z Nickiem, a także z Markiem i Marianną. -
Zerknęła w stronę dwójki choreografów. - Będziemy, co jest najzupełniej zrozumiałe,
współpracować z reżyserem telewizji i personelem technicznym. Nie muszę wam
mówić, jak ważna jest ta propozycja dla całego zespołu. Oczekuję także, że każde z
was da z siebie wszystko i pokaże się z jak najlepszej strony.
Nadine zamilkła. Nick odwrócił się i sięgnął po tablicę, którą uprzednio
położył na drewnianym pniu leśnej dekoracji do „Śpiącej królewny”.
- Próby zaczynamy od zaraz - oznajmił i zaczął wyczytywać listę tancerzy i
ról, a także sal, w których będą odbywać się próby.
Zdaniem Ruth program był bardzo zróżnicowany i urozmaicony. Od „Dziadka
do orzechów” Czajkowskiego - Francie pisnęła z radości, kiedy wyczytał jej nazwisko
w roli wróżki - po „Rodeo” Cecila de Mille'a. Było jasne, że Nick chce zaprezentować
nie tylko atrakcyjność, ale i uniwersalność baletu.
Wyznaczono choreografów, wyznaczono sceny. Ruth zwilżyła wargi. Leah
była Aurorą i Giselle, dwie efektowne role, ale w pełni usprawiedliwione. Keil Lowell
miał partnerować Leah zarówno jako Zaczarowany Książę i jako Albrecht.
Młodziutka tancerka z corps zaczęła cichutko płakać na wieść, że otrzymała swoją
pierwszą solową rolę.
Nick czytał dalej i nie podnosił wzroku.
- Ruth, grandpas de deux z „Czerwonej róży” i pas de deaux z drugiego aktu
„Korszarza”. Będę jej partnerować. Jeżeli czas pozwoli, przygotujemy także scenę z
„Karnawału”.
Czytał dalej spokojnym, melodyjnym głosem, ale Ruth niewiele z tego
słyszała. Najchętniej rozpłakałaby się jak młodziutka tancerka z corps.
Oto zaowocowały blisko dwie dziesiątki lat wytężonego treningu. Jej praca nie
poszła na marne. Jedynie złość Nicka, którą wyczuwała przez skórę, mąciła jej radość.
On nie rozumie, pomyślała, sfrustrowana jego szybko zmieniającymi się
nastrojami. A poza tym, ponieważ jest dziko uparty, musiała stoczyć walkę, żeby mu
wszystko wyjaśnić. Podciągając kolana pod brodę, przyglądała mu się z uwagą.
To dziwne, dumała, że przy całym bogactwie ducha może być taki nieufny.
Skrzywiła się. Podobnie jak ja, pomyślała nagle. Oboje mamy ten sam problem.
Oparła na kolanach brodę. Jak to rozwiązać? - zastanawiała się.
Najbliższe tygodnie nie będą łatwe. Będą musieli z Nickiem ustalić, czego od
siebie oczekują i co mogą sobie nawzajem dać. Także od strony zawodowej czeka ich
okres wytężonej pracy. Nick jest już dostatecznie wymagający jako choreograf i kie-
rownik artystyczny, zaś jako partner bywa potworny. Liczy się tylko perfekcja
wykonania, i nawet najdrobniejsze potknięcie doprowadza go do wściekłości, której
natychmiast daje wyraz. Niemniej Ruth gotowa była stąpać po rozżarzonych węglach,
byle tylko z nim tańczyć.
Próby będą wyczerpujące dla każdego. Czasu jest mało, a oczekiwania
ogromne, tym bardziej że jeszcze przez dwa tygodnie spora część zespołu tańczy co
wieczór przed publicznością „Śpiącą królewnę”. A więc zdenerwowanie i zmęczenie
będą się kumulować i tym bardziej dawać we znaki. Będą się dowlekać do domu
późnym wieczorem, żeby moczyć nogi w wannie z lodowatą albo wrzącą wodą. Będą
sobie nawzajem nastawiać palce stóp i masować łydki, żyjąc wyłącznie kawą i
nerwami. Ale odniosą zwycięstwo; są tancerzami.
Kiedy Nick skończył, Ruth wraz z innymi podniosła się z miejsca. Widząc, że
Nick jest zajęty rozmową z Nadine, udała się do salki, którą jej wyznaczył na próby.
Nie zamknęła za sobą drzwi. Na korytarzu panował gwar - cieszono się, komen-
towano decyzje. Z sali w głębi korytarza popłynęła już muzyka. Strawińskiego.
Ruth podeszła do ławki, by włożyć baletki. Spojrzała na nie mimochodem.
Wytrzymają jeszcze dwa lub trzy dni, choć mają zaledwie tydzień, pomyślała ze
znużeniem. Zastanawiała się, ile już par zużyła w tym roku. Nie mówiąc o
dziesiątkach metrów tasiemki. Skrzyżowała atłasowe wstążki nad kostką i podniosła
głowę. Akurat w drzwiach pojawił się Nick. Zamknął za sobą drzwi, odcinając ich od
muzyki i głosów.
- Zaczniemy od „Korsarza” - oznajmił, przemierzając salkę, by usiąść na
ławce. - Na początek bez akompaniatora. Są na umowie o dzieło, która jeszcze nie
została spisana. - Ściągnął dresowe spodnie, pozostając tylko w rajtuzach i w trykocie.
- Nick, chciałabym porozmawiać.
- Chcesz złożyć zażalenie? - Wciągnął ocieplacze na kostki.
- Nie, Nick.
- A więc jesteś zadowolona z tego, co ci przypadło. Zaczynamy. - Podniósł się.
Ruth stanęła na wprost niego.
- Nie zgrywaj się przede mną na premier danseur - powiedziała groźnym
tonem.
Uniósł brwi i popatrzył na nią chłodno.
- Ja jestem premier danseur.
- Tak, ale jesteś też człowiekiem, ale nie o to mi chodzi. - Hamowała się, za
wszelką cenę nie chciała dać się ponieść złości.
- A o co ci chodzi? - zapytał nienaturalnie łagodnym głosem.
- śe to, co powiedziałam rano, nie miało nic wspólnego z obsadzeniem ról. -
Wzięła się pod boki, gotowa przebić mur, który Nick wzniósł między nimi.
- Nie? Więc z czym? I pospiesz się, ponieważ mam dużo spraw do
załatwienia.
Złagodniały jej oczy. Złość trochę ustąpiła.
- Więc idź i załatw, co musisz. Poćwiczę sama.
- Odwróciła się, a on w ten samej niemal chwili zakręcił nią z powrotem.
- Powiedziałem, gdzie i z kim robisz próbę. - Oboje mieli jednakowo zawzięty
wzrok. - A teraz mów, co masz do powiedzenia, żebyśmy mogli zacząć.
- W porządku. - Wyrwała ramię z jego uścisku.
- Nie spodobało mi się, że nie dopuszczono mnie do tajemnicy. Uważam, że o
wszystkim powinnam była usłyszeć od ciebie. To, że jesteśmy kochankami, nie ma z
tym nic wspólnego. Jesteśmy partnerami w tańcu, partnerami w zawodzie. Skoro
mogłeś o tym powiedzieć połowie zespołu, dlaczego nie mnie? Nie chciałabym
dowiadywać się o ważnych dla mnie sprawach w formie plotek, najpierw od Leah,
potem od...
- A więc to była Leah - przerwał jej tyradę. śachnęła się. Z tej złości
wypaplała coś, czego nigdy nie zamierzała mu powiedzieć.
- To nie ma znaczenia - zaczęła, ale gdy machnął ręką, zamilkła.
- Nie udawaj głupiej. Wiesz dobrze, że nie ma usprawiedliwienia dla tancerza,
który celowo denerwuje drugiego, i to przed samym występem. Nie powiesz, że to nie
było zamierzone? - Czekał, obserwując jej twarz. Otworzyła usta i zaraz je zamknęła.
Kłamstwo nie leżało w jej naturze. - Więc mi nie wmawiaj, że to nie ma znaczenia.
- No dobrze - ustąpiła wreszcie. - Ale to już się stało. Nie ma sensu tego
odgrzewać, zwłaszcza teraz.
Nick dumał przez chwilę. Widziała jego oczy - surowe i nieprzystępne.
Wiedziała doskonale, że jest zdolny wymierzyć karę.
- Chyba masz rację. Akurat teraz będzie mi potrzebna. Nie mamy nikogo, kto
by tak dobrze zatańczył Aurorę, ale...
Urwał, a Ruth wiedziała, że potrafi szybko myśleć. Równie dobrze może
znaleźć sposób na ukaranie Leah, nie odbierając jej roli Aurory. Wymierzyć cios w
aksamitnej rękawiczce. Oto cały Davidov.
- W każdym razie - ciągnęła, starając się odwrócić jego uwagę - nie chodzi
także o Leah.
- Więc powiedz wreszcie. - Tym razem była pewna, że rzeczywiście chce jej
wysłuchać.
- Dziś rano, kiedy usłyszałam, że wszystko zostało już załatwione, byłam
rozstrojona. Pomyślałam, że nie będzie dla mnie miejsca. Nie rozmawialiśmy
poważnie i rzeczowo o tańcu od czasu tamtego wieczora, gdy razem powtarzaliśmy
„Czerwoną różę”. Byłam więc zła i, jak mi się zdawało, miałam ku temu powody.
- Bo cię chciałem - odparł zwyczajnie Nick. - To było trudne.
- Dla nas obojga. Nigdy nie uważałam, że należą mi się szczególne względy w
pracy i że masz mnie traktować specjalnie, ponieważ jesteśmy kochankami. I zabolało
mnie, że mogłeś tak pomyśleć. Ale czekając na decyzję o obsadzie, byłam
zdenerwowana. Nadal jestem.
- Może postąpiłem niemądrze, nie mówiąc ci o tym.
Ruth uśmiechnęła się. Takie przyznanie się ze strony Davidova było bliskie
przeprosin, których się nie spodziewała.
- Może - powiedziała ironicznie.
- Widzę, że nadal nie umiesz okazać szacunku starszym.
- Jak to? - zapytała i wysunęła język.
- Kusicielka. - Pociągnął ją ku sobie i pocałował. Mocno i długo. - A teraz
posłuchaj i naucz się. - Choć ją odsunął, nadal trzymał ręce na jej ramionach. -
Wybrałem cię na swoją partnerkę, ponieważ tańczę z najlepszymi. Gdybyś była
gorsza, wybrałbym kogoś innego. Ale nadal bym cię pragnął w nocy.
Kamień spadł jej z serca. Była zadowolona, że Davidov chce jej dla niej samej
i że z nią tańczy, ponieważ ceni jej talent.
- Tylko w nocy? - mruknęła, podchodząc o krok bliżej.
Czule pogłaskał ją po ramieniu.
- Na razie, poza nocą, niewiele będziemy mieli czasu dla siebie. - Znowu ją
pocałował, krótko, szorstko, jak posiadacz. - A teraz tańczymy.
Przeszli na środek, stanęli twarzami do luster i zaczęli.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Mijały dni; długie, wyczerpujące dni pełne twórczego napięcia, a także
rozczarowań. Ruth pracowała z Nickiem, który zmienił trochę układ ich pas de deux
w „Korsarzu”. Choreografia musi współgrać z kamerą, mówił. Jeżeli taniec ma być
rejestrowany przez obiektyw, należy go wykonać pod obiektyw. Trochę to się różniło
od tańca przed publicznością. Nick był w tym lepszy, czego nie omieszkała zauważyć
i poczuć na ich pierwszej improwizowanej próbie. W końcu to on współpracował z
reżyserem telewizji i ustalał z nim ujęcia i sekwencje.
Dni Ruth wypełniały lekcje i próby, ale noce bywały często samotne i puste.
Obowiązki Nicka jako choreografa i dyrektora zespołu pochłaniały wiele czasu.
Nadzorował inne próby, przerabiał układy, miał zebrania w sprawach budżetu, zaś
późno wieczorem spotykał się jeszcze z ludźmi z telewizji.
W rezultacie pozostawało im niewiele czasu na wspólne próby. Pracowali jako
tancerze, dopracowywali choreografię, dostosowując ruchy do muzyki. Sprzeczali się,
uzgadniali. Z „Czerwoną różą” nie było problemu, mimo że Nick pozmieniał niektóre
szczegóły, dostosowując wybrane fragmenty do potrzeb nowego medium. Najwięcej
czasu zabierał im „Korsarz”. Rola ta idealnie odpowiadała Nickowi, osiągał w niej
wyżyny twórcze, a jego zapał dopingował Ruth. Ciężko pracowała, chcąc mu
dorównać.
Krytykował drobne szczegóły, takie jak ułożenie palców, chwalił jej sposób
trzymania głowy i stawiał przed nią coraz trudniejsze zadania. Można by odnieść
wrażenie, że jego siły witalne regenerowały się nieustannie i samoczynnie.
Dotrzymywała mu kroku albo pozostawała w tyle.
Powiedział, że będą mieli dla siebie noce, ale jak dotąd jeszcze im się to nie
zdarzyło. Ruth po raz pierwszy, odkąd wprowadziła się do swojego mieszkania, czuła
się samotna. A przecież jeszcze tak niedawno lubiła własne towarzystwo. Podeszła do
okna i podniosła żaluzje, żeby popatrzeć w ciemną dal. Zadrżała.
I w tej samej chwili zaskoczyło ją pukanie do drzwi. Przemierzając pokój,
uświadomiła sobie, że to nie może być Nick. Miał jeszcze dwa zebrania. Zerknęła
przez judasza i zawahała się. Dopiero po wielu sekundach, biorąc głęboki oddech,
otworzyła drzwi.
- Cześć, Donaldzie.
- Witaj, Ruth. Mogę wejść?
- Oczywiście.
Miał na sobie skórzaną kurtkę i spodnie w prążki. Jak zawsze w najlepszym
stylu. Uświadomiła sobie nagle, że przecież nie widzieli się od tygodni.
- Jak się masz? - zapytała, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć.
- Dobrze. Bardzo dobrze.
Pod powłoką pewności siebie i zadowolenia Ruth dopatrzyła się u niego
pewnego zakłopotania.
- Wejdź. Napijesz się czegoś?
- Chętnie. Szkocką, jeśli masz. - Donald usiadł w fotelu i obserwował, jak
Ruth krząta się przy barku. - Nie dotrzymasz mi towarzystwa?
- Nie. - Podała mu szklaneczkę i usiadła na sofie. - Dopiero piłam herbatę. -
Odruchowo położyła rękę na głowie Niżyńskiego.
- Słyszałem, że robicie coś dla telewizji.
- Wiadomości szybko się rozchodzą.
- Uszyją ci trochę nowych kostiumów - zauważył. - O tym też się mówi.
- Nie zastanawiałam się nad tym. - Podwinęła pod siebie nogi. - A twój interes
się kręci?
- Tak. W końcu miesiąca wybieram się do Paryża.
- Naprawdę? I długo tam zabawisz? - zapytała, uśmiechając się przyjaźnie.
- Ze dwa tygodnie. Ruth... - Zawahał się, odstawił szklankę. - Chciałbym cię
przeprosić za wszystko, co powiedziałem ostatnim razem.
- Przyjmuję przeprosiny. - Z zadowoleniem kiwnęła głową.
Donald poruszył się niespokojnie. Nie spodziewał się, że tak łatwo otrzyma
rozgrzeszenie.
- Stęskniłem się za twoim widokiem. Pomyślałem, że moglibyśmy się wybrać
na kolację.
- Nie, Donaldzie - odpowiedziała równie miłym jak dotychczas głosem.
Zauważyła, że się skrzywił.
- Ruth, byłem zdenerwowany i zły. Wiem, że powiedziałem ci wiele przykrych
słów, ale...
- Nie o to chodzi, Donaldzie.
Popatrzył na nią uważnie, po czym westchnął.
- Rozumiem. Powinienem się domyślić, że jest ktoś inny.
- Ty i ja, Donaldzie, byliśmy przyjaciółmi. - W jej głosie nie było ani
przeprosin, ani złości. - Nie widzę powodu, dla którego miałoby się to zmienić.
- Davidov? - Zaśmiał się na widok jej zdumionej miny.
- Tak, Davidov. Skąd wiesz?
- Mam oczy - odparł krótko. - Widziałem, jak na ciebie patrzy. - Wypił kolejny
łyk szkockiej. - Chyba pasujecie do siebie.
- Czy to komplement, czy obelga? - spytała z uśmiechem.
- Sam nie wiem. - Potrząsnął głową i wstał. Przez chwilę patrzył na nią.
Wytrzymała jego wzrok bez zmrużenia oka. - śegnaj, Ruth.
- śegnaj, Donaldzie. - Spoglądała za nim, kiedy przemierzał pokój i zamykał
za sobą drzwi.
Po pewnej chwili wzięła jego nie dopitą szklankę i udała się z nią do kuchni.
Wylewając szkocką do zlewu, wróciła myślami do wspólnie spędzonych chwil. Czuła
się przy nim szczęśliwa, nic więcej i nic mniej. Czy to prawda, że pewne kobiety są
stworzone tylko dla jednego mężczyzny? Czy jest jedną z nich?
Rozległo się kolejne pukanie do drzwi. Ostatnia rzecz, jakiej by chciała, to
ponownie ujrzeć Donalda. Podeszła do drzwi z przyklejonym sztucznie uśmiechem.
- Nick!
Trzymał w rękach dwa kartony, jeden płaski, drugi wielki, i butelkę wina.
- Priviet, mileńkaja. - Przekroczył próg i wyciągając szyję, pocałował ją nad
pudełkami.
- Miałeś mieć dzisiaj spotkania. - Zamknęła drzwi, gdy tymczasem on stawiał
pudełka na stół.
- Odwołałem je. - Uśmiechnął się od ucha do ucha i przyciągnął ją do siebie. -
Mówiłem ci, że artyści miewają humory i zmienne nastroje. - Po pierwszym krótkim
pocałunku nastąpił długi i stęskniony. - Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór?
- Właściwie... Myślę, że mogę je zmienić, przy odpowiedniej zachęcie. - Było
jej tak dobrze w jego ramionach. - Co jest w tych pudełkach?
- Mmm. To i owo. - Odsunął ją od siebie. - To jest na później - powiedział,
pokazując na większe z nich. - A to na teraz. - Zamaszystym mchem zdjął wieko z
płaskiego kartonu.
- Pizza!
Pochylił się i pociągnął nosem, zamykając przy tym oczy.
- Od samego zapachu można skonać! Szybko dawaj talerze, póki nie wystygło.
Ruth odwróciła się posłusznie.
- Wypocę to z ciebie na jutrzejszej próbie. - Sięgnął po wino. - Potrzebuję
korkociągu.
- A co jest w drugim pudle? - zawołała, stukając naczyniami.
- Później. Teraz jestem głodny. - Kiedy wróciła obładowana talerzami i
kieliszkami, Nick pochylony witał się z Niżyńskim. - Dostaniesz swój przydział. -
Patrząc na tę scenę, zrobiło się jej radośnie na duszy.
- Tak się cieszę, że jesteś.
Nick wyprostował się i uśmiechnął.
- Dlaczego? - Wyjął jej z ręki korkociąg.
- Bo uwielbiam pizzę - odparła ze śmiertelnie poważną miną.
- A więc zdobywam twoje serce przez żołądek, czy tak? To stary rosyjski
zwyczaj. - Korek strzelił głucho.
- Oczywiście. - Ruth z namaszczeniem zajęła się przenoszeniem kawałków
pizzy z pudełka na talerze.
- Więc będziesz skakać po scenie jak mały klopsik. - Nick rozsiadł się
naprzeciw niej i nalał wina.
- W sam raz do „Karnawału”. Będziesz Kolombiną.
- Och, Nick! - Z pełnymi ustami pizzy, Ruth omal się nie udławiła, usiłując jak
najszybciej ją przełknąć i powiedzieć coś więcej.
- Dzięki dodatkowym próbom może nie obrośniesz sadełkiem.
- Sadełkiem?!
- Wolałbym sobie nie nadwerężyć krzyża, dźwigając taki ciężar. - Przesłał jej
złośliwy uśmieszek.
- A co z tobą? - zapytała słodziutko. - Myślisz, że ktoś zechce oglądać
brzuchatego Arlekina?
- Mój metabolizm nigdy do tego nie dopuści.
- Dosłownie pożarł pizzę i sięgnął po wino. - Oglądałem stare filmy -
powiedział nagle. - Fred Astaire, Gene Kelly. Co za ruch! Przy odpowiedniej pracy
kamer można wszystko zobaczyć i poznać prawdziwego tancerza. Kluczem do tego
jest umiejętne ujęcie.
- Widziałeś ,Amerykanina w Paryżu”? - Ruth dokończyła swoją porcję i także
sięgnęła po wino.
- Chciałabym tak stepować!
- To inna grupa mięśni - zadumał się Nick, patrząc jakby na wskroś niej. -
Byłoby to nawet interesujące.
- O czym myślisz? Spojrzał na nią i skupił się.
- O nowym balecie z czymś typowo amerykańskim w ruchach. Ale odłóżmy to
na bok. - Pokiwał głową, jakby niechętnie rozstawał się z pomysłem. - No, to jeszcze
po kawałku. - Nałożył Ruth kolejną porcję. - Jeśli grzeszyć, to razem!
- Kolejny stary rosyjski zwyczaj? - zapytała z uśmiechem.
- A jak! - Nalał jej więcej wina.
Wykończyli pizzę, przekazując kotu cały kawałek na jego wyłączny użytek.
Nick poinformował Ruth o postępie prób, wtrącając od czasu do czasu jakąś
ploteczkę, żeby ją zabawić. Potem zaczął ją pytać o taneczne sekwencje w filmach,
których nie widział, a Ruth opisała mu je najlepiej, jak umiała.
- Chodzi ci po głowie nowy balet zrobiony specjalnie pod kątem telewizji? -
zapytała, kiedy zmywali naczynia.
- Być może - odparł wymijająco. - Nadine myśli także o filmie
dokumentalnym poświęconym zespołowi. Istnieje taka szansa. Nie bardzo się na tym
znam, poza tym, czego nauczyłem się podczas kręcenia „Ariela” i innych baletów, ale
wtedy kamery stały zawsze daleko. Tym razem będą wszędzie, a ten ich reżyser wie
więcej o tańcu niż inni, z którymi pracowałem. To zupełnie coś innego - uznał i
uśmiechnął się, kiedy Ruth wręczyła mu talerz do wytarcia. - Stęskniłem się za tobą.
Popatrzyła na niego. Choć spędzali razem po parę godzin codziennie,
wiedziała, co ma na myśli.
Teraz zaś to wspólne przebywanie w kuchni dawało jej poczucie równowagi i
pewnej trudno uchwytnej stabilizacji.
- Ja też się za tobą stęskniłam.
- Moglibyśmy sobie zrobić krótką przerwę przed nowymi próbami. Parę dni. -
Odstawił talerz i dotknął jej włosów. - Nie pojechałabyś ze mną do Kalifornii?
Jego dom w Malibu, pomyślała i uśmiechnęła się radośnie.
- Pojechałabym. - Zapominając o naczyniach, objęła go w pasie i mocno
przytuliła. Stali przez chwilę w milczeniu, a potem Nick pochylił się i pocałował ją w
czubek głowy.
- Nie jesteś ciekawa, co jest w drugim pudełku? Ruth stęknęła.
- Już nic więcej nie zjem.
- Może trochę wina? - szepnął, muskając wargami jej skronie.
- Nie. Chcę tylko ciebie.
- Chodź. - Ujął ją za rękę. - Już za długo czekamy.
Po czym, gdy wyszli z kuchni, wzrok Ruth padł na zamknięte pudełko.
- Co jest w środku?
- Sądziłem, że nie jesteś zainteresowana. Wiedziona ciekawością, Ruth
uniosło wieko.
Wytrzeszczyła oczy i nie wydała dźwięku.
Tam, gdzie spodziewała się ujrzeć jakiś starannie wypracowany, ozdobny
wielki tort, leżało mięciutkie, puszyste futro z lisa, które niedawno mierzyła u Saksa.
Dotknęła go koniuszkami palców i popatrzyła na Nicka.
- Od tego się nie tyje - zażartował.
- Nick... - Brakowało jej słów.
- Było ci w nim najładniej. A kolor harmonizuje z twoimi włosami. - Ujął
garść włosów Ruth i przepuścił je między palcami. - Są takie delikatne i miękkie. Jak
ty.
- Nick. Nie mogę tego przyjąć.
- Czy nie mam prawa robić ci prezentów?
- Tak, chyba tak. Nie zastanawiałam się nad tym. - Ponieważ nie przestawał
się do niej uśmiechać, nie znalazła żadnego logicznego wytłumaczenia. - Ale nie takie
jak ten.
- Kupiłem ci pizzę - zauważył i podniósł jej rękę do ust. - Nie miałaś nic
przeciwko temu.
- To nie to samo. - Jęknęła cichutko, kiedy całował jej nadgarstek. - A poza
tym sam zjadłeś połowę.
- To mi sprawia przyjemność - powiedział zwyczajnie - podobnie jak będę się
cieszyć, oglądając cię w tym futrze.
- To za drogi prezent.
- Rozumiem. Uważasz więc, że mogę ci kupować tylko tanie prezenty. -
Podciągnął jej rękaw i pocałował wewnętrzną stronę łokcia.
- Przestań, przez ciebie mówię same bzdury.
- Robisz to całkiem nieźle i bez mojej pomocy. - Zanim zdążyła zripostować,
objął ją z całych sił i uciszył. - A może to futro ci się nie podoba? - zapytał.
- Jeszcze jak! Jest cudowne - westchnęła, kładąc głowę na jego ramieniu. - Ale
nie musisz mi niczego kupować.
- Nie muszę? Oczywiście, że nie. - Przesunął rękę wzdłuż jej pleców ku
wypukłości biodra. - Wiem, co muszę, a na co mam ochotę. - Odsunął ją od siebie,
uśmiechnął się. - Chodź, przymierz je dla mnie.
Popatrzyła na niego uważnie. To był wspaniałomyślny gest, podyktowany
impulsem. Czy mogła go nie przyjąć?
- Dziękuję - powiedziała z taką powagą, że się roześmiał i uściskał ją z całej
mocy.
- Znowu patrzysz na mnie jak sowa, bardzo rzeczowa i mądra sowa. Ale teraz
się pospiesz, żebym mógł zobaczyć, czy ci w nim ładnie. Proszę.
Jeżeli Ruth miała jeszcze jakieś obiekcje, to owo „proszę” odsunęło je na
daleki plan. Mogłaby policzyć na palcach jednej ręki, ile razy użył go wobec niej. Bez
chwili wahania dała nurka do pudła. Zatopiła palce z futrze.
- Jest wspaniałe, Nick. Naprawdę wspaniałe.
- Tylko nie na szlafrok, miłaja - oburzył się, gdy zaczęła je wkładać. - Nie nosi
się lisów do niebieskiego frotte.
Spiorunowała go wzrokiem, po czym rozwiązała pasek. Zdjęła szlafrok i
szybko zmieniła go na futro. Jej nagie ciało, które mu mignęło, przyprawiło go o
skurcz żołądka. Jej ciemne włosy spadały na niebieski odcień bieli; podekscytowane
oczy błyszczały.
- Muszę się przejrzeć! - Ruth odwróciła się, chcąc jak najszybciej pomknąć do
lustra w sypialni.
- Kocham cię.
Stanęła jak wryta. Czuła, że brakuje jej tchu, jak po niefortunnym upadku na
scenie. Zamknęła oczy. Wbiła palce w futro. Aż ją zabolały. Nie mogła ich
rozprostować. Bardzo powoli odwróciła się w stronę Nicka. Miała ściśnięte gardło,
więc wymówiła słowa ochrypłym głosem.
- Co powiedziałeś?
- Kocham cię. Po angielsku. Powiedziałem to wcześniej po rosyjsku. Ja tiebia
liubliu.
Ruth przypomniała sobie szeptane jej do ucha słowa - słowa, które utkwiły w
jej głowie, kiedy się kochali, kiedy ją trzymał blisko siebie, zanim zasnęła. Kolana
pod nią zadrżały.
- Nie wiedziałam, co znaczą. - Teraz już wiesz.
Wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami i czuła, jak ogarnia ją
drżenie.
- Boję się - wyszeptała. - Od dawna na to czekałam, a teraz się boję. Nick,
chyba nogi odmówiły, mi posłuszeństwa.
- A chcesz podejść czy odejść ode mnie?
To pytanie trochę ją uspokoiło. Być może on także się boi. Postąpiła krok do
przodu. Stając przed nim, czekała, aż odzyska normalny głos.
- A jak ja to powiem po rosyjsku? - zapytała. - Chcę to najpierw powiedzieć
po rosyjsku.
- Ja tiebia liubliu.
- Ja tiebia liubliu, Nikolai - wymówiła, kalecząc wymowę. Kiedy go
obejmowała, zobaczyła jego błyszczące, rozpromienione oczy. - Ja tiebia liubliu -
powtórzyła. - Kocham cię.
Całował jej włosy, policzki, powieki, a potem niemal rzucił się na nią.
- Ona moja - powiedział, mrucząc jak niedźwiedź. Futro zsunęło się na
podłogę.
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Ruth jeszcze nigdy tak ciężko nie pracowała. Zademonstrowanie przed
publicznością całego baletu nigdy nie było łatwe, ale tańczenie do czterech kamer
było ze wszech miar denerwujące i wyczerpujące. Powtarzane w nieskończoność
krótkie sekwencje kombinacji kroków wyprowadzały ją z równowagi. Przywykła do
ś
wiateł reflektorów, ale specjalistyczne kable i kamery to już było dla niej za wiele.
Czuła się osaczona.
Od ciągłego rozpoczynania i przerywania miała skurcze nóg. Denerwował ją i
rozpraszał zbyt często jej zdaniem poprawiany specjalny makijaż do zbliżeń i bliskich
ujęć. Publiczność przed telewizorami nie może oglądać kropelek potu na twarzy
eleganckiej baleriny. Utrzymanie złudzenia, że taniec jest łatwy i że prawie nie
wymaga wysiłku, było możliwe jedynie z odległości, jaką stwarza scena. Natomiast
kamery były bezlitosne.
Nie wiadomo już który raz powtarzali ten sam trudny układ soubresauts i
piruetów. Nick zdawał się niestrudzony. Fascynowała go praca przed kamerą. Nie
okazywał nawet odrobiny zniecierpliwienia podczas krótkich proceduralnych przerw,
tylko przystawał, rozmawiał z reżyserem, dopóki ekipa telewizyjna nie była gotowa
do dalszej pracy. Po czym, gdy powtarzał kroki, robił to jakby w przypływie nowej
energii.
Nagrywali coś, co w ponad dwugodzinnym programie wypełni nie więcej niż
trzy minuty. Był to żywy, pełen werwy i ognia fragment większej kompozycji -
specjalność Nicka. Ruth po raz kolejny wykonała potrójny piruet, gdy nagle
przeszywający ból powalił ją z nóg. Natychmiast Nick ukucnął przy niej.
- To tylko skurcz - wymówiła, z trudem chwytając powietrze.
- Tu? - Dotknął jej łydki, wyczuł zgrubienie mięśnia i zaczął masować.
Ból był nieznośny. Przycisnęła czoło do kolan i zamknęła oczy.
- Proszę o dziesięć minut przerwy - usłyszała głos Nicka. - Czy oprócz tego
coś cię jeszcze boli? - zapytał, ugniatając mięsień. Ruth potrząsnęła przecząco głową.
- Za dobrze to nie wygląda - skrzywił się.
- Ja już nie mogę! - Nagle Ruth zaczęła walić pięścią o podłogę sceny. - Po
prostu nie mogę!
- Co za absurd! - rzucił, mrużąc gniewnie oczy.
- To nie żaden absurd. Ja już nie mogę - syknęła. - To nie do zniesienia. Do
tyłu, do przodu, i tak w kółko. Jak mogę coś czuć, kiedy nie ma w tym ciągłości ani
nastroju? Dookoła pełno ludzi, praktycznie wchodzą mi na głowę, więc jak mogę
przygotować się do skoku?
- Nie zwracaj na nich uwagi i tańcz - powiedział kategorycznie. - To jest
nieuniknione i konieczne.
- Konieczne? - cisnęła się. - Powiem ci, co jest konieczne. Koniecznie trzeba
się pocić. Ale nawet i tego mi nie wolno. Jeżeli ten człowiek posypie mnie jeszcze raz
pudrem, zacznę wrzeszczeć. - Gdy w drugiej nodze chwycił ją skurcz, wstrzymała
oddech. Ból w obu nogach przekraczał granice wytrzymałości. Znów opuściła głowę.
- Och, Nick, jestem taka zmęczona.
- Więc co zamierzasz? Odejść? - Głos miał szorstki, gdy zaczął masować jej
drugą nogę. - Potrzebuję partnerki, nie zaś uskarżającego się dziecka.
- Nie jestem dzieckiem. Ale też nie jestem maszyną!
- Jesteś tancerką. - Wyczuł pod palcami, że mięsień rozluźnia się. - Więc
tańcz.
Spiorunowała go wzrokiem.
- Dziękuję za wyrozumiałość. - Odepchnęła jego rękę, choć uginały się pod nią
nogi, i podniosła się o własnych siłach.
- Może gdzie indziej jest miejsce na wyrozumiałość. - Nick wstał z podłogi. -
Ale nie tutaj.
Tutaj wykonujesz konkretną pracę. A teraz pozwól, żeby ci przypudrowano
twarz.
Przez chwilę patrzyła na niego z niedowierzaniem, następnie odwróciła się i
bez słowa opuściła scenę.
Nick zaklął pod nosem, po czym zabrał się za masowanie własnych nóg.
- Twardy z ciebie człowiek, Davidov - usłyszał z oddali.
Podniósł oczy i zobaczył wstającą z fotela na widowni Nadine.
- Tak. - Wrócił do masowania nogi. - Już mi to kiedyś mówiłaś.
- Takim cię lubię. - Podeszła do bocznego skrzydła sceny i zaczęła wchodzić
po stopniach. - Ale mimo wszystko nie zapominaj, że ona jest młoda.
Nadine uklękła obok Nicka. Wzięła się za fachowe masowanie jego nogi.
- Dobre stopy, cudowne nogi, bardzo muzykalna. - Uśmiechnęła się do Nicka.
- Jeszcze nie stwardniała tak jak my.
- Tym lepiej dla niej.
- Tym trudniej dla ciebie, ponieważ ją kochasz. - Nick ze zdziwienia aż uniósł
brwi. - Wiem wszystko o moich tancerzach, przede mną nic się nie ukryje. Często
wiem wcześniej niż oni sami. Już od dawna jesteś w niej zakochany.
- I co z tego wynika?
- Tancerze często łączą się między sobą w pary. Mówią tym samym językiem,
mają te same problemy. - Nadine przesiadła się na drugi bok. - Ale gdy dotyczy to
mojego premier danseur i dyrektora artystycznego w jednej osobie oraz mojej najlep-
szej baleriny, jestem zaniepokojona.
- Nie ma powodu, Nadine - powiedział łagodnym tonem, choć był
najwyraźniej poirytowany.
- Romanse mogą przybierać różne formy - skomentowała Nadine. - Wierz mi,
ż
e dużo o tym wiem. - Tym razem uśmiechnęła się posępnie. - Tancerze to osobnicy
kierujący się emocjami, Nick. Nie chcę stracić żadnego z was, jeżeli będziecie musieli
się rozstać. Jej przeznaczeniem jest zostać prima ballerina absolutta.
- Czyżbyś sugerowała, że mam się przestać widywać z Ruth? - zapytał
lodowatym tonem i podniósł się z podłogi.
- Jak długo się znamy, Davidov? - zapytała, zaglądając mu głęboko w oczy.
- Lepiej nie pytaj, to by nas tylko oboje postarzyło - odpowiedział, zdobywając
się na uśmiech.
Przytaknęła mu ruchem głowy, po czym wyciągnęła do góry rękę. Nick
podniósł ją lekko z podłogi.
- Długo. Bardzo długo. Wystarczy, żeby wiedzieć, co ci zasugerować. - Na jej
twarzy pojawił się grymas. - Przez całe lata obserwowałam paradę twoich kobiet.
- Spasibo.
- Nie ma się czym chwalić - skontrowała. - To było tylko stwierdzenie.
Bannion jest inna.
- Tak - przyznał jej rację. - Ruth jest inna.
- Uważaj, Davidov. Dla tancerzy upadki bywają groźne. - Odwróciła się, kiedy
na scenę zaczęli powracać członkowie ekipy telewizyjnej. - Przez jakiś czas będzie
cię nienawidzić.
- Jakoś sobie z tym poradzę.
- Oczywiście - odparła, nie oczekując żadnego innego oświadczenia.
Prosta jak struna, z nieprzeniknioną, spokojną twarzą, Ruth wyszła zza kulisy.
Kiedy jej poprawiano makijaż, wszystkie myśli skoncentrowała tylko na jednym - na
tańcu, który ma wykonać. Później przyjdzie czas na emocje. Podeszła do Nicka.
- Jestem gotowa.
Popatrzył na nią. Chciał ją zapytać, czy nadal ją boli, chciał powiedzieć, że ją
kocha.
- Świetnie, więc zaczynamy - rzucił jej zamiast tego.
Gdy dwie godziny później stała pod prysznicem, była odrętwiała z bólu. Ze
zmęczenia mąciło się jej w głowie. Tylko dwie rzeczy były pewne: nie znosi tańczyć
do kamery i gdy raz naprawdę potrzebowała Nicka, on odwrócił się od niej.
Przemawiał do niej tak, jakby miał do czynienia z opieszałą, leniwą i słabą istotą. A
potem, w obecności innych, straciła panowanie nad sobą i poniżyła się. To przez te
jego lodowate słowa.
Zawsze była dumna ze swojej siły i wytrwałości. Dzisiejszy upadek,
potłuczenie się i drobna kontuzja były dla niej potężnym wstrząsem. Pragnęła
pocieszenia, a spotkała się z lekceważeniem, a nawet z pogardą.
Gdy wyszła spod prysznica i owinęła się ręcznikiem, zjawiła się Leah. Gotowa
do wyjścia, ubrana jak spod igiełki, oparła się o umywalkę i uśmiechnęła.
- Cześć. - Z uwagą wpatrywała się w bladą, wyczerpaną twarz Ruth. -
Parszywy dzień?
- Dość parszywy. - Ruth sięgnęła do torby po sweter.
- Słyszałam, że miałaś dzisiaj jakieś kłopoty. Ruth, wciągając sweter przez
głowę, zdążyła przybrać opanowany wyraz twarzy.
- Nic poważnego - odrzekła ze spokojem, choć ten luz wiele ją kosztował. -
Nagrywanie „Korsarza” zostało zakończone.
- Nie mogę się doczekać, kiedy to obejrzę. Nie przestając się uśmiechać, Leah
wyjęła szczotkę i w zwolnionym tempie pociągnęła nią po swoich jedwabistych
włosach.
- Jesteś blada - zauważyła, kiedy Ruth wciągała dżinsy. - Całe szczęście, że
masz parę dni na odpoczynek, zanim zaczną nagrywać „Czerwoną różę”.
- Widzę, że śledzisz grafik.
- Mam w tym swój interes. Muszę wiedzieć o wszystkich poczynaniach
każdego w zespole.
- A o co ci chodzi?
- O Nicka - odparła bez namysłu. Widząc błysk w oczach Ruth, uśmiechnęła
się jeszcze szerzej. - Nie, nie w tym sensie, choć byłoby to może interesujące.
Podobno bycie jego kochanką ma swoje korzyści.
Ruth najchętniej zdzieliłaby Leah butem prosto w tę jej uśmiechniętą twarz.
Zamiast tego, kipiąc w środku, wsunęła go na stopę.
- To, co jest między Nickiem i mną, jest czysto osobistą sprawą i nikogo nie
powinno obchodzić. - Gotując się coraz bardziej, Ruth podniosła się z ławki.
- Och, ależ to wszystko łączy się w jedną całość! - Leah wyciągnęła rękę,
chcąc dotknąć ramienia Ruth, jakby się obawiała, że może jej umknąć.
- Co takiego?
Leah przysiadła na brzegu blatu wokół umywalki i skrzyżowała nogi w
kostkach.
- Zamierzam zostać prima ballerina absolutta.
- Czy to informacje z ostatniej chwili? - zapytała ironicznie Ruth.
- Wiem, że aby to osiągnąć i pozostać w tym zespole, muszę mieć za partnera
Nicka - gładko wyrecytowała Leah.
- Z tym będzie pewien problem - zgodnie z prawdą odparła Ruth. - Nick jest
moim partnerem.
- Na razie - zgodziła się szybko Leah. - Ale gdy znudzi się tobą w łóżku, z
pewnością cię rzuci.
- A to już mój problem - rzekła Ruth słodkim głosem.
- Miłostki Nicka nigdy nie trwają długo. Na przestrzeni lat wszyscy byliśmy
ś
wiadkami różnych jego wzlotów i upadków. Pamiętasz tę prawniczkę sprzed sześciu
czy ośmiu miesięcy? Bardzo elegancka. A przed nią była jakaś modelka. Zwykle Nick
wystrzega się podrywania kogoś z zespołu. Bardzo wybredny jest ten nasz Nikolai.
- Mój Nikolai. I radzę ci, żebyś poprzestała na partnerach, których ci
wyznaczono. - Ruth sięgnęła po torbę.
- On i tak nie potańczy dłużej niż dwa lata. Zresztą już teraz znaczną część
czasu poświęca choreografii. A mnie wystarczą dwa lata.
- Dwa lata! - zaśmiała się Ruth, przerzucając torbę przez ramię. - Za pół roku
ja będę prima ballerina absolutta. - Wypowiadając te słowa, dała upust wściekłości. -
Po ukazaniu się widowiska w telewizji cały kraj dowie się, kim jestem. Jeżeli
obawiasz się konkurencji, może lepiej znajdź sobie inny zespół.
- Konkurencja! - Oczy Leah zwęziły się jak u kota. - Z trudem przebrniesz
przez pierwszy kawałek. - Po raz kolejny przesłała Ruth promienny uśmiech. -
Pozostałe dwa Nick może ci odebrać i dać je komuś, kto ma trochę więcej
wytrwałości od ciebie.
- Na przykład tobie!
- Oczywiście.
- Po moim trupie - powiedziała słodko Ruth, po czym odsuwając Leah na bok,
opuściła łazienkę.
Choć ostatni gest trochę jej pomógł, nerwy miała napięte do granic
wytrzymałości. Utarczka odwróciła jej uwagę od ciała, schodziła więc ze schodów
nieświadoma bólu w łydkach. Kipiąc z oburzenia, kierowała się ku wyjściu na ulicę.
- Ruth! - Ponieważ nie odpowiedziała na pierwsze wołanie, Nick ją dogonił i
ujął jej ramię. - Dokąd się wybierasz?
- Do domu - rzuciła krótko.
- Świetnie. - Zauważył jej rozpaloną twarz. - Pojedziemy razem.
- Znam drogę. - Odwróciła się w stronę drzwi, ale uchwyt jego ręki okazał się
silniejszy.
- Powiedziałem, że pojedziemy razem.
- Oczywiście. - Wzruszyła ramionami. - Rób, jak ci wygodniej.
- Zwykle tak robię - odpowiedział chłodnym tonem, wyciągając ją na zewnątrz
i wsadzając do taksówki.
Zajęła miejsce w rogu, trzymając sztywno torbę na kolanach. Nick, oparty
plecami o siedzenie, nie podejmował rozmowy. Wydawał się całkowicie pochłonięty
własnymi myślami. Upór nie pozwolił Ruth wypowiedzieć słowa.
Na nowo przeżywała i analizowała dzisiejszą scysję z Nickiem, a potem scenę
z Leah. Złość Ruth przybrała formę lodowatego milczenia.
Kiedy taksówka zatrzymała się przed jej domem, wysunęła się z niej, gotowa
rzucić Nickowi chłodne „do widzenia”. Tymczasem on wysiadł od strony jezdni,
obszedł samochód i znowu ujął ją pod ramię. Uścisk był lekki, ale nie podlegający
dyskusji. Nie komentując tego, Ruth weszła z Nickiem do budynku.
Była gotowa do walki. Wystarczyłaby jakakolwiek prowokacja z jego strony.
Pieniła się ze złości. Otworzyła drzwi i wbiegła do środka, zostawiając Nickowi
wolny wybór - mógł wejść albo odejść.
Z sofy podniósł się Niżyński, wyprężył grzbiet, po czym bezszmerowo
zeskoczył na podłogę. Spełnił swój obowiązek, okrążając kostki nóg Ruth, i
niezwłocznie przeszedł do Nicka. Usłyszała, jak Nick szepcze coś kotu na powitanie.
Bez słowa udała się do sypialni, żeby rozpakować torbę.
Celowo zwlekała. Z drugiego pokoju nie dochodziły żadne dźwięki. Starannie
ułożyła w szafie baletki. Skrupulatnie wyjęła spinki z włosów i pozwoliła im opaść.
Uwalniając je, pozbyła się też lekkiego bólu głowy. Rozczesywała włosy energi-
cznymi, długimi pociągnięciami szczotki. W mieszkaniu nadal panowała absolutna
cisza.
Spędziła w sypialni bite dziesięć minut, wymyślając dziesiątki drobnych,
niepotrzebnych czynności. Znowu nerwy zaczęły dawać się jej we znaki. Dochodząc
do wniosku, że powinna coś zjeść, związała włosy wstążką i opuściła sypialnię.
Na kanapie Nick spał jak zabity. Leżał na wznak z mruczącym Niżyńskim,
zwiniętym w kłębek na jego piersi. Nick oddychał wolno i równo. Natychmiast
ulotniła się jej cała niechęć i żal.
Uświadomiła sobie, jak bardzo jest wyczerpany. Widać to było po jego twarzy.
Dlaczego nie zauważyła tego wcześniej? Ponieważ za bardzo była przejęta własnymi
doznaniami, pomyślała z poczuciem winy.
Głębokie bruzdy żłobiły jego policzki. Pod oczami dostrzegła lekko fioletowe
cienie. Westchnęła. Najchętniej by się rozpłakała. śadnych łez, nakazała sobie
twardo.
Wzięła z oparcia fotela moherowy szal i przykryła Nicka. Nie drgnął. Niżyński
otworzył jedno oko, posłał jej przepraszające spojrzenie i ponownie zasnął. Ruth
usiadła w fotelu i podwinęła pod siebie nogi. Spoglądała na śpiącego z czułością.
Kiedy się obudził, było już ciemno. Nieprzytomny, przycisnął palcami oczy.
Na piersi poczuł jakiś ciężar. Odkrył tam ciepłą futrzaną kulę. Stęknął, gdy Niżyński,
tytułem eksperymentu, wpił się w niego pazurami. Klnąc pod nosem, spędził kota i
usiadł. Spod kuchennych drzwi padał strumień światła. Nick siedział jeszcze przez
chwilę, zanim wstał i ruszył w tamtą stronę.
Ruth krzątała się przy kuchni. Ponieważ ściągnęła do tyłu włosy, dokładnie
widział jej profil: delikatne kości, ładnie zarysowany podbródek, lekko skośne oczy.
Zaabsorbowana pracą rozchyliła wargi - miękkie, pełne wargi, których smak poczuł
już na sam ich widok. Smukła, wysklepiona szyja klasycznej baleriny. Dokładnie znał
miejsce, gdzie ta skóra jest najbardziej wrażliwa.
W ostrym kuchennym świetle wyglądała bardzo młodo, prawie jak wówczas,
kiedy ją zobaczył pierwszy raz - w oślepiającym słońcu na śniegu na parkingu szkółki
Lindsay. Czując na sobie jego wzrok, Ruth odwróciła się gwałtownie. Ich oczy się
spotkały.
Zwilżyła wargi.
- Pomyślałam, że będziesz głodny. Co powiesz na omlet?
- Hm. Świetnie.
Gdy powróciła do swoich zajęć, oparł się o framugę drzwi. Rzucił okiem na
zegarek, stwierdzając, że jest dopiero dziewiąta. Spał nie więcej niż dwie godziny, a
czuł się zregenerowany i odświeżony, jakby przespał całą noc.
- Pomóc ci?
Ruth nie spuszczała oczu z patelni, na której robiła omlety.
- Możesz wyjąć talerze. Już prawie skończyłam. - Obok, na blacie, zaczynała
pykać kawa w maszynce. Nick wyjął talerze i filiżanki. - Będziesz miał jeszcze na coś
ochotę? - zapytała Ruth, zdegustowana swoim zbyt uprzejmym głosem.
- Nie. To wystarczy.
Fachowym ruchem przerzuciła pierwszy omlet z patelni ha talerz.
- Idź i zaczynaj. Za chwilę dołączę. - Kolejne rozbite jajka zaskwierczały na
patelni. - Przyniosę kawę.
Nick zabrał talerz do jadalni. Ruth kontynuowała smażenie. Kawa pykała
coraz żywiej. Zsunęła jajka z patelni. Wyłączyła maszynkę z kawą i wyniosła ją do
jadalni.
Kiedy weszła, Nick podniósł znad talerza wzrok.
- Smakuje? - zapytała, stawiając swój talerz i nalewając kawę do filiżanek.
- Bardzo. - Wziął na widelec kolejny kęs. Ruth unikała jego wzroku. Ustawiła
maszynkę na trójkątnej podstawce. Usiadła naprzeciwko niego i zaczęła jeść.
- Chciałem ci podziękować, że pozwoliłaś mi pospać. - Obserwował ją, jak
zmusza się do jedzenia i dziobie swój omlet. - Potrzebowałem tego. I tego też. -
Wskazał na talerz.
- Wyglądałeś na zmęczonego - mruknęła. - Nigdy nie przyszło mi na myśl, że i
dla ciebie praca bywa ponad siły.
- No tak - powiedział lekko rozbawiony. - Davidov jest niezniszczalny.
- Zawsze za takiego cię miałam. Chyba podobnie jak my wszyscy - odparła.
- Ale ty nie jesteś wszystkimi - powiedział, patrząc na nią z powagą. Jej oczy
były nabrzmiałe od łez. Poczuł skurcz żołądka. - Lepiej jedz - powiedział, udając, że
niczego nie zauważa. - Mamy za sobą długi dzień.
Sięgając po kawę, Ruth starała się zachować spokój. Miała dość scen na
dzisiaj.
- Naprawdę nie jestem głodna.
Nick wzruszył ramieniem i wrócił do swojego jedzenia.
- Coś się przypala - zauważył.
Ruth z krzykiem zerwała się od stołu i pobiegła do kuchni. Słup dymu unosił
się nad patelnią, której powierzchnia pękała od żaru. Klnąc na czym świat stoi, zgasiła
ogień, o którym zapomniała, zdejmując omlety, i ze złością kopnęła piecyk.
- Ostrożnie - powiedział Nick od progu. - Nie będę miał pożytku z partnerki ze
złamanymi palcami u nogi.
Zakręciła się na pięcie, by wyładować na nim złość. Tymczasem on się
uśmiechał. I nagle wszystko puściło.
- Och, Nick! - Rzuciła mu się w ramiona. - Byłam dzisiaj potworna. I
tańczyłam okropnie.
- Nie - zaprzeczył, całując jej włosy. - Tańczyłaś pięknie, a zwłaszcza po tym,
jak się na mnie wściekłaś.
Odrzuciła do tyłu głowę i popatrzyła na niego. Wiedziała z całą pewnością, że
nie uciekłby się do kłamstwa, byle ją tylko pocieszyć.
- Nie powinnam się na ciebie złościć. Zasklepiłam się w sobie i w tym, jak się
czuję, i nawet nie pomyślałam, że tobie też może być trudno. Sprawiasz wrażenie,
jakby cię nigdy nic nie kosztowało i jakbyś wszystko robił bez wysiłku.
- Nie lubisz kamery.
- Nienawidzę. Ohyda.
- Ale ile ma możliwości!
- Wiem. Wiem o tym. - Cofnęła się i stanęła obok. - Czuję do siebie wstręt po
tym, jak się zachowałam, płacząc i wrzeszcząc przy wszystkich, wściekając się na
ciebie.
- Jesteś artystką i, już ci to mówiłem, takie zachowanie nikogo nie dziwi.
- Nie cierpię ekshibicjonizmu. A zwłaszcza brzydzi mnie mój egoizm i
nieliczenie się z innymi.
- Jesteś zbyt surowa dla siebie, Ruth. Kobieta, którą kocham, nie jest egoistką
ani osobą nie liczącą się z innymi.
- Ale dzisiaj taka byłam. Cały czas, dopóki nie zobaczyłam cię śpiącego i tak
skrajnie wyczerpanego, myślałam tylko o sobie. A przecież powinnam pamiętać, jak
ciężko pracujesz! Ale ja skoncentrowałam się tylko na tych denerwujących mnie,
porozstawianych na każdym kroku kamerach i na tym, jak bardzo bolą mnie nogi. -
Wzdrygnęła się. - To przykre, że można być tak małostkowym, tak
jednowymiarowym. A właśnie tak opisał mnie Donald.
- Och, przestań! - żachnął się i jeszcze mocniej ją objął. - Przecież musimy od
czasu do czasu pomyśleć o sobie i o własnym ciele. Inaczej byśmy nie przetrwali.
Byłabyś niemądra, gdybyś uwierzyła, że stajesz się przez to mniej wartościowym
człowiekiem. To prawda, że różnimy się od innych. Po prostu tacy jesteśmy.
- Egoistyczni?
- Czy trzeba to nazywać? - Potrząsnął nią lekko, po czym znowu przyciągnął
do siebie. - Tak, egoistyczni, jeśli już koniecznie musisz nadać temu jakąś etykietę.
Zapaleni. Obsesyjni. Jakie to ma znaczenie? Czy stajesz się przez to inna? Albo czy ja
staję się inny? - To mówiąc, zaczął ją całować.
Ruth zdążyła tylko jęknąć. Czekała na ten pocałunek. Jego wargi były
delikatne i czułe, a zarazem zaborcze. Przyciskał ją coraz bliżej i mocniej, aż wtopili
się w siebie.
- Tak właśnie chciałem cię pocałować, kiedy siedziałaś na scenie zła i
zraniona. Czy bardzo mnie nie lubisz, ponieważ tego nie zrobiłem?
- Nie. Nie, ale chciałam, żebyś to zrobił.
- Gdybym cię pocieszył, nie zdobyłabyś się na wysiłek i nie skończyłabyś
tańca. - Odchylił jej głowę do tyłu. Ich oczy się spotkały. - Wiedziałem o tym,
ponieważ cię znam. Czy przez to jestem zimnym egoistą?
- Przez to jesteś Davidovem - westchnęła i uśmiechnęła się do niego. - I
niczego innego nie pragnę.
- A ty jesteś Bannion. - Pochylił się do jej ust. - I niczego innego nie pragnę.
- To brzmi tak prosto. Ale czy tak jest?
- Tej nocy na pewno. - Wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni.
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
Ruth zasiadła w szóstym rzędzie i przyglądała się nagrywaniu. Trzy odcinki z
jej udziałem zostały już ukończone. I pomyśleć, że trzy dni wytężonej pracy zostaną
zredukowane do dziewięciu, najwyżej dziesięciu minut antenowego czasu!
Nauczyła się występować przed kamerą, a nawet ją tolerować. Wiedziała
jednak, że nie podzieli nigdy zachwytu i entuzjazmu Nicka. Wezwał ją do
współzawodnictwa, zachęcał, żeby go prześcignęła w ich pas de deux z „Karnawału”.
Przeszedł samego siebie w masce i kostiumie Arlekina. Jego przekomarzająca się i
niczym nie skrępowana dusza przydała jej Kolombinie tyle ognia i werwy, o jakich
nawet nie śniła.
On po prostu tryska energią, zadumała się, obserwując go na scenie. Nawet
kiedy sam nie tańczy.
Corps tańczył scenę z „Rodeo”. Nick, w płowym dresie, po którym już z
daleka można go było poznać, stał pośród tancerzy w kowbojskich kapeluszach i
kraciastych bawełnianych koszulach i wydawał im polecenia. Nawet gdyby był ubrany
w srebro czy złoto, nie przyciągałby większej uwagi.
Wiedziała, jak rzadko w ostatnich tygodniach pozwalał sobie na odpoczynek.
A jednak, choć było to już ostatnie szlifowanie tancerzy, witalność i werwa Nicka
były na miarę młodego chłopaka. Jak on to robi? - zachodziła w głowę Ruth.
Pomyślała o tym, co usłyszała od Leah: czy rzeczywiście Nick przestanie
tańczyć w ciągu najbliższych dwóch lat? Wygląda tak młodo. Przecież prawie w
każdym innym zawodzie uchodziłby za młodego człowieka. Jako kierownik
artystyczny, choreograf czy kompozytor może ciągnąć w nieskończoność. Ale jako
danseur noble czas ma policzony.
On o tym oczywiście wie. Jak się z tym czuje? Nigdy z nią na ten temat nie
rozmawia. Podobnie jak o wielu innych sprawach. Na przykład, ilekroć chciała
dowiedzieć się czegoś o jego życiu w Rosji, gładko i szybko zmieniał temat. A
przecież nie powodowała nią zwykła ciekawość!
Czuła się zawiedziona, że zamyka się przed nią. Sama bardzo ceniła i
szanowała prywatność, ale kochając całym sercem Nicka, czuła potrzebę głębszego
poznania go. Tymczasem on unikał wszelkich pytań i rozmów o swojej przeszłości i
karierze tancerza w swoim kraju. Podobnie jak nie mówił, co czuje w związku ze
zbliżającym się końcem występów na scenie.
Doszła do wniosku, że zbyt często traktuje ją jak małą dziewczynkę. Jak go
przekonać, że jest zdolna dzielić jego problemy, podobnie jak dzieli z nim radości?
Muzyka rozbrzmiewała; szybka, hałaśliwa westernowa muzyka, która porywa
do tańca. Nick obserwował corps zza pleców kamerzysty, opierając ręce na biodrach.
Patrząc na niego, Ruth aż wstrzymała oddech.
Czy zawsze tak będzie? - zastanawiała się. Czy zawsze będzie mnie poruszać i
olśniewać? To przerażające zakochać się w legendzie. Nawet w tak. krótkim czasie,
odkąd są razem, ciężar obowiązków zawodowych odciskał się na nich obojgu. Balet
to zarówno zobowiązanie, jak i ciągłe napięcie. Czas spędzany razem u niej w
mieszkaniu należał do innego wymiaru. Tam mogli być kobietą i mężczyzną. Ale
muzyka i światła reflektorów przywoływały ich z powrotem. A tutaj, w świecie, który
pochłaniał większą część ich życia, on był Davidovem - mistrzem.
- Nieźle sobie z tym wszystkim poradził. Jak zawsze. - Na krzesło obok Ruth
cicho wśliznęła się Nadine.
Muzyka umilkła.
Nick znowu dyskutował z tancerzami, gdy tymczasem reżyser w słuchawkach
na uszach mówił coś do jakiegoś niewidocznego technika.
- Tak, na to wygląda.
- Jak chłopczyk, który dostał nową kolejkę. Cały skład.
Ruth rzuciła Nadine pytające spojrzenie.
- Kolejkę?
- Nowa podnieta, entuzjazm, zapał - wyjaśniła, wykonując zamaszysty ruch
ręką. - On to uwielbia.
- Tak. - Ruth znowu spojrzała na Nicka. - Nie da się ukryć.
- Twoje tańce wypadły dobrze. - Nadine przeszła do porządku nad śmiechem
Ruth, wyrażającym powątpiewanie. - Och, wiem, że musiałaś jeszcze to i owo
poprawić. Takie jest życie.
- Oglądałaś to?
- Zawsze oglądam.
- Zwykle nie bywasz taka łaskawa, Nadine - zauważyła Ruth.
- Moja droga, ja nigdy nie jestem łaskawa. Nie stać mnie na to. - Znowu
rozległa się muzyka i chociaż Nadine patrzyła na scenę, mówiła do Ruth. - Oni
naprawdę są dobrzy. A nagranie jest wyśmienite. Program powinien spełnić nasze
oczekiwania. Przyznam szczerze, że już od dość dawna nie widziałam niczego tak
doskonałego jak wasz taniec z Nickiem. Nigdy nie sądziłam, że znajdzie partnerkę,
która dorówna Lindsay. Oczywiście, różnicie się stylem, nawet bardzo. Lindsay
unosiła się w powietrzu, jakby stanowiła jego część, bez wysiłku, z jakąś dozą
mistycyzmu. Ty mu rzucasz wyzwanie, jakbyś się buntowała przeciwko prawu
grawitacji.
Ruth zainteresował taki opis. Zastanawiała się nad jego trafnością.
- Lindsay była najpiękniejszą baleriną, jaką kiedykolwiek widziałam.
- Straciliśmy ją, bo nad taniec przedłożyła prywatne życie. Wielka szkoda.
- Nie miała wyjścia - obruszyła się Ruth. - Jej ojciec zginął w wypadku, a
matka była w bardzo ciężkim stanie.
- Sami dokonujemy wyboru. - Nadine zwróciła się twarzą ku Ruth. - Nie
wierzę w przeznaczenie. To my wpływamy na bieg zdarzeń.
- Lindsay zrobiła to, co musiała.
- To, co wybrała - sprostowała Nadine. - Wszyscy to robimy. Osobiście
przyświecał mi w życiu tylko jeden cel. I byłoby dobrze, gdyby było podobnie z
moimi tancerzami, ale tak nie jest. Ty masz talent, młodość, napęd, jednym słowem
masz wszystko, żeby zdobyć sławę w świecie baletu. Lindsay była na najlepszej
drodze do tego, kiedy odeszła. Nie chciałabym stracić także ciebie.
- Dlaczego miałabyś mnie stracić? - Ruth wycedziła te słowa, nie spuszczając
oczu z Nadine. Przestała zwracać uwagę na to, co dzieje się na scenie.
- Tancerze są bardzo pobudliwi i humorzaści.
- Tak mi mówiono - zauważyła oschle Ruth. - Ale nie odpowiedziałaś na moje
pytanie.
- Potrzebuję zarówno ciebie, jak i Nicka, ale jego potrzebuję bardziej. - Zrobiła
krótką pauzę, czekając, aż jej słowa zrobią na Ruth odpowiednie wrażenie. - Jeżeli
między wami coś się... popsuje i nie będziecie mogli albo chcieli ze sobą pracować,
będę musiała dokonać wyboru. Zespół nie może sobie pozwolić na stratę Nicka.
- Rozumiem.
- Od dawna nosiłam się z zamiarem odbycia z tobą rozmowy. Wolę, żebyś
znała moje stanowisko.
- Rozmawiałaś o tym z Nickiem?
- Nie wprost. Zrobię to, oczywiście, gdyby zaszła taka potrzeba. Mam jednak
nadzieję, że do tego nie dojdzie.
- Spora liczba tancerzy w zespole łączy się w pary - zauważyła Ruth. -
Niektórzy nawet się żenią. Czy zamierzasz wprowadzić zwyczaj wtrącania się w
cudze sprawy?
- Zawsze podejrzewałam, że za twoimi nienagannymi manierami kryją się
pasje. - Nadine uśmiechnęła się blado. - Miło było cię widzieć. - Zamilkła na chwilę. -
Dopóki nic nie koliduje z pracą zespołu, nie ma powodu do robienia dramatu. -
Ponownie spojrzała Ruth prosto w oczy. - Ale Nick jest nie tylko jednym z moich
tancerzy. Obie o tym wiemy.
- Nie sądzę, żeby to, co jest między mną i Nickiem, miało kolidować z pracą
zespołu czy z naszym tańcem. - Ruth poprawiła się sztywno na krześle.
- Nie, jeszcze nie. Lubię cię, Ruth, i dlatego musiałam ci o tym powiedzieć. A
teraz muszę wycisnąć trochę dolarów z pewnego sponsora. - Nadine wstała, ruszyła
ciemnym przejściem między rzędami i opuściła widownię.
Na scenie Nick uważnie przyglądał się swoim tancerzom. Postrzegał każdego
indywidualnie, a także jako grupę. Tutaj ramię nie tworzy ładnego łuku, tam z kolei
ustawienie stóp jest idealne. Obserwował bacznie corps. Planował w niedalekiej
przyszłości uczynić dwoje z nich solistami. Jedną była młoda, zaledwie
osiemnastoletnia dziewczyna, której się przyglądał ze szczególnym zainteresowaniem.
Miała eteryczną, nieziemską urodę i niesamowitą siłę. Przypominała mu trochę
Lindsay. Widziałby ją w roli Carli w „Dziadku do orzechów” w nadchodzącym roku.
Będzie musiał przekonać madame Maksimową, żeby z nią indywidualnie po-
pracowała.
Reżyser zatrzymał taśmę i Nick wszedł na środek sceny, żeby skorygować parę
szczegółów. Pracowali już od blisko dwóch godzin, a rozgrzane reflektory świeciły
bezlitośnie.
Gdy znowu zaczęli, pomyślał o Nadine i jej próbach z corps. Nadine jest jak
jastrząb polujący na kurczęta. Biedne dzieciaki; czy w ogóle zdają sobie sprawę, jaką
harówką jest taniec? Tylko nieliczni z nich wyjdą poza corps. Ponownie spojrzał na
młodą dziewczynę, gdy kręciła pirueta. Tej jednej się uda. Za dwa lata będzie deptać
po piętach Ruth.
Uśmiechnął się na wspomnienie początków Ruth. Była taka młoda i tak
strasznie zamknięta. Jedynie tańcząc, odzyskiwała wiarę w siebie. Nawet wtedy - tak,
nawet wtedy - pragnął jej, wprawiając siebie samego w zakłopotanie. Był świadkiem
jej rozwoju, kiedy to z miesiąca na miesiąc stawała się bardziej zrównoważona i
otwarta. Był też świadkiem rozkwitu jej talentu.
Pięć lat, pomyślał. Pięć lat, i teraz w końcu ją ma. Ale stanowczo za mało.
Bywają wieczory, gdy obowiązki trzymają go do późna i gdy zmuszony jest wracać
do siebie, do własnego, pustego mieszkania, wiedząc, że Ruth śpi daleko od niego, w
innym łóżku.
Zastanawiał się, czy teraz, ponieważ tak długo na nią czekał, nie stał się
bardziej niecierpliwy. Codziennie musiał z sobą walczyć, żeby jej nie ponaglać do
zamieszkania razem. Nawet nie zamierzał jej mówić, że ją kocha, a już na pewno nie
w tak bezbarwny, wyzuty z wdzięku i niczym nie ubarwiony sposób, w jaki to w
końcu zrobił. Paraliżował go strach, jeszcze zanim odwzajemniła mu miłość. A strach
był dla niego czymś zupełnie nowym.
Jakaś część jego istoty buntowała się przeciwko władzy, jaką nad nim miała.
Dotąd żadna kobieta nie absorbowała tak bez reszty jego myśli. A i tak do części jej
osobowości nie miał dostępu. Zadręczał się i wściekał.
Chciał ją mieć bez ograniczeń, bez żadnych tajemnic. Im dłużej trwał ich
związek, tym trudniej mu było nie wywierać na nią presji i nie żądać od niej więcej.
Nawet teraz, choć był zajęty pracą, wiedział, że siedzi w zaciemnionej części
widowni. Czuł jej obecność.
Gdy wreszcie nagrywanie dobiegło końca, odbył jeszcze krótką rozmowę z
reżyserem. Tancerze opuszczali scenę. Ruth podniosła się z miejsca i podeszła bliżej.
Muzycy rozmawiali między sobą, prostowali i rozciągali obolałe plecy.
- Za godzinę proszę z powrotem - zawołał do nich Nick, słysząc w odpowiedzi
pomruk niezadowolenia.
Kamerzyści wyłączyli lampy o wielkiej mocy i temperatura wyraźnie opadła.
Ekipa rozmawiała o pobliskim włoskim barze i o sandwiczach z pieczenia. Nick
uchylił się od propozycji dołączenia do nich. Z kolei jego propozycja zjedzenia
jogurtu w kantynie spotkała się z ich zdecydowanym i jednogłośnym protestem.
- No jak? - Objął Ruth, gdy tylko weszła na scenę. - Co o tym sądzisz?
- To było wspaniałe - odpowiedziała szczerze. Starała się nie myśleć o
rozmowie z Nadine. - Masz wyraźną smykałkę do tego, co amerykańskie.
- Zawsze wiedziałem, że byłbym świetnym kowbojem. - Wyszczerzył zęby w
uśmiechu i chwycił porzucony kowbojski kapelusz. Zamaszystym ruchem nasadził go
sobie na głowę. - Jeszcze tylko potrzebuję kolta.
Ruth roześmiała się.
- Dobrze w tym wyglądasz - stwierdziła, nasuwając mu kapelusz bardziej na
czoło, - Czy w Rosji mają kowbojów?
- Kozaków - odparł. - To niezupełnie to samo. - Uśmiechnął się. - Jesteś
głodna. Mamy godzinę przerwy.
- Dobrze.
- Wezmę coś i pójdziemy z tym do mnie na górę. Chcę pobyć z tobą sam na
sam.
Nie minęło dziesięć minut, jak Nick zamknął za nimi drzwi gabinetu.
- Nie sądzisz, że do tak wyrafinowanego jedzenia przydałaby się muzyka? -
Podszedł do stereo.
Ruth odstawiła ich miseczki z owocową sałatką, czekając, aż nastawi cicho
Rimskiego - Korsakowa.
- Zaczniemy od tego. - Nick wziął ją w ramiona. Złakniona, podniosła głowę,
czekając na pocałunek.
Już to oczekiwanie na nią rozpaliło w nim ogień. Pomrukując, zanurzył palce
w jej włosach i niemal rzucił się na nią. Jej usta był spragnione, prawie agresywne.
Drżała z pożądania. Wsunęła ręce pod jego bluzę, a on jak oszalały całował jej twarz;
wygięła ku niemu wargi.
- Pocałuj mnie - zażądała.
Pocałunek był gwałtowny. Jak gdyby w to jednorazowe spotkanie warg przelał
swoje wszystkie pragnienia. Kiedy oderwał się od niej, była bez tchu i chciała więcej.
Złapał zębami jej wargę, aż jęknęła z rozkoszy. Potem całował ją coraz goręcej, aż do
utraty przytomności. Ruth mruczała coś bez składu, czekając, aż zacznie jej dotykać.
Jakby czytając w jej myślach, położył rękę na jej piersi. Wzdrygnęła się, gdy
szorstki materiał bawełnianej bluzki podrażnił jej skórę. Jednym ruchem ręki Nick
wyszarpnął bluzkę spod paska jej dżinsów. Powędrował palcami do góry i dotknął
nagiej skóry. Oboje wstrzymali oddech.
Kiedy zadzwonił telefon, Nick rzucił całą wiązankę przekleństw. Odwrócił się
błyskawicznie i niemal szarpnął słuchawkę.
- O co chodzi?
Ruth westchnęła i usiadła. Drżały jej kolana.
- Nie mogę się z nim teraz zobaczyć. - Słyszała wcześniej ten ostry,
niecierpliwy ton i lekko współczuła rozmówcy. - Nie, to on może zaczekać. Jestem
zajęty, Nadine.
Ruth drgnęła. Nikt nigdy nie odważyłby się rozmawiać w taki sposób z
Nadine. Nikt, poza Davidovem.
- Tak, wiem o tym. No więc za dwadzieścia minut. Nie, za dwadzieścia. -
Odłożył słuchawkę z niechęcią. Kiedy odwrócił się do Ruth, miał jeszcze złe
spojrzenie. - Ktoś chce sypnąć pieniędzmi i moja obecność jest niezbędna. - Zaklął i
wsunął ręce do kieszeni. - Czasami te sprawy pieniężne doprowadzają mnie do szału.
Trzeba się przymilać, żeby wydrzeć trochę grosza. Kiedyś wystarczyło tylko tańczyć.
Teraz to za mało. Mamy niewiele czasu, Ruth.
- Siadaj i jedz - powiedziała, chcąc, żeby się uspokoił. - Dwadzieścia minut to
dość dużo.
- Nie mówię wyłącznie o dniu dzisiejszym! - Narosła w nim złość. - Chciałem
być razem z tobą wczoraj wieczorem i nic z tego nie wyszło! Potrzebuję więcej,
więcej niż kilka chwil w ciągu dnia i kilka nocy w tygodniu.
- Nick... - zaczęła, ale jej przerwał.
- Chcę, żebyś się do mnie przeprowadziła. Zamieszkała ze mną.
Cokolwiek chciała powiedzieć, uciekło jej z głowy. Stał nad nią, wściekły i
żą
dający.
- Przeprowadzić się do ciebie? - powtórzyła bezmyślnie.
- Tak. Dzisiaj. Wieczorem. Była zupełnie skołowana.
- Do twojego mieszkania?
- Tak. - Pociągnął ją niecierpliwym gestem i postawił na nogi. - Ja nie mogę...
nie będę... nie zniosę powrotów do pustego domu. - Chwycił ją w objęcia. - Chcę cię
mieć u siebie.
- Zamieszkać z tobą - powtórzyła znowu, pilnując się, żeby jej nie poniosło. -
Moje rzeczy...
- Zabierz swoje rzeczy. - Potrząsnął nią. - śaden problem.
Ruth wsunęła między nich rękę i odsunęła się.
- Musisz mi dać czas do namysłu.
- Do licha, nad czym tu się namyślać? - Zdradzał objawy poważnego
wzburzenia, klnąc po angielsku. Nawet tego nie odnotowała, tak bardzo była
oszołomiona. Powinien ją przygotować, zanim poprosi, by podjęła tak ważny krok, a
już na pewno nie była przygotowana, że podniesie na nią głos.
- Odczuwam taką potrzebę - odparowała. - Chcesz, żebym zmieniła życie,
zrezygnowała z jedynego własnego domu, jaki kiedykolwiek miałam.
- Proszę, żebyś dzieliła ze mną dom. Nie mogę tak żyć, kradnąc przypadkowe,
krótkie chwile, żeby być razem z tobą.
- Ty nie możesz, ty nie chcesz! Czy nie przyszło ci do głowy, że ostatnie słowo
w sprawie mojego życia należy do mnie? Nie będę działać pod przymusem! Nikt nie
będzie na mnie wywierał presji!
- Presji? Do diabła! - Nick rzucił się w stronę okna, by zaraz do niej wrócić. - I
ty mówisz o presji? Pięć lat, od pięciu lat czekam na ciebie. Pragnąłem dziecka i
musiałem czekać, aż z dziecka wyrośnie kobieta. - Zaczynał mieć trudności z an-
gielskim.
Ruth zrobiła wielkie oczy.
- Chcesz powiedzieć, że czułeś... że żywisz do mnie uczucia od... od początku,
i nigdy mi tego nie powiedziałeś?
- Co ci miałem mówić? Miałaś zaledwie siedemnaście łat - rzucił jej z furią.
- Nie miałeś prawa decydować za mnie! - Odrzuciła do tyłu włosy i patrzyła na
niego rozognionym wzrokiem.
- Dałem ci możliwość wyboru, kiedy przyszedł na to czas.
- Dałeś mi! - parsknęła. Omal nie udławiła się z oburzenia. - Kierujesz
zespołem, Davidov, nie moim życiem. Jak śmiesz rościć sobie prawo do decydowania
za mnie?
- To także dotyczy mojego życia - przypomniał jej. - A może 0 tym
zapomniałaś?
- Traktowałeś mnie zawsze jak dziecko. - Kipiała, puszczając mimo uszu jego
pytanie. - Nigdy nie pomyślałeś, że byłam dorosła, zanim cię spotkałam. A ty mi
mówisz, że odebrałeś mi coś na całe lata, i to dla mojego własnego dobra! I każesz mi
się spakować i wprowadzić do siebie bez zastanowienia.
- Nie sądziłem, że aż tak cię urażę tym pomysłem - powiedział lodowatym
tonem.
- Pomysłem? - powtórzyła. - To był rozkaz. A ja nie chcę, żeby mi
nakazywano zamieszkać z tobą.
- Świetnie, jak sobie życzysz. Mam teraz spotkanie.
Otworzyła szeroko oczy, gdy ruszył w stronę drzwi, i znowu się wściekła.
- Biorę sobie wolne - powiedziała z rozpędu. Nick przystanął z ręką na klamce
i odwrócił się ku niej.
- Próby zaczynają się za siedem dni - oznajmił ze śmiertelną powagą. -
Wrócisz albo zostaniesz wylana. Wybór pozostawiam tobie.
Wyszedł, nie zadając sobie trudu, by zamknąć za sobą drzwi.
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
Lindsay dźwignęła Amandę i posadziła ją sobie na biodrze. W tym czasie
Justin jeździł samochodzikiem po drewnianej podłodze.
- Za dziesięć minut kolacja, młody człowieku - uprzedziła malca, przechodząc
ostrożnie między mocno nadwerężonymi, parkującymi autkami. - Umyj ręce.
- Mam czyste. - Justin pochylił jasną główkę nad maleńkim, połyskującym
rajdowym samochodzikiem, udając, że go naprawia.
Kiedy Amanda z piskiem próbowała jej się w y - rwać, Lindsay zmrużyła
oczy.
- Worth może być innego zdania - zwróciła małej uwagę. To była jej
ostateczna broń.
Justin wsunął ferrari do kieszeni i wstał z podłogi. Z ciężkim westchnieniem
znudzonego światowca wymaszerował z pokoju.
Patrząc za nim, Lindsay uśmiechnęła się. Justin czuł respekt przed
wymagającym brytyjskim lokajem. Wsłuchiwała się w skrzypienie drewna, gdy jej
synek wspinał się po schodach. Mógł skorzystać z łazienki na dole, ale gdy Justin
Bannion występował w roli męczennika, robił to jak należy.
Ilekroć zdarzało się jej o tym pomyśleć, Lindsay dziwiła się, że jej synek ma
cztery lata, że już wyrósł z etapu grubiutkiego berbecia i jest teraz smukły jak charcik.
Pomyślała też, nie bez dumy, że odziedziczył po swojej mamie włosy i oczy. Roz-
glądając się po pokoju, skrzywiła się na widok złomowiska samochodzików i budowli
z klocków. A także, niestety, jej brak organizacji.
- Nie to, co ty, prawda? - Zanurzyła twarz za uszkiem córki, a mała
zachichotała.
Amanda była ciemna, podobna do ojca. I podobnie jak Seth, była dokładna i
skrupulatna. I tak właśnie była ułożona cała armia lalek w jej pokoju. Okazywała
wręcz komiczną zręczność w konstruowaniu z klocków całych budowli. Charakter
odziedziczyła chyba po obojgu rodzicach, potrafiła bowiem, zapominając, że powinna
zachowywać się jak dama, dać bratu kuksańca, gdy ten wkraczał na jej terytorium.
Wraz z ostatnim pocałunkiem Lindsay zdjęła Amandę z biodra i przystąpiła do
zbierania kosmicznego ulicznego korka. Z samochodzikiem w ręku zatrzymała się na
moment, spoglądając porozumiewawczo na córkę.
- Tatuś nie byłby zachwycony, że to zbieram.
- Justin jest flejtuchem - oznajmiła pogardliwie Amanda. Jako dwulatka miała
skłonność do formułowania kategorycznych opinii.
- Nie ulega wątpliwości - przyznała jej rację Lindsay. - Najwyższy czas, żeby
się nauczył porządku, bo gdyby tu wszedł Worth... - Zawiesiła głos, ważąc, na czyją
dezaprobatę lepiej się narazić. Wygrał Worth. Teraz już szybko zaczęła zbierać
dowody winy Justina. - Porozmawiam z twoim bratem. Nie musimy o tym mówić
tatusiowi.
- O czym nie chcecie mówić tatusiowi? - zapytał Seth, stając w progu drzwi.
- Hm. - Lindsay najpierw wzniosła oczy do sufitu, po czym obejrzała się przez
ramię. - Sądziłam, że pracujesz.
- Właśnie skończyłem. - W mig rozeznał się w sytuacji. - Znowu kryjesz tego
małego szatana?
- Posłałam go na górę, żeby umył ręce. - Lindsay odgarnęła włosy, które jej
spadły na oczy, i trwała tak na czworakach.
Amanda podeszła do ojca i objęła go za nogę. Teraz oboje spoglądali na nią z
milczącą dezaprobatą.
- Och, błagam! - roześmiała się Lindsay i usiadła na podłodze. - Zdaję się na
łaskę Wysokiego Sądu.
- Przychylamy się do prośby. - Seth położył rękę na głowie córki. - Jaka
powinna być kara, Amando?
- Nie możemy zbić mamy na kwaśne jabłko.
- Nie? - Seth posłał Lindsay figlarny uśmiech. Podszedł do niej, pociągnął za
rękę i postawił na nogi. - Być może, żeby sprawiedliwości stało się zadość, trzeba jej
będzie wymierzyć surową karę. - Dał jej lekkiego całusa.
- Czy nie przyjęlibyście łapówki? - zapytała Lindsay, wznosząc oczy do nieba.
- Zawsze - odpowiedział, mocniej przywierając do niej wargami.
Justin przebiegł przez próg, trzymając przed sobą świeżo wyszorowane ręce.
Skrzywił się na widok rodziców, spojrzał też na siostrę.
- Myślałem, że mamy jeść.
Godzinę później Lindsay zbiegła ze schodów, spiesząc się na wieczorną lekcję
baletu. Tuż przy ostatnim stopniu zauważyła jeszcze jeden samochodzik. Podniosła
go i wcisnęła do torby.
- Skaranie boskie! - mruknęła i otworzyła frontowe drzwi. - Ruth! - Aż ją
zamurowało.
- Cześć. Nie znalazłby się tu na tydzień jakiś pokój dla zbiegłej tancerki i
lekko przekarmionego kota?
- Ach, oczywiście! - Wciągnęła Ruth przez próg i mocno objęła. Niżyński
wyczołgał się spomiędzy nich, zeskoczył na podłogę i odszedł dostojnym krokiem.
Nie był miłośnikiem podróży. - Jak to cudownie, że cię widzę! Ale Seth i dzieciaki się
zdziwią!
W uścisku Ruth, pod warstwą pierwszej, spontanicznej radości, Lindsay
wyczuła kompletną rozpacz. Pociągnęła ją za sobą i uważnie przyjrzała się jej twarzy.
Nie musiała się trudzić, żeby dostrzec nieszczęście.
- Co ci jest?
- Nic, ale... - mruknęła Ruth. - Potrzebuję trochę luzu.
- Jasne. - Lindsay chwyciła torbę Ruth i zamknęła za nimi drzwi. - Twój pokój
jest tam gdzie zawsze. Idź na górę i zrób niespodziankę Sethowi i dzieciakom.
Wracam za dwie godziny.
- Dzięki.
Gdy Lindsay wybiegła z domu, Ruth nabrała dużo powietrza w płuca i poczuła
ulgę.
Dwa dni później siedziała na kanapie, mając po jednej stronie Justina, po
drugiej Amandę. Czytała na głos jedną z książeczek Justina. Niżyński drzemał w
smudze słońca na podłodze. Czuła się znacznie lepiej.
Powinna była wiedzieć, że w Domu na Klifach zawsze znajdzie to, czego
potrzebuje. Nie będzie żadnych pytań, żadnego cackania się. Wystarczyło, żeby
Lindsay otworzyła drzwi, a odnalazła akceptację i miłość.
Po opuszczeniu gabinetu Nicka Ruth wróciła do siebie, spakowała się i udała
prosto do Cliffside. Nawet się nie zastanawiała. Zrobiła po prostu to, co jej
podpowiedział instynkt. Teraz, po dwóch dniach, wiedziała, że instynkt jej nie
zawiódł. Bywają chwile, kiedy tylko rodzina może wygoić rany.
- Musiałaś je chyba związać i zakneblować im usta - stwierdził Seth,
wchodząc do pokoju. - Zwykle nie są takie spokojne, chyba że śpią.
- To anioły, wujaszku. - Rozczulił ją widok wuja, obejmującego dwójkę swych
dzieci. - Powinieneś się wstydzić, szkalując ich dobre imię.
- Nie jestem w tym odosobniony. - Pociągnął Amandę za włosy. - Worth
oświadczył, że w czyimś łóżku znalazł dziś rano w połowie niedojedzonego lizaka.
- Miałem go dokończyć wieczorem - oznajmił Justin, spoglądając poważnie na
ojca. - Chyba go nie wyrzucił?
- Obawiam się, że tak.
- Świrus.
- Miał parę pikantnych uwag na temat stanu pościeli - oględnie zauważył Seth.
Justin wydął wargi.
- Znowu mam go przepraszać?
- Sądzę, że tak.
- Chcę być przy tym. - Amanda, ciesząc się z góry na to, czego może być
ś
wiadkiem, gramoliła się już z kanapy.
- Nic, tylko przepraszam - mruknął zdegustowany Justin. Wymaszerował z
pokoju z drepczącą za nim Amandą.
- Wiesz, oczywiście, że Worth je uwielbia - zaczęła Ruth.
- Tak, ale byłby wściekły, gdyby to się wydało.
- Zawsze mnie przerażał. - Ruth odłożyła książkę na bok. - Przez wszystkie
miesiące, kiedy mieszkałam tu z tobą, nigdy się do niego nie przyzwyczaiłam.
- Nikt tak sobie dobrze z nim nie radzi jak Lindsay. Nawet się nie domyśla, że
jest manipulowany.
- Nie ma takiej drugiej istoty jak Lindsay - zadumała się Ruth.
- To prawda - przyznał Seth. - Nie ma takiej drugiej.
- Czy zakochanie się w kimś takim... szczególnym może przerażać?
Domyślił się, co ma na myśli.
- Miłość, jeżeli jest poważna, zawsze przeraża. Miłość do kogoś wyjątkowego
tylko zwiększa ten strach. Bałem się Lindsay śmiertelnie.
- Jakie to dziwne. Zawsze sądziłam, że jesteś nieustraszony.
- W miłości wszyscy okazujemy się tchórzami, Ruth. - Powróciły
wspomnienia jego pierwszych miesięcy z Lindsay, jeszcze przed ślubem. - Raz omal
jej nie straciłem. Wówczas najbardziej się bałem.
- Obserwuję was od pięciu lat. Wasza miłość jest taka sama jak na początku.
- Nie. Kocham ją bardziej, nieporównywalnie bardziej. Mam zatem więcej do
stracenia.
Oboje usłyszeli, jak Lindsay wbiega do domu.
- Boże, uchowaj mnie od matek, które po pięciu lekcjach chcą mieć Pawłowa.
- Oto cała ona - oświadczył z czułością Seth.
- Pani Fitzwalter - zaczęła z mety Lindsay, gdy jak burza wpadła do pokoju -
chce, żeby jej Mitzie przeszła do tej samej klasy co Janet Conner. Nieważne, że Janet
uczy się już od dwóch lat, a Mitzie zaczęła dopiero przed dwoma tygodniami. - Lind-
say klapnęła na fotel i ciskała pioruny. - Nieważne, że Janet ma talent, a Mitzie ma
ołów w nogach. Mitzie chce przejść do klasy, w której jest jej najlepsza przyjaciółka,
a pani Fitzwalter chce uczestniczyć w dowożeniu ich na lekcje.
- A ty, oczywiście, załatwiłaś to dyplomatycznie. - Seth pokiwał głową.
- To był z mojej strony szczyt dyplomacji. Brałam lekcje u Wortha. - Zwróciła
się ku Ruth. - Mitzie ma dziesięć funtów nadwagi i nawet nie może wykonać
pierwszej pozycji. Janet stawała na palcach po dwóch miesiącach.
- Możesz znaleźć inną dowożącą - zasugerowała Ruth.
- Tak zrobiłam - uśmiechnęła się zadowolona z siebie Lindsay. Uśmiech
zniknął, gdy Lindsay odnotowała nienaturalny spokój. - Gdzie są dzieci?
- Przepraszają - odpowiedział jej Seth.
- O rany, znowu? - Lindsay westchnęła i ponownie się uśmiechnęła. Wstała i
podeszła do Setna. - Witaj. - Schyliła się i pocałowała go. - Udało ci się rozwiązać
problem wspornika?
- Prawie - odparł i przyciągnął ją z powrotem na bardziej satysfakcjonujący
pocałunek.
- Jesteś taki bystry! - Usiadła na oparciu jego fotela.
- Oczywiście.
- I pracujesz zbyt ciężko. Zagrzebany w pracowni nawet w soboty. - Wsunęła
rękę w jego dłoń. - Chodźmy całą trójką pospacerować po plaży.
Seth już wyrażał zgodę, ale się zatrzymał.
- Idźcie we dwie. Dzieci muszą się przespać. Myślę, że do nich dołączę.
Lindsay spojrzała zdumiona. Od kiedy to Seth udaje się na drzemkę w piękne
sobotnie popołudnie? Pojęła jednak w mig, o co chodzi, i nie tracąc refleksu, zwróciła
się do Ruth:
- Tak, chodźmy. Muszę koniecznie zaczerpnąć trochę powietrza po dusznej
atmosferze z panią Fitzwater.
- Świetnie. Mam wziąć kurtkę?
- Jakąś lekką.
Po jej wyjściu Lindsay zwróciła się znowu do Setha:
- Czy już ci dzisiaj mówiłam, jaki jesteś wspaniały i jak cię uwielbiam?
- Nie przypominam sobie. Powtórz, na wszelki wypadek.
- Jesteś wspaniały i uwielbiam cię. - Pocałowała go ponownie i wstała. -
Powinnam cię ostrzec, że wczoraj Justin mi zakomunikował, iż jest już za duży na
poobiednie drzemki.
- Przedyskutujemy to.
- Dyplomatycznie? - zapytała, uśmiechając się przez ramię i opuszczając
pokój.
Powietrze pachniało morzem. Ruth już prawie zapomniała, jak czysty i ostry
jest ten zapach. Plaża była szeroka i skalista, a morze hałaśliwe. Pojedynczy liść
zawędrował tutaj z ogrodowej alejki i usadowił się na skałce. Inny podrygiwał na
piasku i umykał przed nimi.
- Uwielbiam tę scenerię. - Lindsay wsunęła ręce do głębokich kieszeni kurtki.
- A ja jej nienawidziłam na początku - zadumała się Ruth. - Domu, odgłosów,
wszystkiego.
- Wiem o tym.
- Nawet nie zauważyłam, kiedy to się zmieniło. Chyba po prostu obudziłam się
pewnego dnia i stwierdziłam, że jestem w domu. Wujaszek Seth miał dla mnie tyle
cierpliwości.
- Rzeczywiście jest cierpliwy! - roześmiała się Lindsay. - Chwilami aż można
oszaleć. Ja wygłaszam tyrady i pieklę się, a on spokojnie wygrywa bitwy. Jego
opanowanie może człowieka rozwścieczyć. - Popatrzyła uważnie na profil Ruth. -
Odziedziczyłaś wiele jego cech.
- Naprawdę? - Ruth zastanawiała się nad tym przez chwilę. - Nie powiem,
ż
ebym w ostatnim okresie grzeszyła nadmiarem cierpliwości.
- Jemu to się też zdarza. - Lindsay sięgnęła po kamyk i swoim zwyczajem
wsunęła go do kieszeni.
- Nie zapytałaś, dlaczego tak nagle przyjechałam i jak długo zamierzam zostać.
- To twój dom, Ruth. Nie musisz niczego tłumaczyć.
- Powiedziałam wujaszkowi Sethowi, że nie ma takiej drugiej kobiety jak ty.
- Tak uważasz? - Lindsay uśmiechnęła się, odgarniając z czoła kilka pasemek
włosów. - To najlepszy rodzaj komplementu, jak sądzę.
- Chodzi o Nicka - powiedziała nagle Ruth.
- Domyślam się.
- Kocham go, Lindsay. I potwornie się boję.
- Znam to uczucie. Wyobrażam sobie, jak mocowałaś się z sobą!
- Och, jeszcze jak! - Nagle w głosie Ruth rozbrzmiała nuta zawiedzionej
namiętności. - Próbowałam to jakoś rozgryźć, Zrozumieć, ale do niczego mądrego nie
doszłam.
- Kiedy się jest zakochanym, trudno o racjonalne wnioski. To pierwsza zasada.
- Podeszły do grupy skał i Lindsay usiadła.
Właśnie tutaj stała tamtego dnia z Sethem. Pamięta to dokładnie, jakby to było
dziś. Była zakochana i przerażona. Ruth wyszła z domu i zeszła na plażę z kotem pod
kurtką. Miała siedemnaście lat i była nieufna. Może nadal taka pozostała, pomyślała
Lindsay, oglądając się za siebie i patrząc na dziewczynę.
- Chcesz o tym porozmawiać? Ruth nie zastanawiała się długo.
- Tak.
- Więc siadaj i zaczynaj od początku.
Kiedy się raz zacznie, dalej idzie już łatwo. Ruth opowiedziała jej o ich
nieoczekiwanym zbliżeniu po tylu latach wspólnej pracy. Opowiedziała, jakim
przeżyciem było dla niej odkrycie, że jest przez niego kochana, i jak nie mogła
pogodzić się z faktem, że mają tak mało czasu dla siebie. Niczego nie ukrywała:
opowiedziała o scenach z Leah, o nagłych zmianach nastroju Nicka, o swoich
własnych niepewnościach.
- Po czym w dniu, w którym wyjechałam, miałam rozmowę z Nadine.
Powiedziała mi wprost, że jeśli Nick i ja zerwiemy ze sobą i przestaniemy razem
pracować, będzie mnie musiała odprawić. Byłam wściekła, że nawet nie możemy
zachować dla siebie tego, co między nami jest.
Poczuła bezsilną złość.
- Nie zdążyłam jeszcze dojść do siebie - ciągnęła - gdy Nick zażądał, żebym
zrezygnowała z mojego mieszkania i przeprowadziła się do niego. Ot tak, po prostu -
dodała, odwracając się ku Lindsay. - śądając tego. Był wściekły, kiedy tak stał i wy-
krzykiwał do mnie, czego to on sobie życzy. Rzucił mi mimochodem, że pragnie mnie
od pięciu lat, ale że nie uznał za słuszne powiedzieć mi o tym wcześniej. Wprost nie
do wiary! Co za buta!
Na chwilę się zatrzymała. Musiała się uporać z nowym przypływem
wściekłości.
- Myśl, że on chce panować nad moim życiem, była dla mnie nie do przyjęcia.
Zachowywał się niedorzecznie i z każdą chwilą stawał się coraz bardziej rosyjski.
Miałam spakować swoje rzeczy i bez zastanowienia przeprowadzić się do niego.
Nawet mnie nie poprosił; rozkazywał, zupełnie jakby wystawiał na scenie swój
najnowszy balet. Nie - poprawiła się i wstała, nie mogąc usiedzieć dłużej - na scenie
jest bardziej ludzki. Ani razu mnie nie zapytał o moje odczucia. Po prostu rzucił mi to
zaraz po mojej drobnej scysji z Nadine i po tym upiornym tygodniu nagrań.
Niezdolna zrobić kroku, Ruth usiadła z powrotem.
- Lindsay, jeszcze nigdy w życiu nie czułam się taka pogubiona.
Lindsay machinalnie obracała kamyk w kieszeni. Wysłuchała Ruth, ani razu
jej nie przerywając.
- No cóż - powiedziała wreszcie - zwykle trzymam się twardo zasady, żeby nie
udzielać rad. Ale zasady są po to, żeby je łamać. Czy dobrze znasz Nicka?
- Nie tak dobrze jak ty - odparła Ruth bez zastanowienia. - Był w tobie
zakochany - powiedziała wcześniej, niż pomyślała.
- To prawda. - Lindsay zadumała się na chwilę, po czym zwróciła się twarzą
do Ruth. - Kiedy po raz pierwszy znalazłam się w zespole, Nadine walczyła o jego
przetrwanie. Pojawienie się Nicka było jak dar z nieba, ale nie znikły problemy
wewnętrzne ani kłopoty finansowe, z czego mało kto zdawał sobie sprawę. Wiem, że
uważasz Nadine za twardą, a nawet bezwzględną osobę, i masz rację, ale zespół jest
jej oczkiem w głowie i dla niego jest zdolna wszystko poświęcić. Teraz, kiedy patrzę
na to z dystansem, łatwiej mi to zrozumieć. Choć nie zawsze tak było.
W każdym razie - ciągnęła - pojawienie się Nicka w zespole stało się punktem
zwrotnym. Był bardzo młody, kiedy spłynęła na niego sława w obcym kraju. Prawie
nie mówił po angielsku. Władał francuskim, włoskim, trochę niemieckim, ale an-
gielskiego musiał się uczyć od podstaw. Był pod każdym względem outsiderem.
Postaraj się wczuć w człowieka, który znajduje się w obcym kraju, którego zwyczaje
są mu zupełnie obce. Trzeba być wyjątkowo odpornym i silnym.
- Tak - przyznała cicho Ruth. - Mogę to sobie wyobrazić.
- To dobrze. Teraz wyobraź sobie dwudziestolatka, który podjął najważniejszą
decyzję w życiu. Opuścił swój kraj, przyjaciół, rodzinę. Tak, on ma rodzinę -
wyjaśniła Lindsay, widząc zdumienie Ruth. - Nie było mu łatwo, a przez pierwsze lata
musiał być bardzo ostrożny. Wielu chciało go wykorzystać - jego historię, jego
przeszłość, okoliczności przyjazdu, i tak dalej. Musiał na użytek zewnętrzny jakby na
nowo się stworzyć. Kiedy go poznałam, był już Davidovem, i to pisanym z dużych
liter.
Przez chwilę Lindsay przyglądała się przybrzeżnym falom podchodzącym do
skał.
- Tak, pociągał mnie, bardzo mnie pociągał. Może przez chwilę byłam w nim
nawet trochę zakochana. Podobnie mogło być z nim. Byliśmy tancerzami, byliśmy
młodzi i ambitni. Być może, gdyby nie wypadek moich rodziców, gdybym została w
zespole, coś by się między nami zawiązało. Nie wiem. Spotkałam Setha.
Lindsay uśmiechnęła się, odwróciła i popatrzyła na Dom na Klifach.
- Jedno co naprawdę wiem, to że gdyby między mną i Nickiem do czegoś
doszło, nie byłby to właściwy wybór dla żadnego z nas. Dla mnie istnieje tylko Seth.
Teraz i na zawsze.
- Lindsay, ja nie miałam zamiaru wściubiać nosa w wasze sprawy.
- Nie wściubiasz. Jesteśmy w to wszyscy zaangażowani. Dlatego właśnie
łamię moją zasadę. - Znowu zrobiła krótką pauzę. - Nick rozmawiał ze mną w
ostatnim okresie, ponieważ potrzebował kogoś. Niewiele było takich osób, którym
potrafił zaufać. Uznał, że mnie może. Jeżeli są jakieś sprawy, o których z tobą nie
rozmawia, to tylko dlatego, że nie lubi wracać pamięcią do przeszłości. Należy do
ludzi, którzy patrzą przed siebie. Ale on czuje i przeżywa, Ruth. Nie myśl, że jest
inaczej.
- Ja wiem - odparła spokojnie Ruth. - Chciałam tylko, żeby podzielił się tym
ze mną.
- Kiedy będzie gotów, zrobi to - odrzekła zwyczajnie Lindsay. - Nick uczynił z
baletu najważniejszą sprawę swojego życia, z wyboru czy z konieczności. Wybierz,
co wolisz. Z tego, co mówisz, wynika, że ktoś inny zaczyna przejmować ster.
Wyobrażam sobie, że on śmiertelnie się tego boi.
- Tak. - Ruth przypomniała sobie słowa wuja. - Nie myślałam, że będzie to
odbierać w taki sposób.
- Kiedy mężczyzna, zwłaszcza artysta wyczulony na słowa i znający się na
inscenizacji, w tak nieporadny sposób prosi kobietę, żeby z nim zamieszkała, należy
sądzić, że trzęsie się ze strachu od stóp do głów. - Uśmiechnęła się lekko i dotknęła
ręki Ruth. - Co się zaś tyczy tej Leah i całej tej bzdury, jakoby twój związek miał
kolidować z waszą karierą albo vice versa, sądzę, że sama wiesz najlepiej. Po pięciu
latach pracy w zespole powinnaś umieć rozpoznać zwyczajną zazdrość.
- Wcześniej jakoś zawsze umiałam - westchnęła Ruth.
- Tym razem chodzi o wyższą stawkę. Miłość potrafi zaślepić.
Przez chwilę patrzyła z uwagą na Ruth.
- A jak wiele jesteś skłonna mu dać? Ruth otworzyła usta, by szybko je
zamknąć.
- Nie za wiele - przyznała. - Ja również się boję. Nick jest tak silną
indywidualnością, Lindsay; jego osobowość mnie przytłacza. Nie chciałabym się
zatracić.
Popatrzyła na Lindsay, szukając odpowiedzi.
- Czy to źle?
- Nie. Gdybyś była słaba i ulegała mu we wszystkim, nie zakochałby się w
tobie. - Pogłaskała Ruth po ręku. - Nick potrzebuje partnerki, Ruth, nie wielbicielki.
- Potrafi być taki arogancki. Taki niemożliwy.
- Tak, i chwała mu za to.
Ruth roześmiała się i uścisnęła Lindsay.
- Sama widzisz, że musiałam przyjechać do domu - powiedziała weselszym
głosem.
- I dobrze, że przyjechałaś. - Lindsay odwzajemniła uścisk. - Kochasz go?
- Tak. Tak, kocham go.
- Więc pakuj się i jedź do niego. Nie trać czasu. Nick jest w Kalifornii. -
Uśmiechnęła się na widok zaintrygowanej twarzy Ruth. - Zadzwoniłam rano do
Nadine. Jak widzisz, już wcześniej postanowiłam złamać zasadę.
ROZDZIAŁ PIĘTNASTY
Stopy Nicka grzęzły w piasku. Pokonywał już trzecią milę. Słońce wstawało
powoli, rzucając różowo - złote błyski na wodę oceanu. Kiedy rozpoczął bieg, świt
wstał blady i szary. Był sam i plaża należała tylko do niego. Było jeszcze za wcześnie
nawet dla najbardziej zagorzałych zwolenników joggingu.
Uwielbiał bezludną, ciągnącą się w nieskończoność plażę, której piasek słońce
zamieniało w złoto, uwielbiał krzyki mew nad głową i szum fal obok.
Tutaj jedynym przymusem był ten, który sam narzucał swojemu ciału.
Bieganie, tak jak taniec, mogło być pojedynczym wyzwaniem. Tutaj mógł się także
oderwać od swoich myśli i zapomnieć o bólu. Dzisiaj, jeżeli pobiegnie dość ostro,
wystarczająco daleko, może zdoła przestać myśleć o Ruth.
Jak mógł być aż tak głupi? Klnąc w duchu, przyspieszył kroku. Ale sobie
wybrał chwilę! I do tego ten styl! Chciał jej dać więcej czasu, chciał poczekać na
lepszy moment. A wszystko wypadło odwrotnie, niż zamierzał. Czy rzeczywiście
kazał się jej spakować? Co go naszło? Złość, frustracja, pragnienie. Strach.
Choreografia, którą z taką precyzją układał, wypadła jak jedno wielkie faux pas.
Chciał, by oswoiła się z myślą, że zamieszkają razem. Chciał, by się oswoiła z
nową sytuacją, zanim poprosi ją o rękę. I wszystko to zaprzepaścił. Poniosło go.
Kiedy już raz zaczął, nie mógł się zatrzymać. A jak ona na niego patrzyła!
Najpierw była zdumiona, a potem wściekła. Skąd taka niezręczność, taka arogancja?
W życiu miał wiele kobiet i żadnego problemu z wyrażeniem tego, co czuje.
Znał wiele języków miłości. Więc dlaczego w najważniejszej sprawie zachował się
jak idiota? Zresztą, czy tylko jeden raz? Przecież odkąd zaczął się do niej zalecać, nic
innego nie robił!
Ładne zaloty! Zbeształ się w duchu i biegł dalej, a słońce wznosiło się coraz
wyżej. Za karę narzucił sobie szybsze tempo. I co to były za zaloty? Posiadł ją jak
jakiś oszalały prawiczek, a gdy jej powiedział, że ją kocha, czy zdobył się choćby na
krztynę finezji? Pierwszy z brzegu uczniak zrobiłby to lepiej!
Trysnęła woda i w powietrze wyskoczyła grupa delfinów: piękny, doskonały
choreograficznie wodny balet. Nick zwolnił biegu.
Ona nie wróci, zasępił się. I zaraz potem ta zdesperowana myśl: dobry Boże,
co ja bez niej zrobię? Czy bez reszty poświęcę się zespołowi, jak biedna Nadine? Czy
temu służyły te wszystkie lata? Ilekroć będę tańczył, ona tam będzie, ale nieosiągalna.
Może przejdzie do innego zespołu, będzie tańczyć z Mitchellem albo Kirminovem.
Co to, to nie! Jeszcze czego!
Ś
ciągnę ją z powrotem. Zreflektował się. Jest taka młoda! Jakim prawem
miałbym ją zmuszać do powrotu? Zresztą nie o prawo tu chodzi; mężczyzna nie
ś
ciąga kobiety, gdy ona go opuści. To kwestia dumy. Nie zrobię tego.
Do licha, nie zrobię, pomyślał nagle i pobiegł w stronę domu. Nie zwolnił
tempa. Do licha, nie zrobię tego.
Ruth zatrzymała się przed domem i siedziała w wynajętym samochodzie,
pracującym na wolnych obrotach. Piętrowy dom zbudowany był z cedrowego drewna,
spatynowanego teraz przez wiatr i sól, i miał dużo lśniących szyb. Robi wrażenie,
wujaszku, pomyślała, podziwiając czyste, ostre linie i niemal nieograniczoną otwartą
przestrzeń, jaką Seth zaprojektował dla tego domu.
Przełknęła ślinę, zastanawiając się po raz setny, od czego powinna zacząć.
Wszystkie zgrabne przemówienia, które sobie powtarzała w samolocie, wydawały się
beznadziejnie gładkie albo sztywne.
- Nick, chyba powinniśmy porozmawiać - spróbowała na głos i już po chwili
położyła głowę na kierownicy. Okropne. A może po prostu: - Cześć, Nick, właśnie
przejeżdżałam, więc wpadłam. - Cholernie oryginalne.
Zrób to zwyczajnie, powiedziała sobie. Podejdź i zapukaj, i niech się dzieje, co
chce. Szybko więc wyłączyła silnik i wysunęła się z auta. Prowadzące do frontowych
drzwi schody wydawały się strasznie wysokie. Biorąc głęboki oddech, jak to po
wielekroć robiła za kulisami przed jęte, weszła na górę.
Teraz zapukaj. Podnieś tylko rękę, zaciśnij ją i zapukaj, wydawała sobie
kolejne polecenia. Wszystko to zajęło jej co najmniej minutę. Czekała, wstrzymując
oddech. śadnej odpowiedzi. Zdobyła się na odwagę i zapukała mocniej. I znowu
czekała.
Nie wytrzymując dłużej napięcia, położyła rękę na gałce i przekręciła ją. Aż
odskoczyła, kiedy drzwi się otworzyły, jakby bez jej udziału. Zamki i zasuwy w jej
manhattańskim mieszkaniu były bardziej swojskie.
Pokój dzienny zdawał się zajmować cały parter. Tylna ściana była ze szkła i
ukazywała zapierającą dech panoramę Pacyfiku. Na krótką chwilę Ruth zapomniała o
zdenerwowaniu. Widziała inne budynki zaprojektowane przez wuja, ale ten był
arcydziełem.
Drewnianą podłogę zdobiło kilka krwistoczerwonych dywanów.
Wystarczająco wymownym dziełem sztuki był sam ocean. Z niewielkiej ilości
dekoracyjnych przedmiotów jeden wzięła do ręki - cudownej roboty mosiężny
pojemnik z pokrywką na zawiasach i z rączką, służący do opróżniania popielniczek i
zbierania okruszków. Zachwyciła się nim.
Wznosiła się tu również konstrukcja z półkami, przed którymi stały w rzędzie
szklane naczynia o najróżniejszych barwach i kształtach. Na przepastnej, pokrytej
grubą materią sofie leżało mnóstwo poduszek. W głębi pokoju stał fortepian z
połyskującego mahoniu, z podniesionym wierzchem. Podeszła bliżej i wzięła do ręki
kartkę papieru.
Była upstrzona nutami i opatrzona na marginesie starannie wykaligrafowanymi
uwagami Nicka. Pismo rosyjskie było dla niej nieczytelne, ale zaczęła jednym palcem
wystukiwać melodię na fortepianie.
Jego nowy balet? Wsłuchiwała się uważnie w nieznajomą sobie muzykę.
Uśmiechnęła się i odłożyła kartkę na miejsce. Jest zdumiewający, doszła do wniosku.
Nie znała nikogo tak pracowitego jak Davidov.
Ale gdzie on jest?
Znowu wodziła wzrokiem po pokoju. Czy to możliwe, żeby wrócił do Nowego
Jorku? Nie, przecież nie zostawiłby otwartych drzwi i nut nowego baletu na
fortepianie! Rzuciła okiem na zegarek i nagle sobie uświadomiła: przecież go nie
przestawiła na tutejszy czas!
G Boże, pomyślała, błyskawicznie przeliczając godziny. Jest bardzo wcześnie!
Pewnie jeszcze śpi.
Podeszła powoli do schodów i zerknęła na górę.
Nie mogę tam pójść. Zacisnęła wargi. Nie zawołam go przecież. Otworzyła
usta i natychmiast je zamknęła, wydając pomruk zakłopotania. I co mu powiem? Hop,
hop, Nick, czy nie czas wstawać? Podniosła palce do ust, tłumiąc nerwowy chichot.
Nabierając dużo powietrza w płuca, z ręką na poręczy, zaczęła wchodzić na
górę.
Nick otworzył przeszklone podwójne drzwi prowadzące do pokoju dziennego
od strony plaży. Oddychał ciężko. Dres miał mokre plamy od dekoltu aż po ściągacz
na dole. Wysiłek przyniósł oczekiwany rezultat. Zrzucił z siebie trochę ciężaru, a
także myślał trzeźwiej. Pójdzie na górę, weźmie prysznic, a potem popracuje nad
nowym baletem. Plan jazdy na wschodnie wybrzeże i ściągnięcia jej tutaj, do siebie,
był pomysłem szalonego człowieka.
Przystanął w połowie drogi. Poraził go zapach dziko rosnących kwiatów.
Dobry Boże! Czy już nigdy się od niej nie uwolni?
Jakim prawem ściga go na każdym kroku? Do diabła, pomyślał z wściekłością.
Mam tego dość!
Podszedł do telefonu i wystukał nowojorski numer Ruth. Nie wiedząc nawet,
co chce jej powiedzieć, czekał, nieprzytomny z wściekłości, że nie odbiera. Rzucając
kolejne przekleństwo, odłożył słuchawkę. Gdzie ją, do diabła, wyniosło? Na lekcję?
Nie. Lindsay. Oczywiście, gdzie indziej mogłaby się udać?
Ponownie podniósł słuchawkę, wcisnął cztery numery, kiedy jakiś dźwięk
przyciągnął jego uwagę. Krzywiąc się, rzucił okiem na schody. Z nie mniej
skrzywioną twarzą schodziła z nich Ruth.
Natychmiast spotkali się wzrokiem.
- A jednak jesteś - powiedziała z nadzieją, że te słowa nie zabrzmiały zbyt
głupio. - Szukałam cię.
- Tak?
Chociaż tej odpowiedzi daleko było do uprzejmości, Ruth zeszła z pozostałych
stopni.
- Tak Drzwi były otwarte. Chyba nie masz mi za złe, że weszłam do środka.
- Nie.
Ze zdenerwowania nie mogła znaleźć sobie miejsca. Całą siłę woli
skoncentrowała na uśmiechu.
- Zauważyłam, że pracujesz nad nowym baletem.
- Tak, zacząłem - odparł, wyraźnie artykułując słowa i nie spuszczając z niej
wzroku.
Nie mogąc znieść takiego kontaktu, Ruth odwróciła się.
- Śliczne miejsce. Teraz rozumiem, dlaczego urywasz się tutaj, ilekroć nadarzy
się okazja. Zawsze lubiłam ocean. Kiedyś mieszkaliśmy nad Pacyfikiem w Japonii.
Zaczęła chodzić po pokoju. Nick w milczeniu spoglądał na jej plecy, gdy
stanęła zapatrzona w morze.
Starał się rozluźnić napięte mięśnie. Nie słyszał ani jednego jej słowa.
- Przyjechałaś, żeby podziwiać widok?
- Przyjechałam, żeby się z tobą zobaczyć - odparła. - Mam ci coś do
powiedzenia.
- Doskonale. - Kiwnął głową. - Więc mów. Ton jego głosu i nieświadomy,
gwałtowny ruch głową usztywniły ją.
- Właśnie zamierzam. Usiądź.
Choć zabrzmiało to prawie jak rozkaz, po chwili wahania podszedł do sofy.
- Siedzę.
- Czy dlatego jesteś nieznośny, że postawiłeś to sobie za punkt honoru, czy
może to twój wrodzony talent?
Nick odczekał chwilę, po czym usiadł wygodnie i oparł się na poduszkach.
- Przejechałaś trzy tysiące mil, żeby mnie o to zapytać?
- Nie tylko po to - warknęła. - Nie chcę być przez ciebie tłamszona, ani
prywatnie, ani zawodowo. Najpierw porozmawiamy o tańcu.
- Proszę cię bardzo.
- Jestem dobrą tancerką i niezależnie od tego, czy będziesz mi partnerować,
czy nie, nadal będą dobrą tancerką. Kiedy jesteśmy w zespole, możesz mi kazać
tańczyć do utraty tchu, a ja wykonam każde twoje polecenie. Jesteś dyrektorem.
- Jestem tego świadomy.
- Ale na tym twoje dyrygowanie się kończy. Cokolwiek robię w życiu
prywatnym, robię to z własnego wyboru i ponoszę za to odpowiedzialność. Jeżeli
postanowię mieć tuzin kochanków albo żyć jak pustelnik, nie twoja sprawa.
- Tak sądzisz? - Jego chłodnym słowom i ostentacyjnie nonszalanckiej pozie
towarzyszyły złe błyski w oczach.
- Za dobrze cię znam. - Zrobiła krok w jego stronę. - Dopóki jestem wolna,
dopóki sama decyduję, z kim się wiążę, nikt nie ma prawa wywierać na mnie presji i
dyktować mi, co mam robić i jak żyć. W twoje życie nikt się nie wtrąca i nikt nie ma
zastrzeżeń do tego, co i jak robisz, Davidov. Nie pozwoliłbyś na to. Więc wyobraź
sobie, że ja też nie pozwalam.
Podparła się pod boki.
- Jeżeli więc sądzisz, że na twoje zawołanie pobiegnę jak mała dziewczynka i
spakuję rzeczy, to grubo się mylisz, ponieważ nie jestem małą dziewczynką i nikt mi
nie będzie narzucać swojej woli. Wybór należy do mnie.
Podeszła do niego.
- Przyzwyczaiłeś się, że wszyscy ci ulegają i ochoczo spełniają każde twoje
ż
yczenie - ciągnęła, pieniąc się ze złości. - A każdy sprzeciw wywołuje w tobie szok.
Nie zamierzam być twoją uległą sługą. Tylko partnerstwo, Davidov, w pełnym zna-
czeniu tego słowa. I nie zamieszkam z tobą; to mi nie wystarcza. Jeżeli mnie chcesz,
będziesz się musiał ze mną ożenić. Ot co!
Nick prostował się powoli, po czym, zwlekając jeszcze chwilę, wstał.
- Czy to ultimatum?
- Na to wygląda.
- Rozumiem. - Przyglądał się jej z uwagą. - Z tego wynika, że nie mam
wyboru. Czy chcesz wziąć ślub w Nowym Jorku?
Ruth otworzyła szeroko usta, a kiedy nie padło więcej żadne słowo,
odchrząknęła.
- No cóż, tak... Chyba tak.
- Przewidujesz skromną uroczystość czy raczej coś większego?
Kiedy minęło pierwsze oszołomienie, wytrzeszczyła na niego oczy.
- Ja nie wiem... nie zastanawiałam się...
- Nie szkodzi, będziesz się mogła zastanowić w samolocie, prawda? -
Uśmiechnął się do niej dziwnie. - Czy mam dokonać rezerwacji?
- Tak. Nie - powiedziała, kiedy odwrócił się do telefonu. Przechylił głowę i
czekał. - W porządku, tak, dzwoń.
Podeszła do okna i zapatrzyła się w dal. Miała wrażenie, że coś tutaj nie gra.
- Ruth. - Zaczekał, aż popatrzy w jego stronę. - Powiedziałem ci, że cię
kocham, i te same słowa powiedziałem kobietom, których nawet nie pamiętam. Słowa
niewiele znaczą.
Przełknęła ślinę i poczuła powracający ból. Dzieliła ich cała długość pokoju.
- Nie okazałem ci tego tak, jak chciałem, w sposób, w jaki to czułem. Przy
tobie stałem się nietaktowny i niezręczny. Gdyby nie to, powiedziałbym ci, że moje
ż
ycie bez ciebie nie jest już moim życiem. Powiedziałbym ci, że jesteś jego sercem,
mięśniem, kośćcem. Powiedziałbym ci, że bez ciebie jest tylko pustka i ból.
Powiedziałbym ci, że pragnę być twoim partnerem, twoim mężem, twoim
kochankiem. Ale... - Poruszył głową. - Uczyniłaś ze mnie niezdarę i prawie niemowę,
więc powiem tylko, że cię kocham i że mam nadzieję, że to wystarczy.
- Nick! - Podbiegła do niego, a on ją pochwycił, nim przebyła połowę dzielącej
ich odległości.
Trzymał ją mocno, przepełniony radością z ponownego obejmowania jej.
- Kiedy cię zobaczyłem na tych schodach, pomyślałem, że to sen. Pomyślałem,
ż
e wariuję.
- Myślałam, że jeszcze śpisz.
- Śpię? Nie sądzę, żebym w ogóle spał, odkąd mnie opuściłaś. - Odsunął ją
lekko. - Nigdy więcej - rzekł surowo. - Możesz mnie nienawidzić, krzyczeć na mnie,
ale nigdy mnie więcej nie opuszczaj.
- Pochylił się i wargami stłumił jej słowa.
Jej odpowiedź była równie dzika i namiętna jak jego prośba. Zanurzyła palce
w jego włosach, przywierając do niego mocno. Pożądanie spłynęło lawiną kolejnych
doznań: jego smaku, jego zapachu, miękkości jego gęstych włosów pod jej palcami.
- Kocham cię. - Usta Ruth układały się w słowa, nie wydając dźwięku. -
Pragnę cię.
Poczuła, jak rozsuwa jej zamek na plecach, a suknia spływa na podłogę. A gdy
jej dotknął i przesunął ręce wzdłuż ciała, jęknął głucho.
- Jesteś taka drobna, liubownica. Zawsze się boję, że cię skrzywdzę.
- Jestem tancerką - przypomniała mu, oszołomiona i drżąca, gdy dotykał
cienkiego jedwabiu jej koszulki. - Silną jak wół. - Opuścili się na sofę i leżeli
spleceni. - Bałam się - rzekła półgłosem, zamykając oczy, gdy jego ręce delikatnieją
podniecał)'. - Bałam się ci zaufać, bałam się cię pokochać, bałam się cię utracić.
- Zupełnie jak ja. - Przyciągnął ją bliżej. - Ale to mamy za sobą.
Ruth wsunęła rękę pod jego koszulę, zatrzymując ją na sercu. Davidov,
pomyślała. Ile to lat modliłam się do legendy? A teraz on jest mój. A ja jego.
Dotykała jego serca i była tego pewna. Uśmiechając się, przylgnęła wargami
do jego szyi i tak trwała.
- Davidov?
- Hm?
- Naprawdę przyjmujesz moje ultimatum? Dotknął jej piersi.
- Przemyślałem to sobie i uważam, że to najlepsze rozwiązanie. Byłaś
strasznie zawzięta i nieprzejednana. Mam nadzieję, że cię udobrucham.
- Tak uważasz?
- Tak, ale nie zgadzam się, żebyś miała tuzin kochanków, chyba że to będę
zawsze ja. - Wyruszył w podróż ustami, pieszcząc i łaskocząc jej szyję.
- Już ja się postaram, żebyś była jak najczęściej zajęta.
- Niezły pomysł - odpowiedziała, a gdy zaczął zsuwać ramiączka jej koszulki,
westchnęła rozkosznie.
- Będę bardzo zazdrosnym mężem - ostrzegł zdławionym głosem, nadal ją
całując. - Niedorzecznym, może gwałtownym. - Uniósł głowę i uśmiechnął się.
- Bardzo trudnym w pożyciu. Nadal chcesz, żebym zarezerwował samolot?
Ruth uśmiechnęła się i głęboko spojrzała mu w oczy.
- Tak. Jutro.