DIANA PALMER
A JEDNAK ЊLUB!
ROZDZIAЈ PIERWSZY
Rozgoryczona do ostatecznych granic, Violet Hardy siedziaіa przy biurku. Po co w
ogуle zostaіa sekretark№, skoro jej szef, adwokat Blake Kemp, zupeіnie jej nie doceniaі.
Prуbowaіa ocaliж go przed przedwczesnym atakiem serca, parz№c mu kawк bezkofeinow№
w miejsce zwykіej, ale za swoje trudy doczekaіa siк tylko najgorszych obelg, jakie sіyszaіa w
ї
yciu. Gdyby tylko nie byіa w nim tak desperacko zakochana! Atak wњciekіoњci szefa
skutecznie popsuі wszystkim humor. A w dodatku Blake Kemp uwaїaі, їe Violet jest gruba.
Spojrzaіa na swoje doњж bujne ciaіo, przyodziane w purpurow№ sukienkк z
gікbokim dekoltem, ozdobionym falbank№ stanikiem i prost№ spуdniczk№, niejasno
њ
wiadoma, їe ten strуj do niej nie pasuje i najpewniej st№d peіne dezaprobaty spojrzenia
szefa. Jej mama teї o tym delikatnie wspomniaіa. Falbanki, duїy wzуr i w№ska spуdniczka
jeszcze podkreњlaіy rozіoїyste biodra Violet.
Usilnie staraіa siк schudn№ж. Nie jadіa sіodyczy, chodziіa na gimnastykк i wkіadaіa
masк wysiіku w przygotowanie zrуwnowaїonych, zdrowych posiіkуw dla siebie i chorej na
serce mamy. Ojciec Violet zmarі przed rokiem, najprawdopodobniej na zawaі. Byж moїe
jednak za jego nagі№ њmierж naleїaіo winiж Janet Collins, macochк koleїanki Violet, Libby.
Janet Collins wyіudziіa od ojca Violet olbrzymi№ sumк pieniкdzy. Violet zorientowaіa siк w
sytuacji dopiero po pogrzebie, zbyt pуџno, by zablokowaж konta. Nie doњж, їe straciіy ojca i
mкїa, to jeszcze znalazіy siк w katastrofalnej sytuacji finansowej. Przepadіy pieni№dze, dom,
samochуd, praktycznie rzecz bior№c, wszystko. Jakim cudem ta kobieta zdoіaіa wyіudziж od
pana Hardy'ego dwieњcie piкжdziesi№t tysiкcy dolarуw? Wkrуtce po pogrzebie mama Violet
miaіa pierwszy udar. Skromny spadek, jaki Violet dostaіa po ojcu, ledwo wystarczyі na їycie
w ci№gu ostatnich kilku miesiкcy. Kiedy pieni№dze siк skoсczyіy, trud utrzymania ich obu
spadі na barki Violet. Dziewczyna znalazіa pracк w biurze pana Kempa, u boku Libby
Collins i Mabel Henry. Na szczкњcie, pomimo krytycznego nastawienia ojca, ktуry uwaїaі, їe
cуrka nigdy nie bкdzie musiaіa pracowaж, Violet ukoсczyіa kurs dla sekretarek.
Violet lubiіa tк pracк i byіa w niej dobra. Niestety, szef jej nie doceniaі. A dziњ byіo
gorzej niї zwykle. Przez kilka chwil gotowaіa siк ze zіoњci, a bezradne koleїanki mogіy tylko
sіuchaж wspуіczuj№co jej narzekania.
- Nie przejmuj siк tak bardzo, kochanie - poradziіa Mabel. - Wszyscy miewamy
gorsze dni.
- Uwaїa, їe jestem gruba. - Gіos Violet brzmiaі їaіoњnie.
- Przecieї nic nie powiedziaі.
- Ale widziaіaњ, jak na mnie spojrzaі. Mabel skrzywiіa siк.
- Ma zіy dzieс.
- Ja teї - odparowaіa Violet.
Libby Collins poklepaіa j№ po ramieniu.
- Rozchmurz siк! Zobaczysz, za kilka dni ciк przeprosi. Jestem tego pewna.
Violet nie byіa taka pewna. A nawet gotowa siк byіa zaіoїyж, їe przeprosiny to
ostatnie, o czym pomyњlaіby jej szef.
- Zobaczymy - rzuciіa, wracaj№c do biurka. Odgarnкіa do tyіu dіugie ciemne wіosy, a
jej niebieskie oczy wypeіniіy siк іzami. Staraіa siк ukryж zranione uczucia. Byіo jeszcze coњ
gorszego od nieprzychylnych spojrzeс. Sіyszaіa, jak Mabel i Libby szeptaіy, їe kiedy
zwierzaіa siк wspуіpracownicom ze swoich uczuж do szefa po jego ataku wњciekіoњci,
wywoіanym podaniem kawy bez kofeiny, interkom byі wі№czony. Kemp sіyszaі wszystko.
Jak miaіa teraz spojrzeж mu w oczy?
Byіo tak, jak siк obawiaіa, czyli fatalnie. Przez caіy dzieс szef spotykaі siк z
klientami, umawiaі na spotkania i popijaі kawк (z kofein№!). I przy kaїdej okazji rzucaі jej
spojrzenie peіne wyrzutu, jakby obarczaі j№ win№ za wszystkie siedem grzechуw gіуwnych.
W koсcu, na odgіos jego krokуw zaczкіa siк kuliж w sobie. Pod koniec dnia byіa juї pewna,
ї
e jej kariera w tej firmie dobiegіa koсca. Pozostanie byіoby zbyt upokarzaj№ce.
Libby i Mabel zauwaїyіy jej niezwyczajn№ milkliwoњж. Ale zaniepokoiіy siк
dopiero, gdy wyci№gnкіa z maszyny zapisan№ kartkк, wstaіa, wziкіa gікboki oddech i
ruszyіa do gabinetu Kempa.
W kilka sekund pуџniej usіyszaіy jego gіos. . , - Co u diabіa...?
Violet wycofaіa siк na korytarz, zarumieniona i zmieszana. Kemp, bez okularуw,
wymachuj№c trzyman№ w rкku kartk№ papieru, pod№їaі za ni№.
- Nie moїesz odejњж w ci№gu jednego dnia! Mamy sprawy w toku! Trzeba
powiadomiж klientуw!
Odwrуciіa siк z bіyskiem w oku.
- Wszystko jest w komputerze, a Libby zna sprawy, bo pomagaіa mi, kiedy mama byіa
chora. Przecieї to dla pana bez znaczenia, kto pisze na maszynie i odbiera telefony! Odchodzк
do Duke'a Wrighta!
Kemp wrzaі z oburzenia.
- Bardzo іadnie! Tego siк nie spodziewaіem!
- Pan Wright jest mniej pobudliwy i nie bкdzie robiі awantur z byle powodu! A poza
tym - dodaіa bezczelnie - sam potrafi zaparzyж kawк!
Nie znalazі celnej riposty, wiкc tylko zagryzі zmysіowe wargi, mrukn№і coњ pod
nosem, zacisn№і w dіoni kartkк i wrуciі do siebie. Trzasnкіy drzwi.
Libby i Mabel prуbowaіy siк nie rozeњmiaж. W czasie krуtszym niї miesi№c Kemp
wyrzuciі z biura juї dwie osoby. Jego humor bywaі jedynie zіy lub gorszy, a biedna Violet
trafiіa na najgorszy z moїliwych.
Koleїanki juї wyszіy, a Violet ubieraіa siк wіaњnie, kiedy Kemp, wci№ї wњciekіy,
wmaszerowaі do holu. Bladoniebieskie oczy poіyskiwaіy zza okularуw, na poci№gіej twarzy
malowaіa siк zіoњж, ciemne faluj№ce wіosy byіy lekko potargane. Zatrzymaі siк i spojrzaі
na ni№.
- Mam nadziejк, їe co do kawy, wszystko jasne. Czy przemyњlaіa pani moїe swoj№
impulsywn№ decyzjк?
Violet wyprostowaіa siк i њmiaіo spojrzaіa mu w oczy.
- Postanowiіam odejњж, jak tylko znajdzie pan kogoњ na moje miejsce.
- Czyli ucieczka, panno Hardy? - zapytaі sarkastycznie.
- Jeїeli chce pan tak to nazwaж. Znуw udaіo siк jej go rozzіoњciж.
- W takim razie to pani ostatni dzieс w pracy. I radzк zapomnieж o okresie
wypowiedzenia. Pani pracк dokoсczy Libby, a ja zapіacк za dwa tygodnie.
Violet zesztywniaіa, ale odpowiedziaіa spokojnie.
- Tak jest, panie Kemp. Dziкkujк bardzo.
Spojrzaі na ni№ zіym okiem. Jej spokуj doprowadzaі go do wњciekіoњci.
- Doskonale. Proszк o klucz do biura.
Odczepiіa klucz od breloczka i podaіa mu, unikaj№c kontaktu z jego palcami. Teraz,
kiedy min№і szok, serce krajaіo jej siк w plasterki. Ale duma nie pozwalaіa pokazaж, jak
bardzo dotkn№і j№ ten konflikt.
Patrzyі na jej ciemn№ gіowк, kiedy podawaіa mu klucz. Opanowaіo go nieznane do
tej pory, niezrozumiaіe poczucie straty. Pomimo mіodego wieku nie interesowaі siк ko-
bietami. Przed kilku laty straciі ukochan№ i nie zamierzaі wiкcej ryzykowaж.
Czuі, їe Violet zagraїa jego swobodzie. Miaіa w sobie szczegуlny rodzaj empatii i
byіa podatna na urazy emocjonalne. Kemp rozumiaі, jak bolesne byіo dla niej usuniкcie z
biura i jego їycia, ale czuі, їe zbyt siк do niego zbliїyіa. Nie chciaі juї wiкcej wi№zaж siк z
kobiet№. Њmierж narzeczonej pozostawiіa w nim niezatarty њlad.
Wiedziaі oczywiњcie, їe Violet jest nim zauroczona. Miniony rok byі dla niej
nieіatwy. Strata ojca i domu, їycie przewrуcone do gуry nogami, choroba matki. Wziкіa na
siebie ten ciкїar bez sіowa skargi. A teraz zostaje bez pracy. Skrzywiі siк, bo czuі, їe sprawiі
jej bуl.
- Tak bкdzie lepiej - wymamrotaі.
Spojrzaіa na niego, a w jej wielkich niebieskich oczach czaiіa siк rozpacz.
- Czyїby?
Zacisn№і szczкki.
- Mylisz siк, co do swoich uczuж, Violet. To tylko zauroczenie - powiedziaі tak
і
agodnie, jak potrafiі, obserwuj№c rumieсce wykwitaj№ce na jej policzkach. - Wiem, їe sobie
poradzisz.
Wargi jej drїaіy, kiedy prуbowaіa wymyњliж sposуb na przerwanie tej
przygnкbiaj№cej tyrady. Jeїeli miaіa jeszcze nadziejк, їe nie usіyszaі jej wyznania, to teraz
nie mogіa siк juї іudziж. Chкtnie zapadіaby siк pod ziemiк. Nie wyobraїaіa sobie wiкkszego
upokorzenia. A on nie mуgі wyraziж siк jaњniej.
- Na pewno sobie poradzк - wykrztusiіa. Zebraіa swoje rzeczy i ruszyіa do drzwi.
Dїentelmen w kaїdym calu, otworzyі je przed ni№.
- Dziкkujк. - Odwrуciіa wzrok.
- Czy Duke Wright na pewno ciк zatrudni? - zapytaі nagle.
Nawet na niego nie spojrzaіa.
- Dlaczego to pana obchodzi? - zapytaіa gіucho. Wysoki mкїczyzna obserwowaі, jak
idzie do samochodu i odjeїdїa. Jak opuszcza jego їycie.
Mama leїaіa na sofie, ogl№daj№c jeden z ulubionych seriali.
- Witaj, kochanie - odezwaіa siк z uњmiechem. - Miaіaњ dobry dzieс?
- Tak - skіamaіa Violet. - A ty?
- Њwietny. Przygotowaіam kolacjк!
- Mamo, nie powinnaњ siк mкczyж.
- To їaden wysiіek. Lubiк gotowaж. - Niebieskie oczy starszej pani rozbіysіy
radoњci№. Jej wіosy, teraz srebrzystosiwe, byіy krуtkie i faluj№ce. Leїaіa na sofie, ubrana w
ciepіy szlafrok i skarpetki. Kwietniowe noce byіy wci№ї jeszcze chіodne.
- Zjemy tutaj? - zaproponowaіa Violet.
- Њwietnie. Moїemy obejrzeж wiadomoњci. Violet siк skrzywiіa.
- Wolaіabym coњ pogodniejszego.
- Mamy masк filmуw na DVD.
Violet wymieniіa star№ komediк z krokodylem w roli gіуwnej.
Mama spojrzaіa na ni№ uwaїnie.
- Ogl№dasz to po kaїdej kіуtni z panem Kempem - zaryzykowaіa.
Violet odchrz№knкіa.
- Przemуwiliњmy siк - przyznaіa, ale nie odwaїyіa siк wyznaж, їe jedyna їywicielka
rodziny zostaіa chwilowo bez pracy.
- To wszystko minie - pocieszyіa j№ pani Hardy. - To trudny mкїczyzna, ale byі dla
nas bardzo їyczliwy. Pamiкtasz, jak trafiіam ostatnio do szpitala, przywiуzі ciк tam i siedziaі
z tob№, dopуki kryzys nie min№і.
- Tak, wiem - odparіa Violet, ale nie dodaіa, їe Kemp zrobiіby to dla kaїdego. Miaі po
prostu dobre serce.
- A potem przysіaі nam wielki kosz owocуw na Boїe Narodzenie - wspominaіa starsza
pani.
Violet poszіa siк przebraж w domowy strуj. Zastanawiaіa siк, jak zdoіa znaleџж inn№
pracк bez referencji Kempa. Nie chciaіa go juї o nic prosiж. Kіamstwo o pracy dla Duke'a
Wrighta miaіo jej tylko pomуc zachowaж twarz.
- Idziesz dzisiaj na gimnastykк? - spytaіa mama, kiedy Violet wrуciіa do pokoju i
wsunкіa do odtwarzacza kasetк z wybranym filmem.
- Dziњ nie - odpowiedziaіa z uњmiechem. Moїe juї nigdy, pomyњlaіa. Po co
wіaњciwie, skoro juї nie zobaczy Kempa?
W nocy pіakaіa w poduszkк, nienawidz№c wіasnej sіaboњci. Na szczкњcie byіa
sama. Rano wstaіa i ubraіa siк z twardym postanowieniem. Znajdzie inn№ pracк. Chce i
potrafi ciкїko pracowaж. Ma atuty, ktуre doceni kaїdy pracodawca. Tymi optymistycznymi
przekonaniami prуbowaіa ukoiж swoje mocno zranione ego. Jeszcze pokaїe Kempowi.
Znajdzie pracк gdziekolwiek!
W tym wypadku rzeczywistoњж zdecydowanie rozmijaіa siк z teori№. W niewielkim
Jacobsville ludzie pracowali w jednym i tym samym miejscu aї do emerytury.
Byіa tylko jedna nadzieja. Duke Wright, miejscowy ranczer, pozostaj№cy w stanie
werbalnej wojny z panem Kempem. Twardy, zimny i wymagaj№cy. Poprzednia sekretarka
opuњciіa jego biuro we іzach. Їona odeszіa, zabieraj№c ze sob№ kilkuletniego syna i wniosіa
pozew o rozwуd. Wright wci№ї odmawiaі podpisania papierуw, co doprowadziіo do
gwaіtownej konfrontacji pomiкdzy nim a Blake'em Kempem. Walkк na piкњci przerwaіa
dopiero interwencja szefa policji, Casha Griera. Duke wymierzyі mu potкїny cios i wy-
l№dowaі w areszcie. Pomiкdzy Blake'em Kempem i Duke'em Wrightem z pewnoњci№ nie
mogіo byж mowy o pokojowej koegzystencji.
Violet zebraіa siк na odwagк, by zatelefonowaж do Wrighta zaraz rano, kiedy mama
jeszcze spaіa.
Od razu rozpoznaіa jego gікboki, tubalny gіos.
- Pan Wright? Mуwi Violet Hardy. Przez chwilк milczaі, zaskoczony.
- Tak, sіucham, panno Hardy - odpowiedziaі.
- Moїe potrzebowaіby pan sekretarki od zaraz? - zadanie tego pytania przyszіo jej z
niemaіym trudem.
Wright znуw zamilkі na chwilк, potem zachichotaі.
- Czyїby rzuciіa pani Kempa? Poczuіa, їe siк rumieni.
- Owszem - odpowiedziaіa. - Odeszіam.
- Gratulujк!
- Przepraszam? - wyj№kaіa zdumiona.
- Ile czasu zajmie pani dojazd? - Kwadrans.
- Zgoda. I proszк nie ukrywaж przed Kempem, dla kogo pani teraz pracuje. Do
zobaczenia, Violet.
Odіoїyі sіuchawkк, zanim zd№їyіa odpowiedzieж. Miaіa pracк! Nie musiaіa nic
mуwiж mamie. Ulїyіo jej i przez chwilк wpatrywaіa siк bezmyњlnie w telefon.
- Wrуcк po pi№tej - obiecaіa, caіuj№c mamк w czoіo. Wydawaіo siк spocone.
- Dobrze siк czujesz?
Mama spojrzaіa na ni№ z uњmiechem w bladoniebieskich oczach.
- Trochк boli mnie gіowa, nic powaїnego. Powiedziaіabym ci przecieї.
Violet trochк siк rozluџniіa. Kochaіa mamк i wiedziaіa, їe mama teї j№ kocha.
Bardzo siк baіa j№ straciж.
- Wszystko w porz№dku - powtуrzyіa mama z naciskiem.
- Zostaс dziњ w іуїku i nie prуbuj niczego szykowaж. Dobrze?
Pani Hardy siкgnкіa po dіoс Violet.
- Nie chcк byж dla ciebie ciкїarem - powiedziaіa miкkko. - Nigdy nie chciaіam.
- Choroba nie wybiera.
- Twуj ojciec mуgіby jeszcze їyж, gdybym tylko... - Oczy starszej pani wypeіniіy siк
і
zami.
- Mamo, nie moїesz siк obwiniaж o coњ, na co nie miaіaњ najmniejszego wpіywu.
Violet pomyњlaіa, їe gdyby to ona znalazіa siк na miejscu swojej mamy, z
pewnoњci№ nie okazaіaby mкїowi tyle serca. Jej ojciec nie kochaі matki, co byіo jasne dla
wszystkich poza ni№ sam№. Pani Hardy przez caіe їycie staraіa siк pomagaж innym. Dopуki
nie zachorowaіa, udzielaіa siк aktywnie w lokalnej spoіecznoњci. Braіa udziaі w kwestach i
pracach wspуlnoty koњcielnej, wspieraіa osierocone rodziny, jednym sіowem, robiіa, co
tylko mogіa. Natomiast ojciec wracaі z pracy i zasiadaі przed telewizorem. Skoncentrowany
na sobie i swoich potrzebach, nie їywiі wspуіczucia dla nikogo. Nigdy nie byli blisko z
Violet, chociaї staraі siк na swуj sposуb.
Nie zdradziіa mamie swoich myњli. Pochyliіa siк tylko i pocaіowaіa j№.
- Kocham ciк i chcк siк tob№ opiekowaж. Naprawdк - zapewniіa j№ z uњmiechem.
- Podziкkuj koniecznie panu Kempowi za tк pracк, bo zupeіnie nie wiem, jak byњmy
sobie inaczej poradziіy.
Violet przysiadіa przy mamie.
- Muszк ci coњ powiedzieж.
- Wychodzisz za m№ї? - zapytaіa starsza pani z uњmiechem i oczami bіyszcz№cymi
nadziej№. - Zauwaїyі w koсcu, їe jesteњ w nim zakochana?
- Tak - przyznaіa Violet. - I powiedziaі, їe іatwiej o nim zapomnк, pracuj№c gdzie
indziej.
- A wydawaі siк takim wspaniaіym mкїczyzn№. - Mama byіa wyraџnie
rozczarowana.
- Mam now№ pracк - powiedziaіa Violet, zanim mama zaczкіa siк martwiж. -
Zaczynam dzisiaj. - Uњmiechnкіa siк krzepi№co. - Wszystko bкdzie dobrze.
- Co to za praca?
- U Duke'a Wrighta.
W oczach starszej pani zamigotaіy iskry.
- On nie lubi Kempa.
- Z wzajemnoњci№. Ale dobrze zapіaci. I nie bкdzie narzekaі na moj№ kawк.
- Sіucham? Violet odkaszlnкіa.
- Nic takiego, mamo. Bкdzie dobrze. Lubiк pana Wrighta.
Pani Hardy њcisnкіa j№ za rкkк.
- Skoro tak mуwisz. Przykro mi, kochanie. Wiem, co czujesz do pana Kempa.
- Skoro on tego nie odwzajemnia, nie ma sensu, їebym tam pracowaіa i zadrкczaіa siк
dzieс po dniu. Przynajmniej nikt mi nie bкdzie mуwiі, їe jestem gruba... - przerwaіa i
zarumieniіa siк.
Mama rozzіoњciіa siк nagle.
- Wcale nie jesteњ gruba! Nie mogк uwierzyж, їe pan Kemp powiedziaі ci coњ
podobnego!
- Nie powiedziaі - przyznaіa natychmiast Violet. - Zasugerowaі to tylko. - Westchnкіa.
- Ma racjк. Jestem gruba. A tak siк staram schudn№ж!
Mama znуw uњcisnкіa jej dіoс.
- Posіuchaj mnie, kochanie - powiedziaіa іagodnie. - Mкїczyzna, ktуry naprawdк ciк
pokocha, bкdzie nawet twoje wady postrzegaі jako zalety. Twуj ojciec teї myњlaі o mnie:
gruba - dodaіa nieoczekiwanie. - Odszedі do innej, smukіej i zadbanej.
- Powiedziaі to? Mama siк skrzywiіa.
- Powinnam ci byіa powiedzieж. Ojciec mnie nigdy nie kochaі. Byі zakochany w
mojej najlepszej przyjaciуіce, ktуra wyszіa za innego. Oїeniі siк ze mn№, їeby wyrуwnaж ra-
chunki. Po dwуch miesi№cach chciaі siк rozwieњж, ale byіam w ci№їy z tob№, wiкc
sprуbowaliњmy stworzyж ci dom. Dziњ wiem - dodaіa, opadaj№c na poduszki - їe popeіni-
і
am bі№d. Nie byliњmy dobrym maіїeсstwem. Rzadko kiedy robiliњmy coњ wspуlnie, nawet
kiedy byіaњ malutka.
Violet pogіadziіa mamк po wіosach.
- Bardzo ciк kocham ' - powiedziaіa. - Jesteњ wspaniaіa. Bardzo wiele osуb tak uwaїa.
Taty strata, jeїeli nie potrafiі tego doceniж.
- Przynajmniej mam ciebie - nadeszіa іagodna odpowiedџ. - Ja teї ciк bardzo kocham.
Violet walczyіa ze іzami.
- Muszк juї iњж. Bo stracк tк now№ pracк, zanim j№ rozpocznк.
Mama siк rozeњmiaіa.
- Tylko nie pкdџ!
- Zawsze zgodnie z przepisami - obiecaіa Violet.
- Pan Wright nie jest juї їonaty, prawda? - zaciekawiіa siк pani Hardy.
- Jest. Odmуwiі podpisania papierуw rozwodowych. - Violet siк rozeњmiaіa. - St№d
ta awantura z panem Kempem.
- To zіoњliwoњж czy wci№ї j№ kocha?
- Podobno j№ kocha, ale ona zarabia krocie jako prawnik w nowojorskim City i wcale
nie zamierza tu wracaж.
- Maj№ maіego synka. Jak ona moїe w ten sposуb odbieraж ojcu dziecko?
- Kіуc№ siк o prawo do opieki.
- Co za bezsens.
- Kiedy w grк wchodzi dziecko, sprawa robi siк powaїna.
- Њwiкta racja, kochanie - przyznaіa pani Hardy. - No, to powodzenia.
- Tobie teї. Zapiszк tu numer pana Wrighta, na wszelki wypadek. - Violet
uњmiechnкіa siк i siкgnкіa po torbк.
Duke Wright mieszkaі w wielkim, biaіym, wiktoriaсskim domu. Jak gіosiіa plotka,
jego їona, wychowana w biednej dzielnicy Jacobsville, wymarzyіa go sobie juї w
dzieciсstwie. Wyszіa za Duke'a zaraz po ukoсczeniu szkoіy, a studia rozpoczкіa juї jako
mіoda mкїatka. Wybraіa prawo, a Duke, przekonany, їe nigdy nie opuњciіaby Jacobsville,
pozwoliі jej iњж wіasn№ drog№. Tymczasem ona postanowiіa kontynuowaж naukк w szkole
prawniczej w San Antonio i tam teї rozpoczкіa pracк.
Dlaczego wіaњciwie zdecydowali siк na dziecko w pierwszym roku jej praktyki
prawniczej? Nie wydawaіa siк tym zachwycona. Bкd№c mіod№ mam№, spкdzaіa w firmie
coraz wiкcej czasu, wiкc zatrudniono na staіe nianiк. Przed dwoma laty zaproponowano jej
posadк w znanej kancelarii prawniczej w nowojorskim City. Skwapliwie skorzystaіa z tej
szansy. Duke najpierw prуbowaі siк wykіуcaж, potem przypochlebiaж, w koсcu groziж, ale
nic nie wskуraі. Їona wyprowadziіa siк, zabieraj№c ze sob№ synka, i wyst№piіa o rozwуd.
Duke walczyі zкbami i pazurami. Niedawno zaї№daіa podpisu na dokumentach
rozwodowych i zrzeczenia siк praw do opieki nad ich piкcioletnim synem. Duke dostaі szaіu.
Zdaniem Violet wygl№daі na opanowanego i pewnego siebie. Wysoki i opalony, miaі
wyrazist№ twarz o kanciastym podbrуdku i gікboko osadzonych ciemnych oczach.
Ciemnoblond wіosy nosiі krуtko przyciкte. Wygl№daі jak gwiazdor rodeo, ktуrym
rzeczywiњcie byі, zanim przedwczesna њmierж ojca nie zmieniіa kowboja w potentata
hodowli rodowodowego bydіa rasy czerwony angus, dobrze znanego i cenionego w
odpowiednich krкgach. Dysponowaі wyposaїeniem i sprzкtem pozwalaj№cym na doskonale
zbilansowane їywienie, staranny dobуr genetyczny, sztuczn№ inseminacjк, transplantacjк
zarodkуw, selekcjк na jakoњж tkanki miкњniowej, nisk№ wagк przy porodzie i wysoki
dzienny przyrost masy ciaіa. Jego farma byіa w peіni nowoczesna i skomputeryzowana.
Ostatnio zacz№і produkcjк wкdlin ekologicznych, ktуre juї zd№їyі rozpropagowaж w
internecie.
Violet byіa oszoіomiona imponuj№cym wyposaїeniem technicznym biura na ranczu.
- Onieњmielona? - zapytaі z uњmiechem, przeci№gaj№c samogіoski. - Nie martw siк.
To іatwiejsze, niї wygl№da.
- Sam pan to wszystko obsіuguje? Wzruszyі ramionami.
- Їadna z dotychczasowych sekretarek nie zdoіaіa zagrzaж tu miejsca, wiкc musiaіem
sobie radziж. - Rzuciі jej przeci№gіe spojrzenie i wsun№і smukіe dіonie do kieszeni dїinsуw.
- Nie jestem іatwym szefem, Violet - wyznaі. - Musisz mieж nerwy ze stali, їeby wytrzymaж
moje wrzaski. Zrozumiem, jeїeli nie dasz rady.
Violet uniosіa brwi.
- Pracowaіam dla pana Kempa przez ponad rok. Zachichotaі, odgaduj№c, co ma na
myњli.
- Mуwi№, їe jest gorszy ode mnie. Masz dwa tygodnie na podjкcie decyzji. Zapіacк ci
wiкcej - dodaі z uњmiechem. - To powinno choж w czкњci wynagrodziж przykroњci. A teraz
ciк oprowadzк.
Violet byіa pod wraїeniem. Nigdy jeszcze nie widziaіa takich arkuszy kalkulacyjnych
i oprogramowania. Nawet mieszanki paszowe byіy przygotowywane komputerowo.
- Nie musisz siк zajmowaж hodowl№ ekologiczn№. Mam od tego trzech specjalistуw.
Ale to - wskazaі arkusz kalkulacyjny - jest pilne. Chcк je mieж na bieї№co.
- Wszystkie? - Violet widziaіa przed sob№ niekoсcz№ce siк nadgodziny.
- Przecieї nie wypeіniasz tego rкcznie. Dane przychodz№ z laptopуw, ktуre kowboje
maj№ na pastwiskach.
Pokrкciіa gіow№.
- Niesamowite. Mam nadziejк, їe zdoіam to opanowaж. Uњmiechn№і siк z aprobat№.
- Ceniк sobie skromnoњж. Dasz sobie radк. Gotowa do pracy?
- Tak jest, szefie.
Na pilnej nauce obsіugi programуw hodowlanych dzieс min№і bіyskawicznie.
Polubiіa Duke'a Wrighta. Pomimo fatalnej reputacji i nieіatwego charakteru, miaі wiele zalet.
Przez caіe popoіudnie nawet nie pomyњlaіa o Kempie.
Mama uњmiechaіa siк do niej z sofy, sk№d ogl№daіa ulubiony serial.
- Jak poszіo?
Violet odpowiedziaіa szerokim uњmiechem.
- Њwietnie! Dam sobie radк. I bкdк wiкcej zarabiaж. Moїe nawet kupimy zmywarkк?
Pani Hardy westchnкіa.
- Byіoby wspaniale.
Violet zrzuciіa buty i usiadіa w bujaku obok sofy.
- Aleї jestem zmкczona. Odpocznк tylko minutkк i juї siк biorк za obiad.
- Moїemy zjeњж chili z hot dogiem.
- Lepiej saіatkк. - Violet pomyњlaіa o kaloriach.
- Jak wolisz, kochanie. Byі tu dzisiaj pan Kemp. Violet miaіa nadziejк, їe nieprкdko
usіyszy to nazwisko. Starsza pani podaіa jej biaі№ kopertк.
- Zostawiі to dla ciebie.
- Pewno moja odprawa - wymamrotaіa. Pani Hardy њciszyіa telewizor.
- Otwуrz i zobacz.
Violet nie miaіa na to ochoty, ale mama patrzyіa na ni№ wyczekuj№co. Oddarіa brzeg
koperty i wyci№gnкіa czek i pismo. Rozіoїyіa je powoli.
- Co to jest?
Violet patrzyіa, nie wierz№c.
- Violet? Zaczerpnкіa tchu.
- To referencje - odpowiedziaіa w koсcu.
ROZDZIAЈ DRUGI
- Nie mogк w to uwierzyж! Wcale go nie prosiіam.
- Powiedziaі, їe bardzo mu przykro, їe tak wyszіo, i ma nadziejк, їe bкdziesz
zadowolona z nowej pracy.
Violet patrzyіa na mamк, zіa o swoje zadowolenie z okruchуw troski Kempa.
- Naprawdк? Powiedziaіaњ mu, gdzie pracujк? Pani Hardy wierciіa siк na sofie.
- No wiesz, wygl№daі tak sympatycznie i byі taki miіy, їe nie chciaіam mu robiж
przykroњci.
Violet rozeњmiaіa siк, pokonana. - Wiкc, co mu powiedziaіaњ? - zapytaіa spokojnie. -
Ї
e pracujesz w biurze statystycznym u bardzo miіego czіowieka - odpowiedziaіa mama,
chichocz№c. - Zmieniіam temat, zanim zapytaі o szczegуіy. Wspomniaі, їe ma zamiar
znaleџж now№ sekretarkк.
- Mam nadziejк, їe bкdzie z niej zadowolony - westchnкіa Violet.
- Nie wierzк. Wiem, їe nie chciaіaњ odchodziж. Ale jeїeli on nie podziela twoich
uczuж, to by ciк tylko raniіo - powiedziaіa mama rozs№dnie.
- Dlatego odeszіam - przyznaіa Violet. Wіoїyіa czek i list z powrotem do koperty. -
Zrobiк jedzenie.
- Moїe napijemy siк kawy?
- Wіaњciwie nie powinnaњ.
- Zrуb bezkofeinow№.
To przypomniaіo Violet byіego szefa i znуw opadіy j№ wspomnienia. Sprуbowaіa siк
uњmiechn№ж.
- Zobaczк, czy jest. - Wyszіa do kuchni.
Pierwsze dni bez Kempa byіy najtrudniejsze. Violet nie potrafiіa zapomnieж, z jak№
niecierpliwoњci№ czekaіa na kaїde poranne spotkanie. Brakowaіo jej dџwiкku jego gіosu,
uњmiechu w podziкce za ukoсczenie jakiegoњ trudnego zadania, charakterystycznego
zapachu jego wody koloсskiej. Teraz pracowaіa dla jego wroga. Nie byіo najmniejszej
szansy, їe Kemp zawita choжby w pobliїe rancza Duke'a Wrighta.
Na szczкњcie, w miarк upіywu czasu, Violet wci№gnкіa siк w rutynк pracy na
ranczu. Arkusze kalkulacyjne okazaіy siк іatwiejsze, niї s№dziіa. Dowiedziaіa siк wielu
nowych i ciekawych rzeczy o hodowli, miкdzy innymi o sztucznej inseminacji i selekcji
bydіa na nisk№ wagк przy urodzeniu i szybki przyrost masy ciaіa. Byіa zafascynowana od-
kryciem, їe jakoњж miкsa moїna kontrolowaж genetycznie. Zdumiewaіy j№ zawiіoњci
rodowodowe.
Stado Duke'a zapocz№tkowaіo hodowlк ekologiczn№ w Teksasie. Na farmie
znajdowaіa siк peіna dokumentacja, zarуwno fotograficzna, jak i statystyczna. Ogl№daj№c
zdjкcia, Violet zauwaїyіa, їe pierwsze buhaje, w porуwnaniu do obecnych, byіy krуtsze,
masywniejsze i miaіy dіuїsz№ sierњж. Zdjкcia dokumentowaіy bardzo wyraџny postкp ho-
dowlany.
Violet wykonywaіa rutynow№ pracк biurow№, moїe maіo ekscytuj№c№, ale dobrze
pіatn№. Poza tym lubiіa swoich wspуіpracownikуw. Duke zatrudniaі kowbojуw w peіnym i
niepeіnym wymiarze godzin, a takїe studenta weterynarii. Trzy osoby stale prowadziіy
sprzedaї wкdlin w internecie.
Duke otworzyі wіaњnie w Jacobsville nowy magazyn sprzedaїy swoich
ekologicznych wyrobуw. Znajdowaіo siк tam rуwnieї imponuj№ce biuro, s№siaduj№ce z
olbrzymich rozmiarуw budynkiem gospodarczym, mieszcz№cym dumк gospodarza, czyli
stado rozpіodowe, buhaje reproduktory, laboratorium oraz specjalne pomieszczenie z
kontrolowan№ atmosfer№, gdzie przechowywano spermк i zamroїone zarodki. Embriony,
pochodz№ce ze spermy najwartoњciowszych samcуw, po czкњci juї nieїyj№cych,
przechowywano w ciekіym azocie. Wszczepiano je matkom zastкpczym, przewaїnie rasy
Holstein lub jej krzyїуwek. Jaіуwki i roczne buhajki czystej rasy w wiкkszoњci przeznaczano
do sprzedaїy.
Violet znaіa z widzenia pracownikуw laboratorium, na czele z mіod№ pani№ biolog,
Delene Crane, ale znajomoњж nie pogікbiaіa siк ze wzglкdu na brak czasu. Wiosna, kiedy
rejestrowano i znakowano nowo urodzone cielкta, byіa na ranczu okresem wyj№tkowo
gor№cym.
Violet wiedziaіa, їe bydіo nie tylko piкtnowano rozpalonym їelazem, ale takїe
zakіadano komputerowe czipy i plastikowe kolczyki na uszy. Z czipуw moїna byіo odczytaж
kompletne dane kaїdej sztuki. Te informacje poprzez komputery przenoњne przesyіano do
Violet, ktуra wprowadzaіa je do odpowiednich arkuszy kalkulacyjnych.
- To niesamowite - powiedziaіa Violet do Duke'a, obserwuj№c na ekranie komputera
aktualizuj№ce siк dane.
Uњmiechn№і siк ze znuїeniem. Byі zakurzony i uwalany krwi№, bo przez caіy dzieс
pomagaі przy wycieleniach. Czerwona koszula i wіosy pod szerokim rondem kapelusza byіy
mokre od potu. Zza pasa wystawaіa para dopasowanych irchowych rкkawic.
- Zorganizowanie tego wszystkiego kosztowaіo mnie sporo pracy i pieniкdzy -
powiedziaі, nie odrywaj№c oczu od ekranu. Jego gікboki gіos brzmiaі bardzo sympatycznie.
- Przez dobrych kilka lat nie mogіem siк odkuж. Dopiero teraz, kiedy prowadzк
hodowlк ekologiczn№, farma zaczyna wykazywaж dochуd. Mam nadziejк, їe trzoda pozwoli
mi utrzymaж siк na plusie.
- Gdzie pan trzyma њwinie? - zapytaіa Violet. Do tej pory widziaіa tylko bydіo i
konie. Duke utrzymywaі niewielkie stado Appaloosa.
- Na tyle daleko, їeby nie byіo czuж - odparі z uњmiechem. - Okoіo mili st№d w dуі
drogi. To chуw w peіni ekologiczny. Maj№ pastwiska ze strumieniem i doskonale
zrуwnowaїon№, naturaln№, zdrow№ dietк. Bez pestycydуw, hormonуw i antybiotykуw.
Naci№gn№і kapelusz na oczy.
- Muszк wracaж do pracy - powiedziaі. - Ty idџ o pi№tej do domu i nie przejmuj siк
telefonami. Wiem, їe opiekujesz siк mam№. Nie potrzebujesz zostawaж dіuїej. Jeїeli
znajdziesz chwilк, zadzwoс do Calhouna Ballengera i powiedz, їe wesprк finansowo jego
kampaniк.
- Z przyjemnoњci№! - ucieszyіa siк Violet. - Teї na niego zagіosujк.
- Sіusznie. - Cicho zamkn№і za sob№ drzwi.
Violet skoсczyіa pracк zgodnie z planem. Po drodze do domu miaіa wst№piж na
pocztк.
Traf chciaі, їe spotkaіa tam Kempa. Na jej widok przystan№і, a z bladoniebieskich,
zmruїonych oczu wyczytaіa wyraџne oskarїenie. W peіni zdawaіa sobie sprawк, їe na jej
wargach od dawna nie ma juї nawet њladu szminki, wіosy s№ komicznie potargane, a w
rajstopach poleciaіo oczko. Na domiar zіego miaіa na sobie biaіe, zbyt obcisіe dїinsy i
czerwon№, za duї№ bluzк, w ktуrym to stroju wygl№daіa po bіazeсsku. Zgrzytnкіa zкbami.
- Dzieс dobry panu - pozdrowiіa go grzecznie i sprуbowaіa omin№ж.
Zagrodziі jej drogк.
- Co ci zrobiі ten Wright? - zapytaі. - Wygl№dasz na wykoсczon№.
Dostrzegіa w jego spojrzeniu nieudawan№ troskк i zmarszczyіa brwi.
- Mam duїo pracy - odparіa wymijaj№co. Skin№і ze zrozumieniem.
- Przypuszczam, їe to doњж nerwowy biznes.
- Trzeba zgromadziж komplet informacji o kaїdym nowo narodzonym cielaku.
- Otworzyі sklep z ekologicznymi wкdlinami tu, w mieњcie - zauwaїyі. - Jest szynka,
kieіbasa, boczek.
- Wiem. Prowadzi teї sprzedaї przez internet. - Zawahaіa siк. Serce waliіo jej mocno,
a kolana osіabіy. Bardzo za nim tкskniіa. - Jak siк miewaj№ Libby i Mabel?
- Brakuje im ciebie. - Zabrzmiaіo to jak wyrzut.
Przest№piіa z nogi na nogк. Skoro tak, to dlaczego okazywaі jej tak jawn№
dezaprobatк? Na ulicy byіo coraz wiкcej ludzi.
- Bardzo panu dziкkujк za referencje. Wzruszyі ramionami.
- Nie s№dziіem, їe Wright ciк zatrudni - przyznaі szczerze. - Wszyscy wiedz№, їe
odk№d siк rozwiуdі, nie znosi kobiet na ranczo.
- A Delene Crane? Pracuje u niego.
- Znaj№ siк od niepamiкtnych czasуw. Studiowali razem. Nie widzi w niej kobiety,
tylko biologa.
Ciekawe, pomyњlaіa Violet. Delene byіa caіkiem іadna. Miaіa rude wіosy i zielone
oczy, a na mlecznokremowej buzi garњж uroczych piegуw. Potrafiіa jednym spojrzeniem
zmroziж prуbuj№cych flirtowaж kowbojуw. Moїe rzeczywiњcie Duke traktowaі j№ raczej
jak partnerkк w interesach?
- Jak siк czuje mama? - zapytaі Kemp nagle. Violet siк skrzywiіa.
- Rwie siк do pracy, chociaї powinna wiкcej odpoczywaж.
Skin№і gіow№.
- Wiem, їe jest pod dobr№ opiek№. To wspaniaіa osoba. Uњmiechnкіa siк szeroko.
- Tak. To prawda. Zerkn№і na niebo.
- Chmurzy siк. Zaіatw szybko swoje sprawy, bo inaczej zmokniesz.
- Chyba tak.
Popatrzyіa na niego z bуlem w oczach. Kochaіa go. Byіo jej jeszcze trudniej teraz,
kiedy o tym wiedziaі i wspуіczuі jej. Zarumieniіa siк lekko.
- Tak. Pуjdк juї.
Niespodziewanie wyci№gn№і rкkк i poprawiі dіugie pasmo ciemnych wіosуw, ktуre
wysnuіo siк z warkocza. Wsun№і je za ucho, patrz№c na ni№ ze skupieniem. Prawie sіyszaі
bicie jej serca i nagle poczuі siк winny. Mуgі j№ potraktowaж lepiej. I tak byіo jej ciкїko.
Nie chciaі jej zachкcaж ani dawaж faіszywej nadziei. Ale wygl№daіa tak mizernie.
- Uwaїaj na siebie - powiedziaі miкkko. Przeіknкіa z trudem.
- Dziкkujк. Pan teї.
Odsun№і siк, їeby zrobiж jej przejњcie. Kiedy mijaіa go wolno, poczuі delikatny
zapach rуї, ktуrego tak bardzo brakowaіo mu ostatnio w biurze. W ci№gu minionego roku
przyzwyczaiі siк do obecnoњci Violet. Budziіa w nim ciepіe, nieznane mu do tej pory
uczucia. Jej obecnoњж przywoіywaіa wspomnienia ognia na kominku i ciepіego њwiatіa
lamp rozpraszaj№cych ciemnoњci. Jej nieobecnoњж boleњnie uњwiadomiіa mu wіasn№
samotnoњж. Violet podeszіa do okienka, nieњwiadoma jego przeci№gіego, przepeіnionego
bуlem spojrzenia. Zanim skoсczyіa, on juї wyszedі i wsiadі do mercedesa.
Obserwowaіa, jak odjeїdїa. Zaczкіo padaж, ale nie przejmowaіa siк tym.
Nieoczekiwane spotkanie poprawiіo jej humor.
W caіym mieњcie plotkowano o znikniкciu Janet Collins, macochy Libby i Curta.
W ostatnich dniach mama Violet byіa lekko osіabiona. Violet zaczкіa znуw chodziж
na gimnastykк po pracy, pуі godziny, trzy razy w tygodniu. Kupiіa telefon komуrkowy i
miaіa go caіy czas przy sobie, їeby mama mogіa siк z ni№ skontaktowaж w kaїdej chwili.
Podciкіa wіosy i zasiкgnкіa w miejscowym butiku porady co do fasonуw pasuj№cych
do jej peіniejszej figury. Doradzono jej nisko ciкte bluzki, optycznie zmniejszaj№ce duїy
biust, a takїe dіuїsze marynarki, maskuj№ce szerokie biodra, i proste w kroju spуdnice,
sprawiaj№ce, їe wydawaіa siк wyїsza. Wyprуbowaіa nowe uczesania, aї znalazіa takie, ktуre
wyszczuplaіo jej okr№gі№ twarz. Dobraіa teї delikatny, naturalny makijaї. Violet zmieniіa
siк, dorosіa, dojrzaіa i wyszczuplaіa. Celem nadrzкdnym wszystkich tych staraс byіo, choж
Violet za їadne skarby nie przyznaіaby siк do tego, osaczenie Blake'a Kempa. Chciaіa, їeby
za ni№ zatкskniі i jej zapragn№і. Byіo to marzenie њciкtej gіowy, ale nie potrafiіa siк od
niego uwolniж.
Tymczasem Blake Kemp spкdzaі zdecydowanie zbyt wiele czasu w domu,
przemyњliwuj№c, jak by tu њci№gn№ж Violet z powrotem. Wyci№gn№і siк na skуrzanej
kanapie w kolorze burgunda w towarzystwie dwуch kotek syjamskich, Mee i Yow. Byіy dla
niego jak rodzina. Razem spкdzali wieczory przed telewizorem, a kiedy pracowaі przy
komputerze, baraszkowaіy na wielkim dкbowym biurku. Noc№ wњlizgiwaіy siк pod koіdrк,
ukіadaіy po obu jego stronach i usypiaіy go mruczank№.
Mee i Yow byіy rasowe. Blake zlitowaі siк nad nimi i przyniуsі je do domu z
bankrutuj№cego sklepu ze zwierzakami, gdzie przez kilka tygodni siedziaіy w klatkach. Po
czterech latach razem wci№ї jeszcze potrafiіy go zadziwiж.
Pomyњlaі o Violet i jej mamie. Przypomniaі sobie, їe starsza pani byіa uczulona na
sierњж. Violet przepadaіa za zwierzakami i nawet trzymaіa na biurku maіe figurki kotуw. Ni-
gdy nie byіa u niego w domu, ale z pewnoњci№ polubiіaby kotki. Wyobraziі sobie, jak Duke
Wright pokazuje jej cielкta.
Ї
achn№і siк na myњl o innym mкїczyџnie w їyciu Violet. Wright byі na niego
wњciekіy z powodu rozwodu i walki o dziecko. Winiі za to Kempa, ktуry przecieї tylko wy-
konywaі swoj№ pracк. Jeїeli kariera pani Wright w Nowym Jorku rozwijaіa siк rzeczywiњcie
tak pomyњlnie, nie byіo nadziei, by kobieta kiedykolwiek wrуciіa do domu. Kochaіa synka
tak samo jak Duke i chciaіa mu oszczкdziж przepychanek miкdzy rodzicami. Kemp byі
innego zdania. Uwaїaі, їe skoro chіopiec ma oboje rodzicуw, powinien mieж kontakt z
obojgiem.
Potrz№sn№і gіow№. Bardzo szkoda, їe ludzie decyduj№ siк na dzieci, zanim
przemyњl№ konsekwencje tego kroku. Dziecko nie naprawi nieudanego zwi№zku. Kemp po-
wtarzaі to przy okazji kaїdej sprawy rozwodowej. W razie konfliktu to wіaњnie dzieci
cierpi№ najbardziej.
Rebeka Wright nie potwierdzaіa, a Kemp nie dr№їyі, ale plotka gіosiіa, їe Duke
schowaі jej tabletki antykoncepcyjne, w nadziei їe dziecko wyleczy їonк z ambicji zawodo-
wych. Nie udaіo siк zupeіnie. Wright byі typem mкїczyzny bardzo zaborczego, ktуry
oczekiwaі od їony dokіadnego wypeіniania wіasnych ї№daс. Takim samym typem domi-
nuj№cego autokraty byі jej ojciec. Zdesperowana їona uciekіa od niego na piechotк, w
lodowatym deszczu. Ciкїkie zapalenie pіuc i њmierж oszczкdziіy jej dalszej szarpaniny.
Duke miaі podobne podejњcie do maіїeсstwa i uwaїaі, їe to zupeіnie normalne. Zrozumienie,
ї
e maіїeсstwo jest sztuk№ kompromisu, byіo jeszcze przed nim.
Blake rozejrzaі siк po swoim mieszkaniu, gdzie skуrze barwy burgunda towarzyszyіo
drewno dкbowe i wiњniowe. Dywan i zasіony miaіy barwy ziemi. Po wrzawie panuj№cej w
biurze z przyjemnoњci№ oddychaі spokojn№ i przyjazn№ atmosfer№.
Mee przeci№gnкіa siк i wbiіa pazurki w jego ramiк. Drgn№і i usun№і rкkк. Pod
dotykiem jego dіoni kotka przylgnкіa do niego i zaczкіa mruczeж.
Blake rozeњmiaі siк cicho. Zdecydowanie nie potrzebowaі їony. Doskonale gotowaі,
praі i sprz№taі. Przyszywaі guziki i њcieliі іуїka. Podobnie jak wiкkszoњж byіych oficerуw
sіuїb specjalnych, byі niezaleїny i caіkowicie samowystarczalny. Kampaniк w Iraku
zakoсczyі w randze kapitana. Poszedі na studia prawnicze i zacz№і praktykк w Jacobsville.
Zaledwie kilka osуb wiedziaіo, їe sіuїyі w jednej dywizji z Cageem Hartem. Rzadko o tym
rozmawiali, ale dziкki wspуlnej przeszіoњci istniaіa miкdzy nimi szczegуlna wiкџ.
Siкgn№і po pilota i zmieniі program. Obejrzaі prognozк pogody, a potem wі№czyі
kanaі „Historia", przy ktуrym spкdzaі wiкkszoњж wolnych wieczorуw. Moїe gdyby spotkaі
kobietк, zainteresowan№ histori№ wojskowoњci...
Wspomnienie tej, ktуr№ utraciі, wci№ї go bolaіo. Podkrкciі gіos, oparі siк wygodnie i
zagікbiі w zawiіoњciach zwyciкskiej kampanii Aleksandra Wielkiego przeciwko Dariuszowi,
krуlowi Persji, w 331 roku przed nasz№ er№.
W pi№tek Violet wrуciіa do domu doњж pуџno. Byіa na gimnastyce, a potem
wst№piіa jeszcze po mleko. Kiedy zajechaіa przed skromny, wynajкty domek, zastaіa mamк
siedz№c№ nieruchomo na schodkach werandy.
Podbiegіa do niej, ogarniкta panik№.
- Mamo!
Starsza pani drgnкіa, w pierwszej chwili przeraїona. Ale zaraz rozeњmiaіa siк gіoњno.
- Wszystko w porz№dku, kochanie - zapewniіa.
Blada i roztrzкsiona, Violet uklкkіa obok mamy i siк rozpіakaіa.
- Cуreсko... - Pani Hardy odwrуciіa siк i przygarnкіa Violet mocno, szepcz№c czuіe
sіowa. - Przepraszam, bardzo ciк przepraszam. Chciaіam wyrwaж trochк chwastуw i
wysadziж te sadzonki, ktуre wyhodowaіam w skrzynce. Zmкczyіam siк, ale juї wszystko w
porz№dku.
Violet nie mogіa siк uspokoiж. Mama byіa jej caіym њwiatem i nie wyobraїaіa sobie
ї
ycia bez niej.
Pani Hardy przytuliіa j№ mocno.
- Violet - powiedziaіa ze smutkiem - ktуregoњ dnia bкdziesz musiaіa pogodziж siк z
moim odejњciem. Wiesz o tym.
- Nie jestem jeszcze gotowa - gіos Violet siк zaіamaі. Pani Hardy westchnкіa i
pocaіowaіa ciemn№ gіowк cуrki.
- Wiem, kochanie. Ja teї nie.
Pуџniej, kiedy jadіy zupк i њwieїy kukurydziany chleb, pani Hardy z trosk№
przyjrzaіa siк cуrce.
- Violet, czy na pewno jesteњ zadowolona z pracy u Duke'a Wrighta? - zapytaіa.
- Tak, oczywiњcie - padіa beznamiкtna odpowiedџ.
- Myњlк, їe pan Kemp chкtnie przyj№іby ciк z powrotem. Violet zastygіa z іyїk№ w
poіowie drogi do ust.
- Czemu tak uwaїasz, mamo?
- Mabel wpadіa tu w przerwie na lunch. Wspomniaіa, їe pan Kemp jest tak
humorzasty, їe z trudem z nim wytrzymuj№. Uwaїaj№, їe tкskni za tob№.
Violet zabiіo serce.
- Nie wydawaіo mi siк, kiedy spotkaіam go na poczcie w zeszіym tygodniu.
Zachowywaі siк jakoњ tak...
Starsza pani uњmiechnкіa siк nad іyїk№ zupy.
- Czкsto mкїczyџni nie wiedz№, їe czegoњ chc№, dopуki tego nie strac№. No, a
wracaj№c do poprzedniego pytania, to lubisz tк now№ pracк?
Violet skinкіa twierdz№co.
- To ciekawe wyzwanie. No i nie muszк przebywaж z przygnкbionymi,
znerwicowanymi ludџmi. Dopуki nie zmieniіam pracy, nie wiedziaіam, jak depresyjna jest
praca w kancelarii prawnej. Czіowiek bez przerwy styka siк z nieszczкњciami.
- Krowy to co innego.
- Zdecydowanie. I muszк siк duїo nauczyж. Wyniki zaleї№ od bardzo wielu
czynnikуw. A zawsze myњlaіam, їe po prostu zostawia siк zwierzкta na wspуlnym pastwisku
i pozwala naturze dziaіaж.
- A nie jest tak? - zaciekawiіa siк matka. Violet siк uњmiechnкіa.
- Naprawdк chcesz wiedzieж?
- Tak, bardzo. - Nastкpne pуі godziny upіynкіo Violet na wyjaњnianiu zawiіoњci
genetyczno - hodowlanych.
- Mуj Boїe! - pani Hardy byіa pod wraїeniem. - To rzeczywiњcie trudne!
- Wcale nie - wyjaњnienia przerwaі Violet dџwiкk telefonu. Zmarszczyіa brwi. -
Pewno jakiњ telemarketing. Dobrze byіoby mieж telefon z identyfikacj№ numeru
dzwoni№cego.
- Pewnego dnia frontowym wejњciem wkroczy tu miliarder ze szklanym pantofelkiem
i pierњcionkiem zarкczynowym - pani Hardy uњmiechnкіa siк figlarnie.
Violet rozeњmiaіa siк, wstaіa i podniosіa sіuchawkк.
- Rezydencja rodziny Hardy - odezwaіa siк lekkim, przyjaznym tonem.
- Violet?
To byі Kemp! Violet zabrakіo tchu.
- Tak, proszк pana - wymamrotaіa.
- Muszк porozmawiaж z tob№ i twoj№ mam№. Mуgіbym podjechaж?
Violet pogubiіa siк w natіoku myњli. W domu panowaі okropny baіagan. Ona sama,
w dїinsach i starym podkoszulku, z brudnymi wіosami, wygl№daіa fatalnie. Salon pilnie
potrzebowaі odkurzania.
- Kto to, kochanie? - zawoіaіa pani Hardy.
- Pan Kemp, mamo. Chce z nami porozmawiaж.
- Mamy jeszcze ciasto. Zaproњ go koniecznie. Violet zacisnкіa szczкki.
- Dobrze - odpowiedziaіa Kempowi.
- Bкdк za kwadrans. - Rozі№czyі siк, zanim Violet zd№їyіa spytaж, o co chodzi.
Violet odwrуciіa siк do mamy.
- Myњlisz, їe moїe mu chodziж o mуj ewentualny powrуt?
- Kto wie? Umyj wіosy, kochanie. Akurat zd№їysz.
- A co z odkurzeniem salonu?
- To moїe poczekaж. Zajmij siк sob№.
Violet popкdziіa do іazienki. Kiedy Kemp zadzwoniі do drzwi, miaіa na sobie luџn№,
niebiesk№ bluzkк z dzianiny i czyste, biaіe dїinsy. Umyte wіosy rozpuњciіa na ramionach, bo
nie zd№їyіa zapleњж warkocza.
Otworzyіa drzwi.
Kemp zlustrowaі j№ chіodnym, bladoniebieskim spojrzeniem, ale nie zrobiі їadnej
uwagi. Byі nachmurzony.
- Muszк wam o czymњ powiedzieж, ale nie chciaіbym zdenerwowaж mamy.
Violet poczuіa dreszcz nadziei.
- Co to takiego? Gwaіtownie zaczerpn№і tchu.
- Violet, chcк siк domagaж ekshumacji twojego ojca. Uwaїam, їe zamordowaіa go
Janet Collins.
ROZDZIAЈ TRZECI
Violet zamarіa. Sіyszaіa o podejrzeniach wobec Janet Collins. Curt wspomniaі o
planowanej ekshumacji zwіok ojca jego i Libby. Podejrzewano, їe zamordowaіa go ich
macocha, ktуra wczeњniej otruіa juї przynajmniej jednego starszego mкїczyznк. Zbyt wiele
mrocznych kwestii miaіo nagle ujrzeж њwiatіo dzienne.
W tej chwili Violet zdoіaіa tylko wyszeptaж: „O Boїe".
Kemp zamkn№і za sob№ drzwi i popatrzyі Violet w oczy.
- Nie domagaіbym siк tego - powiedziaі miкkko - ale najprawdopodobniej twуj ojciec
zostaі zamordowany. Nie chcemy, їeby zbrodniarce uszіo to na sucho, prawda?
- Prawda - zgodziіa siк. - Ale jak to powiedzieж mamie? Zaczerpn№і tchu.
- Potrzebujк zgody was obu. Wymienili zatroskane spojrzenia.
Kemp nagle spojrzaі na ni№ uwaїniej. Owaln№ twarz okalaіy ciemne loki. Czysta
skуra jaњniaіa. Byіa bez makijaїu, z wyj№tkiem delikatnej, rуїowej szminki. Patrzyі na ni№
z prawdziw№ przyjemnoњci№. Miaіa piкkne piersi i smukі№ taliк. Byіa њwietnie ubrana.
Dїinsy podkreњlaіy apetycznie zaokr№glone biodra.
- Њwietnie wygl№dasz. Gdybym nie byі zatwardziaіym kawalerem... - gікboko
zajrzaі jej w oczy.
Serce zabiіo jej szybko, a kolana zmiкkіy. A wiкc zauwaїyі zmianк.
- Niestety, jestem nim - dodaі, jakby chc№c o tym przekonaж nie tylko j№, ale i
samego siebie. - Ale nie pora na to. Mogк wejњж?
- Oczywiњcie - zaprosiіa go do њrodka, do gікbi poruszona tym, co wіaњnie
usіyszaіa.
- Miaіem przyjњж po ciebie do biura, ale zrobiіo siк za pуџno. Chciaіem ciк do tego
jakoњ przygotowaж. Jak siк czuje mama?
Violet przygryzіa wargк.
- Niestety, nie najlepiej - odpowiedziaіa zmartwiona. - Przecenia swoje siіy. Ta afera z
tat№ bardzo podkopaіa jej zdrowie.
- Moїe wezwaж lekarza?
- Nie. Powiedzmy jej po prostu.
- No to chodџmy.
Weszli razem do pokoju. Mama powitaіa ich uњmiechem.
- Pan Kemp! Miіo mi pana widzieж. Uњmiechn№і siк i podaі jej rкkк.
- Mnie rуwnieї. Niestety, obawiam siк, їe mam doњж przygnкbiaj№ce wiadomoњci.
Odіoїyіa robуtkк i usiadіa prosto.
- Jestem silniejsza, niї siк wam wydaje. Po prostu mi powiedzcie. - Pani Hardy
wygl№daіa teraz duїo mіodziej. - No, sіucham.
Uњmiech pana Kempa przygasі. Violet siadіa obok mamy.
- Widzк, їe to coњ paskudnego. Chodzi o Janet Collins, prawda?
Violet gwaіtownie wci№gnкіa powietrze. Kemp uniуsі brwi.
- Sіyszaіam coњ o kіopotach Libby i Curta. I o zwi№zku Janet ze њmierci№
pensjonariusza domu opieki. Podobno zabraіa mu wszystkie pieni№dze. A potem ukradіa
ж
wierж miliona dolarуw Arturowi. Niestety, nie udowodniono, їe to ona.
- Ktoњ widziaі Janet Collins z Arturem w motelu ostatniego dnia jego їycia, a
niedіugo potem karetka zabraіa go do szpitala. Lekarz nie miaі o niczym pojкcia, wiкc, na
podstawie objawуw, zdiagnozowaі zawaі. Sekcji nie byіo.
- Wіaњnie - powiedziaіa pani Hardy. - I uwaїa pan, їe to ona go zabiіa?
Blake byі peіen uznania dla jej przenikliwoњci.
- Tak - odpowiedziaі szczerze.
- Szczerze mуwi№c, podejrzewaіam to. Artur nigdy nie miaі kіopotуw z sercem, a
niedawno przeszedі wszystkie badania. Wyniki byіy doskonaіe. Wiкc ta њmierж na zawaі
zaledwie w miesi№c pуџniej musiaіa siк wydawaж dziwna. Niestety, w takiej sytuacji trudno
myњleж logicznie.
- Zdaje siк, їe to nie pierwszy starszy pan, ktуry ulegі urokowi tej kobiety.
- Mуj m№ї nie grzeszyі wiernoњci№ - odezwaіa siк pani Hardy, rzucaj№c Violet
przepraszaj№ce spojrzenie. - Byі przystojnym, energicznym mкїczyzn№, a ja tylko bardzo
zwyczajn№ kobiet№. Moja rodzina byіa zamoїna - ci№gnкіa pani Hardy - a Artur bardzo
ambitny. Chciaі mieж koniecznie wіasne biuro rachunkowe, wiкc pomogіam mu finansowo.
Pracowaі ciкїko, ale nigdy nawet nie wspomniaі o zwrocie poїyczki. Myњlк, їe to raniіo jego
dumк. Te jego... przygody miaіy mu zapewne potwierdziж wіasn№ atrakcyjnoњж. Przykro
mi, Violet. - Poklepaіa cуrkк po ramieniu. - Pamiкtaj jednak, їe tata ciк kochaі i prуbowaі
byж dobrym ojcem, chociaї byі nie najlepszym mкїem.
Violet zacisnкіa zкby. Mogіa sobie tylko wyobraїaж, jak czuіaby siк na miejscu
swojej matki.
- Na pocz№tku - mуwiіa dalej pani Hardy - nie potrafiіam go zostawiж. Violet
potrzebowaіa obojga rodzicуw i spokojnego dzieciсstwa. Nie miaіam czasu dbaж o siebie. W
koсcu Artur zostaі ze mn№ i za nic go dziњ nie winiк.
Byіo widaж, їe nie mуwi caіej prawdy. Violet przytuliіa j№ mocno.
- Ja go winiк - wymamrotaіa.
- I ja takїe - odezwaі siк Kemp z moc№. - Przyzwoity czіowiek najpierw rozwiуdіby
siк, a dopiero potem wi№zaі z inn№ kobiet№.
- Purytanin - oskarїyіa go їartobliwie pani Hardy.
- Nie jestem osamotniony. - Kemp wycelowaі palec w Violet.
Pani Hardy rozeњmiaіa siк i splotіa dіonie na kolanach.
- Czyli wiemy, їe Artur miaі romans z Janet Collins, ktуra, byж moїe, ponosi
odpowiedzialnoњж za jego њmierж. Ale nie moїemy tego dowieњж bez ekshumacji i
autopsji. To chciaі nam pan przekazaж, prawda?
- Jest pani zdumiewaj№c№ kobiet№, pani Hardy - odpowiedziaі Kemp z
niekіamanym podziwem w bladoniebieskich oczach.
- Jestem spostrzegawcza. Proszк zapytaж Violet. - Jej uњmiech przygasі. - Kiedy chce
pan to zrobiж?
- Najszybciej jak siк da. Skoro pani siк zgadza, natychmiast przygotujк dokumenty do
podpisu.
- Proszк siк nie martwiж. Poradzimy sobie z tym.
- Na pewno - dodaіa Violet. - Cokolwiek zrobiі tata, nie miaіa prawa pozbawiaж go
ї
ycia.
- Doskonale. - Kemp wstaі z kanapy i wymieniі z pani№ Hardy poїegnalny uњcisk
dіoni. - Bкdziemy w kontakcie. Bardzo dzielnie to pani przyjкіa.
- Czyїby udaіo mi siк pana zaskoczyж? - Starsza pani zachichotaіa.
- Tylko przyjemnie - odparі z uњmiechem. - Do zobaczenia. - Spojrzaі na Violet. -
Odprowadzisz mnie?
Wstaіa i poszіa za nim do holu z oczami rozszerzonymi zdumieniem.
Zatrzymaі siк z dіoni№ na klamce i patrzyі na ni№ przez dіuїsz№ chwilк.
- Wkrуtce zawiadomiк ciк o wszystkim. Jak oceniasz stan mamy?
- Dobrze - odpowiedziaіa pewnie. Obrzuciіa go gіodnym, powіуczystym spojrzeniem.
- Jak tam w pracy?
Skrzywiі siк wyraџnie.
- Sam parzк kawк - wyznaі. - Mabel i Libby robi№ za sіab№. A Mabel wyrywa sobie
wіosy na kaїd№ wzmiankк o nadgodzinach. Potrzebujк nowej sekretarki.
Violet miaіa spuszczony wzrok i nie mogіa zauwaїyж peіnego nadziei,
wyczekuj№cego wyrazu jego twarzy. Uznaіa, їe ma do niej їal za pozostawienie go w trudnej
sytuacji, ale nie ma zamiaru namawiaж, by wrуciіa.
Skrzyїowaіa ramiona.
- Na pewno znajdzie pan kogoњ odpowiedniego - odpowiedziaіa powњci№gliwie.
Oficjalny ton i brak zainteresowania zirytowaіy go. Szarpn№і za klamkк.
- Odezwк siк - rzuciі i wyszedі szybko.
Violet zamknкіa drzwi, zabraniaj№c sobie stanowczo wygl№dania za nim. Przez
moment miaіa nadziejк, їe zaproponuje jej powrуt do pracy. Widocznie jednak miaіo byж
inaczej.
Kemp wsiadі do samochodu zirytowany i rozїalony. Violet nie zareagowaіa, kiedy
praktycznie zіoїyі jej ofertк powrotu do pracy. Duke Wright byі przystojny i lubiі іadne
dziewczкta. W dodatku byі rozwiedziony, a Violet atrakcyjna. Miaі nadziejк, їe Duke nie
zamierza zawrуciж jej w gіowie. Postanowiі tego dopilnowaж. Dla dobra Violet, oczywiњcie.
Bo przecieї sam nie byі ni№ zainteresowany.
Powrуciі myњlami do kobiety, ktуr№ kochaі przed oњmiu laty. Shannon Culbertson
miaіa osiemnaњcie lat, kiedy zaczкli siк spotykaж. Dla obojga byіa to miіoњж od pierwszego
wejrzenia. Kemp, mіodszy partner w miejscowej firmie prawniczej, pracowaі z wujem
Shannon. Poznali siк w jego biurze i polubili. Wkrуtce postanowili, їe siк pobior№. Kilka dni
pуџniej zaproszono ich na party do domu Julie Merrill. Blake nie miaі czasu i Shannon
pojechaіa sama. Obie dziewczyny nie przepadaіy za sob№, ale Shannon wierzyіa, їe Julie
chce zakoсczyж nieporozumienia miкdzy nimi. Ktoњ, najprawdopodobniej Julie, dosypaі do
drinka Shannon њrodka, ktуry, w korelacji z nierozpoznan№ chorob№ serca, doprowadziі do
њ
mierci Shannon.
Wspomnienie caіej tej sytuacji wci№ї byіo bardzo bolesne. Blake rozpaczaі przez
kilka miesiкcy, oskarїaі Julie i prуbowaі doprowadziж do jej aresztowania. Poniewaї jednak
byіa cуrk№ bogatego senatora, sprawa nigdy nie trafiіa na wokandк.
Do chwili obecnej їywiі urazк do Merrillуw i tкskniі za Shannon. Odk№d jednak
zaczкіa u niego pracowaж Violet, rzadziej wspominaі dawn№ tragediк. Rankami nie mуgі siк
doczekaж widoku uњmiechniкtej twarzy Violet. Uciekaі od swoich uczuж, bo baі siк
zaangaїowaж po raz drugi. Jego їycie znaczyіy kolejne tragedie. Mіodsza siostra, Dolores,
utopiіa siк, kiedy byі na ostatnim roku studiуw. Wkrуtce potem matka zmarіa na raka. Byli
tylko we dwуjkк, bo ojciec zacz№і pracowaж na Bliskim Wschodzie, kiedy Blake byі jeszcze
dzieckiem, zakochaі we Francuzce i rozwiуdі z matk№.
Te trudne przeїycia wyksztaіciіy w nim przekonanie, їe miіoњж jest niebezpiecznie
bolesna. Zauroczenie Violet z pewnoњci№ szybko minie, pomyњlaі. Jest taka mіoda i
podatna na wpіywy. Znajdzie kogoњ innego. Moїe Duke'a Wrighta...
Zgrzytn№і zкbami. Wyobraїenie Violet w ramionach innego mкїczyzny wcale mu siк
nie podobaіo. Ani trochк.
Na odgіos zbliїaj№cych siк krokуw, Violet podniosіa gіowк znad klawiatury i
zobaczyіa Curta Collinsa, brata Libby.
- Curt wіaњnie do nas doі№czyі, Violet - usіyszaіa gіos Duke'a. - Ukradіem go
Jordanowi Powellowi. Bкdzie pomagaі przy kojarzeniu bydіa. Udzielaj mu wszystkich
potrzebnych informacji bez pytania mnie - dodaі z uњmiechem.
- Dobrze.
Duke skin№і na chіopaka.
- Chodџ, wyjaњniк ci resztк spraw.
- Do zobaczenia pуџniej, Violet - rzuciі Curt. Pozdrowiіa go z uњmiechem i patrzyіa,
jak wychodz№.
Nagle zmarszczyіa czoіo. Libby szalaіa na punkcie Jordana Powella, a Curt pracowaі
dla niego od lat. Co tu siк dziaіo?
Curt zajrzaі do niej, kiedy zbieraіa swoje rzeczy.
- Pewno gіуwkujesz, sk№d siк tu wzi№іem.
- Rzeczywiњcie, trochк mnie to zdziwiіo.
- Rozmawiaіaњ ostatnio z Kempem?
Serce jej drgnкіo na sam dџwiкk jego nazwiska.
- Tydzieс temu, mniej wiкcej.
- Coњ siк wydarzyіo pomiкdzy Libby i Julie Merrill. Violet miaіa skonsternowan№
minк.
- Nawet nie wiedziaіam, їe one siк znaj№.
- Nie znaj№ siк, ale obie chc№ Jordana.
- Rozumiem.
- W kaїdym razie Julie zaatakowaіa Libby, a Jordan zamiast siк za ni№ uj№ж, robiі
jakiњ nieprzyjemne dla Libby uwagi. - Wzruszyі ramionami. - Nie zamierzam pracowaж dla
faceta, ktуry tak potraktowaі moj№ siostrк.
- Њwiкta racja! Biedna Libby!
- Daіaby sobie radк, ale, niestety, Julie ma doњж niemiіych przyjaciуі. Przyszіa do
biura Kempa, kiedy Libby tam byіa.
- Jak to? Uњmiechn№і siк lekko.
- Nic o tym nie wiesz, prawda? Kemp i Julie siк nie znosz№. Osiem lat temu Julie
zaprosiіa na party narzeczon№ Kempa, Shannon Culbertson. Rywalizowaіy o pracк w se-
kretariacie szkolnym. Ktoњ dodaі coњ do drinka Shannon. Zmarіa, a pracк dostaіa Julie.
- Otruto j№? - Violet byіa zafascynowana moїliwoњci№ wgl№du w prywatne їycie
swojego szefa. A wiкc byіa jakaњ kobieta. Zasmuciіa j№ ta myњl. Czy to dlatego pozowaі na
zatwardziaіego kawalera? Najpewniej їadna kobieta z krwi i koњci nie mogіa dorуwnaж tej,
ktуra byіa wspomnieniem.
- Nie zostaіa otruta. Miaіa ukryt№ wadк serca. W kaїdym razie zmarіa i Kemp nigdy
siк z tym nie pogodziі. Bardzo siк staraі postawiж Julie w stan oskarїenia, ale jej ojciec miaі
ogromne pieni№dze i wpіywy. Sprawк uznano za tragiczny wypadek i zamkniкto. Kemp
powiesiіby Julie, gdyby tylko znalazі moїliwoњж oskarїenia jej. - Pochyliі siк nad ni№. -
Miкdzy nami mуwi№c, to caіkiem moїliwe. Senatora Merrilla zatrzymano niedawno za jazdк
po alkoholu. Teraz obaj z jego siostrzeсcem, burmistrzem, prуbuj№ doprowadziж do
zwolnienia odpowiedzialnych za to funkcjonariuszy i komendanta Casha Griera.
- Juї to widzк!
- Wіaњnie. Tak samo uwaїa wiкkszoњж ludzi. Grier jest zatwardziaіym wrogiem
handlarzy narkotykуw. A wszystko wskazuje na to, їe Julie macza palce w dystrybucji biaіego
proszku.
Violet gwizdnкіa.
- O rany!
- Zachowaj to dla siebie - przypomniaі. - W kaїdym razie, zostaіem bez pracy i Duke
mnie przyj№і.
- Witaj na pokіadzie, rozbitku.
- No wіaњnie, ty teї siк pokіуciіaњ z Kempem. - Uњmiechn№і siк cierpko. - Wiem od
Libby - dodaі na widok jej zaskoczonej miny. - Ale potem sіyszaіem o tym od przynajmniej
trzech osуb. W takim maіym miasteczku trudno utrzymaж sekret. Jesteњmy jak wielka
rodzina. Znamy kaїdy swуj krok.
Uњmiechnкіa siк z przymusem.
- Chyba tak.
- Co mуwi twoja mama o planowanej ekshumacji? Uњmiech Violet przygasі.
- Udaje, їe siк nie przejmuje, ale wiem, їe to nieprawda. Podchodzi do takich spraw
raczej staroњwiecko.
- My czujemy siк podobnie, ale teї musieliњmy siк zgodziж na ekshumacjк naszego
taty. Nie pozwolimy Janet znikn№ж bezkarnie.
- My teї, ale to bardzo trudne. Wiesz juї coњ? Zaprzeczyі ruchem gіowy.
- Podobno to musi potrwaж. Stanowe laboratorium kryminalistyczne jest obіoїone
prac№, wiкc nieprкdko bкd№ wyniki. Przez to czekanie jest jeszcze gorzej.
- Jakoњ to zniesiemy. Musimy. Uњmiechn№і siк na tк determinacjк.
- Moїesz siк zaіoїyж.
Blake Kemp byі wњciekіy. Zajкty prac№, zapomniaі o ekshumacjach i dopiero
pytanie Libby przypomniaіo mu o nich. Znacznie bardziej jednak zaniepokoiі go fakt, їe Curt
Collins, brat Libby, zaprosiі Violet na sobotnie spotkanie na ranczu Calhouna Ballengera.
Obawiaі siк, їe to Duke zawrуci Violet w gіowie, tymczasem ona wybieraіa siк na
randkк z wolnym i sympatycznym mіodym czіowiekiem.
Nie rozumiaі swojego oporu wobec tej sytuacji. W koсcu przecieї Violet nic dla niego
nie znaczyіa. Byіa tylko jego sekretark№. Do tego byі№. Nie miaі їadnych praw do jej
prywatnego їycia.
A jednak interesowaі siк nim. Nie chciaі, їeby spotykaіa siк z Curtem. Calhouna
Ballengera znaі od lat i mуgі bez trudu uzyskaж zaproszenie. Chciaі siк tylko upewniж, їe
Violet nie zrobi niczego gіupiego, czyli nie wpadnie w ramiona Curta przy pierwszej
nadarzaj№cej siк okazji. Powinien j№ chroniж. Podniуsі sіuchawkк i wybraі numer Cal-
houna. Nie chciaі nawet prуbowaж roztrz№saж motywуw swojego postкpowania.
Spotkanie byіo haіaњliwe. Goњcie zebrali siк w ogromnym salonie, a niektуrych
twarzy Kemp nie widziaі od lat.
- Ciekawe, prawda? - odezwaі siк komendant policji, Cash Grier, widz№c, gdzie
spogl№da Kemp. - Ballenger z nкdzarza zostaі milionerem, i to bez їadnych nieuczciwych
kombinacji.
- To prawda - odpowiedziaі Kemp. - Calhoun i ten jego brat Justin byli
najbiedniejszymi dzieciakami w okolicy. Dorobili siк caіkowicie uczciwie. Dobrze siк
poїenili i maj№ samych synуw, ani jednej dziewczynki w caіej rodzinie.
Na wzmiankк o dzieciach, Grier zamilkі. Straciі kiedyњ dziecko i wci№ї jeszcze siк z
tym nie uporaі. Kemp rozumiaі jego dystans.
- Przepraszam - mrukn№і. Grier zaczerpn№і tchu.
- Nie potrafiіem zdecydowaж, czy chcк mieж dziecko - powiedziaі spokojnie,
unikaj№c spojrzenia Kempa. - Ale niech szlag trafi dowiadywanie siк o tym w taki sposуb.
- Czas wszystko leczy - odparі Kemp filozoficznie. - Przychodz№ zіe lata, a potem
dobre.
Ciemne oczy Griera zabіysіy.
- Naleї№ mi siк przynajmniej dwa.
Kemp uњmiechn№і siк smutno.
- Podobnie jak nam wszystkim.
Coњ za plecami Kempa przyci№gnкіo uwagк Griera.
- Twoja byіa sekretarka chyba nie narzeka.
Kemp drgn№і. Odwrуciі gіowк i zobaczyі Violet. Wygl№daіa inaczej, niї zapamiкtaі.
Miaіa zgrabn№, krуtk№, czarn№ spуdniczkк i niebieski top. Ciemne wіosy rozpuњciіa na
ramiona. Byіa њliczna.
Zauwaїyіa Kempa i serce jej zabiіo. Curt obserwowaі ich z rozbawieniem.
- Muszк z kimњ pogadaж - powiedziaі do Violet. - Zostawiк ciк na chwilк, dobrze?
- Jasne! - Z trudem hamowaіa entuzjazm. - Poradzк sobie.
Zachichotaі, mrugn№і do niej i umkn№і.
Kemp nosiі rozpiкt№ pod szyj№ koszulк, sportow№ kurtkк i granatowe, luџne
spodnie. Niew№tpliwie miaі klasк. Violet nie mogіa oderwaж od niego wzroku.
On miaі podobne odczucia. Ostatnio czкsto o niej myњlaі. Miaі wraїenie, їe przez caіy
czas towarzyszy mu w biurze. Od wizyty w ich domu byі ci№gle niespokojny.
- Dobrze ci siк pracuje dla Duke'a? - zapytaі sztywno. Wzruszyіa ramionami.
- To tylko praca.
- Јadna fryzura - uj№і pasmo jej wіosуw w palce. - Dobrze ci w niej. Chyba jeszcze
schudіaњ?
- Raczej nie - odpowiedziaіa, otumaniona jego bliskoњci№. - Nauczyіam siк tylko, jak
siк ubieraж, їeby podkreњliж to, co warto.
Spojrzaі jej w oczy.
- O to chodzi w їyciu, Violet. Uczymy siк, jak wykorzystaж to, czym obdarowaі nas
los. Nie potrzebujesz juї chudn№ж. Wygl№dasz wspaniale.
Zarumieniіa siк i uњmiechnкіa promiennie.
Przysun№і siк jeszcze o krok. Patrzyі na ni№ z prawdziw№ przyjemnoњci№.
- Lubisz pstr№gi?
Pytanie j№ zaskoczyіo. Zawahaіa siк.
- Pstr№gi? Tak, chyba tak.
- Zapraszam ciк jutro na lunch. Na pstr№ga z saіatk№. Zabierzesz teї dla mamy.
Zaskoczenie Violet siкgnкіo zenitu.
ROZDZIAЈ CZWARTY
Kemp byі przekonany, ze Violet skwapliwie skorzysta z okazji. Jej milczenie
zaniepokoiіo go i sprowokowaіo uszczypliwy komentarz..
- O co chodzi? - zadrwiі. - Boisz siк zostaж ze mn№ sama? Wpatrywaіa siк w niego.
- Ja... wіaњciwie... ja... nie wiem... nie powiedziaіam... - Odkaszlnкіa. - Przepadam za
pstr№gami. Mama teї.
Odwrуciі gіowк, ukrywaj№c zіoњliwy bіysk w oczach. A jednak siк nie myliі. Wci№ї
jej na nim zaleїaіo.
- Ja teї - odpowiedziaі. - Smaїк je z masіem i zioіami z wіasnego ogrodu.
- Brzmi smakowicie.
Wci№ї trzymaі w palcach pasmo jej wіosуw.
- Mam dwie kotki, Mee i Yow. Na pocz№tku mog№ byж trochк nieufne, ale szybko
ciк zaakceptuj№.
Violet wydawaіo siк, їe unosi siк w przestworzach. Byіa w euforii.
- Przepadam za kotami.
- Moje s№ rzeczywiњcie wyj№tkowe. To syjamki. Uњmiechnкіa siк.
- Bardzo ich jestem ciekawa.
Puњciі jej wіosy i czubkami palcуw dotkn№і miкkkiego policzka.
- Przyjedџ na pierwsz№. Pasuje? Skinкіa w milczeniu.
- Transz do mnie?
- O tak! - odpowiedziaіa entuzjastycznie.
Kemp pomyњlaі o tym, co wіaњnie zrobiі. Wiedziaі, їe nie powinien byі jej
zachкcaж, skoro nie miaі powaїnych planуw. Nie chciaі їadnych zobowi№zaс. Jeszcze nie.
Ale Violet byіa taka њliczna i powabna. A on juї za dіugo їyі bez kobiety i czuі siк bardzo
samotny. Chyba nic siк nie stanie, jeїeli od czasu do czasu zaprosi j№ na pogawкdkк. Na
pewno nie.
- W takim razie, bкdк czekaі.
Spojrzaіa na niego z uњmiechem w wielkich niebieskich oczach.
- Juї siк cieszк na to spotkanie - zapewniіa gor№co.
- Ja teї - odpowiedziaі, nie odrywaj№c od niej wzroku. Zarumieniіa siк pod jego
uwaїnym spojrzeniem.
- Kemp! Cieszк siк, їe ciк widzк. - Wysoki, przystojny Calhoun Ballenger podszedі
przywitaж siк z Kempem i Violet. - Sіuchaj Kemp, jest tu ktoњ, kogo chciaіbym ci
przedstawiж. Violet, pozwolisz?
- Oczywiњcie.
- Do jutra, o pierwszej - rzuciі jeszcze Kemp, zanim odszedі z Calhounem.
- Do jutra - odpowiedziaіa.
Curt musiaі pytaж aї dwukrotnie, czy jest gotowa do wyjњcia. Nie rozmawiaіa wiкcej
z Kempem, a wkrуtce odwoіano go w sprawie sіuїbowej. Zanim wyszedі, spojrzaі na Violet
rozpіomienionym wzrokiem. W godzinк pуџniej wci№ї jeszcze czuіa mrowienie w caіym
ciele.
- Co takiego? - Odwrуciіa siк gwaіtownie i zobaczyіa Curta.
Zarumieniіa siк zakіopotana.
- Przepraszam - zaczкіa siк usprawiedliwiaж.
- Nic siк nie staіo - zachichotaі - widzк, їe twуj eks - szef nareszcie zauwaїyі, co
straciі.
Zarumieniіa siк mocniej.
- To nie tak, jak myњlisz.
- Jestem mкїczyzn№, Violet - przypomniaі jej, kiedy poїegnali gospodarzy i szli do
samochodu. - Potrafiк rozpoznaж zadurzonego faceta. U Kempa widzк wszystkie objawy.
- Tak uwaїasz? - spytaіa z nadziej№.
- Tak. Tylko go nie pospieszaj - poradziі. - To typ samotnika.
- Wiem.
Curt spowaїniaі.
- Chciaіem tylko powiedzieж, їe jest duїo bardziej wraїliwy, niї facet, ktуry siк
zabawia, gdzie popadnie. Dlatego b№dџ ostroїna.
- Bкdк. Dziкki za radк, Curt. Wzruszyі ramionami.
- Taki juї mуj los. Zawsze jestem czyimњ starszym bratem. Uњmiechnкіa siк szeroko.
- Ktуregoњ dnia i ciebie porwie wspaniaіa dziewczyna. Odpowiedziaі uњmiechem.
- Mam nadzieje, їe dopiero za kilka lat. Na razie nie jestem wcale bardziej na to
gotowy, niї twуj przyjaciel Kemp. On przynajmniej ma dobry zawуd.
- Libby wspomniaіa, їe chciaіbyњ otworzyж magazyn pasz.
Skin№і gіow№.
- To marzenie mojego їycia.
- Na pewno ci siк uda. Trzymam kciuki.
- Dziкkujк. Niezіy tіumek byі tu dzisiaj - dodaі, wsiadaj№c do starego pikapa.
- Niezіy. I niemaіe pieni№dze. Myњlк, їe Calhoun moїe pokonaж senatora Merrilla
jako kandydat z ramienia demokratуw.
- Wcale bym siк nie zdziwiі.
Violet opowiedziaіa mamie o zaproszeniu do Kempa i pani Hardy uњmiechnкіa siк
szeroko.
- A nie mуwiіam, їe on interesuje siк tob№ bardziej niї szef sekretark№?
- Mamo, to tylko zaproszenie na pstr№ga.
- Mуgіby go zjeњж sam - odpowiedziaіa mama rozs№dnie. - A z tego, co wiem, pan
Kemp nie angaїuje siк w politykк. A jednak przyszedі na to spotkanie.
- Przyjaџni siк z panem Ballengerem.
- Moim zdaniem, dowiedziaі siк, їe idziesz z Curtem Collinsem.
Violet aї sapnкіa.
- Myњlisz?
- Czasami mкїczyzna nie docenia czegoњ, dopуki nie zainteresuje siк tym inny
mкїczyzna. - W oczach pani Hardy zamigotaіy przekorne iskierki. - Zreszt№, zobaczymy.
Prawda, kochanie?
Violet porуїowiaіa i zaproponowaіa ogl№danie telewizji.
Nie mogіa spaж. Przez caі№ noc widziaіa wpatrzone w siebie oczy Blake'a Kempa,
sіyszaіa jego gіos, czuіa dotyk palcуw na policzku. Nastкpnego ranka przymierzyіa wszystkie
ciuchy, zanim wreszcie wybraіa dіugi, niebieski, dїersejowy bezrкkawnik z biaі№ bluzk№ i
wyszywany dїinsowy їakiecik. Wіosy zostawiіa rozpuszczone.
- Њlicznie wygl№dasz - powiedziaіa jej mama.
- Na pewno dobrze siк czujesz?
- Zamierzam poleniuchowaж. W koсcu dziњ niedziela - odpowiedziaіa starsza pani z
uњmiechem.
- No, dobrze. Ale gdybyњ mnie potrzebowaіa...
- Zadzwoniк, nic siк nie martw. Jedџ i baw siк dobrze.
Violet ucaіowaіa j№ na poїegnanie. Zatrzymaіa siк jeszcze na ganku i popatrzyіa
krytycznie na swoje doњж znoszone mokasyny. Pocieszyіa siк jednak, їe Kempa powinna
raczej interesowaж reszta jej osoby i pomaszerowaіa do samochodu.
Kemp czekaі na frontowym ganku swojego wiktoriaсskiego drewnianego domu z
wieїyczkami. Na lњni№co biaіym ganku staіy fotele na biegunach, a na otaczaj№cych
drzewach przymocowano karmniki dla ptakуw. Na kwietniku wschodziіy maіe roњlinki, a
krzewy rуїane wypuszczaіy p№czki.
Violet zamknкіa samochуd, schowaіa kluczyki i weszіa na schodki.
- Widzк, їe lubisz ptaki! - zawoіaіa.
Rozeњmiaі siк. Podobnie jak ona, byі ubrany swobodnie, w spodnie khaki i koszulkк
polo, o ton ciemniejsz№ niї jego oczy za metalowymi oprawkami okularуw.
- Lubiк ptaki, ale Mee i Yow teї, wiкc zanim napeіniк karmniki, zamykam je w domu
- odpowiedziaі z uњmiechem.
- U nas teї s№ karmniki. Najbardziej lubiк sikorki i strzyїyki.
- A ja kardynaіy i sуjki.
Rozeњmiaіa siк radoњnie. Uњmiech rozpromieniі jej owaln№ twarz, dodaj№c jej
niespodziewanego uroku.
- Masz ogrodnika czy sam siк zajmujesz ogrodem? - zapytaіa, urzeczona bogactwem
krzewуw ozdobnych wokуі domu.
- Sam. Lubiк siк odprкїyж na њwieїym powietrzu.
- Praca w ogrуdku pomaga na stres - przyznaіa. - W naszym maіym ogrуdku hodujк
warzywa, a potem mroїк na zimк. - Zamilkіa nagle, speszona. Violet trudno byіoby zwi№zaж
koniec z koсcem bez warzyw z wіasnego ogrуdka. Kemp z caі№ pewnoњci№ nie musiaі siк
troszczyж o pieni№dze.
- Ja nie hodujк warzyw - wyznaі. - Tylko kocimiкtkк i zioіa. Lubiк gotowaж.
- My teї.
- Њwietnie. Mam nadziejк, їe jesteњ gіodna. Uњmiechnкіa siк figlarnie.
- Specjalnie nie jadіam њniadania. Odpowiedziaі uњmiechem.
- Chodџ. Wszystko gotowe.
Otworzyі frontowe drzwi i zaprosiі j№ do њrodka. Korytarz byі utrzymany w tonacji
jasnoniebieskiej, na podіodze leїaі dywan w podobnym kolorze.
- Њwietny kolor. Kojarzy mi siк z oceanem. Rozeњmiaі siк gіoњno.
- To barwa oczu Yow. Przepada za tym dywanem. Mee woli moje іуїko.
Weszli do jadalni i Violet wstrzymaіa oddech. Stуі z wiњniowego drewna, nakryty
lnianym obrusem, byі zastawiony krysztaіami i piкkn№ porcelan№. Kuchnia obok mogіa
byж marzeniem kaїdego kucharza. Pіytki na podіodze, nowoczesne wyposaїenie, wygodny
zlewozmywak i ogromny blat. Nad zlewem duїe okno, wychodz№ce na pastwiska i lasy za
domem.
- Praca tutaj to sama przyjemnoњж - zauwaїyіa.
- Rzeczywiњcie. Lubiк przestrzeс. Ciasne kuchnie s№ nie do wytrzymania.
- To prawda. Mogіabym napisaж o nich ksi№їkк. Za kaїdym razem, kiedy siк
odwracam, potr№cam lodуwkк albo kuchenkк.
- Czego siк napijesz? - Otworzyі lodуwkк. - Koktajl, mroїona herbata, kawa?
- Bardzo chкtnie kawк, jeїeli moїna. Siкgn№і po dwie filiїanki.
- Cukier i њmietanka na stole.
Wszystko byіo juї gotowe. Pуіmiski z rybami i warzywami, њwieїe buіeczki, nawet
ciasto.
- Wspaniaіoњci! - Violet nie kryіa entuzjazmu. Usiedli. Violet naіoїyіa sobie rybк i
duszone ziemniaki.
Wszystko pachniaіo wspaniale.
- A gdzie kotki?
- S№ trochк nieufne wobec nieznajomych, ale zobaczysz, їe pojawi№ siк, kiedy
pokrojк ciasto. Przepadaj№ za nim.
Rozmawiali o zbliїaj№cych siк wyborach i politycznych plotkach. Violet byіa pod
wraїeniem kulinarnych umiejкtnoњci Kempa. Byі naprawdк znakomitym kucharzem.
- Gdzie siк nauczyіeњ tak gotowaж?
- Byіem w siіach specjalnych i nie miaіem innego wyjњcia.
- W oddziale Caga Harta, prawda?
Skin№і gіow№.
- Z Mattem Caldwellem i kilku innymi kolegami. Violet nie wiedziaіa, jak daleko
moїe posun№ж swoj№ ciekawoњж. Sіyszaіa, їe Kemp niechкtnie wspomina czasy sіuїby
wojskowej. Na razie jednak zabraі siк do krojenia ciasta i, jak spod ziemi, pojawiіy siк
koteczki.
- Widzisz? - zapytaі. Ich miauczenie przypominaіo kwilenie dziecka.
- Maj№ identyczne gіosy - zauwaїyіa.
- Tak. Syjamki s№ specyficzne nie tylko pod tym wzglкdem. Potrafi№ siк tak
wywin№ж, їeby sobie siкgn№ж tuї za gіowк i bez skrupuіуw uїywaj№ pazurуw. Unikaj
gwaіtownych ruchуw, a wszystko bкdzie dobrze.
- Dostan№ ciasta? Znowu siк rozeњmiaі.
- Po kawal№tku. Nie chcк, їeby przytyіy. Violet siк zarumieniіa.
Kemp spojrzaі na ni№ przepraszaj№co.
- Nie bierz tego do siebie. Uwaїam, їe wygl№dasz jak ideaі kobiety.
- Powiedziaіeњ... - zaczкіa.
- Miaіem wtedy zіy dzieс i odegraіem siк na tobie. Jest mi bardziej przykro, niї
przypuszczasz. Przeze mnie odeszіaњ, a nigdy tego nie chciaіem.
Przeprosiny byіy szczere. Violet spojrzaіa mu w oczy.
- Naprawdк?
Odprкїyі siк, kiedy zobaczyі na jej twarzy mieszaninк zadowolenia i fascynacji. Juї od
samego patrzenia na ni№ ciarki chodziіy mu po plecach. Miaі ochotк wycaіowaж z niej od-
dech. Ten pomysі zdumiaі nawet jego samego. Staі z noїem zawieszonym nad ciastem i
wpatrywaі siк w dziewczynк.
Pod jego badawczym spojrzeniem rumieniec rozlaі siк szerzej, a serce tіukіo siк jej w
piersi jak oszalaіe. Rozchyliіa wargi, prуbuj№c oddychaж normalnie.
- Bardzo mi siк podoba twуj strуj - powiedziaі napiкtym gіosem. W koсcu zdoіaі
oderwaж od niej wzrok i skupiж siк na cieњcie. - Masz teraz њwietny styl. Doskonale ci
pasuje. Luџne bluzy to nie dla twojej figury.
Ta uwaga nie sprawiіa jej przykroњci. Kemp patrzyі na ni№, jakby chciaі j№
pocaіowaж. Kiedy zsun№і kawaіek ciasta na talerzyk i podaі jej, popatrzyіa mu w oczy, nie
kryj№c poї№dania.
Chociaї dawno nie byі z kobiet№, Kemp nie zapomniaі, co oznacza takie spojrzenie.
W pozornym zamyњleniu poіoїyі dіoс na oparciu jej krzesіa i pochyliі siк ku niej.
Zawahaі siк, ale tylko przez moment. Drug№ rкk№ delikatnie uniуsі jej kusz№cy
podbrуdek.
- Chcк ciк pocaіowaж tak samo mocno, jak ty tego chcesz - wyszeptaі.
- Na... naprawdк? - wykrztusiіa. Uњmiechn№і siк.
- Naprawdк.
Pocaіunek wywarі na niej piorunuj№ce wraїenie. Spotykaіa siк z kilkoma chіopcami,
ale wіaњciwie їaden nie poci№gaі jej fizycznie. To byіo zupeіnie co innego. Marzyіa, їeby
trwaіo wiecznie.
Podniуsі gіowк i spojrzaі w jej urzeczone, peіne wyczekiwania oczy. Oddychaіa, jak
po wyczerpuj№cym biegu. Wprost widziaі, jak mocno bije jej puls. Przypuszczaі, їe ma
przynajmniej trochк doњwiadczenia, byж moїe jednak siк myliі.
Dotkn№і kciukiem jej peіnych warg.
- Od czegoњ musimy zacz№ж - znуw j№ pocaіowaі. Violet zadrїaіa i oparіa mu
dіonie na ramionach. Byі bardzo muskularny. W garniturze nie byіo tego widaж, ale teraz
wyraџnie czuіa jego siік.
Spotkali siк wzrokiem. W jego oczach byіo napiкcie, ciemnoњж, gіуd.
Z wahaniem dotknкіa jego policzka.
- Nie przestawaj - poprosiіa miкkkim, drї№cym szeptem.
Zacisn№і szczкki. Z bij№cym mocno sercem pochyliі siк do niej i wyszeptaі jej imiк.
Tym razem pocaіunek nie byі delikatny ani krуtki. Violet zaplotіa mкїczyџnie dіonie
na karku i wtuliіa siк w niego.
Nagle krzyknкіa, ale nie byі to sygnaі poї№dania, tylko bуlu. Gwaіtownym ruchem
siкgnкіa do kostki. Yow cofaіa siк, sycz№c.
- Yow! - wykrzykn№і Kemp. Pochyliі siк nad kostk№ Violet. Krwawiіa.
- O mуj Boїe! Przepraszam!
- Musiaіam nadepn№ж jej na ogon. Biedactwo - wykrztusiіa Violet. Caіowanie siк z
Kempem byіo bardzo ekscytuj№ce, ale rуwnie ekscytuj№ce byіo, kiedy klкczaі u jej stуp.
- Caіowaіaњ mnie - poprawiі. - S№ zazdrosne, kiedy okazujк uwagк komu innemu.
- To siк zdarzyіo juї wczeњniej? - zapytaіa їaіoњnie.
- Tak. No nie, nie w ten sposуb. Mee ugryzіa Cy Parksa ktуregoњ dnia, kiedy piliњmy
razem kawк w kuchni.
- Rozumiem - zaczкіa.
Rzuciі jej szelmowski uњmieszek.
- Nie caіowaіem siк z nim.
Violet rozeњmiaіa siк gіoњno.
Wstaі, odsuwaj№c krzesіo i wzi№і j№ na rкce.
- Teraz to moje kostki s№ w niebezpieczeсstwie. Zaraz ci to zdezynfekujк -
powiedziaі, nios№c j№ korytarzem w kierunku sypialni.
- Jestem za ciкїka - zaprotestowaіa.
- Wcale nie. - Popatrzyі na ni№. Byіa cudownie blisko. Miaі ochotк znуw j№
pocaіowaж, ale to nie byі odpowiedni moment.
Posadziі j№ przy umywalce w przestronnej іazience i otworzyі apteczkк. Sprawnie
oczyњciі i zabandaїowaі ranк.
Yow zlustrowaіa іazienkк niebieskimi oczami, niemal zbyt duїymi jak na jej
trуjk№tn№ gіуwkк.
- Moїesz zapomnieж o tuсczyku dziњ wieczуr - poinformowaі j№ twardo Kemp.
Kocica poіoїyіa uszy i syknкіa na Violet.
- Jutro teї - dodaі konsekwentnie.
Yow odwrуciіa siк i sztywno wymaszerowaіa z іazienki. Mee zamiauczaіa
pojednawczo pod drzwiami, a potem wsunкіa siк do њrodka, lustruj№c zebranych uwaїnie,
ale bez zіoњci.
- Јadna dziewczynka - Violet pozwoliіa kotce obw№chaж czubki swoich palcуw. Mee
potarіa je nosem i mrucz№c, zaczкіa siк ocieraж o nogi Violet.
- Dostaniesz tuсczyka - obiecaі jej Blake. Pomruk siк nasiliі.
Violet pogіaskaіa kotkк, ale nie mogіa oderwaж wzroku od gіowy mкїczyzny,
pochylonego nad jej stop№. Wіaњnie koсczyі zakіadanie bandaїa.
- Powinno byж dobrze - odezwaі siк cicho.
- Juї jest. - Uњmiechnкіa siк do niego. - Dziкkujк.
- Naprawdк, bardzo mi przykro - powtуrzyі, zbieraj№c drobiazgi z apteczki. - Yow
jest strasznie rozpuszczona.
- Przepadam za kotami - Violet wci№ї gіaskaіa Mee. - Niestety, mama jest uczulona.
- Nie wiem, co bym zrobiі bez moich. Chociaї czasem miaіbym ochotк to sprawdziж -
dodaі, rzucaj№c gniewne spojrzenie sycz№cej Yow, ktуra znуw pojawiіa siк w zasiкgu
wzroku.
- Mieszkasz sam - odezwaіa siк Violet - wiкc to normalne, їe nie toleruj№ obcych.
Pochyliі siк i delikatnie postawiі j№ na nogi.
- Ty nie jesteњ obca. - Popatrzyі jej w oczy. - Nigdy nie byіaњ.
Wypeіniіa j№ euforia. Jeszcze przed kilkoma tygodniami kіуcili siк zaciekle. A teraz
zapanowaіa miкdzy nimi serdeczna zaїyіoњж. Szokuj№ce... ale cudowne.
- Czytam w twoich oczach jak w ksi№їce - wymruczaі, pochylaj№c siк nad ni№.
Z niepokojem spojrzaіa na swoje kostki. Kemp rozeњmiaі siк i znуw wzi№і j№ na
rкce.
- Tak bezpieczniej? - zapytaі.
- Zdecydowanie - objкіa go za szyjк.
Westchn№і gікboko i pocaіowaі j№. Delikatnie skubn№і zкbami jej doln№ wargк, a
kiedy rozchyliіa usta, natychmiast przygarn№і j№ mocniej, aї jej peіny biust przylgn№і do
jego muskularnej piersi. Oddaіa mu pocaіunek z duїo wiкkszym entuzjazmem niї
biegіoњci№, ale wydawaі siк nie zwracaж na to uwagi. Pod twardym uciskiem jego warg za-
tonкіa w marzeniach. To byіo sіodsze, niї sobie kiedykolwiek wyobraїaіa. Przyjemnoњж
przenikaіa caіe ciaіo.
Nagle Blake uniуsі gіowк i odwrуciі siк, nasіuchuj№c.
- Yow!
Postawiі Violet na ziemi i run№і do jadalni. Yow ucztowaіa na szcz№tkach talerzyka
z ciastem naleї№cego do Violet.
- Yow! - rykn№і.
Kotka odskoczyіa gwaіtownie i syknкіa na Violet, a potem, dla rуwnowagi, takїe na
Blake'a i galopem wypadіa z pokoju.
Mee zaczкіa siк ocieraж o nogi Blake'a, zerkaj№c na resztki ciasta na podіodze.
Blake pozbieraі skorupy i wrzuciі je do kosza, kiedy Mee porwaіa kawaіek ciasta i
trzymaj№c je w pyszczku, wpadіa do kuchni.
Kemp mуgі tylko rzuciж maіo pochlebn№ uwagк o kotach jako takich.
Violet chichotaіa, szczкњliwsza niї kiedykolwiek. Z radoњci№ obserwowaіa Blake'a
Kempa w zaciszu domowym. To, co widziaіa, podobaіo siк jej. Widaж byіo, їe przepada za
kotkami, bez wzglкdu na stres wywoіany zachowaniem Yow.
- S№ bardzo rуїne, prawda? - zapytaіa, kiedy odebraі ciasto Mee i wrzuciі je do
њ
mieci.
- Czasem dostaj№ bzika - wyznaі jej. - Przypuszczam jednak, їe potrawka z nich
smakowaіaby fatalnie, chociaї czasem mnie kusi, їeby j№ przyrz№dziж.
- Nie zrobisz tego - rzuciіa ze њmiechem. Wzruszyі ramionami.
- Na trzeџwo chyba rzeczywiњcie nie - przyznaі.
Uњmiechnкіa siк do niego radoњnie, szczкњliwa, їe tworzy siк miкdzy nimi zupeіnie
nowa niж porozumienia i sympatii.
Wygl№daіa tak њlicznie, їe Blake nie mуgі od niej oderwaж wzroku. Jak mуgі
wczeњniej nie zauwaїyж jej њwieїej urody?
Jego spojrzenie zahipnotyzowaіo Violet. Stali, wpatruj№c siк w siebie nawzajem, a
czas wokуі nich przestaі pіyn№ж.
ROZDZIAЈ PIҐTY
Violet, zaїenowana, splotіa dіonie na kolanach.
- Podoba mi siк u ciebie - powiedziaіa, prуbuj№c przeіamaж milczenie.
Odpowiedziaі uњmiechem.
- Miіo mi.
- Kotki teї s№ њwietne - dodaіa. - Bez wzglкdu na wszystko.
Zerkn№і w kierunku wejњcia, gdzie znowu pokazaіa siк Yow. Mee krкciіa siк wokуі
kostek Violet.
- Powinniњmy popracowaж nad goњcinnoњci№ Yow. Chyba brak jej odpowiedniego
towarzystwa. Moїe postaraж siк o psa? - Rzuciі jej przebiegіe spojrzenie. - Wielkiego,
kosmatego stwora o paskudnym charakterze, jak s№dzisz? - dodaі.
Rozeњmiaіa siк, zachwycona. Zdumiewaj№ce, jak beztrosko czuіa siк w jego
towarzystwie, chociaї przez caіy czas, kiedy u niego pracowaіa, onieњmielaі j№ okropnie.
Dziњ wydawaі siк zupeіnie innym czіowiekiem.
- Mamy jeszcze ciasto - zauwaїyі. - Moїe lepiej zjedzmy je od razu, zanim Yow znуw
coњ narozrabia.
- Jakie to ciasto? - zapytaіa, sadowi№c siк przy stole.
- Ucierane. Jedyne, jakie potrafiк sam zrobiж. - Naіoїyі jej kawaіek. - Kawy?
- Proszк.
Dolaі kawy i usiedli do jedzenia, ale Violet zauwaїyіa, їe Blake zerka na drzwi,
wypatruj№c Yow.
Nie pozwoliі pomуc sobie przy zmywaniu i uparі siк, їe zrobi to pуџniej. Wyszli na
werandк i usiedli w bujakach.
- Przepadam za tym - wymruczaіa Violet. - Teї kiedyњ mieliњmy bujaki. Najpiкkniej
byіo wiosn№ i latem. Mieliњmy duїy ogrуd z drzewami hikorowymi i mnуstwem kwiatуw,
podobny do twojego.
Wsun№і jej palce we wіosy.
- To wszystko jest chyba bardzo trudne dla was obu.
- Radzimy sobie - odpowiedziaіa miкkko. - Przykro mi z powodu taty. Wiadomo coњ
o autopsji?
- Moїe w przyszіym tygodniu. Zawiadomiк ciк, a potem razem przekaїemy wszystko
mamie.
- To miіo z twojej strony.
Pochyliі siк i dotkn№і wargami jej czoіa.
- Jestem miіym facetem - zamruczaі i zaњmiaі siк cicho. - Nawet nie potrafiк
kopn№ж kota, kiedy na to zasіuїyі.
Uњmiechnкіa siк i przysunкіa do niego. Czuіa siк wspaniale, czuj№c jego oddech na
twarzy i dotyk jego palcуw we wіosach.
Blake ze swej strony ze zdumieniem odkrywaі Violet na nowo. Nie analizowaі swoich
uczuж do niej. I nie zamierzaі. Jeszcze nie. Wiedziaі tylko, їe rozbudziіa w nim coњ, czego
nie czuі od czasуw Shannon Culbertson.
Shannon. Znуw opadіy go wspomnienia. Kochaі j№. Oddaі jej serce caіkowicie i
bezwarunkowo, a kiedy zmarіa, jego їycie w ci№gu jednej nocy rozpadіo siк w gruzy. Pa-
miкtaі tк szalon№, њlep№ pasjк. Niebezpieczne uczucie. Bardzo niebezpieczne.
Violet nie mogіa znaж jego myњli, ale wyczuіa, їe siк oddaliі. Zauwaїyіa, їe
zamyњlony wpatruje siк w przestrzeс. Czyїby їaіowaі tego, co zaczкіo powstawaж miкdzy
nimi?
Poczuі jej uwaїne spojrzenie. Odwrуciі gіowк i popatrzyі w jej oczy spojrzeniem
wymowniejszym niї pocaіunek. Wrкcz namacalnie czuіa jego intensywnoњж.
- Czy coњ siк staіo? - odwaїyіa siк zapytaж. Delikatnie dotkn№і palcami jej brody.
- To dzieje siк zbyt szybko, Violet. Nie wiem, czy jestem na to gotowy.
- Na zjedzenie razem pstr№ga? - Jej oczy rozszerzyіo zdumienie.
- Nie. Na... no wiesz. - Pochyliі siк i pocaіowaі j№ lekko. - Lubiк ciк caіowaж.
Uњmiechnкіa siк lekko.
- Ja teї lubiк ciк caіowaж.
- Dok№d nas to zaprowadzi? Zamrugaіa.
- Sіucham?
- Nie chcк siк їeniж - powiedziaі szczerze.
Violet, zmieszana i niepewna, miaіa zupeіny mкtlik w gіowie.
Blake spojrzaі w jej szeroko otwarte oczy. Wygl№daіa tak nieszczкњliwie, їe zrobiіo
mu siк przykro.
- Zapomnij o tym - wymamrotaі. - Sam nie wiem, co mуwiк.
- Wiem o Shannon. Przykro mi z powodu tej historii. To musiaіo byж dla ciebie
straszne.
Wspomnienie zabolaіo, ale nie aї tak bardzo, jak siк spodziewaі. Violet miaіa dobre
serce i moїe іatwiej byіoby mu porozmawiaж o Shannon wіaњnie z ni№. Tкskniі za tym.
- Byіa њliczna - powiedziaі. - Mіoda i radosna. Kochaіem j№ tak bardzo, їe nie
czuіem siк na siіach їyж bez niej.
- Ale udaіo ci siк. Jesteњ silniejszy, niї przypuszczasz.
- Masz na mnie specyficzny wpіyw.
- To znaczy?
Bezradnie wzruszyі ramionami i znуw uciekі wzrokiem za okno.
- Od lat z nikim o niej nie rozmawiaіem. Westchnкіa i oparіa gіowк o jego ramiк.
- Nie moїna pogrzebaж wspomnieс - powiedziaіa w zamyњleniu. - Przeszіoњж
rzutuje na teraџniejszoњж.
Wpatrywaіa siк w niego wielkimi bікkitnymi oczami. Byі wyj№tkowo przystojny.
Fascynowaі j№ sposуb, w jaki na ni№ patrzyі, tak jakby naprawdк mu siк podobaіa.
Uњmiechnкіa siк nieњmiaіo.
- Uprzedzam, їe tymi spojrzeniami њci№gasz na siebie niebezpieczeсstwo.
- Naprawdк? - spytaіa z radosn№ nadziej№.
Blake opuњciі spojrzenie na jej peіne, zmysіowe wargi i poczuі gіуd. Mgliњcie
pomyњlaі o koniecznoњci zachowania ostroїnoњci, ale zaraz o tym zapomniaі i
przyci№gn№і Violet bliїej. Obsypaі jej usta delikatnymi pocaіunkami, aї rozluџniona, oparіa
siк o jego pierњ. Wsun№і dіugie palce w jej grube, jedwabiste wіosy i dotkn№і karku, gdy
tymczasem wargi niezmordowanie pieњciіy jej usta.
Pod jego њmiaіym dotykiem zesztywniaіa, ale on nalegaі, a kiedy wci№ї siк wahaіa,
woln№ dіoni№ ucisn№і jej pierњ. Westchnкіa, zadrїaіa i rozchyliіa wargi, z czego on natych-
miast skwapliwie skorzystaі, pogікbiaj№c pocaіunek.
Nie odrywaj№c warg od jej ust, pochyliі siк i podniуsі j№.
Kierowaі siк do sypialni, ale zdoіaі dotrzeж jedynie do sofy w salonie, zbyt maіej, by
pomieњciж ich oboje. W rezultacie wyl№dowali na dywanie, pomiкdzy sof№ a stolikiem do
kawy. Sprуbowaі unieњж gіowк, ale Violet przyci№gnкіa go z powrotem. Nigdy jeszcze nie
doznaіa tak cudownych przeїyж i nie zamierzaіa pozwoliж mu przestaж.
Blake czuі siк podobnie. Dawno nie miaі tak chкtnej, gorliwej partnerki. Nawet
Shannon, chociaї go kochaіa, byіa otwarta, ale nie tak ochocza. Violet byіa zupeіnie inna.
Smakowaіa miodem. .Kochaі miкkkoњж jej warg i gor№c№ reakcjк jej ciaіa na jego
najlїejszy dotyk. Kochaі ciche westchnienia, sprowokowane przez jego coraz њmielsze
pieszczoty.
Oboje ogarnкіa taka sama pasja. Blake nie potrafiі juї myњleж o konsekwencjach.
Lata abstynencji sprawiіy, їe znikіa wola, a pozostaіa tylko pal№ca potrzeba.
Violet nie wyobraїaіa sobie tak wszechogarniaj№cych doznaс. Nie mogіa im nie ulec.
Kochaіa go. On jej pragn№і. Oto miaіa staж siк prawdziw№ kobiet№. Nie pragnкіa niczego
innego, jak tylko zatraciж siк w jego ramionach.
Nigdy nie przyszіo jej na myњl, їe pierwszy raz moїe nie byж przyjemny ani їe on
moїe nie wie, їe to jej pierwszy raz. Wiкkszoњж kobiet w jej wieku miaіa inicjacjк za sob№.
Dla Blake'a byіo to najbardziej erotyczne doњwiadczenie w їyciu i, pomimo sporego
doњwiadczenia, zupeіna nowoњж. Podobnie jak Violet, nie byі wolny od zahamowaс. Do tej
pory zawsze uprawiaі seks w ciemnoњci. Po raz pierwszy robiі to w dzieс i rуїowa nagoњж
Violet zachwyciіa go bezgranicznie.
- Jeszcze nigdy nie kochaіem siк przy њwietle dnia - wyznaі jej potem. - I nigdy nie
patrzyіem na kobietк.
- Ja w ogуle nigdy... - zdoіaіa wykrztusiж.
- Wiem, ale nie mogіem siк powstrzymaж. Pogіadziіa jego ciemne, faluj№ce wіosy.
Nigdy jeszcze nie czuіa takiej bliskoњci z drugim czіowiekiem. W koсcu wiedziaіa, co to
znaczy byж kobiet№. Nawet nie њniіa o tym, їe to wіaњnie Blake bкdzie jej nauczycielem.
Popatrzyі w jej szeroko otwarte niebieskie oczy.
- Nie pomyњlaіem o zabezpieczeniu - wyznaі.
Nie znalazіa odpowiedzi. Jeszcze nie do koсca wrуciіa do rzeczywistoњci.
Pocaіowaі j№ i pragnienie powrуciіo.
- Boli? - zapytaі.
- Nie... och - jкknкіa, kiedy jej dotkn№і. Zagryzі wargi.
- Wybacz mi. Wyczuіa jego poї№danie.
- W porz№dku - szepnкіa - moїesz.
Jej szept wzruszyі go do gікbi. Pozwoliіaby mu, bez wzglкdu na bуl.
Pocaіowaі j№ z niezwykі№ czuіoњci№.
- Nie - powiedziaі z uњmiechem. - Nie wczeњniej, aї bкdziesz mogіa czuж
przyjemnoњж dorуwnuj№c№ mojej.
Teraz ona poczuіa wzruszenie.
Pocaіowaі j№ jeszcze raz i wstaі. Violet naci№gnкіa bezrкkawnik na nag№ pierњ i
spojrzaіa na niego zakіopotana.
- Zaparzк kawy - powiedziaі spokojnie, њwiadomy jej zaїenowania - a potem
porozmawiamy.
Ubraіa siк szybko pod czujnymi spojrzeniami kotek, ktуre chyba nigdy wczeњniej nie
byіy њwiadkami takich gorsz№cych zachowaс. To jeszcze pogікbiіo jej skrкpowanie.
Kiedy Blake wrуciі z kaw№, Violet, zaїenowana i zawstydzona, siedziaіa na sofie.
Usiadі obok i podaі jej filiїankк. Zauwaїyі, їe z trudem powstrzymuje іzy. Siкgn№і po
chusteczkк i osuszyі jej oczy z czuіoњci№ wymowniejsz№ niї sіowa.
- Wybacz mi. Od lat nie byіem z kobiet№ - powiedziaі szczerze. - Kiedy zacz№іem
ciк caіowaж, straciіem panowanie nad sob№.
- Nie ma sprawy - wykrztusiіa, upijaj№c іyk kawy. - Nie za mocno walczyіam o
moj№ cnotк. - Bardzo staraіa siк nie wyjawiж przed nim swojego przygnкbienia, ale іzy
zwyciкїyіy.
Zabraі jej z r№k filiїankк, przyci№gn№і j№ bliїej, posadziі sobie na kolanach i
koіysaі powoli. Czuі siк nasycony, rozluџniony i peіen energii, jednym sіowem o niebo
lepiej, niї w ci№gu ostatnich lat.
- Przepraszam - wykrztusiіa Violet - zachowujк siк jak dziecko.
Scaіowaі іzy wisz№ce na jej rzкsach.
- Pierwszy raz bywa bolesny - pocieszyі j№.
- Twуj teї? - zapytaіa, zaciekawiona. Rozeњmiaі siк rozbawiony.
- Miaіem wtedy siedemnaњcie lat. Spotykaіem siк ze starsz№ ode mnie dziewczyn№.
Prуbowaliњmy to zrobiж na tylnym siedzeniu samochodu moich rodzicуw w kinie dla
zmotoryzowanych, jednego z kilku ostatnich w Teksasie. Byіo juї bardzo gor№co, kiedy mуj
suwak siк zaci№і. - Rozeњmiaі siк znowu. - Nie mogіem go ruszyж, a z zasuniкtym nie
mogіem zdj№ж spodni. Gdybym go zepsuі, musiaіbym siк ukrywaж przed mam№. -
Potrz№sn№і gіow№. - Dziewczyna byіa juї doњwiadczona i naprawdк wњciekіa. Nazwaіa
mnie їaіosnym niezdar№ i powiedziaіa, їe nie rozumie, jak dziewczyna moїe siк ze mn№
umуwiж. Odwiozіem j№ do domu i nigdy wiкcej do niej nie zadzwoniіem. Nie wiedziaіa, їe
to miaі byж mуj pierwszy raz i tylko dziкki temu ocaliіem resztki dumy.
- Nie mogк sobie ciebie wyobraziж jako niezdary. Pocaіowaі j№ w czubek nosa.
- Wszyscy od czegoњ zaczynamy. Ale ty jesteњ moj№ pierwsz№ dziewic№.
- Naprawdк?
Odgarn№і na bok jej potargane wіosy.
- Obawiam siк, їe nie umiaіem oszczкdziж ci bуlu.
- Nie bolaіo, naprawdк - szepnкіa, odwracaj№c wzrok i oblewaj№c siк rumieсcem.
Przygarn№і j№ mocniej i koіysaі w ramionach.
- Zd№їyіem juї zapomnieж, jak to jest - wyszeptaі w jej wіosy. - I dziкki tobie znуw
wiem.
- Ja teї to wiem dziкki tobie - odpowiedziaіa sennie, wtulaj№c siк w jego szerok№
pierњ.
Pocaіowaі j№ w gіowк.
- Przykro mi, їe sprawiіem ci bуl. Ale to byіo nieuniknione.
- Wiem.
Trzymaі j№ w ramionach i dopiero blask automatycznie wі№czanych lamp
uzmysіowiі mu pуџn№ porк.
- O Boїe! - Violet nagle przypomniaіa sobie o mamie i obowi№zkach. - Muszк
wracaж. Mama siк bкdzie martwiж. - Na wspomnienie popoіudnia poczuіa wstyd i
skrкpowanie.
Blake wyczytaі to z wyrazu jej twarzy i nie bardzo wiedziaі, jak zareagowaж.
- Jeїeli coњ siк stanie, poradzimy sobie - powiedziaі miкkko. - Obiecaj mi, їe nie
bкdziesz siк zamartwiaж.
Poradzimy sobie. Czy to oznacza, їe zapіaci za aborcjк? Violet poczuіa ucisk w
ї
oі№dku. Co ona sobie wіaњciwie wyobraїaіa? Uprawiaіa seks ze swoim byіym szefem, a to
nie byі mкїczyzna, ktуry zamierza siк їeniж. Jeїeli zajdzie w ci№їк, on raczej zasugeruje
rozwi№zanie praktyczne. Ale ona nie mogіaby siк na to zgodziж. To niemoїliwe.
- Violet, czytam w twoich myњlach - odezwaі siк nagle. - Nie prуbujmy rozwi№zaж
problemu, zanim siк nie pojawi.
Przeіknкіa.
- Masz racjк. - Wstaіa niepewnie. Kemp teї siк podniуsі.
- Moїe za tob№ pojadк. Na wszelki wypadek.
- Jaki wypadek?
- Nieczкsto prowadzisz w nocy. Na drogach jest peіno pijanych kierowcуw.
- Nic mi nie bкdzie - zapewniіa go.
- I ze wzglкdu na to, co siк wіaњnie zdarzyіo. Podniosіa swoje rzeczy i odwrуciіa siк
do niego.
- Co takiego?
Wsun№і rкce do kieszeni spodni.
- Jesteњ purytank№, Violet. Zachowaіaњ dziewictwo do tej pory nie bez przyczyny.
Porуїowiaіa z zakіopotania.
- Nie chodzк na randki... Gestem oddaliі jej tіumaczenie.
- Jesteњ zakochana we mnie. Wiem o tym od dawna. Inaczej nie oddaіabyњ siк
mкїczyџnie bez њlubu.
Spojrzaіa na niego. Nienawidziіa tego, їe czyta w niej jak w ksi№їce.
Przysun№і siк bliїej i uj№і j№ delikatnie za ramiona.
- Bкdziesz pracowaж dla mnie, dopуki w taki czy inny sposуb, sytuacja siк nie
wyjaњni.
- Nie powinnam byіa... Zamkn№і jej usta pocaіunkiem.
- Jesteњmy tylko ludџmi. - Popatrzyі jej w oczy. - Przeїyіem z tob№ wyj№tkowe
chwile. Najpiкkniejsze w moim їyciu. To wspomnienie mogіoby mi wystarczyж do koсca їy-
cia. Byіaњ cudowna.
- Nic nie wiedziaіam - zaczкіa. Pochyliі siк i pocaіowaі j№.
- Nie wstydџ siк, bo przeїyliњmy coњ naprawdк piкknego. Mamy wiele wspуlnego, a
przypuszczam, їe z czasem znajdziemy jeszcze wiкcej.
Violet patrzyіa na niego z niedowierzaniem i fascynacj№.
- Dopуki siк nie pojawiіaњ, nie narzekaіem na samotnoњж. Ale teraz nie potrafiіbym
juї wrуciж do tego, co byіo.
Podniosіa na niego rozszerzone zdumieniem oczy.
- Naprawdк?
Podniуsі jej miкkk№ dіoс do ust i pocaіowaі.
- Za kilka dni moglibyњmy siк wybraж po obr№czki - zaproponowaі z wahaniem, a
na wysokie koњci policzkowe wypeіzі mu zdradliwy rumieniec.
- Obr№czki?
Obrysowaі kciukiem jej palec serdeczny.
- Obr№czki.
Nie potrafiіa wykrztusiж sіowa. Jego niebieskie oczy pociemniaіy.
- Dzisiejszy dzieс to pocz№tek, nie koniec. Rozchyliіa wargi, rozpromieniona
miіoњci№. Blake nigdy jeszcze nie byі z kobiet№ tak szaleсczo w nim zakochan№. Teraz
poczuі siк doceniany i rozpieszczany.
Przyci№gn№і j№ bliїej, aї jej miкkki biust oparі siк o jego pierњ. Nawet Shannon nie
rozpalaіa go w ten sposуb.
Uniуsі j№ w ramionach i pocaіowaі gor№co. Kiedy Violet w koсcu stanкіa na ziemi,
drїaіa.
Odprowadziі j№ do drzwi i podaі torebkк.
- Jedџ do domu.
- Wyrzucasz mnie - zaїartowaіa. Zachichotaі.
- Prуbujк ciк uratowaж. - Uњmiechn№і siк szelmowsko. - Sobie zalecam zimny
prysznic.
Dotknкіa jego piersi, oszoіomiona i zachwycona nowymi doznaniami.
- Wiem, їe juї ci to mуwiіam, ale kocham ciк. Czubkami palcуw dotkn№і jej warg.
Czuі siк winny, bo na razie nie mуgі jej odpowiedzieж tym samym. Uњmiechn№і siк ciepіo.
- Jedџ ostroїnie i zadzwoс jak dojedziesz.
Nie wypowiedziaі tego, ale byіa przekonana, їe teї їywi dla niej uczucie.
Rozpromieniіa siк caіa.
- Obiecujк. Dobranoc.
- Dobranoc, anioіku - odpowiedziaі miкkko. Patrzyі, jak odchodzi, z uczuciem
pogardy dla samego siebie. Wykorzystaі jej uczucie, nie zapanowaі nad sob№ i naraziі j№ na
ryzyko. Teraz musiaі czekaж na wiadomoњж, czy zaszіa w ci№їк, a jeїeli tak, oїeniж siк z
ni№, їeby ocaliж jej reputacjк. Pomimo їywych wspomnieс popoіudnia, nie byіa to dla niego
spokojna noc.
ROZDZIAЈ SZУSTY
Violet wњlizgnкіa siк do domu, unikaj№c spotkania z mam№. Wіosy i ubranie miaіa
w nieіadzie. Mama natychmiast zorientowaіaby siк, w czym rzecz. Pobiegіa prosto do swo-
jego pokoju, nie pokazuj№c siк nikomu.
Kiedy ogarnкіa siк i zeszіa do kuchni, prуbuj№c nie wracaж myњlami do popoіudnia,
przypomniaіa sobie, їe obiecaіa mamie pstr№ga. Jкknкіa w myњlach. Zamiast pstr№ga
przygotowaіa talerz zupy z krakersami.
- Przepraszam za tego pstr№ga - zaczкіa, ale pani Hardy siк uњmiechnкіa.
- Nie szkodzi kochanie, zupa jest doskonaіa. No wiкc, co porabiaіaњ z tym
seksownym mкїczyzn№?
Violet zarumieniіa siк i uњmiechnкіa.
- Ten mкїczyzna wspomniaі coњ o obr№czkach. Pani Hardy gwaіtownie wci№gnкіa
powietrze.
- Kochanie!
Violet siк rozeњmiaіa.
- Uwierzyіabyњ w to? Jeszcze tydzieс temu walczyliњmy na piкњci.
- Nie znaі ciк wtedy, a ty byіaњ zbyt nieњmiaіa, by byж przy nim sob№.
- Chyba tak - zgodziіa siк Violet.
Pani Hardy uњmiechnкіa siк tylko. Spodziewaіa siк, їe kupno obr№czek oznacza
bliski њlub.
- Chciaіabym doїyж dnia, kiedy bкdziesz zamкїna i bezpieczna - powiedziaіa w
zamyњleniu.
- Bкdziesz їyіa duїo dіuїej. Nie poradziіabym sobie bez ciebie.
- Masz przed sob№ caіe їycie, a ja moje juї prawie przeїyіam.
- Nie mуw tak. Masz jeszcze mnуstwo do zrobienia.
- Co na przykіad?
- Wnuczki! - Violet zarumieniіa siк, bo przecieї mogіo byж do tego bliїej, niї siк
spodziewaіa mama.
Starsza pani siedziaіa nieruchomo.
- Wnuki. Dlaczego? Nie s№dziіam... - spojrzaіa na Violet. - A wiкc on chce dzieci?
- Jasne! - odpowiedziaіa radoњnie.
- W takim razie zmieniі zdanie - mruknкіa pani Hardy pod nosem.
Violet poczuіa ssanie w їoі№dku.
- Jak to?
- Wspomniaі kiedyњ w rozmowie, їe nigdy nie bкdzie miaі dziecka.
Violet zemdliіo.
- Naprawdк?
Pani Hardy nie zauwaїyіa, їe Violet nagle straciіa humor i energiк.
- Mкїczyџni czкsto tak myњl№, dopуki tego dziecka nie ma. Wydawaі siк taki pewny
swojego zdania.
- Ciekawe dlaczego - wymamrotaіa Violet, skrкpowana.
- Nie wygadaj siк tylko, їe ci powiedziaіam.
- Co takiego?
Pani Hardy siк skrzywiіa.
- Pan Kemp jest dziњ bardzo prawym czіowiekiem, ale kiedyњ byі mіody i
nieodpowiedzialny. Sіyszaіam coњ o tej dziewczynie Culbertsonуw od znajomej pielкgniarki.
Zapytaіam go o to i powiedziaі mi prawdк. Byіa w ci№їy, kiedy zmarіa. Nie wiedziaі o tym.
Koroner zataiі prawdк, їeby oszczкdziж wstydu jej rodzicom, ale Kemp byі zdruzgotany.
Straciі nie tylko narzeczon№, ale i nienarodzone dziecko. Powiedziaі mi, їe wci№ї to do
niego wraca w koszmarach sennych.
Violet usiadіa, zaіamana. To byіo gorsze, niї mogіa przypuszczaж. Blake nie chciaі
dzieci. Sprowokowaіa go i kochali siк bez zabezpieczenia. Byі cudowny, ale nie powiedziaі,
ї
e j№ kocha. Wspomniaі teї o „poradzeniu sobie" z ewentualn№ ci№ї№. Czyїby
rzeczywiњcie, po tym, co siк staіo z jego narzeczon№, nie chciaі wiкcej dzieci?
I co teraz bкdzie?
- Kochanie, co siк staіo? - zapytaіa pani Hardy. Violet zmusiіa siк do uњmiechu.
- Nic. Nie powinnam byж zazdrosna o zmarі№, prawda? - dodaіa, sugeruj№c
faіszywie, їe myњlaіa o Shannon.
Pani Hardy siк rozluџniіa.
- Oczywiњcie, kochanie. To nie ma sensu.
Violet zmieniіa temat rozmowy, ale w nocy spaіa niewiele. Byіa chora ze
zmartwienia. Jak mogіa byж tak gіupia i њlepa. Za godzinк namiкtnoњci miaіa zapіaciж
wysok№ cenк. Wtedy myњlaіa, їe warto. Teraz nie byіa juї taka pewna.
W poniedziaіek Violet szіa do pracy z mieszanymi uczuciami. Jednoczeњnie pragnкіa
i obawiaіa siк spotkania z Blake'em. Duke Wright uњmiechn№і siк do niej. Sprawiaі
wraїenie, jakby coњ wiedziaі o jej spotkaniu z Kempem, ale nic o tym nie wspomniaі. Zrobiі
to natomiast Curt.
- Podobno w weekend byіaњ u Kempa. Gwaіtownie wci№gnкіa powietrze.
- Sk№d wiesz?
- Jacobsville to maіe miasteczko - odpowiedziaі. - Podjazd Kempa widaж z drogi.
Zauwaїyіem twуj samochуd.
Skrzywiіa siк zaskoczona.
- Nie pomyњlaіam o tym.
- Nie rуb z tego tragedii. Oboje jesteњcie doroњli i wolni. Nikt nie moїe mieж do was
pretensji o wspуlne spкdzenie popoіudnia. To prawda, co mуwi№ o jego kotkach?
- O kotkach?
- Podobno s№ takie zazdrosne, їe їaden goњж Kempa nie moїe siк do niego zbliїyж.
- Nie byіo tak џle - zwierzyіa siк z uњmiechem. - Jedna mnie trochк zadrapaіa. Ale to
nic groџnego.
- Podobno im bardziej Kemp kogoњ lubi, tym gorzej zachowuj№ siк kotki. Wiкc moїe
postaraj siк o zbrojк.
- Syjamki bywaj№ chimeryczne. - Zastanawiaіa siк, ile osуb mogіo zauwaїyж jej wуz
przed domem Kempa.
- Kiedy Libby miaіa czternaњcie lat, mieliњmy psa, ktуry nienawidziі jej chіopaka.
Przez caіy czas siedziaі przed nim i szczekaі. Potem, ktуregoњ dnia, chіopak przyniуsі mu
woіow№ koњж i kiedy przyszedі nastкpnym razem, pies czekaі przy drzwiach i wylizaі go
od stуp do gіуw.
Violet uњmiechnкіa siк figlarnie.
- Ciekawe, co lubi№ te maіe zoіzy? Zachichotaі i wrуciі do pracy.
Violet miaіa nadziejк, їe Blake odezwie siк do niej w ci№gu dnia. Kiedy nie
zadzwoniі, jej wiara w siebie spadіa na іeb, na szyjк i Violet zalaіy w№tpliwoњci.
Machinalnie wypeіniaіa swoje obowi№zki, odbieraіa telefony, pisaіa listy. Normalny dzieс
pracy, tylko pod powiekami czaiіy siк іzy.
Juї prawie braіa do rкki telefon, їeby do niego zadzwoniж. Ale nie zdobyіa siк na to.
Nie moїe siк za nim uganiaж. Na pewno potrzebowaі czasu, їeby poukіadaж sobie to, co siк
miкdzy nimi wydarzyіo.
Pod koniec dnia czuіa siк fatalnie. Zastanawiaіa siк, czy Blake czasem nie dzwoniі,
kiedy na krуtko wyjechaіa do miasta, odebraж z poczty przesyіkк dla Duke'a Wrighta. Kiedy
zbieraіa siк do domu, przyniуsі jej jeszcze jeden list do wysіania.
- Czy... kiedy byіam w mieњcie... nikt nie zostawiі wiadomoњci? - wykrztusiіa.
Kpi№co uniуsі brew.
- Chodzi o twojego byіego szefa? Zarumieniіa siк mocno.
- No...
- To ciкїki przypadek. Sporo ryzykujesz, Violet.
- Przepraszam?
- Wszyscy wiemy, їe u niego byіaњ - rzuciі lekko. - Nowiny szybko siк tu rozchodz№.
Sіyszeliњmy teї o jego kapryњnych kotkach.
- Rzeczywiњcie, nie s№ przyjazne - potwierdziіa, nie wspominaj№c o zadrapaniach.
- Ktуregoњ dnia Kemp zaprosiі na kolacjк kolegк prawnika uczulonego na koty i
skoсczyіo siк na pogotowiu.
Curt Collins wetkn№і gіowк przez drzwi, bezczelnie podsіuchuj№c.
- Oczywiњcie, Kemp przyprowadza do domu tylko takich goњci, ktуrzy mog№
spodobaж siк kotkom.
- Jesteњcie niemoїliwi! - Violet parsknкіa њmiechem. - Idк. Do zobaczenia jutro.
Poїegnali j№ i obserwowali, jak idzie do wyjњcia.
Kemp byі zdeklarowanym samotnikiem. Nigdy nie zapraszaі kobiet do domu. Skoro
ugoњciі Violet, coњ siк musiaіo za tym kryж. O ich spotkaniu wiedziaіo juї chyba caіe
miasto. Zastanawiaіa siк, czy plotki dotarіy do Blake'a i czy to dlatego do niej nie zadzwoniі.
Byж moїe wstydziі siк utraty panowania nad sob№. Ona czuіa siк podobnie. Jej jedynym
usprawiedliwieniem byіo uczucie do niego. Niestety, nieodwzajemnione. Poї№danie to nie to
samo, co miіoњж.
Violet spкdziіa bezsenn№ noc, wyrzucaj№c sobie bі№d w ocenie sytuacji w domu
Kempa i zamartwiaj№c siк brakiem wiadomoњci od niego. Nie zapomniaіa sіуw mamy o
jego stosunku do dzieci i mogіa tylko іudziж siк nadziej№, їe nic siк nie stanie. Nie zachodzi
siк przecieї w ci№їк tak od razu!
Kiedy nastкpnego dnia pojawiіa siк w pracy, Duke Wright parzyі kawк. Uњmiechn№і
siк do niej.
- Bкdк dzisiaj caіy dzieс poza miastem. Zajmiesz siк biurem, dopуki nie wrуcк?
- Dopilnujк wszystkiego - obiecaіa.
- Gdyby Kemp zadzwoniі, moїesz iњж na dіugi lunch - dodaі z uњmiechem. - Ale nie
mуw mu, їe to powiedziaіem.
- On nie jest taki zіy.
- Oceniasz go z innej perspektywy - odparі spokojnie.
Zdawaіa sobie z tego sprawк. Wymкczony koszmarem rozwodu, Duke winiі Kempa
za bezsensowne ї№dania byіej їony.
Wzruszyі ramionami.
- Przepraszam. Mam zіe wspomnienia. Do zobaczenia, Violet.
- Do zobaczenia, szefie.
Patrzyіa, jak wychodzi, peіna zіych przeczuж. Nie mogіa siк pozbyж wraїenia, їe coњ
siк zdarzy.
Blake Kemp wmaszerowaі do swojego biura i gestem dіoni wywoіaі Libby Collins na
korytarz. Tam pokazaі jej wynik sekcji jej ojca przeprowadzonej przez stanowe laboratorium
kryminalistyczne. Negatywny.
Libby wyraџnie ulїyіo.
- Niestety, w przypadku ojca Violet wynik jest pozytywny - powiedziaі spokojnie. -
Nie mуw nic jej ani Curtowi, zanim dojadк na ranczo Wrighta. Sam zawiadomiк Violet i jej
mamк. To dla nich obu ciкїkie przeїycie. Jeїeli Janet Collins zostanie oskarїona o morderstwo
pierwszego stopnia, zarуwno Violet, jak i jej mama bкd№ musiaіy zeznawaж, a to oznacza
koszmar niechcianych wspomnieс. Nie wiem, jak pani Hardy to zniesie.
- Moїemy coњ dla nich zrobiж? Wzruszyі ramionami.
- Jedyne, co przychodzi mi do gіowy, to ugoda. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Teraz
najwaїniejsze, їeby Violet nie dowiedziaіa siк o tym z wiadomoњci o szуstej. Reporterzy juї
wкsz№ dokoіa tej sprawy.
- Biedna Violet - powiedziaіa Libby ze smutkiem. - Proszк jej powiedzieж, їe moїe na
mnie liczyж.
- Powiem. Zreszt№, ona wie o tym. Na razie zostajesz na gospodarstwie.
- Tak jest, szefie.
Przez caі№ drogк na ranczo Wrighta Kemp myњlaі o Violet. Jeszcze nie uporaі siк z
tym, co miкdzy nimi zaszіo i perspektywa spotkania krкpowaіa go. Czuі, їe wykorzystaі tк
nieњmiaі№ introwertyczkк o zerowym doњwiadczeniu z mкїczyznami. Teraz musiaі zrobiж,
co w jego mocy, dla Violet i jej matki. Nieіatwo im bкdzie їyж ze њwiadomoњci№, їe pan
Hardy zostaі zamordowany.
Violet koсczyіa wіaњnie uzupeіniaж najnowsze dane, kiedy usіyszaіa kroki,
kieruj№ce siк do biura.
Podniosіa wzrok i jej serce wywinкіo gwaіtownego fikoіka. Blake Kemp wygl№daі
niezwykle elegancko w jasnoszarym garniturze z kamizelk№ i kaїdym wіoskiem na swoim
miejscu. Niebieskie oczy poіyskiwaіy spokojn№ їyczliwoњci№.
- Czy coњ siк staіo? - zapytaіa, zaniepokojona.
- Niestety tak. Musimy pomуwiж z twoj№ mam№. Bкdziesz mogіa wyjњж
wczeњniej?
- Szefa nie ma. - Wstaіa. - Co siк dzieje?
- S№ wyniki sekcji twojego ojca. Zostaі zamordowany. Morderstwo. Krew odpіynкіa
Violet z twarzy.
- To ta kobieta - syknкіa przez zaciњniкte zкby - przeklкta, chciwa i zіa, zabiіa
mojego tatк.
Szybkim krokiem obszedі biurko, wzi№і j№ w objкcia i przytuliі mocniej, kiedy
zaczкіa drїeж.
- Spokojnie - wymruczaі jej do ucha. - Zapіaci za to. Przysiкgam.
W pierwszej chwili Violet zareagowaіa wњciekіoњci№. Zaraz jednak gуrк wzi№і їal
za ojcem i strach o mamк. Kochaіa tatк, pomimo jego niedoskonaіoњci. A mama? Jak zarea-
guje na tк straszn№ wiadomoњж?
- Mama - wykrztusiіa, obejmuj№c Blake'a w talii. - To j№ zabije.
- Nie. Jest silniejsza, niї siк wydaje. Powiemy jej razem.
- Tak. Dziкkujк ci - dodaіa poniewczasie. Odetchn№і gікboko. Tкskniі za Violet
przez ostatnie dni i kiedy wzi№і j№ w ramiona, poczuі siк, jakby wrуciі do domu po dіugiej
podrуїy.
W mocnych objкciach Blake'a Violet czuіa siк bezpieczna od strachуw i trosk. Poza
mam№ nikt do tej pory nie obdarowaі jej prawdziwym uczuciem.
Pogіadziі j№ po wіosach, ciesz№c siк ich miкkkoњci№.
Nagle usіyszeli kroki. Do pokoju wszedі Curt, zatrzymaі siк jak raїony piorunem i,
zakіopotany, zacz№і siк wycofywaж.
Blake zobaczyі go i puњciі Violet.
- S№ zіe wiadomoњci - zwrуciі siк do mіodego mкїczyzny. - I tak wkrуtce wszyscy
bкd№ o tym mуwiж, wiкc rуwnie dobrze moїesz siк dowiedzieж teraz. Ojciec Violet zostaі
otruty.
- Przez moj№ macochк? - zapytaі Curt їaіoњnie.
- Bardzo prawdopodobne. Curt skrzywiі siк.
- Violet, tak mi przykro.
Otarіa spuchniкte oczy grzbietem dіoni.
- To nie twoja wina - odpowiedziaіa smutno. - Ty i Libby teї duїo przez ni№
wycierpieliњcie. Wszyscy jesteњmy ofiarami.
- Co mogк zrobiж? - zapytaі Curt. Violet pokrкciіa gіow№.
- Nic. Ale dziкkujк ci. Musimy powiedzieж mamie. Mam nadziejк, їe jakoњ to
zniesie.
Violet zebraіa swoje rzeczy, a Blake uњmiechn№і siк sіabo.
- Zobaczysz, їe mama zaraz zacznie obmyњlaж zemstк.
- Mam nadziejк.
Blake zwrуciі siк do Curta.
- Zabiorк Violet do domu. Wyjaњnij panu Wrightowi, co siк staіo, dobrze?
- Jestem gotowa - zwrуciіa siк Violet do Blake'a.
- Idziemy. - Odsun№і siк, przepuszczaj№c j№ w drzwiach.
Pani Hardy powitaіa ich wyczekuj№cym spojrzeniem. Blake i Violet mieli miny
ponure.
Zanim zd№їyli siк odezwaж, zrobiіa to pani Hardy.
- S№ wyniki sekcji, zgadіam? Ta zdzira otruіa mojego mкїa, prawda? Powinna zostaж
poжwiartowana!
Blake uњmiechn№і siк do Violet.
- A nie mуwiіem?
Kiwnкіa gіow№. Usiadіa koіo mamy i przytuliіa j№.
- Znajdziemy j№ i zamkniemy na caіe lata - obiecaіa. - To kwestia czasu i dowodуw.
- Dowody to podstawa - podkreњliі Blake. - Na szczкњcie, zebrano je bardzo
drobiazgowo. Wystarczy, їeby wykonaж profil DNA. Jeїeli Janet byіa w tamtym pokoju,
udowodnimy to. S№ њwiadkowie, їe stamt№d wychodziіa wkrуtce po znalezieniu zwіok
pani mкїa.
- Wszystko dobrze, tylko nie wiemy, gdzie ona jest.
- O, to najmniejsza - odpowiedziaі Blake beztrosko. Tropi j№ mуj prywatny detektyw.
To tylko kwestia czasu.
- Nic o tym nie mуwiіeњ - zauwaїyіa Violet. - Tylko odnalezienie Janet pozwoli
Libby i Curtowi zachowaж ranczo. Zostawiіa ich bez grosza i teraz z ledwoњci№ pіac№ ra-
chunki.
- Jak to moїliwe - zapytaіa pani Hardy - їeby pieni№dze tak zupeіnie przesіoniіy
komuњ њwiat?
- Tak bywa - odpowiedziaі Blake. - Widziaіem skazanych na doїywocie, ktуrzy zabili
dla dwudziestu dolarуw. Zіodziej z reguіy nie wie, ile potencjalna ofiara ma pieniкdzy.
Czasem ofiara broni siк i ginie, a zіodziej zostaje z drobn№ sumk№ i wyrokiem doїywocia.
Pani Hardy otarіa oczy. Zіoњж ust№piіa miejsca їalowi.
- Zastanawiaіam siк nad raportem koronera o ataku serca. M№ї robiі wszystkie
badania i nic nie wskazywaіo na problemy kardiologiczne.
- Zdaniem biegіego trucizna spowodowaіa zatrzymanie akcji serca. Nie byіo їadnych
podejrzeс, wiкc nie ї№dano sekcji. Jestem peіen uznania dla њledczych z San Antonio,
ktуrzy zebrali dowody. Kiedy zіapiemy Janet, wystarczy, їeby j№ powiesiж.
- Dziкkujк, Blake, їe przyszedі pan z Violet - zwrуciіa siк do Kempa pani Hardy. -
Bardzo mi to pomogіo.
- Miіo mi, szkoda tylko, їe sprawy przybraіy taki obrуt - odpowiedziaі.
Pani Hardy spojrzaіa na Kempa.
- Zostanie pan na obiedzie?
Violet siк zarumieniіa. Widziaіa, їe mama stara siк ich zbliїyж, ale wolaіaby, їeby
tego nie robiіa. Nie wiedziaіa ani jak siк zachowaж w stosunku do Blake'a, ani czego on od
niej oczekuje.
Blake zauwaїyі jej wahanie.
- Dziкkujк - odpowiedziaі - ale mam jeszcze sporo pracy. Moja tymczasowa
sekretarka wychodzi za m№ї. Moїe wrуciіabyњ do pracy? Pomyњl o tym - dodaі spokojnym
tonem.
Propozycja zaskoczyіa Violet.
- Dobrze - odparіa - pomyњlк.
- B№dџmy w kontakcie - rzuciі jeszcze, poїegnaі siк i wyszedі.
- Widzisz, kochanie - zawoіaіa pani Hardy. - Brakuje mu ciebie. Wrуcisz, prawda?
- Muszк siк przebraж i zabraж za kolacjк - Violet zmieniіa temat, przerywaj№c
spekulacje starszej pani. - Zjadіabyњ naleњniki?
- Naleњniki? Na kolacjк? - wykrzyknкіa starsza pani.
- Czemu nie?
Pani Hardy siк uњmiechnкіa.
- W takim razie, zgoda. Naleњniki i kawa.
- Dla ciebie bez kofeiny - obiecaіa mamie, a potem poszіa siк przebraж.
ROZDZIAЈ SIУDMY
Blake spкdziі pracowity weekend, prуbuj№c nie myњleж o Violet. W poniedziaіek
rano zadzwoniі detektyw z dobr№ wiadomoњci№ dla Libby i Curta. W San Antonio
odnaleziono bezcenn№ kolekcjк monet naleї№c№ do ich ojca, a takїe ksi№їeczki bankowe i
kopiк nowego testamentu. Blake miaі odebraж monety i dokumenty nastкpnego dnia. Miaі
mu towarzyszyж szef policji, Cash Grier, zdolny przeraziж nawet najwiкkszego zbira.
Przed wyjazdem Blake poprosiі Libby, їeby zaniosіa Violet i jej mamie pizzк i
pozdrowienia, a takїe by mimochodem wspomniaіa, їe w biurze bardzo brakuje Violet. Libby
parsknкіa њmiechem, ale siк zgodziіa.
Libby przyjкіa z uznaniem nowy wizerunek Violet, ale zauwaїyіa teї jej niezwykіe
napiкcie. Znaіy siк od wielu lat i praktycznie rzecz bior№c, wiedziaіy o sobie wszystko.
- Pan Kemp prosiі o przekazanie, їe bardzo za tob№ tкsknimy.
Violet siк rozeњmiaіa.
- A moїe po prostu macie duїo pracy, bo Jessie odeszіa bez uprzedzenia?
- Sk№d wiesz? - oczy Libby rozszerzyіy siк zdumieniem. Violet zachichotaіa.
- Pani Landers z redakcji dziennika to plotkara, jakiej њwiat nie widziaі. Od razu mi
doniosіa, їe biedny pan Kemp pilnie potrzebuje sekretarki.
- No cуї - Libby rozeњmiaіa siк gіoњno - to szczera prawda. - Wyci№gnкіa pudіo. -
Przywiozіam wam pizzк.
- Zostaс i zjedz z nami. Miaіyњmy niewesoіy dzieс.
- Sіyszaіam. Bardzo mi przykro.
- Wszystkim nam jest trudno. - Violet wzruszyіa ramionami. - Chodџ do kuchni.
Mamo - zawoіaіa - Libby przyniosіa pizzк! Zaraz do ciebie przyjdziemy.
- Witaj Libby - zawoіaіa pani Hardy. - To miіo z twojej strony!
- Wiesz, nasz tata musiaі coњ podejrzewaж, bo sporz№dziі nowy testament i zostawiі
go razem z kolekcj№ monet u maklera w San Antonio. Odzyskaliњmy je. Pan Kemp uwaїa,
ї
e zdoіamy spіaciж hipotekк i odzyskaж inwentarz.
- Wspaniale!
- Tak. Tylko їe Julie Merrill zamieniіa ostatnio moje їycie w piekіo. Wpiіa siк w
Jordana i nie puszcza. On uwaїa, їe jestem zazdrosna i prуbujк ich rozdzieliж. Ale chodzi o
coњ wiкcej - dodaіa z determinacj№. - Ona jest po prostu niebezpieczna.
Przeіoїyіy pizzк na talerze.
- Myњlaіam, їe Jordanowi zaleїy na mnie - powiedziaіa Libby їaіoњnie. - Ale tylko na
niego kiwnкіa i zaraz poleciaі. A kiedy mnie obraїaіa, sіуwkiem siк nie odezwaі.
- Naprawdк mi przykro - odpowiedziaіa Violet. - Nie s№dziіam, їe Jordan jest taki
њ
lepy.
- Jest piкkna, cwana i bogata - mruknкіa Libby.
- A ty to co? Maszkara? - zbesztaіa j№ Violet. - Pochodzisz ze starej rodziny i urody
teї ci nie brakuje. Jesteњ warta przynajmniej dwie Julie Merrill. Libby trochк siк odprкїyіa.
- Dziкki, Violet - powiedziaіa z uњmiechem. - Naprawdк mi ciebie brakuje - dodaіa. -
Zupeіnie nie mam z kim pogadaж, no bo nie mogк przecieї opowiadaж o Jordanie bratu.
- Pewnego dnia Julie i Janet dostan№ za swoje. - Violet zawahaіa siк, pamiкtaj№c, co
mуwiіa wczeњniej Libby. - Pan Kemp chyba nie pojedzie sam po te rzeczy? To mogіoby byж
niebezpieczne...
- Cash Grier z nim jedzie - przerwaіa jej Libby. Violet siк rozeњmiaіa.
- To moїemy byж spokojne. Z nim nikt siк nie odwaїy zadrzeж.
- To pewne - zgodziіa siк Libby. - Ale wiesz przecieї, їe pan Kemp jest oficerem sіuїb
specjalnych. To teї nie byle co.
- Wiem. - Violet znуw siк uњmiechnкіa. - Pamiкtasz tych dwуch facetуw, ktуrych
wyrzuciі z biura?
Rozeњmiaіy siк obie.
Pizza pachniaіa i smakowaіa doskonale. Pуџnym wieczorem Violet odprowadziіa
Libby do wyjњcia.
- Wrуcisz do nas? - spytaіa Libby.
- Tak - odparіa Violet. - Ale bojк siк powiedzieж panu Wrightowi. Byі dla mnie
bardzo miіy.
- Duke jest w porz№dku. Zobaczysz. Moїe nie lubiж pana Kempa, ale lubi ciebie i
zaіoїк siк, їe nie bкdzie robiі їadnych trudnoњci.
- Mam nadziejк. - Violet skrzyїowaіa ramiona na piersi. Wieczуr byі chіodny. - Czy
pan Kemp naprawdк chce, їebym wrуciіa?
Libby siк uњmiechnкіa.
- Naprawdк. Chyba pobiі rekord zіego humoru. Jessie odeszіa, bo w їaden sposуb nie
byіa w stanie go zadowoliж. Podejrzewamy, їe zrobiі to specjalnie.
Violet uњmiechnкіa siк w rozmarzeniu.
- Stкskniіam siк za nim - wyznaіa. Libby uњcisnкіa przyjaciуіkк.
- Wiemy, co do niego czujesz. Myњlк, їe masz szansк. Wrуж, bo warto. Dobrze
wiem, co to nieodwzajemnione uczucie.
- Zobaczysz, їe i tobie siк poukіada z Jordanem - pocieszyіa j№ Violet.
Libby westchnкіa.
- Chciaіabym. Pуjdк juї. Curt jest dzisiaj z kolegami, wiкc nie muszк szykowaж
kolacji.
- Masz њwietnego brata.
- Prawda? - Libby siк uњmiechnкіa. - Nie miaіabym nic przeciwko, їebyњ zostaіa
moj№ bratow№, ale uczucia chadzaj№ wіasnymi drogami.
- Wszystko siк uіoїy, zobaczysz. Dziкki za pizzк i towarzystwo. Wieczorem
zadzwoniк do Duke'a Wrighta.
- Bкdziemy na ciebie czekaж - obiecaіa Libby.
Violet zadzwoniіa do Duke'a Wrighta, ktуry rzeczywiњcie nie robiі jej їadnych
trudnoњci. Poїegnaі j№ z їalem, ale przyznaі, їe zauwaїyі jej fascynacjк Kempem. Violet
podziкkowaіa mu serdecznie. Od nastкpnego dnia zasi№dzie przy swoim dawnym biurku!
Ciekawe, jak№ minк zrobi na jej widok Blake?
Blake Kemp i Cash Grier wracali z San Antonio. Uratowana czкњж maj№tku
Collinsуw z pewnoњci№ wystarczy, їeby uchroniж Libby i Curta przed bankructwem,
umoїliwiж im spіacenie zalegіej poїyczki i odіoїenie sporej sumy na konto. Sama kolekcja
monet byіa warta maj№tek, a Kemp zdoіaі jeszcze odzyskaж dwie lokaty bankowe i nowy
testament. Pan Collins wyraџnie nie ufaі swojej їonie i chciaі mieж pewnoњж, їe po jego
њ
mierci dzieci nie zostan№ bez grosza.
- Co za niewiarygodna zachіannoњж - mrukn№і Kemp, ktуry krуtko opowiedziaі
Grierowi, jak Janet weszіa w posiadanie tych dуbr.
- Tak - odpowiedziaі Grier. - Nigdy nie mogіem tego zrozumieж. Kaїdy prуbuje
zapewniж sobie byt, no, ale przecieї nie cudzym kosztem.
Nastкpnego rana Kemp oddaі zachwyconej Libby rzeczy Riddle Collinsa. Kiedy w
kilka minut pуџniej wszedі do biura, zobaczyі Violet siedz№c№ przy swoim dawnym biurku.
Wyraz jego twarzy wystarczyі, by uradowaж stкsknione serce Violet. Zarumieniіa siк i
uњmiechnкіa promiennie.
- Powiedziaіeњ, їe mogк wrуciж. Odwzajemniі uњmiech.
- Moїesz. Mam nadziejк, їe tym razem zostaniesz na dіuїej?
Skinкіa.
- A zaparzysz kawy? - Normalnej?
- Pуі na pуі - odpowiedziaі, odwracaj№c wzrok. - Nadmiar kofeiny jest niewskazany -
dodaі i opuњciі pomieszczenie, zostawiaj№c Violet pogr№їon№ w zdumieniu.
- A nie mуwiіam? Stкskniі siк za tob№ - szepnкіa Libby, mrugaj№c szelmowsko.
W miarк upіywu godzin Kemp szukaі pretekstуw, їeby zajrzeж do Violet. Wypiі dwa
dzbanki kawy, bo to byіo jedyne sensowe wytіumaczenie odwiedzin. Violet miaіa na sobie
eleganck№ niebiesk№ sukienkк, іadnie podkreњlaj№c№ jej apetycznie zaokr№glon№ figurк.
Efektowny dekolt, gкste, ciemne wіosy i delikatny makijaї dopeіniaіy obrazu, obok ktуrego
ї
aden mкїczyzna nie przeszedіby obojкtnie.
Libby i Mabel natychmiast zauwaїyіy niezwykіy apetyt szefa na kawк i jego
wyj№tkowo dobry nastrуj. Nie chciaіy jednak wprawiaж w zakіopotanie Violet, ktуra i tak
rumieniіa siк nieustannie, kiedy tylko szef znalazі siк w pobliїu.
W sposуb nieunikniony Violet zostaіa nieco dіuїej po pracy, niї Libby i Mabel.
Uprz№tnкіa biurko i powoli zebraіa swoje rzeczy. Blake wszedі do pokoju i stan№і z
rкkami w kieszeniach, otwarcie siк jej przygl№daj№c zza swoich modnych okularуw.
- Spieszysz siк do domu? - zapytaі. - Moїesz zadzwoniж do mamy, їe bкdziesz trochк
pуџniej?
- Tak... jasne - zaj№knкіa siк wyraџnie. Sposуb, w jaki na ni№ patrzyі, przyprawiaі
j№ o dreszcz. Wybraіa numer i uprzedziіa mamк o spуџnieniu, prуbuj№c nie zwracaж uwagi
na jej wyraџne rozbawienie.
Blake wyci№gn№і do niej rкkк. Odіoїyіa rzeczy i pozwoliіa siк poprowadziж do jego
pokoju.
Zamkn№і drzwi i niecierpliwie pochwyciі j№ w objкcia. Westchn№і z zachwytem,
kiedy spotkaіy siк ich wargi.
- Tкskniіem - wymruczaі, nie przerywaj№c pocaіunku.
- Ja teї - odszepnкіa.
- Pojedџmy do mnie - zaproponowaі nagl№co. Wiedziaіa doskonale, їe nie chodzi o
zaproszenie na kolacjк. Chciaіa tego, ale...
Wyczuі jej wahanie i spojrzaі pytaj№co w oczy. - No jak?
Nie patrzyіa mu w oczy, bo baіa siк, їe nie zdoіa odmуwiж.
- Co ty mi proponujesz, Blake? - zapytaіa spokojnie. Zmarszczyі gniewnie brwi.
- Myњlaіem, їe ostatnio miіo spкdziliњmy czas. Spojrzaіa na niego w osіupieniu.
- Wiкc chcesz ode mnie tylko seksu?
Blake siк speszyі. Zazwyczaj rozumowaі chіodno i logicznie, ale teraz poczuі siк jak
nastolatek na pierwszej randce.
- Nie zamierzam siк їeniж - odpowiedziaі oschle. - Wiedziaіaњ o tym.
Przeіknкіa z trudem.
- Rzeczywiњcie. Juї o tym wspomniaіeњ. Ale mnie nie odpowiada bycie twoj№
kochank№.
Zacisn№і szczкki.
- Nie prosiіem ciк o to.
- W takim razie, jak to nazwiesz? - spytaіa Violet smutno. - Chcesz ze mn№ sypiaж
bez zobowi№zaс, o to ci chodzi, prawda?
Wsun№і dіonie do kieszeni i westchn№і ciкїko.
- Moja mama jest staroњwiecka - mуwiіa dalej Violet. - Nauczyіa mnie, їe seks
powinien iњж w parze z miіoњci№ i maіїeсstwem. Gdybym zwi№zaіa siк z mкїczyzn№, a
zwіaszcza z tob№, tylko dla przyjemnoњci, zіamaіbym jej serce. - Popatrzyіa na niego
smutno. - Jacobsville to maіa miejscowoњж. Wszyscy wiedz№ o wszystkim.
- Nie obchodzi mnie zdanie innych - odpowiedziaі j szorstko, czuj№c, їe traci grunt
pod nogami.
- Ale mnie obchodzi - odparіa. Cofnкіa siк, czuj№c bij№cy od niego chіуd. Nie tego
siк spodziewaіa. Miaіa nadziejк, їe j№ pokocha. Wtedy, u niego, byli sobie tacy bliscy, teraz
wydawaі siк zupeіnie obcy.
Blake byі jednoczeњnie wњciekіy i zakіopotany. Violet wywoіaіa w jego їyciu wiкcej
zamieszania niї њmierж na - rzeczonej przed wielu laty. Ceniі sobie swoj№ wolnoњж, ale nie
chciaі straciж Violet.
- Violet - zacz№і. - Byіem kiedyњ zarкczony z cudown№ dziewczyn№. Kiedy
zmarіa, nie chciaіem dalej їyж. Nie chcк... nie mogк przechodziж przez to jeszcze raz.
- To akurat ci nie grozi. Przecieї mnie nie kochasz - stwierdziіa ze smutkiem. -
Poї№dasz mnie tylko. - Odwrуciіa siк i ruszyіa do drzwi.
Zanim zdoіaіa je otworzyж, przytrzymaі jej dіoс.
- Zaczekaj.
- Nie powinnam byіa wracaж tu do pracy. Lepiej bкdzie, jeїeli zostanк u pana
Wrighta, a ty znajdziesz inn№ sekretarkк. - Jej niebieskie oczy napeіniіy siк іzami. Nigdy
jeszcze nie czuіa siк tak fatalnie. - Pozwуl mi wyjњж!
Zabraі rкkк. Sekundк pуџniej Violet znalazіa siк przy drzwiach i wybiegіa z biura.
Kemp zostaі sam, z obezwіadniaj№cym uczuciem pustki i chіodu. Chciaіa czegoњ, czego on
nie mуgі jej daж. Dlaczego kobiety tak bardzo rуїni№ siк od mкїczyzn? Dlaczego nie
potrafi№ po prostu cieszyж siк chwil№?
W domu przygotowaі kolacjк dla siebie i kotek, ktуre wydawaіy siк wyczuwaж jego
rozterki.
- Nie jestem w nastroju - ostrzegі je. Mee otarіa siк o jego nogi, a Yow obdarzyіa
oskarїaj№cym spojrzeniem niebieskich oczu. - Њwietnie - mrukn№і. - Dla odmiany
zacz№іem rozmawiaж z kotami.
Zjadі skromn№ kolacjк i sprуbowaі zainteresowaж siк programem telewizyjnym, ale
nie mуgі siк pozbyж obrazu Violet. Postanowiі jednak, їe nie ulegnie. Jeїeli Violet s№dzi, їe
zdoіa go zaci№gn№ж przed oіtarz, myli siк bardzo.
Mimo to, nie mуgі zapomnieж tamtych intymnych chwil.
A potem przypomniaі sobie to, o czym bardzo chciaі zapomnieж. Uprawiali seks bez
zabezpieczenia. A jeїeli Violet jest w ci№їy?
Ta ewentualnoњж przeraziіa go њmiertelnie. Co wtedy? Violet na pewno nie zgodzi
siк na aborcjк. Bкdzie nalegaіa, by urodziж dziecko, co dla niego byіoby horrorem. Nie byі w
stanie wymazaж z pamiкci faktu, їe Shannon, kiedy zmarіa, byіa z nim w ci№їy. Kaїda myњl
o dziecku przypominaіa mu, jak siк czuі, kiedy jego dziecko umarіo razem z kobiet№, ktуr№
kochaі. Przez wiele lat miaі koszmary senne. Violet nie zrozumiaіaby. On chciaі siк uwolniж
od drкcz№cego poї№dania, ona pragnкіa szczкњliwego maіїeсstwa.
Jeїeli jednak Violet byіa w ci№їy, nie mуgі jej porzuciж. To byіoby niegodne
mкїczyzny, a poza tym wpіynкіoby fatalnie na jego opiniк w tak maіym miasteczku, jak
Jacobsville. Plotki zniszczyіyby reputacjк Violet, a wstyd mуgіby zabiж jej matkк.
Zakl№і pod nosem. Gdyby tylko nie zaprosiі Violet do domu, to wszystko by siк nie
zdarzyіo. Dlaczego nie pozwoliі jej wyjњж? Dlaczego zapкdziі siк w ten њlepy zauіek? Mуgі
za to winiж tylko samego siebie. Nie miaі pojкcia, jak wybrnie z tej sytuacji, ale nie
zamierzaі pozwoliж Violet odejњж z biura. Przynajmniej dopуki nie bкdzie wiedziaі, na
czym stoi. Podniуsі sіuchawkк i wybraі jej numer.
Violet udaіo siк ukryж zіy nastrуj przed mam№. Postanowiіa od razu zadzwoniж do
Duke'a Wrighta. Na dџwiкk dzwonka telefonu podskoczyіa i bez zastanowienia podniosіa
sіuchawkк.
- Sіucham?
- Nie odchodџ - usіyszaі spokojny gіos Blake'a. Serce podeszіo jej do gardіa.
- Sіucham? - wykrztusiіa.
- Przemyњlmy to wszystko jeszcze raz, Violet. Nie rуbmy dalekosiкїnych planуw,
dobrze? - ton jego gіosu wskazywaі, їe mуwi powaїnie.
Violet zalaіa fala szczкњcia.
- Dobrze - odpowiedziaіa miкkko. - Nie rуbmy dalekosiкїnych planуw.
ROZDZIAЈ УSMY
Przez kilka dni Violet i Blake z wahaniem kr№їyli wokуі siebie, oboje wprost
uprzedzaj№co grzeczni. Blake wydawaі siк odmieniony, nie krzyczaі, nie przeklinaі, nie
wyrzuciі nikogo z biura. Wobec Violet byі niezwyczajnie delikatny. Nie podnosiі gіosu i nie
wygіaszaі ironicznych komentarzy. I nawet nie prуbowaі jej dotkn№ж. Wydawaіo siк, їe na
coњ czeka. Violet zastanawiaіa siк na co.
Nastкpnego dnia miaіy siк odbyж prawybory. Nominacjк z ramienia demokratуw
uzyskaі Calhoun Ballenger, natomiast stanowisko senatora Merrilla zaj№і poprzedni bur-
mistrz, Eddie Cane. To byі wielki dzieс dla Jacobsville.
W њrodк Violet zwymiotowaіa њniadanie. Blake usіyszaі charakterystyczne odgіosy,
dobiegaj№ce z іazienki, co jego samego omal nie przyprawiіo o chorobк. Violet byіa zdrowa
jak koс. Wyjaњnienie mogіo byж tylko jedno. Ci№їa.
Blake chodziі jak ogіuszony przez resztк dnia. Violet zreszt№ teї. Blake podsіuchaі
Libby i Mabel, szepcz№ce o dolegliwoњciach Violet i umуwionej wizycie u lekarza. Jak
tylko pojawiі siк w drzwiach, zamilkіy natychmiast. Nietrudno byіo zgadn№ж winnego
ci№їy Violet. W koсcu od ponad roku byіa w nim zakochana.
Poranne mdіoњci przyprawiіy Violet o atak paniki. Zadzwoniіa do doktor Lou
Coltrain i umуwiіa siк na spotkanie, nie bacz№c na obecnoњж Libby i Mabel. Obie sіyszaіy
tк rozmowк i miaіy swoje podejrzenia.
Violet wyszіa zaraz po pracy, pozostawiaj№c zamkniкcie biura koleїankom. Zanim
pielкgniarka pobraіa jej krew na test ci№їowy, Violet poprosiіa lekarkк o dyskrecjк.
- Tylko raz - wykrztusiіa, kiedy zobaczyіa wynik testu.
- Czкsto tak bywa - odparіa lekarka ze wspуіczuciem. Violet ukryіa twarz w dіoniach.
- Co ja teraz zrobiк?
Starsza kobieta poklepaіa j№ uspokajaj№co po ramieniu.
- Jestem pewna, їe kiedy Blake siк dowie... Violet rzuciіa jej przeraїone spojrzenie.
- A co moїna zrobiж innego? - zapytaіa Lou rozs№dnie. - Przecieї ci na nim zaleїy.
- On nie chce dzieci ani trwaіego zwi№zku. Powiedziaі mi to.
Lou odprкїyіa siк w swoim fotelu.
- Nie panikuj.
- Moja mama juї miaіa udar! Poza tym, nie tak mnie wychowaіa!
- Jesteњmy tylko ludџmi - przerwaіa jej Lou. - Mama siк ciebie nie wyrzeknie ani nie
wyrzuci ciк z domu.
- Wszyscy siк dowiedz№. - Violet oddychaіa pіytko. - Mogіabym siк przenieњж do
San Antonio - zaczкіa.
- To byіoby duїo gorsze - zapewniіa j№ Lou. W jej ciemnych oczach zamigotaі gniew.
- Blake powinien byі pomyњleж o zabezpieczeniu. Musiaі wiedzieж, їe nie jesteњ do-
њ
wiadczona.
Violet oblaіa siк purpur№.
- Czy to widaж?
- To maіe miasteczko. Ludzie obserwuj№ siк nawzajem. Violet westchnкіa.
- Nie wiem, co robiж.
- Idџ do domu i dobrze siк odїywiaj. Przepiszк ci witaminy i dam skierowanie do
specjalisty. To osoba dyskretna.
Violet zagryzіa wargi.
- Nie tak planowaіam moje їycie.
- Їycie to to, co siк wydarza w miejsce tego, co planujemy. - Lou zmarszczyіa brwi. -
Nie pamiкtam, czyje to sіowa, ale bardzo prawdziwe. - Uњmiechnкіa siк do Violet pogodnie.
- Bкdziesz wspaniaі№ mam№.
Mam№! Te sіowa uњwiadomiіy Violet powagк sytuacji. Dziecko. Miniaturowa kopia
jej i Blake'a. Poczuіa siк dziwnie. Dotknкіa, dіoсmi pіaskiego brzucha. Tam, w њrodku, rosіo
nowe їycie.
- Widzisz? - Rozeњmiaіa siк Lou. - To wspaniaіe uczucie. Kiedy byіam w ci№їy,
ledwo mogіam w to uwierzyж - dodaіa. - Byіam podekscytowana, potem przeraїona, a w koс-
cu pogr№їyіam siк w marzeniach. To byіo najszczкњliwsze dziewiкж miesiкcy w moim
ї
yciu. Nie mogіam siк doczekaж nastкpnego razu, ale chcieliњmy, їeby maіy trochк podrуsі.
Ciкїko jest opiekowaж siк dwуjk№ maluchуw i pracowaж jednoczeњnie.
Violet uњmiechnкіa siк niepewnie.
- Zawsze chciaіam mieж dzieci. Tylko... woіaіabym mieж mкїa.
- Nic prostszego. Powiedz Blake'owi. Violet potrz№snкіa gіow№.
- Nie mogк. Na pewno nie teraz. A moїe nigdy.
- On ma obowi№zek pomуc w utrzymaniu swojego dziecka, Violet - oњwiadczyіa
twardo Lou. - Poza tym, w tym maіym miasteczku nie zdoіasz utrzymaж tajemnicy. Wy-
starczy, їe wykupisz tк receptк i juї wszyscy bкd№ wiedzieli, co siк dzieje. To witaminy dla
ciкїarnych.
Violet natychmiast znalazіa rozwi№zanie przynajmniej tego problemu.
- Wykupiк je w Victoria - powiedziaіa uparcie.
- Jak chcesz, strusiu. Chowaj gіowк piasek, pуki moїesz.
- Dam sobie radк - odpowiedziaіa Violet twardo.
- Nie w№tpiк - ust№piіa jej Lou. Podaіa Violet receptк. - Nie dџwigaj i duїo њpij.
- Bкdк pamiкtaж - przyrzekіa Violet, wyobraїaj№c sobie bezsenne noce, wypeіnione
trosk№ o zdrowie mamy i swoj№ przyszіoњж.
Lou uspokajaj№co poklepaіa j№ po ramieniu.
- Dziњ w to nie wierzysz, ale zapewniam ciк, їe za piкж, szeњж miesiкcy wspomnisz
dzisiejszy dzieс z uњmiechem.
- Dziкkujк, doktor Lou.
Lou popatrzyіa za ni№ zmartwiona. Jak teї ta Violet sobie poradzi?
Jad№c do domu, Blake widziaі, jak Violet wychodziіa od doktor Lou. Nie mуgі dіuїej
odsuwaж od siebie prawdy. Przeklinaі sam siebie za to, co zrobiі im obojgu. Gdyby tylko nie
straciі gіowy i zabezpieczyі siк, gdyby, gdyby. .. Jest ojcem i albo poњlubi matkк swojego
dziecka, albo skompromituje Violet, pani№ Hardy i siebie. Perspektywa rezygnacji z
umiіowanej wolnoњci byіa mu nienawistna. Podobnie jak perspektywa posiadania dziecka.
Nie chciaі zakіadaж rodziny.
Ale byі czіowiekiem odpowiedzialnym. Nie mуgі dopuњciж, їeby Violet popeіniіa
jakieњ gіupstwo.
Jeїeli Violet zorientuje siк, їe on wie o wszystkim, odmуwi jego propozycji
maіїeсstwa, bo bкdzie myњlaіa, їe robi to z poczucia obowi№zku. Musiaі wiкc ukryж
prawdziwe uczucia i udaж, їe j№ kocha. Prawdк mуwi№c, nie miaі wielkiego wyboru.
Na zakoсczenie pracy wszedі do pokoju dziewcz№t.
- Violet, co powiesz na kawк i stek z saіatk№ w restauracji „U Barbary"? - zapytaі
beztrosko. - Zabierzesz saіatkк dla mamy.
Libby i Mabel poїegnaіy siк i zostawiіy ich samych. Violet spojrzaіa na szefa ze
zdumieniem.
- Zapraszasz mnie na kolacjк? Zmusiі siк do uњmiechu.
- Tak. Masz ochotк?
- Bкd№ plotki. Wzruszyі ramionami.
- Wiкc?
Poczuіa siк trochк lepiej. Widocznie jednak lubiі j№ na tyle, by nie przejmowaж siк
plotkami. Moїe byіa jakaњ nadzieja na przyszіoњж? Uњmiechnкіa siк pogodnie.
- Bardzo chкtnie.
- Њwietnie. W takim razie zadzwoс do mamy.
- Juї siк robi!
O tej porze u Barbary byі zawsze tіok. Na widok Blake'a z Violet rozmowy umilkіy
natychmiast i wszystkie oczy zwrуciіy siк na wchodz№cych. Zamуwili steki i saіatkк, a takїe
danie na wynos dla pani Hardy. Ku konsternacji Blake'a, Violet uparіa siк zapіaciж
oddzielnie.
- Niezaleїne kobiety - wymamrotaі, zabieraj№c siк do jedzenia.
- Tak mnie wychowaіa mama - odpowiedziaіa z prostot№. - Powinniњmy polegaж
tylko na sobie samych, a nie uzaleїniaж siк od innych.
- Nie s№dzк, їeby przyjкcie zaproszenia na stek byіo rуwnoznaczne z uzaleїnieniem.
Violet siк rozeњmiaіa.
- W kaїdym razie, dziкkujк - odpowiedziaіa.
Blake skoсczyі saіatkк i zabraі siк za stek. Nie uїywaі przypraw i zauwaїyі, їe Violet
teї nie.
- Jak№ muzykк lubisz? - zapytaі. Zawahaіa siк.
- Country. I klasykк. I trochк hard rocka. Teraz Blake siк rozeњmiaі.
- To zupeіnie tak jak ja.
- A lubisz czytaж? Skin№і.
- Historiк staroїytn№ i biografie. Uњmiechnкіa siк nieњmiaіo.
- A ja literaturк kobiec№, ksi№їki ogrodnicze i kucharskie.
Poszukaі wzrokiem jej oczu.
- Twoja mama wspomniaіa, їe interesuje ciк astronomia.
- Owszem - potwierdziіa. - Chciaіabym mieж teleskop. Pochyliі siк ku niej.
- Mam dwunastocalowego Schmidt - Cssegraina.
To byі kosztowny, zіoїony teleskop. Violet marzyіa o czymњ takim. Wci№gnкіa
powietrze.
- Naprawdк?
Znуw siк rozeњmiaі.
- Spкdzam sporo czasu na obserwacjach. Za miastem nie przeszkadzaj№ њwiatіa.
- Zaіoїк siк, їe widzisz kratery na ksiкїycu - westchnкіa.
- Nawet mogк do nich zajrzeж - poprawiі j№. Gwizdnкіa cicho.
- Chciaіabym przez niego popatrzeж.
- Zaіatwione. Pod warunkiem, їe zniesiesz towarzystwo dwуch wojowniczych kotek
syjamskich.
- Lubiк Mee i Yow - odpowiedziaіa. Blake spuњciі wzrok na wіasny talerz.
- Duїo myњlaіem o naszej sytuacji - powiedziaі. - Kiedy odeszіaњ, wszystko siк
popsuіo. Nie potrafiк odnaleџж dawnej pogody ducha.
Odіoїyіa widelec i siedziaіa, patrz№c na niego. Serce biіo jej jak szalone. Czyїby... ?
Podniуsі wzrok.
- Naprawdк nie miaіem zamiaru siк їeniж, ale dobrze mi z tob№. I chciaіbym byж z
tob№ nie tylko w pracy.
- Nie rozumiem - zaj№knкіa siк.
Siкgn№і po jej dіoс, splуtі ich palce, spojrzaі w jej niebieskie oczy i poczuі siк jak
ton№cy.
- Pomyњlaіem, їe moglibyњmy siк zarкczyж - desperacko prуbowaі znaleџж
wіaњciwe sіowa, co mu zupeіnie nie wyszіo.
- Ty i ja? - wykrzyknкіa Violet zaskoczona.
- Ty i ja - odpowiedziaі. - Mamy ze sob№ wiele wspуlnego, a z czasem bкdzie jeszcze
wiкcej. - Њciszyі gіos. - A fizycznie pasujemy do siebie wprost idealnie.
Zarumieniіa siк lekko.
- Ale mуwiіeњ, їe nie chcesz siк їeniж ani mieж dzieci...
- Mкїczyџni mуwi№ wiele gіupstw, zanim siк zdecyduj№ na zmianк wygodnej rutyny
- odpowiedziaі. - Jestem typem samotnika i nieіatwo mi podj№ж tak№ decyzjк.
- Przecieї mnie nie kochasz - wyrzuciіa z siebie.
Nie mуgі udawaж. Wygl№daіoby to na kіamstwo. Violet byіa spostrzegawcza. Znуw
splуtі palce ich dіoni.
- Przyjaџс i szacunek to najlepsza droga do miіoњci - odpowiedziaі dyplomatycznie. -
Nie mogк daж ci gwarancji wiecznego szczкњcia. Ale obiecujк, їe bкdк ciк lubiі i szanowaі.
Reszta siк uіoїy. Wiem to. Daj mi szansк. Powiedz tak.
Violet siк zawahaіa. Jego sіowa nie brzmiaіy szczerze. Nie udawaі dozgonnej
miіoњci, ale i niewiele obiecywaі. Lubiж mуgі j№ pies albo kot. Od Blake'a oczekiwaіa duїo
wiкcej. Co to za maіїeсstwo, jeїeli on nie odwzajemnia jej uczucia?
Podoba mu siк, to na pewno, ale wiadomo, їe zauroczenie fizyczne nie trwa wiecznie,
zwіaszcza, jeїeli brak mu trwalszych podstaw.
- Chciaіabyњ obietnicy uczucia, ktуre potrwa wiecznie - powiedziaі. - Ale wierz mi,
jestem zmкczony samotnoњci№. Chcк sprуbowaж, jeїeli siк zgodzisz. Jeїeli siк nie uda,
kaїde pуjdzie swoj№ drog№. - W myњlach wyprzedzaі wydarzenia. Gdyby siк okazaіo, їe
Violet nie jest w ci№їy, nie byіoby powodu, by tkwili w zwi№zku. Baі siк jednak wypo-
wiedzieж to gіoњno.
Wyrкczyіa go.
- Uwaїasz, їe zawsze moїemy siк rozwieњж, tak? Wzruszyі ramionami.
- Czasem w zwi№zku siк nie ukіada. Nie mуwiк, їe z nami tak bкdzie, Violet. To
tylko wyjњcie awaryjne. - Popatrzyі na ni№ ciepіo. - Daj spokуj. Zgуdџ siк. Kupiк ci
pierњcionek, jaki zechcesz i zaї№dam od ciebie zobowi№zania, їe bкdziesz pracowaіa tylko
dla mnie.
- A to dlaczego?
- Dla mojego spokoju ducha - odpowiedziaі drwi№co. - Podobno zaleїy ci na moim
szczкњciu...
Obawy Violet rozwiaіy siк i po chwili њmiali siк razem.
- To okropne!
- Tylko poczekaj! Z wiekiem robiк siк coraz gorszy! - obiecaі jej.
- Co za przeraїaj№ca perspektywa!
- Ale obiecujк, їe nie bкdк w ciebie rzucaі sіownikami - dodaі.
- Jeszcze nigdy nie rzuciіeњ - przypomniaіa mu. - A jak tam byіo z Jessie? - spytaіa po
krуtkim wahaniu.
- Byі bardzo cienki - zapewniі j№. - Skrуcona wersja w miкkkiej oprawie.
Violet siк rozeњmiaіa.
- Nic dziwnego, їe wymуwiіa.
- Och, nie chodziіo o sіownik - rzuciі lekko - tylko o kawк, ktуr№ wylaіem na њwieїo
przepisane akta.
Patrzyіa na niego, oczekuj№c wyjaњnieс.
- W kaїdej linijce byіy dwa bікdy. Chciaіem mieж pewnoњж, їe je przepisze.
- Nie mogіeњ zwyczajnie poprosiж?
- Uwaїam, їe mуj sposуb byі lepszy.
- Zmusiіeњ j№ do wymуwienia.
- Dziкki temu mogіaњ wrуciж. Nie odeszіaby, gdybym j№ zwyczajnie poprosiі, їeby
przepisaіa akta.
Violet naprawdк lubiіa Blake'a. Czuіa siк przy nim dobrze i swobodnie. Moїe
powinna za niego wyjњж? Moїe z czasem j№ pokocha? Nakryіa jego dіoс swoj№.
- Chyba powinnam za ciebie wyjњж, chociaїby po to, їeby uchroniж przed tob№ inne
kobiety - powiedziaіa їartobliwie.
Blake sam nie rozumiaі swoich uczuж. Dlaczego, pomimo poprzednich zastrzeїeс,
poczuі siк nagle jak najszczкњliwszy facet na њwiecie? Przecieї nie kochaі jej, a tylko
poї№daі. Przywoіaі wspomnienie ich pierwszego spotkania.
- Co siк dzieje? - spytaіa na widok jego miny.
- Pomyњlaіem o moim dywanie.
Przez chwilк patrzyіa zdezorientowana, ale zaraz zrozumiaіa i siк zarumieniіa.
Rozeњmiaі siк szelmowsko.
- W tych sprawach na pewno pasujemy do siebie, prawda Violet?
- No wiesz! - obejrzaіa siк, niepewna, czy nikt ich nie sіyszy.
Uњmiechn№і siк do niej. Szczerze. Jeszcze nigdy nie czuі siк tak dobrze w
towarzystwie kobiety. No, poza Shannon. Wspomnienie natychmiast zmiotіo mu uњmiech z
twarzy.
Violet zauwaїyіa to od razu.
- Co siк staіo?
Nie mуgі powiedzieж jej prawdy.
- Pomyњlaіem o twojej mamie - skіamaі.
- Och, kochany! - Zagryzіa wargi. - Nie mogк jej zostawiж, wiesz o tym.
- A gdyby ktoњ do niej przychodziі na kilka godzin, a my odwiedzalibyњmy j№
czкsto? - zapytaі, staraj№c siк znaleџж kompromis.
- Nie wiem...
- Przecieї nie pobierzemy siк w ci№gu dwуch dni - powiedziaі uspokajaj№co. -
Mamy mnуstwo czasu, їeby o tym pomyњleж.
- Tak - zastanowiіa siк, co wіaњciwie Blake miaі na myњli, mуwi№c o mnуstwie
czasu. Wygl№daіo na to, їe do maіїeсstwa jeszcze daleka droga.
Mіoda pracownica Barbary postawiіa przed nimi zamуwion№ wczeњniej saіatkк dla
mamy.
- Kiedy powiemy mamie? - zapytaіa Violet. Zawahaі siк. Na razie nie miaі ochoty nic
nikomu mуwiж.
- Moїe poczekajmy jeszcze - zaproponowaіa.
- Naprawdк chcesz? - zapytaі zaskoczony.
- Tak - odpowiedziaіa zdecydowanie. - Sama potrzebujк czasu, їeby siк z tym oswoiж.
- Nie dodaіa, їe nie jest pewna, czy ma traktowaж jego propozycjк powaїnie, i nie chce, їeby
mama przeїyіa rozczarowanie, gdyby siк wycofaі. Moїe dziaіaі pod wpіywem impulsu i juї
tego їaіowaі?
- Dobrze - zgodziі siк іatwo.
Podeszli do samochodu. Blake nie chciaі prowokowaж wspуіobywateli do plotek,
wiкc poїegnaі siк zdawkowo.
- Do zobaczenia jutro.
- Tak. - Nie dodaіa nic wiкcej, bo juї odchodziі, nie ogl№daj№c siк za siebie.
Violet obserwowaіa, jak odjeїdїa, peіna zіych przeczuж. Nie zachowywaі siк jak
zakochany narzeczony ani jak czіowiek, ktуry chce maіїeсstwa. Pojechaіa do domu, zdecy-
dowana nie wspominaж mamie ani sіowem o swoich niby zarкczynach.
Przez resztк tygodnia Violet z powodzeniem ukrywaіa poranne mdіoњci przed
mam№, wspуіpracownicami i Blake'em.
Blake nie tylko nie wspomniaі o zarкczynach, ale i zupeіnie nie zmieniі swojego
zachowania wobec niej. Violet nie potrafiіa ukryж przygnкbienia, co nie uszіo uwagi Blake'a.
W pi№tek zatrzymaі j№ po wyjњciu koleїanek. Zaprowadziі do siebie i pozamykaі
wszystkie drzwi.
Czasem trzeba siк poњwiкciж, powiedziaі sobie, bior№c Violet w ramiona i caіuj№c
j№ z wymuszonym entuzjazmem.
Jednak w chwili gdy poczuі jej wargi na swoich, przestaі siк poњwiкcaж.
Przyci№gn№і j№ bliїej i pocaіowaі mocniej, i jeszcze mocniej. A potem przestaіo siк dla
nich liczyж cokolwiek, poza tu i teraz...
ROZDZIAЈ DZIEWIҐTY
Violet z trudem іapaіa oddech. Blake podparі siк na іokciach i, ciкїko dysz№c,
spojrzaі jej w oczy. Nigdy jeszcze nie czuі tak gwaіtownego i wszechogarniaj№cego poї№da-
nia, nawet przy Shannon. Chciaі byж jej czuіym obroсc№, ale nigdy nie pragn№і jej
zniewoliж. Z Violet byіo zupeіnie inaczej. Czuі bolesny i nieopanowany gіуd jej ciaіa.
Jego uczucie dla Violet nie byіo pozbawione czuіoњci. Miaіa ciaіo miкkkie i ulegіe i z
ogromn№ przyjemnoњci№ wdychaі jej zapach. Nie spuszczaj№c z niej wzroku, delikatnie
obrysowaі palcami liniк jej brwi. Pomyњlaі o dziecku, rosn№cym powoli w pіaskim na razie
brzuchu Violet i ogarnкіa go bolesna tкsknota. Nosiіa jego dziecko. Jego dziecko...
Pochyliі siк i delikatnie musn№і ustami jej oczy. Wsun№і palce w gкste wіosy i
przyci№gn№і jej gіowк do swoich warg.
Violet, nieњwiadoma jego rozterek, czuіa tylko, їe coњ siк zmieniіo.
Blake podniуsі gіowк i uњmiechn№і siк do niej.
- To tyle, jeїeli chodzi o wstrzemiкџliwoњж przed њlubem - wymruczaі pokornie.
Violet zarumieniіa siк, a on wybuchn№і њmiechem.
- Daj spokуj, to jeden z najwaїniejszych aspektуw naszego maіїeсstwa. Widziaіem juї
pary, ktуre zgadzaіy siк we wszystkim poza іуїkiem i w koсcu siк rozchodziіy.
- Nam to chyba nie grozi - zgodziіa siк nieњmiaіo. Pocaіowaі j№ czule.
- Jesteњ cudowna - powiedziaі powaїnie. - Ale mama bкdzie siк niepokoiж. Zadzwoс
do niej, zanim wyjdziemy.
Violet zadzwoniіa, wymyњlaj№c pretekst na poczekaniu. Mama nie byіa niespokojna,
raczej wrкcz rozbawiona. Violet odіoїyіa sіuchawkк, rzucaj№c Blake'owi kpi№ce spojrzenie.
- Nie kupiіa tego? - odgadі od razu.
- Ona teї byіa mіoda.
Wzi№і j№ w ramiona i przytrzymaі przez chwilк. Znуw pomyњlaі o dziecku i
poїaіowaі, їe byі taki gwaіtowny.
- Nie chciaіem byж niedelikatny - powiedziaі. - Ale kiedy zaczynam ciк caіowaж,
coњ we mnie wstкpuje. Chyba nie sprawiіem ci bуlu?
- Wcale nie - odpowiedziaіa i natychmiast pomyњlaіa o dziecku. Czy seks mуgі mu
zaszkodziж? Z pewnoњci№ nie. Lou zabroniіa jej dџwigaж, o seksie nie wspominaіa.
Poszіa za Blake'em i czekaіa, aї pogasi њwiatіa i zamknie drzwi.
- Jedџ prosto do domu - powiedziaі miкkko. Odprowadzк ciк do krzyїуwki.
- Nie musisz - odparіa, zaskoczona jego trosk№.
- Ale chcк. Chodџ.
Odprowadziі j№ do samochodu i wsiadі do swojego. Dopуki nie skrкciіa w drogк
dojazdow№, widziaіa go w lusterku wstecznym. Poczuіa siк dopieszczona i pocz№tkowo nie
zauwaїyіa, їe Blake nie wspomniaі ani sіуwkiem o spotkaniu w weekend.
Sobota i niedziela minкіy spokojnie. Violet pojechaіa do Victoria po witaminy od
doktor Lou, a poza tym dotrzymywaіa towarzystwa mamie. Byіa pewna, їe Blake
przynajmniej zadzwoni, jednak siк myliіa.
Analizuj№c pi№tkowe popoіudnie, doszіa do wniosku, їe ze strony Blake'a brak
najmniejszej nawet emocjonalnej wiкzi. Jego fascynacja ni№ byіa czysto fizyczna i nie mogіa
trwaж dіugo. Zastanawiaіa siк, dlaczego w takim razie chciaі siк z ni№ zarкczyж. Przecieї
nie mуgі wiedzieж o ci№їy.
Przynajmniej tak myњlaіa do poniedziaіkowego rana. Libby i Mabel pracowaіy nad
dokumentami dla s№du, a Violet zaniosіa Blake'owi wiadomoњж od klienta. Rozmawiaі na
drugiej linii i nie chciaіa mu przerywaж, wiкc zatrzymaіa siк przy uchylonych drzwiach. To,
co usіyszaіa, sprawiіo, їe kartka z wiadomoњci№ wypadіa jej z r№k.
- Co innego mogіem zrobiж? - pytaі Blake wzburzonym tonem. - Jej matka bardzo
przeїywa okolicznoњci њmierci swojego mкїa i jest chora na serce. Wiadomoњж o nieњlub-
nym dziecku Violet mogіaby j№ zabiж. Poza tym, to maіa spoіecznoњж i wszyscy nas
znaj№. Violet wyklucza aborcjк, wiкc њlub jest jedynym sensownym rozwi№zaniem.
Przerwaі na chwilк i mуwiі dalej, w sposуb oczywisty odpowiadaj№c na sіowa
swojego rozmуwcy.
- Wiem - powiedziaі znuїonym tonem. - Ale ona siк nie dowie. A po urodzeniu
dziecka podejmiemy jak№њ decyzjк. Ale niezaleїnie od tego, czy maіїeсstwo siк utrzyma,
czy nie, chcк, їeby Violet byіa zabezpieczona na przyszіoњж. Tak. Tak. Wiem.
Violet schyliіa siк, їeby zebraж rozsypane dokumenty. Blake mуwiі dalej.
Violet nie byіa w stanie myњleж. Wrуciіa do siebie i usiadіa przy komputerze. Kartkк
z informacj№ od klienta odіoїyіa na stos dokumentуw przy drukarce.
Drzwi frontowe otworzyіy siк i weszіa Libby. Spojrzaіa na Violet.
- Dobrze siк czujesz? - zapytaіa natychmiast. - Strasznie jesteњ blada.
Violet przeіknкіa z trudem.
- Krкci mi siк w gіowie. Pewno zіapaіam jak№њ infekcjк.
- Co siк staіo? - Blake ze zmarszczonym czoіem wkroczyі do pokoju.
- Violet џle siк czuje - odpowiedziaіa Libby. - Moїe powinnaњ pojechaж do domu? -
zwrуciіa siк do koleїanki.
- Dobry pomysі - zgodziі siк Blake. - Chcesz, їebym ciк odwiуzі? - zapytaі Violet.
- Mogк prowadziж - odpowiedziaіa, unikaj№c jego wzroku. - To nic powaїnego.
Blake odprowadziі j№ do samochodu.
- Zadzwoс, jak dojedziesz. - Zawahaі siк lekko. - Moїe jednak powinienem z tob№
pojechaж?
- Nie, nie - odparіa zdecydowanie. - Nic mi nie jest. Chciaіabym siк tylko poіoїyж.
Miaі niepewn№ minк.
- Wygl№dasz blado.
Miaіa dobry powуd, їeby tak wygl№daж, ale nie mogіa mu go wyjawiж.
- Do jutra mi przejdzie - powtуrzyіa.
- Violet... - zacz№і niepewnie.
- Do zobaczenia jutro, szefie - uњmiechnкіa siк z przymusem i wyszіa.
Patrzyі za ni№ z rosn№cym poczuciem winy. Kochaj№cy narzeczony zapakowaіby
j№ do wіasnego samochodu i zawiуzі do domu. Zadbaіby, їeby poszіa do іуїka i posiedziaіby
przy niej, zanim nie zaњnie. Nie rozumiaі samego siebie. Staraі siк przez caіy weekend, ale
skoсczyіo siк niczym. Bezsens caіej tej sytuacji wprowadziі go w posкpny nastrуj. Miaі za
zіe, їe Violet jest w ci№їy, їe on sam czuje siк jak w puіapce. Dlatego nie zadzwoniі do niej,
pomimo namiкtnego spotkania w biurze. Odpowiedzialnoњж za dziecko ponosili,
oczywiњcie, w rуwnym stopniu oboje, ale on zupeіnie sobie z tym nie radziі. Zachowywaі siк
jak skoсczony egoista. Miaі wraїenie, їe caіe jego їycie stanкіo na gіowie. Panicznie baі siк
maіїeсstwa, a jeszcze bardziej ojcostwa. Zbyt dіugo byі sam. Z drugiej strony nie chciaі, by
Violet cierpiaіa z jego winy. Dziњ to on powinien siк ni№ zaopiekowaж.
Odwrуciі siк i ruszyі w kierunku Violet, ale zobaczyі tylko tyі jej samochodu
znikaj№cy w wyjeџdzie z parkingu. Poczuі siк jak іajdak. Ja mуgі puњciж j№ sam№?
Zastanawiaі siк przez chwilк i wіaњnie siкgn№і po kluczyki, kiedy w drzwiach stanкіa
Libby, prosz№c go pilnie do telefonu. Jeden z jego klientуw zostaі aresztowany. Blake
zawrуciі do biura. O nastкpnym kroku zadecydowaі sam los.
Violet przepіakaіa caі№ drogк do domu. Do tej pory chciaіa wierzyж, їe Blake'owi
naprawdк na niej zaleїy i їe ucieszy siк z dziecka. Tymczasem on juї wiedziaі, Bуg jeden wie
sk№d, i wcale siк nie cieszyі. Chciaі siк z ni№ oїeniж wyі№cznie dla zachowania pozorуw,
bo tak naprawdк zaleїaіo mu tylko na seksie. To byі okrutny cios.
Siedziaіa w samochodzie, dopуki nie opanowaіa іkaс i nie poczuіa siк na siіach
zachowywaж normalnie. Sprawdziіa wygl№d w lusterku, bo nie chciaіa niepokoiж mamy. Co
do jednego Blake miaі sіusznoњж. Gdyby mama dowiedziaіa siк o ci№їy, byіaby
zdruzgotana.
Z wymuszonym uњmiechem przywitaіa mamк, ktуra ogl№daіa wіaњnie jeden ze
swoich seriali i pomachaіa jej z min№ lekko nieobecn№.
Wyrok zostaі odroczony. Na razie nie musiaіa niczego wyjaњniaж. Violet poszіa do
siebie i przebraіa siк w luџne dїinsy i bluzк. Poіoїyіa siк na kilka minut, pewna, їe dopуki
trwa film, nic nie zdoіa oderwaж starszej pani od ekranu.
Musiaіa szybko podj№ж decyzjк. Nie mogіa wskoczyж do autobusu i wyjechaж z
miasta. Byіa odpowiedzialna za mamк, ktуra kochaіa Jacobsville i nie mogіaby їyж nigdzie
indziej. Poza tym byіa teї sprawa Janet Collins.
Wіaњciwie Violet miaіa tylko jedno wyjњcie. Musiaіa odejњж z biura Blake'a. Byіo
jej gіupio dzwoniж znowu do Duke'a Wrighta, niestety nie byіo innej moїliwoњci. Nie zdoіa
ukryж ci№їy na dіugo, ale kilka tygodni powinno jej wystarczyж na podjкcie decyzji.
Podniosіa sіuchawkк i wykrкciіa numer.
Po kilku minutach weszіa do saloniku. Starsza pani ocieraіa іzy wzruszenia.
- To byіo bardzo smutne. Harry kochaі Eunice przez caіe lata, a kiedy w koсcu
poprosiі j№ o rкkк, umarі na atak serca.
- To rzeczywiњcie smutne. - Violet pochyliіa siк i pocaіowaіa mamк. - Jak siк
czujesz?
- To chyba ja powinnam ciк o to zapytaж, cуreсko. Jesteњ bardzo blada. Wszystko w
porz№dku?
- Chyba zіapaіam jak№њ infekcjк i dlatego jestem wczeњniej. Szef daі mi wolne -
dodaіa ze sіabym uњmiechem. - Przygotujк coњ do jedzenia.
- Jeїeli tylko czujesz siк wystarczaj№co dobrze. - Pani Hardy miaіa zmartwion№
minк.
Violet nie zamierzaіa mуwiж mamie, їe postanowiіa wrуciж do Duke'a Wrighta, ktуry
przyj№і jej propozycjк z entuzjazmem. Umуwili siк na poniedziaіek, wiкc teraz czekaіo j№
wyjaњnienie sytuacji Blake'owi. Perspektywa rozmowy z nim przyprawiaіa j№ o dreszcze.
Blake zadzwoniі do niej, jak tylko zdoіaі uspokoiж zdenerwowanego klienta. Telefon
odebraіa pani Hardy, bo Violet, z silnym bуlem gіowy, leїaіa juї w іуїku. Blake przekazaі
pozdrowienia i pojechaі do domu. Ale nie mуgі spaж.
Przez caі№ noc drкczyіy go wyrzuty sumienia. Violet byіa dobra, sіodka i kochaіa go.
Mуgіby szukaж do koсca їycia i nigdy nie znaleџж kobiety chociaї w poіowie tak oddanej jak
ona.
Od samego pocz№tku czuwaіa nad nim i troszczyіa siк o niego, a od tamtej pamiкtnej
soboty, jego ciaіo tкskniіo za ni№ boleњnie dniem i noc№. Wiedziaі, їe byі jej pierwszym
mкїczyzn№ i їe nie chciaіa nikogo innego. Nosiіa pod sercem jego dziecko. A on
zaproponowaі jej maіїeсstwo wyі№cznie z poczucia obowi№zku, a nie dlatego, їe pragn№і
jej czy dziecka.
Teraz, kiedy jego umysі znуw funkcjonowaі poprawnie, uњwiadomiі sobie, jakim byі
szczкњciarzem. Dlaczego zrozumiaі to tak pуџno?
Wstaі przed њwitem i przygotowaі solidne њniadanie. Zamierzaі pуjњж do
najbardziej ekskluzywnego sklepu jubilerskiego w mieњcie i kupiж Violet pierњcionek z
oszaіamiaj№cym brylantem. Chciaі daж jej szczкњcie. Chciaі kupowaж jej kwiaty, zabieraж
j№ do teatru i rozpieszczaж prezentami. Њmiaі siк sam z siebie. Nigdy jeszcze nie czuі siк
taki szczкњliwy.
W poniedziaіek rano Violet spokojnie i systematycznie oprуїniіa biurko. Koleїanki
popatrywaіy na ni№ nerwowo.
W drzwiach stan№і uњmiechniкty Blake.
Violet spojrzaіa na niego z wyrazem twarzy, ktуrego nie mуgі zrozumieж.
- Co robisz? - zapytaі, zanim uњwiadomiі sobie, їe Violet siк pakuje.
- Wracam do Duke'a Wrighta - odpowiedziaіa spokojnie.
Staі kompletnie zaskoczony, wrкcz niezdolny zareagowaж.
- Odchodzisz? - wykrztusiі w koсcu. Spojrzaіa mu w oczy.
- Tak.
Dziewczкta wymieniіy spojrzenia i jednoczeњnie wstaіy z krzeseі.
- Idziemy do piekarni naprzeciwko - rzuciіa Libby, znikaj№c w drzwiach.
- Odchodzк - odezwaіa siк Violet.
- Dlaczego?
- Dlaczego? - wykrzyknкіa. - Jak moїesz mnie o to pytaж? Chcesz siк ze mn№ oїeniж
tylko dlatego, їe jestem w ci№їy!
Wstrzymaі oddech, co byіo aї nazbyt wystarczaj№cym potwierdzeniem.
- Nie prуbuj zaprzeczaж - rzuciіa z wyrazem cierpienia w niebieskich oczach. -
Sіyszaіam, jak rozmawiaіeњ przez telefon.
Rozmawiaі przez telefon... O Boїe! Zіy los kazaі jej usіyszeж jego rozmowк z doktor
Lou Coltrain. Jak mуgі nie zamkn№ж drzwi?
Violet zauwaїyіa, jak jego twarz przyobleka siк w wyraz poczucia winy i jej ostatnia
nadzieja uleciaіa. Miaіa racjк. Chciaі tylko daж dziecku nazwisko i uchroniж jej mamк przed
wielkim wstydem.
- Wiele maіїeсstw zaczyna z uboїszym kapitaіem - powiedziaі po chwili, dobieraj№c
starannie sіowa.
- Ale nam brakuje tego, co jest najwaїniejsze, Blake. Miіoњci.
Chciaі krzykn№ж, їe j№ kocha, ale siк nie odwaїyі. Zaczerpn№і tchu.
- Nie mogк ciк powstrzymaж - powiedziaі spokojnie. - Skoro tego chcesz... Ale
proszк, przemyњl to jeszcze.
Potrz№snкіa gіow№.
- Nie zostanк tutaj, gdzie dostanк tylko twoj№ litoњж i plotki wszystkich innych.
-
Jeїeli
odejdziesz,
dopiero
bкd№
plotkowaж!
-
rzuciі
z
wyraџnym
zniecierpliwieniem.
Poczuіa w sercu chіodn№ pustkк.
- Nie mogк zostaж.
- No cуї, nie oczekuj, їe bкdк prуbowaі ciк zatrzymaж - burkn№і wњciekle. - Skoro
wolisz ogіosiж caіemu њwiatu, їe jesteњ w ci№їy i samotna, to bardzo proszк!
- Wіaњnie dlatego odchodzк! - odpaliіa. - Wcale ci nie chodzi o mnie, tylko o to, co
ludzie powiedz№! Zepsuіbyњ sobie reputacjк i mуgіbyњ straciж klientуw!
Spojrzaі na ni№ rozpіomienionym wzrokiem.
- A co z twoj№ mam№? - zrewanїowaі siк. - Ciekawe, jak na to wszystko zareaguje?
Violet zagryzіa wargi.
- Mama zrozumie.
- Tak ci siк zdaje? A co z Duke'em Wrightem?
- Co takiego?
- Co sobie pomyњli, kiedy ci№їa stanie siк widoczna? A jego pracownicy, byіa їona?
Pomyњl№, їe to dziecko Duke'a.
Gwaіtownie zіapaіa powietrze.
- Na pewno nie!
- Nie liczyіbym na to.
Patrzyіa na niego bez sіowa. Sytuacja zaczynaіa j№ przerastaж. Nie chciaіa mu
wierzyж, ale, niestety, wiedziaіa, їe ma racjк.
Blake teї siк jej przygl№daі. Zauwaїyі nieznaczne poszerzenie talii. Od њmierci
Shannon nie myњlaі o dzieciach. Dlaczego wiкc nagle zacz№і siк zastanawiaж jakie bкdzie
ich dziecko? Ciemnowіose, jak oni oboje? O niebieskich oczach? Chіopczyk czy
dziewczynka?
- Wygl№dasz... dziwnie - odezwaіa siк Violet.
- Myњlaіem o dziecku - odpowiedziaі w roztargnieniu, wci№ї mierz№c wzrokiem jej
taliк. - Nie s№dziіem, їe zostanк ojcem. Przez wiкkszoњж dorosіego їycia byіem sam.
- Ja teї - wyznaіa cichutko.
- Co byњ chciaіa? - Blake pytaj№co spojrzaі jej w oczy. Violet zamrugaіa.
- Nie wiem, nigdy siк nie zastanawiaіam. Chyba niewiele.
Przysun№і siк o krok.
- Mam na myњli maleсstwo. Zatraciіa siк w jego oczach.
- Maіe dziewczynki s№ urocze - zaryzykowaіa. - Lubiк robiж na drutach i
szydeіkiem. Mogіabym j№ nauczyж.
Blake wstrzymaі oddech. Maіa dziewczynka. Pomyњlaі o cуreczce Reya Harta. Caіa
rodzina przyszіa wtedy do jego kancelarii. Maіa ciemnowіosa Celina miaіa pawie szeњж
miesiкcy i zauroczyіa Blake'a zupeіnie. Zauwaїyі, їe maіa bez reszty zawojowaіa ojca, ku
rozbawieniu jego їony, Meredith. To samo dotyczyіo bliџniakуw Judda i Christabel Dunn.
Wszystkich w mieњcie rozbawiaіa do іez іatwoњж, z jak№ smyki owijaіy sobie twardziela
Judda wokуі palca.
- Masz racjк, maіe dziewczynki s№ urocze - zgodziі siк miкkko.
- Ale mуgіby byж i chіopczyk - mуwiіa dalej Violet. - Lubiк baseball i futbol. Wci№ї
pamiкtam zasady gry.
Uњmiechn№і siк lekko.
- Ja teї.
Posmutniaіa, wracaj№c do rzeczywistoњci.
- Tak naprawdк, to ty wcale nie chcesz dziecka, Blake - powiedziaіa. - Postкpujesz
fair, proponuj№c mi maіїeсstwo, ale nic z tego nie wyjdzie.
- Sk№d wiesz? Duїo par ma znacznie gorsz№ pozycjк na starcie. Powiedziaіem przez
telefon kilka gіupstw, a ty je usіyszaіaњ. Dla mnie to wszystko jest jeszcze bardzo њwieїe, a
nie za dobrze znoszк zmiany. Potrzebujк czasu, їeby to sobie jakoњ poukіadaж.
Violet westchnкіa.
- Ale czujesz siк zіapany w puіapkк. Wzruszyі ramionami.
- No cуї, moїe trochк - wyznaі uczciwie. - Ale to minie. Potrzebujк czasu, Violet.
- Wiem. Ja, prawdк mуwi№c, teї. - Podeszіa do spakowanego pudіa. - Duke chce,
ї
ebym wrуciіa. Porozmawiamy za kilka tygodni.
- Za kilka tygodni bкdzie widaж ci№їк - ostrzegі j№.
- Jestem pulchna - odpowiedziaіa bez emocji. - Nic nie bкdzie widaж.
- Nie jesteњ pulchna, tylko kobieca - odparі z uњmiechem. - Њlicznie wygl№dasz.
Uniosіa brwi.
- To nie s№ puste sіowa. - Na widok jej miny pospieszyі z wyjaњnieniem. - Naprawdк
tak uwaїam. Wiele rzeczy mi siк w tobie podoba. Kotki teї ciк lubi№.
- Czy to mi dodaje punktуw? Blake siк uњmiechn№і.
- One lubi№ bardzo niewiele osуb. A ktуregoњ dnia zaatakowaіy dostawcк pizzy,
kaїda jedn№ nogк. Muszк mu pіaciж ekstra, їeby teraz do mnie przychodziі. I zamykaж
kotki, kiedy wjeїdїa na podjazd.
- Uch!
- Moїe to wina anchovies. - Popatrzyі na ni№ uwaїnie. - Jeїeli koniecznie chcesz teraz
odejњж, nie mogк siк sprzeciwiaж. Ale zastanуw siк nad tym wszystkim. Oboje powin-
niњmy teraz myњleж o dziecku. Wszystko jedno, chіopczyk czy dziewczynka... Ale
pamiкtaj, to, їe pozwalam ci odejњж, nie znaczy, їe z ciebie rezygnujк.
Oczy Violet rozszerzyіo zdumienie. - Och...
- Moїe na razie nie mуw nic mamie. Nie trzeba jej martwiж.
- Wiem. Bez obaw.
- Sіyszaіem, їe їona Duke'a ma go odwiedziж z synem. Chyba dowiedziaіa siк o jego
nowej pani biolog.
- Zazdrosna? - zaciekawiіa siк Violet.
- Moїe. Uwaїam, їe powinni siк pogodziж. Dziecko potrzebuje obojga rodzicуw. -
Violet domyњliіa siк, їe mуwi nie tylko o Wrightach.
- Tak, to prawda.
Podniуsі jej pudіo. Oczy miaі powaїne.
- Powinienem byі odwieџж ciк do domu wczoraj, kiedy zachorowaіaњ - powiedziaі
niespodziewanie. - Miaіem za tob№ pojechaж, ale telefon odwoіaі mnie do biura.
- Naprawdк? - te sіowa zaskoczyіy j№.
- Tak. Otwуrz drzwi.
Odprowadziі j№ do samochodu i patrzyі, jak odjeїdїa.
Violet wyjaњniіa mamie decyzjк powrotu do Duke'a Wrighta, mуwi№c, їe oboje z
Blake'em, zamiast pracowaж, patrz№ sobie w oczy. Dlatego do њlubu zamierza pracowaж
dla Duke'a.
Mama rzuciіa jej zagadkowe spojrzenie, ale nie skomentowaіa tego.
Zgodnie z obietnic№, Blake dzwoniі do Violet codziennie. Na pocz№tku byі trochк
skrкpowany, ale stopniowo zacz№і jej opowiadaж biurowe plotki i nowinki i Violet bardzo
polubiіa ich popoіudniowe pogawкdki.
Wtedy wіaњnie aresztowano Janet Collins w San Antonio.
Tego popoіudnia Blake nie zadzwoniі do Violet, tylko pojechaі do Duke'a, їeby
przekazaж wiadomoњж osobiњcie.
Violet zachowaіa nieprzeniknion№ twarz.
- I co teraz? - zapytaіa z dіoсmi na klawiaturze komputera.
- Zostanie oskarїona o morderstwo pierwszego stopnia, w przyszіy poniedziaіek, w
San Antonio.
- Czy musimy tam jechaж? - zapytaіa z nadziej№, їe odpowiedџ bкdzie odmowna.
Nie czuіa siк na siіach ogl№daж morderczyni ojca.
- Nie ma takiej potrzeby - odparі Blake. - Chociaї dobrze byіoby, gdyby mama
zeznawaіa w trakcie procesu.
- Dlaczego? - w pytaniu Violet brzmiaі namiкtny sprzeciw. - Tylko j№ to przygnкbi, a
i tak nigdy nie widziaіa taty z Janet.
Blake powstrzymaі j№ gestem dіoni.
- Myњlк, їe widziaіa - odparі, obserwuj№c grк uczuж na twarzy Violet. - Nie
powiedziaіa ci, ale spotkaіa ich w motelu tego dnia, kiedy ojciec zasіabі i zostaі zabrany do
szpitala.
- To tam policja znalazіa dowody, wskazuj№ce na udziaі Janet w otruciu -
przypomniaіa sobie Violet, wci№ї jeszcze zszokowana.
- Tak, i to szczкњcie dla nas, їe tak siк staіo, bo obecnoњж mamy w motelu tak bardzo
zdenerwowaіa Janet, їe popeіniіa kilka powaїnych bікdуw. Na przykіad zostawiіa odciski
palcуw na szklance z trucizn№. Na razie nie wie o tym nikt poza laboratorium
kryminalistycznym, policj№ i nami. Dowodуw, їeby skazaж j№ za morderstwo, jest aї nadto.
Zeznania twojej mamy pomog№ wskazaж na motyw zabуjstwa i powi№zaж Janet z pokojem
w motelu, twoim ojcem, jego kontem w banku i jej brakiem њrodkуw do їycia. S№d
wysіucha teї zeznaс dotycz№cych otrucia pensjonariusza domu spokojnej staroњci, ktуry
zapisaі Janet maj№tek. Jego syn aї siк pali, їeby zeznawaж.
- Strasznie siк przy tym nachodziіeњ - Violet dopiero teraz zdaіa sobie sprawк z
ogromu wykonanej przez Blake'a pracy.
- Trochк. - Wsun№і dіonie w kieszenie spodni i uњmiechn№і siк leniwie.
Do pokoju weszli Duke Wright i Harley Fowler, pogr№їeni w rozmowie o byku,
zakupionym prze szefa Fowlera, Cy Parksa. Na widok Blake'a Duke zacisn№і piкњci.
- A co ty robisz w moim domu? - zapytaі. Blake spojrzaі na niego z min№
nieprzeniknion№.
- Rozmawiam z matk№ mojego dziecka - paln№і. Rуwnie dobrze, pomyњlaі, mogк
ubiж dwa ptaszki jednym strzaіem. Tym bardziej, їe obaj mкїczyџni s№ chwilowo samotni.
Przynajmniej nie bкd№ prуbowali krкciж siк koіo mojej Violet.
ROZDZIAЈ DZIESIҐTY
Blake byі wyraџnie zadowolony z siebie, Violet natomiast prуbowaіa utrzymaж na
wodzy emocje caіkowicie odmienne. Przebiegіa wzrokiem od rozbawionego Harleya i
wstrz№њniкtego Duke'a do uњmiechniкtego kpi№co Blake'a.
- Jak њmiesz! - Zerwaіa siк na rуwne nogi, a w jej tonie zabrzmiaіa zimna furia.
Jednak ci№їa i bezsenne noce osіabiіy j№ na tyle, їe zachwiaіa siк i omal nie upadіa. Blake
skoczyі, by j№ podtrzymaж. Przygarn№і j№ i uspokajaj№co koіysaі w ramionach.
- To pierwszy trymestr. Nie powinnaњ wykonywaж takich gwaіtownych ruchуw.
Patrzyіa na niego wњciekіa, ale pozbawiona moїliwoњci wziкcia odwetu.
Duke siк opanowaі. Patrzyі na Blake'a, targany sprzecznymi emocjami.
- To twoje dziecko? - wycedziі. Blake rzuciі mu miaїdї№ce spojrzenie.
- Jak њmiesz! - powtуrzyі sіowa Violet. - Za kogo ty j№ uwaїasz?
Duke chrz№kn№і.
- Przepraszam.
Violet prуbowaіa siк nie uњmiechaж. Ale wyst№pienie Blake'a w jej obronie
wzruszyіo j№.
Blake rozluџniі siк trochк, ale nadal nie wypuszczaі Violet z objкж.
- Musisz pilnowaж, їeby czкsto robiіa przerwy - zwrуciі siк do Duke'a. - Їeby siк za
bardzo nie mкczyіa. Bкdк j№ zabieraі na poїywne, wysokobiaіkowe lunche - zastanowiі siк. -
Ї
adnych hormonуw ani antybiotykуw, rzecz jasna. Musimy myњleж o dziecku.
- Blake! - zgromiіa go Violet.
- I absolutnie nie wolno jej pracowaж do pуџna - dodaі wojowniczo.
Duke prуbowaі ukryж rozbawienie.
- Dobrze - zgodziі siк uprzejmie.
Harley byі zaszokowany. Lubiі Violet. Ale sposуb, w jaki Blake Kemp na ni№
patrzyі, uњwiadomiі mu, їe do tej pory nie zdawaі sobie sprawy, jak bardzo. A teraz byіa w
ci№їy. Harley westchn№і tкsknie. Pomimo reputacji іamacza serc, nie miaі szczкњcia do
kobiet.
Blake przyjrzaі siк Violet.
- Lepiej siк czujesz? - zapytaі z uњmiechem.
Miaіa ochotк wtuliж siк w jego mocarn№ pierњ i caіowaж go do utraty tchu.
- Duїo lepiej - odpowiedziaіa, wysuwaj№c siк z jego objкж.
Pomуgі jej stan№ж na nogach.
- Musimy powiedzieж mamie.
- O dziecku? - zapytaі Duke.
- O aresztowaniu Janet Collins w San Antonio - poprawiі go Blake. - Jest oskarїona o
zamordowanie ojca Violet.
Duke i Harley њwisnкli przez zкby.
- Tak mi przykro, Violet. Jeїeli chcesz wyjњж wczeњniej, bardzo proszк. Ktoњ to
dokoсczy.
- Dziкkujк, ale nie chcк niepokoiж mamy zmian№ rozkіadu dnia. Powiem jej po
pracy.
- Pojadк z tob№ - zaoferowaі siк Blake. Spotkali siк wzrokiem.
- Dziкkujк - odpowiedziaіa, wzruszona.
Skin№і gіow№, zagubiony w jej іagodnym, a jednoczeњnie gіodnym spojrzeniu.
Duke grzmotn№і Harleya wielk№ piкњci№.
- Musimy wracaж do pracy. - Zwrуciі siк do Blake'a. - Nie miaіem pojкcia o tym
wszystkim. Przepraszam za cierpkie sіowa.
Blake wzruszyі ramionami.
- Nic siк nie staіo. Duke siк zawahaі.
- Bкdк pilnowaі, їeby robiіa przerwy - dodaі. - Pamiкtam, jak siк czuіa moja їona
przed urodzeniem syna.
- Podobno ma przyjechaж - sprуbowaі wysondowaж Blake.
Duke miaі twarz pokerzysty.
- Rozmawiamy o prawie do opieki. Ona czкsto wyjeїdїa, a chіopak zostaje w
przedszkolu albo z opiekunkami. - W oczach zamigotaіa mu zіoњж. - Chcк, їeby zamieszkaі
tutaj.
- Myњlisz, їe siк zgodzi? - zapytaіa Violet.
- Rozwуd byі ciкїki - odpowiedziaі - ale teraz rozumiem, їe duїo w tym byіo mojej
winy. Moїe uda nam siк lepiej to poukіadaж. - Spojrzaі na Blake'a. - Prуbowaіeњ mi
wytіumaczyж, ale daіem ci w іeb.
Blake zachichotaі.
- Nic siк nie staіo. Oddaіem ci. Duke zdoіaі zdobyж siк na uњmiech.
- Byі kapitanem siі specjalnych, wiedziaіaњ o tym? - zwrуciі siк do Violet. - Razem z
Cagem Hartem.
- Nie opowiadam o tym - rzuciі Blake szorstko.
- No cуї, przepraszam - wycofaі siк Duke.
Violet spojrzaіa na Blake'a zaciekawiona, a Duke siк uњmiechn№і.
- Opowie ci ktуregoњ dnia - powiedziaі. - I pokaїe medale, jak bкdzie w dobrym
humorze.
Oczy Blake'a zabіysіy niebezpiecznie.
- Idк - Duke uniуsі dіonie w geњcie przeprosin. - Chodџ Harley, zaіadujemy waszego
byczka.
- Tak jest, szefie - odpowiedziaі Harley, mrugaj№c do Violet.
Blake іypn№і na niego groџnie, wiкc Harley takїe uniуsі dіonie w geњcie przeprosin,
zachichotaі i pod№їyі za Duke'em.
Violet odprowadziіa ich wzrokiem i spojrzaіa na Blake'a. Wyraџnie nie tylko nie
poczuwaі siк do winy, ale wrкcz wygl№daі na zadowolonego z siebie. Trzymaі rкce w
kieszeniach i uњmiechaі siк, co zdarzaіo mu siк nieczкsto, a jeїeli juї, to gіуwnie w
towarzystwie Violet.
- To chyba juї wyjdziesz za mnie? - zapytaі. Spojrzaіa na niego oczami jak szparki.
- To nie byіo fair.
- A czy to jest fair nosiж moje dziecko i uњmiechaж do innych facetуw? Zwіaszcza do
Harleya Fowlera - dodaі gwoli wyjaњnienia.
Violet zamrugaіa.
- Harley nie interesuje mnie w ten sposуb.
- No cуї, on interesuje siк tob№.
- Nie mуwisz powaїnie.
- Mуwiк. - Zalaіa go fala uczucia dla niej. - Wstyd mi, їe nie daіem ci wsparcia,
ktуrego potrzebowaіaњ. Obiecujк, їe to siк zmieni.
- Dobrze siк czujesz? - zapytaіa z trosk№.
- Moїe nie tylko Duke powinien siк nad sob№ zastanowiж - odpowiedziaі. - Odk№d
zaczкіaњ dla mnie pracowaж, notorycznie ci dokuczaіem, a ty odpіacaіaњ mi trosk№ i do-
broci№. Juї dawno podњwiadomie czuіem coњ dla ciebie, ale staraіem siк z tym walczyж.
- To z powodu dziecka - zaczкіa.
- Na pewno nie.
Uњmiechnкіa siк i jej wzrok zіagodniaі.
- Juї dobrze. Odpowiedziaі uњmiechem.
- Wpadnк po pracy i pojedziemy do domu, przekazaж mamie nowiny.
- Mama jest twarda - powiedziaіa - wydaje siк krucha, ale to istna opoka.
- Tak jak ty. Obawiam siк, їe rozprawa nie bкdzie dla was іatwa. Przywoіa przykre
wspomnienia.
- Przeїyіyњmy juї najgorsze. Њmierж taty, utrata domu i pieniкdzy. Ukaranie Janet da
nam jak№њ satysfakcjк. Mam nadziejк, їe pуjdzie do wiкzienia.
- Ja teї, ale nie sposуb przewidzieж wyroku. Musimy dostarczyж prokuratorowi jak
najwiкcej dowodуw. Nie chcк, їeby siк z tego wywinкіa.
- Ja teї nie - zgodziіa siк Violet. - Dziкkujк ci.
- Zobaczymy siк o pi№tej. - Zanim wyszedі, mrugn№і do niej.
Violet patrzyіa za nim, dopуki nie przypomniaіa sobie o czekaj№cej pracy.
Pani Hardy wiedziaіa, їe coњ siк kroi, kiedy usіyszaіa dwa samochody na podjeџdzie i
zobaczyіa Violet i Blake'a z chmurnymi minami.
Wyprostowaіa siк w swoim fotelu i splotіa dіonie na kolanach.
- No dobrze. Co siк dzieje? Skoro jesteњcie tu oboje, to musi byж coњ duїego.
- No... - zaczкіa Violet.
- Janet Collins jest w wiкzieniu w San Antonio - wyrкczyі j№ Blake.
- Alleluja! - zaњpiewaіa pani Hardy. Blake i Violet wymienili spojrzenia.
- Spodziewaliњcie siк, їe zemdlejк? Przepraszam. Bardzo siк cieszк, їe j№ zіapali, a
bкdк jeszcze bardziej, mog№c zeznawaж przeciwko niej.
- To bкdzie stresuj№ce - Violet przysiadіa koіo mamy.
- Bardziej stresuj№ce byіoby pozwoliж, їeby siк z tego wywinкіa. - Spojrzaіa na
Blake'a z powag№. - Zmieniк temat. Skoro mowa o stresach, to kiedy wy dwoje zamierzacie
siк pobraж?
Blake zamarі.
- Byіoby dobrze jak najszybciej. Nie chcк, їeby moja cуrka braіa њlub w sukience
ci№їowej.
- Mamo! - wykrzyknкіa Violet, zaszokowana.
- Ona uwaїa, їe jestem gіucha. Moїe i tak, ale sіyszaіam, jak wymiotuje co rano. -
Potoczyіa wojowniczym spojrzeniem. - No wiкc, sіucham?
Blake siк rozeњmiaі.
- Wіaњnie powiedziaіem Duke'owi o dziecku.
- Bкdzie skandal.
- Bкdzie wnuczк - poprawiі j№ Blake, uњmiechaj№c siк czule do Violet. - Kochane i
oczekiwane przez oboje rodzicуw.
- Tak - zgodziіa siк z nim Violet.
- No wiкc kiedy? - nalegaіa pani Hardy.
- Jeїeli siк pospieszymy, zd№їymy w przyszіym tygodniu - powiedziaі Blake. - W
tych okolicznoњciach im prкdzej tym lepiej. Ale miesi№c miodowy musimy odіoїyж.
- To niewaїne, ale musicie zalegalizowaж moje wnuczк.
- Zajmк siк wszystkim, a Violet kupi sukienkк.
- Co z pastorem? - zapytaіa pani Hardy.
- Moїemy wzi№ж њlub cywilny - zaczкіa zakіopotana Violet.
- Nie ma mowy - przerwaі jej Blake. - Bierzemy њlub koњcielny. To nasz wspуlna
decyzja.
- Bкdк siк wstydziж - wymamrotaіa Violet.
- Bуg nie wymaga od ludzi doskonaіoњci - odparі Blake. - Na szczкњcie dla nas.
- Bкd№ plotki - narzekaіa pani Hardy.
- Ludzie plotkuj№, a potem siк њmiej№ - powiedziaі Blake. - Tu siк nie utrzyma
ї
aden sekret. Wszyscy s№ tylko ciekawi, gdzie bкdzie њlub.
- Na tym polega urok maіych miasteczek - dodaіa Violet. - Tu wszyscy jesteњmy
rodzin№.
- Wіaњnie. A teraz - Blake zrobiі powaїn№ minк - nastкpna waїna kwestia. Kto ma
ochotк na chiсszczyznк? - zapytaі z uњmiechem.
Kiedy Blake przyniуsі zamуwione dania, pani Hardy i Violet, obie bardzo gіodne,
czekaіy przy stole. Rozmawiaіy o rozprawie przeciwko Janet Collins i zbliїaj№cym siк
њ
lubie. Zanim nadszedі czas poїegnania, pani Hardy zapomniaіa o wszystkich drкcz№cych
j№ w№tpliwoњciach.
Violet odprowadziіa Blake'a do samochodu, podziwiaj№c czyste i jasne nocne niebo.
Gwiazdy migotaіy. Wokoіo unosiі siк zapach rуї pani Hardy.
Starsza pani jasno wyraziіa swoje zdanie na temat zamieszkania z mіodymi, a przede
wszystkim z humorzastymi kotkami Blake'a. Ustalili wiкc, їe bкdzie miaіa dochodz№c№
pomoc. Wybran№ przez Blake'a kandydatkк miaіa zatwierdziж osobiњcie.
- Mama bкdzie tu duїo szczкњliwsza - powiedziaіa mu Violet, kiedy usiedli na ganku.
- Nade wszystko lubi siк krz№taж przy rуїach. Bкdziemy j№ czкsto odwiedzaж.
- Bкdziemy przychodziж z kolacj№ - obiecaі. - Ale musimy jej znaleџж kogoњ do
pomocy. Widzisz, z czasem wszystko siк ukіada.
Skinкіa i przysunкіa siк bliїej. W tym roku wiosenne noce byіy nietypowo chіodne.
Popatrzyіa mu w oczy.
- Bкdziesz kochaі nasze maleсstwo, chociaї zmusiіo ciк do maіїeсstwa?
Przyci№gn№і j№ do siebie i przytuliі mocno.
- Gdyby mi na tobie nie zaleїaіo, na pewno bym siк nie oїeniі. Mamy wiele
wspуlnego. Naleїymy do tego samego rodzaju ludzi. Mamy podobny stosunek do їycia. Oboje
kochamy dzieci i zwierzкta. To aї nadto, їeby zacz№ж coњ wspуlnie budowaж. No i dobrze
nam razem, lepiej, niї kiedykolwiek marzyіem. Chcк siк z tob№ oїeniж. Dzieciak bкdzie
wspaniaіy, zobaczysz.
Oczy Violet wypeіniіy siк іzami wzruszenia.
- Duїo o nas myњlaіeњ.
- Tak. Dlatego bardzo mi przykro, їe sіyszaіaњ moj№ rozmowк z doktor Lou Coltrain.
Byіem wtedy zupeіnie zdezorientowany, ale teraz juї siк odnalazіem.
- Na pewno?
- Tak. - Obrysowaі palcem owal jej twarzy. - Nie chcк byж dіuїej sam. Wszystko
bкdzie dobrze, zobaczysz.
Violet skinкіa gіow№, ale wci№ї miaіa zmartwion№ minк.
- O co chodzi tym razem? - zapytaі Blake.
- Bojк siк.
- Maіїeсstwa?
- O dziecko. Bкdzie maleсkie i delikatne, a ja nie mam pojкcia, jak siк nim
opiekowaж...
Przyci№gn№і j№ blisko i rozeњmiaі siк rozczulony.
- Wszyscy ciкїko przeїywaj№ zostanie rodzicami. Ale dzieci s№ twardsze, niї siк
wydaje, no i zawsze mamy doktor Lou. Ma doњwiadczenie i zna dobrego poіoїnika.
- Wiem.
- Wiкc siк nie martw i pamiкtaj, їe masz mnie.
- Mam nadziejк. Wiesz, їe Libby i Jordan Powell teї siк pobieraj№?
Uњmiechn№і siк szeroko.
- Їadna niespodzianka. Kilkakrotnie byі w biurze z proњb№ o wybaczenie. - Pochyliі
siк, pocaіowaі j№ i przytuliі. W jego ramionach czuіa siк ciepіo i bezpiecznie, pomimo
wieczornego chіodu. Westchnкіa, oddaj№c mu pocaіunek. Chyba naprawdк byli dla siebie
stworzeni.
- Uciekaj do domu - powiedziaі, przebiegaj№c smukіymi dіoсmi po jej ramionach. -
Zamarzniesz tutaj.
- To juї wiosna - przypomniaіa mu, drї№c z chіodu.
- Jeњli nie odpowiada ci ta pogoda, poczekaj piкж minut - powtуrzyі stary miejscowy
ї
art.
Uњmiechnкіa siк nieњmiaіo.
- Naprawdк pobieramy siк w przyszіym tygodniu czy chciaіeњ tylko uspokoiж
mamк?
- Raczej siebie - odpowiedziaі. - Nie chcк, їeby ktokolwiek pozwalaі sobie na
zіoњliwe uwagi na twуj temat. Na pewno szybko siк rozniesie, їe wykupiіaњ receptк na wita-
miny w Victoria.
Wstrzymaіa oddech.
- Sk№d wiesz?
- Lou mi powiedziaіa - odparі z uњmiechem. - To nic zіego, w koсcu naleїк do krкgu
zainteresowanych - dodaі. Zawahaі siк i zmarszczyі brwi, obrzucaj№c spojrzeniem pіaski
brzuch Violet. Czuі siк dziwnie. Po њmierci Shannon i ich nienarodzonego dziecka
przypuszczaі, їe nigdy wiкcej nie bкdzie chciaі byж ojcem. Ale teraz...
- Coњ ciк gnкbi - Violet przysunкіa siк do niego. - O co chodzi?
- Wiesz, їe nie chciaіem mieж dzieci, prawda? Ale chyba nie wiesz dlaczego.
Violet zd№їyіa juї o tym zapomnieж i teraz jej serce zabiіo niepokojem.
- Niektуrzy mкїczyџni nie lubi№ dzieci - zaczкіa. Poіoїyі jej palec na ustach.
- Shannon byіa w ci№їy, kiedy zmarіa - powiedziaі otwarcie. - Ze mn№.
Nie wygl№daіa na tak wstrz№њniкt№, jak przypuszczaі. Zmarszczyі brwi.
- Maіe miasteczko - wyjaњniіa іagodnie. - Wszyscy wiedz№ wszystko.
- Wiedziaіaњ?
- Tak. Przykro mi, їe tak siк staіo. Gwaіtownie wci№gn№і powietrze.
- Nigdy siк z tym do koсca nie pogodziіem. Za kaїdym razem, gdy widziaіem Julie
Merrill, wszystko wracaіo. Odebraіa dwa їycia z powodu bezsensownej rywalizacji. I nie
zrobiіo to na niej wiкkszego wraїenia.
- Niektуrzy ludzie s№ kompletne pozbawieni uczuж. Ja teї nie rozumiem, jak to
moїliwe. Ale na pewno ktуregoњ dnia zapіaci za swoj№ podіoњж.
- Im prкdzej, tym lepiej - odpowiedziaі. Dotknкіa palcami jego policzka.
- Wtedy wiedziaіeњ o dziecku?
- Nie. Shannon mi nie powiedziaіa. Wtedy teї nie chciaіem mieж dzieci, chyba jeszcze
bardziej niї teraz. Dlatego czuіem siк bardziej winny. Przysporzyіem Shannon cierpienia. A
potem umarli oboje.
- Julie wiedziaіa?
- Nigdy nie pytaіem. To juї bez znaczenia. Ale chciaіbym, їeby zapіaciіa za krzywdк,
jak№ wyrz№dziіa.
- Ludzie zawsze pіac№ za krzywdy, ktуre wyrz№dzili innym, Blake - zabrzmiaіo to
bardzo dojrzale. - Czasem mija wiele czasu, ale w koсcu zawsze tak jest.
Dotkn№і jej policzka. Czuі siк z ni№ dobrze i bezpiecznie. Potrafiіa wydobyж
gікboko skrywan№ іagodnoњж nawet z prawdziwego twardziela. Zastanawiaі siк, czy ona
domyњla siк jego uczuж do niej. Coњ podobnego wiele lat temu czuі do Shannon. Wci№ї
staіa mu przed oczami. Jej uњmiechniкte, niebieskie oczy, teraz zamkniкte na zawsze.
To nie byіa wina Violet, їe wci№ї wspominaі Shannon, i widz№c jej niepewne
spojrzenie, poczuі siк jeszcze gorzej. Pochyliі siк i pocaіowaі j№ czule. Przeїywaі rozterki,
ale nie chciaі, by czuіa siк winna. Pomyњlaі o Shannon takiej, jak№ widziaі po raz ostatni.
Potrzebowaі czasu, by rozliczyж siк z przeszіoњci№.
- Odpocznij teraz. Zadzwoniк jutro - powiedziaі. Obiecaі jej wspуlny lunch, ale
widziaіa, їe rozmowa o Shannon byіa dla niego bolesna.
- Do zobaczenia - odpowiedziaіa. - Jedџ ostroїnie. Skin№і gіow№ w roztargnieniu i
wsiadі do samochodu.
Odjechaі bez ogl№dania siк za siebie.
Violet nie weszіa do domu od razu. Wіaњciwie nie miaіa powodуw do zmartwienia.
Rzeczywiњcie, pod wzglкdem fizycznym pasowali do siebie idealnie. Poza tym, wydawaіo
siк, їe Blake chce tego dziecka. Ale przeszіoњж wci№ї mu ci№їyіa. Potrzebowaі czasu i
zamierzaіa mu go daж. Kochaіa go i chciaіa, їeby odwzajemniі jej uczucie. Musiaі siк
uwolniж od wspomnieс o Shannon.
Coњ jej mуwiіo, їe sobie z tym poradzi.
Obie z mam№ poszіy wczeњnie spaж. Violet њniіa o swoim maleсstwie i obudziіa siк
peіna entuzjazmu. Wszystko jedno, jakiej bкdzie pіci. Najwaїniejsze, їeby byіo zdrowe.
Zastanawiaіa siк, jak pogodzi pracк z rodzin№ i czy Blake chciaіby, їeby pracowaіa.
Lubiіa swoj№ pracк, ale marzyіa, by byж z dzieckiem przez caіy czas. Chciaіa mu czytaж,
bawiж siк z nim, po prostu byж przy nim. Jej mama po urodzeniu dziecka zostaіa w domu i
nigdy tego nie їaіowaіa. Violet byіa do niej pod tym wzglкdem podobna. Gdyby jej praca
miaіa pomуc w utrzymaniu domu, musiaіaby sobie poradziж. Ale tutaj sytuacja byіa zupeіnie
inna i Violet miaіa ochotк to wykorzystaж.
Kiedy weszіa do biura Duke'a Wrighta, zauwaїyіa, їe szef ma niepewn№ minк.
Spojrzaі na ni№ bez uњmiechu.
- Zrobiіam coњ nie tak? - zapytaіa niespokojnie. Potrz№sn№і gіow№.
- Rebeka tu jedzie.
- Sіucham?
- Rebeka. Moja prawie byіa їona. I nasz syn.
- Och. - Violet odіoїyіa torebkк. - Co trzeba zrobiж?
- Wіaњciwie niewiele jest do zrobienia. - Wsun№і dіonie do kieszeni dїinsуw. - Mam
nadziejк, їe zgodzi siк, їeby Trent zamieszkaі u mnie.
- Mam nadziejк - sprуbowaіa go wesprzeж Violet. Wzruszyі ramionami.
- Tylko їe moїe zmieniж zdanie, kiedy siк dowie, їe zatrudniіem Delene w
laboratorium.
- Zna Delene? - dziwiіa siк Violet. Duke siк skrzywiі.
- Spotkaіy siк tylko raz, na zjeџdzie absolwentуw mojej uczelni. Ale Delene krzywo
na ni№ spojrzaіa. Rebeka wtedy miaіa ukoсczon№ tylko szkoік њredni№. Dopiero pуџniej
poszіa na studia. Delene byіa zawsze bardzo bystra. Jeїeli Rebeka uzna, їe jestem zwi№zany z
Delene, wrуci do Nowego Jorku z szybkoњci№ њwiatіa. Co mogк zrobiж? Nie zwolniк
przecieї mojego najlepszego biologa.
- Mуgіby pan wysіaж Delene na szkolenie do Kolorado - zasugerowaіa Violet.
Duke popatrzyі na ni№ w osіupieniu.
- Kolorado?
- Czy nie tam odbywaj№ siк w tym tygodniu warsztaty dla specjalistуw od
inseminacji, organizowane przez Narodowe Stowarzyszenie Hodowcуw Bydіa?
Duke otworzyі usta.
- No tak! Dostaliњmy maila z informacj№!
Zerknкіa na zegarek.
- Mуgіby j№ pan odwieџж na samolot w poіudnie, jeїeli to pilne.
Duke wybuchn№і tubalnym њmiechem.
- Violet, jesteњ wspaniaіa! Їeby tylko chciaіa pojechaж...
- Niech j№ pan zapyta, byle szybko. Nie ma za duїo czasu.
- Idк. Uch, te listy czekaj№ na odpowiedџ, ale nie mam teraz ani minuty. Zarejestruj
tylko dane dotycz№ce bydіa, okay? - Wybiegі, zanim zd№їyіa mu odpowiedzieж.
Rozbawiona, usiadіa przy komputerze. Zapowiadaі siк ciekawy dzieс.
Dwie godziny pуџniej, kiedy Violet pogr№їona w arkuszach kalkulacyjnych
rejestrowaіa dzienne przyrosty wagi bydіa, otworzyіy siк drzwi i do pokoju wmaszerowaіa
wysoka blondynka z maіym chіopcem.
Na widok Violet przy biurku stanкіa jak wryta i zmarszczyіa brwi.
- Czy my siк znamy? - zapytaіa z namysіem.
- Pani Wright, prawda? - spytaіa grzecznie Violet. Przypomniaіa sobie jednak, їe, byж
moїe, jest to juї ex - pani Wright i siк zarumieniіa.
- Jestem Rebeka Wright - odparіa kobieta krуtko. - Jesteњ nowa?
- Tak, proszк pani. Pracujк dla pana Wrighta z przerwami od kilku tygodni.
- Z przerwami?
- Pan Kemp zwalnia mnie okresowo, ale chyba niedіugo do niego wrуcк, bo
zarкczyliњmy siк niedawno - dodaіa szybko, w obawie, їeby kobieta nie wyrobiіa sobie
mylnego wyobraїenia na temat jej obecnoњci w biurze.
- Blake Kemp siк їeni? - spytaіa pani Wright. Dotknкіa dіoni№ czoіa. - Widocznie
czujк siк gorzej, niї myњlaіam. Albo moїe to wszystko mi siк њni?
- Nie, to prawda - zapewniіa j№ Violet. - Bкdziemy mieli dziecko.
- Dziecko? Muszк usi№њж. - Pani Wright opadіa na krzesіo przy biurku i dџwignкіa
synka na kolana. - Gdzie jest mуj m... mуj byіy m№ї?
- Chyba odwozi Delene Crane na lotnisko - Violet poїaіowaіa, їe nie ugryzіa siк w
jкzyk.
- Delene Crane? Co ona tu robi?
- Mmm, jedzie na konferencjк do Kolorado. Jest biologiem. - Violet nie odwaїyіa siк
powiedzieж, їe Delene pracuje dla Duke a.
Rebeka trochк siк odprкїyіa.
- Spкdza tu duїo czasu? - spytaіa podejrzliwie.
- Nie, niespecjalnie - odpowiedziaіa z nadziej№, їe to kіamstwo nie przysporzy jej
kіopotуw.
- To dobrze. Nie chciaіabym, їeby stykaіa siк z moim synem. Brak jej wіaњciwego
podejњcia. Kiedy wrуci Duke?
Violet siк skrzywiіa.
- W kaїdej chwili - odparіa skrкpowana.
Rebeka siк obejrzaіa. Duke Wright staі w drzwiach. Kapelusz miaі zsuniкty na oczy,
wzrok twardy jak stal. Bez najmniejszego uњmiechu.
ROZDZIAЈ JEDENASTY
Duke wszedі do pokoju, a wyraz jego twarzy zmieniі siк na widok maіego blondynka
na kolanach matki.
- Hej, Trent! - zawoіaі z uњmiechem.
- Tata! - Malec zeskoczyі z matczynych kolan i rzuciі siк pкdem w kierunku
wysokiego mкїczyzny, czekaj№cego z otwartymi ramionami. Chіopczyk wpadі w nie z
rozpкdu i њcisn№і ojca z caіych siі.
- Tata! Tak bardzo za tob№ tкskniіem. Czemu nie przyjechaіeњ do Nowego Jorku?
Wyraџnie udrкczony Duke unikaі wzroku swojej їony.
- Cieszк siк, їe ty przyjechaіeњ do mnie - odpowiedziaі, uњmiechaj№c siк do malca.
Podniуsі wzrok i napotkaі spojrzenie ciemnych oczu Rebeki.
- Czeњж Rebeka.
- Czeњж Duke. - Teraz z kolei ona staraіa siк unikn№ж jego oskarїycielskiego
spojrzenia.
- Jestem pewien, їe zamуwiіaњ hotel, ale byіbym ci wdziкczny, gdyby Trent mуgі
zostaж u mnie. Mam gospodyniк, pani№ Holmes, ktуra uwielbia dzieci i doskonale gotuje.
Rebeka wygl№daіa na skrкpowan№.
- Ja... nie, no cуї, nie byіo wolnych pokoi w caіym Jacobsville. - Popatrzyіa na niego.
- Zapraszam ciк do siebie - odpowiedziaі natychmiast. - Nie s№dziіem, їe zechcesz -
dodaі gorzko.
- Wytrzymam, jeїeli ty wytrzymasz. Przyniosк walizki z samochodu.
- Wyњlк ktуregoњ z chіopcуw. Jeїeli ci to odpowiada - dodaі nieoczekiwanie.
Jej cienkie brwi uniosіy siк w caіkowitym zaskoczeniu.
- Tak. Doskonale. Bardzo ci dziкkujк.
Duke postawiі Trenta na ziemi i uњmiechn№і siк do niego ciepіo.
- Chcesz iњж ze mn№? - zapytaі. - Zawoіamy jednego z moich kowbojуw. Lonїuje
mіod№ klacz.
- Co to jest klacz, tato?
- To jest koс dziewczyna. To Appaloosa. Ma paskowane kopyta i іaty na zadzie.
- Myњlaіam, їe sprzedaіeњ wszystkie Appaloosa! - wykrzyknкіa Rebeka.
- Nie wszystkie. - Przeњlizgn№і siк wzrokiem po jej czerwonej jedwabnej bluzce,
czarnych spodniach i maіych stopach obutych w szpilki. - Chodџ z nami. Trochк siк tam
kurzy - dodaі.
Podeszіa do niego z lekkim wahaniem.
- Rzeczy niewaїne. - Wziкіa Trenta za rкkк. - Muszк j№ zobaczyж.
Spojrzenie Duke'a zіagodniaіo. Uњmiechn№і siк z dum№.
- Jest piкkna.
Rebeka odwzajemniіa uњmiech i wyszli razem.
Violet patrzyіa za nimi z uczuciem ulgi. Wiedziaіa, jak przebiegaі rozwуd, bo
pracowaіa juї u Blake'a. Uwaїaіa wtedy Duke'a za nieznoњnego, niedorzecznego tyrana i nie
czuіa do niego za grosz sympatii. Nigdy nie pytaі innych o zdanie. Rzucaі rozkazy, jakby byі
w wojsku i Violet chкtnie utopiіaby go w іyїce wody.
Ostatnio zіagodniaі. Prуbowaі byж grzeczny, nawet jeїeli chodziіo mu tylko o syna.
Wydawaіo siк, їe Delene go lubi. Violet skrzywiіa siк. Kiedy pani Wright odkryje, kto jest
nowym biologiem Duke'a, nie bкdzie jej do њmiechu. Moїe dojњж do wybuchu o duїej sile
raїenia...
Blake wrуciі do domu w dobrym nastroju. W nocy, kiedy leїaі bezsennie i rozmyњlaі,
Mee i Yow uіoїyіy siк obok niego, mrucz№c. Nie mуgі siк pozbyж wizji Shannon, piкknej i
cichej w biaіej trumnie. Przez caіe lata zastanawiaі siк, czy zdoіaіby uratowaж jej їycie, id№c
z ni№ na tamto party. Chcieli tego oboje, ale miaі sprawк juї w poniedziaіek i musiaі
przygotowaж liniк obrony. Kiedy pisaі swoj№ mowк, Shannon wypiіa drinka z substancj№,
ktуra wywoіaіa jej њmierж. Blake nie wiedziaі o niczym aї do nastкpnego ranka, kiedy jej
matka zadzwoniіa do niego ze szpitala.
Przez nastкpne tygodnie chodziі jak bікdny. Nie byі w stanie myњleж ani pracowaж.
Jego jednostkк rezerwy powoіano w 1991 roku do operacji Pustynna Burza. Zgіosiі siк na
ochotnika, nie przejmuj№c siк ani przez chwilк moїliwoњci№ utraty їycia. Poszedі prosto na
front, w ogieс najzaciкtszej walki. Za niezwykі№ walecznoњж zostaі odznaczony
Purpurowym Sercem i Srebrn№ Gwiazd№. Wiedziaіo o tym bardzo niewiele osуb. Z nikim,
poza Cagem Hartem, nie rozmawiaі o swojej sіuїbie wojskowej.
Przez caі№ noc przewracaі siк z boku na bok, w koсcu poddaі siк i wstaі.
Przygotowaі kawк i kanapkк i przeniуsі siк z rozmyњlaniami do stoіu. Shannon i wojna
naleїaіy do przeszіoњci. Przy caіym uczuciu, jakie їywiі dla Shannon, nie byіo miкdzy nimi
tak silnej namiкtnoњci, jaka poі№czyіa go z Violet, ktуrej samo wspomnienie zapieraіo mu
dech w piersiach. On i Shannon kochali siк miіoњci№ spokojniejsz№, nie tak burzliw№.
Pomyњlaі o dziecku. Byі ciekaw, czy bкdzie podobne do niego, czy do Violet, i czy to
bкdzie chіopczyk, czy dziewczynka. Wyobraziі sobie, jak czyta przed snem maіej
dziewczynce albo pokazuje gwiazdy przez teleskop maіemu chіopcu, czy uczy go
rozpoznawaж skaіy. Skaіy byіy jego pasj№, wiкksz№ nawet niї astronomia. Miaі kolekcjк
krysztaіуw, meteorytуw, muszli i rуїnych mineraіуw. Dysponowaі teї wykrywaczem metalu i
chкtnie spкdzaі wolne chwile na poszukiwaniach fragmentуw meteorytуw. Znalazі juї kilka i
doі№czyі do swojej kolekcji. Violet jeszcze nie wiedziaіa o tym jego szczegуlnym
zamiіowaniu. Byі ciekaw, czy ona teї interesuje siк mineraіami.
Skoсczyі kawк i przeci№gn№і siк. Kotki przygl№daіy mu siк ciekawie, zaskoczone
zmian№ codziennej rutyny.
- Nie mogіem spaж - wyjaњniі im. - Wam siк to nie zdarza?
Kotki zamrugaіy. Mуgіby przysi№c, їe pilnie sіuchaj№. Podobnie, jak z caі№
pewnoњci№ czasem ogl№daіy telewizjк. To najpewniej skutki braku snu, tіumaczyі sobie.
- Zamierzam siк oїeniж z Violet - powiedziaі im. - A za kilka miesiкcy bкdziemy
mieli maleсstwo. Lepiej siк przyzwyczajcie do tej myњli.
Znуw zamrugaіy. Ale tym razem najpierw popatrzyіy na siebie, a potem na Blake'a.
Potrz№sn№і gіow№. Znуw to robiі. Rozmawiaі z kotkami. Violet i dziecko dobrze
mu zrobi№ na gіowк.
Wstaі i podszedі do zlewu. Odkrкcaі wodк, kiedy jego goіe kostki z dwуch stron
zaatakowaіy ostre z№bki.
Zakl№і siarczyњcie. Kotki, z uszami przylegaj№cymi gіadko do gіуw i ogonami
stercz№cymi sztywno, jak maszty, pomknкіy w przeciwne strony. Pomasowaі ugryzienia,
rozgl№daj№c siк za nimi.
- Mуwiк, їe macie siк przystosowaж i nie їartujк - wrzasn№і zіy.
Nie opowie o tym Violet, zdecydowaі, opatruj№c skaleczenia. Nie pozwoliіaby mu
ich wypuњciж w dniu њlubu!
Kiedy Blake przyjechaі zabraж Violet na lunch, ani Duke'a, ani jego їony i syna nie
byіo w zasiкgu wzroku.
- Wyjechaіa? - zapytaі cicho. Potrz№snкіa gіow№.
- Na pocz№tku byli bardzo grzeczni i sztywni. Teraz chodz№ wokуі siebie jak
zapaњnicy, wypatruj№cy okazji do dobrego chwytu.
Westchn№і, kiedy wziкli siк za rкce i szli do samochodu.
- Obawiaіem siк tego. Ludzie siк nie zmieniaj№. Ukrywaj№ pewne cechy, ale one i
tak wyjd№ w praniu.
Zatrzymaіa siк i spojrzaіa na niego.
- Tak? No to jakie okropne cechy przede mn№ ukrywasz? Blake natychmiast
wykorzystaі okazjк.
- Mam bzika na punkcie skaі.
- Skaі?
- Mineraіуw. Meteorytуw. Muszli. Krysztaіуw. Weekendy spкdzam z wykrywaczem
metali na szukaniu meteorytуw zawieraj№cych їelazo.
Violet siк rozeњmiaіa.
- Mam w szafie wielkie pudіo z koсcуwkami pociskуw powiedziaіa. - Nazbieraіam
ich na farmie dziadka. S№ duїe i maіe. Mam teї krysztaіy kwarcu, od ametystu po rуїowy
kwarc!
Blake przygarn№і j№ mocno. Przylgnкіa do niego.
- Juї widzк, jak wкdrujemy po gуrach, z dzieciakiem w nosideіku i wykrywaczem
metali! - zachichotaіa.
- Bкdziemy go nosiж na zmianк - obiecaі. - Albo j№.
- Nie wiem dlaczego, ale wydaje mi siк, їe to chіopak. Czule pocaіowaі j№ w czubek
nosa.
- Bкdziemy kochaж to, co siк urodzi. Moїe ono teї bкdzie lubiіo skaіy? I astronomiк.
Wziкli siк za rкce i poszli do samochodu. Przy wsiadaniu Blake uraziі siк w lew№
kostkк i sykn№і.
- Co siк staіo - zapytaіa Violet natychmiast. - Coњ ciк boli?
Nie odpowiedziaі, tylko patrzyі na ni№.
- No powiedz - nalegaіa.
- Pomyњlisz, їe zwariowaіem.
- No, dalej.
Rozeњmiaі siк, trochк zaїenowany.
- Powiedziaіem kotkom, їe siк pobieramy i oczekujemy maleсstwa. Popatrzyіy na
siebie, a potem na mnie. Podeszіy do mnie z obu stron, jednoczeњnie wgryzіy mi siк w kostki
i zwiaіy w podskokach.
Violet nie odezwaіa siк, rzuciіa mu tylko przeci№gіe spojrzenie.
Wzruszyі ramionami.
- Wiedziaіem, їe tak pomyњlisz.
- Czy one lubi№ tuсczyka? Potrz№sn№і gіow№.
- Przepadaj№ za іososiem.
- Wiem, gdzie dostaniemy њwieїego іososia. Spojrzaі na ni№ z nadziej№.
- To moїe zadziaіaж.
- Sprуbujmy!
- Zaraz po lunchu - obiecaі, wsiadaj№c do samochodu.
„U Barbary" spotkali komendanta Griera i posкpnego Leo Harta. Obaj podnieњli
gіowy na widok Kempa, a Grier przywoіaі go gestem. Blake zostawiі Violet w kolejce i pod-
szedі do nich.
- Czyїbym o czymњ nie wiedziaі? - zapytaі.
- To coњ duїego - odparі George. - S№ wiadomoњci o Julie Merrill. Podobno jest
wpl№tana w narkotyki i to w towarzystwie czoіowych miejscowych politykуw.
Kemp gwizdn№і.
- Aresztowaliњcie j№?
- Niestety. Uciekіa z miasta.
- Jeїeli chcecie j№ wyњledziж, mam kogoњ bardzo odpowiedniego.
- Dziкki, ale teї mam swoje kontakty. Chcielibyњmy uzyskaж od ciebie pewn№
informacjк, ale to moїe byж przykre. - Jego uњmiech przygasі.
- Chcesz zapytaж o Shannon Culbertson - odgadі Blake. - Julie dodaіa jej czegoњ do
drinka i Shannon zmarіa. Ale nie zdoіaіem tego udowodniж. Wierz mi, їe prуbowaіem.
- Jeїeli masz jakieњ notatki na ten temat, chкtnie je przejrzк, chyba їe to poufne.
- Nie po tylu latach. Wst№p rano do biura, przygotujк ci wszystko. Niczego nie
chciaіbym bardziej, niї zobaczyж Julie Merrill w wiкziennych ciuchach.
- No to jest nas dwуch - zgodziі siк George. Zerkn№і na Violet, wpatrzon№ w Blake'a
wielkimi, rozkochanymi oczami. Uњmiechn№і siк z aprobat№. - Masz dobry gust - oceniі.
- Prawda? - Blake, wyraџnie zadowolony z siebie, uњmiechn№і siк do Violet, ktуra
sp№sowiaіa po korzonki ciemnych wіosуw.
- Sіyszaіem, їe bierze witaminy dla przyszіych mam - Grier mrugn№і szelmowsko.
Blake siк rozeњmiaі. Grier i Leo Hart takїe.
- Zapraszam na њlub. W koњciele Metodystуw. Ogіoszenie bкdzie w dzienniku. Nie
ma czasu na rozsyіanie zaproszeс. Pani Hardy wytoczyіa ciкїkie dziaіa.
- Zupeіnie, jakby to robiіo na tobie wraїenie - zachichotaі Leo.
Blake siк uњmiechn№і.
- Nie s№dziіem, їe siк jeszcze oїeniк, a tym bardziej zostanк ojcem. Ale jakoњ tak
samo wyszіo. Myњlк, їe wszystko siк uіoїy.
- A co z kotkami? - zapytaі nagle Leo. Blake zamrugaі.
- Tak?
- Sіyszeliњmy ciekawe historie o twoich goњciach. Podobno wiкkszoњж opuszcza
twуj dom biegiem.
- A niektуrzy krwawi№ - Grier mrugn№і zіoњliwie.
- Zaledwie kilka zadrapaс. Nic takiego.
- Niby tak, ale Violet ma tam zamieszkaж.
- Ma pewien pomysі, ze њwieїym іososiem w roli gіуwnej. - Blake stіumiі њmiech. -
Jest szansa, їe one bior№ іapуwki.
- Powodzenia. - Grier nie do koсca pozbyі siк w№tpliwoњci.
- Amen - zakoсczyі Leo.
Blake uњmiechn№і siк i wrуciі do Violet. W drodze powrotnej opowiedziaі jej o
ucieczce Julie Merrill i proњbie Griera.
Spojrzaіa na niego ze wspуіczuciem.
- Wracanie do tego musi byж nieіatwe. Shannon wiele dla ciebie znaczyіa.
Skin№і posкpnie.
- Tak. - Odwrуciі siк do niej. - To juї przeszіoњж, Violet. Popeіniіem bі№d,
prуbuj№c ni№ їyж. Shannon byіa dobr№ dziewczyn№. Nie chciaіaby, їebym zgorzkniaі.
Violet siк uњmiechnкіa.
- Bardzo cierpiaіeњ. Trudno siк pogodziж z utrat№ bliskiej osoby. Mnie teї bardzo
brakuje taty.
- Mnie brakuje obojga rodzicуw - wyznaі niespodziewanie. - Tata zmarі, kiedy byіem
maіy. Przez caі№ szkoік opiekowaіem siк mam№. Tydzieс po mojej obronie pracy
dyplomowej na prawie miaіa њmiertelny udar. Byіem chory z їalu. Na szczкњcie byіa przy
mnie Shannon. Ale zaledwie w kilka miesiкcy pуџniej straciіem takїe i j№. - Spojrzaі na
Violet. - Nigdy ci o tym nie mуwiіem.
- Doskonale to rozumiem.
Blake zaparkowaі przed jedynym w mieњcie targowiskiem z rybami.
- Miejmy nadziejк - powiedziaі - їe moje kotki bior№ іapуwki...
Kiedy zajechali pod dom, kotki siedziaіy we frontowym oknie.
- To dziwne - zauwaїyі Blake. - Czekaj№ na mnie tylko w dni zakupуw.
- Moїe wyczuіy іososia?
Violet wyci№gnкіa rybк i razem weszli przez frontowe drzwi.
- Czeњж, dziewczyny - Violet pomachaіa paczk№ nad ich gіowami. - Zjadіybyњcie
coњ?
Obie zaczкіy miauczeж i stanкіy na tylnych іapkach, prуbuj№c dosiкgn№ж paczki.
- Dobry znak - ucieszyіa siк Violet.
- Zobaczymy. Chodџcie dziewczyny - zawoіaі Blake, prowadz№c Violet do kuchni.
Wyci№gn№і kocie miski ze zmywarki i postawiі je na blacie. Violet odwinкіa rybк i
rozdzieliіa po rуwno. Kotki o maіo nie wyskoczyіy ze skуry.
- Proszк bardzo - zestawiіa miski na podіogк.
Obrzuciіy j№ roztargnionym spojrzeniem wielkich niebieskich oczu i rzuciіy siк na
jedzenie. Poіykaіy rybк, wydaj№c ekstatyczne pomruki.
Blake i Violet obserwowali je uwaїnie. Nie trwaіo to dіugo. Kotki bіyskawicznie
wylizaіy miski i zaczкіy siк myж. Na ludzi nie zwracaіy najmniejszej uwagi.
- Niewdziкczne szelmy. - Blake siк rozeњmiaі. Potrz№sn№і gіow№ i wstawiі miski
do zlewu.
Violet miaіa teraz wiкcej odwagi. Kucnкіa niedaleko kotek.
- Њliczne dziewczynki - wymruczaіa kokieteryjnie. - Obiecujк, їe іososia wam nie
zabraknie.
Kotki przestaіy siк myж i spojrzaіy na ni№ czujnie.
- Powaїnie - dodaіa.
Mee miauknкіa, wstaіa i otarіa siк o kolana Violet. Yow zawahaіa siк i przysunкіa
bliїej, na razie niezdecydowana na bliїszy kontakt.
Violet spojrzaіa na Blake'a.
- Dobry pocz№tek - stwierdziіa optymistycznie. Uњmiechn№і siк od ucha do ucha.
Poszli razem na њlub Libby Collins i Jordana Powella. Przepiкkny stary koњciуі
wypeіniaі tіum najznamienitszych obywateli Jacobsville. Kiedy brat Libby, Curt, prowadziі
j№ naw№, zerknкіa na Violet, siedz№c№ obok Blake'a i uњmiechnкіa siк. Odpowiedzieli
uњmiechem.
Ceremonia byіa krуtka ale wzruszaj№ca, a przyjкcie odbyіo siк „U Barbary". Z
drugiego koсca sali pomachali do nich Tippy i Cash, a takїe Ballengerowie. Calhoun, po
zwyciкstwie nad senatorem Merrillem jako kandydat z ramienia Partii Demokratycznej, byі w
siуdmym niebie. Podobnie jego їona Abby. Mieli juї trzech synуw, ale wci№ї byli w sobie
bardzo zakochani. Byі teї Justin Ballenger, ze swoj№ Shelby. Oni takїe mieli trzech synуw.
Shelby pochodziіa w prostej linii od Big Johna Jacobsa, zaіoїyciela Jacobsville i hrabstwa
Jacobs.
Na pocz№tku Violet czuіa siк nieco skrкpowana w towarzystwie samej њmietanki
miasta, ale szybko siк przekonaіa, їe to zupeіnie zwyczajni i sympatyczni ludzie. Polubiіa ich
i juї wiedziaіa, їe swoje miejsce wњrуd nich odnajdzie bez їadnego problemu.
Martwiіa j№ tylko sprawa Janet Collins. Byі materiaі dowodowy w postaci DNA, ale
dobry adwokat mуgі siк z nim uporaж. Violet nie chciaіa, їeby Janet wyszіa z tego obronn№
rкk№.
Blake zauwaїyі jej roztargnienie.
- Uњmiechnij siк - wyszeptaі. - Ludzie pomyњl№, їe to stypa, a nie wesele!
Violet drgnкіa i odwzajemniіa uњmiech.
- Przepraszam, myњlaіam o Janet Collins. Obj№і j№ ramieniem.
- Pozwуl mi siк tym zaj№ж - powiedziaі miкkko. - Obiecujк ci, їe nie puњcimy jej
tego pіazem.
Westchnкіa.
- Dobrze, szefie. - Stanкіa na palcach, їeby dosiкgn№ж ustami jego gor№cych warg. -
Bкdzie, jak sobie їyczysz.
Przyci№gn№і j№ bliїej i pocaіowaі bardzo namiкtnie. Oderwali siк od siebie, nagle
њ
wiadomi wymownej ciszy, jaka zapadіa naokoіo. Wszyscy obecni, zamiast towarzyszyж
mіodej parze, obserwowali Blake'a i Violet.
- Lepiej jeszcze dziњ kup jej pierњcionek - rzuciі kpi№co Cash Grier - bo moїesz siк
znaleџж na pierwszej stronie brukowca.
Blake siк uњmiechn№і.
- Њlub w przyszіym tygodniu. Czuj siк zaproszony.
- Przyjdк z caіym moim wydziaіem - rozpromieniі siк szef policji.
Blake uniуsі brwi.
- Z caіym?
Cash pokiwaі gіow№.
- I z niespodziank№ - dodaі.
Sіowa Casha usіyszaі Marc Brannon.
- Uwaїajcie na niego - ostrzegі Blake'a i Violet. - W dniu mojego њlubu czekaі na nas
u mnie na ranczu z poіow№ personelu organуw њcigania caіego hrabstwa i musiaіem uїyж
њ
rutуwki, їeby siк od nich uwolniж.
Grier popatrzyі na niego.
- Wcale nie z poіow№. Niektуrzy nie chcieli przyjњж. Wyobraџcie sobie, nie chcieli
siк narzucaж nowoїeсcom.
- Wyjeїdїamy z miasta zaraz po њlubie - obiecaі Violet Blake.
Grier obrzuciі ich wymownym spojrzeniem.
- Hm - mrukn№і. - Niektуrym brakuje poczucia humoru.
- Niektуrzy nie wiedz№, co to prywatnoњж - odparowaі Marc.
Grier uњmiechn№і siк do їony Marca, Josie.
- Ostrzegaіem ciк przed nim, prawda? - wskazaі na Marca. - Ale nie chciaіaњ
sіuchaж.
Josie oparіa siк o ramiк mкїa.
- Och, nie jest taki zіy - powiedziaіa pojednawczo.
- A co na to twoje kotki? - zapytaі Marc Blake'a.
- Bior№ іapуwki - odpowiedziaіa Violet. - Њwieїego іososia.
- Dobry pomysі, Violet. Kobieta zawsze sobie poradzi w trudnej sytuacji.
- Ona to wie najlepiej. Po urodzeniu dziecka zamierza pracowaж jako prokurator.
- Chcielibyњcie chіopca czy dziewczynkк? - zainteresowaі siк Blake.
- Syna juї mamy. Teraz chciaіabym cуreczkк. Ale tak naprawdк, to wszystko jedno. -
Josie uњmiechnкіa siк ciepіo do mкїa. - Juї siк nie mogк doczekaж.
Blake popatrzyі na Violet z czuіoњci№.
- Ja teї - szepn№і.
Oblaіa siк szkarіatem i potarіa policzkiem jego pierњ.
- My teї czekamy na maleсstwo - zdradziі Blake Brannonowi z uњmiechem. - To
bкdzie wspaniaіy rok.
- Gratulacje.
- Wzajemnie.
Violet przymknкіa oczy. Ciekawe, pomyњlaіa, czy moїna umrzeж ze szczкњcia?
ROZDZIAЈ DWUNASTY
Violet czekaіa niecierpliwie na dџwiкk organуw. Jej mama siedziaіa w pierwszej
і
awce, a w nastкpnych poіowa Jacobsville. Druїb№ Blake'a byі Cag Hart. Ona nie miaіa ni-
kogo, kto poprowadziіby j№ do oіtarza.
Nerwowo wygіadziіa przeњliczn№ biaі№, satynow№ sukienkк, w nadziei їe
niewielkie zgrubienie w talii jest jeszcze maіo widoczne. Wіaњciwie nie miaіo to wiкkszego
znaczenia. Wiкkszoњж goњci wiedziaіa o ci№їy. Uњmiechnкіa siк radoњnie. Oboje z
Blake'em juї kochali swoje maleсstwo. Wiedziaіa, їe wszystko siк uda.
Dџwiкk organуw wyrwaі j№ z zamyњlenia. Њcisnкіa mocniej bukiet z biaіych rуї i
lilii, wziкіa gікboki oddech i oparіa siк na prawej stopie. Wtedy duїa dіoс delikatnie ujкіa j№
za іokieж.
Zaskoczona, spojrzaіa w gуrк, prosto w zielone skrz№ce siк radoњci№ oczy.
- Jestem za mіody, jak na twojego tatк - teatralny szept Cy Parksa rozlegі siк w caіym
koњciele - ale Blake powiedziaі, їe to nie szkodzi.
Uњmiechnкіa siк do niego.
- Nic nie szkodzi, panie Parks. Bardzo panu dziкkujк.
- W porz№dku. Odwzajemnisz mi siк tym samym ktуregoњ dnia - odpowiedziaі
ї
artobliwie.
Zachichotaіa, ale zamilkіa, kiedy zagrano marsza weselnego.
- Peіna powaga - zakomenderowaі Cy Parks.
- Tak jest - zgodziіa siк grzecznie.
Powoli poszli naw№ przed oіtarz, gdzie czekaі Blake. Na widok Violet spowitej w
koronki i satynк i jej њlicznej twarzyczki otulonej welonem, serce zabiіo mu mocno.
Ceremonia byіa krуtka, wzruszaj№ca i niezapomniana. Blake uniуsі welon, їeby
pocaіowaж pannк mіod№ i bікkitne oczy Violet napeіniіy siк іzami wzruszenia, kiedy radoњ-
nie oddaіa mu pocaіunek.
Przeszli przez koњciуі w deszczu gratulacji, confetti, ryїu i serpentyn.
- Ryї symbolizuje pіodnoњж - zawoіaіa Libby.
- Zadziaіaіo - obwieњciі Blake.
Violet pacnкіa go bukietem, mrugaj№c do Libby. Wsiedli do czekaj№cej limuzyny i
pomknкli do domu, przebraж siк przed przyjкciem.
- Caіe szczкњcie, їe mamy jeszcze trochк czasu - wymruczaі Blake, їarіocznie
caіuj№c Violet w olbrzymim іoїu.
- Optymista - Violet sprуbowaіa wydostaж siк spod jego masywnego ciaіa.
Jednak zd№їyli, a kiedy oboje odzyskali oddech, Blake pocaіowaі j№ delikatnie.
- Widzisz, co tydzieс abstynencji potrafi zrobiж z normalnym facetem? - zapytaі.
- To moїe przed nastкpnym razem teї poczekamy tydzieс? - zaproponowaіa Violet i
pisnкіa, kiedy dostaіa od niego sуjkк w bok.
Zmarszczyі nos.
- Moїesz byж pewna, їe wyіamiк drzwi! Fatalnie znoszк abstynencjк.
Przytuliіa siк do niego. Wci№ї jeszcze drїaіa z emocji i oddychaіa z niejakim trudem.
- Jest coraz piкkniej - wyznaіa cichutko.
- Praktyka czyni mistrza - odparі Blake. Otoczyіa nogami jego biodra.
- Sprawdџmy, czy rzeczywiњcie!
Zanim wyszli spod prysznica, przyjкcie weselne zd№їyіo siк juї zacz№ж. Zaledwie
siк ubrali, rozlegіo siк gіoњne stukanie do frontowych drzwi.
Popatrzyli na siebie pytaj№co.
- Spodziewamy siк kogoњ?
- Chyba nie.
Razem podeszli do drzwi. Na zewn№trz staіa wiкksza czкњж siі policyjnych hrabstwa
Jacobsville z komendantem Cashem Grierem w galowym mundurze. Cash trzymaі w rкku
plik kartek i uњmiechaі siк szelmowsko.
- Drodzy paсstwo - zacz№і. - Wasi przyjaciele z Departamentu Policji w Jacobsville
chcieliby zіoїyж wam gratulacje z okazji њlubu i przypomnieж, їe gdybyњcie kiedykolwiek
potrzebowali ich pomocy, s№ zawsze do waszej dyspozycji. Wystarczy jeden telefon.
- Wezwк gubernatora - przerwaі mu Blake. Grier spojrzaі na niego.
- Mam szeњж stron.
- A ja dziesiкж - odezwaі siк jego zastкpca, Judd Dunn.
- A ja zaіadowan№ strzelbк - zareplikowaі Blake. Judd i Cash popatrzyli na siebie
porozumiewawczo.
- Ile lat mуgіby dostaж za groїenie broni№?
- To nie byіoby przyjemne, zwіaszcza w dniu њlubu - Cash uњmiechn№і siк do
Blake'a zjadliwie.
Oczy Blake'a zwкziіy siк zіoњliwie.
- Naruszanie cudzej wіasnoњci - zacz№і - stwarzanie publicznych uci№їliwoњci,
zagroїenie terroryzmem.,.
- Nie jestem terroryst№ - poinformowaі go Cash.
- Stwarzasz publiczn№ uci№їliwoњж - wyjaњniі mu Judd.
- Ja? - zdziwiі siк Cash.
Sierїant Dana Hall odsunкіa starszych kolegуw z drogi. Piastowaіa w objкciach tort.
Wrкczyіa go Violet.
- To wasz weselny tort. Bardzo mi przykro, ale tylko tyle zdoіaliњmy uratowaж.
Violet patrzyіa na ni№ zaskoczona. Sierїant Hall odkaszlnкіa.
- Ktoњ zaprawiі poncz spirytusem. Harden i Evan Tremayne upili siк, zanim
ktokolwiek zdoіaі to zauwaїyж. Jeden z miejscowych hodowcуw bydіa teї siк napiі i
powiedziaі bardzo gіoњno, co myњli o producentach ekologicznego miкsa. Na to weszli Cy
Parks i J.D. Langley.
Teraz Cash odkaszln№і.
- Judd i ja byliњmy zmuszeni zakoсczyж wasze weselne przyjкcie i zamkn№ж kilku
goњci. Ale udaіo nam siк uratowaж tort. Byіo teї trochк ponczu, ale wychlaі go kapitan
Palmer - wskazaі przystojnego blondyna z kolorowymi pasemkami we wіosach.
Blake wybuchn№і њmiechem. Coњ takiego jest moїliwe tylko w Jacobsville,
pomyњlaі.
- I tak wyjeїdїacie na miesi№c miodowy, prawda? - zapytaі Judd. - Dostaniecie tam
poncz i kanapki.
- Domyњlam siк, їe wiкzienie masz przepeіnione? - spytaіa Violet.
- No tak - odpowiedziaі. - A on - wskazaі na Blake'a - reprezentuje Cy Parksa i
Tremayne'уw. Chc№, їeby ich wyci№gn№і jeszcze dzisiaj.
- To wyjaњnia sprawк tortu - powiedziaі Blake Violet. Uњmiechnкіa siк do niego.
- Moїemy wst№piж do miasta, jad№c na lotnisko. W koсcu pan Parks prowadziі mnie
do oіtarza.
- Dobrze. Powiedz im, їe juї jadк. I dziкki za tort. Policjanci odjechali. Violet wіoїyіa
tort do zamraїarki.
- Chcesz dostaж swуj њlubny prezent teraz? - zapytaі znienacka Blake.
Spojrzaіa na niego zaskoczona. Przyci№gn№і j№ bliїej i pocaіowaі.
- Janet Collins przyznaіa siк do winy. Nie bкdzie sprawy. Nie bкdziecie musiaіy
zeznawaж.
- Och, Blake! - Pocaіowaіa go namiкtnie. - Nie uwierzк, їe nie maczaіeњ w tym
palcуw.
Skin№і gіow№ z uњmiechem.
- Pracowaіem nad tym przez dwa tygodnie. Dowiedziaіem siк wczoraj, ale chciaіem ci
powiedzieж dzisiaj.
- Dziкkujк ci z caіego serca! - zawoіaіa їarliwie. Perspektywa publicznego
roztrz№sania tych bolesnych wydarzeс przeraїaіa j№.
- Muszк dbaж o moj№ wspaniaі№ їonк i mamк naszego maleсstwa. - Poіoїyі dіonie
na jej lekko wypukіym brzuchu. - Byіaњ najpiкkniejsz№ pann№ mіod№, jaka kiedykolwiek
przeszіa t№ naw№.
- A ty najprzystojniejszym panem mіodym. - Pocaіowaіa go znowu. - To co,
sprуbujemy pomуc naszym znamienitym goњciom weselnym?
- Czemu nie? - zachichotaі.
Poszli do samochodu, trzymaj№c siк za rкce.
- Czy wiesz, їe to pierwszy dzieс zupeіnie nowego їycia? - zapytaі.
- Wszystkie nastкpne mog№ byж tylko wspanialsze! - odpowiedziaіa miкkko.
I rzeczywiњcie byіy.