str. 1
Wampiry z Morganville 7
Rozdział: 5
ennywell zaprowadził ja na zewn
ę
trz sali koncertowej, w chłodna noc. W
powietrzu było czu
ć
zapach deszczu, grzmoty przetaczały si
ę
daleko w dali.
Piorun roztrzaskał sie po niebie, powoduj
ą
c przez chwilk
ę
ze Pennywell prawie
ś
wiecił, Claire mrugn
ę
ła przez o
ś
lepiaj
ą
ce
ś
wiatło, zobaczyła,
ż
e prowadzi j
ą
w
kierunku limuzyny zaparkowanej przy kraw
ęż
niku.
- do
ś
rodka- warkn
ą
ł, i popchn
ą
ł j
ą
do otwartych tylnich drzwi. Potkn
ę
ła si
ę
, złapa
ć
samochodu, i wpełzła do
ś
rodka. Było ciemno, oczywi
ś
cie. I poczuła zapach jakby
dym z cygara. Pennywell wszedł za ni
ą
, zr
ę
cznie jak paj
ą
k, i trzasn
ą
drzwiami za
sob
ą
. Du
ż
y samochód ruszył pełnym gazem z chodnika.
-
gdzie jedziemy??- zapytała Claire.
-
nigdzie, - wypowiedział głos z ciemno
ś
ci, głos Oliver ‘a.
Ś
wiatła na tyłach
wolno zapaliły si
ę
, ukazuj
ą
c go siedz
ą
cego na siedzeniu na cał
ą
szeroko
ść
pojazdu
naprzeciw niej. Obok niego było
ź
ródło dymu, u
ś
miechn
ą
ł si
ę
z wy
ż
szo
ś
ci
ą
do niej
bior
ą
c długie poci
ą
gni
ę
cie swojego cygara. Myrnin miał ubrana czerwona marynark
ę
dzi
ś
wieczorem, ze skomplikowanym haftem na plecach. Wygl
ą
dał prawie normalnie.
Miał na sobie nawet buty.
-
Cohibe? - zapytał, i wyj
ą
ł cygaro z kieszeni oferuj
ą
c jej. Potrz
ą
sn
ę
ła swoj
ą
głow
ą
, silnie.
-
Szkoda. Wiesz, wyzwolone kobiety du
ż
o pala.
-
Rak nie jest seksowny.
Leniwie wzruszył ramionami.
-
Wszyscy umieraj
ą
na co
ś
, - powiedział.- a wszyscy płacimy za swoje
przyjemno
ś
ci, tak czy inaczej.
-
Myrnin, co do diabła si
ę
dzieje? Wysyłasz tego dziwaka by mnie porwał....?
-
Tak naprawd
ę
,- Oliver powiedział,- Ja wysłałem Pennywell. Wydawało mi si
ę
ze z nim b
ę
dziesz mniej dyskutowa
ć
ni
ż
z jednym z nas lub z jednym z twoich
przyjaciół
Pennywell za
ś
miał si
ę
.- i tu jeste
ś
w bł
ę
dzie.
-
Nigdy nie mówiłem,
ż
e to b
ę
dzie łatwe.? Oliver zako
ń
czył na tym rozmow
ę
, i
znów skupił si
ę
na Claire. Pochylił do przodu, łokcie oparł na kolanach, i próbowała
nie budzi
ć
grozy.- Myrnin i ja chcemy zapyta
ć
ci
ę
o Amelie.
-
Amelie.- Claire spojrzała na niego oboj
ę
tnie a nast
ę
pnie poczuła si
ę
pierwsza
dreszcze alarmu.- Co o niej?
-
Porozmawiajmy o wczorajszym wieczorze. Sk
ą
d wiedziałe
ś
co ona robił? Ja
nie wiedziałem
-
My
ś
l
ę
ze to przez bransoletk
ę
. Nie wiem. Mo
ż
e… Mo
ż
e to Ada, pomy
ś
lała,
ale nie powiedziała. Myrnin wpatrywał si
ę
w ni
ą
przymru
ż
onymi oczyma i dmuchał
chmurze dymu przez dach- Mo
ż
e chciała
ż
ebym wiedziała. W gł
ę
bi duszy. Mo
ż
e
chciała by kto
ś
j
ą
powstrzymał.
-
Była zdziwiona gdy cie zobaczyła??- Myrnin zapytał. Claire wolno kiwn
ę
ła
głow
ą
.- Wiec ona wzywała ci
ę
,
ś
wiadomie albo nie
ś
wiadomie. Interesuj
ą
ce.
-
Teoria?- Oliver zapytał.
P
str. 2
-
nie teraz. Myrnin wzruszył ramionami; wtedy popsuł swój chłód przez
zauwa
ż
anie czego
ś
na zewn
ą
trz przez okno limuzyny i rozja
ś
nił sie jak trzylatek z
now
ą
zabawk
ą
.- Oh, całonocny bar dla zmotoryzowanych! Ch
ę
tnie zjadłbym
cheeseburgera. Czy nie uwielbiasz tego stulecia?
-
Skup si
ę
durniu- Oliver warkn
ą
ł- Co dzieje si
ę
z Amelie? Czy traci kontrole?
-
Dlaczego my
ś
lisz ze si
ę
nie kontroluje??- Myrnin zapytał z roztargnieniem,
wtedy spojrzał na Claire i zmarszczył brwi.- Co si
ę
stało z twoja twarz
ą
??
-
Ty- warkn
ę
ła. - pami
ę
tasz?
-
Ja na pewno nie kazałem ci Spalic si
ę
na sło
ń
cu. Co mogło ci to zrobi
ć
??
-
Pudło? Bomba UV? Dzwoni ci jaki
ś
dzwon?
-
Oh.- Myrnin ostro
ż
nie rozwa
ż
ył to, wtedy westchn
ą
ł - tak. Całkowicie moja
wina. Przepraszam. O czym rozmawiali
ś
my?
-
O Amelie,- Oliver powiedział, prawie warcz
ą
c.- Czy ona jest zdolna
przewodzi
ć
??
Myrnin zgasił swoje cygaro w popielniczce.- Ostro
ż
nie, mój stary przyjacielu, -
powiedział.- Jeste
ś
bardzo bliziutko by powiedzie
ć
cos czego b
ę
dziesz
ż
ałował,. Ja
nie jestem jednym z twoich stworze
ń
.
-
nie,- Oliver zgodził si
ę
.- Jeste
ś
istot
ą
ż
ywa do szpiku ko
ś
ci. Zbudowałe
ś
jej to
obł
ą
kane miasto. Przypuszczam,
ż
e mógłby
ś
je zniszczy
ć
gdyby
ś
tylko chciał.
Uwaga Myrnina wydawała si
ę
by
ć
skupiona na zgniataniu cygara.
-
Co masz na my
ś
li??
-
Amelie powiedziała
ż
e Morganville zostało zbudowane jako eksperyment, by
zobaczy
ć
czy wampiry i ludzie mog
ą
ż
y
ć
otwarcie, i w pokoju. Tak wi
ę
c, my
ś
l
ę
ze
przez ten cały czas, znamy odpowied
ź
na to pytanie. Jedyny sposób by kontrolowa
ć
ludzi to przez strach, niewielkie korzy
ś
ci, i apele do ich chciwo
ś
ci. Ten eksperyment
nie uczynił nas silniejszym, stali
ś
my si
ę
słabsi.
-
My i tak nie
ż
yjemy- Myrnin powiedział- dla tego
ś
wiata.
Pennywell, kto nie odezwał sie od czasu wej
ś
cia do limuzyny, drwi
ą
co za
ś
miał si
ę
-
Niektórzy z nas- powiedział.
-
Niektóry z nas zostan
ą
zabici
-
Ka
ż
dy głupiec mo
ż
e zabija
ć
. Potrzeba geniusza
ż
eby stworzy
ć
.
-
Hej! - Claire zawołała- Dlaczego ja?? Dlaczego złapali
ś
cie mnie?
-
Nadal na ten temat rozmawiamy -Myrnin powiedział.
Oliver wygl
ą
dał na wystarczaj
ą
co poirytowanego - nie rozmawiamy tu o tym.
Dziewczyna najwyra
ź
niej ma pewien zwi
ą
zek z Amelie. To mo
ż
e by
ć
jedyna
gwarancja,
ż
e ona przyjedzie do nas. – Nie b
ą
d
ź
głupi. Amelie mo
ż
e mie
ć
pewien
zwi
ą
zek do ni
ą
ale Claire jest do zast
ą
pienia,?- Myrnin powiedział.- Bez urazy,
kochana, ale jeste
ś
tylko człowiekiem. Ludzie s
ą
, z definicji, wymienialni.
-
Wampiry tez - Pennywell powiedział.- Uwzgl
ę
dniaj
ą
c ciebie ty szalony
nieszcz
ęś
niku.
- Nigdy nie był w Wariatkowie,- Myrnin powiedział. – Chocia
ż
słyszałem,
ż
e zabijałe
ś
wi
ęź
niów gdy uciekły szczury.
To musiała by
ć
powa
ż
na obraza dla wampira albo co
ś
, poniewa
ż
Pennywell
rzuci si
ę
przez samochód by chwyci
ć
Myrnina za gardło.. Myrnin nawet nie
zareagował reagowa
ć
. Za
żą
dał.- Oliver, - powiedział, - kontroluj swoje zwierz
ę
zanim
ja b
ę
d
ę
do tego zmuszony.
Pennywell warkn
ą
ł. Jego kły wysun
ę
ły si
ę
w dół. Oczy Myrnina zabłysły czerwienia, ,
złapał Pennywell za nadgarstek i go wykr
ę
cił. Ko
ś
ci złamały si
ę
. Pennywell zawył,
najwyra
ź
niej wstrz
ąś
ni
ę
ty siła Myrnina. S
ą
dz
ą
c po minie, Oliver nie tego dokładnie
oczekiwała . Myrnin odsun
ą
ł Pennywell do swojego miejsca, pokazywa
ć
palcem jago
str. 3
miejsce, i u
ś
miechn
ą
ł si
ę
.- Nast
ę
pnym razem, wezm
ę
twoje kły, -powiedział.- Wtedy
b
ę
dziesz bezz
ę
bnym tygrysem. Przewiduje za ci si
ę
to nie spodoba..B
ą
d
ź
miły.
-
Chłopcy,- Oliver powiedział lekko, - Najwa
ż
niejsze pytanie brzmi: Czy
pozwolimy Amelie dalej rz
ą
dzi
ć
Morganville? Albo u
ż
yjemy dziewczyny by pozbawi
ć
ja kontroli, raz na zawsze??
Myrnin westchn
ą
ł. – Wiesz ,
ż
e Amelie jest poinformowane o twoich zamiarach? ona
spodziewała si
ę
twojego ostatecznego buntu? Poniewa
ż
to było proste jak ksi
ęż
yc
ż
e
ty ja zdradzisz, - - Nie znosz
ę
rozczarowani,- Oliver powiedział. – I ona słabnie.
Słabeusz nie mo
ż
e rz
ą
dzi
ć
.
-
znam Amelie kawał czasu, i nigdy nie przedstawiłbym jej jako słabeusza.-
Myrnin zapalił inne cygaro, zapałał je jaskrawym niebieskim płomieniem z
zapalniczki, wypuszczaj
ą
c du
ż
o dymu . Claire prawie dusiła si
ę
i do oczu napłyn
ę
ły
jej łzy które musiała wyciera
ć
ż
eby cos zobaczy
ć
.
-
Mo
ż
e jest Mniej pewna siebie ni
ż
wcze
ś
niej. Ale nie słaba, co odkryjesz kiedy
na ni
ą
naci
ś
niesz.
Oliver spojrzał z marsow
ą
min
ą
na niego.- My
ś
lał,
ż
e jeste
ś
ze mn
ą
w tym.
-
Powiedziałem, tak? Có
ż
, Jestem niezdecydowany, jak ju
ż
wiesz.? Myrnin
zamkn
ą
ł swoje oczy z rado
ś
ci poniewa
ż
wypu
ś
cił kolejny dym z cygara.- Jeste
ś
bardzo blisko by przekupywa
ć
mnie tymi znakomitymi Kuba
ń
czykami cygarami . Nie
czułem si
ę
tak od kiedy Wiktoria była Królow
ą
Anglii. Ale w ko
ń
cu, musz
ę
pozostawa
ć
lojalny wobec mojej pani. I naprawd
ę
nie mog
ę
pozwoli
ć
ci dr
ę
czy
ć
mojego asystenta. Przecie
ż
, to moja praca.
-
My
ś
lałem ze tak to przedstawisz- Oliver powiedział. Wyci
ą
gn
ą
ł kołek z
wewn
ę
trznej kieszeni jego płaszcza i skierował go w klatk
ę
piersiowa Myrnina.
Claire krzykn
ę
ła i rzuciła si
ę
na Olivera, albo przynajmniej zamierzała —
limuzyna gwałtownie skr
ę
ciła, wytr
ą
caj
ą
c z równowagi wszystkich, i Claire sko
ń
czyła
na wyło
ż
onej wykładzin
ą
podłodze z Myrnin ’ s na niej. Co
ś
uderzyło ich, twardego, i
Claire poczuła, jak samochód podniósł si
ę
, przekr
ę
cił w powietrzu, i upadł na dach,
wysyłaj
ą
c ja i Myrnin na dachu limuzyny. Oliver i Pennywell jako
ś
zostali na swoich
miejscach — utrzymuj
ą
c si
ę
nawzajem , najwidoczniej. Claire uwolniła si
ę
od Myrnin
ciała, dysz
ą
c i zdezorientowana. Nie była ranna, albo przynajmniej nie czuła bólu, ale
wszystko wydawało si
ę
troch
ę
dziwne. Zbyt jasne. Zbyt ostre. Oczy Pennywell były
jaskrawoczerwone, i jego kły wysun
ę
ły si
ę
.
Oliver równie
ż
patrzał na ni
ą
jak na obiad.
Boczne okno zbiło gdy samochód dachował. Claire złapała Myrnin za ramiona,
pełza
ć
tyłem przez rozbite okno, i ci
ą
gn
ą
c go za sob
ą
. Jak tylko wyci
ą
gn
ę
ła jego
klatk
ę
piersiowa z limuzyny, obj
ę
ła rekami dookoła kołka, szarpn
ę
ła go z wysiłkiem
-
ahhhhhhhhh – krzykn
ą
ł Myrnin, usiadł pionowo i chwycił si
ę
za pier
ś
– Oh,
Bo
ż
e jak ja tego nie nienawidz
ę
.
Pennywell skoczył na proste nogi jak blady skacz
ą
cy paj
ą
k. Myrnin trzasn
ą
ł
butem go w twarzy i pełzał wolny od wraku samochodu, łapi
ą
c Claire gdy stan
ą
ł na
nogi. Krew była na jego koszulce, a jego twarzy była poci
ę
ta w niektórych miejscach
przez p
ę
kni
ę
t
ą
szyb
ę
, ale wygl
ą
dał dobrze, naprawd
ę
., Jednak, był piekielnie
w
ś
ciekły.
Pennywell wypełzł z limuzyny. Jego twarz nie była ju
ż
pusta; była pełna nienawi
ś
ci.
-
Heretyk - wysyczał.- Co znaczy ze b
ę
d
ę
patrzył jak si
ę
palisz, ty i twoi znajomi
- rzucił jadowite spojrzenie na Claire, przełkn
ę
ła
ś
lin
ę
.
-
Jacy znajomi? ” zapytała o Myrnin.
str. 4
-
demoniczny duch, który pomaga czarownicy, - powiedział.- zazwyczaj pod
postaci
ą
czarnego kota, ale zakładam ze ty to robisz. Pomimo
ż
e w moim mniemaniu
jeste
ś
wystarczaj
ą
co szalony.
-
Dzi
ę
kuje
-
Niema za co,
Myrnin podniósł swoje brwi i wskazał brod
ą
na Pennywell.- Có
ż
? Czekasz Az twój
obiad dokona samos
ą
du by wzmocni
ć
twoja dum
ę
??
Claire miała bardzo okropne nagłe ol
ś
nienie.- Gdzie jest Oliver?
I w tym momencie zimna r
ę
ka zacisn
ę
ła si
ę
wokół jej szyi, utrudniaj
ą
c jej oddychania
i powoduj
ą
c nagł
ą
panik
ę
. Był odci
ą
gana daleko, całkowicie bezwładna i bez kontroli,
zobaczył, jak Myrnin zmierza do niej ale nie do
ść
szybko; oddalała si
ę
od niego,
daleko w ciemno
ś
ci....
Wszystkie obrazy stan
ę
ły jej przed oczami: krwawi
ą
cy Myrnin, i z
wybałuszonymi oczami, si
ę
gaj
ą
cy po ni
ą
. Pennywell u
ś
miechaj
ą
c si
ę
z wy
ż
szo
ś
ci
ą
stoj
ą
c obok szcz
ą
tków limuzyny. Pal
ą
cy sie sedan, który spowodował wypadek
limuzyny — maska pogniotła si
ę
jak folia aluminiowa.
To był samochód wampirów.
Drzwi od strony kierowcy były otwarte.
Claire dusiła si
ę
, z trudem łapi
ą
c oddech, szarpała r
ę
k
ę
trzymuj
ą
c
ą
, jej gardło. Nie
dobrze. Jej
paznokcie nie raniły go w ogóle ani jej kopni
ę
cia pi
ę
tami.
-
cicho,- Oliver złajał j
ą
, i
ś
cisn
ą
ł mocniej.- Chciałbym powiedzie
ć
ze to zaboli
mnie bardziej, ale to nie byłaby całkowita prawda.
Nagle wzi
ą
ł gwałtowny wdech, i jego r
ę
ka zsun
ę
ła si
ę
z gardła Claire. Przeszła
si
ę
do przodu dwa kroki, trzymaj
ą
c rekami swojej obolałej szyi, a nast
ę
pnie obejrzała
si
ę
. Oliver spogl
ą
dał w dół na swoj
ą
klatk
ę
piersiow
ą
gdzie kołek wystawał z jego
klatki piersiowej.
- cholera, - powiedział, i upadł na kolana.
Michael stał za nim.
Michael wła
ś
nie d
ź
gn
ą
ł Oliver.
Przeszedł obok starszego wampira i złapał Claire.- Wszystko dobrze?
Nie mogła wypowiedzie
ć
ż
adnego słowa przez stłuczone gardło, ale kiwn
ę
ła głow
ą
,
szeroko otwartymi oczami. W ci
ą
gu kilku sekund Myrnin tez tam był , podnosz
ą
c j
ą
i
bezceremonialnie podaj
ą
c ja w ramiona Michael
-
Zabierz ja stad powiedział.- Oliver nie b
ę
dzie zadowolonym, chłopcze. Lepiej
odejd
ź
cie
-
Musiałem - Michael powiedział.- musiałem go d
ź
gn
ąć
. Zamierzał ja zabi
ć
-
Dokładnie to nie, zamierzał sprawi
ć
jej tyle bólu by Amelie przez wi
ęź
poczułaby to wszystko. Ale nie to miałem na my
ś
li. Rozbiłe
ś
jego limuzyn
ę
. Oliver
kocha swoja limuzyna.- Michael otworzył swoje usta, ale zamkn
ą
ł je nie wiedz
ą
c co
ma na to odpowiedzie
ć
.
Myrnin, spojrzał na Pennywell, i powiedział,- Michael, zabierz dziewczyn
ę
i id
ź
.
Mam tu par
ę
rzeczy do robienia. Zostaw kołek tam gdzie jest nie chce by Olivera mi
przeszkadzał. Mam par
ę
spraw do załatwienia z poszukiwaczem czarownic …
Kiedy Michael zawahał si
ę
, ciemne oczy Myrnina błysn
ę
ły wobec niego
poleceniem Zabierz ja. Michael kiwn
ą
ł głow
ą
, i Claire straciła cały zmysł gdzie była,
poza tym ze była trzymana w ramionach, i poruszali si
ę
szybko.
Ś
wiatła przemkn
ę
ły jak błyskawica, ruszaj
ą
c si
ę
tak szybko ze nie mogła si
ę
na nich
skupi
ć
. Palenie w gardle zmalało z ognia do szczypania, i starała si
ę
odchrz
ą
kn
ąć
.
Miała wra
ż
enie jakby miała szkło w gardle ale wydała słaby d
ź
wi
ę
k.
str. 5
Michał zwolnił do normalnego ludzkiego bieg, nast
ę
pnie do spaceru, i Claire
zobaczyła,
ż
e wrócili do teatru TPU. Ewa, Shane, i Kim stali przed samochodem Eve.
Dwoje z nich było wstrz
ąś
ni
ę
te; Kim wła
ś
ciwie nie wygl
ą
dała jakby bardzo si
ę
tym
przej
ę
ła.
-
Claire!- Shane podszedł jako pierwszy, wyjmuj
ą
c j
ą
z rak Michaela i
łagodzenie stawiaj
ą
c ja na nogi. Gdy zachwiała sie, złapał ja, z niepokojem ogl
ą
daj
ą
c
j
ą
.- Co do diabła si
ę
stało, Michael?
-
Wypadek - Claire szepn
ę
ła – wypadek samochodowy. Cze
ść
.?
-
Cze
ść
- Shane powiedział - Co chcesz powiedzie
ć
, przez wypadek
samochodowy? Jezus, Michael, rozbiłe
ś
swój samochód??
- Wjechał w limuzyna,? Claire powiedziała. Wydawało jej sie wa
ż
ne by wyja
ś
ni
ć
z
jakiego powodu. – Uratował mnie.
Jak na razie, w ka
ż
dym razie.
Naprawd
ę
nie była pewna co by si
ę
stało jej gdyby Oliver’owi udało si
ę
usun
ąć
Myrnin i miałby czas by zrobi
ć
jak
ą
kolwiek z nieprzyjemnych rzecz które zaplanował,
albo gdyby Pennywell trzymałby ja. Było tyle okropnych mo
ż
liwo
ś
ci.
-
musimy stad odjecha
ć
,- Michael powiedział- teraz. Eve.
Wyci
ą
gn
ę
ła swoje kluczyki do samochodu ze male
ń
kiego czarnego portfela,
schowanego pod jej aksamitn
ą
spódnica, i usiadła za kierownic
ą
swojego du
ż
ego
sedana. Kim usiadła na przednim miejscu dla pasa
ż
era, zostawiaj
ą
c Claire z tyłu,
wci
ś
ni
ę
ta pomi
ę
dzy Shane’m a Michael — co nie był wcale takim złym miejscem.
Miała drgawki, u
ś
wiadamiaj
ą
c sobie ze Przypuszczalnie, jest to wstrz
ą
s albo cos
innego. Shane trzymał jej lewa r
ę
k
ę
, a Michael prawa, zamkn
ę
ła oczy poniewa
ż
Ewa
wcisn
ę
ła gaz do dechy wyje
ż
d
ż
aj
ą
c z parkingu, kieruj
ą
c si
ę
do domu.
str. 6
Wampiry z Morganville 7
Rozdział: 6
-
Mamo? – spojrzała na zegarek, przygryzła usta, przygotowana na najgorsze –
Hej, przepraszam ze dzwonie tak pó
ź
no. Wła
ś
nie wrócili
ś
my z koncertu, wiesz ze
Michael grał dzi
ś
wieczorem, prawda? Jestem w Domu Glass’ow, zostan
ę
tu na noc,
dobrze? Cze
ść
, kocham cie. - Odło
ż
yła słuchawk
ę
i wydała długie westchnienie,
opieraj
ą
c si
ę
o klatk
ę
piersiow
ą
Shanea.
-
Dzi
ę
ki Bogu za automatyczne sekretarki, my
ś
l
ę
ze nie byłabym wstanie tego
zrobi
ć
gdyby odebrała.
Pocałował j
ą
w kark łagodnie – Nie interesuje nie co powiedz
ą
twoi rodzice, dzi
ś
nie
spuszcz
ę
ci
ę
z oczu, Nie dzisiaj.
Byli w domu, bezpieczni w Domu Glassów. Michał poszedł na gór
ę
przebra
ć
si
ę
ale
Ewa była nadal z nimi, chodz
ą
c wokół w nich w efektownych szmatkach. Co wi
ę
cej,
fu, Kim była z nimi. Ale czuli si
ę
jakby zostali sami jak palec. Shane obj
ą
ł ja od tyłu
swoimi ramionami, i odpr
ęż
yła si
ę
, cały strach odszedł daleko z niej. Jej małe r
ę
ce
oplotły sie wokół jego rak, poczuła si
ę
bezpieczna poniewa
ż
wyczuła jego mi
ęś
nie
ruszaj
ą
ce si
ę
pod jego aksamitna skóra.
Nawet je
ż
eli ona nie była tak naprawd
ę
bezpieczna, nigdy.
-
musz
ę
podzi
ę
kowa
ć
Michael’owi, - powiedziała, i ucichła by odchrz
ą
kn
ąć
. Co
wcale mocno jej nie pomogło. – Nie musiał za mn
ą
jecha
ć
.
-
Zniszczyłbym jego tyłek je
ś
li by tego nie zrobił - Shane powiedział, z takim
uparto
ś
ci
ą
ż
e Az si
ę
skrzywiła - on nie pozwolił mi i
ść
z nim.
-
Mógłby
ś
zosta
ć
ranny w wypadku.
-
On nie martwił si
ę
o mnie
-
Martwił, miałam sta
ć
si
ę
obiadem. - Shane westchn
ę
ło i oparł czoło o jej
rami
ę
.- I miał racje
-
On uratował moje
ż
ycie.
-
Rozumiem. Mogliby
ś
my przesta
ć
rozmawia
ć
o Michaelu przez kilka sekund-
zabrzmiało jakby cierpiał
-
Nie jeste
ś
zazdrosny.?
Shane uniosło dwa palce zło
ż
one prawie razem.- Mo
ż
e tylko troszeczk
ę
. I tylko
dlatego ze dziej
ą
si
ę
wokół niego te rokowe rzeczy. Ty dziewczyny dostajecie obł
ę
du.
-
Zamknij si
ę
.
-
Powa
ż
nie, rzucacie majtkami i takie tam, tak słyszałem.
Obróciła si
ę
w kółko w jego ramionach, stan
ę
li twarz
ą
w twarz. Bez słow. Pochylił do
niej jak przyci
ą
gaj
ą
ca grawitacja, cieple usta naprzeciwko jej, najpierw powoli,
leniwie, wtedy staj
ą
ce si
ę
gor
ę
tsze, oddech przyspieszył. Jej umysł eksplodował od
tysi
ą
ca wspomnie
ń
…. delikatnej skory na jego karku, w jaki sposób wypowiada jej
imi
ę
, szeptów, jego
ż
ar naprzeciwko jej.
-
Hej – głos Eve, zazwyczaj niegro
ź
ny, sprawił ze Claire odskoczyła – Wiem,
szale
ń
czo zakochani, i tak dalej ale mogliby
ś
cie tego nie robi
ć
tutaj? Naprawd
ę
chciałabym by
ć
w stanie powiedzie
ć
twoim rodzicom ze nigdy nie widziałam co si
ę
dzieje miedzy wami, gdy zechc
ą
wzi
ąć
nas na przesłuchania.
str. 7
Shane pocałował ja jeszcze raz, lekko, delikatnie i potargał jej włosy – Ci
ą
g
dalszy nast
ą
pi – powiedział.
-
Nie znosz
ę
nagłego przerywania.
-
Win za to Eve.
Claire odeszła od niego i
ś
wiat wrócił do normalno
ś
ci Wolo niej – zabawne jak
wszystko wydaje si
ę
znika
ć
kiedy jest z nim. Eve siedziała na kanapie przerzucaj
ą
c
kanały w telewizorze. Kim siedziała po turecku na podłodze czytaj
ą
c opis gry – Hej –
powiedziała – Kto gra w zombie?
-
Ugf – powiedziała Eve – Nie ja.
-
Ja troszeczk
ę
– przyznała si
ę
Claire
-
Wiec to znaczy ze nie grasz , a mo
ż
e… no dalej kto
ś
tu musi by
ć
mistrzem w
tej grze.
Shane w ko
ń
cu podniósł r
ę
k
ę
, Kim u
ś
miechn
ę
ła si
ę
–Rz
ą
dzisz Collins – Powiedziała
– Pokaz co potrafisz.
Usta Claire nadal czuły pocałunki , całe jej ciało czuło jeszcze podniecenie ale
spojrzenie Kim sprawiło ze si
ę
ostudziła. Zauwa
ż
yła ze Shane to pochlebiało, ale
równie
ż
, Shane nigdy nie poddawał si
ę
je
ś
li chodzi o wyzwania, tak naprawd
ę
. Z tym
wyj
ą
tkiem ze teraz to zrobił – Nie mog
ę
– powiedział – musze sprawdzi
ć
co u
Michael’a.
-
Ju
ż
sprawdziłam – powiedziała Eve – Gdyby
ś
zauwa
ż
ył nie jeste
ś
cie samotni
na Cudownej Planecie. On ma si
ę
dobrze, rozmawia przez telefon z Amelie.
Radziłabym tam nie i
ść
.
-
Oh – wymówka Shanea po prostu wyparowała. Claire nie mogła stwierdzi
ć
czy
był wstanie drugi raz odmówi
ć
Kim. Eve wstała i podała mu d
ż
ojstik, Kim wzi
ę
ła drugi
ze stołu – Załaduj i strzelaj, domy
ś
lam si
ę
.
Claire zostawiła go i poszła na gore. Łazienka była wolna skorzystała z niej,
porz
ą
dkuj
ą
c opłakany stan twarzy i posiniaczonej szyi, nast
ę
pnie poszła do sypialni
by znale
źć
par
ę
wygodnych d
ż
insów i jak
ąś
koszulk
ę
. Ładna koszulk
ę
. Równie
ż
poło
ż
yła troch
ę
błyszczyka na usta. Tylko troszeczk
ę
.
Mogła słysze
ć
okrzyki i skrawki rozmów z dołu gdy otworzyła drzwi od sypialni.
Kim i Shane byli w trakcie gry co nie sprawiało ze czuła mniej odrzucona – Dalej,
przełknij to – powiedziała do siebie szorstkim zachrypni
ę
tym głosem, przykleiła
u
ś
miech na twarz i schodziła na dół.
Ukryte drzwi na przeciw sypialni Eve otworzyły si
ę
cichym klikni
ę
ciem i
pojawiło si
ę
przytłumione
ś
wiatło. Claire zauwa
ż
yła migocz
ą
cy czarno biały obraz
kobiety w pełnym wiktoria
ń
skim stroju. Wygl
ą
dała jak upiór i gdziekolwiek indziej
Claire uciekłaby z krzykiem do miejscowych pogromców duchów.
Ale tu było Morganville, i Claire znała Ad
ę
zbyt dobrze.
-
Co? – stanowczo zapytała Claire. Ada lub obraz Ady zrobił uciszaj
ą
cy gest
palcem przykładaj
ą
c go do ust. Obróciła si
ę
tak jak dwuwymiarowy obraz i znikn
ę
ła w
ś
rodku. Ponownie ukazała si
ę
jak wchodziła do góry po schodach nie dotykaj
ą
c ich.
-
Powa
ż
nie? – westchn
ę
ła Claire – Cudownie, po prostu
ś
wietnie. – i poszła za
Ada. Drzwi zamkn
ę
ły si
ę
na ni
ą
z takim samym klikni
ę
ciem. Na górze
ś
wi
ę
cił si
ę
kalejdoskop kolorów z lampy od Tiffaniego i Claire zobaczyła obraz Ady, zwrócony
do niej twarz
ą
, stała po przeciwnej stronie pokoju kolo starej aksamitnej kanapy.
-
W porz
ą
dku, jestem – powiedziała Claire – czego chcesz?
Ada znów zrobiła uciszaj
ą
cy gest r
ę
k
ą
, co było bardzo denerwuj
ą
ce. Ada była
komputerem, m
ą
drym i prawdopodobnie miłym dla ludzi, ale nadal… była tajemnicza
i Claire naprawd
ę
nie lubiła tego okrutnego u
ś
miechu na jej gładkich ciemnoszarych
ustach.
str. 8
Ada dotkn
ę
ła
ś
ciany i otworzyła ciemno
ść
jednego z portali które Ada
kontrolowała w mi
ęś
cie… to cos w rodzaju magicznych tuneli, chocia
ż
Claire nie
znosiła nazywa
ć
tego magia. To był fizyka, przera
ż
aj
ą
ce odkrycie fizyczne. To
znaczyło ze to było ostateczne szybkie przej
ś
cie, ale niebezpieczne…. Claire
zmarszczyła brwi staraj
ą
c si
ę
dowiedzie
ć
co było na drugim ko
ń
cu tunelu. Droga była
długa i ciemna, nie wydawała si
ę
bezpieczna.
-
Nie – powiedziała – Nie wydaje mi si
ę
, przepraszam
Dlaczego przepraszała ta szalona komputerowa kobiet
ę
, nie wiedziała tego. Ada nie
była jej przyjaciółk
ą
, nawet jej zbytnio nie lubiła, chocia
ż
– przez rozkaz Myrnina –
Ada musiała jej si
ę
podporz
ą
dkowa
ć
.
Ada przestała si
ę
u
ś
miecha
ć
. Wzruszyła ramionami, odwróciła si
ę
i w
ś
lizgn
ę
ła w
portal. Znikn
ę
ła w ciemno
ś
ci. Po kilku sekundach szara r
ę
k
ą
wysun
ę
ła si
ę
z
ciemno
ś
ci i zrobiła zapraszaj
ą
cy gest Chod
ź
niecierpliwi
ą
c si
ę
.
-
Nie -powiedziała Claire i tym razem usiadła na kanapie – Niema mowy. Ju
ż
dzi
ś
wystarczaj
ą
co du
ż
o przeszłam. Została
ś
sama ze swoim problemem, Ado.
Jej telefon zadzwonił, d
ź
wi
ę
k rozbrzmiewaj
ą
cy si
ę
po całym pokoju sprawił ze
podskoczyła i si
ę
gn
ę
ła po telefon. Na ekranie było napisane Dzwoni Shane.
Odebrała.
-
Shane?
Zakłócenia, po chwili usłyszała mechaniczny plaski glos Ady
–
Myrnin cie potrzebuje, chod
ź
! – brzmiała na zimna i rozgniewana ale
zazwyczaj taka była, chyba ze głupio u
ś
miechała si
ę
do Myrnina. Claire zatrz
ą
sn
ę
ła
telefon i zdmuchn
ę
ła włosy z czoła gapi
ą
c si
ę
w ciemno
ść
. To mo
ż
e by
ć
laboratorium
Myrnina. Mogłaby jej po prostu powiedzie
ć
. Myrnin jako wampir zwyczajnie
zapominał wł
ą
czy
ć
ś
wiatło co było do bani.
-
Naprawd
ę
musz
ę
zacz
ąć
nosi
ć
latark
ę
- mamrotała, a nast
ę
pnie wpadła na
ś
wietny pomysł. Była tam lampa w stylu Tiffany w k
ą
cie przy kanap
ę
. Claire
podniosła ci
ęż
ki szklany klosz, odło
ż
yła go, i wzi
ę
ła podstaw
ę
z elektrycznym
przewodem, wtedy rzuciła ja przez progu portalu, w ciemno
ś
ci. Zobaczyła Ad
ę
stoj
ą
c
ą
tam, z zało
ż
onymi rekami na piersi, chłodna i pozbawiony wyrazu, otoczony
przez wycie
ń
czone blade wampiry, które krzyczały i uciekały przed
ś
wiatłem. Miały
ogromne kły i spiczaste szpony, i nie byli tacy sami jak pozostałe wampy.... To były
tunel szczurów, które przebywały w ciemnych miejsca, nie wchodziły na
ś
wiatło i
istniały tylko by zabija
ć
. Nieudany eksperyment, Myrnin tak ich nazwał
Ada chciała by weszła w sam
ś
rodek ich.
Claire krzykn
ę
ła w szoku, i zatrz
ą
sn
ę
ła portal w umy
ś
le, wtedy poło
ż
yła r
ę
k
ę
na ciemnej
ś
cianie pokoju i bardzo si
ę
skupiła by rzeczywi
ś
cie to zrobi
ć
. Był sposób
by zamkn
ąć
go klucz to — mo
ż
e — i szukała odpowiedniej cz
ę
stotliwo
ś
ci by to
zrobi
ć
. To było jak zasuwka, i to zatrzymałoby do Ady po ka
ż
dego kto chciałby tedy
przej
ść
. Miała taka nadziej
ę
.
Zamykanie portalu złamało lamp
ę
na pół, i wyrwało podstaw
ę
i wtyczk
ę
ze
ś
ciany. Claire stała tam wpatruj
ą
c si
ę
w
ś
cian
ę
, i na połamana lampa, dla przez
dłu
ż
sza chwile z dło
ń
mi zaci
ś
ni
ę
tymi w pi
ęś
ci, wtedy wzi
ę
ła telefon i wykr
ę
ciła numer
Myrnina laboratorium.
-
Jak miło z twojej strony ze do mnie dzwonisz – powiedział- mam si
ę
ś
wietnie
czasem si
ę
tak dzieje.
-
Mamy problem
-
Naprawd
ę
? Kołek w mojej piersi wcale na to nie wskazywał . Musz
ę
wysyła
ć
Oliverowi rachunek za now
ą
koszul
ę
.
-
Ada wła
ś
nie próbowała mnie zabi
ć
.
str. 9
Myrnin milczał przez moment. Claire prawie mogła zobaczy
ć
go, garbi
ą
cego si
ę
ponad staromodnym odrutowanym telefonem, który wygl
ą
dał tak jakby pochodził z
wiktoria
ń
skiego sklepu ze starociami
–
Rozumiem- powiedział, w zupełnie innym tonem - Jeste
ś
pewna
-
Powiedziała mi,
ż
e mnie potrzebujesz i otworzy
ć
portal do gniazda głodnych
wampów. Tak, tak. Jestem całkowicie pewna.
-
Oh. Porozmawiam z ni
ą
. Jestem pewny,
ż
e to było nieporozumienie.
-
Myrnin — Claire zmru
ż
yła oczy, policzyła do pi
ęć
, i zacz
ę
ła od pocz
ą
tku.-
Ona cie ju
ż
nie słucha. Nie rozumiesz tego? Ona robi swoje własne rzeczy, a jej
własna rzecz oznacza pozbywanie si
ę
konkurencji.?
-
Jakiej konkurencji.
-
O ciebie - Claire powiedziała - Nie
ż
e jestem. Ale ona my
ś
li,
ż
e jestem.
Poniewa
ż
ty mnie nie zabiłe
ś
- paplała poniewa
ż
mówienie o tym sprawiało,
ż
e
czuła si
ę
jakby miała zaraz zwymiotowa
ć
i miała zawrotny. Nie była zakochana w
Myrnin, ale kochała go, troch
ę
. Miał bzika; był niebezpieczny; był wampirem — a
jednak, i czasem nie był
ż
adna z tych rzeczy w jego lepszych momentach. “
-
Claire.- brzmiał smutno - Ja nie uwa
ż
am cie za atrakcyjna, oprócz twojego
umysłu oczywi
ś
cie. Mam nadziej
ę
,
ż
e wiesz, o tym. Nigdy bym sobie nie pozwolił na
taka przygod
ę
z tob
ą
- przerwał na chwilk
ę
, by pomy
ś
le
ć
o tym – Z wyj
ą
tkiem
gdybym był głodny, oczywi
ś
cie. Ale prawdopodobnie nie. Najprawdopodobniej.
-
Tak to pocieszaj
ą
c. Chodzi o to, ze Ada my
ś
li,
ż
e mnie lubisz, i ona pragnie
mnie zlikwidowa
ć
ż
eby
ś
troszczył si
ę
wi
ę
cej o ni
ą
. Racja?
-
Racja. Pójd
ę
do niej i porozmawiam z ni
ą
.
-
musisz ja wył
ą
czy
ć
, Myrnin
-
Całkowicie? Posłuchaj mo
ż
e to jedynie skaza w jej programowaniu. Zajm
ę
si
ę
tym.-przerwał, wtedy powiedział - Oczywi
ś
cie w mi
ę
dzyczasie nigdzie bym z ni
ą
nie
chodził gdybym był tob
ą
-
Nie
ż
artuj. Dzi
ę
ki.
-
Oh to nic takiego, kochana. Miłego wieczoru. O, i powiedz Michaelowi,
ż
e
dobrze si
ę
bawiłem na jego koncercie.
-
Byłe
ś
tam? – Usłyszała
ś
miech w głosie Myrnina – Wszyscy tam byli
ś
my,
Claire. Wszystkie wampiry. Tak lubimy swoje rozrywki.
To przyprawiło ja o g
ę
si
ą
skórk
ę
, i rozł
ą
czyła sie bez mówienia dowidzenia.
* * *
Na dole nadal trwała gra, Kim była tak dobra jak Shane najwidoczniej, co nie
zaskoczyło Claire ale bardzo przygn
ę
biło. Shane nawet nie zauwa
ż
ył jej pojawienia
si
ę
, chodziła dookoła kanapy wysyłaj
ą
c mu sygnały ciałem pomi
ę
dzy jego strzałami
gdy jego czarny charakter zabijał zombie, atakuj
ą
c, kopi
ą
c, boksuj
ą
c i strzelaj
ą
c.
Gracz Kim był
Ś
licznie wygl
ą
daj
ą
c
ą
dziewczyn
ą
z czarnymi włosami zwi
ą
zanymi w
ko
ń
ski ogon i pół rozebrana. Walczyła w butach na wysokim obcasie.
Ś
wietnie.
Claire usiadła na dole schodów patrz
ą
c przed siebie z podkulonymi nogami
pod brod
ą
. Eve znikn
ę
ła, prawdopodobnie poszła si
ę
przebra
ć
wiec zostali tylko
Shane i Kim. Wygl
ą
dali na zaj
ę
tych patrzeniem w ekran.
str. 10
Jej szósty zmysł poinformował ja o zbli
ż
aj
ą
cym si
ę
Michaelu, nie wydal
ż
adnego d
ź
wi
ę
ku schodz
ą
c w dół po schodach, ale wiedziała ze idzie i obróciła
głow
ę
ż
eby zobaczy
ć
w co przebrał si
ę
gwiazdor Roca: stara zielona koszulk
ę
i w
d
ż
insy takie same jak jej. Spojrzał na to co działo si
ę
w salonie i zszedł na dół
schodów.
-
Hej – powiedział – wszystko dobrze?
-
Nie byłoby dobrze gdyby
ś
nie wpadła na nas – powiedziała – dzi
ę
kuje.
Wygl
ą
dał na zawstydzonego – Tak, có
ż
, taki nie był plan. Chciałem go tylko
zatrzyma
ć
. Nie wiedziałem ze wjedzie we mnie.
Prawie si
ę
roze
ś
miała, poniewa
ż
brzmiał jakby było mu przykro z tego
powodu. Chwyciła go za jego Chodla r
ę
k
ę
i
ś
cisn
ę
ła ja, on oddal u
ś
cisk – to nadal
jest dobry plan.
-
Z wyj
ą
tkiem tego ze prawie cie nie zabiłem niszcz
ą
c limuzyn
ę
Amelie i swój
samochód? Tak, Zaszalałem
-
Dadz
ą
ci nowy? Chodzi mi o samochód.
-
Amelie powiedziała ze tak.
-
Zamkn
ę
łam wszystkie portale w domu – powiedziała Claire – Ada dziwnie si
ę
zachowuje.
-
My
ś
lałem ze to normalne.
-
Dziwnie
-
Ah, ok. – Michael spojrzał przez barierk
ę
na Kim i Shanea – Głupiejesz z
powodu Kim?
Claire zrobił ten sam gest co Shane pokazuj
ą
c palcami troszeczk
ę
– Tak, wiec
przesta
ń
. Kim nie jest w jego stylu.
-
Nie jestem pewna czy ja jestem w jego stylu – ok, to brzmiało naprawd
ę
,
naprawd
ę
ż
ało
ś
nie, przygryzła usta – Ona jest taka… bardzo.
-
Tak, jest – wstał i poszedł w całkowitej ciszy do salonu, stan
ą
ł za Kim, pochylił
si
ę
i powiedział z akcentem Drakuli – Chce wypi
ć
twoja krew.
-
Ty gnojku – krzykn
ę
ła Kim, upu
ś
ciła d
ż
ojstik i uderzyła go w pier
ś
– Nie mog
ę
uwierzy
ć
ze sabotujesz mnie.
-
Nie mog
ę
pozwoli
ć
mu przegra
ć
– powiedział Michael i Shane wykonał
uderzenie wysoko punktowane, rozległ si
ę
d
ź
wi
ę
k zwyci
ę
stwa – Musze mieszka
ć
z
tym kolesiem.
Przybili sobie wysoka pi
ą
tk
ę
.
-
Naprawd
ę
chcesz uzna
ć
to zwyci
ę
stwo – powiedziała Kim – On oszukiwał dla
ciebie.
-
Tak – powiedział Shane – powa
ż
nie, mam taki zamiar. Wył
ą
czył gr
ę
i odło
ż
ył
d
ż
ojstik, przeci
ą
gn
ą
ł si
ę
i ziewn
ą
-
Cholera, jak pó
ź
no. Nie musisz gdzie
ś
i
ść
albo cos takiego.
Kim przez sekund
ę
wygl
ą
dała na ura
ż
on
ą
i Claire poczuła małe łaskotanie- czego
ś
,
mo
ż
e współczucie, miała nadzieje ze nie.
-
Jasne- powiedziała – Johnny Depp czeka na mnie w domu. Domy
ś
lał si
ę
ze
mam ju
ż
i
ść
. Hej, gdzie jest Eve?
-
Co robisz? - zawołała Eve, ze szczytu schodów i zeskoczyła na dół koło
niewidzialnej Claire – Nie mo
ż
esz ! Kim musimy po
ć
wiczy
ć
role!
-
Nie Shane ma racje. Just jest pó
ź
no. Mo
ż
e jutro? Mo
ż
emy spotka
ć
si
ę
w
Common Grounds , mo
ż
e koło trzeciej? Pracujesz do około dziesi
ą
tej, prawda?
-
Tak- powiedziała Eve i brzmiała na rozczarowana.
-
Ś
wietnie, to dobrze. Hej chcesz jutro wyj
ść
gdzie
ś
wieczorem? Mo
ż
e na jaki
ś
film? Um, Claire tez chcesz i
ść
?
str. 11
Ś
wietnie została oficjalnie zaproszone – Nie dzi
ę
ki – powiedziała – mam inne
plany.
-
Naprawd
ę
? Jakie?
Claire spojrzała na Shanea i on załapał – Kolacja ze mn
ą
– powiedział – To jest tak
jakby rocznica.
-
Awww, naprawd
ę
? To takie słodkie.
Eve pukn
ę
ła go placem – Nie zabieraj jej na chilli dogi.
-
Prawdziwa restauracja, z obrusami, hej nie jestem całkowitym idiota.
Kim spojrzała na Shanea i w tym momencie Claire zrozumiała ze to nie była tylko
gra… Kim naprawd
ę
lubiła Shanea – bardzo…
Rozpoznała ból gdy go zauwa
ż
yła.
-
Wiec – powiedziała Eve i odwróciła si
ę
do Kim – Kino tak? Cos strasznego?
Kim szybko si
ę
opanowała sie zanim Eve zd
ąż
yła zauwa
ż
y
ć
to samo co Claire i
powiedziała – Jasne, oboj
ę
tnie ty wybierz,
ż
adnych babskich filmów.
Eve wygl
ą
dała na ura
ż
ona – Ja? Babskie filmy? Ugry
ź
si
ę
w j
ę
zyk. Naprawd
ę
, teraz.
Kim za
ś
miała si
ę
i Eve odprowadziła ja do drzwi.
-
Rocznica? – powiedziała Claire do Shanea
Podniósł swoje brwi – To zale
ż
y jak liczysz – powiedziała – tak, to b
ę
dzie pewnego
rodzaju rocznica. Prawdopodobnie jedna z tych ze nadal zjemy.
-
Mów za siebie – powiedział Michael i podniósł le
żą
cy na stole d
ż
ojstik – nie
mog
ę
uwierzy
ć
ze prawie dałe
ś
jej wygra
ć
.
-
Człowieku , tobie tez kiedy
ś
dałem wygra
ć
– powiedział Shane i podskoczył po
drugi d
ż
ojstik – Gramy.
Tłumaczenie: madabob
☺