LynneGraham
Spróbujmyjeszczeraz
Tłumaczenie:
AlinaPatkowska
@kasiul
ROZDZIAŁPIERWSZY
–Możnasięrozwieśćwcywilizowanysposób–stwierdziłClaudioRavellizwystu-
diowanymtaktem.
Tylko szacunek wobec starszego o dwa miesiące przyrodniego brata powstrzy-
mał Nika Christakisa przed pogardliwym parsknięciem. Co Claudio, od niedawna
szczęśliwie żonaty, mógł wiedzieć o paskudnych, wyczerpujących rozwodach i in-
nych nieprzyjemnych stronach życia? Claudio był prostolinijny i mocny jak opoka,
w jego duszy nie istniały żadne mroczne zakamarki. Nie potrafił sobie nawet wy-
obrazićtego,przezcomusiałprzejśćNik.
– Pewnie się zastanawiasz, jakim prawem próbuję ci udzielać rad – zauważył
Claudiotrzeźwo.–Aleprzecieżkiedyśbyłowamzesobądobrze.Gdybyściespró-
bowali trochę złagodnieć i pozbyć się napięcia, obojgu wam wyszłoby to na zdro-
wie.
Ciemna,przystojnatwarzNikaściągnęłasięwponurymgrymasie.
–Wtakimraziepewniesięucieszysz,kiedycipowiem,żemamsięjutrospotkać
zBetsywobecnościprawników,moichijej.Mamydojśćdougodyfinansowej.
–Totylkopieniądze,Nik.Diomio–westchnąłClaudio,myślącoolbrzymimimpe-
riumbiznesowym,którezbudowałjegobratpracoholik.–Maszprzecieżmnóstwo
pieniędzy.
WzielonychoczachNikabłysnęławściekłość.
–Nieotochodzi.Betsypróbujezagarnąćpołowęwszystkiego,comam.
–Nierozumiem,dlaczegodomagasięażtyle.Mógłbymprzysiąc,żeniejestma-
terialistką.Próbowałeśzniąporozmawiać?
–Adlaczegomiałbymzniąrozmawiać?–zapytałNikzezdumieniem,jakbyuwa-
żałtęsugestięzaniedorzeczną.–Wyrzuciłamniezdomu,wystąpiłaorozwód,ate-
razpróbujeukraśćmimiliardy.
–Miałapowód,żebycięwyrzucić–przypomniałmuClaudiozżalem.
WodpowiedziNiktylkozacisnąłusta.Miałwłasnezdanienatematprzyczyn,dla
którychichmałżeństwopopadłowruinę.Ożeniłsięzkobietą,któratwierdziła,że
niechcemiećdzieci,apotemzmieniłazdanie.Owszem,zataiłprzedniąpewnein-
formacje, ale sądził, że jej pragnienie dziecka było tylko kaprysem i minie równie
szybkoinieoczekiwanie,jaksiępojawiło.
–Tobyłmójdom–odpowiedziałbezbarwnie.
–Chceszjejzabraćjeszczedom,takjakzabrałeśpsa?–westchnąłClaudio.
–Gizmonależałrównieżdomnie.–Nikpopatrzyłnapsa,którybyłpodjegoopie-
kąoddwóchmiesięcyiprzezcałytenczaswykazywałobjawypsiejdepresji.Leżał
teraz przy oknie, otoczony nietkniętymi piszczącymi zabawkami, z pyszczkiem
smutnoopartymnakudłatychłapach.Miałwszystko,comożnabyłokupićzapienią-
dze,alepomimowysiłkówNikawciążtęskniłzaBetsy.
–Czyzdajeszsobiesprawę,jakbyłazałamana,kiedyzabrałeśjejpsa?–zapytał
Claudio.
– Owszem. Przysłała mi listę instrukcji, jak mam się nim zajmować. Trzy kartki
papieru poznaczone śladami łez – odrzekł Nik szyderczo. – O mnie nigdy się nie
martwiłatakjakotegopsa.
–Uwielbiałacięjeszczeroktemu–odparowałClaudio.
Nik musiał przyznać, że tak było i że było to bardzo przyjemne, dopóki trwało.
AlepotemuwielbieniezmieniłosięwgwałtownąnienawiśćiBetsyzaczęłamuzada-
waćpytania,naktóreniemógłodpowiedzieć–awłaściwiemógłby,gdybyrzeczywi-
ściemusiał,aleniepotrafiłbyznieśćwyrazugrozyilitościnajejtwarzy.Niektóre
rzeczybyłyzbytprzerażające,byonichmówić,iczłowiekmiałprawozachowaćje
dlasiebie.
Claudiozawahałsię.
– Kiedy prosiłeś po waszym rozstaniu, żebym porozmawiał z Betsy i okazał jej
życzliwość,myślałem,żechodzicioto,żebymbyłpośrednikiemmiędzywami,bo
wciążjąkochaszichcesz,żebydociebiewróciła.
TwarzNikaprzybrałatwardywyraz.
– Nie kochałem jej. Nigdy nikogo nie kochałem – przyznał zimno. – Lubiłem ją
imiałemdoniejzaufanie.Byładobrąpaniądomu.
– Panią domu? – Claudio zdumiony był tym staroświeckim określeniem. Na ogół
Nikniemiewałkonserwatywnychzapędów.
–Dobrąpaniądomu–powtórzyłNikspokojnie.Claudiowychowałsięwprzyzwo-
itymdomuizapewnenierozumiał,jakbardzopociągającymożebyćtegorodzaju
talentukobiety.–Alezawiodłamojezaufanieiabsolutnieniechcę,żebydomnie
wróciła.
–Jesteśpewny?
–Ne…Tak–potwierdziłNikpogrecku.Rozwódniezostałjeszczeorzeczony,ale
on już ruszył dalej ze swoim życiem. Betsy nigdy nie była typową żoną milionera.
Pojawiła się w jego życiu podczas burzliwego okresu i przeminęła razem z nim.
AterazprzedNikiemjawiłysięnowe,obiecująceperspektywy.Żyliwseparacjijuż
odpółroku.PrzeztenczasNikzmieniłsięibyłztegobardzodumny.Odrzuciłba-
gażobciążeńwyniesionyzdysfunkcyjnegodzieciństwa.Terazmógłdziałaćszybciej
iskuteczniej.Niemiałnajmniejszegozamiarupowtarzaćbłędówprzeszłości,aBet-
sybyłabardzopoważnymbłędem.
Betsy czekała w eleganckiej sali konferencyjnej w towarzystwie swoich prawni-
kówichoćbardzosięstarałatoukryć,byłanapiętajakstruna.Jejzdenerwowanie
byłozrozumiałe,wkońcuniewidziałaNikajużodsześciumiesięcy.Niepróbował
się z nią spotkać ani w żaden sposób wyjaśnić swojego niezwykłego zachowania.
Zdnianadzieńzmieniłasięzeszczęśliwejmężatki,którapróbujeporazpierwszy
zajśćwciążę,wzdradzoną,gorzkozranioną,nicnierozumiejącążonę.
To ona wyrzuciła Nika z domu, ale tak naprawdę to on ją porzucił. Oszukał ją
okrutnieizaatakowałztakąsiłą,żeodeszłaodniego,nieoglądającsięzasiebie.
Zachowywałsiętak,jakbytrzylatamałżeństwa,którejejwydawałysięszczęśliwe,
dlaniegozupełnienicnieznaczyły.Zbytpóźnoprzyszłojejdogłowy,żewyszłaza
mężczyznę,którynigdyniepowiedział,żejąkocha,awręczpowtarzał,żeniewie-
rzywmiłość,iktóryprzykażdejokazjiudowadniał,żepriorytetemwjegożyciusą
interesy.
Potymostatnim,najokrutniejszymodrzuceniuniemógłsięchybadziwić,żeBetsy
wkońcuzdecydowałasięodpłacićmupięknymzanadobne.Wiedziała,żeNikjąza
toznienawidzi,aletobyłolepszeoddotychczasowejobojętności.Nicjużjejnieob-
chodziło,comyślioniejNikolosChristakis.Miłośćzmarła,gdyBetsyuświadomiła
sobiewkońcu,jakniskoNikcenijąiichmałżeństwo.Aterazpoprostupróbowała
sięodegraćiwymierzyćmukarę.
Zemsta.Niebyłotoładneanikobiecesłowo,apozatymtobyłaostatniarzecz,
jakiejtakimanipulantirekinbiznesujakNikmógłsięspodziewaćposwojejniegdyś
uległejżonie.NieobchodziłagoBetsy,aleobchodziłypieniądze.Bezwzględnapo-
gońzazyskiembyładlaniegonajważniejszymcelemwżyciuiBetsywiedziała,że
jeślichcegozranić,tomusiuderzyćgopokieszeni.Irzeczywiście,dopieroniedo-
rzeczne żądanie połowy majątku skłoniło go, by zechciał się z nią spotkać twarzą
wtwarz.Byłojasne,żepieniądzeznacządlaniegowięcejniżonaiichzwiązek.
Na korytarzu rozległy się kroki. Betsy zesztywniała. Klamka drgnęła, ale drzwi
pozostawałyzamknięte.
–Proszępozwolić,żetomybędziemymówić–przypomniałjeszczerazjejpełno-
mocnik, Stewart Annersley. Równie dobrze mógł powiedzieć wprost, że Betsy nie
poradzisobiesamawstarciuzNikiemijegoprawnikami.Dobrzeotymwiedziała.
SpędziłatrzylatawbogatymświecieNika,ajednakwciążpozostawałanaiwnaiła-
two było ją zaskoczyć. Czyżby to znaczyło, że jest głupia, nie zna się na ludziach
iniepotrafiocenićichmotywacji?Czułasięwstrząśnięta,gdyNikzabrałjejGizmo.
Piesbyłjejjedynąpociechą,aonuparłsięgozabrać,choćnieprzepadałzazwie-
rzętami.Dlaczegotozrobił?Zapewnedlatego,żemiałobsesjęnapunkciekontroli
inielubiłpozbywaćsięniczego,codoniegonależało–chybażechodziłooporzuco-
nążonę.Próbowałjejodebraćtakżedom,któregonigdynielubił,aktóryonako-
chała.Byłjegowłaścicielemizapłaciłzaremont,alekupiłgotylkopoto,byspra-
wićjejprzyjemność.Aleczyrzeczywiścietakbyło?MożeuznałLavenderHallza
obiecującą inwestycję? Betsy coraz częściej poddawała w wątpliwość wszystkie
jegomotywy.
Drzwi otworzyły się gwałtownie i Nik stanął w progu. Bardzo wysoki i dobrze
zbudowany,emanowałseksemicharyzmą.Niezwykłejasneoczybłyszczaływciem-
nej, przystojnej twarzy jak dwa szmaragdy. Serce Betsy zabiło gwałtownie i przy-
płynęładoniejfalawspomnień–odpierwszegospotkania,poprzezsielankowymie-
siącmiodowy,ażdotwardegozderzeniazrzeczywistością.
Wzięłasięwgarść,postanawiająctwardo,żeniepozwolisięwytrącićzrówno-
wagi. Uniosła wyżej głowę, wyprostowała ramiona i oddała mu równe spojrzenie.
Niemogłajednakprzestaćsięzastanawiać,jaktosięstało,żemężczyzna,którego
kiedyśuwielbiała,stałsięjejnajgorszymwrogiem.Gdziepopełniłabłąd?Cotakiego
zrobiła?
Przezchwilęgroziłojej,żezaczniepopadaćwparanojęiużalaćsięnadsobą,ale
naraz usłyszała w głowie głos Nika. „Skończ z tym kompleksem prześladowczym
iprzestańsięobwiniać–powiedziałjejkiedyś.–Niewszystkojesttwojąwiną.Nikt
niewymierzacikaryzajakiśgrzechpopełnionynatymczynatamtymświecie.Złe
rzeczyczasamipoprostusięzdarzają”.
Patrzył teraz na nią przenikliwie. Wydawała mu się jakaś mniejsza, jakby się
skurczyła.Nigdyniebyławielka–ważyłaniecałepięćdziesiątkilo–aterazwyda-
wała się jeszcze drobniejsza przy stojących obok prawnikach. Z całą pewnością
schudła.Zastanawiałsię,czydobrzesięodżywia.Znówodezwałsięwniminstynkt
opiekuńczy,alenatychmiaststłumiłteniestosownezapędy.Toniebyłajegosprawa.
Niebyłojegosprawąrównieżto,żejejprawnik,Annersley,pochylałsiędoniejzbyt
blisko, patrząc z uznaniem na jej delikatny profil. Naturalnie, jeśli uda jej się wy-
szarpaćchoćbyułamekjegomajątku,wielumężczyznuznajązazdobyczgodnąpo-
żądania.
Usiadłzrozmachemnakrześle,któreprzysunęlimuprawnicy,powtarzającsobie,
żenicgotonieobchodzi.Betsybyłapięknąkobietąiwjejżyciuzpewnościąpoja-
wiąsięinnimężczyźni.Zawszeprzypominałamuszklanąfigurkę,delikatną,kruchą
ibardzoproporcjonalną.Należaładokobiet,któremężczyźnipragnąchronić.Ale
takjakwieluinnychgłupichmężczyzn,rycerskapostawadoprowadziłagotylkodo
rozwoduiutratymajątku,pomyślałcynicznie.Chcęmiećdziecko,oświadczyłaBet-
syzełzamiwniebieskichoczachidrżącymiustami.Złamałaprzedmałżeńskąumo-
wę,egoistyczniepróbowałazmienićjejwarunkiinawetniezauważyła,żewchwili,
gdywypowiedziałatesłowa,światNikastanąłnagłowie.Oczywiście,terazbędzie
mogłaurodzićtowymarzonedzieckojakiemuśinnemumężczyźnie.Natęmyślżołą-
dekzacisnąłmusięnasupeł.
Parzącsobieusta,wypiłkawę,którąpodsunąłmujedenzprawników.Betsypró-
bowałagookraśćzewszystkiego,takjakjegoojciec,żigolakGaetano,kiedyśpró-
bował okraść jego matkę Helenę. Ale Helena Christakis była zbyt inteligentna,
żebydaćsięoszukaćGaetanowiRavellemu,aNikodziedziczyłinteligencjępomat-
ce.PozatymBetsynicgojużnieobchodziła.Byłjakalkoholiknaodwyku.Jegote-
rapiąbyłoto,żeznównaniąpatrzyłinieczułnic.Patrzyłnaniąidoszukiwałsię
w niej wad. Lekki garbek na nosie, ledwo widoczne piegi. Poza tym była za niska
i zbyt mało kształtna. Fizycznie wiele jej brakowało do doskonałości. Cóż on, do
diabła,kiedyśwniejwidział?
Bezostrzeżeniapodniosławzroknajegotwarz.Nawidokjejoczuwkolorzegłę-
bokiego morza natychmiast zaślepiło go pożądanie. Własna reakcja wstrząsnęła
nimdogłębi.Poczułkroplepotugromadzącesięnadgórnąwargąimusiałużyćca-
łej siły woli, by zapanować nad sobą. Oczywiście, to była tylko wyuczona reakcja
warunkowa,nicinnego.
Gdyprawnicyomawialiformalności,Betsywpatrywałasięnieruchomowstół.Nik
siedziałprzydrugimkońcu,natyledaleko,żemogłagoignorować,choćprzezcały
czasmusiałasiępilnować,bynieodwracaćgłowywjegostronę.Narazjednakpod-
niosła wzrok i na ułamek sekundy jej spojrzenie zderzyło się ze spojrzeniem jego
zdumiewająco zielonych oczu. Zabrakło jej tchu i oblała się rumieńcem. Poczuła
ulgę,gdyonpierwszyodwróciłwzrok.
Jaktomożliwe,żewciążdziałałnaniątakmocno,choćprzeciągnąłjąprzezpie-
kło,milczał,kiedypowinien mówić,upokorzyłją,zatajając przedniąprawdę?Do-
piero od jego brata dowiedziała się, że ich małżeństwo od samego początku było
kpiną.
–Pożałujesztego–ostrzegłjątamtegodnia,gdywyrzuciłagozdomu.Alewtedy
żałowałatylkojednego:żenieodkryławcześniejtego,coprzedniąukrywał.
Z perspektywy dostrzegała, że zachowywała się wtedy jak wariatka. Jej świat
rozsypał się w gruzy, a ona sama stała się chwilowo niepoczytalna. Krzyczała,
wrzeszczała, przeklinała go, a on stał nieruchomo jak granitowa skała pośrodku
rozszalałegomorza,zupełnienieporuszonyjejgniewem,łzamiibłaganiemowyja-
śnienia.Nicwłaściwieniepowiedział,przyznałtylkocichoibezemocji,żeto,czego
dowiedziałasięodjegomłodszegobrataZarifa,jestprawdą.Wwiekudwudziestu
dwóchlatNikprzeszedłzabiegwazektomiiiniemógłdaćjejdziecka.Tobyłoabso-
lutnieniemożliwe.Ajednakniezająknąłsięotymnawetsłowem,gdyonamiesiąc
pomiesiącupróbowałazajśćwciążę.Tegonieumiałamuwybaczyć.Dlaczegonie
powiedziałjejprawdy?Dlaczego?–dopytywałasięjakoszalała,aonpatrzyłnanią
wzaciętymmilczeniu.Niedoczekałasiężadnychwyjaśnień.
UbokuNikasiedziałaMarisaGlover,znanaprawniczkaspecjalizującasięwroz-
wodach.PopatrzyłanaBetsychłodnymibłękitnymioczamiizapytałaspokojnie,dla-
czegokobieta,któraprzedmałżeństwembyłacierpiącąnadysleksjękelnerkąbez
groszaprzyduszyiodtamtejporyniepracowała,uważa,żenależyjejsiępołowa
majątkumęża.
–Powiedzmytowprost:niemapanidziecinautrzymaniu–dodała.
Betsypobladłaizakręciłojejsięwgłowie.Azatempowiedziałimodysleksji.Po-
czuła się tak, jakby wylano na nią kubeł zimnej wody. Jeszcze bardziej okrutnym
ciosembyłargumentobrakudzieci,zważywszy,żetoNikodmówiłjejtego,czego
najbardziejpragnęła.
Jejprawnikwtrąciłsiędorozmowyiskierowałjąwstronębardziejpraktycznych
zagadnień.
NikpatrzyłnapobladłątwarzBetsy.Widział,żeczujesięzranionaiupokorzona.
Marisazachowywałasięjakpirania.Byłanajlepsząspecjalistkąodrozwodówwca-
łym Londynie, a Nik zawsze zatrudniał najlepszych fachowców. Zacisnął dłonie
wpięści.Betsychybanieoczekiwała,żebędziedlaniejmiły?Niepowinnaliczyćna
to, że on uzna cokolwiek za święte i nie wyciągnie na jaw wszystkich sekretów.
Przecieżtoniemożliwe,bywciążbyłatakanaiwna!
Czekał,ażzkoleijejprawnicyzaatakują.Zpewnościąniebrakowałoimamunicji.
Byłojasne,żeNikniemaochotyrozprawiaćpublicznieoswojejpotajemnejwazek-
tomii.Tobyłaprywatnasprawa,jegozdaniemznaczniebardziejintymnaniżdyslek-
sja, której tak się wstydziła Betsy. Mimo wszystko widok jej wstrząsu i cierpienia
nie zostawił go obojętnym. Poczuł zniecierpliwienie i niechęć do Marisy za to, że
upokorzyłaBetsypublicznie.
Annersley przypominał właśnie, że Nik w czasie trwania ich małżeństwa nie
chciałsięzgodzić,byBetsypracowała.Wuprzejmych,gładkichsłowachpróbował
goodmalowaćjakotyrana.Marisazkoleizauważyła,żeBetsyniemiałażadnego
wykształceniaimogłabywykonywaćtylkonajprostszepracefizyczne,aodczłowie-
kaostatusieNikatrudnobyłooczekiwać,żesięnatozgodzi.
NarazNikpoczuł,żeniezniesietegodłużej.Niezastanawiającsięnadtym,co
robi,oparłdłoniepłaskonastoleipodniósłsięzmiejscatakgwałtownie,żewszy-
scysiedzącywsalidrgnęli.
– Dość już tego! – warknął. – Wystarczy. Mariso, dobrze wiesz, że Betsy samo-
dzielnieprowadzisklepwLavenderHall.
–Tak,wiem,ale…
–Skończyliśmynarazie–przerwałjejtonemniedopuszczającymdyskusji.–Nie
będętegoprzedłużał.
–Przecieżjeszczeniedoszliśmydożadnejugody–zdziwiłsięAnnersley.
BetsyrównieżzerknęłanaNikazezdumieniem.Niemogłauwierzyć,żepróbuje
zakończyćtęupokarzającąsesję.Chybaniezrobiłtegodlaniej?Musiałistniećjakiś
innypowód.Gdybychciałjąchronić,niewywlekałbynaświatłodziennejejdysleksji
ifaktu,żenieskończyłaszkoły.Byławściekła,botoostatniebyłojegowiną.Skar-
żyłsięinarzekał,gdypróbowałachodzićnawieczorowezajęciaprzygotowującedo
egzaminów na poziomie szkoły średniej, więc w końcu zrezygnowała. Nik przez
większość czasu podróżował po świecie, ale gdy był w domu, oczekiwał, że ona
również tam będzie. Ustąpiła przed jego egoistycznymi protestami, naiwnie wie-
rząc,żeNikjejpotrzebuje.Wgłębiduszybyłanawetzadowolonaztego,żemęż-
czyzna,którynigdyniewyznałjejmiłości,niepotrafijednakznieśćjejnieobecności.
– Spotkamy się jeszcze – dodał Nik i poszedł do drzwi, ani razu nie spoglądając
wjejstronę.
Wysiadłazpociąguiposzłanaparking,złanasiebiezato,żeNikwciążniebyłjej
obojętny,choćbardzochciałanicdoniegonieczuć.Niezasługiwałnażadneuczu-
cia. Bella, żona Claudia, przekonywała ją, że powinna znów zacząć się spotykać
zmężczyznamiiżedopókitegoniezrobi,nieudajejsięzapomniećoNiku.AleBet-
syniepotrzebowaławtejchwilikolejnegomężczyzny.Mężczyźnipochłanialimnó-
stwoczasuienergii.Przekonałasięotymażnazbytdobrze.
Gdy poznała Nika, pracowała jako kelnerka w małym bistro naprzeciwko jego
biura.Lubiłatępracę.Jeśliwartocośrobić,wartotorobićdobrze–powtarzałajej
w dzieciństwie babcia i mądrość tej maksymy nigdy nie zawiodła Betsy. Praca nie
byłaaniprestiżowa,anidobrzepłatnaiBetsywiedziała,żebabcia,gdybyjeszcze
żyła,byłabybardzorozczarowana tym,żewnuczcenie udałosięskończyć szkoły.
Towłaśniebabciaprzekonałają,żewystarczytrochęczasuipomocspecjalisty,by
udałojejsiępokonaćdysleksjęiżeniejesttopowód,byzaniżaćwłasneoczekiwa-
nia wobec życia. Z tą myślą Betsy zatrudniła się jako kelnerka i poświęcała kilka
wieczorówwtygodniunakursyprzygotowującedoegzaminów,poktórychmiałysię
przedniąotworzyćlepszeperspektywy.
Wtamtychczasachnawetjejnieprzychodziłodogłowy,żenaprzeszkodziemoże
jejstanąćjakiśmężczyzna.Miaładwadzieściajedenlat.Chłopcywjejżyciupoja-
wiali się i znikali, ale żadnemu nie udało się zakraść do jej serca ani skusić ciała.
Gdy po raz pierwszy zobaczyła Nika, siedział przy stoliku w wiosennym słońcu –
uderzająco przystojny mężczyzna w czarnym kaszmirowym płaszczu. Zwróciła
uwagęnajegojasnozieloneoczyidługie,czarnerzęsy.Gdyzamówiłkawę,poczuła
dreszcznaplecach.ObokniegosiedziałClaudio,aleBetsyzupełniegoniezauważy-
ła.Niezauważyłanawetochroniarzystojącychprzyścianie.Nikjakzwykleskupiał
nasobiecałąuwagę.Sercebiłojejtakmocno,żeczułajewgardle.
Oddałjejobowiązkoweciasteczko,któreprzyniosłamurazemzkawą.
–Nietykamsłodyczy–wyjaśniłzobcym,bardzoseksownymakcentem.
–Szkoda,żejaniemogętegopowiedzieć–odrzekła,wsuwającciasteczkodokie-
szeni.Zawszebyłagłodna.Wpracyniedostawaładarmowychposiłkówaniprzeką-
sek.–Aleitakmuszępanupodaćciasteczkorazemzkawą.Takiemamytuzasady.
–Marnotrawstwo–uśmiechnąłsiękrzywo.–Alepanitekaloriemogłybysięprzy-
dać.
–Zawszebyłamszczupła.Mamtakąbudowę–powiedziałaniezręcznie,dopiero
terazzauważającjegotowarzysza.
–Ibardzopaniztymdotwarzy.–Oblałasięgorącymrumieńcem,gdywzrokNika
prześliznąłsiępojejsylwetce.–Bardzo.
Odeszła, żeby mu przynieść drugą kawę, zastanawiając się, co się z nią dzieje.
Nie był pierwszym klientem, który próbował z nią flirtować. Zwykle nie zwracała
na to szczególnej uwagi. Wolała klientów, którzy z nią flirtowali od takich, którzy
nie potrafili utrzymać rąk przy sobie. Nawet jej nie przyszło do głowy, że w uwa-
gachNikamożesiękryćcoświęcej.Zauważyłajegodrogipłaszcziciemnygarnitur
iwmyślachzaliczyłagodowyższejklasykierowniczej.Zdecydowaniebyłpozajej
zasięgiem.
Następnymrazem,gdygoobsługiwała,odrazupodałjejciasteczko.Zarumieniła
sięipowiedziałapospiesznie:
–Nie,dziękuję.Szefniepozwalanamzjadaćtychciasteczek.Mówi,żetoźlewy-
gląda.
–Naprawdę?–Nikuniósłczarnebrwi.–Możepowinienemznimporozmawiać?
–Nie,proszęmunicniemówić–powiedziałanatychmiast,wycofującsięztacą.
–Skorotakbardzotopaniąniepokoi,toniebędęznimrozmawiał.Atakwogóle
tomamnaimięNik–dodałswobodnie.
Popołudniudoręczycielprzyniósłjejdopracypuszkęniewiarygodniedrogichfan-
tazyjnychciasteczek.Nakarteczceśmiałymcharakterempismanapisanebyłotylko
jedno słowo: Nik. Betsy poczuła się zażenowana, szczególnie, gdy jej szef, Mark,
zauważyłtoizapytał,czyupominekpochodziodklienta.Gdypotwierdziła,zmarsz-
czyłbrwizdezaprobatą.PodziękowałaNikowi,aontylkowzruszyłramionami,jak-
byniewartobyłootymwspominać.Odtejporyprzychodziłwkażdywtorek.Siadał
przystoliku,rozmawiałwobcymjęzykuzClaudiemicochwilędokogośdzwonił.
Najegowidokzawszeczułapodniecenie,agdynapotkałajegospojrzenie,przeszy-
wałjądziwnyprąd.Zauważyła,żeonteżnaniąpatrzyłizostawiałjejniedorzecz-
niewysokienapiwki.
–Uważajnategofaceta–ostrzegłjąMarkpewnegoranka.–Dopieroterazdo-
wiedziałemsię,kimonjest.ToNikChristakis,właścicieltegobiurowcanaprzeciw-
ko:NCI,NikChristakisIndustries.Iwieszco?Wśródfirm,któreposiada,znajduje
siędużasiećkawiarń.Niechciałbymnastąpićmunaodcisk.
Betsywstrzymaładech.
–Onjestwłaścicielemtegobiurowca?
– Nie zauważyłaś, że przychodzi z ochroniarzami? Tylko najbogatsi potrzebują
ochrony.Dziwięsię,żewogólesiętupojawia.
Poczułasięgłupio.Zinternetudowiedziałasię,żeNikjestGrekiem,aClaudioto
jegobratprzyrodni.Dowiedziałasięrównież,żeNikwychowywałsięwzupełniein-
nym świecie niż ona. Od tej pory zaczęła się zachowywać w jego towarzystwie
ostrożniej.
– Nie uśmiechniesz się do mnie? – zapytał przy następnej okazji i pochwycił jej
palce,zatrzymującjąprzystoliku.–Czycośsięstało?
Otworzyłaszerokoniebieskieoczyipoczerwieniała.
–Nie,nic.Dzisiajmamydużyruchijestemtrochęzaabsorbowana.
–Wyjdźjutrozemnąnakolację–wypaliłbezostrzeżenia.
Zdumiona Betsy nie sądziła, że mówi poważnie. Wyrwała mu rękę i sięgnęła po
tacę.
–Przykromi,aleniemogę.Jutromamzajęcia.
–Wtakimraziewnajbliższywolnywieczór–rzekłnatychmiast.
–Niemamyzesobąnicwspólnego!–zaprotestowała.
–Właśniedlategomisiępodobasz.
Betsyspuściławzrokipoczułasiętak,jakbyhuraganuderzyłjąprostowtwarz.
–Nicztegoniemożebyć–powiedziałacicho.
–Jeślijamówię,żecośztegobędzie,tobędzie.Kiedy?–naciskałbezlitośnie.
–Może…wpiątek?–wykrztusiławogłuszającejciszy,niejasnozdającsobiespra-
węzniedowierzającegospojrzeniajegobrata.–Mamwolnypiątkowywieczór.
–Przyjadępociebieowpółdoósmej–powiedziałspokojnieizapytałojejadres.
Podeszła do następnego klienta i usłyszała za plecami sprzeczkę między Nikiem
a Claudiem. Nie miała żadnych wątpliwości, że chodzi o nią. Jego brat nie mógł
uwierzyć,żeNikzaprosiłkelnerkęnakolację.
Przejechałpojejwszystkichzastrzeżeniachjakwalecdrogowy.Jużwtedypowin-
natozauważyć.Niknigdyniespoczął,pókiniedostałtego,cochciał.Byłniezmor-
dowanyiupartyjakmuł.
ROZDZIAŁDRUGI
Nik siedział w limuzynie w towarzystwie pięknej blondynki, która wydawała się
doskonałym antidotum na ten trudny ranek. Jenna była pogodnego usposobienia
i nie szukała poważnego związku. Zaprosiła go do siebie i żadne z nich nie miało
wątpliwości, co się podczas tej wizyty wydarzy. A teraz przycisnęła się do niego,
władczoopierającdłońnajegoudzie.Zesztywniałipowstrzymałchęć,byjązsiebie
strząsnąć.Powtórzyłsobierazjeszcze,żeprzecieżsięrozwodziijestwolnymczło-
wiekiem.Czasjużnajwyższycośztymzrobić.
Weszłamuprawienakolana,żebygopocałować.Nikobronnieodrzuciłgłowędo
tyłu.UstaJennytrafiłynajegoszczękęipoczułjejzapach.Tenzapachgoodstrę-
czał.Niebyłzły,alewydawałsięzupełnieniewłaściwy.Nikpodniósłrękęimusnął
palcamijejwłosy.Byłyszorstkie,aniejedwabiste.Niemiałochotyichdotykać.
Wściekłynasiebie,zabroniłsobietychbezsensownychporównań.Możewłaśnie
dlategojegociałoniechciałonaniąreagować.Byłojakzdrewna.Jegofrustracja
rosłacorazbardziej.Cośbyłonietak,aleniemiałochotyrozmawiaćotymztera-
peutką.Musiałjużopowiedziećjejowielunieprzyjemnychsprawachichoćmiałza-
ufanie do jej rozsądku i dyskrecji, pewnych kwestii wolał nie poruszać. Pozbył się
ciężarudysfunkcyjnejprzeszłościiczułsięsilniejszy,alerówniewielkąulgęsprawi-
ło mu to, że mógł znów wrócić do poprzednich zwyczajów. Dzielenie się czymkol-
wieknieprzychodziłonaturalniemężczyźnieotakskrytymcharakterzejakon.Bet-
sywciążniszczyłajegożycie,ograniczałamupolewyboru,tłumiłapopędseksualny
ibezwzględność,dwiesiły,którezawszepopychałyNikanaprzód.
Zadzwoniłakomórka.Mruknąłcośprzepraszającoiwyciągnąłjązkieszeni,zado-
wolony,żemapretekst,byniewchodzićdomieszkaniaJenny.Niepociągałagowy-
starczającoiobawiałsię,żeporazpierwszywżyciumógłbyzawieśćwłóżku.Ta
myśl wystarczyła, by porzucił pomysł sprawdzenia siebie i udowodnienia, że mał-
żeństwozBetsyjestjużzamkniętymrozdziałem.Pomyślałmelancholijnie,żemusi
użyć innych sposobów. Ze względów strategicznych powinien poprawić atmosferę
międzysobąaBetsy.Nieoznaczałoto,żezamierzałwysłaćjejfurępieniędzy,za-
spokoićktórekolwiekzjejniedorzecznychżądańczyteżporozmawiaćznią,jaksu-
gerowałClaudio.NiechciałrozmawiaćzBetsy.Wiedział,żejeślizaczniezniąroz-
mawiać,tonieudamusięutrzymaćnerwównawodzyiszybkozalejeichkolejna
falawrogościiwzajemnejniechęci.Toniewchodziłowgrę.Rozmawiaćmoglitylko
przezprawników.
Następnego dnia po spotkaniu z prawnikami Betsy poustawiała rzeczy przezna-
czonenasprzedażnanowychpółkachwsklepieicofnęłasię,byocenićefekt.
Porozpadziemałżeństwaprzeszłaprzezpiekło,alepotrzebazajęciaczymśumy-
słusprawiła,żebyłytozdumiewającotwórczeiproduktywnemiesiące.Sklepikze
świeżymiwarzywami,owocamiijajkami,któryNikniechętniepozwoliłjejotworzyć
wjednymzbudynkówgospodarczychnafarmie,powiększyłsiętrzykrotnie.Teraz
sprzedawała tu również wypieki i gotowe domowe posiłki, dodała też dział z pre-
zentamiipocztówkami,gdziemożnabyłoznaleźćwszystko,odpotpourripowyroby
miejscowego rzemiosła. Po drugiej stronie podwórza wciąż trwały prace przy re-
monciezrujnowanegodomku,wktórymmiałapowstaćniewielkakawiarnia.Alice,
menedżerka, stała za ladą i rozmawiała ze stałą klientką, która przyszła po tygo-
dniowe zakupy. Betsy zatrudniła ją, żeby mieć zastępstwo na dni, kiedy Nik był
wdomu,alechoćterazmogłapracowaćznaczniewięcej,niezrezygnowałazpomo-
cy.Sklepsiępowiększył,aAlicedobrzesobieradziłazprowadzeniemksięgowości.
Betsywzięłanasiebiekontaktyzdostawcamiiszukanienowychtowarów.
Poza tym Alice była na tyle mądra, by wiedzieć, jakich pytań nie powinna zada-
wać.Porozwodziezmężem,któryjązdradzał,wychowywałasamotnietrojedzieci,
wiedziałazatemwszystkoobezsennychnocachibóluzłamanegoserca.Anisłowem
nie komentowała tego, że czasem, gdy przychodziła rano do pracy, w sklepie
wszystkobyłopoprzestawiane,wypolerowaneowocelśniłyjaklustro,akafelkina
podłodzebyłytakczyste,żemożnasiębyłownichprzejrzeć.Betsyprzychodziłatu,
gdyniemogłaspać.
Alezatymwszystkimkryłosięcośjeszcze.Jejnajważniejszymcelembyłodopro-
wadzićdosamowystarczalnościLavenderHall,boprzerażałająmyśl,żedokońca
życiamiałabywisiećnarękawieNika.Chciałastworzyćbiznes,którybyjejpozwo-
lił się utrzymać i pokrył pensję pracowników zatrudnionych w sklepie, przy domu
iwogrodzie.To,żeterazdomagałasiędużejczęścimajątkuNika,niebyłopodyk-
towanewyłącznieagresjąichęciązemsty;byłatorównieżodpowiedźnajegonie-
dorzeczne żądanie, by sprzedać Lavender Hall. Ten dom był dla Betsy doskonałą
bazą do rozwoju własnych przedsięwzięć. Miała mnóstwo ambitnych pomysłów
iprojektównaprzyszłość.
Zadzwoniłtelefon.Aliceodebrałaipowiedziała:
–Dociebie.
BetsyusłyszaławsłuchawcegłosEdny,gospodyni.
–PaniChristakis,mapanigościa.Czymimotomogęwziąćsobiewolnepopołu-
dnie?
EdnaijejmążStan,któryzajmowałsięogrodem,bylidlaBetsynieocenionąpo-
mocą,szczególnieporozstaniuzNikiem.Zwolniławtedyczęśćpracowników.Gdy
jużniemusiałazaspokajaćjegowygórowanychwymagań,przestałjejbyćpotrzeb-
nyprywatnykucharz,kierowcaistadopokojówek.
– Oczywiście, że tak – zapewniła gospodynię, zastanawiając się, dlaczego Edna
niepodałajejnazwiskagościa.Widoczniebyłtoktośznajomy.MożeClaudioalbo
jego żona Bella, pomyślała Betsy z nadzieją. Miała ochotę na towarzystwo kogoś,
ktopodniósłbyjąnaduchu.LubiłaBellę,długonogą,rudowłosąIrlandkęobdarzoną
niespożytąenergiąiwielkimpoczuciemhumoru.Zaprzyjaźniłysię,choćto,coBella
miała do powiedzenia o Niku, nie nadawało się do powtórzenia. Betsy podziwiała
BellęiClaudiazato,żezaopiekowalisiępięciorgiemdzieci,którematkaBelliuro-
dziła podczas swojego wieloletniego romansu z Gaetanem, ojcem Claudia i Nika.
Nikniebyłbyzdolnyograniczyćwtakisposóbswojejwolnościosobistej.Betsyza-
stanawiała się, jak mogła być tak ślepa i nie zauważyć wcześniej, że mężczyzna,
zktórympragnęłamiećdziecko,wogólenielubidzieci.
Wygładziła czarną spódnicę na biodrach, obciągnęła rękawy różowego swetra,
wyszłazesklepuiprzezogróddotarładofurtkiwmurze.Zamuremznajdowałosię
podwórze na tyłach domu. Gdy Nik protestował przeciwko urządzeniu sklepu na
farmie,Betsyargumentowała,żemurmatrzymetrywysokościijeślibędąużywać
starejwewnętrznejdrogi,toklienciidostawcywniczymniebędąimprzeszkadzać.
TenargumentjednaknieprzekonałNika.Ustąpiłtylkodlatego,żeBetsypotrzebo-
wałajakiegośzajęcia,gdyonwyjeżdżałzagranicę.
Ajednakudałojejsięotworzyćsklepiniebyłototylkohobby,jakzakładałNik,
alerozwijającesięprzedsięwzięcie.Któżbypomyślał,żepotraficzegośtakiegodo-
konać?Napewnoniejejrodzice.Nigdynieoczekiwaliponiejzbytwiele.Tobab-
cia,emerytowananauczycielka,zapewniłajejpomoc,którejBetsypotrzebowałaze
względu na dysleksję. Rodzice nigdy nie mieli dla niej czasu i wstydzili się córki,
któramiałatrudnościzczytaniemipisaniem.Betsybyłaprzekonana,żezostałapo-
czętaprzypadkiem.Jużwdzieciństwiezdawałasobiesprawę,żewymaganiarodzi-
cielstwaprzerastająjejrodziców.Tylkobabciazewszystkichsiłstarałasięjejpo-
magać. Rodzice zginęli w katastrofie kolejowej, gdy Betsy miała jedenaście lat.
Babcia wtedy już nie żyła. Betsy trafiła do rodziny zastępczej, gdzie nie zaznała
wieleciepłaiżyczliwości.Chybawłaśniewtedypowstałowniejprzekonanie,żeni-
gdyniezechcemiećwłasnychdzieci.
Przeszła przez wielką, pustą kuchnię do równie wielkiego holu i zatrzymała się
jakwrytanawidokwysokiego,barczystegomężczyznyowłosachczarnychjaknoc,
którystałprzydrzwiachwejściowych,zwróconydoniejplecami.
Nikzdążyłjużobejrzećcałąposiadłośćinatychmiastzauważyłwszystkiezmiany,
jakiezaszłytuwciąguostatnichsześciumiesięcy.Meblebyłypokrytekurzem,na
stole nie stały świeże kwiaty, a w wielkim kominku nie płonął ogień. Ale przede
wszystkimprzypomniałsobie,jakBetsywirowałazpodnieceniawtymsamymholu
jeszczeprzedremontembudynku.
– Niesamowite miejsce! – zawołała, gdy po raz pierwszy odwiedzili Lavender
Hall.JejtwarzjaśniałajakchoinkawBożeNarodzenie.
–Nadajesiętylkodowyburzenia–mruknąłNik.
–Przecieżdasięuratowaćtendom!–obruszyłasię.–Nieczujesztejatmosfery?
Tomiejscemacharakter.Wyobraźsobietylko,jakmożewyglądać,jeśliwłożysię
wnieodrobinępracy!
Nikpopatrzyłponuronawyszczerbionecegłyipodłogępokrytąkałużamizdesz-
czu,którywpadałdośrodkaprzeznieszczelnydachidziurywoknach.Betsyzmusi-
łagodoobejściacałejfarmy,opowiadajączniesłabnącymentuzjazmem,żeelżbie-
tańskaposiadłośćtoprawdziwyskarbiechistorii,wpisanynalistęzagrożonychza-
bytków. Jemu dom wydawał się okropny. Zupełnie nie przystawał do jego wyobra-
żeńowygodnejwiejskiejrezydencji.Zauważyłjednak,żeBetsyzakochałasięwtej
ruinieidlategozgodziłsięjąkupić.Wnastępnychmiesiącach,gdykosztyrenowacji
wzrosłydoniebotycznegopoziomu,wielokrotnieżałowałtegoaktuhojności.
Ne,pomyślałznarastającąwrogością.Byłdobrym,troskliwymmężem.Próbował
uszczęśliwićswojążonę.Dawałjejwszystko,czegopragnęła.Zaspokajałwszystkie
jej życzenia z wyjątkiem tego ostatniego, niemożliwego do spełnienia. I wciąż nie
mógłuwierzyć,żepragnieniedzieckazniszczyłoichmałżeństwo.PrzedślubemBet-
sytwierdziłastanowczo,żeniechcemiećdzieci.
Odwróciłsięznapiętątwarząakuratwchwili,gdyBetsyweszłaprzezkuchenne
drzwi. Była blada. Jasne włosy otaczały jej delikatną twarz, oczy wydawały się
ciemniejszeniżzwykle,naustachniemiałaaniśladuszminki.Poczuł,żezapieramu
dech.Jegociałowjednejchwilizareagowałotak,jakpoprzedniegodnianiepotrafi-
łozareagowaćwobecnościJenny.
–Betsy–westchnął.
Podniosła na niego wzrok i znieruchomiała z takim wyrazem twarzy, jakby ude-
rzyławkamiennymur.DlaczegoEdnajejnieostrzegła?Byłapewna,żejużnigdy
niezobaczyNikawtymdomu.Zamrugałazezdumienia,próbujączłapaćoddech.
–Cotyturobisz?–wychrypiała.
–Musiałemsięztobązobaczyć.
Patrzyła na niego w milczeniu. Przez wszystkie miesiące separacji ani razu nie
próbowałsięzniąspotkać,dlaczegowięczrobiłtoteraz?Niechciałananiegopa-
trzeć, ale nie potrafiła się powstrzymać. Włosy na karku stanęły jej dęba, serce
dudniło mocno. Na szczęście przed domem rozległ się głos, który przerwał pełne
napięciamilczenie.
–Wracajtutaj!–zawołałjakiśmężczyzna.
Betsyusłyszałaodgłosłapnaposadzceiznajomeszczekanie.Szerokootworzyła
oczyirzuciłasiędodrzwi.Przepełnionyeuforiąterierwskoczyłprostowjejramio-
naigorliwiezacząłlizaćjąpotwarzy.
– Najmocniej pana przepraszam, sir. Wyskoczył przez oko – wydyszał kierowca
biegnącyzapsem.
Nikmiałochotępowiedzieć,żeGizmooddwóchmiesięcynieokazywałtyleener-
gii, ale powstrzymał się. Skinął głową kierowcy, niecierpliwie zamknął drzwi i pa-
trzyłnaobraz,którymiałprzedsobą.UśmiechniętaBetsyklęczałanaterakotowej
posadzce,adookołaniejskakałpodniecony,uszczęśliwionypies.Byłatotakrado-
snascena,żeporuszyłanawetjego.Uznał,żepodjąłwłaściwądecyzję.
–Przywiozłeśgotutajwodwiedziny?–zapytałaBetsy,podnoszącnaniegowzrok.
–Nie.Przywiozłemgotutajnastałe–odrzekłsucho.–Bezciebieczujesięnie-
szczęśliwy.
–Przecieżtotwójpies–stwierdziłaniepewnie,chwytającGizmawramiona.
–Byłmój,dopókiniepoznałciebie–odparowałNikizacisnąłusta.
To,żeoddałjejpsa,byłoniesłychaniewielkodusznymizaskakującymgestemze
stronytakzimnokrwistegoibezlitosnegoczłowieka.Betsyniepotrafiłategozrozu-
mieć.Nikmiałbardzoskomplikowanąosobowośćinigdyniewiedziała,cosiędzieje
wjegogłowie.Znówudałomusięjązaskoczyć.
Gizmobyłprzybłędą.PotrąciłagolimuzynaNika.Stałosiętojeszczeprzedspo-
tkaniemzBetsy.Nikzabrałpsadolekarzaigdyniktsięponiegoniezgłosił,popro-
siłweterynarzaopomocwznalezieniudomudlaniego.Gdytorównieżnieprzynio-
słoefektów,pozostałomutylkooddaćpsadoschroniska,gdziepojakimśczasiezo-
stałbyuśpiony.Nikzdecydowałsięwziąćgodosiebie.Odtejporypieswiódłszczę-
śliwe, luksusowe życie w ogrodzie na dachu domu – życie pełne najlepszej karmy
ipsichfryzjerów.
–Dziękujęcizcałegoserca–powiedziałaBetsyzełzamiwoczach.–Strasznieza
nimtęskniłam.
Gizmonatychmiastwyczuł,że wróciłdodomui radośniepobiegłobejrzećstare
kąty.NikprzypatrywałsięBetsyspodprzymrużonychpowiek.Znałatenwyrazpo-
żądanianajegotwarzy,spojrzenie,któreprzepalałonawylot.
–Wejdźdobawialni.–Ruszyłapierwsza,jakbyprowadziłagościa,którynieznał
domu.–DlaczegoEdnaniepowiedziałami,żetoty?
–Prosiłemjąoto.Chciałemcięzaskoczyć.
– Udało ci się – przyznała. Dlaczego tak na nią patrzył? Chyba nie dlatego, że
uważał ją za atrakcyjną? W ostatnich miesiącach małżeństwa nie był szczególnie
entuzjastycznymkochankiem.Betsyzrozumiałajegobrakzainteresowania,gdydo-
wiedziałasięowazektomii.Dlaniejprzezdługiczasseksoznaczałtylkomożliwość
zajściawciążę.Niewątpliwietogoodniejodstręczyło.
–Napijeszsiękawy?–zapytałaznadzieją,żeudajejsięuciecnachwilędokuch-
niizebraćmyśli.
–Nie,dziękuję.Alezrobięsobiedrinka–oświadczyłisampodszedłdobarku.
Betsywzięłagłębokioddech.
–Pewniechceszporozmawiać.
Obróciłsięwjejstronęjednympłynnymruchemiściągnąłciemnebrwi.
– Nie, nie chcę rozmawiać. – Nalał sobie czystej szkockiej i wypił jednym hau-
stem.
–Wtakimraziepocoprzyjechałeś?
–ŻebyoddaćciGizma–stwierdził,nieodrywającodniejspojrzenia.
Niemiałapojęcia,coodpowiedzieć.Jeszczekilkamiesięcywcześniejobrzuciłaby
gooskarżeniami,zażądałabyodpowiedzi,wprawiłabywfurięsiebieijego,rozgrze-
bującprzeszłość.Aletenczasjużminął.Doskonalewiedziała,żejeślichoćbywspo-
mnioosobistychsprawach,Niknatychmiaststądzniknie.Zawszeunikałgłębszych
rozmówoproblemach.Gdytylkocośzaczęłoiśćnietakwmałżeństwie,Betsyzo-
stałaztymsama.
Patrzył na jej twarz, szukając w niej jakiejś wady, jakiejś niedoskonałości, która
pozwoliłabymupozbyćsięseksualnegonapięcia,choćzdrugiejstronycieszyłsię,
żezjegopopędemwszystkojestwporządku.
–Chcęcię–powiedziałmimowolnie,zanimzdążyłsobieuświadomić,comówi.
Jakzwyklenieprzewidywalny.Jakietopodobnedoniego,pomyślałaBetsy,czując,
żeoblewasięrumieńcem.Nogiugięłysiępodniąimiaławrażenie,żeutrzymujeją
wpozycjipionowejtylkosiłaspojrzeniaNika.
–Atychceszmnie–dodałniskimgłosem.Torównieżbyłobardzotypowe.Mówił
jej,coonaczuje,zanimjeszczesamazdążyłasobietouświadomić.
Wiedziała,żepowinnasiębronić,podaćtysiącpowodów,dlaktórychtoniemogła
byćprawda,przypomnieć,żejąoszukałiodwróciłsięplecamidoichmałżeństwa,
aleniemogłaznaleźćsłów.Wciszy,którawypełniłapokój,słychaćbyłotylkogłośne
biciejejserca.
ROZDZIAŁTRZECI
Nik podszedł do niej powoli. Wyciągnął ramiona i przygarnął ją z głośnym wes-
tchnieniem, a potem przyparł do ściany i pochylił głowę nad jej twarzą. Jego usta
miałysmakwhisky.Całowałjątak,jakbymiałtobyćostatnipocałunekwjegożyciu,
iBetsypoczuła,żekręcijejsięwgłowie.Cichygłoswgłębiduszypodpowiadałjej,
żewcaleniechcerobićtego,cowłaśnierobi,Betsyjednakdobrzewiedziała,żeto
nieprawda.Tąchwiląbezresztyrządziłynamiętności.
Westchnęłagłęboko,gdyNikprzesunąłdłonienajejpośladkiistwierdziłzzado-
woleniem,żenadalnosibardzoskąpąbieliznę.Jedenruchrękiwystarczył,bypo-
rwanekoronkowemajtkipofrunęłynapodłogę.
–Chceszmnie–wydyszałNikzustamitużnadjejtwarzą.
Chciała.Tęskniładoniegoprzezkolejnedniinoce,tęskniłazatym,costraciła,za
bliskościąinamiętnością,zastanawiającsięjednocześnie,czykiedyśjeszczebędzie
potrafiłazaufaćjakiemuśmężczyźnie.Terazjednakkwestiazaufaniazeszłanadal-
szyplan;całejejciałodomagałosięjegodotyku.
Przycisnąłjądościanyiniecierpliwiepodciągnąłsweter,odsłaniającpiersi.Betsy
zacisnęłapowieki,wsłuchującsięwewłasnewzbierającepożądanie.Zarzuciłamu
ramionanaszyjęiobjęłagonogamiwpasie,przyciskającbiodradojegobioder.
Uświadomiłasobienagle,żezachowująsięjakpararozpalonychdoczerwoności
nastolatków i na chwilę ogarnęło ją zażenowanie. To była ostatnia szansa, by się
wycofać. Otworzyła usta, ale w tej samej chwili Nik wsunął rękę między jej uda
icałejejciałoogarnąłpłomień.Kurczowozacisnęłapalcenajegoramionach.
Wolną ręką rozpiął spodnie i przycisnął ją do siebie. Miała ochotę krzyczeć ze
szczęścia.Porazpierwszyodwielumiesięcyznówczuła,żeżyje.
–Nik?–szepnęładrżącymgłosem.
–Cicho,haramou–wydyszał,obejmującjąiukładającpododpowiednimkątem.–
Theemou,cotyzemnąrobisz!Tylkoniemów,żebymprzestał!
Niczego takiego nie miała zamiaru mówić. Nie byłaby zresztą w stanie, nawet
gdybychciała.RytmiczneuderzeniaciałaNikaszybkodoprowadziłyjądokrawędzi
ipochwiliwykrzyknęła,poruszającsięspazmatycznieprzyjegociele.
Nik powoli postawił ją na podłodze i wciąż podtrzymując, ściągnął marynarkę
ikrawat.Nogiuginałysiępodniąidrżałanacałymciele.Pociągnąłjąnadywanik
przykominku,wsunąłdłoniewjejpotarganewłosyiznówzacząłcałować.Niemo-
gła uwierzyć, że zwykły pocałunek wystarczył, by znów poczuła w żyłach płynny
ogień.
Nikprzycisnąłjądodywanika.
–Jeszczenieskończyłem,haramou–powiedziałochryple.
–Zdejmijkoszulę–szepnęła.Wjegoramionachczułasięzdumiewającoswobod-
nie, choć wiedziała, że gdy emocje miną, nie będzie potrafiła sobie wybaczyć tej
chwilisłabości.
Podniósłsięijednymruchemzdarłzsiebiekoszulę,odrywającprzytymkilkagu-
zików. Przed twarzą Betsy pojawił się muskularny, pięknie rzeźbiony brązowy
brzuch. Zaschło jej w ustach i wygięła ciało w jego stronę, wyczekując zetknięcia
zjegonagąskórą.Nikznównaniąopadł.
–Tymrazemtopotrwadłużej–obiecał.
–Mambyćzającemczyżółwiem?–zaśmiałasię.
–Jestwtobiecoś,cosprawia,żetojazakażdymrazemjestemzającem.
Musiałasięroześmiać.
–Czytoznaczy,żeznówjesteśmyrazem?
–Tylkonachwilę–stwierdziłNikiznówpochyliłsięnadjejustami,byniedopu-
ścićdokolejnychpytań.
Wkońcuoderwałsięodniej,podniósłsięiwziąłjąnaręce.ZaniepokojonaBetsy
otworzyłaoczy.
–Corobisz?
–Zabieramciędołóżka.Odtegopowinienemzacząć–mruknął,niosącjąwstro-
nęschodów.
–Tubyłociekawiej–zaprotestowała,myśląc,żejużodbardzodawnaniezacho-
wywali się tak spontanicznie i bez zahamowań. Dopiero teraz uświadomiła sobie,
jakbardzojejusiłowania,byzajśćwciążę,nadwerężyłyichintymność.Odkądza-
częłasięjejobsesja,nicjużniebyłotakiesamo.
Zaniósłjądosypialni,którąkiedyśdzielili,izarazzadrzwiamistanąłnieruchomo,
rozglądającsiępopomieszczeniu.Wszystkosiętuzmieniło–wystrójwnętrzaina-
wetmeble.Niemiałjednakochotyzastanawiaćsięteraz,cotomogłooznaczać.Po-
łożyłBetsynaszerokimłóżku,zdjąłjejspódnicęibutyinakryłjąkołdrą.
–Muszęwziąćprysznic.Nadaljesttułazienkaczytoteżzmieniłaś?
Omalniewybuchnęłaśmiechem.
–Oczywiście,prysznicjesttam,gdziebył.
Patrzyła na niego, gdy się rozbierał. Sądziła, że nigdy już tego nie zobaczy, i ta
chwila wydawała jej się zupełnie nierealna. Poszedł do łazienki zupełnie nagi, za-
uważyła jednak, że czuł się nieswojo. Nigdy nie lubił zmian. Nowe meble i kolory
odebrałymupewnośćsiebie.Aleczegosięspodziewał?Chybanieprzypuszczał,że
wszystkobędzietakiesamojakkiedyś.DawnasypialniawywoływaławBetsyzbyt
wielewspomnień.Niechciaławciążrozdrapywaćstarychraniopłakiwaćtego,co
mieliistracili.Bellapomogłajejzostawićtowszystkozasobąizacząćodpoczątku.
Wyszedłzłazienki,wycierającczarnewłosyręcznikiem.Zezdumieniemzauwa-
żyła,żewciążbyłpodniecony.Sądził,żezastanieBetsyuśpioną,aleonawpatrywa-
łasięwniegoszerokootwartyminiebieskimioczami,zwiniętapodkołdrąwkłębek
jak dziecko, z jasnymi włosami rozsypanymi na poduszce. Gdyby spała, czy byłby
wstanietakpoprostuubraćsięiwyjść?Niepotrafiłsobieodpowiedziećnatopyta-
nie,alepatrzącnanią,poczuł,żeniejestjeszczegotowydowyjścia.Odchyliłkoł-
dręiwsunąłsiędołóżkaobokniej.
–Jestśrodekdnia–zauważyłazrumieńcem.
– Dopiero teraz sobie o tym przypomniałaś? – W jego głosie zabrzmiała kpina
iBetsyzapewnepoczułabysięurażona,gdybynieto,żeNikzarazotoczyłjąramio-
namiiprzytulił.–Jakietomaznaczenie,którajestgodzina?
–Żadne–przyznałaidodałazupełnieinnymtonem:–Nik?
–Cicho–westchnął,obawiającsiętego,comógłbyzachwilęusłyszeć.Zpomru-
kiemzadowoleniaprzycisnąłjądoswegopodnieconegociała.
–Tynadal…
–Tak–odrzekł,ostrożnieukładającjąnasobie.–Czysądzisz,żemogłabyścoś
ztymzrobić?
Nik,gdymunatymzależało,potrafiłsięzachowywaćzogromnymurokiemicha-
ryzmą,alejużbardzowieleczasuminęło,odkądporazostatniokazywałtecechy
przyBetsy.Gdyterazdostrzegłauśmiechrozświetlającyjegociemnątwarz,poczu-
łasięzafascynowanaizupełniebezbronna.
–Jeszczetylkoraz,apotempozwolęcizasnąć–obiecał,wciskającjąwpoduszki.
–Zawszecisięudajetegodokonać–westchnęłazpodziwem.
– Kiedyś chciałaś ze mną sypiać tylko wtedy, gdy temperatura na wykresie była
odpowiednia–mruknął.
Betsy oddałaby wszystko, żeby móc to odwrócić. To wspomnienie boleśnie roz-
darło kokon intymności, który ich spowijał. Przytuliła się mocniej do jego piersi
iskubnęłaustamijegodolnąwargę.
–Terazjużniemamwykresu…
–Siopi…cicho.–Pocałowałjąztakimzapałem,żezupełniezapomniała,oczym
rozmawiali.
Byłojużciemnozaoknem,gdyobudziłjąjakiśdźwięk.Podniosłagłowęzpoduszki
iwspomnienietego,cosięstało,uderzyłojązsiłąhuraganu.Usiadłagwałtownie.
Nik wiązał krawat przed owalnym lustrem w kącie pokoju. Betsy oblała się gorą-
cymrumieńcemiprzycisnęłaprześcieradłodopiersi.
–Wychodzisz?–szepnęła,zapalająclampkęprzyłóżku.
Obróciłsięipopatrzyłnaniąbłyszczącymioczami.
–Powinienempójśćjużkilkagodzintemu.
–Chciałeśwyjść,nierozmawiajączemną?–wykrztusiłaprzezzaciśniętegardło.
–Takchybabyłobynamłatwiej.
–Jakto?
– Podobno to – ruchem ręki wskazał na siebie, na nią i na łóżko – jest zupełnie
normalneurozwodzącychsiępar.
Poczułasiętak,jakbyuderzyłjąpięściąwbrzuch.Pobladłaiskóranajejtwarzy
ściągnęłasięmocno.
–Naprawdę?–zapytałagłosempozbawionymwyrazu.
–Tak,naprawdę–odrzekłcierpko.–Tosięzdarza,aletonicnieznaczyaninicze-
goniezmienia.
Gdybywzrokmógłzabijać,Nikwtymmomenciepadłbytrupemujejstóp.Pomy-
ślała,żenigdymutegoniewybaczy.Czułasięupokorzona,anajgorszazewszyst-
kiegobyłaświadomość,żesamaściągnęłanasiebietoupokorzenie.
–Rozwódoczywiściejestnadalaktualny–podkreśliłNikzupełnieniepotrzebnie.
–Tak–zgodziłasię,przepełnionawrzącąnienawiścią.Mimowszystkiego,cojej
zrobił,wciążtęskniłazanimizaseksem,aterazprzyszłojejpłacićwysokącenęza
poważnybłądwosądzie.
–Obojemusimyruszyćdalej–stwierdziłkrótko.
–Ażdotejporynieuświadamiałamsobie,żetakbardzolubiszfrazesy–oświad-
czyłacierpko.–Udałocisięmniepotraktowaćzgóry,obrazićiponiżyć.Terazjuż
wiem,jakczująsiędziewczynynajednąrandkę.
Nik zacisnął zęby. Powiedział to, co musiał powiedzieć. Był bardzo inteligentny
iwiedział,jaksięprzedstawiasytuacja,nawetjeślinazwanierzeczypoimieniubyło
nietaktowne. Oboje popełnili błąd i trzeba to było jasno powiedzieć. Nie potrafił
tworzyćbliskichwięzizinnymiludźmi,tobyłnaturalnyskutekpatologicznegodzie-
ciństwa.Tojemuczegośbrakowało,niejej.Wiedział,żenigdyniebędziepotrafiłjej
daćtego,czegopragnęłainacozasługiwała.
–Pozwolęcizatrzymaćtendom–mruknąłobojętnie.
– Dobrze wiedzieć, że prostytucja przynosi korzyści – odparowała drżącym gło-
semipodpowiekamizapiekłyjąłzy.–Nalitośćboską,idźjuż!
I to właśnie zrobił. Wymknął się cicho, bez fanfar. Zanim drzwi się za nim za-
mknęły,dosypialniwsunąłsięGizmoinatychmiastpodbiegłdoswojejpani.
–Och,Gizmo–zaszlochała,przyciskającpsadopiersi.
Nikodszedłodniejporazdrugi.Kierowcazpewnościąprzezcałyczasczekałna
niegoprzeddomem.Nikniemiałnicprzeciwkotemuizapewnenawetmunieprzy-
szłodogłowy,żebyprzeprosić.Byłjedynymdzieckiembezgraniczniebogatejgrec-
kiej dziedziczki i od dzieciństwa przywykł do służby, która nigdy się nie skarżyła
iniezadawałapytańiktórejdoskonalepłaciłzadoskonałeusługi.Żonapochodząca
zpodobnychsferpasowałabydoniegoowielelepiejniżBetsy,którażądałaodnie-
go zbyt wiele i za bardzo walczyła o własną pozycję, jednocześnie domagając się
niezależności.Nikadoprowadzałotodofurii.Alegdyprzypomniałasobieichpierw-
sząrandkę,musiałaprzyznać,żejużwtedypowinnazauważyćwyraźnesygnały,jak
możewyglądaćżycieubokuNikaChristakisa.
Odległewspomnieniabyłyłatwiejszedozniesienianiżrozpamiętywanietego,co
sięstałoprzedchwilą,wzwiązkuzczymwróciłamyślamidotamtegowieczoru.Nik
zabrałjąnawyrafinowaneprzyjęcie.Jejprostaczarnasukienkabezbiżuteriiidi-
zajnerskiejtorebkiwyraźnieodcinałasięodkreacjiinnychdam.Wdziesięćminut
po przybyciu na miejsce zostawił ją pod jakimś pretekstem wśród tłumu obcych.
Mężczyźni próbowali ją podrywać, a kobiety przeszywały nieprzyjaznymi spojrze-
niami.Wpółtorejgodzinypóźniejzdecydowałasięwrócićdodomuautobusemipo-
ciągiem.RozzłoszczonyNikpojawiłsięujejdrzwipopółnocy,domagającsięwyja-
śnień,dlaczegogozostawiła.Wtedypokłócilisięporazpierwszy.
Byłatopłomiennaawantura.Nikupierałsię,żezostawiłjąsamątylkonapiętna-
ścieminut.Widziała,żenaprawdęstraciłpoczucieczasu.Byłorównieżmożliwe,że
całkiemoniejzapomniał.Przyjacielzdawnychlatzaproponowałmuinteres,ainte-
resydlaNikazawszebyływażniejszeodwszystkiegoinnego.
Potejkłótniprzezcałytydzieńcodziennieprzysyłałjejkwiaty,awnastępnymty-
godniukażdegodniapojawiałsięwbistro.
–Tozaczynawyglądaćnamolestowanie–ostrzegłago.
–Dajmijeszczejednąszansę.Będęciętraktowałjakkrólową–obiecał.
–Wiepani,panChristakiszwykleniezadajesobietyletrududlażadnejkobiety–
stwierdził pogodnie jeden z ochroniarzy. – Musi pani być dla niego kimś wyjątko-
wym.
Gdywróciładojegostolikazkawąinapotkałaspojrzeniezielonychoczu,uświa-
domiłasobie,żerzeczywiścieczujesięwyjątkowo.Pomyślała,żewkońcukażdypo-
pełniabłędy,ipostanowiładaćmuszansę,bymógłdowieść,żepotrafisięzachowy-
waćinaczej.Iprzezbardzodługiczasnieżałowałatejdecyzji,boNikzachowywał
sięmodelowo.Pamiętaładzień,gdyzapytałją,czychcemiećdzieci.Niepotrafiła
sobieprzypomnieć,jakweszlinatentemat,izperspektywysądziła,żetoNikumie-
jętnieposterowałrozmową,bywybadaćgrunt.
– Nie chcę dzieci! – wykrzyknęła wtedy z głębokim przekonaniem. – Spędziłam
dzieciństwo w rodzinach zastępczych i przez cały czas musiałam się opiekować
młodszymi. Dzieci odbierają wolność i mnóstwo przy nich pracy. Chyba nigdy nie
będęchciałaichmieć!
Przekonałasięjednaknawłasnejskórze,żematkanaturamaswojesposoby,by
przekonaćkobietę,żeniczegonaświecieniepragniebardziejniżpiszczącegonie-
mowlęcia.ZarazpoślubiebyłaKopciuszkiem,aNikpięknymksięciem.Materialnie
dałjejtakwiele,żenieśmiałaprotestować,gdyrzadkobywałwdomuinawetwte-
dygłowęmiałnieustanniezaprzątniętąinteresami.Betsyspędziłasamadzieńswo-
ich urodzin, potem pierwszą rocznicę ślubu i z dnia na dzień czuła się coraz bar-
dziejosamotniona.Wkońcuzaczęłatęsknićdotego,zaczymmiałanigdyniezatę-
sknić–zadzieckiem,któremogłabykochaćispędzaćznimczas.
Podeszładotegozbytoptymistycznie.Byłapewna,żejeśliurodzidziecko,Nikza-
czniespędzaćwięcejczasuwdomuiżezbliżyichtodosiebie.Dzieckomiałopo-
mócwprzełamaniujegorezerwy,którejBetsysamaniepotrafiłaprzełamać.
Popełniła wiele błędów. Myślała o tym, ocierając mokre policzki chusteczką
igłaszczącGizma,który,skamląc,podsuwałpyszczekpodjejdłoń.AleNikpopełnił
tych błędów równie wiele. Mimo wszystko pójście z nim do łóżka było zwieńcze-
niem jej głupoty, pomyślała z płonącą twarzą. Gdy już było po wszystkim, Nik po-
traktowałjąchłodno.Odzyskanaintymnośćnicdlaniegonieznaczyła.Porazkolej-
ny udzielił jej twardej lekcji. Kobieta, która zasługuje, by mężczyzna traktował ją
jakkrólową,powinnaumiećutrzymaćgowryzach.Jeślitegoniepotrafi,stajesię
zwykłąprzygodąnajednąnoc.
ROZDZIAŁCZWARTY
–Betsy?–odezwałasięBella.–Dlaczegonieodbierasztelefonu?Gdziebyłaś?Co
robiłaś?
Bellazadzwoniławbardzozłymmomencie.Betsywtejchwiliniebyławstanie
skupićsięnarozmowie.Bezwładnieopadłanafotel,wpatrującsięwefektwyprawy
donajbliższejapteki.Dookołaniejleżałopięćróżnychtestówciążowychiwszystkie
co do jednego pokazywały ten sam wynik. Najśmieszniejsze było to, że doskonale
umiałasięnimiposługiwać.PrzedrozstaniemzNikiembiegładoaptekipotest,mo-
dlącsięwduszyopozytywnywynikzakażdymrazem,gdyzauważyłachoćbynaj-
mniejszązmianęwcyklu.Przykażdymkolejnymrozczarowaniusercełamałojejsię
nanowo.
Aletymrazemwszystkobyłozupełnieinaczej.Odkilkutygodniczułasiębardzo
dziwnie. W końcu, nie mogąc zrozumieć, co się dzieje, poszła do lekarza. Prosty
test wykazał, że w jakiś niewytłumaczalny sposób zaszła w ciążę. Prawie wpadła
whisterię.Próbowaławmówićlekarzowiipielęgniarce,żemusiałazajśćjakaśpo-
myłka,żepomieszanojejwynikizjakimiśinnymiiżeciążawjejprzypadkujestab-
solutniewykluczona.
–Betsy,jesteśtam?–powtórzyłaBella.
–Tak.Przepraszamcię.Jestemwtejchwilizajętaczymśinnym.
–Chodziorozwód?–domyśliłasięBella.–Wiem,żejesteśwytrąconazrówno-
wagiidlategoniedzwonisz.Cotendrańznowucizrobił?
Betsy zacisnęła usta. Zdawało się, że Nik dokonał niemożliwego. Choć był nie-
płodny po zabiegu, zdarzył się cud albo katastrofa, zależnie od punktu widzenia,
inosiłaterazjegodziecko.Jaktosięmogłostać?Wzięłapowolny,głębokioddech.
Nawetnasiedzącokręciłojejsięwgłowieizbierałonamdłości.
–Niechcęotymrozmawiać.
–Czycośsięzdarzyło,kiedyNikprzywiózłciGizma?–WgłosieBellisłychaćbyło
niepokój.–Odtamtejporyniejesteśsobą.
–Tak.Cośsięzdarzyło–przyznałazniechęcią.–Aleniechcęterazotymrozma-
wiać.
Ciąża, o której tak kiedyś marzyła, pojawiła się wreszcie, ale teraz sytuacja
przedstawiałasięzupełnieinaczej.
–Kiedyprzywiózłcipsa,wiedziałamżetozbytpiękne,żebymogłobyćprawdzi-
we–oznajmiłaBella.–Apotemjeszczedom.Orany,NikChristakiszmieniasięna-
razwŚwiętegoMikołaja.Cośmisiętuniezgadzało.
–Obiecuję,żezadzwoniędociebiezakilkadni,kiedyjużjakośdojdędosiebie–
przerwałajejBetsy.–Przepraszam,alenarazieniemogęrozmawiać.
Wyłączyłatelefoniwpatrzyłasięwścianę.Niesposóbbyłouniknąćnastępnego
kroku.MusiałazapytaćNika,jakimcudemzaszławciążęzmężczyzną,któryprze-
szedłwazektomię.Niemogłautrzymaćswojegostanuwtajemnicyprzednim.Czy
mu się to podobało, czy nie, musiał się dowiedzieć, że będzie ojcem, i musiał się
ztympogodzić,nawetjeślioznaczałotokoniecznośćwykonaniaupokarzającychte-
stówDNA.Betsydoskonalewiedziała,żeNikniechcedzieckaiwolałbywierzyć,
żezaszławciążęzkimśinnym.
Oddwóchmiesięcyjejnastrójstawałsięcorazgorszy.Trudnojejbyłopogodzić
sięzmyślą,żeprawiebyłymążwciążpotrafirozbudzićwniejtakwielkienamięt-
ności.Nienależaładokobiet,którewybaczająmężczyznomwszystko,bezwzględu
na to, jak źle zostaną potraktowane. Nie wybaczyła Nikowi i złościła ją myśl, że
znówposzłaznimdołóżka.Wdodatkubyłojasne,żeNikchcesfinalizowaćrozwód
jak najszybciej. Oddał jej Gizma, a dwa tygodnie wcześniej zaproponował przez
swoich prawników bardzo korzystną dla niej ugodę finansową. Betsy znała Nika
ijegometodydziałania.Byłupartyiniecierpliwy,nietraciłczasunanic,czegonie
chciał,ajeśliczegośchciał,musiałtomiećnatychmiast.Wtejchwilibyłojasne,że
chcerozwodu.
Jakzatemmiałaprzekazaćtakiemumężczyźnienowiny,którychonnapewnonie
chciałusłyszeć?Uniosławyżej głowęiwyprostowałaramiona. Nocóż,trudno. To
on spowodował tę ciążę. Nie ostrzegł jej przed ryzykiem, toteż jego wina była co
najmniejrówniewielkajakjej.Betsychciałamiećdziecko,aNiknie.Tobyłozupeł-
niejasne.Mężczyzna,którypoddałsięwazektomiiwtakmłodymwieku,zpewno-
ściąnietęskniłdodzieci.Alenaszczęścieto,czegoNikchciałalboniechciał,nie
miałojużdlaniejżadnegoznaczenia.
–Nieodpowiadamito.Powiedz,żesięzniąskontaktuję.–Nikprzełknąłzeznie-
cierpliwieniem i wyłączył telefon. Był w trakcie spotkania. Betsy pojawiła się bez
zaproszeniaizapowiedziiczekałananiegozadrzwiamigabinetu.Cojąnapadło?
Dobrze wiedziała, że Nik nie znosi, gdy ktoś mu przeszkadza w pracy. Jeśli miała
mucośdopowiedzenia,mogłatoprzekazaćprzezprawników.Niechciałsięznią
spotykaćosobiście.Zależałomunatym,żebyzakończyćrozwódwjaknajbardziej
gładki,cywilizowanysposób.
To,żeznówposzedłzniądołóżka,wzbudziłownimmnóstwoniechcianychemo-
cjiiwspomnień,alebyłpewien,żezczasemtewspomnieniazblednąiznikną.Nie
zwracał najmniejszej uwagi na sugestie swojej terapeutki, która twierdziła, że
wkwestiimałżeństwaNikprzeżywagłębokiwewnętrznykonflikt.Takobietamówi-
łamnóstwobzdur.Nikwolałprosterozwiązania.Doskonalerozumiał,dlaczegozro-
biłto,cozrobił.Nakilkagodzinprzeniósłsięwprzeszłośćitowszystko.Wkrótce
tomałżeństwoobrócisięwnicość,takjakinnekoszmary,któreprześladowałygo
przezwielelat.
Betsy słuchała z uprzejmym uśmiechem Steve’a, asystenta Nika, który przepra-
szałją,tłumaczącgęsto,dlaczegoszefniemożesięzniąspotkać.Wodróżnieniuod
Nika,Stevebyłmiłymfacetem.Kiedyś,gdypojawiałasięwbiurzemęża,traktowa-
nojązuniżonościąiwszelkimiwzględami.ByławażnąosobąwświecieNika.Teraz
widziała wyraźnie, że straciła swój wyjątkowy status i nie jest tu dla nikogo waż-
niejszaodwczorajszejgazety.
–Dziękujęci,Steve–powiedziałaizarzuciłanaramięskórzanyplecak.Ubrana
byłazwyczajnie,wdżinsyiprostąciemnąkurtkę.Kilkaosóbnatenwidokuniosło
zezdziwieniembrwi,aleBetsyporazpierwszywżyciudobrzesięczuła,nieudając
nikogoibędącpoprostusobąwwyrafinowanychkręgachNika.Niemusiałasięjuż
staraćoto,bywyglądaćatrakcyjnie.Niemusiaławkładaćwysokichobcasów,mar-
kowychubrańaninakładaćmakijażu.Nikjąoszukał,zraniłiupokorzył.Niezależa-
łojejteraznajegoaprobacieczypodziwie.
Asystentodszedł,aBetsy ruszyłaprostodogabinetu Nika.Straciłaprzezniego
jużsporoczasuiniezamierzałaczekaćdłużej.Nicjejnieobchodziłyidiotyczneza-
sady,przezktórezawszeczułasięjakintruzwjegoświecie.Otworzyładrzwigabi-
netuzrozmachem.Dookołaniewielkiegostołukonferencyjnegosiedziałokilkumęż-
czyzn. Przebiegła po nich wzrokiem i zatrzymała spojrzenie na szczupłej twarzy
Nika.
–Muszęsięztobąnatychmiastzobaczyć–oznajmiłabezwahania.
Jego twarz pociemniała, zielone oczy zabłysły jak szmaragdy. Podniósł się i ge-
stemzatrzymałSteve’a,którybeztchuwpadłdogabinetuśladamiBetsy.
–Panowie,musimyzrobićsobieprzerwę.Zobaczymysięzagodzinę–powiedział
spokojnie.
WszyscymężczyźniwyszliidrzwizamknęłysięzaplecamiBetsy,któranawetna
chwilę nie oderwała spojrzenia od Nika. Jego ciało pod garniturem było silne
i sprawne. Przypomniała sobie, że gdy dręczyły go koszmary, wstawał i w środku
nocyschodziłdopiwnicy,gdziestałsprzętsportowy.Ćwiczyłdozupełnegowyczer-
pania,apotemwracałdołóżkaizasypiał,wciążmokrypoprysznicu.
Stała zupełnie nieruchomo, oddychając z trudem przez zaciśnięte gardło. Serce
biłojejtakmocno,żemiałaochotęprzycisnąćrękędopiersi,aleniechciałatego
robić,żebyniepokazywaćposobiewzburzenia.Dobrzewiedziała,żewobecności
Nikaniemożesobienatopozwolić.
–Ocociwłaściwiechodzi?–zapytałostro.Podniósłnaniązdziwionywzrok,za-
stanawiając się, dlaczego ubrała się jak uczennica, ale nawet w tym stroju wciąż
byłaurzekającopięknaiwyglądałaniemożliwiemłodo.Byłaodniegomłodszazale-
dwie o pięć lat, ale czasami zdawało się, że to przepaść nie do przebycia. Betsy
miała w sobie niewinność i zaufanie do ludzi, które Nik stracił jeszcze w dzieciń-
stwie.Musiałjednakprzyznać,żetaróżnicacharakterówprzydawałajejatrakcyj-
ności.Kiedyśbyłpewny,żeBetsyzawszebędziepotrzebowałajegosiłyiochrony.
Wmiłościbyłalojalnainaiwnieufnaisądził,żezawszebędzienaniegoczekać.
– Nadeszła magiczna chwila, kiedy będziesz musiał zapłacić za wszystkie swoje
grzechy–powiedziaławprost,bezcieniawyrozumiałościiłagodności.–Musiszmi
cośwyjaśnić.Przeszedłeśwazektomię,więcjakimsposobemudałocisięmnieza-
płodnić?
ZdumionytymprowokacyjnymotwarciemNikzastygł,stojącnaprzeciwkoniej.
–Zapłodnić?–powtórzyłzjawnymniedowierzaniem.–Oczymtymówisz?
Udałojejsięgozaskoczyć.Zdawałasobiesprawę,żetodajejejprzewagę.
–Jestemwciąży,aniespałamznikimopróczciebie.Wyjaśnijmizatem,jaktosię
stało.
PorazpierwszywżyciuNikzaniemówił.Wciąży?Pobladłicofnąłsięgwałtow-
nie.
–Jesteśwciąży?–wychrypiałzniedowierzaniem.
–Wyjaśnijmi,jaktomożliwe–powtórzyłaBetsyniecierpliwie.
Patrzyłnaniązoszołomieniem,wsuwającdługiepalcewewłosy.
–Dowiedziałaśsię,żejesteśwciąży?Poważnie?
–Awyglądam,jakbymżartowała?
Najegoczolepojawiłasięgłębokazmarszczka.Odezwałsiędopieropochwili.
–Przeszedłemrewazektomię–przyznałbezbarwnie.
TerazBetsypostąpiłaokrokdoprzodu,zupełniesobietegonieuświadamiając.
–Kiedy?–Narazpoczuła,żebardzojejzależynatejodpowiedzi.
–Potym,jakwyrzuciłaśmniezdomu.
–Aledlaczego?–Zastanawiałasię,czyzrobiłto,żebyzechciaładoniegowrócić,
ajeślitak,todlaczegojejotymniepowiedział.
–Postanowiłemsobiezaufaćikontrolowaćwłasnąpłodność.Kiedysięrozstawali-
śmy,nawetniewiedziałem,żetenzabiegjestodwracalny.Myślałem,żetosięrobi
raz na zawsze – przyznał z niezwykłą dla siebie szczerością. – A kiedy się dowie-
działem,żemożnatoodwrócić,alenależytozrobićwciągudziesięciulatodpier-
wotnegozabiegu,zdecydowałemsię.Miałempozabieguwrócićjeszczenabadania,
żebysprawdzić,czywszystkosięudało,alebyłemtakzajęty,żenieznalazłemnato
czasu.
Zamrugałapowoli,próbujączrozumieć,codoniejmówił,aleniepotrafiłaznaleźć
w tym sensu. Co miał na myśli, mówiąc, że sam będzie kontrolował własną płod-
ność? O co mu chodziło? I dlaczego nie wspomniał jej o powtórnym zabiegu? No
cóż,wkażdymrazieodpowiedźnajednozjejpytańbyłajasna,choćbolesna.Decy-
zjaoodwróceniuwazektomiiniemiałanicwspólnegoznią,zjejpragnieniemdziec-
kaanizchęciąratowaniaichmałżeństwa.Byłtodlaniejkolejnypoliczek.
–Naprawdęjesteśwciąży?–powtórzyłNikporazkolejny,patrzącnaniąprzeni-
kliwie. Nadal nie potrafił w to uwierzyć. Miał dowód, że zabieg się udał, ale czuł
przerażenie na myśl o tym, jak bardzo zaryzykował. Teraz będzie musiał ponieść
konsekwencje odzyskanej płodności. To była jego wina, wyłącznie jego wina. Nie
pomyślał, że po raz pierwszy w życiu powinien zastosować jakieś zabezpieczenie,
izachowałsięlekkomyślniejaknastolatek.
Agdybyprzespałsięzjakąśinnąkobietąitoczyłteraztęrozmowęzkimśzupeł-
nieobcym?Aleczyprzyjakiejkolwiekinnejkobieciezachowałbysięrównielekko-
myślnie?Wątpiłwto.
–Jestemwciążynastoprocent–powiedziałaBetsykrótko.–Azatemprzyzna-
jesz,żetotwojawinaiżetobędzietwojedziecko?
–Aczytymaszjakieśwątpliwości?–zapytałcierpko.
Uniosławyżejgłowę.
–Absolutnieżadnych.
–Jesteśzadowolona?–wypalił.Niemiałpojęcia,cojeszczemógłbypowiedzieć,
aobawiałsięwystrzelićzczymśnieodpowiednim.OświadczenieBetsywstrząsnęło
nim.Myślodzieckubyłamuzupełnieobca.Nigdywżyciunierozważałpoważnie
możliwości, że mógłby zostać ojcem. Nie dlatego zdecydował się na powtórny za-
bieg,żezapragnąłmiećdziecko.Dziecibyłybardzodelikatneiwrażliweimogłoim
sięwydarzyćcośzłego,nawetjeślirodzicezewszystkichsiłstaralisięjechronić.
NasamąmyślotymNikpobladł.
Betsyzakręciłosięwgłowie.Wzięłagłębokioddech.
–Czyjestemzadowolona?–Tymrazemtowjejgłosiezabrzmiałoniedowierza-
nie.–Chybażartujesz!Chciałammiećdziecko,kiedybyliśmymałżeństwem.Chcia-
łamzałożyćztobąrodzinę.Ateraz?–Rozłożyłabezradnieręce.
–Toznaczy,żeniechcesztegodziecka?–odpowiedziałnatychmiastNik.
– Oczywiście, że chcę! To przecież moje dziecko – odparowała z agresją, jakiej
jeszczenigdyuniejniesłyszał,nawettamtegodnia,kiedywyrzuciłagozdomu.–
Mogęciodrazupowiedzieć,żejeślichodzicipogłowieprzerwanieciąży,toniema
takiejmożliwości.
–Niejestemażtakigłupi–odrzekł.–Inieprosiłbymcięoto.
–Nie?–Starałasięzachowaćspokój,alejejgłosbrzmiałcorazdonośniejioba-
wiałasię,żezarazstracipanowanienadsobą.–Sądziłabym,żetoodpowiadałoby
ciowielebardziejniżurodzeniedziecka,któregoniechcesz.
–Niewypowiadajsięzamnie.Niepowiedziałem,żegoniechcę–odrzekłmrocz-
nie.–Atyoczywiście…
Betsy nie była w odpowiednim nastroju do wysłuchiwania jego przypuszczeń.
Pozatymzauważyłazfrustracją,żeNikwżadensposóbnieokazywał,conaprawdę
czuje.
–Cowtymoczywistego?Terazwszystkowyglądainaczej.Nigdyniechciałambyć
samotnąmatką.
Nikzacisnąłzęby.Byłojużzapóźno,żebyocalićichmałżeństwo,choćwkońcu
dał jej jedyną rzecz, jakiej naprawdę pragnęła. Był na siebie zły za to, że gdy się
otymdowiedział,poczułchwilowąsatysfakcję.Niechciałmyślećodziecku.Wolał
myślećotym,codzieckobędzieznaczyłodlaniej.Byłprzekonany,żestaniesięca-
łymjejświatem.
Przypomniałsobie,jakkiedyśznalazłztyłuszafystertęniemowlęcychubranek.
Ogarnęło go wtedy mdlące poczucie jałowości i bezsilności. Jak miał jej wyznać
prawdęoswojejprzeszłości?Zakogobygouznała?Niemiałnicopróczdumy.Od
samegopoczątkuwiedział,żemożesiębronićtylkomilczeniem,alenowinyBetsy
zmiotłygoznógzsiłąhuraganuiwprowadziłychaoswewszystko,wcodotejpory
wierzył.
–Toprzezciebie!–wykrzyknęłazgniewem.–Niedałeśmiżadnegowyboru,nie
ostrzegłeś,żemogęzajśćwciążę!
Niecierpliwiewypuściłoddechiodrzekłzdumiewającopraktycznie:
–Niewydajemisię,bytamtegodniaktórekolwiekznasmyślałooantykoncepcji.
Mnienictakprozaicznegonieprzyszłodogłowy.
–Owszem,mogęwtouwierzyć!–zawołałazwściekłością.–Myślałeśtylkoosek-
sie!
–Aoczymmiałemmyśleć?–odparowałspokojnie.–Tyteżniemyślałaśoniczym
innym.
Miałaochotęuderzyćgowtwarz.Gdybyzachowaławtedyrozsądek,towszystko
bysięniezdarzyło.
–Nienawidzęcię.Pogardzamtobą!–krzyczałazciemnymrumieńcemnatwarzy.
–Spójrzmynatopraktycznie–powiedziałznowuzzadziwiającymspokojem.–Hi-
steriaioskarżeniadoniczegonasniedoprowadzą.
–Łatwocimówić.Tonietyzostanieszsamotnymrodziceminietwojeżyciestanie
nagłowie.
–Mojeżycierównieżsięzmieni.Alemyślę,żedamysobieztymradę.Zpewno-
ścią pieniądze nie będą problemem. Zadbam o to, żebyś miała wszelkie możliwe
wsparcie.
Pomyślała z niechęcią, że Nik ma na myśli ludzi, którzy za pieniądze zrobią
wszystko,cosięda.Onsamniezadeklarowałżadnejchęcipomocy.Niezamierzał
niczego poświęcić. I właściwie dlaczego miałby to robić, skoro w ogóle nie chciał
byćojcem?
– Wypchaj się swoimi pieniędzmi! Zawsze chciałam mieć ojca dla dziecka, a nie
dostępdotwojegoportfela!
Utkwiłwniejprzenikliwespojrzenie.
– Mam w to uwierzyć? Jeszcze niedawno domagałaś się połowy całego mojego
majątku–przypomniałjejchłodno.
Wyprostowałasię,zdecydowananieokazywaćsłabości.
–Zrobiłamcoślepszego:zaszłamztobąwciążę.Wtensposóbjużzawszebędę
miałaprawodotwojegomajątku.
Popatrzyłnaniązjeszczewiększymchłodem.
–Idźdodomu,Betsy,zanimstracęcierpliwość.
Wybiegłazjegogabinetuiodetchnęładopierowwindzie.Udawanie,żechodzijej
opieniądze,przezchwilęwydawałojejsięsposobemnazachowanietwarzy,alena
dłuższąmetęniebyłodobrympomysłem.WobecnościNikazjejumysłemdziałosię
coś dziwnego. Dlaczego tak się zachowywała? To powinna być wyjątkowa chwila,
powód do świętowania, a on to wszystko zniszczył. Ale właściwie dlaczego wciąż
oczekiwałapoNikureakcji,dojakichniebyłzdolny?Przecieżwiedziała,żeonnie
chcedzieckainiepowinnasięczućrozczarowana.Czasjużbyłdorosnąćizaakcep-
towaćrzeczytakimi,jakimibyły,aniejakimichciała,żebybyły.WkażdymrazieNik
itakzareagowałlepiej,niżprzypuszczała.NiedomagałsiębadaniaDNAiniesuge-
rował,żezaszławciążęzkimśinnym.
Wyszłanaświeżepowietrze.Podrugiejstronieulicykiedyśznajdowałosiębistro,
wktórympracowała,alejużdawnoznikłoiterazwtymmiejscubyłaagencjanieru-
chomości.TwarzBetsyzłagodniałanieco,gdyprzypomniałasobie,jaktraktowałją
Nikprzedślubem–jakkrólową.Zakochałasięwnimnatychmiastinieodwołalnie.
Nicinnegoniemiałodlaniejznaczenia.Gdywyjeżdżałzagranicę,czułasięgłęboko
nieszczęśliwa.Dopókigoniepoznała,niewyobrażałasobienawet,żejestzdolnado
tak potężnych emocji. Zaczęła opuszczać wieczorne zajęcia w te dni, kiedy Nik
chciał się z nią spotkać. Przestała się uczyć i wkrótce zupełnie rzuciła szkołę.
Wciążsiętegowstydziła.Tobyłobardzokrótkowzroczne.Porzuciłaswojeplanyży-
ciowedlamężczyznyizwiązku,którymógłsięokazaćbardzokrótkotrwały.Nigdy
nieprzypuszczała,żenależydotegorodzajukobiet,aleuczuciedoNikanauczyłoją
pokory.
Gdypoprosił,byzaniegowyszła,poczułasięogłuszona.Niemiałapojęcia,żeon
traktujeichzwiązektakpoważnie.Nawetjeszczezesobąniesypiali.Jegorezerwa
wtejsprawierównieżbyładlaniejzaskoczeniem.
–Jesteśdziewicą,prawda?–zapytałktóregoświeczorupokolacjiwmodnejre-
stauracji.–Niemamnicprzeciwkotemu,żebypoczekać,ażpoczujeszsięgotowa
nadzieleniezemnąłóżka.Prawdęmówiąc,takieczekaniejestodświeżająceibar-
dzopodniecające.
Wzięliślubwśródkwiatówpomarańczyifleszyfotografów,otoczenisetkamigo-
ści,którychBetsywidziałanaoczyporazpierwszywżyciu.Alejużwkilkatygodni
poślubieNikzacząłsięzmieniać.Zastanawiałasięostatnionadpowodamitejzmia-
ny.Czychodziłooto,żepodniecającypościgzakończyłsięwnocpoślubnąigdyjuż
dostałsiędojejłóżka,zacząłsięnudzićitracićzainteresowanie?Ponocypoślubnej
niebyłajużdziewicą,azewzględunabrakdoświadczenianiemogłamuwieleza-
oferowaćwtejdziedzinie.
Onajednakniepoddawałasięiwalczyłaoudanemałżeństwozpartnerem,który
byłciąglenieobecny.Głupiowierzyła,żedzieckozbliżyichdosiebieiprzełamiere-
zerwę Nika. A potem, któregoś wieczoru, gdy Nik wyjechał za granicę, poszła na
kolacjędoClaudiaitamspotkałaZarifa,ichmłodszegobrata.Zarifzapytał,jakso-
bieradzipodczasczęstychwyjazdówNika.Odrzekła,żeteraz,gdyremontLaven-
derHalldobiegłjużkońca,manadziejęwkrótceurodzićdziecko.Zarifpopatrzyłna
nią ze zdumieniem i zapytał, jak zamierza tego dokonać, skoro Nik przeszedł wa-
zektomię.Tobyłgromzjasnegonieba,którywciągukilkudnidoprowadziłichmał-
żeństwodoruiny.
Aterazzdawałosię,żeżyciezatoczyłopełenkrąg.Miałaurodzićdziecko,które-
gokiedyśtakpragnęła,aleniemiałajużmężaanimężczyznychętnego,bypodjąć
sięroliojca.Ichmałżeństwoprzestałoistnieć,choćrozwódjeszczeniebyłsfinali-
zowany.
ROZDZIAŁPIĄTY
Nik miał bardzo kiepski dzień. Zaczęło się od nowin Betsy, a potem już nie był
wstaniesięskoncentrować.Odwołałwszystkiespotkania,zapowiedziałasystento-
wi,żeniebędzieodbierałżadnychtelefonów,iposzedłdoogrodunadachuaparta-
mentu.To,żewśrodkudniabyłwdomuiniepracował,wydawałosięconajmniej
dziwne. Dookoła panowała cisza, z ulicy na dole dochodził tylko lekki szum samo-
chodów. Nik patrzył niewidzącym wzrokiem na dachy budynków. Nigdy by się do
tego nie przyznał głośno, ale tęsknił za Gizmem, który w każdym razie był swego
rodzajutowarzystwem.WprzeszłościNikbyłsamotnikiem,dopókiniepoznałClau-
dia.Choćbardzosięodsiebieróżnili,zrodziłasięmiędzynimiwięź.
Nik doskonale wiedział, że wiedzie uprzywilejowane życie. Pieniądze ułatwiały
wielerzeczyipomagałypiąćsięcorazwyżej.Ależadnemilionyniemogłymuza-
pewnićszczęścia.Pomyślałmelancholijnie,żebyćmożepoprostunieumieodczu-
waćradości.Przezcałeżycietłumiłemocjeimusiałzachowywaćwielerzeczywta-
jemnicy. To mu z pewnością zaszkodziło. Nie potrafił nikomu zaufać i nie potrafił
podtrzymywaćzwiązków.Przezdługiczasniedopuszczałtegodoświadomości.Do-
pieroniedawnopogodziłsięzmyślą,żeniemożeprzedtymuciec,takjakniemógł
uciecprzedmroczną,okropnąhistoriąswojegożycia.Nowiny,któreprzyniosłaBet-
sy, znów przywiodły do niego niechciane wspomnienia. Przypomniał sobie swój
pierwszy dzień w szkole, a dokładniej rzecz biorąc, koszmarną podróż do szkoły
w samochodzie z szoferem i z matką, która nie potrafiła kontrolować wybuchów
złości.
–To,żecięurodziłam,zniszczyłomicałeżycie!–wykrzyknęłazpogardąijejza-
ciśniętapięśćwylądowałanajegopoliczku.Byławściekła,bodziadekNikakazałjej
wstać i odprowadzić czteroletniego syna do szkoły. – Zniszczyłeś moje ciało, moje
życie towarzyskie, przez ciebie nie mogę podróżować ani robić nic, co lubię! Co
jeszczemizniszczysz,tymałapokrako?
HelenaChristakisnigdyniechciałabyćmatką,ale,gdyzaszławciążęzeswoim
kochankiemGaetanemRavellim,konserwatywnyojcieczagroził,żejąwydziedziczy,
i po raz pierwszy w swoim samolubnym życiu musiała ponieść konsekwencje wła-
snychuczynków.DlazachowaniapozorówwzięłaślubzGaetanem,żebyzadowolić
dziadka.Tobyłpierwszyaktjejpokuty,który,ogólnierzeczbiorąc,opłaciłjejsię,
bo pozwolił uniknąć wydziedziczenia. Ale gorszą karą była odpowiedzialność za
dzieckoiograniczeniewolnościpojegourodzeniu.
Nik nawet przez chwilę nie wierzył, że Betsy mogłaby zachowywać się równie
okrutnieiegoistyczniejakjegomatka.Niewierzył,bymogłaznienawidzićwłasne
dziecko i obwiniać je za wszystkie rozczarowania w życiu. Mimo to rozumiał, że
dzieckopoczęłosięwniezbytsprzyjającychokolicznościach.Fakt,żebyłotorów-
nież jego dziecko, wydawał mu się bardzo nienaturalny i nierealny. Nigdy w życiu
niemiałnicwspólnegozdziećmianizkobietamiwciąży.Alecosięstało,tosięsta-
ło,aNikzawszebyłpragmatykiem.Niemiałwątpliwości,żejeślionniestaniena
wysokości zadania, to jakiś inny mężczyzna zajmie miejsce u boku Betsy i zastąpi
dziecku ojca, a to było nie do pomyślenia. Przyznał ponuro, że żadne półśrodki tu
niewystarczą.Albobędziewpełniuczestniczyłwżyciuwłasnegodziecka,albozo-
stanie z niego zupełnie wykluczony, bo młoda i bogata rozwódka o urodzie Betsy
długo nie pozostanie samotna. Ale jak miał zrobić coś, czego zawsze się obawiał
iczegozawszeunikał?Ojcostwobyłoniebezpieczneiniosłozesobąwielkąodpo-
wiedzialność.
Odetchnąłgłębokoimocnozacisnąłusta.Zamierzałzrobićtowtakisamsposób,
wjakiprzetrwałswojebrutalnedzieciństwo:krokpokroku,dzieńpodniu,nieoglą-
dającsięzasiebieiniemyślącoprzeszłości.
–Gadajwreszcie–popędzałająwysoka,energicznairudowłosaBella.Rzuciłasię
nawygodnąaksamitnąsofęipopatrzyłanaBetsyzwyczekiwaniem.
–Jestemwciąży–wypaliłaBetsy.
Wyraźniestropionaszwagierkapochyliłasięwjejstronę.
– Jak ci się udało przemycić do swojego życia mężczyznę, którego nie zauważy-
łam?–zapytałazniedowierzaniem.
–Onjużtambył.Nocóż,możnatakpowiedzieć–wymamrotałaBetsy.–Todziec-
koNika.
–Nika?!Jaktomożliwe?
– Nie wspominaj o tym Claudiowi. Na razie to jest sprawa tylko między Nikiem
amną.–BetsyporuszyłasięniespokojniepodbadawczymspojrzeniemBelliiwkil-
kusłowachwyjaśniła,żeNikprzeszedłrewazektomię.
Bellazamrugałapowiekami.
–Nodobrze.Apotemodwiózłcipsaiprzespałaśsięznimzwdzięczności?
–Toniebyłotak–odrzekłaBetsycicho.
–Znamcię.Maszbardzomiękkieserce.Wykorzystałcię.
–Możetojawykorzystałamjego?
Bellazzadziwieniempotrząsałagłową.
– No, no, Nik będzie tatusiem. Trudno to sobie wyobrazić. On nawet nie chce
przebywaćwjednympokojuzeswoimrodzeństwem.
BetsylubiłażonęClaudia,aleźlesięczuła,gdyBellaotwarciekrytykowałaNika.
–Jesteśniesprawiedliwa,Bella.Nikwogólenieznałwłasnegoojcainiemażad-
negodoświadczeniazdziećmi.GaetanoRavellizniknąłzjegożycianiedługopouro-
dzeniuiNiknigdywięcejgoniewidział,więctrudnomuczućwięźzmłodszymro-
dzeństwem.
Franco,najmłodszyzewspomnianegorodzeństwa,uroczydwulatekokręconych
czarnychwłosachidużychbrązowychoczach,wspiąłsięnakolanaprzyrodniejsio-
stryiuścisnąłjązuczuciem.Byłojasne,żeuważaBellęzakogośwrodzajumatki,
choćFrancoiczwórkajegorodzeństwabyliowocamizwiązkunieżyjącejjużmatki
BellizrównieżnieżyjącymojcemNikaiClaudia.
Prawiewszystko,coBetsywiedziałaorodzinieipochodzeniuNika,pochodziłood
Claudia albo od Belli. Nik nigdy nie mówił o swoim dzieciństwie. Miał złe relacje
zmatkąiwogóleniechciałoniejwspominać.BetsyspotkałaHelenęChristakistyl-
koraz,gdytakuzdziwieniuNikaprzyjechałanaichślub.Przywiozłazesobąnaj-
nowszego przyjaciela i prawie nie rozmawiała z synem ani z jego narzeczoną. Jej
obecnośćbyładlaNikaraczejkarąniżnagrodą.Helena,ubranawsukienkęodpo-
wiedniąraczejdlanastolatki,upiłasię.Wpewnejchwilirozłożyłasięnakolanach
swojego młodego przyjaciela i zaczęła się zachowywać jak seksowny kociak. Nik
wydawał się doskonale odporny na zachowanie matki i w żaden sposób tego nie
skomentował.Betsynaiwniesądziławówczas,żeskrywazażenowanie,aleodtam-
tejporyprzekonałasię,żeNiknigdynieczujesięzażenowany.
–DlaClaudiatoteżniebyłołatwe–stwierdziłaBella.–Onrównieżnieprzepadał
zadziećmi,alechybaniebyłażtakpewnyjakNik,żeniechceichmieć.Kiedyza-
mierzaszmupowiedzieć?
– Już mu powiedziałam, dzisiaj rano. Dlatego przyjechałam do Londynu. – Betsy
zacisnęłausta.Niemogłazachowywaćciążywtajemnicyprzednajbliższymiprzyja-
ciółmi.ClaudioiBellabylidlaniejjakrodzina.Wspieralijąwtrudnychmiesiącach
porozpadziemałżeństwa,zawszegotowiwysłuchaćipocieszyć.
–Noico?
–Nocóż…Wkażdymrazieniesugerował,żetomożebyćdzieckoinnegomęż-
czyzny.
Bellaprzewróciłaoczami.
–Przecieżżyłaśjakzakonnica.Aledzieckobardzociwszystkoutrudniiskompli-
kuje.
–Niemażadnegopowodu–obruszyłasięBetsy.–Mamwłasnąfirmę,domipsa.
Dzieckodoskonaleuzupełniobrazek.Życiebędziesiętoczyćdalej.
Wkrótcepodniosłasiędowyjścia.Dzieńbyłbardzowyczerpującyiniemogłasię
jużdoczekać,kiedyusiądzieprzedkominkiemwtowarzystwieGizma,którybędzie
grzałjejstopy.Bellaotworzyłaprzedniądrzwibawialni.
– Och, zanim zapomnę. Masz przyjść na moje przyjęcie urodzinowe za tydzień,
wpiątek.Nawetzorganizowałamjużkogoś,ktocięprzywiezie.
–Kogoś,ktomnieprzywiezie?–powtórzyłaBetsyzezdziwieniem.
– Chris Morrison. Mieszka niedaleko ciebie i powiedział, że bardzo chętnie cię
zabierze,więcniebędziesznawetmusiałazostawaćtunanoc,boodwiezieciępo-
temdodomu–oznajmiłaBellazsatysfakcją.–Dałammutwójnumer.Masięztobą
skontaktowaćiumówić.
–Ktototaki?–Betsyzmarszczyłaczoło.Wpierwszejchwilichciałasięoburzyć
naBellęzato,żenawetjejwcześniejniezapytałaozdanie,pomyślałajednak,że
niemażadnegopowodu,żebyspędzaławszystkiewieczorysamotniewdomu.Nik
z pewnością tego nie robił. Prawie co wieczór widywano go z jakąś pięknością
wklubie,galeriialbooperze.Choćwczasietrwaniaichmałżeństwarzadkogdzie-
kolwiek wychodzili, teraz zaczął prowadzić bujne życie towarzyskie i prawie co-
dzienniepojawiałsięwplotkarskichkolumnachgazet.
Claudio i Nik wychodzili właśnie z gabinetu po drugiej stronie holu. Na dźwięk
głosuBetsyNikzastygłizerknąłnabrata.NawettolerancyjnyClaudiozmarszczył
czoło,słysząc,żeBellaumawiazkimśwciążjeszczelegalnążonęNika.Wdodatku
tymkimśbyłChrisMorrison.TylkoBetsymogłaniewiedzieć,ktototaki.Morrison
byłznanymplayboyemijednymznajbogatszychbankierówwCity.WoczachNika
błysnęłysztylety.Wtejchwilichętnieudusiłbyżonębrata.
– O, widzę, że chłopcy też są razem – zaświergotała Bella, zupełnie nie zbita
ztropu.–Cóżzamiłespotkanie!
– Betsy – Claudio rzucił jej ostrzegawcze spojrzenie. Zrozumiała, że Nik powie-
działmuodziecku,izastanawiałasię,czyClaudiozdajesobiesprawę,jakiegoza-
szczytu dostąpił. Nik był jednym z najbardziej zamkniętych w sobie ludzi, jakich
znała.
–MorrisonniebędziepodwoziłBetsy–oświadczyłNikprzezzaciśniętezęby.–Ja
równieżbędęnatymprzyjęciu,więcjąprzywiozę.
Betsyniemogłauwierzyćwłasnymuszom.Brzmiałototak,jakbymówiłoskrzyn-
cepiwaalbooinnymprzedmiocie,którymógłdowolnieprzemieszczaćzmiejscana
miejsce.Itaksięzachowywałmężczyzna,którywcześniejjąoszukał,porzuciłiktó-
ryterazniemógłsięjużdoczekać,kiedysięzniąrozwiedzie!Kipiącawściekłość
wylałasięzniejbezostrzeżeniajaklawazwulkanu.ZpłomieniemwoczachBetsy
rzuciłasięwstronęNikaidźgnęłajegopierśpalcem.
– Skąd ty bierzesz tyle tupetu?! Skąd masz tyle bezczelności, żeby sądzić, że
maszprawocokolwiekmiorganizować?!
Nikchybaniebyłbybardziejzdumiony,gdybyrzuciłosięnaniegostojącenaprze-
ciwkokrzesło.Patrzyłnaniązniedowierzaniem.Betsy,najspokojniejszainajmniej
konfliktowaosoba,jakąznał,kobietapozbawionagramaagresji,stałaterazprzed
nimniczymminiaturowywojowniknapolubitwy.
–Ja…
–Zamknijsię.Niechcęsłyszećtwojegogłosu–syczała.Uniosłagłowęwyżej,bo
niechciaławpatrywaćsięwjegopierś,alezewzględunaróżnicęwzrostutrudno
jej było patrzeć prosto na twarz. – Nie chcę słyszeć ani słowa! Nie jestem twoją
własnościąitonietwojasprawa,corobię,gdziechodzęizkim.Wzeszłymtygo-
dniubyłeśnajakimśprzyjęciuwNowymJorkuwtowarzystwieblondynkizAmeryki
Południowej. Nie komentowałam tego. Nie mówiłam ci, co o tym myślę, bo to nie
moja sprawa. A moje życie to nie jest twoja sprawa! – Jeszcze raz dźgnęła go
wpierś.–Rozumiesz,Nik?Czymamcitonapisaćczarnonabiałymwjęzykubizne-
su,żebydociebiedotarło?
Nikzaczerwieniłsięinajegotwarzypojawiłosięnapięcie.
–Wystarczyjuż.Cowciebiewstąpiło?
–Tywemniewstąpiłeś!Byłeśbeznadziejnymegoistąjakomążizniknąłeśzmoje-
gożyciawjeszczegorszysposób…
Claudio otworzył przed nimi drzwi gabinetu niemal komicznym, zapraszającym
gestem.
–Możeporozmawiacietutaj?
– Ja chcę wszystko słyszeć. Szara myszka wreszcie zaczęła ryczeć jak lew! –
oświadczyłaBellabezśladuzażenowania.–Dawaj,dziewczyno!
Nikwarknąłkrótko:
– Jesteś w ciąży, więc z pewnością lepiej, żebyś nie była zmuszona znosić towa-
rzystwainnegomężczyzny.
–Cotumadorzeczyciąża?Iktopowiedział,żejestemdoczegośzmuszana?–
BetsymiaławpamięcicałądługąlistęgrzechówiprzewinieńNikaijejwściekłość
niemalała.Gdypochwyciłjązarękę,chcącpociągnąćdogabinetu,wyszarpnęłara-
mię.–Tylkomniedotknij,Nik,aoskarżęcięonapaść!
WoczachNikarównieżbłyszczałazłość.
–Niebędzieszmiurządzaćpublicznychawanturwdomumojegobrata!
–Niemasprawy.Itakniezamierzałamtuzostać.Tracętylkoczas,bodociebie
nicniedociera.–Śmiałośćwjejniebieskichoczachnieprzestawałagozdumiewać.
–Tylkoniepróbujminigdywięcejmówić,comamrobić.Znajdźsobiekogośinnego,
kogo będziesz kontrolował. Nie jesteś już moim mężem. Zmarnowałam trzy lata,
próbującbyćdlaciebiejaknajlepszążoną.Poddawałamsięwszystkimtwoimżąda-
niomioczekiwaniom,próbowałamsiędopasowaćdotwojegoświata.Bogudzięki,
żeniemuszęrobićtegowięcej.–Zdeterminacjąruszyładodrzwi.
–Wciążjeszczejesteśmymałżeństwem–przypomniałjejzuporem.
Betsyobróciłasięnapięcie,gotowarozpocząćdrugąrundętejbitwy.
– Naprawdę? A gdzie byłeś przez ostatnie osiem miesięcy? A tak, byłeś zajęty
rozwodemiodbieraniemmipsa,którywcześniejmógłbydlaciebienieistnieć.Poza
tymusiłowałeśodebraćmidom,żebymzostałabezdachunadgłową,noijeszcze
byłeśzajętyinnymikobietami.Gdybymmiałaochotęsypiaćzkimpopadnie,pocie-
szać się tłumem mężczyzn i ogólnie zachowywać tak, żeby przynieść ci wstyd, to
miałabym do tego pełne prawo, bo przez te wszystkie lata byłam dla ciebie miła
inicdobregoztegodlamnieniewynikło.Okłamywałeśmnie…
– Nie okłamywałem cię! Nigdy nie skłamałem – warknął Nik, zaciskając dłonie
wpięści.Jegotwarzterazdlaodmianypobladła.Dookołanichzapanowałomilcze-
nie.Betsyczekała,żebypowiedziałcoświęcej,alejakmożnasiębyłospodziewać,
ontylkozacisnąłustaiznówzamilkł.
– Nie mówiłeś mi prawdy. – Dopiero teraz uświadomiła sobie obecność Claudia
iBelliiodrobinęściszyłagłos.–Iczujeszsięusprawiedliwiony,botwoimzdaniem
niemożnabyłotegonazwaćkłamstwem.Nigdycitegoniewybaczę.–Gardłojejsię
ścisnęło,podpowiekamizapiekłyłzy.Otworzyładrzwiizbiegłaposchodkach.Za-
trzymałasiędopierowtedy,gdypoczułaciężkądłońnaramieniu.
–Zawiozęciędodomu.
– Jeszcze czego. – Nawet nie odwróciła głowy. Patrzyła prosto przed siebie na
spokojnąuliczkę.–Zostawiłamsamochódnastacjikolejowej.
Nik powiedział coś po grecku i jakiś mężczyzna, zapewne jeden z ochroniarzy,
otworzył drzwi pasażera w stojącej przy krawężniku limuzynie. Betsy kręciło się
wgłowiezwyczerpaniafizycznegoiemocjonalnego.Byłaciekawa,czyochroniarze
równieżsłyszelijejwybuch.Jeszczenigdywżyciuniezrobiłanikomutakiejawantu-
ry.Eksplodowałajakbomba,alenieprzyniosłojejtoulgi.Czułasiętylkowyczerpa-
na,zawstydzonaibardzo,bardzoznużona.
Pochyliła głowę i opuściła ramiona. Nik patrzył na nią z troską, wciąż zdumiony
jejzachowaniem.Powoliiostrożnieobróciłjątwarządosiebie.Podniosłananiego
oczypełnełez.Pochyliłgłowęipocałowałjąbezostrzeżenia,unoszącjejbezwładne
ciałodogóry.
Gdy po chwili postawił ją na ziemi, wciąż kręciło jej się w głowie, ale była już
owielespokojniejsza.
–Kierowcapodrzucicięnastację,ajazostanętutaj–powiedziałcicho.
Wsunęła się do limuzyny i odetchnęła dopiero wtedy, gdy samochód ruszył. Nie
zamierzałamyślećotymwszystkim,cosięprzedchwilązdarzyło.Nieprzywykłado
kłótnizNikiem,bowcześniejnigdysięznimniekłóciła.Nawetwtedy,kiedykazała
musięwynosićzLavenderHall,poprostustałwmilczeniuiniepróbowałniczego
wyjaśnić.
Gdysamochódodjechał,Nikpomyślał,żetowszystkomożesięokazaćtrudniej-
sze,niżsądził.NiemógłpowiedziećBetsy,żezamierzawrócićdodomu,żebyzająć
sięniąiichdzieckiem,boonapoprostutegoniechciała.Wszedłdodomuizaczął
chodzićwkółkopoholu,zupełnieniewidzącotoczenia.Dlaczegozakładał,żeBetsy
zechce,żebywrócił?Kobietyzawszegochciałyichybadlategouznałtozaoczywi-
ste.AleBetsybyłainnaniżwszystkiekobiety.Przekonałsięotymjużnieraz.Gdy
po długich wyjazdach przynosił jej kwiaty, mówiła, że wolałaby, żeby zamiast tego
częściejdoniejdzwoniłczyprzesyłałwiadomości.Gdyprzynosiłjejprezenty,narze-
kała,żeniepotrzebniewydajepieniądze,jakbybyłarozpieszczonymdzieckiem.„Ta-
kierzeczynierobiąnamniewrażenia”,powiedziałakiedyśłagodnie.„Niedlatego
ztobąjestem.Jestemtu,bociękocham,atoniemaceny”.
Naczołowystąpiłmupot.Porazpierwszyzacząłsięzastanawiać,dlaczegoBetsy
zażądała połowy jego majątku. To zupełnie nie pasowało do jej charakteru. Przed
Betsyniktgoniekochałigdysięnadtymzastanowił,musiałprzyznać,żejejmiłość
dawała mu poczucie bezpieczeństwa. Wydawało się to tak niedorzeczne, że aż
śmieszne,aleniebyłomudośmiechu.
Przyszłomudogłowy,żemógłbyjąpoprostuporwaćiwywieźćgdzieśzagrani-
cę.Możewtedyzechciałabygowysłuchać?Czyzadzwoniłabynapolicję?Uświado-
miłsobie,comuchodzipogłowie,iuniósłbrwi.Chybazupełniezwariował.
CzyBetsyzachowywałasiętakdziwniezpowoduciąży?Podobnohormonywpły-
wałynazachowaniekobiet.Betsyzpewnościąniebyładzisiajsobą.Sprawiaławra-
żenie,jakbycośjąopętało.Tak,tomusiałobyćto.Byłzadowolony,żeudałomusię
znaleźć jakieś racjonalne wytłumaczenie tej przemiany łagodnej i delikatnej Betsy
wrozszalałąwiedźmę.
Powiedziałsobie,żeBetsyzpewnościąbędziebardzozadowolonazjegopowrotu
doLavenderHall.Odczasu,gdykazałamusięstamtądwynosić,prawiecodziennie
różnekobietyskładałymuwielorakiepropozycje,rzucałyuwodzicielskiespojrzenia
iczyniłyśmiałepodchody.Askorokobiety,którychwogólenieznał,pragnęłygotak
bardzo,żeporzucaływjegoobecnościwszelkągodnośćisubtelność,toBetsyrów-
nieżzechcegoodzyskać.
–Dobrzesięczujesz?–zapytałClaudio,patrzącnaniegoztroską.
Nikwyprostowałzesztywniałeramiona.
–Adlaczegomiałbymsięźleczuć?
Claudioniebyłzbytsubtelnymmężczyzną,alewiedział,żegdybypowiedziałNi-
kowi, że zachowuje się dziwnie, mógłby tylko pogorszyć sytuację. Tak czy owak,
współczuł mu. Nik ożenił się z cichą myszką, która naraz zaczęła ryczeć jak lew,
a w dodatku na horyzoncie pojawiło się dziecko. Naturalnie, że był wytrącony
zrównowagi.
Nikowibrakowałoempatiiiwyobraźni.Claudiojużdawnozauważył,żechoćjego
bratbyłbłyskotliwy,bardzointeligentnyidoskonalepotrafiłprowadzićnegocjacje
wbiznesie,czułsięzupełniezagubiony,gdywgręwchodziłyemocje.Terazjednak
widziałwyraźnie,żeNikpróbujecośzrozumieć.Miałtylkonadzieję,żeprędzejczy
późniejBetsyteżtozauważy.
ROZDZIAŁSZÓSTY
Byłwczesnywieczór.StojącnaschodkachprzedwejściemdoLavenderHall,Bet-
sypatrzyłanawielkąciężarówkęfirmyprzeprowadzkowejorazstojącąobokekipę
ipowtarzałaporazdrugi:
– Musieliście pomylić adres. Ja się nigdzie nie przeprowadzam ani nikt się tutaj
niewprowadza.
Ostatniejejsłowazagłuszyłgłośnywarkothelikoptera.Wszyscypodnieśligłowy,
aletylkoBetsybyławstaniezidentyfikowaćlogonamaszynie,którazniżałasięnad
lądowiskiem zbudowanym przez Nika za domem. Zamrugała ze zdziwienia. Nik
przyleciałdoniejwodwiedziny?Możechciałporozmawiaćodzieckuipoczynićja-
kieś ustalenia? Ale dlaczego nie zrobił tego przez prawników? To chyba byłoby
prostszeniżkolejnetraumatycznespotkanie.
Pięćdniminęłooddnia,kiedyspotkalisięwdomuClaudia.ZłośćBetsynaNika
jeszczenieminęła.Myślącotym,jakwygłosiłaswojemuprawiebyłemumężowikil-
kabardzopotrzebnychsłówprawdy,czułasatysfakcję,alezarazemkurczyłasięze
wstydu.Nieszczęśliwiesięstało,żeuczyniłatoprzedpublicznością.Miaławraże-
nie, że powinna go za to przeprosić. Z drugiej strony Nik nie był zbyt refleksyjny
izapewnestrząsnąłzsiebiejejkrytykęjużpokilkuminutach.Niebyłwrażliwym
mężczyznąiniekochałjej,więccóżgomogłoobchodzić,cojegobyłażonamówiła
onimporozstaniu?Obchodziłygotylkoustaleniaprawników.Aledlaczegonako-
niecjąpocałował?Jakitomiałosens?
SzerokootwartymioczamipatrzyłanaNika,któryprzedzierałsięprzezkrzaki,
idąc w jej kierunku od strony lądowiska. Cóż mu przyszło do głowy, żeby znów ją
odwiedzać? Zwykle zrzucał tego rodzaju obowiązki na kogoś innego, a sam wolał
sięzajmowaćbardziejstymulującymiintelektinteresami.Zdziwiłasię,gdyzatrzy-
małsięprzyciężarówceizamieniłkilkasłówzekipą.Ciekawabyła,coimpowie-
dział.Zwykleniemiałcierpliwościdobłędówinnychludzi,zapewnewięcodesłałich
stądikazałposzukaćwłaściwegoadresu.
–Betsy!–zawołał,wbiegającnaschodki.
Bardzosięstarałazachowaćzimnąkrew.
– Co ty tu robisz? Nie mogłeś przynajmniej zadzwonić i uprzedzić, że się poja-
wisz?
ZdomuwypadłfutrzanykłębekizacząłsięradośnieocieraćonogiNika.
–Gizmo–upomniałagoBetsy.
– Chyba jest zadowolony, że znów widzi nas razem – roześmiał się Nik. Pochylił
sięipodrapałpsazauchem.
–Będzierozczarowany,kiedyznowustądodjedziesz–zauważyłaznapięciem.–
Naprawdę,Nik,powinieneśmnieuprzedzić,żesiętupojawisz.
Nikzmarszczyłbrwi.
–Czymożemyprzezchwilęporozmawiaćnaosobności?
Ponadjegoramieniemdostrzegła,żeekipaprzeprowadzkowaotwieratyłpotęż-
nejciężarówki.
–Oczywiście–mruknęła.–Czycośsięstało?
– Nic, czym powinnaś się martwić – zapewnił ją i pociągnął w stronę bawialni,
apotemzamknąłzanimidrzwi.
–Awięcjednakcośsięstało–powiedziała,wpatrującsięuważniewjegotwarz.
Nikodetchnąłgłęboko.PowrótdoLavenderHallwpierwszejchwiliwydawałmu
sięnajprostszymrozwiązaniem,aleteraz,patrzącnaoszołomionątwarzBetsy,po-
czuł,żesytuacjajestbardziejskomplikowana,niżsądziłwcześniej.Claudionama-
wiałgo,żebynajpierwzniąporozmawiał,Nikjednakwolałuniknąćdramatycznych
sceniniechciałjejdawaćokazji,bymogłapowiedzieć:nie.Uznał,żepostawienie
jejwobecfaktudokonanegobędzieskuteczniejsze.Wkońcu,gdyprzejmowałjakąś
firmę,nieuprzedzałwcześniejoswoichplanachjejzarządu.
–Dlaczegonicniemówisz?Zaczynamsiębać.Cosięstało?–NapięcieBetsysta-
wałosięcorazwyraźniejsze.–CzycośjestniewporządkuzClaudiemiBellą?
–Wszystkojestznimiwporządku.–Obrzuciłjąszybkimspojrzeniem.Niebyło
jeszczeponiejwidaćciąży.Zastanawiałsię,kiedyjejfigurasięzmieni.
–Nik,ocochodzi?–powtórzyłazwyraźnymniepokojem.
–Znówsiętuwprowadzam.Postanowiłemwrócićdodomu.
Betsy otworzyła usta ze zdziwienia. Zakręciło jej się w głowie i poczuła szum
wuszach.
–Cotakiego?–zapytałasłabymgłosem.
–Chcęwrócićdodomu–powtórzyłNikwolnoiwyraźnie.–Idonaszegomałżeń-
stwa.Chcę,żebyśmyspróbowalijeszczeraz.
Chyba całkiem zwariował, pomyślała. Kiedy widzieli się po raz ostatni, wrzesz-
czała na niego, ile sił w płucach, a on teraz pojawił się tu nagle i bez żadnego
ostrzeżeniaistwierdził,żechcewrócićiznówzniązamieszkać.Acogorsza,mówił
totak,jakbydecyzjanależaławyłączniedoniego.
–Toznaczy…taciężarówkatamnazewnątrz…?
– Tak. To moje rzeczy – przyznał i ucieszył się, że w końcu zrozumiała. – Nie
martwsię,niebędęciwniczymprzeszkadzał.ZadzwoniłemdoEdnyiostrzegłem
ją…
–Zadzwoniłeśdonaszejgospodyni,żebyjąuprzedzić,żeznowusiętuwprowa-
dzasz,aleniepowiedziałeśotymmnie?–wykrztusiłazniedowierzaniem.
– Zadzwoniłem do niej dopiero godzinę temu – odrzekł takim tonem, jakby to
wszystkozmieniało.
Betsywzięłagłębokioddech,takgłęboki,żeznówzakręciłojejsięwgłowie.
–Nik,niemożesztakpoprostuuznać,żechceszjeszczerazspróbowaćzmał-
żeństwem, nie uzgadniając tego najpierw ze mną – stwierdziła drżącym głosem,
czując,żewzbierawniejhisteria.
–Przecieżrozmawiamztobą–odrzekłspokojnie,podchodzącdokominka,wktó-
rympłonąłogień.–Chcę,żebyśbyłazadowolona.
JużnieporazpierwszywczasietrwaniaichzwiązkuNikmówiłjej,copowinna
czuć,zanimonasamazdążyłacokolwiekpoczuć,toteżniebyłazdziwiona.
–Wyprowadziłeśsięstądosiemmiesięcytemu.Teraztojestmójdom.
Znówobróciłsięwjejstronęześciągniętątwarzą.
–Nie.Niepodpisaliśmyjeszczepapierówrozwodowych.Tendomwciążnależydo
mnie.
–Och.Wtakimraziewszystkowporządku–odrzekłaBetsyszyderczo.–Skoro
tak,topoprostuspakujęrzeczyswojeiGizmaibędęspałanakanapieuBelli.Mam
nadzieję,żegdzieśnasupchnie.
–Oczymty,dodiabła,mówisz?Dlaczegochceszsięstądwynosićwłaśnieteraz,
gdyjawróciłem?
–Przecieżsięrozwodzimy–przypomniałamu.–Niemożeszsięwprowadzićjak
gdybynigdynicbezmojejzgody.
– Nie chcę już rozwodu. Będziemy mieli dziecko i powinniśmy je wychowywać
wspólnie.
– W idealnym świecie – mruknęła słabym głosem. – Nie miałam pojęcia, że ze-
chceszzostaćojcem,skoronigdyniechciałeśmiećdziecka.
– Ale ono po prostu się urodzi. Będziemy rodzicami i nie pozwolę, żeby moje
dzieckowychowywałosiębezemnie.
Poczuła,żenogisiępodniąuginająiopadłanasofę,starającsięzachowaćresztki
rozsądku.
–Nik.Towszystkospadłonamniejakgromzjasnegoniebainicnierozumiem.
–Czegonierozumiesz?–Przykucnąłprzedniąipopatrzyłjejwtwarz.–Wróci-
łemdodomu.
–Aleniemożeszpodejmowaćtakiejdecyzjisam!–wybuchnęła.–Przecieżtodo-
tyczy również mnie. Wiem, że dla dziecka jest najlepiej, jeśli ma obydwoje rodzi-
ców,alewgręwchodzirównieżrelacjamiędzynami.
UstaNikazadrgały.
–Gdybymiędzynaminiebyłożadnejrelacji,toniebyłobyrównieżdziecka.
–Zależy,jaknatospojrzeć.–Podniosłagłowęiwjejoczachbłysnęłairytacja.–
Dlamnieto,cosięzdarzyło,tobyłtylkoseks.Atywtedyteżpowiedziałeś,żeroz-
wodzącesięparybardzoczęstoznówtrafiajądołóżka.
Nikprzesunąłdłoniąpowłosach.
–Niepowinienembyłtegomówić,aleniemyślałemwtedyjasno.Niewiedziałem,
cocipowiedzieć.
Tonietypowoszczerewyznaniedziwniejąporuszyło.
–Poprostuuciekłeś.
Wjegozielonychoczachpojawiłsiębłysk.
–Nieuciekłem.
– Uwierz mi, uciekłeś, tak jakby to była jednorazowa przygoda, której natych-
miastzacząłeśżałować.Jeszczetydzieńtemubyłeśprzekonany,żesięzemnąroz-
wodzisz,ateraznistądnizowądmówisz,żeznowuchceszbyćmoimmężem?
Nikprzechadzałsięniespokojnieprzedkominkiem.Niespodziewałsiętylupytań
anioporuzjejstrony.Wkażdymrazieniezaczęłananiegokrzyczeć.Tobyłdobry
znak.
–Odczegośtrzebazacząć.
–Alezmieniłosiętylkoto,żejestemwciąży–przypomniałamu,próbujączigno-
rowaćodgłosyotwieranychizamykanychdrzwiwholuświadcząceotym,żeekipa
wnosidośrodkarzeczyNika.–Niemogęuwierzyć,żeażtakbardzoobchodzicię
dziecko,któregonigdyniechciałeśmieć.
Nikzesztywniał.
– Uwierz, że troszczę się również o ciebie i że chcę tu być ze względu na was
oboje.Teraziwprzyszłości.
–Zadziwiającyobrótwypadków–powiedziałazodrętwieniem.–Samaniewiem,
cootymmyśleć.
Znówprzykucnąłprzedniąisięgnąłpojejdłoniewniezwykłejdlasiebiedemon-
stracjiuczucia.
– Powinnaś się cieszyć. Chcę wrócić do domu, glikia mou. To chyba znaczy, że
proszęcięojeszczejednąszansę.
Wjegogłosiezabrzmiałapokora.Zupełnienieprzypominałterazdumnego,nieza-
leżnego mężczyzny, którego Betsy znała wcześniej. Do jej oczu napłynęły łzy. Pa-
trzyłanajegoszczupłątwarziczuła,jakbardzozależymunajejzgodzie.Czułato
niemal namacalnie. Tylko mężczyzna tak skomplikowany jak Nik Christakis mógł
uznaćzazupełnienormalneto,żewprowadzasiędożony,zktórąwłaśniesięroz-
wodzi,nieuprzedzającjejotymwcześniej.Nikowibrakowałointeligencjiemocjo-
nalnej.Byłowtymcośbolesnego.Byłniezmierniemądry,alezdawałosię,żezupeł-
nie nie rozumie najprostszych spraw, które Betsy sądziła, że są oczywiste. Po raz
pierwszyzauważyłatotegodnia,gdynistądnizowądoświadczyłjejsię.
– Nie jestem pewna, czy znów potrafię ci zaufać – powiedziała szczerze. – Tak
wielesięzdarzyło.Noibyłyinnekobiety.
–Niespałemzżadnąopróczciebie.
Poczuła zdumienie, ale przypomniała sobie, że rzucił się na nią jak wygłodniały
wilk.Tylkotojąprzekonało,żemówiprawdę.
–Widziałamtwojezdjęciazrozmaitymikobietami.
–Alespałemtylkoztobą–powtórzył.–Iniechcębyćzżadnąinną.
Niepewniepodniosłarękęidotknęłajegopoliczka,zastanawiającsię,cowłaści-
wierobi.Zdałasobiesprawę,żenienawiśćdoNikabyłatylkosposobemnazacho-
waniedumyiprzetrwanie,ateraz,gdyBetsyjejpotrzebowała,bystawićmuopór,
tajemniczo zniknęła. Nie czuła do niego nienawiści, chciała go odzyskać. Czy to
oznaczało,żejestnajgłupsząkobietąnaświecie?
–Przecieżnigdyniechciałeśdziecka–przypomniałamuporazkolejny.
– Dziecko to wielka odpowiedzialność – odrzekł poważnie. Te słowa dziwnie
brzmiaływustachwłaścicielawielkiegoimperiumfinansowego,któryzatrudniałty-
siąceludzinacałymświecie.–Dzieckobardzołatwojestzranić.Dlategonigdynie
chciałemtejodpowiedzialności.
Betsyniemogłapojąćjegotokurozumowania.Zdawałosię,żeNikwyobrażaso-
biejakiśkoszmarnyscenariusz,wktórymdzieckudziejesiękrzywda.Widziałajed-
nak,żeonmówipoważnie,toteżskinęłagłową,jakbytobyłozupełniezrozumiałe.
–Iwłaśniedlategoprzeszedłeśwazektomię?
Skinąłgłowąbezsłowa.Gdybypowiedziałjejtowszystkoosiemmiesięcywcze-
śniej,zaoszczędziłbyimobojguwielecierpienia.Alewtedymusiałbyjejpowiedzieć
prawdę,ategoniechciałzrobić.Wogóleniebrałtegopoduwagę.Prawdazabar-
dzozraniłabyBetsy.
Popatrzyłanajegoszczupłą,ciemnątwarz,dostrzegłacieniepodoczamiidopiero
terazzdałasobiesprawęzwłasnegowyczerpania.
–Niepotrafięciwtejchwilidaćodpowiedzi–powiedziaładrżącymgłosem.–Mu-
szęsięnadtymzastanowić.Aterazchciałabymsiępołożyć.
Nik cofnął się, niezadowolony. Betsy spróbowała się podnieść i naraz, zupełnie
bezostrzeżenia,zrobiłojejsięciemnoprzedoczami.Niewydającżadnegodźwię-
ku,upadłanapodłogę.
Betsyzemdlała.Działosięzniącośbardzozłego.Nik,któryzwyklewchwilach
kryzysuzachowywałzimnąkrew,poczułpanikę.Zgarnąłjąwramionaiwybiegłna
korytarz.
–OmójBoże,czypaniChristakisznowuzasłabła?–zawołałanajegowidokEdna,
którastałatam,nadzorującekipęprzeprowadzkową.
Nikpopatrzyłnaniązkonsternacją.
–Znowu?Toznaczy,żetosięjużzdarzało?
– Niektóre kobiety często mdleją w początkach ciąży – odrzekła gospodyni spo-
kojnie.–Staramysięnaniąuważać.
Wyobraził sobie, że Betsy mogłaby zasłabnąć, przechodząc przez ulicę, i wpaść
pod samochód albo spaść ze schodów i skręcić sobie kark. Nawet myśl o tym, że
upadając nabiłaby sobie siniaka, była nie do zniesienia. To nie mogło się zdarzyć.
Zprzerażeniemzdałsobiesprawę,żeciążamożejązabić.Niepowinienpozwolić,
żebycochwilęmdlała.Tobyłozbytniebezpieczne.Potrzebowaładobregolekarza.
Musiałjązabraćwjakieśbezpiecznemiejsce.
Gdyodzyskałaprzytomność,leżałanakolanachNikanatylnymsiedzeniulimuzy-
ny.
– Gdzie jedziemy? – szepnęła, ocierając palcami spocone czoło. – Znowu zasła-
błam, tak? Czasem tak się dzieje, gdy zbyt szybko próbuję się podnieść. Przepra-
szam,żecięprzestraszyłam.Jestempoprostuzmęczona.
–Zabieramciędolekarza.
–Toniejestkonieczne.
–Skorojesteśchora,tojadecyduję,cojestkonieczne.
–Alejaniejestemchora,jestemtylkowciąży–odrzekłałagodnie,widzącjego
niepokój.Niknielubiłnieoczekiwanychsytuacji.Wogólenielubiłzmian.Wiedziała,
żewszystkiemeble,któreprzywiózł,zostanąpoustawianedokładniewtychsamych
miejscach,gdziestałyosiemmiesięcywcześniej.Potrzebowałporządkuiznajomej
struktury.Kiedyśbardzojątodenerwowało,bolubiłaprzestawiaćrzeczyispraw-
dzać,jakwyglądająwróżnychkonfiguracjach.Alewkońcukażdymajakieśswoje
słabostki.
–Chybamusiszodpocząć.
Leżałanajegokolanach,znosemwjegokoszuli,wdychającznajomyzapach.Za-
cisnęłapalcenapołachjegomarynarkiiprzymknęłaoczy.Kochałago,aleniemogła
znówznimzamieszkaćaniwychowywaćznimdziecka.Znówzostałabybiznesową
wdową,boNikpodróżowałbyprzezcałyczasinigdyniebyłobygonamiejscuwte-
dy,kiedyonabygopotrzebowała.Czułabysięsamotnainiedoceniana,bojegonic
bynieobchodziłoto,żeonazanimtęskni.Dzieckoteżprawieniewidywałobyojca.
Pokilkutygodniachnieobecnościmogłobygonawetniepoznać.Czyojcieczdosko-
kunaprawdębyłowielelepszyodzupełnegobrakuojca?
Po jakimś czasie znów się ocknęła. Usłyszała dziwne brzęczenie elektrycznych
czujnikówigłośnerozmowy.
–Betsy?Powiedzim,żewiesz,dokądjedziesz–nakazałNik,obracającjejtwarz
wstronępotworniejasnychświateł.Szybkozacisnęłapowieki.
– Jasne, że tak – wymamrotała, gotowa powiedzieć cokolwiek, byle tylko zosta-
wionojąwspokoju.
–Mojażonanieczujesiędobrze–powiedziałNikrozgniewanymgłosem,zaciska-
jącmocniejramionawokółjejciała.
W głowie jej dudniło i poczuła znajome znużenie. Już od wielu tygodni nie prze-
spała dobrze żadnej nocy. Pomyślała, że zastanowi się nad swoim małżeństwem
iNikiemktóregośinnegodnia,kiedybędziewstaniemyślećjaśniej.
Poruszyłasięnawygodnymmateracuiwestchnęła,apotemotworzyłaoczy.Po-
mieszczeniespowijałpółmrok.Wtlesłychaćbyłojakiśniskiszum.
–Cotozadźwięk?–wymamrotałasennie.
–Śpijjeszcze.Jestpóźno–powiedziałNik,siedzącywnogachłóżka.–Niepowi-
nienemtuprzychodzić,alechciałemdociebiezajrzećichybacięobudziłem.
Przypomniała sobie, co się zdarzyło wcześniej, i rozejrzała się jeszcze raz. Po-
mieszczeniebyłomałeipanowałtupółmrok.Zapewnebyłtopokójgościnnywlon-
dyńskim domu Nika. Chciał ją przecież zabrać do lekarza. Dlaczego mu na to po-
zwoliła?AlespieraniesięzNikiemnigdynieprzynosiłorezultatów.Gdybyłprzeko-
nany,żepostępujesłusznie,niesposóbgobyłoodtegoodwieść.
–Dlaczegochciałeśdomniezajrzeć?
Potargany, nieogolony, bez marynarki i krawata Nik wydawał jej się wielki jak
dwudziestopiętrowywieżowiec.
–Zasłabłaś–przypomniałjejoskarżycielsko.–Toniejestnormalne.
–Tonictakiego.–Uświadomiłasobie,żejegoobecnośćdziwniejąuspokaja.
–Zdajesię,żejesteśbardzozmęczona.
–Ostatnioniesypiałamzbytdobrze–przyznała.–Pozatymwpierwszychtygo-
dniachciążyzmęczeniejestzupełnienormalne.
–Lekarzpowienamjutro,cojestnormalne,acopowinnonasniepokoić.
–Toniepodobnedociebie,żebysiętakprzejmowaćgłupstwami.
–Twójstanzdrowiatoniejestgłupstwo.
Powiedziałtotakpoważnie,żeuśmiechnęłasięzrozbawieniemiznówprzymknę-
łaoczy.
Gdysięobudziła,zobaczyłaowalneokienkozalaneświatłemizamrugałazezdzi-
wieniem. Powoli wyszła z łóżka i zanim jeszcze dotarła do okna i zobaczyła war-
stwęchmur,zrozumiała,żejestwsamolocie.Światła,któreoślepiłyjąwieczorem,
pytania, na które Nik gniewnie odpowiadał – to musiała być odprawa na lotnisku.
Aledlaczegowsadziłjądosamolotubezuprzedzenia?
Ubrania,któremiałanasobiepoprzedniegodnia,wisiaływszafie.Zulgąprzeko-
nała się, że spakowano trochę jej rzeczy. Znalazła świeżą bieliznę i poszła do ła-
zienki.Tamzobaczyłaswojeprzyborytoaletoweikosmetyczkę.CzułasięjakAlicja
wkrainieczarów,którąNikwrzuciłdokróliczejnory.Nawidokjasnegosłońcaza
oknemwybrałalekkąsukienkęwkwiatyizwojowniczymbłyskiemwoczachwyszła
zsypialni.
Nik siedział nad laptopem, zupełnie jakby był u siebie w biurze. Podniósł na nią
wzrok.
–Usłyszałem,żesięobudziłaś.Zarazpodadząnamśniadanie.
–Gdziemywłaściwiejesteśmy?
–ZapółgodzinybędziemylądowaćwAtenach.
–WAtenach!
–Mówiłemprzecież,żezabieramciędolekarza.MikisXenophontojedenznaj-
większychautorytetównaświecie,gdychodziokobietywciąży–powiedziałzwy-
raźnąsatysfakcją.–Jesteśznimumówionadzisiajprzedpołudniem.
–Nicmnienieobchodzi,ktotojest!–wykrzyknęła.–Miałamzamiarpójśćdole-
karza,aleniezamierzałamwtymceluleciećdoGrecji!
– Xenophon jest najlepszy. Chcę, żebyś miała wszystko, co najlepsze. Pacjentki
mająonimdoskonałezdanie.
–AledlaczegozabrałeśmniedoGrecji,niepytającmnienawetozdanie?
–Spałaśbardzomocno.Widziałem,żepotrzebujeszwypoczynku.Niechciałemci
przeszkadzać.
Rozległosięstukaniedodrzwiiprzyniesionoimśniadanie.Betsypoczuła,żejest
bardzogłodna,alejedzenienieukoiłojejfrustracji.Nikznówrobiłtosamo:prze-
stawiałjązkątawkąt,jakbytylkoonwiedział,cojestdlaniejdobre.Tylkojeden
razzgodziłsię,bytoonaoczymśzdecydowała–zgodziłsię,byspróbowałazajść
w ciążę, skoro tego chce. Ale przecież niczym nie ryzykował, bo doskonale wie-
dział,żetobyłoniemożliwe.
–Dlaczegowzeszłymrokuzgodziłeśsię,żebymspróbowałazajśćwciążę?–za-
pytałanagle.–Przecieżwiedziałeś,żetosięniemożezdarzyć.
Niknajwyraźniejniebyłprzygotowanynatopytanie.
–Myślałem,żetocięzadowoli.Myliłemsię.Miałemnadzieję,żewkrótcezmie-
niszzdanie.Wkońcukiedybraliśmyślub,mówiłaś,żeniechceszmiećdzieciinie
sądziłem,żetosięmożezmienić.
– Niestety, ludzie się zmieniają. Uważałam, że nie będę chciała mieć dzieci, bo
moirodzicenigdyniechcielimiećmnie.Apotem,jakonastolatka,wychowywałam
się w rodzinie zastępczej i musiałam się opiekować młodszymi. Wtedy dzieci były
dlamnietylkoobowiązkiem,którypochłaniawieleczasuiodbierawolność.Niesa-
dziłam,żekiedyśzechcęmiećswoje.Widoczniebyłamnatojeszczezamłoda.
Nikponuropokiwałgłową.
–Więccosięzmieniło?
–Tyczęstowyjeżdżałeś.Jaczułamsięsamotnaiznudzona.Któregośdniaobudzi-
łamsięipomyślałam,żedzieckobyłobynajlepsząrzeczą,jakamogłabymisięzda-
rzyć.Zdawałomisię,żejeśliurodzędziecko,wszystkosięzmieninalepsze.
–Alepotemtoprzeszłowobsesję–westchnąłNik.–Chybanierozumiałem,jak
ważnetobyłodlaciebie.
Betsypołamałarogaliknadrobnekawałkiizaczęłasmarowaćkażdyznichma-
słem.Uznała,żemusibyćznimzupełnieszczera.
–Tak,tobyłaobsesja.–Przypomniałasobiewszystkiewitaminy,którełykała,wy-
kresytemperatury,sesjeakupunkturyijogi.Byłazdesperowana,gotowazrobićab-
solutniewszystko,żebyzajśćwciążę.
Nikniespodziewałsięchybatakszczeregowyznania.
–Czułemsięodciętyodciebieibyłomigłupio,bowiedziałem,żewszystko,coro-
bisz,robisznapróżno.
–Notak.
–Sądziłem,żewkońcupoprostusiępoddaszizapomniszowszystkim.
–Tonietak.Jeśliczegośniemożeszmieć,pragniesztegocorazbardziej–szep-
nęłazżalem.
AterazwkońcutozdobyłaiNikznówpojawiłsięwjejżyciu.Czytegowłaśnie
chciała?Niemiałapojęcia.Samajużniewiedziała,czegochce.Czybędziepotrafiła
mu wybaczyć? Czy Nik był z nią szczery? Czy to możliwe, by naprawdę troszczył
sięojejdziecko?Acoznią?Cozjejpotrzebami,pragnieniamiiszczęściem?
ROZDZIAŁSIÓDMY
DoktorXenophonsplótłpalce,patrzącnaswojąniespokojnąpacjentkęijejjesz-
cze bardziej niespokojnego męża. Przeprowadził wszystkie standardowe badania
idoszedłdokilkuoczywistychwniosków.
–Jestpanibardzozestresowana,paniChristakis–powiedziałłagodnie.–Ichoć
chybajeszczepaniotymniewie,nosipanibliźnięta.Bliźniaczaciążajestjeszcze
trudniejsza.
–Jestzestresowana?–zapytałNiktakimtonem,jakbynigdynawetnieprzyszło
mutodogłowy.
–Obydwojejesteściebardzozestresowani–odrzekłlekarzspokojnie.–Dlaczego,
toniemojasprawa,alemusicieznaleźćjakiśsposób,żebyzmniejszyćtenstresdla
dobrapańskiejżony.
Betsywkońcuudałosięwydobyćzsiebiejakieśsłowo.
–Będęmiałabliźniaki?–wykrztusiła.
– Mój dziadek miał brata bliźniaka – stwierdził Nik tonem człowieka, który wy-
znajeprzykrątajemnicę.
Nie jedno dziecko, a dwoje, pomyślała Betsy w oszołomieniu. Nik zapewne był
wtejchwilikompletnieprzerażony.
–PaniChristakisjestzasłabanabliźniacząciążę–rzekłpanXenophon,skupiając
wzroknaBetsy.–Mapaniniedowagęianemię.Jestjasne,żejepanizamało,apo-
trzebujepaniterazwielesił.Paniciśnieniekrwirównieżpozostawiaconiecodoży-
czenia.Niejestbardzozłe,alenietakie,jakiebyćpowinno.Naszczęściewszyst-
kim tym problemom łatwo zaradzić przy odrobinie rozsądku. Zapewne z powodu
stresu ma pani zbyt wysokie ciśnienie i musi pani znaleźć na to jakiś sposób. Po-
trzebnyjestpaniodpoczynekiumiarkowanailośćruchu.Przybliźniakachjestwięk-
sze ryzyko przedwczesnego porodu. Dla was obydwojga zdrowie przyszłej matki
musibyćteraznajważniejsze.
ZkażdymsłowemlekarzaNikstawałsięcorazbledszy.Dopieroterazzaczęłodo
niego docierać to, że ciąża może być zagrożeniem dla kobiety. Na samą myśl, że
Betsymogłobysięprzytrafićcośzłego,żołądekpodchodziłmudogardła.
–Zrobięwszystko,cowmojejmocy,żebyBetsybyłazdrowa.
–Bliźnięta–wymamrotała wciążogłuszonaBetsy,gdy wyszlinazalany słońcem
chodnik, przy którym czekała limuzyna. – Widziałam, jak pielęgniarka pokazywała
cośnaekranie,alenierozumiałam,comówi.Aty?
–Janiepatrzyłemnaekrananiniesłuchałem.Patrzyłemnaciebie,bowydawałaś
siębardzozmartwiona.
–Nawetmisięnieśniło.Bliźnięta!Ajaprawiewcalenieutyłam.
Myślotym,żewdrobnymcieleBetsywalczyomiejsceażdwojedzieci,napełniła
Nikalękiemipoczuciemwiny.Gdybybyłostrożniejszyiużyłjakiegośzabezpiecze-
niaalbostłumiłpożądanie,tejciążybyniebyło.AlewówczasnieodzyskałbyBetsy.
Odziwo,gdysobietouświadomił,natychmiastprzestałmiećwyrzutysumienia.
Gdyszliprzezpłytęlotniska,zadzwoniłtelefonBetsy.TobyłaBella.
–Gdziewywłaściwiejesteście?
–WGrecji.NikprzywiózłmniedoAtendolekarza.
Bellazamilkłanachwilę.
–Akiedywracacie?–zapytaławkońcu.
GdyzapytałaotoNika,odwróciłwzrok.
–Niebędziemywracaćodrazu.Potym,copowiedziałlekarz,myślę,żepowinni-
śmytuzostaćiodpocząćprzezjakiśtydzień.Cotynato?
To,żezapytałjąozdanie,byłoznaczącymosiągnięciem.
–Zadzwoniędociebiepóźniej–powiedziałaBetsyirozłączyłasię.Weszlidopo-
czekalnidlaVIP-ów.–Dokądchceszmniezabrać?
–NawyspęVesos.Tamspędziłempierwszelatażycia.Wdomumojegodziadka.
Betsy nie wiedziała nic o jego dzieciństwie i nawet gdyby była na niego zła, to
itakniechciałabystracićokazji,byzobaczyćtęwyspę.Zauważyła,żeNikpoważ-
niesięzaniepokoiłjejstanem,apotym,copowiedziałlekarz,onasamarównieżpo-
czułasięwinna.Niedbałaosiebiejaknależy.Choćoddawnachciałamiećdziecko,
aterazokazałosię,żebędziemiaładwoje,jejciałonieradziłosobienajlepiej,bo
byłazestresowana,zdenerwowana,zamałojadłaizbytczęstownocyleżałabez-
sennie. Kłótnia z Nikiem była w tej chwili ostatnią rzeczą, na jaką miała ochotę.
Chciała zrobić wszystko, co możliwe, żeby jej ciśnienie wróciło do normy i żeby
udałosiębezpieczniedonosićdziecidoterminu.
–JakAliceporadzisobiebezemnie?–jęknęłatylko.–Przecieżcodziennieprzy-
jeżdżajakaśnowadostawa.
–Jużzniąrozmawiałem.Kazałemjejznaleźćjakąśtymczasowąpomocnaokres
twojejnieobecności.
–Pomyślałeśowszystkim.
–Nie.Gdybymmyślałowszystkim,tonieznaleźlibyśmysięwtejsytuacji.Xeno-
phon ma rację. Oboje jesteśmy zestresowani. Rozwód, niespodziewana ciąża, nie-
ustającykonflikt–wgłosieNikazabrzmiałszczeryżal.–Trudnosiędziwić.
–Terazbędęrozsądniejsza–obiecałaBetsy.
–Ajazrobię,cowmojejmocy,żebycięwspierać,glikiamou.
NikwyniósłBetsyzhelikopteranarękachtakostrożnie,jakbybyłazrobionaze
szkła.Jęknęłazfrustracji.Jegonadopiekuńczośćprzezjakiśczaswydawałajejsię
zabawna,alespowodowanabyłaprzedewszystkimtym,żeBetsywcześniejuparła
sięniczegoniezmieniaćwswoimtrybieżycia.Nieczułasiędobrze,aleusiłowała
pracować tyle co wcześniej, nie zważając na to, że jej stan może wymagać zmian
wzwykłejrutynie.Wiedziała,żewiększośćkobietpracujeprzezcałąciążęiuznała,
że z nią też tak będzie. Może jednak powinna pójść do lekarza, kiedy zaczęły się
omdleniaigdysobieuświadomiła,żeprzezcałyczasbrakujejejsiły.
Nikposadziłjąnaziemipodsosnami.Wciągnęławpłucasłonepowietrzeiwes-
tchnęła,patrzącnatrawiastezboczaciągnącesięażpobiałąplażę.
–Pięknietu.Gdziesięzatrzymamy?
–Zbudowałemtudom.
–Myślałam,żeodziedziczyłeśdompodziadku–zdziwiłasię.
– Tamten dom przepisałem na matkę – wyjaśnił z nieprzeniknioną twarzą. – Ale
okazałosię,żeżycienawyspiejestzbytspokojnejaknajejgust.Podobnorzadkotu
bywa. Przelatywaliśmy nad tym domem. To ten olbrzymi marmurowy koszmar na
brzegu.Zauważyłaś?
–Tak.Willazwielkimbasenem.
Zacisnąłustaiskinąłgłową,apotempołożyłrękęnajejplecachipoprowadziłją
międzydrzewa.
–Lunchpewniejużnanasczeka.Zjeszipójdzieszprostodołóżka.
–Niejesteminwalidką.Nigdynawetniewspomniałeś,żemaszdomwGrecji.–
Drzewa przerzedziły się i w zasięgu ich wzroku pojawiła się nowoczesna, pełna
wdziękubiaławillaotoczonabarwnymiogrodami.–Szczególnietakpiękny.Dlacze-
goniezaproponowałeś,żebyśmyspędzilitumiesiącmiodowy?
Nikniechciałprzyznać,żewspomnieniazlatspędzonychnawyspieprześladowa-
łygoprzezwiększączęśćżycia.
–Zbudowałemtendomjakoinwestycję.Zamierzałemgosprzedać,alenigdysię
zatoniezabrałem.Opuściłemwyspę,kiedywyjechałemstąddoszkoły,ipośmierci
dziadkaniemiałemjużżadnegopowodu,żebytuwracać.
–Czyliniejesteśprzywiązanydotegomiejsca–odgadła,wyczuwającjegonapię-
cie.Nikbyłfascynującoskomplikowanym,pełnymtajemnicmężczyznąirzadkomó-
wił coś o sobie. Zawsze tak było i Betsy nauczyła się z tym żyć. Zaraz po ślubie,
przepełnionapodziwemdlajegoosiągnięć,niepotrafiłazrozumieć,dlaczegotakin-
teligentny,przystojnyibogatymężczyznawziąłsobiezażonęzwykłąkelnerkę,sko-
romógłsięożenićzjakąśbogatącelebrytkąalbobizneswoman.Nigdynieprzesta-
łamubyćwdzięcznazato,żewybrałwłaśnieją,idlategowydawałojejsię,żenie
maprawanarzekać,gdyzostawiałjąsamą.Niemaróżybezkolców,myślała,stara-
jącsiępatrzećnawszystkopraktycznie.Wiedziała,żewielekobietbyłobyszczęśli-
wych,mającpoprostupięknydomistertękartkredytowychdodyspozycji.Onajed-
nakkochałaNikadoszaleństwaipragnęłajegouwagiiczasu.Niestety,żadnaludz-
ka istota nie była w stanie przyciągnąć jego uwagi w takim stopniu jak interesy.
Równiedobrzemogłabysobiezażyczyćgwiazdkiznieba.
GdyNikzostawiałjąsamąwLavenderHall,czułasiętak,jakwlatachspędzo-
nychwrodziniezastępczej.Wtedyrównieżanionasama,anijejpotrzebydlaniko-
goniebyłynajważniejszeizastanawiałasię,czywogólemożnająkochać.
Wchłodnymbiałymholuozdobionymbujnąroślinnościąpowitałaichmiłagospo-
dyniwśrednimwieku.NaimięmiałaStephania.Ustópeleganckichkrętychscho-
dówNikpochyliłsięipomimoprotestówznówwziąłBetsynaręce.
–Niebędzieszchodziłaposchodach–mruknął.–Gdybyzakręciłocisięwgłowie,
mogłabyśspaść.
–Tyzawszewymyślasznajgorszescenariusze–odrzekła,zdumionarozmiarami
jegopesymizmu.Spojrzałazukosanajegotwarzijejuwagęznówprzykułyniesły-
chaniedługieigęsterzęsy,ojakichonasamamogłatylkopomarzyć.Pomyślała,że
terzęsymarnująsięnanim.Byłnajmniejpróżnymmężczyzną,jakiegoznała.
–Nie.Poprostuużywamrozsądkuzewzględunaciebie–odrzekłipostawiłjąna
podeście.
Sypialniabyławielka,zmeblamizjasnegodębuiścianamiznaturalnegokamie-
nia. W otwartym oknie powiewały przejrzyste zasłony. Nik położył ją na szerokim
łóżku.Oparłagłowęnapoduszceobleczonejwbiałepłótno.
–Tendomprzypominamipięciogwiazdkowyhotel.
Nik zdjął jej buty. Ktoś zastukał do drzwi i pokojówka wniosła do sypialni tacę.
Betsyusiadła,opartaopoduszki.Nikpodałjejwideleciprzysiadłobok.
–Zjedzcoś,zanimzaśniesz.
Zapiekankazkurczakabyłabardzodobra,alewzmiankaospaniuwzbudziłajej
zainteresowanie.
– Zastanawiałam się, czy nadal miewasz koszmary, tak jak kiedyś. – Ciekawość
zwyciężyłanadtaktem.Kiedyśbyłtodrażliwytemat.Terazchybateż.Nikwyraź-
niezesztywniałijegotwarzznówprzybrałanieprzeniknionywyraz.
–Nie.Zdajesię,żetobyłoprzejściowe.Wzeszłymrokuzadużopracowałemiza
małoczasuzostawiałemsobienawypoczynek–odrzekłchłodno.
–Nigdyminiemówiłeś,cocisięśniło.
Lekceważącowzruszyłramionami.
–Niechciałemciopowiadaćotychsnach,żebynieprzykładaćdonichnadmierne-
go znaczenia i nie przywiązywać do nich myśli. Wolę nie skupiać się zanadto na
złychrzeczach.
Zdjąłmarynarkęikrawat.Podjedwabnąkoszulązadrgałymięśnie.Odstawiłtacę
nabokinakryłdłoniąjejdłoń.
–Aterazśpij.
Pogładził kciukiem wnętrze jej przegubu, a potem podniósł dłoń do ust i pocało-
wał. Patrzyła na niego z mocno bijącym sercem i jej twarz okryła się rumieńcem.
Nikbezwysiłkuprzedzierałsięprzezjejzaporyobronneirozbudzałwszystkiejej
zmysły.
–Później–westchnął,natychmiastodczytującjejpragnienia.–Prześpijsięteraz,
awieczoremurządzimysobieucztę.
–Ale…mynie…–zdumiałasię.
Nikpołożyłpalecnajejrozchylonychwargach.
–Wtejchwilinajważniejszejestto,żebyśsięwzmocniła.Dopókijesteśmytutaj,
niemusiszpodejmowaćżadnychważnychdecyzji–zapewniłją.
Otworzyłaszerokooczy.
–Sekstoniejestpoważnadecyzja?
WodpowiedziNikbłysnąłuśmiechemijegotwarzrozświetliłasię.
–Przecieżwciążjeszczejesteśmymałżeństwem,atyjesteśwciąży.Nicgorszego
niemożenamsięprzytrafić,prawda?
Zarumieniłasięjeszczemocniejiztrudemoderwałaodniegospojrzenie,ziryto-
wana,żeztakąłatwościąpotrafiłrozbudzićjejpragnienia.Zawszebyłoimdobrze
włóżku.SekszNikiembyłniezawodnąprzepustkądoświatazmysłowejeuforii.
Długie brązowe palce zaczęły zataczać kółka na jej łydce. Przeszył ją dreszcz.
Przymknęłaoczy,alezdążyłazauważyćjegorozpalonespojrzenie.Nikpragnąłjej
równiemocno,jakonapragnęłajego.
–Pozwól…–Pochyliłsięnadniąirozsunąłsuwaksukienki,apotembezwahania
podniósłjąiściągnąłjejsukienkęprzezgłowę.
–Cotyrobisz?–Obronniezakryłarękamipiersi.
–Układamciędosnu.Dajspokójztąskromnością.Pozwólminacieszyćsięwido-
kiem.
Z sercem bijącym coraz szybciej opuściła ręce. W końcu byli jeszcze małżeń-
stwem,apozatymNikjużjejpowiedział,żeseksniebędzieautomatycznieozna-
czał,żeznówsąrazem.Tylkoczyonarównieżbyławstaniepodejśćdotegotak
rozsądnie?Emocjeburzyłysięwniej,alezdrugiejstronyniebyłajeszczegotowa
daćmuostatecznąodpowiedź.
–Jużwcześniejbyłaśpiękna,aterazjesteśjeszczebardziejgodnapodziwu,yine-
kamou–powiedziałNikcichoipochyliłgłowęnadjejpiersiami.–Aletodlatwojej
przyjemności,niemojej.Chcę,żebyśsięrozluźniła.
Oddechuwiązłjejwgardle.Bardzodalekaodrozluźnienia,bezwładnieopadłana
poduszki. Nik ściągnął jej bieliznę i powoli powiódł dłonią wzdłuż ciała, a potem
wsunąłpalcemiędzyjejudaijednocześniepochyliłgłowęnadjejtwarzą.Zacisnęła
ręcenajegoramionach,apotemwsunęłajemiędzyczarnewłosy,bezwiedniekoły-
szącbiodrami.
–Chodź–szepnęła.
–Później–obiecał,całującjąwszyję.–Tojesttylkodlaciebie.
Jednodniowy zarost przyjemnie drapał ją w policzek. Nik dotykał jej wprawnie
ipochwilijejciałozalałafalaciepła.
Nikznówułożyłjejdrżąceciałonapoduszkach.
–Terazśpij–szepnął.
Twarzmiałarozpalonądoczerwoności.Nieotwierającoczu,naciągnęłanaspo-
coneciałochłodneprześcieradło.PorazkolejnyodrzuciławłasnezasadydlaNika.
Odkądpoślubiłamężczyznę,któryjejniekochał,każdykolejnydzieństawałsięna-
stępnymkompromisem.Byłapewna,żejużnigdyniepoczujesiękochana.Odzyska-
łaNikatylkozasprawąwłasnejpłodnościiwiedziała,żetaświadomośćjużnigdy
nieprzestaniejejdręczyć.Alealternatywa–doprowadzenierozwodudokońcaisa-
motnewychowywaniedziecka–wcaleniewydawałasięłatwiejsza.Zewzględuna
dzieckoitakmusielibypozostawaćwkontakcie.Czypotrafiłabypatrzećzdystansu
najakąśinnąkobietę,któraprędzejczypóźniejpojawiłabysięubokuNika?
Nachwilęuniosłapowiekiizerknęłanajegotwarzzprofilu,boleśniepragnąc,by
wziął ją w ramiona. Później, przypomniała sobie jego obietnicę i znów wezbrało
wniejpodniecenie.Ajednocześnieprzeraziłasię,gdysobieuświadomiła,żeNikzu-
pełnie odebrał jej dumę. Czy jej poczucie bezpieczeństwa miało się teraz opierać
tylkonatym,żeNikpragniejejciała?
ROZDZIAŁÓSMY
Następnegorankazjedlirazemśniadanienazalanymsłońcemtarasie.Betsypa-
trzyłanatwarzNikaizastanawiałasię,dlaczegownocynieprzyszedłdojejłóżka.
Możedlatego,żemocnospała,ajemuzależałonatym,bydobrzeodpoczęła?
–Cochciałabyśrobićdzisiaj?–zapytałleniwie.
–Chciałabymzobaczyćmiejsca,gdziesięwychowałeś.Wszystkiemiejscanatej
wyspie,któremajązwiązekztwoimdzieciństwem–zawołałaentuzjastycznie.
Zastygł,aleszybkozamaskowałzaskoczenieipatrzącnarozluźnionątwarzBet-
sy,zmusiłsiędouśmiechu.Nie,zpewnościąniemogłapodejrzewać,jaktrudnebyło
dlaniegoto,copowiedziała.WkońcuwychowałsięnaVesos,spodziewałasięwięc,
że skoro ją tu przywiózł, to zechce podzielić się z nią własnym dzieciństwem. To
byłozupełnienaturalne.Przekląłsięwduchuzatenpomysł.Mógłprzecieżwynająć
willę w jakimś innym miejscu, ale skoro już znaleźli się w Grecji, Vesos i ten dom
zdawały się naturalnym wyborem. Było to jednak ostatnie miejsce, do jakiego
chciałbywracać.
Podniósł się ciężko i między drzewami popatrzył na morze. Potężne emocje
wzbieraływnimjakhuragan.Ramionamiałsztywneznapięcia.Tomójbłąd,pomy-
ślał. Teraz musiał jakoś zaspokoić jej ciekawość. Chociaż właściwie dlaczego nie?
Przecież był teraz dorosłym mężczyzną, a nie słabym, przestraszonym dzieckiem.
Betsyoczekiwałasłodkichrodzinnychwspomnieńimógłjejopowiedziećwłaśnieta-
kierzeczyzamiastokropnej,wzbudzającejlitośćprawdy.
–Tutajchodziłeśdoszkoły?–zapytałagodzinępóźniej,gdystanęliprzedniedu-
żym ceglanym budynkiem przy przystani. Skinął głową i z trudem powstrzymał
dreszcz, gdy sobie przypomniał, jak nauczyciel zapytał go kiedyś o sińce. Musiał
kłamać, by ukrywać to, co się działo w jego domu. Szkoła była dla niego trudnym
doświadczeniem.Oczywiścieniechodziłoonaukę,leczoto,jakcierpiał,gdypowoli
dotarłodoniego,żeinnedzieciniesątraktowaneprzezrodzicówtakjakon.Trud-
no mu było nawiązać przyjaźnie. Jego rodzina była znacznie bogatsza niż inne,
apozatymnieumiałsiębawićzinnymidziećmi,bowogólenieumiałsiębawić.
–Chciałabymzobaczyćdomtwojegodziadka.
Nie,nie,nie,pomyślałNikiznowupoczułmdłości.
– Ale wiem, że teraz jest to dom twojej matki. Czy możemy obok niego przeje-
chać?
Natomógłsięzgodzić.Przejechalidrogąciągnącąsięwzdłużwybrzeżawstronę
urwiska.
–Bawiłeśsięnatejplaży?
–Niewolnomibyłowychodzićzdomudziadkabeztowarzystwakogośdorosłego
–odrzekłsucho.Próbowałprzywołaćjakieśsłonecznewspomnieniezwczesnychlat
dzieciństwa,alenictakiegonieprzychodziłomudogłowy.
Betsy popatrzyła na dom stojący za wysoką bramą z kutego żelaza, otwieraną
elektrycznie.Niksiedziałnieruchomo,nieodrywającrąkodkierownicy.
–Towielkidom–zauważyła.–Wktórejczęścimieszkałeś?
– W najdalszym skrzydle – odrzekł bezbarwnie. – To zupełnie odrębna część
domu.Matkachciałazachowaćprywatność.
–Byłeśtuszczęśliwy?–zapytałałagodnie.
–Oczywiście,żetak–skłamał.
–Kiedywyjeżdżamy?–zapytałatydzieńpóźniejprzykolacji.
Nikzmarszczyłbrwiipopatrzyłnaniąpytająco.
–Adlaczegomamyjużwyjeżdżać?
TerazzkoleiBetsysięzdziwiła.
–Przecieżmusimywrócićnapiątkowywieczór,naprzyjęcieurodzinoweBelli.
–Apoco?–zdziwiłsięNik,sięgającpokieliszekwina.–Wyślemyjejjakiśładny
prezent.
Betsyzesztywniała.
–Alejachcębyćnatymprzyjęciu!Przezcałyczasmyślałam,żewrócimynaczas.
Wzruszyłramionami,patrzącnaniązmilczącąsatysfakcją.Tydzieńspędzonyna
wyspie wystarczył, by rozkwitła. Jej skóra nabrała złocistego blasku, cienie pod
oczamizniknęły.Twarzbyłaterazpełniejszaibardziejmiękka,zniknęłozniejna-
pięcie. Betsy dobrze jadła, sypiała po południu i dużo pływała. Poprzedniego dnia
miejscowylekarzsprawdziłjejciśnieniekrwi.OdczytbyłnormalnyiNikupewniłsię
wprzekonaniu,żedecyzja,bypozostaćnaVesos,byłasłuszna.Tu,nawyspie,Betsy
niemiałanicdoroboty,musiałatylkowstaćranozłóżka.Odrobinaodpoczynkuwy-
starczyła,byprzywrócićjejsiły.
–Nieprzyszłomidogłowy,żebędzieszchciałabyćnatymprzyjęciu–przyznał
spokojnie. – Doskonale wyglądasz. Vesos ci służy. Myślę, że powinniśmy tu zostać
jeszczeprzynajmniejtydzień.
Betsynapięłasięobronnie.
–Nie,niemogętegozrobić.
–Naturalnie,żemożesz–oznajmiłzlekkimzniecierpliwieniem.–Bellazrozumie,
żetwojezdrowiejestnajważniejsze.
–Nalitośćboską,przecieżnicmijużniejest.Czujęsięświetnie.–Oparładłonie
nastoleiwstała.–Dobrzewiesz,żeczujęsięjużowielelepiej.
Nikrównieżsiępodniósł,spokojnieileniwie.
–Nierozumiem,dlaczegotaksięirytujesz.
–Oczywiście,żenierozumiesz.Przywykłeś,żerobięwszystko,czegozechcesz!–
zawołała,złananiegoinasiebie.Wostatnichdniachzbytczęstowybieraładrogę
poliniinajmniejszegooporu.Przezcałytydzieńbyłaniezwyklerozsądnaisłuchała
wszystkichzaleceńdoktoraXenophona,atakżesugestiiNika.–Niebędęsiędłużej
zachowywaćtak,jakbymniemiaławłasnejwoli.
TwarzNikastwardniała.
–Przecieżnieuważam,żeniemaszwłasnejwoli.
–Zawszetaksięzachowywałamiprzyzwyczaiłeśsiędotego–odrzekłagorzko.–
Aleniejestemjużtąsamąkobietą,którąbyłamprzedrozwodem.Niebędzieszmi
rozkazywałizmuszałdorobieniatego,czegoniechcę.
–Dlaczegotoprzyjęciejestdlaciebietakieważne?–zapytałNik,niepozwalając
sięsprowokować.
–BojestważnedlaBelli,aonaiClaudiosądlamniejakrodzina.Tomoinajlepsi
przyjaciele.Jeszczetegoniezauważyłeś?Jaksądzisz,ktomniewspierał,kiedysię
rozstaliśmy?Twójbrat.Claudiobyłdlamniebardzodobry.
Nik wolał nie wspominać o tym, że sam prosił o to brata, ale siła reakcji Betsy
zdumiałago.
–Jestemmuzatobardzowdzięczny.
–Wtedynicciętonieobchodziło!–odrzekłazfurią.–Claudiomniewysłuchiwał,
rozmawiałzemną,pomógłmiprzejśćprzeznajgorszyokreswżyciu.ABellaodsa-
megopoczątkutraktowałamnieprzyjaźnie.
–Nocóż,mnienie–odrzekłsucho.
–Macizazłeto,żenigdyniezainteresowałeśsięjejmatkąaniinnymidziećmi
twojegoojca.
– W ogóle nie znałem Gaetana. Dlaczego miałyby mnie interesować jego inne
dzieci?Claudiotozupełnieinnasprawa.Jestdorosłyidobrzesiędogadujemy.
– No cóż, pamiętaj tylko, że te dzieci będą wujami i ciotkami naszych dzieci –
przypomniałamucierpko.–Miejmynadzieję,żewprzyszłościbędąsięodnosićdo
naszychdziecizwiększążyczliwościąniżtydonich.
TwarzNikaściągnęłasię.Powolizacisnąłusta.
–Niepomyślałemotym.Torzeczywiściezmieniasytuację.
ZdziwionaBetsynieskomentowałatego,zapytałatylko:
–DlaczegomasztakiezłezdanieoGaetanieRavellim?
–Ajakiezdaniemiałbymmieć?Byłżenującymojcem,utrzymankiemkobiet,żigo-
lakiem.
–Aleożeniłsięztwojąmatką,atakżezmatkąClaudiaiZarifa–zauważyłaBetsy
zezdziwieniem.
–Chybarozumiesz,żeGaetanożeniłsięzbogatymikobietamiwłaśniedlatego,że
byłybogate?Nieudałomusięwyciągnąćżadnychpieniędzyodmojejmatki,boich
ślubnaplażywAmerycePołudniowejniebyłważnyzprawnegopunktuwidzenia–
orzekłNikpogardliwie.–Helenaspecjalnieniewypełniładokumentów,bojużwte-
dypodejrzewała,żeGaetanozdradzajązmatkąClaudia.Agdyzdobyłanatodo-
wody,pozbyłasięgoiniedostałodniejanigrosza.Jakmogęszanowaćkogośtak
chciwegoiwyrachowanego?
–Mamnadzieję,żedzieci,któreGaetanospłodziłzmatkąBelli,wyrosnąnaprzy-
zwoitych ludzi. Nie można ich winić za grzechy rodziców. W końcu nie obwiniasz
onicClaudiaaniZarifa.
KomórkaNikazadzwoniła.Betsyodeszłaodstolikaiprzysiadłanamurkuotacza-
jącymtaras,wsłuchującsięwdźwiękfalrozbijającychsięobrzeg.Złośćpowoliza-
częłaulatywać.
Kątem oka dostrzegła Nika, który rozmawiał przez telefon po grecku. Koszulę
miał rozpiętą na piersiach. Betsy nie potrafiła oderwać oczu od jego wspaniałego
ciała.Oblałasięrumieńcemiwpołowiezła,awpołowierozbawionawłasnymza-
chowaniemznówwpatrzyłasięwmorze.
Patrzenienaniegobyłojedynązmysłowąprzyjemnością,jakiejostatniozaznawa-
ła.ZjakiegośpowoduNikunikałintymnościispałwsąsiedniejsypialni.Betsybyła
zdziwiona, bo wiedziała, że jego popęd seksualny zawsze był silny, a ponadto, co
byłojeszczegorsze,jejciałonabrzmiałebyłohormonamijaknigdydotąd.Przypo-
mniałasobiejegozachowaniewwieczórpoprzyjeździeimusiaławziąćgłębokiod-
dech,bysięuspokoić.Cosięzmieniłoodtamtegowieczoru?Czyprzezto,żebyła
wciąży,wydawałamusięmniejatrakcyjna?Zapewnebyłotomożliwe,szczególnie
umężczyzny,którynigdyniechciałmiećdzieci.Jakośsiępogodziłzmyślą,żezosta-
nie ojcem, ale któż mógł wiedzieć, co naprawdę czuł? Było również możliwe, że
zniechęciłagojejniezbytentuzjastycznareakcjanapropozycjępowrotudomałżeń-
stwa.Nikbyłdumnymczłowiekiem.Próbowałzniwelowaćrozdźwiękmiędzynimi,
a ona wciąż stała pośrodku, nie będąc w stanie uczynić kroku ani w jedną, ani
w drugą stronę, sparaliżowana własnym niezdecydowaniem i lękiem, że popełni
błąd.
Miaławieleokazji,byporozmawiaćznimotym,coobydwojeczują,tylkożegłę-
bokie,istotnerozmowyzNikiemnigdydoniczegonieprowadziły,boonpoprostu
milczał,aonaczułasięjeszczegorzej.Aterazmiaławrażenie,żeNikzewzględu
na jej zdrowie i spokój mówi to, co chciałaby usłyszeć. Jak zatem mogła uwierzyć
wjegoszczerość?Przezcałytydzieńtroszczyłsięoniąnieustannie.Naszczęście
apetytjejwróciłi znówzaczęładobrzesypiać. Wieczoramiczułaprzyjemnezmę-
czeniepocałymdniupływaniaispacerówpoplaży,alejejstanniebudziłjużniepo-
koju.Nikpowinienprzestaćjątraktowaćjakniepełnosprawną.
Odrzuciłtelefonnastółizatrzymałsięprzednią,zaciskającusta.
–SkorotoprzyjęcieuBellijestdlaciebietakieważne,towyjedziemyjutro–po-
wiedziałponuro.–Aleniepodobamisięto.
A zatem ustąpił. Betsy poczuła zdziwienie i radość. Nawet jeśli nie rozumiał jej
głębokiejwięzizClaudiemiBellą,towkażdymraziepróbowałjąuszanować.Nie
zastanawiającsięnadtym,corobi,zarzuciłamuramionanaszyję.
–ZpewnościąucieszycięspotkaniezClaudiem.Bellamówiła,żeZarifrównież
postarasiępojawić.
Patrząc na jej twarz rozświetloną uśmiechem, Nik pomyślał, że nie jest trudno
uszczęśliwić Betsy. W pierwszych dniach małżeństwa musiał zwalczyć wiele wła-
snych fałszywych przekonań, zanim odnalazł właściwą ścieżkę. Dla niej nie była
istotnacenapodarunku,aleto,czybyłonprzemyślanyiczyzdobyciegowymagało
wysiłku.Uszczęśliwiałojąnawetto,żezadzwoniłdoniej,choćbyłzajęty,alboopo-
wiedziałjejoszczegółachswojegodnia.Wtamtychczasachwystarczałsłoneczny
poranek, uprzejmy gest obcego człowieka albo przypadkowy komplement, żeby
Betsycałarozjaśniałasięuśmiechem.
–Achtak,mójgadatliwykrólewskibrat–powiedziałkpiąco,otaczającjąramio-
nami.
Betsyjęknęłagłośno.
– Myślę, że Zarif wyrządził ci przysługę. I tak prędzej czy później musiałam się
dowiedziećotwojejwazektomii.Zapędziłeśsięwślepąuliczkęisamniewiedzia-
łeś,jakztegowybrnąć.
Zdumionybyłjejprzenikliwością,alezarazjegouwagęprzykułyjejmiękkieusta
przyciśniętedokącikajegoust.Pachniałabrzoskwiniamiiwanilią.Objąłjąmocno
ipocałowałzentuzjazmem.
–Dlaczegomusiałamnatoczekaćtakdługo?–szepnęła.
Nikzesztywniał.
–Boniechcęzaczynaćczegoś,czegoniebędęmógłskończyć–odrzekłszczerze.
Popatrzyłananiegozezmarszczonymczołem.
–Adlaczegoniemógłbyśskończyć?
–Przecieżmaszodpoczywaćiniemęczyćsię.
Betsyzarumieniłasię.
–AledoktorXenophonpowiedział,żeseksminiezaszkodzi.
Nikzastygłzezdziwienia.
–Kiedycitopowiedział?
–Kiedysięubierałam,atybyłeśwjegogabinecie.Zapytałam,czegopowinnam
unikać.
–Diavelos!Dlaczegoniepowiedziałaśmiwcześniej?–wykrzyknąłzniedowierza-
niem.
–Nocóż,pierwszegowieczoruwszystkowyglądałodobrze.
–Apotem,kiedytyusnęłaś,zszedłemnadół–przerwałjejNik,wyciągającprzed
siebie ramiona. – I pomyślałem sobie: co ja, do diabła, robię, przecież kobieta
wciążynienadajesiędoseksualnychmaratonów.Toostatniarzecz,jakiejmożepo-
trzebowaćwtymstaniezdrowia.
Betsyzamrugałaidopieroterazdodaładwadodwóch.Nikzakładał,żepowinien
trzymaćsięodniejnadystans,aonazakładała,żeonpoprostujejniepragnie.
–Zamałorozmawiamy–powiedziałazżalem.
Nikbłysnąłolśniewającymuśmiechem,odktóregozaparłojejdech.
– Ale nie będziemy rozmawiać dzisiaj wieczorem ani żadnego innego wieczoru,
dopókitujesteśmy.–Pochwyciłjąwramionairuszyłwstronęschodów.–Maminne
plany.
– Mam nadzieję, że są to śmiałe i dalekosiężne plany – zaśmiała się, wpatrzona
wjegotwarz.
– Bardzo śmiałe – zapewnił ją. Byli już w sypialni. Położył ją na łóżku, zdjął jej
buty,rozsunąłzameksukienkiirozebrałją.–Wyglądaszprzepięknie.
Poruszyłasięniespokojnie.
–Nie.Zaczynamjużtyć.
–Wyglądaszprzepięknie–powtórzyłznaciskiem.–Zawszemówięto,comyślę.–
Szybko zrzucił koszulę i rozpiął szorty. – Przez cały tydzień prawie nie spałem.
Nocesągorące,szczególniegdyniemożnarozładowaćpodniecenia…
Betsy podniosła się i również zrzuciła bieliznę. Na widok jej nagich piersi na
ustachNikapojawiłsięzmysłowyuśmiech.
–Jeszczepiękniejniżprzepięknie–wymruczał,klękającobokłóżka.
–Poprostujesteśwygłodzony…
– Absolutnie tak – przyznał bezwstydnie. – Nie spałem z nikim, odkąd zaszłaś
wciążę.
–Awcześniej,odkądsięrozstaliśmy–przypomniałamu,wyciągającrękęwstro-
nęjegobrzucha.Nikjęknął,przymknąłoczyioparłgłowęnapoduszce.
–Czydlaciebienoceteżbyłydługieitrudnedoprzetrwania?
–Owszem–przyznała,pochylającsięnadnim.
–Cierpliwości…–mruknął.–Mamyprzedsobącałydzieńicałąnoc.
–Dodiabłazcierpliwością!–zaśmiałasię.
– A zatem Kopciuszek pojedzie na bal – wymruczał Nik z twarzą w jej potarga-
nych,wilgotnychwłosach.–Skorotakreagujesznaperspektywęrodzinnegoprzyję-
cia,tochybabędęmusiałzabieraćcięgdzieścowieczór.
Zaśmiałasięcicho.Nikprzetoczyłsięnachłodniejszykawałekprześcieradła,po-
ciągając ją za sobą. Już od dawna nie czuła się tak dobrze jak teraz, w mocnym
uściskujegoramion.Miałaochotępowiedzieć,żegokocha,aleugryzłasięwjęzyk,
choćkiedyśtesłowaprzychodziłyjejnaturalnie,bezżadnegowysiłkuibezzahamo-
wań.Terazjednakwiedziała,żeonnieodwzajemniajejuczuć.Niebyłajużtakana-
iwna jak wcześniej. Potarła policzkiem o muskularne brązowe ramię, wdychając
jegozapach,szczęśliwainasycona,choćobawa,żezachowujesięgłupioikrótko-
wzrocznie,jeszczejejnieopuściła.
CzyodważysięznowuzaufaćNikowi?Iczyonzechcetymrazemdołożyćwysił-
ków,byimsięudało?Możepowinnarozpocząćnegocjacje?Czasamiwydawałojej
się,żeNikrozumieinteresyznacznielepiejniżzwykłewięzimiędzyludźmi.Może
zacząłbyjejsłuchać,gdybyprzedstawiłamuwypunktowanąlistęswoichwarunków
ipotrzeb?Alecomogłamuzaproponowaćwzamian?Zgodęnapowrótdomałżeń-
stwaidużąilośćseksu?
Uśmiechnęłasięztwarząwtulonąwjegoramię.Musiałasięnauczyćmyślećrów-
nie logicznie jak Nik i konstruktywnie podchodzić do wszystkich problemów, jakie
życiemożejejprzynieśćwprzyszłości.
ROZDZIAŁDZIEWIĄTY
NikpatrzyłnaBetsytakimwzrokiem,jakbyzwariowała.Widziaławjegooczach
zdumienieiniedowierzanie,atakżeodrobinęrozbawienia.
– Czy ja dobrze słyszę? Chcesz negocjować warunki małżeństwa, zanim jeszcze
zacznieszsięzastanawiać,czymożemybyćrazemnastałe?
Wtleszumiałyspokojniesilnikisamolotu.WpowietrzuNikmusiałjejwysłuchać.
Nie mógł po prostu odejść, wymawiając się jakimiś pilnymi sprawami, ani stracić
cierpliwościizacząćkrzyczeć,bokłótnięmogłabyusłyszećzałoga.
– Tak. Myślę, że to jest praktyczne podejście. Za pierwszym razem nam się nie
udało,dlategopowinniśmysięzastanowićnadpotencjalnymiproblemamiinadtym,
jakmożemyichuniknąć–powiedziałazdeterminacją,unoszącwyżejgłowę.
– Przecież za pierwszym razem nie mieliśmy żadnych problemów. Ty po prostu
uznałaś,żechceszmiećdziecko,ajawiedziałem,żeniemogęcigodaćiodtego
momentuwszystkosiępopsuło.
–Popsułosię,bozdecydowałeś,żeniemożeszmipowiedziećprawdyoswojejwa-
zektomii–odparowałaBetsy.
WzielonychoczachNikapojawiłsiębłysk.Zacisnąłustazdeterminacją.
–Iluznaszmężczyzngotowychpowiedziećkobiecie,żeniemogąjejdaćjedynej
rzeczy,jakiejpragnie?–zapytałszorstko.–Jaksądzisz,jaksiępoczułem,kiedyna-
trafiłemnateubrankadziecinne,któreschowałaśztyłuszafy?
Zdumiałyjąemocjebrzmiącewjegogłosie.Porazpierwszyprzyszłojejdogłowy,
żeNikczułsięupokorzony,niemogączaspokoićjejpragnienia.Jegomęskaduma
musiałanatymbardzoucierpieć.Twarzjejzapłonęła.
–Niewiedziałam,żeznalazłeśteubranka.Dlaczegomiotymniepowiedziałeś?
–Bołatwiejibezpieczniejbyłopoprostuunikaćtegotematu–przyznałponuro.–
Niewidziałemżadnegowyjściazsytuacji.Sądziłemwtedy,żewazektomiajestnie-
odwracalnaiżenicjużniemogęzrobić.Niemiałemżadnejnadziei.
– Tak mi przykro – szepnęła Betsy ze współczuciem. Dopiero teraz zdała sobie
sprawę,jaktrudnetowszystkobyłorównieżdlaniego.Jejpragnieniedzieckazmie-
niłosięwobsesję,którazdominowałaichżycie.ANikznałprawdęiczułsięschwy-
tany w pułapkę, bo nie mógł znieść myśli o tym, że mógłby jej tę prawdę wyznać.
Aleterazwszystkosięzmieniło,pomyślałaniecierpliwie.Wbrewwszelkimszansom
poczęłaupragnionedzieckoichciałatylko,żebyznaleźliramy,wktórychichmał-
żeństwomogłobyrozkwitnąć.
–Tewarunki,októrychwspomniałaś–podpowiedziałNikcicho,alełagodnyton
niezwiódłBetsy.Siedziałobokniejześciągniętą,mrocznątwarzą,jakbyzgóryza-
kładał,żeowewarunkibędąniemożliwedospełnienia.
–Typrzezcałyczaspodróżowałeś,ajasiedziałamsamawdomu.Tomusiałoby
sięzmienić–powiedziałazżalem.
Nikpopatrzyłnaniązezdumieniem.
–Przecieżniepodróżowałemdlaprzyjemności,tylkowinteresach.
–Wiem,alenigdyniebyłocięwdomu,ajaczułamsiębardzosamotna–przyzna-
łaszczerze.–Miałamszczęście,jeśliwciągumiesiącaspędzałeśwdomutydzień.
Tozamało.
Nikbyłwyraźniezbityztropu.
–Podstawowyobowiązekmężatozapewnićżoniegodneutrzymanie.
–To,comówisz,miałobysensimogłabymciwybaczyćnieobecności,gdybytwój
biznesbyłzagrożonyalbogdybyśniebyłbogatyjakkrezus.Aleniemasztakiejwy-
mówki. Chciałabym mieć męża, który uważa za swój podstawowy obowiązek
uszczęśliwianiemnie,iczułabymsięowielelepiej,gdybyśspędzałwdomuwięcej
czasu,szczególniegdydziecijużsięurodzą.Musiszbyćnamiejscu,jeślichceszbyć
dobrymojcem.
Nikpopadłwponuremilczenie.Nigdymunieprzyszłodogłowy,żeBetsymoże
się bez niego czuć osamotniona. W pierwszych latach małżeństwa nigdy się nie
skarżyła,kiedywyjeżdżał.Owszem,powiedziałakiedyś,żezapragnęładziecka,bo
czułasięsamotna,onjednakuznałwtedy,żebyłatochwilowafrustracja,raczejwy-
mówkazjejstronyniżcoś,zaconaprawdęmógłbysięobwiniać.
–Dawnotemudziadeknauczyłmnie,żejedynąosobą,jakiejmożnanaprawdęza-
ufaćwinteresach,jesteśtysam.Atychcesz,żebymprzekazałważnezadaniapod-
władnym–powiedziałciężko.–Niewiem,czypotrafięsięnatozdobyć.
Betsy zdumiona była jego poważnym tonem. Prosiła go, żeby mniej podróżował
iwięcejczasuspędzałwdomu,aonzareagowałtak,jakbyzażądała,bycodziennie
oddawałlitrkrwialbopoświęciłkończynę.Zacisnęładłonieprzybokach,żebynie
wyciągnąćdoniegoramion,bodopierowtejchwiliuświadomiłasobie,jakgłęboko
sięga jego nieufność wobec innych oraz że tę nieufność zaszczepił w nim bliski
krewnywewczesnymdzieciństwie.
–Mógłbyśprzynajmniejspróbować–zauważyłałagodnie.–Spróbujizobaczysz,
jaksiębędzieszztymczuł.Jeśliniespróbujeszinnegosposobużycia,toniewiem,
jakmogłabymbyćztobąszczęśliwa.
Nik był zdumiony tą ukrytą groźbą. Wiedział, że niektórzy mężczyźni byliby
szczęśliwi, gdyby się dowiedzieli, że żony chcą widywać ich częściej. On sam za-
wszebardzosięcieszył,gdywracałdodomu,doBetsy,nawetwtedy,gdyjużogar-
nęła ją obsesja posiadania dziecka. A potem w ułamku sekundy uświadomił sobie
cośjeszcze–żezakilkamiesięcywichżyciupojawisiędwojedzieci,inatychmiast
zrozumiał,comusisięstaćjegopriorytetem.Niebędziemógłchronićdzieci,jeśli
będziejewidywałrzadko.Niestaniesiędobrymojcemanidobrymmężem,jeślinie
pójdzienakompromis.Jakzawsze,gdygroziłamunagłazmiana,zastygłjaksparali-
żowany,pełenlękuiniepokojunamyślotym,żejegorutynazostaniezburzona.
–Cosięstało?–zapytałaBetsy.
–Nic–odpowiedziałnatychmiastijegotwarzznówskryłasięzanieprzeniknioną
maską. Zaczął oddychać powoli i głęboko. To było ćwiczenie w kontroli nad wła-
snym ciałem, którego się nauczył, kiedy miał dziesięć lat. Postanowił, że zrobi, co
tylko w jego mocy, by chronić własne dzieci przed podobnym upośledzeniem, i ta
myśltrochęgouspokoiła.
Betsy zdała sobie sprawę, że Nik zmaga się z własnymi wspomnieniami. To się
zdarzałoodczasudoczasuiwtakichchwilachzawszesięodniejodcinał.Przysu-
nęłasiębliżejioparładłonienajegopiersiach,pragnąc,żebypodzieliłsięzniątym,
cogoniepokoiło.
–Tosięmożeudać–powiedziałaspokojnie.–Damysobieradę.
Popatrzył w jej niebieskie oczy i znów napłynęły do niego wspomnienia. Przypo-
mniałsobie,jakpróbowałaukrywaćswojetrudnościzprzeczytaniemmenu,gdypo
razpierwszyzabrałjąnakolację;jakwybuchnęłaśmiechemwdeszczu,całaprze-
moczona, bo zepsuła jej się parasolka; jak uczyła Gizma, żeby przynosił piłkę za-
miast gryźć ją na kawałki; przypomniał sobie też chwilę, gdy mu powiedziała, że
jestwciąży.Byłaszczerainieulękniona,mówiła:wózalboprzewóz,izawszemu
siętopodobało.Żałował,żeniejestwstanieodpowiedziećjejpodobnąszczerością,
alebyłprzekonany,żeprawdamogłabymutylkozaszkodzićwjejoczachiwzbudzić
wniejlęk.Aprzecieżtoonpowinienjąchronić.Znalazłsięwpułapce,międzymło-
temakowadłem.
–Betsy–wychrypiał,wsuwającpalcewjejjasnewłosy.
–Możemybyćrazemszczęśliwi.Tosięmożeudać–powtórzyłazprzekonaniem.
–Cicho–powiedziałpogreckuipocałowałjągwałtownie.Tenpocałunek,pełen
pożądania i frustracji, zdawał się przepalać Betsy na wylot. Gdy Nik zgarnął ją
wramionaiponiósłdoprzedziałusypialnego,popatrzyłananiegowzrokiem,wktó-
rymciepło,lękitęsknotamieszałysięzesobą.Alenieusłyszałsłówmiłości,który-
mikiedyśdarzyłagotakufnie.Betsywiedziała,żegdyrazwypowietesłowa,nie
będziemogłaichodwołać,niebędzieznówmogławprowadzićmiędzynichdystansu
istawiaćżądań.Gdyjewypowie,Nikzrozumie,żeonaniejestwstanieodwrócić
sięiodejśćodniego.
ROZDZIAŁDZIESIĄTY
Betsypopatrzyłazgrymasemnaswojeodbiciewlustrze.Przygotowywałasięna
przyjęcieuBelli,alezupełnieniemiałanastrojudozabawy.
Byłapewna,żegdybyNikjąkochał,jejniepokójiniepewnośćzniknęłybynaza-
wsze.Jednakbyłaprzekonana,żewróciłdoniejtylkozewzględunaciążę,czułasię
upokorzonaiobawiałasię,żetopoczucieupokorzeniazkażdymkolejnymrokiem
będziesięstawałocorazwiększe.Oczyjejzwilgotniały.Zamrugałaiszybkochwyci-
łachusteczkę,żebyosuszyćłzy,zanimzniszcząjejmakijaż.
Faktembyło,żeNiknigdyjejniekochał.Pożądałjej.Tylkochemiamózgusprawi-
ła,żedochowałjejwiernościnawetpodczasseparacji.Pomyślała,żepowinnacie-
szyćsiętym,coma,zamiasttęsknićdotego,czegoniemożemieć.Wkońcuniektó-
rzyludziegotowibylibyzabićzato,żebywzbudzaćtakiepożądaniewpartnerze.
Topowinnowystarczyć.Imusiałowystarczyć.
Dopiero jeden dzień minął od powrotu do Lavender Hall. Większość tego dnia
spędziliwłóżku.Zarumieniłasięnatowspomnienie.Niepotrafiłaprzestaćpragnąć
Nika, opanować emocji, które w niej budził, ilekroć na niego patrzyła. Ale na jak
długotowystarczy,jeśliNikbędziemiałjąprzezcałyczaspodręką?Prędzejczy
późniejuświadomisobie,żemożejątraktować,jakchce.Pozycjazależnościniero-
kowaładobrzenaprzyszłośćzwiązku.
WyszłazłazienkiześwieżoumytymiiuczesanymiwłosamiijednocześnieNikwy-
łoniłsięzgarderobywnienagannymstroju.Czarnamarynarkaispodniepodkreśla-
łyjegowysokiwzrostizgrabnąfigurę.Betsypomyślała,żeniemasensusilićsięna
chłód,skoroitakniepotrafiutrzymaćrąkzdalaodniegoiprzykażdejokazjitra-
fiajądonajbliższegołóżka.
Popatrzyłnaniąznieskrywanymuznaniem.
–Doskonaleciwniebieskim,kardoulamou.
Ciemnoniebieskawieczorowasukienkazkoronkowąspódnicąirękawami,dopa-
sowana na piersiach i biodrach, przydawała jasnej karnacji Betsy perłowego bla-
sku.
–Cieszęsię,żezechciałeśprzyjśćnatoprzyjęcierazemzemną–powiedziała.–
Wiem,żenielubiszimprez,naktórychniemożnarozmawiaćointeresach,alebę-
dzieszmiałbracidotowarzystwa.
–Atakżecałytendrobiazg–zauważyłNiksucho.–Spróbujępoznaćichlepiej,
aleniezbytdobrzesobieradzęwtowarzyskichrozmówkach,aBellazapewneopo-
wiedziałaimjużomnieparęniepochlebnychrzeczy,więcniczegoniemogęciobie-
cać.
–Wystarczyodrobinażyczliwości–zapewniłago.Cieszyłasię,żezechciałwyko-
naćtenkrokwstronęnajmłodszychdzieciGaetanaRavellego.
–Zrobięwszystko,cotrzeba–obiecał.
Betsypodniosłananiegospojrzenieniebieskichoczu.
–Dlaczego?
Otoczyłjąramionamiipopatrzyłjejwoczy.
–Bochcę,żebyśbyłazemnąszczęśliwa.
–Jestemszczęśliwa–zapewniłagozrumieńcem.
Pochyliłgłowę,chcącjąpocałować,aleBetsyszybkoodwróciłatwarz.
–Mamjużmakijaż–powiedziałabeztchu.Podniosłananiegowzrokizauważyła
na jego twarzy błysk urazy i niepewności. Tak samo wyglądał tego dnia, kiedy od
niejodszedł–jakbyniepotrafiłzrozumieć,cobyłozłegowtym,żeukryłprzednią
wazektomięidlaczegoczułasiętakzraniona,gdysięotymdowiedziała.Wtedynie
potrafiła tego pojąć. Teraz rozumiała go lepiej, ale na widok tego wyrazu twarzy
poczułasięnieswojo.
Nagłymruchemwysunęłasięzjegoramionistanęłaplecamidoniego.
–Rozepnijsuwak.
–Alemyślałem,że…–powiedziałzezdziwieniem.
Dooczunapłynęłyjejłzy.Znówteciążowehormony,pomyślała.
Sukienkaspłynęłanapodłogę iBetsyzostałatylko wkoronkowejbieliźnie. Pod-
niosłasuknięirozłożyłająstarannienałóżku.
– Czasami pragnę cię tak bardzo, że to aż boli – powiedział Nik ochryple – ale
chybamusimysiępospieszyć,jeślichcemyzdążyćnatoprzyjęcieprzedpółnocą.
–Widziałam,żeNikrozmawiałzBrunemozajęciachartystycznych.Bardzomnie
toucieszyło–wyznałaBella,prowadzącBetsydooranżeriinatyłachluksusowego
domu,wktórymonaiClaudiomieszkaliwLondynie.Byładrugapopółnocyiwięk-
szośćgościposzłajużdodomu.
–BrunochybanieonieśmielaNikatakjakjegosiostry–uśmiechnęłasięBetsy.
–Zaprosiłamzadużoludziiprzeztonieudałomisięzwamiporozmawiaćnawet
przez pięć minut. – Bella pomachała ręką, w której trzymała kieliszek z szampa-
nem. Złocisty płyn przelał się przez brzeg kieliszka i spłynął po nóżce. Betsy za-
śmiałasię.Jubilatkaniebyłazupełnietrzeźwa.
–Totwojeprzyjęcie.Tonaturalne,żewszyscychcieliztobąrozmawiać.
–TyiNik…czytojużprzesądzone,żeznowubędziecierazem?–zapytałaBella
zfascynacją.–KiedyClaudiopowiedział,żeNikznówsięwprowadziłdoLavender
Hall,niechciałammuwierzyć.
Betsymiałaochotępowiedzieć,żejejrównieżtrudnobyłowtouwierzyć,alenie-
którerzeczylepiejbyłozachowaćdlasiebie.
–Rozwódjestodwołany–potwierdziła.–Spróbujemyjeszczeraz.
Bellazmarszczyłaczołoipopatrzyłananiązciekawością.
–Potymwszystkim,cosięmiędzywamizdarzyło?Mimotego,cozrobił?
Betsyzdecydowałasięnaszczerość.
–Popierwsze,nietylkoNikpopełniałbłędy,apodrugie,nigdynieprzestałamgo
kochać. Myślałam, że już go nie kocham, ale gdy znów się przy nim znalazłam,
uświadomiłamsobie,żetylkosięoszukiwałam.
Bellanieoczekiwaniezamyśliłasię,apotemwestchnęła.
–Chybakażdybyłkiedyśnatymetapie–przyznała,wyraźnieporuszona.–Myśla-
łamkiedyś,żeClaudiojestwtobiezakochany,ibyłampewna,żegonienawidzę,ale
tobyłatylkorozpaczizazdrość.
Betsyzatrzymałasięwmiejscujakwryta,pewna,żemusiałasięprzesłyszeć.
–Myślałaś,żeClaudiojestwemniezakochany?Nalitośćboską,kiedytobyło?
–Poślubieodkryłam,żenosiwportfelutwojezdjęcie–przyznałaBellazesmut-
kiem.–Wcześniejsądziłam,żejesteścietylkoprzyjaciółmi.
–Bobyliśmytylkoprzyjaciółmi!–Betsyzaczęłasięzastanawiać,ilealkoholuBel-
lawypiłategowieczoru.–Nigdyniebyłomiędzynaminicwięcej,nawetflirtu.Przy-
sięgam.
Bellazzażenowaniemzmarszczyłanos.
–Oczywiście,terazotymwiem,alewtedyniewiedziałaminiechciałamwierzyć
wzapewnieniaClaudia,bopowiedzmysobieszczerze,jesteśpięknaibardzokobie-
ca.Nawetjatodostrzegam.Obawiałamsięwtedy,żepodobaszmusięowielebar-
dziejniżja.
NarazzaplecamiBetsyrozległsięjakiśhałasistłumioneprzekleństwo.Obróciła
sięnapięcieizobaczyławdrzwiachplecyNika.
– Nik? – zawołała niespokojnie, zastanawiając się, jak długo tu stał. – Szukałeś
mnie?Zaczekaj!
–Okurczę!–westchnęłaBellazprzerażeniem.–Usłyszał,comówiłamoClaudiu.
Obydwiewybiegłyzoranżeriiiwpadłydoholu.Nik,ztwarząściągniętąwściekło-
ścią,pochwyciłClaudiazaramionaiuderzyłgowtwarz,apotemprzyparłdościa-
ny.
–Mojażona!Byłeśzakochanywmojejżonie!–wychrypiał.
Azatemusłyszałto,comówiłaBella.Nikbyłdumnymizaborczymmężczyzną.Je-
śliuwierzył,żeClaudiobyłwniejzakochany,tonawetprzyjaźńniemogławniczym
pomóc.
–Uspokójsię,Nik.Zastanówsiętylko–Claudiozachowywałzdumiewającyspo-
kój,choćzkącikajegoustpłynęłakrew.–Źletowszystkozrozumiałeś.
–NosiłeśzdjęcieBetsywportfelu?–ryczałNik.
–Toniejesttak,jakmyślisz–protestowałClaudio.
– Mój własny brat? Ufałem ci, a ty mnie oszukałeś! – warczał Nik, zupełnie nie
zwracającuwaginasłowatamtego.Podniósłrękęijeszczerazuderzyłgowtwarz.
Claudiowkońcuwyrwałsięzjegouściskuizacząłcośszybkomówićpowłosku.
–Niechktośichpowstrzyma!–wykrzyknęłaBetsy.NikiClaudiookładalisiępię-
ściami.Ponieważobydwajbylipodobnejbudowyiwzrostu,niebyłoszans,bywalka
mogłarozstrzygnąćsięszybko.
Bellapobiegłanadrugąstronęholu,gdziekręciłosięjeszczekilkuostatnichgości
iodnalazłaZarifa.MłodykrólVashir,wysokiibardzoprzystojny,ooliwkowejcerze
i czarnych oczach, jednym rzutem oka ocenił sytuację i wkroczył pomiędzy braci,
w ostatniej chwili uchylając się przed ciosem, który rozpłaszczyłby go na ścianie.
Na szczęście ten właśnie cios sprowokował czterech ochroniarzy towarzyszących
Zarifowidorzuceniasięnaprzódirozdzieleniawalczących.Pośródwłoskichigrec-
kichkrzykówZarifotworzyłnaościeżdrzwigabinetuClaudiaipowiedziałsucho:
–Porozmawiamyotymwbardziejustronnymmiejscu.
Betsyrzuciłamuspojrzeniepełnewdzięczności.ZarifbyłmłodszyniżNikiClau-
dio, ale wychował się w królewskim pałacu, przeszedł szkolenie wojskowe i brał
udział w walkach, toteż jego umiejętności przywódcze, zimna krew i dojrzałość
znacznieprzewyższałyjegofaktycznywiek.
–OmójBoże,cojazrobiłamtejrodzinie?–szepnęłaBella,rozpaczliwietargając
rudewłosy.–Wywołałamkonfliktmiędzynimi.Claudionigdyminiewybaczytego,
copowiedziałam!
–Nikniepowiniensiętakzachowywać,bezwzględunato,jaksiępoczuł–powie-
działaBetsyzżalem.–PowiniennajpierwporozmawiaćzClaudiem.
–Itakbygouderzył–stwierdziłaBellabezwahania.–Niknależydotychzabor-
czych,namiętnychtypów.
Betsyjakośnigdyniepatrzyławcześniejnamężawtensposóbiterazzamrugała
zezdziwienia.
–Claudiomówiłmikiedyś,żeNikniezbytdobrzeradzisobiezemocjami.Tochy-
bawyjaśnia,dlaczegoprawiesięrozwiedliście,zanimNikowiprzyszłowreszciedo
głowy,żejesteśnajważniejsząosobąwjegoświecie.
–Jabymtegotaknieujęła–mruknęłaBetsy.Żałowała,żeniemożewejśćdoga-
binetu Claudia i przekonać się na własne oczy, co się tam dzieje. Po raz pierwszy
widziała,jakNikstraciłkontrolęnadsobą,iwciążbyławstrząśnięta.Gdyuderzył
brata,nogisiępodniąugięły.Nienawidziłaprzemocy,szczególniemiędzyczłonkami
rodziny.
–Nikszalejezatobą–zaprotestowałaBella.–Claudiomówi,żetakbyłoodsa-
megopoczątku,odpierwszejchwili,gdycięzobaczył.
Betsypoczułagulęwgardle.Czytomożliwe,byNikowinaprawdęnaniejzależa-
ło?Może,podobniejakona,onrównieżniezdawałsobiesprawyzwłasnychuczuć?
Wkońcuudałojejsięprzekonaćsiebie,żenienawidziNika,choćbyłtotylkosposób
naprzetrwaniebezniego.
–Claudiomniezabijezato,conarobiłam–mówiłaBella,przepełnionapoczuciem
winy.Wjejoczachbłyszczałyłzy.–Czasemnajpierwmówię,adopieropotemmyślę.
Alewgłębiduszynigdyniezapomniałamtegookresu,kiedymyślałam,żetypodo-
baszmusiębardziejniżja.
–Niesądzę,bykiedykolwiektakbyło–stwierdziłaBetsystanowczo.
– No dobrze, niech będzie. Może chciałam tylko sprawdzić, jak zareagujesz –
przyznałaBellazewstydem.
–Nigdynawetnieprzyszłomidogłowy,żemogłabymsięzakochaćwClaudiu.–
Betsypochwyciłaspojrzenieprzyjaciółkiiuśmiechnęłasięlekko.–Dlamnienieist-
niałniktopróczNika.
Niepewnie podeszła do drzwi gabinetu i zastukała, a potem uchyliła je lekko i,
stojąc w progu, popatrzyła na trzech braci. Na trzech podobnych do siebie twa-
rzachmalowałosięnapięcieizłość.
–Chybapowinniśmyjużpójśćdodomu–powiedziaładoNika.
–Dobrypomysł.–Wkilkukrokachprzemierzyłgabinet.
–Akiedyjużtamdotrzecie,topowinieneśwyjaśnićBetsyparęrzeczy–oznajmił
Claudio.
–Niemamyprawasięwtowtrącać–przerwałmuZarif.
Nikpoczerwieniał,spuściłwzrokiobjąłBetsyramieniem.
–Dodomu–zgodziłsięzwyraźnąulgą.
–PrzeprosiłeśClaudia?–zapytałaBetsy,gdyjużsiedzieliwlimuzynie.
Nikrzuciłjejzdumionespojrzenie.
–Nie.Azacomiałemgoprzepraszać?
Betsywzięłagłębokioddech.
–Uderzyłeśgo.
–Dostałto,nacosobiezasłużył–odrzekłNikzezłością.–Choćmożezopóźnie-
niem.Jesteśmojążonąimiałemdoniegozaufanie.
–Aongonigdyniezawiódł–oświadczyłaBetsy.Miałaochotęprzypomniećmu,że
toonwtedyodwróciłsiędoniejplecamiizostawiłjąsamą,aleugryzłasięwjęzyk.
–Nawetjeślisięwemniepodkochiwał,tojaniczegoniepodejrzewałam.Nigdynie
zrobiłaniniepowiedziałniczego,comogłobynatowskazywać.
–Nigdy?–Nikpatrzyłnaniąprzenikliwie,wciążnieprzekonany.–Atycowtedy
doniegoczułaś?Jaodszedłem,wniosłemorozwód,atyzostałaśsamainiemiałaś
nikogo.Tylkooncięczasemodwiedzał,żebyudzielićciwsparcia.
–Byłammuwdzięcznazatowsparcieizato,żewysłuchiwałmoichlamentów–
przyznałaszczerze.–Pozanimniemiałamzkimporozmawiać.Byłtwoimbratem.
Rozmawiającznim,nieczułam,żepopełniamnielojalność,iwiedziałam,żenikomu
niepowtórzytego,comówię.
–Samgozachęcałem,żebycięodwiedzał–parsknąłNik,zaciskajączęby.–Mia-
łemdoniegopełnezaufanie.Powinienembyćmądrzejszy.
–Zachęcałeśgo,żebysięzemnązaprzyjaźnił?–zdziwiłasię.–Dlaczego?
Nikporuszyłsięniespokojnienasiedzeniu.
–Chciałemmiećpewność,żewszystkouciebiewporządku.
– Nic nie było w porządku – przyznała cicho. – Jak mogło być w porządku? Nie
chciałeśzemnąrozmawiaćoswojejwazektomiiiotym,dlaczegozgodziłeśsięna
zabieg,apotempoprostuodszedłeś.
Nikzmarszczyłbrwi.Tesłowawydałymusięniesprawiedliwe.
–Bokazałaśmiodejść.Powiedziałaśmi,żezabiłemnasząmiłośćinigdymitego
niewybaczysz.Mówiłaś,żenaszemałżeństwojestskończone.
Zdumionabyła,żepotrafiłtakdokładnieprzywołaćtamtesłowa,rzuconewgnie-
wieprzedwielomamiesiącami.
–Ludziemówiątakierzeczywzłości,kiedyczująsięzranieni.
–Alejapotraktowałemtowszystkodosłownie.Uwierzyłem,żemówiszzupełnie
poważnie–przyznał.
Betsyzmarszczyłabrwi.
–Powinniśmywtedyporozmawiaćjeszczeraz,spokojniej.Byłysprawy,októrych
niechciałemztobąrozmawiać.Niebyłemnatogotowy–przyznałNikniechętnie.
–Nieumiemrozmawiaćoemocjach.Skorosamniewiem,coczuję,tojakmamzro-
zumieć,coczujektośinny?
W jego głosie słychać było frustrację i gorycz. Betsy odwróciła głowę i spuściła
wzrok.Niechciałananiegonaciskać,bouznała,żejaknajedenwieczórmiałjuż
dośćemocji.
–PogodziłeśsięzClaudiem?–zapytałaśmiało.
– Czy on ci się podoba? – zapytał równocześnie Nik i w jego oczach pojawił się
błysk.–Większośćkobietwolałabyjegoniżmnie.Jajestembardziejmroczny,trud-
niejszy.
Przełknęła,zadziwiona,żeNikwciążjesttakniepewnysiebieiniepotrafisiępo-
zbyćpodejrzeń.
–Mogęcitylkopowiedzieć,żepoznałamwasobydwutegosamegodniawbistro,
alejegoprawieniezauważyłam.Toznaczy,wiedziałam,żektośbyłztobąiwkońcu
odkryłam,żejesteściebraćmi,aleClaudioniewzbudziłwemnieżadnegozaintere-
sowania–mówiłacicho.–Zauważyłamtylkociebie.Niemogłamoderwaćodciebie
wzroku.
–Apóźniej?–naciskał,otaczającdłoniąjejdłoń.–Coczułaśdoniegopóźniej,kie-
dynaszemałżeństwosięzałamało?
–Byłmoimjedynymprzyjacielem.Słuchałinieosądzał.Byłprzymnie,kiedypo-
trzebowałamsięwyżalić.Byłdlamniebardzodobry.
– Powiedział, że byłem beznadziejnym mężem. Że nie traktowałem cię dobrze.
Iżejestmuciebieżal.–Nikwziąłurywanyoddech.–Czytoprawda?Czytrakto-
wałemcięźle?
–Poprostudużopodróżowałeśibyłeśbardzoodległy.Nigdyniczegominiewyja-
śniałeś.Alepozatym,żeniepowiedziałeśmiowazektomii,tonienazwałabymcię
beznadziejnymmężem–odrzekłaszczerze.–Przeważniebyłamztobąszczęśliwa.
–Alepowinnaśbyćszczęśliwaprzezcałyczas–stwierdziłponuro.–Zwyjątkiem
tego,żechciałaśmiećdziecko,naprawdęwydawałomisię,żejestemdobrymmę-
żem.Niestety,niejestemdoskonały,anawetmampoważnewady.Robiłem,como-
głem,żebytemuwszystkiemuzaradzić.Aletyteżniejesteśdoskonała.Gdysiędo-
wiedziałem,żecierpisznadysleksję,zacząłemsięczućwtwoimtowarzystwieswo-
bodnie.Odpoczątkupodobałaśmisięfizycznie,alegdyciępoznałemiuświadomi-
łemsobie,żetyteżmaszswojeograniczenia,pomyślałem,żejesteśdlamnieideal-
na.
Limuzynazatrzymałasięprzeddomem.Betsyprzezchwilęsiedziałanieruchomo,
patrząc na Nika w milczeniu. „Ty również masz swoje ograniczenia” – te słowa
wciążbrzmiałyjejwuszach.
–Corozumieszprzezswojepoważnewady?
Drzwiodstronypasażeraotworzyłysięidośrodkawpadłochłodnenocnepowie-
trze.Nikpociągnąłjązarękęiwyprowadziłzsamochodu.
–Jestemciwinienprawdę–odrzekłzgoryczą,którejniepotrafiłukryć.–Chociaż
jesttoprawda,którąwolałbymsięznikimniedzielić.
Ogarnęłojązłeprzeczucie,nacielepojawiłasięgęsiaskórka.Popatrzyłananie-
goiuderzyłojąnapięcieściągającejegotwarz.
–Niemampojęcia,oczymmówisz–szepnęła.
Wprowadziłjądobawialni,podszedłdobarkuinapełniłdwieszklanki.Wmilcze-
niu podał jej jedną, napełnioną sokiem pomarańczowym. Zacisnęła na niej palce,
niezdolnaodwrócićspojrzeniaodtwarzyNika.
–Czynigdycinieprzyszłodogłowy,żeczasemzachowujęsiędziwnie?–zapytał
zdrwiącymuśmiechem.
Wciążpatrzyłananiegowmilczeniu.Wypiłswojąbrandyjednymhaustem.Było
jasne,żepróbujezapanowaćnadnapięciem.
–Noi?–zapytałponuro.
– Czasami zachowujesz się trochę… nietypowo – przyznała niechętnie. Przypo-
mniałasobieoświadczyny,którespadłynaniąjakgromzjasnegonieba,orazto,że
zanimsięznówdoniejwprowadził,niechciałnawetrozmawiaćopogodzeniu.–Ale
toniejestcoś,zczymniemogłabymżyć.
–Zobaczymy,czysamanatowpadniesz–powiedziałNikponuroiwkącikujego
ust zadrgał mięsień. – Nie jestem dobry w empatii. Trudno mi odgadnąć, co ktoś
innymyśli.Instynktownienieufamwiększościludzi.Postronieplusówjestto,żenie
gram w żadne gry w związkach. Mimo wszystko moje wady powodują nieustanne
problemywkontaktachzludźmi.
Betsyczułasięoszołomiona.Wgłowiezacząłjejnarastaćból.To,coNikpróbo-
wałjejpowiedzieć,byłoogromnieważne,ważniejsze,niżsądziła.
–Jakodzieckozaznawałemprzemocynawielupoziomach–przyznałniechętnie,
patrzącnaniąztakimwyrazemtwarzy,jakbysięspodziewał,żeBetsyladachwila
zaczniekrzyczećalborzucisięnaniego.–Zestronymatki.
–Matki?–powtórzyłazprzerażeniem.
–Tak,matki.Kobietyteżpotrafiąbyćokrutne.Zawszepodejrzewałem,żemiała
jakieś zaburzenia osobowości. W każdym razie była bardzo agresywna. Przede
wszystkimnigdyniechciałamiećdziecka.Ajeszczegorszebyłoto,żeprzypomina-
łemjejGaetana,któregonienawidziła.Uważała,żemójojciecośmieszyłją,bomat-
kaClaudiazaszławciążęwtymsamymczasiecoona.Skupiłacałąnienawiśćinie-
chęćnamnie,bobyłemdoniegopodobny.
Betsypoczuła,żekręcijejsięwgłowie.
–Niemiałampojęcia,Nik.Dlaczegonigdymiotymniewspomniałeś?Tekoszma-
ry,którecięnawiedzały…
– To wspomnienia z dzieciństwa. Zacząłem sobie również przypominać poszcze-
gólnesceny.–Przezcałyczasmówiłcicho,zniechęciąwgłosie.–Potrzebujędużo
czasu,żebyzrozumiećwłasneemocje.TakjakdzisiajzClaudiem.Straciłemkontro-
lę nad sobą, bo wpadłem w złość. Czułem się zdradzony. Obawiałem się, że on
wzbudził w tobie uczucia, których nie powinien wzbudzić, a ty nie chcesz się do
tego przyznać, bo wiesz, że nie powinnaś takich rzeczy czuć. Zastanawiałem się,
jakmamdotrzećdoprawdyiuwierzyćwnią.Tobyłobytrudnedlakażdego,aledla
mniejestjeszczetrudniejsze.
–Och,Nik–westchnęłaBetsyzewspółczuciem.Sercejejsięścisnęłonamyśl,że
nigdygonierozumiała.Terazwreszciewszystkozaczęłosięukładaćwcałość.Wła-
śniedlategotakźlesięczuł,gdyrzucałananiegogniewneoskarżenia,dlategopo-
padałwmilczenie,gdymówiłaoswoichuczuciachiwkońcuodszedł,boniepotrafił
zrozumieć,coonaczuje.Naprawdęmyślał,żeBetsymówiprawdęijużgonieko-
cha.Nieczułsiędobrzewobeckonfrontacjiinierozumiał,żewkłótniludziecza-
semrzucająbolesneoskarżeniaigroźbytylkopoto,żebywyrazićswojecierpienie
igniew.WłaśnietakpostąpiławtedyBetsy.
–Zrobiłbymwszystko,żeby tegouniknąć–przyznał zezłością,wysoko unosząc
głowę.–Nigdyniechciałem,żebyśmniepoznaładokońca,bobałemsię,żestracę
wtwoichoczach.
–Nietraciszwmoichoczach–zaprzeczyła.
–Niechcę,żebyśpatrzyłanamniejaknakogośuszkodzonego.Niechcętwojego
współczuciaanilitości–odrzekłkrótkoijegosmagłatwarzpobladła.–Uważałaś,
żejestemdoskonały,ajatakbardzochciałembyćdoskonałydlaciebie.Chciałem,
żebyśpatrzyłanamniezpodziwem,szanowałamnie.
–Nadaltakjest!–zawołała.–Jesteśdziesięćrazymądrzejszyodemnie.Jesteś
błyskotliwy i odnosisz sukcesy. Oczywiście, że cię szanuję i nie mógłbyś stracić
w moich oczach. Myślę, że jeszcze zyskałeś, przez to, że postanowiłeś walczyć
wmilczeniu.Aledlaczegotozrobiłeś?Rozumiemtwojąmęskąambicję,rozumiem,
żechciałeśukryćto,couważałeśzaswojąsłabość.Aledlaczegoniepowiedziałeś
miotymjużwielelattemu?Przecieżbyliśmymałżeństwem.
–Nauczyłemsięukrywaćprzedludźmiswojesińceiblizny,odwracaćuwagęin-
nychodmojegobóluicierpienia.Matkauważałamniezaidiotę,boniereagowałem
nażadneponiżeniazjejstrony.Szybkosięprzekonałem,żejeślizacznęreagować,
płakać,błagaćją,żebyprzestała,tylkopogorszęswojąsytuację.Dlategoprzesta-
łempłakaćiprzestałemcokolwiekczuć.Zamknąłemsięprzedniąiprzedwszystki-
miinnymi.–Nikmówiłtowszystkozdumiewającospokojnie,jakbystosunekmatki
doniegobyłwzupełnościzrozumiały.–Jeszczezanimskończyłemczterylata,prze-
szedłemporządneszkoleniebehawioralne.
Betsypatrzyłananiegozprzerażeniem,alemilczała,boobawiałasiępokazać,co
naprawdęotymwszystkimmyśli.Nikniepotrzebowałterazjejwspółczucia.Jego
dzieciństwo,pełnebóluizła,byłotestemwytrzymałości.Matkaniechroniłagoinie
kochała.Nazywałagoidiotą.Odwczesnegowiekumusiałpolegaćtylkonasobie.To
mogłotylkopowiększyćjegobrakzaufaniadoludziiizolację.
Ośmielonybrakiemjejreakcjiipotępienia,Nikmówiłdalej,zdeterminowanywy-
jaśnićjużwszystko.
–Helenapogardzałamną.Niedość,żeurodziładziecko,któregoniechciała,to
jeszczewstydziłasięmnie.
Betsystarałasięukryćłzy.Niemogłanawetznieśćmyśliotym,jakmusiałowy-
glądaćjegodzieciństwo.Matkagoniekochała,aonzpewnościąuważał,żetojego
wina.Niebyłdoskonały,niebyłwystarczającodobry.Musiałsięczućbardzozagu-
biony i niezrozumiany. Serce jej się ściskało na myśl o wszystkim, co musiał prze-
cierpieć.
–Matkaznęcałasięnademnąfizycznie–przyznałNikkrótko.–Alekoszmaryza-
częły się dopiero wtedy, gdy poznałem ciebie. Wcześniej stłumiłem i wyparłem
wszystkiewspomnieniaojejokrucieństwie.Tobyłmójsposóbnaporadzeniesobie
z sytuacją. Nie zapomniałem, co mi zrobiła, ale nie chciałem wciąż o tym myśleć.
Alekiedycięspotkałem,porazpierwszyotworzyłemsięnauczuciaiwtedytamte
koszmaryzaczęłydomniewracaćbezostrzeżenia.
Betsy z trudem łapała oddech. W końcu nie była już w stanie opanować emocji.
Podbiegładoniegoimocnogoobjęła.
–Niepowinieneśpozwolićjejprzyjechaćnanaszślub.–Niewiedziała,cojeszcze
mogłabypowiedzieć.Niechciałaokazaćwspółczucia,żebynieurazićjegodumy,bo
byłaboleśnieświadoma,żetakaszczerośćiobnażenieduszymusiałobyćdlaniego
bardzotrudne.–Dlaczegodziadekcięnieochronił?
–Mieszkaliśmywzupełnieinnymskrzydledomu.Onniewidziałaniniesłyszałni-
czego podejrzanego i sądził, że zbieram siniaki w szkole, bo nie umiem się bawić
zinnymidziećmi.
Oparła czoło o jego pierś, słuchając równego bicia serca i starając się nasycić
całeciałojegociepłem.
–Dlaczegomuniepowiedziałeś,comatkaztobąrobi?
– Myślałem, że zasłużyłem na to, bo nie jestem takim synem, jakiego pragnęła
mieć.
Objęła go mocniej. Gardło miała boleśnie ściśnięte. Dopiero teraz zdała sobie
sprawę,zjakmocnejstalizrobionyjestNikiwjakwielkimogniusięhartował.Był
twardy,bomusiałbyćtwardy,żebyprzetrwać,bowiedział,żesłabośćoznaczapo-
datnośćnazranienie.Niemiałdonikogozaufania,bozbytwieluludzigozawiodło.
–Zewzględunato,coprzeszedłem,zdecydowałemsięnawazektomię–wykrztu-
siłwkońcu.–Niechciałemmiećdzieci,bobałemsię,żebędęczułdonichtosamo,
comojamatkaczuładomnie.Niemogłemznieśćmyśli,żemógłbymnarazićdziec-
konatakiecierpienie,przezjakiesamprzeszedłem.Aleterazjużwiem,żenieje-
stemtakijakmojamatkaiuznałem,żetawazektomiatobyłaprzesada.
Towyjaśnieniebyłobardzoproste,alewstrząsnęłoBetsydogłębi.Nigdyjejnie
przyszło do głowy, że Nik musiał mieć bardzo mocne powody by to uczynić w tak
młodymwieku.Myślała,żeskłoniłygodozabiegubardziejegoistycznemotywy,że
niechciałograniczeniawłasnejwolnościiodpowiedzialnościzwiązanejzrodziciel-
stwem.Przytuliłasiędoniegomocniej.
–Jesteśdobrym,troskliwymczłowiekiem.Wiem,żebędzieszchroniłnaszedzieci
icieszyłsięnimi.Wniczymnieprzypominaszswojejmatki.Nigdytakniemyśl–po-
wiedziaładrżącymgłosem.
Nikwsunąłdłońpodjejbrodęipopatrzyłjejwtwarz.
–Bałemsię,żejeślipowiemciprawdę,znienawidziszmniezato,żeniemożesz
zajśćzemnąwciążę.
–Nigdyniemogłabymcięznienawidzić–szepnęła,wpatrującsięwjegościągnię-
tątwarz.–Zabardzociękocham.Itaksamokochammojedzieci.Naszedzieci.
Ściągnąłbrwiiwjegooczachbłysnęłozdziwienie.
–Mówisz,żenadalmniekochasz?Jaktomożliwe?
–Nigdynieprzestałamciękochać.Tamtegodnia,kiedycięwyrzuciłamikiedypo-
wiedziałam,żezabiłeśmojąmiłość,poprostudramatyzowałam–przyznałazewsty-
dem.–Byłamnaciebiezła,aleniemówiłampoważnie.
– Nigdy więcej nie mów mi takich rzeczy – szepnął, przesuwając palcami po jej
policzku. – Myślałem, że straciłem cię na zawsze. Poszedłem do terapeutki, bo
wspomnienia i koszmary stawały się coraz gorsze. Opowiedziałem jej szczerze
omoimdzieciństwie.Tomiprzyniosłoulgęipomogłopogodzićsięztymzperspek-
tywydorosłegoczłowieka.Zostawiłemtozasobąiniechciałemoglądaćsięzasie-
bie.Chybażechodziłoociebie.
–Adlaczegowłaśnieomnie?
–Bozawszewzbudzałaśwemnieuczucia,jakichniepotrafiłwzbudzićniktinny.
Ale zbyt długo nie zdawałem sobie sprawy, co to za uczucia. Wiem, że nie byłaś
szczęśliwa zaraz po ślubie, ale ja byłem. Wystarczało mu już to, że pojawiłaś się
wmoimżyciuidomu.Bezciebiewszystkoobróciłosięwpopiółiczułemsiębezna-
dziejnienieszczęśliwy.
Oparłasięoniegozzadowolonymwestchnieniem.
–Zemnąbyłotaksamo.Myślę,żejesteśmysobieprzeznaczeni.
–Tęsknięzatobą,pragnęcięipotrzebujęprzezcałyczas.Tochybaznaczy,że
ciękocham–odrzekłzlekkąkpiną.–Przykromi,żetakdużoczasupotrzebowa-
łem,żebysobieuświadomić,żetotymnieuszczęśliwiasz,alewkońcutodomnie
dotarło.
Popatrzyłananiegozzadziwieniem.
–Kochaszmnie?
–Bezciebienicmniewżyciuniecieszy–przyznałśmiało.–Nawetdźwięktwoje-
gogłosuprzeztelefonpoprawiaminastrój.
Wzbierające w niej szczęście wymazało cierpienie, niepokój, niepewność siebie.
Przyszłośćzaczęłajejsięmalowaćwróżowychbarwach.
–Bardzosiębałam,żewróciłeśdomnieizdecydowałeśsiędaćszansenaszemu
małżeństwutylkodlatego,żezaszłamwciążę.
–Tobyłtylkopretekst,aprawdawyglądałatak,żechciałemwrócićiniemogłem
siędoczekać,żebytozrobić.–Patrzyłnaniązczułością.–Niechcężyciabezcie-
bie.
Wtuliłatwarzwjegoszyję,wdychającznajomyzapach.
–CzyClaudiokiedyściwybaczyto,cozdarzyłosiędzisiaj?
–Pogodziliśmysię.Wie,żeniemiałracji.
Popatrzyłananiegozezdumieniem.
–Aletonie…
– Nie powinien w ogóle nic do ciebie czuć. Dobrze o tym wie – powtórzył Nik
zuporem.
–Jestemzmęczona–szepnęłaioparłagłowęnajegoramieniu.–Chodźmydołóż-
ka.
Wziąłjąnaręceizaniósłnagórę.
–Niemusiszjużtegorobić–upomniałagołagodnie.
–Aletomniebardzopodnieca,latriamou.–Położyłjąnałóżkuiuśmiechnąłsię
promiennie.–Akiedydziecisięurodzą,życiestaniesięjeszczelepsze,bopojawią
siędwiedodatkoweosoby,októrebędęsięmógłtroszczyć.
–Iwszyscytrojebędziemybardzowymagający–stwierdziłaostrzegawczo.
Nikrozsunąłzamekjejsukienki.
–Kochamciętakbardzo,żegotówjestemzaspokoićwszystkietwojewymagania,
pethi mou – zapewnił ją, wsuwając się pod kołdrę. – Chyba pokochałem cię od
pierwszejchwili,kiedycięzobaczyłem,bopotemniepotrafiłemcięzapomnieć.
JasnepalceBetsywsunęłysięwjegoczarnewłosy.
– Ze mną było tak samo – przyznała sennie, zarzucając mu ramiona na szyję. –
Muszęwstaćizmyćmakijaż.Niepozwólmiusnąć.
Nikjednakzbytdobrzesięczuł,trzymającjąwramionach,byjąbudzić.Samnie
spał. Przepełniało go cudowne uczucie spokoju i zadowolenia. Betsy poruszyła się
weśnieiwestchnęła.Uśmiechnąłsięipomyślał,żetakwłaśniewyglądaszczęście.
Dookołarozbrzmiewałśmiechdzieci.Nikbiegłzaswoimicórkamiprzezplażę.
–Wracajcietutaj!–zawołałwkońcu,przyznającsiędoporażki.
Betsy, siedząca na piknikowym kocu, pomachała butelką z sokiem. Dido i Ione
podbiegłydoniej.Słońceodbijałosięwpierścionkuwysadzanymdiamentami,który
Nikdałjejpourodzeniucórek.Dziewczynkimiałyterazprawiedwalataibyłypeł-
neżyciaienergii–dwieidentycznebliźniaczkioczarnychlokach,oliwkowejcerze
iniebieskichoczachmatki.
Nikopadłnakocobokżonyiwzniósłoczydonieba,podziwiającłatwość,zjaką
Betsyprzywołałaniesfornecórki.
–Dlaczegoonemnieniesłuchają?
–Bojerozpieszczasz–zauważyła,podającdzieciomplastykowekubkizsokiem.
Nik popatrzył na córki ze zmarszczonym czołem. Byłoby mu łatwiej zachować
dyscyplinę, gdyby ich tak nie uwielbiał albo gdyby nie przypominały mu Betsy.
Dziewczynkiodziedziczyłyjednakponiejurodę,atakżeprzekorę.Bycieojcemda-
wałomuwięcejradości, aleteżstawiałowięcej wymagań,niżprzypuszczałwcze-
śniej,alezażadneskarbyniewyrzekłbysięanijednegodniategochaotycznegoży-
cia.
Zakażdymrazem,gdymiałkilkawolnychdni,lecielinaVesosizatrzymywalisię
wwilli.Dziewczynkibardzolubiłyplażę,aBetsycieszyłasię,mającNikatylkodla
siebie.NikterazrzadkowyjeżdżałzLavenderHallnadłużejniżtrzydni.Zmiana
wjegożyciuzaczęłasięjużpodczasciążyBetsy.Niechciałjejopuszczać,apouro-
dzeniudzieciuświadomiłsobie,żechcespędzaćznimijaknajwięcejczasu.
Dziewczynki jadły kanapki, a Betsy patrzyła na ciemną, przystojną twarz Nika.
Nigdynawetniemarzyłaotym,żemożebyćtakszczęśliwa.Terazjużniebyłomię-
dzynimiżadnychtajemnic.Kochalisięirozumieliwzajemnie.Ichżyciezmieniłosię
na lepsze, stało się bogatsze i bardziej absorbujące. Często widywali się z Bellą
i Claudiem, a także z resztą przyrodniego rodzeństwa Nika. Na szczęście kłótnia
NikaiClaudianiepozostawiłatrwałychzadribraciabylisobieterazbardzobliscy.
CzasamiwszyscyrazemlecielidowspaniałegopałacuZarifaicieszylisięsłońcem
pustyni,alenadewszystkoNiklubiłbyćojcemispędzaćczaswdomu.
Oczywiścieniewszystkowyglądałoidealnie.GdyNikzdałsobiesprawę,jakroz-
ległe przedsięwzięcie rozkręciła Betsy, był zdumiony i nalegał, by przenieść sklep
winnemiejsce.Kilkarazypokłócilisięoto,alewkońcusklepzostałprzeniesiony
nasąsiedniąfarmę,którąNikkupiłspecjalniewtymcelu.Nowysklepleżałwpobli-
żugłównejdrogi.Betsymusiałaterazdojeżdżaćdopracy,przyznawałajednak,że
obrotyznaczniewzrosły.Nikmiałdoskonałewyczuciedointeresówiniemogłaso-
biewyobrazićlepszegopartnera.
Gdywszyscyzjedlilunch,naplażęprzyszłanianiaizabraładziecinapopołudnio-
wądrzemkę.
– Czas dla dorosłych – westchnął Nik z zadowoleniem, patrząc na Betsy, która
opalałasięwczerwonymbikinizłożonymztrzechmalutkichtrójkącików.–Ilecza-
sutrzeba,żebytozdjąć?
–Niezamierzamtegozdejmować.Ktośmógłbynaszobaczyćzłódki–zauważyła,
rumieniącsię.
Nik roześmiał się i lekko pociągnął sznureczek przytrzymujący górną część ko-
stiumu.
–Jesteśpiękna,alebywaszzadziwiającopruderyjna.
– Przyznaję, że masz rację, ale i tak cię kocham – uśmiechnęła się, patrząc na
jegopalcetańczącepojejskórzewkuszącejbliskościpiersi.
–Jateżciękocham.–WoczachNikabłysnąłpodziw.–Nigdysiętobąnienasycę.
Pocałował ją, rozwiązując jednocześnie sznureczek od dolnej części kostiumu.
Betsyudawała,żetegoniezauważa.
Dużoczasuminęło,zanimznówwrócilidowilli.
@kasiul