tłumaczyła milila87 –
www.chomikuj.pl/milila87
Rozdział trzeci
Dźwięki i zapachy dały Jaxon do zrozumienia, Ŝe była w szpitalu. OstroŜnie otworzyła
oczy. LeŜała na łóŜku, ale w dłoni nadal mogła wyczuć swój pistolet. Niedaleko stała
pielęgniarka.
Kobieta uśmiechnęła się do Jaxon.
- Obudziłaś się. Świetnie. Doktor ma zamiar wypuścić cię dziś popołudniu. Obawiał się
puścić cię samą do domu, ale twój narzeczony zapewnił go Ŝe będziesz miała dobrą opiekę.
Serce Jaxon stanęło. Miała nadzieję Ŝe tylko śniła o wampirach i mrocznych,
seksownych, karpatiańskich obcych, ale była bardziej niŜ pewna Ŝe przed postrzeleniem nie
mała Ŝadnego narzeczonego. LeŜała nieruchomo. Nie miała pojęcia co powiedzieć, jak
odpowiedzieć. Nie wiedziała nawet jak trafiła do szpitala. Pielęgniarka uwijała się wokół
odsłaniając zasłony, co pozwoliło Jaxon zorientować się Ŝe słońce juŜ zaszło.
Jaxon zrozumiała Ŝe nie jest juŜ bezpieczna. Znajdowała się w otoczeniu nad którym nie
miała kontroli. Jeśli Tyler zechce ją dopaść, nie będzie to stanowiło problemu. Mógł
ucharakteryzować się na salowego i wkroczyć do jej pokoju. Znowu była sama. Przez kilka
cennych momentów naprawdę dzieliła z kimś Ŝycie. Z Lucianem, niewaŜne jak bardzo było to
dziwaczne. Teraz znowu była samotna i odpowiedzialna za bezpieczeństwo wszystkich
wokół.
Nie słuchałaś mnie uwaŜnie, Jaxon. Znikąd pojawił się miękki, uspokajający głos. Albo
to, albo przeceniłem twoją inteligencję i będę musiał wyjaśnić ci wszystko duŜo jaśniej i
dokładniej. Usłyszała cień męskiego rozbawienia.
Jaxon szybko rozejrzała się wokół. W pokoju nie było nikogo wyjątkiem pielęgniarki.
Siostra zdawała się nie zwracać uwagi na ten bezcielesny głos. Teraz sprawiłeś, Ŝe słyszę
głosy. Udam się do najbliŜszego zakładu psychiatrycznego i będę nalegać, Ŝeby udzielono mi
natychmiastowej pomocy. OstroŜnie wybrała myśli, chcąc by usłyszał jej odpowiedź.
Roześmiał się. Słyszała jego szczere rozbawienie, słyszała aksamitnie miękki, piękny i
perfekcyjnie modulowany głos, który zdawał się być pieszczotą, niewaŜne czy jej dotykał czy
nie. Zdawał się być znajomy. Był tą częścią niej samej, której nigdy nie chciała stracić.
Ale musisz sobie iść. Upierała się przy tym. Albo kompletnie oszalała i był wytworem
jej wyobraźni, bo potrzebowała go tak desperacko, albo był bardzo prawdziwy i wtedy
sprawiał więcej kłopotów niŜ mogła unieść.
Nie sądzę, Ŝe wymyśliłabyś sobie kogoś tak dominującego jak ja. Chciałabyś jakiegoś
lalusia którym mogłabyś rządzić, Ŝebyś mogła nadal wierzyć Ŝe musisz wszystkich chronić.
tłumaczyła milila87 –
www.chomikuj.pl/milila87
To nie jest zabawne, Lucian. Nie masz pojęcia jaki jest Tyler Drake. Najlepsi ludzie w
kraju próbowali go złapać i im się nie powiodło. Jesteś tak arogancki Ŝe dasz się zabić.
Nienawidzę tej cechy u męŜczyzn. To nie odwaga, tylko czysta głupota. Wiem Ŝe Drake jest
niebezpieczny i jestem zawsze gotowa, bo nie uwaŜam się za bardziej uzdolnioną od niego. W
jej głosie była ostrość. Stawała się zirytowana arogancją Luciana.
Jego głos się nie zmienił, jak zwykle pozostał delikatny i łagodny. Kiedy ktoś zna swoje
moŜliwości, nie nazywa się tego arogancją, Jaxon. Jestem pewny siebie z powodu tego kim im
czym jestem. Jestem łowcą. Tym się zajmuję.
On jest mordercą. Tym się zajmuje.
Zaczynasz się martwić. Lepiej szybko przyjadę i zabiorę cię o domu. Będziemy mieć
mnóstwo czasu Ŝeby to przedyskutować. W międzyczasie rób to co kaŜe doktor, Ŝeby cię
wypisał.
Jaxon uświadomiła sobie, Ŝe pielęgniarka się na nią gapi. Zamrugała gwałtownie Ŝeby
skupić się na tym co mówi kobieta.
- Przepraszam, byłam w swoim własnym małym świecie. Co pani mówiła? - zmusiła się
do delikatnego uśmiechu.
- Sądzę, Ŝe kaŜdy kto ma takiego narzeczonego jak pani byłby w swoim małym
ś
wiecie? Czy to naprawdę miliarder? Jak to jest? Nie mogę wyobrazić sobie miliarda
dolarów. Spotkał się ostatniego wieczoru z kadrą szpitala i złoŜył duŜą darowiznę za to, Ŝe tak
dobrze się panią zajęliśmy. Pani pokój był strzeŜony dzień i noc - Jej głos stał się tęskny -
Powiedział Ŝe jest pani jego światem i nie moŜe bez pani oddychać. Trudno wyobrazić sobie
męŜczyznę który mówi na głos coś takiego w pokoju pełnym innych facetów. Oddałabym
wszystko, aby mój mąŜ to do mnie czuł.
- Pewnie tak jest - wymamrotała Jaxon, bojąc się powiedzieć więcej. Nie była zaręczona
z Lucianem – Twierdził, Ŝe jest moim narzeczonym?
Co innego mogłem zrobić, kochanie? Nazwać cię swoją Ŝyciową partnerką? Ci ludzie
rozumieją Ŝe bycie twoim narzeczonym daje mi pewne prawa kierowania twoim Ŝyciem, kiedy
jesteś chora. Nie pojęliby Ŝe jako moja partnerka Ŝyciowa jesteś drugą połową mej duszy. Nie
panikuj. Zwyczajnie zapewniłem ci bezpieczeństwo.
Nie rozumiem co oznacza bycie partnerką Ŝyciową.
Wyjaśnię ci to... zaoferował powaŜnie.
Nie! Nie chcę o tym więcej słyszeć! Ani słowa, Lucian. Cholernie dobrze wiedziała Ŝe
nie był powaŜny, a jego irytujący zwyczaj śmiania się z niej sprowadzi na niego wielkie
kłopoty. Myślał Ŝe skoro jest taka drobna, nie musi się liczyć z jej siłą. Jeśli będzie się to
powtarzało, miała zamiar zmienić jego poglądy.
tłumaczyła milila87 –
www.chomikuj.pl/milila87
Miliarder? Czy nie jest to odrobinę teatralne? A co jeśli ktoś kaŜe ci to udowodnić?
Sadziłam, Ŝe mamy nie zwracać na siebie uwagi. Celowo była zuchwała, usiłując ukryć fakt
Ŝ
e cieszy się Ŝe był prawdziwy.
Ukrywanie się na otwartej przestrzeni to zawsze najlepszy sposób. A Ŝycie od wieków
daje moŜliwości, Ŝeby zgromadzić fortunę. To dość łatwe. Im więcej ma się pieniędzy, tym
więcej moŜliwości Ŝeby ukryć prawdziwą toŜsamość. Ludzie oczekują od bogaczy lekkiej dozy
ekscentryczności. To po prostu kolejne narzędzie którego uŜywasz.
Nie moŜesz być w dodatku miliarderem. Sprawiasz Ŝe tracę rozum. Wiesz o tym,
prawda?
- Jaxx! - w drzwiach stał Barry Radcliff opierając się o framugę, a na jego twarzy
rozprzestrzenił się wielki uśmiech ulgi - Dzięki Bogu. Ciągle mówili Ŝe z tobą lepiej, ale z
jakiegoś powodu nigdy nie mogłem cię zobaczyć. Karmili mnie bzdurami o jakimś
narzeczonym. Powtarzałem im Ŝe Ŝadnego nie masz, ale nikt mnie nie słuchał, nawet kapitan.
Twierdzi Ŝe spotkał faceta, który jest jakimś miliarderem z zagranicy i Ŝe plotki są
prawdziwe. Sądziłem, Ŝe moŜe ta kula w głowę przeniosła mnie w inny świat.
Pielęgniarka wyszła Ŝeby dać im trochę prywatności.
- Przynajmniej masz wymówkę - Jaxon czuła taką ulgę widząc kogoś normalnego, Ŝe
czuła wzbierający się płacz.
- I dlaczego nie trzymałeś swojego tyłka z dala od magazynu, tak jak ci mówiłam? TeŜ
cierpisz na jakiś kompleks bohatera, Barry?
Powoli i ostroŜnie szedł przez pokój, tak jakby jego nogi się trzęsły i zdołał objąć ją
jednym ramieniem.
Zapomniałem wspomnieć Ŝe jestem bardzo zazdrosny, kochanie. Nie okazuj zbyt
wylewnie radości z ujrzenia tego męŜczyzny - faktura głosu Luciana była taka sama jak
zwykle, ale nie do końca. Był miększy niŜ kiedykolwiek, jak Ŝelazo powleczone aksamitem.
Subtelne ostrzeŜenie.
Daj sobie spokój. To mój partner. Jaxon celowo oddała Barry'emu uścisk, chociaŜ
normalnie nigdy tego by nie zrobiła.
Ukrywasz przed sobą swoje prawdziwe emocje. Darzysz tego męŜczyznę uczuciem.
Jeśli tak, to głupio z twojej strony Ŝe odsłoniłeś przede mną moje prawdziwe uczucia,
prawda?, zapytała słodko pozwalając Barry'emu trzymać jej rękę kiedy usiadł na końcu
łóŜka.
tłumaczyła milila87 –
www.chomikuj.pl/milila87
- Pamiętasz co się stało, Barry? Bo ja nie pamiętam nic poza postrzałem. - Była
ciekawa. Nie miała pojęcia jak udało im się wydostać z magazynu skoro oboje byli powaŜnie
ranni.
Szare oczy Barry'ego zachmurzyło zagubienie.
- Wiesz, mam o tym koszmary. TeŜ nic nie wiem. W moim koszmarze wielki wilk
zabija wszystkich złych kolesi jak anioł zemsty, potem zmienia się w człowieka, wyciąga
stamtąd mój tyłek, a potem cię zabiera. Nie mów tylko szefowi - juŜ teraz sprowadził mi na
głowę psychiatrę - Barry potarł ręką swoją twarz - Nie pamiętam męŜczyzny, tylko wilka i
jego oczy. Sposób w jaki na mnie patrzył. Ale przysięgam, Ŝe znikąd pojawił się człowiek i
nas uratował.
To byłeś ty. Ty nas uratowałeś. Powinnam była wiedzieć. Wiedziała. Gdzieś głęboko
było ukryte naleŜące do niej albo do Luciana wspomnienie, ale dotknęła je i odrzuciła. Była w
nim krew, śmierć, a takŜe coś zmysłowego a jednak złego - jakiś rodzaj dziwacznego
uzdrawiającego rytuału. Jaxon nie chciała tego pamiętać.
Nie miałem zamiaru pozwolić ci uciec ode mnie nawet poprzez śmierć, Jaxon. Za
bardzo cenię twoje poczucie humoru. W jego głosie była delikatność, która roztapiała jej
serce. Dał jej do zrozumienia, Ŝe wie jak bardzo była przeraŜona, samotna i całkowicie
zagubiona.
Tym razem Jaxon miała uczucie Ŝe był znacznie bliŜej. Czuła w umyśle silniejszą
obecność zamiast bladego cienia. Mimowolnie spojrzała zdenerwowana na drzwi.
- Nie martw się, Barry. Sądzę Ŝe oboje powinniśmy trzymać się od psychiatrów tak
daleko jak to moŜliwe. Pewnie by się mną zajęli. Sama teŜ mam kilka koszmarów.
Barry zmienił pozycję, pochylając się bliŜej ku niej. Ściszył głos.
- Skoro jesteśmy sami, mogę ci teŜ powiedzieć Ŝe to nie pierwsze dziwne
doświadczenie które miałem. Pamiętasz seryjnego mordercę który kilka miesięcy temu
terroryzował miasto? Oczywiście Ŝe tak. Byłem pierwszą osobą na miejscu trzeciego
morderstwa. Nie byłem na słuŜbie, ale znajdowałem się na tym terenie. Przysięgam, Ŝe
widziałem tam wilka. Odwrócił głowę, spojrzał na mnie, a ja dostrzegłem w jego oczach
inteligencję. Prawdziwą inteligencję. To było niesamowite. Patrzył na mnie jakby oceniał
moją wartość albo coś takiego, zastanawiając się czy mnie zabić. Tak samo jak w magazynie.
Ale potem to nie był wilk. Zmienił się w człowieka i za cholerę nie mogę sobie przypomnieć
jak wyglądał. Nawet jego budowy. Znasz mnie, Jaxon. Pamiętam najmniejsze detale, ale dwa
razy widziałem wilka który nie mógł tam być, a poza tym nie mogę opisać człowieka którego
widziałem - ani tego z miejsca zbrodni, ani tego który nas ocalił.
- O czym ty mówisz, Barry? - Serce Jaxon zaczęło walić z niepokojem. Czy to był
Lucian? Czym on był? Czy mógł stworzyć obraz wilka?
tłumaczyła milila87 –
www.chomikuj.pl/milila87
Barry wzruszył ramionami.
- Nie mam pojęcia. Wiem tylko Ŝe widziałem tą cholerną rzecz. To była prawda. I
wyglądał tak samo jak w magazynie. Był masywny, dobrze odŜywiony. Nie Ŝaden bezpański
pies, jak zasugerował kapitan. Miał osobliwe oczy. Bardzo czarne, inne niŜ zwierzęcia.
Płonęły niebezpieczeństwem - naprawdę płonęły. I była w nich niemal... ludzka inteligencja. -
Przeczesał ręką włosy - Sprawdzałem czy Ŝaden wilk nie uciekł z zoo lub rezerwatu, ale nic
takiego nie miało miejsca i nikt go nie widział. To nie mógł być wilk, ale... Nie wiem co mam
z tym zrobić. Jesteś jedyną osobą której to wyznałem.
Polowałem tam na wampira, Jaxon. Przestań straszyć sama siebie.
- Nie widziałam wilka, Barry, ale sama mam dziwne koszmary. MoŜe oboje oszaleliśmy
- zdobyła się na słaby uśmiech. Odgłos walącego serca był tak głośny, Ŝe myślała Ŝe oszaleje.
- MoŜe to normalne w tej sytuacji, Jaxx. Przy okazji czy pogłoski jakie słyszałem o
tobie są prawdziwe, czy to kolejny koszmar? Jestem twoim partnerem. Wiedziałbym chyba Ŝe
masz narzeczonego? Szczególnie jeśli chodziłoby o jakiegoś super miliardera?
Jaxx czuła ból w jego głosie. Mogła wyczuć jego cierpienie niczym cięcie noŜem.
Lucian czuł Ŝe sama cierpi. To jest właśnie problem, kochanie. Masz w sobie
zdecydowanie za duŜo współczucia. Nie jesteś odpowiedzialna za jego uczucia.
To mój partner i jestem mu winna lojalność. Nasza mała szarada go boli. Powiem mu,
Ŝ
e to nie jest prawda, pomyślała buntowniczo.
- Jaxx? - nalegał Barry z oczami utkwionymi w jej twarzy.
- Wiesz jak trudne było moje Ŝycie, Barry - zaczęła niechętnie, nie wiedząc co
powiedzieć.
Szerokie ramiona Luciana wypełniły przejście. Był ubrany w nieskazitelny, szyty na
miarę garnitur, a jego długie, błyszczące jak skrzydła kruka włosy były przewiązane
skórzanym rzemieniem u nasady karku. Odbierał jej oddech. Wypełnił pokój swoją
obecnością. Poruszał się z łatwością, płynnie. Przywarła do niego moc kiedy sunął przez
pokój aby pochylić się i musnąć czubek jej głowy pocałunkiem. Dotyk jego ust sprawiał, Ŝe
czuła lekką słabość. Jej serce zwolniło, dopasowując rytm do jego.
- Witaj, aniołku. Widzę Ŝe pozwolono na wizytę twojemu partnerowi. Barry, nazywam
się Lucian Daratrazanoff, narzeczony Jaxon. Pozwól mi podziękować za uratowanie jej Ŝycia.
Barry obrócił szare oczy z powrotem na Jaxon, wpatrując się w nią oskarŜycielsko.
Lucian usiadł na krawędzi łóŜka, opiekuńczo osłaniając ją swoim ciałem.
tłumaczyła milila87 –
www.chomikuj.pl/milila87
- Jaxon chciała ci o mnie powiedzieć. Cierpiała w milczeniu przez długi czasu. Ale
obawiała się Ŝe w jakiś sposób Tyler Drake się o mnie dowie i skrzywdzi cię jako jej
powiernika - Otoczył ręką ramiona Jaxon - Miała trudne Ŝycie, a ci z nas którzy ją kochają
wiedzą, Ŝe usiłuje nas chronić nawet gdy tego nie chcemy. Wiem Ŝe zrozumiesz, czemu
trzymaliśmy to w tajemnicy.
Barry nie umiał się powstrzymać przed wsłuchiwaniem w ton niesamowitego głosu
męŜczyzny. Odwrócił oczy od Jaxon na Luciana i zapadał się w głębokie, niezgłębione morze
spokoju. Oczywiście, Ŝe rozumiał. Jaxon zawsze chroniła wszystkich wokół. Jak mogłaby
zrobić cokolwiek innego? I polubił Luciana. Wiedział, Ŝe Lucian będzie dla niej odpowiedni,
Ŝ
e o nią zadba. MoŜe się ze sobą zaprzyjaźnią.
Nie waŜ się wsadzać mu nic do głowy! Zdenerwowana Jaxon próbowała ominąć
Luciana, Ŝeby wyrwać Barry'ego z transu. Patrzył z ekstazą w oczy Luciana.
Lucian nie odrywał wzroku od Barry'ego. NieuwaŜnie przytrzymał Jaxon jedną ręką.
Czy ten męŜczyzna jest waŜny w swoim Ŝyciu?, spytał bez słów.
Wiesz, Ŝe tak! Nie grzeb w jego głowie.
Jeśli jest dla ciebie waŜny, musi mnie zaakceptować. Posłuchaj, Jaxon. Nie mogę
pozwolić Ŝeby ktokolwiek inny dowiedział się o mojej rasie. Rozumiesz co mówię?
Postanowiłem Ŝe ten męŜczyzna znajdzie się pod moją ochroną bo darzysz go uczuciem. To
nie jest błaha sprawa. Ale musi zaakceptować nasz związek.
Ja nie akceptuję naszego związku. Nie mamy związku. BoŜe drogi, rozmawiam z tobą w
myślach a nie na głos, jak normalny człowiek. Słyszę i widzę duŜo lepiej niŜ powinnam i oboje
wiemy, Ŝe powinnam być martwa. Czy nie tak? Zrobiłeś mi coś dziwnego i sprowadziłeś mnie
z powrotem. Teraz jestem jakimś zombie, albo coś podobnego. Na koniec w jej głosie
pojawiła się histeryczna nuta.
Lucian roześmiał się miękko i pochylił aby musnąć wargami kącik jej ust.
- Jesteś taka piękna, kochanie.
Nie powinien mieć takich ust. Posiadanie takich ust było grzechem. I ten głos teŜ
powinien być zabroniony.
- Nie jestem, ale doceniam Ŝe to mówisz - Nikt nigdy nie opisał jej jako pięknej.
- Bo nie miałaś nikogo kto mógł to zrobić. Teraz masz mnie - Jeszcze raz spojrzał na
partnera Jaxon.
Barry uśmiechnął się do męŜczyzny.
- Wolałbym Ŝeby powiedziała mi wcześniej ale oczywiście rozumiem. Drake jest
zagroŜeniem którego nie zdołaliśmy usunąć z jej Ŝycia. Mam nadzieję, Ŝe pojmujesz Ŝe ciągle
tłumaczyła milila87 –
www.chomikuj.pl/milila87
będziesz musiał się pilnować. Jeśli pójdziesz ze mną na posterunek pokaŜę ci wszystko co na
niego mamy. WaŜne Ŝebyś był w stanie go rozpoznać. Jest duŜa szansa, Ŝe spróbuje cię zabić.
Jaxon zabrała rękę od Barry'ego i odsunęła się od Luciana, wycofując się.
- Sądzę, Ŝe oboje powinniście wyjść. To zbyt publiczne miejsce. Jest duŜa szansa, Ŝe on
nas teraz obserwuje.
Luian znowu objął niewielkie ciało Jaxon, umieszczając ją opiekuńczo pod swoim
ramieniem tak jakby nie zauwaŜył, Ŝe usiłowała trzymać się od niego z daleka.
Za bardzo się martwisz Tylerem Drakiem, kochanie. Nie jest niezwycięŜony.
Ty teŜ nie. ChociaŜ nie zdawała sobie z tego sprawy, jej szerokie ciemne oczy
przesunęły się po jego twarzy niemal z miłością. Zdecydowała Ŝe lubi mieć kogoś, z kim
moŜe się kłócić. O kogo moŜe się martwić. Z kim moŜe się draŜnić i śmiać.
Wiedziałem, Ŝe się przyzwyczaisz. Znowu jego śmiech, aksamitnie cichy, uwodzicielski.
Jestem po prostu samotna. Podniosła wyzywająco brodę. Troglodyta nadałby się tak
samo jak ty, więc przestań triumfować i pręŜyć mięśnie na piersiach. Jeśli miała być szczera,
to miał bardzo ładną klatkę piersiową.
Jego śmiech przyspieszył jej tętno, a ciepło oddechu na karku wysyłało dreszcze
tęsknoty wzdłuŜ całego ciała. Odwróciła się do swojego partnera, zdeterminowana by
ignorować Luciana i sposób w jaki na nią działał.
- Kiedy stąd wyjdziesz, Barry? Ja wychodzę dzisiaj.
- Prawie umarłaś. Co oni sobie myślą? - Na twarzy Barry'ego odmalował się szok - Czy
lekarze to idioci?
- Mam koneksje - zainterweniował Lucian cicho i gładko, znowu trzymając Barry'ego
pod zaklęciem swojego głosu i oczu. - Zabieram ją do swojego domu. Bezpieczeństwo jest
tam bardzo wysokie. Nikt nie wejdzie bez mojej wiedzy. Zadbam teŜ o opiekę medyczną. Nie
musimy się tak o nią martwić. Proszę, pozwól mi dać ci mój prywatny numer i adres. MoŜesz
do nas dzwonić kaŜdego wieczora. Pracuję niemal wyłącznie wieczorami i nocami, bo mam
do czynienia z róŜnymi krajami i strefami czasowymi. Po prostu się przedstaw, a wtedy ja
albo Jaxon skontaktujemy się z tobą jak szybko się da. Kiedy cię wypuszczą?
- Powiedzieli Ŝe moŜe za trzy dni. Potem mam zwolnienie ze względu na niezdolność
do słuŜby na co najmniej trzy miesiące. Potem trafię do pracy biurowej. A co z tobą,
partnerko? Wracasz niedługo?
Lucian złączył z nią palce. Celowo uniósł jej kłykcie do ciepłych ust.
tłumaczyła milila87 –
www.chomikuj.pl/milila87
- Wolałbym Ŝeby nie odpowiadała ani nawet nie myślała teraz na ten temat. Wiesz jaka
jest uparta.
- Oczywiście, Ŝe wrócę do pracy. Tak zarabiam na Ŝycie - powiedziała z oburzeniem.
Barry odrzucił głowę do tyłu i zaczął się śmiać.
- Tak się składa Ŝe jesteś zaręczona z jednym z najzamoŜniejszych ludzi na ziemi. Nie
sądzę, Ŝe pieniądze na utrzymanie stanowią dla ciebie duŜy problem.
Spojrzała na niego.
- Dla twojej informacji Lucian nie jest nawet w części tak bogaty jak mówią. A co do
mnie, to lubię pracować. Nie jesteśmy jeszcze małŜeństwem i wiele rzeczy moŜe pójść źle.
MoŜe nigdy nie dojdzie do ślubu. Nie pomyślałeś o tym? A co jeśli weźmiemy ślub i nam nie
wyjdzie? Wiesz ile małŜeństw się rozpada?
- To takie do ciebie podobne, Jaxx. JuŜ skazała swoje małŜeństwo na przegraną -
wytknął Barry - a nawet jeszcze nie wzięła ślubu. Mała Panna Pesymistka.
- Jestem realistką, Barry - odparła cicho.
Lucian otoczył ją ściślej ramionami, prawie tak jakby ochraniał ją przed docinkami
Barry'ego. Mógł wyczuć ból w jej umyśle. Śmiała się, ale umysł miała pełen smutku. Barry
nie miał o tym pojęcia, chociaŜ od pewnego czasu był jej partnerem. Lucian był pewien Ŝe
nikt z ludzi którzy sądzili Ŝe ją znają, nie mógł tak naprawdę odczytać jej myśli. W jej Ŝyciu
nie było prawdziwej radości. Próbowała znajdować momenty szczęścia gdzie tylko mogła, ale
zawsze była świadoma groźby wiszącej nad tymi z którymi zanadto się zaprzyjaźniła. Ten
potworny cięŜar nie opuszczał jej umysłu. Idea dzielenia z kimś Ŝycia była dla niej jedynie
piękną fantazją. NiemoŜliwym do spełnienia snem.
Palce Luciana odnalazły jej kark i rozpoczęły powolny, relaksujący masaŜ. DuŜo
wymagał, oczekując Ŝe Jaxon zaakceptuje rzeczy które widziała, i o których jej powiedział.
Nie zamknęła umysłu na moŜliwość istnienia innych, podobnych do ludzi istot. Nie zamknęła
go teŜ na moŜliwość, Ŝe oszalała i Ŝe to on moŜe być jej wrogiem.
-Cieszę się, Ŝe twoje rany nie były aŜ tak powaŜne, Barry - powiedziała szczerze Jaxon.
- Powiedziałaś mi w magazynie Ŝebym przestał być takim mięczakiem - zaprzeczył
Barry.
- Chciałam tylko Ŝebyś się ruszył i się stamtąd wydostał - wytknęła.
- Taa, jasne - odparł jej partner mrugając do Luciana ponad jej głową - Oczywiście,
doktorki myślały Ŝe będą musieli uciąć mi ramię - poinformował ją Barry - Pierwsze zdjęcia
rentgenowskie wykazały tak pogruchotane kości, Ŝe doktorzy powiedzieli Ŝe mam papkę
wewnątrz ramienia i nie da się go ocalić. Ale miałem szczęście. Obudziłem się parę godzin
tłumaczyła milila87 –
www.chomikuj.pl/milila87
później zanim zabrali mnie na salę operacyjną i powiedzieli, Ŝe ktoś musiał zamienić zdjęcia.
Moje ramię było złamane, ale poza tym kula przeszła przez nie nie czyniąc szkody. Nikt nie
mógł tego pojąć, ale nie szkodzi. Doszedłem do wniosku Ŝe to cud i to akceptuję.
Jaxon zamarła. Wiedziała, co się wydarzyło. Wydarzył się Lucian. Wyleczył Barry'ego
bo wiedział Ŝe jest dla niej waŜny. Wiedziała to instynktownie, bez pytania. I nie chciała o
tym wiedzieć bo oznaczało to, Ŝe Lucian naprawdę mógł robić rzeczy o których mówił.
Celowo na niego nie patrzyła. Ile w rzeczywistości mógł widzieć Barry w noc w magazynie?
Czy w jego wspomnieniach było coś, co mogło zaszkodzić Lucianowi? Albo co gorsza, czy
Lucian zdecydował Ŝe jest w nich coś co mogło go zdradzić? Potarła swoje pulsujące skronie.
- Barry - powiedział miękko Lucian - Jaxon robi się zmęczona, a ja nadal muszę
odwieźć ją dziś do domu. Wiem Ŝe chcecie nadrobić zaległości, ale teraz jest za wcześnie
Ŝ
eby mogła się przemęczać - Jego głos zawierał delikatny mentalny nacisk, subtelny rozkaz
który był niemoŜliwy do odparcia.
Barry natychmiast potaknął, pochylając się by złoŜyć pocałunek na czubku jej głowy.
Jaxon poczuła natychmiastowe zesztywnienie Luciana. Był niczym wielki dziki kot, zwinięty
i gotowy do ataku, a jednak nieruchomy niczym góra. Złapała się na tym, Ŝe bez powodu
wstrzymuje oddech.
Lucian uśmiechał się z pozornie szczerym ciepłem, potrząsając dłonią Barry’ego i
odprowadzając go do drzwi. Potem, kiedy Barry zniknął, odwrócił się i spojrzał na nią.
- Nie ufasz mi.
- Mówisz tonem, jakby cię to bawiło – Jaxon miała dość udawania – Nie znam cię,
Lucianie. Wcale cię nie znam. Prawda jest taka Ŝe dotąd nie spędzałam wiele czasu z innymi
ludźmi. Przyzwyczaiłam się do samotności. Nie wiem czy czuję się dobrze w obecności
obcego który tyle o mnie wie, kiedy ja nie wiem nic o nim.
- Jesteś w stanie czytać w moich myślach, aniołku. Połącz nasze umysły. Dowiesz się
wszystkiego czego zechcesz.
Potrzasnęła głową, zdeterminowana by nie dać się oczarować magii jego głosu.
- Chcę pojechać do domu, do mojego własnego mieszkania Ŝeby to wszystko
przemyśleć.
Telefon odezwał się, zanim zdąŜył odpowiedzieć. Była dziwnie wdzięczna. Nie była
pewna czy chciała by się z nią zgodził, czy teŜ zaprotestował. Myśl o ich separacji sprawiła,
Ŝ
e jej serce stało się cięŜkie. Podniosła telefon oczekując, Ŝe usłyszy głos kapitana.
- Jaxx, kochanie? To tatuś.
tłumaczyła milila87 –
www.chomikuj.pl/milila87
Tyler. Jego głos sprawił, Ŝe zrobiło jej się niedobrze. Przywołał kaŜdy detal ich
wspólnego Ŝycia. Potworną odpowiedzialność dzieciństwa, osłanianie matki i brata tylko po
to by ponieść w końcu poraŜkę. Poczucie winy z powodu rodziny Andrews, która straciła
Ŝ
ycie tylko dlatego Ŝe dała jej dom. I z powodu Carol Taylor, która zgrzeszyła tym Ŝe lubiła
wypić rankiem z Jaxon filiŜankę kawy. Drake zadzwonił do niej pewnego ranka dawno temu
mówiąc, Ŝe Carol jest słaba i nieuŜyteczna jak Rebecca. śe gra na współczuciu Jaxon i jest
niczym więcej jak pijawką, cięŜarem. Jaxon wiedziała Ŝe tego ranka znajdzie Carol martwą,
ale mimo to rzuciła słuchawkę i pobiegła do jej mieszkania. Teraz była cicho czując
bulgotanie w brzuchu. Jej ręka automatycznie znalazła pistolet, podczas gdy oczy zaczęły bez
spoczynku poruszać się w poszukiwaniu okien. Czy Drake mógł zajrzeć do pokoju? Czy stał
pod odpowiednim kątem? Był doskonałym strzelcem. Bez jednej myśli wyślizgnęła się z
łóŜka i stanęła między oknem a Lucianem. Lucian bez słowa pchnął ją za siebie, przyszpilając
jednym silnym ramieniem.
- Ten człowiek usiłuje zniszczyć naszą rodzinę, Jaxx – warknął Drake w telefonie – Nie
moŜesz na to pozwolić. KaŜ mu sobie iść. Nie wiesz jacy są męŜczyźni i czego chcą. Nie
moŜesz mu ufać – W jego głosie pobrzmiewał Ŝelazny autorytet.
Lucian wyjął jej słuchawkę z ręki, co było łatwe mimo Ŝe do niej przywarła.
- Chodź i sam mnie dopadnij, Drake – Jak zawsze mówił miękkim, niemal delikatnym
tonem – Nie mam zamiaru z niej zrezygnować. Nie masz juŜ nad nią władzy. Jaxon jest pod
moją opieką, a twoje rządy terroru się skończyły. Poddaj się. PrzecieŜ tego chcesz. Chciałeś
tego od długiego czasu.
Lucian usłyszał jak Drake odkłada słuchawkę na widełki, ucinając ich rozmowę.
Obrócił się i objął Jaxon swoim czarnym, uporczywym spojrzeniem. W płomienistej pustce
jego oczu i twardym, niemal okrutnym wyrazie ust nie było wyrzutów sumienia, strachu ani
niczego innego. Jaxon poczuła się słaba i krucha. Wyglądał solidnie, spokojnie i
niezwycięŜenie, niczym kotwica. Bardzo delikatnie sięgnął ręką i dotknął jej twarzy.
- Jaxon?
- Czemu to zrobiłeś? Czemu rzuciłeś mu wyzwanie? – Jej głos był ledwie szeptem –
Nie rozumiesz. Nie mogę cię przed nim ochronić. Będzie czekał. Miesiąc czy rok nic dla
niego nie znaczy. Nawet jeśli nigdy się nie zobaczymy, przyjdzie po ciebie. Nie wiesz co
zrobiłeś.
Jaxon widocznie się trzęsła. Wyglądała na taką zagubioną, smutną, młodą i kruchą, Ŝe
Lucian poczuł jak jego serce wykręca się z bólu. Sięgnął ku niej, zagarnął w ramiona jej
nieopierające się ciało i ukrył blisko swego serca. Po prostu trzymał ją do momentu aŜ jego
ciepło zaczęło wnikać w jego ciało. Dopóki jej nerwowe bicie serca dopasowało się do jego
spokojnego, stałego rytmu. Dopóki okropne bulgotanie w jej brzuchu nie zanikło.
tłumaczyła milila87 –
www.chomikuj.pl/milila87
Jak tego dokonał? Jaxon leŜała obok jego duŜego, umięśnionego ciała i pozwoliła sobie
na jeszcze kilka minut zaufania. Sprawiał Ŝe czuła Ŝe dopóki będzie blisko niego, wszystko
będzie dobrze. Wydawał się przenosić swoją niezwykłą wiarę w siebie na nią. Wreszcie Jaxin
go odepchnęła i zerwała się na nogi.
- Od początku ustawiłeś się jako cel, prawda? Twierdziłeś Ŝe jesteś moim narzeczonym
i masz tyle pieniędzy, Ŝeby warto było rozpowszechniać te wieści. Jest o tym we wszystkich
gazetach, prawda? Przystojny miliarder z gliną. ZałoŜę się Ŝe wyszła z tego niezła historyjka.
Wiedziałeś Ŝe Drake to przeczyta i po ciebie przyjdzie.
Kompletnie spokojny wzruszył ramionami, a jego uporczywe czarne oczy spoczywały
na jej twarzy. Ruch szerokich ramion był płynny i męski – falował zwykłą dla niego siłą
kiedy przyznawał, Ŝe ma rację.
- Nie miałem szans Ŝeby go namierzyć dopóki nie dowiem się o nim więcej. Twoje
wspomnienia dały mi punkt zaczepienia. Teraz sam mi wszystko ujawni. Jeśli nie odda się w
ręce policji, będzie na tyle wściekły Ŝeby zacząć popełniać błędy. Ujawni się. Straci swoją
cierpliwość. Stracił nad tobą kontrolę. Zawsze, odkąd byłaś dzieckiem, Tyler Drake wierzył
Ŝ
e rządzi twoim Ŝyciem. Nigdy wcześniej nic takiego mu się nie zdarzyło.
- Nie podda się – powiedziała z kompletnym przekonaniem.
- Pewnie nie – powiedział z zadowoleniem – Drake jest niezrównowaŜony i nie byłem
w stanie się z nim połączyć.
- Czemu ja? Czemu to na moim punkcie ma obsesję? – Jej ogromne ciemne oczy
poruszały się po twarzy Luciana. I dlaczego mnie znalazłeś? Dlaczego ta… ta rzecz przyszła
do twojego domu, skoro nie chciała nic od ciebie? – Z nagłym zrozumieniem cofnęła się krok
w tył – To byłam ja, prawda? Jakoś go tam ściągnęłam.
Jego uśmiech był pozbawiony humoru, stanowił raczej dowód docenienia jej
umiejętności wyciągania wniosków.
- Jesteś w tym duŜo lepsza niŜ sądziłem, kochanie. Połączenie naszych umysłów dało ci
więcej wiadomości niŜ zaplanowałem.
- Po prostu mi powiedz - Niemal wstrzymywała oddech w oczekiwaniu na odpowiedź,
ale - jak zwykle kiedy wiedziała o niebezpieczeństwie - znała prawdę.
- Wiem co myślisz, Jaxon, ale sprawa jest bardziej złoŜona. Jesteś wyjątkowa wśród
twojego rodzaju, jesteś prawdziwym medium. Tylko medium moŜe przemienić się w nasz
gatunek. Wszyscy inni wpadają w obłęd przy próbie przemiany. Dla naszych męŜczyzn
konieczne jest znalezienie partnerki. Wyjaśniłem ci to. Wampiry czyli ci Karpatianie którzy
zdecydowali się stracić duszę i nie mogą być zbawieni - nadal podejmują próby. Nadal
szukają partnerki, chociaŜ juŜ dla nich za późno. Przyciągnęła ich twoja obecność.
tłumaczyła milila87 –
www.chomikuj.pl/milila87
Zamknęła oczy.
- Seryjny zabójca. Czy to był wampir?
Przytaknął.
- Znalazłem jego ofiarę kiedy przyjechał twój partner. Nie byłem wtedy pewien kto był
zabójcą. Wampiry często uŜywają na róŜne sposoby złych ludzi. Tak jak Karpatianie wampiry
nie mogą znieść światła dnia. Ludzie mogą wypełniać róŜne zadania kiedy wampiry są do
tego niezdolne, więc uŜywa się ich jako kukiełek.
- Czy mogą zmuszać ludzi Ŝeby zabijali innych? To masz na myśli?
Pokiwał powoli głową uwaŜnie ją obserwując. Wyglądała jakby miała zaraz uciec.
- Między innymi są w stanie zaprogramować swoje kukiełki do zabijania - Jeśli
moŜliwe było Ŝeby jeszcze zbladła, udało jej się to osiągnąć.
Jaxon potrząsnęła głową.
- To szaleństwo. Wiesz o tym, prawda? Nie wierzę, Ŝe to wszystko kupuję. Tak
naprawdę nie chcę o tym wiedzieć.
- Świetnie sobie radzisz, aniołku. Nie spodziewałem się Ŝe zaakceptujesz wszystko od
razu. Mam pozwolenie od lekarzy Ŝeby zabrać cię do mojego domu. Nie chcę budzić
podejrzeń przez zbyt długie zwlekanie.
- Chcę do mojego domu - odparła uparcie.
- Chcesz mnie chronić.
- Chcę od ciebie uciec - unikała jego wzroku. Desperacko potrzebowała okazji Ŝeby
pomyśleć. Musiała być daleko, daleko od pokusy jego obecności.
Lucian poruszył się błyskawicznie, pokonując w mgnieniu oka dystans pomiędzy nimi.
- Nie, wcale nie, Jaxon. Mogę czytać w twoich myślach. Za późno. Przyjdzie po mnie.
A ty nadal chcesz mnie chronić.
- Tak, przyjdzie po ciebie - wybuchła - A ja nie mam zamiaru wejść do pokoju Ŝeby
znaleźć twoje poszarpane i zakrwawione ciało na podłodze. Nie mogę przejść przez to
ponownie. Nie mogę, Lucian.
Z łatwością otoczył ją ramionami ponownie zamykając w uścisku, uspokajając ją
dotykiem.
- Jesteś taka piękna, Jazon. Zachwyca mnie twoja determinacja kiedy chcesz oddać
swoje Ŝycie za innych. Chodź ze mną do domu, gdzie będziesz bezpieczna i gdzie będziemy
tłumaczyła milila87 –
www.chomikuj.pl/milila87
mogli się poznać. Spójrz na to w ten sposób: jeśli Drake po mnie przyjdzie będziesz mogła
przynajmniej mnie ostrzec.
Zapadała się w czar jego czarodziejskiego, mrocznego, aksamitnego głosu. Tonęła w
głębinach jego seksownych oczu. Wygięcie zmysłowych ust ją hipnotyzowało.
- Mam w moim mieszkaniu rzeczy które mają dla mnie duŜe znaczenie.
- Rzeczy twojej matki - powiedział miękko - Zabrałem je z twojego mieszkania. Są
bezpieczne w twoim pokoju u mnie.
Jej oczy błysnęły ogniem.
- Nie miałeś prawa.
- Miałem kaŜde prawo. Jesteś moją Ŝyciową partnerką, zawsze pod moją opieką. Nie
mogę zrobić nić innego jak tylko zapewnić ci szczęście. Zawsze jesteś pod moją ochroną.
Rzeczy, które są waŜne dla ciebie są teŜ waŜne dla mnie.
- Jeśli to prawda to dlaczego u diabła sprowokowałeś Drake'a? - nerwowo zaciskała
palce na tkaninie jego niepokalanej koszuli.
Przykrył dłońmi jej ręce, przytrzymując je na swoim sercu.
- Nie mogę pozwolić Ŝeby taki człowiek był gdzieś tam i zagraŜał twojemu
bezpieczeństwu. Ty nie zostawiłabyś kogoś kto stanowiłby dla mnie taką groźbę.
Jaxon westchnęła, a na jej piersi spoczął ogromny cięŜar.
- Masz rację, Lucian, nie zrobiłabym tego. Teraz nie mam wyboru. Muszę spróbować
go znaleźć.
Lucian odkrył, Ŝe się uśmiecha. Nie mógł się powstrzymać. Była tak zdeterminowana
Ŝ
e to ona się nim opiekuje. Potrząsnął głową, a potem pochylił się by dotknąć wargami jej
włosów.
Serce Jaxon opuściło jedno uderzenie. Jaki był sens kłótni? Nie mogła zostać w
szpitalu. KaŜdy doktor i pielęgniarka którą obdarzyłaby uśmiechem, znajdowałaby się w
niebezpieczeństwie. Kto wie jak pracuje pokręcony umysł Drake'a? Co miała do stracenia?
Poza tym ktoś musiał dowiedzieć się kim naprawdę jest Lucian i czego chce. No i nie mógł
umrzeć. Była mu to winna choćby ze względu na ocalenie Barry'ego. Ani Barry ani ona nie
uszliby z Ŝyciem z tego magazynu. Musiała pozostać z Lucianem jako jego ochroniarz,
przynajmniej dopóki nie znajdą Drake'a.
Dłoń Luciana nakryła czubek jej głowy, a palce zmierzwiły gęstwinę blond włosów.
Pasma były jak jedwab.
tłumaczyła milila87 –
www.chomikuj.pl/milila87
- Martwisz się o bezpieczeństwo twojego partnera.
- Drake moŜe w niego uderzyć. Zawsze się o to martwiłam. Dopóki nie natrafiłam na
Barry'ego ciągle zmieniałam partnerów. Odmówił zamiany a kapitan go posłuchał mimo
ryzyka. Drake mógł wściec się na tyle, Ŝeby zranić mnie uŜywając jego.
- On nigdy nie próbował cię zranić, aniołku - powiedział miękko - Jego motywem nie
jest ranienie ani karanie cię. W swoim umyśle jest twoim wybawicielem, opiekunem. Jesteś
jego ukochaną córką. Tak właśnie myśli. A my próbujemy was ze sobą rozdzielić.
- Nawet teraz, po tak długim czasie? Jak moŜe tak myśleć?
Jego ręka nie mogła się uspokoić, nadal gładził palcami jej włosy. Nie wiedział czemu
był tak troskliwy wobec tego krótkiego, nieujarzmionego mopa, ale zdecydował Ŝe nie moŜe
bez niego Ŝyć. Była dla niego niezbędna. Bawiło go Ŝe nie pojmuje kim jest - karpatiańskim
łowcą z ogromnymi mocami i wiedzą. Umiejętnościami zdecydowanie przewyŜszał kaŜdego
ludzkiego męŜczyznę. Mógł stać się mgłą, cieniem. Był silniejszy niŜ jakikolwiek śmiertelnik,
mógł czytać wiatr, rozkazywać niebiosom. Potrafił biec jako wilk i latać jak drapieŜne ptaki.
Mógł kontrolować myśli ludzi wokół, przyciągać ich do siebie głosem i wymuszać ich
posłuszeństwo w kaŜdej sprawie. Mógł unicestwiać z dystansu, a nawet nakazać ofierze by
sama się zniszczyła. Mógł śledzić kaŜdego i wszystko kiedy tylko to namierzył. Nic nie
mogło go powstrzymać. Ani nieumarły ani ludzka ofiara.
Dla Luciana Tyler Drake musiał zostać uśmiercony. Ten męŜczyzna wymordował
wszystkich którzy cokolwiek znaczyli dla Jaxon. W Lucianie nie było gniewu, a jedynie cichy
spokój który zawsze był jego częścią. Był sprawiedliwością ich ludzi, egzekutorem ich praw.
Jednak szczęście i dobro Jaxon Montgomery stawiał nawet ponad swoim księciem, swoim
Ŝ
yciem, swoim bratem bliźniakiem i swoim ludem. Tyler Drake został skazany i pozostało mu
niewiele Ŝycia.
- Chodź do domu - wymamrotał cicho, świadomy Ŝe wieczór ustępuje miejsca nocy.
Dobrze się poŜywił. Będzie wreszcie musiał ujawnić jej to, w co trudno będzie jej uwierzyć.
Była odwaŜna i akceptująca, umysł miała otwarty na moŜliwość istnienia innych form Ŝycia.
Jednak nie była jeszcze gotowa by zaakceptować ich istnienie w jej pobliŜu.
Wyczuwał w jej umyśle jak bardzo była rozdarta. Czytał w nim smutek, winę. Widział
determinację by chronić nie tylko jego, ale teŜ Barry'ego Radcliffa. Z lekkim westchnieniem
podniósł ją do góry.
Przejście przez nadmierne szpitalne formalności powinno być jednym z tych
koszmarów których Jaxon nie mogła znieść, bo nie miała cierpliwości do papierkowej roboty,
ale Lucian jakimś cudem sprawił Ŝe wszystko poszło gładko. Ilość personelu szpitalnego i
reporterów zdawała się rosnąć, kiedy zabrano ją na dół do szpitalnego wyjścia. Kilka razy
popatrzyła z pretensją na Luciana, ale on udawał Ŝe niczego nie zauwaŜył. Wydawał się w
swoim Ŝywiole, niemal jak stary przyjaciel róŜnych dziennikarzy. Nawet kapitan dołączył do
tłumaczyła milila87 –
www.chomikuj.pl/milila87
tłumu Ŝeby uścisnąć mu ręce. ZauwaŜyła Ŝe nie pośpieszył do niej - był widocznie zbyt
zajęty poszukiwaniem moŜliwej dotacji na kampanię, gdyby zdecydował się startować na
burmistrza.
To bardzo niemiłe. Znowu słyszała śmiech, który sprawiał Ŝe po jej skórze tańczyły
płomienie i rozpalał ogień w środku brzucha. Rozejrzała się wokół aby upewnić się Ŝe nikt jej
uwaŜnie nie obserwuje, bo jej twarz zaczął zabarwiać blady rumieniec.
Nie wierzę w to, jak ci ludzie dają ci się oczarować. To ohydne, powiedziała mu
bezgłośnie. Chodziło prawdopodobnie o jego głos. Albo oczy. Albo przyciągające spojrzenie.
No i jeszcze idealne usta.
Pochylił się aby umieścić te perfekcyjne usta nad jej uchem. Celowo zrobił to przed
aparatami fotograficznymi, a ręką władczo objął jej kark.
- Chodzi o pieniądze, kochanie. Nie ma innego powodu, to tylko kasa. Jedynie ty
uwaŜasz mnie za przystojnego i sexy.
- Nigdy nie powiedziałam sexy. I na pewno nie uŜywałam słowa przystojny - syknęła w
odpowiedzi. Nie miała zamiaru powiększać jego rozrośniętego ego przez wskazywanie
wszystkich kobiet które o nim mówiły. Musiał je słyszeć. Ona je słyszała. Pokręciła głową.
Lucian naprawdę nie widział nic specjalnego w swoim wyglądzie. Swoją atrakcyjność
traktował tak jak aurę władzy i autorytetu - od zawsze była po prostu częścią niego.
Przed szpitalem zaparkowała ogromna biała limuzyna. Przed drzwiami stał czekający
szofer. Jaxon zamknęła oczy. To było tak absurdalne, nonsensowne. Nie pasowała do
limuzyny. Jakiekolwiek Ŝycie prowadził Lucian, Jaxon nie mogła się do niego dopasować.
Kiedy niechętnie szła oparta o ramię Luciana w kierunku szofera bez ostrzeŜenia
uderzyła ją wiedza. Uczucie przyszło z nikąd. Ciemne. Brzydkie. Intensywne. Wokół było
ciemno - światło zostało wyssane z nieba i zastąpione przez noc. Chmury przysłaniały
księŜyc, a drobny deszczyk tworzył mgiełkę na ulicach. Wszędzie rozbrzmiewał śmiech,
rozmowy, setki głosów, a jednak nagle znalazła się samotna w środku strefy wojennej.
Automatycznie wysunęła się spod ramienia Luciana odpychając jego potęŜne ciało Ŝeby
zwiększyć przestrzeń między inimi. Wyciągnęła broń, a jej oczy śledziły, poruszały się,
szukały celu. Był tam. Blisko. Koszmar kaŜdego gliniarza - wielki tłum i morderca.
tłumaczyła milila87 –
www.chomikuj.pl/milila87