1126 DUO Mann Catherine Brakuje mi ciebie

background image
background image

CatherineMann

Brakujemiciebie

Tłumaczenie:

KatarzynaCiążyńska

background image

ROZDZIAŁPIERWSZY

Od dwóch lat Fiona Harper-Reynaud była żoną mężczyzny, którego magazyn

„AmericanSports”ogłosiłNajprzystojniejszymsportowcemroku”.

CoprawdaniepoślubiłasławnegorozgrywacegonowoorleskiejdrużynyHur-

ricanesdlajegourody.Szczerzemówiąc,zawszepociągalijąraczejintelektualiści
niż sportowcy. Gdy jednak Henri Reynaud pojawił się na imprezie charytatywnej,
którą prowadziła w galerii sztuki, zaintrygował ją. A kiedy okazał podziw i zrozu-
mieniedlaniuansówsztuki,wpadłapouszy,patrzącwjegorozmarzoneinteligentne
oczy.

Mimotozewzględunahistorięswoichzwiązkówidwukrotniezerwanezaczy-

nyutrzymywaładystans.Przezdwatygodnie.Bopotemżyciezaczęłowymykaćjej
sięspodkontroli.

To prawda, pobrali się, ponieważ myśleli, że Fiona jest w ciąży. Kochała jednak

Henriegotakmocnoinamiętnie,żestraciłarozdekjakazaliapłatki.Zbytpóźno,
dopierogdypojawiłysięproblemy,zdalisobiesprawę,żeichmałżeństwozbudowa-
nejestnaruchomychpiaskach.Aodrobinatrwalszegofundamentuszybkosiękru-
szyła.

Zwłaszczaostatnio.
ZadwiegodzinyFionamiałaprzywitaćelitęNowegoOrleanunakolejnejimpre-

ziepołączonejzezbiórkąpieniędzy,którąprowadziłajakowolontariuszka.Ilekroć
fundacjaproponowałajejhonorarium,przekazywałapieniądzezpowrotemnacele
charytatywne.Głębokowierzyławewspieraneprzezsiebiesprawyibyławdzięcz-
na,żeposiadaśrodkiiczas,byjewspomóc.

Ale to nie presja związana z pełnym blichtru wydarzeniem tak ją zestresowała.

Fionabyłaogromnieprzetawizytąulekarza,którąodbyłategodnia,zaśnasku-
tektegobardziejniżdotądzdeterminowana,bynieciągnąćmałżeństwaopartego
nawszystkim,tylkonienamiłości.Poczucieobowiązkumężajejniewystarczało.

Włączyła głośnik w telefonie i położyła go na starej toaletce, jednym z pięknych

mebli w domu, który dzieliła z Henrim w zabytkowej dzielnicy nowoorleskiej,
GardenDistrict.Zatrzymaławzroknaoprawionejwkryształowąramkęfotografii,
naktórejbyłazHenrimpodczaswycieczkidoParyżaprzedkilkulaty.Zaskoczyłyją
ichuśmiechy.

Czy jej życie było kiedyś tak szczęśliwe? Patrząc teraz na fotografię, odnosiła

wrażenie,żetoniesiebiewidzi,leczobcąosobę.

Tak się zapatrzyła na zdjęcie, że omal nie zapomniała, iż rozmawia z Adelaide,

swojąprzyszłąszwagierkąiasystentkąDempseya,przyrodniegobrataHenriego.

AdelaideiDempseywreszciesięzaczyli,aichmiłośćpotrzebowaławięcejcza-

su,byrozkwitnąć.InaczejbyłozHenrim,któryoświadczyłsiępodwpływemimpul-
su.

Mrugając,Fionaskupiłauwagęnarozmowie.Narodzinie.Wduchuzaśmiałasię

background image

gorzkonatęmyśl.Rodzinaznaczyładlaniejbliskośćisolidarność,onazaśczułasię
samotnaiwyizolowana.

Itobezpowodu.RodzinaReynaudówbyłaliczna,awiększośćjejczłonkówmiesz-

kaławNowymOrleanie. Dwajbraciamężamieszkali wrodzinnejposiadłości nad
jezioremPontchartrain.Tegowieczorumielitambyćobecniwzwiązkuzjejimpre-
zącharytatywną.

Gwiazdysportu,celebryciipolitycyzbiorąsię,bywyrazićswojepoparciedlanaj-

nowszejkwestyFiony.Powietrzewypełnigwarrozmów.Sądzączdotychczasowych
doświadczeń,udajejsięzebraćniezbędnąsumę,byotworzyćschroniskodlazwie-
rząt.

Przycupłanawiktoriańskiejtapicerowanejławiestocejwnogachłóżkazbal-

dachimem,słuchającprzyszłejszwagierki,którapaplałaowinach,likierachiinnych
napitkach.

Wciąż przebywając myślami w przeszłości, gdy do szaleństwa zakochała się

w Henrim, ostrożnie wciągała pończochę. Henri uwodził ją tak nieubłaganie, aż
uwierzyławjegozapewnienia,żeuwielbiajejumysłtaksamojakciało.Jejciało.

Drżącymirękamipodciągnęłapończochęnaudzie.Niewolnojejmyślećoczasie,

zanim ich małżeństwo dopadł kryzys. Henri został z nią tylko z powodu stanu jej
zdrowia. Szanowała to, nawet jeśli utrata jego miłości tak ją zabolała. Nie mogła
jednakzaakceptowaćniczegomniejniższczereuczucie.

Coznaczyło,żemusizachowaćswójsekretdlasiebie.Poprawiłazmarszczkęna

pończoszeikontynuowałarozmowęzAdelaide.

–Jestemciogromniewdzięcznazapomocprzydzisiejszejimprezie.
–Całaprzyjemnośćpomojejstronie.Cieszyłabymsię,gdybyśczęściejmnieprosi-

ła.

–Niechciałamcisięnarzucaćanisprawiać,żebyśczułasiędoczegokolwiekzo-

bowiązana,kiedyDempseybyłtwoimszefem.–ZnałaAdelaideodlat,aledopiero
niedawnodowiedziałasięojejromansie.

–Zatoteraz,kiedybędziemyszwagierkami,jużmożnamniewykorzystać?
–Ochnie,wybacz,nietomiałamnamyśli.
– Nie przepraszaj – rzekła ze śmiechem Adelaide. – Żartowałam. Naprawdę się

cieszę,żemogęcośzrobić.Toważnasprawa.Twojadziałalnośćjestprawdziwąin-
spiracją.

–Cóż,byłabyminspirucąporażką,gdybynietwojapomocprzyorganizacjidzi-

siejszej imprezy. – Główna posiadłość rodzinna nad jeziorem Pontchartrain była
większaibardziejwystawnaniżdomFionyiHenriego.Kupiligo,bogwarantował
im prywatność, a Fiona mogła go urządzić własnymi antykami w stylu odmiennym
niżneoklasyczne,wzorowanenawłoskichrezydencjachposiadłościReynaudów.Te-
razbyławdzięcznazatęprywatność,szykującsięnaimprezęistarającsięopano-
waćnerwy.

–Zawszezdarzasięcośnieprzewidzianego.Załatwiłaśsprawęzsamochodem?
WgłosieAdelaideFionasłyszałacieńtroski.Skrzywiłasię.Nielubiłakłamać,ale

gdybyprzyznała,żetegodniaodwiedziłalekarza,wywołałabypytania.Wciążbyła
zbyt poruszona, by na nie odpowiadać. Po latach leczenia niepłodności przywykła
dotrzymaniawsekreciestanuswojegozdrowiaizłamanegoserca.

background image

–Wszystkowporządku,Adelaide.Dziękuję.
Aprzynajmniejmiałanadzieję,żetakjest.Lekarzpowiedział,żeniepowinnasię

martwić.

Łatwopowiedzieć,zwłaszczapotym,coprzeszła.Martwieniesiębyłojejnatural-

nymstanem.

–Todobrze.Przesłałamcimejlemzmianywmenu,żebyśmogłajezweryfikować.
–Zmiany?–Fionasięzaniepokoiła.
Zwyklepodobnesytuacjedawałyjejszansęnawykazaniesiękreatywnością.Każ-

daimpreza,którąprowadziła,wymagałajednejczydwóchpoprawek.Aleterazmy-
ślami była gdzie indziej, skupiona na introspekcjach, i z trudem radziła sobie ze
zmianami.

– W ostatniej chwili pojawił się problem ze zdobyciem świeżych grzybów, więc

wymyśliłamzamiennik.Chcesz,żebymcitoprzeczytała?–Wtlerozległsiębrzęk
kluczy.

–Oczywiście,żenie.Ufamtwojemugustowiidoświadczeniu–odparłaszczerze

Fiona.

–Jeślijeszczewczymśmogępomóc,dajmiznać.–Adelaidezawahałasię,wtle

słychaćbyłoczyjśgłosikroki,którewkońcuucichły.–Wpracyczujęsiępewnie,
alemojaprzyszłarolaiobowiązkijakopaniReynaudtodlamniekompletnienowe
terytorium.

Za to czas Fiony jako pani Reynaud dobiegał kresu, choć rodzina jeszcze o tym

niewiedziała.

–Jesteśprofesjonalistką.Każdąimprezęmożeszurządzićposwojemuiprzenieść

nazupełnienowypoziom.Musisztylkoznaleźćniszę.Mężczyźniwtejrodziniepo-
trafiączłowiekazmusić

–Fiono–podłazniepokojemAdelaide.–Wszystkowporządku?
–Nieprzejmujsięmną.Nicminiejest.Dozobaczeniawkrótce.Muszęsięprze-

brać.–Niemogłaudaćsięnaimprezęwpończochach,stringachistaniku,niezależ-
nieodpięknawłoskiejkoronki.–Razjeszczewielkiedzięki.–Rozłączyłasięisię-
gnęłaposzafirowądługąsuknię.

Chłodnyjedwabnyszyfongładkoześliznąłsięposkórze.Bieliznaisukienkabyły

specjalniezaprojektowane.Sukienkabyłaobcisławbiuścieinabiodrach,plisowa-
naspódnicamuskałakostki.Wyszywanycekinamipasidiamentowedługiekolczyki
dodawałyFionieblasku.

Niktniezauważyjejblizn.Niktpozamężemilekarzemonichniewie.
Podwójnamastektomia.Rekonstrukcja.
Profilaktyka. Z nadzieją na uniknięcie choroby, która zabrała jej matkę, ciot

ibabkę.

Fionaniemiałarakapiersi,leczzważywszynageny,niechciałaryzykować.Przy-

cisnęłasukienkędopiersiistarałasięniemyślećosłowach,jakietegodniausłysza-
łaodlekarzanatematwynikumammografii,któryostateczniemożeokazaćsięnie-
groźny. Guzek niemal na pewno jest martwicą tkanki tłuszczowej. Ale na wszelki
wypadeklekarzzaleciłbiopsję.

Skrzypnięcie otwieranych drzwi przestraszyło ją. Sukienka się zsuła. Fiona

chwyciła za ozdobne ramiączka i znów przycisnęła ją do piersi, choć tylko jedna

background image

osobamogławejśćbezpukania.

Jejmąż.
NajprzystojniejszysportowiecAmeryki.Mężczyzna,zktórymniespałaodczasu

operacjiprzedpółrokiem.

Henripołożyłręcenajejramionach.
–Pomóccizzamkiem?

Zawodowo Henri regularnie podejmował ryzyko. Oczywiście koledzy z drużyny

ciężkoharowali,bynicmusięniestało,aleonrozumiał,żegdywchodzinaboisko,
możedoznaćkontuzji,którazakończyjegokarierę.

Fanimówili,żejestodważny.Analitycysportowiczasamitwierdzili,żejestlekko-

myślny.Dziennikarzenazywaligonieustraszonym.

Wszyscybyliwbłędzie.
Oddnia,gdylekarzestwierdzili,żeFionaodziedziczyłanowotworowegenyswo-

jejrodziny,byłprzerażonyjakdiabli.Nieważne,żeichmałżeństwoprzeżywałokry-
zys.Henribyłrozbity.

ZacisnąłdłonienaramionachFiony.Delikatnydotykprzepełnionybyłnapięciem.

Itonieerotycznym.

–Pomócci?
Jegowzrokbezwiedniepodrowałnajejodsłoniętykark.Spojrzałniżejnaple-

cy,któreażprosiłysięodotyk,opocałunek.Niestetystraciłdotegoprawo.Fiona
dałamutojasnodozrozumienia,gdypodiagnozielekarskiejpróbowałsięzniąpo-
godzić.

–Tak,proszę,dziękuję–odparła,zerkającnerwowoprzezramięiprzerzucając

nabokwłosytakciemne,żewieczoremwydawałysięczarne.

Henriemubardzoniepodobałsiędystanswjejbursztynowychoczach.
–Jestemspóźniona,wostatniejchwilipojawiłsięproblemzcateringiem.
–Adelaidemówiła,żemiałaśkłopotzsamochodem,więcprzyjechałemwcześniej.

Alewidzę,żesamochódstoiwgarażu.Cosięstało?

Unikającjegospojrzenia,odrzekła:
–Nieważne.
TypowaodpowiedźFiony.Nieważne.
A poza tym to kłamstwo. Widział to po sposobie, w jaki zaciskała wargi. Wes-

tchnął, rozglądając się po ich sypialni. Powinien raczej powiedzieć: po ich dawnej
sypialni.Sypiałterazwpokojugościnnym.Niepotrafilijużnawetleżećoboksiebie
wnocy.Byćrazemwtennajprostszysposób.

Przed sobą miał teraz pierwszy prezent, jaki kupił Fionie. Toaletkę z dużym lu-

strempołączonązszafkąnabiżuterię.Wyjątkowopięknyantyk.Takwyjątkowyjak
Fiona w sukience o barwie szmaragdu. Patrząc na odbicie żony w lustrzanej tafli
wpozłacanejramieprzypomniałsobieznów,jakbardzosięodsiebieoddalili.Cho-
lera.

Całytenpokójtomauzoleumichprzeszłości.
Pragnął,byFionaszukaławnimoparcia.
–Mogęwczymśjeszczepomóc?
–Mamwszystkopodkontrolą–ucięła.

background image

–Jakzawsze–rzekłostrzej,niżzamierzał,ale,dodiabła,starałsię.Czyonatego

niewidzi?

Odwróciła się do niego twarzą. Była wściekła. Uniosła głowę i brwi, zacisnęła

wargi.

–Niemusiszbyćzłośliwy.
Schował ręce do kieszeni spodni i wzruszył ramionami. Smoking z domu mody

Brionizsunąłmusięzramion.

–Jestemcałkiempoważny.
SpojrzenieFionyzłagodniało,jejoczybyłyhipnotyzuce.Wzięłagłębokioddech

ipatrzyłanamęża.Wiatrporuszyłpowietrzewpokoju,wpadającprzezoknorazem
zdźwiękamiulicznegoruchu.Miesiącamirestaurowalitenzabytkowywiktoriański
dom, gdzie kiedyś mieściła się szkoła, a potem zakon. Robili to wspólnie. Prze-
kształciliniszczecybudynekwdom.

–Wybacz,niechcęsprzeczki.Adelaideogromniemipomogła.Tobyłdługidzień.

Musimyprzeżyćtenwieczór.Coraztrudniejjestudawać,żemiędzynamiwszystko
gra.

Cośzniąjestnietak,aleHenriniepotrafiłodgadnąć,ocochodzi.Założyłbysię

jednak,żeFionapróbowaławszcząćkłótnię.

–Jateżniechcęsięztobąkłócić.–Niewiedział,czegochcepozatym,żepra-

gnął,bybyłojakdawniej.

–Kiedyślubiłeśsięzemnąkłócić.Tylkozemną.Zewszystkimiinnymiświetnie

siędogadywałeś.Nigdytegonierozumiałam.

–Byłwnasogień.–Tobyłanamiętnamiłość.Wiedział,żeteraz,wtymgasnącym

żarze,wciążtlisięiskra.Niewierzył,bywszystkozgasło.

– Był, o to właśnie chodzi. To już przeszłość, więc przestań szukać wywek,

żebyodwlecostatnikrok.–Najejdelikatnejtwarzyznówpojawiłasięzłość.

–Nieszukamwywek.Musiałaśdojśćdosiebie.Potemuzgodniliśmy,żeniezro-

bimy niczego, co zepsułoby początek sezonu. Później, wiedząc, że czeka nas ślub
mojegobrata

–Wymówki.Rozwódtoniekoniecświata.–Przypięłaspinkąlok,którywymknął

sięzdelikatnegoupięcia.

Bardzo dbała ostatnio o swój wizerunek, by nikt nie dopatrzył się nawet cienia

wewnętrznejburzy.MiesiącamiHenritoakceptowałiszanował.Rozumiał,żeprzy
jejproblemachzezdrowiemtoonadyktujewarunki.Czemujednakodmawiasobie
jakiejkolwiekpomocy?Oświadczyła,żeHenriniemapocia,jakjejpomóc.

Aterazznówjakrefrenwróciłtematrozwodu.
– Nasza rodzina jest na świeczniku. Nasze rozstanie zniszczy nasz wizerunek

wmediach.–Chciał,byFionatoprzemyślała.Żebytoprzedyskutowali.

Odwróciłasię,wygładzającsuknięprzedlustrem.
–Niktniebędziecięwiniłzato,żemniezostawiłeś.Nieucierpinatymtwójwize-

runek.Powiemjasno,żetojaprosiłamorozwód.

Złośćrozpaliłamupoliczki.
–Mamgdzieś,coludzieomniemyślą.
–Aleobchodzicię,comyśląotwojejdrużynie.Rozumiem.
Henri też zrozumiał – sugerowała, że jest mu obojętna. Nie mogła bardziej się

background image

mylić.Wciążusiłowałaroztaćawanturę,pogłębićdziecąichprzepaść.

– Spóźnimy się – powiedział łagodnie, niemal szeptem. Chciał ją uspokoić, by ta

wymianazdańniezamieniłasięwniepotrzebnyspór.Cośjąniepokoiło.Cośważne-
go.

Choćbardzochciałjązrozumieć,niepotrafił.Imprezazaczynasięzagodzinę,nie

maczasunazagłębianiesięwsubtelnepodtekstysłówFiony.

Pragnąłtylko,bywróciłoichdawneżycie,byżylitakjakkiedyś,zamiastwmil-

czeniuwspółegzystowaćwjednymdomu,aprzedświatemudawaćzgodnąparę.Tę-
skniłzatym,jaknaniegowprzeszłościpatrzyła,zuśmiechem,którymówił,żechoć
naprzyciudobrzesiębawi,tojeszczelepiejbawisię,gdyzostająsami.Pragnął,
byichrelacjabyłaznówtakprostajakwtedy,gdywsezoniepodróżowalipokraju,
zaśpozasezonemzwiedzaliświat.Obojeinteresowalisięhistoriąisztuką.Wędro-
walipieszo,byzobaczyćStonehengeczyWielkiMur.

PostukałFionęwplecyispotkałsięzniąwzrokiemwlustrze,zradościądostrze-

gając,żejejpłoweźrenicepowiększająsięzniewątpliwympożądaniem.Kładącpo-
nowniedłonienajejramionach,musnąłoddechemjejkark.

–Chybażewolisz,żebymznówrozpiąłsukienkę.
Fionazamrugała,mięśniejejtwarzysięrozluźniły.WtejkrótkiejchwiliHenripo-

myślał,żetomożebyćsposóbnazasypanieprzepaści.

Ona tymczasem szeroko otworzyła oczy i odsuła się od niego, zrzucając jego

dłonie.

–Nie,dziękuję.Muszęnadzorowaćimprezę.Pozatymmusimyustalićdatęspo-

tkaniazadwokatem,żebyzakończyćnaszemałżeństwo.

background image

ROZDZIAŁDRUGI

Fionabawiłasięcekinamisukienki,kiedyHenri,którysiedziałzakierownicąich

maserati, minął bramę i skierował się w stronę ogromnej rezydencji na wzgórzu.
Kiedyśmieszkałaniedaleko,onaiHenriwjednymskrzydledomu,zaśjegonajmłod-
szy brat, Jean-Pierre, w drugim. Oba skrzydła były na tyle duże, by czuli się tam
swobodnie.Natyleduże,byzmieścićkażdyzczterechdomów,wktórychdorasta-
ła,choćjejrodzinabyładośćzamożna,boojciecbyłwłaścicielemśredniejwielkości
firmyksięgowej.

GdyminąłmiesiącmiodowyiFionazdałasobiesprawę,żejednakniejestwciąży,

zaczęlipoważniestaraćsięodziecko.Zkażdąnieudanąpróbąnaturalnegopoczę-
cia,apotemzkażdąnieudanąpróbąleczenianiepłodnościogromnydomstawałsię
coraz bardziej klaustrofobiczny. Były też poronienia, które ukryli. I wiele innych
problemówzdrowotnych,októrychniewspominalirodzinieHenriego.

PojejujawnionympublicznieporonieniuwdrugimtrymestrzeHenrikupiłimdom

wGardenDistrict,bymogliodetchnąćodstylużyciarodzinyReynaudów.Ichemo-
cjezbytczęstokipiały,wdobrymizłymznaczeniutegosłowa.Żyćtutajznimibyło
poprostutrudno.

Mechhiszpańskiciągnąłsięniczymwelonpannymłodejoddębówrosnącychpo

obustronachpodjazduprowadzącegodorezydencjinadjezioremPontchartrain.To
była ekskluzywna część Metairie w stanie Luizjana, zachodnia część miasta. Na
płytkich wodach cumowały łodzie, długie pomosty ciągnęły się w nisko wiszącej
mgle,któraczęstosiętampojawiała.Przebijałysięprzezniąmorskietrawy,two-
rząckryjówkidlażycychtamstworzeń.Ogrodybyłybujne,pełnesoczystejziele-
ni,ziemiażyzna.Ogrodnicypracowalipogodzinach,bypowstrzymaćnieokiełznany
rozrostchwastów.

Fiona zerkła na swojego przystojnego męża, który prowadził samochód krę

drogądogłównegobudynkurodzinnegokompleksu,gdziedorastałonijegobracia.
ObecniemieszkałtamznarzeczonąGervais,najstarszyzbraci.Towłaśnieoniuży-
czyliswejposesjinaimprezęcharytatywnąFiony.

SzytynamiaręsmokingHenriegopodkreślałjegoatletyczneciało.Wtymstroju,

gładkoogolony,Henriśmiałomógłbysięznaleźćnaokładce„GQ”.DlaFionyzcza-
semniestraciłniczeswojejatrakcyjności,aleodchwiliimpulsywnegoślubuwiele
sięmiędzynimizmieniło.Choćnieżałowałabrakuhucznegowesela,zastanawiała
się,czyułożyłobysięiminaczej,gdybydłużejztympoczekali,lepiejsiępoznali.

Terazjużsiętegoniedowiedzą.
Henri minął chłopca odbieracego samochody, bo chciał zaparkować w rodzin-

nymgarażu.Stalowabramauniosłasię,odsłaniającczarnegorange-roveraiferra-
ri,obazelśniącymikratownicami.Henrizająłwolnemiejsce.Dużygarażpróczsa-
mochodów wypełniały pojazdy rekreacyjne. Łodzie i narty wodne przechowywano
wdomkunaprzystani.Tarodzinakochałaswezabawki.Żyławluksusie.

background image

UtrataHenriegooznaczaławyrwęwżyciuFiony.Utratatejrodzinytylkojąpo-

większy.

Bramagarażusięzamknęła,Henriwyłączyłsilnik.
– Fiono? Dziękuję, że publicznie udajesz, że jesteśmy szczęśliwą parą. Chociaż

mamyróżneproblemy.

–Taimprezawieledlamnieznaczy.
–Oczywiście.–Zacisnąłwargi,aonazrozumiała,żegouraziła.
Jakmogąbyćtakpewni,żemiędzynimiwszystkozgasło,skorowciążsąwstanie

sprawiaćsobieból?Itojednymsłowem?

–Jestemwdzięcznatwojejrodziniezapomoc.
Zerknąłnanią,wygładzającpołęsmokingu.
–Urządzaszświetnąimprezęizdobywaszpodziwtłumu,któryniełatwozadziwić.
–Adelaidebardzomidziśpomogła.
–Kiedysamochódcisięzepsuł.
Lekkokiwłagłową.Henridotknąłskręconegokosmykajejwłosówiowinąłgo

wokółpalca.

–Wyglądaszzachwycaco.Przepięknie.
–Dziękuję.
–Niejesteśprzypadkiemzainteresowanaodrobinąseksu?
Propozycjabyłakusząca.Fionaspojrzałanaszerokieramionamęża,podniecona

dotykiemjegopalców.

–Musimyjużwejśćdośrodka.
Jegowzrokspocząłnajejwargach,aonapoczuła,jakbyHenrijąpocałował.Jej

zmysłyoszalały.

–Oczywiście.Pamiętajtylko,żepropozycjajestaktualna.
Puściłdoniejoko,poczymwysiadłzsamochodu,obszedłgozprędkościąiwdzię-

kiem,któresłużyłymunaboisku.Fionawciążczułaciarkinamyśloseksiezmę-
żem.Włóżkubyłoimwyjątkowodobrze,łączyłaichrzadkospotykanachemia.

Czyjejoperacjatozmieni?Tegozawszenajbardziejsięobawiała.Nasamąmyśl

ścisnęłojąwdołku.ZarazpotemobcasyjejsrebrnychszpilekodJimmiegoChooza-
stukaływdrodzedobocznegowejścia,anastępnienamarmurzeholu.Gościeza-
pełnialiprzestrzeń,gwarrozmówimuzykafortepianowaodbijałysięechemodwy-
sokiegosufitu.Przycietrwałownajlepsze.Ludziestalitakciasnojedenobokdru-
giego,żeFionaiHenrimusieliprzepychaćsięprzyścianachudekorowanychręcz-
niemalowanymiscenamizpolowania.

KiedyśFionażyładlatychprzyjęć.Terazchciałachwycićsiępoczyipobiecna

górępoogromnychschodachztakdużympodestem,żemieściłasiętamniewielka
kanapa,gdziedwieosobymogłyuciąćsobiepogawędkę.

TrzymającHenriegopodrękę,szłaprzedsiebiejakautomat,kiwającgłowąiod-

powiadając na pozdrowienia. Często grali w tę grę, oszukując otoczenie. Musiała
przyznać,żechoćkobietybezwstydnieuganiałysięzaHenrim,onnigdynażad
niespojrzał.Byłczłowiekiemhonoru.Zdradyitrybżyciajegoojcaodcisnęłynanim
swójślad.Henridałjejdozrozumienia,żenigdyjejniezdradzi,nawetgdymiłość
opuściłaichmałżeństwo.

Nie,niemożesięteraznatymskupiać.Liczynaniązbytwieleosób.Planowanie

background image

tegowydarzeniapomagałojejniemyślećopowiększacejsięprzepaścimiędzynią
iHenrim.Terazmusizadbaćoto,bywszystkoposzłozgodniezplanem.

Przeprosiwszymęża,podeszładostołuzfantami.Stałnanimrządturkusowych

pudełek ze srebrnym napisem „Miłość od pierwszego szczeknięcia”. Śmiejąc się
wduchu,wzięłajednoznichdoręki.Otworzyłajeizradościąujrzałacynowekol-
czyki w kształcie psów. Zadowolona postawiła pudełko na stole, po czym sięgnęła
pokolejne,obwiązaneczarnąwstążką.Tymrazemwśrodkuznajdowałysięcyno-
wespinkidokrawatawyglądemprzypominacepsiepazury.Fantybyłyzabawniej-
szeioryginalniejsze,niżpamiętała.

Przeniosła wzrok na psy ze schroniska. Siedziały skupione, patrząc uważnie

iprzyjaźnie.Zerkającprzezramię,zobaczyławjadalnipełnepółmiskiitalerze.Go-
ścieczęstowalisiękrabamiwcieścieiszaszłykamizkurczaka.

Przekonana,żewszystkojestwporządku,przeniosławzrokdalejiskierowałasię

wstronębarkuipalladiańskichokienwychodzącychnabasen.

Dziękisprawnejikompetentnejfirmiecateringowej,którąFionazatrudniła,zaś

Adelaidedoglądała,wszystkobyłodopracowane.Zlekkimuśmiechemspojrzałana
migoczącąświatełkamibudę,którastałazaluksusowymbasenem.Budabyłaminia-
turowąreplikąrezydencjiReynaudów.Potymwieczorzemiałabyćprzeniesionado
schroniska. Na razie oświetlała teren, a znajdowały się w niej ręcznie malowane
miskinawodędlapsów.Czteryzpsówkrążyływokółbasenu,zadowolonezuwagi
ipieszczotgości.

Wiatrniósłśmiechifragmentyrozmów.MałyJackRussellterierrozłożyłsięleni-

wienakolanachpaniDanizy.Kędzierzawybiałypieszwinąłsięizasnąłpodkrze-
słemJackaRaniego.Psyzdobywałysercaprzyjaciółzpełnymiportfelami.

Wydawało się, że wszystko jest w porządku. Ale Fiona świetnie znała różni

międzypozoramiarzeczywistością.

Ogarnąłjąsmutek.Znajbliższegostolikawzięłaszklankęzwodąiruszyłaprzed

siebie, podczas gdy Henri poszedł porozmawiać z braćmi. Ruch dobrze jej robił,
czuła,żejestniezbędny.Imbardziejbyłazata,tymmniejulegałabolesnymemo-
cjom.

Zdawało się, że świat wie, iż Fiona potrzebuje jakiegoś zacia. Odmiany. Kiedy

znalazła się w pobliżu basenu, zobaczyła dwóch ulubionych zawodników drużyny
Hurricanes–DzikąKartę,Wade’a,iBuldożera,Freddy’ego.Obajnietylkostanowi-
lidlaniejinspirację,poświęcającwielewolnegoczasuważnymsprawom,aleteżza-
wszepotrafilijąrozśmieszyć.

Miała nadzieję, że tego wieczoru będzie tak samo. Buldożer był w eleganckim

czarnymgarniturze,alejegokrawatzdobiłypsiepupy,zaśsprzączkęupaskacoś
nakształtpsichpazurów.Piłkarzepozowalidozdjęćzdwomapsamizeschroniska.
Ichenergiabyłazaraźliwa.

NaprzeciwzawodnikówHurricaneszebralisięczłonkowieteksaskiejgałęziRey-

naudów.Kiedyodbywałasięzbiórkapieniędzyalbopojawiałysięproblemy,nieza-
leżnie od skomplikowanych i czasami napiętych rodzinnych relacji zawsze można
byłonanichliczyć.DwajTeksańczycysączyliwinoirozmawializsenatoremzLu-
izjany.BrantReynaudjakzwyklemiałwklapiemałyżółtypąkróży.

Wszyscy zgromadzili się, by wesprzeć działania Fiony. Będzie jej brakowało tej

background image

rodzinnejjedności.

Światłanazewnątrzoświetlałyozdobneroślinyipogi.Wokółkominkazebrało

sięsporoosób.Ogieńjużpłonął.Kamiennesiedzeniapodpergolązkutegożelaza
przykrytopoduszkami.TamznajdowalisiębraciaReynaudowie.Cóż,przynajmniej
dwóch.GervaisgestemprzywołałHenriego.

Fionęzawszebawiłypozy,któreprzybieralibracia,gdysięspotykali.Kochalisię,

tonieulegałowątpliwości,przejawialijednakwrodzonegoducharywalizacji.

Wszyscybyliwysocy,dobrzezbudowani,mieliciemneoczyijeszczeciemniejsze

stewłosy.Gervais,HenriiJean-Pierrebylirodzonymibraćmi,Dempseybyłowo-
cemjednegozromansówichojca.Braciaodziedziczylipomatcekolorwłosów.Ojcu
zawdzięczaliposturęisiłę.

Staliwpółkolu,wszyscyeleganccy.Gervais,najbardziejwyrafinowany,dobrzesię

czuł w roli najstarszego brata i lidera. Erika, jego narzeczona, położyła rękę na
jegoprzedramieniu,przysłuchującsięrozmowie.Światłozkominkarozświetliłojej
zaczynowypierścionekzdiamentem.Niktbypewnienieuwierzył,żewojczyźnie
Erikasłużyławwojsku,choćjejksiążęcej,pełnejgodnościpostawytrudnobyłonie
zauważyć.

PolewejstronieGervais’gostałDempsey,jakzwyklezpiłkarskąszpilkąwklapie

smokingu,zcudownąpomocnąAdelaideuboku.

Fionamówiłasobie,żemaszczęście,boniemusipracować.Filantropijnądziałal-

nościąstarałasięzmieniaćświatnalepsze.Niepracujączawodowo,mogłateżto-
warzyszyćmężowiwpodróżach.Pomagałaorganizowaćwyjazdydlaczłonkówro-
dzinpiłkarzy,którzyjakonapodróżowalizdrużynąHurricanes.Pilnowanie,bygra-
cze i ich rodziny byli szczęśliwi, pomagało zawodnikom się skupić i trzymało ich
zdalaodkłopotów.

Rozejrzała się znów z przekonaniem, że impreza to absolutny sukces. Wszyscy

zapewnemyślą,żeczujesięwżyciuspełniona.

Boniktniewie,żeniejestwstaniezmusićsiędoseksuzwłasnymmężem.Tak

byłapewna,żeoperacjajestwłaściwądecyzją.Przedoperacjąiponiejchodziłana
terapię.Mążcałyczasjąwspierał.

Mimo to dzielił ich coraz większy dystans, który w ostatnich miesiącach się po-

większał,atymsamympodkreślał,jakmałoosobiewiedzą.Pobralisiępodwpły-
wemimpulsu,zadurzenia,pijanifantastycznymseksemiwspólnąmiłościądosztuki.
Obawa,żeFionajestwciąży,przyspieszyładatęślubu.

Terazblaskpierwszegozauroczeniazgasłiniemielinawetseksu,bypomógłim

pokonaćwyboisteścieżki.Łączącaichmiłośćdosztukiniewystarczała,byzwiązek
przetrwał.Ichmałżeństwokulało.Zwiszącymnadniątegodniawidmemnowotwo-
ruFionaniemogłaznieśćmyśli,żeHenrizostałbyzniątylkozlitości.

Henriniebyłwnastrojunaimprezę.Braciagoposzturchiwaliiżartowaliztego,

jakostatniowypuściłpiłkęzrąk.KuzynizTeksasuteżmuniedarowali.

Henrimyślałorozwodzie,przyktórymupierałasięjegożona.Choćwichrelacji

zabrakłojużmiłości,nierazsłyszał,żekażdemałżeństwoprzeżywawzlotyiupadki.
Nienależałdotych,którzyłatwosiępoddają.IwciążpożądałFiony.

Powiódłwzrokiempozebranychwokółbasenu,zatrzymującspojrzenienażonie.

background image

Jejlokiiszczupłafiguraprzypomniałymuodotykujejskóry,kiedyzapinałsukien
najejplecach.

Uśmiechałasiędoswojegorozmówcy–mężczyzny,którystałtyłemdoresztygo-

ści–aodchodząc,kiwłamugłową.Mężczyznaodwróciłsię.Henriwstrzymałod-
dech.Dobrzegoznał.DoktorCarlsonbyłwspółwłaścicielemgabinetu,gdzieleczyła
sięFiona,zanimprzeniesionojądoinnegolekarzanaoperację.

Strach ścisnął mu serce. Henri zostawił braci i kuzynów i przepychał się przez

tłumdoFiony.

–Henri
ChwyciłjązarękęipoprowadziłwstronębrzegujezioraPontchartrain.
–Zamoment.Kiedyniktniebędzienassłyszał.
Woddaliwidniałyświatłajachtów.Brzegiem,trzymającsięzaręce,spacerowały

pary.Henriotworzyłdrzwidomkunaprzystaniiwszedłdośrodka.Przezoknawpa-
dałoświatłoksiężyca,oświetlająctwarzFiony.Jejpięknerysynaznaczyłyzmiesza-
nieiirytacja.

Pociągnął ją pod zawieszoną łódź, wciąż mokrą. Woda kapała z niej na ziemię

wrównymrytmie,któryniemalnaśladowałrytmjegoserca.Wciągnąłgłębokopo-
wietrzeipoczułwilgotnyzapachdomkupołączonyzcynamonowyminutamiperfum
żony. Kupił je dla niej podczas podróży do Francji, zanim wszystkie ich problemy
wymknęłysięspodkontroli.

–Wystarczy,Henri.Możeszmipowiedzieć,proszę,czemutujesteśmy?
Położyłdłonienajejramionach.
–Nicciniejest?
–Ococichodzi?
–Widziałem,jakrozmawiałaśzdoktoremCarlsonem.–Spojrzałwjejoczy,usiłu-

jąccośznichwyczytać.Cośtambłysnęło,przysiągłby,żestrach,alepotemFiona
zasłoniłajepowiekami.

Wlepiającwzrokwpodłogę,przygryzławargę.
–Rozmawialiśmyozbiórcepieniędzyiimpreziedlaoddziałuonkologiidziecięcej.

Osoba,któratoplanowała,miałazawałipotrzebująkogoś,ktojązastąpi.

Okej,aledlaczegoniepatrzymuwoczy?
–Jesteśpewna,żetowszystko?
Wahałasięsekundęzadługo.
–Comasznamyśli?
Henriczułsięobezwładnionylękiem.
–Nicciniedolega?–Ścisnąłjejramiona.–Fizycznie.Cośjestnietak?Wiesz,że

możesznamnieliczyć.Cokolwiekpotrzebujesz,tylkomipowiedz.

Fionazacisnęłapowieki,kręcącgłową.Gdyzjejoczupopłyłyłzy,Henristarłje

drżącymipalcami.

–OBoże,Fiono,czyCzymasz
Dotknęłajegowarg.
–Niemusiszsięomniemartwić.Nicminiejest.Dziękujęci,aleniemapowodu,

żebyśczułsiędoczegokolwiekzobowiązany.

–Zobowiązany?–Pocałowałczubkijejpalców.–Jesteśmojążoną
–Proszę,Henri.–Odsułaztwarzyjegoręce.–Jesteśdobrymczłowiekiem.Ni-

background image

gdywtoniewątpiłam.Todlanasbardzoemocjonalnyokres,niepogarszajmytego.
Wróćmynaprzycie.

Henriniedałsiętakłatwospławić.
– Z czego się tak histerycznie śmiałaś? – Przez strach przebiła się złość. – Ze-

chceszpodzielićsięzemnątymżartem?Bowtejchwilichętniebymsiępośmiał,
żebyzmienićnastrój.

–Niebyłożadnegożartu–odparłazwestchnieniem,patrzącmuwoczy.
–Więccoukrywasz?
–Henri.–Znówprzygryzławargę,rozglądającsię,byuniknąćjegowzroku.–Za-

prosiłmnienadrinka,żebyśmyporozmawialiozbiórcepieniędzy.

Henriwpadłwewściekłość.
–Zaprosiłcięnadrinka?Toznaczynarandkę?
–Wzwiązkuzezbiórkąpieniędzy,alenajwyraźniejmiałnamyślirandkę.Także.–

Zaczerwieniłasię.

Henristarałsięnadsobąpanować.
–Comuodpowiedziałaś?
–Żejestemmężatką,oczywiście.–Mrużącoczy,ciskaławniegosłowamijakno-

żem.

–Najwyraźniejdlaniegotonieproblem,bochybawidziałtwojąobrączkę.
Wzruszyłaramionami,kolczykisięzakołysały.
–Wcalemutonieprzeszkadzało.
Henriodwróciłsiędodrzwi,gotowywrócićnaimprezę.Iwrzucićlekarzadoba-

senu.

Fionapołożyłarękęnajegoramieniu.
– Przestań, Henri. Wspomniał, że słyszał o naszym rozstaniu. Myślał, że jestem

wolna.

–Jakimcudemmógłcośtakiegosłyszeć?
Fionaodchrząkła.
–Zapominaszchyba,żejegobratjestnaszymprawnikiem.
–Jużniejest.
–Prawdęmówiąc,tosamopomyślałam.Każdeznaspowinnomiećswojegoadwo-

kata.

Jasnyszlag.Tarozmowanietoczysiętak,jakchciał.PragnąłjedyniewziąćFio

w ramiona i kochać się z nią. Tu i teraz. Powiedzieć: Do diabła z przeszłością
iprzyszłością.Konieczzazdrościączyrozmowamio

Poprostujejpragnął.
–Toniemiejsceaniporanarozmowęoadwokatach.Bawsiędobrzeicieszsię

sukcesem swojego przycia. – Ujął jej twarz w dłonie. Kciukami głaskał policzki,
byłtakblisko,żeczułciepłojejszczupłegociała.–Zebrałaśdzisiajdużopieniędzy
dla schroniska. Mogą rozpocząć kampanię na rzeczy budowy nowego budynku.
Trzebatouczcić.

Nachyliłasiękuniemu,jakbyijąoplotłatasamapaczynapożądania.Odwróciła

wzrok,poczymichoczysięspotkały.Henriodnosiłwrażenie,żejejlekkorozchylo-
newargigoprzywołują.

Wtedygwałtowniesięcofłaichwyciłazaklamkę.

background image

–Dobrzesiębawić?–Pokręciłagłową.–Toraczejniemożliwe.Pozostałozadużo

niejasności.Niejestemwstaniemyślećoniczyminnymjakotym,żebyprzywrócić
porządekwmoimżyciu.

Wyszła, zostawiając za sobą woń francuskich perfum, i po pomoście pognała do

domu, gdzie trwało przycie. Siła jej reakcji kazała Henriemu zastanowić się, co
muumknęło,aleprędkość,zjakąsięoddaliła,niepozwoliłamutegoodkryć.

Niemogławrócićnaprzycie.Niewtymstanie,gdyjejemocjekipiały.Niespo-

dziewała się, że krótka rozmowa z Tomem Carlsonem doprowadzi do rozgrywki
zmężem.AleTomwidziałjąwcześniejwprzychodniizaprosiłjąnadrinka.Sta-
nowczomuodwiła.Nawetgdybyniebyłamężatką,wtymmomencienienada-
wałasiędonowegozwiązku.

Życiezabardzosięskomplikowało.Tęskniłazaczasami,gdywszystkowydawało

sięproste.

Zaspokojem.Zarodziną.
Postawiłanatacytalerzzjedzeniemidwomaszklankamimiętowejmrożonejher-

batyiruszyłanagórędomieszkaniadziadkaLeona.Jegoalzheimerdotegostopnia
się pogłębiał, że dziadek wymagał całodobowej opieki piegniarskiej nie tylko po
to,bysięnieoddalił.Piegniarkasiedziaławgabinecieobokjegosypialni,czytając
cośwtelefonie.Tabrunetkapotrzydziestcezawszemiałaciepłyserdecznywyraz
twarzy.

Szybkopodniosławzrokiodłożyłatelefon.
–Dobrywieczór,paniReynaud.PanLeonjestnabalkonie,podziwiagwiazdynad

jeziorem.

Oszklilibalkon,żebymożnatambyłoregulowaćtemperaturę,adziadeksiedział

bezobaw,żespadnie–albospróbujezejśćnadół,jaksięjużzdarzyło.

–Dziękuję–rzekłaFiona.–Niechpanizejdzienaprzycie,dokibędęzdziad-

kiem.

–Dziękuję.Zejdętylkocośzjeść.Wrócęzapółgodziny,jeślimożna.
– Oczywiście. Proszę się nie spieszyć. – Fiona kochała dziadka i lubiła spędzać

znimczas.Sercejejsięścisnęło,gdyweszłanaoszklonybalkon.

– Dziadku – powiedziała cicho, stawiając tacę na stoliku z kutego żelaza, który

stałmiędzydwomakrzesłami.–Przyniosłamcicośdojedzenia.

Mężczyznaodwróciłsię,burza jegowłosówcorazbardziej bielała,jakbyz każ-

dymutraconymwspomnieniemtraciłykolorniegdyściemnewłosy.

–Jużniechcą,żebymchodziłnaprzycia.Chybasięboją,żepowiemcośnietak.
–Wszyscyciękochająibardzochcielibyciętamwidzieć.Przykromi,żetakczu-

jesz.–Rodzinastarałasięchronićgoprzedzażenowaniem.

–Tonietwojawina,żepamięćmniezawodzi.Chłopcychcąchronićmnieimoją

dumę.–Nabiłkrewetkęnawidelecizwdzięcznościąpodniósłwzrok.–Tojestdo-
bre,zwłaszczanaprzycie.Syce.Nietemaleńkiekanapeczki.

–Tychteżmamymnóstwo.Poprostuwiem,colubisz.
– Doceniam to. Pamiętam tylko, co mi smakuje. Ale wyobrażam sobie, że ty to

wiesz.Zawszebyłaśbystra.Będziemiciebiebrakowało.

Fionagwałtownieuniosłagłowę.Coonwie?Niemógłprzecieżzgadnąć,żechce

background image

sięrozwieść.

–Dziadku,niebardzowiem,oczymmówisz.
Postukałsięwczoło.
– Nawet w tej mgle, która mnie otacza, mam poczucie straty. Tutaj to czuję. –

Tymrazempostukałpalcemwpierś.–Tracęludzi,którzypowinnibyćczęściąmo-
jegożycia.Alejużniepamiętam,okogochodzi.

Niemiałapocia,coodpowiedzieć,więcpołożyładłońnajegodłoniiścisnęłają.
–Kochamcięinigdycięniezapomnę.
–Jateżciękocham,drogasiostro.
Fionazamrugała,powściągającłzy.Niepowinnasiędziwić,żewtakichchwilach

brałjązakogośinnego.MimotoPodniosłasięiruszyładodrzwi.

Odwróciła się i spojrzała na człowieka, który niedługo już nie będzie jej dziad-

kiem.

–Masznacośjeszczeochotę?–spytała.
Leonpatrzyłnaniązakłopotanymwzrokiem.Spuściłwzroknaswójtalerz.
–Cokucharzprzygotowałnakolację?Nieprzypominamsobie.
Znówniewiedziała,copowiedzieć,apotemzdałasobiesprawę,żeliczysięspo-

kój,niekonkrety.

–Wdzisiejszymmenujesttwojeulubionedanie.
Uśmiechnąłsię,podającjejtalerz.
–Oczywiście,mojeulubione.Poproszęodokładkę.Ideser,ciastozlodami.
–Oczywiście.
Czybędziepamiętał,żeotoprosił,kiedywróci?Takczyowakmutoprzyniesie

i będzie się cieszyła ostatnimi chwilami z tą cudowną rodziną, której jest jeszcze
częścią.

Czybędzietumilewidzianymgościem,kiedyzechceodwiedzićdziadka,gdyro-

dzina dowie się o rozwodzie? Czy będzie w stanie tu przyjść? Ból będzie silny.
Zwłaszczazpoczątku.Apotem?Niemiałaochotyzaglądaćwprzyszłość.Takbar-
dzobałasięmarzyćonadchodzącychlatachzestrachu,żenicjejnieczeka.

Tendzieńzbytdobrzeprzypomniałotychlękach.

background image

ROZDZIAŁTRZECI

Staległodny–lossportowca–Henriotworzyłdrzwilodówkisub-zeroirozejrzał

się po wielkich półkach. Sam ją wybrał, kiedy urządzali kuchnię. Była trzecia nad
ranem,zanicwświecieniewytrzymadoświtu.Choćnaprzyciuniebrakowałoje-
dzenia,jegoorganizmwymagałodpowiedniegopaliwa.Wsezoniedawałsobiewy-
cisk,astawkabyławysoka.

Wyjął karton jajek i położył je na granitowym blacie. Przeczesał włosy palcami,

wracającmyślądoprzycia.

ImprezaFionybyłasukcesem.Zebranosiedmiocyfrowąsumę,więcejniżdość,by

rozpocząćbudowęschroniska.Celjegożonyzostałosiągnięty.Byłzniejdiabelnie
dumny. Nawet jeśli teraz między nimi się nie układa, podziwiał jej ducha. Kiedy
przyjechałaekipasprzątaca,musiałjąniemalsiłąwyciągnąćzrezydencji.Fiona
chciaławszystkiegodokońcadopilnować.

Oczywiściegdywrócilidodomu,zostawiłagoiuciekładoswojegopokoju.Ostat-

niobyłotonormą.

Henriotworzyłszafkę,wyjąłpatelnięiskropiłjąoliwą.Zapaliłgaznadużejpłycie

kuchennejiustawiłpłomień.Kiedypatelniazasyczała,rozbiłdwajajka,cieszącsię
samymdźwiękiemiobietnicąbiałka.

Gotowaniebyłojednąztychrzeczy,którelubiłrobićsamdlasiebie.IdlaFiony.

Przygotowywałdlanichsmaczneizdroweposiłki.Tobyłjedenzpowodów,dlaktó-
rychtyleczasupoświęciliurządzaniukuchni.Taprzestrzeńichłączyła.

Razem wybierali też dekoracje do pokoju, odwiedzali znane sklepy z antykami

wdzielnicyfrancuskiej,gdzieznajdowaliprawdziweperełki.Jakchoćbydużyzegar
zprzełomuwieku,któryzajmowałprominentnemiejscenapołudniowejścianie.Mi-
sternarobotaprzypominałaim Irlandię,jednozpierwszym miejsc,doktórego się
udali.

Wystrójwnętrzabyłeklektyczny,napozórnicdosiebieniepasowało,ajednocze-

śniewszystkosięwzajemnieuzupełniało,tworząccałość.

Zwestchnieniemzsunąłjajkazpatelninatalerz.Wyjąłzszufladywidelec,wziął

talerz i poszedł z nim do jadalni. Usiadł u szczytu długiego stołu z drewna czere-
śniowego, kupionego, by zmieścić rodzinę. Lustro w pozłacanej ramie wisiało nad
kredensem zapełnionym wypolerowanym srebrem Fiony. Wspólnie stworzyli ten
dom,alegdybysięrozstali,onprzeprowadziłbysiędorodzinnejposiadłości.Kochał
rodzinę,aleteraztomiejscewsamymsercuNowegoOrleanubyłojegodomem.

Myślozostawieniugoniepozwoliłamusiedziećprzystole–ichwspólnymstole.

Odsunąłtalerzzniedojedzonymijajkami,wstałipodszedłdookna.

Czasami kontrasty tego miasta go uderzały. Zabytkowe budynki współistniece

z owocami współczesnych trendów. Połączenie różnych światów i kultur. Księżyc
wisiał na nocnym niebie, ledwie wyglądając zza ponurych chmur, które zasłaniały
gwiazdy.Henrilubiłzmiennośćnastrojówtegomiasta,jegonowegodomu,bodora-

background image

stał w Teksasie. Odpowiadała jego osobowości, temperamentowi i charakterowi.
KiedyspotkałFionę,myślał,żemajużwszystko.Idealnążonę.Wymarzonąkarierę.
Muzykęjazzową,któramogłabywskrzesićzmarłych.

Braciaśmialibysięzniego,żemówitakierzeczy,nazwalibygowrażliwympalan-

tem, ale Fiona rozumiała, że kochał sztukę i muzykę. Mocno go zabolało, gdy
stwierdziła,żetaknaprawdęsięnieznają.Żenicichniełączyiniemająnaczym
budowaćprzyszłości.

Pomniejszyłato,corazemzbudowali.Cogorsza,mężczyźnizaczęlisięniąintere-

sować,jakbywyczuwali,żewpowietrzuwisirozwód,choćsłowemotymniepisnę-
li.

Przywykłdotego,żemężczyźniadorowaliFionę.Byłaszykowna,miałaponadcza-

sowąurodę,któradokońcajejżyciabędzieprzyciągałauwagę.Tyleczasuspędził
wpodróży,aonazwyklemutowarzyszyła.Nawetkiedyniebylirazem,zawszeso-
bie ufali. Myśl, że Fiona rozpocznie nowe życie z innym mężczyzną, była nie do
zniesienia. Nie uważał się za zazdrośnika, ale nie chciał zakończyć tego związku
ipatrzeć,jakFionaodchodzizinnym.

Odsunąłsięodoknairuszyłprzezpokój.Miałwrażenie,jakbynogisamegonio-

sły.Niewiadomokiedy,znalazłsięnagórzeprzeddrzwiamipokojuFiony.

Byłyszerokootwarte.Tobyłapierwszarzecz,któragozaskoczyła.Przywykłdo

tego,żeilekroćwieczoremmijałdrzwijejsypialni,byłyzamknięte.Fionasięprzed
nimzamykała,dosłownieimetaforycznie.

Czemuwięcterazzostawiłajeotwarte?
Miękkieciepłeświatłozsypialnizalałokorytarzżółtymblaskiem.Kierowanycie-

kawościązajrzałdośrodka.

Fiona leżała skulona na siedzisku w nogach łóżka, jej cekinowy pasek unosił się

iopadałzkażdymoddechem.Henrizdziwiłsię,widzącjąwstroju,wktórymbyła
naprzyciu.Mimopotarganychwłosówzapieraładechwpiersi.Jejbutyleżałyna
podłodze.

Przezchwilęmyślał,żeFionaśpi,ażzdałsobiesprawę,żepłacze.
Byłaostatniotakrzeczowaiwyrachowana,żeczułsięobezwładnionytymwybu-

chem emocji. Do diabła, nie chciał jej widzieć w takim stanie. Czuł się bezradny,
aztymuczuciemnigdysobienieradził.

Kiedyś, gdy był młodszy wszedł do pokoju matki i zastał ją we łzach. Strużkami

spływałypojejtwarzy,rozmazująctusz.Opłakiwałakoniecswojejkarierymodelki.
Iniewiernośćmęża.Byłazdruzgotana,aHenritylkostałzbokuipatrzył.

Matkaniebyłabardzotroskliwaczyzaangażowana,alebyłajegomatkąichciał,

żebybyłaszczęśliwa.Wtamtejchwiliczułsięrówniebezużytecznyjakteraz.

–Fiona?–Zwahaniemwszedłdopokoju.
Przestraszonausiadła,przeciągnęłanadgarstkamipopoliczkach,brudząctuszem

linięwłosów.

–Henri,niepotrzebujępomocyprzyzamku.
–Szedłemdosiebieiusłyszałemcię.–Wszedłdalej,jednympalcemtrzymałsmo-

kingprzewieszonyprzezramię.–Wszystkowporządku?

–Nie–odparładrżącymgłosem,postawiłabosestopynapodłodzeiwbiłapalce

wwełnianyperskidywan,któryrazemwybralinajakiejśaukcji.

background image

Tegodniacośsięwniejzmieniło.Wjegoobecnościokazywałabezbronność,któ-

rejniewidziałprawieodroku.Atoznaczyło,żewciążistniejeszansanauratowa-
niezwiązku.

Porazpierwszyoddługiegoczasurozmawiają.Niezamierzałstracićtejokazji,

musidowiedziećsię,cochodzijejpogłowie.Niewiedział,coichczeka,alezpew-
nościąniemiałochotyskreślićtego,coichłączyło.

–Coraztrudniejjestudawaćprzedludźmi,żemiędzynamiwszystkosięukłada.

Tymsiędenerwujesz?

–Oczywiście–odparłatrochęzaszybko.
– Czemu ci nie wierzę? – Powiesił smoking na fotelu przy odrestaurowanym ko-

minku.–Dotądniemieliśmyproblemuzzaufaniem.

– Łatwo jest ufać, kiedy się nawzajem dobrze nie zna. Kiedy żyje się tylko po-

wierzchownie. – Słowa płyły z jej ust, jakby recytowała dialog z jakiejś sztuki.
Zbytwykalkulowane,wyćwiczone.

Henrioparłsięomarmurowygzymskominka.
–Musiszmitowytłumaczyć,bowciążniemampocia,gdziepopełniliśmybłąd.
Wzdychając,wygładziłajedwabnakolanach.
–Zapomnieliśmyrozmawiaćoważnychrzeczach,naprzykładcosięstanie,jeśli

niebędziemymiećdzieci.Conaswiążepozaseksemiprokreacją?

Usiłowałzrozumiećjejsprzecznesygnały.Słowa,językciałainerwowetikikłóci-

łysięzsobą.

–Uważałaśnaszsekswyłączniezapróbęspłodzeniadziecka?Dlategomnieod-

trąciłaśpomastektomiiihisterotomii?–Zpowoduwynikubadańgenetycznychle-
karzzaleciłFionieobazabiegi.Henriniemógłzaprzeczyć,żeutrataszansynapo-
siadaniewspólnegodzieckabyłabolesna.Ajednaknajważniejszebyłoto,byFiona
żyła.–Wiesz,żemożesznamnieliczyćwkażdejsytuacji.Niezostawięcięwpo-
trzebie.

Znówprzybrałamaskę,zaktórąskrywałaemocje.
–Jużotymrozmawialiśmy.Bezdziecinicnasnietrzymarazem.
Nic poza namiętnością i wspólnymi zainteresowaniami. Poza wspólnym życiem.

Niemożliwe,byFionatakłatwotoodrzuciła.

–Nadaljesteśprzeciwnaadopcji?–Niepojmowałtego,zważywszy,żejejojciec

był adoptowanym dzieckiem. Ona jednak zamknęła się w sobie, gdy podjął ten te-
mat.

–Niechcę,żebymężczyznazostawałzemnąprzezwzglądnadziecialbozlito-

ści,bomyśli,żeumrę.–Poderwałasięnarównenogi.–Możemyzakończyćtęroz-
mowę,dodiabła?

Czy Fiona tak naprawdę myśli? Że został z nią wyłącznie z powodu wykrytego

uniejgenu?Jużwcześniejrozmawialiorozwodzie,alekrótko.PotemFionauparła
sięprzyrozstaniu.

Niezostawiłbykobietypotencjalniezagrożonejśmiertelnąchorobą,leczichrela-

cjabyłabardziejzłożona.OdsunąłsięodkominkazastawionegobibelotamiodWe-
dgwoodaipodszedłdoFiony.

Położyłdłonienajejramionach.
–Mówiłaś,żenigdyniedośćrozmów.Więcporozmawiajmy.

background image

Chciałdowiedziećsię,ocojejnaprawdęchodzi.Nawetteraz,zrozmazanymma-

kijażemipotarganymiwłosami,Fionabyłapiękna.Podpalcamiczułciepłojejskóry,
znajomeizniewalace.

Nadaljejpragnął.Niezależnie odchoroby,niezależnieod dzieci.Miałochotęją

pieścić.Pchnąćjąnałóżko.

Ichłóżko,zanimpopowrociezzagranicy,gdzieprzeszłaoperację,wysłałagodo

innegopokoju.Twierdziła,żepooperacjijestzbytobolała.Ijakośtakzostało.Nie
wiedział,costałosięztymczasem.Każdegodniasiębał,żepowiealbozrobicoś
niewłaściwego, podczas gdy Fiona była tak słaba i krucha. Uszanował jej proś
ipotrzebęsamotności,ażpewnegodnianiespodziewanieichadwokatzacząłprzy-
gotowywaćpapieryrozwodowe.

Henrimiałdośćczekania.Byłczłowiekiemczynu.
PochwiliwahaniaFionazrzuciłazramionjegodłonie.
–Rozmowaniezapobiegnierozwodowi.Musisztozrozumieć.
– To porozmawiajmy, żebyśmy rozstali się w pokoju. – Jeśli będą kontynuować

rozmowę,wciążbędąrazem.Niezamkniemudrzwiprzednosem.

Przygryzładolnąwargę,potemkiwłagłową.
–Notomów.
Usiadł i wziął ją za rękę, lekko ją pociągnął. Przez chwilę się opierała, potem

usiadła.Wostatniejchwilisięprzesunął,ażwydowałanajegokolanach.

–Toniefair.
–Towstań.
Przezjejtwarzwkształciesercaprzemknąłcieńniezdecydowania,apóźniejja-

kaśiskra.Poprawiłasię,powodującbólwjegolęwiach,zanimsięusadowiła.

Uniósłbrwi.
–Tojestniefair.
–Myślałam,żechceszporozmawiać.
–Chcę,aleteraztrudnomimyśleć.–Dotknąłpalcemjejwarg.–Dobrze,spróbu-

ję.Możenapoczątekzdradziszmi,dlaczegopłakałaś.

Unikającjegowzroku,Fionazaczęła:
–Rozmawiałamztwoimdziadkiem.Jegopodupadacezdrowiebardzomniesmu-

ci.–OparłagłowęnapiersiHenriegoigłębokoodetchnęła.

–Rozumiemcię.Ciężkonatopatrzeć,ciężkonawetotymmyśleć.Jużzanimtę-

sknię.–Przyciągnąłją,aonagoobła.Pogłaskałjąpogłowie,rozplótłwarkocz.Za
tymtęsknił.Zatakąbliskością.

– Naprawdę jesteś gotowa odejść od rodziny? Od moich braci, Adelaide od

wszystkich?

CzułpalceFionynakarku.Przesunąłdłońwzdłużjejciała,pojedwabnejsukien-

ce,choćpragnąłwięcej.Lekkizapachjejperfumdrażniłmuzmysły.Zamilkli.Jedy-
nymdźwiękiembyłszumwentylatoranasuficie.

–Możenieprzestanąmnielubić?–rzekłacicho.
–Oczywiście,żenieprzestaną.–Trudnobyłojejnielubić.
–Alerozumiem,żedlawszystkichtobędziedziwne,zwłaszczadlaciebie,kiedy

rozpoczniesznoweżycie.–Znówzadałamucios.

–Jużmniezkimśżenisz?Tookrutne.–Odczasu,gdysięspotkali,niezauważał

background image

innychkobiet.Byłwniejpouszyzakochany.

–Kobietyzacznąsięzatobąuganiać,kiedyusłyszą,żejesteśwolny.
TwarzFionyznalazłasiębliskojegotwarzy.Jejwargicentymetryodjegoust.
–Alejachcętylkociebie.–Przechyliłgłowę,dotknąłjejbrodyipocałowałją.Ich

zykisięspotkały.

ZnajomydotykwargFiony,ichsmak,rozpaliłwHenrimpożądanie.Fionawsuła

palcewjegowłosy,paznokciamipowiodłapojegokarku,awkońcuwbiłajewjego
ramiona.

DłonieHenriegoprzesułysiępoplecachżony.Jedwabsukienkibyłtakmiękki

igładkijakjejskóra.

Kiedyś za cel postawił sobie dokładne poznanie każdego centymetra jej ciała.

Przesunąłdłonienajejbiodraiprzyciągnąłjąjeszczebliżej.Jejpośladkinajegoko-
lanach zwiększyły bolesne pulsowanie. Szczypnął zębami ucho żony, a następnie
złagodził ból językiem. Fiona odchyliła do tyłu głowę i z westchnieniem rozchyliła
wargi. Całował jej szyję, kark i łuk ramienia. Jego dłoń podrowała wzdłuż jej
bokudogóry

WtedyFionagwałtowniezeskoczyłazjegokolanistałanapodłodze.Ręcejej

siętrzęsły,gdywygładzałasukienkę.Co,dodiabła?Henristarałsięzebraćmyśli,
alekrewwjegocielekrążyłazbytszybko.

Fionapatrzyłananiegozagubiona.
–Musiszwyjść.–Nimsięodezwał,podeszładodrzwi.–Musiszwyjść.Zobaczy-

mysięrano.

Choćkrewodpłyłazjegomózgu,Henriwiedział,żetejnocyniemasensudys-

kutowaćzżoną.

Kopiąc kołdrę, Fiona rzucała się w wielkim łóżku, uwięziona w pułapce piekła

mroku, między koszmarem i półsnem z dręczącą świadomością, że powinna być
wstanieoprzytomnieć,ajednocześnieniezdolnawyrwaćsięzesnu,którywydawał
sięzbytrzeczywisty.

Wemglesnupchnęładrzwidomuswojegodzieciństwaiszłaprzezkuchniędosa-

lonu.Jejojciec,szacowniewyglądacymężczyznazwłosamiprzyprószonymisiwi-
zną,siedziałwfoteluwrogupokoju,zgazetąwręce.

Cośbyłonietak.Słyszałatowszeleściepapieruściskanegojegodrżącąręką.Wi-

działatonajegotwarzy,gdyspojrzałjejwoczyponad„NewOrleansTimes”.

–Tato?–Głos,którywydobyłsięzjejust,wydawałsięjakiśobcy.Młodszy.
Ojciecpotrząsnąłgłową,wargimiałzaciśnięte,jakbypowstrzymywaniesłówbyło

strasznietrudne.PanikawypełniłapierśFiony.Musiznaleźćmatkę.

Zakręciła się na pięcie i ruszyła biegiem, otwierając po kolei wszystkie drzwi.

Szukała matki. Ścigała cienie, które zakrzywiały palce, przywoływały ją, a potem
znikały. Raz za razem. Przy ostatnich drzwiach była pewna, że znajdzie za nimi
matkę,smukłąkobietę,duszętowarzystwa,wciążtakczymśzatą,żeFionawty-
godniuuczęszczaładoszkołyzinternatem,byjejnieprzeszkadzać.

Podczasweekendówwdomuniespędzałyrazemwieleczasu,więcFionaniemo-

głasięnacieszyćmatką.Jejwspomnieniadotyczącematkibyłynieliczne.

Otworzyłaostatniedrzwi,tedoogrodu,gdziematkaurządzałaprzycia.Klamka

background image

wyśliznęłajejsięzręki,mahoniowedrzwiotworzyłysięszerokoiuderzyłyościanę,
ażmusiałaodskoczyć.Nazewnątrzwirowałypłatkikwiatów,różowezazalii,fiole-
towezhortensjiibiałezwiększychkwiatówmagnolii.Takgęsto,żetworzyłyhura-
ganowywir,przezktórynicniewidziała.Matkamusiałaznajdowaćsięzatąkwiet-
nąchmurą.

Fiona brnęła naprzód, płatki kwiatów uderzały w nią i ostrymi brzegami raniły

skórę.Zostałyjejpotymbliznynacieleiduszy.Imdalejbrnęła,tymbardziejsobie
coś uświadamiała. Bolesną prawdę. Jej matka znikła. Porwał ją huragan zwany
nowotworem,takjakporwałjejbabkęiciotkę,zostawiającFionęsamą.

Światzachwiałsięwposadach.Pozostałłopotpłatków,szelestgazety,krzykza-

przeczenia.

Pojejpoliczkachstrużkamipłyławoda.Łzy?Czydeszcz?Niemiałapocia.To

niebyłoważne,boniezmniejszałobólustraty.

Ogródjejrodzinnegodomuzamieniłsięwogródzabytkowegodomu,którydzieli-

łazHenrim.DziadekLeonsiedziałnakrześlezkutegożelaza,jegogasnącapamięć
przyciemniała burzowe chmury, powoli zapadała noc. Nieważne, ile czasu miło,
Fiona czuła ból. Ból tylu strat. Straty rodziny, straty jej nienarodzonych dzieci.
Przed jej oczami paradowały wszystkie nieudane próby osiągnięcia stabilności
i szczęścia. W młodym wieku straciła matkę, ciotkę i babkę, nie została jej żadna
bliska kobieta, która mogłaby ją przeprowadzić przez jej kulece małżeństwo.
Obezwładniłojąpoczuciebezradności,ciemnośćsmaganegowiatremogrodustała
sięprzytłaczaca.Rzuciłasięnaprzód,siadającnałóżku.

Dopieropochwilizorientowałasię,żejestwNowymOrleanie.
Ostatniojejnocetrudnonazwaćspokojnymi.Wzięłagłębokioddechizastanowiła

się,czyniezadzwonićdoojca.Nigdyniebylizsobąblisko,oddawnateżnieroz-
mawiali.Anocnykoszmarwstrząsnąłniądogłębi.

Musi odejść, raczej wcześniej niż później. Chroniła się przed bólem wywołanym

przekonaniem,żeHenrizostałbyzniązlitości.Chciałateżjegouchronićprzedpa-
trzeniemnajejcierpienie,jeśliwydarzysięnajgorsze.

Pośmiercijejmatkiojciecnigdyniedoszedłdosiebie.Tastratagozdruzgotała.

ChoćmiędzyFionąiHenrimistniałpewiendystans,mążnadalbyłjejdrogi.

Rozstanie to jednak najlepsze rozwiązanie. Łatwiej będzie odejść, niż jeszcze

bardziejsięprzywiązać.

PorannebieganiesłużyłoHenriemudooczyszczeniaumysłu.Poostatniejnocyna-

prawdętegopotrzebował.

Kiedywjechałnapojazd,wciążczułnakarkupot.Powietrzebyłoparneiwilgot-

ne.PojechałdosiłowniHurricanes,odtygodnityleniebiegał.Czułnowąenergię.
Coś, co odrobinę przypominało nadzieję. Właśnie dlatego wrócił teraz do domu
wGardenDistrict.Taksięspieszył,byzdążyć,nimFionasięobudzi,żenawetnie
wziąłprysznica.ZamieniłtylkoprzepoconeubranienaczystyT-shirtiszortydoko-
szykówki.

Gdzieśwgłębiduchawiedział,żemusisięskupićnaczekacejgogrze.Tenrok

może przynieść drużynie tytuł mistrzowski. Tymczasem wszystko, co działo się
wjegoprywatnymżyciu,odwracałojegouwagęodpiłki.

background image

Wysiadł z samochodu, machając do ochroniarzy. Dwaj mężczyźni odpowiedzieli

muskinieniemgłowy,gdywchodziłdostaregodomutylnymwejściem.

Naciskając klamkę, myślał tylko o Fionie. Wciąż coś ich łączy. Pocałunek to po-

twierdził. Jej bliskość, kiedy się w niego wtuliła, była czymś bardzo naturalnym
i właściwym. Musi ją przekonać, że do siebie pasują. Sprawić, by wróciła do jego
łóżka,doniego.

ZastałFionęwkuchnipachcejmasłemikarmelem.Włosyspięławluźnykok.

Krótkiespodenki,wktórychspała,byłydośćobcisłe,bypobudzićjegozaintereso-
wanie. Oglądając się przez ramię, posłała mu uśmiech. Pragnął jej teraz bardziej
niżkiedykolwiek.Alejakjąprzekonać,żemusząwrócićdotego,cobyło?

–Niemusiszdlamniegotować.Pragnęcięnietylkodlatwojegociałaifantastycz-

nychzdolnościkulinarnych.–SpojrzałnakryształowąmiskęWaterfordpełnąświe-
żychczarnychbowek.Sięgającpoowoce,przycisnąłsiędoFiony.Zawszeukłada-
łosięmiędzyniminajlepiej,kiedypotrafilizsobążartować.

Powoliwłożyłdoustborówki,unoszącbrwi.
PrzezchwilęFionawyglądałanawściekłą.Potemodwróciławzrokiskupiłasięna

swojejpracy.

–Nieprzeszkadzamito,lubięgotować.Niedługobędęmusiaławymyślić,cozro-

bićzeswoimżyciem.

– Jeśli wciąż upierasz się przy rozwodzie, wiesz, że i tak się tobą zaopiekuję. –

Pragnąłjąutrzymywaćiwspieraćniezależnieodsytuacji.

Postawiwszytalerznakuchennejwyspie,gestempoprosiłago,byusiadł.Spojrzał

najejdzieło–naleśnikzrozmaitościąowoców.Koktajlproteinowyjużnaniegocze-
kał.

–Jedzśniadanieiprzestańgadać,bonasypięcipieprzudokoktajlu.–Potrząsnęła

pojemnikiemzpieprzemCayenne,apotempostawiłanablacieswójtalerzimiskę
zborówkami.

Wpadaceprzezoknosłońceogrzałokuchnię.
–Jestemzłymczłowiekiem,bochcęcipłacićhojnealimenty?
–Doceniamto.Chodziraczejosłowa,żesięmnązaopiekujesz.Jakbymbyła
– Nie jesteś dzieckiem. Uwierz mi, wiem to. – Wziął garść bowek i po jednej

wkładałdoust.

–Mamdyplom.
Henriskinąłgłową.
–Ipoświęciłaśkarierę,żebyśmymoglirazempodróżować.Szanujęto.Myślałem

tylko,żepodobałycisięnaszewspólnewyjazdy

Fionasięgnęłapopieprz.
Henri odsunął koktajl, szturchając ją żartobliwie. Musiał utrzymać ten ton, by

wróciładojegołóżka.

–Zmianatematu.
–Dziękuję.–Odstawiłaczerwonypieprz.–Smacznego.Jedz.
Henripostukałwmiskęzborówkami.
–Sąniewiarygodnieświeże.
–Jeszczeniepróbowałam.–Kiedysięgnęłapoborówki,Henrizabrałmiskęzdia-

belskimuśmiechem.

background image

Potem wziął wyjątkowo dorodną borówkę i podsunął jej do warg. Gdy dotknęła

jegopalców,podnieciłsię.Wydawałosię,żejejteżsprawiłotoprzyjemność.

–Tenpocałunekwnocy
Zakaszlała,jakbysięzakrztusiła.Kiedyodchrząkła,spytałapółżartem:
–Chcesz,żebymsięzadławiłanaśmierć,żebyuniknąćpłaceniaalimentów?
–Toniejestśmieszne.
–Maszrację.Głupiżart,zezdenerwowania.–Spuściławzrokzaczerwieniona.–

Jedz,maszpyszneśniadanie.

– Dziękuję. Zjedliśmy razem wiele wspaniałych posiłków. Będzie mi tego brako-

wało.

–Więczgadzaszsiętozakończyć?
–Robiszwszystko,żebymniemógłsięniezgodzić.–Spojrzałnaniąsfrustrowany.

I zdeterminowany. – Czy jest szansa, że spędzimy razem jeszcze jedną noc przez
wzglądnadawneczasy?

–Toniemożliwe.
Chciałbywiedziećdlaczego.Lekarzepowiedzieli,bydałjejczasnaprzeżycieszo-

ku,jakimbyławiadomość,żejestnosicielkągroźnegogenu,czas,byzaakceptowała
długoterminoweskutki.Twierdzili,żezczasemwyleczysięzbólu.Ale,Bożemój,
ichmałżeństwobyłopełneemocji.Staralisięodziecko.Fionaporoniła.Potemstra-
ciładzieckowtrzecimtrymestrze.Późniejlekarzezauważyli,żeprzyjejrodzinnej
historiirakaleczeniebezpłodnościmożebyćdlaniejryzykowne.

Przeszłahisterotomięipodwójnąmastektomię.
Takcholerniedużospraw,zktórymitrzebasobieporadzić.Żałował,żeFionanie

mażadnejbliskiejkobiety,dziękiktórejmógłbynatospojrzećzkobiecegopunktu
widzenia, ale matka, babka i ciotka Fiony już nie żyły. Jednak w jego rodzinie nie
brakujekobiet.Silne,zikrą,pomogąmuodzyskaćFionę.

Boonzaskarbyświatasięniepodda.

background image

ROZDZIAŁCZWARTY

SkoroFionamusiałaratowaćkolejnąimprezęcharytatywną,cieszyłasięprzynaj-

mniej,żemogłatorobićnaoszklonejwerandzieichodrestaurowanegowiktoriań-
skiegodomu.Ogróduspokajałjejszaleceserceiprzypominał,żemaoddychać.

Weranda stała się nieoficjalnym biurem. Przychodziła tam pomyśleć i poczytać

stareksiążki.

Powiodła wzrokiem po ścianie, a potem przez misternie kute żelazo w oknach

wyjrzała do ogrodu. Wzdłuż wicej się wyłożonej kamieniami ścieżki rosły bujne
krzewyidrzewa.Przezchwilęcieszyłaoczytymwidokiem,zatopionawmyślach.

Na blacie stocego przed nią stołu panował nieład – leżały tam bezładnie iPad,

laptopy, telefony komórkowe i samoprzylepne karteczki. Tym razem mieli zbierać
pieniądze dla oddziału onkologii dziecięcej. Fiona w ostatniej chwili zastąpiła po-
przedniegoorganizatora,którynaglezachorował.Zpowodupożarumusiałazrezy-
gnować z sali koncertowej, którą wcześniej zarezerwowała. Zadzwoniła w kilka
miejscizmieniłalokalizacjęimprezy.

Traktowała to wydarzenie wyjątkowo osobiście. Zebrane fundusze miały być

przeznaczonenabadanianadrakiem.Tencelbyłjejbardzobliskiiniewyobrażała
sobie,byimprezazostałaodwołanaczyprzesuniętanainnytermin.Zrobiłato,co
robiłanajlepiej–rzuciłasięwwirpracy.

Spojrzała na Adelaide skupioną na ekranie iPada. Adelaide już wiele godzin po-

święciłaprojektowiFiony.Byłotonaprawdęgodnepodziwu,tymbardziejżeAdela-
idepracowałaakuratnadwłasnąkolekcjąsportowychubrań.

–Masztylenagłowie.Niewiem,jakcidziękować–rzekłaFiona.
–NależeniedoklanuReynaudówdajeszansęnapomocinnym.Wiesz,żepocho-

dzęzdośćbiednejrodziny.Cieszymnie,żemogękomuśpomóc.Traktujętobardzo
poważnie.Niewiemjeszcze,najakiejdziałalnościsięskupić,więcjeśliniemasznic
przeciwkotemu,naraziepodczepięsiędociebie.–UśmiechłasiędoFiony.

–Zwdzięcznościąprzyjmujętwojąpomoc.
– A ja ufam, że pomożesz mi zaplanować wesele – odparła Adelaide, patrząc na

pierścionekzaczynowy,którylśniłniczymoceanwsłonecznedni.

Fionastarałasięokazaćradość,choćkosztowałojątoniecowysiłku.
–Toprzepięknypierścionek,atybędzieszjeszczepiękniejsząpannąmłodą.–Za-

czesała kosmyk za ucho i posłała przyszłej szwagierce najcieplejszy uśmiech, na
jakibyłojąstać.

ŚwiatłoodbiteodpierścionkaAdelaidezblakłowporównaniuzemocjami,które

rozświetliłyjejoczyizabarwiłyróżempoliczki.

Adelaidezaczęłaradośnietrajkotać.Fionasłuchałabyjejzrównąradością,gdyby

nie zauważyła wiadomości, która pojawiła się na ekranie jej telefonu. Było to
uprzejmeprzypomnienieozbliżacejsięwizycielekarskiej.Czekałynaniąwyniki
badańorazskierowanienakolejnebadania.

background image

Nagle,choćsiedziałanajasnejsłonecznejwerandzie,poczułasięklaustrofobicz-

nie.Ogarnąłjąniepokój,któregoniepotrafiłasiępozbyć.Światnigdyniewydawał
jejsiętakodległy.Wszystko–zbliżacysięrozwód,niepewnezdrowie,strataro-
dziny–uderzyłowniąjednocześnie.

Widziała,żeAdelaidewciążmówi,leczniesłyszałajejsłów.Pewniemusiaławy-

glądaćtakfatalnie,jaksiępoczuła,boprzyszłaszwagierkanaglezamilkła.

OdłożyłaiPadaiprzekrzywiłanabokgłowę.
–Cośsięstało?
–Czemupytasz?–Fionapołożyłatelefonekranemdodołu.Porawrócićdoteraź-

niejszości.

–Poprostujesteśjakaśinna.–Adelaideuniosłarękę.–Nieważne.Zapomnij,że

topowiedziałam.Toniemojasprawa.

Fiona uznała jednak, że powinna być szczera, przynajmniej w pewnym stopniu.

Tak, może kierował nią strach, bo pocałunek Henriego zachwiał jej postanowie-
niem,bysięznimrozstać.

– To nie tajemnica, że przeżywamy z Henrim trudne chwile. Walczyliśmy z nie-

płodnością,aterazdoszłyinnesprawy.

–Jeślichceszporozmawiać,jestemnatwojeusługi.–Adelaidezniżyłagłos.
–Cosięstanie,kiedyjużniebędęczęściątejrodziny?Jestempewna,żeniemu-

szęsięobawiaćotwojąlojalność.

–Jestażtakźle?MyśliszorozstaniuzHenrim?–WgłosieAdelaidepojawiłsię

cieńzdumienia.

Ostatnia rzecz, jakiej chciała Fiona, to obciążać kogoś swoimi kłopotami. Nagle

stałosięjasne,żeniebyłagotowaotymrozmawiać.Musizmienićtemat,wrócićdo
pracy. Zignorować ból. W tym jest najlepsza. Porządkując papiery, wzięła głęboki
oddech,zamknęłaoczyirzekła:

–Skupmysięnaprzyciu.
–Jeślitegochcesz.–Adelaideniewydawałasięszczególnieprzekonana,alenie

naciskała.

–Taimprezajestdlamnieważna.Ważniejszaniżinne.Musibyćperfekcyjnie.Ta

chorobazabrałatyluludziomwiele.–Nietylkoobcym,takżejejrodzinie.Ateraz
zagrażarównieżFionie.–Mojamatkazmarłanaraka,kiedybyłamdzieckiem,bab-
ciaiciotkateż–dodałacicho.

– Nie wiedziałam. – Adelaide ścisnęła jej dłoń. – Najwyraźniej wielu rzeczy nie

wiem,bardzociwspółczuję.

–Dokońcasezonu,kiedydokumentybędągotowe,niejesteśmyzHenrimgotowi

powiedziećinnymorozwodzie.Aleterazpomyślałam,żeniebędziemyteżwstanie
takdługoczekać.Jeżeliprasacośwyniucha,naszetajemniceitakwkrótcewyj
najaw.

–Brakprywatnościniejestłatwy.
–Bardzosięstaraliśmy,żebyjązachować.
–Możezabardzo,skororodzinatakniewielewie,cosięuwasdzieje.Ajejczłon-

kowiepowinnisięwspierać.–Adelaidepoklepałasiępopiersi.–Jateżuważamsię
zaczłonkatejrodziny.

– Dziękuję, ale jeśli się rozstaniemy Większość moich bliskich nie żyje. Został

background image

mitylkoojciec,leczniejesteśmyzsobązżyci.–Aponieważwszyscyjejprzyjaciele
bylizwiązanizrodzinąHenriegoiświatemfutbolu,porozwodzieczekałająpustka.

–Fiono,możesznamnieliczyćwkażdejsytuacji.
–Zazdroszczęcikarieryiniezależności.Muszęznaleźćwłasnemiejscewświe-

cie.

–Cochciałabyśrobić?
Fionawestchnęła.
– Skończyłam plastykę i organizuję przycia. Gdybym na dodatek miała dyplom

inżyniera,byłabymgocymtowaremnarynkupracy.

Zanim Adelaide odpowiedziała, na werandę weszła księżniczka Erika, piękna

skandynawskanarzeczonaGervais’go.Jasnewłosysplotławgrubywarkocziprze-
rzuciłagoprzezramię.

–Siostry–rzekła,przesuwającrękąpociężarnymbrzuchu.JejzaczynyzGe-

rvais’mzaskoczyłyrodzinę,gdyżparanieznałasięzbytdługo.Zatoichmiłośćnie
ulegała wątpliwości. – Dzwoniłam, ale nie słyszałyście mnie. Wpuściła mnie pani
sprzątaca,którawłaśniewychodziła.Corobicieiczymogępomóc?Jestemwolna
ażdoślubu,dopieroponimzaczynamszkołę.Ioczywiściebliźniakizapewniąmiza-
cie.Tospokójprzedhuraganem.

Huraganem? Erika tak uroczo przekręcała znane powiedzenia. Fionie będzie

tegobrakowało,jakwieluinnychrzeczyzwiązanychztąrodziną.

Adelaidepokręciłagłową.
-Tylkotyuważasz,żeprzygotowaniadoślubutozamałozajęćdlajednejosoby.
Księżniczkawzruszyłaramionami.Fionastarałasięstłumićból,którywłaściwie

nigdyjejnieopuścił.Chciałamiećrodzinę,itodużą,bobyłajedynaczką.Bolałoją,
żeErikaoczekujebliźniąt,specjalniesięotoniestarając,podczasgdyonaniemo-
głaurodzićdzieckaniezależnieodwysiłków.Aletoniebyławinażadnejzeznajdu-
cychsięteraznawerandzieosób.

SiłąwolipatrzyłanatwarzEriki.
–Dziękuję,żechcesznampomóc.Będzienambardzomiło,jeślidotrzymasznam

towarzystwa.

–Czytoznaczy,żepodzieliciesięzemnąpączkami?–spytałaErikazbłyskiem

woczach.–Mogęjejeśćbezkońca.

GardłoFionyścisnęłosię.Kochałatekobietyaletobolało.Wiedziała,żetoego-

istyczne,leczichszczęścieprzypominałojej,jakwielejąodtegodzieli.Zaświdok
ciężarnejErikibyłwyjątkowoprzykry.

Poczułapiecełzypodpowiekami.Myśliostraconychmarzeniachgroziły,żesię

rozpadnie. A przecież nie może się załamać w obecności rodziny Henriego. Poza
dumąprawienicjejniezostało.

PotreninguHenriczułsięobolały,mimotoniemógłsiędoczekaćrozmowyzFio-

ną.Udałsięnawerandę.Dojejcentrumdowodzenia,jaknazywałatomiejsce.

Ze zdumieniem zobaczył Adelaide i Erikę, które pracowały z Fioną. Adelaide

z iPadem w ręce pokazywała Erice coś na ekranie. Na jego twarz wypłynął
uśmiech.Zradościąwidziałwdomutrochęnormalności.

Dochwili,gdywoczachFionydojrzałłzy,niezdawałsobiesprawy,żecośjestnie

background image

tak.Dopierowtedysobieuprzytomnił,żeFionajestwfatalnymstanie.

Szybkimruchemchwyciłatelefoniotworzyładrzwidoogrodu,któryczęstonazy-

wałaswojąoazą.Drzwitrzasnęły.Powinienzaniąpójść.Ruszyłwjejstronę,nogi
samegoniosły.Cośjednakgozatrzymało.Comiałbyjejpowiedzieć?Porawezwać
posiłki.

Zwestchnieniemusiadłprzystole.
–Miłepanie,potrzebujęwaszejpomocy.Adelaide,mogęnaciebieliczyć?
– Impreza jest już prawie załatwiona. Twoja żona jest mistrzynią organizacji. –

Adelaidewskazałanastosypapierów,każdyoznaczonykarteczkąwinnymkolorze.

Postukującpalcemwblat,Henripodniósłnaniąwzrok.
–PrzeżywamyzFiotrudnyokres.Nieporozumienia.Przydałybymisięwasze

rady.

–Przykromitosłyszeć–odparłazewspółczuciemAdelaide,choćniesprawiała

wrażeniazaskoczonej.

Coświe?Czytylkowyczuła?AmożeFionacośzdradziła?
Erikaklasnęławdłonie.
– Oczywiście, że ci pomożemy, w ramach możliwości. Ty i Fiona jesteście teraz

mojąrodziną.

–Dziękuję,naprawdę.
AdelaideprzypatrywałasięHenriemu.
–Topilne?
–Muszędziałaćszybko.Fionaniejestszczęśliwa.–Toniedopowiedzenie.
Erikaprzyglądałamusiębacznie.
–Niepowinieneśzniąotymporozmawiać?
–Nieważne.–Pokręciłgłową,wstałizakręciłsięnapięcie.–Zapomnijcieotym.
Erikazawołała:
–Zaczekaj.Niechciałamcięzrazić.Chętniesięztobąpodzielętym,czymmogę,

choćnieznamFionyzbytdobrze.

–Pokażjej,żejądoceniasziżewciążjejpożądasz.Niezakładaj,żeonatowie.

Przypomnijjejpowody,dlaktórychsiępobraliście–podłaAdelaide.

Henrimiałwrażenie,żejużtowszystkozrobił.PostawiłAdelaideiErikęwnie-

zręcznej sytuacji, bo tak naprawdę nie znały powagi ich problemów. Nie mógł się
znikimtympodzielić,gdyżFionapoczułabysięzdradzona.

Muszązpowrotemzacząćsiębawićiśmiaćjaknapoczątkuichmałżeństwa.Ro-

mansować.Fionamiałarację,stwierdzając,żeoddawnaniebylinarandce.

Pobralisię,bomyśleli,żeFionajestwciąży,atobyłfałszywyalarm.Obojetak

bardzopragnęlidzieci,żeskupilisięnatymcelu–ażnaglecałymichistnieniemsta-
łysięratuceżycieoperacje.

–Powiedzmy,żewpadliśmywrutynęistarymążpotrzebujepomysłównarandkę.
Erikapatrzyłananiegoznamysłeminapięciem.
–Tonaprawdękochaneztwojejstrony.
Adelaideuniosłabrwi.
– I pomyśleć, że najbardziej atrakcyjny sportowiec Ameryki prosi mnie o radę

wsprawierandki.

Henrirozłożyłręce.

background image

–Zamieniamsięwsłuch.
Takteżbyło.Bomyślopowrociedopoczątkówichmałżeństwa,nimżycietaksię

skomplikowało,nigdyniebrzmiałabardziejpociągaco.

PoniespokojnejbezsennejnocyFionanaczworakachkopałagrządkękwiatową.

PoprzedniegowieczorupowyjściuprzyszłychszwagierekHenrizamknąłsięwga-
binecie.Boże,tenczłowiekwysyłaniespójnesygnały.

Ostrożnieoddzieliłalilieodagresywnychchwastów.Inwazyjneroślinygroziły,że

jezdominują.Fionastarałasięutrzymaćwogrodzierównowagę.Dawałojejtopo-
czuciespokoju.Zwłaszczaostatnio.

Takbyłaskupionanachwastach,żeledwieodnotowałaodgłoskrokównakamien-

nejścieżce.ZerkłaprzezramięiujrzałazbliżacegosięHenriego.Minąłople-
cionąbluszczemaltanę.Wciążwyglądałtaksamojakwtedy,gdysięwnimzakocha-
łaiwyszłazaniegozamąż.

Przyklęknąłobokniejwmilczeniuizacząłjejpomagać.Zapachjegowodypogo-

leniuprzywołałwspomnienia,akażdebyłobardziejbolesneniżpoprzednie.Wspo-
mnienia ich początków, kiedy wszystko było dobrze. Co tylko podkreślało, jak źle
jestteraz.

–Chybapora,żebyśmysiępoddalitemu,conieuniknione.–Sercebiłojejszybko.
–Oczymtymówisz?–spytałschrypniętymgłosem.
–Pytaszpoważnie?Przecieżwiesz.Aleskoroniejesteśwstanietegopowiedzieć,

jatozrobię.Naszemałżeństwosięskończyło.

–Myliszsię–odrzekł,kręcącgłową.
–Czemu?
–Słucham?
–Powiedzmi,czemusięmylę?
– Bo jesteśmy małżeństwem. Powiedzieliśmy, że będziemy razem aż do na za-

wsze.–Wyrwałzziemichwast.

–Nawetniepotrafiszwypowiedziećtegosłowa.Śmierć.Janieumieram.Niemu-

siszsięczućwinnyzpowodurozstania.

Henrisięzirytował.Rzuciłchwastnaziemię.
–Dodiabła,wcalenietomówiłem.
– Ale usłyszałam to w twoim głosie. Czujesz, że powinieneś się mną opiekować,

atozamało,żebybudowaćnatymwspólneżycie.–Pokręciłagłową.

–Pobraliśmysięzmiłości.
–Pobraliśmysię,bomyśleliśmy,żejestemwciążyibyliśmyodurzeniseksem.To

był szalony romans. Nie zdążyliśmy się dobrze poznać, kiedy napotkaliśmy pro-
blem.Nieukładasięnaminiebędziesięnamukładać.

–Wrócęnaterapięmałżeńską.Wtedyniebyłemgotowy.Terazjużjestem.
–Dziękuję,alenie.Mamdość.–Niemogłazostaćiżyćzpermanentnieranionym

sercem.

–Zostańdokońcasezonu.
–Cotoda?–Oparłasięoziemięispojrzałananiego.
– Nie mogę starać się o rozwód w środku sezonu. Dla ciebie to proste powie-

dzieć,żetokoniec,alejatakniemogę.

background image

–Zpowoduzłejprasy.–Tobyłprymitywnycios.
–Niejestemmaszynąiniemogęryzykować,żestresniepozwolimisięskoncen-

trować,zwłaszczawtymroku,kiedymamyszansęnamistrzostwo.Wiesz,ileode
mniezależy.Ijakrzadkoklubmatakidobryzespółjakwtymroku.

–Mówiszpoważnie?Miałabymodłożyćswojeżycienapóźniej,żebyśtymógłwal-

czyćomistrzostwo?

–Poważnie,niechodzitylkoomnie.Wiesz,iluludzinamniepatrzyioczekuje,że

poprowadzę chłopaków. Jak mógłbym zmarnować ich szanse, skoro znaleźli się
wdrużynie,jakazdarzasięrazwżyciu.Takaszansasięniepowtórzy.Trzebateż
myślećopoparciu,okomentatorach.Tylerzeczyzależyodtegosezonu.

Fionapodróżowałazdrużyną,organizowaławsparciedlarodzin,gdyzawodnicy

byliwdrodze.Niemogłazaprzeczyć,żeczułasięzwiązanaztymiludźmi.Poczuła
wyrzuty sumienia, bo przecież zdawała sobie sprawę, jak bardzo chłopcy wpatry-
walisięwHenriego,jakgopodziwiali.Henriemulossprzyjałpodwielomawzględa-
mi.Miałtalent,byłbogaty.Wielukolegówzdrużynyniemogłotegoosobiepowie-
dzieć.Ichkarieranietrwaładługo.Niektórzyzostaliwychowaniprzezbiednesa-
motne matki, które zrezygnowały ze wszystkiego, by pomóc synom osiągnąć suk-
ces.

NarażałabyichnapoważneryzykoAjednakniemożezostaćzHenrimwnie-

skończoność.

– Kiedy zakończysz karierę, nie musisz pracować – rzekła. Rodzina Reynaudów

byłabogata,Henrigrałgłówniedlasportu,niepoto,bysięutrzymać.Gdybypoże-
gnałsięzesportem,niebrakowałobymupieniędzy.

–Zgadzasię.Aleniejestemtypem,któryzajmowałbysiębezdomnymizwierząt-

kami.Potrzebujępracynapełnyetat.

Zwierzątkami?Czytakpostrzegaorganizowaneprzezniązbiórkipieniędzy?Za-

brzmiałotojakprzytyk.

–Cozłegowidziszwżyciupoświęconymfilantropii?–Tojązabolało.Poczułasię

bezbronna.

–Tywybrałaśtakądrogę,aletoniejestdrogadlamnie.
–Nazywaszmniedyletantem?Zrozmysłemzaczynaszkłótnię?
–Nie.–Patrzyłnaniąwskupieniu.–Alewydajemisię,żetytorobisz.
Jejmechanizmyobronneosłabły.Henridoskonaleodczytywałjejmotywy.Spani-

kowananiewiedziała,copowiedzieć.

–Jesteśbardzoseksowna,kiedysiętakzłościsz.–Zbliżyłsiędoniej.–Niezależ-

nieodtego,ilemamyproblemówczyjakbardzosięodsiebieoddaliliśmy,wiedzjed-
no.Pragnęciętaksamojakpragnąłempierwszegodnia,kiedycięzobaczyłem.

background image

ROZDZIAŁPIĄTY

Oczekiwaniebyłoponadjegosiły.PragnąłdotknąćFiony,wziąćjąwramiona.
Byłaseksowna–tezmierzwionewłosyiogieńwoczach.Itasceneria–zarośnię-

ty ogród. I jej brzoskwiniowa sukienka! Wyglądała jak nimfa z malowidła klasycz-
nychgreckichartystów.

Równieponętna.Irównienieosiągalna.
Teraz,gdyznalazłsiętakblisko,wyczuwałwniejtęsamągotowośćcousiebie,

namiętność,którejwostatnichmiesiącachzbytczęstozaprzeczała.Wyciągnąłrękę
iprzesunąłpalcamipojejramieniu.Fionaodwróciłasiędoniegotwarzą,wtuliłasię
wniego.

Ująłjejdłońisplótłpalcezjejpalcami.Trzymałsięjej.Trzymałsięichbyciara-

zem.

Ichwargidzieliłyledwiecentymetry.Pokusaipożądanieosiągnęłoszczyty.
Fionarozchyliławargi.Powietrzebyłonaładowanewręczdotykalnąenergiąero-

tyczną.AzarazpotemFionalekkoodchyliłasiędotyłu.Henriwidziałwjejoczach
pożądanie,leczjejwargijużukładałysięwsłowonie.

Puściłjąidotknąłczubkajejnosa.
–Panimniekusi.
Rozłożyładłonienajegopiersi.Jejpalcegopieściły,oczypatrzyłyniepewnie.
–Nigdyniemieliśmyztymproblemu.Alegdybyśmytozrobili,byłobynamtylko

trudniej,kiedynadobresięrozstaniemy.

Henriskupiłsięnawiktoriańskimptasimdomku,któryprojektantkrajobrazuza-

instalowałwogrodzie.Tenogródmiałbyćichoaząnawielelat.

– Dlaczego wciąż mówisz w taki sposób, jakbyśmy już podli decyzję o rozwo-

dzie?

Fionazacisnęłapalcenajegokoszuli.
– A dlaczego ty nie chcesz zaakceptować, że tak będzie? Czemu to utrudniasz?

Przezprawierokniepadłomiędzynamisłowomiłość.

Powinienpowiedziećtosłowo,jeśliotowłaśniechodzi,alezjakiegośpowodunie

przechodziłomuprzezusta.Przedodpowiedziąuratowałagosprzeczka,któraroz-
gorzaławptasimpoidełku.

Fionazgorzko-słodkimuśmiechemobserwowałamałestrzyżyki,któresiępode-

rwały,byzrobićmiejscewiększymptakom.

–Wiesz,żemamrację.Ludzierozwodząsięnawetwtedy,kiedyniechodziotak

ważne sprawy. Sporo przeżyliśmy, zmagaliśmy się z bezpłodnością, poronieniami,
mojąoperacją,stresemzwiązanymztwojąpracą.Topoprostuzadużo.

Czymiałarację?Dopewnegostopnia.Aleterazprzynajmniejmówiłakonkretnie.

Dawnotakotwarcieznimnierozmawiała.Przeżyliniewiarygodnystres.Henrinig-
dy nie brał pod uwagę faktu, że jego praca też się do tego przyczyniała. Miał
oczymmyśleć.LeczchoćFionawciążpróbowałagoodepchnąć,czuł,żejestbliżej

background image

osiągnięciacelu,którymbyłoodzyskanieżony.

–Fiono,słyszę,comówiszirozumiem,że
–Niejestempewna,czyrozumiesz.–Położyładłońnajegoręce.–Wybacz,Hen-

ri.Muszęiśćdalejsama.

Boże,jakajestuparta.Ajegotopodniecało.
–Powiedziałaśtodośćjasno.Zakończymynaszzwiązekposezonie
–Pomojejnastępnejzbiórcepieniędzy.Alboteraz.
–Okej,niekłóćmysię.Zgodziliśmysię,żepotrzebujemyadwokatów.Poczekajmy

dotwojejimprezy,niezepsujmyjej.Kiedyśdobrzesięrazembawiliśmy.Wykorzy-
stajmy ten czas, żeby się zrelaksować. Koniec stresów. Dość oczekiwań. Koniec
zlekarzami.

Fionasięwzdrygnęła.
Zawahałsię.Czyżbycośmuumknęło?Nimjąotospytał,wydawałosię,żeznów

sięuspokoiła.Zrobiłakilkakrokówwstronębiałejhuśtawkiwiszącejnapotężnym
starymdębie,któryzajmowałwiększączęśćpodwórza.

–Wyjaśnij,comasznamyśli.
Widzącwjejsłowachszansę,Henriwiedział,żemusizachowaćostrożność.Nie

wolnomunaciskać.

– Po prostu bądźmy przyjaciółmi. – Im dłużej będą razem, tym łatwiej mu przyj-

dzie powrót do jej łóżka. I do jej serca. Do czasu, kiedy się nawzajem rozumieli.
Żebyichświatodzyskałsens.–Takjakdawniej.Ludziebędązadawaćmniejpytań.

Fionaprzygryzławargę,przeciągającdłoniąpodrewnianejślimacznicynaopar-

ciuhuśtawki.

–Aleczęśćrodzinywieonaszychproblemach,aresztasiędomyśla.
Henriwzruszyłramionami.Nieobchodziłogo,comyśląinni.Zależałomunatym,

bypogodzićsięzFioną.

–Notoniechsobiezgadują.
–Niechceszichwsparcia?–Lekkiwiatrporuszyłjejwłosami.
Henripamiętałczasy,kiedybrałjąnaręceizanosiłdołóżka,gdytylkomiałocho-

tę–aprawdęmówiąc,całyczasjąmiał.Kiedyostatniobieglidosypialni,zrywając
zsiebieubrania?Odsuwającpomysły,któreterazprzyniosłybyefektprzeciwnydo
zamierzonego,zerwałkilkastokrotek,byzająćczymśręce.

–Chcę,żebyśmyterazżyliwspokoju.Cośmimówi,żetyteżtegopotrzebujesz.–

Zrywałkwiatzakwiatem,możeznadzieją,żespokójichpołączy.

–Skądwiesz?–Podeszładoniegobliżej,patrząc,jakobwiązujebukiecikłodyż

jednegozkwiatów.

–Jesteśmymałżeństwemodtrzechlat.Nazwijtointuicją.–Podałjejbukiecik,pa-

miętając,żewolałaprosteogrodowekwiatyniżte,któremógłbyznaleźćwichcie-
plarni.

–Niewiedziałam,żemężczyźniwierząwintuicję.–Cieńuśmiechuuniósłkąciki

jejwarg.

–Jawierzę.Więccopowiesz?–Posłałjejswójchłopięcyuśmiech.–Maszocho

sięzabawić?

Wiśniowy mustang z 1965 roku pomrukiwał, gdy jechali przez Garden District.

background image

Południowe słońce ogrzewało skórzane siedzenia. Fiona od lat nie czuła w sobie
tyleżyciacoterazwtymstarymsamochodzie.

Niepamiętała,kiedyostatniorobilicośspontanicznegoanikiedywybralimustan-

ga zamiast lśniących nowych aut, które mieli do dyspozycji. Bardzo ją cieszył ten
wybór. Samochód się nie wyróżniał, przyciągali mniej uwagi, jakby byli zwyczaj
parą.

Naraziemogłazapomniećopodejrzanymguzku,którymożebyćgroźny.Mogła

zapomniećozaplanowanejnanastępnydzieńbiopsji.Iabsolutnieniepozwolisobie
braćpoduwagęnajgorszegoscenariusza.

Tegodniabędziesiędobrzebawiłazmężem.
Jadąc przez miasto, wyglądała przez okno. Czasami zapominała, jakie to piękne

miejsce. Wzdłuż ulicy stały wiktoriańskie domy w jasnych odcieniach czerwieni
iżółci.Większośćznichmiałaogrodzeniazkutegożelaza.

W Nowym Orleanie najbardziej lubiła to, że ulice i szyldy wyglądały jak dzieła

sztuki. Spotykały się tu różne kultury, które wznosiły pomniki i budynki unikalne
wtymmałymzakątkuświata.

Zerkła z ukosa na Henriego. Kiwał głową w rytm jakiejś chwytliwej piosenki

zlatsześćdziesiątych.Zauważyłjejspojrzenieiposłałjejciepłyuśmiech.

MiałnasobiezwyczajnyT-shirt,krótkiespodnieiokularyawiatorki,jegociemne

włosybłyszczaływsłońcu.Patrzącnapokrytąlekkimzarostemtwarz,Fionaczuła,
jakbyjąpocałowałnaswójmęskiszorstkisposób,którybudziłdożyciajejzmysły.
Tegodniawyglądałwyjątkowoseksownie.

I w niczym nie przypominał zazwyczaj eleganckiego rozgrywacego, którego

prasaniemogłasięnachwalić.

Kiedyskręcaliwwąskąuliczkę,Fionabyłapełnaoczekiwania.Tendzieńprzypo-

minałjejichpierwszespotkanie–odzaimprowizowanegobukietudospontanicznej
jazdywokółmiasta.

–Powieszmiwreszcie,cozaplanowałeś?
Henriwziąłzdeskirozdzielczejczapkębejsbolówkęiwskazałprzezokno.
–Będziemyudawaćturystów.
Fionęowiałwiatr,nachwilęunoszącjejtroski.
–Przecieżcałeżycietumieszkam–zaprotestowała.
–Czasamiimdłużejgdzieśmieszkasz,tymmniejzauważasz,comaszpodnosem.

WHurricanesjestchłopak,którymieszkałnaplażyimówi,żeprawieniewchodził
dowody.

–Okej,rozumiem.Notopozwiedzajmynaszerodzinnemiasto.
–Wiedziałem,żetakpowiesz.–Znalazłmiejscedoparkowaniaiwysiadł,nimFio-

naodpięłapas.Otworzyłjejdrzwiiwyciągnąłrękę.Ujęłająiodrazupoczułana-
pięcie.

CotakiegobyłowsłowachHenriegowogrodzie,cojejzasugerowało,żebędzie

siędobrzebawić?Nieangażującwszystkichsił,bysięprzednimbronić,czuła,że
byćmożeudajejsięzrelaksować.Choćbynakrótko.

Kiedyostatniobylinarandce?Odtamtejchwilimiłochybaparęmiesięcy.Gdy

szliBourbonStreet,sercejejwaliło.Żebypostrzegaćmiastojakturystka,musiała
spojrzećnatęulicęinaczejniżzwykle.Zaczęłazauważaćdrobnedetale–korzenny

background image

zapach powietrza, pełen woni przypraw z restauracji. Kiedy skupiła się na zapa-
chach,zaczęładostrzegać,któresklepyprzyciągająnajwięcejuwagi.

Ulicabyłapełnaludzi,muzycygralizporywacąpasją.FionaścisnęładłońHen-

riego.

Zatrzymałsię.
–Możezrobimytojaknależy?Pojeździmypomieściedorożką?Tonajlepszyspo-

sóbnazwiedzanie.

–Bardzochętnie.
–Świetnie.Więcwybierzzaczarowanądorożkę.
Wskazał na stoce przed nimi w kolejce pojazdy. Fiona przyglądała się dużemu

gniademukoniowi.Podobałojejsię,jakstał–prostyiskupiony.

–Ten.–Pokazałapalcem.
–Załatwione.–Henrizamieniłkilkasłówzwoźnicą,poczymwsiedlidodorożki.

Byłotammałomiejsca,FionasiedziałaprzyciśniętadoHenriego.

Zwyczajny dotyk jego nóg wydawał się elektryzucy. Miała ochotę wziąć go za

rękęidotknąćjegouda.Patrzyłananiego,myślamiwędrującpojegociele.

Dorożkacoruszpodskakiwała,aoniwpadalinasiebie.Henripachniałwodąko-

lońską,którejużywał,gdybylikiedyśzagranicą.Natychmiastprzeniosłasięmyśla-
midoAnglii.Tobyłyjejulubionewakacje.

–PamiętaszwyprawędoStonehenge?–Spojrzałananiegospodrzęs.
–Byłaśprzekonana,żecofłaśsięwczasie.
Szturchającgołokciem,zaśmiałasię.
–Teskałymówią.
– Za dużo się nasłuchałaś historii o wampirach i wudu. – Postukał ją w czubek

nosa.

Kładącrękęnapiersi,odparłaniecoteatralnie:
–UrodziłamsięwNowymOrleanie.Tysiętuprzeprowadziłeś.
–Hej,jestemzłotymchłopakiemzNowegoOrleanu.
–Bomaszzłotąrękędorzucaniapiłki.Dlategozostałeśuznanyzamiejscowego,

choćnimniejesteś.

–Wtakimrazietoszczęście,żemamcięobok,rodowitąmieszkankętegomiasta.

–Gdyotoczyłjąramieniem,Fionasięwniegowtuliła.

Zgłowąnajegoramieniuzprzyjemnościąpatrzyłanamiastoiudawała,żepraw-

dziwy świat za niespełna dwadzieścia cztery godziny nie będzie gotów wkroczyć
wjejżyciezigłądobiopsji.

Dotąddzieńbezstresumijałlepiej,niżHenrisobiewyobrażał.Porazpierwszy

odwielumiesięcybylizsobątakotwarci.Przenoszącdodrugiejrękitorbępeł
turystycznychpamiątek,sięgnąłdokieszenipoportfel.Wyjąłkilkabanknotów,po-
dałjesprzedawczyniiwskazałgłowąnajejdziecko,gdymałyurwiswłożyłdotorby
ręcznierobionekorale.Bawiłgofakt,żemasowoprodukowanepamiątkidlatury-
stówzbliżałygozFionąbardziejniżdiamentowabiżuteria,którąjąobdarowywał.

Sprzedawczynibyłasmukłąkobietązustamipomalowanymiszminkąwjaskrawej

czerwieni, dość przyjacielska. Wrzuciła do torby kilka papryczek. Upominek. To
jednazrzeczy,którąHenrilubiłwNowymOrleanie,odkądwdzieciństwiebyłtuna

background image

wakacjach–tengestsprawiał,żeNowyOrleanwydawałsięprzyjaznymmiastem.

Wziąłtorbęiwyszlizesklepupełnegokiczowatychpamiątekiwoskowychfigurek

muzykówjazzowych.

–Moidziadkowieprzywozilinastunawakacje,kiedybyliśmydziećmi.
– Nigdy o tym nie wspominałeś. Zawsze opowiadałeś o wakacjach w odległych

krajach.

–Mojarodzinamastatkiwycieczkowe.–Zarobilimiliardynastatkachiprzewo-

zach morskich. – Dziadek łączył podróże w interesach z przystankiem w Nowym
Orleanie,sprawdzającnajnowszetrasy.

–Chybadobrzesiębawiliście.–Pochyliłasięiprzeszłapodjegoramieniem,gdy

przytrzymałdlaniejdrzwi.

–Tonietajemnica,żerodziceniebyliprzesadniezaangażowaniwnaszewycho-

wanie,więcdziadkowieniemieliluksusuzabawyzwnukami.Dziadekzabierałnas
dopracy,żebynasmiećnaoku.Wiesz,podobamisię,żekiedywyjeżdżamyzdruży-
ną,dbaszorodzinyzawodników.–Podziwiałjejzdolnośćintegrowanialudzi.Przy
Fionieniktnieczułsięwykluczony,pozostawionysamsobie.Wszyscyczulisięważ-
niipotrzebni.

–Tomasens.Najlepszymedukacyjnymdoświadczeniemdladziecijestpodróżo-

wanie,bezpośredniepoznawanieświata.Cocisięwdzieciństwienajbardziejpodo-
bałowNowymOrleanie?–Przerzuciławłosyzwiązanewkońskiogonprzezramię,
podziwiającwidoki,gdyupałzelżałwrazzzachodzącymsłońcem.

–Muzyka.Ulicznimuzycy.–Uśmiechnąłsięnatowspomnienie.–Śpiewałemra-

zemznimi.Jean-Pierretańczył.Byłnaprawdędobry.Zawszezwinniejsięruszał.

–AGervais?
–Ontylkoprzytupywałnogą.
Fionaprychła.
–Pewnieliczył.ADempsey?
– Te wycieczki skończyły się w momencie, kiedy dołączył do naszej rodziny. –

Okres integrowania się przyrodniego brata nie należał do łatwych. Teraz byli
z sobą blisko. Henri potrząsnął głową i wrócił do teraźniejszości. – Chodźmy coś
zjeść.Nacomaszochotę?

–Poszukajmyjakiegośmiejsca,gdziejedlibyturyści.Napowietrzu.Będzieszmi

dalejopowiadał.

–Bardzoproszę.–WskazałnaLeChevalier.Potreliarzupiąłsiębluszcz.Lokal

wyglądałprzyjaźnieizwyczajnie–idealnakombinacja.

–Copowiesznagumbo?
Fionaklasnęławdłonie.
–Cudownie.
Jejpaznokciezfrancuskimmanikiuremwydawałysięobgryzione.Todoniejnie-

podobne,pomyślałHenri,ruszającdostolikawrogupatia.Wysunąłdlaniejkrze-
sło,apotemusiadł.

Podeszładonichjasnowłosakelnerkazmenuwręce.
–PodobasiępaństwuNowyOrlean?–Jejakcentsprawiał,żemówiławyjątkowo

śpiewnie.

–Otak.Zakochaliśmysięwtymmieście–odparłaFiona,wchodzącwrolę,ba-

background image

wiącsięswojąanonimowością.Skorosiedzielinazewnątrz,Henrizostałwbejsbo-
lówceiciemnychokularach,więctrudnobyłogorozpoznać.

–Niespieszciesięidajciemiznać,jakbędziecieczegośpotrzebowali.Napoczą-

tekprzyniosęwodę.

–Odrazuzawimygumbo.–Henrisięuśmiechnął,oddającmenukelnerce.
– Doskonały wybór – pochwaliła, zapisując zawienie. Potem zakręciła się na

pięcieiodeszła.

–Bardzomisiętopodoba.Niktniezwracananasuwagi.–Fionaprzeglądałaza-

wartośćtorebzzakupami.

–Widzisz?Aniemówiłem?Todzieńrandkibezstresu.Dladuszyczynicuda.
–Uhm.–Skiłagłową,układającpamiątkinastoliku.
Henrinaniespojrzał.Udekorowanapióramimaska.T-shirtdlaniego.Bambuso-

wadeskadokrojeniawkształcieLuizjany.Zabawkaaligatorzfilmurysunkowego.
Naszyjnik z jasnoniebieskich koralików, który będzie pięknie wyglądał na jasnej
skórzeFiony.

Fionapodniosłalaleczkęwudu.
–Najlepszyzakup.
–Jesteśprawdziwąnowoorleanką–zażartował.
–Hej,niechpanuważa,bosiępanemzajmę.–Pomachałalalką.Potemwzięłają

zaprawąrękęipostukałaniąwjejgłowę.

Henripostukałsięwswojągłową,naśladującgest.Fionaposłałamuskrzywiony

uśmiech.

–Twojaenergiamniezadziwia–zaśmiałsię.
Wziąłdorękinaszyjnik.Szlifowaneniebieskieszklanekoralikirozpraszałyświa-

tło.

–Mogę?
Palce go swędziały, by jej dotknąć. Założył jej korale i zapiął zameczek. Skó

miałamiękkąigładką.Wciągnąłzapachjejperfum,pochyliłgłowęiprzycisnąłwar-
gidokarkuFiony.Zamiastsięwniegowtulić,odsułasię.Otoczyłasięramionami
izamknęławsobie.

Patrzyłnaniąistarałsięzrozumieć,cosięstało.
–Czemuniechcesz,żebymciędotykał?Niechodzichybaoblizny,bojewidzia-

łemiwiesz,żedlamnietoniemaznaczenia.

–Kiedyostatniosiękochaliśmy,byłeśjakiśinny–rzekłacicho.
–Oczywiście,żejestinaczej.Przeszłaśpoważnąoperację.
–Aletynadalmniedotykasz,mówiszdomnietak,jakbymbyłakruchajakporce-

lana.–Mimowolnieprzygryzłapaznokieć.

–Jesteśnajsilniejsząkobietą,jakąznam.Podłaśniewiarygodnietrudnądecyzję

istawiłaśjejczoło.Jestemzciebiedumny.

–Dziękuję.–Wypiłałykwody,jakzwyklelekceważąckomplement.
Chciał,bywiedziała,żetoniesątylkosłowa.
–Mówięprawdę.
–Nieczujęsięsilna.Kiedydorastałam,byłamrozpieszczanaprzezojca,którybał

się, że umrę jak matka. Nie chcę teraz sprawiać wrażenia zepsutej kobiety na
utrzymaniu mężu, która marudzi, bo mąż chce się nią opiekować. – Przygryzła

background image

kciuk,azarazpotemsplotłapalcenakolanach.

–Przecieżjarozumiem,żezrezygnowałaśzpracy,żebyśmymoglirazempodró-

żować.Każdąwolnąchwilępoświęcaszinnym,amogłabyśjakwieleżonsportow-
ców spędzać całe dnie w spa. Organizujesz zbiórki pieniędzy na różne szlachetne
celeizaciadladzieci,którepodróżujązojcami,żebyoglądaćichmecze.

–Czemutowszystkomówisz?–spytałapodejrzliwie.
Henrigłębokowestchnął.
–Żebyświedziała,żezauważamtwojąciężkąpracę.Twojążyczliwośćidobroć.

Jesteśdlawieluinspiracją.

–Więcczemunietraktujeszmnietak,jakbymbyłasilna?Czemuniemożeszmi

zaufać,uwierzyć,żejestemsilna?

Zaufać?Powtarzałtosłowowmyślachjakzagadkę.Dlaczegonaboiskuznakomi-

cie odczytuje niuanse skomplikowanej strategii obronnej, dostrzega słabości prze-
ciwnikaipotencjalnezagrożenia,aniepotrafizinterpretowaćprostegosłowa,któ-
repadłozustżony?Brakujemuinteligencjiemocjonalnej.Nadająnainnychfalach.
Zabiłomutoklina,nieumiałsobieztymporadzić.Uważał,żechroniFionę,aona
zrobiłamuztegozarzut.

Nieznałodpowiedzinajejpytanie.

background image

ROZDZIAŁSZÓSTY

Fiona otworzyła drzwi mustanga, lecz zanim wysiadła, stanął przed nią Henri,

oferującpomoc.

Chwyciłajegodłońiwstała.Znaleźlisiębliżej,niżbysięspodziewała.Poostatnich

parumiesiącach,kiedytrzymałagonadystans,poczuła,jakbynaruszyłjejprywat
przestrzeń.Zdawałosię,żeichoddechysiępołączyły.Poczułaciepłolekkozaczer-
wienionychpoliczkówinerwowyskurczżołądka.

–Zakryjętylkosamochód.–GłosHenriegobrzmiałjakszept.
Poszedł do kąta garażu i wziął materiałową plandekę. Miał zwyczaj o wszystko

dbać,chronićizabezpieczać.Tapotrzebabyłaczęściąjegonaturyijednązrzeczy,
którąFionauznałaniegdyśzanadzwyczajseksowną.

Oknagarażuwpuszczałyostatniepromieniewieczornegosłońca,więcścianyob-

lanebyłypołyskucymbursztynowymświatłem.Fionazawszelubiłatęporęroku,
kiedyletniąduchotęzastępowałoprzyjemneciepło.Opartaowąskistółroboczypo-
dziwiaławiatr,któryszumiałwgałęziachipotrząsałliśćmi.

Nadeszłajesień.Czas,kiedywyschniętepozbawioneżycialiściespływałyzgałę-

zi.Czaszmiany.Włoskinakarkustałyjejdęba,poczułaciarkinacałymciele.

Jej małżeństwo było jak piękny liść, który spada z drzewa, bo nie jest gotowy

przetrwaćostrejzimy.

Starającsięnadsobąpanować,przeniosławzroknagaraż.NaHenriego,który

zabezpieczał samochód. Włosy lekko kręciły mu się wokół uszu. Podczas jazdy do
domu zdjął okulary i czapkę. Teraz stał przed nią w nieco spranym T-shircie. Nie
wyglądał jak złoty chłopak drużyny Hurricanes. Wyglądał jak każdy zwyczajny fa-
cet.Inależałdoniej.

Podciągnęła się i usiadła na stole warsztatowym, kołysząc nogami i patrząc na

swojegomężczyznę.Alepróczatletycznegociałazauważyłatakżesiniaki,którena
opalonej skórze wydawały się ciemniejsze. Były rezultatem wielu godzin spędzo-
nychnaboisku,pełnegodeterminacjitreningu.

Pożywejdyskusjipodczaskolacjizamilkli.Czyrandkabyładobrymczyzłympo-

mysłem? Z pewnością terapeuta by ich do tego zachęcał. W krótkim czasie, gdy
uczęszczalinaterapię,obojenaprzemianczulizłośćispokój.Bębniącpalcamipo
blaciestołu,Fionazastanawiałasię,czygdybypoświęcilinatowięcejczasu,trochę
bardziejsiępostarali,doszlibydoporozumienia?

Do niedawna koniec sezonu piłkarskiego był wyznaczonym przez nią terminem

zakończeniazwiązku.Ostatnieniepokojewywołanestanemjejzdrowiazmieniłyka-
lendarzichmałżeństwa.Jeśliszybkotegonieprzetnie,Henribędziesięupierał,by
trwaćujejbokuipomócjejwwalceoodzyskaniezdrowia.Bardzotoszlachetne,
owszem,aleniemanicwspólnegozmiłością,którapowinnabyćfundamentemmał-
żeństwa.

Więcprawdopodobnietojestichostatniwspólnywieczór.

background image

Postarasiępokonaćwstyd,zresztąHenrinierazpomagałjejubraćsięwszpitalu,

widziałblizny,któredotejporyzbladły.Raznawetnieudolniepróbowalisiękochać.
Chirurg plastyczny dokonał rekonstrukcji, lecz choć był najlepszym wśród najlep-
szych,pooperacjiFionanieczułasięnormalnie.

Teraz,powspólniespędzonymdniu,stwierdziła,żetowszystkosięnieliczy.Po-

ślubiła seksownego, szlachetnego, opiekuńczego mężczyznę i nigdy nie przestanie
gopragnąć.

To będzie ostatnia noc, kiedy oddadzą się namiętności. Pragnęła dotykać męża,

przytulić się jeszcze raz do jego opalonego ciała. Być z nim. A nazajutrz cóż,
możejużnigdyniebędzietaksamo.Zrobitonaswoichwarunkach.Podładecyzję
idodiabłazprzyszłością.

Przerzucając włosy przez ramię, wciągnęła powietrze. Jej nozdrza wypełnił za-

pachliściibenzyny.

Awięcterazalbonigdy.
–Henri,wyjdźmystąd,popatrzmynazachódsłońca.
Przekrzywiłnabokgłowę,marszczącczoło.
–Jasne,dobrypomysł.
–Mamyszczęście.Dziękicieplarnidłużejmożemysięcieszyćkwiatami.–Ogród

byłjejoazą,miejscem,gdzieczułasięnajlepiej.–Remontcieplarnibyłnajlepszym
prezentem,jakimisprawiłeś.Pozastokrotkami.

Niepewnymkrokiemruszyławstronęcieplarni.Nahoryzonciepłołypiękneod-

cienieżółciioranżu.Woddalirozbrzmiewałgłosptaków,rozprawiałynajakiśważ-
nytemat.

–Cieszęsię,żemaszstądjakieśszczęśliwewspomnienia.–Powiódłwzrokiempo

ich podwórku. Ich domu. Po miejscu, które odbudowali z taką pasją, z jaką Fiona
pragnęładotądodbudowaćichzwiązek.

Wsuładłońwjegorękę.
–Mamwieledobrychwspomnień.Chcęjezachować.
–Jateż.
Otworzył drzwi cieplarni i weszli do środka. W powietrzu wisiał ciężki zapach

rozmarynuisłodkichkwiatów.Znajducesiętamroślinyniepoddałysięjeszczeza-
chodzącym na zewnątrz zmianom. Liście nie opadały, kwiaty nadal kwitły. W tym
chronionymśrodowiskuwszystkowciążpełnebyłomożliwości.

–PamiętasznaszwyjazddoNowegoJorku?–spytała,pozwalającsobiespojrzeć

wstecznaichhistorię.

–Odwiekówonimniemyślałem.Tobyłjedenznajlepszychmeczówwmojejka-

rierze.

–I?–naciskała.Kierowalisięnatyłcieplarni,gdzieznajdowałsiękącik,wktó-

rymmożnabyłousiąść.

–Ijedneznajlepszychgaleriisztuki,jakiewidziałem.Obecnośćosobistegoprze-

wodnikabardzomipomagała.

Usiadł w fotelu, zapadając się na miękkich poduszkach. Fiona zwiła się w są-

siednimfotelu.

–Cóż,mojewykształcenieprzydajesięprzytakichokazjach.
– Zdecydowanie. Pewnie dlatego jesteś taka skuteczna, organizując zbiórki pie-

background image

niędzy.Podchodziszdotegozwyobraźnią.Twórczo.–Pogłaskałjąpogłowie.

Poczułamiłedreszcze,tymsilniejsze,żedługosobietegoodmawiała.Miałaocho-

tęodchylićgłowę,prosićowięcej.Alepokilkuostatnichmiesiącach,kiedygouni-
kała, przede wszystkim chciała jasno wyrazić swoje pragnienia. Odwróciła się do
niegotwarzą.

Przysułasię,obłagozaszyję.
– Henri, nie mogę ukrywać, że cię pragnę. – Ujrzała błysk w jego oczach. Siłą

woliciągnęła:–Proszę,niewyobrażajsobienicwięcej,poprostuwtejchwilichcę,
żebyśmyrazemzakończylitendzień.Żebymmiałajeszczejednowspomnienie,nie-
zależnieodtego,coprzyniesiejutro.–Liczyła,żejąrozumiał,żesięodniejnieod-
wróci, choć nie miała pewności, czy zasłużyła na to, by przyjął jej warunki. – Po-
wiedzcoś.

–Cholerniemniezaskoczyłaś.Niewiem,copowiedzieć.Pozatak.–Pogłaskałją

popoliczku.–Oczywiście,żetak.

PochwiliogromnegonapięciaFionęogarłarówniewielkaulga,leczzarazpo-

temzdominowałojąinneuczucie.Henrigłaskałjejramiona,ręce.Słońcezachodzi-
ło,przyćmioneświatłolampzczujnikamizmierzchumrugałonadichgłowami.Cie-
płyblaskibujnazieleńtworzyłyromantycznąaurę.

PalceHenriegoznalazłysięnakarkuFiony.Chwytającjązawłosy,przyciągnąłją

dosiebie.Liczyłasiętylkotachwila.Prawiezapomniała,jakszybkoHenripotrafi
podniecićjąsamymspojrzeniem.

Potemichwargisięspotkały.PocałunekHenriegoprzepełniałynapięcieitęskno-

ta.Tosamoczuławjegodotyku.Wtuliłasięwniegoipoddałamusięwsposób,na
jakinigdysobieniepozwalała.Wciągnęławnozdrzapowietrzepachcekwiatami
izapachHenriego–jegoskóry,potu,wodypogoleniu,awszystkotozintensyfiko-
wanewparnejcieplarni.

Gdy przeniósł ręce na jej plecy, pożądanie jakby wymknęło się spod jej kontroli,

zaczęło żyć własnym życiem. Nigdy tak bardzo go nie pragnęła. Zresztą nie było
w tym nic dziwnego. To akurat łączyło ich od zawsze, teraz po prostu płoło sil-
niejszymogniem.

Henrisięodsunął.ZaskoczonaFionazamrugała.Straciłapewnośćsiebie.Wtedy

najegowargiwypłynąłszelmowskiuśmiech,poczymwyciągnąłdoniejrękę.Czuła
nauchujegogocyoddech.

–Chodźmydośrodka,dosypialni.
– Nie. Zostańmy tutaj. – Niecierpliwie zdjęła mu koszulę przez głowę. Henri

uśmiechnąłsięszerzej.

–Zawszedoceniałemtwojegoduchaprzygody.
Wsunąłręcepodjejsuknię.Zręcznepalcesuływzdłużjejuda,niemaldoprowa-

dzającjądoszaleństwa.Pieściłjąpodkolanem,apotemwyżej,zatrzymałrękęna
łuku biodra. Przylgnęła do niego, znalazła się prawie na jego kolanach. Wreszcie
Henridotarłdobrzegufigiwsunąłpalcepoddelikatnąkoronkę.Potemjeściągnął
irzuciłnapodłogę.Jejciałodrżałowoczekiwaniu.

Przezmomentpodziwiałajegoatletycznytors,byzarazpotemdelikatniepogła-

dzićsiniakinaramionach.Byłyciemne,fioletowe.Patrzącnanie,nagleznówprzy-
pomniałasobieoswoichbliznach.CoHenrionichpomyśli?Podniosławzrok.Henri

background image

naniąpatrzył.Iczekał.

–Jestemsilna.Niejestemlalkązporcelany–przypomniałasobieijemu.
–Rozumiem.Iwiem,jakterazwyglądająblizny.Rozmawiałemzchirurgiempla-

stycznym.Chciałemwiedzieć,cosiędziejepodczaszabiegu,ponimiprzeznastęp-
nelata.

Fionasięzirytowała.
–Żebyśnieprzeżyłszoku,żebycięnieodrzuciło,kiedyzobaczyszmniewszpita-

lu?

Ująłjejtwarzwdłonie.
–Nigdymnienicnieodrzuciło.Poprostusięmartwiłem.Chciałemcięwspierać.

Oczywiście, że przez wzgląd na ciebie nie chciałem wyglądać na zdziwionego czy
przestraszonego. Nie chciałem ryzykować, że cię zranię, zwłaszcza po tym, co
przeszłaś.

Napięcieodrobinęzelżało.Wiedziała,żemówiłszczerze.Niepozwoli,byjejbrak

pewnościsiebiezepsułtenwieczór.Wtuliłapoliczekwjegodłońizębamiszczyp-
łajegopalec.

–Aterazcomyślisz?
Wcześniejbałasięzapytać.
–Cieszęsię,żejesteśbezpieczna.Codzienniesięmodlę,żebytakzostało.
Chwyciłagozanadgarstek.
–Zlitości?Zestrachu?–Musiałamiećjasność.
–Ztroski.–Położyłdłonienajejpiersiach.–Chodziotroskę.Znaszmnie.
Przeszedłjądreszczpożądania,jejciałobudziłosiędożycia.Henrirozebrałją.

Powoli, zręcznie rozpiął stanik. Promienie gasnącego słońca i przyćmione światła
lamptańczyłynajejnagiejskórze,oświetlającją.Takżeblizny.

Niezależnieodtego,ilerazysobiepowtarzała,żezblakłyisąledwiewidoczne,

czułasięskrępowana.Jejpiersibyłybardziejstercząceniżwcześniej,choćzdecy-
dowałasięnamniejszyrozmiar.AletoHenrijużwiedział.Niemogłapowstrzymać
kotłowaninymyśli.

Kiedyobjąłjąwzrokiem,jegospojrzenierozświetliłoniezaprzeczalnepożądanie,

azwargwydobyłosiępełnepodziwuwestchnienie.Urwałkwiatzdoniczki.

–Jesteśpiękna.–Wodziłpłatkamipojejbliznach,jegogłoszniżyłsięooktawę.–

Każdycentymetrtwojegociałajestpiękny.

–Niemusisztegomówić.–Takczęstoignorowałakomplementy.
–Czykiedykolwiekcięokłamałem?
–Nicotymniewiemwkażdymrazie.
–Notomiuwierz.Patrzęnaciebieiwidzęsamopiękno.Anawetwięcej,widzę

siłę,którajesttakfascynuca,żejestnajwiększąwyobrażalnąpodnietą.

Fiona przesuła dłonie na pierś męża i pchnęła go na kanapę. Słońce gasło za

horyzontem.Henriwziąłgłębokioddech.WpatrywałsięwFionę,jejpożądanieod-
bijałosięnajegotwarzy.Wsułapaleczagumkęjegoszortów,szarpłairzuciła
jenaziemię.Potemnanimusiadła,przyciskającbiodradojegobioder.Odmiesięcy
nieczuławsobietyleżycia.

Nie miał pocia, co zdecydowało, że Fiona zmieniła zdanie, ale po ponad pół

background image

roku,kiedyniepozwalałasiędosiebiezbliżyć,niezamierzałterazstracićokazji.
Życienadystansbyłopiekłem.Napoczątku,tużpooperacji,wiedział,żemusidać
jejczas,jednakpóźniej,gdysprawiałajużwrażeniesilnejizdrowej,tylkowielkim
wysiłkiemwolitrzymałsięodniejzdala.

Teraz,jakimścudem,któregoniepojmował,znówbyłajego.Znówmiałjąwra-

mionach.

Ująłwdłoniejejpiersi,rozkoszującsiętymdotykiemtaksamojakjejwestchnie-

niami.Fionaemanowałaseksapilem. Wszystkowniejbyło seksowne:niemeigło-
śneżądania,tęsknewestchnienia,wędrucedłonie.Brakowałomujejdotyku.Do
diabła,brakowałomuzapachujejwłosów,którełaskotałymunos,gdysiękochali.

Niewidziałblizn,zresztątoniebyłoważne.WidziałFionę.Silnąpięknąkobietę,

która stawiła życiu czoło. Myślał o jej dobrym sercu, charytatywnej działalności
iopomocy,którązawszeniosłażonomkolegówzdrużyny.

Jakbytobyło,gdybyznówzniąpodróżował?Gdybybyłaujegobokupodczasna-

stępnegomeczuwArizonie?Choćnielecielibytymsamymsamolotem,gdyżonlatał
z drużyną, a żony podróżowały osobno. Bycie z nią, także w podróży, było czymś,
czegomubardzobrakowało.ObecnośćFionywjegołóżkuwnocybyłaczymświę-
cejniżtylkookazaniemwsparcia.Tęskniłzaichrozmowami,zadzieleniemsięznią
wrażeniamizmeczu.

Zatymwszystkimtakcholernietęsknił.
Terazczuł,jakbywygrałlosnaloterii,zabierającjątegodnianarandkę.Fiona

oparładłonienajegopiersi.Henrichwyciłjązabiodra,uniósł,podpierał,prowadził
dodomu.

Każdyjejruch,kiedysięnanimkołysała,gdyjąunosił,aonaznówopadała,był

doskonały.Seksbyłfantastyczny.Niepamiętał,żeażtak.Niebyłpewien,czycoś
takwyjątkowegodasięzachowaćwewspomnieniu.

Ichciałaznalazływspólnyrytm.WargiHenriegoznalazłyjejusta.Fionawplotła

palcewjegowłosy.Oddychałacorazszybciej.Dałamuznak,żejestjużblisko,bli-
skospełnienia.Znałjejciałoizamierzałjądoprowadzićdoorgazmu,któregonigdy
niezapomni,sampowstrzymującsięjaknajdłużej.Wsunąłpalcemiędzyjejnogi,do-
tykającnajwrażliwszegomiejsca.Fionajękła,odchyliładotyługłowę.Włosyopa-
dłyjejnaplecy,przyspieszyła.

Nie, nie była delikatnym kwiatem. Nie mógł się nasycić jej widokiem, piersiami,

któresięcorazszybciejunosiły,nierównymprzyspieszonymoddechem,rumieńcem,
któryrozlałsięnajejskórze,ażkrzykła,ajejkrzykodbiłsięechemodścian
cieplarni. Jakiś ptak zatrzepotał skrzydłami i wtedy Henri pozwolił sobie na or-
gazm.

Sercewaliłomuożebra.Niebyłwstanielogiczniemyśleć.Wogólemyśleć.Czuł

tylkopulsucąrozkosz.

Fiona wygięła się i opadła. Poczuł jej oddech na piersi. Leżeli wciąż połączeni.

Sklejenipotem.

Od miesięcy próbował doprowadzić do tej chwili. Do połączenia opartego na

uczuciuizaufaniu.Wkońcupomiesiącachfrustracjiznówczuł,żeżyjeiżemożeją
odzyskać.IchwyjazdnameczdoArizonybędzietakijakdawnewspólnewyjazdy.

background image

Leżąc w ramionach Henriego, planowała, co jeszcze chciałaby z nim zrobić tej

nocy.Oczywiścienajpierwmusząpozbieraćubrania,bobiegnagoprzezpodwórko
niewchodziwrachubę.Nawetwprywatnościogroduzacieplarniązawszeistniało
ryzyko,żeznajdziesięjakiśpaparazzizteleskopowymobiektywem.

Nic,absolutnienicnieskradniejejtejnocy.Musijaknajlepiejwykorzystaćczas

z Henrim, bo prawdopodobnie na tym się skończy. Z powodu biopsji nie pojedzie
z nim do Arizony. Gdyby odważyła mu się to powiedzieć, mogłaby tylko odwrócić
jegouwagęodgry.Gdzieśwgłębisercawiedziała,żeHenrimusisięnatymskupić.
Niezamierzałamupowiedziećtakczyowak,choćdziękitejwymówceczułasięle-
piej.

Aleztymwszystkimzmierzysiępóźniej.
OddechHenriegomusnąłczubekjejgłowy.
–Tęskniłemzatobą.
–Jateżtęskniłam.Wieleprzeszliśmy,cierpieliśmyzpowoduutraconychmarzeń.

Możegdybyinaczejsięułożyło

– Wybacz, Fiono, że nie potrafiłem niczego zmienić. Możemy adoptować dzieci,

niemamnicprzeciwkotemu.

Choć te słowa kusiły, by chwyciła się obietnicy w jego oczach, nie mogła uciec

przedwiszącymnadniąlękiem.

– To nie byłoby w porządku w stosunku do tych dzieci, skoro nasze małżeństwo

przeżywakryzys.

–Przecieżniebyłaśprzeciwnaadopcji.Przynajmniejnapoczątku.Wycofujeszsię,

bominieufasz?Niewierzyszwnaszemałżeństwo?

– Nie chodzi tylko o nas. Nie byłabym uczciwa, gdybym nie przyznała, że moje

genymnieprzeraziły.Wszystkiekobietywmojejrodziniezmarłynarakapiersialbo
jajnika.Bojęsię,żemogęumrzeć,alemyślodziecku,któretracimat–prze-
łknęła–przerażamniejeszczebardziej.Owszem,rozważałamadopcję.Niebyłam
pewna,cotyotymsądzisz.

–Nierozmawialiśmyotym,cowżyciunajważniejsze,prawda?
ChciałapodzielićsięzHenrimswoimniepokojem,ajednocześnieniebyławsta-

niepowiedziećmuoczekacejjąnazajutrzbiopsji.Henrispodziewałsię,żespędzi
znimtenweekend,żebędziemukibicowała.Diabelnietrudnobędziemuodwić.

Takczysiakmusitozrobić.

background image

ROZDZIAŁSIÓDMY

Kochalisięwcieplarni,podprysznicem,apotemwłóżku.FionależałaobokHen-

riegopodbaldachimemimyślałaoichwspólnejnocy.Spędzilijąspleceniwuścisku.
Spalinadzy.AraczejHenrispał.Fionawtulałasięwniego,zbytprzepełnionaemo-
cjami,abyzasnąć.

Gdypowolinadchodziłranek,jużnawetniemyślałaospaniu.Patrzyłanamijace

minutynazegarze.Każdyruchwskazówkipowodowałukłuciewjejsercu.

PatrzyłanaHenriego,któregopierśspokojnieunosiłasięiopadała.Wyglądałna

zrelaksowanego.

Chciała utrwalić ten moment w pamięci, by mieć do czego wracać. Koniec mał-

żeństwabyłbolesny,jednakwiedziałateż,żeodchodząc,robiprzysługęimobojgu.

Zapisała sobie w pamięci wszystkie najdrobniejsze szczeły, które składały się

naosobęjejmęża.Poranneświatłoniespiesznie,jeszczezwahaniemzakradałosię
dopokoju.OświetliłotwarzHenriegopokrytąlekkimzarostem,podkreślająckwa-
dratowąszczękę.

Kiedysiędowie,żeznimniepojedzie,będziezrozpaczony.Świadomość,żemi-

nionanocnicmiędzyniminiezmieniła,wstrząśnienimdogłębi.Niechciałagode-
koncentrowaćprzedmeczem,świetniewiedziała,jakbardzoutrudniatogręnabo-
isku.Ajednaknicniemogłanatoporadzić.Jużpodładecyzję.

Pościel zaszeleściła, Henri się poruszył, odchrząknął i przysunął do niej. Z jego

ustwydobyłsiępomrukzadowolenia,zanimpodniósłpowiekiispojrzałjejwoczy.
Przesunąłwgóręrękę,bypołożyćjąnakarkuFionyiprzyciągnąćjądosiebie.Wy-
cisnąłcałusanajejpoliczku,lekkodrapiącjązarostem.

–Dzieńdobry,słońce.
Przytuliłapoliczekdojegopoliczkaipozwoliłasobieprzezchwilętakpozostać.
–Dzieńdobry.
Wyciągnął ręce, objął ją i przytulił. Powietrze wypełniło głębokie westchnienie,

gdyprzekrzywiłgłowę,byzerknąćnasłońcewpadaceprzezszparęmiędzyzasło-
nami.

– Boże, jest później, niż myślałem. – Klepnął ją w pośladek. – Trzeba wstawać.

Muszęzdążyćnasamolot.Wiem,żetyleciszpóźniej,alechcęprzedwyjściemzjeść
małeśniadanie.Aty

–Henri–przerwałamu–niepolecędoArizony.
Henriusiadłpowoli.
–Rozumiem.Musiszsięzająćtąimprezą,wktórąsięzaangażowałaśwostatniej

chwili.

Chciałaskorzystaćzwymówki,którąsampodałjejjaknatacy,alezadługocią-

gnęlitęgrę.

–Tanocbyławspaniałym–ujęłajegotwarzwdłonie–pięknymhołdemdlatego,

conasłączyło.Aletobyłopożegnanie.

background image

Szok,potemzłość,przemknęłyprzezjegotwarz.
– Nie wiem, co się z tobą dzieje, ale mylisz się, do cholery. Ta noc utwierdziła

mnietylkowprzekonaniu,żetoniekoniec.

Fionaskrzyżowałaramiona,przyciskająckołdrę.
– Możesz myśleć, co chcesz, ale ja podłam decyzję. Nie musimy tego od razu

ogłaszaćoficjalnie,aleteżniepowinniśmyudawaćprzedrodzinami.Toniefair.

Patrzyłnaniąwmilczeniu,zaciskajączęby.
Gdybyodgadłjejtajemnicę,byłobyjeszczegorzej.
–Henri,spóźniszsięnasamolot.
Zciężkimwestchnieniemodrzuciłkołdrę,wstałiwyszedłzpokoju.
Izjejżycia.

Hurricaneszawszepodróżowaliwłasnymsamolotem,aletendzieńbyłwyjątkiem.

Samolot,którymzwyklelatali,przechodziłokresowyprzegląd,lecieliwięcdoArizo-
nywyczarterowanymluksusowymodrzutowcem.

Henriniecieszyłsięjednakmiękkimiskórzanymifotelamianiotwartąprzestrze-

nią,gdzieczłowiekczułsiębardziejjakwsaloniewdomuniżwsamolocie.Myślami
pozostałprzyFionie,przyostatniejnocyitym,jakbliskobyłodzyskaniażony.Ale
jakzwyklejednanocniewystarczyła.

Rozkojarzony ledwie zauważał rozmowy swoich kolegów. Freddy Buldożer

iWadeDzikaKartarzucalipiłkęwtęizpowrotem.Pokrzykiwaliprzytymizagrze-
walisiędowalki.Nawetci,którzywcichszymzakątkupróbowaligraćwkarty,zo-
stalimimowoliwłączenidotejzabawy.

Normalnie Henri dbałby o to, by zawodnikom nie zabrakło sportowego ducha

walki. Tego dnia siedział obok Gervais’go, właściciela drużyny. Mieszczące się
zprzodufoteleoddzielałyichodzawodników.

PodszedłdonichBrantReynaud,kuzynzTeksasu,którytakżegrałwHurricanes.

Spinkawkształcieżółtejróżywpiętawklapęjegomarynarkipołyskiwaławciepłym
świetlekabiny.Oparłsięoskórzanefotelewkolorzekoniaku,wręcetrzymałtele-
fon.

–WidzieliścieTwittera?Faninaskochają.Zdjęciazlotniskarozprzestrzeniająsię

wsiecijakwirus.–Wskazałnatelefon.–Działodpowiedzialnyzakontaktzmedia-
mirobiświetnąrobotę.

Brant klepnął Gervais’go po ramieniu, po czym ruszył w stronę pustego fotela

obokFreddy’ego,podrodzejednąrękąłapiącpiłkę.Henriledwiesłyszałsłowaku-
zyna.Wlepiłwzrokwozdobnykryształowyżyrandolnaśrodkusufituizastanawiał
się,cobysięstało,gdybyktośniechcącytrafiłwniegopiłką.Gervaiswyjąłjedenze
swoichtelefonów,bysprawdzićnajnowszeposty.

Gdyprzeglądałnowewpisy,jegotwarzspoważniała.Nalotniskukilkufanówdość

bezpardonoworzuciłosięnaHenriegoiinnychgraczyHurricanes.Takierzeczynie
byłyniczymnadzwyczajnym.Fanizawszechcieliotrzymaćautografyizdjęcia.

Jednak tego dnia było trochę inaczej. Gervais uniósł brwi, pokazując Henriemu

ekranswojegosmartfona.

Henri nachylił się. Jasna cholera. Blondynka z lotniska, która nie potrafiła trzy-

maćrąkprzysobie,zamieściłazdjęcie,któremogłowywołaćskandal.Swojądro

background image

niewielebyłodotegotrzeba.Zmniejważnychpowodówwaliłysiękarieryirozpa-
dałymałżeństwa.

Szczupłablondynkamiałanasobieszortyzwysokimstanemiprzezroczystyszy-

fonowy top. Pocałowała Henriego w policzek, biorąc go za rękę i oplatając nogą.
Nazdjęciuniebyłowidać,żeHenripróbowałjąodsunąć,byprzyłabardziejprzy-
zwoitąpozę.

Jakaś jego część tęskniła za czasem, kiedy żyło się odrobinę wolniej. I bardziej

prywatnie.Widząc,jakszybkozdjęciazlotniskazaczęłykrążyćwsieci,poczułgo-
rycz.Gervais,którydbałowizerunekdrużyny,martwiłsięteżobrata.

–Uważasz,żetomądre,zważywszynastanwaszegomałżeństwa?
Henriprzeczesałpalcamiwłosy.
–Niezachęcałemjej.Robiłem,comogłem,żebysięodczepiła.
Bratkiwnąłgłową,nadalpatrzączpowagą.
– Wiem, ale jesteś osobą publiczną. Jedno zdjęcie, jedna krótka wypowiedź. To

wystarczy.

–Myślisz,żeniezdajęsobieztegosprawy?
Gervaisnawetwpołowienieznałjegosytuacji.
–Poprostuuważaj,bracie.Twojemałżeństwoniewydajesiędośćstabilne,żeby

przetrwaćtakieniespodzianki.

– Co ci powiedziała Erika? – W tym momencie Henri pożałował, że prosił Eri

iAdelaideoradę.

–Niktminicniemówił.Znamcię.–Wyłączająctelefon,Gervaissplótłramionana

piersi.

–Wszystkiemałżeństwaprzeżywająkryzys.
–Hm.
Gervaispodrapałsięwbrodęjakmądrystarszybrat,aleniewydrzałsięjak

starszybrat.

–Noicotakmilczysz?
Garvaiswzruszyłramionami.
–Niezachowujeciesiętaksamojakkiedyś.Niedotykaciesię.
–Atyjesteśzakochany,widzisztylkosercaigwiazdy.–Henristarałsię,bynie

zabrzmiało to ironicznie. Ale co tam, do cholery. Gervais za bardzo zbliżył się do
prawdy.

–Tywidziałeśsercaigwiazdy?–Wgłosiebratapojawiłosięszczerezdumienie,

rozplótłręceipochyliłsiędoprzodu.

WodpowiedziHenripodniósłgłowę.Tak,widziałgwiazdy.Boże,byłtakizakocha-

ny.Cosięstało?Alboinaczej–jakdotarlidotegopunktu?

–Jesteśmybraćmi,więcpowiemjedno,ajeśliciętowkurzy,wybacz.Niepłodność

wystawianaciężkąpróbęnawetsolidnejakskałamałżeństwa.Widzieliśmytonie-
raz,takżewzwiązkachsportowców–rzekłcichoGervais.Czasamibywałcholernie
rzeczowy,mówiłwprost,gdyinniposługiwalisięeufemizmami.

Niepłodnośćzdecydowaniegoniedotyczyła,bopojednymwspólnymweekendzie

jegonarzeczonaoczekiwałabliźniąt.Henriniemógłzaprzeczyć,żetoboli.

–Cieszęsiętwoimszczęściem,alemówiącszczerze,myślisz,żemaszpraworoz-

mawiaćzemnąoproblemachniepłodnościwmałżeństwie?

background image

–Zrozumiałem.Życieniejestsprawiedliwe.
Henripotrząsnąłgłową.
–Cośotymwiem.
– Rozważaliście adopcję? – Gervais nawet się nie odwrócił, kiedy piłka w końcu

trafiławżyrandol,akryształowemedalionyzabrzęczały,alesięniestłukły.Byłsku-
piony na rozmowie, podczas gdy Dempsey, trener drużyny, wstał, by zaprowadzić
porządek,nimprzykolejnymrzucienarobiąwiększejszkody.

–Tuniechodzitylkoodzieci.PodczasbadańpokolejnymporonieniuFionaodkry-

łaguzekwpiersi.–Dośćdługodźwigałciężartychtajemnic.Inajwyraźniej,sądząc
zdomysłówbrata,nierobiłtegodobrze.

–Cholera.Czyjejmatkaibabka–Gervaiszniżyłgłosooktawę.
– Zmarły na raka? – dokończył Henri. – Tak. Fiona robiła badanie genetyczne

iwynikjestpozytywny.

–Takmiprzykro.
Bańkanapięciaostatnichmiesięcypękła.Akiedypękła,Henristwierdził,żenie

jest w stanie dłużej ukrywać prawdy o swojej obecnej sytuacji. Fiony nie będzie
wArizonie.Wkrótceniebędziejejwjegożyciu.Tamyślniepotrafiłsięzniąpo-
godzić.

–PółrokutemuniepojechaliśmydoEuropynawakacje.Fionaprzeszłatampo-

dwójnąmastektomięihisterotomię.

–Boże,Henri.Bardzomiprzykro.Czemunamniepowiedziałeś?
–Boonaniechciała.
Gervaisścisnąłgozaramię.
–Niemusiałeśsamdźwigaćtegociężaru.Wspierałbymcię.
–Niechcieliśmyryzykować,żeprasacośwycha.Naszaprywatnośćbyłajest

ważna.–Mimotowsparciebratawieledlaniegoznaczyło.Wiedział,żewszyscyby
gowspierali,Fionętakże,gdybytylkopozwoliłakomukolwieksiędosiebiezbliżyć.

– Wasza decyzja. Ale pamiętaj, że jestem, gdybyś mnie potrzebował, i nie ma

wtymniczłego,żesiękogośpotrzebuje.Obojewmłodymwiekustraciliściematki.
Todiabelnietrudne.–Jedno,czegoniktniemógłkwestionować,jeślichodziłooGe-
rvais’go,tojegobezwzględnalojalnośćwobecrodziny.

–MatkaFionyzmarła.Naszanaszostawiła,bobyławściekła,żeojciecwciążją

zdradzał.

– Śmierć jest tragedią. Zdrada też boli jak diabli. Mama nas porzuciła, chociaż

chodziłojejoniewiernośćtaty.Rozumiem,żeprzeztomaszproblemzzaufaniem.
Jateżsięztymzmagałem.

–Fionaniejestmojąmatką.
–Alecięzostawia.–Gervaispostukiwałwekran,któryzgasł.–Amożetyjąode-

pchnąłeś?

–Bzdura–warknąłHenri.Zaszybko?–Robię,comogę,żebyjąodzyskać.
–Skorotaktwierdzisz.–Gervaisodwróciłwzrok,odchylającsiedzenie.
–Myślałem,żemniewspierasz.–Henriniemógłsiępowstrzymać.
Przeglądająclistękontaktów,GervaiszatrzymałsięprzyErice.Pomachałtelefo-

nemwstronęHenriego.

– Wzywam na pomoc pewną wyjątkowo skuteczną księżniczkę, którą znam

background image

iuwielbiam.

Zaraz potem poprosił Erikę, by zawiozła Fionie kwiaty od Henriego. Może fak-

tyczniepotrzebujewięcejpomocy,byodzyskaćżonę,pomyślałHenri.

Ból spowodowany biopsją był niczym w porównaniu z bólem serca. Ten ból był

wynikiemkońcapewnegorozdziałujejżycia.Końcamiłości.

Na wizytę pojechała taksówką, bo nie chciała ryzykować, że szofer Raynaudów

powiekomuś,żebyłaulekarza.Podczasbadaniażałowała,żeniemaprzyniejni-
kogo,kogomogłabywziąćzarękę–żeniemaobokniejHenriego.Coprawdaitak
nikomu nie pozwoliliby tam wejść. Prawdopodobnie nawet gdyby Henri czekał
wkorytarzu,czułabysięspokojniejszaalepodładecyzjęimusiałasięjejtrzy-
mać.

Terazznalazłaazylwbibliotece,wśródksiążekikolekcjisztuki.Siedziaławdu-

żym wiktoriańskim fotelu, zwinięta i przykryta kocem, na którym widniały słynne
pierwsze linijki różnych powieści. Miała nadzieję, że połączona moc literatury
isztukidajejtakpotrzebnąsiłę.

Sadowiąc się w fotelu, czuła się prawie dobrze. Doki nie usłyszała stukania.

Zbierającsiłyiodwagę,ruszyładodrzwi.

Nawielerzeczybyłategodniaprzygotowana,aletowarzystwodonichnienale-

żało. Pragnęła w samotności opłakiwać swoje rany. Gdy otworzyła drzwi, jej mina
zrzedła. Przed nią stała Erika uzbrojona w wizytówkę, bukiet lilii i łyszczca oraz
pudełkobelgijskichczekoladek.

–Erika,cozaniespodzianka.–Fionauśmiechłasięsiłąwoli.
Nordyckaksiężniczkamocniejścisnęłakwiatyiczekoladki.
–Mogęwejść?Och,todlaciebieodtwojegomęża.–WręczyłaFionieprezenty.–

Niezostanędługo.MuszęzdążyćnasamolotdoArizony.

–Oczywiście,tędyproszę–mrukłaFiona,zapraszającjądośrodka.
Doceniłatengest,choćsiędomyśliła,żetoniebyłpomysłHenriego.Coznaczy,

żeichproblemystałysiępowszechnieznane.Czułasięjakpaskudnaniewdzięczni-
ca.Zmuszającsiędouśmiechu,włożyłanoswkwiatyijepochała.

–Piękniepachną.Dziękuję.
Postawiłakryształowywazonzliliaminastolikuprzywejściuobokantycznegoze-

gara.

–Usiądźmy,pomożeciemizjeśćczekoladki.
Śmiejącsięcicho,Erikapoklepałasiępobrzuchu.
– Dzieci zdecydowanie powinny poznać smak tych słodkości. I bardzo dzięku

ciociFionie.

– No to zabierajmy się do roboty. – Fiona poprowadziła gościa do biblioteki.

Wtymmiejscuzkocymzapachemstarychksiążekidziełsztukirzeczyniemiały
nieznośnegozwyczajuwywracaniajejświatadogórynogami.

Pociągnęłazaczerwonąsatynowąwstążkęnapudełkubelgijskichtrufli.
–Eriko,typromieniejesz.
– Dziękuję. Bliźniaki to chyba podwójny blask. – Wyła z pudełka czekolad

ztruskawkowymnadzieniem.–Alenajbardziejchciałabymspaćpodwójnąilośćgo-
dzinijeśćzadwóch.Miesiącmiodowyniezapowiadasięromantycznie.

background image

– Jestem pewna, że Gervais to rozumie. – Fiona usiadła w fotelu i skrzyżowała

nogizczekoladkaminakolanach.

– Tak, jest niewiarygodnie cierpliwy. – Erika rozejrzała się, jedząc czekolad

iwzamyśleniugładzącbrzuch.TenruchporuszyłczułąstrunęwFionie.Erikana-
glepodniosławzrok.Jejpoliczkilekkosięzażowiły.–Wybacz.Niechciałampleść
osobie.

– Nie musisz kryć radości. – Fiona przygryzła wargę, patrząc na twarz Eriki. –

Ktościpowiedziałonaszychproblemachzniepłodnością,prawda?

–Niechcębyćwścibska.–Erikaopadłanafotelpodrugiejstroniekominka.
–Niejesteś.Cóż,pracujęnadtym,żebybyćwstanierozmawiaćotymzrodziną.

To bolesne, ale to nie znaczy, że nie mogę cieszyć się twoim szczęściem. Kocham
dzieci.–Fionawłożyładousttrufla,aleznakomitejjakościczekoladkasmakowała
jak kurz. Odstawiła pudełko na stolik obok fotela, nie zamykając go, by przyszła
szwagierkamogłasięczęstować.

–Achcesz?–Erikaprzekrzywiłagłowę.–Chceszsięprzedkimśwygadać?Jeste-

śmyrodziną.–PołożyłarękęnaprzedramieniuFiony.

–Możejużniedługoniebędziemyrodziną.
Erikazmarszczyłaczołoipochyliłasię,byścisnąćdłońFiony.
–Takmiprzykrotosłyszeć.Alechętniecięwysłucham.
–Dziękuję.–Fionapołożyładłońnajejdłoni.–Mamnadzieję,żetyiGervaisznaj-

dujecieczas,żebybyćrazemmimowypełnionegozaciamisezonu.Toważne.Czas
takszybkoucieka.Wybacz,jeślisięwtrącam.

– Troszczysz się o moją przyszłość. O przyszłość Gervais’go i dzieci. Widzę to

idoceniam.

–MyzHenrimtakszybkosiępobraliśmy,żeniezdążyliśmydobrzesiępoznać.
–Nigdyniejestzapóźno,żebytozmienić.–Erikawstałaipoprawiłaksiążkina

półce.

–Skądtapewność?
–Wciążtujesteś.Więcwciążjestnadzieja.Iczas.Totakiesmutne,kiedyżałuje

sięczegośponiewczasie.

Żal.Ostatniarzecz,jakiejchciałaFiona,tożyćzżalem.
–Jakidąprzygotowaniadoślubu?–spytała,zmieniająctemat.
–Bardzodobrze.Mamywspaniałąorganizatorkęślubów.
–Mogłabymciwczymśpomóc?
–Poprostucieszsiętymdniem.–Erikaznówpogłaskałabrzuch.–Dziecirosną

takszybko,żechybabędęmusiałaposzukaćnowejsukniślubnej.

–Będzieszpięknąpannąmłodą.
Erika wskazała na kanapę na końcu biblioteki. Usiadła tam i poklepała miejsce

oboksiebie,patrzącnaFionę.

– Coś jeszcze nie daje ci spokoju. Widzę to w twoich oczach. Angielski nie jest

moimpierwszymjęzykiem,nauczyłamsięodczytywaćemocjezoczu.Proszę,mów,
jeślichcesz.

FionausiadłaobokEriki,unikająckontaktuwzrokowego.Spojrzałanawiktoriań-

ski obraz przedstawiacy grecką boginię Artemis. Łatwiej było jej skupić się na
sztuceniżnajejsytuacji.

background image

–CzytomacośwspólnegoztwoimikłopotamizHenrim?
–Nawetniewiem,jaktopowiedzieć.–PrzezmomentFioniekręciłosięwgłowie,

widziała jak przez mgłę. Powiedzenie tego na głos było jedną z najtrudniejszych
rzeczywjejżyciu.

–Poprostupowiedz.–Erikawzięłajązarękę,dodającjejotuchyiodwagi.
Fionanadalniebyławstaniespojrzećjejwoczy,alesłowapopłyłyzjejust.
–PobraliśmysięzHenrimszybko,bomyśleliśmy,żejestemwciąży.Byćmożeby-

łam,możeporoniłam.CzyHenrijużcitomówił?

Erikadyplomatyczniemilczała,cododałoFionieodwagidozwierzeń.
Boże,jakonategopotrzebowała.
–Ponieważtestciążowywypadłpozytywnie,zakładałamcóż,pospieszyliśmysię

doołtarza,niemieliśmyczasusiępoznać.Zapłaciliśmyzatocenę.

–Nieznałamszczełów.Przykromi.
–Nawetjeśliuwaswszystkooddziesięzgodniezplanem,dbajcieoswójzwią-

zek. Wasze dzieci są ważne, ale posiadanie rodziców, którzy tworzą prawdziwy
związek,tylkojewzmocni.

–Sugerujesz,żeniepowinniśmysięzGervais’mpobrać?
–Towaszadecyzja.Jatylkodzielęsięswoimdoświadczeniemichcę,żebyśbyła

pewnatego,corobisz.Towszystko.Mamnadzieję,żecięnieuraziłam.

– Ależ nie. Sama nalegałam, żebyś się ze mną podzieliła myślami. Moja rodzina

popychamniedomałżeństwa.Jesteśpierwsząosobą,którapokazujemitozinnej
strony.–PoklepaładłońFiony.–Aleproszę,bądźspokojna,wszystkoprzemyślałam.
KochamGervais’go.Chcębyćjegożonądokońcażycia.

–Wtakimraziebardzosięcieszę–rzekłaFiona,ubolewającnadswoimzłama-

nymsercem.

Czekajądługiweekend,zanimotrzymawynikibiopsji,zresztąniezależnieodwy-

nikuniebyłapewna,jakpostąpić.

background image

ROZDZIAŁÓSMY

Byłacałaobolała,choćmiałabiopsjętylkolewejpiesi.Przyniespodziewanymgo-

ściu dzień wcześniej udawała, że wszystko jest w porządku, nie mogła jednak za-
przeczyć, że następnego dnia z ulgą odpoczywała w łóżku z dala od ciekawskich
oczu.

ErikawrazzpozostałymiżonamizawodnikówodleciaładoArizony.Fionazostała

sama.Wnocybólznaczniesięspogował.Prawieniespała,dopierooświcieudało
jejsięzdrzemnąć.

Leżącnaboku,nieuciskałapiersi.Choćbyławdzięczna,żemożelizaćranywsa-

motności,czułaciężarwsercu,żemusiokłamywaćwszystkich,którychkocha.Kie-
dywpadłaErika,przezmomentchciałasięzniąpodzielićinformacjąobiopsji.Ten
ciężartrudnodźwigaćsamej.Miałajednakświadomość,żetoniewchodziwrachu-
bę.OdwróciłauwagęErikiodzbliżacegosięślubuinarodzinbliźniątiniechciała
dodatkowoobciążaćjejtakąwieścią.

Mrugając, by powstrzymać łzy, zastanawiała się, kiedy wreszcie zacznie działać

lekprzeciwlowy.Niecierpliwieczekałanaulgę.Musiałaczymśodwrócićuwagę.
Zerkłanazegarizdałasobiesprawę,żemeczwArizoniejużsięzaczął.Czyna-
prawdęspałatakdługo,naprzemianzapadającwdrzemkęisiębudząc?

Nacisnęłaguziknapilocieiodszukałakanał,naktórymnadawanomecz.Usiadła,

opierającsięopoduszkiprzyzagłówkuipoprawiładużąnocnąkoszulę.Prawdęmó-
wiąc, był to jeden z T-shirtów Henriego, wciąż przesycony jego zapachem. Palce
Fionyjakbymimowolniepodrowałydoluźnegobawełnianegostanikaibandaża,
którychroniłnakłuteigłąmiejsca.Odpowrotudodomubiopsjabyłanieustacym
źródłemjejniepokoju.

Z brzucha Fiony dobiegło głośne burczenie. Uprzytomniła sobie, że niczego nie

jadła.Ostrożniewstała,bosymistopamistającnaperskimdywanie,poczymruszyła
pochłodniejszejdrewnianejpodłodze.

Zeszłanadółizajrzaładolodówki–wtakidzieńjaktenzasługujenalody,najlep-

szelekarstwodladziewczynyzobolałymciałemizłamanymsercem.Wybrałalody
waniliowe,apotemdorzuciłajeszczekilkaczekoladekodHenriego.Nabrałapeł
łyżeczkęiprzełknęłazrozkoszą,poczymznówruszyłanagórędosypialni.

Naekranietelewizorawciążtrwałmecz.StokrotkiodHenriegorozjaśniałyroz-

świetlonyblaskiempokój.Lilie,któreprzesłałwczoraj,zostawiłanadolewbiblio-
tece,bywszędziemiećprzypomnienietego,cowkrótcestraci.

Poczułaciężarwpiersi.Tenbólniemiałnicwspólnegozbiopsją.Tobyłżal,że

niewybrałasiędoArizony.

Bardzochciałabytambyćidopingowaćzawodnikówrazemzinnymiżonamiczy

choćbyczekaćnaHenriegowhotelowympokoju.Świętowaćznimpomeczu.Po-
myślała,jakwspanialeichciałazgrałysięzsobądwienocewcześniej,itopotak
długiejprzerwie.Chciałaznówsięznimkochać,udawać,żeniemażadnegobólu.

background image

Nabrałakolejnąłyżeczkęlodówiwłożyłajądoust,poczymwróciłaspojrzeniem

doekranu.Wsamąporę.Kamerawłaśnieprzeniosłasięnatłumizatrzymałanapa-
rzestarszychludziwjednakowychbluzach.Siedzącywokółnichfaniwymachiwali
transparentami z napisem „Wszystkiego najlepszego z okazji 60 rocznicy ślubu”,
auśmiechniętaparapołączyłasięwczułympocałunku,którypokazałakrajowate-
lewizja,zanimkomentatorprzeszedłdopochwałofensywydrużynyArizony.

Fiona zatrzymała się na tym pocałunku. Wróciła myślą do chwili, gdy Henri ujął

jejtwarzwdłonie,apotemjąpocałował.Próbowałasobieprzypomniećsmakjego
warg.Wtymmomenciekamerapokazałazbliżeniejejmęża.

Wkrótce byłego męża, poprawiła się i nabrała kolejną łyżkę lodów. Patrzyła na

jegonaramiennikiirysytwarzywidocznezakratąmaski.Wyszczekiwałpolecenia
iwymachiwałrękami,odgadywałplanyobronyiażdoostatniejminutymeczuzacie-
klewalczył.Jakzwykle.

Byłjednymznajlepszychgraczywlidze,atensezonmógłbyćdlaniegowyjątko-

wy, gdyby w końcu Hurricanes wygrali puchar Super Bowl. Żałowała, że jej przy
tymniebędzie.DempseyiGervaistwierdzili,żeHurricanesmająwszelkieszanse
namistrzostwo.ObytylkojejodejścieniezaważyłonaformieHenriego.

Aletakjużjestzrozstaniami.Sąbolesne.
Naglesięgnęłapotelefoniprzejrzałalistękontaktów.Znalazłanowynumerswo-

jegoojca,którymieszkałteraznaosiedludlaemerytównaFlorydzie.

Jeden dzwonek, drugi. Z każdym kolejnym dzwonkiem czuła większy niepokój.

Ajeśliojciecnieodbierze?

Jużprawiezdecydowałasięrozłączyć,gdyusłyszała,żektośodebrałtelefon.
–Tato?–Poprawiłapoduszkę,bysiępodciągnąć.
–Fiona?Cośsięstało?
–Czemuuważasz,żemusiałobysięstaćcośzłego,żebymzadzwoniładoswojego

ojca?

Przezmomentczułasięfatalnie,boprzecieżkłamała.
–Wybacz,zacznijmyodnowa.Cześć,kochanie.Cosłychać?
Oczywiścieojciecmiałrację.Odzywałasiędoniegotylkodlatego,żebyłasmutna

izdenerwowana,leczniezamierzałategoprzyznać.

–Mamakuratchwilę,więcpomyślałam,żezadzwonięispytam,couciebie.
–CzemuniejesteśnameczuwArizonie?
Poczułapanikę.Potrzebowaławymówki.Wpychającczekoladkędolodów,szukała

odpowiednichsłów.

–Ja,no,przeziębiłamsię,więclepiej,żebymnielatała.Wiesz,zatokiitakietam.

–Kiepskawymówka.Alelepszaniżprawda,któraprzeraziłabyojca.

–Meczjestwyrównany.
–Oglądasz?Niechcęciprzeszkadzać.
–Słyszę,żeuciebieteżgratelewizor.Dziwnaporanarozmowę.–Jegogłosni-

czegoniezdradzał.Ojcieczawszebyłskryty.Wkażdymrazieodśmiercijejmatki.

–Przepraszam,tato.Jeślichcesz
–Nie,zostałojeszczesporoczasu.Więcczemudzwonisz?
Jejpraktycznyojciec,księgowy,przeszedłdorzeczy.
–Tato,corobiliśmywświęta,zanimmamazachorowała?

background image

–Czemuotopytasz?
Boleśnieuświadomiłasobieswojąśmiertelność.
– Zbliżają się jej urodziny, myślałam o niej więcej niż zwykle. Ale wspomnienia

zdzieciństwazaczynająblaknąć.

Podrugiejstronieusłyszaławestchnienie.
– Zabieraliśmy cię do Disneylandu. Jak byłaś mała, tylko tam chciałaś jeździć.

Mama planowała całą wyprawę. Kochała Disneyland, bo ty tam promieniałaś. Za-
wsze zabierała torebkę brokatu i posypywała cię, zanim weszliśmy przez głów
bramę. Nazywała to pyłem wróżki i mówiła ci, że jeśli będziesz dość mocno w to
wierzyć,twojemarzeniasięspełnią.

–Ledwietopamiętam.–Najejwargiwypłynąłsmutnyuśmiech.
–Fiono?Nieczęstodociebiedzwonię,alecieszęsię,żecięsłyszę.Dokońcażycia

będętęskniłzatwojąmatką.Miłobyłoztobąpowspominać.

CzasamiFionęzdumiewało,żewspomnieniematkiwywoływałowojcutakieemo-

cje.Normalniebyłopanowanyipraktyczny.Zawszejązaskakiwał,kiedyzaczynał
opowiadaćoswojejżonie,którazbytmłodoodeszłaztegoświata.

Fionarozłączyłasię,nieczującsięaniodrobinępewniej.Sercejąbolałonamyśl

ozbytwieluludziach,którzymusząsięzmagaćzpamięciąoswoichukochanychza-
branych przez chorobę. Słysząc napięcie w głosie ojca, kiedy wspominał zmarłą
żonę,utwierdziłasięwprzekonaniu,żepowinnaodejśćodHenriego.Jeślizrobito
teraz,niebędzietakcierpiałjakjejojciec.

Aletoznaczyrównież,żezewszystkimbędziemusiałazmierzyćsięsama.Śmier-

telniejątoprzerażało.

Henrimiałwielepowodów,żebybyćniewhumorze.MeczwArizonieniepoto-

czyłsiętak,jakbysobieżyczył.Zkilkupowodów,choćprawdziwympowodemjego
zdenerwowaniabyłfakt,żeFionabyłatakdaleko.

Chwyciłswójworekmarynarski,wysiadłzsamochoduzszoferemiprzezfronto-

wąbramęruszyłwstronęichdomuwGardenDistrict.Wtlestaregowiktoriańskie-
godomuzbierałysięburzowechmury.

Kiedyotworzyłdrzwi,powitałagocisza.
Odłożyłkluczenakuchennyblatizauważył,żelilie,którewysłałFionie,stałyna

środkukuchennejwyspyzkarteczkąopartąowazon.

Choćniemiałpocia,cosięwydarzyło,chciałwidziećFionę.Pragnienie,abybyć

obokniej,byjąwspierać–niezależnieodtego,jakbardzosięwzbraniała–dawało
mucelwżyciu.

Podczas jego nieobecności wymienili tylko kilka esemesów. Wziął to za dobry

znak.Choćnierozmawialiprzeztelefon,jakośsiękomunikowali.Takdługojakdłu-
gotakomunikacjatrwała,Henrinietraciłnadzieicodoichprzyszłości.Wierzył,że
pokonająkryzys.

Absolutnie nie pozwalał sobie brać pod uwagę innego rozwiązania. To byłoby

przyznaniesiędoporażki,wyszedłbynaczłowieka,któryłatwosiępoddaje.

PocichuruszyłposchodachdopokojuFiony,znadzieją,żezastaniejązatopio

wlekturze.Zamiasttego,gdyotworzyłdrzwi,zobaczył,żeFionaśpi.

Gołą nogę wysuła na wierzch, co sprawiło, że natychmiast wrócił myślami do

background image

ichwspólnejnocy.Jakwspanialebyłoznowusięzniąkochać.Nawetlepiejniżdaw-
niej, ponieważ teraz już nigdy nie będzie tego uważał za coś oczywistego. Jednak
cośwjejśpiącejpostacimusięniepodobało.Byłabledszaniżzwykle,miałanaso-
bieluźnąkoszulkę,zobustronotoczyłasiępoduszkami.

Niewiedział,cotoznaczy,alebyłzbytzmęczony,żebywtejchwilitoanalizować.
Nie potrafił jednak jej zostawić, opadł na fotel stocy przy kominku, duży i wy-

godny.Czuł,żemaciężkiepowieki,ledwienadnimipanował,bynieopadłynado-
bre.Wkońcuzamknąłoczyiodpłynąłwsen.

Weśniewróciłdopoczątkuichznajomości.Zabrałjązsobą,żebyobejrzałajego

mecz w Filadelfii. To było pierwsze ważne zwycięstwo Hurricanes, a on chciał je
świętowaćzFioną.

Whotelowympokojupomeczuniebrakowałonamiętności.
–Copowiesznapodwójnezwycięstwo?–szepłamunieśmiałodoucha,powoli

przesuwającrękamipojegopiersi.Nosiławówczasdłuższewłosy.Wjejoczachwi-
dział pożądanie, pragnął dać jej wszystko, na co zasługiwała. Całego siebie. Byli
młodzi,mieliprzedsobącałeżycie.

Następnego dnia zwiedzali Filadelfię, muzea i galerie sztuki. Będąc magistrem

sztuki,Fionałatwomogłasprawić,byHenripoczułsięgłupszyigorszy.Alenigdy
tak nie postąpiła. Zawsze powtarzała, że nie potrzeba dyplomów, by podziwiać
sztukę.Wystarczywrażliwośćizrozumienieludzkiejduszy.

PodczastamtejpodróżyHenriprzekonałsię,żełączyichwspólnapasja.Tak,nie

zaprzeczał,żeseksteżbyłważny,alestanowiłtylkojedenzelementów.

Podługichrozmowachnatematsztukiwrócilidohotelu.WtedyHenrizacząłsię

uczyćjejciała,odkrywać,gdzielubibyćdotykana.Chciałjątakązapisaćwpamięci.
I tak, w tym śnie, zaczął ją malować, by uwiecznić ją na płótnie. Pokazać, że jest
muządlamężczyzny,którynigdyniemyślałosobiejakoartyście.

Apotemzaszłajakaśzmiana.PewnośćiogieńFionyprzygasły,zastąpioneskrępo-

waniem,którerozumiał,alenaktóreniemiałwpływu.

Patrzył, jak więdła w jego ramionach, jak jej skóra przybierała ziemisty odcień.

Farba,którejużywał,byuchwycićjejlinieikrągłości,spływała.Jejciałonapłótnie
pokryłyblizny.

Na jego czole pojawiły się krople potu, gwałtownie się obudził. Patrząc dokoła,

zrozumiał,żetobyłtylkosen.

Został w fotelu, ponieważ gdyby się do niej zbliżył, nie mógłby się powstrzymać

i dotknąłby jej, zamieniając sen w rzeczywistość. Zerkając na łóżko, z ulgą zoba-
czył,żeFionawciążtamjest.Wtejchwilimiędzysnemajawąbałsię,żeznikła,
zgasła.

Przewróciła się na drugi bok, twarzą do Henriego. Powiódł po niej wzrokiem,

chciałwyciągnąćdoniejręce,chciałjąprzytulić.Musibyćcoś,copomożemująod-
zyskać.Więcnieoglądałameczu,pomyślał.Biorącpoduwagęsytuację,toniemiało
większegoznaczenia.

Możezabierzejąnanowąwystawędogaleriisztuki.
Jednakniemyślałotymdługo.Kiedytakjejsięprzyglądał,zauważyłcościemne-

gonakoszuli.

Coś,coprzypominałokrew.

background image

Nie była w stanie dłużej spać. Lekarstwo przeciwlowe przestało działać, nie

znajdowała dla siebie wygodnej pozycji. Uniosła powieki i zamrugała. Kątem oka
zauważyła siedzącego w fotelu mężczyznę. Na moment zalała ją fala paniki, aż
oprzytomniała.

Henri.Wróciłisiedziwichsypialnizpoważnąminą.
Powoliusiadła.Czułapulsucyból.Tylkowysiłkiemwolisięnieskrzywiła.
–Witaj.Gratulujędobregomeczu.
–Przegraliśmy–rzucił.
Zrozumiała, że z tego powodu był zdenerwowany. Oparła się o poduszki. Po le-

kachprzeciwlowychkręciłojejsięwgłowie,nieufaławłasnymnogom.

–Obronaniebyławnajlepszejformie.Zrobiliścietyle,ilesiędało.Alenapewno

niemuszęcitegomówić.Przykromi.

–Tak?–Wjegogłosiesłyszałazłość.
–Ococichodzi?–Bólbyłtaksilny,żeztrudemoddychała.
–Naprawdęciprzykro?
–Oczywiście,jestemtaksamozawiedzionajakty.Wiem,ileznaczyłodlaciebie

zwycięstwo.Przyszłapora,żebymprzestałajeździćnamecze,conieznaczy,żenie
będęśledzićpostępówdrużyny.

–Jasne–rzekłponuro.Miałzaciśniętewargi.
– Henri? Czemu tak odpowiadasz? – Była zbyt otępiała po lekach, by rozumieć

jegoniejasnesygnały.–Wiem,żeniepodobacisięmojadecyzja,żebyniejechaćna
mecz

–Niepodobamisiętwojadecyzja,żebyukrywaćprzedemnąprawdziwypowód,

dlaktóregozostałaśwNowymOrleanie.

Jaksiędowiedział?Powiodławzrokiemzajegospojrzeniemizdałasobiesprawę,

żepatrzyłnajejlewąpierś.OBoże.Zmiejsca,gdziewbitoigłę,sączyłasiękrew.

background image

ROZDZIAŁDZIEWIĄTY

Miał zamęt w głowie, jego myśli zderzały się jak oszalałe samochody. Krew na

piersiFiony

Jakmogłatoprzednimukryć?Frustracjailękniemalgodławiły.Zacisnąłzęby,

poczułsięjakbyzdradzony.

Ukrywała przed nim tak istotne sprawy – potencjalne zagrożenie życia. To zbyt

wiele.Nieradziłsobieztym.

Zacisnął palce na podłokietnikach fotela, próbując nad sobą zapanować. Jakaś

jegoczęśćchciałabiecdoFiony,przytulićjąipocieszyć,alewiedząc,żejestchora,
bał się, że wyrządzi jej niechcący jeszcze większą krzywdę, więc tkwił w fotelu.
Przerażonyjakdiabli.

–Cosiędzieje?
–Chybajużzgadłeś.–Podciągnęławyżejkołdrę.
Przezgłowęprzelatywałymusamepotworności.
–Zamierzałaśmiwogólepowiedzieć?
Fionauniosłagłowę.
–Nie,gdybymniemusiała.Niemapowodu,żebyśmyobojesięmartwili.
Powstała między nimi taka przepaść, że nie dzielą się już czymś tak ogromnie

ważnym?Oncałyczasstałujejboku,podczaswszystkichetapówleczenia,ateraz
onausiłujeusunąćgozeswojegożycia.Wyciąćjakguz.

Nie,towykluczone.
–Szczeły–rzekłcicho,leczstanowczo.–Chcęznaćszczeły.Nadaljesteśmy

małżeństwem.Tylejesteśmysobiewinni.

–Totylkobiopsjaguzka,którynajprawdopodobniejokażesiętkankątłuszczową.

Onkologjestniemalpewny,żeniemasięczymprzejmować.

Powiedziałatotakzwyczajnie,jakmówisięopogodzie.Onkolog?Alenie,tonic

poważnego.

–Gdybytoniebyłonicpoważnego,powiedziałabyśmi.Todlategoniepojechałaś

namecz.Zrozumiałbym.

Fiona odgarła do tyłu włosy. Wciąż widziała jak przez mgłę, co było skutkiem

działanialeków.

– Byłbyś rozkojarzony. Szalałbyś ze zmartwienia. Zobacz tylko, jak teraz zare-

agowałeś.

–Nadwszystkimpanuję.Jestemtudlaciebie,jakzawsze.–Czemuonategonie

dostrzega?

–Tobardzoszlachetneztwojejstrony,aletoniepowód,dlaktóregochciałabym,

żebyśzemnązostał.

–Więcgdybymniezobaczyłtejplamy,milczałabyś?
Zasłaniającsiępoduszką,Fionacichowestchnęła.
– Gdyby stało się najgorsze, wtedy oczywiście byś się dowiedział. W innym wy-

background image

padkuniebyłopowoducięniepokoić.

Nonszalancja,zjakąmówiłaoswoimzdrowiu,działałamunanerwy.Jakbyjedyny

powód,dlaktóregochciałbywiedzieć,czyjestchora,byłzwiązanyzpoczuciemho-
noruiobowiązku.Toniesprawiedliwe.Niezostałzniątylkodlapozorówanidlate-
go,byzachowaćsięhonorowo.Docholery,czemuonategoniedostrzega?

–Nieprzyszłocidogłowy,żechciałbymwiedzieć,żebytubyćicięwspierać?
–Dziękuję,alejużniemusisz.–Wygładziłazmarszczkęnapoduszceispojrzała

naniegoznacząco.

– Jestem twoim mężem, do jasnej cholery! – Wziął się w garść. – Wybacz. Nie

chciałemkrzyczeć.Przynieśćcicośdopicia?Amożelóddookładów?

–Wiesz,corobić.–Opadłanapoduszkizzasmuconymwzrokiem.
–Wiem.Czytocośzłego?
–Niechcę,żebyśsięnademnąlitował.
Zignorowałto.
–Kiedydostanieszwynik?
–Wprzyszłymtygodniu.
–Mamjednopytanie.Jakdługowiesz?
–Oddnia,kiedybyłazbiórkapieniędzydlaschroniska.
Nerwowowciągnąłpowietrze.Przycisnąłpięśćdowarg–miałnadzieję,żedopie-

rosiędowiedziała,żetobyłocośpilnegoiniespodziewanego.Łatwiejbytoprzyjął.

–Niespóźniłaśsięzpowodusamochodu.Całytydzieńkłamałaś.
–Chroniłamciebieiswojąprywatność.
Wsypialnizrobiłosięduszno.Henrirozejrzałsię,widzącżycie,którerazemzbu-

dowali.Terazwszystkowydałomusiękłamstwem.Bajką,którąsamsobieopowia-
dał.

Jegofrustracjarosła,aprzecieżbyłjużdośćzmęczonyizirytowany.Gdzieśwgłę-

biduszywiedział,żenajlepszymrozwiązaniembyłobystądwyjść.Nimpowiecoś,
czegobędzieżałował.

–Dobra.–Przesuwającfotel,podniósłsięnanogi.Wproguzawołałprzezramię:

–Przyniosęcitenlód.

Przykażdymkrokunerwowowciągałapowietrze.Czuławpiersikażdyruch,któ-

rypowodowałbólpromieniucydoramienia.

Dogłowyjejnieprzyszło,żeHenriwtakisposóbdowiesięobiopsji.Powolize-

szłanaparterizobaczyłaswojeodbiciewlustrze.

Lustrowholubyłospore–iwiktoriańskie.Wdolnejczęściramywyginałysięche-

rubiny z lutniami i lirami w rozmaitych pozach. Znalazła je na pchlim targu lata
temuizakochałasięwstarymszkle.

Wyglądałakoszmarnie.
Włosyzwiązanewkońskiogonbyłykompletniepotarganeponiespokojnejnocy.

Bladaceraizmęczonepodkrążoneoczyupodabniałyjądoducha.

ŚciskająculubionąmiskęmarkiWedgwoodruszyładokuchni.Zarogiemdopadły

ją nudności. Przystała na moment, by nad sobą zapanować i uspokoić żołądek,
jednocześnienerwowozerkającnaHenriego.

Stałopartyokuchennąwyspę,plecamidoniej,głowęprzekrzywiłnabok,patrząc

background image

naekrantelewizora.

Akuratnadawanowiadomościzżyciagwiazdicelebrytów.Naekraniepokazało

sięzdjęcieHenriegozjakąśkobietą,którasiędoniegoprzytulała.

Fiona wiedziała, że takie zdjęcie nic nie znaczy. Fani i fanki bywali agresywni

ibezczelni.Henrimiałróżnewady,aleniebyłniewierny.

Mimowszystkopoczułasmutek.
To zdjęcie teraz nic nie znaczy, ale kiedy sfinalizują rozwód? Cóż, wówczas po-

dobnefotografiemogąstanowićświadectwonowegozwiązkuHenriego.

Henri,gwiazdasportu,trafinapierwszestronygazet.Chcącniechcąc,będziego

widziałazakochanegowinnejkobiecie.Sercejejzamarło.Tobardzobolało.

Henri poczuł na sobie jej spojrzenie. Odwrócił się z zaczerwionymi policzkami,

wskazałnaekran.

–Tonieto,co
–Wiem.–Oparłasięoblat.
–Tak?Nawetterazmiufasz?
– Wierzę, że doki jesteśmy razem, nie przespałbyś się z inną. – Tym trudniej

byłojejodniegoodejść.Byłuczciwymczłowiekiem,zasługiwałjednaknacoślep-
szegoniżto,cootrzymałwtymmałżeństwie.

Fionawiedziała,żeniejestłatwąpartnerką,ajejumiejętnośćradzeniasobieze

stresem

–Dziękuję,żemiufasz.–Zdawałosię,żetrochęsięuspokoił,choćnieprzypusz-

czała,byjejwybaczył,żecośprzednimukrywała.

–Wierzęwtwójhonoriprzyzwoitość.–Toniepodlegałodyskusji.
–Nigdyżadnejkobietyniepragnąłemtakjakciebie.
Obłasięramionami.Byłanaskrajułez.
–Alejajużniejestemkobietą,którąpoślubiłeś.
Podszedłdoniejiobjąłjąwtalii.Przyciągnąłjądosiebieiszepnąłjejdoucha:
–Jesteśtaksamopiękna.Nieważne,cosiędalejmiędzynamiwydarzy,nadalsię

pragnęitosięniezmieniło.

–Nawetpooperacjach?
–Dlamniejesteścałyczastakasama.
Chciałamuwierzyć,aleistniałnamacalnydowód,żejużnigdyniebędzietaka

jakdawniej.

–Przecieżmamblizny.Nawetnajlepszychirurgplastycznymnieichniepozbawi.

Izawszemożepojawićsiękolejnyguzekikoniecznośćkolejnejbiopsji.

–Ożeniłemsięztobą,bojesteśwspaniałymczłowiekiem.Chciałbymmyśleć,żety

też wybrałaś mnie z podobnych powodów. – Pogłaskał jej plecy. – Pragnąłbym cię,
nawetgdybyśniepoddałasięrekonstrukcji.Wieszotym.

–Tak.Idlategotrudnomijestcisięopierać.
–Tosięnieopieraj.–Uniósłjejbrodęidelikatnieprzycisnąłwargidojejust.
Przezkrótkimomentpozwoliłasobienatęznajomąintymność.ZapachHenriego

wypełniłjejzmysły.Polękuistresieminionegodniawjegoramionachznajdowała
pocieszenie.Zdawałosię,żebiciejejsercajestechemrytmicznegobiciajegoser-
ca.Jakbystanowilijedność.

Pogłębiłapocałunek,uwielbiałajegosmak.ZacisnęłapalcenaT-shircieHenriego,

background image

jednocześnie przygryzając jego dolną wargę. Henri delikatnie położył ręce na jej
ramionach.

–Ostrożnie–szepnął,muskającwargamijejusta.
Tobyłaczuła,pełnamiłościchwilaajednakcośbyłonietak.Wtym,jakjątrzy-

mał?Jegodotykbyłowielezasłaby.Odchyliłasię,byspojrzećwjegooczy.

–Henri?Mamwrażenie,żetraktujeszmniejakfigurkęzporcelany.Taksamojak

półrokutemu,kiedymiałamoperację.

Jegooczypociemniały.
–Tak,maszcholernąrację,staramsięuważać.Krwawisz,bierzeszlekiprzeciw-

lowe,amnieprzytobieniebyło.Jak,dodiabła,mamciętraktować?

Ledwieoddychała.Oczamiwyobraźnizobaczyłaojcasiedzącegobezruchuwfo-

telu,zgazetą,którątrzymałdogórynogamiwzaciśniętychdłoniach,ztwarzązala-
nąłzami.Babkaiciotkająuciszały.Późniejpomogłyjejspakowaćsiędoszkołyzin-
ternatem.Potemdocollege’u.Potemichteżjużniebyło.Ichmężowiestalinaich
pogrzebachniczympusteskorupy.

O Boże, to zbyt wiele. Brakowało jej powietrza. I przestrzeni. Bała się, że się

rozpadniejakporcelanowafigurka,którąwidziałwniejHenri.Oczywiściepozbie-
rałbykawałki,niebacząc,czysięskaleczy.

Położyłarękęnajegopiersi.
–Myślę,żedziśwnocypowinieneśzostaćwswoimrodzinnymdomu.
Zaciskając wargi i przybierając stoicką minę, Henri nabrał głęboko powietrza.

Nieokazałemocji.Częstowidziałatowprzeszłości,chroniłjąprzedwszystkim,co
byłoniemiłe–alboprawdziwe.

Odsuwającsięodniej,splótłramionanapiersi.
–Niemamyrozwodu.Niezostawięciętusamej.
Dobrzeznałatęminęitospojrzenie.Liniaobronyprzeciwnikaniemiałaszansy

przeciwstawieniasięjegoniewzruszonejsile.

Całyranekzmuszałasiędoruchu.Musiałasięczymśzająć,byniemyślećobiop-

sjianiozbliżacymsięrozstaniu,którezłamiejejserce.

WcześnieranoHenripojechałnasiłownię.Niespałajuż,gdyschodziłnadół.Ja-

kaśjejczęśćchciałazwlecsięzłóżka,byznimporozmawiać,aledrugawiedziała
lepiej:musichronićswojeserce.Henrinamomentstanąłwdrzwiachsypialniipo-
wiedział, że nie chce jej zostawiać samej, kiedy bierze leki przeciwlowe, więc
umówiłnatendzieńpaniądosprzątania,awrazieczegokierowcamiałzawieźćją,
gdziebędzietrzeba.

Kamiennywyrazjegotwarzyniepozostawiałmiejscanadyskusję.Miałrację.Po-

trzebowała pomocy i powinna być mu wdzięczna. Swoją potrzebą chronienia go
wciążsprawiałamuból,iwciążniepotrafiławydobyćsięzchaosu,jakizrobiłaze
swojegożycia.

Została w łóżku do chwili, gdy usłyszała odjeżdżacy samochód. Potem wstała

iubrałasię.

Teraz razem z innymi kobietami z rodziny Reynaudów siedziała nad basenem

wrodzinnejposiadłościnadjeziorem.Powietrzewypełniałśmiech.Byłotamtakże
kilkażongraczyzdrużynyHurricanes.Tobyłjedenzpowodów,dlaktórychFiona

background image

uznała,żepowinnasiętamznaleźć.Dodiabła,chciałatambyć.

A jednak było trudniej, niż przewidywała, kiedy patrzyła na żartuce kobiety,

wszystkietakieszczęśliweizdrowe.Wszystkiepozanią.

Choćnadchodziłajesień,podgrzewanybasenchroniłprzedlekkimchłodnymwia-

trem.Fionapatrzyłanatańczącenapowierzchniwodypromieniesłońca,kiedyEri-
kazamoczyłapalec,sprawdzająctemperaturę.

Fiona westchnęła. Słuchała brzęku owadów i śpiewu ptaków, i udawała, że

wszystkojestwporządku.Niebyłotoproste,zwłaszczażeniemiaławyboruimu-
siaławezwaćszofera,bysiętutajdostać.Wybrałasięsiłąwoli,wciążobolała,zde-
terminowanajednak,bykorzystaćzżycia.Luźnaeleganckasukienkaukrywałajej
blizny.

Adelaidestałanapierwszymstopniubasenu.Szelmowskiuśmiechrozjaśniłjej

oczy.

–Powinnyśmysięwybraćnazakupy.Dosklepuzbielizną!
–Co?–TasugestianatychmiastprzywróciłaFionędoteraźniejszości.Wjejstanie

zakupbieliznybyłbykłopotliwy.

Adelaideciągnęła:
–Nowapannamłodapotrzebujenowychkoronek.Możemytonazwaćzaimprowi-

zowanym przyciem bieliźnianym. – Wyła złotą kartę kredytową. – Ja stawiam
lunch.

DźwięcznyśmiechErikiodbiłsięechemnapatio.
–Bardzoszybkotyję.Niedługoniebędęmogłanosićżadnejbielizny.
Adelaidepuściładoniejoko,wychodzączbasenu.
–Jakzrobisztodobrze,onzedrzezciebiebieliznę,więcbędzieszjąmogławło-

żyćtylkoraz.

ŚnieżnobiałąceręErikizabarwiłrumieniec.
JednazżongraczyHurricanesmiałakasztanowewłosyzpasemkami,któreota-

czały jej kwadratową twarz, a w kącikach oczu pokazały się kurze łapki, gdy piła
wodęzbutelki.

–Janosiłammajtkibikinipodbrzuchemprzezcałąciążę–powiedziała.
– A ja pończochy i śliczne stringi. Doprowadzałam męża do szaleństwa – rzekła

druga.

AdelaideszturchłaErikęłokciem.
–Mamtakiejedne.AleDempseywariuje,kiedywkładamczarnesandałynaobca-

sie.Zakażdymrazemdziała.Jużprawiemyślę,żesązaczarowane.

PlatynowewłosyErikizakołysałysię,gdysięzaśmiała.Położyłarękęnabrzuchu.
–Fiona?Wczymnajbardziejlubiciętwójmąż?
Adelaide odwróciła się twarzą do Fiony, unosząc brwi w oczekiwaniu. Jak na to

odpowiedzieć?Fionaszukałasłów.Nicnieprzychodziłojejdogłowy.

Wzruszyłaramionami,próbującuniknąćodpowiedzi,awtedyzjejramieniaześli-

znęłosięramiączkosukni.

Odsłaniającbandaż.Ibrzegbliznytużpodpiersią,pomastektomiiirekonstruk-

cji.Śmiechkobietzamarł.SpojrzeniazatrzymałysięnaFionie.

Już nie było sensu udawać. Przegrała. Z lekkim przerażeniem widziała, jak ich

wzrokwędrujezciałanajejtwarz.Widziałarodzącąsięwichoczachlitość.

background image

–Kiedytosięstało?Dlaczegoniktniewiedział?–Erikapodniosłasięnanogi.Ko-

łysząc się podeszła do Fiony, usiadła obok niej i szukała odpowiedzi na jej twarzy,
podczasgdypozostałekobietyzachowałydyplomatycznemilczenie.

–Niechcieliśmy,żebyktoświedział.Mywyjechaliśmyzagranicęitammiałam

operację.

AdelaidesiadłazdrugiejstronyFiony.Położyładłońnajejplecach.
–Przecieżmaszrodzinę,którabycięwsparła.
PrzezgłowęFionyprzemykałyobrazytraumyjejdzieciństwa.Wydawałojejsię,

żełatwiejjestukrywaćbóliemocje.Czyżbysięmyliła?Niemiałapocia.Wiedzia-
łatylko,żeonaiHenripodlinajlepsządecyzję,jakąmogliwówczaspodjąć.

–Niewiem,jaktowytłumaczyć,pozatym,żesporączęśćżyciaspędzamywświa-

tłachreflektorów,więcchcieliśmybyćsami.

–Towampomogło?–Erikabyłabardzobezpośrednia.AleFionawolałatoniżby-

cie traktowaną jak porcelanowa figurka. Przenosząc wzrok z Adelaide na Eri
izpowrotem,dostrzegłanaichtwarzachtroskę,anielitość.

–Wtedytakuważałam.Terazmyślę,żeHenriemubyłobyłatwiej,gdybyporozma-

wiałzbraćmi.Nawetgdybyichradynieprzypadłymudogustu,miałbyichwspar-
cie.Możezachowałamsięegoistycznie.

GłosAdelaidebrzmiałjakniesionywiatremszept:
–Czemutakmówisz?
–Chciałamgomiećtylkodlasiebie.Niemiałamnikogoinnego.–Otarłaczoło.–

Dotejporynigdytakotymniemyślałam.–Oczyzalśniłyjejodłez.

Erikauścisnęłajejdłoń.
–Więczdecydowałaś,żezachowacietowtajemnicy?
Fionagorzkosięzaśmiała.
– Mówisz, jakbyś znała odpowiedź. Henri okazał dużo zrozumienia, on też nie

chciał,żebytosiędostałodoprasy.Chciał,żebyśmytozrobilipocichu.

–Iukrylinawetprzedrodziną?–spytałaAdelaide.–Miałaśprawodotejdecyzji.

Tylkoprzykromi,żeniemogliśmywampomóc.

Fionataksięskupiłanatym,byzałatwićtodyskretnie,żenigdysięniezastana-

wiała nad potrzebami Henriego. Tak się skupiła na swoich potrzebach – albo ra-
nach–żejątozaślepiło.

Wmomencie,gdypopołudniowesłońcekładłosięnapatioprzybasenie,zaczęła

rozumieć,żeskrzywdziłaHenriego.Aprzecieżwłaśnieprzedtymrozpaczliwiesię
broniła.Światzawirował,zdawałojejsię,żegdzieśsięoddala.Czynaprawdępod-
łasamezłedecyzje?

background image

ROZDZIAŁDZIESIĄTY

– Jestem ci winna przeprosiny – wyznała Fiona, wchodząc do pokoju Henriego

w jego rodzinnej posiadłości. Z jakiegoś powodu Henri postanowił zatrzymać się
wdomuGervais’go.Trudnogobyłoznaleźć,leczwkońcusięudało.

Teraz nie wiedziała, czy postąpiła mądrze, ale nie miała już odwrotu. Czuła się,

jakbyzostającpoddachembratazamiastwichpierwszymdomu,niecodalejprzy
tejsamejulicy,oddaliłsięodniejjeszczebardziej.Czymatocośwspólnegozfak-
tem,żekiedyśmieszkalitamrazem?Amożechodziłoopokójprzygotowywanydla
dziecka, które stracili. Gardło jej się ścisnęło, odsuła tę myśl. Może po prostu
ubratabyłomuwygodniej.

Zwacymsercemprzeszłaprzezprógirozejrzałasiępopokoju.Byłotonieduże

pomieszczeniewypełnionetrofeamiizdjęciamizeszkołyicollege’uHenriego.Ka-
plica poświęcona jego przeszłości. Dawno tam nie zaglądała, ale zawsze lubiła
duże,oprawionewzłotąramkęzdjęciebraciReynaudówzdziadkiemLeonem.Bra-
ciabyliwtedyuczniamiszkołyśredniej,adziadekmiałmnóstwoenergii.

Terazpatrzyłananiezbólem.Niechciałajednak,bydziadekodwróciłjejuwa

odcelu,wjakimtuprzybyła,azatemweszładalejioparłasięołóżkozbaldachi-
mem.Henriwciążpatrzyłnałóżko,gdzieleżałajegowalizka.Zwestchnieniemwy-
jąłzniejkolejnąkoszulęipołożyłwotwartejszufladzie.NiepatrzącnaFionę,spy-
tał:

–Jaksięczujesz?
Najwyraźniej nie był w nastroju na przeprosiny. Przysiadłszy na brzegu łóżka,

Fionaczułasięnieswojo,jakbybyłatuintruzem.

Musijednakspróbować.
–Trochęboli,alepozatymokej.Niemusiałambraćdzisiajtabletki.
–Cieszęsię.Mamnadzieję,żeodpoczywasz–odrzekłcicho,niemalobojętnie.
–Tobyłatylkobiopsja.Nicminiebędzie.
–Poprostuuważajnasiebie.–Porazpierwszy,odkądweszładopokoju,spojrzał

nanią.

–Nawypadek,gdybymmusiałasięprzygotowaćnacośgorszego?
Wzruszyłramionamiioparłsięokomodę.Jednozjegotrofeówsportowychprze-

sułosię.

–Tytopowiedziałaś.
Zdjął z komody starą piłkę. Widniały na niej podpisy kolegów z drużyny z colle-

ge’u.Przerzuciłjązrękidoręki.Przykładającpalcedowarg,Fionaprzezchwi
zbierałamyśli.Zauważyła,żeHenribyłurażony.

–Jestmiprzykro,żeniepowiedziałamcioguzkuibadaniu.Choćjesteśmywse-

paracji,wciążpozostajemymałżeństwem.Iwielerazemprzeżyliśmy.

– Dziękuję, że to przyznajesz. – Splótł ramiona na piersi, trzymając piłkę jed

ręką.

background image

–Jesteśdobry,wyrozumiały.Zasługujesznacoślepszego,jacięniedoceniałam.
–Wieleprzeszłaś.Rozumiemto.–Odłożyłpiłkęnakomodę.
–Proszę,niezrozummnieźle,alebardzotrudnobyćżonąidealnegomężczyzny.
Henrisięzaśmiał.
–Niewiem,comasznamyśli,bojestemdalekiodideału.Wystarczyspytaćmoich

braci.

Fionaprzekrzywiłanabokgłowęiwzięłagozarękę.
–Więcprzyjmujeszmojeprzeprosiny?
–Nadaljestemzły,aletak,widzę,żejestciprzykro–Urwałispuściłwzrok.
–Ale?
–Jestempewien,żeinaczejbyśniepostąpiła.Nawetjeślijestciprzykro,itakbyś

toprzedemnąukryła.–Uniósłrękę.–Niepotwierdzajaniniezaprzeczaj.

Zdjąłzłóżkawalizkęiruszyłdoszafy,którejdrzwizdobiłocośnakształtgreckich

kolumn.IlekroćFionatuprzychodziła,tedetalejązaskakiwały.

Być może nigdy nie rozumiała Henriego. Teraz, gdy schował pustą walizkę do

szafy,zaczęłaniecolepiejrozumiećjegopunktwidzenia.

–Mamysporeproblemy.Chcętylko,żebyśmyrozstalisięwzgodzie.
Odwróciłsięiująłjązaramiona.Zdawałosię,żecałejegociałoemanujebólem.
–Napewnopoinformujeszmnie,kiedytylkootrzymaszwynikibiopsji?
–Oczywiście.–Czuła,jakbardzosięoniątroszczył.Znówbyłarozdarta.Gdyjuż

nabrała przekonania co do słuszności swojej decyzji, na nowo zaczęły ją dręczyć
wątpliwości.Pogłaskałagopogłowie,wsuwającpalcewgęstekosmyki.

– Naprawdę bardzo mi przykro, że cię zraniłam. Chciałabym, żeby nasze życie

byłoprostsze.Żebyśmyniemusielizmagaćsięzbiopsjamiibezpłodnością.

–Niktnamniegwarantuje,żeżyciebędziełatwe.
–Niewiem,czybyłobylepiej,gdybybiegałturadosnymaluch.–Poczułapodpo-

wiekami łzy straty i żalu. – Mała dziewczynka z twoimi brązowymi oczami, która
uwielbianosićtwojąpiłkę.

–Fiono,zabijaszmnie.–Otoczyłjąramionami,uważającnalewąstronęjejciała.
Przezmomentcieszyłasięjegociepłem.Niebyławstanieodejść.Trzymaniego

nadystansprzezminionemiesiącebyłotorturą.Jużnawetniepamiętała,dlaczego
torobiła.Przycisnęłauchodojegopiersiisłuchałarytmicznegobiciaserca.Wdy-
chałazapach,którybyłtylkojego,Henriego.Jejmęża.Jejmężczyzny.

Jegooddechprzyspieszył.Jejciałoobudziłosiędożycia.Niepowinnaterazbyć

podniecona.Tęsknićzatym,żebysięznimkochać.

Henrizmierzwiłjejwłosy.
–Musiszodpocząć.
Odchyliłasię,ichoczysięspotkały.
–Niechcę.Chcę,żebyśsięzemnąkochał.Teraz.Niemyślącojutrzeaniotym,

copóźniej

Pocałowałjąrazidrugi,poczymrzekł:
– Nie usłyszysz ode mnie słowa sprzeciwu. Pragnę cię jak zawsze. Wszędzie

iokażdejporze.

Ostrożniepołożyłjąnamateracu.Fionawyciągnęładoniegoręce,onzaśukląkł

wnogachłóżka.Powolipodsuwałjejspódnicę,pieszczącuda.

background image

Przesuwał się coraz wyżej. Fiona wcisnęła głowę w poduszkę. Poczuła jego od-

dechprzezkoronkowefigi.

–Piękne.
–Byłamnazakupach.
–Mówiłemotobie.–Zsunąłjejfigi,przyciskającdoniejwargi.
Zacisnęłapalcenakocu,czującrozchodzącąsiępocielerozkosz.JęzykHenriego

zręczniekrążył,aonawciskałapiętywjegoplecy,trzymałago,amożeraczejtrzy-
małasięgojakkołaratunkowego.Henritozbliżałjądospełnienia,któregotakpra-
gnęła, to znów się cofał, aż zażądała, by natychmiast to skończył. Posłuchał jej
zprzyjemnością.

Wstrząsałyniąfalerozkoszy.Drżała.Wygięłaplecy,wsułapalcewjegowłosy.

Henridelikatniezdjąłjejnogizeswoichramioniwygładziłjejspódnicę.Położyłsię
obokniej.

–Tobyłoniesamowite–rzekłapochwili.–Dziękuję.Możetobrzmibanalnie,ale

dobrzejestczućsiętakcudowniewłaśnieteraz.

–Takibyłmójcel.
Przycisnęławargidojegoust.
–Chcę,żebyśmyobojepoczulisiędobrze.Kochajsięzemną.
–Przecieżjesteśosłabiona
–Niemapowodu,żebyśmysięniekochali,jeślitylkobędzieszuważał.–Uśmiech-

łasięlekko.–Oironio,proszę,żebyśmnietraktowałjakfigurkęzporcelany.

–Cotylkozechcesz.Jesteśdoskonała,wieszotym,prawda?–Wycisnąłcałusana

jejszyi.

–Wielemibrakujedodoskonałości,aledziękuję.
–Mówiępoważnie.Jesteśpiękna,szczodraiinteligentna.–Gładziłjejwłosy,apo-

tempołożyłdłonienajejramionach.

Dotknęłatwarzymęża,patrzącwjegooczy.
– Dziękuję za piękne słowa. Doceniam je. Rozumiem, że moje piersi nie są naj-

ważniejsze–powiedziała.

–Cieszęsię,żetorozumiesz.
Jejsercewypełniłocośbliskiegonadziei.

Fionazasnęławjegołóżku.Henriodtygodninieczułsiętakdobrze.Dodiabła,

właściwie od miesięcy. Jej zapach na pościeli był czymś, czego nie uważał już za
oczywistość.Tęskniłzatym.Pragnąłwłożyćjeszczewięcejwysiłkuwprzekonanie
Fiony,byznimzostała.

Wyśliznąłsięzjedwabnejpościeli,stawiającstopynazimnejmarmurowejpodło-

dze.Napalcachwyszedłzpokoju.Kiedyostatniospędzałczasnadjeziorem,szuka-
jącrozwiązaniaproblemu?Niepamiętał.TakbardzodbalizFionąoprywatność,że
zapomniał,jaktojestdzielićprzestrzeńzbraćmi.Prosićopomoc.

Teraz,zatrzymującsięwskrzydlerodzinnegodomu,widziałzmiany,jakiewpro-

wadziłtamstarszybrat,bynadaćmubardziejosobistycharakter.Ajednocześnie
zatrzymał wiele rzeczy z ich przeszłości. Miłym zaskoczeniem dla Henriego był
fakt,żebratnietknąłjegostarejsypialni.

Dombyłprzykłademstyluneoklasycznego,zaktórymnieprzepadał,bowydawał

background image

mu się zbyt sztywny. Idąc teraz przez dom, po raz kolejny docenił ekscentryczny
urokswojegodomuwGardenDistrict.Eklektycznegowiktoriańskiegodomu,który
kupilizFioną.

Henriszukałbrata,chciałzkimśporozmawiać.ToGervaiswysłałErikęzkwiata-

midoFiony.

Dojrzał sylwetkę brata przy basenie i otworzył przesuwane drzwi. Gervais stał

tyłemdodomunaścieżceprowadzącejzbasenudoprzystani.

Stałprzygarbiony,zopuszczonymiramionami,jakbyręcemiałciężkiejakkonary

dębu.Wokółbasenurósłpachcyimbirikrzewy.Stałatamteżhuśtawkazsiedze-
niemwielkimjakłóżko.Bratsplótłręcenaplecach.KiedyHenripodszedłbliżej,zo-
baczył,żeGervaismocnozacisnąłdłonie.

Henripatrzyłnagasnąceświatłodnia,któremalowałodrewnianypomostwboga-

tych odcieniach oranżu. Na końcu pomostu przymocowana była łódź pontonowa.
Spędzilinaniejwielenocy–inajachciestocymnieconalewo–kiedybylimłodsi.
Henripoczułfalęnostalgii.Wszystkowydawałosięwtedyprostsze.Terazwiedział,
żetonieprawda.Nic,codotyczyjegorodziny,niejestproste.

KilkaminionychmiesięcywystawiłonapróbęrelacjeHenriegozrodziną.Przyta-

kiwanieikłamstwastałysięsposobemkomunikowaniasię.Czyżbyprzeztemiesią-
ceunikaniarozmowyniezauważył,żebratteżsięzczymśzmagał?Zbliżacysię
szybkimi krokami ślub i kierowanie drużyną dla każdego byłyby sporym obciąże-
niem,nawetdlajegoopanowanegobrata.

Henri próbował sobie wyobrazić, o czym myśli Gervais. O dobrym sezonie czy

może o karierze ich najmłodszego brata, Jean-Pierre’a, który był rozgrywacym
wNowymJorku.Oswoimślubiezksiężniczką?

–Coturobisz?–spytałHenri.
–Wspominamdawneczasy.–Gervaiswziąłgłębokioddech.Ujegostópleżałapił-

ka.Kopnąłją.

–Tęskniszzatym?–Henriwskazałnapiłkę.
–Jasne,czasamitęsknięzagrą.Aleniejestemtobą,kimś,ktożyje,żebygrać.Lu-

biębyćmózgiempoważnychoperacji.

–Zbliżacysięślubiojcostwozrobiłyzciebiefilozofa.
Gervaispotrząsnąłgłową.
–Raczejjestembardziejpraktyczny.Skoncentrowany.
–Ajajestemcholerniezmęczonyludźmi,którzykwestionująmojąkoncentrację.
– Ludźmi? – Przekrzywiając głowę, Gervais spojrzał na brata. To było znaczące

spojrzenie,którekazałomuwyrazićsięjaśniej.

–Mojąrodziną.–Niemalwyplułtesłowa.
–Przypuszczalnieczekacięrozwód–stwierdziłGervais,jakbyHenriniebyłtego

świadomy.

–Podobniejakpołowęfacetów.
–Aletykochaszżonę.
Henriwlepiłwzrokwjezioro,zniżyłgłos.
–Takmyślałem.
–Kochaszją,idioto.
HenriszturchnąłGervais’gowramię.

background image

–Nieznoszę,kiedyodgrywaszmądrzejszegobrata.
–Tozróbztymcoś.ProwadziszatakHurricanes,pewnieodciśnieszswojądłoń

wAleiSław.Awprywatnymżyciujesteśbezradny?

Henrizaśmiałsięgorzko.
–Stary,bezurazy.Małżeństwojestdużotrudniejszeniżwygląda.
GervaispodniósłpiłkęirzuciłjądoHenriego.
–Naszarodzinazaszybkowpadawzłośćizaszybkopowstająmiędzynamiroz-

więki.

–Oczymtymówisz?Jesteśmyjednądrużyną.–Henricofnąłsię,poczymodrzucił

piłkędobrata.

–Poważnie?Maszurojenia?–Gervaiszłapałpiłkę,zdziwiony.
–Spójrznanas.–Henripokazałrękąnanichdwóch,apotemnanależącedoro-

dzinywłości.

–Spójrznanasząhistorię–odparowałGervais.–Ojciecnierozmawiałzmat

swojegosynaprzezponaddekadę.Dowiedzieliśmysię,żemamybrata,któregonie
znaliśmy.Naszamamaodeszłainiedałaznakużycia.Naszbrat,któryjestwNo-
wymJorku,odwiedzanaszeskromneprogiwyłączniewsytuacjikryzysowej.Mamy
wuja, który nie rozmawia z żadnym z nas. I drugiego, w Teksasie, który pokazuje
siętylko,żebywesprzećsynagracegowHurricanes.

–Hm,faktycznieniewyglądamynazżytąrodzinę–zauważyłHenri,rozważając

słowabratawkontekściepoczuciabezpieczeństwa,któredawałmudomnadjezio-
rem.Jużsamoistnienierodzinnegodomusprawiało,żeHenriczuł,iżmajakiśpunkt
zaczepienia.Słowabratazachwiałyjegoprzekonaniem.

–Wszystkierodzinymająproblemy,alenaszamaichmnóstwo.Niechcępatrzeć,

jakpowielaszrodzinnymodelizrywaszwięzi,zamiastwspólniepokonaćtrudności.

Kiwającgłową,Henriznówrzuciłpiłkę.
–MówiszomnieioFionie.
–Tak,pasujeciedosiebie.Waszezerwaniemnieprzeraża,kiedypomyślę,żesam

właśniesiężenię.TworzyciezFionąidealnąparę.

–Nieistniejecośtakiegojakideał.
–Toprawda.Więcczemutegooczekujesz?
–Ktopowiedział,żetojachcęrozwodu?
Niedążyłdorozwodu.NiechciałzakończyćzwiązkuzFioną.Byłajegonajwięk-

sząnamiętnością.ŻyciebezniejSamatamyślbyłatakniemożliwa,żeniepotrafił
jejdokończyć.

–Jeżelitoonachceodejść,czemuoniąniewalczysz?
–Dajęjejwolnośćwyboru.–Tegoprzecieżchciała.
– Wolność W naszej rodzinie wolność jest przeceniana. – Gervais odbił pił

oziemię,odwróciłsięodHenriegoispojrzałnarodzinnąposiadłość.

Słowa filozoficznie nastrojonego brata trafiły do serca Henriego. Na nowo obu-

dziływnimwolęideterminację,byodzyskaćFionę,jejserce.Zseksemnigdynie
mieli problemu. Ale teraz chodziło o coś więcej niż ściągnięcie jej z powrotem do
łóżka. Pragnął, by znów stanowiła część jego życia. Niezbywalną część. Na za-
wsze.

NiebędziekolejnymReynaudem,któryprzecinawięzyiucieka.

background image

FionamyślałaoHenrim.
Wspominała pobyt w Seattle, kiedy zwiedzali artystyczną dzielnicę miasta pod-

czasjednegozwyjazdówHurricanesnazachodniewybrzeże.Tobyłypoczątkiich
małżeństwa.Biegliwdeszczuzjednejprywatnejgaleriiipracownidodrugiej,sta-
ralisiępoznaćdobrzezapowiadacychsięartystów.

Wsamochodziewdrodzepowrotnejdohoteluociekaliwodąiśmialisię,całowali,

dotykalisięgorączkowoi namiętnie.Całkiemjakbywiedzieli, żeichwspólny czas
jestograniczonyimuszążyćwprzyspieszonymtempie.

Czemuniepróbowałazwolnić?Zbudowaćwięź,którabyichniosłaprzezcałeży-

cie,zamiastpłynąćnawysokiejfalifantastycznejfizycznejbliskości?

Myśląc o tym, a może śniąc w swoich mglistych zagmatwanych snach, poczuła

czyjąśdłońnabiodrze.Dłoń,którajągłaskała,masowała.

Powoli wracała do przytomności. A może wolała pozostać w półśnie, w świecie

międzyjawąisnem.Wciąguminionegopółtorarokurzeczywistośćdośćjąrozcza-
rowała.Chętnieniecodłużejpoddasiętympieszczotomzzamkniętymioczami.

–Fiona.–Henriwypowiedziałjejimię,łaskoczącoddechemjejkark,apotemją

tampocałował.

Co takiego jest w pocałunku w kark, że doprowadza kobietę do szaleństwa?

AmożetylkopocałunkiHenriegotakjąpodniecały?Wciążleżącnaboku,wyciągnę-
łarękę,wiedząc,gdzieznajdziemęża.Dotknęłajegopiersi.Byłtakiciepły.Takisil-
ny.

–Otwórzoczy–powiedział,aonasięuśmiechła.
–Odkiedytowydajeszwłóżkupolecenia?–zażartowała,niepodnoszącpowiek.
–Odkądchcę,żebyśnamniepatrzyła.–Jegosłowawypowiedzianezniespodzie-

wanąsurowościązmusiłyjądootwarciaoczu.

–Wszystkowporządku?–Przesułarękęzjegopiersinatwarz.Jejoczymusia-

łyprzywyknąćdoostatnichpromienisłońcaprzefiltrowanychprzezżaluzje.

Spaładłużej,niżjejsięzdawało.
–Tak.Poprostuchciałemcięwidzieć.
–Jesteśpewien?–Przytuliłasię,pamiętając,jakdobrzeczułasięwswoimśnie.

Nie,jakdobrzeczułasiędziękiHenriemukilkagodzinprzezzaśnięciem.

– Tak. Chcę tylko, żebyś wiedziała, że tu jestem. – Pocałował miejsce za jej

uchem.

Czuła,żekryjesięzatymcoświęcej,alenaraziezadowoliłasiębliskością,doty-

kiem, którego tak długo sobie odmawiała. Nieważne, co ma dla nich przyszłość,
pragnęłacieszyćsiętąchwilą.Zbytdługoskupiałasięnaproblemach.Terazwolała
pamiętaćto,cobyłodobre.

Coichuszczęśliwiało.
Wsułapalcewjegowłosy,apotemprzesułajenakarkijeszczeniżej,nara-

miona.Henrichwyciłjązarękę,pocałowałnadgarstek,późniejwewnętrznąstro
przedramienia.Zzaskoczeniemstwierdziła,żetojąłaskocze.Ichwspólnyśmiech
byłniczymrzadkidar,tachwilazaśbyłatakosobliwaitakznacząca,żeFionanie
wiedziała,czymapłakać,czysięnaniegorzucić.

Ichoczysięspotkały.Wtedypoznałaodpowiedźnaswojepytanie.
Pragnęłatego.PragnęłaHenriego.Pocałowałago,przygryzającjegowargęznie-

background image

cierpliwością. Henri rozebrał ją, pozbywając się wszelkich barier, które mogłyby
ichdzielić.Dotykałjejdelikatnie,oddająchołdkażdemucentymetrowiciała,który
niebyłakuratobolały.

–Tęskniłemzatobą–rzekłtakcicho,żewpierwszejchwilipomyślała,żesłyszy

własnemyśli.–Jużtomówiłem,aletoprawda.

–Wiem,jateżtęskniłam–przyznała,znówpatrzącmuwoczy.Dlategowtymmo-

mencietakbardzogopotrzebowała.

Henrimusiałjązrozumieć.Oczywiście,żezrozumiał,boznałjąbardzodobrze.

Rozsunąłkolanemjejuda.Zrobiłsobiemiejsce,chwyciłjązabiodraiprzesunąłjak
najbliżej.Byłagotowa,alesięniespieszył,muskałją,ażmusiałazagrozić,żesięna
nimzemści,jeślinatychmiastniepoczujegowsobie.

Zarazpotempoczułajegouśmiech,kiedyjąpocałował,iogień,gdywniąwszedł.

UśmiechHenriegozgasł,kiedywypchnęłabiodraimocnogościsnęła.Agdypozwo-
liłsobieprzytulićsiędojejprawejpiersi,czułajegowaceserce.Splotłaręcena
jegokarku,oddałamusięzpełnymzaufaniem.Wiedziała,żeHenrizachowaostroż-
ność,ajednocześniezadbaojejrozkosz.

Wstuprocentachspełniłjejoczekiwania.
Mógłby ją zaspokajać całą noc. Wydawało się, że jeśli chodzi o sprawianie jej

przyjemności,byłniestrudzony.Ichociażzwyklelubiłamiećświadomość,żeHenri
odlatujetaksamojakona,tymrazempoprostuoddałamusięcałkowicie,pozwala-
jąc,bydbałojejdoznania.

Więcejniżrazwyszeptałajegoimię,gdyrazzarazemzabierałjąnaniewysłowio-

newyżyny.

Przywarładoniego,obsypując pocałunkamijegotors,z radościączuła,jak jego

mięśnienapinająsiępoddotykiemjejdłoni.Kiedywkońcudotarłdomiejsca,skąd
niebyłojużpowrotu,spojrzałamuwoczy,pamiętając,żechciał,bynaniegopatrzy-
ła.

To,cozobaczyła,wrównymstopniujakjegodotykdoprowadziłojądocudownego

spełnienia.Poczułateż,żeHenriosiągnąłszczyt.Potemdługotrzymałagowob-
ciach, głaszcząc po głowie i przypominając sobie wszystkie wspólnie spędzone
chwile.Alemyślałazwłaszczaotym,coujrzaławjegooczachtużprzedorgazmem.

Mążwciążjąkocha.Itobardzo.
Przeraziłasiętym,cotodlanichznaczy.

background image

ROZDZIAŁJEDENASTY

CzujączamętwgłowiezpowoduswoichuczućdoHenriegoiczekanianawynik

biopsji, sama nie wiedziała, jak i kiedy miły przygotowania do kolejnej imprezy
charytatywnej. Każdą wolną chwilę poświęcała rozmaitym szczełom, by mieć
pewność,żewszystkopójdziegładko.

Żebyniemiećczasunamyślenieochaosie,wjakizjejwinyzamieniłosięjejży-

cie.

Długotrwałym skutkiem biopsji był utrzymucy się tępy ból w piersi i ramieniu.

Coprawdatenbóljejniespowalniał.Taimprezabyłapoświęconanietylkopamięci
jejmatki,ciotkiibabki.Fionachciała,bytowydarzenieprzebiłowszystkieorgani-
zowaneprzezniąprzycia,gdyżpragnęłanaswójsposóbprzyczynićsiędozwal-
czeniachoroby,którazbytwielezabierachorymiichrodzinom.

Takwięcspędziłamnóstwogodzinprzytelefonie,zapraszającwszystkieznanejej

iważneosoby,byzechciałysponsorowaćimprezę.Wymyśliłasposóbnasfinansowa-
nieniezapomnianejgali,niebiorącdodatkowoanigroszazbudżetuklienta.Każde-
mudrobiazgowipoświęcałacałąswojąuwagę,niczegonielekceważąc.

Niemogłazaprzeczyć,żedojejzwiększonejefektywnościprzyczyniłsięjeszcze

innyczynnik.Henri.Kryzysjejmałżeństwa.RzeczywistośćżyciabezHenriego.

Tamyślbyłazbyttrudna,bysięzniązmierzyć.Fionarzuciłasięwwirorganizo-

wania zbiórki pieniędzy, gdyż dawało jej to poczucie sensu i celu. A tego właśnie
wtymmomenciejejbrakowało.

Kolejnego dnia ciężkiej pracy poczuła, że się dusi w czterech ścianach pustego

domu. Potrzebowała świeżego powietrza, musiała też zabrać pewne dokumenty,
którezostawiławposiadłościReynaudów.

Nie,nieszukałapretekstu,bywpaśćnaHenriego.
PokrótkiejjeździesamochodemznalazłasięprzedgłównymbudynkiemReynau-

dów.Widziałapowozownię,dalejhangardlałodziprzystań.

Nakońcupomostudojrzałajakąśpostać.Naławcezwidokiemnawodęsiedział

dziadekLeon.ChoćFionawiedziała,żepewnienicmuniejest,zaniepokoiłasię,że
zabłądziłwemgle.

Ruszyławstronępomostu.Zkażdymkrokiemjejnozdrzawypełniałznajomyza-

pachtegomiejsca,którekiedyśbyłoteżjejdomem.Wdychającpowietrzepłyce
znadjeziora,miaławrażenie,żewypełniasiężyciem.

Piątkowaimprezanieodwołalnieodmienijejżycie.IżycieHenriego.Choćtobola-

ło,nadeszłaporanaprzecięciewięzów.Niemożejużbyć–iniebędzie–dlaniego
źródłemcierpienia.Onzasługujenawięcej.Zasługujenadzieciizdrowążonę.Jej
odejście uchroni go przed dodatkowym bólem związanym z jej wynikami, gdyby
okazałosięnajgorsze.

ChoćHenriprosił,byznimzostaładokońcasezonu,niemogłagonatonarażać.

Tozbytwielebólu,zbytwielepokuszwiązanychzniewygasłąnamiętnością.Pokil-

background image

kuostatnichdniachcóż,niemożepozwolić,bytotrwało.

Wpiątekwieczoremułożyplan.PrecyzyjnykalendarzrozstaniazHenrim,który

zminimalizujeszkodydlanichobojga.Dlaniejtobyłsezontrudnychwyborów.Hen-
rizamierzałpojawićsięwpiąteknaprzyciu,wsobotęleciałnameczdoIndiana-
polis.Zakładał,żeFionabędziemutowarzyszyć,zajmiemiejscenatrybunachobok
innychżon.

Alemożemożelepiejskończyćztymtużpoimprezie.Lepiej,byHenripojechał

sam.

Poczułauciskwdołku.Czynaprawdębyłabywstaniezostawićgoiniewspierać

podczassezonu,którymógłsiędlaniegookazaćnajważniejszy?Którymógłspełnić
jegozawodowemarzenia?WieluczłonkówrodzinyReynaudówwiązałoprzyszłość
zHurricanes.Czymiałabyczystesumienie,gdybyzjejpowoduichbiegpomistrzo-
stwozakończyłsiępotknięciem?

Zanim jednak przemyślała wszystkie konsekwencje swojego pomysłu, dotarła do

Leona.Ściskałwręceszklankęsoku,nakolanachtrzymałtalerzzkiełbasąiryżem.
Jego stan nie przestawał szokować Fiony. Ilekroć go widziała, coraz mniej siebie
przypominał.Zdawałosię,żechorobaskradłamucoświęcejniżumysł.Skutkibyły
widocznenajegoskórze,natwarzy.Nawetjegouśmiechsięzmienił.

ZerkającnaFionę,dziadekwskazałjejmiejsceoboksiebie.
–Chłopcylubilipływaćłodzią,aleterazjużtakczęstoniewidzę,żebyzniejko-

rzystali.Amożetoteżzapominam.Wydajesię,żewszyscysązapracowani.

Usiadłszyobokniego,położyłarękęnajegodłonioskórzecienkiejipomarszczo-

nejjakbibułka.

–Maszrację.
– Ja też pracowałem. I to dużo. – Dziadek Leon się zamyślił. Fiona zastanowiła

się,cowtymmomenciepamiętał.Iczybyłytoprawdziweczywyobrażonewspo-
mnienia.

–Tak,toprawda.
–Więcpewnietojajestemwinien.–Wypiłłyksoku.
Fionapokręciłagłową,przerzucającwłosynaplecy.DziadekwychowałHenriego

ijegobraci.Byłdlanichwzoremciężkiejpracyirodzinnejmiłości.

–Sąjużdorośli.Wszyscyjesteśmydorośli.Samidokonujemywyboru–rzekłaFio-

na.

Posyłającjejbezzębnyuśmiech,bobyłbezprotezy,dziadekpoklepałjąpopolicz-

ku.

–Zawszecięlubiłem.Kiedyciępoznawałem,oczywiście.
– A ja uwielbiam twoje poczucie humoru w sytuacji, która musi być Po prostu

bardzolubiętwojepoczuciehumoru.

–Dziękuję,mojadroga.–Przeniósłznówwzroknałódź,nato,comiło,icicho

westchnął.

–Przynieśćcimożekurtkęalbopoduszkę?–spytałaFiona,zauważającidącego

wichstronęHenriego.

Chciałapobiecirzucićsięwjegoramiona,alewtensposóbdałabymuodpowiedź

napytania,zktórymijeszczeniebyłagotowasięzmierzyć.

Dziadekwyciągnąłrękęzeszklanką,patrzącbezmyślnieprzedsiebie.

background image

–Tylkosok.
Poderwała się na nogi, wzięła od niego szklankę i pospieszyła do domu, mijając

Henriegobiegiem.

NoitylezrozmowyzFioną.Unikagojakzarazy.
ChoćHenriwiedział,żebyłazataimprezącharytatywną,czuł,żeunikałagora-

czejzpowoduichwciążnierozwiązanychproblemów.

Dojrzałją,stojącobokbasenu.Siedziałazdziadkiem,patrzącnajezioro.Zawsze

lubiła dziadka Leona. Troszczyła się o niego. Kiedy choroba zabierała mu coraz
więcejpamięci,Fionanigdysiętymnieirytowała.Przeciwnie,okazywałamucier-
pliwość,którejświęcimoglibyjejpozazdrościć.

Ruszającwjejkierunku,Henriprzyspieszyłkroku.Onatymczasemniemalnanie-

goniewpadła,biegnączeszklankąwręce.Twarzmiałapoważną.

DziadekLeonodwróciłgłowęispojrzałnaHenriegoprzezramię.Jegominamó-

wiła,żerozpoznałwnuka.

Todobrze.Ostatniozdawałosię,żeprzychodzimutocoraztrudniej.Bycierozpo-

znanymprzezdziadkabyłorzadkimbłogosławieństwem.

KiedyHenriusiadł,dziadekklepnąłgowplecy.
–Zgrabniutkatatwojadziewczyna,Christophe.
Henri posmutniał. Nigdy nie będzie mu łatwo patrzeć na to, jak dziadek zmaga

sięzeswojąpamięcią.WziąłgozaChristophe’a,bratajegoojca.

Teksaskagałąźrodzinybyłapoważniezaangażowanawrodzinneimperiumprze-

wozów i transportu morskiego. Byli też właścicielami wyspy, przystanku na wielu
szlakachstatkówwycieczkowych.Gościemoglitampojeździćkonnonaplażachza-
toki albo wziąć udział w jednej z uczt, do przygotowania której wykorzystywano
warzywazorganicznychupraw.

ZpowodurodzinnejkłótnidziadekLeondawnotemuwykluczyłnajstarszegosyna

Christophe’a z testamentu, ale wuj Christophe utrzymał tytuł wiceprezesa firmy
irazemzeswoimnajstarszymsynembyliważnymipostaciamiwrodzinnymbizne-
sie.

PomyłkadziadkaLeonanicnieznaczy.Henrizakaszlał,podchodzącbliżej.Lekko

podrapałdziadkawkarkznadzieją,żeterazgorozpozna.

LeonpostukałwserdecznypalecHenriego.
– Ożeniłeś się? Żonaci mężczyźni nie powinni mieć romansów na boku. To nie

wporządku.

Lekkosięuśmiechając,Henriusiadłobokdziadka.
–Dziadku,jestemHenri.Fionajestmojążoną.
Dziadekściągnąłwargiizadumałsięnadtąinformacją.Spuściłwzroknaswoje

stopyipotrząsnąłgłową.

–Racja.Oczywiście,żejesteśHenri.Jasiętylkonigdyniespodziewałem,żezain-

teresujeszsiękobietą,którama,no,techirurgiczneupiększenia.

–Niebardzowiem,oczymmówisz.
Dziadek Leon uniósł brwi. Przekrzywił głowę w prawo, wskazał na swoją pierś

ilekkojąuniósł.

AkuratwtymmomencieFionawróciła.

background image

Henrizniżyłgłos.
–Skądwiesz?
– Mam dobre oko na ładne rzeczy. Nie wiem tylko, czemu taka idealna kobieta

cośsobiepoprawia?

Podającdziadkowiszklankę,Fionapochyliłasięipocałowałagowpoliczek.
–Dziadku,jesteśwspaniały.Kochamcię.
Starszymężczyznauniósłrękęidotknąłjejtwarzy.Henriwidział,żedziadkamę-

czynajdrobniejszyruch.

Opuściwszyrękę,dziadekLeonprzeniósłwzrokzFionynaHenriegoizpowro-

tem.Ściągnąłwyschniętewargi.Henrispojrzałnażonę,usiłującodgadnąćjejmyśli.

Dziadekwypiłsporyłyksokuiwydąłwargi.Niepewniepodniósłsięzławki.
–Bawciesiędobrze.Niedługozaczniesięmójteleturniej.–PuściłokodoHenrie-

goiposzurałnogamiwstronędomu.

–Pomócci,dziadku?–spytałHenri.
Machnąwszyręką,dziadekpotrząsnąłgłową.
–Nie,nie.Zostańcietu.Popatrzcienazachódsłońca.
Kiedy Leon człapał w stronę domu, Fiona usiadła na pomoście, bosymi stopami

muskającwodęimachającnimiwrytmnieistniecejmuzyki.

Henripodszedłdoniej.Chciałzniąporozmawiać,chciałjąodzyskać.Usiadłobok

niej,przypominającsobie,jakrazemtamsiadywalizarazpoślubie.Potrafilirozma-
wiaćgodzinami.Oliteraturze,sztuceifutbolu.Owszystkim.

Fionanawiłanarękęwłosy.
–Dziwne,żedziadekcałyczaswiedziałomojejoperacjiisłowaniepowiedział.

Spodziewałabym się, że mężczyzna zwróci na to uwagę, gdybym wybrała większy
rozmiar,aleskorojezmniejszyłamJestempoprostuzaskoczona.

– Nic nie mówiliśmy na ten temat. Może on to wyczuł. – Dziadek Leon zawsze

miałdobrąintuicję,choćbyłtrochęekscentrykiem.

Henri i bracia nie otrzymali od dziadka tradycyjnego wychowania, gdy otoczył

opieką czterech niesfornych wnuków. Ale dziadek rozumiał chłopców. Sprowadził
na ranczo w Teksasie harleya-davidsona z lat pięćdziesiątych. To był prawdziwy
gruchot.Podkonieclata,powielugodzinachwspólnejciężkiejpracyzradościąpo-
dziwiali,jakmotorpędziłprywatnymidrogaminaichziemi.Przyokazjinabawilisię
wtedymnóstwasiniaków.

Napłyływspomnieniamłodościidziadkaztamtychczasów.Obserwowanie,jak

alzheimerpowoli,alenieodwołalniezabieradziadka,byłobardzoprzykre.

– Jutro jestem umówiona z lekarzem – oznajmiła Fiona. – Poznam wyniki. Jest

dużaszansa,żetonicgroźnego.

–Chciałbymtamztobąbyćalewtwoichoczachwidzę,żeniebyłbymmilewi-

dziany.

–Nieotochodzi.Niejestempewna,czymogę–Pokręciłagłową.–Dodiabła,

niewiem.Muszętozrobićsama.

Zapadłacisza,wypełniającdziecąichprzestrzeń.Rozdzieliłaichbardziejniżja-

kakolwiek dotychczasowa kłótnia. Bo kiedy się sprzeczali, Henri czuł jakąś więź.
Czuł, że ich związek ma szansę, doki toczą walkę. Cisza była niczym zabójczy
cios.

background image

Gdy słońce chowało się za horyzont, Henri poczuł na barkach ciężar sytuacji.

TraciłFionę.

żowebalonypokrywałysufitnowegoskrzydłaszpitala,gdziewkrótcemiałona-

stąpić otwarcie nowoczesnego oddziału onkologii dziecięcej. Fiona ściskała kieli-
szekszampana,patrzącnatłumygości.

Odniosłasukces.Jakdotądnajwiększy.Mimoskromnegobudżetuiprzygotowań

wostatniejchwiligościeniezawiedli.Wjednymroguodbywałasięaukcja.Kilkaau-
tomatówdogierpozwalałogościomjednocześniebawićsięiprzekazywaćdatki.

Jednak to wydarzenie było skierowane przede wszystkim do rodzin. W pobliżu

grupaopowiadaczybajekwozdobnychkostiumachprzyciągałauwagęmłodychsłu-
chaczy.

PoprzeciwnejstroniesaliHenrirozdawałpiłkizpodpisamiHurricanes.Fionawi-

działa,zjakimpodziwempatrząnaniegokobiety.Poczułazazdrość.

Apowinnaczućsięusatysfakcjonowanaispełniona.Wygładziłaspódnicęzkrepy,

trafiając palcami na cekiny podkreślace wzór paisley, jednocześnie elegancki
i w stylu boho. Fioletowa spódnica połyskiwała metalicznie, zaś ciemna jedwabna
bluzkabyłaprostaibezpieczna.Niebyłozagrożenia,żeramiączkosięzsunie.

SłyszącśmiechHenriegopospieszyłaprzedsiebie.Przezkilkaminionychdnipo-

jawiłosięmiędzynimidziwnenowenapięcie.Fionapróbowaławcześniejnapisaćdo
niegoesemesa,alewprzychodniniewolnobyłokorzystaćztelefonów.

Tego dnia otrzymała wyniki biopsji. Obiecała Henriemu, że natychmiast mu je

przekaże.Idotrzymałasłowa.Biopsjaniczegozłegoniewykryła.Takiewieścipo-
winnyprzynieśćulgęinadzieję,jednakryzykozwiązanezposiadaniemgenuraka
dziestałymelementemjejżycia.Podobniejakblizny.Śladynacieleiduszy.

FionanapisałaHenriemu,żewszystkojestwporządku.Niemapowodudozmar-

twienia.

Idącterazdoniego,wpadłanalekarza,któryzapraszałjąnarandkę.Czyodtam-

tejporynaprawdęmiłokilkatygodni?Stosunkizlekarzempozostałyciepłeipla-
toniczne,przynajmniejzjejstrony.Niedającsięwciągnąćwdłuższąrozmowę,Fio-
narozejrzałasięiniewierzyławłasnymoczom.

NaimpreziezjawiłsięJean-Pierre.OdmiesięcyniezamienilizHenrimwięcejjak

kilkasłów.OdwyjazduJeanPierre’azNowegoOrleanustosunkiwrodziniebyłyna-
pięte.

Jean-Pierre,najmłodszyzbraciReynaudów,odziedziczyłpoojcuidziadkumiłość

dopiłki,takjakbracia.AleJean-Pierrewyjechałdocollege’uitamwdrużyniegrał
na pozycji rozgrywacego, tej samej co Henri. A ponieważ nie miał ochoty grać
wcieniustarszegobrata,niechciałdołączyćdoHurricanes.Kiedyotrzymałpropo-
zycjęoddrużynyGladiatorówzNowegoJorku,przyjąłjąbezwahania.

Fionaprzecisnęłasięprzeztłumdoszwagra.
–Jean-Pierre,cudowniecięwidzieć.Skądwiedziałeś,żeprzydanamsiępomoc?
– Henri do mnie zadzwonił, powiedział, że musiałaś ratować tę imprezę. –

Uśmiechnąłsię,uściskałjąipocałowałwpoliczek.–Dostępdoprywatnegosamolo-
tumaswojeplusy.Akuratmiałemwolnąchwilę,więcprzyleciałem.

– Dziękuję – odparła poruszona. Nie tylko wizytą Jean-Pierre’a, także tym, że

background image

Henripomyślał,bygozaprosić.

Jean-Pierreodpowiedziałnapozdrowieniakilkuznajomych.Terazjużwszyscyza-

uważyliobecnośćgwiazdy.Kiedyjegofaniprzeszlidalej,wróciłspojrzeniemdoFio-
ny.

–Niemasprawy.GośćodPR-uzGladiatorówuznał,żetodobrypomysł.Rozdam

trochęautografów.Fajneprzycie.Zrobiłaśświetnąrobotę.

Razjeszczemupodziękowała,nimznówzmieszałsięztłumem.Podrodzerozda-

wałautografy,ściskałdłonieizamieniałsłowozkażdym,ktomiałnatoochotę.

FionawkońcuruszyładoHenriego.Wsmokinguwyglądałjakzawszerewelacyj-

nie.Zauważyłajednak,żenajejwidokzesztywniał,jakbyszykowałsięnaprzycie
kolejnego ciosu. Pociągnęła za rękaw jego niebieskiej koszuli. Jej ciężkie srebrne
kolczykizakołysałysię.Położyładłońnapiersimężaistarałasięzapisaćwpamięci
jegozapach.Potejrozmowiewszystkosięzmieni.Miałatylkonadzieję,żeprzeżyje
tęnajtrudniejsząwjejżyciurozmowę.

–Wyjdźmy–powiedziałacicho.
Zamiastodpowiedzieć,Henripołożyłrękęnajejplecach.Przeszłyjąciarki.Usie-

dlinaławcewogrodowympatio,przezdrzwisłyszeliśmiechimuzykę.

Gdzieśzdalipłynąłszumsamochodów.Kilkametrówodnichpołyskiwałybarwne

lampkiitryskaławodawfontannie.Kilkoropacjentów,którympozwolonouczestni-
czyćwimprezie,siedziałonawózkachinwalidzkichirozmawiałozgośćmi.Uwa
Fionyprzyciągnęłaszczupłanastolatkawkolorowymnakryciunałysejgłowie.Zjej
wózkaspływałybłyszcząceserpentyny,matkacośdoniejszeptała,aojcieckładłta-
lerzenapobliskiejławce.

FionaprzeniosławzroknaHenriego.Niebylitamsami,alemoglirozmawiać,sie-

dząc na jednej z trzech ławek, które podarowała dla upamiętnienia swojej matki,
babki i ciotki. Na moment Henri zacisnął wargi. Widziała, że jest zdenerwowany.
Że cierpi. Wszystko przez nią. Zacisnęła palce na cementowej ławce, która miała
przetrwaćdłużejniżjejmatka.Ztrudempowstrzymywałałzy.

Henridelikatnierozprostowałjejpalceiująłjązarękę.Trzymałago,wyczuwa-

jącstwardnieniabęcewynikiemlattreningówigry.Jegoobrączkalśniła.

–Dziękujęzainformacjęowyniku.Cieszęsię,żestrachminął.Iżejesteśzdrowa.
Fionaprzygryzławargę,apotemrzekła:
–Strachnigdynieminie,Henri.Zawszebędzienastępnyraz.Denerwowałbyśsię

zakażdymrazem,kiedybędęszłanakontrolę.–Wyrzucałazsiebiesłowazszyb-
kościąkarabinumaszynowego.Henrimusitousłyszeć.Musizrozumieć.–Spójrzna
siebie.Nawetteraz,kiedytomówię,wyglądasz,jakbyśbyłchory.

–Bojesteśmidroga.
–Tyteżjesteśmidrogi.–Niemogłazaprzeczaćprawdzie.–Szczerzemówiąc,

wciążciękocham.

–Kochaszmnie?Toczemusięzemnąrozwodzisz,dodiabła?–warknął,patrząc

naniązirytacją.

–Bowidzę,jakciętomęczy.Nawettwójdziadekwidziwemniekobietęowyso-

kimryzykuzachorowania.Modlęsiętylko,żebytobyłuleczalnynowotwór,jeślido
tegodojdzie.Aleniewiem,cobędzie.Wiemtylko,żemuszężyćztąewentualno-
ścią. – Spojrzała na pacjentów na wózkach inwalidzkich, a potem na ich bliskich

background image

oumęczonychoczach.–Niejestemwstanieżyćipatrzećnatwójlęk.

–Aleostatniomogłaśsięzemnąkochać,kiedyniemyślałaśoprzyszłości–oskar-

żyłją.–Ajakjużoniejpomyślałaś,tomnieodtrącasz.

–Toniefair.Niesłuchałeśmnie.
–Słuchałemisłucham.Iwiesz,cosłyszę?–Odwróciłsiędoniejtwarzą.–Wciąż

słyszę,żetojestniefairwstosunkudonasobojga.

Pożądanie. Ból. Tęsknota. Przez te trzy emocje omal nie zmieniła zdania. Musi

sięskupićnacelutejrozmowy.Musitozakończyć,zanimktóreśznichbędziecier-
piałozpowodustraty,zktórejsięniepodniosą.Musibyćdzielna.Odsułasięod
mężaipołożyłarękęnajegokolanach.

–Nierozmawiajmyotymdwadniprzedmeczem.Powinieneśsięnanimskoncen-

trować.

–Toniemożliwe.–Oparłczołonajejręce.–Nigdyniebędzieodpowiedniejchwili

natęrozmowę.

–Henri,proszę,comasznadziejęosiągnąć?
–Mamnadzieję,żeprzyznasz,żeto,conasłączyłobyłoprawdziwe.–Uniósłgło-

węispojrzałnaniązukosa.–Aletysięztegowypisałaś.

Niebędzieprzynimpłakać.Wylałajużtylełez.
–Dobrze,skorochceszterazodbyćtęrozmowę,zróbmyto.Dłużejniemogębyć

twojążoną.Każdegodniabudzęsięprzerażona,żezachoruję,asamamyślotym,
żebędzieszcierpiałzpowodumojejśmierci,rozdzieramiserce.

Wiedziała, jak wygląda śmierć. Wiedziała, jak to jest pozostać przy życiu i cier-

piećzpowodustraty.

Czule pogłaskała policzek Henriego, wyczuwając ślad zarostu. Henri lekko roz-

chyliłwargi.Nachyliłasię,bywciągnąćwnozdrzajegozapach.Jejwargiznalazły
ustamęża.Pocałowałago.Zmiłością.

Porazostatni.

background image

ROZDZIAŁDWUNASTY

Henrimyślał,żefutboljestcałymjegoświatem.Dochwili,gdypoznałFionę.
Miłośćspadłananiegonagle,zcałąmocą.Takszybkoitakasilnajakwspomaga-

cyzIndianapolis

Cholera. Upadł na ziemię, słysząc chrzęst naramienników, jęki, burknięcia i ob-

raźliwesłowa.Zasłużyłnato.Przezniegodrużynaprzegrywała.Myślamibyłgdzie
indziej.Dodiabła,niemiałsercadogry.

Rześkiejesiennepowietrzekłułowpłuca,kiedypatrzyłnaświatzziemi.Jakieto

cholernie symboliczne. Zamrugał, by odzyskać ostrość widzenia. Zlustrował tłum,
widziałrozczarowanienatwarzachkolegówzdrużyny.Zacisnąłzęby.Powinnibez
wysiłku wygrać ten mecz. Zdobywali lepsze wyniki z silniejszymi przeciwnikami.
Tymczasemzamiastzdobywaćpunktydladrużyny,walczylioto,byzostaćwgrze.
Itoonbyłtemuwinien.

Światzawirowałnietylkowrezultaciezderzeniazpotężnymdebiutantem.Henri

przeniósł wzrok na miejsca dla żon, gdzie chciałby ujrzeć Fionę ubraną w barwy
drużyny.Alejejtamniebyło.Niewsiadłanapokładsamolotu.Powiedziała,żewciąż
gokocha,iwłaśnieztegopowodumusigoopuścić.

Jużnicniemiałosensu.Dźwignąłsięiwyskoczyłwpowietrze,lądującnogamina

ziemi.

Fani Hurricanes powitali jego gest radosnym okrzykiem. Natychmiast znów

w niego uwierzyli, nieświadomi niepewnego gruntu pod jego nogami. Dosłownie
imetaforycznie.Niecieszylibysiętak,gdybyzrozumieli,dlaczegograłtakkiepsko.

Otrzepującziemięzramienia,Henriruszyłwstronęswojejdrużyny.Dwóchtre-

nerówczekało,bypomócmuzejśćzboiska.

–Nicminiejest.–Odprawiłich.
Przezmikrofonumieszczonywkaskuusłyszałgłoskoordynatoraataku.
–Schodziszzboiska,Henri.
–Co,dodiabła?–Henripoprawiłprzekrzywionykask.–Nicminiejest.
Widział swojego brata Dempseya, głównego trenera, który machał ręką, każąc

muzejśćzboiska.

Wysyłajągonaławkę?Cochcątymosiągnąć?Henripoczułsięurażony.Hurrica-

neswalczylizewszystkichsił,usiłującodzyskaćpunkty,któreonstracił.

–Przegrasz,jeślikażeszmizejść–rzekłdobrata.Wciążmógłuratowaćmecz.
Poprawiwszybejsbolówkę,Dempseypotrząsnąłgłową,patrzącostro,kiedyHenri

znalazłsięobokniego.

–Atyryzykujesz,żezłamieszkark.Niemamzamiarukończyćtegodnia,wioząc

ciędoszpitala.–Odsunąłmikrofon,bypozostalizawodnicyniesłyszeli,comówido
brata.

Koordynatorofensywyostrozabrałsiędoroboty.
–Razmniezablokowaliijużjestemkandydatemnaoddziałintensywnejterapii?–

background image

odwarknąłHenri,zdejmująckask.

Dempsey ściągnął swój kask i odwrócił się od boiska. Od skierowanych na nich

kamer.

–Obajwiemy,ocochodzi.Fionanieprzyjechałanamecz,twojemałżeństwosię

rozpada.Niepotrafiszsięskupićnagrze.Wszyscycięostrzegaliśmy,żetakbędzie,
docholery–rzekłDempsey.

–Dodiabłaztym.Damsobieradę–krzyknąłHenrizwściekłością.
Siedzący w pobliżu koledzy z drużyny wymienili spojrzenia. Henri nie miał zwy-

czajuwybuchać,zwyklebyłopanowany,pozatymnikttaknieodpowiadatrenerowi,
nawetjeślijesttwoimkrewnym.

Dempseyzmierzyłgowzrokiem.
–Toniejestpodwórko.Atynastępnymrazemnajpierwpomyśl,apotemmów.–

Włożyłsłuchawkiiskupiłuwagęnaboisku.

AtamwłaśnieHurricaneszdobylitakpotrzebnypunkt.ItoniedziękiHenriemu.

Starał się ukryć gorycz, wiedząc, że w tym momencie kamera skupiła się na jego
twarzy.

KuzynHenriegoiDzikaKartapodeszlidoniego,zasłaniającgoprzedokiemka-

mer.

–Hej,stary.Usiądźiodpocznij.Zrobimywszystko,żebyśbyłznasdumny.–Dzika

Kartaklepnąłgowramię.

–Tak,kuzynie,wszyscytujesteśmyjednąrodziną.Pozwól,żebyktościęzastąpił.

Atyuważajnasiebie–rzekłkuzynzteksaskimakcentem.

Nieoceniałgo.Poprostusięoniegotroszczył.WgłębiduchaHenritowiedział,

mimotowszystkosięwnimgotowało.

Siedzącnaławce,obserwowałswojądrugąrodzinęnaboisku.Poruszalisięsyn-

chronicznie,jakbybylizsobąpołączeni.Indłużejtaksiedział,tymlepiejrozumiał,
że Dempsey mówił prawdę. Grał fatalnie. Prosił się o kontuzję, jakby był otępiały
ichciałpoczuć,żeżyje.

Zdjęciegozboiskabyłodobrymruchem.PozatymDempseyniebyłnowicjuszem.

PrzyrodnibratmiałwtymsezonietylesamodostraceniacoHenri.Amożewięcej.

Henriwiedział,żemusisiępozbierać.Wmałżeństwie,przeciwnieniżnaboisku,

niemiałwsparcia.Byłsamisamwszystkoschrzanił.Chodziłoocoświęcejniżpił-
kę.Chodziłoojegożonę.

Jegożycie.Jegomiłość.

Fionędręczyływyrzutysumienia.
PowinnabyłajechaćnameczHenriego.Onprzyszedłnajejimprezęcharytatyw-

ną,choćwieczórzakończyłsiękłótnią.Imdłużejsiedziaławogrodzie,jedząclody,
tym wyraźniej sobie uświadamiała, że musi z nim porozmawiać. Musi oduczyć go
zwyczaju,którywjegorodziniebyłnormą–odcinaniasię,zrywaniakontaktu.

NajbliżsiHenriegowzasadzienierozmawializkrewnymizTeksasu.Byłateżka-

lifornijskagałąźrodziny,właścicielewinnic,októrychsłyszałanajwyżejraz.Toja-
kieśszaleństwo.RodzinaReynaudówbyłatakliczna,takbogata,ajednocześnienie
funkcjonowałajakrodzina.Czyniezdająsobiesprawy,jakimisąszczęściarzami?

Jej telefon zabrzęczał. Nowa wiadomość rozświetliła ekran. Fiona dotknęła go

background image

i zobaczyła zdjęcie z minionego wieczoru. Była na nim chora na raka nastolatka
wczapcebłaznaorazjejmamaitatapochylacysięzobustronzuśmiechem.Wia-
domośćbrzmiała:„Zapisujemykażdąchwilę,żebyniczegoniezapomnieć.Dziękuje-
myzawspaniaływieczór”.

Na drugim zdjęciu dziewczynka była w towarzystwie Henriego i Jean-Pierre’a.

Rodzicenapisali:„Szczęśliwa,żepoznałaswoichidoli.Wysłałatozdjęciedowszyst-
kichszkolnychprzyjaciół.Razjeszczedziękujemy”.

Radość na twarzy nastolatki i jej rodziców poruszyła Fionę. Byli tacy dzielni.

Itacyszczęśliwiwtamtejchwili.Jejrodzinienigdysiętonieudało.

Jejnigdysiętonieudało.
Postanowiła rozwieść się z Henrim, ponieważ nie wiedziała, czy poradzi sobie

zjegolękiem.Aleczypróbowałaporadzićsobiezeswoim?Czybędziewstanieżyć,
jeżelisięznimrozstanie,niepróbujączapanowaćnadtymilękami?Dotknęłapal-
cemtwarzynazdjęciuipomyślała,żebardzojejbraktakiejradości.

Powtarzała Henriemu, że jest silna. Ale może nie była dość silna, by napraw

cieszyćsiężyciem.

Poraprzestaćzakładać,żeHenrirozpadniesiętaksamojakjejojciec.Poraprze-

staćsiębać,żespotkająlosmatki.

Decydującsięnaoperację,wybrałainnądrogę.Wybrałanadzieję.Porazotwar-

tymirękamiprzyjąćczekacenaniąszczęście.

Chwyciłatelefoniportfel,bynietracićjużanisekundy.Pospieszyłananajbliższe

lotnisko,gdzieznajdowałsięnależącydorodzinysamolot.Podrodzezadzwoniłado
Gervais’gozprośbą,bypozwoliłjejzniegoskorzystać,aleonnietylkodałjejnato
pozwolenie. Na miejscu powitał ją pilot gotowy do natychmiastowego lotu. Co za
szczęściemiećtakiewsparcierodziny!Czemutyleczasuodpychałaichodsiebie?

KiedysamolotdotknąłpasawIndianapolis,byłakłębkiemnerwów.Obejrzałapo-

zostałączęśćmeczuwsamolocieidziękiaplikacjiwtelefonie.

Henrisiedziałnaławce,choćpopoważnymupadkusampodniósłsięnanogi.Nie

wyglądałonato,bydoznałwstrząśnieniamózgu,alemożetakąinformacjęprzeka-
żąprasie,byniemówićwprost,żekiepskosięspisywał.

Hurricanes wygrali z trudem dzięki strategii Dempseya i walce rezerwowego

rozgrywacegoorazcałejdrużyny.Fionapodejrzewała,żeHenriniebędziewna-
strojunaspotkanieanirozmowęoichproblemach.

Znowu.Terazjednakniemogłasięwycofać.MiałanadziejęspotkaćsięzHenrim,

zanimopuściIndianapolis.Wyjrzałaprzezokno,modlącsię,byzdążyćnastadion.
CzyktóryśzestocychnalotniskusamolotówczekanaHurricanes?Gdybyjużod-
lecieli,Gervaisdałbyznaćjejpilotowi,żelecąnapróżno.

Gdysięgałapotelefon,bydoniegozadzwonić,dojrzaławyczarterowanyautokar

zbliżacy się do jednego z samolotów. Autokar, jakim zwykle drużyna jeździła na
lotnisko.

Naprawdę tak niewiele brakuje, by się spóźniła? Owszem, mogą porozmawiać

później,aleteraz,gdyzrozumiała,czegojejbrak,niebyławstanieczekaćnaHen-
riegoanisekundydłużej.

Naszczęściejejsamolotzatrzymałsiędośćbliskoautokaru.Wiatrzwiałjejwłosy

background image

naplecy.Wpatrywałasięwautokar,któryakuratsięzatrzymał.Zawodnicypokolei
wysiadali.

ZwacymsercemszukaławzrokiemHenriego.WidziałaDempseyaiinnych.Ale

gdziejestHenri?

Kiedysięwreszciepojawił,kryłsięzaciemnymiokularami,choćzapadałjużwie-

czór.Czyjązobaczył?

Niemogłanatoczekać.Zbierającsiły,zawołała.
Omalsięniepotknęłanaschodkach.Biegładoniego,wołającnieprzerwanie.
–Henri!Henri!
Obejrzałsięprzezramię.Przekrzywiłgłowę,apotem,gdybyłajużbliżej,widzia-

ła, że uniósł brwi. Na szczęście Dempsey dał znak ochroniarzom, którzy chcieli
wkroczyćdoakcji,aHenrisiędoniejodwrócił.

Szeroko otworzył ramiona, a ona wpadła w nie bez wahania. Henri zerknął na

brata.

–Dasznamchwilę?
Dempseysięroześmiał.
–Terazprosiszmnieopozwolenie?–PchnąłHenriegowstronęFiony.
Henrijąpocałował.Taknierobiłtegoodniepamiętałaodkąd.Tobyłocoświę-

cejniżpocałunekzpoczątkuichromansu.Coświęcejniżpocałunekzpierwszych
dnimałżeństwa.Tobyłpocałunekpary,któraprzeszłapróbęogniową.

Fionasięuwolniła,pogłaskałagopogłowie.
–Przyleciałam,żebycięprzeprosić.Żebypowiedzieć,żechcęspróbować,jeślimi

wybaczysz.Bałamsięstawićczołoprzyszłości.Botakbyłobezpieczniej.

–Boże,jacię
Zasłoniłamuusta.
– Wiem. Pokazałeś mi to milion razy swoją cierpliwością, ale ja chcę to powie-

dziećpierwsza.Kochamcię.Chcęspędzićztobąresztężycia.Chcęcieszyćsięży-
ciem,pięknem,sztuką.Nasząmiłością.Irodziną.Chcęsięskupićnatym,copozy-
tywne.–Przesułapalcempojegowargach.–Mamnadzieję,żerozumiesz,żeba-
łamsięnietylkoosiebie,bałamsięteż,żetybędzieszcierpiał.

– Przez ostatnie miesiące, kiedy cię traciłem, bałem się, że zwariuję. – Objął ją

wtaliiiprzyciągnął.

–Wybacz.Ktobypomyślał,żemarzeniaoprzyszłościmogąbyćtakprzeraża-

ce?

–Rozumiem,aletymipomożeszbyćsilnym,prawda?–Uśmiechnąłsięlekko,pa-

trzączpowagą.

–Nawzajemsobiepomożemy.Niechodzioto,ileczasunamzostało,alejakpięk-

nierazemtenczasspędzimy.

–Niechcękusićlosu,ajednakspytam.Czemuzmieniłaśzdanie?Mojarodzinacię

przekonała?Jeślicięmęczyli,powiedz.

–Nie,bylibardzopomocni.Patrzącwstecz,myślę,żepopełniliśmybłąd,ukrywa-

jącprzednimiprawdę.–Zerkłanaautokarpełencierpliwieczekacychgraczy.
–Zmądrzałam,kiedydostałamzdjęcieodmamyjednejzpacjentekzimprezy.Póź-
niejcipokażę.

– Już się nie mogę doczekać. – Musnął jej wargi pocałunkiem. – Chcę, żebyśmy

background image

więcejrozmawiali,spędzalirazemwięcejczasu.Chybazrezygnujęzgry.

Fionasądziła,żesięprzesłyszała.
–Co?
–Zkońcemsezonu.
–Coztwoimkontraktem?–Kolejnypowiewwiatruprzyniósłzsobązapachben-

zynyignicychliści.

Odsuwającwłosyzjejoczu,Henripocałowałjąwczoło.
–Wykupięsię.Pieniądzetonieproblem.
–Kochaszto.Nierozumiem.–Pokręciłagłową.
– Ciebie kocham bardziej. Będziemy mieli więcej czasu, w domu i w podróży,

możezałożymyjakąśfundację.Chcę,żebynamsięudało.

Henribezpiłki?Tobyłajegopasja,jegocel.Uważała,żetoniewporządku.Mu-

sząsięnawzajemakceptowaćwcałości,aniewybieraćjedno,acośinnegoodrzu-
cać.

Porazacząćodnowaiwspólniepodejmowaćryzyko.Przytuliłapoliczekdojego

piersi,słuchającwacegoserca.

–Henri,niemusiszrezygnowaćzpiłki.
–Muszę,jeśliwinnymwypadkucięstracę.
Powtórzyłanagłosswojemyśli.
–Należędociebie,atydomnie.Kiedymówięoradościżycia,mówięowszyst-

kim, o tym, kim i czym jesteśmy. Ja też kocham twoją grę, podróże, kibicowanie.
Możemy uzgodnić szczeły. Możemy, jeśli trzeba, porozmawiać z terapeutą, za-
miastbiecdoadwokata.Zgadzaszsię?–Komunikacjatobyłoto,czegopotrzebo-
wali.

–Nawszystko,cokonieczne.–Pocałowałjąwczubeknosa,wskroń,wusta,każ-

dympocałunkiempotwierdzającswojeoddanie.

–Tomożebędziemychodzilinaterapię,atyniezrezygnujeszzgry?
–Myślę,żetraktujeszmniezbytłagodnie.
Przewróciłaoczamiipocałowałago.
–Och,niesądzę,żetobędziełatwe.Jeślipotraktujemyterapięzpowagą.
–Damradę,jeślizrobimytorazem.–Splótłpalcezjejpalcamiiuniósłjejdłońdo

warg.

–Razem,jakwdrużynie.Musimygraćdojednejbramki.Tobrzmijakdobryplan

nawygraną.


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
stok brakuje mi ciebie i dlaczego
Stok Brakuje mi Ciebie
Kochanie brakuje mi ciebie
GDY MI CIEBIE ZABRAKNIE, Teksty z akordami
GDY MI CIEBIE ZABRAKNIE
Gdy mi Ciebie zabraknie
GDY MI CIEBIE ZABRAKNIE, Teksty z akordami
Gdy mi Ciebie zabraknie
GDY MI CIEBIE ZABRAKNI1
Mann, Catherine 5 Sterne für die Leidenschaft(1)
Mann Catherine Kochanka z charakterem
1050 Mann Catherine Gorąca kampania
Gdy mi Ciebie zabraknie
Gdy mi ciebie zabraknie
dal mi ciebie
dal mi ciebie
dal mi ciebie
Mann Catherine Odurzeni namiętnością

więcej podobnych podstron