JAMES HILLIS MILLER - amerykański historyk i teoretyk literatury (ur. 1928), profesor
literatury angielskiej i porównawczej na University of California, Irvine (wcześniej także
Johns Hopkins i Yale University). Badacz poezji i prozy XIX i XX wieku oraz teorii
literatury. Autor m.in.: Charles Dickens: The World of His Novels (1959); Poets of Reality
(1965); Thomas Hardy: Distance and Desire (1970); Fiction and Repetition (1978); The
Linguistic Moment: From Wordsworth to Stevens (1985); Ethics of Reading (1987); Versions
of Pygmalion (1990); Theory Then and Now (1991); Topographies (1995).
J. Hillis Miller, Czytanie dokonujące odczytania - jako pierwszy rozdział książki The Ethics
of Reading. Kant, de Man, Eliot, Trollope, James and Benjamin, The Wellek Library lectures
at the University of California, Irvine, Columbia University Press, New York 1987.
Przekład polski: Dekonstrukcja w badaniach literackich, pod red. R. Nycza, Gdańsk 2000, s.
125-139.
J. Hillis Miller
Czytanie dokonujące odczytania
Etyka czytania - cóż to mogłoby znaczyć? Czy to nie solecyzm, czyli odrobinę
mylący sposób mówienia o „czytaniu książek dla ich etycznej zawartości lub doniosłości"?
Jaka jest moc dopełniacza w tytule (Etyka czytania)! Ku czemu on prowadzi? Czy chodzi tu o
pewną odmianę etyki lub etycznego działania wywołanego przez czytanie, wywodzącego się
zeń, czy też o etykę nieodłączną od czytania, pozostającą w jego wnętrzu? A może dopełniacz
w tym wypadku działa w obie strony jednocześnie? W jakim sensie sam akt czytania może,
lub powinien, być etyczny albo mieć etyczną doniosłość? Czy o czytaniu nie powinno się
myśleć przede wszystkim jako o akcie poznawczym, jako o problemie rozumienia tego, co
powiedziane? Po czym można by dokonać etycznego użycia owego czytania albo go nie
dokonywać, ale w każdym razie użycie to byłoby czymś zewnętrznym w stosunku do
pierwotnego aktu czytania jako takiego.
W obliczu takich przeświadczeń mam zamiar argumentować, że istnieje konieczny
moment etyczny w owym akcie czytania jako takim, moment ani poznawczy, ani polityczny,
ani społeczny, ani międzyludzki, ale niezależnie etyczny, we właściwym sensie tego słowa.
Będę go analizował na przykładzie kilku fragmentów tekstów, najpierw w rozdziałach
odczytujących teksty filozofa i teoretyka literatury - a to w celu zarysowania pola tematu - a
następnie odczytując dzieła trzech powieściopisarzy, George Eliot, Anthony'ego Trollope'a i
Henry'ego Jamesa, którym poświęcę po jednym rozdziale. W rozdziałach dotyczących
powieściopisarzy skoncentruję się na tekstach, w których autorzy czytają siebie, uznając akt
samoodczytania za paradygmatyczny dla czytania w ogólności lub co najmniej za zapis
wyjątkowych przykładów odczytania. Następną książkę
poświęcę badaniom mojego tematu
1 Mowa o Versions of Pygmalion, London 1990 [przyp. red.].
5
10
15
20
25
30
35
40
poprzez czytanie samych utworów fikcjonalnych. Etykę czytania można w zasadzie
rozważać, wykorzystując w tym celu przykłady wybrane z poezji, z filozofii, a nawet z
tekstów politycznych lub esejów krytycznoliterackich. Dobór analizowanych przeze mnie
powieści jest więc do pewnego stopnia arbitralny, choć oczywiście wyznacza strategię
argumentacji, na przykład w kierunku badania możliwej analogii między wyborami
etycznymi postaci powieściowych oraz etycznymi aktami dokonywanymi przez czytelników
powieści. To jedna z wersji podwójnego dopełniacza w wyrażeniu „etyka czytania". Czy
etyczny a k t p r o t a g o n i s t y wewnątrz książki koresponduje z etycznymi aktami, które
wywołuje czytanie książki?
Będę jednakże dowodził, że istnieje szczególna i nieoczekiwana relacja między
afirmacją uniwersalnego prawa moralnego i snuciem opowieści. Wydawałoby się, że takie
prawo będzie autonomiczne i że jego powiązanie, czy to z narracją jako taką, czy też z
dowolną konkretną prozą narracyjną, będzie przypadkowe i powierzchowne - w najlepszym
razie. Mimo to prawo moralne, co postaram się wykazać, za sprawą swej natury wewnętrznej
konieczności daje początek snuciu opowieści, nawet jeśli owo snucie opowieści w taki czy
inny sposób kwestionuje lub podważa samo prawo moralne. Etyka i narracja nie mogą być
rozdzielane, choć ich wzajemna relacja nie jest ani symetryczna, ani harmonijna. Co więcej,
opowieści generowane przez konfrontację z prawem moralnym to właśnie wersje tego
rodzaju teleologicznej, rozsądnej i prawem uwarunkowanej narracji, którą nazywamy
historią.
Z proponowanego sposobu wykorzystania przykładów można wyczytać moje
przekonanie, że temat ten nie powinien być omawiany w sposób abstrakcyjny. M u s i on być
analizowany oraz ilustrowany w kategoriach konkretnych przypadków. Relacja między
przykładami a uogólnieniami pojęciowymi dotyczącymi etyki czytania jest w rzeczy samej
relacją problematycznych obszarów w dowolnej teorii etyki czytania. Łatwo zauważyć, że
żaden wybór przykładów nie pozostaje niewinny. Jest to nieco arbitralna selekcja, za którą
selekcjoner musi wziąć odpowiedzialność. Z drugiej strony, w tej sferze bez przykładów nie
ma żadnego dokonującego się odczytania. Jest to w równym stopniu prawda w odniesieniu
do traktatów filozoficznych na lemat etyki, jak i do studiów literackich, co wykażę na
przykładzie z Kanta w drugim z prezentowanych tu rozdziałów. Bez snucia opowieści nie ma
teorii etyki. Narracje, przykłady, opowieści takie jak historyjka Kanta o człowieku, który
dokonuje obietnicy, nie zamierzając jej dotrzymać - wszystko to jest niezbędne w myśleniu o
etyce. Rozumienie jej jako obszaru dociekań filozoficznych lub pojęciowych zależy — co
pewnie zaskakujące — od opanowania zdolności interpretowania spisanych opowieści, czyli
Od pewnego rodzaju mistrzostwa, które zwykle zalicza się do dziedziny zainteresowań
krytyka literackiego. Jeśli to prawda, rzecz ta ma istotne implikacje dla mojego tematu, jak
też dla mojego twierdzenia: badania retoryczne literatury mają kluczowe znaczenie
praktyczne dla naszego życia w wymiarze moralnym, społecznym oraz politycznym.
Powiedziałem wcześniej, że przykłady narracyjne wydają się szczególnie właściwe dla badań
nad etyką czytania, lecz nie wolno mylnie rozumieć powodów tego stanu rzeczy. Przykłady
te są szczególnie stosowne dla mojego tematu nie dlatego, że opowieści zawierają
dramatyzację sytuacji, wyborów oraz sądów etycznych, stanowiących jej temat. Wręcz
przeciwnie, powodem owej odpowiedniości jest to, że sama etyka pozostaje w szczególnej
relacji do formy językowej, którą nazywamy narracją. Tematyczne dramatyzacje problemów
45
50
55
60
65
70
75
80
85
etycznych w narracjach to niejasne alegoryzacje owej językowej konieczności. O tej trudnej
sprawie więcej będę miał do powiedzenia w dalszej części tekstu.
Nawet na względnie obszernej przestrzeni sześciu rozdziałów dokonać można jedynie
wstępnego rozpoznania podjętego przez mnie tematu. Twierdzę, że ma on zasadnicze
znaczenie dla badań literackich i humanistycznych obecnej doby. Wysoka jest stawka
właściwego ujęcia, a istnieje też zawsze niebezpieczeństwo jego niewłaściwego ujęcia, może
w wyniku zmęczenia, nudy czy niepokoju, albo w wyniku jakiejś innej słabości,
uniemożliwiającej badaczowi skupienie myśli na temacie, utrzymanie ich - by tak rzec - na
właściwym miejscu. Ogromne są pokusy związane z brakiem należytej uwagi i bardzo
prawdopodobne, że jesteśmy — podobnie jak Józef K. z mojego epigrafu
by śledzić ścieżki myśli, którymi wiedzie dana opowieść. Możemy też mieć skłonność - jak
K. w Zamku - do zasypiania właśnie wtedy, gdy już w końcu mamy zyskać szansę stanięcia
twarzą w twarz z autorytetem, który mógłby wszystko wyklarować. Samo czytanie to
wyjątkowo ciężka praca. Nie zdarza się ono zbyt często. Jasna refleksja o tym, co się dzieje
w akcie czytania, jest jeszcze trudniejsza i rzadsza. To ślady zdarzenia, napotykani tu i tam w
formie pisanej, jak tor pozostawiony w komorze pęcherzykowej przez cząsteczkę z
przestrzeni kosmicznej. Fragmenty, które pragnę tutaj omówić, to takie właśnie ślady.
Co rozumiem przez aspekt etyczny? I co moim zdaniem kuje się przez odsunięcie
centrum zainteresowania od u wiele bardziej powszechnego — w rzeczy samej niemal
uniwersalnego - tematu badań literackich dnia dzisiejszego, mianowicie politycznych,
historycznych i społecznych powiązań literatury? Mówienie o etyce czytania zamiast, dla
przykładu, o „polityce interpretacji"
oznacza powrót z obszaru badań, które z dużym
prawdopodobieństwem mogą stać się niejasne i spekulatywne, często polemiczne, lecz
niewyjaśniające niczego, powrót do czegoś, co ni a przynajmniej szansę na konkretność,
mianowicie do rzeczywistej sytuacji mężczyzny lub kobiety czytających książkę, uczących w
klasie, piszących esej krytyczny. Bez wątpienia owa „sytuacja" rozciąga się na „konteksty"
instytucjonalne, historyczne, ekonomiczne i polityczne, lecz wychodzi od i powraca do
mężczyzny lub kobiety stawiających czoła słowom na stronie. Moje pytanie brzmi: czy
etyczna decyzja lub odpowiedzialność jest w jakiś sposób koniecznie implikowana w owej
sytuacji oraz akcie czytania, a jeśli tak, to w jaki sposób, jakiego to rodzaju decyzji,
odpowiedzialność wobec kogo lub czego, decyzja uczynienia czego?
Zatem moment etyczny w akcie czytania, jeśli takowy istnieje, pokazuje nam dwie
drogi. Z jednej strony jest on odpowiedzią na coś, odpowiedzialną wobec tego czegoś, jest
2 Aluzja do motta otwierającego książkę J. Hillisa Millera:
„ — Nie - powiedział duchowny - nie trzeba wszystkiego uważać za prawdę, trzeba to
tylko uważać za konieczne.
- Smutne zapatrywanie - rzekł K. - Z kłamstwa robi się istotę porządku świata.
K. powiedział to kończąc dysputę, ale nie było to jego ostateczne przekonanie. Był
zanadto zmęczony, aby móc ogarnąć wszystkie wnioski tej opowieści, w niezwykły też tok
myśli go wprowadziła, w nierzeczywiste sprawy...
(F. Kafka, Proces, przeł. B. Schulz) [przyp. red.].
3 Por. The Politics of Interpretation, ed. by W. J. T. Mitchell, Chicago-London 1983.
90
95
100
105
110
115
5
10
wrażliwością na to coś, pełną dlań respektu
. Każdy moment etyczny ma jakiś imperatyw,
jakieś „muszę" lub Ich kann nicht anders. M u s z ę to zrobić. Nie mogę inaczej. Jeśli
odpowiedź nie jest konieczna, ugruntowana w jakimś „muszę", jeśli jest wolnością
uczynienia tego, co komu odpowiada, na przykład nadania tekstowi literackiemu znaczenia
jakie akurat komuś odpowiada, w takiej sytuacji nie jest ona etyczna, jak wtedy, gdy
mówimy: „To nie jest etyczne". Z drugiej strony, moment etyczny w czytaniu wiedzie do
działania. Wchodzi w dziedzinę społeczną, instytucjonalną i polityczną, na przykład w tym,
co nauczyciel mówi do klasy, lub w tym, co pisze krytyk. Bez wątpienia aspekty polityczny i
etyczny zawsze są ściśle splecione, lecz akt etyczny całkowicie zdeterminowany przez
względy lub odpowiedzialność polityczną już nie jest etyczny. Może nawet w pewnym sensie
zostać określony jako amoralny. To samo rzec można o wypadkach, w których aspekt
pozornie etyczny jest podporządkowany aspektowi epistemologicznemu, jakiemuś aktowi
poznania. Jeśli ma istnieć takie coś jak moment etyczny w akcie czytania, nauczania lub
pisania o literaturze, musi on być czymś sui generis, czymś odrębnym i szczególnym, co
samo w sobie jest źródłem aktów politycznych czy poznawczych, a nie jest im
podporządkowane. Przepływ władzy nie może przebiegać wyłącznie w jednym kierunku.
Musi istnieć napływ mocy performatywnej od transakcji językowej implikowanej w akcie
czytania do dziedzin wiedzy, polityki i historii. Literatura musi być w jakiś sposób przyczyną,
a nie jedynie skutkiem, jeśli badanie literatury nie ma być względnie trywialnym badaniem
jednego z epifenomenów społeczeństwa, częścią technologicznej asymilacji lub
potwierdzenia panowania nad wszystkimi dziedzinami życia ludzkiego, które nazywa się
„naukami humanistycznymi". Jak to możliwe oraz nieco niepokojące implikacje owego „jak”
— to właśnie pokażą wybrane przeze mnie fragmenty.
Niech wolno mi będzie wytłumaczyć, co rozumiem, mówiąc, że próba wyjaśniania
dzieł literackich przez ich konteksty polityczne, społeczne oraz historyczne z dużym
prawdopodobieństwem może stać się „niejasna i spekulatywna". Zaangażowanie w te aspekty
jako główny punkt ogniskujący badania literackie, może nawet samo centrum
odpowiedzialności badań literackich, jest dziś tak rozpowszechnione - przynajmniej jako
projekt, choć nie tak często jako spełniona intencja - że będzie rzeczą pomocną, a nawet
konieczną, odróżnienie już na początku mojego projektu od tego, który wymieniłem jako
drugi. Nietrudno zrozumieć niektóre ze złożonych motywów, które doprowadziły do tego
masowego przesunięcia orientacji badań literackich. Częściowo powodem mogą być
wspomniane wcześniej znudzenie i zmęczenie. Tak trudno, nazbyt trudno, skupić uwagę na
tekście. Może to być częściowo poczucie winy z powodu zajmowania się czymś tak
trywialnym jak powieści i wiersze, które są tak oderwane od „życia" i „rzeczywistości" w
porównaniu z poważnymi sprawami historii, polityki oraz walki klas. Może to być strach
przed literaturą, odwrócenie oczu od jakiejś mocy anarchicznej, którą się w niej wyczuwa, a
którą chciałoby się okiełznać, poddać kontroli lub wyparciu. Jednym z motywów badań nad
powiązaniami historycznymi i społecznymi literatury jest pokusa intelektualnego panowania,
które obiecują wszystkie tego rodzaju hermeneutyczne teorie znaczenia, czy mają one
charakter społeczny i historyczny jak w wypadku krytyki marksistowskiej, czy też charakter
religijny lub psychologiczny jak — odpowiednio — w hermeneutyce Gadamerowskiej oraz
4 W oryginale: it is a response to something, responsible to it, responsive to it, respectful
of it. Gra słów trudna do oddania w języku polskim [przyp. tłum.].
120
125
130
135
140
145
150
155
160
15
psychoanalitycznej. Przez „hermeneutyczny" rozumiem mierzący i ugruntowujący znaczenia
tekstu w czymś nietekstualnym, poza owym tekstem - w Bogu lub jakiejś innej mocy
transcendentnej, w społeczeństwie, historii, warunkach ekonomicznych, psychologii autora,
„oryginale" tekstu w „życiu realnym".
Społeczne, polityczne i historyczne „tło" czy „konteksty" danego dzieła mogą
rzeczywiście być drobiazgowo badane i wyszczególniane z dużą dokładnością, choć ilość
trudnych badań empirycznych, koniecznych by tego dokonać, często jest nie do końca
oszacowana przez krytyków literackich, którzy mówią, że chcą badać historyczny i
polityczny wymiar literatury. Mglistość i oderwana spekulacja - niekwestionowane założenia
a priori - pojawiają się dokładnie w tym miejscu, w którym potwierdzona zostaje relacja
między „tłem" lub „kontekstem" a tekstem literackim jako takim - słowem, na stronie. O
społecznych, historycznych bądź politycznych warunkach mówi się, że są „przyczyną" czy
też „kontekstem określającym" dzieło; albo też mówi się, że dzieło „odzwierciedla" swe tło
lub że jest „przeniknięte" czy „przesiąknięte" założeniami społecznymi i klasowymi swego
autora lub jego środowiska; albo też dzieło ma wyrażać „ideologię" klasy społecznej autora
oraz moment historyczny, a poprzez ową ideologię ma ono pozornie ukazywać „rzeczywiste
warunki historyczne i społeczne" danego czasu, miejsca i klasy społecznej. Jak
argumentowałem gdzie indziej
, każda z tych relacji jest faktycznie taką czy inną figurą
retoryczną. Odzwierciedlenie, przedstawienie
albo mimesis to odmiany metafory. Zakłada
ona podobieństwo między przedstawieniem i przedstawionym. Pojęcie kontekstu miota się
niespokojnie między metonimią - w sensie jedynie przygodnego sąsiedztwa - a synekdochą,
czyli częścią całości, przy założeniu, że część jest jakimś sposobem autentycznie podobna do
całości. Pojęcie przeniknięcia czy przesiąknięcia to przykład figury nazywanej anastomosis -
wtrącenia słowa w inne słowo, jak w przykładzie danym przez Joyce'a: „underdarkneath,"
czy w wyrażeniu tego pojęcia relacji języka do dziedzin politycznej i społecznej, które
formułuje Bachtin w książce Marksizm a filozofia języka: „Języki to filozofie - nie
abstrakcyjne, lecz konkretne filozofie społeczne, przeniknięte przez system wartości
nierozerwalnie związany z żywą praktyką i walką klasową"
. Ideologia wreszcie to gatunek
anamorphosis - transformacji jednej formy w inną, rozpoznawalną jako zniekształcenie jej
oryginału jedynie wtedy, gdy postrzegana jest pod pewnym kątem.
Wszystkie te modele przynależą do problematyki biegunowości wnętrze - zewnętrze,
otwartej na różnorodne przecięcia, przemieszczenia i substytucje, gdy wnętrze staje się
zewnętrzem, zewnętrze wnętrzem, lub gdy własności po jednej stronie przekraczają mur,
membranę czy przegrodę dzielącą strony. Rozumienie takich przemieszczeń, substytucji i
przecięć wymaga analizy lingwistycznej lub retorycznej, opanowania odmian figury
osadzonej w tym regionie transakcji językowej. Interpretacja tych figur przecięcia krąży
5 Zob. The Search for Grounds in Literary Study, [w:] Rhetoric and Form: Deconstruction
at Yale, ed. by R. Con Davis, R. Schleifer, Norman 1985, s 19-36.
6 W oryginale: mirroring, reflection - oba terminy odwołują się do tej samej metafory
wzrokowej i trudno znaleźć odpowiadające im i zadowalające rozróżnienie w języku
polskim [przyp. tłum.].
7 W. N. Wołoszynów, Marxism and the Philosophy of Language, transl. by L. Matejka and
I. R. Titunik, New York 1973, s. 471.
165
170
175
180
185
190
195
20
niespokojnie wokół ogromnie trudnego problemu: jak coś zdawałoby się niejęzykowego -
społeczna władza i siła, materialne środki produkcji, dystrybucji i konsumpcji - przekracza
granicę i wstępuje w sferę językowego? Jak to, co pozornie niejęzykowe, staje się językiem;
czy, z drugiej strona jak język przechodzi w sferę niejęzykowego i - jak to ujmuje Paul de
Man - „generuje" „materialność rzeczywistej historii"
? Zatem każdy z tych czterech modeli
oraz każdy z niezliczonych ich wariantów, które można wyróżnić, wymaga czujnej i
wyrafinowanej analizy retorycznej. To inny sposób powiedzenia, że badanie literatury, nawet
badanie jej historycznych i społecznych relacji czy uwarunkowań, pozostaje wewnątrz badań
języka.
Co więcej, nawet gdy dokładna forma relacji tekstu do jego kontekstu już została
określona, praca interpretacji dopiero się rozpoczyna. Wciąż pozostaje do wykonania trudne
zadanie przeczytania dzieła i pokazania sposobu, w jaki przywoływany kontekst historyczny
staje się nieodłączny od misternego splotu jego języka. Dopóki to nie nastąpi, postawiona
zostanie jedynie mglista teza, że kontekst „wyjaśnia" tekst. Niczego w dzisiejszych czasach
tak bardzo nie potrzeba w badaniach humanistycznych, jak włączenia badań retorycznych
literatury do badań jej wymiaru historycznego, politycznego oraz ideologicznego. Jedynie
takie włączenie skomplikuje lub zakwestionuje jednostronny przepływ od historii do dzieła,
zakładany w takiej czy innej formie przez każdy z czterech modeli opisanych wcześniej, choć
„włączenie" może równie dobrze być przeznaczone do wprowadzenia do wnętrza komórki
macierzystej pasożytniczego wirusa, ingerującego w procesy owej komórki i
przeprogramowującego ją w nieprzewidziany sposób. Tak czy inaczej, wedle każdego z tych
modeli dzieło literackie ma być odzwierciedleniem lub przykładem sił społecznych,
historycznych oraz ideologicznych w danym momencie i miejscu. Dana powieść ma być
więc w całości tłumaczona przez siły, władze i nadzór, pochodzące spoza niej, i wobec
owych sił, władz i nadzoru - odpowiedzialna. Wyraża ona, wbrew sobie, jakąś ideologię. Nie
pozostaje ani skrawek na odchylenia, idiosynkrazję, wolność lub moc performatywną.
Literatura w żadnym sensie nie czyni historii, lecz jest przez nią urabiana, ponieważ
warunkujące siły historii to materialne środki produkcji, dystrybucji i konsumpcji. Te ostatnie
tworzą pewne ideologie klasowe, które z kolei są odzwierciedlane w dziełach literackich. Nie
pozostaje żaden margines czy odchylenie, z którego nie można by było zdać sprawy poprzez
owe strategie interpretacji we wspomnianym już kluczu anamorphosis. Gdyby ta wizja
literatury była prawdziwa, uczyniłaby z jej badania sprawę nieco ponurą, ponieważ to, co
można by odnaleźć w literaturze, byłoby już znane interpretatorowi - zwykle zresztą lepiej
poznane i wyraźniej dostrzegane gdzie indziej, na przykład w badaniach nad historią i
społeczeństwem jako takim. Badanie literatury nie byłoby wtedy niczym więcej niż badaniem
symptomu czy nadbudowy czegoś innego, bardziej realnego i ważniejszego, literatura zaś nie
byłaby niczym więcej niż ubocznym produktem historii, a nie czymś, co w jakikolwiek
sposób tworzy historię.
Właśnie to założenie chcę poddać dyskusji poprzez przesunięcie ogniskowej na
kwestię etycznego momentu pisania powieści lub snucia narracji, działania w ich ramach
8 Frazę: generate history odnaleźć można w szkicu Paula de Mana, Promises („Social
Contract"), [w:] tegoż, Allegories of Reading, New Haven-London 1979, s. 277. Frazę the
materiality of actual history odnaleźć można w artykule de Mana, Anthropomorphism and
Trope in the Lyric, [w:] tegoż, The Rhetoric of Romanticism, New York 1984, s. 262.
25
200
205
210
215
220
225
230
235
jako postać, czytania powieści, pisania o nich. W tym, co nazywam „etycznym momentem",
pojawia się roszczenie w stosunku do autora piszącego dzieło, do narratora opowiadającego
historię wewnątrz fikcji powieściowej, do postaci powieściowych w kluczowych momentach
ich życia oraz w stosunku do czytelnika, nauczyciela czy krytyka, odpowiadających na
dzieło. Owo etyczne „muszę" nie może - czego zamierzam dowieść - być wyjaśnione przez
społeczne i historyczne siły, które wkraczają w jego domenę. W rzeczy samej, moment
etyczny poddaje dyskusji owe siły lub też ma wobec nich charakter wywrotowy. Moment
etyczny, we wszystkich czterech ze swych wymiarów, ma charakter autentycznie wytwórczy i
inaugurujący [productive and inaugural], gdy chodzi o jego wpływ na historię, choć w
sposób, który w żadnym razie nie jest uspokajający czy przewidywalnie łagodny, jak to
pokażą przykłady. Zakładam także, że istnieją analogie między wszystkimi czterema
momentami etycznymi - związanym z autorem, z narratorem, z postacią oraz z czytelnikiem,
nauczycielem, krytykiem - choć pozostaje do odkrycia to, co stanowi podstawę analogii - jaki
logos nimi rządzi
Mam jeszcze jeden powód, by jako temat wybrać to, co nazywam „etyką czytania".
Ataki na tego rodzaju analizę retoryczną dzieł literackich, którą wraz z kilkoma innymi
staram się uprawiać, to jest ataki na tak zwaną „dekonstrukcję" - począwszy od tygodnika
„Newsweek" aż po wychodzące od tych, którzy zyskali innego rodzaju autorytet, jak Walter
Jackson Bate czy René Wellek
- skupiają się na domniemanej negatywności czy
„nihilizmie" tego trybu krytyki. Słowo „nihilizm" używane jest w takich polemikach raczej
swobodnie, by nie rzec więcej, oraz w sposób całkiem fałszywy w stosunku do jego
właściwego znaczenia, na przykład gdy używane jest przez Nietzschego czy Heideggera. Jak
przekonująco argumentuje ten ostatni, „nihilizm" to nazwa refleksu metafizyki, który
pozostaje całkowicie wewnątrz założeń metafizyki
. Jednym z aspektów błędnego użycia
9 Zrobiłem pierwsze podejście do tego tematu w eseju, który zostanie opublikowany pod
tytułem Is There an Ethics of Reading?, w nim odczytuję Co Maisie wiedziała H. Jamesa.
Niniejsza książka [The Ethics of Reading] koncentruje się na „czwartym" momencie
etycznym - związanym z czytelnikiem - w kształcie, jaki znajduje egzemplifikację w
świadectwie autora dotyczącym pierwszego momentu etycznego, a dostarczonym w
trakcie ponownego odczytania jego lub jej własnego dzieła.
10 Zob. W. J. Bate, The Crisis in English Studies, „Harvard Magazine" 1982, nr 12 (85), s.
46-53; R. Wellek, Destroying Literary Studies, „The New Criterion", December 1983, s. 1-8
[przekł. pol.: Czy kres literaturoznawstwa?, przeł. G. Cendrowska, „Pamiętnik Literacki"
1986, z. 2 - przyp. red.]. Zob. także przemyślaną odpowiedź na szkic Bate'a autorstwa de
Mana, The Return to Philology, „The Times Literary Supplement" 1982, December 10, s.
1355-1356; na temat nihilizmu manifestowanego przez owe konserwatywne ataki na
„dekonstrukcję" - zob. J. Derrida, The Principle of Reason: The University in the Eyes of its
Pupils, transl. by C. Porter and E. P. Morris, „Diacritcs", Autumn 1983, szczególnie s. 15.
11 Zob. F. Nietzsche, Aus dem Nachlaß der Achtziger Jahre, [w:] tegoż, Werke in Drei
Bänden, hrsg. K. Schlechta, t. III, München 1966, s. 415-925. Fragmenty na temat
nihilizmu: Księga pierwsza. Nihilizm europejski, [w:] F. Nietzsche, Wola mocy, przeł. S.
Frycz i K. Drzewiecki, Warszawa 1910, s. 7-94. Zob. też komentarz M. Heideggera
dotyczący tego aspektu myśli Nietzschego: rozdz. „Nihilizm", [w:] tegoż, Nietzsche, t. II,
Pfullingen 1961, s. 31-256, 335-398; oraz tłum. pol. Nietzsche, przeł. A. Gniazdowski i in.,
oprać. C. Wodziński, t. II, Warszawa 1999 [przyp. red.].
30
240
245
250
255
260
35
40
45
50
terminu „nihilizm" jako niestosownej etykiety dla dekonstrukcji - jest stwierdzenie, że
dekonstrukcja usuwa wszelkie ugruntowanie pewności czy autorytetu w interpretacji
literackiej. Dekonstrukcja - jak utrzymują jej (błędni) interpretatorzy - stwierdza, że
czytelnik, nauczyciel czy krytyk mogą do woli skłaniać tekst, by znaczył to, co chcą, by
znaczył. Zarzut, stawiany implicite lub explicite, polega na tym, że to niemoralne, ponieważ
niszczy tradycyjne użycie wielkich tekstów naszej kultury, począwszy od Homera i Biblii
jako fundamentu i wcielenia, środka zachowywania i przekazywania podstawowych wartości
humanistycznych naszej kultury. Chcę pokazać, że ta linia rozumowania - czy wyrażana
przez media, czy też przez koła akademickie - jest pomyłką. Jest to błędne odczytanie
[misreading] dzieła krytyków dekonstrukcyjnych. A ponadto mamy do czynienia z
podstawowym nieporozumieniem co do sposobu, w jaki moment etyczny wkracza w akt
czytania, nauczania czy pisania krytyki literackiej. Moment ów nie jest wprawą odpowiedzi
na treść tematyczną, potwierdzającą tę czy tamtą ideę dotyczącą moralności. To o wiele bar-
dziej zasadnicze „muszę", odpowiadające na język literatury sam w sobie, co postaram się
pokazać.
Dekonstrukcja to nie mniej i nie więcej niż dobre czytanie jako takie. Skierowane
przeciw niej ataki opierają się na potrójnie błędnym założeniu. Błędnie odczytują jasny sens
tego, co na przykład Derrida czy de Man mówią o relacji czytelnika do tekstu. Żaden z nich
nigdy nie zakładał, że czytelnik ma wolność nadawania tekstowi znaczenia wedle woli. W
rzeczywistości każdy stwierdzał coś wręcz przeciwnego. Po drugie, podczas takich ataków
błędnie używa się terminu nihilizm, źle rozumie jego relację do aspektu etycznego, a poza
tym błędnie stosuje się w funkcji etykiety dla dekonstrukcji. To raczej sami atakujący są
manifestacją nihilizmu w ścisłym, historycznym znaczeniu tego słowa. Na koniec, takie ataki
opierają się na niewłaściwym rozumieniu momentu etycznego w czytaniu. Książka ta została
napisana w części jako odpowiedź na owo potrójne nieporozumienie. Jest próbą wyjaśnienia
owych spraw. Jak powiedziałem, stawki w grze o właściwe ujęcie etyki czytania są wysokie,
a towarzyszy temu wciąż niebezpieczeństwo złego ujęcia.
W mojej próbie właściwego ujęcia zwrócę się teraz do przykładowych autorów
odczytujących własne dzieło, najpierw do Kanta, a w następnych rozdziałach do pozostałych.
Trzeba zauważyć już na początku, że procedura ta reprodukuje problemy, które pozornie ma
za zadanie rozwiązać. Będę próbował sam dokonać kilku aktów czytania. Równie dobrze
mogę zostać zapytany, jaka jest moja własna odpowiedzialność etyczna w tych aktach
czytania. Czy owe odczytania mają taką wagę etyczną, jaką każdy autentyczny akt czytania -
jak twierdzę - mieć musi, a jeśli tak, to dla kogo? Czy moje odczytania same są
„zdarzeniami”, czy tylko zapisem zdarzeń, które miały miejsce gdzie indziej, na przykład
wtedy, gdy owe pasusy zostały napisane? Czy takie zdarzenia albo akty czytania mogą zostać
powtórzone, i czy są takie same, gdy zostają powtórzone? Wreszcie - moje przykłady
podnoszą kwestię reprezentatywności [exemplarity], relacji szczególnego do ogólnego, która
sama w sobie jest kwestią centralną w każdej teorii etycznej, a w konsekwencji także w
każdej teorii etyki czytania. Jako czytelnik powinienem - jak się zdaje - przede wszystkim
mieć szacunek dla tekstu, nie odstępować w moich sprawozdaniach ani na jotę od tego, co on
mówi. Litera tekstu musi stać się moim prawem, gdy go czytam. Czy jednak szacunek dla
tekstu jest szacunkiem dla jego unikatowej szczególności, czy też dla sposobu, w jaki jest on
przykładem bardziej uniwersalnego prawa? Czy wszystkie wybrane passusy mówią „to
265
270
275
280
285
290
295
300
305
samo" o momencie etycznym w czytaniu lub też mają te same implikacje dla teorii etyki
czytania, czy też są może niewspółmierne? Jest to analogiczne do kwestii, którą podniosłem
wcześniej w stosunku do analogii między sytuacjami pisarza, narratora, postaci wewnątrz
opowieści oraz, z drugiej strony, sytuacjami czytelnika, nauczyciela bądź krytyka. Czy
wszyscy wybrani powieściopisarze mówią „to samo" na ten temat, czy sprawiają, że wydarza
się to samo, gdy ich czytamy? Jeśli wszyscy są analogiczni, jaka jest podstawa owej analogii,
jakie jest jej prawo? Jaką zrobiłoby różnicę, gdybyśmy powiedzieli, że mają na myśli to samo
lub robią to samo albo, z drugiej strony, gdybyśmy temu zaprzeczyli?
Co więcej, wybór przykładów oraz ich uporządkowanie nigdy nie są niewinne. Czy
mój wybór przykładów znaczy karty, z góry determinuje wnioski, do jakich mogę dojść i, jak
wszelkie przykłady, stanowi w rzeczywistości esencję argumentacji, którą ma rzekomo
egzemplifikować? Mogę sobie utrzymywać, że porządek wybranych przykładów (od Kanta
do de Mana, Eliota, Trollope'a a dalej do Jamesa i Benjamina) jest arbitralny, że mogły zostać
wybrane inne przykłady lub że przykłady te ułożone w innym porządku usprawiedliwiłyby te
same konkluzje. Czy porządek przykładów bez względu na to, co mówię, nie generuje w
sposób magiczny narracji i nie wydaje się opowiadać historii mającej początek, środek i
koniec, własną logikę i teleologię? To, co przychodzi później, presuponuje to, co przyszło
wcześniej, i wydaje się „głębiej" czy „dalej" [sięgać] ku tej samej konkluzji, tak mocno
zakorzenione są przyzwyczajenia narracji oraz jej poznawcze implikacje. Pytania te w ten
czy inny sposób są dyskutowane we wszystkich moich przykładach. Do nich teraz
przechodzę, by zobaczyć, czy pozwolą nam się zbliżyć do prawa rządzącego etyką czytania.
Bo któż z nas chciałby pozostać poza prawem, na zewnątrz niego – któż chciałby być banitą?
przełożył Paweł Wawrzyszko
310
315
320
325
330