Dance Your Life
The Party Has Just Begun
Tłumaczenie:
ptaszek 1-2
Ginger! 3-52
Rozdział 1
Tłumaczenie: ptaszek
West Coast Dance Academy
Bella
Jeszcze raz odetchnęłam głęboko.
,,Spokojnie, Bella!´´, mówiłam sobie, ,,dobrze się tutaj zaaklimatyzujesz, jak twoi rodzice
powiedzieli. Kochasz taniec. To jest najlepsza decyzja, którą mogłaś zrobić´´ , i tymi słowy
wysiadłam z taksówki i wytargałam swoje kufry.
I wtedy stałam tutaj.
Przed West Coast Dance Academy wszystkich rodzajów tańca.
Ta szkoła onieśmielała mnie.
Jeśli można było w ogóle nazwać to ,,szkołą´´.
Na pierwszy rzut oka wyglądała mianowicie jak gigantyczny kompleks hotelowy.
Ten budynek był co najmniej dziesięć razy większy od mojej starej szkoły i pomalowany na
łagodny beżowy kolor i posiadał dużo szklanych ścian. Zaraz obok znajdował się plac
sportowy, z którym graniczył basen z wieloma palmami.
Trochę dalej można było dojrzeć centrum handlowe tylko dla uczniów i dwa budynki
mieszkalne. Zdawało się roić tu od restauracji. Pomyślałam sobie tylko ,,wow!´´, ale ,,wow´´
było niewystarczającym wyrażeniem.
Od jutra miała się zacząć tu dla mnie szkolna codzienność i z tego powodu poszłam ze swoim
kufrem na poszukiwanie sekretariatu. Dzięki bogu wszystko było dobrze oznakowane,
ponieważ na pewno bym się zgubiła, należałam mianowicie niestety do ludzi bez zmysłu
orientacyjnego. A poza tym mogłabym zapytać się któregoś z uczniów, którzy włóczyli się
tutaj masowo I albo odprężali się w pobliżu basenu, albo spotykali się z przyjaciółmi w
restauracji –
była w końcu niedziela.
Kiedy dotarłam wreszcie do głównego korytarza szkoły i znalazłam drzwi z napisem
,,sekretariat´´, zapukałam niezdecydowanie i zostałam też zaraz wproszona.
Kiedy weszłam do pomieszczenia, pomyślałam, że przymocowali zły napis, bo tutaj nic nie
przypominało normalnego sekretariatu. Wszystko było kolorowe i ze ścian uśmiechało się do
mnie około sto obrazów jakichś uczniów.
Niektórzy tańczyli balet, inni próbowali kroki hip-hopowe albo ćwiczyli tańce standardowe. Z
tych wszystkich rodzajów tańca rozumiałam tylko coś o hip-hopie, mojej namiętności.
Gdy powiedziałam już trochę starej sekretarce moje imię, wcisnęła mi do ręki mapę szkoły i
plan lekcji. ,,I tutaj jest klucz do twojego apartamentu. Będziesz mieszkała tam razem Alice
Cullen. Ma numer 306 i znajduje się w drugim budynku na trzecim piętrze. Drogę dotąd
zaznaczyłam ci na mapie szkoły´´, powiedziała mi przyjaźnie i wcisnęła mi klucz do ręki.
,,Mam nadzieję, że szybko się tutaj zaaklimatyzujesz´´, oznajmiła jeszcze i poszłam poszukać
mojego mieszkania. Szłam drogą oznaczoną na planie i szybko znalazłam duży budynek,
który znajdował się na ukos za budynkiem szkolnym. W przeciwieństwie do szkoły był
pomalowany na jasnoniebieski kolor i miał tyle samo okien.
Na wewnątrz znalazłam windę, która zawiozła mnie dokładnie przed drzwi nr. 306.
I po raz drugi w tym dniu odetchnęłam głęboko. Co będzie, jeśli moja towarzyszka pokojowa
mnie nie polubi?
Niezdecydowanie włożyłam klucz do zamku i otworzyłam drzwi. Wyposażenie było po
prostu super. Wszystko było umalowane ciepłymi kolorami i dwa łóżka stały skośnie w
pomieszczeniu. Obok znajdowały się drzwi, za którymi spodziewałam się łazienki. Na
jednym łóżku siedziała dziewczyna z krótkimi czarnymi włosami i o zgrabnej figurze.
Kiedy wstąpiłam do pomieszczenia, jej zielone oczy, które czytały właśnie magazyn o
modzie, popatrzyły na mnie.
Dziewczyna skoczyła do mnie i objęła mnie, mówiąc czystym jak dzwon głosem: ,,Ty musisz
być Isabellą. Tak się cieszę, że przyszłaś do mojego pokoju, bo mi się tu samej strasznie
nudzi. Ach, i ja nazywam się Alice.´´
Byłam wprawdzie troszeczkę zdziwiona tym przyjacielskim powitaniem, ale również i
ucieszona, że miałam tak miłą współmieszkankę.
,, Tak, nazywam się Isabella, ale proszę mów na mnie Bella´´, odparłam po jej objęciu.
,,To ty urządziłaś ten pokój w ten sposób?´´, zapytałam się jej. ,,Tak, ale jak się tobie nie
podoba, możemy to zmienić´´, odpowiedziała mi, pełna obaw. ,,Nie, nie, uważam, że wygląda
tu po prostu super´´, uspo
koiłam ją i na twarzy Alice pokazał się szeroki uśmiech.
Nalegała, aby pomóc mi rozpakować kufry, a przy tym rozmawiałyśmy ze sobą.
Tak dowiedziałam się, że Alice uczyła się tańców standardowych i latynoamerykańskich. Gdy
dowiedziała się, że tańczyłam hip-hop i streetdance, popatrzyła na mnie zdziwiona i zapytała:
,,Serio? To super! Bo wiesz, większość dziewczyn tutaj tańczy balet i jest za bardzo o sobie
przekonana.´´
Jak wreszcie skończyłyśmy z rozpakowywaniem i Alice wszystko mi opowiedziała o
tutejs
zych nauczycielach, zaprosiła mnie pójść z nią na dół i przedstawić się jej przyjaciołom.
Trochę zawstydzona, zapytałam: ,,A czy nie będę was denerwowała? Przecież inni wcale nie
wiedzą, że ja też przyjdę!´´, ale Alice tylko pokręciła oczami i pociągnęła mnie za rękę za
sobą.
Gdy potem opuszczałyśmy budynek i dążyłyśmy dalej do restauracji ,,Letni czas´´, gdzie jej
przyjaciele już czekali, zbyt późno zauważyłam kamień, który leżał na drodze, i oczywiście
potknęłam się o niego.
Ja mianowicie niestety nie
tylko byłam człowiekiem bez zmysły orientacyjnego, ale również i
miałam problemy koordynacyjne, które jednak znikały jak zaczarowane, jak tańczyłam. Gdy
właśnie chciałam zamknąć oczy i przygotowywałam się na to, że moja twarz zaraz zawrze
znajomość z ziemią, poczułam parę silnych ramion, które uchwyciły mnie.
Chciałam właśnie podziękować Alice za jej akcję ratunkową i dziwiłam się potajemnie, skąd
zgrabna Alice brała tyle siły, gdy zobaczyłam, kto naprawdę mnie uchwycił.
Rozdział 2
Tłumaczenie: ptaszek
Bella
Co za macho i nowi przyjaciele
Gdy zobaczyłam w twarz mojemu zbawcu, brakło mi słów. To nie Alice złapała mnie, ale
chłopiec, który musiał być w moim wieku. A ten chłopiec był po prostu... wow.
Miał rozczochrane włosy o kolorze brązu, nefrytowo-zielone oczy i sportową figurę. Nosił
niebieską koszulkę Polo i czarne dżinsy.
Zupełnie przeciwko mojemu zwykle tak luźnemu zwyczajowi, odpowiedziałam nieśmiało :
,,dziękuje!´´ - i spuśćiłam wzrok. Zauważyłam, że ten chłopiec ciągle jeszcze podtrzymywał
mnie i uwolniłam się trochę niezręcznie z jego objęć. Potem popatrzyłam znowu na jego
twarz i spostrzegłam, że miał na ustach szeroki uśmiech. - ,,Tak piękne dziewczyny jak ciebię
zawsze chętnie uchwycam´´ – odparł głosem, który brzmiał jak płynny miód. Za mną
usłyszałam parsknięcie Alice. Już prawie o niej zapomniałam i zobaczyłam teraz, jak
mierzyła go oczyma.
Tak powoli uzyskałam przytomność i odnalazłam swoją bojowniczą żyłkę. ,,No to miejmy
nadzieję, że nie polece znowu tak szybko, żebym nie musiała słuchać jeszcze jednego takigo
głupiego zwrotu!´´ - odparłam i pokręciłam oczami.Chłopiec patrzył się, jak gdyby był trochę
poirytowany, prawdopodobnie jeszcze nigdy nikt tak z nim nie rozmawiał. Ale zdawało się,
że się ocknął, i odpowiedział: ,,Ach, i ja jestem Edward Cullen. Właściwie to dziwne, że
musiałem cię uratować, w końcu baletnice tak często nie upadają´´ - i podarował mi jeszcze
jeden uwodzicielski uśmiech. Wreszcie Alice również się wtrąciła.
Podeszła do niego i zagderała: ,,Mój Boże, nie podrywaj zawsze każdej dziewczyny, która na
trzy nie znajdzie się na drzewach. Ona nie chce niczego od ciebie, rozumiesz?´´ Edward
głośno się zaśmiał. ,,Chodź, Bella, idziemy!´´ - powiedziała w moją stronę.
Dołączyłam do niej, ale najpierw musiałam coś wyjaśnić: ,,A jak jeszcze raz nazwiesz mnie
baletnicą, będziesz miał kłopoty, zrozumiałeś?´´ - bo fakt, że od razu za taką mnie
odpieczętował, naprawdę robił mnie agresywną.
Podarowałam mu jeszcze jedno złe spojrzenie, a Edward parsknął pogardliwie.
Gdy Ali
ce i ja miałyśmy już parę metrów za sobą, nagle przystała i zachichotała. ,,Bella,
jesteś pierwszą, która powiedziała mojemu bratu, co o nim sądzi!” ,,Twojemu bratu?!” -
krzyknęłam przerażona i nagle uświadomiłam sobie coś : Powiedział, że nazywa się Edward
CULLEN! Jak mogłam być tak ślepa??
,,Przepraszam, że byłam wobec niego tak złośliwa” - próbowałam się usprawiedliwić, ale
Alice zaraz przerwała mi: ,,Ach głupota, Bella! To super, że powiedziałaś mu swoje zdanie,
tak jak on obchodzi się z dziewczynami, naprawdę mnie to drażni! Co dzień ma nową,
zmienię swoje dziewczyny jak skarpetki. Przez sekundę bałam się, że i ty mu ulegniesz´´ -
chichotała żywo dalej, a ja wtórowałam jej, jednak z nerwową nutą, bo w pierwszych
sekundach naprawdę byłam mu uległa! ,,Ach głupota” - próbowałam sobie wmówić. ,,To był
tylko szok!”
Kiedy Alice i ja wreszcie wzięłyśmy się w garść, poszłyśmy do restauracji. W drodze
naopowiadała mi parę historii o Edwardzie i ten typ robił mi się coraz bardziej
niesympatyczny.
Sam fakt, że nazwał mnie baletnicą, to już dziesięć punktów minus. A poza tym nabijał się z
moich problemów koordynacyjnych, bo że baletnice niby tak często nie upadają... tzz!!
Przez Alice dowiedziałam się jeszcze, że tańczył hip-hop i streetdance, co oznaczało, że będę
widziała go dosyć często, bo miał przecież te same kursy taneczne co ja... no super! Po
dojściu do ,,Letniego Czasu” zrobiłam się jednak trochę nerwowa, bo miałam poznać
przyjaciół Alice, i razem z nią wstąpiłam do restauracji.. Była ona urządzona świeżo i
młodzieżowo i nie robiła wrażenia prawej i surowej.
Przy stole bardziej z tyłu poznałam trzech młodych ludzi, którzy dziko machali mi i Alice.
Alice pociągnęła mnie za sobą do nich. Blond dziewczyna o niebieskich oczach i rozmiarach
modelki, które
zrobiły mnie dość zazdrosną, wstała i przystąpiła do mnie. Objęła mnie na
przywitanie i powiedziała z uśmiechem na ustach: ,,Hej, ty musisz być nową
współmieszkanką Alice. Ja jestem Rosalie, ale proszę mów na mnie Rose. Ten typ tam to brat
Alice, Emmett, i
mój chłopak.” Pokazała na typa, który wyglądał na ciężarowca i miał
brunatne loki i brązowe oczy. To ostatnie dodała trochę dumna ze swej własności. Emmett
pomachał mi i uśmiechnął się wesoło do mnie, a ja mogłam tylko odwzajemnić ten uśmiech,
zaraz wydał mi się sympatyczny. ,,A to” - pociągnęła dalej Rose i pokazała na innego
chłopca, który miał rozczochrane blond włosy i niebieskie oczy - ,,to mój brat bliźniak,
Jasper. Jest chłopakiem Alice.” Również i Jasper uśmiechnął się przyjaźnie do mnie.
,,Cieszę się, że was poznałam! Jestem Bella” - przedstawiłam się i Alice pociągnęła mnie na
puste miejsce obok niej.
Jak się okazało, chłopcy już dla nas zamówili. Gdy czekaliśmy, rozmawialiśmy luźno o tym i
tamtym. W ten sposób dowiedziałam się na przykład, że Rosalie robiła Modern Dance, Jasper
tak jak Alice tańce standardowe i latynoamerykańskie, a Emmett hip-hop i streetdance.
Ten ucieszył się szczególnie, gdy dowiedział się, że ja też to robiłam i zaoferował się pokazać
mi sale ćwiczenia. Uspokojona zgodziłam się, bo obawiałam się już, jak miałam się tu
orientować. A potem przyszło i nasze jedzenie. Alice i ja miałyśmy pizzę salami, a Rose
sałatę. Emmett i Jasper zdawali się być naprawdę głodni, ponieważ zamówili sobie soczysty
stek.
Gdy chcieliśmy właśnie zacząć, drzwi zostały otworzone i weszli wystrojona dziewczyna i –
trzy razy możecie zgadnąć – Edward. Ten patrzył się właśnie za wolnym miejscami kiedy
jego wzrok padł na mnie i na innych, zmrużył oczy, a ja odpowiedziałam nie mniej
zdenerwowanym spojrzeni
em. Edward pociągnął swoją towarzyszkę do tylnej części
restauracji, gdzie nie był już w moim polu widzenia – zupełnie do mojego zadowolenia.
Rosalie, Emmett, Jasper i Alice zauważyli, że ujrzałam kogoś i gdy zobaczyli, kto to był,
wszyscy jednogłośnie stęknęli. ,,Och nie, czy Eddie znowu ma nową? Myślałem, że był z
Lauren Mallory?” -
powiedział Emmett, zwracając się do nas. ,,Był z nią, ale widocznie ma
teraz coś z tą obrazą naszej szkoły, Jessicą Stanley!” - odparła Rosalie, nie mniej zirytowana.
Alice u
śmiechnęła się szyderczo i opowiedziała : ,,Wiecie już najnowsze? Bella również
zapoznała się z nim” - chichotała Alice. Jęknęłam i zauważyłam, że wszystkie pary oczu przy
naszym stole zwróciły się ku mi.
I tak opowiedziałam im o tym, ci się stało. Inni na końcu mojej opowieści pękali ze śmiechu,
a Jasper z trudem wykrztusił: ,,To dlatego patrzył się tak złowieszczo na nasze miejsce. Zdaje
mi się, że to niemało dręczy jego ego!” - a Rosalie i Emmett przyznali mu rację, kiwając
głowami. Gdy wszyscy znowu się uspokoili, jedliśmy dalej i rozmawialiśmy jeszcze o
nauczycielach, innych uczniach i o szkole, tak że miałam dość dobre wyobrażenie, co się tu
wszystko działo.
Kiedy skończyliśmy, pożegnaliśmy się, i Rosalie, Emmet i Jasper poszli do swoich
pojedynczy
ch pokoi, podczas gdy Alice i ja szłyśmy w kierunku budynku nr dwa.
Pogadałyśmy jeszcze trochę, i przygotowałyśmy się szybko do spania w naszym pokoju i
życzyłyśmy sobie dobrej nocy.
Gdy leżałam potem w łóżku, przeszłam jeszcze raz cały dzień w myśli i naprawdę się
ucieszyłam, że spotkałam tak dobrych przyjaciół.
Obok mnie Alice już zasnęła i mamrotała coś. Od czasu do czasu mogłam dosłyszeć imię
,,Jasper” i za każdym razem na ustach Alice ukazał się szeroki uśmiech.
Ja również musiałam się uśmiechnąć, gdy pomyślałam o akcji z Edwardem.
Próbowałam widzieć w nim tylko negatywne, co udało mi się dość dobrze w stanie
czuwającym, ale kiedy łagodnie przesunęłam się do krainy snów, ujrzałam jego zielone oczy,
w których po prostu tonęłam
Rozdz
iał 3
Tłumaczenie: Ginger!
Beta: Midnight
Bella
Weź to na spokojnie
-
Wstawać śpiochy! Zaspałyśmy! Cholera jasna! - z moich słodkich snów obudził mnie
bynajmniej nie delikatny głos Alice. Przeciągnęłam się, jeszcze zaspana, gdy dotarł do mnie
sens słów wypowiedzianych przez moją współlokatorkę.
-
Co?!?! Niech to szlag, zaspałam. Spóźnię się na zajęcia już pierwszego dnia! - w mgnieniu
oka byłam już rozbudzona i biegałam po pokoju równie gorączkowo co Alice. Na prysznic
nie zostało mi zbyt wiele czasu, zgarnęłam wszystkie rzeczy potrzebne do kąpieli
(szczoteczka do zębów itp.) i wskoczyłam do kabiny. W rekordowym czasie umyłam zęby i
twarz. Wreszcie byłam porządnie dobudzona.
Pobiegłam z powrotem do pokoju z zamiarem włożenia na siebie jakiegokolwiek ubrania,
kiedy zobaczyłam leżący na łóżku gotowy zestaw ciuchów.
Kiedy Alice, która akurat malowała się przed lustrem, zobaczyła mój zaskoczony wzrok,
chichocząc powiedziała
-
Przygotowałam ci kilka rzeczy. Pomyślałam, że raczej nie będziesz miała na to zbyt wiele
czasu.
Uwiesiłam się Alice na szyi i cmoknęłam ją w policzek.
-
Alice, jesteś cudowna – krzyknęłam i zaczęłam się szybko przebierać.
Jeszcze szybciej spakowałam swoją szkolną torbę i pobiegłyśmy z Alice na nasze zajęcia.
Wczoraj zorientowałyśmy się, że sporo przedmiotów będziemy mieć wspólnie. Teraz właśnie
trwała nasza wspólna biologia, na którą byłyśmy cholernie spóźnione. Lekcja zaczęła się
dwadzieścia pięć minut temu.
Kiedy bez tchu stanęłyśmy w końcu przed drzwiami klasy, Alice zapukała nieśmiało. Ze
środka dobiegło stłumione „Proszę wejść” . Alice otworzyła drzwi, weszłyśmy razem. Nasz
nauczyciel, pan Field podążał za nami swoim markotnym wzrokiem.
-
Gdzie to się było? Czyżbyście wspólnie zaspały? - zapytał
-
Dokładnie. Myślę, że mogłyśmy pospać trochę dłużej, ale odczułyśmy nieodpartą chęć
wchłaniania biologicznej wiedzy. – odparłam sarkastycznie
Klasa zaczęła się śmiać, a nauczyciel spojrzał na mnie zaskoczony.
-
Czy możemy już usiąść? - spytała Alice śmiertelnie znudzonym głosem.
Twarz pana Fie
lda była już czerwona ze wściekłości.
-
Nie pozwalacie sobie na zbyt wiele? Najpierw przychodzicie za późno, a teraz te chamskie
odzywki! Gdzie tu szacunek?! Proszę natychmiast zająć miejsca! Zrozumiano?! - pan Field
doszedł w końcu do siebie, westchnął, a Alice i ja zaczęłyśmy rozglądać się za wolnymi
miejscami.
Teraz dopiero rozejrzałam się po klasie, wcześniej byłam zbyt zaaferowana całą tą sprawą z
panem Fieldem. Zaczęłam szukać wolnego miejsca. Alice zajęła jedne z dwóch, które były
wolne. Tuż obok jakiejś dziewczyny. Zgadnijcie obok kogo było to jedne jedyne wolne
miejsce i z kim będę musiała dzielić ławkę?! - dokładnie, z moim najlepszym przyjacielem –
Edwardem Cullenem.
Zdaje się, że odwzajemnia moje uczucia. Krzyknął jakby ktoś właśnie wylał na niego całą
butelkę kwasu.
-
Tutaj na pewno nie usiądę! - wydusiłam z siebie przez zaciśnięte zęby. Większość
dziewczyn popatrzyła na mnie z niekłamanym zdziwieniem. No tak, wszystkie oddałyby
swoją najlepszą koszulę, żeby tylko móc z nim usiąść. Wszystkie oprócz mnie i Alice, która
właśnie patrzyła na mnie litościwie.
-
Usiądziesz dokładnie tutaj i jeśli jeszcze raz przerwiesz mi lekcję, będą czekać na ciebie
dwie dodatkowe godziny zajęć. Tak, w ramach kary.
Usiłowałam się nie udławić zajmując swoje miejsce. Edward odsunął się tak daleko, jak tylko
pozwalała mu na to długość ławki.
Nikt, tak ja nie potrafił rzucać nienawistnych spojrzeń. Nie omieszkałam zaszczycić go
jednym z nich.
-
No to jedziemy dalej. Będziecie teraz badać w parach próbki krwi- powiedział pan Field,
unosząc jednocześnie wspomniane próbki w górę.
Co?! Czy on mówi poważnie?! Cóż, najwyraźniej nadeszła kara za moje grzechy. Edward
wyglądał na tak samo zszokowanego, kiedy nasz nauczyciel z szatańskim uśmiechem
rozstawiał mikroskopy i cztery próbki krwi.
-
Do dzieła!- stwierdził jeszcze.
Kiedy wszyscy inni wykonywali polecenie nauczyciela, Edward i ja popatrzyliśmy na siebie.
Eh, gdyby wzrok mógł zabijać. Przybliżyłam mikroskop do siebie i ustawiłam na nim
pierwszą próbkę. Wystarczyło, że na nią spojrzałam przez szkło mikroskopu. Wiedziałam od
razu do którego z kopii obrazków, które rozdał nam dodatkowo pan Field, należy
przyporządkować pierwszą próbkę. Chciałam zająć się od razu kolejną, ale Edward
powstrzymał moją rękę.
- Chcesz wszystko zr
obić sama, czy co?! Też chciałbym zobaczyć – wyrwał mi mikroskop.
-
Jakby cię to w ogóle interesowało. Tak czy siak i tak byś sobie z tym nie poradził. Oporna
czaszko!-
przysunęłam mikroskop z powrotem do siebie. Edward wydał z siebie dźwięk,
który brzmiał jak warknięcie.
- Ach tak, Miss Biologii? -
prychnął i znów wziął mikroskop do siebie. Chciałam mu go
zabrać, ale powstrzymał mnie mocno obiema rękami.
- Daj mi to! -
siłowałam się z nim
- Nie! -
przesunął go w swoja stronę jakby nigdy nic, jakbym w ogóle go nie powstrzymywała
Nagle doszło do mnie, że wokół zrobiło się cicho. Cała klasa patrzyła na nas nie mogąc
powstrzymać chichotu. Edward i ja zamarliśmy.
-
Co to ma znaczyć?! - podbiegł do nas pan Field
-
Bella zaczęła! - bronił się Edward
- Ale on mni
e obraził! - odrapałam
-
Uspokójcie się oboje! Jutro razem będziecie siedzieć podczas dodatkowej lekcji. Karnej
oczywiście. Dla panny Swan oznacza to pełne dwie godziny kary. Zachowujecie się jak małe
dzieci! Proszę teraz schować sprzęt, zaraz będzie dzwonek. I chcę od was obojga
wypracowanie na temat układu krwionośnego. Minimum tysiąc pięćset słów!
Wzdychając spakowałam mikroskop, BEZ pomocy Edwarda i położyłam do na pulpicie.
Chciałam wyciągnąć butelkę wody, ponieważ rano nie miałam czasu na wypicie
czeg
okolwiek, więc odczuwałam teraz po prostu zwierzęce pragnienie i podejść do Alice,
która stała przy drzwiach. Nagle i jak zwykle niespodziewania potknęłam się o coś i
zahaczyłam o kant ławki. Dzięki Bogu, udało mi się nie rozbić butelki z wodą. Przyczyną
m
ojego potknięcia nie był tym razem żadne zdradziecki kamień, to tylko Edward podłożył mi
nogę! On na pewno zachowuje się jak małe dziecko! Szatański pomiot.
Zaśmiał się tylko krótko z moich problemów koordynacyjno - ruchowych. . Odwróciłam się
w jego stro
nę, otworzyłam butelkę i wylałam całą jej zawartość dokładnie na jego głowę.
Szkoda, bp naprawdę chciało mi się pić. Jego wyraz twarzy był jednak wart o wiele więcej
niż moje pragnienie. Patrzył na mnie ze wściekłą agresją w oczach.
- Pasuje ci ten „olany
” image, chociaż... nie, już nic – rzuciłam jeszcze do niego i włożyłam w
dłoń pusta butelkę, której zawartość była na jego głowie.
-
Szczęściarz z ciebie. Masz tu, taki mały gratis. Nie przejmuj się tym tak bardzo ani nie bierz
tego do siebie... chociaż po dłuższym zastanowieniu... Weź to do siebie, tylko spokojnie – to
było ostatnie wypowiedziane przeze mnie zdanie, bo właśnie wychodziłam razem z Alice,
która zdążyła prawie posikać się ze śmiechu, tak samo zresztą jak pozostała część klasy.
- Bella, twoj
e spojrzenie było bezcenne. Każdy się na was gapił.
Zaczęłam śmiać się razem z innymi. Ten śmiech był zaraźliwy. Nawet teraz, kiedy doszło do
mnie, że najprawdopodobniej udało mi się zyskać pierwszego wroga w nowej szkole. Jego
mina była tego warta.
Rozdz
iał 4
Tłumaczenie: Ginger!
Beta: carolinca
Bella
Dodatkowe, karne lekcje. Czy ty właśnie nazwałeś mnie zdzirą?!
- Cholera, cholera, cholera -
klęłam pod nosem biegnąc do sali, w której miałam odsiedzieć
swoją karę.
Reszta dnia w szkole upłynęła bez zbędnych rewelacji, poranne zajście pomiędzy mną i
Edwardem w roli głównej zdążyło obiec już całą szkołę, więc kiedy opowiadałam wszystko z
mojej perspektywy Jasperowi, Rosalie i Emmetowi żadne z nich nie mogło powstrzymać się
od śmiechu. Wielu uczniów spoglądało na mnie ze zdziwieniem, dość szybko zyskałam sobie
wśród nich przydomek „Królowej Szkoły”, inni próbowali uśmiercić mnie wzrokiem, w
końcu to ja bez powodu poniżyłam „biednego” Edwarda. Nie trudno się domyślić, że większa
część dziewczyn, które nieustannie starały się zamordować mnie swoim spojrzeniem, należała
do fanklubu Edwarda Cullena. Cóż, brakowało im jedynie plakietek z jego imieniem i
podobizną, żeby mogły ją sobie przyczepić do plecaka. Liderką tego klubu wydawała się być
Lauren Mallory.
Na a
ngielskim zaczęła swoją ofensywę. Starała się porządnie mnie ochrzanić za moją „akcję”.
Całe szczęście, że nie miałam w ręce kolejnej butelki z wodą, bo przysięgam, że ta
dziewczyna skończyłaby tak samo jak Edward. Koniec końców, Lauren wściekła się na mnie,
kiedy stwierdziłam, że według moich źródeł informacji, Edward od pewnego czasu kręci się z
Jessicą Stanley i że nie powinna zachowywać się jak jego nadopiekuńcza dziewczyna, która
już notabene nią nie jest. Byłam pewna, że jej ostatnie słowa brzmiały - „Jessico Stanley, ty
mała krowo, jeszcze Cię dorwę.” Cóż, skoro uważała to za konieczne.
Tym razem znów się spieszyłam (cały czas wytrącona z równowagi przez Lauren).Prawie
biegłam korytarzem, kiedy skręcając, potknęłam się, próbując złapać równowagę
poci
ągnęłam jakiegoś Bogu ducha winnego ucznia, który razem ze mną wylądował na ziemi.
Gratulacje Bello...
Zaraz miała zacząć się lekcja. Powoli docierało do mnie, że przez moje uciążliwe
przyzwyczajenie do nie patrzenia na zegarek będę kończyć każdą przerwę takim biegiem.
Zawsze przychodzę za późno! No tak, najlepsi zawsze przychodzą na końcu, przeszło mi
przez myśl, kiedy nie mogąc złapać tchu dotarłam w końcu pod odpowiednie drzwi
otwierając je z rozmachem – miałam szczęście.
Nigdzie ani śladu pana Fielda. Był za to wściekły Edward, równie wściekle rozwiązujący
jakieś zadanie. Przechodziłam właśnie ostentacyjnie przez całą sale, chcąc zająć miejsce jak
najbardziej oddalone od ławki Edwarda, w tym samym momencie dobiegł do mnie głos pana
Fielda.
- Czego pan
i tam szuka, panno Swan? Zapomniałaś, że czeka na ciebie miejsce obok
Edwarda?
Odwróciłam się zszokowana, mój nauczyciel, który musiał wejść do klasy dosłownie przed
paroma sekundami znów miał na twarzy ten swój szatański uśmieszek i wyglądało na to, że
z
nęcanie się nade mną sprawia mu niezłą frajdę.
Usidłam obok Edwarda, który patrzył na mnie zszokowany.
-
Teraz wyjdę załatwić kilka swoich spraw i mam nadzieję zobaczyć was oboje żywych, kiedy
wrócę - z tymi słowami pan Field opuścił klasę.
-
Cześć, mała baletnico!- wyszeptał swoim ironicznym, niskim tonem Edward.
-
Cześć, mały macho! Jak tam twoje ego? – zapytałam najsłodszym głosem na jaki było mnie
stać. Musiał zauważyć, że w środku wręcz gotowałam się z wściekłości, gdy mnie tak nazwał.
- Moje ego
ma się świetnie. A jak tam twój ośli upór? - syknął do mnie obrażony
-
Dobrze. Kazał przekazać ci serdeczne pozdrowienia i pyta czy twoje rzeczy zdążyły już
wyschnąć.
Edward wciągnął powietrze i prychnął ze złością.
- Zdzira!
-
Jak mnie właśnie nazwałeś?! - spytałam już bynajmniej nie cukierkowym, lecz obrażonym
tonem.
- Zdzira!
-
Na pewno nią nie jestem!
- Owszem i to w 100%.
- Nie!
-
Zdecydowanie jesteś!
- Kretyn!
-
Wsadź sobie w du** swojego kretyna!
- Spokój!!!
Żadne z nas nie zdawało sobie sprawy, że podczas naszej, jakże uprzejmej wymiany zdań do
sali wszedł pan Field, ani że wszyscy inni skwapliwie nam się przysłuchiwali. Drgnęliśmy
zobaczywszy stojącego w drzwiach nauczyciela.
-
Ja się chyba przesłyszałem?! Zachowujecie się jak dwa małe, rozpuszczone bachory! Jeśli
usłyszę z waszych ust jeszcze chociaż jedno słowo...
Oszczędził sobie dokończenia tego zdania, ale oboje domyślaliśmy co chciał nam powiedzieć.
Przesunęłam się na sam koniec ławki, Edward zrobił dokładnie to samo, ja dodatkowo
opuściłam moje włosy na ramię, tak, żebym nie musiała więcej na niego patrzeć.
Wreszcie, wydawałoby się po całej wieczności, zabrzmiał tak wyczekiwany przeze mnie
dzwonek, Edward dosłownie wyskoczył z ławki i opuścił salę zanim pan Field cokolwiek
powied
ział. W jednej chwili opadło ze mnie napięcie i wreszcie zaczęłam oddychać ze
spokojem.
W tej samej chwili zobaczyłam Alice stojącą przy drzwiach, wygląda na to, że biolog uwziął
się także na moją współlokatorkę. Usiadła obok mnie i spytała trochę zmieszanym głosem:
-
Powiedz mi, co stało się tym razem? Edward wypruł przez drzwi prawie zmiatając mnie z
powierzchni!
Westchnęłam i zaczęłam opowiadać jej całą historię tak cicho, żeby pan Field nie miał okazji
nic usłyszeć. Doszłam właśnie do momentu, w którym Edward nazwał mnie „zdzirą”, a Alice
wstrzymała oddech.
-
Co on sobie właściwie wyobrażał tak cię nazywając?!
Powiedziała to zbyt głośno, pan Field popatrzył na nas...
-
Jakieś problemy, panno Cullen? - zapytał spoglądając znad swoich okularów.
- Nie, nie –
odparła Alice uspokajająco i pan Field powrócił do swoich obowiązków.
-
Tego się po nim nie spodziewałam, w końcu jest moim bratem i nie powinien się tak
zachowywać w stosunku do najlepszej przyjaciółki swojej siostry – zasyczała wściekle, ale o
wiele ciszej.
Potaknęłam, chociaż nie spodziewałam, że już po pierwszym dniu stanę się jej najlepszą
przyjaciółką.
Po odsiedzeniu swojej kary, poszłyśmy do pokoju odrobić zadania, jutro miałam mieć
wreszcie pierwsze zajęcia taneczne, dlatego chciałam jak najszybciej mieć z głowy naukę i
położyć się wcześniej. Skończyłam, Alice również, obie w tym samym momencie
popatrzyłyśmy na zegarek i nauczone doświadczeniem, nastawiłyśmy tym razem dwa
budziki. Wreszcie położyłam się spać, dopiero teraz dotarło do mnie jak bardzo byłam
zmęczona i prawie natychmiast zatopiłam się w moim własnym świecie marzeń sennych.
Dokładnie tak samo jak poprzedniej nocy w moich snach gościły zielone oczy, zdecydowanie
jego oczy. Zielone oczy Edwarda Cullena.
Rozdział 5
Tłumaczenie: Ginger!
Beta: Manika
Bella:
Posługujesz się sarkazmem?
Płynnie
Kolejny ranek nie był już tak gorączkowy jak ten wczorajszy. Budzik Alice i mój zadzwoniły
w tej samej chwili i obie obudziłyśmy się już po pięciu sekundach. Nie mogłam pozwolić
sobie na kolejne spóźnienie, wyskoczyłam szybko z łóżka i pognałam do łazienki. Bogu niech
będą dzięki, że dziś obie z Alice zaczynałyśmy zajęcia dopiero od drugiej lekcji.
Weszłam do łazienki i spojrzałam w lustro... cóż, byłam trochę zaskoczona, delikatnie
mówiąc wyglądałam jak trup – moje brązowe oczy spoglądały na mnie zaspane, a włosy
wyglądały jakby urządziły nocną imprezę, na którą nie zostałam zaproszona.
Oszczędziłam sobie kolejnych spojrzeń w lustro i wskoczyłam do kabiny zmyć z siebie
zmęczenie. Po szybkiej kąpieli czułam się jak nowonarodzona, owinięta jedynie ręcznikiem,
pobiegłam z powrotem do sypialni pogwizdując wesoło...
-
Boże! – krzyknęłam głośno, kiedy zobaczyłam, że na środku pokoju stoi Emmett,
niemogący powstrzymać śmiechu.
-
Przestraszyłem cię? - spytał jak gdyby nigdy nic.
-
Skądże znowu, rano witam się tak ze wszystkimi - odparłam sarkastycznie, jednocześnie
przytrzymując mocniej ręcznik.
- Serio? -
Emmett popatrzył na mnie ze zdumieniem.
Alice, która cały czas siedziała rozbawiona na łóżku, wywróciła oczami.
-
Emmett, to była ironia...
- Oh. –
skomentował tylko, wbijając wzrok w podłogę, a ja pokiwałam z politowaniem głową.
-
Co ty właściwie tu robisz? - spytałam.
-
Chciałem ci tylko przekazać, że nasz nauczyciel tańca – pan Spring (spring – skok :])
przesunął nasze zajęcia z 17.00 na 16.00. Życzę miłej zabawy przy przebieraniu – rzucił
jeszcze i wyszedł.
-
Pan Spring życzy mi miłej zabawy przy przebieraniu? – spytałam Alice po kilku sekundach
intensywnego
myślenia.
-
O Boże… Dlaczego otaczają mnie ludzie, którzy nie potrafią logicznie myśleć przed
południem? Ostatnie zdanie było od Emmetta, super mózgu!
- Oh...-
odparłam, po czym zorientowałam się, że tak samo odpowiedział Emmett kilka chwil
temu, więc zmieszana, znów podobnie jak on, wbiłam wzrok w podłogę.
Zaczęłam szukać czegoś co mogłabym na siebie założyć, podczas gdy Alice poszła do
łazienki. Zdecydowałam się na czerwoną koszulkę polo, czarną kamizelkę i rurki w tym
samym kolorze. Spakowałam wszystkie potrzebne rzeczy do torby.
W tym samym momencie, gdy przewiesiłam sobie gotową torbę przez ramię, Alice wybiegła
z łazienki jak petarda, ubrana w żółtą, letnią sukienkę.
Wyszłyśmy na lekcje.
Cały dzień byłam podenerwowana przez zajęcia taneczne, które czekały mnie popołudniu.
Podczas matematyki odkryliśmy z Emmettem, że oboje tańczymy freestyle, a każde z nas
potrafi wymyślić całkiem niezły układ do dowolnej piosenki.
Cały czas zastanawiałam się nad nowymi krokami, więc dopiero kiedy Rose szturchnęła mnie
łokciem zdałam sobie sprawę, że jestem na hiszpańskim.
Na szczęście żadnej z dzisiejszych lekcji nie miałam z Edwardem – obawiałam się, zresztą nie
bezpodstawnie, że kolejnego spotkania z nim nie dam rady przeżyć. Miałam za to krótką
przerwę, podczas której siedząc w toalecie przypadkowo podsłuchałam rozmowę Lauren i
Jessici.
-
Ty głupia pindo! Myślałam, że jesteś moją przyjaciółką, a ty umawiasz się z moim
chłopakiem! – wykrzyczała Lauren.
-
Jak śmiesz nazywać mnie pindą ty kupo gnoju?! Nic nie poradzę na to, że Edward wybrał
mnie zamiast ciebie! –
zapiszczała Jessica.
-
On chce cię tylko zaliczyć! Będziesz zabawką na jedną noc, wykorzysta cię i przypełznie z
powrotem do mnie, zdziro! –
odparowała ta pierwsza. Usłyszałam w jej głosie, że jest bliska
płaczu.
-
Nienawidzę cię!
-
Wynoś się, nie chce mieć z tobą już nic wspólnego!
Chętnie przysłuchiwałabym się dalszej części tej uroczej wymiany zdań, ale uszy by mi chyba
zwiędły. Wydzierały się tak głośno, że udało mi niezauważenie wymknąć z toalety.
Mając wreszcie za sobą cały dzień lekcji, poszłam z Alice do naszego pokoju i spakowałam
swoje rzeczy na moje pierwsze zajęcia taneczne.
- Zdenerwowana?-
doszedł do mnie głos Alice, gdy związywałam włosy przed lustrem w
toalecie.
- Bardzo. – odpowie
działam zgodnie z prawdą.
-
Będzie dobrze, zobaczysz. W końcu gdybyś nie potrafiła tańczyć nie przyjęliby cię do tej
szkoły!
Zrobiło mi się o wiele lżej na sercu. Pamiętałam, że podczas przesłuchania komisja była
naprawdę pod wrażeniem i widziała we mnie całkiem spory potencjał.
Za dziesięć minut miał zjawić się Emmett, żebyśmy mogli pójść razem na zajęcia.
Przyszedł punktualnie, a ja od razu otworzyłam mu drzwi. Stał przede mną tak szeroko
uśmiechnięty, że kąciki moich ust również uniosły się w górę.
Wzięłam szybko swoje rzeczy i zebraliśmy się do wyjścia. Kiedy dotarliśmy na miejsce moje
serce biło przynajmniej dwa razy szybciej niż normalnie.
- Gotowa?-
spytał Emmett.
-
Szczerze? Nie, zupełnie nie.
Uśmiechnął się tylko pokazując rząd idealnie prostych, białych zębów.
- No to jedziemy! -
powiedział tylko i otworzył drzwi.
Rozdział 6
Tłumaczenie: Ginger!
Beta: carolinca
Pierwsza lekcja tańca.
Bella:
Sala taneczna była prawie pusta, kiedy weszliśmy do niej razem z Emmettem. Nie powiem,
żeby mnie to nie cieszyło.
Była wielka, podłoga pokryta była jasnym, drewnianym parkietem po obu stronach, na całej
długość i szerokości ścian były lustra. Z tyłu znajdowała się przeszklona ściana, a po
przeciwnej stronie jeszcze jedno okno, dzięki któremu każdy mógł zobaczyć co dzieje się w
środku.
W sali było tylko trzech chłopców: Mike, Tyler i Eric, z którymi miałam już WF i geografię.
Gdy tylko mnie zobaczyli, od razu uśmiechnęli się głupkowato i podeszli do nas. Pierwszy
odezwał się Mike:
-
Cześć Bella, fajnie, że przyszłaś nas pooglądać.
Udało mu się mnie rozśmieszyć i zdenerwować zarazem tymi słowami.
-
Niby czemu mam tylko patrzeć? - spytałam zirytowana, jakoś nie docierał do mnie sens jego
wypowiedzi.
Eric wyglądał na równie zaskoczonego, ale udało mu się w końcu coś z siebie wykrztusić.
-
Cóż, byliśmy pewni, że ćwiczysz balet, albo coś w tym stylu.
O to im chodziło? Nie potrafili wyobrazić sobie mnie tańczącej hip hop?
Emmett spojrzał ze złością na cała trójkę.
-
Debile, ona tańczy hip hop! - jakoś nie mogło im się to pomieścić w głowach.
-
Co?! Ty i hip hop?! Przecież żadna dziewczyna w szkole nie zna się na hip hopie. -
odpowiedział Tyler.
-
Teraz już tak! -fuknęłam w jego stronę i rzuciłam swoją torbę w róg, tam gdzie był już
plecak Emmetta.
Odwróciłam się do lustra i zaczęłam się rozciągać nie spoglądając nawet na swoje odbicie.
Reszta marudnie również wzięła się za rozgrzewkę, ale co chwilę patrzyli zdumieni w moim
kierunku.
Z każdym kolejnym spojrzeniem robiłam się coraz bardziej wściekła. Że niby dziewczyna nie
może tańczyć hip hopu?! Spojrzałam przelotnie w lustro i moje oczy prawie wypadły z orbit.
W lustrze mignął mi nie kto inny jak Edward Cullen. Odwróciłam wzrok tak, żeby móc
spojrzeć mu prosto w oczy. Wyglądał na równie zaskoczonego jak ja.
-
Hej mała baletnico! Coś ci się pomyliło? Balet jest na trzecim pietrze.
Odparłam mu moim cukierkowym głosem.
-
Dziękuję bardzo za informację, ale nie ćwiczę baletu, więc przestań nazywać mnie
baletnicą. Chyba, że zapomniałeś co stało się ostatnio. Tak w ramach przypomnienia –
skończyło się mokro!
Oczy Edwarda zaświeciły się ze złości.
-
Więc co w takim wypadku tutaj robisz? Nie wiem czy zdążyłaś zauważyć, ale tu tak jakby
trenuje się hip hop, no chyba, że przyszłaś obejrzeć profesjonalistów przy pracy.
Samozadowolenie wprost kapało z jego uśmiechu. Spostrzegłam tylko, że w sali zrobiło się
zupełnie cicho. No tak, wszyscy czekali na kolejny krwawy pojedynek. W tej szkole każdy
już wiedział jak bardzo nienawidziliśmy się z Edwardem i wszyscy mieli nadzieję na nową
historię, którą będą mogli przekazać dalej.
Zacisnęłam pięści, Boże jak ja musiałam się kontrolować, żeby ich nie użyć!
-
Nie Panie Wszystkowiedzący! Całkiem przypadkiem też tańczę hip hop! - skrzyżowałam
ręce na piersi, ale zaraz potem gniewnie oparłam je na biodrach. Edward roześmiał się głośno.
-
Ty i hip hop? Sorry maleńka, ale nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, że jesteś dziewczyną.
Już chciałam go zaszczycić jakąś ciętą riposta, ale zza moich pleców dobiegł męski głos...
-
No, no, panie Cullen! Proszę zostawić w spokoju pannę Swan, niech najpierw pokaże nam
na co ją stać.
Pan Spring –
nasz nauczyciel tańca miał ciemną karnację, brązowe oczy i włosy tego samego
koloru zaplecione w warkoczyki.
-
Tak jak mówiłem ostatnio, dalej zajmujemy się freestyle'em. Kilku z was pokazało już co
nieco, ale inni nie mieli jeszcze ku temu okazji. A każdy musi przecież mieć swoją szansę.
Jasne?
Wszyscy jednomyślnie skinęli głowami. Wypowiadając ostatnie zdanie pan Spring spojrzał
na E
dwarda, który tylko prychnął pogardliwie.
-
Zgodnie z moją listą zaczniemy od Emmetta. Gotowy?
Emmett potaknął z uśmiechem.
- Powodzenia. -
szepnęłam do niego.
- Daj spokój, to wcale nie jest trudne. -
uśmiechnął się znowu i zajął miejsce na środku sali, a
cała reszta uczniów zgromadziła się dookoła niego.
- No to jedziemy! -
pan Spring podszedł do odtwarzacza i nacisnął „play”
Piosenkę rozpoznałam już po kilku pierwszych tonach. Rihanna „Don't stop the music”.
Emmett też chyba znał ją doskonale.
Jeg
o styl wywarł na mnie ogromne wrażenie. Kiedy skończył tańczyć, ukłonił się w moją
stronę. Był naprawdę dobry, jego ciało reagowało na każdy dźwięk idealnie dopasowując się
do melodii. Wyglądało to tak, jakby Emmett w ogóle nie zastanawiał się nad kolejną figurą,
był całkowicie wyluzowany.
Cały czas roześmiany ukłonił się jeszcze raz w taki sposób, że wszyscy wybuchnęli śmiechem
i zaczęli bić brawo. Emmett podszedł do mnie (oczywiście z uśmiechem na ustach) i szepnął
mi do ucha:
-
Sama widzisz, nie ma się czego bać.
Kiwnęłam głową, chociaż wcale nie byłam pewna czy to co mówi jest prawdą.
Następny był Mike. Nie wypadł źle, ale jakoś na nikim jego taniec nie wywarł takiego
wrażenia jak wyczyny Emmeta. Po Mike'u tańczyło jeszcze pięciu innych chłopaków, ale
żaden nie dorastał Emmettowi do pięt. „Like a boy” Ciary dobiegało właśnie końca i ostatni z
piątki chłopaków zakończył swój występ.
-
Całkiem nieźle. Teraz kolej na Edwarda.
Ten uśmiechnął się tylko zadowolony, że wreszcie został wywołany i pewnym krokiem
wyszedł na środek. Byłam naprawdę ciekawa czy Edward faktycznie jest taki dobry czy tylko
się przechwala. Pan Spring po raz kolejny wcisnął „play” i z głośników popłynęło „Dirty”
Christiny Aguilery.
Edward zaczął tańczyć, a szczęka opadła mi prawie do kolan. Czemu ten cholerny facet musi
być aż tak dobry?
Jego taniec miał w sobie trochę agresji, ale był przy tym tak lekki, że nie można było oderwać
od niego wzroku, sprawiał wrażenie tak wyluzowanego, jakby po prostu rozkoszował się
każdym swoim ruchem.
Piosenka dobiegła końca, a ja nie mogłam przestać się na niego gapić. Skwitował to
aroganckim uśmiechem. Wywróciłam tylko oczami dochodząc wreszcie do siebie. Niskie
poczucie własnej wartości uderzyło mnie, kiedy zdałam sobie sprawę, że następna mam być
ja.
- Gotowa, panno Swan? -
spytał nauczyciel wciskając start.
Próbowałam rozluźnić mięśnie, żeby nie zrobić z siebie pośmiewiska. Wyszłam na środek i
zorientowałam się, że kawałek, do którego przyszło mi tańczyć to „Low”.
Nie zastanawiałam się nad ruchami, po prostu tańczyłam. Potem, kiedy ktoś prosił, żebym
powtórzyła swój występ, albo pokazała chociaż kilka ruchów, nie potrafiłam przypomnieć
sobie ani jednego z nich.
Mogłam prawie poczuć rytmy, które przepływały przez moje żyły. Kiedy kawałek dobiegł
końca rozejrzałam się nerwowo po sali. Nikt nic nie mówił! Czyżby było aż tak źle?
Edward:
Wow.
To było chyba jedyne sprawiedliwe określenie freestyle'u Belli. Dosłownie zwaliła mnie z
nóg. Jeśli ktokolwiek ma hip hop we krwi, to na pewno ta dziewczyna. Poruszała się
niesamowicie lekko i z ogromną gracją, bez żadnego wysiłku. Jeszcze teraz odczuwałam
dziwne napięcie, chociaż ona już dawno skończyła swój popis.
Nikt nic nie mówił, wszyscy byli po prostu wgnieceni w podłogę przez jej talent. Po kilku
s
ekundach większość uczniów doszła wreszcie do siebie i zaczęła szaleńczo oklaskiwać
Bellę, której najwyraźniej spadł kamień z serca kiedy zobaczyła pod jakim wszyscy byli
wrażeniem. Nawet ja. Prawie zrobiło mi się głupio, że nazwałem ją baletnicą (czego już na
pewno nigdy więcej nie zrobię).
Pan Spring poklepał Bellę po ramieniu.
-
Po tak genialnym występie (na te słowa cała się zaczerwieniła) mam dla was zadanie
domowe. W tym kapeluszu znajdziecie karteczki z tytułami piosenek. Waszym zadaniem
będzie opracowanie – w parach – choreografii do wylosowanej piosenki. Jak nie trudno się
domyślić, osoby które wylosują takie same tytuły będą swoimi partnerami. I nawet nie
próbujcie się czymkolwiek wymieniać.
Pan Spring zaczął ode mnie. Wylosowałem kartkę z „4 minutes” Timberlake'a, Timbalanda i
Madonny. Od razu się rozluźniłem, bo o tak dobrej piosence mogłem jedynie pomarzyć.
Podczas kiedy inni wyciągali kolejne kawałki papieru, w mojej głowie już powstawały
pomysły, które mogłem wykorzystać w moim układzie.
Bella :
Dalej byłam dumna z pozytywnej reakcji na mój występ, sięgnęłam do kapelusza, mając
oczywiście nadzieję na wyciągnięcie „Stronger” Kane'ego West'a, tak jak Emmett.
„4 minutes” -
całkiem niezły utwór. Podałam kartkę panu Springowi, a on czytając tytuł nie
mógł powstrzymać uśmiechu.
Z lekkim opóźnieniem doszło wreszcie do mojej świadomości... czy Edward nie wylosował
przypadkiem tego samego?!
Edward:
Patrzyłem jak Bella wyciąga swoją kartkę. Gdzieś tam w środku miałem nadzieję, że trafi jej
się coś trudnego Coś, co spowodowałoby, że nie byłoby już miejsca na mój podziw i
zazdrość. Nie mogłem być przecież gorszy od kogoś, kto wylał na mnie butelkę wody!
Kiedy pan Spring przeczytał co takiego wyciągnęła Bella, pomyślałem tylko...
Edward i Bella:
Niech to szlag!
Rozdział 7
Tłumaczenie: Ginger!
Beta: carolinca
Rodzinne kłótnie.
Edward szedł korytarzem w stronę swojego pokoju. Nie dzielił go z nikim innym .Cały czas
był wkurzony faktem, że będzie musiał tworzyć zespół z Bellą, kopnął puszkę leżącą na
ziemi, poleciała kilka metrów dalej i zatrzymała się tuż pod nogami Alice.
Edward podniósł głowę i spojrzał na swoją siostrę. Był trochę rozczarowany, że to nie Jessica,
ona na pewno potrafiłaby odwrócić uwagę od jego problemów.
Z lekkim opóźnieniem Edward dostrzegł złość na twarzy Alice, patrzyła na niego z wysoko
uniesionymi brwiami.
Domyślał się już czego chciała, w końcu zdążyła się już zaprzyjaźnić z Bellą. Pomimo tego
spytał śmiertelnie znudzonym głosem:
- Czego chcesz malutka?
Alice pars
knęła głośno.
Edward doskonale wiedział, że nie należy nazywać Alice „malutką”, na pewno zapamięta to
do końca życia. Już mógł zobaczyć jak jej krótkie, czarne włosy nastroszyły się ze złości.
-
Malutka Alice ma ci coś do powiedzenia wielki macho z przerośniętym ego nie potrafiącym
zachowywać się odpowiednio! Znalazłbyś może dla mnie trochę czasu zanim udasz się na
poszukiwania Jessici? -
jej oczy błyszczały groźnie i Edward już wiedział, że nie ma innego
wyjścia jak tylko posłuchać co ma mu do przekazania, tęczówki Alice właśnie zmieniły kolor
na ciemnozielony.
Podeszła bliżej, stanęła przed nim krzyżując ręce na piersi, istniało bowiem całkiem spore
prawdopodobieństwo, że ich użyje. Źrenice Edwarda momentalnie się zwężyły.
-
Co ty sobie myślałeś nazywając moją przyjaciółkę zdzirą?! - wykrzyczała jednym tchem.
Edward przewrócił oczami na przewrażliwioną reakcję siostry.
-
Alice, powiedziałem jej czystą prawdę. - odparł Edward już lekko zdenerwowany. - Czyżby
nie było już w tej szkole miejsca na wolność myśli i prawa do własnego zdania?
Wydawało się, że Alice rośnie z każdym wypowiadanym przez niego słowem. Jakby jej
wściekłość powodowała ten dziwny wzrost.
-
Naprawdę uważasz Bellę za zdzirę?
Oho, Alice była naprawdę wkurzona, a Edward nawet nie zauważył kiedy profilaktycznie
cofnął się dwa kroki.
Bynajmniej nie kłócili się pierwszy raz, zawsze Alice wygrywała takie potyczki
- No.... tak. -
odpowiedział Edward i spojrzał zadowolony na siostrę.
Tego już było za dużo dla Alice. Zanim jej brat zdążył cokolwiek zarejestrować, bez
mrugnięcia okiem przywaliła mu w twarz.
Zdezorientowany Edward złapał się za policzek, gdzie jeszcze przed sekundą znajdowała się
dłoń Alice. Prawie nie czuł bólu, ale mimo to poczuł się dziwnie.
-
Czy ty właśnie mnie uderzyłaś? - spytał zaskoczony.
Odpowiedziała mu jedynie słodkim uśmiechem.
-
Sama nie wiem... bolało? - odwróciła się na pięcie i udała się do swojego pokoju.
Edward znów położył rękę na policzku, wreszcie dotarło do niego, że przed chwilą jego
własna siostra go spoliczkowała.
Otrząsnął się z zamyślenia i odszedł powoli zadowolony, że nikt nie widział, że uderzyła go
dziewczyna.
Szedł coraz szybciej, chciał znaleźć się w swoim pokoju w jak najkrótszym czasie, żeby
zapaść w należny mu sen.
Cóż, dobranoc Edwardzie.
Rozdział 8
Tłumaczenie: Ginger!
Beta: carolinca
Bella:
Dotyk
Nie.
To wszystko to jakiś kiepski dowcip, prawda?
Ja i Edward jako zespół?
Nigdy w życiu!
Skonsternowana patrzyłam na kartkę, którą cały czas ściskałam w ręce.
Zastanawiałam się chwilę czy nie wrzucić jej z powrotem do kapelusza i nie wyciągnąć
szybko innej, potem pomyślałam, że może Mike dałby się namówić na małą wymianę, aż w
końcu dotarło do mnie, że pan Spring zdążył przeczytać już tytuł mojej piosenki. Sytuacja bez
wyjścia.
Edward chyba też szukał jakiegoś rozwiązania, rozmawiał z Tylerem, a do mnie doszedł jego
głos:
-
Daj spokój, na pewno chętnie byś z nią zatańczył.
A chwilę potem:
-
Oddaj mi w końcu tą cholerną kartkę!
Edward próbował przekonać Tylera dopóki nie podszedł do nich pan Spring i nie przerwał im
oburzony.
Spojrzałam z rozpaczą na Emmetta – który jak przystało na wspaniałego kumpla – właśnie
trząsł się ze śmiechu.
-
Czyżbyś musiała tańczyć z Edem? Ty jednak jesteś chodzącym pechem, to będzie dopiero
zabawne, nie mogę się doczekać aż powiem reszcie!
-
Wielkie dzięki za pomoc! - odwróciłam się obrażona.
-
Oj, Bella, daj spokój, sama zobaczysz, że będzie fajnie. – Emmett dalej nie mógł ukryć
swojego rozbawienia ja chyba po prostu nie potr
afiłam się na niego złościć.
Spojrzałam w stronę Edwarda, który właśnie świdrował mnie wzrokiem, jakby to była moja
wina, że oboje wylosowaliśmy tą sama kartkę.
-
A teraz usiądziecie w parach i ustalicie terminy waszych spotkań. Spora część waszej pracy
wykonywać będziecie na naszych wspólnych lekcjach, ale nie ukrywam, że będziecie musieli
poświęcić też na to swoje wolne popołudnia. - spojrzałam przerażona na mojego nauczyciela.
Było coraz gorzej. Sama w jednym pokoju z Edwardem. Przy ostatnim takim spotkaniu
nazwał mnie zdzirą, wolałam nie myśleć co będzie się działo teraz.
-
Nie będę z nią siedział! - usłyszałam mruczenie Edwarda.
Pozostali zaczęli już pracować, tylko ja i Edward gapiliśmy się na siebie z niemym pytaniem
w oczach – które z nas zrobi
pierwszy krok? Odpowiedź nadeszła natychmiast – żadne.
-
Co z wami? Brać się do pracy! – wtrącił się w naszą rozgrywkę pan Spring, który chyba
miał nadzieję, że uda mu się znaleźć wyjście z patowej sytuacji.
-
Oboje jesteście dorośli, zgadza się? Więc, proszę was, zachowujcie się jak na dorosłych
przystało!
Edward prychnął pogardliwie.
-
Panie Spring, ten tutaj jest chyba jeszcze dzieckiem. Proszę postarać się znaleźć dla niego
odrobinę zrozumienia. - zabawiłam się w psychologa.
Nauczyciel stłumił śmiech, a Edward wyglądał na wielce obrażonego. Był w idealnym
nastroju do współpracy ze mną.
-
Koniec, jak nie spróbujecie to się nie dowiecie co z tego wyjdzie! - stwierdził pan Spring.
Westchnęłam i odwróciłam się do Edwarda.
- Jutro, 16:00, sala numer 3? -
zapytałam go znudzona.
- Ok. -
odpowiedział z jeszcze mniejszym entuzjazmem.
Podczas naszej rozmowy –
jeśli można to tak nazwać – spojrzeliśmy sobie krótko w oczy i
żadne z nas nawet nie próbowało przezwyciężyć bariery, która powstała między nami.
- Zadowolony? -
spytał Edward pana Springa, a ten skinął jedynie głową i powiedział do
reszty uczniów:
-
Koniec na dziś. Pojutrze o tej samej godzinie. W kartonie przy drzwiach znajdziecie CD z
waszymi piosenkami, weźcie je ze sobą, żebyście mieli do czego ćwiczyć. - po tych słowach
wszyscy popędzili w kierunku pudełka.
Ja też chciałam jak najszybciej opuścić tą salę, więc też podeszłam do kartonu. Kiedy tylko
zobaczyłam tą podpisaną „4 minutes” sięgnęłam po nią bez wahania.
Ale zamiast dotyku chłodnego plastiku, poczułam pod palcami czyjąś ciepłą dłoń, która
musnęła moją. Podniosłam wzrok i zobaczyłam, że to Edward sięgnął po płytę w tym samym
momencie. Kiedy nasze dłonie się dotknęły, poczułam przepływające przez nią ciepło.
Szybko cofnęłam rękę pozwalając zabrać płytę Edwardowi, nie miałam ochoty na kolejną
kłótnię.
Spojrzał na mnie swoimi przejrzystymi, zielonymi oczami, a ja w jednej chwili zapomniałam
kim jestem. Parę sekund później Emmett potrząsnął mnie za ramię:
- Idziemy? -
spytał
Natychmiast wr
óciłam do rzeczywistości. Edward potrząsnął głową jakby chciał
uporządkować własne myśli. Potem spojrzał jeszcze na mnie i powiedział:
-
Tylko się nie spóźnij!
Wywróciłam oczami.
-
Ja w przeciwieństwie do ciebie znam się na zegarku.
Odwróciłam się do Emmetta, który trzymał już moją torbę z szerokim uśmiechem na twarzy.
Popatrzyliśmy oboje w stronę wyjścia, gdzie właśnie znikał Edward i poszliśmy w jego ślady.
Emmett odprowadził mnie do pokoju, objął ramieniem i powiedział na odchodne:
-
Jesteś cholernie dobra! Nie daj się zastraszyć Edwardowi! - i już go nie było.
Otworzyłam drzwi, rzuciłam torbę na łóżko i zauważyłam, że w pokoju nie było ani śladu po
Alice. Dziwne, dzisiaj miała przecież wolne, dopiero jutro rano miała mieć kurs tańca. Może
poszła gdzieś z Jasperem i Rosalie. Usiadłam na kanapie przed telewizorem przeskakując z
kanału na kanał. Nie było nic ciekawego, włączyłam więc MTV.
Leciało właśnie „4 minutes”. Natychmiast wyłączyłam telewizor. W najbliższym czasie będę
słyszeć tę piosenkę wystarczająco często.
Nagle otworzyły się drzwi i do pokoju wkroczyła Alice z triumfalnym uśmiechem.
-
Cześć, gdzie ty się podziewałaś, co robiłaś? - zapytałam, usiadła obok mnie i zachichotała:
-
Złe rzeczy, same złe rzeczy. - zaczęłam się martwić o zdrowie psychiczne mojej
przyjaciółki.
-
Ee, złe rzeczy? Mogłabyś to zdefiniować? - moja wypowiedź sprawiła, że Alice
zachichotała jeszcze głośniej.
-
Później, opowiedz mi najpierw jak było na pierwszej lekcji tańca!
Westchnęłam i opowiedziałam jej wszystko. Nie zdziwiło jej to, że Edward i Emmett byli
najlepsi, w końcu była ich siostrą.
Alice była dumna z mojego freestyle'u i obiecała, że musi jak najszybciej zobaczyć mnie w
akcji. Kiedy powiedziałam jej o pracy domowej, a właściwie o moim cudownym partnerze
popatrzyła na mnie z litością.
- Cholera, ale masz pecha z tym Edwardem!
-
Masz zamiar powiedzieć mi w końcu co takiego robiłaś jak mnie nie było? - szybko
zmieniłam temat.
-
Ucięłam sobie małą pogawędkę z Edwardem na wasz temat. Nie podoba mi się to jak cię
traktuje. -
spojrzałam na Alice zdumiona i przytuliłam ją.
-
To miłe, ale nie musiałaś z mojego powodu kłócić się z bratem. - czułam się winna.
-
Bzdura! Nikt nie będzie się tak zachowywał w stosunku do moich przyjaciół! - puściła mi
oczko, a ja
od razu poczułam się o wiele lepiej.
-
Alice, powiedz mi czy Edward zawsze był takim...
-
Skończonym dupkiem? - dokończyła za mnie.
Skinęłam.
-
Nie, wcześniej rozumieliśmy się o bardzo dobrze. Nie był typem faceta, który próbuje
zaliczyć wszystkie laski tego świata. To zaczęło się po tym jak rozpadł się jego pierwszy
poważny związek. Nie wiem z jakiego powodu, ale od tamtego czasu Edward przestał
traktować dziewczyny z szacunkiem i myśli, że im to odpowiada. Wtedy zaczęliśmy się
kłócić. - Alice wyglądała na przygnębioną.
W końcu wszystko nabrało sensu, być może Edward nie miał na myśli tylko mnie, kiedy
nazwał mnie zdzirą.
Nagle zauważyłam u Alice zmianę nastroju, najwyraźniej wróciła już do teraźniejszości.
-
Wracając do tematu, przywaliłam Edwardowi w twarz.
-
Co zrobiłaś?! - popatrzyłam na nią zaskoczona. Jej uśmiech robił się coraz szerszy.
-
A najlepsze jest to, że Edward nie zdaje sobie sprawy, że Amanda widziała całą naszą
kłótnię, jutro cała szkoła będzie wiedziała, że dziewczyna spoliczkowała Edwarda. Możesz
sobie wyobrazić jak on się będzie czuł? - zaśmiała się.
-
Na pewno będzie zażenowany, muszę to zobaczyć!
Rozmawiałyśmy przez cały wieczór, między innymi o naszym dzieciństwie. Alice
opowiadała mi o Edwardzie, o tym jaki był wcześniej, a ja nie mogłam uwierzyć, że mógł
zmienić się aż tak diametralnie. W końcu wyczerpana po pełnym wrażeń dniu położyłam się
do łóżka. Z całą siłą uderzyło mnie to, o czym cały czas starałam się zapomnieć. O ręce
Edwarda dotykającej mojej dłoni i o mojej reakcji na ten dotyk.
Powoli zapadałam w sen, kiedy zdałam sobie sprawę, że dłoń, którą musnął cały czas płonie.
Rozdział 9
Tłumaczenie: Ginger!
Beta: carolinca
Eddy i mała berlina - „Lose my breath”
Szczerze? Było mi trochę żal Edwarda, zwłaszcza widząc jego wyraz twarzy, kiedy Jordan
spytał go czy policzek dalej boli.
Był tym wszystkim całkiem zaskoczony i mogłam sobie tylko wyobrazić jak głupio musi się
czuć. Właściwie to prawie nikt nie odważył się głośno tego wszystkiego komentować, Lauren
ze swoim „Fan clubem Edwarda” czuwała, żeby nie padło na jego temat ani jedno złe słowo.
Na matematyce nie mogłam się jednak opanować i obdarzyłam go jednym z moich
nienawistnych uśmieszków, co prawda próbował mnie chwilę później zamordować
wz
rokiem, ale nie mogłam się już wprost doczekać naszej wspólnej popołudniowej lekcji.
Bez zbytniego entuzjazmu poszłam z Rose na WOS, a po lekcji poszłyśmy na lunch. Emmett,
Alice i Jasper już czekali na nas przy naszym stole. Każde z nich cały czas ekscytowało się
pobitym Edwardem, a Jasper był wyjątkowo dumny ze swojej dziewczyny.
Usiadłyśmy z nimi, a kilka sekund po tym w stołówce zjawił się Edward. Na jego ramieniu
wisiała śliczna, rudowłosa dziewczyna.
- Tanya –
szepnęła Alice.
- Nigdy bym nie podej
rzewała, że upadnie aż tak nisko i stanie się kolejną zabawką Edwarda.
-
syknęła Rosalie wskazując głową w ich kierunku.
-
A co z Jessicą? - spytałam zaskoczona.
-
Skakała przy nim od prawie czterech tygodni, wiesz przecież, że Edward zmienia
dziewczyny
równie często co rękawiczki. - wyjaśnił mi Jasper.
Oczywiście Edward ze swoją nową kobiecą zabawką ani myślał podejść do nas i choćby się
przywitać.
-
Co się stało z naszym bratem? - spytała Alice Emmetta z widocznym smutkiem.
Chłopak skierował pełen odrazy wzrok w kierunku najnowszej pary.
-
Jak ta dwójka zacznie się całować to chyba się porzygam!
Jak na komendę... Emmett mówisz i masz.
- Fuj! -
jęknął i prawie wetknął sobie palce do gardła udając, że zwraca swój ostatni posiłek
na talerz Rosalie.
-
Niech cię szlag! Emmett, jak chcesz sobie wymiotować to proszę bardzo, ale postaraj się nie
robić tego na mój talerz. – zawyła Rose. Oczywiście cała nasza piątka roześmiała się głośno.
Po lunchu poszłyśmy z Alice do naszego pokoju trochę się pouczyć. Nie było tego zbyt wiele
i już o 15:30 miałam wszystko z głowy. Postanowiłam więc wyjść wcześniej, żeby na pewno
nie spóźnić się na spotkanie z Edwardem. Może nawet uda mi się poćwiczyć przez chwilę w
samotności. Z tą myślą wzięłam ze sobą płytę, na której miałam nagrane moje ulubione
kawałki i skierowałam się do sali numer trzy.
Właściwie wyglądała prawie tak samo jak inne sale taneczne, z tą różnicą, że szklana ściana
była lustrem weneckim*
Włożyłam płytę do odtwarzacza, Edwarda na szczęście jeszcze nie było, więc miałam chwilę
czasu dla siebie. Ustawiłam moją ulubioną piosenkę i z głośników poleciało „Lose my
Bella:
breath” Destiny's Child.
Z przekonaniem, że nikt mnie nie obserwuje zaczęłam rozgrzewkę. Moje ciało wyginało się w
rytm muzyki, a ja próbowałam to wszystko jakoś uporządkować, chcąc przekazać jak
najwięcej swoim tańcem.
Nie mam pojęcia jak długo już tańczyłam, ale w tym momencie było mi to serdecznie
obojętne, nie chciałam tego przerywać.
Edward:
Byłem naprawdę wściekły. Co ta popieprzona Amanda sobie myślała opowiadając całej
szkole co zaszło między mną i Alice? Wszystkie dziewczyny są tak samo zdzirowate.
W szkole kilka osób o tym mówiło głośniej niż powinno i czułem się naprawdę zażenowany,
ale próbowałem ignorować te teatralne szepty. Chyba byłem na tyle popularny, że nikt nikt
nie odważył się ze mną na poważnie zadzierać. Jedynie Bella uśmiechała się do mnie podle i
nie trudno było dostrzec co jej chodzi po głowie. Oczywiście bawiła się wyśmienicie! W
końcu to przez nią Alice mnie uderzyła. Przez to wpatrywałam się w nią z wściekłością, tak to
zdecydowanie była tylko i wyłącznie jej wina.
Po zajęciach Tanya „posiedziała” chwilę w moim pokoju, a kiedy wyszła zabrałem się za
zadania domowe i zupełnie zapomniałem o upływającym czasie. Popatrzyłem wreszcie na
zegarek i z przerażeniem stwierdziłem, że zostały mi tylko cztery minuty.
Szybko ubrałem się, chwyciłem swoją torbę i popędziłem w kierunku sali. Byłoby trochę
niezręcznie gdybym to ja się spóźnił, kiedy wczoraj sam ostrzegałem przed tym Bellę.
Prawie bez tchu dotarłem wreszcie pod salę numer trzy. Spojrzałem przez szybę, ze środka
dobiegały dźwięki „Lose my breath”, ale o wiele bardziej interesowało mnie to, że Bella
tańczyła. Albo nie zdawała sobie sprawy, która jest godzina, albo było jej to obojętne.
Wyglądało na to, że za żadne skarby świata nie miała zamiaru skończyć swojego popisu. Ja
też nie chciałem jej przerywać, zamiast tego wpatrywałem się w nią z zachwytem i po raz
drugi zdałem sobie sprawę jaka jest dobra. Zaskoczyło mnie, że ktoś obdarzony tak mega
zgrabną figurą może tańczyć tak agresywnie. Szczerze? To był najlepszy krump** jaki w
życiu widziałem.
Obserwowałem ją już od dłuższego czasu, ale byłem zbyt zafascynowany, żeby jej
przeszkadzać. W międzyczasie jednak piosenka dobiegła wreszcie końca i Bella też skończyła
już tańczyć. To był chyba specjalny znak dla mnie, żebym przestał się w nią wgapiać i
otworzył te cholerne drzwi.
Bella natychmiast się odwróciła i roześmiała się uroczo.
-
Chyba miała wczoraj racje mówiąc, że masz problemy z odczytaniem godziny.
Uśmiechnąłem się do niej w odpowiedzi.
-
Nie do końca masz rację, ale nie miałem pojęcia, że lubisz Destiny's Child.
Kiedy Bella zrozumiała sens moich słów od razu cała się zaczerwieniła, co muszę przyznać
wyglądało całkiem słodko.
Zaraz, zaraz... słodko?
Naturalnie miałem na myśli śmiesznie.
-
Podglądałeś mnie? Jak długo? - wyjąkała.
Najwyraźniej odrobinę ją to krępowało.
-
Wystarczająco długo. Możemy już zacząć naszą pracę? Nie chcę, żebyśmy przez twoje
prywatne w
ygibasy nie zdążyli z naszym kawałkiem.
Teraz bynajmniej nie była już uroczo zakłopotana, ale najzwyczajniej w świecie wkurzona.
-
Nie ma sprawy, włóż CD do odtwarzacza. - zażądała gniewnie.
Cholera, wiedziałem, że czegoś zapomniałem.
-
Yy, no więc... - próbowałem się jakoś wymigać.
Bella uniosła wysoko brwi i roześmiała się serdecznie.
-
Czyżby pan Idealny o czymś zapomniał? Wstydź się Edwardzie! - potrząsnęła głową z
rozbawieniem.
Zawarczałem cicho i wyszeptałem:
-
Już po nią idę. - popędziłem do góry.
Bella:
Edward o mało co nie wyrwał drzwi i pobiegł na górę. Chwilę podążałam za nim wzrokiem,
ale natychmiast przypomniałam sobie, że widział mnie jak ćwiczyłam... Pewnie skręcał się ze
śmiechu. Jak tylko o tym pomyślałam znów się zaczerwieniłam. Czemu do jasnej cholery nie
patrzyłam na zegarek?!
Po paru minutach wrócił Edward próbując złapać oddech.
-
Nie dało się wolniej Eddy? - spytałam zdenerwowana.
Wciągnął powietrze ze świstem.
-
Jak mnie właśnie nazwałaś?
Wiedziałam od Emmetta, że Edward nienawidzi tego zdrobnienia, ale byłam akurat w
idealnym nastroju, żeby go trochę powkurzać.
Spojrzałam na niego niewinnie.
-
Ktoś coś mówił? Nic nie słyszałam, ale ty naprawdę powinieneś zacząć się martwić skoro
słyszysz jakieś głosy. - powiedziałam i popatrzyłam na niego z troską, co jeszcze szybciej
doprowadziło go do białej gorączki.
-
Uspokój się malutka balerino. - teraz to ja wgapiałam się w niego zdenerwowana.
-
Ten temat chyba już przerabialiśmy! - krzyknęłam do niego, cały czas próbując się
uspokoić.
-
Wspominałaś tylko o tym, żebym nie nazywał cię baletnicą, o balerinie nie było mowy. -
opowiedział bez najmniejszego nawet poczucia winy.
Wywróciłam oczami.
-
Oszczędź sobie i daj mi w końcu tą płytę! - fuknęłam na niego.
- Bez nerwów, potr
afię sam włączyć CD. - odpowiedział z taką samą agresją.
-
No to na co czekasz? Myślisz, że mamy aż tyle czasu?
-
Dla mnie i tak za dużo. O wiele za dużo czasu spędzonego z tobą! - i z tymi słowami wrzucił
wreszcie CD do wieży.
-
No to wreszcie możemy zaczynać. - prychnęłam nawet na niego nie patrząc kiedy rozległy
się pierwsze dźwięki muzyki.
Nie ma co, teraz dopiero zacznie się zabawa.
*Bella nie widzi co się dzieje na zewnątrz, ale ktoś kto tam stoi może ją swobodnie
obserwować
Rozdział 10
Tłumaczenie: Ginger!
I kto tu jest zdzirą?
-
Źle to robisz!
-
Właśnie, że dobrze!
-
Źle!
- Ach tak, panie Idealny, zrób to lepiej!
-
Ale to twoja część!
- No to o co ci chodzi?
-
O to, że robisz to źle!
Popatrzyłam z wściekłością na Edwarda.
Co ten idiota sobie myśli krytykując mnie non stop? Trenowaliśmy dopiero od pięciu minut, a
on cały czas ma pretensje. Albo nie czuję rytmu, albo źle robię obrót, albo wszystko wygląda
zbyt delikatnie.
W ogóle cały mój występ nie należał do ekstraklasy, a musiał skoro tańczyłam z Edwardem.
Udało nam się dojść do porozumienia jedynie w kwestii tego, że kiedy śpiewa Justin - tańczy
Edward, kiedy Madonna –
ja, a kiedy śpiewają oboje – my też tańczymy wspólnie. Teraz
ćwiczyliśmy pierwsze figury.
Myślałam już nad nimi wczoraj i próbowałam przekonać Edwarda do niektórych z nich.
Pokazywałam mu właśnie jeden obrót na podłodze, ale oczywiście musiał mi przeszkodzić.
Powoli doprowadzał mnie do szału.
-
Skoro sobie z tym nie radzisz, muszę się czepiać. Tak to się robi! - zrzędził cały czas.
Wywróciłam oczami i włączyłam muzykę. Jeśli jeszcze raz mnie zbluzga nie jestem pewna
czy wyjdzie z tej sali w jednym kawałku!
Przez podkoszulek widać było każdy jego idealny (to musiałam przyznać) mięsień, a kiedy
tylko
poruszał rękami napinały się i ukazywały w całej okazałości. Mogłam wreszcie
zrozumieć dlaczego wszystkie dziewczyny za nim szalały – jego wygląd był powalający. Nie
można było tego powiedzieć o jego charakterze, arogancki, nieczuły matoł!
Edward skończył swój popis i spojrzał na mnie z wyższością. Syknęłam jadowicie:
-
Chyba masz problemy ze wzrokiem, bo ja zrobiłam to identycznie!
Roześmiał się kręcąc głową.
-
Słodziutka, nie mogłaś zrobić tego tak dobrze jak ja – to ja tu jestem najlepszy!
Ze świstem wciągnęłam powietrze.
-
Co ty sobie wyobrażasz?! I tylko spróbuj jeszcze raz nazwać mnie „słodziutką”! Może
dziewczyny pokroju Tanyi, Jessici i Lauren nie potrafią ci się oprzeć, ale ja w
przeciwieństwie do nich nie tracę przytomności na twój widok! Nie jestem jak te wszystkie
dziewczyny, z którymi sypiasz!
Chyba trafiłam w czuły punkt, bo właśnie próbował zabić mnie wzrokiem.
-
Więc uważasz, że nie robię nic innego poza zaliczaniem panienek? - zapytał, a jego głos
wibrował z wściekłości.
Wzruszyłam ramionami.
-
Zdzirowate samce też istnieją w tym świecie. Nie obchodzi cię to jak czuje się dziewczyna,
Bella:
którą właśnie przeleciałeś! Wykorzystujesz je dla zabawy i nawet przez myśl ci nie przejdzie,
że ją ranisz, kiedy następnego dnia wskakujesz do łóżka z następną!
Oho.
Gdyby Edward miał przy sobie pistolet z pewnością nie zawahałby się go użyć.
-
W ogóle mnie nie znasz! Jak możesz uważać mnie za męską zdzirę?
-
Jeśli mnie pamięć nie myli to ty pierwszy nazwałeś mnie zdzirą!
Moje oczy zwężyły się niebezpiecznie.
-
Tak, ale ty jesteś dziewczyną. - zasyczał gniewnie.
Łoł.
Tym razem naprawdę przesadził.
-
Tylko dlatego, że twoja była dziewczyna miała bardzo pojemne serce i tak cię potraktowała
nie znaczy, że wszystkie kobiety są takie same! Poza tym nie musisz zachowywać się jak ona.
Nie staniesz się przez to lepszy od niej. Kto jak kto, ale ty powinieneś wiedzieć jak czują się
te dziewczyny, z którymi się przespałeś dla zabawy. Dokładnie tak samo jak ty, kiedy twoja
cudowna eks cie zraniła!
Edward pa
trzył na mnie z mieszaniną wściekłości i zaskoczenia na twarzy.
Ups.
Nie wiedział przecież, że ja wiem. No tak, do teraz...
-
Mówisz o rzeczach, o których nie masz zielonego pojęcia! - wrzasnął.
Oj, wygląda na to, że jeszcze nie uporał się z widmem swojej byłej.
-
Ach tak? Ty za to możesz nazywać zdzirą dziewczynę nie wiedząc jaka naprawdę jest? To
też nie jest fair! - wykrzyczałam mu prosto w twarz.
Wzięłam swoją torbę i skierowałam się do wyjścia.
-
Ja przynajmniej nie uciekam, kiedy z kimś dyskutuję! - ryknął.
-
Wiesz co Edward? Nie mam już do ciebie siły! Sposób w jaki mnie traktujesz sprawia, że
zbiera mi się na wymioty! Dopiero jak zmienisz swój stosunek do dziewczyn zaczniemy dalej
ćwiczyć! Radzę ci się nad tym zastanowić! - krzyknęłam głośno i jeszcze głośniej trzasnęłam
drzwiami.
Co za...
Poszłam do pokoju z nadzieją, że rozmowa z Alice pomoże mi w odreagowaniu tego
wszystkiego.
Rozdział 11
Tłumaczenie: Ginger!
Beta: carolinca
Emmet - balsam dla duszy
Trzasnęłam drzwiami do mojego pokoju. Alice, patrzyła na mnie z przerażeniem, a gazeta,
którą czytała wypadła jej z rąk, obok niej siedziała równie przestraszona Rosalie.
-
Rany Boskie, Bella, nie strasz nas tak więcej. - pierwsza odezwała się Alice.
- Nie powin
naś trenować z Edem? - zapytała Rosalie.
Z wyrazu mojej twarzy można było wyczytać jak cudownie spędziłam ten czas.
- Powinnam! -
wrzasnęłam i dosiadłam się do nich.
- Co tym razem?-
Alice natychmiast nadstawiła uszy.
Wzięłam głęboki oddech.
- Ten dup
ek! Cały czas mnie krytykował, a potem stwierdził jeszcze, że to on jest najlepszy!
-
Że co? Co on sobie wyobraża? - przerwała mi Rosalie.
- To wszystko? -
zapytała Alice podejrzliwie.
Potrząsnęłam głową i opowiadałam dalej.
-
Jeszcze nie było najlepszego! Nie pytajcie mnie jak to się stało, ale zaczęliśmy rozmawiać o
tym, że każdą dziewczynę musi zaciągnąć do sypialni, ja powiedziałam, że zachowuje się jak
męska zdzira, a Edward spytał co ja sobie myślałam tak go nazywając! Ja jego?! Halo! To on
pierws
zy nazwał mnie zdzirą!
-
Co ci odpowiedział? - Rose nie mogła się powstrzymać od zadawania pytań.
-
Że może mnie tak nazywać, bo jestem dziewczyną!
- Coooo?! -
Alice była już totalnie wściekła.
-
Jest jeszcze w tamtej sali? Chyba muszę jeszcze raz obić mu jego śliczną buźkę, może to
sprawi, że jego mózg zacznie działać! - ciągnęła dalej.
Nie dałam się zbić z tropu i opowiadałam dalej.
-
Potem powiedziałam mu, że to, że jego eks zrobiła go na szaro*, nie znaczy, że on musi
traktować w ten sposób inne kobiety i że zacznę z nim ćwiczyć dopiero jak zmieni swój
stosunek do dziewczyn. -
zakończyłam zadowolona.
- Brawo Bella! -
krzyknęły jednocześnie, a potem wszystkie wybuchnęłyśmy śmiechem.
Edward:
Bella:
Co Bella sobie myślała przypominając mi o Angeli? Byliśmy kiedyś idealną parą.
Jej styl tańca był bardzo podobny do stylu Belli, pewnie dlatego cały czas ją poprawiałem,
chociaż nie miałem do tego prawa.
Kiedyś ja, Emmett i Alice – tak, dawniej znakomicie się dogadywaliśmy – urządziliśmy
imprezę w naszym domu, na którą zaprosiliśmy oczywiście Angelę.
Podczas imprezy nie mogłem jej nigdzie dostrzec, więc postanowiłem jej poszukać. I
znalazłem. W bardzo intymnym momencie z moim kuzynem Benem.
I co powiedziała na swoje usprawiedliwienie?
-
Potrzebuję jakiejś odmiany od czasu do czasu.
Żadnych przeprosin, kompletnie nic.
Kilka dni później wysłaliśmy jej list z informacją, że przenosimy się do West Coast
Academy. Byłem szczęśliwy, że nie będę musiał na nią patrzeć przez dłuższy czas.
Dopiero tutaj zauważyłem, że dziewczyny najzwyczajniej w świecie na mnie lecą i zacząłem
to wykorzystywać. Chciałem się tylko zabawić, nie miałem zamiaru ponownie się
zakochiwać, bałem się, że któraś z nich znów mnie zrani.
Często zadawałem sobie pytanie czy moje zachowanie nie jest przypadkiem tak samo chore
jak Angeli, ale po pewnym czasie i ta myśli zniknęła.
I właśnie Bella musiała to wszystko rozgrzebać!
Była jedyną dziewczyną, która potrafiła oprzeć się mojemu urokowi. Nie byłem do tego
przyzwyczajony, przecież wszystkie same pchały mi się do łóżka.
Dlatego zachowywałem się wobec niej tak arogancko i chamsko.
Nie chciałem, żeby ktokolwiek wiedział jaki jestem naprawdę, ani tym bardziej przypominał
mi o tym.
Zabrałem torbę i powlokłem się do pokoju.
-
Cześć braciszku! Jak leci?
Usłyszałem znajomy głos.
Odwróciłem się i zobaczyłem uśmiechniętą twarz mojego brata.
Kiedy Emmett zobaczył wyraz mojej twarzy natychmiast przestał się uśmiechać i zapytał
zmartwiony:
-
Wszystko w porządku Ed?
Wzruszyłem tylko ramionami.
Emme
tt posadził mnie na ławce, obok której akurat przechodziliśmy.
-
Opowiadaj co ci tak ciąży na duszy. - spytał, a ja przypomniałem sobie dzieciństwo, kiedy
mój starszy (i większy) brat bronił mnie przed chłopakami, którzy mi dokuczali.
- Sam nie wiem. Tre
nowałem z Bellą i w pewnym momencie wszystko poszło nie tak jak
powinno. Cały czas ją krytykowałem, a ona nazwała mnie męską zdzirą.
Usta Emmetta drgnęły, kiedy mi odpowiadał:
-
Jakby nie patrzeć takie zachowanie do niej pasuje, ale wiesz czemu tak uważa?
Westchnąłem.
-
Może faktycznie wykorzystuje dziewczyny?
Emmett uniósł wysoko brwi.
-
No dobra, wykorzystuje je, ale Bella zaczęła mówić o Angeli.
Emmett zastanawiał się chwilę.
-
Oboje przesadziliście, wina leży tak samo po twojej jak i po jej stronie. Musicie się z tym
przespać i spróbować o tym porozmawiać na spokojnie. Bardziej nie pomogę, nie mam w
końcu fakultetu z psychologii. - dodał z uśmiechem i wstał.
-
Dzięki. -uśmiechnąłem się do niego.
Po raz pierwszy od dłuższego czasu rozmawiałem z moim bratem całkiem szczerze i to dzięki
Belli.
-
Jakbyś miał jeszcze jakiś problem to zamiast dzwonić do balsamu dla dusz, znanego inaczej
jako Jasper Hale, zadzwoń do mnie, tylko ja potrafię pomóc w kryzysowych sytuacjach. -
odwrócił się chichocząc głośno.
Poczułem się trochę lepiej i poszedłem do swojego pokoju.
Zaskoczony, zobaczyłem, że ktoś czeka pod moimi drzwiami. W pierwszym momencie
myślałem, że to Bella, ale zamiast tego usłyszałem skrzekliwy głos Tanyi:
-
Eeeedward, jesteś wreszcie, strasznie długo już na ciebie czekam.
Rzuciła mi się na szyję.
Krótko zastanawiałem się czy nie posłuchać Belli, ale zdecydowanie nie byłem w nastroju do
zmiany moich zasad moralnych. Odezwało się dawno nie używane sumienie, ale próbowałem
je zignorować.
- Co z
tobą Ed? Jakiś dziwnie spokojny jesteś. - niedowierzanie malowało się na jej twarzy.
-
Przykro mi Tanya, ale jestem kompletnie wykończony, muszę się porządnie zrelaksować. -
powiedziałem próbując wyczarować wyraz wyczerpania na mojej twarzy.
-
Może pomóc ci się zrelaksować? - zapytała próbując chyba brzmieć seksowanie, ale w
moich uszach zabrzmiało to zupełnie blado.
-
Nie, dziękuję! - z tymi słowami odwróciłem się i zamknąłem drzwi tuż przed zaskoczoną
twarzą Tanyi.
Zaskakująco dobrze czułem się z tym, że udało mi się ja spławić i położyłem się – co rzadko
się zdarza – samotnie do łóżka. Włączyłem laptopa i napisałem długiego emaila do moich
rodziców.
*bardziej pasowało mi to w ch***, ale się powstrzymałam :]
Rozdzia
ł 12
Tłumaczenie: Ginger!
Beta: Manika
Zamieszanie i całkiem mocne drzwi.
Następnego ranka byłam wykończona. Budzik wył przeraźliwie, próbując najwidoczniej
zmusić mnie hałasem do podniesienia się z łóżka. Alice rzuciła w owy dzwoniący przedmiot
poduszką i jęczała że nie wstanie teraz za żadne skarby świata.
Szkoda tylko, że zamiast w niego trafiła we mnie. Cudowna pobudka, nie ma co.
Zwlokłam się z łóżka, nie mając siły nawet na poprawienie swojej piżamy. Skierowałam się
do łazienki i spojrzałam w lustro. Jęknęłam na widok tego kogoś, kto wpatrywał się na mnie
ze zwierciadła, ale gdybym była bardziej próżna, możliwe, że zaczęłabym krzyczeć. .
Dlaczego każdego ranka wyglądałam jak nałogowy alkoholik?
Ochlapałam twarz lodowatą wodą, żeby się ocucić. Trochę pomogło, ale oczy dalej miałam
kompletnie zapuchnięte i nieprzytomne.
Wyjrzałam przez okno zastanawiając się co na siebie włożyć. Niebo było bezchmurne,
zdecydowałam się więc na krótką, ciemną sukienkę i czerwone balerinki. Alice (jakoś jednak
udało jej się wstać…) założyła przewiewną, szarą bluzkę, jeansowe szorty i razem udałyśmy
się na pierwszą lekcję. Mimo że nadal co jakiś czas wyrywało nam się ziewnięcie, to byłyśmy
zdecydowanie żywsze niż jeszcze dziesięć minut temu.
Nie zaszłyśmy jednak zbyt daleko, kiedy drogę zastąpiła nam Tanya wściekle świdrując mnie
wzrokiem.
-
Co zrobiłaś z Edym? – syknęła. Z tego co się zorientowałam, miało to zabrzmieć jak groźba,
ale w tym aspekcie wyszło dość marnie. Za to ja nie mogłam powstrzymać parsknięcia
śmiechem gdy usłyszałam sposób, w jaki ta wariatka skraca jego imię.
Alice wywróciła oczami i powiedziała:
-
A co? Wyrzucił cię z łóżka?
Chciała przejść obok niej, ale Tanya przytrzymała ją za ramię.
-
Nie waż się mnie więcej dotykać! - fuknęła na nią Alice i strąciła jej rękę.
Tanya odwróciła się w moją stronę.
-
Jak jeszcze raz zachowasz się tak podle w stosunku do mojego Ediego to będziesz miała ze
mną do czynienia! – warknęła..
Nie mogłam już dłużej powstrzymać się od śmiechu, i złapałam się za brzuch. Zmęczenie
jakoś odeszło w niepamięć.
-
Oj, czyżbym była wredna dla twojego Ediego? Oj, zła Bella! - zachichotałam i wyminęłam
wściekłą jak osa Tanyę.
-
Ja mówię serio! - krzyknęła jeszcze za nami, ale my już zdążyłyśmy popłakać się ze
śmiechu.
-
Czy ona... czy ona mi groziła? - spytałam Alice pomiędzy kolejnymi salwami śmiechu.
Skinęła tylko głową nie potrafiąc wydusić z siebie ani słowa.
-
Mogę się pośmiać z wami? - dobiegł nas męski głos.
- Emmett! -
zawołałam zaskoczona. Ten tylko uśmiechnął się szeroko i przytulił nas na
Bella:
powitanie.
-
No to powiecie mi co jest tak cholernie śmieszne?
-
Czyżby to przez wczorajszą akcję z tobą i Edwardem w roli głównej?
-
Też. – parsknęłam śmiechem po raz kolejny.
-
Zaraz, zaraz. Skąd ty właściwie o tym wiesz?
Emmett wzruszył ramionami.
-
Z pierwszej ręki, od Edwarda.
-
Pewnie wszystko tak poprzekręcał, że jak zwykle ja jestem winna. – wycedziłam, a świetny
humor z przed kilkunastu sekund ulotnił się jak kamfora.
-
Nie wydaje mi się. Wyglądał na podłamanego, a ja jeszcze nigdy nie miałem z nim tak
szczerej rozmowy. Proszę cię Bella, pozwól mu ze sobą porozmawiać, daj mu szansę i
wysłuchaj go. - powiedział spokojnie.
Nie brałam takiego obrotu sprawy pod uwagę, ale kiwnęłam głową potwierdzając
jednocze
śnie, że go wysłucham, a na twarz Emmetta znów powrócił uśmiech.
-
A teraz wyjaśnijcie mi jedną rzecz: czemu Tanya, którą właśnie mijałem kipiała z
wściekłości?
Alice i ja znów zachichotałyśmy.
-
Nasza najukochańsza Tanya zagroziła złej Belli, że jeśli jeszcze raz będzie podła w stosunku
do Edwarda to będzie z nią źle- odpowiedziała Alice, jednak Emmet tylko prychnął i posłał
nam spojrzenie z serii „Jak tu skumać te głupie baby?”. -Dziewczyny, ja mam teraz wf, któraś
z was też? - spytał.
- Ja! -
zawołałam ucieszona. Alice nie miała niestety tego szczęścia: ją czekała matematyka.
-
Miłej zabawy! - krzyknął jeszcze do niej Emmett.
-
Zabawa?! Jak ty będziesz szedł na matmę to pogadamy, mięśniaku – zawołała na wpół
naburmuszona; najwyraźniej matematyka nie należała do jej ulubionych przedmiotów.
-
Chciałem ci coś jeszcze powiedzieć - zaczął Emmett kiedy ruszyliśmy - Edward jest zbyt
dumny, żeby się przyznać do tego, że krytykował cię bezpodstawnie. Musisz jednak wiedzieć,
że to przez twój styl tańca, który jest bardzo podobny do stylu tańca jego byłej - Angeli. Na
pewno wiesz, że zdradziła go z naszym kuzynem Benem, więc nie złość się na niego za
bardzo. -
Emmet wziął swojego brata w obronę.
Skinęłam głową.
Nie były to co prawda przeprosiny, ale przynajmniej zaczynałam rozumieć powody takiego a
nie innego postępowania Edwarda.
Stanęliśmy przed szatnią.
W damskiej było już sporo dziewczyn, niestety również Lauren.
Popatrzyła na mnie ze wściekłością i zasyczała:
-
Kogo my tu mamy? Naszą małą tancereczkę, która ma się za nie wiadomo kogo!
-
Mówisz o sobie? Nie miałam pojęcia, że zdajesz sobie sprawę ze swoich wad -
odpowiedziałam niewinnie.
- Ty zdziro!
Wciągnęłam głośno powietrze.
Nie wiem czemu, ale wszyscy najbardziej aroganccy ludzie z tej szkoły postanowili nazywać
mnie zdzirą.
- Problemy z oddychaniem? -
spytała z udawaną troską.
-
Tak... strasznie tu śmierdzi zarozumiałymi ludźmi. - odpowiedziałam i z opóźnieniem
zdałam sobie sprawę, że po pierwsze, wzrok wszystkich dziewczyn skupiał się na nas, a po
drugie mój żart nie był na tyle śmieszny na ile bym tego chciała.
-
Chciałaś mnie obrazić, Swan?
-
Nie. Przykro mi, że muszę cię rozczarować, ale żeby móc z tobą rozmawiać musiałabym się
zniżyć do twojego poziomu* (*w oryginale Niveau), a nie mam zamiaru schylać się aż tak
nisko -
odpowiedziałam już o wiele bardziej spokojna.
- Mojego niskiego poziomu? –
zakipiała wściekłością Lauren.
-
No wiesz, to co używasz jako kremu do rąk. - stwierdziłam tylko i wyszłam z przebieralni.
Usłyszałam tylko głośny krzyk dziewczyny:
-
I co się tak na mnie gapicie? Zajmijcie się swoimi sprawami do cholery!
Pokręciłam z niedowierzaniem głową. Dlaczego osoby z najniższym IQ były tak często
najbardziej lubiane?
-
Tu jesteś! - usłyszałam wołającego do mnie Emmetta.
Odwróciłam się i podeszłam do niego, weszliśmy razem do sali gimnastycznej.
Kilka sekund później pojawiła się Lauren, ale nie zaszczyciła mnie swoim (jakże zacnym)
spojrzeniem.
-
A tej co znowu zrobiłaś? - spytał rozbawiony Emmett.
Opowiedziałam mu historię z szatni.
-
O ludzie, najpierw Tanya, teraz Lauren. Naprawdę wiesz jak zyskać sobie przyjaciół. Ile ja
bym dał, żeby zobaczyć wyraz jej twarzy.
Ale ja przestałam go już słuchać, mój wzrok padł na coś innego.
Powinnam raczej powiedzieć na kogoś innego.
Do sali właśnie wkroczył Edward ze swoim kumplem – Sethem.
Emmett od razu zorientował się, że coś jest nie tak, podążył za moim wzrokiem i zatrzymał
go na tej samej dwójce co ja.
-
Oj, chyba nie zdążyłem ci powiedzieć, że Edward też ma dziś wf. - powiedział
rozbawionym głosem.
- Ach, tak -
wymamrotałam. – Prawdziwie świetny z ciebie informator.
Cały czas wpatrywałam się w Edwarda. Może naprawdę go wczoraj zraniłam wspominając o
jego eks. Czy zawsze muszę się wtrącać w nie swoje sprawy?
Zatopiona
we własnych myślach za późno zorientowałam się, że Edward rozglądając się po
sali zatrzymał swój wzrok na mnie.
Byłam przekonana, że obdarzy mnie kolejnym wściekłym spojrzeniem, ale tym razem się
zawiodłam.
Czyżby właśnie mrugnął do mnie porozumiewawczo? A teraz jeszcze patrzył na mnie
wyraźnie skruszony?
Jego usta wygięły się w nieśmiałym uśmiechu.
Odwróciłam twarz i skoncentrowałam się z powrotem na Emmecie.
Byłam zbyt zaskoczona zachowaniem Edwarda i nie miałam pojęcia jak powinnam
zareagować.
Nas
za nauczycielka wf'u, pani Hang chciała dziś zacząć trenować z nami siatkówkę.
Nie byłam żadną mistrzynią sportu, za często potykałam się o własne nogi, ale kiedy udało mi
się skoncentrować nie byłam wcale taka tragiczna.
Przez cały wf świadomie unikałam wzroku Edwarda, on wydawał się robić to samo.
Udało mi się skupić na zajęciach, więc pod koniec lekcji byłam całkiem spocona.
Sama nie wiem czemu, ale chciałam, żeby Edward wiedział, że potrafię grać w siatkówkę. W
końcu nie mógł się powstrzymać od śmiechu przy naszym pierwszym spotkaniu, kiedy z
wielką gracją się potknęłam.
Gdy zadzwonił dzwonek poszłam się odświeżyć, uparcie ignorując durne komentarze Lauren
(co chyba jej się nie podobało) i udałam się na kolejną lekcję.
Do końca przerwy zostało jeszcze trochę czasu, pomimo tego otworzyłam drzwi do sali
fizycznej z rozmachem.
Najwyraźniej ze zbyt dużym rozmachem.
Usłyszałam tylko jak jakiś chłopak krzyknął głośno:
- Auuu!
I złapał się za nogę.
-
Jejku, strasznie cię przepraszam.
Przecież nie otwierałam tych drzwi aż z taką siłą.
- Bardzo boli? -
spytałam pomimo tego z troską.
-
Nie! Zawsze podskakuję na jednej nodze krzycząc „auu”. Miałem trudne dzieciństwo. -
fuknął.
Uniosłam brwi.
- Serio? -
spytałam ostrożnie, wiadomo, że nie...
Puścił wreszcie swoją nogę i wywrócił oczami.
-
Skarbie, to się nazywa ironia!
Cholera, wiedziałam, że z moim sarkazmem jest coraz gorzej.
-
W każdym bądź razie bardzo mi przykro, a tak przy okazji jestem Bella - przedstawiłam się.
- Jacob -
odpowiedział szorstko i poszedł w swoją stronę.
Podczas kiedy Jacob realizował się jako aktor, klasa zaczęła się powoli zapełniać, między
innymi Edwardem Cullenem, który właśnie się do mnie uśmiechnął.
A ja tak samo jak za pierwszym razem spuściłam wzrok i czekałam na nauczyciela.
Wiedziałam od Jaspera, że pan Rug przywiązuje dużo wagę do zajmowanych przez uczniów
miejsc, postanowiłam więc poczekać na niego, żeby sam wybrał dla mnie miejsce.
Uczniowie powoli zajmowali swoje ławki. Oczywiście miejsce obok Edwarda cały czas było
puste. Kiedy zadzwonił dzwonek i do klasy wkroczył nauczyciel dalej nic się w tym fakcie
nie zmieniło.
Każdy kto umiał liczyć chociaż do jednego, zdawał sobie sprawę jak bardzo wysokie jest
prawdopodobieństwo, że to właśnie ja zajmę zaszczytne miejsce.
Pan Rug miał siwe włosy i nosił okulary w rogowych oprawkach. Koszula tak mocno opinała
jego piwny brzuch, że bałam się czy jeden z guzików przypadkiem nie wystrzeli mi prosto w
twarz.
-
Ty musisz być Bella, nowa uczennica, zgadza się? - popatrzył na mnie znad okularów.
Skinęłam głową, uśmiechając się niepewnie i powtarzając w myślach formułkę „Proszę, tylko
nie obok Edwarda, błagam, tylko nie obok Edwarda…”
-
Usiądź więc proszę obok Edwarda - wskazał na gorące krzesło, a mój całkiem dobry humor
pry
snął jak bańka mydlana.
Pan Rug zaczął już lekcje, ale ja kompletnie nie mogłam się skoncentrować.
Usłyszałam nagle cichy głos Edwarda:
-
Nieźle przywaliłaś Jacobowi. - uśmiechnął się.
Czy on właśnie próbował ze mną rozmawiać?
Szczerze mówiąc podziwiałam Edwarda. To było pierwsze zdanie, jakie do mnie powiedział
nie używając przy tym słów „balerina”, „zdzira” czy „źle”.
Wzruszyłam ramionami.
-
Wyglądał jakby naprawdę go bolało. - skomentowałam.
-
Jak to gej, na wszystko reaguje z przesadą.
Wściekłość znów zaczynała się we mnie gotować.
-
Dlaczego właściwie taką przyjemność ci sprawia obrażanie ludzi bez powodu? - starałam się
nie podnosić głosu.
Edward wyglądał jakby chciał się wytłumaczyć.
Energicznie pokręcił głową i zachichotał.
-
Źle mnie zrozumiałaś. On naprawdę jest gejem.
Kompletnie zaskoczona spojrzałam na niego.
-
Skąd ta pewność?
-
Zaprosił mnie kiedyś na randkę. Wierz mi – wiem co mówię.
Teraz kiedy mi wszystko wyjaśnił i ja zaczęłam się cicho śmiać.
Dalsza część lekcji przebiegła w spokoju, chociaż był to inny rodzaj spokoju niż wcześniej.
Edward i ja przeprowadziliśmy pierwszą prawdziwą rozmowę, a ja nie oblałam go wodą, z
czego byłam naprawdę dumna.
Po dzwonku na przerwę Edward rzucił przyjaźnie w moją stronę:
- Do zobaczenia
później.
Oby podczas lekcji tańca było równie dobrze.
Bzdura. Znasz Edwarda –
dalej będzie cię wyłącznie krytykował.
Trochę nadziei jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
Mrucząc do siebie pod nosem poszłam na kolejną lekcję.
*od razu mówię, że uwielbiam gejów! Autorka oryginału też, więc jeśli ktoś poczuł się
urażony to przepraszam.
Rozdział 13
Tłumaczenie: Ginger!
Nie ma to jak gadać do ściany!
Wreszcie wszystkie lekcje dobiegły końca.
Całe przedpołudnie strasznie mi się dłużyło.
Lekcje były usypiające, a to co nauczyciel opowiadał o rewolucji francuskiej jednym uchem
wlatywało, a drugim wylatywało.
Rzuciłam się na łóżko wyczerpana, sama nie wiem czym.
Alice zaraz po przerwie na lunch miała swoje zajęcia taneczne, byłam więc sama. Z jednej
strony chciałam, żeby czas biegł trochę szybciej – byłam zmęczona tym nudnym dniem, z
drugiej nie miałam ochoty na kolejne spotkanie z Edwardem.
Mieliśmy co prawda całkiem miłą pogawędkę na fizyce, ale teraz? Kto go tam wie, może
na
sza rozmowa spowodowana była jego chwilowym dobrym humorem?
Położyłam głowę na poduszce i głęboko wciągnęłam zapach świeżej pościeli. Miałam jeszcze
godzinę. Westchnęłam i wyciągnęłam z szuflady mojego Ipoda, założyłam słuchawki i
włączyłam ulubioną playlistę.
Zamknęłam oczy i przy dźwiękach „4ever” The Veronicas zapadłam w lekką drzemkę. Po
dwudziestu minutach obudziłam się jednak równie znużona. Wstałam, zmieniłam strój na ten
do tańca i westchnęłam. Miałam ponad dwadzieścia minut i dalej nie miałam pojęcia co ze
sobą począć. W końcu zdecydowałam się pójść do sali, nie wytrzymałabym ani chwili dłużej
w tym pokoju.
Ipoda zabrałam ze sobą. Byłam na miejscu oczywiście wiele za wcześnie, więc sala była
całkiem pusta. Rzuciłam torbę w róg i zaczęłam rozgrzewkę, spojrzałam jeszcze przelotnie
przez szybę wychodzącą na korytarz i wsłuchałam się w muzykę...
Edward:
Bella:
Nie wytrzymam ani sekundy dłużej w tym pokoju. Założyłem ubranie na zajęcia, wziąłem
swoją torbę i wyszedłem.
Byłem zdecydowanie za wcześnie.
Sp
ojrzałem przez szybę i kiedy zobaczyłem, że Bella już jest, poczułem się trochę nieswojo.
Wyglądała ślicznie. Nic dziwnego, że większa część męskiej populacji tej szkoły, w tym
Mike, Tyler i Eric już ostrzyli sobie na nią kły.
Strój leżał na niej perfekcyjnie, podkreślając subtelną figurę.
Edward! Skoncentruj się na istotnych rzeczach! - powiedziałem sam do siebie.
Racja.
Może powinienem zastanowić się nad tym jak ją przeprosić.
Stałem i jak idiota przypatrywałem się Belli, doszedłem do wniosku, że faktycznie byłem dla
niej strasznie podły.
Przecież to nie jej wina, że tańczy jak moja eks.
Chociaż moja matka – Esme, doskonale wiedziała, że należę do zbyt dumnych osób, całe
życie uczyła mnie, że należy przyznawać się do popełnionych przez siebie błędów.
Nie należę też do ludzi, którzy lubią przepraszać, ale Emmettowi udało się przemówić mi
trochę do rozumu.
Odetchnąłem głęboko i otworzyłem drzwi.
-
Cześć Bello! - przywitałem się.
Zero reakcji.
Cóż, może mnie ignoruje.
-
Posłuchaj, właściwie to chciałem ci powiedzieć... straszniecięprzepraszam! - wyrzuciłem z
siebie szybko.
Cisza.
Byłem już mocno zirytowany. Okej, może miała prawo, żeby mnie ignorować, ale teraz
powinna jakkolwiek zareagować na moje słowa.
Ale ona dalej kontynuowała swoją rozgrzewkę nie zdradzając żadnych emocji.
-
Bello, naprawdę chcę cię przeprosić. Mogłabyś coś powiedzieć? Cokolwiek? - spytałem,
teraz już zdenerwowany.
Dalej żadnej reakcji.
Nagle Bella zaczęła nucić pod nosem jakąś melodię.
-
Więc to tak? Ja sobie mogę przepraszać, a ty masz to gdzieś?! - napadłem na nią.
Tak się do cholery nie zachowują cywilizowani ludzie!
Nagle zrozumiałem w czym tkwi problem. Bella miała słuchawki w uszach.
Teraz dopiero poczułem się jak kompletny idiota – cały czas gadałem do ściany! Zrobiłem się
czerwony i szybko spojrzałem przez szybę czy ktoś przypadkiem tego nie widział. Uff, na
szczęście nikt.
- No to spróbujmy jeszcze raz. -
westchnąłem i podszedłem do Belli, żeby zdjąć jej
słuchawki.
Bella:
Rozgrzewałam się już dłuższą chwilę, więc niedługo powinni zacząć schodzić się pozostali.
Nagle ktoś wyjął mi z uszu słuchawki!
Przerażona odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętą twarz Edwarda. Złapałam się za serce.
-
Cholera, ale mnie przestraszyłeś!
Uśmiech Edwarda zrobił się jeszcze szerszy.
- Przepraszam. -
odpowiedział.
-
Nie ma za co, wcześniej czy później i tak musiałabym je zdjąć. - wymamrotałam.
-
Eee, nie to miałem na myśli. - powiedział i wbił wzrok w podłogę.
- A co? -
zapytałam kompletnie zbita z tropu.
- Moje wczorajsze zachowanie. -
prawie wyszeptał nie podnosząc oczu.
Jak on słodko wyglądał! Jak mały chłopiec, którego mama właśnie przyłapała na podjadaniu
czekoladek. Uroczo!
Zaraz, zaraz. Słowa „słodki” i „uroczy” nie mogą być używane tuż obok słów Edward Cullen.
Spojrzał mi w oczy.
Powinnam coś teraz powiedzieć?
-
W porządku, ja też nie byłam zbyt miła. - odpowiedziałam powoli.
Edward roześmiał się rozluźniony.
- Zgoda? -
wyciągnął rękę w moją stronę.
- Zgoda! -
z uśmiechem uścisnęłam jego dłoń.
Kiedy n
asze dłonie się zetknęły poczułam się dziwnie odprężona, Edward chyba czuł się tak
samo.
Do sali powoli wchodzili kolejni uczniowie wpatrując się w nas z zaskoczeniem. Co jak co,
ale chyba pierwszy raz widzieli nas stojących tak blisko siebie i nie wypowiadających słów
powszechnie uznawanych za obraźliwe.
Jedynie Emmett uśmiechał się ze zrozumieniem.
Wreszcie przyszedł pan Spring.
-
Super, jesteście już wszyscy. Idźcie teraz poćwiczyć w parach do swoich sal, tylko bądźcie
proszę za godzinę z powrotem.
- Idziesz? -
spytał Edward radośnie. Potaknęłam jedynie, dalej zaskoczona tym, że potrafimy
być w stosunku do siebie mili.
Tak jak poprzednim razem ćwiczyliśmy w sali numer trzy.
Ale teraz było zupełnie inaczej.
Po pierwsze –
Edward i ja zachowywaliśmy się wobec siebie przyjaźnie.
Po drugie –
Edward nie zapomniał płyty.
Po trzecie –
Edward nie krytykował mnie, a na koniec stwierdził nawet, że było „dobrze”.
I po czwarte –
udało nam się osiągnąć kompromis do kolejnych figur.
Po godzinie –
całkiem zadowoleni z tego, co udało nam się zrobić – wróciliśmy do sali
tanecznej.
Weszliśmy ostatni, wszyscy pozostali już byli.
-
Teraz już jesteśmy wszyscy i mam nadzieję, że porządnie przepracowaliście tą godzinę.
Chciałbym też przypomnieć wam o naszym corocznym balu, waszym szkolnym obowiązku. -
powiedział pan Spring.
Na dźwięk słowa bal wszyscy wydali z siebie jęk.
-
Ten bal naprawdę jest taki straszny? - szepnęłam do Emmetta.
-
Gdyby to był normalny bal, to pewnie nie byłby taki zły, ale ten jest zupełnie inny.
-
Możesz zdefiniować „zupełnie inny”? - zapytałam już nieźle zmartwiona.
-
Bal maskowy, na który nikt nie przychodzi z partnerem. Poza tym przez cały czas musisz
mieć tąprzeklętą maskę na sobie, no wiesz, żeby było tajemniczo. - wymamrotał Emmett.
-
Ale pomyśl o najgorszym! Jak można jeść i pić przez taką maskę?! - dramatyzował.
Nie mogłam się nie roześmiać.
Pomijając obawy Emmetta o śmierć głodową brzmiało to zdecydowanie zbyt wytwornie.
Wygląda na to, że będę musiała wybrać się na zakupy z Alice i Rosalie. I to jak najszybciej,
bal był już za trzy dni.
Kiedy pan Spring skończył lekcję, a ja pożegnałam się (dalej w bardzo przyjazny sposób) z
Edwardem i Emmettem, poszłam do pokoju, gdzie czekała już na mnie Alice.
-
Cześć, słyszałaś już o balu? - spytała podniecona.
W jej pytaniu kryła się nutka niepewności jaka będzie moja odpowiedź.
-
Alice, musimy iść na zakupy. - powiedziałam, a ona zaczęła skakać po pokoju i krzyczeć
„Zakupy, zakuuupy!”
O mój Boże, to dziecko ma chyba poważną wadę!
Ale ko
cham ją pomimo to.
Rozdział 14
Tłumaczenie: Ginger!
Zakupy z Alice? Nigdy więcej!!
Bella:
Westchnęłam beznadziejnie.
Dziś był już piątek, a to oznaczało, że już pojutrze miał odbyć się bal.
W szkole oczywiście mówili o tym wszyscy, a jeśli ktoś przypadkiem nie usłyszał to i tak nie
mógł przeoczyć plakatów wiszących na każdej ścianie, każdej sali, każdego budynku szkoły.
Jasper, Rosalie, Emmett i Alice powiedzieli mi czego mniej więcej powinnam spodziewać się
w niedzielę.
Tancerze standardo
wi mieli przewagę. Walc, salsa, ale także disco fox* i wiele innych. Pełny
zestaw. Prawie pełny. Hip hopu nikt oczywiście nie brał nawet pod uwagę, nie powiem, żeby
mnie to cieszyło, biorąc pod uwagę fakt, że jestem tancerką zdecydowanie hip hopową i o
tańcach standardowych miałam dość mgliste pojęcie. Na ratunek przyszedł mi Jasper, który
obiecał, że poćwiczy ze mną kilka podstawowych kroków przed balem.
Byłam w West Coast Academy trochę ponad tydzień, a już udało mi się znaleźć świetnych
przyjaciół.
Wcz
eśniej byłam samotniczką – nie, żeby nikt nie chciał mieć ze mną nic wspólnego, ja po
prostu nie mogłam znieść tych wszystkich płytkich nowojorskich dziewczyn, a faceci nie byli
lepsi – albo zidiociali macho, albo skretynieli aroganci.
Ale tutaj wszystko
wyglądało zupełnie inaczej.
Rose i Alice nie zaliczały się do tych płytkich wieszaków z Nowego Jorku, do których byłam
przyzwyczajona. Jasper z Emmettem –
co tu dużo mówić – dwójka świetnych kumpli.
Tak naprawdę zaczynałam obawiać się jedynie zakupów z Rose i Alice.
Wiedziałam doskonale, że ani Cullenowie ani Hale'owie biedy nie klepali, ja też nie mogłam
narzekać na brak funduszy (zwłaszcza biorąc pod uwagę, że moi rodzice – Charlie i Renee
prowadzili wspólnie całkiem dochodową firmę ze sprzętem elektronicznym), ale nigdy nie
wydawałam pieniędzy na ubrania.
Nie, żebym nigdy nie była na zakupach, nie przywiązywałam po prostu do tego jakiejś
wielkiej wagi.
Emmett wyglądał na równie przerażonego co ja, wiedział doskonale, że Rose mu nie odpuści
i jak nic
będzie musiał jechać razem z nami, tak jak Jasper. Jak tak o tym myślę, to może być
nawet zabawne.
Ponieważ nie miałam jeszcze własnego samochodu (tata bał się, że zrobię sobie krzywdę za
kierownicą) zdecydowaliśmy się, że Rosalie, Alice i ja pojedziemy autem tej pierwszej
(http://smggermany.typepad.com/photos/uncategorized/2008/05/19/ferrari_california.jpg), a
chłopcy wezmą mercedesa Emmetta
(http://www.motornews.at/cms/upload/berichte_auto/alutec/mercedes_ml_alutec_blade_2.jpg
).
Rosalie z Alice zdecydow
anie odrzuciły pomysł zakupów w lokalnym centrum handlowym.
Podobno nie ma tam ani jednej ładnej sukienki. Mieliśmy więc przed sobą ponad godzinę
jazdy do następnego centrum.
Podczas podróży dziewczyny obmyślały szczegółowy plan zakupów.
- Najpierw oczyw
iście sukienki. One są w końcu najważniejsze! - powiedziała Rosalie tonem
nie uznającym sprzeciwu.
Wywróciłam oczami. Na szczęście siedziałam z tyłu, więc Rose niczego nie zauważyła.
Niech mi ktoś wytłumaczy jak ja dałam się wciągnąć w ten zakupowy szał?!
-
Dokładnie! Wejdziemy do każdego sklepu i wybierzemy te najładniejsze. - skomentowała
Alice.
-
Potem buty, biżuteria i oczywiście maski. - deliberowały dalej podekscytowane.
-
Ludzie, to przecież tylko bal! - odezwałam się po raz pierwszy odkąd wsiadłam do
samochodu.
Jednocześnie popatrzyły na mnie tak, że zdecydowanie najlepszym rozwiązaniem będzie nie
odzywanie się do końca podroży.
Dwadzieścia minut później miały już wszystko zaplanowane, zdążyły nawet ustalić, że
najlepiej będę wyglądać w niebieskim.
Co za różnica? Przeszło mi przez myśl.
W radiu właśnie puścili „When I grow up” Pussycat Dolls. Rosalie od razu pokazała, że jej
auto oprócz wyglądu i dobrego silnika ma także całkiem niezły sprzęt audio.
Słońce świeciło mocno, włosy rozwiewał nam wiatr, a my tańczyłyśmy (na tyle na ile
pozwalała nam na to jazda samochodem) i śpiewałyśmy na całe gardło razem z radiem.
Ciekawe jak to wyglądało dla ludzi, których mijałyśmy (o ile widzieli cokolwiek, bo Rosalie
bynajmniej nie oszczędzała swojego ferrari). Zresztą, nie ważne! Bawiłyśmy się świetnie!
Kiedy dojechaliśmy oczy moich przyjaciółek zaświeciły się z podniecenia, wyskoczyły
natychmiast z auta. Westchnęłam i poszłam za nimi.
O mój Boże!
Stałyśmy przed największym centrum handlowym na tym wybrzeżu! Co też mówiła Alice
kilkadziesiąt minut temu?
No tak, mamy wejść do każdego sklepu!
Emmett z Jasperem chyba też nie byli zbytnio zadowoleni z wielkości budynku, przed którym
stali.
- Ruszamy kochane! -
zawołała Alice biorąc mnie i Rosalie pod rękę.
Chłopcy snuli się za nami jak cienie.
Weszłyśmy do środka. Alice zaczęła zachowywać się jak dziecko, które właśnie dostało pod
choinkę swój sklep z zabawkami. Piszczała cicho, a oczy miała wielkości księżyca w pełni.
Coraz bardziej obawiałam się o faktyczny stan jej umysłu.
Natychmiast wypatrzyła pierwszy sklep i pociągnęła mnie za sobą, odwróciła się jeszcze do
Jaspera i Emmetta:
-
Wy pójdziecie poszukać sobie garniturów. Też musicie dobrze wyglądać!
Szczerze mówiąc nie wyglądali na zadowolonych z czekającego ich zadania, ale żaden nie
chciał ryzykować życia kłócąc się ze swoją dziewczyną/siostrą.
W sklepie obie znalazły kilka sukienek dla siebie. Dla mnie oczywiście też. Wcisnęły mi je do
rąk i rozkazały iść do przebieralni.
Jako pierwszą przymierzyłam długą, bladoróżową sukienkę bez ramiączek
-
Wyłaź! - usłyszałam głos Rosalie.
Na zakupach kobiety stają się strasznie władcze.
Wyszłam i zobaczyłam Rose w cudownej, zielonej sukni do ziemi, a obok niej stała Alice
mająca na sobie czarny strój, z przodu sięgający do kolan, o wiele dłuższy z tyłu.
-
Sama nie wiem, ta kiecka chyba sprawia, że jesteś jeszcze bledsza. Nie wydaje ci się? -
spytała sceptycznie Rosalie.
Wzruszyłam ramionami. Blada i tak będę zawsze.
-
Przymierz inną! - powiedziała Alice wpychając mnie z powrotem do przebieralni.
Miałam nieodparte wrażenie, że spędzimy w tym sklepie przynajmniej godzinę.
Dzięki Bogu każdej z nas udało się znaleźć coś dla siebie o wiele szybciej.
Rose wyglądała olśniewająco w długiej czerwonej sukni ze złotymi aplikacjami, ale
oczywiście marudziła:
-
Każdy będzie wiedział, że to ja!
No tak, zapomniałam, że na balu każdy ma być anonimowy, nie będę mogła nawet przebywać
w towarzystwie moich przyjaciół.
Alice miała na sobie uroczą, zwiewną, białą sukienkę do kolan, przewiązaną w pasie
ogromną, czarną kokardą. Idealnie komponowała się z jej czarnymi włosami i jasna cerą.
Moja sukienka była ciemnoniebieska w prążki o trochę jaśniejszym odcieniu. Alice z Rosalie
uznały, że jest idealna dla mnie. Nie wypadało mi więc się nie zgodzić z paniami
ekspertkami.
Czas na buty.
Po przejściu chyba wszystkich sklepów obuwniczych i obejrzeniu wszystkich dostępnych
butów Alice wybrała dla mnie czarne buty na obcasie z białymi czubkami.
Jak ja niby mam w nich tańczyć? Chyba będę musiała ubrać je na lekcje z Jasperem.
Alice stwierdziła, że musi rzucać się w oczy i wybrała czerwone szpilki, Rose natomiast,
podobnie jak ja, zdecydowała się na czarne.
Kolej na biżuterię.
Zdenerwowany Jazz dzwonił już do Alice, że powinniśmy wracać, ale nie zrobiło to na jego
dziewczynie zbytniego wrażenia.
-
Jasper! Chcesz chyba, żebym dobrze wyglądała! - rozłączyła się.
I weszłyśmy do jubilera.
Wybrałam dla siebie delikatny, czarny łańcuszek i maleńkie perły do uszu. Rose
zrezygnowała z ozdabiania swojej szyi i postawiła na wielkie, czarne kolczyki. Alice kupiła
natomiast czerwone, żeby pasowały do butów i do tego bransoletkę z pereł.
Po wyjście z (setnego już chyba dzisiaj) sklepu Alice uśmiechnęła się przebiegle:
- A teraz idziemy po maski!
Udało im się znaleźć skromną, śliczną maskę idealnie pasującą do mojej sukienki. Alice
wzięła jedną w kolorze ciemnego złota, a Rosalie, która zastanawiała się najdłużej – czarną.
Wreszcie miałyśmy już wszystko! Udałyśmy się więc do kafejki, gdzie czekali na nas
znudzeni Jasper z Emmettem.
-
Pokaż swoją kieckę Rose! - rzucił Emmett do swojej dziewczyny.
-
Kompletnie zwariowałeś! Zobaczysz ją dopiero na balu!
-
Przecież to nie suknia ślubna! - wymamrotał wyraźnie niezadowolony, a ja bardzo subtelnie
wybuchnęłam śmiechem.
Zapakowaliśmy torby z zakupami do bagażnika mercedesa Emmetta i ruszyliśmy w drogę
powrotną.
Dopiero teraz poczułam jak jestem zmęczona.
Dojechaliśmy w końcu pod szkołę. Poszłam z Alice do naszego pokoju i od razu rzuciłam się
na łóżko. Alice mówiła coś jeszcze o pokazie mody, ale nie miałam siły jej słuchać.
Nigdy więcej zakupów z Alice! To była ostatnia myśl zanim odpłynęłam w krainę snu.
*
http://www.youtube.com/watch?v=wO7taxUAFCg
Rozdział 15
Tłumaczenie: Ginger!
Deszczowy jogging i mruczący kierowca volvo.
Bella:
Obudziłam się w miarę wypoczęta. Spojrzałam na Alice, która jeszcze spała. Z nogami na
poduszce, ta to nawet we śnie musi się wiercić.
10 rano, sobota, a to oznacza nic innego jak to, że jutro bal.
Przewracałam się z boku na bok próbując zasnąć jeszcze na kilka chwil. Nic z tego, po
dziesięciu minutach stwierdziłam, że czas coś ze sobą zrobić. Wstałam z łóżka, założyłam
spodnie do biegania, niebieski tank-
top i adidasy, włosy związałam w ciasny kucyk, nic tak
nie przeszkadza w bieganiu jak włosy żyjące własnym życiem. Zabrałam swojego Ipoda z
biurka, a zamiast niego zostawiłam Alice kartkę gdzie jestem, żeby nie martwiła się
niepotrz
ebnie. Po cichu otworzyłam drzwi.
Dzięki Bogu przy szkole znajdował się mały park. Wyglądało na to, że nikt nie wstaje tak
wcześnie w sobotę – w parku oprócz ptaków nie było żywej duszy.
Obiegnięcie parku nie zajęło mi zbyt wiele czasu, postanowiłam więc, że pobiegnę kilka
uliczek na północ, gdzie znajdował się mały las. Po drodze nie minął mnie nawet jeden
samochód.
Biegając pośród drzew nie zauważyłam kiedy niebo zasnuły ciemne chmury, dopiero teraz
dotarło do mnie, że wczoraj w radiu wspominali coś o zmianie pogody, a nawet o burzy.
Jęknęłam, świetnie! Nawet jeśli jakimś cudem nie trafi mnie piorun, to jutro mam
gwarantowane przeziębienie. Zaczęło kropić, a po chwili lało już jak z cebra.
Natychmiast zawróciłam, chciałam jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju. Łatwo
powiedzieć, trudniej zrobić.
Wkurzona i mokra zauważyłam kątem oka, że jedzie jakiś samochód. Wow, pierwszy, który
dziś widzę. Mijając mnie zaczęło zwalniać, żeby zaraz się zatrzymać. Śliczne, srebrne volvo.
Szyba od strony pasażera zjechała w dół, a zza kierownicy dobiegał łagodny, męski głos.
-
Może mógłbym cię podrzucić?
Doskonale znany mi głos.
Z siedzenia kierowcy uśmiechał się do mnie Edward Cullen.
Byłam strasznie zawstydzona, wgapiałam się w niego oniemiała. Czy akurat ON musiał mnie
zobaczyć w takim stanie? Byłam przemoczona do suchej nitki.
-
Całe auto będziesz miał mokre. - odpowiedziałam niepewnie.
-
Przestań wygadywać bzdury i wsiadaj. Jeszcze się rozchorujesz. - przewrócił oczami,
przechylił się i otworzył drzwi po swojej prawej stronie.
Wsiadłam najszybciej jak mogłam, próbując nie zmoczyć całego samochodu (i to jakiego!)
jeszcze bardziej.
Każdy centymetr mojego ciała był mokry i jakbym znajdowała się w zbyt mało krępującej
sytuacji to właśnie zaczęłam się trząść.
Edward natychmiast włączył ogrzewanie i ściszył muzykę
-
Dziękuję. - powiedziałam cały czas szczękając zębami. Bardziej żenującej sceny nie mógł
wymyślić nawet najlepszy scenarzysta. Już chyba wolałabym, żeby mnie piorun strzelił.
Czemu akurat Edward Cul
len musiał tędy jechać?
-
Żaden problem. - spojrzał na mnie z uśmiechem.
-
Właściwie to co ty tu robisz tak wcześnie? - spytałam.
- Nic specjalnego. -
wymamrotał i w jednej sekundzie skierował swój wzrok na drogę.
Nie da się ukryć, że prędkość z jaką prowadził Edward znacznie przekraczała dopuszczalną.
Szkoła była coraz bliżej.
Uniosłam wysoko brwi, a kiedy tylko on zobaczył mój sceptyczny wyraz twarzy, wymruczał
pod nosem ledwie słyszalnym głosem:
-
Miałem kilka spraw do załatwienia.
Prawdziwy anioł stróż – przeszło mi nagle i niespodziewanie przez myśl. I lepiej, żeby
zostało to w mojej głowie. Bojąc się spojrzeć na twarz mojego kierowcy zwróciłam swój
wzrok na prędkościomierz. O mój Boże! Czy on myśli, że to bolid formuły 1?! Tego też
wolałam nie wypowiadać na głos, jeszcze mnie wysadzi na pierwszym zakręcie. A teraz skoro
i tak widzi mnie w całej mojej miernej okazałości, nie miałam na to specjalnej ochoty.
Dojechaliśmy w końcu pod szkolę, dziękując Edwardowi jeszcze raz, wyskoczyłam szybko z
samo
chodu. Zupełnie niepotrzebnie spojrzałam na niego, bo właśnie obdarzył mnie jednym ze
swoich zabójczych uśmiechów.
Stop! Edward i zabójczy uśmiech? Chyba już mam gorączkę.
Rozdział 16
Tłumaczenie: Ginger!
Zielony lis z g
ołębiem w kolorze fuksji.
Edward:
Rozglądałem się gorączkowo. Jeśli ktoś mnie TU zobaczy będę trupem – umrę upokorzony.
Mógłby się łaskawie pospieszyć. Nie wiedziałem, że mężczyźni też się spóźniają. Czyżby on
też spędzał w łazience godzinę przed wyjściem?
Pięć minut później wreszcie pojawił się na parkingu, a kiedy zobaczył mnie czekającego na
niego w samochodzie uśmiechnął się szeroko i natychmiast przyspieszył.
-
Cześć Edward! - przywitał się, a jego uśmiech zrobił się jeszcze szerszy.
Patrzyłem na niego z obawą.
-
Cześć Jacob. - wymamrotałem tylko. Jedyne o czym teraz marzyłem to jak najszybciej
opuścić teren szkoły.
-
Widział cię ktoś? - spytałem zapalając samochód.
-
Nie. Możesz być spokojny, nikomu nie powiedziałem o naszych planach. Właściwie to
czemu umówiliśmy się tak wcześnie?
Teraz to ja wzniosłem oczy ku niebu.
-
Żeby jak najszybciej mieć to z głowy i żeby nikt nas nie zobaczył. - dodałem gazu, Jacob
westchnął.
-
Czy to dla ciebie aż tak upokarzające? - zapytał.
Spojrzałem na niego jak na kosmitę.
-
Oczywiście! Co pomyśleliby inni widząc nas razem?
Roześmiał się serdecznie.
Też chciałbym mieć tak dobry humor.
-
Z awsze możemy powiedzieć po prostu prawdę. - powiedział.
Od razu przypomniałem sobie sytuację sprzed miesiąca. Szedłem właśnie do mojego pokoju z
Marie... a może z Lisą? Nieistotne. Na korytarzu dwóch osiłków przygwoździło Jacoba do
ściany trzymając go za kołnierz koszuli. Zanim nas zauważyli słowa „stłuczemy cię na
kwaśne jabłko” były najsubtelniejsza z całej reszty, która padała z ich ust. Gdyby nie to, że
akurat tamtędy przechodziłem... W każdym bądź razie na widok mój i … kurczę, nie mam
pojęcia która to była wtedy, puścili Jacoba, ale mogłem usłyszeć „I tak cię dopadniemy”.
Nie ulega wątpliwości, że gdyby „dopadli” nas razem to ani on ani ja nie uniknęlibyśmy
wizyty w szpitalu.
- Edward! Jedziesz za szybko! -
krzyknął nagle Jacob.
-
Bez obaw, wiem jak się jeździ samochodem.
Ani mi się śniło zdejmować nogę z gazu, chciałem mieć to jak najszybciej za sobą.
W końcu na horyzoncie ukazał się cel naszej podróży.
Zaparkowałem i wysiedliśmy z auta. Jacobowi oczy zaświeciły się jak żarówki i z
podnieceniem w głosie powiedział:
- Zakupy!
Co za człowiek...
-
Mógłbyś się trochę uspokoić?
Najwyraźniej nie mógł, zdążył wpaść już w zakupowy szał.
Chcąc nie chcąc poszedłem za nim. Jutro był bal, a ja nie miałem ani garnituru ani maski.
Moja rodzina (nie licząc Alice, z którą zakupy były istnym koszmarem) nie miała zakupowej
gorączki, a tym bardziej nie miał jej mój przyjaciel Seth.
Byłem więc skazany na Jacoba.
A ten właśnie wszedł do pierwszego sklepu. Od razu pociągnął mnie do części, w której
wisiała ogromna ilość garniturów. Wbudowany moduł GPS jeśli chodzi o zakupy – nie
ulegało wątpliwości, że Jacob go posiadał.
Wszy
scy panowie mieli być ubrani w czarne garnitury, jedynie kolor koszuli był dowolny.
Wybrałem zielony. Właściwie to Jacob go wybrał, powiedział, że idealnie podkreśli barwę
moich oczu i będzie przecudownie kontrastował z miedzianym odcieniem moich włosów.
D
osłownie tak to ujął. Trudno się kłócić z ekspertem.
Jacob wybrał różową, specjalnie mnie to nie zdziwiło.
Wcisnął mi w rękę kilka wieszaków z garniturami i wepchnął do przebieralni.
Nie był zadowolony z dwóch pierwszych, które przymierzyłem, ale trzecim był zachwycony.
Dzięki Bogu nikt nie wymagał od nas krawatów. Garnitur wystarczająco krępuje moje ruchy.
Musiałem znaleźć jeszcze maskę przypominające jakieś zwierzę. Jacob wybrał sobie gołębia.
Wolałem nie wnikać w ukryte znaczenie jego wyboru. Ja szukałem trochę dłużej, aż w końcu
zdecydowałem się na maskę w kształcie lisa.
Mieliśmy już wszystko, skierowaliśmy się więc do wyjścia.
-
Eddy, może pójdziemy jeszcze na lody? - usłyszałem nieśmiały głos Jacoba, ale kompletnie
go zignorowałem.
Wsiedliśmy z powrotem do samochodu, jechałem jeszcze szybciej niż wcześniej.
-
Wysadzę cię kawałek wcześniej, okej? - zapytałem, a on skinął tylko głową.
Dojeżdżaliśmy, zatrzymałem się, podziękowałem jeszcze Jacobowi i już go nie było.
Chciałem jechać prosto pod szkolę, kiedy zobaczyłem Bellę zmagającą się z deszczem.
Pewnie zaczęło padać jak biegała.
Podjechałem i zatrzymałem się obok niej. Cholera, nawet kompletnie przemoczona wyglądała
świetnie i seksownie. Co też mi za myśli do głowy przychodzą...
Zapytałem czy jej nie podrzucić. Nie chciała zmoczyć mojej tapicerki. Do diabła z tapicerką!
Ona się przecież może przeziębić. W końcu wsiadła.
Zaczęła się trząść, natychmiast włączyłem ogrzewanie, żeby tylko dłużej nie marzła.
Podziękowała i uśmiechnęła się przyjaźnie.
-
Właściwie to co ty tu robisz tak wcześnie? - spytała nagle.
Ugh, złe pytanie.
Osłupiałem i próbowałem skupić się na drodze.
- Nic specjalnego.
Oczywiście moja odpowiedź jej nie zadowoliła.
-
Miałem kilka spraw do załatwienia. - dodałem.
Jak dob
rze, że schowałem zakupy do bagażnika.
Dojechaliśmy do szkoły. Bella wysiadła jeszcze raz mi dziękując. Wyglądała na zakłopotaną.
Zaparkowałem samochód na miejscu oznaczonym moim numerem rejestracyjnym i
uśmiechając się sam do siebie na wspomnienie zakłopotania Belli kierowałem się w stronę
pokoju. Natychmiast położyłem się na łóżku. Zakupy z Jacobem są tak samo wyczerpujące
jak z Alice.
Rozdział 17
Tłumaczenie: Ginger!
Przygotowania – Rosalie, Alice i Bella
Bella:
-
Bella! Wyłaź z łóżka! Dziś bal! - świergotała Alice rozsuwając zasłony.
Oślepiło mnie słońce,zmrużyłam więc oczy, a Alice stała już umyta i ubrana na środku
pokoju.
Wymamrotałam coś niezrozumiałe i przewracając się na drugi bok, naciągnęłam kołdrę na
głowę. Zauważyłam jeszcze tylko Alice chwytającą drugi koniec kołdry, ale swój róg
trzymałam bardzo mocno.
Reguła numer jeden: nigdy nie budź Swan, jeśli chcesz ujść z życiem.
Najwyraźniej nie była ona znana Alice, która właśnie zaczęła łaskotać moje stopy.
- Ej! -
chichotałam próbując uwolnić swoje nogi od dotyku jej zimnych rąk.
-
Która właściwie jest godzina? - zapytałam chowając się w rogu łóżka.
-
Wpół do jedenastej– odpowiedziała Alice i otworzyła szeroko okno, wpuszczając do środka
świeże powietrze.
- Co?! Budzisz mnie w ni
edzielę bladym świtem, tylko dlatego, że wieczorem jest jakiś bal?!
-
położyłam się z powrotem zamykając oczy.
-
Oj, nie wkurzaj się tak!
Otworzyłam oczy, Alice patrzyła na mnie i roześmiała się głośno:
-
Bella, nie obraź się, ale wyglądasz okropnie. Każdy włos sterczy w inną stronę, a pod
oczami masz ogromne sino fioletowe cienie. O Boże, jak ja cię później mam pomalować?
Urządziliście sobie wczoraj z Jasperem jakąś dziką imprezę?
-
Dzięki Alice, doskonale wiesz jak zyskać sobie przyjaciół. - wstałam wreszcie z łóżka.
Westchnęłam i spojrzałam w lustro. Alice nie kłamała – wyglądałam tragicznie.
Ale czy mogło być inaczej?
Ćwiczyłam wczoraj z Jasperem do późna w nocy, a teraz moje stopy wyglądały jak lawa
wulkaniczna –
były czerwone i popękane. Wskoczyłam w szlafrok i pognałam pod prysznic.
Ciepła woda sprawiła, że moje ciało od razu się odprężyło, stałam tak kilka minut rozkoszując
się spływającą wodą i zapachem szamponu truskawkowego. Od razu poczułam się lepiej.
Usłyszałam głos Alice:
-
Nie susz włosów, niech wyschną same. Zrobię tak, że będą się ładnie błyszczeć
Już się bałam.
Może nie wypuszczą mnie z pokoju przez cały dzień nakładając na moją twarz jakieś dziwne
specyfiki?
Wyszłam z łazienki owinięta ręcznikiem, na moim łóżku leżały krótki dżinsowe szorty i
obcisły, biały top.
Spojrzałam pytająco na Alice, która wzruszyła tylko ramionami:
-
I tak będziemy cały dzień siedzieć w pokoju przygotowując się do balu, pomyślałam, że
będzie ci wygodniej. Rose powinna zaraz tu być.
Założyłam to, co przygotowała mi Alice, czułam się jakbym praktycznie nie miała na sobie
nic.
Po kilku minutach zjawiła się Rosalie. Też miała na sobie krótkie spodenki, a do tego
czerwoną koszulkę. W siatce trzymała swoją sukienkę, maskę, biżuterię i ogromny kufer z
kosmetykami.
-
No, modelki! Bierzemy się do roboty! Żadna nie wyjdzie stąd dopóki nie będzie wyglądać
zabójczo! Na obiad zamówimy pizze, żeby nie tracić czasu. - powiedziała już w progu.
-
Zobaczycie, będzie zabawnie. - dodała jeszcze. Te słowa były pewnie skierowane ku
pokrzepieniu mojego serca.
Chciałyśmy (to znaczy Alice i Rosalie) zacząć od prostowania. Cokolwiek to znaczyło. Alice
kupiła wczoraj prostownicę i teraz dumnie nam ją prezentowała. W międzyczasie Rose
zadzwoniła po pizzę. Włoska knajpka znajdowała się na terenie szkoły, miałam więc nadzieje,
że szybko nam ją dostarczą.
Rose przybliżyła prostownicę do ręki i spojrzała na nas ze strachem w oczach.
Nagle ktoś zapukał do drzwi.
- Pizza! -
zawołałam wygłodniała i pobiegłam otworzyć.
Niczego nie p
odejrzewając, szybko otworzyłam drzwi.
Zabrakło mi tchu.
Edward chyba też zapomniał jak się oddycha.
-
Cześć. - udało mi się w końcu z siebie wydusić. Edward też doszedł już do siebie, bo
właśnie uśmiechał się lustrując mnie wzrokiem.
Dopiero teraz zda
łam sobie sprawę w co jestem ubrana, a moje policzki zapłonęły.
-
Zamawiałyście pizzę? - zapytał cały czas się uśmiechając i podał mi pudełko z jedzeniem.
Jego uśmiech był naprawdę uroczy.
-
Dzięki, wejdź do środka, zaraz poszukam pieniędzy. - powiedziałam i Edward wszedł za
mną do środka.
-
Nie wiedziałam, że pracujesz w „Słonecznej Pizzy” - najłatwiej uspokoić mój oddech błahą
rozmową.
Edward wzruszył ramionami, kiedy ja przeszukiwałam portmonetkę w poszukiwaniu
pieniędzy.
-
Wolę samemu zarabiać pieniądze. - wyjaśnił, a ja naprawdę zaczęłam go podziwiać. Jego
rodzina miała pod dostatkiem pieniędzy, a on pomimo to pracował.
Wręczyłam mu odpowiednią sumę i kiedy już stał w drzwiach dobiegł nas wrzask z łazienki:
-AU!
To na pewno był głos Rosalie.
E
dward spojrzał na mnie przestraszony, a ja roześmiałam się głośno, wygląda na to, że Rose
właśnie przypaliła sobie włosy.
-
Isabello Marie Swan! Poczekaj tylko aż zacznę prostować włosy na całym twoim ciele!
Wtedy dopiero udusisz się ze śmiechu!
Tym raze
m to Edward się roześmiał.
-
Edwardzie Anthony Cullen! Uważaj, bo do ciebie przyjdę z pęsetą! - krzyknęła Alice, a
Edward roześmiał się jeszcze głośniej. Też zachichotałam wyobrażając sobie Alice goniącą
swojego brata z pęsetą w ręce.
-
Pamiętaj, że biegam szybciej niż ty! - rzucił jeszcze Edward wychodząc.
Ciągle chichotałam wchodząc do łazienki
- Bella! Teraz twoja kolej!
Kiedy skończyłyśmy z włosami, zjadłyśmy szybo pizzę i przyszedł czas na maseczki. Czy jak
to tam się nazywa. Alice nałożyła mi coś na twarz, a ja już po pięciu minutach poczułam jak
moja skóra się napina. Okropne uczucie.
-Alice! To jest jak klej! -
zawyłam zrezygnowana po piętnastu minutach z tym paskudztwem
na twarzy. Rose też chyba chciała już to spłukać, ale Alice uparła się, żeby jeszcze trochę je
potrzymać.
Uff, wreszcie. Ciekawe co czeka mnie teraz. Oczy Alice rozbłysły.
-
A teraz makijaż i końcowe układanie włosów! - wyrzuciła z siebie jak karabin i sięgnęła po
kuferek Rosalie.
Teraz dopiero zacznie się piekło, pomyślałam kiedy Rose posadziła mnie na krześle. Zajęła
się moimi włosami, a Alice twarzą. Teraz dopiero uświadomiłam sobie, że może dzięki tym
męczarniom uda mi się jako tako wyglądać na balu.
Po pół godzinie obie skończyły swoje czary - mary. Ubrałam ostrożnie sukienkę i spojrzałam
w lustro. Rose poupinała wysoko moje włosy, zostawiając kilka pasemek luźno, żeby fryzura
nabrała lekkości. Alice też spisała się na medal. Miałam czarny smokey - eyes, a cera
wyglądała jakby była muśnięta słońcem, na ustach skrzył się ledwo widoczny błyszczyk.
Ledwie poznałam samą siebie.
-
Dziękuję! Odwaliłyście kawał dobrej roboty.
Obie uśmiechnęły się zadowolone.
-
Ale nie myślcie, że uda wam się namówić mnie na coś takiego jeszcze raz.! - uprzedziłam je
od razu.
Teraz same zaczęły się szykować.
Alice zaczęła swoje włosy do tyłu, elegancko, ale z pazurem. Rosalie miała śliczny kok, który
pasował do niej idealnie. Makijaż miały równie fantastyczny, wyglądały olśniewająco.
Pomalowały jeszcze sobie paznokcie – Rosalie na czerwono, a Alice wybrała francuski
manicure. Włożyłyśmy szybko nasze buty, maski i biżuterie.
Bal mógł się już zacząć.
Rozdział 18
Przygotowania – Emmett, Seth, Jasper, Jacob i Edward.
Edward:
Wreszcie skończyłem.
Szybko opuściłem „Słoneczną Pizzę” i udałem się do pokoju. Moje myśli wciąż krążyły
wokół Belli. Kiedy przyniosłem jej pizzę wyglądała naprawdę seksownie. Chyba zaczęły już
przygotowywać się do balu. Krzyk Rosalie był tego najlepszym i najzabawniejszym
dowodem.
Martw
iłem się trochę o Bellę – znając moją siostrę mogła ją zastylizować na śmierć.
Dotarłem do pokoju i od razu rzuciłem się na łóżko. Chciałem jeszcze odpocząć przed balem.
Usłyszałem pukanie do drzwi.
Ostrożnie, jak jakiś wystraszony staruszek podszedłem do drzwi, które właśnie otworzyły się
z rozmachem. Bynajmniej nie otworzyły się same.
-
Cześć braciszku!
Zrobił to szeroko uśmiechnięty Emmett, obok niego stał Jasper.
- Ekhm? -
westchnąłem pytająco i już zamykałem drzwi, ale Emmett już był w środku.
-
Co Ed? Nie wpuścisz nas? Musimy się szykować do balu! - z tymi słowami wręczył mi
torby, które mieli ze sobą.
-
Em, jeśli to szminka albo balsam do ciała to naprawdę zwrócę swój obiad! - zawołałem
przerażony do brata, który zdążył się już wygodnie rozgościć na mojej kanapie. Tylko się
zaśmiał na moje słowa:
-
Czy ja wyglądam jak jakiś cholerny stylista?
Jasper postanowił jednam mi co nieco rozjaśnić:
-
W torbach są nasze garnitury i maski. Nie denerwuj się.
- Acha! -
odpowiedziałem i chciałem usiąść obok Emmetta, kiedy znów ktoś zapukał do
drzwi.
-
Czy to jakaś niezapowiedziana impreza? - mruczałem pod nosem otwierając drzwi.
-
Ktoś coś mówił o imprezie? Gdzie browar? - tym razem był to Seth.
-
Właź. Em i Jazz już są, wygląda na to, że wszyscy postanowiliście przygotowywać się w
moim pokoju. -
uśmiechnąłem się.
Siedzieliśmy już wszyscy na kanapie, kiedy znów rozległo się pukanie.
- No nie! -
poszedłem znów otworzyć drzwi.
-
Pomyślałam, że możecie potrzebować pomocy eksperta. - powiedział Jacob.
-
Piwo przyszło? - zapytał Seth.
- Nie, to Piccolo. Z serdecznymi pozdrowieniami od twojej mamy –
żadnego alkoholu przed
osiemnastką. - odpowiedziałem.
-
Ed, przestań pieprzyć! To jak zero seksu przed ślubem! - odciął się Seth, a Emmett dodał:
- Albo jak
brak zadań domowych przed maturą.
Nie mam zielonego pojęcia co mój brat chciał przez to powiedzieć, ale...
-
J acob, wejdź. - zaprosiłem go do środka.
Kiedy Emmett zobaczył Jacoba jego oczy rozszerzyły się ze strachu.
- Cholera, Jake, nie masz tam chyba kuferka z kosmetykami?
- Co za stereotypy! -
oburzył się i usiadł z pozostałymi na kanapie.
Seth włączył telewizor i przeskakiwał z kanału na kanał, a wszyscy jak jeden mąż wgapiali
się w ekran.
W pewnym momencie Jacob wyłączył telewizor i każdy z nas patrzył na niego ze złością.
Ten uśmiechnął się tylko i sięgnął po swoje siatki.
-
Mam cudowny pomysł, który wymaga jednak trochę czasu.
Patrzyliśmy na niego zdziwieni.
Wyciągnął z siatki jakieś pudełko.
-
Cóz, Edward, nie da się ukryć, że na balu każdy cię rozpozna ze względu na twój kolor
włosów, dlatego przyniosłem zmywalną farbę do włosów.
Patrzyłem na niego osłupiały.
Inni skręcali się ze śmiechu.
-
Eddy, zafarbować ci włosy? - nabijał się Emmet.
Prychnąłem na niego ze złością.
- Bez obaw, ma
m farbę dla każdego z was. - powiedział Jacob, a całą trójka od razu się
uspokoiła.
-
A potem będziemy wzajemnie malować sobie paznokcie u stóp. - dodał Seth z sarkazmem.
Jacob wzruszył ramionami.
-
Jak się zgodzicie... mam zestaw do francuskiego manicure – właśnie sięgał do siatki, ale
Seth powstrzymał go głośnym „NIE!”
-
No chłopaki, zaczynamy farbowanko!
-
Fuj, to strasznie śmierdzi.
-
Boże, Ed, wyglądasz gorzej niż kupa gówna. Masz folie na włosach!
- To pomaga przy farbowaniu.
-
Naprawdę wyglądam jak gówno!
-
Aa! Farba wleciała mi do oczu.
-
No to ją spłucz, super - mózgu!
Wszyscy wyglądaliśmy komicznie, kiedy każdy z nas po kolei wychodził z łazienki z folia na
głowie. Wygląda na to, że Jacob naprawdę wiedział co robi.
Moje włosy miały być ciemnobrązowe, tak samo jak Jaspera.
Seth i Jacob z czarnych mieli mieć blond, a Emmett musiał pogodzić się z kruczoczarnymi.
-
No chłopcy, czas spłukiwać. - Jacob popatrzył na zegarek i zapędził nas do łazienki.
Po wyjściu ani ja, ani Jasper, ani Emmett nie mogliśmy powstrzymać się od śmiechu. U nas
wszystko poszło zgodnie z planem, ale Seth i Jacob wyglądali koszmarnie.
- Blond! -
tarzał się Emmett ze śmiechu.
Seth był nieźle wkurzony, kiedy oboje podziwiali dzieło zabiegów Jacoba.
Ubraliśmy garnitury i maski.
Emmett –
niedźwiedzia, Seth – wilka, a Jasper – gazeli.
Co prawda moja zielona koszula nie kontrastowała już z moimi włosami, ale nie było źle.
Em wybrał czerwoną, a z jego włosami wyglądał jak prawdziwy Włoch. Seth cały czas użalał
się nad swoją fryzurą, zwłaszcza, że powiedzieliśmy mu, że idealnie pasuje do jego dziecięco
niebieskiej koszulki. Jasper też wyglądał nieźle w żółtej.
-
Myślisz, że Rose i Alice nas rozpoznają? - spytał Emmett.
-
Dopiero jak rzucisz się na jedzenie w bufecie. - odpowiedział Jasper.
Zeszliśmy na dół, poprawiłem jeszcze włosy przed lustrem i założyłem maskę. W mojej
głowie wirowały tylko dwa pytania.
Czy Bella mnie rozpozna?
Czy ja rozpoznam Bellę?
Rozdział 19
Bal maskowy - król i królowa.
Bella:
- Dz
iewczyny, zanim wejdziemy... mam coś dla was. - powiedziała uśmiechnięta Alice
wchodząc do toalety.
Poszłyśmy z Rose za nią, wręczyła nam po małym pudełeczku.
-
Szkła kontaktowe. - teraz uśmiechała się już od ucha do ucha.
-
Yy, Alice, nie mam żadnej wady wzroku, ale dzięki. - odparłam lekko zaskoczona, chciałam
zwrócić jej pudełko, kiedy westchnęła:
-
Bella, to soczewki, dzięki którym twoje oczy będą miały inny kolor. Nikt nas nie pozna!
- Aha. -
dopiero teraz zrozumiałam o co jej chodzi.
Rosalie sta
ła już przed lustrem zakładając swoje zielone szkła, żeby zakryć intensywny błękit
prawdziwego koloru tęczówek. Ja dostałam szaro - niebieskie, a Alice brązowe.
Popatrzyłyśmy na siebie zaskoczone zmianą i roześmiałyśmy się.
- Ok, dziewczyny. Zaczynamy za
bawę!
Tuż przed wejściem każda z nas rzuciła jeszcze okiem w lustro, sprawdzając czy wszystko
dobrze wygląda.
Alice otworzyła drzwi.
Cieszyłam się, że ta szkoła ma salę balową z prawdziwego zdarzenia, wcześniej wszystkie
takie zabawy odbywały się w hali sportowej.
Sporo uczniów było już na miejscu. Udało mi się rozpoznać kilka osób, ale na sali było
dziwnie cicho i spokojnie... no tak -
nie można było za dużo rozmawiać. Po głosie też można
kogoś poznać.
Wiele męskich spojrzeń zwróciło się w naszą stronę – pewnie zastanawiali się kim jesteśmy.
-
Może to, że Em i Jazz nas nie rozpoznają będzie całkiem zabawne? - zachichotała Rosalie
szukając wzrokiem swojego chłopaka.
- Lauren? -
podszedł do mnie jakiś facet uśmiechając się – jego zdaniem – uwodzicielsko.
Popatrzyłam na niego zaskoczona:
-
Chciałeś mnie obrazić?
Zrobił wielkie oczy, wydukał jakieś przeprosiny, odwrócił się szybko i odszedł.
-
Czy ja wyglądam jak tania podróbka Paris Hilton? - zapytałam Alice, która szybko pokręciła
głową:
-
Zupełnie na odwrót! Wyglądasz świetnie. A myślisz, że dlaczego tylu facetów pożera cię
wzrokiem?
Oczywiście moje policzki oblały się rumieńcem.
Do sali weszło właśnie pięciu chłopaków.
Jeden wyglądał na Włocha, dwóch było blondynami, a pozostała dwójka miała włosy w
kolorze głębokiego brązu.
Jeden z tych ostatnich, w masce lisa, wyglądał naprawdę nieźle.
Chyba nie miałam okazji spotkać go jeszcze w szkole, właściwie tonie potrafiłam rozpoznać
żadnego z tych facetów. Najwyraźniej tydzień to za mało, żeby zapoznać się z całą szkołą.
- Znasz ich? -
Alice szepnęła mi do ucha.
- Nie!
-
Ten w żółtej koszuli, brązowych włosach i masce gazeli wygląda słodko, nie uważasz? -
moja przyjaciółka patrzyła na niego rozmarzona.
-
Alice! Pomyśl o Jasperze! - fuknęłam jej do ucha.
Chyba przywołało ją to do porządku, bo potrząsnęła głową próbując pozbyć się natarczywych
myśli.
Rose nie wydała z siebie jeszcze ani jednego dźwięku, wpatrywała się jak zaczarowana w
tego Włocha. Zaczęłam się bać, że zaślini sobie sukienkę jak za chwilę nie odwróci od niego
wzorku.
- Rose! -
podniosłam trochę głos.
Ona też chyba dopiero teraz wróciła ze świata marzeń.
Raz jeszcze skierowałam swój wzrok na chłopaka w lisiej masce i przez jeden moment
patrzyliśmy sobie głęboko w oczy.
Edward:
Lekko poddenerwowany wszedłem z innymi do sali.
Całkiem sporo par oczu (nie muszę chyba dodawać, że damskich par oczu) zwróciło się w
naszą stronę, mogłem prawie słyszeć ich galopujące myśli próbujące dopasować nas do
któregokolwiek z uczniów.
Rozejrzałem się szybko wokół – gdzie jest Bella?
Zobaczyłem piękną dziewczynę wpatrującą się we mnie. Przez sekundę myślałem, że to
Bella, ale zaraz zorientowałem się, że oczy tej dziewczyny są szaro – niebieskie. Kim ona
była?
Wydawało mi się, że znam wszystkie ładne dziewczyny w tej szkole, ale ona była więcej niż
śliczna.
Emmett gapił się jak zahipnotyzowany w brązowooką blondynkę.
-
Em, to nie Rose! Ostatnim razem jak ją widziałem miała niebieskie oczy!
Wzruszył ramionami.
-
Ale wygląda prawie tak samo jak moja Rosalie!
Bella:
Oderwałam swój wzrok od ideału w lisiej masce i zobaczyłam Rose maszerującą w stronę
szerokiego chłopaka z brązowymi lokami. Wygląda na to, że znalezienie Emmetta nie było
dla niej zbyt wielkim wzywaniem.
Delikatnie dotknęła jego ramienia:
-
Skarbie, naprawdę łatwo cię rozpoznać. - ten ton głosu był chyba zarezerwowany tylko dla
Emmetta
Chłopak odwrócił się, lustrując Rosalie od stóp do głów.
-
Nie mam pojęcia kim jesteś, ale chętnie pozwolę ci nazywać się skarbem.
Rosalie oc
zy wyszły z orbit podczas kiedy ja i Alice pokładałyśmy się ze śmiechu:
-
To było mocne! - zawołałam między jednym atakiem śmiechu a drugim.
-
Wiem, wiem. Słyszałyście ten ton kompletnego macho – idioty? Do zrzygania! -
powiedziała Rose oburzona.
Na środek sali wkroczył pan Spring, najwyraźniej chciał oficjalnie rozpocząć bal.
-
Cieszę się, że jesteście tu wszyscy. Każdy z was wygląda fantastycznie.
Rozległy się oklaski.
-
Znacie zasady. Jak najmniej rozmów, pozostajecie anonimowi, nie ściągacie masek. A teraz
miłej zabawy!
Specjalnie zamówiony na tą okazję zespół zaczął grać, a parkiet zaczął wypełniać się
tańczącymi parami.
Wolałam trzymać się z tyłu. Ćwiczyłam co prawda z Jasperem, ale nie na tyle długo, żeby
czuć się wystarczająco pewnie.
Alice
zlitowała się nad jakimś jąkającym się chłopakiem, który bardzo zdenerwowany
poprosił ją do tańca.
Nie widziałam jeszcze jak tańczy, patrzyłam więc zafascynowana jak wiruje na parkiecie.
Kompletnie przyćmiła tego chłopaka, z którym tańczyła, wyglądała jakby unosiła się nad
podłogą. Rose też z kimś tańczyła, czułam się jak ostatni głupek podpierając ścianę.
Nagle obok mnie znalazł się ten (olśniewający, przystojny, zapierający dech w piersiach)
chłopak w masce lisa, wyciągnął rękę w moją stronę uśmiechając się.
Odwzajemniłam uśmiech i chwyciłam jego dłoń. Nie miał zamiaru się odzywać, chyba
traktował poważnie tą sprawę z anonimowością.
Obawiałam się tego tańca, ale byłby wstyd, gdybym nadepnęła mu na nogę, miałam cichą
nadzieję, że wie jak dobrze poprowadzić partnerkę.
Wyszliśmy na parkiet, a on znów się uśmiechnął kładąc swoją rękę na moim biodrze.
Tańczył wyśmienicie, wydawało się, że nie sprawia mu to najmniejszego wysiłku. Czułam się
wspaniale, tak jak czułam się tańcząc hip hop. Pewnie chodził do klasy z tańcem
standardowym.
Edward:
Ta dziewczyna na pewno nie była tancerką standardową, pewnie baletnica. Wyglądała
cudownie, kiedy się uśmiechała.
Nie zwracałem uwagi na upływający czas, ale nagle poczułem pragnienie, skinąłem pytająco
w stronę bufetu. Uśmiechnęła się potakując. Złapałem ją za rękę, poprowadziłem w stronę
bufetu nie puszczając jej ręki nawet na sekundę.
Kiedy w końcu dotarliśmy do stołu z napojami, musiałem na chwilę ją puścić, żeby wziąć
nasze szklanki. Usłyszałem nagle:
- Heeej! -
skrzeczący głos tuż za mną.
Odwróciłem się i zobaczyłem twarz Lauren Mallory.
Oczywiście miała na sobie maskę, ale były inne niepodważalne dowody, że to ona.
Po pierwsze –
za mocny, tandetny makijaż.
Po drugie –
głos, od którego bolała mnie głowa.
Po trzecie –
sukienka, róż i kokardki są odpowiednie jeśli masz siedem, a nie siedemnaście
lat.
Cholera! Starałem się jak najbardziej zmienić ton mojego głosu.
-
Cześć.
-
Czy my się przypadkiem nie znamy? - zapytała głosem, który prawdopodobnie miał brzmieć
ponętnie, ale był raczej żałosny.
-
Nie, na pewno nie. Przyszedłem tu z moim przyjacielem – Jacobem. - odpowiedziałem.
Chyba wiedziała, że Jake jest gejem, bo odwróciła się szybko i odeszła. Odetchnąłem z ulgą,
wziąłem dwie szklanki...
Niech to szlag! Nie ma jej!
Bella:
Kiedy tańczyliśmy obojgu nam zachciało się pić. Złapał mnie za rękę i poprowadził w stronę
bufetu. Czułam jak gorąca jest jego skóra. Puścił moją dłoń dopiero kiedy sięgał po szklanki i
wtedy zobaczyłam kto zmierza w naszą stronę – Lauren.
Stanęła tuż za jego plecami i zaczęła rozmowę. Zmyłam się stamtąd najszybciej jak mogłam.
Nie chcę mieć nic wspólnego z dziewczynami pokroju Lauren – chwila w jej towarzystwie i
cały wieczór popsuty.
-
Cześć słońce! - zawołała Rose tuż za mną.
-
Ten chłopak, z którym tańczyłaś... podoba ci się? - spytała podejrzliwie.
Od razu się zaczerwieniłam.
-
J a... ee... nie. W każdym razie nie tak jak sobie wyobrażasz. - wybełkotałam zakłopotana
czerwieniąc się jeszcze bardziej.
-
Uważaj, bo ci uwierzę! Widziałam jak na siebie patrzycie! - zachichotała i dała mi wreszcie
spokój zajmując się poszukiwaniami swojego „Włocha”.
Pan Spring znów wkroczył na środek sali, a tańczący zrobili mu miejsce. Alice przysunęła się
do nas razem z chłopakiem w masce gazeli.
Musiałam przyznać, że cudownie razem wyglądali, miałam tylko nadzieje, że Jasper nie
rozpozna Alice –
na pewno byłby wściekły.
Edward:
Gdzie ona jest do cholery?
Jeszcze przed chwilą stała tuż obok mnie!
Zawiedziony podszedłem do Emmetta, który obserwował Jaspera tańczącego z jakąś
ślicznotką.
-
Lepiej, żeby Alice go nie rozpoznała, nieźle by się na niego wkurzyła. - powiedział, biorąc z
mojej ręki szklankę, która bynajmniej nie była przeznaczona dla niego.
-
Gdzie zgubiłeś swoją gorącą dziewczynę? Widziałem jak tańczyliście. - chichotał.
-
Zwiała. - powiedziałem ledwie słyszalnym tonem.
Emmett pozostawił to na szczęście bez komentarza, ale nagle jego oczy rozbłysły.
-
Ta blondynka w czerwonej sukience wygląda prawie tak świetnie jak Rose! Spotkałem ją
przy bufecie. Chciałem właśnie zjeść ostatnią kiełbaskę, bo wcześniej zjadłem tylko cztery,
kiedy właśnie ona też po nią sięgnęła, oczywiście pozwoliłem jej ją zabrać. - zauważył mój
współczujący wzrok. Dla Emmetta nic nie było tak ważne jak jedzenie. Wyżej była tylko
Rose.
-
To nie było do końca tak... - usłyszałem Setha. Em spojrzał na niego ze złością.
-
Oczywiście chciał zjeść tą ostatnią kiełbaskę, kiedy zza rogu wyłoniła się ta laska w
czerwonej sukience, a Em naturalnie zaczął gapić się swoim szczenięcym wzrokiem w jej
dekolt. -
roześmiałem się razem z Sethem.
-
Uspokój się blondi! - wysyczał wściekle Em.
Dostrzegliśmy pana Springa stojącego już z mikrofonem na środku sali.
- No kochani, czas na wybór króla i królowej balu. Jak co r
oku, nauczyciele krążyli pośród
was i znaleźli dwie osoby, które wywarły na nich największe wrażenie. Najpierw królowa.
Dziewczyna z przodu, w niebieskiej sukience.
Pan Sprign wskazał na dziewczynę, z którą tańczyłem.
Z opóźnieniem dotarło do mnie...
Ta
ńczyliśmy razem...
To znaczy...
Cholera!!
Bella:
Rosalie i Alice opowiedziały mi co nieco o corocznym balu maskowym. Fakt,że król i
królowa balu mają się pocałować krótko w usta wydawał mi się całkiem zabawny. Tak długo
jak to nie dotyczyło mnie wszystko było w porządku...
Byłam pewna, że to Alice ze swoim gazelim partnerem wygra, jakie więc było moje
zaskoczenie, kiedy pan Spring podszedł do mnie i pociągnął za sobą na podest, gdzie grał
zespół. Uczniowie gwizdali i klaskali (najgłośniej Rose i Alice), na moim czole pojawiły się
kropelki potu.
Nagle zrozumiałam kto miał zostać królem.
Pan Spring szedł już w jego kierunku i zabrał go ze sobą na scenę.
Patrzyliśmy na siebie z lekkim przerażeniem.
Lekkim? Szok i obawa były wypisane na naszych twarzach.
- Wiecie co teraz... -
pan Spring uśmiechnął się, a uczniowie zaczęli głośno skandować:
-
Całus, całus!
Chłopak w masce lisa odetchnął głęboko patrząc na mnie pytająco. Czekał więc na moje
pozwolenie, co za dżentelmen. Jego zielone oczy wydały mi się dziwnie znajome, ale nie
mogłam przypomnieć sobie skąd. Ale to nie było teraz ważne.
Ludzie krzyczeli coraz głośniej.
Skinęłam w końcu powoli, a on delikatnie ujął moją twarz.
Kiedy jego usta dotknęły moich poczułam jakby w moim brzuchu wybuchnęły właśnie
noworoczne fajerwerki!
Co prawda miał to być tylko krótki całus, ale oboje o tym zapomnieliśmy. Było nam też
serdecznie obojętne to, że cała szkoła wiwatuje głośno.
Jego miękkie usta delikatnie wędrowały po moich wargach, nie zastanawiając się nad tym co
robię chwyciłam jego włosy i przyciągnęłam mocniej do siebie.
Upłynęła chyba cała wieczność (albo może tylko kilka sekund) kiedy powoli nasze usta
odsunęły się od siebie. Uśmiechnęliśmy się oboje, a moje policzki były już szkarłatne,
spuściłam więc wzrok z zakłopotaniem.
-
Teraz czas na zdjęcie masek! - oznajmił pan Spring, a jego uśmiech zrobił się jeszcze
szerszy.
Westchnęłam i ostrożnie spojrzałam w stronę chłopaka.
Czy go znam?
Kim on jest?
Wszyscy patrzyli na nas z wyczekiwaniem.
Oni też nie mieli pojęcia kim jesteśmy.
- Na trzy. -
polecił pan Spring.
- Raz. -
chwyciłam maskę, gotowa, żeby ją ściągnąć.
- Dwa. -
odetchnęłam głęboko i zamknęłam oczy.
- Trzy. -
zdjęłam maskę i powoli otworzyłam oczy.
- Aa!
- Cholera!!!
Rozdzia
ł 20
Bal maskowy – kiedy wszystko tonie w chaosie.
Bella:
-
Odkąd masz brązowe włosy?
- A ty szaro – niebieskie oczy?!
Patrzyłam śmiertelnie zaskoczona na Edwarda.
Czy on właśnie mnie pocałował?
Wściekłość przesłoniła mi wszystko!
-
Rozpoznałeś mnie, prawda? A teraz chcesz mnie upokorzyć przed całą szkoła!
Byłam wściekła, wściekła, wściekła!
Co Edward sobie wyobrażał?
Ręce mi się trzęsły, a głowa miała zaraz eksplodować!
Patrzył na mnie równie zdenerwowany.
-
Rozpoznałem cię?! Przestań pieprzyć, oczywiście, że cię nie poznałem! Masz szaro –
niebieskie oczy!
- No i?! -
fuknęłam i zorientowałam się, że na sali było kompletnie cicho.
Wszyscy chyba myśleli, że padniemy sobie w ramiona. Niedoczekanie!
Rosalie:
Bella całująca się z tym chłopakiem – wyglądali tak słodko! Nie mogli się od siebie oderwać.
Czekałam niecierpliwie aż ściągną maski. Kiedy wreszcie je zdjęli – szczęka mi opadła. To
był Edward! Zafarbował sobie włosy! .
Chwileczkę..
Oboje odstawiali niezłe przedstawienie, ale już przeciskałam się przez tłum w stronę Włocha,
albo właściwie kogoś kto udawał Włocha.
Każdy kto zna normalne zachowania swojego chłopaka powinien wiedzieć kim był tamten
facet.
Nie zauważył, kiedy stanęłam obok niego.
-
Co ty sobie wyobrażasz wgapiając się w dekolty innych dziewczyn?! - krzyknęłam do niego.
Odwrócił się:
- Ro... Rosalie?
Jasper:
Edward i Bella odwalili niezłą scenkę.
Teraz coś do mnie doszło...
Ta dziewczyna, z którą tańczyłem... wyglądała jak Alice, nie miała tylko zielonych oczu.
Ale Bella miała kolorowe soczewki, a to znaczy... kurde! To było Alice!
Kątem oka dostrzegłem Emmetta biegnącego za blondynką wyglądającą jak Rose.
-
Rose, kochanie! Nie patrzyłem w dekolt innej dziewczyny, to przecież byłaś ty!
Spojrzałem w kierunku Alice, która też się we mnie wpatrywała. Nagle jej oczy się
powiększyły. Chyba do niej też wreszcie dotarło...
Edward:
Kurde! Pocałowałem Bellę!
A ona twierdziła, że to wszystko moja wina.
Halo? Czy ja ją zmusiłem do tego pocałunku? Poza tym nie miałem pojęcia, że to ona.
Pan Spring wziął do ręki mikrofon i stanął między nami, co oczywiście nie przeszkodziło nam
w bombardowaniu się wściekłymi spojrzeniami.
- Oto nasza królewska para! Isabella Swan i Edward Cullen!
- Bella! -
wymamrotała patrząc z przerażeniem na diadem i koronę w rękach pana Springa.
Cała szkoła wpatrywała się w nas, zastanawiała się czy włożymy te cholerstwa na głowę.
- Oto diadem, panno Swan. -
powiedział pan Spring wkładając go Belli na głowę najszybciej
jak tylko mógł. Spojrzała na niego tak, że byłem pewien, że zaraz zerwie go z głowy, rzuci na
ziemie i jeszcze zdepta, ale ona tylko delikatnie go poprawiła.
Teraz podszedł do mnie z uśmiechem. Obdarzyłem go najbardziej lodowatym z moich
spojrzeń. Byłem prawie pewny, że wybierając nas wiedział doskonale kim jesteśmy.
Szybko założył mi koronę i wziął mikrofon. Popatrzył na nas jakby obawiając się naszej
reakcji na jego słowa:
-
A teraz pamiątkowe zdjęcie.
Na scenę wkroczył pan Field z aparatem w ręku.
- Nie! -
wysyczałem cicho.
- Niech to szlag jasny trafi! -
padło z ust Belli.
Uczniowie spoglądali na nas z uśmieszkami szepcząc po kątach. Tylko Jasper, Alice, Seth i
Jacob patrzyli z litością.
Gdzie do cholery był Emmett z Rosalie?
Bella:
Jeszcze tylko zdjęcia mi do szczęścia brakowało! Oprawią je w ramkę i powieszą na wieczna
pamiątkę obok zdjęć królewskich par z poprzednich lat! Cudownie, po prostu cudownie!
-
Przysunięcie się do siebie! Żadne z was nie jest przecież jadowite. - powiedział pan Field.
Popatrzyliśmy na siebie z Edwardem. Albo zrobimy to sami, albo zrobi to za nas pan Field. Ja
w każdym bądź razie stałam jak zamurowana.
-
No, bliżej! - poganiał nas.
Żadne z nas nie przesunęło się ani o milimetr.
-
Możemy tak sobie stać cały wieczór, ale wydaje mi się, że chcecie mieć to jak najszybciej za
sobą.
-
Tylko niech pan nie oczekuje, że będziemy się jeszcze uśmiechać. - powiedział Edward
przysuwając się w moją stronę.
Skrzyżowaliśmy ręce na piersi i z wściekłością spoglądaliśmy w obiektyw aparatu.
-
Ślicznie! - wreszcie pan Field puścił nas wolno.
Odskoczyłam od Edwarda i pognałam w stronę łazienki. Musiałam jak najszybciej wypłukać
sobie usta.
Pozostała część uczniów pogrążyła się już w rozmowach.
Nagle ktoś mocno chwycił mnie za ramię. Odwróciłam się z wściekłością.
- Co? -
krzyknęłam.
-
Nie ty jedna musisz to przeżywać! - burknął Edward.
Wywróciłam tylko oczami i poszłam dalej, ale był szybszy. Zastąpił mi drogę.
Skrzyżowałam ręce:
-
Czego chcesz? Myślisz, że sprawiło mi to przyjemność?
- Najlepiej
będzie jeśli zapomnimy o tym pocałunku! - powiedział spoglądając na mnie
wściekle.
Nagle się uśmiechnął.
-
Jesteś pewna, że ten pocałunek nie sprawił ci przyjemności? Jeśli dobrze sobie
przypominam przyciągnęłaś mnie bliżej kiedy się całowaliśmy.
Wciągnęłam powietrze ze świstem. Co on sobie wyobrażał?!
-
Śnij dalej, Eddy! - z tymi słowami odwróciłam się i odeszłam, usłyszałam jeszcze jego głos:
-
Mam nadzieję, że osłodziłem ci trochę ten wieczór, balerino!
Osłodził? Chyba raczej obrzydził! Weszłam do łazienki, gdzie stała Rosalie, która nie
wyglądała lepiej niż ja.
Edward:
Bella pobiegła do łazienki.
Nie mogłem się powstrzymać:
-
Mam nadzieję, że osłodziłem ci trochę ten wieczór, balerino! - zawołałem za nią.
W środku dalej się gotowałem!
- Biedny Ed! -
usłyszałem skrzekliwy głos.
Tylko jej tu brakowało.
Nic nie odpowiedziałem, patrzyłem tylko na nią lodowatym wzrokiem
-
Gdybym to ja miała to szczęście się z tobą całować, na pewno nie zachowałabym się tak jak
ona.-
albo nie widziała, albo nie chciała widzieć mojego spojrzenia.
Zarzuciła mi ręce na szyję próbując przybliżyć mnie do siebie.
Nawet nie przyszło jej do głowy, że mogę ją odepchnąć.
-
Dzięki Bogu, nie miałaś tego szczęścia. - odparłem, uwalniając się z jej uścisku, a Lauren
patrz
yła na mnie zaskoczona.
Odwróciłem się i odszedłem. Byle jak najdalej stąd.
Alice:
Bella z Edwardem dali niezły popis.
Każdy widział iskrzące między nimi napięcie, tylko oni zdawali się to ignorować. Jutro będę
mówić o nich wszyscy!
Cały czas szukałam Jaspera.
-
Cześć ślicznotko! - szepnął mi ktoś czule do ucha, odwróciłam się i zobaczyłam
uśmiechniętą twarz Jaspera.
-
Fajna maska! Gdzie twoja przyjaciółka? - spytałam chichocząc.
-
Alice? Nie mam pojęcia, nie widziałem jej przez cały wieczór.
Ro
ześmiałam się głośno, a Jazz podniósł mnie tak, że bez żadnych problemów mogłam
owinąć ramionami jego szyję.
-
Ślicznie wyglądasz, skarbie. -usłyszałam jeszcze zanim jego usta odnalazły moje.
Emmett:
Cholera!
Gdzie ona jest?
Po tym jak wybiegłem za nią z sali balowej, zgubiłem ją! Krążyłem po całym piętrze
rozglądając się dookoła mając nadzieję, że gdzieś ją zobaczę.
Zatopiony we własnych myślach, poczułem jak ktoś na mnie wpada.
-
Uważaj! - zawarczałem, kiedy zdałem sobie sprawę, że tym kimś był Edward.
- Przepraszam braciszku! -
wymamrotał tylko i już chciał odejść, ale złapałem go mocno za
ramię.
-
O co właściwie chodzi między tobą a Bellą? - zapytałem z ciekawością. Chciałem zadać mu
to pytanie odkąd nie mogli się od siebie odkleić na scenie.
- O nic! -
oczy mu pociemniały.
Wzruszyłem ramionami, skoro nie chciał o tym gadać, to nie, nie będę go do niczego
zmuszał.
-
Widziałeś Rose?
Zaskoczony spojrzał na mnie,
-
Coś się stało?
-
Rose myśli, że przez cały wieczór gapiłem się na cycki innych dziewczyn, wszystko przez tą
akcję z kiełbaską!
Edward zaczął chichotać.
-
To była Rosalie? Biedaku, mam nadzieję, że ci wybaczy i nie, nie widziałem jej.
Powodzenia w poszukiwaniach. -
poklepał mnie po ramieniu i udał się w stronę swojego
pokoju.
Świetnie!
I co teraz?
Rosalie:
Schowałam się w damskiej toalecie i zaczęłam zastanawiać czy przypadkiem nie
przesadziłam. Przecież specjalnie nachyliłam się w taki sposób, żeby mój biust znalazł się
dokładnie przed jego oczami. Poza tym, jego reakcja też była taka, o jaką mi chodziło.
Chciałam od razu pójść do Emmetta i mu to powiedzieć, kiedy obok mnie pojawiła się Bella.
Była nieźle wkurzona.
-
Boże, Edward to...
Naprawdę była wściekła.
-
Wiesz co powiedział? „Mam nadzieję, że osłodziłem ci trochę ten wieczór, balerino!” Halo!
Czy jemu już się kompletnie w głowie pomieszało? - gestykulowała gwałtownie.
Skinęłam tylko głową i przytuliłam ją, nie miałam zielonego pojęcia o czym do mnie mówi.
-
Bella, muszę znaleźć Emmetta.
Wyszłam, chyba nawet nie zdawała sobie sprawy, że rozmawiała ze mną, bo właśnie
wyrzucała z siebie wszystkie przekleństwa tego świata.
Emmett, gdzieś ty się podział?
Rozdział 21.1
Wybaczenie i zapomnienie.
Rosalie & Emmett
Emmett! Gzie ty jesteś?!
Biegłam korytarzem szukając mojego chłopaka. Zdecydowanie przesadziłam z moją reakcją.
Załamana, chciałam już zrezygnować z dalszych poszukiwań i wrócić do pokoju. Jutro na
pewno sobie wszystko wyjaśnimy, kiedy oboje się z tym prześpimy.
Wyszłam zza zakrętu tuż przy moim pokoju i stanęłam jak zamurowana.
Przed drzwiami stał Emmett, dobijając się do nich energicznie.
-
Rose! Kochanie! Naprawdę jest mi przykro! Otwórz drzwi!
- Emmett? -
szepnęłam cicho, pomimo to usłyszał.
Odwrócił się i patrzył teraz na mnie swoimi wielkimi oczami.
- Ro... Rose?
To wystarczyło.
Podbiegłam do niego i rzuciłam się mu na szyję.
-
Przepraszam, wiem, że przesadziłam!
Wydawał się trochę zaskoczony moja ofensywą, ale przyciągnął mnie mocno do siebie.
-
Ja też przepraszam! - wyszeptał i delikatnie cmoknął mnie w ucho, a potem w usta.
- Wybaczone, zapomniane? -
zapytał z uśmiechem, a ja w odpowiedzi skinęłam jedynie
głową.
Moja fryzura była w rozsypce, Emmett złapał delikatnie jedno pasemko i ostrożnie założył je
za ucho, potem
otarł jeszcze łzę spływającą po moim policzku.
Jak jak kochałam tego faceta!
Rosalie:
Alice & Jasper
Alice:
Chociaż bal się jeszcze nie skończył, to po ściągnięciu masek większość osób opuściła salę
balową, nie muszę chyba dodawać, że wśród nich byli nasi przyjaciele i rodzeństwo - Bella,
Rose, Emmett i Edward.
Jasper i ja tańczyliśmy jeszcze. Wiedzieliśmy już kim jesteśmy i teraz w naszych sercach
zamiast wcześniejszej tajemnicy gościło zaufanie i miłość.
Byliśmy idealnym zespołem. Na parkiecie i w prawdziwym życiu.
Po skończonym balu powoli udaliśmy się do swoich pokoi.
Jasper odprowadził mnie i pożegnał krótkim, namiętnym pocałunkiem, który czułam jeszcze
długo po zamknięciu drzwi.
Rozejrzałam się po pokoju. Spodziewałam się zastać tu Bellę, ale pokój był pusty.
Dziwne.
Zaczęłam zastanawiać się gdzie podziewa się moja przyjaciółka.
Rozdział 21.2
Wewnętrzny chaos i mała niespodzianka mająca coś wspólnego z Jacobem Blackiem i farbą
do włosów.
Bella & Edward
Bella:
Cała się gotowałam na wspomnienie tego balu.
A tak przyjemnie się zaczął.
Co tak właściwie popsuło mi ten wieczór? Pocałunek?
Jeśli mam być szczera to niestety muszę zaprzeczyć.
Był cudowny, tajemniczy i przez to podniecający. Nie wiedziałam przecież kogo całuję.
Cały czas stałam przed lustrem damskiej toalety. W świetle świetlówek moja cera wyglądała
koszmarnie, szara i zmęczona, jakbym zarwała kilka nocy z rzędu. Odkręciłam kurek i
skropiłam twarz zimna wodą. Pomogło, oddychałam już powoli i głęboko.
Pocałowałam Edwarda.
Musi
ałam to przetrawić, cały czas nie mogło to do mnie dojść.
Przed pocałunkiem nie byliśmy już śmiertelnymi wrogami, ale zgoda między nami była
jeszcze świeża. Kiedy zdałam sobie sprawę, że pocałowałam Edwarda, byłam tym totalnie
zaskoczona.
Najpierw myślałam, że mnie wykiwał. Niby faktycznie miałam szkła kontaktowe, ale...
Jednak spojrzał na mnie tak samo zaskoczony jak ja, stało się jasne, że nie miał pojęcia kim
jestem.
Żałosne, naprawdę żałosne.
Spędziłam z nim cały wieczór i nie wiedziałam, że oczy, w które się wpatrywałam z taką
czułością należą do niego.
Czułam się kompletnie zmieszana, zakręcona, w mojej głowie panował jeden wielki chaos.
Bella! Weź się w garść!
Dlaczego nie mogłam zapomnieć o pocałunku?
Dlaczego cały czas w mojej głowie krążyła myśl o tym jak przyjemny był ten pocałunek?
I dlaczego po tym pocałunku cały czas miałam przed oczami Edwarda?
Za dużo pytań, zbyt mało odpowiedzi.
Muszę się z tym przespać.
Zdecydowanie najlepszy pomysł na jaki wpadłam, może jutro będę w stanie trzeźwo myśleć.
Czułam się jak naćpana.
A moim narkotykiem był Edward.
Ale narkotyk sprawia, że świat tylko przez chwilę wydaje się cudowny i kolorowy, potem
niszczy całe twoje życie.
Bella, przestań myśleć o narkotykach i innych środkach odurzających i idź wreszcie spać!
Powoli otworzyłam drzwi damskiej toalety.
Uff, nikogo nie było.
Byłam pewna, że na mojej twarzy doskonale widać wszystkie uczucia, które spalały mnie od
środka. Naprawdę nie chciałam nikogo spotkać na swojej drodze.
Szłam zadowolona, że na nikogo się nie natknęłam...
- AU!
-
Uważaj!
Ktoś zderzył się ze mną na zakręcie. Halo? Jest tam ktoś? Czy byłam tak naćpana, że
wydawało mi się, że w kogoś weszłam? Uf, jednak nie.
Ktoś wyłonił się zza rogu, podał mi rękę, a ja spoglądałam na niego nieufnie.
Skądś znałam ta twarz...
-
Jacob?! Od kiedy jesteś blondynem? - zapytałam zdziwiona, kiedy widziałam go ostatnio
miał włosy czarne jak smoła.
-
Zafarbowałem. Razem z Emmettem, Jasperem, Sethem i Edwardem. - odpowiedział lekko
zmieszany, chyb
a nie chciał dłużej drążyć tego tematu.
-
Nie wyglądasz przecież źle. - chciałam go pocieszyć, ale wzniósł tylko oczy ku niebu.
-
Taaa, ja wyglądam super w blond włosach, a ty nie całowałaś dziś Edwarda.
Szlag! Wiedział jak wyprowadzić mnie z równowagi.
-
To ON mnie pocałował! - zagrzmiałam w odpowiedzi.
- Pewnie, wszyscy doskonale widzieli. -
wymamrotał jeszcze zanim zniknął za zakrętem.
Udało mi się w końcu dotrzeć do pokoju, od razu rzuciłam się na łóżko.
- Bella? -
zapytała nieśmiało Alice.
Otwo
rzyłam jedno oko, wymamrotałam coś niezrozumiale i znów je zamknęłam.
-
Cały czas masz na głowie diadem. - powiedziała.
Musiałam jednak wstać. Przebrałam się, ściągnęłam diadem, czułam, że moja głowa jest
wystarczająco ciężka i bez niego.
Edward:
Pr
zede wszystkim byłem wkurzony. Szybko zamknąłem drzwi od pokoju na klucz, żeby
żadna Lauren czy Tanya nie miała okazji się wślizgnąć. Ściągnąłem koronę i położyłem ją na
szafce przy łóżku.
Czy naprawdę chciałem, żeby stała tuż obok mnie, kiedy śpię?
Zdecydowanie nie.
Schowałem ją do szuflady.
O wiele lepiej.
Poszedłem do łazienki, zdjąłem z siebie ten koszmarny garnitur i wszedłem pod prysznic.
Ciepła woda spływała powoli po moim ciele, od razu poczułem jak z moich mięśni znika
napięcie całego wieczoru.
Byłem przekonany, że po spotkaniu Belli podczas joggingu udało nam się zbudować coś na
kształt przyjaźni, ale dziś chyba wszystko się posypało.
Może udało nam się przez chwilę nie pałać do siebie nienawiścią, ale teraz to uczucie wróciło.
Chociaż czy określenie tego co czułem nienawiścią było dobre?
Ok, jestem zagubiony. To wszystko jest takie zagmatwane. Dopóki się nie pojawiła w tej
szkole było o wiele prościej. Dużo zabawy, zero zobowiązań. Czemu nie mogło być tak dalej?
Kiedy się całowaliśmy... Czułem się cudownie, jak chyba jeszcze nigdy i nie miałem
najmniejszy ochoty tego przerywać, ale nie wiedziałem, że to była Bella.
Bella, dziewczyna, z którą dopiero co przestaliśmy być śmiertelnymi wrogami, z którą
dopiero co zawarłem zgodę.
Na włosy nałożyłem dużą ilość mojego jabłkowego szamponu, chciałem mieć pewność, że to
cholerstwo zejdzie z mojej głowy.
Bella naprawdę mnie nie poznała.
Ja jej też nie... chociaż na początku przeszło mi przez myśl, że to ona...
Poza tym skoro my mogliśmy wpaść na pomysł zmiany koloru włosów, to czemu dziewczyny
nie miały zmienić koloru oczu?
Byłem ślepy!
Jak mogłem nie rozpoznać własnej siostry?!
Bo skupiałem się na Belli...
Wyszedłem spod prysznica, przewiązałem jeden ręcznik w biodrach, a drugim wycierałam
włosy.
Spojrzałem w lustro.
Kur**!!!
Pobiegłem do pokoju, chwyciłem telefon komórkowy i wybrałem numer Jacoba. Po długim
sygnale oczekiwania wreszcie się odezwał:
- Taaak?
-
Jacob, do cholery! Czemu ta przeklęta farba nie zeszła? - krzyczałem do słuchawki.
Wygląda na to, że go obudziłem.
-
Co? Niech to szlag! Dalej będę blondynem! - prawie zawył do telefonu.
-
Możesz mi wyjaśnić jak do tego doszło?! - spokojnie Edward, tylko spokój może mnie
uratować, na pewno wszystko będzie dobrze.
-
Może... nie sprawdziłem dokładnie jak długo trzyma ta farba...
-
CO?! Jacobie Black! Już jesteś martwy!
Rozdział 22
Intensywna farba i ślub.
-
Dwa słowa! Intensywna farba!
- Co?
-
Boże, Seth, czy ty jesteś za głupi, żeby myśleć? To znaczy, że przez dłuższą chwile będziesz
blondynem!
- Aha.
-
Seth, czy ty mnie w ogóle słuchasz?
- Nooo.
- SETH!
Ze strachu konsola wypadła mu z ręki.
Po tym jak obmyśliłem doskonały plan dokonaniu mordu na Jacobie od razu pobiegłem do
pokoju Setha.
Ten wydawał się być jednak pochłonięty jakąś grą video z wilkołakami i wampirami w roli
głównej.
-
Co mówiłeś Ed? - zapytał, odkładając konsolę.
Wciągnąłem głośno powietrze.
-
Przez następne dwa tygodnie będziesz blondynem, oczywiście tylko przez dwa tygodnie
jeśli będziesz mył włosy dwa razy dziennie.
Oczy wyszły mu z orbit.
-
Posrało?!
- Nie.
- Gdzie jest Jacob? Zamorduje go!
Wyskoczył z fotela i krążył po pokoju jak wściekły wilkołak z jego durnej gry.
-
To się Jacob ucieszy. Dwa razy go zamordują i to jednego wieczoru. - chociaż sytuacja była
poważna nie mogłem powstrzymać się od śmiechu.
Seth zdecydowanie nie był w nastroju na żarty.
- Bl... blond? -
zapytał drżącym głosem.
- Blond, blond. Dobra, wracam do siebie. -
wolałem zmyć się stamtąd jak najszybciej. Nie
chciałem tam być kiedy Seth dostanie ataku histerii.
Zamknąłem za sobą drzwi i usłyszałem krzyk:
- Aaa! BLOND!!
Edward:
Kolejny dzień:
Bella:
-
Dzień dobry, śpiochu! - obudziła mnie Alice swoim słodkim głosem.
- Czego chcesz? -
wymamrotałam w poduszkę.
-
Dziś poniedziałek.
Jak to? Dopiero co przecież się położyłam!
Pewnie większość uczniów i tak nie zjawi się na zajęciach ze względu na wczorajsze nocne,
balowe hulanki, a przynajmniej nie będzie rozumieć co się dzieje wokół nich.
Kto właściwie wpadł na ten idealny pomysł urządzenia balu w niedzielę, kiedy następnego
dnia są normalne lekcje?
-
Wstawaj z tego barłogu! Słoneczno świeci, ptaszki śpiewają! - świergotała dalej Alice.
Co ona jadła na śniadanie? Dobry nastrój w kapsułkach?
-
Nie słyszę żadnych ptaszków! - mamrotałam dalej w poduszkę i próbowałam podciągnąć
wyżej kołdrę.
Czy po coli można mieć kaca?
-
Tak się tylko mówi kochanie! - powiedziała Alice, a ja mogłam sobie tylko wyobrazić jak
wywraca oczami.
Nie m
iałam ochoty dłużej jej słuchać, chciałam wrócić do świata snów, kiedy usłyszałam głos
tuz przy moim uchu:
-
Edward jest tutaj i chce cię pocałować!
Od razu się obudziłam. Zrzuciła kołdrę i wyskoczyłam z łóżka.
-
Nie! Każ mu stąd iść! Wyrzuć go stąd Alice!
Ale ona właśnie leżała na podłodze skręcając się ze śmiechu.
Zażenowana poszłam do łazienki i demonstracyjnie trzasnęłam drzewami, co sprawiło, że
Alice roześmiała się jeszcze głośniej.
Cały czas w kiepskim nastroju weszłam pod prysznic, zmywając z siebie resztki wczorajszego
wieczoru.
Wyszłam z łazienki i zastałam przygotowany już dla mnie ubiór. Może sprawiało jej
przyjemność pomaganie mi w wyborze garderoby.
Białe rurki, fioletowy top w paski i czarne szpilki leżały na krześle.
- Szpilki? - zap
ytałam zawiedziona.
To zdecydowanie obniżało szansę, że przeżyję dzisiejszy dzień
-
No jasne! Ja też mam! - powiedziała pokazując mi swoje niebieskie, które pięknie
współgrały z jej czarnymi dżinsami i koszulką od Eda Hardy'ego.
-
Pospiesz się Bella, bo znów się spóźnimy. - pospieszała mnie.
-
I to by było takie straszne! - wymamrotałam pod nosem, wzięłam moja torbę i
pomaszerowałam za Alice do sali, w której mieliśmy mieć francuski.
Weszłyśmy do klasy i w jednym momencie spoczęły na nas spojrzenia wszystkich uczniów, a
oni sami zaczęli szeptać między sobą.
-
Alice, czemu oni plotkują o tobie? - zapytałam kiedy usiadłyśmy w ostatnim rzędzie, a oczy
uczniów dalej zwrócone były w naszą stronę.
Alice wywróciła oczami.
-
Może powinnam pozwolić ci pospać trochę dłużej. Oni nie rozmawiają o mnie, tylko o
tobie! Już zapomniałaś? Edward? Pocałunek?
O szlag!
Świetnie, będę dziś gościć na ustach każdego. Nie wystarczy, że wczoraj gościłam w ustach
Edwarda...
-
Naprawdę nawrzeszczała na niego po tym jak się pocałowali? - zapytała jakaś dziewczyna
siedząca przed nami swojej sąsiadki.
-
Nie, rzuciła mu się na szyję, a jutro biorą ślub. Jesteście serdecznie zaproszone. - syknęłam w
ich stronę i obie odwróciły się zaskoczone.
Alice znów zaczęła chichotać:
-
Mogę być druhną?
Spojrzałam na nią. Wiedziała co znaczy to spojrzenie, bo od razu zamilkła.
Błagam, już wystarczy!
Następne godziny strasznie się dłużyły, tak jak myślałam, większość uczniów zasypiała z
otwartymi oczami.
Wydawało mi się, że za mną nie jest aż tak źle, do momentu, w którym pan George nie
wyrwał mnie do odpowiedzi na angielskim, a ja odpowiedziałam mu po francusku.
Świetna robota Bello! Najlepiej od razu wsadź głowę w piasek i nie wyjmuj aż do śmierci.
Przez cały dzień próbowałam pozbyć się z moich myśli pewnej osoby, bynajmniej nie
nazywam jej po imieniu dlatego, że nie potrafię sobie przypomnieć jakie ono było!
Edward... cholera!
- Ziemia do Belli! -
Alice pociągnęła mnie za ramię, kiedy zadzwonił dzwonek oznajmiające
przerwę na lunch.
Rozejrzałam się nerwowo dokoła, kompletnie zatonęłam w świecie moich myśli.
-
Przepraszam, właśnie starałam się nie myśleć o Edwardzie. Szlag, właśnie o nim
pomyślałam! - palnęłam się w czoło, a Alice zachichotała.
-
Nie myślałam o nim tak jak ci się wydaje. Staram się przezwyciężyć tą traumę, która mnie
dotknęła po tym całowaniu.
-
Trauma powiadasz? Jasne... i tak, wiem, że nie było tak źle. - chichotała dalej.
-
Przymknij się! - zasyczałam zanim ktokolwiek mógł nas usłyszeć.
Kiedy przy stole zobaczyłyśmy Rose z chłopakami musiałyśmy się jednak głośno roześmiać.
Ich włosy były takie same jak wczoraj.
- Hej, latino – lover. -
przywitałam się z Emmettem, a on obdarzył mnie jedynie wściekłym
spojrzeniem.
- Intensywna farba. -
wyjaśniła nam Rose. Ona też wyglądała jakby musiała powstrzymywać
się od śmiechu. Alice była dziś chyba w wyjątkowym nastroju na chichranie się. Nie mogła
przestać.
-
Odkąd otworzyłam oczy nie mogę z tobą wytrzymać! - chciałam powiedzieć coś jeszcze, ale
zostałam zagłuszona przez długi, głośny chichot mojej przyjaciółki.
Reszta uśmiechnęła się tylko, a Jasper zapytał:
-
Więc... Ty i Edward planujecie ślub?
Właśnie odkręciłam butelkę z wodą, która chciałam wypić, ale cała jej zawartość wylądowała
na twarzy Emmetta.
- Czemu to zawsze ja jestem poszkodowany?
Tego było już dla Alice za dużo. Jeśli istniała jeszcze jakakolwiek możliwość, że się uspokoi
to właśnie zniknęła. Rosalie, która początkowo krzywo patrzyła na chichot Alice, teraz,
widząc wkurzona twarz Emmetta też się roześmiała.
-
Skąd o tym wiesz? - zapytałam Jaspera próbując nie zwracać uwagi na pozostałych.
Jego oczy się powiększyły.
-
Więc to prawda?
Czy muszę dodawać, że Alice już od chwili leżała pod stołem?
-
Nie, do cholery! Ale kto ci to powiedział? - fuknęłam na Jaspera próbując oddychać
spokojnie.
-
Cała szkoła o tym gada! - wzruszył ramionami jakby mówił o tym, że na dworze świeci
słońce.
- Dam dam dadaaam, dam dam daamdaaam! -
to Emmett zaczął nucić marsze weselny,
kopnęłam go z całej siły w goleń.
- Auu!
Oj, trafiłam w Alice, która cały czas ryczała pod stołem ze śmiechu.
Kiedy w końcu się stamtąd wynurzyła i pochwaliła się, że będzie druhna, mogliśmy wreszcie
zjeść w spokoju. Postanowiliśmy wybrać się popołudniu na basen.
Miejmy nadzieje, że uda mi się nie utopić Alice!
Rozdział 23
Wodna wojna i ciekawy kolor włosów.
Alice, dzięki Bogu, skończyła wreszcie swój chichoczący popis. Skończyłyśmy więc obiad i
poszłyśmy do pokoju przygotować się na basen.
-
Bella? Który strój kąpielowy mam ubrać? - zapytała, a ja usłyszałam w jej głosie nutkę
histerii.
Naprawdę miała aż tak trudny wybór? Ja nie miałam z tym problemu – w mojej szafie
znajdował się tylko jeden kostium (
Bella:
http://i226.photobucket.com/albums/dd220/barpohl/SELF_167copy11.jpg
mogłam się powstrzymać, żeby wam nie dać linku od autorki...)
Po dziesięciominutowej dyskusji (a raczej monologu ze strony Alice) zdecydowała się w
ko
ńcu na biało - czarne bikini. Zarzuciła na nie zieloną, letnią sukienkę, a ja dżinsowe szorty i
biało – pomarańczowy top wiązany na szyi.
Ubrałyśmy szybko japonki, a do torby schowałyśmy krem do opalania, butelkę wody i
ręczniki, na nos założyłyśmy okulary przeciwsłoneczne i zamknęłyśmy drzwi. Po drodze
dołączyła do nas Rosalie w swojej czerwonej, krótkiej sukience.
Pogoda była naprawdę cudowna, świeciło słońce, a na niebie nie było ani jednej chmury.
Basen wyglądał jak dla mnie trochę zbyt ekskluzywnie i paru uczniów już wylegiwało się na
jego brzegu. Już z daleka można było rozpoznać Emmetta, Jaspera i na moje nieszczęście
Mike'a z Tylerem. Nie zdawałam sobie sprawy, że mięśnie Emmetta są aż tak ogromne! To
znaczy wiedziałam, że jest silny i dobrze zbudowany, ale teraz, kiedy zobaczyłam je w pełnej
krasie zaczęłam się trochę bać. Sylwetka Jaspera też była niczego sobie, ale w porównaniu z
tym co pokazał Emmett... nie wspominając już o Mike'u i Tylerze.
Chłopcy mieli już na sobie swoje kąpielowe szorty i uśmiechali się w naszym kierunku.
Zwłaszcza Mike z Tylerem posłali mi chyba najszersze uśmiechy jakie kiedykolwiek
widziałam (nie licząc uśmiechów Emmetta), co doprowadziło oczywiście moje przyjaciółki
do napadu śmiechu.
Rozłożyłyśmy się obok nich.
-
Idźcie już do wody! - pogoniła Alice chłopaków, najwyraźniej nie chciała, żeby patrzyli jak
się przebiera.
Rose miała na sobie czarny kostium, który idealnie odcinał się na jej bladej skórze.
Cały czas czułam Mike i Tylor świdrują mnie wzrokiem.
Kiedy wres
zcie odwróciłam się z zamiarem rzucenia im śmiertelnego spojrzenia, przestałam
oddychać.
Nie tylko Mike i Tylor wpatrywali się we mnie. Był to również Edward.
Cholernie gorący Edward!
Bella! Weź się w garść – upomniałam samą siebie. To, że jest bez koszulki, zamiast brzucha
ma idealny kaloryfer, a w jego włosach połyskują krople wody, to jeszcze wcale nie znaczy,
że możesz się ślinić na jego widok! Bello!
Edward:
-
Daj spokój Seth, chodź z nami na basen! - próbowałem przekonać mojego przyjaciela.
- Nie! -
uciekł jak małe dziecko.
-
No chodź! Tylko dlatego, że jesteś blondynem nie musisz od razu chować się przed całym
światem. Kto wie, może chlor sprawi, że twoje włosy szybciej znów staną się czarne?
Wyglądał jakby się rozważał wszystkie za i przeciw.
-
No dobra, daj mi się tylko przebrać. – powiedział w końcu po kilku sekundach.
-
Chodź już! - wymamrotałem, kiedy po dwóch minutach zjawił się w końcu w swoich
szortach.
-
No to chodźmy! - stwierdził z entuzjazmem.
Musiałem oczywiście powstrzymać się od śmiechu, kiedy zobaczyłem jego blond czuprynę,
ale naprawdę byłem całkiem dobrym przyjacielem.
Po drodze wpadliśmy na Tanye i Lauren, które też najwyraźniej wybierały się na basen.
Lauren zapomniała chyba jak się zachowałem w stosunku do niej na balu, bo przybiegła w
naszą stronę z prędkością światła wołając:
-
Ed! Ty też idziesz na basen? Super! Możemy iść tam razem!
Seth spojrzał na mnie zdezorientowany, ale nie zdążył nawet powiedzieć słowa, bo
natychmiast uwiesiła się na nim Tanya, a Lauren zaczęła z nim poważną dyskusję na temat
rozjaśniania włosów.
Świeciło i słońce, a temperatura na pewno przekraczała trzydzieści stopni.
- Baasen! -
zaskrzeczała Tanya zwracając na siebie uwagę wszystkich.
Położyliśmy z Sethem nasze ręczniki na trawie i poszliśmy do wody.
Rozejrzałem się dokoła, chyba wielu uczniów wpadło na ten sam pomysł co my.
Mój wzrok zatrzymał się na trzech dziewczynach stojących do mnie tyłem. Jedna z nich była
całkiem niezła, nawet bardziej niż tylko niezła. Krótkie, dżinsowe szorty idealnie
eksponowały jej zgrabne nogi, a top wiązany na szyi pokazywał co nieco, najlepsze
ukrywając. Jej skóra była blada, ale pomimo to wyglądała bardzo seksownie.
Zamiast bikini miała wycięty jednoczęściowy, biały kostium, który pasował do jej długich,
brązowych włosów.
Przy takim widoku przydałby się zimny prysznic.
Byłem pod wielkim wrażeniem... dopóki się nie odwróciła.
O cholera! To była Bella!
Kiedy mnie zobaczyła najpierw wyglądała na zaskoczoną, a potem jej oczy pociemniały.
Próbowałem spojrzeć na nią z taką samą wściekłością, ale nie potrafiłem, byłem zbyt
zafascynowany.
- Eeedwaaard! -
zaskrzeczała Tanya, a ja starałem się opanować, żeby na nią nie warknąć.
Nie mogłem oderwać oczu od Belli.
Żałosne.
Spojrzenie Belli jeszcze bardziej
pociemniało, a myślałem, że to niemożliwe... i nagle
wpadłem na genialny pomysł.
Dlaczego by się nie zabawić, skoro przy okazji można jeszcze wkurzyć Bellę.
Bella:
Tanya zachowywała się jak tresowana małpa, wymawiała jego imię jakby był jakąś światową
gwiazdą, nie zdziwiłoby mnie też, gdyby za chwilę poprosiła go, żeby złożył jej autograf na
biuście.
A Edward wydawał się wniebowzięty...
Jak można zachwycać się facetem, który sypia ze wszystkim co się rusza, a z przodu ma
cycki. Nawet byle jakie, ale
ma. Gdzie te dziewczyny mają mózg, albo chociaż dumę czy
poczucie własnej wartości?
Zanurzyli się razem w wodzie, a Edward rzucał mi co chwilę wyczekujące spojrzenia.
Nagle przyszedł mi do głowy pewien pomysł.
Rozejrzałam się szybko wokół, aż wreszcie znalazłam to, czego szukałam.
- MIKE!
Usłyszał mój głos i odwrócił się od razu. Alice i Rosalie, które leżały już leniwie na swoich
ręcznikach, podniosły głowę.
-
Mógłbyś tu podejść? - zapytałam najsłodszym głosem na jaki było mnie stać. W sekundzie
znal
azł się tuż przy mnie.
- Posmarujesz mi plecy? -
obdarzyłam go niewinnym uśmiechem.
Chyba zadziałało, bo pokiwał entuzjastycznie głową i wziął krem.
Zanim przewróciłam się na plecy zdążyłam rzucić jeszcze arogancie spojrzenie Edwardowi.
Był trochę wkurzony.
Ledwo zdążyłam się położyć, poczułam na sobie dłonie Mike'a. Chyba próbował zrobić na
mnie wrażenie czymś co miało przypominać masaż.
Jak powiedziałam – przypominać, bo w ogóle nie poczułam nic, co chociaż leżałoby obok
masażu.
Bystre dziecko, Ali
ce od razu zauważyła „wojnę” toczącą się między mną a Edwardem,
uśmiechając się podejrzliwie szepnęła coś do Rosalie.
Chyba wytłumaczyła jej co się święci, bo ta zaczęła chichotać i rzuciła rozbawione spojrzenie
Edwardowi. Chętnie zobaczyłabym wyraz jego twarzy, ale musiałam już wstać. Nie
wytrzymałabym jeszcze sekundy tego „masażu”, Mike nie wydawał się zbytnio zadowolony z
tego powodu.
Edward:
Jak Bella mogła pozwolić na to, żeby brudne łapska Mike'a smarowały jej plecy?
Nie zauważyła, że on myśli tylko o tym jak ją zaliczyć?
Sam nie potrafiłem sobie wytłumaczyć dlaczego, ale ta sytuacja mnie wkurzała.
Tanya chyba zorientowała się, że nie zwracam już na nią uwagi (jakbym kiedykolwiek
zwracał) i w mało delikatny sposób pociągnęła mnie pod ścianę basenu.
-
Co się stało Eddy? - zapytała trzepocząc zalotnie (w jej mniemaniu) rzęsami.
- Nic! -
warknąłem.
Duży błąd nazywać mnie Eddy, bardzo duży!
Mike w tym czasie skończył już swoje dzieło i Bella odwróciła się.
Nie była chyba do końca zachwycona wyczynami Mike'a, posłałem jej więc triumfujący
uśmiech. Wywróciła tylko oczami i położyła się na plecach.
-
Posmarować ci też brzuch? - zapytał Mike z nadzieją. Prawie się zapalił na samą myśl o
tym.
Bella uniosła wysoko brwi, a ja prawie posikałem się przy tym ze śmiechu.
-
Nie, dziękuję, potrafię sama to zrobić. - odpowiedziała, a Mike cały czerwony (ze
wściekłości, wstydu czy dalej pod wrażeniem tego, że mógł dotknąć Belli?) wrócił do wody.
Nie mogłem pozwolić, żeby akcja z kremem pozostała bez mojej odpowiedzi, przyciągnąłem
więc Tanyę do siebie.
Bella:
Założyłam okulary przeciwsłoneczne i ignorowałam tarzające się ze śmiechu przyjaciółki.
Chciałam się odprężyć, ale mogłam o tym zapomnieć, kiedy mój wzrok spoczął na
Edwardzie.
Przytulał Tanyę szeptając jej do ucha coś, co strasznie ją rozbawiło.
Nie chciałam nawet wiedzieć co, bo już od samego patrzenia robiło mi się niedobrze. Oplotła
go ciasno ramionami... no i niech mi ktoś powie, że nie zachowywała się jak rasowa zdzira!
- Idziecie do wody?
Muszę zmyć z siebie paluchy Mike'a – zapytałam zdenerwowana Rose i
Alice. Nie miałam ochoty patrzeć na baraszkujących Edwarda i Tanyę. Jeszcze chwila i na
pewno zwróciłabym obiad.
- Jasne! -
Rosalie od razu podniosła się z ręcznika.
- Ja sobie jeszcze tr
ochę poleżę. - stwierdziła Alice, więc razem z Rose udałyśmy się do
wody.
Była lodowata, od razu dostałam gęsiej skórki. Rose stała w wodzie po kostki patrząc na mnie
sceptycznie.
-
Naprawdę chcemy tu wejść?
Nie miałam pojęcia.
Nie miałam też możliwości dłużej się nad tym zastanawiać, bo dwa umięśnione ramiona
podniosły mnie i wrzuciły do wody.
Krzyk zatopił się razem mną. Wynurzyłam się... Rose nie została potraktowana lepiej. Nad
powierzchnią widać była tylko machające ręce, co doprowadziło Emmetta (który ją wrzucił)
do napadu śmiechu.
Alice tarzała się na suchej powierzchni praktycznie wyjąc ze śmiechu. Założę się, że
doskonale wiedziała co się święci.
Rozglądnęłam się wokoło, zobaczyłam Edwarda dalej obściskującego się z Tanyą i kilku
nieszkodliwe
wyglądających uczniów.
Nagle ktoś pociągnął mnie za nogę i po raz drugi cała zanurzyłam się pod wodą. Kiedy udało
mi się wreszcie podnieść głowę ponad powierzchnię wody, zobaczyłam przed sobą
roześmianą twarz Jaspera. Nie wiele się zastanawiając chlusnęłam mu z całej siły wodą w
twarz.
Nie spodziewał się tego, bo zaczął się krztusić. Alice natychmiast podniosła się z ręcznika i
biegła w naszą stronę:
-
Wszystko w porządku skarbie?
Wiedziałam, że mi tego nie daruję, odpłynęłam więc szybko jak najdalej się dało.
-
Pomszczę cie kochanie!
-
To on zaczął! - krzyknęłam przeczesując basen wzrokiem w poszukiwaniu jakiejkolwiek
pomocy.
Nawet nie zauważyłam kiedy znalazłam się w strefie wysokiego zagrożenia zarażenia się
głupotą – Tanyi i Lauren. Seth stał parę metrów ode mnie. Do tej pory zamieniłam z nim kilka
słów, ale miałam nadzieję, że zrozumie moją sytuację, spojrzałam mu błagalnie w oczy, ale
on właśnie skręcał się ze śmiechu widząc zbliżającą się w zabójczym tempie Alice.
Musiałam więc znaleźć inne wyjście. I szybko znalazłam.
Pytanie tylko co moje wyjście na to powie...
Edward:
Prawie zrobiło mi się żal Belli.
Jasper cudownie się spisał wrzucając ją do wody, a ona nie była mu dłużna.
Pomimo to byłem trochę zły.
Jasper był przecież z moja siostrą, nie powinien się kręcić przy Belli.
Edward! Przesadzasz! -
upomniałem się i próbowałem wyplątać się z ramion Tanyi
oplatających mnie jak macki ośmiornicy. Lauren stała tuż obok nas, czułem się osaczony.
- Uwaga! -
usłyszałem czyjś krzyk, ale nie zdążyłem zorientować się czyj, bo na mojej twarzy
właśnie wylądowała ogromna porcja wody.
Lauren i Tanyi chyba też się dostało, bo skrzeczały jak małe dzieci:
-
O Boże! Moje włosy!
-
O Boże! Mój makijaż!
Przynajmniej wreszcie odczepiły się od mojej szyi i mogłem sprawdzić kto był sprawcą tej
fontanny.
Nie było to trudne. Parę metrów za mną stała Bella chlapiąca się z moją siostrą.
Zemsta musi być!
Razem z Sethem, który też oberwał wodą podpłynęliśmy po cichu do dziewczyn. Wzrokiem
dałem mu znać, żeby zajął się Alice, o Bellę zatroszczę się osobiście.
Żadna z nich nas nie zauważyła.
- Teraz! -
zawołałem do Setha i błyskawicznie chwyciliśmy dziewczyny, które zaczęły głośno
krzyczeć.
Skóra Belli była taka miękka i delikatna... Edward! Przestań!
-
Myślałaś, że ujdzie ci to bezkarnie? - wyszeptałem jej do ucha i zanurkowałem razem z nią.
Wierzgała się, ale sprawiedliwość musi być!
Jakoś udało nam się wypłynąć na powierzchnię, popatrzyła na mnie wściekła. Wzruszyłem
ramionami:
-
Zasłużyłaś sobie!
Gdyby w
zrok mógł zabijać...
-
Nie powinieneś się tak zachowywać w stosunku do swojej narzeczonej! - zawołał jakiś
chłopak z niższej klasy.
-
Co? Narzeczonej? Na mózg ci się rzuciło? - zapytałem go, a siebie jak coś tak absurdalnego
mogło mu przyjść do głowy.
B
ella stała spokojnie obok mnie.
Na tyle, na ile ją znałem, miała coś więcej do powiedzenia na ten temat.
Popatrzyłem na nią. Spuściła oczy.
- Bella... -
powiedziałem groźnie, ale ona naprawdę starała się mnie ignorować.
Alice, która uwolniła się już od Setha powiedziała:
-
A ja będę druhną braciszku! Czy to nie cudowne?
Przez krótka chwilę miałem uczucie, że umknęło mi coś ważnego.
-
Czy ktoś może mi to wyjaśnić? - zasyczałem.
-
Oj, Rose mnie woła! - powiedziała szybko Bella i już chciała uciec, ale złapałem ją mocno
za rękę.
-
Najpierw chciałbym się dowiedzieć od kiedy jesteśmy zaręczeni!
Bella wciągnęła głośno powietrze.
-
No.. na lekcji kilka osób zdenerwowało mnie gadaniem o pocał... o balu i... może...
odpowiedziałam trochę... sarkastycznie. - wymamrotała pod nosem.
-
Trochę? Bella na drugie ma sarkazm! - wtrąciła się Alice, a Bella wywróciła oczami.
Chociaż to wszystko było całkiem głupie, musiałem się roześmiać.
To, że Bella często bywała sarkastyczna doświadczyłem na własnej skórze.
Nag
le Bella i Alice zaczęły chichotać. Szczerze mówiąc prawie dusiły się ze śmiechu.
Popatrzyłem na nie pytająca i moja siostra wskazała głową na Setha, który stał obok mnie.
Musiałem dołączyć do roześmianego grona.
-
My już pójdziemy. - powiedziała Alice i pociągnęła Bellę za sobą.
Seth popatrzył na mnie.
-
Co się dzieje?
Aż mi się go żal zrobiło.
-
Powiedziałem ci, że chlor może ci pomóc w pozbyciu się farby z włosów...
Seth spojrzał na mnie z nadzieją.
- Mam wreszcie swój normalny kolor?
O Boże, myślałem, że zaraz umrę ze śmiechu.
-
Noo, jeśli wcześniej były zielone... to można tak to ująć...
Byłem przekonany, że ten krzyk można było usłyszeć nawet w pokoju Belli.
Rozdział 24
Poradnia małżeńska i słówko – krew.
Kiedy udało mi się w końcu wydostać z pokoju krzyczącego „Zielone, zielone, wszystko
zielone” Setha, poczułem się o wiele lżej.
Najwyraźniej wywarło to zły wpływ na jego psychikę.
Szczerze mówiąc to w myślach nazywałem go już „zielonym gnomem” Co za mnie za
prawdziwy, szczery przyjaciel!
Wspinałem się szybko po schodach do mojego pokoju wpadłem na Sama.
-
Cześć Ed, wszystko w porządku? - spyta i uśmiechnął się do mnie przyjaźnie.
Wzruszyłam ramionami
-
Musi być.
Uśmiech sama zrobił się szerszy.
-
Cóż, gdybym to ja był zaręczony i to do tego z taką gorącą laską, też czułbym się lepiej.
O Boże, co to było? I co miał na myśli mówiąc o gorącej lasce?
Nie podoba mi się, że tak mówi o Belli. Nie pytajcie mnie nawet dlaczego!
-
Przykro mi, że to ja muszę ci o tym powiedzieć, ale w tym momencie nie układa się między
nami najlepiej. Alice uważa, że powinniśmy wybrać się do poradni małżeńskiej i tam
spróbować pokonać kryzys naszego związku. - warknąłem, porządnie już wkurzony tymi
wszystkimi plotkami.
Poszedłem dalej zostawiając za sobą skonsternowanego Sama.
Chciałem wreszcie znaleźć się w moim pokoju i odpocząć.
Edward:
Następny dzień:
-
Alice! Jest mi cholernie obojętne w co się ubierzesz! Jak nie będziesz gotowa za pięć minut,
wychodzę bez ciebie!
Jak można się tak roztkliwiać nad ciuchami?
Po całej podłodze walały się porozrzucane ubrania Alice.
-
Alice! Dziś jest zwykły szkolny dzień! Żaden pokaz mody, ani bal! Więc nie rób z tego
takiego dramatu! -
podniosłam z podłogi pierwsze lepsze spodnie i koszulkę i rzuciłam jej. Ja
była ubrana już od dłuższego czasu.
Pogoda była równie piękna jak wczoraj, założyłam więc dżinsową mini i fioletowe polo.
Alice zrobiła wielkie oczy, kiedy zobaczyła co jej podałam.
-
Bella! To jest genialne! Mój talent stylistki może się przy twoim schować. - powiedziała, a
ja wywróciłam tylko oczami.
Kiedy w końcu ubrała żółty top i dżinsowe szorty, włożyłyśmy szybko balerinki i
wyluzowane udałyśmy się na naszą pierwszą lekcję.
Naprawdę miałam szczęście, że tak wiele zajęć miałam razem z Alice.
Jednak kiedy zdałam sobie sprawę co za przedmiot nas teraz czekał...
Biologia z... Edwardem! Ugh!
Alice zauważyła, że coś jest nie tak.
Bella:
-
Wszystko w porządku Bella? - zapytała.
-
Najwyraźniej terapia małżeńska nie pomaga. - zachichotała jakaś dziewczyna za nami,
zaskoczone odwróciłyśmy się.
- Co? -
moja twarz była jak jeden wielki znak zapytania.
-
Co masz na myśli? - spytała Alice ostrożnie.
Dziewczyna zachichotała jeszcze głośniej. Moja przyjaciółka była już porządnie
zdenerwowana i zapytała ze złością:
-
Posłuchaj! Jeśli podsłuchujesz prywatną rozmowę i do tego ją jeszcze przerywasz, to
chcemy znać powód!
Dziewczyna zaczerwieniła się i popatrzyła na mnie poddenerwowana.
-
No, chodzą plotki... że ty i Edward... chodzicie do poradni małżeńskiej.
Alice jako jedyna się roześmiała.
Zmiażdżyłam ją wzrokiem i od razu się uspokoiła.
- Aha. -
stwierdziłam tylko w odpowiedzi i pociągnęłam Alice dalej.
-
To jest niemożliwe! Co za bzdura! - fuknęłam do Alice wpieniona.
-
My przecież nie możemy wytrzymać ze sobą pięciu minut bez wszczynania kłótni, a teraz
jesteśmy zaręczeni i jeszcze chodzimy na terapie małżeńską!
Gotowałam się z wściekłości!
Co prawda sama wywołałam plotkę o naszym ślubie (co z tego, że każdy normalny człowiek
dostrzegłby w tamtej wypowiedzi sarkazm), ale nie o to w tym wszystkim chodziło
-
Pytanie tylko czy ona naprawdę w to wierzy, jeśli tak, jest naprawdę głupia. - zachichotała
Alice wesoło.
Prawda, kto mógł wpaść na tak idiotyczny pomysł?
- Nie bierz sobie tego do serca. Lud
zi mówią tak tylko po to, żeby was wkurzyć. Myślę, że
nikt nie bierze tego na poważnie. - pocieszała mnie Alice i chyba poczułam się odrobinkę
lepiej.
Ale kiedy tylko otworzyłam drzwi od sali biologicznej, cały mój „odrobnkę lepszy” nastrój
prysnął jak bańka mydlana.
Nie wystarcza, że mam biologię z Edwardem?
Nie... muszę jeszcze siedzieć z nim w jednej ławce!
Sala nie była jeszcze do końca wypełniona u miejsce obok mnie stało (dzięki Bogu!) puste.
-
Współczuję. - stwierdziła Alice idąc na swoje miejsce z trudem ukrywając uśmieszek.
Usiadłam i wypakowałam swoje rzeczy. Sprawdziłam moją komórkę i zobaczyłam, że
dostałam smsa od Rose.
„
Cześć słoneczko! Jak leci? Od kiedy chodzicie z Edwardem do poradni małżeńskiej? Buziaki,
Rose.”
Westchnęłam zdenerwowana i nacisnęłam „odpowiedz”.
„Cześć Rose. U mnie wszystko w porządku, a u ciebie? Chodzimy do poradni, bo w naszym
małżeństwie królują ostatnio same kłótnie. Ups, przecież jeszcze nie wzięliśmy ślubu! Oh,
idzie mój narzeczony, muszę kończyć. Buziak, Bella.”
Edward demonstracyjnie nawet nie spojrzał w moją stronę, usiadł na swoim miejscu,
odsuwając się tak daleko, ja tylko pozwalała na to nasza ławka.
-
Terapia chyba nie przynosi pożądanych skutków. - powiedział jakiś półgłówek siedzący tuż
przed nam
i i położył swoją rękę w przestrzeń między nami.
Edward warknął agresywnie w jego stronę. Najwyraźniej nie słyszy tego dziś po raz pierwszy.
Spojrzałam na chłopaka tak, że od razu odwrócił się z powrotem.
Teraz oboje patrzyliśmy w dokładnie przeciwnych kierunkach.
Nie chciałam dopuścić tej myśli do siebie, ale dało się wyczuć między nami dziwne napięcie.
Cały czas miałam uczucie, że to tylko cisza przed burzą.
-
Kto właściwie wpadł na ten idiotyczny pomysł? - zapytałam odważnie Edwarda, ale on
tylko za
czerwienił się i spuścił wzrok.
Jejku, wyglądał uroczo z rumieńcem na twarzy.
Bella! Spokój! Wyrzuć te myśli ze swojej głowy!
-
No... możliwe, że to byłem ja... - zaczął Edward nieśmiało, ale przeszkodził mu pan Field,
który właśnie wszedł do klasy.
-
Przepraszam was bardzo za spóźnienie. - powiedział do wszystkich uczniów, kiedy ja
spoglądałam na Edwarda z pytaniem wypisanym na twarzy.
Niestety nie mógł dokończyć, wyrwałam więc kartkę z zeszytu i napisałam:
„Co chciałeś powiedzieć?”
Odpowiedział natychmiast. Boże! Jego charakter pisma był... piękny, nie to chyba niezbyt
dobre określenie... elegancki, o tak nawet bardzo elegancki.
„
Sam łaskawie przypomniał mi o plotkach dotyczących naszego ślubie i odpowiedziałem mu
coś ironicznie, być może użyłem słowa – poradnia małżeńska”
Jego pismo było naprawdę cudowne!
Chociaż nie chciałam, musiałam się uśmiechnąć.
Obojgu nam udało się, dzięki naszemu szóstemu, ironicznemu zmysłowi, wysłać w świat
dwie plotki.
Kiedy na chwilę spojrzałam na Edwarda, zobaczyłam, że jego usta też wygięły się w
uśmiechu.
-
Dziś będziemy przeprowadzać próby krwi. - głos pana Fielda sprowadził mnie boleśnie na
ziemię
Zwłaszcza słowo „krew”.
Nie mogłam patrzeć na krew.
Ani na swoją, ani kogokolwiek innego.
Żołądek mi się skręcił, a serce pompowało krew do ciała dwa razy szybciej niż normalnie.
Ach... a on tylko powiedział krew.
-
Przejdę teraz między ławkami i rozdam wam coś, co delikatnie wkłujecie sobie w palec, a
potem trochę krwi dacie na papier i włożycie pod mikroskop. - kontynuował pan Field.
O Boże, za każdym razem, kiedy używał słowa krew, robiło mi się coraz gorzej.
Głos pana Fielda nie docierał już do moich uszu. Czułam się jak bańka mydlana. Obraz mi się
rozmazywał przed oczami, a do moich uszu nie docierał żadne dźwięk. Słyszałam tylko
pierwsze piski osób, które już przekłuły sobie palce. Bella, jesteś żałosna. Próbowałam wziąć
się w garść. Nie zauważyłam nawet, że pan Field podszedł już do naszej ławki.
-
Panno Swan, źle się pani czuje? Może pani patrzeć na krew?
-
Proszę nie używać tego słowa. - wyjąkałam i poczułam, że mój układ krążenia pracuje coraz
wolniej.
-
Jakiego słowa? - zapytał zdezorientowany i usłyszałam jak Edward westchnął głośno – no
tak, kompletnie o nim zapomniałam.
-
Miała na myśli krew. - powiedział, a ja poczułam się jeszcze gorzej.
-
Dzięki, teraz czuję się o wiele lepiej. - syknęłam do niego, a pan Field przyglądał mi się
sceptycznie.
-
Panno Swan, może lepiej będzie jeśli pani wyjdzie. - powiedział zmartwiony.
Nie taki zły pomysł, biorąc pod uwagę,że za chwilę zwrócę moje śniadanie w mało
przyjemny sposób. Skinęłam tylko, czując się już o wiele lżej.
-
Panie Cullen, proszę zaprowadzić pannę Swan do gabinetu lekarskiego. - rozkazał pan Field
mojemu sąsiadowi.
Wspominałam coś o tym, że czuję się lżej?
Edward spojrzał na mnie.
-
A co jeśli całego mnie obrzyga? - zapytał szczerze nauczyciela, który pokręcił tylko głową i
powiedział:
-
Lepiej ciebie niż salę biologiczną!
Edward był zdumiony odpowiedzią pana Fielda, kiedy ja musiałam powstrzymywać się od
śmiechu, nawet jeśli nie poczułam się ani trochę lepiej.
- No dobra. -
westchnął i stał obok mnie.
Nie byłam w stanie podnieść się sama, musiał mi więc pomóc.
Edward wziął moją rękę i położył ja na swoim ramieniu, a swoją objął mnie w talii. Przez
chwilę chciałam się od niego uwolnić, ale zdałam sobie sprawę, że nie dam rady przejść sama
nawet centymetra.
Czułam jak cała klasa świdruje mnie spojrzeniem, Edward chyba czuł to samo, bo
przyśpieszył kroku, żeby tylko jak najszybciej wyjść z sali.
Kiedy byliśmy już za drzewami i przeszliśmy kilka kroków zauważyłam jak powoli stawiam
swoje nogi.
Edward chyba zauważył w jak złym byłam stanie, bo w jednym momencie podniósł mnie i
wziął w ramiona. Nie miałam nawet siły, żeby zaprotestować, poczułam tylko jak głowa mi
opada na coś miękkiego i ciepłego. Potem moje oczy się zamknęły.
Edward:
Wyglądało na to, że Bella naprawdę nie ma siły iść.
Chwilę po tym jak wziąłem ją w ramiona, jej głowa opadła na moją klatkę piersiową, a oczy
się zamknęły.
Wyglądała tak spokojnie, chociaż martwiłem się, że jest zbyt blada.
Bella tak blisko mojego ciała sprawiła, że moje serce zaczęło bić głośniej.
To jeszcze nic nie znaczy –
uspokajałem sam siebie i już widziałem drzwi od gabinetu
lekarskiego. Otw
orzyłem drzwi z Bellą w ramionach i pani Jork podniosła przerażona wzrok
znad swojego czasopisma.
Kiedy zobaczyła dalej nieprzytomną Bellę, na jej twarzy od razu odmalowało się
zmartwienie. Delikatnie położyłem Bellę na łóżku, które stało w gabinecie i pani Jork
zapytała:
-
Co się stało?
-
Nie może znieść widoku krwi, a na biologi właśnie przeprowadzaliśmy testy krwi. -
odpowiedziałem.
-
Nawet tego słowa nie mogę znieść. - jęknęła Bella, która dalej miała zamknięte oczy, ale
najwyraźniej odzyskała już przytomność.
-
Jak się czujesz kwiatuszku? - spytała pani Jork pełnym troski głosem szukając zimnego
okładu.
- Gównianie. -
wymamrotała i ostrożnie otworzyła oczy.
Pani Jork położyła jej na czole okład, chyba dopiero teraz zauważyła, że też tu jestem.
-
Możesz wracać na lekcje, chłopcze. -powiedziała.
- Okej. -
wzruszyłem ramionami, rzuciłem jeszcze zatroskane spojrzenie w kierunku Belli i
zniknął za drzwiami.
Podczas drogi powrotnej na biologię zacząłem się martwić czy Bella pojawi się dziś na próbie
tanecznej. Miałem nadzieję, że tak, bo powoli trzeba było kończyć naszą choreografie.
Ale czy to był powód, dla którego chciałem, żeby przyszła?
Rozdział 25
Zemsta jest sexy albo „czy on naprawdę był okropny?"
Kiedy Edward
opuścił gabinet poczułam jak schodzi ze mnie całe napięcie.
Zaraz, co za napięcie?
- Lepiej ci? -
zapytała zmartwiona pani Jork.
-
Trochę. - wymamrotałam, chociaż dalej trochę kręciło mi się w głowie
-
Może lepiej będzie, jeśli zamiast iść na pozostałe lekcję zostaniesz w swoim pokoju. -
zaproponowała, a ja słabo skinęłam głową.
-
Myślisz, że dasz radę dojść do pokoju o własnych siłach? - zapytała z troską, a ja starałam
się, żeby mój głos zabrzmiał przekonująco:
-
Poradzę sobie.
Byle tylko żaden Mike nie taszczył mnie po schodach!
Wyszłam szybko za drzwi i odetchnęłam głęboko i skierowałam się do swojego pokoju.
Kiedy chciałam otworzyć drzwi, ręka tak mi się trzęsła, że zabrało mi dłuższą chwilę zanim
udało mi się trafić kluczem do zamka.
Kiedy w
końcu udało mi się znaleźć w środku, położyłam się na łóżku i zamknęłam oczy.
Byłam bardziej wyczerpana niż przypuszczałam.
Spróbuj się trochę przespać, Bella. W końcu niedługo masz tańce. - przeszło mi przez myśl i
mogłam poczuć jak moje powieki robią się coraz cięższe. Nie pomyślałam wcześniej, żeby
przygotować sobie rzeczy do tańca. Kiedy tylko przyłożyłam głowę do poduszki zapadłam w
głęboki sen.
Bella:
***
Nie mam pojęcia jak długo spałam, poczułam tylko jak ktoś próbuje ściągnąć ze mnie kołdrę.
- Nie z
e mną te numery. -wymamrotałam i chwyciłam ją mocniej.
Przez chwilę wydawało mi się, że już nic nie zakłóci mojego odpoczynku, kiedy poczułam na
twarzy coś zimnego i mokrego. Od razu wyskoczyłam z łóżka.
-
Aaa! Zwariowaliście? Już jesteście martwi! - krzyknęłam i zobaczyłam przed sobą
rozbawione twarze Jaspera i Emmetta.
Emmett trzymał w ręce pustą butelkę i już wiedziałam, że jego pierwszego zamorduje. Kiedy
tylko zobaczył jak przyglądam się temu, co trzyma w ręce, powiedział niewinnie:
-
To był pomysł Jaspera! Ja nie mam z tym nic wspólnego!
Jasper natychmiast przestał się śmiać i właśnie mordował Emmetta wzrokiem.
-
Halo! To był twój wspaniały plan. Mam zacytować? „Chodź, wylejemy trochę wody na Bellę
i uciekniemy” -
naśladował głos Emmetta.
Obserw
owałam ich tylko, a Emmett odpowiedział:
-
A kto z taką ochotą pobiegł po butelkę wody?
Nie obchodziło mnie który z nich zawinił bardziej, oboje będą cierpieć!
Wymknęłam się cicho do łazienki w poszukiwaniu środka zemsty.
Kiedy wyszłam z łazienki, dalej się kłócili.
Czas na zemstę a la Bella Swan.
-
Sama widzisz, że to wszystko wina Emmetta. - powiedział Jasper odwracając się w moją
stronę z triumfującym uśmiechem.
Ale ten szybko zniknął z jego twarzy, kiedy zobaczył co trzymam w ręce. Emmett też zrobił
wielkie oczy i patrzył na mnie z przerażeniem.
- Nie zrobisz tego, Bella! -
powiedział próbując zrobić krok w stronę drzwi.
- Nie? -
uniosłam jedną brew.
W jednej sekundzie oboje się uspokoili.
A potem jednocześnie zaczęli krzyczeć i biegli chaotycznie w stronę drzwi.
Szkoda tylko, że byłam szybsza i z dzikim krzykiem potraktowałam obu dezodorantami.
-
Bella! Przestań! Odstaw to świństwo! To strasznie cuchnie! - krzyczał Emmett próbując
schować się za kanapą.
Doskoczyłam do niego i spryskałam dużą porcją „różowego grapefruita” Alice. Potem
dogoniłam Jaspera, który był już przy drzwiach, jemu dostało się moim „świeżym mango”.
Kiedy z nimi skończyłam, oboje zatkali swoje nosy, a ja między atakami śmiechu
krzyczałam:
-
Ładnie pachniecie!
Byli nieźle wkurzeni.
-
Zemsta jest sexy, chłopcy. - chichotałam i wzięłam swoją torbę
Wyglądało na to, że Emmett przyszedł po mnie, żebyśmy razem udali się na próbę, a Jasper
mu towarzyszył, mając nadzieje, że w pokoju będzie też Alice.
-
Chodź już. - wymamrotał Emmett i pociągnął mnie za sobą.
-
Nie wiem jakich perfum używacie, ale pachniecie całkiem nieźle. – cały czas chichotałam, a
Emmett jeszcze bardziej się wkurzał.
Kiedy dotarliśmy w końcu do sali tanecznej i otworzyliśmy drzwi, reakcja pozostałych też
była zabawna. Musieliśmy tworzyć piękny obrazek – cuchnący Emmett i mokra Bella.
Zdążyłam zmienić t-shirt, ale włosy dalej były mokre. Wszyscy zatykali nosy, kiedy Emmett
zbliżył się do nich na odległość dziesięciu metrów, a niektórzy spoglądali z litością na moje
włosy.
Prawie wszyscy już byli, brakowała jedynie pana Springa i Edwarda. Ten ostatni wszedł
tanecznym krokiem, chwilę przed dzwonkiem. Kiedy mnie zobaczył, uśmiech zaniknął z jego
ust i demonstracyjnie (znów) odwrócił wzrok w przeciwną stronę. Zbliżył się do Emmetta.
-
Jasna cholera! Kto tak cuchnie? Czuć jakieś perfumy albo dezodorant. - popatrzył przy tym
od razu na mnie.
-
Hej, tylko dlatego, że jestem jedyną dziewczyną, nie znaczy wcale, że to muszę być ja. -
wywróciłam oczami i wskazałam na Emmetta, którego usta były teraz tylko cieniutką linią.
Edward się roześmiał.
-
Boże, Emmett, nie wiedziałem, że masz takie preferencje zapachowe! - powiedział głośno, a
ja zachichotałam, co natychmiast ściągnęło na mnie morderczy wzrok Emmetta.
- A t
eraz serio, braciszku, czemu tak śmierdzisz?
-
Jedna brązowowłosa tancerka hip hopu wylała na mnie cały swój dezodorant.
-
Ale tylko dlatego, że ty wylałeś na mnie całą butelkę wody. - odgryzłam się.
-
Dlaczego wylał na ciebie wodę? - zapytał mnie Edward, a Emmett odpowiedział za mnie:
-
Bo spała jak kamień!
W tym momencie wszedł pan Spring i – jakżeby inaczej – złapał się nos. Spojrzał na mnie
kręcąc głową i powiedział:
-
Panno Swan, może następny razem postara się pani wylać na siebie trochę mnie tego
pachnącego specyfiku.
Rzuciłam mu wściekłe spojrzenie i już chciałam mu coś odpowiedzieć, kiedy odezwał się
Edward:
- To nie Bella, tylko Emmet.
Pan Spring spojrzał na Emmetta zaskoczony, a ten nadąsany odwrócił wzrok.
-
Nieważne, nie zostało wam już zbyt wiele czasu, więc zaczynajcie ćwiczyć. - polecił
nauczyciel.
Edward i ja mierzyliśmy się wzrokiem, podczas kiedy inni poszli już do swoich sal.
- Ta sama sala, co ostatnio? -
spytał, a ja skinęłam głową w odpowiedzi. Razem ruszyliśmy w
drogę.
Między nami była taka dziura, że zmieściłoby się w nią stado Emmettów.
Kiedy doszliśmy do naszej sali, Edward włożył płytę do odtwarzacza i odwrócił się w moją
stronę:
-
Okej, ostatnio ustaliliśmy kto kiedy tańczy, mamy też prawie wszystkie kroki. Brakuje nam
tylko części, w której tańczymy razem.
Znów skinęłam w odpowiedzi.
-
Ale powtórzmy najpierw to, co mamy zrobiliśmy do tej pory.
Włączył CD. Pierwsze dźwięki „4 minutes” rozbrzmiały i to ja musiałam zacząć.
Pierwsza część poszła całkiem dobrze.
Opuściliśmy części, gdzie nie mieliśmy jeszcze żadnych kroków, pozostałe mieliśmy
opanowane idealnie. Musieliśmy więc zastanowić się nad naszymi wspólnymi figurami.
Każde z nas coś pokazało, w pewnym momencie Edward stwierdził:
-
Spróbujmy może zatańczyć coś spontanicznie.
Nie miałam nic przeciwko, więc Edward znów włączył piosenkę.
Nie byłam przyzwyczajona do tańczenia z kimkolwiek i przystosowywania swoich kroków do
kogoś innego, ale wyszło nam zadziwiająco dobrze. Za każdym razem kiedy stawiałam krok
w t
ył, Edward stawiał w przód żeby nie powstała między nami zbyt duża dziura. Kiedy
piosenka się skończyła, nie mogliśmy złapać oddechu.
Staliśmy bardzo blisko siebie i nasze twarze dzieliło tylko kilka centymetrów. Zawstydzona
spuściłam wzrok, nie byliśmy tak blisko siebie od balu.
Usłyszałam głośny śmiech Edwarda.
-
Co jest? Od czasu balu nie możesz mi spojrzeć w oczy?
Oboje unikaliśmy słowa pocałunek.
W moich oczach rozbłysła złość, na co Edward zareagował donośnym śmiechem. Potem
zapytał szczerze:
-
Naprawdę ci się nie podobało?
Jego usta wygięły się w najpiękniejszym półuśmiechu jaki do tej pory widziałam.
Wstrzymałam oddech.
Żadne z nas nie ruszyło się nawet o milimetr. Jakaś siła przyciągała nas do siebie.
-
Było okropnie. - powiedziałam i poczułam jak moje wnętrzności buntują się na
wypowiedziane właśnie przeze mnie wierutne kłamstwo.
W okamgnieniu Edward się zmieszał, ale zaraz przysunął się kawałek w moja stronę.
-
Naprawdę? - wyszeptał i poczułam jego słodki oddech, zdałam sobie sprawę, że byłam w
stanie jedynie skinąć głową.
- Szkoda. -
zamruczał, a ja zauważyłam, że moje ręce zaczęły się trząść.
-
Może sprawdzimy czy naprawdę było tak okropnie. - wyszeptał, a ja nie byłam w stanie
udzielić żadnej odpowiedzi.
Edward przysunął się jeszcze bliżej i mój mózg wołał ostrzegawczo - „Bella! Uwaga!
Niebezpieczeństwo!”
On chciał....
Jasne! Taki właśnie był jego plan!
Pytanie tylko...
Czego ja chcę?
Rozdział 26
I co powiedział rozsądek? Dokładnie „Bye, bye, Bella!”
Cudownie, coraz gorzej ze mną. Prowadziłam już rozmowę z moim rozsądkiem, mózgiem i
całą resztą mojego ciała. Czy mógłby ktoś zatrzymać czas? Proszę! Muszę się zastanowić!!!
Nie ma czasu! -
krzyczało wszystko! Widziałam jak Edward zamknął oczy. Swoje
szmaragdowy, głębokie oczy.
Odległość między naszymi ustami zmniejszała się z sekundy na sekundę, mogłam już poczuć
jego oddech na mojej skórze. Mój oddech stał się urywany, płytki, szybki.
Zamknęłam oczy, ale cały czas czułam bliskość Edwarda, był coraz bliżej.
Jeszcze sekunda i jego usta trafią w moje, a ja nie chciałam już z tym walczyć.
Cholera! Czemu jego wargi były tak uwodzicielskie?!
Był zdecydowanie zbyt blisko.
Nasze ciała coraz bardziej się napinały, a ja mogłam poczuć bijące od niego ciepło. A on
zapewne bez problemu mógł usłyszeć szybkie bicie mojego serca.
Jak już przy moim sercu jesteśmy... było o krok od zawału!
- Bella, Edward, pan Spring p
oprosił mnie, żebym po was przyszedł. Jesteście już go... Ooo!
Głos Emmetta sprawił, że natychmiast odskoczyliśmy od siebie.
Ta romantyczna i elektryzująca atmosfera pękła niczym bańka mydlana.
Emmett wpatrywał się w nas szeroko otwartymi oczami. Nasza sytuacja była jednoznaczna.
Spojrzałam na chwilę na Edwarda, jego twarz zrobiła się purpurowa.
Isabello Mario Swan! Przed chwilą prawie pocałowałaś Edwarda Cullena. - skarciłam samą
siebie.
Nikt nic nie mówił.
-
Idźcie już, zaraz was dogonię, muszę jeszcze skoczyć do łazienki. - wymamrotałam cicho.
Mój głos nie był wystarczająco spokojny i obawiam się, że oboje usłyszeli jak trzęsie.
Wyszłam nie mając odwagi popatrzeć Emmettowi, a już na pewno Edwardowi w oczy.
Otworzyłam drzwi od łazienki i spojrzałam w lustro – widać było jak jestem roztrzęsiona,
skropiłam twarz zimną wodą. Nie wytrzymałam dłużej.
- Aaa!! -
wykrzyczałam wszystko to, co wzbierało we mnie od fazy „tuż przed pocałunkiem”.
Dopiero teraz poczułam się lepiej.
-
Ee, wszystko w porządku? - usłyszałam jakiś głos i zobaczyłam wpatrującą się we mnie ze
strachem blondynkę. Pewnie zastanawiała się czy przypadkiem nie uciekłam ze szpitala
psychiatrycznego.
-
Już tak. - odpowiedziałam i szybko opuściłam łazienkę.
Przed salą taneczną zrobiłam głęboki wdech zanim otworzyłam drzwi.
Przeszłam szybko przez salę i stanęłam jak najdalej od Edwarda, który także cały czas mnie
Bella:
Mogłam usłyszeć jak pracują trybiki w moim mózgu, a rozsądek krzyczał „Bye, bye Bella,
zobaczymy czy uda ci się wytrzymać”.
Był tak blisko.
Tak blisko, że mogłam policzyć jego rzęsy. Jego długie, gęste, czarne rzęsy...
Bella! Skoncentruj się, on jest coraz bliżej! - krzyczał mój mózg, a pozostała część mnie
mówiła – co ci szkodzi, pozwól sobie na chwilę przyjemności.
ignorował.
-
Mam nadzieję, że kończycie już przygotowania waszej choreografii. Teraz jesteście już
wolni. -
powiedział pan Spring. Emmett i ja ruszyliśmy do drzwi. Czułam na sobie świdrujący
wzrok Edwarda. Zauważyłam też na wpół współczujący na wpół rozbawiony wzrok Emmetta,
powstrzymywał się jeszcze od komentarza chyba tylko dlatego, że obawiał się kolejnego
ataku z dezodorantem.
Szliśmy więc w milczeniu, otworzyłam drzwi od pokoju, Emmett wszedł do środka, bo
zapomniał zabrać swojego plecaka z książkami.
W pokoju siedzieli Alice, Rose i Jasper.
-
Mam nadzieję, że byłeś już pod prysznicem Jazz? - spytałam, a Alice rzuciła mi pełne
wyrzutu spojrzenie.
-
No co? To twój skarbek zaczął! - usprawiedliwiałam się.
Alice zachichotała.
-
Tego nie kwestionuję! Ale czemu użyłaś mojego dezodorantu?
Roześmiałam się razem z nią i zobaczyłam jak Emmetta siada obok nich na kanapie.
- Bello
, nie chciałabyś nam czegoś wyjaśnić? - zapytał z szerokim uśmiechem, a śmiech
uwiązł mi w gardle.
Boże, ale byłam zdenerwowana. Teraz już nawet Jasper, Alice i Rose mi nie odpuszczą.
-
Co się stało? - zapytała Rose.
-
Pan Spring poprosił mnie, żebym poszedł po Edwarda i Bellę. - zaczął opowiadać Emmett.
-
Emmett, zupełnie źle to zrozumiałeś! To nie było to, na co wyglądało! - przerwałam mu.
-
Wiem co widziałem. - uśmiechnął się, a moje policzki od razu się zaczerwieniły.
-
Możecie nas wreszcie wtajemniczyć? - wtrąciła się Rose, opadłam na fotel, nie było wyjścia
i tak nie dadzą mi spokoju dopóki nie dowiedzą się o co chodzi.
- W skrócie –
wszedłem do sali, w której Bella i Edward stali bardzo blisko siebie, bez
jakiekolwiek kontaktu z rzeczywistością, o wspominałem już może, że między ich ustami nie
dałoby się wcisnąć nawet kartki papieru? - zakończył Emmett, a moje policzki chyba jeszcze
nigdy nie były tak czerwone.
- Co? -
zachichotała Alice, a Rose głęboko wciągnęła powietrze.
- Isabello Mario Sw
an! Czy chwilę temu prawie pocałowałaś mojego brata? - zapytała
świdrując mnie wzrokiem.
-
Nie! To znaczy... tak... ale... nie... to znaczy... yyy... jakie było pytanie? - jąkałam się, a
uśmiech Alice stawał się coraz szerszy.
-
Wiedziałam! - krzyknęła zdecydowanie zbyt wysokim tonem.
-
Alice! To nic nie znaczyło! - rzuciłam w nią poduszką, ale ona nic sobie z tego nie robiła.
-
Wiedziałam, wiedziałam! - śpiewała w kółko.
Schowałam głowę w poduszkę zastanawiając się jak urwać Emmettowi głowę!
Usłyszałam tuż przy uchu jego głos:
-
No nie było chyba tak źle?
Posłałam mu zabójcze spojrzenie, co wywołało u niego jeszcze szerszy uśmiech.
Podniosłam się z fotela.
-
Idę się przespacerować. - powiedziałam i wzięłam mojego Ipoda.
- Bella! -
usłyszałam Alice, kiedy byłam już za drzwiami. Odwróciłam się.
- Jak spotkasz Edwarda...
Zatrzasnęłam głośno drzwi, pomimo to usłyszałam głośny śmiech Alice.
Na zewnątrz było sporo ludzi, jedno się opalali, inni odpoczywali, a jeszcze inni grali w
koszykówkę.
Usiadłam pod dużym drzewem, wpatrując się w trawę, włączyłam Ipoda i włożyłam
słuchawki. Promienie słoneczne prześwitujące przez gałęzie delikatnie ogrzewały moją skórę,
szybko zapomniałam dlaczego się tu znalazłam.
Nagle ciepło zniknęło, poczułam rześkie, wieczorne powietrze. Zaskoczona otworzyłam oczy
i spostrzegłam, że było już prawie ciemno. Wstałam i dostrzegłam jakiś cień kawałek od
siebie. Ktoś stał kilka metrów ode mnie i poczułam się trochę niepewnie. Prawdopodobnie
mnie obserwował.
Dlaczego?
Starałam się przyzwyczaić oczy do ciemności, żeby rozpoznać tą osobę, ale było już za
późno... zniknęła.
Z dziwnym uczuciem strachu skierowałam się do pokoju, kiedy dotarłam wreszcie do drzwi,
zrobiło mi się o wiele lżej na sercu. Może tylko wyobraziłam sobie tego całego podglądacza.
Otworzyłam drzwi, w pokoju była tylko Alice. Na szczęście, bo nie miałam ochoty dłużej
wysłuchiwać pikantnych żartów moich przyjaciół ze mną i Edwardem Cullenem w roli
głównej.
-
Cześć. - przywitała mnie.
Klapnęłam na kanapę. Alice odłożyła swoją gazetę na bok i patrzyła na mnie zapraszająco.
- Co? -
spytałam i uniosłam wysoko brwi.
-
Opowiedz jak było na próbie. - wciągnęłam powietrze i zaczęłam opowiadać.
-
Pracowaliśmy nad tą częścią, w której tańczymy razem, staliśmy bardzo blisko siebie i kiedy
piosenka się skończyła, żadne z nas nie poruszyło się ani o centymetr, potem nie wiadomo jak
przeszliśmy do tematu balu i Edward zapytał mnie co tym sądzę. - słowa padały z moich ust z
szybkością karabinu maszynowego, a ja oczywiście się zaczerwieniłam. Alice chyba ledwo
powstrzymywała się od śmiechu, bo miała mocno zaciśnięte usta.
-
No i powiedziałam mu, że był okropny. - nie patrzyłam na Alice - On zapytał czy naprawdę
tak sądzę, potwierdziłam, on chyba chciał mi udowodnić, że się mylę i coraz bardziej się do
mnie przybliżał... - skończyłam. Czułam się zażenowana, Alice była w końcu jego siostrą.
Ona miała jednak na ustach ogromny uśmiech.
-
Alice, jestem strasznie zmęczona, położę się już do łóżka, ok? - wstałam z kanapy.
Pościeliłyśmy swoje łóżka, Alice już po kilku sekundach zasnęła, kiedy ja nie mogłam
zmrużyć oka.
Cały czas miałam przed nimi Edwarda Cullena i wydawało się niemożliwe, żebym pozbyła
się tego obrazu. W końcu zasnęłam z uśmiechem na ustach.
Czy muszę mówić kto odgrywał tej nocy główną rolę w moich snach?
Rozdział 27
Rzut oka na uczucia Edwarda Cullena po prawie-
pocałunku.
Edward:
Czułem jak była blisko.
Co robisz Edwardzie! Nie wolno ci jej całować! Ba, nie wolno ci nawet CHCIEĆ jej
pocałować! - krzyczało coś wewnątrz mnie, wiedziałem, że to coś ma rację, ale jej usta
przyciągały mnie w jakiś niewytłumaczalny, magiczny sposób. Jej oddech przyspieszył, mój
również był urywany. Z każdym wdechem otaczał mnie jej słodki zapach. Ta elektryczność,
magia, cokolwiek to było, można było prawie złapać w ręce. Nie potrafiłem zapanować nad
sobą, tak bardzo chciałem ją wreszcie pocałować, moje oczy same się zamknęły.
-
Bella, Edward, pan Spring poprosił mnie, żebym po was przyszedł. Jesteście już go... Ooo!
Donośny głos Emmetta sprawił, że odskoczyliśmy się od siebie jakby to drugie z nas było
tarantulą. Potrząsnąłem głową próbując poskładać w sensowną całość wszystkie moje myśli,
ale wszystko było jakby okryte tajemniczą mgłą.
-
Idźcie już, zaraz was dogonię, muszę jeszcze skoczyć do łazienki. - usłyszałem cichy głos
Belli.
Zanim wyszła, rzuciła mi krótkie spojrzenie, ale nie miała odwagi spojrzeć na Emmetta, który
patrzył na mnie z wysoko uniesionymi brwiami.
Kiedy tylko wyszła za drzwi zaczął bombardować mnie pytaniami.
-
Co to było? Czy wy właśnie prawie się pocałowaliście? Czyj to był pomysł?
-
Emmett! Weź głęboki oddech, skrzeczysz jak Alice! - przerwałem mu, już miał w zanadrzu
kolejne pytanie: -
Więc prawie się pocałowaliście?
-
Nie, chciałem tylko policzyć jej piegi. - odpowiedziałem.
- Bella nie ma piegów.
-
Emmett! Ironia! Znasz to słowo? - zadziwiające, że mamy tych samych rodziców.
Wychodziłem już z sali, chciałem tylko znaleźć się już w klasie, żeby mój brat nie mógł mnie
już męczyć pytaniami. Wreszcie się ocknął i chwycił mnie mocno za ramię:
-
To prawie się pocałowaliście czy nie? - zapytał zaskoczony.
-
A na co to wyglądało?
-
Wyglądało jakbyście mieli zamiar się pocałować... namiętnie.
-
J akie więc wyciągasz wnioski?
- Prawie
się pocałowaliście?
- Brawo!
-
PRAWIE SIĘ POCAŁOWALIŚCIE!!
-
Głośniej, nie jestem pewien czy cała szkoła już usłyszała.
- Niech tylko powiem Alice! -
chichotał Emmett (chociaż w jego wypadku „chichot” nie do
końca oddawało to, jakie dźwięki emitował mój brat) ciesząc się jak mała dziewczynka, która
właśnie dostała najnowszą lalkę barbie.
-
Emmett, śmieszny jesteś. - jęknąłem, otwierając drzwi do naszej sali tanecznej. Wszyscy
uczniowie już byli, ustawiłem się obok Bryana.
Wreszcie przyszła też Bella, nawet na mnie nie spojrzawszy stanęła obok Emmetta.
-
Mam nadzieję, że kończycie już przygotowania waszej choreografii. Teraz jesteście już
wolni. -
po słowach pana Springa wszyscy opuścili salę. Bella prawie wybiegła, a zaraz za nią
Emmett i jego zapach.
Patrzyłem jak wychodzi... Boże, z jaką gracją ona się porusza...
-
Coś się stało Ed? - zapytał Bryan patrząc na mnie ze współczuciem
Podążył za moim wzrokiem i zorientował się, że mój jest utkwiony w Belli.
-
Nie, wszystko w porządku. - wymamrotałem, zabrałem swoją torbę i skierowałem się w
stronę mojego pokoju.
Kiedy tylko się w nim znalazłem położyłem się na łóżku.
No a teraz na spokojnie Edward. Dlaczego tak bardzo chciałeś pocałować Bellę? - zacząłem
rozmowę sam ze sobą.
Szczerze mówiąc... nie miałem zielonego pojęcia.
Może to był impuls, po tym jak powiedziała, że pocałunek na balu był okropny, a z jej oczu
mogłem wyczytać, że kłamie. A może to ta dziwna, magiczna, romantyczna, pełna napięcia i
sam nie wiem jeszcze jaka atmosfera, która zawsze b
yła między nami, kiedy tylko byliśmy
blisko siebie?
Może też straciłeś resztki zdrowego rozsądku...
Nagle ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłem.
Seth przywitał mnie szerokim uśmiechem.
- Co tu robisz? -
zapytałem bez zbytniego entuzjazmu.
-
Też się cieszę, że cię widzę. - wywrócił oczami.
-
Średnio mnie interesują twoje uczucia na mój widok. Czego chcesz? - zapytałem. Nie ma
co, prawdziwy ze mnie przyjaciel.
- Zobacz co mam! -
odpowiedział na wpół śpiewająco pokazując mi plastikową siatkę.
-
Jeśli to nie jedzenie, alkohol, albo zdjęcie Tanyi i Lauren biegających po korytarzu w
maseczce z ogórków to możesz sobie darować. - przedstawiłem swoje warunki, ale uśmiech
Setha stał się jeszcze szerszy.
-
Coś o wiele lepszego. - odpowiedział, przeszedł obok mnie i stał teraz na środku pokoju.
Mojego pokoju!
Odwrócił się w moja stronę i podetknął mi coś pod nos.
-
Co to ma być? -zapytałem sceptycznie.
-
Szampon przeciwłupieżowy! - stwierdził wesoło.
- Przykro mi, ale nie mam z tym problemu. -
o cholera! A właśnie, że mam! To przez tą
cholerną farbę prawie pocałowałem Bellę. Pieprzona farba rzuciła mi się na mózg!
-
Cieszę się twoim szczęściem. - już chciałem go wyprosić za drzwi.
-
Po tym szamponie farba naprawdę zniknie, Ed. - powiedział protestując i zatrzymał mnie w
pół kroku.
Cholera, teraz nie będę mógł już zrzucić winy na farbę.
- Serio? -
zapytałem powątpiewająco.
Nigdy nie słyszałem, żeby po szamponie przeciwłupieżowym znikała farba do włosów, ale w
sumie nic nie ryzykowałem.
-
No to chodźmy ją wypróbować. - pociągnąłem Setha do łazienki.
***
-
Skąd właściwie się o tym dowiedziałeś? - zapytałem Setha, kiedy nałożyliśmy już szampon.
-
Przeczytałem w jakimś czasopiśmie. - odpowiedział wzruszając ramionami.
-
Nie chcę nawet wiedzieć w jakim. - stwierdziłem cicho, bo przed oczami właśnie stanęła mi
scena jak z horroru –
Seth i Jacob zaczytujący się w Bravo Girl.
Po dziesięciu minutach spłukaliśmy szampon. Efekt był całkiem zadowalający, brąz nie
zniknął całkowicie, można było już jedynie gdzieniegdzie znaleźć brązowe pasemka.
Cóż... Seth powinien w przyszłości trzymać się z dala od Bravo Girl.
Szampon najwyraźniej nie działał tak samo na blond włosach, bo teraz na głowie mojego
przyjaciela była zielono – czarna mieszanka.
- Daj spokój, na pewno
ktoś się domyśli jaki jest twój naturalny kolor włosów. - śmiałem się,
kiedy Seth zobaczył w lustrze efekt działania „cudownego szamponu”... właśnie próbował
wyrwać sobie z głowy wszystkie włosy. Też te, na których widniał już jego naturalny kolor.
Wolałem się go pozbyć zanim w ataku histerii zdemoluje moją łazienkę. Kiedy wreszcie mi
się to udało, rzuciłem się na łóżko.
Miałem ochotę pooddychać trochę świeżym powietrzem, ale byłem teraz na to za leniwy. To
o czym myślałem zanim przyszedł Seth, wróciło teraz z podwójną siłą.
Bella. Prawie pocałunek.
Przez dobrą godzinę próbowałem znaleźć powód, dla którego chciałem ją pocałować, ale mi
się to nie udało. Wstałem, pościeliłem swoje łóżko. Dzisiaj był długi dzień i chciałem się
wreszcie położyć spać.
I ch
ociaż nie chciałem, to moje sny w całości wypełniała Bella.
Niech to szlag!
Rozdział 28
Pająk – morderca!
- BELLA!? -
usłyszałam spanikowany głos Alice.
-
Weź go stąd! Zabierz go!! - piszczałam.
Wybiegłam z łazienki próbując ratować swoje życie.
-
Co się dzieje? - zapytała przestraszona Alice.
-
Pająk! - krzyknęłam i wskazałam na moją nogę.
Pająkowi było chyba bardzo wygodnie na mojej nodze, bo za żadne skarby świata nie chciał
się odczepić.
Teraz Alice też zaczęła piszczeć i oddaliła się ode mnie tak daleko jak to tylko było możliwe.
-
Alice, pomóż mi! - wrzasnęłam, jeszcze chwila i moje zdrowie psychiczne rozsypie się w
maleńkie kawałeczki.
Moja przyjaciółka chwyciła gazetę i próbowała trafić w pająka... niestety jej się nie udało.
Zaraz zacznę wyć z rozpaczy!
Bella:
-
Bella! Nie zgadniesz co się stało! Wiesz co jest jutro wieczorem? Impreza! Wiem to od
Rose, która wie od A
mandy, a ona od Amelii. Super, prawda? O Boże, co ja na siebie
założę?!
Czy można lepiej rozpocząć dzień?
Leżałam w łóżku, miałam właśnie piękny sen, który został brutalnie przerwany przez skrzek
Alice.
-
Alice! Za dużo informacji naraz! - wtuliłam twarz w poduszkę.
Moja przyjaciółka biegała po pokoju, najwyraźniej prowadząc rozmowę ze swoim ukrytym
ja. „Powinnam ubrać tą liliową sukienkę? Nie, nie jest odpowiednia.” albo „może powinnam
znów iść na zakupy” cały czas krążyły nad moją głową.
- Alice!! Us
pokój się! - krzyknęłam, a ona zastygła w bezruchu.
-
Co z tobą, Bello? - zapytała z miną niewiniątka.
-
Nie ze mną tylko z tobą! Obudziłaś mnie bladym świtem tylko po to, żeby mi powiedzieć,
że jutro jest jakaś impreza, biegasz po pokoju jak postrzelona próbując przy okazji wydeptać
taką dziurę, że wpaść do pokoju pod nami! - jęknęłam, łapiąc się za moje poplątane włosy.
-
Bella! Ta impreza to świetna sprawa! - odpowiedziała urażona i uniosła wysoko brwi.
-
Tak, tak, ja do wszystkiego podchodzę sceptycznie, nie bawią mnie takie imprezy, ble ble
ble... -
niechętnie podniosłam się z łóżka.
-
Budząc mnie, zabrałaś mi trzy lata życia! W takim wypadku, niedługo będziesz musiała
zafundować mi porządny lifting, botoks i ekskluzywne kremy przeciwzmarszczkowe. -
zawołałam zza drzwi łazienki.
-
Bello, nie potrzebujesz operacji, wystarczy dobry makijaż. - odpowiedziała.
Westchnęłam... czy ona naprawdę potraktowała moje słowa na poważnie?
Weszłam pod prysznic, odkręciłam wodę i rozkoszowałam się jej ciepłem.
Ki
edy skończyłam, założyłam szlafrok. Coś śmiesznego spadło na moją nogę. Popatrzyłam na
dół i zobaczyłam mój senny koszmar! Moja trauma z dzieciństwa! Moja najgorsza zmora!
Albo po prostu pająk – morderca!
- Aaaa! -
krzyknęłam ile tylko miałam pary w płucach i zaczęłam machać nogą.
-
Bella, co się stało? Poślizgnęłaś się? Jakiś ohydny podglądacz schował się pod naszym
prysznicem?
Krzyczałam skacząc na jednej nodze i próbując zrzucić z tej drugiej śmiercionośne
stworzenie, które wreszcie się odczepiło.
Nie wiedziałam, że mam aż tyle siły, bo strąciłam to stworzenie z taką siłą, że znajdowało się
teraz w najbardziej odległym ode mnie miejscu. Na włosach Alice.
- BELLA! -
przybiegła do mnie z krzykiem.
-
Odsuń się! - odskoczyłam od niej jak oparzona.
-
Dziewczyny? Wszystko w porządku? - usłyszałam głos Jaspera dobiegający zza drzwi.
No tak, zapo
mniałam, że chłopcy mieli dziś po nas przyjść i razem z nami udać się na lekcje.
- NIE! -
piszczała Alice gwałtownie trzęsąc głową.
-
Boże! Co tam się dzieje? Seryjny morderca? Otwórzcie natychmiast drzwi! - tym razem
dobiegł do moich uszu spanikowany głos Emmetta.
-
Drzwi są otwarte! - odrzekłam nie mniej spanikowana.
Emmett pchnął ja z całej siły... Muszę dodawać, że prawie wyrwał je z zawiasów?
-
Pomóż mi! - Alice wyglądała jakby miała się zaraz rozpłakać, podbiegła do Jaspera, który
patrzył na mnie pytająco.
Niech ich piekło pochłonie! Wszystkich!
Na nieszczęście za drzwiami znajdowali się nie tylko Emmett z Jasperem. Edward też z nimi
był.
Chyba naprawdę spodziewali się zastać w środku mordercę albo gwałciciela, bo wtargnęli do
pokoju z zaciętymi minami pełnymi odwagi.
Alice postanowiła jednak szukać pomocy u mnie, podbiegła do mnie.
-
Odejdź ode mnie! - natychmiast przemieściłam się w najbardziej odległy od niej kąt pokoju.
Cała trójka przypatrywała nam się z rozbawieniem.
- Eee, co to za problem? -
zapytał Edward ostrożnie.
-
PAJĄK! - zawołałyśmy jednym głosem, a Alice wskazała na swoje włosy.
Przez sekundę stali jak zamurowani, a chwilę potem zaczęli się tarzać ze śmiechu po
podłodze.
Ani mnie ani Alice bynajmniej nie było do śmiechu.
- ZABIJCIE GO! -
krzyknęła Alice do obojga swoich braci.
-
Robicie taki teatr przez jednego pająka? - powiedział ze łzami w oczach (ze śmiechu
oczywiście) Emmett.
Posłałyśmy mu mordercze spojrzenie.
U Alice to spojrzenie nie do końca wyglądało tak jak powinno, bo pająk właśnie spełzł na jej
twarz.
Zaczęła gwałtownie wymachiwać rękami i głową, pająk poleciał w kierunku chłopaków.
I trafił w Emmetta. Miał go dokładnie na nosie i jedyne na co było go stać, to na wpatrywanie
się w niego ze strachem.
- EDWARD! ZABIERZ GO! -
krzyczał, ale jak widać wszyscy Cullenowie nie przepadali za
wielonożnym stworzeniem, bo i Edward skamieniały z przerażenia wpatrywał się w nos brata.
- Sam go sobie zabierz! -
szybkim krokiem oddalił się od Emmetta.
-
Jak to było? Bezbronny pająk? - zawołała Alice i uśmiechnęła się z wyższością w stronę
swoich braci.
Emmett wybiegł z piskiem na korytarz:
-
PAJĄK!!!
Twarz Jaspera była cała mokra od łez. Jego śmiech był chyba jeszcze głośniejszy niż wrzask
Emmetta.
Nagle zdałam sobie sprawę, że cały czas mam na sobie szlafrok. Edward też to zauważył i
właśnie bezczelnie się we mnie wgapiał.
-
Eee... moglibyście wyjść? Musimy się doprowadzić z Alice do stanu używalności. -
powiedziałam do chłopaków.
-
A jak mamy was wytłumaczyć z nieobecności na pierwszej lekcji? - spytał Edward.
Wzruszyłam ramionami.
-
Powiedz prawdę, że miałyśmy traumatyczne przeżycia z pająkiem – mordercą. Jestem
pewna, że pan Spring to zrozumie.
Cały czas słychać było wrzask Emmetta.
Roz
dział 29
Unoszący się w powietrzu pilniczek do paznokci i uczniowie z traumą.
Bella:
-
Może my już iść? Opuściłyśmy już pierwszą lekcję, nie mam zamiaru opuszczać kolejnej. -
zawołałam w stronę zamkniętych drzwi łazienki i załomotałam w nie. Ja byłam już gotowa od
dłuższego czasu.
Nie podobało mi się, że na niebie gromadziły się gęste, szare chmury, powietrze było
ciężkie... czas przygotować się na porządną burzę.
Wreszcie z łazienki wyszła Alice
-
Przecież to wcale nie trwało aż tak długo! - chyba nic nie robiła sobie z pogody za oknem,
bo miała na sobie jasnoróżową, krótką sukienkę.
Wywróciłam oczami.
-
Nie, Alice, 20 minut to przecież nic takiego, myślałam, że dopiero wyszłaś spod prysznica!
Alice chichocząc pociągnęła mnie w stronę drzwi.
- Co mamy na drugiej lekcji? -
zapytałam, kiedy szłyśmy przez korytarz, a z tej lub tamtej
klasy dobiegał nas gwar rozmów, czy to uczniów, czy nauczyciela.
- Angielski. -
odpowiedziała po spojrzeniu w plan lekcji. - z panem Collinem. Nie mam
najmniejszej ocho
ty tam iść.
Musiałam się z nią zgodzić. Pan Collin był starym, sfrustrowany, zawsze-wszystko-
wiedzącym profesorem, który nie tylko mnie doprowadzał do szewskiej pasji! Nie miał za
gorsz dydaktycznego wyczucia, a jego jedynym celem życiowym było uprzykrzanie życia
uczniom.
Poszłyśmy więc pod tą przeklętą klasę i czekałyśmy aż zadzwoni dzwonek na drugą lekcję.
Kiedy wreszcie zadzwonił, otworzyłyśmy drzwi, a przed naszymi oczami pojawiła się
uśmiechnięta twarz pana Springa.
-
Alice! Czemu nie powiedziałaś, że tutaj miałyśmy pierwszą lekcję? - zapytałam przez
zaciśnięte zęby, obdarzając jednocześnie serdecznym uśmiechem naszego nauczyciela.
-
Kogo my tu mamy? Dwie skażone psychicznie uczennice. - przywitał nas pan Spring, a cała
klasa zachichotała.
- Ale te
n pająk był naprawdę ogromny! - protestowała Alice.
-
Myślę, że niezbyt ich to interesuje. - szepnęłam do przyjaciółki.
-
Doskonale to pani ujęła, panno Swan. - pogratulował mi nauczyciel, cóż, najwyraźniej mój
szept wcale nie był tak cichy jak miał być.
Kilku uczniów przeszło obok nas, spiesząc się na kolejne lekcje.
Zajęłyśmy z Alice nasze miejsca w ostatnim rzędzie i wyciągnęłyśmy potrzebne rzeczy z z
naszych toreb.
-
Wiedzą panienki może gdzie podziewa się pan Emmett Cullen? - zapytał nas jeszcze pan
Spring
-
To samo skażenie psychiczne co my, tylko odrobinę wzmocnione. Jak go pan zobaczy
następnym razem i dalej będzie miał pająka na nosie, proszę być ostrożnym, nie wiem do
czego jeszcze mój brat jest zdolny. -
odpowiedziała Alice, a pan Spring opuścił salę
chichocząc pod nosem. Pan Collin, który właśnie wszedł popatrzył na niego z politowaniem.
Większość uczniów zajęła już swoje miejsca, w tym Edward Cullen, który dzięki Bogu
siedział trzy rzędy od nas.
- Alice! -
zawołał.
- Tak?
Z szerokim uśmiechem na ustach odpowiedział:
-
Masz tu pająka.
- Gdzie? Bella! Zdejmij go ze mnie! -
zapiszczała wyskakując z krzesła.
-
Alice! Siadaj! To był dowcip. - pociągnęłam ją z powrotem na miejsce, a pan Collin
spoglądał na nią kręcąc z niezadowoleniem głową.
Edward dostał właśnie panicznego ataku śmiechu.
-
Edwardzie Cullen, nienawidzę cię! - stwierdziła Alice rzucając w brata pilniczkiem do
paznokci.
Co jak co, ale celność miała stuprocentową, bo pilniczek trafił go idealnie w tył głowy,
Edward odwrócił się do mnie wściekły.
- Twój pilniczek? -
zapytał lustrując mnie dokładnie.
Pokręciłam głową i wskazałam na Alice:
- Jej.
- Bella!-
zawołała Alice, kiedy Edward właśnie łamał go na dwie części.
-
Edward! Skończony imbecylu! To mój jedyny, ukochany, najlepszy pilniczek do paznokci!
-
Mogę dać ci jeden, mam dwa. - wywróciłam oczami i Alice ucieszyła się jak małe dziecko.
-
Dzięki!
Edward pokręcił tylko głową.
-
Nie tolerują żadnych latających pilniczków na moich lekcjach! - zaskrzeczał pan Collin.
-
On nie latał. Unosił się w powietrzu! - wtrąciła Alice.
-
Spokój, panno Cullen! Chciałbym teraz już zacząć lekcję, czy ktoś jeszcze ma ochotę na
„uniesienie w powietrzu” swojego pilniczka? -
zapytał uczniów i wszyscy zgodnie pokręcili
głowami widząc wściekły wzrok pana Collina.
Kiedy tylko odwrócił się do tablicy, wyciągnęłam swój pilniczek, a Alice zaczęła malować
swoje paznokcie na różowo.
Pan Collin opowiadał coś o angielskiej literaturze, ale zupełnie mnie to nie pociągało, byłam
bardzo zajęta piłowaniem moich paznokci, a Alice też zatraciła się w ich malowaniu.
Szkoda tylko, że żadna z nas nie zauważyła, że pan Collin nie stał już przodem do tablicy,
tylko przy naszej ławce i mocno w nią grzmotnął.
Mój pilniczek spadł na podłogę, a Alice pomalowała sobie palec. Złe podniosłyśmy wzrok w
poszukiwaniu winowajcy... i szybko go znalazłyśmy.
Lekcja nie była dla zbyt zabawna, ale wreszcie zadzwonił dzwonek. Podniosłyśmy się
szybko, spakowałyśmy rzeczy i zmyłyśmy w myśl zasady „byle dalej stąd”.
Dzięki Bogu kolejne lekcje przebiegły bez zbędnych przeżyć, co nie uczyniło tego dnia zbyt
interesującym, ale Alice cały czas była podekscytowana. Ta impreza chyba jej się na mózg
rzuciła.
Na terenie kampusu znajdowała się dyskoteka „New Moon”, uwielbiana chyba przez
większość uczniów. I jakby tradycją było, że co cztery miesiące urządzana jest tam wielka
impreza, tylko dla uczniów po szesnastym roku życia. Dziękować moim rodzicom, że
spłodzili mnie w odpowiednim czasie!
Alice cały czas próbowała mnie namówić na kolejne zakupy, ale tym razem za nic w świecie
nie dałabym się wyciągnąć do jakiegokolwiek sklepu z tym szatanem!
Emmetta spotkałyśmy na krótkiej przerwie. Był kredowo biały, przestraszony i cały czas się
jąkał:
-
Widziałyście go? Na pewno gdzieś tu jest! Chcecie mnie zrobić w konia! Na pewno tu jest i
zaraz wczepi mi się we włosy, albo ugryzie w nos!
Słowo trauma lepiej pasowało do Emmetta niż do nas.
Podczas przerwy na lunch nawet się nie odzywał, przeszukiwał tylko dokładnie swoje
jedzenie w poszukiw
aniu pająka – mordercy. Reszta nie mogła mu tego puścić płazem.
-
O nie! Tylko nie moją sałatę! Aaa, pająk w sałacie!
Patrzyłam na nich na pół zmartwiona, na pół rozbawiona.
No dobra, rozbawienie wygrywało.
-
Śmiejcie się do woli, zobaczymy jak się zachowacie, kiedy nagle i niespodziewanie podczas
siusiania spadnie na wasz nos olbrzymi pająk. - po tych słowach Emmetta wszyscy się
uspokoili. Wreszcie.
Po lunchu poszłam sama do pokoju, Alice miała swoje zajęcia taneczne. Szłam korytarzem, a
na moich usta
ch cały czas kwitł jeszcze maleńki uśmieszek.
Kiedy doszłam pod swoje drzwi, wstrzymałam oddech.
Czy to jakiś kiepski dowcip? Zapytałam samą siebie, kiedy zobaczyłam krwistoczerwony
napis na swoich drzwiach, tuż obok którego ktoś przyczepił moje zdjęcie, jak śpię pod
drzewem.
„
Widzę wszystko.”
Rozdział 30
Ochroniarze Belli i podglądacz.
Przerażona rozglądałam się po korytarzu.
W głowie kotłowały mi się tysiące pytań.
Kto to?
Czy to dowcip?
Dlaczego nie zorientowałam się, kiedy ktoś robił mi to zdjęcie?
Nie znałam odpowiedzi na żadne z tych pytań.
Może panika odebrała mi zdrowe zmysły, ale nie odważyłam się wejść do pokoju.
Dokąd mam w takim razie pójść?
Nieistotne, byle nie zostać tutaj.
Pędziłam korytarzem, moje oczy obracały się dookoła głowy.
Nie wiedziałam dokąd prowadzą mnie moje nogi, serce zaraz wyskoczy mi z piersi.
Nagle poczułam jak ktoś chwyta mnie mocno za ramię.
- Aa! -
byłam tak przerażona, że nie potrafiłam powstrzymać się od krzyku.
Odwróciłam się i zobaczyłam przestraszoną twarz Emmetta.
-
Jest tu gdzieś pająk? - zapytał bojaźliwie.
Zaraz za nim sta
ł Edward, który patrzył na mnie z politowaniem.
Pokręciłam głową i Emmett poczuł się o wiele lżej.
- Co tu robicie? -
zapytałam rodzeństwa.
Edward wzruszył ramionami.
-
Mamy wolne popołudnie i właśnie wybieraliśmy się „Słonecznej Pizzy”, a ty? - zapytał.
Bezwiednie też wzruszyłam ramionami.
-
Chciałam iść do swojego pokoju. - burknęłam cicho.
-
Ee, zły kierunek. – zwrócił mi uwagę Emmett i spojrzałam na niego ze złością.
- Nie w tym problem. -
jęknęłam i Edward uniósł wysoko brwi.
- No to w czym? -
spytał.
Nie byłam pewna czy potrafię im wyjaśnić dlaczego zrezygnowałam z wejścia do własnego
pokoju.
-
Chodźcie ze mną. - stwierdziłam jedynie, udając się w kierunku, z którego przyszłam, z nimi
u boku czułam się o wiele pewniej. Wymienili tylko zdziwione spojrzenia i podążyli za mną
Zatrzymałam się przed drzwiami.
Naturalnie miałam nadzieję, że wcześniej tylko mi się przewidziało... niestety nie.
Zdaje mi się czy te litery wyglądają jeszcze groźniej niż poprzednio?
-
Co to ma być? - zapytał skonsternowany Emmett.
Edward podszedł do zdjęcia i szybko zerwał je ze ściany.
-
Kiedy zostało zrobione? - zapytał mnie wskazując na zdjęcie.
- Wczoraj wieczorem. -
odpowiedziałam ledwie słyszalnie.
-
To musi być jakiś bardzo kiepski dowcip. - wybąkał Emmett wpatrując się cały czas w
krzykliwe litery.
- Czym to jest napisane? -
zapytał i przeciągnął po nich palcami.
- Nie wiem. -
odpowiedziałam jeszcze ciszej niż przed chwilą i osunęłam się na ścianę.
Cała ta sytuacja strasznie mi ciążyła. Zamknęłam oczy i odetchnęłam głęboko.
-
Przyprowadzę nauczyciela. - usłyszałam głos Emmetta, ale w ogóle się tym nie przejęłam.
Bella:
Zjechałam na podłogę i objęłam nogi ramionami.
-
Hej, wszystko będzie w porządku. Może ktoś chciał ci zrobić kiepski dowcip. - usłyszałam
głos Edwarda..
Zamiast tonu, do którego mnie przyzwyczaił – aroganckiego, drażniącego, ironicznego –
usłyszałam tym razem ton, który brzmiał szczerze i troskliwie. Otworzyłam oczy i
zobaczyłam, że klęczy tuż obok mnie i – premiera! - uśmiecha się nieśmiało.
Jeden, mały gest, a przez moje ciało przechodziło na zmianę ciepło i chłód i na jedną chwilę
zapomniałam dlaczego siedzę na tej cholernej podłodze. Edward spojrzał mi w oczy, a ja nie
potrafiłam się od nich oderwać.
Co on ze mną wyprawiał?
- Przyprowadz
iłem pana Springa. - usłyszałam z daleko głos Emmetta, wzięłam się w garść,
popatrzyłam w kierunku, z którego dochodził głos Emmetta i teraz dostrzegłam także pana
Springa.
Kiedy zobaczył moje drzwi, zmarszczył czoło.
-
Ktoś to tylko napisał czy jest coś jeszcze? - zwrócił się w moją stronę.
Edward podał mu zdjęcie.
Nasz nauczyciel był oburzony, że któryś z jego uczniów był do tego zdolny.
-
Mam nadzieję, że to jednak tylko kiepski żart, ale proszę być ostrożną, panno Swan i
najlepiej zawsze mieć kogoś przy sobie. Jeśli coś podobnego znów się wydarzy, proszę mnie
natychmiast o tym poinformować. - stwierdził pan Spring.
Skinęłam głową.
-
Co to właściwie jest? - zapytał Emmett wskazując na płonące krwiście litery.
-
Powiedziałbym, że to tylko pisak. Poproszę naszą złotą rączkę, żeby natychmiast się tego
pozbył. - odpowiedział pan Spring i popatrzył na mnie z troską.
-
Doszła już pani do siebie, panno Swan? - zapytał, a ja starałam się skinąć tak, żeby mógł w
to uwierzyć.
Wstałam, a pan Sprig odwrócił się i poszedł zawiadomić naszego majstra.
-
Zostajemy z Bellą. - powiedział Emmett, a Edward od razu skinął głową.
-
Bzdura! Idźcie już do „Słonecznej Pizzy”. - stwierdziłam niby obojętnie i przekręciłam
klucz w zamku.
Dzięki Bogu, zdołałam się już uspokoić.
- Nie, zostajemy! -
zakończył dyskusję Emmett.
Westchnęłam i ostrożnie uchyliłam drzwi.
Wygląda na to, że nic nie zostało zniszczone, wszystko było tak jak wcześniej.
Emmett i Edward przesunęli mnie delikatnie i zajrzeli do łazienki. Z impetem otworzyli
drzwi, spodziewając się zapewne szalonego podglądacza, który się na mnie rzuci.
Wyszli z łazienki, Emmett rzucił się na kanapę.
-
Idziecie jutro na tą imprezę? - zapytałam obu, chcąc jak najszybciej uciec od bardziej
poważnego tematu.
- Jasne! -
powiedział Edward z szerokim uśmiechem, a Emmett tylko przytaknął
-J ak jest w tym „New Moonie”? -
pytałam dalej.
-
Trochę ekskluzywnie, ale pomimo to młodzieżowo i... no wiesz, na czasie. Jest w czarno –
białym stylu, żeby lampy dawały lepszy efekt. - wyjaśnił mi Emmett.
-
Poza tym są dwa poziomy, na dole jest sala taneczna, całkiem spora. Tam też jest bar. U
góry jest miejsce, żeby usiąść, odpocząć, pogadać. Urządzone na czerwono, raz na jakiś czas
przychodzi kelner i pyta czy nie chcesz czegoś do picia. Więc jest naprawdę świetnie! No i DJ
jest genialny.
Opis Emmetta całkiem mi pasował.
-
Jestem głodna. Wy też? - zapytałam braci.
-
I to jak! Zamówmy pizzę. - rzucił Edward i już wyciągnął z kieszeni swoją komórkę.
- Co chcecie? -
spytał mnie i Emmetta.
-
Ja wezmę pizzę z mozzarellą. - opowiedziałam.
-
A ja hawajską.
Edward skinął i kiedy tylko ktoś po drugiej stronie odebrał telefon, powiedział:
-
Pizzę salami, z mozzarellą i hawajską, poproszę.
Rozłączył się.
-
Zaraz powinna być.
- A teraz
podglądacz Belli. - to Emmett w mało subtelny sposób przywrócił mnie do
rzeczywistości.
-
Kto to może być?
Zastanawiałam się chwilę.
-
Nie mam zielonego pojęcia. - stwierdziłam zawiedziona, a pozostała dwójka też wyglądała
jakby nic sensownego nie przyc
hodziło im do głowy.
Nagle usłyszałam jak ktoś majstruje coś przy zamku.
Popatrzyłam na chłopców i wszyscy wpatrywaliśmy się w drzwi.
-
Czy ktoś mógłby mi to wyjaśnić? Dlaczego nasza złota rączka musi zmywać jakieś groźby?
-
usłyszałam głos Alice i od razu zaczęłam lżej oddychać.
Moja malutka przyjaciółka weszła do środka i usiadła z nami na kanapie. Kiedy zobaczyła
swoich braci, stwierdziła:
- A wy co tutaj robicie?
-
Jesteśmy ochroniarzami Belli. Musimy chronić ją przed psycholem. - wyjaśnił Emmett.
Alice zmarszczyła czoło.
-
Co się stało?
Spróbowałam jej to zwięźle streścić:
-
Po lekcjach przyszłam tutaj i zobaczyłam tą „wiadomość”. Poza tym wisiało jeszcze moje
zdjęcie, które ktoś musiał zrobić wczoraj, jak leżałam na słońcu. Przestraszyłam się i nie
chciałam sama wchodzić do pokoju, uciekłam jak najdalej i wpadłam na twoich braci. Masz
może jakiś pomysł kto to mógł być? - zapytałam na koniec.
Alice zastanawiała się nad tym przez kilka sekund.
-
To mogła być Lauren, Tanya albo Jessica.
- Dlaczego je podejrzewasz? -
zapytał zaczerwieniony Edward.
-
Groziły już Belli. Pamiętasz? Żebyś trzymała się z dala od Edwarda. - przypomniała mi
moja kochana przyjaciółka.
- Co?! -
ocknął się Edward zaskoczony. Teraz to ja zrobiłam się czerwona. No tak, on
przecież nic o tym nie wiedział.
-
Wpadłyśmy kiedyś na kilka twoich fanek, które najwyraźniej poczuły się w obowiązku
chronić niewinnego Edwarda... Przecież nie poradziłbyś sobie inaczej z Bellą, gdyby nie
twoja damska obstawa. Może teraz są wściekłe z powodu pocałunku i plotek.
Im dłużej Alice mówiła, tym było mi gorzej, Edwardowi chyba zresztą też. Alice po raz
pierwszy wypowiedziała na głos wszystkie fakty, których do tej pory usilnie z Edwardem
ignorowaliśmy, jak na przykład sprawa z balem.
Nagle ci
szę przerwało głośne pukanie.
Miałam już swojego własnego prześladowcę, więc porządnie się przestraszyłam.
- Pizza! -
usłyszałam głos zza drzwi i odetchnęłam z ulgą. Nie myślałam, że aż tak łatwo mnie
przestraszyć.
Edward wstał i poszedł otworzyć drzwi.
W progu stał uśmiechnięty Bryan.
- Wasza pizza. -
wręczył Edwardowi pudełko. Podeszłam do nich, żeby zapłacić, ale Edward
był szybszy i już zdążył wyciągnąć pieniądze ze swojego portfela i wręczyć je Bryanowi.
-
Dziś ja stawiam. - powiedział uśmiechnięty.
-
Dzięki. - wybąkałam i usiadłam z pozostałymi.
Dałam Alice kawałek mojej pizzy, siedzieliśmy tak przez dłuższą chwilę gadając o wszystkim
i o niczym, zapomniałam zupełnie o moim podglądaczu.
-
Musimy się chyba powoli zbierać. - Edward popatrzył na zegarek, a Emmett skinął
potakująco.
-
Nie przejmuj się tymi głupstwami. - Emmett przytulił mnie, chociaż przytulił to chyba
niezbyt właściwie słowo dla jego niedźwiedziego uścisku, w którym ledwo mogłam
oddychać.
Chwilę potem podszedł Edward i ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu również mnie przytulił.
I tak jak przy uścisku jego brata, musiałam wstrzymać powietrze, ale ty razem z zupełnie
innego powodu.
Kiedy zdecydowanie zbyt szybko odsunął się ode mnie, szepnął mi jeszcze do ucha:
-
Wszystko będzie dobrze.
A ja chciałam mu wierzyć, jego ciepłe ramię dotknęło mojej skóry. Natychmiast zrobiłam się
purpurowa i szybko spuściłam wzrok, a on tak po prostu roześmiał się tym swoim cholernie
melodyjnym śmiechem.
Rodzeństwo Edwarda cały czas obserwowało nas, a szerokie uśmiechy nie znikały z ich
twarzy, jak zawsze, rzuciłam im ostrzegawcze spojrzenie.
Kiedy Edward z Emmettem wyszli, Alice natychmiast odwróciła się w moją stronę, ale w
porę położyłam jej rękę na ustach.
-
Jeśli usłyszę choć jeden, dwuznaczny komentarz dotyczący mnie i Edwarda, pożałujesz.
Popatrzyła na mnie rozczarowana, ale udało jej się zachować milczenie. Nie mogła jedynie
pozbyć się tego przebrzydłego uśmieszku, który był chyba jeszcze gorszy niż jej komentarze.
Szybko uprzątnęłyśmy bałagan i pościeliłyśmy łóżka.
Kiedy tylko moje ciało dotknęło pościeli, przed moimi oczami pojawił się obraz tego, co
zastałam na drzwiach. Niechętnie, ale musiałam przyznać, że naprawdę się bałam.
Jakby to przewidziała, Alice wyskoczyła ze swojego łóżka i położyła się przy mnie. Dzięki
Bogu, łóżko było wystarczająco duże dla nas obu.
Byłam jej za to naprawdę wdzięczna i poczułam się o wiele lepiej.
- Dobranoc Bello. -
powiedziała moja mała, zakręcona przyjaciółka głosem, który świadczył
tylko o tym, że zaraz zapadnie w głęboki sen.
- Dobranoc Alice. -
odpowiedziałam równie zmęczona.
-
Kocham cię.
-
Ja ciebie też.
Rozdział 31
Dyskoteka i gorące tańce!
-
Wyglądacie jak modelki! - przywitał nas Seth, który razem z innymi przyjaciółmi Edwarda;
Jacobem i Bryanem, szedł z nami.
Ja oczywiście się zaczerwieniłam, a Alice roześmiała się, podbiegając do Jaspera, który
obdarzył ją krótkim całusem.
- Idziemy? -
zapytał Emmett, a cała reszta skinęła jednomyślnie.
Mnie i moim przyjaciółkom było średnio wygodnie, w końcu przedzierałyśmy się przez park
w szpilkach i kt
óraś z nas raz na jakiś czas utykała w nierównościach chodnika, pomimo to
było całkiem zabawnie.
Do mnie dołączył Bryan i niestrudzenie raczył mnie opowieściami o koszmarach dzielenia
pokoju z Jacobem Blackiem.
-
Jest strasznie! Wszędzie stoją perfumy i aromatyczne szampony. Poza tym używa lakieru do
paznokci! Okropne!
Nie zdziwiło mnie zbytnio, kiedy zauważyłam, że Bryan gada raczej do mojego dekoltu niż
Bella:
-
Bella! Co mam ubrać? - zapytała mnie chaotycznie biegająca po pokoju Alice, teraz udało
jej się zatrzymać na kilka sekund, bo właśnie usiadła zrozpaczona przed szafą, nie wiedząc co
robić dalej.
Szykowałyśmy się już na dyskotekę, miałyśmy przecież jeszcze „tylko” dwie godziny. Dzięki
Bogu, cały dzisiejszy dzień przebiegł bez zbędnych rewelacji. Właściwie był taki jak zwykle,
ale moi przyjaciele uważnie przypatrywali się każdemu uczniowi i nie spuszczali ze mnie z
oka nawet na chwilę. Byłam o wiele spokojniejsza mając przy sobie Emmetta, nie dość, że
zbudowany lepiej niż nie jeden ochroniarz, to jeszcze idealnie parodiował tych wszystkich
bezmózgich mięśniaków. Przy nim zapominałam dlaczego właściwie bawi się w mojego
osobistego bodyguarda.
-
Może spróbuj tym razem trochę bardziej spontanicznie? I idź w tym co masz na sobie? -
zapropon
owałam, ale po wzroku mojej przyjaciółki doszłam do wniosku, że ten pomysł nie
przypadł jej chyba do gustu.
-
A co myślisz o tym? - rzuciłam jej pierwszy lepszy ciuch.
Kiedy zobaczyła mój wybór, na jej usta wpełzł ogromny uśmiech.
-
Bella, jesteś genialna! - krzyknęła i szybko zrzuciła to co miała na sobie i ubrała coś (żebym
to ja wiedziała co), co przed chwilą ja trzymałam w rękach.
Wcisnęła mi za to krótką, niebieską sukienkę. Moje protesty oczywiście na niewiele się zdały,
bo już po chwili stałam wpatrując się w lustro ze zdziwieniem. Wyglądałam o wiele lepiej niż
myślałam, że będę wyglądać, ale to pewnie sprawka Alice i tony kosmetyków, które nałożyła
mi na twarz. Włosy miałyśmy rozpuszczone, pomimo to i przy nich Alice spędziła trochę
czasu, próbując ułożyć je w fale.
-
Musimy wychodzić. - Alice spojrzała na zegarek i pociągnęła mnie za sobą.
Umówiliśmy się z chłopakami i Rose, że spotkamy się o 20 przed szkołą. Droga nie była zbyt
długa, mieliśmy zamiar zrobić sobie mały spacerek. Już z daleka mogłam podziwiać
zapierający dech w piersiach strój Rose. Miała błyszczącą biało – srebrną i tak samo krótka
jak moja sukienkę.
Przestałam oddychać, dopiero kiedy zobaczyłam Edwarda. Miał na sobie lekko wytarte
dżinsy, zielone polo, a na to wszystko niedbale zarzuconą marynarkę. Nie byłam pewna, ale
chyba jego spojrzenie też przylgnęło do mnie na chwilę.
do mnie, nie uważałam tego za zbyt sympatyczne, a jeśli chodzi o wygląd to też nie za bardzo
był w moim typie.
Wyglądał jak przerośnięty macho ze swoimi blond włosami, które (fu) zaczesywał do tyłu.
Rozglądałam się w poszukiwaniu jakiegokolwiek ratunku, albo jak kto woli bezczelnie
ignorowałam głupoty, które wygadywał.
-
Więc lubię pływać, rysować, malować, fotografować i tańczyć. A ty, Bello? - ups, zadał
pytanie. Pewnie nie mogło być trudne.
-
Yy, tańczę, śpiewam, spotykam się z przyjaciółmi, chodzę na imprezy... - czułam się jak na
jakimś durnym konkursie, który przegrałam i za karę musiałam prowadzić z nim rozmowę.
Skierowałam wzrok na Edwarda, który patrzył teraz na Bryana z mieszaniną wściekłości i
rozbawienia w oczach. Potem spojrzał na mnie i zobaczył mój wołający o pomoc wzrok,
który krzyczał „Boże, ten facet jest idiotą! Ratunku!”.
Zwolnił kroku, żeby znaleźć się tuz obok mnie.
-
Bella, pomyślałem sobie, że powinniśmy porozmawiać jeszcze o naszej... choreografii. -
chyba był dumny ze swojej genialnej przemowy.
Uśmiechnęłam się do niego z wyrazem ulgi i bezczelnie odwróciłam się od Bryana.
W
ydawało mi się, czy na jego czole ktoś wygrawerował słowo „debil”?
-
Muszę omówić parę rzeczy z Edwardem, sorry. - miałam nadzieję, że moje „sorry” nie
zabrzmiało zbyt ironicznie.
Bryan popatrzył na mnie, to znaczy w mój dekolt, wzruszył ramionami i skierował się w
stronę Setha.
-
Dzięki! - powiedziałam z o wiele lżejszym sercem, a Edward zachichotał cicho.
-
Wydawało mi się czy nie mogliście się dogadać? - spytał z łobuzerskim uśmiechem, tym
łobuzerskim uśmiechem!
Wzniosłam oczy ku niebu.
- Absolutni
e, to było wspaniałe przeżycie, jeszcze nigdy nie miałam okazji do tak wspaniałej
wymiany poglądów! A już zwłaszcza mój dekolt.
Po ostatnich słowach spojrzał na mnie zdziwiony, a potem zaczął się głośno śmiać, nie
zostało mi nic innego, jak tylko się do niego przyłączyć. Kiedy w końcu się uspokoiliśmy
Edward zapytał:
-
Więc potrafisz też śpiewać?
Czerwień! To wszystko, co można było zobaczyć na mojej twarzy, tylko dwie brązowe kulki,
będące moimi oczami sugerowały, że to nie burak, tylko moja facjata.
-
... właściwie nie... miałam kilka lekcji śpiewu, ale... nie... ja, eh... śpiewam tylko dla
przyjemności. - plątałam się w zeznaniach, a moja twarz, chociaż wydawało mi się to
niemożliwe, zrobiła się jeszcze bardziej czerwona i teraz zamiast buraka przypominała
pomidora.
-
Musisz coś dla mnie kiedyś zaśpiewać. - powiedział Edward.
- W marzeniach. -
wymamrotałam.
-
No, jesteśmy na miejscu. - zawołał Emmett, wskazując na nowoczesny, kanciasty budynek
w czerwone paski.
Wyglądał znośnie, ale najważniejsze, że ze środka dobiegała świetna muzyka.
Przed wejściem wiła się oczywiście ogromna kolejka.
- O nieee! -
westchnęła Alice, inni też nie wydawali się zbytnio zadowoleni.
-
No chodźcie! - powiedziałam i ustawiłam się na końcu długiego ogonka. Nie czekaliśmy
wcale tak długo, jak zanosiło się na początku.
Weszliśmy i właśnie leciała piosenka The Veronicas „Untouched”
Kilka osób szalało już na parkiecie, ale chyba nie mieli zbyt wiele do czynienia z tańcem.
Cieszyłam się, że tańczę hip hop, mogłam im pokazać jak się powinno zachowywać na
parkiecie.
Nasza dziewiątka (Alice, Jasper, Emmett, Rose, ich, Edward, Jacob, Seth, Bryan) skierowała
się do wolnej loży. Była na szczęście wystarczająco duża, żeby pomieścić nas wszystkich.
-
Kto idzie tańczyć? - zapytał Edward i wszyscy oprócz Setha, Jacoba i Bryana podnieśli się
ze swoich miejsc.
- Zamówicie nam cole? -
spytałam i cała trójka skinęła głowami.
Wylądowaliśmy w szóstkę na parkiecie.
Leciało właśnie „Push” Enrique Iglesiasa, a ja już wczuwałam się w rytm. Nietrudno było się
zorientować, że wszyscy ćwiczymy inne style, Alice i Jasper tańczyli cały czas razem, u
Rosalie wszystko wyglądało bardzo elegancko. A ja, Edward i Emmett poruszaliśmy się tak
jak zawsze. Emmett przysunął się do Rose, i jakże by mogło być inaczej – Edward do mnie i
powiedział:
-
Może udałoby nam się podszlifować nasz układ?
Zachichotałam, co nie było zbyt typowe dla mnie, biorąc pod uwagę towarzystwo Edwarda i
tańczyłam razem z nim.
Taniec z Edwardem był... WOW!
Wspaniały!
Bez wątpienia!
Cudowny!
Nasze ciała poruszały się razem idealnie, jakbyśmy stanowili jedność.
Poza tym byliśmy bardzo blisko siebie. Mogłam czuć jego poruszające się ciało i byłam
pewna, że on słyszy bicie mojego serca.
-
Dobrze tańczysz. - zauważył Edward z uśmiechem, kiedy piosenka dobiegła końca.
-
Ale uważasz, że ty robisz to lepiej. - uniosłam wysoko brwi.
Arogancki śmiech Edwarda był wystarczającą odpowiedzią.
Nie pytajcie skąd wzięła się moja odwaga, kiedy krzyknęłam mu do ucha (przez głośną
muzykę):
- Udowodnij!
Jego uśmiech był jeszcze szerszy.
-
Chcesz się ze mną zmierzyć? - zapytał z uśmiechem wyższości.
- Czemu nie? -
posłałam mu w odpowiedzi taki sam uśmiech.
- DJ! Jedna para tutaj chce bitwy! -
zawołał Emmett wskazując na nas.
Cholera! Jak
on usłyszał naszą rozmowę?
-
Wow! No to jedziemy! Do czego chcecie tańczyć? Co powiecie na „4 minutes”?
Auć, to było jak kolec w oku.
- Okej! -
krzyknął Edward.
On mówi serio?
Naprawdę chce przeciwko mnie tańczyć?
Cholera!
Sama sobie zbudowałam tą szubienicę!
Może być nawet zabawnie... taaa, na pewno, Bello.
Edward zaczął się ruszać, a sala zawyła ze szczęścia.
Też umiem to co ty, od dłuższego czasu, pomyślałam i zaczęłam, że tak powiem, z nim
walczyć.
Naturalnie Alice, Jasper, Rose i Emmett sta
li w pierwszym rzędzie i na przemian krzyczeli
nasze imiona, ale to wszystko było mi obojętne. Liczyła się tylko bitwa. I Edward był moim
przeciwnikiem.
Oczywiście był dobry, czego innego można się było spodziewać? Ale nie powinien mnie
lekceważyć. Ja też potrafiłam się ruszać.
Kiedy piosenka dobiegła wreszcie końca, zatrzymaliśmy się, próbując złapać oddech.
Wszyscy widzowie i Edward patrzyli na mnie!
Czy moja próżność została połechtana? Eh, nie!
Odwróciłam się, przeszłam przez tłum, który zaczął już tańczyć i podeszłam do stołu, gdzie
stała już moja cola.
-
Dobra byłaś. - powiedział Bryan, kiedy z szybkością światła opróżniłam szklankę z colą i od
razu poczułam się lepiej.
-
Chodźcie na parkiet! - pociągnęłam cała protestującą trójkę za sobą.
Tym
razem przyłączyłam się do Rose i razem tańczyłyśmy do „Piece of me” Britney Spears.
Zauważyłam, że Bryan cały czas próbuje tańczyć ze mną, ale zignorowałam go. Zauważyłam
tez, że na parkiecie są Tyler i Mike i cały czas mnie obserwują, Boże, mam nadzieję, że Mike
nie wziął na poważnie tej akcji z kremem.
Poczułam, że powietrze robi się ciężkie i zaczyna łapać mnie silna migrena. Poczułam też
jakby moje kości należały do stuletniej babci, bo bolały mnie przy każdym ruchu.
-
Rose, chyba pójdę już do domu, okropnie się czuję. - zawołałam do niej.
Możliwe, że mnie nie zrozumiała, ale skinęła głową i zajęła się Emmettem, a ja skierowałam
się do drzwi. Miałam nadzieję, że wieczorne, rześkie powietrze mi pomoże, ale głowa ciążyła
mi coraz bardziej. Czy można mieć kaca po coli?
Szłam w stronę szkoły, poganiając się w myślach - „Chodź, Bella, to wcale nie jest tak
daleko”, ale moje ciało w ogóle mnie nie słuchało. Powieki zrobiły się strasznie ciężkie, moje
mięśnie i kości nie reagowały, głowa była tak ciężka, jakby wszystkie myśli, które w niej
krążyły postanowiły nagle przytyć jakieś sto kilo. Nie chciałam już myśleć o niczym, kiedy
do moich uszu dobiegł czyjś szept:
-
Mówiłem ci, że widzę wszystko.
Rozdział 32
Strach
Bella:
Kręciło mi się w głowie, było mi niedobrze.
Odwróciłam się i spojrzałam mu w twarz.
-Bryan? -
bardziej wyszeptałam niż powiedziałam, ale pomimo to mnie zrozumiał.
Jego usta wygięły się w parszywym uśmiechu.
Moje ciało już w ogóle nie reagowało.
- Tak, to ode
mnie były te groźby. - zaczął Bryan swoim odrażającym głosem, przysunął się
jeszcze bliżej i owinął moje kosmyki wokół swojej dłoni.
Gapiłam się na niego skonsternowana i przerażona. Co innego miałam zrobić?
-
Właściwie to nie do końca była groźba, to właściwie stwierdzenie, że widzę wszystko.
Myślałaś, że kto to zrobił? - zaśmiał się, a jego alkoholowy oddech wbił się w moją twarz.
-
Myślałam... że może Tanya... albo Lauren. - próbowałam utrzymać otwarte oczy.
-
Myślisz, że któraś z nich jest na tyle inteligentna? Nie, z pewnością nie. - był coraz bliżej.
Mój oddech i bicie serca przyspieszyły, ale reszta ciała dalej nie była w stanie się poruszyć.
-
Wiesz, mój przyjaciel Edward , zawsze dostaje tę dziewczynę, którą chce, czy to ma być
sprawiedliwie? -
moje wargi zaczęły drżeć.
-
Najwyraźniej tobie też przypadł do gustu. - prawie pisnął, a ja próbowałam pokręcić głową,
ale jej ból tylko się wzmógł.
-
Oj, przypadł, przypadł. Widzę jak na niego patrzysz a Edward też traktuje cie inaczej niż
traktował każdą inną dziewczynę. Jesteś jakaś „wyjątkowa” - naśladował głos Edwarda i
poczułam zimne krople potu na moim czole.
-
Może twoi przyjaciele powinni lepiej cię pilnować? - zachichotał przeraźliwie, zbliżając się
coraz bardziej.
Jego dłoń, która znajdowała się na moim policzku, zjechała teraz na szyję.
-
Naprawdę jesteś piękna. O wiele za piękna dla takiego chłopaka jak Edward.
Jego ręka dalej krążyła po mojej szyi.
Patrzyłam spanikowana w jego oczy, co tylko upewniło mnie w tym, że Bryan jest szalony.
Chciałam zawołać po pomoc, ale nie mogłam wydobyć żadnego dźwięku z moich ust. Były
ciężkie i nie dałam nawet rady ich otworzyć.
Płakałam jedynie bezgłośnie. Zimne łzy spływały po mojej, jeszcze bardziej chłodnej twarzy.
Kiedy Bryan to zobaczył, jego uśmiech się rozszerzył, a ja starałam się, aby już ani jedna łza
nie spłynęła po moim policzku.
- Nn..nie. -
bełkotałam, kiedy był jeszcze bliżej. Nie wiedziałam co robią moje nogi,
poczułam tylko jak moje ciało próbuje odsunąć się od Bryana.
W głowie mi wirowało, zaraz stracę przytomność, a byłam sam na sam z psychopatą! Bryan
chyba zdążył już wszystko obmyślić, bo popchnął mnie brutalnie na ziemię.
Mała alejka, w której się znajdowaliśmy, była niewidoczna i żaden przechodzień nie mógł nas
zauważyć.
Po mnie!
Wiedziałam to też, kiedy Bryan zbliżył się do mnie na tyle, że mogłam poczuć jego oddech na
mojej skórze.
-
Źle się czujesz, prawda? - mogłam usłyszeć jego wstrętny uśmiech.
-
To dlatego, że wsypałem ci kilka kropel K.O. do coli, kiedy Seth i Jacob nie patrzyli. -
chichotał cicho.
Nie miałam siły się bronić, byłam zbyt słaba...
Łzy pociekły mi po całej twarzy.
- Zostaw mnie! -
próbowałam się jeszcze bronić, ale bez skutku.
Już chciałam się poddać, kiedy usłyszałam głośny, męski głos.
- Hej, co ty tu robisz?
Znałam ten głos!
Byłam ledwie przytomna, ale poczułam jeszcze jak ktoś brutalnie odciąga ode mnie Bryana.
Słyszałam głos Emmetta.
Chciałam wstać, ale nie potrafiłam. Poczułam jak ktoś mnie podnosi i bierze w ramiona.
Oparłam swoją głowę na jego marynarce i rozpoznałam zapach, to musiał być Edward!
-
Już wszystko w porządku. - usłyszałam uspokajający głos, wczepiłam się mocno w jego t-
shirt, przyciągnął mnie mocno do siebie. Ostatnie, co zarejestrowała moja świadomość to
Edward trzymający mnie w swoich ramionach, tak jak niedawno na lekcji biologii.
Potem była tylko ciemność.
Edward:
Impreza trwała w najlepsze, ale chciałem chwilę odpocząć, nie mogłem złapać oddechu. Innie
też usiedli w loży, brakowało tylko Belli i Bryana.
Kiedy pomyślałem o nich obojgu, wezbrała we mnie wściekłość.
Widziałem jak Bryan patrzył na moją Bellę.
Zaraz, czy ja właśnie pomyślałem „moja” Bella?
Bryan był czasami, zwłaszcza w kontaktach z dziewczynami – śmieszny. Zachowywał się
strasznie perwersyjnie i natarczywie.
- Gdzie jest Bella? -
zapytałem chichoczącą Rose, która wisiała na szyi Emmetta.
-
Chyba poszła do domu, nie czuła się najlepiej. - odwróciła się z powrotem do Emmetta.
-
Puściłaś ją samą? - spytałem zaskoczony, a w głowie właśnie ukazała mi się groźba na
drzwiach.
Nagle wszyscy umilkli.
Rose chyba zdała sobie sprawę co się stało, bo zrobiła się blada jak ściana.
- O nie! -
jęknęła, ale nic mnie to nie obchodziło, byłem już w drodze do wyjścia.
Szedłem drogą, która tu przyszliśmy rozglądając się wokoło.
Może jest już w swoim pokoju, a ty się niepotrzebnie zamartwiasz. - westchnąłem sam do
siebie, starając się dojrzeć cokolwiek w ciemnościach.
Dlaczego tu nie ma żadnych lamp?
Nagle usłyszałem cichy, słaby głos Belli
- Zostaw mnie.
Obróciłem się w kierunku, z którego dobiegał i przez chwile stałem jak zamurowany.
Bryan, mój kumpel Bryan, pochylał się nad Bellą, która leżała bezradnie na ziemi.
Nawet w ciemności mogłem rozpoznać jego gówniany uśmieszek!
To Bryan stał za tym wszystkim?
Czeg
o chciał od Belli?
Zanim zdążyłem nad tym pomyśleć, biegłem już w ich stronę i w mało delikatny sposób,
odciągnąłem Bryana od Belli. Nie zdawałem sobie sprawy, że Jasper z Emmettem podążyli za
mną. Emmett złapał go i trzymał mocno swoimi silnymi ramionami, chociaż Bryan strasznie
się wiercił.
-
Ty ku***ie! Czego chciałeś od Belli? - krzyczał Emmett.
-
A na co to wyglądało? - zaśmiał się Bryan.
Emmett zacisnął mocniej ramiona, usłyszałem jak Bryan jęknął z bólu, ale na nic innego nie
zasługiwał.
Schyliłem się i wziąłem ją w ramiona, otoczyłem ją nimi, żeby poczuła się bezpieczna.
-
Bella nie może tu zostać, Ed. - stwierdził Jasper, który właśnie dzwonił na policję.
Skinąłem. Było jasne, że nie przemieści się inaczej, jak tylko w moich ramionach.
Głowa opadła jej na moją klatkę piersiową.
-
Policja zaraz będzie.
-
Dzięki Bogu. - Emmettowi znudziło się już chyba trzymanie Bryana w coraz bardziej
zacieśniających się ramionach.
-
Powiecie policji co się stało, ja zabiorę stąd Bellę. - obaj zgodzili się ze mną.
-
Powiadomcie też Alice, Rose, Jacoba i Setha i najlepiej jeszcze pana Springa, żeby szkoła
też wiedziała co się stało. - rzuciłem jeszcze w ich stronę.
Bella wyglądała na nieprzytomna. Jej skóra błyszczała blado w świetle księżyca, wyglądała
prz
ez to jakby była chora.
Wreszcie ukazał się przede mną budynek szkoły, zdałem sobie sprawę, że nie mogę zanieść
Belli do jej pokoju –
nie miałem klucza, a jej torebka została w dyskotece.
Westchnąłem i skierowałem się w stronę mojego pokoju zastanawiając się jakim cudem
otworzę drzwi.
Jakoś się udało, nie zapaliłem światła, bałem się, że obudzę Bellę.
Położyłem ją na moim łóżku, ściągnąłem jej buty i przykryłem kołdrą. Ostrożnie dotknąłem
jej czoła.
-
Śpij dobrze, Bello. - wyszeptałem i pocałowałem ją w czoło.
Sam położyłem się na kanapie i przykryłem kocem.
Ostatnie, o czym pomyślałem przed zaśnięciem było:
Jeśli coś by jej się stało, nie wybaczyłbym sobie tego.
Rozdział 33
Następny dzień i przykra pobudka?
Bella:
Czułam się jakby odwiedził mnie najgorszy kac – morderca w moim życiu. Nie otworzyłam
jeszcze nawet moich oczu, a głowa już mi pękała.
Próbowałam zrekonstruować co wydarzyło się wczoraj.
Bryan!
Co było później? Ostatnie co pamiętam to Edward, podnoszący mnie z ziemi. Potem jest już
tylko jedna wielka, czarna dziura.
Ostrożnie otworzyłam oczy.
Hę?
To nie wygląda jak mój pokój.
Uniosłam się powoli.
-
Dzień dobry, śpiochu! - przywitał mnie wesoły głos.
Wystraszona odwróciłam się w prawo.
Edward usiadł na krańcu łóżka i podał mi kubek z pachnącą kawą.
- Aa! -
krzyknęłam przerażona i wyskoczyłam z łóżka.
-
Co ja, co ja robię w twoim łóżku?
Edward zachichotał cicho.
-
Spokojnie, straciłaś wczoraj przytomność, nie miałem klucza od twojego pokoju, a twoja
torebka została w dyskotece, dlatego musiałem przynieść cię tutaj. - wyjaśnił, a ja usiadłam
obok niego.
-
Dziękuję. - wymamrotałam cała czerwona i wzięłam kubek, który Edward cały czas trzymał
wyciągnięty w moją stronę.
Co można sobie pomyśleć, budząc się w łóżku chłopaka, a w waszej głowie panuje wielka
pustka?
Edward podniósł się i pomaszerował do kuchni.
Zaraz.... dziś były normalne lekcje!
Zatkało mnie! Cholera! Szkoła!
- Edward, która jest godzina? -
spytałam wstając ostrożnie, moje nogi chyba mnie podniosą.
Wychylił się z kuchni:
-
Dziesiąta, więc przegapiliśmy już trochę lekcji, ale to nieważne, szkoła wie o wszystkim.
Odwrócił się, uśmiechnął do mnie i próbował utrzymać w poziomie talerz z dwoma bułkami i
kilkoma plasterkami czegoś.
Na ten
widok od razu zrobiłam się głodna, Edward chyba zauważył moje wilcze spojrzenie,
bo znów się uśmiechnął i usiadł obok mnie. Wzięliśmy po bułce i wreszcie odważyłam się
zapytać:
-
Co właściwie się wczoraj działo, po tym jak... - nie byłam w stanie powiedzieć „wziąłeś
mnie w ramiona.” -
po tym jak mnie podniosłeś?
-
Wziąłem cię do siebie, Emmett z Jasperem zawiadomili policje i szkołę, a Bryan
najprawdopodobniej zostanie wyrzucony ze szkoły.
Kiedy wypowiadał jego imię, oczy mu pociemniały.
-
Alice była tutaj przed jakąś godziną, przyniosła ci czyste rzeczy i twoja torbę. - wskazał na
leżącą przy kanapie siatkę.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że cały czas mam na sobie sukienkę.
-
Dziękuję. Za wszystko. - szepnęłam cicho i zmieszana spuściłam wzrok.
Poczułam jak Edward delikatnie unosi mój podbródek, spojrzał mi głęboko w oczy.
-
Wierz mi, gdyby zaszła taka potrzeba, robiłbym to codziennie. - lekki uśmiech pojawił się
na jego ustach, mimowolnie ja też się uśmiechnęłam.
-
Mogę skorzystać z twojego prysznica? - zapytałam, kiedy wreszcie udało mi się oderwać
wzrok od Edwarda, skinął głową.
Wzięłam ze sobą worek, który przyniosła Alice i poszłam do łazienki.
Zdjęłam sukienkę, zmyłam resztki makijażu. Jedno spojrzenie w lustro i aż wzdrygnęłam się
na ten
widok. Brrr, dziwne, że Edward mógł na mnie patrzeć...
Wskoczyłam szybko pod prysznic i długo pozwalałam, żeby ciepła woda spływała po moim
ciele.
Wyszłam spod prysznica i wyrzuciłam całą zawartość siatki.
Wypadła karteczka.
„
Cześć Bello! Mamy nadzieję, że wszystko w porządku. Bryan to dupek! Powinniśmy
zauważyć to wcześniej. Zwłaszcza Rose robi sobie wyrzuty, że pozwoliła ci wyjść. Mam
nadzieję, że spodobają ci się rzeczy, które ci przygotowałam. Całusy! Alice, Rose, Jazz i
Emmett.”
Jak Rose wpadła na pomysł, że to jej wina? Muszę szybko z nią pogadać i wybić jej to z
głowy.
Alice zdecydowanie powinna zostać stylistką.
Oprócz tego w siatce był tusz do rzęs, puder, szczoteczka do zębów i pasta. Skupiłam się na
tych dwóch ostatnich.
Wyszłam z łazienki, Edward znudzony przeglądał gazetę.
Miał na sobie dżinsy, i różowe polo (od tłum- no nie mogę! Aż mnie trzepie jak sobie to
wyobrażam!) Normalnie uważam, że różowe bluzki pasują tylko do macho (od tłum - jak dla
mnie to to się inaczej nazywa, ale niech będzie, że macho noszą różowe koszulki polo.), ale
on wyglądał w niej bosko!
Zobaczył mnie.
-
Ładnie wyglądasz.
Wywróciłam oczami.
-
Zbieramy się na lekcję? - spytałam.
Wzruszył ramionami.
-
No to chodźmy. - powiedziałam i podniosłam swoja torbę. Na szczęście Alice pomyślała i o
tym.
Wstał naburmuszony z kanapy i podszedł do mnie.
- A tak. -
chyba wyrwałam go z zamyślenia, bo wyraz jego twarzy był bezcenny.
-
No chodź już! - odwróciłam się, a Edward podążył za mną.
Przypadkiem oboje mieliśmy biologię.
Lekcja oczywiście zaczęła się już chwilę temu, ale Edward powiedział w końcu, że szkoła jest
poinformowana o sytuacji z Bry... to znaczy o wczorajszym zajściu.
Głowa jeszcze mnie bolała, ale ból był do zniesienia.
Edward i ja szliśmy, albo raczej biegliśmy przez korytarz. Dotarliśmy w końcu przed salę
biologiczną, oboje musieliśmy złapać oddech. Spojrzałam pytająco na Edwarda, który lekko
skinął głową, a ja z impetem otworzyłam drzwi.
Przydałoby się zapukać, pomyślałam, a pan Field chyba myślał o tym samym, bo uniósł
wysoko brwi, kiedy Edward chichotał cicho za moimi plecami.
- Zajmijcie swoje miejsca.
Skierowaliśmy się w stronę naszej ławki, obserwowani przez wszystkich uczniów. Tylko
Alice uśmiechnęła się do mnie serdecznie.
-
No to wróćmy do lekcji. - pan Field odwrócił się do tablicy, która już i tak była prawie w
całości zapisana. Kiedy tylko to zobaczyłam, jęknęłam głośno, a Edward kładąc swoje rzeczy
na ławce, zrobił to o wiele głośniej niż normalnie.
-
Dobrze się czujesz? Na pewno nie chcesz wyjść? -zapytał Edward z nadzieją, ale niestety
musiałam go tym razem zawieść.
-
Przykro mi, ale czuję się coraz lepiej.
- Cholera! -
stwierdził tylko i wziął się za przepisywanie z tablicy.
Nagle ktoś z tyłu wręczył mi liścik.
„
Cześć słoneczko, jak się czujesz? Bardzo się martwiliśmy. Pan Spring zaczepił mnie na
początku lekcji i poprosił, żebym ci przekazała, że po biologii masz stawić się u dyrektora w
sprawie Bryana. Kocham cię, Alice”
Odwróciłam kartkę na drugą stronę i napisałam:
„
Czuję się już całkiem dobrze. Mam nadzieję, że Rose nie robi już sobie wyrzutów. Też cię
kocham.”
Zwinęłam kartkę, podpisałam ją imieniem Alice i podałam do tyłu.
Nie miałam ochoty iść do dyrektora. Edward, jakby czytał w moich myślach.
-
Czyżbyś nie miała ochoty na rozmowę z dyrektorem?
-
A co z tajemnicą korespondencji? - wymamrotałam, ale nie potrafiłam się na niego złościć,
jego cichy, uroczy chichot sprawił, że wstrzymałam oddech. Jak on to robi?
-
Mam iść z tobą? - zapytał i wyglądało na to, że pytanie było szczere. Skinęłam w
odpowiedzi.
Uśmiech na ustach Edwarda zrobił się jeszcze szerszy.
-
W końcu mam kilka dziur w pamięci. - usprawiedliwiłam się. Uśmiech Edwarda trochę
zmalał. Pytanie czy dziury w pamięci są jedynym powodem, dla którego chciałam, żeby
Edward poszedł ze mną?
Zadzwonił dzwonek, Alice w podskokach znalazła się przy nas. Jaki cudem udało jej się
wytrzymać całą lekcję bez szturmowania naszej ławki?
- Bella! -
krzyknęła, rzucając mi się na szyję.
Gdyby Edward nie stał za mną, obie wylądowałybyśmy na podłodze.
-
Też się cieszę, że cię widzę, Alice. - uśmiechnęłam się i lekko odsunęłam ją od siebie.
-
O Boże, co za kutas z tego Bryana, że też nie zauważyłam tego wcześniej. - paplała, nie
dopuszczając mnie do słowa.
- Alice, Bryana mam
y już na szczęście za sobą i nie chcę więcej o tym myśleć i szczerze
mówiąc cieszę się, że mój mózg pozbawił mnie szczegółów tego zajścia. - Alice natychmiast
się uspokoiła.
-
Idziesz, Bello? Musimy iść do dyrektora. - przypomniał mi Edward.
Zupełnie zapomniałam, że stoi tuż za mną, odwróciłam się i skinęłam głową.
-
Alice, muszę iść. - powiedziałam, dając mojej przyjaciółce buziaka w policzek.
Uśmiech Alice był już całkiem szeroki, kiedy wyszliśmy razem z Edwardem. Alice widziała,
to co chciała, a niekoniecznie to, jak były naprawdę.
Szliśmy w ciszy. Ale nie była to ta wroga cisza, która przeważnie towarzyszyła nam, kiedy
byliśmy razem, tylko cisza, w której każdy nas zatopił się w swoich myślach...
Trwała lekcja, więc na korytarzu nie było zbyt wielu uczniów.
Nagle usłyszałam skrzeczący, wysoki głos.
- Eeeedwaaard!
Nie, błagam, tylko nie to.
- Co ty tu robisz?
Cholera!
Lauren podeszła do nas w swojej różowej sukience i białych kozakach.
Wydawało mi się czy coraz bardziej przypominała tanią zdzirę?
Zobaczyła mnie, ale zaszczyciła mnie tylko sekundowym, arogancki spojrzeniem.
Podeszła do Edwarda i zarzuciła mu ramiona na szyję.
O Boże! Jak ja jej nienawidzę!
Nie mogę dłużej na nią patrzeć.
Chciałam już iść dalej, kiedy zobaczyłam jak Edward próbuje odczepić od siebie Lauren.
W momencie zapomniałam o całej mojej wściekłości i zachichotałam na ten widok. Kiedy
udało mu się w końcu uwolnić od macek Lauren, jego mina była bezcenna.
-
Wszystko w porządku, Ed? - zapytała trzepocząc uwodzicielsko (jeśli można to tak nazwać,
no w każdym bądź razie, w założeniu miało to wyglądać uwodzicielsko) rzęsami. Bałam się,
że zaraz te sztuczne, trzepoczące rzęsy jej odpadną. Właściwie to nie bałam się, chciałabym to
zobaczyć.
Edward wywrócił oczami i popatrzył wkurzony na Lauren.
-
Nie widzisz, że idę z Bellą? - zapytał, a Lauren udawała, że dopiero teraz mnie zauważyła.
-
Oh, Bello, ty też tu jesteś? - jej głoś troszkę się ochłodził.
-
Helooooł? Ciężka wada wzroku? - spojrzałam na nią z wyższością.
Oj, chy
ba właśnie wyleciała z jej uszu para.
-
Czy ty mnie przed chwilą obraziłaś? - zapytała groźnym tonem i podeszła tak blisko, że
mogłam poczuć chmurę jej tanich perfum.
-
Ktoś coś powiedział? Nic nie słyszałam. - powiedziałam niewinnie i usłyszałam jak Edward
po cichu dławi się ze śmiechu.
Lauren właśnie próbowała zamordować mnie wzrokiem. Wytrzymałam jednak jej
„mordercze” spojrzenie, nawet nie mrugnęłam.
- Porozmawiamy sobie jeszcze, Swan. -
wysyczała.
-
Jeśli tylko uda mi się znaleźć w moim kalendarzu wolny termin, skarbie. - odpowiedziałam i
posłałam jej mój najsłodszy uśmiech.
Fuknęła na mnie „groźnie” i odwróciła się na pięcie.
- Do zobaczenia, Ed. -
usłyszałam jeszcze zanim zniknęła za zakrętem.
-
Czy to jakaś dzika kotka? Jeszcze nigdy nie słyszałem, żeby jakiś człowiek tak głośno fukał.
-
roześmiał się Edward, a ja mogłam się tylko do niego przyłączyć.
Ale w głowie cały czas krążyło pytanie czy Edward nie zadaje się „bliżej” z tymi podróbkami
barbie, kiedy mnie nie ma w pobliżu.
To nie powinn
o cie ani trochę interesować. - skarciłam sama siebie.
Doszliśmy pod gabinet dyrektora, Edward zapukał delikatnie.
-
Proszę wejść. - dobiegło ze środka.
Otworzył drzwi i przepuścił mnie pierwszą.
Pan Spring, który tez siedział w pokoju posłał Edwardowi rozbawione spojrzenie, pewnie
pamiętał jak wcześniej wyglądały nasze stosunki.
-
Panie Cullen, nie przypominam sobie, żebym pana też wzywał. -zauważył dyrektor Colbert.
Był tuż po czterdziestce i miał krótkie brązowo – siwe włosy, okulary sprawiały, że wyglądał
trochę „ostrzej”.
-
Bella poprosiła mnie o pomoc. Ma kilka dziur w pamięci, a ja pewnie będę w stanie je
wypełnić. - wyjaśnił Edward i zabrzmiał dość... władczo.
-
Dobrze, usiądźcie. Przede wszystkim, bardzo mi przykro panno Swan, że coś takiego
przytrafiło się w naszej szkole. Bryan oczywiście zostanie usunięty z West Coast Dance
Academy. Chcielibyśmy prosić, aby nie rozgłaszała pani tego co się stało. Co pani na to?
Skinęłam w odpowiedzi.
-
Dobrze, proszę opowiedzieć teraz dokładnie co się wydarzyło. Przekażemy wszystko policji.
-
kontynuował pan Colbert, cały czas zwracając się do mnie.
Zaczęłam opowiadać, gdzieniegdzie pomagał mi Edward, nie pamiętałam zbyt wielu
szczegółów.
Po kwadransie w końcu wszystko dobiegło końca.
-
Dziękuję wam obojgu. - powiedział pan Spring, a pan Colbert wysłał nas na pozostałe
lekcje.
Kiedy w końcu stamtąd wyszłam, oddychałam już o wiele lżej.
-
Zadowolona, że to wreszcie koniec tego tematu? - spytał Edward, a ja potaknęłam.
Oczywiście nie było mi łatwo o tym mówić, ale dzięki Edwardowi jakoś udało mi się przez to
przebrnąć.
-
Jeszcze raz dziękuję. - powiedziałam, Edward uśmiechnął się do mnie przyjaźnie.
-
Do usług.
Mieliśmy inne lekcje, musieliśmy się więc rozstać.
-
Ciao! (od tłumaczki – Niemcy bardzo często tego używają przy pożegnaniach) – chciałam
się już odwrócić, kiedy Edward przytulił mnie mocno do siebie.
Popatrzyłam na niego pytająco, a on odpowiedział mi lekko ironicznym spojrzeniem.
Potem przysunął mnie jeszcze bliżej i wziął w ramiona, tak jak Emmett i Jasper, kiedy się ze
mną żegnają, ale przy nim czułam się zupełnie inaczej.
Kiedy wypuścił mnie ze swoich ramion, nie byłam w stanie wydusić z siebie żadnego
dźwięku, uśmiechnęłam się więc tylko głupio.
- Pa. -
usłyszałam w odpowiedzi, bez wątpienia to, co wydobyło się z jego ust było
chichotem.
Rozdział 34
Karate i tanie imitacje Barbie.
Bella:
Po tym jak udało mi się w końcu zebrać w sobie po pożegnaniu z Edwardem, poszłam na
francuski.
Przechodziłam właśnie obok damskiej toalety, kiedy ktoś wciągnął mnie do niej, trzymając
moje ramię tak mocno, że nie miałam siły, by się wyrwać.
Kiedy w końcu to coś mnie puściło, zataczałam się jeszcze lekko i musiałam oprzeć o
umywalkę.
- Co do cholery? -
zapytałam, obracając się gwałtownie.
Tanya, Jessica i Lauren uśmiechały się do mnie szyderczo.
-
Masz jakiś problem, zdziro? - zapytała Tanya słodko, a Lauren i Jessica zachichotały głośno.
Wywróciłam oczami.
-
Tak, z tobą. - odpowiedziałam, kierując się w stronę drzwi, ale Tanya znów złapała mnie za
ramię.
-
Najpierw wyjaśnisz nam o co chodzi między tobą a Edwardem. - zasyczała wściekle, a jej
oczy zwęziły się. - Nie macie innych problemów? A co ma być ze mną i Edwardem?
Naprawdę nie miałam ochoty na dyskusję z tymi tanimi kopiami barbie.
-
Obserwujemy was od dłuższego czasu. - powiedziała Jessica i spojrzała na mnie z miną
zwycięzcy.
- O cudownie! Trzy panie detektyw! -
zawołałam słodko z fałszywym podziwem.
-
Na przykład robicie razem choreografie. - Tanya była chyba dumna ze swojego odkrycia.
-
Brawo! Super mózgu! Powinnam zacząć klaskać? Bynajmniej nie współpracujemy z
własnej woli, wylosowaliśmy się. -przypomniałam, próbując nie roześmiać się laleczkom w
twarz.
-
Poza tym widziałam was dzisiaj, jak szliście gdzieś razem. - tym razem w dyskusje włączyła
się Lauren, pokiwałam tylko z rozbawieniem głową.
-
Pan Colbert nas wezwał. - stwierdziłam tylko.
Nie miałam zamiaru opowiadać im o Bryanie.
-
Ale jesteście zaręczeni! - zapiszczała Jessica i to było już ponad moje siły.
-
Ty tylko wyglądasz na taką głupią, czy blond farba naprawdę ma jakiś wpływ na stan
twojego mózgu? To była plotka. Chyba nie uwierzyłyście, że już jestem zaręczona.
Rany boskie, cała ta akcja przyprawiała mnie tylko o ogromne napady śmiechu.
-
Jakiś dowód? Moje wspólne zdjęcia z Edwardem? Zaproszenia na ślub? Testy ciążowe?
Nie? No to pozwolicie, że pójdę sobie stąd. - drugi raz próbowałam przejść przez drzwi, kiedy
Lauren znów pociągnęła mnie z powrotem.
-
Coś jeszcze? - prychnęłam.
-
Oczywiście kochanie. To twoja wina, że Edward się od nas odsunął! - powiedziała.
Jeśli miałam jakiekolwiek wątpliwości co do wielkości rozumu Lauren, to teraz się rozwiały –
on po prostu nie istniał.
-
A teraz dla wszystkich analfabetów i innych ślepych idiotek – Nic nie ma między mną a
Edwardem Cullenem! Zrozumiano?! -
spojrzałam wkurzona na trzy różowe barbie.
-
Ty kupo gnoju! Oczywiście, że coś jest! A te wszystkie wasze spojrzenia? I bal –
całowaliście się! - skrzeczała Tanya. Boże drogi, czy one oprócz oczywistych problemów z
mózgiem i oczami, mają jeszcze te z uszami?
-
Nie wiedziałam kogo całuje! - powoli miałam tego wszystkiego dość.
-
Ale odkąd tu jesteś, Edward odwrócił się od nas wszystkich! - głos Jessici zabrzmiał tak, że
musiałam się roześmiać.
Szczerz
e mówiąc, zdumiało mnie to... Nigdy bym nie pomyślała, że Edward kiedykolwiek
porzuci swoje łóżkowe podboje, ale wszystko wskazywało na to, że właśnie tak zrobił.
-
Naprawdę bardzo mi przykro, że Edward wszystkie was wyrzucił ze swojej pościeli, ale to
serio nie jest mój problem. -
burknęłam do świętej trójcy.
Tanya zawrzała, jej oczy się zwęziły, ona naprawdę chciała przywalić mi w twarz! Kiedy jej
ręka znalazła się kilka milimetrów od mojego policzka, szybko zacisnęłam swoją dłoń i
zablokowałam jej cios.
Zgłupiała, z szybkością błyskawicy wykręciłam jej rękę tak, że leżała na ziemi, głośno
krzycząc:
-
Ała!!
-
Karate od piątej klasy, skarbie. - rzuciłam do wijącej się z bólu Tanyi.
-
Któraś jeszcze? - spytałam Lauren i Jessici, które bojaźliwie pokręciły głowami.
Wreszcie wyszłam z tej cholernej łazienki. Ze środka dobiegały okrzyki bólu, które
doprowadziły mnie jedynie do śmiechu.
Przeszłam ledwie parę metrów, kiedy usłyszałam znajomy głos:
- Bella?
Rose uwiesiła mi się na szyi.
- Oh, Bello! Tak mi przykro.
-
Rose, nic się nie stało, to tylko i wyłącznie moja wina, to mi się umyśliło wracać samej. -
patrzyła na mnie ze zdziwieniem.
-
Nie jesteś na mnie zła?
-
Oczywiście, że nie! A teraz zapomnijmy o tym wszystkim. - mrugnęłam do niej i znów
moc
no mnie przytuliła.
-
Właściwie to dlaczego nie jesteś na lekcjach? - zapytałam, kiedy moja szyja była już wolna.
-
Pan Denam powiedział, że powinnam cię odprowadzić, może uważa, że nie jesteś do końca
stabilna. -
stwierdziła wywracając oczyma. Zachichotałam.
-
Wiesz na kogo właśnie wpadłam? - zapytałam uśmiechając się szeroko.
- Dawaj! -
poganiała mnie i zaczęłam opowiadać.
Kiedy byłam przy akcji karate, roześmiała się na cały głos.
Doszłyśmy pod klasę, a Rose zapukała ostrożnie, usłyszałyśmy:
- Pro
szę wejść.
Zajęłyśmy swoje miejsca i rozłożyłyśmy nasze rzeczy.
Zabrałam się za przepisywanie z tablicy, kiedy Rose podała mi kartkę:
„
Zapomniałam zapytać co się działo rano. W końcu byłaś z Edwardem ;)”
Wciągnęłam powietrze ze świstem i rzuciłam Rose zdenerwowane spojrzenie, skwitowała to
szerokim uśmiechem.
Odpowiedziałam:
„
Edward zrobił śniadanie, a potem poszliśmy na lekcje. Nic więcej!”
Z wściekłością zwinęłam kartkę i podałam jej.
Przeczytała i znów zachichotała.
„
Znasz tą piosenkę „I could get used to this” (mogłabym się to tego przyzwyczaić) The
Veronicas?
'Robisz mi śniadanie do łóżka
Kiedy głowa mnie boli
Budzisz mnie pocałunkiem
Mogłabym się do tego przyzwyczaić”
Szybko przeczytałam, wzięłam pióro:
„
Czy ja mówiłam coś o pocałunku?”
Po tej małej wymianie, nauczyciel zbliżył się do nas, więc z powrotem zajęłyśmy się
przepisywaniem z tablicy.
Reszta dnia minęła spokojnie.
Lekcje dłużyły się w nieskończoność, a ja musiałam być w miarę przytomna.
Mam nadzieję, że uda mi się dziś nie zaspać na lekcję tańca.
Rozdział 35
Zwichnięcie i czuły pocałunek.
Bella:
-
Bello, nie powinnaś iść na zajęcia taneczne? - przypomniała, siedząca obok mnie na kanapie
Alice.
- Nie, nie mam ochoty! -
stęknęłam.
Wiedziałam, że Alice ma racje, musimy skończyć wreszcie tą choreografię. Zwlekłam się z
kanapy, zostawiając Alice z magazynem mody w ręce.
Podeszłam do szafy w poszukiwaniu ubrania na zajęcia.
Kiedy skończyłam pakować swoją torbę, ktoś zapukał do drzwi. Zdziwiłam się, bo Emmett
zawsze przychodził w ostatniej chwili.
Kiedy otworzyłam drzwi, zamiast spodziewanego szerokiego uśmiechu Emmetta, zobaczyłam
uśmiech jego kochanego brata.
-
Cześć Edward. - przywitałam się, a on drugi raz dzisiaj mocno mnie przytulił. Tym razem
byłam na to przygotowana, więc o wiele lepiej kontrolowałam odruchy mojego ciała.
Żadnego drżenia rąk, żadnego płomiennego rumieńca – idealnie!
-
Cześć braciszku. - usłyszałam głos Alice, która oczywiście cały czas obserwowała nas,
szczerząc swoje mlecznobiałe zęby w uśmiechu.
-
Musimy wychodzić. - stwierdziłam i wzięłam moją torbę. Kiedy znaleźliśmy się już za
drzwiami, odwróciłam się do Edwarda.
-
Gdzie właściwie jest Emmett?
Zachichotał cicho.
-
Nie uwierzysz, ale ma odsiadkę.
- Za co? -
zrobiłam wielkie oczy.
-
No, cóż... przeszkadzał na lekcji. - odpowiedział, a ja zaczęłam się martwić czy
przypadkiem nie zachichota się na śmierć.
Wywróciłam oczami.
-
Chciałabym się pośmiać razem z tobą. Co dokładnie się stało?
Odetchnął głęboko.
-
Troszkę mu się przysnęło za książką od fizyki. Ale nie to jest najlepsze. Kiedy pan Field
chciał go obudzić, wymamrotał coś w stylu „Daj mi spać, mamo!” - wyjaśnił i znów się
roześmiał.
- Ale to jeszcze nie wszystko? -
spytałam i miałam rację.
-
Pan Field budził go dalej, ale Emmett dalej był uparty i chciał spać, nie pytaj co mu się
śniło... w każdym bądź razie rzucił swoją książką w stronę nauczyciela, żeby dał mu spać w
spokoju.
Na koniec Edward praktycznie płakał już ze śmiechu.
-
Wszystko skończyło się tak, że kiedy pan Field dostał w brzuch ową książką, podszedł do
Emmetta i walnął go nią w głowę. Uwierz mi, że wtedy Emmett był już całkowicie
rozbudzony.
W międzyczasie doszliśmy już pod naszą salę.
Kiedy weszliśmy, wszystkie spojrzenia padły na nas. No tak, czy kiedykolwiek ktoś widział
nas razem, kiedy się nie kłóciliśmy?
Chwilę po nas do sali wszedł pan Spring.
-
No, jesteśmy już wszyscy... - nie mógł dokończyć, bo Emmett właśnie szturmował drzwi.
-
Przepraszam, musiałem zostać po lekcjach. - powiedział łapiąc oddech i stanął przy mnie i
Edwardzie.
-
Ok, teraz już są wszyscy. Zanim zaczniecie dalsze prace nad waszymi układami, chciałem
coś z wami omówić. - spojrzał wokoło.
-
Na pewno zastanawiacie się, po co właściwie te choreografie. Będziecie je prezentować na
zawodach, a my zadecydujemy kto wygra.
Większość uczniów wiedziała o czym mówi pan Spring, tylko ja stałam z wielkim znakiem
zapytania na czole.
Do pana Spring doszło, że nie wiem o co chodzi.
-
Co cztery lata z całej West Coast Academy wybierana jest dwójka najlepszych tancerzy.
Najpierw tancerze hip hop mierzą się ze sobą, dwie najlepsze pary awansują dalej. Tak samo
jest z baletem, jazzem i tańcami standardowymi. Na koniec zostaje więc osiem par, które
walczą pomiędzy sobą. Mamy szanowne jury, które każdy taniec ostro ocenia. Właśnie po to
układacie te choreografie, żeby zaprezentować się z waszymi partnerami.
Nieświadomie spojrzałam na Edwarda. Musiałam przyznać, miałam szczęście. Kiedy tylko
przypomniałam sobie jak zareagowałam na wiadomość, że to Edward będzie moim
partnerem...
-
Dokładnie za tydzień będziecie prezentować wasze układy, dlatego trenujcie ostro! Już
dawno żadna hip hopowa para nie wygrała! W czasie zawodów jesteście zwolnieni z lekcji,
nie muszę chyba wspominać, że ostatnim razem wygrały baletnice. Może się zdarzyć, że wasz
partner się zmieni, jeśli tylko jury tak zadecyduje. Wszystko jasne? No to do roboty!
Dużo informacji naraz, mój mózg musiał to na spokojnie przetrawić.
- Idziesz, Bello? -
Edward wyrwał mnie z transu.
Podeszłam do niego i razem udaliśmy się do naszej sali.
-
Te zawody... wszystko brzmi poważnie, co nie? - zapytałam Edwarda, który myślami chyba
też był przy szanownym jury.
-
Taaa, ja sam nie miałem jeszcze okazji się zaprezentować. Specjalnie organizują to co cztery
lata, żeby każdy miał szansę, w końcu nauka tutaj właśnie tyle trwa. Miejmy nadzieję, że tym
razem wygra jakaś para tańcząca hip hop. - w myślach chyba już widział siebie na podium.
Weszliśmy do klasy, Edward włączył CD, właściwie to znałam już tą piosenkę na pamięć i
nie mogłam jej już słuchać.
-
Bello? Myślę, że powinniśmy teraz naprawdę ciężko i częściej trenować, żeby za tydzień
dać niezły popis.
Skinęłam.
- Masz czas jutro o 16? -
spytałam, a Edward zastanawiał się chwilę.
- Tak
, na to muszę mieć czas. - zobaczył mój wzrok i na jego ustach wykwitł szeroki uśmiech.
Wstrzymałam oddech, to było niezależne od mojej woli! Właśnie zmuszałam się, żeby nie
dostać zapaści. Czy jego uśmiech za każdym razem będzie tak na mnie działał? Wolę nawet o
tym nie myśleć!Spojrzał na mnie pytająco... kiwnęłam tylko głową, że jestem gotowa, wcisnął
„play”.
Usłyszałam pierwsze dźwięki muzyki i zaczęłam tańczyć, Edward też powtarzał swoje kroki.
Chociaż właściwie to nie wiem po co, bo wszystko doskonale mu wychodziło. Byliśmy mniej
więcej w połowie piosenki, część, którą tańczymy razem została również opanowana prawie
do perfekcji.
Obrót, który powinnam zrobić w tym miejscu, wykonałam za szybko i źle się podparłam.
Rezultat? Ból, przez który nie byłam w stanie nawet ruszyć ramieniem.
-
Ał! - krzyknęłam, a Edward chyba zauważył co się stało.
Natychmiast znalazł się przy mnie. Cholera, nie byłam w stanie sama się nawet podnieść!
-
O Boże, Bella! Co ty zrobiłaś? - spojrzał na mnie sceptycznie. Stał nade mną... Gdyby nie
fakt, że tak cholernie mnie boli, można by było się z tego pośmiać.
-
Myślę, że wybiłaś sobie ramię. - powiedział po minucie wypełnionej bólem.
-
Co powinniśmy teraz zrobić? - zapytałam, a ten ból czułam aż w zębach.
-
Byłem na kursie ratunkowym. Mogę ci je nastawić.
Gapiłam się na niego ze strachem i niedowierzaniem.
-
Nie pozwolę ci, panie chętnie-zostanę-lekrzem nastawiać mojego ramienia!
Chyba ból sprawiał, że robiłam się uszczypliwa.
Edward wywrócił tylko z westchnieniem oczami.
-
Chcemy teraz o tym dyskutować? Ufasz mi? - spytał.
- Nie! -
odpowiedziałam cały czas zła.
- Ranisz mnie, Bello!
-
Możesz zaprowadzić mnie do lekarza? - kontynuowałam jadowicie.
W oczach Edwarda pojawiły się błyskawice, kiedy w odpowiedzi skinął głową.
-
Uważaj, ostrożnie cię podniosę do góry. - ostrzegł mnie. Poczułam jego ciepłe palce
delikatnie zaciskające się na moim ramieniu.
-
Ał! - zawyłam, kiedy Edward niespodziewanie szarpnął moim barkiem.
- Lepiej? -
uśmiechnął się szelmowsko.
Patrzyłam na niego podejrzliwie starając się poruszyć ramieniem.
Z zaskoczeniem stwierdziłam, że już mnie nie boli.
-
Nastawiłeś mi ramię bez mojego pozwolenia? - zasyczałam wściekle, na co on wzruszył
jedynie ramionami.
-
Zadziałało.
Podniosłam się, ignorując pomocną dłoń, którą mi podał.
-
Możemy kontynuować? - spytałam uszczypliwie, nie zaszczycając go spojrzeniem.
Nagle poczułam jak złapał mnie mocno za ramiona i odwrócił mnie w swoją stronę. Stałam
milimetr od niego, nasze nosy prawie się stykały. Chciałam podarować mu jakiś jadowity
komentarz, ale jedno spojrzenie w jego zielone oczy i wszystko co miałam do powiedzenia
najzwyczajniej w świecie utknęło mi w gardle.
-
Jesteś na mnie zła? - chociaż starał się to ukryć, to doskonale widziałam kpinę ukrytą w jego
oczach.
Trzymał mnie mocno i, o litości, przez moje ciało przepłynęła właśnie fala pożądania, nie
miałam siły się przed tym bronić! Jego ramiona zjechały na moja talię. W normalnych
warunkach połamałabym mu już każdą kość, ale ta sytuacja bynajmniej nie zaliczała się do
normalnych.
Bałam się, że mój głos zacznie drżeć, skinęłam więc tylko.
Uśmiech Edwarda stał się szerszy, otoczył mnie jego słodki oddech.
Zjadł przed chwilą tic-taca? Bo niby czemu miałam przeczucie, że jego usta muszą być pełne
słodyczy?
-
Naprawdę? - jego oczy były gorsze od kajdan, czy przesadzę jak powiem, że zniewolił mnie
swoim spojrzeniem?
Zamrugałam bezradnie i próbowałam wyrównać oddech.
Wdech, wydech, wdech, wydech...
-
Jesteś całkowicie pewna? - pytał dalej. Cholera! Czy Edward był ćwierćmózgiem?!
Pokonana westchnęłam i pokręciłam głową. I zrobiłam to tylko ze względu na zdrowie! Nie
chciałam w wieku siedemnastu lat umrzeć na zawał serca.
Edward zachichotał cicho i puścił moją talię.
Chcąc pozbyć się niewłaściwych myśli potrząsnęłam głową. Jakby to coś dało...
Kiedy pomyślałam, że Edward już skończył, poczułam się... rozczarowana...
Położył delikatnie swoja dłoń na moim rozgrzanym pliczku przyciągając moja twarz do
swojej. Jego miękkie usta dotknęły mojego czoła i pozostały tam przez kilka sekund. Kiedy w
końcu oderwał się od mojej skóry, poczułam się jakby właśnie wsadził mnie pod lodowaty
prysznic.
Powoli odsunął się ode mnie i spojrzał mi głęboko w oczy.
-
Może powinniśmy kontynuować nasz trening. - zachichotał, wskazując na zegarek.
Został nam jeszcze tylko kwadrans.
Powinnam być wściekła, że Edward tak mną manipuluje, ale część mózgu, która była za to
odpowiedzialna, przestała pracować po buziaku w czoło.
Te kilka minut, które nam pozostało, przeznaczyliśmy na doszlifowanie kroków. Edward nie
pozwalał mi robić zbyt wiele, bał się, że znów będzie musiał leczyć moje ramię.
Na moich ustach przez cały czas królował durnowaty uśmiech, którego za żadne skarby
świata nie potrafiłam się pozbyć, ale nie byłam jedyna. Także kąciki ust Edwarda były
uniesione tak wysoko w górę, aż bałam się, że mu tak nie zostanie.
Atmosfera była bardzo miła, byłam trochę rozczarowana, że ta godzina musi się kiedyś
skończyć. Wróciliśmy do głównej sali, gdzie pan Spring przypomniał nam, żebyśmy dużo
ćwiczyli.
-
Idę z Jasperem do „Słonecznej pizzy”, idziecie ze mną? - spytał Emmett, kiedy już
wyszliśmy z zajęć.
-
Wybacz, Em, ale ja jestem wykończona. - tłumaczyłam się.
-
Ja się przejdę. - stwierdził Edward.
Emmett zwrócił się w moją stronę i przytulił.
- Do zobaczenia. -
uśmiechnął się, chcąc odejść...
-
A mi to już nie wolno pożegnać się z Bellą? - spytał rozbawiony Edward.
Emmett wyglądał na mniej więcej rak samo zirytowanego jak ja, kiedy Edward odwrócił się
do mnie.
Schylił się dokładnie tak jak na naszej próbie, każda komórka mojej szyi chłonęłam jego
słodki oddech.
-C iao, Bella. -
wyszeptał mi do ucha i pocałował w policzek.
Odsunął się na tyle, że kiedy udało mu się zobaczyć mój zmieszany wyraz twarzy,
uśmiechnął się zwycięsko i skierował w stronę Emmetta, który wyglądał wyjątkowo
głupkowato, a przynajmniej tak, jakby przed chwilą ktoś wylał na niego wiadro wody.
Cała czerwona poszłam do swojego pokoju, a moja głowa cały czas wypełniała się myślami o
Edwardzie. Wszystko w
środku mówiło - „lubisz go!”, a moja głowa - „zamknij pysk!”.
I niech mi ktoś powie, że ze mną jest wszystko w porządku...
Rozdział 36
Rodzina zawsze wie lepiej.
Kiedy Bella odwróciła i odeszła w stronę swojego pokoju, nie potrafiłem przywołać uśmiechu
z powrotem na usta.
-
Co? To! Było? - usłyszałem zaskoczony głos Emmetta.
-
Powiedziałbym, że buziak w policzek? - powiedziałem, wzruszając ramionami.
-
Nie jestem idiotą, braciszku. - zdenerwowany był tylko troszkę.
- Serio? -
spytałem, a Emmett posłał mi mordercze spojrzenie.
-
Od kiedy całujesz Bellę w policzek? - wiercił mi dalej dziurę w brzuchu.
- Od teraz? -
wywróciłem oczami.
-
Nie myśl, że się mnie tak szybko pozbędziesz. - wyszczerzył zęby.
-
Możemy wreszcie iść do „Słonecznej Pizzy”, Jazz czeka. - pociągnąłem go za ramię.
-
Co to, to nie, mój drogi! Nie pójdzie ci ze mną tak łatwo. Dobrze wiesz, że potrafię być
upierdliwy. -
czy ten jego uśmieszek nigdy nie znika? Choćbym chciał mu odpowiedzieć na
jego pytanie
to nie mogę. Dlaczego? Bo sam nie znam na nie odpowiedzi. Czyżby moje
uczucie w stosunku do Belli zawodowo uprawiały gimnastykę artystyczną? Bo chyba właśnie
zrobiły coś na kształt salta, a przynajmniej fikołka. Chociaż może lepiej określić je jako
rollercoaster?
Czy porównujesz swoje uczucia do Belli z atrakcjami wesołego miasteczka? Wstydź się,
Edwardzie!
Kiedy zbliżaliśmy się do pizzerii, już z daleka mogłem rozpoznać Jaspera. Siedział i
wpatrywał się rozmarzonym wzrokiem w swoją colę.
- Hej Jazz. -
Emmett przywrócił go do rzeczywistości.
Chyba się trochę przestraszył, bo właśnie zakrztusił się colą.
-
Wszystko w porządku Jazz? - spytałem śmiejąc się i usiadłem na wolnym krześle.
Spojrzał zabójczym wzrokiem na mnie i Emmetta, który zajął drugie wolne krzesło. Kelnerka
chyba też na nas patrzyła, bo w jednej sekundzie podeszła do stolika. A może tylko mi się
wydaje... Zaraz, zaraz, czy ja jej nie spotkałem na jakiejś imprezie? Blond włosy, niebieskie
oczy, zgrabna figura –
dokładnie mój typ.
Szkoda t
ylko, że Bella i oczy i włosy ma brązowe.
Czy ja właśnie znów pomyślałem o Belli? - burknąłem do siebie, napotykając rozbawiony
wzrok Emmetta.
- Co? -
spytałem trochę zbyt ostro.
-
Kelnerka chciałaby wiedzieć co zamawiasz. - odpowiedział z rozbawieniem.
- Oh. -
podniosłem oczy i napotkałem zapraszający uśmiech kelnerki.
Jak ona miała na imię? Eva? Amanda? Nieważne...
-
Więc co pan zamawia? - powiedziała głosem, który w jej mniemaniu miał być seksowny, ale
zabrzmiał jakby zmagała się z okropnym bólem gardła. Odwróciła się tak, żebym spokojnie
mógł gapić się w jej dekolt. Jakoś mnie to nie kręciło, odpowiedziałem więc znużony:
-
Wodę poproszę.
Amanda albo jak kto woli Eva chyba zauważyła mój brak zainteresowanie, bo oddaliła się
błyskawicznie.
- Edwar
dzie Cullen! Czy ty NIE flirtowałeś z tą kelnerką, która wsadziła ci swój biust prosto
pod twój nos? -
zapytał chichoczący Emmett, a Jasper właśnie świdrował mnie wzrokiem, co
w jego wypadku oznaczało tylko: analiza uczuć.
-
No co? Czy zawsze muszę flirtować z każdą laską? - spytałem zdenerwowany.
Edward:
Spojrzeli na siebie znacząco.
- Tak. - odpowiedzieli chórem.
Odburknąłem coś niezrozumiale, a oni zaczęli chichrać się jak małe dzieci.
-
Czy to nie przypadkiem czegoś wspólnego z Bellą? - spytał Emmett, a ja trochę skurczyłem
się pod bacznym spojrzeniem mojego brata i zapewne przyszłego szwagra.
-
Ee... nie... właściwie... tak – NIE!
Cholera! Ed! Zamiast gubić się w zeznaniach, mógłbyś zamknąć usta! Próbowałem
zignorować głośny śmiech moich towarzyszy.
- Pana picie! -
przerwał nam wysoki głos kelnerki.
Postawiła dwie szklanki wody na stole i czekała nie wiadomo na co.
-
Dziękujemy. - powiedział Emmet, cały czas chichocząc, podczas kiedy ja sięgnąłem po
swoją szklankę, dalej nie będąc zbyt przyjaźnie do niej nastawiony. Mogłaby chociaż udawać,
że nie patrzy na mnie tym błagającym psim spojrzeniem.
-
Edward! Co z tobą? Ta dziewczyna była dokładnie w twoim typie. - przypomniał mi
Emmett... jakbym sam nie wiedział.
-
Skąd tak dobrze wiesz, jakie dziewczyny mi się podobają?
- Po prostu wiem. -
mój brat upił duży łyk ze swojej szklanki. - podoba ci się Bella.
Emmett miał szczęście, że nie miałem w ręce szklanki z wodą, bo bez wątpienia byłby teraz
mokry.
-
Nie podoba mi się Bella! - burknąłem cicho.
- Wmawi
aj sobie dalej. Podoba ci się. - słodki uśmiech nie schodził z ust Emmetta.
Jasper odgrywał rolę spokojnego obserwatora i zachowywał się tak jakby nie miał z tym nic
wspólnego.
- Nie podoba!
- Podooooba, i to bardzo.
- Nie!
- Oj, podoba, podoba.
- EJ! -
przerwał na Jasper. - Już wszyscy się na was patrzą. - wskazał na stolik, przy którym
siedziało pięć chichoczących dziewczyn. Jak tylko zobaczyły, że się w nie wpatruję
poirytowany, od razy spuściły wzrok i zamilkły.
-
Brawo, Ed! Pięć nowych, potencjalnych narzeczonych. - naśmiewał się Emmett.
-
Już jestem zaręczony. - przypomniałem bratu, a ten uśmiechnął się tylko potulnie.
-
Więc przyznajesz się do swoich uczuć?
-
Em, konkurujesz na stanowisko męskiej Alice? Uspokój się wreszcie. - ignorowałem jego
radosny wzrok.
-
Muszę się zbierać. - spojrzałem na zegarek, miałem sporo do nauki.
- Pa, Ed. -
pożegnali mnie, a ja powoli podniosłem się z miejsca. Przechodziłem właśnie obok
stolika tych dziewczyn, kiedy któraś z nich poczuła się najwyraźniej bardzo pewnie.
-
Cześć Edward!
Już chciałem coś odpowiedzieć, ale wyręczył mnie Emmett:
-
Dziewczyny, dajcie mu spokój, już jest zaręczony.
Po czym oboje z Jasperem zaczęli zwijać się ze śmiechu i nawet moje wściekłe spojrzenie nie
przywróciło ich do porządku.
- Co?! -
spytała zaskoczona dziewczyna.
-
Zgadza się, jestem. Jak poradnia małżeńska mi nie pomoże to się zgłoszę do was. -
powiedziałem i poszedłem w swoja stronę.
- Cholera! -
zaklęła jedna z nich, a druga odpowiedziała:
- Ta, która jest jego nar
zeczoną, musi być niesamowicie szczęśliwa.
Ciekawy punkt widzenia.
Korytarz był prawie pusty, zdziwiłem się więc, kiedy usłyszałem za mną czyjeś kroki.
Odwróciłem się zaskoczony i zobaczyłem twarz mojej siostry.
-
Cześć Alice. - chciałem się tylko przywitać i zaraz iść dalej, ale chwyciła mnie mocno za
ramię.
-
Nie chcesz mnie tym razem uderzyć? - spytałem przestraszony, a Alice zaczęła chichotać,
jak zwykle...
-
Nie, chcę tylko z tobą porozmawiać.
- Super... -
wymamrotałem zdenerwowany.
- Co czujesz do Belli? -
spytała stanowczo, patrząc mi prosto w oczy.
Nie było sensu próbować się jakoś wymigać od tego pytania, jeśli Alice chciała coś wiedzieć,
to zawsze się dowiadywała.
-
Moje uczucia z pewnością nie są takie jak były na początku naszej znajomości. - całkiem
nieźle się wybroniłem.
Ale Alice chyba nie była do końca zadowolona, uniosła brwi.
-
Edward, czujesz coś do niej czy nie?
Niech ją szlag!
- Tnie. -
bardzo elokwentnie... spojrzałem na kręcącą głową Alice.
-
Oczywiście, że czujesz!
- Ach, tak? -
spytałem podejrzliwie. Dlaczego cała moja rodzina wie lepiej ode mnie co
czuje?
-
Kiedy na nią patrzysz masz takie iskierki w oczach i nie pozujesz na macho. Poza tym od
dłuższego czasu nie interesujesz się innymi dziewczynami, a jak wszyscy wiemy, potrafiłeś w
jednym tygodniu zaliczyć trzy.
- Przesadzasz. -
odpowiedziałem, zastanawiając się czy moja siostra nie ma przypadkiem
racji... O cholera! Ma!
-
Podobaaaaaaa ci się! - to, co wydobyło się z jej ust przypominało jakiś kwik. Zapobiegliwie
za
mknąłem jej usta moją ręką.
-
Podziel się tą radosną nowiną z całą szkołą! - zasyczałem.
-
Więc mam rację? - ona nie potrafi trzymać zamkniętych ust nawet przez pięc sekund.
-
Nawet jeśli ona nie lubi mnie tak bardzo i uważa za playboya. - wzruszyłem ramionami.
-
Mam rację! - to dopiero był kwik! Czy ona przypadkiem nie zatrzymała się w rozwoju w
wieku trzynastu lat, wzrostem też pasuje...
-
Alice, idę do swojego pokoju. - pokiwała wesoło głową, cmoknęła w policzek i w
podskokach poszła w swoją stronę.
Dzięki Bogu, po drodze nie napotkałem już nikogo, kto zachowywałby się jak umierająca ze
szczęścia trzynastolatka.
Zamknąłem za sobą drzwi i wykończony rzuciłem się na łóżko.
Co ja właściwie sobie myślałem opowiadając Alice o tym, co czuję do Belli?
C
holera, może powinienem częściej używać mózgu?
Nie chciałem poświęcać jej już ani jednej myśli, ale moje chcenie niewiele miało do
powiedzenia.
Koniec! Nie myśleć, nie wypowiadać, nie robić nic, co jest związane z Bellą.
Nie mogłem się skoncentrować i co chwilę wracałem do dzisiejszej lekcji tańca. Co Bella
myślała, kiedy ją pocałowałem?
Debilu! Miałeś o niej nie myśleć!
Rozdział 37
Mokra sprawa i pan Candy -
czyli co się dzieje, kiedy Bella Swan poprzysięga zemstę.
Szłam powolnym krokiem w stronę mojego pokoju, w ogóle nie zwracając uwagi na to, co
dzieje się dookoła mnie, pewnie dlatego, że moje myśli krążyły tylko wokół jednej osoby.
Czułam jakby dalej świdrował mnie spojrzeniem, nawet kiedy wyciągałam z torby klucz do
pokoju. W środku zastałam Alice z Rose.
-
Cześć skarbie. - Rose podniosła głowę znad swojego czasopisma
-
Jak tam zajęcia taneczne? - Alice odłożyła swoją gazetę na bok.
Wzruszyłam ramionami i przybrałam najbardziej znudzony wyraz twarzy na jaki było mnie
stać.
- Jak zwykle, nic ciekawego. -
poza tym, że Edward dał mi buziaka w czoło i policzek –
dodałam w myślach. - Słyszałyście już o zawodach? - spytałam, chciałam jak najszybciej
odejść od niebezpiecznego tematu moich lekcji z Edwardem. Udało się.
- Yhm. Od jutra zac
zynamy ćwiczyć razem z Jasperem, kurczę, nie wiemy jeszcze nawet jaki
taniec wybrać.
-
Ja już ćwiczę układ z Amelie, całkiem miła dziewczyna, no i ma potencjał, chociaż moim
zdaniem trochę zbyt mało się przykłada. - Rose też była podekscytowana.
- A ty m
usisz tańczyć z Edwardem, tak? - na twarzy Alice zagościł szeroki uśmiech.
- Tak. -
odpowiedziałam szybko, sięgnęłam po gazetę, którą odłożyła Alice i udawałam
śmiertelnie zaczytaną. Teraz się zaczną spekulacje, pytania...
Alice zaczęła chichotać.
- Bel
lo, zdajesz sobie sprawę, że pochłaniasz właśnie artykuł dla przyszłych, młodych matek?
Niech to szlag!
-
Ee, no chciałam się dowiedzieć co one czują.... no tak... - plątałam się w zeznaniach.
Rose wywróciła oczami:
-
Co się wydarzyło dziś na waszej lekcji tańca?
-
Nic ciekawego, mówiłam już. - wystękałam zdenerwowana.
-
Boże, Bello, czy naprawdę za każdym razem musimy cię tak ciągnąć za język? Co się
wydarzyło? - Alice nie dawała za wygraną.
-
Twój kochany brat bawił się w sanitariusza, nastawił mi ramię, które sobie wybiłam, a
potem pocałowałmniewczoło. - wyrzuciłam z siebie jednym tchem mając nadzieje, że żadna z
nich nie zrozumie co powiedziałam.
Nadzieja matką głupich... obie właśnie piszczały jak cheerleaderki mizdrzące się przed
gwiazdą drużyny futbolowej.
-
Jak słodko! - ot, cała analiza Rose.
-
Coś jeszcze? - zapytała podejrzliwie Alice próbując przewiercić mój mózg wzrokiem.
-
No tak, dał mi na pożegnanie buziaka w policzek. - stwierdziłam, że lepiej powiedzieć,
Alice prędzej czy później dowiedziałaby się o tym od Emmetta.
-
Super! Tak się cieszę, że jesteście razem! - zapiszczała, a moje oczy właśnie rozszerzyły się
do wielkości talerza.
-
Heloł?! Ziemia do Alice! Ja i Edward? Razem?! - coraz bardziej histeryzowałam i Rose nie
wytrzymała ze śmiechu.
-
A niby czemu nie? W końcu jesteście już zaręczeni.
Komórka Alice wydała dziwny dźwięk.No tak, Avril. Natychmiast podbiegła do łóżka, gdzie
leżał jej telefon. - Sms od Jaspera. – rzuciła tylko i zatopiła rozmarzony wzrok w
wyświetlaczu.
Bella:
J
ej uśmiech robił się coraz szerszy z każdą przeczytaną linijką.
-
Muszę na chwilę wyjść. - zaświergotała i zniknęła za drzwiami.
Patrzyłyśmy z Rose na siebie oniemiałe.
-
Co Jasper mógł jej takiego napisać?
-
Może wygrał trzystu dolarowy bon na zakupy i chciał go odstąpić Alice? - to jedyne co
przychodziło mi do głowy.
-
Albo właśnie dostał zaproszenia na najnowszy pokaz Prady. - tak, pomysł Rose tez był
całkiem prawdopodobny.
-
Chyba, że Gucci właśnie wypuścił swoją najnowszą kolekcję?
-
Chyba, że powinnyśmy zwędzić jej telefon i przeczytać. - Rose z łobuzerskim uśmieszkiem
rzuciła się na łóżko, gdzie Alice zostawiła swój telefon.
-
Jak już i tak to przeczytałaś, to teraz zrób to na głos!
„
Hej skarbie. Emmett i ja siedzieliśmy z Edwardem w „Słonecznej Pizzy” i próbowaliśmy
wyciągnąć z niego coś na temat jego uczuć do Belli. Poszedł właśnie do swojego pokoju.
Może tobie się uda wycisnąć z niego coś więcej? Wiesz przecież, że do siebie pasują. Kocham
cię, Jazz”
Rose czytała, a moje oczy robiły się coraz większe, a szczęka opadała coraz niżej.
Oczywiście widząc moją reakcję ledwo powstrzymywała się przed głośnym wybuchem
śmiechu. Kiedy powoli wreszcie doszłam do siebie, potrząsnęłam głową i zaklęłam
siarczyście.
- Alice, Jasper, Emmett –
już jesteście martwi.! - wstałam z kanapy.
- Bella, czekaj! -
zawołała za mną Rose i pobiegła za mną chichocząc, nie mogła przepuścić
takiego spektaklu.
-
Niech ich tylko dorwę! - przyspieszyłam kroku, także Rose musiała troszkę potruchtać, żeby
za mną nadążyć.
J
uż z daleka rozpoznałam Jazza i Emmetta siedzących w „Słonecznej Pizzy”, żeby mój plan
zemsty nikt nie mógł zobaczyć ani mnie ani Rose. Podeszłam do stolika, który nie leżał w
zasięgu wzroku chłopaków, siedziały przy nim dwie dziewczyny wnikliwie obserwujące moje
dwa obiekty.
-
Mogłabym się na chwilę przysiąść? - spytałam. Wyglądały na zaskoczone, ale pokiwały
głowami, usiadłam szybko, a Rose wzrokiem kazałam usiąść na wolnym krześle.
Dziewczyna wgapiająca się w Jaspera miała krótkie, blond włosy, niebieskie oczy i bardzo
jasną karnację. Druga była ciemniejsza, z brązowymi oczami i włosami I zdecydowanie była
zainteresowana Emmettem, co zdecydowanie
nie przypadło Rose do gustu.
- Widzicie tych dwóch facetów tam? -
wskazałam palcem. Pokiwały głowami.
-J eden to Emmett, a drugi to Jasper. -
wyjaśniłam, a Rose uniosła wysoko brwi.
Obie dziewczyny patrzyły w wyczekiwaniu na moje usta, jakby zaraz miało z nich wypaść
milion dolarów.
-
Nie chcieli, żebym wam mówiła, ale wpadłyście im w oko. - mówiłam dalej. Usłyszałam jak
Rose stara się stłumić śmiech, powoli chyba docierał do niej sens mojego planu.
-
Powinnyście do nich podejść, siedzą tutaj tylko ze względu na was. - dziewczynom aż oczy
zaświeciły się z radości.
Rose wreszcie opanowała swój ukryty chichot.
-
Oni są trochę nieśmiali, obawiam się, że boją się do was podejść. Idźcie, pogadajcie z nimi.
Popatrzyły na siebie, rzuciły nam głośnie „dziękuję” i udały się w kierunku chłopaków.
Czas zacząć przedstawienie.
Byłyśmy wystarczająco blisko, żeby usłyszeć wszystko.
Brązowowłosa dziewczyna uśmiechnęła się do Emmetta:
-
Cześć Jasper!
Ups, chyba nie powiedziałam im który jest który. Rose właśnie musiała zatkać sobie usta
rękę, żeby nas nie zdradzić.
- Yyy, jestem Emmett. -
odpowiedział zirytowany, a twarz dziewczyny od razu się
zaczerwieniła.
-
Sorki, właśnie to chciałam powiedzieć. - już bez skrępowania zajęła krzesło obok niego.
Druga usadowiła się obok Jaspera i położyła swoją rękę na jego.
- Jak leci Jasper? -
spytała uwodzicielskim tonem.
Jak Bo
ga kocham, razem z Rose, krztusiłyśmy się już ze śmiechu.
- Yy, dobrze. -
oblał się rumieńcem i szybko schował rękę pod stół. Dziewczyna przebiegła
swoimi palcami po jego ramieniu, próbując wywołać u niego gęsią skórkę.
O Boże, czy one przypadkiem nie były spokrewnione z Lauren?
-
Nie chcesz poznać mojego imienia? - tym razem odezwała się ta druga do Emmetta,
przysuwając się najbliżej jak to tylko było możliwe.
- Yy, nie? -
odsunął się.
Chyba byli już całkiem zawstydzeni, bo prawie cała restauracja bacznie ich obserwowała.
- Szkoda. -
wymamrotała dziewczyna starając się spojrzeć Emmettowi głęboko w oczy.
Zatrzepotała rzęsami, mając nadzieję, że może to przyniesie zamierzony efekt.
-
Coś ci wpadło do oka? - zapytał podejrzliwie, a dziewczyna popatrzyła na niego wściekła.
-
Czemu zachowujesz się tak, jakbym ci się nie podobała? - blondynka skierowała swoje
pytanie do Jaspera, a trzepocząca brunetka powtórzyła je Emmettowi.
- Bo oboje mamy dziewczyny? -
odpowiedział Jasper.
- Co macie?! -
zaskrzeczała blond pożeracza serc, ciemniejsza nie była mniej zdziwiona:
-
Macie dziewczyny i pomimo tego chcecie czegoś od nas? Co za ….! - fuknęła i wzięła
szklankę z wodą Emmetta, a cała jej zawartość wylądowała na twarzy chłopaka, Jasper miał
gorzej, bo on zamówił colę.
Odwróciły się na pięcie i wyszły, nie zdając sobie sprawy z zaskoczonych spojrzeń
chłopaków.
-
Hę? - elokwentnie spytał Emmett.
Dla mnie i Rose tego było już za dużo. Wybuchnęłyśmy wreszcie głośnym,
niepohamowanym śmiechem.
-
Ah, ależ to było rozpustne! - zwijała się ze śmiechu moja przyjaciółka, kiedy chłopaki
odkryli nasza obecność.
-
Miałyście może przypadkiem coś z tym wspólnego? - spytał nas Jasper.
-
Możecie obwiniać tylko i wyłącznie siebie, tak to się kończy analiza uczuć moich, Edwarda,
albo kogokolwiek innego. -
Jasper próbował zrozumieć o czym mówię. Podeszłyśmy do nich.
-
Ja nie miałam z tym nic wspólnego. - Rose próbowała obłaskawić Emmetta.
-
Nie należy zaczynać z Bellą Swan. - złowieszczy uśmiech nie schodził z moich ust.
- Ro
se, co jest szczególnie ważne dla Alice. - spytałam, kiedy znalazłyśmy się z powrotem w
pokoju.
-
Widzisz tą maskotkę na jej łóżku? To Pan Candy, jej ulubiony króliczek – przytulanka.
W mojej głowie właśnie zrodził się pewien pomysł...
- Zobaczymy czy k
toś inny będzie potrafił dbać o pana Candyego.- powiedziałam,
uśmiechając się przebiegle.
-
A konkretniej czy Edward odpowiednio się nim zaopiekuje. - schowałam Pana Candego do
torby.
-
Chodźmy. - Rose podążyła za mną do pokoju Edwarda.
Serce zaczęło mi bić szybciej, a ja miałam nadzieję, że to wina adrenaliny związanej z
zemstą.
Wciągnęłam głęboko powietrze i zapukałam. Po kilku sekundach Edward otworzył drzwi.
Najpierw wyglądał na wkurzonego, ale kiedy mnie zobaczył, na jego ustach pojawił się
(zapie
rający dech w piersiach) uśmiech, który oczywiście doprowadził mnie do totalnego
zaniku funkcji myślowych.
-
Cześć. - przywitał mnie swoim aksamitnym głosem, pochylił się i złożył krótki, słodki
pocałunek na moim policzku. Z tyłu dobiegł mnie dziewczęcy chichot!
Rosalie! Ona tez tu jest!
-
Cześć Ed.
- Co jest grane? -
spytał podejrzliwie. No tak, królik! O króliku też zapomniałam!
-
Nie pisze się dzisiaj na żadną całonocną imprezę, przykro mi. - roześmiał się.
- To jest pan Candy, maskotka Alice. - wy
jaśniłam, kiedy wspomniałam o jego siostrze przez
twarz przemknął mu grymas zdenerwowania.
Super! Teraz na pewno będzie współpracował.
-
Nie miałbyś może ochoty trochę namieszać? - spytałam, a on chyba wreszcie pojął o co mi
chodzi.
-
Chcecie oskalpować pana Candyego? Jasne, że wam pomogę! - był całkowicie szczery.
-
Nie, chcemy tylko, żebyś zajął się nim przez jakiś czas. - wcisnęłam mu maskotkę.
- Czemu to robicie? -
spytał z wahaniem.
Rose znów dostała ataku śmiechu, a ja znów zrobiłam się czerwona.
- Z tego samego powodu co ty. -
wyjaśniłam i jak zawsze wlepiłam wzrok w podłogę.
Kiedy odważyłam się podnieść do w górę, Edward się uśmiechał.
-
Dobra, będę na niego uważał.- właśnie w swoich ramionach kołysał królika jak małe
dziecko.
-
Dzięki.
Ni
e pytajcie czemu, stanęłam na palcach i cmoknęłam Edwarda w policzek.
Jego skóra była jeszcze bardziej miękka niż mi się wydawało, a moją szyję owionął jego
słodki oddech.
- Ciao! -
wydusiłam z siebie, moja twarz była oczywiście w kolorze królewskiej purpury, a
Rosalie, która znów chichotała wcale nie pomagała wrócić moim policzkom do ich naturalnej
barwy. Chociaż jakby się nad tym zastanowić, to w obecności Edwarda częściej bywałam
czerwona niż blada.
Zamknął drzwi z rozmarzonym uśmiechem, a ja poszłam z powrotem do swojego pokoju.
- Pa Bella. –
pożegnała się Rose.
W pokoju czekała już na mnie Alice.
-
Gdzie byłaś? - spytała podejrzliwie, a ja starałam się nie dać po sobie nic poznać.
-
Miałam kilka spraw do załatwienia. - wzruszyłam tylko ramionami i odwróciłam się do niej
plecami.
Moje wytłumaczenie chyba jej wystarczyło, bo zajęła się przygotowaniami do snu.
Powiedziałyśmy sobie dobranoc, a ja położyłam się cicho na moim łóżku.
3, 2, 1...
- Aaa!!!! Gdzie jest Pan Candy??
Rozdział 38
Słoneczko.
Bella:
Otworzyłam rano oczy, poczułam jakby przez moją głowę pędziło stado wilków z nadwagą.
Dawno nie spałam tak krótko.
Retrospekcja:
Alice biegała po pokoju wydzierając się wniebogłosy:
-
Gdzie jesteś panie Candy? No gdzie!? Wychodź!
Alice pa
trzyła na mnie wkurzona.
-
Schowałaś pana Candego?
Wzruszyłam ramionami.
-
Chciałaś mnie wyswatać z Edwardem!
Kolejne mordercze spojrzenie.
-
Pójdziesz teraz ze mną ratować pana Candego albo gorzko pożałujesz! Z westchnieniem
przewróciłam się na drugą stronę. Alice wyciągnęła mnie jednak z łóżka siłą i wypchnęła za
drzwi.
-
Cholera, Alice! Spacer po szkole w samych piżamach?!
- Twoja wina! -
warknęła moja przyjaciółka ciągnąc mnie za sobą korytarzem. Cholera! Ale
będzie wstyd jak kogoś spotkamy. Szłam wolno za Alice, która już pukała do drzwi Edwarda.
- Edward! Otwieraj! -
krzyczała Alice, bałam się, że obudzi całą szkołę.
Drzwi otworzyły się gwałtownie, a stanął w nich mocno wkurzony Edward. Na co zwróciłam
uwagę? Na fakt, że miał na sobie jedynie bokserki.
Bella! Przestań się ślinić! - skarciłam się w myślach, kiedy moja spojrzenie ślizgało się po
idealnie zbudowanej klatce piersiowej Edwarda. Mocno zacisnęłam ręce w pięści, żeby nie
rzucić się na niego tu i teraz.
- Co jest? -
spytał Edward zmęczony. Chyba nie spodobało mu się to, co stoi przed drzwiami.
Spojrzał na mnie i na jego ustach pojawił się lekki uśmiech. Podążył za moim wzrokiem,
który cały czas uparcie spoczywał na jego torsie.
-
Chcesz dotknąć? - wyszeptał mi do ucha. A ja oczywiście pokryłam się szkarłatnym
rumieńcem! Czemu tak reaguję na jego postawę macho?
Alice chyba nawet nie zwracała uwagi na to, co dzieje się między mną, a jej bratem, bo
fuknęła tylko w jego stronę:
- Gdzie jest pan Candy?
Edward spojrzał na nią poirytowany, otworzył szafę i wyciągnął z niej królika. Rzucił go
Alice, która rozanielona złapała go i mocno przycisnęła do piersi.
-
Może ty mnie przytulisz? - spytał mnie Edward uśmiechając się łobuzersko. Wywróciłam
oczami.
-
Skoczył ci gwałtownie poziom testosteronu?
Zachichotał głośno i był dumny, że nie rzuciłam się w jego ramiona.
-
Nawet małe przytulenie w ramach pożegnania nie wchodzi w grę? - drążył dalej, zbliżając
się do mnie. To zaczynało się robić niebezpieczne, wpatrywałam się w niego, nie będąc w
st
anie wykonać nawet jednego ruchu. Jego zapach, cały on działał na mnie tak, jak nie
powinien, nawet jeśli nie chciałam się do tego przyznać.
Edward objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Mój oddech przyspieszył, chciałam być
jeszcze bliżej niego, nie kontrolując swoich ruchów, założyłam mu ręce na szyję. Jego ciepło
przeszyło moje ciało, położyłam głowę na jego (nagiej, umięśnionej) piersi, a Edward
delikatnie położył swój policzek na moich włosach. Westchnęłam głęboko. Czas mógłby nie
istnieć.
- Sko
ńczyliście już? - burknęła Alice. Odsunęłam się szybko od Edwarda, ale moje ciało dalej
wrzało tam, gdzie przed chwilą zetknęło się z jego ciałem.
- Pa. -
powiedział z wszystko mówiącym uśmiechem i zamknął drzwi.
-
Chodźmy już! - stęknęła Alice, kiedy ja cały czas wgapiałam się w drzwi.
Koniec retrospekcji.
-
Bella! Zbieraj się, musimy wychodzić!
Heloł? Kto jest winnym mojemu niedoborowi snu? Podeszłam do szafy, jedno spojrzenie za
okno sprawiło, że założyłam na siebie szarą sukienkę.
Alice już od dłuższego czasu była ubrana, też w sukienkę. Biało – zieloną, która idealnie
kontrastowała z jej czarnymi włosami.
Do swojej chciałam założyć założyć balerinki, ale Alice rzuciła mi czerwone botki.
-
Przydałby ci się eye-liner – stwierdziła.
Czyli nie była już na mnie wkurzona, skoro udzielała mi modowych porad. Obie w końcu
byłyśmy gotowe do wyjścia.
Dzisiejszy dzień szkolny był wyjątkowo usypiający! W ogóle nie potrafiłam się
skoncentrować na lekcjach, a mój wzrok co chwilę wędrował w stronę okna. Nie widziałam
dziś Edwarda przez cały dzień, co trochę mnie męczyło. Nie wyobrażaj sobie nie wiadomo
czego, jesteś jego kolejną zdobyczą. Pobawi się tobą przez chwilę, a potem rzuci w kąt. Znasz
już to uczucie.
Czułabym się lepiej bez dochodzenia do takich konkluzji. Dlaczego wszystko musi być tak
cholernie skomplikowane?
-
Bella? Idziesz? Dzwonek na przerwę obiadową! - głos Alce wyrwał mnie z zamyślenia.
- Yhm. -
spakowałam swoją torbę. Wyszłyśmy na korytarz, który o tej porze dnia był
przesycony krzykami, piskami, krokami i Bóg wie jeszcze czym, uczniów. Kolejka w
stołówce nie wyglądała wcale lepiej. Rose, Jasper i Emmett zdążyli już zabrać swój lunch i
usiąść przy stoliku. Świetnie, pół przerwy w kolejce. Upłynęła chyba wieczność zanim
wreszcie dostałyśmy swoje porcje. Opadłam w westchnieniem na krzesło i sięgnęłam po
jabłko. Mój wzrok skupiał się na stole, mogłam więc tylko usłyszeć jak odsuwa się krzesło,
które do tej pory stało wolne obok mnie. Zaskoczona podniosłam wzrok, moi przyjaciele
wpatrywali się w tą osobę równie zaskoczeni.
-
Cześć! - przywitał się ze wszystkimi Edward, a mnie posłał zapierający dech w piersiach
uśmiech.
-
Cześć Ed! - odpowiedział Emmett, Rose uniosła brwi w zdziwieniu, ja sama byłam tak
skupiona na Edwardzie, że nawet nie przejęłam się znaczącym uśmieszkiem Alice.
- Co ty tu robisz? -
spytała zszokowana Rose.
-
Nie mogę usiąść z moją rodziną i przyjaciółmi? - Rose wywróciła oczami i znów zajęła się
swoją sałatką.
-
Jak ci się wczoraj spało? - spytał mnie cicho Edward, kiedy reszta pogrążyła się już w
rozmowach.
-
Całkiem nieźle, a tobie? - odpowiedziałam i chociaż wiedziałam, że nie powinnam tego
robić, spojrzałam mu w oczy.
-
Hmmm... Moje myśli nie pozwalały mi zasnąć.
-
Nad czym tak sobie łamałeś głowę? - nie potrafiłam opanować dziwnego podniecenia, które
od kilku chwil spalało mnie od środka.
W odpowiedzi spojrzał mi głęboko w oczy. Nie docierało do mnie nic, oprócz pięknej zieleni
jego oczu, mógłby hipnotyzować mnie tym wzrokiem godzinami. Napięcie, elektryczność –
jak
by się dokładniej przypatrzyć można było zobaczyć iskry między nami.
-
Edward? Bella? Heloł! Możecie nas chwilę posłuchać? - głos Emmetta przywrócił mnie do
rzeczywistości.
A może to tylko moja wyobraźnia? No bo niby dlaczego Edward miał czuć to samo co ja
czułam do niego. To jakiś absurd! Ale właściwie to co ja do niego czułam?
-
Idziecie z nami wieczorem na plażę? - spytała nas Alice, a w jej oczach malowało się wesołe
zadowolenie.
- No raczej! -
powiedział Edward i wrócił do swojego jedzenia.
- Co b
ędziemy tam robić? - spytałam zaciekawiona.
-
Ognisko! Kilku znajomych też pewnie przyjdzie. Poza tym powinnaś pod spód ubrać bikini.
-
wyjaśnił mi Jasper.
-
Ok! No to ja też idę. - odpowiedziałam ciesząc się już na wieczór spędzony z przyjaciółmi.
- A
lice! Ja wychodzę! - krzyknęłam w stronę zamkniętych drzwi od łazienki.
Przesunęliśmy z Edwardem próbę na wcześniejszą godzinę, chcieliśmy mieć wystarczająco
dużo czasu, żeby zdążyć się przebrać na wieczór.
Moje serce waliło jak oszalałe, a myśli cały czas krążyły wokół Edwarda.
-
Okej, baw się dobrze! - zawołała Alice, tylko mi się wydawało czy jej głos zabrzmiał
dwuznacznie?
Starałam się iść spokojnie i powoli, a im bliżej byłam, tym bardziej zwalniałam. Już chciałam
otworzyć drzwi, kiedy zobaczyłam, że Edward już jest. I nie jest sam.
Tanya stała naprzeciwko niego, a usta jej się zamykały, cały czas gadała.
Poczułam silne ukłucie w sercu, a ręce same zacisnęły mi się się w pięści. Spokojnie Bella, to
cię nic nie obchodzi. Wmawiałam sobie, cały czas obserwując ich przez szybę. Byłam
zaskoczona tym co teraz ukazało się po drugiej stronie przeszklonych drzwi.
Pozytywnie zaskoczona.
Edward odsunął się od Tanyi i rzucił jej zdenerwowane spojrzenie.
Z o wiele lżejszym sercem ostrożnie otworzyłam drzwi, w końcu to był czas na nasze próby!
Żadne z nich chyba jeszcze nie zauważyło mojej obecności.
Edward właśnie wściekle huczał na Tanyę:
-
Nie, do cholery jasnej! Nie będę twoim partnerem w zawodach tanecznych. Po pierwsze ty
tańczysz balet, a ja hip hop. Po drugie tańczę z Bellą i jestem z tego powodu całkiem
zadowolony, bo ma naprawdę wielki talent.
Ciepło rozlało się wokół mojego serca, chcąc nie chcąc, uśmiechnęłam się.
Teraz zauważył mnie Edward. Na jego ustach pojawił się uśmiech, a Tanya podążyła za jego
wzrokiem. Kiedy mnie zobaczyła, prawie wybuchła z wściekłości.
- Hej Bella. -
powiedziała lodowatym tonem, odwróciła się z powrotem do Edwarda. - Na
twoim miejscu przemyślałabym to jeszcze raz, nie wiesz co cię omija. - nie zaszczycając mnie
spojrz
eniem, wyszła.
- Doskonale wiem, co mnie omija. Tanie próby flirtu i durne gadki. -
zawołał jeszcze za nią i
trzasnął drzwiami z wściekłością.
-
Miłe powitanie. - zaśmiałam się pod nosem, a Edward mi zawtórował.
-
Hej słoneczko. - powiedział, cmokając mnie w policzek.
Teraz musiałam się opanować, żeby nie zacząć cieszyć się jak dziecko. Nazwał mnie
słoneczkiem!
Próba wypadła naprawdę dobrze, nawet kiedy patrzyłam w lustro byłam z nas zadowolona.
Po godzinie nie mogliśmy złapać oddechu.
- Chyba wystar
czy na dziś. - stwierdził Edward, a ja skinęłam tylko głową.
Podszedł do mnie i delikatnie położył swoją dłoń na moim rozgrzanym policzku.
-
Do zobaczenia na plaży. - wymamrotał, podniósł szybko swoją torbę i wyszedł z sali.
Położyłam swoją rękę na policzku. Był rozpalony dokładnie w tym miejscu, w którym przed
kilkoma sekundami znajdowała się dłoń Edwarda. Z uśmiechem na ustach wzięłam swoją
torbę i poszłam do pokoju.
Cieszyłam się jak małe dziecko na dzisiejszy wieczór!
Pytanie dlaczego?
Rozdział 39
Ognisko na plaży part 1
Bella:
-
Masz, załóż to bikini. - powiedziała Alice rzucając mi czerwono – biało – brązowo –
niebieskie bikini Roxy .
-
To nie pochodzi z mojej szafy. Skąd je masz?
Przyjaciółka wzruszyła tylko ramionami.
-
Byłam na małych zakupach i pomyślałam, że będzie do ciebie idealnie pasować.
Z wdzięczności uwiesiłam się na szyi Alice.
-
Dziękuję! Jest naprawdę cudowne!
Ogromny uśmiech wstąpił na twarz mojej przyjaciółki.
-
Wiedziałam, że ci się spodoba. Sobie też kupiłam nowe. - powiedziała i zaprezentowała mi
zielone bikini . Było perfekcyjne dla Alice.
Na mój strój założyłam niebiesko – brązową sukienkę, na stopach zawiązałam delikatne
sandały. Alice do czerwonej sukienki założyła białe okulary przeciwsłoneczne i klapki na
koturnie. Wyszłyśmy na zewnątrz, gdzie czekali już na nas Emmett, Edward, Jasper, Rose,
Seth, Jacob i ku mojemu zdziwieniu Laura i Sandy. Nie znałam ich prawie w ogóle, ale z tego
co zauważyłam obie zdecydowanie zbyt często rzucały w stronę Edwarda zdecydowanie zbyt
tęskne spojrzenia.
-
Cześć ślicznotki. - przywitał nas Jasper całując Alice w usta. Podeszłam do Rose i dałam jej
buziaka w policzek. Miała na sobie słodką, jasno liliową sukienkę, prześwitywało spod niej
czarne bikini.
- Ja
też się załapię na całusa? - usłyszałam za sobą lekko poirytowany głos Edwarda.
Odwróciłam się i zachichotałam widząc wyraz jego twarzy. Wspięłam się na palce i krótko i
delikatnie pocałowałam go w policzek. Kiedy spojrzałam znów na niego zobaczyłam, że ma
zamknięte oczy, a na jego ustach gościł rozmarzony uśmiech. Czułam, że Lara i Sandy
świdrują mnie spojrzeniem, ale niech sobie myślą co chcą.
Edward otworzył swoje przeraźliwie zielone oczy. Czy on chce mnie nimi prześwietlić?
Nachylił się i szepnął mi do ucha:
-
Prześlicznie wyglądasz.
Oczywiście zaczerwieniłam się i spuściłam wzrok. Widziałam za to dokładnie co ma na sobie
–
białe, kąpielowe szorty Billabong, a do tego czarne polo.
Wystarczyło jedno słowo, żeby opisać jego wygląd – gorący!!
-
Możemy iść? -spytała Sandy, przeczesując swoje proste, blond włosy, jej niebiebeskie oczy
świdrowały mnie zawzięcie. Plaża znajdowała się kilka minut drogi stąd, więc poszliśmy
oczywiście pieszo.
Edward cały czas szedł obok mnie. Lara próbowała prowadzić z nim jakąś dyskusję, ale on
ewidentnie ją ignorował.
Powinniśmy przeprowadzić z Edwardem mała rozmowę, ale do tego potrzeba była jedna
bardzo konkretna rzecz –
samotność.
Po kilku minutach dostrzegliśmy w końcu błękit morza, a ja rozkoszowałam się już
chrzęszczącym pod moimi stopami piaskiem. Chwilę wcześniej zdjęłam swoje buty, a
Edward poszedł za moim przykładem.
Ta część plaży nie była jakoś specjalnie oblegana przez turystów, więc poza nami nie było
tam nikogo. Daleko, przy naszym ognisku siedziało już pięć osób.
Słońce powoli chowało się za horyzontem, a jego ostatnie promienie rzucały romantyczny,
czerwony blask.
Przy palenisku porozstawiane było kilka drewnianych ławek. Po mojej prawej stronie usiadł
Edward, po lewej Alice.
Atmosfera była bardzo przytulna, wszyscy rozmawiali, śmiali się, mogłabym tak spędzić całą
wieczność. Tylko bliskość Edwarda sprawiała, że byłam trochę podenerwowana. Nie wiem
czy zdawał sobie sprawę z tego co robi, bo za każdym razem kiedy się odwracał, dotykał
mnie albo swoim ram
ieniem, albo krzyżował swoje nogi z moimi.
Jeden z chłopaków, mający na głowie burzę ciemnych loków, przyniósł ze sob gitarę i
właśnie zaczął grać. Szum morza i spokojne dźwięku gitary pasowały do siebie idealnie.
-
Przespaceruję się chwilę brzegiem morza. - powiedziałam podnosząc się.
Delikatny, ciepły wiatr rozwiewał moje włosy. Zanurzyłam moje stopy w przejrzystej wodzie.
Byłam zatopiona we własnych myślach i nawet nie zauważyłam kiedy Edward dołączył do
mnie. Uśmiechnął się do mnie.
-
Mogę dotrzymać ci towarzystwa? - spytał ostrożnie.
Skinęłam głową dalej bawiąc się morskim piaskiem. Zrobiłam krok w prawo, Edward
natychmiast przysunął się w moja stronę.
-
Mogę zadać ci osobiste pytanie? - spytałam lekko zdenerwowana i spuściłam wzrok.
-
Co chciałabyś wiedzieć? - w jego głosie słychać było ciekawość. Wzięłam głęboki oddech i
zadałam pytanie, które już od dłuższego czasu nie dawało mi spokoju.
-
Dlaczego stałeś się takim... playboyem? Wiem już trochę od Alice, ale to chyba nie jest
wystarczający powód.
Edward stał spokojnie. Przez chwilę bałam się, że przeholowałam z tym pytaniem, ale on
spojrzał mi głęboko w oczy:
-
Alice musiała ci opowiedzieć o Angeli. - powiedział, a ja potaknęłam w odpowiedzi.
Zauważyłam, że imię Angeli nie przechodzi mu łatwo przez gardło.
-
Eh, wtedy pierwszy raz tak naprawdę się zakochałem. Musisz wiedzieć, że wcześniej taki
nie byłem. Ufałem jej i zawsze byłem wobec niej szczery. Byłem szczęśliwy.
Widziałam, że nie łatwo jest mu o tym mówić, widziałam też ból w jego oczach, który
próbował ukryć.
-
Potem, na jednej z imprez zobaczyłem ją z dość intymnej sytuacji z moim kuzynem –
Benem.-
przedstawiał suche fakty, ale słychać było w jego głosie wściekłość. Wyglądał na
naprawdę smutnego, w tym momencie chciałam go jakoś pocieszyć. Nie wiele myśląc
chwyciłam jego dłoń i mocno ją uścisnęłam.
Popatrzył na mnie zaskoczony, z jego oczu zniknął ból i zastąpiła go radość. Natychmiast
zrobiłam się czerwona, nie często przejmuje ofensywę w takich momentach, ale Edward nie
miał zamiaru mnie puszczać. Trzymał moją rękę swoją ogromną dłonią, delikatnie błądząc po
niej kciukiem.
Edward kontynuował:
-
Angela nigdy nie przeprosiła za to, co zrobiła. Potrzebowała zmiany, a ja nie powinienem
brać tego do siebie. - zaśmiał się gorzko. - Oczywiście natychmiast z nią zerwałem. Nikogo
już nie dopuściłem do swojego serca, a po tym co się stało nie chciałem nawet nikomu dawać
takiej możliwości. Wiem, że to nie do końca w porządku, że wyładowywałem swoją
frustrację na innych dziewczynach, ale od tamtego czasu o każdej z nich myślałem, że tylko
czeka, żeby znów złamać moje serce. Dlatego wykorzystywałem je, nawet nie do końca
zdając sobie sprawę z tego, co robię. - zakończył Edward. Swój wzrok utkwił w morzu.
-
Wiem coś o tym. - powiedziałam, sama zaskoczona, że chcę mu o tym opowiedzieć. Alice
zajęło pięć dni, żeby to ze mnie wyciągnąć.
-
Byłam kiedyś z jednym chłopakiem – Jamsem. I... był taki sam jak ty... „zawodnik”. Cały
czas patrzyłam na świat przez różowe okulary i dopiero po miesiącu zorientowałam się, że co
chwilę zdradza mnie z inną.
Edward popatrzył na mnie ze smutkiem, teraz to on mocniej ścisnął moją rękę.
Po głowie cały czas krążyło mi jedno pytanie – czy on myśli o mnie tak samo jak o innych
dziewczynach? Nie potrafiłam pozbyć się tej myśli, wypowiedziałam ją więc głośno.
Edward spojrzał na mnie zaskoczony, a potem się roześmiał. Podniósł nasze splecione dłonie
i przyłożył do mojego policzka.
-
Bello, jesteś zupełnie inna niż wszystkie dziewczyny, które do tej pory poznałem. Nie jesteś
tak głupia i powierzchowna. Rzeczy, ludzi, traktujesz to wszystko zupełnie inaczej niż
wszyscy inni . We wszystkich widzisz dobro, nawet we mnie. Myślisz, że opowiedziałbym ci
to wszystko, gdybyś nie była dla mnie kimś ważnym?
Patrzyłam na niego szeroko rozwartymi oczyma, widziałam, że to co mówi, płynie z jego
wnętrza. Nie wiedziałam czy mogę mu wierzyć, ale chciałam, najzwyczajniej w świecie
chciałam mu wierzyć.
Edward w końcu uwolnił mnie ze swojego spojrzenia i zwrócił się w stronę ogniska.
Odwróci
łam się za nim i zobaczyłam, że Emmett macha do nas. Zobaczyłam też Rose i Alice,
które w tym samym momencie, z całej siły walnęły go w łeb. Razem z Edwardem
zachichotaliśmy cicho.
-
Może powinniśmy już wrócić? - spytał, mogłam tylko potaknąć.
Nasze dłonie pozostały splecione i kiedy doszliśmy do ogniska, wszyscy spojrzeli właśnie na
nie.
Edward uśmiechnął się szczęśliwy, a ja, jakżeby inaczej, spłonęłam piekielną czerwienią.
To zupełnie zachwiało moim wyobrażeniem o Edwardzie.
Co, do jasnej cholery, m
iałam o nim teraz myśleć?
Rozdział 40
Bella:
Ognisko na plaży part 2
-
Cześć! - przywitała nas Alice ze swoim wszystko wiedzącym uśmiechem. Sandra i Lara
próbowały rozpalić kolejne ognisko ciskając gromy na nasze złączone dłonie.
-
Cześć. - odpowiedział Edward totalnie wyluzowanym głosem i zadowolony uśmiechnął się
do swojej siostry.
-
Jesteście głodni? - spytał wszystkich Seth, wyciągając zapakowane kiełbaski.
- Tak! -
krzyknęli wszyscy jednogłośnie. Każdy wziął jeden kijek i nabił na niego kiełbaskę.
Edward usiadł obok mnie i niestety musiał wreszcie puścić moją dłoń, był chyba tak samo
rozczarowany jak ja.
Ogień ogrzewał wszystkich, co było zupełnie niepotrzebne, bo temperatura wynosiła około 28
stopni. W oczach wszystki
ch odbijały się płomienie. Emmett objął Rosalie ramieniem, tak
samo jak Jasper Alice bawiąc się jej kosmykami. Obie pary wyglądały naprawdę uroczo.
Zawsze kiedy na nich patrzyłam, dochodziłam do wniosku, że jednak istnieje na tym świecie
prawdziwa miłość.
Spojrzałam na Edwarda, dyskutował o czymś radośnie z Sethem. Jego śmiech był piękniejszy
niż szum morza. Rozmarzona zapatrzyłam się w ogień. Nagle poczułam jak ktoś bawi się
moimi włosami.
-
Cześć słoneczko. - zachichotał Edward cicho. - Zamyśliłaś się.
Oczywiście moja twarz spłonęła rumieńcem. Aż tak łatwo zauważyć, że odpłynęłam w
marzenia? Moja twarz była wystarczającą odpowiedzią. Znów się roześmiał i przysunął bliżej
mnie. Obserwował mnie, więc i ja odwróciłam się w jego stronę. Ułożył swoje usta w ten
swój magnetyczny uśmiech, na co moje serce zareagowało wykonując fikołka. Edward
położył swoją dłoń na mojej talli, ale zrobił to tak ostrożnie jakby bał się, że ją strącę. A było
przecież dokładnie na odwrót. Oparłam głowę na jego ramieniu i przymknęłam oczy. Edward
przyciągnął mnie bliżej do siebie, jeszcze nigdy nie byłam tak blisko niego, chociaż lepiej
powiedzieć – nie byłam tak blisko niego od czasu balu.
Po kilku minutach nasze kiełbaski były gotowe i Edward przygotował dla nas dwa talerze.
Kied
y na chwilę musiałam rozstać się z jego ramieniem, poczułam się jakby mi czegoś
brakowało. Komiczne, doprawdy.
To dziwne uczucie zniknęło natychmiast, kiedy Edward usiadł obok mnie z naszymi talerzami
i jeden z nich położył na moich kolanach.
Po tym jak
skończyliśmy jeść Jacob krzyknął:
-
Co wy na to, żeby trochę popływać?
Wszyscy ochoczo przystali na ten pomysł. My, dziewczyny, szybko ściągnęłyśmy sukienki, a
chłopcy t-shirty.
Odwróciłam się w stronę Edwarda i... zaparło mi dech w piersiach - dlaczego on był tak
cholernie perfekcyjny?
Jego umięśniony tors, który widziałam już wczoraj, wydawał się być jeszcze bardziej idealny.
Edward też taksował mnie wzrokiem. Tylko mi się wydawało czy zobaczyłam w jego oczach
iskierki? Przestań chociażby o tym myśleć, Bello! - skarciłam się w duchu.
-
Wyglądasz nieziemsko. - szepnął mi Edward do ucha, kiedy się do niego zbliżyłam
- I kto to mówi? -
wywróciłam oczami i próbowałam uspokoić kołatanie mojego serca.
-
Chodźcie już! - zawołał nas niczego nieświadomy Emmett. Razem skierowaliśmy się w
stronę wody. Zanurzyłam jedną stopę w wodzie i poczułam jaka jest zimna aż w zębach!
Wcześniej na pewno nie była taka lodowata!
-
O Boże! Ja nie wchodzę! - Alice powiedziała na głos, to co krążyło po mojej głowie, a Rose
poki
wała energicznie głową, zgadzając się z nią.
Emmett, Jasper i Edward szybko wymienili ze sobą spojrzenia i zanim którakolwiek z nas
zdążyła się zorientować co się święci, wrzucili nas do wody.
Mój przeraźliwy krzyk utonął razem ze mną, a zimno czułam aż w żołądku. Jedynym
pozytywnym aspektem całej sytuacji było to, że ciało Edwarda było teraz bardzo blisko
mojego i mogłam nie tylko oglądać, ale też poczuć jego mięśnie. Jego silne ramiona otoczyły
moją talię i razem wynurzyliśmy się.
- Edward! Ty … - zakr
ztusiłam się, a on tylko roześmiał się. Próbowałam się odegrać i
złapałam go za ramię. Zdecydowanie przeceniłam swoje siły, nawet nie poczuł, że staram się
go podtopić.
-
Edward, mógłbyś chociaż udawać, że toniesz? Trochę sprawiedliwości! - powiedziałam
z
denerwowana, a on, jak to on, zachichotał głośno. Zanurkował i tyle by było z mojej zemsty.
Szkoda tylko, że się nie wynurzał.
- Edward? -
zawołałam przestraszona, aż poczułam jak coś chwyta mnie za nogę i ciągnie w
dół. Mój krzyk znów niósł się po morskiej tafli.
Chwytając łapczywie powietrze, po raz drugi wyłoniłam się spod wody.
-
Edward! To było paskudne! - wkurzyłam się. Nie potrafiłam się jednak na niego dłużej
złościć, kiedy zobaczyłam jak patrzy na mnie przepraszająco.
Po raz pierwszy odkąd weszłam do wody, rozejrzałam się wkoło i zauważyłam, że pozostali
znajdowali się bardzo daleko od nas. Nie potrafiłam ich dokładnie rozpoznać, bo słońce
znikało już za horyzontem, a jego ostatnie promienie właśnie gasły w morzu, zafascynowana
patrzyłam jak ostatnie blaski migocą wśród fal.
-
Piękne, prawda? - usłyszałam ciche pytanie Edwarda, jedyne na co było mnie stać to nieme
potaknięcie.
Najwyraźniej znajdowaliśmy się na płyciźnie, bo poczułam dno pod nogami. Pomimo tego
woda dalej sięgała mi do szyi, podczas kiedy ¼ klatki piersiowej Edwarda wystawała znad
powierzchni.
Zbliżył się do mnie. Zorientowałam się, że zaczęłam drżeć, pytanie tylko czy było to
spowodowane lodowatą wodą czy też może Edward miał z tym coś wspólnego.
- Zimno ci? -
spytał zatroskany. Wzruszyłam ramionami.
Przysunął się jeszcze bliżej, owijając swoje długie, umięśnione ręce wokół mojej talii.
Położyłam swoją głowę na jego piersi, poczułam jak Edward zanurza swoją w moich włosach
i bierze głęboki oddech.
Nie mam pojęcia jak długo tak staliśmy, może wieczność, może tylko parę minut, w każdym
bądź razie wystarczająco długo, żebym mogłam spojrzeć mu wreszcie w twarz. Jego oczy
błyszczały. Edward podniósł swoją dłoń i położył ostrożnie na moich drżącym policzku.
Kolejny dreszcz przeszed
ł moje ciało i usłyszałam cichy chichot wydobywający się z ust
Edwarda. Teraz również druga jego dłoń znalazła się na moim policzku. Nie wiem ile trwało
zanim Edward przeniósł swój wzrok z moich oczu na usta. Przybliżył moją twarz do swojej.
Byłam tak blisko, że czułam bijące od niego ciepło. Także mój wzrok spoczął na jego
rozchylonych ustach. Dzieliły je tylko milimetry, ani mi się śniło zwiększanie tego dystansu.
Ostatni raz podziwiałam idealną twarz Edwarda, a potem zamknęłam oczy. Kiedy jego
miękkie, delikatne usta dotknęły moich, poczułam wewnętrzne ciepło, a w moim żołądku
eksplodowały fajerwerki. Swobodnie, ale subtelnie jego usta poruszały się po moich, a ja
poczułam najsłodszy smak w moim życiu. Smak Edwarda.
Jego ręce zsunęły się w dół, były jak dotknięcie skrzydeł motyla. Zatrzymały się no moich
biodrach i tam już pozostały. Przyciągnął mnie bliżej do siebie. Teraz to ja uniosłam swoje
ręce i wplotłam je w jego lśniące włosy. Poczułam jak wykrzywia usta w uśmiechu, kiedy
przylgnęłam do niego jeszcze mocniej.
Język Edwarda prosił o wejście i natychmiast rozchyliłam swoje wargi. Jego język delikatnie
drażnił mój. Jedynym, co przychodziło mi w tym momencie do głowy, była myśl, że jeszcze
nigdy w życiu nie czułam się tak cudownie. A czułam Edwarda całą sobą, jego słodki zapach,
a przez przymknięte oczy podziwiałam jego piękną twarz. Oboje coraz bardziej zatracaliśmy
się w tym pocałunku, moje ciało przylgnęło jeszcze mocniej do jego, a nogi oplotłam na jego
biodrach. Woda sprawiała, że byłam lekka jak piórko, więc utrzymanie mnie nie stanowiła
żadnego problemu dla Edwarda.
Przycisnął mnie jeszcze mocniej do siebie, mój oddech stawał się coraz gwałtowniejszy, krew
krążyła w moich żyłach tak szybko, że bałam się, że już zupełnie stracę kontrolę nad swoim
ciałem.
Bello! Co ty robisz?! To typowy player*! -
krzyczał mój mózg, ale zignorowałam go. Jedyne
co się teraz liczyło to Edward, jego usta, jego język, jego ciało.
W końcu jednak musieliśmy się rozdzielić. Mój oddech był wyraźnie przyspieszony, Edwarda
zresztą tak samo.
Teraz kiedy nie rozpraszały mnie już jego wargi, mogłam dopiero trzeźwo myśleć.
Co się ze mną stało? Pozwoliłam Edwardowi – Playerowi zbliżyć się do mnie. Za bardzo.
Sama pozwoliłam mu na to zwycięstwo, ja – jedyna dziewczyna, która od początku wiedziała
jaki jest i o co tak naprawdę mu chodzi – uległam mu.
Co mam teraz zrobić?
*player -
nie miałam zielonego pojęcia jak to przetłumaczyć, bo słowo jebak nie pasuje mi do
Belli ale myślę, że wiecie o co autorce chodzi.
Rozdział 41
Bella:
Sms
Próbowałam ułożyć sobie to wszystko w głowie. Pocałowałam Edwarda. Czy kompletnie
postradałam zmysły?
Ok, był uroczy i szczery, ale co jeśli to była tylko maska? Jeśli zachowywał się tak tylko po
to, żeby zmącić mi w głowie. Jeśli tak... jestem naprawdę żałosna.
Edward chyba zauważył, że coś ze mną nie w porządku.
- Bello? -
spytał ostrożnie, odgarniając mój mokry kosmyk włosów z twarzy. Trzęsłam się i
nie miałam pojęcia czy było to spowodowane jedynie lodowatą wodą.
- Bell
o! Proszę, powiedz coś. - rzekł błagalnym tonem Edward, a ja uciekłam wzrokiem w
bok. Jego oczy spoglądały na mnie pełne smutku. Nie byłam w stanie czegokolwiek
powiedzieć. Nawet jedno słowo nie wypłynęło z moich ust.
Wiedziałam, że go skrzywdzę odwracając się i zostawiając go stojącego samotnie.
Wiedziałam, że Edward nie może myśleć o mnie poważnie, czego mógłby chcieć ktoś taki jak
on od kogoś takiego jak ja? Byłam tylko kolejną zdobyczą, którą musiał mieć, żeby
udowodnić, że żadna dziewczyna nie jest w stanie się mu oprzeć.
Dopłynęłam szybko do brzegu ani razu się nie odwracając.
Czy ten wieczór zaczął się tak cudownie tylko po to, żeby skończyć się w tak brutalny i
niezaplanowany sposób?
Wyszłam z wody trzęsąc się jak osika. Widziałam jak pozostali siedzą już przy ognisku i
ogrzewają się. Śmiali się i rozmawiali. Ile bym dała, żeby móc wyluzować się tak jak oni.
Dopiero teraz poczułam jak schodzi ze mnie całe napięcie.
- Bella. -
usłyszałam tuż za sobą jego głos. Muszę mocno zebrać się w sobie zanim się
odwrócę.
-
Co się dzieje? - spytał zdezorientowany Edward. - Zrobiłem coś źle?
Zwróciłam się w jego stronę ze smutnym, sarkastycznym uśmiechem.
-
Zadowolony jesteś? Może poklepiesz się po ramieniu? - spytałam wkurzona.
Patrzył na mnie zszokowany.
- O czym ty mówisz?
Odetchnęłam głęboko.
-
Dla ciebie jestem tylko dziewczyną, której zdobycie zajęło ci po prostu trochę więcej czasu
niż normalnie. Moje gratulacje! Udało ci się. - ostatnie słowa wypowiedziałam tak cicho, że
dziwię się, że ja w ogóle zrozumiał.
P
atrzył na mnie smutno.
-
Naprawdę tak myślisz? - zapytał i przybliżył się.
-
Edward, proszę, daj mi trochę czasu, muszę to wszystko przemyśleć. Mam zbyt wiele złych
wspomnień.
Skinął wyraźnie zasmucony, ale nie podszedł bliżej. Uniósł tylko dłoń na moim policzku i na
krótką chwilę przyłożył swoje usta do mojego czoła.
-
Tyle ile tylko będzie ci potrzebne. - szepnął mi do ucha i odwrócił się. Podszedł do ogniska i
usiadł obok Setha. Nie obdarzył mnie już ani jednym spojrzeniem.
W tym momencie czułam się koszmarnie.
Co ja właściwie robiłam?
Zraniłam go, być może myśli, że nic do niego nie czuję. Było mi cholernie wstyd,
zachowałam się nie lepiej niż jego była Angela.
Z westchnieniem podeszłam do miejsca, gdzie zostawiłam swoja sukienkę, szybko ją
założyłam i skierowałam się w drogę powrotną. Dzięki Bogu, wzięłam ze sobą klucz.
Otworzyłam drzwi i głośno je za sobą zatrzasnęłam. Rzuciłam się na łóżko i położyłam głowę
na poduszce. Kilka łez spłynęło po moich policzkach, ale szybko je otarłam. Założyłam swoją
piżamę i mechanicznie umyłam zęby. Znów położyłam się na łóżku.
Nie mogłam niestety zasnąć, cały czas myślałam o Edwardzie. Próbowałam jakoś zwrócić
swoje myśli na inny tor.
Alice mówiła, że jutro ma pojawić się nowa dziewczyna – nie będę już dłużej tą nową.
No dobra, to nie był idealny sposób na nie-myślenie-o-Edwardzie-Cullenie.
Kiedy już byłam pewna, że zwariuję od natłoku tych wszystkich myśli usłyszałam dzwonek
mojego telefonu - „Outta My Head” -
Ashlee Simpson. Wyskoczyłam z łóżka i podbiegłam
do kanapy,
na której leżała moja komórka. Kiedy zobaczyłam kto był nadawcą tego smsa
przestałam oddychać.
Sms był od Edwarda.
„
Bello, Słoneczko
Przykro mi, że nie potrafiłem zapanować nad sobą i pocałowałem Cię. Miałem wrażenie, że ty
też tego chcesz, ale widać pomyliłem się.
Przykro mi, że popsułem ci ten wieczór.
Zachowałem się egoistycznie myśląc, że możesz do mnie coś czuć.
Ale wierz mi, wszystko co ci dziś powiedziałem, jest prawdą.
Jesteś kimś wyjątkowym.
Najchętniej powiedziałbym ci to wszystko osobiście, albo zadzwonił zamiast pisać smsa, ale
po pierwsze możesz nie chcieć już ze mną rozmawiać, po drugie nie chciałbym cię obudzić i
po trzecie być może jutro nie miałbym już odwagi ci tego wszystkiego powiedzieć, a
koniecznie musisz o tym wiedzieć. Wybacz mi, proszę.
Mam nadzieję, że będziemy mogli jutro porozmawiać, już na spokojnie.
Słodkich snów,
Edward”
Byłam szczerze poruszona tym smsem. Ale niestety spełniły się moje najgorsze
przypuszczenia –
on naprawdę myślał, że nie chce mieć z nim więcej do czynienia. Przez
chwilę zastanawiałam czy to na pewno Edward napisał tego smsa, ale dziś już zdecydowanie
zbyt wiele razy w niego zwątpiłam. Szybko nacisnęłam przycisk „odpowiedz”.
„Edwardzie,
Przykro mi, że tak głupio się zachowałam.
Nie masz żadnego powodu, żeby mnie przepraszać.
Możesz mi wierzyć, kiedy powiem ci, że mylisz się co do moich uczuć w stosunku do ciebie.
Jutro porozmawiamy spokojnie.
Słodkich snów.
Twoje Słoneczko (:”
Wolałam jak najszybciej nacisnąć „wyślij”, żeby się przypadkiem nie rozmyślić.
Jak zaczarowana wpatrywałam się w ekran mojego telefonu, a w końcu położyłam go tuż
przy łóżku.
Po kilku ciągnących się nieskończoność minutach przyszła odpowiedź:
„
Hej Słoneczko.
Wiesz, że dzięki tobie na moich ustach zagościł szeroki uśmiech? I nawet głupie docinki
Emmetta nie są w stanie sprawić, że ten uśmiech zniknie.
Mam nadzieję, że uda nam się spokojnie porozmawiać.
Przyłóż swoją komórkę do policzka, wysyłam ci całusa. ;) „
Zrobiło mi się ciepło na sercu, kiedy to przeczytałam, zgłupiałam do tego stopnia, że
naprawdę położyłam komórkę na policzku. Wieczór nie do końca przebiegł tak jak bym
chciała, pomimo tego zasnęłam z szerokim uśmiechem na twarzy.
Rozdział 42
Edward:
Co się stało?
Patrzyłem z daleka jak Bella opuszcza plażę. Czułem jakby ktoś wbił potężną szpilkę w moje
serce. Powoli podszedłem do pozostałych.
- Gdzie jest Bella? -
spytała Alice. Nie odezwałem się ani słowem, ale wyraz mojej twarzy
stanowił wystarczającą odpowiedź. Moja siostra w jednej sekundzie znalazła się przy mnie,
chwyciła za rękę i pociągnęła kawałek dalej.
-
Co się stało? - widać było, że naprawdę się martwi.
Westchnąłem przeczesując ręką mokre jeszcze włosy. Usiadłem na piasku, a Alice poszła
moim śladem.
-
Pocałowaliśmy się kiedy byliśmy w wodzie. - wyszeptałem cicho.
-
Było aż tak źle, że Bella musiała uciec? - zachichotała moja siostra, ale widząc mój
morderczy wzrok natychmiast się uspokoiła.
Pocałunek był idealny. Nigdy jeszcze nie czułem się tak cudownie jak przy niej. Nie wiem co
to było, ale żadne słowa nie opiszą tego, co wtedy czułem.
Ale może to było tylko moje, jednostronne odczucie, najwyraźniej Bella nie odczuwała tego
tak samo jak ja.
-
Myślałem, że ona coś do mnie czuje, ale jak widać się pomyliłem. - wymamrotałem.
Poczułem rękę Alice, która uspokajająco gładziła mnie po ramieniu.
-
Czemu tak sądzisz? - spytała.
-
Bo wzięła nogi za pas? - odpowiedziałem ironicznie swoim jadowitym tonem.
-
Daj jej trochę czasu.
Świetnie, nie słyszę dziś tego pierwszy raz.
-
Mogłabyś zostawić mnie samego? - poprosiłem, a Alice skinęła głową ze zrozumieniem.
Odwróciła się i odeszła w stronę Emmetta, Jaspera i Rose, którzy wlepiali we mnie swoje
ciekawskie spojrzenia.
Próbowałem zrozumieć powody odejścia Belli.
Może miało to coś wspólnego z Jamesem? Może dlatego nie potrafi mi zaufać?
Naprawdę coś do mnie czuła, czy źle zinterpretowałem jej zachowanie w wodzie?
Ale ze mnie idiota!
Chciałem chociażby zaraz iść do Belli i przeprosić ją za swoje zachowanie.
Nie możesz tego zrobić Ed! Nie ma ochoty z tobą rozmawiać, a poza tym na pewno już śpi.
W tym momencie wpadłem na pewien pomysł. Sięgnąłem po telefon i napisałem smsa.
„
Bello, Słoneczko
Przykro mi, że nie potrafiłem zapanować nad sobą i pocałowałem Cię. Miałem wrażenie, że ty
też tego chcesz, ale widać pomyliłem się.
Przykro mi, że popsułem ci ten wieczór.
Zachowałem się egoistycznie myśląc, że możesz do mnie coś czuć.
Ale wierz mi, wszystko co ci dziś powiedziałem, jest prawdą.
Jesteś kimś wyjątkowym.
Najchętniej powiedziałbym ci to wszystko osobiście, albo zadzwonił zamiast pisać smsa, ale
po pierwsze możesz nie chcieć już ze mną rozmawiać, po drugie nie chciałbym cię obudzić i
po trzecie być może jutro nie miałbym już odwagi ci tego wszystkiego powiedzieć, a
koniecznie musisz o tym wiedzieć. Wybacz mi, proszę.
Mam nadzieję, że będziemy mogli jutro porozmawiać, już na spokojnie.
Słodkich snów,
Edward”
Nacisnąłem „wyślij” i zamknąłem oczy. Szum morza miał w sobie coś uspokajającego,
włożyłem swoją rękę w piasek. Chciałem już wstać i przyłączyć się do reszty, kiedy z mojej
komórki wydobył się dźwięk „Low” Flo-ridy. Szybko wyciągnąłem telefon – sms od Belli.
„Edwardzie,
Przykro mi, że tak głupio się zachowałam.
Nie masz żadnego powodu, żeby mnie przepraszać.
Możesz mi wierzyć, kiedy powiem ci, że mylisz się co do moich uczuć w stosunku do ciebie.
Jutro porozmawiamy spokojnie.
Słodkich snów.
Twoje Słoneczko (:”
Twoje Słoneczko.
Ona naprawdę napisała twoje słoneczko i nie była na mnie zła! Chciała ze mną porozmawiać!
T wszystko nie mogło się lepiej skończyć.
Z szerokim uśmiechem na ustach wróciłem do pozostałych i usiadłem przy Alice. Wszyscy
spoglądali na mnie z zaciekawieniem, a moja siostra przyglądała mi się z boku.
-
Wiadomość od Belli? - spytała. Najwyraźniej zorientowała się, że smsowaliśmy z Bellą.
Skinąłem uśmiechnięty. Na jej twarzy też pojawił się uśmiech.
-
Edward, nie bierz tego do siebie, ale uśmiechasz się szerzej niż wszystkie żaby razem
wzięte. - chichotał Emmett, wywróciłem tylko oczami.
Chwyciłem swoją komórkę i wcisnąłem „odpowiedz”:
„
Hej Słoneczko.
Wiesz, że dzięki tobie na moich ustach zagościł szeroki uśmiech? I nawet głupie docinki
Emmetta nie są w stanie sprawić, że ten uśmiech zniknie.
Mam nadzieję, że uda nam się spokojnie porozmawiać.
Przyłóż swoją komórkę do policzka, wysyłam ci całusa. ;) „
Czy zakończenie nie było zbyt kiczowate? Cóż, nie powinno się ukrywać swoich uczuć.
Po jakiejś godzinie, kiedy już wszyscy nagadali się wystarczająco, spakowaliśmy się i
ruszyliśmy z powrotem.
Po pożegnaniu się ze wszystkimi, poszedłem zadowolony do swojego pokoju. Dawno nie
byłem tak szczęśliwy.
Położyłem się na łóżku i zasnąłem od razu po przyłożeniu głowy do poduszki.
Moje sny krążyły tylko i wyłącznie wokół Belli. Dziewczyny, która fascynowała mnie
bardziej niż wszystko inne.
Rozdz
iał 43.
Bella:
Przypadki się zdarzają... albo i nie!
<<”Bella” -
szepnął Edward głośno patrząc na mnie z boku. Jego niewiarygodnie słodki zapach owionął moją
twarz. Jego usta zbliżały się coraz szybciej, dzieliły je ode mnie tylko milimetry.>>
- Bella! Wstawaj do cholery! -
szarpnęła mną Alice, a jej dźwięczny głos przywrócił mnie do
rzeczywistości.
- Edward? -
wymamrotałam zaspana, co doprowadziło moją współlokatorkę do napadu
śmiechu.
- Nie, ale jego siostra ci nie wystarczy?
Zaskoczona zrzuciłam z siebie kołdrę i podniosłam się. Czemu miałam tak komiczny sen?
Nagle wszystko stało się jasne.
Edward. Pocałunek.
Oho.
-
Alice, znajdź mi jakieś ciuchy, ja idę pod prysznic! - poprosiłam, a Alice wesoło pokiwała
głową.
Weszłam pod prysznic i odkręciłam ciepłą wodę. Jeśli myślałam, że gorąca woda rozwiąże
moje wewnętrzne wątpliwości... cóż, byłam w błędzie. Zamknęłam oczy, prawie zasypiając
na stojąco. Minęła chyba wieczność zanim w końcu wyszłam spod prysznica, wreszcie czując
się w miarę dobudzona. Pobiegłam do pokoju, zobaczyć co przygotowała mi Alice. Strój był
uroczy , jednocześnie seksowny i w moim stylu – beżowy, zabawny top, gdzieniegdzie miał
kilka wycięć idealnie pasujących do wielkich guzików znajdujących się na samym środku. Do
kompletu założyłam jeszcze białe rurki.
-
Dziękuję kochana! - odwróciłam się do Alice i cmoknęłam ją w policzek. Ona sama miała
na sobie żółtą tunikę, a pod nią założyła jasnoniebieskie dżinsy.
Sama robiłam się coraz bardziej nerwowa na samą myśl o dzisiejszym spotkaniu z
Edwardem.
- Idziesz? -
spytała Alice, ciągnąc mnie za rękaw.
- Tak. -
wróciłam do rzeczywistości.
-
Bella? Jak to właściwie było wczoraj z Edwardem? - spytała moja przyjaciółka z
szelmowskim uśmiechem.
-
Nie wierzę, że jeszcze tego nie wiesz. - westchnęłam trochę wkurzona, ale patrząc w
błyszczące oczy Alice od razu zapomniałam o moim zdenerwowaniu.
-
Edward powiedział mi wczoraj co nieco. - zachichotała, a ja oczywiście oblałam się
szkarłatnym rumieńcem.
-
Więc? - drążyła dalej temat.
Zaczęłam nerwowo bawić się kosmykami swoich włosów.
-
Ja... całowałam się z twoim bratem. - wyszeptałam.
-
Przypuszczam, że jednak udało wam się też trochę porozmawiać? - kolejna porcja chichotu
wydobyła się z gardła Alice.
Co ona sobie właściwie myślała? Czyżby zamieniała się w Emmetta?
- Chodzi o Jamesa, prawda? -
spytała już spokojnie, a ja skinęłam potakująco.
Alice przytuliła mnie tak mocno, że ledwie udało mi się utrzymać równowagę.
-
Edwardowi możesz zaufać! Już dawno nie widziałam go takiego! - moja przyjaciółka chyba
właśnie próbowała wyswatać mnie ze swoim bratem.
- Takiego? To znaczy jakiego? -
dociekałam.
Alice szukała w pamięci odpowiedniego słowa.
- Takiego... zakochanego. -
zakończyła z szerokim uśmiechem. Wywróciłam tylko oczami i
pociągnęłam ją dalej.
Gdyby Edward
naprawdę tak o mnie myślał...
Czułam, że Alice bynajmniej nie dostała odpowiedzi na wszystkie swoje pytania, ale dziś
pierwszą lekcje miałyśmy osobno. Znużona zawlokłam się do sali filozoficznej i cały czas
próbowałam wymyślić, co chce powiedzieć Edwardowi.
Może powinnam porozmawiać z nim o moich uczuciach...
Super pomysł Bello! A co właściwie czujesz? - skarciłam się wewnętrznie i usiadłam na
krześle. Klasa powoli zapełniała się uczniami. Po mojej prawej stronie siedział Mike, niestety.
Miejsce po lewej
było puste.
-
Cześć Bella! - przywitał się szeroko uśmiechnięty.
-
Cześć. - odpowiedziałam z minimalna ilością entuzjazmu i zaczęłam rozpakowywać swoje
szkolne rzeczy.
Czułam, że Mike chciałby jakoś pogłębić nasze przywitania, ale ja nie miałam na to ani
odrobiny ochoty i dzięki Bogu w tym momencie do sali wszedł pan Chelsey.
-
Dzień dobry! - zagrzmiał swoim tubalnym głosem do całej klasy, ale odpowiedziało mu
tylko parę wymruczanych „bry”, co jednak go nie zniechęciło. Pomimo swoich
sześćdziesięciu lat dalej był entuzjastyczny. Jak można być tak długo nauczycielem i dalej
mieć w sobie takie pokłady wiary w uczniów? Kto to wie...
-
Jak pewnie wszyscy już wiecie, dołączy dziś do nas nowa uczennica. - zaczął nasz
nauczyciel i momentalnie uwaga całej klasy skupiła się na nim. Skinął na kogoś, kto stał za
drzwiami.
Dziewczyna z długimi, brązowymi włosami i bardzo zgrabna figurą weszła do sali. Była
ładna, na pewno nie zwyczajna.
-
Cześć, jestem Angela Weber. - sama się przedstawiła nie czekając aż zrobi to nauczyciel.
-
Dobrze... proszę usiądź obok panny Swan. - powiedział pan Chelsey wskazując na wolne
miejsce obok mnie.
Nie był to dla mnie żaden problem, dziewczyna wyglądała na całkiem miłą. Zajęła swoje
miejsce, podczas kiedy wszyscy uczniowie bacznie się jej przyglądali.
-
Cześć, jestem Bella. - przedstawiłam się głośno, a Angela uśmiechnęła się do mnie
przyjaźnie.
-
Cześć.
Musiałyśmy jednak zacząć słuchać słów nauczyciela. Była całkiem przyjemną partnerką jeśli
chodzi o siedzenie w jednej ławce, nie paplała non stop, tak jak Mike, a już na pewno nie
rzucała mi tylu irytujących spojrzeń co on. Kiedy zadzwonił dzwonek, podniosłam się z
krzesła.
-
Może odprowadzę cię do następnej klasy? - spytałam wesoło, a Angela kiwnęła głową z
wyrazem wdzięczności w oczach.
An
gela to naprawdę ostatnio dość popularne imię. Była Edwarda też się tak nazywała.
-
Właściwie to ja też jestem tu nowa. - zaczęłam rozmowę.
-
Co tańczysz? - zapytała z niekłamaną ciekawością.
- Hip hop. Jako jedyna dziewczyna. -
skrzywiłam się, co sprawiło, że Angela się roześmiała.
-
Już nie. Ja też tańczę hip hop. - wyjaśniła.
- Serio? To super! -
naprawdę się cieszyłam, bycie jedyną dziewczyną wśród całej grupy
chłopaków bywało czasami męczące. Angela tańczy więc hip hop... tak samo jak eks
Edwarda...
Przypadki się zdarzają.
W tym momencie zawibrowała moja komórka.
Sms od Edwarda.
„
Cześć Słoneczko. Jaką masz teraz lekcję? Może zobaczymy się jeszcze przed lunchem? (taką
mam nadzieję (; ) Jak nie to spotkamy się przed stołówką? Buziak. Ed”
Musiałam wyglądać wyjątkowo idiotycznie ściskając mój telefon z największym uśmiechem,
na jaki mogłam sobie pozwolić. Bella! Weź się w garść! Nie jesteście przecież razem! Szybko
nacisnęłam „odpowiedz”, a Angela przyglądała mi się z zaciekawieniem.
„Hej Ed (: Tera
z mam muzykę. Będę czekała przed stołówką. Buziaki. Bella.”
Właśnie doszłyśmy pod klasę Angeli.
- Powodzenia. -
powiedziałam i uśmiechnęłam się do niej pokrzepiająco.
Potem odwróciłam się i udałam do swojej sali.
Wreszcie wszystkie lekcje się skończyły i przyszedł czas na przerwę obiadową. Oddychałam
spokojnie, ale bałam się – pierwsza rozmowa z Edwardem po pocałunku. Skierowałam się do
jadalni i ogarnęłam wzrokiem całe pomieszczenie.
I stał tam.
Oparty niedbale o ścianę i patrzący z rozmarzeniem gdzieś ponad moją głową. Wyglądał
cudownie.
Bello! Nawet gdyby totalnie pijany zataczał się gdzieś na korytarzu i tak uważałabyś, że
wygląda cudownie. - przypomniałam sobie i małymi krokami skierowałam się w jego stronę.
-
Cześć. - powiedziałam cicho. Edward rozejrzał się dokoła i dopiero teraz mnie zauważył. Na
jego ustach zagościł ogromny uśmiech.
Schylił się i złożył na moim policzku słodkiego buziaka.
-
Tylko cześć? - szepnął mi do ucha cofając swoja twarz, tak żeby móc spojrzeć na moja.
Staliśmy tak naprzeciwko siebie patrząc sobie w oczy. Coraz bardziej w nich tonęłam, a moje
serce biło coraz szybciej. Edward też chyba nie mógł oderwać ode mnie wzroku i dopiero
tubalny głos Emmetta przywrócił nas do rzeczywistości.
-
Cześć gołąbeczki.
Moja twarz w jednej sek
undzie zmieniła kolor na czerwony, Edward tez wydawał się trochę
zmieszany, ale po nim nie było tego aż tak widać.
-
Cześć braciszku. - przywitał się z Emem posyłając mu wściekłe spojrzenie, na które Emmett
odpowiedział jedynie jeszcze szerszym uśmiechem.
-
Nie chcecie usiąść z nami? Przynieśliśmy już dla was tace. - zawołała do nas Alice,
westchnęłam głośno.
-
No to chodźmy. - stwierdził Edward głośno i ku mojemu zdziwieniu wziął mnie za rękę.
Niczego sobie nie wyobrażaj, Bello! Nie jesteście razem ani nic z tych rzeczy.
Razem przeciskaliśmy się przez grupki pozostałych uczniów, aż w końcu dotarliśmy do
naszego stolika.
- No nareszcie. -
zawołała Rosalie patrząc znacząco na nasze splecione dłonie. Teraz
zainteresowali się tym także inni uczniowie i głośno szeptali po katach.
Wiedziałam, że Rose i Alice siedzą jak na szpilkach, nie mogąc się doczekać aż podzielę się z
nimi wszystkimi, najmniejszymi szczegółami.
Zobaczyłam jak Angela wchodzi do stołówki. Wyglądała na trochę zagubioną, pewnie nie
wiedziała gdzie powinna usiąść. Edward siedział obok mnie z zamkniętymi oczami i
marzycielskim uśmiechem. Był tak blisko, że jego zapach był jedynym, co czułam. Moja dłoń
cały czas była spleciona z jego. Delikatnie gładził kciukiem po mojej ręce. Stwierdziłam, że
nic
się nie stanie, jeśli oprę głowę o jego ramię. Tak robią dobrzy przyjaciele, prawda?
Nie byliśmy nikim więcej jak właśnie dobrymi przyjaciółmi!
Którzy się całują raz na jakiś czas. Roześmiałam się w duchu. Pomachałam do Angeli
wskazując na wolne krzesło obok mnie. Uśmiechnęła się do mnie z ulgą i podeszła do
naszego stolika.
-
Cześć, jestem Angela. - przedstawiła się innym i usiadła.
Dopiero teraz dokładniej przyjrzała się naszym sąsiadom. Jej wzrok zatrzymał się na Alice,
Edwardzie i Emmecie. Cała trójka wpatrywała się z nią z niedowierzaniem i wściekłością.
- Angela! -
zasyczał Emmett wściekle. Jeszcze nigdy nie widziałam go tak wkurzonego.
Rose, Jasper i ja przypatrywaliśmy się im z niemym pytanie wypisanym na naszych twarzach.
Poczułam jak napinają się wszystkie mięśnie Edwarda, ścisnął mocniej moją dłoń. Jego oczy
zwróciły się z Angeli na mnie. Widział pytanie w moich oczach i próbował się uśmiechnąć,
co nie wyszło mu zbyt dobrze.
Spojrzał znów na Angelę.
Teraz wszystko stało się jasne.
Miała na imię Angela i tańczyła hip hop.
Niech to szlag! To była Edwarda!
Rozdział 44
Bella:
Chaos uczuciowy na wszystkich frontach.
- Angela? Co ty tu robisz? -
spytała jadowitym głosem Alice, patrząc na nią równie
jadowitym wzrokiem.
Ja sama byłam zbyt skonsternowana, żeby wydusić z siebie choćby jedno słowo.
Była Edwarda?
To nie zwiastowało niczego dobrego. Teraz chyba też Rose i Jasper zorientowali się kim jest
ta nowa osoba siedząca przy naszym stoliku.
Angela odwdzięczyła się Alice lodowatym spojrzeniem.
-
Przeważnie ludzie przyjeżdżają tutaj, żeby tańczyć. Ja też przyjechałam tu, żeby tańczyć.
Konkretnie hip hop. -
odpowiedziała, zdecydowanie mającym jedynie udawać znużony,
głosem i natychmiast z powrotem zainteresowała się leżącą przed nią sałatką.
- Aha. -
stwierdził zwięźle Emmett i zbyt agresywnie, moim zdaniem, wbił widelec w swoja
porcję obiadu.
Siedzący obok mnie Edward jakby się skurczył, wszystkie mięśnie miał napięte, nieruchome,
tak jak uścisk jego dłoni, w którym cały czas spoczywała moja ręka.
Sama sobie zgotowałam to wszystko. Zachciało mi się być pomocną. Nowa, biedna,
zagubiona, naiwna Angela, dlaczegóż by nie zaprosić jej do naszego stolika? Nie dość, że
postradałam rozum, to jeszcze wszystkie dobre duszki uciekły gdzie pieprz rośnie.
-
Chcesz wyjść na chwilkę? - spytałam cicho Edwarda patrząc mu w oczy. Czułam, że gdzieś
tam w środku toczy ze sobą walkę.
Z ulgą skinął głową i wstał. Cały czas trzymając się za ręce wyszliśmy ze stołówki, wydawało
mi się, że Edward szukał we mnie oparcia, nie wiedziałam tylko, co to będzie oznaczać.
Kiedy chwilę później znaleźliśmy się na świeżym powietrzu, Edward zamknął oczy i
westchnął zmartwiony. Nasze dłonie pozostawały spleciona, ostrożnie zaczęłam gładzić
kciukiem jego napiętą skórę. Natychmiast uniósł powieki i spojrzał mi prosto w oczy. Powoli
przyłożył nasze złączone ręce do mojego policzka.
-
Nie tak to wszystko sobie wyobrażałem. - powiedział bardziej do siebie niż do mnie. - Nie
zrozum mnie źle, w mojej głowie panuje jedynie lekki bałagan, nigdy nie przypuszczałem, że
Angela pojawi się tak nagle. - wyjaśnił szybko, zanim zdążyłam w jakikolwiek inny sposób
zinterpretować poprzednie zdanie.
Skinęłam niepewnie głową, kiedy na ustach Edwarda zagościł dobrze mi znany, szczery
uśmiech. Czy on zdawał sobie sprawę jakie spustoszenie wywołuje ten jego magnetyczny
grymas w moim mózgu?
-
Jak już jesteśmy przy ważnych tematach... - jego uśmiech zrobił się jeszcze szerszy i już
wiedziałam co mu chodzi po głowie.
Wczoraj. Edward. Pocałunek.
Wystarcz
yło wspomnienie, a moje policzki zapłonęły żywym ogniem.
-
Chcieliśmy porozmawiać o wczorajszym wieczorze. - doskonale się bawił podziwiając moje
zakłopotanie. Przynajmniej jedno z nas miało trochę zabawy.
Edward sięgnął po moja wolną rękę i obie zamknął w swoich ogromnych dłoniach. Mój
wzrok natychmiast powędrował w kierunku ziemi.
Nie byłam już teraz tym wspaniałym przykładem idealnego potykania się na idealnie prostej,
szkolnej podłodze... Nie przy nim.
-
Bello, nie mam pojęcia co czujesz, - no, przynajmniej nie ja jedna! - ale ja nie potrafię już
dłużej ignorować moich uczuć do ciebie. - powiedział szczerze.
Powoli podniosłam wzrok, tylko po to, żeby zatonąć w jego zielonych tęczówkach.
-
Ja... ja nie wiem właściwie co czuję, nie wiem jak powinienem opisać, nazwać to uczucie. - i
znów nie jestem jedyna. -
Ale wiem, że wszystkie odnoszą się do ciebie i czuje się
wyśmienicie, kiedy czuję to co czuję myśląc o tobie. - zakończył marszcząc czoło, zdając
sobie sprawę z mało składnej wypowiedzi. Pomimo to doskonale go rozumiałam.
-
Ja czuję się dokładnie tak samo! - odpowiedziałam, czułam, że moja twarz dalej ma odcień
soku pomidorowego.
Wyznawanie czy analizowanie uczuć zdecydowanie nie leżało w mojej naturze.
Edward oparł swoje czoło na moim.
- I co teraz zrobimy? -
spytał mało zdecydowanym głosem. Wiedziałam, że pytanie nie odnosi
się do tej konkretnej chwili, ale do całej sytuacji, w której się znaleźliśmy.
Bezradnie wzruszyłam ramionami, Edward chciał chyba coś powiedzieć, ale przerwał nam
dźwięk dzwonka, przywracając nas jednocześnie do rzeczywistości.
- Porozmawiamy jeszcze potem? -
spytał, a jedyne na co było mnie stać to skinięcie głową.
Właściwie to nie używałam dziś za często mojego aparatu mowy.
-
Napiszę ci jeszcze smsa, także odnośnie naszej próby. - stwierdził Edward, całując mnie w
pliczek. Chwilę potem biegł już na swoja lekcję.
Ja chyba też powinnam zebrać się do drogi. Zmusiłam swoje nogi do poruszenia się. Nie
musiałam nawet sprawdzać w planie lekcji jaki przedmiot mnie teraz czeka.
Matematyka.
Kompletnie pozbawiona entuzjazmu weszłam do klasy i zajęłam z westchnieniem swoje
miejsce. Przerabialiśmy teraz dział, którego nazwy nawet nie potrafiłam powtórzyć, więc
nawet nie próbowałam przypominać sobie co takiego działo się na ostatniej lekcji.
Sala
była już prawie pełna, kiedy wkroczyła do niej osoba, o której prawie zapomniałam,
osoba, która była odpowiedzialna za chwilowy zanik czynności myślowych Edwarda.
Angela.
Znudzonym wzrokiem rozejrzała się po klasie, zatrzymując swoje spojrzenie na mnie. Chyba
starała się zamienić mnie w kupkę popiołu. Uniosłam tylko wysoko brwi, pytając samą siebie
czy ta urocza dziewczyna ma zamiar odstawiać jakąś szopkę.
Odwróciła wzrok i zajęła miejsce dość odległe od mojego. Chwilę potem do sali weszła nasza
nauczycielka – pani Kenny.
Nie koncentrowałam się zbytnio na lekcji i tak nie byłam w stanie tego zrozumieć. Liczby
zdecydowanie nie należały do grona moich przyjaciół. W pewnym momencie Chris poklepał
mnie po ramieniu, zdziwiona odwróciłam się w jego stronę. Bez zbędnych komentarzy podał
mi zwinięta kartkę, z ruchu jego warg mogłam wyczytać jedynie:
- Od Angeli.
Cudownie! Poczta od mojej najlepszej przyjaciółki
„Bella!
Trzymaj swoje łapy z dala od Edwarda. Widziałam was razem i wiem, że coś między wami
jest.
Ale t
y nic dla niego nie znaczysz. On ciągle kocha mnie, powinnaś to wiedzieć!”
W lekkim szoku wpatrywałam się w te koślawe wyrazy. Szybko chwyciłam długopis i
napisałam odpowiedź.
„Angela!
Pozwól decydować Edwardowi co czuje, z kim chce spędzać swój czas i kto co dla niego
znaczy.”
Podałam kartkę Chrisowi i natychmiast zwróciłam swój wzrok w kierunku tablicy. Naprawdę
nie miałam ochoty na „karteczkową” wojnę z Angelą.
Nie czekałam nawet na jej reakcję, po dzwonku szybkim krokiem opuściłam klasę –
niebezpi
ecznie jest zbyt długo przebywać w jaskini lwa.
Były trzy rzeczy, których byłam całkowicie pewna.
Po pierwsze Angela i ja nie zostaniemy serdecznymi przyjaciółkami.
Po drugie Angela cały czas miała jakieś plany w stosunku do Edwarda.
I po trzecie, za punkt
drugi miałam ochotę ukręcić jej łeb!
Rozdział 45
Angela:
Edward = mój!
Szkoła nie była wcale taka zła. Nowoczesna, całkiem w moim stylu, chociaż uczniowie byli
raczej dziecinni. Bez wątpienia fanatycy tańca, ale na pewno nie tak dojrzali jak ja.
Rozejrzałam się dokładniej wokół. Sekretarka wyjaśniła mi wszystko, ta Bella też pokazała
mi co nieco.
Bella.
Miła, ładna dziewczyna tańcząca hip hop (ale na pewno nie tak dobrze jak ja). Przyjacielska,
to na pewno. Ale naiwna, widać na pierwszy rzut oka.
Kiedy minęły już wszystkie przedpołudniowe lekcje, a ja zdążyłam zorientować się co i gdzie
znajduje się w szkole, udałam się do stołówki.
Całkiem nieźle ją urządzili. Wzięłam tacę i napełniłam ją jedzeniem. Przeczesałam
pomieszczenie wzrokiem,
szukając odpowiedniego miejsca do siedzenia. Jeden uczeń, Paul
miał chyba na imię uśmiechał się do mnie zachęcająco, ale jak dla mnie był zbyt nudny, więc
zignorowałam go. I wtedy zobaczyłam machającą do mnie Bellę. Przywołałam na twarz
wyraz ulgi, nie ch
ciałam, żeby wszyscy wiedzieli, że było mi zupełnie obojętne gdzie usiądę,
nawet jeśli miałabym siedzieć sama. Jak już wspominałam, jestem dojrzalsza od reszty tej
hołoty.
Przedstawiłam się szybko i usiadłam.
Nagle spostrzegłam jak dokładnie wyglądają przyjaciele Belli...
Zatrzymałam swój wzrok na błyszczących, zielonych oczach. Zupełnie niespodziewanie uszło
ze mnie całe powietrze, jakby moja płuca przestały istnieć.
Edward!
Oczywiście!
Jak mogłam zapomnieć, że on też się uczy w tej szkole?
No tak, nie rac
zyłam zapamiętać nazwy szkoły, ale powinnam się domyślić, że w Kalifornii
jest tylko jedna Akademia Tańca.
Od pamiętnego incydentu z Benem nie słyszałam o nim więcej. Wiedziałam tylko, że
wyjechał do Akademii Tańca, tak jak jego rodzeństwo.
Alice i Emmett
siedzieli przy tym samym stoliku z piękną blondynką i jakimś blondynem.
Jedyne na co teraz zwracałam uwagę, był fakt, że głowa Belli spoczywała na ramieniu
Edwarda, a pod stołem mocno ściskali się za ręce.
Co. To. Ma. Być?
Edward wymienił mnie na jakąś panienkę lekkich obyczajów?
Wiedziałam przecież, że Edward nie może nikogo kochać tak jak mnie, ale wkurzało mnie, że
Bella się z nim umawiała!
Edward dalej kocha mnie. Nie może być inaczej.
Ona nie może się ze mną równać!
- Angela! Co ty tu robisz? -
spytała mnie Alice, mała, hiperaktywna siostra Edwarda.
-
Przeważnie ludzie przyjeżdżają tutaj, żeby tańczyć. Ja też przyjechałam tu, żeby tańczyć.
Konkretnie hip hop. -
odpowiedziałam chłodno patrząc jej odważnie w oczy.
Bella wymieniła zdziwione spojrzenia z Edwardem i zdawało się, że zrozumiała o co chodzi.
Edward i ta mała zdzira podnieśli się i cały czas trzymając się za ręce wyszli ze stołówki.
Czy nikt oprócz mnie nie raczył zauważyć kogo Edward trzymał za rękę?!
Cały czas czułam za to lodowate spojrzenia moich sąsiadów. Zupełnie straciłam apetyt,
odłożyłam więc swoja tacę.
I tak powinien zaraz zadzwonić dzwonek, nie widziałam więc większego sensu w
przebywaniu chociaż sekundy dłużej w tym pomieszczeniu.
Dość szybko znalazłam klasę, w której miałam mieć matematykę. Tylko przekroczyłam jej
próg od razu zobaczyłam parę oczu, które znajdowały się bardzo wysoko na mojej liście
wrogów.
Najchętniej wydrapałabym jej oczy, żeby tylko nie mogła już więcej patrzeć na Edwarda – na
mojego Edwarda!
Patrzyła prosto na mnie! Jej oczy błyszczały z gniewu! Nikt oprócz mnie nie ma prawda
patrzeć w taki sposób!
Jak mam jej to delikatnie do zrozumienia?
Zajęłam miejsce, rzucając Belli na odchodnym ostrzegawcze spojrzenie. Czekałam spokojnie
aż lekcja się zacznie.
Nauczycielka t
łumaczyła zagadnienie, które ja już dawno przerabiałam. Poza tym
matematyka była banalnie prosta. Liczby były logiczne i mało skomplikowane.
Wyrwałam czysta kartkę z zeszytu i chwyciłam długopis. Napisałam Belli liścik, żeby
wiedziała do kogo należy to terytorium.
„Bella!
Trzymaj swoje łapy z dala od Edwarda.
Widziałam was razem i wiem, że coś między wami jest.
Ale ty nic dla niego nie znaczysz. On ciągle kocha mnie, powinnaś to wiedzieć!”
Zgięłam kartkę i podałam do przodu, tam gdzie siedziała. Lodowatym wzrokiem
wpatrywałam się w jej plecy, szczerze mówiąc zdziwiło mnie to, ze się nie odwróciła.
Widziałam jak Chris podał jej liścik, rzucając jej przy tym tajemnicze spojrzenie.
Nie tylko Edward padał do jej stóp, inni faceci tez rzucali jej ukradkowe spojrzenia, tak jakby
była jakaś wyjątkowa.
Skoncentrowałam się z powrotem na lekcji, mając nadzieję, że Bella weźmie sobie do serca
mój liścik – lepiej ze mną nie zaczynać.
Bella chyba nie zdawała sobie z tego sprawy, bo po kilku minutach dostałam odpowiedź.
„Angela!
Pozwól decydować Edwardowi co czuje, z kim chce spędzać swój czas i kto co dla niego
znaczy.”
Zagotowałam się z wściekłości!
Co ona sobie myślała stając na mojej drodze?
Czy nie wyraziłam się dostatecznie jasno, że Edward należy do mnie?
Edward jest zbyt przystojny i inteligentny dla niej!
O wiele lepiej pasuje do mnie!
Kiedy zadzwonił dzwonek nie miałam okazji, żeby zatrzymać Bellę, za szybko opuściła salę.
Za to moja głowa pełna była pomysłów jak uprzykrzyć tej małej zdzirze życie. Kompletnie
zamyślona poczułam jak ktoś mocno łapie mnie za ramię.
Odwróciłam się i zobaczyłam kto to taki.
Za dużo makijażu, tani, wyzywający strój. Zdecydowanie ktoś, kto ma zbyt duże mniemanie o
sobie -
Cześć, jestem Tanya. To moje przyjaciółki – Lauren i Jess. - przedstawiła swoje dwie
kopie.
Już chciałam odjeść, kiedy jedno ich zdanie mnie zatrzymało.
-
Chyba nie przepadasz za Bella tak samo jak my. Mam rację?
Ogromny uśmiech pojawił się na moich ustach.
Te dziewczyny wyglądają na całkiem płytkie i skretyniałe.
Znalazłam dokładnie takie uczennice, jakich szukałam, żeby zrobić z życia Belli piekło.
Edward powinien się zorientować, że należy do mnie.
Rozdział 46
Bella:
Karmienie dzikiego zwierza i kanapkowa dyskryminacja.
- Bella!
Mogłabyś wreszcie puścić parę z ust! - prawie krzyczała Alice.
Ona, Rose i ja siedziałyśmy razem w pokoju. Kiedy udało mi się wreszcie skompletować mój
strój na zajęcia obie moje przyjaciółki zasypały mnie gradem pytań, głównie dotyczących
przebiegu mojej rozmowy z Edwardem.
Chwilę po zajęciach Edward wysłał mi smsa.
„
Hej Słoneczko.
Spotkamy się o 16 pod naszą salą taneczną?
Buziak, Edward”
Oczywiście nie miałam nic przeciwko, no może poza tym, że najchętniej już teraz
pobiegłabym do niego. Czy ze mną było coś nie tak?
-
Więc? - drążyła zaciekawiona Rosalie.
Westchnęłam i zaczęłam opowiadać:
-
Chociaż w ogóle nie powinno was to obchodzić to tak, Edward i ja rozmawialiśmy o
naszych uczuciach. -
Zanim skończyłam zdanie Alice wydała z siebie bliżej nieokreślony,
radosny dźwięk i entuzjastycznie przytuliła poduszkę.
Jak należałoby nazwać jej zachowanie? No tak, zaburzenia psychiczne.
Rose siedziała za to z szerokim uśmiechem na twarzy, ręką zmuszając mnie do
kontynuowania.
-
Cóż, doszliśmy w końcu do wniosku, że oboje nie wiemy dokładnie czego od siebie
oczekujemy.
Alice upuściła poduszkę i patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami.
-
Żadnego „kocham cię”?!
Pokręciłam przecząco głową, Rose westchnęła, a Alice uderzyła się ręką w czoło.
-
Jak długo jeszcze macie zamiar tak kluczyć? Każdy ślepiec by zauważył, że jesteście w
sobie zakochani. -
narzekała Alice, a ja wywróciłam tylko oczami.
-
Zgadza się Bello. Wcześniej czy później wreszcie i wy zdacie sobie z tego sprawę. -
stwierdziła Rose.
Spojrzałam na zegarek i podniosłam się z kanapy.
-
Wybaczcie dziewczyny, muszę lecieć! - chwyciłam szybko torbę i prawie wybiegłam z
pokoju. Ani Alice ani Rose nie przejęły się tym zbytnio, pewnie właśnie gadały o tym jak
ślepi jesteśmy z Edwardem.
Po tym co mi powiedziały, zaczęłam poważnie zastanawiać się czy przypadkiem nie mamy
klapek na oczach. Ale niby dlaczego ktoś taki jak Edward miałby się we mnie zakochać.
Wydawało mi się, że nie minęła nawet sekunda odkąd opuściłam moje przyjaciółki, a właśnie
stałam przed salą.
- Od
dychaj głęboko, Bello! - powiedziałam sama do siebie.
Nacisnęłam klamkę, kiedy w końcu drzwi się otworzyły, obrzuciłam spojrzeniem całą salę.
Edwarda jeszcze nie było!
Jedno spojrzenie na wiszący na ścianie zegarek uświadomiło mi dlaczego. Przyszłam o wiele
za wcześnie! Pewnie podświadomie chciałam jak najszybciej uwolnić się od Rose i Alice
Albo podświadomie chciałaś jak najszybciej zobaczyć się z Edwardem? Mój wewnętrzny głos
był niezrównany w kwestii sarkastycznych spostrzeżeń.
Z westchnieniem odłożyłam swoją torbę i wyciągnęłam płytę, tym razem wzięłam ją ze sobą.
Włączyłam ją i zaczęłam rozciągać swoje mięśnie.
Nie wiem jak długo się rozgrzewałam, ale w pewnym momencie zamknęłam oczy, żeby
mocniej wczuć się w muzykę.
-
Myślę, że rozgrzewasz się już wystarczająco długo, słoneczko. - usłyszałam dobiegający z
daleka aksamitny głos.
Natychmiast otworzyłam oczy, które patrzyły teraz prosto na Edwarda.
Zachichotał cicho słysząc moje zaskoczone „oh”.
Pewnie chciał mnie tylko przestraszyć, ale biorąc pod uwagę, że stałam tylko na jednej nodze
i właśnie wypuszczałam powietrze, zachwiałam się i na pewno pocałowałabym podłogę
gdyby nie Edward, który złapał mnie od tyłu.
-
Dziękuję. - wymamrotałam próbując pozbyć się tego przeklętego rumieńca! Edward znów
zachichota
ł i przywrócił mnie do pionu.
-
Nie ma za co. Możemy zaczynać? - spytał, a ja jedynie potaknęłam, bo dalej nie byłam w
stanie wydusić z siebie słowa.
Za każdym razem kiedy mnie dotykał moje serce zatrzymywało się na kilka sekund, mózg
przestawał pracować i wracał do swoich zwykłych czynności dopiero po kilku głębszych
oddechach. Problem polegał na tym, że nie powinnam nawet oddychać w jego obecności, bo z
każdym wdechem docierał do moich płuc jego cudowny, słodki zapach.
Edward podszedł do odtwarzacza i włączył piosenkę od początku. Każde z nas miało już
choreografię w małym palcu i dokładnie wiedzieliśmy co i w którym momencie zatańczyć.
Ruchy Edwarda były płynne i eleganckie, co wydawało się niemożliwe, biorąc pod uwagę, że
tańczył hip hop.
W jego towarzys
twie zawsze dopadał mnie kompleks przeciętności. Nie pierwszy raz
zadawałam sobie pytanie jakim cudem możemy razem występować w konkursie skoro jestem
gorsza od niego.
Edward zorientował się, że coś zaprząta moją głowę, bo kiedy piosenka dobiegła końca
pod
szedł do mnie i położył dłonie na moich policzkach.
Czy wspominałam już jak reaguję na jego dotyk?
-
Co się stało? - spytał, patrząc na mnie w taki sposób, że nie byłam w stanie odwrócić
wzroku. Jego twarz dzielił od mojej zaledwie centymetr.
-
Ja... ja właśnie zastanawiałam się czy powinniśmy dalej razem trenować. - wyszeptałam,
byłam pewna, że Edward zrozumie co miałam na myśli.
-
Czemu tak sądzisz?
Czy on naprawdę tego nie dostrzegał?
-
Bo jesteś lepszy niż ja, nie mam nawet co się z tobą porównywać. - odpowiedziałam
rzucając mu krótkie spojrzenie. - Przecież to widać jak na dłoni.
Morze przeróżnych emocji przepłynęło przez jego twarz. Zdumienie, złość, rozbawienie.
- Bello! To co mówisz to kompletny absurd! -
stwierdził szczerym tonem.
Nic nie odpowiedz
iałam, Edward doskonale wiedział, że nie chce powiedzieć mu
wszystkiego.
-
Możesz mi wierzyć Bello! - kontynuował i zaczął bawić się kosmykiem włosów, który
wysunął się z mojego kucyka, powoli założył mi go za ucho.
-
Nigdy jeszcze nie widziałem żadnej dziewczyny tańczącej hip hop tak dobrze jak ty. Nie
tylko ja tak uważam, nawet pan Spring jest tobą zachwycony, więc proszę cię, przestań
wygadywać głupoty.
Nie wiem jakim cudem, ale po słowach Edwarda poczułam się o wiele lepiej.
Moja zmiana nastroju nie umk
nęła uwadze Edwarda, na jego ustach zagościł ten cudowny,
zapierający mi dech w piersiach uśmiech. Jego wzrok, który do tej pory skierowany był
prosto w moje oczy, zniżył się teraz w okolice moich ust, tak samo jak mój skierował się w
stronę jego.
Kiedy głowa Edwarda zbliżyła się do mojej, nie mogłam zrobić nic innego jak tylko zarzucić
mu ręce na szyję próbując jak najszybciej zmniejszyć dzielącą nas odległość. Ostatnie co
udało mi się zarejestrować to wygięte w uśmiechu usta Edwarda zbliżające się do moich.
Potem byłam w stanie już tylko je czuć.
Jego ręce oplotły moja talię przyciągając mnie bliżej. Wyglądało na to, że Edward, tak jak ja,
chciał mieć mnie jak najbliżej siebie.
Wplotłam dłonie w jego włosy, nasz pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny, nie tracąc
przy tym nic ze swojej słodyczy. Nasze ciała idealnie przylegały do siebie. Kiedy poczułam
ścianę wbijającą mi się w plecy, moje nogi automatycznie oplotły się w jego pasie tak, że
pomiędzy nas nie dałoby się wcisnąć nawet kartki papieru.
Kie
dy usta Edwarda prosiły o wejście, nie mogłam zrobić nic innego jak otworzyć swoje i już
po sekundzie poczułam jego język zabawiający się z moim. Jego smak był zdecydowanie zbyt
pyszny.
Jego dłonie wędrowały wzdłuż tam i z powrotem wzdłuż moich pleców, kiedy moje zsunęły
się z jego szyi na umięśniona klatkę piersiową.
Nie mam pojęcia jak długo staliśmy opleceni wokół siebie i oparci o ścianę, wiedziałam
tylko, że Edward oderwał się ode mnie zdecydowanie za wcześnie.
Jego silny uścisk, w którym mnie trzymał przypierając do ściany nie zelżał, więc i ja nie
miałam zamiaru oderwać swoich rąk od jego torsu, a nóg od talii. Nasze oddechy były
przyspieszone i potrzebowałam kilku sekund, żeby uporządkować myśli.
- Oh. -
zabrzmiał mój wielce elokwentny komentarz, ale sądziłam, że odpowiednio wyraża
moje... sama nie wiem co, zagubienie?
-
Oh? Cóż, zdecydowanie wygrywa w kategorii podsumowanie roku. - odpowiedział Edward.
Dalej starałam się napełnić moje płuca tlenem, więc skinęłam tylko.
Edward chyba dopiero teraz zwr
ócił uwagę na fakt, że cały czas mocno mnie trzyma, bo
rozluźnił nieco swój uścisk. Ja także postawiłam swoje stopy na podłodze. Jednak ani moje
ręce nie chciały opuścić jego klatki piersiowej, ani jego mojej talii.
-
Przepraszam, że tak na ciebie napadłam. - wymamrotałam, a moje policzki jak zawsze
pokrył szkarłatny rumieniec.
Edward pokręcił głową i chwycił mój podbródek.
-
Isabello Mario Swan, czy chcesz mi powiedzieć, że żałujesz, że mnie pocałowałaś? - zapytał
świdrując mnie wzrokiem.
- Nie! - zaprotes
towałam natychmiast. Edwardowi spadł chyba kamień z serca. - Naprawdę
mi przykro, że rzuciłam się na ciebie jak jakiś wygłodniały lew na kawał mięsa. - wyjaśniłam.
Świetnie Bello! Musimy trochę popracować nad lepszymi przykładami. Lew i kawał mięsa?
Niezby
t oryginalne! Najwyraźniej tlen jeszcze nie zaczął dopływać do mojego mózgu!
Edward roześmiał się słysząc mój komentarz.
-
Oczywiście zawsze chętnie zostanę twoim kawałkiem mięsa, kiedy tylko będziesz głodna.
Cóż, chyba nie byłam jedyną osobą w tej sali, której zabrakło tlenu w organie
odpowiedzialnym za trzeźwe myślenie.
Po raz pierwszy od akcji „karmienie dzikiego zwierza” mój wzrok zamiast na Edwardzie
spoczął na zegarku.
I właśnie zdałam sobie sprawę, że minęła już połowa naszego treningu!
-
Może powinniśmy teraz trochę poćwiczyć? - powiedział Edward podążając za moim
spojrzeniem,
Skinęłam i niechętnie oderwałam swoje dłonie od jego piersi. Edwardowi też dość trudno
było oderwać się ode mnie, ale jakimś cudem udało mu się nacisnąć „play”.
Po tym jak
skończyliśmy trening, a ja ugasiłam już swoje pragnienie kilkoma łykami wody,
odwróciłam się w stronę Edwarda chcąc się z nim pożegnać. Stał niedbale oparty o ścianę i
wyglądał jakby prowadził jakąś mentalna dyskusję.
- Edward? -
spytałam ostrożnie, drgnął na dźwięk mojego głosu. Na jego twarzy zagościł ten
łobuzerski uśmiech, który tak uwielbiałam. Zbliżył się do mnie i spytał:
- Czy dzisiejszy wieczór masz wolny?
Wydawał się być trochę zdenerwowany, jakby bał się, że dam mu kosza. Skinęłam głową i
Edward
natychmiast się rozluźnił.
-
Super, wpadnę po ciebie o 19, ok?
- Ok, a jakie mamy plany? -
spytałam zaciekawiona.
Uśmiech Edwarda momentalnie się rozszerzył. Schylił się i wyszeptał mi do ucha:
-
Daj się zaskoczyć!
Odsunął się z powrotem i położył swoje dłonie na moich policzkach. Przyciągnął moja twarz
ku swojej, a jego usta spoczęły na moim czole.
-
Do wieczora, słoneczko! - wymamrotał, wziął swoją torbę i wyszedł z sali, gdzie cały czas
stała głupio uśmiechająca się Bella.
Weź się w garść! Skarciłam sama siebie. Podniosłam swoje rzeczy i także opuściłam naszą
salę. W drodze powrotnej wreszcie zdałam sobie sprawę jak to jest być w siódmym niebie.
Nie obchodził mnie nikt wkoło, a nogi miałam jak z waty. Tuż przed moim pokojem ktoś
chwycił mnie mocno za ramię. No i to chyba na tyle jeśli chodzi o siódme niebo...
- Swan! -
zaskrzeczała wściekle Jessica, a ja świdrowałam ją wzrokiem.
-
O, czyżbyś chciała mi zaimponować znajomością mojego nazwiska? Gratuluje! Udało ci się.
Mogę już iść? - spytałam i prawie mogłam dostrzec jak jej oczy ciskają błyskawicę w moja
stronę.
- Ty i Edward. -
tym razem zasyczała wściekle. Brzmiała dokładnie jak wąż. Brr, jak ja nie
lubię tego gatunku zwierząt.
-
A to miało mi pokazać, że wiesz kto jest moim partnerem do tańca? Świetnie, Jessica,
naprawdę doceniam twoje postępy! Zadziwiasz mnie! Skończyłaś już? Czy chcesz się jeszcze
pochwalić, że wiesz kto jest moją współlokatorką? - spytałam, naprawdę zaczynało mnie to
już nudzić.
-
Przestań robić ze mnie wariatkę! - burknęła wściekle próbując (po raz kolejny) zamordować
mnie wzrokiem.
Powinnam to gdzieś zgłosić? Morderstwo z premedytacją? Hm...
-
Kto tu zaczął z kogo robić wariata? - westchnęłam już nieźle wkurzona. - A teraz jeśli nie
masz nic przeciwko, pójdę porozmawiać z ludźmi, których iloraz inteligencji jest wyższy od
ilorazu kanapki.
Głowa Jessici powinna chyba zaraz eksplodować, a błyskawice w jej oczach też zapewne
były zagrożeniem dla mojego życia.
Podwójne zaplanowane morderstwo, robi się coraz ciekawiej.
-
Nie powinnaś zaczynać z Angelą. - zaskrzeczała (znów) zjadliwie.
Zmarszczyłam czoło i spytałam:
-
Przepraszam jeśli się mylę, ale czy ty nie masz na imię Jessica?
Chyba właśnie udławiła się własnym wrednym uśmieszkiem. I bardzo dobrze, może
przynajmniej przez chwilę nie będzie mogła mówić.
-
Powinnaś zacząć się tym przejmować, Swan! - fuknęła, teraz już naprawdę wściekła.
- Skoro tak mówisz... -
wzruszyłam ramionami.
-
Narobiłaś sobie wrogów! - twarz Jessici była już czerwona ze złości.
-
Ratunku! Skrzeczący wąż mi grozi!
Ups
, Jessica ma chyba odmienne poczucie humoru niż ja, bo wrzasnęła wściekle, odwróciła
się gwałtownie i odeszła.
Wreszcie mogłam otworzyć drzwi od mojego pokoju.
Co miało znaczyć, że nie powinnam zaczynać z Angelą? Nie mogłam przypomnieć sobie
nawet kiedy mi
ałam z nią coś do czynienie (nie licząc liściku na lekcji), więc powodem
musiała być najwyraźniej moja „przyjaźń” z Edwardem.
Zatrzasnęłam drzwi i jakoś specjalnie nie zdziwił mnie fakt, że Alice i Rose dalej były w
środku. Oczywiście oczekiwały wszystkich szczegółów z naszego treningu.
Obie wpatrywały się we mnie szeroko otwartymi oczami.
Rzuciłam w kąt swoją torbę i z westchnieniem usiadłam na kanapie.
-
Dziewczyny, musicie mnie wystylizować – mam randkę.
Ostatnia część mojej wypowiedzi została zagłuszona przez pisk moich przyjaciółek.
Alice wołała radośnie:
-
Edward i Bella! Słoneczko i Edziaczek!
A Rose pobiegła do łazienki po swoja magiczną skrzynię z kosmetykami.
Dlaczego właściwie wygadałam się, że mam randkę z Edwardem? Może powinnam im
powiedzieć, że spotykam się z Mike'em.
Chociaż może lepiej nie, bo wtedy na pewno Alice cisnęłaby mi w twarz panem Candym.
Rozdział 47
Bella:
Girlfriend.
Muszę dodawać, że Alice i Rose zrobiły ze mnie swoją nową lalkę?
Chociaż muszę przyznać, że czułam się całkiem dobrze w czarnej sukience od Hoocha'a i
zaokrąglonych czarnych butach na obcasie. Rose wcisnęła mi jeszcze do ręki białą, lekko
błyszczącą torebkę, do której włożyła tylko najpotrzebniejsze drobiazgi – mój telefon
komórkowy, klucz i kilka kosmetyków,
żebym w razie czego poszła się odświeżyć.
Alice w międzyczasie kończyła moją fryzurę. Włosy zostawiła rozpuszczone, tak, że
łagodnymi falami opadały na ramiona.
Rose i Alice były prawie tak podekscytowane jak ja. Moja maleńka współlokatorka cały czas
prakt
ycznie skakała wokół mnie kiedy układała moja fryzurę.
- Alice! Siadaj! -
krzyknęłam, chyba wyczerpała już swój zapas energii, bo wreszcie usiadła
na kanapie.
Chciałam usiąść obok niej, ale nagle usłyszałam pukanie do drzwi, ten dźwięk sprawił, że
podskoc
zyłam jak oparzona.
Rose przyglądała mi się uważnie, kiedy dla uspokojenia brałam kilka głębokich wdechów
podchodząc do drzwi. Nacisnęłam klamkę i z całej siły pociągnęłam drzwi.
- Bella? -
usłyszałam delikatny głos Edwarda. Nie byłam w stanie wydusić z siebie
jakiejkolwiek odpowiedzi. Jego uroda aż bolała, wcale nie dziwiło mnie, że każda niewiasta
mdlała na jego widok. Miał na sobie czarne spodnie, białą koszulę, a pod szyją zawiązany
krawat. Edward chyba zorientował się, że chwilowo zostałam pozbawiona głosu, po czym
roześmiał się i przyciągnął mnie do siebie.
-
Wyglądasz olśniewająco. - bardziej poczułam niż usłyszałam jego głos, gdyż jego usta
znajdowały się przy moim czole, co kompletnie mi nie pomagało.
I kto to mówi?!
Dopiero teraz dostrzegłam białe róże, które trzymał w ręce, podążył za moim wzrokiem.
- Dla ciebie. -
wyszeptał z uśmiechem.
Natychmiast się zaczerwieniłam i spuściłam wzrok. Ale to było słodkie!
Wzięłam od niego róże.
-
Dziękuję. - właściwie westchnęłam, pomimo tego uśmiech Edwarda jeszcze bardziej się
powiększył.
- Twoja torebka. -
usłyszałam dobiegający zza moich pleców głos Alice, chwyciłam ją nawet
się nie oglądając, jednocześnie podając jej kwiaty. Moja przyjaciółka chichocząc zamknęła
drzwi i wreszcie byliśmy sami. Tylko ja i Edward.
Bez żadnego wahania wziął mnie za rękę i przyciągnął bliżej siebie. Trochę potrwało zanim
mój dalej pracujący w bardzo zwolnionych obrotach wysłał do nóg informację – ruszamy!
-
Dokąd idziemy? - spytałam zaciekawiona Edwarda, który właśnie prowadził mnie w stronę
wyjścia. W ramach odpowiedzi uśmiechnął się tylko (albo aż) i przepuścił mnie w drzwiach.
Kiedy dostrzegłam jego samochód, zrobiłam się jeszcze bardziej podejrzliwa. Tutaj było
chyba wystarczająco dużo restauracji, gdzie mogliśmy zjeść, więc gdzież on chciał jechać?
Na jeden krótki moment puścił moja dłoń i otworzył mi drzwi od strony pasażera. Szybko
wślizgnęłam się do środka, a Edward zajął miejsce kierowcy. Natychmiast znów złapał mnie
za rękę i to wydawało się najbardziej naturalną rzeczą pod słońcem.
Włączył silnik i radio, znalazł chyba właściwą piosenkę i oparł się w pełni rozluźniony.
Patrząc na niego z boku zauważyłam, że jego oczy wyrażają jakieś rozmarzenie, a jego myśli
dryfują gdzieś indziej.
Wyglądał na... szczęśliwego.
Może jego twarz wyrażała dokładnie to samo co moja?
Nie wiem jak długo już jechaliśmy, kompletnie nie zwracałam uwagi na czas, podziwiałam
jedynie jego profil. Nagle zatrzymał samochód i dopiero teraz wyjrzałam przez okno.
Zaparkowaliśmy przy lesie. Drzewa rzucały tajemnicze cienie.
-
Jesteśmy na miejscu. - powiedział Edward i roześmiał się widząc mój sceptyczny wyraz
twarzy. Znów otworzył przede mną drzwi i jakimś cudem udało mi się wysiąść całkiem
zgrabnie.
To wszystko zapowiada się całkiem zabawnie, zwłaszcza biorąc pod uwagę moje buty...
Edward chwycił moja rękę i pociągnął mnie w stronę wąskiej ścieżki.
- Bez obaw, to nie daleko. -
uspokoił mnie. No tak, tylko, że on nie musiał przemieszczać się
po tym błocie mając pod piętą kilka centymetrów, które bynajmniej nie sprawiały, że czułam
się stabilniej.
-
Wiesz co? Wezmę cię na barana!
Spojrzałam na ziemię. Albo gnój na butach, albo plecy Edwarda...
-
Myślisz, że mnie uniesiesz? - spytałam sceptycznie, ale właśnie w tym momencie szybko
oplótł moje ręce wokół swojej szyi i podniósł się. Z mojego gardła wyrwał się krótki krzyk
przerażenia i natychmiast chwyciłam Edwarda mocniej.
- Zobaczysz. -
zachichotał i ruszył w drogę.
Nie miałam pojęcia jak długa uda mu się wytrzymać ze mną na plecach, ale jakimś cudem
jeszcze nie
złamałam mu kręgosłupa. Jednak na wszelki wypadek cały czas miałam zamknięte
oczy.
Edward powoli postawił mnie na ziemi i cofnął się o krok.
Oczy rozszerzyły mi się jak spodki na te widok, a głos uwiązł mi w gardle.
Edward przyprowadził nas na platformę, z której można było podziwiać cały las, księżyc
dodawał magicznej atmosfery.
Na samym środku platformy leżał koc, a na nim koszyk z jedzeniem, który tylko czekał, żeby
się nim zająć.
-
Wow! Dziękuję Edwardzie. - powiedziałam i poczułam jak od tyłu oplata mnie ramionami,
a jego twarz ostrożnie zanurza się w moich włosach.
-
Dla ciebie wszystko, słoneczko.
Nie miał chyba najmniejszego pojęcia jak to wszystko na mnie działa... chociaż kto wie?
Razem usiedliśmy na kocu, Bogu dzięki, że nie było zimno, bo inaczej moja sukienka
wyglądałaby idiotycznie.
Edward otworzył kosz. Duży kosz... z jeszcze większą ilością jedzenia.
Kiedy tylko zobaczył mój wygłodniały wzrok, zaśmiał się i rozłożył wszystko na kocu.
Winogrona, dipy, świeży chleb, owoce... Edward pomyślał naprawdę o wszystkim.
Tuż za jego plecami stała butelka szampana i dwa kieliszki, które właśnie napełniał.
Podając mi jeden z nich i wznosząc niemy toast w jego oczach cały czas mogłam dostrzec
wirujące iskierki, które, tego akurat byłam pewna, on też widział w moich.
Wieczorne niebo było bezchmurne, widać było cudownie skrzące się gwiazdy.
Edward odłożył na bok swój kieliszek i przyciągnął mnie do siebie. Położył się na kocu, a ja
położyłam głowę na jego piersi.
Ręka Edwarda delikatnie gładziła moje włosy, podczas kiedy ja bawiłam się jego spinkami od
krawatu.
-
O czym myślisz? - spytał cicho.
- O tobie. -
odpowiedziałam zgodnie z prawdą i w jednej sekundzie oblałam się rumieńcem z
powodu mojej nieprzemyślanej, szczerej odpowiedzi.
Naprawdę myślałam o nim. Czy czuje do mnie to samo co ja czuje do niego?
Czy to... miłość?
Edward uniósł się, a mnie posadził tak, że dalej mogłam opierać swoją głowę o jego tors.
Powiedziałam coś złego? Denerwowałam się.
-
Bello... ja... ja już od dłuższego czasu chciałem cię o coś zapytać...- krążył wzrokiem wokół.
Nagle udało mu się zwyciężyć z samym sobą, bo spojrzał mi prosto w oczy.
-
Bello, czy chciałabyś, żebyśmy byli razem? Nie jako „dobrzy” przyjaciele, tylko jako
„moja” dziewczyna!
Pełen oczekiwania patrzył na mnie, a z każdą kolejna sekundą jego wzrok stawał się coraz
bardziej nerwowy.
Nie wydałam z siebie ani jednego dźwięku, to było takie urocze, że miałam łzy w oczach.
Edward je zauważył, delikatnie przejechał palcem wzdłuż moich powiek.
- Czy to oznacza tak? -
spytał z uśmiechem, a ja energicznie pokiwałam głową.
Jego magnetyczny, łobuzerski, idealny uśmiech za każdym sprawiał, że traciłam rozum.
Przyciągnął moją twarz bliżej swojej i pocałował mnie słodko i czule.
Ten pocałunek nie był tak płomienny jak nasze wcześniejsze pocałunki, ale ani trochę mniej
intensywny. Czułam ciepło bijące z jego warg i westchnęłam bezwiednie.
W pewnym momencie –
moim zdaniem o wiele za wcześnie! - oderwał się ode mnie i zaczął
pieszczotliwie gładzić mnie po policzku.
-
Jesteś wyjątkowa i taka piękna... - wymruczał cicho, a moją twarz po raz kolejny zalał
szkarłatny rumieniec.
Reszta wieczoru była równie wspaniała. Cały czas leżeliśmy przytuleni, a Edward karmił
mnie owocami. Opowiadał mi, co myślał, kiedy zobaczył mnie po raz pierwszy:
-
Kiedy ujrzałem cię po raz pierwszy od razu zauważyłam twoją cudowną twarz. Pomyślałem
tylko „Co za piękna dziewczyna!”, ale kiedy potem tak zareagowałaś... cóż, kompletnie zbiłaś
mnie z tropu. Byłem totalnie zirytowany, że nie rzuciłaś się na mnie jak wszystkie pozostałe
dziewczyny mają w zwyczaju. Moja duma trochę ucierpiała. Swoją drogą miałaś rację co do
mojego przerośniętego ego. Trochę to trwało, zanim zdałem sobie sprawę co właściwie do
ciebie czuję...
Ufaliśmy sobie, ale nie tylko. Za każdym razem, kiedy mnie dotykał przez moje ciało
przechodziły te magiczne iskry.
Kiedy w końcu ogarnęło nas zmęczenie, Edward spakował nasze rzeczy i ruszyliśmy w drogę
powrotną.
Tym razem szłam obok Edwarda, a moje obcasy stosunkowo rzadko grzęzły w błocie.
Jazda s
amochodem minęła o wiele szybciej, a ja nie byłam w stanie nawet na moment
oderwać wzroku od Edwarda. Cóż, jemu chyba też trudno było skoncentrować się na drodze.
Odprowadził mnie pod pokój. Chwycił moje ręce i spojrzał mi głęboko w oczy.
-
Do jutra, słoneczko. Moja dziewczyno!
Zachichotałam słysząc to ostatnie określenie, nachyliłam się, żeby pocałować go w policzek.
W ostatnim momencie przekręcił swoją głowę tak, że zamiast w policzek trafiłam w jego
usta, co najwyraźniej było jego celem.
Pogładził mnie jeszcze po policzku i odwrócił się. Westchnęłam i wygrzebałam klucz z
torebki.
Cicho otworzyłam drzwi, żeby nie obudzić Alice.
Odwróciłam się raz jeszcze i jedyne co zobaczyłam to patrzące na mnie zielone oczy
Edwarda, który cały czas stał za mną.
Jeśli to nie była miłość... to co w takim razie?!
Rozdział 48
Ołówki i papierowe kulki też mają swoją osobowość!
Bella:
Leniwie podniosłam powieki. Miałam tak piękny sen.
<< Edward czule przesuwał swoje usta wzdłuż mojej szyi, obdarzając każdy jej skrawek
małymi, słodkimi całusami. „Kocham cię”. Wyszeptał do mojego ucha.>>
Nagle doszło do mnie, że mój sen aż tak bardzo nie odbiegał od rzeczywistości.
Edward i ja byliśmy... RAZEM!
- Bella, kochanie! Wstawaj! -
głos Alice wyrwał mnie z sennych marzeń. Kołdra została
bezceremonialnie zrzucona ze mnie. Z westchnieniem rzuciłam w Alice poduszką, moja
przyjaciółka nie była specjalnie zdziwiona brakiem mojej celności.
-
Pospiesz się! Na pewno chcesz już być przy swoim Eddim! - chichotała dalej, a ja nie
potrafiłam się powstrzymać i rzuciłam w nią drugą poduszką. Moja skuteczność wzrosła
drastycznie, bo teraz moja współlokatorka wpatrywała się we mnie z zaskoczeniem i szokiem.
Naprawdę byłam pod wrażeniem swojej celności, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że Alice
skutecznie pozbawiła mnie snu przez większość wczorajszego wieczoru.
Retrospekcja:
-
Jesteście razem?! - piszczała w kółko moja filigranowa przyjaciółka, aż uszy puchły.
Pomimo to szczęśliwa skinęłam głową, moje oczy błyszczały, tak jak chyba jeszcze nigdy.
Wydająca iście chomicze odgłosy Alice rzuciła mi się na szyje.
-
Więc powiedział ci, że cie kocha? - spytała uwalniając mnie ze swojego uścisku.
- Yy... Nie... -
wzruszyłam ramionami.
Wyraz jej twarzy zmienił się diametralnie, usłyszałam jak mamrocze pod nosem:
-
Uczuciowa ślepota, nieuleczalna, jakby nie można było głośno powiedzieć tego magicznego
słowa.
Szybko wykorzystałam chwilowe rozkojarzenie Alice i uciekłam do łazienki,żeby chociaż na
chwilę pobyć sama ze sobą.
Skończywszy wieczorną toaletę wróciłam do pokoju, na moim łóżku zastałam, dalej mówiącą
do siebie Alice:
-
Lepiej, żeby to się jak najszybciej... uczuciowa ślepota, obustronna, stuprocentowa,
skondensowana uczuciowa ślepota.
- Alice! -
przywróciłam ją do rzeczywistości. Patrząc na mnie dziwnym wzrokiem, pociągnęła
mnie na łóżko, a sama wstała i udała się do łazienki.
Kompletnie wyczerpana nakryłam się kołdrą i usnęłam z głupkowatym uśmiechem na ustach.
Edward i ja byliśmy parą.
Koniec retrospekcji.
-
Mogłabyś się w końcu zacząć zbierać? - spytała Alice z lekko zirytowaną mina po mojej
poduszkowej strzelaninie.
W przeciwieństwie do mnie była już gotowa, miała na sobie zieloną tunikę i białe buty na
obcasie.
Szybko chwyciłam kilka ciuchów z mojej szafy; czerwono – biało – brązową koszulkę,
szeroki, skórzany pasek, dżinsowe szorty i pobiegłam do łazienki.
Wreszcie ubrana i delikatnie pomalowana wyszłam z łazienki, Alice stała przy drzwiach,
nerwowo stukając w tarczę zegarka.
-
Już idę. - przyspieszyłam kroku.
Niedługo zobaczę się z Edwardem!
Wystarczyło, że tylko o tym pomyślałam, a w moim żołądku do lotu poderwało się stado
motyli.
Cały czas zdenerwowana Alice z całej siły pchnęła drzwi... Nie mogła jednak pójść dalej, na
jej głowę spadła potężna fala wody. Krzyknęła przeraźliwie, była mokra od stóp do głów.
Jak zaczarowana wpatrywałam się w ogromną kałużę, która zdążyła już utworzyć się w
naszym pokoju.
-
Co to ma być do cholery jasnej?! Zabije tego, kto to zrobił! Wsadzę jego poćwiartowane
ciało do piekarnika i usmażę! Albo nie, najpierw powyrywam mu każdy włos z osobna! A
później...
Podczas kiedy Alice snuła kolejne, wyszukane wizje mordu i poszła się przebrać, ja ostrożnie
wychyliłam się za drzwi i rozejrzałam wokół.
Czy to ma być jakiś kiepski żart?
Czy to Emmett wpadł na taki świetny pomysł? Znając jego specyficzne poczucie humoru...
Alice, będąca dalej pod wpływem morderczej adrenaliny, suszyła sobie właśnie włosy, teraz
ubrana była w przetarte dżinsy i pastelowy top. Dalej ciskała gniewnie pomysłami na
śmiertelne cierpienia, które stwały się coraz bardziej brutalne.
Kiedy była przy „podrapaniu każdego centymetra twarzy i posypaniu ran solą” podeszła do
mnie i mocno pociągnęła mnie za sobą. Tak czy owak byłyśmy już sporo spóźnione, miałam
dziwne pr
zeczucie, że nasz nauczyciel nie będzie z tego powodu zbytnio zadowolony.
-
Jak myślisz kto mógł to zrobić? - spytała Alice, kiedy udało jej się odrobinę uspokoić.
Wzruszyłam ramionami, szczerze mówiąc nie miałam zielonego pojęcia.
Chciałam iść dalej, ale moje przyjaciółka mocno chwyciła mnie za ramię.
-
Spóźnimy się!
Alice nawet nie zareagowała, wskazała za to palcem na drzwi od naszego pokoju, spojrzałam
we wskazanym kierunku i zdałam sobie sprawę co ją tak przeraziło.
Wielki napis.
„ZDZIRO, ON JEST MÓJ!”
O mój Boże, powinnyśmy chyba powiesić na naszych drzwiach szyld - „Wszystkich, którzy
mają problemy z głową, zapraszamy do bazgrania po naszym drzwiach.”
-
Myślisz, że komuś chodzi o Jaspera? - spytałam.
W odpowiedzi uniosła wysoko brwi.
- Chyba raczej o Edwarda... -
wyszeptała.
-
Oczywiście! TANYA!
Oczy Alice błyszczały ze złości.
-
Najpierw chodźmy na lekcję, a potem odwiedzimy dyrektora. - przedstawiłam swoją
propozycję.
Alice była chyba bardziej wkurzona niż ja, bardzo prawdopodobne, że ten nieplanowany
prysznic był przeznaczony dla mnie.
Szybko znalazłyśmy się tuż przed salą biologiczną.
Edward! -
przemknęło mi nagle przez myśl. - On też ma teraz biologię.
Alice zapukała ostrożnie, ze środka dobiegło stłumione „proszę wejść”, więc moja
przyjaciółka uchyliła drzwi.
Pan Field spojrzał na nas podejrzliwie, kiedy weszłyśmy do środka.
-
Zaspało się panienkom? - spytał z doskonale słyszalnym sarkazmem, razem z Alice
potrząsnęłyśmy głowami zaprzeczając.
-
Ktoś pobazgrał nam całe drzwi, a na ich szczycie postawił pełne wiadro wody! - wyjaśniła
Alice, na co nauczyciel zareagował jedynie śmiechem.
-
Następnym razem wymyślcie sobie lepszą wymówkę. - powiedział rozbawiony.
Z kilku miejsc a klasie również można było usłyszeć ciche chichoty. Odwróciłam się w stronę
skąd dobiegał jeden z nich i ujrzałam wykręconą w szyderczym grymasie twarz Tanyi.
Niech to szlag! Od kiedy ona ma razem z nami biologię?!
Ale nie sam fakt jej obecności na lekcji był najlepszy – siedziała na MOIM miejscu, obok
MOJEGO Edwarda!
Dzieliła ich taka odległość, na jaką tylko pozwalała szkolna ławka, jeszcze jeden centymetr i
Edward wypadłby poza swoje miejsce. Podchwycił moje spojrzenie i uśmiechnął się
przepraszająco. To jednak niewiele obniżyło poziom mojej wściekłości, dalej miała ochotę
rzucić w Tanyę jakimś ciężkim przedmiotem, najlepiej kowadłem!
W oczach Edwarda dojrzałam wiele pytań, na które nie miałam mu teraz jak odpowiedzieć.
-
To nie jest żaden dowcip! Chce pan zobaczyć nasze drzwi? - podniosła głos zdenerwowana
Alice.
-
Koniec! Nie mam ochoty dłużej wysłuchiwać tych bzdurnych przemówień! Proszę
natychmiast zająć swoje miejsca!
Zniechęcone udałyśmy się z Alice do naszego rzędu. Dzięki Bogu, nie było dziś sąsiadki
Alice, więc mogłam usiąść razem z nią.
- Co za zdzira! -
zasyczałam wściekle, kiedy pan Field wrócił do prowadzenia zajęć. Edward i
Tanya znajdowali się dokładnie w zasięgu naszego wzroku.
Alice właśnie mordowała tą mała żmiję wzrokiem, ale te trik działa chyba tylko w filmach.
-
Zabije ją! Ukatrupię! Bella, podaj mi twoją butelkę z wodą! Nie, nie będę w nią rzucać. -
powiedziała widząc mój przerażony wzrok. - Muszę zająć czymś dłonie, żeby mnie tak nie
świerzbiły!
Całkiem dobry pomysł, nie do końca ufałam celności Alice, jeszcze przez przypadek zamiast
tej przeklętej Tanyi oberwałby mój chłopak.
Mój chłopak...
Osaczany przez tą zdzirę!
Pan Field zawzięcie pisał coś na tablicy, ale nawet nie raczyłyśmy zorientować się jaki był
temat lekcji, a co dopiero mówić o słuchaniu czy przepisywaniu z tablicy. Miałyśmy o wiele
lepsze zajęcia, ja na przykład mięłam niezapisane kartki, a Alice sztyletowała swój zeszyt, w
którym roiło się od imienia Tanyi połączonego z najwymyślniejszymi, bynajmniej nie
pozytywnymi, epitetami.
Kiedy właśnie kończyłam formować z moich kartek idealna kulę, Tanya przysunęła się o
wiele za blisko w stronę Edwarda.
Chyba powinnam posłuchać rady Alice i zająć swoje ręce czymś innym.
Moja wściekłość była jednak silniejsza niż rozsądek. Papierowa kulka poszybowała w stronę
potylicy Tanyi.
Nie zorientowałam się nawet, że Alice też miała problemy z wyładowaniem swojej agresji, bo
w tym samym momencie co moja papierowa kulka, w tył głowy Tanyi trafił ołówek, który
dopiero co znajdował się w dłoniach Alice.
- AU! -
krzyknęła Tanya, łapiąc się za miejsce, gdzie przed chwilą trafiły ją latające
przedmioty.
Razem z Alice przybrałyśmy miny niewiniątek, podczas kiedy nasza ofiara świdrowała nas
morderczym spojrzeniem. Edward patrzył zaskoczony na swoja przymusową sąsiadkę.
Ja i Alice szyb
ko wzięłyśmy długopisy do ręki, udając, że pilnie przepisujemy z tablicy każde
słowo. Mógł nas zdradzić tylko fakt, że zamiast czysto biologicznych bzdur na naszych
kartkach widniało imię Tanyi i słowa powszechnie uważane za obraźliwe.
Pan Field odwrócił się ze złością.
-
Jakieś problemy? - spytał.
-
Tak! Zostałam obrzucona ołówkiem i papierową kulką! - zawyła wściekle, wskazując na
swoje krzesło, gdzie teraz leżały dowody zbrodni.
-
O mój Boże! Ołówki nauczyły się latać i mają wolną wolę! Schowajcie się! Każdy z was
może być ich kolejną ofiarą! - wymamrotała cicho Alice, cóż, może jednak odrobinę za
głośno.
- To one!
Podniosłam głowę znad moich „notatek” i popatrzyłam na Tanyę niewinnym wzrokiem.
Edward i reszta uczniów właśnie krztusiła się ze śmiechu.
-
Słyszałaś Alice? To moja wina, że ołówki i kulki papieru przeszły przyspieszony proces
ewolucji i teraz mają własną osobowość! - udawałam oburzoną, na co pan Field podejrzliwie
uniósł wysoko brwi.
Tanya prychnęła ze złością, kiedy reszta klasy już praktycznie leżała pod swoimi ławkami
walcząc z napadami śmiechu.
-
Ja myślę, że ona chowa jakąś osobista urazę do ołówków. - stwierdziła Alice.
Pokiwałam tylko głową, starając się zachować poważny wyraz twarzy, chociaż w środku cała
trzęsłam się ze śmiechu.
Twarz Tanyi z każdą sekundą robiła się ciemniejsza, a pan Field uporczywie się w nas
wpatrywał.
-
Czy mogę zobaczyć wasze notatki? - spytał z mściwym uśmieszkiem.
Cholera!
W oczach Alice dostrzegłam dobrze mi znany błysk, po czym jej spojrzenie padło na stojącą
przede mną butelkę wody. Kiedy tylko zdałam sobie sprawę co chodzi po jej maleńkiej
główce szybko wzięłam się za ratowanie mojego piórnika.
Alice sięgnęła po butelkę, odkręciła ją i wykonała ruch mający udawać, że chce się napić,
zamiast teg
o upuściła butelkę, a jej zawartość rozlała się prosto na nasze zeszyty.
-
O mój Boże! Teraz nawet butelki zyskały osobowość! - krzyknęła, próbując chaotycznie
ratować nasze rzeczy.
Twarz pana Fielda pociemniała, kiedy obie wyskoczyłyśmy z naszej ławki i zaczęłyśmy
wycierać ją chusteczkami. Żaden uczeń w klasie nie powstrzymywał już śmiechu, tylko
Tanya markotnie siedziała na swoim miejscu.
Kiedy w końcu wytarłyśmy naszą ławkę do sucha, z ciężkim sercem wyrzuciłyśmy mokre
kartki i zajęłyśmy z powrotem swoje miejsca, pan Field, który do tej pory nie odzywał się ani
słowem, przemówił:
-
Potraficie doprowadzić mnie do szewskiej pasji! - wyrzucił z siebie wściekle. - Macie
napisać dziesięciostronicowe wypracowanie na temat efektu placebo! Ręcznie!
Auć, mogło być gorzej.
Tanya spoglądała na nas z mieszanką złości i rozbawienia na twarzy.
Właśnie zabrzmiał dzwonek, więc mrucząc coś pod nosem zaczęłyśmy razem z Alice
pakować nasze rzeczy. Pan Field wrócił do swojego biurka, a reszta uczniów poszła za
naszym p
rzykładem
Zasunęłam moje krzesło, odwróciłam się i przed sobą zobaczyłam cudowne, zielone oczy,
które tak uwielbiałam. Edward uśmiechnął się do mnie czule, odpowiedziałam mu tym
samym. Jednak coś, a raczej ktoś musiał nam przerwać. Tanya!
- Edward! Chcia
łabym z tobą porozmawiać. - zwróciła się do niego, na co Edward westchnął
nerwowo.
- Nie teraz! -
odparł i skierował swój wzrok z powrotem w moją stronę.
-
Dzień dobry, słoneczko! - powiedział chwytając moją twarz w dłonie.
Na jedną, jak dla mnie zbyt krótka chwilę przycisnął swoje usta do moich, sprawiając tym
samym, że z mojego gardła wydobyło się rozmarzone westchnienie.
Niechętnie oderwał swoje wargi i tym razem pocałował mnie słodko w sam czubek nosa.
Zza pleców Edwarda dobiegł mnie głośny, wściekły syk. Tanya odwróciła się gwałtownie i
szybkim krokiem opuściła salę.
Przy wyjściu czekała na nas uśmiechnięta Alice, byłam stuprocentowo pewna, że myśli
dokładnie to samo co ja.
"Pieprzona zdzira!"
Rozdział 49
Kto tu wygaduje bzdury?!
Edward:
Nie wiedziałem czy powinien się śmiać czy płakać nad zachowania Tanyi.
Retrospekcja:
Chwilę przed rozpoczęciem lekcji zadawałem sobie pytanie gdzie do cholery jasnej jest
Bella?! Zdawałem sobie sprawę, że moja siostra i moja dziewczyna (dalej nie mogłem
przyzwyczaić się do TEGO słowa, ale jak najbardziej mi to odpowiadało) nie zawsze
przychodzą na czas, ale jednak nie powinny ryzykować kolejnej kary.
Lekcja zaczęła się więc bez nich, ale to nie konec rewelacji. Razem z panem Fieldem do sali
wpakowała się Tanya. Właściwie to wkroczyła, wydawało jej się, że to wybieg?! Chyba
zapomniała, że jej do modelki było tak samo daleko jak mi do wilkołaka..
-
Panna Denali od dziś będzie uczęszczać na nasze lekcje, powodem, dla którego zmieniła
klasę była dość znacząca różnica zdań z poprzednim nauczycielem. - wyjaśnił pan Field.
Znacząca różnica zdań? Nie potrafiłem sobie tego wyobrazić. Być może nauczyciel nie
zgodził się wziąć od niej pieniędzy w zamian za podniesienie oceny. Doprawdy, żałosne.
Tanya, nie nauczyciel.
Zniesmaczony zobaczyłem jak do mnie macha. Czy ona jeszcze się nie zorientowała, że
jestem zakochany w Belli?
Tak, kocham ją, nawet jeśli byłem zbyt tchórzliwy, żeby jej to powiedzieć.
To znaczy, byliśmy razem! Ale może taka śmiała deklaracja by ją przestraszyła, może to za
szybko? Może sam fakt, że oficjalnie byliśmy parą to dla niej wystarczająco dużo? Nad tym
będę sobie łamać głowę później, teraz miałem większy problem – Tanya.
Pan Field wpadł właśnie na najgorszy ze swoich pomysłów, sadzając ją obok mnie.
- Tu siedzi Bella! -
powiedziałem, ale raczej nie zamierzał liczyć się z moim zdaniem.
-
Ten, kto się spóźnia, powinien liczyć się z konsekwencjami, panie Cullen. - odpowiedział,
podczas kiedy Tanya zajmowała jej krzesło przysuwając się tak blisko mnie, jak to tylko było
możliwe. Świetnie, to będzie cudowna lekcja biologii... Gdzie podziewa się Bella?!
Czułem jak Tanya lustruje mnie wzrokiem i kiedy popełniłem duuuży błąd spoglądając na
nią, wgapiała się we mnie i uśmiechała jakby wygrała milion w lotto. Z obrzydzeniem
uniosłem brwi, odwróciłem wzrok i odsunąłem się w prawo, byle dalej od niej. Ale nawet tu
czułem chmurę jej koszmarnych perfum, jeśli mam w tym smrodzie przesiedzieć całą lekcję,
to nie wiem czy nie lepiej s
amemu się udusić.
Pan Field rozpoczął lekcje, ale temat był tak nudny, że jedynie pochłaniałem dźwięk. Moje
myśli krążyły wokół Belli, naszego cudownego wieczoru... Na to wspomnienie na moich
ustach automatycznie pojawił się uśmiech.
-
Co jest takie śmieszne? - doszedł do mnie głos mojego nauczyciela, który spoglądał na mnie
pytająco, właśnie doszło do mnie, że najprawdopodobniej powinienem odpowiedzieć na
pytanie, które zapewne mi zdał. Natychmiast przestałem się uśmiechać, Tanya promieniała
dalej, czy o
na myślała, że byłem szczęśliwy z powodu jej obrzydliwej bliskościj?!
-
Więc? - ponowił pytanie pan Field, ale wzruszyłem tylko ramionami, bo naprawdę nie
miałem zielonego pojęcia jakiej innej odpowiedzi miałbym udzielić.
Odwrócił się w stronę Collina, który w żołnierskim stylu podniósł się i bezbłędnie
wyrecytował swoją wyuczoną formułkę. Jak się nazywa takich ludzi? Ah, tak, kujon.
Naprawdę miałem zamiar skupić się na lekcji, ale tym razem moje myśli powędrowały w
stronę zbliżającego się konkursu. Jeszcze tylko trzy dni, miałem przeczucie, że pokażemy
kawał dobrego hip hopu. Uśmiechnąłem się pod nosem, przypominając sobie obawy Belli na
temat naszego wspólnego występu. Zabawne, jeśli ktoś z nas miał taniec we krwi, to na
pewno była to Bella.
- Panie Cu
llen, nie wiem co jadł pan na śniadanie, ale może raz na jakiś czas użyłby pan
swoich ust do odpowiedzenia na moje pytanie, zamiast do durnowatego uśmiechania się.
Ups, czyżbym znów przegapił jakieś pytanie? Byłem zupełnie dekoncentrowany!
- Przepraszam,
krążyłem myślami gdzie indziej. - przyznałem się do winy, chociaż wcale nie
było mi z tego powodu przykro. Pan Field chyba miał co do tego wszystkiego pewne
obiekcje, bo właśnie otwierał usta, żeby uraczyć mnie długim i nudnym kazaniem, kiedy ktoś
zapukał do drzwi.
-
Proszę wejść! - zawołał głośno pan Field, po czym drzwi otworzyły się, Bella i Alice weszły
do sali. Natychmiast zrobiło mi się ciepło na sercu, wystarczyło, że wreszcie ujrzałem moją
dziewczynę.
-
Zaspało się panienkom? - spytał kpiąco. Pojawiły się zdecydowanie w złym momencie,
dlaczego właściwie się spóźniły? Może Alice bez końca poprawiała swój makijaż?
Kiedy obie synchronicznie pokręciły głowami w zaprzeczeniu, zmarszczyłem czoło, coś było
nie tak i nie miałem pojęcia co to mogło być.
-
Ktoś pobazgrał nam całe drzwi, a na ich szczycie postawił pełne wiadro wody! - Alice
odpowiedziała na pytanie, które zadałem sobie w myślach, a pan Field słysząc to, roześmiał
się.
Przez moje ciało przebiegł dreszcz, pamiętałem doskonale co się stało , kiedy ktoś ostatnio
majstrował przy drzwiach Belli. Spojrzałem na nią, była wściekła, zacisnęła swoje małe
dłonie w pieści, jakby chciała kogoś pobić.
Nagle Tanya zaczęła chichotać. Czyżby miała coś wspólnego z tym kiepskim żartem? Klasa
zdążyła się już uspokoić, więc jej złość była związana z czymś, co krążyło w jej myślach.
Teraz zamiast chichotać Tanya patrzyła na mnie trzepocząca rzęsami, co sprawiło, że na
mojej twarzy znów pojawiło się zniesmaczenie.
Spojrzałem przed siebie i trafiłem na parę brązowych oczu. Bella spoglądała teraz z
satysfakcją na mnie i na Tanyę. Posłałem jej mój półuśmiech, doskonale zdawałem sobie
sprawę, że jej puls przyspieszy. Teraz to ona uśmiechnęła się do mnie słodko w odpowiedzi,
po raz kolejny w duchu przeklinałem Tanyę, że musiała przenieść się akurat na nasze zajęcia.
Cały czas zastanawiałem się co ona miała z tym wszystkim wspólnego...
-
To nie jest żaden dowcip! Chce pan zobaczyć nasze drzwi? - zawołała oburzona Alice.
Przebiegłem wzrokiem po klasie, zatrzymując go na miejscu, gdzie zwykle siedziała moja
siostra. Dziewczyna, która dzieliła z nią ławkę nie przyszła dziś na lekcje, więc Bella mogła
zająć jej miejsce.
-
Koniec! Nie mam ochoty dłużej wysłuchiwać tych bzdurnych przemówień! Proszę
natychmiast zająć swoje miejsca! - rozkazał im pan Field i obie zrezygnowane zajęły swoje
miejsca.
Chciałem skoncentrować się na lekcji, ale w mojej głowie kłębiło się zbyt wiele pytań, żebym
mógł skupić się na czymś tak prozaicznym jak biologia. Co Alice miała na myśli
wspominaj
ąc o pobazgranych drzwiach?
Pan Field zawzięcie pisał coś na tablicy, więc z całych sił zmusiłem się, żeby w końcu
zapełnić choć kilka linijek mojego pustego zeszytu. Siedząca obok mnie Tanya nawet nie
zwracała uwagi na tablicę, od pięciu minut nie spuszczała ze mnie wzroku. Czego ona
chciała? Zahipnotyzować mnie? Chyba raczej moje ciało.
Dalej próbowałem zgadnąć co chodzi po jej pustej głowie, kiedy nagle krzyknęła.
Spojrzałem na nią zmieszany. Co tym razem?
Pan Field odwrócił się gniewnie:
-
Jakieś problemy?
Tanya wyglądała jakby miała zaraz wybuchnąć ze złości, ale to dalej niczego nie wyjaśniało.
Już sama jej obecność działała mi na nerwy.
-
Tak! Zostałam obrzucona ołówkiem i papierową kulką! - krzyknęła wściekle, wskazując na
krzesło, gdzie znajdowały się oba przedmioty. Wyjątkowo miała rację, chociaż ołówek
wydawał mi się dziwnie znajomy...
-
O mój Boże! Ołówki nauczyły się latać i mają wolną wolę! Schowajcie się! Każdy z was
może być ich kolejną ofiarą! - wymamrotała Alice, no tak, to wyjaśniało dlaczego
rozpoznałem ten ołówek.
Obie sprawiały wrażenie, jakby nie miały z tym nic wspólnego i zawzięcie pisały coś na
swoich kartkach. Pytanie tylko czy miało to cokolwiek wspólnego z tematem lekcji.
Alice wypowiedziała jednak swoje słowa odrobinę za głośno, bo Tanya odwróciła się
gwałtownie celując w obie palcem.
- To one!
Nie potrafiłem ukryć mojego uśmiechu. Czyżby Bella była zazdrosna? Uniosła głowę udając
zdziwienie, wyraz jej twarzy powiedział mi wszystko, kto jak kto, ale Bella była koszmarną
aktorką.
Ja sam trzęsłem się ze śmiechu i zauważyłem, że reszta klasy wcale nie ma się lepiej. Tanya
fuknęła niczym obrażona kotka, na co pozostali uczniowie zareagowali kolejną salwą
śmiechu.
-
Ja myślę, że ona chowa jakąś osobista urazę do ołówków. - stwierdziła moja siostra, co
wcale nie pomagało mi się uspokoić.
Twarz Tanyi pociemniała, podczas kiedy pan Field wpatrywał się w Alice i Bellę.
-
Czy mogę zobaczyć wasze notatki? - spytał nauczyciel z mściwym uśmieszkiem. Ich miny
potwierdziły moją teorię, że ich zapiski nie miały nic wspólnego z tematem zajęć.
Alice nagle chwyciła butelkę wody mineralnej, zapewne chciała się napić, ale chwilę później
wypuściła ją z rąk, zalewając przy tym ich notatki.
-
O mój Boże! Teraz nawet butelki zyskały osobowość! - krzyknęła piskliwie i próbowała
ratować mokre kartki.
Tym razem to twarz pana Fielda pociemniała, kiedy obie wyskoczyły ze swoich krzeseł
wycierając ławkę. Wszyscy uczniowie skręcali się ze śmiechu, jedynie Tanya siedziała tępo
wpatrując się w swój blat.
Bella i Alice zakończyły osuszanie swojego stolika, wyrzuciły zalane notatki i z powrotem
zajęły swoje miejsca. Pan Field do tej pory nie wydusił z siebie ani słowa, ale wyglądał na
cholernie wkurzonego. Już zaczynałem im współczuć.
- Potraficie dop
rowadzić mnie do szewskiej pasji! - wyrzucił z siebie wściekle. - Macie
napisać dziesięciostronicowe wypracowanie na temat efektu placebo! Ręcznie!
Kilka sekund później zabrzmiał dzwonek, co Tanya skwitowała paskudnym śmiechem.
Zignorowałem ją kompletnie, chciałem jak najszybciej znaleźć się przy Belli, która chowała
swoje rzeczy do torby, spojrzała na mnie i na jej ustach natychmiast pojawił się uśmiech.
Kątem oka dostrzegłem Tanyę.
-
Edward! Chciałabym z tobą porozmawiać.
- Nie teraz! -
odpowiedziałem zdenerwowany i odszedłem w stronę Belli. Ująłem w dłonie jej
cudowną twarz.
-
Dzień dobry, słoneczko!
I zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć przycisnąłem swoje usta do jej, potem złożyłem
jeszcze krótki pocałunek na samym czubku jej nosa i ani myślałem się od niej odrywać.
Stojąca za nami Tanya wydała z siebie głośny, pełen wściekłości syk, w oczach Belli po raz
kolejny dostrzegłem satysfakcję.
Koniec retrospekcji.
Po tym co usłyszałem od Alice i Belli byłem naprawdę wściekły, gdybym wiedział o tym
wcześniej, nie pozwoliłbym siedzieć Tanyi tak spokojnie w moim towarzystwie.
Kiedy szliśmy korytarzem, trzymałem Bellę za rękę i delikatnie gładziłem ją kciukiem. Wiele
osób spoglądało na nas z zaciekawieniem, mi osobiście w ogóle to nie przeszkadzało, ale
Bella chyba nie czuła się przez to komfortowo.
Alice odłączyła się od nas, miała teraz wf, a ja odprowadzałem Bellę na jej lekcję historii.
Doszliśmy pod jej salę, stanąłem naprzeciwko niej i oplotłem rękami jej talię, podczas kiedy
Bella oparła głowę na mojej klatce piersiowej tak, że mogłem teraz zanurzyć twarz w jej
pachnących włosach.
Staliśmy tak przez dłuższą chwilę, nie zwracając uwagi na to, co dzieje się dookoła nas.
Szczerze mówiąc, nie obchodziło mnie to ani trochę.
W końcu znów zadzwonił dzwonek, w każdej chwili mógł zjawić się nauczyciel, więc
niechętnie oderwałem się od Belli. Spojrzała na mnie ze smutkiem w oczach, czułem
dokładnie to samo. Każda sekunda spędzona bez niej trwała definitywnie zbyt długo.
Po prostu ją kocham!
Bella wspięła się na palce i cmoknęła mnie w usta.
-
Do zobaczenia później. - powiedziała cicho, kiedy ja jeszcze raz pogłaskałem ją po policzku.
W końcu weszła do klasy, więc i ja szybko udałem się na swoją lekcję.
Dzięki Bogu pani Tony też się trochę spóźniła, więc moje spóźnienie pozostało
niezauważone. Z westchnieniem wyciągnąłem zeszyt przygotowując się na kolejną, nudną
lekcję chemii. Właściwie to znów zatopiłem się we własnych myślach, które krążyły tylko i
wyłącznie wokół Belli. Nikt chyba nawet się nie zorientował, że byłem kompletnie nieobecny
duchem. Zajęło mi trochę czasu zanim zorientowałem się, że lekcja dobiegła końca. Leniwie
podniosłem swoja torbę i wyszedłem z sali. Miałem jeszcze sporo czasu do rozpoczęcia
kolejnej lekcji, więc nie musiałem się spieszyć. Właśnie zasuwałem zamek, podniosłem
wzrok i zobaczyłem parę brązowych oczu.
I nie, to nie była Bella.
-
Cześć Edward! - zaświergotała Angela.
-
Cześć. - odburknąłem. Byle jak najszybciej się od niej uwolnić.
Nie wiedziałem czemu, ale czułem się komicznie w jej towarzystwie. Stała zbyt blisko,
prawie mnie to bolało, w końcu była dokładnie taka sama jak Tanya, Jessicca i spółka.
Chciałem odejść, ale Angela złapała mnie za ramię.
- Co? -
spytałem trochę już niegrzecznie patrząc jej prosto w oczy.
-
Myślę, że niedługo zorientujesz się, że Bella nie jest dla ciebie odpowiednią dziewczyną.
Nawet nie zwróciłem uwagi na to, że korytarz powoli opustoszał.
- Co?! -
spytałem jeszcze raz, teraz byłem już naprawdę zły.
-
Bella nie jest wcale lepsza niż ja. - stwierdziła, dalej mówiąc zagadkami.
-
Po pierwsze, nie wiem o czym mówisz, po drugie Bella jest tysiąc razy lepsza niż ty. -
byłem już naprawdę wściekły.
Spojrzała na mnie z wyższością i powiedziała:
-
Myślisz, że zawsze jest z tobą szczera?
- Chcesz mnie wkur**? -
odpowiedziałem, a raczej zawarczałem pytaniem na pytanie. Ani
razu nie mrugnęła.
-
Mówię tylko, że wydaje mi się, że całkiem dobrze dogaduje się z Sethem... - stwierdziła
Angela, brzmiąc przy tym tak, jakbyśmy dyskutowali o Bogu i sensie życia.
-
Twierdzisz więc, że mnie zdradza? - warknięcie zmieniło się w syk, a moje oczy zwęziły się
gwałtownie.
-
Ty to powiedziałeś, nie ja. - odpowiedziała i odwróciła się.
Gapiłem się na nią zupełnie wytrącony z równowagi.
Bella? Seth? Zdrada?
D
źwięk dzwonka przywrócił mnie do rzeczywistości.
Angela wygaduje jakieś bzdury!!
… chyba, że?!
Rozdział 50
Moje serce to nie jest plac zabaw!
Bella:
Dzięki Bogu wreszcie zadzwonił dzwonek na przerwę obiadową. Nie wytrzymałabym chyba
ani minuty dłużej w towarzystwie tych lizusów i karierowiczów.
Przed klasą czekała na mnie Alice, razem miałyśmy udać się na stołówkę.
-
I co? Spotkałaś kogoś, kogo nie chciałaś spotkać? – spytała.
-
Jeśli masz na myśli Tanyę, Jessicę, Lauren, albo Angelę, to nie miałam tej przyjemności. A
ty?
Oczy jej pociemniały, doszłam więc do wniosku, że zadała to pytanie tylko po to, żebym
odwdzięczyła się jej tym samym.
-
Lauren ma razem ze mną wf. Co za zdzira! Grałyśmy w siatkówkę, ona grała w przeciwnej
drużynie. Nie zgadniesz co zrobiła?! Kiedy atakowała, specjalnie uderzyła piłkę tak, że trafiła
w moją głowę! – opowiadając to, potarła dłonią tył głowy krzywiąc się przy tym z bólu.
-
Domyślam się, że tak tego nie zostawiłaś? – sądząc po jej chytrym uśmieszku nie pomyliłam
się ani trochę.
-
Przypadkowo, ale to zupełnie przypadkowo wylałam na jej biały t-shirt sok pomarańczowy.
Naprawdę nie miałam takiego zamiaru – dokończyła z niewinną miną.
Zachichotałam, a Alice natychmiast mi zawtórowała.
- Co w
as tak śmieszy? – usłyszałam dobiegający zza naszych pleców męski głos, odwróciłam
się i zobaczyłam Jacoba i Setha stojących za nami.
-
Cześć! – powiedzieli dokładnie w tym samym momencie Jacob i Alice, co doprowadziło
mnie do kolejnego wybuchu śmiechu.
- Idziecie? –
spytał trochę zniecierpliwiony Seth, najwyraźniej umierał z głodu.
-
Tak, panie nienasycony, już idziemy zaspokoić twoje żądze. – Jacob mówiąc to wywrócił
oczami, a Seth lekko się naburmuszył.
-
Co masz na myśli mówiąc, że jestem nienasycony? Sugerujesz coś? Że niby potrafię
spożytkować mojego popędu? O co ci chodzi?
-
O mój Boże! Oczywiście, że nic takiego nie sugeruję, nawet mi to przez myśli nie przeszło.
Tylko tobie słowo nienasycony od razu kojarzy się z zaspokojeniem… Innego rodzaju.
Alice i ja już od kilku chwil skręcałyśmy się ze śmiechu.
-
Chodźcie już! – szturchnęłam chłopaków i wszyscy razem udaliśmy się w stronę stołówki.
Jacob z Sethem dalej dyskutowali o etymologii słowa „nienasycony”.
Pierwszą rzeczą jaką zrobiłam po wejściu do stołówki było oczywiście przeszukanie jej
wzrokiem, niestety Edwarda jeszcze nie było. Stanęłam więc w kolejce razem z pozostałymi.
Seth wyglądał jakby miał się rzucić na wszystkich stojących przed nami uczniów i zjeść ich
za jednym zamachem. Kiedy w
końcu udało mu się wypełnić swoją tacę po brzegi z błogim
uśmiechem udał się w kierunku stolika. Ja wzięłam tylko sałatkę i wodę. Nie była głodna, mój
żołądek w całości był wypełniony przez fruwające motyle. Skierowałam się w stronę naszego
stolika i wres
zcie zobaczyłam Edwarda. Siedział razem z Emmettem i Rosalie, cała trójka
pogrążona była w rozmowie. Edward podniósł głowę dopiero, kiedy odsunęłam krzesło. Nie
miałam pojęcia dlaczego, ale jego twarz była dziwnie spięta. Zorientował się, że przypatruję
mu
się z troską, więc uśmiechnął się uspokajająco, chwycił mnie za rękę i przyciągnął bliżej
do siebie.
-
Cześć słoneczko – wyszeptał mi do ucha. Oczywiście natychmiast się zaczerwieniłam, na co
Alice i Rosalie westchnęły, jakby właśnie oglądały najbardziej romantyczną scenę z filmu
pod tytułem „Edward Cullen i Isabella Swan”.
Cały czas płonąc jak piwonia, odwróciłam się i delikatnie pocałowałam Edwarda, który
uśmiechając się tym swoim cudownym uśmiechem odgarnął kilka kosmyków z mojej twarzy,
kiedy oderwal
iśmy się od siebie.
Czy my do cholery jasnej znajdowaliśmy się na jakiejś scenie, albo ekranie filmowym?! Bo
jak inaczej wyjaśnić to, że wszyscy się w nas wpatrywali?! Może powinnam zacząć pobierać
opłaty za oglądnie? Zebrałaby się całkiem spora sumka. Większość dziewczyn z rezygnacją
wywróciła oczami, najwyraźniej najświeższe wieści już do nich dotarły, ale potrzebowały
dowodu, żeby w nie uwierzyć.
-
Jak ci minął dzień? – spytałam Edwarda.
-
Męcząco, nudno, nieciekawie… Generalnie, jak zawsze. A tobie?
Dlaczego miałam dziwne wrażenie, że coś przede mną ukrywa? Może to przez jego
zmarszczone brwi, zawsze tak robił, kiedy coś go martwiło. Do tego te dziwne cienie pod
oczami i przenikliwy wzrok, kiedy na mnie patrzył.
A może po prostu popadam w paranoje?
- Tak samo –
westchnęłam kładąc głowę na jego ramieniu, a on oparł na mnie swoją. Objął
mnie w pasie, łaskotając kciukiem mój bok, co oczywiście spowodowało, że z mojego gardła
wyrwało się ciche westchnienie.
A niech sobie patrzą! Byłam szczęśliwa, reszta nie miała dla mnie żadnego znaczenia!
Musiałam w końcu oderwać się od moich szczęśliwych myśli, podejrzewam, że nie pociągnę
zbyt długo odżywiając się tylko motylami.
-
Nie jesteś głodna? – spytał Edward patrząc znacząco na mój, cały czas pełny, talerz.
Pokręciłam głową i dokładnie w tym samym momencie zabrzmiał dzwonek. Z westchnieniem
wstaliśmy od stołu i odłożyliśmy tacę. Udało mi się przebrnąć przez rozwrzeszczany tłum
uczniów i przy wyjściu czekałam na resztę. Wszyscy dołączyli do mnie kilka sekund później.
Seth i Jacob poszli do biblioteki przygotowywać jakiś projekt, Alice i Jasper wyszli do parku,
żeby zaczerpnąć trochę świeżego powietrza, a Rosalie z Emmettem zabarykadowali się w
pokoju tej pierwszej.
-
Co ty na to, żebyśmy spotkali się za godzinę w naszej sali tanecznej? – spytał Edward
swoim magnetycznym głosem. Czy on zdawał sobie sprawę jak to na mnie działa?
- Ok –
bardziej westchnęłam niż odpowiedziałam, co Edward skwitował jedynie szerokim
uśmiechem. Tak, on zdecydowanie zdawał sobie sprawę jak jego głos na mnie działa.
Przyciągnął mnie do siebie i na chwilę, dla mnie zbyt krótką, przyłożył swoje usta do mojego
czoła.
- Do zobaczenia –
odwrócił się i odszedł w stronę swojego pokoju, tak jak ja.
Alice była w parku, więc mogłam spokojnie przygotować się do naszego treningu. Założyłam
szare, szerokie spodnie, fioletowy top, włosy związałam w wysoki kucyk, zdjęłam kolczyki,
wyciągnęłam z szafy moje buty do tańca, wrzuciłam je do torby i westchnieniem usiadłam na
kanapie.
Ile jeszcze zostało mi czasu? Czterdzieści pięć minut. Niech to szlag! Co ja mam ze sobą
zrobić? Właściwie to zajęłabym się czymkolwiek, nie chciałam za dużo myśleć o dziwnym
zachowaniu Edwarda, ale to wszystko samo zagnieździło się w mojej głowie.
Był jakiś nieobecny i to z konkretnego powodu, który próbował przede mną ukryć.
W sumie nie miałam prawa zbytnio wtrącać się w jego troski, tylko dlatego, że jestem jego
dziewczyną. Niestety nic nie mogłam poradzić na to, że się martwiłam.
Może to miało jakiś związek ze mną?
Z
decydowanie za dużo o tym myślę!
Wstałam z kanapy, wzięłam torbę i płytę CD i zamknęłam za sobą drzwi od pokoju. Nic się
nie stanie jak poćwiczę trochę dłużej.
Tuż przed wejściem do Sali tanecznej wpadłam na Setha.
-
Cześć! – zawołał.
-
Co się dzieje? – spytałam, bo wydawał się trochę rozgorączkowany.
-
Idę zanieść telefon do dyrektora. Ktoś zostawił go w sali biologicznej. Za kilka sekund mam
trening piłki nożnej i do gabinetu dyrektora jest mi zupełnie nie po drodze – odpowiedział
teatralnie potrząsając zegarkiem. Moją uwagę zwróciło jednak coś innego – serduszko
dyndające przy tym telefonie.
-
To komórka Alice! Mogę jej to później oddać – zaproponowałam, zastanawiając się
jednocześnie jakim cudem moja przyjaciółka mogła zostawić bez opieki swoje ukochane
dziecko.
-
Serio?! Bello, właśnie uratowałaś mnie przed moim trenerem, który zapewne odgryzłby mi
głowę za spóźnienie – zawołał uszczęśliwiony Seth i podał mi komórkę. – Dzięki, dzięki,
dzięki! – cmoknął mnie jeszcze szybko w policzek, zanim biegiem pognał na boisko.
Zachichotałam cicho. Jak można tak świrować z powodu piłki nożnej?
Schowałam telefon do torby i weszłam do pustej sali. Po naszym treningu mieliśmy jeszcze
zajęcia z pozostałymi tancerzami. Zostało mi jeszcze pół godziny wolnego czasu, chciałam go
wykorzystać jak najlepiej.
Włożyłam płytę do odtwarzacza i ustawiłam jedną z moich ulubionych piosenek „No Air”.
Już po pierwszych dźwiękach muzyka wpłynęła we mnie, tańczenie do tego kawałka
sprawiało mi ogromną radość, sama nie wiem czemu, ale ta muzyka i tekst powodował, że
identyfikowałam się z tą piosenką. Ustawiłam wielokrotne powtarzanie, więc w sali przez
cały czas rozbrzmiewał głos Chrisa Browna i Jordin Sparks.
Nie zdawałam sobie sprawy jak długo tańczę, dopóki muzyka nie ucichła. Spojrzałam w
stronę odtwarzacza i wszystko się wyjaśniło. Edward wyjął z niego płytę.
-
Cześć! – przywitałam go radośnie i w podskokach podbiegłam w jego stronę
Nie zareagował. Może mnie nie usłyszał?
- Edward? –
spytałam ostrożnie, w tym samym momencie kurcząc się pod wpływem jego
wściekłego spojrzenia.
-
Bierzmy się za trening. Mamy tylko godzinę – warknął zaciskając ręce w pięści.
Co jest grane do jasnej cholery?!
Nie odezwał się ani słowem, wcisnął tylko play i przeszedł na środek sali nie zaszczycając
mnie ani jednym spojrzeniem.
Kręcąc głową ustawiłam się obok niego. Co mu się stało?
Nie miałam już czasu, żeby się nad tym zastanawiać, musiałam skupić się na treningu.
Chociaż każde z nas miało choreografię opanowaną do perfekcji, to coś było nie tak, nie
mogliśmy się zgrać. To nie było to, co wcześniej. Nasze kroki były pozbawione uczucia, nie
patrzyliśmy sobie w oczy. Bałam się jego wściekłego spojrzenia, które najwyraźniej było
moją winą. Co ja takiego zrobiłam?
A może to nie ma nic wspólnego ze mną?
Lodowaty ton głosu Edwarda sprowadził mnie na ziemię.
-
Musimy trenować jeszcze ciężej. Trzeba się porządnie do tego przyłożyć – powiedział i
podszedł do odtwarzacza.
Ugh, co za koszmarna rzeczywistość!
Chciałam wykorzystać tą chwilę ciszy, żeby dowiedzieć się czegoś od Edwarda:
-
Co się dzieje? – spytałam nieśmiało. Na chwilę zastygł w bezruchu, ale sekundę później jak
gdyby nigdy nic po raz kolejny wcisnął play. Co to miało znaczyć? Ma zamiar cały czas mnie
ignorować? Wściekła stanęłam obok niego i wyłączyłam płytę.
- Edward! Odpowiedz! –
zażądałam zdenerwowana, ale on uniósł tylko wysoko brwi i z
parsknięciem wcisnął znów play.
-
Musimy trenować – powtarzał jak mantrę, a ja natychmiast przypomniałam sobie nasze
pierwsze spotkania, ten chłód, nienawiść, arogancję.
Teraz to ja będę tą, która ustąpi, porozmawiać możemy po próbie, teraz naprawdę musimy
ćwiczyć.
Po godzinnym treningu, podczas którego z naszych ust nie padło nic więcej niż „okej”, „tak” i
„nie”, zabraliśmy nasze torby i wyszliśmy z sali.
-
Więc? Może teraz zechcesz powiedzieć mi co się dzieje? – domagałam się. Edward idący
tuż obok perfidnie mnie ignorował.
-
Edward! Jeśli nie chcesz mi powiedzieć w czym jest problem, to jak niby mam ci pomóc? –
stwierdziłam bezradnie. Już chciał coś powiedzieć, kiedy zza rogu wyłoniła się Angela.
Świetnie! A myślałam, że już gorzej być nie może…
-
Cześć Edward! Cześć Bella! – zaświergotała wesoło. Skinęłam tylko zaskoczona głową,
Angela patrzyła na Edwarda jakimś dziwnym wzrokiem.
- Edward,
zostawiłeś to u mnie – powiedziała szybko wciskając mu do ręki coś, co wyglądało
na klucz.
Kilka sekund później wszystko nabrało wreszcie sensu.
Edward był taki z konkretnego powodu.
Był u Angeli i czegoś zapomniał.
Najpierw nie czułam nic, potem zalała mnie fala wściekłości. Nie byłam w stanie spojrzeć na
Edwarda, poszłam dalej, jak gdyby to wszystko nie miało ze mną nic wspólnego.
Dopiero, kiedy wiedziałam, że jestem daleko od nich, poczułam jak całe moje ciało ogarnia
smutek.
Jak on mógł? Jak mógł mnie skrzywdzić właśnie w ten sposób?
Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że z każdym krokiem moje nogi poruszają się coraz
wolniej, a w oczach stają łzy.
Jak on mógł potraktować mnie w dokładnie taki sam sposób jak James?
Dlaczego to zawsze ja muszę być tą stroną, która cierpi?
Nie pamiętałam w jaki sposób, ale wreszcie znalazłam się przed salą taneczną, wzięłam
głęboki oddech, weszłam do środka i głośno zatrzasnęłam za sobą drzwi.
Edward nie szedł za mną – jakżeby inaczej…
Bezradnie rozejrzałam się po sali i napotkałam wzrok Emmetta, który widząc mój wyraz
twarzy natychmiast odłożył butelkę z wodą i podbiegł do mnie. Kompletnie bez sił oparłam
się o jedną z lustrzanych ścian i osunęłam się na podłogę.
Usłyszałam jak drzwi otwierają się i zaraz potem zamykają, nie musiałam nawet podnosić
wzroku, żeby wiedzieć kto właśnie wszedł do środka. Angela stanęła z chytrym uśmiechem
po drugiej stronie sali.
Edwarda dalej nie było. I bardzo dobrze, był ostatnią osobą, którą chciałam teraz widzieć.
-
Co się stało? – spytał zdenerwowany Emmett. Pokręciłam tylko głową, a on od razu
zorientował się, że w tym momencie nie mam ochoty o tym rozmawiać.
Oparłam głowę na jego szerokim ramieniu, poczułam jak natychmiast mocno przytula mnie
swoją niedźwiedzią łapą. Nie wiem skąd wiedział, ale właśnie świdrował Angelę morderczym
spojrzeniem.
Razem podnieśliśmy się z podłogi i dokładnie w tej samej chwili drzwi otworzyły się
ponownie.
Nie miałam zamiaru nawet patrzeć w tamtym kierunku, chociaż czułam na sobie jego
przeszywające spojrzenie. Stanął jednak tak daleko ode mnie, jak tylko pozwalała na to nasza
sala.
Dlaczego facetów nie da się zrozumieć?
Do jasnej cholery! Moje serce to nie jest plac zabaw!
Rozdział 51
What hurts the most?
Edward:
Położyłem się na łóżku i zamknąłem oczy.
Godzina.
Godzina i znów zobaczę Bellę.
Godzina łamania sobie głowy co miała na myśli Angela, tylko po to, żeby w końcu dojść do
wniosku, że Bella mnie nie zdradziła.
Tylko to małe, paskudne słówko „chyba, że”... Seth był moim najlepszym przyjacielem,
dlaczego miałby mi zrobić coś takiego?
Poza tym wspomniał kilka dni temu o jakiejś nowej dziewczynie. A co jeśli to byłą tylko
zmyłka?!
Posłuchaj co za bzdury wygadujesz! - skarciłem się mentalnie. Nie możesz podejrzewać
każdego faceta, który tylko spojrzy na Bellę, że coś go z nią łączy.
Podniosłem się z łóżka, podszedłem do szafy, żeby wyjąć z niej strój na trening, albo raczej,
żeby znów zatopić się w myślach. Miałem jeszcze sporo czasu, już chciałem włączyć jakąś
muzykę, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Liczyłem na to, że to nie był Seth, bo nie bardzo
wiedziałem jak powinien zareagować.
Nie, to nie był Seth.
Chyba, że przefarbował włosy na brąz i zmienił imię na Angela. Ale to by znaczyło, że jest
transwestytą.
- Czego chcesz? -
spytałem podniesionym głosem.
Bez słowa wpakowała się do środka.
-
Pozwoliłem ci wejść? - odwróciłem się, stała tuż za mną.
-
Muszę ci coś pokazać – stwierdziła i wyjęła coś ze swojej torebki.
-
Wow! Komórka! Nie widziałem jeszcze, że takie cudo istnieje. Coś jeszcze? - spytałem
znudzony.
Udała, że nie słyszała mojej odpowiedzi i wcisnęła jeden z przycisków swojego telefonu.
Stałem ze skrzyżowanymi ramionami zastanawiając się jak najszybciej się jej pozbyć.
Co jest nie tak z tymi dziewczynami?
-
Zobacz to zdjęcie – podstawiła mi telefon tuż pod nos.
Zmarszczyłem czoło i spojrzałem na wyświetlacz.
-
Taki dowód ci wystarczy? Czemu dajesz się robić w ch***? - spytała
-
Wyjdź! - wysyczałem pokazując jej drzwi.
Odwróciła się i opuściła mój pokój trzaskając drzwiami. Pomimo tego i tak słyszałem jak
biegła korytarzem.
Opadłem na krzesło. Mój mózg pracował na najwyższych obrotach, starając się jednocześnie
zachować spokój.
Seth pocałował Bellę. Moją Bellę.
Zdjęcie to potwierdzało. Wyglądało na całkiem świeże, mogłem rozpoznać niedbale
przewieszoną przez ramię torbę Belli. Twarz Setha była zakryta przez włosy Belli, więc nie
mogłem dostrzec jej wyrazu.
Tam gdzie jeszcze niedawno znajdowało się moje serce była teraz tylko zimna pustka. Ta
pustka dochodziła do każdej komórki mojego ciała. Dłonie same zacisnęły się w pięści,
czułem jakby pod moją skórą znajdowała się tylko tęsknota. I ból, bo wszystkie mięśnie
miałem napięte do granic możliwości, a przed oczami samoistnie pojawiały mi się najgorsze
obrazy.
Bella i Se
th. Całujący się Bella i Seth. Bella, która się czerwieni pod wpływem dotyku Setha.
Tak jak robiła to, kiedy ja ją dotykałem. Jak całuje ją w czoło i nazywa słoneczkiem.
Wściekły chwyciłem torbę, musiałem natychmiast wyjść z pokoju, nie wytrzymałbym tu ani
sekundy dłużej.
Czemu zawsze muszą mnie tak ranić?! Czemu za każdym razem, kiedy oddawałem jakiejś
dziewczynie serce, ona musiała je bezceremonialnie zdeptać?!
Chciałem sięgnąć po klucz, który leżał przed chwilą na komodzie, ale już go tam nie było.
P
ostanowiłem, że poszukam go później, zatrzasnąłem drzwi zdecydowanie głośniej niż to
było konieczne.
Szybkim krokiem udałem się do sali tanecznej.
Jak powinien się wobec niej zachować? Mam jej powiedzieć, że wiem o wszystkim? Czy
mam ją powitać z uśmiechem na ustach? A może będzie pytała jak wpadłem na taki
idiotyczny pomysł?
Przyspieszyłem i wreszcie znalazłem się przed drzwiami.
Widziałem przez szybę jak Bella tańczy. Poruszała się tak wspaniale, wyglądała jakby unosiła
się nad parkietem. Nawet nie zauważyła kiedy wszedłem do środka, miała zamknięte oczy i
wyglądała tak spokojnie.
-
Cześć! - dobiegł do mnie jej radosny głos. Ten dźwięk sprawił, że poczułem jak w moje
serce wbija się kolejna szpilka. Nie byłem w stanie nic powiedzieć. Nie chciałem nic mówić!
Spojrzałem na nią i zobaczyłem jak pod wpływem mojego spojrzenia sztywnieje. Nie miała
pojęcia o tym co ja czułem, zimno bieguna północnego to przy tym pryszcz.
- Edward? -
spytała ostrożnie. Czyżby domyślała się, że ja wiem?
-
Bierzmy się za trening. Mamy tylko godzinę – odpowiedziałem. Aż mnie zmroziło na samą
myśl, że za dwa dni mamy występ. Może powinna spytać pana Springa o zmianę partnera, na
pewno chętniej będzie tańczyć z Sethem.
Nie ma to jak najlepszy przyjaciel!
Włączyłem naszą piosenkę i zacząłem tańczyć, Bella zrobiło to samo.
Oczywiście nie popełniliśmy żadnego błędu, choreografię mieliśmy opanowaną do perfekcji,
mogliśmy to zatańczyć nawet podczas snu. Ale nie było w tym ani za grosz uczucia. Ja byłem
pusty, zimny. Skąd więc miałem wziąć emocje?
-
Musimy trenować jeszcze ciężej. Trzeba się porządnie do tego przyłożyć – powiedziałem,
wciskając play po raz kolejny.
-
Co się dzieje? - spytała Bella.
Co się dzieje?! Ah, zupełnie nic! Właśnie odkryłem, że dziewczyna, którą kocham, zdradza
mnie z moim najlepszym przyjacielem. Oto co się dzieje!
Starałem się ignorować fakt, że cały czas spogląda na mnie pytająco i udałem się na środek
sali. Nagle przeszła obok mnie i wcisnęła pauzę.
Chciała mnie jeszcze bardziej wkur***?
- Edward! Odpowiedz! -
zażądała wściekle.
Jedyną osobą, która miała prawo być wściekła, byłem JA!
-
Musimy trenować – warknąłem tylko i ponownie włączyłem muzykę. Na szczęście Bella nie
powiedziała już nic więcej.
Nasza rozmowa podczas treningu była dość skąpa.
Wreszcie skończyliśmy, zabrałem szybko swoją torbę, nie potrafiłbym chyba wytrzymać z nią
w jednym pomieszczeniu ani chwili dłużej, to było zbyt bolesne.
Razem jednak udaliśmy się na zajęcia do pana Springa.
-
Więc? Może teraz zechcesz powiedzieć mi co się dzieje? - spytała nagle.
Nie odpowiedziałem. Bo niby co miałbym powiedzieć? Zresztą, to nie miało już teraz
żadnego znaczenia, wszystko było jasne jak słońce.
-
Edward! Jeśli nie chcesz mi powiedzieć w czym jest problem, to jak niby mam ci pomóc? -
z
apytała i brzmiała przy tym tak, jakby chciała mi pomóc.
Ona pomóc mnie?!
Już chciałem coś powiedzieć, kiedy zza rogu wyszła Angela.
-
Cześć Edward! Cześć Bella! - zawołała radośnie. Popatrzyłem na jej twarz, mając nadzieje
odczytać z niej co czuła widząc mnie razem z Bellą.
-
Edward, zostawiłeś to u mnie – powiedziała szybko i wścisnęła mi mój klucz do ręki.
Uniosłem brwi spoglądając na nią pytająco. Jakoś nie mogłem sobie przypomnieć, żebym
kiedykolwiek ją odwiedzał...
Chciałem ją zapytać skąd go ma, ale już odeszła.
Pokręciłem ze zdziwieniem głową i schowałem klucz do torby.
Bella wpatrywała się we mnie ze zdumieniem, ale nie zdążyłem zobaczyć wyrazu jej twarzy,
bo natychmiast zakryła ją włosami. Dostrzegłem jedynie jej trzęsące się dłonie. Odwróciła się
i szybko odeszła, jakby chciała znaleźć się jak najdalej ode mnie.
O co jej chodzi?
Zastanawiałem się co takiego zrobiłem.
Sytuacja była co najmniej dziwna. Czyżby myślała, że miałem coś wspólnego z Angelą?
Najwyraźniej.
Ale ta myśl, była tak absurdalna, że natychmiast usunąłem ją z mojej głowy.
Ale czemu Bella się tak zachowuje? Czy to nie ona mnie zdradza? Czemu w takim razie tak
zareagowała?
Westchnąłem i poszedłem dalej, nie chciałem się spóźnić.
Przez całą drogę rozważałem za i przeciw. Czy powinienem powiedzieć jej prawdę czy raczej
nie mówić nic i sprawić, żeby ona czuła się tak samo jak ja.
Nie postawiłem jeszcze nic, kiedy otworzyłem drzwi i zobaczyłem Bellę siedzącą obok
mojego brata, który ją pocieszał. Emmett posłał mi pytające spojrzenie. Nie byłem w stanie
mu odpowiedzieć, ale rezygnacja, złość i smutek w moich oczach powinny mu wystarczyć.
Usiadłem jak najdalej od nich, obok Tima, blondyna, który bardziej przypominał surfera niż
tancerza hip hopu. Katem oka dostrzegłem jak obok mnie siada Angela.
W tym samym momencie do sali wszedł pan Spring.
-
Dobrze, że już jesteście wszyscy – powiedział z uśmiechem. Nienawidziłem kiedy ludzie
mieli dobry humor, podczas kiedy ja byłem w fatalnym stanie. Nie ma sprawiedliwości na
tym świecie.
-
Mam nadzieję, że każdy z was ciężko trenuje – cudownie, lepiej być nie mogło! - I jesteście
odpowiednio przygotowani do konkursu. Angela, ty będziesz tańczyć z Timem, bo jego
partner złamał sobie nogę. Nie macie zbyt dużo czasu, musicie trenować jeszcze ciężej niż
reszta.
Tim wydawał się być zadowolony, czego nie można było powiedzieć o Angeli.
-
To by było na tyle. Jutro, o tej samej godzinie – pożegnał się z nami pan Spring. Czy to
spotkanie było w ogóle potrzebne?
Ci, którzy siedzieli, wstali z
westchnieniem, bo zdążyli się już poczuć wygodnie, a ci którzy
wstali powoli zabierali swoje rzeczy i kierowali się do wyjścia. Angela i Tim udali się do sali
ćwiczeń. Musi się szybko nauczyć choreografii. Teoretycznie powinienem jej współczuć, ale
jakoś mnie to nie obchodziło, pewnie dlatego, że to była Angela.
Bella i Emmett także wstali, słyszałem jak Emmett próbuje dowiedzieć się co się stało, ale
Bella chyba nie miała ochoty o tym rozmawiać.
Powinienem jej powiedzieć?
Zanim zdążyłem cokolwiek postanowić, Bella wybiegła z sali, zostawiając za sobą
zdezorientowanego Emmetta, który odwrócił się w moja stronę. Zostaliśmy sami.
-
Co się z wami dzieje? - spytał podejrzliwie.
-
Bella może ci to opowiedzieć! Ja wiem tylko, że już nigdy w życiu się nie zakocham! Nie
pozwolę na to, żeby ktoś się bawił moimi uczuciami!
I z tymi słowami zostawiłem Emmetta.
Czy na moim czole widniał napis „Zapraszam do robienia mnie w chu**, zwłaszcza kiedy
jestem zakochany! Serce mam teraz z kamienia, więc szybko wam się nie uda. A nawet jeśli, to
co, przecież można je łamać bez wyrzutów sumienia!”
Żałosne.
Rozdział 52
Bella:
Wzięłam swoją torbę i minęłam Emmetta, nie mogłam znieść tego jak na mnie patrzył.
Miałam łzy w oczach, mrugałam, żeby się ich pozbyć. Nie chciałam teraz płakać. Nie przez
NIEGO.
Szłam szybko i miałam nadzieję, że nie spotkam po drodze nikogo, kto zna mnie na tyle
dobrze, ze będzie w stanie dostrzec ból w moich oczach. Niewiele osób należało do tej
kategorii, ale
niebezpieczeństwo zawsze istniało, nawet jeśli dwie z nich właśnie zostawiłam
w sali tanecznej.
Angela.
Kiedy tylko o niej myślałam, robiłam się tak wściekła, że bolały mnie nawet paznokcie u
stóp.
Ja ja jej nienawidziłam!
To nie to, co z Lauren i spó
łką. Ich było mi tylko żal, że były takie głupie i nie wiedziały co
zrobić ze swoim życie.
Angeli nienawidziłam całym sercem. A myśl, że znów była z Edwardem sprawiała, że było
mi niedobrze.
Ale to powinno być mi obojętne. Chciałam po prostu jej nienawidzić i nie myśleć o niej
więcej.
Nagle poczułam jak ktoś łapie mnie za ramię, najpierw myślałam, że to Emmett, ale kiedy się
odwróciłam zobaczyłam twarz, o której właścicielce właśnie myślałam.
Oh, z jaką radością bym obiła tą buźkę...
- Czego chcesz? -
zasyczałam wściekle, strącając jej rękę. Jak ona w ogóle śmiała ze mną
rozmawiać?
-
Chciałam przeprosić... - wyjaśniła, chociaż nie dostrzegłam w jej oczach ani grama skruchy
-
Nie powinnam zaczynać z Edwardem... - kontynuowała, patrząc na mnie spod rzęs.
W mojej głowie natychmiast ukazał się odpowiedni obraz.
Serce zabiło mi mocniej, tylko po to, żeby po chwili przestać bić. Dlaczego całe zło tego
świata skierowało się w moją stronę?! Czy można umrzeć od takiego bólu? I dlaczego to boli
bardziej niż wtedy, z Jamsem?
- Cudownie –
odpowiedziałam starając się mówić spokojnie. - Jeśli mamy to już wyjaśnione
to cy mogę iść dalej?
Już chciałam odejść, kiedy znów zaczęła mówić:
-
… Ale kiedy Edward zaczął mnie całować, nie mogłam się od niego oderwać. Ty na pewno
zdajesz sobie sprawę jak to jest, czuć jego wargi...
Moja głowa zaraz eksploduje. Ręce zaczęły mi się trząść. Tego już było dla mnie za wiele.
Zupełnie nie kontrolowałam tego co robię, uderzyłam ją.
Najpierw była zupełnie zdezorientowana, ale potem chyba poczuła ból. Spojrzała na mnie ze
złością i fuknęła:
-
Nic nie poradzę na to, że Edward cię nie kocha i woli przyjść do mnie!
Oddychałam głęboko, próbując uspokoić puls. Czerwony ślad po mojej dłoni na twarzy
Angeli był jak na razie wystarczającą zapłatą.
-
Radzę ci uważać na to, co mówisz, przynajmniej jeśli nie chcesz przekonać się co to znaczy
Heartbrekaer:
prawdziwy ból. Wierz mi, to była tylko marna próbka moich możliwości.
Odwróciłam się, nawet nie patrząc na wyraz twarzy Angeli. Na moje, albo raczej jej,
szczęście nie poszła za mną, więc bez przeszkód mogłam dojść do swojego pokoju.
Można powiedzieć, że byłam pozbawiona wszelkich uczuć. Nie czułam nic, nie słyszałam
nic. Czułam tylko jakby wypełniała mnie pustka. Obok mogła wybuchnąć bomba, a ja bez
mru
gnięcia okiem dalej szłabym do pokoju.
Tak czuje się człowiek tylko wtedy, kiedy ma złamane serce.
Myślałam, że wiem jak to jest. James pokazywał mi to wiele razy. Ale teraz było jeszcze
gorzej. Będąc z Jamsem, cały czas wiedziałam, że jest macho, i że nie należało mu ufać, ale
miłość ślepa jest. Teraz dopiero zdałam sobie sprawę, że powinnam słuchać mojego rozumu.
A myślałam, że Edward zmienił się, dla mnie –błąd!
Ale dlaczego wszyscy faceci mnie zdradzają? Sprawia im to przyjemność? Rozkochiwać i
zdrad
zać? To aż taka świetna zabawa?!
Otworzyłam drzwi od pokoju i rzuciłam torbę w pierwszy lepszy kąt. Jak w transie podeszła
do kanapy, na której czytając gazetę siedziała Alice.
-
Cześć Bella, dobrze poszło na treningu? - spytała nie podnosząc wzroku.
B
ez słowa usiadłam obok niej.
- Twój brat to dupek –
powiedziałam spoglądając za okno. Jakby niebo płakało razem ze mną.
-
Co takiego zrobił Emmett tym razem? - zachichotała, dalej na mnie nie patrząc.
- Nie Emmett... -
westchnęłam. Alice wreszcie na mnie spojrzała.
- Edward? -
spytała z ociąganiem. Skinęłam tylko głową, niezdolna wypowiedzieć ani słowa,
poczułam tylko jak z moich oczu zaczynają płynąć łzy.
Alice natychmiast rzuciła czasopismo i mocno mnie przytuliła. Głaskała mnie delikatnie, jak
małe dziecko i szeptała uspokajające słowa, podczas kiedy ja wypłakiwałam cały ból.
Nie wiem co mówiła, ale sam jej głos działam na mnie uspokajająco, świadomość tego, że
jest obok ktoś kto się o mnie troszczy.
W końcu wypłakałam już chyba wszystko i lekko się podniosłam, pomimo tego Alice nie
przestawała mnie przytulać, patrzyła tylko na mnie, z pytaniem wypisanym na czole.
Wzięłam głęboki oddech.
-
Edward... z Angelą... zdradził mnie... - Boże, jak trudno było mi wypowiedzieć te słowa. Po
raz kolejny zosta
łam zdradzona....
Twarz Alice zesztywniała.
-
CO ZROBIŁ?! - nawet ślepy dostrzegłby wściekłość, jaka w tym momencie malowała się na
jej twarzy.
-
Skąd to wiesz? - teraz już miotała się po pokoju.
Opowiedziałam jej wszystko, o jego dziwnym zachowaniu podczas treningu i o tym jak
musiałam spoliczkować Angelę.
Alice z każdym moim słowem robiła się coraz bledsza, jej ręce coraz mocniej zaciskały się w
pięści, a w międzyczasie z jej ust padały takie zdania jak „Zabije go!” czy „Te same geny, a
taki kut**!”
-
Pójdę pobiegać – stwierdziłam podnosząc się z kanapy. Może jak się trochę pomęczę
fizycznie, to dam upust swojej złości. I może świeże powietrze przewietrzy trochę moje
myśli.
-
Z dajesz sobie sprawę, że pada, prawda? - spytała Alice, ale mnie ani trochę to nie
obchodziło, już wyciągałam z szafy mój strój do joggingu.
-
W mojej torbie jest twoja komórka. Zostawiłaś ją w sali biologicznej – zawołałam w jej
stronę jednocześnie ubierając spodnie.
- Serio?! Ale ze mnie ciapa! -
zdziwiła się i podbiegła do mojej torby. Bez wątpienia byłaby
znakomitą aktorką.
Obie zachowywałyśmy się jak gdyby nigdy nic, jakby ona nie kipiała z wściekłości i jakbym
ja nie była w środku kompletnie pusta i lodowata.
-
Wychodzę!
-
Do zobaczenia później
Związałam włosy w kucyk i wzięłam ze sobą Ipoda . Na korytarzu nie spotkałam żywej
duszy. Nie powinno mnie to specjalnie dziwić, pogoda była paskudna, na brak nauki nie
można było narzekać, a większość uczniów pewnie trenowała przed konkursem.
Wychodziłam zza rogu, zapatrzona w wyświetlacz i za późno zorientowałam się, że ktoś
biegnie prosto na mnie.
Oboje wylądowaliśmy na podłodze, poczułam, że moja stopa zetknęła się z nią pod bardzo
dziwnym kątem, poczułam ból, ale szybko się podniosłam.
I kiedy wreszcie zobaczyłam z kim się zderzyłam, ból kostki był niczym w porównaniu z tym
co czułam teraz w piersi.
- Edward –
wyszeptałam, kiedy on patrzył na mnie zupełnie bez emocji.
- Czego chcesz? -
spytał jeszcze cichszym głosem niż ja, był... rozczarowany i wściekły. -
Pokój Setha jest w innym skrzydle.
Zmarszczyłam czoło.
-
Czy ja wyglądam jakbym wybierała się do Setha? Mam na sobie strój do joggingu! Poza
tym co Seth ma z tym wszystkim wspólnego?
-
Ty powinnaś wiedzieć to najlepiej – odpowiedział trochę zmartwiony... Już chciał odejść,
ale złapałam go za ramię.
-
Nienawidzę cię! - wysyczałam wściekle i odwróciłam głowę w stronę ściany. Edward może
i by jakoś zareagował, ale efekt zaskoczenia był zbyt duży, więc stał jak słup soli.
-
Doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że cię kocham, a pomimo to tak się bawisz moimi
uczuciami –
kontynuowałam nadzwyczaj spokojnie, chociaż w moich oczach już szkliły się
łzy.
Nie chciałam, żeby dostrzegł ból w moich oczach, więc znów się odwróciłam.
- Kochasz mnie? -
spytał cicho, ale pomimo to słyszałam jaki jest wściekły.
Dopiero teraz doszło do mnie, że po raz pierwszy otwarcie przyznałam się przed nim do
swoich uczuć. Idiotka! Powinnam sama sobie mocno przywalić w głowę! Dlaczego właśnie
teraz musiałam pokazać mu jaka ma nade mną władzę? Ale kiedy tylko te słowa opuściły
moje usta, zdałam sobie sprawę, że to najczystsza prawda. Zależy mi na Edwardzie, za
bardzo, ale nie byłam w stanie nic na to poradzić.
-
TY mnie KOCHASZ?! Więc dlaczego mnie zdradzasz? - złapał mnie mocno za ramiona i
odwr
ócił tak, że musiałam spojrzeć mu w oczy. Nie potrafiłam już powstrzymać łez, które już
spływały po moich policzkach.
- Nie wiem o co ci chodzi! -
załkałam ocierając łzy – Nic nie zrobiłam! A jedyne co wiem, to
to, że to TY mnie zdradziłeś. Tak samo jak James! Sprawia wam przyjemność bawienie się
moimi uczuciami?! -
podczas kiedy mój głos stawał się coraz głośniejszy i coraz bardziej
rozhisteryzowany, Edward wpatrywał się we mnie tępo.
Odwróciłam się i powoli odeszłam. Cokolwiek by nie powiedział, dla mnie to będzie zbyt
dużo.
-
Nie zdradziłem cię. Myślisz, że byłbym w stanie zranić cie, tak jak ty mnie, skoro cię
kocham?
Nie spojrzałam na niego. Jego ostatnie słowa zawisły gdzieś w przestrzeni i nie docierały do
moich uszu. Doskonale wiedziałam, że nie były szczere.
Tylko się mną bawi.
Nie może mnie kochać!
Pogoda jeszcze bardziej się pogorszyła, ale było mi to obojętne, może przynajmniej deszcz
zmyje moje łzy. Kostka dalej bolała, ale zignorowałam to zupełnie.
Doszłam do parku, od razu zaczęłam biec. W moim Ipodzie ustawiłam piosenkę Gii Farell -
„You'll Be Sorry”*. Idealnie oddawała sytuację, w której się znalazłam. Czułam tylko twardy
asfalt pod stopami, teraz wydawał się jeszcze twardszy niż zazwyczaj, może to przez padający
deszcz.
Nie wiedziałam jak długo biegałam.
Nie wiedziałam też kiedy zaczęłam płakać, po prostu w pewnym momencie poczułam tylko,
że krople spływające po mojej twarzy stały się słone.
Było zimno, moje mięśnie powoli sztywniały, chociaż były doskonale rozgrzane. Każda nitka
m
ojego ubrania była mokra. Nie miałam pojęcia czy mój Ipod to przeżyje, ale do moich uszu
dalej docierała muzyka. Smutna muzyka, piosenki „Świat jest piękny” i tak nie sprawią, że
poczuję się lepiej.
Kostka dalej bolała, na pewno była nadwyrężona, ale nie chciałam się zatrzymywać, żeby to
sprawdzić.
Tylko biec....
Biec...
Biec...
Uciec od bólu...
Może gdzieś wreszcie znajdę koniec.
http://www.youtube.com/watch?v=ilvrB_0YTf0
polecam, śliczna piosenka.