background image

Końce świata, których nie było 
 

11 kwi, 09:30Paulina Banaśkiewicz 

/

 

 

W roku milenijnym wobec wizji końca świata społeczeństwo średniowieczne 
sprzedawało majątki i wypuszczało z więzień największych zbrodniarzy. W 1914 zamiast 
Armagedonu, zapowiadanego przez Świadków Jehowy, wybuchła pierwsza wojna 
światowa. Prawie piętnaście lat temu sekta Heaven’s Gate popełniła zbiorowe 
samobójstwo na wieść o zbliżającej się Komecie Hale-Bopp, uznawanej wówczas na 
narzędzie zagłady ludzkości. 15 sierpnia 2010 roku miała rozpętać się burza z piorunami, 
obejmując swoim zasięgiem cały świat. To symbol ataku szatana, który sprawi, że ludzie 
zaczną umierać ze strachu – szeptano między sobą.
 

Dotychczas wskazano na wiele dat, które miały zwiastować śmierć ludzkości. Już w Nowym 
Testamencie możemy przeczytać o nieuchronnie zbliżającym się końcu świata. Jest to budząca 
grozę wizja: „Będziecie słyszeć o wojnach i o pogłoskach wojennych, uważajcie, nie trwóżcie się 
tym. To musi się stać, ale to jeszcze nie koniec. Powstanie bowiem naród przeciw narodowi i 
królestwo przeciw królestwu. Będzie głód i zaraza, a miejscami trzęsienia ziemi. Lecz to wszystko 
jest dopiero początkiem boleści (...) Zaraz też po ucisku owych dni Słońce się zaćmi i Księżyc nie 
da swego blasku, gwiazdy zaczną padać z nieba i moce nieba zostaną wstrząśnięte” (Mt 24, 6-8). 
Wydarzenie powinno jednak budzić u chrześcijan radość, jawić się jako dzień zbawienia i odnowy 
wszelkiego stworzenia. 

Wizualizacja końca świata 

Koniec świata, czyli co? Drugie przyjście Jezusa na Ziemię, przybycie

Antychrysta

, wielka wojna 

pod nazwą armagedon, wniebowzięcie zmarłych, ale i wielka katastrofa naturalna. Określeń, w 

background image

zależności od proroka, znamy mnóstwo. Jak będzie wyglądał ów dzień? W głowie kołaczą się 
tysiące myśli, przywołujące najrozmaitsze wyobrażenia… Ziemię ogarnie całkowita ciemność. Niebo 
się otworzy, albo to Ziemia wchłonie wszystko, co znajduje się na jej powierzchni. Dokoła będziemy 
oglądać przepastne głębiny morskie, na skutek zalania wszystkich lądów. Ojciec Pio zapowiedział, 
że wraz z końcem świata rozpęta się wichura, której towarzyszyć będą intensywne wstrząsy, a 
oczom człowieka ukaże się szatan. Zdaniem Baby Wangi, popularnej wieszczki z Półwyspu 
Bałkańskiego, zanim nastąpi zagłada, całą powierzchnię ziemkiego globu skuje lód. Na skutek 
braku możliwości uprawy roślin i hodowli zwierząt ludzie będą głodować i chorować. Siostra 
Faustyna przepowiedziała zaś, że w owym dniu nastąpi ciemność, rozjaśniona wyłącznie znakiem 
krzyża na niebie. Królowa Saba swoją wizję końca świata opisała jako stan, w którym „zwierzęta 
będą pocić się krwią, słońce i gwiazdy zaczną świecić na czerwono, zrównają się doliny i góry, a na 
niebie ukaże się wielki krzyż”. 

Millenijna wizja końca świata 

Rok 1000 przyniósł sporo strachu i stanów histerii wśród społeczeństwa. Millenaryzm był wówczas 
jednym z bardziej powszechnych poglądów. Z tego właśnie względu uznano, że po 31 grudnia 999 
nastąpi koniec świata. Sprzedawano i rozdawano dobra ziemskie lub oddawano majątki na rzecz 
kościoła. 

Apokaliptyczne wróżby sprawiły, że chłopi, mając w perspektywie zbliżającą się zagładę stwierdzili, 
że nie ma sensu obsiewać pól. By zapobiec klęsce i uniknąć głodu, władca Sylwester II posłał 
wojsko, by skłonić ludzi do rolnictwa w Państwie Kościelnym. Przymus ten miał uchronić ludność od 
braku pożywienia w ewentualnym roku następnym. Ludność organizowała pielgrzymki na Wschód, 
by spotkać się z Chrystusem w Jerozolimie. 

Społeczeństwo wierzyło w teorię, która zapowiada ponowne przyjście Chrystusa w pierwszym dniu 
milenijnego roku. Wyruszano, porzucając remontowane domy i niezasadzone rośliny. Ludzie 
wypuszczali zbrodniarzy z więzień. Tuż przed domniemanym końcem świata nie wydarzyło się nic z 
elementów wieszczonych przez Biblię. Nie było żadnych znaków, które mogłyby wskazywać na to, 
że apokalipsa jest blisko. Magia liczby 1000 była jedynym powodem złych prognoz i oczekiwań 
najgorszego. Wynikała ona z przeświadczenia, że rok kalendarzowy miał zostać określony w 
czterech, a nie, jak dotychczas, w trzech cyfrach. Jak się później okazało – Armagedon nie nastąpił, 
ku radości ludu w Rzymie - było to oczywiście przyczynkiem do świętowania. 

Właśnie te wydarzenia dały początek tradycji zabawy sylwestrowej. Nazwa pochodzi od imienia 
Sylwestra II, będącego w tych czasach u władzy. Rok milenijny był taki, jak inne lata w 
średniowieczu – obfitował w liczne wojny i modlitwy. Ludzie pozostali bez dóbr materialnych, 
ponieważ kościół nie zwrócił 

podarków

. Efekt był taki, że zaczęto krytykować tę instytucję, co 

wywołało efekt „polowania na czarownice”, czyli poszukiwania heretyków. Przepowiednia o końcu 
świata na przełomie 999/1000 roku nie wchodziła w skład oficjalnej nauki kościoła. Traktowana jest 
jako pogańskie proroctwo. 
 
Ciężarna dziewica Southcott 

Samozwańcza mistyczka, Joanna Southcott, przyszła na świat w 1750 roku, w Anglii. Na początku 
uważała siebie za metodystkę, jednak z czasem uwierzyła, że jest posiadaczką nadprzyrodzonych 
mocy. Rok później sama ogłosiła siebie prorokiem. Spod jej pióra wyszło ponad 60 broszur, w 
których opisywała liczne objawienia. Southcott wpadała w trans, po którym zapowiadała szybki 
adwent Jezusa Chrystusa. Wówczas wielu przywódców religijnych na Wyspach wierzyło w jej 
przepowiednie i zdolności. Tysiące wiernych uczyniło się naśladowcami Joanny. Po kilku latach 
liczba wyznawców sięgnęła już ponad stu tysięcy. Zwolennicy podchodzili do jej słów z ogromnym 
entuzjazmem. Popularność Southcott wynikała z tego, że była niezwykle gorliwa w swoim 
zwiedzeniu. Utożsamiała się z kobietą, która została opisana w

Objawieniu Świętego Jana

Opis stanowi zapowiedź przyjścia niewiasty, która zstąpi z niebios ubrana w słońce. Księżyc 
znajdzie się u jej stóp, a na głowie damy zalśni korona uwita z dwunastu złotych gwiazd. Joanna 

background image

Southcott postrzegała siebie jako oblubienicę Baranka Bożego. W wieku 64 lat zapowiedziała, że 
urodzi Mesjasza, a świat czeka zagłada i śmierć w dniu jego powicia - 19 października 1814 roku. 
Twierdziła, że jest ciężarną dziewicą. Z upływem czasu powiększało się jej podbrzusze, czemu 
towarzyszył wzrost poparcia tłumów skupionych wokół jej osoby. Świat nie uległ jednak destrukcji, 
wbrew zapowiedziom Southcott. Ona jednak dokonała żywota niedługo potem, bo zaledwie po 
dwóch miesiącach, 24 grudnia. Na łożu śmierci miała powiedzieć: „Jeśli byłam zwiedziona, to przez 
jakiegoś potężnego ducha, dobrego lub złego”. Zwolennicy jej osoby i przepowiedni schowali ciało 
zmarłej w nadziei, że powstanie z martwych. W momencie, gdy zwłoki zaczęły się rozkładać, ciało 
Joanny zostało odebrane wiernym przez władze państwowe. Autopsja wykazała, że ciąża Southcott 
była udawana. 

Wielkie rozczarowanie 

Przez dziesięciolecia baptysta William Miller, twórca millenaryzmu, spodziewał się końca świata. 
Twierdził, że w Biblii można odnaleźć informacje, które wskazują na tematykę związaną z zagładą 
ludzkości. Zapowiedział powrót Jezusa na Ziemię, opierając założenia na Księdze Daniela, do której 
przykładał największą wagę. W Księdze tej czytamy: „Tedym usłyszał jednego z świętych 
mówiącego: i rzekł ten święty do onego, który mając policzone tajemnice, mówi: Dokąd, że 
to 

widzenie

 o ofierze ustawicznej i przestępstwo pustoszące trwać będzie i święte usługi i wojsko na 

podeptanie będzie? I rzekł do mnie: Aż do dwóch tysięcy i trzysta wieczorów i poranków tedy 
przyjdą do odnowienia swego usługi święte...”. 
Oczyszczenie świątyni Miller utożsamiał z przyjściem końca świata. Wedle przepowiedni, Chrystus 
miał przyjść na Ziemię w towarzystwie swoich świętych w celu jej oczyszczenia. William wierzył, że 
od roku 457 p.n.e. pozostało właśnie 2 300 lat do 

momentu

 zagłady. Miało to nastąpić w ciągu 

roku, pomiędzy 21 marca 1843 a 21 marca 1844 roku. Czas minął i nic szczególnego się nie 
wydarzyło. Mimo to, zwolennicy baptysty nie zatracili wiary. W wyniku kolejnych dysput i analiz 
badań przesunięto datę końca świata na 18 kwietnia. Również i tego dnia nic się nie wydarzyło. 
Datę znów przełożono, tym razem na 22 października. Bez efektu. William Miller wyczekiwał 
nadejścia Armagedonu do końca swych dni (zmarł pięć lat później, w 1849 roku). Gdy kolejne daty 
pokazały, że przepowiednia się nie spełnia, wierni zaczęli występować z ruchu. Czas ten nazwano 
"Wielkim Rozczarowaniem", ze względu na to, że zaślepieni zwolennicy Millera sprzedali 

majątki

 i 

porzucili dotychczasową pracę, by odpowiednio przygotować się na powtórne przyjście Chrystusa. 
 
Proroctwa Świadków Jehowy 

Kolejna data końca świata, który nie nastąpił,to rok 1914. Autorami obliczeń byli Świadkowie 
Jehowy, którzy w swojej ponad stuletniej historii wskazywali już na wiele dat zagłady. Mówiąc o 
końcu świata, używali takiej terminologii jak: przyjście lub obecność Pana, Armagedon lub upadek 
Babilonu. Przepowiedzieli wiele dat, a wiele z nich odeszło w niepamięć. Brak pokrycia w 
rzeczywistości powodował, że w szybkim tempie znikały z publikacji książkowych czy też 
prasowych. Jedną ze wskazywanych dat był właśnie rok 1914 („Nie ma powodu, aby zmieniać 
liczby; to są Boże daty, nie nasze; 1914 nie jest datą początku, lecz końca”) i to właśnie on, jako 
jeden z nielicznych został zachowany dla potomnych. Data ta była granicą dla panowania pogan. 
Proroctwa Świadków Jehowy można znaleźć w Wykładach Pisma Świętego. Dowiadujemy się z nich, 
że: „zupełny koniec Czasów Pogan, tj. kres panowania, nastąpi R. P. 1914; i, że ten rok będzie 
najdalszym kresem rządów niedoskonałych ludzi”. 

Tego roku koniec świata nie nastąpił, za to wybuchła pierwsza wojna światowa. Świadkowie 
Jehowy, którzy byli przekonani o swej racji, stwierdzili, że Jezus musiał wtedy przyjść, ale zrobił to 
w sposób dla ludzkiego oka niedostrzegalny. Przepowiednia dotycząca niewidzialnej obecności 
Chrystusa na Ziemi oparta była na Księdze Daniela. Prorocy nadali tej dacie inne znaczenie, a 
następnie konsekwentnie przesuwali ją co kilka lat: najpierw na 1918, potem 1920, 1925, dalej 
1941, 1975 i wreszcie 1994. 

Śmierć wyzwoleniem od zagłady 

background image

Wiara w zbliżający się koniec świata może mieć tragiczne w skutkach konsekwencje. Przykład? 
Kometa, która została odkryta przez dwóch badaczy, Alana Hale’a i Thomasa Bopp’a. Wizja jej 
zderzenia z Ziemią wywołała zbiorową histerię. Dwa lata po dokonaniu odkrycia, 1 kwietnia 1997 
roku, kometa przekroczyła peryhelium i tym samym stała się najjaśniejszym obiektem niebieskim 
od lat. Na widok komety Hale-Bopp, widocznej na niebie bez specjalistycznych przyrządów 
astronomicznych w czasie od maja 1996 do grudnia 1997, członkowie sekty o nazwie Heaven’s 
Gate (Wrota Niebios) popełnili zbiorowe samobójstwo. Amerykańska grupa była skrajnie 
destrukcyjna. Powstała w połowie lat 70. XX wieku. Jej założyciele – M. Applewhite i B. Nettles 
uważali się za następców Jezusa. Ich obecność na Ziemi była konieczna ze względu na śmierć 
Chrystusa na krzyżu. Wierzyli, że to kosmici wysłali Zbawiciela na Ziemię. Jego przyjście było 
zapowiedzią przejścia na „wyższy poziom”, gdzie możliwe było zachowanie świadomości poprzez 
uśmiercenie ciała. 

W ostatnich latach działalności sektę tworzyła grupa 18 mężczyzn i 21 kobiet. Fanatycznie 
twierdzili, że wraz z kometą Hale-Bopp do Ziemi zbliża się tajemniczy statek kosmiczny, który ma 
zabrać ich ze sobą i w ten sposób uratować przed całkowitą zagładą na Ziemi. Pojazd miał ich 
przenieść na „wyższy poziom”. Wierzyli, że śmierć to jedyny sposób, by ewakuować się z Ziemi w 
obliczu zagłady. Królestwem Heaven’s Gate miała być jedna z planet w kosmosie, zamieszkała 
przez kosmitów, duchowych i materialnych. By osiągnąć swój cel, powinni uprzednio pozwolić 
swoim duszom opuścić ich ciała… Wobec tego popełnili zbiorowe samobójstwo w okolicach 26 
marca 1997 roku. Śmierć miała przynieść ucieczkę od zagłady i uchronić przed końcem, który 
czekał świat. Autopsja wykazała zawartość cyjanku i arsenu w 39 zwłokach. Członkowie sekty 
dobrze przygotowali się do „przejścia”. Zażyli medykamenty, popijając je alkoholem. Dodatkowo 
wokół głów mieli zawiązane torebki, które miały spowodować uduszenie. Każda osoba miała taką 
samą kwotę dolarów w kieszeni. Wszyscy byli ubrani w niebieskie koszule i spodnie, a na nogach 
mieli sportowe buty. Uważa się, że ginęli stopniowo, w grupach, w ciągu kolejnych trzech dni. Jako 
ostatni samobójstwo popełnił Applewhite, wraz z dwiema kobietami (na ich głowach nie 
odnaleziono toreb). Mimo tego, że kometa Hale-Bopp ukazała się ludziom pod koniec XX wieku, 
wielu uważało, że jej obecność jest zapowiedzią nieszczęść i wojny lub lawiny chorób, które spadną 
na ludzkość. 

Koniec świata 2000 

Podobnie jak w czasach, gdy zbliżał się rok tysięczny, tak i 11 lat temu popłoch wywoływał rok 
2000. Powszechna prawda o dawnych lękach powróciła w obliczu okrągłej daty. Pomimo upływu 
tysiąca lat, przypomniały się średniowieczne motywy i obrazy. Koniec drugiego tysiąclecia obfitował 
w gorączkowe poszukiwania wskazówek na przyszłość. Ludzie obawiali się nadejścia końca świata, 
który miał być znakiem końca wieku XX. Fantastycznym wizjom nie było końca. Autor książki „Kod 
Biblii”, Michael Drosnin, odnalazł zagłady świata na łamach pierwszych pięciu ksiąg Starego 
Testamentu. Między wierszami udało mu się przeczytać, że nastąpi ona w wyniku "atomowego 
holokaustu". 

Co jednak miało się kryć pod tą frazą, tego nikt nie wie. Inne proroctwo w odniesieniu do roku 
2000 pochodziło od Richarda Noone’a, który zapowiedział, że zagłada nastąpi 5 maja, w wyniku 
ulokowania się w jednej linii wszystkich planet Układu Słonecznego. Rzadkie zjawisko 
astronomiczne miało spowodować, że Ziemię pokryje lód z obu biegunów. Według niego zapowiedź 
tych wydarzeń była od wieków skryta w Wielkiej Piramidzie w Gizie. Wizja końca świata wiązana 
była przez niektórych z poglądem millenaryzmu. Uwadze proroków uszedł fakt, że milenijny 
przełom dotyczy wyłącznie chrześcijan. Dla Chińczyków bowiem wówczas minęło już ponad 4 700 
lat! Data zagłady w roku 2000 została wskazana również przez 

Kasjopejan

. Zapowiadali oni, że 

pojawi się wtedy krzyż kosmiczny wraz z zaćmieniem Słońca. W Ugandzie na przełomie XX i XXI 
wieku około pół tysiąca członków apokaliptycznej sekty popełniło samobójstwo na wieść o 
zbliżającym się Armagedonie. Byli to zwolennicy Ruchu na rzecz Przywrócenia Dziesięciu Przykazań 
Bożych. Afrykańska sekta dokonała samospalenia. Wśród ofiar tego zdarzenia były także dzieci. 

Popłoch wśród ludności wywoływała wizja światowego chaosu spowodowanego przez błąd roku 
2000. Mógł on wystąpić w komputerach ze starszym oprogramowaniem i wywołać awarię wielu 

background image

urządzeń na świecie. Dodatkowo miał spowodować uszkodzenie światowej komunikacji, systemów 
bankowych i elektrowni atomowych. Pod koniec roku 1999, przed zbliżającym się wielkimi krokami 
końcem świata, na ulicach polskich miast można było natknąć się na ludzi, którzy rozdawali ulotki z 
ofertą swych kościołów. Reklamy traktowały o zbliżającym się końcu oraz przypominały o tym, że 
to ostatnia chwila, by "zorganizować sobie" zbawienie. Ludzie mieli problem z wyborem właściwej 
ścieżki, ponieważ każda ulotka z osobna zapewniała, że to właśnie ten kościół może zapewnić 
zbawienie. Przed sylwestrem Mormoni ogłosili wszem i wobec, że zamknęli listę nowych 
wyznawców. Ten, któremu nie udało się zapisać, utracił jedyną i niepowtarzalną szansę i nie 
zostanie zbawiony! 

Najbliższy koniec świata, podobno, 21 grudnia 2012. Jak się przygotować? Wystarczy wysłać sms, 
by otrzymać receptę na przetrwanie. 

Na stronach internetowych poświęconych tematyce apokalipsy zamieszczone są bramki sms. Jedna 
wiadomość wystarczy, by w zamian otrzymać instrukcję, jak uchronić siebie i rodzinę przed 
zagładą. Taka wiadomość to spory wydatek, ale informacja zwrotna bezcenna. Alternatywą dla 
smsów jest budowa bunkra dla najbliższych, co zainicjowała Hiszpania. Receptą na przetrwanie jest 
również specjalnej konstrukcji, niezatapialna łódź. Koniec świata śmiało znów zagląda nam w oczy. 
Jednak, czyż to nie pierwszy już raz?