5.
WCIĄŻ CIĘ KOCHAM
SONATA ARCTICA
Still Loving You (Scorpions Cover)
Yes, I've hurt your pride and I know
What you've been through
You should give me a chance
This can't be the end
I'm still loving you
Jedną ręką zamknąłem za nami drzwi od sypialni, a drugą opuściłem Dracona na jedwabną pościel. Wyglądał absolutnie zachwycająco, otulony puszystymi ręcznikami, leżąc spokojnie na łóżku i patrząc na mnie z jakąś taką dziecinną ufnością... Już zapomniałem, że można na mnie spoglądać w ten sposób.
Powoli położyłem się tuż obok i pocałowałem mojego chłopca w skroń, po czym przytuliłem się do jego ciepłego ciała. Zamknąłem oczy, próbując wyryć sobie te chwile w pamięci na całą wieczność. "Niech to się nigdy nie skończy"
myślałem.
"Proszę... Niech już zawsze będzie właśnie tak: cicho, ciepło i spokojnie...".
Delikatne, nieśmiałe palce wplotły się w moje włosy, pieszcząc je powolnymi, subtelnymi ruchami.
Tato?... usłyszałem ciche pytanie.
Mhm? wymruczałem, wtulając się w niego jeszcze bardziej.
Kocham cię, wiesz? powiedział po prostu, tak cicho i zwyczajnie, jakby to była najnaturalniejsza rzecz na świecie.
Podniosłem głowę i spojrzałem na niego, nie mogąc uwierzyć własnym uszom.
Oczy Dracona lśniły od nie wylanych łez, a na ustach błąkał się drżący, niepewny uśmiech. Chłopak przypominał mi teraz małego kociaka, ostrożnie wtulającego się w przyjazną dłoń, gotowego jednak na każdy gwałtowniejszy ruch
zerwać się i uciec. Brakowało mu tylko małych spiczastych uszek, sterczących czujnie, i wysuwających się co chwila pazurków.
A przecież ta dłoń naprawdę była przyjazna... teraz.
Ja też cię kocham wyszeptałem, jak gdyby bojąc się, że mocniejszy ton głosu może sprawić, że czar pryśnie...
A potem zacząłem całować delikatnie tę ukochaną twarz: czoło, rozluźnione teraz, bez choćby jednej zmarszczki, drżące powieki, które od dotyku moich ust zadrżały, wypuszczając na wolność gorące, słone łzy, które także scałowałem, by zacząć pieścić wargami mały, zadziorny nosek oraz cudownie gładkie, uroczo zarumienione teraz policzki...
Aż wreszcie zatopiłem się w jego rozchylonych, oczekujących mnie ustach, które poddały mi się bez cienia wątpliwości czy oporu. To było wszystko. Cały mój świat
w tych miękkich, ufnych wargach i rękach, zaplatających się na moim karku i przyciągających mnie bliżej.
Czy możesz zdjąć teraz ze mnie ten... kokon? zapytał z uśmiechem Draco, wskazując na oplatające go ciasno ręczniki, gdy oderwaliśmy się wreszcie od siebie niechętnie.
Zaśmiałem się, po czym spełniłem jego prośbę, odsłaniając pachnące, ciepłe nagie ciało, leżące spokojnie na pościeli i pozwalające się podziwiać. Przełknąłem ciężko ślinę na ten widok.
On był... idealny. Był tym wszystkim, co mogłem sobie wymarzyć
i jeszcze więcej, o wiele więcej. Jego łagodne wybaczenie, pozbawiona jakichkolwiek wyrzutów, pokorna miłość
nawet o nich nie śniłem w samotne, zimne noce, zmieniające moje serce w nieczułą bryłę lodu.
Już nigdy więcej nie chciałem do tego wracać...
Chcę, żebyś był mój powiedziałem cicho. Tu. Teraz.
W odpowiedzi Draco przyciągnął mnie do siebie i zatopiliśmy się w kolejnym pocałunku, i znów, i następnym... Dłonie chłopca przesuwały się pieszczotliwie po moich barkach, ramionach, łopatkach, niespiesznie, jak gdyby należał do nas cały czas tego świata, zatrzymany w kropli bursztynu na wieczność. Nie spieszyliśmy się; po raz pierwszy od naprawdę długiego czasu rozkoszowałem się każdą sekundą oczekiwania na ostateczne spełnienie.
Ale powoli nasze pieszczoty stawały się coraz bardziej gwałtowne i desperackie... Nie mogąc powstrzymywać się już dłużej, przesunąłem się w dół ciała Dracona, zatapiając język w kuszącym zagłębieniu jego pępka i liżąc go zachłannie. Jednocześnie dłońmi pieściłem boki chłopca, od krzywizny pach aż po wystające kości bioder, chłonąc całym sobą kruchość i delikatność, bijące z całej jego szczupłej, wijącej się pode mną sylwetki.
Wreszcie usadowiłem się pomiędzy jego udami, które rozchyliły się zapraszająco, bez cienia wahania, choć policzki Dracona pokrył szkarłatny rumieniec.
Jesteś pewien, że tego chcesz?... mimo wszystko zapytałem cicho, nie chcąc robić niczego wbrew jego woli.
Chłopiec pokiwał energicznie głową, a ja w odpowiedzi obsypałem jego brzuch deszczem pocałunków, delikatnych jak muśnięcie skrzydłem motyla... "Nie spłoszyć go, nie spłoszyć"
powtarzałem sobie w duchu niczym mantrę.
Podasz mi oliwkę? zapytałem cicho. Nie chciałem sprawić mu bólu... Stoi na szafce.
Rozejrzawszy się dokoła, Draco sięgnął ręką i podał mi kryształową buteleczkę. Odkręciłem zakrętkę, po czym nalałem aksamitną ciecz na palce i roztarłem ją po swoim członku. Po sypialni rozniósł się charakterystyczny zapach.
To wanilia, ambra i...
... białe piżmo, wiem. Twój ulubiony zapach dokończył za mnie Draco, uśmiechając się figlarnie zaczerwienionymi od pocałunków ustami.
Zacząłem pieścić nawilżonymi palcami wejście chłopca, rozciągając i przygotowując go skrupulatnie... dopóki Draco nie otoczył mnie ściślej nogami w pasie i nie spojrzał na mnie zniecierpliwiony, z przekornymi iskierkami w oczach.
No, dalej, chcę się przekonać, czy mit, że mój ojciec jest bogiem seksu, nie jest przypadkiem sporo przesadzony... Bo mam takie przeczucie, że rzeczywistość okaże się dość blada w porównaniu do tych plotek...
Te słowa sprawiły, że poczułem, jak przewrotność bierze górę nad pożądaniem...
* * *
Przyznaję: chciałem go sprowokować. Ojciec był tak cudownie delikatny, jak tylko mogłem to sobie wymarzyć, ale po raz pierwszy w życiu chciałem, by był także gorący i zdecydowany w swym pożądaniu, by był namiętny i pełen pasji. Pragnąłem, żeby rozpalił mnie do granic możliwości, abym płonął jak jeszcze nigdy wcześniej...
I wtedy usłyszałem słowa, wypowiedziane niskim, sugestywnym głosem, wibrującym erotyzmem i magnetyczną siłą przyciągania:
Taak?... Obawiam się, Draco, że muszę cię rozczarować. To nie jest żaden mit. To zwykłe stwierdzenie faktu... które zresztą i tak nie umywa się do rzeczywistości. Co zresztą z pewnością wykrzyczysz mi tej nocy...
Śliskie od oliwki dłonie przesunęły się niespiesznie po moim ciele, podrażniając skórę samymi opuszkami palców. Przymknąłem powieki, poddając się subtelnym pieszczotom, postanawiając zdać się całkowicie na doświadczenie mojego ojca.
Nagle zachłysnąłem się powietrzem, gdy poczułem, jak twardy, rozpalony członek wsuwa się pomiędzy moje pośladki... zatrzymując się tuż przed moim wejściem, muskając główką wrażliwą skórę odbytu, lecz nie posuwając się dalej... Chciałem pchnąć swoje biodra i samemu nabić się na tę niemożliwie naprężoną męskość, gdy silny uścisk dłoni przytrzymał mnie niczym w imadle.
Pozwoliłem ci się ruszyć?... zapytał ostro Lucjusz, zaciskając palce na moim ciele. Jęknąłem cicho. Wejdę w ciebie tylko wtedy, gdy sam tego zechcę. Nie wcześniej... zapamiętaj to sobie.
Spojrzałem na niego niepewnie, czując powracające widmo dawnego strachu, a wtedy ojciec uśmiechnął się uspokajająco i pogładził mnie po biodrze, rozluźniając chwyt. Pochylił się, opierając przedramiona po obu stronach mojej głowy, po czym wyszeptał mi do ucha:
Zaufaj mi...
Na moment przytuliłem się do niego, dając do zrozumienia, że dobrze, zaufam, i że może robić ze mną, co mu się żywnie podoba... W końcu, należałem do niego, prawda?...
Wtedy usta mężczyzny przesunęły się w dół i objęły mój sutek, otulając go wilgotnym, gorącym dotykiem wijącego się języka. Z moich ust wydostało się niekontrolowane sapnięcie, które przeszło w urywane dyszenie... Silne dłonie raz jeszcze przytrzymały moje biodra w żelaznym uścisku, podczas gdy biodra Lucjusza zaczęły się miarowo, delikatnie poruszać, przez co jego członek wsuwał się na centymetr-dwa w głąb mnie... po czym wysuwał, doprowadzając mnie tym do szaleństwa. I tak przez cały czas, ani milimetra głębiej...
Zacząłem jęczeć nieprzytomnie i wić się w pościeli, zaciskając na niej kurczowo swe dłonie.
Proszę... mocniej... po prostu mnie weź... błagam! ostatnie słowo wykrzyczałem na całe gardło, nie mogąc się już powstrzymać.
Wtedy Lucjusz zatrzymał się, oderwał od mojego sutka i wyprostował, klęcząc pomiędzy moimi nogami i patrząc na mnie z góry z jakąś ponurą satysfakcją. Jego wzrok był wzrokiem, jaki spogląda właściciel na swoją własność, jak patrzy artysta na dzieło swoich rąk... Nie, żeby mi to przeszkadzało.
A więc chcesz, żebym cię wziął?... zapytał Lucjusz, zawieszając znacząco głos.
Taak wyjąkałem.
Mocno?...
Tak szepnąłem, drżąc już na całym ciele z frustracji i niezaspokojenia. Proszę, ojcze... Chcę cię poczuć w sobie.
Jakiś dziwny ogień zapłonął w jego oczach na te słowa...
* * *
Gdy usłyszałem, jak Draco nazywa mnie ojcem, jak wypowiada te słowo zdyszanym, spragnionym głosem, kształtując je zaczerwienionymi, nabrzmiałymi wargami
poczułem, jak moja męskość napręża się jeszcze bardziej, co wydawało się być już niemożliwe. A jednak... Mój członek zaczął się sączyć, pulsując boleśnie, pragnąc zatopić się w miękkim ciele i wyładować się... właśnie teraz.
To jedno słowo sprawiło, że krew zaczęła tętnić mi dziko w skroniach, a oddech przyspieszył przez perwersyjną przyjemność, że
nawet teraz
Draco myśli o mnie jak o ojcu. Nie wiem, dlaczego, ale świadomość, że mam w łóżku swojego własnego syna, błagającego pokornie, bym go wypieprzył, rozchylającego bezwstydnie swe białe uda i nadziewającego się na mojego penisa
doprowadziła mnie do szału i przełamywała wszelkie granice.
Ojciec...
To słowo tłukło się w moim umyśle nieprzerwanie, gdy pchnąłem, zagłębiając się w chłopaku aż po sam trzon i poruszając się w nim mocno, agresywnie, przesuwając go po jedwabnej pościeli i napierając na jego szczupłe, delikatne ciało z jakąś straszną siłą, potęgowaną po kilkakroć przez płynny ogień, który rozlewał się w moich tętniących szaleńczo żyłach. Brałem Dracona z pasją, udowadniając sobie i jemu, że jest tylko i wyłącznie
mój...
Mój syn...
Zacisnąłem mocno dłoń na jego członku, stymulując go w tym samym dzikim tempie, z jakim go pieprzyłem, słuchając z rozkoszą jego cichych łkań, pełnych przyjemności okrzyków i westchnień, gdy jego ciało wiło się rozpaczliwie pod moim. Lecz po raz pierwszy w ciągu tych nieszczęsnych dwóch lat, gdy przychodziłem do jego sypialni
Draco wił się z rozkoszy, jaką mu dawałem, zarumieniony i śliski od potu, z niewidzącym, zamglonym wzrokiem.
I wtedy doczekałem się... nazwał mnie bogiem, krzycząc w trakcie szczytowania, dygocąc silnie i spinając kurczowo wszystkie mięśnie swojego młodzieńczego ciała. Wytrysnął mi w rękę obfitym strumieniem, lecz nawet wtedy nie przestałem przesuwać dłonią po jego męskości, poruszając po niej silnym, mocnym uchwytem. Chłopak zawył, a z jego oczu trysnęły łzy, gdy moja ręka pieściła go brutalnie po nadwrażliwej od orgazmu skórze, nie dając nawet chwili wytchnienia.
Dysząc, zacząłem brać go rwanymi, konwulsyjnymi pchnięciami, jakby od tego miało zależeć całe moje życie... I chyba naprawdę tak było; w jakiś dziwny sposób ta noc była ukoronowaniem całe mojego dotychczasowego życia... W tej perspektywie nic nie miało znaczenia. Minione lata, wszystkie te gwałty, naprzemienne zbliżanie się do siebie i oddalanie
wszystko to prowadziło właśnie do TEGO momentu...
Poczuwszy, jak ciało chłopaka dygoce w kolejnym, bezładnym i niejako wymuszonym orgazmie, szybkim ruchem uniosłem jego biodra i rozsunąłem pośladki, wbijając się w niego tak mocno, jak tylko byłem w stanie... Doszedłem, jęcząc przeciągle, świat zawirował, a moje pole widzenia zwęziło się tylko do jednego punktu gdzieś daleko w przestrzeni
punkciku pełnego światła i ciepła, ekstazy.
Zamrugałem, a mój wzrok zogniskował się wreszcie i zobaczyłem GO. Oddychającego ciężko, z mokrymi od łez policzkami, wciąż jeszcze leżącego w szoku i dygocącego lekko. Wydał mi się tak piękny... Pokonany i zdobyty, gdy nie było już żadnych murów do zburzenia, żadnych granic do przekroczenia. Leżący pode mną bez tchu
to moje dzieło
moja własność... Mój.
Należysz do mnie, całkowicie, bez wyjątku wyszeptałem.
Spojrzał na mnie słabo, po czym pokiwał głową z wyraźnym trudem.
Chcę wiedzieć tylko jedno... Powiedz, że dobrze cię przerżnąłem powiedziałem z chłodem i dystansem, który wiedziałem, że go zrani, ale chciałem wiedzieć, czy nawet wtedy... czy nawet wtedy będzie mi posłuszny?...
Władza... Czy naprawdę tylko to się liczy?...
Dobrze mnie przerżnąłeś wykrztusił Draco przez drżące wargi, a jego oczy rozszerzyły się zapowiedzią łez i rozpaczy.
Jeszcze raz, i mów do mnie: ojcze naciskałem.
Dobrze mnie przerżnąłeś, ojcze powtórzył chłopak posłusznie, choć z niewysłowioną goryczą, chowając twarz w dłoniach. Jego ramiona zadrżały konwulsyjnie.
Pewnie myśli, że to wszystko... wszystkie te czułości, to wyznanie miłości... było właśnie po to. Było?...
Wysunąłem się wreszcie z jego wnętrza po czym położyłem się obok, otaczając go ramionami i odgradzając go od całego świata. Odgarnąłem mu spocone włosy z twarzy i pocałowałem w skroń, po czym wyszeptałem, zanurzywszy twarz w tych jasnych kosmykach:
To dobrze. Bo wciąż cię kocham...
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
bardzo cie kochamyKocham Cię i kocham FliperJak cię kochamFliper Kocham Cię i kochamZa Bardzo Cię Kocham I Love You Too 2010[Starky] [TnTTorrenT]Kocham Cie I Kocham Fliperwięcej podobnych podstron