TaraPammi
Czyjatodziewczyna?
Tłumaczenie:
IzaKwiatkowska
ROZDZIAŁPIERWSZY
–Nikos,przyjechałapannaNelson.
Spoglądając na zegarek, Nikos Demakis lekko się uśmiechnął. Jego niewinne
kłamstewkoodniosłoskutek.
–Powiedzochroniarzowi,żebyjąprzyprowadził–rzucił,poczymwróciłdogości.
Innyfacetmógłbymiećwyrzutysumienia,żekimśmanipuluje.Alenieon.
Z coraz większym zniecierpliwieniem obserwował, jak jego siostra snuje się za
Tylerem,swoimchłopakiem,usiłujeprzywrócićmupamięć,pouszynurzasięwroli
tragicznejkochanki.Jednakostatniowjejoczachzacząłdostrzegaćcośinnegoniż
charakterystycznądlaniejtrzpiotowatość.Dotychczasniedoceniał,jakwielkąwła-
dzęmanadniąTyler.InformacjaoichzaręczynachdotarłanawetdodziadkaSava-
sa.
ZgodniezprzewidywaniamiNikosadziadekpostawiłultimatum.Kolejnypretekst
wymyślonyprzezstaregotyrana,żebyopóźnićprzekazanieNikosowifunkcjipreze-
sazarząduDemakisInternational.
„ZałatwsprawęVenetii,afirmabędzietwoja.Pozbawjąkontawbanku,odbierz
luksusoweautoistroje.Zamknijjąnaklucz.Szybkoonimzapomni,jaksobieprzy-
pomni,cotogłód”.
Krewsięwnimgotowałanasamowspomnienietychsłów.
Najwyższyczaswykreślićtegoczarującegomanipulatorazjejżycia.MimotoNi-
kosniemiałzamiaruzagłodzićsiostry.Zrobiwszystko,żebyprzetrwać,alenapew-
nonieskażeVenetiinaśmierćgłodową.Alewkurzałogo,żedziadekwziąłpoduwa-
gętakąmożliwość.
Najwyraźniejtoniezadowoleniemalowałosięnajegotwarzy,boNina,długonoga
brunetka, która mu towarzyszyła, ilekroć przebywał w Nowym Jorku, umknęła
wdrugirógsalonu.
– Panna Nelson chce się z panem spotkać w kawiarni po drugiej stronie ulicy –
szepnęłamudouchaasystentka.
–Nie.
Pech chciał, że w najbliższych dniach będzie zmuszony mieć do czynienia nie
zjedną,azdwiemanieobliczalnymikobietami.Chciałjaknajszybciejmiećtospo-
tkaniezasobą,żebynareszciewrócićdoAten.Chciałzobaczyćminędziadka,gdy
mupowieoswoimtriumfie.
Sięgnął po jeden z kieliszków roznoszonych przez kelnera i upił łyk szampana.
Wbrewkrakaniudziadka,żenieznajdzieinwestora,właśniepodpisałwartmiliardy
kontraktzNathanemRamirezem,wschodzącągwiazdąbiznesu,przyznającmuna
wyłączność prawa do niezabudowanego skrawka ziemi na jednej z dwóch wysp
wposiadaniurodzinyDemakisówodtrzystulat.
ByłtobardzopożądanyzastrzykgotówkidlaDemakisInternationalorazjegodłu-
go oczekiwana szansa. Takiego zwycięstwa dziadek nie może zignorować. Nikos
czuł,żejestokrokodcelu.
Jednak miesiąc trudnych i wyczerpujących negocjacji dawał mu się we znaki,
a jego ciało domagało się seksu. Dopił szampana, po czym skinął na Ninę. Panna
Nelsonmusipoczekać.
Bylipoddrzwiamijegoprywatnegoapartamentu,gdyzatrzymałgoczyjśśmiech
nakorytarzu.
OdesłałNinęzpowrotemdosalonu,asamruszyłkorytarzem.
Jużmiałzasypaćpytaniamiochroniarza,aleodebrałomugłos.
Napuszystejwykładzinie,trzymającsięzabrzuch,klęczałakobieta,któraztru-
demłapałaoddech,ajegodwumetrowyochroniarzKane,pochylałsięnadniąwy-
raźniezaniepokojony.Nikosowirzuciłysięwoczyjejrudewłosy.
Pchanyciekawościąpodszedłbliżej.
–Kane,cosięstało?–warknął.
–Przepraszam,panieDemakis–odparłochroniarz,poufałymgestempoklepując
ogromnądłoniądrobneplecykobiety.–Lexipopatrzyłanawindęioznajmiła,żenie
wsiądzie.
LexiNelson.
Nadaltrwałapochylona,ajejwąskieramionadrgały.
–Cotakiego?!
–Powiedziała,żeżadnasiłajejtamniewciągnie.Kazałamidopanazadzwonić,
żespotkasięzpanemwkawiarni.
Nikos przeniósł wzrok na supernowoczesną windę. W tej samej chwili przypo-
mniałomusięjednozdaniezdossierLexiNelson.
„Uwięzionawwindzieprzezsiedemnaściegodzin”.
Mogłaodejść,pomyślałzirytowany.Przewrotnareakcja,bobyłobytowbrewjego
interesom.
–Szłanapiechotędziewiętnaściepięter?–zapytał.
Kaneprzytaknął.NieuszłouwadzeNikosa,żeiochroniarzbyłlekkozasapany.
–Szedłeśrazemznią?
–Tak.Ostrzegałem,żewpołowiedrogizemdleje.–Popatrzyłnaniądziwniecie-
pło.–Alerzuciłamiwyzwanie.–Lekkopchnąłjąramieniem.Nikospatrzyłzafascy-
nowany.Kobietawyprostowałasię,żebyszturchnąćKane’azsiłą,jakiejsięniespo-
dziewałpoosobietak…drobnej.
–Małobrakowało,abymcięwyprzedziła.–Nadalztrudemchwytałapowietrze.
Śmiejąc się, Kane pomógł jej się podnieść. Znowu dziwnie poufałym gestem wo-
bec kobiety, którą poznał ledwie dwadzieścia minut wcześniej. Ale gdy przed nim
stanęła,sprawasięwyjaśniła.
Lexi sięgała mu do ramienia. Może miała metr sześćdziesiąt, ale połowa tego
przypadała na nogi. Pasek odsłoniętego ciała między kusą plisowaną spódniczką
ibrzegiemwysokich,skórzanychkozakówzrobiłnanimwrażenie…niemałe.
Owalnatwarz,niebieskieoczyipełnewargiterazrozchylonewuśmiechu.Krótko
ostrzyżonewłosyupodobniałyjądokilkunastoletniegochłopca.
–Kane,zaprowadźpaniądomojegogabinetu–powiedział,aonarzuciłamuzdzi-
wionespojrzenie.–Wprowadzatupaniniepotrzebnezamieszanie.Proszęzaczekać
wmoimgabinecie,przyjdędopanizapółgodziny.–Odwróciłsięiodszedł.
Cham,alemaładnytyłek,pomyślałazaskoczonatakąswojąreakcją.
Mimożeniezdążyładobrzemusięprzyjrzeć,wyczuła,żeczymśgorozgniewała.
IgnorującKane’a,ruszyłazajegooddalającymsięszefem,jednocześniesięzastana-
wiając,comogłogotakzirytować.
Wspinaczkanadziewiętnastepiętroomałonieprzyprawiłajejozawał,aleczuła,
żenieodejdzie,dopókiznimnieporozmawiaisięniedowie,codziejesięzTyle-
rem.PrzezcałytydzieńdobijałasiędoDemakisawjegonowojorskiejsiedzibie,aż
wkońcudoczekałasiętelefonuodjegosekretarki.Ledwiezdążyłasięprzedstawić
ochroniarzowi,natychmiastpoprowadziłjądowindy,zktórejbłyskawicznieuciekła.
Terazzatrzymałasięwprogusłabooświetlonejsali.Nawetwtymświetlerzucił
jej się w oczy elegancki wystrój: idealnie biała wykładzina oraz szklana ściana od
sufitu do podłogi z bajecznym widokiem na panoramę Manhattanu oraz otwarty
bar.
Jakbysięznalazławinnymświecie.
Nagle zorientowała się, że otacza ją martwa cisza. Gdy gapiła się na wytworne
wnętrze,przyglądałojejsiękilkanaścieosób.Patrzylinaniąjaknaprzybyszazko-
smosu.
Posłałaimszerokiuśmiech,kurczowościskającpasektorby.
NajejwidokDemakisuwolniłsięzobjęćkształtnejbrunetki,zktórąwłaśnieza-
mierzałwyjść.
Leximocniejścisnęłapasek.
–PannoNelson,prosiłem,żebyzaczekałapaniwmoimgabinecie.
Zapatrzona w tak przystojnego faceta na moment przestała myśleć przytomnie.
Wpatrywały się w nią ciemne oczy okolone długimi rzęsami. Mogłaby się założyć
o ostatniego dolara, że jego elegancki garnitur jest szyty na miarę. Podnosząc
wzroknajegointeresującąfizys,poczuładziwnyniepokój.
Nikos Demakis okazał się najbardziej przystojnym mężczyzną, jakiego kiedykol-
wiekmiałaokazjęzobaczyć.Bliskometrdziewięćdziesiątwzrostuiszerokiebary.
Odkilkumiesięcyśniłjejsięponocach:galaktycznypirat,nikczemnik,któryporwał
jejbohaterkępannęHavishamzzamiaremotwarciawrótczasu.
Palcejąświerzbiły,żebywyjąćztorbyołówek,zktórymnigdysięnierozstawała.
Szkicowałagomnóstworazy,aleciągleniebyłazadowolona.
Spike,galaktycznypiratzkrwiikości.
–Panijestpijana?
Zaczerwieniła się, zdawszy sobie sprawę, że powiedziała to na głos. Zadrżała,
gdyprzeszyłjąwzrokiem.Jakbypotrafiłzobaczyćilepiejniżonazrozumiećjejre-
akcję.
–Jasne,żenie.Jatylko…
–Tylkoco?
–Kogośmipanprzypomina.–Uśmiechnęłasięsztucznie.
–Jeśliskończyłajużpanibujaćwobłokach,tomożemyporozmawiać.–Wskazał
nadrzwizajejplecami.
–Niemusipanopuszczać…przyjęcia.–Odwróciławzrok.Czymgotakrozzłości-
ła?–Chcęsiętylkodowiedzieć,jaksięczujeTyler?
Nieznacznie kiwnął głową, dając znak gościom, by się cofnęli. Albo odsunęli od
niej.Ścierpłanatakipokazwładzy.
– Nie tutaj. – Nie spuszczając wzroku z Lexi, szepnął coś do ucha brunetce. –
Przejdźmydogabinetu.
Cofnęłasię,bygoprzepuścić.Zdobywszycałąjegouwagę,lekkosięzaniepoko-
iła. Rozejrzała się po gościach. W grupie raźniej. Ale ci ludzie zostaną za drzwia-
mi…Mimotojegoposturaorazniczymnieuzasadnionapogardawspojrzeniunapa-
wałyjąlękiem.
–Niemaoczymrozmawiać.Jasiętylkochcędowiedzieć,jaksięczujeTyler.
Kilkaminutpóźniejznaleźlisięwsupernowocześnieurządzonymgabineciezjesz-
cze lepszym widokiem na Manhattan. Zaintrygowało ją, czy widać stamtąd ciasne
mieszkanko,którenaBrooklyniedzieliłazprzyjaciółmi.
Pośrodku pokoju stało rozległe mahoniowe biurko, po jednej stronie, z boku,
anekswypoczynkowyzkanapąorazfotelami,podrugiejstanowiskokomputerowe
zdrukarkąorazniszczarką.
Demakiszdjąłmarynarkę,poczymrzuciłjąniedbalenaskórzanyfotel.Wnieska-
zitelniebiałejkoszuliwydawałsięjeszczebardziejdominującyijeszczewiększy.
Rozpiął mankiety i podwinął rękawy, błyskając srebrnym rolexem. Oparł się
obiurko,wyciągającprzedsiebienogi.Podtkaninąspodnikryłysięjegomuskular-
neuda.
–Prosiłem,żebypanizaczekała.
Czerwieniącsię,odwróciławzrok.Przestańsięgapićnaudategofaceta!
– Pokonałam na piechotę dziewiętnaście pięter, żeby zabrać panu kilka minut –
odparła,czującsięniezbytpewniepodjegokrytycznymspojrzeniem.Byłtakduży
ionieśmielający,żeporazpierwszywżyciużałowała,żeniejestwysokaiczarują-
ca.–Wyjdę,jaktylkosiędowiem,wjakimstaniejestTyler.
Gdypodszedłdoniejzrękamiwkieszeniach,musiałasiępowstrzymać,żebynie
umknąćjakspłoszonyptak.Przyglądałjejsiębadawczo,ajednocześnielekceważą-
co.PorazkolejnymiałaochotępoprawićwłosyiwygładzićT-shirt.
–Dopierocowstałapanizłóżka?
Namomentjązamurowało.
–Owszem.Jakzadzwoniłtelefon,odsypiałamszalonąnoc,więcproszęwybaczyć,
jeżelimójstrójniepasujedotegownętrzazamilionydolarów.–Zjakiegośpowodu
byłdoniejwrogousposobiony,cojąwkurzało,budzącagresję.–Nichsiępando-
wie,żebyćmożepanspędzaczasnaigraszkachzeswojąkobietą,alejapracuję.
Sątacy,comuszązarabiaćnażycie.
–Uważapani,żejaniepracuję?–Wjegospojrzeniudostrzegłabłyskrozbawie-
nia.
– To skąd to pogardliwe podejście, jakby pański czas był cenniejszy od mojego?
Nie wątpię, że w minutę zarabia pan więcej ode mnie, ale muszę zarabiać, żeby
jeść–odrzekłazdziwiona,skądwniejażtylezłości.–Imprędzejodpowiepanna
mojepytanie,tymprędzejbędziemniepanmiałzgłowy.
Podszedłtakblisko,żeowiałjązapachjegowodykolońskiej.Wytrwała,nieoka-
zując,jakbardzojąpeszyjegobliskość.
–PrzyszłatupanidlaTylera.Niktpanidoniczegoniezmusza.Wkażdejchwili
możepaniopuścićtenbudynek.Schodami,takjakpanituweszła.
Niemogła.Niemiałpojęcia,ilejąkosztowałoprzybyciedojegobiura.
–Zadzwoniłdomniefacet,którysięnieprzedstawił,zinformacją,żeTyleripań-
skasiostramieliwypadek.–Możejesttakiniemiły,bomartwisięosiostrę?Możli-
we,żewinnychokolicznościachzachowujesięjakczłowiek.–Coznim?Czypań-
skasiostrateżodniosłaobrażenia?
Ściągnąłbrwi.
–Pytapaniokobietę,któranadobrąsprawęodbiłapanichłopaka,zktórym…–
Sięgnął po segregator leżący na biurku i zaczął przeglądać jego zawartość. – Za-
raz,zaraz…Zktórymbyłapaniprzezjedenaścielat?
–Przyszłomidogłowy,żejestpantaknieprzyjemny,bomartwisiępanosiostrę,
ale taki zimny drań jak pan… – Zamilkła na widok swojego nazwiska napisanego
wielkimiliteraminagrzbieciesegregatora.
Jednymsusemznalazłasięprzynim,poczymwyrwałamuzrękisegregator.Jego
zaskoczenieniedałojejnajmniejszejsatysfakcji.
Sztywnazestrachuzaczęłaprzerzucaćkartki.Dziesiątkistroninformacjioniej
iTylerze,faktyzichcałegożycia,łączniezichpolicyjnymizdjęciami.
„W wieku lat szesnastu odsiedziała rok w poprawczaku za kradzież z włama-
niem”.
Pomimoklimatyzacjipoczuła,jakpoplecachspływajejpot.
–Tosąinformacjepoufne!–Zewstyduwolałabyzapaśćsiępodziemię.Wypuściła
zrąksegregator.PchanapoczuciemkrzywdyrzuciłasięnaDemakisazpięściami.–
Ocotuchodzi?Jakimprawemzbierałpanomnieinformacje?Widzimysiępierwszy
razwżyciu!
–Proszęsięuspokoić.–Chwyciłjązanadgarstki.
Na widok swoich drobnych i bladych dłoni w jego wielkich brązowych łapach,
szarpnęłasię.Jakimprawemonjejdotyka?!
–Stracępracę,jeżelitowyjdzienajaw.PanieDemakis,panniemapojęcia,jakto
jestżyć,żywiącsięokruchami.Chodzićzuczuciem,żeniedługożołądekzaczniesię
samzjadać.Mieszkaćnaulicy,niewiedząc,czysięznajdziebezpiecznemiejscedo
spania.Znowubymnietoczekało.–Powiodławzrokiempopuszystymkremowym
dywanie, po panoramicznym oknie z widokiem na Manhattan, na włoski garnitur
Demakisaiwybuchnęłaśmiechem.–Jasne,żepanniemaotympojęcia.Założęsię,
żenawetpanniewie,cotogłód.
Zacisnąłszczęki,przezcojegorysyjeszczebardziejsięwyostrzyły.
–Niechpaniniebędzietegotakapewna–wycedziłprzezzęby.–Zdziwisiępani,
ale doskonale rozumiem, co to walka o przetrwanie. – Pochylił się, żeby podnieść
segregator.–Jestmiobojętne,czyokradłapanijedendom,czycałąulicę.Interesu-
je mnie wyłącznie pani związek z Tylerem. – Podając jej segregator, przybrał po-
przedniąmaskę.–Możepanizrobićztym,copanizechce.
Uśmiechnąłsię,gdytadrobnakobietkawyrwałamuzrąkkompromitującedoku-
menty.Podeszładoniszczarki,bypozbyćsięichkartkapokartce.
Mającpamięćfotograficzną,wcaleichniepotrzebował.LexiNelson,latdwadzie-
ściatrzy,wychowanawrodziniezastępczej,aktualniebarmankawklubieVibena
Manhattanie,miałatylkojednegochłopaka,tegoczarusiaTylera.
NapodstawietejwiedzyNikosspodziewałsięosobypotulnej,nieatrakcyjnej,na-
iwnej,oniskiejsamoocenie.
Ale ta kobieta, drobna i niezbyt urodziwa, była zaprzeczeniem tych cech. Stała
przyniszczarcedumniewyprostowana,zdłoniąopartąnabiodrze.Fakt,żeokazała
sięinna…kompletnieinna,bojakakobietazainteresowałabysięlosemnowejprzy-
jaciółkikochanegomężczyzny?Będziezmuszonyzmienićstrategię.
Odwróciwszysię,popatrzyłananiegozsatysfakcją.
–Zadowolona?
–Nie–odparłastanowczymtonem.–Ztego,copantuwyczytał,powiniensiępan
zorientować, że nie jestem głupia. Zniszczyłam jedną papierową kopię, ale pan
ipańskidetektywmacietowkomputerach.
Uniósł brwi, gdy sięgnęła po przycisk do papierów, po czym rzuciła go do góry
izłapała.
–Tojakisensbyłotoniszczyć?
Niespuszczajączniegowzroku,ponowniepodrzuciłaprzyciskdopapierów.
–Symboliczny.Bochociażmamwielkąochotę…–Zerknęłananiszczarkę.–Tego
panuniezrobię.
Jednym susem znalazł się przed nią, przechwytując opadający przycisk. Odsko-
czyłaniczymprzestraszonykociak.
–Nieskrzywdzępani.
–Aha,takjakjajestemmodelkąVictoria’sSecrets.
Wybuchnąłśmiechem.
Chłopięcej budowy i pozbawiona bujnych kształtów zdecydowanie nie nadawała
się na modelkę prezentującą bieliznę. Mimo to było w niej coś pociągającego, na-
wetjaknajegowysublimowanygust.
–Brakujepanijakieś trzydzieścicentymetrówwzrostu.– Omiótłjąwzrokiem. –
Imapaniistotnebrakiwstrategicznychmiejscach.
Czerwonajakburakwysokouniosłagłowę,szacującgospojrzeniem,coodebrał,
wbrewsobie,zaprobatą.
–Topocotenpokazsiły?Niezajrzałpandotegosegregatoranamoichoczach,
żebyuściślićfakty,ależebymipokazać,żewiepanomniewszystko.Topanakrę-
ci?Zbierapanczyjeśsłabości,żebyjepotemwykorzystaćdoswoichpotrzeb?
–Tak.–Niemiałcodosiebiezłudzeń.Bezoporuposługiwałsiękażdązdobytąin-
formacją,bywygrywaćwinteresachorazwżyciu.Byłgotowynawszystko,zwłasz-
czażetymrazemszłooszczęściejegorodzonejsiostry.Trzebachronićtych,któ-
rzysąodnaszależni.–Chcę,żebypanicośdlamniezrobiłainieprzyjmęodmowy.
ROZDZIAŁDRUGI
–Niemożnaotoładniepoprosić?
–Ładniepoprosić?Zksiężycapanispadła?!Wtymświecienicniemaza„popro-
szę”i„dziękuję”!Życietegojeszczepaninienauczyło?Jaksięczegośchce,totrze-
batosobiewywalczyć,boinaczejzostaniesięzniczym.Czyniedlategowłamała
siępanidotegodomu?
–To,żeżyciekogośnierozpieszcza,nieznaczy,żetrzebazamknąćoczynato,co
dobre.–Zacisnęłapalcenapaskuodtorby.–Włamałamsiędotegodomu,bobez
tegonieprzeżyłabymnastępnegodnia.Niejestemztegodumna.Dodziśżałuję,że
nieznalazłaminnegowyjścia.Okej,proszęmipowiedzieć,cosięstałoTylerowi.
Porażonyjejsłowamizwlekałzodpowiedzią.Takobietatonieznośnyparadoks.
–VenetiaiTylermieliwypadek.–Lexiopadłanaskórzanąkanapę.–Tylerniedo-
znałżadnychobrażeńfizycznych.
–Tenczłowiek,którydomniezadzwonił,dałmidozrozumienia,żejestznimzde-
cydowaniegorzej–powiedziała,zrywającsięzkanapy.–Zasypałamgopytaniami,
aleniebyłskłonnynanieodpowiadać.
Krążyławokółniego,pocierająckark.Porazkolejnyjejchłopięcafryzurkaskie-
rowałajegouwagęnajejdelikatnąsylwetkę.Zatrzymałasięprzednim,zaciskając
palcenatorbie.
– To pańska robota. Nasłał pan któregoś ze swoich pachołków, żeby tak mi to
przedstawił.Dlaczego?
–Bobyłamipanipotrzebnatutaj.–Wzruszyłramionami.
–Zmanipulowałpanprawdę?
– Odrobinę. – Lekko ściągnęła brwi. – Jestem bezwzględny, kiedy czegoś chcę,
tymbardziejgdyidzieomojąsiostrę.Jeśliliczypani,żebędęmiałwyrzutysumie-
nia,tosiępanirozczaruje.Opróczdziurywpamięci,paniprzyjacielowinicniedole-
ga.
–Dziurawpamięci?
–Przejściowautratapamięci.–Oparłsięobiurko.–Kurozpaczymojejsiostrynie
pamięta,kiedysiępoznalianiżeplanowalisiępobrać.–Obserwował,jaknatoza-
reaguje.Ijaknadanyznakzbladła.Przygryzławargę.
–Zaręczylisię?
Przytaknął.
–Niewiem,pocomipantomówi.–Znowudotknęłakarku.
–Pamiętatylkopaniąistaleopaniąpyta.Venetiaodchodziodzmysłów.
Oczekiwałujrzećnajejtwarzywyraztriumfu,babskiejmściwości.Botooczywi-
ste,żeVenetiaukradłajejfaceta.Byłprzygotowanynapotokiłez,wzdychanie,za-
łamywanierąk,„dlaczegomusiałomnietospotkać?”.Takprzynajmniejzareagowa-
łaVenetia,mimożezwypadkuwyszłabezanijednegozadrapania.Gdylekarzepo-
informowaliichoutraciepamięci,zrobiłosięjeszczegorzej,bowcieliłasięwrolę
bohaterki Szekspirowskiej tragedii. I wbrew jego oczekiwaniom, że ich związek
stracinaatrakcyjności,VenetianieodstępowałaTylera.
Sekundymijały,apannaNelsonstałazapatrzonawpanoramęManhattanu,alełzy
sięniepolały.Odetchnęłagłębiej,potarłaczoło,poczymzwróciłasiędoniego:
–PanieDemakis,gdzieonterazjest?
Smutekwjejoczachzaburzyłmuprocesymyślowe.Mimożetegonieznosił,wo-
lałbynapadzłości.Ztymbysobieporadził.Aleniewiedział,cozrobićzjejsmut-
kiem.
Ujrzałobrazbóluwoczachmatkitakwyrazisty,żeażprzeszłygociarki.Ogrom-
nymwysiłkiemwoliodsunąłwnajodleglejszykątpamięcitwarzojca.Iniechtakzo-
stanie.
–NanaszejwyspiewGrecji.
–Jasne–prychnęła.–Niedość,żejesteściepiękni,tojeszczemusiciemiećwy-
spę.
Rozbawiłgotensarkazm,iskragniewu.
–Zadałpansobietyletrudu,żebymnietuściągnąć,aledomyślamsię,żeniedla
przyjemnościprzekazaniamizłychwieści.Konieczgierkami.Comamzrobić?
–PoleciećzemnądoGrecji…żebysięnimzająć.Venetianiedanikomuspokoju,
dopókiTylerjejsobienieprzypomni.
–Chybapanżartuje.–Niekryławzburzenia.–Czyżbymprzegapiłatęczęśćopi-
suamnezji,wktórejmowa,żemożnająwłączaćiwyłączać?Naprzykład,pocałun-
kiem byłej kochanki? Skąd ma pan pewność, że potrafię przywrócić mu pamięć
opańskiejsiostrze?
–OnchcewrócićdoNowegoJorku,żebypaniązobaczyć.–Przeszedłdoaneksu
wypoczynkowego.–Venetiagoniepuści,dopókionsobienieprzypomnioichwiel-
kiejmiłości.Jegozagubienieijejrozpaczdoprowadzająmniedoszału.
–Dlaczegomiałobymnietoobchodzić?
Jejprześmiewczytonsprawił,żeujrzałcałkieminnąkobietę.
–Niemusi.Potobyłatalekkoprzeinaczonaprawda.
Gdypodszedłbliżej,znieruchomiała.Niemalczuł,jakwstrzymałaoddechwoba-
wie,żeusiądziezablisko.Tłumiącprzekleństwo,oparłsięostolikdokawy.Jejod-
dechodrazusięwyrównał.Jeszczeżadnakobietaztakąłatwościąniepotrafiławy-
prowadzićgozrównowagi.
–Chcęjejzapewnićstabilnąprzyszłość.Niczegobardziejniepragnę,atoznaczy,
że musi pani do nich dołączyć. Znacie się bardzo długo, stoi pani za nim murem,
więcprzypaniTylerszybkosobieprzypomni,żebezgraniczniekochaVenetię.Ina-
reszciepójdąrazemwświetlanąprzyszłość.
–Mapanjaja,proszącmnieotakąprzysługę.–Patrzącmuprostowtwarz,zało-
żyłanogęnanogę.
Uśmiechnął się. Zaszła w niej ogromna zmiana od chwili, kiedy potulnie szła za
nimkorytarzem.Zrozumiała,żejestmupotrzebna,idostosowałaswojąstrategię,
podobnie jak wcześniej on. Ku swojemu zdziwieniu stwierdził, że ta jej waleczna
wersjapodobamusiędużobardziej.
–Moja…męskośćniemaztymżadnegozwiązku.Idzieocoś,comuszęzrobićdla
siostry,itorobię.
Zaczerwieniłasię,odwracającwzrok,jakbydopieroterazzdałasobiesprawę,że
sięzagalopowała.Odniósłwrażenie,żeczęstozdarzajejsiępalnąćcośbeznamy-
słu.Wycelowaławniegopalcem.
–Dwamiesiącetemukazałpanswoimosiłkomchwycićmniejakworekześmie-
ciamiiwyrzucićnachodnikprzedpańskąrezydencjąwHamptonCourts.
Niemogławiedzieć,jakbardzotegożałował.Stałosięto,jeszczezanimVenetia
wtrakcieowegoprzyjęciaoznajmiła,żezaręczyłasięzTylerem.
–Udałosiępanizmylićochronę,wtargnąćnamójtereniniemalpopsućprzyjęcie.
Odnoszęwrażenie,żepanibarwnaprzeszłośćjeszczenieprzeszładohistorii–rzu-
ciłleniwymtonem,aonaznowuspiekłaraka.–Mapaniszczęście,żeniekazałem
paniaresztowaćzanajście.
– Nie miałam złych zamiarów – odparła z godnością. – Chciałam tylko zobaczyć
Tylera,nawetwtedy.
– Tego cudownego Tylera – westchnął. – Dla którego jest pani gotowa zrobić
wszystko.–Oparłłokcienakolanach.–Niewystarczyło,żenieodbierasetektele-
fonówodpani,żebysięzorientować,żeniechcemiećzpaniąnicwspólnego?Nie
wyglądapaninaumysłowoograniczoną.
Gdyjejwzrokpociemniał,domyśliłsię,żewspominapewnąrozmowęzTylerem.
–Tak,byłnamniezły,aleniechciałam,żebypopełniłbłąd.
– Nawet teraz pani w to nie wierzy, prawda? Bo to by znaczyło, że jest pani
astralnąidiotką.
Szerokootworzyłaoczy.
–O,widzę,żeniemapanwzwyczajuoszczędzaćswojegoprzeciwnika.
– Bo trzyma się pani kurczowo swojej romantycznej wersji zamiast wysłuchać
prawdy?–zapytał,niekryjącpoirytowania.Złynasiebiezatakąreakcjęprzegar-
nąłwłosypalcami.Niedoniegonależyuzmysłowienietejdziewczynie,żemiłośćdo
tego faceta zrobiła z niej idiotkę. Za to jego świętym obowiązkiem jest uchronić
przed tym siostrę. – Tak, ma pani rację. Nie obchodzi mnie, dlaczego chciała go
panizobaczyć.Terazchcętylko,żebysiępaninimzaopiekowała.
–Pocotamlecieć?NiemożnasprowadzićgodoNowegoJorku?Jakjużzdążyłsię
pan zorientować, ja i Tyler spędziliśmy tu całe życie. Pobyt w obcym kraju wśród
obcychludzinapewnomuniepomaga.
– Odpowiem jednym słowem: Venetia. Proszę mi wierzyć, że dla wszystkich bę-
dzielepiej,jakzrobimytotam.
Pokiwałagłową.
Niepodobałmusięjejspokój.Byłagotowapoświęcićzdrowyrozsądek,zktórym
sięurodziła,dlakochanegoczłowiekanawetpotym,jakon,Demakis,wyrzuciłjąna
bruk.Czytożarliweuczucieniejestudawane?Aledlaczegomiałbysiętymprzej-
mować,skorojestwjegointeresie,żebytakbyło?
–JużpoinformowałempaniszefawVibe,żemusipaninatychmiastwyjechać.
Spiorunowałagowzrokiem.
–Jasne.–Poprawiłanapiersipasektorby.
JużwdrzwiachspojrzałanaDemakisa.
–Intrygujemnie,doczegobyłypanupotrzebnetewszystkieinformacjeomnie.
Wzruszyłramionami.
–Powiedzmy,żechciałemsięupewnić,żeprzyjmiepanimoją…propozycję.
Nawetniemrugnęłapowieką.
–Byłpanteżpewny,żedzisiajsiętustawię.
Jeżelichceusłyszeć,dlaczegotakniesmacznawydajemusiętawizyta,totrudno.
–Kiedywtargnęłapaninatamtoprzyjęcie,stałemzVenetiąnieopodalisłyszałem,
coTylerpanipowiedział.
–Nazwałmnieegoistycznąsuką,któraniemożesiępogodzićzfaktem,żeznalazł
nowąmiłośćiniepotraficieszyćsięjegoszczęściem–wyrecytowała.
–Nibyprzypadkiemodwróciłgłowęiodszedł,apanizostaławyrzuconanaulicę–
dokończyłzzimnąkrwią.
–Apanuznał,żepoczymśtakimżadnaszanującasiękobietaniezgodzisięmu
pomóc.
Przytaknął.
–Myślałem,żebędęmusiałuciecsiędojakiejśdodatkowej…zachęty,żebypanią
przekonać.Aleniemuszę.
–Nie?–Uniosładumniegłowę.
–Przyszłatupani,prawda?
LexiNelsonokazałasięuosobieniemtegowszystkiego,cowimięmiłościniepo-
wiodłosięwjegożyciu.Nawspomnienietegobóluiwściekłości,któreprzekiero-
wałnapotrzebęprzetrwania,własnegoisiostry,poczułnieprzyjemnyuciskwdoł-
ku.
–Wystarczyłjedentelefon,żebydlaniegojużgodzinępóźniej,zsercemwgardle,
przybiegłatupani.Pokonującnapiechotędziewiętnaściepięter.Mapaniwięcejpy-
tań?Mamudawać,żewątpię,czyrzucipaniwszystko,żebysięnimzająć?
Powtarzała sobie, że Nikos Demakis jej nie zna, że jego opinia się nie liczy, ale
jego niesłychana arogancja, gdy mówił, że zachowała się zgodnie z jego planem,
ubodłajądożywego.
Miałaochotęprostowoczypowiedziećmu,cootymmyśli.Aletunieszłootego
wkurzającego Greka, a o jej przyjaciela, rodzinę, jedyną osobę na całym świecie,
którająpotrafiładocenić.Potym,cousłyszałaodTylera,potejostatniejawantu-
rze, z czasem pogodziła się z myślą, że to, co było między nimi, nie miało żadnej
szansy.Aleniewiedziaładlaczego.
OglądanieTylerazVenetiąDemakisbędziebolało,tojasne.Tadziedziczkawiel-
kiejfortunyjestwszystkim,czymona,Lexi,niejest.Bogata,wykształconaipiękna.
Alemożenadarzasięokazja,abynaprawićstosunkizTylerem,odzyskaćprzyja-
ciela?Byłprzyniej,ilekroćgopotrzebowała.Terazjejkolej.
Mimo to pogarda Demakisa okazała się bardzo gorzką pigułką do przełknięcia.
Zgodzisię,tak,aletojeszczenieznaczy,żenajegowarunkach.
Zmierzyłagowzrokiem,powtarzającsobiewduchu,żejestpotrzebnaDemakiso-
wi,takjakonapotrzebujezobaczyćTylera.Niepozwoli,bychoćprzezchwilępo-
myślał,żemożeprzejąćnadniąkontrolę.
–Przeliczyłsiępan.Niemamzamiarupomagaćpańskiejsiostrze.–Wokamgnie-
niu znalazł się tuż przed nią. Nie ruszyła się z miejsca, ale wolała nie czekać na
jegopogróżki.–Tokosztuje.
–Czegopanichce?
–Pieniędzy.–Jegozdziwieniesprawiłojejdużąsatysfakcję.Uśmiechnęłasięchy-
baporazpierwszyodmiesiąca.Sercewaliłojejjakmłotem,więczamknęładrzwi
isięonieoparła.–Panmagórypieniędzy,ajanic.
Porazpierwszywjegospojrzeniudostrzegłacoś,coprzypominałopodziw.Ścią-
gnęłabrwi.Jejintencjąbyłowyprowadzićgozrównowagi.Powiedziała,copierw-
szeprzyszłojejdogłowy,alejegolekceważenie,dotejporytakwyczuwalne,znik-
nęło.
–Oportunistka–wycedził,przyglądającjejsięzzainteresowaniem.
Wjegotonieniewyczułaurazy.Starającsięnieokazaćzakłopotania,uśmiechnę-
łasięsztucznie.
–Muszędbaćoswojeinteresy.Panchce,żebymzrezygnowałazżyciawNowym
Jorkuizaufałakomuśtakiemujakpan.
Roześmiałsię.
–Komuśtakiemujakja?
–Tak,sampanprzyznał,żegdyczegośpanchce,jestpanbezwzględny.Co,jeżeli
sprawyniepójdąpopańskiejmyślialbowydarzysięcoś,cosiępanuniespodoba?
Będziepanobwiniałmnie…
–Naprzykład,comożesięwydarzyć?
–NaprzykładTylerodzyskapamięćistwierdzi,żejużniechcebyćzpańskąsio-
strą.
–Taksięniestanie–odparłzdzikimbłyskiemwoku.
–Niemamstarszegobrata,którybymnieobronił,anirodziny,którasięomnie
zatroszczy.–Bolesnaprawda.–Zdajęsobiesprawę,żeipan,ipańskasiostramo-
żeciechciećmniezniszczyć,więcmuszębyćprzygotowana.
–Proszęmiwierzyć,żerodzinajestzdecydowanieprzereklamowana.Wychowy-
wałasiępaniwrodzinachzastępczych…nictopaniniemówi?
Jego ton ją zaskoczył. Setki razy zastanawiała się, dlaczego biologiczni rodzice
się jej wyrzekli i czy ktoś o niej myśli. Ale te pytania przynosiły jedynie potworny
smutekiuczucieniepewności.
–Mimotozrobipanwszystko,żebyTylerprzypomniałsobiepańskąsiostrę,żeby
niktniepozbawiłjejszansynaszczęśliwąprzyszłość.Mogęnieprzystaćnapańskie
warunki.
Przyszpiliłjądodrzwi,ajegozapachsprawił,żezadrżałaodstópdogłów.
–Ajamogępoinformowaćpaniszefaopaniburzliwejprzeszłości.
Wytrzymałajegospojrzenie,mimożemiałaochotęumknąćjaknajdalej.Nieoka-
zujstrachu,pomyślała,chociaż niebardzowiedziała,czy jegoprzyczynąjestjego
pogróżka,czyjegobliskość.
– Zrujnuje mnie pan, co nie miałoby większego sensu, więc tego pan nie zrobi.
Jestpanażtakbezduszny,żebyzniszczyćżyciekomuśobcemu,dlategożeniedo-
stosowałsiędopańskichplanów?
–Oczywiście.–Przysunąłsięjeszczebliżej,opierającdłońnadrzwiachtużprzy
jejtwarzy.Poczułabijąceodniegociepło.Zamarła,ztrudemchwytającoddech.–
Radzę nie mieć co do mnie żadnych złudzeń. Zrobię wszystko, żeby moja siostra
byłaszczęśliwaiprzedniczymsięniecofnę.
Niemiaławątpliwości,żetoszczeraprawda.
–Aletoniejestpańskimcelem,prawda?Zniszczeniemnieniepoprawidolipań-
skiejsiostry.Jestempanupotrzebna,chociażjesttopanuniewsmak.Potozbierał
pan te informacje. W złudnej nadziei, że będzie pan miał kontrolę nad sytuacją. –
Gdy zacisnął wargi, zorientowała się, że trafiła w czuły punkt. – Z czegoś bardzo
prostegozrobiłpangrę.Tak,byłamskłonnarzucićwszystko,żebypomócTylerowi,
aleterazpolecętamtylkonamoichwarunkach.
Ryzykowna gra, ale zrobi to na swoich warunkach, nie da się zastraszyć nawet
dlaTylera.
– Okej. Ale niech pani sobie zapamięta, że zgadzam się na to, bo mi to pasuje.
Wtensposóbstajesiępanimoimpracownikiemirobi,copowiem.Nieprotestuje
iniemówi,żezostałazmanipulowana.
–Nawetgdybymprotestowała,niezrobitonapanużadnegowrażenia.
Uśmiechnąłsięzaskakującociepło.
–Szybkosiępaniuczy.Zapłacępani,anawetpoproszęprawnika,żebypodpisał
zpaniąstosownykontrakt.
–Czytonieprzesada?MampomócTylerowi,nicwięcej.–Milczał,cowzmogło
jejczujność.–Nicpozatym.
Nie odpowiadał, aż ktoś zapukał do drzwi bocznych, których Lexi wcześniej nie
zauważyła.Dogabinetuwkroczyłabrunetka,którawcześniejjejmignęła,zwarga-
mi ułożonymi w czarujący dziobek. Podejrzliwym wzrokiem omiotła Nikosa i Lexi,
poczymprzyciągnęłagodosiebiegestemniebudzącymnajmniejszychwątpliwości.
–Nikos,podobnochciałeścośuczcić.Kiedywkońcubędzieszwolny?
Obserwującich,Lexipoczułasuchośćwustach,ajejcienkiT-shirtwręczzaczął
jąparzyć.
Demakisnieodrywałodniejwzroku,uśmiechającsięchytrze,bojejzmieszanie
nieuszłojegouwadze.Objąłbrunetkęwtalii,kładącdługiepalcenakremowymje-
dwabiujejsukni.
–Mniemam,żedobiliśmyzpaniąNelsoninteresuzkorzyściądlaobustron.Tak,
Nino,jużmogędowasdołączyć.
ROZDZIAŁTRZECI
Zakląłichociażotaczałogomnóstwoludzi,wcalemunieulżyło.
MinęłyjużtrzydniodwizytyLexiNelson,atacwanababanieodpowiadałanate-
lefony jego asystentki. Wściekły kazał Kane’owi wyśledzić, kiedy Lexi zjawia się
wklubie.WróciłdoNowegoJorkuzdegustowanynieudolnościąswoichpachołków–
używałtegosłowa,odkiedypadłozjejust–którzyniepotrafiliściągnąćjejdoGre-
cji.
Wylądowałotrzeciejranoirezygnujączesnu,pięćpopiątejwkroczyłdoklubu,
ale ona już wyszła, więc kazał szoferowi zawieść się tam, gdzie wynajmowała
mieszkanienaBrooklynie.
Jednaknawetpodziesięciogodzinnejzmianietairytującakobietasięniepojawiła.
Przyszłomunawetdogłowyzadzwonićnapolicję,żebyzgłosićzaginięcie.Koniec
końców,wszedłdojejmieszkaniaiwtargnąwszydosypialni,domagałsięodnagiej
parywłóżkuinformacjiomiejscupobytuLexi.Ostatecznie,pożerającgowzrokiem,
rudowłosakobietapowiedziała,żeLexiodrazuposzładodrugiejpracy,wkafejce
zarogiem.
I tak o dziewiątej rano znalazł się przed pełnym nowojorczyków lokalem. Był
zmęczony,niewyspanyiwściekły.
Nieobcabyłamupogońzapieniądzem,jakożesambyłuosobieniemżądzypienią-
dzaorazwładzy,aletakobietatocoinnego.
Poleciwszyszoferowi,bywróciłzakilkaminut,wszedłdokafejki.Wszechobecny
zapachkawyuderzyłmudogłowy.Przybarzetłoczyłosięmnóstwoludzi,więcdo-
pieropochwilidostrzegłLexiprzykasie.
Jegoserceodzyskałonormalnyrytm.
Zuśmiechempodawałaklientowibrązową,papierowątorbę.Włosymiałazacze-
sanedogóry,trzysrebrne,połyskującewporannymsłońcukolczykiwlewymuchu
izielonyfartuch.
Podziękowałaklientowi,poczympotarłatwarzdłońmi.Nawetzesporejodległo-
ścidostrzegł,żejejpalcedrżały,aruchybyłyniepewne.Zamrugała.Pomimosinych
kręgówpodoczamiobdarzyłakolejnegoklientapromiennymuśmiechem.
Naszła go fala wspomnień. Zdecydowanie niechcianych, ale widok Lexi ledwie
trzymającejsięnanogachzezmęczenia,niemalgopowalił.
Oddawnaniezaznałtakprzejmującegouczuciaosamotnienia,bochociażdziadek
Savasorałnimjakwołemprzezostatnieczternaścielat,toonmógłmiećpewność,
że na koniec będzie jedzenie. Ale zanim Savas zabrał ich z rodzinnego domu, po
śmiercimatkikażdykolejnydzieńbyłlekcjąprzetrwania.
Towspomnienie–zapachsmaruwgarażupołączonyzdokuczliwymuczuciemgło-
duorazbrakiemsnu–byłotaksilne,jakbybyłtamwczoraj.
Przeszłośćizmęczeniesprawiły,żesięwnimzagotowało.
Kipiączłością,zacząłprzepychaćsięprzeztłumwstronękasy.
Zaskoczona,mrugającgwałtownie,ażsięcofnęła.
–PanDemakis…–Niemalzapiszczała.–Wróciłpan…
Nie zwracając uwagi na poruszenie wśród klientów, wziął ją na ręce i wyniósł
zlokalu.
–Copanwyprawia?!–Próbowałasięwyrwać,alewzmocniłuścisk.
–Wynoszępaniązkawiarni.
Jej „kościste” kształty, z których tak się naśmiewał, nieoczekiwanie zaskoczyły
jego udręczone podróżą ciało. Po raz pierwszy w życiu dał odpór tej reakcji, cho-
ciażnieprzyszłomutołatwo.
–Lexi,przestańsięwiercić,bocięupuszczę.–Napotwierdzenietychsłówlekko
zwolniłuścisk.
Westchnąwszy,przylgnęładoniegomocniej,takżepoczułjejoddechnaszyi.Gdy
zaklął,spojrzałananiegospodełba.
–Nikos,puśćmnie!
Podjechałajegolimuzyna.Odczekał,aższoferotworzydrzwi,poczymwrzuciłją
natylnesiedzenie.Gdysięsadowiła,przezmomentmógłpopatrzećnajejkształtną
pupęwdżinsowychszortach.Wcisnęłasięwodległykąt.
Usiadłztyłuizulgąwyciągnąłnogi,alejednocześnieczuł,jakperwersyjnygniew
buzujemużyłach.Niepowiniensięniąprzejmować,amimotosięprzejmuje.
–Wnocybarmanka,zadniabarista!Chryste,chceszsięzabić?!
Jak żyła, nic tak nią nie wstrząsnęło. Niesamowite, zważywszy, że w wieku lat
piętnastu uciekła z domu opiekunów, mając lat szesnaście dopuściła się kradzieży,
aoddziewiętnastegorokużyciapracujeweleganckimbarzenaManhattanie,gdzie
to,coniesamowite,byłonaporządkudziennym.
Wyprostowałasię.
– Nie mogę odejść tak po prostu – powiedziała głośno i wyraźnie, ale siedzący
obokbrutalnawetniemrugnąłpowieką.–Każswojemupachołkowizawrócić.Faith
stracirobotę,ajaniemogę…
Wyciągnąłdoniejrękę,więcwcisnęłasięwskórzaneoparcie.Mieszankazapa-
chu Nikosa oraz skórzanych siedzeń rozbudzała jej zmysły. Jego bliskość przytła-
czałajątak,jakbyemitowałpotężnepolesiłowe.Zaszybąlimuzynyświatkręciłsię
w szalonym, nowojorskim tempie, ale wewnątrz… miała wrażenie, że czas i prze-
strzeństanęływmiejscu.
Sięgnął za nią, żeby jej rozwiązać fartuch. Z sercem w gardle wbiła paznokcie
wtkaninęszortów.Gdyjegopalcedotknęłyjejskóry,zmobilizowaławszystkiesiły,
żebywytrwaćnieruchomo.Ciemnerzęsyzasłaniałyjegospojrzenie,alejegoznie-
walająca energia nadal wypełniała wnętrze samochodu. Zmiął w dłoniach fartuch
icisnąłgonabok.
Mimo że półprzytomna odnotowała nowe doznania. Jeszcze nigdy nie była tak
świadomaswojegociałajakwjegoobecności.Baczniejąobserwując,podałjejbu-
telkęzwodą.
–KimjesttaFaith?–Wjegogłosiepobrzmiewałanutatłumionejzłości.
Gdyodkręciłabutelkęiupiłałyk,wyczuł,żegranazwłokę.
–Dlaczegojesteśtakizły?–palnęła.
Podwinął rękawy czarnej koszuli, a ją przeszył lekki dreszczyk na widok jego
owłosionychramion.
–KtotojestFaith?–wycedziłprzezzaciśniętezęby.
–Dziewczyna,zktórąmieszkamizaktórąwzięłamzmianę.–Lexiwestchnęła.–
Ostatniokilkarazybrałazwolnienie,boźlesięczuła,alejeżelitosiępowtórzy,szef
jąwyrzuci.Właśniestraciłapracę.Przezciebie.
Niespuszczałzniejwzroku.Wdalszymciągubyłzły,alezezmęczeniaprzestała
siętymprzejmować.Wcisnęłasięgłębiejwmiękkąskórę.Byławykończona.Gdyby
choćnaminutęmogłazamknąćoczy…
–Jakonawygląda?
–Wysoka,piwneoczy,jasnewłosy.
–Alenaprawdęjestruda,tak?
Zrobiłojejsięgorąco.
– Skąd wiesz? – Poczuła, jak tężeją jej wszystkie mięśnie. – Nikos, pakujesz się
w moje życie, zachowujesz się jak jaskiniowiec, a teraz zadajesz mi dziwne pyta-
nia…
– Sprawdziłem, a było to godzinę temu, że twoja rzekomo chora koleżanka ba-
raszkujewłóżkuzfacetem,podczasgdytysięzaharowujesz,zastępującją.Ztego,
cozobaczyłem,amiałemokazjęsporozobaczyć,twojaFaithmasiębardzodobrze.
–Faithniekłamie…–wykrztusiłaczerwonajakburak.
Kłamie,kłamie.Itoniepierwszyraz.AleFaithtoktoświęcejniżwspółlokatorka.
Toprzyjaciółka.Ktosięnimizaopiekuje,jaknieonesamenawzajem?
Żebynieokazać,jakjejprzykro,splotładłonienakolanach.
–MożetowcaleniebyłaFaith–powiedziałanaodczepnego.
–Mawytatuowanączerwonąróżęnalewympośladkuismokanaprawymramie-
niu.Jakdoszedłemdowniosku,żeniktniechcemiotworzyć,wszedłemnieproszo-
ny. Poza tym twoja koleżanka bardzo głośno krzyczy. Dzięki temu się zorientowa-
łem,żejednakktośtamjest.
Odwróciławzrok.Nawetgdybyniewiedziałaoróży,awiedziała,taostatniain-
formacjabyłapotwierdzeniem,żeNikosmówioFaith.
–Okej,okłamałamnie–przyznała,czując,żeniemasiływalczyćzezmęczeniem.
Trzymałasię,dopókibyłaprzeświadczona,żepomagaFaith.Podciągnęłapodsiebie
nogi,niezważającnawykwintnątapicerkę.–Nierozumiem,wjakimcelumusiałeś
wtargnąćdonaszegomieszkania.
–Wyszłaśzbaruopiątejnadranem,adwiegodzinypóźniejniebyłocięwdomu.
Wgłowiemisięniemieści,żejeszczeżyjesz,odtylulattaksięprowadząc.
Wstrząśniętadogłębispoglądałananiegoześciśniętymgardłem.Mieszkawnaj-
bardziejenergetycznymmieścienakuliziemskiej,alenawetzTyleremuczucieosa-
motnieniajejnieopuszczało.SłowaNikosajeszczebardziejwzmocniłytębolesną
prawdę.
–Niemusiszsięomniemartwić.Dbamosiebie.–Jegowściekłośćbyłanieuza-
sadniona.Aleiniebezpiecznieatrakcyjna.
–Odciebiezależyszczęściemojejsiostry–mówił,akcentująckażdesłowo,jakby
przemawiałdopółgłówka.–Jesteśmipotrzebnacałaizdrowa,aniemartwawja-
kimśkontenerzenaśmieci.
– Jesteś zły na siebie o to, że przez moment pomyślałeś o mnie? Przez to byłeś
bardziejludzki.
–Wprzeciwieństwiedoczego,panipsycholog?
Taironicznauwaganatychmiastjąwyleczyłazgłupichmyśli.
–Wprzeciwieństwiedopozbawionegosercarobota.Todlaciebieważne?Masz
informacje na temat wszystkich moich znajomych, żeby jeszcze skuteczniej mną
manipulować?
–Wykorzystałacię.–Przyglądałjejsięzzainteresowaniem.–Anitrochęnieje-
steśnaniązła?
–Niechciała…
–Mamwrażenie,żejejsiętoudało.
Współczuciewjegospojrzeniu?Chybatosobiewymyśliła.Amożemahalucyna-
cjewywołanebrakiemsnu?
–Faithmiałatrudnedzieciństwo.
–Atynie?
–Nikos,nieważne,ktomiałgorzejanikomunależysięwięcejdobroci.Faith,cho-
ciażjestkłamczuchąimanipulantką,niemanikogonatymświecie.Nikogo,ktoby
sięoniązatroszczył,ajawiem,cotoznaczy.Niepodejrzewam,żebyś…
–Wiemwystarczającodużo–wszedłjejwsłowo.–Dotejporyniepodpisałaśkon-
traktu.ZmusiłaśmniedopowrotudoNowegoJorkutylkopoto,żebymcitowarzy-
szyłwpodróżydoGrecji.
Fantastycznie,Lexi,właśnietegochciałaśuniknąć…
–Byłamzajęta.
Zwinnymruchempochyliłsiękuniej.Jaknatakpostawnegomężczyznęporuszał
sięlekkojakpantera.Chybajużsięznimoswoiła,bonawetniedrgnęła,gdydeli-
katnie powiódł palcami po jej skórze pod oczami. Jego ciepło przeszyło ją na
wskroś.
–ZmieniłaśzdanieosłodkimTylerze?Doszłaśdowniosku,żeniejestwartpienię-
dzy,którecizapłacę?
Zabrzmiało to niemal tak, jakby chciał, żeby się nie zgodziła mu pomóc. To nie-
możliwe.
Nie zmrużyła oka od chwili, kiedy znalazła ten okropny kontrakt w swoich
drzwiach i zobaczyła wymienioną w nim kosmiczną kwotę. Nigdy w życiu nie wi-
działatylupieniędzy.
Nasamotowspomnieniesercejejzamarło.
Zatakąsumęspokojniemogłabysięzapisaćnakursrysunkuzamiastoszczędzać
każdegocenta,albokupićprzyzwoiteciuchyzamiastubieraćsięwsupermarketo-
wychdziałachdlamłodzieżylubsklepachzodzieżąużywaną.
Dysponująctakąfortuną,mogłabyzrezygnowaćzmęczącejpracywbarze,żeby
sięskupićnarozwinięciukomiksu,niemartwiącsięonastępnyposiłekaniodach
nadgłową.
Setkimożliwości.
Zdrugiejjednakstrony,zdawałasobiesprawę,żecokolwiekkupizatepieniądze,
będziezbrukane.
Byłojeszczecoświęcejniżtylkojejrozterka,copowstrzymywałojąodpodpisana
tegokontraktu.
Tenbadającyjąwzrokiemfacetzaproponowałjejtozbytłatwo.Cowięcej,spra-
wiałwrażeniezadowolonego,żestaniesięjegopłatnympodwładnym.
Botakikontraktdawałmunadniąpełnąkontrolę.Ot,co.
Zdrętwiała. To stąd to nieprzyjemne uczucie. Gdyby towarzyszyła mu bez żad-
nych zastrzeżeń, oznaczałoby to, że wyświadcza mu przysługę. A tak, to już nie
przysługa.Struchlałanamyślometodach,dojakichmógłbysięuciec,żebynieosła-
bićswojejpozycji.
– Pomówmy o pieniądzach – przemówiła rozdarta wewnętrznie. Obraz worka
z symbolem dolara nie opuszczał jej świadomości, jakby była jedną z postaci z jej
własnychkomiksów.–Byłamzła,żemnąmanipulujesz.Niemogęsięzgodzić…
Gdy położył jej palec na wargach, procesy myślowe uległy natychmiastowemu
przerwaniu.
–Odtygodnia,odkiedymiałemnieszczęścieciępoznać…–przysunąłsiętakbli-
sko,żepoczułajegozapach–…prośbaopieniądzezaopiekęnadTylerembyłaje-
dynymsensownym,mądrymkrokiem.
Niemiałazielonegopojęcia,coNikoszachwilępowiealboconaglewyprowadzi
gozrównowagi.
–Nietrzymajsiękurczowonieprzydatnychzasad.Pomyśloczymśszalonym,cze-
gozawszepragnęłaś,aleniebyłocięnatostać,pomyślotychwszystkichszmat-
kach,któresobiekupisz.–ZerknąłnajejT-shirt,aonaztrudemsiępowstrzymała,
żebyniezasłonićmizernegobiustu.–Albooczymś,cowoczachTyleraprzyćmiob-
razVenetii.
Szczękajejopadła.Nieporazpierwszywjegotowarzystwie.
–NiemamzamiarukonkurowaćzVenetią.Niedorastamjejdopięt,codotego
niemamzłudzeń.
Uśmiechnąłsięnieznacznie,jakbyistniałamiędzynimijednostronnawięź,która
pozwalamuczytaćwjejmyślach.JakSpockwumyśleVulkana.Szkoda,żetonie
funkcjonowałowobiestrony.Niewiedziałaonimnic,zatoononiejwszystko.
–Dziwnazciebiekobieta.Chceszpowiedzieć,żenieprzyszłocidogłowyskorzy-
staćzokazji,żebyodzyskaćjegowzględy?Niepomyślałaśotym?
–Nie–odrzekłapospiesznie,żebyniezbrukałjejmotywu.Tak,bardzobychciała,
żebyTylerznowująpokochał,alewbrewjegodomysłomniemiałazamiaruangażo-
waćsięwbabskąrozgrywkęzVenetią.
–Okej.Mójpilotczeka.Wylatujemyzaczterygodziny.
–NiemogęzaczterygodzinyopuścićNowegoJorku.–Wysiłek,jakiegowymaga-
łaodniejrozmowazNikosem,przyprawiłjąobólgłowy.–Muszęposzukaćkogoś,
komupodnajmęmójpokój,wezwaćhydraulika,żebynaprawiłzlewwkuchniiobie-
całampaniGoldman,sąsiadce,żezaopiekujęsięnią,jakzadwadniwrócizeszpita-
la.Nierzucęwszystkiego,botwojasiostraniewytrzymajeszczekilkudni,niebę-
dącoczkiemwgłowieTylera.
Lekceważącowzruszyłramionami.
– Nie interesują mnie twoje zobowiązania wobec tych pasożytów ani to, jak za-
mierzaszpoświęcićsiędlaludzkości.Dłużejniebędęczekać.
Ściągnęłabrwi.
–Niepoświęcamsię…
–Jesteśnajgorszymtypemnaiwniaczki.
Opadłanaoparcie,zezmęczenianiezdolnazaoponowaćchoćbysłowem.Niepo-
winna się czuć dotknięta jego kliniczną, pogardliwą diagnozą. Mimo to zrobiło jej
sięprzykro.
Czymożnasięczućurażonymtym,comyślionasktośobcy,ktośtakbezwzględny
jakNikosDemakis?
– Twój pokój nie przepadnie. Jeżeli jeszcze w jakiejś innej, swojej!, sprawie po-
trzebujeszpomocy…–Porazkolejnyomiótłwzrokiemjejstrój–…mojasekretarka
będziedotwojejdyspozycji.
–Ajeżelisięniezgodzę?
Znowuwzruszyłramionami.
–Twojazgodalubjejbrakniewchodziwrachubę.Wybórsprowadzasiędotego,
czypoleciszjakomójgość,czyjakoniewolnica.
–Touprowadzenie.
Wyjąłzteczkikilkakartek,poczympodsunąłjej,podającpióro.
–Zprzykrościąmuszęprzyznać,żepodszedłemdotegowniewłaściwysposób.
–Słucham?
Zpoważnąminąoparłłokcienakolanachizamrugał.
–Powinienembyłstanąćwtwoichprogachzsercemnadłoni,przedstawićtrudną
sytuację Venetii, błagać o pomoc, zrobić wszystko, by zostać twoim najlepszym
przyjacielem. Opowiedzieć o swoim parszywym dzieciństwie, a może nawet uda-
wać,żeumieram…
–Okej,okej,rozumiem–weszłamuwsłowo,żebyprzerwaćtenpotokdrwin.Po-
magała zawsze w miarę swoich możliwości. Nie dopuści, by ten manipulator się
ztegonaśmiewał.
Przeniosławzroknadokument.Mimożekopięwcześniejprzeczytałjejznajomy
studentprawa,niemogłasiępozbyćuporczywegouczuciastrachu.
MiałabyćzatrudnionaprzezDemakisaprzezdwamiesiące,zacomiałaotrzymać
pięćdziesiąttysięcydolarów.Połowęteraz,drugą,gdyDemakisuzna,żewywiązała
sięzpowierzonegojejzadania.Dojegowyłącznejdecyzji.
MiaładostaćogromnepieniądzezaczasspędzonyzTyleremnagreckiejwyspie,
nacodokońcażycianiemogłabysobiepozwolić.
Mimotogdylimuzynazatrzymałasiępodjejblokiemwbiednejdzielnicy,niemo-
głasięuwolnićodwrażenia,żejestniepisanacena,którąjeszczeprzyjdziejejza-
płacić.
Jaka,niemiałapojęcia.
ROZDZIAŁCZWARTY
Zamknąłlaptop,dziękującstewardessiezadrinka.Odczterechdniniemiałokazji
dobrzesięwyspać.PrzeztenczasudałomusiędobićinteresuzNathanemRamire-
zemorazznaleźćrozwiązanieproblemuVenetii.Mimotonadalniedawałamuspo-
kojudziwnaenergiaskumulowanatużpodskórą.
Niemógłsiędoczekać,kiedyznajdziesięwswoimgarażu.Miałzasobącaływy-
czerpującymiesiąciczuł,żemusiodpocząć.JakwyjaśnisięsprawaVenetii,zabie-
rzejąnawakacje.OddawnamarzyłaoNowymJorku.
Na wspomnienie Nowego Jorku jego myśli automatycznie pobiegły do Lexi Nel-
son.Zjejkabinywogonieniedobiegałżadenodgłos.Wtejkobieciebyłocoś,conie
dawałomuspokoju.Wszedłszydośrodka,zastygłwbezruchu.
Leżałanasamymbrzegułóżkapołowąciałananim,drugąpozanim,zkolanami
podbrodą,zwiniętawkłębek.Spałazotwartymiustamijakryba;podT-shirtemry-
sował się zarys jej małych piersi, a plastikowy zegarek z dużą tarczą w kształcie
czaszkizakrywałprawiecałynadgarstek;niecopodwiniętyT-shirtobnażałkawałek
jejpleców.Obrazdopełniałyjejstopyzpaznokciamipomalowanyminaczarno.
Chociażwiedział,żenależywyjść,nieruszyłsięzmiejsca.
Nakobiety,zktórymisypiał,niezwracałwiększejuwagi.Brał,cochciał,isięich
pozbywał.Botylkotogownichinteresowało.Kobietysłużyłymuwyłączniedoroz-
ładowanianapięciapociężkimdniualbozwolnieniatempa,któresobiesamnarzu-
cił.
ZatoLexiNelsonwprawiałagowzakłopotanie,irytowałaiwręczdenerwowała.
Fascynowałogopołączenieniewinnościzwyrachowaniem.Uśmiechnąłsięnawspo-
mnienie,jakszerokootworzyłatepiękneniebieskieoczyiwstrzymałaoddech,gdy
wauciepochyliłsięnadnią.
Tużprzyjejramieniudostrzegłzłożonykolorowymagazyn,więcpochyliłsię,by
godosięgnąć.ZapachLexisprawił,żekrewzawrzałamuwżyłach.Wanilia.Niewy-
szukanyzapach,amimotourzekający,jakonasama.
Zerknąłnatytułartykułu,któryzapewneczytała:Jakwykorzystaćseks,żebyod-
zyskaćmężczyznę.
Aha,toznaczy,żetamałakokietkachce,żebytenpasożytdoniejwrócił.Walczy-
ło w nim niezadowolenie z nieposkromioną ciekawością. Jaka kobieta martwi się
ofaceta,któryjąrzucił,przyjaciela,któryniąmanipulował,amimotoprzypartado
murupotrafisięstawiaćjemu,Nikosowi?
Potrząsnąłgłową,żebyuwolnićsięodogarniającegogoniezadowolenia.Jejbez-
granicznanaiwnośćzaczynaładziałaćmunanerwy.Imprędzejwrócidodawnego
życia,doegzystencjinaznaczonejmiłościądowszystkichorazgotowościąulegania
manipulacji,tymlepiej.
Odwróciłsię,bywyjść,gdyodstronyłóżkadobiegłgostłumionyjęk.Nadalskulo-
naprzesunęłasięniemalpozakrawędźłóżka.Byłabyspadła,gdybywporęjejnie
pochwycił.
KlęczałprzyłóżkuzLexiwramionach.Otworzyłaoczy,wktórychtliłosięprzera-
żenie.
Ani się obejrzał, jak zaczęła okładać go pięściami i kopniakami. Dobrze, że
wporęodwróciłgłowę,bodostałtylkowszczękę,ażmuzadzwoniłyzęby.Krzywiąc
sięzbólu,bezpardonurzuciłjąnałóżko.
Przeturlałasięnadrugikoniec,poczymrzuciłamuprzerażonespojrzenie.
–Cotyrobisz?!
– A jak myślisz? – Masował obolałą brodę. – Powinienem był pozwolić ci spaść
złóżka.Możeupadekwbiłbycidogłowytrochęrozsądku.
Kurczę, ta kobieta ma niezły cios. Gdyby instynktownie się nie odwrócił, miałby
złamanynos.
Uklękłajaknajdalejodniego.
–Przepraszam,tobyłodruch.
–PannoNelson,domagamsięwyjaśnienia–powiedział,hamującgniew.
Z włosami w nieładzie, jak w zwolnionym tempie zsunęła się z łóżka, obeszła je
iprzystanęławbezpiecznejodległościodNikosa.Skierowaławzroknajegoszczę-
kę.Wargijejdrżały.
–Nicminiejest–zapewnił,obawiającsię,żeLexizarazsięrozpłacze.Przysiadł
nałóżku,wskazującjejmiejscedalekoodsiebie.–Usiądź.–Nareszciepojął,dla-
czegobyłatakaspięta,ilekroćdoniejsięzbliżył.Nawetteraz.Zniewiadomegopo-
wodutoodkrycieobudziłownimzłość.
–Tysięmnieboisz.
Milczała.
Zapomniałocisnącychmusięnaustapytaniachoraz,odziwo,ouszczerbku,ja-
kiegodoznałajegomiłośćwłasna.Możejejnielubić,alejejprzerażeniebyłoreal-
ne.
– Wiem, że masz mnie za zimnego drania, i słusznie, ale nigdy bym cię nie do-
tknął.
–Chybatowiem.–Nareszciespojrzałamuprostowtwarz.
–Todobrze.–Tymrazemniemógłsiępowstrzymaćodsarkazmu.
–Przepraszam.–Odetchnęłagłębiej.–Nikos,wiem,żeniewyrządziszmikrzyw-
dy,wkażdymraziefizycznie–dodała,żebygorozdrażnić.Byłotymprzekonany.–
Nie obawiam się twoich intencji, ale… – Zaczerwieniła się. – Ale twoich… to zna-
czy…
–Lexi,dolicha,wyrzućtozsiebie.
Poczuł,jaknapięciewluksusowejkabinienarasta.
Westchnęła,walczączesobą,żebynieuciec.Pomimoklimatyzacjipotspływałjej
poplecach.Siedzielinatymsamymłóżku.Zbytblisko.Zmagałasięzniezrozumiały-
mi,azarazemdenerwującymidoznaniami.Jednaknależałosięwytłumaczyć.
–Twojerozmiary…toznaczy…jesteśpotężniezbudowany…
–Przyznaję.–Wjegooczachbłysnęływesołeiskierki.–Mammetrdziewięćdzie-
siąt.Tak,jestemduży.Wszędzie.Atyjesteśpierwsząkobietą,któraniejestztego
powoduzadowolona.
–Comatwojawielkośćdo…–Nagledoniejdotarło.Alezapóźno.–Och…
Gdywybuchnąłśmiechem,teżsięuśmiechnęła.Takiprzystojny,zwyczajny…chy-
baniepowinnasięgobać.
Podciągnęłakolanapodbrodęioplotłajeramionami.
–To…tocisięnieprzyda.
–Mimotoopowiedzmi.–Puściłmimouszutęuszczypliwąuwagę.
–Jakmiałamdwanaście lat,przeniesionomniedo nowejrodziny.–Uśmiechnęła
się.–Odrazumisiętamspodobało,bowpoprzedniejbyłamsama,chociażciludzie
zawszebylidlamniebardzodobrzy.Wtejnowejbyłonassześcioro.Itampozna-
łamTylera.Aleciludziemieliwłasnegosyna.Jasonmiałprawiesiedemnaścielat,
był od nas starszy i potężnie zbudowany. Od pierwszego dnia się na mnie uwziął.
Atomniepodnosiłirzucałnaziemię,atozamykałwszafie.Nauczyłamsięscho-
dzićmuzdrogi.Trwałotodwalata,alewtymdomubyłamnaprawdęszczęśliwa.
OprócztychmomentówzJasonem.Najgorszebyło…
GdyNikospołożyłrękęnajejdłoniach,wzięłagłębokiwdech,żebyichnieuwol-
nić.Jegopalcebyłyciepłeisilne.
–Jakniechcesz,tonicniemów.
Podniosłananiegowzrokniezadowolona,żestrach,zktórymżyłaprzezlata,na-
daljejnieopuszcza.
–Nie…Wydawałomisię,żemamjużtozasobą.Alechybato,jakreagujęnacie-
bie…–Poczułdrżeniejejpalców.–Niezgadzamsię,żebynadalmiałnademnąwła-
dzę.
Ledwieopuściłapowieki,znalazłasięwtamtympokoju,nażelaznymłóżku,które
skrzypiałopodciężaremJasona.Czułazapachjegopotu.
– Którejś nocy… Miałam wtedy piętnaście lat – mówiła ledwie słyszalnym szep-
tem. – Spałam. Nie wiem… nie wiem, dlaczego położył się obok mnie. W pewnej
chwiliobudziłamsięprzygniecionajegociężarem.–WpiłapaznokciewrękęNiko-
sa.–Przytrzymywałmiręcezagłową…Dotejporyczujęnatwarzyjegooddech.
Niewiem,iletotrwało,aleniemogłamoddychaćanisięruszyć.
–Jasoncię…?
DzikazłośćwgłosieNikosaprzerwałanićwspomnień.
–Nie.Niewiem,jakiemiałzamiary.IdziękiTylerowinigdysięniedowiedziałam.
–Iwtedyuciekliście?
–Tak.Poczułam,żedłużejtegoniezniosę.Potygodniudotarłodonas,jaktrudno
zdobyćjedzenie.MimotoTylermnienieopuścił.–WięcterazonanieopuściTyle-
ra.
–RodziceJasonauwierzyli,cozaszło?
Czując na sobie jego pytający wzrok, popatrzyła na niego. Zwlekała z odpowie-
dzią,przeczuwając,żeNikosniebędziezadowolony.
–Niepowiedziałamim.
–Dlaczego?!
–Niechciałamimsprawiaćprzykrości.
– Nie chciałaś im sprawiać przykrości?! – warknął, hamując wściekłość. – Byłaś
podichopieką,aichsyncięzaatakował.Ichobowiązkiembyłocięchronić.
Wręczdygotałpodwpływememocjidlaniejniezrozumiałych.To,żedecyzja,jaką
podjęłalatatemu,takgowzburzyła…Niewiedziała,coztymzrobić.Mogłamutyl-
kowytłumaczyć.
–Onibylibardzodobrzy.Przezdwalataichdombyłmoimdomem.Sercebyim
pękło.
Zdesperowanyprzegarnąłwłosypalcami.
–Niemiałaśobowiązkuprzejmowaćsięichuczuciami.Niewolnonimiobarczać
dziecka.Wierzmi,żewystarczyjedenraz,ajużniemaodwrotu.–Wstałzłóżka,
obrzucając ją pogardliwym spojrzeniem. – Dla takiej niewinności i dobrej woli jak
twojaniemamiejscanatymświecie.Szukanieswojegomiejscawżyciuinnych,to…
jedno. Ale swoim kosztem…? – Spojrzał na nią łagodniej. – I zanim coś powiesz…
mniesiętodoniczegonieprzyda.
Patrzyłananiegozdumiona.Ponownieprzeistoczyłsięwaroganckiegogbura,fa-
ceta,któryzdecydowaniesięjejniepodoba.Iwcaleniedlatego,żetrafiawsedno
niewygodnychprawd,októrychwolałabyniewiedzieć,zmuszającjądozakwestio-
nowaniaswoichdecyzji,anawetsamejsiebie.
Wysiadła z limuzyny, po raz pierwszy pamiętając, by nie sięgać po swój bagaż.
WystarczyłydwadniwtowarzystwieNikosa,żebyoswoiłasięzesłużbą.
Zafascynowana majestatycznym przepychem fasady hotelu dopiero po chwili zo-
rientowałasię,żejestwParyżu.JeszczezprywatnegopasanalotniskuNikosbez
słowaodjechałdrugimsamochodem.Byłatakszczęśliwa,żesięodniegouwolniła,
żeumknęłojej,gdziewylądowali.
Pokręciłagłową,poczymruszyłaszerokimischodamidośrodka.Powstrzymując
się,żebysięzabardzonierozglądać,dotarładorecepcji.
Wgłębiogromnegomarmurowegofoyerdostrzegłacoś,cojąprzeraziło.Szklane
drzwi windy otworzyły się bezszelestnie niczym gotowe ją pochłonąć złowieszcze
wrotaczasu.
Ze sztucznym uśmiechem na wargach i coraz szybciej bijącym sercem zerknęła
wstronęeleganckiejhotelowejkawiarni.Jeżeliczekająwspinaczkanadwudzieste
piętro,przydałobysięczymśwzmocnić.
–PanDemakismawnaszymhoteluprywatnyapartamentnaczterdziestympią-
tympiętrze–poinformowałająrecepcjonistka.PodLexinogisięugięły.–Aleotrzy-
maliśmymejlzprośbąozarezerwowaniedlapaniapartamentunapierwszympię-
trze.
Lexiomałonierzuciłajejsięnaszyję.Uszczęśliwiona,żeniegrozijejzawał,szła
zapokojówką,wybierającnakomórcenumerNikosa.
–Słucham,pannoNelson.–Niekryłzirytowania.–Podałempaniswójnumerna
wypadek,gdybycośsięstało.Jeżeliczegośpanipotrzebuje,niechpanizgłositore-
cepcji.
Jejzachwytskurczyłsięniczymprzekłutybalon.
–Apartamentnapierwszympiętrze…Nikos,dziękujęzapamięć.
Zapadłonieprzyjemnemilczenie.
–Znowurobisztosamo,zakładając,żewszyscysątacyjakty.Niesą.Terazje-
steśmipotrzebnażywa,potembędziemiobojętne,czybędzieszszłapiechotąna
pięćdziesiąte,czynasetnepiętro.
–Tocomyturobimy,skorotakcisięspieszyłoopuścićNowyJork?–warknęła.
–Mamtuspotkanie,któremusiałemprzełożyć,żebywrócićpociebie–rozłączył
się.
Gapiłasięnakomórkę,nagleczującsięjakkompletnaidiotka.Zwłaszczapotym
jakbezsłowawyjaśnieniazostawiłjąwobcymmieście.Złanasiebiepostukałasię
komórkąwczoło.Niewartomubyłodziękować.Mimotowcalemuniewierzyła.
Jestarogancki,alemaserce,niezależnieodtego,cosamotymmyśli.
Obiecującsobiedystans,ruszyłaschodaminapierwszepiętro.
Owijając się szczelniej cienkim szlafroczkiem, wyskoczyła z łazienki. Zażenowa-
na,wściekła,przerażona.
Szładosalonuzawysoką,kompletniegołąFrancuzką.
–GdziejestNikos?–zapytałakobietazrozkoszniefrancuskimakcentem.
Ach,tootochodzi.
–ToniejestapartamentpanaDemakisa–wykrztusiłaLexi.
Emmanuelle stała przed nią wyprostowana, z idealnie wymanikiurowaną dłonią
nabiodrze,anitrochęniespeszonaswojąpomyłką.
Lexipotrząsnęłagłową,jednocześnieodnotowującjejdoskonałąfigurę.Rozejrza-
łasiępopokoju.Czytakobietaweszłanagazulicy?Nocóż,ztakimciałemniktby
jejniezatrzymywał.
Dostrzegłszyręcznik,rzuciłagonieznajomej,nadalsięrozglądając.
Odetchnęłazulgąnawidokczerwonejsukienkinakremowejskórzanejkanapie.
Sięgnęłaponią.
W tej samej chwili w drzwiach do apartamentu zjawił się człowiek, którego
zprzyjemnościąbyudusiła.Zkartąmagnetycznądodrzwi,niczymwłaścicielhote-
lu.
–Niedowiary!Każdymożewparowaćdomojegoapartamentu?
Przeniósłwzrokzjejtwarzynaczerwonąsukienkę,anastępnienaEmmanuelle.
Wybuchnąłśmiechem.
Niepanującnadwściekłością,zcałejsiłycisnęławniegosukienką,któraupadła
ujegostóp.
–Takobieta,goła,zaskoczyłamniepodprysznicem.Omałonieumarłamzestra-
chu.
–PannoNelson,proszęsięuspokoić.–Schyliłsięposukienkę.SzepnąłEmmanu-
elledouchacoś,czegoLexiniemogłausłyszeć,poczympodałjejsukienkę.
Emmanuellepotulniesięubrała.StojącobokEmmanuelle,któraubranawygląda-
łarównieoszałamiającojakrozebrana,byłuosobieniemdrapieżnejelegancji.Przy
nichLexipoczułasięjakprzybyszzobcejplanety.
Niemiałapojęcia,coniątakwstrząsnęło.Niestety,tenfacetmiałnaniąogromny
wpływ.
–Podejrzewam,żenawidokEmmanuellejakjąpanBógstworzyłdoznałaśszoku.
– Powiódł spojrzeniem po jej mokrych włosach i cienkim szlafroczku kupionym
wdzialedlanastolatków.
Pewna,żejąwyśmieje,cokolwiekbypowiedziała,postanowiłamilczeć.Inieru-
szyłasięzmiejsca.
Emmanuelle,musnąwszygow policzek,popatrzyłananią, posłałajejcałusa,po
czymwyszła.
GdyNikosodgarnąłLeximokrykosmykzczoła,porazkolejnypoczuła,jakcośją
kuniemuprzyciąga.
–Dobrzesięczujesz,czymamwezwaćlekarza?
Wzięłasiępodboki.
–Znalazłamsięnaplaniekawalerskiegorealityshowztobąwroligłównej?–za-
pytała ponaglana niemądrą ciekawością. – Czy ta kobieta w Nowym Jorku wie
oEmmanuelle?
Rzuciłjejpodejrzliwespojrzenie.
–Słucham?
–Tabrunetka,twojanowojorskaprzyjaciółka.
Westchnąwszy,opadłnakremowąkanapę.
–Ninaniejestmojąprzyjaciółką.Podejrzewamnawet,żetookreśleniebysięjej
niespodobało.Emmanuelleteżniejestmojąprzyjaciółką.
–Wparowałatucałkiem goła–zauważyłazaniepokojona tokiemswoichmyśli. –
Ajakjejkazałeś,wyszłapotulniejakbaranek.–Zzażenowaniaomałoniespłonęła.
–Co…jejpowiedziałeś?
Splótłpalcezagłową,niecosięzsunął,poczymzamknąłoczy.
–Powiedziałem,żewięcejniechcęjejoglądać,więcwyszła.
–Tokoniecwaszego…związku?
–Związku?–Pochyliłsię.–Mamyszesnastywiek?Nicdziwnego…
–Niechbędzie„romans”–poprawiłasiępospiesznie.–Tookrutne.Mówisz,żeto
koniec,aonawychodzi.Czytak…
–Czytakpodchodzędoswoichpartnerekseksualnych?Tak.Iniemusiszsięnad
niąlitować.Gdybytoonachciałatozakończyć,teżbymodszedł.
–Czyliwszędzie,gdziejesteś,maszprzyja…kobietędołóżka?
–Tak.Ciężkopracujęiostrogram.
–Ianione,anityniczegowięcejnieoczekujecie?
Leniwymruchemrozpiąłkołnierzykkoszuli.
–Tojestprzesłuchanie?
Mimożeczułasięniezręcznie,niemogłasiępowstrzymaćodzadawaniapytań.
–Spędzaszzktórąśznichczas?Jecierazem,cośzwiedzacie?Nazwałbyśktórąś
znichprzyjaciółką?
–Nie.–Podniósłsięzkanapy.–Uważasz,żejestemżałosny.
Zdystansowałsię.Pomimojegomajątkuiwystawnegostylużyciacośichłączyło.
Nikosokazałsiętaksamosamotnyjakona.Niemiałajednaknajmniejszychwątpli-
wości,żeonwybrałtakieżycieświadomie.Dlaczego?Wiedziałajedynie,żeNikos
ijegosiostrapochodzązdużej,tradycyjnejgreckiejrodziny.
–Takieżyciemusibyćkoszmarne.
Roześmiałsięsarkastycznie.
–Tosamomożnapowiedziećotwoimżyciu.–Tymrazemwjegospojrzeniunie
byłocieniadrwinyanipogardy.Tylkoszczeraprawda.–Wmoimżyciuniemamiej-
sca na trwałe związki ani na pomaganie przyjaciołom, którzy mnie wykorzystają.
Jakchodzioseks,tomojekobietychcątegosamegocoja.Niczegowięcej.Rozu-
miałabyśto,gdybyś…
–Gdybymniebyłatakąograniczonąidiotką?
Trąc oczy, opadła na kanapę, którą przed chwilą zwolnił. To samo powtarzał jej
Tyler, prawda? Że powinna być bardziej życiowa, że musi trzeźwo podchodzić do
życia.Żeżyjeżycieminnych,nigdyniemyśliosobie.Śmiałasięztego,niedokońca
rozumiejąc,ocomuchodzi.
– Chciałem powiedzieć, że gdybyś żyła jak normalna dwudziestotrzylatka, a nie
zgrywała się na młodą matkę Teresę. – Usiadł obok niej. – Jeżeli tak się postrze-
gasz,tozmieńto.
Niemogącznieśćnieustającychwerbalnychataków,zdobyłasięnanonszalancję.
–JestwParyżujakiśtarg,gdziemożnakupićświatoweobycie?
–Maszciętyjęzyk,tojużustaliśmy.Obyciejakiwszystkoinnemożnamiećzapie-
niądze.Przedwyjazdemspędziłaśsporoczasu,zaglądającdosklepównaFifthAve-
nue.Dlaczegoniekupiłaśniczego,cocisiępodobało?
Nawetniepodejrzewała,żejegomackisięgajątakdaleko.
–Twojaasystentkaprzedstawiłaszczegółowyraport,cotamrobiłam?
–Stałemwkorkuicięzobaczyłem.Wkażdymsklepiespędziłaśsporoczasu.Je-
steścałkieminnaniżVenetia.
Trafiałwjejnajczulszepunkty.
–Mamnadzieję,żewGrecjibędziesztakzajęty,żeniebędęmusiałacięoglądać.
–ŻebyśmogłacałyczasspędzaćzeswoimcudownymTylerem?
–Niezatopłaciszmitaksowicie?
–Cozrobiłaśzpierwsząpołowątejkasy?
–Nietwójinteres.
–Jeżelisiędowiem,żejąpożyczyłaśjakiejśbiednejkoleżance,która„naprawdę”
byławpotrzebie…–groźnienaniąspojrzał–toprzełożęcięprzezkolanoizleję.
Spiekłaraka,wyobrażającsobietęscenę.
–Nikomujejniedałamaniniewydałam.
–Kierowanatymiswoimigłupimizasadamimoralnymi?
–Nie.Poprostuchcęjeodłożyć,okej?–Połapałasię,żekrzyczy.–Jeżelikiedyś
stracę pracę… Sam mi pokazałeś, jak łatwo za niewielkie pieniądze poznać moją
przeszłość…ijeżelinieznajdęnowej,toniechcęchodzićgłodnaanikraść–zaśmia-
łasięgorzko.–Uważasz,żejestemgłupia.
Znieruchomiała,dostrzegającwjegospojrzeniuzrozumienie.
–Owszem,alenieztegopowodu.
Pomimotakuniegotypowejpogardydlaniejuwierzyła,żenieobcesąmupoczu-
ciebezradnościiprześladującystrach.
–Kiedyśpowiedziałeś,żetorozumiesz.Dlaczego?
–Bokiedyśteżchodziłemgłodny.ImusiałemopiekowaćsięVenetią.
–Maszbogatąrodzinę,samjesteśbogaty,nieprzyzwoiciebogaty.
Uśmiechnąłsięponuro.
– Ojciec wypiął się na tę fortunę. Dla matki. Miałem trzynaście lat, kiedy oboje
umarliwodstępiekilkumiesięcy.Alewcześniejpiłiniebyłozniegożadnegopożyt-
ku, a choroba matki kosztowała masę pieniędzy. Przez prawie rok imałem się
wszystkiego,żebyzarobićjaknajwięcej.Robiłemnaprawdęwszystko.–Recytował
tomonotonnymtonem,amimotoLexiwyczuwaławjegogłosiegniewibezradność.
Dotknęłajegoręki.
Dotejporyniemógłsięuwolnićodwspomnieniarozpaczyigłodu.Alewtedysię
zmobilizował.Ujrzałwjejoczachwspółczucie.
–Nikos,przepraszamzato,ococięposądzałam.
Przytaknął,nieczującsięnasiłachjązaatakować.Botakruchakobietkanielito-
wała się nad nim. Rozumiała rozpacz trzynastolatka. Współczuła mu, mimo że ją
zmanipulowałizmusiłdoopuszczeniaNowegoJorku.
Jak to możliwe? Jak ktoś tak okrutnie doświadczony przez los potrafi zachować
tyledobroci?Coonama,czegojemubrakuje?
Lexi Nelson ma wielkie serce. On natomiast… Rozpacz, której kiedyś doświad-
czył,zmieniłajegosercewzimnygłaz.Wyszłomutonadobre,ponieważpchnęło
gokutemuwszystkiemu,coosiągnął.
–Nieprzejmujsię.–Zobrzydzeniempatrzyłnawspółczuciewjejoczach.–Prze-
żyłem.Postarałemsięteż,żebyiVenetiaprzeżyła.
Zniemałymtrudempowstrzymałasięodzadawaniadalszychpytań.Wstałazka-
napyiczekała,ażNikoswyjdzie.
Uśmiechnął się, ale nie ruszył z miejsca. Gdy mrucząc coś pod nosem, przeszła
nadjegonogami,zapachjejmydłaprzyprawiłgooznamiennyprzypływtęsknoty.
DlaczegooddaliłEmmanuelle,zamiastskorzystaćztego,comuoferowała,zła-
twegoseksubezzbędnychkomplikacji?
Zamknąłoczy.MimotozamiastdoseksuzdoświadczonąEmmanuellejegoumysł
zuporemwracałdopięknychniebieskichoczuiszczupłegociałaoledwiezaryso-
wanychkształtach.
LexiNelsontobardzointeresującyokaz,toprawda.Alenicwięcej.
Wjegożyciuniemamiejscadlatejmałejidealistki.
ROZDZIAŁPIĄTY
Przeczuwając,żejeślizamkniesięwsypialni,znowunarazisięnadrwinyzjego
strony,włożyładżinsoweszortyibezkształtnyT-shirtiwróciładosalonu.
Ze zdumieniem zobaczyła w miejscu stolika do kawy stojak z ubraniami. Desi-
gnerskimi, sądząc po jakości tkanin i kroju. Tuż obok stała wysoka kobieta w wy-
twornym kostiumie z jedwabiu. W ręce trzymała notes. Druga, zapewne jej asy-
stentka,akuratrozpakowywałazbibułkijakąśczerwonąkreację.
JużsamodgłosmiętegoopakowaniabrzmiałwuszachLexinieprzyzwoiciekosz-
townie.Sercejejzatrzepotało.Zewstyduipodniecenia.
–Uważaj,booczyciwypadnązorbit.–Nikossiedziałrozpartywfotelu.
Pożądliwiespoglądającnarzeczynawieszaku,podeszładoNikosa.
–Cosiętudzieje?
–Małyprezent.
–Prezent?–zapytałapodejrzliwymtonem,bojużsięnauczyła,żeNikosnierobi
nic bez wyrachowania. – Dla odmiany prezent dla biednej sierotki? A za tym lu-
stremsiedząmoiprzyjacieleironiąłzy,wzruszenimojąprzemianą?
Chwyciłjązaramię.
–Domyślamsię,żenigdyniewidziałaśswoichbiologicznychrodziców.
Takobcawjegoprzypadkunutałagodnościsprawiła,żenamomentodebrałojej
mowę.
–Nie,niewidziałam.
–Myśliszonichczasami,zastanawiaszsię,dlaczego…?
–Dawniejmyślałamonichbezkońca.–Potylulatachjużpotrafiłaotymrozma-
wiać,nierozklejającsię.–Wpierwszymkomiksie,którynarysowałam,sierotkawy-
ruszawgalaktycznąpodróżidowiadujesię,żejejrodzice,galaktycznipodróżnicy,
utknęlipozagalaktyką.Pewnegodniadotarłodomnie,żetofantastycznahistoria,
alerzeczywistośćniestetysięniezmienia.–Odsunęłasię.–Mów,cotujestgrane?
Przyglądałjejsiędłuższąchwilę.
–ŻycieVenetiiskupiasięnaimprezachiwklubach,więcżebycięniezniszczyła,
wyposażamcięwstosowneuzbrojenie.Pomyślomniejakodobrejwróżce.
Roześmiałasię.
–Raczejjakokosmicznympiracie.
–Podobnymdotegozkomiksu,nadktórympracujesz?Takmnienazwałaśpierw-
szegodnia,pamiętasz?–Podniósłsięzfotela,żebyprzybraćpozęzwyimaginowa-
nym pistoletem w ręce. Powinien wyglądać karykaturalnie, ale wyglądał bosko. –
Spike,tak?Czyjegopierwowzorembyłemja?
Zaprzeczyłagestem,niemogącoderwaćwzrokuodjegoprofilu.Żałowała,żenie
mapodrękąaparatufotograficznego.
–Spikejestczarnymcharakterem,któryporwałpannęHavisham.Ty,Nikos,nie
nadajeszsięnabohatera.
– Ach… – westchnął, wiodąc wzrokiem od jej twarzy, przez luźno zwisający T-
shirt,ażdojejnóg.–CzytapannaHavishamjestkruchąślicznotką,którakradnie
muserceiuczygokochać?
Znowuzniejdrwi.
–Kolejnepudło.
–Komiksjestjużskończony?Opowiedzonim.
Jegozainteresowaniesprawiłojejogromnąprzyjemność.
–Naraziemamwstępneszkiceinapisanąfabułę.Jakjużdopracujęscenariusz,
dlakażdejpostacizrobięosobnyrysunek,anakoniecwyciągnęjewtuszu.
–Robisztoręcznie,niekomputerowo.
–Tak,lubięrysunekodręczny,aleteżeksperymentujęzróżnymitechnikami.Cza-
samiużywamkoloru,kiedyindziej…–Zauważyła,żeNikossięuśmiecha.–Przepra-
szam,dałamsięponieść.
–Nietłumaczsię.Jataksiępodniecamstarymiautami–wyznałześmiechem.–
Tobardzociekawe.Maszwszystko,czegopotrzebujesz?–Przytaknęła.–Kiedyje
zobaczę?
–Co?
–Twojeszkice.Chcęjezobaczyć.
–Byćmoże,kiedynauczyszsięsłowa„proszę”.
Zawiedzionywestchnął.
Wtejchwiliniemalgolubiła.Niemal.Dowódnato,żemiałrację,zarzucającjej
idealizm.
Uśmiechnąłsię,jakzwykle,ironicznie.
–Teraz,proszę,zróbswojemubossowiprzyjemnośćiprzymierztęczerwonąsu-
kienkę.Wiem,żemaszochotę.
Wzięłakilkasukienekkoktajlowych,poczymzamknęłasięwsypialni.Żadnejnie
przyjmie,alechybanicsięniestanie,jeślijeprzymierzy?
Zamiast czerwonej wybrała sukienkę niebieską bez ramiączek, pod kolor oczu.
Leżałaidealnie.Stającprzedlustrem,Lexiwstrzymałaoddech.Prostykrójpodkre-
ślałjeszczupłeramionaisylwetkę.Dółlekkosięrozszerzał.
Nikospowiedział,żebrakujejejfinezji.Zapewnenigdyniebędziewyglądałafine-
zyjnie,aleważniejsze,żeterazporazpierwszywżyciuprezentowałasięjakkobie-
ta.
Pukaniedodrzwikazałojejprzestaćsięsobązachwycać.
Stałwdrzwiach,pożerającjąwzrokiem,ajegosamczypodziwsprawił,żewręcz
ją zatkało. To spojrzenie… wyobraziła sobie, że tak spogląda na nią Tyler. Nigdy
takniebyło.SpojrzenieNikosawstrząsnęłoniąijąprzeraziło.
–Wyglądaszoszałamiająco.–Wyrazyuznaniaprzychodziłymurówniegładkojak
wyrazypogardy.Jakbyniemiałotodlaniegożadnegoznaczenia.–Twójbyłypad-
nie,jakcięwtymzobaczy.Jeżelitonieprzemówimudorozumu…
Niesłuchaładalszegociągu,bonagledoznałaolśnienia.
–Nikos,ocotuchodzi?Dlaczegotakcizależy,żebyTylermniezobaczył?Mów
prawdę,bojaknie,tonatychmiastwychodzę.
Gestemwyprosiłstylistkęiasystentkę.
–Lexi,lepiejminiegroź.
Naprawdęmyślała,żejestdobry,bowysłuchałjejłzawejopowieści,bookazałza-
interesowaniejejhobby?Manipulujeniąodsamegopoczątku!
–Nikos,nieoszukujmnie.–Jegomilczenieuprzytomniłojej,jakaodsamegopo-
czątkujestprawda.–ChceszsięmnąposłużyćdorozdzieleniaTyleraiVenetii.
Szarpnęłazamekbłyskawicznysukienki,czującsiętakpodle,jakpowłamaniudo
obcegodomu.Palcedrżałyjejtakbardzo,żeniemogłarozpiąćzamka.
–Uspokójsię–powiedział,ściągającbrwi.
–Niemamzamiaru–mruknęła.–Rozpinajtenzamek!
Zrobiłtobezsłowa,aleniedotykającjej,ajejserceposkoczyłodogardła.Całata
sytuacja, to, jak na nią działał, oraz to, do czego zamierzał ją wykorzystać, było
złem.Itowszystkowymykałojejsięspodkontroli.
Weszładołazienki,zdjęłasukienkę,włożyłaszortyiT-shirt.Wróciwszydopokoju,
cisnęławniegosukienką.
–Dramatyzujemy?–Odrzuciłsukienkęnakanapę.–NareszciecośopróczTylera
łączycięzVenetią.
–Zacznękrzyczeć,jeżelijeszczerazodezwieszsiędomnietymprotekcjonalnym
tonem. Manipulujesz mną, okłamujesz mnie i rzuciłeś mną jak workiem kartofli.
Mów,dlaczegotorobisz.
Tenwybuchniezrobiłnanimnajmniejszegowrażenia.
–Tylertokrętaczidrań,któryniezasługujenaVenetię.Chcę,żebyzniknąłzjej
życia.
–Tylerniejest…
–Twojaopiniaonimmnienieinteresuje.
–Dlaczego?
–Bojesteś…–Zastanowiłsięnaddoboremsłów,cosamowsobiebyłozaskakują-
ce.Normalnienieprzebierałwsłowach.–Bojeślichodzioniego,jesteśślepa.
Przeraziłasię.Wcosięwpakowała?
–Todlaczegopozwalaszjejsięznimspotykać?Dlaczegoudajesz,żeichwspie-
rasz?
–Venetiajestbardzodelikatnainerwowa.Dotejporyniemożesiępogodzićze
śmiercią naszych rodziców. Jestem jedyną osobą na świecie, która nie wyrządziła
jejkrzywdy.Itakzostanie.
– Więc do brudnej roboty wynająłeś mnie? Jak zareaguje twoja wyjątkowa sio-
stra,jeżeli,niedajBoże,twójplansiępowiedzie?
Wyraźniesięzaniepokoił.
–Będziegoopłakiwała,ajabędęjejtłumaczył,żetyion…–skrzywiłsięznie-
smakiem.–Żewyzawszedosiebiewracacie.Łatwowtouwierzyć,znającwaszą
historię.–Niepewnymgestempotarłbrodę.–Żałuję,żeniemogętemuzapobiec.
Alewolę,żebytrochępopłakałateraz,niżżebypóźniejzrozumiała,żeTylernigdy
jejniekochał.
–Nieuchroniszjejprzedwszystkim.
–Byłaprzytym,jaknaszojciecstrzeliłsobiewłeb.Przedtymjejnieuchroniłem.
Znieruchomiała.Kiedyśbyłaprzekonana,żetojąspotkałonajgorsze.
–Waszojciecodebrałsobieżycie?
–Boniepotrafiłżyćbeznaszejmatki–wyjaśniłobojętnymtonem.–Venetiamiała
wtedydziesięćlat.Nawetnierozumiała,dlaczegomatkaumarła.Najgorsze,żejest
podobnadoojca:wrażliwa,nerwowaizmienna.Napodstawietego,cowiemoTy-
lerze,czuję,żepewnegodniająrzuci.Chcętotylkoprzyspieszyć,żebyzmniejszyć
jejrozpacz.
– Nie uda ci się tak zorganizować jej życia, żeby nie zaznała przykrości. To nie
tak.Wypisujęsięztego.
–OdzyskaszswojegosłodkiegoTylera.Niemów,żeotymniepomyślałaś.
– Pomyślałam, przyznaję, ale nie w ten sposób. – Spojrzał na nią z niedowierza-
niem.–Nieinteresujemnie,jakmogłabymnatymskorzystać.Odchodzę.
–JeżeliprzezTyleracośsięstaniemojejsiostrze,uznam,żetoprzezciebie.Nie
miałabyśwyrzutówsumienia,wiedząc,żemogłaśtemuzapobiec?
Tenczłowiekwcaleniejesttakizimny,pomyślała.Poprostujestmistrzemodsu-
waniaodsiebieproblemówitakteżukładasobieżycie.Ustawiłsięzaniewidzial-
nymmurem,gdzieniktgoniedosięgnie.Ichcemiećsiostręprzysobie.
Strach ścisnął ją za gardło. Tyle osób może ucierpieć, jeżeli pójdzie wskazaną
przez niego drogą. Tyler, Venetia, ona sama, a przede wszystkim Nikos. Ten sam
Nikos,któregomiałazaniezdolnegodojakichkolwiekuczuć.Aonchcechronićsio-
strę.Przedczym?Nabrałapodejrzeń.
–Chcesz,żebyzjejżyciazniknąłTylerczymiłość?
–Niepłacęcizapsychoanalizę–odparłbeznamiętnymtonem.–JużrazVenetię
zawiodłem.Zrobięwszystko,żebytosięniepowtórzyło.Jakchcesz,możeszmnie
nazwaćdraniemjaktegoswojegopiratazkosmosu.Ajakcitopomożespaćspokoj-
nie,wmówsobie,żezostałaśprzezemniedotegozmuszona.
–Skóramicierpnienasamąmyśl,żemiałabymnimmanipulowaćwtensposób.
Gdybymbyłafemmefatale,czegoodenieoczekujesz,Tylerijanadalbylibyśmyra-
zem.Alemężczyźninietracądlamniegłowy,więctowszystko…–wskazałanawie-
szakzsukienkami–…możnaspisaćnastraty.BodlamnieTylernierzuciVenetii.
–Niedoceniaszsiebie–powiedziałzbłyskiemwoku.–Wiem,żepotrafiszfaceto-
wizawrócićwgłowie,nawetsięniestarając.Pomyśl,jakietoprostezadanie.Wy-
starczyprzekonaćTylera,żenależydociebie.Jakzawsze.
Niezamierzałzejśćzrazobranejdrogi.
Samamyślotym,zacojejzapłacił,przyprawiłająomdłości.AleNikosniespo-
cznie, dopóki Tyler nie zniknie z życia Venetii. Doprowadzi do tego za wszelką
cenę.Jużmiałaokazjęsięotymprzekonać.Jednakdoprowadzidotegotak,żeby
siostracierpiałajaknajmniej,atoznaczy,żeucierpiTyler.NiemogłazostawićTy-
leranałasceNikosa.
BędziezmuszonagraćrolęnarzuconąprzezNikosa.Wtensposóbprzynajmniej
ochroniTylera.
–Okej,zrobięto–powiedziała,unikającjegowzroku.
–Zrobisz?
–Niedałeśmiwyboru–odparławyzywającymtonem,żebyniewpaśćwpanikę.–
Jesteśdraniem,którywtensposóbchcenimimanipulować,aja,tak,zostanętwoim
szatańskimpomocnikiem.Aleniewseksownychkieckach.
Drżąc, opadła na kanapę. Nie bardzo umiała kłamać, ale tym razem się udało.
PrzechytrzyłaNikosa.Iściemakiawelicznywyczyn.
Ryzykownagra,aleniebyłoinnegowyjścia.
ROZDZIAŁSZÓSTY
Obudziłjąaromatróżibazylii.Zdezorientowanaprzetarłaoczy,boprzywykłado
zapachuodgrzewanejpizzyispalenizny.
Panorama wyspy pomogła jej oprzytomnieć. Lazur morza kontrastował ze złoci-
stympiaskiemplażyciągnącejsię,dokądwzroksięgał,aciszęmąciłjedynieplusk
fal.
TorezydencjaDemakisównajednejzdwóchwysparchipelaguCykladów,należą-
cychdorodzinyNikosa.Odetchnęłazulgą,dowiedziawszysięodpokojówki,żecała
rodzinawrazzpatriarchą,SavasemDemakisem,przebywanasąsiedniejwyspie.
Sięgnęła po komórkę, żeby zobaczyć, która godzina. Wpół do czwartej! Wysko-
czyłazłóżka.
Nawyspiewylądowalioczwartejrano.Gdyprzejechalilimuzynąnajejdrugiko-
niec,pokonującelektronicznieobsługiwanebramy,byłanaskrajuwyczerpania.
–Tylermożepoczekać.–TesłowaNikosająuratowały.
Podczas lotu z Paryża nie rozmawiali. Była tak zdenerwowana tym, co od niego
usłyszała,żedziękowałaBoguzatechwilewytchnienia.
Prawdęmówiąc,jegochłódorazbrakuszczypliwychuwagsprawiły,żecochwila
rzucałananiegookiem.
Podejrzewała,żeniedałsięzwieśćłatwości,zjakązaakceptowałajegoplan.
Weszładołazienki.Izamarłazzachwytu.
Marmurowakremowaglazurazezłotąfugą,apowierzchniataka,żezmieściłoby
siętamjejmieszkankoorazmieszkaniepanaGoldmana,jejsąsiadanaBrooklynie.
Wytarłastopynakremowejwykładzinie,żebyniezostawićśladównaposadzce.
Po lewej, toaletka ze srebrną umywalką i owalnym lustrem. Potarła palcem po
krawędzi umywalki. Prawdziwe srebro. Więc wszystko, co słyszała o fortunie De-
makisów,toprawda.AojciecNikosasiętegowyrzekł.
Zamyślonazwiedzałapomieszczenieutrzymanewtonacjisrebrno-złotej.Wycho-
wałasięwdomach,gdzieprysznicograniczałsiędodwóchminutpodzimnąwodą,
więcteraztakiprzepychjąprzytłaczał.
Poprawej,kabinaprysznicowaorazatrakcjagłówna,czyliwpuszczonawpodłogę
wanna,teżzmarmuru.
Roześmianazamknęłazasobądrzwi,żebyzniejskorzystać.Skorojużtusięzna-
lazła,stanienagłowie,żebyNikosniezrobiłczegoślekkomyślnie.Upewniwszysię,
gdziesąręczniki,rozebrałasięiweszładowanny,gdziepowitałajązłoconaarma-
turaorazręczniewyrabianemydełkawróżnychzapachach.
Popijała koktajl owocowy na pokładzie luksusowego jachtu pod nieprzychylnym
spojrzeniem dziedziczki wielomilionowej fortuny. Gdyby wzrok mógł kogoś utopić,
jużodgodziny,kiedyweszłazNikosemnapokład,całowałabyegzotycznewodoro-
stynadnie.
PodprowadziłjądoTylera,którynapowitanieprzytuliłją,niekryjączmieszania,
podczasgdyVenetiazkwaśnąminąstałazanim.WbrewprzewidywaniomLexioby-
łosiębezscen.JedynieponurespojrzenieVenetiizdradzało,jakjestwściekła.
PiętnaścieminutpóźniejLexiodciągnęłaTyleranabok.Odrazustałosiędlaniej
jasne,żeTylerniemazamiaruporzucićVenetii,mimożejej,Lexi,sobienieprzypo-
mniał.
Dlategosięoniądopominał.Chciał,żebyjegoprzyjaciółkaodsercabyłablisko,
żebypomogłamupodjąćdecyzję.Wcaleniejakodziewczyna,którąporzuciłdlaVe-
netii,jakutrzymywałNikos.Nimtodoniejdotarło,Nikoszniknął.
Byłapewna,żeproblemymiędzyniąaTyleremzaistniały,zanimTylerpoznałVe-
netię.Alenawetonazeswojąskłonnościądomyśleniażyczeniowegoniemogłanie
zauważyć, że tę parę łączy coś poważnego. Co nie spodoba się pewnemu bez-
względnemuGrekowi.
Poczuła chłód, mimo że było rozkosznie ciepło. Tyler i Venetia stali na drugim
końcupokładuwotoczeniuznajomych.Tooczywiste,żeVenetianiepozwoliTylero-
winawetpopatrzećwjejstronę.Nietylkotegodnia,alenigdy,chybażewróciNi-
kosiprzemówijejdorozsądku.
Postanowiłagoodszukać,żebymuwytknąć,wjakipasztetjąwpakował.
Czułasięprzytłoczonaprzepychemorazelegancjągościnajachcie.Alenietoją
przygnębiło.
Niebędziesięnadsobąużalać.Znalazłasięnaprzepięknejwyspie,jakiejjużnig-
dywięcejniezobaczy,więcniepozwoli,bypoczucieosamotnieniaprzyćmiłojejra-
dośćzprzebywaniawtakimraju.
Wprowadziwszykod,zwściekłościąkopnąłbramędogarażu.
Savas wykiwał go po raz kolejny. Dzięki ciężkiej pracy i uporowi udało mu się
wprowadzić do zarządu firmy Thea Katrakisa, największego rywala Savasa. Dzia-
dekoponował,alewkońcudałsięprzekonać,żenajwyższyczasprzyciągnąćdofir-
mynowykapitałinowychpartnerów.
Opłaciło się, bo już po dwóch latach współpracy z Theem przychód Demakis
Exportswzrósłobliskoczterdzieściprocent.
Ale ten sukces obrócił się przeciwko Nikosowi, bo Savas zaczął stawiać przed
nimnowewyzwania.
Dlaczego, dlaczego odmawia mu tego, na czym zależy mu najbardziej? Funkcji
prezesazarządu.
Hamującsię,żebyniekrzyczećzezłości,przebrałsięwdżinsy.
Wróciłdohangaru,poczymściągnąłpłachtęochronnązautamarkiLamborghini
Miura S, które własnoręcznie remontował. Jest poddawany próbie, karany, odma-
wiamusięnależnegozaszczytu,ponieważjestsynemswojegoojca.
DziadekSavasswojemusynowiniewybaczyłdotejpory.AleSavasnierozumie,
jakbardzoon,Nikos,teżnienawidziswojegoojca.Niejestdoniegopodobny.Inie
będzie.
Miał tylko dwa cele w życiu. Na wszystko inne się uodpornił. Harował jak wół,
zrezygnowałzżyciaprywatnego,nieutrzymywałstosunkówzkuzynami.Wszystko
poto,bysprawdzićsiętam,gdziezawiódłjegoojciec.
ChronićVenetięizostaćprezesemfirmy.
Idopnietegozawszelkącenę.
Znowądeterminacjąsięgnąłpokomórkęipołączyłsięzeswojąasystentką,żeby
umówiłagonaspotkaniezTheemKatrakisem.
–Oślepniesz,jakbędzieszrysowałapociemku.
Drgnęła, gdy gderliwy baryton Nikosa wzniecił pożar w jej żyłach tak nagle, że
ołówekwypadłjejzręki.Odsiedzeniapotureckunatwardejbetonowejpodłodze
garażurozbolałyjąnogi.
Zakradłasiętam,pchanaciekawością,aobserwującNikosa,którypółnagikrzą-
tałsiękołosamochodu,poczułanieodpartąchęćsięgnięciapoołówek.Zakażdym
razem,gdywsuwałsiępodsamochód,wstrzymywałaoddech.
Miałaprzednosemjegodłońubrudzonąsmarem.
–Długotusiedzisz?
Zwestchnieniempodałamurękę.Gdyjąpodciągnął,poczuła,żeniemożeustać
nazdrętwiałychnogach.Zachwiałasię.
Gdyotoczyłjąramieniem,poczułajegozapach,niepokojącosilnąmieszankępotu
orazsmaru.Wniczymnieprzypominałukładnegobiznesmena,którytakbezlitośnie
zniejdrwiłpierwszegodnia.TenNikosbyłbardziejprawdziwy,aleniemniejgroź-
ny.
Obcisłedżinsy,torsjakwykutyzmarmurui,orany,tasmużkawłosówznikająca
podpaskiem…
Ztrudemłapałaoddech.
Wjegooczachbłyskałyrozbawioneiskierki.Alecośjeszcze.
–Chcesz,żebymsięcałkiemrozebrał?
Tak,błagam…Dlasztuki,rozumiesz…
Żebyukryćrumieniec,schyliłasiępoblokiołówek.Bólwramieniuuprzytomnił
jej,żeszkicowałagodłużej,niżzamierzała.Dotknęłabolącegomiejsca.
–Niechciałamciprzeszkadzać.
Poczułanaramionachjegodłonie,ciepłeidelikatne.
–Tutaj?–szepnął,dotykającpalcamispiętegomięśniawprawymbarku.
Przytaknęła,niemogącwydobyćgłosu.
Jegociepłyoddechpieściłjejskórę,gdywprawnymruchemmasowałobolałemiej-
sce.Napięciewbarkustopniowoustępowało,przenoszącsięzdradliwiewinnepar-
tieciała.
–Agapemou,rozluźnijsię.Pamiętasz,oczymrozmawialiśmy?
Pokiwałagłowązaskoczona,żewtymmasażuniebyłokrztyerotyzmu.Widziała
gozinnymikobietami.Najwyraźniejseksualnośćbyłajegodrugąnaturą.Jakwjej
przypadkurysowanie.
Wyjąłjejzrękiblok.Długosięprzyglądał,poczymodwróciłgorysunkiemwjej
stronę.
–Maszwielkitalent.Aletojestemja,anietentwójkosmicznypirat.
Bezgraniczniezażenowananiewiedziała,copowiedzieć,awjejgłowierozdzwo-
niłsięsygnałalarmowy.MiałanaszkicowaćSpike’a,aletobył…Nikoswypiszwy-
maluj.
Wjegooczachtliłosiępożądanie,którewcześniejsobiewyobraziła.
–Wszystkietwojerysunkisątakosobiste?
Mimo że zadał to pytanie szeptem, od ścian garażu odbiło się głośnym echem.
Wpowietrzuzawisłyniezadanepytaniainieudzieloneodpowiedzi.
–Niepowinnamtuwchodzić–wykrztusiła.–Przechodziłamtędy…
–Zostań.–Zacisnąłpalcenajejnadgarstku.–Lexi,janiegryzę.–Pociągnąłjąza
rękę,aonapotulnieruszyłazanimzjednejstronyogromniezaciekawiona,zdru-
giej…przestraszona.
–Dobrzespałaś?–Wycierałręcewszmatę.–Powiedziałemsłużbie,żebyniktdo
ciebieniewchodził,jakbędzieszspała.
Przytaknęła.Chciałabyćnaniegozłaoto,żeniąmanipuluje,żeniebierzepod
uwagę uczuć Tylera, ale on to zniweczył, okazując dobroć. Doskonale rozumiała
jegopotrzebęchronieniasiostry,aleniezacenęszczęściaTylera.
Gdypodeszlidozabytkowegoauta,przypomniałasobiejegouwagę.
–TojesttwojaJaskiniaNietoperza?
–Zapamiętałaś!–ucieszyłsię.
Wytrzymałajegospojrzenie,czując,żeczeka,ażonasięwycofa,stchórzyjakza-
wstydzonadziewica.
–Tutajmisiępodobasz.–Uniósłwysokobrwi,więcwyjaśniła:–Jesteśbardziej
miłyispokojny.
Przezchwilęmierzyłjąwzrokiem,poczymsięgnąłpoklucz.
–Venetiacościpowiedziała?
–Nieodezwałasiędomnieanisłowem,tylkopatrzyłanamniespodełba,jakby
chciałamniezabićwiązkąlasera.
–Spiketopotrafi?
–Nieee…Tobędzienowapostać…jegodemonicznasiostra.
Odrzuciwszygłowędotyłu,wybuchnąłśmiechem.
–Prowokujeszmnie,theemou…MiałaśokazjępogadaćzTylerem?
–Nie.Zeszlizjachtu.Aja…niemiałamcozesobązrobić.
–Nielubiszimprez?
– Jeszcze bardziej niż przebywania w tłumie ludzi, którzy nawet nie wiedzą
omoimistnieniu.Mogłabymwpaśćdomorzainiktbyniezauważył,żezniknęłam.–
Zaczerwieniła się. – Nikos, ona mnie do niego nie dopuści, zwłaszcza na oczach
przyjaciół.Jużniepójdęnażadnąimprezę,chybażeztobą.
Kurczę,czyakuratjemumusisięzwierzaćzeswoichgłupichlęków?Facetowipo-
zbawionemuemocjiiwynikającychznichobaw.
–No,powiedz,żejestemgłupia.
–Chodźtu.
Gdy się nie ruszyła, przyciągnął ją do siebie. Poczuła na plecach kojący ciężar
jegoramienia.
–Obawyniezawszesąracjonalne,wiemcośotym.
W tej chwili nie sprawiał wrażenia pozbawionego uczuć, wręcz odniosła wraże-
nie,żestrachjestmunieobcy.
–Myślałam,żetakieimprezytotwójżywioł.
–Teżichnielubię.Kiedybyłemmłodszy,niemiałemczasunaimprezowanie,ate-
razmnienudzą.Imprezytonicinnegojakokazja,żebysięzkimśprzespać.Mnieto
niepotrzebne.
Tofakt.
Odetchnęłagłębiej.
–Dlaczegoniemiałeśczasunastudia?
– Jeszcze kilka lat temu harowałem bez przerwy. Nie miałem żadnego dyplomu
anidoświadczenia.Tyletylko,cowyniosłemzwarsztatusamochodowegoojca.Je-
dynymsposobem,żebyzrobotnikawhaliprodukcyjnejstaćsięczłonkiemzarządu,
byłaciężkapraca.
–Niechciałeśiśćnastudia?
–Niemiałemwyboru.ŻebyzapewnićbezpiecznybytVenetiiisobie,musiałemro-
bićwszystko,cokazałmiSavas.Takibyłjegowarunek.
–Postawiłwarunki?
Przetarłlśniącąmaskęautaściereczką.Żebyzapanowaćnademocjami,pomyśla-
ła.Zmieniłsię.Przeztomiejsce.Wyraźniewtymgarażuczułsiędobrze.Niesamo-
witykontrastwporównaniuzfacetem,którywkażdymmieściemanałożnicę.
–Przygarniającnas,postawiłpewnewarunki.Jeżelichcęmieszkaćwjegodomu,
jeżelichcę,żebyVenetiiniczegoniebrakowało,muszęrobićwszystko,comikaże.
–Cocikazałrobić?
Oparłsięosamochód.
– Powiedział, żebym nie liczył na nic, na co nie zapracuję, a to, że jestem jego
wnukiem,niemanicdorzeczy.Niewolnomibyłochoćsłowemwspomniećoojcu
albomatce.Tydzieńpóźniejzacząłempracowaćwjegofabryce.
Zagotowałosięwniej.
–Ale…tookrutne!
–Uratowałnasodgłoduinieszczęść,aleniechciałdaćnamtegodarmo.Tobyło
fair.
–Okej,gdybybyłtwoimpracodawcą,aleniedziadkiem,rodziną.
–Savasniepogodziłsięzmyślą,żeojciecodtegowszystkiegosięodwrócił.Dzia-
dekchciałmiećpewność,żeniewyrosnęnatakiegosamegogłupcajakojciec.
Pytaniacisnęłyjejsięnausta,alewyrazjegotwarzykazałjejmilczeć.Nareszcie
zrozumiała, dlaczego był gotowy szantażować ją lub opłacić. Dla niego wszystko
jesttransakcją,wszystkomaswojącenę.
Czymógłbyćinny,skorotakgonauczono?
Trzynastoletni osierocony chłopak, zmuszony opiekować się siostrą, walczyć
oprzetrwanie…zacenęnieokazywaniasłabości.Czymożnamiećmutozazłe,wie-
dząc,doczegomożeczłowiekapchnąćinstynktprzetrwania?
–Nikos,oncięzłamał–powiedziałatobardzocicho,przytłoczonasmutkiem.Jej
dzieciństwobyłoemocjonalniepuste.Nadalpamiętałapragnienie,byktośjąprzytu-
lił,pocałował,bezwarunkowopokochał.
Zawszemarzyłaorodzinie.
Nikosmiałrodzinę,amimotozaznałmniejdobrociniżona.
Przezfiltrwłasnychemocjidotarłdoniejjegośmiech.Szydziłzniej,bosięnad
nimlitowała.
–Wszystko,coSavasrobił,wyszłominadobre.Widziałaś,dokądzaszedłem?Za
kilkamiesięcybędędyrektoremDemakisInternational.Będęmiałwszystko,czego
niemiałmójojciec.Myślisz,żejeszczekiedykolwiekbędęgłodny?Obojewiemy,co
tonędza.Chybaniezaprzeczysz,żetowartekażdejceny.
– Widziałam, jak mieszkasz. O mało nie utonęłam w twojej pięknej wannie. Na-
prawdę nie widzisz, jak wysoką cenę za to płacisz? Nawet seks jest dla ciebie
transakcją.
–Oceniaszinnych,aleczysamapotrafiszwysłuchaćprawdyosobie?
Poczułaprzykryuciskwdołku.Emocje,jakieniątargaływjegoobecności,spra-
wiły,żepojęła,żejużdłużejniemożesięoszukiwać.
Dotarłodoniej,żejejzwiązekzTyleremzawiódłnawielupoziomach.Niebyłoim
pisanenicwięcejniżprzyjaźń.Jakbyotworzyłysięprzedniąniewidzialnewrota.
– Nie potrafię, masz rację. – Stchórzyła. Miała ochotę uciec, żeby się nie zdra-
dzić.OileNikosjużsięniezorientował.–Alemogęcipowiedzieć,żeVenetiaiTy-
ler…To,coichłączy,niejesttakwątłe,jakcisięwydaje.Łączyichpłomień…Jani-
gdy…–Zawahałasięnawidokjegowzroku,któryroznieciłwniejtakisamogień.
-Ty nigdy…? – Przyglądał jej się z zaciekawieniem. – Odmawiałaś mu z powodu
takstaroświeckichpoglądów?Dlategocięrzucił?
Zadrżałaporażonajegodomyślnością.Byłokrokodżałosnejprawdy.Nikosjąpo-
ciągajakniktdotąd.Przemożneuczucie.
Chwyciłjązarękęiprzyciągnąłdosiebie.
–Poradywbabskimmagazynienijaksięmajądopraktyki.
–Zgłaszaszsięnaochotnika?–żachnęłasię.–Nauczyszmnie,jakuwieśćTylera,
żebyodszedłodtwojejsiostry?
Atmosferagęstniałazsekundynasekundę.
Powiódłwzrokiemodczubkajejgłowypopaznokciewotwartychsandałkachtak
zblazowanym,żeażcośsięwniejbuntowało.
Niejestniązainteresowany.Spotykałajużtakichfacetów.Dlanichistniałytylko
piersiinogi.Onazaśchciała,żebypożądałjejtakgorącojakonajego.
–Myślę,żedamsięnamówić.
Natychmiastpożałowałtychsłów.
–Cieszęsię,żemogęcidostarczyćrozrywki,alewolę,żebyTylerrzucałmniesto
razy,niżmiałabymskorzystaćztwojejoferty.Wolałabympójśćdołóżkazktórymś
zbywalcówmojegoklubu.Jesteśbezdusznym,aroganckimtypem.Bawiszsięmną,
ajaniepotrzebujętwojegoseksuzlitości.
Wybiegłazgarażu.Ontymczasemosłupiałzezdumienia,jakbardzozabolałygo
jejsłowa.Wręczbrakłomutchupodwpływemtargającychnimemocji.
Aniprzezmomentniebyłowjegointencjachjejdotknąć.Poprostu,jakzwykle,
chciałjejdokuczyć.BezgranicznaciekawośćcałegojejżyciaorazzwiązkuzTyle-
remwzięłagóręnadwrodzonąrezerwą.
Odkryłbolesnąprawdę?Lexijestażtakbezgranicznieniewinna?Dlaczegomiało-
bygoobchodzić,czysypiałaztymdurniem,czynie?Więcswojezdumieniepokrył
nowąszpilą.
Zgłaszaszsięnaochotnika?
Tak,ryknęłojegociało.Onjednakniepragnąłwyłącznieseksu,onpragnąłjej.Po
razpierwszywżyciupożądałczegoś,czegonawetnierozumiał.
Rozumiał,żeonagopociąga,alebyłotocoświęcejniżfascynacja,cośtakniepo-
wtarzalnegojakonasama.
Jej dzieciństwo, izolacja nawet po tym, jak otoczyła się ludźmi, jej samotność…
Niczymobrazjegosamego,októregoistnieniuniezdawałsobiesprawy.Zatolep-
szyoempatię,współczucieorazmiłośćbliźniego.
Fakt,żeprzystał,byburzyłajegospokój,uruchomiłwjegomózgusygnałostrze-
gawczy.
Bezdusznyiarogancki.
Inietylkoto.
Jednakwtejchwilicierpi,ponieważLexiNelsonuznała,żeonsięnienadaje…że
podpresjąstałsięinnymczłowiekiem.Otwarłysiędawneranyiwspomnienia.
Nie,Lexiniemamudodanianic,czegobyniedostałbezżadnychkomplikacji.
Dobrze,żejąprzestraszył,boonteżniemajejnicdozaoferowania.Lepiej,żeby
trzymałasięodniegozdaleka,żebyniewytykałamu,czegobrakujewjegożyciu.
ROZDZIAŁSIÓDMY
Siedzącnapiasku,nakładałafiltrUVAnanogi,jednocześniedelektującsięszem-
raniemfal.
Upłynęłodziesięćdniodstarciawgarażu,kiedynajegooczachsięskompromito-
wała.Jednaknajbardziejubodłojąnieto,żeNikossięniąbawi,ato,żeniejestnią
zainteresowany.
Powinnapopukaćsięwczoło,bobiorącpoduwagęwszystkoinne,brakzaintere-
sowaniazjegostronypowinienjącieszyć.Szkodatylko,żemusispędzaćznimpo-
rankiiwieczory,czującnasobiejegozaciekawionespojrzenie.
KażdydzieńprzynosiłnowyaspektgniewuVenetiizpowoduobecnościLexie,ob-
nażającjejfrustrację,żeTylerjejniepamięta.Nikosnieżartował,ostrzegającją
przed siostrą. Venetia robiła, co w jej mocy, żeby przywrócić Tylerowi pamięć,
aLeximogłatylkoobserwowaćjejstrachijejgorąceuczucie.Zrozumiałateżoba-
wyNikosa.
NaodgłoskrokówTyleraodwróciłasięzuśmiechem.
–Cośsobieprzypomniałeś?
Ukląkłprzyniejnapiasku,poczymująłjejtwarzwdłonie.
–Lex,jaktymożesznamniepatrzeć?
Zadrżała.
–Oczymtymówisz,Ty?
–Venetiamiprzypomniała,cocipowiedziałem,jakwtedydonaspodeszłaś.
–Dlaczego?
–Chybapoto,żebymiprzypomnieć,jakbardzomizależało,żebyśsobieposzła.
Alewyszłoinaczej.–Zacisnąłpięści.–Lex,chcęstądwyjechać.Zatylerzeczypo-
winienemprzeprosić…Niechcętubyćanichwilidłużej.
Tłumiącłzy,porażonagorycząwjegogłosiechwyciłagozaręce.Musiałasiępo-
godzićzprawdą,zktórązmagałasięodwieludni.
–Wysłuchajmnie,Ty.Tak,sprawiłeśmiprzykrość,aleniewątpię,żeniebezpo-
wodu.Kłóciliśmysię,wrzeszczeliśmynasiebie,potemsięgodziliśmy.Aletymrazem
jestinaczej.
–Ja…trudnomiuwierzyć,żetakciępotraktowałem.–Zezbolałąminąprzegar-
nąłwłosypalcami.
–Ty,przebaczamci,szczerze.
–Wszystkomiędzynamispieprzyłem,anadodatekterazmuszęzłamaćserceVe-
netii.Ja…
–Tyler,niespieszsięzdecyzją,jeślichodzioVenetię.–Miałaabsolutnąpewność,
żezatesłowaNikosbyjąudusił.–Rozumiesz?
– Nie mam odwagi spojrzeć sobie w oczy, nie wspominając o Venetii. Jesteś
wszystkim,comiałemnatymświecie,alecięskrzywdziłem.–Pochyliłsięnadnią.
Gdy ją całował, ogarnęła ją rozpacz, bo zaczęła do niej docierać nieuchronna
prawda.Ozaprzepaszczonychmarzeniach.CzywtedyTylerczułtosamo?Zdawał
sobiesprawę,ileichdzieli,aleniewiedział,jakjejtopowiedzieć?
–Lexi,będziedobrze.–Zajrzałjejwoczy.
Ibyło.Wtuliłasięwniego.Zawszebyłprzyniej,przynimnigdynieczułasięnie-
chcianąsierotą.Mogąbyćjedynieprzyjaciółmi.Toodkryciedodałojejsił.
Odzyskałajedynegoprzyjacielainiechciałanicwięcej.
Poczuła,jakwłosyjeżąjejsięnakarku.
Nikos.
Odwróciwszysię,spojrzaławstronętarasu,gdziestałNikoszVenetią.Wyglądali
niczymmściwy,antycznybógibogini,którzyzachwilęrzucąnanichklątwę.
Lexi,skupsięnarzeczywistości.
–Ty,nieróbtego.–Szepczącmudoucha,mocniejścisnęłagozarękę.Byłapew-
na,żepomimowieluwadVenetiagokocha.–Zawszebędęciękochać,alenasjuż
nicniełączy.Niezaprzepaśćtego,cocięłączyzVenetią.
Uśmiechnąłsięsmutno.
– Jeżeli kocham ją tak bardzo, że potrafię cię zranić, to to wróci. Ale nie chcę,
żebypatrzyłanaciebiejaknaprzyczynęswoichproblemówaniżebyjejbratpoże-
rałcięwzrokiem.
Nikosstałzrękąnaramieniusiostry.Zapewnepowstrzymywałją,byniezbiegła
ztarasu,żebywydrapaćoczyLexie.
Uwolniła się z objęć Tylera. Całowała się z narzeczonym Venetii, to niezaprze-
czalnyfakt.Czującsięzbrukana,takjaksobieżyczyłNikos.Płaciłjejzato.
Stałnatarasiejeszczedługopotym,jakzapłakanaVenetiazbiegłaposchodach
ku Tylerowi. Takiej właśnie rozpaczy chciał jej oszczędzić. Z jednej strony poczuł
siębezradny,zdrugiejczuł,żetoodpowiedniczasnałzy.Lepiej,żebyjużterazpo-
znałaprawdę,niżgdybędziezapóźno.
Jednaktabezradnośćbyłaniczymwporównaniuzotchłaniątęsknoty,jakagopo-
chłaniała,gdypatrzył,jakTylercałujeLexi.
Tegoprzecieżchciał,więcpowinienbyćzachwycony,żeVenetiapozbędziesięTy-
lera. Mimo to nie mógł się uwolnić od nagłej chęci starcia smaku tego pocałunku
zwargLexi.
Zapragnął,żebyspoglądałananiegotaksamozachłannie,żebymruczałazrozko-
szy; zapragnął obsypywać ją najbardziej wyszukanymi prezentami; posiąść ją
iuczyćegoizmu.
Upłynęłokilkaminut,zanimochłonął,zanimsiępowstrzymał,byniezejśćnapla-
żęiskatowaćTyleradonieprzytomności.
Oddawał się chwilowym przyjemnościom i to mu odpowiadało, ale teraz pragnął
Lexi.Itonienajednąnoc.Chciałjązrozumieć,pocieszać,pokazaćjejświat.
Ijązdobędzie.
Wzięłaprysznic,ubrałasięwszortyiróżowąkoszulkę,amokrykostiumwrzuciła
dotorby.Venetiamiałacałąarmięsłużących,któreponiejsprzątały,aleonaźlesię
czuła,zostawiająckomuśswojebrudneubrania.Zwłaszczateraz,kiedyzamierzała
odejść.
Niebędzierozpaczałazpowodufaceta,którypotrafitylkojejdokuczać.Nawet
jeżelijejpożąda,niepójdziedołóżkazkimśtakimjakNikosDemakis.
Zarzuciła torbę na ramię, po czym zaczęła się rozglądać za wyłącznikiem lamp
wokółbasenu.
–Lexi,zostawto.
Gwałtowniesięodwróciła.
–Nikos…–wykrztusiła.–Myślałam,żewyjechałeś.
–Izrezygnowałemzmożliwościporozmawianiaztobą?
–Niemamsiłysięspierać.
Wczarnejkoszuliiczarnychspodniachstałopartyościanę,alesprawiałwraże-
niespiętego.
–CozTylerem?
– Venetia przypomniała mu, jak mnie potraktował na tamtym przyjęciu. Żałuje
tego.Nikos,on…
–Aha,czyliwwaszymmałymświatkuwszystkogra.
–Nierozumiem.
–Wracadociebiezgodniezmoimiprzewidywaniami.
Nikosmyśli,żeTylerzerwałzVenetią.
–Nierozumiesz…
– Rozumiem lepiej, niż ci się wydaje. Doskonale rozumiem paraliżującą samot-
ność,chęć,bykomuśnanaszależało,potrzebęmiłości.Aleonnaciebieniezasłu-
guje.Powiedz,żedoniegoniewrócisz.
–Tochybanietwojasprawa?–żachnęłasię,czując,żegoprowokuje.–Niejesteś
moimalfonsemaniszefem.
Połknąłhaczyk.
Wokamgnieniuznalazłsięprzyniej.Stanąłnadniątakblisko,żeczułabuchają-
cyodniegożar.Zapragnęłajaknajszybciejpoczućsmakjegoust.
–Twojagłupotanieznagranic?
–Wszystkoidziezgodnieztwoimohydnymplanem.Więcdlaczegocięobchodzi,
corobię?
–Usiłujęchronićcięprzedsamąsobą.Naprawdęjesteśtakadurna,żewierzysz,
żeontakijestalbożeniekopniecięwtyłek,jaktylkowrócimupamięć?Czytym
razemplanujeszznimsypiać,żebyprzypieczętowaćtenukład?
–Niemaco pieczętować,rozumiesz?–Rozpaczliwie porządkowałamyśli.–Ko-
cham go od trzynastego roku życia. I poszłam z nim do łóżka. Było okropnie. Za
drugimrazemteż,apotemszukałampretekstów,żebytegounikać.Potworniesię
kłóciliśmy…ionsięwyprowadził.Jesteśzadowolony?Opróczniegoniemamniko-
go,alemiędzynamijużnicniema.
– Chciałaś mnie sprowokować. – Zamiast wybuchnąć gniewem, uśmiechnął się,
pożerającjąwzrokiem.–Dlaczegosięznimcałowałaś?
–Nietwójinteres.
Przyciągnąłjądosiebietak,żepoczułajegotwardąmęskość.Jęknęłacicho.
–Nikos…
Uśmiechałsięszelmowsko,aonapłonęła.
–My…Niemogę…Tojakby…
Gdywpiłsięwjejusta,zarzuciłamuręcenaszyję.
–To,cozemnąwyprawiasz,wcaleniejestzabawne.
Nieskrywanepożądaniedźwięczącewjegogłosieprzyprawiłojąozawrótgłowy.
Opuściłapowieki.
PragniejejNikosDemakis,najprzystojniejszyfacet,jakiegowżyciuspotkała.Już
samotoprzyprawiłojąodreszcz,ahamowanepożądanierozpierającejegomusku-
larneciało…byłojakspełnieniejejnajskrytszychmarzeń.
Miałabymuodmówić?
Gdylekkosięoniegootarła,zjegoustwyrwałsięstrumieńsłów,zapewneprze-
kleństw.Zadrugimrazempchnąłjąnaścianę,przytrzymujączabiodra.
–Nieróbmitego,agapemou.Chybażechcesz,żebymcięwziąłnamiejscu.Je-
żelitakajesttwojawola,toniemamnicprzeciwkotemu.
–Zaczekaj–przeraziłasię.Trzebaztymskończyć,natychmiast.Dopókijeszcze
natojąstać.
–Nikos,proszę,puśćmnie.–Posłuchał.–Przepraszam,niemiałamzamiaru…To,
że mnie pragniesz, zamieszało mi w głowie… – Odetchnęła głęboko. To nie w po-
rządkuwobecniegoiwobecniej.–Niewątpię,żeżadnakobietacisięnieoprze,
aleja…
– Ile razy na mnie popatrzysz, czytam w tych twoich niebieskich oczach, że
chceszmniepocałować.Atwojeciało,czyniewieszotym,czywiesz,aleniechcesz
siędotegoprzyznać,ażkrzyczy,żebymciędotknął.
–Nieprzeczę,alemamnadtymkontrolę.Niepójdędołóżkaznikim,kogonieko-
cham.
Wykrzywiłwargiwironicznymgrymasie.
– Absolutnie, tylko z przyjacielem, który traktuje cię jak emocjonalną podporę.
Żebycięniezostawił,nawetjakjestciznimźle.Jesteśgotowazewszystkiegozre-
zygnować,bylebyłztobą.Iktotutajtraktujeseksinstrumentalnie?
Świętaprawda.Jednaktaprawdadopieroterazdoniejdotarła.
CzydotegosprowadzałsięjejzwiązekzTylerem?Przerażającamyśl.
–Niewiesz,oczymmówisz.Niejesteśzdolnyzrozumieć,dlaczegoVenetiaijaza
wszelkącenęchcemyzatrzymaćTylera.Tynicnieczujesz.
Rysy jego twarzy zastygły, co kontrastowało z przepełnionym emocjami wzro-
kiem.Głupiomuzarzuciła,żeonnicnieczuje.
– Ty mała hipokrytko, patrzyłem na ciebie, kiedy cię całował. Nie życzyłaś tego
sobie,alegoobejmowałaś.Chceszsiędowiedzieć,jakietouczucie,kiedyczujesię
cośprzeciwnego,kiedyniemożnasiędoczekaćchwili,wktórejzedrzesięzkogoś
ubranie?
Mogłabysięprzyznać,żewie,żeniedajejejtospokoju,gdyonjestblisko.Alenie
dałjejdojśćdosłowa,wsuwającnogęmiędzyjejudaizamykającjejustapocałun-
kiem.
NiecałowałjejtakdelikatniejakTyler,alejakbyrozszalałasięwnimburza,jak-
byoddawnanatoczekał,jakbyodtegozależałojegożycie.
Tobyłpocałunekzdecydowanieerotyczny,mającyrozbudzićjejzmysłyorazprze-
konaćją,ponieważNikosniewiedział,żeniejesttokonieczne.Bowjegoobecno-
ścistawałasięwięźniempragnieńswojegociała.
Jęknęłagłośno,byprzestał,azarazemnieprzerywał.Odsunąłsię,szepcząccoś
pogrecku.Jakbyprzeprosiny.
Tymrazempocałowałjądelikatnie,delektującsięsmakiemjejust.Tazaskakują-
cadelikatnośćprzywołałajądorzeczywistości.
–Nie–wyszeptała,ztrudemchwytającpowietrze.–Nikos,nie–powtórzyłanie-
cogłośniejgłówniezmyśląosobie.
Jegopociemniaływzrokuzmysłowiłjej,jakbardzojestbezradnawobectejnawał-
nicypożądania.Jeżelijeszczerazjejdotkniealbojąpocałuje,nieodmówi.Niepo-
trafiłabymuodmówić.
Dlaczegotenczłowiek,którytakjąrozpala,musibyćtakiinnyniżona?
Przyłożyładrżącepalcedowarg.Jegosmaknieprędkozniknie.
–Jacięniekocham,ja…
–Jeszczesięnienauczyłaś?MiłośćdoTyleratakcięzaślepiała,żeprzestałaśżyć
dlasiebie.Chceszdalejtakkochać?
–Niewiem,oczymmówisz.
–TylerzatwoimiplecamiromansowałzFaith.Zdradzałcięztwojąprzyjaciółką.
Spojrzałamuwoczy.
–Zmyślasz.Jesteś…
Jejwidocznarozpaczdoprowadziłagodowściekłości.Odsunąłjąodsiebie.
–Tak,jestembezdusznymdraniem.Aleniezadowalamsięochłapamirzucanymi
przezinnych.Niepozwalamtraktowaćsięjakszmata.
Westchnęła.
–NiemiałampojęciaoTylerzeiFaith.Aniżetakbardzosięlubili.Ja…
Otokolejny,ostatnielementukładanki,któramogłająpogrążyć.
Samajestsobiewinna.
W końcu dotarło do niej, dlaczego Tyler zarzucił jej egoizm. Bo trwał przy niej
motywowany poczuciem winy, bo pomimo różnych dowodów, że mogą jedynie się
przyjaźnić,onaniepozwalałamuodejść.Boto,żeonaniechciałażyćwłasnymży-
ciem, i jemu odbierało tę możliwość. To ona wylądowała w poprawczaku, chociaż
włamaniadokonalirazem.
Wszystkodlatego,żebałasięzacząćnoweżycie.
IleżtorazyTylerjąnamawiał,żebyposzładoinnegocollege’u,prosił,żebyzmie-
niła pracę, zachęcał, żeby bardziej ryzykowała, ale ona… bała się z nim rozstać,
zdecydowaćsięnanoweżyciewśródobcych,ponieważpaniczniebałasięosamot-
nienia.
Tego,żeniktjejniekocha,nikomunaniejniezależy.Więckurczowotrzymałasię
TyleraiFaith,wszystkimrujnującżycie.Wmówiłasobie,żeTylerjąkocha,żeona
kochajego,zmuszałasię,wpędzającgowpoczuciewiny.
TosamoTylerrobiteraz.ChcezerwaćzVenetią,łamiącjejserce,ponieważdrę-
czą go wyrzuty sumienia z powodu tego, jak ją, Lexi, potraktował. Uznała, że nie
możedotegodopuścić.
Koniecztchórzostwem.
Wyprostowałasię,pomimostrachuspoglądającNikosowiwoczy.Porazpierwszy
wżyciuchciałaczegośdlasiebie.Nikosa.
MusiuwolnićsięodTyleraisamazaznaćwolności.Jeśliupadnie,onjąpodniesie.
Zrozumiała,żetonigdysięniezmieni.Więcczaszacząćżyć.
–Chceszmnie?Tomniemasz.–Zdawałasobiesprawę,żejużniemadrogiod-
wrotu.
Z płonącym wzrokiem, ciężko oddychając, położył rękę na jej brzuchu tuż pod
piersią.Zamknęłaoczy,wstrzymującoddech.Chwilępóźniejpoczułanapiersijego
palce.
–Lexi,patrznamnie.Niemusiszsięchować.
Uniosłapowieki,poczympocałowałagowusta.
– Już więcej nie będę się chować ani robić uników. Nikos, chcę wszystkiego, co
możeszmidać.
Jegodłoniezsuwałysiępojejciele,ażznieruchomiałynapośladkach.Czującna
brzuchujegomęskość,napawałasięgrzesznymidoznaniami.
Zarzuciwszymudłonienaszyję,oplotłagonogami,ontymczasemskubałzębami
jejwargi,jednocześniewsuwającpalcepodbiustonosz.
Był wszędzie, w jej oddechu, na skórze, w każdej komórce ciała. Myślała tylko
otym,żebycałamusięoddać.
Nagleprzestałjącałować.Dopieropochwilizorientowałasiędlaczego.
Nadrugimkońcubasenustałszefjegoochrony.
–Toniekoniec–powiedziałdoniejNikos,gładzącjąpopoliczku.
Przytaknęła,walczączesobą,żebyniewtopićsięwścianę.
Obserwowała, jak coraz bardziej zdenerwowany Nikos rozmawia z ochronia-
rzem. Z jego ust wyrwało się przekleństwo. Zrównała się z nim, akurat gdy Kane
wyszedł.
–Nikos,cosięstało?–zapytała,chwytającgozaramię.
–VenetiaiTylerzniknęli.–Wybrałnumernakomórce.–Venetianieodpowiada.
–Nierozumiem.Chceszpowiedzieć,że…
– Pokojówka widziała, jak Venetia pakuje walizkę. – Blady przegarnął palcami
włosy.–NiemateżrzeczyTylera.Jakiśznajomyzabrałichłodzią.Uciekli.
ROZDZIAŁÓSMY
Co się dzieje, kiedy Lexi Nelson, tchórz nad tchórze, w końcu się decyduje za-
kosztować życia i rzucić się w ramiona postawnego samca alfa z Grecji, który
wkażdymmieściemakochankę?
Otóż grecki ogier traci zainteresowanie jej osobą, bo jego siostra uciekła, Bóg
wiedokąd,zukochanym,któryjestserdecznymprzyjacielemLexi.
Itak,zamiastrealizowaćmarzenia,miałaokazjępoznaćnocneżycieAtenwto-
warzystwiewściekłegoNikosa,którynajwyraźniejzapomniał,żejejpożąda.
TymrazembyłazłanadziedziczkęfortunyDemakisów.
Byłaprzekonana,żeVenetiakochaTylera,aleniespodziewałasię,żewywiezie
godalekoodtroskliwegobraciszka.BocałowałsięzLexi.
Wgłębisercacieszyłasię,żeVenetianiepozwoliłamuodejść.Gdybyjeszczeuda-
łojejsięwymazaćsmutekipoczuciewinyzoczuNikosa…izapomnieć,żenawet
nieraczynaniąspojrzeć.
Odczterechdni,każdegowieczoruciągałjąpoekskluzywnychklubachiociekają-
cych luksusem apartamentach, żeby przesłuchiwać wszystkich bliskich, a nawet
bardzodalekichznajomychVenetii.
Na początku była zachwycona, mogąc oglądać życie, o jakim nie miała pojęcia,
alezkażdątakąwizytątopniałojejpoczuciewłasnejwartości.Gdziekolwiekweszli,
kobiety,wysokie,piękne,seksowne,oblegałyNikosa,aleonniezwracałnanieuwa-
gi.
Zaczynała podejrzewać, że cztery dni temu Nikos działał w malignie. Sama też
byławgorączce,aleniezapomniała,jakprzyjemniebyłowtulićsięwjegosilnecia-
ło,jakpieszczotąwargodcisnąłnajejszyiswojepiętno.
Jegopożądaniejużwygasło?Byłaprzygotowana,żetaksięstanie„po”,aniejesz-
czezanimponowniejąpocałuje.Bolałanadtym.
Trzy kwadranse temu, z krótkim „zostań tu” zostawił ją w prywatnym salonie
nocnegoklubu.
Spoglądała na tancerki na dwóch estradach po obu stronach parkietu, na białe
kanapy,białekolumny,białeobrusynastołach,atowszystkowprzyćmionym,fileto-
wymświetle.
Zeznajdującegosięnadgłównymparkietem,zamkniętegościanamizeszkłasalo-
nudlaVIP-ówmiaładoskonaływidoknacałyklub.Przysiadłanawielkimłożu.
Wśród tłumu dostrzegła Nikosa. Rozmawiał z wysoką, ponętną blondyną, która
kuszącosięprzednimkołysała.Pomimoukłuciazazdrości,Lexiniemogłamiećdo
niejpretensji.
WszystkiekobietylgnądoNikosaDemakisa.
Właśniemiaławyjśćzpokoju,gdywszedłbarmanzkoktajlami.Gdywyszedł,upi-
ła łyk, odstawiła szklankę, po czym zaczęła poruszać się w takt muzyki. Nie ma
mowy,żebyobojętnośćNikosapopsułajejtenwieczór.
Nie skorzystawszy z zaproszenia koleżanki Venetii, Nikos przepychał się przez
tłum.Jegofrustracjamusiałabyćwidoczna,boklubowiczepospiesznieusuwalimu
sięzdrogi.
Niedoceniłdeterminacjiswojejsiostry,jejzazdrościoLexi.Zanimjąpoznał,był
skłonnyprzypisaćproblemyVenetiiTylerowiijegozmiennymnastrojom.Terazjuż
miałtegopewność.
Lexiniejestanipiękna,anibogata,alejestwniejcoś,conakazywałolepiejsięjej
przyjrzećiodejśćzpoczuciemniedosytu.Zrozumiał,jaksięmusiałapoczućVene-
tia.
Pomimoczterechdniposzukiwańniezdobyłżadnejinformacjiomiejscuichpoby-
tu.Ogarnęłogonawetprzeczucie,żesiostrawróciwtedy,kiedysamauznazasto-
sowne.
Tymczasem dziadek Savas coraz mocniej dokręcał mu śrubę. Theo Katrakis był
gotowydonegocjacji,alebyłateżLexi,którejsamoistnieniezaburzałomukontrolę
nadwłasnymżyciem.
CzterydnizLexi,którasięmartwi,coVenetiazrobitemucholernemuTylerowi,
czterydni,kiedywpatrujesięwniegotymiwielkiminiebieskimioczami.
Chceszmnie?Tomniemasz.
Jeszczenigdyzgodakobietynaseksznimsformułowanatak,jakbyjejtouwła-
czało,niewywarłananimtakiegowrażenia.
PchnąłdrzwidosalonudlaVIP-ów.
Lexi powoli poruszała się w rytm muzyki. Stonowane błyski światła z zewnątrz
oświetlałyjejzgrabnenogiiuśmiechniętątwarz,odbijającsięwkolczykach.
Miałanasobieczarnąkamizelkęzeskórypodkreślającąmałepiersi.Kołysałasię
zpodniesionymirękamizmysłowo,ażzawrzałownimpożądanie.Zakażdymobro-
temkamizelkalekkosięunosiła,obnażającnagibrzuch.Ekstatycznieuśmiechnięta
oderwała się od rzeczywistości. Gdy zamknął za sobą drzwi, powoli odwróciła się
wjegostronę.Wydałamusięinnaitoniezpowodustroju,alecośsięzmieniłowjej
spojrzeniu.
–Ona…–Kiwnęłagłowąwstronęparkietu–…coświe,dokądVenetiagowywio-
zła?
–Niewiadomo,ktokogowywiózł.
Ściągnęłabrwi.
–Tylerjestchory,niemapieniędzyanibliskich.Jakostatnioznimrozmawiałam,
niemiałnajmniejszegozamiaruskrzywdzićVenetii.Tycierpisznaamnezjęczyon?
Bochybazapomniałeś,cosięstałoczterydnitemu.
Jejzapach,gdygominęła,uświadomiłmu,jakbardzojegozmysłystałysięnanią
wyczulone, pchając go na krawędź wytrzymałości, gdy będąc blisko niej, nie mógł
jejposiąść.Mimotosiępowstrzymywał.
ChlapnąłoTylerzeiFaithwchwiliperwersyjnegoegoizmuwbrewwłasnyminte-
resom.Ruchskrajnieimpulsywnyiszczeniacki.
Iotonaglepanowanienadtym,cosięmiędzynimidziało,nadhuraganememocji,
jakiwnimprowokowała,stałosiękwestiąważniejsząniżwszystkoinne.
BonieustannaświadomośćistnieniatejkobietyprzyćmiłanawetjegoobawyoVe-
netię.
–Nie,niezapomniałem.
–Takobieta…onachciałapójśćztobądołóżka–powiedziałazeszczerością,któ-
ra już przestała go dziwić. – Wszędzie znajdzie się przynajmniej jedna, która cię
podrywa.
Odebrałtojakopytanie.
Odczterechdnimyślałwyłącznieosobie,aleLexiuznałatozaznak,żejużjejnie
chce.
Dotejporypociągseksualnypostrzegałjakojedyniejednązfunkcjiswojegoorga-
nizmu,nieumysłuinieserca.
Czuł,żechciałabyusłyszeć,żenieinteresujegożadnaztychkobiet,aleonzaja-
kimś szatańskim podszeptem czekał, żeby o to poprosiła, żeby znowu się do tego
przyznała.Teraz,kiedyistniejedlaniejjużtylkoNikos.Inicinnego.
–Nadalcisiępodobam?–zapytała,wysokounoszącgłowę.
Położyłjejdłońpodpiersią,żebypoczućbiciejejserca.
–Ajakmyślisz?
–Tonacoczekasz?
–Chcesztego,żebysięzemścićnaTylerze.Bocięskrzywdził.
–Nieczujęsięskrzywdzona.Gdybynieto,żemartwięsięociebie,mogłabymod
razuzanurzyćsięwwirtegotwojegoobrzydliwiebogategożycia.
–Martwiszsięomnie?!–zdumiałsiębezgranicznie.
–Oczywiście.Trzebabyćślepym,żebyniewidzieć,jakbardzokochaszVenetię,
jakbardzosięoniąmartwisz.Tegosamegodnia,kiedyzniknęli,spędziłeścałąnoc,
szukającjej,aja…–Wzięłagłębszyoddech.–Niechcę,żebyktokolwiekczułsię
skrzywdzony,kiedytosięskończy.AniTyler,aniVenetia,anity.Niewiem,cocipo-
wiedzieć, żebyś aż tak bardzo się nie przejmował, żebyś zrozumiał, że ona jest
owielesilniejszaniżty.Widziała,jakcałowałamsięzTylerem,iniezemdlała.
–Uważasz,żetojedynyprzejawjejsłabości?Widziała,jakjejojciecsięzastrze-
lił.
Chwyciłagozarękę,żebynaniąspojrzał.
–Tylerniepozwoli,żebysobiecośzrobiła.To,cobyłomiędzynimimną,towpo-
łowiemojawina.Onjejniezrobiniczłego.
–Byłgotowyodejśćodniej.Ijatoprzewidziałem.
–Tak,aledlajejdobra.Niccitoniemówi?Uparłeśsię,żebytegoniewidzieć?
–Niebędęztobąonichrozmawiał.
–Okej.Jateżniemamochoty.PrawdopodobnieVenetiabawisięterazwnajlep-
sze,ajatkwiętutajztobą.Uważasz,żeto,cosięstało,tomojawina…
–Wcaletaknieuważam.Poprostuniewierzę,żemipowiesz,jakTylersięztobą
skontaktuje.
Nawetniewartozaprzeczać.Zbytdobrzejąpoznał.
–Okej,aleniemamtelefonuipodejrzewam,żewystarczy,żebymkichnęła,ana
wyspiewszyscysięotymdowiedzą,więcmożedajsobiespokójinieciągajmnieze
sobąjakniechcianybagaż.
–Niechcianybagaż?
–Patrzysznamnie,jakbyśchciałwypchnąćmniezawrotagalaktyki.Zdajeszso-
biesprawę,ilemniekosztowałotydzieńtemu,żebycitopowiedzieć?
Przyciągnąłjądosiebie,ażzamknęłaoczy,ztrudemłapiącoddech.
–Kiedydomniedotarło,jakdurnabyłamprzeztewszystkielata,zrozumiałam,że
nie do końca jestem nieatrakcyjna. – Nikos się uśmiechnął. – Nie mam wielkich
piersiidługichnógimożeniejestempociągającadlafacetaotakichwyszukanych
gustach,alesąjeszczeinni.Mili,pulchni,praktycznijaknaprzykładPiers,któremu
nawetnieprzyszłobydogłowymnieobrażać…
–CotozaPiers?
–Barman,któryrobidlamniekoktajle.
–Lubicię?
–Tak.
Zacisnąłzęby.
–Więc,theemou,pomóżmito zrozumieć.Każdyfacet,który może…–Byłwy-
raźnierozbawiony.–Zadowoliszsiępierwszymzbrzegu?
–Jesteśwulgarny.
–Oczekujeszodemnietylkoseksu?
–Tak…oczywiście.–Kłamanieszłojejcorazlepiej.Jednaktymrazemniebyłoto
trudne, bo sama nie wiedziała, czego więcej mogłaby chcieć od Nikosa. I wolała
otymniemyśleć.Dotejporyniebałasięswoichuczuć.Jednakto,czegodowiedzia-
łasięoTylerzeodNikosa,sprawiło,żeterazwolałabynicnieczuć.–Sampowie-
działeś,żeseksmabyćnieskomplikowany.
Odsuwającsięodniej,wzruszyłramionami,poczymzrzuciłskórzanąkurtkę.
–Gdzieśtujestwywieszka.Poszukajjej.
Ze ściągniętymi brwiami spojrzała na drzwi, potem rozejrzała się po całym po-
mieszczeniu.Gdyjąznalazła,przeszyłjądreszcz.
„Nieprzeszkadzać”.
–Powieśjąnaklamceizamknijdrzwi.
Gdy uzmysłowiła sobie jego zamiary, tekturka wypadła jej z ręki. Zrobiło jej się
gorąconamyśl,cojączeka.
Popatrzyła na ścianę ze szkła z widokiem na parkiet i tańczący tłum. Nie była
dziewicą.Tedwarazy,kiedyoddałasięTylerowi,byłydobólukrępujące,alesądząc
potym,jakterazugięłysiępodniąkolana,możnabyjąuznaćzadziewicę.
–Tutaj?Teraz?
Pożerającjąwzrokiem,Nikoszatrzymałsiękrokprzednią.
–Tak,tutaj.Wczymproblem?–Stanąłzanią,obejmującjąwtalii.–Toszybawe-
necka.
–Niewidząnas?
–Niewidząaniniesłyszą.Lexi,jategochcę.Jesteśgotowa?–szepnął,muskając
jejuchooddechem.
Odwróciła się, by na niego spojrzeć. Pociemniały wzrok, rozedrgane nozdrza
idłońnajejnagimramieniu…Tak,chciałatego.
Podniosła z podłogi wywieszkę i na miękkich nogach powiesiła ją na zewnątrz
drzwi.
ROZDZIAŁDZIEWIĄTY
Zawszelkącenęusiłowałzapanowaćnadpożądaniem,aleefektbyłmizerny.Na-
pięcienarastałownimtak,jakbytoonstanąłuproguryzyka,jakbytoonbyłnowi-
cjuszem.
Położyłsięnarozłożystejkanapie,opierającplecamiościanę.
–Podejdźtu,agapemou.
Znieruchomiała,jakbychciałauciec.
Jednakpochwiliruszyławstronękanapy,nieodrywającodniegowzroku.
Zkażdymjejkrokiemwjegoumyślekotłowałosięcorazwięcejwątpliwościipy-
tań.Równiezaskakującychjaksiłajegopożądania.
Stłumiłbudzącesięwnimopiekuńczeodruchyztąsamąbezwzględnością,która
kiedyśpomogłamuprzeżyćizwyciężać.
Nienależyprzedłużaćtejchwili.Onapożądajego,onjej.Niebędziesięzmieniać
anizastanawiaćnadjejuczuciami,tylkodlategożejestinna.
Jegosumienieobudziłosięwłaśniedlatego,żeLexitakbardzosięróżniodkobiet,
zktórymizazwyczajsypia.
Onapierwszachciaładociec,cokryjesięzajegoambicją,jakojedynazrozumiała,
żezatąmaskąkryjesięczłowiek,któryjakinnimaswojeobawyiswojemarzenia.
Pociągnąłjąnakanapętak,żebyusiadłamumiędzynogami.Objąłjąipocałował
wszyję.Smakowałamydłemocytrynowymzapachu.Modliłsięwduchu,bynieza-
brakłomusamokontroli.
Chociaż wrzało w nim pożądanie, pojął, że nie wolno mu jej skrzywdzić. Prze-
świadczeniedlaniegocałkiemnoweidziwne.
Tomuśnięciejęzykiemodebrałojejdech.Czułajegosiłę,alejegodłonietrzymały
jądelikatnie,jakbybyłazkruchejporcelany.Każdajegopieszczotarozpalałająco-
razbardziej.
–Pocałujmnie–wyszeptała,odrzucającgłowędotyłu.
Jednymzwinnymruchemodwróciłjąkusobietak,byusiadłaokrakiemipoczuła
jegotwardąmęskość.
Unieruchomiłjąwsilnymuścisku.
–Nieruszajsię,theemou–wyszeptał,gdypróbowałasięuwolnić.
Tymrazemcałowałjąinaczejniżnadbasenem.Delikatnie,powoli,jakbynigdzie
sięniespieszył,jakbyzapomniałopalącympożądaniu.
Chciałaczegoświęcej,niżjejdawał.Ujęłajegotwarzwdłonie,bynaniąspojrzał.
–Więcej,Nikos.–Wsunęłamudłoniepodkoszulę,alezadrżałichwyciłjązanad-
garstki,
Powstrzymywałjązakażdymrazem,kiedyusiłowaładostaćwięcej.
Pocałowałagowusta,poczymzsunęłasięzjegokolan.
Gdyprzeniósłnaniąwzrok,dostrzegławnimtylkocieńżądzy.Zaledwiecień.
Bosiękontrolował.
Cośwniejpękło.Chciałazacząćnoweżycie,ryzykować,naprzykładidącdołóż-
kazNikosemDemakisem.Palsześćinnejegokobiety.Przedewszystkimdlatego,
żeniepozwoliłjejsięchować,unikaćprawdy,niepobłażałjej.
Nieżyczyłasobie,bytosięzmieniło.
–Nieotomichodziło–powiedziała.
Znieprzeniknionymwyrazemtwarzyzerwałsięzkanapy.
–Zarazwyjeżdżamy.
–Niechcęstądwychodzić.
–Okej.–Położyłdłonienajejramionach.–Niepowinienemzaczynaćtegotutaj.
Wiem,żetodlaciebienowasytuacja…–Wycisnąłnajejwargachnamiętnypocału-
nek.Tegopragnęła:namiętności.–Alenatymniekoniec.–Chybagłosmuzadrżał.
Odepchnęłago.
–Przestańmniechronić.ZachowujeszsięjakTyler.
–Ococichodzi?–warknął.–Aledowiedzsię,żeżadenmężczyznaniechcesły-
szećimieniaswojegopoprzednika,napewnoniewtakiejsytuacji.
–Toprzestańsięzachowywaćjakon.
–Comasznamyśli?
–Robiszto,cocisięwydaje,żechciałabym,żebyśrobił.Niejesteśsobą!
–Dawnoniesłyszałemtakichbzdur.
–Nikos,niejestemzporcelany.Chcęmiędzynamiszczerości.Jakmniepieścisz
i jak będziesz chciał ze mną zerwać. Cały czas się kontrolujesz, żeby mnie nie
skrzywdzić.
Gdy odgarnął z czoła włosy, zorientowała się, że jednak nie całkiem panuje nad
emocjami. To nie był to ten sam Nikos, który sprowokował ją do wyznania, że go
pragnie.Zaszławnimjakaśzmiana.Wniejrównież.Alejaka?
–Niebioręzatoodpowiedzialności.Wbrewtemu,cocizaproponowałemizrobi-
łem,niemiałemtakiegozamiaru.
–Więcmipowiedz…nie,czekaj,pokażmi,jaklubisz.Zróbto…kochajsięzemną
takjakzNinąalboEmmanuelle.
Odskoczyłodniejjakpoparzony.
–Przestańsięznimiporównywać.Niepotrafięzapomnieć,kimjesteś.
Przygryzławargę.Nikostraktujejąulgowo,aleonasobietegonieżyczy.
– Sprawisz mi większą przykrość, jak nie będziesz sobą. Myślę, że Tyler… Że
przespałsięzemną,bomyślał,żewtensposóbmnieuszczęśliwi.Niezniosęmyśli,
żerobisztosamo…
– Tak cię pożądam, że nie mogę pozbierać myśli. Jeszcze nigdy nie poświęciłem
tyleczasunazastanawianiesięnadtym,zamiastpoprostutozrobić.
Byłaprzerażona,dokądjątozaprowadzi,aletemustrachowitowarzyszyłoprze-
świadczenieosłusznościswojegoprzekonania.
PodeszładoNikosa,żebygopocałować,aonchwyciłjąwtalii,żebyjąpodnieść.
Podkładającdłoniepodjejpośladki,podszedłdościany.
–Chceszsiędowiedzieć,colubię?–zapytałzuśmiechem.
–Tak.
–Chciałbym,żebyśmówiła,comamrobić.Żebyśotopoprosiła.
Odniosławrażenie,żechciałby,żebysięwycofała.Dlaczego?Niemamowy.
–Okej.–Powolirozpinałaskórzanąkamizelkę,obnażającsięcentymetrpocenty-
metrze.Nadole,zaszybąznajdowałosięconajmniejstoosób,aletopociemniały
wzrokNikosaroznieciłwniejpożogę.
– Muszę dotknąć twoich piersi – jęknął. – Nie mogę przestać o nich myśleć. –
Szarpnąłzaramiączkokoronkowegobiustonosza.–Przepraszam,theemou,zapo-
mniałemsię.Comamzrobić?
–Chcę…–Pocałowałajegootwartądłoń.–Chcę,żebyśichdotykał.
Jęknęła,gdywsunąłpalcepodbiustonosz,alezamknąłjejustawargami.
–Coteraz?
–Pieśćje.
Jeżelizaplanowałsobiedoprowadzićjądoszaleństwa,tomusięudało.
–Całuj.
Poruszyłasię,domagającsięwięcejibyłabyupadłanapodłogę,gdybyjejniepod-
trzymał.
–Cojeszcze?
Otworzywszy oczy, zorientowała się, że i Nikos jest półprzytomny. Jeżeli potrafi
godoprowadzićdotakiegostanu,toznaczy,żejestzdolnadowszystkiego.Poczuła
siębezgraniczniekobieca.Rozsunęłaudaipodciągnęłaspódniczkę.
–Dotykajmniemiędzynogami.
–Agdzie„proszę”?–Jegociemneoczypociemniałyjeszczebardziej.
–Jużniema„proszę”.Chcesztegotakbardzojakja.
Uśmiechnąłsiędrapieżnie.
–Ściągajmajtki.
Podjegospojrzeniemzrobiłojejsięgorąco.Poczułasięobnażonainaróżnespo-
sobypociągająca.
–Niepatrzwdół–wyszeptałztwarząwtulonąwjejpiersi.
Wpatrywałasięwniego,wzmysłowewargi,stężałerysytwarzy,wsłuchiwałasię
wprzyspieszonyoddech…
Mogłabytaknaniegopatrzećprzezcałąnoc.
Jegoszorstkadłońpowoliprzesuwałasiępojejudzie,ażdotarładocelu,apiesz-
czotawargrozpalałajejpiersi.
Wpiłamupaznokciewramię.
–Coteraz,yinekamou?
–Poruszajpalcami.–Odrzuciładotyługłowę.–Szybciej!
Ożyły zakończenia nerwów, o których istnieniu wcześniej nie miała pojęcia. Pie-
ściłją,mrucząccośpogrecku,wprowadzającjeszczewiększychaoswjejumyśle.
Gdynieprzestającpieścićjejpiersi,dotknąłsednajejkobiecości,zaczęłaosuwać
sięwotchłańekstazy.
Drżącnacałymciele,ztrudemchwytałaoddech.
Otworzywszy oczy, zobaczyła, jak Nikos oblizuje palec. Erotyzm tego gestu wy-
wołałwniejnowąfalęrozkoszy.
–Czegotychcesz,Nikos?–zapytała,gdykładłjąnakanapę.
Nie odpowiedział. Usłyszała jedynie, że rozpina dżinsy i rozdziera opakowanie
prezerwatywy.
Gdy wchodził w nią, zacisnęła palce na jego ramionach, obezwładniona bólem
irozkoszą.Jęknęła,aonwstrzymałoddech.
–Jeszcze,agapemou?
–Tak–wyszeptała.
Przyglądał jej się uważnie wzrokiem pełnym pożądania. W tym spojrzeniu do-
strzegłaprawdziwegoNikosa.
Wolnegoodpętsamokontroli,ztrudemchwytającegooddech.Pięknyobraz.
–Lexi,jaktamciasno…Bojęsięporuszyć.
– Musisz. – Zakołysała biodrami, żeby jeszcze lepiej go poczuć. – Gdy wbiła mu
zębywszyję,poruszyłsię,aniąznowuzawładnąłpłomień.
Greckieinwektywybrzmiaływjejuszachjaknajsłodszezaklęcia.
Zkażdympchnięciemczuła,jakNikoswyzwalasięzokówsamokontroli,salono-
wegoobycia,jakpoddajesięrozpaczy.Wkońcugłośnojęknąłiznieruchomiał.
Odgarnęłamuwłosyzczoła.Przeczuwała,żeseksznimbędziefantastyczny,wy-
jątkowy.Pocałowałagowusta.Odwzajemniłtenpocałunekztakniezwykłątkliwo-
ścią,jakbyotrzymałodniejnajpiękniejszydar.
Niemiałasiłysiębronić.Mogłajedynieuznaćtozazłudzenie.
Byłocudownie,więcniepozwoli,byjejkompleksytozniweczyły.
Potrafi.Potrafinietylkotozrobić,aleteżsiętymcieszyć.Obawy,wątpliwości,żal
iłzy…natobędzieczaspopowrociedoNowegoJorku.
ROZDZIAŁDZIESIĄTY
Ledwiewróciłazplaży,zjawiłsięNikos.
–Jadęnadrugikoniecwyspy,gdziepowstajenowykomplekshotelowy.Jakchcesz
mitowarzyszyć,tobądźgotowazakwadrans.PowiedzMarii,żebyspakowałatwo-
jerzeczy…
–Samatozrobię,ale…dlaczego?
–Byćmożebędęmusiałzostaćtamnanoc.Chceszzostaćtusama?Niemamnic
przeciwkotemu.
–Nie,jadęztobą.
Mocno skołowana ruszyła do swojego pokoju. Wczoraj, kiedy poprawił jej ubra-
nie,erotycznenapięciemiędzynimizamiastosłabnąć,przybrałonasile.
Staławtedynamiękkichnogach,nadalrozedrganapodwpływemdoznanejprzed
chwiląrozkoszy.Szumiałojejwgłowie.
Niezapamiętałahucznejzabawywklubieanipodróżynaprywatnypasstartowy.
ObudziłasięnałóżkuwrezydencjiDemakisówdziwnierozleniwiona.Toznaczy,
żeprzespałacałylotzAtennawyspę.
Wyszłazfoyer,kierującsiędośmigłowca,gdziejużczekałnaniąNikos.Zamyślo-
na,bezsłowausadowiłasięnamiejscupasażera.
Wzadumiespoglądałanajegoudawobcisłychdżinsach.Udaniczymzestali,uda,
którejąściskały,podtrzymywały,obejmowały.
Zacisnęłapięści.Byławtedytakpochłoniętanowymidoznaniami,żestałasięje-
dyniebiernymuczestnikiem.
Lotnadrugikraniecwyspytrwałnajwyżejdziesięćminut.Wdolebłękitnemorze
i złocisty piasek, ale nowy hotel zaburzy ten idylliczny spokój, przyciągnie rzesze
turystów.
Nowy hotel ją zaskoczył. Przede wszystkim okazał się niewielki, dziesięć razy
mniejszyodrezydencjiDemakisów.Prostabryła,białeścianynawiązującedotrady-
cyjnejarchitekturygreckichwysp.
Uśmiechnęłasię,gdypodszedłdoniejNikos.
–Nietegosięspodziewałam.
–Podobacisię?
Przytaknęła.
–Bałamsię,żezburzytęwyjątkowąatmosferę,żebędziemiejscemhałaśliwym,
pełnymturystów.
–Tojestnowepodejście.Hotelmaniebyćwyłączniemiejscemdospania.Mado-
starczaćprzeżyćestetycznych.Niematuanijednegotelewizora,agościomgwa-
rantuje się pełną prywatność. Nawet posiłki składają się z lokalnych potraw.
Wszystkie meble wykonali miejscowi rzemieślnicy z miejscowych surowców. Coś
jakbypowrótdo…
–Podstaw–dokończyłazszerokimuśmiechem.
Wcałymbudynkubyłytylkotrzyapartamenty,każdypodzielonynaczęśćdzienną
oraz część do spania. Wszędzie ręcznie rzeźbione drobiazgi i meble z bielonego
drewna,azdużejwerandyzapierającydechwpiersiachwidoknaarchipelagCykla-
dy.
Nieco niżej basen. Skończywszy rozmawiać przez telefon, znowu wbił w nią
wzrok.
– Nie wiem, jak się należy zachować dzień „po” – wyznała, żeby przerwać nie-
przyjemnemilczenie.–Mamyuścisnąćsobiedłonieipoklepaćsięporamieniu,gra-
tulującsobiewykonaniazadaniaczywręczniewypadaotymwspominać?Wyłama-
łamsię,zasypiającwsamochodzienatwoimramieniu?Nieprzewidziałam,żepod
wpływemferomonówmojeciałosięzbuntuje.Nowiesz,bobyło…fantastycznie.–
Skrzywiłasię,bozabrzmiałotokiczowato.
– Dla mnie to też coś nowego. – Źrenice mu się rozszerzyły, jakby go zdumiały
jegowłasnesłowa.
– To zacznij się zastanawiać nad odpowiedziami. Masz już mnie dosyć? Chcesz,
żebym się wyprowadziła do wioski? To był jednorazowy incydent? Jeżeli tak, to
chciałabym się o tym dowiedzieć z wyprzedzeniem, bo miałam dużo do zrobienia,
alebyłamtakwykończona,żeniezdążyłam.
–Wykończona?!Sprawiłemciwczorajból?
– Nie, skądże. – Krew zaczęła jej szybciej krążyć w żyłach. – Byłeś bardzo… –
Wspięłasięnapalce,żebygopocałować.–Każdachwilabyłapiękna.Pytanie,czy
dlaciebieteż.
–Niezauważyłaś?
– Szczerze? Pamiętam tylko tyle, że pomyślałam, że ze szczęścia mogłabym
umrzeć.Aledzisiajzniknąłeśnacałeprzedpołudnie,aterazpatrzysznamnietak,
jakbyśniechciałmniewidzieć.WzeszłymtygodniuzobaczyłamnaeBay-ureklamę
pelerynyniewidki,więc…
–Niegadajgłupstw.
–Chybawczorajmózgmisięwypaczył,boprzytobiemyślętylkooseksieiusiłuję
tozamaskować…
– Opowiadając bzdury. – Potakując, pchnął ją na ścianę. – Takiego orgazmu jak
wczorajniemiałemjeszczenigdy.Musiałemzesobąwalczyć,żebycięnieobudzić
iniebraćrazzarazem.Świadomość,żeniemaszmajtek…Niewiem,jakmisięto
udało.–Wykrzywiłwargiwżałosnymgrymasie.–Odrana,jaktylkozamknęoczy,
słyszętwójprzyspieszonyoddech,przypominamisiętwójsmaknamoichpalcach.–
Skubnąłzębamijejucho.–Jasne?
Te słowa wywołały nową falę pożądania. Kolana zrobiły jej się tak miękkie, że
gdybynieto,żeNikosjąobejmował,osunęłabysięnaziemię.
–Gdybyśwyglądałjakfacet,którykogośprzeleciałijestzadowolony,niezaczęła-
bym…
–Agapemou,byłofantastycznie,ajaczujęsięlepiejniżfantastycznie,zważyw-
szy,żemojasiostrazniknęła,adziadekSavastowykorzystujejakopretekst,żeby
niedaćmitego,czegochcę.
Ochłonęłanatychmiast.Jasne,Venetia.
Lex,przepraszam.Dajmikilkadni,aprzyprowadzęVenetięzpowrotem.
Ten liścik znalazła na stoliku pod filiżanką z kawą. Do tej pory nie mogła się
otrząsnąć.
Ześciśniętymgardłempodarłagonadrobniutkiekawałeczki.Stałosięjasne,że
Venetianiechcewracać,aTylerchceoszczędzićjejcierpienia.
Ogarnęłajązłośćnanichobojeoto,żeoszukująNikosaiżejąwtowciągają.To,
cojestmiędzyniąiNikosem,tochwilowezaćmieniemózgu,tegobyłapewna.Mimo
toniechciałagoskrzywdzić.
Przeczuwałajednak,żetaksiętoskończy.
Westchnęła.Mogłatylkoczekać.
–Czegodziadekciodmawia?
–Onijegokolesieniechcąnamniezagłosować,żebymobjąłstanowiskoprezesa.
Savaswykorzystujefakt,żenieupilnowałemVenetii.
–Nierozumiem.Venetiaiwaszafirmatodwieróżnesprawy.Maszzabronićswo-
jejdorosłejsiostrzeżyć,jakjejsiępodoba?Zamknąćjągdzieś,akluczwyrzucićdo
morza?–Chybatrafiławsedno,sądzącpojegominie.–Niewie,żetynigdyjejtego
niezrobisz?
Wzruszyłramionami.
–Wienapewno,żebardzomizależynatymstanowisku.
–Azależyci?
–Tak.Zrobięwszystko,żebyjedostać.Alesiostrynieskrzywdzę.Żebytegonie
zrobić,wciągnąłemwtociebie,przezcojeszczemocniejpchnąłemjąwobjęciaTy-
lera.
Wstrząsnąłniązimnydreszcz.
–Dziadekrozgrywaprzeciwkosobiedwierzeczy,naktórychnajbardziejcizale-
ży?Wnadziei,żeokażeszsiętakbezserca,żepoświęciszsiostrę?
–Tak.
–Nikos,czytejego…założeniasązasadne?
–Tydrżysz,yinekamou.
Wtuliłatwarzwjegoramię.Pakujesięwkłopoty.GdywyjaśnisięsprawaTylera
iVenetii,odejdzie.Musiodejść.
–Lexi,ocoboiszsięzapytać?–Gładziłjąpokarku.
– Myślę, nie, wiem na pewno, że nie skrzywdzisz Venetii. Inna sprawa, że nie-
słuszniemajączazłeTylerowi,właśnietorobisz…Ależedziadektakcięszantażu-
je…sprawdza,czygoposłuchasz…toznaczy,żety…
–Tak,toznaczy,żejużwcześniejszedłempotrupach,żebyosiągnąćcel.
Alesłonozatozapłacił.
–Naprzykład?
–FaworytemdziadkabyłSpyros,mójciotecznybrat.Wykształcony,inteligentny
i przede wszystkim posłuszny. Co więcej, od kiedy mój ojciec się wycofał, dziadek
przygotowywałgodoprzejęciasterówfirmy.AleSpyrosniemiałdotegoprawa.Po
dziesięciulatachharówkizorientowałemsię,żedostanęniewiele,więcpostanowi-
łemmuosobieprzypomnieć.
–Cozrobiłeś?
–Jesteśpewna,żechceszsiętegodowiedzieć?
Powiedz„nie”iodejdź.
–Tak.
–Odkryłem,żeSpyroswbrewpozoromuległościukrywapewnątajemnicę.Miał
żonę,októrejniktniewiedział,iusiłowałwyplątaćsięzzaręczynzwnuczkąprzy-
jacielaSavasa.Sprowadziłemtękobietęnazaręczynoweprzyjęciekuzyna.Błagał
dziadkaoprzebaczenie,aleonwyrzuciłgozzarządu.
–Wiedziałeś,jakdziadekpostąpi.
–Każdytowiedział,łączniezeSpyrosem.Dokonałwyboru,ajatylkoprzyspieszy-
łemjegokonsekwencje.
–Czegośnierozumiem.–Przeniosławzroknabasen.–Maszwłasnepieniądze,
jacht, prywatny odrzutowiec i nowy interes z Nathanem Ramirezem… Niczego ci
niebrakuje.–Wzruszyłaramionami.–Nikos,dlaczegotendyrektorskistołekjest
dlaciebietakiważny?
–Bojest–żachnąłsię.
–Niepotrafiszsięcieszyćtym,cojużmasz?Dlaczegopozwalasz,żebydziadek
tobąkierował?
–Onmnąniekierował.Obrałemtędrogę,mającjedencel.Tegodnia,kiedyzsio-
strąprzekroczyłemjegoelektroniczneprogi,ja,biednydzieciak,nadktórymwszy-
scy się litowali, przysiągłem sobie, że kiedyś zostanę panem tego całego biznesu.
Zdajesz sobie sprawę, jakie musiałem pokonać przeszkody, żeby znaleźć się tu,
gdzie jestem? Lexi, zaczynałem od zera. I nie zadowolę się tym wszystkim, co on
porzucił,dopókiniestanęsięjegozaprzeczeniem.
– Dopóki nie staniesz się zaprzeczeniem…? Ojca? Nikos, to, co on zrobił, było
okrutne,alemusiszmuprzebaczyć.Byćmożeodniegosięzaczęło,aletodziadek
doprowadził cię do tego miejsca. Mało wiem o twoim dziadku, ale czy nigdy nie
przyszłocidogłowy,dlaczegotwójojciectoodrzucił?
– Nie obchodzi mnie, dlaczego to zrobił. Zanim umarł, też nic nie mieliśmy.
Zwarsztatumiałtyle,żeledwiewystarczałonażycie.Jakidiotatrwałprzyswoim,
nawet gdy stan matki się pogarszał, aż w końcu umarła. A wystarczyło poprosić
dziadkaopomoc.
Niedocieradoniego,dlaczegotenwarsztatbyłmutakpotrzebny?
–Myślisz,żeSavasbymupomógł?Bezwarunkowo?Przyjąłbygozotwartymira-
mionami,niewystawiającmużadnegorachunku?
–Wartobyłozapłacićzatokażdącenę.MiałobowiązekopiekowaćsięniąiVene-
tią.Niedość,żesięwtejroliniesprawdził,tonadomiarzłegosięzabił,przezco
złamałVenetiiżycie.
–Tobieteż.
– Jego przykład bardzo wcześnie mi pokazał, że miłość jest luksusem, którego
pragną tylko głupcy. – Rozgniewało go współczucie w jej oczach. – I tylko na to
mogąsobiepozwolić.
Zrozumiałaaluzję.
–Nikos,niemówię,żepostąpiłsłusznie.ZatoSavasnawetniedałwamszansy
ichopłakać.
–Niebyłoczegoopłakiwać.Ojcieccałeżyciebyłsłaby.Niepotrafiłsiędziadkowi
postawić,niepotrafiłżyćbezmatki.NawetniepotrafiłżyćdlamnieiVenetii.Nie
chcębyćtakijakon,afunkcjaprezesazarząduDemakisInternationaljestostatnim
etapemnatejdrodze.
Huklądującegośmigłowcaodebrałjejszansęnaodpowiedź.
Zmaszynywysiadłmężczyznapodsiedemdziesiątkęorazmłodakobieta.
Gdy Nikos witał się z nimi, Lexi, za podszeptem zazdrości, uznała za stosowne
wrócićdohotelu.Zewszystkichmiejsc,wktórychbyłazNikosem,topodobałojej
sięnajbardziej.
Na werandzie zaskoczył ją zapierający dech w piersiach widok zachodu słońca
nadmorzem.
Leżącwhamakurozmyślałaotym,copowiedziałNikos.Takczyinaczej,musido-
prowadzićdokońcasprawęTyleraiVenetii.Izrobićtotak,byniktnieucierpiał,
anapewnonieNikos.
Niewykonalnamisja,aletrzebajązrealizować.Pomimonieudanegodzieciństwa
zaznaładobroci,chociażtylkoodczasudoczasu.
ZatoNikosanigdytoniespotkało.Prędzejumrze,niżbyznowumiałazobaczyć
wjegooczachtębezgranicznąrozpacz.
Było już ciemno, gdy pożegnał Katrakisa. Rozpierała go dzika satysfakcja, bo
wkońcujegosprawyzaczynałysięukładać.JednakTheogozaskoczył,przylatując
naspotkaniezcórką.
Na widok Eleni Lexi zbladła. Naprawdę przyszło jej do głowy, że po takiej nocy
mógłbysięzainteresowaćEleni?
OdnalazłLexi,kierującsięskrzypieniemjejołówka.Leżaławhamakunaweran-
dzie,dokądpraktycznieniedocierałoświatłozpokoju.
Kręcącgłową,wyjąłjejkartonzrękiiwróciłdośrodka.Powstrzymałjągestem,
żebydokładnieprzyjrzećsięrysunkowi.Zaskoczonyroześmiałsię,przepełnionydo-
tądmunieznanymuczuciemradościilekkości.
Jaknadziełostworzoneołówkiemnapapierzerysunekbyłnadwyrazszczegóło-
wy.Iskrzyłżyciem,byłesencjąjegoautorki.
PrzedstawiałkobietęosylwetceAmazonki:pełnepiersi,wąskatalia,umięśnione
nogiiczarnerozwianewłosyczęściowozasłaniającetwarz.Dotegocośwrodzaju
skórzanejtunikizpistoletemzapasem.TęsamąkobietęzobaczyłnaT-shircieLexi
tegodnia,kiedysiępoznali.Skrajnieróżnąodpięknejdziewczyny,któragonaryso-
wała,alerównieniebezpieczną.
–Nikos,tenśmiechmnieobraża.
Odwróciłsięwjejstronę.Stałanarozstawionychnogachzdłońminabiodrach.
–Tenrysunek…–Wyrazwyczekiwanianajejtwarzykazałmustaranniedobierać
słowa.–Pierwszyrazwidzęcośtakgenialnego–powiedziałpojednawczymtonem.
–Todlaczegosięśmiałeś?
–TojestpannaHavisham,twojabohaterka,prawda?Ta,którąporwałgalaktycz-
nypirat?
Przytaknęłarozpromieniona.
–Kiedyjąporywał,byłacichajakmyszka,aletakajestnaprawdę.Stajesiętaka,
kiedysamaalboktoś,kogokocha,jestwniebezpieczeństwie.
–Agalaktycznypiratniemapojęcia,zkimsięzadał.–Ściągnąłbrwi.Miałwraże-
nie,żewiedokładnie,copiratprzeżywa.
–Tak.
Pociągnąłjązasobąnafotel,poczymposadziłsobienakolanach.
–Opowiedzmionich.Dlaczegojąporwał?–Dawnojużnicniezaciekawiłogoaż
takbardzo.
Zarzuciłamuręcenaszyję,aonwzmógłczujność,boopróczpożądaniazawład-
nęłonimjeszczejakieśinnedziwnedoznanie.Zapewnezasprawątejpozycji.Poza
łóżkiemalbobiuremnigdyniespędziłzkobietąwięcejniżkilkaminut.
–Dowiedziałsię,żeonamakluczdowrótczasu,aonchcegocofnąć.Aleonanie
jesttaka,jaksobiewyobrażał.Aikluczniejesttakiprosty.–Wjejgłosiewyczuł
nutęsmutku.
–Botoonajesttymkluczem?
–Skądwiesz?!Tak,onajestkluczem.Jeślipoświęcijejżycie,będziemógłcofnąć
czas,żebydotrzećdotrzechróżnychepok.
–Icozrobi?
–Naraziedopieropoznałprawdęijestprzytłoczonyciężaremtego,comusizro-
bić.Bo,widzisz,galaktycznypirat…
–PolubiłpannęHavisham.Aletogoniepowstrzyma.Będziechciałjązabić.
– Chyba że to ona zabije jego – roześmiała się, ale widząc jego niedowierzanie,
spoważniała.–Możliwe,żerozumieszSpike’a,alepannaHavishamniejesttakajak
ja. Nie jest słaba ani samotna, nie potrzebuje nikogo, kto by jej pokazał, że jest
ważna.Jestsilnainiezależna.Niewstydzisięswojejseksualnościaniswojegomiej-
sca na świecie. Jeśli Spike stanie się dla niej zagrożeniem, zabije go. Zabijanie to
dlaniejnicnowego.Iwcaleniemaztegopowoduwyrzutówsumienia.
Odłożyłkartkęnastolik,poczymodwróciłLexitak,bypatrzyłamuwoczy.
–Niewydajemisię,żebytakbardzosięodciebieróżniła.
–PrzeztylelattrzymałamsięTylera,przyzwoliłam,żebyFaithmnieoszukiwała.
Po co? Za te okruchy sympatii, żeby się łudzić, że ktoś mnie kocha? Panna Havi-
sham…
– Ma niezły biust i nogi – dokończył za nią, a ona się uśmiechnęła. – I zapewne
umieposługiwaćsiębronią,ale,Lexi,totylkopozory.–Niebyłwstaniezapanować
nadpotokiemsłówcisnącychmusiędoust.–Jesteśtaksamosilnajakona.Mało
kto,majączasobątakiedoświadczeniajakty,potrafiłbyzachowaćwsobietyledo-
bra,tyleciepła.Yinekamou,niemusiszodnowapisaćswojejhistorii.Onajużjest
niezwykła.
Wzruszenieścisnęłojązagardło.
Rysowałaoddziecka,napoczątku,żebyodreagowaćstres,alezczasemrysowa-
niestałosięsposobemnaprzetrwanienajczarniejszychchwil.
Napoczątkuplanowała,żepannaHavishamzabijeSpike’a,alezczasemkomiks
zaczął żyć własnym życiem. A ten zapatrzony w nią mężczyzna wszystko zmienił.
Losyjejbohaterówijejżycie.
Mogłabyodniegoodejść?
Zamyślonadopieropochwilizauważyła,żeNikossiedzitaksztywno,jakbywręcz
przestałoddychać.
–Przepraszam–wyszeptała.–Zawszedajęsięponieść,jakopowiadamoswoich
komiksachiszkicach.
Pocałowałago,nieczekającnajegokomentarz,tymbardziejżeczuła,jakbudzi
sięwniejpożądanie.Tak,tylerozumieiwykorzystatojakoswojąkotwicęwrze-
czywistości.
Gdycichojęknął,natychmiastrozsunęłanogi.Jejczasznimdobiegakońca.
Drżącymi palcami zrzuciła z siebie T-shirt, po czym podniósłszy się na kolana,
szarpnęłazapasekjegospodni.Alejąpowstrzymał.
–Tymrazemchcęcięzobaczyćcałą.
–Jateżchcęcięoglądać.Nałóżku.–Zsunęłasięzjegokolan,aonszerokosię
uśmiechnął.–Ococichodzi?Mówiębezogródek,czegochcęodżycia.
–Właśniewidzę.Ibardzociztymdotwarzy.Terazwpadłaśnatenpomysł?
–Jakjestemztobą,odzywasięmojapodświadomość.Pewnieuważasz,żełóżko
jestnudne…
–Ztobą,Lexi,nicniejestnudne.Alemampomysł,jaktourozmaicić.–Pchnąłją
nałóżko.
Rozpinająckoszulę,ruszyłwdrugikoniecpokojudolodówki,skądwyjąłbutelkę
szampana.
–Nieprzepadamzaalkoholem–zastrzegłasię,klękając.
–Ktopowiedział,żemasztopić?
Zacząłjąrozbierać,nieprzestająccałowaćjejwczułemiejscenaszyi.
–Nigdywięcejniemów,theemou,żeniejesteśpiękna.–Wsunąłpalcewjejwło-
sy.–Lexi,ufaszmi?–Przytaknęła.–Wobectegozamknijoczy.
Gdyzawiązywałjejoczy,wstrzymałaoddech.Domyśliłasię,żetokrawat.
Czekała,drżącwpodmuchachbryzyodstronywerandy.Materacsięugiął,ase-
kundępóźniejrozkosznieotarłasięoniąowłosionanogaNikosa.
Odebrało jej dech, gdy strużka czegoś zimnego, domyśliła się, że to szampan,
spłynęła jej po obojczyku. A potem po piersiach i brzuchu. Gdy zaczął go powoli,
zmysłowozlizywać,rozszalałosięwniejtornado.
Gdyjakiśczaspóźniejobojeztrudemchwytalipowietrze,zdarłazoczuprzepa-
skę,aleichnieotworzyła,żebyniewidziećwyrazujegotwarzy.
Znowuzacząłjącałować.Delikatnie,subtelnie,czule.Gdylekkosięodsunął,od-
wróciłasiędoniegoplecamiprzytłoczonaniejegoczułością,aleinnymiemocjami.
–Wporządku,theemou?
Czułamimoto,żedlaniejseksnigdyniebędzienajważniejszy.Niewiedziała,czy
cieszyć się z tego powodu, czy płakać. Chciała przestać uciekać od życia, ale to
oznaczało,żemusizaakceptowaćsiebie.
Znalazła się w łóżku z Nikosem, bo pomimo jego sarkastycznych uwag i masce
bezduszności,lubigo.Iniebędziesięoszukiwać,żetowyłączniepożądanie.
–Fantastycznie.
ROZDZIAŁJEDENASTY
JutroranoVenetiaiTylerbiorąślub.
CzyLexiodsamegopoczątkuwiedziała,gdzieonisą?Udawała,żechodzijejtyl-
ko o niego? – te pytania nie dawały mu spokoju od chwili, gdy otrzymał tę wiado-
mośćodszefaochrony.
Wyskoczyłześmigłowca,poczymwyłączyłkomórkę,żebynieodbieraćtelefonów
Savasa.TheoKatrakisladamomentwkroczynascenę,awówczasNikososiągnie
swójcel,tymrazemniepoddyktandodziadka.
Wbiegłnapiętroizatrzymałsiępodjejdrzwiami.Byłojużpojedenastej,więcnie
chciał jej przestraszyć. Otworzył drzwi, ale łóżko było puste, więc zszedł po kilku
stopniachnadbasen.
Tamjązastał.Wbiałychszortachiżółtymtopiewydałamusięuosobieniemmło-
dościiniewinności,niezdolnaoszukiwać.
Patrzyłamuprostowoczybezcieniawyrzutówsumienia.
Owszem,Tylerbyłjejprzyjacielemirodziną,aichzwiązekzrodziłsięwnajtrud-
niejszymokresiejejżycia.
Samdoświadczywszyrozpaczliwejsamotności,nawetsięcieszył,żemiałaTylera.
AlewkonsekwencjimusibyćbardziejlojalnawobecTyleraniżwobecniego.
–Nikos,próbowałam…
Wszedłjejwsłowo.
–Przezcałyczaswiedziałaś,gdzieonisą?–Wargijejdrżały.–Lexi,odpowiedzna
mojepytanie.
–Tak.
Ześciśniętymgardłemprzeniósłwzroknaniebieskątaflębasenu.
Pięćdniztąkobietąprzełamałojegobarieryochronne,asekszniąprzeistoczył
sięwcoś,codotejporybyłomunieznane.Zakażdymrazemgozmieniał.Nieokieł-
znanepożądanienieopuszczałogo,nawetgdyodniejwyjeżdżał.
Zdrętwiał przerażony. Jak udało się tej małej kokietce wyciągnąć od niego, że
wAtenachpracujedlaniegoSpyros?Dopytywałasię,dlaczegochcesięjejprzed-
stawiaćwjaknajczarniejszychbarwach.
Postawiłasobiezaceludowodnićmu,żemadobreserce,nadodatekfunkcjonują-
ceprawidłowo.Żebyjejprzerwać,powiedział,żekonieckońcówSpyrosmudzięko-
wał,bosamnigdybysięniezdobyłnaodwagęwyznaćdziadkowi,żekochaswoją
żonę.
Aleterazpostawiłagranice,pokazałamu,gdziejestjegomiejscewjejżyciu.Jak
wszyscy,naktórychmukiedykolwiekzależało.
Zrobiłomusięciężkonasercu.Mimowszystkichjejzaklęć,niebrałagopoduwa-
gę,aon…chciałjąprosić,żebyzostała,jakdługozechce,wyposażyłdlaniejstudio,
chciał…
–Zwodziłaśmniewnadziei,żedowiemsiędopieropofakcie?
–Niepowiedziałamci,bomyślałam,żepotrzebująwięcejczasu.Zastanawiałam
się,cobędzienajlepszedlawszystkich…
–Toznaczydlaniego.Bowszystkoiwszyscyinnisądlaciebiemniejważni.
–Przeztencałytydzień…Jeszczenigdyniebyłamtakszczęśliwa.Jakmożeszka-
laćtotakidiotycznymioskarżeniami?!–zareagowałatakgwałtownie,żeznierucho-
miał.
–Więcdlaczegominie…
NieoczekiwaniezzażywopłotuwyszedłTyler.
PodnaporememocjiNikoszapomniałourazie,opalącymgniewie.
Lexichwyciłagomocnozarękę,żebynieodszedł.
–Nikos,wiem,ileonadlaciebieznaczy.Ja…JakdowiedziałamsięopomyśleVe-
netii, od samego rana usiłowałam połączyć się z Tylerem. Błagałam go, żeby ci
wszystkowyjaśnił.
Mocuczuciawjejspojrzeniuniemalgopowaliła.Niktnigdynieliczyłsięzjego
uczuciami.
Aniojciec,aniVenetia,anidziadek.
Ażpewnegodniasięzorientował,żenieczujenic.Stałsięzimnyjakgłaz,apozo-
stałamujedynieambicja.Nawetniezdawałsobieztegosprawy,dopókiniepoznał
Lexi.
– Venetia jest mi bardzo bliska – przemówił Tyler drżącym głosem. – Nikos, nie
wiem,jakjejodmówić,żebyjejnieskrzywdzić,aleniemogęsięzniąożenić,bojej
niepamiętam,boschrzaniłemwszystkieważnerelacje.–PodszedłszydoLexi,poło-
żyłjejdłonienaramionach,jakbytoodniejchciałczerpaćsiłę.
Atawistyczny podszept nakazywał Nikosowi oderwać jego ręce od Lexi, powie-
dzieć, że nie ma do niej prawa, że teraz należy do niego. Zwinął dłonie w pięści,
żebytegoniezrobić.
–PolegałemnasłowieLexi,żeVenetiajesttwoimoczkiemwgłowie–przyznałTy-
ler.–Żepotrafiszznaleźćwyjścieztejsytuacji,nieprzysparzającjejcierpienia.Ni-
kos,zdajęsobiesprawę,żebyśchciał,żebymzniknąłzjejżycia,alejachcę,żeby
byłaszczęśliwa.
–Nikos…Powiedzcoś.Tylkowtensposóbmogę…
Nikosprzytaknął,czując,żeniejestwstaniepowiedziećnicsensownego.Wtej
chwiliniepotrafiłodróżnićtego,cosłuszne,odtego,cozłe.Aletozatroskane,peł-
newyczekiwaniaspojrzenieLexi…Niezapomnigonigdy.
–Gdzieterazjestmojasiostra?
–Wpensjonacie.Byłatakpodekscytowanajutrzejszymślubemizdenerwowana,
żeporadziłemjej,żebywzięłacośnasenidzisiajodpoczęła.Zasnęłabłyskawicz-
nie.–Tylermrugnąłporozumiewawczo.
Nikosniemógłwiedzieć,czyTylerkochaVenetię,alemusiałprzyznać,żewie,jak
zniąpostępować.
–Wracajdopensjonatu–poleciłTylerowi,rozważającwmyślachkilkascenariu-
szy.–Niemówjej,żetubyłeś.Jutroranotamprzyjadę.
–Aślub?–zapytałTyler.
Leximiałarację,twierdząc,żeVenetiajestsilniejsza,niżonmyśli.
–Postaramsięjąprzekonać,żebysięztymwstrzymała.Najakiśczas.Atoozna-
cza,żemuszęjejdaćswojebłogosławieństwo.
–Naprawdę?–Lexirzuciłamupytającespojrzenie.Sprawiaławrażenieuszczę-
śliwionej.
–Niekażęcisięstądnatychmiastwynosić–powiedziałNikos,patrzącTylerowi
woczy.–Mojasiostradużoprzeszła,ajaniechcępatrzećnajejudrękę.
Tylerwytrzymałjegospojrzenie.
–Jateżtegoniechcę.Iniechcębraćzniąślubu,dopókiwszystkiegosobienie
przypomnę,dopókiniebędęjejwart.Proszętylko,żebyśdałmiszansę.
NikospociągnąłLexizesobą.
–Venetiajesttwoja–rzuciłpodadresemkompletniezaskoczonegoTylera.
Odejśćteraz?
Topytanieprzyszłojejdogłowy,gdyNikospchnąłjądopokoju,poczymsamznik-
nął,żebyodebraćtelefon.
Teraz, kiedy sprawa między Tylerem i Venetią została załatwiona, tymczasowo,
jejumowazNikosemtraciważność.
Tylerjużjejniepotrzebuje.
Zciężkimsercemprzeszłanasąsiedniąwerandę,żebyNikosniezobaczyłjejroz-
terki.
Bowcaleniechciałaodniegoodchodzić.Jeszczenie.
Najlepiejnigdy.
Niebędziepłakać.Jestdorosła.Musitopotraktowaćjakwakacyjnąprzygodę.
–Lexi…?
Odetchnęłagłęboko,poczymwróciładosypialnizuczuciem,jakbywkraczałana
polebitwy.
Stałprzyłóżku,rozpinającguzikimankietów.
–Myślałem,żebardzocinatymzależy–powiedziałnawidokjejbladejtwarzy.–
Żebydostaliszansę.
–Owszem.
–Aletyionniepasujeciedosiebie–zauważyłpółgłosem.
–Słucham?–Nagledotarłodoniej,ocomuchodzi.–NiebolejęnadTylerem.
Ująłjązaręce.
–Dziękuję,żepowiedziałaśmiprawdę.
Uśmiechnęłasię.
–Myślę,żeodpowiadaciudawanieprzedVenetią,dziadkiemisamymsobą,żenie
wiesz,cotomiłośćisympatia,iinneuczuciapłynącezserca.Alejawiem,żewiesz.
Byłampewna,żedaszTylerowiszansę.
–Todlaczegojesteśsmutna?
–Bojużniejestemcipotrzebna.Czas,żebymwróciładoNowegoJorku.
–Aha…aleniechcesz?–Bezsłowawyprowadziłjązpokoju,ażdotarlipoddrzwi
jejulubionegopomieszczenia.Skromnieurządzonego,gdzieprzezcałydzieńwpa-
dałoświatłosłoneczne.
–Otwórz.
Z duszą na ramieniu nacisnęła klamkę, a gdy włączył oświetlenie, mało się nie
rozpłakała.
Wrogustółkreślarski,nanimdeskanachylonapododpowiednimkątem,nastole
oboksrebrzystylaptop,drukarkazeskaneremiszafkanadokumenty,ryzypapieru,
magnetycznetablice,pędzle,ołówki,gumkiiwszystko,czegoduszazapragnie.
Jakbywiedział,jakpowinnowyglądaćstudiojejmarzeń.
Obserwowałjejreakcję,stojącwdrzwiach.
–Podobacisię?
– Fantastyczne – wykrztusiła, czując jak pulsuje jej w skroniach. – Po… niczego
nieprzeoczyłeś.Aleja…Totylkomojehobby.
–Dlaczegotylkohobby?
Rozemocjonowana nie była w stanie odpowiedzieć. Latami marzyła, żeby ktoś
oniejpomyślał.IzrobiłtoNikos.
–Lexi,maszogromnytalent.Powinnaśdokończyćtenkomiksizłożyćofertę.
–Poco?–Sercewaliłojejjakmłotem.
–Żebygowydrukowano.–Chwyciłjązaręce.–Albozeskanowaćkilkazwiastu-
nówiwrzucićdosieci.Internaucitomniejprzerażającaspołeczność,jeżelitegosię
boisz.
–Zaraz,zaraz.Skądwiesz?
– Zbadałem sprawę. Ludziom się to spodoba. W porównaniu z tym, co tam jest,
niemamwątpliwości,żetwojepracebędąsięwyróżniać.Innerozwiązanietostwo-
rzyćbazęczytelników.Matotędobrąstronę,żeświadomość,żemaszczytelników,
dacimotywacjędodalszejtwórczości.
–Ja…To…Wiesz,toniejestcośtakiegojakSpidermanalboSuperman.Niemam
takichambicji.Chcętorobić,żebymiećnażycie.
–Więczostań.
–Cotakiego?
–Zostańtutakdługo,jakobojebędziemytegochcieli.Zanosisię,żeitwójprzyja-
cielzatrzymasiętunadłużej.
Rozbawionatymargumentempoczuła,żelubigocorazbardziej,aprzeztotym
jejtrudniejnieskorzystaćztakiejokazji.
–Niemogętegoprzyjąć…–Zarumieniłasię.–Nikos,niechcężyćnatwójkoszt.
Tobyzmieniłoto,cojestmiędzynami.Proszę,spróbuj…
–Uszanujętwojeżyczenie–rzuciłtonemtakswobodnym,żeoniemiała.–Zanim
zaprotestujesz…Jestem…byłemtwoimszefem.Zależałomijedynienachronieniu
siostry.Uważam,żewykonałaśkawałdobrejroboty.Maszjużpieniądze,więcpro-
ponujęcijedyniemiejsce,wktórymmożeszzamieszkać.Tylemogęzrobićdlaprzy-
jaciela.
Zmarszczyłanos.
–Tyniemaszprzyjaciół.
Puściłtomimouszu.
– Poza tym studiem do niczego więcej nie zamierzam cię zmuszać. Jak chcesz,
możesznawetodczasudoczasu,jakzajdzietakapotrzeba,pomagaćpersonelowi
hotelu.Chcesztego?
Serceomałoniewyskoczyłojejzpiersi.
Pocałował ją w nos, a ona się uśmiechnęła. Zdążyła się już nauczyć, że pomimo
niezaspokojonego popędu seksualnego Nikos poza tym kontekstem nie umie doty-
kaćaniprzytulać.Więckażdytakigesttraktowałajakwielkiprezent.
–Tak,chcę…aleniebędętwojąseksualnązabawkąwGrecji.–Wtejkwestiinie
mogłaiśćnaustępstwa.–Omałonieumarłamzzazdrości,jakdotykałasiętako-
bietawklubiewAtenach.Niejestemtakwyluzowanajaktwojeinne…
Przyciągnąłjądosiebiemocniej,bypoczuła,jakjestpodniecony.
– Od kiedy zawróciłaś mi w głowie, nie spojrzałem na żadną inną kobietę. Nie
chcężadnejinnej.–Wjegogłosiezabrzmiałanutarezygnacji.
Bonietylkoonawkraczałananoweterytorium.
Gładziłagopopoliczkuzmieszanymiuczuciami.Iletopotrwa?Cosięstanie,jak
znudzisięNikosowi?Możelepiejodejśćzaraz?
Wtuliwszytwarzwjegoramię,słyszała,jaktrzepoczemuserce.
Rozpierałająradość,boprzynimporazpierwszypoczuła,czymjestradośćży-
cia.Jakietoproste.
Jej mechanizmy obronne, jej starannie budowany plan, by uniknąć komplikacji,
rozsypałysięjakdomekzkart.Wytłumiłatemyśli.
Nikosjąlubi.Jegoczynymówiąwięcejniżsłowa.Itojejwystarczy.
Dziękiniemuuwierzyła,żejestpiękna,odważna,żeodżycianależyjejsięto,co
najlepsze.
Nie dopuści, żeby obawa przed tym, co los przyniesie, psuła teraźniejszość, jak
byłodotejpory.
Spojrzałamuwoczy.
–Zostanę.
–Todobrze.–Porazpierwszyspojrzałnaniąwzrokiempełnym…ciepła.Wyczu-
łateż,żenieudolniestarasięukryćsilneemocje.Tojejwystarczyło.
Jutromożesięstaćcośzłego,aletachwilaztymczłowiekiembyłaniepowtarzal-
na.
Pocałowałago.Doutratytchu.
–Czyjateżmogędaćciprezent?–zapytała,jednocześnieśmiejącsięiztrudem
chwytającpowietrze.–Wczorajnareszciegoskończyłaminiemogęsiędoczekać,
kiedycigowręczę.
–Prezent?–Patrzyłnanią,jakbymierzyładoniegozpistoletu.
Przytaknęłaspeszona.
–Nietakiwspaniałyjakstudio,alepomyślałam…
Uciszyłjągestem.
–Przynieśgo,theemou.
Wdwieminutypobiegłanapiętro,chwyciłazszafkirysunek,poczymzbiegłana
dół.Naglepoczułasięgłupio.Alecoinnegomogłamudać?
Madlaniegoprezent.Tonormalnedlaludzi,którychłącząnormalnerelacje.
Przeszedłprzeznajbardziejbolesnechwilewżyciu,nierozklejającsię.Tuliłwy-
cieńczonechorobąciałomatki,patrzył,jakgaśniewoczach,podczasgdyojciecwy-
płakiwałzaniegołzy,trzymałwramionachVenetię,gdyodkryłaciałoichojca.Ani
razuniepoddałsięrozpaczyiwściekłości.
Ale ta paczuszka oraz pełne wyczekiwania spojrzenie Lexi okazały się bardziej
niebezpieczne. Oblał go zimny pot. Z jednej strony chciał od tego uciec, z drugiej
umierałzciekawości.Niczymdziecko,jakimnigdyniebył.
Bezsłowawyjąłjejzrękipakiet.
–Skorzystałamztwojegoskanera.
W rękach miał T-shirt. Zwyczajny biały T-shirt z taniej bawełny. Rozpostarł go.
Izastygłwbezruchu.
Spike,galaktycznypirat.WtymsamymstylucorysunekpannyHavishamnako-
szulceLexi.
Spikewczarnychskórzanychspodniachiskórzanejkamizelce,zbroniąwkabu-
rze. Każdy detal starannie dopracowany, ale uwagę przyciągał przede wszystkim
wyraztwarzySpike’a.
Ześciągniętymirysamitwarzypiratspoglądałprzedsiebie.Nikossiędomyślił,że
Spikewłaśniepojął,żetopannaHavishamjestkluczemdowrótczasu.
Sercebiłomujakszalone.Jeszczenigdyniedostałprezentutakcennego,ajedno-
cześniegroźnego.Ogarniętystrachemżałował,żesamniemakluczadowrótcza-
su,żebycofnąćwszystko,copowiedziałLexi,iwrócićdoczasu,kiedyjejnieznał.
Bo wówczas trzymał wszystkie emocje pod kluczem i nie zanalizował niechęci do
ojca.Zakląłpodnosem.
–Nikos…?–Niepatrzyłananiego,przygryzającwargę,poczymchciaławyrwać
muT-shirt,alecofnąłrękę.–Idiotycznypomysł…
Pomyślał,żeniewolnopopsućLexitakiejchwili.Wyłącznieztegopowodu.Czuł
jednak,żetowierutnekłamstwo.
Ściągnąłzsiebiekoszulę.
Gdyspojrzeniejejniebieskichoczurozbłysłociepłem,cośsięwnimskurczyło.
–ChybapowinienzabićpannęHavisham–wykrztusił.Ostrzeżeniedlanichoboj-
ga.–Topiratbezserca,prawda?Niezakochasięwniej,botobygoodwiodłood
jejzabicia.
–Nikos,niemówiłam,żetosięskończyhappyendem,ajeślichodzioto,żeSpike
jązabije,tośmiemtwierdzić,żenadaljejniedoceniasz.Onaniedasięzabićniko-
mu,anapewnoniejemu.–PociągnęłazabrzegT-shirta.–Chybatrochęzaciasny.
NależałowybraćXXXL,anieXXL.–Mrugnęładoniegoszelmowsko.–Teraztrud-
nobędziegozdjąć.
Porwanyfaląpożądaniastłumiłwszelkiesygnałyostrzegawcze.
ROZDZIAŁDWUNASTY
Uwolniwszy się po tygodniu z objęć Lexi, udał się na jacht na długo odkładane
spotkaniezTheemKatrakisem.Gdyzaszedłdobaru,żebynalaćsobiewhisky,rzu-
ciłmusięwoczykubełekzbutelkąszampana.Znotkidowiedziałsię,żetoprezent
odThea,cozwiastowałopomyślnewieści.
Alezamiastfalisatysfakcji,przypomniałamusięLexidrżącazrozkoszy,gdypie-
ściłjąskąpanąwszampanie.Natychmiastdoznałerekcji,gdypożądaniedałooso-
bie znać z niesłychaną siłą. Trafne określenie. Pożądanie, narastający niepokój,
całasytuacja,którąsamwykreowałzLexi,byłyniesłychane.Każdegodniawątpli-
wości nachodzące go po każdej nocy spędzonej z Lexi krystalizowały się w coraz
bardziejokrutnąprawdę.
Przyłapałsięteżnatym,żeodcinasięodświata,anawetpracy.Przekładałspo-
tkaniezTheem,mimożeodponadrokustaranniepodtrzymywałtęznajomość,blo-
kującdziadka,zamiastpoznaćjegoplany…Kiedyzaszławnimtakaprzemiana?
JakbyobserwowałsiebiewinnejrzeczywistościniczymwkomiksieLexi,szczęśli-
wej,równoległej,aletaksamokruchejjakfantastycznej.WmiaręjakLexizajmo-
wała coraz więcej miejsca w jego życiu, stopniowo mu uzmysławiała, na jak bez-
względnyżywotsamsięskazał.
Dlamężczyzny,którynigdynieangażowałsięemocjonalnienadłużejniżkilkago-
dzin,relacjazkimśtakimjakLexibyłaniczymsiedzenienabeczceprochu.Tydzień
temupoprosiłją,żebyzostała,ajużczuł,żejegokontrolasłabnieipowracawszyst-
ko,coztakąbezwzględnościąkiedyśwymazałzeswojegożycia.
Pewnejnocywpadłwpanikę,boniebyłojejwłóżku.Zastanawiałsię,czyopuściła
go,takjakmatkaijakojciec.Zrozumiałwtedy,żemusisięztegowyzwolić.
Jeżelipozwolisobietyleodczuwać,narazisięnasmutek.Potym,przezcoprze-
szedł,żebyznaleźćsięwtymmiejscu,madosyćsmutku.
Odwróciłsię,słyszączaplecamikroki.
WkroczyłTheo.ZeściągniętymibrwiamizlustrowałNikosaodstópdogłów.Uści-
snęli sobie dłonie. Serdeczny uśmiech Thea kontrastował z jego chytrym spojrze-
niem.
–Zdziwiłomnie,żeprzekładasztospotkanie.Czytwojasiostrajestbezpieczna?–
Nikosprzytaknął.–Jesteśzainteresowanykontynuowaniemwspółpracy?
–Oczywiście.Todlamnienajważniejsze.
Theopochyliłsięnadstołem.
–Wtakimraziemamposwojejstronietrzygłosywięcej.Poprąmnienastopro-
cent.Savasjużniemawiększości.
MarzenieNikosabyłonawyciągnięcieręki.Zasiądziewfoteluprezesa,odbierze
należną nagrodę za wytężoną pracę. Uradowany uścisnął dłonie Thea. Zapragnął
uczcićtozLexi,zapragnął…
–Podjednymwarunkiem.
Nikosbyłnatoprzygotowany.
–Theo,podajcenę.
Theospojrzałmugłębokowoczy.
–Ożeńsięzmojącórką.Połącznazawszenaszedwarody.
Zerwałsięzestołka,poczymoparłsięoreling.Przedsobąmiałroziskrzonebłę-
kitnemorze,alepluskfalzagłuszałmuszumkrwiwuszach.
Wpierwszymodruchuchciałzaprotestować.Czydlajednejkobietymazrezygno-
waćzeswojejżyciowejmisji?Zewszystkiego,nacotakciężkoharował?Wybraćtę
samądrogę,którąobrałojciec,pozostawiajączasobątylkozgliszcza?
Nie,przecieżrobiłwszystko,żebyodtegouciec.
Nie ma nic do dania Lexi, kobiecie dobrej, szczodrej, czułej. Im prędzej pójdą
swoimidrogami,tymlepiej.
Totylkoprzygoda,obojewiedzątoodsamegopoczątku.Wszystkiemiłostki,przy-
najmniejtejego,zawszesiękończą.
Dawnoniebyłatakprzestraszona.Nawetmimo,porazpierwszywżyciu,odpo-
wiedniejkreacji,butów,anawetmakijażu.
Przyjęcieodbywałosięwtymsamymhotelu,któryzNikosemtakbarwnieotwarli
dwatygodniewcześniej.Nawettoprzyjęciepodeleganckąmarkiząrozpiętąnapla-
żymiałokameralnycharakter.Wśródgościdostrzegłaznanąmodelkębieliznyoraz
słynnego szefa kuchni, o którym bardzo chciała powiedzieć Tylerowi. Jednak naj-
bardziejpeszyłająobecnośćSavasaDemakisa.
Wyobraziłasobie,żebędziesprawiałwrażenieokrutnika,alewyglądałjakkażdy
inny mężczyzna. Przez większą część przyjęcia. Bo kwadrans temu zatrzymał się
przedniąibezsłowapowitaniazasypałjąpytaniami.
Odpowiadałazalękniona.Jejobecnośćnatymprzyjęciuwyraźniemusięniepodo-
bała,aleuznała,żeniebędziesięukrywaćjakgrzesznica.Zauważyłateż,żespo-
glądananiącorazwięcejzaciekawionychgości.
Wróciłabydowillinadrugimkrańcuwyspygdybynieto,żeniewidziałaNikosa
odtrzechdni.Spędziłtydzieńznią,VenetiąiTylerem.Ażdziw,jakspokojnieupły-
nąłimtenczas.Potemwyjechałwinteresach.Sądzącpobłyskuwjegooczach,mu-
siałotomiećzwiązekzgłosowaniemnaprezesazarządu.
Życzyłamuszczęścia,aleodparł,żeszczęścieniejestmupotrzebne.Niewrócił
aninawetniezadzwonił.Uporałasięzrozgoryczeniem,aletegowieczoruniewy-
trzymała.
DowiedziałasięodVenetii,żeobecnyjestcałyzarządiżewydaoświadczenie.Na
odgłoslądującegohelikopteramusiałasiępowstrzymać,żebyniepobiecdoNikosa.
Sięgnęła po kieliszek z szampanem i przysiadła się do Tylera i Venetii. Gdy Nikos
zjawiłsięwwejściu,natychmiastotoczyłgowianuszekgości.
Gdyodnalazłjąwzrokiem,ichspojrzeniasięspotkały.Namoment,bopodszedłdo
niegojakiśstarszymężczyzna.
Kilkaminutpóźniejgościezasiedlidostołówpodręczniewykonanymilampionami
zpapieru.Rozpoczęłysięprzemówienia.
Wyobrażała sobie, że pierwsze wygłosi Nikos albo Nathan Ramirez, inwestor
zAmeryki,alebyłtostarszypan,którydwatygodniewcześniejodwiedziłNikosa.
PrzedstawiłsięjakoTheoKatrakis,członekzarząduDemakisInternational.Rozwo-
dziłsięnadosiągnięciamiNikosa,chwalił,żepodjegokierownictwemfirmaotrzy-
małasporyzastrzyknowejkrwiorazkapitału.
Słuchałategozbijącymsercem.NareszcieNikosmato,nacotakciężkopraco-
wał.
ZostałnowymprezesemDemakisInternational.Katrakissięroześmiał,poczym
rzucił jakiś żarcik, którego nie zrozumiała, dopóki na podium nie zaprosił Nikosa
i swojej córki Eleni. Rozpromieniony Katrakis przeniósł spojrzenie na Savasa.
UśmiechnatwarzydziadkaNikosauprzytomniłLexi,jakajestprawda.
NikosjestzaręczonyzEleniKatrakis.
Oddechuwiązłjejwgardle,sercewaliłojakoszalałe,wgłowiejejhuczało,zrobi-
łojejsięzimno.Tylerzaklął,podtrzymującją,azszokowanaVenetiawodziławzro-
kiemodniejdoNikosa.AlezimnybłyskwoczachSavasaDemakisanakazywałim
milczenie.
Doprowadziłdotego,żehistoriarodzinnasięniepowtórzy.
Za prezesurę kazał Nikosowi zapłacić, a Nikos płaci za to swoim sercem. I jej
sercem.
Bowbrewsobiepokochałago.Ztymnajtrudniejbyłosiępogodzić.Wypełniłają
pustka.
Nieporazpierwszy.
Miała pięć lat, gdy poszła do szkoły. Już pierwszego dni się zorientowała, że
wszystkiedzieciwjejklasiemająrodziców.Żeniezmieniająopiekunów,żesąko-
chane.Iżezjakiegośpowodujejrodzicesięjejwyrzekli.
Nie mogła przestać płakać, aż pani nauczycielka przytuliła ją i umyła jej buzię.
Terazczułasiętaksamo.
Jakbystraciłacoścennego,coś,czegowcześniejtakbardzojejbrakowało.
Żeteżwtakichokolicznościachmusiałapoczuć,jakbardzopragnie,żebyjąko-
chał,żebywybrałszczęście,dlasiebieidlaniej.Zrozumiała,żezawszebędziezda-
nasamanasiebie,bonigdynieprzestaniegokochać.
„SpikepowinienzabićpannęHavisham”.
Powiedział,żetaktosięskończy.
Chciała ukryć się w mysiej dziurze, natychmiast wylecieć do Nowego Jorku. Bo
gdybysięspotkali,napewnobysięzałamałaibłagała,bykochałjątakmocnojak
onajego.
Boniepotrafiudawać,żeniecierpianiżegoniekocha.
Odetchnęłagłęboko.Niepoddasięłatwo.Jeżelimagostracić,tomupokaże,co
zrobił.Dotrzedoczłowieka,którypodmaskąbrutalnejszczerościjestzgruntudo-
bry,któryjejpokazał,czymjestżycie,ipostarasię,byzrozumiał,czegosamsięwy-
rzeka.
Upłynęło kilka godzin, zanim się uwolnił od obowiązków towarzyskich. Zbierał
gratulacjeodwszystkichczłonkówzarządu,byłrozrywanyprzezinwestorów.Prze-
konywałsięwduchu,żenatęchwilępracowałpiętnaścielat.
Zastanawiałsięjednocześnie,jakjejotympowiedzieć,żebyjejniezranić.
Zobaczyłją,jakspokojnasiedziałaprzystolewgłębi.Wniebieskiejsukiencewy-
glądałatakpięknie,jakpięknebyłojejwnętrze.Myślałtylkootym,dopókiniewy-
stąpiłTheo.
Wyglądałanazdruzgotaną,aonpoczuł,jakbywgardlemiałtłuczoneszkło.Do-
pierowtedypojął,jakąuruchomiłmachinę.
ZatrzymałsięwdrzwiachstudiaizdumionyspoglądałnaLexiskulonąnależaku.
Myślał,żeoburzonawyjedzie.Możenawetjaktchórznatoliczył.Miałsięwyco-
fać,aleotworzyłaoczy.
Uśmiechnęłasięsmutno.
–Mojegratulacje.
–Maszsukienkę,którąwybrałem.
–Włożyłamjądlaciebie.–Pogładziłaniebieskijedwab.–Czułamsięwniejina-
czej, pewnie. Chciałam dzisiaj pięknie wyglądać. Przeczuwałam, że zanosi się na
cośwyjątkowego.
Sercewaliłomujakmłotem,alezdrugiejstronycośmupodpowiadało,żebysię
doniejniezbliżał,żebyzachowałsięhonorowo.
–Dawnoniewidziałemkobietytakpięknej.
Odetchnęłagłębiej,jakbychciałazapanowaćnademocjami.
–Tymrazemciwierzę.
Nieruszającsięzmiejsca,zrzuciłmarynarkę.
–Nie…niemiałempojęcia,żeTheoogłositoakuratdzisiaj.
–Jużzniąspałeś?–zapytałazrezygnowanymtonem.
Przekleństwo,którepadłozjegoust,zmroziłoatmosferę.Aleniepotrzebęwyja-
śnienia,dlaczegonatoprzystał.
–Onamnienieinteresuje!Nawetnaniąniespojrzałem.
–Uważasz,żepoczujęsięlepiej?–uśmiechnęłasię.
Porazpierwszyusłyszałzjejusttylesarkazmu.Toprzezniego.
–Powiedzto,powiedz,żemamzniknąć.Isamaradzićsobieztym,cozemnązro-
biłeś.Żenaszaprzygodamiłosnasięskończyła.Powiedz,żewybrałeśto,cowtwo-
imżyciuważniejsze.
–Przecieżwiesz,żenie…–zawahałsię,szukającsłów.
–Tylkoniemów,żetonieto.Ludziomzdarzająsięromanse,alepotemidądalej,
tak?Powiedzmitosamo,coEmmanuelle.Żemamsiępakować.Dostanęjakiśpo-
żegnalnyprezent?
–Lexi,cotywygadujesz?!
Spiorunowałagowzrokiem.Skojarzyłamusięzrozwścieczonątygrysicą.
–Miałeśnadzieję,żezałamanazniknęjeszczedzisiaj?Amożesięłudziłeś,żetak
bardzochcębyćkochana,żebędęztobązakażdącenę,żezadowolęsięochłapa-
mi.
– Nie miałem innego wyboru. To małżeństwo to czysta formalność. – Zacisnął
zęby.
Lexijednakniedawałazawygraną,bodrzazgaurazyniedawałajejspokoju.Jak-
bychciałazatrzymaćtenmoment,samasięzmienić.
Czuła,żetylkogniewpozwolijejprzetrwaćtechwile.
Bojeślisięugnie,wjejumyśleodezwiesiętamaładziewczynka,któratakbardzo
chciałabyćkochana.Jedynymsposobemjejuciszeniabyłodaćsięporwaćfalignie-
wu.
– Uważasz, że fakt, że niszczysz swoje oraz moje życie, będzie dla mnie pocie-
chą?
–Lepiejjużnicniemów–wycedziłprzezzęby.
–Nieprzestanę.–Otarłałzy.–Nawetniewiesz,jakmnieprzerażamyślorozsta-
niu.Jakpomyślę,żewięcejcięniezobaczę,mamwrażenie,żesięduszę.–Ruszyła
kuniemu,więcsięspiął,jakbybyłabronią,którazrobimukrzywdę.Gdydotknęła
jegotwarzy,wjegospojrzeniuzalśniłazłość.Icośjeszcze.
Pocałowałagowpoliczek,aonzadrżał.Wtuliłasięwniego,żebyzapamiętaćjego
zapach.
–Paniczniesięboję,żewięcejcięniezobaczę,żejużnigdynieusłyszętwojego
głosu,niepocałujęcię.Żeniktinnyminiepowie,żejestempiękna…–Głosjejsię
łamał.–Aniżemamwalczyćoswoje.Nikos,jeszczenigdytakbardzosięniebałam,
żeniebędękochana.–Patrzącmuwoczy,pocałowaławnętrzejegodłoni.Smutek
wjegooczachtakjąporuszył,żeażsięzachwiała.Aleniepoddałasię.Musimuto
powiedzieć.–Kochamcięichybanigdynieprzestanę.Gdybyśniebyłtakzaślepio-
nyambicją…
Uwolniłdłońicofnąłsięokrok.
– Opowiedziałem ci o rzeczach, o których nikomu wcześniej nie wspomniałem.
Niechodzioambicjęczychciwość.Zrozum…
Miałaochotęzabićgozato,żeniewidziprawdy,którąmaprzednosem.
–Uważasztozazwycięstwonadojcem?Tożadnezwycięstwo.
Wcześniejsmutekwjegooczachbyjąpowstrzymał,alenieteraz.Gotowałosię
w niej. Pokazał jej, jak można cieszyć się życiem, a teraz chce, żeby wróciła do
dawnegostanupółuśpienia.
–Tymukłademzwyciężyłeśswójstrach,żejesteśtakisamjakon.Botaknapraw-
dęjesteśtakisam,chociażtakbardzostaraszsiętemuzaprzeczać.Jesteśjegosy-
nem…Icośdomnieczujesz.–Dźgnęłagopalcemwklatkępiersiową.–Czujeszto
tutaj.Zaczynaszsiędomnieprzywiązywać.Itocięprzeraża.Przerażacięświado-
mość,żemożeszbyćdokładnietakisamjakojciec,żemasztesamesłabości.Żeje-
żelipozwoliszdalejkiełkowaćtemu,codomnieczujesz,totociępożreodśrodka
istracisznadsobąkontrolę.–Wzruszyłaramionami.–Dziadekpodsunąłcinajlep-
szysposóbzapanowanianadtym.
–Savasniemiałztymnicwspólnego.
– Wręcz przeciwnie. Ty i on boicie się tego samego. To dlatego możesz sobie
wmawiać,żewtwoimżyciuodgrywamrolędrugorzędną,żeniejesteśniewolnikiem
swoichuczuć.Łamieszmiserceitłamsiszswoje.Życzęci,żebyodtejporytwoje
życiebyłotakponurejakmoje.
ROZDZIAŁTRZYNASTY
SiedziałwskórzanymfoteluwswoimgabineciewbiurowcuDemakisInternatio-
nal w Atenach. Bywał tam wielokrotnie, ale po drugiej stronie ogromnego biurka,
gdySavasdyktowałkolejnewarunki,odktórychzależałlosNikosa.
Pokonałwszystkiepoprzeczkistawianeprzezdziadka,więctenfotelbyłnagrodą
zalataciężkiejpracy.
Mimotowcalenieczułsięzwycięzcą.SfrustrowanyniechciałmyślećoLexi.
Uznał,żezrozumiała,doczegobyłomutopotrzebne.NiepotrzebowałLexiani
jejpsychoanalizy.GdziekolwiekLexisięznajdzieiczymkolwiekzajmie,będzieko-
chana.Toprzekonaniebyłodlaniegoźródłempocieszenia,aleizazdrości.
Wyjąłbutelkęszampanazkubełkazlodem.Otworzyłjąwchwili,gdydogabinetu
wkroczyłSavas,któryodtygodniagounikał.Jakbyzdawałsobiesprawę,żeNikos
jestjakrannezwierzęgotowezaatakowaćkażdego,ktopodejdziebliżej.
Nie,Savasotymniepomyślał.Jestpozbawionyuczuć.Bezmrugnięciapowieką
dźwiganiewyobrażalnąodpowiedzialność.Synurodziłmusiępóźno,więcgdywy-
piąłsięnacałetobogactwo,dziadekdobiegałsześćdziesiątki,aleniezaniedbywał
anifirmy,anirodziny.
–Gratuluję.–Savassięgnąłpokieliszek.–Pokazałeś,żezasługujesznanaszena-
zwisko.
Nikosupiłłykszampana,alenaustacisnęłomusiępewnepytanie,którenieda-
wałosięspłukaćtrunkiem.JeszczenigdyniezapytałSavasaoojca.
Niebyłopotrzebyzadawaćjeakuratteraz.Alejeżelijezada,jeżelisiędowie,to
w końcu przestanie się zastanawiać. I przestaną go dręczyć kwestie poruszone
przezLexi.
–Czyojciec…prosiłcięopomoc,jakmatkazachorowała?
Przezułameksekundydostrzegłbłyskemocjiwspojrzeniudziadka.
–Grzebiącwprzeszłości,Nikos,nicniezyskasz.Spisujeszsięlepiej,niżoczeki-
wałem.Niepatrzwstecz.–Savasruszyłdodrzwi,ciężkoopierającsięnalasce,ale
Nikosodciąłmudrogę.
–Odpowiedznamojepytanie.Czyprosiłcięopomoc?
–Tak.
Nikosowisercesięścisnęło.Wszystko,comyślałoojcu,zabarwiałagłębokaura-
za,boniechciałżyćdlaniegoiVenetii,bobyłsłaby.
–Cowtedyzrobiłeś?
Savas zachował kamienną twarz, nawet drgnieniem powieki nie zdradzając ja-
kichkolwiekemocji.
–Postawiłemmuwarunki.Takjaktobie.
Nikosa przeszył zimny dreszcz. Przeczuwał, co nadchodzi. Nareszcie pojął, co
Leximiałanamyśli,mówiąc,żeSavasżądaodniegozapłaty.Spłacałtendługzwła-
snejwoli,przyokazjizapominając,żemaserce.
–Jakietobyływarunki?
–Powiedziałemmu,żezagwarantujęjejopiekęlekarskąipieniądze,któreumożli-
wią jej godziwe życie, pod warunkiem że od niej odejdzie. Ale zamiast skorzystać
ztego,twójojciecuparłsięzostaćgłupcem.
ZajakiegoNikosmiałgodotegodnia.
Skóramuścierpła.Wystarczyło,żebyojciecrzuciłmatkę,adalejżyłabywdostat-
ku.
Ale ojciec nie był w stanie dokonać tak okrutnego wyboru, nie potrafił zostawić
ukochanejkobiety.
Nieumiałżyćzpoczuciemwiny,zeświadomością,żezmiłościdoniejskazałjąna
cierpienie?PoczuciebezradnościNikosawyparławściekłość.Obajwiedzieli,żeoj-
ciecbyłsłaby.
–Dlaczego?Dlaczegoakurattegoodniegozażądałeś?
–Ukradłamigo.Mojegojedynakaidziedzicamojegoimperium.Uciekłznią,jak
tylkojązobaczył,aonauczyniłagojeszczesłabszym.Codostaławzamian?Biedę
igłód.
–Savas,nieprzezniąstałsięsłaby,onjużtakibył.
MięśnietwarzySavasadrgnęły.Najegoobliczewypełzłstarannieskrywanysmu-
tek. Savas nie miał zamiaru skazywać syna na tak ponury koniec! Kierowała nim
wyłącznieduma.
Wrezultacietchórzliwykrokojcazniszczyłtyleistnieńludzkich.
– Koniec końców, zawiódł ją, tak jak zawiódł mnie. Nie mogłem dopuścić, żebyś
popełnił taki sam błąd. Trzymałem cię na dystans. Poddawałem cię niezliczonym
próbom.Niechciałem,żebyśbyłtaksamosłabyjakon,niezdolnydoradzeniasobie
zobowiązkami.
ObserwującprzezlatacierpienieNikosa,Savasmusiałcierpiećpodobniejakon.
Przerażające.
–WięctakmanipulowałeśTheem,żewszedłzemnąwukład.MałżeństwozEle-
ni…totwójpomysł.
–Tak.DotarłydomniesłuchyotejAmerykance,żeświatazaniąniewidzisz,że
sprawiła,żezmieniłeśzdaniewsprawieVenetii.Tymrazemniemogłemniczrobić.
–Obajpostąpiliścieźle,rozumiesz?Jeżelionbyłnieodpowiedzialnyisłaby,toty
jesteśzgorzkniałyiokrutny.PojegośmierciVenetiaijapotrzebowaliśmytwojejmi-
łości, twojego wsparcia, ale ty przekułeś moją złość na niego na swoją korzyść.
Sprawiłeś,żezacząłemnienawidzićwłasnegoojca.Aleniejestemanisłabyjakon,
aniprzepełnionygorycząjakty.
MiłośćdoLexigonieosłabi.
Opadłnafotel.Maserce,którebolejeikrwawi,aleprzedewszystkimkocha.
Aonoddaliłkobietę,któramutoudowodniła.
Próbowałamupokazać,coichłączy,acoonchciałzniszczyć.Bojejmiłośćbyła
jejsiłą,dodawałajejodwagi.
„Nigdynieprzestanęciękochać”.
Terazzrozumiał,dlaczegowpadławzłośćzpowoduwyboru,jakiegodokonał.
Drżącymi palcami sięgnął po nominację na prezesa Demakis International, po
czymrzuciłnastółprzedSavasem.
– Domyślam się, że jakkolwiek postąpiłeś, działałeś pod wpływem poczucia winy
imiłości.Chciałeś,żebymbyłsilniejszyniżojciec–powiedział,patrzącmuprosto
woczy.–Jestemodniegoowielesilniejszy.Niezawiodłemsiostry.Niezawiodęteż
ciebie,aleLexi…Savas,onajestczęściąmnie.Dziękiniejjestemjeszczesilniejszy.
Onawypełniamojeżycieśmiechemiradością.–Rozejrzałsiępogabinecie.–Setki
razypokazałemci,ilejestemwart.ZasłużyłemnafotelprezesaDemakisInterna-
tional.Alemiarkasięprzebrała.Niezostawiękobiety,którąkocham,anisięnieza-
strzelęzżaluponiej.Chcesz,żebymprowadziłtęfirmę…chceszuczynićmnieswo-
imspadkobiercą?Będętorobiłzniąuswojegoboku.Tylkotaksiętegopodejmę.
Konieczżyciemwtwoimlubjegocieniu.Terazmuszębyćpanemsiebie.
NieczekającnareakcjęSavasa,opuściłgabinet,czująctętniącywżyłachstrach
zmieszanyznadzieją.Musiałjązobaczyć,niemógłsiędoczekać,kiedyweźmieją
wramiona.
Bo tym razem zniknęła niechęć na myśl o kobiecie, która mimo tylu złych do-
świadczeń nadal potrafiła kochać. Tym razem pragnął tej miłości, pragnął kochać
Lexitak,jaksięjejtonależało.
Otwieraławłaśniepuszkęzzupą,gdyktośzapukałdodrzwi.NiemogłatobyćFa-
ith,bozmęczonaudawaniem,żenicsięniestało,wszystkojejwygarnęła:romans
zTyleremisetkikłamstw.
AlegdyFaithzapytałaoNikosa,zalałasięłzami.NaobronęFaithtrzebapowie-
dzieć,żeprzesiedziałazniącałydzień,zanimsięwyprowadziła.
Aleniezniknęłanazawsze,bopodnieobecnośćTylerabyłajejjedynąprzyjaciół-
ką.
Dodatkowodołowałająsamotnośćwpustymmieszkaniu.Kilkarazymiałaochotę
zadzwonićdoNikosa,dowiedziećsię,couniegosłychać,alenamyślojegozarę-
czynach,wracaławściekłość.
Tylkototrzymałojąprzyżyciu.Bałasię,żegdyizłośćminie,jużnicjejniezosta-
nie.
Spojrzawszyprzezwizjer,odskoczyłaoddrzwijakoparzona.
Nikos.
Gdybytobyłomożliwe,sercewyskoczyłobyjejzpiersi.
–Lexi,otwórz!Wiem,żetamjesteś.
Bezczelnyfacet!Wyobraziłsobie,żesięprzednimchowa!
Stanąłprzedniąwrozpiętymdługimpłaszczu,przekrzywionymkrawacieimocno
zmiętejkoszuli.Zarośnięty,cooznaczało,żegolisięraznadzień.Tenzarostspra-
wił,żepoczułałaskotaniewnajdziwniejszychmiejscach.
Kiedyśsiępożaliła,żejądrapie,więczacząłsięgolićdwarazydziennie,alenie-
długopotemwyznała,żetęsknizajegozarostem.Dzieńpóźniejnieogolonyocierał
sięojejuda,doprowadzającjądorozkoszy.
Boże,jakonnaniądziała.
–Jeżelitujesteśzpowodulaptopa,któregozabrałam,to,przepraszam,jużgonie
oddam.Dopiszgodostratzwiązanychzmoimpobytem.–Żebysięnierozpłakać,
wysiliłasięnaswobodnyton.
–Myślisz,żedlategotujestem?Zpowodulaptopa?–Zmierzywszyjąwzrokiem,
wszedłdośrodka.
Zamknęłazanimdrzwiioparłasięonieplecami.Westchnęła.Nawetwubraniu
pogniecionym podczas lotu prezentował się piekielnie pociągająco. To niesprawie-
dliwe,żebyjedenczłowiekmiałwszystko:urodę,seksapiliodwagę,żebysięztym
obnosić.
Niewolnotakonimmyśleć.Jestzaręczonyzinną.Sągranice,którychnawetona
nieprzekracza.Jednakwidokjegopodkrążonychoczuiposzarzałejcerysprawiłjej
sporąsatysfakcję.
Tak,powinnawwiększymstopniunaśladowaćpannęHavisham.
–Gdzietwojanarzeczona?
–ChybawAtenach.Zeswoimukochanym.
– Jeżeli to ma być reklama nowoczesnego otwartego małżeństwa i seksualnych
przygódwNowymJorku,tosięwynoś.Mamrobotę.
Zrzuciłzramionpłaszczipodwinąwszyrękawykoszuli,sięgnąłporysunekleżący
nakanapie.Poczymjakgdybynigdynic,rzucił:
–Zaręczynyzerwane.
Szczękajejopadła.Przezkilkasekundmiaławrażenie,żesięprzesłyszała,żepo-
nownieznalazłasięwinnejrzeczywistości,gdziezjawiłsięNikosiprzysięgajejdo-
zgonnąmiłość.
–Lexi…wporządku?
Gdyprzytaknęła,zacząłrozglądaćsiępopokoju,wktórymurządziłastudio.Na
szerokimdrewnianymstole,którykupiłanatarguzestarociami,leżałprzedostatni
rozdziałopowieściopannieHavisham.
WyraźniedrżącąrękąNikospogładziłostatnirysuneknatejstronie.Ten,naktó-
rympannaHavishamstoinadnieruchomymciałemSpike’a.
–Zabiłago?–zapytał,niekryjączdumienia.
–Przynajmniejwtejwersji–wykrztusiłaLexi,tłumiącłzy.
–Jakto?
Potarłaoczy.
–Niemogęsięzdecydować,jakiemabyćzakończenie,azadwadnimamspotka-
niezwydawcą.Onamusimupokazać,doczegojestzdolna,żebyjużnigdyjejnie
lekceważył.Alemożetylkogookaleczy.Albo,ktowie,zostanąkumplami?
Gdyzamrugał,zorientowałasię,żepoto,bynieokazaćemocji.
–Zdajesię,żedobrzesiębawisz.
– Owszem. Dotarło do mnie, że życie Spike’a jest wyłącznie w moich rękach
i mogę go krzywdzić na wszystkie sposoby. – Uniosła do góry kciuk, żeby pokryć
smutek.–Porazkolejnyratujęsięucieczkąwświatfantasy.
–Dużozrobiłaśprzezjedentydzień.–Przerzucałkartykomiksu.
Wzruszyłaramionami.
–Pieniądze,jakiemizapłaciłeś,wystarcząminakilkamiesięcy.Uznałam,żespró-
buję.Terazalbonigdy.
–Super.–Omiótłjąpożądliwymspojrzeniem,poczymznowuzacząłsięprzecha-
dzać.
Zacisnęłapalce,żebynierzucićsięnaniegozpięściami.Jakmógłpowiedzieć,że
zaręczynyodwołane,inicwięcej?Aleniebędziegowypytywałaoszczegóły.
–Możeszprzestaćtakchodzić?Zaczynamsięciebiebać.Cosięstało?Wszyscy
zdrowi?
–Tak.VenetiadoprowadzaTyleraimniedoszału,planującślubstulecia.
Serce się jej ścisnęło. Wbrew swoim oczekiwaniom zaprzyjaźniła się z Venetią,
ponieważobydwiekochałyTylerapomimoróżnychtemperamentów.Aleprzeztego
bezdusznegobrutalaomijajątocałeradosnezamieszanie.
–Ustalilidatę?
–Zapółtoraroku.Venetiazachowujesiętak,jakbybyłajedynąkobietą,którawy-
chodzizamąż.NabrałemszacunkudoTylerazato,żewymógłnaniejtakodległy
termin.
NierozmawiałazTyleremodtygodnia.Jedyniezarazpoprzylociepoinformowała
go,żedoleciałaiżeczujesiędobrze.Domyślałsię,żetakniejest.Obiecała,żebę-
dzienasiebieuważać.Aleniechciaławięcejdoniegodzwonić,bobysięrozpłaka-
ła,aniechciałagoniepokoić.
Dopierozadwatygodniezamierzaławrócićdopracywbarze,anarazieżywiła
siętłustymjedzeniemnawynos,rysowałaizapłakanazasypiała.
–Twojasiostramasiędobrze,atydalejjesteśprezesemDemakisInternational…
–Dawnoniesłyszałatylegoryczywswoimgłosie.–Więcpocoprzyjechałeś?
Błyskawicznie znalazł się przed nią. Pogładził palcem sińce pod jej oczami, spo-
glądającnaniązbezgranicznymsmutkiem.
–Theemou,sercemipęka,jakbywyrywanomijezpiersi.Bólniedozniesienia.
–Tyniemaszserca.
–Chybajednakmam.Totypobudziłaśjedożycia,wparowującwmojeżycie.
–Nigdzieniewparowałam,totymniezmanipulowałeś.Wymogłeśnamniepraw-
dę,apotem…Jeszczenigdynanikogoniebyłamtakazła.Nienawidzęcięzato,co
mizrobiłeś.
Objąłją.
–Nietakbardzojakjasiebie,theemou.–Czułajegooddechnaskroni.–Odkil-
kudniprzeklinamsiebiesetkirazy.Nawetprzygotowałemsobiemowęproszalną,
aleniepamiętamanisłowa–westchnął.–Zakażdymrazem,kiedyjesteśprzymnie,
zdejmujeszzemniekolejnepęta,pokazujeszmi,jakmocnopotrafięodczuwaćira-
nić.Totrochęstraszne,Lexi.
Łzyciurkiempłynęłyjejpopoliczkach.Poczułasiębezbronna.Niemiałasiłydłu-
żejmusięopierać.Myślała,żejejsercejużkiedyśpękło,żebardziejniemoże.My-
liłasię.Bólbyłrównieostry.
–Niepłacz,agapemou,niemogęnatopatrzeć.–Ująłjąpodbrodę.–Lexi,ko-
chamcięcałymsercem.Mojeżyciebezciebiejestpuste.Twojawładzanademną,
nadmoimszczęściem…jużnienapawamniestrachem.Yinekamou, chcę spędzić
ztobąresztężycia,kochająccię.
–Napewno?–Sercebiłojejtakszybko,żepomyślała,żetozawał.
– Jesteś najcudowniejszą kobietą pod słońcem. Chcę mieć z tobą dzieci, kochać
sięztobąkażdejnocyikażdegoporanka.Chcęsłuchaćtwoichopowieściopiratach
i pętlach czasu, chcę jako pierwszy oglądać twój każdy pierwszy szkic, chcę się
tobąopiekowaćichcę,żebyśtysięmnąopiekowała.
–Ale,błagam,powiedz,żeniechcesztakwspaniałegoweselajakVenetia,botego
nieprzeżyję.
–Chcęciępoślubićjaknajszybciej.Podróżpoślubnąmożemyspędzićnajachcie.
ObiecałemSavasowi,żewrócimyzamiesiąc,żebymmógłformalnieobjąćprezesu-
ręDemakisInternational.
–Dziadeksięzgodził?!–Niekryłazdumienia.
–Niedałemmuwyboru.Powiedziałem,żebezciebiefotelprezesamnienieinte-
resuje. – Chwycił ją za ręce. – Powiedz, że też tego chcesz, powiedz, że mnie ko-
chasz.
–Kochamcię,Nikos–wyszeptałaprzezłzy.–Pomogłeśmizrozumieć,żejestem
takdobra,jakmojawyimaginowanabohaterka,któralubizabijać…Nawetwięcej,
sprawiłeś, że chcę żyć własnym życiem. Ale potem zostawiłeś mnie z tym samą.
Zrozumiałam,żetocałkiemdobreżycie.Mimotoztobąbyłobybardziejszczęśli-
we,ajaniechcęsiętegopozbawiać.
–Niebędzieszmusiała.–Oparłczołonajejgłowie.–Niczegobardziejniepra-
gnę, niż żebyś była szczęśliwa. – Gdy ją pocałował, poczuła, jak opuszcza ją stres
inapięcie.–Aleczuję,żebędęmusiałzabićtegoTony’egoStarka.
–Słucham?
–MasznaT-shircienapisane„KochamTony’egoStarka”.Nieżyczęsobie,żebyś
kochałakogośinnegoniżmnie.
Roześmiałasię.
–Sorry,Nikos.Toryzykozawodowewżyciuautorakomiksów.Zawszekocham
co najmniej dwie komiksowe postacie. Ostatnio Irona Mana. Nie masz do niego
startu,więclepiej…
–Jakzarazsiętobązajmę,theemou,tozapomnisz,jaksięnazywasz,niewspo-
minającoimionachinnychfacetów.Będzieszpowtarzaćtylkomojeimię.-Pociągnął
jąnakanapę.
–Sypialniajesttam.Trzystasześćdziesiątgodziniczterdzieścitrzyminuty.
–Słucham?
–Odkiedyporazostatnisięzemnąkochałeś.
–PannoNelson,panijestuzależnionaodseksu.
–Nie,drogipanieDemakis,odpana.