background image

 

 

 

 

„Jak narkotyk…” 

 

 

 

By Trusia 

 

 

 

 

 

 

 

 

background image

 

Jak to w ogóle możliwe? – Pytałem sam siebie od kilku chwil. – Ona 

powinna już nie żyć. Przecież spadła z ponad trzydziestu metrów!  

Lekarze stwierdzili jej zgon i trafiła do szpitalnej kostnicy. Dzięki moim 

wyostrzonym, wampirzym zmysłom, udało mi się usłyszeć bicie jej serca. 

Czuję jak po jej prawie martwych ciele rozprowadza się cudownie pachnąca 

krew. Doskonale znałem ten zapach. Od prawie roku jest dla mnie jak 

narkotyk. Poczułem go po raz pierwszy, kiedy przyszła do prosektorium. 

Esme Anne Platt. Tak się przedstawiła. Była młodą, około 

dwudziestopięcioletnią kobietą. Uosobieniem piękna. Gdy pojawiła się w 

drzwiach sali, z rozpaczy ledwo utrzymywała się na nogach. Nie płakała, ale 

cierpienie miała wymalowane na twarzy. Po raz pierwszy na tyle 

oszołomiła mnie jej uroda, że nie wiedziałem, co mam robić. Stałem tak na 

wprost jej i patrzyłem. Zupełnie tak, jakby wszystko straciło dla mnie sens. 

Zapomniałem o oddechu, którego i tak nie potrzebowałem, ale robiłem to z 

przyzwyczajenia. Chciałem poznać jej każdy centymetr, a nawet milimetr. 

Nie wiem, jak długo tak staliśmy. Oprzytomniałem, kiedy się odezwała: 

- Przyszłam zobaczyć mojego męża – powiedziała zachrypniętym głosem. 

Zapewne od płaczu. Ale mimo to wydał mi się on najcudowniejszą melodią 

na świecie. Dopiero teraz przypomniałem sobie, gdzie się znajdujemy. Że ta 

kobieta na pewno przeżyła jakąś tragedię, skoro przysłali ją właśnie do 

mnie. Platt… Szukałem w myślach kogoś o tym nazwisku. Powiedziała, że to 

jej mąż, ale ja nikogo takiego nie pamiętałem. 

- Bardzo mi przykro, ale nie ma tutaj nikogo o takim nazwisku. 

- Och, bardzo przepraszam. – Dziewczyna znowu zaczęła płakać. Pierwsza 

łza popłynęła po jej aksamitnym policzku. Miałem ochotę podejść do niej i 

zetrzeć ją jej z twarzy. – Mój mąż, a w zasadzie były mąż nazywa się Charles 

Evenson. Platt to moje panieńskie nazwisko. 

background image

 

Teraz wszystko jasne. Dzisiaj rano przywieźli takiego z góry. Wpadł pijany 

pod dyliżans pocztowy. Jak to możliwe, że taki facet był mężem tej 

cudownej kobiety. Ale zaraz, przecież ona powiedziała, że to jej były mąż?! 

Miałem ochotę spytać ja o to, ale to nie wypadało. Obiecałem sobie, że 

dowiem się tego później. Bo już wiedziałem, że nie będę mógł trzymać się z 

dala od tej kobiety. 

- Bardzo mi przykro pani Platt. – Wskazałem na jeden ze stołów, na którym 

leżał jej mąż, przykryty białym płótnem. Kobieta ruszyła w kierunku, który 

jej wskazałem, ale już po pierwszym kroku zachwiała się. Niewiele myśląc 

wyciągnąłem ręce i złapałem ją zanim upadła na ziemię. Wpadła w moje 

ramiona. Kiedy poczuła je wokół siebie, przywarła jeszcze bardziej do mnie 

i rozkleiła się na dobre. Przytuliłem ją jedną ręką, a drugą głaskałem po 

plecach i głowie. Schyliłem się do jej włosów i rozkoszowałem się jej 

zapachem. Mimo, że nie polowałem od dawna, nie czułem pragnienia. 

Pozwoliłem jej wypłakać się. Kiedy wyczułem, że się uspokaja, wyjąłem z 

kieszeni czystą chusteczkę. W głębi ducha zaśmiałem się sam do siebie, bo 

przecież, po co wampirowi chusteczka? Ale miałem zawsze jakąś pod ręką. 

Podałem ją Esme.  

Przepraszam, doktorze… 

- Cullen. Carlisle Cullen. – Zasmuciło mnie to, że musiałem poznać tak 

cudowną kobietę właśnie w takiej chwili. Teraz wiem, że to był dopiero 

początek horroru, który doprowadził do tego, że teraz to ona leżała tu 

przede mną, jak wtedy jej zmarły mąż. Dowiedziałem się potem, że zaraz po 

ślubie Charles zaciągnął się do wojska i ruszył na wojnę. Kiedy wrócił, 

okazało się, że to nie ten sam mężczyzna, w którym się zakochała. Bił ją i 

gwałcił nocami. Nie mogąc tego znieść - uciekła od niego. Ale nadal bardzo 

go kochała. Mężczyzna rozpił się z rozpaczy i kiedy tydzień po jej ucieczce 

zabrakło mu trunków w domowym barku, wyszedł do sklepu i zginął. Teraz 

background image

 

cieszyłem się, że on nie żyje. Inaczej sam bym go zabił za to, że ją krzywdził. 

Nadal nie mogłem uwierzyć, że ta kobieta tak na mnie działała. Zazwyczaj 

byłem bardzo opanowany. A teraz? Spędzałem dnie obserwując ją z ukrycia. 

Czasem niby przypadkiem na nią wpadałem. Nie rozmawialiśmy, ale 

wymienialiśmy nieśmiałe uśmiechy. Pewnego dnia idąc ulicą poczułem jej 

zapach. Spojrzałem w kierunku, z którego dolatywał. Szła drugą, stroną 

ulicy. Jak zwykle piękna. Ale tym razem coś wydało mi się dziwne. Oprócz 

bicia jej serca usłyszałem coś jeszcze. Przypominało to dźwięk skrzydeł 

motyla. Znałem ten dźwięk. Od lat pracuję, jako lekarz i wiem, co on 

oznacza. Była niewątpliwie przy nadziei. Ciekawe, czy już zdawała sobie z 

tego sprawę? Postanowiłem to sprawdzić. Esme to pacjentka naszego 

szpitala, dlatego też przeszukałem nasze archiwum, chcąc dowiedzieć się 

czegoś więcej. Szybko wróciłem do szpitala i sprawdziłem jej kartę. Nie 

znalazłem tam nic o jej błogosławionym stanie. Od tej chwili, jeszcze więcej 

czasu spędzałem na jej obserwacji. Czekałem na moment, kiedy zaczną się 

jakieś fizyczne objawy jej ciąży. Któregoś dnia, zgodnie z moimi 

oczekiwaniami, zemdlała na ulicy. Oczywiście zaraz ruszyłem jej na pomoc. 

Opiekowałem się nią, aż do urodzenia jej synka. Było to oczywiście dziecko 

zmarłego męża. Przez cały ten czas bardzo się do siebie zbliżyliśmy. 

Staliśmy się bliskimi znajomymi. No może nie do końca, bo wiedziałem, że 

nie może dowiedzieć się, kim naprawdę jestem, a co za tym idzie, nigdy nie 

pojawi się między nami coś więcej niż tylko przyjaźń. Esme odzyskała chęć 

do życia. Stała się weselsza. Dlatego postanowiłem oddalić się od niej. 

Zdawałem sobie sprawę z tego, że nie może być ze mną... Z wampirem. I 

pomimo tego, że sprawiło mi to ogromną trudność i czułem ogromny 

smutek, postanowiłem o niej zapomnieć. Jakiś czas później zostałem 

wezwany do szpitala. Nagły wypadek – taką otrzymałem wiadomość. Kiedy 

do niego dotarłem omal nie dostałem zawału, to znaczy dostałbym go, 

background image

 

gdyby moje serce biło. Zobaczyłem zapłakaną Esme. Znowu. Przeczuwałem 

najgorsze. Jej synek nagle zachorował i mimo mojej szybkiej interwencji, 

zmarł. Czułem się podle. Ogarnął mnie smutek. Zrozpaczona kobieta 

zniknęła. Szukałem jej całą noc. Nigdzie jej nie było. Wróciłem do szpitala. 

Chciałem zaopiekować się zmarłym dzieckiem mojej ukochanej. 

Wiedziałem, że ona nie będzie w stanie niczego załatwić. Poszedłem do 

biura pogrzebowego, tego samego, które chowało jej męża. Później znowu 

ruszyłem na poszukiwania. Chodziłem i pytałem. Aż wreszcie ktoś mi to 

powiedział. Czym prędzej udałem się do mojej pracy. Od razu wbiegłem do 

kostnicy. Na stole obok młodego Charlesa juniora, leżała ona. Z rozpaczy 

rzuciła się z pobliskiego urwiska. Podszedłem do niej. Rozpłakałbym się, 

gdybym mógł. Teraz już wiedziałem jak ona się czuła, gdy przyszła tu po raz 

pierwszy. Pochyliłem się nad jej cudowną twarzą i pocałowałem w usta. 

Wtedy zamarłem. 

- Esme, wiem, że mnie słyszysz… - zacząłem niepewnie i usłyszałem, że jej 

serce jakby się ożywiło. Żaden śmiertelnik by tego nie zauważył, ale ja tak. 

Powiedziałem jej, kim jestem. Delikatnie ścisnęła moją dłoń. – Mogę 

sprawić, że przeżyjesz, ale wówczas staniesz taka jak ja. Chcesz tego? –To 

pytanie i tak nie ma znaczenia, bo postanowiłem to zrobić jak tylko 

zrozumiałem, że jeszcze nie zmarła. Myślałem, że zwariuję ze szczęścia, 

kiedy na potwierdzenie ścisnęła moja dłoń. Niewiele myśląc, wziąłem jej na 

wpół martwe ciało i zabrałem do domu. Wiedziałem, że nikt mnie nie 

zobaczy. Mieszkałem blisko szpitala. Położyłem ją na łóżku. Nie miałem, na 

co czekać, czas działał na moją niekorzyść. Odmówiłem krótką modlitwę i 

zatopiłem zęby w jej szyi. Jej ludzka krew smakowała cudownie. Zwłaszcza, 

że wcześniej piłem taką tylko raz, zmieniając w wampira Edwarda, kilka lat 

wcześniej. Dopiero teraz zacząłem się zastanawiać czy powstrzymam się w 

odpowiednim momencie. Ogarnęła mnie panika, ale pragnienie było 

background image

 

silniejsze. Piłem i piłem. Myślałem, że nie dam rady się już opanować, ale 

wtedy przypomniałem sobie jej uśmiech, kiedy zobaczyła swojego 

nowonarodzonego syna. Przestałem. Bałem się, że jest już za późno. 

Pobiegłem przerażony do łazienki. Przemyłem twarz i usta, a następnie 

wróciłem do mojej kobiety. Czekałem.  

Opadłem na ziemię i zacząłem błagać Boga, żeby to nie była prawda. Sam 

nie wiem, dlaczego to zrobiłem, bo jak mógł wysłuchać mnie, wampira, 

skoro wyrwałem ją z jego objęć? Ale co innego mi zostało? Dotarłem do jej 

łóżka. Zająłem miejsce obok niej i czekałem. Nie sprawdzałem, jak długo 

tam leżeliśmy. Godzinę? Dwie? Dzień? Kiedy nagle usłyszałem ten dźwięk, 

zmieniającego się serca, na który tak czekałem. Pochyliłem się na nią i 

pocałowałem w usta. 

- Teraz będziemy już zawsze razem, moja kochana Esme.