background image

ROZDZIAŁ 6 

 

 

Więc było nas dwie tak myślące. Urzeczywistnienie tej wizji rosło we mnie cały 

ten  czas.  Musiałam  mu  powiedzieć.  Nikt  inny  nie  musiał  być  informowany.  Jedno 
dobrze zgrane w czasie przejście do ludzkiego świata i nikt stąd nie byłby w stanie 
mnie znaleźć. Jasmine mogłaby mi zaszkodzić, mówiąc moim ludziom, że odeszłam. Oba 
królestwa miały zarządców, by poradzić sobie z codziennymi wydarzeniami. Jasmine i 
Shaya  potrafiły  przejąć  kontrolę  nad  krainami,  kiedy  nie  było  mnie  w  pobliżu. 
Mieszkańcy byliby wstrząśnięci, ale przystosowaliby się. 
 

Ale  Dorian?  On  był  całkowicie  inną  sprawą.  Bez  względu  na  to,  co  zaszło  w 

przeszłości, nie było sposobu, bym mogła uprzedzić go, że zniknę na jakiś czas. 
 

Niemniej jednak odłożyłam dostarczanie mu tej wiadomości na tak długo jak 

tylko mogłam. Kręcił się nadal po Krainie Jarzębin i już nie męczyłam go na temat jego 
powrotu do domu, co tylko by go zaalarmowało o tym, że coś się dzieje . Zamiast tego 
rozkoszowałam się naszym wspólnie spędzonym czasem, gdyż Dorian był niekończącym 
się  źródłem  zabawnych  rekreacyjnych  pomysłów,  które  sprawiały,  iż  strzelanie  do 
tekturowych  zwierząt  wydawało  się  bardzo  przyziemne,  a  bez  kontaktu  ze  strony 
Rolanda, było jeszcze łatwiej ociągać się z informacją dla Doriana. Ja po prostu nie 
miałam żadnych mu żadnych wieści do przekazania. 
 

Oprócz  stałych  prób  rozrywki,  Dorian  zdecydował  również,  że  nauczy  się 

szczegółów technicznych na temat porodu w ludzkim świecie. Biorąc pod uwagę moją 
własną chaotyczną wiedzę o tych sprawach, nie byłam pewna czy jestem najlepszym 
źródłem, ale upierał się, że jeśli miałam zamiar upierać się przy potrzebie ludzkiego 
lekarza, musi rozumieć, dlaczego tego chcę. 
 

-  Więc  co  dokładnie oni  robią,  kiedy  masz  te  wizyty?  -  spytał  Dorian  -  One 

wydają się dość częste. 
 

Ciesząc się piękną pogodą przebywaliśmy na zewnątrz, około tydzień po tym jak 

widziałam Rolanda - A więc... - powiedziałam - ...oni, hmm, sprawdzają moje narządy. 
Ciśnienie krwi i tym podobne. 
 

background image

- Ciśnienie krwi? 

 

- To jest trochę jak twój puls. Ale nie do końca. - powiedziałam kulawo. Tak. 

Naprawdę byłam nie najlepszą osobą, by wyjaśniać medyczny żargon. 
 

Dorian  oparł  się  znów  o  drzewo  -  Cóż,  jakiś  z  naszych  uzdrowicieli  mógłby 

zrobić to dla ciebie. Nawet ja mógłbym to dla ciebie zrobić. 
 

- To jest bardziej skomplikowane. Poza tym czasami mam robione USG podczas 

tych wizyt. 
 

- USG? 

 

I tak potoczyła się reszta naszej rozmowy, gdyż musiałam co chwilę przerywać 

i  wyjaśniać  to  co  właśnie  powiedziałam.  Za  każdym  razem  Dorian  miał  jakiś 
odpowiednik szlachty dla wszystkiego co opisałam. Niektóre były bardziej naciągane 
niż inne, jak wtedy, gdy powiedział iż był pewien, że całodzienne jedzenie ciasta dałoby 
takie  same  wyniki,  jak  badania  cukru  we  krwi.  Miał  też  bardzo  skomplikowane 
wyjaśnienia dotyczące sposobu umieszczenia kurczaka na drzewie, które było typową 
metodą szlachty na określanie płci dziecka. Byłam prawie pewna, że wiedział, iż nie 
było żadnego prawdziwego odpowiednika tych rzeczy, o których mu powiedziałam i że 
wymyślał  wszystko  na  poczekaniu.  Po  prostu  próbował  mnie  zabawiać.  Opis  cięcia 
cesarskiego jednak powstrzymał jego dowcipne uwagi. 
 

- Naprawdę nie wiem co powiedzieć o tej rzeczy. - powiedział do mnie uczciwie.   

- To wydaje się bardzo ekstremalne. I niebezpieczne. 
 

- Być może tutaj byłoby takie. - powiedziałam, myśląc o niechęci szlachty do 

metalu.  Skalpel  mógłby  również  być  mieczem  -  U  ludzi  to  rzecz  bezpieczna  i 
standardowa.  Ratuje  dużo  żyć.  -  jednak  wolałabym  tego  uniknąć,  jeżeli  tylko  będę 
mogła. Nie chcę mieć blizny. 
 

Dorian rozważał to co mu powiedziałam - Właściwie to jest jedyna część, którą 

mogę  zrozumieć.  Dlaczego  nie  chcesz  mieć  blizny  macierzyństwa?  Jest  lepsza  niż 
tatuaż, albo jakiś inny znak honoru. Daj światu znać, co osiągnęłaś. 
 

Wyciągnęłam rękę na trawie - Wolałabym po prostu pozwolić dzieciom mówić za 

siebie. 

background image

 

Uśmiechnął się i odpuścił ten temat - Tak przy okazji, to nie było więcej ataków 

na  sobowtórach,  Eugenie.  Wydaje  mi  się,  że  Maiwenn  ma  więcej  ograniczeń  niż 
myśleliśmy. 
 

-To dobrze. - powiedziałam. Nadal mnie męczyła mnie wina z powodu tego, co 

przydarzyło się Ansonii - Więc jeszcze nie potrzebujesz zniszczyć jej królestwa? 
 

- Nie, jeszcze, nie. Chociaż trochę bym chciał to zrobić, za to co zrobiła tobie. 

- myślę, że naprawdę tego chciał. Raz przejechał faceta, by obronić mój honor. 
 

- Cóż, nadal wszystko ze mną w porządku. Tylko to się liczy. 

 

Dorian  potrząsnął  głową  -  Jest  wiele  sposobów,  by  być  „w  porządku”.  Nie 

mieliśmy  do  czynienia  z  taką  ilością  stresu  jak  ludzie,  ale  nawet  ja  wiem,  że  ten 
niepokój nie jest dla ciebie dobry. Nie chcę bronić tylko twojego ciała. Chcę również 
byś była... 
 

Cokolwiek chciał powiedzieć, nie zrobił tego, gdyż przerwał mu strażnik, który 

podszedł do nas i ogłosił, że przybył Roland. Leniwa, zabawna atmosfera z Dorianem 
zniknęła. Mieszanina emocji walczyła we mnie, gdy zrozumiałam, co to znaczyło. Moje 
dni  zwłoki  w  przekazaniu  Dorianowi  wieści  właśnie  dobiegły  końca.  Część  mnie  była 
szczęśliwa, bo będę mogła w końcu ruszyć z tą sprawa naprzód. To zapewni każdemu 
jeszcze większe dobro. Reszta mnie, ta tchórzliwa częśś, obawiała się konsekwencji, 
które szybko nadejdą. Dorian miał szczere spojrzenie i ledwo napotkałam jego wzrok, 
gdy wymamrotałam przeprosiny i pośpieszyłam, by porozmawiać z Rolandem. 
 

- Znalazłeś miejsce. - powiedziałam, gdy Roland i ja byliśmy już sami. 

 

- Tak. - nerwowo rozejrzał się wokół. Wzięłam go do mojej sypialni, nie chcąc 

ryzykować, że nawet moi dyskretni ochroniarze coś podsłuchają. Jednak Roland nie 
uważał  nawet  tego  pokoju  za  bezpieczny,  sądząc,  że  w  ścianach  mogą  ukrywać  się 
jakieś magiczne uszy - Chociaż najchętniej nie powiedziałbym ci tego gdzie to jest, aż 
do ostatniej minuty. 
 

- Tak będzie lepiej. - powiedziałam wbrew ciekawości, który paliła się we mnie. 

 

- Mogę ci powiedzieć, że jest to miasto, w którym mieszka pewna szamanka, 

background image

która jest moją starą przyjaciółką, a której ufam bez zastrzeżeń. Oczywiście nie zna 
ona całej twojej historii, ale rozumie, że znajdujesz się w niebezpieczeństwie. Jest 
więcej niż skłonna, by cię bronić, jeśli będzie to konieczne - uśmiechnął się cierpko - I 
przy niej, na szczęście, nie będziesz musiała bawić się magią. Jeśli zauważysz, że coś 
się dzieje, wystarczy, że jej powiesz. 
 

Najbardziej skomplikowaną częścią planu było sprowadzenie mnie do tej ściśle 

tajnej lokalizacji. Tamten Świat był połączony ze światem ludzkim w bardzo dziwny 
sposób.  To  nie  było  dokładne  dopasowanie,  ale  bramy  układały się  na  podobieństwo 
geograficzne. Na przykład moje ulubione skrzyżowanie w Krainie Cierni prowadziło do 
Tucson. W królestwie obok, na ziemi Doriana, znajdowała się brama, która otwierała 
się w Nowym Meksyku. Inna zaś prowadziła do Teksasu. Tak to właśnie jest w tym 
regionie  Tamtego  Świata.  Większość  skrzyżowań  prowadziło  na  południowy-zachód 
ameryki. To właśnie dlatego musiałam podróżować do Krainy Kapryfolium, by dotrzeć 
do bramy w Ohio. Roland nie podał mi szczegółów, ale z tego co mogłam się domyślać, 
bezpieczne miejsce nie  znajdowało się na  południowym-zachodzie, co oznaczało, że 
będę musiała odbyć długą podróż albo tutaj, albo w ludzkim świecie. 
 

Rozsądnie dopracowaliśmy jego zagmatwany plan, a potem wyjechał, by upewnić 

się, że wszystko było w porządku po drugiej stronie. Według planu miałam wyjechać 
już  jutro,  co  było  zastraszająco  bliskim  terminem.  Ale  w  tej  sytuacji...  no  cóż,  im 
szybciej to zrobię, tym lepiej. 
 

Tego  wieczora,  niedługo  po  wyjeździe  Rolanda,  otrzymałam  wiadomość  od 

jednego z moich służących, że Dorian zażyczył sobie mojej wizyty na swoich izbach. 
Prawie to wyśmiałam. To było dla niego takie typowe, by wzywać mnie w moim własnym 
zamku, jak gdyby to on tutaj rządził, a nie ja. Z drugiej strony, bałam się o co mogło mu 
chodzić. Czy wbrew wszystkim naszym staraniom, jakoś dowiedział się o moim planie z 
Rolandem?  A  może  Jasmine  pękła,  albo  w  ścianach  faktycznie  znajdują  się  jakieś 
magiczne uszy? 
 

Wchodząc do pokoi Doriana nie zauważyłam niczego złowrogiego. Podobnie jak 

większość  co  większych  apartamentów  gościnnych  w  zamku,  jego  składał  się  z 
oddzielnej  sypialni  i  salonu.  Drugie  pomieszczenie  zostało  wyposażone  w  stół  dla 
dwojga, w komplecie ze złotym jedwabnym obrusem i kandelabrami prezentującymi 
niesamowity, dziwny styl, który wydawał się przeciwstawiać wszelkim prawom fizyki. 
W  normalnych  okolicznościach  struktura  taka  jak  ta  natychmiast  sprawiłaby,  że 
uruchomiłby  się  alarm  w  mojej  głowie,  gdy  próbowałam  zrozumieć  jaką  sztuczkę 

background image

przygotował  dla  mnie  Dorian.  Jednak  z  powodu  mojego  niepokoju  o  jutrzejszą 
przygodę, moja zwykłą reakcję zastąpiła normalna ostrożność. 
 

Kiedy weszła siedział i wskazał mi krzesło naprzeciwko niego. Spojrzał na mnie, 

gdy usiadłam - Miałem ogromną nadzieję, że założysz coś bardziej formalnego, ja na 
przykład aksamit i koronkę. Z głębokim dekoltem, naturalnie. 
 

- Naturalnie. - powiedziałam. Byłam w dżinsach i koszulce, które były o rozmiar 

większe od  tego, który zwykle  nosiłam, dzięki mojej rozszerzającej się talii - Być 
może następnym razem powinieneś dać mi znać, że jest to formalna okazja. - służący 
elegancko wszedł przez drzwi, więc bez wątpienia czekał na moje nadejście. Położył 
talerz torcików i pośpiesznie wyszedł - A więc jaka to okazja? 
 

Dorian westchnął dramatycznie - Smutna, niestety. Jutro... wyjeżdżam. 

 

  - Naprawdę? - przez chwilę wypełniła mnie nadzieja, gdy pomyślałam sobie o 

wykradnięciu  się  stąd,  kiedy  nie  będzie  go  w  pobliżu.  Nie  musiałabym  mówić  mu  o 
moich planach.   
 

- Naprawdę. - obracał w palcach kieliszek czerwonego wina. Po raz pierwszy nie 

nękał mnie prośbami o picie razem z nim - Cieszyłem się moim czasem spędzonym tutaj 
w twoim zachwycającym towarzystwie, ale naszedł czas, abym przypilnował mojego 
własnego królestwa. Zamierzam też zwiększyć bezpieczeństwo blisko moich granic, by 
zniechęcić tę sukę do ponownego odbierania wolności moimi ludziom. To tak na wszelki 
wypadek. - „tą suką,” oczywiście była Maiwenn. 
 

Wzięłam  do  ręki  jeden  z  torcików.  Był  ciężki  od  sera,  ale  właśnie  takie  je 

uwielbiałam  -  Przecież  wcześniej  mówiłeś,  że  ona  ma  ograniczenia  i  nie  zaatakuje 
ponownie. 
 

- Tak. - powiedział - Myślę, że ta cała sprawa z Ansonią to naprawdę była zwykła 

pomyłka. Nawet jeśli nie, być może zdecydowała, że używanie taktyki zastraszania, 
przez którą atakuje się niewiniątka jest zbyt okrutna. Ale nie ma znaczenia, czy oni 
przestali, czy też nie. To nadal było wtargnięcie na moją ziemię i muszę pokazać, że 
nie pozwolę zrobić jej tego ponownie. Być może nie zaatakuję jej ziemi, ale na pewno 
ochronię moją. 
 

Wzmianka o „niewiniątkach” sprawiła, że zaczęłam myśleć o Kiyo. On nie zawahał 

background image

się  przyjść  po  niewiniątka,  które  były  jego  własnymi  dziećmi,  ale  mogłam  go  sobie 
wyobrazić,  że  czuł  się  odpowiedzialny  za  powstrzymywanie  dalszych  pomyłek  ludzi 
Maiwenn.  Byłam  pewna,  że  położył  kres  taktyce  zastraszania  przez  tych,  którzy 
napadają na osoby nie zaangażowane w nasz spór. Nie chciałam myśleć o nim dobrze, 
na pewno nie po tym wszystkim co się zdarzyło, ale znałam jego styl. 
 

Przebieraliśmy wśród owoców na stole,    aktualnie jedząc oliwki nafaszerowane 

ziołami kiedy Dorian powiedział - Mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę. - jakby 
na zawołanie weszło dwoje służących. W rękach nieśli... łóżeczko. 
 

Zeskoczyłam,  zanim  mieli  szansę,  by  odejść.  Z  zachwytem  gapiłam  się  na 

łóżeczko - Co to jest? 
 

- A jak myślisz? - spytał Dorian, wyglądając na bardzo zadowolonego - Twoi mali 

wojownicy potrzebują miejsca do spania, nieprawdaż? 
 

Zdawałam sobie sprawę, że potrzebowali, ale tak uczciwie nie myślałam o tym 

zbyt wiele. Wystrój wnętrz pokoju dziecięcego i wszelkie potrzebne przybory były 
ostatnie  na  liście  spraw  do  załatwienia  w  moim  umyśle.  Przesunęłam  ręką  wzdłuż 
gładkiej powierzchni jednej z barierek. Całość została wyrzeźbiona ze złotego dębu i 
dokładnie  wypolerowana  do  połysku.  Złożone  wzory  zwierząt  i  roślin  zostały 
wyrzeźbione w drewnie wręcz z drobiazgową starannością. Z posiadaną przeze mnie 
wiedzą o szlachcie, nie wątpiłam, że większość została wykonana ręcznie. 
 

-To jest... delikatne. - powiedziałam w końcu. 

 

- Będzie jeszcze jedno, ale nadal jest przygotowywane. Chciałem pokazać  ci 

jedno zanim odejdę i sprawdzić czy ci się podoba. 
 

-  Ja...  tak.  Jak  mogłoby  się  nie  podobać?  -  byłam  nadal  zachwycona  tym 

prezentem, ale czułam gulę formującą w moim gardle. Czy moje emocje pochodziły od 
myśli o małej istocie śpiącej wewnątrz tego łóżeczka, czy było to po prostu z powodu 
dobroci Doriana, naprawdę nie mogłam tego stwierdzić. 
 

-Doskonale.  -  powiedział,  nalewając  sobie  więcej  wina  -  Sądzę,  że  będziemy 

musieli zrobić ich kilka, prawda? Bez wątpienia będziesz ciągnęła te biedne dzieci do 
obu twoich królestw... i do mojego, oczywiście. Mogę ledwie je rozpieścić, skoro będą 
rzadko mnie odwiedzać. 

background image

 

Pokiwałam głową i coś wymamrotałam twierdząco. Skończyliśmy ten temat, ale 

nadal byłam zbyt przytłoczona, by dużo mówić, co było zrozumiałe. Ostatnią częścią 
nocy był deser, ale nie mogłam uwierzyć własnym oczom, gdy go zobaczyłam. To było 
skomplikowane  czekoladowe  ciasto,  pomysłowo  ozdobione  fantazyjnymi  wzorami, 
które  szlachta  tak  uwielbiała.  Orzechy  laskowe  i  wiórki  czekolady  dodawały  mu 
estetyki, a wzdłuż niego... 
 

- Czy to... kawałki Milky Way? - zanim te słowa wyszły z moich ust, wiedziałam 

już, że miałam rację. Posiekane i pasujące do reszty tego cukierniczego cudu, były 
kawałkami mojego ulubionego batonika - Jak zdobyłeś je z ludzkiego świata? - nawet 
szlachta miała magiczne ograniczenia. 
 

- Młody Pagiel nabył jakieś podczas ostatniej przejażdżki do ludzkiego świata. 

Zapamiętałem  jak  bardzo  je  lubiłaś.  -  jakieś  impuls  w  moim  mózgu  mówił  mi,  że 
powinnam  być  zaalarmowana  tym,  że  Pagiel  nielegalnie  przekroczył  bramę  i  zdołał 
„nabyć” ludzkie dobra. Nie byłam optymistyczna w sprawie jego zasobów gotówki - 
Serwowanie ich wydaje mi się takie prymitywne, więc musiałem rozkazać kucharzowi 
by znalazł bardziej elegancki sposób ich przygotowania. 
 

-  Nie  mogę  uwierzyć,  że  to  zrobiłeś.  -  patrzyłam  jak  Dorian  kroił  ciasto  na 

plasterki, myśląc, że to był wstyd, by zepsuć takie piękno - Dlaczego...? Po co? Czego 
chcesz? 
 

Dorian  położył  kawałek  ciasta  na  moim  talerzu  i  posłał  mi  spojrzenie,  które 

wydawało mi się słusznie zmieszane - Niczego. Cóż... chyba że sprawisz, iż między nami 
znów będzie jak dawniej. Chciałem powiedzieć ci to już wcześniej, że chcę więcej niż 
tylko twojego bezpieczeństwa. Chcę, byś była szczęśliwa. Czuję, że moje działania są 
w większości usprawiedliwione. W wielu przypadkach nie potraktowałem cię dobrze i 
chcę to naprawić. To ciastko nie jest absolutnie przeprosinami, ale jeżeli moglibyśmy 
znów  jakoś  sobie  zaufać...  -  odwrócił  na  chwilę  wzrok,  pokazując  słabość,  której 
prawie nigdy w nim nie widziałam - Cóż. To sprawiłoby, że byłbym szczęśliwszy, niż 
możesz sobie wyobrazić. 
 

Łzy  zagościły  również  w  moich  oczach.  Pieprzyć  hormony.  Rzuciłam  szybkie 

spojrzenie na łóżeczko, o potem wróciłam do pałaszowania ciasta. Nie mogłam znieść 
tego więcej - Ja... wyjeżdzam. - wypaliłam - Opuszczam Tamten Świat. 
 

background image

Wyraz twarzy Doriana nie zmienił się, gdy mi się przypatrywał - Naprawdę? 

Znalazłaś jakiegoś dobrego, ale też w miarę bezpiecznego nowego doktora? Mówię ci... 
kurczak byłby prostszy. 
 

- Nie. - powiedziałam, czując przygnębienie - Jeżeli chciałbyś znów zaufania 

między nami, to sprawiłoby, że byłabym szczęśliwsza niż możesz to sobie wyobrazić. - 
dlaczego on powiedział te wszystkie rzeczy? - Wyjeżdżam na dobre. Albo... no cóż... 
przynajmniej  na  jakiś  czas.  -  wyjaśniłam  mu  co  wymyśliłam  z  Rolandem,  a  twarz 
Doriana  nadal  pozostała  dziwnie  spokojna.  Prawie  żałowałam,  że  nie  rzucił  jakiegoś 
szyderstwa, albo nie wybuchł wściekłością. Zamiast tego, kiedy już skończyłam mówić, 
jego reakcja była wręcz minimalna. 
 

- No cóż... - powiedział, kładąc widelec obok kawałka nieruszonego ciasta - ...to 

niefortunne. 
 

-  Niefortunne?  To  wszystko  co  masz  mi  do  powiedzenia?  -  nie  próbowałam 

prowokować walki, po prostu byłam zaskoczona. 
 

Wziął  łyk  wina  -  Co  jeszcze  tam  jest?  Z  twojej  opowieści  wynika,  jakby 

wszystko było na swoim miejscu. I wyraźnie zdecydowałaś się planować to za moimi 
plecami od wielu tygodni. 
 

- Właśnie to ci przeszkadza? - spytałam - Że ci nie powiedziałam? 

 

W końcu na jego twarzy zagościł cień uśmiechu, ale z rodzaju tych gorzkich. - 

Ach,  Eugenie.  Jest  tak  wiele  rzeczy,  które  mi  przeszkadzają  w  tym  co  mi 
powiedziałaś, że trudno mi zdecydować gdzie zacząć. Przypuszczam, że to było głupie 
z mojej strony, by próbować znów rozmawiać o zaufaniu, co nie? Jesteśmy tak daleko 
od tego jak nigdy wcześniej. 
 

Poczułam  mieszaninę winy  i  gniewu  -  Hej, to  ty  jesteś  tym,  który  to zaczął! 

Jeżeli nie oszukałbyś mnie na temat Żelaznej Korony... 
 

Westchnął melodramatycznie - Bardzo proszę, tylko nie zaczynaj od początku. 

Przynajmniej  znajdź  jakąś  inną  wymówkę,  by  rzucić  mi  ją  pod  nogi.  Ta  korona 
uratowała wiele żyć i dobrze o tym wiesz. 
 

- Zataiłeś przede mną prawdę. 

background image

 

- A ty zatajałaś przede mną wiadomość o twoim wyjeździe od wielu tygodni. - 

zauważył - Jedna norma dla mnie, a druga dla ciebie? 
 

Nie jestem hipokrytką. - powiedziałam, chociaż w pewnym sensie nią byłam - Nie 

twierdzę,  że  ma  na  to  wpływ  Żelazna  Korona!  Ty  po  prostu  nie  lubisz  bycia 
opuszczonym. 
 

- Jak już powiedziałem, chodzi o dużo więcej, niż tylko o to.- powiedział zimno   

-  Na  przykład  jak  ty,  ślepo  myśląca,  że  istnieje  odpowiedni  substytut  ochrony  dla 
największych użytkowników magii w tym świecie. 
 
   

- Jak na przykład ty? - domyśliłam się. 

 

- Oczywiście. - skromność nigdy nie była wysoko cenioną cnotą Doriana - Czy 

myślisz, że nie zniszczyłbym ziemi kogoś, kto spróbował położyć ręce na tobie? 
 

- Nie, ale sądzę, że nie zawsze możesz być w pobliżu. 

 

- Mógłbym być. - sprzeciwił się. Trochę jego wcześniejszego gniewu już minęło - 

Pozostanę  na  twoich  ziemiach  na  stałe.  Co  prawda  będę  musiał  robić  sporadyczne 
przejażdżki  z  powrotem  do  Krainy  Dębów,  ale  dalekie  podróże  są  dla  mnie 
bezpieczniejsze niż dla ciebie. O ile, oczywiście, moje włosy nie doprowadzą do innego 
przypadku błędnej identyfikacji. - zarzucił część swoich wspaniałych kasztanowych 
włosów na jedno ramię, by podkreślić swoją wypowiedź - Oczywiście z moimi surowymi 
i męskimi cechami to wydaje się zbyt nieprawdopodobne by nastąpił taki rodzaj błędu. 
 

-To nie jest realne. - powiedziałam, nie poddając się jego urokowi - I naprawdę 

myślę, że mój plan jest najbezpieczniejszą opcją. 
 

-  Ale  ja  nie  mam  pojęcia,  czy  rzeczywiście  będziesz  bezpieczna.  Będziesz 

zagubiona wśród ludzi. 
 

- Brzmisz jak Jasmine. 

 

Pociągnął nosem - Naprawdę? To pokazuje tylko, że ona i ja w końcu się w czymś 

zgadzamy.   
 

background image

W przeciwieństwie do Jasmine, żadna ilość kłótni nie przekona go o słuszności 

tego  planu.  Nie  próbował  wyperswadować  mi  tego,  tylko  uparcie  odmówił  poparcia 
mojego planu. A gdy kontynuowałam wykładanie mu moich już wytartych argumentów, 
mogłam zobaczyć jak maska jego cierpliwości stawała się coraz bardziej cieńsza. Ta 
decyzja  naprawdę  go  poruszyła,  chociaż  nie  mogłam  całkowicie  zrozumieć  co 
przeszkadzało mu najbardziej. W końcu w pewnym momencie wstał i przerwał mi. 
 

- Moja droga, to marnowanie czasu dla nas obojga. Musimy pogodzić się z tym, 

że się nie zgadzamy w tej kwestii i naprawdę nie widzę żadnego powodu do mojej 
nieustannej obecności tutaj. Nadszedł dla mnie czas, aby wracać do domu. 
 

- Dzisiaj wieczorem? - spytałam, również wstając. 

 

-  Dlaczego  by  nie?  -  sięgnął  po  płaszcz,  który  leżał  na  małym  stoliku  -  Jak 

powiedziałem już to wcześniej, nie tylko ja jestem w niebezpieczeństwie. Pomyślałem, 
żeby zostać do jutra, by cieszyć się dłużej twoim towarzystwem, ale to wydaje się   
teraz daremne. 
 

- Nie rozumiem, dlaczego jesteś taki zdenerwowany. - powiedziałam pogodnie. 

 

Dorian zbliżył się do drzwi - Kto mówi, że jestem? 

 

-  Ty.  -  powiedziałam.  Chciałam  się  uśmiechnąć,  pokazując  mu,  że  było  to   

zabawne - Wszystko w tobie mówi mi, że jesteś właśnie teraz. Twoja twarz, twój ton, 
twój język ciała. Jesteś wkurzony. Wiedziałam, że będziesz. Ale tak naprawdę nie 
możesz podważyć żadnego mojego argumentu. 
 

-  Rzeczywiście,  przypuszczam,  że  nie  mogę.  -  zgodził  się.  Dotarł  do  drzwi  i 

patrzył na mnie wyczekująco. 
 

- Tak będzie lepiej. - powiedziałam, rozpaczliwie pragnąc, by mnie poparł - I 

jest to łatwiejsze od ciebie. 
 

Zachichotał - Czy myślisz, że to ma jakiekolwiek znaczenie? Eugenie, to czy coś 

jest „łatwe” nie ma żadnego znaczenia, jeśli chodzi o ciebie. Mógłbym zrobić dla ciebie 
cokolwiek, jeśli tylko znaczyłoby to, że ty... - nagle przerwał i obrócił się, kładąc dłonie 
na klamce. Jednak nadal nie odszedł. 
 

background image

Dziwaczna myśl przeszła mi przez głowę, sprawiając, że moje serce zatrzymało 

się  na  chwilę.  Przez  cały  ten  czas  myślałam,  że  Dorian  bo  prostu  w  swój  zwykły, 
przekorny  sposób  lubi  się  ze  mną  pokazywać,  lubiąc  moje  zainteresowanie  nim  i 
prestiż bycia łączonym z moimi dziećmi. Nagle jednak zdałam sobie sprawę, że cały ten 
romantyczny wątek umarł po sprawie z Żelazną Koroną. Teraz zaś... wiedziałam, że się 
myliłam. 
 

-  Dorian...  czy  jesteś  tak  bardzo  zdenerwowany,  ponieważ...  -  słowa  wyszły 

niezgrabnie  z  moich  ust,  gdy  znalazłam  odwagę,  by  je  wypowiedzieć  -  Czy  jesteś 
zdenerwowany  tylko  dlatego,  że  nie  będziesz  mnie  widział?  Ponieważ...  będziesz 
tęsknił za mną? - to był patetyczny sposób, by wyrazić to, ale oboje wiedzieliśmy co 
miałam na myśli. 
 

Spojrzał na mnie z powrotem przez ramię. Uśmiech gościł na jego twarzy, ale w 

jego oczach widać było smutek - Eugenie, wiesz co kocham w tobie najbardziej? - 
Dorian  używał  tego  retorycznego  pytania  w  prawie  każdej  rozmowie  jaką 
odbywaliśmy, a jego odpowiedź za każdym razem była inna. Jego uśmiech pogłębił się 
podobnie  jak  i  jego  smutek  -  Kocham  to, że  jest  to  absolutnie  ostatni  wniosek  do 
jakiego doszłaś. 
 

Odszedł, mocno zamykając za sobą drzwi i zostawiając mnie czującą się jak 

idiotka.