background image

 

1

Adam Nowaczyk 

Frege, Tarski i Quine na tropie prawdy

1

 

R. i  I. Ziemińscy (red.) Byt i sens. Księga pamiątkowa VII Polskiego Zjazdu fi-

lozoficznego, Wydawnictwo USz, Szczecin 2005, s.  

Trójcę filozofów wymienionych w tytule łączy to, iż wypowiadają się na 

temat pojęcia prawdy orzekanego, lub winny sposób powiązanego ze zdaniami 
rozumianymi jako twory graficzne bądź akustyczne, wytwarzane i percypo-
wane przez ludzi
. Tym, co mnie w niniejszym referacie szczególnie interesuje, 
jest stosunek tych filozofów do idei prawdy jako “korespondencji” czyli “zgod-
ności  z  rzeczywistością”  —  stosunek  wyrażający  się    niekoniecznie  w  składa-
nych otwarcie deklaracjach. Frege — jak wiadomo — głosił, iż prawda nie po-
lega na “zgodności z czymś innym”

2

, lecz jest pewnym szczególnym przedmio-

tem denotowanym przez zdania, tymczasem przyjęta przezeń zasada kompozy-
cyjności  i  konsekwentne  traktowanie  wyrażeń,  które  nie  są  nazwami  ani  zda-
niami, jako funktorów (czyli wyrażeń denotujących funkcje) otwierała drogę do 
indukcyjnej  definicji  pojęcia  zdania  prawdziwego    —  definicji,  której  warunki 
wyjściowe  przypisują  denotacje  prostym  składnikom  zdań.  A  kiedy  prawdzi-
wość  orzekamy  o  zdaniach,  to  założenie,  iż  pewne  składniki  zdań  denotują, 
lub  inny  sposób  odnoszą  się  do  przedmiotów  pozajęzykowych,  wydaje  się 
niezbędnym warunkiem  adekwatnej eksplikacji idei korespondencji. 

Z kolei Tarski w słynnej rozprawie z 1933 roku

3

 zapewniał, że zmierza do 

eksplikacji  klasycznego  pojęcia  prawdy  jako  “zgodności  z  rzeczywistością”. 
Zadanie, które podjął polegało na skonstruowaniu “merytorycznie trafnej i for-
malnie  poprawnej  definicji  terminu  «zdanie  prawdziwe»  w  zastosowaniu  do 
zdań języków sformalizowanych teorii dedukcyjnych. Realizując to zadanie po-
stanowił nie korzystać z  żadnych pojęć semantycznych jako pojęć pierwotnych. 
Deklarował,  że  zamierza  zdefiniować  pojęcie  prawdy  na  gruncie  “morfologii 
języka”, czyli jego składni. Założył, że tezy teorii dedukcyjnych są niewątpliwie 
zdaniami prawdziwymi i nie miałby nic przeciwko “czysto strukturalnej” defini-
cji pojęcia prawdy utożsamiającej zbiór zdań prawdziwych ze zbiorem tez. Jeśli 
opowiedział  się  ostatecznie  za  “definicją  semantyczną”(co  nie  oznaczało  przy-

                                                           

1

  We  fragmencie  dotyczącym  teorii  prawdy  Tarskiego  tekst  niniejszy  różni  się  nieco  od  wersji  przed-

stawionej  na  Zjeździe.  Spowodowała  to  polemiczna  uwaga  Jana  Woleńskiego  wygłoszona  w  trakcie  dyskusji 

nad moim referatem. 

2

 G. Frege, Pisma semantyczne, PWN, Warszawa 1977 (przekład B. Wolniewicza) s. 105. 

3

 Pojęcie prawdy w językach nauk dedukcyjnych. Wszystkie odsyłacze do pism Tarskiego odnoszą się 

do wydania: A. Tarski, Pisma logiczno-filozoficzneTom I, Prawda, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 

1995 (wstęp, przekład i opracowanie Jana Zygmunta). 

background image

 

2

zwolenia na korzystanie z pojęć semantycznych), to tylko dlatego, że zbiór tez 
teorii dedukcyjnej jest na ogół zbiorem niezupełnym, natomiast definicja zdania 
prawdziwego powinna  — jego zdaniem — pociągać zasadę wyłączonego środ-
ka.   

Proponowana  przez  Tarskiego  metoda  polega  w  istocie  na  definiowaniu 

pojęcia zdania prawdziwego języka zwanego przedmiotowym w jego metajęzy-
ku za pomocą ogółu terminów identycznych z terminami deskryptywnymi (po-
zalogicznymi)  języka  przedmiotowego  bądź  będących  ich  przekładami.  Wśród 
filozofów jest nadal kwestią sporną, czy zdefiniowany w ten sposób zbiór zdań 
języka przedmiotowego jest eksplikacją korespondencyjnej idei prawdy. Chcia-
łoby się powiedzieć, że jest, ale pod warunkiem, że terminom tego języka zosta-
ły  przyporządkowane  jakieś  przedmioty  jako  ich  denotacje.  Jeśli  założymy  — 
co wydaje się naturalne i nieuniknione — że wyrażenia metajęzyka są w okre-
ś

lony  sposób  interpretowane  (a  tym  samym  jego  terminy  deskryptywne  mają 

ustalone denotacje) warunek ten wydaje się spełniony, ale tylko przy milczącym 
założeniu, że terminy deskryptywne języka przedmiotowego mają te same deno-
tacje, co ich odpowiedniki w metajęzyku. 

 Tarski miał na uwadze języki sformalizowane będące produktem forma-

lizacji  teorii  dedukcyjnych.  Nawet  zakładając,  że  aksjomaty  owych  teorii  mają 
mieć zapewnioną prawdziwość, w przyporządkowaniu denotacji terminom języ-
ków sformalizowanych mamy dużą swobodę, zaś zakres terminu “zdanie praw-
dziwe” zmienia się wraz ze zmianą tego przyporządkowania. Można przypusz-
czać,  że  spostrzeżenie  to  przyczyniło  się  do  narodzin  tzw.  teoriomodelowego 
pojęcia prawdy
. Tarski posługuje się tym pojęciem począwszy od lat pięćdzie-
siątych ubiegłego wieku. Aczkolwiek mamy tu do czynienia z kontynuacją, po-
jęcie prawdy przedstawione w rozprawie z 1933 roku (i jej wersji niemieckoję-
zycznej z roku 1936) różni się istotnie od pojęcia teoriomodelowego: to pierw-
sze  pozbawione  jest wszelkiej relatywizacji (przynajmniej explicite), natomiast 
to drugie jest zrelatywizowane do modeli języka sformalizowanego odpowiada-
jących  różnym  możliwym  jego  interpretacjom.  Często  uważa  się,  że 
teoriomodelowe  pojęcie  prawdy  jest  skorygowaną  wersją  koncepcji  z  lat 
trzydziestych,  za  czym  przemawia  fakt,  że  teren  zamierzonych  zastosowań 
dawnego  i  “poprawionego”  pojęcia  prawdy  jest  ten  sam.  Jest  nim 
metamatematyka. 

Formalna poprawność teoriomodelowego pojęcia prawdy jest poza podej-

rzeniami. Ponadto — jak wiadomo — znajduje ono płodne zastosowania w logi-
ce,  metamatematyce,  lingwistyce  teoretycznej  i  —  jak  się  wydaje  —  oddaje  w 
pewien  sposób  ideę  korespondencji.  Dlaczego  zatem  przedmiotem  zaintereso-
wania filozofów są z reguły rozprawy Tarskiego z lat trzydziestych, a przedsta-
wiona  w  nich  definicja  pojęcia  prawdy  jest  przedmiotem  sporów,  jak  również 
sama możliwość zdefiniowania tego pojęcia jest poddawana w wątpliwość?  

Sądzę, iż jest tak przede wszystkim dlatego, że na pytanie “Czy zdanie ję-

zyka polskiego «Śnieg jest biały» jest prawdziwe?” nie reagujemy pytaniem “A 

background image

 

3

w  jakim  modelu  języka  polskiego?”  Nawet  w  “językach  nauk  dedukcyjnych”, 
które miał na uwadze Tarski, rzecz ma się podobnie: na pytanie “Czy zdanie ję-
zyka arytmetyki «2 + 2 = 4» jest prawdziwe?” nie reagujemy na ogół pytaniem 
“A  w  jakim  modelu  tego  języka?”.  Sądzimy,  że  jest  “po  prostu  prawdziwe”  i 
już!  

Przekonanie to jest — moim zdaniem — błędne: żadne zdanie nie jest ani 

po prostu prawdziwe, ani po prostu fałszywe. Zdanie jest tylko sekwencją figur 
geometrycznych lub dźwięków, i jako takie nie jest ani prawdziwe ani fałszywe. 
Prawda i fałsz nie są absolutnymi własnościami zdań takimi jak ich długość, ko-
lor lub głośność, lecz własnościami przysługującymi im ze względu na coś. Na 
przykład  ze  względu  na  pewien  model  języka.  Dlaczego  zatem  nie  zadowala 
nas pojęcie prawdy zrelatywizowane do modelu języka? 

Sądzę, iż dlatego, że posługując się zdaniami pewnego języka w komuni-

kacji — zwłaszcza podporządkowanej celom poznawczym — jesteśmy przeko-
nani,  że  pewne  składniki  tych  zdań  (zazwyczaj  wyróżnione  jako  “deskryptyw-
ne”) do czegoś się odnoszą. Wskazywanie określonego modelu języka, który to 
odniesienie ustala, wydaje się wówczas zbędne. Zresztą moglibyśmy ów model 
wskazać  tylko  za  pomocą  wrażeń  innego  języka,  co  oznaczałoby  regressus  ad 
infinitum

W definicji pojęcia zdania prawdziwego, którą sformułował Tarski w la-

tach trzydziestych żadna relatywizacja explicite nie występuje. Jednakże w zna-
nej wymianie zdań z Marią Kokoszyńską, która dostrzegała tu potrzebę relaty-
wizacji do znaczenia wyrażeń, Tarski proponował relatywizację do języka, po-
nieważ  “pojęcie  języka  wydaje  się  pojęciem  jaśniejszym  i  logicznie  mniej 
skomplikowanym od pojęcia znaczenia”

4

. Czy istotnie za takie je uważał? 

Trudno ustalić jakie to pojęcie języka Tarski miał wówczas na myśli. Nie 

mogło to być pojęcie języka sformalizowanego dopuszczającego różne interpre-
tacje,  ponieważ  różnym  interpretacjom  odpowiadają  różne  zbiory  zdań  praw-
dziwych. Tarski zastrzegał, iż jego rozważania dotyczą języków, których wyra-
ż

eniom  “przypisujemy  zawsze  całkiem  konkretne  i  zrozumiałe  dla  nas  znacze-

nie”

5

. Taki charakter przypisywał niewątpliwie niesformalizowanemu metajęzy-

kowi,  w  którym  definicja  pojęcia  prawdy  była  formułowana  i  —wtórnie  — 
sformalizowanemu językowi przedmiotowemu za sprawą ustalonego przekładu 
tego języka na metajęzyk. Tarski utrzymywał ponadto, że w językach nauk de-
dukcyjnych, “język zrasta się z nauką w jedną całość”

6

, z czego wynika, że na 

konstytutywną charakterystykę języka składają się nie tylko reguły składni, lecz 

                                                           

4

 A. Tarski, Pisma, s. 203. 

5

 A. Tarski, Pisma, s.33. 

6

 A. Tarski, Pisma, s.32. 

background image

 

4

również  reguły  wnioskowania  i  aksjomaty  właściwe  danej  nauce.  Powiedział 
również, że w językach, które ma na uwadze, “sens każdego wyrażenia jest jed-
noznacznie wyznaczony przez jego kształt”. Być może znaczy to tylko tyle, iż w 
językach  nauk  dedukcyjnych  wyrażenie  danego  kształtu  ma stale to samo zna-
czenie niezależnie od kontekstu. Nie można jednakże wykluczyć, że Tarski po-
dzielał  opinię,    głoszoną  wówczas  przez  Ajdukiewicza

7

,  że  w  tzw.  “językach 

formalnych” (czyli językach nauk dedukcyjnych: logiki i matematyki) znaczenia 
wyrażeń są jednoznacznie określone przez aksjomatyczne i dedukcyjne “reguły 
sensu”.  Gdyby  tak  było,  to  Tarski  miałby  na  myśli  języki  w  rodzaju  układów 
typu: 

L = 〈〈〈〈L, Cn, A〉〉〉〉 

(gdzie L jest zbiorem zdań danego języka, Cn — określoną w nim konsekwen-
cją, zaś A — zbiorem aksjomatów), a zarazem sądził, że wyrażenia tak scharak-
teryzowanych języków mają sens jednoznacznie określony, ten zaś determinuje 
jednoznacznie zbiór zdań prawdziwych danego języka. 

 

Przyznanie,  że  pojęcie  prawdy  powinno  być  zrelatywizowane  do języka, 

pociąga za sobą istotne zobowiązania, zwłaszcza gdy — jak to postulował Tar-
ski — definicja zdania prawdziwego ma być sformułowana na gruncie metateo-
rii będącej nauką dedukcyjną. Pojęcie języka staje się wówczas jednym z pojęć 
metateorii  i  wymaga  odpowiedniego  sprecyzowania,  zaś  samo  pojęcie  prawdy 
musi  być  wówczas  zdefiniowane  w  kategoriach  konstytutywnych  dla  pojęcia 
języka. Analogiczne wymogi są w naukach dedukcyjnych powszechnie respek-
towane. Spełnia je również pojęcie prawdy zrelatywizowane do modelu języka: 
mniej lub bardziej ogólne pojęcie języka sformalizowanego i jego modeli precy-
zuje się na gruncie teorii mnogości, a pojęcie zdania prawdziwego definiuje się  
— jak wiadomo — w kategoriach charakteryzujących modele.  

Należałoby  zatem  oczekiwać,  że  pojęcie  prawdy  zrelatywizowane  do  ję-

zyka zostanie zdefiniowane w kategoriach konstytutywnych dla pojęcia języka, 
które  zostało  wpierw  odpowiednio  uściślone.  Koncepcja  języka  sformalizowa-
nego  jako  układu  L  =  〈〈〈〈L,  Cn,  A〉〉〉〉  mogłaby  oczekiwania  te  spełnić,  ale  wbrew 
intencjom  Tarskiego  pozwoliłaby  zdefiniować  jedynie  koherencyjne  pojęcie 
prawdy jako “zgodności z systemem”. W myśl takiej definicji zdania prawdziwe 
to  konsekwencje  aksjomatów,  zaś  fałszywe  to  te,  które  dołączone  do  systemu 
czynią  go  sprzecznym.  Kiedy  —  jak  to  zazwyczaj  bywa  —  system  jest  niezu-
pełny,  takie  pojęcia  prawdy  i  fałszu  nie  spełniają  zasady  dwuwartościowości, 
którą Tarski słusznie wiązał z klasycznym, czyli korespondencyjnym pojęciem 
prawdy. 

                                                           

7

 W ramach jego tzw. “dyrektywalnej teorii znaczenia” przedstawionej w Sprache und Sinn (“Erkennt-

nis” IV, 1934). Przekład polski w: K. Ajdukiewicz, Język i poznanie t. I, PWN, Warszawa 1985, s. 145 – 174. 

background image

 

5

 

Z wywodów powyższych wynika, że pojęcie prawdy zrelatywizowane do 

języka, które mogłoby stanowić eksplikację idei korespondencji, wymaga innej 
koncepcji języka. Mógłby to być oczywiście język pojęty jako para: język sfor-
malizowany plus jego model, jednakże takie pojęcie języka nastręcza filozofom 
często  dyskutowany  problem:  jak  z  pojęciem  języka  scharakteryzowanym  wy-
łącznie pod względem syntaktycznym związać określony model. Rozprawy po-
dejmujące  ów  problem  (należy  tu  wspomnieć  liczne  publikacje  Przełęckiego

8

prowadzą do wniosku, że nie jest to możliwe. Model taki można wyróżnić jedy-
nie  w sposób bardzo niejednoznaczny, skutkiem czego wartość logiczna więk-
szości zdań nietautologicznych danego języka pozostaje nieokreślona.  

 

Należy  tu  zauważyć,  że  Tarski  pisząc  rozprawę  o  prawdzie  z  1933  roku 

zdawał  sobie  sprawę  z  problemów  jakie  pociąga  za  sobą  relatywizacja  pojęcia 
prawdy  do  języka  i  postanowił  ich  uniknąć.  Był  przekonany,  że  relatywizacja 
taka  jest  w  istocie  zbędna,  gdy  mówimy  o  prawdziwości  zdań  pojedynczego 
języka sformalizowanego w jego metajęzyku, na który został w określony spo-
sób  przełożony.  Konieczność  relatywizacji  do  języka  pojawia  się  —  zdaniem 
Tarskiego  —  tylko  wtedy,  gdy  dociekania  dotyczą  większej  liczby  języków  i 
prowadzone są we wspólnym metajęzyku. Wówczas to “nazwa «zdanie praw-
dziwe» przestaje być jednoznaczna i musimy ją zastąpić terminem relatywnym 
«zdanie  prawdziwe  ze  względu  na  dany  język»

9

.  Tarski  przewidywał,  że  mogą 

wówczas  wyłonić  się  “nowe  zupełnie  komplikacje  (związane  np.  z  konieczno-
ś

cią sprecyzowania wyrazu «język»)”. Oznajmiał, że:  

Dla badań tego typu nie widać dotąd szerszych perspektyw. W szczegól-
ności  byłoby  iluzją  przypuszczać,  że  relatywizacja  pojęcia  prawdy  —  w 
tym kierunku, o którym była mowa powyżej — otwiera drogę do jakiejś 
ogólnej teorii tego pojęcia, dotyczącej wszelkich możliwych języków lub 
choćby tylko wszelkich języków sformalizowanych.

10

 

Jakież to komplikacje Tarski przewidywał? Czy dotyczyły one trudności z 

uzyskaniem ścisłego i zarazem w miarę ogólnego pojęcia języka sformalizowa-
nego?  Dziś  pojęciem  takim  dysponujemy,  ale  dopóki  jest  to  język  sformalizo-
wany  scharakteryzowany  wyłącznie  w  kategoriach  syntaktycznych  (“morfolo-
gicznych”  w  terminologii  Tarskiego)  relatywizowanie  doń  pojęcia  prawdy  nie 
jest ani niezbędne, ani sensowne. Składnia odpowiada na pytanie, które wyraże-
nia danego języka są jego zdaniami. Odpowiedź na pytanie, które zdania dane-
go  języka  są  w  nim  prawdziwe  wymaga  koncepcji  języka,  którego  konstytu-
tywna  charakterystyka  nie  ogranicza  się  do  aspektów  syntaktycznych.  W  roz-

                                                           

8

 W szczególności Z semantyki pojęć otwartych, “Studia Logica” t.15 (1964) 

9

 A. Tarski, Pisma, s.153. 

10

 A. Tarski, Pisma, s. 154. 

background image

 

6

prawie  Tarskiego  taka  dodatkowa  charakterystyka  języka  przedmiotowego  po-
jawia  się  wraz  ze  wskazaniem  sposobu  jego  przekładu  na  metajęzyk.  Przekład 
taki ustala implicite denotacje terminów. Ponieważ na ogół  jest to jeden wielu 
przekładów  możliwych,  relatywizacja  pojęcia  prawdy  do  konkretnego  przypo-
rządkowania  denotacji  terminom  deskryptywnym  jest  niezbędna.  Pojawia  się 
ona explicite w pojęciu prawdy zrelatywizowanym do modelu języka. 

Poza  charakterystykę  czysto  syntaktyczną,  ale  bez  odwoływania  sję  do 

pojęcia  modelu  wykracza  koncepcja  języka,  którą  posługuje  się  Quine.  Jest  to 
koncepcja pragmatyczna

11

. Zdaniem Quine’a, na konstytutywną charakterysty-

kę języka składa się — poza aspektami czysto syntaktycznymi — zespół ludz-
kich dyspozycji do zachowań werbalnych uruchamianych przez bodźce, zarów-
no werbalne jak i niewerbalne, oddziałujące na nasze zmysły. Takie dyspozycje 
do zachowań są z natury prywatne, jednakże odpowiednio zuniformizowane w 
pewnej  społeczności  stają  się  jej  językiem.  Odwołując  się  do  wspomnianych 
dyspozycji  jesteśmy  w  stanie  określić  pewne  własności  zdań  i  relacje  między 
zdaniami. Według Quine’a są to: “znaczenie bodźcowe zdań obserwacyjnych”, 
“bodźcowa  analityczność”,  “bodźcowe  wynikanie”  i  “bodźcowa  synonimicz-
ność”.  

 

Nasuwa  się  pytanie,  czy  taka  pragmatyczna  koncepcja  języka  może  sta-

nowić podstawę do eksplikacji pojęcia prawdy jako korespondencji. Należy za-
uważyć,  że Quine nie próbuje scharakteryzować pojęcia prawdy za pomocą po-
jęć pragmatycznych, czego należałoby oczekiwać, gdyby pojęcie prawdy miało 
być zrelatywizowane do języka. Nie sądzi też, aby pojęcia prawdy nie dało się 
zdefiniować. Jego zdaniem, jedynym możliwym i uprawnionym sposobem defi-
niowania  tego  pojęcia  jest  metoda  Tarskiego.  Jak  wiadomo,  warunkiem  ade-
kwatności definicji jest — według Tarskiego — wynikanie z niej znanych rów-
noważności w rodzaju: 

(*) “Śnieg jest biały” jest zdaniem prawdziwym wtedy i tylko wtedy,  gdy śnieg 

jest biały. 

Zdaniem Quine’a ogół takich równoważności stanowi jednoznaczną charaktery-
stykę  zakresu  terminu  “zdanie  prawdziwe”,  aczkolwiek  nie  jest  jego  definicją, 
ponieważ nie jest pojedynczym zdaniem. Aby skonstruować właściwą definicję, 
należy odwołać się do pojęcia denotowania i zdefiniować to pojęcie indukcyjnie 
wychodząc  od  trywialnych  konstatacji  w  rodzaju  “«królik»  denotuje  króliki”, 
“«Boston»  denotuje  Boston”itp.  Trzeba  tu  zauważyć,  że  w  —  odróżnieniu  od 
Tarskiego  —  Quine  proponuje  definiować  pojęcie  zdania  prawdziwego  nie  w 
metajęzyku,  lecz  w  języku  przedmiotowym  (oczywiście  stosując  odpowiednie 
restrykcje, aby uniknąć antynomii). 

                                                           

11

 Najobszerniej wyrażona w W. V. Quine, Word and Object, MIT, Cambridge Mass. 1960. Przekład 

polski : Słowo i przedmiot, ALETHEIA, Warszawa 1999, (tłum. C. Cieśliński). 

background image

 

7

 

Zdaniem Quine’a, pojęcie prawdy może być wyłącznie pojęciem imma-

nentnym konkretnego języka. Pojęciem tym posługujemy się w odniesieniu do 
zdań  pewnego  języka  nie  po  to,  aby  opisywać  ich  własności  i  relacje  ze  świa-
tem, lecz wyłącznie po to, aby móc powiedzieć coś o rzeczywistości pozajęzy-
kowej, co bez posłużenia się pojęciem prawdy wymagałoby wypowiedzenia nie-
skończenie wielu zdań. Unikamy tego “przechodząc na poziom semantyczny” i 
mówiąc,  że  wszystkie  zdania  mające  pewną  formę  są  prawdziwe.  Nie  wyklu-
czone, że zdaniem Quine’a do tego sprowadza się użyteczność pojęcia prawdy. 
“Prawda to usuwanie cudzysłowu” — mówi Quine — dodając iż “ktoś mógłby 
powiedzieć, że korespondencyjna teoria prawdy znalazła tu swój niesławny ko-
niec, okaże się jednak, że więcej w tym chwały, niż można się spodziewać”

12

 

Immanentne  pojęcie  prawdy  zapewne  nie  jest  korespondencyjnym  poję-

ciem prawdy i zwykle zaliczane jest do grona minimalistycznych, deflacyjnych, 
a  nawet  nihilistycznych  pojęć  prawdy.  A  jednak  pojawia  się  wątpliwość,  czy 
Quine ideę korespondencji faktycznie zdecydowanie odrzuca. Wiadomo, że nie 
zaprzecza on odnoszeniu się wyrażeń do przedmiotów pozajęzykowych, podob-
nie jak — jako naturalista — nie kwestionuje ich istnienia. Nasze powszechne 
przekonanie,  że  odniesienia  takie  zachodzi,  uważa  za  naturalne  i  szczegółowo 
ś

ledzi jego “ontogenezę”

13

. Utrzymuje natomiast, że jest ono w dużym stopniu 

niedookreślone. Niedookreśloność ta wynika stąd, że pragmatyczna charaktery-
styka  języka  dopuszcza  wiele  jego  przekładów  wewnętrznych.  W  rezultacie 
termin “królik” może odnosić zarówno do królików jak i do ich “kosmicznych 
dopełnień”, jednakże nie do krzeseł ani wielorybów. W tej mierze, w jakiej od-
niesienie wyrażeń nie jest całkowicie dowolne, jest ono zdeterminowane przez 
język, czyli przez dyspozycje  werbalne jego użytkowników.  

 

 Nasuwa  się  pytanie,  jak  teza  o  niedookreśleniu  odniesienia    ma  się  do 

kategorycznych  stwierdzeń  typu:  “«królik»  denotuje  króliki”,  “«Boston» 
denotuje  Boston”,  które  konstytuują  immanentne  pojęcia  denotacji  i  prawdy. 
Wyjaśnienia, jakich udziela Quine są dość enigmatyczne, ale sugerują, że teza o 
niedookreśloności  odniesienia  nie ma zastosowania do “naszego języka”, czyli 
tego,  którym  się  aktualnie  posługujemy.  Nawiązując  do  znanej  metafory 
Neuratha Quine pisze: 

Pozostając  w  łodzi  naszego  języka  i  nie  kołysząc  nią,  jesteśmy  nią  bez 
przeszkód unoszeni i wszystko jest w porządku; “królik” denotuje króliki 

                                                           

12

 W. V. Quine, Różności. Słownik prawie filozoficzny (tłum. C. Cieśliński), ALETHEIA, Warszawa 

1995, s.146. 

13

 Zwłaszcza w książce The Roots of Reference, Open court, La Salle, Illinois 1973. 

background image

 

8

i nie ma żadnego sensu pytać “króliki, ale w jakim sensie słowa «królik» 
?”

14

 

Kilka  lat  później,  na  pytanie,  czy  niedookreśloność  odniesienia  dotyczy 

naszego języka ojczystego, Quine odpowie, iż biorąc nasz język za dobrą mone-
tę  “odniesienie  przedmiotowe  eksplikuje  się  wedle  paradygmatów  analogicz-
nych do paradygmatu prawdy, który podał Tarski; “królik” denotuje więc króli-
ki, czymkolwiek by one były”

15

 

Przekonanie,  że  nasz  język  ojczysty  ma  pewien  walor,  którego  nie  mają 

inne  języki  byłoby  narodową  megalomanią,  a  ponadto  absurdem,  ponieważ 
każdy język naturalny — a o takich tu mowa — jest dla kogoś językiem ojczy-
stym. Mamy tu zatem do czynienia ze stwierdzeniem, że posługując się w prak-
tyce jakimś językiem, po prostu zakładamy, że jego terminy deskryptywne ma-
ją odniesienie jednoznacznie określone. Założenie to pozwala utrzymywać, że 
moim  języku
  (tym,  którego  aktualnie  używam)  “królik”  denotuje  króliki  i  nic 
innego. Nie ma to wielkiej wartości informacyjnej; wyraża po prostu przekona-
nie, że odniesienie słowa “królik” jest określone, oczywiście relatywnie do mo-
jego języka (w innym języku może wszak oznaczać krokodyla).  

 

Odwołując  się  do  teorii  modeli  wspomniane  tu  założenie  moglibyśmy 

sformułować następująco: dla każdego języka, który jest narzędziem komunika-
cji  pełniącym funkcje poznawcze,  istnieje dokładnie jeden jego model będący 
jego modelem właściwym. Pojęcie modelu właściwego musimy oczywiście po-
traktować jako pojęcie pierwotne, skoro nie potrafimy go zdefiniować za pomo-
cą  konstytutywnych  dla  pojęcia  języka  pojęć  pragmatycznych.  Będzie  to  pier-
wotne  pojęcie  semantyki,  które  może  być  punktem  wyjścia  dla  zdefiniowania 
innych  pojęć  semantycznych  zrelatywizowanych  do  języka,  a  w  szczególności 
pojęcia  prawdy:  zdanie  prawdziwe  danego  języka  to  oczywiście  zdanie  praw-
dziwe w jego modelu właściwym. 

 

Przedstawione tu wywody skłaniają do wniosku, że semantyczne pojęcia 

denotacji i prawdy orzekane o wyrażeniach danego języka nie dają się zreduko-
wać ani do składni, ani do pragmatyki tegoż języka. Nie dają się też zdefiniować 
za pomocą jego pojęć przedmiotowych. Są to konstrukty teoretyczne, które dzie-
li od doświadczenia dystans większy, aniżeli pojęcia składni i pragmatyki. 

 

Ktoś mógłby zauważyć, że założenie o istnieniu modelu właściwego jest 

założeniem  kontrfaktycznym,  które  sprawdza  się  tylko  w  językach  idealnych, 

                                                           

14

 W eseju Things and its Place in Theories zamieszczonym w: W.V. Quine, Theories and Things, Har-

vard Univ. Press, Cambridge, Mass., 1981. Cytuję w przekładzie T. Szubki w: T. Szubka (red.), Metafizyka w 

filozofii analitycznej, Tow. Naukowe KUL, Lublin 1995, s.48. 

15

 W.V. Quine, Trzy niezdeterminowania, w: B. Stanosz (red.) Filozofia języka, ALATHEIA-SPACJA, 

Warszawa 1993, s. 128. 

background image

 

9

których nie ma. Istotnie, abstrahujemy tu od okazjonalności, jak również od da-
jących się udokumentować świadectw, że osoby, które skłonni jesteśmy zaliczać 
do  tej  samej  społeczności  językowej  odnoszą  pewne  wyrażenia  do  różnych 
obiektów.  Natomiast  niezbitych  świadectw,  iż  odnoszą  one  dane wyrażenie do 
tego samego obiektu — przynajmniej zdaniem Quine’a — nie mamy.  

 

Jednakże  założenie  o  istnieniu  modelu  właściwego,  czyli  o  jednoznacz-

nym  odnoszeniu  terminów  wyróżnionych  jako  deskryptywne  do  przedmiotów 
pozajęzykowych,  wydaje  się  pełnić  ważne  funkcje  i  z  tego  powodu  należy  mu 
przypisać — korzystając z określenia Poppera — miano zasady regulatywnej

16

Jako zasada regulatywna steruje ono w określony sposób naszymi zachowania-
mi  komunikacyjnymi  i  nabywaniem  przekonań.  Przede wszystkim, wynikający 
zeń wniosek, że zdania danego języka dzielą się bez reszty na prawdziwe i fał-
szywe, sprawia, że posługujemy się logiką dwuwartościową. Ponadto, w przy-
padku  gdy  jeden  z  użytkowników  języka  uznaje  zdanie,  który  inny  odrzuca, 
zwykle odróżniamy przypadki autentycznej różnicy przekonań od braku zgody 
semantycznej
.  Zgodę  semantyczną  polegającą  na  tym,  że  mówimy  o  tym  sa-
mym, chociaż niekoniecznie to samo, traktujemy jako normę, a brak zgody jako 
zakłócenie komunikacji, któremu trzeba zapobiegać. Dlatego na ogół nie pyta-
my  “co  masz  na  myśli  mówiąc  «królik»?”,  natomiast  pytanie  takie  postawimy 
słysząc wypowiadane z asercją zdanie “Króliki są bardzo agresywne”. Stawiamy 
je wówczas, gdy różnice w zakresie zdań uznawanych i odrzucanych nie dają się 
wyjaśnić ogólnie praktykowanymi i uznanymi procedurami nabywania przeko-
nań. 

 

Założenie o istnieniu modelu właściwego naszego języka prowokuje py-

tanie:  co  my  o  nim  wiemy?  Czy  nie  jest  to  terra  incognita?  Wiedza  o  modelu 
danego  języka  sprowadza  się  oczywiście  do  wiedzy  o  tym,  które  zdania  tego 
języka są w owym modelu prawdziwe, o tym zaś rozstrzygamy stosując proce-
dury uznawania i odrzucania zdań, które uznajemy za racjonalne. Niektóre spo-
ś

ród tych procedur są zapewne integralnie zawiązane z językiem; inne zaś — z 

niezależną od języka metodologią. Zapewne Quine zgodziłby się, że wybór ję-
zyka zobowiązuje jego użytkowników do uznania (czyli uznania za prawdziwe) 
zdania obserwacyjnego, gdy towarzyszy mu bodziec składający się na jego “po-
zytywne znaczenie bodźcowe”, a odmowa uznania zdania “bodźcowo analitycz-
nego” świadczy o wyłamywaniu się ze wspólnoty językowej. Jednakże fakt, iż 
pewne procedury uznawania zdań związane są integralnie z językiem, nie spra-
wia, że część naszej wiedzy nie jest hipotetyczna, bowiem istnieją okoliczności, 
które  mogą  nas  skłonić,  a  nawet  zmusić,  do  zmiany  języka.  Zbiór  zdań  praw-

                                                           

16

 K. R. Popper, Droga do wiedzy. Domysły i refutacje, PWN, Warszawa 1999 (tłum. S. Amsterdamski), 

s. 386. 

background image

 

10

dziwych  w  modelu  właściwym  języka  jest  więc  nam  dany  zawsze  tylko  frag-
mentarycznie i hipotetycznie. 

Zauważyłem na wstępie, że koncepcja prawdy jako korespondencji opiera 

się  na  założeniu,  że  pewne  składniki  zdań  odnoszą  się  do  przedmiotów.  Jest 
oczywiste, że one same z siebie do niczego się nie odnoszą; to — co najwyżej 
— my, jako członkowie pewnej społeczności językowej odnosimy je do przed-
miotów.  Hołdując  pragmatycznej  koncepcji  języka powiemy, że jest tak dzięki 
temu, że przyswoiliśmy sobie pewne dyspozycje do zachowań werbalnych. 

 Z tezy Quine'a o niedookreśleniu odniesienia (inaczej “względności onto-

logicznej”) wynika, że nie może być żadnych świadectw przemawiających nie-
zbicie za tym, że istnieje zgoda semantyczna i z tym — jak sądzę — musimy się 
pogodzić.  Dla  korespondencyjnej  teorii  prawdy  kluczowa  staje  się  wówczas 
kwestia, czy mamy jakieś świadectwa braku zgody semantycznej, czy wyłącz-
nie  “różnicy  zdań”  przejawiającej  się  w  tym,  że  to  samo  gramatycznie  zdanie 
jest  przez  kogoś  uznawane,  zaś  przez  kogoś  innego  odrzucane.  Kiedy  naszego 
rozmówcę,  który uznaje jakieś zdanie, które my odrzucamy, pytamy “dlaczego 
tak  sądzisz?”,  zakładamy,  że  zachodzi  zgoda  semantyczna;  kiedy  pytamy  “o 
czym ty właściwie mówisz?” — podejrzewamy brak zgody semantycznej. Jeśli 
dojdziemy do wniosku, że żadne znane nam okoliczności nigdy nie przemawiają 
za wyborem jednego z tych pytań, to powinniśmy się opowiedzieć za jakąś ko-
herencyjną lub epistemiczną teorią prawdy, które redukują prawdziwość zdań do 
warunków ich akceptowalności.