E. Blummthal, R. R-the, H. Hobmiir, M. Tfce, C. Juta, P. Rom, G. Tre/Jer,
IV. Schwimch
Odwaga bycia niedoskonałym
Wydawnictwo Diecezjalne
Odwaga bycia niedoskonałym
Kraków
Tytuł oryginału:
IL CORAGGIO DINON ESSERE PERFETTI
Tłumaczenie:
Piotr Dyrda
Redakcja:
Beata Helizanowicz
Redakcja techniczna:
Beata Warzani
Korekta:
Małgorzata Chojnacka
Projekt okładki:
Pracownia M
Zdjęcie na okładce:
Pastel Communautes des Diaconesses de Reuilly
© Copyright by Cittadella Editrice - Assisi, 1986
© Copyright for the Polish Edition by
wydawnictwo ID -Kraków, 1995
ISBN 83-86106-01-8
Wydawnictwo rffl
ul. Grodzka 54
31-044 Kraków
tel./fax (012) 21 50 92
Wydawnictwo Diecezjalne
SANDOMIERZ
ul. Żeromskiego 4
27-600 Sandomierz
tel. (0-15) 32 31 92
WSTĘP
Odwaga bycia niedoskonałym - czyżby sam
tytuł był zachętą do niedbałości i opieszalstwa
w spełnianiu codziennych obowiązków? Nic bar-
dziej mylnego w zrozumieniu powyższego ty-
tułu.
W 1926 roku Sophie Lazarsfeld utworzyła i roz-
powszechniła to bardzo często cytowane wyra-
żenie. W swoim traktacie, do dzisiaj aktualnym,
znana ekspert psychologii indywidualnej pisała
przede wszystkim o odwadze prawdy, szczerości
i naiwności, o aprobacie naszych codziennych
słabości i o przezwyciężeniu tendencji pokazywa-
nia się innym większymi, lepszymi, bardziej in-
teligentnymi i silniejszymi niż jesteśmy w rzeczy-
wistości. Autorka jasno pokazuje, że ukrywanie
własnej niedoskonałości jest społecznie szkodliwe
i może podważyć wzajemne zaufanie w momencie,
w którym nie jest dłużej możliwe podtrzymywanie
pozorów własnej wyższości. Może mieć ono rów-
nież ciężkie konsekwencje w edukacji i przejawia
się w pragnieniu rodziców przedstawiania się dzie-
ciom lepszymi niż w rzeczywistości są. Znany jest
powszechnie fakt, iż poszukiwania terapii dialogu
wskazują, że naiwność jest bardzo cenną cechą
osobowości, szczególnie dla nauczyciela i psycho-
terapeuty.
Jednym z najbardziej podstawowych odkryć
psychologii indywidualnej Alfreda Adlera było
wskazanie tendencji ukrywania przed samym sobą
oraz przed innymi własnych słabości oraz rekom-
pensowania ich niewłaściwymi środkami. Po dru-
gie, środki, które używane są w takich wypadkach,
zawsze na bazie własnych zwyczajów i własnego
sposobu życia, czynią codzienną egzystenqę trud-
niejszą, nadając jej charakter neurotyczny.
Niedoskonałość jest obecna w tym, czym je-
steśmy i w tym, co czynimy. Oczywiście te dwie
dziedziny nie mogą być nigdy rozpatrywane od-
dzielnie, gdyż zawsze nasze działanie pochodzi
z naszego sposobu bycia, i wyobrażenie, które
człowiek ma o samym sobie zawsze jest utworzone
pod wpływem własnego działania. Czyli jedynie ze
względu na jasność wyróżnia się tutaj te dwie
dziedziny oddzielnie, w rzeczywistości stanowią
one jedną całość.
To wszystko zaś, co odnosi się do naszego
sposobu bycia, ma uświadomić nam, że jedynie
poprzez cierpliwe działanie możemy cokolwiek
w nas ulepszyć, akceptując z pokorą to, co w nas
niezmienne. Niezmienna niedoskonałość nie de-
terminuje wartości indywidualnej osoby. Sposób,
w jaki staramy się z nią żyć, może stanowić
wartość samą w sobie. Poza tym, nie wszystko co
dana osoba uważa za niedoskonałe musi takie
być. Zakres znaczenia niedoskonałości jest zazwy-
czaj zbyt duży, ukształtowany pod wpływem idei
i uprzedzeń pochodzących z mentalności ogólnej.
To zaś, co dotyczy działania w kierunku bycia
doskonałym, może prowadzić do zachowań dewia-
cyjnych i społecznie szkodliwych. Nie o tym jed-
nak chciałbym teraz mówić, chciałbym mówić
raczej o tych osobach, które w każdym swoim
działaniu i we wszystkim czym są, starają się
udowodnić sobie własną doskonałość, nawet za
cenę szkodliwych skutków ubocznych. Osoby tego
rodzaju, zazwyczaj za wiele wymagają od siebie
i od swoich bliskich. Możemy nazwać ich perfek-
cjonistami. Natomiast całkowita doskonałość nie
tylko zakłada nieustanny wysiłek, ale również
przeciwstawia się dążeniu dostosowania się do
zmiennych sytuacji. Można to zaobserwować
w naszych prawach i regulaminach, zawsze bar-
dziej doskonałych, aż tak doskonałych, iż prawie
6
niemożliwych do realizacji. Styl edukacji perfek-
cjonistycznej jest przytłaczający, całkowicie nie
bierze pod uwagę potrzeb dziecka i najczęściej
nie sprawdza się w nieprzewidywalnych sytuacjach
życiowych. (Gdybyśmy nie dysponowali już znacz-
ną liczbą, więcej niż wystarczającą, idealnych me-
tod nauczania, byłoby z pewnością bardzo pożyte-
cznym przedstawienie tutaj jakiegoś typu naucza-
nia perfekcjonistycznego.)
Perfekcjonizm może odnosić się do poszcze-
gólnych dziedzin działania ludzkiego. Weźmy na
przykład jakiegoś oratora, który z każdego swoje-
go drobnego potknięcia czyni wielką tragedię. Lub
kobiece pragnienia bycia doskonałą we wszystkich
dziedzinach: jako matka i idealna żona, jako
przykładna kobieta, która pracuje i ma ambicje da-
nia z siebie wszystkiego, uprawia sport i jest w cen-
trum wydarzeń politycznych i kulturalnych itd.
Czy jest możliwe pogodzenie wszystkich tych dzie-
dzin, bez poczucia rozczarowania i zawodu? Prze-
cież wszystkie te potrzeby wzięte razem są irra-
cjonalne. Ażeby walczyć z tak pojętym perfek-
cjonizmem, konieczne jest uporządkowanie dzie-
dzin naszego działania i wyznaczenie sobie od-
powiedniej hierarchii wartości. Nie można oczywi-
ście wszystkiego osiągnąć jednocześnie.
Ludzie, którzy uznają własną niedoskonałość,
są zazwyczaj bardziej elastyczni w wartościowaniu
poszczególnych czynności. I tak na przykład go-
spodyni domowa może czasami zostawić nawet
nie umyte talerze lub nie pościelone łóżka, ażeby
zyskać odrobinę czasu na zrealizowanie jakiegoś
ważniejszego zadania.
Perfekcjonista zazwyczaj chce zdobyć dla siebie
opinię doskonałego, nawet przed samym sobą,
chce czuć się lepszym i bardziej wartościowym od
innych, tylko nie zdaje sobie sprawy z egocentrycz-
nego podtekstu własnego pragnienia.
Realizacja ideału doskonałości absolutnej w łat-
wy sposób prowadzi, poprzez swoją nieracjonal-
ność, do zamkniętego kręgu. Zaś odkrycie własnej
niemożności zrealizowania ideału wzmaga jedynie
wysiłek, który na nowo objawia własną niedo-
skonałość i tak dalej.
Osoba wewnętrznie zdrowa i zrównoważona da-
je po prostu wszystko, co w niej najlepsze, we-
dług własnych możliwości. Wolna od niepotrzeb-
nych iluzji może osiągnąć, pomimo własnych ogra-
niczeń fizycznych i psychicznych, wyższy stopień
doskonałości, rozumianej jednak we właściwy spo-
sób. Alfred Adler w swoich ostatnich latach mówił
często o „wysiłku doskonalenia osób psychicznie
zdrowych". Koncepcja ta wzbudziła wiele krytyki,
gdyż chęć osiągnięcia doskonałości absolutnej cha-
rakteryzuje osobowość o cechach neurotycznych.
Jacoby (1974, str. 35) wyjaśnia jednak, iż doskona-
8
łość ma dla nas brzmienie raczej patetyczne, nato-
miast w Ameryce, gdzie Adler się przeniósł, wyraz
„perfection" jest w użyciu powszednim. I rozumie
się przez niego wysiłek w stawaniu się doskona-
łym, Adler dodawał zawsze znaczenie: wysiłek
w upodabnianiu się do Boga.
Możemy zapytać dlaczego byty ludzkie usiłują
udawać przed samymi sobą większy stopień dos-
konałości niż w rzeczywistości osiągnęły i są w sta-
nie osiągnąć. Jest to sposób na poszerzenie samo-
świadomości oraz na pomniejszenie strachu przed
innymi. Jest to jednak rozwiązanie jedynie pozor-
ne. Postępowanie takie skłania do nieustannego
kłamstwa oraz do lęku, że piękna „facjata" może
w końcu upaść. Świadomość własnej wartości oraz
poczucie bezpieczeństwa nie są w takim wypadku
autentyczne.
Szczere przyznanie się do własnej niedoskonało-
ści zakłada więc odrzucenie niepotrzebnych zabez-
pieczeń i domaga się siły ducha. Zależność od
sądów innych ludzi nie ma wtedy tak zasadniczego
znaczenia. Aby czynić to wszystko, konieczna jest
świadomość własnej wartości, ale nie świadomość
labilna i zmienna, lecz stabilna i autentyczna,
opierająca się na realnym wkładzie, jaki dajemy
społeczności. Wszystko to ma wiele wspólnego
z siłą własnego JA, o którym dzisiaj tak wiele się
mówi.
Aby móc zaakceptować własną niedoskonałość,
potrzebna jest odwaga. Praktycznie nikt nie posia-
da jej w stopniu wystarczającym. I dlatego właśnie
koniecznym jest pobudzanie odwagi, któremu
chce służyć właśnie ta książka.
Kto nie zamyka oczu na własne niedoskonałości
i własne słabości, będzie cenił bardziej sprawie-
dliwie swego bliskiego, ze wszystkimi jego niedo-
skonałościami, i nie będzie miał potrzeby pomniej-
szania innych, aby czuć się lepiej.
Odwaga bycia niedoskonałym porusza wszyst-
kie dziedziny egzystenqi ludzkiej i wszystkie po-
mocne środki. Różnorodność tematów zaprezen-
towana została w niniejszym tomiku przez eksper-
tów różnych dziedzin. I przy tej okazji chciałbym
podziękować wszystkim autorom. Dziękuję poza
tym wydawcy Heinrichowi Graf Waldsteinowi,
który opublikował książeczkę na ten temat i dał
mi bardzo cenne uwagi.
Rudolf KAUSEN
10
Erik Blumenthal
ODWAGA BYCIA
NIEDOSKONAŁYM
W NAUCZANIU
„Mamy potrzebę wiary w doskonałość i powin-
niśmy mieć odwagę bycia niedoskonałymi."
Pani B., dobra matka rodziny, przyszła kiedyś
do mojego gabinetu: jej pożycie małżeńskie było
dobre, nawet bardzo dobre, nie było też większych
problemów z dziećmi. Wspólnie z mężem mieli
wielu przyjaciół i odnosili sukcesy w pracy zawo-
dowej. Wszystko szło tak dobrze, „gdyby tylko
mała sześcioletnia córeczka nie siusiała w nocy do
pościeli". Matka próbowała wszystkich dostęp-
nych metod, ale nie zdołała rozwiązać problemu.
Czasami nawet nienawidziła swojej córeczki mó-
wiąc: „Inna córeczka, która ma tylko pięć lat, już
od dawna nie moczy pościeli".
Po rozmowie zrozumiała, że powinna w pew-
nym sensie zostawić ten problem, nie powinna
13
czuć się odpowiedzialna za wszystko i powinna
pozwolić dziecku poczuć się odpowiedzialnym za
swoją sytuację. Otrzymała wszystkie praktyczne
uwagi dotyczące tego problemu - o pościeli, o tym,
że dziewczynka sama powinna zajmować się swo-
im łóżkiem i o antagonizmie, który może powstać
między siostrami. Moja klientka powróciła do
domu, uczyniła wszystko, co zostało jej wyjaś-
nione, córka zaczęła sama zajmować się swoim
łóżkiem, ale nocne moczenie pościeli nie ustało.
Pewnego razu, gdy córce udało się utrzymać po-
ściel suchą, sama promienna pobiegła opowiedzieć
to matce, ale gdy mała była sama, mama zawsze
sprawdzała, czy jej córka nadal moczy pościel.
I tak trwało to jeszcze przez dłuższy czas,
pomimo wszystkich podejmowanych wysiłków,
Matka wciąż czuła się odpowiedzialną za sytuację
córki. Pewnego dnia wyobraziła sobie, że jej córka
jest wystarczająco duża, ażeby zostać narzeczoną
i pójść na uniwersytet i wtedy na pewno przestanie
moczyć pościel. Od tego momentu to, co córka
robiła z pościelą było jej naprawdę obojętne.
Przede wszystkim zrozumiała, że córka sama może
rozwiązać swój problem i autentycznie przestała
się nim zajmować. I prawie natychmiast nocne
moczenie pościeli ustało, co pokazuje istnienie
głębokiej wewnętrznej komunikacji między matką
a córką.
Każda matka, która chce w sposób doskonały
wychować własne dzieci, skazana jest na niepowo-
dzenie. Doskonałość jest z pewnością słusznym
celem, do którego człowiek powinien dążyć. Musi-
my jednak mieć świadomość, że pełne osiągnięcie
tego celu jest niemożliwe. Perfekcjonizm jest pew-
nym neurotycznym typem charakteru, który rodzi
jedynie kompleksy. Ważnym jest posiadanie te-
go celu, który odpowiednio ukierunkowuje nas
na naszej drodze życia, w naszym postępowaniu
i działaniu, tak jak żeglarz orientuje się w swoim
położeniu według układu gwiazd. Mamy potrzebę
odwagi bycia niedoskonałymi. Jeżeli uważamy, że
możemy osiągnąć doskonałość, nie czynimy nic
tylko zniechęcamy się, gdyż cel ten nie będzie mógł
być zrealizowany w stu procentach.
Są jeszcze tacy wychowawcy, którzy polecają
rodzicom zawsze zgadzać się w obecności dzieci
i uzgadniać różnice zdań sam na sam. To jest
właśnie doskonała jedność między mężem a żoną
rozumiana w błędny sposób. Po pierwsze, w ten
sposób nie docenia się spostrzegawczości dzieci,
które pomimo ukrywania różnic najczęściej i tak
zauważają tę sytuację. I w konsekwencji dzieci
mimowolnie uczą się udawania, gdyż większe zna-
czenie od słów rodziców ma ich zachowanie.
Po drugie, za powyższą radą kryje się błędne
rozumienie zgodności jako dzielenia zawsze tej
14
15
samej opinii. Mąż i żona mogą doskonale być
zgodni pomimo przeciwnych opinii. W jakiejś
określonej sytuacji każdy może podtrzymywać
opinię całkowicie odmienną. Przecież chodzi tutaj
o dwie różne osobowości, o dwa oddzielne in-
dywidua. Ważny jest szacunek i branie na serio
oraz uznanie prawa drugiej osoby do wyrażenia
własnego zdania. Nawet nie podzielając zdania
partnera, mogę zawsze coś pożytecznego się nau-
czyć. I chociaż inne zdanie może wydawać mi się
mylne, wiem i przyznaję, że nie jest głupie. Powin-
no być dla mnie ważnym i interesującym zrozu-
mienie, w jaki sposób moja współmałżonka wyro-
biła sobie właśnie taką opinię, gdyż coś w tym
musi być. Dzieci mogą uczyć się od rodziców jak
zgodnie żyć mając odmienne zdania.
Dzieci mogą czasami usiłować przeciwstawiać
rodziców jedno drugiemu, ale zdarzać się to będzie
niezwykle rzadko, gdy zauważą typ jedności wy-
stępujący między nimi. Poza tym pomiędzy rodzi-
cami powinien obowiązywać rodzaj porozumienia
polegający na nie wtrącaniu się, jeśli jedno ustali
coś z dziećmi. W sytuaq'ach ekstremalnych, gdy na
przykład ojciec bije dziecko, matka która przeciw-
na jest karom cielesnym, może opuścić pokój,
zaznaczając w ten sposób swoją dezaprobatę.
I może zdziwi to niektórych, ale dzieci mogą
przystosować się do odmiennych opinii swoich
rodziców i wykorzystywać to w różnych sytua-
cjach. Oczywiście rodzice powinni starać się, w od-
powiednim czasie i miejscu, osiągnąć głębsze poro-
zumienie szczególnie w tych opiniach, które znacz-
nie ich różnią. Wszystko to jednak powinno od-
bywać się w atmosferze wzajemnego zaufania
i szacunku. Nie musimy uważać za jakąś niedo-
skonałość opinii różnej od naszej własnej, ale
właśnie jako ludzką doskonałość, ponieważ właś-
nie z różnorodności idei, przekonań i opinii rodzi
się iskra zrozumienia i prawdy. Również we wszys-
tkim tym, co dotyczy opinii na temat naszych
dzieci, potrzebujemy odwagi bycia niedoskona-
łym. Dzieci od pierwszego momentu ich ziemskiej
egzystencji są osobami indywidualnymi, mającymi
własne uczucia i myśli, nie zawsze zgadzające się
z naszymi. Mają one prawo do szacunku dla ich
uczuć i myśli, dla ich opinii i przekonań, chociaż
nie zawsze możemy powstrzymać się od rozczu-
lania się nad ich niedoskonałością. Nie musimy
zawsze nawracać naszych dzieci na nasze przeko-
nania ani zawsze poprawiać tego, co mówią i ro-
bią. Z tego punktu widzenia odwaga bycia nie-
doskonałym oznacza, iż musimy pozwolić ażeby
same wzbogacały się własnymi doświadczeniami,
oczywiście nie chodzi tutaj o sytuacje, które mo-
głyby być niebezpieczne dla dziecka. Taki typ
odwagi bycia niedoskonałym zawiera zaufanie do
16
17
dziecka, do jego natury i możliwości rozwoju.
Dziecko będzie wiedziało jak zmienić swoją opinię
w momencie, w którym zauważy, iż jego idea była
mylna. W odróżnieniu od dorosłych, dla dzieci
łatwym jest poprawianie swoich opinii, gdyż gene-
ralnie mają większą odwagę bycia niedoskonały-
mi. Brak tej właśnie odwagi ze strony wychowaw-
cy prowokuje często przyzwyczajenia oraz błędne
maniery u dzieci. Przeciwieństwem odwagi jest lęk,
i tak świat pełny jest strachliwych rodziców, któ-
rzy chcą uczynić wszystko, co możliwe i nie dają
dziecku możliwości nauczenia się. Aby zdobyć
odwagę, każde dziecko przechodzi swoją własną
ewolucję, okres, w którym ma w ustach wszystko,
co chce poznać. Przestraszone mamy natychmiast
myślą: „Wielkie nieba, mój syn wpadnie w przy-
zwyczajenie ssania kciuka". Poprawiają dziecko
zaledwie włoży kciuk do ust i tak w krótkim czasie
uczą go ssania kciuka. Nikt, nawet małe dziecko,
nie lubi jak nieustannie mu się powtarza, co musi
i czego nie może robić. Wzbudza to zdrowy opór
dziecka, które samo chce decydować, i od samego
początku jasne jest, kto zwycięży w tej walce.
Jednak zwycięstwa dziecka często obracają się
przeciwko niemu samemu. Ono samo cierpi przez
swoje mylne decyzje podjęte w celu zrobienia na
przekór matce, jednak nie może ich poprawić,
gdyż ważniejszym od bólu jest dla niego poczucie
zdobytej samodzielności wobec matki. I jeżeli mat-
ka i dziecko walczą w ten sposób często, to może
się zdarzyć, że będzie ono starało się, oczywiście
nieświadomie, zranić ją, gdyż ono samo czuje się
zranione poprzez brak miłości.
Odwaga bycia niedoskonałym wymaga, byśmy
pozwolili dziecku mylić się. Jeżeli wkłada palce
do nosa i zdarza mu się obgryzać paznokcie, to
przestanie to robić, gdy nie zwrócimy na to szcze-
gólnej uwagi i będziemy ignorować tego typu za-
chowania. Oczywiście ważnym jest, byśmy sami
nie posiadali tych złych przyzwyczajeń. Najczęściej
dzieci uczą się naśladując. Jeżeli dziecko, na przy-
kład, jest już wystarczająco duże, by jeść przy stole
z całą rodziną, nie trzeba nieustannie przypominać
mu jak powinno się zachowywać. Ono nas obser-
wuje i samo próbuje trzymać łyżkę w należyty
sposób, niepotrzebne jest nieustanne pokazywa-
nie, których palców należy używać przy takiej
operacji. Powinniśmy natomiast obserwować go
w sposób jak najbardziej dyskretny i udzielić mu
jakichś małych wskazówek, jeśli coś wydaje mu się
zbyt trudne. Zasadniczo jednak, wystarcza jeden
pokaz i starajmy się nie poprawiać go za każdym
razem. Dziecko może spokojnie mylić się i potem
uczyć się na swoich błędach. Jeżeli będziemy go
niepotrzebnie poprawiać, może zdarzyć się, że jego
naturalne błędy mogą przekształcić się w złe przy-
18
19
zwyczajenia bardzo trudne do poprawienia. Właś-
nie dlatego, że rodzice często nie posiadają odwagi
niedoskonałości, dzieci czynią ze wspólnych posił-
ków doświadczenia bardzo nieprzyjemne dla wszy-
stkich. Nie musimy zawsze krytykować, popra-
wiać i karać, kiedy dziecko popełni jakiś błąd albo
gdy postępuje w sposób niewłaściwy. Możemy
czasem pozwolić mu krzyczeć, gdy zauważamy, że
jego krzyki są mu potrzebne. Jeżeli opowiada
kłamstwa, możemy zorganizować konkurs kto ma
większą wyobraźnię. Sprawimy wielkie szkody,
gdy interweniujemy niepotrzebnie w przypadkach
dziecięcego bełkotu zdaniami typu: „Staraj się
mówić wolniej" albo „Zastanów się najpierw, co
chcesz powiedzieć". Bełkot jest środkiem dobrym
i skutecznym dla dziecka. Wydaje się, że dziecko
walczy z samym sobą, ale w rzeczywistości sposób
ten służy mu do zdenerwowania nas. I znając ten
skutek, musimy ciężko się napracować, żeby zrezy-
gnowało z tej metody. Można by wymienić tutaj
wiele innych zdań, które kryją w sobie strach
przed niedoskonałością. Szczególnie niebezpiecz-
ne, powodujące liczne konsekwencje, jest wyra-
żenie tak często powtarzane: „Uspokój się".
W chwili gdy je wypowiadamy, dziecko czuje się
szczególnie źle. Ono wprawdzie pokazało swoją
słabość, ale my jakby utwierdzamy je w niej.
Przecież również my sami często jesteśmy zdener-
20
wowani i nikt nie powtarza nam nieustannie, że
mamy być spokojni. W takich wypadkach nasze
poprawianie może prowadzić do jeszcze większego
zdenerwowania dziecka.
Ażeby przezwyciężyć strach, potrzebujemy od-
wagi. Ale gdzie ją znaleźć? Skuteczną metodą jest
czynienie bardziej pozytywną naszej postawy wo-
bec życia, bardziej pozytywnym widzenie rzeczy.
Za każdym razem, gdy czynimy negatywne kon-
statacje i podkreślamy negatywne strony naszych
dzieci, musimy zdać sobie sprawę, że w ten sposób
czynimy z nich nie osoby szczęśliwe, ale wiecz-
ne beksy. Jeżeli dostrzegamy we wszystkim tylko
aspekt rzeczy negatywny, to wydaje się naszym
dzieciom, że znajdujemy radość w nieustannym
narzekaniu na wszystko. Jeżeli są one dobrymi
dziećmi, to znaczy, że chcą być dobre, i nie mogą
zbyt wiele narzekać, gdyż takie postępowanie jest
jedynie przygotowywaniem przyszłych depresji.
Pożytecznym byłoby więc przypomnieć, że wszyst-
ko posiada dwie strony medalu i nie ma takiej
sytuacji, w której nie można znaleźć jakiejś dobrej
strony. „To człowiek nadaje znaczenie rzeczom".
Istnieje również inna metoda, o której była
mowa wcześniej. Do jakich celów możemy dążyć
z naszym pesymizmem i widzeniem zawsze jedynie
ciemnej strony rzeczywistości? Zauważenie błędu
innej osoby może dać poczucie pewnego rodzaju
21
wyższości, gdyż wiemy coś lepiej od kogoś albo to
my mamy rację. Rodzice mają trudności w za-
akceptowaniu tej idei, dlatego, że uważają, iż ich
krytyka pomaga dzieciom. Pesymiści jednak nie
potrafią wierzyć w doskonałość ani rozwinąć od-
wagi niedoskonałości.
Mamy potrafią poprawiać wszystko, nawet spo-
sób pozdrawiania dziecka. Kiedyś przyszła do
mnie mała Klaudia i podała mi na przywitanie
lewą rękę. Mama natychmiast upomina małą:
„Ależ nie tak! Musisz to zrobić dobrze!"
Kilka przyjaciółek opowiadało o swoich dzie-
ciach. Jedna niezwykle dumna była z wyczynów
swojego synka. Druga opowiadała jak szybko jej
córka nauczyła się utrzymywać czystość. Trzecia
referowała, że jej syn zanim poszedł do szkoły już
umiał czytać: „Nauczył się wszystkiego sam".
Jakie to dziwne, że wszystkie miały tak niezwykłe
dzieci.
W tysiącach sytuacji zwracamy uwagę naszym
dzieciom, ażeby zachowywały się szczególnie do-
brze, co miałoby je odróżniać od innych dzieci.
Czy czyniąc to myślimy o szczęściu i dobru na-
szych dzieci? Czy nie zależy nam bardziej na
naszym prestiżu? Czy nie lękamy się, że inni mogą
pomyśleć, iż jesteśmy złymi wychowawcami, mat-
kami, które nie umieją wychowywać własnych
dzieci, które nieustannie się mylą? Co jest ważniej-
22
sze? Czy udawać kogoś, kim się nie jest? Czy mieć
szczęśliwe dzieci, które potrafią ufać swoim rodzi-
com? Jeżeli nasze dzieci nauczą się od nas, że błędy
i niedoskonałości nie pomniejszają wartości osoby,
ale że popełnianie błędów właściwe jest dla rodza-
ju ludzkiego, to możemy być pewni, iż nigdy nie
załamią ich przeciwności losu. Będą wiedziały, że:
„Nikt nie jest doskonały, nawet ja, ale następnym
razem postaram się zrobić to lepiej". Dzięki od-
wadze bycia niedoskonałymi, ich wysiłki mogą
uczynić ich naprawdę bardziej doskonałymi. Takie
dzieci nie wpadają w zdenerwowanie z powodu
obowiązków czy zadań wszelakiego typu, nie ma-
rzą o nierealnych rzeczach. Mały Felix uczył się
gry na pianinie z bardzo mądrą nauczycielką,
która poprosiła jego rodziców, by nie doglądali
nieustannie syna, czy aby ćwiczy wystarczająco,
i by go nie poprawiali, kiedy się mylił. Po dwóch
latach Felix wyprzedził kuzyna, który rozpoczął
naukę rok wcześniej. Grywał już utwory bardzo
trudne, chociaż nie zawsze z taką samą perfekcją
jak jego kuzyn. Kuzyn nie popełniał błędów, grał
nawet bardzo poprawnie, ale jego matka wciąż
narzekała, że w domu każdego dnia, trzeba go
namawiać, by ćwiczył regularnie. Jest to typowy
przykład, który pokazuje, iż nie należy bać się
niedoskonałości, gdyż strach nas paraliżuje, nato-
miast odwaga pozwala nam robić postępy.
23
Lęk przed niedoskonałością ma szczególnie tra-
giczne skutki w środowisku szkolnym. Posługując
się terminami nieco uproszczonymi, nasze współ-
czesne społeczeństwo kuleje na skutek starych
uprzedzeń i wychowuje swoich synów według me-
tod i celów archaicznych. We wszystkich krajach
świata nie wydaje się odpowiednich sum na eduka-
cję, gdyż uważa się, że bardziej pożytecznie pienią-
dze można wydać w innych dziedzinach. W Niem-
czech każdego roku wydaje się sześćdziesiąt mi-
liardów marek na alkohol i tytoń. Buduje się
również olbrzymie szkoły, ale szkoły te opanowa-
ne są przez „starego ducha" edukacji.
Zawód nauczyciela powinien być najważniej-
szym zawodem w państwie, jednak współcześni
nauczyciele zdegradowani zostali do roli przekazi-
cieli wiadomości i informacji. Ministerialne pro-
gramy nie pozwalają im na prawdziwe kształcenie
swoich uczniów. Wiadomym jest, że nauczyciele
dysponują ważnym instrumentem, grupą lub kla-
są, dzięki któremu mogą bardziej niż rodzice
wychowywać do poprawnego współżycia społecz-
nego. Konsekwencją takiego stanu rzeczy jest to,
że nauczyciele i rodzice oskarżają się o spowodo-
wanie załamania współczesnej edukacji. Rodzice
oskarżają nauczycieli, nauczyciele zaś rodziców
o niezajmowanie się własnymi dziećmi. Jedni boją
się drugich. I wszystko przechodzi na dzieci, które
próbują się bronić we własnym zakresie. Najczęś-
ciej nie współpracują, wprawiają w zakłopotanie
rodziców i nauczycieli i widzą zawsze w drugim
przeciwnika. Rodzice o szerszych horyzontach,
którzy nie czują się odpowiedzialni jedynie za
swoją rodzinę i swoje najbliższe otoczenie, mają
odwagę bycia niedoskonałymi, mogą uwolnić swo-
je dzieci z tego zamkniętego kręgu. Pozwalają oni
swoim dzieciom na pełną odpowiedzialność w za-
kresie szkoły i interweniują tylko wtedy, gdy dziec-
ko prosi ich o jakąś informację lub małą pomoc.
Nie uczą dzieci, że trzeba przynosić do domu
dobre oceny, ale pomagają im znajdować przyjem-
ność w samym uczeniu się. Mają odwagę szczerego
przekonywania nauczycieli i nie boją się, że ci
będą się odgrywać na ich dzieciach. I co bardzo
ważne, nie boją się o przyszłość uniwersytecką
swoich synów i córek, gdyż wiedzą, że do realizacji
osobistej wcale nie jest konieczny sukces uniwer-
sytecki. Jest wiele ważniejszych spraw od sukcesu
materialnego. W ten sposób dzieci będą mogły
zrozumieć, że nie zawsze należy stosować się do
aktualnych tendencji społecznych, ale czasami
trzeba podjąć ryzyko bycia niezbyt popularnym,
jeżeli celem jest większy generalny rozwój. Byłoby
jeszcze wiele aspektów wychowawczych do przed-
stawienia, aby pokazać jak ważna, jest odwaga
bycia niedoskonałym i także świadomość, iż świat
24
25
niekoniecznie musi się zawalić jeżeli popełnimy
jakiś błąd.
Na końcu zajmiemy się wychowaniem religij-
nym. Alfred Adler definiował Boga jako „Naj-
większą manifestację przedmiotu doskonałości".
Praktykujący rodzice usiłowali zawsze wychować
swoje dzieci na doskonałych wierzących, co naj-
częściej wywoływało u tych ostatnich uczucie zbyt-
niego nacisku w tak istotnej sprawie. I w takich
okolicznościach dzieci często buntują się prze-
ciwko temu stanowi rzeczy. Może to prowadzić
również do buntu wobec samego Boga, któremu
wewnętrznie się opierają, uczestnicząc w życiu re-
ligijnym tylko zewnętrznie, ale gdy odejdą z kręgu
rodzinnego, porzucają również religię.
Innym typem tego rodzaju wychowania jest dziś
bardzo rozpowszechniony „laissez-faire", przeci-
wieństwo przymusu. Rodzice nie udzielają swoim
dzieciom najmniejszego przygotowania w kwes-
tiach religijnych. Boją się podejrzenia o nietoleran-
cję i manipulację. Usprawiedliwiają się, mówiąc:
„Nasze dzieci zdecydują same w przyszłości". Ale
jak będą mogły wybrać Boga w przyszłości, jeżeli
wcześniej nie otrzymały odpowiedniego przygoto-
wania i przewodnictwa?
Wychowanie doskonałe nie istnieje, ponieważ
nie istnieją doskonali wychowawcy. Dlatego właś-
nie naszym celem nie musi być uczynienie z na-
26
szych dzieci „świętych", ale ważniejszym jest uczy-
nienie z nich osób przygotowanych do życia,
wolnych i odpowiedzialnych. Osoby, które wierzą
w siebie, w innych, w wartości duchowe i w nasze
pryncypium, to znaczy w Boga. Są to uczciwi
i inteligentni obywatele Królestwa Bożego, pro-
mieniujący radością. Sloganem niniejszej książki
powinno być stwierdzenie: „Potrzebujemy wiary
w doskonałość i powinniśmy mieć odwagę bycia
niedoskonałymi".
ppjnhold Ruthe
PROFESOR I STUDENTKA,
CZYLI NIEDOSKONAŁOŚĆ
W MAŁŻEŃSTWIE
Oczywiście człowiek, którego przypadek opisu-
ję poniżej nie jest profesorem, ani jego żona nie
jest studentką. Jednakże te dwie koncepcje od-
grywają bardzo ważną rolę w małżeńskim życiu
państwa M. Para ta pobrała się dwa lata temu
i szuka porady dla swego smutnego małżeństwa.
Moje pierwsze spotkanie z panem M. odbyło się
w dość nietypowy sposób. Moja sekretarka prze-
kazała mi wiadomość, że pan M. chce się natych-
miast ze mną widzieć i jest to sprawa „najwyższej
wagi". Potem przez telefon mówił do mnie pod-
niesionym tonem: „Muszę natychmiast mówić
z panem na temat mojego małżeństwa. Praw-
dopodobnie kilka lat temu popełniłem fatalny
błąd. Boję się, że nie ożeniłem się z właściwą
kobietą. Myśl ta sprawia, iż fatalnie się czuję, gdyż
nieustannie mam wątpliwości."
29
Ustaliliśmy datę spotkania. Pan M. chciał
przyjść sam, żeby nie powiększać napięcia, któ-
re trwa w ich małżeństwie od pewnego czasu.
W ustalony dzień pan M. przyszedł do mojego
gabinetu, upewnił się dokładnie, na którym krześle
może usiąść i czy może zostawić płaszcz w przed-
pokoju, zapytał również, czy aby nie poinformo-
wałem jego żony o naszym spotkaniu i czy moje
notatki mogłyby wpaść w niepowołane ręce. Po-
tem wyciągnął i położył na biurku malutki notesik,
oprawiony w skórę, i piękne pióro. Jego wygląd,
od stóp do głowy, z włosami zwilżonymi brylan-
tyną, był doskonały. Jego buty błyszczały jak lu-
stro. Kanty jego szarych spodni były bez zarzutu.
Pan M. miał 34 lata, ożenił się w wieku 32 lat i był
z zawodu matematykiem.
On: Jeżeli pan sobie życzy, opowiem panu moją
historię od chwili, kiedy poznaliśmy się z moją żo-
ną, do dzisiaj. Zrobiłem sobie wcześniej notatki, by
przedstawić panu wszystko dokładnie. Nie mam
najmniejszego zamiaru dyskredytowania mojej żo-
ny i chciałbym uniknąć jakichś niedokładności.
Ja: Proszę mi najpierw przedstawić swój pod-
stawowy problem.
On: Chętnie, ale jeżeli opowiem panu wszystko
od początku będzie mógł pan sobie wyrobić bar-
dziej precyzyjną opinię.
30
Ja: Czy macie dzieci?
(Moje pytania, które przekraczają jego program,
czynią, go nerwowym. Patrzy w swój notesik i kiwa
się na krześle. Mięśnie jego twarzy delikatnie drżą.
Koncentruje się jedynie na swoich refleksjach.)
On: Widzi Pan, kiedy poznałem moją żonę
dziesięć lat temu, a byliśmy narzeczeństwem
przez osiem lat, byłem bardzo w niej zakocha-
ny. Była dziewczyną świeżą, prostą, spontaniczną,
szczerą, towarzyską i serdeczną dla wszystkich.
Śmiała się i była pełna życia, podobała mi się
bardzo.
Ja: Ale potrzebował pan ośmiu lat by się jej
oświadczyć.
On: Tak to prawda. Na pewno chciałby Pan
wiedzieć, jaki ja jestem. Inny, całkowicie inny.
Jestem człowiekiem poważnym, wszystko rozwa-
żam głęboko i muszę mieć całkowitą pewność,
żeby podjąć jakąś decyzję. Kocham precyzję i inte-
resują mnie cyfry również po przecinku.
Ja: A pańską żonę nie za bardzo - prawda?
On: Dla mojej żony istnieją jedynie liczby za-
okrąglone.
Ja: Ona zaokrągla wszystko dla zasady czy
przez pomyłkę?
31
On: Ona nie kalkuluje, i to właśnie doprowadza I
mnie do desperacji. „Irmgard jest wolnym ptasz- I
kiem" - mówi moja matka. I podoba mi się to
określenie, gdyż dokładnie oddaje rzeczywistość.
Ja: Przeskakuje z tematu na temat, to pan chciał
powiedzieć?
On: Dokładnie. Doprowadza mnie do rozpaczy,
gdy w ciągu minuty porusza więcej niż jeden
temat, nie kończy żadnego i nie zastanawia się
głębiej nad żadnym.
Ja: To znaczy opowiada wszystko w sposób
niedokładny i powierzchowny?
On: Termin: „powierzchowny" sam zapisałem
w moim notatniku, nie chciałem go jednak użyć,
gdyż wydaje mi się zbyt nieprecyzyjny. Ale tak
jest w rzeczywistości. Mówi o pięciu minutach,
gdy było ich dokładnie trzy, mówi o niezliczo-
nych ziemniakach, kiedy można je było dokładnie
policzyć. Uważa, że kupiła sukienkę rok temu,
kiedy ja dokładnie wiem, iż to tylko cztery i pół
miesiąca.
Ja: Mówiąc krótko, pańska żona nie przepada
za precyzją, prawda?
On: Czasami wydaje mi się, że to przez czystą
złośliwość. Wydaje mi się, że jej brak precyzji jest
32
prowokacją w stosunku do mnie. Czasami staje się
dla mnie oczywistym, że ona ze mną walczy.
Ja: Czyli pańska żona wydaje się panu powierz-
chowna i niedokładna w szczegółach?
On: (odpowiadając z wyraźną trudnością) Pro-
szę mi wybaczyć, ale wydaje mi się, że odczuwam
to nawet fizycznie. Nie można zawsze poprawiać.
Nie można zawsze grać za pomocą faktów i liczb.
Niech tylko pan pomyśli, co mogłoby się stać z prze-
mysłem albo z techniką gdyby zabrakło precyzji.
Ja: Pan kocha precyzję, pańska żona zaś wyjątki.
On: Powiedział pan słowo bardzo odpowiada-
jące rzeczywistości właśnie słowo „wyjątek" jest
ulubionym wyrażeniem mojej żony. Dla mnie to
słowo jest kwintesencją całkowicie mylnego sposo-
bu myślenia i życia.
Zauważyłem, że pan M. jest bardzo skoncen-
trowany i rozważa w sobie każdą odpowiedź.
Osiem dni później przyszli do mnie mąż i żona
razem. Chociaż ustaliliśmy z panem M., że jego
żona przyjdzie sama, żeby mogła bardziej swobod-
nie wyrazić swoje problemy i pragnienia.
Ja: Widzę, że zmieniliście plan i przyszliście razem.
Ona: Nie zmieniliśmy planów, mój mąż tak zade-
cydował. On zawsze zdąża prosto do swojego celu.
33
on: (ojcowsko i pojednawczo) Irmgard.
Ona: (rzucając ostre spojrzenie) Pan wie z je-
go ścisłą logiką przekonał mnie, że powinniśmy
przyjść razem. Ale może pan być spokojny i tak
powiem to, co myślę. Zostałam upewniona, że tu-
taj można powiedzieć naprawdę to, co się uważa.
On: (przybliża się do żony i próbuje ją uspo-
koić) Irmgard!
Ona: Daj mi spokój! (Zwracając się do mnie):
Proszę mi szczerze powiedzieć, czy można tu
mówić to, co się uważa? Mój mąż kocha mówić.
Jest niedoszłym profesorem. Ale samo mówienie
to jeszcze nic. Czasami już go po prostu nie
słucham. On natomiast jest tak precyzyjny, że
podzieliłby jeden centezim na dziesięć dalszych
części. Dla niego jestem osobą najbardziej nie-
doskonałą na powierzchni ziemi. Pewien zbiór
niekoherentnych części od głowy do stóp. Stu-
dentka ze słabej szkoły. Nie jestem precyzyjna
w pracy. Nie jestem refleksyjna i cokolwiek mó-
wię, zawsze mu to nie odpowiada. Raz mylę datę,
a innym razem ilość, jeszcze innym razem po
prostu przesadzam.
On: (przerywa jej) Ależ Irmgard, musisz przy-
znać, że to prawda. Przecież jestem ekstremalnie
uczciwy i ostrożny to znaczy nie dramatyzuję.
34
Ona: Tylko powiedz że kłamię! Tak, twój roz-
sądek i ostrożność. Jeżeli chodzi o twoją ostroż-
ność. Jest tak ostrożny, że potrzebował dziesię-
ciu lat, by się ze mną ożenić i jeszcze teraz nie
jest do końca pewny własnej decyzji. Proszę mi
wierzyć, on nie ufa nawet samemu sobie. Do
podjęcia najdrobniejszej decyzji potrzebuje wiecz-
ności. (Patrząc na męża): W domu mi na pewno
powie: „A wiesz, Irmgard, ile to jest wieczność?"
On to wie.
Ja: I jest całkowicie zadowolony, że może zna-
leźć optymalne rozwiązanie.
Ona: Tak pan myśli? Nie, wcale nie, przeciwnie,
panikuje, gdy nie może wykluczyć błędu. Mogę to
wyjaśnić za pomocą małego przykładu. Na końcu
każdego miesiąca liczy wszystkie przychody i roz-
chody na kalkulatorze. Kiedy zaś nie ufa kal-
kulatorowi, co zdarza się raczej często, liczy wszy-
stko ręcznie. I reaguje w sposób niemożliwy do
zniesienia, gdy brakuje chociaż stu lirów.
Zaznaczę, że w czasie naszej rozmowy dokładnie
notowałem wypowiedzi moich rozmówców, a więc
większość przytoczonych myśli jest autentyczna.
To, czego nie zdążyłem zanotować w czasie roz-
mowy uzupełniłem po jej zakończeniu. W szcze-
gólności wypowiedzi żony.
35
Małżeństwo jako gra
Pani i pan M. w rzeczywistości prowadzą grę.
Czynią to, bardzo poważnie wzajemnie się raniąc.
Można by myśleć, iż „profesor" jest bezdyskusyj-
nym panem sytuacji. Ale nie jest tak w rzeczywi-
stości. „Studentka" posługuje się metodami od-
ważnymi, na które nie może sobie pozwolić „pro-
fesor", gdyż to naraziłoby go na utratę reputacji.
On jest zdeterminowany zachowywać określone
reguły. Ona natomiast nie ma nic do stracenia.
Profesor przeciwko studentce
Dwa typy postępowania to pewien program.
Styl życia obojga małżonków nie mógłby być
przedstawiony w bardziej skrótowej formie. „No-
men est omen" (imię jest przesłar iem). Również
w tym przypadku. Role są ustalone, typ zachowań
i odpowiednia broń zostały zdefiniowane. Każdy
korzysta z własnego arsenału, zrobionego na uży-
tek przeciwnika. On domaga się dokładności, pre-
cyzji, perfekq'onizmu. Ona natomiast domaga się:
niedokładności wyjątków i słabości w zachowaniu
i postępowaniu. Każdy zna słabe punkty przeciw-
nika i w nich właśnie zanurza swoją broń. On
posługuje się swoją bronią z dokładnością jak
gentleman, ona bardziej niedbale zadaje ciosy.
36
Perfekcjonizm przeciwko wielkości ducha
Pan M. jest typowym perfekcjonistą, który
pragnie żyć bezbłędnym życiem. Rozpoczynając
od jego wyglądu zewnętrznego można dostrzec
jego dokładność. Od stóp do głowy bez żad-
nej plamki. On chce być czysty i musi taki być...
na zewnątrz i wewnątrz. Dla niego nieporzą-
dek jest czymś więcej niż tylko złą jakością.
Nie tylko burzy poprawne relacje ludzkie, ale
czyni z całego życia jeden wielki chaos. Wąt-
pliwość, że ożenił się z niewłaściwą kobietą wpro-
wadza go w złe samopoczucie. Budzi się w środ-
ku nocy i wyobraża sobie możliwe katastrofy,
które mogą wyniknąć z ich nieudanego mał-
żeństwa. Ulubionym słowem jego żony jest sło-
wo wyjątek. On natomiast przyjmuje je jako
obrazę, jako osobiste wyzwanie, jako dyskredy-
tację swojego stylu myślenia i pracy. Oboje zor-
ganizowali sobie grę doskonale zrównoważoną.
Im bardziej on mówi w sposób świadomie do-
skonały, tym bardziej ona stara się wyprowa-
dzić go z równowagi. To właśnie sprawiło, że
można ją zakwalifikować do kategorii „studen-
tek". Gdyż czyni użytek ze swojej inteligencji,
by zadawać swemu mężowi „prawdziwe" rany
niedoskonałości.
37
Stałość przeciwko elastyczności
On stara się konsekwentnie zachowywać wła-
sne przekonania. Definiowanie jako stałe zacho-
wanie pana M. byłoby eufemizmem. Od pierw-
szych minut naszego spotkania można było za-
uważyć jak bardzo gubi się on we własnych
myślach. Przygotował całą historię, którą mu-
siał mi opowiedzieć, dotyczącą jego samego i żony.
Wyrysował w swoim notesie schemat rozwoju
naszej rozmowy i starał się go zachować za wszel-
ką cenę. Odrzucał każde pytanie, które burzy-
ło jego porządek. Jeżeli jego plan nie był reali-
zowany, to wprowadzało go to w zdenerwowa-
nie. On sam wiedział, w jaki sposób najlepiej
może przedstawić mi swoje małżeństwo. Niepo-
kój i wzburzenie skłaniają współrozmówcę do
bycia łagodnym. Ze swoją żoną wykorzystywał
tę technikę prowadzenia dialogu przez długi czas.
Przez pierwsze dwie godziny postępował tak rów-
nież ze mną. Ten typ „komunikacji ograniczo-
nej", która ciąży na całej rozmowie, prowadzi
ze wszystkimi rozmówcami. On decyduje o tema-
cie, o kierunku, rozwoju, a nawet o zakończe-
niu rozmowy. Z miłości własnej pani M. bawiła
się w tę grę przed swoim małżeństwem i rok
po nim. Ona jest typem całkowicie innym, nie
przegapi żadnego punktu zaczepienia.
Odpowiedzialność przeciwko nieodpowiedzialności
On musi poprawiać i przywoływać do porządku
wszystko i wszystkich. Dlatego przyszedł razem ze
swoją żoną, gdyż uważał że ona jest niezdolna do
poprawnego przedstawienia wszystkich trudności
i problemów ich małżeństwa. Ona mogłaby jedy-
nie „pokomplikować sprawę dodatkowo". Przy-
szedł więc również i on, by mieć kontrolę nad
sprawą. Z innego punktu widzenia cierpi bardzo
pod ciężkim brzemieniem odpowiedzialności. Nie
można na tym strasznym świecie - mówi - przyj-
mować odpowiedzialności rodzicielskiej. Całe no-
ce rozmyśla: jak możliwym jest, by wprowadzić
dziecko w dorosłe życie bezproblemowo. Jak do-
tychczas nie chce mieć żadnych dzieci. Przyjmuje
na siebie odpowiedzialność za wszystko. Reaguje
neurotycznie na myśl o tym. Jego wszelkie cier-
pienia są krzykiem ostrzegawczym, gdyż jego żona
bierze wszystko zbyt lekko, a nawet można powie-
dzieć, że niczym się nie przejmuje. Jego sztywność
ma pokazywać jego wewnętrzną surowość - jak
mówi jego żona. Jego skłonność do doskonałości,
poprzedzona jest sensem odpowiedzialności za
wszystko, natomiast jego żona odpowiada kom-
pletną nieodpowiedzialnością. „Gdyż musimy
oboje cierpieć, gdy jedno z nas czyni wszystko" -
komentuje.
38
39
Dwa przeciwne style życia
Żona naszego skrupulatnego matematyka jest
bardzo szybka w podejmowaniu decyzji i w oce-
nianiu. Trudności jej męża w podejmowaniu decy-
zji są przez nią wyjaśniane jednym zdaniem. „Jest
tak ostrożny, że potrzebował dziesięć lat żeby się
ze mną ożenić i nie jest jeszcze pewny". Perfek-
cjonizm jest dla naszego matematyka brzydką grą,
która nie pozwala mu spać. Każda decyzja kosz-
tuje go wiele czasu i energii. Nie chce uczynić
błędu z którego potem musiałby się wycofywać.
Dlatego najczęściej odkłada decyzję i wszystko
rozważa raz jeszcze. Jego żona podejmuje decyzje
niedbale i w pośpiechu. Jeżeli powstają z takiego
postępowania jakieś szkody, to on bierze za nie
odpowiedzialność i doprowadza wszystko do po-
rządku. Innym oskarżeniem które najczęściej kie-
ruje pod jego adresem jest zdanie: „Każdą decyzję
podejmuje wiecznie". Odnosi się to najczęściej do
wszystkich spraw życia codziennego. Gdyby ona
nie działała, wiele problemów pozostałoby nieroz-
wiązanych i delikatny mechanizm życia codzien-
nego zostałby uszkodzony. Jednak szybkie decyzje
małżonki kończą się ciężkimi krytykami małżon-
ka. On widzi jedynie błędy i widzi niedociągnięcia,
on wie, gdzie można by kupić daną rzecz taniej.
On cierpi, gdy widzi jak marnowane są pieniądze
na zakupy niepotrzebne i nieużyteczne (według
iego własnych reguł oczywiście). On natomiast
zajmuje się rzeczami drugorzędnymi z iście perfek-
cjonistyczną doskonałością, jak na przykład wcze-
śniej wspominane miesięczne rozliczenie przycho-
dów i dochodów, na które poświęca całe noce,
licząc z dokładnością do 100 liro w.
Terapia pary małżeńskiej
Para małżeńska, o której była mowa powyżej,
przez rok i pięć miesięcy uczestniczyła w specjal-
nych spotkaniach poruszających ich problemy.
Koniecznych było wiele osobnych rozmów z pa-
nem M., gdyż spotkania trzyosobowe nie zdawały
egzaminu. Wzajemna walka przybierała formę,
która blokowała racjonalne współżycie. Kobieta
przyjmowała każdą oznakę krytyki czy niezado-
wolenia za objaw pouczania czy złego traktowania
i momentalnie przechodziła do kontrataku. Czuła
się wobec niego jak uczennica i w konsekwencji
wykorzystywała każdą metodę, gdyż nie miała nic
do stracenia ze swej reputacji. Krzyczała, tupała
nogami i obrażała go wulgarnymi wyrażeniami,
a w łóżku zostawiała go zmrożonego z otwartymi
ustami, gdy próbował przybliżyć się do niej.
Kiedy jednak pan M. próbuje okazywać się
upartym w swoim sposobie życia, żona jego, która
40
41
uczyniła z elastyczności program swojego życia,
natychmiast jest gotowa do ponownego rozpo-
częcia walki. Podstawowym problemem męża jest:
„Boję się, że nie ożeniłem się z właściwą kobietą".
Biorąc pod uwagę również jej sposób życia, na
podstawie tego wszystkiego, co razem ustaliliśmy,
mogę stwierdzić, że istotnie ożenił się z niewła-
ściwą kobietą.
On: Myśli pan więc, że ożeniłem się z niewła-
ściwą kobietą?
Ja: Jeżeli pan nadal uważa swój sposób życia za
jedynie słuszny, to wydaje mi się, że tak.
Jak dotychczas rodzice, przyjaciele i wszyscy
bliscy, do których zwrócił się w tej sprawie od-
radzali mu separację, zachęcali go do kolejnych
prób przezwyciężenia kryzysu, gdyż uważali jego
żonę za osobę sympatyczną, uczciwą i otwartą. Ja
natomiast odrzuciłem tę słodką grę serwowaną mu
przez jego rodzinę i od razu terapia zaczęła przy-
nosić swoje pierwsze owoce. Ciągle mu powtarza-
łem i dawałem mu sposobność do zastanowienia
się nad stwierdzeniem, iż to jego sposób życia
skłania go do tej myśli, że ożenił się z niewłaściwą
kobietą. Powiedziałem, żeby się nad tym zasta-
nowił i ostatecznie poinformował mnie, czy chce
kontynuować terapię.
42
Osiem dni później przyszedł do mnie pan M.
; powiedział, że chciałby kontynuować terapię
pary i pragnąłby zmienić swój styl życia. Nagle
jrdał sobie sprawę z tego, że ma problemy również
w pracy i w relacjach z ludźmi w ogóle. Jego
skłonność do perfekcjonizmu jest powodem nie-
porozumień z przyjaciółmi, znajomymi i kolega-
mi. Jeg° forma fizyczna jak na mężczyznę w wieku
34 lat jest poniżej średniej. Jego internista kręci
głową i twierdzi, że jego mięśnie są bardzo napięte
i potrzebują rozluźnienia.
W czasie kilku spotkań przeprowadzanych we
troje mówiliśmy o różnicach charakteru. Oboje
zgadzali się, że doskonałość i wielkość ducha nie
mogą być opisane bardziej albo mniej, ale stano-
wią schematy wzajemnego oddziaływania i metody
samoakceptacji osobowej, w których każdy uważa
za słuszne własne zasady a niewłaściwe drugiej
osoby. Gdy to sobie wyjaśniali, zauważyłem jak
nagle żona zrozumiała męża. Nagle poczuła się
dowartościowana, położyła swą rękę na jego
w mojej obecności. Pani M. zrozumiała, że miała
w mężu odbicie doskonałości, które ją całkowicie
onieśmieliło.
Pani M. zrozumiała, że posługiwała się swoimi
atakami, ażeby obnażyć nieludzkość męża. „Będąc
słabszą, nie zamierzałam milczeć, w przeciwnym
razie upokorzyłabym się" - powiedziała w czasie
43
pewnego spotkania. Akceptowała swoją rolę żony,
matki i kochanki niedoskonałej i gorszej. Potrzeb-
nych było wiele godzin wspólnych konsultacji,
ażeby wyeliminować to dziwne poczucie niższości,
które sama sobie stworzyła. Pani M. zdała sobie
sprawę z własnej niedoskonałości w stosunku do
doskonałości własnego męża. „Mam możliwość,
aby jej pomóc" - mówi pan M. Pani M. na no-
wo odżyła. W takim stopniu, w jakim powiększa
się jej znajomość samej siebie, pomniejsza się
w niej skłonność do niekontrolowanych ataków.
Nie przejawia już żadnych skłonności neurotycz-
nych, może więc łatwiej od swojego męża rozwijać
nowe schematy postępowania. Często poruszamy
razem problemy dnia codziennego, aby poszerzyć
gamę możliwych rozwiązań. Pan M. „był" w spe-
cyficznym tego słowa znaczeniu. Widział rzeczy
tylko w jednym aspekcie i sam się ograniczał.
Dążył do doskonałości i w niej widział jedyną
swoją drogę. Przechodziliśmy razem nad rozwią-
zaniami nie zawsze doskonałymi, ale możliwymi
i dobrymi. W czasie tych ostatnich sześciu miesięcy
wspólnych poszukiwań pan M. zaczął śmiać się
i autoironicznie dystansować od swojej ideologii
perfekgonistycznej. Razem poszukiwaliśmy for-
muł, które czyniły rozwiązania niedoskonałe bar-
dziej stosownymi w życiu. Żona podarowała mu
trzy słowa wydrukowane czcionką artystycznie
44
doskonałą wykonaną przez pewnego rzemiesinuca.
On zdołał śmiać się z tego serdecznie i uznał to
wydarzenie za ważny element w procesie przemia-
ny swego stylu życia,
pani M. oczekuje teraz dziecka. Kiedy mówiła
0 tym w czasie jednego ze spotkań we troje, po
roku konsultacji, mąż spoglądał na nią szczęśliwy.
Żadnej niepewności we wzroku, żadnych wątpli-
wości, że ciąża może być jakimś wielkim błę-
dem. Nie jest już niepewny swoich uczuć do żo-
ny. Rodzicielstwo świadome reprezentuje ważny
punkt oddalenia od perfekcjonizmu. Pan M. ak-
ceptuje niedoskonałość swojej żony i niedoskona-
łość tego świata, na którym wiele par pragnie
urodzić i wychować własne dzieci. Reaguje bez
paniki i bez wątpliwości. Akceptuje ryzyko i mó-
wi, że „my dwoje tego dokonamy". Nieświadomie
akcentuje słowo „my". Może teraz dzielić bóle
1 niepewności.
Pani M. nie straciła nic ze swojej pierwotnej
odwagi. Rzeczą najpiękniejszą, którą powiedziała
do męża w czasie jednego z ostatnich spotkań
było: „Dziękuję ci za to, że pozwoliłeś mi na nowo
stać się bytem ludzkim." Uczennica przekształciła
się w byt ludzki z krwi i kości z własnymi błędami
i słabościami, który jest godny prawdziwej miłości.
Małżeństwo, które oparte było na walce, prze-
tworzyło się w małżeństwo oparte na integracji,
45
gdyż każdy akceptuje silne punkty drugiej osoby,
Matematyk w większej części zmienił swoje przy-
zwyczajenia profesora. Jest nadal pracownikiem
dokładnym, precyzyjnym i świadomym, ale jest
również osobą, która nauczyła się, że mylić się jest
rzeczą ludzką, a błąd nie jest katastrofą i nie za-
kłada złej woli.
fjprmann Hobmair
ODWAGA BYCIA
NIEDOSKONAŁYM
W PRZYJAŹNI
W naszym społeczeństwie przyjaźń straciła wie-
le ze swej ważności we współżyciu ludzi. Robert
Brain, autor książki Przyjaźń i miłość, dostrze-
ga w tym pewne niebezpieczeństwo, według jego
obserwacji, przyjaźń, która trwałaby całe życie
jest charakterystyczna dla rodzaju ludzkiego. Lu-
dzie mają potrzebę więzi z przyjacielem i małżeń-
stwo nie może tego zastąpić. Przyjaźń istnieje tam,
gdzie jest szacunek i głębokie zaufanie pocho-
dzące z wzajemnego zrozumienia. Trzy znaki od-
różniają przyjaźń, jak twierdzi angielski socjolog
G. D. Suttles, od wszystkich innych relacji ludz-
kich: ma za podstawę równorzędność partnerów,
rodzi się ze spontanicznej woli i ma charakter
absolutnie personalny. Można mieć zaufanie do
przyjaciela, można liczyć na niego, to są bez wąt-
pienia zasadnicze cechy fenomenu przyjaźni. Jeżeli
47
mówimy tutaj o zaufaniu, rozumiemy przez t<
możliwość mówienia z przyjacielem o rzeczacl
intymnych i osobistych, bez lęku, że przyjacie
lub przyjaciółka pójdzie opowiedzieć je komuś
Dyskrecja i zdolność zatrzymania dla siebie tego
co zostało powierzone przyjacielowi, są bardzo
ważnymi czynnikami relacji przyjaźni.
Szczęście lub nieszczęście w życiu zależą od
zdolności zrealizowania lub niezrealizowania przy
jaźni. Bardzo trudnym byłoby rozwiązanie tego
problemu - wszystko zależy od indywidualnego cha-
rakteru danej przyjaźni. Dlatego właśnie tak waż-
na jest odwaga bycia niedoskonałym, by przyjaźń
mogła być udana. Potrzebujemy odwagi zaakcepto-
wania w nas naszej niedoskonałości, i bycia oso-
bowością autonomiczną. Jest niewiele osób, które
potrafią po prostu być sobą, wszyscy inni najeżę
ściej nie są zdolni, by pojmować samych siebie ja-
ko indywidualności jedyne i szczególne, by odkryć
i zaakceptować własne zachowania, myśli i uczucia
Boją się bycia sobą. Gdyż bycie osobowością auto-
nomiczną oznacza również czasami niezgadzanie
się z ogólnie panującymi stereotypami i wyobraże-
niami społecznymi, również z wyobrażeniami i ocze-
kiwaniami naszych przyjaciół. Tylko wtedy, gdy
jakiś byt ludzki akceptuje siebie samego takim, ja
ki jest (we własnej niedoskonałości) możliwym jest
ustalenie relacji przyjaźni w atmosferze zaufania
48
; wzajemnego zrozumienia, również w sytuacjach
problematycznych i konfliktowych. Erik Blumen-
thal w jednej ze swoich książek pisze: „My po-
lecamy wszystkim, by zaakceptowali siebie. Wy-
chodzę z założenia, że jestem wystarczająco do-
bry, aby czynić to, co mogę, czy to jest wy-
starczające w danym momencie nie ma znacze-
nia, gdyż jeżeli poświęcam całą moją energię ce-
lowi, który chcę osiągnąć i nie walczę ze sobą
samym, wcześniej albo później odnajdę się w sta-
nie miłości. Rozpoczynamy od tego, co naprawdę
możemy uczynić, by przybliżyć się do upragnio-
nego celu".
Akceptacja siebie samych powoduje również
akceptację własnych uczuć i pragnień, gdyż tylko
w ten sposób możliwe jest zrozumienie siebie sa-
mych i innych jako indywidualności. Lutz Schwa-
bisch i Martin Siems piszą w ich Anleitung zum
sozialen Lernen fur Paare, Gruppen und Erzieher:
„Ten, kto bezwarunkowo akceptuje własne uczucia,
nie pomiesza innych z własnymi słowami, gdyż bę-
dzie w stanie jasno wyrażać własne opinie, jak
również rozwiązywać problemy, które pojawiają
się w życiu. W wielu przypadkach jednak zostaliśmy
wychowani, ażeby ukrywać własne uczucia i tłu-
mić je. Nie akceptujemy bycia zadowolonymi, gdy
nie ma tego wyraźnej przyczyny. Nie akceptujemy
naszego zdenerwowania gdy uważamy, że nie ma
49
powodu, by być zdenerwowanymi. Próbujemy więc
być nieświadomymi tych uczuć. W świecie tym
jednak nie zdołamy rozwiązać naszych proble-
mów, gdyż nie potrafimy zwyciężyć naszych wła-
snych uczuć". Zapomnijmy więc o mylnej teorii,
iż nie należy doświadczać pewnych uczuć, gdyż
w przeciwnym razie nieustannie będziemy szkodzi-
li sobie samym i naszym relacjom z innymi.
Inną „normą" szeroko rozpowszechnioną, któ-
ra jedynie szkodzi naszemu rozwojowi i naszym
kontaktom międzyludzkim, jest wola czynienia
wszystkiego w sposób doskonały i omijanie jakie-
gokolwiek błędu. Poświęcamy wiele czasu i ener-
gii, żeby być doskonałymi w naszej przyjaźni.
W rzeczywistości chodzi o to, że nie jesteśmy
zdolni zaakceptować siebie takimi, jakimi jesteś-
my, chcemy po prostu być innymi. Erik Blumen-
thal mówi na ten temat: „Bycie bytami ludzkimi
oznacza popełnianie błędów. Dopóki będziemy
usiłowali postępować bezbłędnie, dopóty nie bę-
dziemy czynili nic innego jak zniechęcali samych
siebie, gdyż nigdy nie zdołamy tego uczynić. Is-
totowo nie jesteśmy perfekcjonistami". Nie jest
więc ważnym nieczynienie błędów, ale przetwarza-
nie błędów większych w mniejsze. Jest to kwestia,
do której jeszcze powrócimy. Odwaga bycia niedo-
skonałym oznacza również odwagę nie bycia pew-
nym. Kto usiłuje zawsze odpowiedzieć na prag-
50
nienia i na idee społecznego partnera, odczuwa
głęboki sens bezpieczeństwa, omija w ten sposób
liczne upokorzenia i znajduje uznanie. To prag-
nienie bezpieczeństwa przeszkadza nam w uznaniu
oas samych za byty jedyne i szczególne, które
mogą ostatecznie ewoluować. Bezpieczeństwo jest
zawsze powiązane z brakiem wolności, natomiast
wybór autonomicznej drogi daje nam wolność, ale
żadnego bezpieczeństwa.
Dążenie do bezpieczeństwa jest zawsze połączo-
ne, jak naucza Alfred Adler twórca psychologii
indywidualnej, ze strachem pozostania w osamot-
nieniu przez brak akceptacji społecznej. Lęk ten
skłania nas do odwracania się przed szczególnymi
wymaganiami współżycia międzyludzkiego, jest
ważnym motywem skłaniającym nas do omijania
osób lub sytuacji, które mogłyby szkodzić naszej
osobie. Unikając jednak wszystkich sytuacji, które
uważane są za niebezpieczne, omijamy również
wiele możliwości. Lutz Schwabisch i Martin Sietns
piszą na ten temat: „W ten sposób pozbawiamy się
pozytywnych doświadczeń, gdyż możliwymi są
doświadczenia, które nie pociągną za sobą oczeki-
wanych przykrych konsekwencji. Nie zgadzamy
się na pokazywanie wielu naszych zachowań i od-
rzucamy wiele relacji z innymi osobami, gdyż
boimy się. Człowiek jedynie w momencie, gdy jest
relatywnie wolny od strachu, może poszerzyć za-
51
kres swoich doświadczeń i zrealizować się". Roz-
poczynając od tych rozważań zajmiemy się teraz
rozwiązywaniem konfliktów, które powstają w ka-
żdej przyjaźni. Z powodu lęku przed przykrymi
doświadczeniami najczęściej nie chcemy zaakcep-
tować i rozpoznać rodzących się konfliktów, sta-
ramy się raczej pomniejszyć ich znaczenie. W ten
sposób problemy nie są rozwiązywane, a jedynie
oddalane. Ale to właśnie z nierozwiązanych pro-
blemów, których również nie zawsze jesteśmy świa-
domi, rodzą się przeszkody w naszych relacjach
z przyjaciółmi. Najlepszym sposobem na rozwią-
zywanie konfliktów jest mówienie o nich otwarcie,
uczciwie i osobiście z przyjacielem czy z przyjaciół-
ką. Problemy i konflikty zawsze są rozwiązywane
we wspólnej rozmowie w atmosferze równości.
Ważnym jest, by rozwiązanie danego problemu
było korzystne dla obydwu przyjaciół. Tylko w ta-
kim wypadku możliwa jest harmonijna relacja
przyjaźni trwająca długi czas.
Zostało już mniej więcej zaakcentowane, co jest
ważne dla pomyślnej przyjaźni: sprawą podstawową
jest przekroczenie samego siebie. Mogę jednak to
uczynić tylko wtedy, gdy potrafię powiedzieć co nie
podoba mi się w przyjaźni. Jeżeli przyjmie się taki
sposób postępowania, to można poprawić nie tylko
wiele rzeczy, ale również samych siebie. Erik Blu-
menthal nazywa to: „polityką małych kroków" to
52
znaczy przetwarzaniem większych błędów w błędy
mniejsze. „Popełniłem na przykład jakiś błąd, ale
nie ma powodu, żeby się denerwować. Ostatecznie
jestem tylko człowiekiem. Następnym razem jed-
nak spróbuję zrobić to lepiej. Ten krok w kierunku
poprawy nie może być zbyt wielki. Kiedy uda mi
się osiągnąć jakiś cel, powinienem cieszyć się
z tego jak z sukcesu. Tylko w ten sposób możliwe
jest wprowadzenie w ruch pozytywnej spirali roz-
woju. Mały krok zachęca mnie do dalszej pracy
i do dalszych sukcesów." Nie jest więc ważnym
omijanie błędów, ale nieustanne przetwarzanie
błędów większych w mniejsze. W czynieniu tego
musimy zawsze zdawać sobie sprawę, że z natury
nie jesteśmy doskonali. Nie możemy wykluczyć
wszystkich błędów i słabości. Mamy potrzebę z je-
dnej strony pełnej akceptacji tego, czego nie może-
my zmienić, a z drugiej strony zachęty do po-
prawiania tego, co może być zmienione. Musimy
zdobyć się na odwagę, by pozostać niedoskonały-
mi w niektórych sytuacjach, by stać się takimi we
wszystkim, co jest istotne dla doskonałej przyjaźni.
W czasie przeprowadzania pewnej ankiety na
temat wartości i znaczenia przyjaźni w życiu ludz-
kim wielu socjologom odpowiadano w sposób
następujący: „Z przyjacielem można być samym
sobą, nie ma potrzeby wymieniania w sobie jakiejś
części, czy nieustannego noszenia maski". W tej
53
odpowiedzi ujawnia się podstawowa cecha przy-
jaźni: zaufanie.
Istnieje ścisłe powiązanie pomiędzy zaufaniem
a odwagą bycia niedoskonałym, często udajemy
przed naszymi przyjaciółmi i ukrywamy prawdę
dlatego, że wstydzimy się naszej niedoskonałości
i nie chcemy zaakceptować pewnych odczuć i pew-
nych negatywnych doświadczeń. O ile jednak ktoś
próbuje ukryć przed sobą samym i przed swoim
partnerem społecznym prawdę, tym bardziej po-
pada w zaburzenia psychiczne i neurotyczne. Od-
waga bycia niedoskonałym domaga się również
odwagi bycia szczerym. Przyjaźń wtedy będzie
satysfakcjonująca dla obydwu partnerów, gdy nie
będzie się ukrywała pod osłoną póz i masek, gdy
nie będzie nic ukrywała i dawała do zrozumie-
nia, ale gdy wzajemna relaq'a wyrażana będzie
w sposób możliwie szczery, otwarty, z ujawnia-
niem własnych pragnień i uczuć, w atmosferze
autentycznej równości. Często nie zdajemy sobie
sprawy z tego, że komunikujemy naszym przyja-
ciołom pewne informacje w sposób ukryty zamiast
otwarty i prosty. Na przykład mówimy czasami:
„Ty dzisiaj jesteś niewrażliwy." Gdybyśmy chcieli
wyrażać się w sposób bezpośredni powinniśmy po-
wiedzieć: „Potrzebuję dzisiaj większego zrozumie-
nia z twojej strony". „Forma niebezpośrednia
według Lutza Schwabischa i Martina Siemsa daje
54
tylko pozorną korzyść, gdyż nikt nie może przypi-
sać nam naszych uczuć. Stajemy się w ten sposób
nietykalnymi i obciążamy innych naszymi niepo-
wodzeniami". I dalej: „Wielkim ryzykiem tego
typu komunikagi niebezpośredniej jest, że czyni
ona niemożliwą otwartą dyskusję na temat pro-
blemów i konfliktów oraz uniemożliwia autentycz-
ną wymianę uczuć. Społeczni partnerzy nie mogą
w ten sposób zdać sobie sprawy ze swych odmien-
nych sposobów odczuwania i rozwiązania proble-
mów stają się jeszcze trudniejsze. Wyrażanie uczuć
negatywnych w sposób niebezpośredni może być
również interpretowane jako sposób oskarżania
drugiej osoby, która będzie próbowała bronić się.
W taki sposób można oddalać się od prawdziwych
problemów i przechodzić do tematów zastępczych
nie poruszających rzeczywistości". Koniecznym
jest więc nauczyć się rozpoznawać przekaz niebez-
pośredni i powoli zastępować go przekazem bez-
pośrednim. A dotyczy to przede wszystkim sy-
tuacji trudnych.
Równocześnie z akceptacją nas samych, po-
trzebujemy również mieć odwagę zaakceptowania
naszego partnera społecznego, jego sposobu bycia
i jego niedoskonałości. Nie powinniśmy zabraniać
naszemu przyjacielowi albo naszej przyjaciółce
poczuć się jak osoba wyjątkowa i niepowtarzalna,
nie musimy oczekiwać, że będzie ona odpowiadała
55
naszym wyobrażeniom i schematom. Musimy być
w stanie zaakceptować odmienność naszego part-
nera. Co oznacza również traktowanie go serio
jako indywidualności, ze wszystkimi słabościami,
problemami i uczuciami. Cytowani już wcześniej
Lutz Schwabisch i Martin Siems twierdzili, że:
„Przekonanie, że ważnym jest dla każdego czło-
wieka poznanie i akceptowanie własnych uczuć
i sposobów przeżywania, ułatwia możliwość udzie-
lenia pomocy przez przyjaciela. Przekonanie takie
zmniejsza niebezpieczeństwo wprowadzenia do na-
szej relacji pewnych poglądów, które przeszkadza-
ją w jawnym wyrażaniu uczuć."
W sytuacjach konfliktowych często próbujemy
przekonać naszego partnera, że jego postępowa-
nie, a nawet jego uczucia, nie są słuszne i uspra-
wiedliwione. W takim przypadku nie akceptujemy
w rzeczywistości jego sposobu bycia jako osoby,
ale usiłujemy przedstawić mu nasze oczekiwania
i idee. To samo zdarza się w przypadku, gdy
oczekujemy i spodziewamy się rzeczy, których nie
może nam dać, i pamiętamy tylko o jego błędach
i słabościach. W ten sposób doprowadzimy jedynie
do tego, iż przyjaciel, z którym jesteśmy w kon-
flikcie będzie ze wszystkich swoich sił bronił się
i usprawiedliwiał, co może bardzo zaszkodzić rela-
cji przyjaźni. Przyjaźń prawdziwa potrafi znaleźć
rozwiązanie w sytuacjach konfliktowych w taki
56
sposób, że każdy będzie miał poczucie, iż drugi
zaakceptował go takim jaki jest. Dyspozycyjność
do akceptacji drugiego jest ściśle powiązana z dys-
pozycyjnością do zrozumienia drugiego. Wiele
osób ma trudności we wczuciu się w sytuację in-
nej osoby, dlatego że często cały wysiłek zużywają
na usprawiedliwienie i obronienie własnej pozy-
qi. W tej niezdolności do wczuwania się w sy-
tuację innej osoby Alfred Adler widzi podstawową
przyczynę nieumiejętności zawiązania prawdziwej
przyjaźni. Adler sądzi, że dla każdej osobowej
relacji konieczne są: zdolność i dyspozycyjność, by
przekroczyć samego siebie i dostosować się do
sytuacji, która wymaga dzielenia się własnym wnę-
trzem i wczucia się w sytuację drugiej osoby.
„Gdybym był na jego miejscu w tej samej sytuacji
postąpiłbym tak jak on, w podobnych okoliczno-
ściach popełniłbym podobne błędy. Jeżeli zdołam
wejść w jego sytuację, będę potrafił go zrozumieć."
W momencie, w którym usiłujemy zrozumieć je-
den drugiego, możemy również zaakceptować to,
co nam przeszkadza w naszej przyjaźni i udosko-
nalić siebie samych. I właśnie to się liczy: odwa-
ga zaakceptowania niedoskonałości, by następnie
móc ją przekroczyć.
Michael Titze
ODWAGA W UJAWNIANIU
WŁASNEJ NIEDOSKONAŁOŚCI
FIZYCZNEJ
W całej historii ludzkości twarz osoby i jej
obecność zawsze miały znaczącą rolę. W starożyt-
ności klasycznej dwa bóstwa czczone były jako
symbole piękności fizycznej - Afrodyta i Adonis.
Na szczęście wiele rzeźb i statui z tamtej epoki
dotrwało do dzisiejszego dnia i ten kto dzisiaj
ogląda w naszych muzeach postaci Afrodyty, We-
nery czy Atlety olimpijskiego, może zdać sobie
sprawę z idei piękna w starożytności. I kto ogląda
te rzeźby, najczęściej zauważa również, jak różne
ideały piękna panowały w różnych epokach. Przy-
puśćmy, że zwiedzający wychodząc z sektora mu-
zealnego rzeźby klasycznej wejdzie do sali, gdzie
znajduje się kolekcja sztuki późnoneolitycznej.
Przypuśćmy, że jakieś muzeum wystawia dwa
„klejnoty" tamtej epoki, to jest „Venere z Hall-
statt" i „Sleeping Lady" z wyspy Malty. W rzeź-
59
bach tych zmaterializowane zostały ideały piękno-
ści epoki starożytnej. Na przykładzie tym możemy
również zauważyć jak różnią się ideały piękności
nawet w tej samej epoce, a co dopiero jak różnią
się od dzisiejszych fotomodelek, które ozdabiają
okładki licznych magazynów. Na nasz gust są zbyt
korpulentne, co sprawia, że wydają się nieestety-
czne. Jakakolwiek kobieta, która dzisiaj miałaby
podobny wygląd, natychmiast poddana by była
ostrej diecie. Dla starożytnych natomiast była
największą pięknością.
Być może, że czytelnik powie, iż ludzie tamtych
czasów byli prymitywni i nie rozwinęli jeszcze
zmysłu estetycznego. Zanim zajmiemy się tym
tematem, powróćmy do naszego zwiedzającego,
który właśnie wchodzi do sali gdzie eksponowane
są obrazy z epoki baroku, wspaniałe dzieła mistrza
Rubensa. Obserwując ludzkie ciała przedstawiane
na tych obrazach, nasz zwiedzający zorientuje się,
iż ideał piękna tamtej epoki był bardzo podobny
do ideału z neolitu, gdyż ciała postaci Rubensa są
również bardzo korpulentne.
Na tym przykładzie możemy zobaczyć, że ideały
i gusty dotyczące piękności podlegają wpływowi
czasu. I warto zauważyć, że zmiany te dokonują
się nie z upływem wielu wieków, ale często kilku
lat. Przy końcu ubiegłego wieku za kobietę piękną
uważano taką, która w obfitości posiadała wszyst-
60
atrybuty kobiecości, podczas gdy zaraz po
dnjgiej wojnie światowej bardziej ceniono figury
bardziej delikatne, „dziewczęce". Na pewno przypo-
minamy sobie jak kilkanaście lat temu szczuplutka
,Twiggy" pojawiła się we wszystkich magazynach.
Ta sama Twiggy pokazuje się dzisiaj całkowicie
inna z wyraźnymi oznakami kształtów kobiecych,
gdyż tego dzisiaj oczekuje opinia publiczna. W je-
dnej ze swoich znanych książek chirurg plastyczny
i psycholog Maxwell Maltz opowiada jak w dwu-
dziestych latach przychodziły do niego liczne ko-
biety w sprawie mniejszych piersi. Niewiele lat
później zdarzało się coś wręcz przeciwnego. Wiele
kobiet życzyło sobie piersi większych.
Podsumowując, możemy stwierdzić, że ideał pię-
kności poddany jest nieustannym zmianom. Nie-
możliwym jest ostateczne określenie tego, co jest
piękne. Możemy raczej powiedzieć, że piękno jest
koncepcją niestabilną i relatywną.
Również brzydota jest
jedynie koncepcją relatywną
Pięknu przeciwna jest brzydota. Zacznijmy od
twierdzenia iż zewnętrzna brzydota fizyczna jest
trudna do ukrycia. Powszechną opinią jest więc, że
osoby zeszpecone fizycznie są brzydkie. Musimy
tutaj wymienić na pierwszym miejscu wszystkie
61
zniekształcenia ciała, będące wynikiem wad wro-
dzonych, jak również wszystkie zniekształcenia
wynikłe z chorób i wypadków. Wielu myśli, że
można uważać się za osobę ładną gdy ma się
gładką skórę i wszystkie członki proporcjonalne.
W historii ludzkości jednak było wiele okresów,
w których gładka i delikatna skóra wcale nie była
uważana za piękną. Pomyślmy choćby o wielu
ludach, które uważały się za wojownicze, jak
Spartanie, Celtowie, Saksoni i Indianie prerii pół-
nocnoamerykańskich, dla których ciałem praw-
dziwie pięknym było takie, które posiadało ozna-
ki męstwa i odwagi, a więc z bliznami. Istnieją
również takie nieeuropejskie ludy, dla których
gładka skóra jest znakiem niższości społecznej. Na
przykład u ludów zamieszkałych w delcie Nilu
wszystkim młodym chłopcom i dziewczętom prze-
cinało się policzki na znak dorosłości. Istnieją
również ludy, w Afryce centralnej i w rejonie mórz
południowych, które sztucznie powiększają dolną
wargę uważając to za objaw piękności. W końcu,
jeszcze na początku tego wieku, szeroko rozpo-
wszechnioną praktyką stosowaną w Chinach było
związywanie połamanych stóp małych dziewczy-
nek, ażeby pozostały małe i zdeformowane. Stopy
takie były dla tamtego ludu oznaką piękności.
Wielu czytelników mogłoby powiedzieć iż takie
zwyczaje byłyby nie do wyobrażenia dla nas Euro-
62
pejczyków. Czy rzeczywiście? Będąc na basenie
można zauważyć ilu mężczyzn ozdabia swoje ciała
tatuażami. Wielkim tematem, który można by tu
poruszyć, mógłby być również temat zmieniają-
cych się mód.
Większość zawsze decyduje o tym,
co jest piękne lub brzydkie
Piękno i brzydota są koncepcjami relatywnymi
poddanymi wpływom niezliczonych kultur. Nie
jest jasne, jak można zdefiniować cechy charak-
terystyczne dla piękna i brzydoty. Zajmijmy się
więc poszukiwaniem odpowiedzi na to pytanie.
Z pewnością nie mamy wątpliwości, że duży
brzuch u człowieka nie jest ładny. Istnieją jednak
takie rejony na ziemi, gdzie ludzie przez sposób
odżywiania w większości mają właśnie takie brzu-
chy i ktoś bez uwydatnionego brzucha wydaje się
dziwny. Wiadomym jest również, że wiele osób
w Irlandii posiada rude włosy. Nikomu więc nie
przyszłoby tam do głowy, że osoby takie mogą być
brzydkie. Istnieją też takie kraje, gdzie znaczna
większość populacji posiada włosy czarne, jak
w Meksyku lub na Sycylii. W krajach tych dziecko
z rudymi włosami mogłoby sobie wyobrażać, że
jest brzydkie. Rude włosy, które wykraczają poza
normę, stają się powodem żartów środowiska,
63
w którym dziecko wzrasta i tak w pewnym mo-
mencie dziecko zaczyna nienawidzić swoich ru-
dych włosów. Poza tym można sobie wyobrazić
jak ciężkim jest życie dziecka z czarną skórą w bia-
łej Europie centralnej. Nazywany przez rówieśni-
ków „czarnym", „arabem" lub inaczej na pewno
w końcu przekona się o własnej odmienności, brzy-
docie i niższości. Jeżeli natomiast to samo dziecko
wychowywałoby się w Afryce albo na Karaibach,
jako należące do większości społeczeństwa, mia-
łoby doświadczenia całkowicie inne i prawdopo-
dobnie uważałoby się za ładne.
W podobnej sytuacji są wszystkie osoby, które
w jakiś sposób przekraczają porządek zwyczajny.
Można tu mówić o osobach szczególnie wysokich
albo niskich, o osobach grubych albo chudych
w każdym razie o cechach, które przekraczają
normy większości populacji, skłaniają ich do czu-
cia się brzydkimi lub gorszymi. Można zauważyć
jak wielu chłopców, którzy rosną zbyt szybko,
stara się dostosować przez pochylanie lub chodze-
nie na zgiętych nogach, do średniego wzrostu
swoich rówieśników i tak na nowo stać się ład-
nymi. W podobnej sytuacji czują się grubi albo
niscy itd. Również te osoby w głębi serca pragną
być jak inni. Z tego też powodu w życiu wybierają
określone drogi. O tych właśnie drogach będziemy
mówili w następnych punktach.
64
Bierność i ucieczka w kompleks niższości
Nie można chyba dziwić się, iż większość osób
cierpiących z powodu swojej odmienności zewnę-
trznej z czasem popada w takie poczucie niższości,
które może blokować ich dynamizm życiowy,
a które nazywamy kompleksem niższości. W rze-
czywistości, tylko drobna część osobowości tych
osób zmusza je do wybrania drogi pasywności
w życiu. Mowa tutaj o osobach, które starają się
czuć jak osoby słabe i bezbronne, natomiast życie
uważają za okrutne i bezwzględne. W następstwie
rewolucyjnych odkryć, dokonanych przez Alfreda
Adlera na polu psychologii indywidualnej, kon-
cepcja stylu życia osiągnęła znaczenie podstawowe
dla naukowego poznania człowieka. Adler do-
strzegł, że człowiek żyje między ludźmi podobnymi
do siebie, przyjmując nieustannie pozycję konfron-
tacji z samym sobą, z innymi i ze światem. Po-
przednio przyjmowano koncepcje „osoby" i „cha-
rakteru", rozumiejąc je jako program życia usta-
nawiany przez daną osobę. Natomiast na bazie
odkryć Adlera, wprawdzie mówi się o planowa-
niu życia przez człowieka, ale zwraca się również
uwagę na liczne uwarunkowania zewnętrzne i we-
wnętrzne, którym człowiek podlega. Koncepcja
stylu życia wyraża na pierwszym miejscu twór-
czą postawę człowieka wobec własnej rzeczywistej
65
egzystencji. Według Adlera, psychologia współcze-
sna nie powinna się zajmować tym, co przedmio-
towe dla człowieka, ale skupić swoje zainteresowa-
nie na tym co dla niego podmiotowe, czyli na war-
tościach, ideach i opiniach, w które wierzy. Jest
więc oczywiste, że styl życia, który bazuje na opi-
niach i negatywnych doświadczeniach skłania daną
osobę do wybrania drogi pasywności i ucieczki
w kompleks niższości. Osoby, które wybrały tę
drogę są zazwyczaj głęboko zniechęcone i nasta-
wione pesymistycznie. Oddały się w ręce okrutne-
go losu, jednocześnie nie akceptując go.
Jeżeli człowiek przekonany jest o własnej niższo-
ści, będzie zawsze próbował uważać siebie za ofia-
rę okoliczności stworzonych przez innych. W ży-
ciu jego obecna będzie naturalna skłonność do
obarczania losu odpowiedzialnością za wszystkie
nieszczęścia. Dlatego też osoby te przekonane są
o dziedzicznym charakterze wad budowy ciała i wiel-
kiej odpowiedzialności wychowawców za kształ-
towanie negatywnych wzorców i w konsekwencji
o niezwykłej ważności piękna i brzydoty zewnętrz-
nej. Często osoby te przypisują wszystkie swo-
je potknięcia życiowe i brak sukcesów swojemu
wyglądowi zewnętrznemu. Czynią tak, gdyż mo-
gą obarczyć odpowiedzialnością za swoje błędy
coś, co jest poza ich wpływem. W tym sensie,
osoby zniechęcone próbują odnieść korzyść ze
66
swoich defektów zewnętrznych, gdyż w ten sposób
usiłują usprawiedliwiać przed sobą i przed świa-
tem własny brak odpowiedzialności, brak sukcesu
i bierność.
Osoba zniechęcona, owładnięta własnym kom-
pleksem niższości, wydaje się nieświadomie wal-
czyć ze swoim wyglądem zewnętrznym. Jest to
najczęściej walka intensywna i nieskuteczna. Czę-
sto ta pseudowalka prowadzi do chirurga plasty-
cznego. Maxwell Maltz, cytowany już wcześniej,
powtarzał, że osoby proszące go o interwencję
chirurgiczną oczekiwały, że po zabiegu i zmianie
swego wyglądu zewnętrznego odzyskają optymizm
życiowy i wyzwolą się z kompleksu niższości.
Maltz wspominał przy tej okazji pewną dziew-
czynę, która przekonana była, że wszystkie nie-
szczęścia jej życia spowodowane są jej krzywym
nosem. Operacja przyniosła wspaniałe efekty
i wszyscy przyjaciele i bliscy byli entuzjastami jej
„nowego nosa". Jednakże sama pacjentka nie
przyjmowała do wiadomości tej zmiany i dalej
czuła się dziewczyną brzydką. Nawet wtedy gdy
pokazywano jej stare fotografie i tłumaczono zasa-
dniczą zmianę, ona negowała wszystko. Nieświa-
domie dziewczyna ta nie chciała być piękną, gdyż
nie mogła teraz usprawiedliwiać swoim wyglądem
zewnętrznym, niepowodzeń życiowych, własnego
zniechęcenia i kompleksu niższości. Pokazuje to
67
potrzebę uczynienia sobie z własnego wyglądu
zewnętrznego pewnego rodzaju alibi życiowego.
Jeżeli ktoś jest na przykład bardzo gruby, łatwo
mu usprawiedliwić niepowodzenia na polu uczu-
ciowym. Taką samą argumentację stosują osoby,
które uważają się za fizycznie nieatrakcyjne.
Jak uwierzyć w swoją wartość
Istnieje wiele osób które pomimo braków w swo-
im wyglądzie zewnętrznym nie uciekły w zniechę-
cenie kompleksu niższości. To są te osoby, których
styl życia bazuje na odwadze zachowań pozytyw-
nych. Osoby te są w stanie zaakceptować to, co
jest niemożliwe do zmiany, czyniąc to zarazem
coraz mniej znaczącym elementem życia. Ileż osób
na świecie właśnie w tym momencie zostaje po-
zbawione wzroku lub ich ciała zostają zniekształ-
cone wskutek licznych wypadków i nieszczęśli-
wych zdarzeń! Pomimo to, wiele z nich w tej
sytuacji dalej stara się podejmować wyzwania
życia. I w pewnym sensie niesprawność fizyczna
staje się dla nich nie tyle przeszkodą, co bardziej
wyzwaniem do przekształcenia w sobie zła w do-
bro. W swojej znanej teorii o funkcjonalności zre-
dukowanej do jednego organu, Alfred Adler udo-
wodnił, że niesprawność fizyczna pewnych orga-
nów może być rekompensowana przez organizm
68
w inny sposób. Tzw. „niższość organiczna" i wady
fizyczne stają się mocnym stymulatorem rozwoju
duchowego i fizycznego w innych dziedzinach.
Na przykład, jeżeli jedno płuco traci swoją
sprawność, drugie natychmiast przejmuje jego rolę
i nabiera większej sprawności. Jeżeli ktoś staje się
niewidomym albo niesłyszącym, inne organy re-
kompensują, o ile to możliwe, tę stratę. I tak: słuch
człowieka niewidomego staje się doskonały, mus-
kuły osób częściowo sparaliżowanych nabierają
atletycznej sprawności itd. Nawet osoby tak cięż-
ko doświadczone jak głuchoniemi, zyskują rekom-
pensatę w niezwykłej pamięci i w innych dziedzi-
nach.
Weźmy na przykład Wilmę Rudolph, zwycięż-
czynię na Olimpiadzie w Rzymie. Od dzieciństwa
cierpiała na paraliż i dopiero jako dorosła odzys-
kała zdolność prawidłowego poruszania się. Gdy
całkowicie wyeliminowała własną niesprawność,
nie przestawała trenować. Ukoronowaniem jej wy-
siłków był złoty medal na Olimpiadzie.
Od czasu do czasu gazety publikują nowe wia-
domości o tzw. dzieciach Contergan. W jak cu-
downy sposób, na nowo, odzyskują sprawność
i równowagę. Jeżeli zdamy sobie sprawę, że nikt
z nas nie byłby w stanie utrzymać stopami widelca
lub szklanki, albo nikt nie potrafiłby pisać ustami
lub palcami stóp, wtedy zrozumiemy, iż w rzeczy-
69
wistości ta kompensacja staje się superkompensa-
cją. Paul Rom w swojej pięknej książce mówiącej
o humanizmie i sposobie życia Hermanna Unthana
opowiada jak człowiek, który urodził się bez ra-
mion nabiera sprawności w pracy nogami i stopa-
mi. W czasie swoich pokazów Unthan pisał na
maszynie, grał na trąbce i nawet strzelał celnie
z pistoletu.
Ale również defekty innego typu mogą być re-
kompensowane. Alfred Adler przytacza przy tej
okazji przykłady wielu malarzy, których wzrok był
bardzo słaby. Ankiety przeprowadzane w akade-
miach sztuk pięknych wykazały, że aż 70% stu-
dentów cierpi na znaczne wady wzroku. Wielcy
mówcy, aktorzy, śpiewacy i pisarze przejawiają
wiele podstawowych problemów językowych prze-
kraczających średnią. Przypomnijmy sobie naj-
większego mówcę starożytności Demostenesa, któ-
ry w dzieciństwie miał problemy z wymową. Nato-
miast wielki angielski pisarz Somerset Maugham
znany był ze swojego bełkotu. Wielu znanych
kompozytorów miało problemy ze słuchem lub
byli po prostu głusi jak Beethoven, Smetana i Ro-
bert Franz.
Powracając do kwestii piękna i brzydoty ze-
wnętrznej. Przypomnijmy, zwłaszcza tym osobom,
które czują się brzydkie, bo są niskie, jak niskim
był Napoleon największy ze wszystkich Francu-
Z6w który de facto nawet nie był Francuzem
z urodzenia. Kto chodzi do kina wie, że zazwy-
czaj wielkie osobowości nie wiążą się z idealnym
pięknem zewnętrznym. Co dotyczy takich aktorów
iak Asta Nielsen, Humphrey Bogart, Gert Frobe,
Charles Laughton i Barbara Streisand. Po drugie,
przykład Marilyn Monroe pokazuje, że piękno
zewnętrzne nie zawsze jest gwarancją życia szczę-
śliwego. Wszystkie te zalety, które posiadamy od
urodzenia jak wygląd zewnętrzny, pozbawiają nas
możliwości wypełnienia procesu kompensacji lub
superkompensacji, z których możemy być dumni.
70
Christine Juhre
ODWAGA BYCIA
NIEDOSKONAŁYM U OSOBY
NIEPEŁNOSPRAWNEJ
Gdy myślimy o przeróżnych możliwościach de-
fektów fizycznych, najbardziej ewidentną jest sy-
tuaga osób niepełnosprawnych. Zauważamy jak
wszystkie ograniczenia zdolności wzrokowych,
słuchowych i umysłowych powodują liczne kon-
sekwencje osobiste i społeczne. Specjaliści nazy-
wają ten stan ograniczeniem egzystencjalnym lub
ograniczeniem w formacji i socjalizacji.
Moje codzienne kontakty z osobami posiadają-
cymi wady słuchu uczą mnie innego spojrzenia na
sytuację osób niepełnosprawnych. I sprawiły, że za-
pragnęłam stać się ich rzecznikiem w wielu trud-
nościach i cierpieniach, które osoby te muszą
każdego dnia pokonywać.
W przypadku osób z ograniczonym słuchem,
prawdziwym problemem jest wyrażenie siebie po-
przez język i wynikająca z tego niezdolność psychi-
73
czna do zrozumienia siebie. Dzieci niepełnospraw-
ne, przeżywając wszystkie konsekwencje swojej
sytuacji, bardziej od rodziców zdają sobie sprawę
z własnej anormalności. I dlatego do rodziców
i przyjaciół właśnie należy walka z konsekwen-
cjami tej świadomości. Oddajmy jednak głos sa-
mym dzieciom i rodzicom niepełnosprawnym. Pe-
wien ojciec opowiada, iż wielu rodziców dzieci
niepełnosprawnych na początku przeżywa na
zmianę, długie okresy nadziei i desperacji. Ciągły
napór pytań i lęków jest konsekwenqą pierwot-
nego szoku: czy można coś zrobić? W takiej
sytuacji ważnym jest, by pozbyć się uczuć roz-
czarowania i dowiedzieć się jakie są możliwości
działania i rozwiązywania zaistniałej sytuacji. Lu-
dzie, przy tej okazji, źródła pociechy i siły znajdują
w religii lub solidarności ze strony najbliższych.
Inni rodzice uważają, że akceptacja bezwarun-
kowa dziecka niepełnosprawnego jest podstawo-
wym warunkiem właściwego klimatu dla wzrostu
i kształcenia ich dzieci. Nie może ono czuć się
jakimś obcym elementem lub wiecznym utrud-
nieniem dla swoich rodziców. Jego kondycja psy-
chiczna i jego wychowanie zależeć będzie od rów-
nowagi psychicznej rodziców. Ojciec i matka wcale
nie muszą upodobnić się do swego dziecka, by je
móc zaakceptować, ale to właśnie dziecko powin-
no brać czynny udział w normalnym życiu rodzin-
74
nyrn. Wydaje się niemożliwym, by dziecko nie-
pełnosprawne w pewnym sensie determinowało
rytm życia całej rodziny. Matka musi zajmować
się nim o wiele więcej niż innymi dziećmi zdro-
wymi i opanować techniki, które pozwolą jej wejść
w kontakt z dzieckiem by podtrzymywać je i roz-
wijać. A jednak równocześnie powinna zajmować
się również innymi dziećmi, by ich nie krzywdzić.
Każde dziecko w takiej sytuacji potrzebuje więk-
szej uwagi i miłości. Oczywistym jest również, że
siostry i bracia upośledzonego dziecka odgrywają
szczególną rolę, gdyż muszą często bronić swego
rodzeństwa przed złośliwymi uwagami kolegów
i rówieśników.
Dziecko niepełnosprawne wymaga stałej opieki
i rodzice nie mogą pozbyć się tego obowiązku ani
na wakacjach, ani w jakiejkolwiek innej sytuacji.
Pewna matka opowiadała mi, że jej syn niesłyszący
nie był akceptowany przez dyrektorkę pensjonatu,
gdyż nie mogła zachować nad nim pełnej kontroli,
i gdy ona zwracała mu uwagę, wydawał dziwne
dźwięki, niezrozumiałe dla osób słyszących nor-
malnie. Można by przytaczać wiele doświadczeń
rodziców dzieci niepełnosprawnych. Zdarza się, że
dzieci niepełnosprawne chcą skupiać na sobie
szczególną uwagę i z przekory czynią rzeczy, które
mogą obrazić poczucie godności rodziców i innych
osób. W takich sytuacjach rodzice nie tylko muszą
75
wstydzić się za swoje dzieci, ale również przyj-
mować skargi i brak zrozumienia ze strony innych
osób. Ci rodzice, którzy przyjmują wszystkie tego
typu doświadczenia z humorem, potrafią uniknąć
wielu problemów. Pełni zrozumienia dla tych,
którzy nie rozumieją, przechodzą do porządku
dziennego nad bezużytecznymi radami, pozbawio-
nymi miłości.
Pewna matka niepełnosprawnego dziecka z wiel-
ką radością zauważyła, jak inni starają się jej
pomagać, gdy wyjdzie w odpowiedni sposób do
nich. Im bardziej matka wychodziła z własne-
go świata, tym bardziej znajdowała zrozumienie
u innych. Widząc tę sytuację, dziecko bardziej
odważnie zaczęło wchodzić w świat i otaczającą je
rzeczywistość. W taki właśnie sposób może doko-
nać się bardzo pozytywny proces socjalizacji. Naj-
gorszym rozwiązaniem jest przyjęcie, i przez to
uczenie dziecka, poczucia niższości wobec rzeczy-
wistości.
Dziecko niepełnosprawne może stanowić wspa-
niały sprawdzian, dla wszystkich relacji między-
ludzkich, w których uczestniczy. Na przykład,
znajomi rodziców okazują się niezbyt dobrymi
przyjaciółmi, gdy nie akceptują ich niesłyszącego
dziecka. Ale również tacy rodzice, którzy pragną
pomóc nadmiernie, to znaczy dokonać rzeczy nie-
możliwych, ryzykują wzięcie na siebie zbyt licz-
76
oych obowiązków, a w konsekwenq'i zniechęcenie.
Ojciec jednej z moich uczennic był zmuszony
zrezygnować z pracy i opuścić dom, który właśnie
zdołał zbudować. Cała rodzina musiała urządzać
się na nowo w małej miejscowości, gdzie znaj-
dowała się specjalna szkoła dla jego córki. Równo-
cześnie z pomocą, jaką oferują specjalne szkoły
dzieciom niepełnosprawnym, powinny one rów-
nież prowadzić pomoc dla ich rodziców.
Jak relacjonuje pani Backenroth, tego typu po-
moc udzielana była w czasie bardzo owocnych
spotkań, odbywających się przy Instytucie Psycho-
logii w Sztokholmie. Ich celem była wymiana
doświadczeń pomiędzy rodzicami dzieci niepełno-
sprawnych - wyeliminowanie obecnego poczucia
winy oraz lepsze zrozumienie zjawiska niepełno-
sprawności. W ten sposób rodzice otrzymują po-
trzebne wsparcie poprzez poznanie doświadczeń
innych rodzin. Zyskują większą świadomość wła-
snych możliwości i praw, które im przysługują.
Uczą się bardziej akceptować dziecko razem z jego
niedorozwojem, jak również lepiej przyjmować wszy-
stkie tego konsekwencje, odkrywając nieznane mo-
żliwości i zdolności własnych dzieci. Inicjatywy ro-
dziców i stowarzyszeń niepełnosprawnych, mających
na celu wspomaganie rodziców dzieci niepełno-
sprawnych, są wszędzie przyjmowane z najwyż-
szym uznaniem. Energia wyzwolona przez samą
77
grupę osób zainteresowanych wzbudziła tak wiel-
kie siły, iż umożliwiły one większe zharmonizowa-
nie życia w rodzinach osób niepełnosprawnych
i zrównoważyła stosunki panujące wewnątrz nich.
Rodzice nauczyli się właściwego podejścia do pro-
blemów dzieci niepełnosprawnych i nie starają się
już wszystkiego rozwiązywać na własną rękę. Nie
czują się już tak zależni od opinii i hierarchii war-
tości, wyznaczanych przez innych, ale nauczyli się
szanować skalę własnych wartości czasem trochę
inną od skali wartości innych.
Rodzice, którzy, z pomocą albo bez pomocy
specjalisty, zaakceptowali swoje niepełnosprawne
dziecko, odnajdują w życiu wiele radości i praw-
dziwe szczęście. Dla nich życie może dalej rozwijać
się, choć pod pewnym względem wydaje się być
pozbawione nadziei. Pewna matka opowiadała mi,
że rozpoczęła regularną grę na fortepianie, w ob-
liczu niepełnosprawności swego dziecka, co stało
się źródłem radości i przyjemności dla niej samej
i dziecka. Satysfakcja ze zrealizowania własnego
marzenia dawała jej siłę i energię, co niewątpliwie
dobrze odbiło się na prawidłowym wzroście dziec-
ka. Inne małżeństwo zaś zapisało się na kurs tań-
ca towarzyskiego, by nie pogrążać się w smutku;
zrozumieli, że radosna postawa rodziców będzie
najlepszą pomocą dla ich dziecka. W takiej sytua-
cji konieczne jest pogłębianie więzi małżeńskiej,
78
a nie tylko skupianie się na dziecku niepełno-
sprawnym.
Wszystkie te rozważania pokazują jak bardzo
osoba niepełnosprawna zależna jest od własnej
rodziny. Czyli, stawanie się dorosłym oznacza dla
niej zachowywanie zależności. Uzależnienie to mo-
że zaś prowadzić do wielu napięć psychologicz-
nych. Superopieka i decydowanie za osobę nie-
pełnosprawną może być również bardzo szkodliwe
dla niej.
Przykład osoby, która będąc zmuszona żyć na
wózku inwalidzkim, zostawiła instytut opieki, by
samotnie zamieszkać w mieszkaniu, pokazuje aspi-
racje osób niepełnosprawnych do samowystarczal-
ności i autonomii. Pomimo wielu trudności, któ-
re musiała pokonać, oraz pomimo licznych rad
przyjaciół, którzy odradzali jej takie rozwiąza-
nie, uczyniła to wskazując wielkie pragnienie sa-
modzielności. Relacje z innymi ludźmi, których
poszukiwała i znalazła, potwierdziły w niej tę
podstawową i naczelną zasadę niezależności per-
sonalnej. Jej decyzja wpłynęła nie tylko na roz-
wój osobowy jej samej, ale również jej przyjaciół.
Wyzwolili się oni, jak sami opowiadali, z pewne-
go typu kontaktu z osobami niepełnosprawny-
mi, których zdanie zaczęło znaczyć tyle samo
co innych ludzi. Poczucie bezpieczeństwa, któ-
rego wspomniana osoba doświadczała pomiędzy
79
przyjaciółmi, pomagało jej przezwyciężyć niezro-
zumienie i nadmierne oczekiwania. Zamiast być
zgorzkniałą jeszcze bardziej zamkniętą w sobie,
stała się bardziej otwarta i gotowa mówić o wła-
snych problemach i nadziejach. Przyjmowała i od-
powiadała na wszystkie pytania zadawane jej
przez dzieci i tłumaczyła wszystkim sytuację osób
niepełnosprawnych. Akceptacja własnej niepeł-
nosprawności pobudziła w niej pozytywne siły
i energie, które przelała na otaczające ją śro-
dowisko.
Wady organów służących kontaktom między-
ludzkim czynią oczywiście trudniejszymi relacje
z bliskimi. Dotyczy to osób dotkniętych głuchotą
lub niemych, które z wiadomych względów nie
odbierają głosu ludzkiego i w ten sposób po-
zbawione są pewnego typu kontaktu. Sama mimi-
ka nie jest tu zawsze doskonałym rozwiązaniem,
gdyż może być źle interpretowana. Stan taki może
rodzić liczne problemy i ma liczne konsekwencje
psychologiczne.
W naszym systemie szkolnym osoby niepełno-
sprawne zobowiązane są opanować taki sam mate-
riał jak inne osoby. Jest to rywalizacja niesprawie-
dliwa, gdyż nie uwzględnia się przy niej trudności
osób niepełnosprawnych w opanowaniu materiału,
a nawet w dotarciu do niego. W przypadku osób
niesłyszących na przykład, wada słuchu, pociąga
80
za sobą pewne konsekwencje psychologiczne. Oso-
ba niesłysząca percypuje na zasadzie przyjmowa-
nia schematów i analogii. Brakuje jej znajomości
i zrozumienia współczesnego świata, które zyskuje
się przez własne doświadczenia. Poznanie ogólne
pozostaje niepełne z powodu ograniczonych możli-
wości językowych. Skutkiem tego jest niewystar-
czająca dojrzałość życiowa.
Niesłyszący, rozpoczynając więc swoje doświad-
czenia zawodowe, na bazie przygotowania szkol-
nego, zdaje sobie sprawę, że w rzeczywistości jest
całkowicie nieprzygotowany. Jest w stanie stwo-
rzyć sobie na własny użytek jedynie, ograniczony
obraz świata. Niesłyszący, wchodząc w świat, do-
świadcza między zdrowymi ludźmi ciężaru swe-
go cierpienia. Nie wie jak komunikować się z „jed-
nym z nich". Również jego sposób mówienia jest
trudny do zrozumienia. Pracując na przykład w fa-
bryce, niesłyszący musi obserwować usta, żeby
zrozumieć mówiącego. Dlatego też zazwyczaj
w środowisku nie ufa mu się nadmiernie, powierza
mu się prace samotne i nieprzyjemne.
Wszystkie te trudności nie przeszkadzają jednak
w świetnym wywiązywaniu się z obowiązków
i prac przez osoby niesłyszące. Można by się
zdziwić jak jest to możliwe? Decydują o tym dwa
powody. Pierwszym jest obserwowana u osób
niesłyszących wielka ambicja i potrzeba afirmacji,
81
co sprawia, że bardziej są skłonne do rozwijania
własnych zdolności. Brak percepcji słuchowej
sprawia, że osoba niesłysząca jest bardzo wrażliwa
na odbiór wizyjny. Brak hałasów i niepotrzebnych
dźwięków powoduje większą koncentrację, a także
większą uwagę przy pracy. U osób niesłyszących
uderza sprawność manualna i precyzja przy wyko-
nywaniu wszystkich czynności. Dlatego, pomimo
wady słuchu, osoby takie pod pewnymi względami
mogą przewyższać osoby słyszące.
Drugim powodem, dla którego osoba niesłyszą-
ca może bardziej energicznie podjąć wyzwania
życia codziennego, jest impuls, który może otrzy-
mać ze środowiska osób niesłyszących. W środo-
wisku tym może czuć się zrozumianą i rozumie
innych, może również zaspokoić swoje społeczne
potrzeby. We wspólnocie osoby te zyskują większą
pewność siebie oraz uczą się pokonywać rozczaro-
wania i niepowodzenia w pracy. Mają świadomość
praw i problemów mniejszości, do której należą.
Niesłyszący przeciwstawiają się często wszelkim
formom nieużyteczności języka w sposobie mówie-
nia osób zdrowych. Domagają się od zdrowych
szacunku dla ich własnego sposobu mówienia, któ-
ry często kosztował ich wiele wysiłku. Oczekują, że
zostaną docenione ich wysiłki. Wśród osób słyszą-
cych nie chcą czuć się nieustannie pocieszane, nie
chcą jałmużny.
82
Waldow przytacza przy tej okazji przykład pew-
nego niesłyszącego człowieka, który pracował aż
do 60 roku życia i przez wiele lat uczestniczył
w stowarzyszeniach sportowych, prowadząc bar-
dzo czynną działalność. Mówi on, że niesłyszą-
cy posiadają zazwyczaj nadzwyczajne uzdolnienia
sportowe, których nie powinni się wstydzić.
Na zakończenie wypowiedź ojca, który sam nie
należy do świata niepełnosprawnych, ale mając
dziecko niesłyszące, miał wizję obydwu światów:
„rehabilitacja i przystosowanie nie oznaczają jedy-
nie ograniczania się do programów proponowa-
nych przez szkoły i instytucje do tego powołane.
Każda wspólnota ludzka powinna być przygoto-
wana na przyjęcie i zaakceptowanie osoby nie-
pełnosprawnej ze wszystkimi tego konsekwencja-
mi. Dyspozycyjność danej grupy ludzkiej do zro-
zumienia sposobu mówienia osoby niepełnospraw-
nej oznacza w tym wypadku zachętę do odważ-
nego wyrażania się i przedstawiania swoich pytań
i wątpliwości. Obie grupy z czasem nauczyłyby się
wzajemnie akceptować i poprzez pogłębianie in-
formacji coraz bardziej poznawać siebie nawza-
jem. Czyli proces przystosowania domaga się ucze-
stnictwa obydwu stron.
Osoba niepełnosprawna nie powinna nadal być
osamotniona w walce ze swą niesprawnością, ale
coraz bardziej rozumieć (jak kiedyś powiedział
83
E. Rees), że jej walka ważna jest dla całej spo-
łeczności. Osoby niepełnosprawne i pełnosprawne
powinny zdać sobie sprawę, że razem pracują
stosownie do własnych zdolności i możliwości,
uczestnicząc w wytwarzaniu dobra dla całego spo-
łeczeństwa.
Paul Rom
KOBIETA
W SPOŁECZEŃSTWIE
MĘŻCZYZN
W naszym współczesnym świecie zakres obser-
wacji człowieka objął całą ziemię, również księ-
życ, słońce i planety stały się przedmiotem naszej
obserwacji. Jednakże świadomość rzeczywistości
naszej egzystencji u wielu ludzi pozostała bardzo
ograniczona i pomieszana. Nie wszyscy, na przy-
kład współcześni nam, są świadomi faktu, że ko-
biety tak samo jak mężczyźni są przedstawicielami
rodzaju ludzkiego.
Jako stworzone przez Boga, jako podmiot praw
i obowiązków w społeczeństwie demokratycznym,
nie są już przedmiotem nierówności społecznej,
o której decydowała jedynie płeć. Mężczyźni i ko-
biety pomimo swoich fizycznych różnic powinni
się traktować we wszystkich relacjach międzyludz-
kich na równych zasadach.
Przesąd o niższości kobiety, wydawałoby się już
85
nieaktualny jest wciąż obecny w świadomości spo-
łecznej. Istnieją również mężczyźni, którzy nie
mogą sobie poradzić ze swoim lękiem przed kobie-
tami. Jednakże problemy istnieją, żeby były prze-
zwyciężane - jak powiedział Adler.
Gunter Grass w swojej powieści IL rombo
(1977) opisał żywotność i oryginalność przejścia,
w przeciągu historii, od dominacji jednej płci do
ich równości. Już w ostatnim dziesięcioleciu ze-
szłego wieku August Bebel w swojej słynnej książ-
ce opisał rozwój społeczny przebiegający od ma-
triarchatu do patriarchatu i opowiedział się za
równością płci.
Sigmund Freud, mimo swoich szczególnych
trudności, nie uważał kobiety za obiekt specjal-
nie interesujący, podczas gdy Alfred Adler stwo-
rzył koncepcję „protestu maskulinistycznego". Je-
dna z jego uczennic Alice Ruhle-Gerstel zajmowa-
ła się dogłębnie problemami kobiety współczesnej
i w 1972 roku ukazała się jej książka pod tytułem
Die Frau und der Kapitalismus. Według Adlera,
w naszym społeczeństwie, które przeniknięte jest
poczuciem wyższości, to, co męskie jest synoni-
mem tego, co lepsze, a to, co żeńskie jest synoni-
mem tego, co gorsze. Nie tyle bycie dobrą osobą,
ale raczej bycie prawdziwym mężczyzną jest uzna-
wane dzisiaj za wartość i to sprawia, iż wiele osób
czyni sobie życie trudniejszym niż ono jest.
Wiele kobiet świadomie nie uznaje swej tzw.
niższości. Inne przyjmują postawę bardziej kon-
frontacyjną i odmienny sposób postępowania wo-
bec mężczyzn.
Niektóre kobiety mówią zaś: „Jeżeli jesteś silny
i lepszy, to dobrze opiekuj się mną, twoją kobietą,
i zaspokajaj wszystkie moje potrzeby. Inne prob-
lemy społeczne mnie nie interesują." Kobiety te
nie tyle mają kompleks niższości, ile raczej starają
się wykorzystać swą domniemaną niższość spra-
wiając pozory kompleksu.
Jeszcze inne kobiety w takim natężeniu i z takim
napięciem przeżywają kompleks niższości, że spra-
wia on u nich odwrotny skutek. Tak walczą ze
swoją niższością, iż we wszystkim chcą być lepsze,
co może powodować liczne szkodliwe skutki.
a) Kobieta egocentryczna, która przyjmuje po-
stawę sprzeciwu, czuje się osobą dynamiczną i lep-
szą, pokazując to poprzez niezwykłe zachowanie,
dziwne gesty oraz reakcje neurotyczne. Ośmiesza
mężczyzn, natrząsa się z nich i stara bawić się z ni-
mi w sposób frywolny. Przez pewien okres czasu
może to zrobić wrażenie na niektórych osobach.
b) Inne kobiety, które odrzucają własną niż-
szość społeczną, przyjmują własne niepowodzenia
życiowe nie w kategoriach dyskryminacji, ale rozu-
87
mieją je w kategoriach wspólnych problemów,
które mężczyzna i kobieta muszą pokonywać ra-
zem. Posłużmy się przykładem sufrażystek angiel-
skich, które w ostatnich latach ubiegłego wieku
walczyły, także metodami terrorystycznymi, o pra-
wo wyborcze. Mowa tutaj o celu określonym
i ograniczonym z punktu widzenia polityki. Ale
przytoczmy również przykład kobiet w Niemczech
czy Austrii, które nie robiły nic specjalnego, a rów-
nież w końcu otrzymały prawo wyborcze. Idea-
łem ich były poglądy Bebela. Walczyły one razem
z mężczyznami o prawa socjalne i uczynienie ze
społeczeństwa wspólnoty bardziej ludzkiej.
c) Istnieją również kobiety, dla których kom-
pleks niższości nie ma żadnego znaczenia, dlatego
gdyż osiągnęły taki stopień dojrzałości i sukcesu,
iż sytuacja ogólna kobiet ich nie dotyczy. Znamy
je w świecie sztuki i literatury, w świecie filmu, nau-
ki i polityki. Jaką interpretację psychologiczną po-
winniśmy dać ich sposobowi życia? Podczas gdy
wszyscy są zgodni, że ciała mężczyzny i kobiety są
różne, nie wszyscy są zgodni co do tego czy ich
„duch" jest tego samego rodzaju. Oczywiście już
wiele wieków temu teologowie kościelni przyznali,
że kobiety posiadają duszę. Dzisiaj jednak uważamy,
że duch jest „instrumentem" pochodzącym z orga-
nizmu, instrumentem, który pozwala nam na za-
chowanie i podtrzymanie egzystencji. Uważamy
również, że kobiety i mężczyźni posiadają ten sam
„instrument", który nigdy nie jest przedmiotowy
a zawsze podmiotowy. Kobiety mogą przyjąć posta-
wę akceptacji albo odrzucenia wartości własnego
życia, która zależy w dużej mierze od ich płci. Wy-
bór ten jest podejmowany w pełnej wolności i jedy-
nie od kobiet i mężczyzn zależą jego konsekwencje.
Adler uważał, że być mężczyzną również ozna-
cza nosić na sobie znamię niższości. Uczył on, iż
należałoby, nie tyle żyć jeden obok drugiego, albo
tym bardziej jeden przeciwko drugiemu, ale zdo-
być się na odwagę życia razem. Od wczesnego
dzieciństwa w domu i szkole dziewczęta i chłopcy
bywają często zniechęcani do takiego sposobu
myślenia. Poprzez zrozumienie i ćwiczenie mogą
być wychowywani do pobudzania własnej odwagi.
To z czasem rodzi w nich ogólny sposób po-
stępowania nazywany „stylem życia". Ale co rozu-
mie się w tym kontekście przez odwagę?
Zuchwałość, brak lęku przed śmiercią, arogan-
cja... żadna z tych cech nie jest dla nas znakiem
odwagi. Dla nas odważnym jest jedynie ten, kto
zawsze pobudzany jest sensem wspólnoty i oddaje
się aktywnościom społecznie użytecznym. Osoba
odważna potrafi zajmować się problemami innych
i zawsze gotowa jest rozwiązywać problemy ogól-
ne i osobiste. Ten sposób postępowania nie może
88
89
być określany, ani jako typowo męski, ani jako
typowo żeński. Osoba, która jest dyspozycyjna
rozwiązuje kwestie nierówności płci.
Popieramy wszystkie te rozważania przykładem
Goldy Meir (1898-1978), która w tak piękny spo-
sób opisała swe wspaniałe życie.
Kobieta ta wielokrotnie była premierem Izraela,
wychowała się w bardzo skromnych warunkach,
ale potrafiła zdobyć się na odwagę, by stać się kimś
ważnym w życiu tak wielu ludzi. Starała się rów-
nież być prawdziwą kobietą i matką, wychowała
dzieci i miała wnuki. Ostatecznie jej małżeństwo
rozpadło się, ale bez większych kłótni i konsekwen-
cji psychologicznych. Również jako osobistość po-
lityczna Golda Meir nigdy nie była „mężczyzną
w spódnicy". Kiedy pewien minister, chcąc powie-
dzieć jej komplement, zdefiniował ją jako jedynego
mężczyznę w radzie ministrów, ona zapytała: „Czy
dla mężczyzny byłoby komplementem powiedzenie:
jedyna kobieta między ministrami?" Jako osoba
odważna powiedziała kiedyś, że nigdy nie doświad-
czała jakiegoś poczucia niższości wobec mężczyzn.
Ważniejszymi dla niej były dwa inne problemy. Jej
rodzina żyła w kraju, gdzie Żydzi byli szczególnie
rześladowani i każdego dnia mogli obawiać się
jakiegoś pogromu. Poza tym głód był czymś na po-
rządku dziennym w jej domu. Pomimo tego, cała
rodzina od najbliższych do najdalszych krewnych
90
potrafiła zachować wspaniałą solidarność i wzaje-
mną pomoc. Inteligentna praca miała w przyszło-
ści rozwiązać problemy jej rodziny. Jej ojciec,
zdolny stolarz, wyjechał do Ameryki i po pewnym
czasie sprowadził za sobą całą rodzinę, która
mogła wreszcie żyć w przyzwoitych warunkach.
Zarówno w domu jak i w szkole Golda uczyła się
szanować wartości ludzkie. Większość jej myśli
obracała się jednak wokół bezpieczeństwa Żydów,
nieustannie zagrożonych powracającym antysemi-
tyzmem, oraz wokół przemiany systemu kapitali-
stycznego i likwidacji biedy.
Theodor Herzl pierwszej koncepcji nadał formę
syjonizmu. Programem tego ruchu było pokojowe
odrodzenie państwa Żydów na ziemiach starożytnej
Palestyny. Inni syjoniści o „zabarwieniu" socjali-
stycznym zamierzali utworzyć państwo socjalisty-
czne. W Poale Zioń, partii, która aż do dzisiaj
uczestniczy w międzynarodówce socjalistycznej,
Golda odnalazła miejsce, gdzie mogłaby zrealizo-
wać swoje marzenia i cele. Najpierw jednak musiała
dokonać własnego wyzwolenia, poszerzając własne
wykształcenie i kulturę ogólną, i przezwyciężyć do-
ktrynerstwo swojej rodziny, ściśle ortodoksyjnej.
Altruizm i dyspozycyjność zawsze ją charak-
teryzowały, gdy przeniosła się wraz z mężem do
Palestyny i żyła na początku, w jednym z kibuców.
Jej rozwaga i poświęcenie dla spraw całej społecz-
91
ności sprawiły, że powołano ją na najwyższe sta-
nowiska rodzącego się państwa, którego stała się
współfundatorką w 1948 roku. W 1975 roku po
wojnie Jom Kippur całkowicie wycofała się z życia
publicznego i jako babcia spotkała się z Anwarern
Sadatem w 1977 roku. Nie dożyła jednak dnia,
kiedy na Bliskim Wschodzie zapanował ostateczny
pokój, którego tak bardzo pragnęła. W sytuacjach
najbardziej tragicznych zawsze pracowała nad tym,
aby ustanowić relacje bardziej ludzkie między
muzułmanami i izraelitami. Była to osoba rzeczy-
wiście dojrzała jako kobieta, jako Żydówka i jako
osobowość polityczna. Powiedziała kiedyś te zna-
ne słowa: „Gdy wreszcie nastanie kiedyś dzień
pokoju, będziemy mogli przebaczyć Arabom to,
że zabili naszych synów, ale trudniejszym jeszcze
będzie przebaczyć im, iż zmusili nas do zabijania
ich synów."
Dzięki przezwyciężeniu wielu trudności ta od-
ważna kobieta stała się wyrazicielką nadziei nie
tylko swojego narodu, ale także całej ludzkości.
Szacunek, którym cieszyła się w wielu krajach,
został wyrażony i potwierdzony w czasie jej sław-
nego pogrzebu w Jerozolimie w grudniu 1978 ro-
ku. Podczas pogrzebu pewne małe dziecko powie-
działo: „I co teraz będzie z naszą Goldą?"
Gerd Treffer
SOCJOLOGICZNE ASPEKTY
NIEDOSKONAŁOŚCI
W naszym codziennym języku często mówimy,
że coś jest „normalne". Czynności, a nawet osoby,
określane są jako normalne. Za tym wyrażeniem
kryje się to, co w socjologii nazywamy „normą
społeczną". Jeżeli ktoś odpowiada tym oczeki-
waniom, może liczyć, że zostanie wynagrodzony
poczuciem przynależności społecznej, szacunkiem,
awansami. Jeśli natomiast nie odpowiada na ocze-
kiwania społeczne, jest poddany sankcjom: zostaje
odrzucony, ukarany, nieszanowany.
Każda społeczność posiada normy, które regu-
lują współżycie społeczne. Problem powstaje do-
piero wtedy, gdy społeczność pyta, co rozumie się
przez normalność? Podczas gdy bardzo łatwo jest
opisać dwie identyczne firmy według standardów
przemysłowych, to bardzo trudno jest znaleźć
dwoje identycznych ludzi. Jeżeli jednak coś uznaje
93
się za normalne, coś innego określamy jako nie-
normalne. Trudność więc polega na tym, że z jednej
strony należy szanować prawa jednostki, z drugiej
strony trzeba zachować konieczne normy współ-
życia społecznego.
Oczywiście nie wszystkie normy są wiążące
w tym samym stopniu. Przyzwyczajenia społeczne,
na przykład, mogą być przekraczane bez więk-
szych konsekwencji. Prawo i religia natomiast
postulują normy, których niezachowywanie może
prowadzić do ciężkich konsekwencji.
Osoba, która postępuje zgodnie z normami,
uważana jest za doskonałą, ta zaś, która wycho-
dzi poza normy społeczne, musi mieć odwagę, by
być niedoskonałą w odczuciu społecznym. Mar-
gines w postępowaniu przydzielany jest osobie
według pozycji, którą zajmuje wewnątrz społe-
czeństwa. Nasze społeczeństwo wymaga od dy-
rektora banku całkiem innego wyglądu niż od
lidera grupy rockowej. Podczas gdy pierwszy musi
przedstawiać się jako osoba bardzo poważna, to
drugi wręcz przeciwnie. Różnica nie polega zresztą
jedynie na wyglądzie zewnętrznym, ale na sposobie
postępowania. Obaj muszą odpowiedzieć na cał-
kowicie różne oczekiwania społeczne, muszą pre-
zentować inne osobowości.
Jednak nie tylko od gwiazdy rocka albo od
dyrektora banku oczekuje się wypełniania pewnej
94
roli, ale od każdej osoby w społeczeństwie - od
nauczyciela i od ucznia, od mężczyzny i od kobie-
ty. Trzeba dostosowywać się do tych ról, jeśli się
nie chce być śmiesznym i nieprzystosowanym do
życia.
W każdym społeczeństwie role społeczne są
oczywiście konieczne. Coraz bardziej zwracamy się
w kierunku podziału pracy i jedynie podział obo-
wiązków według ściśle określonych reguł może
zapewnić prawidłowe współżycie społeczne. Społe-
czeństwo musi więc ustalić reguły gry, musi wy-
znaczyć zasady postępowania. Normy jednak nie
powinny służyć do rozróżniania między osobami
normalnymi a nienormalnymi. Między tymi dwo-
ma punktami ekstremalnymi jest jeszcze dużo
przestrzeni, w której wiele osób oddala się od
średniej. Oddalają się oni od zachowań powszech-
nie przyjętych, dzieląc się na dwie kategorie.
Są osoby, które odróżniają się od innych przez
swój sposób działania. Mowa jest tu o działaniu
użytecznym, o dziełach twórczych, które stano-
wią o nowych odkryciach naukowo-technicznych.
Osoby te określa się jako geniuszy.
Inne osoby zaś odróżniają się nieużytecznym
postępowaniem życiowym. Ludzie określają ich
jako kryminalistów albo jako szaleńców.
Wspólną cechą kryminalistów i szaleńców jest
oddalenie się od ogólnej normy. Genialność i sza-
95
leństwo bywają też definiowane i często traktowa-
ne w ten sam sposób. Można by tu przytoczyć
przykłady wielu wynalazców i geniuszy, którzy
zostali ukarani jako szaleńcy. Wielkim problemem
jest, że normy nie posiadają wielkości starych. To,
czego środowisko wymaga i oczekuje od osoby
może się bardzo zmieniać w zależności od miejsca
i czasu. Podczas gdy w pewnym określonym miej-
scu społeczność wymaga jeszcze, by wszyscy cho-
dzili do kościoła, w innym nie stanowi to już
kryterium wartościowania danej osoby. Dawniej
jedynym oczekiwaniem w stosunku do kobiety
było, aby była dobrą gospodynią domową, teraz
oczekuje się od niej spełniania wielu zadań spo-
łecznych. Normy więc nie są same przez się oczy-
wiste. Zasady wiktoriańskie, na przykład, wyda-
ją się dzisiaj śmieszne, ale kiedyś były naprawdę
rzeczą bardzo poważną. Analogicznie, po pewnym
czasie nasze normy będą się wydawać śmieszne
i niepotrzebne. Wszystkie normy zatem muszą być
poddawane nieustannemu sprawdzianowi, nie-
ustannej weryfikacji, to zaś wymaga odwagi. Ko-
niecznym jest także, by społeczeństwo zrozumia-
ło, iż jeśli ktoś nie odpowiada w pełni na aktualne
potrzeby, nie musi być potępiany z moralnego
punktu widzenia. Pomiędzy geniuszem a szaleń-
cem istnieje jedynie różnica ilościowa, a nie ja-
kościowa. Również temu, kto nie odpowiada po-
96
wszechnym normom, społeczeństwo winne jest
szacunek i poszanowanie jego godności. Społe-
czeństwo musi więc również zaakceptować tego,
kto wydaje się niedoskonały. Jest niemożliwym
przejście drogi człowieka bez niedoskonałości.
I tylko ten, kto ma manię wielkości, może uważać
się za doskonałego. Wszyscy inni powinni mieć
odwagę i dojrzałość, aby przyznać się do własnej
niedoskonałości i zaakceptować niedoskonałość
innych.
Niedoskonałość jest niewątpliwie społecznie po-
zytywna, odwaga niedoskonałości nie jest często
niczym innym, tylko uznaniem ograniczeń włas-
nego horyzontu.
Jeżeli człowiekiem doskonałym jest ten, kto
surowo dostosowuje się do norm społecznych, to
ten, kto nad nimi dyskutuje, wątpi w nie, a nawet
ośmiesza, musi posiadać odwagę. Ten, kto się
przystosowuje i akceptuje, może zrobić karierę.
Powinniśmy teraz zapytać, jakie normy mogą
być odrzucane lub lepiej, jakie kryteria należałoby
przyjąć, by zweryfikować normy obowiązujące?
Trzeba ustalić wpierw, czy pod formą norm nie
kryje się jakiś ważny sens współżycia „common
sens". Normą taką było kiedyś uważanie własnej
ojczyzny za lepszą od innych krajów. Człowiek
idealny więc powinien pogardzać innymi naroda-
mi i być nacjonalistą; widzimy jak w ten sposób
97
można dojść do absurdu. Trzeba było mieć wielką
odwagę, by w nacjonalistycznym państwie szano-
wać inne narody, trzeba było mieć odwagę poka-
zania się przed oczami nacjonalistów jako nacjo-
nalista niedoskonały. Odrzucenie normy, która
jest już przezwyciężona, również wymaga odwagi.
Istnieją normy, które już zostały przezwyciężone,
ale są zachowywane z największą surowością, gdyż
nie zostały jeszcze odrzucone, stanowią one jedy-
nie ciężar, a nie instrument życia społecznego. Na
przykład reguły tzw. galeato wydają się już być
przezwyciężone. Niekrojenie ryb i ziemniaków no-
żem miało sens do czasu, gdy wymyślono stal
nierdzewną. Jeszcze dzisiaj utrzymujemy porządek
miejsc przy stołach. Gościa nie wolno sadzać
tyłem do drzwi wejściowych, gdyż stamtąd mogło-
by nadejść niebezpieczeństwo, jest to jeszcze pozo-
stałość średniowiecza, kiedy lękano się bycia ugo-
dzonym w plecy. Wiele z tych reguł rodzi lęk
popełnienia jakiegoś nieświadomego błędu. Co
pokazuje, że również na tym polu istnieje strach
przed popełnieniem społecznego błędu. Nie mówi
się tu oczywiście o gościnności należnej każdemu,
ale o tym co według reguł ma wyrażać gościnność.
W tym wypadku odwaga bycia niedoskonałym
przejawiałaby się w okazywaniu prawdziwej ser-
deczności gościowi bez kłopotania się o zachowy-
wanie jakichś starych reguł. Niemcy, na przykład,
98
są mniej skrupulatni w wyznaczaniu następujących
po sobie dań podczas posiłków. Określone wino
można podawać tylko z określonym daniem - ża-
den naród nie jest bardziej skrupulatny w prze-
strzeganiu tego rodzaju zasad niż Francuzi. Kto
je łamie, na przykład, pijąc koniak jako aperitif
na początku posiłku, a nie, jak się powinno, na
końcu, uważany jest za barbarzyńcę. Z tego rów-
nież rodzi się wielka gorliwość w zachowywaniu
wszelkich reguł podawania posiłków, by nie być
uznanym za barbarzyńcę.
Idea, iż każde społeczeństwo zależy od ściśle
określonych norm, jest pochodzenia niemieckiego.
Kto jednak uznaje wartość życia, pracy i kultury
innych, będzie potrafił zdystansować się od reguł
dotyczących wypełniania własnych obowiązków.
Większość narodów nie żyje pod nieustannym
pręgierzem zegarka i planu czasowego. W Amery-
ce Południowej, w kulturze islamsko-azjatyckiej,
obserwujemy całkowicie inne podejście do pracy
niż w Europie. Ale również w północnoamerykań-
skiej kulturze Niemcy wyróżniają się podejściem
do pracy. To, co wielu Niemców obserwuje we
Francji z wielkim zdziwieniem to, tzw. luz w po-
dejściu do pracy i własnych obowiązków; jest to
zdziwienie pozytywne. Pomimo iż wielu Niemców
narzeka na stres, którego doświadczają w pra-
cy, większość z nich nie ma odwagi potraktować
99
własnej pracy bardziej lekko, gdyż boją się po-
sądzenia o brak odpowiedzialności i dyscypli-
ny. Model doskonałego pracownika konieczny do
osiągnięcia sukcesu społecznego, jest dla wielu
synonimem kariery społecznej. Nawet dobrobyt
rodziny może być poświęcony na rzecz tak pojęte-
go ideału.
Odwaga bycia niedoskonałym zakłada większą
zdolność samorealizacji za cenę bycia atakowany-
mi przez podobnych nam. Wzrastający podział
pracy, na którym bazuje nasz system społeczny,
zakłada, iż każdy z nas odgrywa w społeczeństwie
szczególną rolę, bez której społeczeństwo byłoby
uboższe. Społeczeństwo jednak musi wymagać od
jednostki przestrzegania swych praw. Nie można
wszakże doprowadzić do takiego punktu, by cele
jednostki podporządkowane były celom społecz-
nym. Jednostka musi zachować potrzebną prze-
strzeń dla siebie, nie może być ona skolektywizo-
wana. Potrzebuje więc odwagi, by wypełniać tę
swoją specyficzną rolę.
Niebezpieczne idee doskonałości społecznej do-
prowadziłyby do niedowartościowania słabszych
członków społeczności. Ludzie starsi, niepełno-
sprawni i chorzy musieliby być odrzuceni poza
nawias normy społecznej, a więc w pewnym sensie
poza społeczeństwo. Konsekwencją byłaby izola-
cja domów starców i klinik. Społeczeństwo musi
100
zdać sobie sprawę, że uznanie niedoskonałości
wiąże się z odwagą zaakceptowania tzw. niedo-
skonałych. Odwagę przejawia nie tylko ten, kto
potrafi zdystansować się wobec normy długo ist-
niejącej, ale również ten, kto potrafi nie pójść za
nowymi modami.
Obowiązek taki możemy zauważyć w sposobie
ubierania się. Nikt dzisiaj, na przykład, nie wkłada
już ubrań sprzed dwudziestu lat. Stare dokumenty
pokazują wyraźnie tę zmianę, która na co dzień
przechodzi niezauważalna. Nikt nie może uciec od
generalnej tendencji mody. Jeśli jednak moda wy-
maga kupowania produktów nieużytecznych, słu-
żących jedynie do wzbogacenia twórców mody,
racjonalnym jest odrzucenie jej. I tak, nikt nie
pójdzie jeździć na nartach w starym kombinezo-
nie, gdyż każdy chce się pokazać elegancko ubra-
nym. Niewielu jednak zdaje sobie sprawę, jak
bardzo poddani jesteśmy dyktatowi mody w tej
dziedzinie. Nieprzejmowanie się modą danego cza-
su jest także formą odwagi bycia niedoskonałym,
tym bardziej, iż w tym wypadku możemy narażać
się na śmieszność.
Doskonałym członkiem społeczeństwa jest ten,
kto w oczach innych członków niczym się nie
wyróżnia, należy do przeciętnych i żyje zawsze
w zgodzie z normą normalności. Jeśli jednak
w społeczeństwie byliby tylko tzw. normalni, to
101
nigdy nic by się nie zmieniło. Każdy dostosowy-
wałby się do normy i żył jak wszyscy inni.
Nie byłaby możliwa żadna zmiana, żadna no-
wość w sensie społecznym. Prowadząc ten tok
myślowy do ostatecznych konsekwencji, gdyby
wszyscy dostosowywali się do normy, to wciąż
bylibyśmy w epoce kamienia łupanego. Ci, którzy
mieli odwagę bycia niedoskonałymi, którzy chcieli
być inni, odkryli nowości i doprowadzili do zmia-
ny. Często zostawali naznaczani jako inni, czyli
niebezpieczni. Oddalenie od normy może oznaczać
więc rozwój. Obywatel doskonały jest zadowolony
z siebie i nie szuka niczego nowego, dlatego też
nie znajduje niczego. Schodami rozwoju są niedo-
skonali, ci, którzy poszukują. Są świadomi własnej
niedoskonałości, dlatego pragną ją przezwyciężyć.
„Poczucie niższości jest dominujące w życiu
duchowym i zawdzięcza swoją siłę poczuciu niedo-
skonałości, niedopełnienia, które jest głównym
motorem działania człowieka i ludzkości." (Adler)
Winfried Schwiersch
ODWAGA BYCIA
NIEDOSKONAŁYM
JAKO PERSPEKTYWA DLA
WIARY WSPÓŁCZESNEJ
Sam tytuł tego rozdziału może być podwójnie
rozumiany. W ten sposób można dojść do dwóch
stwierdzeń, nad którymi chciałbym się właśnie
zastanowić.
Pierwsze: jeżeli wierzący, jako wspólnota wie-
rzących, otwarcie podejmują i przyznają się do
własnych niedoskonałości, jeśli nie rezygnują
z kontaktu z marginalnymi grupami, i jeśli podej-
mują problemy własnego środowiska, to prowadzi
to w sposób naturalny do odnowienia wiary w na-
szych czasach.
I na odwrót, jeśli dzisiaj żyje się wiarą, rozwija
ona zrozumienie, siłę, odwagę, odporność i w ten
sposób wnosi swój znaczny wkład w rozwiązywa-
nie licznych problemów społecznych i politycznych
naszego wieku.
Sama koncepcja niedoskonałości jest złożona
103
i zawsze zwrócona w kierunku doskonałości. Mo-
że również przemienić się w moment, w którym
człowiek rozpoznaje ją w sobie i to staje się
motywem większej odwagi w pokonywaniu wszys-
tkich przeszkód. Na następnych stronach posta-
ram się przedstawić koncepcje wiary z jednej
strony, z drugiej zaś przekonania człowieka, które
determinują ludzką egzystencję we wszystkich wy-
miarach.
Wspólna sytuacja wyjściowa
To, czego zazwyczaj doświadczamy, to nie tyle
dążenie do doskonałości, ale raczej walka, ażeby
dorównać innym albo być nawet lepszym. Można
powiedzieć, że jest to prawdziwa walka o przeży-
cie, prowadzona każdego dnia przez trzy czwarte
zgłodniałej ludzkości.
Tendencja, która sprawia, że chcemy być „kimś
więcej", „móc wszystko" i „mieć wszystko", „być
w centrum" i „być kimś", nie jest jedynie skutkiem
naturalnego egocentryzmu albo naszego wyobra-
żenia świata. Prowokowana jest ona przez wa-
runki dzisiejszego wieku, czyli przez tzw. rewolucję
cywilizacyjną. Zmiany społeczne przejawiają się
między innymi w nieustannym pośpiechu oraz
w szaleńczym rytmie życia, który prowadzi w pro-
stej drodze do stresu.
104
Dążenia te są jednak niebezpieczne do czasu, gdy
będziemy mieli odwagę przyznać się do nich przed
sobą samym, ucząc się rozpoznawać je i rozumieć.
Za nimi kryją się pragnienia bycia szanowanymi
i kochanymi przez innych, a przynajmniej pragnie-
nie życia w spokoju. Zrozumienie tych aspiracji nie
może jednak usprawiedliwiać wszystkich problemów
społecznych, politycznych i religijnych, w szczegól-
ności, gdy jest mowa o błędach własnych i własnej
grupy. Nie zamierzam tu jednak zastanawiać się
jedynie nad błędami ludzkimi i akceptować przede
wszystkim te osoby, które je popełniają.
Jedynie wtedy, gdy śmiało będziemy potrafili
przyznać się do własnych błędów, będziemy umieli
w zaufaniu współpracować w budowaniu społe-
czeństwa prawdziwie ludzkiego.
Wiara, która pogłębia zaufanie
Również wiara religijna, w szczególności gdy
jest przeżywana we wspólnocie wiary, może być
dla człowieka wielkim wsparciem duchowym. Za-
ufanie, które rodzi się z wiary, wyzwala w nas
samych i w innych pozytywne siły, gdyż można
powiedzieć, że synonimem wiary jest jedność czło-
wieka jako osoby.
Chrześcijanin poza tym wierzy, że wszyscy lu-
dzie włączeni są w proces zbawienia, w którym
105
Bóg stał się człowiekiem i przekazał Radosną
Nowinę, i zachęca każdego człowieka do budowa-
nia Królestwa Bożego, które charakteryzuje się mi-
łością, sprawiedliwością i pokojem. W Królestwie
tym ludzkości obiecane jest zbawienie i dosko-
nałość. Nauka Pisma Świętego wzywa do zmiany
ludzkiej mentalności, do nawrócenia się i poku-
towania w perspektywie tej wielkiej obietnicy.
W Kościele starochrześcijańskim aplikacją po-
wyższych zasad było wyznawanie własnych grze-
chów, pojednanie publiczne, przystępowanie do
sakramentów. W Kościele starożytnym pierwotnie
sakrament pojednania przybierał formę ponow-
nego przyjęcia grzesznika do społeczności zbawio-
nych, potem coraz bardziej przemieniał się w spo-
wiedź, w confesio, czyli regularne odnawianie swe-
go uczestnictwa w świętości.
Nieuzasadnione żądania posłuszeństwa
i źle rozumiane ideały doskonałości
Prawdopodobnie jeszcze wielu z nas pamięta
nieuzasadnione zakazy z czasów naszego wycho-
wania religijnego lub, jako bardzo zajęci dorośli,
nie mamy czasu, by o tym myśleć. Jakkolwiek by
było, nie akceptujemy ich więcej, gdyż nie jesteśmy
już dziećmi. Na przykład, posłuszeństwo literalne
bez zadawania zbędnych pytań. Dziecko powinno
106
być grzeczne, nie powinno być kapryśne, w prze-
ciwnym wypadku, do czego by miało prowadzić
wychowanie? Właśnie, myślę, że z całą powagą
powinniśmy zadać sobie to pytanie. Czy napraw-
dę, z całą odpowiedzialnością przyswoiliśmy sobie
Boskie przykazania, na przykład czwarte „Czcij
ojca swego i matkę swoją"? Mowa tutaj o szacun-
ku rodziców z jednej i dzieci z drugiej strony.
Lub zachowanie normy, iż dzieci nie powinny
nigdy się sprzeczać i należy od samego początku
zwalczać ich złe przyzwyczajenia. Sprzeczki i kłót-
nie zostały w naszej tradycji przyporządkowane
przykazaniu: „Nie zabijaj". I następnie: dzieci
muszą nauczyć się szanować cudzą własność. Jak
jednak sami zachowujemy się, gdy mówimy przy
dzieciach o tzw. dobrych interesach i o wykorzy-
stywaniu innych.
Dzieci zawsze muszą mówić prawdę. Ale co
dzieje się, gdy to czynią? Jak my sami postępujemy
wobec prawdy, gdy dotyczy ona naszych korzyści
albo naszego prestiżu.
Wielu myśli, iż przykazania mają służyć jedynie
do dobrego wychowania dzieci. Gdy jednak dzieci
dorosną, będą w stanie rozeznać się w praw-
dziwych prawach życia. W świecie tym oczywiście
koniecznym jest przestrzeganie pewnych norm,
jeżeli nie chce się stracić własnej dobrej reputa-
cji. Lepiej więc być trochę bardziej surowym niż
107
trochę bardziej pobłażliwym, gdyż jeżeli dzieciaki
zbyt szybko dorosną, kto je utrzyma w ryzach.
Czasami słyszy się o metodach bardziej nowocze-
snych, by być „bardziej ludzkimi" wobec nich.
Czasami myślimy też w ten sposób: „Bądź dobry
dla dzieci, bo co pomyślą sąsiedzi". Czyż jednak
i my nie jesteśmy omylnymi ludźmi, którzy popeł-
niają błędy w wychowywaniu własnych dzieci?
W obu sposobach postępowania brakuje nam
wiary w zdolności dzieci zrozumienia ich własnej
odpowiedzialności. Czy to właśnie nie my, jako
kościół, straszyliśmy dzieci koniecznością zacho-
wywania przykazań, nawet w przypadkach drob-
nych błędów naturalnych? Nie możemy więc być
zdziwieni, że nie potrafią zdobyć się na zaufanie
wobec nas, że izolują się w grupach rówieśników,
że uciekają do różnych sekt i w narkotyki. A zda-
rza się to zwłaszcza wtedy gdy nie potrafiliśmy
ofiarować naszym dzieciom jakiegoś przekonują-
cego wzoru do naśladowania. Możemy więc spró-
bować dzielić się naszymi problemami w grupach
rodziców i krok po kroku omawiać nasze negaty-
wne i pozytywne doświadczenia, nie powinniśmy
również wstydzić się zwracać o pomoc do jakiegoś
cenionego eksperta.
Wiele złych przyzwyczajeń u dorosłych może
pochodzić ze źle pojętych ideałów religijnych, na
przykład, asceza pojmowana jedynie negatywnie
108
jako wyrzeczenie, karanie siebie i autodyscyplina,
podczas gdy we współczesnej teologii definiuje się
ją bardziej pozytywnie, jako „uregulowany sposób
życia, w którym gorliwy chrześcijanin dąży do
doskonałości" Lexikon fur Theologie und Kirche,
vol. 1, Herder, Freiburg 1958.
Asceza może być również często wykorzystywa-
na do własnej autoafirmacji i do odróżniania się
od innych. Ta sama rzecz może zdarzyć się przy
innych sposobach postępowania, jak poświęcenie,
ekspiacja, która w naszym rozumieniu ma spra-
wiać przyjemność Bogu i zjednywać jego przychyl-
ność.
Wszystkie skrupuły religijne biorą się z prze-
świadczenia, że jesteśmy źli w oczach Boga i przez
to odrzuceni przez Niego. Punktem wyjścia takie-
go rozumowania bywały najczęściej negatywne do-
świadczenia wychowawcze, warunkowane przez
strach. Kiedy potem pojawiają się znaki psycho-
logicznych blokad i autodestrukcji, potrzebna jest
pomoc specjalistyczna, nie wykluczając najbliż-
szych chorej osoby.
Słowa Jezusa, które prowadzą
Jako chrześcijanie możemy z ufnością powrócić
do źródeł naszej wiary, czyli do Ewangelii, „Rado-
snej Nowiny". Na początku Biblii, na zakończenie
109
opowieści o stworzeniu świata i pierwszej ludzkiej
pary, jest powiedziane, że wszystko było dobre,
(por. Rdz 1,31)*.
Mowa jest tutaj jednak o tym samym człowieku,
zawsze tym samym, z jego zdolnościami, słaboś-
ciami i grzechami, poprzez które uczył się w ciągu
wieków i rozwijał własną kulturę. Tyle tylko, że
nie przeżył jeszcze wszystkich swoich przykrych
doświadczeń historycznych. Biblia przedstawia
opowiadania bardzo bogate w wyobrażenia. Już
pierwszy Adam swoim postępowaniem zdradził
fakt bycia stworzonym na obraz i podobieństwo
Boga, co doprowadziło jego syna Kaina do za«
mordowania własnego brata Abla i rozpoczęło
w ten sposób reakcję łańcuchową win ludzkich.
Tradycja takiego postępowania jeszcze dzisiaj za-
graża ludzkości, burząc zaufanie międzyludzkie.
Inne księgi biblijne tzw. Stary Testament, zaświad-
czają, że Bóg nie opuścił ludzkości, ale zawsze
prowadził ją ku wyzwoleniu, co można dostrzec
w wyjściu Izraelitów z niewoli egipskiej, a potem
z niewoli babilońskiej. Poza tym Nowy Testament
i pierwsi chrześcijanie zaświadczają, że Bóg sam,
gdy nadeszła pełnia czasów stał się człowiekiem -
Jezusem z Nazaretu. Przyszedł On, nie aby świat
* Cytaty wg Biblii Tysiąclecia, wyd. 3 poprawione, Pallo-
tinum, 1982 (przyp. red.)
110
potępiać, ale by świat zbawić (J 12,47). Jedynie na
końcu czasów będzie objawione jak poszczególni
ludzie potępili się poprzez swe uczucia i swe czy-
ny, w szczególności czyny wobec najuboższych
(por. Mt 25,31-46).
To, co się liczy, to nie tylko cnoty, pobożność
i długie modlitwy. Bóg, w każdym wypadku,
objawia się jako miłosierny dla nas ludzi, dlatego
gdyż jest Wszechmogący i dlatego, ta jest Miłością
(1 J 4,16), i zaprasza nas do przyjęcia naszych
bliźnich, potrzebujących w sensie materialnym
i duchowym (por. Łk 6,36). Bóg jest cierpliwy
i każdemu udziela możliwości: On sprawia, że
słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On
zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych
(Mt 5,45). On jest tym, który każe rosnąć pszenicy
i chwastom razem, aż do żniw, ażeby razem
z wyrywanymi chwastami nie uszkodzić zdrowych
ziaren (por. Mt 13,29-30).
On jest ufny w rozwój Swego Królestwa mię-
dzy ludźmi, jako siewca mający zaufanie do ziar-
na, które samo wzrasta (por. Mk 4,26-28), do ma-
leńkiego ziarna gorczycy, w gałęziach której, po
wzrośnięciu, mogą chronić się ptaki niebieskie
(por. Mk 4,30-32). Jezus jest cierpliwy jak ogrod-
nik który opiekuje się nieurodzajnym drzewkiem
(por. Łk 13,6-9). Wielkodusznie Bóg przyjmuje
grzesznika, który powraca do Niego jako syn mar-
111
notrawny (por. Łk 15,11-13), i idzie szukać zagu-
bionej owcy aż ją odnajdzie (por. Łk 15,3-7).
Jedynie w tym kontekście możliwym jest zro-
zumienie słów św. Mateusza Bądźcie więc wy do-
skonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski
(Mt 5,48), biorąc pod uwagę poprzedzające błogo-
sławieństwa ubogich, tych, którzy płaczą, cichych,
tych, którzy pragną sprawiedliwości, miłosiernych,
czystego serca, tych, którzy wprowadzają pokój
i tych, którzy cierpią dla sprawiedliwości. Nie
chodzi tylko o normy Dekalogu, jak: nie zabijaj,
nie cudzołóż, nigdy nie przysięgaj. Jezus tworzy
nowe kryterium i jest to kryterium absolutnej
Miłości. Jego kryterium nie polega na wypełnianiu
poszczególnych norm Prawa, ale na całkowitym
oddaniu się ludziom i Bogu. W tym sensie Jezus
chce byśmy sami czynili sprawiedliwość, byśmy
wyzwalali się z zewnętrznej hipokryzji życia religij-
nego. Faryzeusze byli przecież ludźmi, którzy sami
nie mogli udźwignąć ciężarów, jakie nakładali na
innych. Czy nie odnosi się to do wielu duchow-
nych, teologów i nauczycieli czasów współczes-
nych?
Na pytanie swoich uczniów o największego
wśród nich, Jezus postawił między nimi małe dziec-
ko i powiedział, że tylko ten, kto staje się podob-
nym do niego, może ujrzeć Królestwo Niebieskie.
Dla kogoś, kto gorszy jednego z tych najmniej-
112
szych, lepiej by było uwiązać sobie kamień młyń-
ski u szyi i rzucić się w morze (por. Mt 18,1-6).
Można więc zrozumieć upomnienie Jezusa doty-
czące sądu pozbawionego miłości, gdyż kto sądzi,
będzie poddany sądowi i takim sądem, jakim
sądzisz, i ciebie osądzą (por. Mt 7,1.2.5). Do swo-
ich uczniów, którzy całkowicie zaufali swemu Mi-
strzowi, Jezus mówi ażeby szukali przede wszyst-
kim Królestwa Bożego, a wszystko inne będzie im
dodane (por. Mt 7,31-33).
Ale również mówi im o słusznym słowie w od-
powiednim momencie Duch Święty nauczy was
w tej właśnie godzinie, co należy powiedzieć
(Łk 12,12) Jeżeli zaś Bóg ubiera lilie polne bez
trzosa ani pieniędzy, to czy nie zajmie się wami,
małej wiary? (por. Łk 12,27)
Ze świadomości pochodzącej z wiary, a mó-
wiącej, iż mamy prawdziwy skarb w niebie
(por. Łk 12,32-34), rodzi się odwaga odrzucająca
zewnętrzne poparcia i tworząca ufny brak lęku.
W Duchu Jezusa można powiedzieć razem ze
św. Pawłem, że odwaga wiary w całkowitym od-
daniu Bogu i ludziom nie może być oddzielo-
na od miłości naszych braci w Chrystusie, czy-
li całego Kościoła. Pomimo wszystkich błędów,
niedociągnięć i pomimo całej drogi oczyszczenia,
Królestwo Boże wzrasta stale i będzie wzrastać
(por. Rz 8,21).
113
Momenty odnowy
Istnieją dwa momenty - „klucze" w życiu chrze-
ścijańskim, którymi nie potrafimy żyć w dzisiej-
szym świecie. Chodzi tu o decyzje osobiste i o na-
pomnienie braterskie.
Różnica zewnętrzna jest zasadnicza. Polega ona
na rozumieniu tych momentów jako dialogu per-
sonalnego między osobami albo jako realizacji
wyznania chrześcijańskiego w grupie. Różnica ta
nie mówi jednak nic na temat ostatecznej wartości
spotkania między osobami i wynikającej z niego
konieczności daru z siebie. Waga spotkania per-
sonalnego tworzy możliwości odnowy osobowej.
Staje się ona również od pewnego czasu ważnym
tematem dla współczesnej teologii pastoralnej,
chociaż często w kościołach ma bardzo ograniczo-
ne zastosowanie.
Obecne niezdecydowanie na szczytach hierarchii
katolickiej odnośnie upadku praktyki spowiedzi,
w szczególności niezdecydowanie dotyczące obo-
wiązku powyższego sakramentu, tworzy w pew-
nym sensie załamania relacji między szafarza-
mi sakramentów a laikami w bardzo ważnym
punkcie życia religijnego. Pozwala to na przy-
puszczenie, że zmniejsza się zaufanie do autory-
tetu kościelnego, nie może to mieć jednak wpły-
wu na wzajemne relacje międzyludzkie pomiędzy
114
chrześcijaninem a chrześcijaninem i pomiędzy lai-
kiem a księdzem.
Właśnie w personalnych relacjach, które muszą
przekroczyć prosty nakaz: „bądźcie mili jeden dla
drugiego", dostrzegam ważny punkt wyjścia w od-
nowie form aktywności i współżycia grup i wspól-
not religijnych. Co doprowadziłoby do rozszerze-
nia skostniałych hierarchicznych form organiza-
cyjnych, które nadal stanowią temat tabu, i w ten
sposób można by było stworzyć podstawy do
lepszego podziału funkcji i zadań. Oczywiście rów-
nież w przyszłości będą potrzebni szafarze sa-
kramentów, profesjonaliści według zasad prawa
kanonicznego. Będą musieli jednak w przyszłości,
również na polu im przynależnej działalności, na-
wiązać większą współpracę ze świeckimi i zachęcać
ich do poszerzania ich odpowiedzialności, a nie
jak dotychczas umacniać zwyczaj, iż sami są nie-
odzowni w jakiejkolwiek działalności religijnej.
Właśnie taki sposób postępowania wielu duchow-
nych Kościoła doprowadził do zniechęcenia i bier-
ności wielu wiernych. Decyzja o poważnym roz-
ważeniu krytyk wyrażonych w sposób odpowie-
dzialny i lojalny doprowadziła do odrodzenia wie-
lu wspólnot.
Inna grupa chrześcijan przyjmuje nąjwygodniej-
szy sposób postępowania, uznając obecność Koś-
cioła w ich życiu jedynie podczas największych
115
uroczystości, takich jak: chrzest, bierzmowanie,
komunia święta, małżeństwo i pogrzeb. We wszys-
tkich tych przypadkach wzruszenie ma zastępować
wewnętrzne przeżycie wiary.
Wszyscy ci natomiast, którzy doświadczyli rze-
czywistości odnowy w swoim życiu, powinni mieć
odwagę, by otwarcie mówić o swych motywach po-
wrotu do wspólnoty wierzących. W sytuacjach ta-
kich powinniśmy mieć odwagę powierzenia się Du-
chowi Świętemu, którego Bóg udziela wszystkim,
którzy Go o to proszą (por. Łk 11,13). On zaś wie-
je tam, gdzie chce (por. J 3,8) i zawsze przychodzi
na pomoc w naszych słabościach (por. Rz 8,9).
Osobiste doświadczenie wiary
W naszych czasach, które każdego dnia przy-
noszą nam nowe opinie i poglądy, nie wystar-
cza poleganie jedynie na starych nauczycielach
i normach. Niektórzy członkowie chrześcijańskiej
wspólnoty zajęli się problemem przekazu tradycji
wiary w pojęciach zrozumiałych dla współczes-
nego człowieka. Nie jest to zadanie łatwe i nie
zawsze spotyka się ze zrozumieniem u wszystkich
współwyznawców, jednakże postępowanie takie
prowadzi w konsekwencji do większej autonomii
myślenia, a przez to przyczynia się do obrony
wartości wiary w epoce powszechnego jej kryzysu.
116
Gdy teraz pytam samego siebie, kiedy ja sam
w moim konkretnym życiu doświadczyłem warto-
ści wiary, to przychodzą mi na myśl dwa wydarze-
nia, o których chciałem wam opowiedzieć.
Pierwsze to wydarzenie całkowicie przypadko-
we, gdy spotkałem człowieka w średnim wieku,
którego nigdy wcześniej nie widziałem i później
także nie dane mi go było spotkać. W pierw-
szym momencie mówiliśmy o rzeczach mało zna-
czących. Po pewnym czasie zapytał mnie niby mi-
mochodem, czy wierzę w cokolwiek. Byłem na-
prawdę zdziwiony w pierwszym momencie, zdzi-
wiony, ale nie zaskoczony, jak to sobie później
uzmysłowiłem. Powoli rozpoczął się między na-
mi bardzo głęboki dialog. Kiedy rozstawaliśmy
się, byliśmy zgodni co do tego, iż nasza rozmo-
wa była bardzo istotna dla nas obu. I dopie-
ro potem uzmysłowiłem sobie, że zapomnieliśmy
zapytać siebie o podstawowe rzeczy, o których
mówi się zwyczajowo przy takich okazjach, jak
zawód, wykształcenie itp. Zastanawiałem się po-
tem, dlaczego właściwie spotkanie to tak bar-
dzo wyryło się w mojej pamięci, spotkanie z osobą
mi nieznaną, bez większego wykształcenia i przy-
gotowania, ale może właśnie to była właściwa
odpowiedź.
Drugim ważnym dla mnie wydarzeniem by-
ło święto studentów, w którym uczestniczyłem.
117
Obecne na nim były również osoby niepełno-
sprawne. Siedząc razem ze studentami przy sto-
łach, nie odróżniali się od reszty. Dopiero gdy
pewien student wstał i zaczął tańczyć z dziew-
czyną niepełnosprawną zdałem sobie sprawę z jak
wielką naturalnością tańczył z osobą niepełno-
sprawną. Po pewnym czasie siedliśmy przy wspól-
nym stole i wtedy dziewczyna zaproponowała
mi wspólny taniec. Zanim mogłem sobie to
uświadomić, dziewczyna ta za pomocą gestów
i mimiki wytłumaczyła mi jak możemy razem
tańczyć.
Potem przez pewien czas myślałem o tym wyda-
rzeniu. Już w czasie tańca studenta z dziewczy-
ną zdałem sobie sprawę, że powinienem bardziej
postarać się o uczestniczenie wszystkich niepeł-
nosprawnych w zabawie. Zachowanie studenta
uświadomiło mi mój błąd. I po tym jak sama
dziewczyna pomogła mi w przybliżeniu się do
osób niepełnosprawnych, zrozumiałem co wcześ-
niej wprawiało mnie w zakłopotanie w relacjach
z nimi. Odkryłem wtedy również jak wielką siłę
posiada zaufanie i jak bardzo może być ono
wyzwalające. Nauczyłem się również patrzeć ina-
czej na biblijną miłość bliźniego i jej owoce, gdyż
w tym wypadku trudno powiedzieć kto naprawdę
pomagał komu.
118
Przybliżyć się oo wnycn
Jeżeli kościoły chrześcijańskie nie zdołają wy-
zwolić się ze wszystkich odziedziczonych dóbr
materialnych i majątków, będą ryzykowały, że
mogą utracić zaufanie i wiarygodność u wiernych,
do których zostały posłane. Warto przy tej okazji
przypomnieć wszystkich tych, którzy w naszym
społeczeństwie są biedni, nieszczęśliwi i wyobcowa-
ni. Właśnie dlatego, że niełatwym jest zrozumienie
innych, w całości ich sytuacji, powinniśmy szukać
drogi do zbliżenia się do nich wszelkimi sposoba-
mi, ze zrozumieniem wszystkich przyczyn naszej
współczesnej biedy. Jesteśmy przecież dłużnikami
nie tylko sprawiedliwości ludzkiej, ale również,
a może przede wszystkim, zbawczego dzieła Boga
w historii ludzkości. Jeżeli więc nie czynimy miło-
sierdzia, według słów Biblii, służymy jedynie ma-
monie i odrzucamy naszych bliźnich. A jeśli zdaje-
my sobie z tego sprawę, zastanówmy się czy trwać
w błędzie, czy zmienić nasze życie.
Święto - wydarzenie, które kształtuje wspólnotę
Jedynie radykalna otwartość na potrzeby czło-
wieka sprawia, że modlitwa i ryty religijne zyskują
na zakorzenieniu w życiu i na zdolności współ-
uczestnictwa wszystkich uczestniczących. Niektóre
119
wspólnoty nauczyły się organizować święta, w cza-
sie których sacrum i profanum jednoczą się w ży-
wotnym związku. Jest to szczególnie ważne, gdy
odbywa się to we wnętrzach starych kościołów, ale
oczywiście nie tylko. Przy tej okazji możemy po-
wiedzieć, że rola świeckiego animatora, zarówno
w działaniu liturgicznym jak i w prostych rozmo-
wach, jest niezwykle ważna. Jednak wielu wier-
nych wciąż nie jest do tego przyzwyczajonych.
Przy takich okazjach zawsze ważnym jest zachęca-
nie siebie nawzajem do wyrażania swych praw-
dziwych myśli. Ważnym jest, by rozmawiać
o wszystkich tematach, szczególnie zaś aktualnych.
Często zdarza się, iż dzieci w takich wspólnotach
nie tylko nie zostają wysłuchiwane, ale także nie
mają prawa uczestniczyć we wspólnych rozmo-
wach. Jeszcze trudniejszym dla dorosłych jest za-
akceptowanie wszystkich planów święta i jego
charakteru ludzko-religijnego, takich jak śpiew,
taniec, przedstawienia, wolna modlitwa i medyta-
cja. Wszelkie uprzedzenia jednak bardzo szybko
znikają w zetknięciu z wyzwalającą mocą wzajem-
nego święta i uczestniczenia w zdolnościach in-
nych. To właśnie spontaniczność decyduje o orygi-
nalności i świeżości danego święta. Centralnym
punktem takiego święta jest zawsze wspólny posi-
łek, który osiąga swoją kulminację w celebracji
eucharystii według wzoru przedstawionego nam
120
przez Nowy Testament. Wspólne swięiowamc pu-
wyższego typu doprowadziło do umocnienia po-
czucia solidarności w grupie i do ujawnienia wszy-
stkich twórczych sił. Fakt, iż w następstwie tych
uroczystości wiele wspólnot chrześcijańskich od-
nowiło swe zaangażowanie, najlepiej świadczy o po-
trzebie ich organizacji.
Wiara, która wyzwala świat
Zamierzam ograniczyć się jedynie do kilku przy-
kładów, które uważam za szczególnie typowe dla
przedstawienia odwagi bycia niedoskonałym. Za-
mierzam mówić o odwadze ryzyka osobistego,
odwadze, która rodzi się z przekonań religijnych
i humanistycznych, i znajduje zastosowanie na
polu społecznym i politycznym. Wszystkie osoby
i grupy ludzkie, które powodowane są podobnymi
motywacjami ryzykują często swą karierą politycz-
ną i zawodową przy realizacji swych przekonań.
Przykładem może być tu dla nas samo życie
Jezusa, który również wypowiedział te znamienne
słowa: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię
(...) obumrze, przynosi plon obfity (J 12,24). Innym
aktualnym przykładem są wysiłki kilku polityków
zmierzające do zapewnienia pokoju na Bliskim
Wschodzie, które wielu uważa za nieracjonalne.
Wiara w moc dobra, nieustannie wzmacniana,
bazuje najczęściej na wierze i przekonaniach re-
ligijnych. To właśnie tego rodzaju przekonania
sprawiają, iż śmiertelni wrogowie potrafią usiąść
przy wspólnym stole, by rozwiązywać dzielące ich
problemy.
Również wiele osób zaangażowanych w walkę
o prawa człowieka, oraz pacyfiści, którzy walczą
z szaleństwem nieustannych zbrojeń, pokazali
nam, wierzącym, odwagę w podejmowaniu osobis-
tych decyzji. Nasza postawa wobec ich zaangażo-
wania świadczy również o nas i o naszym podej-
ściu do problemów współczesnego świata. Może-
my jedynie zauważyć, że większość ewangelizato-
rów i bojowników o prawa człowieka przyjęło
pokojowy styl walki i pasywną formę obrony, co
pokazuje ogrom ich poświęcenia.
Osoba wierząca, silna swym przekonaniem, jest
w stanie nadstawić drugi policzek agresorowi (por.
Mt 5,40). Co oczywiście nie świadczy, iż w ten
sposób akceptuje sposób postępowania przeciwnika.
Wierzący staje się raczej przyczyną zdziwienia ataku-
jącego i w ten sposób pokazuje, że nie ma potrzeby
używania środków przemocy dla zaznaczenia wła-
snej racji i godności, zwraca się również w kierun-
ku dobra ukrytego w jego przeciwniku. W ten
sposób można stworzyć możliwość przemiany my-
ślenia. Gdyż znana formuła: oko za oko, ząb za
ząb, może jedynie w ten sposób być przełamana.
122
Oczywiście znaczy to, iż w pewnych określonych
sytuacjach usprawiedliwione jest użycie broni dla
obrony podstawowych wartości, takich jak wol-
ność i sprawiedliwość. Kiedy my, chrześcijanie
europejscy, przytaczamy przykłady bojowników
z trzeciego świata, często zapominamy, że jeszcze
niedawno błogosławiono w Europie broń dla
usprawiedliwienia wojen agresywnych i niespra-
wiedliwych.
Ażeby zakończyć, jeden przykład z Brazylii
(Pastorał da terra ARD, 1979). Kilku pracow-
ników pomocy społecznej pragnie pomóc brazy-
lijskim chłopom, którzy regularnie ograbiani są
ze swoich plonów z jednej strony przez latyfun-
dystów, od których dzierżawią ziemię, a z dru-
giej strony przez tzw. pistoleros, czyli uzbrojone
bandy, które żądają od nich okupu. Pozornie
sytuacja wydaje się beznadziejna, gdyż za „pi-
stoleros" stoją wielkie interesy ekonomiczne wła-
ścicieli ziemskich. Natomiast za pracownikami
pomocy stoi jedynie ich własna odwaga i przeko-
nanie walki w słusznej sprawie. Ich formą działa-
nia jest uświadamianie chłopom ich praw i legal-
nych środków, które im przysługują. Poza tym
zbierają oni informacje i dane o wszelkich zda-
rzeniach, by informować opinię publiczną o nad-
użyciach i bezprawiu, a przez to stworzyć front
nacisku opinii publicznej.
123
Właśnie związki z problemami trzeciego świata,
niebezpieczeństwa wojny, kryzys energetyczny po-
łączony z problemem jądrowym są faktami, które
w konsekwencji prowadzą do zmiany świadomości
i do odrzucenia prostego konsumizmu. Ludzie
zaczynają przyjmować na siebie taką odpowie-
dzialność, która w konsekwencji prowadzi do
poświęceń. Najpierw możemy zauważyć wpływ tej
świadomości na wszelkiego rodzaju ruchy protestu
i inicjatyw społecznych, możemy obserwować wio-
snę nowej kultury zakorzenionej zarówno w prze-
strzeniach świętości, jak i w problemach współ-
czesnego świata, w nowej literaturze, w nowych
grupach teatralnych. Krytycyzm wobec kierunków
niebezpiecznego rozwoju, ale również praktyczna
refleksja nad wartościami i nad realnymi możli-
wościami ludzkiego życia, tworzą nowe impul-
sy dla rozwoju kulturalnego i technologicznego.
Ewolucja ludzka osiągnęła stan tzw. nosfery (Teil-
hard de Chardin), stadium duchowe, które zostało
już osiągnięte, ale jeszcze nie zrealizowane. To zaś,
co obserwujemy, to rosnące zanieczyszczenie śro-
dowiska, wykorzystywanie szkodliwych energii,
nieustanne zbrojenia - cała nasza egzystenqa ludz-
ka zostaje poddawana tak różnorodnym zagroże-
niom w imię rozwoju. Sytuacja ta jest wyzwaniem
dla wszystkich współczesnych, zarówno wierzą-
cych jak i niewierzących, chrześcijan jak i wyznaw-
innych religii.
124
SPIS TREŚCI
Rudolf Kausen
Wstęp.............5
Erik Blumenthal
Odwaga bycia niedoskonałym w nauczaniu 13
Reinhold Ruthe
Profesor i studentka, czyli niedoskonałość
w małżeństwie..........29
Hermann Hobmair
Odwaga bycia niedoskonałym w przyjaźni 47
Michael Titze
Odwaga w ujawnianiu własnej niedoskona-
łości fizycznej..........59
Christine Juhre
Odwaga bycia niedoskonałym u osoby niepeł-
nosprawnej ...........73
127
Paul Rom
Kobieta w społeczeństwie mężczyzn
85
Gerd Treffer
Sozologiczne aspekty niedoskonałości
93
Winfńed Schwiersch
Odwaga bycia niedoskonałym jako perspek-
tywa dla wiary współczesnej.....103
Odwaga bycia niedoskonałym - czyżby sam tytuł był
zachętą do niedbalstwa i opieszałości? Nic bardziej mylnego.
Odwaga przyjęcia prawdy o sobie, szczerość wobec siebie,
przezwyciężanie tendencji, aby przedstawiać siebie jako lep-
szych, inteligentniejszych niż jesteśmy - to wartości szczegól-
nie potrzebne współczesnemu człowiekowi. Ukrywanie własnej
niedoskonałości prowadzi do frustracji i może podważyć za-
ufanie bliskich osób, gdy nie można już dłużej utrzymywać
pozorów.
Perfekcjoniści we wszystkich swoich działaniach nieustannie
starają się udowodnić sobie własną doskonałość, nawet za cenę
szkodliwych skutków ubocznych. Wymagają oni zbyt wiele,
zarówno od siebie jak i od innych. Realizacja ideału doskona-
łości absolutnej w łatwy sposób prowadzi do mechanizmu
zamkniętego koła - odkrycie własnej niemożności zrealizowania
ideału wzmaga jedynie wysiłek, który na nowo objawia własną
niedoskonałość i tak dalej.
Perfekcjonistyczny styl wychowania jest przytłaczający, nie
bierze pod uwagę potrzeb dziecka i nie sprawdza się w
nieprzewidywalnych sytuacjach życiowych.
To wszystko, co odnosi się do naszego sposobu bycia, ma
uświadomić nam, że jedynie poprzez cierpliwe działanie może-
my cokolwiek w nas ulepszyć, akceptując z pokorą to, co w nas
niezmienne.