Margit Sandemo Cykl Saga o Królestwie Światła (11) Strachy
MARGIT SANDEMO STRACHY Saga o Królestwie ÅšwiatÅ‚a 11 Z norweskiego przeÅ‚ożyÅ‚a IWONA ZIMNICKA POL-NORDICA Otwock Sol z Ludzi Lodu ma wreszcie szansÄ™ przeżyć prawdziwÄ… miÅ‚ość. Podczas wielkiej ekspedycji do CiemnoÅ›ci spotyka swego ksiÄ™cia z bajki: rycerza w zbroi z mieczem u pasa. Ale poza granicami Królestwa ÅšwiatÅ‚a nic nie jest takie, na jakie wyglÄ…da, a w dodatku Sol zaczyna siÄ™ interesować ktoÅ› inny, o wiele potężniejszy... RODZINA CZARNOKSIÅ»NIKA LUDZIE LODU INNI Ram, najwyższy dowódca Strażników Inni Strażnicy: Rok, Tell, Kiro, Goram Faron, potężny Obcy Oriana Thomas Helge, Wareg Gere i Freke, dwa wilki Ponadto w Królestwie ÅšwiatÅ‚a mieszkajÄ… ludzie wywodzÄ…cy siÄ™ z rozmaitych epok, tajemniczy Obcy, Lemuryjczycy, Madragowie, duchy Móriego, duchy przodków Ludzi Lodu, elfy wraz z innymi duszkami przyrody, istoty zamieszkujÄ…ce StarÄ… TwierdzÄ™ oraz wiele różnych zwierzÄ…t. Poza tym w poÅ‚udniowej części Królestwa ÅšwiatÅ‚a żyjÄ… Atlantydzi. IstniejÄ… też nieznane plemiona w Królestwie CiemnoÅ›ci oraz to, co kryje siÄ™ w Górach Czarnych, zródÅ‚o peÅ‚nego skargi zawodzenia. WnÄ™trze Ziemi (jedna poÅ‚owa) STRESZCZENIE Królestwo ÅšwiatÅ‚a znajduje siÄ™ we wnÄ™trzu Ziemi. OÅ›wietla je ÅšwiÄ™te SÅ‚oÅ„ce, lecz za jego granicami rozciÄ…ga siÄ™ nieznana, przerażajÄ…ca Ciemność. Wielkim celem Obcych jest zaprowadzenie trwaÅ‚ego pokoju na Ziemi oraz uratowanie przed zagÅ‚adÄ… planety Tellus. Aby siÄ™ to mogÅ‚o udać, serca i charaktery ludzi muszÄ… ulec gruntownej przemianie. Należy wiÄ™c stworzyć eliksir, który usunie z ludzkich umysłów wszelkie zÅ‚e i wrogie myÅ›li. Obcy, Lemuryjczycy, Madragowie i niektórzy ludzie z Królestwa ÅšwiatÅ‚a przygotowali już wszystko, co do przyrzÄ…dzenia takiego eliksiru niezbÄ™dne. Brak tylko jednego skÅ‚adnika: jasnej wody, której zródÅ‚o bije gdzieÅ› w Górach Czarnych, siedzibie zÅ‚a. Ekspedycja w tamte rejony wyruszyÅ‚a już z Królestwa ÅšwiatÅ‚a, wÅ‚aÅ›ciwie jednak jest to wyprawa bez wielkich nadziei na powodzenie i na powrót do domu. Góry Czarne bowiem najzupeÅ‚niej sÅ‚usznie nazywa siÄ™ też Górami Åšmierci i ktoÅ›, kto znajdzie siÄ™ pod wpÅ‚ywem dominujÄ…cego w nich zÅ‚a, sam stanie siÄ™ zÅ‚y. WÅ‚aÅ›nie to najbardziej wszystkich przeraża. Podróż rozpoczęła siÄ™, Å‚agodnie mówiÄ…c, niepomyÅ›lnie. Uczestnicy ekspedycji, jadÄ…cy dwoma wielkimi pancernymi wozami, Juggernautami, J1 i J2, sforsowali już Ciemność przez DolinÄ™ Róż, zdradliwÄ… spiralnÄ… drogÄ™, prowadzÄ…cÄ… do Gór Czarnych. Nie obyÅ‚o siÄ™ przy tym bez fatalnych konsekwencji. Odnalezli wejÅ›cie, grotÄ™ w jednej z gór... W skÅ‚ad ekspedycji wchodzÄ…: 1. Faron - tajemniczy potężny Obcy, odnoszÄ…cy siÄ™ do pozostaÅ‚ych z wielkÄ… rezerwÄ…. 2. Marco - książę, wszechmocny, nieoceniony. Obecnie wycieÅ„czony, gdyż poÅ›wiÄ™ciÅ‚ wszystkie siÅ‚y na przemienienie zÅ‚a w dobro i leczenie zranieÅ„ nieszczÄ™snych istot, które napotkali w Dolinie Róż. 3. Ram - nadzoruje wszystkich uczestników ekspedycji, do niego także należy podejmowanie najważniejszych decyzji. Kocha IndrÄ™, z którÄ… nie może siÄ™ zwiÄ…zać, jest bowiem Lemuryjczykiem, ona zaÅ› czÅ‚owiekiem. 4. Dolg - strażnik Å›wiÄ™tych kamieni, których zbyt czÄ™sto musiaÅ‚ używać podczas tej podróży. On również jest bardzo zmÄ™czony. 5. Oko Nocy - Indianin, wybrany, który osobiÅ›cie bÄ™dzie musiaÅ‚ wykonać ostateczne, najważniejsze zadanie. 6. Kiro - Strażnik, odpowiedzialny za zapasy. 7. Armas - Strażnik, w poÅ‚owie Obcy. 8. Jori - Strażnik, pilot gondoli. 9. Tsi-Tsungga - elf, istota natury. Zna obrzeża Gór Czarnych. Po ataku róż pogrążony w Å›piÄ…czce. Nie ma wielkich nadziei na to, by przeżyÅ‚. Kocha SiskÄ™. 10. Chor - Madrag, kierowca J1. 11. Tich - Madrag, kierowca J2. 12. Yorimoto - samuraj, wolno mu nosić broÅ„. 13. CieÅ„ - duch opiekuÅ„czy, towarzysz Dolga. 14. Shira z Ludzi Lodu - duch, bardzo ważna uczestniczka wyprawy. ByÅ‚a już kiedyÅ› u zródÅ‚a jasnej wody. 15. Mar - duch, towarzysz Shiry, wolno mu nosić broÅ„. 16. Sol z Ludzi Lodu - czarownica, porusza siÄ™ zarówno w Å›wiecie duchów, jak i ludzi. 17. Heike z Ludzi Lodu - potężny duch. 18. Siska - księżniczka z CiemnoÅ›ci. Zasiada w Najwyższej Radzie Królestwa ÅšwiatÅ‚a. Kocha Tsi-TsunggÄ™, który gotów byÅ‚ oddać za niÄ… życie. 19. Indra - pracownik do wszystkiego, zakochana w Ramie. 20. Sassa - piÄ™tnastoletnia pasażerka na gapÄ™, gorzko żaÅ‚ujÄ…ca teraz swego postÄ™pku. Freke i Gere - dwa wilki, które ekspedycja ocaliÅ‚a w Dolinie Róż, zbiegowie z Gór Czarnych. Tom 10, Czarne róże , zakoÅ„czyÅ‚ siÄ™ wjazdem Juggernautów do groty. Nagle ryk syren alarmowych J2 kazaÅ‚ im siÄ™ zatrzymać. J1 gwaÅ‚townie zahamowaÅ‚, część pasażerów z krzykiem usiÅ‚owaÅ‚a siÄ™ schować. Wkrótce zrozumieli, co siÄ™ staÅ‚o, zorientowali siÄ™, że wpadli w puÅ‚apkÄ™ róż, tak jak obawiaÅ‚a siÄ™ Indra. W jaki sposób zdoÅ‚ajÄ… siÄ™ z niej wydostać? 1 Optymistycznie nastawieni wjechali do groty za drzewami różanymi. Wjazd przypominajÄ…cy tunel? Nareszcie znalezli wejÅ›cie do Gór Czarnych. A potem nastÄ…piÅ‚a groza. - Wycofuj siÄ™! - zawoÅ‚aÅ‚ Tich do Chora, wykorzystujÄ…c system komunikacji Å‚Ä…czÄ…cy oba pojazdy, a wielu uczestników ekspedycji uderzyÅ‚o w krzyk, przerażonych i wzburzonych tym, co zobaczyÅ‚o. Ale na odwrót byÅ‚o już za pózno. Za plecami przyjaciół rozlegÅ‚ siÄ™ dudniÄ…cy grzmot i huk, gdy gigantyczna lawina kamieni i ziemi ostatecznie odcięła im drogÄ™. Na moment zapadÅ‚a cisza. - I tak zakoÅ„czyÅ‚a siÄ™ ta wyprawa - usÅ‚yszeli gÅ‚os Joriego z J2. To raczej nieudana próba żartu. W ich sytuacji nie bardzo byÅ‚o siÄ™ z czego Å›miać. Zostali uwiÄ™zieni. Przestali również cokolwiek widzieć. Nawet reflektory Juggernautów nic nie dawaÅ‚y, bo nad pojazdami kÅ‚Ä™biÅ‚ siÄ™ rój czegoÅ›, czego nie potrafili zidentyfikować, a co udaremniaÅ‚o wszelkie próby zorientowania siÄ™ w sytuacji. Krótka chwila ciszy też zaraz definitywnie minęła. Przy wtórze strasznych trzasków i zgrzytów nieznane potwory zaczęły nadgryzać masywne pancerze pojazdów. - PrÄ™dko! - ponaglaÅ‚ Ram. - Wezcie dziewczÄ™ta i rannego Tsi do schronu! Indra bardzo chciaÅ‚a być tam, gdzie Ram, rozumiaÅ‚a jednak, że swojÄ… obecnoÅ›ciÄ… przydaÅ‚aby mu tylko zmartwienia. ZabraÅ‚a wiÄ™c SiskÄ™ i SassÄ™, wspólnymi siÅ‚ami przetransportowaÅ‚y nosze, na których leżaÅ‚ Tsi, do pomieszczenia zwanego schronem. Nie spodziewali siÄ™, że tak prÄ™dko przyjdzie im z niego korzystać. Z wieżyczki dobiegÅ‚o woÅ‚anie Chora: - PrzegryzÅ‚y siÄ™ przez zewnÄ™trznÄ… powÅ‚okÄ™! Jeden reflektor jest już zniszczony. Co robimy? - Ruszaj naprzód! - nakazaÅ‚ Faron. - Spróbujemy je z siebie strzÄ…snąć! - Nie, zaczekajcie! - usÅ‚yszeli protest Joriego. - To one! One! - Co masz na myÅ›li? - To te przypominajÄ…ce larwy potworki, które chciaÅ‚y pożreć mnie i Tsi tamtym razem na skaÅ‚ach. WÅ‚aÅ›nie zobaczyÅ‚em te ich przyssawki, to one! Ale jakie ich mnóstwo! Dobrze, że Tsi tego nie widzi, oszalaÅ‚by na ten widok. - Ten korytarz musi być ich gniazdem - stwierdziÅ‚ Chor. - WÅ‚Ä…czÄ™ teraz silniki, jeÅ›li i one nie zostaÅ‚y już zniszczone. - Freke - odezwaÅ‚ siÄ™ Marco. - Co wiesz o tych stworzeniach? Wilk, nerwowo krążący po wieżyczce, odparÅ‚: - SÄ… niezwykle żarÅ‚oczne, rzucajÄ… siÄ™ na wszystko, co tylko napotykajÄ… na swej drodze. Istoty uwiÄ™zione w Górach Czarnych panicznie siÄ™ ich bojÄ…. Marco podniósÅ‚ rÄ™kÄ™. - Zaczekaj chwilÄ™, Chor. Wiemy już sporo o mieszkaÅ„cach z Gór Czarnych, Svilowie okazali siÄ™ nadmiernie wyroÅ›niÄ™tymi szczurami, wilkoludy przemienionymi wilkami i tak dalej. Tych larw nie widzimy teraz wprawdzie wyraznie, lecz możemy chyba przypuszczać, że nie sÄ… niczym innym jak powiÄ™kszonymi gÄ…sienicami. WÅ‚aÅ›nie wÅ›ród gÄ…sienic można spotkać nieprawdopodobnie żarÅ‚oczne gatunki. Ach, na miÅ‚ość boskÄ…, jakże one haÅ‚asujÄ…! - Rozumiem, o co ci chodzi, Marco - rzekÅ‚ Chor, który wciąż wahaÅ‚ siÄ™, czy zapuÅ›cić silniki. - Ale czy starczy ci na to siÅ‚? WyglÄ…dasz na strasznie zmÄ™czonego, wiesz o tym? - Nie wiem, ale czujÄ™ - uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ Marco blado. - Ta wyprawa jest ciężka dla nas wszystkich. - ZwÅ‚aszcza dla ciebie i dla Dolga - z powagÄ… przyznaÅ‚ Ram. - Ale trzeba siÄ™ spieszyć, a wydaje mi siÄ™, że jeÅ›li po prostu ruszymy naprzód, niewiele wskóramy. W dodatku tak czyniÄ…c, uÅ›miercimy kolejne żywe istoty, a tego nikt z nas nie chce. Potrzebna ci jakaÅ› pomoc? - Tak. Dolg! Cieniu! - zawoÅ‚aÅ‚ Marco przez mikrofon. - SÅ‚uchaliÅ›my ciÄ™ - odezwaÅ‚ siÄ™ Dolg z J2. - JesteÅ›my do dyspozycji. - Doskonale! Bardzo nam teraz brak twojego ojca, Dolgu. Już nie raz gorzko żaÅ‚owaliÅ›my, że nie poprosiliÅ›my, aby nam towarzyszyÅ‚. ChciaÅ‚bym także, by pomogli nam Sol, Heike, Shira i Mar. Nie znajÄ… siÄ™ zapewne tak dobrze na galdrach jak Móri, lecz na pewno okażą siÄ™ przydatni. - JesteÅ›my przy tobie - zgÅ‚osiÅ‚y siÄ™ duchy, okrążajÄ…c Marca. WiedziaÅ‚y, o co chodzi. MiaÅ‚y przywrócić potworom ich pierwotnÄ… postać. - ZdoÅ‚aÅ‚y siÄ™ przedrzeć przy ramie okiennej! - krzyknÄ…Å‚ Chor. - Sytuacja zaczyna siÄ™ robić krytyczna! Yorimoto, Kiro i Oko Nocy otrzymali rozkaz powstrzymywania intruzów, jeÅ›li to możliwe, bez zabijania. W tym czasie wszyscy w J1 znajÄ…cy siÄ™ na czarach rozpoczÄ™li odmawianie zaklęć. Przez gÅ‚oÅ›niki dochodziÅ‚y do nich monotonne gÅ‚osy Dolga i Cienia, którzy przyÅ‚Ä…czyli siÄ™ do chóru. Nie byÅ‚o to jednogÅ‚oÅ›ne zaklinanie, każdy z czarowników używaÅ‚ wÅ‚asnych słów i wÅ‚asnej techniki. Ale zaklÄ™cia podziaÅ‚aÅ‚y! - PuszczajÄ…! - zawoÅ‚aÅ‚ Kiro. - I zaczynajÄ… siÄ™ zmniejszać! - Nie przerywajcie - mruknÄ…Å‚ Marco do przyjaciół. On sam nie wypowiadaÅ‚ zbyt wielu słów, jego siÅ‚a bowiem polegaÅ‚a na niezwykÅ‚ej umiejÄ™tnoÅ›ci wczuwania siÄ™ w najgÅ‚Ä™bsze mechanizmy przeciwnika, zarówno duchowe, jak i fizyczne. Wszyscy zdawali sobie sprawÄ™, że wÅ‚aÅ›nie jego moc ma decydujÄ…ce znaczenie, otrzymaÅ‚ jednak solidne wsparcie od innych. Pózniej, gdy byÅ‚o już po wszystkim, stwierdziÅ‚ nawet, że nigdy jeszcze nie miaÅ‚ tak Å‚atwej pracy. Szóstka pomocników przyjęła to stwierdzenie z dumÄ… i wzruszeniem. PrzeroÅ›niÄ™te larwy, wielkoÅ›ciÄ… dorównujÄ…ce co najmniej dorosÅ‚emu czÅ‚owiekowi, skurczyÅ‚y siÄ™ do swoich zwyczajnych rozmiarów. Uczestnicy wyprawy mogli znów teraz wyglÄ…dać przez okno, patrzyli, jak maÅ‚e stworzonka w przerażeniu speÅ‚zajÄ… z pojazdów, choć dosÅ‚ownie wypeÅ‚niaÅ‚y caÅ‚Ä… grotÄ™. Marco uczyniÅ‚ jeszcze kilka stanowczych, lecz życzliwych gestów, a maÅ‚e stwory wycofaÅ‚y siÄ™ ze Å›rodka i na jego rozkaz popeÅ‚zÅ‚y w górÄ™ skalnych Å›cian. Marco pragnÄ…Å‚ oszczÄ™dzić im życie. Wszystko to oczywiÅ›cie trwaÅ‚o, lecz pojazdy czekaÅ‚y, aż larwy opuszczÄ… drogÄ™. Tymczasem Chor i Tich z pomocÄ… wielu chÄ™tnych dÅ‚oni zabrali siÄ™ do naprawy kadÅ‚ubów. J1 okazaÅ‚ siÄ™ bardziej uszkodzony, J2 lepiej daÅ‚ sobie radÄ™, ale też i zbudowano go z trwalszego materiaÅ‚u, a także wzmocniono po poprzedniej wyprawie w Ciemność. Teraz części zapasowe, które zabrali ze sobÄ…, naprawdÄ™ siÄ™ przydaÅ‚y. Marco zerknÄ…Å‚ w tyÅ‚ przez ramiÄ™. - SÄ… takie maleÅ„kie, że mogÄ… przedostać siÄ™ przez szpary w usypisku kamieni - powiedziaÅ‚. - Postaram siÄ™ naprowadzić ich myÅ›li czy też instynkty na takie rozwiÄ…zanie. SÄ…dzÄ™, że lepiej dla nich bÄ™dzie, jak wydostanÄ… siÄ™ spod wÅ‚adzy reżimu z Gór Czarnych. Tak, tak, niejeden wiele by daÅ‚ za to, by dowiedzieć siÄ™, na czym ów reżim polega. A raczej woleliby tego nie wiedzieć. Skoro jednak ekspedycja zmierzaÅ‚a teraz ku wnÄ™trzu gór, informacja taka bardzo by siÄ™ przydaÅ‚a. Dobrze byÅ‚oby rozpoznać wroga, nie musieliby wtedy poruszać siÄ™ na oÅ›lep tak jak teraz. W grocie panowaÅ‚ chłód. Indra opuÅ›ciÅ‚a upokarzajÄ…ce zamkniÄ™cie i usiÅ‚owaÅ‚a także do czegoÅ› siÄ™ przydać, biegaÅ‚a wiÄ™c, przenoszÄ…c wiadomoÅ›ci miÄ™dzy tymi, którzy uszczelniali dziury powstaÅ‚e w J1. PrzyrzÄ…d tak staroÅ›wiecki jak spawarka nie istniaÅ‚ w Å›wiecie Madragów, posÅ‚ugiwali siÄ™ o wiele Å‚agodniejszymi metodami. Teraz wzmacniano sÅ‚abe punkty, odkryte podczas ostatniego ataku. Wymieniono rozbite reflektory, skontrolowano każdy najdrobniejszy szczegół. W tym czasie Sassa, bezpieczna w objÄ™ciach J1, nie mogÅ‚a oderwać oczu od fascynujÄ…cego, przypominajÄ…cego przemarsz lemingów pochodu maÅ‚ych larw, które kierowaÅ‚y siÄ™ w stronÄ™ zasypanego wyjÅ›cia. Larwy peÅ‚zÅ‚y najszybciej jak umiaÅ‚y, pragnÄ…c wolnoÅ›ci, a Sassa strasznie siÄ™ baÅ‚a, że ktoÅ› we wnÄ™trzu przerażajÄ…cych gór zorientuje siÄ™, co siÄ™ staÅ‚o, i zechce je powstrzymać. - Spieszcie siÄ™, spieszcie, maÅ‚e robaczki - szeptaÅ‚a. - Dolina Róż jest teraz wolna od zÅ‚a, znajdziecie tam dobrÄ… kryjówkÄ™ i nigdy już nie wpadniecie w szpony swoich przeÅ›ladowców. ByÅ‚y to raczej pobożne życzenia, choć nie do koÅ„ca pozbawione podstaw. Marco, Dolg i Shira dokonali bowiem wielkiego dzieÅ‚a w Dolinie Róż, zÅ‚amali jej zÅ‚Ä… moc. Sassa staraÅ‚a siÄ™ nie pociÄ…gać nosem, byÅ‚a jednak bardzo wystraszona i nieszczęśliwa i nieustannie żaÅ‚owaÅ‚a, że nie usÅ‚uchaÅ‚a ostrzeżeÅ„ i nie zostaÅ‚a w domu. Hubert Ambrozja... Gdy przypomniaÅ‚a sobie ukochanego kota, z oczu znów popÅ‚ynęły jej Å‚zy, wiÄ™c zmusiÅ‚a siÄ™, by myÅ›leć o czymÅ› innym. Siska zostaÅ‚a w schronie przy Tsi, skuliÅ‚a siÄ™ przy nim, by ogrzewać go swojÄ… bliskoÅ›ciÄ…, dodawać siÅ‚. Marco nie czyniÅ‚ jej wielkich nadziei, teraz nic wiÄ™cej nie mógÅ‚ już zrobić dla Tsi. Wydaje mi siÄ™, Sisko, że jedynie jasna woda może go uratować - rzekÅ‚ z powagÄ…. - Ciernie róż pokÅ‚uÅ‚y go zbyt gÅ‚Ä™boko, a przesycone byÅ‚y do gÅ‚Ä™bi żądzÄ… niszczenia, liÅ›cie zaÅ› sparaliżowaÅ‚y jego oddech. Ale Tsi wywodzi siÄ™ z silnego rodu i niemal caÅ‚e swoje życie spÄ™dziÅ‚ w dobroczynnych promieniach ÅšwiÄ™tego SÅ‚oÅ„ca. BÄ…dz przy nim, on zapewne wyczuje twojÄ… obecność i być może dziÄ™ki temu obudzi siÄ™ w nim tÄ™sknota za życiem . Siska nie odstÄ™powaÅ‚a wiÄ™c zielonobrunatnego leÅ›nego elfa, szeptem proszÄ…c, by wytrzymaÅ‚ do czasu, aż odnajdÄ… zródÅ‚o jasnej wody. Nie wiedziaÅ‚a, czy Tsi jÄ… sÅ‚yszy, wciąż jednak nie przestawaÅ‚a do niego przemawiać, gÅ‚askać po ukochanej fascynujÄ…cej twarzy, wijÄ…cych siÄ™ zielonych wÅ‚osach i caÅ‚ować zamkniÄ™te powieki. Sol z Ludzi Lodu także postanowiÅ‚a siÄ™ do czegoÅ› przydać. Kategorycznie odmówiÅ‚a pozostania w schronie. Jestem przecież duchem, do diaska! - zaprotestowaÅ‚a. Owszem - zgodziÅ‚ siÄ™ Marco - ale tylko częściowo, bÄ…dz wiÄ™c ostrożna . Sol w odpowiedzi jedynie prychnęła. W grocie niezle siÄ™ bawiÅ‚a. PróbowaÅ‚a pomóc najpowolniejszym z maÅ‚ych larw, zupeÅ‚nie zapominajÄ…c o tym, że jeszcze przed chwilÄ… byÅ‚y groteskowymi monstrami, wiÄ™kszymi od niej samej, gotowymi zmiażdżyć jÄ… żarÅ‚ocznymi szczÄ™kami. Teraz staÅ‚y siÄ™ bezbronne i tylko to jÄ… obchodziÅ‚o. Chyba wolno trochÄ™ sobie z nimi pożartować? Delikatnie popychaÅ‚a je od tyÅ‚u, poganiaÅ‚a lekko, przemawiaÅ‚a do nich wesoÅ‚o, zanoszÄ…c siÄ™ przy tym Å›miechem. PrzenosiÅ‚a też te, które nie zdążyÅ‚y zejść z pojazdów, zwÅ‚aszcza z J1. J2 byÅ‚ już oczyszczony i gotów do dalszej drogi, lecz przy J1 wciąż pozostawaÅ‚o dużo do zrobienia. Kiro i Armas reperowali pojazd tuż obok. - Zamierzasz urzÄ…dzić wyÅ›cigi larw, Sol? - zapytaÅ‚ Armas z uÅ›miechem. Sol natychmiast podchwyciÅ‚a: - OczywiÅ›cie, stawiam na tego zielonego, ma coÅ› w sobie. - A może to ona? - Na pewno on. Obstawiam tylko mÄ™skich uczestników. No, pospiesz siÄ™, nie widzisz, że ta biaÅ‚a kobitka zaraz ciÄ™ wyprzedzi? Dwa szybkie po wewnÄ™trznej i koniec z nim , jak mawiajÄ… norwescy Å‚yżwiarze, tego nauczyÅ‚a mnie Indra. DoskonaÅ‚e wyrażenie, użyteczne w wielu życiowych sytuacjach. Kiro przyniósÅ‚ w rÄ™ku jakÄ…Å› larwÄ™. - Masz tu jeszcze jednÄ…, wiÅ‚a siÄ™ na grzbiecie w Å‚ożysku J1. Sol wzięła stworzonko do rÄ™ki, wbijajÄ…c szelmowskie spojrzenie żółtych oczu w czarne oczy Strażnika. Armas popatrzyÅ‚ na parÄ™ z uÅ›miechem i zaraz wróciÅ‚ do pracy przy uszczelnianiu spojenia. - To chyba byÅ‚a ostatnia na J1. PoproÅ›, żeby trochÄ™ przyspieszyÅ‚a. Sol zaniosÅ‚a ostatniÄ… gÄ…sienicÄ™ do pochodu, który oddalaÅ‚ siÄ™ wzdÅ‚uż skalnej Å›ciany. WróciÅ‚a i zapytaÅ‚a: - W czym mogÄ™ teraz pomóc? Armas, który miaÅ‚ najwiÄ™kszÄ… ochotÄ™ powiedzieć, by trzymaÅ‚a siÄ™ z daleka i nie plÄ…taÅ‚a pod nogami, Å‚askawie przydzieliÅ‚ jej jednak funkcjÄ™ instrumentariuszki. Sol przyjęła propozycjÄ™ z takim zadowoleniem, że chÅ‚opak zawstydziÅ‚ siÄ™ niewypowiedzianego życzenia. Kiedy zabraÅ‚a siÄ™ do pracy z wielkim skupieniem i powagÄ…, i Armas, i Kiro wkrótce siÄ™ zorientowali, że jej pomoc naprawdÄ™ im siÄ™ przydaje. A ileż przy tym sprawia radoÅ›ci piÄ™knej czarownicy z Ludzi Lodu! Wróciwszy zaklÄ™ciami olbrzymim larwom ich normalne niewielkie rozmiary i wyprowadziwszy je z tunelu, Marco poczuÅ‚, że osiÄ…gnÄ…Å‚ granicÄ™. Jego samego to zaskoczyÅ‚o. Nie przypuszczaÅ‚, że jest zdolny do tak ludzkich reakcji, jak zmÄ™czenie. Taka jednak byÅ‚a prawda. Dolg kazaÅ‚ mu siÄ™ poÅ‚ożyć i odpocząć, caÅ‚ej wyprawie mogÅ‚y wszak już wkrótce przydać siÄ™ jego zdolnoÅ›ci. Marco usÅ‚uchaÅ‚ tej rady, zawsze zresztÄ… byÅ‚ posÅ‚uszny Dolgowi. Nagle zorientowaÅ‚ siÄ™, jak niebiaÅ„sko cudownie jest móc wyciÄ…gnąć siÄ™ na łóżku, zamknąć oczy i wyÅ‚Ä…czyć siÄ™ ze wszystkiego. Może zbytnio przejmowaÅ‚ siÄ™ spoczywajÄ…cÄ… na nim odpowiedzialnoÅ›ciÄ…, ale wiedziaÅ‚ wszak, jak wielkim zaufaniem darzÄ… go przyjaciele. Zawsze gdy jakiÅ› problem wydawaÅ‚ siÄ™ nierozwiÄ…zywalny, zwracali siÄ™ do niego albo do Dolga. Do syna czarnoksiężnika, który miaÅ‚ swe drogocenne szlachetne kamienie, i do Marca, obdarzonego magicznymi mocami. To bardzo przyjemne i budujÄ…ce móc pomagać, wÅ‚aÅ›ciwie ogromnie siÄ™ cieszyÅ‚ ze swych niezwykÅ‚ych zdolnoÅ›ci, lecz nie w tej chwili. Nagle uderzyÅ‚a go niepokojÄ…ca myÅ›l. Dlaczego poczuÅ‚ siÄ™ tak zmÄ™czony akurat teraz, podczas tej wyprawy? Czy to dlatego, że zmierzali do samej twierdzy, do jÄ…dra zÅ‚a? Czy kryjÄ… siÄ™ tam siÅ‚y potężniejsze od jego wÅ‚asnych, które, odgadujÄ…c jego obecność, chcÄ… go obezwÅ‚adnić? W takim razie marny los czeka caÅ‚Ä… wyprawÄ™. Z daleka, spoza pojazdu, dobiegaÅ‚ go wesoÅ‚y gÅ‚os Sol, w roztargnieniu uÅ›wiadomiÅ‚ sobie, że żartuje z Armasem i Kirem. Czy sÅ‚usznie postÄ…piÅ‚, wracajÄ…c jej ludzkie życie? Cóż, na razie stanowiÅ‚a przypadek z pogranicza, byÅ‚a czymÅ› w rodzaju bÄ™karta, gdy zechciaÅ‚a, wciąż mogÅ‚a być jeszcze duchem, przynajmniej częściowo. Ale czy dobrze zrobiÅ‚? Eksperyment z Filipem zdecydowanie siÄ™ nie powiódÅ‚, choć chÅ‚opiec może tak by tego nie osÄ…dziÅ‚, on bowiem doskonale siÄ™ czuÅ‚ wÅ›ród duchów Ludzi Lodu. Nie obchodziÅ‚ go jednak Å›wiat ludzi, tak wiÄ™c Gabriel, jego ojciec, nie doznaÅ‚ zbyt wiele radoÅ›ci z jego powrotu, przeciwnie, bardzo siÄ™ rozczarowaÅ‚, a siostry, Indra i Miranda, dorastajÄ…c oddaliÅ‚y siÄ™ od maÅ‚ego chÅ‚opca, którym wciąż byÅ‚ i na zawsze miaÅ‚ pozostać Filip. Tamta próba sprawiÅ‚a, że Marco staÅ‚ siÄ™ ostrożniejszy. Nie umiaÅ‚ odpowiedzieć na pytanie, co zrobi Sol. JakÄ… przyszÅ‚ość dla siebie wybierze? Na razie jednak wszystko wskazywaÅ‚o na to, że Sol doskonale siÄ™ bawi. Wreszcie rozlegÅ‚ siÄ™ sygnaÅ‚ gotowoÅ›ci. Mogli jechać dalej. Lecz jak daleko, tego nikt nie wiedziaÅ‚. A Faron zabroniÅ‚ wyprawiania siÄ™ na zwiady pojedynczym osobom. Wszystkim nakazano przebywanie w pojazdach, nikt wiÄ™c siÄ™ nie orientowaÅ‚, czy znalezli siÄ™ po prostu w gÅ‚Ä™bokiej grocie, czy też faktycznie byÅ‚ to tunel prowadzÄ…cy przez góry. Mieli jednak pewne podstawy, by sÄ…dzić, że znajdujÄ… siÄ™ w przejÅ›ciu. Po cóż bowiem umieszczono by tutaj te wielkie potwory? Indra zeszÅ‚a do schronu. - Musisz wreszcie pójść do kuchni i coÅ› zjeść, Sisko, caÅ‚e wieki nie miaÅ‚aÅ› nic w ustach. W tym czasie Sassa może zająć siÄ™ Tsi, prawda, Sasso? Indra tak surowo popatrzyÅ‚a na dziewczynkÄ™, że ta nie odważyÅ‚a siÄ™ krÄ™cić nosem. Przestraszona mocno pokiwaÅ‚a gÅ‚owÄ…. Ratunku, powierzono jej opiekÄ™ nad chorym leÅ›nym elfem? Siska gwaÅ‚townie protestowaÅ‚a, nie byÅ‚a wcale gÅ‚odna, nie chciaÅ‚a też sprawić zawodu Tsi. Bo co siÄ™ stanie, jeÅ›li on siÄ™ obudzi, a jej przy nim nie bÄ™dzie? Albo, co gorsza, jeÅ›li w tym czasie umrze? Nie, nie może teraz myÅ›leć o jedzeniu, i tak nie przeÅ‚knęłaby ani kÄ™sa. - JeÅ›li nie bÄ™dziesz jadÅ‚a, do niczego nie przydasz siÄ™ Tsi - argumentowaÅ‚a Indra, ciÄ…gnÄ…c jÄ… za sobÄ…. Sassa zostaÅ‚a wiÄ™c sama, ze wzrokiem nieruchomo utkwionym w nieprzytomnego Tsi- TsunggÄ™. Pojazdy bardzo wolno i ostrożnie zaczęły siÄ™ toczyć krÄ™tym korytarzem akurat wtedy, gdy Indra z SiskÄ… wchodziÅ‚y po schodach. Skalne podÅ‚oże byÅ‚o tu nierówne, bezustannie musiaÅ‚y siÄ™ czegoÅ› przytrzymywać, żeby nie spaść. Z oczu Siski wprost biÅ‚ niepokój, twierdziÅ‚a, że nie powinna odchodzić od Tsi, ale Indra jÄ… uspokajaÅ‚a. Siska mogÅ‚a przecież tylko wziąć z kuchni coÅ› do zjedzenia i wrócić do rannego. Księżniczka uznaÅ‚a to za dobrÄ… propozycjÄ™ i przestaÅ‚a siÄ™ tak strasznie martwić. U szczytu schodów napotkaÅ‚y Sol, w oczach czarownicy pÅ‚onÄ…Å‚ jakiÅ› nowy blask. Co ona znowu wymyÅ›liÅ‚a? 2 Przed kompletnym zaÅ‚amaniem nerwowym ocaliÅ‚ SiskÄ™ Oko Nocy. PrzyrzekÅ‚, że pomoże Sassie w opiece nad Tsi, dziewczÄ™ta mogÅ‚y wiÄ™c spokojnie zjeść posiÅ‚ek w kuchni. CzÄ™sto siÄ™ zdarzaÅ‚o, że tam wÅ‚aÅ›nie siÄ™ zbieraÅ‚y na swoje dziewczyÅ„skie pogawÄ™dki. Tym razem do omówienia aktualnych problemów przystÄ…piÅ‚y Indra, Siska i Sol. Przede wszystkim zainteresowaÅ‚y siÄ™ Tsi. Pomimo iż J1 parÅ‚ naprzód tak gwaÅ‚townie, że czÄ™sto aż podskakiwaÅ‚y na krzesÅ‚ach, Indra zapaÅ‚aÅ‚a chÄ™ciÄ… poznania caÅ‚ej prawdy. Jak to siÄ™ staÅ‚o, że tak emocjonujÄ…cy romans mógÅ‚ trwać, a ona w niczym siÄ™ nie zorientowaÅ‚a? Sol uÅ›miechnęła siÄ™ z tajemniczÄ… minÄ…. O, ona siÄ™ domyÅ›laÅ‚a, tak przynajmniej twierdziÅ‚a. Indra niestety nic takiego powiedzieć nie mogÅ‚a, bo nawet siÄ™ jej nie Å›niÅ‚o, żeby Tsi i Siska... Nie. - SÄ…dziÅ‚am, że on potrafi jedynie przyprawić o zmysÅ‚owe podniecenie - wyznaÅ‚a. - Z poczÄ…tku i ja tak myÅ›laÅ‚am - odparÅ‚a Siska. - Okropnie mnie irytowaÅ‚, bo wyprowadzaÅ‚ mnie z równowagi. UważaÅ‚am, że jest jak zwierzÄ™, do którego nie wolno siÄ™ zbliżać. MyÅ›laÅ‚am, że jest niebezpieczny, nic nie wart i tak dalej. Strasznie byÅ‚am gÅ‚upia. - Ale od jak dawna to trwa? - Ta irytacja, ta gorÄ…czka we krwi, to już stara historia. Ale tak naprawdÄ™ poznaliÅ›my siÄ™ dopiero w CiemnoÅ›ci, gdy ratowaliÅ›my jelenie olbrzymie. Wtedy dopiero zrozumiaÅ‚am, że Tsi jest wspaniaÅ‚Ä… istotÄ…. - Już wtedy? - Tak. Od tamtej pory wspólnie zajmowaliÅ›my siÄ™ Å‚aniÄ… i jej cielÄ™ciem. ZawarliÅ›my też pewnÄ… umowÄ™, o której nie chciaÅ‚abym mówić, bo to zbyt osobista sprawa. - Cóż - powiedziaÅ‚a Sol. - Zawsze trzeba sobie wyznaczyć granicÄ™, ile prawdy zdradzi siÄ™ o ukochanym. Doskonale to rozumiem. - No dobrze - westchnęła Indra. - Mów dalej, Sisko! Czy wy... No, wiesz... Sol i Siska rozeÅ›miaÅ‚y siÄ™. IndrÄ™ nie bardzo obchodziÅ‚y granice. Siska pochyliÅ‚a gÅ‚owÄ™, nie chciaÅ‚a patrzeć na przyjaciółki. - MogÄ™ zdradzić przynajmniej tyle, że dopiero teraz, kiedy zostaÅ‚ Å›miertelnie ranny, zrozumiaÅ‚am, że żywiÄ™ dla niego gÅ‚Ä™bsze uczucia. - Aha - westchnęła Indra ze zrozumieniem. ZadowoliÅ‚a jÄ… ta odpowiedz. ZaspokoiÅ‚a swojÄ… ciekawość. OdwróciÅ‚a siÄ™ do Sol. - No a ty? UÅ›miechasz siÄ™ tak zagadkowo. CaÅ‚a promieniejesz? Co siÄ™ z tobÄ… dzieje? Sol ocknęła siÄ™. - RzeczywiÅ›cie jest coÅ›, o co chciaÅ‚am ciÄ™ spytać, Indro. Jak to jest zwiÄ…zać siÄ™ z Lemuryjczykiem? Indra odchyliÅ‚a siÄ™ i usiadÅ‚a wygodniej w krzeÅ›le. - Aha - powtórzyÅ‚a. - Nie, nie, żadne aha , po prostu pytam. - No cóż, dziewczÄ™ta, to cudowne, fantastyczne i niebywaÅ‚e. Och, do diabÅ‚a, filiżanka spadÅ‚a na podÅ‚ogÄ™, czy oni nie mogÄ… jechać trochÄ™ spokojniej? Najpierw muszÄ™ jednak wyznać, że my nigdy... nie byliÅ›my kochankami. Nie wolno nam... - Nam chyba też nie - rozmarzonym gÅ‚osem powiedziaÅ‚a Siska. - Wy w każdym razie nie mieliÅ›cie nad gÅ‚owami miecza w postaci Talornina. Ale to, co fizyczne, nie jest takie ważne, przynajmniej na razie. Sol, oni sÄ… najlepszymi kochankami na Å›wiecie, przysiÄ™gam ci, że tak jest, choć my nie posunÄ™liÅ›my siÄ™ tak daleko. Może wiÄ™c nie powinniÅ›my mówić o żadnym romansie, tylko o czystej miÅ‚oÅ›ci? - Lenore też twierdziÅ‚a, że sÄ… nadzwyczajnymi kochankami - Sol z nieobecnym spojrzeniem pokiwaÅ‚a gÅ‚owÄ…. - SÄ…dziÅ‚am jednak, że tylko siÄ™ przechwala. - Też jÄ… o to posÄ…dzaÅ‚am, ale ona mówiÅ‚a prawdÄ™. A dlaczego o to pytasz? I tylko nie próbuj siÄ™ wykrÄ™cać! - Dobrze. Kiedy Kiro podaÅ‚ mi larwÄ™, nasze dÅ‚onie przypadkiem siÄ™ zetknęły, i to na dÅ‚uższÄ… chwilÄ™. Wtedy najwyrazniej dostaÅ‚am siÄ™ pod wpÅ‚yw tego uroku, o którym mówisz. Indra zamyÅ›lona pokiwaÅ‚a gÅ‚owÄ…. - Tak samo zaczęło siÄ™ ze mnÄ… i z Ramem. On tylko przypadkiem pocaÅ‚owaÅ‚ mnie w policzek i już przepadÅ‚am. OkazaÅ‚o siÄ™, że moje uczucia sÄ… odwzajemnione, i, dziewczÄ™ta, nigdy wczeÅ›niej nie byÅ‚o mi tak cudownie jak teraz! Jak wspaniale jest czuć siÄ™ kochanÄ… i móc tÄ™sknić! Ale ty, Sol, moim zdaniem powinnaÅ› siÄ™ zastanowić. MiÅ‚ość do Lemuryjczyka Å‚Ä…czy siÄ™ z cierpieniem i... do licha, nie wolno z nimi igrać! - Wyobrażam to sobie! Nie mam zamiaru dać siÄ™ zÅ‚apać w żadnÄ… puÅ‚apkÄ™. Co wiecie na temat Kira? - WÅ‚aÅ›ciwie nic. Nie jest taki przystojny ani nie zajmuje równie wysokiej pozycji jak Ram, ale... - No, no, patrzysz teraz na Rama oczami miÅ‚oÅ›ci. Kiro również Å›wietnie siÄ™ prezentuje, choć nie sÄ… do siebie bardzo podobni. Siska im przerwaÅ‚a. - Wiem tak bezwstydnie maÅ‚o o Lemuryjczykach, mieszkajÄ… wszak osobno. Rok jest mężem Vidy, a Ram to kawaler, co natomiast z Kirem, Tellem i Goramem... No cóż, Tell zapewne nie jest żonaty, kochaÅ‚ siÄ™ przecież w Lenore do czasu, gdy ukazaÅ‚a swoje prawdziwe oblicze. Chcesz, żebyÅ›my wypytaÅ‚y Kira, Sol? Najlepiej chyba by byÅ‚o, gdyby Indra siÄ™ tym zajęła, wyglÄ…daÅ‚oby to bardziej naturalnie, skoro jest z Ramem. - MogÄ™ spytać Rama, tak bÄ™dzie proÅ›ciej - obiecaÅ‚a Indra, a Sol popatrzyÅ‚a na niÄ… z wdziÄ™cznoÅ›ciÄ…. - Ale co z Armasem? - spytaÅ‚a Indra. - On jest przecież bardzo przystojny, nie masz ochoty na niego, Sol? - Chyba nie - odparÅ‚a Sol z wahaniem. - Armas jest inny, taki poważny. I coÅ› jakby stawia mi opór. - CzuÅ‚am dokÅ‚adnie to samo, kiedyÅ› gdy snuÅ‚am plany, by z nim poflirtować - z zapaÅ‚em przyÅ›wiadczyÅ‚a Indra. - Wiecie zresztÄ…, jak surowy jest Strażnik Góry, jego ojciec. Armas musi mieć narzeczonÄ… z rodu Obcych, nikt inny nie bÄ™dzie dla niego dostatecznie dobry. Au, J1, nie huÅ›taj tak! Rozmowa rozpÅ‚ynęła siÄ™ w Å›miechu, a zaraz potem Siska skoÅ„czyÅ‚a jedzenie i na nowo zapragnęła powrócić do Tsi. Sol i Indra wolno poszÅ‚y za niÄ…. Pojazd wciąż gwaÅ‚townie siÄ™ koÅ‚ysaÅ‚, stÄ…paÅ‚y wiÄ™c bardzo niepewnie. - JesteÅ› wiÄ™c zdecydowana na jakiÅ› drobny romansik? - spytaÅ‚a Indra. - Niekoniecznie podczas tej wyprawy - odparÅ‚a Sol. - ZamierzaÅ‚am poczekać, aż bÄ™dÄ™ miaÅ‚a wiÄ™kszy wybór, ale to uczucie dla Kira bardzo mnie podnieciÅ‚o. Postaram siÄ™ mu oprzeć, rozumiem, że ono może sprawić kÅ‚opot. - NiewÄ…tpliwie, ale jest też cudowne. O ile dobrze zrozumiaÅ‚am, to wÅ‚aÅ›ciwie za życia nigdy nie zdążyÅ‚aÅ› nikogo pokochać. - Owszem, to prawda. WÅ‚aÅ›nie dlatego poprosiÅ‚am Marca, żeby ofiarowaÅ‚ mi jeszcze jednÄ… szansÄ™. NiemÄ…dre tylko, że muszÄ™ podjąć decyzjÄ™ o swoim losie do czasu naszego powrotu. BÄ™dzie to wÅ‚aÅ›ciwie niemożliwe, jeÅ›li nie zakocham siÄ™ podczas wyprawy. Ale czy my w ogóle wrócimy? To przecież bardzo wÄ…tpliwe. - OczywiÅ›cie, że wrócimy - powiedziaÅ‚a Indra, lecz bez przekonania. - Ale rozumiem twój dylemat, w istocie jest siÄ™ nad czym zastanawiać. - No tak, nie szukam wcale jakiejÅ› łóżkowej przygody. ChcÄ™ doÅ›wiadczyć, jak to jest kochać i być kochanÄ…. Indra uÅ›cisnęła jÄ… za rÄ™kÄ™. - Å»yczÄ™ ci powodzenia. Ojej! Ale co tu siÄ™ dzieje? ZeszÅ‚y już na dół i zobaczyÅ‚y, że nosze Tsi przeniesiono do dużego pomieszczenia. Wokół niego zgromadziÅ‚a siÄ™ grupa osób. - Nie podoba mi siÄ™ jego stan - wyjaÅ›niÅ‚ Marco. - Zatrzymamy pojazdy i przetransportujemy go do izby chorych. Dolg i ja przyjrzymy mu siÄ™, a Tichowi potrzebna jest pomoc przy manewrowaniu J2, niewiele was wiÄ™c tu zostanie. - Na pewno damy sobie radÄ™ - obiecaÅ‚a Indra. - Na pewno - przyÅ›wiadczyÅ‚ Marco roztargniony. - Ale potrzebne nam jest teraz wsparcie duchów, przed nami rozpoÅ›ciera siÄ™ czarna weÅ‚nista mgÅ‚a, muszÄ… wiÄ™c wyjść przed J2 i spróbować poszukać jakiejÅ› drogi. - SÄ…dziÅ‚am, że jest tylko jedna droga, coÅ› w rodzaju tunelu. - Owszem, ale nie chcemy chyba wjechać prosto w skaÅ‚Ä™ albo w coÅ› na podobieÅ„stwo roju olbrzymich larw. Ta ziemista mgÅ‚a jest tak gÄ™sta, że blask reflektorów nie jest w stanie przez niÄ… przeniknąć. Nie, Sol, ty zostaniesz tutaj, nie możesz już uważać siÄ™ za ducha w czystej postaci. Yorimoto i Oko Nocy także pozostanÄ… w J1, Sassa też, ona nie lubi J2. Kiro, i ty tu zostaÅ„. Za to Gerego i Frekego chciaÅ‚bym zabrać ze sobÄ…. Możecie siÄ™ nam przydać, pamiÄ™tajcie, bÄ™dziemy was osÅ‚aniać. PrzyÅ›lemy też do J1 Joriego, on jest taki peÅ‚en zapaÅ‚u, otwarty, można na nim polegać. I baÅ‚aganiarski, pomyÅ›laÅ‚a Indra, ale zachowaÅ‚a to dla siebie. Z lÄ™kiem w gÅ‚osie spytaÅ‚a natomiast: - No a Ram? - Zarówno Ram, jak i Faron przejdÄ… do J2, to tam może dojść do kryzysu. Poza tym ten pojazd ma posuwać siÄ™ jako pierwszy. Wy jesteÅ›cie tylko na przyczepkÄ™. Indra skuliÅ‚a siÄ™ jak przekÅ‚uty balon. - Może ja też... - Nie, tam może być niebezpiecznie, nic przecież nie wiemy. JesteÅ›my, prawdÄ™ powiedziawszy, do tego stopnia niepewni, że zbierzemy tutaj wszystkich, by podjąć pewne kroki bezpieczeÅ„stwa. No, nadchodzÄ… pasażerowie z J2, możemy zaczynać. Wszyscy po kolei mieli wejść do malusieÅ„kiego pomieszczenia w wieżyczce J1 i tam poddać siÄ™ naÅ›wietlaniu promieniami ÅšwiÄ™tego SÅ‚oÅ„ca, by w ten sposób lepiej siÄ™ przygotować na odparcie zÅ‚ych impulsów, na jakich dziaÅ‚anie niewÄ…tpliwie zostanÄ… narażeni tu, w Górach Czarnych. Nikt nie chciaÅ‚, by spotkaÅ‚ go taki los jak Hannagara i EljÄ™, z wdziÄ™cznoÅ›ciÄ… wiÄ™c przyjÄ™to tÄ™ propozycjÄ™. Byli jednak tacy, którzy zaniepokoili siÄ™ nie na żarty... - Czy ja jestem wystarczajÄ…co dobra? - z niedowierzaniem pytaÅ‚a Sol. - PomyÅ›lcie tylko, co bÄ™dzie, jeÅ›li w blasku ÅšwiÄ™tego SÅ‚oÅ„ca ujawniÄ… siÄ™ moje najgorsze cechy. Marco odparÅ‚ z powagÄ…: - Starannie przyjrzeliÅ›my siÄ™ każdemu z was i uważamy, że trzymacie miarÄ™. Niemniej jednak Dolg najpierw wypróbuje niektórych z was niebieskim szafirem, żeby sprawdzić, czy wszystko jest w porzÄ…dku. Dotyczy to tych duchów z Ludzi Lodu, na których ciążyÅ‚o kiedyÅ› przekleÅ„stwo, Heikego, Sol i Mara. Chcemy siÄ™ też przyjrzeć Yorimoto i Cieniowi, maÅ‚o wiemy o waszym pochodzeniu. No i Geremu i Frekemu. Mam nadziejÄ™, że nikt z was nie poczuÅ‚ siÄ™ dotkniÄ™ty. PokrÄ™cili gÅ‚owami. - Sami chcielibyÅ›my, aby poddano nas tej próbie - krótko oÅ›wiadczyÅ‚ CieÅ„. - Doskonale, wez wiÄ™c z sobÄ… tych, których to dotyczy, Dolgu, i sprawdz, co mówi szafir. Dolg i wywoÅ‚ani zniknÄ™li, pozostali zaÅ› czekali w milczeniu. WsÅ‚uchiwali siÄ™ w dusznÄ… ciszÄ™ panujÄ…cÄ… na zewnÄ…trz i starali siÄ™ nie wyglÄ…dać przez okno. Dolg wkrótce powróciÅ‚ ze swym orszakiem. - Doskonale poszÅ‚o - uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™. - DrobniuteÅ„ka nieczystość przy wilkach, lecz czego innego można siÄ™ spodziewać, gdy ktoÅ› tak dÅ‚ugo przebywaÅ‚ we wnÄ™trzu Gór. Wszyscy zostali zaakceptowani przez szafir. Teraz po kolei mieli wchodzić do maleÅ„kiego pokoiku. Gdy nadeszÅ‚a kolej Sol, czarownica stwierdziÅ‚a, że nerwy ma w strzÄ™pkach. Jestem dobra, jestem dobra, jestem dobra, dawno już przestaÅ‚am być niegrzecznÄ… dziewczynkÄ…, powtarzaÅ‚a w duchu. Kochane SÅ‚oÅ„ce, potraktuj mnie Å‚askawie, przeszÅ‚am wszak przez ucho igielne szafiru! UsiadÅ‚a na krzeÅ›le stojÄ…cym w Å›rodku, drzwi zamknęły siÄ™ za niÄ…, zostaÅ‚a sama. Blask Å›wiatÅ‚a w pomieszczeniu z wolna nabieraÅ‚ mocy, aż wreszcie rozpaliÅ‚ siÄ™, rozgorzaÅ‚, zachowujÄ…c jednoczeÅ›nie Å‚agodność, tak że nie drażniÅ‚ oczu. Teraz wszystko siÄ™ rozstrzygnie. JeÅ›li zÅ‚o we mnie dominuje, mogÄ™ stać siÄ™ potworem. Spięła siÄ™ podÅ›wiadomie, nie na żarty wystraszona, przejÄ™ta myÅ›lÄ… o tym, co może siÄ™ stać. Nagle jednak ogarnęło jÄ… ciepÅ‚o, a ciaÅ‚o siÄ™ rozluzniÅ‚o. PoczuÅ‚a siÄ™ wesoÅ‚a, szczęśliwa, życzliwie nastawiona do wszystkich. NadajÄ™ siÄ™, pomyÅ›laÅ‚a uradowana, jestem dobrym czÅ‚owiekiem, SÅ‚oÅ„ce przyjmuje mnie, jakbym byÅ‚a jego dzieckiem, i obdarza siÅ‚Ä…, która przyda mi siÄ™ w tej zÅ‚ej, zimnej krainie. Hura! Ostatnie sÅ‚owo, nie zdajÄ…c sobie z tego sprawy, wykrzyknęła na gÅ‚os, Dolg wiÄ™c, który akurat zgasiÅ‚ SÅ‚oÅ„ce i otworzyÅ‚ drzwi, wszystko usÅ‚yszaÅ‚. UÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ szeroko, gdy rzuciÅ‚a mu siÄ™ w ramiona, pÅ‚aczÄ…c ze szczęścia. Indra w oczekiwaniu na swojÄ… kolej rozmawiaÅ‚a i żartowaÅ‚a z Jorim, by trochÄ™ rozluznić atmosferÄ™ powagi, wynikajÄ…cÄ… z sytuacji, w jakiej siÄ™ znalezli. Jori nigdy nie odmawiaÅ‚ udziaÅ‚u w zabawie, pod tym wzglÄ™dem nie różnili siÄ™ z IndrÄ… nawet na jotÄ™. Indra rozejrzaÅ‚a siÄ™ za Ramem. StaÅ‚ kawaÅ‚ek dalej, odwrócony do niej plecami. - Ty siÄ™ tu urodziÅ‚eÅ›, Jori - powiedziaÅ‚a rozmarzonym gÅ‚osem. - Ale ja widziaÅ‚am Å›wiat na powierzchni. SÄ… tam miejsca, które gorÄ…co bym pragnęła pokazać Ramowi, gdyby tylko Obcy pozwolili, byÅ›my byli razem. Ale tak najwyrazniej siÄ™ nie stanie. - Po gÅ‚osie poznajÄ™, że masz na myÅ›li jakieÅ› konkretne miejsce. - Tak, IslandiÄ™. Gjáin, dolinÄ™ elfów, i... Nieoczekiwanie wybuchnęła Å›miechem, tak serdecznym, że aż zgięła siÄ™ wpół. Gdy wreszcie trochÄ™ siÄ™ uspokoiÅ‚a, wydusiÅ‚a z siebie: - CoÅ› mi siÄ™ przypomniaÅ‚o, choć nie ma to wcale zwiÄ…zku z elfami ani z Ramem. PosÅ‚uchaj tylko. Jori już uÅ›miechaÅ‚ siÄ™ z wyczekiwaniem. Zapomnieli o tym, co siÄ™ dzieje dookoÅ‚a, chcieli siÄ™ troszkÄ™ zabawić. Poza tym kolejka przed nimi wciąż byÅ‚a dość dÅ‚uga. - Widzisz, Jori, podróżowaliÅ›my samochodem przez kamienne pustynie w gÅ‚Ä…b lÄ…du, woziÅ‚ nas Addi, bardzo doÅ›wiadczony kierowca, znajÄ…cy islandzkie pustkowia. CzÄ™sto obwoziÅ‚ turystów i miaÅ‚ dla nich przygotowane mnóstwo atrakcji, takie jak wyÅ›cigi na skuterach Å›nieżnych po lodowcu, przejażdżki na konikach islandzkich, jazda na nartach za dżipem, spÅ‚yw tratwami, wyprawy helikopterem, wspinaczka po lodowcu, Å‚ażenie po grotach, wycieczka do Geysiru, do kraterów wulkanów, kÄ…piel w gorÄ…cych zródÅ‚ach, szczególnie w Blue Lagoon, i tak dalej. Wspólnie z MirandÄ… wymyÅ›laÅ‚yÅ›my dla niego nowe atrakcje, Å›wietnie siÄ™ przy tym bawiÄ…c. - Co rozumiesz przez nowe atrakcje? - spytaÅ‚ Jori z bÅ‚yskiem w oku. ZnaÅ‚ specyficzne poczucie humoru Indry i wiedziaÅ‚, że jej rozbawienie zapowiada coÅ› interesujÄ…cego. - Nie pamiÄ™tam już wszystkich propozycji, pewnie też nie każda byÅ‚a bardzo pomysÅ‚owa, a w dodatku ukÅ‚adaÅ‚yÅ›my je po angielsku, bo wÅ‚aÅ›nie w tym jÄ™zyku byÅ‚a broszura Addiego, ale da siÄ™ to chyba przetÅ‚umaczyć. Na przykÅ‚ad horse-rafting i Geysir climbing . Jori caÅ‚y siÄ™ rozjaÅ›niÅ‚. - SpÅ‚awianie koni tratwami i wspinaczka na Wielki Gejzer. PojmujÄ™, mów dalej. - Co tam jeszcze byÅ‚o, zaraz, zaraz... Już wiem! Rajd na skuterach Å›nieżnych po grotach . - Ja też coÅ› mam - zapaliÅ‚ siÄ™ Jori. - PÅ‚ywanie tratwÄ… po gejzerze . - KÄ…piel w lawie o wschodzie sÅ‚oÅ„ca . - WyÅ›cigi rowerowe po lodowcu - podsunÄ…Å‚ Jori. - Specjalnie dla Francuzów Tour de Myrdalsjökull . Indra rozeÅ›miaÅ‚a siÄ™. - Akurat wtedy trochÄ™ siÄ™ zÅ‚oÅ›ciliÅ›my na Francuzów, doskonale wiÄ™c to pasuje. Przypominam też sobie, że na skraju jednego z kraterów weszÅ‚a nam w drogÄ™ jakaÅ› duża niemiecka grupa, a wtedy posypaÅ‚ siÄ™ już prawdziwy grad propozycji. Mistrzostwa Niemiec w skoku wzwyż do krateru - tylko jeden skok na uczestnika. Dopuszcza siÄ™ nastÄ™pujÄ…ce style: 1. podwójny bismarck z bratwurstem. 2. Å›ruba w pikielhaubie. 3. potrójne salto z wypchniÄ™ciem. 4. skoki synchroniczne (zespoÅ‚owo) . - Helikopterowe polowanie na szwedzkich turystów . To byÅ‚a propozycja Joriego. Kilka osób przysunęło siÄ™ do nich, chcÄ…c posÅ‚uchać, co tak ich bawi, wÅ›ród nich również Ram. Nie przerywaÅ‚ im, wiedziaÅ‚, że tuż obok czai siÄ™ zapewne niebezpieczeÅ„stwo, a taka chwila beztroski doda wszystkim siÅ‚. Indra miaÅ‚a coÅ› jeszcze do powiedzenia: - Horse-shaving in Blue Lagoon , to koniecznie chcieliÅ›my mu dopisać. I Medley, czyli zawody w pÅ‚ywaniu stylem zmiennym, short-drinks in hot tubs . - To wcale nie jest zabawne, potrafisz lepiej. Nietrudno byÅ‚o rzucić wyzwanie Indrze. - A co powiesz na to? - spytaÅ‚a natychmiast. - Skoki na linie z islandzkiego drzewa ? - To o wiele lepsze, zwÅ‚aszcza że ich drzewa rzadko osiÄ…gajÄ… wysokość krzaków. PÅ‚ywanie pod prÄ…d w wodzie z lodowca . E, to marne. - Jeszcze jedno mi siÄ™ przypomniaÅ‚o. Z Nesjar do Reykjaviku jest wodociÄ…g z rur o metrowej Å›rednicy, wymyÅ›liliÅ›my wiÄ™c: Nurkowanie w wodociÄ…gu, wstrzymać oddech na osiem godzin . - Jazda na nartach za islandzkÄ… owcÄ… . - Nie, za bardzo odbiegamy od tematu! - wykrzyknÄ…Å‚ Ram, powstrzymujÄ…c ich. Ale nie daÅ‚o siÄ™ powiedzieć, by miaÅ‚ na twarzy powagÄ™. - Jori, teraz twoja kolej. Postaraj siÄ™ wyglÄ…dać choć trochÄ™ skromnie w obecnoÅ›ci SÅ‚oÅ„ca. - Ja? - Jori obrzuciÅ‚ go najbardziej niewinnym spojrzeniem na Å›wiecie. - Przecież ja zawsze jestem skromny i cnotliwy. WszedÅ‚ do pomieszczenia, a tym samym krótka chwila beztroski bezpowrotnie minęła. Wszyscy jednak starali siÄ™ zachować uÅ›miech na twarzy, nikt przecież nie wiedziaÅ‚, jak prÄ™dko znów nadarzy siÄ™ podobna okazja. Ale uÅ›miech na ustach Indry przygasÅ‚. WiedziaÅ‚a, że nigdy nie zabierze Rama na IslandiÄ™, do Norwegii ani w żadne inne miejsce. Musi siÄ™ cieszyć, że jest blisko niego tutaj, choć bardziej ponurego otoczenia nie daÅ‚o siÄ™ chyba wyobrazić i choć być może nie byÅ‚ im pisany powrót do domu. Jori wyszedÅ‚ dumny jak paw z tego, że SÅ‚oÅ„ce go zaakceptowaÅ‚o. - Widzicie, że wprost jaÅ›niejÄ™ mdÅ‚Ä… dobrociÄ…? - Owszem - chÅ‚odno przyznaÅ‚a Indra. - WyglÄ…dasz, jakby ciÄ™ zamarynowali w Å›wiÄ™tym oleju. Mężczyzni przynieÅ›li nosze z chorym Tsi, bo przecież jego także należaÅ‚o chronić, a być może zwÅ‚aszcza jego, narażony wszak zostaÅ‚ na atak zainfekowanych zÅ‚em róż. Siska staÅ‚a na zewnÄ…trz, gryzÄ…c paznokcie ze strachu, ale Dolg zapewniÅ‚ jÄ…, że promienie ÅšwiÄ™tego SÅ‚oÅ„ca tylko dobrze zrobiÄ… Tsi, wzmocniÄ… jego system obronny, a ponadto zapewniÄ… ochronÄ™ przed groznymi mocami czyhajÄ…cymi w górach. Siska jednak odzyskaÅ‚a równowagÄ™ dopiero wówczas, gdy nosze wyniesiono z powrotem. PrzekonaÅ‚a siÄ™, że stan elfa przynajmniej siÄ™ nie pogorszyÅ‚. Na twarzy rysowaÅ‚ mu siÄ™ teraz spokój, co odczytaÅ‚a jako dobry znak. Można siÄ™ w tym byÅ‚o dopatrzyć również spokoju Å›mierci, ona jednak nie chciaÅ‚a siÄ™gać myÅ›lÄ… tak daleko. Indra wyszÅ‚a z pomieszczenia SÅ‚oÅ„ca z rozjaÅ›nionÄ… twarzÄ…. - SprawdziÅ‚am siÄ™ - oÅ›wiadczyÅ‚a rozpromieniona. - Nie wiedziaÅ‚am, że jestem aż tak dobrym czÅ‚owiekiem. Teraz za to stanÄ™ siÄ™ nieznoÅ›na, bo bÄ™dÄ™ siÄ™ tym przechwalać co dzieÅ„. - Dopóki nie zrobisz czegoÅ› gorszego niż to, spróbujemy jakoÅ› z tobÄ… wytrzymać - zażartowaÅ‚ z niej Armas. Indra, stojÄ…ca w pobliżu Farona, rzuciÅ‚a beztrosko, lecz z tonem urazy w gÅ‚osie: - MogÅ‚abym na przykÅ‚ad przyczepić siÄ™ do Rama. Czy nie jest to najgorsza rzecz, jakÄ… mogÅ‚abym zrobić, Faronie? - O co ci chodzi? - cierpko spytaÅ‚ Faron. - Dobrze wiesz. Wam, Obcym, nie podoba siÄ™ przecież moja bliska przyjazÅ„ z Ramem. O ile dobrze rozumiem, to wy chcecie wybrać dla niego towarzyszkÄ™ życia. - Ram jest dostatecznie kompetentnÄ… osobÄ…, by sam zdecydować. My siÄ™ w takie sprawy nie wtrÄ…camy. Indra zapatrzyÅ‚a siÄ™ w niego zdumiona. Serce uderzyÅ‚o jej mocniej. Czyżby on chciaÅ‚ powiedzieć, że... Tak, na to wÅ‚aÅ›nie wyglÄ…daÅ‚o. RozejrzaÅ‚a siÄ™ w poszukiwaniu Rama, lecz on akurat przeszedÅ‚ do J2. Ach, musi mu o tym powiedzieć, to prawdziwy cud! Gdy nadeszÅ‚a kolej wilków, Dolg przykazaÅ‚ im: - GdybyÅ›cie poczuÅ‚y, że zÅ‚o w was zaczyna dominować, czym prÄ™dzej dajcie znać, szczeknijcie. ObiecaÅ‚y, że tak zrobiÄ…. Gere jako Å‚agodniejszy wszedÅ‚ pierwszy, wszystko potoczyÅ‚o siÄ™ pomyÅ›lnie. Ale kiedy Freke zniknÄ…Å‚ w Å›rodku, napiÄ™cie staÅ‚o siÄ™ nieznoÅ›ne. Co zrobiÄ…, jeÅ›li próba siÄ™ nie powiedzie? Nic zÅ‚ego jednak siÄ™ nie wydarzyÅ‚o. Szafir, Dolg i Marco należycie go przygotowali. Sam Freke po wyjÅ›ciu nie kryÅ‚ ulgi. Zanim pojazdy znów ruszyÅ‚y, wyszli rozejrzeć siÄ™ po okolicy, niewiele jednak daÅ‚o siÄ™ zobaczyć. ByÅ‚o tak, jak mówiÅ‚ Marco. GÄ™sta mgÅ‚a, niczym ziemistobrunatna kasza, unosiÅ‚a siÄ™ w skalnym korytarzu, w którym siÄ™ znajdowali. Mieli nawet problemy z odnalezieniem powrotnej drogi do pojazdów, czym prÄ™dzej wiÄ™c postanowili siÄ™ w nich schronić. Każdy bez wyjÄ…tku myÅ›laÅ‚ zapewne o tym samym: W co myÅ›my siÄ™ wplÄ…tali? Co czai siÄ™ przed nami? Siska oczywiÅ›cie przeniosÅ‚a siÄ™ do J2 razem z Tsi, pozwolono jej na to. PrzeszedÅ‚ tam także Armas. W J1 pozostali wiÄ™c Kiro, Indra, Sol, Oko Nocy, Yorimoto i Sassa. ZjawiÅ‚ siÄ™ tu także Jori, nieszczególnie zachwycony faktem, że zesÅ‚ano go do mniej ważnego pojazdu, tego stanowiÄ…cego przyczepkÄ™ do J2. Wszyscy weszli na wieżyczkÄ™ do Chora, który nie ruszaÅ‚ siÄ™ ze stanowiska dowodzenia i utrzymywaÅ‚ Å‚Ä…czność przez telefon z Tichem i Ramem. Ale odkÄ…d wjechali we mgÅ‚Ä™, jakość poÅ‚Ä…czenia znacznie siÄ™ pogorszyÅ‚a. - Jak myÅ›lisz, czemu tak jest, Chor? - dopytywaÅ‚a siÄ™ Sol. - Nie wiem - odparÅ‚ Madrag. - I nawet nie Å›miem zgadywać. UsÅ‚yszeli nawoÅ‚ywania duchów przed J2, lecz nie rozróżniali słów, wiedzieli tylko, że skÅ‚adajÄ… raport z tego, co widzÄ…. WydawaÅ‚o siÄ™, że niewiele majÄ… do powiedzenia. - Teraz Tich rusza - oÅ›wiadczyÅ‚ Chor. - Trzymajcie siÄ™ mocno, bo strasznie tu nierówno. Nierówno okazaÅ‚o siÄ™ bardzo Å‚agodnym okreÅ›leniem. Choć chwytali siÄ™ wszystkiego, co tylko znalazÅ‚o siÄ™ w zasiÄ™gu rÄ…k, rzucaÅ‚o nimi tak, że chwilami widzieli podwójnie. Wreszcie trochÄ™ siÄ™ uspokoiÅ‚o, podÅ‚oże staÅ‚o siÄ™ równiejsze, posuwali siÄ™ jednak bardzo wolno, Å›limak mógÅ‚by dotrzymać im kroku. UsÅ‚yszeli, że Tich wzywa duchy z powrotem do J2, który wÅ‚aÅ›ciwie, można powiedzieć, zniknÄ…Å‚ im już z pola widzenia. Dostrzegali jedynie tylne Å›wiatÅ‚a w postaci niewyraznych plam w gÄ™stej ciemnoÅ›ci. Potem i one zniknęły. - Do diabÅ‚a! - zaklÄ…Å‚ Chor po madragijsku. - Chyba musimy trochÄ™ przyspieszyć. Nie sÄ…dzÄ™ wprawdzie abyÅ›my siÄ™ pogubili tutaj, w tym wÄ…skim tunelu, ale czujÄ™ siÄ™ bezpieczniej, gdy mam z nimi kontakt. - O, tak, bez wÄ…tpienia - przyznaÅ‚a Indra. - Jak myÅ›lisz, czy jedziemy wyschniÄ™tym korytem rzeki? - Prawdopodobnie - odparÅ‚ Chor. ByÅ‚ taki spokojny, dawaÅ‚ tyle poczucia bezpieczeÅ„stwa. Pozostali pasażerowie stali wokół stoÅ‚u z instrumentami i próbowali przeniknąć wzrokiem nieprzenikniony mrok. Reflektory J1 nie dawaÅ‚y już żadnego Å›wiatÅ‚a. Wokół byÅ‚o ciemno jak w grobie, stracili też poczucie czasu. Sol zaÅ›miaÅ‚a siÄ™ nerwowo. - PomyÅ›lcie, co bÄ™dzie, jeÅ›li naprawdÄ™ natkniemy siÄ™ na Å›cianÄ™? BÄ™dziemy musieli siÄ™ cofać, caÅ‚Ä… drogÄ™ z powrotem. - Jasne widoki na przyszÅ‚ość - mruknÄ…Å‚ Chor ze Å›miechem. WezwaÅ‚ swego przyjaciela Ticha. CoÅ› zaburczaÅ‚o w gÅ‚oÅ›niku, lecz sÅ‚owa drugiego Madraga do niego nie dotarÅ‚y. - PrzestaliÅ›my was widzieć - powtórzyÅ‚ Chor. - Czy możecie na nas zaczekać? PoÅ‚Ä…czenie zostaÅ‚o niemal przerwane. Tylko czerwona lampka, migoczÄ…ca na tablicy rozdzielczej, Å›wiadczyÅ‚a o tym, że ktoÅ› usiÅ‚uje siÄ™ z nimi skontaktować. A mgÅ‚a na zewnÄ…trz wciąż gÄ™stniaÅ‚a. ByÅ‚a teraz tak gÄ™sta jak sypka ziemia. - Nie podoba mi siÄ™ to - stwierdziÅ‚ Kiro. Nigdy jeszcze siedem osób bardziej siÄ™ z nim nie zgadzaÅ‚o. W J2 Tich walczyÅ‚ z instrumentami, które nie chciaÅ‚y go sÅ‚uchać. WychwyciÅ‚ wezwanie Chora, lecz nie zrozumiaÅ‚, co przyjaciel usiÅ‚owaÅ‚ mu przekazać. Ram doniósÅ‚, że przestali widzieć przednie Å›wiatÅ‚a T1, i z wÅ‚asnej inicjatywy zahamowali, żeby zaczekać na drugi pojazd. Duchy znów wyszÅ‚y, żeby zbadać teren przed nimi, lecz nie miaÅ‚y do przekazania nic nowego. Faron wysÅ‚aÅ‚ wiÄ™c je do tyÅ‚u, by spróbowaÅ‚y bezpoÅ›rednio skontaktować siÄ™ z J1. Duchy powróciÅ‚y, przynoszÄ…c niepokojÄ…ce wieÅ›ci. - Nie możemy ich znalezć - oÅ›wiadczyÅ‚ Heike. - A przecież wÅ‚aÅ›ciwie powinni nam wrÄ™cz deptać po piÄ™tach. Niepokój ogarnÄ…Å‚ caÅ‚Ä… wieżę kontrolnÄ…, w której przebywaÅ‚a wiÄ™kszość pasażerów. Tich ponowiÅ‚ próbÄ™ nawiÄ…zania Å‚Ä…cznoÅ›ci. Ale teraz wszystkie instrumenty byÅ‚y jak martwe. Popatrzyli po sobie, Tich zatrzymaÅ‚ pojazd, zapadÅ‚a przykra cisza. Czuli siÄ™ tak, jakby gÄ™sta mgÅ‚a usiÅ‚owaÅ‚a na nich patrzeć, a może nawet przedrzeć siÄ™ przez jakÄ…Å› szparÄ™. Oba Juggernauty jednak byÅ‚y teraz doskonale uszczelnione, nie daÅ‚oby siÄ™ w nich znalezć nawet najmniejszej dziurki. CzÅ‚onkowie zaÅ‚ogi po szkodzie byli już mÄ…drzy. - Wezwijcie Marca i Dolga - oÅ›wiadczyÅ‚ Faron martwym gÅ‚osem. Armas natychmiast zbiegÅ‚ na dół i wezwaÅ‚ obu. Wprowadzono ich w sytuacjÄ™, a potem Faron, tÅ‚umiÄ…c wzburzenie, spytaÅ‚: - Z kim najÅ‚atwiej nawiÄ…zać kontakt telepatyczny? - Z Sol - natychmiast odparÅ‚ Marco. - Czy pomożecie mi, wy, którzy to potraficie? Pokiwali gÅ‚owami, skupili siÄ™. PosÅ‚ali Sol proÅ›bÄ™, by daÅ‚a im jakiÅ› znak, potwierdziÅ‚a, że dotarÅ‚y do niej ich sygnaÅ‚y. Po kilku minutach zrozumieli, że nie otrzymajÄ… odpowiedzi. GÅ‚os Farona brzmiaÅ‚ bardzo niewyraznie. - Duchy, przenieÅ›cie siÄ™ natychmiast na pokÅ‚ad J1. W uÅ‚amku sekundy wszystkie cztery duchy, Heike, Shira, Mar i CieÅ„, zniknęły z wieży J2. Kiedy czekali na jakÄ…Å› relacjÄ™, Ram próbowaÅ‚ dowiedzieć siÄ™ czegoÅ› od wilków, które również przebywaÅ‚y w wieżyczce i z takim samym napiÄ™ciem jak ludzie Å›ledziÅ‚y rozwój wydarzeÅ„. - Co wiecie o tym tunelu? - spytaÅ‚. - Nic nie wiemy o tej okolicy - odparÅ‚ Freke. - Jest nam caÅ‚kowicie nieznana, nigdy o niej nie sÅ‚yszeliÅ›my. - Rozumiem - pokiwaÅ‚ gÅ‚owÄ… Ram. Duchy wkrótce powróciÅ‚y. - I jak? - dopytywaÅ‚ siÄ™ Faron. Duchy nie kryÅ‚y zaniepokojenia. OdpowiedziaÅ‚ CieÅ„: - Nie możemy ich znalezć. - Nie możecie ich znalezć? - Nie. Nigdy nie przytrafiÅ‚o nam siÄ™ nic podobnego. Normalnie powinniÅ›my odszukać ich bez wzglÄ™du na to, gdzie sÄ…, wystarczy, abyÅ›my sobie tego zażyczyli, ale teraz siÄ™ nie udaÅ‚o. - Co wy mówicie? Niczego nie rozumiem - powtórzyÅ‚ Faron, a teraz strach i niepewność w jego z pozoru obojÄ™tnym gÅ‚osie daÅ‚y siÄ™ już bez trudu wychwycić. Wszyscy stÅ‚oczyli siÄ™ wokół duchów. Niejednemu Å›cisnęło siÄ™ serce. W gÅ‚osie Cienia brzmiaÅ‚o niezmierne zmÄ™czenie: - Jest tylko jedna odpowiedz. J1 z oÅ›miorgiem pasażerów na pokÅ‚adzie przestaÅ‚ istnieć. 3 ParaliżujÄ…ca cisza trwaÅ‚a dÅ‚ugo. Jedni usiÅ‚owali rozumieć, inni... - Indra - wargi Rama uÅ‚ożyÅ‚y siÄ™ w imiÄ™ ukochanej. Nigdy jeszcze nie widzieli chyba takiego przerażenia jak to, które teraz malowaÅ‚o siÄ™ na jego pobladÅ‚ej, zdrÄ™twiaÅ‚ej twarzy. Marco byÅ‚ równie sparaliżowany. CzuÅ‚ siÄ™ odpowiedzialny za SassÄ™, wnuczkÄ™ Nataniela i Ellen, ich jedynÄ… potomkiniÄ™. Dolg myÅ›laÅ‚ o swoim siostrzeÅ„cu. Jak zareagujÄ… Taran i Uriel, kiedy wróci do domu i powie, że ich najukochaÅ„szy Jori po prostu zniknÄ…Å‚ w czarnych górach zÅ‚a, przestaÅ‚ istnieć w jakiejkolwiek formie? Tich drżaÅ‚ z lÄ™ku o los najbliższego przyjaciela, Chora. Madragów byÅ‚o przecież tak niewielu, żadnego nie mogli utracić. I jak wrócÄ… do domu, do Ptaka Burzy i wszystkich innych Indian bez Oka Nocy, nadziei i dumy plemienia? Kiro, jeden z najlepszych Strażników... Jak zdoÅ‚ajÄ… wytÅ‚umaczyć jego znikniÄ™cie w nicoÅ›ci? I Sol, tak bardzo kochana przez duchy i innych mieszkaÅ„ców Królestwa ÅšwiatÅ‚a, a zwÅ‚aszcza przez uczestników ekspedycji? Jedyna osoba, za którÄ… nikt pewnie nie zatÄ™skni, to Yorimoto, od niedawna bowiem przebywaÅ‚ w ich krÄ™gu. Ci jednak, którzy brali udziaÅ‚ w wyprawie, poznali go jako prawego czÅ‚owieka, choć zamkniÄ™tego w sobie i spÄ™tanego wiÄ™zami kultury, lecz mimo to obdarzonego wolÄ… współdziaÅ‚ania i przyjazni. Yorimoto gotów byÅ‚ zrezygnować ze swych samurajskich zasad, oddany i wierny tym, którzy go ocalili i zaakceptowali. Nie mógÅ‚ zniknąć w nicoÅ›ci zapomniany przez wszystkich, jak to siÄ™ staÅ‚o udziaÅ‚em wiÄ™kszoÅ›ci ludzi na przestrzeni dziejów. ByÅ‚ przecież jednym z nich, uczestników tej nieszczÄ™snej ekspedycji. Wreszcie odrÄ™twienie wywoÅ‚ane wstrzÄ…sem ustÄ…piÅ‚o. - Nie! - zawoÅ‚aÅ‚ Ram. - Oni nie mogli tak po prostu zniknąć - jÄ™knÄ…Å‚ Marco. - Co siÄ™ staÅ‚o? Cieniu! Heike! MieliÅ›cie odszukać J1... - ...którego nie byÅ‚o - zmÄ™czonym gÅ‚osem uzupeÅ‚niÅ‚ Heike. - Potrafimy w mgnieniu oka przenieść siÄ™ w dowolny punkt, ale nic nie znalezliÅ›my. J1 zostaÅ‚ unicestwiony, Marco. PokrÄ™ciliÅ›my siÄ™ dookoÅ‚a, rozdzieliliÅ›my siÄ™ nawet, żeby móc spenetrować wiÄ™kszy obszar, ale wszÄ™dzie byÅ‚o pusto. J1 już nie istnieje. - To niemożliwe - szepnÄ…Å‚ Faron. Spostrzegli, jak bardzo przygniata go ciężar odpowiedzialnoÅ›ci. To byÅ‚a jego ekspedycja, to on peÅ‚niÅ‚ funkcjÄ™ głównodowodzÄ…cego. Teraz oÅ›mioro z dwadzieÅ›ciorga dwojga uczestników zniknęło, niektórzy z nich byli bardzo ważni, lecz tylko jedna osoba wÅ›ród ósemki posiadaÅ‚a ponadnaturalne zdolnoÅ›ci, Sol, którÄ… na domiar zÅ‚ego Marco uczyniÅ‚ w poÅ‚owie czÅ‚owiekiem. Czy można sobie wyobrazić bardziej beznadziejnÄ… sytuacjÄ™? Ram osunÄ…Å‚ siÄ™ na krzesÅ‚o, jakby caÅ‚e życie, caÅ‚a krew wyciekÅ‚y mu z ciaÅ‚a. Indra, Indra przestaÅ‚a istnieć. To on nie pozwoliÅ‚ jej przenieść siÄ™ do J2. Faron siadÅ‚ przy nim. - Rozumiem, co czujesz, przyjacielu - powiedziaÅ‚ cicho. - WÅ‚aÅ›nie rozmawiaÅ‚em z IndrÄ…, tuż przed opuszczeniem J1. PowiedziaÅ‚a coÅ›, co mnÄ… wstrzÄ…snęło. Podobno zabroniono wam być razem. - To prawda - krótko odparÅ‚ Ram. - Talornin stanowczo tego zakazaÅ‚. - Ale dlaczego? Ram zapatrzyÅ‚ siÄ™ w niego. - Kto jak kto, ale chyba ty nie powinieneÅ› pytać! Mieszanie gatunków. Upadek Lemuryjczyków i tak dalej. Faron przez dÅ‚ugÄ… chwilÄ™ milczaÅ‚. SÅ‚yszeli, że Tich wycofuje J2 przez mroczny tunel, by w ten sposób odnalezć J1. WiedziaÅ‚, że wszyscy w peÅ‚ni siÄ™ zgadzajÄ… z jego decyzjÄ…. - A wy podporzÄ…dkowaliÅ›cie siÄ™ temu zakazowi? - Nie byÅ‚o to Å‚atwe - przyznaÅ‚ Ram. - Lecz jakoÅ› siÄ™ nam udaÅ‚o. - Ależ to przecież straszne! - poderwaÅ‚ siÄ™ Faron. - Talornin musi wiedzieć, że mieszanie ras i gatunków na przestrzeni dziejów zdarzaÅ‚o siÄ™ bardzo czÄ™sto. Obcy-ludzie, Obcy-Lemuryjczycy, Lemuryjczycy-ludzie i wiele innych konstelacji. Indra przecież byÅ‚a... jest wspaniaÅ‚Ä… dziewczynÄ…. Dlaczego on tak zrobiÅ‚? - Przypuszczam, że po części z powodów osobistych - stwierdziÅ‚ Ram. ByÅ‚ wzburzony i Å›miertelnie zmÄ™czony. - Nie wiedziaÅ‚em, że wy, Obcy, tak różnie potraficie patrzeć na tÄ™ samÄ… sprawÄ™. To znaczy, że ty nie miaÅ‚byÅ› nic przeciwko mojemu zwiÄ…zkowi z IndrÄ…? - Nie, a dlaczego miaÅ‚bym mieć? PowiedziaÅ‚em jej nawet: Ram jest dostatecznie kompetentny, by móc zdecydować. Ram z westchnieniem wypuÅ›ciÅ‚ powietrze z pÅ‚uc. - Gdybym tylko wiedziaÅ‚... SÄ…dziÅ‚em jednak, że Talornin gÅ‚osi wasze prawo. - Talornin znacznie przekroczyÅ‚ swoje kompetencje. A w tej chwili utraciÅ‚ je wszystkie. JeÅ›li wrócimy do domu, osobiÅ›cie dopilnujÄ™, by go usuniÄ™to. Ram zadrżaÅ‚. W takiej sytuacji nie chciaÅ‚by być w skórze Talornina. Pojazdem zatrzÄ™sÅ‚o, gdy Tich wrzuciÅ‚ wsteczny bieg i nacisnÄ…Å‚ pedaÅ‚ gazu do deski. Ram podÅ›wiadomie zarejestrowaÅ‚, że mgÅ‚a w korytarzu zaczyna rzednąć, lecz i tak nie widzieli choćby cienia J1. Faron popatrzyÅ‚ na niego badawczo. - Rozumiem, że masz poważne zamiary wobec tej dziewczyny. - Ona nie opuszcza moich myÅ›li nawet na sekundÄ™, gdy jestem przytomny - wyrwaÅ‚o siÄ™ Ramowi z gÅ‚Ä™bi serca. - Wieczorem Å›niÄ™ o niej na jawie, nocÄ… w podÅ›wiadomoÅ›ci. Tyle o niej myÅ›lÄ™, że przez caÅ‚y czas muszÄ™ siÄ™ pilnować, by nie zapomnieć o mojej odpowiedzialnoÅ›ci za caÅ‚Ä… ekspedycjÄ™. - Rozumiem, że ci bardzo trudno. - Tak. Po raz pierwszy w życiu kogoÅ› kocham. Nie wiedziaÅ‚em, że miÅ‚ość potrafi mieć takÄ… siÅ‚Ä™. CzuÅ‚, że może zwierzyć siÄ™ Faronowi. Nigdy wczeÅ›niej nie mógÅ‚ z nikim o tym porozmawiać, a dopiero teraz, kiedy Indra zniknęła... Ciekawe, czy i w tej sytuacji Indra zachowa wrodzony optymizm, pomyÅ›laÅ‚ zasmucony. - Widzisz, Faronie, tak bardzo siÄ™ radujÄ™, kiedy jÄ… widzÄ™, wystarczy nawet, że o niej pomyÅ›lÄ™. Ona jest obdarzona niesamowitym wprost poczuciem humoru, rozjaÅ›nia moje życie. Ten szelmowski bÅ‚ysk w oczach... Tak bardzo chciaÅ‚bym stać siÄ™ dla niej opokÄ…... GÅ‚os zaczÄ…Å‚ mu drżeć. MiaÅ‚ wrażenie, że w serce wbijajÄ… mu siÄ™ noże. Indra, ukochana, której pragnÄ…Å‚ ofiarować wszystko, lecz nie wolno mu byÅ‚o nawet na niÄ… spojrzeć. A gdy dowiedziaÅ‚ siÄ™, że to dozwolone, zniknęła. Jak on to wytrzyma? Teraz jednak należaÅ‚o myÅ›leć o J1, z IndrÄ… i resztÄ… pasażerów na pokÅ‚adzie. Faron i Ram przeszli do Ticha, gdzie zebrali siÄ™ niemal w komplecie. - Nie mogÄ™ tego pojąć - powiedziaÅ‚ Tich. - Gdzie siÄ™ podziaÅ‚a mgÅ‚a, która siÄ™ tu unosiÅ‚a? J2 wciąż siÄ™ cofaÅ‚, powoli, bo manewrowanie ciężkim kolosem posuwajÄ…cym siÄ™ do tyÅ‚u ciasnym, krÄ™tym korytarzem byÅ‚o ciężkÄ… pracÄ…. Ale Tich mówiÅ‚ prawdÄ™. Ziemistobrunatna gÄ™stość w powietrzu rozwiaÅ‚a siÄ™. W blasku reflektorów wyraznie dostrzegali skalne Å›ciany. Widok ten nie napawaÅ‚ otuchÄ…, Å›ciany zbudowane byÅ‚y bowiem ze starych skaÅ‚ w rozmaitych odcieniach szaroÅ›ci i czerni. - CofnÄ™liÅ›my siÄ™ już za miejsce, w którym ostatnio widzieliÅ›my Å›wiatÅ‚a J1 - mruknÄ…Å‚ Tich. - Jedz dalej! - bezgÅ‚oÅ›nie poleciÅ‚ Faron. - Czyżby oni chcieli, żebyÅ›my opuÅ›cili tunel? - zastanawiaÅ‚ siÄ™ Dolg. - Wrócili do Doliny Róż? - Z wielkÄ… chÄ™ciÄ…, jeÅ›li tylko tam odnajdziemy J1! - wykrzyknÄ…Å‚ zapalczywie Ram. - Może wÅ‚aÅ›nie dlatego nie możemy ich odnalezć - powiedziaÅ‚ Armas, jakby chcÄ…c pocieszyć siebie i innych. - Oni mogÄ… już być poza Górami Czarnymi. Może to dwa Å›wiaty, miÄ™dzy którymi Å‚Ä…czność jest niemożliwa. Nikt nie odpowiedziaÅ‚. Nikt nie Å›miaÅ‚ robić sobie pÅ‚onnych nadziei. Ram czuÅ‚, że twarz sztywnieje mu ze strachu. To znikniÄ™cie byÅ‚o tak nieprzewidziane. Owszem, w Górach Czarnych można siÄ™ byÅ‚o spodziewać najbardziej zaskakujÄ…cych zjawisk, lecz nie tego! Wprawdzie nie dotarli jeszcze do jÄ…dra gór, lecz już teraz lepiej rozumiaÅ‚, dlaczego żaden z poprzednich wysÅ‚anników z Królestwa ÅšwiatÅ‚a nigdy nie powróciÅ‚. Tu czyhaÅ‚o przecież tysiÄ…c niebezpieczeÅ„stw, a ich wyprawa korzystaÅ‚a zaledwie z jednej drogi prowadzÄ…cej do wnÄ™trza. Czy inni próbowali już przedrzeć siÄ™ przez DolinÄ™ Róż? Chyba tak. ByÅ‚a wszak grupa, która opowiadaÅ‚a o wysokich, strzelistych drzewach i o różach. Oni także przepadli gdzieÅ› w CiemnoÅ›ci. WÄ…tpiÅ‚ jednak, by zapuÅ›cili siÄ™ aż tak daleko. Róże na pewno ich pochÅ‚onęły. Dlaczego ta mroczna mgÅ‚a zniknęła? Co siÄ™ z niÄ… staÅ‚o? - Zatrzymajcie siÄ™! - zawoÅ‚aÅ‚ Ram, bliski utraty rozumu z rozpaczy. Tich zahamowaÅ‚, Ram wyskoczyÅ‚ z J2. PodbiegÅ‚ do skalnej Å›ciany i gorÄ…czkowo jÄ…Å‚ jÄ… obmacywać. Nic. Masywne, martwe kamienie, zimne, czarne, nieprzebyte. PowróciÅ‚ do pojazdu i bez słów daÅ‚ Tichowi znak, by cofaÅ‚ siÄ™ dalej. Serce mu drżaÅ‚o. PrzymknÄ…Å‚ oczy, wsÅ‚uchujÄ…c siÄ™ w równÄ… pracÄ™ silnika. Nie tylko nad utratÄ… Indry rozpaczaÅ‚. ZniknÄ…Å‚ wszak także Jori, wesoÅ‚y, beztroski Jori. MaÅ‚a Sassa, ach, co robić? Chor, przyjazny Madrag, Yorimoto, który akurat dostaÅ‚ nowe życie. Oko Nocy, mÅ‚ody chÅ‚opak, na którego stawiali wszystko. Sol, również obdarzona możliwoÅ›ciÄ… nowego życia, i Kiro, jego dobry przyjaciel. Ram poczuÅ‚, jak żal Å›ciska mu serce. Przez caÅ‚y czas sÅ‚yszaÅ‚ gÅ‚osy Ticha i Armasa nawoÅ‚ujÄ…cych przyjaciół. Na próżno. Dolg i Marco wzywali ich na swój sposób, podobnie jak Heike, Mar i Shira. Ale odpowiedzi nie otrzymaÅ‚ nikt. WszÄ™dzie panowaÅ‚a martwa pustka. - Możemy wierzyć jedynie w to, że powrócili do Doliny Róż - mruknÄ…Å‚ CieÅ„ przygnÄ™biony. - Tak - westchnÄ™li inni. Uczepili siÄ™ tej nadziei. Wkrótce jednak i ona zgasÅ‚a. Nieoczekiwanie, dramatycznie, budzÄ…c Å›miertelne przerażenie. Tich przycisnÄ…Å‚ wszystkie hamulce J2. - Co siÄ™ staÅ‚o? - zawoÅ‚aÅ‚ Faron. Madrag popatrzyÅ‚ na niego oczyma peÅ‚nymi rezygnacji. Faron podszedÅ‚ do okna w tyle pojazdu i wyjrzaÅ‚. Reflektory Å›wieciÅ‚y w kierunku Doliny Róż. ObjawiaÅ‚y strasznÄ… prawdÄ™. TÄ™dy nie byÅ‚o wyjÅ›cia. Nie zbliżyli siÄ™ nawet do kamiennego usypiska, które przy wielkim wysiÅ‚ku zdoÅ‚aliby pewnie jakoÅ› usunąć. Nie, znajdowali siÄ™ wciąż gdzieÅ› w jakimÅ› miejscu w tunelu. Lecz tunel, którym siÄ™ cofali, koÅ„czyÅ‚ siÄ™ tutaj. Mieli przed sobÄ… jedynie gÅ‚adkÄ…, twardÄ… skaÅ‚Ä™. Wielu wybiegÅ‚o, żeby jej dotknąć, uderzyć w kamiennÄ… Å›cianÄ™ blokujÄ…cÄ… drogÄ™. ByÅ‚a lita, nieprzenikniona. - Cóż za przeklÄ™ta czarodziejska kraina - syknÄ…Å‚ CieÅ„, a Ram gotów byÅ‚ przyznać mu racjÄ™. Nigdy nie powinni byli podejmować próby dotarcia do zródÅ‚a jasnej wody. Nie mieli już żadnej drogi w tyÅ‚. Tunel siÄ™ koÅ„czyÅ‚, wÅ‚aÅ›nie tutaj. Musieli posuwać siÄ™ naprzód, ku Å›rodkowi Gór Czarnych. Droga ucieczki przez DolinÄ™ Róż byÅ‚a odciÄ™ta. PrzestaÅ‚a istnieć. A po J1, który miaÅ‚ znajdować siÄ™ gdzieÅ› miÄ™dzy nimi a usypiskiem kamieni, nie pozostaÅ‚ żaden Å›lad. 4 OchrypÅ‚ym gÅ‚osom mówienie przychodziÅ‚o z trudem: - Poradzili sobie z różanÄ… puÅ‚apkÄ…. - Tak, i z naszymi wysÅ‚annikami z obrzeży. Znów przemienili je w robaki. - SÄ… silni. Tak daleko nikomu nie udaÅ‚o siÄ™ zajść, jeÅ›li nie zostaÅ‚ naszym niewolnikiem. - To tylko dlatego, że izolujÄ… siÄ™ w tych żelaznych skrzyniach. Trzeba ich stamtÄ…d wyciÄ…gnąć! - Wydaje mi siÄ™, że i tak sÄ… silniejsi. Ale poradzimy sobie z nimi. Po kolei. - Tak, trzeba zająć siÄ™ każdym żelaznym pojazdem oddzielnie. - PosÅ‚ać na dół kolejny legion! - Jeszcze nie. Wystawimy ich na kolejnÄ… próbÄ™. - DoskonaÅ‚y pomysÅ‚. WpadnÄ… w puÅ‚apkÄ™. W drugim Juggernaucie wsÅ‚uchiwano siÄ™ w wezwania rozpÅ‚ywajÄ…ce siÄ™ w nicoÅ›ci. Nawet gdy sygnaÅ‚y caÅ‚kiem już zanikÅ‚y, nie przestawano woÅ‚ać J2. Ale to byÅ‚o jak wyrzucanie gÅ‚osów w próżniÄ™. Nie odpowiadaÅ‚o nawet echo. - Nie podoba mi siÄ™ to - powtórzyÅ‚ Kiro. - Dlaczego oni milczÄ…? Gdzie oni sÄ…? - Ja spytaÅ‚bym raczej, gdzie my jesteÅ›my - cierpko zauważyÅ‚ Jori. Nagle Chor oznajmiÅ‚: - CoÅ› siÄ™ zaczyna dziać. Ziemisty mrok trochÄ™ siÄ™ przerzedziÅ‚. Daleko w gÅ‚Ä™bi tunelu spostrzegli Å›wiatÅ‚o. - DotarliÅ›my na zewnÄ…trz - stwierdziÅ‚ Kiro. WÅ›ród zebranych w wieżyczce J1, Juggernauta, którego tak rozpaczliwe poszukiwaÅ‚ J2, poniosÅ‚o siÄ™ westchnienie ulgi. Chor trochÄ™ przyspieszyÅ‚. - Na pewno zaraz ich zobaczymy - rzekÅ‚ z optymizmem. - Tich, Ram i Faron też siÄ™ chyba zastanawiajÄ…, co siÄ™ z nami staÅ‚o. Ale już wkrótce siÄ™ spotkamy. Och, oby rzeczywiÅ›cie tak byÅ‚o, pomyÅ›laÅ‚a Indra. Nie zniosÄ™ tego dÅ‚użej. Gdzie jest J2, gdzie Ram? Tak bardzo chciaÅ‚abym być teraz przy nim. BojÄ™ siÄ™ i potrzebujÄ™ jego bliskoÅ›ci. Poza tym tyle mam mu do powiedzenia. O tym, co usÅ‚yszaÅ‚am od Farona, mówiÅ‚ przecież, że Ram i ja możemy siÄ™ ze sobÄ… zwiÄ…zać. Kochany, brzydki J2, pojaw siÄ™ wreszcie, a uznam ciÄ™ za najpiÄ™kniejszy pojazd na Å›wiecie! Ach, skoÅ„cz już wreszcie te swoje nieustajÄ…ce piski, Sasso! Sol także byÅ‚a nadzwyczaj spiÄ™ta. Nie przywykÅ‚a do utraty kontroli nad sytuacjÄ…. Z poczÄ…tku sÄ…dziÅ‚a, że jej bezradność wynika z faktu, że staÅ‚a siÄ™ znów na poÅ‚y czÅ‚owiekiem, wkrótce jednak zrozumiaÅ‚a, iż kryje siÄ™ za tym coÅ› wiÄ™cej. Oto otaczaÅ‚y ich moce, z którymi musieli toczyć twardÄ… walkÄ™. ZÅ‚e, potężne moce. Akurat w tej chwili zdobyÅ‚y nad nimi wyraznÄ… przewagÄ™. Wydostali siÄ™ jednak z mgÅ‚y i wkrótce mieli opuÅ›cić tunel. Teraz wszystko już na pewno bÄ™dzie dobrze. ÅšwiatÅ‚o przed nimi powiÄ™kszaÅ‚o siÄ™ w miarÄ™, jak zbliżali siÄ™ do wyjÅ›cia z tunelu. Wreszcie podjechali tuż pod nie. Chor gwaÅ‚townie zahamowaÅ‚. W ostatniej chwili, bo za moment stoczyliby siÄ™ w przepaść. Dopiero wtedy zdali sobie sprawÄ™, że wokół nich jest jasno. Jasno? W Górach Czarnych? W CiemnoÅ›ci? Z dala od Królestwa ÅšwiatÅ‚a? CoÅ› tu siÄ™ nie zgadzaÅ‚o. CoÅ› siÄ™ tu ani trochÄ™ nie zgadzaÅ‚o. - Czyżby to byÅ‚a dolina jasnego zródÅ‚a? Tak prÄ™dko? - dziwiÅ‚a siÄ™ Indra, która czytaÅ‚a kroniki Ludzi Lodu i wiedziaÅ‚a, że jasna woda roztacza wokół siebie życiodajny blask i ciepÅ‚o. - To brzmi zbyt prosto - stwierdziÅ‚a Sol. Sassa przez caÅ‚y czas popÅ‚akiwaÅ‚a. Jori pocieszaÅ‚ jÄ… jak umiaÅ‚. PotrwaÅ‚o chwilÄ™, zanim ich oczy przywykÅ‚y do nieoczekiwanego Å›wiatÅ‚a. Przed nimi roztaczaÅ‚a siÄ™ nieduża dolina. Cudownie zielona i bujna niczym raj w miniaturze, podobna nawet do Gjáin, doliny elfów na Islandii, z tÄ… tylko różnicÄ…, że tutaj rosÅ‚o o wiele wiÄ™cej drzew. Strome zbocze nie byÅ‚o wcale przerażajÄ…co wysokie, lecz Juggernaut nigdy nie zdoÅ‚aÅ‚by z niego zjechać, nie dachujÄ…c co najmniej kilka razy. Pasażerowie natomiast bez trudu mogli zejść na dół. Krótkie pytanie, które zadaÅ‚ Oko Nocy, wyraziÅ‚o myÅ›li wszystkich: - Gdzie jest J2? Z ust Indry wydarÅ‚ siÄ™ zduszony szloch, prÄ™dko jednak zdobyÅ‚a siÄ™ na wesoÅ‚Ä… odpowiedz: - Pochowali siÄ™ w krzakach, to oczywiste. Ale w jaki sposób blisko dwunastotonowy Juggernaut mógÅ‚ ukryć siÄ™ w krzakach, tego nie rozumiaÅ‚ nikt. Sol zadrżaÅ‚a w poczuciu osamotnienia, Kiro wiÄ™c uspokajajÄ…cym gestem poÅ‚ożyÅ‚ jej rÄ™kÄ™ na ramieniu. UÅ›miechnęła siÄ™ do niego przelotnie z wdziÄ™cznoÅ›ciÄ…, chÄ™tnie przyjmowaÅ‚a jego pociechÄ™. Kiro wiedziaÅ‚ doskonale, że to on musi podjąć decyzjÄ™. WahaÅ‚ siÄ™ jednak. - Dolina nie wyglÄ…da na groznÄ…, ale najbezpieczniejsi bÄ™dziemy w J1. ProponujÄ™, abyÅ›my zaczekali i zobaczyli. - Dobra propozycja - kiwnÄ…Å‚ gÅ‚owÄ… Chor. SyczÄ…ce gÅ‚osy z wysiÅ‚kiem wymawiaÅ‚y sÅ‚owa: - Czekamy. PrÄ™dzej czy pózniej bÄ™dÄ… musieli wyjść z tego żelaznego pudÅ‚a. - Wszystko przygotowane. Mamy ich jak w puszce. - W wielkiej puszce, chyba to masz na myÅ›li. OchrypÅ‚y zardzewiaÅ‚y Å›miech byÅ‚ straszniejszy niż w najstraszniejszym horrorze. Po półgodzinie, kiedy nic siÄ™ nie dziaÅ‚o, kiedy żaden listek w dolinie nawet nie drgnÄ…Å‚ i wszystko wyglÄ…daÅ‚o niezwykle kuszÄ…co, Kiro powiedziaÅ‚: - Wzywanie J2 do niczego nie prowadzi, oni jednak muszÄ… znajdować siÄ™ gdzieÅ› przed nami, chociaż nie jestem w stanie pojąć, jak do tego doszÅ‚o. Yorimoto rzekÅ‚ z wahaniem: - W tej ciemnej mgle zapewne minÄ™liÅ›my jakiÅ› boczny korytarz, tylko w ten sposób mogliÅ›my siÄ™ rozdzielić. - Tak, to jedyne wytÅ‚umaczenie - kiwnÄ…Å‚ gÅ‚owÄ… Kiro. - Jedziemy z powrotem? - zaproponowaÅ‚ Chor. - Sprawdzimy, czy znajdziemy coÅ› takiego. - Dobrze, tak wÅ‚aÅ›nie zrobimy - zdecydowaÅ‚ Kiro. Ale sÅ‚owa Joriego znów rozwiaÅ‚a wszelkie nadzieje. - Za pózno, obejrzyjcie siÄ™ w tyÅ‚! Za ich plecami nie byÅ‚o już tunelu. J1 staÅ‚ w pÅ‚ytkiej grocie, wystarczyÅ‚o cofnąć go o dwa metry, a uderzyÅ‚by w skalnÄ… Å›cianÄ™. Dwa metry w przód, i spadÅ‚by ze zbocza. - Co za piekÅ‚o! - zdenerwowaÅ‚a siÄ™ Sol. - RzeczywiÅ›cie, można to tak nazwać - cierpko przyznaÅ‚a Indra. - Co teraz zrobimy, Kiro? Wszyscy siedmioro popatrzyli na przywódcÄ™, Kiro wciąż byÅ‚ niezdecydowany. Czy wolno mu ich narażać? - Przeprowadzimy gÅ‚osowanie - zaproponowaÅ‚ wreszcie. - Kto jest za pozostaniem w pojezdzie? WiÄ™kszość uważaÅ‚a, że takie rozwiÄ…zanie nigdzie ich nie zaprowadzi. RÄ™ce do góry podnieÅ›li jedynie Sassa i Chor. To, że Madrag pragnie pozostać przy swym ukochanym J1, przyjaciele doskonale rozumieli. - A kto gÅ‚osuje za tym, żebyÅ›my zeszli w dolinÄ™ i tam poszukali innych? W powietrze wystrzeliÅ‚o sześć rÄ…k. - Wobec tego i ja siÄ™ poddajÄ™ - stwierdziÅ‚ Chor. - Jestem przecież ciekawy. - Kto zbada teren? - spytaÅ‚ Kiro. - Ja siÄ™ tym zajmÄ™ - zgÅ‚osiÅ‚ siÄ™ Oko Nocy. - Od dziecka uczono mnie badania Å›ladów. - Doskonale, wobec tego pójdziesz pierwszy, a potem nas zawoÅ‚asz albo zgÅ‚osisz siÄ™ przez telefon. Na wszelki wypadek wez ze sobÄ… pistolet obezwÅ‚adniajÄ…cy. - DziÄ™kujÄ™ - ucieszyÅ‚ siÄ™ Oko Nocy. - Mam też swój nóż. Spuszczenie siÄ™ w dół nie nastrÄ™czyÅ‚o mu absolutnie żadnych trudnoÅ›ci, drzewa jednak pokryte byÅ‚y tak gÄ™stym listowiem, że Oko Nocy wkrótce zniknÄ…Å‚ im z oczu wÅ›ród gaÅ‚Ä™zi. UsÅ‚yszeli jego gÅ‚os dobiegajÄ…cy z doÅ‚u: - Wszystko tu wyglÄ…da spokojnie. Można nawet powiedzieć, że przypomina Królestwo ÅšwiatÅ‚a. Schodzcie na dół! Musieli spuszczać siÄ™ pojedynczo. WÄ…ska Å›cieżka nie pozwalaÅ‚a na to, by zeszli wszyscy naraz. - Chor, teraz ty - zadecydowaÅ‚ Kiro. Madrag uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ do nich z otuchÄ… i z gÅ‚uchym hukiem runÄ…Å‚ na to, co przy odrobinie dobrej woli można byÅ‚o nazwać Å›cieżkÄ…. Zaraz po tym, jak zniknÄ…Å‚ im z oczu, zawoÅ‚aÅ‚: - Tu jest dokÅ‚adnie tak jak w gÅ‚Ä™bi Srebrzystego Lasu! - Yorimoto, twoja kolej - nakazaÅ‚ Kiro. Samuraj poprawiÅ‚ miecz i ruszyÅ‚ w dół stromego zbocza. DobiegÅ‚o ich woÅ‚anie: - NastÄ™pny! - Jori, wezmiesz ze sobÄ… SassÄ™? - Nie, ja nie chcÄ™! - zawoÅ‚aÅ‚a dziewczynka. - BojÄ™ siÄ™! - Och, chodzże! - zniecierpliwiÅ‚ siÄ™ Jori. - Przecież Chor już zszedÅ‚ na dół, a ty nie chcesz chyba zostać tu sama? RzeczywiÅ›cie, Sassa nie miaÅ‚a na to ochoty, Jori pomógÅ‚ jej wiÄ™c wysiąść z pojazdu. PoradziÅ‚aby sobie, lecz nikt nie chciaÅ‚ puszczać jej bez opieki. ChÅ‚opak szedÅ‚ pierwszy, Sassa przedzieraÅ‚a siÄ™ za nim. Gdy dotarÅ‚a do przeÅ›licznego gÄ™stego zagajnika, pisnęła: - Jori, gdzie jesteÅ›? - Tutaj - usÅ‚yszaÅ‚a jego gÅ‚os przed sobÄ…. - Chodz dalej, tak tu Å‚adnie! Za nimi z zapaÅ‚em ruszyÅ‚a Indra. Tak bardzo chciaÅ‚a odnalezć Rama, musiaÅ‚ wszak być gdzieÅ› tutaj, w tej dolinie. Gdy zeszÅ‚a na dół, okazaÅ‚o siÄ™, że wszyscy zniknÄ™li. - Ratunku, gdzie jesteÅ›cie? Nie bawimy siÄ™ teraz w chowanego! - Tutaj! - zawoÅ‚aÅ‚ Jori. - PrÄ™dko, zaraz coÅ› zobaczysz! KierujÄ…c siÄ™ jego gÅ‚osem, Indra zagÅ‚Ä™biÅ‚a siÄ™ w gÄ™stÄ… roÅ›linność. Potem nadeszÅ‚a kolej Sol. - Chyba i ty pójdziesz? - z pewnym lÄ™kiem spytaÅ‚a Kira. - OczywiÅ›cie - zapewniÅ‚. - TrochÄ™ dziwne wydaje mi siÄ™ to, co mówiÄ… o podobieÅ„stwie tych okolic do Królestwa ÅšwiatÅ‚a. - I mnie to zastanawia. Krzyknij, jak tylko bÄ™dziesz na dole, pójdÄ™ zaraz za tobÄ…. Sol uÅ›miechnęła siÄ™ leciutko. - CieszÄ™ siÄ™, że jesteÅ› z nami, Kiro, czujÄ™ siÄ™ przy tobie taka bezpieczna. Strażnik patrzyÅ‚ na niÄ… wyczekujÄ…co, jak gdyby oczekiwaÅ‚ czegoÅ› wiÄ™cej, lecz Sol już schodziÅ‚a w dół zbocza. Na samym koÅ„cu w dolinÄ™ zszedÅ‚ Kiro. PopatrzyÅ‚ jeszcze w górÄ™ na ich bezpiecznÄ… przystaÅ„, J1, który staÅ‚ teraz, bezradny, do niczego nieprzydatny. Potem odwróciÅ‚ siÄ™ w stronÄ™ piÄ™knego lasu. MuszÄ… odnalezć J2 i wszystkich jego pasażerów. Nagle w telefonie odezwaÅ‚ siÄ™ Chor. MiaÅ‚ do przekazania naprawdÄ™ sensacyjne informacje. Kiro zmarszczyÅ‚ proste, czarne brwi Lemuryjczyka. - JesteÅ› pewien? - Na sto procent. Wiem na ten temat wszystko. - To tÅ‚umaczy Å›wiatÅ‚o. Ale jak, na miÅ‚ość boskÄ…, mogÅ‚o siÄ™ tak stać? - No wÅ‚aÅ›nie - zgodziÅ‚, siÄ™ Chor. Kiro przygryzÅ‚ wargÄ™. - Zaczekasz na mnie na dole? ChciaÅ‚bym dowiedzieć siÄ™ czegoÅ› wiÄ™cej na ten temat. - Zaczekam nieco gÅ‚Ä™biej w lesie, ale teraz mój telefon najwyrazniej siÄ™ wyÅ‚adowuje. MuszÄ™ jak najprÄ™dzej powiadomić innych... Halo, Kiro, sÅ‚yszysz mnie? Kiro odpowiedziaÅ‚: - Halo, Chor, znikasz. Halo! Nie, nic już nie sÅ‚yszÄ™, Chor? SÅ‚yszysz mnie? ObiecujÄ™, że przekażę nowinÄ™ pozostaÅ‚ym. Natychmiast. W mikrofonie rozlegaÅ‚y siÄ™ szumy i trzaski. PoÅ‚Ä…czenie z Chorem zostaÅ‚o definitywnie przerwane. Kiro czym prÄ™dzej pospieszyÅ‚ na dół. 5 PRZEÅ»YCIA OKA NOCY MÅ‚ody Indianin zawoÅ‚aÅ‚ do przyjaciół: Wszystko tu wyglÄ…da spokojnie. Można nawet powiedzieć, że przypomina Królestwo ÅšwiatÅ‚a. Schodzcie na dół! Potem rozejrzaÅ‚ siÄ™ dokoÅ‚a. JakaÅ› Å›cieżka prowadzÄ…ca prosto? SkÄ…d siÄ™ tu wzięła? Nie obiecuje to niczego dobrego, oznacza obecność żywych istot w dolinie. Oko Nocy mimowolnie siÄ™gnÄ…Å‚ po swój pistolet. Nóż, w każdej chwili dostÄ™pny, wisiaÅ‚ u pasa. Czy usÅ‚yszaÅ‚ jakiÅ› odgÅ‚os? Może to spadÅ‚ liść albo ktoÅ› obok cicho postawiÅ‚ na ziemi stopÄ™? Oko Nocy miaÅ‚ wspaniaÅ‚y sÅ‚uch, potrafiÅ‚ wychwycić każdy najdrobniejszy nawet szelest. ZdecydowaÅ‚, że przejdzie jeszcze kawaÅ‚eczek dalej. OdrobinÄ™, nie za daleko, bo przecież musi zaczekać na resztÄ™. ChciaÅ‚ tylko posÅ‚uchać... Jedna rÄ™ka na nożu, druga na pistolecie. StaÅ‚ tak w zÅ‚ocistozielonym niewysokim lesie, czujÄ…c, jak budzÄ… siÄ™ wszystkie jego zmysÅ‚y, lecz podczas gdy one pracowaÅ‚y, myÅ›li szybowaÅ‚y wÅ‚asnymi drogami. CzuÅ‚ siÄ™... Jak miaÅ‚ to nazwać? W pewnym sensie uÅ›wiÄ™cony. Ta wyprawa byÅ‚a jego wielkim życiowym zadaniem, zarówno ojciec, jak i inni mÄ™drcy plemienia starannie wbili mu to do gÅ‚owy. JesteÅ›my dumni z tego, że to ty zostaÅ‚eÅ› wybrany, Oko Nocy - mówiÅ‚ wódz. - A jeszcze dumniejsi bÄ™dziemy, kiedy wykonasz swe zadanie jak przystoi Indianinowi, być może przyszÅ‚emu wodzowi plemienia. Szukaj pomocy, rady i wsparcia u duchów naszych przodków, byli przy tobie wówczas, gdy staÅ‚eÅ› siÄ™ mężczyznÄ…, teraz także ciÄ™ nie opuszczÄ…, jeÅ›li okażesz im należny szacunek . K i e d y wykonasz swoje zadanie. Tak wyraziÅ‚ siÄ™ wódz. Nie j e Å› 1 i. Te sÅ‚owa nie do koÅ„ca wygnaÅ‚y strach z jego duszy. Oni w peÅ‚ni mu ufali, co wiÄ™c bÄ™dzie, jeżeli siÄ™ nie sprawdzi? Czy plemiÄ™ odwróci siÄ™ wówczas od niego? Czy tak samo postÄ…piÄ… przodkowie? Oko Nocy gorÄ…co pragnÄ…Å‚, by byli przy nim, by z szacunkiem i uznaniem obserwowali, jak wywiÄ…zuje siÄ™ z powierzonego mu wielkiego zadania. BÄ…dzcie przy mnie, dumni przodkowie, zacne duchy, patrzÄ…ce na nas z Krainy Wiecznych Aowów. Tak bardzo chciaÅ‚bym postÄ…pić sÅ‚usznie. BÄ…dzcie przy mnie, abym mógÅ‚ odnalezć piÄ™kne zródÅ‚o i przyczynić siÄ™ do tego, by Madragowie i Obcy wypeÅ‚nili swojÄ… misjÄ™, przynieÅ›li ulgÄ™ i dodali siÅ‚ naszej udrÄ™czonej Ziemi. Nie zauważyÅ‚ nawet, kiedy znów ruszyÅ‚ Å›cieżkÄ…. Jakże zdumiewajÄ…co podobny jest ten las do gajów i zagajników w Królestwie ÅšwiatÅ‚a! Tu jest zupeÅ‚nie tak jak w lesie za ich osadÄ…, Oko Nocy gotów byÅ‚ przysiÄ…c, że poznaje tÄ™ grubÄ… zakrzywionÄ… gaÅ‚Ä…z na drzewie nieopodal. UszedÅ‚ zaledwie kilka kroków, gdy znalazÅ‚ siÄ™ na przepiÄ™knej polanie. Nie zdążyÅ‚ nawet stwierdzić, czy już tu kiedyÅ› byÅ‚, bo zaraz... Choć wÅ‚aÅ›ciwie nie powinien byÅ‚ wierzyć wÅ‚asnym oczom, to jednak uznaÅ‚ widok, jaki siÄ™ przed nim roztoczyÅ‚, za caÅ‚kiem naturalny. Wokół totemu jego plemienia siedzieli przodkowie, zamgleni staroÅ›ciÄ…, lecz peÅ‚ni dostojeÅ„stwa, od którego mogÅ‚o zakrÄ™cić siÄ™ w gÅ‚owie. Pewien byÅ‚, że to oni, widziaÅ‚ ich wszak tamtej nocy, gdy dostÄ…piÅ‚ wtajemniczenia. Gdy wszedÅ‚ na polanÄ™, odwrócili siÄ™ do niego z majestatycznÄ… powagÄ…. GÅ‚os zabraÅ‚ ten w pióropuszu z piór biaÅ‚ogÅ‚owego orÅ‚a: - To ty masz uratować Å›wiat, nasz synu! Oko Nocy pochyliÅ‚ gÅ‚owÄ™. - Przybywasz wysÅ‚any nie przez Indian, zostaÅ‚eÅ› bowiem wybrany, jesteÅ›my z ciebie dumni, Ty-Który-Widzisz-Poprzez-Mrok. - UczyniÄ™, co tylko bÄ™dÄ™ mógÅ‚ - odparÅ‚ Oko Nocy. - JeÅ›li zechcecie wspomóc mnie swojÄ… siÅ‚Ä… i mÄ…droÅ›ciÄ…. - Pójdz wiÄ™c z nami, pokażemy ci drogÄ™. Wstali i ruszyli miÄ™dzy drzewa i krzewy, których jasnozielone listki obrzeżone byÅ‚y zÅ‚otem. Oko Nocy podążyÅ‚ za nimi. ODKRYCIE CHORA NieprawdÄ… byÅ‚oby stwierdzenie, że Madrag zszedÅ‚ na dół z gracjÄ…. JakoÅ› jednak, pojÄ™kujÄ…c, dotarÅ‚ na dół. RozejrzaÅ‚ siÄ™ dokoÅ‚a. Gdzie siÄ™ podziaÅ‚ Oko Nocy? Przecież dopiero tu byÅ‚. Dziwne. No, jest jakieÅ› przerzedzenie z lewej strony, prowadzÄ…ce w gÅ‚Ä…b lasu. Najlepiej iść tÄ™dy. Zapewne tÄ… wÅ‚aÅ›nie drogÄ… poszedÅ‚ Indianin. Chor kolebiÄ…cym krokiem ruszyÅ‚ naprzód. WiedziaÅ‚, że nikt by go nie zostawiÅ‚. Wszyscy uczestnicy ekspedycji byli jego przyjaciółmi. Oko Nocy zawsze okazywaÅ‚ mu wielkÄ… życzliwość, wypytywaÅ‚ o samopoczucie, Chor wiÄ™c wcale siÄ™ nie martwiÅ‚. Przyjaciel na pewno byÅ‚ tuż przed nim, widać przeszedÅ‚ przez ten gÄ…szcz, peÅ‚en kwiatów najcudowniejszych barw. W tym miejscu byÅ‚o niemal równie piÄ™knie jak w Królestwie ÅšwiatÅ‚a, nikt by nie przypuÅ›ciÅ‚, że tak wÅ‚aÅ›nie może być. Chyba że... Czy to nie jest Królestwo ÅšwiatÅ‚a? Nonsens, niemożliwe! Nie, Oka Nocy nie byÅ‚o po drugiej stronie zagajnika, Chor znalazÅ‚ tu natomiast co innego. W domu, w Srebrzystym Lesie, Chor pracowaÅ‚ nad pewnym wynalazkiem, otoczonym Å›cisÅ‚Ä… tajemnicÄ…. Poza nim o wszystkim wiedziaÅ‚ jedynie Heike. Przy okazji należy przypomnieć o dwóch istotnych sprawach. Madragowie byli niesÅ‚ychanie uzdolnionÄ… pod wzglÄ™dem technicznym rasÄ…, to jedno. Druga ważna rzecz to to, że w Królestwie ÅšwiatÅ‚a można siÄ™ byÅ‚o zdematerializować, przemienić w czÄ…steczki, które mogÅ‚y siÄ™ przenosić w żądane miejsce i tam materializować siÄ™ na powrót. Obcy potrafili to od stuleci. WymagaÅ‚o to jednak wejÅ›cia do stacjonarnej kapsuÅ‚y i poddania siÄ™ procesowi dematerializacji, który dokonywaÅ‚ siÄ™ po naciÅ›niÄ™ciu odpowiednich przycisków, powrót nastÄ™powaÅ‚ również w okreÅ›lonych miejscach w podobnych kapsuÅ‚ach. OdbywaÅ‚o siÄ™ to mniej wiÄ™cej tak jak przesyÅ‚anie poczty pneumatycznej. Chor natomiast chciaÅ‚ czegoÅ› wiÄ™cej. PragnÄ…Å‚, by dana istota mogÅ‚a rozÅ‚ożyć siÄ™ na molekuÅ‚y i przybyć w absolutnie każde wyznaczone miejsce bez pomocy specjalnych kapsuÅ‚. ByÅ‚by to niesamowity, oszaÅ‚amiajÄ…cy krok naprzód. Chor posunÄ…Å‚ siÄ™ już dość daleko w swych eksperymentach, byÅ‚ jednak pewien problem, którego rozwikÅ‚anie okazaÅ‚o siÄ™ niezwykle trudne. Poza nim wszelkie kÅ‚opoty wydawaÅ‚y siÄ™ do pokonania. Ale to akurat... Heike sÅ‚użyÅ‚ mu pomocÄ…. On wszak mógÅ‚ siÄ™ przemieszczać wedle wÅ‚asnego życzenia, tyle że byÅ‚ duchem, a to zupeÅ‚nie zmieniaÅ‚o postać rzeczy. ChÄ™tnie podpowiadaÅ‚ jednak Chorowi to i owo, wyjaÅ›niaÅ‚, w jaki sposób postÄ™pujÄ… w takich sytuacjach duchy, co mówiÄ… i robiÄ…, by posÅ‚użyć siÄ™ tÄ… tajemniczÄ… technikÄ…. Zwykle pracowali na wielkim obszarze Srebrzystego Lasu, który oddano do dyspozycji Madragów. Bohater z Ludzi Lodu udzielaÅ‚ Chorowi rad, niekiedy bardzo dobrych, innym razem zupeÅ‚nie nieprzydatnych. We dwóch spÄ™dzili wiele wesoÅ‚ych chwil. Chor ujrzaÅ‚ przed sobÄ… wÅ‚aÅ›nie Srebrzysty Las, a wÅ‚aÅ›ciwie owiany legendÄ… ZÅ‚ocisty Las, stanowiÄ…cy samo jÄ…dro Srebrzystego. A zatem byÅ‚ w domu, w Królestwie ÅšwiatÅ‚a. Natychmiast daÅ‚ znać Kirowi, który zostaÅ‚ teraz sam przy J1. Kiro z poczÄ…tku nie chciaÅ‚ mu wierzyć, no ale przecież Å›wiatÅ‚o... Chor z zapaÅ‚em opowiadaÅ‚ mu o swoim eksperymencie. ZrozumiaÅ‚, że wszystko siÄ™ powiodÅ‚o: zatÄ™skniÅ‚ za domem, za Królestwem ÅšwiatÅ‚a, choć gÅ‚oÅ›no nikomu siÄ™ do tego nie przyznaÅ‚, no i caÅ‚y J1 przeniósÅ‚ siÄ™ wÅ‚aÅ›nie tam. - To na pewno dlatego straciliÅ›my Å‚Ä…czność z J2 - cieszyÅ‚ siÄ™ Chor. - Znów trafiliÅ›my do jasnego Å›wiata, z którego nie ma przecież poÅ‚Ä…czenia z Górami Czarnymi. Halo, Kiro, tracÄ™ z tobÄ… kontakt. JesteÅ› tam jeszcze? UsÅ‚yszaÅ‚, jak Strażnik obiecuje, że powiadomi o wszystkim pozostaÅ‚ych, a pózniej gÅ‚os Kira zanikÅ‚ i Chor nagle poczuÅ‚ siÄ™ kompletnie osamotniony. Bo gdzie siÄ™ podziaÅ‚ Oko Nocy? Nie byÅ‚o go w pobliżu. A Kiro zostaÅ‚ teraz przy J1 sam. Co wiÄ™c staÅ‚o siÄ™ z innymi? Tymi, którzy poszli za mnÄ…? pomyÅ›laÅ‚ Chor. Dyskretnie zawoÅ‚aÅ‚ hop, hop , lecz nie doczekaÅ‚ siÄ™ odzewu. No cóż, skoro i tak sÄ… w Królestwie ÅšwiatÅ‚a, nie grozi im żadne niebezpieczeÅ„stwo. Nagle coÅ› Å›cisnęło go za serce. A co z J2? Przecież jeÅ›li tamci nie mogli nawiÄ…zać Å‚Ä…cznoÅ›ci z jego Juggernautem, to znaczy, że J2 wciąż znajduje siÄ™ w Górach Czarnych. Chor poczÄ…Å‚ czynić sobie wyrzuty. To jego wina, to on zdradziÅ‚ towarzyszy! Czy nie mógÅ‚ również ich sprowadzić do domu, posÅ‚ugujÄ…c siÄ™ myÅ›lÄ…? Nie, to oczywiÅ›cie niemożliwe. A poza tym, kto by siÄ™ ucieszyÅ‚ na wieść, że poÅ‚owa ekspedycji wróciÅ‚a, niczego absolutnie nie dokonawszy? Madrag aż po grzywkÄ™ zaczerwieniÅ‚ siÄ™ ze wstydu. Musi spróbować zabrać swoich towarzyszy z powrotem w Góry Czarne. Ale jak to zrobić teraz, gdy siÄ™ rozpierzchli, a on sam tak bardzo oddaliÅ‚ siÄ™ od Juggernauta? UsiÅ‚owaÅ‚ odszukać drogÄ™ do pojazdu z nadziejÄ…, że spotka wszystkich, którzy wyszli zaraz za nim, lecz nikogo nie widziaÅ‚, a i drogi odnalezć nie mógÅ‚. Ach, cóż za przykra sytuacja! Nagle z lasu wyÅ‚oniÅ‚ siÄ™ jego przyjaciel, Madrag Tam. - Chor, to ty? SkÄ…d siÄ™ tu wziÄ…Å‚eÅ›? Chor już otworzyÅ‚ usta, by coÅ› wyjaÅ›nić, nie zdążyÅ‚ jednak nic powiedzieć, bo Tam relacjonowaÅ‚ z wielkim zapaÅ‚em: - Musisz pójść ze mnÄ…, mam wspaniaÅ‚e nowiny. Misa urodziÅ‚a córeczkÄ™, maÅ‚a jest taka Å›liczna, powinieneÅ› koniecznie jÄ… zobaczyć! - Ach, co ty mówisz! DziewczynkÄ™? Tak bardzo chciaÅ‚em, żeby to byÅ‚a dziewczynka! Najwidoczniej dzisiaj speÅ‚niajÄ… siÄ™ wszystkie moje życzenia. Uradowany pospieszyÅ‚ za Tamem. Na chwilÄ™ postanowiÅ‚ zapomnieć o Górach Czarnych. ZEMSTA YORIMOTO Samuraj, zeskoczywszy z ostatniej skalnej półki, stanÄ…Å‚ na bujnej trawie pod drzewami i zaczÄ…Å‚ siÄ™ rozglÄ…dać w poszukiwaniu towarzyszy, którzy już dotarli na dół. Ani Indianina, ani Madraga nie byÅ‚o widać, lecz mogli pójść jednÄ… tylko jedynÄ… drogÄ…: niewielkim otwartym przeÅ›witem prowadzÄ…cym w prawo miÄ™dzy drzewa, na których listki rosÅ‚y tak gÄ™sto, że nic nie byÅ‚o widać. Yorimoto zawoÅ‚aÅ‚: NastÄ™pny! , i ruszyÅ‚ kawaÅ‚ek w gÅ‚Ä…b lasu. Oko Nocy i Chor na pewno tam na niego czekajÄ…. Mocno przyciskajÄ…c do ciaÅ‚a dÅ‚ugi miecz, żeby nie zaczepiaÅ‚ o gaÅ‚Ä™zie, Yorimoto zagÅ‚Ä™biÅ‚ siÄ™ w spokojny zielony, poÅ‚yskujÄ…cy zÅ‚ociÅ›cie, las. MaszerowaÅ‚ zdecydowanym krokiem, godnym samuraja. No cóż, ronina, jeÅ›li ktoÅ› chciaÅ‚by być bardzo dokÅ‚adny, bezrobotnego samuraja, lecz o tym Yorimoto nie chciaÅ‚ pamiÄ™tać. PrzystanÄ…Å‚ zamyÅ›lony. ZapÅ‚onęła w nim maÅ‚ostkowa nienawiść. WÅ‚aÅ›nie myÅ›l, że jest roninem, zaczynaÅ‚a brać w nim górÄ™. Dlaczego naszÅ‚a go akurat tutaj, w tym niezwykÅ‚ym miejscu? Yorimoto zbyt maÅ‚o wiedziaÅ‚ o Królestwie ÅšwiatÅ‚a, by mógÅ‚ rozpoznać, gdzie siÄ™ znalazÅ‚. Teraz byÅ‚ w swoim starym Å›wiecie, w którym rzÄ…dziÅ‚y honorowe zasady samurajów. StaÅ‚, nie zwracajÄ…c uwagi na piÄ™kno otaczajÄ…cego go lasu, i przypominaÅ‚ sobie tamten dzieÅ„, kiedy zostaÅ‚ roninem. Upokorzenie, gorycz. StaÅ‚o siÄ™ to na dÅ‚ugo przedtem, zanim popeÅ‚niÅ‚ przestÄ™pstwo, za które zostaÅ‚ oskarżony i ukarany przeobrażeniem siÄ™ w Krzykacza. Zdarzenia, o których myÅ›laÅ‚ teraz, miaÅ‚y miejsce w jeszcze dalszej przeszÅ‚oÅ›ci. ByÅ‚ wówczas szlachetnym wojownikiem, samurajem, którego obowiÄ…zkiem byÅ‚o bronić swego dajmio, pana. Yorimoto zostaÅ‚ wówczas schwytany przez wrogów. DowodzÄ…cy nimi samuraj nakazaÅ‚ zatopić go w bÅ‚ocie tak, że ponad powierzchniÄ™ ledwie wystawaÅ‚a mu broda, jeÅ›li z caÅ‚ych siÅ‚ wyciÄ…gnÄ…Å‚ szyjÄ™. Napastnicy obrzucali Yorimoto kamieniami, opluwali i oddawali na niego mocz, aż do czasu gdy jego towarzysze zdoÅ‚ali go wreszcie uwolnić. Jego dajmio nie żyÅ‚ już wtedy i Yorimoto staÅ‚ siÄ™ roninem, samurajem, który nie ma komu sÅ‚użyć. ZÅ‚ego przywódcy samurajów, którzy go pojmali, nigdy nie zdoÅ‚aÅ‚ dopaść, choć nie ustawaÅ‚ w poszukiwaniach. DowiedziaÅ‚ siÄ™, że Kunika, bo tak zwaÅ‚ siÄ™ jego Å›miertelny wróg, również zostaÅ‚ roninem, a przez to jeszcze trudniej byÅ‚o go odszukać. Yorimoto nigdy wiÄ™c nie miaÅ‚ okazji dopeÅ‚nić zemsty. Nigdy nie odzyskaÅ‚ honoru. DrgnÄ…Å‚, sÅ‚yszÄ…c jakiÅ› odgÅ‚os. JapoÅ„ski okrzyk wzywajÄ…cy do walki? Yorimoto poczuÅ‚, że caÅ‚e ciaÅ‚o oblewa mu zimny pot. Tam, po drugiej stronie polany, staÅ‚ Kunika we wspaniaÅ‚ym stroju samuraja. W gÅ‚Ä™bi lasu dostrzec siÄ™ daÅ‚o innego wojownika noszÄ…cego te same barwy. Yorimoto rozpoznaÅ‚ w nim jednego z tych, którzy oblewali go moczem, gdy tkwiÅ‚ w bÅ‚ocie. OgarniÄ™ty wÅ›ciekÅ‚oÅ›ciÄ… rzuciÅ‚ siÄ™ w las. Samuraj odwróciÅ‚ siÄ™, żeby uciec, lecz Yorimoto nie znaÅ‚ litoÅ›ci. Nie oglÄ…dajÄ…c siÄ™ ani w lewo, ani w prawo, Å›cigaÅ‚ uciekajÄ…cego. PRZYGODA JORIEGO Jori po zejÅ›ciu na dół czekaÅ‚ na SassÄ™, która lÄ™kliwie wciskaÅ‚a siÄ™ w skalnÄ… półkÄ™, i wtedy usÅ‚yszaÅ‚ jakiÅ› odgÅ‚os. NaprawdÄ™ byÅ‚ to dzwiÄ™k, nie omam. DobiegaÅ‚ z krzaków i Å›wiadczyÅ‚ o tym, że jakieÅ› zwierzÄ™ najwyrazniej znalazÅ‚o siÄ™ w niebezpieczeÅ„stwie. BrzmiaÅ‚ jak rozdzierajÄ…ce serce pobekiwanie, niemal krzyk. Jori, wielki przyjaciel zwierzÄ…t, zareagowaÅ‚ momentalnie. PrÄ™dko popatrzyÅ‚ w górÄ™ na SassÄ™, lecz dziewczynka nie spuÅ›ciÅ‚a siÄ™ jeszcze poniżej koron drzew, które przesÅ‚aniaÅ‚y widok. DosÅ‚yszaÅ‚ jej wystraszonÄ… proÅ›bÄ™: Przytrzymaj mnie, Indro . UznaÅ‚, że Sassie raczej siÄ™ nie spieszy, wiÄ™c on zdąży zaÅ‚atwić obie sprawy, zachowujÄ…c nawet pewien margines czasu. RzuciÅ‚ siÄ™ wiÄ™c czym prÄ™dzej miÄ™dzy drzewa. Jori nie widziaÅ‚ w ogóle żadnej Å›cieżki - ani tej Oka Nocy wiodÄ…cej prosto, prowadzÄ…cej w lewo Chora czy też skrÄ™cajÄ…cej w prawo Å›cieżki Yorimoto. Nie pozostawaÅ‚o mu nic innego, jak wbiec prosto w krzaki, i to wÅ‚aÅ›nie zrobiÅ‚ bez namysÅ‚u. OkazaÅ‚o siÄ™, że maÅ‚Ä… kózkÄ™ napadÅ‚y dwa drapieżniki. Nigdy takich jeszcze nie widziaÅ‚, nie potrafiÅ‚ nawet stwierdzić, czy należą do rodziny psów czy kotów, podobno jednak w Górach Czarnych żyÅ‚o mnóstwo przeróżnych zwierzÄ…t. Ale... Kózka z czarnÄ… plamkÄ… na plecach i czarnym koniuszkiem ogona to przecież jego zwierzÄ…tko! NależaÅ‚o wÅ‚aÅ›ciwie do wieÅ›niaka z zagrody sÄ…siadujÄ…cej z jego domem w Królestwie ÅšwiatÅ‚a, lecz Jori uważaÅ‚ jÄ… za swojÄ…, bo byÅ‚ przy jej narodzinach. Co ona tu robi? A... ten las to przecież las w pobliżu Sagi! Jori nie zdążyÅ‚ siÄ™ zastanowić nad tym zadziwiajÄ…cym faktem i nie wahaÅ‚ siÄ™ ani przez moment w zetkniÄ™ciu z niebezpieczeÅ„stwem. ZerwaÅ‚ gaÅ‚Ä…z z mÅ‚odego drzewka, których grupka rosÅ‚a w pobliżu, i zamierzyÅ‚ siÄ™ na potwory. Prychnęły do niego, a wiÄ™c byÅ‚y to jednak koty. Znacznie od niego mniejsze, prÄ™dko siÄ™ poddaÅ‚y, wycofaÅ‚y siÄ™ i zniknęły w zaroÅ›lach. Takie zwierzÄ™ta w Królestwie ÅšwiatÅ‚a? Należy to zgÅ‚osić, jak najprÄ™dzej. Ale on przecież znajdowaÅ‚ siÄ™ w... Nie, nie miaÅ‚ siÅ‚, żeby zastanawiać siÄ™ nad tÄ… niezwykÅ‚Ä… nagÅ‚Ä… zmianÄ… miejsca. KozlÄ…tko byÅ‚o poważnie ranne w przedniÄ… nogÄ™, to o wiele ważniejsze. Noga wyglÄ…daÅ‚a na zÅ‚amanÄ…. Kózka na trzech nóżkach pokuÅ›tykaÅ‚a miÄ™dzy drzewa. Och, nie, to niemożliwe, pomyÅ›laÅ‚ przerażony Jori, bÄ™dzie Å‚atwÄ… zdobyczÄ… dla tych dwóch drapieżników albo dla innych bestii. PobiegÅ‚ za kózkÄ…, usiÅ‚ujÄ…c zwabić jÄ… do siebie, lecz bez powodzenia. Sassa? Ach, co tam Sassa, ma innych opiekunów. KozlÄ…tko zaÅ› nie miaÅ‚o nikogo. Przez krótki moment zastanawiaÅ‚ siÄ™, gdzie mogli podziać siÄ™ inni, ci, którzy przed nim zeszli na dół, zaraz jednak zwyciężyÅ‚y gorÄ…ce uczucia, jakie Jori zawsze żywiÅ‚ dla zwierzÄ…t. Co siÅ‚ w nogach pognaÅ‚ w piÄ™kny zÅ‚ocistozielony zagajnik. HISTORIA SASSY Ach, jakże siÄ™ baÅ‚a! ZsuwaÅ‚a siÄ™ w dół, wiedzÄ…c, że tam czeka na niÄ… Jori wraz z towarzyszami. Wszystko jednak wydawaÅ‚o siÄ™ niezwykle przerażajÄ…ce, jedyne, o czym mogÅ‚a myÅ›leć, to miasto Saga w Królestwie ÅšwiatÅ‚a. ChcÄ™ do domu, do domu, do moich ukochanych dziadków i do Huberta Ambrozji! Na miÅ‚ość boskÄ…, dlaczego zakradÅ‚am siÄ™ do Juggernauta? Dlaczego nie mówili, że to takie niebezpieczne i takie okropne? Doskonale wiedziaÅ‚a, że ostrzegano jÄ… co najmniej dwadzieÅ›cia razy. Ona jednak nie chciaÅ‚a sÅ‚uchać, sÄ…dziÅ‚a, że przesadzajÄ…, uważaÅ‚a, że wszystko zniesie. Hop, i byÅ‚a na dole. Cisza. - Jori, gdzie jesteÅ›? Czy wydawaÅ‚o jej siÄ™, że sÅ‚yszy jego gÅ‚os? StaÅ‚a nieruchomo, nasÅ‚uchujÄ…c, i czuÅ‚a, jak serce wali jej w gardle. Nie, chyba tylko jej siÄ™ wydawaÅ‚o. - Jori? Na pomoc, ależ gÅ‚os jej drży! Widać naprawdÄ™ siÄ™ boi. Ale czy to nie jego niebieska koszula bÅ‚yska tam miÄ™dzy drzewami? PojawiÅ‚a siÄ™ tylko na moment i zaraz zniknęła. OczywiÅ›cie, że to Jori. ZachÄ™cona, ostrożnie zrobiÅ‚a kilka kroków w prawo, bo tam wÅ‚aÅ›nie dostrzegÅ‚a niebieskie przebÅ‚yski. Teraz nic już nie widziaÅ‚a, byÅ‚a jednak pewna, że nie ulegÅ‚a zÅ‚udzeniu. O, jest też i Å›cieżka! Jak dobrze, od razu poczuÅ‚a siÄ™ bezpieczniej. RuszyÅ‚a dalej. WzdÅ‚uż przypominajÄ…cego Å›cieżkÄ™ przeÅ›witu miÄ™dzy drzewami, który miaÅ‚a przed sobÄ…, rosÅ‚y przepiÄ™kne żółte kwiaty. Wszystko tutaj byÅ‚o zielone, żółte i zÅ‚ociste. Zalane Å‚agodnym blaskiem sÅ‚oÅ„ca. Tak samo jak w Królestwie ÅšwiatÅ‚a. Ale Joriego ani Å›ladu. ChcÄ™ wracać do domu, do domu, do babci Ellen i dziadka Nataniela, i do mego ukochanego kota, który, gdy siÄ™ poÅ‚ożę, zwija mi siÄ™ w kÅ‚Ä™bek na szyi, a ogonem siÄ™ga do karku. SÄ…siedzi twierdzÄ…, że to niehigieniczne, ale babcia i dziadek i tak mi na to pozwalajÄ…. Jak strasznie za nimi tÄ™skniÄ™. WÅ›ród liÅ›ci bÅ‚ysnęło Å›wiatÅ‚o, niczym refleks sÅ‚oneczny odbiÅ‚o siÄ™ w jej oczach. Czy tu, w Górach Czarnych, znajdowaÅ‚o siÄ™ jakieÅ› sÅ‚oÅ„ce? Nie, to na pewno tylko odbicie. PoczuÅ‚a senność. Gdzie siÄ™ podziaÅ‚ Jori? BaÅ‚a siÄ™ wchodzić gÅ‚Ä™biej w las, no bo co bÄ™dzie, jeÅ›li on jej nie znajdzie? Albo jeÅ›li ona zabÅ‚Ä…dzi? To okropne. Lepiej usiąść tutaj i zaczekać. - Jori? Nikt nie odpowiedziaÅ‚ na jej woÅ‚anie. Kto miaÅ‚ schodzić po niej? Czy nie Indra? - Indro? JesteÅ› tutaj? Ja jestem tu. Nie, nikt nie odpowiadaÅ‚. Cóż za uparte odbicie! Sassa poÅ‚ożyÅ‚a siÄ™ na ziemi na boku, żeby Å›wiatÅ‚o nie raziÅ‚o jej w oczy. Jakże cudownie miÄ™kka trawa! Taka jak ta, która byÅ‚a tylko w domu. PopÅ‚akujÄ…c, Sassa usnęła. ObudziÅ‚a siÄ™ niedÅ‚ugo, bo coÅ› ocieraÅ‚o siÄ™ o jej goÅ‚e Å‚ydki. Zdumiona usiadÅ‚a. Hubert Ambrozja? Z poczÄ…tku miaÅ‚a wrażenie, że jest w swojej sypialni, zaraz jednak siÄ™ zorientowaÅ‚a, że nadal znajduje siÄ™ w lesie o zÅ‚otych liÅ›ciach. - Ależ Hubercie Ambrozjo, co ty tutaj robisz? - zagadaÅ‚a do kota drżącymi wargami. - Jak siÄ™ tu znalazÅ‚eÅ›? Czy szedÅ‚eÅ› za nami? I masz na sobie niebieskÄ… kokardÄ™, tak samo jak wtedy, kiedy widziaÅ‚am ciÄ™ po raz ostatni. Å»e też jej jeszcze nie zgubiÅ‚eÅ›! Hubert Ambrozja wydaÅ‚ z siebie jednoczesne mrukniecie i miaukniÄ™cie Å›wiadczÄ…ce o zadowoleniu. - Tak, tak, ja też siÄ™ cieszÄ™, że ciÄ™ widzÄ™, mój kochany, ale nie pojmujÄ™, skÄ…d siÄ™ wziÄ…Å‚eÅ›? Och, nie, Hubercie Ambrozjo, zostaÅ„ tutaj, nigdzie nie chodz to może być niebezpieczne. Ale kot już siÄ™ jej wyrwaÅ‚ i podskokami wbiegÅ‚ w las. Sassa poderwaÅ‚a siÄ™ na równe nogi, rozpaczliwie woÅ‚ajÄ…c ukochanego przyjaciela. 6 Glosy syczaÅ‚y ochryple: - Mamy ich! Ci, którzy sÄ… na dole, muszÄ… zrobić jeszcze tylko kilka kroków! - I zostanÄ… pochwyceni w dolinie beznadziejnych życzeÅ„! - W dolinie faÅ‚szywych nadziei! - W dolinie niespeÅ‚nionych marzeÅ„! RozlegÅ‚ siÄ™ straszliwy Å›miech, a potem w gÅ‚osach znów zadzwiÄ™czaÅ‚a grozna powaga. - Wciąż niektórych brakuje. Troje jeszcze zostaÅ‚o. - To bagatelka, wpadnÄ… w puÅ‚apkÄ™ tak jak tamci. - Wtedy już bÄ™dÄ… nosi. Nie sÄ… wiÄ™c wcale tacy silni. KRÓTKI POÅšCIG INDRY - Hop, hop, jestem tutaj! Czy zastaÅ‚am kogoÅ› w domu? - zawoÅ‚aÅ‚a Indra, kiedy dotarÅ‚a na dół. - No cóż, najwyrazniej nikogo nie ma - mruknęła. Również ona weszÅ‚a na coÅ›, co przypominaÅ‚o Å›cieżkÄ™, nie zastanawiaÅ‚a siÄ™ jednak wcale nad tym, czy jest w Królestwie ÅšwiatÅ‚a czy też w Górach Czarnych. I jÄ… także ogarnęło gorÄ…ce pragnienie, szczerze zaczęła sobie czegoÅ› życzyć. Å»yczenia Indry byÅ‚y bardzo monotonne, krążyÅ‚y wokół jednego tylko tematu. Jak zawsze wokół Rama. Indra wÅ‚aÅ›ciwie nie myÅ›laÅ‚a o swej obecnej sytuacji, o samotnoÅ›ci, jakÄ… zastaÅ‚a w dolinie. Wszystko wydawaÅ‚o jej siÄ™ takie naturalne, nie przeszkadzaÅ‚o jej, że jest sama. Podobnie zresztÄ… czuÅ‚a wiÄ™kszość w grupie, a przecież powinno ich zdziwić znikniÄ™cie wszystkich poprzedników. Ich Å›wiadomość jednak przesÅ‚oniÅ‚ jakby welon, dominowaÅ‚y osobiste pragnienia, zagÅ‚uszajÄ…c wszystkie myÅ›li o towarzyszach. Dla Indry najważniejsza teraz byÅ‚a możliwość odnalezienia Rama. MusiaÅ‚ znajdować siÄ™ gdzieÅ› tutaj, w tej olÅ›niewajÄ…cej urody dżungli. Zjawiskiem, nad którym ani ona, ani nikt inny siÄ™ nie zastanowiÅ‚, byÅ‚a zdumiewajÄ…ca rozciÄ…gliwość w czasie. Nie pojmowali, że ich przeżycia rozgrywaÅ‚y siÄ™ jednoczeÅ›nie, że ktoÅ› dyrygowaÅ‚ nimi jak marionetkami, pociÄ…ganymi za sznurki. Logicznie patrzÄ…c, przygoda Oka Nocy powinna byÅ‚a zakoÅ„czyć siÄ™ już dawno temu, lecz on ani trochÄ™ nie posunÄ…Å‚ siÄ™ naprzód, gdy Kiro, który zostaÅ‚ sam na skalnej półce, usiÅ‚owaÅ‚ przesÅ‚ać wszystkim w grupie wiadomość o wynalazku Chora. Wezwania Kira nie dotarÅ‚y do Indry. A potem i jego nadajnik zamilkÅ‚. Dziewczyna gorÄ…czkowo gnaÅ‚a przed siebie, opÄ™tana pragnieniem odnalezienia Rama. Gdyby zresztÄ… dowiedziaÅ‚a siÄ™ o przypuszczeniach Chora, że prawdopodobnie przemieÅ›ciÅ‚ ich do Królestwa ÅšwiatÅ‚a, zapewne nawet na to by nie zareagowaÅ‚a. Wszystkie jej myÅ›li zajmowaÅ‚ Ram. BiegÅ‚a przez coraz to piÄ™kniejsze zagajniki i polany, nie zwracajÄ…c na nie wcale uwagi. Aż wreszcie go zobaczyÅ‚a. CiaÅ‚o zalaÅ‚a jej wtedy gorÄ…ca fala radoÅ›ci, poczuÅ‚a, że twarz oblewa siÄ™ rumieÅ„cem, a w piersi Å›ciska tak, jakby zaraz miaÅ‚a wybuchnąć pÅ‚aczem. ByÅ‚by to jednak pÅ‚acz ze szczęścia. - WiedziaÅ‚am - szeptaÅ‚a w uniesieniu. - WiedziaÅ‚am, że on musi być gdzieÅ› tu w pobliżu. Można powiedzieć, że wyposażona zostaÅ‚am w niemal nadprzyrodzone zdolnoÅ›ci. Tak, jakbym byÅ‚a jednÄ… z najlepszych z Ludzi Lodu. No cóż, może nie najlepszÄ…, ale... nie najgorzej jak na maÅ‚Ä…, nic nie znaczÄ…cÄ… IndrÄ™. Phi, nigdy siÄ™ nie uważaÅ‚a za nic nie znaczÄ…cÄ… osobÄ™. Teraz bÄ™dzie mogÅ‚a powiedzieć ukochanemu o bÅ‚ogosÅ‚awieÅ„stwie Farona. Ram poruszaÅ‚ siÄ™ w pewnym oddaleniu, odwrócony do niej plecami. OdchodziÅ‚. - Ram! - zawoÅ‚aÅ‚a z radoÅ›ciÄ… w gÅ‚osie. Nie obejrzaÅ‚ siÄ™, widać dzieliÅ‚a ich zbyt duża odlegÅ‚ość. Indra popÄ™dziÅ‚a co siÅ‚ w nogach. Ram zniknÄ…Å‚ za drzewami. Ach, zatrzymaj siÄ™, zatrzymaj! Zaczekaj na mnie! O, jest, znów siÄ™ pojawiÅ‚! Na moment. Wychodzi na wielkÄ… przeÅ›licznÄ… Å‚Ä…kÄ™. - Ram! Poczekaj! Już idÄ™, mam ci coÅ› do powiedzenia! Bez wzglÄ™du jednak na to, jak prÄ™dko biegÅ‚a, nie mogÅ‚a siÄ™ do niego zbliżyć. CzuÅ‚a też, że powoli ogarnia jÄ… zmÄ™czenie. Ram byÅ‚ teraz na Å›rodku Å‚Ä…ki i wreszcie siÄ™ odwróciÅ‚. Tak, to on! Przecież wiedziaÅ‚a o tym przez caÅ‚y czas. PoznaÅ‚aby go z daleka wÅ›ród tysiÄ…ca innych mężczyzn. PrzystanÄ…Å‚, uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ i wyciÄ…gnÄ…Å‚ do niej rÄ™ce. - Mamy nastÄ™pnÄ…! - powiedziaÅ‚ basowy, ochrypÅ‚y gÅ‚os. - WpadÅ‚a prosto w puÅ‚apkÄ™. Ale trochÄ™ za prÄ™dko. - Tak, zanadto siÄ™ pospieszyÅ‚a. yle z niÄ…. Nie możemy tego przyjąć, bÄ™dzie musiaÅ‚a zaczekać na innych. - Chcemy dopaść ich wszystkich naraz, tak bÄ™dzie najzabawniej. I najmniej roboty. - CieszÄ™ siÄ™, że zobaczÄ™, jak padajÄ… na kolana. - Ja też. Jeszcze ostatnich dwoje. Z tÄ… pierwszÄ… poradzimy sobie bezwstydnie Å‚atwo. TSKNOTA SOL Sol, pożegnawszy siÄ™ z Kirem, zaczęła spuszczać siÄ™ w dół. - Ach, ci Lemuryjczycy i ich siÅ‚a przyciÄ…gania - mamrotaÅ‚a pod nosem. - Niebezpiecznie siÄ™ do nich zbliżyć, muszÄ™ siÄ™ trzymać z dala od wszystkiego, co zwie siÄ™ Lemuryjczykiem. Absolutnie nie wierzyÅ‚a Indrze, która twierdziÅ‚a, że owa siÅ‚a przyciÄ…gania Lemuryjczyków nie dziaÅ‚a na wszystkie kobiety. Owszem, mówiÅ‚a Indra, może trochÄ™, tak jak kiedyÅ› doÅ›wiadczyÅ‚a tego Elena, lecz jeÅ›li naprawdÄ™ czuÅ‚o siÄ™ pragnienie, wynikaÅ‚o to stÄ…d, że i Lemuryjczyk takie żywiÅ‚ i wÅ‚aÅ›nie on wprawiaÅ‚ w ruch caÅ‚y proces Å›wiadomie, powodowany miÅ‚oÅ›ciÄ…. Nie, Sol nie wierzyÅ‚a w to ani trochÄ™. Kiro miaÅ‚by siÄ™ interesować czarownicÄ…, którÄ… kiedyÅ› skazano na spalenie na stosie i która zmarÅ‚a w wieku dwudziestu dwóch lat w 1602 roku? I od tamtej pory istniaÅ‚a jako duch i nie przestawaÅ‚a pÅ‚atać figli? Nawet jeÅ›li teraz zalicza siÄ™ do grzecznych ? Nie, nie, ona sama nie odczuwaÅ‚a dla Kira niczego szczególnego. Owszem, jest bardzo przystojny, ale bÄ™dÄ™ siÄ™ trzymać z dala od niego, postanowiÅ‚a. MiÄ™kko jak kot z gracjÄ… wylÄ…dowaÅ‚a na szmaragdowozielonej trawie. - Hop, hop, wszyscy! Gdzie jesteÅ›cie? - zawoÅ‚aÅ‚a. GdzieÅ› w gÅ‚Ä™bi bujnej roÅ›linnoÅ›ci usÅ‚yszaÅ‚a niewyrazne gÅ‚osy. Ach, tak? Tu jest Å›cieżka czy też raczej przeÅ›wit miÄ™dzy drzewami. Chyba musi iść tÄ™dy? Tamci widać tak wÅ‚aÅ›nie zrobili. Mogli jednak zaczekać. W telefonie rozlegÅ‚ siÄ™ trzeszczÄ…cy sygnaÅ‚. WychwyciÅ‚a kilka słów. Chor przeniósÅ‚ nas... To byÅ‚ gÅ‚os Kira, lecz niczego poza tym nie usÅ‚yszaÅ‚a, bo ze sÅ‚uchawki dochodziÅ‚y trzaski tak przerazliwe, że musiaÅ‚a odsunąć jÄ… od ucha. Wreszcie z ostatnim klikniÄ™ciem dzwiÄ™k umilkÅ‚. Sol tylko machnęła rÄ™kÄ… i ruszyÅ‚a przed siebie. Najpierw stawiaÅ‚a szybkie, zdecydowane kroki, potem coraz wolniejsze, aż wreszcie siÄ™ zatrzymaÅ‚a. Ogarnęło jÄ… bardzo osobliwe uczucie. OwÅ‚adnęło niÄ… wrażenie, że zbliża siÄ™ do kresu swej dÅ‚ugiej palÄ…cej tÄ™sknoty. Oto ziÅ›ci siÄ™ marzenie, by kogoÅ› mieć. KogoÅ›, kogo mogÅ‚aby kochać i kto pokochaÅ‚by jÄ…. Wrażenie to byÅ‚o tak silne, że mimowolnie rozejrzaÅ‚a siÄ™ wokoÅ‚o. Sol nie rozpoznaÅ‚a okolicy, dla niej nie byÅ‚o to Królestwo ÅšwiatÅ‚a. ZauważyÅ‚a, że las nieco bardziej przed niÄ… zaczyna rzednąć, i tam też postanowiÅ‚a iść. Gdy dotarÅ‚a do przeÅ›witu, instynktownie cofnęła siÄ™ o kilka kroków. Co to, na miÅ‚ość boskÄ…, być może? DokÄ…d ona trafiÅ‚a? Na zielonym zboczu góry wznosiÅ‚ siÄ™ potężny zamek warowny, a z równiny, na której staÅ‚a, wiodÅ‚a do niego krÄ™ta droga. Nazywanie okolicy równinÄ… nie byÅ‚o precyzyjne, teren bowiem byÅ‚ tu lekko pofaÅ‚dowany, na wzgórzach rozpoÅ›cieraÅ‚y siÄ™ wioski, które natychmiast przypomniaÅ‚y jej wÅ‚asnÄ… epokÄ™, szesnasty wiek. DostrzegÅ‚a też niewielkÄ… rzeczkÄ™, jakiÅ› lasek, ludzi ubranych na Å›redniowiecznÄ… modÅ‚Ä™ i najrozmaitsze zwierzÄ™ta. Nagle wszyscy odwrócili gÅ‚owy w tym samym kierunku i w wiosce, na której skraju siÄ™ znajdowali, umilkÅ‚y wszelkie odgÅ‚osy. Ludzie rozstÄ…pili siÄ™ na boki wzdÅ‚uż drogi prowadzÄ…cej do zamku. Z pobliskiego lasu wyjechaÅ‚a grupka rycerzy. WyglÄ…dali na powracajÄ…cych z bitwy, znajdowali siÄ™ bowiem wÅ›ród nich ranni, a na koÅ„cu gromady posuwaÅ‚o siÄ™ kilka koni z pustymi siodÅ‚ami. Rycerzom przewodziÅ‚ mężczyzna, na którego widok Sol dech zaparÅ‚o w piersiach. Jasne siÄ™ dla niej staÅ‚o, że to kasztelan, nie musiaÅ‚a nawet szukać dowodów w postaci honorów, jakie oddawali mu mieszkaÅ„cy wioski. WyglÄ…daÅ‚o na to, że kasztelan wywodzi siÄ™ z wczesnej epoki rycerstwa. JechaÅ‚ z odkrytÄ… gÅ‚owÄ…, miaÅ‚ obciÄ™te prosto czarne wÅ‚osy, ciemne brwi nad lodowato szarymi oczyma, szlachetnÄ…, choć być może odrobinÄ™ bezwzglÄ™dnÄ… twarz. TrzymaÅ‚ siÄ™ niezwykle prosto, Å›wiadom swego dostojeÅ„stwa. ZbrojÄ™ miaÅ‚ sporzÄ…dzonÄ… ze skóry, z ciemnych pÅ‚ytek okutych srebrem i ozdobionych herbowymi barwami. Herb widniaÅ‚ także na proporcu, który dzierżyÅ‚ rycerz jadÄ…cy za nim. Ojoj, to mi dopiero mężczyzna, pomyÅ›laÅ‚a Sol, czujÄ…c, jak uginajÄ… siÄ™ pod niÄ… nogi. Gdyby nie byÅ‚ tak surowy, przypominaÅ‚by mego wuja Tengela Dobrego, który przecież zawsze byÅ‚ moim bożyszczem. PamiÄ™tam, jak kiedyÅ› pÅ‚akaÅ‚am w jego ramionach, pytajÄ…c, czy nie ma na Å›wiecie nikogo, kto byÅ‚by do niego podobny, bo tylko takiego mężczyznÄ™ mogÅ‚abym siÄ™ nauczyć kochać. Nie można wszak pokochać wuja, można go tylko podziwiać i pragnąć, by takich jak on byÅ‚o wiÄ™cej. A przecież to on, mężczyzna z moich snów, a nie jest to wuj Tengel. To ktoÅ›, kto może należeć tylko do mnie. Mężczyzna jak gdyby poczuÅ‚ na sobie przenikliwy wzrok Sol, odwróciÅ‚ gÅ‚owÄ™ i popatrzyÅ‚ prosto na niÄ…. UniósÅ‚ rÄ™kÄ™ i caÅ‚y orszak siÄ™ zatrzymaÅ‚. Jezdzcy nie ruszali siÄ™ z miejsc, natomiast przywódca podjechaÅ‚ do Sol. Nie wiedziaÅ‚a, czy ma zÅ‚ożyć ukÅ‚on, tak jak inne kobiety, uznaÅ‚a jednak, że dorównuje mu godnoÅ›ciÄ…, i tylko lekko skinęła gÅ‚owÄ…. Z bliska okazaÅ‚ siÄ™ jeszcze przystojniejszy, wÅ‚aÅ›ciwie byÅ‚ to najbardziej pociÄ…gajÄ…cy mężczyzna, jakiego kiedykolwiek w życiu widziaÅ‚a. Nie byÅ‚ klasycznie piÄ™kny, na jego twarzy bowiem malowaÅ‚a siÄ™ zbytnia dzikość i surowość, strój miaÅ‚ zakurzony, podarty i zakrwawiony. I wyglÄ…daÅ‚ dokÅ‚adnie tak, jak Sol z Ludzi Lodu wyobrażaÅ‚a sobie najwspanialszego mężczyznÄ™. Nie byÅ‚ caÅ‚kiem mÅ‚ody, ale i nie za stary. DojrzaÅ‚y, w peÅ‚ni siÅ‚. Idealny. ByÅ‚ odpowiedziÄ… na wszystkie jej marzenia. - Kim jesteÅ›? - spytaÅ‚ surowo. - I co tu robisz? - Hm - mruknęła beztrosko, bo nie zamierzaÅ‚a dać siÄ™ pokonać. - Czy możesz mi powiedzieć, czy to wÅ‚aÅ›ciwa droga do Paryża? Jemu twarz najpierw pociemniaÅ‚a i Sol myÅ›laÅ‚a już, że jÄ… uderzy, czym prÄ™dzej wiÄ™c dodaÅ‚a nieco chÅ‚odniejszym tonem: - Nie lubiÄ™, gdy ktoÅ› przemawia do mnie z wysokoÅ›ci koÅ„skiego grzbietu i patrzy na mnie z góry. Jezdziec zdrÄ™twiaÅ‚. No, kochana Sol, zmarnowaÅ‚aÅ› wszystkie swoje szanse, czy nie możesz trochÄ™ lepiej pilnować jÄ™zyka w gÄ™bie? On jednak odwróciÅ‚ siÄ™ i ruchem rÄ™ki daÅ‚ towarzyszÄ…cym mu jezdzcom znak, by ruszali do zamku. Kolejny gest sprawiÅ‚, że wszyscy wieÅ›niacy przerażeni zniknÄ™li we wnÄ™trzach swoich chaÅ‚up. Rycerz zsiadÅ‚ z konia. Sol przez moment przemknęła przez gÅ‚owÄ™ straszna myÅ›l, że skoro on wywodzi siÄ™ ze Å›redniowiecza, to być może siÄ™ga jej zaledwie pod brodÄ™. OkazaÅ‚o siÄ™ jednak, że jest sÅ‚usznego wzrostu, i to ona musi zadzierać gÅ‚owÄ™, by spojrzeć mu w oczy. Wokół rycerza wprost unosiÅ‚a siÄ™ aura mÄ™skoÅ›ci. Ratunku, pomyÅ›laÅ‚a Sol. A potem on siÄ™ uÅ›miechnÄ…Å‚. CaÅ‚kiem nieoczekiwanie. Surowo, jakby do tego nie przywykÅ‚, lecz siÄ™ uÅ›miechnÄ…Å‚. - Paryż? To bÄ™dÄ… dwa drzewa na prawo i dalej prosto. Sol wybuchnęła Å›miechem. - Ach, tak? Znasz wiÄ™c Paryż? - To miasto gdzieÅ› na powierzchni Ziemi. - Tak, jeÅ›li wciąż jeszcze istnieje. Można siÄ™ czasami zastanawiać. Rycerz puÅ›ciÅ‚ konia, żeby pasÅ‚ siÄ™ na Å‚Ä…ce, i zaproponowaÅ‚, by weszli w las. Sol uznaÅ‚a, że jest bezpieczna przy kimÅ›, kto zna otoczenie, i z gracjÄ… pochylajÄ…c gÅ‚owÄ™, przyjęła propozycjÄ™. LiÅ›cie zdawaÅ‚y siÄ™ poÅ‚yskiwać bardziej zÅ‚ociÅ›cie niż dotychczas. Pod drzewami pojawiÅ‚ siÄ™ zielonkawy cieÅ„, a sama bliskość tego mężczyzny zdaÅ‚a siÄ™ Sol niemal zmysÅ‚owÄ… pieszczotÄ… na skórze. Choć on wcale jej nie dotykaÅ‚, a ona przecież nie byÅ‚a naga. WypytywaÅ‚, skÄ…d przybywa, skÄ…d zna miejsca znajdujÄ…ce siÄ™ w Å›wiecie na powierzchni, a Sol odpowiadaÅ‚a. Nie wspomniaÅ‚a jednak, że jest czarownicÄ…, w dodatku zmarÅ‚Ä… już dawno temu. To zamieszaÅ‚oby mu tylko w gÅ‚owie, zwÅ‚aszcza że musiaÅ‚ żyć dużo wczeÅ›niej niż ona. PoważyÅ‚a siÄ™ natomiast na innÄ… Å›miaÅ‚ość. SkorzystaÅ‚a z okazji, by spytać go o jasne zródÅ‚o. Wyraznie siÄ™ tym zainteresowaÅ‚. Koniecznie chciaÅ‚ wiedzieć, czego bÄ™dzie tam szukać. - Nie, ja pierwsza zadaÅ‚am pytanie - zaprotestowaÅ‚a Sol. Wciąż podtrzymywaÅ‚a beztroski ton, nie chciaÅ‚a zgodzić siÄ™ na jakÄ…kolwiek poddaÅ„czość. Już wczeÅ›niej zrozumiaÅ‚a, że wÅ‚aÅ›nie jej swoboda wzbudziÅ‚a zainteresowanie rycerza. WymigiwaÅ‚ siÄ™ od odpowiedzi. - Owszem, sÅ‚yszaÅ‚em, gdzie należy szukać zródÅ‚a, ale droga, która tam prowadzi, jest niebezpieczna. - O tym już wiemy - natychmiast odparowaÅ‚a Sol. - Nie wiemy tylko, od czego zacząć. - Mówisz my ? Czyżby byÅ‚o was wiÄ™cej? - Nie widziaÅ‚eÅ› ich w lesie? Nie sÅ‚yszaÅ‚eÅ›? PokrÄ™ciÅ‚ gÅ‚owÄ…. Ach, jakaż aura od niego biÅ‚a! Sol miaÅ‚a wrażenie, że rozpÅ‚ywa siÄ™ ze szczęścia już od samego patrzenia na kogoÅ› tak bardzo pociÄ…gajÄ…cego. W dodatku on byÅ‚ niÄ… zainteresowany, bez wÄ…tpienia zainteresowany. Teraz powinna tylko zadbać o to, by nie wykorzystaÅ‚ jej wyÅ‚Ä…cznie do przeżycia krótkiej przygody w lesie. Och, nie! Na pewno zdoÅ‚a temu zapobiec. PostÄ…pi mniej wiÄ™cej tak, jak Szeherezada z KsiÄ™gi tysiÄ…ca i jednej nocy . Skupi na sobie jego zainteresowanie, chociaż nie przez opowiadanie nie zakoÅ„czonych baÅ›ni, lecz obietnicÄ… romansu. GwaÅ‚t? Cóż, kto jak kto, ale Sol na pewno potrafiÅ‚a sobie poradzić z gwaÅ‚cicielem. Albo pozwalaÅ‚a, by staÅ‚o siÄ™ to, co stać siÄ™ miaÅ‚o, sprawiaÅ‚o jej to bowiem przyjemność, a w takim wypadku trudno mówić o zadawaniu gwaÅ‚tu, a przede wszystkim doskonale wiedziaÅ‚a, jak należy odparować atak. Oj, dureÅ„, który oÅ›mieliÅ‚by siÄ™ jÄ… napaść, nawet nie zdążyÅ‚by pojąć, co siÄ™ staÅ‚o, bo Sol posÅ‚użyÅ‚aby siÄ™ najbardziej wyrafinowanymi czarnoksiÄ™skimi sztukami. Ten rycerz jednak najwidoczniej nie miaÅ‚ wcale takich planów. Może uważaÅ‚, że nigdy nie bÄ™dzie zmuszony, by w taki sposób zdobywać kobietÄ™. Wszystko jedno, Sol radowaÅ‚a siÄ™ teraz, że może iść w blasku sÅ‚oÅ„ca pod drzewami u boku wyÅ›nionego bohatera. Å»e znalazÅ‚a siÄ™ w niewÅ‚aÅ›ciwym stuleciu, w wypeÅ‚nionej sÅ‚onecznym blaskiem części CiemnoÅ›ci, wÅ›ród koni, które wcale nie byÅ‚y oczywistym zjawiskiem we wnÄ™trzu Ziemi, że powinna zauważyć rycerski zamek, gdy staÅ‚a na skale przy J1... Nie, nad tym wcale siÄ™ nie zastanawiaÅ‚a. Wszystko wydawaÅ‚o jej siÄ™ absolutnie naturalne. Nie zaskoczyÅ‚o jej także, że on siÄ™ nie dziwi, jak mogÄ… siÄ™ porozumiewać, przywykÅ‚a już przecież, że w Królestwie ÅšwiatÅ‚a wszyscy siÄ™ nawzajem rozumieli. - A wiÄ™c oni szukajÄ… zródÅ‚a. To siÄ™ nam nie podoba. - Ani trochÄ™ siÄ™ nam to nie podoba, ale wykorzystajmy ten ich zamiar! - OczywiÅ›cie, i to jak najszybciej, bo ta sytuacja do niczego nas nie zaprowadzi. Och, ta przeklÄ™ta baba siÄ™ zatrzymaÅ‚a! Stoi tylko i gada jak najÄ™ta, to nie należy do planu. - Tak być nie może, zmieniamy obraz. Sol nie wiedziaÅ‚a, co w niÄ… wstÄ…piÅ‚o. CoÅ› jÄ… powstrzymywaÅ‚o, tÄ™sknota za czymÅ› zupeÅ‚nie nieistotnym, ale czy na pewno to? StaÅ‚a oto i rozmawiaÅ‚a z tym fantastycznym mężczyznÄ…, ale myÅ›lami byÅ‚a przecież tak bardzo daleko. OdczuwaÅ‚a jakiÅ› dziwny pociÄ…g skierowany wcale nie do przystojnego rycerza, choć on teraz delikatnie ujÄ…Å‚ jÄ… za rÄ™kÄ™ i spojrzaÅ‚ jej w oczy, uÅ›miechajÄ…c siÄ™ lekko. Och, byÅ‚ idealnie w jej typie, niewÄ…tpliwie, nikogo bliższego bohaterowi swoich snów nie mogÅ‚aby znalezć. Mimo to nieznacznie siÄ™ cofnęła, rozeÅ›miaÅ‚a nerwowo, powiedziaÅ‚a coÅ› nieistotnego, co - zapomniaÅ‚a już w tej samej sekundzie, gdy przebrzmiaÅ‚y sÅ‚owa. Rycerz zmarszczyÅ‚ brwi. UsiÅ‚owaÅ‚ nakÅ‚onić jÄ…, by poszli dalej, Sol wahaÅ‚a siÄ™ niezdecydowana, wreszcie jednak ruszyÅ‚a za nim. Dotarli do rozstajów w lesie. Jej bohater zatrzymaÅ‚ siÄ™, jak gdyby nie byÅ‚ pewien, czy sÅ‚usznie czyni. Wreszcie jednak wyglÄ…daÅ‚o na to, że siÄ™ zdecydowaÅ‚. - Pokażę ci, gdzie należy zacząć szukać zródÅ‚a. Nic wiÄ™cej zrobić nie mogÄ™, ta droga bowiem nie należy do mnie. - Do mnie też nie - zachichotaÅ‚a Sol. - Ale sÄ… z nami inni, którzy mogÄ… tÄ™dy przejść. I bardzo dziÄ™kujÄ™, jeÅ›li zechcesz być tak życzliwy. - Inni? Opowiedz o tych innych. Jak siÄ™ nazywajÄ…, jak wyglÄ…dajÄ…? Opowiadać o Oku Nocy i o Shirze? O Dolgu i Marcu? Nie, tego robić nie wolno. Musi być umiar nawet w zwierzeniach. - Pózniej - oÅ›wiadczyÅ‚a beztrosko. - A wiÄ™c chodz. Sol chÄ™tnie daÅ‚a siÄ™ poprowadzić. Teraz mogÅ‚a przynieść Kirowi i caÅ‚ej reszcie wiadomoÅ›ci z pierwszej rÄ™ki. Cóż za triumf! Jacyż bÄ™dÄ… z niej dumni! PoczuÅ‚a leciutkie ukÅ‚ucie w sercu. Kiro, taki sympatyczny i taki dla niej życzliwy. A ona idzie razem z ksiÄ™ciem z marzeÅ„, którego pragnie uwieść. Ale to pózniej, kiedy odnajdÄ… już jasnÄ… wodÄ™. Tak bardzo chciaÅ‚a podziÄ™kować Kirowi za caÅ‚Ä… jego życzliwość. ZatÄ™skniÅ‚a, by siÄ™ przy nim znalezć. Ale najpierw droga do zródÅ‚a. PRZEÅ»YCIE KIRA Kiro zostaÅ‚ sam przy nieprzydatnym do niczego J1. SzarpaÅ‚ siÄ™ z telefonem, chciaÅ‚ bowiem nawiÄ…zać kontakt z przyjaciółmi. ZaczÄ…Å‚ od Sassy, najbardziej chyba wystraszonej z nich wszystkich. OtrzymaÅ‚ z trudem wyduszonÄ… odpowiedz i uspokoiÅ‚ dziewczynkÄ™, mówiÄ…c, że za sprawÄ… Chora wszyscy wrócili z powrotem do Królestwa ÅšwiatÅ‚a. - Wiem o tym - pisnęła. - Bo spotkaÅ‚am Huberta AmbrozjÄ™ i wÅ‚aÅ›nie próbujÄ™ go... to znaczy jÄ… dogonić. Z poczÄ…tku myÅ›laÅ‚am, że kot przybiegÅ‚ za nami, ale potem zrozumiaÅ‚am, że wróciliÅ›my do domu. - Jest z tobÄ… Jori? - Nie, wÅ‚aÅ›ciwie go nie widziaÅ‚am. Tylko przez moment, ale zaraz mi zniknÄ…Å‚. - SpróbujÄ™ go wezwać. Do zobaczenia! Do diabÅ‚a, czyżby chÅ‚opak zostawiÅ‚ dziewczynkÄ™ samÄ…? Kiro nawiÄ…zaÅ‚ Å‚Ä…czność z Jorim, który opowiedziaÅ‚ mu o kozlÄ…tku, które musiaÅ‚ ratować. - Kiro, w Królestwie ÅšwiatÅ‚a pojawiÅ‚y siÄ™ jakieÅ› drapieżniki, musimy siÄ™ ich pozbyć. - Zajmiemy siÄ™ tym. Gdzie sÄ… pozostali? - Nikogo nie widziaÅ‚em. - To dziwne, wezwÄ™ Oko Nocy. Indianin wyjaÅ›niÅ‚, że jest bardzo zajÄ™ty, musi iść za duchami przodków, którzy zaofiarowali mu pomoc przy poszukiwaniu zródÅ‚a. Owszem, wiedziaÅ‚, że jest z powrotem w Królestwie ÅšwiatÅ‚a, obiecali mu jednak, że znajdÄ… krótszÄ… i bezpieczniejszÄ… drogÄ™ do Gór Czarnych. Kiro uznaÅ‚, że caÅ‚a ta historia zaczyna robić siÄ™ coraz dziwniejsza, Å‚agodnie mówiÄ…c. Królestwo ÅšwiatÅ‚a? Przyjaciele przecież pozostali w CiemnoÅ›ci. Duchy przodków, które majÄ… odnalezć nowÄ… drogÄ™...? Yorimoto? Nie, najpierw wezwie Sol. Niestety, pojawiÅ‚y siÄ™ problemy. Czarownica prawdopodobnie nie otrzymaÅ‚a caÅ‚ej informacji, bo jego nadajnik zaczÄ…Å‚ szwankować. A może to wina jej odbiornika? SpróbowaÅ‚ wobec tego z IndrÄ…, wezwaÅ‚ jÄ…, lecz bez skutku. ZrozumiaÅ‚ wiÄ™c, że to jego telefon odmawia współpracy. Chor skarżyÅ‚ siÄ™ na to samo. Co wÅ‚aÅ›ciwie dzieje siÄ™ w tej dziwnej dolinie? ByÅ‚ już na dole, w zielonej trawie. Jak tu piÄ™knie, wrÄ™cz nienaturalnie piÄ™knie. - Sol? - zawoÅ‚aÅ‚. Ale nikogo w pobliżu nie byÅ‚o. Ależ siÄ™ musiaÅ‚a spieszyć, żeby stÄ…d odejść, pomyÅ›laÅ‚ nieco urażony. DostrzegÅ‚ przeÅ›wit w lesie i tam siÄ™ skierowaÅ‚. ZatrzymaÅ‚ siÄ™, zadrżaÅ‚. Ależ, Kiro, strofowaÅ‚ siÄ™, nie czas chyba teraz, byÅ› myÅ›laÅ‚ o dziewczynie. Ale tÄ™skniÅ‚ za czymÅ› tak strasznie, miaÅ‚ wrażenie, że tÄ™sknota rozerwie go na strzÄ™py. Co siÄ™ z nim dzieje, przecież ona dopiero weszÅ‚a w las, musiaÅ‚a być gdzieÅ› tutaj! Nie można przecież tÄ™sknić za kimÅ›, z kim rozmawiaÅ‚o siÄ™ zaledwie przed chwilÄ…. Kiro uważaÅ‚ swoje życie za udane. ByÅ‚ tak jak Ram kawalerem, Lemuryjczykiem i Strażnikiem, jednym z najpotężniejszych. Praca Strażnika stanowiÅ‚a caÅ‚y jego Å›wiat, wspaniale siÄ™ czuÅ‚ w tej roli i nigdy nie poÅ›wiÄ™caÅ‚ czasu na inne rzeczy. Tak byÅ‚o do momentu dwóch nieszczÄ™snych wypraw w Ciemność. Z wolna w jego marzenia zaczęła wdzierać siÄ™ Sol. To szaleÅ„stwo, powtarzaÅ‚ sobie ona przecież nie jest nawet czÅ‚owiekiem, tylko duchem, w dodatku z bardzo mrocznÄ… przeszÅ‚oÅ›ciÄ…, o ile dobrze rozumiaÅ‚ to, co do niego docieraÅ‚o. Nie potrafiÅ‚ jednak odpÄ™dzić z myÅ›li jej obrazu. PoddaÅ‚ siÄ™, niepokój przejÄ…Å‚ nad nim wÅ‚adzÄ™ i Kiro jak szaleniec pognaÅ‚ przez lÅ›niÄ…ce liÅ›ciaste zagajniki wÅ›ród bogactwa kwiatów. Musi jÄ… odnalezć, musi. Nie zdawaÅ‚ sobie sprawy, jak dÅ‚ugo biegnie, nagle jednak znalazÅ‚ siÄ™ na skraju rozlegÅ‚ej piÄ™knej polany. I wtedy siÄ™ to staÅ‚o. PobielaÅ‚y z przerażenia wykrzyknÄ…Å‚: - Nie, nie, stój! Nie tylko on krzyczaÅ‚. GdzieÅ› z jakiegoÅ› miejsca dobiegaÅ‚ gÅ‚oÅ›ny chór ochrypÅ‚ych gÅ‚osów, które z wysiÅ‚kiem woÅ‚aÅ‚y: - Nie, nie, nie, tak bÄ™dzie zle, zle! 7 Sol wstrzÄ…Å›niÄ™ta, niczego nie rozumiejÄ…c, patrzyÅ‚a na sceny rozgrywajÄ…ce siÄ™ przed jej oczami. Wszystko nie trwaÅ‚o dÅ‚użej niż minutÄ™, mimo to jednak zdoÅ‚aÅ‚a zarejestrować wiÄ™kszość wydarzeÅ„. Najpierw byÅ‚y to tylko przyjemne wrażenia. Wraz z dumnym rycerzem wyszÅ‚a na wielkÄ… Å‚Ä…kÄ™, przystanÄ™li na jej skraju. Ze wszystkich stron z lasu zaczÄ™li wyÅ‚aniać siÄ™ przyjaciele, poruszajÄ…cy siÄ™ jakby na okrÄ™gu. WidziaÅ‚a SassÄ™ biegnÄ…cÄ… za swoim kotem, który gnaÅ‚ przez trawÄ™, Rama czekajÄ…cego na IndrÄ™ na Å›rodku Å‚Ä…ki. Dobrze, że zaÅ‚oga J2 siÄ™ odnalazÅ‚a! PojawiÅ‚ siÄ™ Yorimoto z podniesionym mieczem, goniÅ‚ jakiegoÅ› samuraja, to nie wyglÄ…daÅ‚o zbyt przyjemnie. Jori usiÅ‚owaÅ‚ dopÄ™dzić ranne kozlÄ…tko, a Oko Nocy kroczyÅ‚ za uroczystÄ… procesjÄ… dostojnych Indian. Chor szedÅ‚ za swym przyjacielem Tamem, a na Å‚Ä…ce czekaÅ‚a na nich Misa z maÅ‚ym Madrażątkiem w objÄ™ciach. A w stronÄ™ Sol zdążaÅ‚ Kiro, który wÅ‚aÅ›nie wypadÅ‚ z lasu, woÅ‚ajÄ…c: - Nie, nie, stój! Odruchowo rzuciÅ‚a mu siÄ™ w ramiona, odciÄ…gnÄ…Å‚ jÄ… od rycerza i Å‚Ä…ki. Wtedy z góry rozlegÅ‚ siÄ™ mrożący krew w żyÅ‚ach krzyk, ochrypÅ‚y, przesycony gniewem: - NIE, NIE, NIE, WSZYSTKO yLE! WASZE Å»YCZENIA SI KRZYÅ»UJ! W jednej chwili caÅ‚a sceneria siÄ™ odmieniÅ‚a. Sol z przerażeniem patrzyÅ‚a, jak gaÅ›nie dzieÅ„, a zamiast Å›wiatÅ‚a otacza ich grozny półmrok. Warowny zamek na jej oczach obróciÅ‚ siÄ™ w ruinÄ™. WspaniaÅ‚y las z jÄ™kiem zaczÄ…Å‚ siÄ™ osuwać i zmieniać w ostre, postrzÄ™pione skaÅ‚y. Kot i kozlÄ…tko przeobraziÅ‚y siÄ™ w nieduże paskudne drapieżniki, Ram staÅ‚ siÄ™ równie przerażajÄ…cÄ… postaciÄ…, jakÄ… byÅ‚ Hannagar, podobnie jak pozostaÅ‚e fantomy, które zwabiÅ‚y do siebie uczestników ekspedycji. Och, nie! Rycerz Sol także z bliska wyglÄ…daÅ‚ naprawdÄ™ strasznie... A potem z ogÅ‚uszajÄ…cym hukiem otworzyÅ‚a siÄ™ ziemia. AÄ…ka siÄ™ zapadÅ‚a, zmieniÅ‚a w wielkÄ… jamÄ™, prawdziwÄ… otchÅ‚aÅ„. Sol byÅ‚a bezpieczna w ramionach Kira, widziaÅ‚a, że Jori odciÄ…gnÄ…Å‚ w bok SassÄ™, Oko Nocy wespół z Chorem przytrzymali IndrÄ™, gorzej natomiast byÅ‚o z Yorimoto. Patrzyli, jak ziemia usuwa mu siÄ™ spod nóg i pochÅ‚ania go gÅ‚Ä™bia. Kiro i Sol, którzy stali najbliżej, natychmiast podbiegli do zanoszÄ…cego siÄ™ krzykiem samuraja, w ostatniej chwili zdoÅ‚ali zÅ‚apać go za rÄ™ce i wyciÄ…gnąć na staÅ‚y grunt. Nie oznaczaÅ‚o to jednak, że caÅ‚kiem zażegnali niebezpieczeÅ„stwo. WiÄ™kszość zjaw zniknęła w otchÅ‚ani, lecz rycerz Sol wciąż tkwiÅ‚ przy nich. Nie zniknÄ…Å‚ także wróg Yorimoto. Teraz obie bestie rzuciÅ‚y siÄ™ na JapoÅ„czyka, którego najwyrazniej postanowiÅ‚y pochwycić. Wszyscy pozostali przyjaciele Yorimoto zdoÅ‚ali już jednak do niego dotrzeć i bronili go teraz wszelkimi możliwymi Å›rodkami. Sytuacja staÅ‚a siÄ™ naprawdÄ™ rozpaczliwa. Zdawali sobie sprawÄ™, że żadna broÅ„ nie ima siÄ™ potworów atakujÄ…cych Yorimoto. Nie byÅ‚o przy nich Marca, Dolga ani farangila, ani też nikogo, kto znaÅ‚by siÄ™ na galdrach, jak Móri, CieÅ„ czy Nauczyciel. Nie mieli nic. Ależ owszem, byÅ‚a przecież z nimi Sol. - DiabÅ‚a tam! - oÅ›wiadczyÅ‚a z werwÄ…. - Akurat w tej chwili ani trochÄ™ nie mam ochoty być czÅ‚owiekiem. Na jakiÅ› czas z tego zrezygnujÄ™. OdsuÅ„ siÄ™, Jori! JednÄ… rÄ™kÄ… podniesionÄ… do góry uczyniÅ‚a w powietrzu gest, jakby coÅ› Å›ciskaÅ‚a, mruczÄ…c przy tym dÅ‚ugie, niezbyt piÄ™kne zaklÄ™cie. Oba potwory zaniosÅ‚y siÄ™ przenikliwym krzykiem i w bólach zgięły siÄ™ wpół. DaÅ‚o to grupie czas na ucieczkÄ™ miÄ™dzy skaÅ‚y, które dopiero przed chwilÄ… wydawaÅ‚y im siÄ™ przepiÄ™knym lasem. - Chodzcie! - woÅ‚aÅ‚ Kiro. - PrÄ™dko, wracamy do J1! Oko Nocy, ty spróbuj znalezć kierunek, ja pójdÄ™ ostatni. Yorimoto zostaÅ‚ do tego stopnia poturbowany przez niewolników Czarnych Gór, że Chor i Indra musieli go podpierać. ZdoÅ‚aÅ‚ siÄ™ jednak utrzymać na nogach, a to byÅ‚o najważniejsze. Ucieczka uczestników ekspedycji przez rzekomy las odbywaÅ‚a siÄ™ bardzo chaotycznie, w panicznym strachu, ale przynajmniej biegli bardzo prÄ™dko. SÅ‚yszeli, że zjawy otrzymaÅ‚y posiÅ‚ki. CaÅ‚Ä… grupkÄ™ z J1 Å›cigaÅ‚y krzyki i wydawane ostrym gÅ‚osem rozkazy. Gnali po ciemku, potykali siÄ™ o ostre kamienie, lecz Oko Nocy byÅ‚ naprawdÄ™ dobrym tropicielem. Nie mogli pojąć, w jaki sposób potrafi sobie z tym radzić, lecz sprawiaÅ‚ wrażenie osoby najzupeÅ‚niej pewnej swych poczynaÅ„. Na ile należaÅ‚o ufać, że wybraÅ‚ wÅ‚aÅ›ciwy kierunek, to zupeÅ‚nie inna sprawa. Sassa byÅ‚a bardzo zmÄ™czona, okropnie też podrapaÅ‚a kolana, na pół zawisÅ‚a na ramieniu Joriego, jak zawsze zapÅ‚akana i niepocieszona, że kot mimo wszystko nie okazaÅ‚ siÄ™ Hubertem AmbrozjÄ…. Indra nie miaÅ‚a czasu na żadne tÅ‚umaczenia. WalczyÅ‚a z ochotÄ…, by dać klapsa dziewczynce i w ten sposób poÅ‚ożyć kres jej narzekaniom, lecz wiedziaÅ‚a, że nie byÅ‚aby to raczej najlepsza metoda. OchrypÅ‚e gÅ‚osy, dobiegajÄ…ce z niewidzialnej góry, ponad wszelkÄ… wÄ…tpliwość zdradzaÅ‚y czyjÄ…Å› wÅ›ciekÅ‚ość. HuczaÅ‚y w powietrzu, ziemia drżaÅ‚a, a wiatr smagaÅ‚ uciekajÄ…cych po twarzach. Sol trzymaÅ‚a siÄ™ na koÅ„cu, w pobliżu Kira, który stanowiÅ‚ tylnÄ… straż. ZastanawiaÅ‚a siÄ™, skÄ…d wziÄ…Å‚ siÄ™ tu wicher, nie wyczuwaÅ‚o siÄ™ go w tamtej spokojnej dolinie, do której zeszli. Ciemność na szczęście nie byÅ‚a dokuczliwie gÄ™sta, mogli dostrzec wysokie ostre kamienie, widzieli też ziemiÄ™ pod stopami. ÅšwiatÅ‚o pochodziÅ‚o z matowożółtego maleÅ„kiego księżyca na sklepieniu niebieskim. Byle byÅ›my tylko nie biegali w kółko, pomyÅ›laÅ‚a. Oby tylko Oko Nocy naprawdÄ™ wiedziaÅ‚, co robi. A potem nastÄ…piÅ‚o coÅ› zupeÅ‚nie nieoczekiwanego. RozlegÅ‚o siÄ™ Å›miertelne zawodzenie z Gór Czarnych. Ale teraz rozbrzmiewaÅ‚o caÅ‚kiem niedaleko! Na wszystkie dobre moce, jakże byÅ‚o blisko! DzwiÄ™czaÅ‚o im wprost w uszach, tak siÄ™ przynajmniej wydawaÅ‚o. I... to wÅ‚aÅ›nie byÅ‚o niezwykÅ‚e: brzmiaÅ‚o niemal jak Å›miech, drgaÅ‚ w nim zupeÅ‚nie inny ton niż ten dochodzÄ…cy do Królestwa ÅšwiatÅ‚a czy też do odlegÅ‚ych rejonów CiemnoÅ›ci. - Zatrzymajcie siÄ™! - zawoÅ‚aÅ‚a Indra bez tchu. - StaÅ„cie i posÅ‚uchajcie! I teraz wszyscy już to usÅ‚yszeli. Poprzez krzyki przeÅ›ladowców i ochrypÅ‚e gÅ‚osy dobiegajÄ…ce z góry docieraÅ‚o do nich to, co nazywali Å›miertelnym zawodzeniem, po którym nastÄ™powaÅ‚o dÅ‚ugie przeciÄ…gÅ‚e echo. Dziwne jednak, że zdawaÅ‚o siÄ™ nie być skierowane do ich grupy, rozlegaÅ‚o siÄ™ zawsze po wiÄ…zance wÅ›ciekÅ‚ych przekleÅ„stw wykrzykiwanych przez niewidocznych wÅ‚adców. Najpierw oni z sykiem wyrażali swój gniew z powodu wymykajÄ…cej siÄ™ z rÄ…k zdobyczy, a zaraz potem nastÄ™powaÅ‚y jÄ™ki skargi, w których jednak skargi nie dawaÅ‚o siÄ™ teraz wychwycić. SÅ‚ychać natomiast byÅ‚o drwinÄ™. Czyżby z wÅ‚adców CiemnoÅ›ci? - Na Wielkiego Ducha, one sÄ… po naszej stronie! - zdumiaÅ‚ siÄ™ Oko Nocy. - Chyba nigdy nie przypuszczaliÅ›my, że tak może być. - To wiÄ™zniowie - pozwoliÅ‚ sobie na przypuszczenie Kiro. - Gere i Freke mówili wszak, że wiedzÄ… wszystko o tych krzykach. - PowinniÅ›my byli dokÅ‚adniej wypytać wilki - pokiwaÅ‚a gÅ‚owÄ… Indra. Znów ruszyli biegiem. Zaraz jednak Oko Nocy siÄ™ zatrzymaÅ‚. - WedÅ‚ug moich wyliczeÅ„ J1 powinien być tutaj. Nie widzÄ™ go jednak. - Owszem, jest! - z zapaÅ‚em zawoÅ‚aÅ‚a Sassa. - Stoi tam. Widać go na tle nieba. I rzeczywiÅ›cie, chyba nigdy żaden widok nie byÅ‚ milszy ich sercom. Byle tylko po drodze nie natrafili na żadne jamy. J1 nie staÅ‚ wcale na krawÄ™dzi skaÅ‚y, bo przecież dolina tak naprawdÄ™ w ogóle nie istniaÅ‚a. Pojazd staÅ‚ na zboczu, z którego zjazd w dół byÅ‚ jak najbardziej możliwy. Znów usÅ‚yszeli straszne istoty za plecami. - Wsiadajcie, prÄ™dko! - zakomenderowaÅ‚ Kiro. - Trzeba zamknąć wszelkie możliwe wejÅ›cia. Nie musiaÅ‚ powtarzać tego rozkazu. Wszyscy jak gdyby instynktownie wyczuwali, gdzie ich miejsce. Nikt nikomu nie wpadaÅ‚ pod nogi i w jednej chwili znalezli siÄ™ wewnÄ…trz Juggernauta, który hermetycznie zamkniÄ™to. Zaraz potem przez okna ujrzeli wyÅ‚aniajÄ…cÄ… siÄ™ z lasu hordÄ™, która z wÅ›ciekÅ‚ym rykiem rzuciÅ‚a siÄ™ na pojazd, ciskajÄ…c w niego kamieniami i przylepiajÄ…c twarze do szyby. Sassa, która nie miaÅ‚a do czynienia z Hannagarem i jego kompanami, odskoczyÅ‚a w tyÅ‚, krzyczÄ…c ze strachu. RzeczywiÅ›cie, nieznane istoty budziÅ‚y grozÄ™. MiaÅ‚y gÅ‚Ä™bokie oczodoÅ‚y, brody wyciÄ…gniÄ™te w szpic, przesadnie zaznaczone wysokie koÅ›ci policzkowe, kÅ‚y drapieżnika i prawie ani Å›ladu nosa. DÅ‚ugie, przypominajÄ…ce szpony owÅ‚osione rÄ™ce obmacywaÅ‚y Juggernauta w poszukiwaniu jakiegoÅ› otworu. Chor jednym naciÅ›niÄ™ciem wyÅ‚Ä…cznika sprawiÅ‚, że nie daÅ‚o siÄ™ już wyglÄ…dać z pojazdu. Okna zrobiÅ‚y siÄ™ czarne. - Straszliwie haÅ‚asujÄ… - westchnęła Sol. - Nie mogÄ… przedostać siÄ™ do Å›rodka ani w żaden sposób uszkodzić Juggernauta - uspokajaÅ‚ Kiro. - Chodzcie, pójdziemy wszyscy do Chora i Joriego, a przy okazji obejrzymy rany Yorimoto. Wkrótce potem siedzieli bezpieczni w pomieszczeniu dowódcy, niektórzy na krzesÅ‚ach, inni na podÅ‚odze. Byli razem i nic im nie groziÅ‚o. Przynajmniej na razie. Chwilowo nikt nie oÅ›mieliÅ‚ siÄ™ wspomnieć J2, dość mieli wÅ‚asnych kÅ‚opotów. Indra i Jori zajÄ™li siÄ™ rannym samurajem. - Co siÄ™ wÅ‚aÅ›ciwie staÅ‚o? - spytaÅ‚ Jori. - Ja zobaczyÅ‚am Huberta AmbrozjÄ™ - poskarżyÅ‚a siÄ™ Sassa. - MiaÅ‚a na sobie swojÄ… niebieskÄ… kokardÄ™, wiem wiÄ™c, że to na pewno byÅ‚a ona. - ZÅ‚udzenie - oÅ›wiadczyÅ‚a Indra. - Tak, to czary, zjawy - przyznaÅ‚a jej racjÄ™ Sol. - SÄ…dzÄ™, że można to wytÅ‚umaczyć w nastÄ™pujÄ…cy sposób - zaczÄ…Å‚ Oko Nocy, podczas gdy pozostali przysÅ‚uchiwali mu siÄ™ z uwagÄ…. - Zrobili dla nas dolinÄ™ marzeÅ„, a my wszyscy jak jeden mąż ulegliÅ›my pokusie. - SkÄ…d mogli wiedzieć, co siÄ™ dzieje w naszych myÅ›lach? - zaprotestowaÅ‚ Chor. - PrzeniknÄ™li w nie - wyjaÅ›niÅ‚a Indra. - To my, poddajÄ…c siÄ™ ich woli, tworzyliÅ›my te życzenia. Sassa zatÄ™skniÅ‚a za domem, za swoim kotem. Jori ma wiele serca dla zwierzÄ…t, jak my wszyscy zresztÄ…, on jednak jest w tym zupeÅ‚nie wyjÄ…tkowy. Oko Nocy zapragnÄ…Å‚ naradzić siÄ™ z duchami swoich przodków, nieprawdaż? - Owszem, tak wÅ‚aÅ›nie byÅ‚o - odparÅ‚ Indianin. - Chor... No wÅ‚aÅ›nie, co z tym twoim wynalazkiem, Chorze? Madrag siedziaÅ‚ zakÅ‚opotany. - Oszukali mnie tak, że uwierzyÅ‚em, iż dziÄ™ki mojemu wynalazkowi znalezliÅ›my siÄ™ z powrotem w Królestwie ÅšwiatÅ‚a. WiÄ™kszość w grupie odniosÅ‚a takie wÅ‚aÅ›nie wrażenie i kiwajÄ…c gÅ‚owami, potwierdziÅ‚a jego sÅ‚owa. - Zapewne chodziÅ‚o wÅ‚aÅ›nie o to, byÅ›my uwierzyli - westchnÄ…Å‚ Kiro. - A potem zobaczyÅ‚eÅ› MisÄ™, prawda? - Najpierw spotkaÅ‚em Tama, to on miaÅ‚ mnie zaprowadzić do Misy i jej dziecka. - A ja ujrzaÅ‚am Rama - krótko oÅ›wiadczyÅ‚a Indra. - Chyba każdy daÅ‚by siÄ™ zÅ‚apać na taki lep. Ale Yorimoto, co siÄ™ przytrafiÅ‚o tobie? Dlaczego oni uparli siÄ™ koniecznie pojmać ciebie? Samuraj ze wstydem spuÅ›ciÅ‚ gÅ‚owÄ™. - Ponieważ ja zawiodÅ‚em. ZÅ‚amaÅ‚em obietnicÄ™ danÄ… Marcowi. ZrobiÅ‚em wÅ‚aÅ›nie to, czego miaÅ‚em nigdy nie robić, szczególnie w tych niebezpiecznych górach. Te demony doskonale wiedziaÅ‚y, jak postÄ…pić. PrzysÅ‚aÅ‚y do mnie mego najbardziej znienawidzonego wroga, a ja daÅ‚em siÄ™ zÅ‚apać w puÅ‚apkÄ™. Ogarnęła mnie bezsilna wÅ›ciekÅ‚ość i zabiÅ‚em go. ZapadÅ‚a cisza, którÄ… wreszcie Sol przerwaÅ‚a pytaniem: - Ale przecież on żyÅ‚, kiedy go widziaÅ‚am? - To nie byÅ‚ ten sam, prawdopodobnie zabiÅ‚em swego najwiÄ™kszego wroga zbyt prÄ™dko, wysÅ‚ali wiÄ™c kolejnego, by zwabić mnie na Å‚Ä…kÄ™. - RzeczywiÅ›cie, krucho byÅ‚o z tobÄ…. Olbrzymi kamieÅ„ z wielkim hukiem trafiÅ‚ wieżyczkÄ™, lecz nie wyrzÄ…dziÅ‚ żadnej szkody. - Tak - westchnÄ…Å‚ Yorimoto. - OkazaÅ‚em siÄ™ najsÅ‚abszym ogniwem. Tym, który najÅ‚atwiej może ulec ich mocy, wciąż zÅ‚y w gÅ‚Ä™bi duszy. Jak zdoÅ‚am to naprawić? Co powie Marco, przecież on mi zaufaÅ‚? Teraz bÄ™dÄ™ dla was tylko ciężarem. - No cóż - spokojnie odparÅ‚ Kiro. - Nie wydaje mi siÄ™, aby twoje przewinienie, dopuszczenie do gÅ‚osu tÅ‚umionego od stuleci upokorzenia i krzywdy, byÅ‚o aż tak wielkie. Każdy mógÅ‚ stracić kontrolÄ™ nad sobÄ…, gdy nadarzyÅ‚a siÄ™ okazja do zemsty. SÄ…dzÄ™, że Marco ciÄ™ zrozumie. Yorimoto zdobyÅ‚ siÄ™ na lekki uÅ›miech. - W każdym razie dziÄ™kujÄ™ wam za to, że mnie ocaliliÅ›cie. Obawiam siÄ™ tylko, że teraz, tu w tych górach, Å‚atwo bÄ™dzie mnie zranić. Aatwo pojmać. - Postaramy siÄ™, aby nic takiego ci siÄ™ nie przytrafiÅ‚o. A Dolg być może podda ciÄ™ dziaÅ‚aniu niebieskiego szafiru. ByÅ‚o to powiedziane na pociechÄ™, lecz rozdrapaÅ‚o starÄ… ranÄ™. Gdzie siÄ™ podzieli Dolg, Marco i wszyscy inni? - No a ty, Sol? - zainteresowaÅ‚ siÄ™ Jori. - Co siÄ™ dziaÅ‚o z tobÄ…? Dlaczego te straszne gÅ‚osy wrzeszczaÅ‚y, że krzyżujecie im plany? Sol i Kiro popatrzyli na siebie z pewnym onieÅ›mieleniem. Wreszcie Sol wyznaÅ‚a: - ZauroczyÅ‚ mnie rycerz jak z bajki, szkoda, żeÅ›cie go nie widzieli. - WidzieliÅ›my go doskonale - odpowiedziaÅ‚a Indra lakonicznie. - DokÅ‚adnie w twoim typie. - ObiecaÅ‚, że pokaże mi, jak dojść do drogi prowadzÄ…cej do zródÅ‚a z jasnÄ… wodÄ…, a ja rzecz jasna daÅ‚am siÄ™ zÅ‚apać na ten lep. Taka siÄ™ czuÅ‚am dumna: nareszcie Sol przyjdzie do was i bÄ™dzie triumfować. Bardzo proszÄ™, oto droga do zródÅ‚a podana na srebrnym półmisku. - Na coÅ› takiego każdy daÅ‚by siÄ™ zÅ‚apać - zgodziÅ‚a siÄ™ Indra. - ZresztÄ… nasze zmysÅ‚y, dusze i myÅ›li otaczaÅ‚a tak gÄ™sta mgÅ‚a, że każde z nas daÅ‚oby siÄ™ zÅ‚apać wszystko jedno na co, a to byÅ‚ doprawdy smaczny kÄ…sek. - DziÄ™kujÄ™ ci, Indro - rzekÅ‚a Sol z wyraznÄ… ulgÄ…. - Pózniej ja i ten rycerz wyszliÅ›my na Å‚Ä…kÄ™ i wtedy dopiero zaczęło siÄ™ dziać. Kiro siÄ™ pojawiÅ‚. Dalszy ciÄ…g opowieÅ›ci pozostawiÅ‚a jemu. - Tak - podjÄ…Å‚ z pewnym zakÅ‚opotaniem. - Ja także odczuwaÅ‚em pragnienie, tÄ™sknotÄ™. OdnalazÅ‚em wiÄ™c tÄ™... - Aha - mruknęła Indra. - Nikt tak jak ty nie potrafi powiedzieć aha - syknęła Sol. - Mów dalej, Kiro, zaczyna siÄ™ robić naprawdÄ™ przyjemnie. UsÅ‚yszeli, że bestie, choć zdoÅ‚aÅ‚y siÄ™ przedostać na dach J1, zsuwajÄ… siÄ™ na dół, prychajÄ…c z rozczarowania. Chor podniósÅ‚ ciężkÄ… gÅ‚owÄ™ i tylko siÄ™ uÅ›miechnÄ…Å‚. - ChwileczkÄ™ - poprosiÅ‚a Sol. - ChciaÅ‚abym jedynie, abyÅ›cie wiedzieli, że sama siebie wprawiÅ‚am w zdumienie. Oto kroczyÅ‚am wraz z bohaterem swoich marzeÅ„, a przez caÅ‚y czas myÅ›laÅ‚am o innym. O kimÅ›, o kim w ogóle nie spodziewaÅ‚am siÄ™, że mogÄ™ w ten sposób myÅ›leć. Kiro popatrzyÅ‚ na niÄ… pytajÄ…co, lecz Sol postaraÅ‚a siÄ™, by jej twarz niczego nie wyrażaÅ‚a. MusiaÅ‚ wiÄ™c podjąć sam. - WydarzyÅ‚o siÄ™ coÅ› dziwnego, ja też tego nie pojmujÄ™. ZobaczyÅ‚em, że Sol stoi wraz z bardzo przystojnym rycerzem w zbroi, od którego wprost bije mÄ™skość. A potem moje oczy i jej siÄ™ spotkaÅ‚y i nagle zobaczyÅ‚em go takim, jakim byÅ‚ naprawdÄ™. OkazaÅ‚ siÄ™ jednym z tych monstrów, którymi stajÄ… siÄ™ sÅ‚użalcy Gór Czarnych. ZawoÅ‚aÅ‚em Stój , bo oczywiÅ›cie Å›miertelnie siÄ™ przestraszyÅ‚em tego, co on może zrobić Sol, i w tej chwili caÅ‚a ta fatamorgana siÄ™ rozwiaÅ‚a. - No tak - przypomniaÅ‚ sobie Jori. - Te ochrypÅ‚e gÅ‚osy wrzeszczaÅ‚y coÅ›, że wszystko jest zle, że nasze życzenia siÄ™ krzyżujÄ…. - WÅ‚aÅ›nie - przyznaÅ‚ Oko Nocy. - Zapewne nie wziÄ™li pod uwagÄ™, że Kiro za obiekt swych tÄ™sknot obierze sobie kogoÅ› z nas. DziÄ™ki temu zdoÅ‚aÅ‚ wyrwać Sol spod zÅ‚ego uroku. - OczywiÅ›cie - szczerze przytaknęła Sol. - Gdy tylko zobaczyÅ‚am Kira, od razu pojęłam, że ten rycerzyk nic dla mnie nie znaczy. Kiro wyglÄ…daÅ‚ na zadowolonego. - A wiÄ™c krótkie spiÄ™cie - stwierdziÅ‚a Indra. - Wszystkie ich plany spaliÅ‚y na panewce. Yorimoto zadrżaÅ‚. MyÅ›laÅ‚ o tym, jak maÅ‚o brakowaÅ‚o, by wpadÅ‚ w gÅ‚Ä™bokÄ… otchÅ‚aÅ„ krateru. Nikt nie wiedziaÅ‚, co by siÄ™ wtedy z nim staÅ‚o. Na pewno nie spotkaÅ‚oby go nic dobrego. SÅ‚yszÄ…c wrzaskliwe grozby dobiegajÄ…ce z CiemnoÅ›ci, przysunÄ™li siÄ™ bliżej siebie. J1 byÅ‚ bezpiecznÄ… przystaniÄ…, wprost nie posiadali siÄ™ ze szczęścia, że odnalezli do niego drogÄ™. - Zaczekaj chwilÄ™, Sol - poprosiÅ‚a Indra. - Co ty wÅ‚aÅ›ciwie zrobiÅ‚aÅ›, żeby powstrzymać atak tych bestii na Yorimoto? ZwinÄ™li siÄ™ wpół jak glisty. - Ach, to! - rozeÅ›miaÅ‚a siÄ™ Sol. - To tylko malutka czarnoksiÄ™ska sztuczka. - Powiedz, powiedz! - Nie, sÄ… wÅ›ród nas dżentelmeni. - Dżentelmeni! - prychnÄ…Å‚ Jori. - Nie jesteÅ›my chyba bardziej dżentelmeÅ„scy niż ciekawscy. Prawda, chÅ‚opcy? Sama widzisz, opowiadaj! Sol jeszcze próbowaÅ‚a siÄ™ wykrÄ™cać, ale wreszcie przyznaÅ‚a: - No, posÅ‚aÅ‚am zaklÄ™cie w powietrze, Å›cisnęłam ich Å›liweczki i przekrÄ™ciÅ‚am. Mężczyzni odwrócili gÅ‚owy, lecz caÅ‚kowitej powagi nie udaÅ‚o im siÄ™ zachować. - Åšliweczki? - zdziwiÅ‚a siÄ™ Sassa. - Zrozumiesz to, jak bÄ™dziesz duża. Och, ależ oni tam siÄ™ awanturujÄ…! Idzcie siÄ™ bawić gdzie indziej, dzieci! Sassa przysunęła siÄ™ bliżej Joriego. Oboje znalezli siÄ™ wÅ›ród tych, którzy siedzieli na podÅ‚odze. Indra dawno zapomniaÅ‚a już o przydzielonym jej zadaniu sprawowania opieki nad SassÄ…. MiaÅ‚a absolutnie dość pÅ‚aczliwej dziewczynki. ZostawiÅ‚a jÄ… Joriemu i nie odczuwaÅ‚a przy tym najmniejszych nawet wyrzutów sumienia. Sol drÄ™czyÅ‚ niepokój. ZnalazÅ‚a siÄ™ w dość trudnej sytuacji, nie dojrzaÅ‚a jeszcze do romansu z Kirem. Ów niepokój musiaÅ‚a mieć wypisany na twarzy, bo podczas gdy inni omawiali jeszcze swoje przeżycia, Kiro szepnÄ…Å‚ cichutko: - Nie denerwuj siÄ™, mnie także bardzo to zaskoczyÅ‚o. Przyjmijmy to ze spokojem. Niech siÄ™ dzieje to, co ma siÄ™ dziać. - DziÄ™kujÄ™ - odszepnęła Sol. - Skupimy siÄ™ na wydarzeniach wokół nas, choć to takie straszne. - WÅ‚aÅ›nie. UÅ›miechnęła siÄ™ szelmowsko, tak jak tylko ona, Sol, potrafiÅ‚a. - Ale to również trochÄ™ emocjonujÄ…ce. - Nie trochÄ™, bardzo - odpowiedziaÅ‚ z uÅ›miechem Kiro i zajÄ™li siÄ™ teraz dyskusjÄ… na temat dalszych poczynaÅ„. Nie mogli w każdym razie dÅ‚użej stać w jednym i tym samym miejscu, poza tym musieli na poważnie zacząć szukać J2. Indrze serce Å›cisnęło siÄ™ w piersi. Ram... Gdzie on jest? Gdzie sÄ… wszyscy inni? - Nie pojmujÄ™, jak mogliÅ›my stracić z nimi Å‚Ä…czność? - Chor zatroskany marszczyÅ‚ bawole czoÅ‚o. - Owszem, rozumiem, że wszystkie poÅ‚Ä…czenia telefoniczne mogÅ‚y zostać przerwane, ale telepatyczne? ZresztÄ… duchy powinny zjawić siÄ™ przy nas już dawno temu. Dlaczego nie przyszÅ‚y? ZrozumiaÅ‚bym to, gdybyÅ›my naprawdÄ™ wrócili do Królestwa ÅšwiatÅ‚a, ale przecież wciąż jesteÅ›my tutaj, w tych przeklÄ™tych górach. Niekiedy wydawaÅ‚oby siÄ™ wrÄ™cz, że... UrwaÅ‚, nikt też nie Å›miaÅ‚ dokoÅ„czyć: nie żyjÄ… . Tego byÅ‚oby już za wiele. - Wydaje mi siÄ™, że jest inaczej - zaczęła Sol, skupiajÄ…c na sobie pytajÄ…ce spojrzenia wszystkich. - Wydaje mi siÄ™, że to my zniknÄ™liÅ›my, nie oni. Mam wrażenie, że znalezliÅ›my siÄ™ w innym wymiarze. Indra nie powiedziaÅ‚a nic o swojej alergii na sÅ‚owo wymiar . Wymiar i energia. ByÅ‚y to terminy, które istniaÅ‚y w tak zwanej kulturze New Age w Å›wiecie na powierzchni Ziemi. PojÄ™cia, którymi sypano, by zaimponować innym. WÅ‚aÅ›ciwie jednak przyznawaÅ‚a Sol racjÄ™, podobnie zresztÄ… jak i inni. Siedzieli zamyÅ›leni, przyglÄ…dajÄ…c siÄ™ czarownicy z rodu Ludzi Lodu, jak gdyby czekali na kolejne mÄ…dre sÅ‚owa z jej ust. Ale Sol wÅ‚aÅ›ciwie nie miaÅ‚a już nic wiÄ™cej do powiedzenia. Zamiast niej gÅ‚os zabraÅ‚ Kiro. - Co by byÅ‚o, gdybyÅ› spróbowaÅ‚a nawiÄ…zać z nimi kontakt, Sol? - spytaÅ‚ Å‚agodnie i życzliwie. - Ty przecież także jesteÅ› duchem, prawda? - Częściowo, mój przyjacielu, tylko częściowo - poprawiÅ‚a go. - Ale sÄ…dzisz, że nie próbowaÅ‚am? OddaÅ‚abym wszystko, bylebym tylko mogÅ‚a przenieść siÄ™ teraz do wieżyczki w J2. To jak walenie gÅ‚owÄ… o Å›cianÄ™. Po prostu siÄ™ nie daje. Nic siÄ™ nie dzieje. Z poczÄ…tku sÄ…dziÅ‚am, że to dlatego, iż w poÅ‚owie staÅ‚am siÄ™ czÅ‚owiekiem, lecz to nie to. Faktem pozostaje, że nie potrafiÄ™ ich odnalezć. - Tak samo jak oni nie mogÄ… odnalezć nas - dodaÅ‚ Chor zamyÅ›lony, podczas gdy potwory Gór Czarnych przypuÅ›ciÅ‚y kolejny atak na J1. - To ta przeklÄ™ta kraina. Prawdopodobnie jest tak, jak mówisz, Sol. Przebywamy w różnych wymiarach. - Ale jak zdoÅ‚amy powrócić do normalnego wymiaru? - No wÅ‚aÅ›nie, to dopiero problem. Horda na zewnÄ…trz zrezygnowaÅ‚a z prób wdarcia siÄ™ do wnÄ™trza wielkiego pojazdu. Z krzykiem i wrzaskiem bestie oddaliÅ‚y siÄ™, znikajÄ…c w czarnym kamiennym lesie. - Chor - poprosiÅ‚ Oko Nocy. - Podejmij jeszcze jednÄ… próbÄ™ nawiÄ…zania kontaktu z naszymi przyjaciółmi. - Dobrze, postaram siÄ™. - Madrag poczÅ‚apaÅ‚ do swoich aparatów. Nadawane przez niego sygnaÅ‚y i nawoÅ‚ywania rozdzwiÄ™czaÅ‚y siÄ™ wÅ›ród wiecznej nocy panujÄ…cej w Górach Czarnych. BrzmiaÅ‚o to bardzo samotnie i pusto, gdy po kolei wywoÅ‚ywaÅ‚ towarzyszy z J2. Swego najlepszego przyjaciela Ticha. Farona, Marca, Dolga i Rama. Armasa. Cienia, ShirÄ™, Mara i Heikego, jak gdyby miaÅ‚ nadziejÄ™, że duchy usÅ‚yszÄ… go lepiej. SpróbowaÅ‚ też z SiskÄ… i ciężko rannym Tsi-TsunggÄ…. WzywaÅ‚ nawet wilki, Gerego i Frekego. Ale żadna odpowiedz nie nadeszÅ‚a. SygnaÅ‚y Chora rozpÅ‚ynęły siÄ™ w nicoÅ›ci, w milczÄ…cym mroku Gór Czarnych. 8 - WymknÄ™li siÄ™ nam! - Zabarykadowali siÄ™ w tej żelaznej puszce. Okazali siÄ™ na tyle bezczelni, żeby uczynić siÄ™ niedostÄ™pnymi. - No cóż, z nami sobie nie poradzÄ…. Jednego już prawie mieliÅ›my. - SÄ… twardsi niż nam siÄ™ to wydawaÅ‚o. Dlaczego nie wpadli w naszÄ… niewolÄ™? Już dawno powinno siÄ™ to stać. - MajÄ… tajemniczÄ… siÅ‚Ä™. - No tak, przypatrzymy siÄ™ wobec tego tej drugiej kupie żelastwa. - Åšwietny pomysÅ‚, już siÄ™ cieszÄ™! W gÅ‚Ä™bi zamkniÄ™tego tunelu staÅ‚ J2 z caÅ‚Ä… wzburzonÄ… zaÅ‚ogÄ…. Faron usiÅ‚owaÅ‚ otrzÄ…snąć siÄ™ z szoku, jaki wywoÅ‚aÅ‚o w nim i we wszystkich pozostaÅ‚ych znikniÄ™cie J1 i odciÄ™cie drogi odwrotu. - Musimy znów ruszyć do przodu - oÅ›wiadczyÅ‚ bezdzwiÄ™cznie. - Przekonać siÄ™, dokÄ…d prowadzi ten tunel. Mieli wrażenie, że jeżdżą straszliwymi tunelami już od zarania dziejów. Wszystko byÅ‚oby lepsze od tego. Oby tylko udaÅ‚o im siÄ™ stÄ…d wydostać. Tich poprowadziÅ‚ wiÄ™c swój dumny okrÄ™t flagowy naprzód, w stronÄ™ jÄ…dra Czarnych Gór. JechaÅ‚ teraz pewniej i szybciej, zniknęła bowiem gÄ™sta mgÅ‚a, baÅ‚ siÄ™ jednak, że również i ta droga okaże siÄ™ zagrodzona. Czyżby mieli zostać uwiÄ™zieni we wnÄ™trzu masywnej góry? O, nie, lepiej czym prÄ™dzej siÄ™ stÄ…d wydostać. JeÅ›li oczywiÅ›cie wciąż jeszcze istnieje jakieÅ› wyjÅ›cie. W izbie chorych Siska wiernie trwaÅ‚a przy Tsi, który wciąż leżaÅ‚ pogrążony w Å›piÄ…czce. WykrÄ™caÅ‚a palce z niecierpliwoÅ›ci, wydawaÅ‚o jej siÄ™, że nigdy nie dotrÄ… do zródÅ‚a jasnej wody, która być może ocali mu życie. Od czasu do czasu pochylaÅ‚a siÄ™ i caÅ‚owaÅ‚a go w czoÅ‚o, na którym brunatnozielona skóra pobladÅ‚a tak, że wyglÄ…daÅ‚a teraz jak skóra zwykÅ‚ego czÅ‚owieka. Oddech Tsi-Tsunggi byÅ‚ wÅ‚aÅ›ciwie niezauważalny, Marco jednak zapewniÅ‚ dziewczynÄ™, że Tsi wciąż żyje i że ogromnie ważne jest podtrzymywanie w nim iskry życia serdecznymi sÅ‚owami. Siska miaÅ‚a wrażenie, że rozmawia z ukochanym w nieskoÅ„czoność. Chwilami czuÅ‚a siÄ™ tak zmÄ™czona, że kuliÅ‚a siÄ™ przy nim i zapadaÅ‚a w półsen, gotowa jednak zerwać siÄ™ na najmniejszÄ… oznakÄ™ zmiany jego stanu. Na razie jednak nic takiego siÄ™ nie staÅ‚o. Tak wiÄ™c Siska, poza, rzecz jasna, Tsi, byÅ‚a osobÄ… najmniej zainteresowanÄ… tym, co siÄ™ dzieje z ekspedycjÄ…. OczywiÅ›cie dotarÅ‚o do niej, że utknÄ™li w tunelu i że J1 zniknÄ…Å‚. SprawiaÅ‚a jednak wrażenie, jakby wcale jej to nie dotyczyÅ‚o, jakby uważaÅ‚a zewnÄ™trzne okolicznoÅ›ci za maÅ‚o ważne, a liczyÅ‚o siÄ™ jedynie to, aby Tsi wreszcie siÄ™ polepszyÅ‚o. Polepszenie jednak kazaÅ‚o na siebie czekać. Na górze w wieżyczce Tich wreszcie zawoÅ‚aÅ‚: - Wydaje mi siÄ™, że zbliżamy siÄ™ do koÅ„ca tunelu! Te sÅ‚owa na nowo obudziÅ‚y do życia czÅ‚onków ekspedycji. Zebrali siÄ™ obok Ticha przy oknie, żeby móc wyglÄ…dać w przód, aż Madrag musiaÅ‚ w koÅ„cu poprosić, by i jemu zostawili kawaÅ‚ek wolnego miejsca. - Byle tylko nie spadÅ‚a kolejna kamienna lawina - Å›ciszonym gÅ‚osem powiedziaÅ‚ Ram. - ObyÅ›my tylko zdoÅ‚ali siÄ™ stÄ…d wydostać, a potem niech siÄ™ dzieje, co chce. Wszystkich zdziwiÅ‚o, że dostrzegajÄ… leciutki przeÅ›wit. Nie zrobiÅ‚o siÄ™ o wiele jaÅ›niej, po prostu czerÅ„ przybraÅ‚a inny odcieÅ„. Wkrótce byli na zewnÄ…trz. Drogi nie zagrodziÅ‚y im kolejne spadajÄ…ce gÅ‚azy, nie natknÄ™li siÄ™ też na żadnÄ… innÄ… przeszkodÄ™. - Ojej! - westchnÄ…Å‚ Faron. - CzyżbyÅ›my mogli mówić o zrobieniu prawdziwego kroku naprzód? Czy... Okolica nie budziÅ‚a zachwytu. Jak okiem siÄ™gnąć w sÅ‚abym Å›wietle rozciÄ…gaÅ‚a siÄ™ górzysta kraina, oni zaÅ› znajdowali siÄ™ na dnie jakiejÅ› doliny. WiÄ™kszego pustkowia nigdy chyba nie widzieli. Wszyscy byli wrażliwi na piÄ™kno ubogiego, surowego krajobrazu, lecz tu o piÄ™knie nie mogÅ‚o być mowy. DokoÅ‚a panowaÅ‚ nieskoordynowany baÅ‚agan. Wykrzywione czarne drzewa ostatkiem siÅ‚ trzymaÅ‚y siÄ™ wÅ›ród chaosu porozrzucanych gÅ‚azów. OdnosiÅ‚o siÄ™ wrażenie jak gdyby caÅ‚a góra rozpadÅ‚a siÄ™ na drobne kawaÅ‚eczki, które trafiÅ‚y do tej doliny. W bezÅ‚adnej plÄ…taninie nie widać byÅ‚o żadnej drogi, żadnej możliwoÅ›ci jakiegokolwiek przemieszczania siÄ™, z pofaÅ‚dowanej ziemi wystawaÅ‚y ostre szczyty skaÅ‚. Taki pejzaż trudno nazwać inspirujÄ…cym. - A cóż to, do licha, takiego? - Armas wskazaÅ‚ na żółtawy księżyc, zauważony także przez pasażerów J1. WisiaÅ‚ niemal na Å›rodku nieba. - Tutaj? We wnÄ™trzu Ziemi? Freke po cichu przysunÄ…Å‚ siÄ™ bliżej niego. - Nie wiesz? - warknÄ…Å‚. - Nie widzisz, co to jest? Armas spojrzaÅ‚ prosto w żółtozielone Å›lepia. Po chwili powÄ…tpiewajÄ…cego milczenia spytaÅ‚: - Królestwo ÅšwiatÅ‚a? - OczywiÅ›cie. - To znaczy, że jesteÅ›my niemal tuż w linii prostej nad nim - stwierdziÅ‚ zdziwiony Faron. Marco dodaÅ‚: - To może oznaczać, że znajdujemy siÄ™ bardzo blisko jÄ…dra Gór Czarnych. - Prawdopodobnie. Nigdy siÄ™ nie spodziewaÅ‚em, że zobaczÄ™ naszÄ… ojczyznÄ™ jako księżyc na kopule nieba. Jakaż ona maleÅ„ka! Jak wiÄ™ksza gwiazdka. - To fantastyczne, że Å›wiatÅ‚o dociera nawet tutaj - powiedziaÅ‚ Dolg. - Wiecie, aż ssie mnie w żoÅ‚Ä…dku z tÄ™sknoty za domem! - Na pewno nie jesteÅ› w tym osamotniony - uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ Ram krzywo. - Gere i Freke, co wiecie o tej dolinie? Gere odparÅ‚: - Musicie pamiÄ™tać, że Góry Czarne ciÄ…gnÄ… siÄ™ bardzo daleko. Nas przetrzymywano w surowej izolacji w naszej części. Przypuszczam jednak, że wiemy co nieco o rym zakÄ…tku, prawda, Freke? - Owszem - przyznaÅ‚ drugi wilk. - Wydaje mi siÄ™, że istniaÅ‚o tu kiedyÅ› coÅ› w rodzaju spoÅ‚ecznoÅ›ci. Ale tutejsi mieszkaÅ„cy, czy jak ich nazwać, wszczÄ™li spór z potężnymi panami, a ci zesÅ‚ali na to miejsce kamiennÄ… lawinÄ™. Przypuszczam, że pod usypiskami gÅ‚azów znajdujÄ… siÄ™ jakieÅ› osady. - Wspaniali wÅ‚adcy - mruknÄ…Å‚ Faron. - Tich, co sÄ…dzisz o możliwoÅ›ciach posuwania siÄ™ naprzód w tym miejscu? - J2 radziÅ‚ sobie w trudniejszym terenie - odparÅ‚ Madrag. - Ale trochÄ™ nas pohuÅ›ta. - O, bez wÄ…tpienia. Co ty na to, Ram? Lemuryjczyk zastanawiaÅ‚ siÄ™. - To bÄ™dzie wÅ‚aÅ›ciwie jazda na oÅ›lep. Jak myÅ›licie, może powinniÅ›my wysÅ‚ać gondolÄ™ na zwiad? Wszyscy uznali pomysÅ‚ za Å›wietny. Ponieważ najlepsi kierowcy gondoli, Jori i Tsi, byli poza zasiÄ™giem, Ram zdecydowaÅ‚, że poleci osobiÅ›cie. ChciaÅ‚ zabrać ze sobÄ… jednego z duchów i oba wilki, one bowiem najlepiej znaÅ‚y okolice. - BojÄ™ siÄ™ zabierać kogoÅ› wiÄ™cej - przyznaÅ‚. - Nie możemy zanadto siÄ™ rozpraszać. Nie możemy już nikogo utracić. To, że sam pragnÄ…Å‚ kierować gondolÄ…, wynikaÅ‚o stÄ…d, że nie potrafiÅ‚ dÅ‚użej znieść bezczynnoÅ›ci, musiaÅ‚ zacząć szukać Indry. Nie mógÅ‚ uwierzyć, że dziewczyna zniknęła już na zawsze. Reszta uczestników wyprawy obiecaÅ‚a, że bÄ™dzie siÄ™ trzymać J2 i do powrotu gondoli nigdzie siÄ™ nie ruszy. Zwiadowcom wyznaczono dwie godziny, ani chwili wiÄ™cej, pózniej J2 miaÅ‚ znów potoczyć siÄ™ naprzód. Ale szybko przemieszczajÄ…cÄ… siÄ™ gondolÄ… w ciÄ…gu dwóch godzin można dotrzeć daleko. Wilki sprawiaÅ‚y wrażenie zadowolonych z przydzielonego im zadania. Ostrożna proÅ›ba Armasa, by przynajmniej jeden zostaÅ‚ w J2, nie spotkaÅ‚a siÄ™ z entuzjazmem. Oba chciaÅ‚y wyruszyć na zwiad, naprawdÄ™ do czegoÅ› siÄ™ przydać. StaÅ‚y na przedzie gondoli i tak wyciÄ…gaÅ‚y pyski, że aż uszy im powiewaÅ‚y. Ram wybraÅ‚ z duchów Heikego, ponieważ Mar musiaÅ‚ zostać przy Shirze, której starano siÄ™ nadzwyczajnie strzec, a CieÅ„ niedawno wykonaÅ‚ ważne zadanie. Gondola w oszaÅ‚amiajÄ…cym tempie sunęła przez powietrze. Najpierw wzdÅ‚uż krawÄ™dzi zniszczonej doliny, zorientowali siÄ™ jednak, że niczego ciekawego tu nie znajdÄ…. Aby móc dokÅ‚adnie przyjrzeć siÄ™ caÅ‚emu obszarowi, musieli wznieść siÄ™ wyżej. Ram zawróciÅ‚ wiÄ™c gondolÄ™ i przez chwilÄ™ pozwoliÅ‚ jej lecieć tÄ… samÄ… drogÄ… co poprzednio, ale w pobliżu J2 skrÄ™ciÅ‚ w lewo i gwaÅ‚townie wzniósÅ‚ siÄ™ w górÄ™ wzdÅ‚uż skalnej Å›ciany. ZatrzymaÅ‚ pojazd dopiero wtedy, gdy znalezli siÄ™ ponad wzniesieniem. Widok byÅ‚ zaiste przerażajÄ…cy. Jak okiem siÄ™gnąć rozciÄ…gaÅ‚y siÄ™ jedynie wierzchoÅ‚ki gór, ostre, postrzÄ™pione. Freke poprosiÅ‚: - Podjedz do krawÄ™dzi tego szczytu, tylko ostrożnie. Ram zrobiÅ‚, o co go proszono. Górski masyw ciÄ…gnÄ…Å‚ siÄ™ szeroko, wreszcie jednak dotarli do jego krawÄ™dzi i stamtÄ…d roztoczyÅ‚a siÄ™ rozlegÅ‚a perspektywa na kolejnÄ… dolinÄ™. A stamtÄ…d jeszcze dalej na inne. - PoznajÄ™ to miejsce - oÅ›wiadczyÅ‚ Gere, a Freke kiwnÄ…Å‚ Å‚bem. - PrÄ™dko - warknÄ…Å‚ nagle. - Chowajmy siÄ™ za ten grzbiet. Ram skrÄ™ciÅ‚ i ukryÅ‚ gondolÄ™. - Ale dlaczego? - spytaÅ‚. Oba wilki wskazaÅ‚y wysoki szczyt po drugiej stronie doliny. - JeÅ›li ci, tam na górze, dostrzegÄ… nas, bÄ™dzie zle - odparÅ‚ Freke. - WytÅ‚umacz nam, co widzimy. - Dolina po drugiej stronie kolejnego Å‚aÅ„cucha gór jest najważniejsza - odpowiedziaÅ‚ Freke. - WÅ‚aÅ›nie tam znajduje siÄ™ samo jÄ…dro Gór Czarnych. - To znaczy, że musimy przebyć tÄ™ dolinÄ™ i wyminąć ten niebezpieczny szczyt, aby tam dotrzeć? - Tak. - A co wobec tego widać w dole? Teraz wÅ‚Ä…czyÅ‚ siÄ™ Gere: - PracowaliÅ›my tu kiedyÅ› dawno temu, do czasu aż przeniesiono nas do najsurowszego wiÄ™zienia. Leży ono za kolejnÄ… dolinÄ…. Tutaj w dole przebywa wielu wiÄ™zniów, którzy dobrowolnie zgodzili siÄ™ przejść na sÅ‚użbÄ™ zÅ‚a. Tu ćwiczy siÄ™ żoÅ‚nierzy, organizuje armie. Armie, które majÄ… zająć Królestwo ÅšwiatÅ‚a. - To znaczy, że wÅ‚aÅ›nie tutaj mieszkali Hannagar i Elja? - Prawdopodobnie. Wytwarza siÄ™ tu również takie rzeczy, które majÄ… uczynić życie wÅ‚adców w górach bardziej znoÅ›nym. Pózniej mogÄ™ opowiedzieć o tym dokÅ‚adniej, na razie nie mamy czasu. Faron chciaÅ‚, żebyÅ›my ujawnili jak najwiÄ™cej szczegółów, i tak siÄ™ stanie, ale w bardziej bezpiecznym miejscu. Ram zamyÅ›liÅ‚ siÄ™. UsiÅ‚owaÅ‚ wyrobić sobie jakieÅ› pojÄ™cie o tym, co wÅ‚aÅ›nie usÅ‚yszaÅ‚. - Faron nie odnosi siÄ™ już do nas z takÄ… rezerwÄ… jak na poczÄ…tku - zauważyÅ‚ Heike. - To prawda - przyznaÅ‚ Ram. - Wydaje mi siÄ™, że nas zaakceptowaÅ‚. - KÅ‚opoty zawsze zbliżajÄ… ludzi, ale... prawdÄ™ powiedziawszy, odnoszÄ™ wrażenie, że on nas wrÄ™cz lubi. - Wydaje mi siÄ™, że dobrze siÄ™ wÅ›ród nas czuje. WÅ›ród nas wszystkich, bez wyjÄ…tku - oÅ›wiadczyÅ‚ Ram. Nagle powietrze przeszyÅ‚ jakiÅ› dzwiÄ™k. ByÅ‚ tak ostry i rozlegaÅ‚ siÄ™ tak blisko, że aż siÄ™ skulili, a Heike rÄ™kami zasÅ‚oniÅ‚ uszy. Åšmiertelne krzyki od strony Gór Czarnych. Ale teraz brzmiaÅ‚y jak... przerazliwy Å›miech? Dlaczego? UsÅ‚yszeli coÅ› jeszcze. PoÅ›ród drwiÄ…cego Å›miechu, który to cichÅ‚, to znów narastaÅ‚, rozbrzmiewaÅ‚ jakiÅ› syczÄ…cy wÅ›ciekÅ‚y szept, którego nie mogli zrozumieć. Freke stwierdziÅ‚ bezdzwiÄ™cznie: - KtoÅ› rozdrażniÅ‚ wÅ‚adców, nasi przyjaciele triumfujÄ…. - Przyjaciele? - ostro spytaÅ‚ Ram. - Chcesz powiedzieć, że ci, którzy tak jÄ™kliwie siÄ™ skarżą, to wasi przyjaciele? - OczywiÅ›cie, ich tÄ™sknota za wolnoÅ›ciÄ… jest równie silna jak nasza. Oni jednak tÄ™skniÄ… za czymÅ› jeszcze. - A za czym? Za Królestwem ÅšwiatÅ‚a? - Za nim być może również. Ale przede wszystkim za rehabilitacjÄ…, za odzyskaniem honoru, za zrozumieniem. Ram i Heike patrzyli na niego, lecz nie uzyskali wiÄ™cej wyjaÅ›nieÅ„. Ram w wyposażeniu gondoli odszukaÅ‚ lornetkÄ™ i usiÅ‚owaÅ‚ dokÅ‚adniej siÄ™ przyjrzeć rozpoÅ›cierajÄ…cej siÄ™ u ich stóp dolinie. Potem skierowaÅ‚ przyrzÄ…d na wysokÄ… górÄ™ po drugiej stronie. DookoÅ‚a dostrzegaÅ‚ wiele ostrych szczytów, ten jednak byÅ‚ najbardziej przerażajÄ…cy. OtulaÅ‚a go gÄ™sta mgÅ‚a, nie widać wiÄ™c byÅ‚o, jak wysoko siÄ™ wznosi. BiÅ‚o też od niego coÅ› odpychajÄ…cego, czego nie daÅ‚o siÄ™ wytÅ‚umaczyć. - Opowiedzcie nam o nim, wilki - poprosiÅ‚ Heike. Gere odparÅ‚: - Podobno zródÅ‚o zÅ‚a znajduje siÄ™ tam w gÅ‚Ä™bi. - Ho, ho - mruknÄ…Å‚ Heike. - My siÄ™ tam nie wybieramy. - Ci, którzy zdoÅ‚ali dotrzeć do tego zródÅ‚a, przebywajÄ… wysoko w paÅ‚acu na szczycie tej góry, a stamtÄ…d mogÄ… obserwować i kontrolować wszystko, co siÄ™ dzieje. - Czy nas także widzÄ…? - WyglÄ…da na to, że na razie jeszcze nas nie zauważyli. MuszÄ… być zajÄ™ci tym, z czego tak siÄ™ Å›miejÄ… nasi przyjaciele. - Mówicie o wÅ‚adcach w liczbie mnogiej - zastanowiÅ‚ siÄ™ Ram. - Czy to znaczy, że jest ich tak wielu? - Nie wiemy dokÅ‚adnie ilu, co najmniej trzech. Podobno sÄ… niesÅ‚ychanie, wprost straszliwie piÄ™kni. Czarni, poÅ‚yskujÄ…cy na niebiesko i zielono jak gady. - DokÅ‚adnie tak jak Tengel ZÅ‚y, gdy pokazaÅ‚ swe prawdziwe oblicze - stwierdziÅ‚ Heike. - To mój zÅ‚y przodek, który piÅ‚ wodÄ™ z mrocznego zródÅ‚a. Ram, czy mogÄ™ na chwilÄ™ pożyczyć lornetkÄ™? Marco zatroszczyÅ‚ siÄ™ o to, by duchy podczas tej wyprawy byÅ‚y w stanie chwytać rozmaite przedmioty. - Tan-ghil? - powtórzyÅ‚ Freke. - SÅ‚yszeliÅ›my o nim. PrzebywaÅ‚ na powierzchni Ziemi i zostaÅ‚ unicestwiony przez swój wÅ‚asny ród, zwany Ludzmi Lodu. Nasi wÅ‚adcy ich nienawidzili. Ram uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™. - Masz przed sobÄ… jednego z tych znienawidzonych. Pozwól, że ci przedstawiÄ™, to Heike z Ludzi Lodu. Heike lekko spuÅ›ciÅ‚ gÅ‚owÄ™. - A Shira, która nam towarzyszy, dotarÅ‚a do zródÅ‚a z jasnÄ… wodÄ…, dziÄ™ki której unicestwiono Tan-ghila. WÅ‚aÅ›ciwÄ… część zadania wykonaÅ‚ Nataniel z Ludzi Lodu, dziadek Sassy, przy nieocenionej pomocy Marca z Ludzi Lodu, którego wszak dobrze znacie. Jest też z nami Sol z Ludzi Lodu, która w swoim czasie na ziemi byÅ‚a nieszczęśliwÄ… czarownicÄ…, Mar z Ludzi Lodu, a także Indra z Ludzi Lodu. Czy Indra, Sol i Sassa wciąż z nami sÄ…? zasmuciÅ‚ siÄ™ Ram. Wilki zaÅ› gÅ‚Ä™boko pokÅ‚oniÅ‚y siÄ™ Heikemu. - Å»ywimy olbrzymi szacunek dla Ludzi Lodu i jesteÅ›my zaszczyceni, że wÅ‚aÅ›nie z nimi współpracujemy - oznajmiÅ‚ Freke. - No a Dolg? Ów mÅ‚ody czÅ‚owiek z tymi niesamowitymi kamieniami? Czy on również jest jednym z nich? - Dolg wywodzi siÄ™ z rodu islandzkich czarnoksiężników, podobnie jak Jori. Armas również należy do tej grupy, choć nie jest ich krewnym. Ludzie Lodu współpracujÄ… z rodzinÄ… czarnoksiężnika Móriego. - SÅ‚yszÄ™, że zli wÅ‚adcy majÄ… potężnych przeciwników - stwierdziÅ‚ Freke. - Ale nie zostawajmy tu zbyt dÅ‚ugo, to niebezpieczne sÄ…siedztwo. Heike przesunÄ…Å‚ lornetkÄ™ na jednÄ… z bocznych dolin, której dostrzegali zaledwie kawaÅ‚ek. Nagle mocniej zacisnÄ…Å‚ dÅ‚onie na lornetce. PrzekazaÅ‚ jÄ… Ramowi, wskazujÄ…c na coÅ›. - Co widzisz tam, pod tamtÄ… skalnÄ… Å›cianÄ…? Ram przyglÄ…daÅ‚ siÄ™ uważnie. WyostrzyÅ‚ lornetkÄ™. UsÅ‚yszeli, że z wrażenia niemal przestaÅ‚ oddychać. - No wÅ‚aÅ›nie, prawda? - powiedziaÅ‚ Heike. - To może być J1. - Nie wolno żywić zbyt wielkich nadziei - westchnÄ…Å‚ Ram. - Równie dobrze może siÄ™ okazać, że to blok skalny. RozgorÄ…czkowany odszukaÅ‚ silniejszÄ… lornetkÄ™. - Wydaje mi siÄ™, że to naprawdÄ™ J1 - rzekÅ‚ wolno, jak gdyby nie miaÅ‚ odwagi mieć nadziei. - Co to za dolina, wilki? - Ach, ta? - wzruszyÅ‚ ramionami Gere. - Wykorzystuje siÄ™ jÄ… do czarów, nie wiem, jakich. Nie jest to miÅ‚e miejsce. Ram przyglÄ…daÅ‚ siÄ™ czarnemu, jakby spalonemu kamiennemu lasowi w oddali. SprawiaÅ‚ wrażenie pustego i zimnego, lecz byÅ‚o tam coÅ›, co mogÅ‚o przypominać stojÄ…cego nieruchomo Juggernauta. - Ale jak oni, na miÅ‚ość boskÄ…, zdoÅ‚ali siÄ™ tam dostać? - dziwiÅ‚ siÄ™ Heike. - W Górach Czarnych wszystko jest możliwe - z ponurÄ… minÄ… odparÅ‚ Freke. - Wszystko, co tylko Å‚Ä…czy siÄ™ ze zÅ‚em. Nie Å›mieli popatrzeć na siebie, ale wszyscy myÅ›leli o tym samym. O tym, że to ich przyjaciele rozdrażnili wÅ‚adców tej zimnej mrocznej krainy. - Musimy siÄ™ tam dostać. Natychmiast - zdecydowaÅ‚ Ram podniecony i odÅ‚ożyÅ‚ lornetki. - Nie tym pojazdem - przestrzegÅ‚ Freke, który, chociaż staÅ‚ na czterech Å‚apach, dorównywaÅ‚ Ramowi wzrostem. - Jest zbyt delikatny, stanowi Å‚atwy cel. - Masz racjÄ™ - kiwnÄ…Å‚ gÅ‚owÄ… Ram. - Wobec tego natychmiast wracamy do J2. W powrotnej drodze wilki wyszukiwaÅ‚y najlepszÄ… możliwÄ… trasÄ™ dla Juggernauta tak, by nie zostaÅ‚ zauważony z wysokiego szczytu. Do niebezpiecznej doliny prowadziÅ‚a wÄ…ska Å›cieżka, pózniej bÄ™dÄ… próbować przekraść siÄ™ do bocznej doliny, o ile tylko da siÄ™ to zrobić. Na szczęście ta dolina rozciÄ…gaÅ‚a siÄ™ z prawej strony, a wiÄ™c tej samej, po której staÅ‚ J2, podczas gdy góra strachu leżaÅ‚a daleko na lewo. Szanse mieli wiÄ™c spore. Ram zaczÄ…Å‚ siÄ™ niecierpliwić. - Przyjrzyjmy siÄ™ teraz tej przeÅ‚Ä™czy, żebyÅ›my wiedzieli, na ile jest bezpieczna. - Nie polecaÅ‚bym tego - odparÅ‚ Freke, powarkujÄ…c. - W maÅ‚ej gondoli jesteÅ›my zbyt narażeni na niebezpieczeÅ„stwo. - Ale ja chcÄ™ siÄ™ dowiedzieć, w jaki sposób możemy siÄ™ tamtÄ™dy przekraść niezauważenie. Freke z rezygnacjÄ… pokrÄ™ciÅ‚ kudÅ‚atym Å‚bem. - Jak chcesz. Ram skierowaÅ‚ gondolÄ™ w stronÄ™ przeÅ‚Ä™czy. PoszÅ‚o mu to Å‚atwo, bez jakichkolwiek problemów aż do... - A w jaki sposób wjedziemy dalej w dolinÄ™? - spytaÅ‚. - Nie posuniemy siÄ™ dalej! - krzyknÄ…Å‚ Freke. - Z powrotem do J2, prÄ™dko! - Dlaczego? - ZostaliÅ›my odkryci! - warknÄ…Å‚ Freke jak prawdziwy drapieżnik i Ram spostrzegÅ‚ bÅ‚ysk szalonego strachu w oczach obu wilków. Freke dobrze wiedziaÅ‚, co mówi. 9 - Co siÄ™ staÅ‚o? Co oni wysyÅ‚ajÄ…? Co to za żuk gna przez powietrze prÄ™dko niczym wiatr? - Nie wiem, co to jest, ale zniszczymy go. Zgnieciemy w palcach tak, jak zgniata siÄ™ pchÅ‚Ä™. - Tak, tak, wielkie sÅ‚owa, ale potrzeba nam też czynów! - Już siÄ™ o to postaraliÅ›my. PosÅ‚aliÅ›my na dół szary legion. - Dobrze, możemy wiec rozsiąść siÄ™ wygodnie, przymknąć oczy i spokojnie czekać. - To moja wina - przyznaÅ‚ Ram. - Zanadto siÄ™ rozpÄ™dziÅ‚em. BÅ‚yskawicznie zasunÄ…Å‚ dach gondoli, by przynajmniej w ten sposób trochÄ™ siÄ™ ochronić. Gdy jednak spojrzaÅ‚ w niebo, zrozumiaÅ‚, że nie na wiele siÄ™ to zda. W ich stronÄ™ z góry opadaÅ‚o zdumiewajÄ…ce stado. JakieÅ› wielkie upiorne stworzenia, szare, wyposażone w skrzydÅ‚a, które podnosiÅ‚y siÄ™ i opadaÅ‚y wolno, stykajÄ…c siÄ™ z przodu. Napastników mogÅ‚o być piÄ™ciu, może szeÅ›ciu, Ram nie zdążyÅ‚ ich policzyć, caÅ‚Ä… jego uwagÄ™ bowiem pochÅ‚onęła wielka gromada takich samych stworzeÅ„ znajdujÄ…cych siÄ™ jeszcze wyżej. Tamtym gondola mogÅ‚a uciec, lecz nie tym pierwszym. - Co to takiego? - zawoÅ‚aÅ‚ do Gerego, zwiÄ™kszajÄ…c prÄ™dkość gondoli do maksimum i kierujÄ…c jÄ… w stronÄ™ J2. - Nazywa siÄ™ je szarym legionem - odparÅ‚ przerażony wilk. - One nie znajÄ… litoÅ›ci. - To żywe stworzenia czy tylko fantomy? - Å»ywe istoty, które wÅ‚adcy uczynili zÅ‚ymi. Ram zaczÄ…Å‚ szukać swego obezwÅ‚adniajÄ…cego pistoletu, nie byÅ‚o go jednak na swoim miejscu. - WypróbowywaÅ‚em go w J1 - stwierdziÅ‚ w poczuciu winy. - I tam musiaÅ‚em go odÅ‚ożyć, zanim przeszedÅ‚em na pokÅ‚ad J2. WyglÄ…da na to, że to nie jest mój najlepszy dzieÅ„. - Widocznie myÅ›laÅ‚eÅ› o czymÅ› innym - uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ Heike. A wiÄ™c staÅ‚o siÄ™. MyÅ›lenie o Indrze sprawiÅ‚o, że Ram zapomniaÅ‚ o swej odpowiedzialnoÅ›ci za grupÄ™. DoszÅ‚o wiÄ™c do tego, czego tak bardzo siÄ™ obawiaÅ‚. - Czy ty masz taki pistolet, Heike? - Nie, ale mam coÅ› równie skutecznego. Pozwól mi siÄ™ zająć tymi latajÄ…cymi istotami. WyciÄ…gnÄ…Å‚ z kieszeni kawaÅ‚ek liny i poprosiÅ‚ Rama, by otworzyÅ‚ dach tak, by on sam mógÅ‚ wyjść na zewnÄ…trz. Ram, który zaraz rozpoznaÅ‚ linÄ™ elfów, usÅ‚uchaÅ‚, lecz niechÄ™tnie. Wrogów byÅ‚o wielu, a Heike tylko jeden. StraszydÅ‚a nadlatywaÅ‚y prÄ™dko, byÅ‚y już niemal tuż nad nimi. Ram mógÅ‚ zaglÄ…dać im w oczy, a raczej osobliwe Å›lepia, w których widniaÅ‚a żądza mordu i bezwzglÄ™dność. WidziaÅ‚ też coÅ› w rodzaju ostrych jak szydÅ‚o włóczni, które wyÅ‚aniaÅ‚y siÄ™ spod podniesionych skrzydeÅ‚. WyglÄ…daÅ‚o to zaiste przerażajÄ…co. Wilki i Ram patrzyli, jak Heike staje na rufie gondoli, by stawić czoÅ‚o napastnikom nadlatujÄ…cym od tyÅ‚u. Choć peÅ‚nym gazem starali siÄ™ odlecieć od przeciwników, makabryczne skrzydlate upiory byÅ‚y jeszcze szybsze. A może te wielkie szarobiaÅ‚e wÅ‚ochate pÅ‚aszczyzny, które klaskaÅ‚y w powietrzu przy każdym ruchu, wcale nie byÅ‚y skrzydÅ‚ami? Może to rÄ™ce, a raczej Å‚apy? Wielka gromada znajdujÄ…ca siÄ™ wyżej opadaÅ‚a w dół na podobieÅ„stwo olbrzymich pÅ‚atków Å›niegu. Mniejsza grupa skÅ‚adaÅ‚a siÄ™ z siedmiu napastników, teraz Ram widziaÅ‚ to już dokÅ‚adnie. We wÅ›ciekÅ‚ym pÄ™dzie obniżaÅ‚y siÄ™, mocno bijÄ…c skrzydÅ‚ami. Oba wilki skuliÅ‚y siÄ™, niemal oszalaÅ‚e ze strachu, momentami bÅ‚yskaÅ‚y tylko biaÅ‚ka ich oczu. Ram zastanawiaÅ‚ siÄ™, czy Heike zdaje sobie sprawÄ™ z tego, co go czeka. Z tymi zjawami najwyrazniej nie byÅ‚o żartów. Nagle Heike zniknÄ…Å‚. Trójka w gondoli poderwaÅ‚a siÄ™ wystraszona, lecz Ram zaraz pojÄ…Å‚, że Heike przyjÄ…Å‚ postać ducha. Ram usiadÅ‚ sztywny, zdrÄ™twiaÅ‚y ze strachu, nic nie mógÅ‚ teraz zrobić dla Heikego. Dwa potwory byÅ‚y już na dole. Wypięły dolnÄ… cześć ciaÅ‚a i skierowaÅ‚y włócznie, w istocie bÄ™dÄ…ce żądÅ‚ami, ku wilkom. RozlegÅ‚ siÄ™ trzask, gdy żądÅ‚a przebiÅ‚y dach gondoli. Wilki przetoczyÅ‚y siÄ™ na bok i dziÄ™ki temu uniknęły pierwszego ataku. Nikt nie widziaÅ‚, co robi Heike. On jednak nie zachowywaÅ‚ siÄ™ biernie, jednym bÅ‚yskawicznym ruchem okrÄ™ciÅ‚ sznurem elfów wszystkie siedem bestii. MusiaÅ‚ wskoczyć miÄ™dzy nie, poruszać siÄ™ tam i z powrotem, lecz wreszcie udaÅ‚o mu siÄ™ pochwycić drugi koniec sznura. PociÄ…gnÄ…Å‚ go mocno i napiÄ…Å‚. Ram widziaÅ‚, jak siedem potwornych olbrzymich ptaków, zjaw, czy co też to byÅ‚o, nagle tÅ‚oczy siÄ™ jeden przy drugim, aż szary pyÅ‚ z ich skrzydeÅ‚ wiruje w powietrzu. Istoty wydaÅ‚y z siebie przerazliwy krzyk, a Heike znów pojawiÅ‚ siÄ™ na rufie gondoli. Potwory, nie mogÄ…c poruszać skrzydÅ‚ami, zaczęły opadać w dół niczym olbrzymia ciężka gruda, a wielkie stado nad nimi zatrzymaÅ‚o siÄ™, zdumione i wystraszone. DziÄ™ki temu Ram zyskaÅ‚ czas niezbÄ™dny do skierowania gondoli w stronÄ™ J2, którego widzieli już w dole w tej dolinie gnoju , jak nazwaÅ‚ jÄ… Armas. Schwytane bestie stanowiÅ‚y jednak wielkie obciążenie dla gondoli, wiÄ™c Heike zrzuciÅ‚ je na ziemiÄ™. Na jego życzenie sznur elfów siÄ™ rozplataÅ‚ i Heike spokojnie czekaÅ‚, aż skurczy siÄ™ i z powrotem przybierze poprzednie rozmiary zwykÅ‚ego kawaÅ‚ka sznurka. Sznur elfów, jak wiadomo, ma tÄ™ zaletÄ™, że potrafi zrobić siÄ™ akurat tak dÅ‚ugi, jak tego trzeba. Po chwili wahania wielkie stado przystÄ…piÅ‚o jednak do ataku. Ram nie miaÅ‚ żadnej Å‚Ä…cznoÅ›ci z J2, lecz jego przyjaciele Å›ledzili dramatyczny przebieg wydarzeÅ„ i wiedzieli dokÅ‚adnie, co należy robić. Luk pomieszczenia, w którym parkowaÅ‚a gondola, zostaÅ‚ w porÄ™ otwarty, wystarczyÅ‚o wjechać. Gondola zawadziÅ‚a przy tym co prawda o Å›cianÄ™, ale zaraz luk zamknÄ…Å‚ siÄ™ za niÄ…, a uskrzydlone potwory uderzyÅ‚y w pancerz J2 z takÄ… siÅ‚Ä…, że caÅ‚y pojazd siÄ™ zatrzÄ…sÅ‚. Przy pomocy przyjaciół zaÅ‚oga gondoli wydostaÅ‚a siÄ™ z pojazdu. Tich natychmiast przystÄ…piÅ‚ do naprawy dachu, w którym pojawiÅ‚y siÄ™ dwie paskudne dziury. ŻądÅ‚o przebiÅ‚o także jedno z siedzeÅ„. - Cóż za straszliwa broÅ„! - westchnÄ…Å‚ Tich, gdy Ram opowiedziaÅ‚ mu, w jaki sposób powstaÅ‚y uszkodzenia. - Dobrze, żeÅ›cie siÄ™ wykrÄ™ciÅ‚y, wilki, ale dlaczego one rzuciÅ‚y siÄ™ na was, a nie na Rama, który przecież kierowaÅ‚ gondolÄ…? - JesteÅ›my zbiegami - odparÅ‚ Freke. - Możemy okazać siÄ™ bardzo niebezpieczni dla wÅ‚adców Gór Czarnych, jeÅ›li uda siÄ™ nam uciec. - Najwidoczniej już zdążyÅ‚yÅ›cie wzbudzić ich zaniepokojenie - uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ Faron. - Ale teraz sÄ…dzÄ™, że powinniÅ›my siÄ™ bronić. Te stwory sÄ… niebezpieczne dla naszego drogiego J2. PrawdÄ… byÅ‚o to, co powiedziaÅ‚. StraszydÅ‚a rzuciÅ‚y siÄ™ na Juggernauta z wielkÄ… energiÄ… i mogÅ‚y wyrzÄ…dzić prawdziwe szkody. Ich żądÅ‚a wydawaÅ‚y siÄ™ sporzÄ…dzone ze stali, z takÄ… siÅ‚Ä… usiÅ‚owaÅ‚y wbić siÄ™ w J2. Potwory wybieraÅ‚y okreÅ›lone punkty i atakowaÅ‚y je wspólnie. Dolg staÅ‚ przy jednym z okien i patrzyÅ‚ prosto w parÄ™ zÅ‚oÅ›liwych okrÄ…gÅ‚ych oczu. PrzyglÄ…daÅ‚ siÄ™ skrzydÅ‚om monstrualnych owadów, grubym, ozdobionym piÄ™knym szarobrunatnym wzorem. - To sÄ… przÄ…dki! - zawoÅ‚aÅ‚. - ÅšciÅ›lej mówiÄ…c barczatki, nocne motyle o mocnych szczÄ™kach. Te tutaj przypominajÄ… trochÄ™ barczatki sosnówki. - PrzÄ…dki nie majÄ… chyba żądeÅ‚? - zaprotestowaÅ‚ Armas. Freke wyjaÅ›niÅ‚: - W istocie, sÄ… to maÅ‚e ćmy, dorosÅ‚a postać gÄ…sienic, z którymi zetknÄ™liÅ›cie siÄ™ wczeÅ›niej. No cóż, może nie takie maÅ‚e, ich skrzydÅ‚a mogÄ… mieć rozpiÄ™tość kilkunastu centymetrów. Teraz wÅ‚adcy odmienili ich wyglÄ…d i zaopatrzyli w żądÅ‚a, ale te ćmy i tak potrafiÄ… być niebezpieczne. Dolg widziaÅ‚ to, musiaÅ‚ siÄ™ cofnąć, by nie ugodziÅ‚o go żądÅ‚o wycelowane w okno. Tym razem szyba jeszcze wytrzymaÅ‚a, lecz kwestiÄ… czasu pozostawaÅ‚o, kiedy wreszcie zostanie przebita. WidziaÅ‚ także olbrzymie szczÄ™ki, które wgryzaÅ‚y siÄ™ w pokrycie J2, i podobnie jak inni wreszcie zrozumiaÅ‚, że muszÄ… jak najszybciej uciekać przed tÄ… hordÄ… wyroÅ›niÄ™tych owadów. Barczatki sosnówki znane wszak byÅ‚y z wielkich zniszczeÅ„, jakich dokonywaÅ‚y w lasach wszÄ™dzie tam, gdzie siÄ™ zalÄ™gÅ‚y. - Co robimy? - spytaÅ‚ Faron Marca. Marco zorientowaÅ‚ siÄ™, że wszyscy patrzÄ… na niego. BÅ‚agalnie, z nadziejÄ… i wielkim zaufaniem. Ach, nie, nie znów, pomyÅ›laÅ‚, przecież ja nie jestem czarodziejem. Ale może oni wÅ‚aÅ›nie tak mnie widzÄ…? Nie, naprawdÄ™ mam nadziejÄ™, że tak nie jest. A już na pewno nie jestem bogiem, nawet jeÅ›li ktoÅ› tak uważa. Jestem zwyczajnym przyzwoitym czÅ‚owiekiem, który niekiedy bywa także bardzo zmÄ™czony. No cóż, niemal zwyczajnym. RozumiaÅ‚ jednak, że coÅ› zrobić trzeba. I to czym prÄ™dzej. - Taki sam sposób postÄ™powania jak z larwami? - spytaÅ‚ Faron. - Tak zapewne bÄ™dzie najbardziej humanitarnie - kiwnÄ…Å‚ gÅ‚owÄ… Marco. - I wydaje mi siÄ™, że w ten sposób naprawdÄ™ zirytujemy potężnych wÅ‚adców. Dolg! CieÅ„, Mar i Shira, wobec tego ruszamy. - Nie ma z nami Sol - przypomniaÅ‚a Shira. - Ale postaramy siÄ™ zrobić, co w naszej mocy. Podczas gdy skrzydlate potwory na nowo rzuciÅ‚y siÄ™ do ataku na opancerzony kadÅ‚ub J2, piÄ™cioro znajÄ…cych siÄ™ na czarach rozpoczęło swoje zaklÄ™cia. Marco bardzo siÄ™ niepokoiÅ‚. Olbrzymich przÄ…dek byÅ‚o tak wiele, że nigdy nie zdoÅ‚aliby ich pokonać. Straszne byÅ‚y także ich rozmiary, patrzyÅ‚ w owadzie oczy wznoszÄ…ce siÄ™ nad jego gÅ‚owÄ…, choć i on, i stwór stali na tym samym poziomie. WiedziaÅ‚ jednak, że nie wolno mu siÄ™ zachwiać ani zwÄ…tpić. W czasie gdy inni odmawiali zaklÄ™cia, galdry czy czarnoksiÄ™skie formuÅ‚y, Marco skupiÅ‚ caÅ‚Ä… swÄ… wolÄ™ na przenikaniu w Å›wiadomość, jeÅ›li można to tak okreÅ›lić, strasznych owadów. Być może nie należaÅ‚o mówić o owadach, skoro stwory miaÅ‚y dÅ‚ugość blisko dwu metrów, lecz w gruncie rzeczy tym wÅ‚aÅ›nie byÅ‚y. Marco czuÅ‚, że zmaga siÄ™ z naprawdÄ™ potężnymi siÅ‚ami, które kiedyÅ› rzuciÅ‚y urok na te ćmy, lecz siÄ™ nie poddawaÅ‚. WbijaÅ‚ stworzeniom do głów dobroć i zrozumienie, zaklÄ™ciami zmuszaÅ‚, by powróciÅ‚y do swych pierwotnych rozmiarów, staraÅ‚ siÄ™ objąć swym dziaÅ‚aniem caÅ‚Ä… hordÄ™ naraz, niemożliwe bowiem byÅ‚oby zajmowanie siÄ™ każdym potworkiem z osobna. TrwaÅ‚oby to zbyt dÅ‚ugo, pochÅ‚onęło zbyt wiele siÅ‚, a ponadto naraziÅ‚oby ich na atak tych owadów, które akurat nie znajdowaÅ‚yby siÄ™ pod ich wpÅ‚ywem. CzuÅ‚, że dziaÅ‚anie przyjaciół odnosi skutek, do niego jednak należaÅ‚o wykonanie decydujÄ…cego ruchu. Wespół dysponowali naprawdÄ™ wielkÄ… siÅ‚Ä…. Gdy zobaczyÅ‚, że znajdujÄ…ce siÄ™ najbliżej straszydÅ‚a zaczynajÄ… siÄ™ zmniejszać, zadrżaÅ‚ podniecony. Oby tylko zaklÄ™cia podziaÅ‚aÅ‚y na wszystkie ćmy jednoczeÅ›nie. Marco usÅ‚yszaÅ‚ ciche westchnienie Dolga i zaraz zorientowaÅ‚ siÄ™, co byÅ‚o jego powodem. Najpierw, jeszcze wtedy gdy bestie wciąż zachowaÅ‚y swe wyolbrzymione rozmiary, odpadÅ‚y żądÅ‚a, one wszak nie byÅ‚y naturalnymi organami tych owadów. Potem i same przÄ…dki zaczęły siÄ™ kurczyć, w każdym razie te, które miaÅ‚ w zasiÄ™gu wzroku. UsÅ‚yszaÅ‚ szept Rama: - Nie przerywajcie, zmniejszajÄ… siÄ™. Wszystkie. Marco kÄ…tem oka obserwowaÅ‚ Mara i Cienia. CzoÅ‚a im bÅ‚yszczaÅ‚y, wÅ‚osy lepiÅ‚y siÄ™ od morderczego wysiÅ‚ku, jakim byÅ‚o zaklinanie. PozostaÅ‚a część grupy czekaÅ‚a. Wyraznie byÅ‚o widać, że ćmy atakujÄ… coraz mniej zapalczywie. Może nie miaÅ‚y takiej Å›miaÅ‚oÅ›ci, pozbawione żądeÅ‚, lub instynkt im podpowiedziaÅ‚, że przeciwnicy sÄ… teraz od nich wiÄ™ksi. Gdyby owady miaÅ‚y dość rozumu, odfrunęłyby, gdy ich ciaÅ‚a wciąż jeszcze miaÅ‚y dÅ‚ugość jednego metra. One jednak podlegaÅ‚y rozkazom zÅ‚a i zapewne nie mogÅ‚y zaprzestać daremnych prób sforsowania metalowego pancerza za pomocÄ… skrzydeÅ‚ i sÅ‚abych już teraz szczÄ™k. PozostaÅ‚y wiÄ™c przy Juggernaucie, stale siÄ™ kurczÄ…c. Wreszcie osiÄ…gnęły naturalnÄ… wielkość. I tak byÅ‚y stosunkowo duże jak na nocne motyle. - Co z nimi zrobimy? - mruknÄ…Å‚ CieÅ„ do Marca. Książę Czarnych Sal zastanawiaÅ‚ siÄ™ przez chwilÄ™. - Trudno zdecydować. One przebywajÄ… wszak w samym Å›rodku Gór Czarnych, nie na skraju, tak jak larwy. - PotrafiÄ… jednak fruwać. - Owszem, wszystko jednak zależy od tego, na ile mocno tkwiÄ… w szponach zÅ‚a. Spróbujmy wpoić im myÅ›li o dobroci i o ucieczce z tego obszaru w przyjemniejsze okolice. Czy to siÄ™ uda, nie wiemy. Być może zÅ‚o dogoni je po drodze i znów przeobrażą siÄ™ w potwory. CieÅ„ kiwnÄ…Å‚ gÅ‚owÄ… na znak aprobaty. Marco naradzaÅ‚ siÄ™ z Gerem i Frekem. W jakim kierunku powinny udać siÄ™ owady, by uniknąć najwiÄ™kszego zagrożenia? Wilki uznaÅ‚y za wielki zaszczyt, że potężny książę prosi je o radÄ™. PokazywaÅ‚y i wyjaÅ›niaÅ‚y, w jaki sposób oddalić siÄ™ jak najbardziej od góry zÅ‚a, nie bÄ™dÄ…c przy tym dostrzeżonym. Owady powinny przekradać siÄ™ przez doliny wzdÅ‚uż pasma gór, co bÄ™dzie dla nich Å‚atwiejsze teraz, gdy na powrót staÅ‚y siÄ™ takie maÅ‚e. Wszystko to Marco i jego przyjaciele starali siÄ™ przekazać przÄ…dkom. Szary legion gromadÄ… oddaliÅ‚ siÄ™ od J2 w poszukiwaniu schronienia w CiemnoÅ›ci. W ostatniej chwili Marco posÅ‚aÅ‚ jeszcze ćmom nieco może żartobliwÄ…, lecz wynikajÄ…cÄ… z prawdziwej troski myÅ›l: I bÄ…dzcie Å‚agodne dla tamtejszych lasów! Uczestnicy ekspedycji odetchnÄ™li z ulgÄ…. Powietrze zostaÅ‚o oczyszczone. Na ziemi pozostaÅ‚o tylko mnóstwo żądeÅ‚, które z wolna rozpÅ‚ywaÅ‚y siÄ™ w nicość. ByÅ‚y wszak jedynie dzieÅ‚em zÅ‚ych myÅ›li, wytworem czarów. - Co siÄ™ staÅ‚o? - Szary legion uciekÅ‚, na powrót przemieniony w robactwo. - Sprowadzić ich z powrotem! - Na nic siÄ™ to nie przyda. WÅ›ród naszych wrogów jest co najmniej jedna potężna moc. Jego dzieÅ‚a nie da siÄ™ odmienić. - To niemożliwe. Nie istniejÄ… dobre moce obdarzone takÄ… potÄ™gÄ…. Nasza siÅ‚a jest zawsze wiÄ™ksza, pamiÄ™tajcie o tym! - Sam wiÄ™c zajmij siÄ™ sprowadzeniem tych robaków! - Co takiego? Ja? MiaÅ‚bym... PoÅ›lijcie po niezwyciężonego! - Nie wpadaj w histeriÄ™. MielibyÅ›my wykorzystać naszÄ… atutowÄ… kartÄ™ do sprowadzenia marnych ciem, gdy naszymi fundamentami po raz pierwszy wstrzÄ…snęła tak niebezpieczna obca moc? Najbardziej niebezpieczna, z jakÄ… dotychczas mieliÅ›my do czynienia. Strażnicy i Obcy sÄ… niczym w porównaniu z tymi, którzy teraz nadchodzÄ…. WyÅ›lijcie owadożerców w poÅ›cig za szarym legionem i skupcie siÄ™ na prawdziwym wrogu. - Teraz ty wykazujesz siÄ™ gÅ‚upotÄ…. Jakiż sens ma tracenie czasu i siÅ‚ na dalsze unicestwianie tych robaków? Cóż to ma za znaczenie, czy zostanÄ… pożarte czy nie? - ZasÅ‚użyÅ‚y na karÄ™. - Wykorzystaj wszystkie zasoby do zwalczenia intruzów! Za wszelkÄ… cenÄ™ nie mogÄ… siÄ™ spotkać. - Masz racjÄ™, niech ćmy lecÄ… tam, gdzie siÄ™ im podoba, my musimy mieć oko na tych, którzy siÄ™ tu wdarli. Wystawić podwójne straże przy tym okropnym jasnym zródle! - Nie dotrÄ… do niego, za wiele sobie wyobrażajÄ…. - Zastanawiam siÄ™, kim sÄ…, co to za moc. GdybyÅ›my to wiedzieli, mielibyÅ›my nad nimi przewagÄ™. - NiewÄ…tpliwie. Zastanówmy siÄ™. Znamy już tych, którzy trafili do doliny niespeÅ‚nionych życzeÅ„. WÅ›ród nich, o ile dobrze zdoÅ‚aliÅ›my siÄ™ zorientować, byÅ‚a tylko jedna osoba obdarzona takÄ… mocÄ…. Ta kobieta, czarownica. Jej powinniÅ›my na razie unikać, pozostali nie majÄ… znaczenia. - Racja. Ci najbardziej niebezpieczni znajdujÄ… siÄ™ w tym drugim żelaznym pojezdzie. Jak zdoÅ‚amy wyciÄ…gnąć z nich tajemnicÄ™? Kim sÄ… i ile potrafiÄ…? - Może moglibyÅ›my... niechże siÄ™ zastanowiÄ™... A co wy na to, gdybyÅ›my z pojazdu uwiÄ™zionego w dolinie straconych zÅ‚udzeÅ„ pojmali najsÅ‚absze wÅ›ród nich ogniwo? Może wtedy zdoÅ‚alibyÅ›my wydusić jakÄ…Å› odpowiedz? - RozjaÅ›niasz moje życie. A kto wÅ›ród nich jest najsÅ‚abszy? - Wedle mojej oceny jest ich dwoje. Wojownik, który okazaÅ‚ gniew, jak siÄ™ okazaÅ‚o, peÅ‚en nienawiÅ›ci, no i żaÅ‚osna dziewczynka, ta od kota. - Ach, ona, oczywiÅ›cie! Nie wydaje mi siÄ™, że moglibyÅ›my skupić siÄ™ na tym wojowniku z mieczem. Jego wola może uderzać w obie strony, równie dobrze mógÅ‚by siÄ™ nam sprzeciwić, a wtedy nic z niego nie wyciÄ…gniemy. Nie, dziewczyna jest wÅ‚aÅ›ciwÄ… osobÄ…. W strachu zdradzi nam wszelkie informacje, jakie nas interesujÄ…. Ale drugi raz nie nabierze siÄ™ na kota. - To prawda, musimy wymyÅ›lić coÅ› innego. Ile ona ma lat? - Hm, dziesięć, może dwanaÅ›cie. - Tak, na tyle wÅ‚aÅ›nie wyglÄ…daÅ‚a. Wobec tego wyÅ›lemy do niej jakiegoÅ› sympatycznego jedenastoletniego chÅ‚opca, - Åšwietnie siÄ™ to zapowiada. Zaczynamy natychmiast, nie mamy czasu do stracenia. 10 W J1 Kiro zarzÄ…dziÅ‚ odpoczynek. Wszyscy potrzebowali snu. Sam postanowiÅ‚ objąć pierwszÄ… wartÄ™, usiadÅ‚ wiÄ™c w wieżyczce, skÄ…d miaÅ‚ rozlegÅ‚y widok na czarnÄ… dolinÄ™. Być może wÅ‚aÅ›nie dlatego nie zauważyÅ‚, co siÄ™ dzieje tuż przy pojezdzie, z tyÅ‚u, od strony góry, na którÄ… wÅ‚aÅ›ciwie nie zwracaÅ‚ uwagi. Na poczÄ…tku jednak coÅ› dziaÅ‚o siÄ™ tuż przed nim, choć i tego nie zauważyÅ‚. C o Å› zbliżaÅ‚o siÄ™ do J1 ukradkowymi dÅ‚ugimi skokami. Zawsze wtedy, gdy uwaga Kira skierowana byÅ‚a gdzie indziej, coÅ› ciemnego, wyglÄ…dajÄ…cego jak cieÅ„, biegÅ‚o od skaÅ‚y do skaÅ‚y, pokonujÄ…c na raz tylko krótki odcinek, ale wreszcie dotarÅ‚o do potężnej machiny. To, co ukryÅ‚o siÄ™ za rogiem J1, nie byÅ‚o niczym przyjemnym. Ohydna, budzÄ…ca grozÄ™ postać, skulona i Å›wiadoma celu. LiczyÅ‚o siÄ™ dla niej jedno: zdobyć sÅ‚awÄ™ i uznanie, a to wÅ‚aÅ›nie byÅ‚o możliwe przy wypeÅ‚nianiu takiego zadania. Stwór kucnÄ…Å‚ przy gÄ…sienicach, odetchnÄ…Å‚, zebraÅ‚ siÅ‚y na przemianÄ™. Jakaż ohydna ta kupa żelastwa! Wielka, paskudna i niebezpieczna. MÅ‚oda dziewczyna? To pestka. Wiele można osiÄ…gnąć, jeÅ›li wÅ‚aÅ›ciwie rozegra siÄ™ karty. Dodatkowe korzyÅ›ci... PoprawiÅ‚ to, co uniosÅ‚o siÄ™ pod przepaskÄ… na biodrach. Ale po kolei, nie wolno siÄ™ teraz spieszyć. Dziesięć, dwanaÅ›cie lat? Wspaniale. On miaÅ‚ uosabiać jedenastolatka i zmusić tÄ™ dziewczynkÄ™, żeby siÄ™ w nim zakochaÅ‚a. Drobnostka! Ach, doprawdy, czy on nie może zachowywać siÄ™ spokojnie? Ale już sama myÅ›l pociÄ…gaÅ‚a go tak nieodparcie, że zaczÄ…Å‚ siÄ™ Å›linić. To on, to jemu dano tÄ™ szansÄ™, a nie jego kompanom. WÅ‚aÅ›nie jemu. Spróbuje wykonać zadanie jak najlepiej. Nie rzuci siÄ™ od razu na tÄ™ dziewczynÄ™, wstrzyma siÄ™, zaczeka, aż nadejdzie odpowiedni moment. Pózniej. Potem. Kiedy wypeÅ‚ni już zadanie... Gdzie ona może być? Tyle tu maÅ‚ych okienek. W niektórych caÅ‚kiem ciemno, niczego nie widziaÅ‚, przez inne nie mógÅ‚ zajrzeć do Å›rodka. Musi teraz bardzo uważać, nie może siÄ™ spieszyć. Nie wolno mu popeÅ‚nić żadnego bÅ‚Ä™du. W tym czasie Kiro miaÅ‚ wizytÄ™. Do pokoju w wieżyczce na palcach weszÅ‚a Sol. Kiro uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ do niej. - Nie powinnaÅ› spać? - Jedna z zalet bycia czymÅ› poÅ›rednim miÄ™dzy duchem a czÅ‚owiekiem polega na tym, że sama mogÄ™ zdecydować, czy chcÄ™ siÄ™ poÅ‚ożyć spać czy też nie. Duchy nie sypiajÄ…, ludzie natomiast tak. PomyÅ›laÅ‚am sobie, że dotrzymam ci towarzystwa. - Åšwietnie. TrochÄ™ to jednostajne, ciÄ…gle prowadzić rozmowy tylko z samym sobÄ…. StanÄ™li zapatrzeni w martwÄ… dolinÄ™. - Jakaż ona straszna - mruknęła Sol. - A mimo to kryje siÄ™ w niej jakieÅ› tragiczne piÄ™kno. - To prawda. Krajobraz nie prosiÅ‚ o to, by tak wyglÄ…dać. PamiÄ™tasz, że wÅ›ród ostrych skaÅ‚ tu i ówdzie rosÅ‚y kalekie skamieniaÅ‚e drzewa? - Tak, sprawiaÅ‚y wrażenie pokrytych sadzÄ…, osmalonych, jak gdyby spÅ‚onęły. W wiecznej nocy na zewnÄ…trz panowaÅ‚a cisza. ZnikÄ…d od dawna już nie dobiegaÅ‚ żaden krzyk. Od czasu triumfalnego pogardliwego Å›miechu, którego nikt w J1 nie mógÅ‚ pojąć, nie sÅ‚yszano już tajemniczego, przerazliwego zawodzenia z Gór Czarnych. Jak gdyby tamten chór czekaÅ‚ w milczeniu na to, co wkrótce siÄ™ stanie. - Podobno musisz dokonać wyboru - powiedziaÅ‚ Kiro. - Marco postawiÅ‚ ci ultimatum. Gdy powrócimy do domu, powinnaÅ› zdecydować, czy chcesz dalej być duchem czy też czÅ‚owiekiem. Czy wiesz już, co wolisz? - Nie. A ponieważ on jest taki niemÄ…dry, że nie chce mi pozwolić, bym byÅ‚a i jednym, i drugim zarazem, bardzo trudno jest wybrać. A co ty o tym myÅ›lisz? - Ja? - uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™. - No cóż, musisz zdecydować sama. - Chodzi mi o to, jakÄ… Sol byÅ› wolaÅ‚. Kiro dÅ‚ugo przyglÄ…daÅ‚ jej siÄ™ z ukosa. - To jasne, że mieliÅ›my z ciebie wiele pożytku jako ducha, który potrafi w dodatku czarować, lecz osobiÅ›cie... BrzmiaÅ‚o to obiecujÄ…co. - Tak? - zachÄ™cajÄ…co rzuciÅ‚a Sol. Lecz Kiro zaczÄ…Å‚ mówić o czym innym. - Popatrz na tamten szczyt, wyglÄ…da naprawdÄ™, jakby miaÅ‚ rogi. - Tylko nie mieszaj w to wszystko chrzeÅ›cijaÅ„skiego szatana. Odmawiam. Chociaż rzeczywiÅ›cie to wyglÄ…da jak rogi. A poza tym nie próbuj siÄ™ wykrÄ™cić od odpowiedzi na moje pytanie. Kiro nakryÅ‚ dÅ‚oniÄ… rÄ™kÄ™ Sol spoczywajÄ…cÄ… na balustradzie przy oknie. Sol natychmiast cofnęła rÄ™kÄ™. - Nie, nie wolno ci mnie dotykać, bo wtedy lemuryjska siÅ‚a przyciÄ…gania natychmiast zaczyna dziaÅ‚ać, a nie czas na to teraz. - Nie zamierzaÅ‚em próbować w żaden sposób na ciebie oddziaÅ‚ywać - oÅ›wiadczyÅ‚ zdumiony. Sol oddychaÅ‚a gÅ‚Ä™boko. - A wiÄ™c to prawda? To wy decydujecie, czy jakaÅ› nieszczÄ™sna dziewczyna ma ulec waszemu urokowi? Kiro odwróciÅ‚ siÄ™ i nonszalancko podszedÅ‚ do stolika kontrolnego. - OczywiÅ›cie, że tak. - Ale to siÄ™ nie zgadza - oÅ›wiadczyÅ‚a Sol zaczepnie. - Wydaje mi siÄ™ bowiem, że Ram, który tak kocha IndrÄ™, nigdy nie chciaÅ‚by oddziaÅ‚ywać na ElenÄ™, a tak wÅ‚aÅ›nie siÄ™ staÅ‚o raz, kiedy jÄ… objÄ…Å‚. - To zupeÅ‚nie co innego. On po prostu chciaÅ‚ jÄ… pocieszyć. PragnÄ…Å‚ dać Elenie spokój, poczucie bezpieczeÅ„stwa, nic innego. - Ale prawie jÄ… przy tym podnieciÅ‚. Kiro zrezygnowany pokrÄ™ciÅ‚ gÅ‚owÄ…. - W takim razie to oznacza, że ElenÄ™ Å‚atwo podniecić. Sol zastanawiaÅ‚a siÄ™. - No cóż, może masz racjÄ™, w tamtym czasie Elena gotowa byÅ‚a oddać siÄ™ każdemu, kto okazaÅ‚by jej bodaj odrobinÄ™ zainteresowania. Kiro uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™. - Musisz wyrażać siÄ™ tak bezpoÅ›rednio? - Phi, a co w tym zÅ‚ego? Ale Kiro... Z samej tylko czystej ciekawoÅ›ci... Czy nie możesz zrobić tego, co wówczas Ram? Dać mi spokój, poczucie bezpieczeÅ„stwa i pociechÄ™? Bogowie wiedzÄ…, jak bardzo tego potrzebujÄ™. - MyÅ›lisz, że to mÄ…dre? - Nie jestem ElenÄ…. PotrafiÄ™ wyczuć różnicÄ™ miÄ™dzy przyjazniÄ… a erotykÄ…. Pociesz wiÄ™c mnie trochÄ™. Kiro siÄ™ wahaÅ‚. Wreszcie jednak podszedÅ‚ i przyciÄ…gnÄ…Å‚ Sol do siebie, przytulajÄ…c jej gÅ‚owÄ™ do swego ramienia. - Ach, to boskie - westchnęła piÄ™kna czarownica. - Trzymaj mnie tak choćby przez chwilÄ™. Przez caÅ‚Ä… wieczność. Wiesz przecież zresztÄ…, że jako duch jestem częściÄ… wiecznoÅ›ci. Kiro pogÅ‚adziÅ‚ jÄ… po ciemnych wÅ‚osach. - Wiem. Sol z wolna poczuÅ‚a, że w jej ciele zaczyna budzić siÄ™ coÅ› niezwykle silnego, czego wkrótce nie da siÄ™ już opanować. GwaÅ‚townie odsunęła siÄ™ od Strażnika. - Widać mimo wszystko jestem podobna do Eleny - mruknęła, chcÄ…c uciec. Kiro jednak przytrzymaÅ‚ jÄ… za rÄ™kÄ™ i zmusiÅ‚, by odwróciÅ‚a siÄ™ do niego. - Nie - zaprotestowaÅ‚ cicho. - Nie jesteÅ› taka jak Elena. Sol rozzÅ‚oÅ›ciÅ‚a siÄ™. - Chcesz powiedzieć, że rozpaliÅ‚eÅ› mnie celowo? - Nie, Sol, to nie byÅ‚o celowe. Po prostu tak siÄ™ staÅ‚o. Ja sam zareagowaÅ‚em na twojÄ… bliskość. Wcale nie miaÅ‚em takiego zamiaru. Sol rozjaÅ›niÅ‚a siÄ™ blaskiem, który biÅ‚ jakby z jej wnÄ™trza. UÅ›miechaÅ‚a siÄ™ coraz szerzej. - Nie mogÅ‚abym usÅ‚yszeć cudowniejszego komplementu - stwierdziÅ‚a. - W dodatku od Lemuryjczyka, tak doskonale umiejÄ…cego nad sobÄ… panować. Ale teraz najlepiej chyba bÄ™dzie, jak siÄ™ stÄ…d ulotniÄ™. - Mnie też siÄ™ tak wydaje. Bo chyba jeszcze nie dojrzeliÅ›my do tego, prawda? - Nie. Akurat teraz marzÄ™ o tym, żeby przytulić siÄ™ do ciebie w łóżku i napawać siÄ™ twoim spokojem, bezpieczeÅ„stwem i wszystkim innym, o czym nie powinniÅ›my teraz rozmawiać. Ale wierz mi, chodzi mi o miÅ‚ość. Kiro nagle posmutniaÅ‚, jakby doznaÅ‚ zawodu. - Tak, wiem. Sol popatrzyÅ‚a na niego jeszcze przez moment, a potem obróciÅ‚a siÄ™ na piÄ™cie i podreptaÅ‚a w dół po schodach. Kiro przymknÄ…Å‚ oczy. - Jakie Å›liczne maÅ‚e stopki - szepnÄ…Å‚ do siebie. Sassa zasnęła tak samo jak wszyscy inni. Byli zmÄ™czeni, przeżyli kilka strasznych godzin przy spotkaniu ze stworzonymi przez ich wÅ‚asnÄ… gorÄ…cÄ… tÄ™sknotÄ™ zwidami, które o maÅ‚y wÅ‚os nie staÅ‚y siÄ™ przyczynÄ… ich zguby. Do gÅ‚owy Å›piÄ…cej Sassy zaczęły w pewnym momencie przenikać jakieÅ› inne myÅ›li, cudze myÅ›li. Czy to senne marzenie, czy też rzeczywiÅ›cie sÅ‚yszaÅ‚a czyjÅ› gorzki pÅ‚acz? WoÅ‚ania o pomoc kogoÅ›, kto znalazÅ‚ siÄ™ w opresji, rozlegaÅ‚y siÄ™ gdzieÅ› caÅ‚kiem niedaleko... Czyżby jakieÅ› dziecko jej potrzebowaÅ‚o? OtworzyÅ‚a oczy niepewna, czy wciąż jeszcze Å›ni, czy też naprawdÄ™ to usÅ‚yszaÅ‚a. Owszem, ten dzwiÄ™k wciąż do niej dochodziÅ‚. A potem ktoÅ› zapukaÅ‚ w maÅ‚e okienko tuż przy niej. RozejrzaÅ‚a siÄ™ dokoÅ‚a. Wszyscy spali, a Kiro byÅ‚ daleko, w wieżyczce. Jakaż odpowiedzialność na niej spoczęła! A może to ktoÅ› z J2? ZachÄ™cona tÄ… myÅ›lÄ…, czym prÄ™dzej wyjrzaÅ‚a. Ojej! Pod oknem staÅ‚ maÅ‚y chÅ‚opczyk, Å›miertelnie wystraszony, tak przynajmniej wydawaÅ‚o siÄ™ Sassie, którÄ… cechowaÅ‚a pewna skÅ‚onność do przesady. ChÅ‚opiec jednak baÅ‚ siÄ™, ponad wszelkÄ… wÄ…tpliwość. Åšliczne niebieskie oczy bÅ‚agalnie patrzyÅ‚y na SassÄ™, prosiÅ‚y, by otworzyÅ‚a drzwi i wpuÅ›ciÅ‚a go do Å›rodka. Bezustannie zerkaÅ‚ przez ramiÄ™, jak gdyby ktoÅ› go Å›ledziÅ‚. MiaÅ‚ jasne nastroszone wÅ‚osy, wyglÄ…daÅ‚ bardzo Å‚adnie, zupeÅ‚nie nie przypominaÅ‚ straszliwych potworów z Gór Czarnych. ByÅ‚a wiÄ™c pewna, że chÅ‚opiec jest zbiegiem, podobnie jak Gere i Freke. Czy powinna kogoÅ› zbudzić? Nie, gestem daÅ‚ jej do zrozumienia, że trzeba siÄ™ strasznie spieszyć, a poza tym wszystko musi siÄ™ odbyć w zupeÅ‚nej ciszy. Dlaczego nie wolno budzić nikogo innego w pojezdzie, nad tym Sassa nie zdążyÅ‚a siÄ™ zastanowić, czuÅ‚a tylko, jak jej serce przepeÅ‚nia współczucie dla maÅ‚ego, osamotnionego chÅ‚opczyka. WÅ‚adcy Gór Czarnych troszkÄ™ siÄ™ pomylili. Sassa wprawdzie wyglÄ…daÅ‚a na dwanaÅ›cie lat, miaÅ‚a ich jednak piÄ™tnaÅ›cie i dla niej chÅ‚opiec byÅ‚ wrÄ™cz malcem, a nie kimÅ›, w kim mogÅ‚aby siÄ™ zakochać, jak sobie umyÅ›lili. WÅ‚aÅ›ciwie jednak nie robiÅ‚o to wielkiej różnicy, los chÅ‚opca i tak jÄ… zainteresowaÅ‚, rezultat byÅ‚ wiÄ™c taki sam. PostanowiÅ‚a, że mu pomoże. WstaÅ‚a i cicho jak myszka przekradÅ‚a siÄ™ do drzwi. Gdy tylko on wejdzie, zaraz pobiegnie do Kiro i wszystko mu opowie, na razie trzeba zachować tajemnicÄ™. UchyliÅ‚a drzwi, co wcale nie byÅ‚o takie Å‚atwe, z zaÅ‚ożenia wszak trudno siÄ™ otwieraÅ‚y. PrzeÅ›lizgnęła siÄ™ przez szparÄ™. ChÅ‚opiec staÅ‚ po drugiej stronie Juggernauta, musiaÅ‚a wiÄ™c okrążyć machinÄ™, ale... Tyle zdążyÅ‚a pomyÅ›leć. Gdy obeszÅ‚a już wielkie gÄ…sienice J1, na usta opadÅ‚a jej jakaÅ› obrzydliwa dÅ‚oÅ„ i dziewczynka popatrzyÅ‚a prosto w twarz jednego z owych dobrowolnych strasznych niewolników z kÅ‚ami drapieżnika, ostro zakoÅ„czonÄ… brodÄ… i gÅ‚Ä™bokimi oczodoÅ‚ami. Sassa usiÅ‚owaÅ‚a krzyczeć pomimo kneblujÄ…cej jÄ… rÄ™ki, ale zaraz otrzymaÅ‚a potężny cios w gÅ‚owÄ™ i straciÅ‚a przytomność. WczeÅ›niej nie pomyÅ›laÅ‚a, że drzwi J1 zatrzasnęły siÄ™ automatycznie, zostawiajÄ…c jÄ… na zewnÄ…trz. Opuszczanie pojazdu bez klucza byÅ‚o surowo zabronione, lecz umysÅ‚ Sassy okazaÅ‚ siÄ™ kurzym móżdżkiem w momencie przypÅ‚ywu bohaterskiej odwagi i miÅ‚osierdzia. PewnÄ… pociechÄ… byÅ‚o, że zÅ‚y stwór nie zdoÅ‚aÅ‚ wedrzeć siÄ™ do Å›rodka, na co bardzo liczyÅ‚, lecz o tym dziewczynka nie miaÅ‚a pojÄ™cia. J1 i J2 staÅ‚y wiÄ™c każdy w swojej dolinie. Pasażerowie J1 nie wiedzieli nawet, gdzie mogÄ… szukać J2, ci z J2 wprawdzie zlokalizowali J1, nie mieli jednak pojÄ™cia, w jaki sposób zdoÅ‚ajÄ… siÄ™ tam przedostać. Czy przyjaciele wewnÄ…trz żyjÄ…, czy też J1 jest po prostu pustÄ… skorupÄ…? Faron, Marco i Ram postanowili siÄ™ naradzić. Jak można dotrzeć do J1? - ZostaliÅ›my odkryci - oznajmiÅ‚ Ram. - Przez mój pomysÅ‚, aby dotrzeć do J1, nasza obecność przestaÅ‚a być tajemnicÄ…. Nie zdoÅ‚amy już dÅ‚użej ukrywać naszej marszruty. Wierzcie mi, ciężko mi siÄ™ przyznać, że postÄ…piÅ‚em tak niemÄ…drze. - To caÅ‚kiem zrozumiaÅ‚e - krótko stwierdziÅ‚ Faron. - O twoim bÅ‚Ä™dzie zapomnimy. Teraz ważne, by zacząć posuwać siÄ™ dalej. - Czy system telekomunikacyjny wciąż jest gÅ‚uchy? - pytaÅ‚ Marco. - Kompletnie. Wszystko padÅ‚o, również wewnÄ™trzne poÅ‚Ä…czenia tu, na pokÅ‚adzie J2. - Nikt też z nas, ani duchy, ani Dolg, ani ja nie możemy nawiÄ…zać kontaktu telepatycznego. Można by przypuszczać, że teraz, kiedy widzieliÅ›my J1 i wiemy, gdzie on siÄ™ znajduje, duchy mogÅ‚yby siÄ™ tam przenieść, ale nie. Nie pojmujÄ™, co siÄ™ mogÅ‚o stać. Faron odparÅ‚: - SÅ‚uszne sÄ… zapewne nasze przypuszczenia, że oni przebywajÄ… w jakimÅ› innym wymiarze. Ponieważ widzieliÅ›my J1, a mimo to nie możemy do niego dotrzeć, to albo wszyscy na jego pokÅ‚adzie wciąż znajdujÄ… siÄ™ w tym obcym wymiarze, albo też... - Albo też w ogóle nie ma ich na pokÅ‚adzie J1 - dokoÅ„czyÅ‚ Marco. - A gdzie wobec tego sÄ…? Nie oÅ›mielÄ™ siÄ™ nawet zgadywać. Ram siÄ™ nie odzywaÅ‚. MyÅ›laÅ‚ o Indrze, której być może nigdy już nie zobaczy. Nie bÄ™dzie mógÅ‚ jej nawet powiedzieć, że od tej pory mogÄ… być razem, dzielić caÅ‚e życie. PrzygnÄ™biÅ‚o go to do tego stopnia, że poczuÅ‚ siÄ™ chory. Postanowili, że podejmÄ… próbÄ™ dotarcia do J1. Tu, w tym miejscu, i tak nie mogli do niczego siÄ™ przydać. Ram, Heike i wilki odnalezli wszak jedynÄ… możliwÄ… drogÄ™, przez pÅ‚ytkÄ… przeÅ‚Ä™cz wysoko w górach. Trudno, muszÄ… stawić czoÅ‚o atakom. Byli pewni, że istniejÄ… jakieÅ› inne poÅ‚Ä…czenia miÄ™dzy dolinami. Nie potrafili ich jednak odnalezć, nie mieli też czasu ani możliwoÅ›ci, by ich poszukiwać. Teraz przede wszystkim musieli spieszyć na pomoc przyjacioÅ‚om z J1. JeÅ›li oni, rzecz jasna, sÄ… w ogóle na pokÅ‚adzie. Juggernaut rozpoczÄ…Å‚ powolnÄ… wspinaczkÄ™ ku przeÅ‚Ä™czy. O autostradzie oczywiÅ›cie nie mogÅ‚o być mowy, caÅ‚e zbocze góry pokrywaÅ‚y osypane kamienie i gÅ‚azy, które zdobiÅ‚y również dno doliny. Ale J2 zbudowano tak, by radziÅ‚ sobie z różnymi drogami. Gdyby Indra nie wstawiÅ‚a siÄ™ za różami w tamtej dÅ‚ugiej dolinie po drodze w Góry Czarne i gdyby inni nie usÅ‚uchali jej próśb, mogliby teraz unieść siÄ™ nad ziemiÄ… i w ten sposób pokonać sporÄ… część trudnego do przebycia odcinka o kamiennym podÅ‚ożu. Ale używane w takim wypadku silniki byÅ‚y już teraz niemal caÅ‚kiem wyeksploatowane po podróży na poduszkach powietrznych przez DolinÄ™ Róż i Tich baÅ‚ siÄ™ z nich korzystać. MogÅ‚y zresztÄ… przydać siÄ™ jeszcze pózniej, w naprawdÄ™ krytycznej sytuacji. Teraz wiÄ™c podskakiwali, pokonujÄ…c ponad metrowej wysokoÅ›ci kamienne bloki. J2 niemal przy tym jÄ™czaÅ‚, a jego pasażerowie czuli siÄ™, jakby zapadli na morskÄ… chorobÄ™. No cóż, jakoÅ› by im siÄ™ udaÅ‚o, gdyby tylko zostawiono ich w spokoju. Ale mieszkaÅ„cy Gór Czarnych mieli oczywiÅ›cie oko na ich poczynania i starali siÄ™ nie dopuÅ›cić do tego, by obie grupy intruzów siÄ™ poÅ‚Ä…czyÅ‚y. Pierwsza przeszkoda, jakÄ… przyszÅ‚o pokonać J2, okazaÅ‚a siÄ™ stosunkowo Å‚atwa do sforsowania. DrogÄ™ zagrodziÅ‚y pojazdowi wysokie, ostro zakoÅ„czone skaÅ‚y, przypominajÄ…ce pale, na które Vlad Tepez, zwany również DraculÄ…, nabijaÅ‚ swoich wrogów. Ram stwierdziÅ‚, że ostrych jak szydÅ‚o skaÅ‚ nie byÅ‚o w tym miejscu wczeÅ›niej, gdy przelatywali nad tym obszarem gondolÄ…. - A wiÄ™c to omam - uznaÅ‚ Faron. - Na pewno jednak sÄ… twarde. DoÅ›wiadczyliÅ›my już tego w zetkniÄ™ciu ze skalnymi Å›cianami. - Jedno zaklÄ™cie powinno zniweczyć drugie - stwierdziÅ‚ Marco. - Ale doprawdy żaÅ‚ujÄ™, że nie ma z nami Móriego. Cóż to za bystra gÅ‚owa zdecydowaÅ‚a, że Móri powinien zostać w domu? - Rok - przypomniaÅ‚ Ram. - Ale nie mogliÅ›my pozbawić Królestwa ÅšwiatÅ‚a wszystkich, którzy coÅ› potrafiÄ…. - To prawda. Zapewne potrafiÄ™ wyeliminować te ostre skaÅ‚y przed nami. Nie jestem jednak w tej dziedzinie tak doskonaÅ‚y jak Móri. Moja siÅ‚a nie polega na znajomoÅ›ci zaklęć, lepiej radzÄ™ sobie z przenikaniem do duszy czÅ‚owieka czy zwierzÄ™cia, i dziÄ™ki temu zmienianiem go w lepszÄ… istotÄ™. Dolg, który po cichu wszedÅ‚ do pokoju, powiedziaÅ‚ spokojnie: - A dlaczego by nie zaÅ‚ożyć, że również kamienie majÄ… życie? Dobrze wiesz, że wiÄ™kszość rzeczy w przyrodzie jest żywa. Marco uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ do swego najlepszego przyjaciela. - Jak zwykle masz racjÄ™, Dolgu. Co byÅ›my poczÄ™li bez ciebie? - Hm, może na przykÅ‚ad urzÄ…dzili naradÄ™. - Wybacz mi - prÄ™dko poprosiÅ‚ Faron. - To moja wina. Za pózno siÄ™ zorientowaÅ‚em, że ciebie brakuje, Dolgu. Jasne spojrzenie syna czarnoksiężnika sprawiÅ‚o, że potężny Obcy spuÅ›ciÅ‚ gÅ‚owÄ™. GÅ‚upim bÅ‚Ä™dem byÅ‚o niezaproszenie Dolga na naradÄ™. Nikt nie znaÅ‚ wnÄ™trza rzeczy równie dobrze jak on. - A wiÄ™c sÄ…dzisz, że sobie z tym poradzimy, Dolgu? - spytaÅ‚ Marco. - Tak, pomogÄ™ ci. - Doskonale. - Dobrze, że przyszedÅ‚eÅ› - rzuciÅ‚ Ram. Wszyscy chcieli naprawić zaniedbanie. Ostro zakoÅ„czone kamienie powróciÅ‚y wkrótce do swych pierwotnych, bardzo skromnych rozmiarów i J2 znów mógÅ‚ jechać. Nie dotarÅ‚ jednak daleko. Po przebyciu nie bez trudu może kilometra ponownie musieli siÄ™ zatrzymać. I tym razem czujnoÅ›ciÄ… wykazaÅ‚ siÄ™ Dolg. - Zatrzymaj siÄ™, Tichu - poprosiÅ‚. - Nie podoba mi siÄ™ ten pÅ‚aski obszar, który rozciÄ…ga siÄ™ przed nami. Tich zaÅ›miaÅ‚ siÄ™ pod nosem: - A ja wÅ‚aÅ›nie sobie pomyÅ›laÅ‚em, że przyda siÄ™ dla odmiany trochÄ™ jazdy po równym. - Pozwolicie, że wyjdÄ™? Faron i Ram popatrzyli na siebie, to do nich należaÅ‚a decyzja. Tich wÅ‚Ä…czyÅ‚ hamulce i J2 siÄ™ zatrzymaÅ‚. - WolaÅ‚bym, żebyÅ› nie wychodziÅ‚ - stwierdziÅ‚ wreszcie Ram. - Co masz zamiar tam zrobić, Dolgu? - Tylko podnieść z ziemi jeden kamieÅ„. - Czy zdoÅ‚asz chwycić go, nie schodzÄ…c na ziemiÄ™? Dolg stwierdziÅ‚, że powinien dać sobie radÄ™, i wreszcie pozwolono mu wyjść. ZbiegÅ‚ na najniższy schodek i wkrótce wróciÅ‚, trzymajÄ…c w dÅ‚oni kamieÅ„ wielkoÅ›ci pięści. - Pozostali zastanawiajÄ… siÄ™, co siÄ™ dzieje - wyjaÅ›niÅ‚. - PowiedziaÅ‚em, że chodzi o pewien eksperyment. Fakt, że tak wiele osób musiaÅ‚o zamieszkać w J2, przysparzaÅ‚ podróżujÄ…cym nieco kÅ‚opotu, pojazd bowiem nie byÅ‚ przystosowany do zamieszkania, lecz tylko do przechowywania wyposażenia i aparatów. Rozdzielono jednak miejsca tak, jak tylko siÄ™ daÅ‚o. Trudno, niektórzy musieli sypiać na podÅ‚odze. Teraz jednak akurat nie spaÅ‚ nikt i wszyscy byli ciekawi, dlaczego J2 siÄ™ zatrzymaÅ‚. Na górze w wieżyczce Dolg poprosiÅ‚ Ticha, by podjechaÅ‚ jeszcze kawaÅ‚eczek do przodu z zachowaniem jak najwiÄ™kszej ostrożnoÅ›ci. MiaÅ‚ mu dać znać, kiedy powinni stanąć. - No cóż, nie jestem najlepszym miotaczem na Å›wiecie - uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ Dolg z zawstydzeniem. - Czy któryÅ› z was to potrafi? - Do tytuÅ‚u mistrza Å›wiata i mnie daleko - uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ Ram, biorÄ…c kamieÅ„ od Dolga. - Ale rzucić potrafiÄ™. Gdzie mam celować? - W sam Å›rodek tej pÅ‚aszczyzny - wyjaÅ›niÅ‚ syn czarnoksiężnika. - Jak sobie życzysz. Tich rozsunÄ…Å‚ okno na przedzie pojazdu i Strażnik przyjÄ…Å‚ odpowiedniÄ… pozycjÄ™. Elegancki rzut i kamieÅ„ trafiÅ‚ dokÅ‚adnie w to miejsce, które wskazaÅ‚ Dolg. DotknÄ…wszy ziemi kamieÅ„ zapadÅ‚ siÄ™ w gÅ‚Ä…b, a dziura, która przy tym powstaÅ‚a, zaczęła siÄ™ bardzo prÄ™dko rozszerzać, aż wreszcie caÅ‚a równa pÅ‚aszczyzna przeistoczyÅ‚a siÄ™ w krater o nieznanej gÅ‚Ä™bokoÅ›ci. Ci, którzy stali w wieżyczce, wyraznie pobledli. - DziÄ™kujemy, Dolgu - szepnÄ…Å‚ Tich. Ale jak zdoÅ‚ajÄ… objechać przepaść? Cóż, trzeba próbować, J2 byÅ‚ przystosowany nawet do wspinaczki w terenie. - Czy to kolejna iluzja? - spytaÅ‚ Faron. - Nie byÅ‚o tu chyba żadnej gÅ‚Ä™bokiej jamy, gdy tÄ™dy przelatywaÅ‚eÅ›, Ramie. - Nie, ale wydaje mi siÄ™, że nie powinniÅ›my ryzykować, Faronie. Nie ufam już niczemu w Górach Czarnych. - I bardzo sÅ‚usznie - przyznaÅ‚ Marco. - Musimy okrążyć ten krater, wszystko inne byÅ‚oby niepotrzebnym narażaniem życia. Ruszaj, Tich! Madrag obraÅ‚ najprostszÄ… drogÄ™. Trudno powiedzieć, aby taka w ogóle istniaÅ‚a, lecz jeÅ›li trzeba, to trzeba, i wÅ‚Ä…czyÅ‚ wszystkie silniki. Marco zszedÅ‚ na dół i poprosiÅ‚, aby uczestnicy ekspedycji czegoÅ› siÄ™ przytrzymywali, gdyż może być niebezpiecznie. PrzebywajÄ…cy na dole oczywiÅ›cie widzieli przez okno, co siÄ™ dzieje, i wstrzÄ…Å›niÄ™ci usÅ‚uchali ostrzeżenia. Tich przyspieszyÅ‚. J2 niekiedy stawaÅ‚ dÄ™ba jak spÅ‚oszony koÅ„, caÅ‚y siÄ™ przy tym trzÄ™sÄ…c, w pewnej chwili myÅ›leli już, że przechyli siÄ™ w tyÅ‚ i stoczy na dół, lecz zdoÅ‚aÅ‚ siÄ™ jednak na powrót przyczepić do podÅ‚oża i wspiąć o kolejny metr do góry. Zanim zdążyli odetchnąć z ulgÄ…, drogÄ™ zagrodziÅ‚o im przerażajÄ…ce usypisko gÅ‚azów. J2 musiaÅ‚ je pokonać za wszelkÄ… cenÄ™. W izbie chorych Siska przywiÄ…zaÅ‚a Tsi do łóżka i sama mocno siÄ™ w nie wczepiÅ‚a, gdy J2 znów stanÄ…Å‚ dÄ™ba. Na dole w dużym pomieszczeniu podróżnicy leżeli poplÄ…tani ze sobÄ…, kurczowo przytrzymujÄ…c siÄ™ wszystkiego, co tylko mieli w zasiÄ™gu rÄ™ki. Teraz siÄ™ wywrócimy, pomyÅ›leli Armas, CieÅ„, dwa wilki i nie tylko oni. Tich zdoÅ‚aÅ‚ jednak pokonać jakoÅ› potwornÄ… stromiznÄ™ jedynie po to, by za chwilÄ™ J2 przechyliÅ‚ siÄ™ w bok pod takim kÄ…tem, że podniesienie go wydawaÅ‚o siÄ™ niemożliwoÅ›ciÄ…. Co poczniemy, jeÅ›li siÄ™ wywrócimy i nie bÄ™dzie J1, który by nas wyciÄ…gnÄ…Å‚, myÅ›laÅ‚ przerażony. KoncentrowaÅ‚ siÄ™ do ostatecznoÅ›ci, niemal z nadprzyrodzonÄ… siÅ‚Ä…, by utrzymywać w miarÄ™ prosty kurs. No, teraz bÄ™dzie naprawdÄ™ zle, pomyÅ›laÅ‚ po raz kolejny, lecz J2 chÄ™tnie z nim współpracowaÅ‚. Po chwili przechylony mocno w prawo pojazd zdecydowaÅ‚ wreszcie, że wróci do bezpiecznej pozycji na gÄ…sienicach. We wnÄ™trzu Juggernauta rozlegÅ‚o siÄ™ gÅ‚oÅ›ne westchnienie ulgi. Ale wciąż jeszcze nie byÅ‚o koÅ„ca problemom. Trzy godziny zajęło Tichowi dotarcie do w miarÄ™ przejezdnej drogi, i nawet to okreÅ›lenie byÅ‚o przesadÄ…, wciąż bowiem przedzierali siÄ™ przez wielkie kamienie o ostrych krawÄ™dziach. W koÅ„cu niejeden z pasażerów zaczÄ…Å‚ odnosić wrażenie, że wszystkie wewnÄ™trzne organy mu siÄ™ przemieÅ›ciÅ‚y. Wreszcie jednak jazda staÅ‚a siÄ™ Å‚atwiejsza. OkazaÅ‚o siÄ™, że dotarli na szczyt wzgórza. JeÅ›li sÄ…dzili, że dostrzegÄ… stamtÄ…d J1, doznali rozczarowania. Wzgórza, a raczej caÅ‚e ich pasmo, byÅ‚y szerokie. Wszystko to przypominaÅ‚o trochÄ™ chodzenie po górach - kiedy siÄ™ już myÅ›li, że osiÄ…gnęło siÄ™ szczyt, zaraz widać kolejne wzniesienie. Zrozumieli, że przejazd w miejsce, z którego bÄ™dÄ… mogli zajrzeć w nastÄ™pnÄ… dolinÄ™, trochÄ™ potrwa. I rzeczywiÅ›cie zajęło to wiÄ™cej czasu, niż siÄ™ spodziewali. WÅ‚adcy Gór Czarnych bowiem przygotowali dla nich kolejne niespodzianki. - Byle tylko nie sprawili czarami, że J1 znów zniknie - mruknÄ…Å‚ Armas, gdy po raz kolejny musieli stawić czoÅ‚o nowemu wyzwaniu. - To byÅ‚aby tragedia - przyznaÅ‚ Ram. - Bo naprawdÄ™ widzieliÅ›my J1 na dole tego czarnego zbocza. Ale z tym sobie poradzimy, prawda, Marco? Przypatrzyli siÄ™ przeszkodzie i zadrżeli w duchu. Przed nimi staÅ‚a caÅ‚a armia dobrowolnych niewolników, tych straszliwych potworów, z którymi już tyle razy wczeÅ›niej zawierali znajomość. Teraz owi niewolnicy ukazali im siÄ™ bez żadnego przebrania, równie straszni i wstrÄ™tni jak Hannagar i jego kompani. CaÅ‚a armia uzbrojona byÅ‚a w zakrzywione haki, jakby stworzone specjalnie po to, by wybić dziury w Juggernaucie. Inne istoty trzymaÅ‚y w rÄ™kach zapalone pochodnie. Książę usiadÅ‚ wygodniej na stanowisku dowodzenia. - Zobaczymy - powiedziaÅ‚ z namysÅ‚em. - Co na to powiesz, Dolgu? Jego najlepszy przyjaciel obrzuciÅ‚ wzrokiem olbrzymiÄ… gromadÄ™. - Nie wiem, Marco. Wkrótce zabraknie nam Å›rodków, które nie zabijajÄ…. A do niczyjej Å›mierci przecież nie chcemy dopuÅ›cić. - To prawda, pragniemy zachować naszÄ… czystość, szlachetny sposób myÅ›lenia, inaczej prÄ™dko staniemy siÄ™ tacy jak oni, niewolnicy zÅ‚a. I wtedy Tich dodaÅ‚ im otuchy. - J2 ma jeszcze pewne Å›rodki, które możemy wykorzystać - oÅ›wiadczyÅ‚ z uÅ›miechem. 11 Sassa obudziÅ‚a siÄ™ podrzucana na koÅ›cistym barku, który na dodatek obrzydliwie cuchnÄ…Å‚. GÅ‚owa zwieszaÅ‚a jej siÄ™ na czyjeÅ› plecy, pokryte rzadkim i kÅ‚ujÄ…cym niczym Å›wiÅ„ska szczecina wÅ‚osem. Temu, kto jÄ… niósÅ‚, bardzo siÄ™ spieszyÅ‚o. Ciężko dyszÄ…c, biegÅ‚ w górÄ™ po zimnych, kamiennych schodach, od których wionęło pleÅ›niÄ…. Od czasu do czasu dziewczynka Å‚okciem ocieraÅ‚a siÄ™ o szorstkÄ… skalnÄ… Å›cianÄ™ albo zawadzaÅ‚a palcami nóg o stopieÅ„, lecz instynkt, jaki dotychczas nigdy nie daÅ‚ o sobie znać, kazaÅ‚ jej milczeć, nie zdradzać bólu i udawać nieprzytomnÄ…. ByÅ‚o to zupeÅ‚nie niepodobne do wiecznie szlochajÄ…cej Sassy. GÅ‚owa też okropnie jÄ… bolaÅ‚a; od ciosu, który otrzymaÅ‚a, niemal rozsadzaÅ‚o kark. KtoÅ› jeszcze biegÅ‚ obok strasznego stwora, lecz na schodach panowaÅ‚ taki mrok, że nie widziaÅ‚a drugiej istoty wyraznie. Momentami pojawiaÅ‚o siÄ™ jakieÅ› sÅ‚abe Å›wiatÅ‚o, jak gdyby mijali marnÄ… pochodniÄ™. Dziwaczne stworzenia sprawiaÅ‚y jednak wrażenie niezależnych od Å›wiatÅ‚a, zapewne żyÅ‚y w staÅ‚ym mroku i zdoÅ‚aÅ‚y do niego przywyknąć. Druga istota odezwaÅ‚a siÄ™ ochrypÅ‚ym sykiem: - Doskonale sobie poradziÅ‚eÅ›. Dostaniesz wiele punktów za zasÅ‚ugi. - Na to liczyÅ‚em - równie ochryple odparÅ‚ ten, który jÄ… niósÅ‚. - Z tej maÅ‚ej bez trudu wyciÄ…gniemy wszystkie tajemnice. Sassa miaÅ‚a dość rozumu, żeby nie krzyczeć przerazliwie ani też nie próbować siÄ™ uwolnić. PrawdÄ™ powiedziawszy, sparaliżowaÅ‚ jÄ… strach, ale też i ów wÅ‚aÅ›nie dopiero co odkryty instynkt... Instynkt samozachowawczy, chyba tak siÄ™ to nazywa. - Na pewno - przytaknÄ…Å‚ drugi kompanowi. - WyciÄ…gniemy z niej imiona wszystkich tych, którzy znajÄ… siÄ™ na czarach. PomogÄ™ ci, bÄ™dzie prÄ™dzej. Ten, który niósÅ‚ SassÄ™, nabraÅ‚ podejrzeÅ„. - O, nie, nie próbuj podstÄ™pnie zdobyć zaszczytów, na które nie zasÅ‚użyÅ‚eÅ›. Ona jest moja i pamiÄ™taj, to ja siÄ™ z niÄ… zabawiÄ™, kiedy już bÄ™dzie po wszystkim. - Nie bÄ…dz gÅ‚upi, co do tego ostatniego, bÄ™dzie jak chcesz, ale nie masz chyba ochoty stanąć samotnie twarzÄ… w twarz z Nardagusem. - Nie, ty pójdziesz ze mnÄ…. Ale to ja bÄ™dÄ™ przemawiaÅ‚. Ale potem chcÄ™ jÄ… mieć, zanim Nardagus uczyni jÄ… jednÄ… z nas. ChcÄ™ jÄ… mieć takÄ… Å›licznÄ… i nietkniÄ™tÄ… jak teraz. - SkÄ…d wiesz, że jest nietkniÄ™ta? - SprawdziÅ‚em. Sassa walczyÅ‚a z falÄ… mdÅ‚oÅ›ci. Czy on jej dotykaÅ‚? Och, nie, to niemożliwe. PoczuÅ‚a siÄ™ zbrukana, nie mogÅ‚a znieść nawet podobnej myÅ›li. Mimo wszystko nie to byÅ‚o teraz najważniejsze. PrzeÅ›ladowcy chcieli zmusić jÄ…, by wyjawiÅ‚a imiona tych, którzy potrafiÄ… czarować, jej wspaniaÅ‚ych przyjaciół. SÅ‚owa czarowanie nigdy nie lubiÅ‚a. WydawaÅ‚o siÄ™ takie banalne, jak gdyby mowa byÅ‚a o magiku, który stoi na scenie i wyciÄ…ga z kapelusza goÅ‚Ä™bie i króliki. Nie miaÅ‚o to wÅ‚aÅ›ciwie nic wspólnego z niesamowitymi, wrÄ™cz boskimi zdolnoÅ›ciami Dolga czy Marca. Jedno byÅ‚o pewne: te potwory nie wydobÄ™dÄ… z niej ani sÅ‚owa. A już na pewno nie kupiÄ… jej duszy, nie zmieniÄ… jej w budzÄ…ce wstrÄ™t monstrum, jakimi sami byli. Pokaże, że jest silna. Nagle Sassa doznaÅ‚a wstrzÄ…su, patrzÄ…c na siebie z boku. Jak też ona siÄ™ zachowywaÅ‚a do tej pory? PÅ‚akaÅ‚a, narzekaÅ‚a, skarżyÅ‚a siÄ™ i tÄ™skniÅ‚a za domem. Nikomu nie byÅ‚a radoÅ›ciÄ…, sprawiaÅ‚a jedynie kÅ‚opot. Przez caÅ‚y czas myÅ›laÅ‚a tylko o sobie. Teraz natomiast, gdy znalazÅ‚a siÄ™ w prawdziwym niebezpieczeÅ„stwie, zachowywaÅ‚a siÄ™ caÅ‚kiem spokojnie. Może to w wyniku paraliżujÄ…cego strachu, lecz i tak wychodziÅ‚o na jedno. MyÅ›laÅ‚a na zimno, po raz pierwszy podczas caÅ‚ej tej wyprawy. JakoÅ› to bÄ™dzie. Przykro jej byÅ‚o jedynie, że nikt z towarzyszy podróży nie widzi jej teraz, nie jest Å›wiadkiem bohaterskiej odwagi. Ale prawdziwa odwaga nie prosi o widzów, nie dopomina siÄ™ pochwaÅ‚ ani nagrody, dziaÅ‚a w ciszy. Ja także bÄ™dÄ™ tak postÄ™pować, pomyÅ›laÅ‚a dzielnie, ale z przykroÅ›ciÄ… przeÅ‚ykaÅ‚a Å›linÄ™. Wspaniale byÅ‚oby, gdyby ktoÅ› mógÅ‚ jÄ… teraz zobaczyć. Zimna wilgoć panowaÅ‚a na schodach, które momentami mogÅ‚a dostrzec, gdy mijali migoczÄ…ce Å›wiatÅ‚a. WidziaÅ‚a wtedy nierówne zielonkawe stopnie. W miarÄ™ jednak jak siÄ™ posuwali, stopnie byÅ‚y coraz gÅ‚adsze, powietrze czystsze, a dookoÅ‚a robiÅ‚o siÄ™ jaÅ›niej. Ten, który jÄ… taszczyÅ‚, zatrzymaÅ‚ siÄ™. Sassa wyczuÅ‚a w nim pewne wahanie. Nic wprawdzie nie widziaÅ‚a, wiszÄ…c gÅ‚owÄ… w dół, mdliÅ‚o jÄ…, baÅ‚a siÄ™ i byÅ‚a taka nieszczęśliwa, ale miaÅ‚a wrażenie, że widzi z przodu jakieÅ› drzwi. I rzeczywiÅ›cie, zastukali w nie, a po podaniu hasÅ‚a, które staraÅ‚a siÄ™ zapamiÄ™tać, zostali wpuszczeni do Å›rodka. Wokół niej staÅ‚o siÄ™ teraz jaÅ›niej, jakby pomieszczenie rozÅ›wietlaÅ‚ blask ognia, nie latarki ani lampki. Stwór po prostu puÅ›ciÅ‚ jÄ… teraz, upadÅ‚a na twardÄ… kamiennÄ… podÅ‚ogÄ™, ale na szczęście zdoÅ‚aÅ‚a siÄ™ jakoÅ› podeprzeć rÄ™kami. Wreszcie mogÅ‚a patrzeć przed siebie, a nie na paskudny podskakujÄ…cy zadek. Przy drewnianym stole siedziaÅ‚o kilka osób. ProszÄ™, proszÄ™, a wiÄ™c w Górach Czarnych istnieje także drewno, nie wszystko jest z kamienia. No, tak, ciężkie drzwi również byÅ‚y drewniane. O ile dobrze zdoÅ‚aÅ‚a siÄ™ zorientować, przyszli tu mniej ważnÄ…, tylnÄ… drogÄ…, bo po przeciwlegÅ‚ej stronie dostrzegÅ‚a znacznie okazalsze wejÅ›cie. UsiÅ‚owaÅ‚a wstać, lecz brutalnie zmuszono jÄ… do uklÄ™kniÄ™cia, a żelazny uÅ›cisk przygiÄ…Å‚ jej gÅ‚owÄ™ do podÅ‚ogi. KtoÅ› podniósÅ‚ rÄ™kÄ™. - Chcemy jÄ… zobaczyć. UÅ›cisk zelżaÅ‚. Znów mogÅ‚a siÄ™ wyprostować. ByÅ‚o ich troje, jedna kobieta i dwaj mężczyzni. Kobieta, niespotykanie pociÄ…gajÄ…ca w jakiÅ› niebezpieczny, żarÅ‚oczny sposób, wydawaÅ‚a siÄ™ zarazem dziwnie odpychajÄ…ca. PrzypatrywaÅ‚a siÄ™ Sassie z arogancjÄ… i pogardÄ…. - Nie jest szczególnie Å‚adna - prychnęła. - Cóż to za intruzi oÅ›mielili siÄ™ wtargnąć do naszego królestwa? Sassa zawstydzona spuÅ›ciÅ‚a wzrok, byÅ‚a bowiem bardzo wrażliwa, gdy chodziÅ‚o o wyglÄ…d, już od czasu, gdy oszpeciÅ‚y jÄ… oparzenia, przez co matka nie chciaÅ‚a jej znać. ZdążyÅ‚a jednak przyjrzeć siÄ™ kobiecie. WiedziaÅ‚a, że ma do czynienia z nadzwyczaj urodziwÄ… istotÄ…, lecz poprzez cudownÄ… skórÄ™ za oszaÅ‚amiajÄ…co piÄ™knymi rysami Sassa dostrzegaÅ‚a co innego: potwornÄ… obrzydliwość, takÄ… samÄ… jak u dobrowolnych niewolników. MiaÅ‚a wrażenie, że widzi dwie osoby jednoczeÅ›nie, jak na podwójnie naÅ›wietlonej fotografii. WywoÅ‚aÅ‚o to w niej prawdziwy szok, zmusiÅ‚a siÄ™, by popatrzeć na mężczyznÄ™ siedzÄ…cego obok. I tym razem wrażenie byÅ‚o identyczne. WspaniaÅ‚y strój i elegancka postawa nie zdoÅ‚aÅ‚y ukryć budzÄ…cego grozÄ™ widoku skrywajÄ…cego siÄ™ w jego wnÄ™trzu. Ale byÅ‚o w nim coÅ› jeszcze...? Trzecia osoba przy stole to z pewnoÅ›ciÄ… Nardagus. Wyraznie daÅ‚o siÄ™ dostrzec, że jest przywódcÄ…. ÅšwiadczyÅ‚ o tym nie tylko piÄ™kny strój, lecz caÅ‚a jego postać i bijÄ…cy od niej autorytet. W jego przypadku nie byÅ‚o owego zdumiewajÄ…cego podwójnego obrazu, ale też i nie byÅ‚ on potrzebny. Nardagus wywodziÅ‚ siÄ™ z ludzkiego rodu i tak też wyglÄ…daÅ‚, choć niewiele miaÅ‚ w sobie czÅ‚owieczeÅ„stwa, dotyczyÅ‚o to przede wszystkim psychiki. Jego oblicze wyrażaÅ‚o niezwykÅ‚e zÅ‚o. WÅ‚osy miaÅ‚ biaÅ‚e jak Å›nieg, brwi natomiast ciemne. Tak samo ciemna byÅ‚a zadbana broda, oczy zaÅ› niemal czarne, a spojrzenie kompletnie pozbawione uczuć. Jego szaty uszyte zostaÅ‚y z materii przetykanej zÅ‚otymi nitkami. W ogóle caÅ‚e pomieszczenie, szczególnie po jednorodnej jaÅ‚owoÅ›ci królujÄ…cej wszÄ™dzie w Górach Czarnych, zaskakiwaÅ‚o sporÄ… iloÅ›ciÄ… zÅ‚otych ozdób. Sassa podejrzewaÅ‚a, że to jedna z komnat w czymÅ› w rodzaju paÅ‚acu, do którego ona dostaÅ‚a siÄ™ tylnym wejÅ›ciem. Komnata wÅ‚aÅ›ciwie byÅ‚a straszna, tym straszniejsza, im dÅ‚użej dziewczynka siÄ™ jej przypatrywaÅ‚a. Na ciężkich, eleganckich meblach widniaÅ‚y gÅ‚Ä™bokie naciÄ™cia i zadrapania, powstaÅ‚e jakby od uderzeÅ„ miecza lub topora, Å›ciany i sufit poplamione byÅ‚y krwiÄ…, a w ciemnym kÄ…cie Sassa dostrzegÅ‚a coÅ›, co mogÅ‚o być narzÄ™dziami tortur. Ostatkiem woli zdoÅ‚aÅ‚a zapanować nad narastajÄ…cym w niej lÄ™kiem. Mężczyzna, który musiaÅ‚ być Nardagusem, podszedÅ‚ do niej, wsunÄ…Å‚ jej lodowaty palec pod brodÄ™ i w ten sposób zmusiÅ‚, by wstaÅ‚a. Dziewczynka nie potrafiÅ‚a oprzeć siÄ™ jego rozkazowi. yle siÄ™ to zapowiada, pomyÅ›laÅ‚a. JeÅ›li nie potrafiÄ™ mu siÄ™ sprzeciwić, bÄ™dzie ze mnÄ… krucho. Jakież on ma straszne oczy! WpatrywaÅ‚y siÄ™ w niÄ…, a Sassa miaÅ‚a wrażenie, że spoglÄ…da prosto w gÅ‚Ä…b zielonego pÅ‚omiennego piekÅ‚a. Czy istnieje w ogóle coÅ› takiego? BrzmiaÅ‚o to wrÄ™cz barokowo, lecz tak wÅ‚aÅ›nie czuÅ‚a. Przebywanie w Górach Czarnych wyraznie wywarÅ‚o wpÅ‚yw na Nardagusa. Sassa zastanawiaÅ‚a siÄ™, czy piÅ‚ on ze zródÅ‚a ciemnej wody. Nie, raczej nie, lecz na pewno przebywaÅ‚ w jego pobliżu. Pewne natomiast, że zajmowaÅ‚ tu wysokÄ… pozycjÄ™. Być może byÅ‚ najwyższym wasalem potężnych wÅ‚adców, tych, którzy naprawdÄ™ pili u zródÅ‚a. - Kimże ty jesteÅ›? - spytaÅ‚. W tym momencie Sassa uczyniÅ‚a pierwszy inteligentny ruch szachowy podczas caÅ‚ej podróży. - Nie rozumiem - oÅ›wiadczyÅ‚a po norwesku. Nardagus zmarszczyÅ‚ czoÅ‚o. - Jakimż to jÄ™zykiem ona mówi? Kto w naszym królestwie może go znać? Pozostali wzruszyli ramionami. Co mam robić, zastanawiaÅ‚a siÄ™ Sassa wzburzona, czy spróbować usunąć maleÅ„kie, prawie niewidzialne aparaciki z ramienia? Aatwiej mi wtedy bÄ™dzie opierać siÄ™ atakom nieprzyjaciół. Bo gdy siÄ™ czegoÅ› nie rozumie, no to siÄ™ nie rozumie, i nie można nikogo zmusić do odpowiedzi. Ale z drugiej strony, zatrzymujÄ…c aparaciki, mogÄ™ odnieść pewne korzyÅ›ci. Ci obrzydliwcy nie wiedzÄ…, że rozumiem, co mówiÄ…, i dziÄ™ki temu być może uda mi siÄ™ zdobyć niezwykle cenne informacje. Nie miaÅ‚a czasu dÅ‚użej siÄ™ nad tym zastanawiać i dokonać jakiegoÅ› wyboru, bo zwiÄ…zano jej rÄ™ce na plecach. PostanowiÅ‚a jednak, że tak dÅ‚ugo jak siÄ™ da, bÄ™dzie udawać, że nic nie pojmuje. CaÅ‚a trzÄ™sÅ‚a siÄ™ ze strachu i miaÅ‚a tylko gorÄ…cÄ… nadziejÄ™, ze nie przyjdzie im do gÅ‚owy jÄ… torturować, bo tego, tak przynajmniej sÄ…dziÅ‚a, nie wytrzyma. Ach, czy nikt nie może mi pomóc? myÅ›laÅ‚a zrozpaczona. BÅ‚agam was, pospieszcie mi na ratunek, to siÄ™ nie może dobrze skoÅ„czyć! Potworny Nardagus zasiadÅ‚ w swoim krzeÅ›le i zamyÅ›lony odchyliÅ‚ siÄ™ w tyÅ‚. PrzyglÄ…daÅ‚ jej siÄ™ badawczo. - JeÅ›li my nie rozumiemy jej mowy, a ona naszej, jest dla nas bezwartoÅ›ciowa - stwierdziÅ‚ niewyraznie. - Można jÄ… jedynie... Tak, tak - zwróciÅ‚ siÄ™ do stwora, który przyniósÅ‚ SassÄ™, a teraz gwaÅ‚townie wymachiwaÅ‚ rÄ™kami. - Dostaniesz swoje wynagrodzenie, ale marny połów przyniosÅ‚eÅ›. Musimy znalezć kogoÅ›, kto zrozumie jej jÄ™zyk. Albo... spróbujemy po angielsku. To jÄ™zyk, który na ziemi znajÄ… prawie wszyscy. PowiedziaÅ‚ do niej kilka słów po angielsku. Sassa udaÅ‚a gÅ‚upiÄ… i przekonujÄ…co pokrÄ™ciÅ‚a gÅ‚owÄ…. Nardagus przeszedÅ‚ wiÄ™c na francuski, potem na niemiecki, rosyjski, hiszpaÅ„ski. PowiedziaÅ‚ też parÄ™ wyrazów, które brzmiaÅ‚y jak chiÅ„ski, a wszystko to bez jakiejkolwiek reakcji ze strony Sassy. PopatrzyÅ‚a z boku na drugiego z mężczyzn i spoglÄ…dajÄ…c pod tym kÄ…tem, odkryÅ‚a coÅ› makabrycznego. CoÅ›, w co trudno byÅ‚o uwierzyć. Mężczyzna sprawiaÅ‚ wrażenie, że siÄ™ żarzy, wprost Å›wieci. MaÅ‚o brakowaÅ‚o, a rozdziawiÅ‚aby buziÄ™ ze zdziwienia, opanowaÅ‚a siÄ™ jednak i nic po sobie nie pokazaÅ‚a. ZrozumiaÅ‚a teraz, skÄ…d bierze siÄ™ ciepÅ‚o i Å›wiatÅ‚o w pomieszczeniu. PochodziÅ‚o od niego! To niepojÄ™te! Gdzie bywaÅ‚ ten czÅ‚owiek, że zdobyÅ‚ takie wÅ‚aÅ›ciwoÅ›ci? Kim byÅ‚? Zwyczajnym niewolnikiem, którego górska arystokracja używaÅ‚a jako kominka? Czy też zostaÅ‚ w jakiÅ› sposób wywyższony? Do tej pory nie odezwaÅ‚ siÄ™ ani sÅ‚owem, choć nosiÅ‚ równie eleganckie szaty jak kobieta. Któż to taki? Nagle Sassa drgnęła. - Mam wrażenie, że ona wszystko rozumie - odezwaÅ‚a siÄ™ niespodziewanie ostrym gÅ‚osem kobieta - Ona nas rozumie, poznajÄ™ to po jej oczach. - Jak to możliwe, by znaÅ‚a nasz jÄ™zyk? Kobieta popatrzyÅ‚a chytrze. - Nie wiem. Spróbuj jeszcze raz odezwać siÄ™ po angielsku, mam wrażenie, że wtedy coÅ› jej zaÅ›wieciÅ‚o. Bzdury, pomyÅ›laÅ‚a Sassa. RozumiaÅ‚am was przez caÅ‚y czas, ale mówcie dalej, ja i tak wszystko wytrzymam. WstrÄ™tny Nardagus podszedÅ‚ bliżej. - A wiÄ™c rozumiesz po angielsku. No, gadaj wiÄ™c, kto jest najpotężniejszym czarnoksiężnikiem wÅ›ród was? SkÄ…d pochodzi? Sassa tylko patrzyÅ‚a na nich niemÄ…drze. ByÅ‚a przekonana, że doskonale sobie radzi. - No cóż. - Nardagus odwróciÅ‚ siÄ™ do niej plecami. - Wobec tego bÄ™dziemy zmuszeni uciec siÄ™ do zupeÅ‚nie innych metod. Nigdy nie znajdÄ… tu nikogo, kto mówiÅ‚by po norwesku, pomyÅ›laÅ‚a triumfujÄ…co dziewczynka. Å»aden Norweg nie ma w sobie tyle zÅ‚a, by wpaść w szpony Gór Czarnych. Lecz oni wcale nie zamierzali szukać geniusza znajÄ…cego wiele jÄ™zyków. Przynajmniej na razie. Gdy Sassa pojęła, jaki jest ich plan, krzyknęła gÅ‚oÅ›no z przerażenia i rozpaczy. SpodziewaÅ‚a siÄ™, że tortury polegać bÄ™dÄ… na miażdżeniu kciuków, chÅ‚ostaniu i podobnych próbach. I na to wewnÄ™trznie siÄ™ już przygotowaÅ‚a. Gdy spostrzegÅ‚a, co przynieÅ›li, osunęła siÄ™ na kolana i wybuchnęła peÅ‚nym goryczy pÅ‚aczem. WiedziaÅ‚a już, że jest stracona. Jedynie zdradzajÄ…c tożsamość przyjaciół zdoÅ‚a nie dopuÅ›cić do tak straszliwego okrucieÅ„stwa. 12 W J1 Chor zmieniÅ‚ Kira, który natychmiast, gdy tylko poÅ‚ożyÅ‚ siÄ™ na łóżku, zapadÅ‚ w sen. Wszyscy inni także spali. W czarnej skalistej dolinie panowaÅ‚ spokój. Ale wysoko na wzgórzu zaÅ‚oga J2 z caÅ‚ych siÅ‚ staraÅ‚a siÄ™ dotrzeć do przyjaciół. Tich obserwowaÅ‚ armiÄ™ niewolników. Stali uzbrojeni po zÄ™by, zdecydowani na wszystko. Oczy jarzyÅ‚y im siÄ™ czerwonawym blaskiem, co prawdopodobnie wynikaÅ‚o z ich zdolnoÅ›ci do widzenia w ciemnoÅ›ci. WyglÄ…daÅ‚o to niczym morze maleÅ„kich, rozżarzonych punkcików w wiecznym półmroku Gór Czarnych. - Co zamierzasz zrobić, Tich? - spytaÅ‚ Ram bezdzwiÄ™cznie. - W y d a j e mi siÄ™, że moglibyÅ›my wykorzystać jeden z naszych specjalnych wynalazków - odparÅ‚ Madrag z pewnym zadowoleniem i radosnym wyczekiwaniem w gÅ‚osie. - Czy nie za blisko do nich podjeżdżasz? - wtrÄ…ciÅ‚ siÄ™ Dolg. - MuszÄ… siÄ™ znalezć tuż-tuż, niech nawet próbujÄ… zdobyć Juggernauta. Trzymajcie siÄ™ teraz mocno! Na dole, w dużym pomieszczeniu J2, wszyscy patrzyli na nieprzeliczonÄ… gromadÄ™ potworów, która z piekielnym wrzaskiem rzuciÅ‚a siÄ™ na pojazd. Tich przesunÄ…Å‚ jakÄ…Å› dzwigniÄ™. Okrzyk bojowy przemieniÅ‚ siÄ™ w wycie strachu i grozy. Z Juggernauta wystrzeliÅ‚y dÅ‚ugie ostre kolce, przypominaÅ‚ teraz jeża, przygotowanego do obrony. Bestie stoczyÅ‚y siÄ™ na dół, próbowaÅ‚y uciekać przed kolcami, które niejednego zdoÅ‚aÅ‚y już zranić. Marco przygryzÅ‚ wargÄ™. Nie bardzo mu siÄ™ to podobaÅ‚o, ale gdy obszedÅ‚ caÅ‚Ä… wieżyczkÄ™ dookoÅ‚a i wyjrzaÅ‚ kolejno przez wszystkie okna, stwierdziÅ‚, że nikt chyba nie zginÄ…Å‚. OszalaÅ‚y krzyk byÅ‚ jedynie Å›wiadectwem charakteru straszydeÅ‚. StawaÅ‚y siÄ™ dzielne tylko wtedy, gdy miaÅ‚y przewagÄ™, kiedy zaÅ› napotykaÅ‚y opór, wyÅ‚y ze strachu. J2 mógÅ‚ jechać dalej, bo oszoÅ‚omieni niewolnicy zÅ‚a użalali siÄ™ nad swymi ranami, uciekali albo też wygrażali z wÅ›ciekÅ‚oÅ›ciÄ… bojowemu wozowi. Nieliczni wciąż czepiali siÄ™ gÄ…sienic, prÄ™dko jednak zrozumieli, jak niemÄ…drze bÄ™dzie pozwolić, by gÄ…sienice wykonaÅ‚y peÅ‚en obrót. Uchwycenie siÄ™ kolców byÅ‚o niemożliwe, nie daÅ‚o siÄ™ ich zÅ‚apać ani na nich zawiesić. Do powÅ‚oki Juggernauta potwory także nie mogÅ‚y siÄ™ przedostać, na to kolce tkwiÅ‚y zbyt gÄ™sto. Mimo to niektórzy napastnicy nie rezygnowali. A wówczas Tich uruchomiÅ‚ kolejny przycisk i przez kolce popÅ‚ynÄ…Å‚ prÄ…d. Wtedy horda siÄ™ poddaÅ‚a. BroÅ„ potworów okazaÅ‚a siÄ™ bezużyteczna, pochodnie ciskane na Juggernauta nie wyrzÄ…dzaÅ‚y żadnej szkody. Armia rozbita na grupki rozpierzchÅ‚a siÄ™ po wyżynie, kierujÄ…c siÄ™ do swych bezpiecznych jam, żeby tam w spokoju lizać rany. Uczestnicy ekspedycji obserwowali, jak niewolnicy zÅ‚a znikajÄ… w grotach. Wreszcie caÅ‚a okolica opustoszaÅ‚a. - A wiÄ™c mamy już to za sobÄ… - westchnÄ…Å‚ Faron. - DziÄ™kujemy, Tichu, doskonale sobie z tym poradziÅ‚eÅ›. Doprawdy, to siÄ™ mogÅ‚o zle skoÅ„czyć. Choć z drugiej strony... my jesteÅ›my dobrzy, nie zapominaj o tym. - Wiem, wiem - burknÄ…Å‚ Tich. - RozważaÅ‚em wszystkie za i przeciw, a w koÅ„cu doszedÅ‚em do wniosku, że to bardzo nieszkodliwa obrona. Przykro mi tylko, jeÅ›li kogoÅ› zraniÅ‚em. - Nie wyglÄ…daÅ‚o to wcale groznie - uspokoiÅ‚ go Dolg. - To tylko powierzchowne zranienia. Najgorsze byÅ‚y te wrzaski strachu. Wiele haÅ‚asu o nic. Marco siÄ™ nie odzywaÅ‚. MiaÅ‚ Å›wiadomość, że, obrazowo mówiÄ…c, na lakierowanej powierzchni pojawiÅ‚y siÄ™ rysy. A do tego przecież nie powinni dopuÅ›cić, zwÅ‚aszcza tutaj, w królestwie samego zÅ‚a. Mimo to doskonale zdawaÅ‚ sobie sprawÄ™, że Tich nie mógÅ‚ postÄ…pić inaczej. J2 znów zaczÄ…Å‚ toczyć siÄ™ naprzód w Å›limaczym tempie, a Marco i Dolg wkrótce musieli skupić siÄ™ na czym innym. W pomieszczeniu kontrolnym zjawiÅ‚ siÄ™ Armas. - Marco, Dolg! Siska prosi, żebyÅ›cie natychmiast do niej przyszli. Nie zwlekajÄ…c i nie baczÄ…c na nic, zbiegli na dół do maleÅ„kiej izby chorych. PowitaÅ‚a ich Siska, oczy jej bÅ‚yszczaÅ‚y. - Powieki mu drgnęły, chyba próbowaÅ‚ coÅ› powiedzieć! Wydaje mi siÄ™, że mu siÄ™ polepsza! Marco na wszelki wypadek nie wspomniaÅ‚ o tym, że niekiedy stan chorych poprawia siÄ™ przelotnie tuż przed nadejÅ›ciem Å›mierci. Zamiast tego razem z Dolgiem zajÄ…Å‚ siÄ™ badaniem Tsi-Tsunggi. FascynujÄ…cy elf ziemi wciąż leżaÅ‚ nieruchomo, barwa jego skóry ciÄ…gle miaÅ‚a w sobie niemal ludzkÄ… bladość, jaka pojawiÅ‚a siÄ™ na niej w ostatnich dniach. Normalnie przecież skóra Tsi-Tsunggi poÅ‚yskiwaÅ‚a brunatnozielono, przywodzÄ…c na myÅ›l las w jesiennej szacie. Oczy miaÅ‚ zamkniÄ™te, a zmysÅ‚owe, nieco dziecinne usta - półotwarte. Oddechu nie dawaÅ‚o siÄ™ wyczuć. A jednak... - NastÄ…piÅ‚a chyba pewna zmiana - stwierdziÅ‚ Marco. - Nie potrafiÄ™ tylko okreÅ›lić, na czym ona polega. - PróbowaÅ‚ coÅ› powiedzieć, jestem o tym przekonana - upieraÅ‚a siÄ™ Siska. Pod oczami miaÅ‚a siÅ„ce, bo kolejnÄ… z rzÄ™du dobÄ™ spÄ™dziÅ‚a na peÅ‚nym lÄ™ku czuwaniu. Dolg pochyliÅ‚ siÄ™ nad mÅ‚odzieÅ„cem pochodzÄ…cym ze zÅ‚ocistozielonych lasów. - Tsi, Tsi-Tsunggo, sÅ‚yszysz mnie? UjÄ…Å‚ bezwÅ‚adnÄ… dÅ‚oÅ„ leżącÄ… na kocu. - JeÅ›li mnie sÅ‚yszysz, daj mi jakiÅ› znak. WyczujÄ™ najdrobniejszy ruch. Czekali. - Tsi, sÅ‚yszysz mnie? - cicho powtórzyÅ‚ Dolg. I znów oczekiwanie. Wreszcie Dolg podniósÅ‚ gÅ‚owÄ™ i popatrzyÅ‚ na przyjaciół zaskoczony. - WyczuÅ‚em coÅ›, lekkie napiÄ™cie mięśnia. Delikatne drżenie palca wskazujÄ…cego. - Cudownie - westchnÄ…Å‚ Marco z ulgÄ…. - Tsi, co chcesz nam powiedzieć? Poczekaj, zrobimy tak: zastanów siÄ™, co chcesz nam przekazać, postaraj siÄ™ wyrazić to w możliwie niewielu sÅ‚owach. Dolg przytrzyma ciÄ™ za rÄ™kÄ™, a ja bÄ™dÄ™ mówiÅ‚ alfabet... Chyba go znasz? - rzuciÅ‚ ostrzejszym tonem. - Tak, Siska kiwa gÅ‚owÄ…. Ach, szkoda, że nie ma z nami Joriego, on jest najlepszym przyjacielem Tsi i wie o nim najwiÄ™cej. Zauważyli, że Siska już chciaÅ‚a zaprotestować, powiedzieć, że to ona jest najbliższÄ… przyjaciółkÄ… elfa, zaraz jednak najwidoczniej przypomniaÅ‚a sobie, że jej przyjazÅ„ z Tsi- TsunggÄ… jest o wiele Å›wieższa i trwa znacznie krócej niż Joriego. MilczaÅ‚a wiÄ™c zawstydzona. Dolg spytaÅ‚: - Tsi, wiem, że wiele od ciebie żądamy, ale czy starczy ci siÅ‚? WybraÅ‚eÅ› już najważniejsze sÅ‚owa? Wobec tego zaczynamy! Popatrzyli po sobie. Czy Tsi bÄ™dzie w stanie uÅ‚ożyć sÅ‚owa z liter? ZwÅ‚aszcza w tak zÅ‚ym stanie jak teraz? Rozpoczęła siÄ™ mozolna praca. Marco wymieniaÅ‚ kolejne litery, pomijaÅ‚ te mniej istotne, jak na przykÅ‚ad q . Po każdej robiÅ‚ chwilÄ™ przerwy. Niestety, okazaÅ‚o siÄ™, że pierwsza litera wybrana przez Tsi znajduje siÄ™ pod koniec alfabetu. Zdążyli wiÄ™c przeżyć wiele momentów zwÄ…tpienia i wÅ‚aÅ›ciwie bliscy już byli rezygnacji, gdy wreszcie reakcja nastÄ…piÅ‚a. SÄ…dzili nawet, że Tsi nie ma siÅ‚ lub nie umie odpowiedzieć, a gwaÅ‚towne przechyÅ‚y J2 tylko jeszcze pogarszaÅ‚y caÅ‚Ä… sprawÄ™. Dolg nie miaÅ‚ pewnoÅ›ci, czy przypadkiem czegoÅ› nie przeoczyÅ‚. Ale wreszcie dowiedzieli siÄ™, że pierwszÄ… literÄ… powinno być s . Nie byÅ‚o żadnych wÄ…tpliwoÅ›ci. Marco postanowiÅ‚ zaryzykować odgadywanie. - Siska? I znów reakcja. - Okej - ucieszyÅ‚ siÄ™ Marco. - Spróbujemy dalej, t ? DÅ‚oÅ„ Dolga wychwyciÅ‚a drganie palca elfa. Marco znów próbowaÅ‚ odgadywać. - Tsi-Tsungga? Å»adnej reakcji. Marco dokoÅ„czyÅ‚ wiÄ™c alfabet i od poczÄ…tku zaczÄ…Å‚ od a . Palec Tsi-Tsunggi znów drgnÄ…Å‚. - Mamy wiÄ™c: Siska, ta... - stwierdziÅ‚ Dolg. - Mów dalej, Marco. Potem poszÅ‚o już Å‚atwiej, jeÅ›li w ogóle można użyć tego sÅ‚owa do opisania tak mozolnego procesu. W każdym razie po pewnym czasie mieli już gotowe sÅ‚owa: Siska, tak ci dziÄ™kujÄ™, sÅ‚yszaÅ‚em, też kocham . - Oto caÅ‚a wiadomość - podsumowaÅ‚ Marco. - DziÄ™kujesz Sisce za pomoc, sÅ‚yszaÅ‚eÅ›, jak mówiÅ‚a, że ciÄ™ kocha, i ty także jÄ… kochasz? Tsi sprawiaÅ‚ wrażenie spokojnego. Dobrze go zrozumieli. - CieszÄ™ siÄ™, że mnie sÅ‚yszaÅ‚ - cichutko powiedziaÅ‚a Siska. - Czy to już wszystko? - pytaÅ‚ Marco Tsi-TsunggÄ™. Palec zadrżaÅ‚ mocniej. - Nie, najwidoczniej to jeszcze nie koniec - uznaÅ‚ Dolg. Popatrzyli na siebie z pewnÄ… rezygnacjÄ…. WyglÄ…daÅ‚o na to, że porozumiewanie siÄ™ potrwa dość dÅ‚ugo. Dolg zdecydowanie nabraÅ‚ powietrza w pÅ‚uca. - Musimy jakoÅ› to przyspieszyć. PowinniÅ›my być teraz na stanowisku dowodzenia. Marco, co ty o tym myÅ›lisz? Czy nie wydaje ci siÄ™, że warto poddać Tsi dziaÅ‚aniu szafiru? - Owszem - odparÅ‚ Marco z namysÅ‚em. - Tsi wydaje siÄ™ oczyszczony z wiÄ™kszoÅ›ci zÅ‚a, jakie na niego dziaÅ‚aÅ‚o. Jego miÅ‚ość, a przede wszystkim silne uczucie Siski, musiaÅ‚o zneutralizować truciznÄ™ róż. Siska bliska byÅ‚a pÅ‚aczu, tak wielkÄ… ulgÄ™ poczuÅ‚a, gdy Dolg oÅ›mieliÅ‚ siÄ™ wreszcie przynieść cudowny niebieski kamieÅ„ i poÅ‚ożyć go na nagiej klatce piersiowej Tsi-Tsunggi. MaleÅ„kie pomieszczenie zalÅ›niÅ‚o bÅ‚Ä™kitem w wielu odcieniach i wreszcie leÅ›ny chÅ‚opiec zdoÅ‚aÅ‚ drżąco odetchnąć. - Ach, dziÄ™ki - szepnęła. MiaÅ‚a ochotÄ™ rzucić siÄ™ Dolgowi na szyjÄ™, lecz takich rzeczy przecież siÄ™ nie robi. Dolg pozwoliÅ‚, by szafir jeszcze przez chwilÄ™ dziaÅ‚aÅ‚ na Tsi, a potem delikatnie podniósÅ‚ kulÄ™. WyjaÅ›niÅ‚, że trucizna przeniknęła tak gÅ‚Ä™boko, że uszkodziÅ‚a narzÄ…dy oddechowe Tsi-Tsunggi, trudno wiÄ™c spodziewać siÄ™ caÅ‚kowitej poprawy, sÄ…dziÅ‚ jednak, iż kamieÅ„ wzmocniÅ‚ znacznie odporność leÅ›nego elfa. - OczywiÅ›cie - usÅ‚yszeli cichy szept i wreszcie mogli popatrzyć w zmÄ™czone oczy Tsi. - Tak bardzo wam dziÄ™kujÄ™. - Tsi, witaj z powrotem - uradowaÅ‚ siÄ™ Marco. - Co jeszcze chciaÅ‚eÅ› nam powiedzieć? - Zajrzyjcie do mojej kieszeni. - Co on ma w kieszeni, Sisko? - Tu, przy pasku, proszÄ™. Siska wyciÄ…gnęła z kieszeni Tsi nieduży skórzany woreczek. - O to ci chodziÅ‚o? Tsi, co w nim masz? Elfowi mówienie przychodziÅ‚o z wielkim trudem. ByÅ‚ tak straszliwie zmÄ™czony, że znów musiaÅ‚ zamknąć oczy. - Proszek elfów. - Do czego on sÅ‚uży? - Nie wiem, nigdy go nie wypróbowaÅ‚em. DostaÅ‚em go kiedyÅ› w nagrodÄ™ za ocalenie komuÅ› życia. - Proszek elfów? - zdziwiÅ‚ siÄ™ Dolg. - Czy mogÄ™ go zobaczyć? DostaÅ‚ do rÄ™ki skórzany woreczek i rozwiÄ…zaÅ‚ sznurek. PowÄ…chaÅ‚ zawartość. - Ależ, Tsi! - rzekÅ‚ zdumiony. - I ty to nosiÅ‚eÅ› przy sobie? Nie majÄ…c pojÄ™cia, co to takiego? - Poznajesz to? - zdziwiÅ‚ siÄ™ Marco. - Czy poznajÄ™? To najpotężniejszy proszek elfów! Wystarczy poÅ‚ożyć odrobinÄ™ na jÄ™zyku, a można na pewien czas zniknąć. Albo też przywoÅ‚ać do siebie kogo siÄ™ tylko chce. To może ocalić komuÅ› życie, Tsi. Odłóżcie teraz ten woreczek. Tsi, w przyszÅ‚oÅ›ci musisz bardzo na to uważać, bo może nam siÄ™ naprawdÄ™ przydać. Siska uÅ›miechnęła siÄ™ szeroko. - To znaczy, że nie tylko duchy mogÄ… znikać? - WÅ‚aÅ›nie tak. A teraz, Sisko, połóż siÄ™ przy Tsi i wyÅ›pij wreszcie. Ile godzin spaÅ‚aÅ› przez ostatnie doby? Siska uÅ›miechnęła siÄ™ zażenowana. - Nie za wiele. Tsi, mogÄ™? Jego sÅ‚aby uÅ›miech powiedziaÅ‚ jej wszystko. Siska zsunęła wiÄ™c buty z nóg i poÅ‚ożyÅ‚a siÄ™ przy nim. Mężczyzni wyszli z pokoju, nie bali siÄ™, że odbÄ™dzie siÄ™ tu orgia miÅ‚osna, na to kochankowie byli zbyt wycieÅ„czeni. Podróż przez wzgórza trwaÅ‚a. Dość dÅ‚ugi czas nie musieli niepokoić siÄ™ niczym poza, Å‚agodnie mówiÄ…c, nierównym podÅ‚ożem. CaÅ‚y górski masyw wydawaÅ‚ siÄ™ pokryty niedużymi ostrymi blokami skalnymi, a wiÄ™kszość chyba uparÅ‚a siÄ™, by zagradzać drogÄ™ J2. Gdy wreszcie stwierdzili, że da siÄ™ zauważyć pewne nachylenie prowadzÄ…ce do nastÄ™pnej doliny, a na horyzoncie pojawiÅ‚y siÄ™ szczyty kolejnego Å‚aÅ„cucha gór, zli wÅ‚adcy rzucili im kolejne wyzwanie, które ani trochÄ™ siÄ™ im nie spodobaÅ‚o, doÅ›wiadczyli go bowiem już wczeÅ›niej. Ziemista mgÅ‚a. Widzieli, jak nadciÄ…ga ukradkiem nad równinÄ™ od szczytu, który zdaniem wilków byÅ‚ siedzibÄ… wÅ‚adców. KierowaÅ‚a siÄ™ w stronÄ™ J2. - Niedobrze - westchnÄ…Å‚ Faron. - WÅ‚aÅ›nie taka mgÅ‚a rozdzieliÅ‚a nas z J1. - Racja - przyznaÅ‚ zaniepokojony Ram. - Ciekawe, czy i teraz rzuci siÄ™ na tamtego Juggernauta. ZlokalizowaliÅ›my wszak ten pojazd, jeÅ›li wiÄ™c on znów zniknie. - Tym razem chyba raczej my znikniemy - stwierdziÅ‚ Faron z ponurÄ… minÄ…. - MgÅ‚a nadciÄ…ga wprost na nas. - Nie mamy szans, by siÄ™ jej wymknąć. Tich już rozglÄ…daÅ‚ siÄ™ za jakÄ…Å› innÄ… drogÄ…, lecz inna możliwość poruszania siÄ™ naprzód nie istnieje. Na ÅšwiÄ™te SÅ‚oÅ„ce, co my poczniemy? Po raz pierwszy nie wiadomo od jak dawna zobaczyli, że Dolga ogarnia gniew. - Nie wolno na to pozwolić. JeÅ›li ta mgÅ‚a do nas dotrze, może to oznaczać prawdziwÄ… katastrofÄ™, nie wiadomo, gdzie siÄ™ wówczas znajdziemy. Teraz albo nigdy. Marco, podejmujÄ™ tÄ™ walkÄ™. Patrzyli na niego zdumieni, nic nie rozumiejÄ…c. Dolg jednak sprawiaÅ‚ wrażenie czÅ‚owieka, który wie, co mówi, i jest zdecydowany na wszystko. - Jedz naprzód, Tichu, jesteÅ›my teraz na wÅ‚aÅ›ciwej drodze, prowadzÄ…cej wprost do nastÄ™pnej doliny. Nie pozwól, by cokolwiek ciÄ™ zatrzymaÅ‚o, ja zajmÄ™ siÄ™ tÄ… mgÅ‚Ä…. Otwórz przednie okno. Tich usÅ‚uchaÅ‚, nie wyglÄ…daÅ‚ jednak na zadowolonego. PrzenikniÄ™cie mgÅ‚y do wnÄ™trza Juggernauta nie mogÅ‚o skoÅ„czyć siÄ™ dobrze. - ZgaÅ› wszystkie Å›wiatÅ‚a - nakazaÅ‚ Dolg. - A wy cofnijcie siÄ™. Zrobili tak, jak sobie życzyÅ‚. Dolg stanÄ…Å‚ przy otwartym oknie i czekaÅ‚, patrzÄ…c, jak ciemny pas gÄ™stej mgÅ‚y zbliża siÄ™ niczym wysuniÄ™ta, poszukujÄ…ca czegoÅ› rÄ™ka. MgÅ‚a wiÅ‚a siÄ™ tam i z powrotem po wyżynie, przekradaÅ‚a wzdÅ‚uż zbocza, jakby zdecydowana, że musi odnalezć wrogów. Intruzów. Ram drżąco wciÄ…gnÄ…Å‚ oddech, gdy pierwsze macki mgÅ‚y dosiÄ™gÅ‚y gÄ…sienic Juggernauta. Nie pozwól, by zanadto siÄ™ zbliżyÅ‚a, Dolgu, prosiÅ‚ w myÅ›li. MgÅ‚a otoczyÅ‚a J2 i wzniosÅ‚a siÄ™ w górÄ™ przed nimi. Wszyscy w wieżyczce i na dole w pojezdzie odruchowo cofnÄ™li siÄ™ jeszcze bardziej. Wszyscy oprócz Ticha, który nie odchodziÅ‚ ze stanowiska dowodzenia. I Dolga, który zdecydowanym ruchem uniósÅ‚ w górÄ™ farangil i gÅ‚oÅ›no wydaÅ‚ rozkaz czerwonemu kamieniowi. On oszalaÅ‚, pomyÅ›laÅ‚ Marco, nie wolno wykorzystywać kamieni do zwalczania tego zÅ‚a, ono je zniszczy! Farangil nigdy nie odzyska swej dawnej przejrzystoÅ›ci! Dolg jednak dokonaÅ‚ już wyboru, a to on byÅ‚ wÅ‚adcÄ… kamieni. Farangil zapÅ‚onÄ…Å‚, krwistoczerwony snop Å›wiatÅ‚a przedarÅ‚ siÄ™ przez mgÅ‚Ä™, która caÅ‚kiem już oblepiÅ‚a pojazd. Czerwone promienie byÅ‚y teraz dla Juggernauta niczym gwiazda przewodnia, wskazujÄ…ca drogÄ™ naprzód, a tam gdzie padaÅ‚y, rozlegaÅ‚ siÄ™ syk, jakby mgÅ‚a byÅ‚a żywÄ… istotÄ…. Ciemne chmury zwijaÅ‚y siÄ™ z niechÄ™ciÄ… i znikaÅ‚y. Mieli teraz otwartÄ… drogÄ™, lecz Dolgowi to nie wystarczaÅ‚o. SkierowaÅ‚ jeszcze promienie farangila na boki, nie oszczÄ™dzaÅ‚ żadnego kÅ‚Ä™bka mgÅ‚y, kazaÅ‚ caÅ‚ej rozwiać siÄ™ w nicość. Nie ustÄ…piÅ‚, dopóki ostatnie jej resztki nie zniknęły. Potem opuÅ›ciÅ‚ rÄ™ce trzymajÄ…ce kamieÅ„. - Zamknij okno, Tichu - powiedziaÅ‚ spokojnie. - Mamy przed sobÄ… wolnÄ… drogÄ™. Popatrzyli przed siebie w dół, w dolinÄ™. I tam, na czarnym, spalonym zboczu, przez lornetkÄ™ mogli wreszcie dostrzec zagubionego towarzysza: J1. DziÄ™ki wam, dobre moce, pomyÅ›laÅ‚ Ram, on wciąż tam stoi. TrochÄ™ niewyrazny, zamglony, lekko drżący niczym fatamorgana, lecz to oczywiÅ›cie tylko przez te opary w dolinie, przez wibrujÄ…ce powietrze. Ale Indra tam jest, a w tej chwili tylko to ma jakiekolwiek znaczenie. 13 Na dole w ciemnej dolinie Chor obudziÅ‚ wszystkich pasażerów J1. Zaspani, zataczajÄ…c siÄ™, powychodzili z łóżek z uczuciem, że mogliby spać jeszcze przez wiele godzin. Szczególnie Kiro, który ledwie zdążyÅ‚ siÄ™ zdrzemnąć. Madrag jednak chciaÅ‚, by wszyscy zgromadzili siÄ™ na górze przy stanowisku dowodzenia w wieżyczce. - Co siÄ™ staÅ‚o, Chor? - spytaÅ‚ Jori. - Popatrzcie tam! Na górÄ™, na szczyt wzgórza! Wyjrzeli w półmrok przez wielkie okno na przedzie. Na tle odrobinÄ™ jaÅ›niejszego nieba rysowaÅ‚o siÄ™ coÅ› przypominajÄ…cego wÄ™drujÄ…cy blok skalny. - To J2! - uradowaÅ‚a siÄ™ Sol. - To J2 jedzie tutaj do nas! - Tak, ale spójrzcie, co zmierza w stronÄ™ naszych przyjaciół. - To ta przeklÄ™ta mgÅ‚a - mruknÄ…Å‚ Oko Nocy. - Och, nie, nie chcemy jej tu znów! - Nieprzyjemnie siÄ™ zapowiada - stwierdziÅ‚ Chor. - Zauważyli, mam nadziejÄ™, że nadciÄ…ga. - Na to wyglÄ…da - pocieszyÅ‚ go Kiro. - Zobaczcie, zatrzymujÄ… siÄ™. Jori rozejrzaÅ‚ siÄ™ dokoÅ‚a. - A gdzie Sassa? - spytaÅ‚. Popatrzyli na siebie. - Nie obudziÅ‚eÅ› jej, Chorze? - zdziwiÅ‚a siÄ™ Indra. - WoÅ‚aÅ‚em jÄ… po imieniu - odparÅ‚ Madrag zmieszany. - Ale mi nie odpowiedziaÅ‚a. - Idz po niÄ…, Jori, przyprowadz tutaj! Ten leniuch pewnie znów zasnÄ…Å‚. Jori wyszedÅ‚, ale bardzo prÄ™dko wróciÅ‚. - Nie znalazÅ‚em jej w łóżku, nie byÅ‚o jej też pod prysznicem. Rozpoczęło siÄ™ gorÄ…czkowe poszukiwanie. DosÅ‚ownie przeczesano caÅ‚ego J1, na jakiÅ› czas dramat rozgrywajÄ…cy siÄ™ na wzgórzu straciÅ‚ widzów. Ale Sassy nigdzie nie byÅ‚o. - Jak ona może być tak gÅ‚upia... - zaczęła Sol gwaÅ‚townie. DokoÅ„czyÅ‚a jednak spokojniej: - Nie, ona nigdy nie wyszÅ‚aby stÄ…d dobrowolnie, przecież wszystkiego siÄ™ tak boi. - Niczego nie sÅ‚yszaÅ‚em - martwiÅ‚ siÄ™ Kiro. - Ja też nie, a przecież trzymaÅ‚em wartÄ™ - dodaÅ‚ Chor. - Ale drzwi otwierajÄ… siÄ™ tak cicho, a nie przypatrywaÅ‚em siÄ™ czerwonej lampce, która Å›wieci, gdy siÄ™ je otwiera. - CoÅ› musiaÅ‚o jÄ… stÄ…d wywabić - stwierdziÅ‚ Yorimoto. - Oszukać. Ta dziewczynka nie wyruszyÅ‚aby samotnie na poszukiwanie przygód. - Na Boga - mruknÄ…Å‚ Jori, któremu aż pobielaÅ‚y wargi. - Co my teraz zrobimy? Kiro postanowiÅ‚ dziaÅ‚ać. - Oko Nocy, Yorimoto, Jori, wyjdzcie zbadać najbliższÄ… okolicÄ™, lecz nie oddalajcie siÄ™ zanadto, nie możemy stracić nikogo wiÄ™cej. Indrze serce Å›cisnęło siÄ™ w piersi. Nikogo wiÄ™cej? To tak, jakby Sassa już... Sol przerwaÅ‚a jej smutne rozważania. - A co zrobimy z J2? Czy nie powinniÅ›my ruszyć im z pomocÄ…? - Owszem - zgodziÅ‚ siÄ™ Kiro. - Ale na razie nie możemy opuszczać tego miejsca, musimy tu być na wypadek, gdyby Sassa wróciÅ‚a. - A jeÅ›li i nas otoczy mgÅ‚a? JeÅ›li powróci tu i znów wyprowadzi nas na manowce? - PotrafiÄ™ temu zapobiec - zdecydowanie oÅ›wiadczyÅ‚ Chor i pociÄ…gnÄ…Å‚ za jakieÅ› dzwignie. Natychmiast solidne, ostro zakoÅ„czone pale ze stali wbiÅ‚y siÄ™ w ziemiÄ™, w ten sposób kotwiczÄ…c Juggernauta. - Niech siÄ™ strzeże ten, kto oÅ›mieli siÄ™ go przemieÅ›cić! Oko Nocy, Jori i Yorimoto już wyszli na poszukiwanie Sassy. SÅ‚ychać byÅ‚o, jak siÄ™ nawoÅ‚ujÄ…. Sol chciaÅ‚a siÄ™ do nich przyÅ‚Ä…czyć jako duch, któremu Å‚atwiej siÄ™ poruszać, lecz Kiro jÄ… zatrzymaÅ‚. Czarownica, wzruszona jego troskliwoÅ›ciÄ…, zostaÅ‚a we wnÄ™trzu pojazdu Obserwowali dramat rozgrywajÄ…cy siÄ™ na wzgórzu i widzieli, jak krwistoczerwone bÅ‚yski zmusiÅ‚y mgÅ‚Ä™ do odwrotu, a potem zdÅ‚awiÅ‚y. - To farangil - cierpko powiedziaÅ‚a Indra. - Doskonale wywiÄ…zuje siÄ™ z zadania, jak widzÄ™. Ale Dolg nie powinien go używać. - Prawdopodobnie nie mieli innego wyjÅ›cia - orzekÅ‚ Kiro. Pewnie tak, również oni musieli to zrozumieć. Trzej mężczyzni wrócili do pojazdu. Nigdzie nie natknÄ™li siÄ™ na żaden Å›lad Sassy, lecz Oko Nocy wytropiÅ‚ co innego: Obrzydliwe, cuchnÄ…ce Å›lady nieznanej istoty, która krÄ™ciÅ‚a siÄ™ wokół Juggernauta. Kolejne Å›lady wskazywaÅ‚y na to, że owa istota oddaliÅ‚a siÄ™ skokami, i to ze sporym ciężarem. ByÅ‚o wiÄ™c tak, jak przypuszczaÅ‚ Yorimoto. Sassa zostaÅ‚a wywabiona z Juggernauta i uprowadzona. - Jak zdoÅ‚amy powiedzieć o tym Marcowi? - cicho spytaÅ‚ Oko Nocy. Dobrowolnie zgÅ‚osiÅ‚ siÄ™ do wytropienia tego, kto uprowadziÅ‚ dziewczynkÄ™. PodziÄ™kowali mu, Oko Nocy bowiem to wÅ‚aÅ›ciwa osoba do tropienia Å›ladów, lecz jednoczeÅ›nie obudziÅ‚o siÄ™ w nich wiele wÄ…tpliwoÅ›ci. Indianin byÅ‚ wszak wybranym, tym, który miaÅ‚ udać siÄ™ do zródÅ‚a jasnej wody. Co bÄ™dzie, jeÅ›li on również zniknie? - Czy nie powinniÅ›my zaczekać na pozostaÅ‚ych? - zaniepokoiÅ‚ siÄ™ Chor. Wyjrzeli przez okno. Przez moment nie mogli dostrzec J2, bo grzbiet wzgórza zasÅ‚aniaÅ‚ widok, przypuszczali jednak, że upÅ‚ynie trochÄ™ czasu, zanim drugi Juggernaut do nich dotrze. JeÅ›li w ogóle to siÄ™ stanie, wyglÄ…daÅ‚o na to, że wróg przygotowaÅ‚ kolejne zasadzki. - Nie mogÄ™ czekać zbyt dÅ‚ugo - oÅ›wiadczyÅ‚ Oko Nocy, niecierpliwie przestÄ™pujÄ…c z nogi na nogÄ™. - Åšlady wystygnÄ…. - PójdÄ™ z tobÄ… - postanowiÅ‚a Sol. - Nie! - spontanicznie zaprotestowaÅ‚ Kiro, a Sol, dziÄ™kujÄ…c mu za to, odruchowo pogÅ‚askaÅ‚a go po rÄ™ce. - Owszem - powiedziaÅ‚a stanowczo. - Przyda mu siÄ™ ktoÅ›, kto zna parÄ™ czarodziejskich sztuczek. Inni także uważali, że to dobry pomysÅ‚, Kiro musiaÅ‚ wiÄ™c ustÄ…pić. Ale na zadowolonego nie wyglÄ…daÅ‚. JakiÅ› ty sÅ‚odki, pomyÅ›laÅ‚a Sol, wychodzÄ…c z pokoju. Można by siÄ™ w tobie prawie zakochać. Ale nie należy siÄ™ zakochiwać tylko dlatego, że ktoÅ› siÄ™ zaczyna tobÄ… interesować. Trzeba kierować siÄ™ wÅ‚asnymi uczuciami, a nie uczuciami tej drugiej strony. Gdy jednak wyszÅ‚a za Okiem Nocy w pogrążonÄ… w mroku dolinÄ™, wciąż miaÅ‚a przed oczami zatroskanÄ… twarz Kira. MusiaÅ‚a przyznać, że gdyby siÄ™ zdecydowaÅ‚a na niego, nie byÅ‚by to wcale niemÄ…dry wybór. A wszystkie te rozterki wynikaÅ‚y stÄ…d, że Sol z Ludzi Lodu tak dotkliwie siÄ™ sparzyÅ‚a w swoim ziemskim życiu. CaÅ‚Ä… zimÄ™ mieszkaÅ‚a z mÅ‚odym Klausem, lecz wcale nie dlatego, że go kochaÅ‚a. On jÄ… wrÄ™cz ubóstwiaÅ‚, a jej żal siÄ™ zrobiÅ‚o sympatycznego, nieszczęśliwego parobka, który okazaÅ‚ siÄ™ zresztÄ… doskonaÅ‚ym towarzyszem łóżkowych zabaw. WydawaÅ‚o jej siÄ™, że zakochaÅ‚a siÄ™ w przystojnym szlachcicu, lecz po gorÄ…cej miÅ‚osnej nocy odkryÅ‚a, kim byÅ‚: czÅ‚owiekiem, który zniszczyÅ‚ niemal caÅ‚y ród Ludzi Lodu. PrzybiÅ‚a go widÅ‚ami do Å›ciany szopy, ogarniÄ™ta szalonym gniewem, jakiego nigdy przedtem nie czuÅ‚a. Z Jacobem Skille tylko siÄ™ bawiÅ‚a, o żadnych uczuciach z jej strony nie mogÅ‚o być mowy. A jeszcze gorsza byÅ‚a krótka noc spÄ™dzona z katem, bo wtedy odcięła siÄ™ od wszelkich uczuć. Nie, Sol doprawdy niewiele wiedziaÅ‚a o miÅ‚oÅ›ci i dlatego teraz postanowiÅ‚a zachowywać ostrożność. MusiaÅ‚a mieć caÅ‚kowitÄ… pewność, że wszystko jest takie jak być powinno, i chciaÅ‚a naprawdÄ™ siÄ™ zaangażować w zwiÄ…zek z czÅ‚owiekiem, którego wybierze. JeÅ›li w ogóle kiedyÅ› kogoÅ› takiego znajdzie. RzuciÅ‚a jakÄ…Å› żartobliwÄ… uwagÄ™, rozeÅ›miaÅ‚a siÄ™ beztrosko i wraz z Okiem Nocy zniknęła w gÅ‚Ä™bszym mroku w dolinie. Ram wyglÄ…daÅ‚ przez okno J2. WypatrywaÅ‚ Juggernauta, w którym przebywaÅ‚a Indra. Znajdowali siÄ™ teraz na dnie wielkiej doliny i kierowali siÄ™ w stronÄ™ czarnego zbocza. Od pewnego już czasu pozwolono im jechać w spokoju, na drodze nie wyrastaÅ‚y żadne nowe przeszkody. Dlaczego tak jest, zastanawiaÅ‚ siÄ™, czyżby wróg tak Å‚atwo siÄ™ poddawaÅ‚? Nie mógÅ‚ w to uwierzyć i dlatego wÅ‚aÅ›nie bardzo siÄ™ niepokoiÅ‚. Tak blisko przyjaciół - i Indry, chyba z tego powodu ogarnÄ…Å‚ go strach. Teraz wszystko toczyÅ‚o siÄ™ zbyt gÅ‚adko. Okrążyli wielkie wzgórze i zobaczyli J1! O wiele bliżej, niż siÄ™ tego spodziewali. StaÅ‚ jednak tak, jak widzieli go z góry, jak gdyby w niewidzialnym paÅ›mie mgÅ‚y, sprawiajÄ…cej, że przypominaÅ‚ drgajÄ…cÄ… fatamorganÄ™. W sÅ‚oneczne, lecz mgliste dni zdarza siÄ™ niekiedy, że wysepki czy Å‚odzie zdajÄ… siÄ™ drgać w powietrzu uniesione nieco nad powierzchniÄ™ morza. Różnica polegaÅ‚a tylko na tym, że tu nie byÅ‚o przecież sÅ‚oÅ„ca, jedynie czarne cienie w ciemnej szaroÅ›ci. Ale J1 tam byÅ‚. ByÅ‚ tam naprawdÄ™. On jest pusty, pomyÅ›laÅ‚ Ram, by nie dać siÄ™ zaskoczyć rozczarowaniu. Pusty i opuszczony, inaczej nigdy nie pozwolono by nam siÄ™ do niego zbliżyć. Albo też... Albo wszyscy leżą w Å›rodku, martwi. Serce zadudniÅ‚o mu w piersi, tak wielkie znaczenie dla niego miaÅ‚a możliwość porozmawiania z IndrÄ…, powiedzenia jej, że wolno im już być razem. Ofiarowanie jej caÅ‚ej jego niczym nie skrÄ™powanej miÅ‚oÅ›ci Równie ważne byÅ‚o oczywiÅ›cie stwierdzenie, że wszyscy pasażerowie J1 sÄ… cali i zdrowi, usÅ‚yszenie ich gÅ‚osów, poÅ‚Ä…czenie siÄ™ z nimi i na powrót utworzenie kompletnej grupy. Akurat teraz to byÅ‚o najważniejsze. Jasne zródÅ‚o i wszystko inne musiaÅ‚o poczekać. Teraz najistotniejsi byli ludzie, za których on byÅ‚ odpowiedzialny. Owszem, nazywaÅ‚ ich ludzmi, choć przecież w tamtej grupie znajdowaÅ‚ siÄ™ Lemuryjczyk, Madrag i duch czy też częściowy duch, bo przecież nie wiadomo, kim czy też czym byÅ‚a obecnie Sol i jak należaÅ‚o jÄ… nazywać. Nagle poczuÅ‚, że drży na caÅ‚ym ciele. Już za kilka chwil... Och, nie, byle nie pojawiÅ‚y siÄ™ teraz żadne kolejne przeszkody, nie wytrzyma tego dÅ‚użej! I nagle, nagle spostrzegÅ‚, że zapalajÄ… siÄ™ reflektory J1. Trzy niespieszne bÅ‚yski, jasne, rozedrgane w tej zdumiewajÄ…co niewidzialnej mgle. W J2 zapanowaÅ‚a ogólna radość, a Tich również zapaliÅ‚ swoje Å›wiatÅ‚a i mrugnÄ…Å‚ w odpowiedzi. A wiÄ™c oni żyjÄ…, żyjÄ…! powtarzaÅ‚ Ram w myÅ›li, czujÄ…c, jak mocno bije mu serce. Lecz ilu ich zdoÅ‚aÅ‚o przeżyć? Przez gÅ‚owÄ™ przemknęła mu krótka, lecz straszna myÅ›l, że przecież Å›wiatÅ‚a J1 mogÅ‚y wÅ‚Ä…czyć owe okropne potwory, niewolnicy Gór Czarnych, że zdobyÅ‚y one Juggernauta, zabiÅ‚y wszystkich na jego pokÅ‚adzie, a teraz jeszcze chciaÅ‚y wciÄ…gnąć w puÅ‚apkÄ™ pozostaÅ‚ych intruzów. Ale nie, tak wcale nie jest, stwierdziÅ‚, gÅ‚Ä™boko wzdychajÄ…c z ulgÄ…. Z Juggernauta wyszli bowiem przyjaciele, wszyscy ci, za którymi tak gorÄ…co tÄ™sknili i o których tak strasznie siÄ™ bali. Ale czy na pewno wszyscy? KogoÅ› wÅ›ród nich chyba brakowaÅ‚o? I wyglÄ…dali tak dziwnie w tej drżącej mgle, przypominali wibrujÄ…ce, niewyrazne sÅ‚upy energii, wydawali siÄ™ bezcieleÅ›ni niczym poruszajÄ…ce siÄ™ skrzydÅ‚a motyla. Ale przecież ich poznawaÅ‚! Zapewne stanÄ… siÄ™ coraz wyrazniejsi w miarÄ™, jak bÄ™dÄ… siÄ™ do nich zbliżać. To Kiro, co do niego nie można siÄ™ pomylić. Kiro, stary przyjaciel, który niedawno awansowaÅ‚, znaÅ‚ go przecież od tak wielu lat. Jest też Jori, dziÄ™ki Bogu! I Indra! Ramowi dech z radoÅ›ci zaparÅ‚o w piersiach, ogarnęła go nagÅ‚a radość na widok dziewczyny. Znów poczuÅ‚, jak bardzo jÄ… kocha, każdy najdrobniejszy nawet w niej szczegół, każdy gest. Jest i Yorimoto. I Chor wychodzi, a przecież on tak niechÄ™tnie opuszcza swojÄ… machinÄ™. A za nim? Nikt wiÄ™cej już za nim nie idzie? Gdzie siÄ™ podziaÅ‚a Sol? Gdzie Sassa i Oko Nocy? Za serce znów Å›cisnÄ…Å‚ go strach. Ale z J2 wszyscy już z wyjÄ…tkiem Tsi i Siski gromadÄ… rzucili siÄ™ na powitanie przyjaciół. Ram byÅ‚ jednym z pierwszych. Przez chwilÄ™ widziaÅ‚ tylko IndrÄ™, ona też biegÅ‚a w jego stronÄ™. Dlatego nie sÅ‚yszaÅ‚ okrzyku zdumienia i lÄ™ku, wydobywajÄ…cego siÄ™ z ust tych, którzy zdoÅ‚ali go wyprzedzić i już spotkali tamtych. DotarÅ‚o to wprawdzie do jego podÅ›wiadomoÅ›ci, lecz nie mógÅ‚ oderwać oczu od Indry. Dobiegli wreszcie do siebie, Ram wyciÄ…gnÄ…Å‚ rÄ™ce do dziewczyny - i na tym koniec. Indra wciąż byÅ‚a niewyrazna niczym sÅ‚up energii. ZatrzymaÅ‚ siÄ™ o centymetr od jej rÄ…k. Patrzyli na siebie przerażeni, radość z wolna zmieniaÅ‚a siÄ™ w przeogromne zdumienie. Spojrzeli na innych i stwierdzili, że ten sam fenomen dotyczy również ich. Ram spostrzegÅ‚, że Indra woÅ‚a go po imieniu, mówi też coÅ› jeszcze, lecz nie docieraÅ‚ do niego żaden dzwiÄ™k. I on coÅ› do niej powiedziaÅ‚, lecz dziewczyna z rozpaczÄ… pokrÄ™ciÅ‚a tylko gÅ‚owÄ…, nie sÅ‚yszaÅ‚a go. Marco stanÄ…Å‚ przy Ramie i bezbarwnym gÅ‚osem oÅ›wiadczyÅ‚: - MieliÅ›my racjÄ™, oni znajdujÄ… siÄ™ w innym wymiarze! Cieszmy siÄ™ jedynie z tego, że nie możemy przenikać siÄ™ nawzajem na wskroÅ›. To byÅ‚oby już zbyt groteskowe. Ram popatrzyÅ‚ na IndrÄ™ i poczuÅ‚, że pÅ‚acz dÅ‚awi go w gardle. Tak blisko! A mimo to dalej, niż gdyby znajdowali siÄ™ każde na innym kontynencie. To dlatego nie mogli nawiÄ…zać Å‚Ä…cznoÅ›ci telefonicznej ani radiowej z J2. Nie potrafiÅ‚y tego nawet duchy, ani Marco czy Dolg za pomocÄ… telepatii. Przez moment Ram zastanawiaÅ‚ siÄ™, która z grup znajduje siÄ™ w zwykÅ‚ym rzeczywistym wymiarze, a która w tamtym, nieznanym. PostanowiÅ‚ wreszcie spytać Marca. - To oni sÄ… w jakimÅ› obcym wymiarze. - Dobrze, ale w jakim? W czym możemy wybierać, nie bardzo siÄ™ na tym wyznajÄ™. - Nic ci o tym nie powiem. Istnieje wiele wymiarów, na przykÅ‚ad wymiar zmarÅ‚ych, poza tym wymiar upiorów, duchów opiekuÅ„czych, stworów należących do podziemnego Å›wiata i wiele, wiele innych uÅ‚ożonych wedÅ‚ug hierarchii. Nie potrafiÄ™ powiedzieć, w jakim wymiarze przebywajÄ… nasi przyjaciele, lecz wÅ‚aÅ›nie to, że widzimy ich w postaci skupisk energii, dowodzi, że opuÅ›cili ten Å›wiat. Mam gorÄ…cÄ… nadziejÄ™, że tylko na pewien czas. - A w jaki sposób Å›ciÄ…gniemy ich z powrotem? Marco popatrzyÅ‚ na niego z żalem w niezwykÅ‚ych piÄ™knych oczach. - Nie wiem tego, Ramie, doprawdy, nie wiem tego. Ram, bliski rozpaczy, rozejrzaÅ‚ siÄ™ wkoÅ‚o. SpostrzegÅ‚, że Tich bez powodzenia usiÅ‚uje nawiÄ…zać kontakt z Chorem, że Faron woÅ‚a do Kira: Gdzie reszta? Gdzie Oko Nocy, nasza wielka nadzieja? I Sol? I maÅ‚a Sassa? Kiro odparÅ‚ coÅ›, chyba po prostu: Nie sÅ‚yszÄ™ , a Ramowi wydaÅ‚o siÄ™, że Jori po drugiej stronie wypytuje o SiskÄ™ i Tsi. Niestety, przez niewidzialny mur rozdzielajÄ…cy oba wymiary nie zdoÅ‚aÅ‚ przeniknąć żaden dzwiÄ™k. Zrozpaczona twarz Indry, zamglona, jakby wykrzywiona, bÄ™dÄ…ca przecież tylko skupieniem energii... Jego próby, by dosiÄ™gnąć jej rÄ…k, bez powodzenia... Ram zanurzyÅ‚ palce w czarne wÅ‚osy. W tym momencie bliski byÅ‚ rezygnacji ze wszystkiego. Przecież to on byÅ‚ odpowiedzialny za uczestników ekspedycji, a nie dość, że kilkorga brakowaÅ‚o, to jeszcze pozostali nie mogli do siebie dotrzeć. Czy można mówić o mniej udanej wyprawie do tej piekielnej krainy? 14 - Nie! - zawoÅ‚aÅ‚a Sassa po norwesku. - Nie, nie możecie być aż tak okrutni! Sama zniosÄ™ wszystko, jestem pewna, ale tego nie wytrzymam! To takie niesprawiedliwe wobec niewinnych istot! Tak samo jak Bóg postÄ…piÅ‚ wobec Hioba, pomyÅ›laÅ‚a. Albo wobec Abrahama. PozwoliÅ‚, by ci niewinni ludzie cierpieli tylko po to, żeby siÄ™ przekonać, czy majÄ… w sobie dość bojazni bożej. PrzeÅ›ladowcy, nie rozumiejÄ…c, co mówi Sassa, nie zważali na jej protesty. ZresztÄ… zapewne w żadnych okolicznoÅ›ciach by siÄ™ nimi nie przejÄ™li. Podczas gdy gÅ‚Ä™boki blask ognia pÅ‚onÄ…Å‚ w pomieszczeniu, Nardagus oÅ›wiadczyÅ‚ ponuro: - Przekonamy siÄ™, czy nie rozumiesz po angielsku, ty niemÄ…dre stworzenie! Powiedz nam, kto z was jest w posiadaniu tak potężnych mocy? Do swych kompanów zaÅ› zwróciÅ‚ siÄ™ w ich wÅ‚asnym jÄ™zyku, sÄ…dziÅ‚ bowiem, że mogÄ… siÄ™ nim posÅ‚ugiwać swobodnie, gdyż Sassa go nie rozumie. - JeÅ›li poznamy jego imiÄ™, bÄ™dziemy mogli go unicestwić, wykorzystujÄ…c magiÄ™ imienia. Nie macie pojÄ™cia, jak wielu z nas posiada takie zdolnoÅ›ci, pomyÅ›laÅ‚a Sassa przez krótkÄ… chwilÄ™ triumfu, która jednak prÄ™dko minęła. Ach, Marco, Dolgu i wszyscy inni, co mam robić? Nie chcÄ™ was przecież zdradzić, ale to... Jeden z niewolników z grymasem zadowolenia na wstrÄ™tnym obliczu przyniósÅ‚ drewnianÄ… klatkÄ™. LeżaÅ‚a w niej kotka z czterema przeÅ›licznymi, rozbawionymi kÅ‚Ä™buszkami. Potwory nie byÅ‚y na tyle gÅ‚upie, by i tym razem wykorzystać Huberta AmbrozjÄ™, Sassa już by siÄ™ na to nie nabraÅ‚a. W dodatku wizja jej ukochanego kota przywoÅ‚ana zostaÅ‚a tylko i wyÅ‚Ä…cznie dziÄ™ki jej wÅ‚asnej tÄ™sknocie. To byÅ‚ inny kot. Sassa doskonale wiedziaÅ‚a, co zamierzajÄ… zrobić. Na porÄ™czy jednego z krzeseÅ‚ zmontowali szubienicÄ™ i zamierzali kolejno wieszać kociÄ™ta na oczach ich nieszczÄ™snej matki i oczywiÅ›cie Sassy. - Nie spieszcie siÄ™, niech trochÄ™ pocierpiÄ…! - ożywiÅ‚a siÄ™ kobieta. - PrzeciÄ…gajcie czas, ta maÅ‚a gęś musi w koÅ„cu przemówić po angielsku, a wtedy już jÄ… bÄ™dziemy mieli. Choć zupeÅ‚nie tego nie rozumiem, ona ubóstwia koty. I w zwiÄ…zku z tym prÄ™dzej czy pózniej zacznie mówić. Niewolnik z chichotem wyciÄ…gnÄ…Å‚ jednego kociaka z klatki. Sassa usiÅ‚owaÅ‚a wyrwać mu kotka, podejmujÄ…c beznadziejÄ… próbÄ™ uratowania zwierzÄ…tka, lecz niewolnik jej na to nie pozwoliÅ‚. UpatrzyÅ‚ sobie tego kociaka na pierwszÄ… ofiarÄ™. Ach, tak siÄ™ przygotowywaÅ‚am, zniosÅ‚abym ich tortury, czujÄ™, że jestem silna, chociaż przez caÅ‚y czas byÅ‚am tylko zapÅ‚akanÄ… beksÄ…. A teraz oni wymyÅ›lili coÅ› takiego! Nie chcÄ… skrzywdzić mnie, tylko te maÅ‚e niewinne stworzenia, nie zniosÄ™ tego, nie zniosÄ™! Kotkom nie pomogÅ‚oby również, gdyby zamknęła oczy albo odwróciÅ‚a gÅ‚owÄ™, by nie patrzeć na ich cierpienie. To zresztÄ… oznaczaÅ‚oby peÅ‚nÄ… zdradÄ™. Owszem, Sassa byÅ‚a tchórzliwa, ale zwierzÄ™ta kochaÅ‚a nade wszystko. Nigdy nie mogÅ‚aby zdradzić zwierzÄ™cia. Ani też swoich przyjaciół. Co wiÄ™c robić? Kociakowi zaÅ‚ożono pÄ™tlÄ™ na szyjÄ™. ZwierzÄ…tko pisnęło. - PrzestaÅ„cie! - Sassa w rozpaczy zawoÅ‚aÅ‚a po norwesku. - BÄ™dÄ™ mówić! Sol niekiedy ogarniaÅ‚a irytacja na Oko Nocy. UważaÅ‚a, że zbyt wiele czasu poÅ›wiÄ™caÅ‚ na zlokalizowanie Å›ladów oddalajÄ…cych siÄ™ od Juggernauta. OczywiÅ›cie rozumiaÅ‚a, że konieczne jest zdobycie caÅ‚kowitej pewnoÅ›ci co do tego, czy sÄ… na wÅ‚aÅ›ciwej drodze. - Na szczęście te Å›lady cuchnÄ… - mruknÄ…Å‚ Oko Nocy do drepczÄ…cej z niecierpliwoÅ›ci czarownicy. - Aatwo jest po nich iść. To dlaczego nie przyspieszasz, chciaÅ‚a już prychnąć Sol, miaÅ‚a jednak dość rozumu, by cierpieć w milczeniu. Ona sama nie byÅ‚a w stanie odnalezć żadnych Å›ladów ani za pomocÄ… wÄ™chu, ani wzroku. Ale Oko Nocy byÅ‚ w tym akurat doskonaÅ‚y. Sol zatroskana zorientowaÅ‚a siÄ™, jak bardzo siÄ™ już oddalili od J1. Indianin miaÅ‚ maÅ‚Ä… kieszonkowÄ… latarkÄ™, jej wÄ…ski snop oÅ›wietlaÅ‚ jaÅ‚owÄ… pustÄ… ziemiÄ™. Nie byÅ‚o na czym zatrzymać wzroku. Oko Nocy podniósÅ‚ gÅ‚owÄ™. - Nie podoba mi siÄ™, że idziemy w tym kierunku. Sol także nie byÅ‚a zachwycona. Przed nimi wznosiÅ‚a siÄ™ wielka góra, ta, którÄ… zaczÄ™li nazywać GórÄ… ZÅ‚a . Nie wróżyÅ‚o to niczego dobrego. - J2 dotarÅ‚ już na pewno do J1 - powiedziaÅ‚a cicho. - Tak, chciaÅ‚bym, abyÅ›my i my tam byli. Razem z SassÄ…. - OczywiÅ›cie. Nie poddamy siÄ™, dopóki jej nie odnajdziemy. - Zatrzymaj siÄ™ - szepnÄ…Å‚ Oko Nocy. - Popatrz! ZaÅ›wieciÅ‚ latarkÄ…. Teraz już także Sol zobaczyÅ‚a jamÄ™ w ziemi. - Åšlady koÅ„czÄ… siÄ™ tutaj - stwierdziÅ‚ Oko Nocy. - I... - skrzywiÅ‚ siÄ™. - Cuchnie tu wiÄ™cej niż jednym Å›mierdzÄ…cym futrem. To na pewno jedno z ich wejść. - SÄ…dziÅ‚am, że musimy siÄ™ dostać na szczyt góry. - Mnie też siÄ™ tak wydawaÅ‚o, ale chyba jest inaczej. Starczy nam odwagi? Sol zastanowiÅ‚a siÄ™ przez moment. Znajdowali siÄ™ u stóp ZÅ‚ej Góry, prawdopodobnie korytarz prowadziÅ‚ do jej wnÄ™trza. - Skoro chodzi o uratowanie Sassy, to starczy. Oko Nocy skinÄ…Å‚ gÅ‚owÄ… i poÅ›wieciÅ‚ w dół. I sÅ‚usznie, w dziurze ukazaÅ‚y siÄ™ jeÅ›li może nie schody, to przynajmniej zaokrÄ…glone kamienie, które w ostatecznoÅ›ci mogÅ‚y sÅ‚użyć za stopnie. SzedÅ‚ pierwszy, Sol zaraz za nim. W jamie smród staÅ‚ siÄ™ wprost trudny do zniesienia. - Czyżby oni używali tej dziury jako pisuaru? - szepnęła czarownica, ale Oko Nocy zaraz jÄ… uciszyÅ‚. Musieli być bardzo ostrożni. Szli teraz po jako tako pÅ‚askim podÅ‚ożu, znalezli siÄ™ widać na samym dole. StamtÄ…d kamienne schody prowadziÅ‚y w górÄ™. Popatrzyli na siebie. Mogli siÄ™ tu widzieć, bo w tym korytarzu pÅ‚onęły niewielkie pochodnie, sporzÄ…dzone z marnie wyglÄ…dajÄ…cych gaÅ‚Ä…zek i Å›mieci. - KtoÅ› tÄ™dy czasami chodzi - zauważyÅ‚ Oko Nocy nieswoim gÅ‚osem. - KtoÅ› utrzymuje życie tych mizernych Å›wiateÅ‚. PrÄ™dko, trzeba siÄ™ spieszyć! - To prawda, bo tu nie bardzo jest siÄ™ gdzie schować - przyznaÅ‚a Sol. - Co powiesz na propozycjÄ™, abyÅ›my sforsowali te schody? - A czy mamy jakiÅ› inny wybór? Oboje byli mÅ‚odzi i silni. Z Å‚atwoÅ›ciÄ… pobiegli w górÄ™ po niezliczonych stopniach, których zdawaÅ‚o siÄ™ przybywać z każdÄ… chwilÄ…. W koÅ„cu nawet oni, Sol i Oko Nocy, musieli przystanąć i odpocząć. - JesteÅ›my już bardzo wysoko - powiedziaÅ‚a Sol zdyszana. - Tak. PamiÄ™tasz drzwi, które zauważyliÅ›my po drodze? Nie podobaÅ‚y mi siÄ™, dlatego tam nie weszliÅ›my. Zbyt mocno cuchnęły tymi potwornymi niewolnikami. - Ale jeÅ›li Sassa...? - Wydaje mi siÄ™, że ona jest zbyt ważna, by umieszczano jÄ… w tak podÅ‚ym miejscu. Poza tym wciąż pamiÄ™tam zapach naszego nieprzyjaciela, który jÄ… uprowadziÅ‚. PachniaÅ‚ bardzo specyficznie. KtoÅ› zresztÄ… siÄ™ do niego przyÅ‚Ä…czyÅ‚. - SkÄ…d ty to wszystko wiesz? - Sol nie kryÅ‚a podziwu. - Indianin musi nauczyć siÄ™ takich rzeczy. Zapewniono mi także dodatkowÄ… pomoc tamtej nocy, gdy przebywaÅ‚em w CiemnoÅ›ci, by stać siÄ™ mężczyznÄ…. Starszyzna plemienia twierdzi, że zostaÅ‚em wtedy obdarzony specjalnymi zdolnoÅ›ciami. - O, w to chÄ™tnie uwierzÄ™. - Pst! Czy coÅ› nie... - Tak, coÅ› pod nami, chodz! Musimy iść dalej w górÄ™! Za pózno jednak. Na schodach poniżej ukazali siÄ™ jacyÅ› niewolnicy, a jednoczeÅ›nie tuż nad ich gÅ‚owami otworzyÅ‚y siÄ™ drzwi, z których wyÅ‚onili siÄ™ kolejni, tak wiÄ™c wszelkÄ… drogÄ™ odwrotu mieli odciÄ™tÄ…. - Wybacz mi, że zniknÄ™, ale w taki sposób funkcjonujÄ™ najlepiej - mruknęła Sol. Oko Nocy nie widziaÅ‚, co robiÅ‚a, dostrzegÅ‚ natomiast rezultat. Ohydne bestie jedna po drugiej zginaÅ‚y siÄ™ wpół, chwiejnie osuwaÅ‚y w tyÅ‚ lub po prostu waliÅ‚y siÄ™ jedna na drugÄ…. On sam usiÅ‚owaÅ‚ strzÄ…snąć z siebie tych napastników, którzy go zaatakowali i próbowali udusić. WalczyÅ‚ zaciekle, wspomagany przez niewidzialnÄ… Sol. Ale horda strażników napÅ‚ywaÅ‚a caÅ‚ym strumieniem i wreszcie nawet czarownica musiaÅ‚a siÄ™ poddać. - Oko Nocy, masz, poÅ‚knij to, a przeżyjesz do mego powrotu. SprowadzÄ™ pomoc, wydaje mi siÄ™, że zdoÅ‚am dotrzeć do naszych przyjaciół z J1, choć pewnie nie nawiążę kontaktu z potężnymi z J2, z Markiem i duchami. Wytrzymaj! Oko Nocy przyjÄ…Å‚ to, co wsunęła mu do rÄ™ki, i podniósÅ‚ do ust. MiaÅ‚ wrażenie, że to jakieÅ› wysuszone roÅ›liny. KtoÅ› uderzyÅ‚ go w rÄ™kÄ™, maÅ‚o wiÄ™c brakowaÅ‚o, by zgubiÅ‚ drogocenne okruszki, ale wreszcie zdoÅ‚aÅ‚ jakoÅ› je poÅ‚knąć. UfaÅ‚ Sol i jej znajomoÅ›ci czarów. Teraz jednak zostaÅ‚ caÅ‚kiem sam. Nie miaÅ‚ żadnej możliwoÅ›ci obrony i niewolnicy triumfalnym pochodem poprowadzili go w górÄ™ schodów. Sol ku swej radoÅ›ci odkryÅ‚a, że może przenieść siÄ™ wprost do J1. Tam jednak czekaÅ‚ jÄ… wielki wstrzÄ…s. ZobaczyÅ‚a, że J2 dojechaÅ‚ do J1, ale przyjaciele stojÄ… po dwu stronach niewidzialnego muru, nie mogÄ…c siÄ™ dosiÄ™gnąć. - Wielki Å›wiecie, co tu siÄ™ staÅ‚o? - spytaÅ‚a Kira. - Znajdujemy siÄ™ w innym wymiarze już od momentu, gdy rozdzieliliÅ›my siÄ™ z nimi w tunelu, oni nie mogÄ… do nas dotrzeć. - My? A skÄ…d wiadomo, że nie oni? - Nie, to my. Oni widzÄ… nas tylko jako skupiska energii, ale udaÅ‚o nam siÄ™ z nimi skomunikować za pomocÄ… gestów i czytania z ust. A co ty tu robisz, gdzie Oko Nocy? - Pojmany. - Sol wyrzucaÅ‚a z siebie sÅ‚owa z oszaÅ‚amiajÄ…cÄ… prÄ™dkoÅ›ciÄ…, bo liczyÅ‚y siÄ™ sekundy. - DaÅ‚am mu czarodziejski Å›rodek, żeby przeżyÅ‚ bez wzglÄ™du na to, co bÄ™dÄ… z nim robić. Poza tym zostaÅ‚ pobÅ‚ogosÅ‚awiony przez ÅšwiÄ™te SÅ‚oÅ„ce, na pewno wiÄ™c przetrwa, ale musimy go ratować, przeciwników byÅ‚o zbyt wielu jak dla mnie. - A co z SassÄ…? - Nie zdążyliÅ›my jej odnalezć. Zaprowadzono jÄ… do wnÄ™trza Góry ZÅ‚a. WÅ‚aÅ›nie tam szliÅ›my, gdy zaskoczyÅ‚a nas wataha strażników. Oko Nocy wprost fenomenalnie wytropiÅ‚ jej przeÅ›ladowcÄ™. Kiro zawoÅ‚aÅ‚ do siebie przyjaciół z J2. ZawoÅ‚aÅ‚? DaÅ‚ znak, by podeszli. Potem, artykuÅ‚ujÄ…c gÅ‚oski tak wyraznie, jak tylko potrafiÅ‚, przekazaÅ‚ im wszystko, co opowiedziaÅ‚a mu Sol. Wiedzieli już, że Sassa zostaÅ‚a uwiÄ™ziona, a Oko Nocy i Sol usiÅ‚owali jÄ… odnalezć. Marco zaczÄ…Å‚ dyskutować z Dolgiem, Faronem i Ramem. Potem odwróciÅ‚ siÄ™ do Kira i Sol, wszyscy pozostali pasażerowie obu Juggernautów zebrali siÄ™ wokół nich, przejÄ™ci i wystraszeni. - NajwiÄ™kszy problem tkwi w tym, że nie możemy siÄ™ do was dostać - Marco staraÅ‚ siÄ™ mówić jak najwyrazniej. - A wobec tego nie zdoÅ‚amy też dotrzeć do Sassy ani do Oka Nocy. Heike i pozostaÅ‚e duchy uważajÄ…, że być może sÄ… w stanie przenieść siÄ™ do sal we wnÄ™trzu ZÅ‚ej Góry, lecz i tak w niczym nie pomogÄ…, dopóki nie bÄ™dÄ… mogli przedostać siÄ™ do naszych uwiÄ™zionych przyjaciół, a ponieważ my nie możemy przejść w ich wymiar, one także nie potrafiÄ… stwierdzić, gdzie przebywajÄ… Sassa i Oko Nocy. Wszyscy pokiwali gÅ‚owami. - Musimy przeÅ‚amać tÄ™ barierÄ™ - stwierdziÅ‚ Kiro. - Ale w jaki sposób? Po obu stronach zapadÅ‚a cisza. Wreszcie Dolg rzekÅ‚ po namyÅ›le: - Tsi-Tsungga. Popatrzyli na niego zdziwieni. - Tsi? - zdumiaÅ‚ siÄ™ Armas. - On przecież leży w Å›piÄ…czce. - WÅ‚aÅ›ciwie nie jego miaÅ‚em na myÅ›li, tylko proszek elfów, który kiedyÅ› dostaÅ‚. To niezrównanie potężny Å›rodek. Sol poprosiÅ‚a, by mówiÅ‚ wyrazniej. Dolg powtórzyÅ‚ wiÄ™c wszystko, by jego sÅ‚owa dotarÅ‚y również do przyjaciół po drugiej stronie. - Co to za proszek elfów? - dopytywaÅ‚a siÄ™ Sol. Marco zmarszczyÅ‚ brwi. - Można zniknąć, gdy siÄ™ odrobinÄ™ poÅ‚oży na jÄ™zyku? Do czego może nam siÄ™ to teraz przydać? - MyÅ›laÅ‚em o jego drugiej wÅ‚aÅ›ciwoÅ›ci. O tym, że można dziÄ™ki niemu przyciÄ…gnąć do siebie, kogo tylko siÄ™ chce. - Na przykÅ‚ad? Dolg zwróciÅ‚ siÄ™ do Sol: - Jak sÄ…dzisz, do kogo z nich jest Å‚atwiejszy dostÄ™p, do Oka Nocy czy do Sassy? - O Sassie nie wiem nic, ale co do tego, że Oko Nocy poddawany jest teraz najstraszniejszym torturom, nie mam żadnych wÄ…tpliwoÅ›ci. Dlaczego my tak tu tylko stoimy? Czy nikt nie potrafi go ocalić? - PobiegnÄ™ i przyniosÄ™ proszek od Tsi - powiedziaÅ‚ Dolg. - A potem za jego pomocÄ… spróbujemy Å›ciÄ…gnąć tu Indianina. A zresztÄ…, to osobisty proszek Tsi, on dostaÅ‚ go od elfów, dlatego zapewne tylko on może siÄ™ nim posÅ‚ugiwać. Sol, pójdziesz ze mnÄ…, postaramy siÄ™, żeby Tsi na tyle siÄ™ obudziÅ‚, żeby... - Przecież ja nie mogÄ™ przejść do ciebie, bo znajdujÄ™ siÄ™ w jakimÅ› bardzo wyjÄ…tkowym wymiarze! - Ach, oczywiÅ›cie, przepraszam! Marco, pójdziesz ze mnÄ…? Obaj czym prÄ™dzej pobiegli do J2, do pomieszczenia, w którym leżaÅ‚ chory Tsi. Siska, siedzÄ…ca na krzeÅ›le przy łóżku, zdumiona podniosÅ‚a gÅ‚owÄ™. Najwyrazniej trochÄ™ siÄ™ przespaÅ‚a, wyglÄ…daÅ‚a teraz bardziej Å›wieżo, sprawiaÅ‚a też wrażenie nieco weselszej. Dolg prÄ™dko wyjaÅ›niÅ‚, co siÄ™ dzieje, wytÅ‚umaczyÅ‚ jej też swój pomysÅ‚ z proszkiem, należącym do Tsi i mogÄ…cym być może ocalić któreÅ› z zaginionych. - Można z nim rozmawiać - szepnęła dziewczyna. - Ale wolaÅ‚am tego nie robić, chciaÅ‚am, by jak najwiÄ™cej odpoczywaÅ‚. - Doskonale - ucieszyÅ‚ siÄ™ Dolg. PrzysiadÅ‚ na łóżku Tsi, wyjÄ…Å‚ skórzany woreczek z proszkiem elfów, a potem wolno i wyraznie zaczÄ…Å‚ przemawiać do rannego: - Wiem, jak powinieneÅ› tego używać - powiedziaÅ‚ na koniec. - Nie wolno kÅ‚aść ziarenka na jÄ™zyku, jak wtedy, gdy chce siÄ™ stać niewidzialnym. Trzeba poÅ‚ożyć trzy drobiny na piersi nad sercem, musisz je potem nakryć dÅ‚oniÄ… i wezwać Oko Nocy. Spróbujemy zacząć od niego, Å‚atwiej go odszukać. Sol opisaÅ‚a miejsce. Oko Nocy jest prawdopodobnie za jakimiÅ› drzwiami w gÅ‚Ä™bi ZÅ‚ej Góry, za czwartymi drzwiami, liczÄ…c od doÅ‚u. Ona co prawda tylko zgaduje, lecz musimy to wypróbować. Czy widzisz jakieÅ› zimne cuchnÄ…ce stopnie z kamienia? Bardzo sÅ‚abo oÅ›wietlone? Tsi leżaÅ‚ z zamkniÄ™tymi oczami, z wielkim wysiÅ‚kiem wyszeptaÅ‚ wreszcie tak . - Podejdz teraz do czwartych drzwi i stamtÄ…d wezwij Oko Nocy, poproÅ›, by tu przyszedÅ‚. - Nie - przerwaÅ‚ mu Marco. - On tu nie może przyjść, znajduje siÄ™ wszak w innym wymiarze. PoproÅ›, by przyszedÅ‚ do J1. - OczywiÅ›cie. Obaj nie byli niczego pewni. JeÅ›li telepatia Marca, Dolga czy duchów nie potrafiÅ‚a zadziaÅ‚ać poprzez wymiary, to jak mógÅ‚ tego dokonać proszek elfów? Ale próbÄ™ podjąć musieli. Dolg ostrożnie wyjÄ…Å‚ trzy ziarenka ze skórzanego woreczka i poÅ‚ożyÅ‚ je na piersi Tsi. Potem podniósÅ‚ dÅ‚oÅ„ leÅ›nego elfa i nakryÅ‚ je niÄ…. - Teraz twoja kolej, Tsi. Zażycz sobie, aby Oko Nocy powróciÅ‚ do J1. Tsi-Tsungga cichym gÅ‚osem wydusiÅ‚ z siebie te sÅ‚owa. A wiÄ™c staÅ‚o siÄ™, czekali. - WyjdÄ™ siÄ™ rozejrzeć - cicho powiedziaÅ‚ Marco. PospieszyÅ‚ do niewidzialnego muru i stamtÄ…d zawoÅ‚aÅ‚ do Kira: - Czy Oko Nocy wróciÅ‚? CaÅ‚a szóstka po drugiej stronie pokrÄ™ciÅ‚a gÅ‚owami. Marco wypuÅ›ciÅ‚ powietrze z pÅ‚uc. WestchnÄ…Å‚ ciężko, rozczarowany. Z rezygnacjÄ… wróciÅ‚ do pokoju chorego. - Nie udaÅ‚o siÄ™ - oznajmiÅ‚ bezbarwnie. Dolg i Siska spuÅ›cili gÅ‚owy. PodjÄ™li próbÄ™, teraz nie wiedzieli już, co robić. Tsi próbowaÅ‚ coÅ› powiedzieć. - Co takiego, Tsi? LeÅ›ny elf zdoÅ‚aÅ‚ wydusić z siebie: - Może to zle? Może tutaj? - Chcesz powiedzieć, że powinieneÅ› przywoÅ‚ać go do siebie, nie w jakieÅ› inne miejsce? - spytaÅ‚ Dolg. - Tak. Popatrzyli na siebie zniechÄ™ceni. Nie chcieli odbierać Tsi nadziei, opowiadać o nieprzebytych murach, rozdzielajÄ…cych wymiary. - Spróbuj - zdecydowaÅ‚ z westchnieniem Marco. No cóż, jeszcze jedna próba nie zawadzi. Wargi Tsi-Tsunggi uÅ‚ożyÅ‚y siÄ™ w sÅ‚owa: Oko Nocy, przybÄ…dz do mnie . W pokoiku zapadÅ‚a cisza. Jak dÅ‚ugo powinniÅ›my czekać, zanim powiemy Tsi, że to do niczego nas nie doprowadzi? zastanawiaÅ‚ siÄ™ Marco. Nie zdążyÅ‚ jednak dokoÅ„czyć tej myÅ›li, bo w maleÅ„kim pokoiku zrobiÅ‚o siÄ™ nagle bardzo ciasno. PojawiÅ‚ siÄ™ w nim jeszcze jeden czÅ‚owiek. - Oko Nocy! - wykrzyknÄ™li wszyscy troje naraz. - Tsi, udaÅ‚o siÄ™! A Marco dodaÅ‚: - UdaÅ‚o siÄ™ też coÅ› wiÄ™cej, Oko Nocy przedostaÅ‚ siÄ™ do innego wymiaru, rozumiecie chyba, co to znaczy. Patrzyli na zmaltretowanego, zakrwawionego, poranionego Indianina, który wciąż jeszcze nie mógÅ‚ pojąć, co siÄ™ dzieje, i z wielkÄ… ulgÄ… stwierdzili, że nie otacza go żadna rozedrgana mgieÅ‚ka. Oko Nocy definitywnie powróciÅ‚ do ich bardzo normalnego wymiaru. 15 - Wobec tego próbujemy teraz z SassÄ… - oÅ›wiadczyÅ‚ Dolg rozjaÅ›niony, kiedy już wytÅ‚umaczyli Oku Nocy, w jaki sposób odbyÅ‚y siÄ™ te przenosiny z prÄ™dkoÅ›ciÄ… bÅ‚yskawicy. I Indianin podziÄ™kowaÅ‚ Tsi gorÄ…co za ocalenie go z rÄ…k żądnych mordu strażników. Na pobladÅ‚ych wargach Tsi-Tsunggi dostrzegli coÅ› w rodzaju uÅ›miechu. - Nie - odparÅ‚ Oko Nocy. - Chyba z SassÄ… wam siÄ™ nie uda, bo o ile dobrze zrozumiaÅ‚em, wiedzieliÅ›cie mniej wiÄ™cej, gdzie mnie szukać. - To prawda - przyznaÅ‚ Marco. - DziÄ™ki Sol mogliÅ›my ciÄ™ niemal doskonale zlokalizować. - Lokalizacja w istocie byÅ‚a doskonaÅ‚a - uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ Oko Nocy, podczas gdy Dolg zajmowaÅ‚ siÄ™ jego ranami. - Jedna z tych bestii akurat podniosÅ‚a nade mnÄ… topór, zdążyÅ‚em jeszcze zobaczyć uÅ›miech baraniego zdumienia na jej gÄ™bie i zaraz potem z hukiem zniknÄ…Å‚em. W nastÄ™pnej chwili znalazÅ‚em siÄ™ tutaj. Mówi siÄ™ o samolotach ponaddzwiÄ™kowych, a ja miaÅ‚em do czynienia z lataniem z prÄ™dkoÅ›ciÄ… Å›wiatÅ‚a. - Tak jak poruszajÄ… siÄ™ elfy - mruknÄ…Å‚ Dolg. - Ale dlaczego twoim zdaniem nie możemy spróbować z SassÄ…? - Ponieważ nie wiemy, gdzie jest. Możemy zgadywać, że przebywa gdzieÅ› w jakimÅ› miejscu powyżej tego, w które ja trafiÅ‚em, ale to zbyt maÅ‚o. Musisz wiedzieć, gdzie masz jej szukać, prawda, Tsi? Elf ziemi miaÅ‚ kÅ‚opoty z odpowiedziÄ…, lecz Dolg potwierdziÅ‚ to, co Tsi usiÅ‚owaÅ‚ z siebie wydusić. - Owszem, masz racjÄ™. JeÅ›li chodziÅ‚o o Oko Nocy, otrzymaliÅ›my konkretne informacje. Czwarte drzwi od doÅ‚u. Nie wiemy, jak wyglÄ…da wyżej wnÄ™trze Góry ZÅ‚a. - A wiÄ™c dobrze, spróbujemy najpierw z innymi - oÅ›wiadczyÅ‚ Marco niecierpliwie. - Trzeba jak najprÄ™dzej dotrzeć do Sassy. Może ktoÅ› z nich nam pomoże, na przykÅ‚ad Sol. Spróbuj sprowadzić tu J1, Tsi! Nie byÅ‚o to proste zamówienie. Najpierw zamierzali wyjaÅ›nić elfowi, gdzie znajduje siÄ™ J1 z resztÄ… przyjaciół, lecz to okazaÅ‚o siÄ™ zbyt kÅ‚opotliwe. Mężczyzni zabrali wiÄ™c nosze z Tsi i wynieÅ›li go do czarnej doliny, tak by sam mógÅ‚ jÄ… zobaczyć. Dolg uprzednio zaaplikowaÅ‚ mu porcjÄ™ promieni szafiru, by zdoÅ‚aÅ‚ znieść taki wysiÅ‚ek. Siska jak zwykle nie odstÄ™powaÅ‚a go nawet na krok. A jej obecność jakby dodawaÅ‚a mu siÅ‚. Tsi szepnÄ…Å‚ z wysiÅ‚kiem: - Czy mam wezwać tu caÅ‚ego Juggernauta? Zrozumieli jego wahanie. - Nie, nie musisz, przynajmniej na poczÄ…tku - odparÅ‚ Marco. - JeÅ›li sprowadzisz tylko ludzi, którzy tam siÄ™ znajdujÄ…, jakoÅ› poradzimy sobie z resztÄ…. Dolg jednak zaprotestowaÅ‚. - A w jaki sposób sprowadzimy tu pózniej J1? Nie, musimy zająć siÄ™ wszystkim naraz. PrzejÄ…Å‚ dowództwo w sposób dość naturalny, ponieważ to on najwiÄ™cej wiedziaÅ‚ o elfach i ich możliwoÅ›ciach. UmieÅ›ciÅ‚ Tsi tuż przy niewidzialnym murze, rozdzielajÄ…cym wymiary, i wszyscy z J1 i z J2 stanÄ™li po obu jego stronach. Potem Dolg poprosiÅ‚ zaÅ‚ogÄ™ J1, by weszÅ‚a do swego Juggernauta, a gdy już to zrobili, wyjaÅ›niÅ‚ Tsi, co powinien mówić. Elf miaÅ‚ poprosić o to, by wszyscy przeniknÄ™li mur we wnÄ™trzu J1, tak by i pojazd przeniósÅ‚ siÄ™ na drugÄ… stronÄ™. - To brzmi caÅ‚kiem jak szaleÅ„stwo - stwierdziÅ‚ Armas, krÄ™cÄ…c gÅ‚owÄ…. - Ale to nasza jedyna szansa - powiedziaÅ‚ Dolg. - Tsi, jesteÅ› gotowy? Elf skinÄ…Å‚ gÅ‚owÄ…. Dolg tak uÅ‚ożyÅ‚ zaklÄ™cie, by nie musieli siÄ™ przemieszczać, tylko po prostu powrócić do wymiaru Tsi. Wreszcie Tsi-Tsungga szeptem wypowiedziaÅ‚ rozkaz. RozlegÅ‚ siÄ™ huk, który przeciÄ…gÅ‚ym, grzmiÄ…cym echem poniósÅ‚ siÄ™ przez dolinÄ™. Potem zapadÅ‚a cisza. - Jest caÅ‚kiem wyrazny - szepnÄ…Å‚ Dolg, patrzÄ…c na J1. OtworzyÅ‚y siÄ™ drzwi pierwszego Juggernauta i jego pasażerowie wysiedli. Widać ich byÅ‚o teraz caÅ‚kiem normalnie. Tylko niektórzy wciąż przyciskali rÄ™ce do uszu. - Tsi, czy naprawdÄ™ konieczny byÅ‚ taki haÅ‚as? - Å›miaÅ‚a siÄ™ Indra. Wszyscy jej zawtórowali. Już w nastÄ™pnym momencie Indra padÅ‚a w ramiona Ramowi. Mówili jedno przez drugie, chcÄ…c powiedzieć sobie to, co oboje już wiedzieli: mogÄ… siÄ™ kochać tak, jak tylko chcÄ…. - Tsi, jesteÅ› fenomenalny! - oÅ›wiadczyÅ‚a Sol i mocno go ucaÅ‚owaÅ‚a. - Już, już! - dobrodusznie Å‚ajaÅ‚a jÄ… Siska. - Zostaw choć trochÄ™ dla mnie! - On jest twój, wszyscy już siÄ™ z tym pogodzili - odparÅ‚a Sol. - Ale teraz trzeba myÅ›leć o Sassie. Co robimy? RozwiÄ…zanie byÅ‚o prostsze, niż im siÄ™ wydawaÅ‚o, zapomnieli wszak prosić o pomoc Gerego i Frekego. - DomyÅ›lamy siÄ™, że mogÄ… jÄ… wiÄ™zić w specjalnej komorze tortur - stwierdziÅ‚ Freke. - Nieco bardziej luksusowej od pozostaÅ‚ych, ale dotarcie do niej zajmie nam dużo czasu. Zbyt dużo. Duchy popatrzyÅ‚y na siebie, oczy im rozgorzaÅ‚y. - Masz siÅ‚Ä™, żeby mnie unieść? - spytaÅ‚a Sol z bÅ‚yskiem w oku. - OczywiÅ›cie - odszczeknÄ…Å‚ Freke. - A ty mnie? - zwróciÅ‚a siÄ™ Shira do Gerego. - Jasne. Sol rozeÅ›miaÅ‚a siÄ™. - Wobec tego, moi przyjaciele, dosiÄ…dÄ… was teraz jezdzcy, jakich wasze oczy nigdy jeszcze nie widziaÅ‚y. BÄ™dzie jazda, od której dech zaprze wam w piersiach. Pilnujcie tylko, abyÅ›my zawsze siedziaÅ‚y na waszych grzbietach, inaczej zaraz zrobicie siÄ™ widzialne, możecie też runąć w dół. CieÅ„, Heike i Mar natychmiast zgÅ‚osili siÄ™ uradowani jako eskorta. - To prawdziwa jazda na sposób elfów - uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ Dolg. Nardagus przeklinaÅ‚. BrzmiaÅ‚o to dostatecznie strasznie w jego wÅ‚asnym jÄ™zyku, a jeszcze gorzej w tÅ‚umaczeniu Sassy. - Przecież my nie rozumiemy, co ona mówi - warknÄ…Å‚. - Chociaż wyglÄ…da na to, że dziewczyna siÄ™ poddaje. Bierzcie pierwszego kociaka! - Nie! - krzyknęła Sassa. - PowiedziaÅ‚am przecież, że bÄ™dÄ™ mówić! Nardagus cisnÄ…Å‚ pucharem o podÅ‚ogÄ™. - Do pioruna! Ona rozumie, co mówimy, ale nie chce odpowiadać w naszym jÄ™zyku! - Nie jest wcale pewne, że pojmuje sÅ‚owa - oÅ›wiadczyÅ‚a kobieta o żarÅ‚ocznym spojrzeniu i ustach. - Wychwytuje zapewne jedynie sens. Nie rozumiem jednak, jak to możliwe, że tak dÅ‚ugo siÄ™ opiera, dlaczego już dawno nie staÅ‚a siÄ™ jednÄ… z nas, dawno już powinna zmienić siÄ™ w niewolnicÄ™. TakÄ… jak ty, pomyÅ›laÅ‚a Sassa. Nie, nie, ty tego na pewno nie zrozumiesz, nie wiesz nic o ÅšwiÄ™tym SÅ‚oÅ„cu, o szafirze ani o nas, specjalnie wybranych. Ojej, chyba zbytnio siÄ™ zapÄ™dziÅ‚a. Owszem, jej przyjaciele zostali wybrani do tego, by zmierzyć siÄ™ ze zÅ‚em, lecz ona, Sassa, byÅ‚a tylko pasażerem na gapÄ™. Te potwory, Å‚apiÄ…c jÄ…, doskonale wiedziaÅ‚y, co robiÄ…, ale ona i tak da sobie radÄ™. ByÅ‚a przecież teraz naprawdÄ™ silna. - Nikt z nich nie popadÅ‚ w niewolÄ™ - mruknÄ…Å‚ Nardagus. - Ani jeden. A tak by siÄ™ nam przydali, mogliby siÄ™ wedrzeć do Królestwa ÅšwiatÅ‚a, jak kiedyÅ› Hannagar i Elja. Ciekawe, co siÄ™ z nimi staÅ‚o? - W tej przeklÄ™tej grupie sÄ… dwa sÅ‚abe ogniwa, ta dziewczyna i wojownik ze Wschodu, powinniÅ›my zamiast niej wybrać jego. - Trudniej byÅ‚oby go zwabić. Wciąż jednak wiemy bardzo maÅ‚o o tym drugim pojezdzie i o tych, którzy siÄ™ w nim znajdujÄ…. - Obawiam siÄ™, że sÄ… silniejsi. Przypuszczam jednak, że potrafiÄ™ odgadnąć, jakim jÄ™zykiem mówi ta dziewczyna. OdwróciÅ‚a siÄ™ do siedzÄ…cego obok mężczyzny, tego, który Å›wieciÅ‚ niczym rozżarzone żelazo, i coÅ› do niego szepnęła. Sassa wychwyciÅ‚a sÅ‚owo sprowadz , dalej nie usÅ‚yszaÅ‚a. Co sprowadzić, kogo? O co chodzi tej kobiecie? Mężczyzni wyglÄ…dali na zdumionych. Wszyscy troje dyskutowali z odwróconymi gÅ‚owami, aż wreszcie ten pÅ‚onÄ…cy kiwnÄ…Å‚ gÅ‚owÄ… i wysÅ‚aÅ‚ dwóch ohydnych strażników przez wielkie drzwi widoczne z tyÅ‚u. Sassa czekaÅ‚a, drżąc ze wzburzenia. PatrzyÅ‚a na niewinne kociÄ™ta i oczy wypeÅ‚niÅ‚y jej siÄ™ Å‚zami. Kotki wciąż żyÅ‚y i tak bardzo chciaÅ‚a je ocalić. Ale przecież nie mogÅ‚a zdradzić przyjaciół. Nardagus i kobieta, czekajÄ…c na coÅ›, przyglÄ…dali jej siÄ™ z nienawiÅ›ciÄ…. Wkrótce potem mężczyzni powrócili. Prowadzili miÄ™dzy sobÄ… wiÄ™zniarkÄ™, ubranÄ… w staroÅ›wieckie, lecz bogate ubranie, charakterystyczne raczej dla mieszkaÅ„ców wiosek. Z oczu wyzieraÅ‚ jej smutek. ZÅ‚a kobieta podniosÅ‚a siÄ™ ze swego miejsca i wymierzyÅ‚a nowo przybyÅ‚ej cios tak silny, że tamta upadÅ‚a na podÅ‚ogÄ™. Ponieważ skuta byÅ‚a kajdanami, nie mogÅ‚a siÄ™ podnieść, lecz Sassa zaraz podbiegÅ‚a do wiÄ™zniarki, która okazaÅ‚a siÄ™ dość nieÅ‚adnÄ… dziewczynÄ…. - Puść jÄ…! - wrzasnÄ…Å‚ Nardagus, lecz wiÄ™zniarka już zdążyÅ‚a spytać SassÄ™: Czy jesteÅ› SzwedkÄ…? , a Sassa odszepnęła: NorweżkÄ…, ale, proszÄ™, nie zdradz mnie! . Jeden z niewolników brutalnie je rozdzieliÅ‚. Nardagus kazaÅ‚ Sassie powtórzyć to, co powiedziaÅ‚a wczeÅ›niej. Dziewczynka dalej udawaÅ‚a, że nic nie rozumie, ale wtedy zÅ‚a kobieta wzięła jedno z kociÄ…t i przyÅ‚ożyÅ‚a mu nóż do gardÅ‚a. - Och, nie! - jÄ™knęła Sassa. - ObiecaÅ‚am już przecież, że bÄ™dÄ™ mówić! ZwracaÅ‚a siÄ™ niby do Nardagusa, lecz tak naprawdÄ™ kierowaÅ‚a swe sÅ‚owa do wiÄ™zniarki, wÅ‚aÅ›ciwie zaledwie mÅ‚odej dziewczyny. - Oni chcÄ…, żebym zdradziÅ‚a imiona moich przyjaciół, którzy znajÄ… siÄ™ na magii, ale ja za nic nie chcÄ™ tego zrobić. Grożą, że zabijÄ… kociÄ™ta, jeÅ›li nie powiem prawdy, a na to nie mogÄ™ pozwolić. - WidzieliÅ›my was. Mamy nadziejÄ™, że nam pomożecie. OdwróciÅ‚a siÄ™ do Nardagusa. - Nie, nie rozumiem, co ona mówi - oÅ›wiadczyÅ‚a w jÄ™zyku wÅ‚adców, choć sama posÅ‚ugiwaÅ‚a siÄ™ starym norweskim. Do Sassy zaÅ› rzuciÅ‚a pospiesznie: - Podaj inne imiona! Potem zrezygnowana pokrÄ™ciÅ‚a gÅ‚owÄ… i zwróciÅ‚a siÄ™ do Nardagusa: - Nie, to siÄ™ nie uda, nie potrafimy siÄ™ porozumieć. Sassa gorÄ…czkowo zastanawiaÅ‚a siÄ™, jakie imiona może podać zamiast Marca, Dolga i wszystkich innych. Przez gÅ‚owÄ™ przelatywaÅ‚y jej tylko idiotyczne pomysÅ‚y, takie jak Gary Cooper, James Dean, Maria Stuart. UważaÅ‚a jednak, że nieÅ‚adnie postÄ…pi wobec tych osób, posÅ‚ugujÄ…c siÄ™ ich nazwiskami. Może jakieÅ› fikcyjne, lecz jeÅ›li one nie wystarczÄ…? Nie dotarÅ‚a dalej w swych rozważaniach, bo coÅ› zaczęło siÄ™ dziać. Z poczÄ…tku nikt nie potrafiÅ‚ pojąć, co siÄ™ wÅ‚aÅ›ciwie staÅ‚o. Paru niewolników uniosÅ‚o siÄ™ nad ziemiÄ… i jakaÅ› siÅ‚a cisnęła ich na żarzÄ…cego siÄ™ mężczyznÄ™, zanieÅ›li siÄ™ krzykiem bólu, a wokoÅ‚o rozszedÅ‚ siÄ™ swÄ…d palÄ…cego siÄ™ miÄ™sa. Nardagus przyciÄ…gnÄ…Å‚ do siebie wiÄ™zniarkÄ™ i jak tarczÄ… zasÅ‚aniaÅ‚ siÄ™ niÄ… przed tym, co w jakiÅ› sposób zdoÅ‚aÅ‚o przeniknąć przez Å›ciany. UsÅ‚yszawszy gÅ‚Ä™bokie warczenie, wycofaÅ‚ siÄ™ w stronÄ™ wielkiego wyjÅ›cia. SassÄ™ natomiast ktoÅ› podniósÅ‚ i posadziÅ‚ na jakieÅ› zwierzÄ™. Czyżby na wilka? - Koty! - zawoÅ‚aÅ‚a. - Trzeba je ratować! - To nie sÄ… wcale koty - szepnęła jej Sol do ucha. - Popatrz tylko! ZÅ‚a kobieta także siÄ™ wystraszyÅ‚a, wypuÅ›ciÅ‚a kociÄ…tko, które trzymaÅ‚a w rÄ™ku, ale na podÅ‚ogÄ™ upadÅ‚ jedynie stary kawaÅ‚ek wygarbowanej skóry. W klatce leżaÅ‚ jeden wiÄ™kszy kawaÅ‚ek skóry i parÄ™ mniejszych. - A dziewczyna? - Nie zdoÅ‚amy jej teraz uwolnić, ale przybÄ™dziemy po niÄ… trochÄ™ pózniej. Sassa natychmiast przekazaÅ‚a obietnicÄ™ Sol wiÄ™zniarce, mocno przytrzymywanej przez Nardagusa. Dziewczynka wiedziaÅ‚a, że staÅ‚a siÄ™ niewidzialna już w momencie, gdy Sol posadziÅ‚a jÄ… przed sobÄ… na grzbiecie wilka. WiedziaÅ‚a też, że nie sÄ… tu same, wyczuwaÅ‚a obecność drugiego wilka i innych duchów. - DziÄ™kujÄ™, że przybyliÅ›cie - powiedziaÅ‚a. W nastÄ™pnej chwili poczuÅ‚a na twarzy chÅ‚odny powiew górskiego powietrza i mogÅ‚a spojrzeć w dół na czarnÄ… dolinÄ™, która przesuwaÅ‚a siÄ™ przed jej oczami w tak szalonym pÄ™dzie, że wszystko zlewaÅ‚o siÄ™ w jedno. Wreszcie znalezli siÄ™ już przy obu Juggernautach, gdzie z otwartymi ramionami powitali ich przyjaciele. 16 Niewolnik, który sprowadziÅ‚ SassÄ™ i czekaÅ‚, by pozwolono mu siÄ™ pózniej z niÄ… zabawić, nie znalazÅ‚ siÄ™ wÅ›ród tych, których jakaÅ› siÅ‚a cisnęła na ognistego czÅ‚owieka. StaÅ‚ wÅ›ciekÅ‚y na Å›rodku sali i obracaÅ‚ paskudnym Å‚bem, podejmujÄ…c próbÄ™ odszukania swej ofiary. Ona jednak przepadÅ‚a gdzieÅ› bez Å›ladu. CiaÅ‚o drżaÅ‚o mu z frustracji i rozczarowania, ogarnęło go bowiem podniecenie, a teraz seksualne pożądanie nie chciaÅ‚o ustÄ…pić, jakby upieraÅ‚o siÄ™ przy tym, by posiąść tÄ™ jakże mÅ‚odÄ… i czystÄ… dziewczynÄ™. Odebrać jej cnotÄ™, szarpać i czerpać rozkosz. Oto jednak pozbawiono go uciechy. GotowaÅ‚ siÄ™ z wÅ›ciekÅ‚oÅ›ci, ale w Nardagusie obudziÅ‚ siÄ™ jeszcze wiÄ™kszy gniew. WrzeszczaÅ‚ dÅ‚ugo i przerazliwie, ciskaÅ‚ naokoÅ‚o rozmaitymi przedmiotami, aż inni musieli siÄ™ uchylać. ZÅ‚a kobieta prychaÅ‚a jak kotka. - Te diabÅ‚y! - wrzeszczaÅ‚a. - Oni tu byli, oÅ›mielili siÄ™ wejść! Nardagus przerwaÅ‚ jej: - ByÅ‚y tu również wilki, a to znacznie gorzej, musiaÅ‚y siÄ™ z nas naÅ›miewać! PodniósÅ‚ ciężkie krzesÅ‚o, by nim rzucić i w ten sposób dać upust swej wÅ›ciekÅ‚oÅ›ci, czÅ‚owiek-ogieÅ„ uznaÅ‚ wiÄ™c, że najlepiej bÄ™dzie opuÅ›cić pomieszczenie. Natychmiast zapadÅ‚a ciemność, powoli zaczęło siÄ™ też robić coraz zimniej. - Wracaj! - zawoÅ‚ali chórem Nardagus i kobieta. - Wracaj tu, przeklÄ™ty niewolniku! CzÅ‚owiek-ogieÅ„ byÅ‚ kimÅ› wiÄ™cej niż tylko zwykÅ‚ym niewolnikiem, lecz tak czy inaczej postanowiÅ‚ zignorować rozkaz. Dawno już zniknÄ…Å‚, ukryÅ‚ siÄ™ w niewielkiej jamie, w której natychmiast zapanowaÅ‚o piekielne gorÄ…co. Nardagus nie przestawaÅ‚ siÄ™ ciskać. - Wilki! Najwidoczniej udaÅ‚o im siÄ™ wydostać z naszej krainy, a teraz oÅ›mieliÅ‚y siÄ™ tu wrócić, i to razem z naszymi wrogami. I to jakimi wrogami! Nigdy jeszcze nie zetknÄ™liÅ›my siÄ™ z takim oporem! OpuszczajÄ…c mroczne, wychÅ‚odzone pomieszczenie, kobieta, wciąż biaÅ‚a na twarzy ze zÅ‚oÅ›ci, powiedziaÅ‚a: - Moje nastÄ™pne posuniÄ™cie, skoro nie udaÅ‚o nam siÄ™ zrozumieć jÄ™zyka, jakim mówiÅ‚a ta dziewczyna, byÅ‚oby dla niej Å›miertelne. ZamierzaÅ‚am wezwać tego, który nieodwoÅ‚alnie zmienia nieproszonych goÅ›ci w niewolników. Ale ta niewidzialna banda nam przerwaÅ‚a. - ByÅ‚o ich kilkoro! - wykrzykiwaÅ‚ rozwÅ›cieczony Nardagus. - WyczuwaÅ‚em co najmniej kilka osób! - Ja także. Weszli do wielkiej sali, którÄ… oÅ›wietlaÅ‚y porzÄ…dne pochodnie. Nie zatroszczyli siÄ™ o poparzonych niewolników, ci musieli wiÄ™c radzić sobie sami, wycofać do swych pomieszczeÅ„ w dół po tylnych schodach, za drzwi, które widzieli Sol i Oko Nocy i z którymi Indianin zawarÅ‚ nieprzyjemnie bliskÄ… znajomość. WiÄ™zniarkÄ™ zaprowadzono z powrotem do wiÄ™zienia. - Czy wysÅ‚ać na nich niezwyciężonego? - Nie my o tym decydujemy. Nardagus nie kryÅ‚ zaniepokojenia. CzekaÅ‚o go zadanie nie do pozazdroszczenia: przekazanie wÅ‚adcom nieprzyjemnych wiadomoÅ›ci. Dziewczynka, którÄ… zdoÅ‚ali pojmać, wymknęła siÄ™ im z rÄ…k. I to w jaki sposób? Zabrana z wnÄ™trza najpotężniejszej z gór przez siÅ‚y, które zdawaÅ‚y siÄ™ tylko z nich drwić. - Pójdziesz ze mnÄ…? - spytaÅ‚ kobietÄ™. - O, nie, dziÄ™kujÄ™ - odparÅ‚a bÅ‚yskawicznie. Nardagus zacisnÄ…Å‚ zÄ™by i opuÅ›ciÅ‚ jÄ…, by stawić czoÅ‚o swemu losowi. Potężni panowie chÄ™tnie by go unicestwili, gdyż dopuÅ›ciÅ‚ siÄ™ doprawdy karygodnych zaniedbaÅ„. Nie mogli jednak tego zrobić, gdyby bowiem Nardagus zniknÄ…Å‚, sami musieliby wziąć na siebie wszelkie nieprzyjemne zadania. A do tego wcale im siÄ™ nie spieszyÅ‚o. Nardagus z gÅ‚owÄ… wciÅ›niÄ™tÄ… w ramiona staÅ‚ pod prÄ™gierzem spojrzeÅ„ lodowatych oczu. Już go zÅ‚ajali, wolno, cicho i zabójczo, tak jak to tylko możliwe. Pogarda w ich ochrypÅ‚ych, z wysiÅ‚kiem pracujÄ…cych gÅ‚osach byÅ‚a doprawdy miażdżąca. Nardagus jednak wiedziaÅ‚ to, co i oni: jest niezastÄ…piony. PeÅ‚ni funkcjÄ™ ich najbliższego pomocnika. Tego okreÅ›lenia wprawdzie sam nie używaÅ‚, w duchu nazywaÅ‚ siÄ™ prezydentem albo premierem. Potężnych wÅ‚adców uważaÅ‚ za rodzinÄ™ królewskÄ…, bÄ™dÄ…cÄ… zbieraninÄ… figur galeonowych, nie odgrywajÄ…cych żadnej istotnej roli. Nie miaÅ‚ w tym racji. To oni dzierżyli wÅ‚adzÄ™, lecz do tego Nardagus nigdy by siÄ™ nie przyznaÅ‚. Omawiano nowy plan. - Dopóki każda grupa przebywa w swoim wymiarze, sÄ… osÅ‚abieni - stwierdziÅ‚ ostrożnie. I znów musiaÅ‚ kulić siÄ™ pod lodowatymi spojrzeniami. - Nie sÄ… już w osobnych wymiarach. Pokonali mur i na powrót sÄ… razem. - Ależ to przecież niemożliwe! - Nie pytaj nas, jak do tego doszÅ‚o. Po prostu to zrobili. - Musimy siÄ™ dowiedzieć, kim sÄ… te niebezpieczne siÅ‚y. - Czy nie to wÅ‚aÅ›nie przed chwilÄ… ci siÄ™ nie powiodÅ‚o? Nardagus zacisnÄ…Å‚ szczÄ™ki. - Wobec tego wysyÅ‚amy niezwyciężonego. - Na razie jeszcze nie. Istnieje wiele możliwoÅ›ci, by zwabić zaÅ‚ogÄ™ tego drugiego nieznanego pojazdu. Nardagus rozumiaÅ‚ ich niechęć do niezwyciężonego. NiechÄ™tnie go wypuszczali, nawet gdy chodziÅ‚o o nich samych, a może wÅ‚aÅ›nie dlatego siÄ™ wahano. - Ale znajdujÄ… siÄ™ wciąż w dolinie straconych zÅ‚udzeÅ„, prawda? - chytrze spytaÅ‚ któryÅ› z wÅ‚adców. - Tak. ZostawiliÅ›my ich tam, sÄ…dziliÅ›my bowiem, że nigdy nie zdoÅ‚ajÄ… siÄ™ poÅ‚Ä…czyć. - Czy wypuÅ›cimy to, co kryje siÄ™ w tej dolinie? Nardagus zadrżaÅ‚. - Tam jest wszak coÅ› wiÄ™cej niż same tylko omamy, wywoÅ‚ane ich wÅ‚asnymi nadziejami - rzekÅ‚ wolno. - Ale czy dziÄ™ki temu można ich Å‚atwiej pojmać? - A na cóż nam tacy wiÄ™zniowie? Niech zginÄ… w tej dolinie! Należy ich rozdzielić, tak by poruszali siÄ™ w maÅ‚ych grupkach, wówczas mieszkaÅ„cy doliny zajmÄ… siÄ™ resztÄ…. Wierzcie mi, nikt żywy siÄ™ stamtÄ…d nie wydostanie. Nardagus wciąż nie byÅ‚ zadowolony. - Wszystko to piÄ™knie siÄ™ zapowiada, lecz w jaki sposób wyciÄ…gnąć ich z tych piekielnych machin? - Wolno myÅ›lisz, Nardagusie. SÅ‚yszeliÅ›my wszak, że pragnÄ… dojść do przeklÄ™tego jasnego zródÅ‚a. Nie pojmujÄ™, dlaczego ono musi znajdować siÄ™ wÅ‚aÅ›nie tutaj, w naszych górach. - To tylko zaleta - wtrÄ…ciÅ‚ siÄ™ drugi z wÅ‚adców. - Mamy nad nim kontrolÄ™, możemy pilnować, by nikt siÄ™ do niego nie przedostaÅ‚. - No, owszem to prawda. Ale tak czy owak: jeÅ›li zamierzajÄ… przedostać siÄ™ do zródÅ‚a, muszÄ… teraz wyjść w dolinÄ™. Ich niezgrabne wozy nie pojadÄ… dalej. - Nigdy nie odnajdÄ… drogi do zródÅ‚a - prychnÄ…Å‚ Nardagus. - Nie? Nie zapominaj, że sÄ… z nimi te przeklÄ™te wilki, Gere i Freke. Nie, najlepszym pomysÅ‚em jest wypuszczenie na nich prawdziwych mieszkaÅ„ców doliny. Tym razem obejdzie siÄ™ bez uÅ‚udy. Ich oczom ukaże siÄ™ prawdziwa dolina. Jedna z przerażajÄ…cych postaci, chyba ta najstraszniejsza z nich wszystkich, wstaÅ‚a wolno i podeszÅ‚a do Å›ciany, która zmieniaÅ‚a siÄ™ zgodnie z życzeniami patrzÄ…cej na niÄ… osoby. CaÅ‚Ä… Å›cianÄ™ wypeÅ‚niÅ‚ widok nieustannie zmieniajÄ…cego siÄ™ krajobrazu. Wreszcie pojawiÅ‚a siÄ™ czarna dolina, a wraz z niÄ… oba Juggernauty. - A wiÄ™c sÄ… tam - szepnÄ…Å‚ budzÄ…cy grozÄ™ wÅ‚adca. - Spotkali siÄ™, ale my to odmienimy. Wszyscy inni obecni na tej sali wycofali siÄ™, nie chcieli patrzeć, jak potężny pan podnosi rÄ™ce i wydaje rozkaz pozostajÄ…cym w ukryciu upiorom z doliny, jednoczeÅ›nie zachÄ™cajÄ…c do dziaÅ‚ania wrogów, którzy tak tchórzliwie kryli siÄ™ we wnÄ™trzu przeklÄ™tych machin. PodpowiadaÅ‚ im, by natychmiast wyruszyli na poszukiwanie jasnego zródÅ‚a. W wysoko poÅ‚ożonej sali potężnych wÅ‚adców wszyscy w milczeniu obserwowali to, co zaczyna siÄ™ dziać w dolinie. WyglÄ…daÅ‚o to tak, jakby caÅ‚a ziemia zaczęła siÄ™ nagle poruszać. Również istoty do cna przesycone zÅ‚em zadrżaÅ‚y z odrazÄ…, gdy zobaczyÅ‚y to, co ukazaÅ‚o siÄ™ na wielkim ekranie. Czy zachÄ™ta potężnych wÅ‚adców dotarÅ‚a do uczestników ekspedycji czy też nie, nie miaÅ‚o wiÄ™kszego znaczenia, sami z siebie bowiem dyskutowali o drodze do zródÅ‚a. Najpierw jednak nie byÅ‚o koÅ„ca radoÅ›ci, że oto znów sÄ… razem. Zasiedli wokół wielkiego stoÅ‚u w J1, przyniesiono tu również na noszach Tsi, a Siska nie odstÄ™powaÅ‚a go nawet na krok. Tich wybraÅ‚ sobie miejsce, z którego miaÅ‚ widok na J2 tak, by żaden podejrzany typ nie zakradÅ‚ siÄ™ do pojazdu w czasie, gdy oni zajÄ™ci bÄ™dÄ… rozmowÄ…. Sassa opowiedziaÅ‚a swojÄ… historiÄ™. Pochwalono jÄ… szczerze za to, że zachowaÅ‚a siÄ™ tak wspaniale i nie zdradziÅ‚a imion przyjaciół, Faron zaÅ› koniecznie chciaÅ‚ siÄ™ dowiedzieć, kim byÅ‚a pojmana wieÅ›niaczka - My jÄ… znamy - odparÅ‚ Freke. Razem z Gerem leżeli na stojÄ…cych obok siebie łóżkach i pilnie wszystko obserwowali. Armas i Oko Nocy nie mieli nic przeciwko temu, a nawet radzi byli, że wilki grzejÄ… im poÅ›ciel. Teraz pytajÄ…ce spojrzenia zebranych zwróciÅ‚y siÄ™ na Frekego. - Nazywa siÄ™ jÄ… CórkÄ…. - CórkÄ…? - zdziwiÅ‚ siÄ™ Jori. - To dopiero dziwne imiÄ™! - Ale tak wÅ‚aÅ›nie jest, po norwesku nawet CórkÄ… Å»ony. Ona rzeczywiÅ›cie jest NorweżkÄ…. - Zaczekaj chwilÄ™ - ożywiÅ‚a siÄ™ Indra, która siedziaÅ‚a tuż koÅ‚o Rama. - Jest taka norweska bajka, która siÄ™ nazywa Córka męża i córka żony . Nie chcesz chyba powiedzieć... - To wÅ‚aÅ›nie ona - kiwnÄ…Å‚ Å‚bem Freke. Popatrzyli na niego z niedowierzaniem, ale Marco podjÄ…Å‚: - Bajka znana jest w wielu krajach. Opowiada o dwóch córkach, rodzonej i przybranej, które kolejno sÄ… wystawiane na wiele trudnych prób, wpadajÄ… na przykÅ‚ad do studni. Córka męża ze wszystkich wychodzi zwyciÄ™sko dziÄ™ki swej życzliwoÅ›ci, natomiast córka żony jest zÅ‚a, brutalna i wszystko psuje. Szwedzka bajka nosi tytuÅ‚ Dwa kuferki , a rosyjska O piÄ™knej Wasylisie , to inna wersja tej samej historii. Można wÅ‚aÅ›ciwie powiedzieć, że Kopciuszek także siÄ™ do nich zalicza. - Och, nie, ależ posÅ‚uchaj, to przecież siÄ™ nie zgadza! - powiedziaÅ‚a Indra z urazÄ…. - Sassa spotkaÅ‚a CórkÄ™ Å»ony, tÄ™ zÅ‚Ä…! W bajce ona jest brzydka i zÅ‚oÅ›liwa, a mimo to... Freke przerwaÅ‚ jej. - SÄ…dzÄ™, że najwyższy czas, abyÅ›my z Gerem zdradzili wam powód rozpaczliwych krzyków dobiegajÄ…cych z Gór Czarnych. - O, tak, prosimy - ucieszyÅ‚ siÄ™ Faron. - Ale czy wczeÅ›niej na stole może siÄ™ znalezć trochÄ™ jedzenia? WyglÄ…da na to, że w tym miejscu mamy jako taki spokój. Zostaniemy tu wiÄ™c chyba przez jakiÅ› czas. Musimy zebrać siÅ‚y do kolejnego etapu. ZrobiÅ‚o siÄ™ dość tÅ‚oczno, gdy pasażerowie obu Juggernautów biegali w koÅ‚o, przygotowujÄ…c posiÅ‚ek. Ram z IndrÄ… znalezli jednak moment, by zostać choć na chwilÄ™ sam na sam w magazynie. Nie byÅ‚o czasu na żadne romantyczne finezje. - Indro, czy chcesz być moja, na zawsze? Indra już miaÅ‚a zamiar palnąć jakÄ…Å› bzdurÄ™ o uczynieniu z niej przyzwoitej kobiety, lecz wyjÄ…tkowo nie odczuwaÅ‚a szczególnej potrzeby, by obrócić sytuacjÄ™ w żart. Nigdy w życiu nie byÅ‚a taka poważna. Do oczu napÅ‚ynęło jej tyle Å‚ez, że wreszcie siÄ™ przelaÅ‚y, i ledwie zdoÅ‚aÅ‚a wyjÄ…kać: - Tak. A ty, Ramie? Ram objÄ…Å‚ jÄ… mocno i Indra poczuÅ‚a, jak otacza jÄ… owa gorÄ…ca miÅ‚ość, która mogÅ‚a siÄ™ wydawać pÅ‚omieniem Wielkiej ÅšwiatÅ‚oÅ›ci, bÄ™dÄ…cej samÄ… tylko miÅ‚oÅ›ciÄ…, i zapragnęła móc ofiarować ukochanemu również coÅ› podobnego, bodaj uÅ‚amek takiego oddania, które teraz od niego biÅ‚o. Być może trochÄ™ jej siÄ™ to udaÅ‚o, gdy bowiem znów na niÄ… spojrzaÅ‚, jemu także zwilgotniaÅ‚y oczy. To znaczy, że Lemuryjczycy potrafiÄ… pÅ‚akać, pomyÅ›laÅ‚a Indra. Åšwietnie, a wiÄ™c i ja mogÄ™ siÄ™ odważyć. PatrzyÅ‚a zatem na Rama, Å›miaÅ‚a siÄ™ i pÅ‚akaÅ‚a na przemian, pociÄ…gaÅ‚a nosem i czuÅ‚a siÄ™ wprost do bólu szczęśliwa. Musieli wreszcie czym prÄ™dzej powrócić do innych, Indra wydmuchaÅ‚a nos, dopytujÄ…c siÄ™, jak wyglÄ…da, Ram zaÅ› odparÅ‚: - Jak gdybyÅ› przed chwilÄ… przyjęła bardzo wytÄ™sknione oÅ›wiadczyny. A wtedy Indra zaczęła szlochać jeszcze gÅ‚oÅ›niej, ale pÅ‚acz przerywaÅ‚y jej wybuchy Å›miechu. Na szczęście każdy zajÄ™ty byÅ‚ swoimi problemami i nikt nie miaÅ‚ czasu, by obserwować szczęśliwÄ… parÄ™. DziewczynÄ™ przeniknÄ…Å‚ dreszcz. A wciąż to, co najlepsze, jeszcze przede mnÄ…, pomyÅ›laÅ‚a. Ten moment, kiedy bÄ™dÄ™ należeć do niego po raz pierwszy i od tej pory już na caÅ‚e, caÅ‚e życie. Czy można umrzeć ze szczęścia? Bo tak wÅ‚aÅ›nie teraz siÄ™ czujÄ™. Jasne siÄ™ staÅ‚o, że wszystkim potrzebne byÅ‚o jedzenie. DokoÅ‚a panowaÅ‚a gÅ‚Ä™boka cisza, gdy posilali siÄ™ tym, co znalazÅ‚o siÄ™ na stole. Kiro, odpowiedzialny za magazyn spożywczy, staraÅ‚ siÄ™ odpowiednio dzielić porcje, jedzenia mogÅ‚o wiÄ™c wystarczyć jeszcze na wiele posiÅ‚ków. Mieli też ze sobÄ… rezerwowy prowiant w maleÅ„kich paczuszkach, lecz on byÅ‚ ostatniÄ… deskÄ… ratunku, na wypadek gdyby skoÅ„czyÅ‚o siÄ™ zwykÅ‚e jedzenie. Ekspedycja trwaÅ‚a już znacznie dÅ‚użej, niż to planowano, i nic na razie nie zapowiadaÅ‚o jej koÅ„ca, Kiro wiÄ™c byÅ‚ bardzo ostrożny, na razie jednak wszyscy mogli najadać siÄ™ do syta. Wreszcie Faron usadowiÅ‚ siÄ™ wygodnie. - Opowiadajcie teraz, Gere i Freke, co siÄ™ kryje za tymi krzykami skargi, które docierajÄ… do nas od tak dawna? Czy one majÄ… coÅ› wspólnego z tÄ… mÅ‚odÄ… wiÄ™zniarkÄ…? - Tak, ona należy do skarżącego siÄ™ chóru. Podobnie jak my kiedyÅ› - dodaÅ‚ Gere. - Co takiego? Freke potwierdziÅ‚. Indra odezwaÅ‚a siÄ™ cierpko: - Wobec tego chór utraciÅ‚ parÄ™ znakomitych wyjców w waszych osobach. JeÅ›li wilki potrafiÄ… siÄ™ uÅ›miechać, to wÅ‚aÅ›nie zrobiÅ‚y teraz Gere i Freke. - Masz sÅ‚uszność - odpowiedziaÅ‚y. - Opowiadajcie już! - ponaglaÅ‚ ich Marco. - Albo nie, zaczekajcie. CoÅ› mi mówi, że w istocie jesteÅ›cie wilkami Odyna. - Znów masz sÅ‚uszność - przyznaÅ‚ Freke. Aż sÅ‚ychać byÅ‚o, jak wszystkim zgromadzonym wprost dech zaparÅ‚o w piersiach. Marco gwizdnÄ…Å‚ cichutko. - A wiÄ™c tak to siÄ™ wiąże! - Co takiego zrozumiaÅ‚eÅ› lepiej niż my? - niecierpliwiÅ‚a siÄ™ Indra. Ale Marco jej nie sÅ‚uchaÅ‚. CaÅ‚Ä… swÄ… uwagÄ™ skierowaÅ‚ na wilki. - Czy jest wÅ›ród was Grendel? - Tak - wykrzyknęły, radoÅ›nie zaskoczone. - A Minotaur? - To nasz przywódca. - Nie psuj teraz wszystkiego, pozwól, by Gere i Freke opowiadaÅ‚y. - Indra bez cienia szacunku napadÅ‚a na swego krewniaka Marca. - Pst - szepnÄ…Å‚ nagle Oko Nocy, który siedziaÅ‚ zapatrzony w okno. - WidziaÅ‚em coÅ›... - Mnie też siÄ™ tak wydawaÅ‚o - przyznaÅ‚a Siska, również siedzÄ…ca tak, że miaÅ‚a widok na skamieniaÅ‚y las. - Ale jakoÅ› prÄ™dko zniknęło. - Co zauważyliÅ›cie? - spytaÅ‚ Ram. - Tylko jakiÅ› ruch - odparÅ‚ Oko Nocy, a Siska przyÅ›wiadczyÅ‚a skinieniem gÅ‚owy. OkazaÅ‚o siÄ™, że ulotne zjawisko zaobserwowano w różnych miejscach. Ram zabraÅ‚ wiÄ™c ze sobÄ… Marca i Oko Nocy i otworzyÅ‚ drzwi. UderzyÅ‚o ich powietrze wiecznej nocy. Przez chwilÄ™ stali w milczeniu, lecz wszÄ™dzie dookoÅ‚a panowaÅ‚a cisza. Chora dolina leżaÅ‚a pogrążona w swej zwyczajnej ciemnoÅ›ci. Niczym echo ich wÅ‚asnego nastroju rozlegÅ‚o siÄ™ przeciÄ…gÅ‚e woÅ‚anie żalu i rozpaczy, dochodzÄ…ce od strony gór. Mężczyzni poczuli, że przenika ich dreszcz. Wrócili do Å›rodka. Marco przestrzegÅ‚ wszystkich przed wychodzeniem w pojedynkÄ™, proszÄ…c, by mieli w pamiÄ™ci przeżycia Sassy. Indrze jednak wydawaÅ‚o siÄ™, że w jÄ™ku skargi usÅ‚yszaÅ‚a ton rozpaczliwej nadziei. Marco oddaÅ‚ gÅ‚os wilkom. MówiÅ‚ Freke: - Owszem, prawdÄ… jest to, czego domyÅ›la siÄ™ nasz wielce szanowny przyjaciel, książę Marco. JesteÅ›my wiÄ™zniami Gór Czarnych, wszyscy my, bÄ™dÄ…cy czarnÄ… stronÄ… wszelkich mitów, podaÅ„ i baÅ›ni, wymyÅ›lonych przez ludzi. - I w ten sposób zostaliÅ›cie ożywieni? - spytaÅ‚ Dolg. - Tak wÅ‚aÅ›nie jest. ZapadÅ‚a chwila ciszy, podczas której zebrani usiÅ‚owali przyzwyczaić siÄ™ do tej myÅ›li. Marco przypomniaÅ‚ sobie pewnÄ… rozmowÄ™, którÄ… odbyÅ‚ chyba z matkÄ…, SagÄ…. Czyż ona nie mówiÅ‚a mu czegoÅ› podobnego? Å»e to wcale nie Bóg stworzyÅ‚ ludzi, tylko ludzie stworzyli bogów, a gdy w bogów przestawano wierzyć, umierali. Czy to samo może dotyczyć postaci z baÅ›ni? Czy w ten sposób one ożywajÄ…? A dlaczego nie? Indra, która jako jedna z niewielu tu obecnych mieszkaÅ‚a na powierzchni Ziemi, zaczęła protestować. - Ale przecież wilki Odyna nie byÅ‚y zÅ‚e? - My stanowiliÅ›my przypadek graniczny, postrzegano nas nie jako zÅ‚e stworzenia, raczej po prostu niebezpieczne. Dlatego też zdoÅ‚aliÅ›my siÄ™ uwolnić i uciec stamtÄ…d - wyjaÅ›niÅ‚ Freke. - Ale Loki jest wÅ›ród was? - OczywiÅ›cie. - I Judasz? - podsunęła Sassa. - Nie, Judasz byÅ‚ prawdziwÄ… postaciÄ…, żywÄ… osobÄ…. Tu znajdujÄ… siÄ™ jedynie istoty rodem z ludzkiej wyobrazni. - Meduza? - spytaÅ‚ Jori. - OczywiÅ›cie. Indrze przyszÅ‚a do gÅ‚owy zaiste przerażajÄ…ca myÅ›l: - Tengel ZÅ‚y? - Nie - wÅ‚Ä…czyÅ‚ siÄ™ Marco. - Po pierwsze, on zostaÅ‚ unicestwiony, a po drugie dla nas, Ludzi Lodu, byÅ‚ postaciÄ… jak najbardziej rzeczywistÄ…... Freke uzupeÅ‚niÅ‚: - A po trzecie, napÅ‚yw zÅ‚ych siÅ‚ tu, do Gór Czarnych, zakoÅ„czyÅ‚ siÄ™ w czterdziestych latach osiemnastego wieku. - Wtedy gdy przybyÅ‚a tu rodzina Czarnoksiężnika? - czujnie spytaÅ‚ Dolg. - Owszem, zgadza siÄ™. WÅ‚aÅ›nie przez tamte wrota, którymi przeszÅ‚a twoja rodzina, mroczne siÅ‚y z baÅ›ni i podaÅ„ przedostawaÅ‚y siÄ™ tutaj. Jak pamiÄ™tacie, wtedy wrota zostaÅ‚y zamkniÄ™te na zawsze. - To znaczy, że reszta zÅ‚ych mocy pozostaÅ‚a pózniej na ziemi wÅ›ród ludzi? - Nie wydaje mi siÄ™, aby tak byÅ‚o. SÄ…dzÄ™, że wraz z epokÄ… oÅ›wiecenia mitologia po prostu przestaÅ‚a istnieć na ziemi. W dodatku nie powstawaÅ‚o już tak wiele bajek. - Ale dlaczego tak siÄ™ skarżycie? Czy to przez tÄ™ niewolÄ™? - Nie, gdyby byÅ‚o to tylko z tego powodu, nasze woÅ‚anie nie miaÅ‚oby takiej mocy. Nie, sÄ… inne powody... - Tam! - wrzasnÄ…Å‚ nagle Jori i rzuciÅ‚ siÄ™ do okna. - Teraz i ja coÅ› zauważyÅ‚em, ale zaraz znów zniknęło. - Co widziaÅ‚eÅ›? - spytaÅ‚ Ram. - JakiÅ› cieÅ„, ale zniknÄ…Å‚ bÅ‚yskawicznie. Przypuszczam jednak... - Tak? Jori sprawiaÅ‚ wrażenie zmieszanego. - JeÅ›li jest tak, jak mi siÄ™ wydaje, to mam racjÄ™. Chociaż nie caÅ‚kiem tak, jak mi siÄ™ wydaje. - Niezwykle precyzyjne i wiele mówiÄ…ce sformuÅ‚owanie - zÅ‚oÅ›liwie zauważyÅ‚a Indra. - A co takiego ci siÄ™ wydaje? - Nie wiem. - No cóż, to wszystko wyjaÅ›nia. PrzerwaÅ‚ im Marco. - Nie mamy czasu na to, by siedzieć tu i siÄ™ przekomarzać. Freke, czy ten żaÅ‚obny chór może nam siÄ™ przydać w drodze do zródÅ‚a? - Nie wiem, jak zdoÅ‚alibyÅ›cie dojść tam bez tego, jak to nazywasz, chóru. - Tak wÅ‚aÅ›nie myÅ›laÅ‚em. Wobec tego najpierw pójdziemy do niego - zdecydowaÅ‚ Marco. Wilki westchnęły z ulgÄ…. - A już myÅ›leliÅ›my, że nigdy na to nie wpadniecie - stwierdziÅ‚ Gere. 17 ZapanowaÅ‚a gorÄ…czkowa aktywność, przygotowywano siÄ™ do wyruszenia w dalszÄ… drogÄ™. Tym razem na wszystko patrzono inaczej. Armas nie kryÅ‚ wzburzenia: - Chcesz powiedzieć, Marco, że mój ojciec, Strażnik Góry, który strzegÅ‚ przecież tamtych wrót, miaÅ‚by wpuÅ›cić tutaj wszystkie zÅ‚e istoty z mitów? Zamiast Marca odpowiedziaÅ‚ Freke: - Nie, nie, to nie jego wina. Ale wierzcie mi, na Ziemi również istniaÅ‚y zÅ‚e moce kalibru Tengela ZÅ‚ego. Nie wiemy, czy to on, czy ktoÅ› inny zdoÅ‚aÅ‚ przemycić tutaj najmroczniejsze postaci z mitów. StaÅ‚o siÄ™ to bez wiedzy twego ojca, za jego plecami, oni mieli inny sposób na otwarcie wrót po kryjomu. Zrozumcie! - W gÅ‚osie Frekego brzmiaÅ‚a gorycz. - Ludzie oczywiÅ›cie nie chcieli znać wytworów fantazji, które sami stworzyli i w które tchnÄ™li życie. Wszystkie nieprzyjemne istoty usuniÄ™to wiÄ™c tutaj, do Gór Czarnych. - To Dolg poÅ‚ożyÅ‚ temu kres, gdy odnalazÅ‚ ÅšwiÄ™te SÅ‚oÅ„ce, które wciąż pozostawaÅ‚o na powierzchni Ziemi - dodaÅ‚ Gere. - Wówczas tamte wrota definitywnie zamkniÄ™to. - Ale ja... - zaczęła Indra, w której aż gotowaÅ‚o siÄ™ od pytaÅ„. - Pózniej - uciszyÅ‚ jÄ… Faron. - Teraz nadszedÅ‚ czas, by zdecydować, kto wyruszy dalej, a kto zostanie tutaj. ZakÅ‚adam bowiem, że Juggernauty nie pojadÄ…, czy nie tak, Chorze i Tichu? - Przejazd przez dolinÄ™ jest niemożliwy - uznali Madragowie. - I nie wrócimy tutaj, zanim nie odnajdziemy drogi do zródÅ‚a? Freke przytaknÄ…Å‚. Po odnalezieniu jÄ™czÄ…cego chóru najlepiej, byÅ‚oby bez zwÅ‚oki wyruszyć po jasnÄ… wodÄ™. Postanowiono wiÄ™c, że obaj Madragowie zostanÄ…, by przypilnować pojazdów. WydawaÅ‚o siÄ™, że przyjÄ™li takie rozwiÄ…zanie z ulgÄ…. Zostać miaÅ‚a także Siska razem z Tsi, Sassie też nie pozwolono wybrać siÄ™ nigdzie dalej. Faron chciaÅ‚, by Indra również czekaÅ‚a w J1, ale spotkaÅ‚ siÄ™ z protestami. DziewczynÄ™ uratowaÅ‚ Ram. - Drugi raz nie rozstanÄ™ siÄ™ z IndrÄ…. Zbyt straszne byÅ‚o przeÅ›wiadczenie, że jÄ… utraciÅ‚em. BÄ™dÄ™ za niÄ… odpowiadaÅ‚. - Jak chcesz - Faron nie kryÅ‚ goryczy. Potem wyprostowaÅ‚ siÄ™ w caÅ‚ej swej okazaÅ‚ej postaci. - Drodzy przyjaciele, dotychczas obserwowaÅ‚em tylko wszystkie wasze czyny i osiÄ…gniÄ™cia, zaiste radziliÅ›cie sobie chyba najlepiej jak można. Teraz zaÅ› kolej na mnie. PoprowadzÄ™ was dalej przy pomocy naszych wspaniaÅ‚ych wilków. Ci jednak, którzy tu zostanÄ…, muszÄ… mieć jakÄ…Å› ochronÄ™... Popatrzyli na niego lÄ™kliwie, nikt nie chciaÅ‚ zostać. A Faron kolejno przyglÄ…daÅ‚ siÄ™ uczestnikom wyprawy. - Zobaczmy, czyja obecność jest konieczna, jeÅ›li chodzi o dotarcie do zródÅ‚a. Oko Nocy, to jasne. I Shira. Mar, ty jesteÅ› jej towarzyszem i pomocnikiem. Marco i Dolg. Cieniu, twoim zadaniem bÄ™dzie pilnować, by nic zÅ‚ego nie przytrafiÅ‚o siÄ™ Dolgowi i jego kamieniom. Ram, ty bÄ™dziesz odpowiedzialny za IndrÄ™. Gerego i Frekego nie możemy zostawić... PozostajÄ…ca grupka stale siÄ™ zmniejszaÅ‚a. Jori i Armas wyraznie pobledli. - Heike, ciebie potrzebowalibyÅ›my i tu, i tu. - ChÄ™tnie zostanÄ™ - odparÅ‚ olbrzym z rodu Ludzi Lodu. - JakiÅ› duch przydaÅ‚by siÄ™ tutaj, niech wobec tego bÄ™dÄ™ to ja. - DziÄ™kujÄ™ - powiedziaÅ‚ Faron. - Armas... idziesz z nami. MÅ‚ody chÅ‚opak odetchnÄ…Å‚ z ulgÄ… i uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™. - Jednego wojownika już mamy - podjÄ…Å‚ Faron. - A mianowicie Mara, powiedzmy wiÄ™c, że ty, Yorimoto, zostaniesz. Wydaje mi siÄ™, że Siska i Sassa bÄ™dÄ… siÄ™ przy tobie czuÅ‚y bezpieczniejsze. Z twarzy Yorimoto nie daÅ‚o siÄ™ wyczytać, czy przyjÄ…Å‚ to jako zaszczyt czy upokorzenie. UkÅ‚oniÅ‚ siÄ™ tylko prÄ™dko, gÅ‚Ä™boko, jak samurajowi przystaÅ‚o, i nie protestowaÅ‚ przeciwko swemu losowi. Pozostali jeszcze Kiro, Sol i Jori. Faron patrzyÅ‚ na nich swymi niezwykÅ‚ymi, gÅ‚Ä™boko osadzonymi owadzimi oczyma. To ostatnie okreÅ›lenie nie byÅ‚o chyba caÅ‚kiem sÅ‚uszne, lecz tak wÅ‚aÅ›nie nazywaÅ‚a je Indra. - Sol bÄ™dzie nam potrzebna - rzekÅ‚ Faron po namyÅ›le. - A tu przy pojazdach musi też być przywódca... Ujrzawszy jednak wzburzenie na twarzach obojga, dodaÅ‚ prÄ™dko: - Ale obecność Kira jest niezbÄ™dna w dalszej podróży. I Sol, i Kiro mieli wrażenie, jakby olbrzymi kamieÅ„ spadÅ‚ im z serca. Faron wahaÅ‚ siÄ™. Sytuacja byÅ‚a dość trudna. ZamierzaÅ‚ powierzyć dowództwo Joriemu, lecz to mogÅ‚oby doprowadzić do wielkich konfliktów, bo czy samuraj może przyjmować rozkazy od mÅ‚odego chÅ‚opaka? ZdecydowaÅ‚ wiÄ™c prÄ™dko: - Yorimoto, czy podejmiesz siÄ™ zadania głównego dowodzÄ…cego w grupie, która zostanie tutaj? Samuraj wciąż nawet siÄ™ nie skrzywiÅ‚, ukÅ‚oniÅ‚ siÄ™ tylko gÅ‚Ä™boko. - Doskonale - rzekÅ‚ Faron. - Jori, ty bÄ™dziesz odpowiadać za SassÄ™, swojÄ… wÅ‚asnÄ… gÅ‚owÄ…. - Och, nie! - jÄ™knÄ…Å‚ do gÅ‚Ä™bi zawiedziony chÅ‚opak. Faron jednak mówiÅ‚ dalej: - KtoÅ› musi być odpowiedzialny za pasażerów J1 i bÄ™dziesz to wÅ‚aÅ›nie ty. PoÅ‚Ä…czycie oba pojazdy. Chor zostanie w J1 i przypilnuje samej machiny, a ty, Jori, czuwaj nad wszystkimi, którzy znajdÄ… siÄ™ w jej wnÄ™trzu. Tich zajmie siÄ™ J2, a Yorimoto bÄ™dzie opiekowaÅ‚ siÄ™ Tsi i SiskÄ…. Heike przystÄ…pi do dziaÅ‚ania, gdy jego pomoc okaże siÄ™ potrzebna. Możecie poruszać siÄ™ swobodnie miÄ™dzy oboma pojazdami, a jeÅ›li chcecie, wolno wam przebywać w jednym z nich razem, dopóki na zewnÄ…trz bÄ™dzie spokojnie. Przy najmniejszej oznace zbliżajÄ…cego siÄ™ niebezpieczeÅ„stwa znacie swoje miejsca. JakieÅ› pytania? Jori westchnÄ…Å‚ tylko ciężko, jak gdyby na jego barki zÅ‚ożono wszelkie troski Å›wiata. Faron zauważyÅ‚ to i rzekÅ‚ niemal Å‚agodnie: - Kto wie, chÅ‚opcze, może to wÅ‚aÅ›nie was czekajÄ… najgorsze kÅ‚opoty? Poza tym podczas tej wyprawy wykazaÅ‚eÅ› siÄ™ już takÄ… mÄ…droÅ›ciÄ…, zrÄ™cznoÅ›ciÄ… i odwagÄ…, że poÅ‚owa tego by wystarczyÅ‚a. Jori usiÅ‚owaÅ‚ sobie przypomnieć, co też mÄ…drego, zrÄ™cznego i odważnego zrobiÅ‚, lecz nie bardzo mu to wychodziÅ‚o. Zanadto mu byÅ‚o przykro. Ale sÅ‚owa Farona dodaÅ‚y mu otuchy. - I bez wzglÄ™du na to, co siÄ™ bÄ™dzie dziaÅ‚o, wy, którzy zostaniecie tutaj, nie opuszczajcie pojazdów - prosiÅ‚ Faron. Obiecali, że bÄ™dÄ… posÅ‚uszni. Zaraz potem Faron wziÄ…Å‚ Joriego na stronÄ™. - Wiem, że bardzo chciaÅ‚byÅ› pójść z nami - rzekÅ‚ przyjaznie. - ObiecaÅ‚em jednak twoim rodzicom, że nie zabiorÄ™ ciÄ™ aż do koÅ„ca. JesteÅ› też na to nieco za mÅ‚ody, tylko Siska i Sassa sÄ… mÅ‚odsze od ciebie, a one zostajÄ… tutaj. Å»aden z nich nie wspomniaÅ‚, że zarówno Indra, jak i Armas sÄ… rówieÅ›nikami Joriego. ChÅ‚opak doskonale zdawaÅ‚ sobie sprawÄ™, że on jest najbardziej dziecinny i najbardziej zuchwaÅ‚y z nich wszystkich, zdecydowaÅ‚ wiÄ™c wreszcie, że z honorem przyjmie wyznaczonÄ… mu rolÄ™. Tu na pewno też przeżyje niejedno. WÅ‚aÅ›ciwie nawet siÄ™ cieszyÅ‚. PokusiÅ‚ siÄ™ jednak na ostatniÄ… próbÄ™: - Czy nie byÅ‚oby dobrym pomysÅ‚em wykorzystanie gondoli? Ja w każdym razie mógÅ‚bym, jako doÅ›wiadczony kierowca... Ale Faron nie daÅ‚ siÄ™ przekonać, pokrÄ™ciÅ‚ gÅ‚owÄ…. - Gondola jest zbyt delikatna, mieliÅ›my już okazjÄ™ siÄ™ o tym przekonać. Ale przez caÅ‚y czas bÄ™dziemy z wami utrzymywać Å‚Ä…czność radiowÄ…, teraz gdy znajdujemy siÄ™ już w tym samym wymiarze, nie powinno być z tym kÅ‚opotów. Aparat bÄ™dziesz miaÅ‚ ty i po jednym obaj Madragowie. Pozostali nie bÄ™dÄ… mieli żadnego. To pomogÅ‚o trochÄ™ podtrzymać prestiż Joriego. Wciąż jednak byÅ‚ zdania, że ludzie wÄ™drujÄ…cy pieszo przez dolinÄ™ bÄ™dÄ… jeszcze bardziej pozbawieni ochrony, niż gdyby lecieli gondolÄ…. Lecz w niej oczywiÅ›cie wszyscy by siÄ™ i tak nie zmieÅ›cili. - Utrzymujcie z nami kontakt przez caÅ‚y czas - poprosiÅ‚. - Możesz nam zaufać - odparÅ‚ Faron. - A gdyby coÅ› zaczęło siÄ™ dziać tu, przy pojazdach, natychmiast daj znać. Informuj nas o wszystkim. Jori zÅ‚ożyÅ‚ obietnicÄ™. Wreszcie siÄ™ rozdzielili. W Juggernautach zostaÅ‚o osiem osób, dwanaÅ›cioro innych wraz z dwoma wilkami wyruszyÅ‚o w chÅ‚odny mrok. Indra zaraz zatÄ™skniÅ‚a za bezpiecznymi objÄ™ciami J1, za jego ciepÅ‚em i Å›wiatÅ‚em. Pragnęła jednak tam być, gdzie Ram. Wstyd przyznać, lecz to wÅ‚aÅ›nie byÅ‚o dla niej najważniejsze. Faron ustawiÅ‚ ich w szyku. - Ram i Kiro, pójdziecie na samym koÅ„cu, bÄ™dziecie pilnować, by nikt nie zaatakowaÅ‚ nas od tyÅ‚u. Gere i Freke, wy bÄ™dziecie iść przodem, razem ze mnÄ…... Wilki natychmiast zajęły miejsce po jego bokach. - Marco, ty przypilnujesz Oka Nocy, ruszycie zaraz za mnÄ…. Potem Dolg i CieÅ„, a za wami Shira i Mar. Armasie, ty pójdziesz przed IndrÄ… i Sol, a na samym koÅ„cu Strażnicy, Ram i Kiro. Czy o nikim nie zapomniaÅ‚em? Nie, nikt nie zostaÅ‚ pominiÄ™ty. A potem staÅ‚o siÄ™ coÅ›, czego nikt siÄ™ nie spodziewaÅ‚. Wszyscy zajÄ™li swoje miejsca w szyku, gotowi do wymarszu. Wtedy Faron wyprostowaÅ‚ siÄ™ tak, że wydawaÅ‚ siÄ™ jeszcze wyższy niż zwykle, wznosiÅ‚ siÄ™ nad nimi niczym wieża, a potem jego postać w jasnych szatach rozbÅ‚ysÅ‚a, zaczęło bić od niego Å›wiatÅ‚o. RuszyÅ‚. Za nim caÅ‚y oddziaÅ‚. - Marco, ty chyba też to potrafisz? - spytaÅ‚a Indra. Odwrócili siÄ™ obaj, Marco i Faron. - Owszem - odparÅ‚ książę. - Ale jedna gwiazda przewodnia wystarczy. Indra zauważyÅ‚a, że Faron z wielkim zainteresowaniem rozprawia o czymÅ› z Markiem, nie miaÅ‚a jednak czasu siÄ™ nad tym zastanowić, odkryÅ‚a bowiem, że poruszajÄ… siÄ™ we wprost oszaÅ‚amiajÄ…cym tempie. Ona również, tak jak wszyscy. Przemieszczali siÄ™ tak prÄ™dko, że przestraszyÅ‚a siÄ™, iż nie zdoÅ‚a dotrzymać towarzyszom kroku, lecz nie czuÅ‚a siÄ™ ani trochÄ™ zmÄ™czona. Pokonali poÅ‚owÄ™ odlegÅ‚oÅ›ci dzielÄ…cej ich od Góry ZÅ‚a w niezmiernie krótkim czasie. Indra odwróciÅ‚a siÄ™ do Rama. - Faron to Obcy, nie zapominaj o tym - odpowiedziaÅ‚ Ram na jej niewypowiedziane pytanie. Indra oczywiÅ›cie nie mogÅ‚a utrzymać jÄ™zyka za zÄ™bami. - Faronie, dlaczego tak dÅ‚ugo ukrywaÅ‚eÅ› wszystkie swoje zdolnoÅ›ci? - zawoÅ‚aÅ‚a. - Dotychczas nie byÅ‚y mi potrzebne - odparÅ‚, nie odwracajÄ…c siÄ™. - CzyżbyÅ›my tak Å›wietnie sobie radzili? - Owszem, przynajmniej niektórzy z was. - O, zasÅ‚użyÅ‚am sobie na to - rozeÅ›miaÅ‚a siÄ™ Indra zawstydzona. Wcale nie poruszali siÄ™ biegiem, szli caÅ‚kiem normalnie, a mimo to ziemia umykaÅ‚a im spod stóp. Indra nie mogÅ‚a siÄ™ temu nadziwić, ale też i nigdy nie jezdziÅ‚a konno na sposób elfów. Teraz mieli do czynienia z bardzo podobnym zjawiskiem. Przez caÅ‚y czas czuli, że nie sÄ… sami. KtoÅ› ich obserwowaÅ‚, ktoÅ› staÅ‚ ukryty za każdÄ… mijanÄ… przez nich skaÅ‚Ä…. Raz jedna z migotliwych postaci znalazÅ‚a siÄ™ tak blisko, że Indra mogÅ‚a jej wrÄ™cz dotknąć. OdwróciÅ‚a siÄ™ do Rama z pytaniem: - Czy wÅ‚aÅ›nie dlatego poruszamy siÄ™ tak prÄ™dko? - Prawdopodobnie. Przypuszczam, że spotkanie z tym czymÅ›, co nas obserwuje, nie byÅ‚oby przyjemne. - Jest ich wielu. - Tak, jeden... albo wielu. ZastanowiÅ‚a siÄ™ nad tym, co powiedziaÅ‚ Ram. Czy naprawdÄ™ mogÅ‚o chodzić o jednÄ… istotÄ™, która przemieszczaÅ‚a siÄ™ bÅ‚yskawicznie od skaÅ‚y do skaÅ‚y, od jednego skamieniaÅ‚ego drzewa do drugiego? Nie przypuszczaÅ‚a, by tak wÅ‚aÅ›nie byÅ‚o. - Wydaje mi siÄ™, że to nie sÄ… ci potworni niewolnicy - mruknęła Sol. - Ja też tak myÅ›lÄ™. Ci tutaj sÄ… bardziej rozmyci. - SÄ… chyba bardzo wrogo nastawieni. - O, tak, bez wÄ…tpienia. PrawdÄ… byÅ‚o to, co mówiÅ‚a Sol. Można by przypuszczać, że potajemna obserwacja wypÅ‚ywa jedynie z ciekawoÅ›ci bÄ…dz niepewnoÅ›ci, lecz kryÅ‚o siÄ™ za tym coÅ› jeszcze. I Sol trafiÅ‚a prosto w dziesiÄ…tkÄ™, istota bÄ…dz istoty rzeczywiÅ›cie byÅ‚y wrogo nastawione. Na cóż wobec tego czekaÅ‚y? Czyżby mimo wszystko baÅ‚y siÄ™ czegoÅ›? BÅ‚yskawiczny przemarsz caÅ‚ego oddziaÅ‚u z jaÅ›niejÄ…cym Faronem na czele każdego zdoÅ‚aÅ‚by wystraszyć. Wysoko w sali wÅ‚adców oglÄ…dano obrazy na ekranie. - SÄ… niesÅ‚ychanie potężni - mruknÄ…Å‚ jeden z obecnych. - Wcale nie potężniejsi od nas - warknÄ…Å‚ inny. - Teraz ich rozdzielimy, a wtedy nic już ich nie uratuje. Otworzyć tamy! SÄ… teraz w odpowiednim miejscu! W dolinie Faron wsÅ‚uchiwaÅ‚ siÄ™ w narastajÄ…cy szum, który z wolna zmieniaÅ‚ siÄ™ w huk, rozlegajÄ…cy siÄ™ coraz bliżej. Wszystko dziaÅ‚o siÄ™ tak szybko, że nikt w grupie nie zdążyÅ‚ zidentyfikować tego zjawiska. Zdążyli tylko pomyÅ›leć: czyżby to masy wody? MyÅ›l byÅ‚a jednak na tyle nieprawdopodobna, że nikt nie zareagowaÅ‚ w czas. W nastÄ™pnej sekundzie zalaÅ‚a ich brudna fala powodzi. PochwyciÅ‚a ich, cisnęła daleko, nikt nie miaÅ‚ możliwoÅ›ci, by jakkolwiek jÄ… powstrzymać. Armas, ciÅ›niÄ™ty na skaÅ‚Ä™, zaczÄ…Å‚ tracić przytomność od mocnego uderzenia, zdoÅ‚aÅ‚ jednak uchwycić siÄ™ kamienia i staraÅ‚ siÄ™ wstrzymać oddech tak dÅ‚ugo, jak tylko mógÅ‚, pod zalewajÄ…cÄ… go bÅ‚otnistÄ… wodÄ…. Przez moment widziaÅ‚ nad powierzchniÄ… gÅ‚owÄ™ Indry i Rama, który usiÅ‚owaÅ‚ rzucić siÄ™ dziewczynie na ratunek. Potem zniknÄ™li. Nikogo innego nie zauważyÅ‚, widocznie prÄ…d poniósÅ‚ ich gdzieÅ› dalej. Równie niespodziewanie jak nadeszÅ‚a, tak samo prÄ™dko fala powodzi siÄ™ cofnęła. Armas znów mógÅ‚ zaczerpnąć powietrza. PróbowaÅ‚ wstać, poÅ›lizgnÄ…Å‚ siÄ™ na gÅ‚adkim kamieniu, spróbowaÅ‚ jeszcze raz. Nigdzie ani Å›ladu przyjaciół. Już otworzyÅ‚ usta, by ich zawoÅ‚ać, gdy jakiÅ› ruch tuż obok zwróciÅ‚ jego uwagÄ™. A wiÄ™c ktoÅ› jednak czaiÅ‚ siÄ™ w pobliżu! PodniósÅ‚ gÅ‚owÄ™ i poczuÅ‚, jak caÅ‚e ciaÅ‚o zmienia siÄ™ w lód. WywoÅ‚aÅ‚ to nie tylko szok, jakiego doznaÅ‚, lecz także prawdziwe zimno, otaczajÄ…ce niczym zmrożona mgÅ‚a potwornÄ… istotÄ™, która zmierzaÅ‚a w jego stronÄ™. 18 Oko Nocy porwaÅ‚a fala pÄ™dzÄ…ca z oszaÅ‚amiajÄ…cÄ… prÄ™dkoÅ›ciÄ…. WalczyÅ‚ jak szaleniec, by wysunąć gÅ‚owÄ™ nad powierzchniÄ™, momentami mu siÄ™ to udawaÅ‚o, Å‚apczywie wtedy wciÄ…gaÅ‚ oddech, tylko po to, by kolejny haust bÅ‚otnistej wody wdarÅ‚ mu siÄ™ do gardÅ‚a. PróbowaÅ‚ zachowywać siÄ™ tak, jak go uczono: gdy wpadnie siÄ™ do wody, należy pozwolić nieść siÄ™ prÄ…dowi na plecach, nogami do przodu. W tych pÄ™dzÄ…cych rozszalaÅ‚ych masach wody okazaÅ‚o siÄ™ to jednak niemożliwe. Nie mógÅ‚ nawet uÅ‚ożyć siÄ™ w odpowiedniej pozycji. PÅ‚uca zaczęły go boleć, baÅ‚ siÄ™ już teraz naprawdÄ™, a do gÅ‚owy wpadaÅ‚y niemÄ…dre myÅ›li: Wybaczcie mi, matko, ojcze i caÅ‚e plemiÄ™, że nie powiodÅ‚o mi siÄ™ to wielkie wyznaczone mi zadanie, wybacz mi, MaÅ‚y Ptaszku, i ty, Berengario, obie was skrzywdziÅ‚em, choć przecież nie chciaÅ‚em, a teraz nie mam nawet czasu, żeby... DotÄ…d dotarÅ‚, gdy nagle potworna siÅ‚a cisnęła go na jakieÅ› zbocze, a jednoczeÅ›nie dostrzegÅ‚, że brudna fala znika gdzieÅ› w dole. KaszlaÅ‚ najpierw dÅ‚ugo, myÅ›lÄ…c już, że od samego kaszlu pÄ™knÄ… mu pÅ‚uca. Pózniej dÅ‚ugo leżaÅ‚ na plecach, usiÅ‚ujÄ…c odzyskać normalny rytm oddechu. UniósÅ‚ siÄ™ na Å‚okciu i wypluÅ‚ wodÄ™, czarnÄ…, brudnÄ…, a potem rozejrzaÅ‚ siÄ™ wkoÅ‚o. ZnalazÅ‚ siÄ™ w dzikiej, obcej części doliny. Wprawdzie doliny tej nie znali, bo wtedy, gdy kazano im wierzyć, że jest ona prawdziwym rajem, peÅ‚nym Å›wiatÅ‚a i blasku sÅ‚oÅ„ca, wszystko okazaÅ‚o siÄ™ jedynie uÅ‚udÄ…. Teraz dookoÅ‚a panowaÅ‚ mrok i okolica wydawaÅ‚a siÄ™ straszna. Ale z górami, otaczajÄ…cymi dolinÄ™, zdążyÅ‚ siÄ™ przecież zapoznać, a tych tutaj nie poznawaÅ‚. ZrozumiaÅ‚, że oglÄ…da wszystko patrzÄ…c pod zupeÅ‚nie innym kÄ…tem, bo przecież tak daleko nie zdążyÅ‚ siÄ™ chyba przemieÅ›cić. PoderwaÅ‚ siÄ™ nagle na widok stworzenia przypatrujÄ…cego mu siÄ™ peÅ‚nym nienawiÅ›ci spojrzeniem. Istota zaczęła siÄ™ zbliżać, Indianin na wpół siedzÄ…c staraÅ‚ siÄ™ przed niÄ… wycofać. Ratunku, gdzie sÄ… inni, pomyÅ›laÅ‚. Ach, niechże mi ktoÅ› pomoże! Tajemniczy obserwatorzy, ci, którzy towarzyszyli czÅ‚onkom ekspedycji w podróży przez dolinÄ™, postanowili siÄ™ wreszcie im ukazać. Dolga, odrzuconego daleko od innych, najbardziej gnÄ™biÅ‚a myÅ›l o szlachetnych kamieniach, które nosiÅ‚ u pasa. JeÅ›li je teraz stracÄ™, bÄ™dziemy zgubieni. Bez żadnej możliwoÅ›ci ratunku, rozpaczaÅ‚. O wÅ‚asnym bezpieczeÅ„stwie nie myÅ›laÅ‚. Tak mocno zaciskaÅ‚ rÄ™ce na skórzanych woreczkach z szafirem i farangilem, że nie miaÅ‚ możliwoÅ›ci myÅ›leć o wÅ‚asnym ocaleniu, i dlatego z ogromnÄ… siÅ‚Ä… uderzaÅ‚ o dno, to znaczy o ziemiÄ™, a także o kamienie i skaÅ‚y, które znalazÅ‚y siÄ™ na jego drodze. UsiÅ‚owaÅ‚ siÄ™ skulić na ile mógÅ‚, lecz jeÅ›li nawet ochroniÅ‚o go to przed uderzeniami, to wcale nie uÅ‚atwiÅ‚o oddychania. PojÄ…Å‚ wreszcie, że musi wydostać siÄ™ na powierzchniÄ™, to jednak zagrażaÅ‚o bezpieczeÅ„stwu kamieni, ale nie miaÅ‚ wyboru. PÅ‚uca nie radziÅ‚y sobie już dÅ‚użej bez powietrza. PuÅ›ciÅ‚ woreczki i ruchami ramion usiÅ‚owaÅ‚ utorować sobie drogÄ™ do wolnoÅ›ci. Niestety, zaraz uderzyÅ‚ gÅ‚owÄ… o skalny blok, aż przed oczami zawirowaÅ‚y mu gwiazdy, i straciÅ‚ przytomność. PochwyciÅ‚a go jakaÅ› dÅ‚oÅ„ i postawiÅ‚a na nogi. - No, jesteÅ› wreszcie, chÅ‚opcze - odezwaÅ‚ siÄ™ CieÅ„ z ponurÄ… minÄ…. StaÅ‚, jak gdyby kompletnie nie zauważaÅ‚ rwÄ…cego nurtu. Do dzisiaj nazywaÅ‚ Dolga chÅ‚opcem, nigdy nie zapomniaÅ‚ zapÅ‚akanego chÅ‚opaczka, który pomimo wielkiego strachu zdoÅ‚aÅ‚ wypeÅ‚nić swe pierwsze ważne zadanie: odnalazÅ‚ niebieski szafir. CieÅ„ przyglÄ…daÅ‚ siÄ™ nieprzytomnemu mężczyznie, którego trzymaÅ‚ w objÄ™ciach, lecz widziaÅ‚ w nim tylko maÅ‚ego chÅ‚opca, nad którym czuwaÅ‚ od jego narodzin, a nawet jeszcze wczeÅ›niej. Wszak matka chÅ‚opca, Tiril, widywaÅ‚a niekiedy jakiÅ› wielki cieÅ„ w kÄ…cie, jeszcze zanim Dolg przyszedÅ‚ na Å›wiat. Dolg, wybrany, ten, który miaÅ‚ zdobyć szafir i farangil, a pózniej SÅ‚oÅ„ce, wciąż wówczas pozostajÄ…ce na Ziemi, zdoÅ‚aÅ‚ odnalezć wszystkie trzy kamienie i przynieść je do Królestwa ÅšwiatÅ‚a, teraz zostaÅ‚ ranny, nie wiadomo, na ile poważnie. CieÅ„ sprawdziÅ‚, czy szlachetnym kamieniom nic siÄ™ nie staÅ‚o, a potem wyjÄ…Å‚ szafir, podÅ›wiadomie rejestrujÄ…c, że fala powodzi siÄ™ cofa. UÅ‚ożyÅ‚ Dolga na wystÄ™pie skalnym, uklÄ…kÅ‚ przy nim i przysunÄ…Å‚ niebieskÄ… kulÄ™ do jego piersi. CieÅ„ nie baÅ‚ siÄ™ tego robić, wiedziaÅ‚, że gdy chodzi o zdrowie samego Dolga, kamieÅ„ zgodzi siÄ™ na to, by ktoÅ› obcy wziÄ…Å‚ go w rÄ™ce. Mężczyzna jakby wyjÄ™ty wprost z obrazu Botticellego lub innego malarza z jego szkoÅ‚y otworzyÅ‚ swe caÅ‚kiem czarne oczy. SzepnÄ…Å‚ coÅ›. CieÅ„ pochyliÅ‚ siÄ™ niżej i teraz usÅ‚yszaÅ‚ sÅ‚owa: - Cieniu, coÅ› stoi za tobÄ…. Powódz dla duchów nie stanowiÅ‚a żadnego problemu. Natychmiast przybraÅ‚y niewidzialnÄ… postać, wszystkie, zarówno Shira i Mar, jak i Sol. Ta ostatnia miaÅ‚a wprawdzie nieco wiÄ™cej kÅ‚opotów, trwaÅ‚o to trochÄ™ dÅ‚użej niż zwykle i z wÅ‚aÅ›ciwÄ… sobie niekonsekwencjÄ… rzuciÅ‚a jakieÅ› brzydkie sÅ‚owo pod adresem Marca. PrzypomniaÅ‚o jej siÄ™ jednak zaraz, że to ona chciaÅ‚a być na pół czÅ‚owiekiem, pokornie wiÄ™c mruknęła: Przepraszam, Marco , uwalniajÄ…c siÄ™ od napÅ‚ywajÄ…cej wielkÄ… falÄ… brudnej bagnistej wody. Marco i Faron wspólnymi siÅ‚ami zdoÅ‚ali wydostać siÄ™ na skaÅ‚Ä™. Obaj byli dostatecznie potężni, by oprzeć siÄ™ wÅ›ciekÅ‚oÅ›ci żywiołów. Gorzej byÅ‚o z pozostaÅ‚ymi. Fala porwaÅ‚a w gÅ‚Ä…b Rama, Kira i IndrÄ™, a także oba wilki. Na szczęście Mar znajdowaÅ‚ siÄ™ w pobliżu Frekego i zdoÅ‚aÅ‚ go wyciÄ…gnąć, Gere jednak przepadÅ‚. Wreszcie wielka fala ustÄ…piÅ‚a. Duchy zebraÅ‚y siÄ™ koÅ‚o Marca i Farona. DotarÅ‚ tu również Freke i podziÄ™kowaÅ‚ Marowi za wybawienie. - Co teraz zrobimy? - pytaÅ‚a Shira. - Spróbujemy odnalezć resztÄ™ - odparÅ‚ Faron. - ZauważyÅ‚em, że CieÅ„ trzymaÅ‚ siÄ™ w pobliżu Dolga, sÄ…dzÄ™ wiÄ™c, że o opiekuna kamieni nie musimy siÄ™ martwić. Wydaje mi siÄ™ też, że nikt nie zdążyÅ‚ utonąć... - Bo też wcale nie miaÅ‚o tak być - stwierdziÅ‚ Marco po namyÅ›le. - WyglÄ…da na to, że zaplanowano dla nas zupeÅ‚nie co innego. Rozejrzeli siÄ™ wokoÅ‚o. NiskÄ… półkÄ™ skalnÄ…, na której stali, otaczaÅ‚y przerażajÄ…ce istoty, wywodzÄ…ce siÄ™ rodem z najstraszniejszego chyba koszmaru. Rama ogarnęła rozpacz. UderzyÅ‚ o skaÅ‚Ä™ i zdoÅ‚aÅ‚ jakoÅ› wydostać siÄ™ na suchy lÄ…d, widziaÅ‚ jednak, że fala wciÄ…gnęła IndrÄ™, i z powrotem rzuciÅ‚ siÄ™ w wodÄ™, spieszÄ…c jej na ratunek. Niestety, przestaÅ‚ widzieć dziewczynÄ™. Jedyne, co mógÅ‚ dostrzec, gdy unosiÅ‚ siÄ™ na powierzchni, to spienione ciemne masy wody, walÄ…ce o gÅ‚azy i kamienie, rozbijajÄ…ce je na drzazgi, pieniÄ…ce siÄ™ wokół przeszkód, byle tylko utorować sobie drogÄ™ dalej przez dolinÄ™. Nie widziaÅ‚ nikogo innego, czuÅ‚ siÄ™ samotny i bezradny. Nikomu nie mógÅ‚ pomóc, nawet sobie. Potem woda uniosÅ‚a go w górÄ™ i wreszcie zdoÅ‚aÅ‚ uchwycić siÄ™ jakiegoÅ› starego, zniszczonego drzewa, poczerniaÅ‚ego i wykrzywionego. Gdy fala brudnej wody cofaÅ‚a siÄ™, przyglÄ…daÅ‚ siÄ™ zniszczeniom. - Och, Indro, Indro - szeptaÅ‚. - Znów siÄ™ rozdzieliliÅ›my, ale tym razem odnajdÄ™ ciÄ™ prÄ™dzej niż ostatnio, przyrzekam. SprawdziÅ‚, czy nic mu siÄ™ nie staÅ‚o. MiaÅ‚ wrażenie, że jest dokÅ‚adnie obity, lecz okazaÅ‚o siÄ™, że nie jest wcale tak zle, jakoÅ› da sobie radÄ™. Gorzej byÅ‚o z IndrÄ…, zniknęła w ciemnej nieprzejrzystej dolinie, w plÄ…taninie, w tym prawdziwym labiryncie wysokich, ostro zakoÅ„czonych skaÅ‚, martwych drzew i jakby bezÅ‚adnie porozrzucanych wzniesieÅ„. A gdzie podziali siÄ™ inni? Nagle wÅ‚osy stanęły mu na karku. PoczuÅ‚, że jest obserwowany. CoÅ› staÅ‚o za jego plecami. KtoÅ›, kto nie życzyÅ‚ mu dobrze. Ram niechÄ™tnie siÄ™ odwróciÅ‚. Indra czoÅ‚gaÅ‚a siÄ™, trochÄ™ peÅ‚zÅ‚a na czworakach, potykaÅ‚a w obrzydliwym bÅ‚ocie, które pokryÅ‚o ziemiÄ™, gdy fala powoli siÄ™ cofnęła. Paskudnie przy tym przeklinaÅ‚a, wypluwajÄ…c brudne kamyki i Å›mieci, naniesione przez masy wody. Gdy już zabrakÅ‚o jej przekleÅ„stw i gdy obejrzaÅ‚a swoje bezwstydnie zniszczone ubranie, zaczęła bać siÄ™ o pozostaÅ‚ych. MignÄ…Å‚ jej przed oczami Ram, akurat wtedy, gdy porwaÅ‚a go woda. WidziaÅ‚a, że wyciÄ…gaÅ‚ do niej rÄ™kÄ™, lecz to byÅ‚o jak... Och, cóż za porównanie przyszÅ‚o jej do gÅ‚owy, to byÅ‚o niczym próba powstrzymania biblijnego potopu! Dlaczego nie umiaÅ‚a wymyÅ›lić czegoÅ› bardziej oryginalnego? BaÅ‚a siÄ™ o Rama, o wszystkich innych. Ona przecież siedziaÅ‚a tutaj caÅ‚a i zdrowa, a tamci być może sÄ… poważnie ranni albo zginÄ™li... Ach, nie, to niemożliwe! Musi zacząć ich szukać, być może tylko ona jest w stanie to zrobić, być może życie i zdrowie przyjaciół zależy wyÅ‚Ä…cznie od niej! Najpierw jednak musi znalezć jakiÅ› punkt, z którego bÄ™dzie mogÅ‚a rozejrzeć siÄ™ po okolicy... Tam jest jakieÅ› drzewo. Sprawia wrażenie, że da siÄ™ na nie wspiąć, lecz czy zdoÅ‚a jÄ… utrzymać? No cóż, jeÅ›li ulegÅ‚o petryfikacji, na pewno wszystko bÄ™dzie dobrze. Ojej, ależ mÄ…drego sÅ‚owa użyÅ‚a na skamienienie, pomyÅ›laÅ‚a lekko zirytowana na samÄ… siebie. Zaczęła siÄ™ wspinać. Nie dotarÅ‚a szczególnie wysoko, gdy nagle drgnęła. Tam, w pobliżu tego niedużego wzniesienia, na którym siÄ™ znajdowaÅ‚a, coÅ› leżaÅ‚o na ziemi, na wpół ukryte w szlamie. CoÅ› ciemnego, unurzanego w bÅ‚ocie, postrzÄ™pionego, co musiaÅ‚o być... Tak! To jeden z wilków! Natychmiast zeszÅ‚a na dół i zaczęła przedzierać siÄ™ ku czworonożnemu przyjacielowi. Buty zapadaÅ‚y siÄ™ w miÄ™kkÄ… glinÄ™, ledwie zdoÅ‚aÅ‚a utrzymać równowagÄ™. Wreszcie stwierdziÅ‚a, że dużo szybciej przemieszcza siÄ™ na czworakach. Tym, którzy na mnie patrzÄ…, muszÄ™ wydawać siÄ™ bardzo komiczna, pomyÅ›laÅ‚a. I wtedy siÄ™ zatrzymaÅ‚a. Tym, którzy na mnie patrzÄ…? RozejrzaÅ‚a siÄ™ dokoÅ‚a. Najwidoczniej podÅ›wiadomie zarejestrowaÅ‚a, że ktoÅ› jest w pobliżu. Jakież to okropne! Ale teraz nikogo tu nie zauważyÅ‚a. WmówiÅ‚a sobie to wszystko, w tej ponurej dolinie byÅ‚y na pewno jedynie czarne drzewa. Czym prÄ™dzej popeÅ‚zÅ‚a naprzód. WyglÄ…dam pewnie jak wariatka, pomyÅ›laÅ‚a. Jestem brudniejsza niż starodawni kominiarze. Teraz kominiarzom żyje siÄ™ Å‚atwiej niż kiedyÅ›. WÅ‚aÅ›ciciele domów wystawiajÄ… drabiny, wiadra i zaÅ‚atwiajÄ… wszystko, może nawet muszÄ… spuszczać siÄ™ do komina, a potem jeszcze pÅ‚acÄ…. Ach, kochane myÅ›li, nie krążcie jak szalone. Ram, Ram, gdzie jesteÅ›, jÄ™knęło jej w duszy. Wreszcie dotarÅ‚a do wilka. Czy on oddycha? Chyba tak. - Cześć, jesteÅ› Gere czy Freke? TrochÄ™ trudno to stwierdzić przy tym twoim nowym makijażu. Wilk leżaÅ‚ z zamkniÄ™tymi oczami, lecz Indra wychwyciÅ‚a jego myÅ›l: Gere . - Jak siÄ™ miewasz? - spytaÅ‚a życzliwie, zatroskana. Indra miaÅ‚a sÅ‚abość do dumnych wilków, którym siÄ™gaÅ‚a akurat do szyi. Zawsze patrzyÅ‚y na niÄ… z góry, lecz nigdy z pogardÄ…, po prostu rozmawiajÄ…c z niÄ…, musiaÅ‚y spuÅ›cić gÅ‚owy. Kolejna myÅ›l zwierzÄ™cia: Oczyść mi gardÅ‚o . - I pÅ‚uca, o, tak, oczywiÅ›cie, rozumiem. W tej okropnej dolinie zostaliÅ›my chyba tylko ty i ja, Gere, musimy sobie jakoÅ› pomóc, a potem szukać, szukać, musimy ich odnalezć! GadajÄ…c tak, usiÅ‚owaÅ‚a podnieść przedniÄ… poÅ‚owÄ™ ciaÅ‚a wilka, nie byÅ‚o to jednak wcale Å‚atwe. - MusiaÅ‚eÅ› wybrać akurat najgorsze bÅ‚oto? No, hej, hop - dodawaÅ‚a sobie sama otuchy. Mocniej obejmujÄ…c i Å›ciskajÄ…c z caÅ‚ej siÅ‚y ciaÅ‚o wilka, próbowaÅ‚a wycisnąć resztki wody z jego pÅ‚uc. UdaÅ‚o siÄ™. CharczÄ…cy kaszel rozszerzyÅ‚ pÅ‚uca, szarpnÄ…Å‚ przy tym ciaÅ‚em wilka tak, że Indra poleciaÅ‚a w tyÅ‚ prosto w bÅ‚oto, i Gere wreszcie mógÅ‚ normalnie oddychać. PodniósÅ‚ siÄ™ i zaraz znów upadÅ‚. - Chyba mam zÅ‚amanÄ… nogÄ™ - przekazaÅ‚ jej myÅ›lÄ…. - Może... ojej! Wilk nie miaÅ‚ siÅ‚y nawet podnieść Å‚ba. WydaÅ‚ z siebie tylko warczenie, tak ciche, że nie dotarÅ‚o do dwóch istot, które staÅ‚y teraz w ich pobliżu i czekaÅ‚y. Tylko na co? Nikt nie wiedziaÅ‚, gdzie znajduje siÄ™ Kiro, nawet on sam. Dość prÄ™dko bowiem zdoÅ‚aÅ‚ uchwycić siÄ™ jakiegoÅ› drzewa i mocno siÄ™ go trzymaÅ‚ aż do chwili, gdy lawina wielkich kamiennych bloków porwaÅ‚a go, już nieprzytomnego, i poniosÅ‚a daleko od przyjaciół. 19 W Juggernautach widzieli i sÅ‚yszeli gwaÅ‚townÄ… falÄ™ powodzi, która gnaÅ‚a przez dolinÄ™. Nie kierowaÅ‚a siÄ™ w ich stronÄ™; wprawdzie w niewielkiej odlegÅ‚oÅ›ci, lecz ich wyminęła. Patrzyli, jak woda pieni siÄ™ wÅ›ród skaÅ‚. PÅ‚ynęła z tak szalonÄ… siÅ‚Ä…, że piana wzbijaÅ‚a siÄ™ wysoko w powietrze, a wielkie kamienie wywracaÅ‚y. Ósemka pozostaÅ‚a w Juggernautach ogromnie siÄ™ niepokoiÅ‚a. Czy powinni wyjść i odszukać przyjaciół? A jeÅ›li fala trafiÅ‚a na nich? Ale Yorimoto, którego wyznaczono na dowódcÄ™, odradzaÅ‚ takie posuniÄ™cie, a Madragowie go poparli. Mieli rozkaz nie opuszczać pojazdów, bez wzglÄ™du na wszystko. Nie brano jednak pod uwagÄ™ tego, co miaÅ‚o stać siÄ™ pózniej... Jori wezwaÅ‚ Marca i otrzymaÅ‚ od niego uspokajajÄ…cÄ… odpowiedz. Fala cofnęła siÄ™, razem z nim byÅ‚ Faron, Shira i Mar, a ponadto wiedzieli, że Dolg i CieÅ„ sÄ… bezpieczni. Nie przypuszczali, by inni musieli zmagać siÄ™ z jakimÅ› ogromnym problemem, wÅ‚aÅ›nie mieli wyruszyć na poszukiwania. Na szczęście Å‚Ä…czność znów dziaÅ‚aÅ‚a. Jori usÅ‚yszaÅ‚ jeszcze, jak Marco rozmawia z Faronem, wychwyciÅ‚ coÅ›, co brzmiaÅ‚o: WyglÄ…da na to, że zaplanowano dla nas zupeÅ‚nie co innego , a potem Marco mówiÅ‚ dalej: - Zaraz, zaraz, co to takiego? Nie, Jori, bez obawy, z tym sobie poradzimy. Potem zapadÅ‚a cisza. Czy uspokoiÅ‚o to nas, czy...? zastanawiaÅ‚ siÄ™ Jori. Przyjaciele patrzyli na niego pytajÄ…co. Wciąż nie mieli pojÄ™cia, że wÅ‚aÅ›nie ich czeka najstraszniejsza próba. - Ho, ho - powiedziaÅ‚a Indra, siedzÄ…c w bÅ‚ocie z Å‚bem Gerego na kolanach. - Nieproszeni goÅ›cie? Doprawdy, moglibyÅ›cie wykazać siÄ™ nieco wiÄ™kszÄ… elegancjÄ…! W rzeczywistoÅ›ci dwie istoty wyglÄ…daÅ‚y wstrÄ™tnie, jak gdyby tygodniami leżaÅ‚y w ziemi, a teraz wydobyÅ‚y siÄ™ spod niej, trupio blade, z zapadniÄ™tymi oczami, w zgniÅ‚ych ubraniach, odsÅ‚aniajÄ…cych odpadajÄ…cÄ… pÅ‚atami skórÄ™. Z ich spojrzeÅ„ biÅ‚a agresja, miaÅ‚y żarÅ‚oczne oczy i otwarte usta. Palcami trzÄ™sÄ…cymi siÄ™ ze zdenerwowania Indra usiÅ‚owaÅ‚a wÅ‚Ä…czyć aparacik, który sprawiÅ‚by, że jÄ… zrozumiejÄ…. Powietrze w mrocznej dolinie zgÄ™stniaÅ‚o od zÅ‚owróżbnego wyczekiwania. DookoÅ‚a zapadÅ‚a cisza, od której aż huczaÅ‚o w uszach. - Czemu zawdziÄ™czamy ten zaszczyt, jakim jest wasza wizyta? - spytaÅ‚a Indra, choć tak naprawdÄ™ daleko jej byÅ‚o do Å›miaÅ‚oÅ›ci, jakÄ… próbowaÅ‚a siÄ™ wykazać. Te stworzenia bowiem przybyÅ‚y tu w wojennych zamiarach. To mężczyzna i kobieta. Tak przypuszczaÅ‚a, nieÅ‚atwo byÅ‚o siÄ™ zorientować, swoim wyglÄ…dem przywodzili przede wszystkim na myÅ›l rozkÅ‚adajÄ…cÄ… siÄ™ pryzmÄ™ kompostowÄ…, gdyby nie Å›widrujÄ…ce oczy patrzÄ…ce z tak wielkÄ… nienawiÅ›ciÄ…, że Indrze ciarki przeszÅ‚y po plecach. Mężczyzna wydaÅ‚ z siebie jakieÅ› bezdzwiÄ™czne gÅ‚uche odgÅ‚osy, dobywajÄ…ce siÄ™ z gÅ‚Ä™bi ciaÅ‚a, którego być może wcale nie miaÅ‚. ZabrzmiaÅ‚o to tak, jakby chciaÅ‚ powiedzieć: - ZajÄ™liÅ›cie naszÄ… dolinÄ™. Nareszcie możemy siÄ™ na was zemÅ›cić. - Och, ależ to wcale nie my! - zaczęła Indra urażona, lecz gdy straszydÅ‚a siÄ™ zbliżyÅ‚y wolnym, koÅ‚yszÄ…cym ruchem, z rÄ™kami opuszczonymi wzdÅ‚uż boków, usunęła siÄ™. Wtedy podniósÅ‚ siÄ™ Gere. Do tej pory zlewaÅ‚ siÄ™ w jedno z bÅ‚otem, w którym leżaÅ‚, nie miaÅ‚ siÅ‚y podnieść zadu, lecz mimo to byÅ‚ wyższy od dwojga napastników, a warczenie, jakie z siebie wydaÅ‚, by bronić Indry, przeraziÅ‚o postacie z otchÅ‚ani. - To jeden z n i c h! - rozlegÅ‚ siÄ™ gÅ‚uchy gÅ‚os drugiego stwora, najprawdopodobniej kobiety. - Jeden z wilków! Musimy stÄ…d odejść, jak najszybciej! Istoty oddalaÅ‚y siÄ™ wolno, z wysiÅ‚kiem, poruszajÄ…c siÄ™ niezwykÅ‚ym kolebiÄ…cym krokiem. - DziÄ™kujÄ™ ci, Gere - szepnęła Indra sÅ‚abym gÅ‚osem. - To dopiero prawdziwe straszydÅ‚a. A teraz zobaczymy, czy uda nam siÄ™ znalezć kogoÅ›, kto mógÅ‚by siÄ™ zająć twojÄ… nogÄ…. Grupka skupiona wokół Farona usÅ‚yszaÅ‚a wÅ›ciekÅ‚e warczenie Gerego. Wciąż stali ogarniÄ™ci przerażeniem i wpatrzeni w stwory, które pojawiÅ‚y siÄ™ przed nimi. MiÄ™dzy obiema stronami trwaÅ‚a niema duchowa walka. - Gere musi być gdzieÅ› tam, w tym kierunku, pójdÄ™ go odszukać - odezwaÅ‚ siÄ™ Freke. - IdÄ™ z tobÄ… - natychmiast zgÅ‚osiÅ‚a siÄ™ Sol. - Tam może być ktoÅ› jeszcze. PrzerażajÄ…ce istoty sprawiaÅ‚y wrażenie, jakby odczuÅ‚y ulgÄ™, gdy wilk zniknÄ…Å‚. Faron i Marco zrozumieli wiÄ™c, że to wÅ‚aÅ›nie obecność Frekego trzymaÅ‚a do tej pory zjawy w szachu. Teraz przysunęły siÄ™ nieco bliżej, wciąż jednak okazywaÅ‚y pewnÄ… powÅ›ciÄ…gliwość. - Marco - szepnęła Shira. - StaliÅ›my siÄ™ niewidzialni, lecz one mimo to nas widzÄ…. - To prawda - przyznaÅ‚ Mar. - PatrzÄ… nam prosto w oczy. - Do diaska - zaklÄ…Å‚ Marco. - Czego one od nas chcÄ…? - Niczego przyjemnego, zapewniam ciÄ™ - odparÅ‚ Mar. Nagle jedna z istot odezwaÅ‚a siÄ™ grobowym gÅ‚osem: - Wreszcie zjawiÅ‚ siÄ™ ktoÅ› z przerażajÄ…cej góry. Od dawna już na to czekamy. PożaÅ‚ujecie tego. - Zaraz, zaraz - rzuciÅ‚ Faron z caÅ‚Ä… wÅ‚adczoÅ›ciÄ…, na jakÄ… tylko byÅ‚o go stać, a to doprawdy niemaÅ‚o. - Nie przybywamy stamtÄ…d, przyszliÅ›my, by pokonać tamte zÅ‚e moce. Istoty z koszmaru wbiÅ‚y w niego wzrok. StaÅ‚y teraz tak blisko, że Marco mógÅ‚by je dotknąć, lecz wyglÄ…d stworów wcale do tego nie zachÄ™caÅ‚. - Chyba już rozumiem, kim i czym one sÄ… - mruknÄ…Å‚ Marco. - To upiory. Zjawy, innymi sÅ‚owy. Dlatego potrafiÄ… zobaczyć również was, duchy, bo choć was nie można nazwać zjawami, to poruszacie siÄ™ w tym samym wymiarze. - Bardzo dziÄ™kujÄ™ - powiedziaÅ‚a Shira - Nie chcÄ™ być spokrewniona z tymi tutaj. - I wcale nie jesteÅ›. MiÄ™dzy duchem a upiorem jest wielka różnica. - Och, zaczynajÄ… robić siÄ™ natrÄ™tni. Rozmawiaj z nimi dalej, Faronie, one ciÄ™ sÅ‚uchaÅ‚y. Och, ależ co one robiÄ…? Ram również usÅ‚yszaÅ‚ warkniÄ™cie Gerego. StojÄ…ca przed nim postać byÅ‚a mężczyznÄ… w stanie tak obrzydliwym, że wprost nie dawaÅ‚o siÄ™ na niÄ… patrzeć. A na widok jej oblicza pogromca duchów uciekÅ‚by albo zemdlaÅ‚. Istota wydawaÅ‚a z siebie dzwiÄ™ki, które zdawaÅ‚y siÄ™ dochodzić z zasypanego grobu. Ram nie pojmowaÅ‚ słów, widziaÅ‚ tylko, że maszkara siÄ™ zbliża. SzÅ‚a, prawdÄ™ mówiÄ…c, wprost na niego, z takim zdecydowaniem, jak gdyby postanowiÅ‚a przeniknąć w Lemuryjczyka. Nie uniosÅ‚a bowiem rÄ…k, by go zÅ‚apać czy choćby uderzyć, wciąż zwisaÅ‚y po bokach. Ale Ram nie miaÅ‚ czasu dla tego stwora, nasÅ‚uchiwaÅ‚ gÅ‚osu wilka. To w każdym razie jakaÅ› oznaka życia, może wilk, wszystko jedno, który to byÅ‚, wie coÅ› o Indrze? UciekÅ‚ wiÄ™c, w ostatniej chwili uskoczyÅ‚ w bok i wywinÄ…Å‚ siÄ™ od powolnych, jakby lepkich ruchów, kierujÄ…cych siÄ™ wprost na niego. Nie uciekaÅ‚ ze strachu, który przecież byÅ‚by w peÅ‚ni usprawiedliwiony, Ram myÅ›laÅ‚ jedynie o Indrze. MusiaÅ‚ odnalezć tego wilka. Za plecami usÅ‚yszaÅ‚ okrzyk zawodu. Przykro mi, pomyÅ›laÅ‚, brak mi teraz czasu na zawieranie bliższych znajomoÅ›ci. Nie miaÅ‚, na szczęście, pojÄ™cia, jak bliska mogÅ‚a to być znajomość. Czy Cienia należaÅ‚o nazwać duchem czy upiorem, pozostawaÅ‚o pytaniem otwartym. Prawdopodobnie byÅ‚ i tym, i tym, albo raczej w jego przypadku nie byÅ‚o to takie istotne. ByÅ‚ ostatnim z dawnych, szlachetnych Lemuryjczyków na Ziemi, pozostaÅ‚ tam z wÅ‚asnej woli i zawsze tego żaÅ‚owaÅ‚. Wciąż krążyÅ‚, nigdzie nie zaznajÄ…c spokoju, w poszukiwaniu kogoÅ›, kto zdoÅ‚aÅ‚by odnalezć skarby Lemurii, ÅšwiÄ™te SÅ‚oÅ„ce i szlachetne kamienie. Wreszcie trafiÅ‚ na Dolga, po części nawet przyczyniÅ‚ siÄ™ do jego stworzenia, a w koÅ„cu odnalazÅ‚ spokój w Królestwie ÅšwiatÅ‚a. StaÅ‚ teraz, trzymajÄ…c w ramionach na wpół przytomnego Dolga, bliżej chyba niż ktokolwiek inny spokrewniony z dwoma upiorami, które czaiÅ‚y siÄ™ groznie, - Czego chcecie? - spytaÅ‚ surowo. RozeÅ›miaÅ‚y siÄ™ cicho, a Cieniowi wzdÅ‚uż krÄ™gosÅ‚upa przebiegÅ‚y lodowate ciarki strachu. - Pragniemy zemsty - odparÅ‚y gÅ‚ucho, ich gÅ‚os dobywaÅ‚ siÄ™ z tajemniczej, jakby cmentarnej gÅ‚Ä™bi. - Teraz my wejdziemy do twierdzy zÅ‚a, a wy nas tam zaprowadzicie. Drugi upiór lekko trÄ…ciÅ‚ towarzysza. - On z nami rozmawia. Dyskutowali o czymÅ› miÄ™dzy sobÄ…. Ich gÅ‚osy brzmiaÅ‚y tak, jak gdyby na gÅ‚owach mieli wielkie sÅ‚oje. - Ten wielki jest zbyt trudny, nie pojmujÄ™, co to za jeden. Skupmy siÄ™ raczej na tym, który Å›pi. Ja siÄ™ nim zajmÄ™. - Ale ja też chcÄ™ jednego. Co by siÄ™ staÅ‚o, gdyby Sol z Frekem siÄ™ nie pojawili, nikt siÄ™ nie dowiedziaÅ‚. Na widok wilka oba upiory ogarniÄ™te strachem rzuciÅ‚y siÄ™ do ucieczki, choć poruszaÅ‚y siÄ™ tak wolno, jak gdyby musiaÅ‚y przedzierać siÄ™ przez gÄ™sty syrop. Sol popatrzyÅ‚a na nie z podziwem. - Cóż za wspaniaÅ‚e Å›limacze tempo! Czyżby przestraszyÅ‚y siÄ™ czarownicy? - Raczej nie - sucho odparÅ‚ CieÅ„. - To na pewno Freke je stÄ…d przepÄ™dziÅ‚. - Czy zawsze musisz pozbawiać mnie wszelkich zÅ‚udzeÅ„? Ale to prawda, dobrze ciÄ™ mieć jako eskortÄ™, Freke. - Sol, powiedziawszy to, znów zwróciÅ‚a siÄ™ do Cienia: - Co z Dolgiem? CieÅ„ wyjaÅ›niÅ‚. - Dobrze, że dochodzi do siebie. Czy widzieliÅ›cie gdzieÅ› innych? Kira, na przykÅ‚ad? - Nie, sÅ‚yszaÅ‚em tylko wilka. - To byÅ‚ Gere, wÅ‚aÅ›nie do niego idziemy. PokazaÅ‚a mu, gdzie znajdujÄ… siÄ™ Marco i Faron, a potem oddaliÅ‚a siÄ™ wraz ze zniecierpliwionym już Frekem. Wkrótce odnalezli IndrÄ™ i Gerego w najokropniejszym bÅ‚ocie, jakie Sol kiedykolwiek widziaÅ‚a. A gdy niemal jednoczeÅ›nie z innej strony pojawiÅ‚ siÄ™ Ram, nie byÅ‚o koÅ„ca radosnym powitaniom. Wszyscy byli zabÅ‚oceni i przemoczeni, lecz stan Indry i Gerego byÅ‚ zdecydowanie najgorszy. Wspólnie postanowili, że wraz z rannym Gerem wrócÄ… do Marca i tam uÅ‚ożą plan bitwy. Zanim jednak zdążyli ruszyć z miejsca, w telefonie Rama zgÅ‚osiÅ‚a siÄ™ zaÅ‚oga J1. DzwoniÅ‚ Jori. - Mamy tu Oko Nocy i Armasa - oÅ›wiadczyÅ‚ ku uldze wszystkich. - O ile dobrze rozumiem, znajdujecie siÄ™ tak blisko nas, że równie dobrze możecie tu wrócić. Ram przyznaÅ‚ mu racjÄ™ i wezwaÅ‚ Farona. Tamci jednak, jak siÄ™ okazaÅ‚o, byli zajÄ™ci. - Nie mam czasu na rozmowÄ™, Ram - cicho powiedziaÅ‚ Faron. - Zaraz tam bÄ™dziemy - odparÅ‚ Ram równie cicho. WyÅ‚Ä…czyÅ‚ telefon. - Musimy siÄ™ pospieszyć, zdaje siÄ™, że sÄ… w tarapatach. Wspólnymi siÅ‚ami starali siÄ™ podtrzymać Gerego, który byÅ‚ poważniej ranny, niż siÄ™ to wydawaÅ‚o z poczÄ…tku. Najwidoczniej solidnie uderzyÅ‚ siÄ™ w biodro, sprawiaÅ‚o wrażenie wrÄ™cz zmiażdżonego. OtrzymaÅ‚ jednak takÄ… pomoc, jakiej tylko sobie życzyÅ‚. Freke szedÅ‚ tuż przy nim, a pozostali starali siÄ™ z caÅ‚ych siÅ‚, by za mocno nie obciążaÅ‚ tylnych nóg. Byle tylko dotarli do Dolga z szafirem... Posuwali siÄ™ wolno, lecz nikt nie chciaÅ‚ pobiec przodem i zostawić Gerego na pastwÄ™ losu. Byli już prawie na miejscu, gdy niespodziewanie ujrzeli Cienia, na którym wspieraÅ‚ siÄ™ dość bezradny Dolg. CieÅ„ daÅ‚ im znak, by milczeli. Zatrzymali siÄ™ wiÄ™c w miejscu. Przed ich oczami roztoczyÅ‚ siÄ™ niezwykÅ‚y widok. Faron przystÄ…piÅ‚ do akcji z caÅ‚Ä… swÄ… potÄ™gÄ… Obcego. GórowaÅ‚ nad wszystkimi jak kolos, oÅ›wietlajÄ…c zebranych wokół, przemawiaÅ‚ do ohydnych upiorów, które zdawaÅ‚y siÄ™ ulegać czarowi jego gÅ‚osu. Nowo przybyli usÅ‚yszeli zaledwie koÅ„cówkÄ™ dÅ‚ugiego przemówienia. - ...rozumiemy wiÄ™c wasz gniew, lecz, jak już mówiÅ‚em, wcale nie my zrujnowaliÅ›my waszÄ… dolinÄ™. Przeciwnie, przybywamy z Królestwa ÅšwiatÅ‚a w tym samym celu co wy, pragniemy zniszczyć zÅ‚Ä… potÄ™gÄ™, lecz przede wszystkim pragniemy siÄ™ przedostać do jasnego zródÅ‚a. Jeden z upiorów, najwyrazniej ktoÅ› w rodzaju przywódcy, odparÅ‚: - W tym ostatnim nie możemy wam pomóc, lecz nie bÄ™dziemy już wiÄ™cej przeszkadzać wam w marszu. Wycofam swoje siÅ‚y, choć niestety nie nad wszystkimi mam kontrolÄ™. - Atakujecie w bardzo nieprzyjemny sposób - mówiÅ‚ Faron surowo. - Rozumiem jednak, że jesteÅ›cie uczciwymi, dobrymi ludzmi. - ByliÅ›my - poprawiÅ‚ go gÅ‚uchy gÅ‚os. - Lecz nasz gniew jest wielki. PojawiliÅ›my siÄ™ tu pierwsi, zanim przybyli ci zli i zniszczyli wszystko dookoÅ‚a. Postanowili zawÅ‚adnąć naszÄ… dolinÄ…, wykorzystać jÄ… do swych zÅ‚ych czarów, chcieli siÄ™ też nas pozbyć i to im siÄ™ udaÅ‚o. Nasze plemiÄ™ zginęło dawno, bardzo dawno temu. Od tamtej pory czekamy, aż nadejdzie możliwość zemsty, lecz tamci w Górach ZÅ‚a doskonale o tym wiedzÄ… i nikt jeszcze nie oÅ›mieliÅ‚ siÄ™ tutaj pojawić. Wybaczcie wiÄ™c nam pomyÅ‚kÄ™. - WybaczyliÅ›my wam już dawno. Upiór postanowiÅ‚ ich przestrzec: - Gorycz odcisnęła swoje Å›lady w naszych sercach i jak już mówiÅ‚em, niektórzy z nas zarazili siÄ™ otaczajÄ…cym nas zÅ‚em, a nawet przeszli na stronÄ™ zÅ‚ych wÅ‚adców. Już dawno siÄ™ tego obawialiÅ›my. JeÅ›li w dolinie macie wiÄ™cej swoich, odnajdzcie ich czym prÄ™dzej, ja bowiem utraciÅ‚em już wÅ‚adzÄ™ nad niektórymi z moich ludzi, nie mogÄ™ im ufać. Faron odparÅ‚: - WidzÄ™, że wiÄ™kszość naszych wÅ‚aÅ›nie tu idzie. Ram wystÄ…piÅ‚ naprzód i odpowiedziaÅ‚: - OtrzymaliÅ›my wiadomość, że i Oko Nocy, i Armas wrócili do wozów. Brakuje jedynie Kira. - Postarajcie siÄ™ czym prÄ™dzej go odnalezć - nakazaÅ‚ grobowy gÅ‚os. - Tak, bo wy macie zwyczaj wdzierania siÄ™ w ciaÅ‚o czÅ‚owieka, prawda? - spytaÅ‚ Marco. - Tak, teraz możemy to przyznać. Naszym celem byÅ‚o przedostanie siÄ™ poprzez was do ZÅ‚ej Góry, skoro jednak wy siÄ™ tam nie wybieracie... - WÅ‚aÅ›ciwie pójdziemy tam - odparÅ‚ Faron. - Przede wszystkim po to, by uwolnić wiÄ™zniów, którzy, zdaniem wilków, mogÄ… nam pomóc odnalezć zródÅ‚o. Duchy, wyruszcie natychmiast na poszukiwanie Kira. My pójdziemy za wami, a potem wracamy do Juggernautów. Duchy z Sol na czele natychmiast zniknęły. Faron odwróciÅ‚ siÄ™ do upiora. - JeÅ›li uda nam siÄ™ odnalezć zródÅ‚o, bÄ™dziemy również mieli moc, by przywrócić waszej dolinie jej dawne piÄ™kno. I obiecujemy, że tak wÅ‚aÅ›nie siÄ™ stanie. - DziÄ™ki wam za to, życzymy wam powodzenia w podróży, choć nam wydaje siÄ™ to niemożliwe. SkÅ‚onili siÄ™ sobie dwornie i rozeszli siÄ™, każdy w swojÄ… stronÄ™. ZadzwoniÅ‚ telefon Rama, to Mar chciaÅ‚ siÄ™ z nim skontaktować. - ZlokalizowaliÅ›my Kira, nie jest daleko. Za tÄ… wielkÄ… skaÅ‚Ä…, przypominajÄ…cÄ… koÅ„ski Å‚eb. Pospieszcie siÄ™, tu mogÄ… siÄ™ liczyć sekundy. Musieli zostawić Gerego wraz z Cieniem i Dolgiem, który natychmiast wyjÄ…Å‚ niebieski szafir, by ratować zmaltretowanego wilka. Pozostali pobiegli dalej, kierujÄ…c siÄ™ wskazówkami Mara. - Nie! - zawoÅ‚aÅ‚ Marco, widzÄ…c, co siÄ™ dzieje za koÅ„skÄ… skaÅ‚Ä…. Nieprzytomny Kiro leżaÅ‚ na ziemi, przy nim klÄ™czaÅ‚a jakaÅ› postać. Widzieli, że jedno ramiÄ™ w Å‚achmanach już przeniknęło w rÄ™kÄ™ Kira i że caÅ‚y upiór ma zamiar siÄ™ w niego wedrzeć. Jednym bokiem usiÅ‚owaÅ‚ już wsunąć siÄ™ w ciaÅ‚o nieprzytomnego Lemuryjczyka. Sol rzuciÅ‚a siÄ™ z pięściami na ducha z otchÅ‚ani, krzyczÄ…c i wrzeszczÄ…c, on jednak tylko zerkaÅ‚ na niÄ… spode Å‚ba i nie przerywaÅ‚ swych przerażajÄ…cych poczynaÅ„. - Freke! - rozkazali jednogÅ‚oÅ›nie Faron, Ram i Marco. Wilk nie kazaÅ‚ siÄ™ prosić dwa razy. Z warczeniem, które echem poniosÅ‚o siÄ™ przez dolinÄ™ i odbiÅ‚o od skaÅ‚, nie wahajÄ…c siÄ™ nawet przez moment, rzuciÅ‚ siÄ™ na upiora. Oczywiste dla wszystkich byÅ‚o, że majÄ… do czynienia z jednym z tych niebezpiecznych. Upiór przestraszyÅ‚ siÄ™ do szaleÅ„stwa. Najwidoczniej wszystkie zjawy czuÅ‚y respekt przed wilkami Odyna. Dlaczego, tego ludzie nie wiedzieli, w każdym razie upiór oderwaÅ‚ siÄ™ od Kira i rzuciÅ‚ do ucieczki, zanim dosiÄ™gÅ‚y go kÅ‚y Frekego. Gdy tylko zjawa siÄ™ oddaliÅ‚a, Faron wezwaÅ‚ wilka i nie szczÄ™dziÅ‚ mu słów pochwaÅ‚y. Sol uklÄ™kÅ‚a przy Kirze, podniosÅ‚a mu gÅ‚owÄ™. - Czy on żyje? Czy myÅ›licie, że tamten coÅ› mu zrobiÅ‚? Zbadajcie go - prosiÅ‚a na wpół z pÅ‚aczem. Marco kucnÄ…Å‚ przy niej i zbadaÅ‚ Strażnika. - Sprawa nie wyglÄ…da beznadziejnie - pocieszyÅ‚ jÄ…. - A oto i CieÅ„, Gere i Dolg z szafirem. Przekonajmy siÄ™, co kamieÅ„ może dla niego zrobić. Gere ozdrowiaÅ‚ już na tyle, że mógÅ‚ o wÅ‚asnych siÅ‚ach utrzymać siÄ™ na nogach. Nie byÅ‚o czasu na to, by wyleczyć jego i Dolga caÅ‚kowicie. Tym można siÄ™ zająć w Juggernaucie, teraz pragnÄ™li tam wrócić, i to jak najszybciej. Zarówno Gere, jak i Freke usÅ‚yszeli wiele pochwaÅ‚ i serdecznych podziÄ™kowaÅ„. - To wy nas ocaliÅ‚yÅ›cie - oÅ›wiadczyÅ‚ Faron, a wszyscy pozostali przyznali mu racjÄ™. - Winni wam jesteÅ›my naprawdÄ™ wielkÄ… wdziÄ™czność, nigdy o tym nie zapomnimy. - Wobec tego jesteÅ›my kwita - oÅ›wiadczyÅ‚ Freke. - Wreszcie mogliÅ›my siÄ™ odwzajemnić, przecież wy uratowaliÅ›cie nas przed Górami Czarnymi. No cóż, to akurat siÄ™ nie staÅ‚o, uprzytomniÅ‚ sobie Marco, przecież zabraliÅ›my was z powrotem w Góry i trudno powiedzieć, żeÅ›my siÄ™ z nich wydostali. Faktem jest, że nie posuwamy siÄ™ ani o krok naprzód, caÅ‚y czas drepczemy w miejscu. Ram wezwaÅ‚ Joriego w J1. - Wracamy - poinformowaÅ‚ go. - Cudownie bÄ™dzie znów znalezć siÄ™ w bezpiecznych Juggernautach. Jakie to szczęście, że one sÄ… z nami! Ale może to trochÄ™ potrwać, bo mamy trzech ciężko rannych, zresztÄ… każdy z nas jest mniej lub bardziej poturbowany. Wszystko na szczęście dobrze siÄ™ skoÅ„czyÅ‚o. A co u was? - No cóż - rzekÅ‚ Jori jakimÅ› dziwnie obojÄ™tnym gÅ‚osem. - U nas wszystko w porzÄ…dku, przygotowujemy siÄ™ na wasz powrót, chcemy wydać maÅ‚Ä… ucztÄ™, zasÅ‚użyliÅ›cie na niÄ… po tej pierwszej nieudanej próbie dotarcia do wiÄ™zniów. Ale Sassa jest jakaÅ› niespokojna, zresztÄ… nie tylko ona... - Co takiego? A to dlaczego? - Nie wiemy, coÅ› jakby czaiÅ‚o siÄ™ po kÄ…tach, chociaż tak wcale nie jest. I nie najlepiej siÄ™ czujemy, chociaż wszystko jest w porzÄ…dku. Nie wiem, Ram, wracajcie jak najprÄ™dzej! - Tak prÄ™dko, jak tylko zdoÅ‚amy. Ale pamiÄ™tajcie, że Juggernauty to nasze jedyne bezpieczne oparcie. Odprężcie siÄ™ wiÄ™c, to na pewno grożące nam niebezpieczeÅ„stwo wpÅ‚ynęło i na was, ot i wszystko. - Pewnie tak - odparÅ‚ Jori, lecz nie zabrzmiaÅ‚o to wcale przekonujÄ…co. Po zakoÅ„czeniu rozmowy przeszedÅ‚ do magazynu z żywnoÅ›ciÄ… poszukać jakiegoÅ› smakoÅ‚yka dla wspaniaÅ‚ych wilków, które najwyrazniej wszystkich ocaliÅ‚y. Nie mógÅ‚ jednak pozbyć siÄ™ przeÅ›wiadczenia, że czyjeÅ› zÅ‚e oczy bezustannie go Å›ledzÄ…. MiaÅ‚ wrażenie, jakby coÅ› chciaÅ‚o przeniknąć w jego ciaÅ‚o, czego doznaÅ‚ przecież Kiro i reszta. O wszystkim mu już opowiedzieli. A może rzeczywiÅ›cie gdzieÅ› w jakimÅ› kÄ…cie czaiÅ‚ siÄ™ ktoÅ›, kto chciaÅ‚ siÄ™ go pozbyć? Podkraść siÄ™ do niego i usunąć go jako osobÄ™, która stoi mu na drodze? OdwróciÅ‚ siÄ™ prÄ™dko i zajrzaÅ‚ w kÄ…t, w którym, jak byÅ‚ przekonany, kryje siÄ™ coÅ› żądnego krwi i wyczekujÄ…cego tylko na okazjÄ™. OczywiÅ›cie niczego tam nie byÅ‚o. Już nawet w biaÅ‚y dzieÅ„ zwidujÄ… mi siÄ™ duchy, pomyÅ›laÅ‚ zÅ‚y na samego siebie. Wreszcie stoÅ‚y byÅ‚y nakryte i wszystko zostaÅ‚o przygotowane na powrót przyjaciół. Jori zorientowaÅ‚ siÄ™ jednak, że nie tylko on i Sassa majÄ… wrażenie nadciÄ…gajÄ…cego ukrytego zagrożenia. CoÅ› znajdowaÅ‚o siÄ™ w ich bezpiecznym Juggernaucie. Nareszcie wrócili. DziÄ™ki Bogu, Jori nigdy chyba jeszcze nie odczuÅ‚ takiej ulgi. NastÄ…piÅ‚y ceremonie powitalne, uÅ›ciski i objÄ™cia. Wylano trochÄ™ Å‚ez, trwaÅ‚y krótkie rozmowy, opowiadanie przy piÄ™knie nakrytych stoÅ‚ach z zapalonymi Å›wiecami. Nic nie szkodziÅ‚o, że wÅ‚aÅ›ciwie znajdowali siÄ™ w punkcie wyjÅ›cia, bo teraz dolina byÅ‚a bezpieczna i gdy wyruszÄ… w niÄ… nastÄ™pnego dnia, nic już nie stanie im na przeszkodzie. Faron zaprosiÅ‚ wszystkich do stoÅ‚u. NależaÅ‚o uczcić tak szczęśliwe ocalenie. Ale gdzieÅ› w kÄ…cie czaiÅ‚y siÄ™ chytre oczy. To w oczach Armasa i Oka Nocy bÅ‚yskaÅ‚o zÅ‚o. Te oczy wypatrywaÅ‚y swoich ofiar. MrugaÅ‚y, z lÄ™kiem patrzÄ…c na wilki Odyna... Jako upiory nie zdoÅ‚aÅ‚yby niczego osiÄ…gnąć, ani zemÅ›cić siÄ™, ani zabić. Teraz jednak zdobyÅ‚y też ciaÅ‚a.