Wokół Kolumba - odkrywanie świata. Geneza i znaczenie wielkich wypraw geograficznych
Problem wypraw i odkryć geograficznych traktuje się zazwyczaj w sposób klasyczny", przedstawiając jego genezę, przebieg i skutki. W niniejszym syntetycznym ujęciu chciałbym zaproponować zmodyfikowane spojrzenie na to zagadnienie. Byłbym zdania, że przede wszystkim należy położyć nacisk na jego przyczyny oraz konsekwencje, wskazując tylko najważniejsze, przełomowe wydarzenia z jego przebiegu, potrzebne do wyciągnięcia wniosków. Zamiast określenia geneza" proponuję przyjąć pojęcie uwarunkowania", gdyż koncentruje ono naszą uwagę wyłącznie na kwestiach, bez których do tych wydarzeń by nie doszło. Nie trzeba wtedy rysować szerokiego tła epoki, pokazywać rozległego kontekstu historycznego tylko pośrednio związanego z tematem. Należy natomiast zadbać o hierarchię ważności owych uwarunkowań, zobaczyć które strony procesu dziejowego (ponownie chcę je zaznaczyć) odgrywały w nim najważniejszą, a które drugorzędną rolę. Z pozoru można by na przykład sądzić, że przy inicjowaniu wypraw geograficznych ważną rolę odgrywały czynniki polityczne. W istocie tak nie było. Z kolei analizując skutki tego procesu trzeba porównać tę hierarchię czynników przed" i po" omawianym okresie, by stwierdzić co i jak zmieniło się w jego wyniku, zarówno w tamtych czasach, jak i w świecie nam współczesnym. Zadanie nie jest więc łatwe.
Uwarunkowania wypraw odkrywczych XV-XVI wieku. Hierarchia ich znaczenia.
Zacznijmy dość tradycyjnie, z takiego punktu widzenia, który podkreśla racje ekonomiczne podejmowania wypraw. To one powodowały m. in., że Europejczycy poszukiwali nowych dróg handlu ze Wschodem. Przypomnijmy, że już wyprawy krzyżowe przyczyniły się do rozszerzenia kontaktów handlowych Europy ze światem arabskim, a za jego pośrednictwem z krajami Azji i Afryki. Sprowadzano stamtąd artykuły zbytku: przyprawy, korzenie, kobierce, egzotyczne ozdoby, wyroby ze stali (m.in. białą broń), tkaniny, wonności. W 1453 roku Turcy opanowali Konstantynopol i z tym faktem łączy się często w dotychczasowej historiografii (i w wielu podręcznikach) twierdzenie o "zagrodzeniu przez nich drogi handlowej do Indii" i, w konsekwencji, konieczności szukania nowych szlaków z Europy na Wschód. Tymczasem rzecz się miała inaczej. Owszem, pośrednictwo turecko- arabskie było uciążliwe, ale przede wszystkim jednak kosztowne. Towar można zawsze taniej kupić "u źródła", nim przejdzie przez ręce całego łańcuszka pośredników (wiemy o tym i dzisiaj szukając go np. u producenta, w sklepach firmowych czy w wielkich półhurtowych supermarketach). Na dodatek ówczesny handel ze Wschodem powodował odpływ kruszców szlachetnych (srebra i złota) z Europy, które były praktycznie jedynym ekwiwalentem za sprowadzane stamtąd towary. Mimo intensywnych poszukiwań nowych źródeł wydobycia, na Starym Kontynencie cennego kruszcu brakowało. Jednym ze środków zaradczych, sposobem na oszczędności w wydawaniu go, była możliwość płacenia mniej za nabywane dobra. To również był motyw, który pchał Europejczyków do podjęcia ryzyka wypraw morskich, omijających w drodze na wschód, a zwłaszcza do Indii - Azję Mniejszą. Z drugiej strony zauważmy, iż hamowanie handlu przez Turków nie miałoby sensu; cóż jest bowiem bardziej zyskownego przy wymianie towarowej jak nie pośrednictwo? Nieprawdą jest więc pogląd, że handel lewantyński upadał po opanowaniu Bliskiego i Środkowego Wschodu przez Turków (Syria, Egipt, 1516-1517). Stwierdza się dzisiaj, że na tym szlaku ani ceny nie wzrosły, ani ilość towaru nie spadła. A Turcy wręcz popierali ten zyskowny dla nich handel. Z kolei odpływ kruszców szlachetnych z Europy powodował, że (oprócz dążenia do obniżenia kosztów handlu ze Wschodem i poszukiwania możliwości wydobywania ich na kontynencie) trzeba było podjąć wyprawy w celu zdobycia ich za "wielką wodą". Tak splotły się ze sobą różne uwarunkowania ekonomiczne wypraw geograficznych. Uwarunkowania społeczne wypraw odkrywczych może zasygnalizować proste stwierdzenie: musiały być grupy społeczne zainteresowane taką działalnością i posiadające odpowiednie środki materialne do ich realizacji. Przy czym nie musieli to być ludzie spełniający oba te warunki naraz. Początkowo, aż do drugiej połowy XV wieku, byli to feudałowie, tacy jak syn króla Portugalii, książę-infant Henryk Żeglarz. Wkrótce do tej działalności włączają się inne grupy społeczne, przejmując tę inicjatywę. Kwestia: kto to był? - kupcy czy szlachta, wywołała dyskusję w literaturze. Dzisiaj odpowiedź jest już raczej jednoznaczna: nie kupcy, nie kapitał handlowy, ale szlachta portugalska i hiszpańska przedsiębrała tę formę aktywności (z udziałem kapitału mieszczańskiego). Był to stan na Półwyspie Pirenejskim bardzo rozwarstwiony, również pod względem materialnym, ale w wyprawach morskich wszyscy widzieli korzyści. Szczególnie przedstawiciele drobnej szlachty hiszpańskiej, zawodowo trudniący się wojaczką, tzw. hidalgos, po zakończeniu w Kastylii rekonkwisty (wyparciu muzułmanów), cierpieli na brak zajęcia, pauperyzowali się, szukali nowego sposobu zarobkowania. Ta sytuacja powodowała pewien nacisk ludnościowy, poczucie względnego przegęszczenia demograficznego, przy którym możliwość opuszczenia kraju w celu podjęcia wypraw odkrywczych na dalekie morza i lądy mogła służyć za rodzaj wentylu bezpieczeństwa. Liczył się też "niespokojny duch" wielu jednostek, żądza przygód, sławy, wykazania się odwagą, a także zapał religijny (chęć chrystianizowania ludności tubylczej). Gdyby mówić o uwarunkowaniach politycznych, okaże się, wbrew potocznemu przekonaniu, że nie odgrywały one znaczącej roli. "Czysto" polityczny był w gruncie rzeczy tylko jeden motyw: rywalizacja między monarchiami, a więc w początkowej fazie między Hiszpanią i Portugalią ambicjonalne współzawodnictwo panujących i możnych o nowe terytoria, gdzie można było zatknąć sztandar korony, która "firmowała" daną wyprawę. To była szansa dla organizatorów ekspedycji: gdy odmawiał poparcia jeden władca, drugi właśnie dlatego mógł przyjąć propozycję patronowania wyprawie. Tak się też niejednokrotnie działo. Dla urzeczywistnienia morskiej ekspansji o wiele większe znaczenie miały natomiast środki techniczne. Można przecież chcieć coś zrobić (np. poznać kosmos, czy strukturę komórki), a nie mieć możliwości, z powodu braku odpowiednich "narzędzi", praktycznej realizacji takiego zamiaru. To uwarunkowanie dotyczy każdego przedsięwzięcia człowieka. W naszym przypadku, istotnie, technika wspierała zamiary. Wspomnijmy tylko, że w XV wieku w konstrukcji statków portugalskich, czy szerzej - śródziemnomorskich, pojawia się udoskonalony ster, pod rufą, zwany zawiasowym (stosowany już wcześniej na Północy, na Bałtyku). Zrewolucjonizował on technikę nawigacji. Statek był mniej niż poprzednio - przy sterze wiosłowym - narażony na utratę sterowności, stał się bardziej zwrotny. W powszechne użycie wchodzi busola z igłą magnetyczną, astrolabium (przyrząd pozwalający na podstawie kątowego położenia ciał niebieskich określić położenie statku), log (urządzenie do mierzenia prędkości statku względem wody, po której płynie). Zaczęto używać dokładniejszych tablic astronomicznych. Miejsce płaskodennych galer zajmują w ciągu XV wieku nowe konstrukcje, zwłaszcza portugalskie, a pośród nich coraz częściej karawela, wysoka, bezpieczniejsza, szybsza i zwrotniejsza. Stała się ona symbolem nowożytnej techniki w nawigacji. Konstrukcja kilowa, trzymasztowa, z dużą powierzchnią licznych i różnych żagli, rejowych prostokątnych i łacińskich - skośnych, pozwalała karaweli posuwać się naprzód nawet przy przeciwnym wietrze. Liczyło się i to, że ich załoga mogła być stosunkowo nieliczna, natomiast ładownie były bardzo przestronne. Uzbrojenie w rzędy armat czyniło z nich okręt towarowo-wojenny, świetnie nadający się do dalekich, śmiałych i niebezpiecznych wypraw. Równocześnie wybitnie polepszała się znajomość przestrzeni morskich wokół Europy, coraz dokładniejsze były mapy morskie. Żeglarze mogli "oderwać się" od linii brzegowej i ruszyć na dalekie wody. Ewolucję przechodzi wiedza o świecie. Wraz z rozwijającą się myślą humanistyczną, z renesansowym światopoglądem (zob. rozdział o epoce odrodzenia), uwaga ludzka kieruje się w większym stopniu ku sprawom prawdziwie ziemskim. Jeżeli uznaje się, że życie doczesne jest wartością samą w sobie, rodzi się chęć lepszego poznania świata, w którym się żyje. Odkrywało się, że jest on bardzo słabo znany. Trzeba było odejść od średniowiecznej koncepcji obraz ziemi, a wkrótce i od obowiązującego dotąd geocentryzmu. Pamiętamy być może z ilustracji, wyobrażenie ziemi jako płaskiego okrągłego placka, który - zależnie od tradycji kulturowej - mógł spoczywać na żółwiach lub słoniach, którego centrum jest Ziemia Święta z Jerozolimą, na którym jest dużo więcej lądów niż mórz; na skraju tego "świata" zakonnik rozdziera powłokę niebieską spoza której widać "wszechświat" - niebo i gwiazdy. Za pośrednictwem Arabów wracają teraz starożytne greckie koncepcje, przede wszystkim Ptolemeusza, o kulistości ziemi. Przyjęcie takiego obrazu świata musiało mieć kapitalne znaczenie dla idei wypraw geograficznych. Wynikał z niego zupełnie podstawowy wniosek: jeżeli ziemia jest kulą, jeżeli jest okrągła, to do bogactw Wschodu można dostać się drogą na zachód. Imperatyw takich podróży był tym silniejszy, że - zgodnie z wiedzą starożytną - kulę ziemską miano za mniejszą (Toscanelli), niżeli okazała się ona później w rzeczywistości. U progu wypraw odkrywczych znajomość świata przez Europejczyków była nikła i w gruncie rzeczy nie odbiegała od wiedzy starożytnej. Znany był przede wszystkim świat śródziemnomorski, włącznie z północną Afryką. I wyprawy krzyżowe i handel przyczyniły się do dobrego "rozpoznania" tej części ziemi. Wenecjanie i genueńczycy zapuszczali się na Morze Czarne. Reszta Europy, zwłaszcza północna i wschodnia, była już słabiej znana. Jeszcze mniej wiedziano o przeważających połaciach Afryki i Azji. Kupcy znali lądowy szlak azjatycki wiodący przez świat arabski do Indii. Władcy europejscy wysyłali misje polityczne (szukając wsparcia przeciw Turcji) do Mongolii. Popularny był traktat kupca weneckiego Marca Polo (Opisanie świata), który w XIII wieku wiele lat spędził w Chinach i innych krajach Wschodu. Niemniej trzeba stwierdzić, że punkt wyjścia epoki wypraw i odkryć geograficznych nie był imponujący. Ówczesny stan wiedzy o świecie ilustruje świetnie globus Martina Beheima, niemieckiego kosmografa i żeglarza, sporządzony w Norymberdze w znamiennym dla odkryć geograficznych roku 1492. Wschodnia Azja sąsiaduje na nim przez morze z Europą, a centrum ziemi stanowi świat śródziemnomorski. To spojrzenie na mapę w końcu XV wieku, a więc jakby zatrzymanie procesu historycznego, by "zrobić mu fotografię" w pewnym stanie rzeczy, jest nam potrzebne, by móc następnie ocenić, mieć prawo to zrobić, tempo poznawania świata. Mówiliśmy już o tym przy omawianiu procesów społeczno-gospodarczych, że dopiero wtedy można uznać, że "coś" przebiegało w dziejach w odniesieniu do określonego punktu wyjścia szybko lub wolno, (a może znalazło się w stagnacji lub w regresie). To jedna z zasad oceny procesów w historii.
Pierwsze wielkie wyprawy geograficzne. Faza portugalsko-hiszpańska.
Można by się zastanawiać wedle jakich kryteriów należy wybrać i omówić najważniejsze wyprawy odkrywcze człowieka, zwłaszcza jeśli mają nam służyć tylko do wyciągnięcia konkluzji generalizujących, dotyczących konsekwencji tej fazy odkrywania świata przez człowieka. Za szczegółowe byłoby zarówno ujęcie chronologiczne (wszystkie wyprawy?, a jakie pominąć i dlaczego?), jak i "według krajów" wysyłających żeglarzy. Podobne problemy stwarza układ "według kierunków ekspansji". A przecież trzeba dokonać selekcji. Kwestia jest ogólniejszej natury, bo sprowadza się do podobnego pytania wobec innych zagadnień w dziejach, np. jak zwięźle omówić etapy podboju kosmosu przez człowieka. Przy tak rozszerzonym pytaniu rodzi się łatwiej koncepcja odpowiedzi: należy uwzględnić wyprawy "węzłowe", przełomowe, to znaczy te, które swym osiągnięciem koronują pewien ciąg działań ludzkich dla osiągnięcia określonego celu (etapu) i tym samym otwierają kolejne perspektywy działania. Dotyczy to i dotarcia morzem do Indii i postawienia stopy ludzkiej na Księżycu. Jeśli tak spojrzymy na epokę wypraw odkrywczych, to najpierw - w ciągu XV wieku - daje się zauważyć aktywność Portugalczyków. Odznaczył się tu szczególnie, wspomniany już, syn króla Jana I, infant Henryk, zwany Żeglarzem (1394-1460), który organizował morskie wyprawy odkrywcze wzdłuż zachodnich wybrzeży Afryki; posuwały się one stopniowo na południe i dotarły do Madery, Wysp Zielonego Przylądka, ujścia Senegalu i Gambii. Statki przywoziły złoto i czarnych niewolników. W 1482 roku odkryto ujście Kongo. Nie można było jednak znaleźć miejsca, gdzie ląd afrykański na południu "się kończy". Odnalazł je sześć lat później Bartolomeu Diaz odkrywając cypel, który nazwał Przylądkiem Burz. Król Jan II zmienił tę nazwę na Przylądek Dobrej Nadziei, jako że tym samym morska droga na Wschód, do Indii, stanęła otworem. Zaostrzyła się teraz rywalizacja między Portugalią i Hiszpanią, na co niemały wpływ miała najsłynniejsza wyprawa genueńczyka Krzysztofa Kolumba. Chciał on dotrzeć do bogactw Wschodu płynąc drogą na zachód. Przy poparciu hiszpańskim (uzyskanym zresztą z trudem) ruszył w sierpniu 1492 roku na trzech karawelach z Hiszpanii przez Ocean Atlantycki i 12 października dotarł do lądu, wyspy Guanahani (dzisiaj Watling), którą nazwał San Salwador, a następnie do kolejnych wysp archipelagu Bahama. Był przekonany, że odkrył wybrzeża Indii i z taką wiadomością powrócił pół roku później do Hiszpanii. Wyprawa Kolumba wzbudziła wielki niepokój Portugalczyków o ich (zagwarantowane wcześniej przez papiestwo) wpływy w Indiach. Papież Aleksander VI w tymże 1493 roku wydał więc bullę, która dokonywała podziału świata na granicy ok. 560 km na zachód od Wysp Azorskich, dając Hiszpanom prawo ekspandowania na zachód od tej granicy, a Portugalczykom - na wschód. Układ między Hiszpanią i Portugalią zawarty w Tordesillas w roku następnym skorygował ten podział na korzyść tej ostatniej (granica mniej więcej na 48o południku na zachód od Greenwich) i pozwolił Portugalczykom na objęcie niebawem wschodniej części nie odkrytej jeszcze wtedy Ameryki Południowej (Brazylii). Dopłynął do niej Pedro Alvarez Cabral w 1500 roku. Ponieważ żeglarze portugalscy nie mogli szukać morskiej drogi do Indii na zachód, próbowali drogi wschodniej. Te wyprawy uwieńczyła sukcesem podróż Vasco da Gamy w latach 1497-1499, który opłynął Afrykę, dotarł do indyjskiego portu Kalikut i wrócił obładowany towarami Wschodu. Urzeczywistniło się kolejne dążenie człowieka. W dziejach odkryć było to jedno z najważniejszych wydarzeń. Tymczasem Kolumb odbył jeszcze trzy podróże przez ocean (1493, 1498, 1502), a wyprawy Wenecjanina w służbie angielskiej Giovanni Caboto, znanego jako John Cabot, przyniosły na północy odkrycie Nowej Fundlandii i Labradoru. Skądinąd to właśnie Cabot pierwszy, cztery lata przed Kolumbem, postawił nogę na stałym lądzie amerykańskiego kontynentu. Na południu z kolei odkryte zostały wschodnie i północne wybrzeża Ameryki Południowej i z każdym rokiem posuwała się ich eksploracja. Relacje o Nowym Świecie Amerigo Vespucciego, florenckiego kosmografa i podróżnika z pierwszych lat XVI wieku przyniosły mu rozgłos i spowodowały, że niemiecki kartograf i geograf Martin Waldseem07 roku jego imię jako nazwę nowo odkrytego lądu.
Ludy Ameryki prekolumbijskiej.
W czasie, gdy Europejczycy dotarli do Nowego Świata, Ameryka była zamieszkała. Żeglarze Kolumba zetknęli się z nagimi, miedzianoskórymi krajowcami, których - zważywszy ich przekonanie, że dotarli do Indii - nazwali Indianami. Istniały tam jednak niezależnie różne cywilizacje. Rozwój poszczególnych ludów był niejednakowy w rozmaitych częściach kontynentu. Większość plemion Ameryki Północnej i Ameryki Południowej zostawała na różnych szczeblach wspólnoty pierwotnej, zaś u ludów Meksyku, Ameryki Środkowej i w zachodniej części Ameryki Południowej rozwijały się stosunki o charakterze klasowym. Ludy te stworzyły wysoką cywilizację, ale i one pierwsze uległy podbojowi w XVI wieku. Co do tego, skąd Indianie znaleźli się w Ameryce pojawiły się przeróżne hipotezy: twierdzi się, że była to ludność tubylcza, że przybyli oni z Afryki lub Europy przez legendarną Atlantydę, że napłynęli morzem przez Pacyfik. Rozstrzał hipotez jest tak ogromny, że jako anegdotyczną ciekawostkę możemy wyliczyć, iż do grona twórców wielkich kultur Ameryki przedkolumbijskiej zaliczano już m.in. Sumerów, Khmerów, Basków, Hunów, Hetytów, Celtów, Normanów, Scytów, Judejczyków, Fenicjan, Kreteńczyków, Mongołów, Atlantydów... Obecnie wszyscy uczeni zgadzają się co do tego, że rasa indiańska dostała się do Ameryki z Azji, napływając długimi falami ruchów migracyjnych, które zaczęły się już ponad 20 tysięcy lat przed naszą erą, istniejącym onegdaj lądowym przesmykiem przez Cieśninę Beringa i Alaskę (E.Ch. Baity). Posuwały się one stopniowo na południe aż do Ameryki Południowej. Na przełomie XV i XVI wieku najbardziej zaawansowane cywilizacyjnie były ludy Ameryki Środkowej - Aztekowie i Majowie, i na południu Inkowie. Na północ i na południe od tej strefy zamieszkiwały prymitywniejsze ludy. Nieco upraszczając, można powiedzieć, że przed odkryciem Ameryki przez Europejczyków Aztekowie przeżywali okres rozkwitu, cywilizacja Majów weszła w fazę schyłkową, natomiast Inków rozwijała się. Wszystkie te ludy miały cechy wspólne: ustrój o charakterze klasowym, oparty na organizacji klanowo- plemiennej; podstawą ich egzystencji było rolnictwo, a najważniejszą uprawą - kukurydza. Nie znali koła, sklepienia, zwierząt pociągowych, nie hodowali zwierząt domowych (tylko Inkowie - lamy), nie znali żelaza. Charakteryzowała je wysoka kultura umysłowa. Wszystkie te ludy wyznawały politeizm astrobiologiczny (panteon bóstw natury i ludzkich działań), przy czym u wojowniczych Azteków była to religia krwawa (ofiary z ludzi). Wysoka była też kultura artystyczna tych ludów, czego świadectwem było m.in. monumentalne budownictwo. Majowie, zwani czasem Grekami Nowego Świata, wyróżniali się znajomością matematyki, stosowaniem precyzyjnego kalendarza (dokładniejszego od juliańskiego). Aztekowie, którzy przybyli z północy w XIII wieku, przejęli wysoką kulturę Tolteków; byli wojownikami, stąd ich ustrój społeczny cechowała organizacja wojskowa. I oni znali dobrze matematykę, rozwijali rzemiosło użytkowe i artystyczne, budowali duże miasta i monumentalne konstrukcje. Inkowie, którzy przybyli w XII wieku z terenów nad jeziorem Titicaca, dokonali podboju ludów pre-Inka, w XV wieku byli w fazie silnej ekspansji. Ich państwo, ciągnące się wzdłuż Andów na długości trzech tysięcy i szerokości pięciuset kilometrów, miało cechy imperium. W stolicy Cuzco rezydował Inka, władca absolutny, osoba boska, syn Słońca. Wybitnym osiągnięciem Inków była budowa znakomitych dróg, ułatwiających komunikację w ich specyficznie ukształtowanym państwie. Umieli oni przesyłać wiadomości za pomocą dymu i ognia. Podziw budziła architektura (np. świątynia Słońca w Cuzco). Kultura rolna opierała się na kukurydzy i na ziemniakach (stąd przyszły one do Europy); uprawiali też dynie i fasolę. Lamy, które hodowali służyły również jako zwierzęta juczne. Pismo wszystkich tych trzech ludów było hieroglificzne (ideogramy, z tym, że pismo Inków nie zachowało się; ostatnie napisy zniszczyli konkwistadorzy). Funkcjonowanie scentralizowanego i zbiurokratyzowanego imperium Inków bez rachunkowo-sprawozdawczego systemu zapisu nie było możliwe. Tę funkcję pełniło więc pismo" węzełkowe quipu. Na kolorowych sznurkach węzły oznaczały liczby (w systemie dziesiętnym), kolory rzeczy. Można było na nich "zapisać" dane statystyczne dotyczące liczb, ludności, podatków, godzin pracy, danin, kalendarza, wojska itd. Nie można było natomiast za ich pomocą "spisać" historii, legendy, ale służyły one kapłanom jako swoiste "notatki" do przekazywania wiedzy o przeszłości plemiennej, tradycjach, obyczajach. Niestety Hiszpanie spalili archiwa quipu. Widzimy, jak bardzo kontrastowały ze sobą wspaniałe osiągnięcia cywilizacyjne tych ludów ze zdumiewającymi brakami w tym zakresie. Łatwiej teraz zrozumieć dlaczego musieli oni przegrać z Europejczykami. Nieznajomość żelaza, broni palnej, konia, koła - a co zatem idzie szybszych środków transportu, i wiele innych jeszcze przyczyn składało się na to, że ich podbój był łatwy, a przy tym okrutny i krwawy. W latach 1519-1521 hiszpański konkwistador Hernn Cort podbił imperium azteckie w środkowym Meksyku (a następnie terytoria przyległe). Wykorzystał on owe słabości cywilizacyjne tubylców, waśnie wewnętrzne, wierzenia religijne, aresztował ich wodza i zniszczył ich państwo. Z kolei w latach 1531-1534 inny hiszpański zdobywca, Francisco Pizarro, dokonał podboju państwa Inków. I ta cywilizacja została zniszczona. Takie były pierwsze skutki odkrycia Kolumba.
Wyprawa Magellana. Początek żeglugi globalnej.
Jednoznacznie pozytywne (choć okupione dramatycznymi wydarzeniami) były natomiast rezultaty wyprawy, drugiego obok Kolumba wielkiego odkrywcy, Ferdynanda Magellana (właściwie Fernao de Magalhaes, ok. 1480-1521). Był synem drobnego, prowincjonalnego szlachcica portugalskiego. W latach burzliwej młodości był w Indiach i Maroku. Pod wpływem relacji z wypraw poprzedników wpadł na pomysł dotarcia do Wysp Korzennych Azji południowo- wschodniej (na Moluki) od zachodu - przez Atlantyk i Nowy Świat. Stawała przy tym kwestia "przejścia" tego nowego lądu. Pod protektoratem króla Hiszpanii Karola I ruszył we wrześniu 1519 roku z Sanl Barrameda w Andaluzji na pięciu starych karawelach z 265 ludźmi w wielką podróż. W listopadzie dotarł do brzegów Brazylii i (tak jak jego rodacy w XV wieku wzdłuż wybrzeży zachodniej Afryki) szukał "końca" kontynentu. Przezimował (1520) u wybrzeży Patagonii (gdzie musiał tłumić bunty załogi) i posuwając się na południe dopłynął do przesmyku, który nazwał Cieśniną Wszystkich Świętych, a która dzisiaj nosi jego imię. W końcu listopada rozpoczęła się dramatyczna żegluga przez Ocean Spokojny (nazwany tak przez Magellana), trwająca trzy miesiące i dwadzieścia dni bez odnawiania zapasów wody i żywności. Wielu żeglarzy zmarło. W marcu 1521 roku wyprawa dotarła do Marianów, a następnie do Filipin, gdzie w kwietniu w potyczce z krajowcami Magellan zginął. Dowództwo przejął Juan Sebastin Elcano (del Cano) i doprowadził pozostałych żeglarzy z kupionym na Molukach towarem, wokół południowej Afryki do Sanl 1522 roku wróciła tam jedna karawela obładowana korzeniami z 18 ludźmi. Taki był bezpośredni bilans wyprawy. Jej znaczenie wykracza jednak daleko poza taki rachunek. W dziejach cywilizacji ludzkiej była to być może podróż najznaczniejsza, w swych konsekwencjach przewyższająca dokonania Kolumba. Przede wszystkim dała ostateczny, praktyczny dowód kulistości Ziemi. Udowodniła, że można ją opłynąć morzami bez przeszkód lądowych. Pokazała, że kula ziemska jest większa, niż dotąd sądzono i że wód jest na niej więcej niż lądów, co także było nową konstatacją (mniemano, iż jest odwrotnie). Wykazała, że Ameryka jest oddalona od Azji Wschodniej (nie jest jej półwyspem). Odkryto wielkość Pacyfiku. Okazało się, że podróż wokół Ziemi ze wschodu na zachód powoduje, że "traci się jeden dzień"; trzeba było ustanowić granicę zmiany daty. Wyprawa Magellana stanowiła początek żeglugi globalnej, a swym praktycznym rezultatem, faktem że przywiezione korzenie opłaciły z nadwyżką koszty całego przedsięwzięcia, dała bodziec do dalszych podróży. Owe wspomniane wyżej cztery podróże (Diaza, Kolumba, da Gamy i Magellana) były kamieniami milowymi wypraw odkrywczych. Zamyka je opłynięcie globu. Wiek XVI, okres zwany hiszpańsko-portugalską fazą wypraw geograficznych, przynosił kolejne odkrycia. Trudno je tu wyliczać. Wspomnijmy więc tylko o odkryciu przez Francuza Jacquesa Cartier Zatoki i Rzeki Św. Wawrzyńca w Kanadzie (1534-1535), o umacnianiu się Portugalczyków w Azji, o osiągnięciu przez nich Japonii (1542) oraz wyprawach żeglarskich Anglika Francisa Drake'a, który odkrył (1578) cieśninę między archipelagiem Ziemi Ognistej a Szetlandami Południowymi w Antarktyce, nazwaną jego imieniem. Odkryć i aneksji na rzecz Rosji w zachodniej Syberii dokonał w latach 1581-1584 ataman kozacki Jermak Timofejewicz. Przyjmuje się, że ta faza wypraw geograficznych kończy się u schyłku XVI wieku wraz z osłabieniem Hiszpanii. Za znamienny moment przełomowy uznaje się klęskę hiszpańskiej Wielkiej Armady (nazwanej przedwcześnie "Niezwyciężoną"), pokonanej przez Anglików w 1588 roku. W odkrywaniu i zdobywaniu nowych ziem zaczną przodować inne państwa.
Supremacja Hiszpanów i Portugalczyków na morzach była nie do przyjęcia przez inne rozwijające się państwa. Wywołać musiała dwa skutki: kolejne wyprawy odkrywcze w celu podboju nowych ziem oraz chęć przejęcia na własną rzecz zdobytych już przez innych terenów. Wyprawy geograficzne będą się w większym stopniu stawać ekspansją kolonialną. Poświęcimy jej osobny rozdział. Tu zasygnalizujmy tylko dalsze kroki odkrywców przynoszące coraz lepsze poznawanie świata. Za rosnącą od połowy XVI wieku aktywnością Holendrów stała ich największa w ówczesnej Europie flota handlowa. Szukali oni nowej, północnej drogi do Chin i Indii; lody zatrzymały ich na Morzu Karskim. W ostatnich latach tego stulecia Wilhelm Barents badał morze nazwane jego imieniem, odkrył Wyspę Niedźwiedzią i Spitsbergen. W pierwszej połowie XVII w. Holendrzy tworzą Nową Holandię na wschodnim wybrzeżu Ameryki Północnej, wypierają Portugalczyków z południowych krańców Afryki i z Azji Południowo-Wschodniej, zdobywają posiadłości na Dalekim Wschodzie. Shouten de Horn dociera w r. 1616 do południowego krańca Ameryki - przylądek ten nazwano jego imieniem. W tym samym czasie żeglarze holenderscy odkrywają wybrzeża Australii. W latach 1642-1643 Abel Janszoon Tasman opłynął Australię, odkrył wyspy nazwane później na jego cześć Tasmanią oraz zachodnie wybrzeża Nowej Zelandii. Francja kontynuuje eksplorację Kanady. Wielką rolę odegrała tu działalność Samuela de yyty, który w latach 1608-1615 zbadał bieg Rzeki Świętego Wawrzyńca i dotarł do jezior Ontario i Huron. W ciągu XVII wieku Francuzi ekspandowali na południe w kierunku obszarów nad Missisipi, badali je (zwłaszcza RenRobert de La Salle, 1678-1682) i zaanektowali dla Francji (na cześć Ludwika XIV nazywając Luizjaną). To samo uczynili z Wyspami Antylskimi. I w Ameryce Północnej i w Indiach (gdzie też uchwycili przyczółki kolonialne") zetknęli się dość szybko z konkurencją angielską. Również Anglicy szukali północnej drogi morskiej do Azji. Wyprawy z XVI wieku, a następnie Henry Hudsona i Williama Baffina w początku kolejnego stulecia zakończyły się jednak niepowodzeniem, chociaż Hudson po opłynięciu Labradoru odkrył wielką zatokę zwaną jego imieniem. To właśnie tam w ciągu XVIII wieku Anglicy rozpoczną wypieranie Francuzów, by w 1763 roku opanować całą Kanadę. W aktywności morskiej Anglii w drugiej połowie XVIII stulecia osobne, znaczące miejsce należy do Jamesa Cooka, jednego z najwybitniejszych żeglarzy i odkrywców w czasach nowożytnych. W swej epoce był tym, który przemierzył największe przestrzenie Ziemi. Podczas trzech podróży dookoła świata (1768-1779) m.in. zbadał Nową Zelandię, odkrył wiele wysp, archipelagów i cieśnin w Antarktyce, na Pacyfiku, w Oceanii (m.in. wyspy nazwane później jego imieniem, Nową Kaledonię, Georgię Południową, Hawaje). Druga wyprawa (1772-1775) była pierwszym opłynięciem Ziemi z zachodu na wschód. Cook dowiódł, że Australia to samodzielny kontynent. Jego podróże i mapy przyczyniły się do nowych ustaleń co do zasięgu wód i lądów na Ziemi. Nie tylko na morzach poprawiała się znajomość świata. Przy omawianiu wypraw odkrywczych rzadziej wspomina się o postępie, jaki dokonywał się w penetracji olbrzymich połaci lądu. W XVII wieku Rosjanie kontynuowali podbój Syberii, posuwając się stopniowo coraz bardziej na wschód do Irtysza, Obu, Jenisieju. W latach 1637-1641 wyprawa Kozaka Iwana Moskwitina przeszła wschodnią Syberię i dotarła do Morza Ochockiego. W 1643 r. Kurbat Iwanow odkrył jezioro Bajkał, a rok później wyprawa Wasyla Pojarkowa dotarła do ujścia Amuru. W 1648 r. Siemion Dieżniew przepłynął cieśninę między Azją a Ameryką (która osiemdziesiąt lat później zyska nazwę Beringa od imienia jej ponownego odkrywcy). W tym samym czasie Jerofiej Chabarow penetrował obszar nadamurski. W XVIII wieku badania Syberii będą kontynuowane (np. Wielka Ekspedycja Północna, 1734-1743), ale można stwierdzić, że w gruncie rzeczy już w połowie XVII stulecia Rosja zawładnęła ogromnym terytorium od Uralu po Ocean Spokojny. Wydaje się, że owa cezura połowy XVII wieku jest znamienna dla całego okresu wypraw i odkryć geograficznych w czasach nowożytnych. Właśnie wtedy człowiek poznał w ogólnym zarysie rozkład kontynentalny świata, najważniejsze granice lądów i mórz, kształt kontynentów. Jest to stwierdzenie o tyle istotne, że uzmysławia dynamikę procesu odkryć dokonanych przez Europejczyków w tej epoce; była już mowa o tym, że od starożytności po koniec wieków średnich ich znajomość świata ograniczała się w gruncie rzeczy do tego samego europejsko-śródziemnomorskiego kręgu geograficznego. I nagle, w ciągu nieco ponad 150 lat horyzont człowieka rozszerzył się do skali globalnej. Była to istotnie epoka wielkich odkryć geograficznych. Oczywiście, na spenetrowanie interiorów odkrytych ziem, na dokładne poznanie świata i zamieszkujących go ludzi, przyjdzie jeszcze długo czekać. Aż do XX wieku.
Znaczenie wypraw geograficznych.
Przyjęliśmy, że w naszym ujęciu zagadnienia wielkich odkryć geograficznych w czasach nowożytnych położymy nacisk na ich uwarunkowania i konsekwencje. Widzieliśmy, że owe warunki wstępne wypraw mają swoistą hierarchię ważności. Zarysowany wyżej przebieg wypraw odkrywczych ma nas upoważnić do wyciągnięcia wniosków dotyczących ich znaczenia. Czy przyjęta kolejność uwarunkowań tego procesu będzie odpowiadać omówieniu ich skutków? Na pewno nie! Układają się one bowiem nie tylko według poszczególnych, umieszczonych w określonej kolejności, płaszczyzn procesu historycznego. Rzecz jest bardziej skomplikowana. Skutki takiego procesu są bowiem pośrednie i bezpośrednie (w czasie), odnoszą się do podmiotu, który działa (żeglarze, państwa odkrywcze, czy szerzej Europa) i do przedmiotu, który jest obiektem ekspansji (podbijane ludy, cywilizacje itd.). Powstały przy tym skutki, które należy zauważyć w świecie nam współczesnym, jako pośredni lub bezpośredni rezultat działań przebiegających trzysta, czterysta czy pięćset lat temu. Zacznijmy od spojrzenia na Europę. Niewątpliwie wyraźnie zaznaczył się tu fakt, że czynniki polityczne tego procesu są w skutkach dużo bardziej istotne niż były u jego genezy. Wyprawy i odkrycia geograficzne zaczęły kształtować podział świata, a ich rezultatem była rywalizacja o kolonie, wykraczająca następnie swą chronologią poza czasy nowożytne. W kategoriach społecznych można zauważyć, że ekspansja poza stary kontynent rozładowała w pierwszej fazie napięcia społeczne i demograficzne (nowa aktywność szlachty), ale przyczyniła się też do demoralizacji pewnych grup społecznych w koloniach (okrucieństwo, wyzysk). Wykształciła się przy tym warstwa ludzi związana swą działalnością właśnie z ekspansją kolonialną (od żeglarzy, awanturników, żołnierzy - po namiestników, stojących na czele administracji kolonialnej). Obiektywnym skutkiem wypraw odkrywczych było powstanie nowych społeczeństw, ich struktur i funkcjonowania. Polepszenie znajomości geografii świata było niewątpliwym osiągnięciem w kategoriach kultury ogólnoludzkiej, świadomości człowieka, rozszerzenia jego horyzontów poznawczych. Z jednej strony poznano odmienne ludy, cywilizacje, zwyczaje, obyczaje, z drugiej wyprawy spowodowały, by nie powiedzieć - wymusiły, zwiększone zainteresowanie fizycznym funkcjonowaniem świata doczesnego, jego rzeczywistym kształtem; wzrasta zainteresowanie naukami przyrodniczymi. Najistotniejsze (a może trzeba powiedzieć - najobfitsze) były chyba jednak skutki gospodarcze tej wielkiej ekspansji europejskiej. Nastąpił napływ nieznanych wcześniej produktów kolonialnych i - z drugiej strony - rozszerzenie rynków zbytu. Nie zawsze zdajemy sobie sprawę, że spożywamy czy używamy dzisiaj produkty "kolonialne". Ta świadomość istniała jeszcze w pierwszej połowie XX wieku (sklepy z "towarami kolonialnymi"). Obecnie herbata, kawa, kakao, tytoń, trzcina cukrowa, kukurydza, ziemniaki, pomidory, bawełna towarzyszą nam na co dzień. A listę tę można by wydłużać. Nastąpił napływ do Europy kruszców szlachetnych, o co tak bardzo chodziło - jak pamiętamy - u progu wypraw geograficznych. Pochodził on z grabieży w Nowym Świecie, zwłaszcza w Peru, a potem z eksploatacji istniejących tam złóż. Była już o tym mowa, że poglądy wczesnego merkantylizmu zakładały, iż właśnie ilość posiadanych kruszców szlachetnych jest miarą bogactwa państwa; ale Hiszpania i Portugalia konsumowały te dobra, były gospodarczymi "dziurawymi workami" i kruszec zza Wielkiej Wody "wyciekał" na europejski rynek. W swym skutku mobilizował kapitał, wywoływał jego przyspieszoną akumulację w sferze handlowej, powodował "rewolucję cen", intensyfikował obroty (zob. rozdz. I). Mówiliśmy już, że ceny rosły, bo psuty" pieniądz tracił na wartości, a równocześnie następował przyrost ludności, a więc rósł popyt na różne dobra. Ta sytuacja wymuszała z kolei konieczność rozwoju produkcji. Tym bardziej, że poszerzyły się możliwości zbytu towarów, otwarły się nowe rynki surowcowe. Dokonuje się społeczny podział pracy między miastem a wsią, reorganizują się struktury gospodarcze (od cechu do manufaktury), wprowadza się udoskonalenia techniczno-organizacyjne. Wyprawy geograficzne zapoczątkowują ekspansję ludnościową Europy i powodują pogłębienie się różnic w stanie posiadania poszczególnych warstw społecznych. "Nadwyżki" ludności przemieszczają się do kolonii, nie istnieje już bariera żywnościowa. Ów boom kolonialny XVI wieku bogaci posiadaczy dóbr i pośredników, natomiast ludzie żyjący z pracy rąk biednieją (ceny rosną szybciej od płac). Podkreśla się często, i słusznie, wielki wpływ okresu wielkich wypraw geograficznych na zmiany w układzie stref handlowych w Europie. Zmniejszyło się znaczenie basenu Morza Śródziemnego i jego największych portów - Wenecji, Genui, Marsylii, Barcelony. Osłabł handel bałtycki, następował stopniowy zmierzch Hanzy. Bujny rozwój przeżywała natomiast strefa atlantycka, porty mające bezpośrednie kontakty z Nowym Światem - Lizbona, Kadyks, Bordeaux, Antwerpia, Amsterdam, Londyn. Centra handlowe w głębi Europy schodziły na drugi plan. Z innej perspektywy rysują się następstwa wypraw i odkryć geograficznych, a w konsekwencji kolonializmu, dla krajów będących przedmiotem ekspansji Starego Świata. Będziemy jeszcze o tym mówić w rozdziale o kolonizacji. Inwazja Europejczyków na inne kontynenty i wyspy oznaczała ich interwencję w obce cywilizacje. W Ameryce na przykład oznaczała stopniową eksterminację tubylców - Indian. Na ten kontynent zaczęto sprowadzać czarną ludność z Afryki. Jedną z konsekwencji tego procesu był melanż grup etnicznych z całego świata (Mulaci, Metysi, czarni Kreole). W Ameryce Łacińskiej zaczął się dość szybko proces integracji tych grup. W Ameryce Północnej przysporzył on natomiast długotrwałych (aż po nasze czasy) konfliktów społecznych. Z kolei w Afryce pogoń za niewolnikami spowodowała wyludnienie wielkich obszarów (pamiętamy może amerykański serial telewizyjny "Korzenie" (Roots) ?). W Ameryce doszło do zburzenia rodzimych cywilizacji i początku infiltracji cywilizacji europejskiej (kultury, sposobu życia). Obszary kolonialne znalazły się (w różnym stopniu) w orbicie europejskich stosunków gospodarczych (inne zboża, inne zwierzęta, odmienne środki i formy produkcji), przy czym zyski zagarniane były przez kolonizatorów. Ekspansja europejska w wielu przypadkach przekształciła stosunki społeczne krajów kolonialnych według wzorów ze Starego Kontynentu. W Ameryce cofnięto się" do stosunków niewolniczych. Niedawno obchodzono pięćsetlecie odkrycia Nowego Świata. Przy tej okazji odezwały się mocne głosy tych, którzy protestowali przeciwko jednoznacznie pozytywnej interpretacji tego faktu, ukazując "drugą stronę medalu". "Chrześcijanie europejscy dokonali inwazji na kontynent, największego ludobójstwa w historii, dziesiątkując jego ludność. Zawłaszczyli ziemie, rozbili organizację społeczną i polityczną, prześladowali indiańskie religie oraz zakłócili wewnętrzną logikę rozwoju tutejszych kultur. [...] Jak mogą czcić masakrę? 12 października nie powinno się obchodzić "Dnia Ameryki", ale "Dzień Nieszczęścia Ameryki". Nie odkrycie Ameryki powinno się świętować - jest to bowiem punkt widzenia tych, którzy byli na okrętach. Trzeba ubolewać nad inwazją - jak ci, którzy byli na brzegu, a dziś są nadal pogardzani, uzależnieni ekonomicznie i nie mają możliwości stworzenia autonomicznej alternatywy" (Leonard Boff, Con la libertad del Evangelio, Madryt 1991). Wypowiedź ta, chociaż kierowana ze skrajnych pozycji tzw. teologii wyzwolenia, dobrze ilustruje relatywność ocen w historii. Ostatnia część przytoczonej wyżej opinii pokazuje też jak mocno bezpośrednie i pośrednie skutki odkryć geograficznych, a w ich konsekwencji wypraw kolonialnych, obecne są w świecie nam współczesnym. Wynikają z nich m.in. istniejące do dzisiaj strefy tradycji kulturowych i cywilizacyjnych. Niektóre widoczne są w samych nazwach, np. Ameryka Łacińska; mówi się też czasami o Afryce francuskiej. Strefy językowe na świecie to też konsekwencja tamtych procesów. Jeżeli cała Ameryka Południowa mówi po hiszpańsku, a w Brazylii panuje portugalski, to jest to, jak wiemy, wynik "podziału świata" w końcu XV wieku. Dwujęzyczność Kanady także wynika z rywalizacji dwóch państw ekspanujących na tym obszarze w XVI- XVIII wieku. Jeśli w Republice Południowej Afryki mówi się językiem africaans, pochodzenia germańskiego, to dlatego że już w końcu XVI stulecia skrzyżowały się tam wpływy dialektów kolonistów holenderskich z językiem angielskim, niemieckim i miejscowymi - afrykańskimi. Przykłady można by mnożyć. A w sferze obyczajów? To nie tylko wpływy cywilizacji europejskiej oddziaływały na obszarach jej ekspansji. To również wiele czynników zewnętrznych wpłynęło na różne dziedziny życia w Europie. Dlaczego najlepsze kakao produkują Holendrzy? Bo zbierali oni to ziarno na Malajach i wyspecjalizowali się w wytwarzaniu z niego proszku. Czy Brytyjczycy "od zawsze" z upodobaniem pili herbatę? Odpowiedź może wielu zdziwić: poznali ją stosunkowo niedawno, w czasach Elżbiety I, w drugiej połowie XVI wieku; żeglarze z Kompanii Wschodnioindyjskiej przywozili paczki wonnych liści dla swych krewnych. A tradycja słynnej five o'clock powstała jeszcze później; zapoczątkowała ją na przełomie XVIII i XIX stulecia żona księcia Bedfordu, Anna. Zależności między procesami sprzed kilkuset lat (i mniej odległymi w czasie) a współczesnością są frapujące.