Czy Wszechświat ma Stwórcę?
Michio Kaku przygląda się kwestii celowości istnienia człowieka we wszechświecie. Czy rzeczywiście jesteśmy jedynie ziarenkiem grochu w niepojętej strukturze, a może jest zupełnie odwrotnie, choćby jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że życie i inteligencja może zaistnieć tylko w przypadku spełnienia bardzo rygorystycznych warunków. Czy zatem celem wszechświata może być, jak uważają niektórzy, stworzenie istot zdolnych do jego obserwacji i determinujących w ten sposób jego istnienie? Czy możliwe, że skoro my, jako istoty żywe i obdarzone inteligencją, dopasowaliśmy się do wszechświata, to on dopasowuje się również do nas?
W 1863 r., Thomas H. Huxley napisał: "Najważniejsze ze wszystkich pytań dla ludzkości, które leży poza wszystkimi innymi i jest ze wszystkich najbardziej interesujące, dotyczy determinacji miejsca człowieka w naturze i jego związku z kosmosem."
Huxley był słynnym obrońcą Darwina i zażarcie bronił teorii ewolucji w konserwatywnej Anglii. Tamtejsze społeczeństwo uznawało jeszcze, że ludzkość znajduje się na szczycie drabiny stworzenia - Słońce jest nie tylko centrum wszechświata, ale to ludzkość jest szczytowym osiągnięciem w jego działaniu, bowiem miał on stworzyć nas na swoje podobieństwo.
Sprzeciwiając się tej religijnej ortodoksji, Huxley musiał bronić teorii Darwina przez zakusami religijnego establishmentu starając się dotychczas panujące teorie zastąpić naukową próbą podejścia do naszego miejsca w drzewie życia. Dziś wiemy, że wśród gigantów nauki miejsce to pomogli nam znaleźć Newton, Einstein i Darwin.
Każdy z nich zmagał się z teologicznymi i filozoficznymi implikacjami swych prac mającymi określać nasze miejsce we wszechświecie. We wnioskach swych "Principiów" Newton oświadczył, że: "Najpiękniejszy system słońca, planet i komet mógł powstać jedynie za radą i pod władzą inteligentnej i potężnej istoty." Jeśli zatem Newton odkrył prawa ruchu, musiał istnieć też nadrzędny prawodawca.
Einstein mówił o Bogu: "W kwestii istnienia Boga zajmuję stanowisko agnostyka. Jestem przekonany, że aby uświadomić sobie zasadnicze znaczenie zasad moralnych w czynieniu naszego życia lepszym i szlachetniejszym, nie musimy odwoływać się do idei osobowego prawodawcy, zwłaszcza takiego, który karze i nagradza."
Einstein również był przekonany o istnieniu kogoś, kogo nazwał Starcem, który nie interweniuje jednak w ludzkie sprawy. Jego zadaniem było bowiem nie wychwalanie Boga, a próba "odczytania jego umysłu". Mówił: "Chciałbym się dowiedzieć, jak Bóg stworzył ten świat. Nie interesują mnie poszczególne zjawiska. Chcę znać myśli Boga. Reszta to tylko szczegóły". Einstein usprawiedliwiał swe zainteresowanie sprawami teologicznymi dochodząc do wniosku, że "nauka bez religii jest niepełna, jednak religia bez nauki jest ślepa."
Darwin nie mógł jednak zdecydować się na odpowiedź na pytanie, jaka jest rola ludzkości we wszechświecie. Mimo że uważa się go za osobę, która wytrąciła ludzkość z centralnego miejsca w biologicznym wszechświecie, w swej autobiografii pisał on o istnieniu "niezwykłej trudności albo raczej niemożności pojęcia tego ogromnego i wspaniałego wszechświata, w tym człowieka obdarzonego zdolnością spoglądania daleko w przeszłość i w przyszłość, jako wytworów zwykłego zbiegu okoliczności czy też konieczności." Jednemu ze swych przyjaciół wyznał on kiedyś: "Moja teologia to zwyczajny nieład."
Niestety, "określenie miejsca człowieka w naturze i jego relacji z kosmosem" wypełnione jest niebezpieczeństwami, szczególnie dla tych, którzy otwarcie sprzeciwiali się panującym dogmatom. Nie dziwi zatem, że Kopernik na łożu śmierci pisał swe największe dzieło będąc już poza zasięgiem Kościoła. To także z tego powodu Galileusz, chroniony przez długi czas przez swych możnych protektorów, spotkał się z wrogością Kościoła wskutek stworzenia teleskopu - narzędzia, które odsłaniało wszechświat tak bardzo niepodobny do tego, o jakim mówiło chrześcijaństwo.
Mieszanka nauki, filozofii i religii posiada dość duży potencjał, jednak o tak zmiennej wartości, że wielkiego filozofa, Giordano Bruno, spalono na stosie w roku 1600 za odmowę wyrzeczenia się swych wierzeń odnoszących się do niezliczonej liczby planet w kosmosie, które zamieszkują również niezliczone rodzaje istot żywych. Bruno pisał: "Tak wielkość Boga powiększyła się a wspaniałość jego królestwa stała się jawna. Jest on czczony nie przez jedno, ale przez niezliczone słońca, nie przez jedną Ziemię - jeden świat, ale przez ich tysiące tysięcy."
Grzechem Galileusza i Bruno było nie to, że odważyli się porwać na odwieczne prawa ustanowione przez niebiosa. Prawdziwe przewinienie wiązało się z detronizacją ludzkości z jej dotychczasowego miejsca w centrum wszechświata. Dopiero po 350 latach Watykan zdecydował się rehabilitować Galileusza. Bruno już takiego szczęścia nie miał.
Z perspektywy historycznej
Galileusz przed rzymskimi inkwizytorami. Obraz C. Bantiego.
Od czasów Galileusza nastąpiła seria rewolucji w naszym pojmowaniu wszechświata oraz tym, jaką rolę w nim odgrywamy. W wiekach średnich wszechświat uznawany był za ciemne i zakazane miejsce. Ziemia była mała płaską sceną, na której rozgrywały się spektakle przesiąknięte znamionami upadku człowieka oraz grzechem. Otaczała ją tajemnicza niebieska sfera, na której okazjonalne pojawianie się omenów w postaci komet wywoływało strach królów i ich poddanych. Jeśli zaś człowiek nie oddawałby czci Bogu w należyty sposób, mogła czekać go kara wymierzona rękoma losu lub Kościoła.
Newton i Einstein wyrwali człowieka z pęt mistycyzmu i przesądu. Pierwszy z nich przekazał nam dokładne mechaniczne prawa rządzące wszystkimi ciałami niebieskimi, w tym również naszą planetą. Einstein z kolei zrewolucjonizował nasze postrzeganie życia jako sceny. Nie tylko bowiem nie dało się zdefiniować jednej miary czasu i przestrzeni, ale sama scena była nieco zakrzywiona. Zastąpiła ją wizja gumowej maty, która wciąż się rozciąga
wszechświata.
Rewolucja kwantowa dała nam jednak jeszcze dziwaczniejszy obraz naszego świata. Z jednej strony upadek determinizmu oznaczał, że ludzie - kukiełki występujące na scenie, podcięły sznurki i zaczęły żyć same. Przywrócono wiarę w wolną wolę, jednak za cenę wiecznej niepewności. Oznaczało to w wymiarze kwantowym, że aktorzy na scenie świata mogli nie tylko przebywać w dwóch miejscach jednocześnie, ale nawet znikać i pojawiać się na powrót. Okazało się, że nie da się nawet powiedzieć, w którym miejscu dokładnie znajduje się aktor i jaki jest dokładny czas.
Dziś koncepcja multiwszechświata sprawia, że dokonuje się kolejna zmiana. Samo słowo "wszechświat" wydaje się nawet nieco przestarzałe. Wraz z multiwszechświatem pojawia się wiele równoległych scen, na których toczy się spektakl życia. Jedna znajduje się nad drugą, a wszystkie razem łączą zapadnie i ukryte przejścia. Jednak same sceny dają życie nowym scenom i nowym prawom fizyki w niekończącym się procesie bezustannego genesis. Najprawdopodobniej tylko niektóre z tych scen pozwalają, aby pojawiło się na nich życie oraz istoty świadome swojego istnienia.
Dziś ludzkość to aktorzy żyjący w czasie trwania I aktu sztuki o życiu we wszechświecie. Znajdujemy się na początku odkrywania tajemnic kosmosu. W akcie II, jeśli w międzyczasie nie zniszczymy naszej planety wskutek wojen i zanieczyszczeń, będziemy być może w stanie ją opuścić w celu badania gwiazd i innych ciał niebieskich. Z czasem uświadomimy sobie jednak, że istnieje także akt III, końcowy. W nim scena staje się tak zimna, że dalsze przebywanie na niej jest niemożliwe. Sztuka kończy się, aktorzy znikają. Jedynym możliwym rozwiązaniem staje się wówczas opuszczenie naszego miejsca przez któreś z ukrytych przejść i rozpoczęcie całego przedstawienia od nowa.
Zasada kopernikańska i antropiczna
W przechodzeniu od mistycyzmu wieków średnich do fizyki kwantowej, rozumienie naszej roli w kosmosie zmieniło się radykalnie. Świat zaczął ewoluować zmuszając nas do zmiany naszej własnej koncepcji o nas samych. Kiedy patrzy się na to z perspektywy historycznej, można spotkać się z dwoma przeciwstawnymi nastawieniami. Rozmyślając o niezliczonej ilości gwiazd we wszechświecie czy też liczbie form życia na Ziemi można dojść do wniosku, że jest się niczym wobec potęgi wszechświata. Blaise Pascal, rozmyślając nad tym problemem napisał: "Wieczne milczenie tych nieskończonych przestrzeni napawa mnie przerażeniem." Z drugiej jednak strony nie można nie fascynować się zdumiewającym zróżnicowaniem form życia i kompleksowością naszego biologicznego istnienia.
Dziś, gdy nauka zbliża nas do odpowiedzi na pytanie o naszą rolę we wszechświecie, pojawiają się dwa sprzeczne punkty widzenia reprezentowane przez fizyków: zasada kopernikańska i antropiczna.
Pierwsza z nich mówi, że w naszym położeniu w kosmosie nie ma nic nadzwyczajnego. Jak do tej pory zdawały się na to wskazywać wszystkie obserwacje astronomiczne. Kopernik wytrącił Ziemię z położenia w centrum wszechświata, zaś Hubble uczynił to samo z Droga Mleczną, zastępując wszystko wizją rozrastającego się kosmosu z miliardem galaktyk. Ostatnie odkrycia związane z ciemną materią i energią wskazują, że wyższe pierwiastki, które tworzą także nasze ciała stanowią jedynie 0.03 procenta całkowitej zawartości materii w naszym wszechświecie. Wraz z pojawieniem się teorii o inflacji kosmologicznej, musieliśmy zmierzyć się z faktem, że widzialny wszechświat jest jak ziarnko piasku osadzone w znacznie większym od niego płaskim wszechświecie, zaś ten może wciąż wydawać na świat coraz to nowe podobne mu twory. Ostatecznie, jeśli potwierdzi się teoria - M, będziemy musieli zmierzyć się z faktem, że liczbę wymiarów, do której się przyzwyczailiśmy będzie należało zwiększyć do jedenastu. Nie tylko zatem wyrzucono nas ze środka wszechświata, ale skazano nas na bycie maleńką jego cząstką.
Biorąc to pod uwagę, Stephen Crane napisał:
Człowiek powiedział do wszechświata, "Panie, ja jestem!"
"Jednakże" - odparł wszechświat, "
Ten fakt wcale nie wzbudza we mnie,
Poczucia obowiązku".
Po drugiej stronie znajduje się z kolei zasada antropiczna, która sprawia, że zdajemy sobie sprawę z tego, że istnieje cudowny zestaw zbiegów okoliczności, który sprawił, że istniejemy w trójwymiarowym wszechświecie. Istnieje bowiem nazbyt wąski zakres parametrów, który pozwala na istnienie inteligentnych form życia, a nam się jakoś to udało. Stabilność protonów, rozmiar gwiazd, istnienie wyższych pierwiastków i inne czynniki sprawiają, że wszystko wydaje się być odpowiednio dostosowane do powstania złożonych form życia i świadomości. Można spierać się oczywiście, czy jest to zamierzony akt stworzenia czy też może kolejny przypadek, jednak nie da się zaprzeczyć, że istniejemy tylko dzięki bardzo zawiłym procesom.
Stephen Hawking zauważył kiedyś: "Jeśli współczynnik ekspansji wszechświata po wielkim wybuchy byłby mniejszy choćby o jedną część na sto tysięcy milionów, wszechświat zapadłby się zanim osiągnąłby dzisiejszy rozmiar... Istnieje wiele przeszkód na drodze do tego, aby nasz świat nie wyłonił się ze zdarzenia, jakim był wielki wybuch. Myślę, że być może są tu jakieś religijne wątki."
Często nie doceniamy, jak cenne jest życie i jego świadomość. Zapominamy, że coś tak prostego, jak woda w stanie ciekłym może być najbardziej cenną substancją w kosmosie. Być może również nasz mózg jest jednym z najbardziej kompleksowych obiektów, jakie natura stworzyła w całym układzie słonecznym. Kiedy spoglądamy na jaskrawe, choć pozbawione życia pejzaże na Marsie czy Wenus, uderza nas fakt, że nic tam zupełnie nie ma. We wszechświecie to pewnie nie wyjątek. Istnieją całe światy pozbawione życia, a już na pewno znacznie więcej jest tych, na których brak inteligentnych form życia. Choćby z tego powodu powinniśmy uświadomić sobie kruchość istnienia oraz fakt, że pojawiło się ono na Ziemi.
Zasady kopernikańska i antropiczna są w pewnym sensie sprzeczne, jeśli chodzi o widzenie naszej roli w kosmosie. Pierwsza z nich nakazuje nam spojrzeć na bezkresność wszechświata, a może nawet i multiwszechświata, podczas gdy druga wskazuje nam na fakt, jak rzadkie może być występowanie form życia oraz rozwiniecie się świadomości.
Ostatecznie jednak debata między zwolennikami obu koncepcji nie jest w stanie wyjaśnić nam naszego położenia, bowiem wymaga to spojrzenia z większej perspektywy, tj. z punktu widzenia teorii kwantowej.
Znaczenie kwantowe
Świat nauki kwantowej rzuca nam wiele światła na to, kim jesteśmy w kosmosie, jednak czyni to w bardzo oryginalny sposób. Jeśli komuś odpowiada interpretacja paradoksu o żywym-martwym kocie, jaką przedstawił Winger, zatem wszędzie możemy widzieć "świadomą rękę". Nieskończony łańcuch obserwatorów przyglądających się sobie nawzajem sprawia, że dochodzimy w końcu do ostatniego z nich - kosmicznego obserwatora, którego ktoś może nazwać Bogiem. W tym scenariuszu, wszechświat istnieje dlatego, że patrzy na niego bóstwo. Jeśli interpretacja Wheelera jest poprawna, cały wszechświat zdominowany jest przez świadomość i informację.
Punkt widzenia Wingera zainspirował Ronnie Knoxa do napisania wiersza o spotkaniu sceptyka z Bogiem, w którym poruszany jest dawny problem, czy jeśli drzewo przewraca się w miejscu, gdzie nikt go nie widzi, to czy ono istnieje?
Był człowiek, który rzekł: "Boże
Wydać ci się dziwnym może,
Jednak ktoś jest pewien fest,
Że to drzewo jednak jest,
Chociaż nikogo nie ma wokoło."
Anonimowy autor odpowiedział mu następującym utworem:
Drogi panie, już dość biadolenia,
Zawsze gdzieś jestem,
I dlatego,
Jest też drzewo,
Bo na nie patrzę, Bóg. Pozdrowienia.
Innymi słowy, drzewa istnieją, ponieważ jest też kwantowy obserwator.
Interpretacja Wingera spycha sprawę świadomości do samego centrum podstaw fizyki. Są to echa słów wielkiego astronoma, Jamesa Jeansa, który napisał: "Przed 50 laty na kosmos patrzano jak na maszynę... Gdy dostosujemy się do którejś z opcji, czy to kosmosu jako całości, czy też do wnętrz atomu, mechaniczna wizja natury nie wytrzymuje. Mierzymy się z tworami lub zjawiskami, które nie są w żadnym sensie mechaniczne. [...] Wszechświat zdaje się być bliższy wizji wielkiej myśli aniżeli wielkiej maszyny."
Znalazło to swe rozwinięcie w teorii Wheelera. "My nie tylko dostosowujemy się do wszechświata. Wszechświat dopasowuje się także do nas." Innymi słowy, tworzymy swoją własną rzeczywistość przez dokonywanie obserwacji. Wheeler nazywa ten proces "genesis przez obserwację". Twierdzi on, że żyjemy w "uczestniczącym wszechświecie".
O tym samym wspomina laureat Nobla, biolog George Wald. "Źle byłoby być atomem we wszechświecie, jeśli nie byłoby fizyki. Fizycy z kolei składają się z atomów. Fizyk to zatem sposób atomów, aby dowiedzieć się o samych atomach." Gary Kowalski podsumowuje to w tych słowach: "Wszechświat, można rzec, istnieje aby celebrować siebie i odsłaniać swe własne piękno. Jeśli rasa ludzka jest jedną z płaszczyzn kosmosu na drodze do osiągnięcia swej własnej świadomości, naszym celem musi być przetrwanie i napędzanie naszego świata, jak i badanie go, nie zaś niszczenie czy profanacja tego, czego stworzenie zajęło tak wiele czasu."
Według tej linii myślenia, wszechświat posiada sens w postaci tworzenia istot podobnych do nas, które mogą obserwować to, że on sam istnieje. Zgodnie z tym, najwyższy cel wszechświata związany jest z możliwością stworzenia inteligentnych istot, które mogą go obserwować.
Interpretacja teorii kwantowej autorstwa Wingera może się wielu ludziom podobać. Istnieje jednak wyjaśnienie alternatywne, które wiąże się z perspektywą wielu światów i daje nam zupełnie inne spojrzenie na rolę ludzkości we wszechświecie. Kot Schrdingera może być zarówno martwy, jak i żywy tylko dlatego, że wszechświat dzieli się wtedy na dwa oddzielne twory.
Albert Einstein twierdził, że istnieją dwa rodzaje Boga
taki, który kieruje ludzkimi losami, karze za grzechy i czyni cuda oraz taki, który manifestuje się przez harmonię wszechświata. W takiego "boga" wierzą niektórzy fizycy, ale czy mają rację? Czy najnowsze teorie mówiące nam o budowie wszechświata mają szansę dotrzeć do sedna, a może skazani jesteśmy na wieczne poszukiwania z wbudowanym w człowieka mechanizmem doszukiwaniem się we wszystkim sensu, którego tak naprawdę we wszechświecie nie ma...?
Znaczenie w multiwszechświecie
Łatwo jest zgubić się w nieskończoności analizując teorię o wielu światach. Moralne implikacje tych równoległych kwantowych wszechświatów przedstawił w swej noweli pt. "All the Myriad Ways" ("Na wszystkie miriady sposobów") Larry Niven. W historii tej detektyw por. Gene Trimble bada sprawę fali tajemniczych samobójstw. Nagle bowiem w całym mieście ludzie, którzy przedtem nie wykazywali psychicznych zaburzeń, skaczą z mostów, strzelają sobie w głowę albo popełniają masowe masakry. Tajemnica pogłębia się, kiedy Ambrose Harmon, miliarder i założyciel Crosstime Corporation, skacze z 36. piętra z okna swego luksusowego apartamentu po wygraniu pięciu tysięcy dolarów w pokera. Bogaty, potężny i z dobrą siecią kontaktów ma po co żyć, a więc odebranie sobie przezeń życia nie ma sensu. Trimble jednak ustala z czasem pewien wzorzec. Z pilotów zatrudnionych w Crosstime Corporation aż jedna piąta zakończyła życie śmiercią samobójczą. Wszystko zaczęło się miesiąc po założeniu firmy.
Scena z serialu "The Time Tunnel" (lata 60-te ub. wieku). Podróże w czasie od dawna były punktem zainteresowania wielbicieli science-fiction, zaś naukowcy, jak się potem okazało, mają do nich zróżnicowane podejście.
Grzebiąc w sprawie detektyw dowiaduje się, że Harmon odziedziczył po dziadkach wielką fortunę, którą następnie roztrwonił. Ostatecznie jednak udało mu się zebrać fundusze na dość ryzykowne przedsięwzięcie. Zgromadził kilku fizyków, inżynierów i filozofów, aby zbadać możliwość istnienia równoległych linii czasowych. W końcu udało się wynaleźć maszynę, która mogła wejść w zupełnie nową linię czasową, zaś podróżujący w czasie piloci mogli przywozić z wypraw nowe wynalazki. Wkrótce zaczęto stosować ten proceder na masową skalę a Crosstime stało się korporacją przynoszącą miliardowe zyski, stając się właścicielem patentów najważniejszych wynalazków tego okresu.
Każda linia czasowa, jaka była odwiedzana, różniła się od innych. Odkryto np. Imperium Katolickie, Amerindiańską Amerykę, Imperialną Rosję a także masę martwych radioaktywnych światów, które przepadły wskutek wojen atomowych. Ostatecznie jednak podróżnicy w czasie natykali się na coś niepokojącego, a mianowicie na własne węglowe kopie, które toczyły żywoty niemalże identyczne co oni, za wyjątkiem pewnych dziwacznych różnic. W innych światach bohaterowie mogli albo realizować swe najbardziej skryte marzenia, albo toczyć życie w najgorszym koszmarze. W niektórych wszechświatach osiągali sukces, w innych czekała ich sromotna porażka. Niezależnie od tego, co robili, istniała cała masa ich kopii, które podejmowały niezliczoną ilość decyzji wywołujących taką samą ilość konsekwencji. Dlaczego np. nie obrabować banku, skoro w którymś z równoległych wszechświatów skok na pewno się uda?
Trimble zauważył: "Nie ma nigdzie szczęścia. Każda decyzja miała dwie strony. Każdy mądry wybór miał towarzyszy w postaci wszystkich innych możliwych dróg. Tak to działało przez całą historię." Bohatera ogarnia desperacja, kiedy dochodzi do pewnego wniosku. We wszechświecie, w którym wszystko jest możliwe, nic nie ma żadnego sensu moralnego. Trimble uświadamia sobie, że nie mamy żadnego wpływu na nasze losy i niezależnie od naszych decyzji, nie mają one jakiegokolwiek sensu.
Ostatecznie decyduje się on iść w ślady samobójców i przystawia sobie do skroni lufę, jednak nawet kiedy się zastrzeli, to w jakimś innym wszechświecie pistolet może się zaciąć albo strzał nie okaże się śmiertelny...
Kiedy wyobrażamy sobie kwantowy wszechświat stajemy wobec tego samego problemu, co Trimble. Istnieje możliwość, że nasze odpowiedniki żyjące w innych kwantowych wszechświatach mogą mieć dokładnie ten sam kod genetyczny, jednak w kluczowych momentach ich życie potoczyło się inaczej, co sprawiło, że powstały zupełnie nowe historie życiowe i całkiem różne przeznaczenia.
Jeden z takich dylematów może nas wkrótce czekać. Być może już za kilka dekad klonowanie ludzi stanie się powszechne. Choć klon jest w założeniu istotą odmienną od "oryginału", to etyczne konsekwencje tego procesu są dość niepokojące. Kiedy dojdzie do sklonowania człowieka, nieuchronnie pojawią się pytania m.in. odnośnie tego, czy klon posiada duszę, albo czy jesteśmy odpowiedzialni za czyny naszego klona? W kwantowym wszechświecie posiadamy nieskończoną liczbę kwantowych klonów. Jednak jeśli dokonują one złych uczynków, to czy możemy brać za nie odpowiedzialność?
Na wiele kwantowych egzystencjalnych pytań nie ma jeszcze odpowiedzi. Jeśli spojrzymy na świat, w którym znajduje się niezliczona ilość światów, przytłoczyć nas może przypadkowość toczących się w nim losów. W teorii o multiwszechświecie zaproponowanej przez fizyków, każdy oddzielny wszechświat podlega newtonowskim prawom na skalę makroskopową, zatem toczymy nasze życia dość przyjemnie wiedząc, że nasze czyny będą miały dające się przewidzieć konsekwencje. W każdym wszechświecie istnieją prawa przeciętności. W każdym z nich, jeśli popełnimy przestępstwo, najprawdopodobniej pójdziemy do więzienia. Możemy przeprowadzać różne czynności nie zdając sobie zupełnie sprawy, że obok nas istnieją równoległe rzeczywistości.
Co fizycy myślą o sensie wszechświata?
Steven Weinberg - amerykański fizyk, noblista.
Debata o znaczeniu życia została podsycona przez prowokacyjne oświadczenia Stevena Weinberga zawarte w książce pt. "The First Three Minutes" ("Pierwsze trzy minuty"). Pisze on: "Im bardziej kosmos nabiera dla nas sensu, tym bardziej jest bezcelowy... Wysiłek położony na drodze do zrozumienia wszechświata to jedna z niewielu rzeczy, która wynosi życie ludzkie ponad stadium farsy i dodaje mu pewnej godności tragedii."
Weinberg najwyraźniej czerpał jakąś przyjemność z wprowadzania zamętu, śmiejąc się z tych, którzy starają się doszukiwać sensu we wszechświecie. Podobnie jak Szekspir wierzy on, że cały świat jest jak scena, jednak "tragedia nie jest spisana, a tragedią jest to, że nie ma żadnego pisma."
Weinberg mówi o czymś podobnym do poglądów Richarda Dawkinsa, biologa z Oxfordu, który twierdzi, że "we wszechświecie ślepych sił fizycznych, niektórzy ludzie mogą jedynie się skrzywdzić, inni zaś będą mieli na tyle szczęścia, że nie znajdą w nim żadnego rymu, powodu ani sprawiedliwości. Wszechświat, który obserwujemy ma dokładnie takie cechy, jakich się spodziewamy, a u jego podstaw nie leży żaden plan, cel, żadne zło, dobro - nic poza ślepą i nieczułą obojętnością."
Rzuca on jednak również pewne wyzwanie. Jeśli bowiem według niektórych wszechświat ma cel, to jaki on jest? Kiedy astronomowie zaglądają w jego głębię i widzą ogromne, znacznie większe od naszej gwiazdy, które rodzą się i umierają we wszechświecie, który przez miliardy lat rozszerzał się w nieskończoność, trudno dostrzec cel w celowym zaaranżowaniu wszystkiego dla mieszkańców maleńkiej planety, która kręci się wokół jednej z niezliczonej ilości gwiazd.
Choć jego poglądy wywołały sporą dyskusję, mało kto się z nimi zmierzył. Kiedy jednak Alan Lightman i Roberta Brawer zdecydowali się na przeprowadzenie rozmów z czołowymi kosmologami, których zapytali, czy zgadzają się z opinią Weinberga, co ciekawe, tylko kilkoro z nich zaakceptowało jego punkt widzenia. Jedną z jego zwolenniczek była Sandra Faber z University of California, która powiedziała: "Nie wierzę, aby Ziemia została stworzona dla ludzi. Planeta powstała wskutek naturalnych procesów a w ich dalszej konsekwencji pojawiło się życie i istoty inteligentne. Myślę, że w ten sam sposób, tj. z wykorzystaniem tych samych naturalnych procesów powstał wszechświat a nasze pojawienie się w nim było naturalnym wynikiem działania praw fizyki w pewnym jego rejonie. Daje się z tego według mnie wywnioskować, że we wszechświecie istnieje jakaś motywująca wszystko siła, która posiada cel wykraczający daleko poza ludzkie istnienie. Ja w nią nie wierzę. Zgadzam się zatem z Weinbergiem, że wszechświat z perspektywy człowieka jest całkowicie bezsensowny."
Jednak znacznie większa grupa kosmologów była przeciwnego zdania. Według nich wszechświat posiada jakiś cel, nawet jeśli nie umiemy go wskazać.
Margaret Geller, profesor Harardu stwierdziła: "Mój pogląd na życie jest następujący: żyjemy, a samo życie jest krótkie. Celem jest zdobycie tylu doświadczeń, ile się da. To właśnie dlatego robię to, co robię. Staram się robić coś twórczego i uczyć ludzi."
Jeszcze inna część kosmologów widziała sens wszechświata, ale w rękach istoty nadrzędnej. Don Page z University of Albera, były student Stephena Hawkinga, powiedział: "Mogę stwierdzić, że cel taki istnieje. Nie wiem, jaki on jest, jednak być może jednym z celów Boga było stworzenie człowieka, aby nawiązał z nim związek. Wyższym celem mogło być to, że stworzenie wielbi swojego twórcę." Page widzi dzieło Boga nawet w abstrakcyjnych zasadach fizyki kwantowej: "W pewnym sensie prawa fizyki zdają się być analogią do języka i gramatyki, jakie Bóg wybrał, aby się z nami porozumiewać."
Charles Misner z University of Maryland, jeden z pionierów na polu analizowania ogólnej teorii względności Einsteina, znalazł z Pagełem płaszczyznę porozumienia. "Według mnie w religii znajdują się pewne bardzo poważne wątki, takie jak istnienie Boga czy braterstwo ludzi, a pewnego dnia nauczymy się je doceniać być może przy użyciu innego języka i na inną skalę. Uważam zatem, że istnieją w nich pewne prawdy a w tym sensie wiążą się one z wielkością wszechświata."
Oczywiście pytania o stwórcę pociągają za sobą kolejne powiązane z nimi kwestie, m.in. taką, czy nauka może cokolwiek powiedzieć nam o Bogu? Teolog Paul Tillich powiedział kiedyś, że fizycy jako jedyni naukowcy mogą powiedzieć słowo "Bóg" i nie wzdrygnąć się. To właśnie oni są wśród tych uczonych, którzy być może pomogą odpowiedzieć ludzkości na najbardziej ważne dla niej pytania, w tym również to dotyczące stworzenia. Jeśli istnieje dzieło, to czy istnieje stwórca? Jak dojść do ostatecznych wniosków?
Teoria strun pozwala nam patrzeć na cząsteczki subatomowe jak na nuty wibrujące na nici. Prawa chemii odpowiadają melodiom, jakie można na nich zagrać. Z kolei prawa fizyki odpowiadają prawom harmonii, która zarządza strunami. Wszechświat to zatem symfonia strun, a przysłowiowy einsteinowski umysł Boga można uważać za kosmiczną muzykę wibrującą w hiperprzestrzeni. Jeśli porównanie to jest bliskie prawdy, to pojawia się kolejny problem, a mianowicie kwestia kompozytora. Czy ktoś nastroił cały mechanizm tak, aby mogła powstać mnogość możliwych wszechświatów, z którymi spotykamy się w teorii strun? Jeśli wszechświat jest perfekcyjnie zorganizowanym mechanizmem, to czy musi mieć swego twórcę?
W tym sensie teoria strun rzuca nam nieco światła na pytanie, czy Bóg miał wybór? Kiedy Einstein tworzył swe teorie, zawsze zadawał sobie następujące pytanie: jak ja stworzyłbym wszechświat? W tej kwestii skłaniał się on ku wersji, że nie miał on w tym przypadku wyboru. Potwierdza to teoria strun. Kiedy połączyć z nią teorię względności, otrzymamy zestaw teorii, w których czają się fatalne pomyłki.
Einstein, który często pisał o "Starcu" (jak nazywał Boga), zapytany kiedyś został o sprawę istnienia nadrzędnej istoty. Jak powiedział, istniały dla niego jego dwa typu. Pierwszy był to bóg osobowy, taki który odpowiada na modlitwy - bóg Abrahama, Izaaka, Mojżesza, tj. taki który dzieli morze na dwa i sprawia cuda. Ale w takiego Boga nie wierzą naukowcy.
Albert Einstein twierdził m.in., że Bóg nie gra z wszechświatem w kości. Wśród swych innych opinii na temat Starca, jak określał Boga, znalazło się słynne stwierdzenie, że Bóg jest wyrafinowany, ale nie perfidny. Dlatego uważał, że nie ma kogoś takiego, jak osobowy Bóg, który karze i nagradza.
Sam Einstein mówił, że wierzy w "Boga Spinozy, który ujawnia się poprzez harmonię tego, co istnieje, nie zaś Boga, który para się losami i czynami istot ludzkich". Bóg Spinozy i Einsteina to zatem bóstwo harmonii, umysłu i logiki. Einstein pisał: "Nie mogę wyobrazić sobie Boga, który nagradza i karze tych, których sam stworzył. Nie mogę wyobrazić sobie także tego, że da się przeżyć śmierć ciała."
Jeśli zatem ostatecznie potwierdzi się, że teoria strun jest teorią wszystkiego, będziemy musieli postawić samym sobie pytanie, skąd pochodzą równania. Jeśli jednolita teoria pola okaże się prawdziwa, tak jak uważał Einstein, musimy zadać sobie pytanie skąd wynika jednolitość. Fizycy, którzy równocześnie wierzą w Boga uznają, że wszechświat jest piękny i prosty, a podstawowe prawa nim rządzące nie mogą być czystym przypadkiem. Mogło się przecież zdarzyć tak, że we wszechświecie mógł zapanować totalny chaos albo też nie byłby on w stanie stworzyć życia, nie mówiąc już o inteligencji.
Ostatecznie jednak, tak jak większość fizyków uważam, że wszystkie prawa rządzące kosmosem będzie dało się zapisać w formule, która ma może nie więcej niż cal. Pojawi się jednak pytanie, skąd wzięła się ta formuła?
Martin Gardner pyta: "Dlaczego jabłko spada na ziemię? To przez grawitację. A skąd ta się bierze? Z pewnych równań, które tworzą teorię względności. Kiedy już fizykom uda się pewnego dnia stworzyć równanie, z którego wywieźć się da wszystkie prawa fizyki, to czy ktoś zapyta: "Z czego wynika to równanie?"
Tworzenie naszego własnego znaczenia
Ostatecznie jestem przekonany, że istnienie jednego równania, które może opisać cały wszechświat w sposób jednorodny, obejmuje także swego rodzaju "plan". Jednakże nie uważam, aby ów plan przewidział ludzkości we wszechświecie jakieś szczególne znaczenie. Niezależnie od tego, jak eleganckie czy zdumiewające będą ostateczne ustalenia fizyków, z pewnością nie podniosą na duchu miliardów ludzi i nie napełnią ich wiarą. Żadna magiczna formuła kosmologiczna czy fizyczna nie będzie w stanie natchnąć mas i sprawić, że pojmą sens istnienia.
Dla mnie osobiście prawdziwym celem życia jest kreowanie własnego znaczenia. Naszym przeznaczeniem jest tworzenie swojej własnej przyszłości, nie zaś próba wydarcia jej z rąk wyższej instancji (tudzież istoty). Einstein wyznał raz, że czuje się bezradny wobec żądań osób, które zasypują go listami z pytaniem o sens życia. Jak powiedział Alan Guth: "Dobrze zadaje się te pytania, jednak nikt nie powinien się spodziewać od fizyka mądrej odpowiedzi Według mnie życie ma jakiś tam cel i to my go nadajemy, tj. nie wynika on wcale z tego, jak urządzony jest kosmos."
Przejście do cywilizacji Typu I
Radziecki uczony Nikołaj Kardaszew był twórcą skali zaawansowanych technicznie hipotetycznych pozaziemskich cywilizacji. Cywilizacja typu I to taka, która zdolna jest wykorzystać wszystkie zasoby energetyczne naszej planety. Według niektórych, ludzkość znajduje się na skali w punkcie O.7. Pozostałe stopnie to jak na razie czysta fantastyka.
W "Trzech siostrach" Czechowa, pułkownik Wierszynin stwierdzał: "Za dwieście, trzysta, tysiąc lat
przecież nie chodzi o termin
nadejdzie inne życie, nowe, piękne. My siłą rzeczy nie będziemy w nim brali udziału, a jednak to dla niego dziś żyjemy, pracujemy, no i męczymy się, my już je tworzymy i to jedyny cel naszego istnienia, a nawet, proszę pana, nasze jedyne szczęście."
Osobiście bardziej niż idea nieskończonego wszechświata pociąga mnie to, że całkowicie nowe światy mogą istnieć tuż pod naszym nosem, niedaleko naszego świata. Żyjemy w wieku, kiedy dopiero rozpoczyna się eksploracja kosmosu i badanie go przy pomocy naszych teleskopów, równań i teorii.
Mamy także możliwość przyglądania się pierwszym heroicznym krokom na tym polu. Być może mamy do czynienia z jednym z najważniejszych okresów przejściowych w historii ludzkości, przejściu do cywilizacji typu I, która może być bardzo niebezpieczną drogą.
W przeszłości nasi przodkowie zamieszkiwali trudny i nieprzyjazny świat. Przez większość czasu ludzie toczyli krótkie i brutalne żywoty przepełnione strachem przed chorobami i tym, co niesie los. Badania kości naszych przodków pokazują, jak wielki był ciężar, który musieli znosić każdego dnia, a chodzi nie tylko o choroby, ale i wypadki. Jeszcze przed stu laty nasi przodkowie musieli radzić sobie bez środków czystości, antybiotyków, samolotów odrzutowych, komputerów i wielu innych cudów współczesnego świata.
Nasze wnuki będą jednak żyć w okresie, kiedy następował będzie przeskok do I stopnia cywilizacji (wg skali Kardaszewa). Jeśli wszystko pójdzie jak trzeba i nie zwyciężą instynkty wiodące nas ku samozagładzie, przyszłym pokoleniom przyjdzie żyć w świecie pozbawionym problemów z jakimi obecnie się borykamy.
Każdy z pewnością zastanawiał się, jak wyglądać będzie przyszłość. Być może obecnie znajdujemy się w najbardziej ekscytującym punkcie w historii ludzkości, u zarania wielkich kosmicznych i naukowych odkryć.
Czeka nas być może historyczne przejście od bycia biernymi obserwatorami tańca natury do stania się jej choreografami mogącymi manipulować życiem, materią i inteligencją. Obdarzeni tą wielką siłą będziemy jednak również czuć wielką odpowiedzialność, aby te dobrodziejstwa wykorzystać jak najlepiej dla dobra całej ludzkości.
Pokolenie, które obecnie żyje na Ziemi jest być może najważniejszym ze wszystkich. W przeciwieństwie do poprzednich, skupiamy w swoich rękach przyszłość naszego gatunku. Rysują się dwie możliwości - albo przejdziemy do nowego rozdziału w historii naszej cywilizacji, albo pogrążymy się w chaosie wojny i skażenia. Decyzje, jakie podejmie ludzkość oddziaływać będą na dalsze wieki i położy (albo i nie) podwaliny pod cywilizację I rzędu.
Wybór należy zatem do nas. Oto sens życia obecnego pokolenia. I nasze przeznaczenie.
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Henryk Kiereś Czy artysta jest stwórcą (ewolucionizm czy kreacionizm)Czy kobieta ma się tak do mężczyzny, jak natura do kultury [S B Ortner] (1)fragmenty odcinka czy pacjent ma toczeńCzy odrodzenie ma sensCzy stosowanie czulych na nacisk mat ochronnych ma przyszloscCzy rozmiar naprawdę ma znaczenieChcemy wielbić Wszechrzeczy Stwórce dziś ACzy neutrina mogą nam coś powiedzieć na temat asymetrii między materią i antymaterią we WszechświeciNajszybszy Kurs Świadomej Rozmowy Ze Stwórcą WszechrzeczyCzy wybor formy PPE ma znaczenieChcemy wielbic wszechrzeczy stworce dzisIle lat ma wszechświatCzy nauka wciąż ma męską płeć Udział kobiet w nauceBiblia, antyk, średniowiecze Kto ma rację Kreon czy Antygona Ocena wyborów moralnych bohaterów dwięcej podobnych podstron