Tajne archiwa 3bomba atomowa Mogolia ufo


Z tajnych archiwów
W 1945 roku zrzucono na Japonię dwie bomby atomowe: 6 sierpnia na Hiroszimę i dwa
dni pózniej na Nagasaki. Skutki były tak przerażające, że narody skupione w ONZ
podjęły uchwałę zakazującą używania tej nieludzkiej broni w przyszłości. Czy jednak
uchwały te nadal są respektowane? Wydawałoby się, że użycie bomb atomowych w
jakimś konflikcie nie może przejść nie zauważone. A jednak...
Wybuchy bomb atomowych uwalniają olbrzymie ilości energii, a przede
wszystkim promieniowanie radioaktywne. Dla istot obserwujących rozwój
Ziemi jest to sygnał, że przekroczyliśmy pewien etap. Może dlatego właśnie
od 1947 roku nastąpił "wysyp" informacji o zaobserwowaniu nieznanych obiektów
latających oraz dziwnych istot "nie z tej ziemi".
Nie czarujmy się, tych wiele doniesień o UFO, których autorami są nie tylko przeciętni
zjadacze chleba, ale i ludzie cieszący się zaufaniem władz - piloci, naukowcy,
wojskowi, policjanci - nie mogło zostać zlekceważone. Zaniepokojone mocarstwa
postanowiły w jakiś sposób zabezpieczyć się przed ewentualną agresją ze strony
Obcych. Stąd wzięły się umieszczane na orbitach okołoziemskich satelity, a właściwie
całe stacje kosmiczne, uzbrojone w rakiety z głowicami atomowymi i wodorowymi
oraz w działa laserowe. Mnóstwo takiej broni ulokowały w kosmosie USA, opinii
publicznej wyjaśniając, że to konieczne zabezpieczenie przed zakusami ZSRR. Słynne
"Gwiezdne wojny"...
Akcja odwetowa na bazę UFO
A właśnie, ZSRR. Ten komunistyczny gigant rozpadł się, co prawda, na kilka
odrębnych państw, przy czym jedno jest biedniejsze od drugiego, ale posiadany przezeń
arsenał kosmiczny nie tylko nie został zdemontowany, ale nawet go rozbudowano.
Podobno owa broń mogłaby zostać użyta przeciwko nadlatującym z przestrzeni
kosmicznej asteroidom... Może. Jednak to, że na naszej starej Ziemi gromadzone są
środki obrony przeciwko UFO, dowodzi, że światowe mocarstwa są przekonane, iż Oni
już tu są...
Ufolodzy od dawna wiedzą, że w samych tylko Stanach Zjednoczonych znajduje się
kilka baz wojskowych (m.in. słynna "Area 51"), w których przetrzymywane są rozbite
pojazdy kosmitów, a także wydobyte z nich żywe lub martwe istoty. Podobne tajne
bazy znajdują się także i w innych państwach, np. na Syberii, w miejscu nazywanym
"Kapustin Jar"
O tym, co się dzieje w krajach byłego Związku Radzieckiego,
niewiele wiadomo, jako że zza naszej wschodniej granicy dociera do
nas o wiele mniej wiadomości niż z informacyjnego raju, jakim są
USA. Jednakże wścibskim dziennikarzom i wszędobylskim ufologom udało się trafić na
ślad przedziwnych faktów...
Pod koniec lat 60. i na początku 1970 roku we wschodniej Syberii zaczęły się mnożyć
przypadki porwań samolotów przez UFO. Wieści o tym nie docierały do Europy, ale
dotarły do Chin, które w owych czasach były jeszcze w przyjaznych stosunkach z
ZSRR. Z Chin informacje o porwaniach przeniknęły do brytyjskiego wówczas
Hongkongu.
4 maja 1970 roku radio w Hongkongu podało do publicznej wiadomości, że 28
kwietnia tego roku lotnictwo radzieckie zrzuciło bombę atomową na bazę UFO
znajdującą się we wschodniej Mongolii.
W tym czasie w Mongolii przebywało paru dziennikarzy z USA i Europy. Przesłali oni
tę wiadomość do swych krajów. I tak w amerykańskim czasopiśmie "SAGA" ukazał się
artykuł na ten temat napisany przez D. Lestera (w prasie francuskiej wydarzenie to
opisał Pierre Gardin) . Trzeba trafu, że w tym czasie w Mongolii była też
dwudziestoosobowa wycieczka uczniów ze szkoły średniej z NRD i oni również,
wróciwszy do Europy, nie zachowali milczenia.
Jak skwitowała tę niezwykłą informację prasa na świecie? Zwyczajnie: "Był to z
pewnością kolejny próbny wybuch bomby atomowej".
Co było powodem tej bezprecedensowej akcji rządu ZSRR? Nie tylko zniknięcie kilku
samolotów znajdujących się w powietrzu, zwłaszcza w rejonie jeziora Bajkał,
położonego około pięciuset kilometrów na północ od miejsca bombardowania.
Miara się przebrała, gdy UFO porwało supertajny, czterosilnikowy bombowiec
naddzwiękowy, który miał bez lądowania pokonać trasę z Moskwy do Władywostoku
(w prostej linii - 9500 km) . Stwierdzono, że łączność radiowa z samolotem urwała się,
gdy znajdował się on nad pustynno-bagiennym rejonem około 200 km na południe od
miasta Ołowiannaja, na styku granic Chin, Mongolii i ZSRR, ale już nad Mongolią.
Wybuch bomby atomowej przyniósł spodziewany skutek: bazy UFO znajdujące się w
rozległych tunelach istniejących tam od tysięcy lat przestały działać. Przez kilka
następnych lat nad tymi terenami nie widziano ani jednego UFO...
Promieniotwórcza pustynia
Baza UFO na tym terenie została założona ponoć tysiące lat temu. Pewne przekazy
opowiadają o znajdujących się tu podziemnych tunelach Agharty, mitycznego kraju
zamieszkanego przez nadludzkie istoty. Tajemnicze wydarzenia związane z Aghartą, o
których można przeczytać w starych księgach, nasuwają podejrzenie o działalność
wyższej cywilizacji. Że te opowieści nie są jedynie legendami, dowodzi zdarzenie z
1937 roku.
Trwała wówczas wojna chińsko-japońska. W pobliżu miasta Nankin szykował się do
ataku pułk piechoty (2988 ludzi) pod dowództwem Li-Fu-Siena. Gdy żołnierze szli na
miejsce, skąd mieli poprowadzić atak, na ich drodze pojawiła się szara, snująca się po
ziemi mgła. Pułk wszedł w nią bez wahania. Mgła po chwili rozwiała się, ale na szosie
nie było już ani jednego żołnierza. Pułku nigdy nie odnaleziono...
A skoro mówimy o bombie atomowej, to czy wiecie, kto pierwszy ją wynalazł? Jak się
okazuje, wcale nie Amerykanie...
Chińskie gazety wychodzące w 1910 roku w Pekinie doniosły, że 8 lipca tego roku
na pustyni Gobi, na południe od granic Mongolii, chiński alchemik Pu-Chao-Fi
zdetonował ładunek wybuchowy o takiej sile, że błysk wybuchu i jego odgłos były
zauważalne z odległości 600 kilometrów.
Obecnie w tym miejscu na pustyni znajduje się teren o średnicy kilku kilometrów, na
którym piasek utworzył szklistą powierzchnię, a granitowe kamienie stopione są w taki
sam sposób, jak na poligonach jądrowych na pustyni Nawaho w USA. Co więcej, żyją
tam do dziś skarlałe, zdegenerowane popromienne mutanty roślin, owadów i małych
zwierząt pustynnych, a poziom promieniowania radioaktywnego jeszcze i teraz
znacznie przekracza poziom promieniowania terenu oddalonego o kilkanaście
kilometrów od tego miejsca.
Co właściwie odkrył ten alchemik - nie wiadomo, gdyż on sam i całe jego laboratorium
zginęło w wybuchu. W Pekinie pozostały jednak jego notatki, z których wynika, że
chyba interesował się promieniotwórczym uranem...
Kazimierz Bzowski


Wyszukiwarka