Stosunek szlachty do innych krajów Europy, ich kultur i mieszkańców cechuje stałe przeplatanie się postawy otwartej z nieufnością do wszystkiego, co obce. Przychylny stosunek wobec napływających z zagranicy nowinek wyznaniowych, kulturowych (od mody i oby- czaju począwszy, a na wpływach literackich, artysty- cznych kończąc) i politycznych występował na prze- mian z ksenofobią lub obok niej. Wiek XVI charakteryzuje, jeśli chodzi o kulturę szlachecką, postawa otwarta; społeczeństwo nie odgra- dzało się jeszcze od obcych ani wewnątrz swego kraju, ani też za granicą. Cudzoziemcy napływali wówczas do Polski w sposób bezkonfliktowy (a nie w charakterze najeźdźców), dość szybko też wtapiali się w środowisko i polonizowali. Przyjmowano ich na ogół bez oporów, choć szlachta dbała o to, aby nie obejmowali urzędów czy dzierżaw dla niej tylko zastrzeżonych. Ogólnoeu- ropejska łączność kulturalna (o wiele silniejsza niż w dobie średniowiecza) sprawiała, iż ludzie ci, choć ob- cy pochodzeniem i językiem, należeli do tej samej wspólnoty cywilizacyjnej, co niewątpliwie przyspiesza- ło ich asymilację. Nie dotyczyło to oczywiście Żydów niesłychanie przywiązanych do swego języka, obycza- jów, a przede wszystkim religii. Wyjazdy zagraniczne (zwłaszcza na studia) przy- 132 brały wówczas bardziej masowy charakter; w XVI wie- ku Padwę i Rzym, Bazyleję i Lipsk, Paryż i Lejdę od- wiedziło kilka tysięcy młodzieży (w przeważającej czę- ści synowie szlacheccy lub magnaccy). Przy okazji studiów starano się zwiedzić obce kraje, poznać bli- żej ich mieszkańców, obyczaje i poglądy. Z diariu- szy podróży odbywanych w dobie renesansu widać, iż zainteresowanie światem i człowiekiem stanowiło mo- tyw równie ważny jak chęć zdobycia wyższego wy- kształcenia. W relacjach z peregrynacji trudno doszukać się ja- kiegoś kompleksu niższości, niepewności czy zagroże- nia. Wręcz przeciwnie, podróżnicy szlacheccy byli na ogół świadomi tego, iż reprezentują nie tylko mocar- stwo będące u szczytu potęgi politycznej, ale i stan, który trzyma ster rządów w państwie. Chętnie również przeciwstawiano polską tolerancję i brak wojen domo- wych oraz religijnych Europie w takich właśnie wal- kach pogrążonej. Stąd właśnie wywodzi się owa spo- kojna pewność siebie widoczna u Marcina Kromera czy Jana Kochanowskiego. Nawet u pisarzy wieszczących - jak Stanisław Orzechowski - rychły upadek pań- stwa więcej było w tych narzekaniach i przepowied- niach literackiej mody niż rzeczywistego przekonania. Również wyniesione z kraju wykształcenie oraz zna- jomość języków (tak imponująca cudzoziemcom) chro- niły skutecznie przed kompleksami. Świadczy o tym dobitnie fakt, iż w diariuszach podróży odbywanych w XVI wieku brak na ogół z jednej strony bezkrytycz- nych zachwytów dla zagranicy czy refleksji na temat zapóźnienia własnego kraju, z drugiej strony zaś - niechęci i pogardy dla wszystkiego co obce (ksenofobia odpowiada zazwyczaj głęboko utajonemu kompleksowi niższości). Jeśli nawet występowały przejawy italofobii (w związku z Boną Sforzą) czy gallofobii (po ucieczce Henryka Walezego) lub niechęci do niemieckich Hab- sburgów, to trudno powiedzieć, aby wszystkie one po- 133 łączyły się w jeden potężny nurE niechęci do obcych władców, narodów, obyczajów czy ideologii. Sytuacja uległa zmianie w XVII wieku. Obserwujemy wówczas ścieranie się przeciwstaw- nych sobie tendencji. Z jednej bowiem strony następo- wało poszerzanie horyzontu geograficznego, a szlachcic stawał przed problemami, z którymi przedtem nie mu- siał się mierzyć (op. wielkie konflikty społeczne na wschodnich terenach państwa). Z drugiej zaś - jego życie kulturalne zacieśnia się do granic parafii, pojmo- wanej jako podstawowa komórka życia nie tylko reli- gijnego czy administracyjnego, ale również kulturalne- go. Europeizacja przeplatała się więc z parafiańszczy- zną (sam termin sformułuje dopiero w XIX wieku Leszek Dunin-Borkowski). Towarzyszy temu tryumf sarmatyzmu, stanowiącego krańcową apologię ustroju politycznego Rzeczypospolitej. Przyprawiał on jej szla- checkich obywateli niemalże o euforię. Praktyka bu- dziła już daleko mniej zachwytów; pocieszano się jed- nak, iż ustrój jest dobry, lecz ludzie źli, poniewaź od- stąpili od cnót przodków i nie realizują dawnych ustaw. Przeświadczenie o wyjątkowości w ówczesnej Euro- pie polskiego rozwiązania ustrojowego rozwinęło się w kompleks wyższości, który znalazł ujście w megalo- manii narodowej oraz przekonaniu, iż istnieją siły dy- biące nieustanne na skarb szlachecki ucieleśniony w złotej wolności. Nieustannie podejrzewano więc mo- narchę, iż dąży do absolutum dominium, w czym do- pomagają mu cudzoziemcy pozostający na usługach tronu. Z obawy o przywileje i wolności szlachty rodziła się ksenofobia, upatrująca w obcym dyplomacie wroga zło- tej wolności, w obcym kupcu - oszusta, w obcym żoł- nierzu - łupieżcę. W wieku XVI szlachcie było daleko trudniej odróż- nić cudzoziemca na podstawie odrębności języka, religii i wreszcie obyczaju. Państwo polskie nie tylko bowiem 134 stanowiło wówczas teren współistnienia różnych grup etnicznych i religijnych, ale - co ważniejsze - koeg- zystencja ta istniała także w obrębie warstwy szlachec- kiej. Znaczny jej odsetek nie znał w ogóle języka pol- skiego lub znał go bardzo słabo. W XVII stuleciu mamy już do czynienia z polonizacją większości przedstawi- cieli tego stanu. Po wygnaniu zaś arian, uczynieniu z prawosławia religii niemal wyłącznie chłopskiej, a z luteranizmu kupieckiej, po stopnieniu szlacheckich zwolenników kalwinizmu do nielicznej grupki katoli- cyzm staje się religią par excellence szlachecką, po- dobnie jak polszczyzna przyrodzonym językiem tej warstwy. Cudzoziemca łatwiej więc było teraz odróżnić, tym bardziej że niósł ze sobą - zdaniem szlachty - za- grożenie tak podstawowych wartości, jak z jednej stro- ny, ustrój i religia, z drugiej zaś, język, obyczaj i tra- dycja historyczna, a więc czynniki składające się na polską świadomość narodową. Świadomość obolałą, przeczuloną, nieufną, ograniczoną w dużym stopniu do szlachty, ale mimo wszystko o wiele silniejszą, niż dało się to zaobserwować w XV - XVI wieku. Takie zasad- nicze przymiotniki, jak: obcy, cudzoziemski, postronny, zagraniczny, zakładały przecież ex de"znitione istnienie ludzi, ustroju, obyczajów, tradycji historycznej wresz- cie, które można by określić mianem swoich, własnych, polskich czy rodzimych. Rozpatrzmy po kolei wszystkie te dość istotne ele- menty, od kwestii zagrożenia ustroju przez obcych po- czynając. Co najmniej od schyłku XVI stulecia każdego kolejnego monarchę podejrzewano o próbę zamachu stanu na rzecz absolutyzmu. W początkach XVII stu- ` lecia jeden z publicystów szlacheckich pisał, że wśród królów nie ma żadnego, który by nie myślał "o zgwał- ceniu praw i swobód naszych". Jak często w historii, tak i teraz zasadnicza odmienność ustrojowa, połączo- na z przekonan.iem o doskonałości rodzimych form ży- 135 cis politycznego i społecznego, dyktowała pogląd, iż wartości, jak język, obyczaj i wreszcie polska tradycja obcy uczynią wszystko, aby nam ten idealny ustrój (pal- historyczna. W początkach następnego stulecia pisano ską odmianę utopii) jeśli nie obalić, to przynajmniej zaś: "Bo w Rzeczypospolitej nie masz nic gorszego,/ podkopać. Jedno gdy cudzoziemca przyjmą za swojego"1. Wszystkie poczynania godzące w samą istotę przy- Negatywny stosunek do cudzoziemców rozciągano wilejów szlachty wywodziły się, jej zdaniem, z inspira- oczywiście na kraje przez nich zamieszkane. Faktyczna cji cudzoziemców. Wtedy nie znano jeszcze pojęcia wro- wiedza na ten temat uległa w XVII wieku wyraźnemu go wewnętrznego; skoro jednak dość często i chętnie osłabieniu, co zresztą nie przeszkadzało w formowaniu przytaczano przykłady zdrady ze strony wojsk najem- opinii. Wzajemne relacje: my i zagranica, Polacy i obcy, nych, pozostających pod komendą obcych oficerów, hi- `Ty zostają w dobie baroku oparte na pewnych z góry przy- szpańskim czy włoskim jezuitom zarzucano, że po to ` jętych założeniach, a nie na rzeczywistej obserwacji, wznoszą kolegia przy murach, aby w razie potrze- zwłaszcza rozwijających się krajów zachodniej Europy. by móc wpuścić do miasta habsburskie garnizony, Za granicę, nie tylko zresztą nasi rodacy, ruszali za- a w cudzoziemskich gwardiach widziano potencjal- zwyczaj już z jej gotowym obrazem, urobionym przez nych wykonawców najgorszych zamysłów dążącego do szkołę, tradycję rodzinną, potoczną lekturę, przede absolutyzmu monarchy - to jest rzeczą oczywistą, wszystkim zaś przez owe stereotypy narodów utrwalo- iż rola cudzoziemca niewiele odbiegała od tej, którą na w Icones czy ImagLnes autorów w rodzaju Jana Bar- w XX wieku zaczęto przypisywać V kolumnie. Jeśli claya. Zachód nie mógł naszej szlachcie aż do połowy podstawę ideologii szlacheckiej stanowił kult wolności, ł XVII wieku niczym właściwie zaimponować. Podróżu- to nic dziwnego, że wszelkie koncepcje zmierzające do jący tam Polacy nie mieli (poza nielicznymi wyjątkami) reformy państwa w duchu wzmocnienia władzy monar- zrozumienia dla dorobku ówczesnej wiedzy, słabo szej kwalifikowano mianem praktyk cudzoziemskich. orientowali się w sztukach plastycznych, niezbyt za- Te zaś były w Rzeczypospolitej XVII wieku synonimem chwytali się rozwojem handlu. najgorszych intryg i zamachów na całość i dobro pań- W ustosunkowaniu się do zagranicy (a ściśle do za- stwa oraz jego szlacheckich obywateli. chodniej Europy) obok konfliktów politycznych oraz Od ustroju przechodzimy do czynników składają- rozbieżności ustrojowych, niemałą rolę odgrywał fakt, tych się bezpośrednio na ówczesną świadomość nero- iż kultura szlachecka w dobie baroku, nazywana przez dową, przy czym trudno o całkowite rozdzielenie tych większość historyków sarmacką, stanowiła po części zagadnień, ponieważ, jak już wspominaliśmy, wspól- typ kultury zamkniętej, opartej na obojętnym, nieuf nota przywilejów stanowych z jednej strony oraz wspól- nym czy wręcz wrogim stosunku do tego, co przycho- nota religijna katolickiego państwa (okrążonego przez dziło z Francji, Anglii, Niderlandów lub Hiszpanii. prawosławną Moskwę, luterańskie Prusy, kalwiński W przeciwieństwie do poprzedniego stulecia w kultu- Siedmiogród i mahometańską Turcję) z drugiej, wy- rze XVII wieku spotykamy nikłe tylko ślady zaintere- warły dominujący wpływ na kształtowanie świadomo- sowania dla systemów naukowych, religijnych czy po- ści etnicznej warstwy rządzącej. Już w XVI wieku wal- kę z obcymi kandydatami na tron polski prowadzono 1 Pisma polityczne z czasów rokoszu Zebrzydowskiego. T. I. pod hasłem obrony przed nimi takich podstawowych Kraków 1916, s. 291. 136 137 litycznych, powstałych w innych krajach. Perspektywę zmiany losu narodowego na lepsze wiązano bowiem z reguły z przestrzeganiem znanych przecież od dawna praw boskich i ludzkich, wyrażających się w funda- mentalnych zasadach ustroju politycznego Rzeczypo- spolitej. Na zachodzie Europy od XVI wieku zaczęto ją natomiast łączyć także z poznaniem oraz podbojem nowych wysp, zarówno tych prawdziwych, odkrytych dzięki przedsiębiorczości i odwadze żeglarzy różnych nacji z Kolumbem na czele, jak i tych fikcyjnych, któ- rych znajomość ludzkość miała zawdzięczać śmiałej myśli wielkich utopistów: Morusa, Bacona czy Cam- panelli. Można wprawdzie powiedzieć, że o ludzkość - zgodnie z doktryną Kościoła - troszczył się Bóg, ale przecież ten sam katolicyzm nie przeszkodził powsta- waniu w innych krajach różnych utopii, kreślących ide- alne wizje zreformowanego społeczeństwa. W opozycji zaś do oficjalnego Kościoła pojawiły się z jednej stro- ny chiliastyczne zapowiedzi tysiącletniego królestwa Chrystusa na Ziemi, z drugiej natomiast paroksyzmy nawracającego od średniowiecza strachu przed możli- wą zagładą świata i ludzkości w ogniu Sądu Ostatecz- nego, który nastąpi niespodziewanie i szybko. Zarówno jednak zawarte w utopiach postulaty odnowy ludzko- ści, jak i grożenie jej totalną zagładą były obce men- talności szlacheckiej. Niechętnie usposobiona wobec abstrakcyjnych wizji i futurologicznych rozważań nie miała ona zrozumienia dla rozwoju tych gałęzi wiedzy, które okazywały się nieprzydatne w życiu codziennym. Nader pouczająca jest pod tym względem lektura polskich dzienników podróży na zachód Europy w XVII wieku. Jeśli szlachtę coś interesowało w Niderlandach, Włoszech czy Hiszpanii, to głównie pewne egzotyczne dla niej osobliwości - na zasadzie kontrastu oraz w wyniku przekonania, że ich przeszczepienie do Pol- ski może się okazać korzystne dla upiększenia dworu, 138 parku lub przyjęcia. Sprawy ustrojowe odnotowywano bez głębszego zainteresowania, prądy literackie czy filozoficzne występują jedynie na marginesie diariuszy podróży. Nie były to bowiem nurty, które chciano by przenieść do ojczyzny. Moraliści ubolewali, że młodzież przywozi z Niemiec "herezyją sprośną, bluźnierstwa", z Francji "lekkość obyczajów, niestatek", z Włoch "ko- medie, lutnie [...] toby pieszczono żyć"2. Nikt jednak z najbardziej nawet gorliwych szermierzy katolicyzmu nie zarzucał w XVII wieku młodym paniczom, że wra- cają z Paryża zarażeni libertynizmem, jansenizmem lub niezdrową chęcią radykalnych zmian ustrojowych w duchu absolutyzmu. Sytuacja zmienia się radykalnie w następnym stuleciu, kiedy to Francję zaczęto uważać za główny ośrodek niedowiarstwa, rozsiewający zaraz- ki ateizmu na całą Europę. Właśnie owe odmienności (zwłaszcza wzrost w wie- lu krajach władzy monarszej, idący w parze z gwałce- niem swobód obywatelskich) wzbudzały największą dezaprobatę. W zakresie stosunków społecznych wy- raźnie drażniły szlachtę przemiany będące następ- stwem początków rozwoju kapitalizmu na zachodzie Europy: pewność siebie zamożnych i kulturalnych chło- pów holenderskich czy poniżające, według niej, zajęcia przedstawicieli włoskiej, niderlandzkiej lub angielskiej gentry, "którzy by nawiętszy panowie handlują i ku- piectwem się bawią" (Jan Januszowski). Co najważ- niejsze chyba, oglądane we Francji, Niemczech czy Ni- derlandach nieustanne niemal wojny (religijne, domo- we i zagraniczne) budziły zadowolenie szlachty, iż ostateczne zwycięstwo Kościoła katolickiego nad refor- macją, a demokracji szlacheckiej nad absolutyzmem udało się osiągnąć w Polsce o wiele tańszym niż gdzie indziej kosztem. Mocarstwową - do czasu - pozy- 2Archiwum Literackie. T. 16 (Miscellanea staropolskie 4). Wrocław 1972, s. 249. 13': cję Rzeczypospolitej przeciwstawiano chętnie i często owym państwom zachodniej Europy, pogrążonym w srogich i okrutnych domowych kłótniach. Jak bar- dzo zresztą imponowaliśmy współcześnie sąsiadom, świadczą słowa śląskiego poety, Martina Opitza (zm. 1639 r.), który zafascynowany potęgą i kulturą Polski doby Władysława IV pisał: "O Niemcy, obyście i wy były tak szczęśliwe"3. W rozumieniu opinii szlacheckiej brakowało pod- staw do zachwytu nad zagranicą; stosunek do niej opie- rał się zaś na trzech dogmatach dotyczących roli Polski w ówczesnej Europie. Pierwszy z nich został nazwany "dogmatem spichrza". "Było to - pisze Jerzy Topolski przeświadczenie o niezbędności polskiego zboża na rynkach zagranicznych i rozpatrywanie rytmu polskiej ekonomiki przez pryzmat eksportu zboża"4. Drugi dog- mat to omówionyjuż (w rozdz. 2) mit przedmurza chrze- ścijaństwa. Trzecim wreszcie było przeświadczenie o do- skonałości ustroju politycznego Rzeczyspospolitej. We wstępie do polskiego przekładu zarysu powszechnej hi- storii i geografii pióra G. Bolera (Theatrum świata wszy- stkiego..., 1659) czytamy, iż Rzeczpospolita jest "mu- rem od poganów wszytkiego chrześcijaństwa, spiżarnią i zbrojownią całej Europy, rezydencyją wiary świętej katolickiej", wreszcie, zamkiem szlacheckiej wolności . Przekonanie takie utrzymało się przez następnych sto lat skoro Wirydianna Fiszerowa (1761 - 1826) pisze w swoim pamiętniku, iż szlachta w dobie pierwszego rozbioru Polski wierzyła, że cały świat troszczy się o nasze losy, ponieważ "nie byłoby kawałeczka chleba w Europie ani łodzi na morzach, gdybyśmy nie dostar- czyli zboża i drewna. W słodkim przekonaniu, że o na- 3 J. Tazbir, Szlaki kultury polskiej..., s. 192 - 193 oraz J. Pelt, Polska w kulturze europejskiej XVII w. "Kwartalnik Historyczny" 1976, nr 4, s. 867. 4Polska w epoce Odrodzenia..., s. 79. 140 sza ocalenie troszczy się świat cały, polegaliśmy na nim w tym względzie"5. Wszystkie te mity kształtowały w dość wyraźny spo- sób lekceważący czy wręcz niechętny stosunek do in- nych narodów. Negatywne opinie, przejawiające się w italofobii, germanofobii czy frankofobii, w połowie XVII wieku coraz wyraźniej zlewają się u nas w jeden potężny nurt ksenofobii. Zwłaszcza po latach najazdu szwedzkiego pozostała w Polsce trwała pamięć o obcych profanujących kościoły, rabujących pałace i chaty chłopskie, pustoszących miasta. Masy cudzoziemców, których trzeba było z dużym zbrojnym wysiłkiem przepędzić z kraju, musiały wpły- wać na upowszechnienie zjawiska ksenofobii oraz spo- tęgowanie walki z cudzoziemszczyzną. Polskie prze- dmurze zamieniło się nagle w twierdzę i to atakowaną niemal równocześnie z trzech stron świata. Już przed- tem przypominano chętnie, że Polska jest przez wro- gów "wkoło otoczona". Obecnie, zwłaszcza w dobie wo- jen kozackich, szwedzkich i tureckich, powiedzenie to nabrało groźnego, bo realnego sensu. W połowie XVII wieku nastąpiła więc wyraźna zmianajakościowa, jeśli chodzi o stan bezpieczeństwa państwa oraz jego szla- checkich obywateli. Przedtem bowiem we wszelkiego rodzaju konfliktach szło o ziemie pograniczne, najczę- ściej zresztą należące do Wielkiego Księstwa Lite- wskiego. Obecnie zakwestionowano sam byt państwa, snując pierwsze projekty traktatów rozbiorowych (Ra- dziwiłłowie ze Szwedami, Rakoczy w Radnot w 1656 r.), o czym szlachta na ogół wiedziała lub czego się do- myślała. Zwrot w stosunku do zagranicy nie równał się jed- nak bynajmniej jakiejś świadomej i zdecydowanej pró- 5 W. Fiszerowa, Dzieje moje własne i osób postronnych. Wig- zanka spraw poważnych, ciekawych i błahych. Londyn 1975, s. 57. 141 bie oderwania nas od kultury zachodniej czy od reszty ważnym stopniu kosmopolityczną i zachowującą otwar- Europy. Nadal bowiem uczestniczono w ogólnoeuropej- F tą postawę wobec zagranicy, pewną rolę odgrywała nie- skim życiu kulturalnym, korzystając m.in. z dorobku wątpliwie i niechęć do cudzoziemszczyzny. Nie mogły cywilizacji antycznej. Wyrażając obawy o los języka : jej podzielać kręgi różnowiercze (zwłaszcza ariańskie) narodowego po obiorze obcego króla, nie protestowano utrzymujące ścisły kontakt z współwyznawcami w in- równocześnie przeciwko oszpecaniu polszczyzny moka- nych krajach. O przychylności dla zagranicy decydo- ronizmami, a do szczytów elegancji należało pisanie po wały różnorakie czynniki, przede wszystkim poziom łacinie. Nawet różnowiercy, atakując włoskich prała- intelektualny danego środowiska, rodu lub jednostki. rów, nią się posługiwali; zwalczając łacinę w liturgii, Człowiek bardziej wykształcony i często podróżują- korzystali z niej w teologii. Z dotychczasowych prób ty inaczej oczywiście oceniał cudzoziemców niż chłop- ustalenia dat polskich premier sztuk czołowych dra- -analfabeta czy szlachcic zagrodowy zaledwie umiejący maturgów Zachodu (z Szekspirem i Molierem na czele) się podpisać. Dla kogoś, czyj świat zamykał się w ob- oraz oper włoskich wynika, że w pewnych okresach rębie parafii, obcy był zawsze kimś budzącym nieuf opóźnienie nie było tak duże, jak dotąd przypuszczano. ność, obciążonym wadami fizycznymi i moralnymi. Nie Ksenofobia i sarmatyzm odcinały nas częściowo od lubiano cudzoziemców en masse; jak już jednak pisa- Europy Zachodniej, gruntując tam przekonanie, że Pol- liśmy, niemal każdy z nich był mile widziany w dworku ska jest krajem barbarzyńskim. Nie kolidowało to jad- szlacheckim, stanowiąc rodzaj żywej gazety, atrakcję nok w umysłach szlachty z przeświadczeniem, że sra- towarzyską, niekiedy zaś wyrocznię mody. nowimy integralną część Europy, pojmowanej jako Podobnie wśród duchowieństwa spotykamy sporo pewna wspólnota oparta na tożsamości kultury, wy- rzeczników najdalej posuniętej ksenofobii, zwłaszcza znania i tradycji politycznych. Notabene już u schyłku po klasztorach, gdzie chciwość i tyrania obcych przy- XVI wieku Sebastian Klonowic wprowadza do polszczy- byszów dawały się mocno we znaki, ale byli też ludzie zny nazwę mieszkańców tego kontynentu, których na- patrzący szerzej. Warto tu chyba zacytować arcycieka- zywa Europianami. Dość często podkreślano więc, że we wywody popularnego kaznodziei z drugiej połowy w Azji panuje despotyzm, który przez kochające wal- j XVII wieku, ks. Tomasza Młodzianowskiego, który na- ność ludy Europy był zawsze znienawidzony. Antyteza rzeka na upowszechniające się wśród szlachty przysło- ta, powstała już w okresie wojen perskich, odżyła wie: "póki świat światem cudzoziemiec nie może być w epoce wojen z imperium tureckim, kiedy to przy każ- Polakowi bratem" i stwierdza, że powinno się ono od- dej niemal okazji chętnie pisano o azjatyckim tyrań- nosić tylko do innych wyznań, a nie narodów. "Szkoda stwie i europejskich swobodach. się tak na narody porywać: Pismo święte uczy nas, że Warto też zaznaczyć, iż w każdym środowisku wy- wszyscyśmy sobie w Chrystusie bracią". Natomiast znaniowym i społecznym spotykamy ludzi przeciwnych arianin, kalwin, luteranin, słowem żaden heretyk "nie z wielu względów negatywnej postawie wobec obcych może katolikowi być przyjacielem"6. i cudzoziemszczyzny. Ksenofobia nie mogła znajdować Nasuwa się też pytanie, czy lekceważenie obcej kul- zrozumienia zarówno wśród elity dworskiej utrzymu- tury (zwłaszcza zachodniej) przez szlachtę było zawsze jącej ścisłe kontakty z zagranicą, jak i na dworach magnackich. W atakach szlachty na tę warstwę, w po- 6 J. Tazbir, Szlaki kultury polskiej..., s. 199. 142 143 szczere, czy też (i kiedy) pojawiają się w nim akcenty zazdrości, widoczne choćby w relacjach o zamorskich skarbach sprowadzanych przez statki hiszpańskie. Pó- ki potężnej i nie pustoszonej od wewnątrz Rzeczypo- spolitej można byto przeciwstawić pobojowiska konfli- któw religijnych czy wojny trzydziestoletniej, owo polskie poczucie wyższości wydawało się mieć niewąt- pliwe podstawy. Ale później, kiedy zniszczona najaz- dami tatarskimi, szwedzkimi, tureckimi Polska miała już czego zazdrościć reszcie Europy, czy nie budziło się uczucie zawiści przynajmniej o schludny, spokojny do- brobyt miasteczek holenderskich, zamożność portów niemieckich, morskie, zapewniające bezpieczeństwo granice Anglii lub przynoszące bogate zyski imperia kolonialne w Nowym Świecie? Poczucia niższości cywilizacyjnej daremnie by jed- nak szukać w siedemnastowiecznych traktatach po- litycznych, kazaniach czy panegirykach. Jeśli jednak w drugiej połowie XVII stulecia polska megaloma- nia narodowa ulegala wyraźnemu zwielokrotnieniu, a swoisty mesjanizm - spotęgowaniu, to nasuwa się myśl, że za pomocą takiego właśnie opium (i to zaży- wanego niemalże w końskich dawkach) próbowano za- głuszać coraz bardziej dający o sobie znać niepokój i narastające poczucie niższości. Ponadto megaloma- nia, a jeszcze bardziej ksenofobia, stanowiły poniekąd odpowiedź na narastającą na zachodzie Europy od lat najazdu szwedzkiego krytykę ustroju Rzeczypospolitej oraz jej obywateli, krytykę, o której istnieniu szlachta dobrze wiedziała. Jak się wydaje, zdawała ona sobie wjakimś stopniu sprawę z nadrzędnego stanowiska kultury staropol- skiej w stosunku do kultur krajów otaczających Rzecz- pospolitą od wschodu i południa. W sytuacji wyższości kulturalnej nad sąsiadami jedynie cywilizacja zachod- nia stanowiła w odczuciu siedemnastowiecznych Sar- matów realne niebezpieczeństwo, z którym należało 144 się uporać. Asymilacja lub symbioza nie wchodziły w grę, pozostały jedynie dwie możliwości: podporząd- kowanie się lub programowe odrzucenie. Anna Tatar- kiewicz zwraca uwagę na owo niebezpieczeństwo, któ- re "od lat czyha na polską kulturę miotającą się między Scyllą sarmatyzmu a Charybdą cudzoziemsz- czyzny. Są to w istocie dwa różne oblicza tego samego Janusowego kompleksu niższości". Polska XVII wie- ku skierowała swą łódź w stronę sarmatyzmu i kse- ' nofobii. Jeszcze w połowie XVIII wieku wśród szlachty utrzymywała się opinia, że jej państwo pod względem ustrojowym góruje zdecydowanie nad innymi krajami Europy, zaś stosunki w nich panujące, dobre może dla mieszkańców tych państw, nie nadają się do przenie- sienia na grunt szlacheckiej Rzeczypospolitej. Nie od- powiadają one polskiemu charakterowi narodowemu, jego najważniejszy wyróżnik stanowi bowiem umiłowa- nie wolności, "nad którą nic droższego, nic milszego nie mamy". Postawa taka łączyła się ze zdecydowaną niechęcią wobec cudzoziemszczyzny i cudzoziemców. Nawet po klęskach, jakie od drugiej połowy XVII wieku zaczęły spadać na Polskę, dość długo jeszcze domino- wało przekonanie, iż nie należy wolności szlacheckich składać na ołtarzu wzmocnienia państwa. Nastroje ksenofobii uległy nasileniu w okresie rzą- dów Augusta II Sasa, kiedy to nastąpiły - jak pisano najazdy "rozlicznych narodów: Niemców, Szwedów, Moskwy, Finów, Lapów, Inflantów, Kałmuków, Koza- ków zadnieprskich i dońskich". Publicyści szlacheccy wyrażali wówczas pogląd, że ludzie zrodzeni i wycho- wani w despotyzmie zazdroszczą Polakom ich wolności i - podobni w tym do diabła - pragnęliby dopro- wadzić szlachtę do piekła tyranii. "Niech wół Europy A. Tatarkiewicz, Obrachunki boyowskie. "Polityka" 1971, nr 27. 145 dites manipulos [bogate snopki] zarabia i zwozi" - pisano; szlachta nie zazdrości jej niczego świadoma fa- ktu, iż "nie masz pod słońcem świata narodu tak wol- nego jak Polska"g. Już w początkach XVII wieku niektórzy publicyści szlacheccy zdobywają się czasami na trzeźwą refleksję, opartą na porównaniu polskiej rzeczywistości z insty- tucjami ustrojowymi innych państw europejskich. Przez całe to stulecie, jak również za panowania Au- gusta II Sasa, podobne głosy należą jednak do wyjąt- ków. Dopiero bowiem na przełomie trzeciej i czwartej dekady XVIII wieku pisarze polityczni zaczynają coraz częściej stawiać szlachcie obcą wojskowość, gospodar- kę, skarbowość, administrację czy wymiar sprawiedli- wości za wzory godne bliższego poznania, jeśli nie prze- niesienia na grunt rodzimy. Zawstydzać nas teraz powinny - pisano - francuskie, niemieckie, holen- derskie, angielskie etc. kraje. Stopniowo więc przeko- nanie o wyższości Polaków i ich ustroju nad resztą Europy ustępuje placu poglądowi, że zajmujemy w niej miejsce zgoła niezaszczytne, staliśmy się "bowiem ob- rzydliwością i wzgardą u sąsiadów, pośmiewiskiem i natrząsaniem narodów"9. Oświecenie zaczynało bu- dzić szlacheckich mieszkańców Rzeczypospolitej z peł- nego niebezpiecznych złudzeń snu; okazało się, że nie- podobna uniknąć losu będącego udziałem wszystkich państw zacofanych w rozwoju politycznym i gospodar- czym, a otoczonych przez silniejszych militarnie part- nerów. Raptem zmierzono odległość dzielącą Polskę od państw zachodniej Europy, co w XVII wieku nikomu jeszcze do głowy nie przychodziło. Wyniki tych pomia- rów zawarł Staszic w słynnym zdaniu, "Polska dopiero 8 J. Michalski, Sarmatyzm a,europeizacja Polski w XVII wie- ku. [w:] Swojskość..., s. 121 - 124. 9 Swojskość..., s. 115, 121 - 123, 132, 134. Wszystkie cytaty źródłowe zaczerpnęliśmy z artykułu J. Michalskiego. w wieku piętnastym, cała Europa już wiek osiemnasty kończy"lo. W tym dziele europeizacji Polski za wzór miała we- dług jednych posłużyć Anglia, według innych Szwajca- ria, Holandia czy nawet Wenecja, w każdym razie kraje wyraźnie górujące nad szlachecką Rzecząpospolitą. Po- woływanie się na przykład "rządnych" krajów staje się powszechnie stosowanym argumentem w publicystyce, w różnych projektach i memoriałach i w każdej niemal dziedziniell. Ludzie oświecenia, może po raz pierwszy z taką świadomością, dokonali wyboru tradycji kultu- ralnych. Nie jest rzeczą przypadku, iż ponad głowami poprzedzających ich pokoleń sięgnęli do okresu odro- dzenia, który cechowała otwarta postawa wobec obcych kultur oraz przyjazny, pozbawiony kompleksów stosu- nek do innych krajów Europy. O ile jednak śmiało na- woływano do naśladowania obcych wzorów w dziedzi- nie rolnictwa, oświaty czy skarbu, to z dużą ostrożno- ścią, znając konserwatyzm szlachecki, propagowano zagraniczne wzorce ustrojowe. Dość często zresztą zwolennicy radykalnych reform w tym zakresie stosowali swoistą mimikrę obyczajową, przebierając się w strój szlachecki, krytykując wojaże zagraniczne i cudzoziemszczyznę. Również w dobie Sej- mu Czteroletniego daleko chętniej i częściej niż na wzor- ce europejskie powoływano się na tradycje narodowe oraz przykłady przodków. Nie była to tylko taktyka; osiągnięcia ustrojowe tego okresu budziły z jednej stro- ny przekonanie, iż udało nam się zmniejszyć dystans od Europy, z drugiej zaś, że uniknęliśmy szczęśliwie - i w przeszłości, i w teraźniejszości - wiele trapiących ją plag. W roku 1784 Dymitr Michał Krajewski pisał: "miło jest czytać historyję narodu naszego. Są to dzieje 1o St. Staszic, Przestrogi dla Polski. T. I. Warszawa 1954, s. 303. m J. Michalski, Sarmatyzm..., s. 142. 146 147 najspokojniejszego ludu w świecie. Nie ma w nich ani rzezi S. Bartłomieja ani nieszporów sycylijskich, ani podbicia Ameryki [...]"12. W epoce rewolucji francuskiej szczycono się zaś, iż Polska poprawiła swój ustrój bez gwałtów i terroru. W dobie zaborów argument ten służył do obrony przed zarzutami, jakoby sami Polacy i tylko oni byli winni utraty niepodległości. "Nie z naszej to jednak ziemi - pisał w 1821 roku Adrian Krzyżano- wski - krew niewinnie przelana w inkwizycji hisz- pańskiej woła o pomstę do nieba; nie nasi przodkowie najokrutniej wytępili niewinnych Amerykanów [...] nig- dyśmy krwi bratniej za różność zdań religijnych nie przelewali, nigdyśmy wreszcie podbitych krajów nie dzielili ani ich z niepodległości nie wyzuwali"13. Działacze oświecenia, do którego epigonów należał autor tych słów, prowadzili walkę jednocześnie na dwa fronty. Z jednej bowiem strony - walczyli z zacofa- niem, obskurantyzmem i nietolerancją mas szlachec- kich, z drugiej zaś - z rozmiłowaniem w cudzoziem- szczyźnie, wyrażającym się lekceważeniem kultury narodowej oraz brakiem patriotycznego zaangażowa- nia. Nie opuszczało ich jednak przekonanie, iż przed Polska stoją dwie tylko ewentualności: stać się krajem europejskim, a więc dorównującym Zachodowi poten- cjałem gospodarczym oraz siłą militarną, lub - zgi- nąć. Odtąd też porównywanie z Francją, Anglią czy Holandią, a nie z najbliższymi sąsiadami, staje się w kulturze polskiej powszechnym i obowiązującym kano- nem. W dobie oświecenia zachorowaliśmy niewątpliwie na kompleks Europy, wytwarzający "w naszej narodo- wej świadomości pewien specyilczny stan napięcia, w niektórych chwilach graniczący z obsesją"14. Choroba 12 D. M. Krajewski, Podolanka. Warszawa 1992, s. 151. 13 A. F. Grabski, Myśl historyczna polskiego oświecenia. War- azawa 1976, s. 304. 14 J. Jedlicki, Polskie nurty..., s. 190. 148 i ta trwa właściwie po dziś dzień. Podobnie jak ambitny, lecz sfrustrowany autor zaczyna lekturę książki od sprawdzenia, czy i ile razy został zacytowany, tak my wertujemy obce encyklopedie, słowniki czy inne kom- pendia w obawie, iż znów jakaś Mickey Mouse zajęła miejsce Adama Mickiewicza. (Wypomniał to kiedyś Amerykanom na jednej z konferencji UNESCO Antoni Słonimski, nie znalazłszy w ich encyklopedii nazwiska autora Dziadów). Cieszy nas każda, choćby najdrob- niejsza obca wzmianka o polskim filmie, powieści czy sztuce. Rewindykujemy dla polskości - słusznie i nie- słusznie, nieraz aż do granic śmieszności - wielkich mężów Europy, sięgając zaborczą dłonią nawet po Nie- tzschego, Verne'a czy Leibniza, a określenie po euro- pejsku, europejskość, Europejczyk kojarzy się nam ze wszystkim, co najwartościowsze. Przerzucamy się z jednej ostateczności w drugą: al- bo więc zachłystujemy się sobą, własną wielkością - jeśli nie osiągnięć kulturalnych i gospodarczych, to przynajmniej cierpień. Postawę taką można by na- zwać przeszłościowa-optymistyczną; zapatrzeniu się w historię towarzyszy niemal z reguły akcentowanie minionych osiągnięć i mocarstwowej pozycji zajmowa- nej ongiś w Europie. Niczym potomkowie świetnych a zubożałych rodów skłonni jesteśmy do pokrywania aktualnych braków wspomnieniami dawnej świetności i niegdysiejszego blasku, niepomni, że już w XVI wieku moraliści radzili zwracać większą uwagę na cnotę niż na klejnot odziedziczony po przodkach. W obecnym zaś świecie bardziej niż kiedykolwiek liczą się aktualne zasługi i pozycja - zarówno człowieka, jak narodu. Z postawą taką stale koliduje inna, którą można by nazwać porównawczo-pesymistyczną. Jej istotą jest przypominanie, jak bardzo mimo wszystko pozostali- śmy w tyle za innymi krajami Europy, ciągłe mierze- nie, kiedy niemal dorównywaliśmy rozwojowi Francji, Anglii czy Holandii (w XV, XVI wieku, a może dopiero 149 obecnie?) i jak nieznaczne są nasze osiągnięcia w po- równaniu z tym, co zostało jeszcze do zrobienia. Takie właśnie rozważania pojawiły się w polskich podręczni- kach doby oświecenia. Już wówczas miernikiem sto- pnia zacofania (rzadziej rozwoju) Polski były wyłącznie państwa położone na kontynencie europejskim. Podo- bnie zresztą przedstawiał to zagadnienie Joachim Le- lewel, u którego inne kontynenty występują wyłącznie jako przedmiot dziejów i są omawiane pod kątem dzia- łalności rozwijanej tam przez Europejczyków. Trudno się dziwić takiemu ujęciu, jeśli przypomnimy, że żadne z państw Azji czy Ameryki (nie mówiąc o Afryce) nie założyło sobie kolonii na terenie Europy, podczas gdy już na czasów Lelewela znaczna większość mieszkań- ców Ameryki mówiła jednym z czterech języków euro- pejskich: hiszpańskim, angielskim, portugalskim lub francuskim. Wpływ naszego kontynentu na inne części świata nie zawsze też bywał wyłącznie ujemny; konta- ków europejsko-azjatyckich czy europejsko-amerykań- skich nie da się sprowadzić wyłącznie do problemu kon- kwisty, która istotnie miała krwawy przebieg. Tak więc już w dobie oświecenia problem europocentryzmu przedstawiał się w sposób dość skomplikowany i wcale niejednoznaczny. Warto też podkreślić, że jego rozwój w Polsce miał bardzo specyiiczny przebieg. Z jednej strony podzielano większość opinii i uprzedzeń panujących w europejskim kręgu kulturowym, do którego przecież polska cywili- zacja należała, z drugiej zaś, w czasie, gdy inne pań- stwa europejskie poszerzały swe zamorskie posiadłości, Polska sama stawała się łupem swoich najbliższych sąsiadów. Opinia publiczna kraju, pozbawionego przez cały XIX wiek niepodległości oraz będącego przedmiotem eksploatacji i ucisku kolonialnego ze strony zaborczych sąsiadów, znajdowała dużo zrozumienia dla tych ludów Ameryki, Azji czy Afryki, które spotkał podobny los. 150 Już u schyłku XVIII wieku zaczęto podkreślać z dumą, iż nie braliśmy udziału w podboju innych kontynentów. W publicystyce politycznej, a nawet i powieści (D.M. Krajewski, I. Krasicki) pojawia się ideologia, która sta- nowiła "polskie alibi kolonialne". W XIX wieku czasami powtarzano frazes, iż "Euro- pa patrzy na nas", obowiązkiem Polaków jest zaś do- równanie jej zarówno w dziedzinie nauki, jak wolności obywatelskich czy wreszcie rozwoju gospodarczego. Bronisław Trentowski rozwijał tezę Staszica o trzywie- kowym opóźnieniu Polski, działacze Towarzystwa Demokratycznego Polskiego wspominali zaś o tym, iż Polska musi się "wcielić w Europę tożsamością wyob- rażeń i dążeń moralnych i materialnych". Równocześ- nie jednak dość często powracały koncepcje rozwijane swego czasu przez publicystykę szlachecką. Pisano więc, iż obce obyczaje nie są może czymś złym same w sobie, ale nieprzydatnym dla narodu polskiego. Po- siada on bowiem swój własny obyczaj, odrębne tradycje i upodobania. Kto chce Polski, niech precz wygania cudzoziemszczyznę z mózgów i z serc Polaków. Poglą- dowi temu hołdował w pewnych okresach życia również sam Mickiewicz, tłumaczący rodakom, iż pozostają między cudzoziemcami jak misjonarze wśród bałwo- chwalców, których mają nauczyć "prawdziwej cywili- zacji chrześcijańskiej". Uczył on również Polaków: "Nie wszyscy jesteście równie dobrzy, ale gorszy z was le- pszy jest niż dobry cudzoziemiec [...]"15. Nie było to jednak przejawem szowinizmu, lecz kon- sekwencją poglądu, iż Polacy są najbardziej skłonni do walki o wolność ludów. Równocześnie zaś, podobnie jak w XVII wieku, najpoważniejszym zarzutem w stosunku do przeciwnika pozostało oskarżenie, iż nie krzewi ory- ginalnej, rodzimej myśli, lecz obce duchowi narodu 15 A. Mickiewicz, Księgi narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego. Kraków 1922, s. 92. 151 francuskie, angielskie, moskiewskie czy papieskie kon- cepcje. W dobie kontrreformacji jej działacze zarzucali ruchowi protestanckiemu obce narodowościowo pocho- dzenie, niezgodne z charakterem i tradycją historyczną Polaków. Zwolennicy reformacji twierdzili natomiast, iż Kościół katolicki podlega woli włoskich zwierzchni- ków. W XIX wieku wszyscy wszystkich pomawiali o "niewolnicze naśladowanie cudzych nauk"16. W epoce odrodzenia i baroku wszelkie projekty re- formy ustroju politycznego Rzeczypospolitej starano się skompromitować pomówieniem, iż wynikły z obcej in- spiracji (słynne Rady Kallimachowe czy Machiavello- we). W XIX i XX wieku tym samym zarzutem szermo- wano wobec polskiego socjalizmu. Pomiędzy postawą otwartą wobec Europy a potę- pianiem obcych wpływów szkodzących tradycji rodzi- mej istniał szereg poglądów pośrednich, stanowiących wynik kompromisu wobec tych dwóch, skrajnie sobie przeciwstawnych nurtów. Nikt zresztą z chwalców ro- dzimego stroju czy obyczaju nie zauważył, iż wiele za- sadniczych elementów kultury staropolskiej stanowiło wynik wpływów wschodnich. 1s J. Jedlicki, Polskie nurty.., s. 230.