Na podstawie: Andersen, Hans Christian (1805-1875), BaÅ›nie, tÅ‚um. Cecylia Niewiadomska, Gebethner i Wolff, wyd. 7, Kraków, 1925 Wersja lektury on-line dostÄ™pna jest na stronie wolnelektury.pl. Ten utwór nie jest chroniony prawem autorskim i znajduje siÄ™ w domenie publicznej, co oznacza, że możesz go swobodnie wy- korzystywać, publikować i rozpowszechniać. HANS CHRISTIAN ANDERSEN Brzydkie kaczÄ…tko WieÅ›, Lato PrzeÅ›licznie byÅ‚o na wsi. Lato gorÄ…ce, pogodne, żółte zboże na polach, owies jeszcze zielony, na Å‚Ä…kach wielkie stogi pachnÄ…cego siana, a bociany przechaóajÄ… siÄ™ powoli, na wysokich, czerwonych nogach i klekoczÄ… po egipsku, bo takim jÄ™zykiem nauczyÅ‚y siÄ™ mówić od matek. DokoÅ‚a wielkie lasy, cieniste, szumiÄ…ce, a w nich gÅ‚Ä™bokie i ciche jeziora. PrzeÅ›licznie i cudownie byÅ‚o na wsi. Na pochyÅ‚oÅ›ci wzgórza jasne sÅ‚oÅ„ce oÅ›wietlaÅ‚o stary zamek z wieżycami i gankami, otoczony murem i szerokÄ… wstÄ™gÄ… wolno pÅ‚ynÄ…cej wody. Z muru zwieszaÅ‚y siÄ™ pnÄ…ce roÅ›liny, a wielkie liÅ›cie Å‚opianu schylaÅ‚y siÄ™ aż do wody. I byÅ‚o pod nimi cicho i ciemno, jak w cienistym lesie. Matka, Nuda Pod jednym z takich liÅ›ci mÅ‚oda kaczka usÅ‚aÅ‚a sobie gniazdo i sieóiaÅ‚a na jajach. NuóiÅ‚o jej siÄ™ baróo, bo żadna z sÄ…siadek nie miaÅ‚a chÄ™ci w tak piÄ™knÄ… pogodÄ™ rozmawiać z niÄ… o tym, co sÅ‚ychać na Å›wiecie. Każda wolaÅ‚a pÅ‚ywać po przejrzystej woóie, pluskać siÄ™ i osuszać na ciepÅ‚ym sÅ‚oneczku, a ona tylko jedna, jak przykuta, sieói w cieniu na gniezóie. SkoÅ„czyÅ‚o siÄ™ wreszcie jej udrÄ™czenie, jajka zaczęły pÄ™kać i główka pisklÄ™cia co chwila wysuwaÅ‚a siÄ™ z innej skorupki, oznajmiajÄ…c cienkim gÅ‚osikiem, że żyje. Pip, pip! woÅ‚aÅ‚y wszystkie. Kwa, kwa! odpowieóiaÅ‚a im poważnie matka, a maleÅ„stwa zaczęły jej gÅ‚os naÅ›ladować, opowiadajÄ…c sobie, co wióą dookoÅ‚a, i rozglÄ…dajÄ…c siÄ™ na wszystkie strony. Matka pozwalaÅ‚a im mówić i patrzeć, ile im siÄ™ podoba, bo kolor zielony baróo zdrowy na oczy. Ach, jaki ten Å›wiat duży! woÅ‚aÅ‚y kaczÄ™ta, dobywajÄ…c siÄ™ z ciasnej skorupy i prostujÄ…c z przyjemnoÅ›ciÄ… nóżki i skrzydeÅ‚ka. Obraz Å›wiata Nie myÅ›lcie, że to caÅ‚y Å›wiat widać z tego gniazda rzekÅ‚a matka ho, ho! CiÄ…gnie on siÄ™ ogromnie daleko, jeszcze za tym ogrodem, za Å‚Ä…kÄ… proboszcza, het, het! Ale nigdy tam nie byÅ‚am. CzyÅ›cie już wszystkie wyszÅ‚y ze skorupek? dodaÅ‚a, wstajÄ…c. Jeszcze nie! NajwiÄ™ksze ani myÅ›li pÄ™knąć. Ciekawam baróo, jak dÅ‚ugo bÄ™dÄ™ na nim tu pokutowaÅ‚aÄ…! Przyznam siÄ™, że mam tego już zupeÅ‚nie dosyć. I usiadÅ‚a z gniewem na upartym jajku. A cóż tam sÅ‚ychać u was, kochana sÄ…siadko? spytaÅ‚a stara kaczka, która wybraÅ‚a siÄ™ wreszcie w odwieóiny do mÅ‚odej matki. Z jednym jajkiem mam kÅ‚opot: ani myÅ›li pÄ™knąć. A tak jestem zmÄ™czona! A inne óieci Å›licznie siÄ™ wykluÅ‚y, zdrowe, żwawe, żółciutkie, aż przyjemnie patrzeć. Aadniejszych kaczÄ…t w życiu nie wióiaÅ‚am. Ä… ok to a a tu: tkwiÅ‚a nad nim, musiaÅ‚a je wysiadywać. Pokaż no mi to jajko, które pÄ™knąć nie chce rzekÅ‚a sÄ…siadka. Ho, ho! Takie duże! To indycze jajko. Znam siÄ™ na tym, bo mi siÄ™ niegdyÅ› zdarzyÅ‚o wysieóieć takie. Nie ma z tego pociechy; wody siÄ™ obawia, pÅ‚ywać nie umie. NamÄ™czyÅ‚am siÄ™ i namartwiÅ‚am nad nim. Wszystko na próżno: niczego nauczyć nie można. Pokaż no jeszcze jajko. Tak, tak, to indycze. Zostaw je i zajm3 siÄ™ lepiej swoimi. Czas puÅ›cić óieciaki na wodÄ™. Nie odparÅ‚a kaczka posieóę jeszcze; tak dÅ‚ugo sieóiaÅ‚am, wytrwam parÄ™ dni dÅ‚użej. Jak chcesz, moja kochana. I sieóiaÅ‚a kaczka cierpliwie, aż pÄ™kÅ‚o i wielkie jajo. Naroóiny Pip, pip! odezwaÅ‚o siÄ™ pisklÄ™ i prÄ™dko wydostawać siÄ™ zaczęło ze skorupki. ByÅ‚o baróo duże i brzydkie! Kaczka patrzyÅ‚a na nie z ciekawoÅ›ciÄ… i uwagÄ…. Ogromne pisklÄ™ rzekÅ‚a wreszcie i do żadnego z moich niepodobne. Czyżby to rzeczywiÅ›cie byÅ‚o indycze jajko? No, o tym siÄ™ przekonamy: musi iść do wody, choćbym je miaÅ‚a wciÄ…gnąć za Å‚eb wÅ‚asnym óiobem! Nazajutrz byÅ‚a przeÅ›liczna pogoda. GÅ‚adka powierzchnia wody bÅ‚yszczaÅ‚a jak lu- stro i prawie zapraszaÅ‚a do pÅ‚ywania. Kaczka z caÅ‚Ä… roóinÄ… wybraÅ‚a siÄ™ do kÄ…pieli i na dalszÄ… wycieczkÄ™. Plusk!& I skoczyÅ‚a w wodÄ™. Kwa, kwa! zawoÅ‚aÅ‚a, i óieci zaczęły skakać za niÄ… jedno po drugim; na chwilÄ™ kryÅ‚y siÄ™ w woóie z Å‚ebkami, lecz zaraz wypÅ‚ywaÅ‚y, poruszaÅ‚y zgrabnie i szybko nóżkami i raóiÅ‚y sobie tak dobrze, że przyjemnie byÅ‚o patrzeć. Brzydkie kaczÄ…tko pÅ‚ywaÅ‚o z innymi. Matka To nie indycze rzekÅ‚a do siebie kaczka umie pÅ‚ywać i jak jeszcze! Może najlepiej ze wszystkich. Jak prosto siÄ™ trzyma, a jak doskonale przebiera nogami. To moje wÅ‚asne óiecko. Nie jest ono nawet tak brzydkie, jeÅ›li siÄ™ dobrze przypatrzyć, tylko za duże trochÄ™, no, baróo duże. Kwa, kwa! odezwaÅ‚a siÄ™ znów gÅ‚oÅ›no za mnÄ…, óieci! MuszÄ™ was w Å›wiat wprowaóić, przedstawić na dworze kaczym; tylko trzymajcie siÄ™ koÅ‚o mnie blisko, żeby was kto nie zdeptaÅ‚; a najbaróiej strzeżcie siÄ™ kota. PrzepÅ‚ynÄ…wszy kawaÅ‚ek drogi, kaczki wyszÅ‚y znów na lÄ…d i dostaÅ‚y siÄ™ na ka- cze podwórze. HaÅ‚as tu byÅ‚ niesÅ‚ychany, gdyż dwie roóiny kłóciÅ‚y siÄ™ zapamiÄ™tale o główkÄ™ wÄ™gorza, którÄ… tymczasem w zamieszaniu kot rozbójnik pochwyciÅ‚. Tak to bywa na Å›wiecie rzekÅ‚a kaczka i obtarÅ‚a óiób o piasek, gdyż sama miaÅ‚a apetyt na główkÄ™. Matka A teraz naprzód! Równo poruszać nogami, a tej piÄ™knej kaczce ukÅ‚oÅ„cie siÄ™ grzecznie, tak, gÅ‚owÄ…; to baróo znakomita osoba; jest HiszpankÄ… i dlatego taka tÅ‚usta. Wióicie na jej noóe ten czerwony znaczek? To najwiÄ™ksze oónaczenie, jakie kaczkÄ™ od luói spotkać może: oznacza ono, że nie wolno jej wyrząóić żadnej krzywdy, wiÄ™c też wszyscy jÄ… szanujÄ…. No, dalej, dalej, nogi rozstawiać szeroko, nie do Å›rodka; kaczka dobrze wychowana powinna umieć choóić. Patrzcie zresztÄ… na mnie. A teraz siÄ™ ukÅ‚oÅ„cie i powieócie: kwa, kwa! KaczÄ…tka wypeÅ‚niÅ‚y rozkaz matki. Inne kaczki otoczyÅ‚y je dokoÅ‚a i przypatrywaÅ‚y siÄ™ nowym przybyszom. Jeszcze nas widać maÅ‚o! rzekÅ‚a wreszcie jedna niedÅ‚ugo miejsca dla Obcy wszystkich zabraknie. Ach, pfe! A cóż to znowu? Patrzcie tylko, patrzcie, jak to kaczÄ™ wyglÄ…da! Nie mogÄ™ znieść widoku takiego brzydactwa. PodbiegÅ‚a do brzydkiego kaczÄ™cia i ze zÅ‚oÅ›ciÄ… uszczypnęła je z caÅ‚ej siÅ‚y w szyjÄ™. Daj mu pokój² zawoÅ‚aÅ‚a gniewnie matka przecież nikomu nic zÅ‚ego nie robi. ² a ok daj mu spokój. Brzydkie kaczÄ…tko 2 Ale jest takie wielkie i takie óiwaczne, że nie można patrzeć na nie. Po co takie stworzenie mięóy nami? Każdy ma prawo dać mu poznać, co sobie o nim myÅ›li. Aadne masz óieci rzekÅ‚a stara kaczka z czerwonym strzÄ™pkiem na noóe można ci powinszować. To duże tylko jakoÅ› ci siÄ™ nie udaÅ‚o. Czy nie można by go trochÄ™ przerobić? Zdaje mi siÄ™, że nie można, proszÄ™ jaÅ›nie pani odrzekÅ‚a kaczka skromnie. Nie jest ono Å‚adne, ale posÅ‚uszne, dobre i doskonale pÅ‚ywa, mogÄ™ powieóieć nawet, że najlepiej ze wszystkich. Mam naóiejÄ™, że wyroÅ›nie z tej brzydoty i bęóie mniejsze z czasem. Za dÅ‚ugo sieóiaÅ‚o w jajku i dlatego takie niezgrabne. òiobnęła je po szyi, wyprostowaÅ‚a piórka, pogÅ‚aóiÅ‚a. Niewiele to jednak po- mogÅ‚o. To kaczor rzekÅ‚a jeszcze wiÄ™c da sobie radÄ™, zwÅ‚aszcza, że bęóie silny. Inne óieci baróo Å‚adne, baróo Å‚adne. No, możecie już odejść. BÄ…dzcie tu jak u siebie, moje maÅ‚e. A jeÅ›li wam siÄ™ zdarzy znalezć główkÄ™ wÄ™gorza, możecie mi jÄ… przynieść. òieciÅ„stwo, Obcy I kaczÄ™ta byÅ‚y jak u siebie w domu. Tylko jedno brzydkie kaczÄ™ popychano, szczypano, odpęóano, a znÄ™caÅ‚y siÄ™ nad nim nie tylko kaczki, ale nawet i kury. Za duże jest powtarzali wszyscy bez wyjÄ…tku, a stary indyk, który przyszedÅ‚ na Å›wiat z ostrogami i wyobrażaÅ‚ sobie, że jest królem, nastroszyÅ‚ wszystkie pióra niby żagle, aż mu siÄ™ koÅ„ce skrzydeÅ‚ po kamieniach darÅ‚y, poczerwieniaÅ‚ na szyi, gÅ‚owie, aż po oczy i patrzyÅ‚ na nie z groznym oburzeniem. Biedne kaczÄ…tko samo nie wieóiaÅ‚o, czy ma przed nim uciekać, czy zostać na miejscu. ByÅ‚o mu baróo smutno, że jest takie brzydkie, lecz cóż na to poraói? Tak upÅ‚ynÄ…Å‚ óieÅ„ pierwszy, a nastÄ™pne byÅ‚y coraz gorsze. Brzydkie kaczÄ…tko ze- wszÄ…d odpęóano, nawet wÅ‚asne roóeÅ„stwo stroniÅ‚o od niego i życzyÅ‚o mu nieraz, żeby je kot porwaÅ‚. Matka zaczęła wstyóić siÄ™ go także. Idz że sobie ode mnie powtarzaÅ‚a coraz częściej. Czego siÄ™ przy mnie plÄ…czesz! Kaczki je biÅ‚y, kury je óiobaÅ‚y, nawet óiewczyna, która jeść ptactwu dawaÅ‚a, odtrÄ…caÅ‚a je nogÄ…. UciekÅ‚o wreszcie i przedostaÅ‚o siÄ™ przez pÅ‚ot na drugÄ… stronÄ™, w krzaki. Gdy upadÅ‚o na ziemiÄ™, przestraszone ptaszki Ęîunęły i uciekÅ‚y. To dlatego, że jestem takie brzydkie pomyÅ›laÅ‚o kaczÄ™ i zamknęło oczy, aby nic nie wióieć przez jednÄ… chwilÄ™. Lecz skoro odpoczęło, zerwaÅ‚o siÄ™ znowu i biegÅ‚o dalej, dalej, aż do wielkiego bÅ‚ota, góie mieszkaÅ‚y óikie kaczki. Tutaj noc przepęóiÅ‚oÅ‚. Nazajutrz óikie kaczki zaczęły mu siÄ™ przypatrywać. CoÅ› ty za jedno? pytaÅ‚y zóiwione. A kaczÄ…tko kÅ‚aniaÅ‚o siÄ™ na wszystkie strony, jak umiaÅ‚o i mogÅ‚o. JesteÅ› potwornie brzydkie rzekÅ‚y óikie kaczki ale cóż nam z tego? BylebyÅ› nie zechciaÅ‚o żenić siÄ™ w naszej roóinie, nic nam do twej urody. Rozumie siÄ™, że biedne pisklÄ™ nie myÅ›laÅ‚o o małżeÅ„stwie. ChoóiÅ‚o mu tylko o to, aby siÄ™ mogÅ‚o przespać w gÄ™stej trzcinie i napić wody z bÅ‚ota. Tego mu nie broniÅ‚y óikie kaczki, i przebyÅ‚o dni parÄ™ w tym cichym ukryciu. Razu pewnego z sÄ…siedniego stawu przyleciaÅ‚y dwa gÄ…siory, jeszcze baróo mÅ‚ode, gdyż niedawno wykluÅ‚y siÄ™ z jajek, ale wÅ‚aÅ›nie dlatego dość zarozumiaÅ‚e. PopatrzyÅ‚y one na kaczÄ™ ciekawie, a jeden odezwaÅ‚ siÄ™: Å‚ oc rze i o tu: spęóiÅ‚o noc. Brzydkie kaczÄ…tko 3 JesteÅ› tak brzydki, kochany kolego, że nie potrzebujemy obawiać siÄ™ ciebie, wiÄ™c jeÅ›li zechcesz, możesz lecieć z nami na nasze bÅ‚oto. Tam dopiero życie! Nie brak i mÅ‚odych, Å›licznych, biaÅ‚ych gÄ…sek. A jakie wszystkie wesoÅ‚e, rozmowne, jak piÄ™knie Å›piewać umiejÄ…! Mój drogi, zakochasz siÄ™ z pewnoÅ›ciÄ… i choć jesteÅ› tak brzydki, kto wie, czy siÄ™ której nie spodobasz. A ja myÅ›lÄ™& zaczÄ…Å‚ drugi. Åšmierć, Polowanie Wtem pif paf! I obaj dorodni mÅ‚oóieÅ„cy padli nieżywi w bÅ‚oto, które siÄ™ zaczerwieniÅ‚o od krwi rozlanej. Pif paf! rozlegÅ‚o siÄ™ znowu pif paf i caÅ‚e stada óikich gÄ™si uniosÅ‚y siÄ™ w powietrze ponad trzcinÄ™. Ale teraz dopiero zaczęła siÄ™ strzelanina! ByÅ‚o to wielkie polowanie: strzelcy otoczyli bÅ‚oto, niektórzy nawet sieóieli na drzewach, rosnÄ…cych na wybrzeżu. Smugi dymu rozciÄ…gaÅ‚y siÄ™ nad wodÄ… i zasÅ‚aniaÅ‚y wszystko. Plusk, plusk, i psy myÅ›liwskie zaczęły przebiegać wÅ›ród trzciny, chwytajÄ…c nieszczęśliwych zbiegów. SÄ…dny óieÅ„! Biedne kaczÄ™, odwróciÅ‚o gÅ‚owÄ™, aby z wielkiego strachu schować jÄ… pod skrzydÅ‚o, ale w tej samej chwili ujrzaÅ‚o przed sobÄ… straszliwÄ… paszczÄ™ z wiszÄ…cym jÄ™zykiem i oczy, niby dwa ognie zÅ‚oÅ›liwe. Pies rzuciÅ‚ siÄ™ na kaczÄ™, zÄ™by mu bÅ‚ysnęły, wtem plusk, plusk! PoszedÅ‚ sobie w innÄ… stronÄ™. O, óiÄ™ki Bogu, że jestem tak brzydkie! zawoÅ‚aÅ‚o kaczÄ…tko. Pies mnie nawet tknąć nie chciaÅ‚. I zamknÄ…wszy oczy, leżaÅ‚o cichutko, przytulone do trzciny, poÅ›ród huku wy- strzałów, duszÄ…cego dymu i Å›wiszczÄ…cego Å›rutu, który Å›mierć roznosiÅ‚. Pózno uciszyÅ‚o siÄ™ na krwawym stawie, lecz wystraszone kaczÄ™ jeszcze przez kilka goóin nie Å›miaÅ‚o ruszyć siÄ™ z miejsca. Na koniec cisza je uspokoiÅ‚a, podniosÅ‚o gÅ‚owÄ™, otworzyÅ‚o oczy, a nie wióąc nikogo, zaczęło uciekać, ile mu siÅ‚ starczyÅ‚o, dalej, dalej, dalej! W droóe zaskoczyÅ‚a je okropna burza. Pioruny biÅ‚y, deszcz laÅ‚ strumieniami, Burza, Å»ywioÅ‚y a wicher miotaÅ‚ biednym pisklÄ™ciem, jak listkiem. Nigdy w życiu nic podobnego nie wióiaÅ‚o, i zdawaÅ‚o mu siÄ™, że to koniec Å›wiata. Co począć? Góie siÄ™ schronić? Wieczór już zapadÅ‚. Brzydkie kaczÄ™ upadaÅ‚o ze znużenia, kiedy ujrzaÅ‚o wreszcie maÅ‚Ä… chatkÄ™. ByÅ‚a ona tak stara, nęóna, pochylona, iż dlatego tylko staÅ‚a, że nie wieóiaÅ‚a, w którÄ… stronÄ™ siÄ™ przewrócić. KaczÄ™ przytuliÅ‚o siÄ™ do Å›ciany chatki, ale wiatr w niÄ… uderzaÅ‚ z takÄ… gwaÅ‚townoÅ›ciÄ…, iż wydawaÅ‚o siÄ™, że lada chwila je zab3e. WiÄ™c ma tu zginąć? Wtem spostrzegÅ‚o, że drzwi chaty wisiaÅ‚y tylko na jednej zawiasie, skutkiem cze- go pod spodem utworzyÅ‚a siÄ™ szpara, przez którÄ… można byÅ‚o wsunąć siÄ™ do Å›rodka. UczyniÅ‚o to spiesznie, choć z niemaÅ‚ym trudem. Kot W chatce mieszkaÅ‚a stara kobiecina z kotem i kurÄ…. Kot umiaÅ‚ mruczeć, wyginać grzbiet w paÅ‚Ä…k, a nawet sypać iskry trzaskajÄ…ce, lecz na to trzeba byÅ‚o pod wÅ‚os go pogÅ‚askać. Staruszka go kochaÅ‚a i nazywaÅ‚a wnukiem. Kura znosiÅ‚a jajka, a że miaÅ‚a nogi naówyczaj krótkie, staruszka jÄ… przezwaÅ‚a swojÄ… córkÄ… KrótkonóżkÄ…. Z rana zauważono zaraz obecność kaczki, i kura zagdakaÅ‚a, a kot zaczÄ…Å‚ mruczeć. Co to jest? rzekÅ‚a stara, patrzÄ…c na nowego goÅ›cia. Wzrok miaÅ‚a baróo sÅ‚aby, wiÄ™c wydaÅ‚o jej siÄ™, że to jest duża kaczka, która siÄ™ przybÅ‚Ä…kaÅ‚a podczas burzy. A to szczęśliwie! rzekÅ‚a bęóiemy mieli teraz i kacze jaja. Å»eby tylko nie byÅ‚ kaczor. Ha, trzeba siÄ™ przekonać, poczekajmy. Minęły trzy tygodnie, a kaczych jaj nie ma, Staruszka już przestaÅ‚a siÄ™ ich spo- óiewać. Kot byÅ‚ w tej chatce panem, kura paniÄ…, i oni tu rząóili. Brzydkie kaczÄ…tko 4 My i ten Å›wiat mówili, co miaÅ‚o oznaczać, że siÄ™ uważajÄ… za coÅ› lepsze- go od Å›wiata. KaczÄ™ chciaÅ‚o wyrazić inne zdanie pod tym wzglÄ™dem, lecz kura siÄ™ rozgniewaÅ‚a. Umiesz znosić jajka? rzekÅ‚a. Nie. No, to siÄ™ nie oóywaj, z Å‚aski swojej. Umiesz mruczeć, grzbiet wyginać, iskry sypać? zapytaÅ‚ kot z kolei. Nie. No, to siedz cicho, kiedy mówiÄ… rozumniejsi od ciebie. I kaczÄ…tko usiadÅ‚o w kÄ…cie, smutne i zawstyóone. Wtem przez drzwi otwarte wpadÅ‚a smuga Å›wiatÅ‚a, wiatr przyniósÅ‚ zapach wody, trzciny, tataraku, i kaczÄ™ opanowaÅ‚a taka chęć pÅ‚ywania, że zwierzyÅ‚o siÄ™ z tego kurze. A to co! rzekÅ‚a kura. Nic nie robisz, i dlatego ci takie gÅ‚upstwa przy- choóą do gÅ‚owy. NoÅ› jajka, albo mrucz sobie, a zaraz wywietrzejÄ…t ci fantazje. Kot Kiedy to tak przyjemnie zapewniaÅ‚o kaczÄ™ zanurzać siÄ™, wypÅ‚ywać, plu- skać w czystej woóie, a potem skryć siÄ™ gÅ‚Ä™boko i wióieć, jak woda zamyka siÄ™ nad gÅ‚owÄ…. O tak, to wielka rozkosz! zaÅ›miaÅ‚a siÄ™ kura. ZupeÅ‚nie zwariowaÅ‚eÅ›, mój drogi. Zapytaj kota przecież mÄ…drzejszego stworzenia nie ma na Å›wiecie zapytaj, czy lubi pÅ‚ywać albo zanurzać siÄ™ w woóie? O sobie już nie mówiÄ™, ale możesz spytać naszej pani. Å»yje tak dÅ‚ugo na Å›wiecie i jest baróo rozumna. Nie znam rozumniejszej nad niÄ…. WiÄ™c zapytaj, czy to przyjemnie zanurzać siÄ™ z gÅ‚owÄ… w woóie i czy ma ochotÄ™ pÅ‚ywać. Nie rozumiecie mnie rzekÅ‚o kaczÄ…tko. My ciebie nie rozumiemy? Doprawdy? WiÄ™c któż ciÄ™ może zrozumieć? Czy sobie nie wyobrażasz czasem, ty gÅ‚uptasie, żeÅ› mÄ…drzejszy od kota, albo od naszej pani? O sobie już nie mówiÄ™. Nie bÄ…dz tak zarozumiaÅ‚e, moje óiecko, i óiÄ™kuj Bogu za te dobroóiejstwa, które ci tu wyÅ›wiadczono. Mieszkasz w ciepÅ‚ej izbie i masz towarzystwo, z którego mógÅ‚byÅ› skorzystać baróo wiele. Ale na to trzeba sÅ‚uchać PrzyjazÅ„ i rozważać, a nie bajaću bez sensu. Powiem ci otwarcie, że niezbyt przyjemnie żyć z tobÄ… pod jednym dachem. Możesz mi wierzyć. ZresztÄ… mówiÄ™ ci o tym przez życzliwość. Przyjaciel ma obowiÄ…zek mówić prawdÄ™ w oczy, chociażby przykrÄ… byÅ‚a. Raóę ci też szczerze: naucz siÄ™ znosić jajka, albo mruczeć, albo sypać iskry. Inaczej nic z ciebie nie bęóie. Samotnik PójdÄ™ sobie w Å›wiat chyba rzekÅ‚o kaczÄ™. Otwarta droga, nikt ciÄ™ tu nie zatrzymuje. I poszÅ‚o sobie kaczÄ™. PÅ‚ywaÅ‚o po woóie, pluskaÅ‚o, zanurzaÅ‚o siÄ™ gÅ‚Ä™boko, ale zawsze byÅ‚o samo inne pÅ‚ywajÄ…ce ptaki unikaÅ‚y go z powodu brzydoty. JesieÅ„ Tymczasem nastÄ…piÅ‚a jesieÅ„. LiÅ›cie na drzewach pożółkÅ‚y, Å›ciemniaÅ‚y i zaczęły opadać; wiatr krÄ™ciÅ‚ je w powietrzu i niósÅ‚ góieÅ› daleko, aby porzucić znowu. Po- wietrze stawaÅ‚o siÄ™ chÅ‚odne, wilgotne, ciężkie chmury przesuwaÅ‚y siÄ™ nisko po niebie, niosÄ…c deszcze i Å›niegi, zasÅ‚aniajÄ…c sÅ‚oÅ„ce. Wrony krakaÅ‚y z zimna. Dreszcz przebiega na samÄ… myÅ›l o takim czasie. I brzydkiemu kaczÄ™ciu byÅ‚o coraz gorzej. ChÅ‚odno, gÅ‚odno i nikogo, kto by po- Obcy lubiÅ‚ je szczerze. Bo takie brzydkie! A nie tylko brzydkie, lecz takie duże i takie odmienne od wszystkich, wszystkich ptaków. Do nikogo, do nikogo niepodobne. A każdy szuka podobnych do siebie. t y ietrze Ä… tu: zaraz ci przejdÄ…. u a a opowiadać bajki. Brzydkie kaczÄ…tko 5 Razu jednego pÅ‚ywaÅ‚o po woóie. SÅ‚oÅ„ce chyliÅ‚o siÄ™ ku zachodowi, niebo byÅ‚o czerwone, niby w ogniu. Wtem spoza lasu podniosÅ‚o siÄ™ stado wielkich, wspaniaÅ‚ych ptaków. Podobnie piÄ™knych kaczÄ™ nie wióiaÅ‚o dotÄ…d: leciaÅ‚y niby chmurki Å›nieżno- biaÅ‚e, spokojne, wóiÄ™czne i majestatyczne. ByÅ‚y to odlatujÄ…ce Å‚abęóie. Nagle wydaÅ‚y ton dÅ‚ugi, przeciÄ…gÅ‚y, tak óiwny! PoruszyÅ‚y spokojnie silnymi skrzydÅ‚ami i wzniosÅ‚y siÄ™ wysoko, aż pod chmury i pÅ‚ynęły tak dalej, dalej, w nieskoÅ„czoność. Aabęóie opuszczaÅ‚y kraj chÅ‚odny przed zimÄ… i Å›pieszyÅ‚y za sÅ‚oÅ„cem, tam, góie ono Å›wieci jasno i ciepÅ‚o, góie bÅ‚Ä™kitne wody nie zamarzajÄ… nigdy. KaczÄ™ patrzyÅ‚o za nimi z zachwytem, z nieopisanym uczuciem tÄ™sknoty, a gdy znikÅ‚y, wydaÅ‚o okrzyk silny i przenikliwy, aż samo siÄ™ przestraszyÅ‚o swego gÅ‚osu. I zaczęło siÄ™ krÄ™cić w kółko jak szalone, wyciÄ…gajÄ…c szyjÄ™ i podnoszÄ…c krótkie, niezgrabne skrzydÅ‚a. O, co to za mÄ™ka! Nigdy nie zapomni tych wspaniaÅ‚ych ptaków i nigdy ich nie ujrzy! Zniknęły, zniknęły! Z rozpaczy zanurzyÅ‚o siÄ™ do dna samego, a kiedy wypÅ‚ynęło znowu na powierzch- niÄ™, nie wieóiaÅ‚o, co siÄ™ z nim óieje. Ptaki, królewskie ptaki, piÄ™kne ptaki! Nie wieóiaÅ‚o, jak siÄ™ one nazywajÄ… ani dokÄ…d lecÄ…, a jednak pragnęło zÅ‚Ä…czyć siÄ™ z nimi i lecieć tak samo, daleko i wysoko, razem z nimi! ByÅ‚o to Å›mieszne i gÅ‚upie pragnienie, bo jakim prawem ono, takie brzydkie, które siÄ™ cieszyć powinno, gdy kaczki chcÄ… z nim przestawać& Ale tamte ptaki!& Zima NadeszÅ‚a zima surowa i mrozna. ZamarzÅ‚y wody. Na maÅ‚ym kawaÅ‚ku, który wol- nym zostaÅ‚, musiaÅ‚o kaczÄ™ pÅ‚ywać bezustannie, aby uchronić go od zamarzniÄ™cia. Mimo to wolna przestrzeÅ„ zmniejszaÅ‚a siÄ™ po każdej nocy. Bo co óieÅ„ zimniej byÅ‚o, mróz siÄ™ wzmagaÅ‚, lód trzaskaÅ‚ dookoÅ‚a na maleÅ„kim otworze, który pozostaÅ‚ jeszcze. KaczÄ…tko bez odpoczynku poruszać musiaÅ‚o nóżkami, ażeby nie przymarznąć. Lecz i to nie pomogÅ‚o: zmÄ™czone, ustaÅ‚o, a wówczas lód uwiÄ™ziÅ‚ je jak w kleszczach. ZobaczyÅ‚ to nazajutrz z rana jakiÅ› wieÅ›niak, rozbiÅ‚ lód butem z drewnianÄ… pode- szwÄ…, a ptaka zabraÅ‚ do siebie, do chaty. KaczÄ™ w cieple przyszÅ‚o do siebie i óieci zaraz chciaÅ‚y siÄ™ z nim bawić; ale ono myÅ›laÅ‚o, że mu chcÄ… zrobić co zÅ‚ego i zaczęło uciekać, przewróciÅ‚o garnek z mlekiem i rozlaÅ‚o je na podÅ‚ogÄ™. Gospodyni z rozpaczy zaÅ‚amaÅ‚a rÄ™ce, chciaÅ‚a zÅ‚apać szkodnika, aby go ukarać. Przestraszone kaczÄ™ wpadÅ‚o w kubeÅ‚ z wodÄ…, potem w naczynie z mÄ…kÄ…, wytarÅ‚o siÄ™ o saóe w okopconym piecu. Gospodyni krzyczaÅ‚a i goniÅ‚a za nim, óieci ze Å›miechem przewracaÅ‚y siÄ™ jedno przez drugie, kaczÄ™ skakaÅ‚o po półkach, po garnkach, podĘîuwaÅ‚o aż do puÅ‚apu, wreszcie przez drzwi otwarte wypadÅ‚o do sieni, a stamtÄ…d na dwór. Można wyobrazić sobie, jak wyglÄ…daÅ‚o. UmÄ…czone, mokre, powalane saóami, w nastroszonych piórach, a przy tym upadajÄ…ce ze znużenia. Lecz nie myÅ›laÅ‚o o tym; ostatnim wysiÅ‚kiem dostaÅ‚o siÄ™ pomięóy krzaki, rosnÄ…ce niedaleko, i jak nieżywe przykucnęło w Å›niegu. Bezdomność, Cierpienie Za smutno byÅ‚oby opisywać wam to wszystko, co nieszczęśliwe kaczÄ™ wycierpiaÅ‚o podczas mroznej i dÅ‚ugiej zimy. Głód, chłód, ani ciepÅ‚ego schronienia, ani żywnoÅ›ci, ani przyjaciela. Wiosna LeżaÅ‚o poÅ›ród trzciny, kiedy sÅ‚oÅ„ce znowu zaczęło jaÅ›niej i cieplej przyÅ›wiecać. ZanuciÅ‚y skowronki, powracaÅ‚a wiosna. I kaczÄ…tko odżyÅ‚o: z każdym dniem powracaÅ‚y mu stracone siÅ‚y, aż rozpostarÅ‚o skrzydÅ‚a jakieÅ› wielkie, jakby nie swoje, zaszumiaÅ‚o nimi i poleciaÅ‚o wysoko, daleko, prowaóone jakÄ…Å› tÄ™sknotÄ… nieznanÄ… do Å›wiata, do wszystkiego, co na nim jest piÄ™kne. Brzydkie kaczÄ…tko 6 I nie spoczęło, aż na wielkim stawie, w dużym ogroóie, góie ptaki Å›piewaÅ‚y we- soÅ‚o, drzewa jaÅ›niaÅ‚y Å›wieżą zielonoÅ›ciÄ…, biaÅ‚a czeremchav rozlewaÅ‚a zapach i zwieszaÅ‚a tak nisko swe cienkie gaÅ‚Ä…zki, iż zanurzaÅ‚y siÄ™ w woóie przejrzystej. Åšlicznie tu byÅ‚o. Każda trawka, kwiatek, każdy listek na drzewie zdawaÅ‚ siÄ™ Å›piewać radoÅ›nie: Wiosna powraca, wiosna, wiosna, wiosna! Przemiana Wtem spoza gÄ™stych krzaków naprzeciwko wypÅ‚ynęły trzy wielkie wspaniaÅ‚e Å‚a- bęóie. RozpostarÅ‚y biaÅ‚e skrzydÅ‚a niby żagle i pÅ‚ynęły lekko po bÅ‚Ä™kitnej woóie, z szyjÄ… wygiÄ™tÄ… wóiÄ™cznie i wzniesionÄ… gÅ‚owÄ…, spokojne, dumne i majestatyczne. Na ten widok óiwny smutek i tÄ™sknota ogarnęły biedne kaczÄ™. Oto królewskie ptaki, które raz wióiaÅ‚o i ukochaÅ‚o tak silnie od razu. PopÅ‚ynÄ™ do nich pomyÅ›laÅ‚o nagle niech mnie zab3Ä… za moje zuchwal- stwo, że Å›miem zbliżyć siÄ™ do nich, tak potwornie brzydki. Niech mnie zab3Ä…! Wszyst- ko mi już jedno. Lepiej być zabitym przez te cudne ptaki, które kochać muszÄ™, niż szczypanym przez kaczki, óiobanym przez kury, potrÄ…canym i odpychanym przez wszystkie zwierzÄ™ta i luói. O lepiej, lepiej umrzeć! I tak popÅ‚ynęło naprzeciw Å‚abęói, które, ujrzawszy przybysza, potężnie zaszumiaÅ‚y skrzydÅ‚ami i skierowaÅ‚y siÄ™ prosto ku niemu. Zab3cie mnie! zawoÅ‚aÅ‚o brzydkie kaczÄ™ i pochyliÅ‚o gÅ‚owÄ™, oczekujÄ…c Å›mier- ci. Ale cóż to? Cóż wiói w zwierciadlanej fali? Wszakże to jego obraz? Jego wÅ‚asny! Jego! To już nie brudnoszare, brzydkie i niezgrabne kaczÄ™, to Å‚abÄ™dz biaÅ‚y! KaczÄ™ staÅ‚o siÄ™ Å‚abęóiem! Chociaż siÄ™ uroóiÅ‚o pomięóy kaczkami, lecz z Å‚abęóiego jaja, wiÄ™c i ono także Å‚abęóiem stać siÄ™ musiaÅ‚o koniecznie. W tej jednej chwili zapomniaÅ‚o nagle o nęóy, o cierpieniach, czuÅ‚o siÄ™ tylko szczęśliwe niezmiernie i po raz pierwszy radoÅ›nie witaÅ‚o Å›wiat piÄ™kny, życie i bra- ci Å‚abęói, które pÅ‚ywaÅ‚y wkoÅ‚o, oglÄ…dajÄ…c towarzysza i pieszczotliwie gÅ‚aszczÄ…c go óiobami. Kilkoro óieci wbiegÅ‚o do ogrodu i zaczęło z brzegu rzucać w wodÄ™ buÅ‚ki i smacz- ne ziarnka. Wtem jeden chÅ‚opczyk zawoÅ‚aÅ‚: Nowy Å‚abÄ™dz nam przybyÅ‚! Nowy Å‚abÄ™dz! Inne óieci także zaczęły klaskać w rÄ™ce i skakać, powtarzajÄ…c: Szczęście AabÄ™dz nam przybyÅ‚! AabÄ™dz! Jaki Å›liczny! NajpiÄ™kniejszy, najpiÄ™kniejszy! I rzucaÅ‚y ciastka i buÅ‚kÄ™ do wody, sprowaóiÅ‚y roóiców i wszyscy przyznali, że nowy Å‚abÄ™dz byÅ‚ najpiÄ™kniejszy ze wszystkich. Stare Å‚abęóie pokÅ‚oniÅ‚y mu siÄ™ z dobrociÄ… i uznaniem. Wtedy zawstyóony i wzruszony razem, ukryÅ‚ gÅ‚owÄ™ pod skrzydÅ‚o, nie wieóąc, co począć. CzuÅ‚ siÄ™ tak baróo, tak baróo szczęśliwy! MyÅ›laÅ‚ o tym, jak niedawno i jak dÅ‚ugo cierpiaÅ‚ z powodu swej brzydoty, jak nie miaÅ‚ nikogo, kto by chciaÅ‚ być je- go bratem, przyjacielem, a teraz bratem jest ptaków królewskich, jak one piÄ™kny, może najpiÄ™kniejszy! Åšwiat caÅ‚y zdaje siÄ™ Å›piewać pochwaÅ‚y jego piÄ™knoÅ›ci, czerem- cha przesyÅ‚a mu sÅ‚odki zapach, sÅ‚oÅ„ce promienie zÅ‚ote, woda go pieÅ›ci dotkniÄ™ciem, przyjaznie odb3a jego obraz. O, jak miÅ‚e jest życie! RozpostarÅ‚w skrzydÅ‚a, które zaszumiaÅ‚y gÅ‚oÅ›no, podniósÅ‚ do góry szyjÄ™ wóiÄ™cznym ruchem i z gÅ‚Ä™bi serca zawoÅ‚aÅ‚ radoÅ›nie: Nie marzyÅ‚em o takim szczęściu nie marzyÅ‚em! v czere c a roóaj drzewa, kwitnÄ…cego w kwietniu i w maju; drobne biaÅ‚e kwiatki, rosnÄ…ce nie pojedynczo, ale caÅ‚ymi gronkami, wyóielajÄ… baróo silny, sÅ‚odki zapach. w oz o tar rozÅ‚ożyÅ‚. Brzydkie kaczÄ…tko 7