PSYCHOLOGICZNE UWARUNKOWANIA

CZYNNOŚCIOWYCH ZABURZEŃ KOBIECYCH*

W ciągu ostatnich trzydziestu czy czterdziestu lat na łamach piśmiennictwa ginekologicznego

toczyła się żywa dyskusja na temat psychologicznych uwarunkowań zaburzeń kobiecych. Zakres

wypowiadanych opinii jest bardzo szeroki. Z jednej strony, istnieje tendencja do przypisywania tym

czynnikom marginalnego znaczenia - podkreśla się na przykład, że oczywiście czynniki emocjonalne

istnieją, ale uważa się je za pochodną uwarunkowań fizycznych: organicznych, hormonalnych i innych. Z

drugiej strony, widać tendencję do przypisywania czynnikom psychologicznym bardzo dużego wpływu.

Zwolennicy tego stanowiska skłonni są nie tylko doszukiwać się tutaj zasadniczego źródła mniej lub

bardziej ewidentnych zaburzeń czynnościowych, takich jak ciąża urojona, pochwica, oziębłość,

zaburzenia miesiączkowania, wymioty niepowściągliwe itd., lecz utrzymują, że podłoże psychiczne mają

również schorzenia i zaburzenia na ogół o to nie posądzane, takie jak poród przedwczesny lub opóźniony,

pewne formy zapalenia macicy, bezpłodność i niektóre formy upławów.

Fakt, że zmiany fizyczne mogą być wywoływane przez bodźce psychiczne, nie jest już

kwestionowany od czasu, gdy eksperymenty Pawłowa dostarczyły na to empirycznych dowodów. Wiemy,

że poprzez stymulowanie apetytu można wpłynąć na wydzielanie soków żołądkowych, że rytm bicia serca

oraz perystaltyka jelit mogą ulec przyśpieszeniu pod wpływem strachu, że pewne zmiany naczyniowo-

ruchowe, jak na przykład rumienienie się, mogą stanowić objaw reakcji wstydu. Wiemy również dość

dokładnie, jakimi drogami bodźce te przesyłane są z ośrodkowego układu nerwowego do narządów

obwodowych.

Przejście od tych dość prostych powiązań do kwestii, czy bolesne miesiączkowanie może być

powodowane przez konstrukty psychiczne, wydaje się przeskokiem dość gwałtownym. Sądzę jednak, że

zasadnicza różnica dotyczy tutaj nie samego procesu, ale podejścia metodologicznego. Można tak ustawić

sytuację eksperymentalną, aby stymulować apetyt danej osoby i jednocześnie móc mierzyć wydzielanie

soków żołądkowych. Można dokonywać dokładnych pomiarów zmian w wydzielaniu, które następują,

gdy wywoła się u danej osoby jakiś rodzaj reakcji lękowej, nie sposób jednak zaaranżować takiej sytuacji

eksperymentalnej, w której wywołałoby się bolesne miesiączkowanie. Procesy emocjonalne stanowiące

podłoże bolesnego miesiączkowania są stanowczo zbyt skomplikowane, aby można było wywołać je w

sytuacji eksperymentalnej; ale nawet gdyby można było podczas eksperymentu stworzyć dla danej osoby

pewne bardzo skomplikowane okoliczności natury emocjonalnej, to i tak trudno byłoby spodziewać się

jakichś konkretnych rezultatów, bowiem bolesne miesiączkowanie nie stanowi nigdy efektu jednego tylko

konfliktu psychicznego, lecz zawsze implikuje cały szereg wstępnych uwarunkowań natury emocjonalnej,

których podstawy kształtowały się w różnych okresach.

Z tych właśnie powodów niemożliwe jest zbadanie tych problemów na drodze eksperymentalnej.

Najwyraźniej jedyną metodą, która może wyjawić nam powiązanie pomiędzy pewnymi siłami natury

emocjonalnej a danym symptomem, takim jak na przykład bolesne miesiączkowanie, jest metoda

historyczna. Musi nam ona umożliwić, poprzez bardzo szczegółowe prześledzenie historii życia danej

osoby, zrozumienie jej konkretnej emocjonalnej struktury oraz współzależności pomiędzy emocjami i

symptomem.

* Odczytane 18 listopada l932 roku na spotkaniu Chicagowskiego Stowarzyszenia Ginekologicznego. Przedrukowane z czasopisma „American

Journal of Obstetrics and Gynecology" 25:694 (1933), wydawanego przez C. V. Mosby Company, St. Louis, Missouri.

O ile wiem, jest tylko jedna szkoła psychologii, która oferuje tego typu zrozumienie, a mianowicie

psychoanaliza. W psychoanalizie uzyskujemy obraz istoty, treści i dynamiki czynników psychicznych, tak

jak funkcjonują one w rzeczywistym życiu - wiedzę, która jest niezbędna, jeśli chcemy w sposób naukowy

omawiać kwestię możliwości wywoływania zaburzeń czynnościowych przez czynniki emocjonalne.

Nie będę tutaj zagłębiać się w szczegóły tej metody, przedstawię tylko w bardzo zwięzłej formie

niektóre emocjonalne czynniki, których znajomość uważam na podstawie swojej pracy analitycznej za

niezbędną do zrozumienia kobiecych zaburzeń czynnościowych.

Zacznę od faktu, który przykuł moją uwagę ze względu na swoją powszechność. Moje pacjentki

przychodzą na analizę z najróżniejszych powodów natury psychologicznej: różnych rodzajów stanów

lękowych, nerwic natręctw, depresji, zahamowań związanych z pracą i kontaktami z ludźmi, trudności

charakterologicznych. W każdej z nerwic zaburzone było ich życie psychoseksualne. Ich relacje z

mężczyznami albo z dziećmi, albo i z tymi, i z tymi, były w jakiś sposób poważnie zaburzone. Uderzyła

mnie rzecz następująca: pośród tych bardzo różnych typów nerwic nie było nawet jednego przypadku,

który nie wiązałby się z jakimś czynnościowym zaburzeniem układu płciowego - oziębłością o różnym

stopniu nasilenia, pochwicą, wszelkiego rodzaju zaburzeniami miesiączkowania, świądem, bólami i upła-

wami nie mającymi żadnego podłoża organicznego i znikającymi po ujawnieniu pewnych nieświadomych

konfliktów, różnymi lękami na tle hipochondrycznym, takimi jak obawa przed rakiem lub przed chorobą

psychiczną, oraz niektórymi nieprawidłowościami w przebiegu ciąży i porodu, które zdawały się mieć

podłoże psychiczne.

Nasuwają się tutaj trzy pytania:

(1)

Ta zbieżność pomiędzy zakłóceniami w życiu psychoseksualnym a kobiecymi zaburzeniami

czynnościowymi zdaje się być bardzo uderzająca, ale czy ma ona charakter prawidłowości?

Analityk ma tę przewagę, że dysponuje bardzo dogłębną znajomością pewnej liczby przypadków, lecz

mimo wszystko, nawet jeśli ma dużo pracy, spotyka stosunkowo niewielu pacjentów. Dlatego nawet

jeśli okaże się, że nasze wyniki znajdują potwierdzenie w innych obserwacjach, jak również faktach

etnologicznych, ta kwestia dotycząca powszechności i słuszności naszych spostrzeżeń powinna zostać

kiedyś w przyszłości rozstrzygnięta przez ginekologów*. I oczywiście, aby mogli oni prowadzić takie

badania, musieliby dysponować czasem oraz przejść przeszkolenie psychologiczne; ale gdyby

przynajmniej część energii wkładaną w pracę laboratoryjną wykorzystano do odbycia przeszkolenia

psychologicznego, z pewnością pomogłoby to w rozwiązaniu tego problemu.

(2)

Jeśli przyjmiemy, że ta zbieżność ma charakter prawidłowości, czy nie może być tak, że zarówno

zaburzenia psychoseksualne, jak i czynnościowe mają wspólne podłoże o charakterze

organicznym lub hormonalnym?

Nie chcę obecnie szczegółowo omawiać tych bardzo skomplikowanych problemów, a jedynie

zaznaczyć, że według moich obserwacji współwystępowanie tych czynników funkcjonalnych i

zaburzeń emocjonalnych nie jest powszechną regułą. Są na przykład oziębłe kobiety o wyraźnej

postawie męskiej i silnie zaznaczonej niechęci wobec roli kobiecej. U niektórych kobiet tego typu

drugorzędne cechy płciowe - głos, owłosienie, układ kostny — są zbliżone do męskich, ale większość z

nich charakteryzuje się całkowicie kobiecą budową ciała. W obu grupach kobiet — tych o męskim

wyglądzie i tych ewidentnie kobiecych - można dojść do tego, jakie konflikty stały się przyczyną zmian

emocjonalnych; jednak tylko w pierwszej grupie konflikty te mogły miał podłoże organiczne.

* Dr Horney sugeruje, że ginekolodzy byliby w stanie z większą precyzją ocenić wartość wyników swoich badań oraz uzyskać znaczące dane statystyczne

ze względu na to, że mają kontakt ze znacznie większą liczbą pacjentów niż psychoanalitycy (przyp. wydawcy ang.).

Mam wrażenie, że dopóki nie poszerzymy swojej wiedzy na temat czynników ustrojowych i ich

konkretnego wpływu na późniejsze postawy, zakładanie zbyt ścisłego związku byłoby tutaj przejawem

pseudonaukowej ścisłości. Co więcej, założenie takie może prowadzić do bardzo niebezpiecznych

konsekwencji terapeutycznych, jeśli zaniedba się czynniki psychiczne. Na przykład w najnowszym

niemieckim podręczniku ginekologii pod redakcją Halbana i Seitza jeden z autorów, Matthes, opisuje

przypadek dziewczyny chcącej wyleczyć utrzymujące się od półtora roku bolesne miesiączkowanie.

Powiedziała mu, że przeziębiła się na tańcach. Później dowiedział się, że rozpoczęła wówczas pożycie

seksualne z mężczyzną. Powiedziała Matthesowi, że mężczyzna ten silnie podniecał ją seksualnie, ale

jednocześnie doprowadzał do wściekłości. Ponieważ reprezentowała ona, jak określa to Matthes, „typ

interseksualny", poradził jej, aby rzuciła tego mężczyznę, zgodnie z teorią, że stanowi ona typ osoby,

która nigdy nie będzie szczęśliwa w związku seksualnym. Próbowała zastosować się do jego rad i miała

dwie miesiączki pozbawione bólów. Następnie kontynuowała swój romans i bóle pojawiły się

ponownie.

Wydaje się to dość radykalnym wnioskiem terapeutycznym, wyciągniętym na podstawie bardzo

nikłej wiedzy, i przypomina mi powiedzenie z Biblii: „A jeśli cię oko twoje gorszy, wyłup je".

Z terapeutycznego punktu widzenia lepsze wydaje się szukanie w sferze psychicznej konfliktów,

których przyczyną może być jakiś czynnik ustrojowy, szczególnie że często dostrzegamy te same

konflikty bez obecności takiego czynnika.

(3) Chciałabym teraz omówić trzecie pytanie. Precyzyjnie sformułowane brzmiałoby ono

następująco: „Czy istnieje jakaś konkretna współzależność pomiędzy pewnymi postawami

psychicznymi w życiu psychoseksualnym a pewnymi czynnościowymi zaburzeniami genitalnymi?"

Niestety, natura ludzka nie jest prosta i wiedza, którą dysponujemy, nie jest jeszcze na tyle duża,

abyśmy mogli formułować bardzo jasne i kategoryczne tezy. W rzeczywistości odnajdziemy pewne

podstawowe konflikty psychoseksualne u wszystkich tych pacjentek. Obecność tych konfliktów wynika

z faktu, że pewna doza oziębłości występuje u każdej z pacjentek — przynajmniej oziębłości o

charakterze przejściowym; niemniej jeśli chodzi o trwałe powiązanie z pewnymi symptomami

czynnościowymi, niektóre konkretne emocje i czynniki odgrywają dominującą rolę.

Gdy główne zaburzenie stanowi oziębłość, nieodmiennie odnajdujemy następujące

charakterystyczne postawy psychiczne:

Po pierwsze, oziębłe kobiety mają bardzo ambiwalentny stosunek do mężczyzn, który zawsze

zawiera elementy podejrzliwości, wrogości i strachu. Elementy te bardzo rzadko są zupełnie jawne. Na

przykład jedna z pacjentek żywiła świadome przekonanie, że wszyscy mężczyźni to kryminaliści i

powinni zostać zabici. To przekonanie stanowiło naturalną konsekwencję jej wyobrażenia o akcie

płciowym jako o czymś krwawym i bolesnym. Każdą kobietę, która wyszła za mąż, uważała za

bohaterkę. Na ogół antagonizm ten spotyka się w formie zamaskowanej i wgląd w prawdziwy stosunek

pacjentki do mężczyzn można uzyskać nie z jej wypowiedzi, lecz z zachowania. Dziewczęta mogą

otwarcie opowiadać o tym, jak zależy im na mężczyznach, jak skłonne są ich idealizować, ale

jednocześnie można zaobserwować, jak bardzo brutalnie i bez żadnego widocznego powodu zrywają ze

swoimi „chłopakami". Podajmy typowy przykład. Miałam pacjentkę X, która utrzymywała dość

przyjazne związki seksualne z mężczyznami. Nigdy nie trwały one dłużej niż rok. Za każdym razem po

krótkim okresie mężczyzna zaczynał ją coraz bardziej irytować, aż w końcu nie mogła go już znieść.

Wtedy znajdywała jakiś pretekst, aby z nim zerwać. Jej wrogie odruchy wobec mężczyzn stawały się

nawet tak silne, że obawiała się, iż mogłaby wyrządzić im krzywdę, i unikała ich.

Czasami pacjentki będą opowiadać, jak oddane są swoim mężom, ale wnikliwsze badanie

wykazuje obecność wszystkich tych drobnych, ale bardzo niepokojących oznak wrogości, które

wychodzą na jaw w codziennym życiu, takich jak zasadniczo lekceważący stosunek wobec męża,

pomniejszanie jego zalet, negatywny stosunek do jego zainteresowań lub przyjaciół, zbyt duże

roszczenia finansowe albo cicha, lecz wytrwała walka o władzę.

W powyższych przypadkach można nie tylko odnieść mniej lub bardziej wyraźne wrażenie, że

oziębłość stanowi bezpośredni przejaw ukrytych wrogich impulsów, ale na pewnych zaawansowanych

etapach analizy można też bardzo dokładnie prześledzić, jak ta oziębłość została zainicjowana, gdy

ujawnione zostanie nowe wewnętrzne źródło niechęci wobec mężczyzny, i zauważyć, jak zanika, gdy te

konflikty zostaną przezwyciężone.

Widać tutaj wyraźną różnicę pomiędzy psychologią kobiet a psychologią mężczyzn. Ogólnie

rzecz biorąc, seksualność u kobiet jest znacznie bardziej niż u mężczyzn powiązana z czułością, z

uczuciami, z miłością. Przeciętny mężczyzna nie będzie cierpiał na niemoc płciową nawet wtedy, gdy

nie żywi wobec kobiety jakichś szczególnie ciepłych uczuć. Przeciwnie, bardzo często istnieje u niego

rozdarcie pomiędzy sferą seksualną a sferą miłości, tak że w skrajnie patologicznych przypadkach

mężczyzna taki jest w stanie utrzymywać kontakty seksualne tylko z kobietą, której nie kocha,

natomiast nie czuje pociągu płciowego, a nawet cierpi na niemoc płciową wobec kobiety, na której

naprawdę mu zależy.

U większości kobiet widać ściślejszy związek pomiędzy uczuciami seksualnymi a całym ich

życiem emocjonalnym, prawdopodobnie z oczywistych przyczyn biologicznych. Dlatego skrycie

wroga postawa będzie bardzo łatwo znajdowała wyraz w niemożności dawania i brania w sferze

seksualnej. Ta defensywna postawa wobec mężczyzn nie musi być zakorzeniona bardzo głęboko. W

niektórych przypadkach mężczyźni, którzy potrafią obudzić w tych kobietach uczucia czułości, mogą

z powodzeniem przezwyciężyć ich oziębłość; jednak w innej kategorii przypadków ta obronna i wroga

postawa tkwi bardzo głęboko i jeśli kobieta ma się jej pozbyć, trzeba najpierw ujawnić jej źródła.

W tej drugiej kategorii przypadków przekonamy się, że uczucia wrogości wobec mężczyzn

mają swój początek we wczesnym dzieciństwie. Aby zrozumieć dalekosiężne konsekwencje

wczesnych doświadczeń życiowych, nie trzeba mieć obszernej znajomości teorii psychoanalitycznej,

trzeba natomiast mieć jasność co do dwóch kwestii: że dzieci rodzą się z uczuciami seksualnymi i że

są zdolne do prawdziwych namiętności, prawdopodobnie znacznie bardziej niż my, dorośli, ze

wszystkimi naszymi zahamowaniami.

Badając historię życia tych kobiet, przypuszczalnie przekonamy się, że w ich wczesnym życiu

miłosnym zostawiły swe piętno silne rozczarowania: ojciec lub brat, którego darzyły uczuciem,

sprawił im zawód albo brat był faworyzowany przez rodziców. Mogło też dojść do całkiem innej sy-

tuacji, jak w następującym przypadku: W wieku jedenastu lat pacjentka uwiodła młodszego brata. Parę

lat później brat zmarł na grypę, co wywołało u pacjentki ogromne poczucie winy. Nawet po

trzydziestu latach, gdy przyszła na analizę, była przekonana, że to ona spowodowała śmierć brata.

Uważała, że w wyniku uwiedzenia brat zaczął się masturbować i jego śmierć nastąpiła z powodu

masturbacji. To poczucie winy sprawiało, że znienawidziła ona swoją kobiecą rolę. Chciała być

mężczyzną, dość demonstracyjnie zazdrościła mężczyznom, kiedy tylko mogła, sprawiała im zawód,

miała silne sny i fantazje o treści kastracyjnej i była całkowicie oziębła.

Przypadek ten, nawiasem mówiąc, rzuca nieco światła na psychogenezę pochwicy. Pacjentka

ta utraciła dziewictwo dopiero cztery tygodnie po ślubie, a defloracja została dokonana przez chirurga,

mimo iż jej błona dziewicza była najzupełniej normalna, a jej mąż nie cierpiał na impotencje. Skurcz

stanowił po części wyraz jej silnej niechęci do roli kobiecej, a po części mechanizm obronny

przeciwko jej impulsom kastracyjnym wobec mężczyzny, któremu za zazdrościła.

Ta awersja wobec roli kobiecej często wywiera duży wpływ, bez względu na to, jak powstała.

W jednym z przypadków młodszy brat był faworyzowany przez rodziców. Zawiść, jaką żywiła wobec

niego pacjentka, zatruła całe jej życie, a szczególnie jej związki z mężczyznami. Sama chciała być

mężczyzną i odgrywała tę rolę w fantazjach i snach. Podczas stosunku czasem całkiem świadomie

pragnęła zamienić się z mężczyzną rolami płciowymi.

U tych oziębłych kobiet spotkamy się z jeszcze jedną sytuacją konfliktową, która pod

względem dynamicznym jest jeszcze ważniejsza — konflikt z matką lub ze starszą siostrą. Na

poziomie świadomym uczucia wobec matki mogą być inne. Czasami pacjentki te na początku leczenia

przyznają się — nawet przed sobą - tylko do pozytywnych stron swojej relacji z matką. Możliwe, że

już uderzyło je spostrzeżenie, iż pomimo wielkiego pragnienia zdobycia miłości matki, w

rzeczywistości zawsze robiły dokładnie coś przeciwnego do tego, czego ona od nich oczekiwała. W

innych przypadkach widoczna jest jawna nienawiść. Ale nawet jeśli zdają sobie one sprawę z istnienia

jakiegoś konfliktu nie znają ani jego zasadniczego źródła, ani wpływu, ja wywiera on na ich życie

psychoseksualne. Jedną z istotnych cech takiego konfliktu może być na przykład to, że matka nadal

reprezentuje dla tych kobiet instancję, która zakazuje angażowania się w życie seksualne i czerpania

zeń przyjemności. Pewien etnolog opisał ostatnio prymitywny obyczaj plemienny, który rzuca światło

na wszechobecność tych konfliktów. Kiedy umiera ojciec, córki pozostają w domu zmarłego, ale

synowie opuszczają go, obawiają się bowiem, że duch zmarłego ojca mógłby być im nieprzyjazny i

wyrządzić im jakąś krzywdę. Kiedy umiera matka, synowie pozostają w domu, natomiast córki

opuszczają go w obawie, że duch matki mógłby je zabić. Ten obyczaj stanowi przejaw tego samego

antagonizmu i lęku przed zemstą, które spotyka się w analizie oziębłych kobiet.

W tym miejscu ktoś nie obeznany z procesem analizy mógłby zapytać: Jeśli pacjentki nie

uświadamiają sobie tych konfliktów, to jak można być tak pewnym, że one rzeczywiście istnieją i że

grają taką właśnie rolę? Istnieje odpowiedź na to pytanie, może ona być jednak trudna do zrozumienia

dla kogoś nie posiadającego doświadczenia analitycznego. U pacjentki odżywają dawne, irracjonalne

postawy, które zajmuje ona teraz wobec analityczki. Na przykład pacjentka X na poziomie

świadomym darzyła mnie uczuciem przywiązania, choć zawsze towarzyszyła mu pewna doza lęku.

Jednak w okresie, gdy jej dawna, dziecięca nienawiść do matki zbliżyła się bardziej do progu

świadomości, kobieta ta, siedząc w poczekalni, drżała ze strachu, a na poziomie emocjonalnym

widziała we mnie coś w rodzaju bezlitosnego złego ducha. Stało się oczywiste, że w sytuacjach tych

przenosiła na mnie swój dawny lęk przed matką. Jedno konkretne wydarzenie pozwoliło nam do

pewnego stopnia zrozumieć, jak ważną rolę odgrywała w jej oziębłości ta obawa przed stawiającą

zakazy matką. Na tym etapie analizy, kiedy jej zahamowania seksualne już osłabły, musiałam na dwa

tygodnie gdzieś wyjechać. Później opowiedziała mi, że pewnego wieczoru podczas spotkania z

paroma przyjaciółmi wypiła trochę alkoholu — ale nie więcej, niż zwykle potrafiła wypić - i nie

pamięta, co działo się dalej. Jej partner powiedział jej jednak, że była wówczas bardzo podniecona, że

chciała odbyć stosunek i miała pełny orgazm (do tamtej chwili była całkiem oziębła) oraz że

wykrzyknęła parę razy z nutą triumfu w głosie: „Mam wakacje od Horney" (I have Horney holidays*).

Ja, która występowałam w jej fantazji jako stawiająca zakazy matka, byłam nieobecna, i dlatego mogła

ona bez żadnych obaw być kochającą kobietą.

Inna pacjentka, cierpiąca na pochwicę, a później również na oziębłość, przeniosła na mnie

dawny lęk, który czuła wobec matki, a szczególnie wobec swojej starszej o osiem lat siostry.

Pacjentka ta kilkakrotnie próbowała związać się z mężczyzną, ale jej kompleksy zawsze jej to

uniemożliwiały. W takich sytuacjach zawsze była na mnie wściekła, a czasami nawet wypowiadała

dość paranoiczne uwagi, że to ja nie dopuszczałam do niej mężczyzny. Choć na poziomie

intelektualnym zdawała sobie sprawę, że staram się jej pomóc, dawny lęk przed siostrą brał wówczas

górę. A wkrótce po tym, jak miała pierwsze seksualne doświadczenie z mężczyzną, przyśnił jej się

lękowy sen, w którym, goniła ją jej siostra.

W każdym przypadku oziębłości działają również innej czynniki psychiczne, z których kilka

teraz wymienię. Nie będę jednak omawiać powiązań, jakie mają one z oziębłością, a zwrócę tylko

uwagę na znaczenie, jakie może mieć ich wpływ na pewne inne zaburzenia czynnościowe.

Przede wszystkim chodzi o wpływ, jaki mogą mieć lęki związane z masturbacją na nastawienie

psychiczne, jak również na procesy fizjologiczne. Powszechnie wiadomo, że biorąc pod uwagę tego

rodzaju lęki dotyczące masturbacji, prawie każde schorzenie można by uznać za ich rezultat. U kobiet

często lęki te przyjmują konkretną postać obawy o to, że narządy płciowe ulegną w wyniku

masturbacji fizycznemu uszkodzeniu. Ta obawa jest często połączona z bardzo fantastycznym

wyobrażeniem, że kiedyś wyglądały jak chłopiec i zostały wykastrowane. Taki lęk może przejawiać

się w różnych formach:

1. Jako niejasna, lecz głęboka obawa, że nie jest się „normalną".

2. Jako hipochondryczne lęki i symptomy, takie jak bóle i upławy nie mające podłoża

organicznego, skłaniające kobiety do zasięgnięcia porady ginekologa. Zostaną one wówczas

poddane leczeniu poprzez sugestię albo zostaną pocieszone i uspokojone i poczują się lepiej, lecz

naturalnie lęk pojawia się znowu i wracają z tymi samymi dolegliwościami. Czasami ten lęk

sprawia, że nalegają na przeprowadzenie operacji. Mają poczucie, że ich dolegliwości mają

charakter fizyczny i tylko stosując tak radykalny środek jak operacja, można położyć im kres.

* Nieprzetłumaczalna gra słów: angielskie słowo „horny", wymawiane tak samo jak „Horney", oznacza „lubieżny, zmysłowy, pożądliwy", zatem

powyższe zdanie można też rozumieć jako „Mam zmysłowe wakacje" przyp. tłum. pol.)

Obawy te mogą przybrać także następującą postać: „Ponieważ sama się uszkodziłam, nigdy nie

będę mogła mieć dziecka". U bardzo małych dziewczynek tego rodzaju obawa może czasem być

przeżywana bardzo świadomie. Ale nawet te młode pacjentki zazwyczaj najpierw powiedzą, że

uważają posiadanie dzieci za coś obrzydliwego i że nie chcą nigdy ich mieć. Dopiero znacznie później

dowiadujemy się, że to uczucie obrzydzenia stanowi dla nich pewnego rodzaju racjonalizację (nie

warto mieć tego, czego mieć nie można), będącą reakcją na bardzo silne wcześniejsze pragnienie

posiadania wielu dzieci, i że wyżej wspomniany lęk sprawił, iż wyparły się swojego pragnienia.

Może istnieć wiele wzajemnie sprzecznych nieświadomych tendencji związanych z

pragnieniem, aby mieć dziecko. Naturalny instynkt macierzyński może być neutralizowany przez

pewne nieświadome motywy. Nie mogę teraz zagłębiać się w szczegóły, więc wspomnę tylko o jednej

możliwości: dla tych kobiet, u których w jakiejś części ich psychiki tkwi silne pragnienie, aby być

mężczyzną, ciąża i macierzyństwo, które stanowią kobiecy odpowiednik sukcesu, mają szczególnie

duże znaczenie.

Niestety nigdy nie zetknęłam się z przypadkiem ciąży urojonej, ale prawdopodobnie ona

również wynika z nieświadomego wzmocnienia pragnienia posiadania dziecka. Z pewnością

przejściowy brak miesiączki świadczyć będzie o pragnieniu posiadania dziecka za wszelką cenę. Każdy

ginekolog zna kobiety, które są niezwykle nerwowe i przygnębione, natomiast są najzupełniej

szczęśliwe i zrównoważone, jeśli są w ciąży. Dla nich również ciąża stanowi szczególną formę

satysfakcji.

W przypadkach, o których myślę, wzmocnieniu ulega nie tyle pragnienie, aby mieć dziecko,

aby je karmić i pieścić, ile samo wyobrażenie o ciąży, o noszeniu dziecka we własnym ciele. Stan ciąży

ma dla takich kobiet wysoką wartość narcystyczną. W dwóch tego rodzaju przypadkach nastąpił poród

opóźniony. Jest jeszcze za wcześnie na to, aby wyciągać jakieś wnioski, ale zachowując krytycyzm i

rozwagę, można przynajmniej sformułować hipotezę, iż świadome pragnienie, aby trzymać w sobie

dziecko, może stanowić wyjaśnienie niektórych przypadków porodu opóźnionego, których nie da się

wyjaśnić w żaden inny sposób.

Inny czynnik, który czasami odgrywa pewną rolę, to silny lęk przed śmiercią podczas porodu.

Sam lęk może być uświadomiony lub nie. Natomiast prawdziwe źródło tego lęku nigdy nie jest

uświadomione. Zgodnie z moimi doi świadczeniami jednym z istotnych elementów tego lęku jest

dawne uczucie wrogości wobec ciężarnej matki. Przychodzi mi na myśl pewna pacjentka, która bardzo

się bała, że mogłaby umrzeć podczas porodu, i która przypomniała sobie, że jako dziecko przez wiele

lat z niepokojem obserwowała swoją matkę, aby przekonać się, czy nie jest ona znowu w ciąży. Nie

potrafiła przejść na ulicy obok ciężarnej kobiety, nie odczuwając impulsu, aby kopnąć ją w brzuch, co

naturalnie prowadziło do lęku przed odwetem i poczucia, że coś równie strasznego może się przytrafić

jej samej.

Z drugiej strony, uczuciom macierzyńskim mogą przeciwstawiać się nieświadome wrogie

impulsy skierowane przeciw dziecku. Tutaj bardzo ciekawym problemem jest możliwość

oddziaływania takich impulsów na występowanie wymiotów niepowściągliwych, porodu

przedwczesnego i depresji poporodowej.

Wróćmy ponownie do kwestii obaw związanych z masturbacją; wspominałam już, że mogą one

wynikać z wyobrażenia pacjentki o tym, iż doznała ona fizycznego uszkodzenia ciała, i że lęk ten może

prowadzić do pojawienia się objawów hipochondrii. Obawy te mogą również wyrażać się w inny

sposób: w stosunku kobiety do miesiączkowania. Wyobrażenie o uszkodzeniu ciała powoduje, że

kobieta odnosi się z niechęcią do swoich narządów płciowych, traktując je jak coś w rodzaju rany, a

zatem miesiączkowanie stanowi na poziomie emocjonalnym potwierdzenie słuszności takiego

nastawienia. Takim kobietom krwawienie miesięczne kojarzy się ściśle z raną. W związku z tym staje

się zrozumiałe, że menstruacja nigdy nie będzie im się wydawać procesem naturalnym i będzie budzić

w nich uczucie głębokiej odrazy.

To prowadzi mnie do problemu zbyt obfitego i bolesnego miesiączkowania. Oczywiście mowa tu

tylko o tych przypadkach, w których nie można doszukać się żadnej miejscowej lub innej organicznej

przyczyny. Podstawa dla zrozumienia wszelkich czynnościowych zaburzeń menstruacyjnych jest

następująca. Psychicznym odpowiednikiem procesów cielesnych przebiegających w danym okresie w

narządach płciowych jest zwiększone napięcie libidinalne. Kobieta, której rozwój psychoseksualny

przebiega w sposób zrównoważony, poradzi sobie z tym bez szczególnych trudności. Ale jest wiele

kobiet, którym ledwo udaje się zachować jako taką równowagę psychiczną i dla których to zwiększone

napięcie libidinalne stanowi przysłowiową kroplę, która dopełnia miary.

W wyniku tego napięcia odżywają wszelkiego rodzaju dziecięce fantazje, szczególnie te mające jakiś

związek z procesem krwawienia. Treścią tych fantazji jest, ogólnie rzecz biorąc, to, że akt płciowy jest

okrutny, krwawy i bolesny. Przekonałam się, że we wszystkich bez wyjątku przypadkach pacjentek

cierpiących na zbyt obfite i bolesne miesiączkowanie tego typu fantazje odgrywały decydującą rolę.

Bolesne miesiączkowanie zazwyczaj rozpoczyna się, jeśli nie w okresie dojrzewania, to wówczas, gdy

pacjentka zetknie się z problemami seksualnymi ludzi dorosłych.

Spróbuję podać kilka przykładów.

Jedna z moich pacjentek, u której myśli o stosunku zawsze wywoływały obfite krwawienie

miesiączkowe, doświadczyła kiedyś wizji krwi. Podczas analizy odkryłyśmy, że pewne wspomnienia z

dzieciństwa zawierają elementy determinujące pojawienie się tej wizji, która powstała w pewnych

określonych okolicznościach. Kobieta ta była najstarsza z ośmiorga rodzeństwa i jej najstraszniejsze

wspomnienia wiązały się z okresami, kiedy rodziły się kolejne dzieci. Słyszała, jak matka krzyczy, i

widziała, że z jej pokoju wynoszone są miednice pełne krwi. Wczesne skojarzenia łączące poród, seks i

krew były u niej tak silne, że gdy pewnej nocy jej matka doznała krwotoku z płuc, natychmiast

skojarzyła to krwawienie ze stosunkami małżeńskimi pomiędzy rodzicami. Miesiączkowanie

powodowało, że odżywały w jej pamięci te dawne dziecięce wrażenia i fantazje, iż pożycie seksualne

jest bardzo krwawe.

Pacjentka, o której właśnie mówiłam, cierpiała na dotkliwe bóle miesiączkowe. Sama była doskonale

świadoma tego, że jej rzeczywiste życie seksualne wiąże się z najprzeróżniejszymi fantazjami

sadystycznymi. Zawsze gdy słyszała albo czytała o jakichś okrucieństwach, odczuwała pobudzenie

seksualne. O swoich bólach miesiączkowych mówiła, że czuje się wówczas tak, jakby wyrywano jej

wnętrzności. Ta konkretna forma przejawiania się bólów była zdeterminowana przez jej dziecięce

fantazje. Przypomniała sobie, że jako mała dziewczynka wyobrażała sobie, iż podczas stosunku

mężczyzna wydziera coś z ciała kobiety. Bolesne miesiączkowanie stanowiło emocjonalne odtworzenie

tych dawnych fantazji.

Przypuszczam, że bardzo wiele z moich stwierdzeń dotyczących czynników psychicznych może

brzmieć najzupełniej fantastycznie, ale może to wszystko nie jest tak naprawdę fantastyczne, a jest

tylko obce naszemu potocznemu medycznemu myśleniu. Jeśli chcemy uzyskać coś więcej niż tylko

emocjonalną ocenę tych stwierdzeń, jest na to jeden właściwy z naukowego punktu widzenia sposób -

analiza i sprawdzenie faktów. Pogląd, iż ujawnianie treści psychicznych wydobywa na światło dzienne

ich konkretne źródła i że w trakcie tego procesu objawy znikają, nie stanowi żadnego dowodu na to, że

właśnie ten proces ujawniania doprowadził do wyleczenia. Każda umiejętnie podana sugestia może

wywołać taki sam skutek.

Naukowa weryfikacja* powinna przebiegać podobnie jak w innych dziedzinach nauki: należy

stosować psychoanalityczną technikę swobodnych skojarzeń i obserwować, czy otrzymywane wyniki

są podobne. Ocena, która nie spełnia tego wymogu, nie ma wartości naukowej.

•

Inne ujęcie poglądów Horney może nieco bardziej rozjaśnić ich sens. Wymogi naukowej poprawności w tym kontekście byłyby następujące:

znacząca liczba wyszkolonych psychoanalityków, korzystając w badaniu szeregu pacjentek cierpiących na kobiece zaburzenia czynnościowe i

nieprawidłowości psychoseksualne z metody wolnych skojarzeń, powinna odkryć podobne konfiguracje psychodynamiczne; w wyniku prowadzonej

terapii psychoanalitycznej u pacjentek tych powinna nastąpić poprawa polegająca na ustępowaniu wcześniejszych objawów oraz przezwyciężaniu

konkretnych ujawnionych konfliktów i obron; ponadto więcej analityków powinno dostarczyć, na podstawie dalszych podobnych przypadków,

kolejnych dowodów potwierdzających te odkrycia (przyp. wydawcy ang.).

Wydaje mi się jednak, że istnieje jeszcze jeden sposób, w jaki ginekolog mógłby przynajmniej

częściowo przekonać się o specyficznej współzależności pomiędzy pewnymi czynnikami

emocjonalnymi a pewnymi nieprawidłowościami czynnościowymi. Gdyby tylko poświęcono

pacjentkom trochę czasu i uwagi, przynajmniej część z nich bez żadnych trudności wyjawiłaby swoje

wewnętrzne konflikty. Sądzę, iż taki sposób postępowania może nawet mieć pewną bezpośrednią

wartość terapeutyczną. Poprawna analiza może być wykonywana tylko przez lekarza, który przeszedł

odpowiednie przeszkolenie psychoanalityczne. Jest to procedura nie mniej gruntowna niż operacja

chirurgiczna. Ale oprócz operacji przeprowadza się również drobniejsze zabiegi chirurgiczne.

Psychoterapia doraźna polegałaby na zajmowaniu się stosunkowo świeżymi konfliktami oraz na ujaw-

nianiu ich związków z symptomami. Wykonywana już na tym polu praca mogłaby łatwo zostać

znacznie rozszerzona.

W związku z powyższym istnieje tylko jedno zastrzeżenie i ograniczenie, z którego trzeba sobie

zdawać sprawę: musimy dysponować gruntowną wiedzą psychologiczną, jeśli chcemy uniknąć

błędów, szczególnie takich, które mogłyby wzbudzić emocje, z którymi nie potrafilibyśmy sobie dać

rady.