Laurann Dohner Mating Heat His Purrfect Mate 03 PL
Laurann Dohner Mating Heat 02 His Purrfect Mate Rozdział III Shannon zwalczyła gorące łzy. Obejmował się rękoma a policjant, który stał obok niej oczyścił gardło, żądając jej uwagi. Obróciła głowę by na niego spojrzeć. - Kto mógł to zrobić, panno Alvers? Czy ma pani jakiegoś wkurzonego byłego chłopaka? Może pani nowy chłopak ma byłą dziewczynę, która nie chce go wypuścić? - Nie. Wzdrygnęła się nad zniszczoną kanapą i sposobem w jaki jej wnętrzności zostały rozniesione po pokoju, jak gdyby sypało bawełnianym wypełnieniem. Nie umawiam się na randki. Policjant posłał jej powątpiewające spojrzenie. - Proszę posłuchać, kłamstwo nie jest dobrą opcją. Ktoś bardzo się na panią wściekł. Zniszczyli wszystkie pani meble, połamali stoły, pocięli na strzępy większość pani ciuchów. Ktokolwiek to zrobił, jest niebezpieczny. Musi pani podać nam nazwisko. Kim jest ten facet? - Nie ma żadnego faceta w moim życiu. Spojrzała mu w twarz, ściskając się mocniej w talii. Mój ostatni chłopak przeprowadził się do Oklahomy, trzy lata temu. Nie wspomniała jak strasznie zakończył się ten związek, ani jak on oskarżył ją, że jest szalona. Spotykanie się nigdy jej nie wychodziło, w jej długoterminowych związkach. Ostatnio słyszałam, że ożenił się i ma dziecko. Facet przed nim, był jakieś pięć lub sześć lat temu. Zaciągnął się do wojska i nie mam pojęcia gdzie jest teraz. Oboje zdecydowaliśmy, że najlepiej będzie zerwać. - Spotyka się pani z kobietami? - Nie fuknęła. Czy naprawdę tak trudno uwierzyć, że nie chodzę na randki? Policjant przyjrzał się jej ponownie z zainteresowaniem, jego wzrok taksował jej ciało w górę i w dół. - Tak, trudno. Jest pani atrakcyjną kobietą. - Mam seks-zabawki, poduszkę, do której mogę się przytulić, podgrzewany koc aby zapewniał mi ciepło w nocy. Nie pożyczają pieniędzy, których nigdy nie oddają, nie uważają mnie za dziwaczkę przez którekolwiek z moich przyzwyczajeń, z którym się nie zgadzają i nie kłócą się ze mną. Usta policjanta opadały i Shannon zarumieniła się, zdając sobie sprawę, co właśnie palnęła. To był kolejny powód, przez który nie chodziła na randki. Spędziła tak dużo czasu sama jako dziecko, że nigdy nie nauczyła się trzymać języka za zębami, gdy wzbierał w niej gniew lub smutek. Mówiła to, co myślała. Słowa opuszczały jej usta zanim mogła je powstrzymać. - Pan spytał. Ja odpowiedziałam. Odwróciła od niego wzrok. Nie wiem, kto mógł to zrobić. Powiedziałabym panu gdybym się chociaż domyślała. Nie stać mnie na wymianę którejkolwiek z tych rzeczy i nie mam ubezpieczenia jako najemca. - Rusz się męski głos zażądał głośno. W ciągu kilku chwil ogromne ciało wypełniło wejście i Shannon gapiła się na mężczyznę, którego myślała, że nigdy więcej nie zobaczy. Anton miał na sobie czarną skórzaną kurtkę, która była rozpięta na kilka cali uwidaczniając heavy-metalową koszulkę. Jego włosy były związane z tyłu w kucyk. Para wściekłych oczu zatrzymała się na niej. - Co tu się stało? Zatrzymałem się i zobaczyłem samochód policyjny. Odwrócił od niej wzrok i szybko przeskanował pokój. Niech to. Powąchał a potem kichnął. Powrócił do niej wzrokiem. Jesteś ranna? Policjant podszedł w kierunku Anton a. - Kim pan jest? Anton ani drgnął tylko oparł dłonie na biodrach. - Jestem jej przyjacielem. Shannon? Natychmiast mi odpowiedz. Czy byłaś tutaj gdy to się wydarzyło? Czy ktoś cię skrzywdził? 1 ibizarre Laurann Dohner Mating Heat 02 His Purrfect Mate - Nie. Dostałam telefon od sąsiada, który zdążył już powiadomić policję, po tym jak usłyszeli kogoś niszczącego rzeczy w moim mieszkaniu. Tak je zastałam, gdy przyszłam do domu. - Kim pan jest? Policjant chwycił ramię Anton a. Shannon spięła się, zastanawiając się co powinna zrobić, jeśli cokolwiek. Obawiała się, że wilkołak mógł zaatakować policjanta. Anton spojrzał na rękę na jego ramieniu a potem wolno sięgnął do tylniej kieszeni, wyjął portfel i otworzył go aby pokazać prawo jazdy. - Jestem Anton Harris. Jestem przyjacielem rodziny. Zatrzymałem się aby podrzucić Shannon jej torebkę. Zostawiła ją w mojej ciężarówce innej nocy, gdy odwoziłem ją do domu. Nie może pić gównianego alkoholu a ja zostałem wyznaczony na kierowcę. Policjant puścił go, obrócił się i spojrzał na Shannon. - Czy to pani chłopak? - Nie. Słyszał pan. Jest przyjacielem mojej rodziny. Znam go od lat skłamała. Utrzymywała kontakt wzrokowy z policjantem, mając nadzieję, że jej uwierzy. - Świetnie. Policjant westchnął. Myślę, że tu już skończyłem. Napisał coś na wizytówce i podał ją Shannon. Tu jest numer na wszelki wypadek i moja wizytówka. Proszę się ze mną skontaktować jeśli odkryje pani, że coś zostało skradzione. Wyszedł szybko. Shannon gapiła się na Anton a, obserwując go ze zmarszczonymi brwiami gdy sporządzał spis, każdego cala zniszczonego pokoju. W końcu stanął do niej twarzą, wciąż wyglądając groznie. - Zmienny to zrobił. Zaskoczenie wstrząsnęło nią. - Skąd to wiesz? - Czujesz wybielacz? Ma maskować ich zapach. - Myślałam, że po prostu rozlali go w kuchni. - Mylisz się. Skontaktowałaś się już z ludzmi twojego ojca? - Nie. - Więc to byli moi. Przeszedł przez salon i zniknął w sypialni. Shannon zawahała się i poszła za nim, przechodząc nad złamanym stolikiem do kawy. Pokój był zniszczony, ciuchy porozrzucane, łóżko poszatkowane a szuflady z komody wyciągnięte. Anton stał po środku jej małej sypialni. Odwrócił się aby na nią spojrzeć. - Dlaczego zmienni mieliby to zrobić? Wzruszył szerokimi, odzianymi w skórę ramionami. - Kilku z nich może być urażonym po laniu jakie dostali za zaatakowanie ciebie. Mieli twoją torebkę i znali twój adres. Zdaje się, że nie uwierzyli mi gdy ostrzegłem ich, że jesteś pod moją opieką. Zmusiła się aby odwrócić swój zszokowany wzrok o jego gniewnego, schyliła się i wzdrygnęła gdy odkryła swą ulubioną kurtkę całą w strzępach. - Przykro mi. Uniosła podbródek widząc szczerość w jego oczach. - Planowałam przeprowadzkę, ale muszę poczekać do następnej wypłaty. Nie zarabiam zbyt wielu pieniędzy aby oszczędzać więc nie mam nic pod ręką w razie wypadku. - Ja za to zapłacę. Ponownie ją zaskoczył. - Dlaczego? - Moje szczeniaki, moja odpowiedzialność, i wierz mi spłacą mi to co do grosza. Westchnął, rozglądając się po pokoju. Nie możesz tu zostać. - Wypłatę dostanę w poniedziałek. Jestem pewna, że już tu nie wrócą. Zniszczyli wszystko więc nie ma nic co mogliby jeszcze uszkodzić. 2 ibizarre Laurann Dohner Mating Heat 02 His Purrfect Mate Anton obiecał, że będzie ją chronił i zawiódł. Mógł wyczuć słabe zapachy w sypialni gdzie unosiły się nikłe opary wybielacza. Zapach samców osiadł na ciuchach, które powąchał. Mógł zidentyfikować trzech z jego stada, którzy byli w mieszkaniu Shannon. Gdyby tu była gdy zaatakowali& Ponownie ryknął, wściekły na samą myśl co mogli jej zrobić. Smród samców, którzy nie byli członkami jego stada, najbardziej go martwił. Wyczuł zapach co najmniej dwóch w jej pokoju. Najwyrazniej ktoś z jego stada zaczął zadawać się z nieznanymi wilkołakami, ruszyli za samicą za jego plecami i zlekceważyli jego rozkazy. Nie wybaczyłby sobie gdyby odszedł a coś by jej się stało. - Idziemy. Jej oczy otwarły się szeroko, a jej wargi rozdzieliły. - Idziemy gdzie? - Do mnie, - odpowiedział błyskawicznie, nie będąc pewnym gdzie indziej mogłaby się zatrzymać. Zamierzam odnalezć tych, którzy to zrobili i upewnić się, że zostawią cię w spokoju, zanim spuszczę cię z oka. Przeklął w głębi ducha, wiedząc, że to sprawi mu kłopoty. Obecnie rezydował w mieszkaniu nad barem należącym do jego stada. Możesz spać na łóżku, ja wezmę kanapę i zajmie mi to nie dłużej niż dzień lub dwa, zanim znów będziesz bezpieczna. Taką miał nadzieję. Shannon odsunęła się o krok, potykając się o rozszarpaną poduszkę z jej łóżka, skoczył chwytając ją za ramię, aby uchronić ją przed upadkiem na tyłek. Syknęła na niego, przypominając, że nie była w pełni człowiekiem, ani w żadnej części wilkiem. Odwarknął instynktownie a jego uścisk zacieśnił się gdy ujrzał przebłyski strachu w jej delikatnych rysach. - Spokój nakazał jej, krzywiąc się na ton swego głosu, ale nie mógł tego powstrzymać. Spokojnie kociaku. Nie zrobię ci krzywdy i nie ma tu niczego na co mogłabyś się wspiąć. Nie próbuj ode mnie uciekać. Gniew zastąpił strach gdy spojrzała na niego. - Przestań mnie tak nazywać. Przestraszyłeś mnie. Nie zamierzam uciekać. - Dobrze. Jestem jedyny, który stoi pomiędzy tobą a bandą wilków, którzy stwierdzili, że pobawią się z tobą w aportowanie. Najwyrazniej podchodzą do tego bardzo poważnie. To nie może się dziać, pomyślała Shannon, spoglądając na ogromnego mężczyznę stojącego cale od niej. Zaciągnęła się jego męskim zapachem i zmusiła swe pędzące serce aby zwolniło. On nie zamierza mnie skrzywdzić. Powtarzała to sobie cicho w głowie dopóki jej ciało nie rozluzniło się. To nie było najłatwiejszą rzeczą do zrobienia. Instynkty krzyczały aby uciekała od tego wielkiego, śmiercionośnego wilkołaka. - Nie zostanę z tobą. - Nie zostawię cię tutaj samej. Oni wrócą. Anton rozluznił swój uścisk, ale nie puścił jej. - Nie zrobiłam nic złego. - Jesteś wrogiem dla wilkołaków. - Nie jestem zmienną. - Jestem tego świadom, ale oni zdają się mieć gdzieś czym jesteś, poza twoim zapachem i tym, że mieszkasz na krawędzi terytorium wilkołaków. Najbliższa duma jest dobre trzydzieści mil stąd. To oznacza, że jesteś łatwą ofiarą dla mojego rodzaju. - To po prostu powiedz im prawdę o mnie. - To nic nie da. To by tylko uświadomiło im, że nie możesz z nimi walczyć. Celowo pominąłem kwestię twojego człowieczeństwa gdy nakazałem stadzie aby zostawili cię w spokoju. - Pomyliłeś się. Gdybyś im powiedział& 3 ibizarre Laurann Dohner Mating Heat 02 His Purrfect Mate - To by nic nie zmieniło - burknął, puścił ją i odsunął się. Jeśli nie posłuchali gdy powiedziałem, że nie wolno im cię ruszyć, naprawdę wierzysz, że będzie ich obchodzić to, że nie możesz się zmienić? Nie chcę cię bardziej straszyć, ale niektóre z wilków, które to zrobiły nie są członkami mojego stada. Co oznacza, że inne stado wie o tobie, lub gorzej, mogą być wyrzutkami. To oznacza, że nie odpowiadają przed nikim, nie żyją według zasad ustanowionych przez stado. Czy muszę ci tłumaczyć w jakim jesteś niebezpieczeństwie? - Przeżyję. Shannon zamrugała szybko na więcej łez. Zdaje się, że w tej sytuacji przeprowadzka kilka bloków dalej niczego nie zmieni. Moja mama mieszka w Ridley. Mogłabym pojechać do niej. Obawiała się tego robić. Jej mama wyszła ponownie za mąż, za człowieka, który nie mógł jej znieść. Ciarki ją przechodziły gdy czasami łypał na nią spod oka i zawsze musiała uważać co robi aby nie domyślił się, że nie jest całkiem normalna. Nie mam wyboru. - Idziesz do domu ze mną. Nikt nie odważyłby się wedrzeć do mojej nory, aby cię dopaść. Krew odpłynęła z jej twarzy. - Dosłownie mieszkasz w ziemi? - Nie. Pokręcił głową, rzucając jej sfrustrowane spojrzenie, a jego palce uniosły się aby przeczesać włosy, wyciągając kilka grubych kosmyków z kucyka. Tak się tylko mówi. To mieszkanie nad barem. Jest całkiem miłe. Wilki zazwyczaj nie mieszkają w norach. Te dzikie wolą jaskinie. - Dobrze wiedzieć. Wzruszył ramionami. - Chodzmy kociaku. - Przestań mnie tak nazywać. Znów się nachmurzył, zrobił krok w jej kierunku, a jego oczy zwężyły się. - Wyjaśnijmy coś sobie. Ja tu dowodzę. To ja jestem tym, który cię chroni ponieważ tego potrzebujesz. Przestań się ze mną wykłócać, bo to mnie wkurza, i rób co ci każę. W przeciwnym razie załatwię kogoś kto przyniesie mi worek marynarski, wrzuci cię do niego, i wyniesie cię stąd jak kota z nastroszoną sierścią. Niedowierzanie sprawiło, że Shannon stała cicho przez kilka nierównych uderzeń serca. - Nie prosiłam cię o pomoc i nie chcę jej. Opuść moje mieszkanie. Zmniejszył odległość między nimi a Shannon zapłakała ze strachu gdy chwycił ją. Jej plecy uderzyły w ścianę, zderzając się z nią bezboleśnie. Przyszpilił ją między ścianą a jego dużym, mocnym ciałem. Spojrzała w jego gniewne oczy. - Czy chcesz abym ci powiedział co te szczeniaki zrobiłyby z tobą gdybyś wtedy była w domu? Miałabyś szczęście gdyby tylko rozdarli cię na strzępy zębami i szponami aż zabiliby cię. To byli samce a ty jesteś atrakcyjna. Wyczuwam co najmniej pięciu. Czy muszę ci to tłumaczyć? - Nie. Głos jej drżał, ciało zadygotało, a przerażenie rozlało się po jej ciele na myśl o tym co sugerował. - Dobrze. Wypuścił powietrze, wypuszczając ją równie szybko jak chwycił i odsunął się. Zamierzam się upewnić, że nikt nie położy ręki, kła czy pazura na tobie. Przestanę nazywać cię kociakiem, gdy ty przestaniesz zachowywać się tak naiwnie. Staram się dotrzymać tego co obiecałem. Współpracuj ze mną. - Nie wiem, - oświadczyła szczerze. Instynkty podpowiadają mi aby ci nie ufać i przez całe życie ostrzegano mnie jak bardzo niebezpieczni są zmienni. Zawahał się i coś w wyrazie jego twarzy zmiękło. - Zawsze dotrzymuję słowa i jesteś ze mną bezpieczna. Nie skrzywdzę cię. Mogę ryczeć i warczeć trochę gdy jestem zły, ale nigdy nie zabiłem kobiety. 4 ibizarre Laurann Dohner Mating Heat 02 His Purrfect Mate Przełknęła gulę, która uformowała się w jej gardle. - Nie wiem co robić. Poczuła się bezbronna gdy to przyznała. Jego dłoń uniosła się wolno aż jego palce delikatnie pogłaskały jej policzek. - Rozumiem. Odsunął jej włosy z policzka zanim zabrał rękę, biorąc kolejny krok w tył aby zwiększyć dzielącą ich przestrzeń. - Jeśli to pomoże, jestem zdeterminowany aby zapewnić ci bezpieczeństwo, bez względu na to czy tego chcesz czy nie. Możesz się opierać, ale nie wygrasz. Decyzja nie należy już do ciebie. Nie mógłbym spojrzeć w lustro gdybym tylko stał nie robiąc nic i wiedział, że jesteś w niebezpieczeństwie. Moje szczeniaki zrobiły to i od teraz jestem za ciebie odpowiedzialny. Coś zaskoczyło w umyśle Shannon. - Nazwałeś ich swoimi szczeniakami już wcześniej. Wysunęła język aby oblizać suche usta. Jesteś ich alfą? Proszę powiedz nie, pomyślała. Alfa byli najbardziej brutalnymi i bezwzględnymi wilkołakami w stadzie. Pokręcił głową. Nie. Napięcie zelżało i to dało jej nadzieję, że był po prostu miłym facetem chociaż wciąż wilkołakiem. Jego następne słowa odegnały to uczucie jak gdyby oblał ją zimną wodą. - Jestem synem alfy i pierwszym w linii aby przejąć stado gdy ustąpi lub umrze. Jej kolana groziły załamaniem, ale zwalczyła strach, który w niej wezbrał gdy spięła nogi aby pozostać w pozycji pionowej. Obserwowali się w ciszy przez kilka długich chwil, zanim spojrzał na jej pokój. - Chodzmy. - Moje ciuchy& - Wszystkie są zniszczone. Zatrzymał się przy drzwiach. Przestań marnować czas. Im szybciej umieszczę cię w miejscu, w którym wiem, że mogę zostawić cię bezpiecznie samą, tym szybciej uporam się z tym bałaganem odnajdując ich. Mam ubrania, które możesz pożyczyć, dopóki nie będziemy mogli kupić ci nowych. Shannon zawahała się, ale ruszyła, przestępując nad zniszczoną poduszką na jej drodze. Starała się nie wzdrygać gdy ponownie ujrzała zniszczenia w jej salonie. Jego szczeniaki były metodyczne w ich dewastacji, nie pozostawiając nic nienaruszonego. Gdy wyszli zarządca rozmawiał z sąsiadami. Otworzyła usta aby odezwać się do mężczyzny, ale nie dostała na to szansy. - Jestem Anton Harris, przyjaciel rodziny Shannon. Spojrzał z przerażającym grymasem na zarządcę. Zabieram ją w bezpieczne miejsce dopóki nie złapią tych gnojków. Oczekuję, że te drzwi zostaną natychmiastowo naprawione i że jej własność będzie strzeżona dopóki tak się nie stanie. Będzie pan osobiście odpowiedzialny jeśli coś jeszcze się wydarzy. Jej usta opadły i zamierzała przeprosić ale Anton wybrał właśnie ten moment aby sięgnąć za siebie, chwycić jej wiotką dłoń i delikatnie poprowadzić z dala od wszystkich. Poprowadził ją do krawężnika gdzie stał wielki, czarny motocykl, wypuścił ją i wspiął się na tą bestię. Dosiadł maszynę i uniósł brew. - Wiem, że potrafisz się mocno trzymać. Przechylił się lekko, jego dłoń sięgnęła po coś, po drugiej stronie motoru, a potem wyciągnął kask. Zamknij usta i usiądz za mną. Shannon rozważała czy aby nie odmówić pojechania z nim. Mogła zrobić scenę i nie odważyłby się zmusić ją aby wsiadała na motor z tyloma świadkami wokół. Pokazał swoje prawo jazdy policjantowi, ujawniając swoją tożsamość. Spoglądała w jego oczy aż wyjął kask i podjęła decyzję. Do tej pory nie skrzywdził jej i ktoś zdecydowanie chciał to zrobić, a jej biedne mieszkanie, pełne zniszczonych rzeczy, mogło to poświadczyć. - Okej, ale trzymam cię za słowo. - Dobrze. Posłał jej skąpy uśmiech, który nie dosięgał oczu. 5 ibizarre Laurann Dohner Mating Heat 02 His Purrfect Mate - Jestem twoją jedyną szansą abyś pozostała bezpieczna. Nie masz powodu aby się mnie obawiać. Nie była w pełni o tym przekonana ale przyjęła kask ochronny i ostrożnie go włożyła. Zaskoczyło ją gdy Anton sięgnął aby zapiąć pasek pod jej brodą. Ich spojrzenia spotkały się i trwali tak dopóki nie skończył. - Jechałaś kiedyś na motorze? - Nie. Rozbawienie zabłysło w jego przystojnych, ostrych rysach. - Będziesz miała niezły ubaw. Wystarczy, że mnie obejmiesz, nie puścisz i zaufasz mi. Shannon zawahała się. - Jedyną osobą której kiedykolwiek ufałam jest moja mama. Odwrócił wzrok, jego spojrzenie omiatało wszystko poza nią. - Przykro mi to słyszeć. Wsiadaj kociaku. Irytacja rozbłysła w niej na przezwisko jakie jej dał. Prosiła go aby przestał, ale odmówił. Zeszła z krawężnika i podniosła nogę, niezgrabnie wspinając się na szerokie, długie siedzenie, wdzięczna, że jej luzną spódnicę z łatwością mogła mocno owinąć wokół nóg. Zadziwiająco wygodnie było dosiadać motor. Anton obrócił się aby spojrzeć na nią ponad ramieniem, gdy uniósł drugi kask. - Przestań mnie tak nazywać. - Powiedziałem ci dlaczego to robię. - Co do diabła to oznacza? Zawahał się, wiążąc pasek pod brodą, ale nie spuszczając z niej oka gdy to robił. - Podobasz mi się i myślę, że jesteś śliczna. Byłoby niewiarygodną głupotą gdybym nie przypominał sobie tego za każdym razem gdy reaguję na twoje ciało, zwłaszcza, że przez krew, jesteśmy zaprzysięgłymi wrogami. Jego brutalna szczerość pozostawiła ją bez słów. Mrugnął i odwrócił się. Motocykl odpalił, głośny silnik zakończył jakąkolwiek rozmowę. Sięgnęła przed siebie, zawahała się, a potem objęła ramionami jego talię. Musiała przycisnąć swe ciało mocno do jego szerokich pleców i spleść razem palce. Zacisnęła mocno oczy i przylgnęła, gdy odjechał od krawężnika. 6 ibizarre