Hemerling Marek Odrobina luksusu


Marek Hemerling
Odrobina luksusu
© Marek Hemerling
www.fantastykapolska.pl
Więc czujesz to - nareszcie - prawdziwe polowanie. Fala adrenaliny rozlewa się po całym
ciele jak potężny pożar. Co za kop! Żywioł w najczystszej postaci. Wali w łeb, rozszarpuje
kręgosłup, rwie wszystko. Wielkie kosmiczne jebudu. Jest bosko, jest cudownie, jest... po prostu
niesamowicie. Zwiotczałe tkanki wypełnia zdumiewająca energia, wyostrzają się zmysły,
mięśnie posłuszne pierwotnym instynktom trwają jak ściśnięte sprężyny trzymane na wodzy
wyłącznie siłą woli. Twojej woli. I bezruch. Jedynie oczy wpatrzone w punkt, gdzie ostatni raz,
mimo ciemności, dostrzegły ofiarę. Żeby jej tylko nie spłoszyć!
Oto i ona. Smakowity strzęp życia zamknięty w skórzanym worku z ogonkiem. Żre,
skubana, ale czujna jest. Co chwila staje słupka, węszy, nasłuchuje, wytrzeszcza te swoje
czerwone patrzałki, rusza wąsami sterczącymi po obu stronach spiczastego pyska. Nie zobaczy
cię, nie ma na to szans. Jesteś przecież łowcą. Potrafisz tropić, potrafisz czekać, potrafisz zabijać.
W twoich żyłach płynie krew morderców.
Cóż może być piękniejszego od tych chwil, kiedy czaisz się spięty do skoku? Wreszcie
czujesz, że żyjesz pełnią życia!
Nie, nie teraz, niech jeszcze trochę podejdzie. Musisz wytrzymać, chociaż w nozdrzach
wierci zapach, od którego niemal tracisz zmysły. Spokojnie, to już nie potrwa długo. Zaraz
nasycisz swój głód. Znowu opadła na cztery łapy, szukając czegoś nisko przy ziemi. Chodz,
chodz, maleńka. O tak, właśnie tak...
Skok jest bezbłędny - cichy jak noc, szybki jak błyskawica, nieuchronny jak
przeznaczenie. Ofiara wydaje krótki, zduszony pisk i milknie stłamszona łapami łowcy. Za
chwilę zanurzysz kły w dygocącej przerażeniem zdobyczy, rozszarpiesz pazurami jej brzuch,
poczujesz zapach krwi i świeżego mięsa...
Nie, nie zrobisz tego, nie jesteś przecież idiotą!
Stary kocur delikatnie ujął zębami skórny fałd na grzbiecie schwytanej myszy. Powoli,
jakby trzymał w pysku najcenniejszy skarb, przeniósł dygoczący szary kłębek nad brzeg
obszernego terrarium i ostrożnie zrzucił do środka, obserwując z uwagą, jak zdobycz spada na
grubą warstwę trocin i zagrzebuje się w najdalszym kącie szklanego domu. Potem zeskoczył na
podłogę i prężąc wyliniały grzbiet, ciągnąc brzuszyskiem po dywanie pomaszerował do stojącej
pod ścianą miski z karmą. Drżał jeszcze z emocji, ale już tylko trochę. Wiedział, że dokonał
właściwego wyboru. Jutro też będzie dzień. Jutro znowu może przyjść mu ochota na polowanie.


Wyszukiwarka