Åšw Andrzej Bobola


Åšw. Andrzej Bobola (1591-1657)
Obszerne informacje o życiu i działalności św. Andrzeja Boboli
" przebieg życia
" okoliczności męczeństwa
" sylwetka duchowa
" dzieje kultu
" dzieje relikwii
przebieg życia
Gdy 31 lipca 1611 r. dwudziestoletni Andrzej Bobola, jako uczeń jezuickiej szkoły w
Braniewie zgłosił się do litewskiej prowincji Towarzystwa Jezusowego z pewnością nie
myślał o końcu, jaki zgotuje mu przyszłość. Chciał być wierny Bożemu powołaniu,
dlatego usłyszawszy głos Chrystusa: "Pójdz za mną!", nie zwlekał, lecz poprosił o
przyjęcie do zakonu w tym samym dniu, w którym ukończył szkołę średnią. Imponował
mu rozmach pracy apostolskiej i poziom intelektualny, jaki reprezentowali jezuici
dlatego postanowił zrealizować swoje powołanie kapłańskie we wspólnocie, którą
poznał w czasie studiów. Ówczesny prowincjał litewski, Paweł Beksa, polecił przyjąć
zgłaszającego się kandydata. Andrzej jako uczeń musiał mieć w swoim środowisku
opinię nie budzącą zastrzeżeń. Wszystko, cała przygoda, która miała doprowadzić go do
janowskiej tragedii, a raczej janowskiego zwycięstwa, zaczęło się bardzo po prostu.
Wstępując w progi nowicjackiego domu, który z powodu pożaru kolegium św. Ignacego
mieścił się w zabudowaniach Akademii Wileńskiej, wpisał własnoręcznie do
specjalnego zeszytu oświadczenie: Ja, Andrzej Bobola, Małopolanin, zostałem
przypuszczony do odbycia pierwszej próby, dnia ostatniego lipca 1611 r., zdecydowany
za pomocą Boga wypełnić wszystko, co mi przedłożono. 10 sierpnia otrzymał suknię
zakonną i rozpoczął właściwy nowicjat. Pewną monotonię zajęć nowicjackich
przerywał czas prób. Andrzej odbył ich trzy: miesięczną posługę chorym w szpitalu,
katechizowanie na placu miejskim przygodnie zebranych słuchaczy oraz
pielgrzymowanie o żebraczym chlebie w okolicach Wilna. Szczególnie przykra wydaje
się ta ostatnia. Były to bowiem czasy zacietrzewienia religijnego, kiedy strony, zarówno
katolicy, jak i ewangelicy czy prawosławni, nie przebierali w środkach w walce z
oponentami, a niechęć, niejednokrotnie nawet wrogość innowierców do Towarzystwa
Jezusowego łączyła się z czynnymi zniewagami. Uwieńczeniem nowicjatu są śluby
zakonne: wieczystego ubóstwa, czystości i posłuszeństwa. Złożył je Andrzej 31 lipca
1613 r., podczas Mszy św. celebrowanej przez swojego rektora i jednocześnie mistrza
nowicjatu, Wawrzyńca Bartiliusa. Jeszcze tego samego dnia przeniósł się Bobola do
kolegium akademickiego, by odbyć studia filozoficzne. W 1616 r. zdał komisyjny
egzamin z całości filozofii. Zwyczajem Towarzystwa wysyłano wówczas nowych
magistrów na praktykę wychowawczą lub dydaktyczną do któregoś z kolegiów.
Andrzeja skierowano do kolebki polskich jezuitów - Braniewa. Zapewne zadowolony
był z tej placówki, ponieważ w zawsze przepełnionym Hozjanum panował dobry duch.
O duchowej prężności tego ośrodka w czasie, gdy tam pracował, świadczy fakt, że w
roku, w którym odchodził z Braniewa, trzynastu uczniów tej szkoły poprosiło o
przyjęcie do Towarzystwa, a pięciu poszło do innych zakonów. Drugim miejscem, gdzie
Andrzej sprawdzał swoje siły jako pedagog, był Pułtusk. Uczelnia licząca wtedy ponad
800 studentów była ulubioną szkołą synów magnackich i wydała wielu obywateli
zasłużonych dla ojczyzny. Po dwuletniej praktyce pedagogicznej rozpoczął studia
teologiczne na Akademii Wileńskiej. Funkcję rektora kolegium pełnił wówczas
Żmudzin, Jan Gruzewski, który podobnie jak uprzednio ks. Bartilius, mistrz nowicjatu,
obok zwyczajnych zajęć związanych z pełnionym urzędem, z umiłowaniem odwiedzał
więzniów, chorych w szpitalach oraz katechizował dzieci. Przykłady te nie pozostały
bez wpływu na Andrzeja. Święcenia kapłańskie, cel i przedmiot marzeń każdego
kleryka, otrzymał w dniu kanonizacji pierwszych jezuitów: Ignacego Loyoli i
Franciszka Ksawerego, 12 marca 1622 r. Udzielił mu ich bp Eustachy Wołłowicz. Rok
przed święceniami rodzina Andrzeja zdołała uzyskać zgodę generała zakonu, Mutiusa
Vitelleschi, aby Bobola, jako Małopolanin, mógł przejść z prowincji litewskiej do
polskiej. Andrzej jednak wolał pozostać w prowincji, do której wstąpił. Sądził
widocznie, że tutaj będzie mógł owocniej pracować dla chwały Bożej.
W roku 1622, bezpośrednio po ukończeniu studiów teologicznych, został skierowany na
rok trzeciej probacji do Nieświeża, gdzie pogłębiał zarówno swoją znajomość
konstytucji Towarzystwa, jak i osobisty kontakt z Bogiem przez Ćwiczenia duchowne
św. Ignacego. Tam, po probacji, spędził także pierwszy rok swojej pracy apostolskiej.
Został rektorem kościoła. Okazał się doskonałym administratorem oraz jeszcze lepszym
duszpasterzem: świetnym spowiednikiem i kaznodzieją. Oprócz zajęć na miejscu
podejmował w okolicy prace misjonarza ludowego: w pobliskich wioskach udzielał
chrztu św., sakramentalnym związkiem połączył 49 par żyjących przedtem bez ślubu,
wielu nakłonił do spowiedzi i poprawy życia. W Nieświeżu pełnił także obowiązki
prefekta bursy dla ubogiej młodzieży.
Wcześnie musiał zyskać sławę jako głosiciel słowa Bożego, skoro starał się o niego,
właśnie jako o wybitnego kaznodzieję, dom profesów w Warszawie. Prowincjał posłał
jednak Bobolę do Wilna, do pracy w kościele św. Kazimierza. Tutaj powierzono
Andrzejowi Sodalicję Mariańską mieszczan, ambonę, konfesjonał, administrację
kościoła oraz popularne wykłady z zakresu Pisma św. i dogmatyki. Gdy w czerwcu
1625 r. nawiedziła Wilno jakaś epidemia, nie zważając na niebezpieczeństwo zarażenia
się, pospieszył wraz z innymi na posługę chorym. Następstwem samarytańskiej pomocy
była wtedy śmierć 6 jezuitów; zebrano jednak niemały plon duchowy: wysłuchano 8000
spowiedzi, przykładem heroicznego poświęcenia nawrócono 26 innowierców...
W roku 1627 wypłynęła sprawa publicznych ślubów Andrzeja. Rozpisane w tym celu
informacje zgodnie podkreślały bystry umysł kandydata, dobre wykształcenie,
trzezwość osądu, zdolności kaznodziejskie oraz wielki i dobroczynny wpływ, jaki
wywierał na ludzi. Zarzucano mu jednak upieranie się przy własnym zdaniu oraz
wybuchowość. Ostatecznie został dopuszczony do profesji czterech ślubów, które złożył
w niedzielę, 1 czerwca 1630 r., w kościele św. Kazimierza w Wilnie.
Po profesji odczuł na sobie jedną z cech jezuickiego charyzmatu: przenoszenie się z
miejsca na miejsce. Najpierw został posłany do Bobrujska, niewielkiego miasteczka
zabudowanego drewnianymi domkami, zamieszkałego przede wszystkim przez
prawosławnych. Nikły odsetek katolików rozproszonych w innowierczej społeczności
pozbawiony był całkowicie opieki duszpasterskiej. Ignorancji religijnej towarzyszył
zanik życia sakramentalnego oraz obniżenie poziomu moralności. Wielu ulegało
wpływowi otoczenia i przystało do schizmy. W 1630 r. jezuici otworzyli tutaj placówkę,
a pierwszym jej przełożonym mianowano Bobolę. Spędził na niej trzy lata. Dzieło,
którego dokonał, było robotą pionierską zarówno w wymiarze materialnym, jak i
duchowym. Obok troski o niezbędne w każdej działalności zaplecze ekonomiczne,
głosił kazania i słuchał spowiedzi. Do współpracy dodano mu czterech kapłanów i brata
zakonnego. Księża poświęcali swoje siły i czas przede wszystkim działalności
misjonarskiej w okolicznych wioskach, brat Krzysztof Genell natomiast, jako rzezbiarz,
zajęty był przy budowie kościoła. Pisząc w tym okresie opinię do Rzymu, prowincjał
Mikołaj Aęczycki podkreślił u Boboli zdrowy rozsądek, dobre wykształcenie, łatwość
obcowania z ludzmi oraz wywieranie dodatniego wpływu na otoczenie.
W roku 1633 posłano Andrzeja do Płocka, gdzie kierował Sodalicją Mariańską uczniów
jezuickiej szkoły. Dokładniejszych danych z tego okresu brakuje. Z Płocka przeniesiono
Bobolę do Warszawy. Starał się o niego tutejszy przełożony. W stolicy polem
działalności Andrzeja miała być przede wszystkim ambona. Niedługo jednak tutaj
zabawił; po roku powrócił do Płocka przyjmując tym razem obowiązki prefekta studiów
w kolegium oraz głoszenie słowa Bożego. Szkoła, którą kierował, była niewielka -
liczyła zaledwie czterech nauczycieli. Zanotowano jednak w czasie jego pobytu w
Płocku ożywienie kultu św. Stanisława Kostki, do czego przyczynił się prawdopodobnie
Andrzej swoimi kazaniami.
Od wyjazdu z Płocka do 1642 r. pracował w Aomży, gdzie - jak poprzednio w Płocku -
powierzono mu, obok ambony, także troskę o szkołę. Z korespondencji wiadomo, że
cieszył się zaufaniem ludzi i że był człowiekiem o wielkim sercu, umiejącym współczuć
z innymi w cierpieniu.
W lipcu 1642 r. wrócił do Wilna, aby, jak podczas pierwszego pobytu, kierować
Sodalicją mieszczan i prowadzić w kościele komentarz Pisma św. Z końcem 1642 r. lub
na początku 1643 r. przeniesiono Andrzeja do Pińska. Kronika domu odnotowuje w tym
okresie wzmożone zaangażowanie miejscowych jezuitów w pracę nad prawosławnymi.
Wielu z nich przychodziło do kościoła jezuickiego, aby posłuchać kazań lub nauki
katechizmu. To oddziaływanie prowadziło do licznych nawróceń. Nie bez znaczenia
była też troska o rozwój kultu maryjnego, którego krzewicielami stały się Sodalicje.
W 1646 r. Andrzej znalazł się znowu w Wilnie. Tym razem przyczyną przeniesienia
było jego zdrowie, które dotychczas wydawało się nie do zdarcia. Wilno miało klimat
bez porównania lepszy aniżeli Polesie. W kościele św. Kazimierza, wrócił do
poprzednio pełnionych obowiązków i pracował tu przez sześć lat.
W miesiącach letnich 1652 r., w lepszym stanie zdrowia, powrócił do Pińska, gdzie
praktycznie przebywał, z niewielką przerwą, do końca życia. Przez ten ostatni okres
swojej ziemskiej działalności pracował przede wszystkim jako misjonarz na Polesiu.
Zadanie, jakie postawiła przed nim wola Boża wypowiedziana ustami przełożonych,
bynajmniej nie było łatwe. Apostołowanie utrudniały zarówno okoliczności zewnętrzne,
jak i atmosfera duchowa. Brak dróg i stąd trudny dostęp do ludzi izolowanych od
świata, żyjących na piaszczystych ziemiach, wśród grząskich bagien, sprawił, ii stan
religijno-moralny Poleszuków był opłakany. Hołdowali oni przeróżnym zabobonom. W
niedzielę jezdzili wprawdzie tłumnie do miasta, ale w kościele lub cerkwi zjawiali się
tylko na błogosławieństwo przed końcem Mszy św., a resztę czasu spędzali w karczmie.
Początkowo po wioskach i siołach Pińszczyzny przyjmowano misjonarzy jezuickich
bardzo niechętnie. Pózniej jednak, gdy pękły lody nieufności, chłopi gromadzili się
licznie na naukach głoszonych w wiejskich chatach. Praca duszpasterska była
niejednokrotnie dla Boboli okazją aby stanąć w szranki z duchownymi prawosławnymi.
Oczytanie w pismach Ojców Kościoła greckiego, do czego dopomogła mu wyniesiona z
jezuickiej szkoły średniej dobra znajomość tego języka, sprawiło, że z każdej dysputy
wychodził zwycięsko. Do największych jego osiągnięć należy przejście na katolicyzm
dwu całych wsi: Bałandycze i Udrożyn.
Proporcjonalnie do osiągnięć apostolskich rosła w obozie przeciwnym niechęć do
Andrzeja. Gdy pomimo osłabionego zdrowia chodził ciągle od wioski do wioski,
obrzucano go nie tylko obelgami, ale także błotem i kamieniami. Uwieńczeniem tej
wrogości była sprawa janowska.
okoliczności męczeństwa
Wskutek różnorodności kultur i uwarunkowań politycznych niejednokrotnie
dochodziło do zrywania przez Kościoły wschodnie więzi z katolickim Rzymem. W r.
867 odłączył się od Kościoła powszechnego patriarcha konstantynopolitański - Focjusz.
Rozdwojenie to jednak nie trwało długo. Zasadniczy podział Kościoła nastąpił dopiero
w r. 1054. Patriarcha Konstantynopola, Michał Cerulariusz, ogłosił się wtedy równym
papieżowi.
Ponieważ Ruś przyjęła chrześcijaństwo z Konstantynopola, otrzymała je w obrządku
bizantyjskim i w hierarchicznej zależności od patriarchatu konstantynopolitańskiego. Po
oderwaniu się Cerulariusza od papiestwa, także biskupi ruscy zerwali łączność ze
Stolicą Piotrową. W XIV stuleciu, gdy po akcie krewskim na wpływy polskie otwarły
się nic tylko tzw. ziemie czerwonoruskie lecz także Białoruś i Ukraina, na nowo odżyła
dążność do unii z Kościołem zachodnim. Nie zdołała jednak ugruntować się w państwie
polsko-litewskim unia Florencka (1439). Dopiero po Soborze Trydenckim, gdy ogarnÄ…Å‚
Kościół nowy powiew Ducha Świętego, pracę nad zjednoczeniem chrześcijaństwa w
Rzeczypospolitej Obojga Narodów podjęli biskupi ruscy, a wraz z nimi jezuici (na
pierwszym miejscu wielki rzecznik tej sprawy, Piotr Skarga).
W 1596 r. podpisano w Brześciu n. Bugiem unię Kościoła wschodniego z zachodnim na
ziemiach polskich. Jednocześnie z synodem, którego wynikiem było uroczyste
odczytanie aktu unii w kościele św. Mikołaja, w dniu 20 pazdziernika, obradował w
Brześciu antysynod. Zaprzysiężono na nim walkę z unią. Próba czasu wykazała, że i
pod ten zasiew, jakim była unia brzeska, nie wszędzie gleba została przygotowana
należycie. Jezuici urabiali umysły do zjednoczenia Kościoła poprzez swoje szkoły i
stacje misyjne. Było to za mało, aby wpłynąć na masy. Lud przywiązał się do starej
obrzędowości, a różnice dogmatyczne nie interesowały prostego wieśniaka.
Wskrzeszenie więc sympatii dla prawosławia w niektórych rejonach nie przychodziło
trudno. Do destruktywnych działań przyłożył rękę również Kościół łaciński. Słabości
zarówno Kościoła, jak i Cerkwi (brak w niej centralizacji władzy sprzyjał nadużyciom)
wykorzystywali ludzie szukający we wszystkim pożytków doczesnych. Podsycali oni
pomiędzy katolikami a prawosławnymi wzajemną nienawiść, różnice religijne uczynili
narzędziem w rozgrywkach politycznych. Ich sprzymierzeńcem stali się kozacy. Życie
na wschodnich rubieżach przerodziło się w piekło. Ten tragiczny klimat odtworzył
Henryk Sienkiewicz w Ogniem i mieczem. Wśród licznych ofiar swoją przynależność
do Kościoła przypłacił głową także unicki arcybiskup połocki, św. Jozafat Kuncewicz,
zamordowany w Witebsku w 1623 r. Wycinano w pień nie tylko hierarchów, lecz także
całą katolicką ludność. Największe triumfy święciło zło za czasów Bohdana
Chmielnickiego. Mordowano katolików bez względu na wiek, płeć czy pochodzenie
społeczne. Zagrożona ludność chroniła się w lasach. Przypuszczalnie chcieli tam
znalezć azyl także pracujący w terenie jezuici Szymon Maffon i Andrzej Bobola.
Pierwszego z nich pochwycili kozacy 15 maja 1657 w Horodcu. Odartego z odzienia
przybito gwozdzmi do jakiejś ławy czy stołu, okręcono powrozami głowę i tak
zaciskano sznury, że gałki oczne wychodziły z orbit. Zdarto mu następnie skórę z piersi
i pleców, a otwarte rany polewano ukropem. Wreszcie udręczonego dobito cięciem
szabli. Na drugi dzień kozacy podążyli do Janowa. Tutaj pozabijali co do jednego nie
tylko katolików, ale i żydów. Dowiedziawszy się, że uszedł stąd niedawno Andrzej
Bobola, urządzili za nim pościg. W godzinach przedpołudniowych dopadli go w
miejscowości Predyła. Była to środa, 16 maja. Rozpoczęła się swoista katecheza,
mająca nakłonić Andrzeja do schizmy. Kozacy byli pomysłowi w zadawaniu tortur i nie
trzymali się jednego schematu. Najpierw więc obnażono schwytanego Lacha i
skatowano nahajkami potem dostał jeszcze w twarz kilka kułaków tak silnych, że
posypały się zęby. Po tej lekcji poglądowej, gdy Andrzej nadal nie wyrażał chęci
przejścia na prawosławie, skrępowano mu ręce powrozem i przytroczono do pary koni,
które ruszyły w kierunku Janowa. W czasie czterokilometrowego biegu pomiędzy
końmi dostał jeszcze mnóstwo razów batogami, cięcie szablą po lewym ramieniu oraz
kilka ukłuć lancą, po których pozostały głębokie rany. W Janowie zbiegł się tłum
ciekawych niecodziennego widowiska. Aby uchronić się od nadmiaru świadków,
wprowadzono Andrzeja do szopy służącej za rzeznię. Z gałązek dębowych upleciono
wieniec i wciśnięto mu na głowę, następnie rzucono go na stół i zachęcając do wyparcia
się katolicyzmu, ogniem przypalano jego ciało, wbijano drzazgi za paznokcie, zdzierano
skórę z rąk, piersi, pleców i głowy, odcięto palec wskazujący od lewej dłoni i końce
dwu innych palców, wydłubano prawe oko, świeże rany posypano plewami, odcięto nos
i wargi, wyrwano język, wreszcie powieszono u powały za nogi. Po dwu godzinach
żyjącego jeszcze zdjęto ze sznura. Dwukrotne cięcie szablą w szyję zakończyło ziemską
wędrówkę Boboli. W ten sposób Andrzej stał się czterdziestą czwartą żertwą
Towarzystwa złożoną na ołtarzu Unii. W okolice Janowa niespodziewanie nadciągnął
oddział wojska polskiego. Kozacy uciekli w popłochu zostawiając zmasakrowane
zwłoki. Jezuici pińscy powiadomieni o okrutnej śmierci Andrzeja przybyli po ciało.
Przewiezli je wozem do klasztoru i złożyli w drewnianej trumnie, zabijając natychmiast
jej wieko, aby uczniom kolegium oszczędzić straszliwego widoku. Trumnę
umieszczono w podziemiach kościoła, a na liście zmarłych odnotowano: Ojciec Andrzej
Bobola roku 1657, maja 16, w Janowie okrutnie zamordowany przez bezbożnych
kozaków w różnoraki sposób umęczony, następnie obdarty ze skóry, położony jest pod
wielkim ołtarzem.
sylwetka duchowa
Dobrowolne oddanie własnego życia za drugiego wymaga heroizmu. Do tej
dyspozycyjności względem Boga i Jego wyroków doprowadziły Bobolę Ćwiczenia
duchowne - wielkie rekolekcje św. Ignacego, które przeżywał, jak każdy z jezuickich
kapłanów, dwukrotnie: raz w nowicjacie, drugi raz już w wieku męskim, po ukończeniu
studiów filozoficzno-teologicznych. Wówczas w swoistym klimacie, który trzeba
przeżyć samemu, aby to zrozumieć, dojrzały życiowe decyzje Andrzeja pozwalające mu
rzucić wszystko na jedną szalę. Nie było to łatwe. Każdy człowiek wnosi ze sobą do
klasztoru szereg przywiązań, balast grzechu pierworodnego, obciążeń, które
powszechnie określa się mianem pożądliwości oczu, pożądliwości ciała i pychy albo
pożądliwości sławy. Odtrutką na tę ludzką słabość mają być śluby zakonne, ale one nie
skutkują automatycznie. Bardzo fragmentaryczne są przekazy, które rzucają światło na
duchowÄ… sylwetkÄ™ Andrzeja. Wytykano mu sporo wad. Temperament choleryczny z
domieszką sangwinicznego niósł ze sobą między innymi impulsywność i obstawanie
przy własnym zdaniu. Doręczona mu długa lista ułomności związanych ze słabością
charakteru oraz obiektywnych niedociągnięć w ideale doskonałości zakonnej, nie
zniechęciła go. Szedł konsekwentnie ku raz wytkniętemu celowi, którym z chwilą
wstąpienia do Towarzystwa, stała się służba Chrystusowi w Kościele pod sztandarem
Krzyża i przewodnictwem Ojca św. Temu zasadniczemu charyzmatowi jezuity zawsze
był wierny. Jego dynamizm apostolski i zapał kaznodziejski, co uwypuklają zachowane
świadectwa, zrodziły się z woli służenia Stwórcy i blizniemu, szukania we wszystkim
większej chwały Bożej przez pracę nad zbawieniem dusz ludzkich odkupionych Krwią
Chrystusa. Jeżeli zyskał sobie przydomek "duszochwata", jest to echem, rozmyślania o
dwu sztandarach z książeczki Ćwiczeń duchownych.
Osiągnięcia apostolskie nie przychodzą same. Nie są one również efektem jedynie
potoku pięknych słów. U podłoża działania nadprzyrodzonego leży kapitał modlitwy.
Obracając tą monetą można dorabiać się tego, co w nazewnictwie zakonnym określa się
słowami "owoc duchowy". Ignacy nauczył swoich towarzyszy i ich następców sztuki
"kontemplatywności w działaniu". Zjednoczenie z Bogiem w szarzyznie życia i przy
pełnej intensywności pracy posiadł Bobola w wysokim stopniu skoro, głoszonej przezeń
Prawdzie towarzyszyła u słuchaczy wielka odmiana sposobu myślenia i
wartościowania.
Każdy człowiek pragnie sukcesów, uznania, sławy... W chwilach gdy natrafia na obelgi
i nienawiść zamiast oczekiwanej wdzięczności, załamuje się. Jeżeli Andrzej pomimo
niejednokrotnie czynnych zniewag, uzbrojony wyłącznie w miłość, dalej zdążał do
polskich miasteczek, wiosek i przysiółków, zamieszkałych przeważnie przez
prawosławną ludność, widać, że posiadał ducha trzeciego stopnia pokory z
ignacjańskich rekolekcji. Jego współpraca z łaską była tak dynamiczna, że Opatrzność
wyniosła go na ołtarze. W okresie prześladowań kozackich oddało życie za wiarę ponad
sześćdziesięciu jezuitów. W przededniu śmierci Boboli w podobnie okrutny sposób
został zamordowany Szymon Maffon. Poprzednio razem pracowali na Bożym zagonie i
byli wiernymi towarzyszami duszpasterskich wypraw. Ówczesny generał jezuitów,
Goswin Nikel, stawiał męczeństwo obydwu na tej samej płaszczyznie. A jednak tylko
jednego z nich wybrał Bóg na szczególny wzór i orędownika.
dzieje kultu
Ciągłe wojny, które prowadziła Polska w XVII stuleciu, pustoszyły kraj i paraliżowały
życie społeczno-organizacyjne. Sytuacja ta nie sprzyjała rozwojowi kultu męczennika,
który w zabiegach o jedność Kościoła postradał życie. Pamięć o Boboli wygasła wraz
ze śmiercią tych, którzy znali go osobiście. Ziarno rzucone w glebę, chociaż pozornie
obumiera, w stosownej chwili kiełkuje i rozwija się we wspaniały kłos. Podobnie, w
najbardziej nieoczekiwanym momencie, wyrósł kult Boboli. Minęło 45 lat od śmierci
Andrzeja. Polska znowu przeżywała gehennę, tym razem wielkiej wojny północnej.
Niebezpieczeństwo zagrażało także Pińskowi. Gdy w niedzielę, 16 kwietnia 1702 r.,
zatroskany rektor tamtejszego kolegium, Marcin Godebski, prosił niebo o ratunek,
przyśnił mu się nieznany jezuita i zapewnił, iż on, Andrzej Bobola, będzie miał klasztor
w opiece pod warunkiem, że jego ciało zostanie otoczone odpowiednią czcią.
Odnalezienie zwłok Boboli nie było łatwe. W podziemiach kościoła spoczywało wielu
jezuitów, a wszelkie zapiski poginęły w burzliwych dziejach kolegium. Na miejscu nie
dało się ustalić nawet daty śmierci, co ułatwiłoby poszukiwania. W nocy z 18 na 19
kwietnia (tym razem świeckiemu zakrystianowi) ukazał się Bobola po raz wtóry i
dokładnie określił miejsce, w którym został pochowany. Po trzech godzinach pracy
wykopano z ziemi trumny z łacińskim napisem: "Ojciec Andrzej Bobola Towarzystwa
Jezusowego przez kozaków zabity". Wielkie było zdziwienie, gdy po zdjęciu wieka
ujrzano zwłoki, które zachowały świeży wygląd, ze wszystkimi śladami tortur. Po
przebraniu relikwii w nowe szaty przełożono je do drugiej, przygotowanej uprzednio
trumny. Wiadomość o odnalezieniu ciała, które w wilgotnej piwnicy, wśród
rozkładających się trupów, zachowało świeżość, obiegła Polesie lotem błyskawicy.
Mieszkańcy Pińska, Janowa i okolic zaczęli przypominać sobie fakty opowiadane
kiedyś przez starców. Odżyło nagle ustne podanie o heroizmie Andrzeja. Okoliczna
ludność tłumnie przychodziła teraz do okienka krypty, w której spoczywa~ Bobola, by
oddać hołd Męczennikowi.
Andrzej Bobola roztoczył opiekę nie tylko nad jezuickim kolegium. Gdy w latach 1709-
1710 straszna zaraza pochłonęła tysiące ofiar (w r. 1710 prowincja litewska pochowała
118 jezuitów, wśród których 94 przypłaciło życiem samarytańską posługę), jedynie
Pińszczyzna została ochroniona przed epidemią. Mnożyły się także łaski wypraszane za
jego pośrednictwem.
Generał Towarzystwa Jezusowego, Michał Tamburini, powiadomiony o czci, jaką
otaczają Bobolę wierni i o tym, że rozprzestrzenia się ona coraz bardziej, polecił
pracującemu w Rzymie polskiemu jezuicie, Janowi Dawidowiczowi; zająć się sprawą
beatyfikacji. Widocznie rychło sława męczennika przeniosła się poza granice Polski
skoro pierwsza biografia Boboli została wydrukowana nie w żadnej oficynie krajowej,
lecz w Würzburgu.
Pomimo rozwijającego się kultu, wyniesienie na ołtarze szło opornie. Zabiegi polskich
biskupów oraz starania jezuitów sprawiły jedynie, że Benedykt XIV 9 lutego 1755 r.
wpisał Bobolę na listę męczenników za wiarę.
W 1764 r., na sejmie konwokacyjnym w Warszawie, wypłynęła sprawa na nowo. W
konstytucjach, które zaprzysiągł król Stanisław August Poniatowski w dniu swojej
koronacji, zamieszczono również takie zobowiązanie: Starać się będziemy wnieść
instancję do Stolicy Apostolskiej o beatyfikację Andrzeja Boboli SJ. Nastąpiła jednak
kasata zakonu i rozbiory Polski, a beatyfikacja stanęła praktycznie w martwym punkcie.
Opatrzność odłożyła tę uroczystą chwilę na czas bardziej stosowny, gdy zniewolonemu
i poddanemu silnej rusyfikacji narodowi polskiemu, a szczególnie prześladowanym za
wiarę unitom podlaskim potrzebny był wzór mocarza ducha, który nie uląkł się
przemocy. Nabożeństwo do bł. Andrzeja Boboli krzepiło także jezuickich misjonarzy,
gdy po kryjomu, przebierając się za domokrążnych kupców lub wędrownych
rzemieślników, pracowali wśród unitów podlaskich ryzykując zsyłkę na Sybir lub
tortury w rosyjskich kazamatach. Pomimo, iż rząd carski robił wszystko, aby
przeszkodzić sprawie, Andrzej Bobola został w dniu 30 pazdziernika 1853 r. przez Piusa
IX ogłoszony błogosławionym. Uroczystość urządzono z wielką okazałością. Wnętrze
całej bazyliki św. Piotra wybito czerwonym adamaszkiem i oświetlono mnóstwem
świateł. W miejscu, gdzie według zwyczaju wieszało się herby: papieski oraz
panującego w państwie, z którego pochodził błogosławiony, polecił Ojciec św. powiesić
dwa herby papieskie, aby w ten sposób symbolicznie zaznaczyć, że uciemiężonemu
narodowi on zastępuje króla. W brewe beatyfikacyjnym napisał: Pragnę, aby w tak
ciężkich czasach i wobec wielkiej liczby nieprzyjaciół wierni Chrystusa uzyskali nowy
wzór, który wzmógłby ich odwagę w walce, pozwalamy sługę bożego Andrzeja Bobolę,
kapłana profesa Towarzystwa Jezusowego, który za wiarę katolicką i dusz zbawienie
poniósł męczeństwo, nazywać odtąd imieniem błogosławionego.
Na swój sposób upamiętnił tę beatyfikację rozgniewany car, skazując na śmierć sześciu
Polaków wcielonych do rosyjskiej armii. Pomimo represji szerzył się jednak kult
błogosławionego także w imperium rosyjskim. W 1908 r. udało się nawet, dzięki
przekupności urzędników państwowych, wydrukować w Petersburgu życiorys Andrzeja
Boboli napisany przez ks. Jana Urbana SJ.
Po odzyskaniu niepodległości episkopat polski rozpoczął starania o kanonizację
błogosławionego Andrzeja. Zabiegi zostały uwieńczone przez Piusa XI pomyślnym
skutkiem w święto Zmartwychwstania.
Ostatnim aktem Stolicy Apostolskiej dotyczÄ…cym Andrzeja Boboli jest encyklika Piusa
XII z okazji 300-lecia śmierci Świętego, skierowana do biskupów całego Kościoła.
Pragniemy gorÄ…co - powiada autor encykliki - aby przede wszystkim synowie
ukochanej przez nas polskiej ziemi, dla których niezwyciężony bohater Chrystusowy,
Andrzej Bobola, jest chlubą i wspaniałym wzorem chrześcijańskiego męstwa...
rozważyli jego męczeństwo i jego śmierć... Wśród innych chlubnych przymiotów nade
wszystko błyszczy w Andrzeju Boboli cnota wiary, której moc... dodała mu odwagi do
mężnego podjęcia męczeństwa.
dzieje relikwii
Po kasacie zakonu opiekę nad ciałem Męczennika przejęli kapłani uniccy. Relikwie
Świętego otoczono wielką czcią. Nadszedł jednak drugi rozbiór Polski i Pińsk znalazł
się w obszarze imperium rosyjskiego. Pojezuicka świątynia przeszła w ręce
schizmatyckich bazylianów. Nowi gospodarze uszanowali ciało i pozostawili je na
miejscu, tym bardziej że do trumny garnęła się takie ludność prawosławna. Nie
podobało się to miejscowemu archimandrycie. Gdy zachowani na Białej Rusi jezuici
dowiedzieli się o zamiarze ponownego zakopania relikwii w ziemi, wszczęli starania u
Aleksandra I o wydanie ciała. Car okazał się łaskawy i w styczniu 1808 r., pomimo
ciężkiej zimy i wielkich śnieżyc, przewieziono relikwie do Połocka, gdzie złożono je w
przygotowanej w tym celu krypcie.
13 marca 1820 r. został podpisany przez cara dekret wydalający jezuitów z Rosji. (Było
to już po przywróceniu zakonu w innych. krajach). Wszystkie zabudowania pojezuickie
w Połocku oddano pijarom. Po dziesięciu latach usunięto pijarów, jak poprzednio
jezuitów, a kościół przejęli prawosławni. Ciało Andrzeja przewieziono więc do kościoła
Dominikanów i złożono w oddzielnej kaplicy. W 1864 r. wydalono z Połocka także
dominikanów, a ich świątynię objęli w posiadanie księża diecezjalni.
W 1866 r. do Połocka przyjechała z Petersburga komisja rządowa. Rozeszły się bowiem
wieści, że Błogosławionemu oddają cześć na równi z katolikami także prawosławni. W
czasie inspekcji oderwała się od sklepienia cegła i spadając raniła jednego z
urzędników. Zabobonni komisarze, widząc w tym "interwencję Boboli", pospiesznie
opuścili kaplicę. Pozostawiono ciało w spokoju aż do rewolucji. W czasach sowieckich
kilkakrotne próby zbeszczeszczenia relikwii zostały udaremnione zdecydowaną
postawą społeczeństwa. Dopiero 23 czerwca 1922 roku kościół otoczyło wojsko.
Zjawili się wysłańcy Kremla. Po otwarciu trumny ciało obnażono i rzucono nim o
posadzkę. Ku osłupieniu obecnych, zwłoki nie rozsypały się. Spisano protokół o ich
stanie, stwierdzając, że trup zawdzięcza swoje dobre zachowanie właściwościom ziemi,
w której się znajdował. Po tym antyhumanitarnym akcie profanacji pozostawiono
relikwie w spokoju, ale nie na długo. 20 lipca wtargnęli do kościoła "bojcy" i
maltretując parafian broniących dostępu do trumny, wywiezli ciało do Moskwy,
umieszczajÄ…c je w gmachu Higienicznej Wystawy Ludowego Komisariatu Zdrowia.
O zwrot relikwii wszczął bezskuteczne starania Rząd Polski. Według świadectwa Piusa
XI wcześniej już Józef Piłsudski planował szarżę na Połock, by odebrać trumnę z
ciałem Błogosławionego, ale zewnętrzne okoliczności udaremniły zamiar.
Gdy Związek Radziecki dotknęła klęska głodowa, w roku 1922 ginącemu narodowi z
wydajną pomocą pospieszył Pius XI. Wówczas Rząd Sowiecki - wobec zasług
Papieskiej Komisji Ratowniczej - przychylnie załatwił prośbę Ojca Swiętego o wydanie
relikwii. 21 września 1923 r. dwaj przedstawiciele wspomnianej Komisji, jezuici:
Edmund Walsh i Leonard Gallagher, w towarzystwie podsekretarza stanu Komisariatu
Spraw Zagranicznych i trzech członków Czerezwyczajki, udali się do budynku
Higienicznej Wystawy, gdzie wskazano im trumnę ze zwłokami Boboli. Rząd Sowiecki
nie życzył sobie, aby ciało powieziono przez Polskę, uzgodniono więc drogę przez
Odessę i Konstantynopol. 25 września zażądano od Walsha, aby do protokółu
odbiorczego dołączył zobowiązanie, że ciało pozostanie w Rzymie i nie będzie nikomu
przekazane. Warunku tego ks. Walsh nie przyjÄ…Å‚.
Do Wiecznego Miasta relikwie przybyły w uroczystość Wszystkich Świętych. Złożono
je w bazylice św. Piotra na Watykanie, a w maju 1924 r. papież przekazał ciało
jezuickiemu kościołowi del Gesu. Po kanonizacji w 1938 r. relikwie przez Jugosławię,
Węgry i Czechosłowację dotarły do Polski. Tutaj w triumfalnym pochodzie powieziono
je najpierw do Czechowic, pózniej do Oświęcimia, Krakowa, Katowic, Poznania i
Aodzi, aż wreszcie trumna stanęła w Warszawie. Wszędzie witano ją z entuzjazmem,
czego dowodem jest zachowana kronika filmowa. W stolicy odbyło się specjalne
nabożeństwo na placu Zamkowym, następnie trumnę wystawiono w świętojańskiej
katedrze. Prezydent Ignacy Mościcki, jako wotum złożył na trumnie swój Krzyż
Niepodległości.
Po uroczystościach powitalnych relikwie spoczęły w kaplicy Jezuitów przy ul.
Rakowieckiej, gdzie miały czekać na wybudowanie specjalnego sanktuarium.
Tymczasem wybuchła wojna. We wrześniu 1939 r., podczas oblężenia Warszawy, gdy
Niemcy nacierali na Mokotów, lotnicy polscy wynieśli nasz skarb narodowy na Stare
Miasto i złożyli u stóp NMP Aaskawej w kościele Jezuitów. Tutaj w latach okupacji
krzepili swoje serca uciemiężeni Polacy. W czasie powstania warszawskiego, gdy
płonęła ulica Świętojańska, relikwie przeniesiono do kościoła św. Jacka umieszczając je
w podziemiach. Zawalone gruzem przeleżały do lutego 1945 r. Po upadku powstania o
trumnę z relikwiami dopytywali się Niemcy. Na szczęście nie dowiedzieli się o miejscu,
gdzie ją zabezpieczono. Gdy Warszawa została wyzwolona, odkopano trumnę i przy
pomocy wojska polskiego przewieziono z powrotem na ul. RakowieckÄ….
O. Felicjan Paluszkiewicz SJ


Wyszukiwarka