Kilka dni z życia Syriusza Blacka


7 września 1974 roku
Wróciliśmy do Hogwartu. On, oczywiście, również. Po tamtym zdarzeniu nie mogę spojrzeć Remusowi w oczy. Boję się, że wtedy już nie wytrzymam i Remus dowie się o wszystkim. Tego bym nie zniósł. Przecież Remus nie może... Nie jestem obiektywnym obserwatorem, więc trudno mi to ocenić. Nigdy nie chodził z żadną dziewczyną, a one bardzo tego chciały
Luniaczek jednak nie wykazał najmniejszego zainteresowania. Wiem, że to głupie, ale nadal mam nadzieję.

19 września 1974 roku
Zarazem się cieszę i denerwuję. Peter i James dostali szlaban na wyjście do Hogsmeade. Pójdę sam z Remusem. Oby mnie nie poniosło... Tym bardziej, że będzie to tuż przed pełnią, gdy Luniaczek będzie osłabiony. Jak zemdleje, to słowo daję, zrobię coś, czego później będę żałował. Może w ogóle nigdzie nie pójdziemy? Ze względu na jego zły stan. Nie chciałbym, aby się męczył. Równie dobrze możemy posiedzieć w czwórkę w Pokoju Wspólnym, będzie fajnie i pusto. Napijemy się herbaty, tak jak zawsze... Nie ukrywam, że bardziej kusi mnie wizja jego i mnie siedzących razem, bez innego towarzystwa. Ale co mi to da? I tak nic się między nami nie wydarzy, nie ma szans. Ot, zwykła przyjacielska pogawędka. Chyba mu tego nie powiem. Choć, trzeba przyznać, byłaby to idealna okazja. Nie, wcale nie! Jeszcze by gorzej przeżył tą pełnię, czy coś. To musiałby być dla niego szok. W końcu dla mnie też był. Nie każdy zakochuje się w swoim przyjacielu, prawda? Ja tak. Od urodzenia mam pecha. Gdybym zakochał się w jakiejś dziewczynie, nie byłoby problemu. Z tego, co zauważyłem, z niewiadomych powodów, strasznie się im podobam. W mojej sytuacji jest to dość przykre. No, może nie całkiem. Zauważyłem, że Remusowi podoba się, że ich nie wykorzystuję i mówię im otwarcie, że nic między nami nie będzie. Luniaczek pewnie nie byłby zadowolony, gdyby wiedział, że to z jego powodu.

23 września 1974 roku
Dzisiaj był wypad do Hogsmeade. Rano Remus nie wyglądał najlepiej, ale uparł się, żeby iść. Było ciepło, prawie jak w lecie, tyle, że wiał wiatr. Poradziłem Luniaczkowi, aby wziął ze sobą kurtkę, ale on powiedział, że nie będzie mu zimno. Poszliśmy najpierw do Trzech Mioteł, ale szybko się nam znudziło. Udaliśmy się więc ku Wrzeszczącej Chacie. Zdziwiłem się, że Remus się na to zgodził, szczególnie tuż przed pełnią. Położyliśmy się na trawie i zaczęliśmy rozmawiać o jakichś błahostkach. Po kwadransie Luniaczek cały się trząsł. Jak mnie wtedy korciło... Ale opanowałem się i zaoferowałem mu swoją bluzę. Wybąkał coś, że nie chce abym się poświęcał i coś tam dalej, ale nie słuchałem go, tylko ściągnąłem bluzę i nakryłem go nią. Nieśmiało podziękował i przysunął się bliżej mnie.
- Na pewno nie jest ci zimno?
zapytał.
- Trochę
odparłem.
- To chodź
powiedział cicho, odkrywając kawał kurtki tak, abym i ja się zmieścił.
Serce podeszło mi do gardła. Remus pewnie zaproponował to z grzeczności, a ja mogę wykorzystać okazję... Chyba podszedłem do tego ze zbyt wielkim entuzjazmem, z jakim to powinien zrobić przyjaciel. Tak, ale dla mnie Remus nie był jedynie przyjacielem. Ale on o tym jednak nie wie, taką przynajmniej żywię nadzieję. Wiem, że gdyby się dowiedział nadal by się ze mną przyjaźnił, ale to nie byłoby to, co było kiedyś. Luniaczek nie jest taki, że kogoś porzuci, on zawsze da ci szansę. Ale czy można by mu się dziwić, że jego kontakty ze mną byłyby chłodniejsze, gdybym mu wyznał, co czuję albo, co gorsza, pocałował? Zdecydowanie nie.
Postanowiłem, że będę czerpał z tej przyjaźni tyle, ile mogę. Przecież nie ma nic nienormalnego w tym, że przyjaciel czasem przytuli drugiego, prawda? Przysunąłem się do niego i naciągnąłem na siebie moją połowę kurtki. Delikatnie stykaliśmy się ramionami. Remus położył na moim rękę, a ja na jego oparłem głowę. Czułem się cudownie, a to, co robiliśmy nie wykraczało za granicę przyjaźni i nie musiałem się czuć skrępowany. Myślę, że mimo wszystko kiedyś mu powiem. Nie wiem kiedy, może jutro, za rok, za dziesięć lat, ale kiedyś na pewno. A może teraz była najlepsza chwila? Jesteśmy zupełnie sami, możemy pogadać spokojnie, nikt nam nie będzie przerywać... Nie, nie jestem na to gotowy. To musi poczekać.
Rozmawialiśmy jeszcze o jakichś pierdołach, a potem wróciliśmy do Hogwartu, gdzie czekali na nas Peter i James.
- Nareszcie jesteście! Jak było?! Co robiliście?
Uśmiechnąłem się. Cały Rogacz. Nadpobudliwy do granic możliwości. Między innymi za to go lubiłem.
- Normalnie, a co się miało stać? Byliśmy na kremowym i trochę pochodziliśmy, to wszystko.
James popatrzał na mnie z zawodem na twarzy, tak jakbym był ostatnim kretynem. O co mu chodziło?
- Możemy później porozmawiać na osobności?
zapytał James, tak cicho, abym tylko ja to usłyszał.
- Jasne
odpowiedziałem, ciekawy, co się stało.
A nie możemy teraz?
- Nie, poczekajmy do wieczora.
- Dobra
zgodziłem się.
Do końca dnia zastanawiałem się, co chodzi po głowie Jamesowi. Wreszcie, kiedy zostaliśmy sami, bo Luniaczek i Peter poszli do biblioteki, James zaczął mówić.
- Musimy przeprowadzić poważną rozmowę, Syriuszu
oświadczył, bez cienia uśmiechu, co mnie zdziwiło. On i powaga? Bez żartów, proszę.
- A o czym?
- O tobie i twoim ukochanym.
CO?! Ukochanym? W rodzaju męskim? Jak James mógł się dowiedzieć? Przecież na niczym mnie nie przyłapał, a już na pewno nie widział nas dzisiaj w Hogsmeade, zresztą to było całkiem przyjacielskie zachowanie.
- Ee... Ukochanym?
postanowiłem rżnąć głupa.
- Tak, a dokładniej o pewnym chłopcu, z którym obaj dzielimy dormitorium i który jest naszym przyjacielem oraz wilkołakiem. O niejakim Remusie Lupinie.
W tym momencie całkowicie mnie zatkało. Nie potrafiłem powiedzieć nic składnego.
- Ja? On... Nie...Skąd ty... Jak...
- Nie bełkocz i nie próbuj mi wciskać kitów. Wbrew pozorom nie jestem taki ciemny.
- N-nie p-p-powiedziłeś m-mu, p-prawda?
- Za kogo ty mnie masz? Oczywiście, że nie. Peterowi również nie pisnąłem ani słowa.
- Dzięki
powiedziałem i wpatrzyłem się w swoje buty.
- Nie masz za co dziękować. Jestem twoim przyjacielem.
- Ale s-skąd t-to wiesz?
wciąż byłem roztrzęsiony.
- Wierz mi, wcale nie było to takie trudne do odgadnięcia. Gapisz się na niego nieustannie jak w obraz. Zawsze starasz się usiąść obok niego. Często opierasz o niego głowę i różne takie, czego nigdy nie robisz ze mną i Peterem. Obchodzisz się z nim jak z piórkiem. Muszę jeszcze dodawać, że tylko jego przezwisko zdrabniasz? Ciągle mówisz do niego per "Luniaczek".
- Aż tak to było widać?
zapytałem z niepokojem.
- Spędzamy ze sobą dużo czasu, więc łatwo mi było połączyć ze sobą wszystkie te fakty i dojść do właściwego wniosku.
- I nie brzydzisz się mną?
- Co ci przyszło do głowy?
- Jestem gejem. To nie jest normalne.
- A któryś z nas jest normalny? To nie twoja wina, że jesteś inny, wcale mi to nie przeszkadza, tym bardziej, że to nie ja jestem twoim wybrankiem.
- I co według ciebie mam teraz zrobić?
- Najlepiej powiedzieć mu. Ale, jak cię znam, tego nie zrobisz.
- Przynajmniej na razie.
- O, to Remus może mieć jakąś nadzieję...
- Co masz na myśli?
- Że on tylko na to czeka...
- Chcesz powiedzieć, że on...
- Że on też cię kocha.
- Serio? Skąd wiesz?
- Powiedział mi, a teraz spa...
Nie dokończył, bo wybiegłem szukać Remusa. Mojego Remusa. Jak cudownie móc to powiedzieć!
Znalazłem go, kiedy wychodził z biblioteki z Glizdogonem.
- Cześć! Peter, nie obrazisz się jak ci porwę Remusa?
powiedziałem i nie czekając na odpowiedź pociągnąłem Remusa za rękę do najbliższej pustej klasy. Posadziłem go na pierwszej lepszej ławce, a sam usadowiłem się tuż obok.
- Co się stało?
zapytał zdziwiony.
- Nic. Tylko cię kocham.
Luniaczek przez chwilę w ogóle się nie poruszył. Patrzył się tylko na mnie z dziwnym uśmiechem na twarzy. Po chwili objął mnie i delikatnie mnie pocałował.
- To chyba sobie wszystko wyjaśniliśmy
powiedziałem i obaj się uśmiechnęliśmy.

Wyszukiwarka