R12 (2)



XII






Radosny, hałaśliwy tłum techników, mechaników i innych mieszkańców sztabu
Sprzymierzenia otaczał natychmiast każdy z myśliwców, który wylądował i wtoczył
się do wnętrza świątyni. Kilku z pozostałych przy życiu pilotów zdążyło już
wysiąść i teraz oczekiwało Luke'a, by mu pogratulować.
Po drugiej stronie X-a tłum był zdecydowanie mniejszy i znacznie bardziej
poważny. Składał się z grupy techników i wysokiego humanoidalnego robota, który
przyglądał się z niepokojem, jak ludzie wyładowują z postrzelonej maszyny
okopcony metalowy korpus.
- Erdwa? - powtarzał Trzypeo pochylony nad zwęglonym miejscami pancerzem. -
Słyszysz mnie? Odezwij się. Naprawicie go, prawda? - zwrócił się do jednego z
techników.
- Zrobimy, co będzie można - odparł mężczyzna, przyglądając się stopionemu
metalowi i powyrywanym częściom. - Mocno dostał.
- Musicie go naprawić. Sir, jeżeli brakuje wam części zamiennych, to chętnie
oddam swoje... Odeszli wolno, nie zwracając uwagi na krzyki i podniecenie wokół
siebie. Pomiędzy robotami i ludźmi, którzy je naprawiali, istniał bardzo
szczególny stosunek. Przejmowali wzajemnie niektóre swoje cechy i czasem granica
dzieląca człowieka od robota była mniej wyraźna, niż wielu chciałoby przyznać.
W centrum radosnego tłumu były trzy postacie walczące o pierwszeństwo w
gratulowaniu sobie nawzajem. Biedy jednak przyszło do poklepywania się po
plecach, Chewbacca nie miał sobie równych. Wszyscy wybuchnęli śmiechem, widząc,
jak ogromny Wookie z zakłopotaniem spogląda na Luke'a, zgniecionego prawie na
miazgę w jego uścisku. .
- Wiedziałem, że wrócicie! - krzyczał Luke. - Po prostu wiedziałem. Gdyby nie
wy, byłbym teraz chmurą pyłu!
Solo nie stracił swej zwykłej pewności siebie.
- No cóż, nie mogłem przecież pozwolić, żeby jakiś latający chłopak z farmy sam
walczył z całą stacją bojową. Poza tym zaczynałem się domyślać, jak to się
skończy i czułem się okropnie, Luke... zostawić cię, żebyś sobie przypisał
sukces i zgarnął całą nagrodę...
Nagle przez tłum przedarła się szczupła postać w rozwianej szacie i w sposób
zupełnie nie senatorski rzuciła się na Luke'a.
- Zrobiłeś to! - powtarzała Leia. - Udało ci się! Luke chwycił ją w ramiona i
zakręcił wokół siebie. Potem Leia podeszła do Solo i także go uściskała. jak
można było się spodziewać, Korelianin nie był tak zmieszany.
Nagle zakłopotany powszechnym entuzjazmem Luke odwrócił się i spojrzał z
aprobatą na wymęczony myśliwiec. Potem powędrował wzrokiem w górę, ku wysokiemu
stropowi hangaru. Przez moment zdawało mu się, że słyszy coś, jakby ciche
westchnienie, jakby pewien szalony starzec rozluźniał mięśnie, co zwykł robić w
chwilach zadowolenia. Był to pewnie tylko gorący wiatr tego porośniętego
wilgotną dżunglą świata, lecz Luke uśmiechnął się do tego, co zdawało mu się, że
zobaczył w górze.
W ogromnej świątyni było wiele pomieszczeń, które technicy Sprzymierzenia
przebudowali na nowoczesne pracownie, laboratoria, hangary i komfortowe pokoje.
Była też wielka sala, tak klasycznie piękna w swej surowej prostocie, że mimo
niedostatku miejsca na księżycu Yavin, architekci nie zmienili w niej nic,
ograniczając się jedynie do zabezpieczenia jej przed inwazją dżungli.
Po raz pierwszy od tysięcy lat ta ogromna sala wypełniona była po brzegi. Setki
żołnierzy i techników Sprzymierzenia stały w szeregach na równej, błyszczącej
jak szklana tafla, kamiennej podłodze. Zebrali się tu po raz ostatni przed
odlotem do swoich domów i nowych zadań stanowiących świadectwo siły i możliwości
powstania.
Delikatny powiew poruszał lekko chorągwiami planet, które udzielały pomocy
Sprzymierzeniu. W odległym końcu głównej nawy stała na podwyższeniu, ubrana w
przepisową biel, Leia Organa w otoczeniu przywódców Sprzymierzenia.
U wejścia ukazała się grupka postaci. Jedna z ruch, wielka i kosmata, rozglądała
się niespokojnie, jakby szukała drogi ucieczki, lecz jej towarzysz przywołał ją
do porządku. Minęło kilka minut nim Luke, Han, Chewie i Trzypeo przeszli
szpalerem do przeciwnego końca sali.
Zatrzymali się przed Leią. Między siedzącymi w pobliżu dostojnikami Luke
rozpoznał generała Dodonnę. Po chwili z boku wynurzył się znajomy, baryłkowaty
kształt Erdwa Dedwa, który dołączył do grupy i zajął miejsce obok zdumionego
Trzypeo.
Chewbacca nerwowo przestępował z nogi na nogę i wyraźnie okazywał, że wolałby
znajdować się teraz gdzie indziej. Solo szturchnął go mocno, widząc, że Leia
występuje naprzód. Jednocześnie pochyliły się chorągwie planet i wszyscy zebrani
w wielkiej sali zwrócili twarze w kierunku podwyższenia.
Księżniczka włożyła ciężki, złoty łańcuch na szyję Solo, potem Wookiego -
musiała stanąć na palcach,
by to zrobić - wreszcie Luke'a. Potem skinęła ręką w stronę tłumu. Natychmiast
prysnął uroczysty nastrój i każdy mężczyzna, kobieta i robot mógł dać pełny
wyraz swym uczuciom.
Stojąc tak wśród rozkrzyczanego tłumu, Luke nie myślał teraz o swej przyszłości,
może wśród powstańców, a może poświęconej pełnym przygód rejsom z Hanem Solo i
Chewbaccą. Zamiast tego, choć Han twierdził, że nie warto, myślał wyłącznie o
Lei.
Zauważyła jego spojrzenie, lecz tym razem uśmiechnęła się tylko.



POPRZEDNISPIS TRESCIgwarantowane 99,9% zgodnosci z oryginałem
]-=Grabcu=-[





Wyszukiwarka