v 04 068







Maria Valtorta - Ewangelia, jaka została mi objawiona (Księga
IV.68)



 
 









Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana













Maria Valtorta


Księga IV - Trzeci
rok życia publicznego





  POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA    –






68. JEZUS
PRZEMAWIA W BETANII


Napisane 6 lutego 1946. A, 7922-7936
Jezus znajduje się w Betanii,
która – w tym pięknym miesiącu Nisan, pogodnym i czystym – jest
okazała, cała w
kwiatach, jakby stworzenie zostało obmyte z wszelkiego brudu. Do Jezusa
przyłączyły
się tłumy, które z pewnością szukały Go w Jerozolimie i nie chcą odejść
bez
usłyszenia Go. Chcą unieść ze sobą Jego słowo w swoich sercach. Jest
tak wielka
ilość ludzi, że Jezus nakazuje im się zgromadzić, aby móc im udzielić
pouczenia.
Aby wypełnić otrzymany nakaz, we wszystkie strony rozprasza się
dwunastu [apostołów]
oraz siedemdziesięciu dwóch [uczniów]. Wszyscy oni ponownie zgromadzili
się [w
Betanii] w takiej lub mniej więcej w takiej liczbie wraz z nowymi
uczniami,
przyłączonymi do nich w ostatnim czasie.
Jezus tymczasem w
ogrodzie Łazarza
żegna się z niewiastami, a szczególnie ze Swą Matką. Z Jego nakazu
powracają do
Galilei w towarzystwie Szymona Alfeuszowego, Jaira, Alfeusza, syna
Sary, Margcjama, męża
Zuzanny i Zebedeusza. Pożegnania i łzy. Mieliby wielką ochotę nie
posłuchać
[nakazu]. Pragnienie [pozostania] wzbudzone jest miłością do
Nauczyciela. Jednak
jeszcze silniejsza jest moc miłości doskonałej – gdyż całkowicie
nadprzyrodzonej
– do Najświętszego Słowa. Ta siła sprawia, że są posłuszni, przyjmując
straszne
rozdzielenie.
Najmniej mówi
Maryja, Matka, lecz
Jej spojrzenie wyraża więcej niż słowa wszystkich niewiast razem
wziętych. Jezus
odczytuje to spojrzenie i uspokaja Ją, pociesza, syci pieszczotami, o
ile można
kiedykolwiek nasycić matkę, zwłaszcza tę Matkę, całą kochającą i całą
zatroskaną o Swego prześladowanego Syna. Wreszcie niewiasty odchodzą.
Jeszcze się
odwracają, aby pożegnać Nauczyciela i synów, i szczęśliwych uczniów z
Judei,
którzy jeszcze zostają z Nauczycielem.
«Cierpiały,
odchodząc...» –
zauważa Szymon Zelota.
«Ale dobrze, że
odeszły,
Szymonie.»
«Przewidujesz
smutne dni?» [–
pyta Szymon.]
«Co najmniej
burzliwe. Niewiasty nie
mogą znosić trudów jak my. Zresztą teraz jest mniej więcej równa liczba
[uczennic] z
Judei i z Galilei. Dobrze jest je rozdzielić. Kolejno będą Mnie
posiadać i kolejno
będą mieć radość służenia Mi, a Ja – [otrzymam] pociechę ich świętej
serdeczności.»
W tym czasie coraz
bardziej wzrasta
liczba [przybywających] ludzi. Ogród usytuowany pomiędzy domem Łazarza
i tym, który
należał do Zeloty, mieści tłum. Są tu osoby z wszystkich grup
społecznych, żyjące
w różnych warunkach, są też faryzeusze z Judei, członkowie Sanhedrynu i
osłonięte
welonami niewiasty.
Z domu Łazarza
wychodzi grupa
otaczająca posłanie, na którym przenoszą Łazarza. Są to członkowie
Sanhedrynu,
którzy w sobotę paschalną złożyli mu wizytę w Jerozolimie, i jeszcze
inni. Łazarz,
mijając Jezusa, kieruje do Niego radosny gest i uśmiech. Jezus
odwzajemnia mu się i
idzie za tym małym orszakiem, udając się tam, gdzie czeka na Niego
tłum.
Apostołowie
przyłączają się do
Niego. Judasz Iskariota jest od kilku dni tryumfujący i doskonale
usposobiony. Rzuca tu i
tam spojrzenia swych czarnych i błyszczących oczu. Szepcze Jezusowi do
ucha odkrycia,
jakie poczynił.
«O, spójrz! Są też
kapłani!...
No, proszę! Jest też Szymon z Sanhedrynu, jest i Elchiasz. Patrz, jaki
kłamca! Przed
kilkoma miesiącami mówił o Łazarzu wszystko, co najgorsze, a teraz
składa mu hołd
jak bożkowi!... Tam stoi Dorosz Starszy i Tryson. Widzisz, wita się z
Józefem? I uczony
w Piśmie Samuel z Saulem... I syn Gamaliela! I jest grupa herodian... A
ta grupa
zakrytych niewiast to z pewnością Rzymianki. Stoją z boku. Ale widzisz,
przyglądają
się, dokąd idziesz, aby móc się przemieścić i usłyszeć Cię. Poznaję je,
chociaż
są w płaszczach. Widzisz? Dwie wysokie, jedna nie tyle wysoka, co
potężna. Inne -
niższe, lecz zgrabne. Może pójdę je powitać?» [– zastanawia się Judasz.
Jezus
odpowiada:]
«Nie. Przyszły
jako nieznane, jako
bezimienne, które pragną słowa Rabbiego. Jako takie powinniśmy je
traktować.»
«Jak chcesz,
Nauczycielu.
Myślałem... żeby przypomnieć Klaudii o jej obietnicy...»
«To nie jest
potrzebne. A nawet
gdyby było, nigdy nie bądźmy żebrakami, Judaszu. Prawda? Heroizm
wiary musi się
formować wśród trudności.»
«Ale to dla... dla
Ciebie,
Nauczycielu.»
«I dla twej
ustawicznej idei
ludzkiego tryumfu. Judaszu, nie twórz sobie iluzji ani co do Mojego
przyszłego sposobu
działania, ani co do otrzymanych obietnic. Ty wierzysz w to, co sam
sobie mówisz. Ale
nic nie będzie mogło zmienić zamysłu Bożego, który jest następujący: Ja
jestem
Odkupicielem i Królem Królestwa duchowego.»
Judasz nic nie
odpowiada.
Jezus staje na
miejscu, pośrodku
apostołów. Ma Łazarza niemal u Swoich stóp, na posłaniu. W małej
odległości od
Niego znajdują się żydowskie uczennice, czyli siostry Łazarza, Eliza,
Anastatyka,
Joanna z dziećmi, Annalia, Sara, Marcela i Nike.
Rzymianki – czy
raczej te
niewiasty, które Judasz jako takie rozpoznał - są bardziej w tyle,
niemal w głębi,
zmieszane z licznymi osobami z ludu. Członkowie Sanhedrynu, faryzeusze,
uczeni w Piśmie,
kapłani są w pierwszym rzędzie. To nie do uniknięcia. Jednak Jezus
prosi ich o to, aby
zrobili miejsca dla trzech noszy, na których są chorzy. Jezus rozmawia
z nimi, lecz nie
uzdrawia ich od razu.
Aby zilustrować
myśl Swej przemowy,
Jezus zwraca uwagę słuchaczy na wielką ilość ptactwa. Ma ono gniazda w
listowiu
ogrodu Łazarza i w ogrodzie, w którym się zgromadzili słuchacze.
«Zauważcie: są
wśród nich
[ptaki] tubylcze i egzotyczne, najróżniejszych gatunków i wszelkich
rozmiarów. A kiedy
zapadnie noc, zastąpią je ptaki nocne. Ich również jest tutaj wiele,
choć łatwo jest
o nich zapomnieć – jedynie dlatego, że ich nie widzimy. Dlaczego tu
jest tyle ptaków?
Bo znajdują tu warunki do szczęśliwego życia. Tu mają słońce,
wypoczynek, obfity
pokarm, bezpieczne kryjówki, czyste wody. I gromadzą się tutaj.
Przybywają ze wschodu
i zachodu, z południa i z północy, jeśli to ptaki wędrowne. Pozostają
tu wiernie, o
ile są to tubylcy. I cóż? Czy ujrzymy, że te ptaki przewyższają
mądrością
człowieka? Pośród tych ptaków ileż jest potomków ptaków już umarłych,
które –
w roku ubiegłym lub jeszcze wcześniej – gnieździły się tutaj. Miały tu
bowiem to,
czego im było trzeba. Powiedziały o tym przed śmiercią swym dzieciom,
wskazały im to
miejsce i ich potomstwo, posłuszne, przybyło tutaj.
Ojciec, który jest
w Niebiosach –
Ojciec wszystkich ludzi – czyż nie przekazał Swoim świętym Swych prawd?
Czy nie
udzielił wszelkich możliwych wskazówek dla dobra Swoich dzieci?
Wszelkich wskazówek...
Tych, które dotyczą dobra ciała, oraz tych, które dotyczą dobra ducha.
Począwszy od
tunik skórzanych, które On uczynił dla pierwszych rodziców,
pozbawionych we własnych
oczach szaty niewinności, rozdartej przez grzech aż do ostatnich
odkryć, jakich
człowiek dokonał dzięki światłom Bożym, które je przypominają,
przekazują,
nauczają ich. A cóż widzimy? Widzimy, że nie jest ani zachowywane, ani
nauczane, ani
praktykowane to, o czym [człowiek] został pouczony, co mu nakazano i
wskazano w
odniesieniu do ciała i do ducha.»
Wiele osób ze
Świątyni szemrze.
Jezus ucisza je jednym gestem.
«Ojciec, dobry –
tak jak człowiek
nie może sobie w najmniejszym [stopniu] tego wyobrazić – wysłał Swego
Sługę. On ma
przypomnieć Jego nauczanie, zgromadzić ptaki w miejscach zbawiennych,
dać im dokładne
poznanie tego, co pożyteczne i święte, założyć Królestwo, w którym
każdy ptak
anielski, każdy duch znajdzie łaskę i pokój, mądrość i zbawienie. I
zaprawdę,
zaprawdę powiadam wam: ptaki zrodzone w tym miejscu na wiosnę powiedzą
innym, które
są gdzie indziej: “Chodźcie z nami, jest dobre miejsce, gdzie będziecie
się cieszyć
pokojem i obfitością Pana”. I ujrzy się następnego roku, że nowe ptaki
tu
przylecą. Tak samo – jak przepowiedzieli to prorocy – ujrzymy liczne
duchy,
przybywające zewsząd ku Nauce pochodzącej od Boga, ku Zbawcy,
założycielowi
Królestwa Bożego.
Jednak ptaki
dzienne są pomieszane w
tym miejscu z ptakami nocnymi, drapieżnymi, szkodnikami, zdolnymi siać
przerażenie i
śmierć wśród dobrych ptaszków. A [złe] ptaki są takie od lat, od
pokoleń. Nic nie
może ich wyrzucić z gniazd, bo wiją je w ciemnościach i w miejscach, do
których
człowiek się nie dostanie. Te ptaki o surowym oku, cichym locie,
żarłoczne, okrutne,
pracują w ciemnościach. Same brudne – rozszerzają swe nieczystości i
ból. Z kim je
porównamy? Z tymi wszystkimi w Izraelu, którzy nie chcą przyjąć
Światłości,
przybyłej dla rozproszenia ciemności: Słowa przybyłego, aby nauczać,
Sprawiedliwości, która przyszła uświęcać. Dla nich przyszedłem
daremnie. A nawet
jestem dla nich przyczyną grzechu. Oni bowiem Mnie prześladują i
prześladują tych,
którzy są Mi wierni. Cóż więc mam powiedzieć? Jedno. Mówiłem to już
wiele razy:
“Wielu przyjdzie ze wschodu i z zachodu i zasiądą z Abrahamem i Jakubem
w Królestwie
Niebios. A synowie tego królestwa zostaną wyrzuceni precz, w
ciemności.”»
«Synowie Boży – w
ciemności?!
Bluźnisz!» – woła jeden z członków Sanhedrynu, którzy się Mu
sprzeciwiają. To
pierwszy wyrzut śliny gadów, które zbyt długo milczały i które nie
potrafią już
dłużej zachować milczenia, bo dławią się swą trucizną.
«To nie synowie
Boży...» –
odpowiada Jezus.
«Ty to
powiedziałeś!
Powiedziałeś: “Synowie tego królestwa zostaną wyrzuceni precz, w
ciemności”»
[– stwierdzają faryzeusze.]
«I powtarzam to:
“synowie tego
królestwa”. Królestwa, w którym panuje ciało, krew, skąpstwo, oszustwo,
rozpusta,
zbrodnia. Ale to nie jest Moje Królestwo. Moje – to Królestwo
Światłości. Wasze –
to królestwo ciemności. Do Królestwa Światłości przybędą ze wschodu i z
zachodu, z
południa i z północy duchy prawe – nawet ci, którzy dla Izraela są
obecnie
poganami, bałwochwalcami, ludźmi godnymi wzgardy. I będą żyli w świętym
związku z
Bogiem, przyjąwszy w siebie światło Boże, czekając na wejście do
prawdziwej
Jerozolimy, w której nie ma już łez ani bólu, a przede wszystkim –
kłamstw.
Kłamstwo teraz kieruje światem ciemności i nasyca swych synów do tego
stopnia, że nie
wnika w nich najmniejszy promień Światła Bożego. O! Niech przyjdą nowi
synowie
zająć miejsca synów - odstępców! Niech przybędą! Bóg ich oświeci...
skądkolwiek
pochodzą... I będą królować na wieki wieków!»
«Przemówiłeś, aby
nas
znieważyć!» – krzyczą wrogo usposobieni żydzi.
«Mówiłem, aby
powiedzieć
prawdę.»
«Twoja moc
spoczywa w języku,
którym się posługujesz, nowy wężu, aby zwieść tłumy i sprowadzać je na
błędne
drogi.
«Moja moc tkwi w
jedności z Moim
Ojcem.»
«Bluźnierca!» –
wołają
kapłani. [Jezus im odpowiada:]
«Zbawca! Ty, który
leżysz u Moich
stóp, powiedz, co ci dolega?»
«Jako dziecko
złamałem kręgosłup
i od trzydziestu lat leżę» [– odpowiada chory.]
«Wstań i chodź! A
ty, niewiasto,
na co cierpisz?»
«Moje nogi są
bezwładne od dnia, w
którym ten, który mnie wraz z mężem niesie, ujrzał światło dnia» – i
wskazuje
młodego chłopca w wieku około szesnastu lat.
«Ty też wstań i
wychwalaj Pana. A
to dziecko dlaczego nie chodzi samo?» [– pyta Jezus.]
«Bo urodziło się
bezrozumne,
głuche, ślepe, nieme. Kawał oddychającego ciała» – wyjaśniają ci,
którzy
przyszli z nieszczęsnym dzieckiem. [Jezus woła:]
«W Imię Boga miej
rozum, mowę,
wzrok i słuch. Ja tego chcę!»
I po dokonaniu
trzeciego cudu odwraca
się do nastawionych nieprzyjaźnie, mówiąc: «A co na to powiecie?»
«Wątpliwe cuda.
Dlaczego nie
uzdrowisz Twego przyjaciela i obrońcy, skoro wszystko potrafisz?»
«Bo to nie jest
wolą Bożą» [–
stwierdza w odpowiedzi Jezus.]
«Cha! Cha!
Oczywiście! Bóg!
Wygodna wymówka! Gdybyśmy Ci przyprowadzili chorego, a raczej dwóch,
czy byś ich
uzdrowił?»
«Tak, o ile na to
zasługują» [–
odpowiada Jezus.]
«Zaczekaj więc na
nas!»
Odchodzą
pośpiesznie, śmiejąc
się szyderczo.
«Uważaj,
Nauczycielu! – mówi
wielu – Oni zastawiają na Ciebie pułapkę!»
Jezus czyni gest,
jakby chciał
powiedzieć: “Zostawcie ich!”.
[Por. Mt
19,13-15; Mk 10,13-14; Łk 18,15-17] Pochyla
się, aby pogłaskać dzieci, które powoli, zostawiając rodziców, podeszły
do Niego. Kilka
matek idzie w ślad za nimi, przynosząc Mu dzieci,
których krok jest chwiejny lub które są jeszcze przy piersi. Proszą:
«Pobłogosław nasze
dzieci,
Błogosławiony, aby były przyjaciółmi Światłości!»
I Jezus kładzie na
nie ręce, aby je
pobłogosławić. To wywołuje poruszenie całego tłumu. Wszyscy posiadający
dzieci
pragną takiego samego błogosławieństwa. Przepychają się i krzyczą, aby
ich
przepuszczono. Apostołowie gniewają się i też podnoszą głos. Besztają
tego i
tamtego. Niektórych popychają, zwłaszcza dzieci, które podeszły same.
[Zachowują
się tak] po części dlatego, że są rozdrażnieni zwykłą złośliwością
uczonych w
Piśmie i faryzeuszów, a po części – z litości dla Łazarza. Jest on
narażony na
to, że zostanie przewrócony pod naporem rodziców przynoszących dzieci
po Boskie
błogosławieństwo. Ale Jezus, łagodny, serdeczny, mówi: «Nie, nie! Nie
róbcie tego!
Nigdy nie przeszkadzajcie dzieciom przychodzić do Mnie ani ich rodzicom
– przynosić Mi
ich. To właśnie do tych niewinnych należy Królestwo. One nie będą winne
wielkiej
Zbrodni i wzrosną w Mojej Wierze. Zostawcie je więc, abym je jej
poświęcił. To ich
aniołowie przyprowadzają je do Mnie.»
Jezus jest teraz
pośrodku gromady
dzieci. Patrzą na Niego, urzeczone. Ileż twarzyczek uniesionych, oczu
niewinnych,
uśmiechniętych buź...
Okryte welonami
niewiasty
wykorzystały zamieszanie w tłumie, aby obejść zgromadzonych i stanąć w
tyle za
Jezusem, jakby je pobudzała ciekawość.
Faryzeusze, uczeni
w Piśmie i ich
towarzysze powracają z dwoma mężczyznami, którzy wyglądają na bardzo
cierpiących.
Szczególnie jeden z nich jęczy na noszach. Jest cały okryty płaszczem.
Drugi na pozór
mniej cierpi, lecz jest bardzo chory, wychudzony i ledwie oddycha.
«Oto nasi
przyjaciele, uzdrów ich!
Są naprawdę chorzy, zwłaszcza ten!»
Pokazują jęczącego
mężczyznę.
Jezus spuszcza
wzrok na chorych, a
potem patrzy na żydów. Przeszywa Swych wrogów straszliwym spojrzeniem.
Prostuje się za
zasłoną dzieci. Sięgają Mu one zaledwie do pasa. Zdaje się więc
wyłaniać zza
murów czystości, jak Mściciel. [Wygląda tak,] jakby z tej czystości
czerpał Swą
siłę. Otwiera ramiona i woła:
«Kłamcy! On nie
jest chory! Ja wam
to mówię. Odkryjcie go albo rzeczywiście za chwilę umrze za próbę
oszukania Boga!»
Mężczyzna
zeskakuje z posłania,
krzycząc na całe gardło: «Nie! Nie! Nie uderzaj mnie! A wy, przeklęci,
bierzcie wasze
pieniądze!»
I rzucając
sakiewkę pod nogi
faryzeuszy, ucieka co sił w nogach... Tłum szemrze, śmieje się,
gwiżdże, bije
brawo...
Drugi chory mówi:
«A ja, Panie?
Zostałem siłą wyciągnięty z łóżka i od dzisiejszego rana cierpię z
powodu tej
przemocy... Ale nie wiedziałem, że jestem w rękach Twoich
nieprzyjaciół...»
«Ty, biedny synu,
bądź uzdrowiony
i błogosławiony!» – i kładzie na niego ręce, przerywając żywą barierę z
dzieci.
Mężczyzna podnosi
na chwilę
przykrycie i patrzy na coś... Potem wstaje i ukazuje się obnażony od ud
do stóp. I
woła, krzyczy do utraty tchu:
«Moja noga! Moja
noga! Kim jesteś,
że możesz przywrócić to, co utracone?»
Potem pada
Jezusowi do stóp.
Następnie wstaje i wskakuje zwinnie na posłanie i krzyczy:
«Choroba zżerała
mi kości. Lekarz
odjął mi palce i opalił ciało. Pokroił mnie aż do kości kolana.
Spójrzcie!
Spójrzcie na ślady! A i tak bym umarł. A teraz... Wszystko jest zdrowe!
Moja noga! Moja
noga powstała na nowo!... I już mnie nie boli! To siła, zdrowie...
Pierś swobodna!
Zdrowe serce!... O, mamo! Moja mamo! Idę ci zanieść radość!»
Już chce odejść
biegiem, ale
powstrzymuje go wdzięczność. Powraca znów do Jezusa i całuje, całuje
Jego
błogosławione stopy aż do chwili, w której Jezus, głaszcząc mu głowę,
mówi:
«Idź! Idź do swej
matki i bądź
dobry.»
Potem spogląda na
Swych
unicestwionych wrogów i mówi grzmiącym głosem:
«A teraz co wam
powinienem uczynić?
Cóż mam uczynić, o zgromadzeni, po tym osądzie Bożym?»
Tłum krzyczy:
«Ukamienować
obrażających Boga! Na śmierć! Dość zasadzek na Świętego! Bądźcie
przeklęci!»
I podnoszą bryły
ziemi, gałęzie,
małe kamyki. Gotowi są rozpocząć kamienowanie. Jezus powstrzymuje ich:
«Oto głos
tłumu, oto jego odpowiedź. Moja jest inna. Ja mówię wam: Odejdźcie! Nie
będę się
kalał uderzeniem was. Niech Najwyższy się wami zajmie. On jest Moją
obroną przeciw
bezbożnym.»
Winowajcy, zamiast
milczeć –
pomimo strachu odczuwanego przed pospólstwem – nadal znieważają
Nauczyciela. Pieniąc
się ze złości, krzyczą:
«My jesteśmy
żydami i potężnymi!
Nakazujemy Ci odejść! Zakazujemy Ci nauczać. Wypędzamy Cię. Wynoś się
stąd! Mamy
Ciebie dość! Władza jest w naszych rękach i my się nią posługujemy, i
będziemy to
czynić coraz bardziej, o, przeklęty... o, uzurpatorze, o...»
Są gotowi
powiedzieć jeszcze coś
pośród zgiełku, krzyków, łez, gwizdów, jednak wysuwa się do przodu
zakryta welonem
niewiasta. [Podchodząc] krokiem szybkim i królewskim, staje pomiędzy
Jezusem a Jego
wrogami. Jeszcze bardziej władcze ma spojrzenie i ton głosu. Odsłania
oblicze i ostro,
smagając ich - bardziej niż bicz galerników i niż topór opadający na
kark
[skazańca] – wygłasza jedno zdanie: «Kto zapomina, że jest niewolnikiem
Rzymu?»
To Klaudia.
Opuszcza zasłonę.
Kłania się lekko przed Nauczycielem i wraca na swe miejsce. Ale to
wystarcza. Faryzeusze
nagle się uciszają. Jeden – w imieniu wszystkich i z pełzającą
służalczością
– mówi:
«Domina, przebacz!
Ale On mąci
starego ducha Izraela. Ty, potężna, powinnaś Mu przeszkodzić, zakazać –
za
pośrednictwem sprawiedliwego i dzielnego Prokonsula. Niech żyje długo i
w zdrowiu!»
«To nas nie
dotyczy. Wystarczy, że
On nie mąci rozkazu Rzymu. A tego nie czyni!» – odpowiada dumnie
patrycjuszka.
Daje polecenie
swym towarzyszkom i
oddalają się w kierunku kępy drzew rosnących na skraju ścieżki. Potem
znikają.
Ukazują się jeszcze na odkrytym, skrzypiącym wozie. Klaudia nakazuje
opuścić
wszystkie zasłony.
«Jesteś
zadowolony, że nas
znieważono z Twego powodu?» – pytają, powracając do ataku żydzi,
faryzeusze, uczeni
w Piśmie i ich towarzysze.
Tłum krzyczy w
gniewie. Józef,
Nikodem i wszyscy, którzy okazali przyjaźń – a wraz z nimi, nie
przyłączając się,
lecz tak samo myśląc, również syn Gamaliela - odczuwają potrzebę
zadziałania.
Upominają tych, którzy przebrali miarę. Dyskusja, prowadzona przez
wrogów i Jezusa,
przenosi się [teraz] na dwie przeciwstawne grupy i na uboczu pozostaje
Ten, którego ona
najbardziej dotyczy.
Jezus milczy. Stoi
ze skrzyżowanymi
ramionami i, tak myślę, wydobywa siłę, aby utrzymać w ryzach tłum, a
zwłaszcza –
apostołów, siniejących z gniewu.
«Powinniśmy bronić
siebie i
bronić [innych]» – wykrzykuje jakiś spocony żyd.
«Wystarczy, że
widzimy
zafascynowane tłumy, które idą za Nim» – mówi inny.
«My jesteśmy
potężni! Tylko my! I
tylko nas ma się słuchać i naśladować!» – wrzeszczy jeden z uczonych w
Piśmie.
«Niech On stąd
odejdzie! Jerozolima
jest nasza!» – wydziera się kapłan, czerwony jak indor.
«Jesteście
przewrotni!»
«Jesteście
bardziej niż ślepi!»
«Tłumy was
opuszczają, bo na to
zasługujecie!»
«Bądźcie święci,
jeśli chcecie,
aby was kochano. Władzy nie zachowuje się popełnianiem
niesprawiedliwości. Ona bowiem
opiera się na szacunku ludu wobec rządzących!» – wołają z kolei ci,
którzy są w
obozie przeciwstawnym, oraz wielu z tłumu.
«Cisza!» –
nakazuje Jezus.
A kiedy milkną,
mówi:
«Tyrania i rozkazy
nie mogą
zmienić uczuć i następstw otrzymanego dobra. Ja zbieram to, co daję:
miłość. Wy
waszymi prześladowaniami sprawiacie jedynie to, że wzrasta miłość,
która pragnie Mi
wynagrodzić wasz brak miłości. Czy nie wiecie przy całej waszej
mądrości, że prześladowanie
jakiejś nauki służy jedynie wzrostowi jej mocy, zwłaszcza wtedy gdy
czyny są
zgodne z tym, czego się naucza? Posłuchajcie jednej z Moich
przepowiedni, o wy z
Izraela. Im bardziej będziecie prześladować Rabbiego z Galilei i
idących za Nim -
usiłując unicestwić tyranią Jego Boską Naukę - tym bardziej będziecie
sprawiać,
że ona rozkwitnie i bardziej będzie się rozszerzać po świecie. Zasiewem
przyszłych
wierzących będzie każda kropla krwi męczenników, jakich uczynicie,
mając nadzieję
odnieść zwycięstwo i zapanować waszymi prawami oraz zepsutymi i
obłudnymi przepisami,
które nie odpowiadają Prawu Boga, każda łza świętych, których
zdepczecie. I kiedy
będziecie sądzili, że jesteście zwycięzcami, zostaniecie pokonani.
Idźcie. Ja też
odchodzę. Niech kochający Mnie szukają Mnie na krańcach Judy i za
Jordanem albo niech
na Mnie czekają. Jak błyskawica, która się ukazuje od wschodu na
zachód, tak szybkie
będzie przejście Syna Człowieczego aż do chwili, kiedy wstąpi na ołtarz
i na tron.
Jako Najwyższy Kapłan i nowy Król będzie tam trwał nieruchomo, na
oczach świata,
stworzenia i Niebios, w jednym ze Swych licznych objawień, które
jedynie dobrzy
potrafią pojąć.»
Nieprzyjaźni
faryzeusze odeszli wraz
ze swymi kompanami. Inni pozostają. Syn Gamaliela walczy ze sobą, chcąc
podejść do
Jezusa. Potem jednak odchodzi, nic nie mówiąc...
«Nauczycielu, czy
nie będziesz nas
nienawidził z powodu tego, że jesteśmy z tej samej grupy?» – stawia
pytanie Eleazar.
«Nie dotykam
klątwą kogoś za to,
że należy do grzesznej warstwy [społecznej]. Nie obawiaj się» –
odpowiada mu Jezus.
«Teraz nas
znienawidzą...» –
szepcze Joachim.
«To dla nas
zaszczyt!» – woła
Jan, członek Sanhedrynu.
«Niech Bóg umocni
chwiejących się
i niech pobłogosławi silnych. Ja was wszystkich błogosławię w Imię
Pana.»
I z rozwartymi
ramionami udziela
błogosławieństwa mojżeszowego wszystkim obecnym. Potem żegna się z
Łazarzem i jego
siostrami, z Maksyminem, z uczennicami. Udaje się w drogę...
Zielone pola po
obu stronach drogi w
kierunku Jerycha przyjmują Go do swej zieleni, którą czerwieni
wspaniały zachód
słońca.


 
 



Przekład: "Vox Domini"





Wyszukiwarka