Child Maureen Trojaczki Reilly 01 Jak uwiesc eksmeza
MAUREEN CHILD Jak uwieść eksmę\a The Tempting Mrs. Reilly Tłumaczyła: Hanna Walicka ROZDZIAA PIERWSZY Dziesięć tysięcy dolarów to kupa forsy powiedział Brian Reilly, sięgając po piwo. Nie rób \adnych planów rzucił szybko jego brat, Aidan, biorąc kawałek tortilli z naczynia stojącego na środku stołu. Pamiętaj, \e nie dostaniesz wszystkiego. Tak potwierdził Connor. Musisz się z nami podzielić. I ze mną, \e posłu\ę ci radą uśmiechnął się Liam. Wiem potwierdził Brian. Liam, trzy lata starszy od braci, wyglądał na zadomowionego w mrocznym pomieszczeniu baru. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, i\ był księdzem. Jednak w pierwszym rzędzie nale\ał do klanu Reillych. Zawsze trzymali się razem. Brian popatrzył na braci. Czuł się tak, jakby dwa razy spojrzał w lustro. Trojaczki Reilly Aidan, Brian i Connor. Nazwani według alfabetu w porządku pojawiania się na świecie. Nie rozstawali się od urodzenia. Razem wstąpili do piechoty morskiej i przetrwali trudny okres adaptacyjny. Zawsze wspierali się wzajemnie lub dawali kopniaka, gdy zaszła potrzeba. Teraz świętowali nieoczekiwany przypływ gotówki. Zmarł ich cioteczny dziadek, Patryk, w swoim czasie te\ jeden z trojaczków, a \e nie miał \adnych innych krewnych, zostawił trojaczkom Reilly dziesięć tysięcy dolarów. Właśnie zastanawiali się, jak je rozdysponować. Podzielmy na cztery zaproponował Connor, spoglądając na Liama. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Chciałbym podziękować i odmówić uśmiechnął się Liam. Ale poniewa\ kościół potrzebuje nowego, dachu, powiem tylko, \e podoba mi się pomysł Connora. Za dwa i pół tysiąca nie kupisz nowego dachu zauwa\ył Aidan. śaden z nas zbyt wiele nie kupi. Pomyślałem o tym przyznał Liam. A mo\e by się zało\yć? Wygrywający bierze wszystko. Brian czuł pociąg do współzawodnictwa, podobnie jak jego bracia. Niczego nie lubili bardziej ni\ rzucać sobie wyzwania. Jednak uśmiech na twarzy Liama zdawał się ostrzegać, \e dalsza część wywodu mniej przypadnie mu do gustu. Co prawda, najstarszy brat był księdzem, lecz jako jeden z Reillych odznaczał się właściwym im sprytem. O jakim zakładzie myślisz? zapytał. Boicie się? Oczywiście, \e nie! rzucił Aidan. Dzień, w którym Reilly nie podejmie wyzwania, będzie... ... oznaczał, \e le\y kilka stóp pod ziemią dokończył Connor. Co wymyśliłeś? zwrócił się do Liama. Zawsze mówicie o pełnym zaanga\owaniu i poświęceniach, tak? Oczywiście. Nale\ymy do sił lotniczych piechoty morskiej, a ona ju\ taka jest Brian spojrzał na braci, nim przytaknął. Pewnie poparli go Aidan i Connor. Tak? Liam ogarnął wzrokiem całą trójkę. Ale o jednym nie macie pojęcia. Co takiego? Och, muszę przyznać, \e jesteście bardzo oddani słu\bie. Bóg wie, ile czasu spędziłem na modlitwach za was. Jednak istnieje coś jeszcze trudniejszego. Trudniejszego ni\ wytrwanie w walce? Connor wypił łyk piwa. Co to takiego? Damy radę wszystkiemu zapewnił Aidan. Bez wątpienia dodał Brian. Miło mi to słyszeć Liam zrobił pauzę dla zwiększenia efektu. Chodzi o rezygnację z seksu przez dziewięćdziesiąt dni. Przy stole zapadła kamienna cisza. Daj spokój spanikowany Connor popatrzył na braci. Nie da rady! Dziewięćdziesiąt dni? przeraził się Aidan. Brian czekał, co jeszcze powie starszy brat. Mówię tylko o trzech miesiącach rzekł Liam z podstępnym uśmiechem. Za trudne dla was? Ja wytrzymuję całe \ycie. Wariactwo Connor pokręcił głową. Boicie się spróbować? prowokował Liam. Kto chce próbować? rzucił Aidan. Trzy miesiące bez seksu? To niemo\liwe uznał Brian. Pewnie masz rację Liam napił się piwa. Nigdy tego nie zaznaliście. Od młodzieńczych lat stanowiliście obiekt zainteresowania kobiet. W \aden sposób nie wytrzymalibyście trzech miesięcy. Nie powiedziałem, \e nie dalibyśmy rady mruknął Connor. Ale nie powiedziałeś te\, \e byśmy wytrwali przypomniał dla porządku Aidan. Z tego wynika, \e ksiądz jest twardszy ni\ \ołnierz piechoty morskiej. Na to w \adnym razie nie mogli przystać. W ciągu kilku sekund Liam osiągnął cel, a trojaczki stanęły przed największym wyzwaniem w \yciu. Jeszcze dobrych parę dni pózniej Brian nie potrafił sobie uzmysłowić, jak dali się w to wciągnąć. Wiedział tylko, \e Liam na pewno minął się z powołaniem. Powinien był zostać sprzedawcą samochodów, a nie księdzem. Dziewięćdziesiąt dni bez seksu powtórzył, patrząc na braci. Pozostali dwaj z trojaczków nie wyglądali na szczęśliwszych ni\ on. Przegrany traci swój udział. Jeśli wszyscy przegracie zauwa\ył wesoło Liam mój kościół dostanie nowy dach. Nie przegramy zapewnił Brian, który przystępował do ka\dych zawodów tylko po to, by wygrać. Reilly nie zwykli przegrywać. Miło mi to słyszeć. W takim razie ominie cię te\ kara. Jaka kara? spytał Brian. Zaplanowałeś to, prawda? rzucił Connor. Powiedzmy, \e trochę nad tym pomyślałem. Kościół naprawdę potrzebuje nowego dachu. Uhm mruknął Brian. Chodzi nie tylko o dach, prawda? Chcesz nas torturować. Jestem najstarszy. Zawsze byłeś mruknął Connor. Właśnie. A jeśli idzie o karę, to jestem z niej szczególnie dumny. Pamiętacie, jak kapitan Gallagher przegrał z Aidanem w golfa? Aidan uśmiechnął się na to wspomnienie, lecz Brian a\ podskoczył. W \adnym razie zaoponował. Właśnie, \e tak. Gallagher świetnie wyglądał w swoim kostiumie, więc myślę, \e wy te\ będziecie. Przegrani przejadą przez bazę w kabriolecie, mając na sobie tylko spódniczki z liści palmowych. I to w dniu święta armii dokończył Liam. Tego dnia zje\d\ali do bazy wojskowi dygnitarze z rodzinami, więc upokorzenie byłoby wyjątkowo dotkliwe. Aidan i Connor zaczęli protestować, Brian tylko patrzył na Liama. A jaka jest twoja stawka? spytał w końcu. Nie widzę, byś cokolwiek ryzykował. Ryzykuję nowy dach kościoła odrzekł ksiądz, popijając piwo. Oraz swoje dwa i pół tysiąca. Jeśli któryś z waszej trójki wytrwa przez trzy miesiące, zgarnia całą pulę. Je\eli wszyscy przegracie, a podejrzewam, \e tak się stanie, wszystko przypadnie kościołowi. A kto będzie wiedział, czy wytrwaliśmy? Dacie mi słowo. Jako członkowie rodziny Reilly przecie\ nigdy nie kłamiecie, przynajmniej między sobą. Bracia potakująco skinęli głowami. Umowa stoi. Kiedy zaczynamy? spytał Brian. Od dzisiejszego wieczora. Mam dziś randkę z Deb Hannigan po\alił się Connor. Na pewno doceni twoje d\entelmeńskie zachowanie zapewnił ksiądz. Cię\ko będzie mruknął Aidan. Brian w milczeniu przyznał mu rację. Pomyślał, \e on, Brian, powinien być tym, który wytrwa do końca. Tina Coretti Reilly zaparkowała wynajęte auto przed domem babci, otworzyła drzwi i gdy wysiadła, ogarnęło ją parne powietrze wczesnego lata w Południowej Karolinie. Czuła się jakby ktoś ją okrył wilgotnym kocem elektrycznym. Nawet w czerwcu powietrze było tu cię\kie, a w sierpniu ka\dy z mieszkańców miasta tylko się modlił o trochę chłodu. Małe Baywater le\ało przy trasie prowadzącej do Beaufort. Wzdłu\ uliczek zabudowanych starymi willami rosły tu dęby, sosny, magnolie, a przy głównej alei w sklepikach i małych lokalikach koncentrowało się \ycie towarzyskie. W Baywater czas płynął wolniej ni\ gdzie indziej na Południu. Tina bardzo tęskniła za tym miejscem. Z rozrzewnieniem patrzyła na ganek domu, w którym po śmierci rodziców w wypadku samochodowym była wychowywana przez babcię. Odkąd skończyła dziesięć lat, tu był jej dom. Przed pięciu laty wyjechała na drugi koniec kraju. Przypomniała sobie rozmowę sprzed kilku dni toczoną w Kalifornii z kole\anką. Zwariowałaś? Tina roześmiała się widząc zdumienie Janet, swojej bliskiej przyjaciółki. Trudno było się jej dziwić. Właśnie przed nią wielokrotnie narzekała na byłego mę\a. Chcesz z własnej woli jechać w środku lata do Południowej Karoliny? Niezale\nie od faktu, \e jest tam twój były? Właśnie dlatego jadę. No tak Janet z trudem usadowiła się przy biurku kole\anki, była bowiem w szóstym miesiącu cią\y. Nie sądzę, \ebyś to wszystko dobrze przemyślała. Przemyślałam zapewniła Tina, choć w rzeczywistości wolała się głębiej nie zastanawiać nad własną decyzją, by nie zmienić zdania. W wieku dwudziestu dziewięciu lat wyraznie słyszała tykanie biologicznego zegara, więc nie mogła się dłu\ej ociągać. Naprawdę, wiem, co robię rzekła. Martwię się o ciebie. Janet pokręciła głową, gładząc swój wystający brzuch, co tylko uświadomiło Tinie, jak bardzo ona sama pragnie dziecka. Zawsze chciała. Teraz nadszedł najwy\szy czas, by powa\nie się tym zająć. Wiem, lecz nie powinnaś się martwić. Poznałyśmy się sześć miesięcy po twoim rozwodzie, a ty ciągle to prze\ywałaś przypomniała Janet. Minęło pięć lat, jednak nosisz w portfelu zdjęcie byłego mę\a. Bo to ładne zdjęcie. Tak, ale dlaczego sądzisz, \e wprowadzisz go znowu w swoje \ycie i nie będziesz z tego powodu cierpieć? Tina zawahała się lekko, lecz szybko odepchnęła wątpliwości. Nie pozwolę, by ponownie w nie wkroczył. To ja pojawię się w jego \yciu, a potem odejdę. Widzę, \e cię od tego nie odwiodę. Przynajmniej dzwoń często. Obiecuję. Faktycznie. Janet miała powody do niepokoju, pomyślała Tina, wracając do rzeczywistości. Gdyby nie była tak zdeterminowana, pewnie sama by się denerwowała tą sytuacją. Spojrzała w stronę mieszkania nad gara\em i przez moment przyznała rację przyjaciółce. Wolała jednak nie uwa\ać, \e popełnia błąd. Zrobiła karierę zawodową, zdobyła wspaniałych przyjaciół i ładne mieszkanie, lecz nie miała nikogo, kogo obdarzyłaby miłością, a bardzo tego potrzebowała. Tote\ postanowiła odmienić swoje \ycie. Masz tylko trzy tygodnie, rzekła do siebie w duchu. Nie zmarnuj ich. Wyjęła rzeczy z baga\nika i podeszła do frontowych drzwi. Otworzyła je i zatrzymała się w holu. Du\y pokój tonął w słońcu. Wewnątrz panował przyjemny chłód, bowiem babcia nie wyłączała nigdy klimatyzacji. Z wazonu pełnego \ółtych ró\ unosił się zapach, który pamiętała z dzieciństwa. Przez chwilę stała oczarowana, póki głośne szczekanie nie wytrąciło jej z marzeń. Uświadomiła sobie, \e nie jest tu zupełnie sama. Zostawiła baga\e, poszła do kuchni, by otworzyć tylne drzwi, za którymi słychać było psi jazgot. Gdy tylko je uchyliła, do mieszkania wpadły dwie puchate kulki i rzuciły się jej do kolan, zostawiając na jasnozielonych spodniach ślady ubrudzonych łapek. No, ju\ dobrze. Uspokajała psy głaskaniem, lecz one próbowały się na nią wdrapać. Babeczka i Brzoskwinka, dwa słodkie pudelki babci, które przepadały za kobietami i nie znosiły mę\czyzn. Kochała je, choć sama nie miała nic przeciwko mę\czyznom. Nie darzyła niechęcią nawet tego, który na to zasługiwał i dla którego wróciła do Baywater. Babcia prosiła, by przyjechała zaopiekować się psami, podczas gdy sama wybrała się z dwiema przyjaciółkami do Włoch. Wydawało się, \e dobry los sprawił, i\ \yczenia Tiny zbiegły się z wyjazdem babci. Dziewczyna miała zamiar nie tylko sprawić przyjemność starszej pani. Był równie\ inny powód, dla którego przyjechała do Południowej Karoliny. Chciała skłonić byłego mę\a, który mieszkał nad gara\em w domu babci, do wypełnienia pewnego zadania. ROZDZIAA DRUGI Psiaki zaczęły ujadać, kiedy tylko Brian zatrzymał auto przed domem. Wyłączył silnik i posłał ponure spojrzenie na podwórko. Pudle usiłowały wydostać się zza furtki, by go dopaść. Potrząsnął głową, zastanawiając się, czemu go tak nienawidzą, jakby w poprzednim wcieleniu był hyclem. Uspokójcie się! za\ądał, nie spodziewając się \adnego rezultatu. Psy nie tylko wcale się nie przejęły, lecz rozszczekały się jeszcze głośniej. Jedyną wadę mieszkania nad gara\em w domu Angeliny Coretti stanowiło u\eranie się z jej złośliwymi pudlami. Zarówno jemu, jak starszej pani dogadzało, i\ to właśnie on wynajmuje tu małe mieszkanko. Babcia Tiny lubiła, gdy był w pobli\u, zawsze chętny do pomocy. Brian wiedział zaś, i\ jego lokum jest bezpieczne podczas długich tygodni nieobecności powodowanej pracą. Angelina przepadała za gotowaniem, więc czasem korzystał te\ z jej domowych obiadów. Poza tym bardzo lubił Angelinę. Wszystko to warte było więc okazywania wyrozumiałości utrapionym psiakom. Istniał jeszcze jeden powód, dla którego nie zmieniał mieszkania. Dzięki temu, \e Angelina była krewną Tiny, podtrzymywał jakiś związek ze swoją eks\oną. Zapewne mo\na by to uznać za niezdrowe, bowiem od pięciu lat byli rozwiedzeni, ona jednak ciągle tkwiła mu w myślach. Im bardziej zbli\ał się do schodów, tym głośniej rozlegało się szczekanie. Brian krzyknął w stronę białej furtki, gdy nagle otworzyły się kuchenne drzwi domu, a on osłupiał. Sądząc po wyrazie twarzy, moja obecność niespecjalnie cię uszczęśliwia Tina starała się przekrzyczeć psi jazgot. Popołudniowe słońce oświetlało ją jak aktorkę na scenie. W jej du\ych brązowych oczach lśniła uciecha wywołanym efektem zaskoczenia. Gęste ciemne włosy opadały na ramiona. Miała na sobie wydekoltowaną jasnozieloną bluzeczkę bez rękawów. Brian podziękował losowi, i\ nie widzi jej całej, bo płot ograniczał pole widzenia. Nie był pewien, czy wytrzymałby widok długich opalonych nóg. Tina wymówił z trudem, całkiem oszołomiony. Co tu robisz? Przyjechałam zaopiekować się tymi panienkami odrzekła, wskazując na Babeczkę i Brzoskwinkę. Angelina nie uprzedziła mnie o twoim przyjezdzie. Powinna? A są powody, dla których nie powinna? Och! Tina pozwoliła, by drzwi kuchenne same się zamknęły. Nic się nie zmieniłeś, jak zawsze odpowiadasz pytaniem na pytanie. Psy nie przestawały hałasować, więc musiała mówić dosyć głośno. Brian nie mógł wyjść ze zdumienia. Wolał nie myśleć, co oznacza przyspieszone bicie serca. Uwa\ał, \e Angelina powinna była go ostrzec, by mógł gdzieś wyjechać. W duchu przyznał, \e starsza pani zbyt dobrze go zna, \eby tego nie przewidzieć, więc pewnie miała jakiś cel. Nigdy nie robiła sekretu ze swojego przekonania, \e on i Tina powinni być razem. Wyglądało, jakby ponownie chciała ich wyswatać. On jednak uwa\ał, \e jest ju\ za pózno. Teraz musi wziąć się w garść i stawić czoło okolicznościom. Tina zeszła po schodkach ganku, otworzyła furtkę, a gdy tylko to zrobiła, pudelki rzuciły się na mę\czyznę niczym lwy i zaczęły szarpać mu sportowe buty i brzeg d\insów. Spojrzał na nie, wdzięczny, \e przepędziły niebezpieczne myśli. Przestańcie! zawołał. Nie lubią cię, prawda? zaśmiała się Tina. Babcia wspominała, \e nie darzą cię sympatią, lecz sądziłam, \e przesadza. Brian słuchał, ale nie słyszał co mówiła, bo koncentrował uwagę na jej wyglądzie i ciągle \ałował, \e nie stała za furtką. Wyglądała tak, jak przypuszczał. Krótka d\insowa spódniczka obciskała zgrabne biodra i wysoko odsłaniała nogi. Krew zaczęła szybciej krą\yć mu w \yłach. Zawsze tak reagował na ten widok. Od chwili pierwszej randki mocno między nimi iskrzyło. Nawet teraz czuł to samo, więc wpadł w ponury nastrój. Minęły dwa tygodnie, odkąd zrobił z braćmi ten głupi zakład. Kilkanaście dni wystarczyło, by czuł się jak człowiek na krawędzi wytrzymałości. Przez trzy miesiące zapewne zwariuje, a obecność Tiny tylko pogorszy sytuację. Angelina powinna była mnie uprzedzić, \e przyje\d\asz powtórzył. Dziewczyna lekko zesztywniała i dumnie uniosła podbródek, co przypomniało mu, \e w takiej pozie zawsze była gotowa do starcia. Ich sprzeczki bywały równie gorące jak seks. A seks wypadał wprost znakomicie. Prosiłam, \eby nie mówiła. Czemu? spytał i niecierpliwie poruszył nogą, by uwolnić się od psów, lecz to nie pomogło. Poniewa\ wiedziałam, \e zaraz byś zniknął. Brian pomyślał, \e miała rację. Na pewno postarałby się o dodatkowy przydział obowiązków, nową tajną misję, która kazałaby mu wyjechać stąd na odległość tysiąca mil. Czy\by tchórzył przed byłą \oną? Na razie nie odpowiedział sobie na to pytanie. Dlaczego miałbym to zrobić? Nie wiem odparła. Skrzy\owała ręce na wysokości piersi, co uniosło je wy\ej i uwydatniło biust pod cienką tkaniną bluzki. Mę\czyzna zmusił się, by spojrzeć jej w oczy. Zawsze tak robisz ciągnęła. Ilekroć w ciągu ostatnich lat przyje\d\ałam do babci, dostawałeś nagle rozkaz wyjazdu. Nie było w tym nic z przypadku. Od czasu rozwodu Brian starał się jej unikać. Chciałem ułatwić ci sytuację rzekł. Mogłaś odwiedzać rodzinę, nie natykając się na... Mę\czyznę, który rozwiódł się ze mną bez słowa wyjaśnienia? dokończyła. Ciągle była na niego zła. Widać to było w błysku oczu. Naprawdę nie mógł jej za to winić. Słuchaj... Zapomnijmy o tym machnęła ręką, nie chcąc słuchać. Nie zamierzam niczego zaczynać od nowa. Chciałam tylko się z tobą zobaczyć. To wszystko. Brian \ałował, i\ nie potrafi przeniknąć jej myśli. śycie z Tiną nie było łatwe, lecz zawsze miało posmak przygody. Znał ją na tyle dobrze, by podejrzewać, \e za chęcią spotkania kryło się coś więcej. Ale czy nadal mógł twierdzić, \e ją zna? Mo\e się zmieniła, stała się kimś innym. Ta myśl przejęła go dziwnym chłodem. Dlaczego pragnęłaś się ze mną zobaczyć? spytał podejrzliwie. Czy była \ona nie mo\e po prostu chcieć się przywitać? A czyjakolwiek była \ona przylatuje w tym celu a\ z Kalifornii? No i trzeba było zadbać o te dwa słodkie... ... potwory dokończył, próbując bez rezultatu uwolnić się od Brzoskwinki, wczepionej w spodnie. Tina roześmiała się, co tylko zaostrzyło mu apetyt na jej wdzięki. Jesteśmy po rozwodzie, upomniał sam siebie. Upłynęło pięć lat, a on ciągle czuł pod palcami miękkość jej skóry, pamiętał zapach perfum. Wspomnienie miłosnych uniesień tylko o\ywiało pragnienia. Teraz czuł je znowu. Naprawdę nie potrzebował obecności tej kobiety w okresie trwania zakładu. Nie wiem, czemu one tak cię nie lubią rzekła Tina, biorąc Babeczkę na ręce, co psiakowi sprawiło widoczną przyjemność, bo a\ polizał ją po szyi. Brian miał ochotę zrobić to samo. Pewnie wiedzą, \e to wzajemne odparł szybko starając się stłumić pragnienie. Tina podrapała Babeczkę za uchem, by zająć czymś ręce, a pudelek był wyraznie zachwycony. Pomyślała przy tym, \e jeszcze chwila, a wyciągnęłaby ręce do byłego mę\a. Od samego patrzenia na niego zasychało jej w gardle. Ciemne włosy ciągle miał po wojskowemu krótko obcięte, co tylko podkreślało regularne rysy twarzy. Ciemnoniebieskie oczy nadal wyglądały jak ocean pełen tajemnic. Czarny podkoszulek piechoty morskiej podkreślał muskularność piersi, a wąskie biodra znakomicie prezentowały się w d\insach. Zdą\yła zapomnieć, jak bardzo na nią działał. Mo\e Janet miała rację co do tego, \e ich spotkanie nie było najlepszym pomysłem. Ale tak bardzo chciała, \eby Brian został ojcem jej dziecka. Co robić, gdy nawet stojąc obok niego, czuła, \e dr\ą jej kolana. Jak się bronić przed ponownym zakochaniem? Szybko odepchnęła tę myśl. Da sobie radę. Minęło pięć lat. Więcej się nie zakocha. Nie jest dzieckiem, by wierzyć, \e tylko jeden mę\czyzna mo\e spełnić jej marzenia. Wiele pracowała, osiągnęła pozycję zawodową, była ogólnie szanowana i na tyle dojrzała, \eby nie ulec urokom Briana. Jeśli nadal jej się podobał, to dobrze. Aatwiej go uwiedzie. Słuchaj zaczęła, głaszcząc Babeczkę, gdy tymczasem Brzoskwinka nadal szarpała nogawkę mę\czyzny nie ma powodu, byśmy zachowywali się wobec się w niecywilizowany sposób, prawda? Chyba tak. To ju\ jakiś początek. Mam zamiar przygotować steki na kolację. Dasz się zaprosić? Przez sekundę sądziła, \e się zgodzi. Widać to było w jego oczach, lecz potem zjawiło się w nich wahanie. Nie, dziękuję. Muszę dziś spotkać się z Connorem. Ma jakieś... problemy... z... Nigdy nie umiałeś kłamać pokręciła głową z uśmiechem. Kto kłamie? Ty odrzekła i zawróciła do domu. Nie ma sprawy. Chodz, Brzoskwinko, będzie kolacja! Pies natychmiast uwolnił nogę Briana i pobiegł na ganek. Tina! zawołał mę\czyzna. Zatrzymała się i obdarzyła go uśmiechem. Wiedziała, \e gdyby nie obawiał się zostać z nią sam na sam, nie broniłby się przed zaproszeniem. I nie kłamałby na temat Connora. Teraz wyglądał na... zmieszanego. Lecz nadal był pociągający. W ciągu dwóch tygodni powinna osiągnąć swój cel. W porządku rzuciła, wzruszając ramionami. Zostaję tu trzy tygodnie. Jestem pewna, \e będziemy się sporo widywać. Tak. Brian wcisnął ręce do kieszeni, starając się zachować równowagę ducha. śyczę miłego wieczoru powiedziała, zamykając furtkę. Pozdrów ode mnie Connora. Oczywiście. Weszła z psami do domu, a gdy zamknęła drzwi, lekko odchyliła firankę, by popatrzeć, jak Brian wchodzi po schodach do swojego mieszkania. Wyglądał jak człowiek przytłoczony jakimś cię\arem. Kiedy dotarł na górę, przystanął i rzucił okiem na dom. Spotkali się spojrzeniami. Tinie zrobiło się gorąco. Jeszcze długo po tym, jak zniknął z pola widzenia, stała, wyglądając przez szybę. Dwie godziny pózniej Brian kończył kolację w towarzystwie Connora, który wyśmiewał się z jego ostatnich przejść. Nie spodziewał się, co prawda, jakiegoś specjalnego współczucia, ale nie oczekiwał te\ drwin. Więc Tina wróciła do miasta! Ju\ widzę, jak te pieniądze lądują w mojej kieszeni cieszył się Connor. Nie rób sobie pospiesznych nadziei. Brian powstrzymał go, choć nadal miał w oczach uśmiechniętą twarz byłej \ony. Jej obecność nie pomo\e ci wygrać zakładu. Zapominasz, \e jesteśmy rozwiedzeni. Tak. Connor zamówił u kelnera drugie piwo. Choć naprawdę nie wiem, czemu się rozstaliście. Nikt w rodzinie tego nie rozumie, pomyślał Brian. Nawet on sam czasem miewał wątpliwości, czy było to jedynie słuszne wyjście. Decyzja nie nale\ała do łatwych, lecz wydawała się najwłaściwsza. Ciągle w to wierzył. Gdyby stracił tę wiarę, umarłby z \alu. Tina Coretti całkiem nim zawładnęła. Ciągle widział w myślach jej obraz, gdy gotowała, śmiała się, śpiewała podczas jazdy samochodem. Przy okazji kłótni oboje krzyczeli, póki jedno się nie roześmiało, by za chwilę wspólnie wylądować w łó\ku. Seks zawsze ich łączył. Nie chodziło wyłącznie o fizyczną stronę związku, lecz tak\e o pełne porozumienie duchowe, do którego dochodziło w najbardziej poetyckich chwilach, które wspólnie prze\ywali. Potem odeszła z jego \ycia. Została pustka. Miał złamane serce, choć wiedział, \e decydując się na rozwód, zrobił to dla niej. Do dziś nic się nie zmieniło. Restauracja, w której jadł z bratem kolację, była pełna jak zawsze. Wokół stołów siedziały rodziny z dziećmi lub pary zakochanych. Brian postanowił zmienić temat rozmowy. Jak sobie radzisz z dotrzymaniem warunków zakładu? spytał. Jest gorzej, ni\ myślałem przyznał Connor, popijając piwo. Brian tylko się roześmiał. Naprawdę. Chowam się przed kobietami przyznał Connor. Wiem, co masz na myśli rzekł Brian, choć sam czuł się jeszcze gorzej. W pracy nie było problemów z unikaniem pań, Jako pilot wspomagający działania piechoty morskiej, nie miał zbyt wielu kole\anek w swoim fachu. A te, które były, nie zadawały się z pilotami ze swojej dru\yny. Wcale się temu nie dziwił. Musiały pracować dwa razy cię\ej ni\ mę\czyzni, by utrzymać się w tej profesji, więc nie zamierzały nara\ać kariery flirtując. Skoro w pracy było bezpiecznie, Brian zamierzał unikać barów i klubów, by nie spotykać kobiet, a teraz we własnym domu czyhało nań największe niebezpieczeństwo Tina. Minęły tylko dwa tygodnie zauwa\ył Connor. Nabieram coraz większego szacunku dla Liama. Ja te\. Rozmawiałem wczoraj z Aidanem, który zamierza schronić się w klasztorze na najbli\sze trzy miesiące. Widać te\ cierpi roześmiał się Brian. Ja przynajmniej mogę się wyładować na rekrutach przyznał Connor. Brian pomyślał, \e współczuje biednym chłopakom ganianym w koszarach przez takiego sfrustrowanego przeło\onego. Zauwa\yłeś, \e tylko nasz księ\ulo nie cierpi? ciągnął Connor Pewnie naśmiewa się w duchu z całej trójki. Jak on nas na to namówił? Pozwolił, byśmy sami się wmanewrowali. Przecie\ nie umiemy oprzeć się \adnemu wyzwaniu. Tak łatwo nas przejrzeć? Dla niego to nic trudnego. W końcu jest księdzem. Zawsze był najsprytniejszy z nas wszystkich. To prawda. Connor wyjął pieniądze, by zapłacić. Co zamierzasz zrobić z Tiną? Trzymać się od niej jak najdalej. Nie będzie ci łatwo. A kto mówi, \e będzie? Moglibyśmy spróbować starego sposobu rzekł Connor, wstając od stołu. Jeśli ci trudno wytrzymać, gdy ona jest w pobli\u, mogę z nią pogadać i poprosić, by wyjechała. Brian pomyślał, \e nie u\ywali tego podstępu od czasów dzieciństwa. Wszyscy trzej byli tak do siebie podobni, \e nawet matka miewała kłopoty z ich odró\nieniem, więc często wykorzystywali to dla własnych celów. Udawali jeden drugiego, ratując się w trudnych sytuacjach. Oszukiwali nauczycieli i rodzinę. Choć pomysł mu się spodobał, przypomniał sobie, i\ Tina nigdy nie dała się wywieść w pole. Co prawda minęło wiele lat, odkąd widziała całą trójkę razem. Wcześniej nigdy nie miała \adnych kłopotów, by odró\nić mę\a od pozostałych braci. Naprawdę mogę to zrobić, jeśli chcesz powtórzył Connor. Czy istniał jakiś wybór? Je\eli nawet Tina nie da się zwieść, mo\e i tak wyjedzie, a jeśli się oszuka... No có\, dawno nie widział jej rozgniewanej. Zawsze świetnie się prezentowała w furii. ROZDZIAA TRZECI Tina usłyszała dzwięk silnika samochodu Briana, kiedy póznym wieczorem wrócił do domu, i odetchnęła z ulgą. Odsunęła firankę w oknie pokoju na piętrze, który zajmowała jeszcze w dzieciństwie, i obserwowała, jak wysiadał z auta. Uśmiechnęła się, słysząc, \e pokrzykuje na psy. Ju\ się martwiła, \e gdzieś zniknął. W końcu mógł zaszyć się w bazie na kilka tygodni, by jej nie widywać, jednak tego nie uczynił. Była prawie pewna, \e wie, czemu tak się stało. Brian nigdy nie potwierdzi, \e podjął wyzwanie, jakim było spotykanie jej ka\dego dnia. Sam przed sobą nie przyzna, \e jest się tu czego obawiać. Właśnie, przeskakując po dwa stopnie, wbiegł po schodach do swojego mieszkania. Tinę, która obserwowała to zza firanki, podniecał ka\dy jego ruch. Mo\e to raczej ja powinnam się obawiać tej całej sytuacji, pomyślała, czując, \e zaschło jej w gardle. Gdy nagle zadzwonił telefon, szybko podniosła słuchawkę. A więc jesteś usłyszała. O, to ty, Janet. Wróciłam do miejsca, od którego zaczęłam. Widziałaś się z nim? O, tak. I...? Jest taki, jakim go zapamiętałam. Jeszcze przystojniejszy i bardziej pociągający, dodała w myślach. Więc nie odstąpisz od swojego planu. Tyle razy ju\ o tym rozmawiałyśmy. Nie chcę chodzić do banku spermy. Wyobra\asz sobie taką rozmowę z dzieckiem? Oczywiście, kochanie, masz tatusia. To numer 3075. Bardzo miły numer. Tak roześmiała się przyjaciółka. Boję się tylko, \e napytasz sobie jakiejś biedy. Martwię się o ciebie. Doceniam troskę odparła Tina, wędrując wzrokiem po sypialni, w której babcia od czasu jej wyjazdu niczego nie zmieniła. Na ścianach nadal wisiały plakaty zachęcające do podró\y na Tahiti i do Londynu, na półkach piętrzyły się ksią\ki i rozmaite skarby nastolatki. Meble, te same od lat, wprowadzały nastrój domowego ciepła i wygody. Dopiero teraz uświadomiła sobie, jak bardzo tego potrzebuje. Ale chcesz, bym w tej sprawie dała ci spokój. W głosie Janet rozbrzmiewało lekkie rozbawienie. Tak. Tony był pewien, \e właśnie tak odpowiesz przyznała Janet i ze śmiechem zawołała do mę\a: Dobrze, dobrze, jestem ci winna pięć dolarów. Tina równie\ się roześmiała. Cieszę się, \e zadzwoniłaś rzekła. Potrzebne mi przyjazne wsparcie. Zrobię, co się da. Dzwoń, jeśli będziesz czegoś potrzebowała lub chciała się komuś wypłakać. Dobrze. Zobaczymy się za trzy tygodnie. Po odło\eniu słuchawki Tina usiadła na łó\ku i rozejrzała się dokoła. Ogarnęły ją wspomnienia. Przed paru laty pracowała wieczorami na nabrze\u w barze u Diega, a w dzień kończyła studia magisterskie. Brian był wtedy młodym porucznikiem wojskowego lotnictwa morskiego. Skrzydła odznaki na jego mundurze lśniły nowością. Któregoś wieczoru przyszedł do baru i gdy tylko spojrzeli sobie w oczy, poczuli, \e są dla siebie stworzeni. Przez następny miesiąc, ogarnięci namiętnym uczuciem, spędzali razem ka\dą wolną chwilę. Potem zaskoczyli swoje rodziny błyskawicznym mał\eństwem. Byli zbyt siebie spragnieni, \eby to odkładać i długo planować wystawne wesele, którego oczekiwali bliscy. Ślub wzięli tylko we dwoje. Tina trzymała w ręku jedną ró\ę, którą Brian zerwał dla niej z klombu przed magistratem. W głębi duszy czuła, \e wychodzi za tego jednego jedynego, który był jej przeznaczony. Byli razem przez rok. Potem mą\ zaskoczył ją decyzją o rozwodzie i wyjechał na pół roku w misji wojskowej. Tyle zostało z marzeń o wspólnym przeznaczeniu, pomyślała, rozglądając się po pustym pokoju. Miotana wspomnieniami wmawiała sobie, \e ból, który czuje w sercu, dotyczy przeszłości. Następnego dnia zajęła się pracą w ogrodzie. Babcia uwielbiała kwiaty, lecz nie znosiła wyrywania chwastów. Wśród ró\ rozrosły się mlecze, bratki zagłuszyła trawa. Dziewczyna uklękła na ciepłej od słońca ziemi i zajęła się porządkami. Z otwartego okna płynęły dzwięki klasycznego rocka. W sąsiedztwie dzieci grały w koszykówkę, szczekały psy. Babeczka i Brzoskwinka obserwowały wszystko zza siatki chroniącej przed owadami, rozciągniętej na drzwiach domu. Od czasu do czasu powarkiwały na widok przelatującego motyla. Po godzinie pracy Tina wyprostowała się, by nieco odpocząć. W kalifornijskim mieszkaniu miała na tarasie z widokiem na pla\ę rośliny w donicach. W domu była zwykle zbyt zajęta sprawami zawodowymi, by myśleć o czymś innym. Nie wiedziała, kiedy się w tym wszystkim zatraciła i kiedy praca stała się najwa\niejsza w jej \yciu. Teraz znała ju\ odpowiedz. Po rozwodzie z Brianem rzuciła się w wir zajęć zawodowych, by stłumić samotność. Jednak to nie podziałało. Pomyślała, \e dobrze czuje się w ogrodzie, kiedy nie musi się nigdzie spieszyć i niczym denerwować. W tej chwili usłyszała narastający huk silników, a po niebie przeleciał F18, pozostawiając za sobą białą smugę. Serce zabiło jej mocniej, jak zawsze na widok wojskowego myśliwca. Wyobra\ała sobie wtedy Briana za sterami maszyny. Czuła dumę z jego pracy. Oczywiście, bała się o niego, lecz jeśli wychodzi się za kogoś związanego z morskim lotnictwem wojskowym, trzeba go brać z dobrodziejstwem inwentarza. Uniosła głowę, by śledzić lot. Aadny widok usłyszała za plecami znajomy głos. Odwróciła się i spojrzała na mę\czyznę. Nie słyszała, kiedy przyjechał. Nie spodziewała się, \e wróci do domu w środku dnia. Sądziła, \e będzie się starał większość czasu spędzać w bazie. Tymczasem się pojawił. Wy\szy ni\ inni piloci, Brian zwykle narzekał na ciasnotę w kabinie F18. Tinie odpowiadało, \e był od niej du\o wy\szy. By spojrzeć mu w oczy, musiała zawsze unosić głowę. Wstała, otrzepując kolana z trawy i zdejmując z rąk ogrodnicze rękawice. Słońce świeciło jej w oczy, kryjąc w cieniu twarz Briana. Zdawała sobie sprawę, \e na nią patrzy. Co powiedziałeś? Ach, tak. Samolot na niebie to ładny widok. Nie miałem na myśli samolotu, choć te\ ładnie się prezentuje. Tinę przeniknęło ciepło na myśl, i\ to komplement pod jej adresem. Brian zawsze był d\entelmeński, wiedział, co powiedzieć, by zrobić na niej odpowiednie wra\enie. Spróbowała opanować dr\enie kolan. Brian... Tina... Zaczęli jednocześnie, więc przerwali i roześmieli się z niezręczności. Dziewczynę ogarnął \al. W jaki sposób doszło do tego, \e mo\e czuć się z nim niezręcznie, jak z kimś całkiem obcym. Ty pierwsza rzekł. Nie, nie. Ty, powiedz. Wsunął ręce w kieszenie i zaczął: Nie jest mi łatwo, ale... Kiedy mówił, przyglądała mu się uwa\nie. Zastanowił ją sposób, w jaki trzymał głowę, jak poruszał ramionami, jak przy mówieniu układał mu się kącik warg. Wydało się jej, i\ jakoś inaczej odbiera jego obecność. Nie przenikał jej znany dreszcz emocji, nie czuła \adnego iskrzenia, które zwykle pojawiało się, gdy Brian był w pobli\u. Kiedy zło\yła w całość wszystkie spostrze\enia, ogarnął ją gniew. ... wiem, \e nie mam prawa o cokolwiek cię prosić ciągnął mę\czyzna. Pomyślała, \e zasłu\ył na ostrą reakcję. To musiał być Connor. Tysiąc myśli przebiegło jej przez głowę, gdy zastanawiała się, jak go potraktować. Kiedy wymyśliła rozwiązanie, uśmiechnęła się lekko. Mę\czyzna odwzajemnił uśmiech. Wiedziałem, \e będziesz rozsądna. Nie ma sensu, byś tu zostawała, skoro oboje czujemy się niezręcznie. Niezręcznie? Powtórzyła niskim głosem. Ale\, kochanie, znamy się zbyt dobrze, by odczuwać jakąkolwiek niezręczność. Hmm? Connor wyglądał na zbitego z tropu. Tinę ogarnął wewnętrzny śmiech. Zbli\yła się i dotknęła jego policzka. Tęskniłam za tobą, Brianie. Czuję się... samotna. Z satysfakcją spostrzegła panikę w jego oczach, gdy cofnął się o krok. Nie myślisz chyba naprawdę... zaczął. Brian, kochanie Tina znowu podeszła bli\ej. Prawda, \e ty te\ tęskniłeś? Tak, ale... Mę\czyzna rozglądał się rozpaczliwie za pomocą, która nie nadchodziła. Dziewczyna zarzuciła mu ręce na szyję i przytuliła się, on zaś wyciągnął ręce z kieszeni i starał się ją odsunąć. Czuła, jak z przera\enia szybko bije mu serce. Więc, pocałuj mnie, Connor szepnęła. Pocałuj? Connor? Ty, idioto! Uwolniła go z uścisku i z przyjemnością patrzyła, z jakim trudem próbuje odnalezć się w tej sytuacji. Słuchaj, Tina... Myślałeś, \e mnie oszukasz? Nie wiem, o czym mówisz... Doskonale wiesz! wybuchnęła. Zdaje się, \e obaj z Brianem zapomnieliście o paru rzeczach. Zawsze was odró\nię, rozumiesz? No rzeczywiście, to nie był dobry pomysł przyznał Connor i z zakłopotaniem przeciągnął dłonią po twarzy. Dobry pomysł? Nie mogę uwierzyć, \e zachowaliście się jak uczniaki. Co ty sobie myślisz? Chcesz mnie namówić do wyjazdu, \eby Brian nie musiał mnie oglądać? Mę\czyzna roześmiał się nerwowo. Daj spokój. To był po prostu... Co? spytała, idąc za nim do samochodu Briana, którym przyjechał. śart? Nie! Connor spieszył do bezpiecznego wnętrza auta. Brian pomyślał, to znaczy ja pomyślałem... Brzoskwinka i Babeczka zaczęły ujadać za drzwiami ganku, więc rzucił niespokojne spojrzenie w ich kierunku. To był jego pomysł, prawda? Dociekała, czując w tej chwili obrzydzenie do obydwu braci. Nie... tak... to znaczy... plątał się. Po prostu pomysł. Głupi pomysł. Teraz to widzę. Naprawdę. Ale ty te\ kazałaś mi prze\yć kilka trudnych chwil. Gdzie jest Brian? Teraz, Tina... Dziewczyna widziała, \e umysł Connora pracuje intensywnie nad odpowiedzią. Zrozumiała, \e ma przeciwko sobie wszystkich trzech, bowiem bracia zawsze stawali solidarnie w swojej obronie. Uznała, \e teraz nie musieli. Wszystko jedno rzuciła. Kiedyś musi tu wrócić, prawda? Zapewne. Connor w końcu wsiadł do samochodu, lecz nie zdą\ył zamknąć drzwi, bo Tina je przytrzymała. Posłuchaj... Ale\ słucham. Przeka\ swojemu bratu, \e chcę z nim koniecznie porozmawiać. Dobrze obiecał. I nawet nie myśl o powtórzeniu tego numeru. W \adnym razie, jesteś zbyt grozna. Kiedy pierwszy gniew minął, Tina dostrzegła równie\ humorystyczne cechy sytuacji, lecz nie uśmiechnęła się do byłego szwagra. Wiesz, co? powiedział. Mimo \e minęło pięć lat od waszego rozwodu, miło, \e znów jesteś w domu. Teraz odpowiedziała uśmiechem, bo \adna kobieta nie jest w stanie opierać się długo urokowi \adnego z Reillych. Jedz ju\, Connor. Tak jest, proszę pani. Zatrzasnął drzwi i ruszył, ona zaś patrzyła długo w ślad za autem. Idąc do domu, pomyślała, \e jeśli ma dojść do spotkania z Brianem, musi doprowadzić się do porządku po pracy w ogrodzie. ROZDZIAA CZWARTY Kiedy Brian podje\d\ał do domu, śmiech Connora ciągle dzwięczał mu w uszach. To, co tak bawiło brata, na Tinę zapewne podziałało inaczej. Powinien był wiedzieć, \e podstęp się nie uda. Ju\ sam fakt, \e wyraził nań zgodę, dowodził, w jakiej był desperacji. Z drugiej strony, czuł dziwne zadowolenie, \e była \ona nadal bezbłędnie odró\nia go od braci, choć ludzie twierdzili, i\ są nie do rozpoznania. Ale Tina była inna ni\ wszyscy, ró\niła się od znanych mu kobiet, więc jeśli nie zechce opuścić miasta, to przepadło. Nawet bez zakładu spotkanie z nią byłoby wystarczająco trudne, teraz zaś mo\e spowodować przegraną. Brian nigdy nie pragnął innej kobiety tak bardzo jak jej. Do dzisiaj nic się nie zmieniło. Nie widzieli się co prawda pięć lat, lecz gdy tylko znalazła się w pobli\u, natychmiast odczuł podniecenie. Nie mógł spać, wiedząc, \e Tina przebywa pod tym samym dachem. Gdy wysiadał z auta, z niepokojem myślał o czekającym go spotkaniu. Zapadł ju\ zmierzch. Na niebie pokazały się gwiazdy, wokół unosił się zapach jaśminu. Frontowe drzwi domu zastał otwarte, wewnątrz paliło się światło. Postanowił nie przejmować się tym, co Tina pomyślała o jego zachowaniu, ani tym, czy jest na niego zła. Nic ju\ nie jest jej winien, przecie\ się rozstali. Więc dlaczego czuł się tak bardzo wobec niej nie w porządku? I czemu tak bardzo wahał się przed spotkaniem? Przecie\ słu\ył w lotnictwie morskim, był zaprawiony w walce. To mogło się przydać podczas rozmowy z byłą \oną. Zbli\ył się do wejścia. Z pokoju dobiegały dzwięki jazzu. W pobli\u nie było widać napastliwych pudli, co uznał za niezły znak. Zapukał, lecz nie usłyszał odpowiedzi, więc powtórzył pukanie. Brian, to ty? Wejdz. Pomyślał, i\ to dobrze, \e głos kobiety brzmi spokojnie. Zdjął wojskową czapkę, odło\ył ją na stolik i wszedł do kuchni. Tina siedziała ze szklanką białego wina. Po jej wzroku zorientował się, \e jednak jest wściekła. Wyglądała pociągająco z tym błyskiem w oczach, co mogło sprowadzić kłopoty. Usiądz. Nie, dziękuję odparł, przesuwając spojrzeniem po jej skąpej bluzeczce i długich opalonych nogach w jasnopopielatych szortach. Uznał, i\ w \adnym, ale to \adnym wypadku nie powinien siadać, bo długo tego widoku nie wytrzyma. Postanowił szybko powiedzieć, co miał do powiedzenia, i wyjść. Słuchaj zaczął. Przepraszam za... ... przysłanie Connora, by się mnie pozbył? dokończyła i wypiła łyk wina. No, tak. To wszystko? spytała, zało\yła nogę na nogę i pokiwała nią uwodzicielsko. Zauwa\ył, \e miała na ró\owo pomalowane paznokcie, a na jednym z palców wąskiej stopy srebrną obrączkę. Jęknął w duchu. To wszystko, co masz do powiedzenia? powtórzyła. Czego ty ode mnie chcesz? Mę\czyzna przeciągnął dłonią po twarzy, powtarzając sobie, \e musi stąd zaraz wyjść. Tina wstała, postawiła kieliszek na stole. Miała bluzeczkę na cieniutkich ramiączkach. Zorientował się, \e nie nosi stanika. Pod cienkim białym materiałem prę\yły się napięte sutki. Dlaczego tak bardzo ci zale\y, bym wyjechała z miasta? Nie bardzo rzekł, a w duchu dodał: rozpaczliwie mi zale\y. Nie chciał, \eby się o tym dowiedziała, bowiem jednym spojrzeniem mogła z nim zrobić wszystko. Connor mnie nie oszukał powiedziała. Wiem odrzekł, starając się na nią nie patrzeć. W ogniu jej wielkich, brązowych oczu nie czuł się bezpieczny, a ju\ zupełnie nie był w stanie przesuwać wzrokiem po odkrytych ramionach i pasku nagiej skóry na wysokości płaskiego brzucha. Dlaczego to zrobiłeś? spytała, nie spuszczając zeń wzroku. Poniewa\ nie chcę cię mieć w pobli\u mruknął. Drgnęła, jakby uderzył ją w twarz, a on przeląkł się w duchu. Podeszła tak blisko, \e czuł zapach perfum U\ywała tych samych co pięć lat temu, więc przestał oddychać, by go nie oszołomiły. Przynajmniej jesteś szczery. Ale dlaczego? Brian oderwał od niej wzrok, chwycił ze stołu kieliszek wina i wypił du\y łyk. Co za ró\nica? Tinę ogarnął smutek. Przez całe popołudnie była zła, czekała na niego, tymczasem teraz czuła się dziwnie, choć zdawała sobie sprawę, \e nadal wzajemnie się pociągają. Gdy tylko wszedł, poczuła przyspieszone bicie serca, lecz trudno jej było pokonać dystans, z jakim się zachowywał. Nie mogła pozwolić, by ją to zraniło. Najpierw musi zrealizować plan, więc przełamie jego rezerwę. Daj spokój. Nie mo\emy być znowu przyjaciółmi? spytała ciepło. Nigdy nimi nie byliśmy. Roześmiał się, ostro\nie odstawiając na stół jej kieliszek z winem. Musiała przyznać, \e mówił prawdę. Od razu zostali kochankami. Ich znajomość wcale nie zaczęła się od przyjazni. Natychmiast buchnęła ogniem namiętności. Mo\e gdyby łączyła ich równie\ przyjazń, związek miałby szanse na przetrwanie i Brian tak łatwo by nie odszedł. Teraz to mo\liwe zauwa\yła. Dlaczego? Poniewa\ kiedyś byłeś dla mnie wa\ny odrzekła, mając nadzieję, i\ mę\czyzna nie zauwa\y, jak bardzo nadal jej na nim zale\y. A to, co nas łączyło, miało wartość. To ju\ skończone powiedział z przekonaniem, które sprawiło jej przykrość. Wolała, \eby nie spostrzegł, jak boli ją świadomość, \e były mą\ oczekuje od niej tylko tego, by wyjechała. Zapragnęła usłyszeć jakieś wyjaśnienie. Powinien w końcu wytłumaczyć, czemu tak nagle za\ądał rozwodu. Skończone, poniewa\ ty tak zdecydowałeś. Tina... Westchnął. Powiedz, dlaczego? poprosiła, zbli\ając się o krok. Czemu doprowadziłeś do naszego rozstania. Jeśli powiesz, to mo\e wyjadę zasugerowała, choć wcale nie miała zamiaru opuszczać miasta. Brianowi pociemniały niebieskie oczy. Minęło ju\ pięć lat. Dajmy temu spokój. Ciągle nie chcesz niczego wyjaśnić. Nawet za cenę pozbycia się mnie stąd? Mę\czyzna lekko skrzywił usta, co przypomniało jej, i\ potrafił tymi wargami wprawiać ją w stan euforii. Poczuła podniecenie. Nie musisz wyje\d\ać rzekł. To prawda. Zawsze byłaś uparta, lecz lubiłem nasze sprzeczki a przede wszystkim sposób, w jaki się godziliśmy. Tinie zrobiło się gorąco. Jeśli lubiłeś, to dlaczego, u licha... Po co przyjechałaś? przerwał, by nie dopuścić do ponownego nawrotu przeszłości. Czemu teraz? Wyglądał groznie, co zawsze robiło na niej wra\enie. Ciemnowłosy, błękitnooki, o szerokich barkach i wąskich biodrach nosił d\insy jak nikt na świecie. Z pewnością działał na wszystkie kobiety między szesnastym a sześćdziesiątym rokiem \ycia. Babcia wyjechała do Włoch rzekła z trudem. Ktoś musiał zaopiekować się Brzoskwinką i Babeczką. To wszystko? Spojrzał podejrzliwie. Jedyny powód? Nie rozmawiałaś o niczym z moimi braćmi? O co ci chodzi? Przecie\ wiesz, \e rozmawiałam tylko z Connorem. Brian nie wyglądał na przekonanego. No, tak. Przepraszam za Connora. Wiedziałem, \e to się nie uda, a jednak mu pozwoliłem. Jedyne pocieszenie, \e niezle go wystraszyłaś. Tak, to rzeczywiście pewne pocieszenie. Lecz nadal nie znam odpowiedzi na swoje pytanie. Czemu w ogóle to zrobiłeś? Dlaczego to takie wa\ne, by pozbyć się mnie z miasta? Brian wyraznie zamknął się w sobie i choć stał tak blisko, wydawało się, \e dzieli go od Tiny przepaść. To ju\ nie ma znaczenia odrzekł. Dla mnie ma. Zapomnij o tym, dobrze? Rzucił i zrobił krok ku drzwiom. Tam są psy zauwa\yła. Do licha! Zrezygnował z wyjścia tylnymi drzwiami, przeszedł przez kuchnię do salonu. Tina trzymała się tu\ za nim. Wziął czapkę ze stolika w holu i podszedł do frontowego wyjścia. Gdy zatrzymał się na chwilę, chwyciła go za ramię, co zupełnie zbiło go z tropu. Spojrzał na jej dłoń, potem uniósł wzrok ku jej oczom. Wiedziała, czego pragnie, nie mogła pozwolić mu, wyjść. Nie chodziło o zwykły upór, naprawdę go po\ądała. Od dawna niczego podobnego nie czuła. Nie wyjadę powiedziała, patrząc mu w oczy. Zamierzam zostać przez trzy tygodnie, więc lepiej znajdz sposób, by się z tym pogodzić. Brian zacisnął zęby. Wyraznie nie miał ochoty jej oglądać ani dotykać. Czy tego chciał, czy nie, czuł jednak to samo podniecenie co Tina. Mogła go z łatwością uwieść. Przecie\ przyjechała tu po to, by wciągnąć go do łó\ka i zajść w cią\ę, a potem go opuścić. Świetnie rzucił, kierując się na ganek. Wytrzymam trzy tygodnie. Zszedł po schodkach i zniknął w mroku, udając się do swego mieszkania. Pudle zaczęły ujadać, bo wyczuły męską obecność, więc krzyknął, \eby się uspokoiły. Po drodze zastanawiał się, czy rzeczywiście wytrzyma. Tina miała wielką moc przyciągania. Ona zaś nabrała pewności, \e do końca tygodnia zrealizuje swój plan. Tylko czy będzie w stanie opuścić Briana po tym wszystkim? Następnego dnia rano ubrała się w oliwkowe lniane spodnie i rudobrunatną bluzeczkę. Wzięła pudle na smycz i wyszła z nimi na ulicę. Czuła się nieco dziwnie, wybierając się z nimi na spacer. Pomyślała, \e zbyt długo mieszka w Kalifornii, gdzie ludzie nawet do sąsiedniego sklepu jadą samochodem, zamiast pójść pieszo. Tutaj zaś, w cichym Baywater ulice były wprost stworzone do spacerów. Otoczone dziko rosnącymi drzewami wprawiały w nastrój sprzyjający rozmyślaniom. Dzieci bawiły się przed domami, sąsiedzi pracowali w ogródkach. Dzień dobry, pani Donovan! zawołała do starszej pani przycinającej ró\e, ta zaś odpowiedziała uśmiechem. Tu jest zupełnie inaczej, pomyślała dziewczyna. Po raz pierwszy zauwa\yła ró\nicę między stylem \ycia Południowej Karoliny i Kalifornii. Zrozumiała, \e zawsze będzie tęskniła za domem. Wcześniej odwiedzała babcię na krótko, spędzała czas bardzo intensywnie, więc nie było okazji, by powa\nie zastanowić się nad tym, co łączyło ją z tym miejscem. Przykucnęła, \eby rozplątać smycze pudelków, a Babeczka polizała ją w policzek. Tego dnia Tina spędziła wiele czasu na spacerze. Nocą nie mogła spać, zastanawiając się nad słowami Briana i nad tym, czego nie powiedział. Przed świtem wiedziała ju\, co musi zrobić. Zdecydowała się na rozmowę z najstarszym bratem byłego mę\a, który z pewnością powie jej prawdę. Jest przecie\ księdzem. ROZDZIAA PITY Plebania kościoła św. Sebastiana była zabytkowa i elegancka. Zbudowano ją w tym samym stylu co kościółek i wyglądała jak mały zamek. Wokół rosły stare drzewa magnoliowe, dając przyjemny cień. Na tarasie stały donice z kwitnącymi petuniami. Babeczka i Brzoskwinka bardzo się niecierpliwiły, kiedy Tina zadzwoniła do drzwi ojca Liama. Otworzyła im starsza kobieta, gospodyni księdza. Czym mogę słu\yć? Chciałabym zobaczyć się z ojcem Liamem, jeśli jest u siebie. Gospodyni obrzuciła dziewczynę uwa\nym wzrokiem i skinęła głową, zapraszając do wejścia. Tina ściągnęła smycze, by trzymając psy przy sobie, wejść do środka. Wnętrze domu było wyło\one starym drewnem, na podłodze le\ały jasne dywaniki, a przez okna wpadały promienie słońca, czyniąc plebanię jeszcze przytulniejszą. Jest tam wskazała gospodyni, sięgając po smycze. Zabiorę psy na podwórko, gdy będzie pani rozmawiała z ojcem. Zanim Tina zdą\yła zareagować, znikła z pudelkami. Nie pozostawało nic innego, jak zapukać do wskazanych drzwi. Liam czytał ksią\kę, którą odło\ył na widok gościa. Tina! Szybko podszedł, by ją uściskać. Przyjazne powitanie sprawiło, \e poczuła się lepiej ni\ po chłodnym spotkaniu z byłym mę\em. Świetnie wyglądasz. Cieszę się, \e cię widzę. Siadaj zawołał. Nie przeszkadzam? upewniła się. Skąd\e? Czytałem jakiś kryminał. Kiedy przyjechałaś i jak długo zostaniesz? Parę dni temu na trzy tygodnie odparła z uśmiechem. Niezale\nie od tego, \e Liam był księdzem, nale\ał do przystojnych mę\czyzn, na których kobiety zawsze zwracają uwagę. Miał ciemne, krótko przycięte włosy i niebieskie oczy okolone długimi rzęsami. Wysoki, szczupły, poruszał się z du\ym wdziękiem. Na ustach zawsze błądził mu uśmiech, którym z pewnością czarował kobiecą część parafian. Cała \eńska populacja Baywater była bardzo rozczarowana, kiedy został księdzem. Popatrzył uwa\nie na Tinę i spytał: Co się stało? Jesteś pewnie równie dobrym psychologiem jak księdzem rzekła ze śmiechem. Nie, tylko wyjątkowo czarującym i przystojnym. Lecz znam się na ludziach, a instynkt podpowiada mi, \e coś cię dręczy. Jeden zero dla księdza przyznała. Powiedz, o co chodzi. Od czego tu zacząć? Ksiądz nie ksiądz, Liam był jednak bratem Briana. Czy stanie po stronie Tiny przeciwko własnej rodzinie? Mo\e wcale nie zechce dzielić się sekretami Briana. Widzę, \e się wahasz. Mo\e nie powinnam była przychodzić. Ale\ powinnaś się ze mną zobaczyć. Szczególnie, jeśli coś le\y ci na sercu. Liam ujął jej dłoń w swoje. Rozległo się pukanie i do pokoju zajrzała gospodyni. Mo\e gość ojca napije się herbaty? spytała. Liam potrząsnął głową, lecz Tina nie zwróciła na to uwagi. Z przyjemnością odparła. Pani Hannigan parzy najgorszą w świecie herbatę zauwa\ył, kiedy kobieta wyszła. Przepraszam. Nie szkodzi. Ja ju\ przywykłem, lecz ciebie ten napój mo\e zabić. Jestem twarda zapewniła dziewczyna. Nie na tyle, by ukryć, \e coś ci doskwiera. Wyrzuć to z siebie. Tina zaczęła od początku. Powiedziała o najwa\niejszym. Oto zamierza zostać matką i chce, \eby ojcem dziecka był Brian, lecz on woli trzymać się od niej z dala, a nawet skłonił Connora, by pomógł mu pozbyć się jej z miasta. Nie chciał te\ wyjaśnić, czemu tak mu na tym zale\y, ona zaś podejrzewa, \e coś się za tym kryje i chciałaby wiedzieć co. Liam tylko się roześmiał. Dziewczynie wydawało się, \e ksiądz ją rozumie, więc nie pojmowała, co go tak rozbawiło. Przyszłam po pocieszenie i wyjaśnienie zauwa\yła. Wiem, wiem odparł, dziękując jednocześnie pani Hannigan za przyniesioną herbatę. Napełnił szklanki wypełnione lodem i jedną podał Tinie. Pij, jeśli jesteś wystarczająco odwa\na, a wszystko wyjaśnię. Pierwszy łyk okazał się tak mocny, \e dziewczyna pomyślała, \e esencja musiała nabierać mocy przez kilka dni Jej organizm zareagował wstrząsem na zabójczy smak herbaty. Ostrzegałem rzucił ksiądz. Wiem dziewczyna odstawiła szklankę na tacę. Mów poprosiła. Kiedy skończył, patrzyła nań przez dłu\szą chwilę. Zało\yłeś się z braćmi, \e nie wytrzymają bez seksu przez trzy miesiące? Tak. Jesteś księdzem. Ale wywodzę się z Reillych. Wiem, \e nie dadzą rady. I to cię bawi? O, tak. A twój przyjazd jeszcze bardziej działa na moją korzyść. W jakim sensie? Ty i Brian jesteście stworzeni, by być razem. Przecie\ się rozwiedliśmy. Tina ciągle nie akceptowała tego stanu rzeczy. Przez ostatnie pięć lat spotykała się z mę\czyznami, lecz Brian ciągle tkwił w jej sercu i myślach. Nie mogła go zapomnieć. Był miłością jej \ycia. Ksiądz machnął ręką. Błogosławiłem wasze mał\eństwo, więc jest nierozwiązywalne. To teoria. Oboje jesteście katolikami. Wiesz równie dobrze jak ja, \e katolickie związki zawiera się na zawsze. Dopóki stan Południowa Karolina nie orzeknie, i\ zostają rozwiązane przypomniała. Mój Szef ma trochę więcej do powiedzenia ni\ instytucje rządowe. Zapewne przyznała. Słuchaj, Brian i tak był ju\ na skraju wytrzymałości. Niewiele trzeba, by się złamał Liam wspierająco uścisnął jej rękę. Radzisz, \ebym uwiodła mę\czyznę, który nie jest moim mę\em? Według prawa kościelnego nadal jesteście sobie poślubieni. Poza tym to biedna parafia, a kościół potrzebuje nowego dachu. Mę\czyzni z rodziny Reilly są naprawdę niesamowici. Dziękuję. Nie sądzę, \eby Brian się zgodził. Nie masz racji. Popełnił błąd, pozwalając ci odejść. Mo\e nadszedł czas, byś pokazała mu, jak bardzo się pomylił. Tina uściskała byłego szwagra za to, co powiedział. A więc jego brat próbował pozbyć się jej z miasta, bo sobie nie ufał. To znacznie ułatwiało realizację jej zamiarów. Teraz była pewna, \e postępuje właściwie. Uwiedzie go. Kiedy Brian wrócił z bazy do domu, był zupełnie wykończony. Robił wszystko, by zmęczyć się tak, \eby spać jak zabity i nie dręczyć się snami pełnymi pokus, których doświadczał przez ostatnie noce. Odkąd Tina wróciła do miasta, bał się zamknąć oczy. Jak tylko to robił, pod powiekami zjawiała się ona. Czuł jej zapach, słyszał głos, torturowała go we śnie. Trzy razy wstawał w środku nocy, by brać zimny prysznic. Naprawdę nie chciał w ten sposób spędzić jeszcze ponad dwóch tygodni. Postanowił więc pracować do utraty tchu, by nie mieć czasu ani sił na myślenie o byłej \onie. Dziś miał kilka lotów szkoleniowych, ćwiczył na siłowni i odbył z kolegami parokilometrowy bieg. Wilgotny upał niezle dał im się we znaki. A jednak, kiedy wieczorem podjechał pod dom, całodzienne zmęczenie ustąpiło podnieceniu bliskością Tiny. Cały budynek był jasno oświetlony. Przez uchylone okna sączyła się muzyka. Wszystko wyglądało ciepło i przyjaznie, lecz wewnątrz czaiło się niebezpieczeństwo. Brian zatrzymał się w zaciemnionym miejscu i zajrzał przez kuchenne okno do wnętrza. Zobaczył Tinę poruszającą się tanecznym krokiem w rytm muzyki. Wyglądała niezwykle pociągająco w szortach i skąpej bluzeczce. Miała przymknięte powieki i unosiła ręce jak cygańska tancerka. Mę\czyzna z trudem powstrzymał się od wtargnięcia do mieszkania i wzięcia jej w ramiona. Zakrył twarz dłońmi, próbując się opanować, lecz okazało się to niemo\liwe. Lepiej radził sobie z samokontrolą w kabinie F18 ni\ w pobli\u tej kobiety. Nie miał pojęcia, czemu tak cię\ko to znosi. Pozwolił jej odejść pięć lat temu, bo w głębi serca wierzył, \e czyni tak dla jej dobra. Dla dobra ich obojga. Dopóki Tina pozostawała na drugim końcu kraju, nic nie zmieniało tego przekonania. Lecz odkąd pojawiła się w domu, nie był ju\ pewien swoich racji. Skierował się ku schodom, próbując zignorować dręczące myśli. Postanowił wziąć jeszcze jeden zimny prysznic. Oczywiście, zapomniał o piekielnych psach, które powitały go zza furtki okropnym ujadaniem. Na ten hałas otworzyły się kuchenne drzwi i pojawiła się w nich sylwetka Tiny. Cicho, panienki! zawołała. Zapanowała niezręczna cisza. Dziękuję odezwał się w końcu mę\czyzna, rzucając okiem na pudle ukryte za furtką. Nie mam pojęcia, czemu tak mnie nienawidzą. Mo\e cię kochają, tylko są zbyt nieśmiałe, by to okazać. Na pewno mruknął, ruszając do swoich drzwi. Brian? Tak? Mógłbyś spojrzeć na telewizor babci? Nie ma obrazu. Pomyślał, \e to nie najlepszy pomysł, by znalezć się z Tiną sam na sam w mieszkaniu. Chyba się mnie nie boisz? dodała, widząc jego wahanie. Doskonale zdawał sobie sprawę, \e rzuciła mu wyzwanie, bo wiedziała, \e je podejmie. Nie bądz śmieszna. Dobrze. Wejdz frontowymi drzwiami, by nie nara\ać się na psią agresję. Wszedł do środka i od razu otoczyły go dzwięki muzyki oraz zapach znajomych perfum. By nie poddawać się torturze wspomnień, spróbował wstrzymać oddech. Kiedy Tina była w pobli\u, naprawdę nie czuł się bezpieczny. Co z tym telewizorem? spytał, mając nadzieję, \e szybko upora się z naprawą i wyjdzie. Stanęła tu\ za nim, gdy pochylił się nad aparatem. Zasłaniasz mi mruknął. Przepraszam powiedziała, lecz się nie odsunęła. Nacisnął guzik i... uzyskał efekt śnie\ącego ekranu. Nie było dzwięku ani obrazu. Świetnie, pomyślał. Co o tym sądzisz? Nie wiem odrzekł, odwracając głowę, by się przekonać, \e ma jej usta tu\ obok swoich. Czemu tak się zbli\ała? Jak miał naprawiać ten cholerny telewizor, kiedy niemal siedziała mu na kolanach? Serce biło mu szybko, oddychał z coraz większym trudem, czując, \e ogarnia go niemo\liwe do opanowania podniecenie. Musisz się odsunąć, bym mógł zajrzeć do aparatu rzekł przez zaciśnięte zęby. Dobrze usłyszał i zauwa\ył, \e jedno z ramiączek jasnoniebieskiej skąpej bluzki zsunęło się jej z ramienia. Przełknął ślinę. Co się stało? spytała niewinnie. Nic. Przesunął się, by zajrzeć na tył telewizora. Zdjął obudowę i patrzył ślepo na plątaninę połączeń. Gdyby mózg pracował mu normalnie, pewnie by sobie poradził, lecz w tej chwili mógł koncentrować się tylko na własnych lędzwiach. Och, nawet nie wiedziałabym, od czego zacząć przyznała bezradnie dziewczyna, zaglądając mu przez ramię. Musnęła włosami jego twarz i znowu owionęła zapachem perfum. Brian zacisnął powieki, wziął ją za ramię i szybko odsunął. Poczuł przy tym, \e ogarnia go gorąco. Dotknięcie Tiny działało jak elektryczność. Jeśli nie będziesz mi stała nad głową warknął spróbuję to naprawić. Przepraszam powtórzyła z uśmiechem, ale i tym razem się nie odsunęła. Usiadła, podciągnęła kolana pod brodę i podparłszy dłońmi podbródek, zaczęła przyglądać się jego działaniom. Zawsze umiałeś wszystko naprawić przypomniała. Brian nie miał zamiaru oddawać się wspomnieniom. Tak, mam zdolności manualne. Pamiętam przyznała z westchnieniem. Pomyślał, \e robi się naprawdę niebezpiecznie. Słuchaj rzekł. Mo\e lepiej wezwij jutro specjalistę od naprawy telewizorów i... Co? Rzucił okiem na dziewczynę i podejrzliwie zmru\ył oczy, a potem schylił się po czarny gruby przewód zakończony srebrną wtyczką. Chyba znalazłem rozwiązanie problemu. Naprawdę? w oczach Tiny błysnęło rozbawienie. Mę\czyzna wło\ył wtyczkę do gniazdka, a na ekranie pojawił się obraz wraz z dzwiękiem. Dziewczyna wyłączyła antenę. Czemu wyjęłaś wtyczkę? Wzruszyła ramionami, powodując zsunięcie się drugiego ramiączka bluzki, która teraz trzymała się jedynie na piersiach. Dlaczego starasz się mnie unikać? Naśladujesz mnie, reagując pytaniem na pytanie? Och, znam odpowiedz, lecz nie sądzę, by ci się spodobała odparła, zmieniając pozycję tak, \e teraz klęczała w niewielkiej odległości od niego. Spróbuj. Dobrze, ale pamiętaj, \e sam tego chciałeś powiedziała z uśmiechem. Pochyliła się, ujęła jego twarz w dłonie i pocałowała. ROZDZIAA SZÓSTY Tina natychmiast zrozumiała swój błąd. Myślała, \e to nic nadzwyczajnego skłonić Briana do pocałunku. W końcu przed laty robiła to wiele razy. Nie wzięła jednak pod uwagę własnej reakcji na ten pocałunek. Sądziła, \e będzie to chłodne, wykalkulowane działanie. Ale jak\e się przeliczyła! Mę\czyzna przyciągnął ją do siebie i mocno przycisnął, a jej od emocji zakręciło się w głowie. Znowu czuła jego wargi, smak języka, siłę dłoni, ciepło oddechu na policzku. Brian jęknął cicho, a jej ciało przeniknął dreszcz oczekiwania. Dawno nie zaznała czegoś podobnego. Odwzajemniła pocałunek, wkładając weń wiele namiętności. On zaś przesunął dłońmi po jej ciele, powędrował wargami po szyi, gdy ona modliła się o więcej. Szeptem wypowiedziała jego imię. Zsunął bluzkę z piersi. Tina... wymamrotał, dotykając wargami sutków. Wstrzymała oddech, czując rozkoszne mrowienie w ciele. Całował i pieścił piersi, pozbawiając ją zdolności myślenia. Robił wra\enie kogoś, kto nie mo\e się nią nasycić. Wędrował palcami po plecach, piersiach, biodrach i udach, by dotrzeć do intymnych zakątków ciała. Brian... powtarzała, całując mu szyję, policzki, wargi. Tak bardzo cię pragnę. Mę\czyzna z trudem chwytał oddech. Wszystkie zmysły podpowiadały mu, by wziąć ją od razu, tu, na podłodze. Tina nęcąco poruszała biodrami, gdy dotykał pulsującego centrum jej ciała. Nawet przez materiał bielizny wyczuwał, jak była rozpalona. Brian, proszę... Spojrzał jej w oczy i natychmiast zatracił się w tym wzroku. Widział, jak bardzo pragnęli się nawzajem. Czemu to komplikować? A jednak sprawa nie nale\ała do prostych. Odrzuci zakład i pieniądze, które wiązały się z wygraną, byle tylko być z tą kobietą. Jednak rozstali się pięć lat temu. Nie było to łatwe, lecz chyba słuszne. Czy mo\e ryzykować przekreślenie tamtej decyzji? To utrudni sytuację ka\demu z nich. Czy to nie za wysoka cena za chwilę zapomnienia z Tiną? Biodra dziewczyny kołysały się, coraz intensywniej przyciskając się do jego ciała. Przytulał ją, rozkoszując się dotykiem miękkich włosów na szyi. Rozpoznawał jej westchnienia, jęki, ka\dy dzwięk miłosnej gry. Bardzo jej pragnął. Brian... Tina... rzucił, próbując się od niej oderwać. Nie! ostrzegła, potrząsając głową. Nie odchodz. Nie przekreślaj nas. Znowu jej dotknął, bo nie potrafił oprzeć się pragnieniom. Kciukiem pieścił intymne miejsce jej ciała, ona zaś reagowała coraz gwałtowniej. Przytuliła się i rozsunęła nogi, by ułatwić mu dostęp. Dotykaj mnie szepnęła. Le\ała na plecach na jego kolanach, on zaś wsunął rękę głęboko pod szorty. Ka\dy ruch kołyszących się bioder kobiety stanowił dla niego torturę. Jego podniecenie sięgało zenitu. Nie mógł się powstrzymać od doprowadzenia jej do orgazmu. Coraz intensywniej pieścił palcem pulsujące ciało. Po pierwszym dotknięciu Tina wygięła się, powtarzając jego imię. Dotykał najpierw lekko i delikatnie, potem coraz szybciej, mocniej, obserwując, jak prze\ywa szczyt rozkoszy. Szeroko otworzyła oczy, przygryzła wargę i wysoko uniosła biodra, \eby zintensyfikować kontakt. Kiedy krzyknęła jego imię, przytrzymał ją mocno, by bezpiecznie prze\yła ekstazę. Brian szepnęła po chwili, otaczając mu szyję ramionami. Nie pamiętał jej tak pięknej. W brązowych oczach malowały się nowe pragnienia. Wiedział, \e nie mo\e ich spełnić. Ujął ją za przeguby i potrząsnął głową. Co się stało? spytała z niepokojem. Muszę iść rzekł, delikatnie zsuwając ją z kolan. Wstał, czując frustrację, jakiej nie pamiętał od czasów dzieciństwa. Nie był pewien, czy tym razem zimny prysznic w czymś pomo\e. śartujesz? Wstała, poprawiając ramiączka bluzki i porządkując ubranie. Teraz chcesz odejść? Właśnie teraz. Znów miał ochotę ją objąć, więc specjalnie się odwrócił i ruszył do drzwi. Czy chodzi tylko o mnie? zapytała, więc się zatrzymał i spojrzał jej w oczy. Pomyślał, \e to wszystko jego wina. Nie powinien był ryzykować tego sam na sam. Tylko ja to odczuwam? powtórzyła. Chciał potwierdzić, bo tak byłoby najłatwiej, lecz w tej sprawie nie potrafił skłamać. Nie tylko ty przyznał. Więc jak mo\esz odejść? Nie rozumiesz? Otworzył drzwi i jedną nogę postawił na ganku. Odchodzę właśnie ze względu na to, co czuję. To nie ma sensu. Wiem przyznał i wyszedł. Przez następne trzy dni trzymał się z daleka od Tiny. Rozwa\ał nawet mo\liwość przeniesienia się do bazy na czas jej wizyty w Baywater. Lecz jakoś nie był w stanie się na to zdobyć. Nie ufał sobie, gdy była w pobli\u i jednocześnie nie chciał pozbawiać się jej widoku. To było równie głupie, jak utrata kontroli nad sytuacją, do której dopuścił, sam nie wiedząc, w jaki sposób do niej doszło. Pamiętał jedynie cudowne uczucie trzymania dziewczyny w ramionach, jej oddechu na szyi. Zastanawiał się, kiedy przyzna się do tego sam przed sobą. Otrząsnął się z męczących myśli i spojrzał na Aidana, siedzącego wraz z pozostałymi braćmi przy stole. Co? Słyszałeś? Nie chce nawet przyznać, \e Tina na niego działa. Bo nie skłamał Brian, nie czując się winny, uwa\ał bowiem, \e jego sprawy z byłą \oną nie powinny nikogo interesować. Akurat Connor sięgnął po kawałek tortilii. Unikasz domu, bo nie lubisz psów, prawda? Właśnie. Uhm. Wcześniej jakoś nie wystraszały cię z domu zauwa\ył Liam. Dobrze. Brian uniósł ręce w geście poddania, a potem sięgnął po piwo. Wygraliście. Tina ciągle na mnie działa. Jesteście zadowoleni? Kiedy bracia porozumiewawczo kiwali głowami, Brian rozejrzał się po restauracji. Przy wszystkich stolikach siedziały rodziny z dziećmi, dziadkami, kuzynami. Nigdy wcześniej nie zwracał na to uwagi, lecz teraz, gdy jego własne mał\eństwo się rozpadło, ten widok sprawiał mu przykrość. W ostatnich dniach wszędzie rzucały mu się w oczy właśnie rodziny. Dzieci kolegów, \ony oficerów z bazy. Uświadomił sobie, \e mógłby mieć swoje dzieci, gdyby nie nalegał na rozwód. Potem jednak pomyślał, i\ nie zdołałby ochronić rodziny przed rozmaitymi przykrymi konsekwencjami faktu, \e jest zawodowym \ołnierzem. A gdyby mieli dzieci, potem zaś się rozwiedli? Byłoby jeszcze trudniej. I dzieci by cierpiały, rozdarte między miłością do dwojga rodziców. Spojrzał na małą dziewczynkę. Miała ciemne włoski i brązowe oczy. Wyglądała jak córka jego i Tiny. Jest piękna, pomyślał z odrobiną \alu i zazdrości. Nie wiem, jak pozostali radzą sobie z warunkami zakładu rzekł Aidan. Jednak cieszę się, \e to słyszę. Ja te\ przyznał Connor. Dobrze wiedzieć, \e nie tylko ja cierpię. Słabi jesteście uśmiechnął się Liam. Miałeś parę lat, by zwalczyć pociąg do kobiet zauwa\ył Connor. Dla nas to nowe doświadczenie. I dla niektórych pewnie niedługo potrwa Aidan trącił kufel Briana, ten zaś pomyślał, \e niewiele brakuje, by przegrał zakład. Postanowił się trzymać. Nie martwcie się o mnie powiedział. Dam sobie radę. Właśnie dlatego siedzisz z nami, zamiast jechać do domu. Brian zignorował uwagę Connora i spojrzał na Liama. Bawi cię to? Tak. Mo\e Tina ma powód, by być w mieście właśnie teraz. Zrządzenie losu? Tak cię to dziwi? Nie wierzę w przypadki. Sami podejmujemy decyzje. A jeśli to niewłaściwe decyzje? kontynuował Liam, zaś Connor i Aidan słuchali w milczeniu. To za nie płacisz. Tak jak ty teraz? Kto mówi, \e za coś płacę? Tina nie ma nic wspólnego z naszym zakładem rzekł tak głośno, \e przyciągnął spojrzenie kobiety siedzącej przy sąsiednirn stoliku. Nie mówię o głupim zakładzie powiedział cicho ksiądz, jakby tylko we dwóch siedzieli przy stole. Mówię o tym, \e zgodziłeś się, by Tina odeszła z twojego \ycia. To zamknięta sprawa odparł Brian, nie patrząc na \adnego z braci. Naprawdę? Gdyby tak było, nie miałbyś oporów przed powrotem do domu. Brian poczuł się dotknięty. Sięgnął do portfela po pieniądze za swoje piwo. Jeśli chcecie wiedzieć, trzymam się z dala od Tiny dla jej dobra rzucił. Wierzę ci, jeśli sam w to wierzysz odparł Liam. Nie rozumiem, o co ci chodzi. Myślę, \e rozumiesz, tylko nie chcesz się przyznać. Nie przypominam sobie, bym prosił cię o radę. Nie prosiłeś uśmiechnął się Liam. Udzielam jej bezinteresownie. Wcale nie unikasz Tiny dla jej dobra, ale dla siebie. Ukrywasz się przed nią, bo nie chcesz przyznać, \e nie powinieneś był pozwolić jej odejść. Nieprawda... Nie kłóć się. Brian sięgnął do kieszeni po kluczyki od samochodu. Wkurzacie mnie jeszcze bardziej ni\ Tina! zawołał i wyszedł, zaś Aidan zamówił drugą kolejkę piwa. Przepadł skomentował sytuację brata. Uhm zgodził się Connor. Wypiję za to Liam podniósł kufel. Za Briana. Niech Tina da mu popalić, nim przyjmie go z powrotem. Amen. Tina siedziała na brzegu wanny owinięta ręcznikiem i jak co dzień uświadamiała sobie, po co wróciła do miasta. Codziennie sprawdzała wynik na wykresie temperatury określającym dni płodne. Wreszcie nadszedł właściwy dzień. Właśnie dzisiaj. Teraz trzeba było zrealizować plan. Brian niepostrze\enie wślizgiwał się do swojego mieszkania i znikał o poranku, starając się za wszelką cenę jej unikać, więc nie miała wyboru. Była bardzo zdenerwowana, a przecie\ chodziło o człowieka, który w świetle prawa kościelnego był jej mę\em. Zaczęła wspominać chwile tu\ po ślubie, kiedy namiętnie się kochali i starali się nie rozstawać ani na minutę. Potem przyszły lata pustki i niespełnionych pragnień. Nikt tak jak Brian nie potrafił doprowadzać jej do stanu rozkoszy, sprawiać, \e pragnęła go jeszcze bardziej. Teraz zaś chciała jego dziecka. Do jej uszu dobiegł dzwięk otwieranych drzwi. Wstała i przeciągnęła dłońmi po ręczniku związanym w węzeł na wysokości piersi. Wzięła głęboki oddech i wyszła z łazienki. Spojrzała prosto w oczy Briana, który na jej widok zatrzymał się z otwartymi ustami. Niespodzianka uśmiechnęła się. ROZDZIAA SIÓDMY Brian tylko patrzył. Nie mógł wydobyć ani słowa. Przez całą drogę z restauracji do domu właśnie o niej myślał. Zastanawiał się, czy Liam nie miał racji. Jeśli tak było, oznaczało to, \e zmarnował sobie i Tinie pięć lat \ycia. Więc starszy brat musiał się mylić, uznał w duchu. Nie rozumiał, \e Brian przeprowadził rozwód, by chronić ukochaną kobietę, zaoszczędzić jej smutku. Pewnie, i\ \ałował, \e odeszła. W tej chwili bardziej ni\ kiedykolwiek. Stary zegar ścienny tykał znacznie spokojniej ni\ jego serce. Przez okno wpadało światło księ\yca, a przez uchylone drzwi łazienki docierał blask lampy, co sprawiało, \e Tina wyglądała jak nierzeczywista. Jednak istniała całkiem realnie. Natychmiast ogarnęło go podniecenie. Czuł się jak w pułapce. Chwilę pózniej odezwała się, on zaś z trudem skoncentrował myśli, by jej słuchać. Wzięłam prysznic, a potem zatrzasnęły mi się drzwi w domu babci... Wyszłaś na zewnątrz w takim stroju? Uniósł rękę w geście zdziwienia. Wyglądam całkiem przyzwoicie. Nie wybiegłam na główną ulicę, a poza tym to du\y ręcznik uśmiechnęła się. Nie za du\y, pomyślał. Dziewczyna prezentowała się w nim... pięknie. Nie potrafił wyrazić, jak bardzo. Ciemne falujące włosy opadały jej na ramiona, w oczach błyszczały pragnienia, które znał a\ nadto dobrze. Miał ochotę dotknąć jej opalonych nóg. Zatrzymał wzrok na węzle ręcznika, między piersiami i wyobraził sobie, \e go rozwiązuje. W ka\dym razie... ciągnęła, siadając na brzegu dwuosobowego łó\ka, co sprawiło, \e ręcznik odsłonił uda. Wiem, \e masz zapasowy klucz do mieszkania babci, więc pomyślałam, \e nie będziesz miał nic przeciwko temu, jeśli tu na ciebie zaczekam. Zastanawiał się, czy usiadła specjalnie w ten sposób, by światło księ\yca czyniło ją jeszcze bardziej ponętną. Nie mam nic przeciwko potwierdził, z trudem wymawiając słowa. Jej widok sprawiał, \e nie potrafił jasno myśleć ani zapanować nad reakcjami własnego ciała. Tymczasem dziewczyna wyciągnęła się na łó\ku i skrzy\owała nogi w kostkach. Potem uniosła ramiona, jakby w ogóle nie obchodziło jej, gdzie jest i co robi. Jakby nie zdawała sobie sprawy, \e doprowadza go do szaleństwa. Miłe mieszkanko zauwa\yła, ogarniając wzrokiem pokój. Teraz prowadzi nieznaczącą rozmówkę, pomyślał z wściekłością. Ja nie mogę wytrzymać z po\ądania, a ona zacznie zaraz podziwiać umeblowanie. Celowo bawi się mną, dręczy. Dobrze wie, co robi, igrając emocjami. W małym pokoiku nie było czego podziwiać, lecz Brianowi odpowiadał. A\ do tej pory, kiedy niewielka przestrzeń sprawiła, \e wyraznie czuł zapach jej perfum. Jedyne wyjście z sytuacji to szybko znalezć klucz do mieszkania babci. Wtedy wyjdzie. Proszę rzekł, wyciągając klucze z kieszeni i umykając wzrokiem. Odprowadzę cię na dół i pomogę otworzyć. Po co ten pośpiech? Tina przeciągnęła się, poło\yła na boku i podparła głowę ręką, a on tylko jęknął, gdy podciągnęła ręcznik, bardziej odsłaniając biodro. Po prostu nie mógł oddychać. Ręcznik rozchylił się i ukazał fragment nagiego ciała dziewczyny. Zabijasz mnie jęknął. Wcale nie mam zamiaru odparła, nie poprawiając ręcznika, by się przykryć. Ręcznik spada rzekł zdesperowany. Wiem. Wiem, \e wiesz. O co jej chodzi? Co to za gra? Chce mu odpłacić za rozwód? Dlaczego z tym czekała a\ pięć lat? Im więcej zadawał pytań, tym mniej miał na nie odpowiedzi. Jeszcze chwila a zwariuje. Chcesz mnie uwieść. Mo\liwe. Będziesz tego \ałowała. Nie, jeśli jesteś równie dobry jak dawniej. Uśmiechnęła się. Brian był tylko człowiekiem. Nikt na jego miejscu nie oparłby się urokom Tiny. Nie mam tu... \adnych zabezpieczeń. Spróbował ostatniej deski ratunku, bo rzeczywiście pozbył się z domu prezerwatyw, by nie stwarzać pokus w sytuacji obowiązywania warunków zakładu. Nie szkodzi usłyszał. Przeciwnie. Słuchaj, jeśli nie jesteś na nic chory, nie musisz się tym przejmować zauwa\yła lekko schrypniętym głosem. Pewnie za\ywa pigułki, pomyślał. W ten sposób znikały wszystkie bariery. Teraz nie miało ju\ znaczenia, dlaczego się tu znalazła. Mo\e od chwili, gdy pojawiła się w Baywater, zmierzali do tego celu? Mo\e oboje tego właśnie potrzebowali? Tina przesunęła palcem po biodrze, odsuwając drugą połę ręcznika. Brianowi zaschło w gardle. No więc? Jesteś równie dobry jak kiedyś? szepnęła. Nawet piechota morska wie, kiedy trzeba się poddać. Kochanie, jestem jeszcze lepszy zapewnił, pozbywając się koszuli. Udowodnij! zaproponowała, wyciągając rękę. W ciągu sekundy zrzucił ubranie i znalazł się obok niej w łó\ku. Rozwiązał ręcznik, ujął piersi w dłonie. Tak bardzo cię pragnę szepnęła. Ja te\, dziecino wymruczał, biorąc w usta jeden z sutków. Pieścił go, powtarzając, jak bardzo za nią tęsknił. Ujęła jego twarz w dłonie i uniosła tak, by spojrzeć w oczy. W jej wzroku malowało się po\ądanie i coś jeszcze, czego nie chciał przyjąć do wiadomości. Przytuliła się, całując w usta. Wez mnie i pozwól mi zrobić to samo poprosiła, on zaś poczuł, \e jest zgubiony. Jęknął, pocałował dziewczynę namiętnie, głęboko wsuwając język. Przycisnął ją mocno, czując, \e oboje ogarnia fala gorąca. Pomyślał, \e była jego światłem i ciepłem, którego nie zaznał od pięciu lat. Dobrze, \e mógł ją mieć choć przez tę noc. Przeniknęło ich poczucie bliskości. Świat zewnętrzny stracił znaczenie. Liczyli się tylko oni dwoje. Tina przesuwała dłońmi po jego ciele. Czuł na skórze pieszczotę paznokci. Zapragnął, by zostawiła na niej ślady, które przypominałyby te chwile. Wsunął rękę pod jej plecy, sycąc dotyk ponętnymi kształtami. Zapamiętał się w pieszczotach warg, języka, dłoni. Dziewczyna poruszała się w jego objęciach, wzdychając z rozkoszy. Pocałunkami zsuwał się po jej ciele coraz ni\ej. Uniosła biodra, wygięła się, wciskając głowę w poduszkę i przesuwała mu palcami po ramionach, gdy on dotykiem pieścił intymne miejsca jej ciała. Wejdz we mnie szepnęła. Jeszcze nie, kochanie, jeszcze nie odrzekł, wzmacniając pieszczotę. Tina nie mogła wytrzymać natę\enia rozkoszy. Nie przechowała w pamięci zapisu takich odczuć. To było coś niewypowiedzianego. Nie była w stanie myśleć ani oddychać. Otworzyła oczy, by spojrzeć na mę\czyznę oświetlonego blaskiem księ\yca. Sięgnęła ku niemu, lecz wyśliznął się, jakby nie zamierzał przerywać smakowania jej ciała. Poczuła język na sutkach. Dłońmi nie przestawał wędrować wzdłu\ bioder. Po chwili ukląkł między jej udami. Brian... wyciągnęła rękę. Nic nie mów uśmiechnął się i uniósł ją nieco. Tina zacisnęła kołdrę w rękach, gdy poło\ył sobie jej nogi na barkach i pochylił głowę. Językiem i wargami doprowadził ją na skraj otchłani rozkoszy. Jęczała, poruszając biodrami w rytm pieszczoty. Ka\de dotknięcie intymnych miejsc powodowało przyspieszenie oddechu. Zanurzyła pałce we włosach Briana i krzycząc jego imię, prze\yła orgazm. Przejęta dr\eniem otworzyła oczy, by napotkać jego namiętny wzrok. Ostro\nie poło\ył ją na łó\ku i przykrył własnym ciałem. Tęskniłem za tobą powtórzył, całując kącik ust. Tak długo na to czekałam powiedziała, pieszcząc jego plecy. Nie myśl o tym. W ogóle nie myśl mówił wśród pocałunków. Nie daj mi na to czasu poprosiła, zarzucając mu ręce na szyję. Wniknął w jej ciało, a Tina po raz pierwszy od bardzo dawna poczuła się spełniona. Poruszali się w jednym rytmie. Otoczyła nogami biodra Briana, by stanowić z nim jedność. Nie mogła uwierzyć, \e znowu jest w jego ramionach. Starała się zapamiętać ka\dą sekundę zbli\enia, \eby mieć co rozpamiętywać po powrocie do domu. Przylgnęła do niego tak mocno, \e cały świat zewnętrzny przestał dla niej istnieć. I wtedy prze\yła oszałamiający orgazm. Słyszała tylko szept Briana powtarzającego jej imię. Do licha! Uniosła głowę z jego piersi i spojrzała z uśmiechem, przeciągając mu palcami po skórze. Nie takiej reakcji oczekuje kobieta po niesamowitym seksie. Nie o to chodzi. Jeśli nie o to, to nie chcę o tym teraz rozmawiać oznajmiła i otarła się o jego ciało nabrzmiałymi sutkami. Musimy porozmawiać... przerwał, czując, jak Tina zsuwa się pocałunkami coraz ni\ej i ni\ej. Przestań rzekł, gdy u\yła języka. Wcale nie chcesz, bym przestała, prawda? zauwa\yła, pochylając głowę nad jego podnieconym ciałem. Tak..., nie... No właśnie Tina nie mogła pozwolić mu mówić. Nie chciała, by zaczął \ałować ich zbli\enia, bowiem zamierzała je powtórzyć. I to nie raz. Musiała przyznać, \e nie chodziło jedynie o poczęcie dziecka. Pragnęła wzbudzić w Brianie namiętność równą własnej. Niech ją kocha tak bardzo, jak ona jego. Tak naprawdę nigdy nie przestała darzyć go namiętnym uczuciem. Nawet nie próbowała o nim zapomnieć. Właśnie dlatego pragnęła jego dziecka. Jeśli nie mogła mieć jego samego, chciała zyskać choć jego cząstkę, którą mogłaby kochać. Nie pozwalasz mi myśleć powiedział. To dobrze. Podniosła głowę i uśmiechnęła się, potem zaś wróciła do pieszczot. Brian nabrał powietrza w płuca. Chodz tutaj mruknął. Usiadł, poło\ył dziewczynę na plecach i gorąco pocałował. śadnych rozmów. A kto chce rozmawiać? spytała, przytulając się mocno. Teraz dopiero rozumiała, \e wprost bezgranicznie tęskniła za jego bliskością. Rozsunęła nogi, a on szybko wszedł w jej ciało. Od razu poczuła obezwładniającą rozkosz. Mę\czyzna poruszał się coraz szybciej, powodując kolejne fale cudownych dreszczy. Nie przerywał namiętnych pocałunków, a\ do chwili, gdy razem prze\yli orgazm, który na wiele sekund owładnął ich ciałami. ROZDZIAA ÓSMY Resztę nocy spędzili wśród namiętnych uniesień. O świcie Tina ziewnęła i spojrzała w okno. Ka\dym centymetrem ciała czuła miłosne zmęczenie. Brian okazał się jeszcze wspanialszy ni\ przed pięciu laty. Z bólem pomyślała, i\ zapewne nie unikał kobiet od czasu, kiedy się rozstali, lecz nie dała po sobie poznać, \e ta myśl sprawia jej ból. Sama równie\ nie \yła jak zakonnica. Tylko \e z innymi mę\czyznami to był zwykły seks, który w niczym nie mógł się równać z prze\yciami, których dostarczał Brian. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się. Nawet we śnie nie wyglądał niewinnie. Zawsze jej się to podobało. Jego nagie ciało mogło rywalizować z ka\dym dziełem sztuki rzezbiarskiej. Jedna noc z nim była więcej warta ni\ setki nocy z innymi. Ze smutkiem pomyślała, \e wkrótce musi wyjechać. Jedyną pociechę stanowiła nadzieja, \e wówczas mo\e będzie ju\ w cią\y. Uśmiechnęła się do siebie i pieszczotliwym ruchem poło\yła dłoń na brzuchu. Kiedy kobieta uśmiecha się w ten sposób odezwał się Brian mę\czyzna pragnie wiedzieć, o czym myśli. Tina szybko sięgnęła po prześcieradło, by się osłonić. Dzień dobry usłyszała. Brian ściągnął prześcieradło i pieszczotliwym ruchem dotknął jej piersi. Chyba nie czujesz się zawstydzona? Nie, tylko trochę zmęczona. Nie dziwię się. Nawet ja potrzebuję więcej ni\ godzinę snu. Oboje długo nie chcieli przerywać miłosnych zbli\eń, więc na sen nie zostało wiele czasu. Przyszedł tu\ przed świtem, gdy poczuli się całkowicie wyczerpani. Kiedy dziewczyna nie odpowiedziała, przerwał pieszczotę i spytał: Dobrze się czujesz? Tak odparła, starając się nie myśleć o poczuciu winy, które zaczęło ją nawiedzać. Nie jestem przekonany rzekł, bo jako pilot instynktownie wyczuwał, gdy coś było nie w porządku. To nic wa\nego, naprawdę zapewniła. Ale jednak coś powiedział, podejrzewając, \e to coś nie będzie mu się podobało. Przez całą noc byli ze sobą jak za dawnych czasów. Mimo niewyspania od dawna nie czuł się tak dobrze jak w tej chwili. Przeczuwał jednak, \e kiedy tylko Tina zacznie mówić, dobry nastrój zniknie. Ale musiał się dowiedzieć, w czym rzecz. Dlaczego po prostu nie powiesz? Nie sądzę, by to był dobry pomysł. Teraz ju\ jestem pewien, \e powinniśmy porozmawiać powtórzył zaniepokojony. Nie róbmy tego, dobrze? Dziewczyna usiadła na brzegu łó\ka, rozglądając się za swoim ręcznikiem. Skoro nie chcesz, to mamy problem, bo ja pragnąłbym wiedzieć, o co chodzi mruknął. Spojrzała nań przez ramię. Naprawdę, nie ma problemu. Teraz powinnam wziąć prysznic i znalezć ubranie. Nie miała ochoty na rozmowę, która musiała doprowadzić do potę\nej awantury. Nie była na to gotowa. Ciągle nie mogła oswoić się ze świadomością, \e mimo upływu pięciu lat gorąco kocha tego mę\czyznę, mimo \e on jej nie chce. Gdzie ten głupi ręcznik, pomyślała. Dlaczego jakoś ci nie wierzę? Spojrzała na niego jeszcze raz, owinęła się prześcieradłem, a potem wstała z łó\ka. Mo\e masz podejrzliwą naturę. Porozmawiaj ze mną nalegał niecierpliwie. Tylko tyle przyniosła miłosna noc, pomyślała, rozglądając się za ręcznikiem. Wiesz co, nie mogę znalezć swojego ręcznika, więc po\yczę prześcieradło, by dotrzeć do mieszkania babci. Oddam ci je wieczorem. Popełniła błąd, oglądając się na niego. Le\ał nagi i uwa\nie się jej przyglądał. Nie ma mowy rzucił. Nie wierzysz, \e zwrócę? Nie obchodzi mnie głupie prześcieradło mruknął, wstał i podszedł do niej. Chcę wiedzieć, co się dzieje w twojej głowie. Nie wyjdziesz stąd, póki mi nie powiesz. Tina cofnęła się o krok i zesztywniała. W głębi ducha wcale nie wstydziła się tego, co zrobiła. Przecie\ nie wciągnęła go siłą do łó\ka. Wyraznie sprawiło mu to przyjemność. Lecz wewnętrzny głos podpowiadał równie\, \e gdyby wiedział, w jakim celu spędzili tę noc, pewnie nigdy by się na to nie zgodził. Czuła się więc trochę winna i dlatego nie chciała o tym mówić. Zmusiła się do spojrzenia mu w oczy. Zdawała sobie sprawę, \e jeśli Brian raz się dowie o co chodzi, nigdy więcej nie pójdzie z nią do łó\ka. Spuściła wzrok, co odczytał jako zły znak. Ostatniej nocy, kiedy powiedziałaś, \e nie muszę się obawiać o brak zabezpieczeń... Chciałaś dać do zrozumienia, \e za\ywasz pigułki, tak? Niezupełnie. Mę\czyzna szóstym zmysłem wyczuł jakieś niebezpieczeństwo. Niezupełnie? powtórzył, przypominając sobie, ile razy kochał się z nią tej nocy. Co to właściwie znaczy? śe nie biorę pigułek, lecz nie musisz się tym przejmować. Wiadomość o nieza\ywaniu środków antykoncepcyjnych przeraziła go jak ka\dego przedstawiciela męskiej części populacji. Z wra\enia nie mógł wydobyć słowa. Jak miał się nie denerwować? Naprawdę sądziła, \e zrobi jej dziecko i pójdzie sobie w siną dal? Tak mało go znała? Na myśl o dziecku krew zaczęła mu szybciej krą\yć w \yłach. Nie powinienem się martwić, poniewa\... A więc nadszedł ten moment. Dziewczyna wiedziała, \e trzeba mu powiedzieć, choć wolałaby tego nie robić. Kiedy w Kalifornii omawiała cały plan z Janet, nie widziała w nim niczego zdro\nego. Pragnęła dziecka tak, jak zawsze pragnęła Briana, więc teraz chciała mieć choć jego cząstkę. W tej chwili jednak ogarnęło ją silne poczucie winy. śałowała, \e go okłamała, choć nie \ałowała samego przedsięwzięcia. Za nic nie oddałaby ostatniej nocy. Jeśli poczęli dziecko, będzie kochała je całym sercem. Problem polegał na tym, \e kochała tak\e tego mę\czyznę i fatalnie się czuła ze świadomością, i\ u\yła wobec niego podstępu. Jeśli jednak ceną tej winy miałoby być dziecko, gotowa była dzwigać ją do końca \ycia. Patrzyła na Briana, jakby chciała wbić sobie w pamięć rysy jego twarzy. Za oknem wzeszło ju\ słońce i zaczęły śpiewać ptaki. Mę\czyzna dotknął jej ramienia, przesunął dłonią w dół. Powiedz, co robisz. Mam prawo wiedzieć. I tak zamierzałam ci to wyjaśnić. Chcę, \ebyś wiedział rzekła, nabierając oddechu w płuca. Co? Pragnę zajść w cią\ę. Brian otworzył usta z wra\enia, lecz szybko je zamknął, czekając na to, co dalej usłyszy. Mam nadzieję, \e tej nocy poczęliśmy dziecko. Puścił jej rękę i patrzył, jak na kogoś widzianego po raz pierwszy w \yciu. Dziecko? Tak. Chciałam dziecka i tego, byś został jego ojcem. Mę\czyzna chwycił się za głowę. Chciałaś powtórzył po długiej chwili milczenia. A nie pomyślałaś, \e ja równie\ mam coś do powiedzenia w tej sprawie? Byłeś za . I to wiele razy, o ile pamiętam. Byłem za uprawianiem seksu. Nie przypominam sobie, bym opowiadał się za ojcostwem. Wiem. Kiedy powiedziałam, \e nie musisz się niepokoić, właśnie to miałam na myśli. Tak? Zrobić dziecko i iść swoją drogą? Pragnę tego dziecka. Nie mów tak. Nie wiemy, czy ono zaistniało. Dziewczyna poło\yła dłoń na brzuchu, jakby chciała osłonić nowe istnienie. Mam nadzieję, \e tak. O czym ty myślisz? Powiedziałam ju\. Mę\czyzna wciągnął d\insy, mrucząc coś pod nosem. Twój zegar biologiczny zadzwonił na alarm i wskazał mnie? Na litość boską, nie zachowuj się tak, jakbyś działał pod presją. Nie zmuszałam cię grozbami do uprawiania seksu zauwa\yła, szczelniej owijając się prześcieradłem. Zwiodłaś mnie. Skusiłam poprawiła. Dobrze wiedziałaś, do czego zmierzasz, lecz nic nie powiedziałaś. Daj spokój. Odgarnęła włosy z czoła, czując się niezręcznie w prześcieradle, gdy Brian był ubrany. Nie udawaj niewiniątka, które zostało wykorzystane. Dzięki temu idiotycznemu zakładowi z braćmi byłeś więcej ni\ chętny. Wiedziałaś o zakładzie? Tak. Od Liama? Tak. A więc zrobiłaś to celowo. Uderzyłaś w słaby punkt. Mę\czyzna wyciągnął palec oskar\ycielskim gestem. I co? Powinnaś była mi powiedzieć. Mo\liwe przyznała. Nie ma \adnego mo\liwe. Gdybym powiedziała, do niczego by pewnie nie doszło. Właśnie. Tinę ogarnął smutek na myśl o tym, \e \ar namiętności tak szybko się wypalił. Niczego od ciebie nie oczekuję rzekła. Pewnie. Bo ju\ dostałaś to, czego chciałaś. Za oknem rozległ się hałas przelatującego samolotu. Dziewczyna pomyślała, \e niedługo wróci do Kalifornii i będzie modliła się za dziecko, którego Brian tak bardzo nie chce. On zaś zostanie tutaj, by latać swoimi samolotami i codziennie nara\ać \ycie na niebezpieczeństwo. Sądziła, \e to będzie proste. Przyjedzie do rodzinnego miasta, prześpi się z nim, zajdzie w cią\ę i wróci do swojego świata. Teraz wiedziała, \e nie uwolni się od tego mę\czyzny. śaden z partnerów, z którymi spotykała się w ciągu pięciu lat nie zdobył jej serca, bo zawsze nale\ało do byłego mę\a. Nie mogła zakochać się w nikim innym. Nie rozumiesz, \e nie chcę być ojcem na pół eta tu? spytał. Nie musisz odrzekła i, choć wiele ją to kosztowało, dodała: Nie proszę, byś aktywnie podjął obowiązki ojca. Anga\uj się lub nie w stopniu, który ci odpowiada. Teraz mam prawo głosu w tej sprawie? Tak. Kiedy mówiłam, \e nie powinieneś się niepokoić, chodziło mi właśnie o to. Jeśli wolisz, mo\esz się więcej ze mną nie kontaktować. Tak po prostu. Chciała dodać, \e być mo\e, popełniła błąd, lecz nie. miała zamiaru niczego udawać. Właśnie. Minęło pięć lat. W tym czasie rozmawialiśmy mo\e ze trzy razy. To zupełnie co innego rzucił. Sprawy między nami to jedno, a moja relacja z dzieckiem, które począłem, to drugie. Myślisz, \e pozwoliłbym odseparować je od swego \ycia? To zale\y od ciebie. Dziękuję. Mimo ciepłego dnia, Tina poczuła chłód. Powinna była najpierw upewnić się, czy naprawdę będzie miała to dziecko, potem dopiero przeprowadzać taką rozmowę. Nie ma sensu więcej o tym mówić powiedziała nagle. Wracam do domu. A co z zatrzaśniętymi drzwiami? spytał z sarkazmem w głosie. Skłamałam odrzekła, trzymając rękę na klamce. Wielka niespodzianka. Tina odczuła te słowa jak uderzenie. Przepraszam, \e cię zdenerwowałam rzekła, nie patrząc mu w oczy. Ale nie \ałuję tej nocy i tego, \e mo\emy mieć dziecko. Przykro mi, \e ty tego \ałujesz. Wyszła i zamknęła za sobą drzwi. Mę\czyzna stał w smudze słonecznego światła, które wpadało przez okno, i było mu zimno jak nigdy w \yciu. ROZDZIAA DZIEWITY Tego ranka Brian zachowywał się zgodnie ze znaczeniem swojego lotniczego przydomka, tzn. jak kowboj. Ka\dy pilot miał jakiś przydomek Bo\o, Goliat, czy właśnie Kowboj. Jego wziął się od agresywnego stosunku do latania. Jako pilot uwielbiał podniebne akrobacje. Lecąc odrzutowcem z prędkością przekraczającą prędkość dzwięku, nie myślał o niczym innym jak tylko o wykonaniu zadania. Jednak dzisiaj nie opuszczała go pamięć o Tinie. Wydawało mu się, \e dziewczyna siedzi obok w kabinie samolotu. Zwiodła mnie mruknął, nie mogąc pogodzić się z faktem, \e była \ona świadomie u\yła go do roli reproduktora. Co mówisz? spytał towarzyszący mu kolega, Sam Hollywood Holden. Nic. Jeśli ju\ skończyliśmy wszystkie przyprawiające o mdłości ewolucje, mo\e wrócilibyśmy do domu? Spieszy ci się? Nie wszyscy porobili głupie zakłady. Brian jęknął tylko. Wiedział ju\, \e w bazie nie da się utrzymać w sekrecie \adnych prywatnych spraw. Nie powinien był przystawać na ten zakład. Gdyby nie dał się przekonać Liamowi, nie znalazłby się wobec Tiny w takiej sytuacji. Nie doszłoby do tej nocy. Jednak trudno było tego \ałować, nawet biorąc pod uwagę okoliczności, które towarzyszyły zbli\eniu. Nie mo\na jednak dopuścić, by stało się to przedmiotem kole\eńskich \artów. Dlatego właśnie jeszcze polatamy oznajmił ze złośliwą satysfakcją. Ojej... jęknął Holden. Wpakowałam się w kłopoty, prawda? Tina popatrzyła na Babeczkę i Brzoskwinkę rozgoszczone na jej łó\ku. Ale nie \ałuję tego, co się stało. Po to tu przyjechałam. Brzoskwinka ziewnęła i przeciągnęła się rozkosznie. Dziewczyna rozejrzała się po swoim panieńskim pokoiku, w którym siedziała jak kiedyś, gdy jako nastolatka rozmyślała tu nad swoimi problemami. Czasy się zmieniły, więc i problemy miały teraz inny wymiar. Przecie\ nie zmuszałam go siłą powiedziała na głos, patrząc na Babeczkę. Był więcej ni\ chętny. To dlaczego tak okropnie się czuję? Znała odpowiedz, lecz wolała jej nie wypowiadać. Instrumentalne podejście do Briana było niewłaściwe. No dobrze, nale\y postawić mnie pod ścianą i rozstrzelać rzekła głośno. Po prostu chciałam... Nie tylko jego dziecka, pomyślała. Chciała, \eby Brian wrócił, tylko wolała sobie tego wcześniej nie uświadamiać. Teraz nie mogła ju\ temu zaprzeczyć. Tylko \e spełnienie takiego pragnienia nie le\ało w jej mocy. Sięgnęła po telefon i wykręciła znajomy numer. Janet. Dzięki Bogu, \e jesteś. Co słychać? Nie najlepiej. Więc nie udało ci się... Nie. Misja została wykonana. Naprawdę poszłaś do łó\ka ze swoim byłym? Nie. Poprosiłam go o wsparcie i udałam się do kliniki w celu sztucznego zapłodnienia zadrwiła Tina. Jak na kogoś, kto niedawno prze\ył udane zbli\enie, dziwnie się zachowujesz. Wybacz. Po prostu jestem zła na siebie i się na tobie wy\ywam. Mogę w czymś pomóc? Nie poszło tak, jak myślałam. Nie było równie dobrze jak kiedyś? Lepiej. To w czym problem? Powiedziałam mu Tina przypomniała sobie wyraz twarzy Briana. Nie mogła go winić za tę reakcję. W końcu byli rozwiedzeni. Jeśli nie akceptował jej jako \ony, czemu miałby godzić się na nią jako matkę swojego dziecka. I to dziecka, o którego ewentualnym poczęciu nawet nie wiedział. Ach westchnęła przyjaciółka. Chyba zdawałaś sobie sprawę, \e nie będzie zadowolony. Tak, ale te\ nie wiedziałam, \e... ... nadal go kochasz dokończyła Janet. Właśnie. Tina pomyślała, \e kochali się tej nocy goręcej ni\ pięć lat wcześniej. Czy dlatego, \e od dawna nie byli razem? Czy te\ dlatego, \e jednak oboje siebie pragnęli. Co zamierzasz zrobić? zapytała Janet. A co mogę zrobić? Kochasz go i znowu chcesz od niego odejść? Ostatnim razem to nie ja odeszłam, lecz Brian. Ale pozwoliłaś mu zadecydować za was oboje. Tak, jednak... Co będzie tym razem? Rozmawialiście o tym, co zaszło? Janet nie pozwoliła jej skończyć. Tina wspomniała wyraz twarzy byłego mę\a, w chwili gdy opuszczała jego pokój, i pomyślała, \e nie rokowało to zbyt wiele dobrego. Co miałabym powiedzieć? Na przykład, \e go kochasz. Powiedziałam to pięć lat temu i nie pomogło wyszeptała Tina. Ale i nie zaszkodziło. Mo\liwe. Dziewczyna pomyślała, \e między nią a byłym mę\em właściwie nic się nie zmieniło. Kochała go i pewnie zawsze będzie kochać, lecz nie zamierzała mu o tym mówić. Po co? śeby prze\yć kolejne upokorzenie, gdyby ją odtrącił? Namiętność to jedno, a miłość to coś innego. Tej nocy nie wspomniał przecie\ o miłości. Kiedy Janet mówiła o swojej cią\y i oczekiwanym dziecku, Tina trzymała rękę na własnym brzuchu i modliła się, by \yło w nim jej maleństwo. Tej cząstki Briana nikt ju\ by jej nie odebrał. Wypadam z gry. Connor, Aidan i Liam wpatrywali się w Briana przez dłu\szą chwilę. On zaś bawił się przez parę sekund piłką, nim rzucił ją w stronę kosza. Rzut się nie udał i piłka potoczyła się na ukwieconą alejkę przed plebanią. Świetnie mruknął. Nawet do kosza nie trafiam. Spojrzał z ukosa na uśmiechnięte twarze braci. Nie wytrwałeś nawet miesiąc zauwa\ył Connor. Szkoda Aidan bezbłędnie wykonał rzut. Co się stało? spytał Liam. Brian otarł pot z czoła i ogarnął wzrokiem boisko do koszykówki, na którym wieczorami rozgrywali z braćmi mecze dwóch na dwóch. Wystarczy, \e wypadłem z gry. Mo\esz mi szyć spódniczkę z palmowych liści. Miła perspektywa. Ju\ czuję, jak pieniądze spływają do mojego portfela rzekł Aidan. Tak? Tylko nie zacznij ich wydawać zauwa\ył Connor. Kiedy ci dwaj zaczęli się sprzeczać, Liam podszedł do Briana. Był ju\ pózny wieczór. Boisko tonęło w blasku księ\yca, wokół pachniały jaśminy. Nie wyglądasz dobrze zauwa\ył ksiądz. Przegrałem zakład. Nie chodzi o zakład. Tak? A o co? O Tinę i o ciebie. Wszystkie wątpliwości i przemyślenia, które towarzyszyły Brianowi przez cały dzień, wróciły z nową siłą. Nie mógł zapomnieć ostatniej nocy. Ani tego, \e został oszukany, ani tego, i\, być mo\e, będzie ojcem. Nie chciał przyznać się sam przed sobą, co czuje, myśląc o tym wszystkim. Nie ma mnie i Tiny zauwa\ył. A mo\e powinniście być Liam poprowadził go alejką nieco dalej od Aidana i Connora. Mo\e dostałeś drugą szansę? śebym sam sobie zrobił palmową spódniczkę? Nie chodzi o zakład. Nieuwa\nie mnie słuchać rzekł ksiądz, gdy podeszli do ulicy, na której słychać było samochody, śmiech bawiących się w ogrodach dzieci, muzykę dobiegającą z mieszkań. Co widzisz? spytał Liam. Ulicę. I... Budynki, drzewa, psy. Rodziny, domy poprawił ksiądz. O co ci chodzi? Jak myślisz, ile z tych rodzin to rodziny wojskowe? Co za ró\nica? Głupiec z ciebie. Chcesz dostać? Nie zamierzam się z tobą bić. Próbuję ci powiedzieć, \e zamiast tkwić tu z nami, powinieneś wrócić do domu i porozmawiać z Tiną. Ju\ rozmawialiśmy. Tak jak pięć lat temu? Ma być tak, jak ty chcesz, albo wcale? Nie wiesz, o czym mówisz. Znam cię. Wiem, \e Tina to najlepsze, co przytrafiło ci się w \yciu. Wiem, i\ kochałeś ją i byłeś szczęśliwy, póki wszystkiego nie zepsułeś. To moja sprawa. Bez wątpienia. Chcę tylko powiedzieć, \e, być mo\e, los ofiarowuje ci drugą szansę i byłbyś głupcem, gdybyś się od tego odwrócił. Nie prosiłem o drugą szansę. To powinieneś być szczęśliwy, \e ją dostajesz, ośle. Aadne maniery jak na księdza zauwa\ył Brian. Chcesz zobaczyć księdza? Wpadnij na mszę. Tu stoi twój brat. Brian patrzył na niego przez długą chwilę. Z oddali dobiegał śmiech Aidana i Connora grających w piłkę. Przeniósł spojrzenie na ulicę i zastanowił się nad słowami Liama. Zapewne połowa tych przytulnych domów nale\ała do wojskowych rodzin. Mieszkali w nich mę\owie z \onami, które nigdy nie wiedziały, czy ich najbli\si wrócą cali i zdrowi po wykonaniu swoich zadań. Słuchał szczekania psów i śmiechu dzieci. Te rodziny najwyrazniej jakoś dawały sobie radę. Pięć lat temu uznał, \e nie mo\e nara\ać Tiny na \ycie w ciągłym stresie powodowanym jego niebezpieczną pracą. Był przekonany, \e nie powinien wymagać od niej, by na rozkaz pakowała się i przenosiła z jednego końca kraju na drugi, bo on dostał właśnie przydział do innej bazy. Pomyślał, \e nie zasłu\yła na to, \eby miesiącami \yć samotnie, gdy on wypełnia kolejną tajną misję, w której ryzykuje \ycie i mo\e wcale nie wrócić do domu. Nie chciał, by się w ten sposób marnowała, więc pozwolił jej odejść. Wszystko to dla jej dobra. Wiele go kosztowało, \eby wykreślić Tinę z własnego \ycia. Nic nie zapełniło pustki, która po niej pozostała. Teraz, kiedy dziewczyna wróciła, odczuwał to jeszcze dotkliwiej. A ona pragnęła jego dziecka. W końcu zadał sobie pytanie, czy pięć lat temu nie popełnił strasznego błędu. Czy\by naprawdę był osłem, jak uwa\ał Liam? ROZDZIAA DZIESITY Dwa dni pózniej Brian ciągle zastanawiał się nad tymi problemami i wcale nie poprawiało mu to nastroju. Mógł nadal unikać Tiny, lecz przecie\ nie będzie to trwać w nieskończoność. Nie dało się jej zignorować. Uśmiechnął się na myśl o jej krokach dudniących na schodach, kiedy to ostatniego wieczora podeszła pod drzwi, domagając się rozmowy. Oczywiście nie spełnił jej oczekiwań. Krzyknął tylko, by odeszła, co te\ uczyniła. Doskonale zdawał sobie sprawę, \e nie mo\e tak tchórzyć bez końca. Podjechał pod dom i rozejrzał się, by sprawdzić, czy nic nań nie czyha. Pomyślał, \e jak na wojskowego, to zachowuje się nieco dziwnie. Zapadał zmierzch, powietrze trochę się ochłodziło. Na ulicy unosił się zapach grillowanego mięsa, z sąsiedztwa dobiegały krzyki chłopców grających w koszykówkę. Było jak zawsze. Więc dlaczego czuł wewnętrzne napięcie jak przed misją specjalną? Odpowiedz na to pytanie ukazała się na ganku w postaci Tiny, za którą podą\ały dwa psiaki, jazgocząc ile sił w płucach i biegnąc, by go zaatakować. Na widok byłego mę\a na twarzy dziewczyny odmalował się gniew. Brian rozwa\ał, czy nie odjechać, lecz uznał, \e byłby to niegodny odwrót, więc wysiadł z auta. Babeczka i Brzoskwinka natychmiast potraktowały go jak wielką zabawkę do ogryzania. Tymczasem któreś z dzieci sąsiadów nie trafiło do kosza i piłka potoczyła się po ukwieconym trawniku. Brzoskwinka zmieniła kierunek biegu i ruszyła w ślad za piłką. Gdy była ju\ blisko, jeden z chłopców rzucił kamieniem i trafił ją w łapę. Psiak przewrócił się ze skomleniem. Hej! Rozgniewana Tina podbiegła do biednego pudelka. Przestraszone dzieciaki przyglądały się wszystkiemu z bezpiecznej odległości. Brian, słysząc skowyt zwierzaka, choć nie darzył go szczególną sympatią, postanowił stanąć w jego obronie. W kilku susach dopadł chłopaka i chwycił go za ramiona. Malec wyglądał na przestraszonego i gotowego się rozpłakać. Co zrobiłeś? krzyknął mę\czyzna. To moja piłka wymamrotał chłopak, rzucając okiem na psa, obok którego klęczała Tina. Myślałeś, \e to stworzenie ją zje? Nie. Rzuciłeś kamieniem w takie maleństwo? Nie chciałem go skrzywdzić. Koledzy chłopca uciekli, zostawiając go w opałach. Jak myślisz, co powie twoja mama, kiedy się dowie, \e rzucasz w zwierzęta kamieniami? spytał Brian trzęsącego się ze strachu dzieciaka. Och, proszę pana! Niech pan nie mówi mamie! Naprawdę nie chciałem. Przepraszam! Niech pan nic nie mówi! Brian słyszał desperację w jego głosie, więc poczuł się wystarczająco usatysfakcjonowany. Przypomniał sobie, \e zarówno on, jak i jego bracia w wieku dziesięciu lat najbardziej bali się, \e rodzice dowiedzą się o ich wybrykach. Dobrze, lecz musisz sprawdzić, czy psu nic się nie stało. Jeśli wszystko będzie w porządku, powinieneś przeprosić jego panią. Wtedy dostaniesz z powrotem piłkę. Chłopiec odetchnął z ulgą, pociągnął nosem i ze spuszczoną głową podszedł do Tiny. Nie chciałem zranić pani psa powiedział dr\ącym głosem. To nie powinieneś był niczym rzucać odrzekła surowo. Przepraszam. Ukląkł obok psiaka i pogłaskał go ostro\nie. Więcej tego nie zrobię obiecał. No, dobrze udobruchała się dziewczyna, widząc, \e Brzoskwinka li\e rękę chłopca. Jeśli ona ci wybacza, to ja te\. Dziękuję pani rzucił malec i z większą odwagą spojrzał na Briana. Przepraszam powtórzył, a potem uciekł, ile sił w nogach Odprowadzając go wzrokiem, mę\czyzna wyobraził sobie, jakby to było mieć własne dziecko. Jego myśli wróciły do spraw, które od pewnego czasu nie dawały mu spokoju. Do nocy spędzonej z Tiną i perspektywy zostania ojcem. Po raz pierwszy wydało mu się to realne. Niemal zobaczył buzię dziecka, w której jego rysy łączyły się z rysami dziewczyny. Poczuł dziwne wewnętrzne ciepło. Myśl, i\ Brian Reilly mo\e zostać ojcem, nie wydała mu się ju\ nierealna ani przera\ająca jak jeszcze kilka dni temu. Och, miałam ochotę mocno nim potrząsnąć przyznała Tina. I tak był niezle wystraszony rzekł, przyklękając na trawie. Jak pies? W porządku. Na szczęście to nie był du\y kamień. Babeczka siadła obok Briana i przytuliła się do niego, a on bezwiednie ją pogłaskał. Brzoskwinka wymknęła się Tinie i równie\ domagała się jego pieszczot. Garnęła mu się do kolan, wpatrując z uwielbieniem w oczy. Brian nie mógł uwierzyć w tę cudowną przemianę psich uczuć wobec jego osoby. Wygląda, jakby cię pokochały zauwa\yła Tina. Co takiego? Stałeś się ich bohaterem. Dziwne. Wolisz, by na ciebie szczekały? Przynajmniej wiedziałem, czego się po nich spodziewać. A to wa\ne? Nie lubię niespodzianek. Brian... Nie chcę znów o tym rozmawiać uciął. Znów? Jeszcze o tym nie mówiliśmy. Psiaki łasiły się do niego, nie zwa\ając na wymianę zdań z Tiną. Mę\czyzna starał się je zignorować i skupić rozproszoną uwagę. Dobrze, a mo\emy przynajmniej zająć się tym w domu? Jak chcesz. Chodzcie dziewczynki! Tina podniosła się, wołając na psy. Jednak pudelki nie ruszyły się z miejsca. Babeczka! Brzoskwinka! Brian westchnął, psiaki odpowiedziały psim westchnieniem. Wstał z trawnika i ruszył na ganek, one zaś podą\yły za nim, ignorując zdumione spojrzenie dziewczyny. Przepraszam, \e cię zwiodłam rzuciła, gdy znalezli się w domu. Ju\ to słyszałem odpowiedział, siadając na tapczanie, a psy natychmiast wskoczyły mu na kolana. Popatrzyła na małe zdrajczynie i poczuła się wyobcowana w tym towarzystwie. Opanowała irytację, usiadła naprzeciw całej trójki. Słyszałeś czy nie, chciałam, \ebyś wiedział, \e myślałam o tym i doszłam do wniosku, \e zle postąpiłam. Dziękuję powiedział, zsuwając psiaki z kolan. Lecz to nie zmienia faktu, \e mo\emy mieć do czynienia z konsekwencjami. Pragmatyczne podejście mruknęła. Godne podziwu. Wolałabyś, \ebym miotał się po pokoju i wrzeszczał? Prawdę mówiąc, tak. Powiedzmy, \e mamy to ju\ za sobą. Czy to coś zmienia? Słuchaj zaczęła tonem, w którym rozbrzmiewał jej temperament. Podtrzymuję to, co powiedziałam po tamtej nocy. Jeśli jestem w cią\y... Mę\czyzna skrzywił się, lecz nie zwróciła na to uwagi. ... poradzę sobie. Nie musisz... Przestań rzucił. Jeśli jesteś w cią\y, to będzie nasze dziecko i oboje się nim zajmiemy. Co masz na myśli? Opiekę, oczywiście. A co ci przychodzi do głowy? Mogę wychować dziecko. Nie sama, skoro będzie moje. Przez moment radowała się myślą, i\, być mo\e, tęsknił za nią tak bardzo jak ona za nim i sugeruje, \e mogliby spróbować jeszcze raz od początku. Jednak po chwili wróciła do rzeczywistości. Myślałem o tym dwa dni ciągnął. Jeśli jesteś w cią\y, zajmę się wszystkim. Czym? No có\ powiedział obojętnym tonem, jakby rozwa\ał niezbyt przyjemną perspektywę. Mogę odejść z wojska. Znalezć pracę w cywilu. Latać na liniach pasa\erskich. Co takiego? Nie mo\esz opuścić wojskowego lotnictwa morskiego. Zaznaczyłem, \e nie jest mi to na rękę, ale... Nie bądz głupi. To nie jest twoja praca, lecz całe \ycie! Tina... Mę\czyzna wstał. Nie przecięła. Nigdy cię nie prosiłam, byś zmieniał pracę. Wiem, co ona dla ciebie znaczy. śycie rodzinne jest trudne nawet w najdogodniejszych warunkach mruknął. A rodziny wojskowe mają jeszcze trudniej. Dziewczyna patrzyła na niego zaskoczona. Znam przypadki rozdzielonych rodzin. Moi koledzy na całe miesiące zostawiają \ony, gdy wypełniają swoje misje. Kobiety samotnie wychowują dzieci, płacą rachunki, o wszystko się martwią. Nie mają nikogo, kto by im pomógł wyrzucał z siebie słowa, jakby długo na to czekał. Nikt im tego nie wynagradza. śyją za niewielkie pieniądze, w kiepskich domach, przenoszą się z miejsca na miejsce, gdy mę\owie dostają inny przydział, martwią się o nich, gdy ci wypełniają obowiązki w najniebezpieczniejszych zakątkach świata. Czasem nawet nie wiedzą, gdzie podziewają się ich mę\owie. Brian... Podniósł rękę, by nie przerywała i mówił dalej. Długo \yją samotne. To trudne \ycie, więc chciałem dla ciebie lepszego. Pragnąłem, byś była szczęśliwa, nie martwiła się o mnie bezustannie i... Tina zaczęła dr\eć. Słuchając go, czuła \al i furię. Wreszcie dowiadywała się, dlaczego mę\czyzna, którego kochała, zerwał pięć lat temu ich mał\eństwo. Mogło mu się wydawać, \e mówi o obecnej chwili, lecz ona doskonale rozumiała, \e to jest wyjaśnienie, na które czekała od chwili rozwodu. Chcesz powiedzieć, \e rozwiodłeś się ze mną, bo chciałeś mojego szczęścia? Tak, zrobiłem to dla ciebie. Osioł. Wiesz, ju\ drugi raz w tym tygodniu ktoś mnie tak nazywa. To za du\o. Nic mnie nie obchodzi Tina podeszła i dotknęła palcem jego piersi. Uznałeś, \e nie będę dobrą \oną dla pilota wojskowych sił morskich? Nie to chciałem powiedzieć... Ale powiedziałeś zapewniła gniewnie. Uwa\ałeś, \e tego nie wytrzymam, \e jestem zbyt słaba albo za głupia, by o siebie zadbać, gdy mój wspaniały mą\ broni interesów ojczyzny. Nie... Sądziłeś, \e nie mo\na mi zaufać i powierzyć wychowania dzieci, płacenia rachunków czy organizowania przeprowadzek? Janie... Myślałeś, \e bez mę\a rzucę się na łó\ko i będę płakać? Tina... Naprawdę tak o mnie myślałeś? Kochałem cię. Ale nie darzyłeś szacunkiem. Jak\e? Gdyby tak było, nie zostawiłbyś mnie i nie potraktował jak dziecka, które odsyła się do jego pokoju. Oszukałeś nas oboje. Co? Zdecydowałeś za nas dwoje, \e w ten sposób mnie chronisz, bo sama nie dam sobie rady. Nie. Ja... Uznałeś, \e nie jestem warta być \oną \ołnierza. Przekręcasz wszystko. Wcale nie! Tina nie mogła się pogodzić z utratą pięciu lat \ycia, podczas których mogli być szczęśliwi. Przepadły, bo tak postanowił Brian Reilly. Nareszcie wszystkiego się dowiedziałam i powiem wprost. Bardzo się myliłeś. Byłam z ciebie dumna. Czułam dumę, \e jestem \oną \ołnierza. Myślisz, \e nie wiedziałam, jak wa\na jest twoja praca? Wiedziałam. Pewnie, \e cię\ko \yć miesiącami w samotności, lecz jestem silna i jak długo się kochaliśmy, dałabym sobie radę. Wiem. Nie chciałem, byś musiała to prze\ywać. Tinę przejął ból. Chciało jej się płakać nad wszystkim, co stracili. Więc, \eby uchronić nas od rozdzielenia na kilka miesięcy, rozdzieliłeś nas na zawsze? Gdzie tu logika? Zrobiłem, co uwa\ałem za najlepsze. Popełniłeś błąd. Brian wyciągnął ku niej rękę, ale się cofnęła. Nie chciała, \eby jej dotykał ani pocieszał. Pragnęła tego, czego nie zamierzał ofiarować. Jego szacunku i miłości. Odejdz powiedziała cicho i poszła w stronę kuchni. Nie porozmawialiśmy o dziecku. Porozmawiamy, jeśli będzie jakieś dziecko. Na razie mam dosyć rozmów. Przez cały tydzień słowa Tiny dzwięczały mu w uszach. Czy\by naprawdę się pomylił? Czy to zle, \e chciał chronić ukochaną osobę? Nie mógł o tym z nikim pogadać, nawet z Liamem, bo ten pewnie znowu nazwałby go osłem. Miał przeczucie, \e tym razem nie uzyska wsparcia ze strony rodziny. Mo\e nie zasługiwał na współczucie. Przez ostatnie dni więcej myślał o kolegach i bliskich. Zrozumiał, \e pięć lat temu nie wiedział, co znaczy w \yciu prawdziwe partnerstwo. Jego koledzy \yli w trwałych, dobrych związkach. Kiedy nadchodziły trudne dni, prze\ywali je wspólnie z \onami, wspierając się wzajemnie. Czemu nie widział zalet takich mał\eństw, tylko wady? Czekał, a\ Tina zajdzie w cią\ę, by to pojąć? Musiał teraz ponownie przemyśleć swoje \ycie, zastanowić się, co będzie, gdy przyjdzie na świat dziecko. Pragnął stać się częścią jego \ycia. Nie wyobra\ał sobie, by \yło gdzieś daleko, wcale go nie znając. Ale czy mógł być częścią \ycia własnego dziecka, nie \yjąc z Tiną? ROZDZIAA JEDENASTY Kilka dni pózniej Tina musiała załatwić telefonicznie kilka spraw, które dotyczyły jej \ycia w Kalifornii. Siedząc w babcinej kuchni, przytrzymywała ramieniem słuchawkę i notowała, co mówi jej asystentka. Finalizujemy kupno domu Mannerlych informowała Donna głosem, który wydawał się nadto wesoły. Zamierzasz przyjechać, by być przy tym obecna? Tak odpowiedziała Tina, uświadamiając sobie, \e za tydzień wróci do domu i swojego uporządkowanego świata, w którym od czasu do czasu będzie spotykać się z mę\czyznami na kolacjach albo w kinie i ewentualnie oczekiwać narodzin dziecka. Świetnie. Suzanna Mannerly dzwoniła dziś rano, \eby ci podziękować za znalezienie dla nich wymarzonego domu. Okazało się, \e jest w cią\y. Czy to nie wspaniałe? Jest taka podekscytowana! Wyobra\am sobie mruknęła Tina. Powiedziała, \e chce urządzić pokój dziecinny tam, gdzie jej to radziłaś, kiedy po raz pierwszy pokazywałaś ten dom i... Tina słuchała jednym uchem, przypominając sobie, jak oprowadzała Suzanne Mannerly po starym wiktoriańskim domu, który klientce spodobał się od pierwszego wejrzenia. Od trzech łat najlepiej w całej agencji radziła sobie ze sprzeda\ą nieruchomości i wiedziała, \e transakcja dojdzie do skutku. Właśnie gdy pokazywała sypialnię dla dzieci, w której wychowało się zapewne kilka generacji, doznała olśnienia, które kazało jej wrócić do Południowej Karoliny i u\yć podstępu wobec byłego mę\a, by zostać matką. Uświadomiła sobie, \e od dawna pomaga rodzinom znajdować przytulne siedziby, a całkiem zapomniała o sobie. Słuchając zachwytów Susanny nad widokiem roztaczającym się z okna dziecinnego pokoju, pojęła, \e nie chodzi jej w \yciu o zasobność konta bankowego, którą mogłaby pomna\ać, korzystnie sprzedając ludziom domy, lecz o własną rodzinę z mę\em i dziećmi. Teraz miała szansę na spełnienie przynajmniej jednego z tych marzeń. Dziękuję ci przerwała asystentce, całkowicie przekonana, \e powinna przestać zajmować się domami obcych ludzi, a pomyśleć o własnym. Powiedz Suzannie, \e przyjadę, by osobiście wręczyć je klucze do wymarzonego wnętrza. Kiedy odło\yła słuchawkę, rozległ się dzwonek u drzwi. Poszła otworzyć, choć nie była w nastroju do spotkań towarzyskich. Szczególnie, gdyby gościem miał być Brian, który ostatnio przy ka\dej okazji pytał ją, czy dostała okres, a jeśli nie, to mo\e powinni konkretniej porozmawiać o dziecku. Rzeczywiście ciągle nie miała okresu, więc nie traciła nadziei, \e jest w cią\y, ale te\ bardzo się denerwowała stanem niepewności. Zaczęła się równie\ zastanawiać, czy nie będzie jej jeszcze trudniej, gdy, posiadając dziecko Briana, nie będzie miała jego samego. Była idiotką, sądząc, \e po zajściu w cią\ę wyjedzie z Baywater bez poczucia winy. Janet miała rację, odwodząc ją od realizacji szalonego planu. Szkoda, \e jej nie posłuchała. Skoro nadal kocha Briana, nie będzie w stanie bez niego \yć. Nacisnęła klamkę i niemal zderzyła się w progu z byłą teściową, która uśmiechając się, stała na ganku. Maggie! Witaj, Tino. Cieszę się, \e cię widzę. Maggie Reilly była niewysoka, miała błękitne oczy i ciemne włosy, podobnie jak jej synowie. Z natury ciepła i przyjazna ludziom, stała się dla dziewczyny wymarzoną teściową. Brzoskwinka i Babeczka zaczęły łasić się do nóg starszej pani, która pogłaskała je na powitanie. Właśnie wróciłam z podró\y po Nowej Anglii. Gdyby nie to, odwiedziłabym cię wcześniej. Przemówiłaś w końcu Brianowi do rozumu? spytała. Tina roześmiała się, choć wcale nie było jej wesoło. Właściwie miała ochotę się rozpłakać. Maggie wyczuła to, bo objęła ją i mocno przytuliła. Kiedy łzy spłynęły z oczu dziewczyny, zaczęła ją pocieszać. Ju\ dobrze, kochanie, ju\ dobrze szepnęła współczująco, głaszcząc byłą synową po plecach. Zaprowadziła Tinę do kuchni, posadziła przy stole i nastawiła wodę na herbatę. Napijemy się czegoś i opowiesz, co wyrabia mój zwariowany syn. Stęskniłam się za tobą, Maggie. A ja za tobą. Teściowa poruszała się po kuchni jak po własnej, wyjmując z kredensu fili\anki i ciasteczka. Twoja babcia niewiele mi mówiła. Co robisz w Hollywood? W Los Angeles poprawiła Tina. Wszystko jedno. I tu, i tam \yją podobni ludzie. Ciągle pośpiech, przyjęcia. Czytam gazety. Dziewczyna roześmiała się i od razu poczuła się lepiej. Czy Brian zachowuje się wobec ciebie jak zwykle? Głupi chłopak To Liam ma ze wszystkich moich synów najwięcej rozsądku. Powinnam była za niego wyjść. Pewnie Kościół nie okazałby z tego zadowolenia uśmiechnęła się Maggie. Och, wcale nie nale\ało tu wracać rozkleiła się Tina. Mylisz się, kochana. Nie powinnaś była stąd wyje\d\ać. On mnie nie chce. Nonsens. Rozwiódł się ze mną. Kocha cię. W dziwny sposób to okazuje. Jak ka\dy mę\czyzna. Maggie pokręciła głową i napełniła fili\anki. Kocham moich synów. Są dumni i uparci. Dostrzegam jednak równie\ ich wady. Wiem, jacy są naprawdę. Co chcesz powiedzieć? Brian czuje się nieszczęśliwy, odkąd odeszłaś. Naprawdę? Oczywiście. Maggie poklepała rękę dziewczyny. Jest tak samo uparty jak jego świętej pamięci ojciec. Jednak, od kiedy się rozstaliście, stracił chęć do \ycia. Nigdy mi nie powiedział, dlaczego się rozwiedliście. Liam te\ nie mógł niczego od niego wydobyć. Wiem jednak, \e nie pogodził się z waszym rozstaniem. Mała pociecha, pomyślała dziewczyna. Taka wiedza wcale nie przynosiła ulgi. Tina nadal nie była w stanie zrozumieć Briana. Gdyby pokochał inną, albo gdyby ona sama mu nie odpowiadała, to co innego, ale jeśli ciągle ją kochał, jak mógł doprowadzić do rozwodu? Nie wiem, co mam o tym myśleć przyznała. Kochasz go? To nie ma nic do rzeczy. Nie chcesz, to nie mów. Oboje jesteście siebie warci. Starsza pani pokręciła głową, a Tina uśmiechnęła się smutno. No powiedz, czy go jeszcze kochasz? nie ustępowała teściowa. Tak. To załatwione. Maggie, miłość Brianowi nie wystarcza. Głupstwa gadasz. Miłość jest najwa\niejsza. Ona jedna się liczy. Dziewczyna pomyślała, \e gdyby w to wierzyła, mo\e by tu została i podjęła walkę. Ale jeśli uczucie miałoby dla Briana znaczenie, nie odszedłby od niej pięć lat temu. Najwa\niejsze, byś odpowiedziała sobie na pytanie, co chcesz teraz zrobić rzekła Maggie, jakby czytała w jej myślach. Z czym? Z Brianem. A co ja mogę? Irlandczycy bywają tępi. Czasem trzeba mocno przemówić im do rozumu. Mam go zbić? roześmiała się Tina. Nie. Sama mogłabym to zrobić, jeśli mnie poprosisz. Musisz zdecydować, czy pragniesz go wystarczająco mocno, by walczyć. A jeśli nie? Wówczas oboje będziecie \yli w smutku i samotności. Brian, jak co wieczór, wysiadł z auta przed domem. Zza ogrodowej furtki dobiegały psie piski i drapanie pazurami w ogrodzenie. Jego małe wielbicielki koniecznie chciały wybiec na spotkanie. Sam nie wiedział, co było gorsze czy gdy go nie znosiły, czy kiedy były mu takie oddane. Pokręcił głową i otworzył furtkę. No, dobrze, ju\ jestem powiedział do podskakujących piesków. Kiedy je głaskał, w drzwiach ukazała się Tina. Od kilku dni ich stosunki nale\ały do chłodnych, choć on sam tęsknił za jej głosem i widokiem. Ka\dej nocy o niej myślał, przypominał sobie wspólnie spędzone miłosne godziny. Nie był pewien, czy kiedykolwiek uda mu się o tym zapomnieć. Czekałam na ciebie powiedziała smutno dziewczyna. Zeszła z ganku, a on objął ją spojrzeniem. Miała na sobie szorty i skąpą bluzeczkę na cienkich ramiączkach. Jak zawsze na jej widok poczuł podniecenie. Była tak blisko, a jednak czuł, \e dzieli ich dystans. Zaczął się zastanawiać, jakby to było, gdyby pięć lat temu się nie rozeszli. Pewnie w jasnym, ciepłym od rodzinnych uczuć domu rozlegałyby się teraz głosy dzieci. Tymczasem wracał sam do pustego, ciemnego mieszkania. W tej chwili wyobraził sobie własną ponurą przyszłość i zrozumiał, \e był głupcem. Dając wolność \onie, skazał siebie na pustkę. Podjął kiedyś taką decyzję i teraz musi z nią \yć. Dobrze się czujesz? spytał. Tak. Skinął głową i skierował się za furtkę, sądząc, \e Tina nie \yczy sobie jego obecności. Czuję się dobrze, lecz nie będziemy mieli dziecka. Brian zatrzymał się w pół kroku. Poczuł ból w sercu. Jesteś pewna? Mam okres. Nie musisz się ju\ niczym denerwować. Nie będzie dziecka, pomyślał. Nigdy. Czy\by \ywił jakieś nadzieje? Czy nie jest to najlepsze wyjście z sytuacji? Więc czemu nie ogarnia go szczęście, czemu czuje się tak dziwnie smutny. Nie wiem, co powiedzieć przyznał. Nie ma o czym mówić. Ju\ nie. Dała znak psom, by wróciły do domu. Przez chwilę patrzyła na mę\czyznę, jakby chciała coś powiedzieć, lecz rozmyśliła się i weszła do mieszkania, zamykając za sobą drzwi. Brian został sam w ciemnościach. ROZDZIAA DWUNASTY Następnego dnia około południa wróciła do domu Angelina Coretti, a Tina zaczęła się pakować. Powinnaś zostać rzekła babcia, witając się czule z Babeczką i Brzoskwinką. Nie mogę odparła Tina i dalej wrzucała bluzki i szorty do torby podró\nej. Po prostu nie mogę. Angelina odsunęła łaszące się pudelki, podeszła do wnuczki i poło\yła jej dłoń na ramieniu. To przez Briana? Zawsze Brian, pomyślała dziewczyna, próbując opanować \al wypełniający jej serce. Całą noc zastanawiała się nad swoim wyjazdem z Baywater. Rozmowa z Maggie niewiele pomogła. Właściwie czuła się po niej jeszcze gorzej. Świadomość, \e były mą\ nie mógł znalezć sobie miejsca po rozwodzie, nie przyniosła wielkiej ulgi. Ciągle nie zdołała pojąć, dlaczego się z nią rozstał, jeśli nadal ponoć darzył uczuciem. Jak miała przekonywać do siebie człowieka, który uciekał przed miłością i przed wszystkim, co mogło ich łączyć. Angelina z westchnieniem usiadła na brzegu łó\ka. Wyciągnęła z torby jedną z bluzek Tiny i zaczęła ją mechanicznie składać. Miałam nadzieję, \e podczas mojej nieobecności dojdziecie z sobą do ładu. Babciu... Starsza pani ogarnęła ją ciepłym spojrzeniem i tylko wzruszyła ramionami. Myślisz, \e się nie domyśliłam, czemu odwiedzałaś mnie tylko wtedy, gdy byłaś pewna, \e Brian będzie nieobecny? Przecie\ wiem, \e nadal go kochasz. Nigdy nie umiałam cię oszukać, prawda? Dziwię się, \e ciągle próbujesz. Brian jest stworzony dla ciebie, a ty dla niego. Tak było od samego początku. Niewa\ne rzekła Tina, ciągle czując ból w sercu. Nie było sensu martwić babci. Będzie czas, by wypłakać się w domu. Ale\ wa\ne zaoponowała Angelina. To jedyna naprawdę wa\na sprawa. Sądziłam, \e o tym wiesz. Nawet jeśli tak jest, Brian nie podziela mojej opinii Tina uśmiechnęła się smutno. Nie mogę stworzyć mał\eństwa sama jedna. Oboje jesteście uparci. Wczoraj Maggie powiedziała to samo. Mądra z niej kobieta. Stęskniłam się za tobą przyznała dziewczyna, biorąc babcię za rękę. Ja te\. Dlaczego nie zostaniesz? Nie poddawaj się tak szybko. Nale\ysz do tego miejsca. Tu jest twój dom. Starsza pani miała rację. Tu mieszkali wszyscy, których Tina kochała. Babcia, Maggie, Liam. Tutaj \ycie toczyło się wolnym rytmem, za którym tak przepadała. Rosły magnolie i pachniały jaśminy. Wokół uśmiechali się zaprzyjaznieni sąsiedzi. Wszyscy się tu znali i lubili. Wreszcie był Brian. I właśnie dlatego nie mogła zostać. Wszystko, po co wróciła do domu, przepadło. Nie spełniły się marzenia. Musiała stąd uciekać. Z dystansu przemyśli, co zaszło w ostatnich tygodniach. Nie mogę odpowiedziała z \alem w głosie, Mam nadzieję, \e mnie rozumiesz. A nawet jeśli nie, i tak muszę wyjechać. Babcia westchnęła i tylko pogłaskała ją po ręce. Rozumiem, \ałuję, ale rozumiem. Dziękuję. Zamierzasz po\egnać się z Brianem? Nie. To takie straszne? Zbyt męczące. Brian wcześnie opuścił bazę, lecz nie wrócił do domu. Nie był gotów stanąć twarzą w twarz z Tiną. Pojechał na spotkanie z braćmi, choć nie bardzo umiał sobie wytłumaczyć, dlaczego tak postępuje. Znowu pozwalasz jej odejść? rzucił Connor, popijając piwo. Nie ma nic do pozwalania. Tina jedzie, dokąd chce, i robi, co chce. Aha mruknął Aidan. I wyje\d\a, poniewa\... Skąd mam wiedzieć dlaczego bronił się Brian, choć przecie\ znał wyjaśnienie. Dziewczyna opuszczała Baywater, bo okazało się, \e nie jest w cią\y. Nie wiązała swojej przyszłości z jego osobą. I dobrze. Lepiej jej będzie bez niego. Świetnie, \e nie doszło do poczęcia dziecka, które wychowywałoby się tysiące mil stąd. Potarł pierś, jakby chciał się pozbyć dręczącego bólu w sercu. Czuł go teraz zawsze, ilekroć uświadamiał sobie, \e nie ma dziecka i \e Tina wyje\d\a z miasta. Nie zobaczy jej więcej. Pomyślał, \e skoro dawał sobie bez niej radę przez Pięć lat, teraz te\ jakoś będzie. Skinął na kelnerkę, by zamówić kolejne piwo. Przemyślałeś wszystko? Liam trącił go łokciem Nie licz na spowiedz i nie wtykaj nosa w cudze sprawy. Ostro skomentował Connor. śałosne uznał Aidan. Facet nawet przed sobą nie umie się przyznać. Do czego? spytał Brian. śe ją kochasz, ośle powiedział cicho Liam. Brian poczuł się tak, jakby ktoś lodowatą ręką ścisnął mu serce. Co takiego było w słowie miłość, \e ścinało człowieka z nóg? Rozejrzał się po restauracji, widząc wokół te same twarze, które zwykle pojawiały się tu o tej porze. Znajome rodziny z dziećmi. Wtedy dotarło do niego, \e człowiek albo kocha, albo nie. Pragnie miłości lub od niej ucieka. Docenia albo odrzuca. Wiesz co? zwrócił się do brata. Mam dosyć przezwisk. To nie bądz głupi. W seminarium nauczyli cię udzielania takich rad? Zamknij się rzucił Connor. Mylisz się, sądząc, \e ktoś się tobą przejmuję. Po co ja tu siedzę? zdenerwował się Brian. Bo jesteś zbyt głupi, \eby przyznać, \e wolałabyś być z Tiną wyjaśnił mu Connor. Zakład ju\ przegrałeś rzekł Aidan. Co cię tu trzyma? Nie chodzi o zakład. To o co? dociekał Liam. śeby zachowywać się uczciwie. Wobec kogo? zapytał Connor. Wobec Tiny. Bycie \oną \ołnierza morskich sił lotniczych jest bardzo trudne. Cię\sze od niejednej pracy. Dobrze o tym wiecie. O co ci chodzi? nie rozumiał Aidan. Chcę, by Tinie było l\ej powiedział Brian. Zasługuje na coś lepszego. Lepszego ni\ kochać i być kochaną? zdziwił się Liam. Zasługuje na lepsze \ycie powtórzył Brian, biorąc kufel piwa w obie dłonie. Aidan otworzył usta, by coś rzec, lecz Liam uciszył go gestem. Zasługuje na to, by dać jej szansę decydowania o sobie. Zasługuje, \eby mieć mę\czyznę, który ją szanuje i pozostawia wybór. Nie rozumiesz... Liam nie dał mu dojść do słowa. Wychodząc za ciebie, wiedziała, czym się zajmujesz. Dorastała w miasteczku, w którym była baza wojskowa. Zdawała sobie sprawę, co oznacza bycie \oną \ołnierza. Wybrała miłość i poślubiła cię. Brian słuchał tych słów, a w sercu zaczynała mu świtać nadzieja. W wyobrazni ujrzał twarz Tiny z błyszczącymi oczami i ponętnymi wargami. Przypomniał sobie, jak go obejmowała, jak przytulała się we śnie. Teraz ju\ wiedział. Cię\kie czy nie, \ycie bez niej nie miało wartości. Muszę iść mruknął, rzucając na stół pieniądze za piwo. Muszę pomówić z Tiną dodał. Lepiej się pospiesz usłyszał od Connora. Tak, zanim dziewczyna sobie nie przypomni, jaki z ciebie drań dorzucił Aidan. Kiedy przeciskał się do wyjścia, bracia z uśmiechem trącili się kuflami. Trzy dni po powrocie do Kalifornii Tina ostatecznie zdecydowała, co ma zrobić. Prawdę mówiąc, wiedziała to ju\ wcześniej, nim przyjechała do Los Angeles. Jednak nie była całkiem pewna, teraz zaś przestała \ywić jakiekolwiek wątpliwości. Z uśmiechem porządkowała papiery na biurku, niektóre z nich opatrując notką pilne. Miała się nimi teraz zająć Janet, która doskonale orientowała się w sprawach prowadzonych przez przyjaciółkę. Wszystko będzie dobrze, powtórzyła w myślach. Jesteś tego pewna? usłyszała głos kole\anki. Mo\e powinnaś jeszcze raz przemyśleć powrót i... Tina z uśmiechem potrząsnęła głową. Będzie tęskniła za Janet, lecz pozostaną w kontakcie. W końcu istnieje poczta elektroniczna, telefony, odwiedziny. Miałam na to całe pięć lat. Teraz ju\ wiem, co powinnam zrobić. Bez ciebie nie będzie tu tak samo Janet z westchnieniem pokręciła głową. Dziękuję Tina uściskała przyjaciółkę. Mnie te\ będzie cię brakowało. Brian nie znosił Los Angeles. Przez kilka lat stacjonował w Pendleton i od tamtego czasu zle się czuł w miejskim tłumie. Wszyscy dokądś tu pędzili, jemu zaś udzielało się ich napięcie. Wyszedł z restauracji zdecydowany porozmawiać z Tiną. Przeprosić ją, skłonić, by go wysłuchała, dowieść, \e ją kocha i zawsze kochał. W końcu sobie uświadomił, \e miłość to nie jakaś delikatna konstrukcja, którą nale\y tylko chronić, lecz coś trwałego, na czym mo\na się oprzeć w trudnych chwilach. Nie znał nikogo silniejszego od swojej byłej \ony. Miał zamiar teraz się nią zająć, bo pojął, \e mał\eństwo to wzajemna czuła opieka. Lecz kiedy dotarł do domu, zastał tylko Angelinę, która mu powiedziała, \e Tina wróciła do Los Angeles. Po prostu wyjechała. Bez słowa, bez ostrze\enia. Pomyślał, \e sobie na to zasłu\ył. Wpadł w panikę. Próbował dogonić ją na lotnisku, lecz spóznił się na lot. Chciał zadzwonić, ale uznał, \e to, co ma do powiedzenia, nie powinno zostać wygłoszone do słuchawki. Musi spojrzeć dziewczynie w oczy, choćby to było trudne. Następne trzy dni spędził, załatwiając lot samo lotem transportowym do bazy w Pendleton. Teraz w wynajętym aucie tkwił w korku i wierzył, \e nie jest za pózno, by wszystko naprawić. Dziewczyna rozejrzała się po biurze, odetchnęła głęboko i uśmiechnęła się do siebie. Skończone. Była gotowa do drogi. Spieszyła się. Tina! Brian! Zdumiała się, rozpoznając głos mę\czyzny. Przyjechałem zobaczyć się z Tiną Coretti i nie odejdę. Z bijącym sercem pobiegła do holu, by zobaczyć, jak sprzeczał się z recepcjonistą. Na jej widok zareagował desperacją. Powiedz mu, kim jestem! W porządku. To mój były mą\ wyjaśniła, a on przepchnął się wśród klientów agencji, odprowadzany pełnym podziwu wzrokiem Janet. W mundurze prezentował się znakomicie. Na szerokiej piersi lśniły mu baretki odznaczeń. Niebieskie oczy były wpatrzone w Tinę. Wyjechałaś bez słowa rzucił. Co takiego? dziewczyna nie była w stanie jasno myśleć. Wróciłem do domu, by z tobą porozmawiać, lecz ju\ cię nie zastałem. Wiedziałeś, \e wyjadę. Tak, ale chciałem, \ebyś została. Brian... Przyjechałem zabrać cię do domu powiedział, nie pozwalając jej dojść do słowa. Tinie ze szczęścia ziemia zakołysała się pod nogami. Nie mogę bez ciebie dłu\ej \yć. Ani jednego dnia. Wziął ją za ramiona i mocno ścisnął. Nie mo\esz? Chciała się upewnić i jeszcze raz usłyszeć to, na co czekała przez pięć lat. Wcześniej myślałem, \e postępuję właściwie zaczął, gdy znalezli się w jej pokoju. Pozwoliłem ci odejść, bo uwa\ałem, \e \ycie \ony \ołnierza jest cię\kie i nie ka\dy mu podoła. Ja mogłam powiedziała, pragnąc, by zrozumiał swój błąd. Teraz to wiem zgodził się. Jesteś wystarczająco silna Pogłaskał jej policzek. Silniejsza ode mnie, bo zdołałaś wyjechać, gdy ja nie zdobyłbym się na to. W oczach dziewczyny pojawiły się łzy. Wcale nie jestem taka silna. Wyjazd omal mnie nie zabił. Więc wróćmy do domu. Jedz ze mną, kochaj mnie. Pozwól mi siebie kochać. Zawsze cię kochałem i będę kochał. Brian... Objął ją i przytulił tak mocno, \e czuła bicie jego serca. Miej ze mną dzieci szepnął. Du\o dzieci. Tinę ogarnęła wielka radość. Z całej siły odwzajemniła uścisk. Kocham cię wyznała. Zawsze cię kochałam i będę kochać. Czułam dumę, będąc \oną lotnika sił morskich i jeszcze bardziej dumna z tego, \e to ty jesteś moim mę\em. Brian odetchnął z ulgą. Nigdy w \yciu nie było mu lepiej. To jak szybko mo\esz się przenieść do Połudiowej Karoliny? spytał. Jutro ci odpowiada? Ze zdumienia zaparło mu dech w piersiach. Tina zamknęła drzwi gabinetu i zarzuciła mę\owi ręce na szyję. Sprzedałam wspólniczce swoją część udziałów w agencji. Jutro przyjedzie ekipa, by spakować moje rzeczy. Ty... ale... jak... Brian nie wiedział, co powiedzieć. śona pocałowała go i rzekła: Dwa dni temu podjęłam decyzję. Nie mogę tu zostać, bo nie potrafię \yć bez ciebie. Jechałam do ciebie, głuptasie dodała, gdy ją przytulał. Chciałam cię przekonać, \ebyś mnie kochał, byś zrozumiał, \e do siebie nale\ymy. Kochanie, jestem przekonany powiedział, okrywając ją pocałunkami. Kiedy wreszcie chwycili powietrze w płuca, dorzucił: Czy wiesz, \e poślubiłaś mę\czyznę, który niedługo mo\e się publicznie ukazać w spódniczce z palmowych liści? Wezmę kamerę, by to uwiecznić zapewniła ze śmiechem. A ja będę ci z chęcią pozował, poniewa\ jeszcze nigdy w \yciu nie byłem tak szczęśliwy, przegrywając zakład.