Gdy XIX wiek dożywał swych ostatnich dni, Monk Eastman był już niekoronowanym królem Lower East Side. Na każde jego wezwanie mogło stawić się pospolite ruszenie w sile 1200 ślepo oddanych mu zabijaków.
Martin Scorsese jest jedynym twórcą w dziejach kina konsekwentnie opiewającym Nowy Jork. "Gangi Nowego Jorku", film oparty na powieści pisarza i dziennikarza Herberta Asbury'ego z 1928 r., to niemal fotograficzna rekonstrukcja realiów dzielnicy Five Points na Lower East Side okresu nieustającego napływu biedoty z Europy, umacniania się władzy demokratów oraz rewolty 1863 r., wywołanej przymusowym poborem do armii Unii. Z filmu wyłania się mroczny obraz dolnego Manhattanu niepodzielnie rządzonego - z pełnym błogosławieństwem polityków i policji - przez przywódców gangów, które toczyły między sobą nieustającą wojnę o strefy wpływów i wysługiwały się skorumpowanym władzom miasta, tak w zakresie zdobywania głosów w wyborach municypalnych, jak i brudnej roboty. Jakkolwiek gangi w filmie są pod każdym względem autentyczne (choć niekoniecznie wszystkie występowały w jednym czasie), główni bohaterowie opowieści Asbury'ego i Scorsese są już fikcyjni. Choć bywa, że mają odpowiedniki w historycznych postaciach. Podobieństwo Billa "Rzeźnika" Cuttinga do prawdziwego Billa "Rzeźnika" Poole'a jest uderzające. Natomiast sporą dowolnością ze strony autora książki i reżysera jest wprowadzenie do tej opowieści osiłka o ksywce Monk. Nie ma wątpliwości, iż ów heros maczugi zrobionej z kija bejsbolowego wzorowany był na postaci Monka Eastmana. Jednak w czasach, w których rozgrywa się akcja filmu... Monka jeszcze nie było na świecie. Pojawił się pod koniec XIX wieku i w przestępczym Nowym Jorku odegrał rolę nie mniej znamienitą niż Al Capone w Chicago w epoce prohibicji. Był postacią barwną, Jorge Luis Borges poświęcił mu jeden z rozdziałów swej znakomitej "Uniwersalnej historii nikczemności". Z pewnością zasługuje na osobny film, który byłby nie mniej porywający niż "Gangi Nowego Jorku". Pożegnanie z bronią 29 grudnia 1920 roku 4 tysiące żałobników towarzyszyło niejakiemu Williamowi Delaneyowi, bohaterowi wojennemu z pól bitewnych we Francji, w ostatniej drodze z domu pogrzebowego przy Bridge Plaza w Williamsburgu do żołnierskich kwater na cmentarzu Cypress Hill na Brooklynie. Lśniąca czarna trumna - opatrzona srebrną plakietką z wygrawerowanym napisem: "Straciliśmy przyjaciela. Umarł, lecz nie będzie zapomniany" - opuszczona została do grobu z wszystkimi honorami należnymi pochówkowi weterana z American Legion. Ceremonia, jakich wiele... Ale nie całkiem. Ów bohater wojenny był jednym z najsłynniejszych gangsterów swojej epoki, postrachem nowojorskiej Lower East Side znanym jako Monk Eastman. Jego towarzysze broni z 106. Regimentu Piechoty 27. Dywizji, zwanej O'Ryan's Roughnecks, znali prawdę, ale co z tego? Oni zachowali Billa we wdzięcznej pamięci jako kumpla, który z poświęceniem, pod gradem kul wynosił z pola walki rannych kolegów, z szaleńczą odwagą w pojedynkę zlikwidował kilka gniazd karabinów maszynowych, a gdy doszedł do siebie po ciężkim postrzale, natychmiast wrócił do nich, do okopów. Zresztą, lata upłynęły od 1904 r., kiedy to za Eastmanem na 10 lat zamknęły się drzwi celi w osławionym Sing Singu. Swoje grzechy odpokutował. Jak pisze Mara Bovsun w szkicu biograficznym "Gangster, Doughboy, Hero", kiedy po przystąpieniu Ameryki do wojny jesienią 1917 r. ten zwalisty trzydziestoparolatek stawił się w punkcie rekrutacyjnym na dolnym Manhattanie, medycy z komisji lekarskiej, zaniemówili z wrażenia. Ich oczom ukazało się krzepkie cielsko, które wyglądało tak, jakby już miało za sobą kilka ciężkich wojennych kampanii. "Blizny po brzytwie, nożach i kulach ciągnęły się od kostek u nóg po baryłkowaty tors, przecinały szyję i twarz. Brzuch zdobiły dwie szramy - pamiątki po kulach, które przed laty ugodziły go, pozostawiając głębokie rany, a które [Eastman] zatkał palcami, by jakoś dowlec się do szpitala. Nos był rozkwaszony. A po bokach głowy, tam gdzie większość ludzi zwykle ma uszy, zwieszały się dwa strzępy mięsa". Na pytanie lekarzy o pochodzenie tych obrażeń Eastman ponoć odparł niedbale: "Och, to tylko kilka prywatnych wojenek w Nowym Jorku". Mało prawdopodobne jest, by Eastman po powrocie z wojny w glorii bohatera postanowił zerwać z przeszłością. Okoliczności jego śmierci nadto wyraźnie wskazują, że jednak wilka ciągnęło do lasu. Ale był to już zupełnie inny las. Innej rasy drapieżniki w nim dominowały. Dwa dni po Bożym Narodzeniu 1920 r. niejaki Jerry Bohan, skorumpowany agent federalny, zastrzelił Monka po wyjściu z knajpy Blue Bird na East Side, gdzie obaj pili do późna w nocy. Byli partnerami w małej spółce przemytniczej - jednej z tysięcy, jakie spontanicznie powstawały w pierwszych miesiącach prohibicji. Wraz z pięcioma strzałami, jakie rozległy się w tamtą grudniową noc, ostatecznie odeszło do historii pokolenie rządzące miastem przez prawie trzy dekady. Wszechpotężny klub Porównanie Nowego Jorku z drugiej połowy XIX w. do lasu czy dżungli byłoby prymitywnym uproszczeniem. Dynamicznie rozwijające się miasto przypominało raczej oszałamiającą swą niespożytą witalnością bramę do ziemi obiecanej. Wraz z milionami emigrantów z całego świata ciągnęły wszelkiego autoramentu szumowiny. Czwarta część tej płynącej nieprzerwanym strumieniem masy ludzkiej osiedlała się tu na stałe. Głównie w Lower East Side. Na tak małej przestrzeni, w tym przecież niewielkim mieście (do 1898 r. obszar administracyjny Nowego Jorku obejmował jedynie wyspę Manhattan), wytyczenie jakichkolwiek rozsądnych stref wpływów było niepodobieństwem. O kontrolę nad każdą ulicą, nad każdym zaułkiem, nad każdym straganem czy sklepikiem między nowojorskimi gangami - irlandzkimi, żydowskimi, włoskimi - toczyły się niekończące się zażarte bitwy. Najwyższą nagrodą dla najsilniejszych, najbardziej bezwzględnych był soczysty kęs "polędwicy". I nie ma tu żadnej metafory, bo "Polędwica" - czyli Tenderloin District - to był konkret: kontrolowana przez władze miejskie dzielnica występku. W okolicy 42nd Street i Broadwayu, w miejscu dzisiejszego Times Square, w setkach barów, saloonów, sal tanecznych i domów gry kwitł hazard oraz prostytucja na skalę, jaka przyprawiłaby o rumieniec wstydu nawet babilończyków. Gangsterzy mogli tu liczyć na lukratywne posady porządkowych i inkasentów. I ochronę przed prawem. Przecież właścicielami bądź protektorami wszystkich lokali w Tenderloin District byli politycy, w większości związani z rządzącym Nowym Jorkiem nieprzerwanie od 1854 do 1934 r. roku Tammany Hall. Tammany Hall formalnie funkcjonował jako klub zrzeszający demokratów, nieoficjalnie był sztabem autorytarnie zarządzającym miastem i decydującym o obsadzie najwyższych stanowisk, rozdziale funduszy miejskich, przetargach publicznych oraz koncesjach. Dla przeciętnego nowojorczyka nazwa Tammany Hall szybko stała się synonimem protekcjonizmu politycznego i korupcji. Szybko, to znaczy po ujawnieniu na początku lat 70. na łamach "The New York Timesa" i "Harper's Weekly" gigantycznej afery Williama Marcy'ego Tweeda, zwanego Bossem, który w latach 1865 - 1871 wyprowadził z kasy miejskiej wraz ze swymi zausznikami niebotyczną jak na owe czasy sumę - według różnych szacunków między 30 a 200 mln dolarów. Tajemnica politycznej długowieczności i popularności Tammany Hall tkwiła w cynicznym pragmatyzmie. Demokraci z podziwu godną dalekowzrocznością postawili na rozrastające się dynamicznie społeczności napływowe. O ich sile i determinacji przekonali się podczas zamieszek wywołanych przez 1 Ustawę konskrypcyjną z 1863 r., na podstawie której zaczęto siłą wcielać do wojska Unii mężczyzn w wieku od 20 do 45 lat - w przeważającej mierze napływową biedotę z Irlandii, która ani nie rozumiała, o co toczy się wojna między Północą a Południem, ani jej to nie obchodziło, ale też nie była w stanie wykupić się od służby za określoną w ustawie zawrotną cenę 300 dolarów. W ciągu czterech lipcowych dni 1863 roku w robotniczych kwartałach dolnego Nowego Jorku rozpętało się piekło. Plądrowano sklepy, demolowano i palono budynki użyteczności publicznej, toczono regularne bitwy z siłami porządkowymi, linczowano Murzynów i innych kolorowych. Trzeba było odwołać z frontu kilka regimentów armii gen. Meada, by przywrócić w mieście ład. W przeciwieństwie do konkurencyjnego, prawicowego ugrupowania Native Americans, dla którego oparciem byli rodowici nowojorczycy anglosaskiego pochodzenia, Tammany Hall wyciągnął pojednawczą i pomocną dłoń w stronę krnąbrnych emigrantów. Zapewnił im sprzyjające warunki do bogacenia się, a lojalne grupy narodowościowe i etniczne otoczył bezprecedensową w tamtych czasach opieką socjalną. Gwoli sprawiedliwości należy tu jednak dodać, iż na wysokie notowania Tammany Hall - mimo co rusz ujawnianych afer - wpłynęły także spektakularne inwestycje przełomu wieków: metro, realizowane z rozmachem projekty mostów i tuneli spinających wyspę ze stałym lądem, pierwsze wieżowce. Ukoronowaniem owego imponującego urbanistycznego rozwoju było utworzenie 1 stycznia 1898 r. Wielkiego Nowego Jorku po przyłączeniu do Manhattanu czterech sąsiednich miast - Brooklynu, Queensu, Bronksu i Richmondu (Staten Island). Tammany Hall - nawet w okresach swej największej potęgi - nie lekceważył korzyści płynących z sojuszu z wszechmocną i równie skorumpowaną policją. Dyskretną protekcję zapewnił także gotowym do współpracy nowojorskim gangom. Te zaś szybko okazały się nieocenione przy nadzorowaniu "właściwego" przebiegu wyborów municypalnych, utrzymywaniu porządku w złotodajnym Tenderloin District i zwalczaniu politycznej konkurencji środkami nieprzystającymi dżentelmenom w białych rękawiczkach i cylindrach. Barbarzyńca u bram Nic nie zapowiadało końca starego ładu, gdy na początku lat 90. XIX w. o posadę wykidajły w New Irving Hall, jednej z wielu tancbud w Tenderloin District, poprosił pewien osiemnastolatek o posturze dorodnego goryla, w groteskowo przymałym kapelusiku na czubku jajowatej czaszki. Legenda głosi, że gdy usłyszał "nie", zakasał rękawy i - by dowieść swych kompetencji - zamiótł podłogę dwoma zatrudnionymi w lokalu osiłkami. Ów młodzieniec przedstawił się jako Monk Eastman, ale jego prawdziwe nazwisko brzmiało Edward Osterman. Starszy pan Osterman, zacny właściciel koszernych delikatesów w Brooklynie, kupił swemu wyrodnemu synowi sklep ze zwierzętami. Ten prezent przyjął z wdzięcznością, ale na drogę cnoty ani myślał wrócić. Także sposób, w jaki ów biznes prowadził, był nader osobliwy. Swoich małych podopiecznych darzył takim afektem, że nigdy żadnego z nich nie sprzedał. Często natomiast widziano go przechadzającego się z gołębiem lub dwoma na ramieniu i kotem pod pachą. No i nieodłącznym, przyciętym poręcznie kijem bejsbolowym, zdobionym starannymi nacięciami. Każde z nich upamiętniało nieszczęśnika, który zawarł z nim bliższą znajomość. Monk Eastman kochał swoją pracę. Według jego cennika 15 dolarów kosztowało rozwalenie komuś głowy lub zmasakrowanie ucha, 19 - złamanie ręki lub nogi, 25 - postrzał w nogę lub dziabnięcie nożem, 100 i więcej - porządne skatowanie lub poważna mokra robota. Rzetelność i wysoka jakość świadczonych przez Monka usług były legendarne. Klientów nie brakowało. Niebawem pracownicy pogotowia nie inaczej mówili o oddziale urazowym szpitala Bellevue niż Eastman Pavillion. Przymioty Monka nie uszły uwadze Tammany Hall. O włączeniu go w służbę "systemu" zdecydowało ostatecznie to, iż jego działalność na własnych śmieciach w ciągu kilkunastu miesięcy doszczętnie zburzyła panujący od 40 lat układ sił w przestępczym półświatku. Gdy XIX wiek dożywał swych ostatnich dni, Monk był już niekoronowanym królem Lower East Side. Na każde jego wezwanie mogło stawić się pospolite ruszenie w sile 1200 ślepo oddanych mu zabijaków. East Side Story W latach 1830 - 1880 podział Lower East Side na terytoria grup przestępczych pokrywał się z grubsza z granicami dzielnic i politycznych stref wpływów. Tradycyjnie z Tammany Hall związane były gangi z Five Points, wśród których obok Irlandczyków stopniowo coraz większą rolę zaczynali odgrywać Włosi. Przeciwwagę stanowiły gangi z Bowery, także irlandzkie, lecz popierające konserwatywne ugrupowanie Native Americans. Do tych pierwszych zaliczały się m.in. Chichesters, Roach Guards, Plug Uglies czy Shirt Tails. Największym wśród nich postrachem byli nieustraszeni Dead Rabbits, których bojowym emblematem był martwy królik zatknięty na lancę. Jedyną bandą występującą w barwach Native Americans, która mogła skutecznie stawić czoło Dead Rabbits, byli Bowery Boys. Dowodził nimi najznamienitszy watażka sprzed ery Eastmana - William Poole. Nosił on przydomek "Butcher", bo w rzeczy samej z zawodu był rzeźnikiem, fenomenalnie biegłym w posługiwaniu się nożem. Jego legenda i szkody czynione przez kierowany przezeń gang spędzały sen z oczu liderom Tammany Hall. Wreszcie, w zacisznym gabinecie Bossa Tweeda zapadł nań wyrok. Wykonanie egzekucji zlecono trzem doborowym zabójcom z Dead Rabbits. Dopadli oni ofiarę w barze Stanwix Hall na Broadwayu. W latach 80. XIX w. topografia stref wpływów i etniczna specyfika nowojorskich gangów zaczęła się radykalnie zmieniać. Głównie za sprawą rozpoczynającego się wtedy i trwającego aż do pierwszej wojny światowej wielkiego exodusu Żydów z Europy Środkowej i Wschodniej. W pierwszej dekadzie XX w. stanowili oni czwartą część populacji Nowego Jorku. To już nie była zdyscyplinowana, praworządna żydowska społeczność, jaka napłynęła głównie z Niemiec w czasach tzw. starej emigracji lat 1843 - 1882, a która - według raportu sporządzonego w 1886 r. przez Thomasa Byrnesa, inspektora policji Nowego Jorku - odpowiedzialna była ledwie za 4 procent przestępstw popełnianych w mieście. I to przestępstw pomniejszego kalibru. Jednak już w 1908 r. - cytujemy za artykułem historyka Jenny Weissman Joselit zamieszczonym w "Jerusalem Post" - Żydzi stanowili połowę rezydentów najcięższych nowojorskich więzień. I nie mogło być inaczej. Przeludniony Nowy Jork miał coraz mniej do zaoferowania emigrantom - nie tylko zresztą żydowskiego, ale i włoskiego pochodzenia. Lower East Side w naturalny sposób stała się inkubatorem nowojorskiej przestępczości na skalę wcześniej niespotykaną. Gdy pojawił się charyzmatyczny przywódca, urodzony "człowiek sukcesu" w rodzaju Monka Eastmana, instynktownie garnęły się doń wszystkie zabijaki, chętne siłą wziąć to, czego po dobroci miasto im odmawiało. Rozproszone po podwórkach i zaułkach bandy, grupki osiłków przesiadujących w obskurnych barach o złowrogo brzmiących nazwach Bucket of Blood czy Suicide Hall, zostały przez Monka zjednoczone w potężną, ziejącą żądzą walki armię, która zmiotła z ulic Lower East Side wszystkie gangi starej daty. Z Dead Rabbits i Bowery Boys na czele. Ten nowy supergang stał się niebawem zbrojnym ramieniem Tammany Hall. Niepotrzebni muszą odejść Z Monkiem był wszakże pewien problem. Był zwierzęciem o chorobliwie rozwiniętym instynkcie terytorialnym. A że za swoje terytorium uważał całą Lower East Side, nie zamierzał tolerować tam konkurencji w żadnej postaci. Nawet jeśli związana była z obozem politycznym, któremu sam służył. Kłopoty zaczęły się, gdy w Five Points pojawił się groźny rywal w osobie niejakiego Paula Kelly'ego. Irlandzkie brzmienie nazwiska jest zwodnicze, bo ukrywał się pod nim emigrant włoskiego pochodzenia, Paolo Antonini Vaccarelli. W szeregach dowodzonego przezeń gangu Five Pointers, który z czasem wszedł w struktury mafii sycylijskiej, rozpoczynał karierę inny wybitnie utalentowany bandzior z Brooklynu Alphonse Capone. Gdy Nowy Jork wkraczał z nadzieją w nowy XX wiek jako jedna z największych i najnowocześniejszych metropolii świata, Lower East Side była jego wstydliwą chorobą. Okolice Bowery i 14th Street stały się enklawą bezprawia i chaosu, miejscem niekończących się starć rywalizujących ze sobą "bratnich" gangów. Pewnego dnia Monk Eastman w pojedynkę zapuścił się na terytorium Five Pointers. Pięciu żołnierzy Kelly'ego bez wahania rzuciło się na olbrzyma. Trzej z nich w mgnieniu oka zostali powaleni potężnymi ciosami pięści i pałki. Ale jeden z niedobitków zdołał oddać kilka strzałów. Dwie kule ugodziły Monka w brzuch. Ten jednak jakimś cudem dowlókł się do Gouverneur Hospital. Przez kilka dni walczył ze śmiercią, a kiedy opuścił szpital, wojna trwała na dobre. Jej kulminacyjnym momentem stała się zażarta bitwa na Rivington Street, która rozegrała się 19 sierpnia 1903 r. Wzięło w niej udział kilkuset gangsterów, a interweniujące dwukrotnie oddziały policyjne zmuszone zostały do haniebnego odwrotu. Gdy po pięciu godzinach strzelanina ucichła, a jej uczestnicy odjechali z piskiem opon, na bruku w podcieniach estakady, którą w górze biegła 2nd Avenue, pozostały cztery trupy i siedmiu rannych w stanie krytycznym. Tego było za wiele nawet dla skorumpowanych polityków Tammany Hall, którzy już dłużej nie mogli udawać, że problem gangów w Nowym Jorku nie istnieje. Gdy zawiodły wszelkie próby mediacji, senator stanowy Big Tim Sullivan - władca Tenderloin District - postanowił usunąć ochronny parasol znad nieobliczalnego Eastmana. W kwietniu 1904 r. Monk został zatrzymany pod zarzutem usiłowania zabójstwa i skazany na 10 lat odsiadki w Sing Sing. Aby zapobiec powtórce z gangsterskich wojen - na głównego porządkowego Tenderloin District Sullivan mianował wyjątkowo bezwzględnego i chciwego porucznika policji Charlesa Beckera. Nowy układ przetrwał do 1912 r. Becker w głośnym procesie o wyraźnie politycznym zabarwieniu został skazany na karę śmierci za zabójstwo nieskorego do płacenia haraczu, a przy tym niebezpiecznie gadatliwego właściciela kasyna Hesper Club - Hertmana "Beansie" Rosenthala. Mimo długiej batalii, jaką toczył o swoje życie przez całe trzy lata, nie było już jednak nikogo, kto mógłby stanąć w jego obronie. Jego protektor, senator Big Tim Sullivan, zginął w niewyjaśnionych okolicznościach we wrześniu 1913 r. Kontrolę nad całą schedą po Monku, Beckerze i Sullivanie przejął w 1915 r. wyróżniający się arystokratycznymi manierami Arnold Rothstein, który szybko zyskał sobie przydomek Mr Broadway. Z czasem stał się inspiracją dla postaci Meyera Wolfsheima w "Wielkim Gatsbym" F. Scotta Fitzgeralda i Nathana Detroit w barwnej powieści "Guys and Dolls" Damona Runyona, która posłużyła za kanwę libretta słynnego musicalu Franka Loessera. Monk Eastman miał się natomiast stać inspiracją dla filmowców jako pierwowzór zwalistych, psychopatycznych mięśniaków o tępej twarzy i ptasim móżdżku.
* * * W 1920 r. Monk Eastman był anachronizmem, neandertalczykiem, który z kretesem przegrał rywalizację z homo sapiens o dominację nad światem, choć tego do chwili swej śmierci w zimny grudniowy wieczór 1920 r. nie był w stanie pojąć. Na scenę wraz z prohibicją wkroczyły gangi nowej generacji. Równie bezwzględne jak banda Eastmana, ale - tak jak Five Pointers - karne, zdyscyplinowane, zorganizowane na wojskową modłę. Nie były już podporządkowane politycznym partiom, lecz przestępczym organizacjom o charakterze mafijnym. Walka z nimi trwa do dziś, pochłania miliardy dolarów, a zwycięstwa są chwilowe i co najwyżej połowiczne. Wojna z przestępczością zorganizowaną rozpoczęła się jeszcze w XIX w. w czasach Bossa Tweeda, gdy garstka praworządnych obywateli napiętnowała związki Tammany Hall z gangsterami. Dziś z pewnością już zasługuje na miano najdłuższej wojny współczesnego świata. I nic nie wskazuje, by miała kiedykolwiek dobiec końca.