Gazeta Wyborcza nr 19, wydanie waw (Warszawa) z dnia 1995/01/23, dział ŚWIAT, str. 8 Fot. Piotr Wójcik Rozmawiała Joanna PRUSZYŃSKA W Groznym Rosjanie nadal natrafiają na opór. Co mogą jeszcze wskórać Czeczeńcy, co zrobi Rosja, jakie wnioski wyciągnie świat? Mówi znakomita francuska znawczyni problematyki imperium Hślene Carrere d'ENCAUSSE ZACHÓD MUSI ZROZUMIEĆ - Świat chciał wierzyć, że Rosja posuwa się jakoś ku demokracji i instytucjom demokratycznego świata. I nagle to szaleństwo w Czeczenii. - Podstawowe pytanie brzmi: dlaczego Rosja zdecydowała się na użycie przemocy? Nie zrobiła tego w stosunku do Tatarów. Czekała dwa lata, aż zdecydują się podpisać Układ Federalny. To prawda, różnica między Czeczenią a Tatarstanem jest zasadnicza: Tatarstan nie leży jak Czeczenia na rubieżach Rosji, ma 400 lat wspólnej historii z Rosją, zaś Czeczenia została podbita w 1859 roku. Ale też Czeczeńcy, zwłaszcza Czeczeńcy, są w granicach dawnego imperium rzadkim przykładem narodu z dobrze zorganizowanym ruchem niepodległościowym, nie należą do ludów, które pozwalają się stłamsić bez walki.
Używając w Czeczenii siły Rosja zaatakowała własną mniejszość narodową. Jest to oczywiście niedopuszczalne. Napadła na część swojego terytorium, która ogłosiła nie uznaną przez nikogo niepodległość. Co oczywiście w żadnym razie nie usprawiedliwia stosowanych w Czeczenii metod. - Mówi Pani o części terytorium - czy to znaczy, że wszystko, co się tam stało, jest wewnętrzną sprawą Rosji? - Kłopot w tym, że w myśl rozumianego klasycznie międzynarodowego prawa mamy tu do czynienia z wewnętrzną sprawą Rosji. Nie doszło do naruszenia obcej granicy. Ale też Rosja podpisała wiele zobowiązań międzynarodowych, nie mówiąc o Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka. Jako członek OBWE (KBWE) Federacja Rosyjska jest zobowiązana przestrzegać praw mniejszości. Imperium kontratakuje - Konstytucja Związku Radzieckiego, która obowiązywała w chwili, gdy Czeczenia ogłaszała niepodległość, przyznawała narodom prawo do samostanowienia, a republikom prawo do wystąpienia ze Związku. Zasady te wykorzystali Jelcyn, Krawczuk i Szuszkiewicz rozwiązując ZSRR w grudniu 1991.
- Czeczenii jako republice autonomicznej, nie zaś sfederowanej, takie prawo nie przysługiwało. Czeczenia stanowiła część federacyjnej republiki rosyjskiej i wobec tego nie miała prawa do secesji. Tak jak Abchazja nie miała prawa odłączyć się od Gruzji. Idzie tu więc raczej o elementarne prawo moralne: nie wolno mordować narodów. Trzeba pamiętać, że przy rozwiązaniu Związku Radzieckiego i proklamowaniu Wspólnoty Niepodległych Państw strony przyjęły zasadę nienaruszalności granic. Dziś Rosja wykorzystuje ten właśnie argument. Ale ta zasada ma też inne ostrze: nie pozwala Rosji na rewindykację Krymu czy popieranie zamieszkanej przez Rosjan republiki Naddniestrza, która ogłosiła niepodległość, chcąc się oddzielić od Mołdawii. I choć to, czego dopuszcza się Rosja w Czeczenii, jest potworne i oznacza łamanie zobowiązań międzynarodowych, to nigdzie nie jest napisane, że poszanowanie praw mniejszości pociąga za sobą zgodę na secesję. Trudno wszakże zrozumieć, dlaczego Rosja użyła siły, zamiast pertraktować. - Czy możliwy do pomyślenia byłby w przypadku Czeczenii status zbliżony do szerokiej autonomii, jaką ma Tatarstan? - Istnieje różnica między szeroką autonomią Tatarstanu czy choćby republiki Sacha (Jakucja)- ekonomicznie niezależnej od Moskwy - a niepodległością. Cały szkopuł w tym, że Czeczeńcy chcieli całkowicie uniezależnić się od Rosji. W dodatku Rosja bała się reakcji łańcuchowej. - Bała się stracić Zakaukazie? - Niekoniecznie tylko Zakaukazie. Powstałaby pokusa również dla Tuwińczyków, Baszkirów, Tatarów, Jakutów. O Jakucję w Moskwie bano by się szczególnie, bo to dla Rosji źródło złota i diamentów. Zastanawiam się jednak, w jakim stopniu o podjęciu przez Rosję inwazji na Czeczenię zaważył stary, sowiecki impuls: jesteś Czeczeńcem, Żydem, Inguszem, tym gorzej dla ciebie. - Tęsknota za imperium? - A kto rozwiązał Związek Radziecki? Rosja. Kto pobłogosławił rozpad imperium? Prezydent Rosji. Nie zawsze zwycięża więc duch mocarstwowy. U kresu XX wieku trzeba dokonać wyboru: imperium albo postęp. I Rosja zobowiązała się respektować prawa mniejszości, rezygnując tym samym ze swych mocarstwowych zapędów. - Według sondaży 75 proc. społeczeństwa rosyjskiego potępia inwazję rosyjską, w Dumie jedynie Żyrynowski ją pochwala używając znanego skądinąd argumentu "mniejszego zła". I nic - operacja zmierza do "zwycięskiego końca". - Gdyby przeprowadzić dokładniejsze sondaże, dostalibyśmy dwa rodzaje sprzecznych ze sobą odpowiedzi. Istotnie, znakomita większość społeczeństwa jest przeciwna przemocy i zabijaniu. Ludzie są oburzeni i to jest wielki postęp. Ale gdyby zapytać, czy jesteście przeciw demontażowi terytorium Rosji, jestem pewna, że 75 proc. byłoby przeciw. - Rozumieją, że istnieje bezpośredni związek między zakresem wolności, jaką Rosja da słabszym sąsiadom, a tą, jaką zyskują oni sami. Rosjanie może także tęsknią do tej normalności, która polega na tym, że państwo, odrzuciwszy dziedzictwo imperialne, żyje w pokoju z sąsiadami. - Bez wątpienia. Jestem przekonana, że skrajne poglądy Żyrynowskiego obce są większości. Więc skąd ta determinacja władz? Naprawdę myślę, że zwyciężyła tu stara filozofia sowiecka. W końcu Rosją rządzą dziś w większości dawni aparatczycy. Jelcyn i generałowie - Ma Pani na myśli także prezydenta? - A kimże w końcu jest Borys Jelcyn, jak nie aparatczykiem, który zachowywał się, jak mógł najlepiej, jak człowiek przywiązany do demokracji, ale nie ma cudów. Nie jest w stanie zmienić sobie mentalności... - Jelcyn musi odejść? - Teraz? Niby dlaczego? Skoro schował się za plecami generałów, to znaczy, że nie zamierza brać na siebie odpowiedzialności za Czeczenię. Nie sądzę, że szybko nastąpią poważne zmiany polityczne. Wiele jednak wskazuje, że wojna okaże się katastrofalna w skutkach, mocno Rosję skompromituje i Rosjanie odreagują to w wyborach. Myślę, że nastąpi długotrwały kryzys. Wśród innych zaprotestują także klasy średnie, które nie życzą sobie Rosji odizolowanej od reszty świata. Chcą podróżować, robić interesy i pieniądze. Jeśli chodzi o elity polityczne, to w Rosji naprawdę potrzebna jest zmiana warty. Jegor Gajdar i ludzie jego pokroju nie są może pozbawieni wad, ale nie należą do pokolenia sowieckiego. Nic jednak nie zapowiada odnowy na "górze". Stąd bolszewickie reakcje: co robić z mniejszością czeczeńską, która nie chce się podporządkować? Lenin mówił: "Wystrzelać". I dopóki nie nastąpią zmiany, Rosja nie wyzbędzie się takich reakcji. Żeby rządzić nowoczesnym państwem, trzeba minimum kompetencji politycznej. A teraz mamy kolejny dowód panującej w Moskwie absolutnej niekompetencji. Zresztą, nie wiadomo dokładnie, kto dziś rządzi Rosją: Jelcyn? Generałowie? Ktoś jeszcze inny? Przypuszczam, że pomysły wskazujące na samowolę generałów to stara, sowiecka śpiewka. Nie zapominajmy, że Stalin w Jałcie przekonywał Churchilla i Roosevelta w ten sam sposób: jeśli nie dostanę tego czy tamtego, to generałowie postarają się, żeby się mnie pozbyć. To samo mówili Chruszczow, Breżniew i inni. Jelcyn od dawna stosuje wciąż tę samą strategię: nie robi nic, żeby rozwiązać istniejący problem i nagle, ni stąd, ni zowąd, uderza. Podobnie postąpił z parlamentem, który mógł rozwiązać już w 1992 roku, ale czekał końca 1993, żeby zaatakować. Teraz dzieje się podobnie. - Z pewnością jednak wyobrażał sobie krótką, chirurgiczną operację. Uwierzył zapewnieniom generałów, że Grozny może być opanowany w parę dni przez jedną brygadę komandosów. - Graczow jest imbecylem. Jeśli Zachód zdecyduje się wreszcie zażądać od Rosji, by wyciągnęła wnioski z tej wyprawy, to trzeba będzie określić, jaka była w podjętych decyzjach rola generałów, a przede wszystkim musi nastąpić zmiana ministra obrony. Bez tego trudno wyobrazić sobie normalne stosunki Zachodu z Rosją. Nie pozwolić, by ginęli - Najpierw Dudajew próbował rozmawiać z Jelcynem, ale ten wolał spotykać się z czeczeńską opozycją - zwłaszcza tą rezydującą na Kremlu. - Sądzę, że gdy Dudajew chciał negocjacji, nie był zbyt popularny wśród Czeczeńców, jako wyznawca skrajnych poglądów, z pretensjami do stworzenia republiki islamskiej. Logiczne, że Moskwa wolała rozmawiać z opozycją jej przychylną. Potem zatriumfowała ignorancja i niekompetencja kremlowskich polityków, dewiza: zwyciężyć za wszelką cenę - przestroga dla niepokornych narodów. Bez myślenia o konsekwencjach. - Czy Zachód zrobił wszystko, co się dało? - Nie potrafił zdobyć się na wysłanie na początek "błękitnych hełmów". A powinien - bo jeśli giną "błękitne hełmy", rzecz przestaje być wewnętrzną sprawą kraju. Nie chodziłoby tu o zbrojną interwencję, raczej o zaznaczenie międzynarodowej obecności i propozycję mediacji. Nie można było pozwolić, by Czeczeńcy ginęli i zasłaniać się pretekstem, że mamy do czynienia z wewnętrzną sprawą Rosji. - Czy Zachód zda sobie sprawę, że Rosja nie jest krajem demokratycznym? Skoro Kreml robi to, co robi i np. nie liczy się z parlamentem, to jakże takie państwo pasowałoby do instytucji demokratycznego świata? - Rosja zmierza ku demokracji powoli. Nie należy zapominać, że ma za sobą 75 lat komunizmu i znikome tradycje demokratyczne. Droga do demokracji jest dla Rosji nieporównanie trudniejsza niż dla Polski. Ale w przypadku wojny w Czeczenii objawił się autentyczny sprzeciw rosyjskiej opinii publicznej. - I nic z tego nie wynikło. - Rosja budzi się powoli. Ale nawet jeśli jest tam ubezwłasnowolniona telewizja, to nie należy zapominać, że przed trzydziestu laty w bardzo starej - już wtedy - demokracji francuskiej było nie do pomyślenia, żeby mówić o tym, co się dzieje w Algierii. Historia Rosji uczy, że demokracji nie da się zadekretować. Kłopot z Rosją polega na tym, że ona chce, by uznano ją za kraj demokratyczny, taki jak inne. Ale słowa nie wystarczą. Po wolnych wyborach przyszła pora na konstytucję, która była chyba krokiem wstecz. I trudno oczekiwać szybkiego postępu, dopóki - powtarzam - nie nastąpi wymiana elit politycznych. Dlatego tak wielką wagę będą miały wybory w 1996 roku. - Jaki los czeka Czeczenię? - Mimo stacjonujących w Groznym wojsk i patroli Rosjanie nie będą się tam czuli bezpiecznie. Czeczeńcy nie wybaczyli nigdy Stalinowi masowej wywózki, a każdy z nich jest wojownikiem. W tej części swojej Federacji Rosjanie będą musieli znaleźć jakieś rozwiązanie polityczne. Kompleks Szamila - Czy wierzy Pani w świętą wojnę islamską z Rosjanami? - Wtedy Rosja musiałaby prowadzić typową wojnę kolonialną. Ale nie wierzę w powstanie całego Zakaukazia. Oczywiście, Rosja ma silny kompleks Szamila, charyzmatycznego imama, który przez ćwierć XIX wieku skutecznie opierał się jej potędze na czele plemion kaukaskich. Rosję nurtuje i niepokoi Kaukaz i cały świat muzułmański - w jej własnej Federacji, a także dalej, na południe. I strategicznie południowa granica Rosji jest dla niej najważniejsza. Działając w ramach umów międzynarodowych Moskwa od miesięcy domagała się, by Zachód pozwolił jej przenieść na tę granicę wojska stacjonujące pod Królewcem. Ich obecność zapewne zniechęciłaby Czeczeńców do stawiania oporu. Ale tak czy inaczej, zbyt wiele różni narody Kaukazu i Zakaukazia, by stać je było na wspólną walkę. Jeden tylko raz, pod auspicjami Ententy, powstała Federacja, w której skład weszły Azerbejdżan, Armenia i Gruzja. - Epizod zakończony niepowodzeniem. Nie powiodła się też niedawna próba jedności, w której Czeczenia miała przewodzić Konfederacji Narodów Kaukazu. - Warto jednak zawsze pamiętać, że choć ludy muzułmańskie dzieli tak wiele - lokalne pretensje, ambicje, ponad 100 różnych języków, silne organizacje klanowe - to zjednoczenie pozostaje ich obsesją. Łączy je islam i sprawna organizacja w bractwa, choćby w Czeczenii, Dagestanie. Wzięcie Groznego niczego na dłuższą metę nie rozwiąże. - Więc, co tak naprawdę powoduje Rosją w Czeczenii? - Żądza zwycięstwa. Odpowiadam brutalnie, bo brutalne są też użyte przez Moskwę środki. [podpis pod fot.] Helene Carrere d'Encausse (65), z domu Zurabiszwili, prawnuczka Niko Nikoladze, wielkiego publicysty gruzińskiego, jednego z intelektualnych przywódców gruzińskiego ruchu narodowego. Zaliczana jest do najwybitniejszych na świecie znawców zagadnień Rosji, komunizmu i Europy Wschodniej. Dyrektor Studiów Doktoranckich Społeczeństw Postkomunistycznych w Instytucie Nauk Politycznych w Paryżu, trzecia w historii kobieta-członek Akademii Francuskiej, publicystka konserwatywnego dziennika "Le Figaro". Zasłynęła opublikowaną w 1978 roku książką o proroczym tytule "Rozbite imperium: rewolta narodów w ZSRR". W 1994 r. z centroprawicowej listy RPR-UDF weszła do Parlamentu Europejskiego; jako ekspert Unii Europejskiej ma wpływ na politykę UE wobec państw obszaru posowieckiego. [Hasła: Carrere d'Encausse Helene; Rosja; Rosja - Czeczenia; wojska rosyjskie, pobyt; wojsko; Groznyj; mniejszości narodowe]