Intruz (frag.)
Autor: Stephenie Meyer
Tłumaczyła: Maja A. Jaspar
majaspar@gmail.com
Dodatkowy rozdział między 58 i 59.
Melanie
Sama
Jestem sama.
Jest ciemno. Nie pamiętam gdzie jestem... i dlaczego tu jestem. Nie
powinnam być sama. Gdzie jest Wanda? Nie potrafię jej szukać. Nie
pamiętam jak powinnam ją zawołać. Jest cicho. Nie czuję jej. Nie czuję
naszego ciała.
Panika daje o sobie znać, gdy czekam na jej głos. Czekam, aż
wypowie moje imię, powie mi gdzie jesteśmy i otworzy moje oczy, abyśmy
mogły widzieć. Potrzebuję usłyszeć jej głos mój głos w jego najlżejszym
tonie, najłagodniejszej wersji.
Czekam, ale tu nic nie ma. Tylko ja i ciemność.
Panika się potęguje, gdy próbuję sobie przypomnieć. Czy znowu
mnie od siebie odłączyła? Wiem, że już raz się tak stało, ale nie pamiętam
tego. Nie sądzę jednak, żebym wtedy panikowała w ciemnościach, tak jak
teraz. Wtedy po prostu nie było niczego.
Nie sądzę też, że Wanda by to zrobiła. Kochałyśmy się nawzajem.
Pamiętam, że mówiłyśmy to na chwilę przed... czymś. Próbuję przywołać
wspomnienia.
Mówiłyśmy, że kochamy się nawzajem, gdy... Mówiłyśmy...
Żegnaj.
Moje wspomnienia wracają do mnie, stają się przejrzyste i wyrazne,
tak jak cała reszta mnie. Czuję pod sobą koc, czuję pot na swojej skórze
wywołujący gęsią skórkę w chłodnym, nocnym powietrzu. Przez zamknięte
powieki widzę czerwonawe światło. Słyszę swój oddech. Słyszę czyjś coraz
głośniejszy głos.
Wspomnienia są silniejsze niż moje zmysły, są męczarnią.
Nie mogłam jej powstrzymać. Umarła dla mnie i nie byłam w stanie
nic zrobić. Już za pózno mogę poruszyć palcami, mogę zacisnąć dłonie w
pięści. Jest za pózno. Wandy już nie ma. Ocaliła mnie, a ja nie ocaliłam jej.
Nie słucham wciąż pogłaśniającego się głosu. W tym momencie nie
dbam ani o niego, ani o ręce gładzące moje zaciśnięte pięści. W pamięci
słyszę głos Wandy, jej ostatnie myśli. Ich echo w mojej głowie, tak jak głosy
innych. Nie ma jej tu.
Boję się mówiła.
Przypominając sobie czuję znowu jej strach.
Pozwoliłam jej zniknąć. To przeze mnie.
Pamiętam jej uzasadnienia i to, jak podjęła decyzję, aby umrzeć po
to, żebym ja mogła żyć. Nie mogła istnieć kosztem kogoś, kogo kochała.
A teraz to ja mam tak robić żyć kosztem jej życia? W jaki sposób
mogłoby to być szczęśliym zakończeniem, kiedy jestem potworem, który
pozwala najlepszej przyjaciółce dla siebie umrzeć?
Mel? Mel, kocham cię. Mel, wróć. Mel, Mel, Mel.
To głos Jareda próbującego przywołać mnie w taki sam sposób, w
jaki Wanda przywoływała ciało Uzdrowiciela, a Kyle Jodi.
Mogę mu odpowiedzieć teraz mogę już mówić. Czuję w ustach
swój język gotowy uformować się w dowolny sposób, w jaki będę chciała.
Czuję powietrze w płucach, gotowe wydostać się na zewnątrz razem ze
słowami. Jeżeli będę tego chciała.
Kocham cię, Mel. Kocham cię.
To jest mój prezent od Wandy, kupiony jej srebrną krwią. Jared i ja
znowu razem, jakby jej nigdy nie było. Jak gdyby nigdy nie uratowała nas
obojgu.
Jeżeli przyjmę ten dar, to skorzystam z jej śmierci. Znowu ją zabiję.
Wezmę jej poświęcenie i zamienię je w morderstwo.
Mel, proszę. Otwórz oczy.
Czuję na twarzy jego dłoń przytkniętą do mojego policzka i jego usta
palące moje czoło, ale nie chcę tego. Nie za taką cenę.
A może jednak chcę?
Czy gdybym chciała uratować Wandę wystarczająco mocno, to czy
nie wymyśliłabym na to jakiegoś sposobu? Tak jak ona wymyśliła sposób, aby
ocalić tego nikczemnego Aowcę. Ona chciała tego wystarczająco. Może ja tak
naprawdę nie chciałam uratować najwierniejszego przyjaciela, jakiego
kiedykolwiek miałam i to dlatego nie znalazłam żadnego sposobu.
Może morderstwo jest właściwym słowem.
Wanda płakała żegnając się. Moje oczy ciągle jeszcze były mokre i
opuchnięte. Nowe łzy podążyły teraz ścieżką tamtych i spływały po moich
skroniach.
Mel? Doktorze, chodz tutaj! Myślę, że ją coś boli!
Doktor ciągle jest w szpitalu. Słyszę, jak zbliża się do mnie
pośpiesznie.
A moje oczy ciągle są mokre. Chwila, ile czasu upłynęło? Kilka
godzin, czy tylko kilka minut? Czy się jeszcze nie spózniłam?
Moje oczy otwierają się raptownie. Twarz Jareda jest blisko, ma
zaniepokojony wzrok, a usta otwierają się, aby znowu coś powiedzieć.
Zamyka je jednak szybko widząc, że jestem świadoma jego obecności.
Odpycham się mocno od jego klatki piersiowej, a on
nieprzygotowany na taką reakcję odchyla się kołysząc. Siadam w miejscu, w
którym przed chwilą siedział on i omiatając wzrokiem pokój, szukam
jakiegokolwiek śladu po niej srebrnego błysku, czegoś świecącego,
poruszającego się. Czy właśnie w tej chwili ona umiera gdzieś tu, obok mnie?
Czy jest jakakolwiek szansa na to, że zdążyłam?
Mel? pyta Jared ponownie, chwytając mój prawy nadgarstek i
sięgając po lewy.
Gdzie ona jest? Pytam syczącym tonem i próbując się
wyswobodzić, ześlizguję się z łóżka po jego drugiej stronie. Nie kręci mi się w
głowie i panuję nad stopami. Może nie byłam nieprzytomna zbyt długo.
Jared patrzy się na mnie, zszokowany, ciągle trzymając moją rękę
wyciągniętym nad łożkiem ramieniem. Przez pół sekundy spotykam jego
wzrok, po czym, zaniepokojona, rozglądam się dookoła jaskini Doktora,
wdzięczna za jasną lampę halogenową, która wciąż się świeci.
Nie ma tu tego błyskotliwego srebra, które chciałam znalezć, ale
moje oczy napotykają coś innego o metalicznym połysku. Twarde, ostre,
metalowe ostrze w ciemniejszym odcieniu srebra.
Rozpoznaję duży nóż myśliwski Jareda leżący w bezpiecznej
odległości ode mnie na moim łóżku. To ten nóż Wanda wbiła sobie w ramię,
żeby uratować Jamie go i tutaj, w szpitalu Doktora, nie miał on żadnego
zastosowania.
Okaleczone dusze w moich wspomnieniach i we wspomnieniach
Wandy wypełniają moją głowę i gwałtownie wypuszczam powietrze,
zszokowana tak samo jak ona była wtedy, a może nawet bardziej. To, co stało
się z tamtymi nieznajomymi duszami, nie było czymś zaskakującym, chyba
że chodziło o kogoś tak niewinnego jak Wanda. To jest nie do
usprawiedliwienia. Bezsensowne i okrutniejsze, niż cokolwiek, co by mogło
mi się kiedykolwiek przyśnić.
Czy Jared oszalał? Czy nigdy nam nie uwierzył? Czy ciągle myśli, że
Wanda była szpiegiem, nawet teraz, gdy dla nas umarła? Dla niego? Czy
zwodził ją do samego końca?
A może myślał, że wyzwala ją z bólu? Czy bolało ją to? Czy zwijała
się z bólu, gdy ja spałam? Zduszam krzyk, który z gardła chciał wydostać się
przez usta.
Jared okrąża łóżko, wciąż nie puszczając mojego nadgarstka i
próbuje przyciągnąć mnie w swoje ramiona.
Mel, skarbie, już w porządku. Wróciłaś.
Trzyma moją prawą rękę, więc zamiast niej, uderzam go z bekhendu
lewą, trafiając wzdłuż kości policzkowych. Od razu czuję siłę ciosu, która
daje o sobie znać w kościach mojej ręki.
Jared nabiera powietrza i odskakuje do tyłu, puszczając ją.
Uwolniona, podąża za pierwszym uderzeniem, tym razem z haka odbijając
się od boku jego szczęki, gdy robi unik.
Dawno temu powiedziałam Wandzie, że bez względu na
okoliczności, nie byłabym nigdy w stanie uderzyć Jareda. Teraz wszystkim,
czego chcę jest uderzanie go mocniej.
Nie ma żadnego wewnętrznego protestu przeciwko furii, jakiego
mogłabym się spodziewać ani też żadnego wrodzonego poczucia zła, co
sprawia, że jestem jeszcze bardziej wściekła.
Jak mogłeś? Krzyczę na niego, robiąc zamach. Nie trafiam go tym
razem, bo ma się już na baczności. Co jest z tobą nie tak? Jak mogłeś ją
zabić?
Pamiętam dusze, które widziałam duszę Aowcy i Uzdrowiciela.
Dalej widzę je tylko z perspektywy Wandy jako piękne, delikatne, puszyste
wstążeczki. Wanda też musiała być taka piękna. Następną rzeczą, o której
myślę są okaleczone, srebrne ciała...
Ktoś, może Doktor, próbuje schwytać mnie za ramiona, ale rzucam
się w kierunku Jareda, prowadzona przez pięści. Zdzielam go z łokcia, czuję
siłę uderzenia i słyszę, jak bierze gwałtownie wdech, po czym momentalnie
zabiera swoje ręce.
Zabiliście ją! Wrzeszczę na nich obu, a potem przywołuję słowa
Wandy. Jesteście potworami! Wy potwory!
Mel! Odkrzykuje Jared. Posłuchaj!
Rzucam się na niego, a on z wyciągniętymi przed siebie jakby
chciał mnię powsrzymać rękami, szybko usuwa się z mojej drogi. Przez
chwilę rozważam schylenie się po nóż i jakaś część mnie zdaje sobie sprawę,
że straciłam nad sobą panowanie. Ale nie chcę zachowywać się racjonalnie.
Nie teraz, kiedy Wanda nie żyje nie żyje dla mnie a ja wciąż oddycham.
Mel, proszę cię...
Jak mogłeś to zrobić? Jak?
Robię kolejny zamach ręką i znowu nie trafiam Jared jest szybki.
Nagle coś wielkiego pojawia się obok mnie. Kątem oka widzę, że
łóżko, znajdujące się w zaciemnionej wnęce, jest zajęte. Kierowana serią
ataków, zbliżyłam się do Jodi. Ma zamknięte oczy i nieobecny wyraz twarzy,
którą otoczają ciemne loki. Między mną i nią stoi Kyle oddalony o kilka
kroków, w jednej ręce wciąż trzymający kapsułę Sunny. Ochrania ciało
dzieczyny, którą kocha oraz zahibernowaną duszę, względem której był tak
współczujący, ale wbrew moim oczekiwaniom nie robi żadnego ruchu w
moim kierunku.
Ciągle pamiętam uczucie jego zaciśniętych na mojej szyi rąk,
wpychających moją twarz pod powierzchnię wody.
Skoro nawet Kyle jest w stanie się czegoś nauczyć, jakim sposobem
Jared może być o tyle głupszy, bardziej uparty i okrutniejszy od niego?
Odruchowo cofam się o krok od Kyla, z czego korzysta Jared, łapiąc
mnie ponownie za nadgarstek i wykręcając go za moimi plecami. Czuję, że
stara się być na tyle ostrożny, aby nie sprawić mi bólu. Niczym nie
przypomina to sytuacji, kiedy się poznaliśmy i braliśmy siebie nawzajem za
kosmitów. Wtedy byliśmy gotowi zabić jeden drugiego. Przypominając sobie
to, już nie chcę wyrządzać mu krzywdy, ale jestem taka zła, że nie mam nad
tym kontroli.
Nie mogę być kimś, kto uzna śmierć Wandy za cenę, jaką musiał
zapłacić, aby dostać to, czego chciał. Nie będę tym kimś.
Melanie mówi Kyle pełnym złości i poirytowania głębokim
głosem. Słysząc go wypowiadającego moje imię, jestem tak zszokowana, że
pozwalam mu nie przerywam. Uspokój się. Z Wandą wszystko w porządku.
Jest tam.
Gapię się na niego i czuję własną szczękę, opadającą ze zdziwienia.
Kyle wskazuje na biurko Doktora, gdzie widać trzy, świecące się na
czerwono, kapsuły. Pamiętam dwie z nich, które umieszone są na środku, tak
samo jak wcześniej. Trzecia znajduje się z dala od nich, w lewym rogu
biurka. Wpatruję się w nie, a potem w tą, którą trzyma Kyle. Razem cztery;
dwoje Uzdrowicieli, Sunny i jeszcze jedna.
Wanda.
Wybucham płaczem.
Kosmitka, która została moją siostrą, żyje. Jest tutaj, obok mnie i
teraz, gdy już odzyskałam nad sobą panowanie, mogę się upewnić, że nigdy
nie zniknie. Upewnić się, że przeżyje nas wszystkich.
Jared puszcza moją rękę i chce mnie przytulić, ale go odpycham i
potykając się, mijam jego i Doktora, zmierzam ku Wandzie. Ostrożnie biorę
ją w swoje ramiona i przyciskam do siebie mocno. Ona nie wie, że tutaj
jestem, ale niedługo bardzo niedługo opowiem jej o tej chwili. Powiem jej,
że nie chciałam z powrotem swojego ciała, póki nie dowiedziałam się, że
mogę użyć go, aby ją ochronić.
Mel. Słyszę Jareda zza swoich pleców. Teraz, wahając się bardziej
niż przedtem, nieznacznie dotyka mojego ramienia.
Nie odwracam się.
Daj mi chwilę. mówię niezbyt wyraznie.
Jared czeka milcząc i zostawiając swoje palce, przyciśnięte lekko do
mojej skóry.
Biorę kilka głębokich oddechów i próbuję uporać się z tą nową
rzeczywistością. Wanda jest bezpieczna i ją odzyskam. Jestem znowu sobą,
tak jak chciałam. Jared jest tu ze mną. Nasza rodzina pozostała dzięki
Wandzie nietknięta. Mam wszystko. W mojej głowie nie ma nikogo, oprócz
mnie.
Czuję się więc przez to okropnie samotna. Nie wiem, czy jestem w
stanie przestać płakać. Chciałabym usłyszeć Wandę, mówiącą mi, że
wszystko jest w porządku. Obiecałam jej, że będę szczęśliwa, ale nie czuję się
szczęśliwa. Tylko samotna.
Tęsknię za tobą szepczę do ciepłego metalu w moich ramionach.
Przez chwilę jaskinię Doktora opanowuje cisza. Czuję ich obok mnie,
wahających się w niepewności.
Co się stało? Pytam, ciągle się nie odwracając.
Dotarłem tu na czas odpowiada Jared.
Doktorze? pytam pełnym napięcia głosu, nie do końca
rozumiem, o co chodziło Jaredowi.
Dałem swoje słowo... M-Melanie. Przepraszam, właściwie to... cię
nie znam. Gdy to mówi, odwracam ku niemu twarz i widzę, że lekko się
czerwieni, nie będąc w stanie spotkać mojego wzroku. Nie wiem, jak
dobrze ty mnie znasz, kontynuuje po chwili. Nie wiem, jaką byłaś częścią
mojej znajomości z Wandą, ale ona wiedziała bardzo dobrze, ile znaczy dla
mnie moje słowo, gdy je komuś daję. Odkaszluje. Ona chciała umrzeć
tutaj.
Teraz patrzy mi się prosto w oczy.
Myliła się wycedzam przez zęby.
Doktor patrzy się na mnie takim samym wzrokiem, jak ja na niego i
po chwili wzrusza ramionami.
Zdaje się, że mi ulżyło, gdy Jared mnie powstrzymał. Mam
nadzieję, że Wanda mi wybaczy.
Jest dobra w wybaczaniu ludziom śmieję się sucho, po czym
spoglądam na Jareda. Poszedłeś za nią?
Widziałem, że coś planowała mówi kiwając głową. Patrzy się na
mnie niepewnie, nie wiedząc, czy może już mnie przytulić.
Nie jestem na to jeszcze gotowa. Mój wzrok pada na nóż, a potem
znowu na niego.
Doktor nie zgadzał się, aby załątwić tą sprawę po mojemu
wyjaśnia. Doktor pociera nerwowo swoje gardło.
Podnoszę jedną brew. Przyznaję mimo wszystko jestem pod
wrażeniem. Jared dziwi się, że ja jestem zdziwiona.
Ja też ją kocham. Nie pozwoliłbym, aby cokolwiek się jej stało, gdy
ty byłaś nieprzytomna. Bez względu na to, jak szalony plan próbowała
wprowadzić w życie mówi.
I jest tak samo, jak w chwili, gdy wślizgnął się do pokoju, w którym
leżał chory Jamie, i uśpił Doktora, a Wanda i ja wiedziałyśmy, że zrozumiał i
uwierzył; że był takim, jakiego go potrzebowałyśmy.
To jest mój Jared oczywiście, że uratował Wandę, tak samo jak ja
bym to zrobiła na jego miejscu. Wiem, co Wanda powiedziałaby na to moje
poczucie komfortu wywołane przemocą i fakt ten sprawia, że chcę mi się
uśmiechnąć.
Jared, widząc jak emocje wypełniają moje oczy i zmiękczają mój
wyraz twarzy, robi mały krok naprzód i otacza mnie a właściwie mnie i
Wandę ramionami. Tym razem pozwalam mu na to a nawet więcej
wtapiam się w niego, susząc łzy o jego ramię.
Dziękuję szepczę.
Jared całuje moje czoło.
Jest cicho. Słyszę skrzypiące łóżko pewnie Kyle położył się, żeby
móc dalej spać. To dlatego był taki poirytowany musiałam go obudzić. W
końcu co go obchodzi to całe zamieszanie z Doktorem, Jaredem i jeszcze
jedną nową osobą, której nigdy nie znał, kiedy chce mu się spać? Chce mi się
śmiać na ten jego egocentryzm. Nie sądzę, żebym zapomniała Kyle owi co
zrobił. Ja nnie jestem tak wybaczająca jak Wanda.
Z twarzą przyciśniętą do ramienia Jareda zastanawiam się nagle, co
myśli Doktor o tym spotkaniu. Wyobrażam sobię, że musi teraz stać,
skrępowany, rozglądając się na boki. A może się mylę i patrzy teraz na mnie,
zastanawiając się, kim właściwie teraz jestem? Wanda wyobrażała sobie, jak
tutejsi ludzie zareagują na mnie. Oczekiwała, że będą mnie przytulać, że
będę przez nich otoczona, że mi zaufają i będą świętować mój powrót.
Ciekawe, czy zgadła. Zdecydowanie mogę powiedzieć, że od Doktora
wyczuwam lekki chłód, ale może być to spowodowane nożem Jareda, a
niekoniecznie mną. A może to jest przeze mnie być może przyjaciele
Wandy nie polubią mnie tak bardzo. Wszyscy najwartościowsi ludzie tak
ich określiłam. Czy ktokolwiek z nich wybaczy mi, że zajęłam jej miejsce,
kradnąc ciało, które oni odbierali jako jej?
Czy Jamie mi wybaczy? Nie sądzę. Wiem, że Jamie mnie kocha. Ale
jak będzie się czuł, gdy zobaczy Wandę w tej małej metalowej kapsule? Czy
będzie szczęśliwy, że mnie odzyskał, skoro nigdy nie uważał, że mnie stracił?
Potrzebujemy ciała. Jamie poczuje się dobrze, jeśli Wanda osobiście
zapewni go, że wszystko jest w porządku.
Ale Ian...
Nie chcę nawet myśleć o Ianie. On nie kocha mnie, tak jak Jamie.
Nie sądzę, żeby mnie nawet lubił. Właściwie, to możliwe, że mnie
nienawidzi. Albo znienawidzi wkrótce, gdy się obudzi, a jej nie będzie.
Obiecałam Wandzie, że postaram się uważać na Iana, ale mam
przeczucie, że mi na to nie pozwoli. Jakie przeprosiny będą miały dla niego
jakiekolwiek znaczenie, kiedy to ja jestem w tym ciele, a Wanda w jakiejś
metalowej puszce?
Potrzebujemy ciała szybko.
Jest jeszcze jeden powód, przez który nie chcę myśleć o Ianie.
Pamiętam, że całowałam go jeszcze kilka minut temu i wcale nie czułam się
z tym zle. Część mnie już za nim tęskni. Część mnie chce, żeby tu był.
Przechodzi mnie dreszcz, przez co Jared przyciska mnie do siebie
mocniej.
Wszystko będzie w porządku. obiecuje.
I mu wierzę. Wdycham zapach jego skóry i wiem, że to przy nim
chcę być.
Jestem zbyt wycieńczona, żeby myśleć teraz o Ianie. Jestem zbyt
zmęczona, żeby zrobić cokolwiek innego, niż oparcie głowy o ramię Jareda i
pozwolenie, aby mnie trzymał.
Zapowiada się na duże zamieszanie.
Donośny głos Kyle a, zbyt głośny nawet pomimo szeptu, sprawia, że
się budzę. Leżę, czując się zdezorientowana, tak jak za pierwszym razem. Jak
długo spałam?
Spójrz na mnie, Jodi. Proszę, skarbie? Musisz otworzyć oczy.
Musisz to zrobić dla mnie, Jodi, proszę. Proszę. Ściśnij moją rękę. Cokolwiek.
Gdy otwieram oczy, Kyle przerywa. Płachty dalej są na swoim
miejscu przy wlocie powietrza. Przyciemniają słońce, aby nie było
oślepiające. Jest ranek, ale światło jest żółte nie pomarańczowe. Już po
świcie.
Zdaje się, że nie ma nic dziwnego w tym, że spałam tak długo
Wanda była w tym ciele na nogach przez kilka dni i było to dosyć
wycieńczające. Ale to nie najlepszy moment na przesypianie całego dnia.
Czy Ian już wstał? Czy mnie szuka?
Nie mnie. Wandy.
Podnoszę się zbyt szybko i kręci mi się w głowie, gdy omiatam
wzrokiem jaskinię w poszukiwaniu Wandy. Znajduję jej kapsułę na łóżku
obok mnie.
Wszystko w porządku. uspokaja mnie Jared głosem, jakiego
używa się, aby mówić do chorych ludzi i przestraszonych dzieci. Jest tutaj i
nigdzie się nie wybiera.
Jest oparty o łóżko po mojej drugiej stronie. Uśmiecha się, marszcząc
kąciki oczu. W jego oczach są jeszcze ostatki ostrożności. Nie jest pewien,
czy zna mnie tak dobrze, jak kiedyś. Nie jest pewien, jak bardzo Wanda mnie
zmieniła.
Fioletowy siniak zaczyna pojawiać się na jego prawym policzku.
Przepraszam. I dzięki. Jeszcze raz. mówię, zachrypniętym od
spania, głosem.
Kocham cię odpowiada, a sposób, w jaki wymawia te słowa, czyni
je czymś więcej, niż tylko zapewnieniem. Brzmią prawie wyzywająco.
Ja też cię kocham mówię mu, wywracając oczami. Oczywiście.
Uśmiecha się. To wszystko, czego mu potrzeba. Ściąga mnie z łóżka i
przytula do swojej klatki piersiowej.
Ja też wtulam się w niego, ale czuję się tak, jakbym oszukiwała. Nie
odczuwam jeszcze z niczego przyjemności. Za dużo rzeczy odłożyłam, żeby
móc się przespać. Coś wisi nade mną, jak wyrok w zawieszeniu. Coś, co
muszę wytrzymać, zanim zrobię cokolwiek innego.
Co jest? pyta Jared, gdy czuje moje, sztywniejące na myśl o tym,
ciało. Chcę zrozumieć, przez co teraz przechodzisz. Powiedz mi o tym.
Ton jego głosu jest poważny i zdeterminowany. Chce być moim
terapeutą, jeśli tego właśnie będę potrzebować.
Nic zbyt skomplikowanego mówię wzdychając. Ian.
Jego ramiona sztywnieją na chwilę, ale szybko zmusza się do
rozluznienia. Widzę, rysującą się na jego twarzy, wątpliwość, której nigdy
wcześniej tam nie było.
On musi wiedzieć. Im dłużej zwlekam z powiedzeniem mu...
Jeszcze wcześnie. Możliwe, że jeszcze nie wstał. Chodzmy go
poszukać.
Natychmiastowa decyzja, specjalność Jareda.
Najpierw muszę porozmawiać z nim sam na sam. Muszę mu
wyjaśnić.
Jared rozważa to przez chwilę.
Nie podoba mi się ten pomysł mówi w końcu, wypowiadając
słowa wolniej, z większym rozmysłem, niż zazwyczaj. Będzie zły. Naprawdę
zły.
Wiem.
Idę z tobą.
Nie. To by go jeszcze bardziej zabolało. Jestem tego pewna.
Wiem też, że Ian nie skrzywdziłby mnie fizycznie. Znam go na tyle dobrze,
by być tego pewną. I nie idz za mną, jak poszedłeś za Wandą. On musi to
usłyszeć najpierw ode mnie.
Jared kiwa głową powściągliwie. Ta wątpliwość znowu się pojawia.
Nie sądzę jednak, żebym mogła cokolwiek powiedzieć, aby zniknęła. Same
słowa nie wystarczą, zwłeszcza jeśli wezmiemy pod uwagę fakt, że przez
ostatni rok słowa, które wychodziły z moich ust, nie były moje. Ostatecznie
Jared upewni się, że nic się między nami nie zmieniło, pomimo tego, że
Wanda była w moim ciele, gdy pokochała Iana. Czas i czyny tylko to będzie
w stanie go przekonać. I ja.
Ujmuję jego twarz w ręce i całuję go mocno w usta. Pózniej jeszcze
drugi raz, już lekko przytykam wargi do jego siniaka.
Jednak poczucie wyroku więziennego jest zbyt silne, żeby zostać
dłużej. Muszę załatwić tę sprawę, zanim pozwolę sobie czuć, że Jared jest tu
naprawdę. Nie mogę być szczęśliwa z wiszącym nade mną skazaniem.
Przyjemność kaleczy mnie tak, że prawię czuję ból.
Jared ściska moje ramię, gdy odwracam się od niego. Przechodzę
obok Doktora, który cicho chrapie na ostatnim z łóżek. Idę długim
południowym korytarzem i błyskawicznie uderza mnie poczucie
surrealizmu.
Nigdy nie oczekiwałam, że będę znowu iść przez te ciemności.
Ostatni raz wydawał się ostateczny. W rzeczywistości musiałam sobie
zdawać sprawę z tego, że w tym wszystkim chodziło o to, żebym się
obudziła, wstała z łóżka i wróciła do życia w jaskiniach, jednak teraz czuję, że
jest to niemożliwe, dziwne i niewłaściwe.
Ten korytarz jest długi i nieco przerażający. Już od dawna nie był on
taki dla Wandy.
Podczas gdy ja mknę nim pośpiesznie, mój umysł wyprzedza mnie,
wędrując do tego, co powiem Ianowi. Czy będzie jeszcze spał? Czy
powinnam zapukać? Nie mogę przypomnieć sobie, czy Wanda odstawiła na
miejsce drzwi, gdy wychodziła.
Wyobrażam sobie go z rękami i nogami wyrzuconymi poza materac,
tak jak to ma w zwyczaju robić, gdy śpi; jego czarne włosy układające się w
dzikie kępy; jego blade, zamknięte powieki. Aatwiej jest mi wyobrażać sobie,
gdy ma je zamknięte. Boję się zobaczyć jego jasnoniebieskie oczy, bo wiem,
jak będzie wyglądać w nich ból. Ból i złość i wszystkie oskarżenia, na które
absolutnie zasługuję.
Przyśpieszam kroku, prawie biegnąc. Chcę dotrzeć do niego, zanim
się obudzi. Chcę popatrzeć na jego twarz przez kilka sekund, zanim otworzy
oczy i zacznie mnie nienawidzieć. Biegnę przed siebie i skręcam za róg,
znajdując się teraz na gównym placu. Będę w tym pomieszczeniu po raz
pierwszy i jednocześnie po raz tysięczny. Jestem w trakcie rozważania tego,
kiedy wbiegam prosto na Iana.
Odruchowo chwyta mnie za ramiona, żebym nie upadła, odbijając
się od zderzenia z nim. Spogląda na mnie i zaczyna się uśmiechać.
Jego twarz zastyga w tym uśmiechu, a ręce puszczają moje, jak
porażone prądem.
Wiem, że wyglądam tak samo jak Wanda, gdy żadne światło nie jest
skierowane bezpośrednio na mnie moje oczy mnie nie wydają. Mimo to,
jasnym jest teraz dla mnie, że Ian wie. Wiedział już w tej samej chwili, gdy
mnie dotknął, ale informacja ta dotarła do niego dopiero po tym, jak zaczął
się uśmiechać.
Odsuwa się ode mnie o krok, wciąż trwając w półuśmiechu, mimo że
w wyrazie jego twarzy nie ma nic zabawnego. Tak jak zastygły,
niedokończony grymas na zwłokach, pozostawiony tam przez obojętnego
przedsiębiorcę pogrzebowego.
Wpatrujemy się w siebie nawzajem.
Nie potrafię powiedzieć, jak długo tak stoimy. W jego uśmiech
wkrada się z każdą chwilą coraz więcej bólu i staje się to dla mnie nie do
zniesienia. W końcu się odzywam, mówiąc pierwsze słowa, które przychodzą
mi do głowy.
Wszystko z nią w porządku. Jest w kapsule. Znajdziemy dla niej
ciało. Wszystko z nią będzie w porządku. W porządku. Jest w porządku.
Pod koniec mój głos jest już tak cienki, że z trudem można go odróżnić od
szeptu.
Kiedy mówię, jego twarz się rozluznia. Tak jakby. Znika ciężki
uśmiech, kąciki ust się zapadają. Jego zamarznięte niebieskie oczy
rozmarzają, ale wyraz jego twarzy staje się napięty. Pojawiają się linie
dookoła kącików oczu i jedna, długa, w jaką układają się czarne brwi.
Nie odpowiada. Znowu patrzymy się na siebie, ale w inny sposób, niż
uprzednio.
Moje ramiona boleśnie chcą po niego sięgnąć. Aby poćwiczyć trochę
więcej fizycznych sposobów pocieszania. Unoszę je do połowy i zaraz potem
opuszczam je gwałtownie. Moje ręce drgają w jego kierunku, ale zaciskam je
w pięści.
On porusza się w prawie identyczny sposób. Pochyla się odrobinę do
przodu, po czym delikatnie się cofa. Powtarza to trzy razy, gdy stoimy tak
naprzeciw siebie, twarzą w twarz.
Czekam na jego oskarżenia: Sprawiałaś, że przeze mnie cierpiała.
Czepiałaś się o wszystko. Znałaś jej słabe punkty i wykorzystywałaś to.
Pozwoliłaś jej się poświęcić. Jest sto razy lepszą osobą od ciebie.
Wszystko prawda. Nie będę się z nim sprzeczać. Przyznam się do
winy.
Ale on nie mówi nic.
Czy powstrzymuje się ze względu na nią, bo wie, że by tego nie
pochwalała? A może jest po prostu uprzejmy, tak jak jest się uprzejmym dla
obcych ludzi?
Ciągle się nie odzywa i zaczynam się zastanawiać, czy to dlatego, że
najzwyczajniej nie potrafi. Skoro nie ma takich słów, którymi możnaby
wyrazić ból, tak czytelny teraz w jego oczach&
Czy chciałbyś& pójść do niej? proponuję.
Nie odpowiada, ale cierpienie w oczach zmienia się nieco. W&
zdumienie. Unosi nieznacznie rękę, po czym ją opuszcza.
Jest z Doktorem mamroczę, odwracając się połowicznie w
kierunku południowego tunelu.
Robię krok do boku, chcąc prowadzić. Podąża za mną jednym
nerwowym ruchem.
Idąc wolno ciągle bokiem, wkraczamy w ciemności. Idzie za mną,
robiąc coraz pewniejsze kroki. Gdy już jest ciemno, przekręcam się, kierując
się teraz przed siebie. Utrzymuję swój lekki krok, nasłuchując, czy wciąż jest
ze mną. Jego kroki brzmią mocniej i zaczyna przyśpieszać. Po krótkim czasie
to ja podążam za nim.
Tu, w ciemnościach, jest łatwiej. To tak, jakby miał zamknięte oczy.
Posuwamy się naprzód w ciszy, ale zaczynamy się czuć coraz pewniej. Byłam
dla niego przedtem niewidzialna, pomimo że zawsze szłam przy nim. Teraz
znowu się taka czułam.
Nie umiałam jej powstrzymać mówię po przejściu połowy mili.
A chciałaś?
Jego głos jest chropowaty, jaky wcześniej nie mógł ryzykować
odezwania się, obawiając się tego, co by to zrobiło z jego panowaniem nad
sobą. Teraz jeszcze bardziej się cieszę, że nie mogę go widzieć.
Tak.
Zwalniamy, nie odzywając się przez chwilę. Zastanawiam się co
czuje, gdy słyszy mój głos. Jego głos dla mnie jest jak głos przyjaciela, ale ja
zapewne muszę teraz brzmeć dla jego ucha jak ktoś zupełnie inny.
Dlaczego? pada w końcu pytanie.
Dlatego, że& jest moją najlepszą przyjaciółką.
Gdy odzywa się ponownie, jego głos brzmi już spokojniej.
Zastanawiałem się nad tym.
Nie mówię nic, mając nadzieję, że wyjaśni, co następuje po minucie.
Zastanawiałem się, czy ktokolwiek z ludzi, którzy ją znali mógłby
jej nie kochać. Znałaś jej każdą myśl.
Tak. odpowiadam na pytanie, którego nie zadał. Kocham ją.
Waha się nieco, jednak po chwili pyta:
Ale musiałaś przecież chcieć z powrotem swoje ciało?
Nie, jeśli to miało oznaczać utratę Wandy.
Myśli nad tym przez moment. Podeszwy jego butów uderzają nagle
mocniej o kamienną podłogę i muszę poruszać się szybciej, żeby dotrzymać
mu kroku.
Nie zostawi tej planety. rzuca warcząc.
Ten drugi plan ten, który nigdy nie był niczym więcej jak tylko
czymś zaplanowanym w naszej głowie jest tak odległy od moich myśli, że
dopiero po chwili pojmuję, co miał na myśli.
To nie było nigdy jej zamiarem mówię, zgadzając się z nim.
Nie odpowiada, ale jego cisza ma charakter pytania. Znowu
spowalnia krok.
Próuję więc wyjaśnić.
Ona tylko wymyśliła tę część, żebyście się z nią nie sprzeczali. Tak
naprawdę chciała zostać tutaj& Planowała& cóż, planowała być tu
pochowana. Razem z Walterem i Wesem.
Tym razem panująca cisza była o wiele cięższa. Zatrzymał się.
Ale, jak już powiedziałam, wszystko z nią w porządku śpieszyłam
z dalszymi wyjaśnieniami. Doktor umieścił ją w kapsule. Znajdziemy jej
ciało. Niedługo. Jako pierwszą rzecz, którą zrobimy.
Ale Ian mnie nie słuchał.
Jak ona mogła w ogóle pomyśleć o zrobienu mi czegoś takiego?
zasyczał z wściekłością.
Nie zapewniam go miękkim tonem. To nie tak. Ona myślała, że
to by tylko cię krzywdziło bardziej, jeśliby tu została& w tym ciele.
To niedorzeczne. Jak mogła woleć umrzeć, niż odejść?
Pokochała to miejsce i nie chce żyć nigdzie indziej.
Ian jest naprawdę wściekły. Wściekły na Wandę, co jest dla mnie
obrazą. Jego słowa są jak ostrze.
Nigdy nie brałem jej za kogoś, kto się tak łatwo poddaje.
Ona nie jest kimś takim. mówię w złości, po czym błyskawicznie
spada na mnie poczucie winny. Nie mam prawa złościć się na Iana. Mówię
więc wolno, ważąc każde słowo, aby pomóc mu ją zrozumieć. Wanda&
Ona uważa, że jest zmęczona byciem pasożytem, ale ja sądzę, że była po
prostu zmęczona. Była tak wycieńczona, Ian. Bardziej, niż to dawała po sobie
poznać. Tracąc Wesa w taki sposób& To był dla niej prawdziwy cios.
Obwiniała się&
Ale ona nie miała nic wspólnego z&
Spróbuj jej to wytłumaczyć! odszczeknęłam mu, o czym dopiero
po chwili zdaję sobie sprawę i biorę głęboki oddech. Pózniej musiała stawić
czoło Aowczyni. To było trudniejsze, niż jesteś sobie w stanie wyobrazić. Ale
bardziej, niż cokolwiek z tych rzeczy, kochanie ciebie, gdy& kochała Jareda.
Kochanie Jamie ego, gdy myślała, że to mnie on bardziej potrzebuje.
Kochanie mnie. Uczucie, że krzywdzi nas wszystkich tym, że oddycha. Nie
sądzę, że jesteś w stanie zrozumieć, jakie to wszystko było dla niej, bo jesteś
człowiekiem. Nie wyobrażasz sobie jak& jak& nie mogę znalezć właściwych
słów i poczułam, jak nagle ściska mi się gardło.
Wydaje mi się, że wiem, co masz na myśli jego głos staje się
bardziej miękki, a jakakolwiek wrogość znika. Ian też nie jest kimś, kto
potrafi trwać zbyt długo gniewie.
Więc naprawdę potrzebowała przerwy, ale odebrała to wszystko
zbyt melodramatycznie. I myślałam, że nie mogę jej uratować. Mój głos się
załamuje. Biorę głęboki wdech. Nie wiedziałam, że Jared nas śledził.
Kiedy wypowiadam imię Jareda, słyszę najdrobniejszy dzwięk w
ciemności. Jakby& stłumiony, gwałtowny krok. I uświadamiam sobie, że
tak jak z Wandą Jared nie zamierza siedzieć na łóżku i kręcić kciukami, gdy
ja znajduję się w potencjalnym niebezpieczeństwie. Nie, żeby to było w
jakikolwiek sposób niebezpieczne Jared po prostu nie zna Iana tak, jak ja.
I, mówiąc szczerze, jeśli sytuacja byłaby odwrotna, ja prawdopodobnie
zachowywałabym się zupełnie tak samo. A jeśli to on nieoczekiwanie
powiedziałby coś odnośnie mnie śledzącej jego, to możliwe, że też bym się
potknęła. Wywracam oczami.
Ian niczego nie zauważając, wzdycha.
Jared pojął to, a ja nie zwróćiłem nawet uwagi.
Jared jest po prostu nadmiernie ostrożny. Zawsze. Wpada w
przesadę. O wiele, wiele za bardzo to jest dla niego. Niech wie, że został
przyłapany.
Ale miał rację mówi Ian.
Tak i wydaję z siebie pełen ulgi dzwięk, zastanawiając się, jak
niewiele brakowało. Paranoja jest czasami użyteczna.
Spacerujemy przez kilka minut w ciszy. Próbuję usłyszeć Jareda, ale
jest teraz ostrożny, porusza się całkowicie bezdzwięcznie.
Myślisz, że będzie na nas zła, gdy się obudzi? pyta Ian.
Prycham.
Wanda zła? Proszę cię!
A nieszczęśliwa? pyta dużo ciszej.
Będzie w porządku zapewniam go, bo wiem, że nie będzie mogła
nic zaradzić na bycie szczęśliwą, gdy zobaczy, że jej obecność to wszystko,
czego chcemy. Już taka jest. Ale nie czuję się wcale zle, wykorzystując jej
usposobienie, bo wiem także, że pod tym całym parasolem samopoświęcania
się dla innych, to jest tym, czego ona tak samo pragnie. Czego pragnęłaby,
gdyby była choć odrobinę większą egoistką.
To, co powiedziałaś wcześniej o jej kochaniu ciebie, i Jamiego, i
Jareda& i mnie.
Tak?
Myślisz, że naprawdę mnie kocha, czy tylko taka jest jej reakcja na
moją miłość dla niej? Żeby mnie uszczęśliwić?
On rozumie ją. Zna ją lepiej, niż ktokolwiek inny poza mną.
Zastanawiam się.
Pytam tylko dlatego, że nie chcę być dla niej& ciężarem, kiedy się
obudzi. odczekuje chwilę, ale nie słysząc odpowiedzi, kontynuuje. Nie
martw się o to, że zranisz moje uczucia. Chcę znać prawdę.
To nie o twoje uczucia się martwię. Próbuję tylko pomyśleć o
właściwym sposobie, żeby ci to opisać. Nie byłam... do końca człowiekiem
przez ostatni rok, więc ja to rozumiem, ale nie jestem przekonana, czy tobie
się to uda.
Sprawdz.
To coś silnego, Ian. To, co Wanda do ciebie czuje, jest czymś
innym. Ona kocha ten świat, ale powód, dla którego nie mogła po prostu
opuścić tej planety, to ty. Ona myśli o tobie, jako o swojej kotwicy. Dałeś jej
powód, aby nareszcie zostać w jednym miejscu po całym żywocie
wędrowania.
Ian bierze głęboki wdech. Kiedy się odzywa, po raz pierwszy słyszę w
jego głosie spokój.
Więc wszystko jest na swoim miejscu.
Tak.
Nie śpiesz się. mówi po małej pauzie.
Słucham?
Skręcamy za róg w kierunku światła ze szpitala Doktora. Czuję, jak
moje dłonie chcą dotknąć znowu kapsuły. Tylko aby się upewnić.
Kiedy pojedziecie szukać jej ciała. Nie śpiesz się. Upewnij się, że
znajdziesz takie, w którym będzie szczęśliwa. Ja mogę poczekać.
Podnoszę na niego wzrok. Teraz widzę wyraz jego twarzy. Jest
spokojna.
Nie pojedziesz z nami? pytam, zaniepokojona. Uświadamiam
sobie, że wyobrażałam go sobie jako część tego następnego kroku; on po
jednej stronie, Jared po drugiej tak jak na ostatniej wyprawie.
Kręci głową, gdy przechodzimy przez jasny otwór, będący drzwiami
do szpitala.
Nie dbam tak naprawdę o tę część. Wiesz, czego ona potrzebuje, a
ja wolałbym tu z nią zostać.
Część mnie ubolewa nad tym, że zamiast ze mną, będzie tutaj, przy
Wandzie, ale nie jestem pewna, czy jestem zazdrosna o jego czas, czy o jej.
Wchodzimy w strumień światła i jest tu Jared, wyglądający jak
ucieleśnienie niewinnej ciekawości. Opiera się o łóżko, na którym leży
kapsuła Wandy. Ian maszeruje prosto po nią. Jared usuwa się ostrożnie z
jego drogi. W cieniu Kyle patrzy pustym wzrokiem. Doktor ciągle śpi.
Ian unosi kapsułę z niewiarygodną delikatnością. Słyszę, jak
wzdycha. Z ulgą, ze smutkiem, z nadzieją.
Dzięki mówi w kierunku Jareda, nie spuszczając jednak oczu z
kapsuły.
Miałem u niej dług. odpowiada Jared, po czym spogląda na mnie,
unosząc jedną brew. Pytanie.
Biorę głęboki wdech i podchodzę do niego. Tak, odpowiadam
uśmiechem. Tak, teraz już wolno mi być szczęśliwą. Tak, ja ciebie też
kocham. Tak.
Obejmuję go jedną ręką w pasie, ale moja druga ręka się wymyka.
Moje palce wędrują do ciepłego metalu w ramionach Iana.
Czuję się znowu silna. Wszystko wróci do normy. Wkrótce.
A wtedy będę mogła opowiedzieć Wandzie to wszystko.
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Intruz dodatkowy rozdzialROZDZIAŁ XIV Obliczenia uzupełniające(po wyrównaniu)Rozdział 59więcej podobnych podstron