uff


TW Nr 15 - Uff NR 15 - 18 LIPCA RYBIE OKO Mapa serwera FORUM RO Sklep wędkarski TW - Editorial nr 15 TW - Archiwum TW - Wejściówka UFF!!! Uff... Sapię, ładując sprzęt - trochę się już tego uzbierało - do łódki Uff... Znów sapię, chochlując na znane sobie miejsce na jeziorku. Żar, słońce ani jednej chmurki, ani jednej falki - lustro. Martwota. Oto typowy obrazek w lipcu na wielu jeziorach.       Nic. Tylko zapas piwka kurczy się w sposób zastraszający, a w domku zostało tylko gorące. A nawet jeśli jest i zimne, to musiałbym tam popłynąć - a mnie się nawet nie chce ruszyć dwadzieścia metrów dalej, żeby obłowić druga górkę.       No wiec co ja tu robię?       No chyba łowie ryby ?       Chyba? No dobra, po prostu czekam. Na co? No właśnie o tym chce napisać... Ale zacznijmy od początku.       Chyba każdy z nas słyszał że jlatem warto wybrać się na ryby albo wczesnym rankiem, albo późnym popołudniem - inaczej nie ma na co liczyć. I w zasadzie się z tym zgadzam... Ale tylko w zasadzie. Przykład pierwszy: mała rzecz, a cieszy       Miejsce akcji - jedno z jezior mazurskich, które udało mi się już trochę poznać. Jestem na rybach od wczesnego ranka. I nic. Parę okonków, którym zwróciłem wolność to na pewno nie powód, żeby zaliczyć ten dzień do udanych.       Załamany "wynikami" przeglądam mapę okolicy w poszukiwaniu jakiejkolwiek alternatywy. W oko wpada mi jeden z brzegów jeziora, przy którym narysowane jest cos jakby rzeczka. Mimo wewnętrznych oporów (wiosłowanie przy 30 stopniach nie należy do przyjemności) postanawiam obejrzeć to miejsce.       Po kilkunastu minutach dopływam. Rzeczywiście, jest rzeczka - ma koło 1,5 metra szeroko.ci i ze 60 cm głębokości... Wypływa z jeziora wprost na łączkę, gdzie woda ma około już 2 - 2,5 m.       Kotwiczę łódkę i zaczynam od rzutów w kierunku ujścia rzeczki. Przy czwartym czy piątym czuję wyraźne podbicie i... przegapiam je. pewnie upał uśpił moją czujność. Kolejnych kilka minut nie przynosi żadnych efektów. Zmiana na płytko chodzącego woblerka - i za trzecim rzutem siedzi nieduży szczupaczek, który po wysłuchaniu mojej prośby o przyprowadzenie dziadka wraca do wody.       Następne 1,5 godziny przynosi jeszcze kilka szczupaczków, z czego największy ma około 2 kg i jakieś 65 cm.       Najważniejsze jednak, że po kompletnie "pustych" godzinach rannych to właśnie godziny południowe przyniosły mi sukces. Sprawa wyjaśnia się, gdy następnego dnia zabieram ze sobą termometr syna do kąpieli (mam nadzieje, że żona nie przeczyta tego kawałka...). Woda w tym miejscu ma kilka stopni mniej! Być może to było przyczyną... Przykład drugi: letniku, do źródła! Znowu Mazury. Tym razem łowię na jeziorze, które zawsze jest trochę chłodniejsze niż inne znane mi jeziora. Ponoć na jego dnie ukrytych jest kilka źródełek, które "orzeźwiają" stojącą wodę. Ale nawet tam, kiedy temperatura powietrza sięga trzydziestu paru stopni, ryby przestają żerować w miejscach gdzie do niedawna było ich pełno.       I wtedy należy odnaleźć wspomniane wcześniej źródełka, wokół których gromadzą się ryby. Niestety "wiedza" ta nie jest dostępna w postaci żadnej mapy, a echosonda nie przynosi żadnych konkretnych informacji (z upału człowiek wszystkiego się chwyta). Miejscowi natomiast nie chcieli zdradzć źródełek... Do czasu imienin gospodarza, kiedy to po stwierdzeniu "Ale z pana, panie letnik (chik) to równy chłop" nastąpiła dosyć szczegółowa instrukcja: gdzie należy owych źródełek poszukiwać.       Następnego dnia, posługując się zdobytymi namiarami, płynę na ryby. I rzeczywiście, mimo że na łowisku zabawiłem do godziny drugiej po południu, najlepsze brania następują od godziny jedenastej... Nie chcę przez to powiedzieć, że rano nic nie brało, ale prawdziwa "zabawa" zaczęła się właśnie w godzinach największego upału. Jest wprawdzie szkoła wędkarska, która głosi że okolice podwodnych źródełek są całkowitą rybią pustynią ale najwyraźniej ryby z "mojego" jeziorka uczęszczały do innej szkoły.       Wydaje się więc że podstawą sukcesu jest znalezienie partii wody, gdzie temperatura jest niższa niż w reszcie zbiornika. Nie chodzi tu tylko o obszar, ale także o głębokość. W wielu jeziorach, szczególnie tych głębszych, woda potrafi "układać się" warstwami a jej odnalezienie może przysporzyć kilku niespodzianek w gorące i bezrybne dni. Przy wszystkich tych poszukiwaniach pamiętać należy, iż wiatr to nasz sprzymierzeniec i to nie tylko dla tego, że przynosi ulgę w upalne dni. Wiatr powoduje ruch wody i jej przemieszczanie. Często zdarzało się tak, że kontak z rybą miałem tylko przez te trzydzieści czy czterdzieści minut, kiedy wiało, a wraz z nastaniem ciszy urywały się i brania. Teoria ta sprawdza się nie tylko przy połowach leszczy na spławik, ale także przy spiningowaniu - a szczególnie w strefie przybrzeżnej. Przykład trzeci: zupa zupie nierówna Czasami ryby występują w miejscu, które całkowicie przeczy temu, co do tej pory napisałem. Chodzi mi o płytkie wody, mocno porośnięte roślinnością. Przekonał mnie o tym jeden z upalnych weekendów, kiedy to po całkowicie nieudanej sobocie nastąpił równie nieudany początek niedzieli.       Spragniony jakiegokolwiek kontaktu z rybą - oraz wkurzony komentarzami znajomych i rodziny na temat moich umiejętności - wypłynąłem na ryby z postanowieniem, że nie wrócę, dopóki czegoś nie złapie. Po kilku godzinach moja niezłomna wola zaczęła wykazywać pierwsze objawy zmęczenia, a "ugotowany" mózg rozpoczął usilne poszukiwania wymówek i usprawiedliwień, którymi mógłbym poczęstować rodzinkę po powrocie.       Zanim jednak poddałem się całkowicie, postanowiłem zatrzymać się w zatoczce, którą ze względu na głębokość - ledwie 1,5 m - pomijałem do tej pory, jako niezbyt nadająca się na taką pogodę. Wsadzenie ręki do wody upewniło mnie, że jej temperatura oscyluje w okolicach temperatur zup w stołówce naszego ośrodka. Można ją bowiem określić jako "już nie gorąca a jeszcze nie zimna". Ponieważ do zupy (tej w stołówce) nie spieszyło mi się jakoś, postanowiłem trochę poćwiczyć "rzuty"...       Jak należało się spodziewać - eldorado to nie było. Ale ta niecała godzina pozwoliła mi na powrót z kilkoma ładnymi okoniami, a brań było kilkanaście.       Wniosek? Przy poszukiwaniu miejsca do połowu należy pamiętać o tym, że wędkarstwo to nie matematyka (a szkoda, życie byłoby łatwiejsze) i nic nie da się podstawić do gotowego wzoru, który zawsze da nam prawidłowa odpowiedz. Trzeba ryzykować rozwiązania, które czasami kłócą się z naszą wiedzą czy doświadczeniami - ale na tym konkretnym łowisku są jedynymi dającymi rezultaty. Bez przykładu: jeśli nie ma na co liczyć - licz na noc       No dobrze, ale jeśli w naszym jeziorze nie udało się znaleźć chłodniejszej partii wody, a wiatr mimo zaklęć lokalnego szamana nie chce wiać ? Można spróbować łowić nocą...       Spining o tej porze dostarcza wielu niezapomnianych przeżyć Ponieważ jednak o nocnym spiningu poczytać można niemal w każdym piśmie - porozmawiajmy raczej o węgorzu, zwłaszcza, że lipiec jestchyba najlepszym miesiącem do połowu tej ryby.       Lekka gruntówka z pęczkiem czerwonych robaków czy filetem z martwej rybki oraz nocna zasiadka może zakończyć się spotkaniem z "pytonem". Pamiętać jednak należy o obowiązkowym krętliku pomiędzy żyłką główną a przyponem. &      Węgorz jest rybą nieobliczalną i bardzo często zdarza się, że brania następują w same południe, kiedy to upał sięga zenitu. Największa złapana przeze mnie sztuka wzięła właśnie w upalne letnie popołudnie...       No dobrze,jeśli nic nie działa       No cóż. Zawsze mogę spędzić to popołudnie z synem - co daje mi dużo więcej satysfakcji niż najbardziej udana wyprawa na ryby. Mogę też, zaniechawszy spiningu, wziąć moja ulubioną spławikówke i popolować przy trzcinach na wzdręgi, płotki czy leszczyki. A nawet nie brać żadnego sprzętu, tylko wyciągnąć się wygodnie w łódce i podziwiać przyrodę w pełni lata. Mamy w końcu wakacje... Radek Gościmski   All righs reserved, teksty, rysunki i zdjęcia powierzone przez autorów do publikacji wyłącznie na tych stronach intenetowych

Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
UFF
Badesalz?li mach uff

więcej podobnych podstron