Gazeta Wyborcza nr 230, wydanie waw (Warszawa) z dnia 1999/10/01, dział ŚWIAT, str. 8 Fot. AP PAP, REUTERS, AP, AFP, INF.WŁ., WOJCIECH JAGIELSKI Premier Rosji chce stworzyć strefę bezpieczeństwa przed bojownikami muzułmańskimi w samej Czeczenii LĄDEM, NIE SZTURMEM Po trzytygodniowych bombardowaniach Czeczenii rosyjskie wojska zaczynają powoli wkraczać na terytorium zbuntowanej kaukaskiej republiki, która zdaniem Kremla stała się jaskinią muzułmańskich fundamentalistów i terrorystów. Oczywiście, że nasze wojska wkraczają do Czeczenii. Robią to co najmniej od dwóch tygodni. Nasi żołnierze zdobyli i kontrolują na przykład strategiczne wzgórza i drogi w rejonie wiosek Zandak i Galajty na pograniczu czeczeńsko-dagestańskim - przyznał wczoraj w St. Petersburgu premier Władimir Putin. - Cóż w tym dziwnego? Między Rosją i Czeczenią nie ma przecież międzypaństwowej granicy. Czeczenia stanowi część terytorium Rosyjskiej Federacji. W środę rosyjskie wojska wkroczyły na krótko do wschodniej Czeczenii, twierdzy kaukaskich mudżahedinów. W czwartek kolumny wozów pancernych zapuściły się 10-15 km do położonych na północy kraju obwodów naurskiego i szełkowskiego, a także - choć Grozny zaprzecza - do wiosek w rejonie Bamutu, przy granicy z Inguszetią. Nigdzie nie doszło do walk z Czeczenami. - Nigdy nie mówiłem, że nie będzie operacji lądowej. Podkreślałem, że użyjemy wszystkich możliwych środków, by wyplenić terroryzm - dodał Putin. - Nigdy nie dopuścimy jednak do powtórzenia tragedii z grudnia 1994 roku. Najeżdżając przed pięcioma laty zbuntowaną Czeczenię, Rosjanie posłali do szturmu na Grozny młodych, źle przygotowanych i wyszkolonych rekrutów, którzy zostali zmasakrowani w ulicznych walkach. Tym razem - zdaniem moskiewskich gazet, które są przekonane, że operacja lądowa jest kwestią czasu - szturmu nie będzie. Według dziennika "Siewodnia" Rosjanie będą posuwać się powoli, szerokim frontem z zachodu, wschodu i północy. Rosyjskie wojska mają zepchnąć czeczeńskich partyzantów na zimę w góry, licząc, że wiosną 2000 roku zdemoralizowani mudżahedini sami pójdą w rozsypkę. Blokadę partyzantów ma zapewnić kordon sanitarny, o którym od dawna mówi Putin: - Nie ma znaczenia, czy nasi żołnierze są dziś kilometr bliżej czy dalej. Najważniejsze pytanie brzmi: gdzie chcemy zbudować kordon sanitarny? Czy mamy stworzyć go na granicy z Czeczenią? Czy mamy wracać do naszych miast i czekać biernie na nowe zamachy terrorystyczne? Na nowe najazdy partyzantów na nasze miasta? I mamy bombardować nasze miasta, by je wyzwolić. Nie sądzę, by było to rozsądne. Putin jest zwolennikiem stworzenia buforu w samej Czeczenii, na wzór strefy bezpieczeństwa, jaką Izrael zbudował w południowym Libanie, by uchronić się przed atakami arabskich partyzantów. Poza zepchnięciem mudżahedinów w wysokie góry Kaukazu i otoczeniem ich kordonem sanitarnym - piszą moskiewskie gazety - kremlowskie plany przewidują powołanie w Groznym nowego rządu "zdrowych sił czeczeńskich", a nawet podział Czeczenii - północne, stepowe rejony naurski i szełkowski, zamieszkane przez Kozaków i przyłączone do Czeczenii dopiero w roku 1956, miałyby zostać przyłączone do Kraju Stawropolskiego. Szukając "nowych ludzi" w Czeczenii, Kreml liczy na byłych komendantów partyzanckich, którzy zniechęceni do powojennego bałaganu i chaosu zgodziliby się na współpracę z Moskwą. Nie wydaje się jednak, by Rosjanom udało się takich znaleźć. Przeciwnie - tak jak jesienią 1994 roku rosyjski najazd wydaje się jednoczyć skłóconych Czeczenów. We wtorek wieczorem na specjalnej naradzie prezydent Asłan Maschadow mianował swojego głównego wroga Szamila Basajewa komendantem frontu wschodniego, wzdłuż granicy z Dagestanem. Komendantem frontu zachodniego został Chamzat Gełajew, centralnego - minister obrony Mohammed Chabijew. Nominacja Basajewa, który w sierpniu i wrześniu jako samozwańczy emir Kaukazu najeżdżał Dagestan, usiłując ogłosić ten kraj zjednoczoną z Czeczenią republiką islamską, wydaje się wykluczać dalsze negocjacje między Maschadowem i Kremlem. Tym bardziej że Moskwa nie wydaje się gotowa do żadnego dialogu. Według "Niezawisimej Gaziety" planowane na środę spotkanie Maschadowa z przywódcą Dagestanu Mohammedem Alim Mohammedowem nie doszło do skutku dlatego, że Czeczenowi przedstawiono propozycję, którą musiał odrzucić, by nie popełnić politycznego harakiri. W przygotowanym dokumencie, pod którym Maschadow miał złożyć podpis, miał m.in. publicznie potępić mudżahedinów i Basajewa. Rośnie liczba uchodźców napływających z Czeczenii do sąsiednich republik kaukaskich. Najdramatyczniejsza sytuacja panuje w biednej Inguszetii, gdzie już schroniło się prawie 70 tys. Czeczenów. Prezydent Borys Jelcyn przyznał w czwartek, że bardzo mu się podoba zdecydowanie i odwaga, z jaką premier Putin radzi sobie z kaukaskim kryzysem. Jelcyn nie ukrywa, że widzi w Putinie swojego dziedzica. Kadencja Jelcyna dobiega końca w czerwcu 2000 roku.
[Podpis pod foto] Inguszetia - obóz dla czeczeńskich uchodźców. Ich liczbę ocenia się na 70 tys.