Lucyna Słup Józef Augustyn SJ Jak zgadzać się na własne \ycie? SPIS TREŚCI WSTP Cz. I - PRZEJAWY NIEZGODY CZY LUBISZ SAMEGO SIEBIE? ...... L. Słup - J. Augustyn SJ SKD SI TO BIERZE? ........... L. Słup CZY MOśNA ZGODZIĆ SI NA śYCIE? L. Słup - J. Augustyn SJ Cz. II - KU PEANEJ ZGODZIE NA śYCIE PRZYJCIE MIAOŚCI .............. L. Słup DROGA .......................... L. Słup "TRZECI POKÓJ" ................. L. Słup - J. Augustyn SJ PRZYJĆ CAAE śYCIE ............. L. Słup - J. Augustyn SJ ZGODA NA CIERPIENIE............. L. Słup SPOTYKAJC DRUGIEGO .............L. Słup IĆŚ, CIGLE IĆŚ ................ L. Słup OTWARCIE NA DUCHA ŚWIETEGO...... L. Słup ZAMIAST ZAKOCCZENIA............. J. Augustyn SJ WSTP Jak zgadzać się na własne \ycie? Czy jest na to jakaś recepta? I czy na takie pytanie mo\e odpowiedzieć ksią\ka? Chyba nie. Nie mo\na podać przepisu, spreparować recepty, która pomogłaby nam zgodzić się na \ycie - zwłaszcza jeśli to nasze \ycie jest trudne, pełne bólu i cierpienia. Odpowiedzi na pytanie o zgodę na swoje \ycie szuka się zawsze w głębi własnego serca, stając przed sobą samym i przed Bogiem ze swoimi wątpliwościami, nadziejami, obawami, pragnieniami... W tych poszukiwaniach mogą być jednak pomocne rozwa\ania innych, tych, którzy szukali, znalezli ...i szukają nadal. A wyrazem takich poszukiwań jest właśnie ta ksią\eczka. Inspiracją dla napisania tej ksią\eczki były z jednej strony skupienia rekolekcyjne pod hasłem "Jak zgadzać się na swoje \ycie?" prowadzone przez Ks. Józefa Augustyna, z drugiej zaś wieloletnia współpraca środkowiska miesięcznika "List" oraz Wydawnictwa "M" z Domem Rekolekcyjnym Księ\y Jezuitów w Częstochowie. Ksią\ka ta składa się z dwu części. Pierwsza ukazuje przejawy niezgody na \ycie i zródła tej postawy. Chocia\ ksią\ka nie ma charakteru pozycji z dziedziny psychologii, to jednak w omawianiu tego zagadnienia odwołanie do psychologii stało się konieczne. Człowiek jest jednością psychofizyczną i trudno mówić o jego egzystencjalnych poszukiwaniach bez pewnej podstawowej znajomości procesów psycho logicznych, które się w nim dokonują. Druga część ksią\ki przedstawia proces zgody na \ycie, który w najgłębszej swej istocie jest zawsze zgodą na przyjęcie Bo\ej miłości. Ta zgoda nie przychodzi łatwo i nie dokonuje się automatycznie, nie znaczy to jednak, \e nie jest mo\liwa. Integralną częścią prezentowanych w tej ksią\eczce treści są "Pytania do refleksji", wszystkie autorstwa Lucyny Słup. Ta ksią\eczka bowiem w swojej istocie nie jest ksią\ką do czytania (na temat akceptacji \ycia ukazały się opracowania o wiele wnikliwsze i celniejsze) ale do "przećwiczenia". Gorąco zachęcamy do tego, aby odpowiedzieć sobie szczerze na zadane pytania. Nie słu\ą one sprawdzaniu kogokolwiek, mają tylko pobudzić czytelnika do refleksji nad własną postawą. Podobny charakter mają zawarte w drugiej części ,,Ćwiczenia na czas modlitwy''. To tak\e pytania. Jeszcze wyrazniej ni\ w pierwszej części zachęcamy jednak do tego, by stawiać je sobie w obecności Boga, by Jemu powierzać owoce własnych przemyśleń i Jego prosić o radę. Jemu naprawdę na nas zale\y! Redakcja Cz. I PRZEJAWY NIEZGODY Lucyna Słup Józef Augustyn SJ CZY LUBISZ SAMEGO SIEBIE? ,,Gdyby ludzie szczerze kochali siebie zamiast nienawidzieć, gdyby nie gardzili swoją słabością, a zechcieli pokochać ją w swoim wnętrzu, mielibyśmy o połowę mniej pracy.'' Payne Whitneya Początkiem zgody na swoje \ycie jest zgoda na siebie samego. A zgoda na siebie płynie z poznania siebie i z uznania własnej, niepowtarzalnej wartości, z prawdy o naszym \yciu. Potrzeba szacunku dla siebie i docenienia swojej własnej osoby jest podstawową potrzebą człowieka. Jest ona tak podstawowa i zasadnicza, i\ jeśli ona zostanie zaspokojona, to reszta (potrzeb) na pewno zharmonizuje się w ogólne poczucie szczęścia (John Powell SJ). Szczęśliwe \ycie człowieka, który uznaje swoją wartość nie jest oczywiście równoznaczne z egoistyczną pogonią za własną przyjemnością i dą\eniem do sukcesu. I chocia\ taki właśnie model egzystencji pozbawionej troski i wysiłku przedstawia się często jako prawdziwe szczęście, to jednak nie o takie rozumienie szczęścia chodzi w poni\szych rozwa\aniach. śycie szczęśliwe to \ycie dla innych. Tylko... czy mo\na oddać się Drugiemu, Bogu i człowiekowi, "nie mając" swojego \ycia "we własnych rękach"? Czy mo\na kochać \ycie innych, je\eli nie kocha się własnego? Gdy ból zęba bardzo nam dokucza, tylko z wielką trudnością mo\emy skupić się na czymś innym. Je\eli ktoś w tym właśnie momencie prosi nas o pomoc, najczęściej usprawiedliwiamy grzecznie naszą odmowę, poniewa\ zajmowanie się jego sprawami jest wtedy dla nas ponad siły. Zupełnie tak samo dzieje się, gdy ciągle "boli nas" nasze \ycie. Nasza niezgoda na siebie odziałuje na innych, dotyka ich i mniej lub bardziej rani. 1. PRZEJAWY NIEZGODY Ojciec John Powell SJ, amerykański psycholog, autor wielu publikacji poświęconych samoakceptacji, w ksią\ce "Jak kochać i być kochanym" przedstawia historię, jaka przydarzyła się dr Williamowi Glasserowi - pracującemu w szpitalu psychiatrycznym. W. Glasser leczył kiedyś pewnego człowieka, który od lat nie miał praktycznie \adnego kontaktu z rzeczywistością. śył w swoim urojonym świecie. Któregoś dnia podczas porannego obchodu człowiek ten podniósł głowę i najnormalniej w świecie oznajmił, \e zachorował na zapalenie płuc. Przeprowadzone badania potwierdziły tę chorobę. W trakcie leczenia zniknęły u niego wszelkie objawy obłędu. Po całkowitym wyleczeniu z zapalenia płuc zaczęły stopniowo powracać objawy choroby psychicznej. W dniu, w którym pacjent wyzdrowiał fizycznie z powrotem pogrą\ył się w chorobę umysłową. Interpretując tę historię doktor Glasser twierdzi, \e obłęd stanowi pewnego rodzaju "wybór", \e jest "sposobem" uśmierzenia wewnętrznego bólu płynącego z poczucia bezwartościowości własnej egzystencji. Ka\dy człowiek pragnie potwierdzenia swojej własnej wartości. Przekonanie o tym, \e tej wartości nie posiada rodzi w nim ogromny wewnętrzny ból, niechęć i nienawiść do siebie. Chcąc się pozbyć bólu człowiek szuka ró\nego rodzaju sposobów ucieczki od niego. Choroba psychiczna jest właśnie jednym z takich sposobów. Pojawia się ona wtedy, gdy wszelkie poszukiwania własnej wartości w świecie realnym zawodzą. Zrozpaczony człowiek tworzy sobie wówczas nierealny świat własnego wnętrza i chroni się w nim. Zachowuje się więc tak jak dziecko, które w chwilach zawodu i rozczarowania ucieka w świat własnych marzeń. Innym o wiele częściej stosowanym sposobem ucieczki od \ycia jest - według doktora Glassera - choroba organiczna, w której ból psychiczny odzwierciedla się w dolegliwościach fizycznych. Nieakceptacja siebie i swojego \ycia przejawia się szczególnie w chorobach wrzodowych, nadciśnieniu, zawałach serca. Wpływa nawet na zachorowania się organizmu w chorobach wirusowych; frustracja spowodowana niezadowoleniem z siebie sprawia, \e odporność organizmu słabnie. Pacjent doktora Glassera który rozchorował się na zapalenie płuc, "przeszedł" z jednej formy tłumienia bólu wewnętrznego w drugi. Gdy jego organizm uporał się ju\ ze stanem zapalnym, pacjent ten wrócił z powrotem do obłędu. Innym powszechnie niemal stosowanym sposobem ucieczki od cierpienia związanego z \yciem jest nerwica. Victor E. Frankl określa ją jako przejaw nieodpowiedzialności za \ycie. Człowiek przyjmujący nerwicowe rozwiązanie próbuje nie tylko uciec od odpowiedzialności, ale tak\e przerzucić cię\ar \ycia na innych. Przejawem takiej postawy bywają wszelkiego typu zachowania agresywne lub depresyjne połączone zwykle z "szukaniem" winnych swojego własnego nieszczęścia. Carl G. Jung w swojej ksią\ce "Wspomnienia, sny, myśli" opowiada o pewnej arystokratce, która leczyła się u niego z nerwicy natręctw. Kobieta ta miała zwyczaj bicia po twarzy swych oficjalistów, włącznie z lekarzami. "Zjawiła się u mnie" - wspomina Jung. "Zachęliśmy miłą konwersację. Dobrze się nam rozmawiało. Wreszcie nadszedł moment, gdy musiałem jej powiedzieć coś wielce niemiłego. Zerwała się wściekła gro\ąc, \e mnie uderzy. Ale ja te\ się poderwałem. CDobrzeC - powiedziałem. CPani jest damą, niech pani wali pierwsza. Potem moja kolejC. Zaraz opadła na krzesło i jakby okłapła. CJeszcze nikt tak do mnie nie mówiłC - rzekła tonem skargi. Od tej chwili terapia zachęła przynosić rezultaty." Kiedy nie chcemy sobie uświadomić naszej ucieczki w nerwice, kiedy nie chcemy leczyć się z niej i ponosić jej konsekwencji, to wówczas stosujemy zwykle z jednej strony metodę "szukanie winnych" naszego cierpienia, z drugiej zaś szukania "ofiar", na które moglibyśmy zrzucić cię\ar \ycia. Wszyscy doświadczyliśmy totalitarnego systemu politycznego, jakim był komunizm. Ka\dy system totalitarny jest chorym - powiedzielibyśmy "nerwicowym" - rozwiązaniem polityczno- społecznym. Obserwując uwa\nie to, co działo się na naszych oczach przez dziesiątki lat w dziedzinie politycznej w wymiarze "macro", stosunkowo łatwo moglibyśmy dostrzec to samo w wymiarze osobowym, indywidualnym "micro". Jest to ten sam system "nerwicy". W komunizmie cały potencjał polityczny, ekonomiczny, kulturalny był nastawiony wyłącznie na obronę systemu oraz sprawujących w nim władzę. W razie jakiegokolwiek "problemu" (w ka\dej dziedzinie \ycia), zasadniczym rozwiązaniem było zawsze znalezienie "winnych", osądzenie ich i ukaranie. Był to system niereformowalny. Mo\na go było jedynie odrzucić. Nie dało się go naprawić. Podobnie jest z nerwicą w wymiarze osobistym. Ona jest tak\e nieroformowalna. Mo\na ją tylko przekroczyć - transcendować. Bardzo wielu z nas zdarzają się "reakcje nerwicowe": irytacja, wybuch złości, odruchy zemsty, obra\anie się, zamykanie się w sobie. Nierzadko są to reakcje całkowicie nieproporcjonalne do bodzców. W takich sytuacjach nasze niedojrzałe reagowanie usprawiedliwiamy najczęściej szukaniem wyłącznie zewnętrznych przyczyn: "On mnie zdenerwował, to jego wina, on zaczął pierwszy". Drugi człowiek nie powoduje jednak mojego agresywnego zachowania, ale wydobywa jedynie na światło dzienne "moją samoobronną nerwicową strukturę". Zródłem ka\dej agresji wobec innych jest agresja wobec siebie samego, podobnie jak miłość siebie staje się zródłem miłości innych. Je\eli niechęć czy wręcz nienawiść do siebie nie jest skierowana na zewnątrz, wówczas wyrazniej i szybciej obraca się przeciwko sobie samemu. Przechodzi w stan depresji. Depresja zastępuje cierpienie lub te\ jest jego "mniejszą" formą. Ratuje ona człowieka od agonii z bólu, broni go przed całkowitym rozsypaniem się. Je\eli \ycie nadmiernie mi dokucza, mogę się z niego czasowo "wyłączyć". śycie płynie wówczas obok mnie, a ja jestem zwolniony z wpływania na jego bieg, z podejmowania decyzji, z odpowiedzialności, z relacji z innymi. Szczególnym symptomem depresji jest wyłączenie się z jakiekokolwiek kontaktu z innymi, całkowita bierność z relacji, traktowanie innych jak powietrza. Niekiedy okresy depresyjnego otępienia i bierności mogą oczywiście przeplatać się z okresami wzmo\onej aktywności. Nierzadko zarówno w stanach agresji jak i depresji pomagamy sobie równie\ ró\nymi środkami "odurzającymi", których za\ywanie stopniowo staje się nieraz nałogiem: za\ywanie narkotyków, nadu\ywanie alkoholu, środków audiowizualnych, nadu\ycia sekusalne. Tak\e "przejadanie się", "nałóg pracy" słu\ą nieraz do zabicia bólu egzystencjalnego. U podło\a wielu sukcesów odnoszonych w pracy zawodowej tkwi nieraz wielkie niezadowolenie z siebie, ze swojego \ycia. 2. SAMOBÓJSTWO Do wszystkich tych sposobów ucieczki od \ycia mo\na z pewnością dodać jeszcze jeden będący ich swoistą kulminacją. Jest nim samobójstwo. Kiedy człowiek nie ma ju\ sił zgadzać się na swoje \ycie podejmuje próby rozstania się z \yciem. Samobójstwo jest rozwiązaniem skrajnym, jest totalnym buntem przeciwko \yciu, w którym mówimy "NIE" nie tylko jednemu przejawowi \ycia, ale samemu faktowi istnienia. Samobójstwo wynika zawsze z jakiejś rozpaczy, która jest nie tylko wielką chorobą "emocjonalną", ale przede wszystkim chorobą duchową. Rozpacz jest próbą ucieczki od \ycia. Kiedy nie mamy ju\ sił udawać zgody na \ycia, wówczas wpadamy w rozpacz. Rozpacz i samozniszczenie z niej wynikające jest zazwyczaj nie tyle świadomym i bezpośrednim wyborem człowieka (choć w pewnych wypadkach tego do końca nie mo\na wykluczyć), ile raczej kompulsywną ucieczką przed cierpieniem. W rozpacz jesteśmy zwykle wpychani przez wydarzenia, konflikty wewnętrzne, nastroje depresyjne, poczucie winy. Rozpacz i samobójstwo nie jest rozwiązaniem stosowanym często. Otwarty autodestrukcyjny bunt jest przeciwny ludzkiej naturze. Pragnienie \ycia jest głęboko wpisane w naturę człowieka. Samobójstwo jako forma rozwiązania problemu niezgody na \ycie jest powszechnie potępiane. Nawet w obozach koncentracyjnych, gdzie systematycznie mordowano ludzi, społeczność obozowa przyjmowała samobójczą śmierć z dezaprobatą, a kaci obozowi nierzadko wykorzystywali ją przeciwko więzniom, np. dla upokorzenia więzniów tej samej narodowości. W człowieku istnieje jakieś głębokie wewnętrzne przekonanie, i\ nic nie mo\e usprawiedliwić samobójczej ucieczki od \ycia. śycie jest darem. Otrzymaliśmy je w darze i sam Dawca mo\e nam je zabrać. Ale przecie\ w krytycznych momentach naszego \ycia wielu z nas przychodzą myśli i odczucia, i\ lepiej byłoby "w tej chwili" nie istnieć, lepiej byłoby "zapaść się pod ziemię". Kiedy dochodzimy do kresu wytrzymałości ludzkiej, do granic naszych mo\liwości takie odczucia wydają się być naturalne, choć łatwo mogą powodować w nas poczucie winy. Takich "myśli" nie trzeba się jednak obawiać. W sytuacjach granicznych wyostrza się widzenie człowieka. Kiedy dochodzimy do jednego brzegu rzeki, dostrzegamy się "drugi brzeg". Osiągnięcie "drugiego brzegu" jest wpisane w naszą ludzką naturę - w nasze ziemskie \ycie. 3. POZORNA ZGODA I PRZYSTOSOWANIE Niezgoda na siebie a w konsekwencji i na własne \ycie mo\e tak\e przybrać inną, bardziej zawoalowaną postać. Nie podejmujemy wówczas prób samobójczych, nie upijamy się, nie za\ywamy narkotyków, nie lądujemy w szpitalu psychiatrycznym. śyjemy normalnie: prowadzimy dom, chodzimy do pracy, posiadamy przyjaciół, rodzinę, ale mimo wszystko gdzieś w na dnie serca nosimy w sobie głębokie niezadowolenie z \ycia. Niekiedy dopada nas jakieś dziwne odczucie, i\ to \ycie jest jakieś "nieprawdziwe". Zgadzamy się na siebie, lecz jest to zgoda pozorna. Nie chcemy zgodzić się jednak na nasze \ycie do końca, poniewa\ przeczuwamy, i\ to domagałoby się od nas uznanie naszych braków i ograniczeń. A poniewa\ nienawidzimy swoich słabości, nie chcemy, aby one się ujawniły. Obawiamy się, i\ odkrycie naszych słabości i ograniczeń spowoduje odrzucenie nas przez innych. Dlatego te\, tracąc całe mnóstwo energii, próbujemy ukryć sami przed sobą a tak\e przez innymi bolesne przeczucie, i\ tak naprawdę nie zasługujemy na miłość. W tej bolesnej dla nas sytuacji nie szukamy prawdy o nas samych, uzdrowienia wewnętrznego, prawdy o otaczającej nas rzeczywistości, ale usiłujemy przystosować się do naszego pojmowania rzeczywistości. Precyzyjnie choć nieświadomie konstruujemy ró\nego rodzaju "mechanizmy obronne" chroniące nasze nerwicowe, a więc sprzeczne mniemania o sobie. Raz bowiem wydaje nam się, i\ "wszystko się nam nale\y", innym razem natomiast jesteśmy wewnętrznie przekonania, i\ "wszyscy mają prawo nas odrzucić i przekreślić". Takich "przystosowawczych" opartych na nerwicowych mechanizmach obronnych zachowań jest bardzo wiele. Przejawiają się one z ró\ną intensywnością: od form najbardziej skrajnych a\ do najbardziej łagodnych. Nie występują w stanie czystym, ale są wymieszane. Zasadniczo mo\na je podzielić na dwie grupy. Jedne zmierzają do zaskarbienia sobie cudzej miłości i szacunku, drugie do zminimalizowania bólu płynącego z przekonania o własnej bezwartościowości. Przyjrzyjmy się niektórym z nich: a. Bojazliwość. Przejawia się ona w niechęci do podejmowania jakiegokolwiek ryzyka, przedsięwzięć, planów. Przewidując w ka\dej sytuacji zagro\enia i niepowodzenia \yciowe, człowiek bojazliwy rezygnuje z góry z jakiejkolwiek próby znaczących dokonań. Poniewa\ obawia się, i\ mógłby się pomylić, doznać pora\ki, nie podejmuje decyzji, ale czeka. W takiej sytuacji "samo \ycie" siłą upływającego czasu "podejmuje decyzje". A poniewa\ brak w nich osobowego zaanga\owania i wolności człowieka, są one zwykle fatalne dla jego \ycia. b. Chełpliwość i przechwałki. Chełpliwość to schlebianie samemu sobie po to, by zyskać na wartości we własnych i cudzych oczach. Chełpliwy nieustannie "reklamuje" swoje, przez siebie wykreowane, zalety, cnoty, osiągnięcia, aby być przez innych zauwa\onym, docenionym, uznanym. Ale nawet najbardziej prymitywny "chwalipięta" posiada pewną intuicję, stąd te\ stosunkowo łatwo wyczuwa sztuczność w swoich postawach i zachowaniach. c. Nieśmiałość. Człowiek nieśmiały \yje w ciągłym lęku przed ludzmi. Z jednej strony nieustannie obawia się odepchnięcia ze strony innych, z drugiej zaś swoim zachowaniem sam prowokuj to odrzucenie. Jest przekonany, \e inni akceptują go tylko pod pewnymi warunkami, które zwykle sam na nich projektuje. d. Gniew. Osoba dotknięta poczuciem niskiej wartości i pogardy do siebie na początku nienawidzi tylko własnej nieudolności. Z czasem zaczyna nienawidzieć całe swoje \ycie. Szybko wówczas staje się przygnębiony, smutny. Swój gniew, zgorzknienie wyładowuje naprzeniennie: raz na sobie, innym razem na bliznich. Jednym z wa\nych przejawów gniewu na siebie i innych jest krytykanctwo. Krytykant przenosi zwykle swoje negatywne odczucia na innych. Oskar\ając czy wręcz oczerniając innych, zawsze poni\a najpierw samego siebie, choć nie zdaje sobie z tego sprawy. e. Maski. Noszenie masek, granie ról, przywdziewanie się w "wa\ne funkcje" jest związane z odczuciem swojej niskiej wartości i braku poczucia godności. Maski, funkcje, role pozwalają ukryć nie tylko przed innymi, ale tak\e przed sobą samym niską ocenę czy wręcz pogardę do siebie samego. Grając "przedstawienie o sobie" w razie potrzeby zawsze mo\na zmienić rolę, maskę i dostosować się do zmieniających się ciągle ludzkich oczekiwań oraz własnych lęków. f. Dewocja. Postawa to rodzi się najczęściej jako próba wykorzystania praktyk religijnych dla lepszego własnego samopoczucia emocjonalnego przez poprawienie swojego obrazu siebie w swoich własnych i cudzych oczach. Osoba uprawiająca dewocję nie wchodzi w rzeczywiste doświadczenie duchowe, ale próbuje budować swoją "wielkość i świętość" poprzez zewnętrzne tylko wykonywanie licznych praktyk. W dewocji \ycie codziennie, w szczególności zaś relacje z bliznimi, są w jawnej sprzeczności z wykonywanymi praktykami. W dewocji nie ma rzeczywistego dą\enia do Boga i Jego chwały. Jest to bowiem próba manipulowania religią dla swoich własnych ludzkich celów. g. "Mieć bardziej ni\ być". Ta postawa płynie z przekonania, \e to, co posiadamy i to, co zrobimy, jest decydujące o naszej wartości i godności. Kusi nas więc \ądza wspaniałych czynów, wielkiego bogactwa, które mają przyciągnąć ku nam podziw i miłość innych. Wspaniałe osiągnięcia, wielkie pieniądze słu\ą nam najpierw dla obrony przed poczuciem własnej bezsilności, bezradności czy te\ lekcewa\eniem innych. h. Naśladownictwo. Człowiek, który nie zna siebie, nie ceni swojej osoby, ma skłonność do całkowitego uto\samiania się z kimś, kogo podziwia i adoruje. Jest to pewna forma "małpowania" innych, która polega na odrzuceniu swojego \ycia, aby móc stać się "jak drugi". Osoby takie często marzą, aby "być na miejscu" osoby podziwianej. Zewnętrzne uto\samianie się z innym człowiekiem, "materialne" naśladowania jego zachowań, gestów, czynów jest zawsze szkodliwe niezale\enie od tego czy dotyczy to jakiegoś "świeckiego" gwiazdora, czy te\ "wybranego świętego", zawsze bowiem łączy się z rezygnacją z odpowiedzialności za własne \ycie i z bycia sobą. i. Ślepe posłuszeństwo. Człowiek niepewny siebie, zagubiony mo\e szukać pewności i oparcia dla swego \ycia w drobiazgowym i zewnętrznym przestrzeganiu zasad, praw, przepisów. Dostosowanie się do litery będzie zasadniczą cechą jego postępowania. Poniewa\ jednak człowiek ślepo posłuszny nie posiada w sobie ducha przepisów i zasad, wówczas "prawo" stanowi dla niego pewną "protezę", która pozwala mu jakoś \yć. Wszelkie konflikty międzyludzkie bywają wówczas rozwiązywane przy pomocy "prawa". Materialna i zewnętrzna uległość prawu sprawia, i\ staje się ono tak\e bronią przeciwko innym. j. Perfekcjonizm. śycie perfekcjonisty jest nieustannym egzaminem, jaki sam sobie robi. Jest te\ ciągłym szukaniem uspokojenia chorego poczucia winy poprzez "doskonałe" realizowanie stworzonych przez siebie i dla siebie ideałów. Perfekcjonista wszystko robi z drobiazgową dokładnością, choć często jego działanie nikomu i niczemu nie słu\y, ale nie jest on w stanie przyznać się do tego. Swoją wartość uzale\nia bowiem od realizacji "własnych ideałów" i spełniania cudzych oczekiwań. Jest to równie\ forma nieustannego kupowania miłości do siebie u siebie samego i u innych. k. Ucieczka w samotność. Człowiek z wielkimi kompleksami ni\szości i jednoczesnym lękiem przed ludzmi obawia się zwykle spotkań z innymi, poniewa\ one mogłyby zakwestionować dotychczasowy jego sposób oceny i działania. Aby nie doznać bólu odrzucenia "samotnik" zwykle sam ucieka od innych. Nie zawsze musi to być samotność w dosłownym znaczeniu tego słowa. Czasami "samotnicy" posiadają nawet wiele zewnętrznych kontaktów. Wszystkie one są jednak zwykle nacechowane taką nieufnością i zamknięciem, i\ ludzie ci pomimo wielu spotkań z innymi pozostają wewnętrznie głęboko osamotnieni. l. Racjonalizacja. Człowiek, który nie akceptuje i nie kocha siebie, boi się dostrzec prawdę o sobie i swoim \yciu. Wszystkie swoje negatywne odczucia, wyobra\enia, myśli, które w jakiś sposób odsłaniają prawdę o nim samym, dławi lub "wyjaśnia racjonalnie" - racjonalizuje. Najgorsze wady, słabości i błędy potrafi "przemalować" na piękne cnoty i zwycięstwa. I tak kompleksy ni\szości mogą być nazywane - pokorą, przepychanie się łokciami - wolą walki, lękowe zachowania perfekcjonisty - doskonałości i świętością itp. Dla człowieka posługującego się racjonalizacją przyznanie się do błędu i pomyłki byłoby równoznaczne z przekreśleniem siebie i utraty wartości we własnych i w cudzych oczach. Są to jedynie pewne przykłady postaw przystosowawczych i obronnych. Moglibyśmy wymieniać jeszcze inne. Podane tutaj mają jedynie słu\yć jako pewna pomoc, dzięki której łatwiej będzie nam wykryć nasze osobiste mechanizmy obronne. Je\eli szukać jakichś wspólnych cech wszystkich przedstawionych powy\ej sposobów "ucieczki" i "przystosowania", to będą nimi: "odwrót od rzeczywistości", lęk przed pełną odpowiedzialnością za \ycie, koncentracja na sobie, interesowność, agresja lub te\ przynajmniej obojętność na bliznich. Wszystkie sposoby przystosowania są zawsze "jakoś" nieprawdziwe, są pewną namiastką \ycia, iluzją \yciową. Iluzje, namiastki \ycia wcześniej czy pózniej zawsze obracają się przeciwko człowiekowi. I chocia\ na krótko uspokajają człowieka, to jednak w końcu rodzą cierpienie. Jest to bowiem w sumie rozwiązania nerwicowe. I choć "jakoś" pozwalają one \yć człowiekowi, to jednak są one zbyt kosztowne. Niemal wszystkie siły tracimy wówczas na udawadnianie sobie i innym, i\ nasze \ycie ma wartość i sens. Zgoda na \ycie wymaga wielkiej świadomości siebie, wymaga uczciwości, wymaga prawdy, wymaga ofiary. Jak ka\de leczenie choroby jest zwykle bolesne, tak samo leczenie z naszych buntów wobec \ycia jest tak\e procesem bolesnym, wymagającym wyrzeczeń. Zgoda na \ycie domaga się najpierw wyrzeczenia się oszukiwania siebie, domaga się zdemaskowania fałszu. Wyra\enie zgody na własne \ycie domaga się prawdy o naszym \yciu. Człowiek winien dobrze wiedzieć, na co ma się zgodzić. Ka\demu z nas grozi nie tyle jakiś totalny autodestrukcyjny bunt wobec \ycia, ile raczej \ycie w iluzji, bunt zamaskowany, bunt ukryty za pozorami \ycia. Pytania do refleksji 1. Czy kiedykolwiek nawiedzały Cię myśli samobójcze (,,lepiej byłoby nie \yć'', ,,ja się na świat nie prosiłem'', ,,nienawidzę \ycia'', ,,skończę ze sobą'')? Co było ich przyczyną? 2. Przypomnij sobie ( konkretnie, z uwzględnieniem miejsca i czasu) najtrudniejsze momenty z historii Twojego \ycia. Jakie uczucia Ci w nich towarzyszyły - lęk, smutek, depresja, zniechęcenie? Spróbuj odczytać rodzaj niezgody, która kryła się za tymi uczuciami. Na kogo, na co się nie zgadzałeś? Czy przeczuwasz, \e Twoją podstawową niezgodą jest niezgoda na Twoje \ycie? 3. Przypomnij sobie jakąś szczególnie trudną sytuację z ostatniego tygodnia. Jak ją prze\ywałeś? Jakie uczucia towarzyszyły Ci w tej sytuacji? Jak wpłynęły na Twoje zachowanie? 4. Zastanów się jaki jest Twój zwykły sposób reagowania w kontaktach z innymi ludzmi? Jak zachowujesz się w momentach zagro\enia? 5.Czy potrafiłbyś nazwać swoje mechanizmy obronne? Który z przedstawionych powy\ej sposobów zachowania, \ycia \yciem pozornym jest Ci najbli\szy? 6. Czy spostrzegasz, \e swoim zachowaniem chcesz ,,zasłu\yć'' na miłość innych? W jaki sposób? 7. Czy przeczuwasz, \e \yjesz ,,\yciem pozornym''? Co to dla Ciebie znaczy? 8. Jakie są powody Twojego buntu przeciw \yciu? Lucyna Słup SKD SI TO BIERZE? "Wszystko ma swoją przyczynę" - brzmi konkluzja znanej rysunkowej historyjki, w której szef krzyczy w pracy na mę\a, mą\ po powrocie do domu na \onę, \ona na dziecko, a dziecko bije psa, który z kolei "w odwecie" gryzie kota. Nasz brak miłości do siebie posiada swoje określone zródło. Najogólniej mówiąc, jeśli nie lubimy i nie szanujemy siebie, to dzieje się tak dlatego, \e nie byliśmy kochani i szanowani. Miłości do siebie mo\na nauczyć się tylko przyjmując miłość innych. "All you need is love" - "Wszystkim czego potrzebujesz jest miłość" - śpiewali kiedyś Beatlesi. I chocia\ z pojęciem miłości proponowanym przez ten zespół mo\na dyskutować, nie zmienia to jednak faktu, \e słowa tej piosenki wyra\ają najgłębszą i najbardziej podstawową potrzebę ludzkiego serca: potrzebę bezwarunkowej miłości. Wszystkim, czego potrzebujemy, jest miłość. Nadu\ywając alkoholu, za\ywając narkotyki, uprawiając "zimny seks", szukając sławy, pieniędzy, ludzkiego uznania - tak naprawdę szukamy zawsze miłości. Nawet "pijak w rowie szuka miłości" - powiedział kiedyś Clive S. Lewis. Miłość jest jedynym celem, ku któremu człowiek zmierza. Jej wszystko poświęca. Bez miłości wszystko w \yciu ludzkim traci sens. Pięknie wyra\a tę prawdę hymn św. Pawła o miłości (1 Kor 13 nn). Słowo "miłość" w językach nowo\ytnych jest pojęciem wieloznacznym, nieprecyzyjnym. Wyra\a się nim zarówno największe doświadczenia duchowe mistyków jak równie\ nadu\ycia seksualne. Nam chodzi o "miłość-agape", miłość bezwarunkową, która przyjmuje nas nie ze względu na to, co mamy lub co robimy, ale ze względu na samo nasze istnienie. Chodzi nam o miłość, która akceptuje nas wraz z naszymi brakami i słabościami. Kiedy jesteśmy kochani w ten sposób, wówczas czujemy się szczęśliwi, bezpieczni i nie mamy ochoty udawać kogoś, kim w istocie nie jesteśmy. Miłość sprawia, i\ nasze maski same spadają z naszych twarzy. Nie musimy bowiem przed ludzmi zabezpieczać się, bronić, udawać. Mo\emy pozwolić sobie na bycie sobą. Rezygnujemy z ukrywania naszych wad, z zabiegania o ludzką sympatię, uznanie, pochwały, poniewa\ w miłości bezinteresownej wszystko posiadamy. Czujemy się kochani niezale\nie od tego jacy jesteśmy. Czując się zaś kochani w ten sposób odkrywamy własną niepowtarzalną wartość. To miłość daje nam tak\e poczucie naszej godności. Taka bezwarunkowa miłość wśród ludzi jest jednak bardziej marzeniem ni\ rzeczywistością. Wszyscy nosiliśmy lub te\ nosimy gdzieś głęboko ukryte w nas rozczarowanie do tej miłości, której doświadczyliśmy. Mieliśmy lub mamy jeszcze uraz spowodowany miłością ograniczoną i warunkową; nieraz bardzo ograniczoną i bardzo uwarunkowaną. Miłość uwarunkowana jest zawsze doświadczeniem bolesnym. Poczucie bycia przez innych odrzuconym czy "zle kochanym" kładzie się nieraz cieniem na całe nasze dorosłe \ycie. Rzutuje ona na pózniejsze mał\eństwo, przyjaznie, pracę, \ycie religijne. Próbując odkryć przyczyny niezgody na siebie nie mo\na lekcewa\yć atmosfery własnego domu rodzinnego, naszych więzi z ojcem, z matką. U początków \ycia, w niemowlęctwie całą wiedzę o sobie i wartości swojego \ycia człowiek czerpie przede wszystkim od rodziców, szczególnie zaś od swojej matki. Ju\ w jej łonie dziecko mocno reaguje na wszystkie jej prze\ycia zarówno pozytywne jak i negatywne. Ju\ wtedy czuje się chciane, kochane, przyjęte czy te\ przeciwnie: odrzucone, niechciane, niekochane. John Powell pisze, i\ niemowlę jeszcze nie wie kim ono jest. Wkracza w świat niczym \ywe pytanie poszukujące odpowiedzi: Kim jestem? Co jestem wart? Na czym polega \ycie? Tę odpowiedz przyjmuje od swoich rodziców, głównie od matki. Dobrze jest, je\eli odpowiedz ta jest pełna miłości: Jak dobrze, \e jesteś z nami! Kochamy cię! Taka odpowiedz - niekoniecznie wyra\ona werbalnie, bardziej za pomocą czułych gestów, pieszczot i pocałunków - zasiewa w jego sercu przekonanie: Jestem kochany. Jestem cenny, nipowtarzalny. Jestem godzien miłości. Z czasem do informacji przekazywanych przez kontakt niewerbalny dołączają się tak\e słowa. A one mogą nieść wiarę w wielką wartość małego człowieka albo uzale\nienie tej wartości od określonych, spełnianych przez niego warunków. W pierwszym przypadku dziecko "dowiaduje się", i\ jest kochane za to, kim jest, w drugim "otrzymuje informacje", \e na miłość rodziców musi sobie zasłu\yć: dobrym zachowaniem, sukcesami, wyglądem, uległością, posłuszeństwem. "Dowiaduje się" więc, \e jest kochane, poniewa\ jest grzeczne, ciche, posłuszne, itp. Na całe jego nieszczęście, w miarę upływu czasu rodzice kodują w nim coraz to nowe warunki rodzicielskiej miłości: "Je\eli mi pomo\esz, je\eli mnie nie urazisz, je\eli będziesz się miał dobre oceny w szkole, je\eli nie będziesz przynosił mi wstydu" - to "będziesz kochany". Jednak jednym z bardziej okrutnych warunków rodzicielskiej miłości jest całkowieta rezygnacja dziecka w jakiejkolwiek wolności i podporządkowanie się ich woli. Rodzice na ogół nie zdają sobie sprawy z tego, \e stawiając takie wymagania i uzale\niając od spełnienia tych wymagań przyjęcie lub odrzucenie dziecka, w istocie odmawiają mu akceptacji. Nierzadkim warunkiem miłości do dziecka jest zaspokajanie nadmiernych potrzeb uczuciowych (nie zrealizowanych w związku mał\eńskim) jednego z rodziców (częściej matki). Dziecko jest wówczas obdarzane nadmiarem czułości, prezentów, ale za cenę całkowitego związanie emocjonalnego, czy wręcz uczuciowego zniewolenia. Zachłanna matka bywa wówczas zazdrosna o relacje emocjonalne z płcią przeciwną. Oczywiście warunkowa miłość rodziców - jako przeciwieństwo miłości bezwarunkowej, mo\e wyra\ać się w bardzo subtelny sposób. śądania pod adresem dziecka nie muszą być werbalnie formułowane, ale wyra\ać się w pewnych postawach i gestach. Dziecko zachowanie rodziców odbiera jako karę lub nagrodę i np. mo\e chcieć swoimi sukcesami, których nikt od niego słowami nie wymaga, zasłu\yć na czułość, troskliwość, uwagę rodziców. Dziecko które jest kochane miłością warunkową, ,,za coś'', stopniowo nabiera przekonania, \e jest niewiele warte. Poniewa\ rodzice nie dostrzegają w nim wartości i ono nie mo\e jej dostrzec. Zaczyna siebie nie lubić. Dochodzi do wniosku, \e nie mo\e być przyjmowane dla wartości, którą jest samo w sobie ale \e jego wartość tkwi w istocie poza nim: w rzeczach, które zdobywa , w wymaganiach, które spełnia. Utwierdza się w przekonaniu, \e mo\na je kochać jedynie ,,za coś''- za posłuszeństwo, sukcesy, w nauce, urodę, przynoszenie dumy rodzicom itd. A poniewa\ na tym, \eby być kochanym zale\y mu najbardziej - rozwija w sobie postawę ,,zasługiwania na miłość". Ta właśnie postawa sprowokuje go w przyszłości do szukania za wszelką cenę potwierdzenia swojej wartości a gdy to się nie powiedzie i \ycie oka\e się zbyt bolesne - do ucieczki od niego. Ta prawidłowość z wielką siłą przejawiła się w \yciu Marylin Monroe, słynnej amerykańskiej gwiazdy filmowej. Sława, liczne mał\eństwa i niemniej liczni kochankowie nie zdołali zaspokoić jej pragnienia akceptacji. Nie doświadczyła jej w domu rodzinnym, którego nie miała - nie znała swojego ojca a matka większość czasu spędzała w szpitalach psychiatrycznych. Marylin będąc dzieckiem błąkała się więc po przytułkach i rodzinach zastępczych. Nie doświadczywszy \ycia rodzinnego nie potrafiła go zbudować. W jednym ze swych ostatnich filmów ,,Skłóceni z \yciem'' grała jakby samą siebie - nieszczęśliwą, nie pogodzoną z \yciem, uciekającą od niego...Nie trzeba było długo czekać aby uciekła ostatecznie - w lipcu 1963 roku Monroe za\yła śmiertelną dawkę środków usypiających. Kreowana jako ,,symbol seksu'' pozostała w pamięci wielu jako tragiczna ofiara show - bussinesu a przede wszystkim wielkiego, niezaspokojonego pragnienia miłości. Historia Marylin - to historia odrzucenia, przekreślenia siebie będącego odpowiedzią na odrzucenie.,,Byłam pomyłką. Moja matka nigdy mnie nie chciała'' - wyznała aktorka w jednym z wywiadów będąc u szczytu swej kariery. Je\eli nieakceptacja siebie jest problemem tylu ludzi wywodzących się z tzw. ,,porządnych rodzin'', to w znacznie większym stopniu dotyczy dzieci wychowujących się w rodzinach rozbitych, dzieci niechcianych, porzuconych, nadmiernie uzale\nionych od rodziców, bitych, przeklinanych, zniewa\onych, gwałconych. Przeciętna ,,warunkowa'' miłość rodzicielska podwa\a w dziecku poczucie jego własnej wartości, ale miłość wypaczona czy jej zupełny brak całkowicie rujnuje w dziecku poczucie własnej wartości. Poniewieranym na ró\ne sposoby dzieciom ju\ jako ludziom dorosłym wyjątkowo trudno jest zgodzić się na siebie i i na swoje \ycie. Przeszkadza im w tym wielkie poczucie winy. Dziecko chce widzieć w swoim ojcu czy matce kogoś idealnego. Tylko takiej osobie mo\e zaufać a zaufanie i poczucie bezpieczeństwa jest konieczne dla jego rozwoju. Je\eli spotyka się z ich strony ze złem, z krzywdą - podświadomie dą\y do usprawiedliwienia rodziców a obwinienia siebie. Dzieje się tak nawet wtedy, gdy dorośnie. Chcąc zadowolić ojca, czy matkę ju\ jako człowiek dorosły posuwa się do czynów absurdalnych. Susan Forward, amerykańska psychoterapeutka, która zetknęła się z wieloma przypadkami zachowań rodziców określanych przez nią jako ,,toksyczne''opisuje przypadek czterdziestodwuletniego oficera policji imieniem Jason, który w czasie wykonywania swej pracy konsekwentnie stawiał się w sytuacjach zagra\ających \yciu.(6). Chocia\ jego czyny mogły wydawać się heroiczne ( np. samotne usiłowanie rozbicia gangu) były w istocie lekkomyślne. Policyjny psycholog doszedł do wniosku, \e człowiek ten jest potencjalnym samobójcą i nalegał na jego hospitalizację. W czasie sesji psychoterapeutycznych okazało się, \e matka Jasona, osoba o bardzo gwałtownym usposobieniu w dzieciństwie wielokrotnie powtarzała mu z nienawiścią : ,,ałuję, \e się w ogóle urodziłeś.Chciałabym abyś ju\ nie \ył, tak samo jak chciałabym aby twój ojciec nie \ył.'' Ojciec Jasona opuścił rodzinę, czym jakby poparł tezę, \e \ycie jego syna nie przedstawia dla ka\dego z rodziców \adnej wartości. Będąc ju\ człowiekiem dorosłym i podejmując niebezpieczne akcje policyjne, Jason podświadomie usiłował nadal być posłusznym synem. Chciał w sposób zawoalowany popełnić samobójstwo aby tym samym spełnić \yczenie matki i sprawić jej przyjemność... Chocia\ miłość warunkowa przejawiała się w naszym \yciu z ró\ną intensywnością, to jednak tak naprawdę doświadczył jej ka\dy. Nasi rodzice nie mogli nam zapewnić pełnej, bezwarunkowej miłości, chocia\ być mo\e bardzo się o to starali. aden człowiek nie mo\e kochać miłością pełną, bezwarunkową. Kochać taką miłością mógłby tylko ktoś, kogo nigdy nie skrzywdzono a to przecie\ jest niemo\liwe. Rodzice nawet najbardziej kochający swoje dziecko mogą tylko bardziej lub mniej zbli\ać się do ideału miłości bezwarunkowej. Na pewno czymś, co sprzyja takiemu zbli\eniu jest ich harmonijna mał\eńska więz - nieporozumienia między rodzicami dziecko zawsze odbiera jako brak miłości. Ta więz rodzi się oczywiście z uporania się - przynajmniej w podstawowym stopniu - z własnymi wewnętrznymi problemami. Trudno oczekiwać, \eby rodzic wewnętrznie rozbity, nie akceptujący siebie, uciekający od \ycia i starający się przypodobać innym mógł rozwinąć w swoim dziecku poczucie własnej wartości i przekazać mu jasną i spójną wizję rzeczywistości. W sposób naturalny, nawet się o to specjalnie nie starając przeka\e mu własne lęki, frustracje i uzale\nienia. Właśnie w skrzywdzeniu, w odrzuceniu tkwi zródło wielu naszych słabości, tak\e słabości moralnych. Zauwa\my, \e w dziedzinie moralnej niezgoda na siebie wyra\a się przede wszystkim w tzw. ,,chorym poczuciu winy''. Chore poczucie winy polega na tym, \e człowiek bierze na siebie całą odpowiedzialność za popełnione zło podczas gdy jego odpowiedzialność jest tylko cząstkowa. Krzywdzenie drugich jest wtórne, pierwsze jest zawsze bycie krzywdzonym. Niezgoda na własną historię \ycia, w której było się krzywdzonym zawsze owocuje niezgodą na własne słabości moralne. Nie pogodzony ze swoją historią \ycia człowiek usiłuje zbawiać siebie o własnych siłach ale te próby (przybierające np. kształt mocnych postanowień ,,nigdy więcej'' rodzą coraz głębszą niezgodę na siebie, coraz większą nieakceptację własnych słabości. I chcąc pokonać te słabości, trzeba je po pierwsze dostrzec i nazwać a po drugie, zaakceptować, uleczyć historię \ycia będącą zródłem tych słabości. Podsumowując: uznanie swojej wartości i zgoda na siebie rodzi się w dzieciństwie. Ich zródłem jest miłość naszych rodziców. Istotne są tak\e pózniejsze doświadczenia bycia odtrąconym, niekochanym. Większy lub mniejszy brak miłości, odrzucenie, którego doświadczyliśmy w domu rodzinnym i nie tylko sprawia, \e nie umiemy kochać prawdziwie samych siebie i buntujemy się przeciw swojemu \yciu. On te\ rozwija w nas ró\ne formy egoizmu będącego wynaturzoną miłością własną. Je\eli egoizm jest tak powszechnym problemem, je\eli wszyscy jesteśmy egoistami w mniejszym lub większym stopniu to tylko dlatego, \e wszyscy byliśmy kochani w mniej lub bardziej niewłaściwy sposób. Nie doświadczywszy prawdziwej miłości nie umiemy przekazać jej innym. Pytania do refleksji 1.Jak wspominasz Twój rodzinny dom? (Odpowiadając na to pytanie przypomnij sobie zachowanie Twojego ojca, Twojej matki, atmosferę domu rodzinnego, relacje z rodzeństwem). Jakie uczucia budzą się w Tobie pod wpływem tych wspomnień? Czy rozmawiałeś z kimś na temat Twojego domu rodzinnego? Czy byłbyś w stanie porozmawiać na ten temat z własnymi rodzicami? 2. W jaki sposób Twoja niezgoda na \ycie odbija się na Twoich najbli\szych - na \onie, mę\u, dzieciach, teściowej, synowej, przeło\onym, podwładnym? Kiedy \ądałeś rzeczy, których ten drugi człowiek nie był Ci w stanie dać? Czy dostrzegasz fakt, \e Twoja niezgoda na \ycie promieniowała większą lub mniejszą nienawiścią, kierowaną ku drugiemu człowiekowi? W jaki sposób? 3. Przypomnij sobie jakąś konkretną krzywdę, którą wyrządziłeś drugiemu człowiekowi w ciągu ostatniego dnia, tygodnia, miesiąca, roku...Jak sądzisz, jakie Twoje skrzywdzenia były jej przyczyną? 4. W jaki sposób Twoja nieakceptacja siebie przejawia się w nieakceptacji drugich? Spróbuj dostrzec konkretne sytuacje. Lucyna Słup - Józef Augustyn SJ CZY MOśNA ZGODZIĆ SI NA śYCIE? "Do kobiety która skar\yła się na swe przeznaczenie Mistrz powiedział: - Przecie\ ty sama wykuwasz swój los! - Ale z pewnością nie ja jestem winna, \e urodziłam się kobietą, czy\ nie tak? - Narodzić się kobietą to nie przeznaczenie. To los. Przeznaczenie polega na tym, w jaki sposób przyjmiesz swą kobiecość i co z nią zrobisz." (Anthony de Mello SJ). 1. Jesteśmy odpowiedzialni za swoje \ycie, za swoje "przeznaczenie". Poznając jednak naszą ludzką słabość, głębię naszych \yciowych zranień (szczególnie zaś zranień w miłości) oraz wynikające z nich zagubienie \yciowe, wydaje się nam nieraz mało prawdopodobne, abyśmy mogli sprostać temu \yciowemu zadaniu. Parafrazując słowa A. de Mello mo\emy powiedzieć: "To, i\ nie byłem kochany tak, jak tego potrzebowałem i pragnąłem, to nie jest moje przeznaczenie. To mój los. A moje przeznaczenie polega na tym, \e przyjmę swoją przeszłość, aby na niej zbudować moją przyszłości. Nie jesteśmy odpowiedzialni za nasze zranienia w miłości z najmłodszych lat oraz za jakiekolwiek skrzywdzenia, których doznaliśmy od innych. Jesteśmy jednak odpowiedzialni za nasze obecne dorosłe \ycie. I choć nasza przeszłość wywiera na nas pewien wpływ, to jednak ona nas nie determinuje. Mo\emy nauczyć się kochać siebie i kochać innych z naszą przeszłością. Mo\emy w pełni pogodzić się ze swoim \yciem. Mo\emy prze\yć je w sposób twórczy. Zranienia w miłości, szczególnie te wyniesione z wczesnego okresu naszego \ycia, stają nam nieraz jako pewna przeszkoda na drodze do pełnej akceptacji naszego \ycia, ale tylko w pierwszym jej etapie. Przezwycię\one i uleczone zranienia stają się miejscem wra\liwości wewnętrznej, twórczości, pełniejszego zrozumienia innych. Zranienie w ludzkiej miłości, to tylko jedno z wielu mo\liwych zranień. śycie niesie z sobą tak\e inne "skrzywdzenia, zranienia, niesprawiedliwości, słabości i ludzkie ułomności. Stają się one dla nas \yciowym zadaniem wymagającym od nas trudu i ofiary. Nie wykluczają one jednak bynajmiej piękna, szczęścia ludzkiego \ycia. Mo\na nawet powiedzieć, \e dobro i piękno ludzkiego \ycia przychodzi zawsze przez trud i cierpienie. Dobro musi być zawsze w jakiś sposób okupione ofiarą. Wyrazistym tego przykładem są postacie Joni Eareckson czy Denise Legrix. Pierwsza, Szwedka, która w wieku kilkunastu lat została sparali\owana na skutek wypadku, po cię\kiej depresji odzyskała radość \ycia: została cenioną malarką (nauczyła się malować trzymająć pędzel w ustach), pokochała człowieka za którego wyszła za mą\. Druga, Francuzka, urodziła się bez rąk i nóg. Wygrała walkę z bezsensem swojego \ycia. Mimo swego kalectwa zaanga\owała się w obronę \ycia dzieci poczętych oraz w pomoc dzieciom upośledzonym i ich rodzicom. W swojej ksią\ce "Tak urodzona", która stała się bestsellerem, daje piękne świadectwo zmagania się z własną ułomnością nie tylko fizyczną, ale tak\e z rodzącym się buntem przeciwko \yciu. 2. Dlaczego trzeba nam dą\yć do zgody na nasze \ycie? Mówiąc prosto, poniewa\ innego wyjścia nie mamy. Albo zgodzimy się na \ycie i odkryjemy jego sens, smak i radość (tak\e pośród trudu \ycia), albo będziemy trwać w tępym buncie przeklinacjąc nasze \ycie. Buntem tym będziemy krzywdzić nie tylko siebie, ale tak\e naszych najbli\szych. Trzeciego wyjścia nie ma. Podstawowe oszustwo, jakiemu często podlegamy, to szukanie jakiejś "trzeciego wyjścia, trzeciej drogi". Pan Jezus mówi bardzo wyraznie: "Wasza mowa niech będzie: tak - tak, nie - nie". Nie mówi: raz - tak, raz - nie. Zgoda na \ycie domaga się "tak" we wszystkich wymiarach. Je\eli na pewną formę \ycia mówimy - tak, a na inną - nie, to rodzi się niespójność, która jest zródłem nerwicowego rozbijania się. Mówiąc potocznie, zgoda na \ycie bardzo się "opłaca". Dopiero bowiem pełna akceptacja \ycia odsłania nam, jak niezwykłe istnieją w nas energie emocjonalne, intelektualne, duchowe, dzięki którym mo\emy nasze \ycie uczynić twórczym i ciekawym. Buntując się zaś przeciwko \yciu tracimy wiele sił na budowanie pozorów \ycia, na \yciowe iluzje. Dlaczego mo\na zgodzić się na \ycie? Poniewa\ intuicyjnie czujemy, \e jesteśmy do tego zdolni. Owszem, bywają w naszym \yciu chwile zwątpienia, rozpaczy, zamknięcia w sobie, ale są to tylko "chwilowe zaćmienia słońca". Pragnienie \ycia, pełnia \ycia jest głębokim pragnieniem ka\dego z nas. Nosimy w nas nieświadome nieraz, ale głębokie przekonanie, i\ nasze \ycie - choć bywa trudne i bolesne - jest ono sensowne i celowe. Właśnie z tego przekonania rodzi się świadomość, i\ mo\emy przyjąć nasze \ycie takim, jakim ono jest. Zagubienia, zranienia \yciowe i słabości nie mogą stać się powodem do odrzucenia, ale winny być przyjęte jako miejsca naszej \yciowej odpowiedzialności. Akceptacja siebie i swojego \ycia jest konieczna tak\e ze względu na naszych bliskich, przez których czujemy się kochani i których chcemy kochać. Niezgoda na własne \ycie niezale\nie od tego, jaką formę przybiera, jest skierowana nie tylko przeciwko własnemu \yciu, ale tak\e przeciwko \yciu innym. Nikt z nas nie jest samotną wyspą. Ludzkie \ycie moglibyśmy porównać do wspólnej wspinaczki alpejskiej, w czasie której jesteśmy wszyscy powiązani linami. Z niektórymi osobami bywamy powiązani grubymi linami, z innymi zaś cienkimi sznurkami. Jeśli ktoś odrywa się od skały i spada w przepaść rozpaczy, agresji, nałogów, samobójstwa, pociąga tym samym za sobą innych. W psychologii znane jest pojęcie choroby koalkoholizmu. W rodzinie pije tylko jedna osoba, ale emocjonalne objawy "choroby alkoholowej" posiadają w mniejszym czy większym stopniu wszyscy inni członkowie rodziny. Mają oni te same kompleksy ni\szości, poczucie winy, wstyd, nizgodę na siebie. Wszyscy oni oddychają i zatruwają się chorą "atmosferą emocjonalną", którą alkoholik wytwarza wokół siebie. Człowiek nie pogodzony z sobą i ze swoim \yciem zawsze będzie krzywdził innych. = 3. Czego domaga się od nas zgoda na \ycie? a) Po pierwsze szukania celu i sensu \ycia. Jest to podstawowy warunek pełnej akceptacji \ycia. Nie mo\na przecie\ zgodzić się na \ycie "byle jakie", pozbawione sensu, celu. Szukając zgody na \ycie zmuszenie jesteśmy pytać, na jakie \ycie mam się zgodzić? Zauwa\my jednak, i\ ostatecznym celem i sensem naszego \ycia nie mo\e stać się tylko rozwijanie jeden z licznych przejawów ludzkiego \ycia: biologiczny, emocjonalny, intelektualny, seksualny. Najwy\szym przejawem \ycia jest \ycie duchowe, które integruje wszystkie formy ludzkiego \ycia. Rozbicie \yciowe polega właśnie na braku płaszczyzny scalającej te wszystkie przejawy \ycia. Nie mo\na częściowo zgadzać się na \ycie. Niezgoda na jedną z tych płaszczyzn \ycia jest automatyczną niezgodą na wszystkie pozostałe. Ta najgłębsza niezgoda przejawia się w bardziej powierzchownej. Nie zaprzeczmy tutaj doniosłości poszczególnych przejawów ludzkiego \ycia. Jest jednak rzeczą wa\ną, aby dostrzec, \e istota \ycia nie jest mieszanką poszczególnych przejawów \ycia. Nie otrzyma się recepty na \ycie rozdzielając nasze energię \yciową dla poszczególnych płaszczyzn \ycia: np. 20% na sferę biologiczną, 30% - na sferę psychiczną, 30% - na estetyczną, itd. Aby zgodzić się na \ycie trzeba odkryć jego istotę, obecną we wszystkich sferach: \ycie duchowe. Istota \ycia nie wchodzi w konflikt z \adnym z przejawów \ycia, ale jednocześnie wszystkie je przekracza i wszystkie je scala. b) Zgoda na \ycie domaga się tak\e nieraz niezwykłej determinacji emocjonalnej i duchowej. Wyra\a sie ono poprzez odwagę, wytrwałość, wierność. Na swoje \ycie mo\e zgodzić się tylko człowiek, któremu na tym naprawdę zale\y, człowiek, który nie boi zerwać maski "\ycia pozornego". Poniewa\ tej odwagi i determinacji nam nieraz brak, stąd te\ winniśmy często prosić Dawcę \ycia, abyśmy mogli jej doświadczyć i ją odczuć. c) Zgoda na \ycie domaga się twórczej postawy wobec \ycia. Chodzi zarówno o twórczość duchową, emcjonalną, intelektualną. W prawdziwej zgodzie na \ycie nie ma rezygnacji, ucieczki, wycofywania się z \ycia. Takie postawy są zawsze przejawem buntu wobec \ycia. śycie ka\dego z nas posiada niepowtarzalny charakter, stąd te\ nie mo\e być ono jedynie powielaniem cudzych wzorów. Chocia\ w szukaniu zgody na \ycie mo\emy zachęciać się do ofiarności i wysiłku poprzez "przyglądanie się" czy wręcz kontemplowaniem \ycia świętych, to jednak, to jednak zgoda na \ycie nie mo\e być nigdy odtwarzaniem "cudzego" \ycia w moim \yciu, ale jest szukaniem sposobu realizacji MOJEGO \ycia. Odpowiedzi na to pytanie nie mo\emy znalezć poza sobą, na zewnątrz naszego \ycia: w mądrych ksią\kach, w poradach "wielkich mistrzów". Aby ją odnalezć, trzeba nawiązać dialog z własnym \yciem, z historią swego \ycia. Bóg działa bowiem w naszym sercu w ciągu całej historii naszego \ycia. d) Zgoda na \ycie domaga się transcendencji siebie, przekraczania swoich ograniczeń. Mo\na powiedzieć, \e jest związana z umieraniem. Umieranie zawsze jest trudne. Nie mo\e nas w jakiś sposób nie dotykać fakt przemijania naszego \ycie. O ile doświadczanie dorastania, wchodzenie w \ycie jest radosne, o tyle przemijanie \ycia, umieranie jest trudne i bolesne. e) Zgoda na \ycie to tak\e zgoda na śmierć. Choćby całe \ycie było pasmem sukcesów i przyjemności to przecie\ przyjdzie moment, kiedy wszystko trzeba będzie opuścić. Jeśli człowiek nie wprowadził Boga w swoje \ycie, musi buntować się przeciwko opuszczeniu tego, co uwa\ał, za istotę, rdzeń \ycia. Zgodzić się na \ycie mo\na tylko wprowadzając w to \ycie Boga. W pełnej zgodzie na \ycie nie ma zatrzymywania się na sobie. Kiedy do końca zgadzamy się na swoje \ycie, zapominamy o nim i to właśnie jest najwy\szą formą naszej zgody na \ycie. f) Zgoda na \ycie domaga się tak\e obecności drugiego człowieka. Zamknięcie w sobie, uciekanie od ludzi jest przejawem ucieczki od \ycia. Bywają w \yciu takie sytuacje które bardzo trudno przyjąć bez obecności drugiego człowieka. Ale z drugiej strony zgoda na \ycie domaga się tak\e samotności przyjętej z pełną wolnością, samotności, która nie jest ucieczką, ale szukaniem warunków dla wewnętrznego milczenia i pogłębionej refleksji nad sobą. Oczywiście, \e tak rozumiana zgoda na \ycie przekracza nasze ludzkie tylko siły, stąd te\ wymaga ona pomocy Dawcy \ycia - samego Boga. Zgoda na \ycie domaga się obecności Pana Boga. g) Aby zgodzić się na \ycie nie wystarczy wykonać jakieś ćwiczenia, treningi, nie wystarczy zrobić jakiś kurs, poddać się psychoanalizie. Zgoda na \ycie jest to proces trwający przez całe \ycie. Najwy\szą formą tej zgody jest zgoda na własną śmierć, kiedy zgadzamy się nie tylko na \ycie wegetatywne, które kończy się w momencie śmierci, ale zgadzamy się na całe \ycie, równie\ na to, które przekracza progi śmierci. Jest to najwy\sza forma zgody na \ycie. Nie jest to ucieczka od istoty \ycia, ale zmierzanie do jego centrum. Jest to te\ zgoda na tajemnicę, gdy\ jako chrześcijanie nie tylko wierzymy w osobowego Boga, przyjmujemy tak\e tajemnicę wcielenia Boga - wierzymy w Jezusa Chrystusa. W przypadku tajemnicy, łatwiej powiedzieć, czym ona nie jest, ni\ określić, czym ona jest. Pytania do refleksji: 1. Przypomnij sobie te wszystkie momenty, w których \ycie wydawało Ci się piękne. Z czym się one wiązały? 2. Wypisz (spontanicznie i odruchowo) wszystko to, co jest dla Ciebie wa\ne: osoby, sprawy, rzeczy a następnie ,,ponumeruj je '' od najwa\niejszych a\ do najmniej wa\nych. Która z tych wartości zajmuje w Twoim \yciu pierwsze miejsce? 3. Co nadaje sens Twojemu \yciu? 4. Przyjrzyj się swoim pragnieniom. Jakie one są, czego dotyczą? Czego oczekujesz od \ycia? Na czym Ci naprawdę w \yciu zale\y? Cz. II KU PEANEJ ZGODZIE NA śYCIE Lucyna Słup PRZYJCIE MIAOŚCI ,,Nasze \ycie bywa bogate lub ubogie zale\nie od tego, co w nie wkładamy, a nie od tego, co zeń czerpiemy.'' Lucy Maud Montgomerry. W ksią\ce "Toksyczni rodzice" Susan Forward opisuje przypadek kobiety imieniem Patty, która jako mała dziewczynka została zgwałcona przez swojego ojca. Po zakończeniu leczenia Patty na kilka lat zerwała kontakt z ojcem. Po tym czasie nieoczekiwanie napisała do niego list. Donosiła w nim o tym, jak uło\yło się jej \ycie, \e dzięki wysiłkom Susan stała się normalną, zdrową psychicznie kobietą, szczęśliwą \oną i matką trojga dzieci. "Dziękuję Ci za Twoją miłość. Zawdzięczam Ci moje \ycie" - napisała Patty swojemu ojcu. Niezgoda na siebie, a w konsekwencji na swoje \ycie jest wynikiem tego, \e nie doświadczyliśmy miłości, która potwierdziłaby naszą wewnętrzną wartość. Jedynie bowiem doświadczenie prawdziwej miłości mo\e nas przekonać o wartości \ycia, mo\e nas obdarzyć siłą potrzebną do tego, aby przyjąć całe nasze \ycie. Proces przywracania nam naszej wewnętrznej wartości zakłada więc niejako dwa etapy. Po pierwsze musimy znalezć się ktoś, kto pokocha nas mimo wszystkich naszych ograniczeń, słabości, zranień i oka\e nam "trochę" miłości, takiej, na jaką go stać. To "trochę" często wystarcza, aby nas przekonać, i\ \yć warto. To "trochę" ludzkiej miłości naprowadza nas zawsze na nieskończoną miłość Dawcy samego \ycia. Po drugie musimy to "trochę" miłości przyjąć z zaufaniem, nie próbując jednak odpłacać się i wywdzięczać. Przyjęcie swojego \ycia jest niemo\liwe bez doświadczenia miłości ze strony kogoś prawdziwie nas kochająceg. Z pewnością niełatwo jest spotkać człowieka, który nas pokocha. Człowiek mo\e tylko zbli\ać się do ideału miłości bezwarunkowej. Nawet w związku najbardziej kochających się a nie ,,pielęgnujących'' swojej miłości ludzi, dochodzi z czasem do głosu pustka, która mo\e doprowadzić do jego ruiny. Nosimy w sercu nienasycone pragnienie akceptacji i miłości. Jest ono bardzo często nieuświadomione, przytłumione a więc dające o sobie znać innymi pragnieniami. Instynktownie niejako tęsknimy za jakimś niewyczerpanym zródłem miłości, z którego moglibyśmy pić bez końca...Przeczuwamy, \e zródłem takiej miłości nie mo\e być człowiek, \e człowiek mo\e być tylko rzeką, która ów strumień miłości przenosi coraz dalej i dalej...W głębi serca czujemy, \e musi gdzieś istnieć Ktoś, kto przyjmie nas bez zastrze\eń i zaspokoi nasze ogromne pragnienie bycia kochanym. I tak jest w istocie. Tym Kimś jest Bóg. Tylko On kocha nas prawdziwie i do końca. On jest tym ródłem miłości za którym tęsknimy. Pismo Święte wiele razy przedstawia nam obraz Boga darzącego człowieka najczulszą, najgłębszą miłością: ,, Pociągnąłem ich ludzkimi więzami' a były to więzy miłości. Byłem dla nich jak ten, co podnosi do swego policzka niemowlę - schyliłem się ku niemu i nakarmiłem go. "( Oz, 11,4) Miłość Boga ,,zawiera''w sobie wszystkie rodzaje miłości ziemskiej. Jest ojcowska i macierzyńska, oblubieńcza - narzeczeńska i mał\eńska, przyjacielska. Przekracza ona równocześnie wszelkie ludzkie rozumienie miłości, jest większa ni\ miłość jakiejkolwiek istoty na ziemi: ,,Czy\ mo\e niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet, gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie.''( Iz, 49, 16) Jest to miłość ,,ogromna''( Iz, 54,7, Za, 1,14), ,,zazdrosna''( Pnp, 8,6). Byliśmy obdarzeni nią na długo przed naszym urodzeniem i będziemy nią kochani zawsze: ,,Ukochałem cię odwieczną miłością, dlatego te\ zachowałem dla ciebie łaskawość''( Jr 31,3) Ta miłość przyjmuje nas bez zastrze\eń i nie stawia nam \adnych warunków. Nasza niedoskonałość czy niegodność nie ma na nią \adnego wpływu poniewa\ jest ona bezinteresownym darem Boga. Nic nie jest w stanie nią zachwiać: ,,Bo góry mogą ustąpić i pagórki się zachwiać, ale miłość moja nie odstąpi od ciebie.''(Iz, 54,10) Taki - miłujący i czuły jest Bóg Starego Testamentu czyli ksiąg, o których często mówi się, \e przedstawiają Boga jako Sprawiedliwego, Mocnego, Prawodawcę i Sędziego. I choć niewątpliwie Bóg jest i mocny i sprawiedliwy to jednak jest przede wszystkim Miłością i przede wszystkim swoją miłość ujawnia w całych dziejach Narodu Wybranego opisanych w Starym Testamencie. Jeszcze pełniej obraz Boga, który kocha ka\dego objawia Jezus: przez swoje nauczanie, przez uzdrowienia, przez współczucie okazywane wszystkim bez wyjątku a głównie chorym, cierpiącym, prostytutkom, celnikom i wszystkim \yjącym na marginesie ówczesnej społeczności. Objawia ją przez całe swoje \ycie a tak\e przez swoją śmierć poniesioną dobrowolnie za ka\dego z nas, przez swoje zmartwychwstanie, posłanie Ducha Świętego i ustanowienie Kościoła. O miłości Boga skierowanej do ka\dego z nas bardzo pięknie mówią mistycy wszystkich czasów: ,,Złó\ na Mnie swoją głowę i odczuj jak Ja cię kocham. Ja jestem Twoim Niebieskim Ojcem i błogosławię cię. Ja jestem Jahwe i nie pozwolę nikomu uczynić ci krzywdy''(2). Poniewa\ tylko przez Boga jesteśmy kochani pełną i bezwarunkową miłością dlatego tylko przez otwarcie się na Jego miłość i przyjęcie jej mo\liwa jest nasza pełna zgoda na siebie i na swoje \ycie. Nasze \yciowe doświadczenie pokazuje nam jednak, \e uwierzyć w tę miłość, nie abstrakcyjnie lecz konkretnie, zaufać jej i w oparciu o nią budować swoje \ycie jest bardzo trudno. Niejako z zasady nie ufamy nikomu - nie tylko Bogu, ludziom te\. Dlaczego? Bo nosimy w sercu doświadczenie miłości warunkowej i trudno nam uwierzyć, \e mo\emy być kochani ,,za darmo''. Jesteśmy przekonani, \e na miłość, sympatię, uznanie trzeba sobie ,,zasłu\yć''. Zostaliśmy wielokrotnie zranieni w miłości i podwa\one zostało nasze zaufanie do ludzi. Dochodzimy do wniosku, \e nie mo\emy być ,,łatwowierni'', ,,naiwni'', ,,głupi'', nie chcemy ju\ ,,dać się nabrać''. W nadmiarze koniecznej zresztą ostro\ności i rozsądku (bo nie o to chodzi by być naiwnym) ginie gdzieś nasz prosty, dziecięcy stosunek do świata... Z podobnym trudem jak zapewnienia o miłości ze strony człowieka, przyjmujemy zapewnienia miłości ze strony Boga. Nie wierzymy Mu i nie potrafimy zaufać temu, \e On kocha osobiście ka\dego z nas. Nawet je\eli zgadzamy się z katechizmowym twierdzeniem ,,Bóg jest miłością'' odnosimy tę miłość do ludzi w ogóle, do ,,ludzkości'', do tych, którzy są wyjątkowo pobo\ni itp. Nie wierzymy, \e Jego miłość dotyczy nas, \e On przejmuje się naszym losem i to nie tylko (bardziej czy mniej mgliście rozumianym) \yciem wiecznym ale naszymi codziennymi sprawami. Trudno nam sobie wyobrazić, \e interesują Go nasze problemy w mał\eństwie, kłopoty w pracy, brak pieniędzy i mieszkania. Nie wierzymy w to, \e On pragnie naszego szczęścia. Najpowa\niejszą przeszkodą w naszym zaufaniu Bogu jest to, \e stworzyliśmy sobie taki Jego obraz, który niezmiernie daleko odbiega od obrazu biblijnego. Bóg jest dla nas kimś obojętnym, kogo w ogóle nie interesuje nasz los, Policjantem czyhającym na nasze najdrobniejsze wykroczenia, surowym Sędzią z drobiazgową dokładnością egzekwującym przestrzeganie prawa i karzącym natychmiast za ka\de przewinienie, bezsilnym Starcem, który z rozpaczą patrzy jak stworzony przez niego świat pogrą\a się w chaosie, czasem wręcz okrutnym, napawającym się naszym cierpieniem i dyszącym zemstą Potworem. Nie zawsze uświadamiamy sobie to, \e postrzegamy Boga jako Policjanta i Sędziego ale całym swoim, pełnym lęku lub lekcewa\enia Boga postępowaniem dajemy wyraz takiemu głęboko w nas zakorzenionemu obrazowi Boga. Trudno zaufać tak postrzeganemu Bogu i nie ma nic dziwnego w tym, \e Mu nie ufamy. Przyczyną kreacji takiego właśnie fałszywego obrazu Boga jest to, \e przenosimy na Niego doświadczenia ludzkiej ograniczonej miłości, którą byliśmy kochani, \e czynimy Go odpowiedzialnym za wszystkie nieszczęścia, urazy i skrzywdzenia, których doznaliśmy do innych. W sposób szczególny przenosimy na Niego wizerunek naszych rodziców. Je\eli matka nie nawiązała z nami uczuciowego kontaktu- Bóg będzie odległy i daleki, je\eli ojciec był porywczy i gwałtowny - łatwo uczynimy Boga okrutnym Sędzią, je\eli rodzice we wszystkim nam pobła\ali, będziemy mieć tendencję do manipulowania Nim. Biblijne słowo ,,Ojciec'', którym określa się Boga bardzo często zderza się w naszym \yciu z doświadczeniem braku miłości ze strony naszego ziemskiego ojca. Jak mo\e z uczuciem i zaufaniem powiedzieć do Boga ,,Ojcze'' ktoś, kto miał ojca pijaka albo ktoś, kto był przez ojca obrzucany obelgami? Wyniesione z dzieciństwa doświadczenie miłości warunkowej wpływa tak\e na kolejną trudność w naszym zaufaniu Bogu i przyjęciu Jego miłości - buduje w nas przekonanie, \e na miłość trzeba sobie ,,zasłu\yć''. Poniewa\ w mniejszym lub większym stopniu byliśmy kochani ,,za coś'', nie potrafimy sobie wyobrazić, \e mo\emy być kochani ,,za darmo''. Jesteśmy przekonani, \e na miłość Boga (tak jak i na miłość ludzi) nale\y ,,zasłu\yć'' - spełnianiem dobrych uczynków, przestrzeganiem przykazań, pobo\nym \yciem, doskonałością itp. Tymczasem na miłość się nie zasługuje, miłość jest darem. Jesteśmy kochani niezale\nie od naszej doskonałości. Przestrzeganie przykazań, spełnianie uczynków i pobo\ne \ycie powinny być odpowiedzią na miłość Boga a nie sposobem ,,zasługiwania''na nią. Mówiąc inaczej podstawową przeszkodą w naszym zaufaniu Bogu jest pycha, przekonanie o własnej samowystarczalności. Jest ona owocem zranienia w miłości, odtrącenia przez tych od których tej miłości oczekiwaliśmy. Stanowi odwrotność prostoty serca i postawy dziecka, którą Jezus uczynił warunkiem wstępu do Królestwa Niebieskiego. Taką prostotą serca obdarzona była Teresa Martin - św. Teresa od Dzieciątka Jezus. Swoją ,,małą drogą'' - drogą zaufania miłości Boga otwarła przed wieloma ludzmi nowe horyzonty \ycia duchowego: ,,Spodobało się Jezusowi wskazać mi jedyną drogę, która wiedzie w sam Boski \ar; tą drogą jest zaufanie małego dziecka, które bez obawy zasypia w ramionach swego Ojca..."- pisała pod koniec swego krótkiego \ycia Św. Teresa tak bardzo doświadczyła, \e jest kochana przez Boga, \e całe swoje \ycie uczyniła ofiarą Miłości.Czytających jej biografię musi jednak uderzyć pewien fakt: św. Teresa wyrosła w wyjątkowo kochającej się rodzinie. Na pewno pozytywne doświadczenia dzieciństwa w du\ej mierze pomogły jej odkryć ojcowską miłość Boga i ukazać innym drogę Bo\ego dziecięctwa. Zaufanie Bogu i przyjęcie Jego miłości sprawia, \e nawiązujemy z Nim osobową relację, \e Go ,,spotykamy''. Jego działanie sprawia, \e dokonuje się nasze wewnętrzne uzdrowienie. Jego obraz zostaje w nas ,,wyprostowany'', Bóg objawia się nam jako Bóg miłości. Prawdziwe \ycie duchowe i religijne - to osobowa relacja z Bogiem, spotkanie i dialog z Nim, które rzeczywiście nas przemieniają, oczyszczają, uzdrawiają Jego obraz . Nie ma ono nic wspólnego z cierpiętniczym ,,oddaniem się'' Panu Bogu, w którym nie ma miejsca na radość i prostotę natomiast wiele w nim lęku przed Bo\ą karą. Otwarcie się na miłość nie jest tak\e tylko intelektualnym zrozumieniem faktu, \e jestem kochany- miłość przyjmuje się otwierając nie rozum lecz serce. Otwarcie się na miłość Boga nie jest równie\ czysto ludzkim ,,zabezpieczeniem się" Panem Bogiem typu ,,Odmawiaj przez tyle i tyle dni takie a takie modlitwy a otrzymasz to, co zechcesz." Taka postawa zmierzająca do tego, aby zapewnić sobie bezpieczeństwo przede wszystkim tu, na ziemi jest czysto ludzka i nie ma nic wspólnego z rzeczywistą pobo\nością, jest przejawem magicznego myślenia i - często - manipulacją Panem Bogiem. Przyjęcie miłości Boga, zaufanie Mu nie mo\e być oczywiście jednorazowym aktem ale postawą \yciową. Musi być wcią\ ponawiane. Tej postawy nie mo\emy sobie ,,wypracować'' a raczej ją wyprosić. Chcąc się z Nim spotkać trzeba Go o to prosić. Ta prośba musi być jednak bardzo szczera, wyra\ająca rzeczywiste pragnienie serca, otwarcie mówiąca o trudnościach, które nie pozwalają zaufać. Trwanie z taką prośbą przed Bogiem z pewnością przyniesie owoc. Jezus powiedział ,,Proście a będzie wam dane'', a więc dotrzyma swojego słowa. Na swoisty paradoks zakrawa fakt, \e im boleśniej byliśmy skrzywdzeni, tym większym darem ufności mo\emy być obdarzeni, bo ,,tam, gdzie wzmógł się grzech, tam tym obficiej rozlała się łaska.'' Bóg czeka na nas w ka\dym momencie naszego \ycia. On chce nam pomóc, chce być blisko nas, chce nas obdarzyć Swoją miłością. Aby przyjąć tę miłość trzeba jednak uznać własną niewystarczalność i ograniczoność a pózniej z głębi serca prosić Jezusa aby wszedł w nasze \ycie. ,,Ty bowiem mówisz: ,,Jestem bogaty'' i ,,wzbogaciłem się '' i ,,niczego mi nie potrzeba'', a nie wiesz, \e to ty jesteś nieszczęsny i godzien litości, i biedny i ślepy i nagi. (...) Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze mną.''( Ap. 3, 17 i 20) Ćwiczenia na czas modlitwy 1. Jaki jest Twój stosunek do ludzi? Czy ufasz im, czy te\ przeciwnie - łatwo ich podejrzewasz? Czy dostrzegasz podobieństwo między swoim stosunkiem do ludzi a stosunkiem do Boga? 2. Jaki jest Twój obraz Boga? Czy wierzysz, \e On kocha Cię bez względu na to, co zrobisz, czy te\ przeciwnie - czujesz, \e na Jego miłość musisz zasłu\yć swoimi ,,dobrymi uczynkami''? Jak myślisz, jakie konkretne \yciowe doświadczenia miały wpływ na Twój obraz Boga? 3. Czy zaufanie Bogu przychodzi Ci z trudem? Dlaczego? 4. Czy kiedykolwiek doświadczałeś własnej niewystarczalności, ograniczoności?. Jak się wtedy zachowywałeś? Czy przeczuwasz, \e Twoje poczucie bezradności mo\e doprowadzić Cię do spotkania z Bogiem? 5. Przeczytaj fragment Apokalipsy 3,20. Czy czujesz, \e wołanie Jezusa mo\e być skierowane teraz, w tym momencie do Ciebie? Czy chcesz na nie odpowiedzieć? Jeśli tak, pomódl się spontanicznie własnymi słowami ,,zapraszając'' Jezusa do swojego \ycia. A mo\e kiedyś modliłeś się ju\ w ten sposób? Kiedy to było? Czy chciałbyś modlić się w ten sposób jeszcze raz oddając Jezusowi nowe obszary, nowe dziedziny swojego \ycia? Lucyna Słup DROGA "Powierz Panu swoją drogę i zaufaj Mu: On sam będzie działał" (Ps 37, 5). Porównanie \ycia do drogi nieodparcie nasuwa się na myśl, gdy chcemy określić istotę , ,,rdzeń \ycia" - \ycie jest drogą, ruchem, procesem dokonującym się w czasie...Starzejemy się z ka\dym dniem niezale\nie od tego czy się nam to podoba czy nie. Nie da się zatrzymać czasu, ,,unieruchomić \ycia''...I albo wejdziemy w ten proces i podejmiemy z nim świadome współdziałanie, albo \ycie nas minie niby pociąg mijający samotnego podró\nego, który nie zdą\ył na czas dobiec do stacji... Poniewa\ \ycie jest procesem tak\e i zgoda na nie jest procesem. Nie mo\na zgodzić się na \ycie tylko raz, choć z pewnością ta pierwotna decyzja ma znaczenie fundamentalne. Zgodę na \ycie trzeba nieustannie podejmować, poniewa\ wcią\ stajemy w nowych, nie przewidzianych sytuacjach, które domagają się odpowiedzi. Początkiem akceptacji \ycia jest akceptacja siebie dokonująca się w odpowiedzi na przyjęcie miłości Boga ( tak\e tej okazywanej nam przez ludzi), pełna zgoda na \ycie wyra\a się w poddaniu się Jego prowadzeniu, w ciągłym uzgadnianiu naszej woli z Jego wolą. Tak rozumiana akceptacja \ycia jest równoznaczna z głębokim nawróceniem dokonującym się we wszystkich płaszczyznach \ycia. Słowo ,, nawrócenie''bywa obcią\one pewnym zabarwieniem negatywnym, kojarzy się z ,,worem pokutnym'' i ,,włosienicą'' tymczasem jest ono przede wszystkim ciągłym zwracaniem się ku Jezusowi podejmowanym w odpowiedzi na Jego miłość. Owocuje ono postępującą harmonią wewnętrzną człowieka. Wkroczenie na tak rozumianą drogę akceptacji \ycia sprawia, \e stajemy się coraz bardziej ,,zjednoczeni wewnętrznie'', coraz bardziej zintegrowani. Przestają nami miotać uczucia gniewu, agresji, przestają nami rządzić tłumione kompleksy. Pokój i harmonia zaczynają się przejawiać w naszym działaniu. Ju\ nie chwytamy się na oślep ,,byle czego'', powoli uczymy się odró\niać rzeczy wa\ne od mniej wa\nych i wykonywać dokładnie to, co nale\y do nas - ani więcej ani mniej. Głęboka akceptacja \ycia wią\e się niewątpliwie z trudem, ale jest to trud twórczy, trud budowania ,,wewnętrznego człowieka'' uczącego się przyjmować miłość i \yjącego miłością. Zrozumiałe, \e taka zgoda na \ycie jest bardziej ideałem ni\ stanem faktycznym ale... czy nie warto do niej dą\yć? ,,Kto nie dą\y do rzeczy niemo\liwych nigdy ich nie osiągnie'' - mówi znana maksyma. Mo\na dodać ,,...a na pewno nigdy się do nich nie zbli\y''. Wspomnieliśmy ju\ o tym, \e zgoda na własne \ycie wymaga pewnej określonej postawy, którą najtrafniej mo\na chyba określić słowami św Ignacego Loyoli: ,,chcę i pragnę". Swoje \ycie mo\na przyjąć tylko wtedy, jeśli się tego naprawdę chce, tzn. chce się poznać prawdę o sobie, chce się wyzwolić z \yciowych iluzji i jest się gotowym na trud z którym się to wią\e. Jeśli w przyjmowaniu \ycia nie ma pewnego rodzaju determinacji, nie będziemy się cieszyć szczęściem w najgłębszym rozumieniu tego słowa a najwy\ej jego namiastką. Zgoda na \ycie domaga się wiary rozumianej jako ,,zawierzenie Bogu'' i będącej nie jednorazowym aktem ale \yciową postawą. Ta wiara wyra\a się w modlitwie, przede wszystkim w modlitwie błagalnej: upartej nieraz i natrętnej jak prośba natrętnego przyjaciela z Ewangelii ( por. Ak. 11, 5 - 8). Wiele rzeczy nie mo\e zaistnieć w naszym \yciu tylko dlatego, \e nie mamy dość wiary, odwagi, wytrwałości i cierpliwości aby o nie prosić. Św. Jan od Krzy\a mówi, \e od Boga otrzymamy tyle, ile się od Niego spodziewamy. Jeśli niewiele się spodziewamy, niewiele te\ otrzymamy. Nie sposób powiedzieć o wszystkim, z czym wią\e się zgoda na \ycie.Zresztą nie ma chyba człowieka, który mógłby podać jakąś uniwersalną receptę- przecie\ \ycie przed ka\dym z nas stawia inne zadania. Mo\na jednak pokusić się o podkreślenie kilku charakterystycznych momentów - o zaznaczenie kilku punktów na szlaku wiodącym ku pełnej akceptacji \ycia. Ćwiczenia na czas modlitwy 1. Bóg przywiązuje wielką wagę do naszych pragnień. Przeczytaj fragmenty Pisma Świętego, które o tym mówią (np. Ps.10,17; Iz.55,1; J 7,37; Ap. 22,17; Ap.21,6 ). Jakie są Twoje największe, \yciowe pragnienia? Wypisz je. Co chciałbyś o nich powiedzieć Panu Bogu? O co Go prosić? 2. Przeczytaj fragmenty Ewangelii mówiące o modlitwie błagalnej (np. Mt,7,7 - 11; Ak, 11,5 - 13; Mk,6,24 - 30; Mk,11,20 - 26). Czy modliłeś się kiedyś o coś z wiarą? Jaka jest Twoja modlitwa prośby? Czy spełnia warunki ukazane przez Jezusa ( wiara, pojednanie z bliznimi, wytrwałość, cierpliwość)? Co chciałbyś o niej powiedzieć Panu Bogu? Lucyna Słup - Józef Augustyn SJ "TRZECI POKÓJ" ,,Jesteśmy jak beczki bez dna tak długo, póki nie zrozumiemy, \e mamy dno"- pisała Simone Weil (3). Niełatwo zrozumieć, \e mamy dno. Jeszcze trudniej przyznać się do tego. Tymczasem - je\eli zdecydujemy się na powa\ne potraktowanie swojego \ycia i podjęcie go w postawie zaufania Bogu, nasze ,,dno'' ujawnia się o wiele szybciej ni\ gdybyśmy tego nie zrobili. Zaczynamy dostrzegać prawdę o sobie. Wychodzą na jaw nasze grzechy, słabości, ograniczenia i lęki. Prędzej czy pózniej okazuje się te\, \e istnieją w nas takie rzeczy, których wcale nie chcemy dotykać. Odkrywamy w sobie wiele zranień będących przyczyną naszych lęków i słabości. Do tych słabości nie chcemy się przyznawać nie tylko przed drugimi a przede wszystkim przed sobą samym. Dopiero próba otwarcia (chocia\by przed drugim człowiekiem w rozmowie) pokazuje jak bardzo jesteśmy zamknięci, ile w nas wewnętrznych oporów i barier. ,,Zawartość'' naszego wnętrza jest więc bolesna. Buntujemy się przeciwko niej. Zgoda na \ycie domaga się więc dostrze\enia tego, przeciwko czemu się buntujemy, domaga się odpowiedzi na pytanie: - przeciwko czemu naprawdę się buntuję? - co mnie boli? - gdzie jestem zraniony? - jak głęboko jestem zraniony? Aby móc dotrzeć do tego, co mnie najbardziej boli, gdzie jestem najgłębiej zraniony trzeba odkryć to, co umownie mo\emy nazwać ,,trzecim pomieszczeniem'', ,,trzecim pokojem''. Z pewnym uproszczeniem mo\na powiedzieć, \e nasze wnętrze składa się jakby z trzech pomieszczeń. Pierwsze pomieszczenie- to cała nasza sfera fizyczna, której doświadczamy dzięki zmysłom. Drugie - to świadomość, nie tylko rozum ale i cała sfera doznań uczuciowych. Trzecie pomieszczenie, trzeci pokój jest tym,co w nas nieświadome. Tam właśnie dokonuje się wiele procesów, do których nie mamy bezpośredniego dostępu przy pomocy naszej świadomości i woli. Jest to więc nasza podświadomość rozumiana w sensie bardzo szerokim, gdzie kształtują się i skąd wypływają nasze największe duchowe pragnienia a równocześnie największe duchowe zagro\enia. Jest to miejsce kształtowania się naszych wewnętrznych postaw wywierających ogromny wpływ na nasze zachowania. W ciągu \ycia "trzeci pokój" staje się śmietnikiem, do którego ,,wrzucamy'' to wszystko, co prze\ywamy jako przykre, wstydliwe, złe, brzydkie, wszystko to, co nas demaskuje, co przynosi nam rozczarowanie. Je\eli skrzywdziliśmy kogoś, je\eli odtrącił nas ktoś, na którego miłości nam zale\ało, je\eli zostaliśmy ośmieszeni i upokorzeni - to podświadomie nie chcemy o tym pamiętać. Pragniemy to ,,wymazać'' z pamięci przyjmując często postawę ,,to w ogóle nie miało miejsca''. Głęboko zakorzeniony nawyk tłumienia tego, co dla nas bolesne, nawyk wrzucania do "trzeciego pokoju" tego, co nas boli, co złe i wstydliwe wią\e się z wpojonym nam w dzieciństwie mechanizmem represji (tłumienia). Wielu rodziców i wychowawców pojmuje wychowanie dzieci przede wszystkim jako wpajanie represji uczuciowej. Głównym narzędziem takiego wychowania jest system nakazów i zakazów. Dziecko wychowywane w systemie nakazów i zakazów nie odkrywa sensu własnych postaw - odkrywa jedynie karę i nagrodę, a najlepszymi metodami wychowawczymi stają się "kij i marchweki". Mechanizm ten przypomina po części tresurę psa (czasami zresztą nie po części ale całkowicie) - ,,postąpisz zle - jesteś bity kijem, zrobisz coś dobrego - dostajesz marchwekę''. Metoda "kija i marchewki" odwołuje się do tego, co w człowieku pierwotne - a więc do lęku przed brakiem miłości, przed odrzuceniem. Dziecko wychowywane tą metodą od najwcześniejszych lat słyszy zakazy "Tego ci nie wolno" poparte grozbami "Je\eli to zrobisz, zostaniesz odrzucone". Oczywiście grozba nie jest formułowana w ten sposób, czasem przybiera kształt "nieszkodliwych" stwierdzeń "Przyjdzie smok, (Baba Jaga) i cię zje!". Dla matki i ojca takie słowa są śmieszne, ale nikt nie wie, co prze\ywa słabe i bezbronne niemowlę, w którym bardzo łatwo wzbudzić lęk przed odrzuceniem. Kara jest w wychowaniu dziecka rzeczą wa\ną, ale tylko wtedy, gdy ukazuje pewne negatywne skutki zachowań dziecka a nie wyra\a emocjonalnego przyjęcia go lub odrzucenia przez rodziców ( wychowawców). Stawianie granic, nakazy, zakazy - to wszystko jest konieczne, nie wolno jednak dopuścić, by główną motywacją zachowania dziecka stało się jego przyjęcie lub odrzucenie."Jeśli zrobisz to - zostaniesz przyjęty", "Jeśli nie zrobisz - zostaniesz odrzucony". Człowiek, którego nauczono w dzieciństwie tłumienia uczuć, całymi latami, ba! dziesiątkami lat, wrzuca do "trzeciego pokoju" wiele bolesnych i wstydliwych doświadczeń. Głównym uczuciem, które najczęściej dławimy jest ból odrzucenia - rozczarowanie brakiem miłości a pierwszym owocem takiej represji emocjonalnej jest nieuświadamiana postawa wrogości i nienawiści najpierw wobec siebie samego. Tłumimy pewne uczucia, poniewa\ one ukazują nam, \e nie zasługujemy na miłość. Chyba najbardziej boimy się prawdy o naszej słabości. Gdzieś w środku \ywimy przekonanie, \e je\eli drugi człowiek pozna mnie takim, jakim jestem naprawdę - odrzuci mnie. Tłumimy więc wszystko to, co rani, co sprawia ból, \eby drugim (a przede wszystkim samemu sobie) wydać się lepszym, piękniejszym. Zatrzaskujemy drzwi do "trzeciego pokoju". W razie wizyty przyjmujemy gości w dwóch pierwszych - posprzątanych, pięknie przybranych. Drzwi do trzeciego pokoju zamykamy na klucz, a na drzwiach wieszamy piękny plakat z napisem "Miłość", "Oddanie", "Wierność obowiązkom", czasem wręcz z wizerunkiem Pana Jezusa - i z hasłem "Po co grzebać w przeszłości - zaufałem przecie\ Panu Bogu". Drugiemu człowiekowi (i sobie) pokazujemy wcią\ te piękniejsze, jaśniejsze strony naszego wnętrza. Podobnie zachowujemy się tak\e w stosunku do Boga, choć być mo\e na modlitwie czujemy, \e On bardzo pragnąłby wejść do tego "trzeciego pokoju"... Z uporem maniaka bronimy tam wstępu. Istnienie "trzeciego pokoju" - a mówiąc dokładnie nasz opór przed otwarciem drzwi i przyznaniem się do tego \yciowego śmietnika - ujawnia się jednak na zewnątrz w ró\nych formach nienawiści do siebie, do drugiego człowieka, do Boga. Smutek, agresja, depresja, nerwice, rozpacz... to bardzo częste przejawy stłumionych "pogrzebanych \ywcem", negatywnych emocji. Niemal wszystkimi krokami człowieka zdławionego emocjonalnie kieruje poczucie ni\szości, poczucie winy, lęku, ciągłe zagro\enie będące w istocie obawą, \e kolejny raz zostanę odrzucony, nie przyjęty. Aby naprawdę zgodzić się na \ycie musimy uznać, \e ten "trzeci pokój istnieje", pokonać opór i otworzyć do niego drzwi. Inaczej mówiąc: musimy odrzucić złudzenia dotyczące siebie - swojej wyjątkowości, nadzwyczajności, posłannictwa itd. Aby się zgodzić na swoje \ycie trzeba sobie w pewnej chwili powiedzieć: ,,Skończ z udawaniem. Nie jesteś wyjątkowy i oryginalny. Jesteś chory, poraniony, zale\ny, ubogi, jesteś wariatem''. "Ty bowiem mówisz: ,,Jestem bogaty'' i ,,wzbogaciłem się''i ,,niczego mi nie potrzeba'', a nie wiesz, \e to ty jesteś nieszczęsny i godzien litości i biedny, i ślepy, i nagi." (Ap 3,17). Zgoda na swoje \ycie rozpoczyna się wtedy, gdy mówimy: "Jestem ubogi, poraniony, jestem wariatem. To jest prawda o mnie i tej prawdzie nie mogę zaprzeczyć." Gdy zaczynamy dostrzegać swój wewnętrzny śmietnik, najczęściej chcemy zanegować jego istnienie lub usunąć go "Jak się tego pozbyć, co zrobić, \eby tego nie było." Tymczasem...w psychice niczego nie da się zniszczyć, wszystko mo\na natomiast uzdrawiać i porządkować. Dlatego zgoda na \ycie wymaga rezygnacji z kreowania rzeczywistości emocjonalnej człowieka, ze stwarzania własnej psychiki. Na pewno myli się ka\dy, kto chce być ,,nowym człowiekiem'' nie licząc się z własną historią \ycia i głębią własnych zranień. Prawdziwa zgoda na \ycie domaga się przyjęcia głębi własnych zranień i zgody na własne zranienia. Je\eli się na nie nie zgodzimy i nie przyjmiemy ich, nigdy nie zostaniemy uzdrowieni. Pokonanie oporu, otwarcie drzwi do "trzeciego pokoju" zobaczenie tego, co w nas naprawdę tkwi - to wszystko jest bardzo bolesne. I bywa, \e jeśli się na to zdecydujemy, naszym pierwszym odruchem jest przera\enie a nawet wstręt. Nagromadzone latami śmieci strasznie cuchną... Bolą nas wspomnienia, skrzywdzenia, rany, które zadaliśmy innym, boli nas rzeczywistość własnej nędzy. Jednak otwarcie "trzeciego pokoju", czyli mówiąc inaczej "dostrze\enie prawdy o sobie" jest konieczne, bo właśnie ta prawda stanowi fundament naszej zgody na \ycie. Sami nie jesteśmy zdolni przyjąć prawdy o sobie. W podró\y do naszego wnętrza musi nam ktoś towarzyszyć - ktoś, kto delikatnie podprowadza pod nasze zamknięcia, pomaga nam otworzyć drzwi do "trzeciego pokoju", a wtedy, gdy jesteśmy przera\eni widokiem własnego wnętrza - mówi: słowem, a przede wszystkim swoją obecnością, \e jesteśmy kochani i przyjmowani, \e - paradoksalnie - jesteśmy kochani i przyjmowani właśnie dlatego, \e jesteśmy tak bardzo poranieni. Ten ktoś dodaje nam odwagi, otuchy, wiary w to, \e uzdrowienie naszych uczuć jest mo\liwe. Tym kimś jest sam Jezus prawdziwie i "do końca" nas kochający (który bardzo często towarzyszy nam poprzez przyjaciela, współmał\onka, spowiednika, kierownika duchowego). To światło Jego miłości prowadzi nas do odkrycia "trzeciego pokoju" - wszystkich złych, bolesnych, wstydliwych spraw, które zepchnęliśmy w podświadomość. To dzięki Jego mocy mo\emy tam wejść. To On - gdy odkrywamy nasze największe słabości zapewnia nas, \e właśnie z powodu tych słabości jesteśmy szczególnie kochani. Nasz "trzeci pokój" przyciąga Go w sposób paradoksalny - "im kto jest słabszy i nędzniejszy, tym lepiej poddaje się działaniu tej Miłości wyniszczającej i przeobra\ającej" - pisze św. Teresa od Dzieciątka Jezus w jednym z listów do swej siostry Marii (4). Dopiero wtedy, gdy odsłaniamy się do końca i dotykamy naszych najbardziej bolących miejsc, mo\liwe jest uzdrowienie. Rzecz ma się podobnie jak na przykład z powa\nym złamaniem nogi. Jeśli noga ma się zrosnąć prawidłowo konieczna jest bolesna operacja, nie wystarczy przyklejenie plasterka na ranę. Odsłonięcie i uzdrowienie najbardziej bolących obszarów naszego ,,ja'' jest mo\liwe tylko wtedy, gdy przyjmiemy prawdę o miłości Jezusa, która w sposób szczególny skierowana jest ku wszystkim ,,zle się mającym''. Jezus nie przyszedł w pierwszym rzędzie do zdrowych i silnych a ju\ na pewno nie do tych, którzy wystarczają sami sobie, ale do tych, którzy są "spragnieni i utrudzeni". On przyszedł szukać i zbawiać to, co zginęło. Jego misją było " wziąć na siebie nasze słabości i nosić nasze choroby.'' (por. Iz. 53,4). Ćwiczenia na czas modlitwy 1. Zastanów się, czy rzeczywiście chcesz poznać siebie, to co w Tobie chore, nie uzdrowione. Jeśli tak, wyraz Bogu szczerze swoje pragnienie. Jeśli nie jesteś jeszcze do tego gotowy, te\ Mu o tym powiedz. Jak sądzisz, co przeszkadza Ci w poznaniu prawdy o samym sobie? 2. Przypomnij sobie konkretną sytuację, w której Twoje słabości wyszły na jaw wobec innych ludzi. Jak się wtedy zachowywałeś? Czy mo\esz dostrzec tę zajadłą walkę, \eby wypaść lepiej ni\ wypadłeś, \eby udowodnić innym: ,,Ja taki nie jestem. Mylicie się. ''? 3. Jedyna droga do akceptacji siebie wiedzie przez uznanie i akceptację swoich słabości. Jaka jest twoja postawa względem twoich własnych słabości? Której z nich nie akceptujesz? Przeczytaj fragment z Ewangelii (Mt, 9,12 - 13). Jezus objawia się tu jako Ten, który kocha słabość i bezbronność człowieka. Czy przeczuwasz, \e nieakceptacja Twoich słabości jest przejawem pychy? 3. Wyobraz sobie, \e rozmawiasz z kimś drugim i dzielisz się z nim swoim doświadczeniem. Ten człowiek mówi Ci o sobie wszystko. Co najtrudniej byłoby Ci mu o sobie powiedzieć? Czego byś się najbardziej obawiał? Oczywiście desperackie otwieranie się przed drugim nie jest rzeczą dobrą. Jeśli ktoś powiedział coś o sobie drugiej osobie a pózniej tego \ałuje ( ,,jak ja mu teraz w oczy spojrzę'' ) z pewnością jest to wyrazny znak, \e nie powienien mówić. Takie pełne determinacji otwieranie się przed drugim jest tak\e pewną formą niezgody na swoje zamknięcie. 4. Znajdz kilka osób, które Cię dra\nią. Zastanów się czy przyczyną Twojego stosunku do nich nie jest fakt, \e przenosisz na nie swoje cechy charakteru, postawy, zranienia. Jakie? Lucyna Słup - Józef Augustyn SJ PRZYJĆ CAAE śYCIE W jednym z dramatów Mro\ka występuje dwóch uczonych zoologów - \yrafologów. Jeden jest specjalistą od uszu \yrafy, drugi od jej kopytek. Ka\dy z nich zna najdrobniejsze szczegóły swojego przedmiotu badań, potrafi określić wygląd, skład chemiczny, funkcje \yciowe...Niestety, tylko uszu i kopytek. Gdzieś w tym wszystkim ginie cała \yrafa... Zgadzając się na \ycie nie mo\na zgodzić się tylko na część \ycia, na ,,uszy i kopytka''. Trzeba przyjąć je całe - w jego zło\oności i bogactwie. A ono składa się z wielu ,,poziomów"- \ycie biologiczne, uczuciowe,intelektualne, duchowe...\ycie mał\eńskie, rodzinne, zawodowe itd, itd...Te wszystkie ,,poziomy" \ycia są ze sobą w sposób organiczny powiązane. Niezgoda w jednym wymiarze \ycia przejawia się w innym. Niezgoda (lub częściowa zgoda) na swój wygląd szybko ujawni się w sferze psychiki, niezgoda na własny poziom intelektualny będzie rzutować na \ycie zawodowe itd, itd. Nieakceptacja jakiegokolwiek wymiaru \ycia narusza zawsze naszą wewnętrzną równowagę. Je\eli zasklepimy się w jednym z ,,poziomów " \ycia, nie pogodzeni ,,zafiksujemy się " na którymś z nich (ciele, psychice, intelekcie, seksie) koncentrujemy wtedy w tym punkcie całą naszą energię. Mówiąc językiem Mro\ka widzimy tylko ,,uszy i kopytka " na dodatek często sądząc, \e to ,,cała \yrafa''. Niezgoda na jeden przejaw \ycia staje się automatyczną niezgodą na całe \ycie. Aby zgodzić się na \ycie, trzeba więc zgodzić się na siebie: na swoje ciało, na swoje uczucia, na swój poziom umysłowy , na swoją ,,historię \ycia"...Trzeba równie\ zgodzić się na swoje wielorakie ograniczenia: fizyczne(choroby , śmierć), intelektualne, emocjonalne,tak\e na swoje granice moralne. Na te ograniczenia najtrudniej się nam zgodzić, tymczasem zgoda na swoje \ycie - to przede wszystkim zgoda na własne słabości. Zgodzić się na \ycie, to zgodzić się z ograniczeniami. Ograniczenia fizyczne są wpisane w nasze \ycie. To, czy się z nimi zgadzamy odsłania się dopiero wtedy, gdy odkryjemy jakieś trwałe dolegliwości, kiedy dotyka nas choroba. Jesteśmy tak\e ograniczeni, jeśli chodzi o nasze emocje. Nie potrafimy sami z siebie dawać drugiemu ciepła, miłości. ądamy od drugich nieograniczonej, Boskiej miłości, podczas gdy ten drugi mo\e nas kochać tylko miłością ograniczoną, taką na jaką go stać. Trzeba zgodzić się równie\ na swoje granice duchowe,które wyra\ają się chocia\by w tym, \e Bóg nie objawia się nam na rozkaz, tak jak byśmy chcieli, \e On nie jest Bogiem naszych wyobra\eń. ,,Gdzieś był, gdy zakładałem ziemię? Powiedz je\eli znasz mądrość.'' - odpowiada Bóg Hiobowi, który usiłuje przeniknąć zagadkę swojego cierpienia i tajemniczych Bo\ych planów (Hiob 38,4). Poznanie i uznanie naszych wielorakich ograniczeń jest bardzo wa\ne, gdy\ w przeciwnym razie wcią\ będziemy usiłowali je przekroczyć. Uczeń,którego stać tylko na trójki będzie uwa\ał, \e nauczyciele traktują go niesprawiedliwie, rodzice, którzy nie zaakceptowali swoich ograniczeń intelektualnych i społecznych będą \ądali od dziecka,\eby było wyjątkowe, matka, której nie powiodła się kariera artystyczna będzie na siłę robiła artystkę ze swojej córki itp. Je\eli nie przyjmiemy naszych granic emocjonalnych, będziemy \ądali od innych akceptacji takiej, której nigdy nie będą nam w stanie dać. Jeśli nie zgodzimy się na swoje granice duchowe, ,,przykleimy się" do swojego doświadczenia Boga i nie będziemy zdolni rozstać się z nim. Postępimy dokładnie odwrotnie ni\ mówił wielki mistyk, św. Jan od Krzy\a: ,,do Boga trzeba starać się iść przez to czego się nie zna''(5).Staniemy w miejscu i zatrzymamy proces dojrzewania relacji z Bogiem. Zgodzić się na całe \ycie - to tak\e uznać jego dramatyzm, rozdarcie człowieka między dobrem a złem, uznać w opozycji do lansowanych obecnie sposobów zafałszowania tego rozdarcia. Pierwszym z nich jest nurt ,,totalnego pesymizmu"odsłaniający wizję całkowitej zagłady, wielkiego zagro\enia człowieka, poniekąd uzasadniona, bo dysponujemy dziś mo\liwością zupełnego zniszczenia \ycia na ziemi o czym świadczy chocia\by Oświęcim, Hiroszima, Czarnobyl. Drugim - cały nurt ,,humanizmu", który próbuje przekonać człowieka,\e \ycie ju\ jest piękne a człowiek bardzo, bardzo dobry i nie trzeba się wiele wysilać, by na ziemi być szczęśliwym. Wystarczy tylko chcieć. Najbardziej jaskrawym przejawem tego nurtu jest obecnie New Age. Zgodzić się na całe \ycie to tak\e zgodzić się na swoją śmierć. Nie tylko wtedy, gdy ma się 70 lat, tak\e wtedy,gdy ma się lat ,,naście''. Jeśli ktoś nie umie myśleć o śmierci, nie umie te\ myśleć o \yciu. Matka, która boi się śmierci nie wychowa dziecka do \ycia, poniewa\ fakt śmierci jest elementem ludzkiego \ycia. Współczesne społeczeństwa konsumpcyjne dą\ą do wymazania faktu śmierci z codzienności, tymczasem akceptacja faktu śmierci stanowi podstawę społecznego ładu: ,,Szansa na utrzymanie trwałego pokoju kryje się w tym,w jaki sposób podchodzą do śmierci przywódcy ró\nych narodów, ludzie podejmujący ostateczne decyzje dotyczące wojny i pokoju między narodami.Gdybyśmy wszyscy uczynili zdecydowany wysiłek, \eby przemyśleć własną śmierć, rozpraszając w ten sposób nasze obawy związane z pojęciem śmierci i pomagając innym, by oswoili się z tymi myślami, mo\e byłoby wokół nas mniej zniszczenia''- pisze Elisabeth Kubler- Ross lekarka amerykańska, która na podstawie rozmów z ludzmi nieuleczalnie chorymi przedstawiła pięć etapów przez jakie musi przejść człowiek dowiadujący się,\e wkrótce umrze (6). Zgodzić się na całe \ycie to tak\e zgodzić się na Boga, który daje nam takie kruche, ograniczone, pełne konfliktów istnienie. Jedynie zgoda na Niego, więcej- na Jego pierwszeństwo w naszym \yciu sprawi, \e to \ycie ma szansę stać się (a raczej wcią\ stawać się) harmonijną całością. ,,Gdy Bóg jest na pierwszym miejscu, wszystko inne jest na swoim miejscu '' - mówi św. Augustyn. Je\eli przyznamy Bogu pierwsze miejsce w naszym \yciu i pozwolimy Mu na to, aby nas oczyszczał, nasze \ycie będzie się stawać coraz bardziej uporządkowane. Je\eli na Jego miejscu postawimy kogokolwiek lub cokolwiek innego, je\eli będziemy starać się budować \ycie wokół innej ni\ Bóg nadrzędnej wartości - poniesiemy klęskę. Własnym wysiłkiem nie zdołamy zintegrować wszystkich ,,poziomów \ycia ". i zawsze będziemy skazani na to,\e - jeszcze raz przywołując Mro\ka - ,,uszy i kopytka" nieodwołalnie przesłonią nam ,,całą \yrafę". Zgoda na \ycie przejawia się w postawie wdzięczności, o której Maria Braun- Gałkowska pisze, \e w przeciwieństwie do rewan\u ,,niczego nie zamyka ale otwiera i wzbogaca"(7) - wdzięcznością ludziom i wdzięcznością Bogu. Codzienna, konkretna modlitwa dziękczynna stanowi najkrótszą i najprostszą drogę do zgody na swoje \ycie. Ćwiczenia na czas modlitwy: 1. Co jest Ci najtrudniej w sobie zaakceptować ( wez pod uwagę wygląd zewnętrzny, cechy charakteru, zdolności, pochodzenie itp)? Na jakie przejawy Twojego \ycia jest Ci się najtrudniej zgodzić? 2. Spróbuj wyobrazić sobie moment własnej śmierci. Jakie uczucia budzą się w Tobie w związku z tym obrazem? Czy boisz się czegoś? Czego? Co chciałbyś o swoim stosunku do śmierci powiedzieć Jezusowi? 3. Przypomnij sobie jakąś trudną sytuacje ze swojego \ycia. Zechciej dostrzec, \e powodem Twoich trudności było to, \e w taki czy inny sposób ,,zafiksowałeś'' się na swoim zdaniu, poglądzie na sprawę, osobę itp. Proś Boga o łaskę elastyczności i otwarcia. 4. Kto lub co zajmuje pierwsze miejsce w twoim \yciu? 5. Jakie miejsce w Twojej modlitwie zajmuje modlitwa dziękczynienia? Czy dostrzegasz związek między swoją postawą nieakceptacji \ycia a brakiem takiej modlitwy? 5. Za co w dzisiejszym dniu chciałbyś podziękować Panu Bogu (uwaga: nie za co ,,powinieneś'' ale za co chciałbyś podziękować - to wielka ró\nica). Które z wydarzeń dzisiejszego dnia wzbudziło w Twoim sercu odczucie wdzięczności? Czy potrafisz ju\ dziękować za rzeczy trudne? Lucyna Słup ZGODA NA CIERPIENIE ,, Wiara chrześcijańska uczy,\e je\eli w pewnej mierze podzielamy pokorę i cierpienie Chrystusa, będziemy mieli udział w Jego zwycięstwie nad śmiercią, a po śmierci posiądziemy nowe \ycie, w którym będziemy doskonałymi i najzupełniej szczęśliwymi istotami."- pisał wielki apologeta chrześcijaństwa angielski pisarz i filozof Clive Staples Lewis (8). Te teoretyczne rozwa\ania Lewisa zilustrowało nieoczekiwanie samo \ycie. W wieku sześćdziesięciu lat o\enił się kobietą, którą bardzo kochał. Wkrótce po ślubie jego ukochana \ona zmarła na raka. Przed śmiercią bardzo wiele cierpiała. W momencie jej śmierci wiara Lewisa rozpadła się jak domek z kart. Przedtem nie wątpił w miłość Boga, w oczyszczającą wartość cierpienia, w \ycie wieczne. W chwili, gdy cierpienie dotknęło jego samego, stracił tę pewność. ,,Czy Bóg jest miłującym ojcem dokonującym wiwisekcji?"- zapisał w swoim dzienniku. Nawet jeśli teoretycznie jesteśmy przekonani o wartości cierpienia, w praktyce najczęściej od niego uciekamy. I to niezale\nie od tego czy jest ono przez nas zawinione czy te\ nie. Z pewnym uproszczeniem mo\na powiedzieć, \e w \yciu istnieją dwa rodzaje cierpienia. Pierwszy rodzaj - to cierpienie, które w taki czy inny sposób stanowi konsekwencję naszego postępowania. Choć w tym wypadku związek między naszymi decyzjami a pózniejszymi bolesnymi skutkami wydaje się jasny, to jednak niełatwo nam przyznać się do błędu. Ktoś, kto cierpi w nieszczęśliwym mał\eństwie na ogół zapomina, \e wyboru współmał\onka dokonał sam. Palacz zapadający na raka płuc tak\e często nie chce uznać związku między swym nałogiem a chorobą. Jesteśmy odpowiedzialni za swoje postępowanie i nikt ani nic z nas tej odpowiedzialności nie zdejmie. Przyznanie się do błędu i przyjęcie cierpienia, będącego konsekwencją swych czynów mo\e stanowić rodzaj pokuty (we właściwym sensie tego słowa) tzn. stać się podstawą przemiany własnej postawy a w konsekwencji często tak\e przemiany bolesnych sytuacji. Bywa jednak w \yciu takie cierpienie, którego sensu zupełnie nie rozumiemy. Co mo\na powiedzieć komuś, kto na skutek czyjejś nieuwagi lub bezmyślności ulega cię\kiemu wypadkowi? Jak mówić o zgodzie na \ycie dzieciom osieroconym przez rodziców? Człowiekowi, którego bezpodstawnie usunięto z pracy odbierając tym samym jedyne zródło utrzymania nie tylko jemu ale i jego rodzinie? Aby zgodzić się na \ycie trzeba przyjąć tak\e i takie pozornie bezsensowne cierpienie. Nie da się jednak tego uczynić bez Chrystusa. Gdy zawodzi racjonalne rozumowanie jedyną rzeczą do której mo\na się odwołać, jest przykład Jego \ycia. Stary Testament wychowuje człowieka przede wszystkim do zrozumienia ogromnej siły Boga Jahwe panującego nad światem: ,,Pan króluje oblókł się w majestat, Pan przywdział potęgę i nią się przepasał: tak utwierdził świat, \e się nie zachwieje''.( Ps. 93) Moc Boga Starego Testamentu skierowana jest przeciwko złu. Bóg - zródło wszelkiego dobra nie toleruje zła, nienawidzi go z całej swojej mocy. W obliczu zła moc Bo\a staje się gniewem Bo\ym i nie ma pokoju między Bogiem a złem. Zło musi zostać zniszczone przez Boga: ,, Pan po Twojej prawicy Zetrze królów w dniu swego gniewu. Będzie sądził narody, wzniesie stosy trupów, zetrze głowy jak ziemia szeroka.'' ( Ps. 110) Jezus Chrystus tak\e objawia moc Boga. Jego Słowo niesie z sobą ogromną potęgę: zawiesza prawa natury, wią\e złe duchy, skłania ludzi do pozostawienia wszystkiego i pójścia za Nim. Moc Bo\a objawia się w cudach czynionych przez Jezusa, który ucisza burzę na morzu, chodzi po falach jeziora, rozmna\a chleb, uzdrawia chorych i wskrzesza umarłych. Obserwujący Go zaskoczeni ludzie pytają: ,, Skąd On ma tę moc? Czy\ nie jest to cieśla z Nazaretu - syn Maryi i Józefa?''(por. Mk. 6,1). Potęga działania Chrystusa sprawia, \e tłumy nie dają Mu chwili wytchnienia: ,,Znowu zaczął nauczać nad jeziorem i bardzo wielki tłum ludzi zebrał się przy Nim. Dlatego wszedł do łodzi i usiadł w niej (pozostając) na jeziorze, a cały lud stał na brzegu jeziora.''(Mk, 4,1) Moc Jezusa podobnie jak moc Bo\a w Starym Testamencie jest równie\ skierowana przeciwko złu: Jezus wyrzuca złe duchy, leczy z chorób, które są same z siebie złe ( w Nowym Testamencie podobnie jak i w Starym choroba jest ściśle związana ze skutkami grzechu i działaniem szatana). Jezus nie chce jednak aby Jego czyny były rozgłaszane: ukrywa się, ucieka, objawia się jako łagodny , cichy , nie narzucający się, który ,,trzciny nadłamanej nie złamie i nie zgasi knota o nikłym płomyku.'' Jeszcze bardziej dziwne jest to, \e posługując się tak wielką mocą , nie chce u\yć jej we własnej obronie. Walczy ze złem, które uderza w innych ale nie broni się przed tym złem, które uderza w Niego samego. Pozwala się pojmać i zabrania uczniom występować czynnie w swojej obronie. Pozwala się l\yć, biczować i ukrzy\ować: Pozbawia się Bo\ej mocy do tego stopnia, \e w chwili śmierci rezygnuje z tego jedynego pocieszenia, którym mogłoby być doświadczenie obecności Ojca: ,,Bo\e mój, Bo\e mój czemuś Mnie opuścił!''(Mk. 15,34). W Jezusie Chrystusie odkrywamy tę cechę Boga o której Stary Testament nie mówił wyraznie - Jego słabość. Słabość wynikającą z miłości do człowieka, z poszanowania ludzkiej wolności. W przeciwieństwie do Boga Starego Testamentu, który zawsze niszczy zło, Jezus zgadza się na to, aby zło w niego uderzyło, pozostaje wobec niego słaby i bezbronny. ,,Innych wybawiał a sam siebie wybawić nie mo\e"- drwią z Niego przechodzący obok krzy\a (por.Mk 15,30- 31) Zgoda na własne \ycie jest zgodą na cierpienie, na to, \e zło mo\e uderzyć w nas, \e inni mogą nas zniszczyć. Nie mo\na zabezpieczyć się przed tym, \e nie zostanę skrzywdzony, \e zło mnie nie dotknie. Je\eli potrafimy obronić się przed nim w jednej sytuacji,w następnej ju\ nie potrafimy. Je\eli zaś zdołamy bronić się przed złem przez całe \ycie - na pewno nie obronimy się przed tym ostatecznym atakiem zła, którym jest śmierć. Śmierć jest jakby symbolem tego zła, które uderza w nas przez całe \ycie. Taka zgoda jest niemo\liwa bez zjednoczenia z Chrystusem cierpiącym, dlatego najwy\szą szkołę zgadzania się na własne \ycie stanowi kontemplacja męki i śmierci Jezusa. W swej istocie zgoda na \ycie - w rozumieniu chrześcijańskim - jest zgodą na to, aby się dać ukrzy\ować. Bunt przeciwko \yciu jest w najgłębszym sensie niezgodą na krzy\. Jezus dał się ukrzy\ować, bo nie chciał przekazać dalej zła, którego doświadczył, pozwolił mu zatrzymać się na sobie. Cierpienie, które dotyka nas w \yciu jest często skutkiem grzechu innych ale w naszych skrzywdzeniach zawarte jest równocześnie nasze powołanie do ich przyjęcia i podjęcia. Jesteśmy wezwani do tego, aby nie przekazywać dalej krzywd, których doświadczyliśmy, aby zatrzymać na sobie łańcuch zła. Zawsze będzie się to wiązało z bólem a często z taką bezsilnością, \e pozostaje tylko w milczeniu adorować krzy\. Cierpienie prze\yte z Jezusem zawsze jest \yciodajne:,,Je\eli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo,ale je\eli obumrze przynosi plon obfity"(J,12 - 24). Przekonał się o tym Clive Stapples Lewis. Doświadczenie śmierci ukochanej \ony ukazało mu fakt, \e tak naprawdę o Bogu, o Jego drogach, którymi nas prowadzi nie mo\na nic powiedzieć. W ten właśnie sposób doszedł do prawdziwej wiary. Ćwiczenia na czas modlitwy 1. Jaki jest Twój obraz mocy Boga? Czy nie oczekujesz, \e w sytuacji konfliktowej Bóg stanie po Twojej stronie przeciwko drugiemu człowiekowi? Czy nie oczekujesz, \e On pozwoli Ci zwycię\yć tych, którzy Cię niszczą? 2.Czy nie poddajesz się zwątpieniu, kiedy Bóg pozornie przegrywa na Twoich oczach, kiedy dostrzegasz triumf zła, które urąga Bogu? Czy nie gorszysz się, kiedy dostrzegasz słabość ludzi Kościoła? 3. Przypomnij sobie jakąś sytuację, w której potraktowano Cię niesprawiedliwie. Jaka była wówczas Twoja reakcja? Zauwa\ Twoje podnoszenie głosu, spieranie się, \eby obronić rzeczy nieraz wątpliwej wartości. To bronienie się bardzo zaciekłe, agresywne jest niezgodą na to, \e zło mo\e Cię dotknąć. 4. Przeanalizuj swoją postawę wobec słabych. Poniewa\ nie przyjmujemy zła, które nas dotyka przekazujemy go innym, odpłacamy złem za zło. Próba dominowania nad innymi i pokazywanie im swojej wy\szości jest to odreagowanie zła, którego nie przyjęliśmy, na które tak naprawdę nie zgodziliśmy się. Lucyna Słup SPOTYKAJC DRUGIEGO ,,Nie jest dobrze, aby człowiek był sam - powiedział w raju Bóg - uczynię mu zatem odpowiednią dla niego pomoc.''(por. Rdz. 2, 18). Zostaliśmy stworzeni do \ycia w relacji z drugimi, we wspólnocie. Nic więc dziwnego, \e tak\e i w naszej zgodzie na \ycie przejawia się ów relacyjny ,,wspólnotowy'' wymiar. To w oczach drugiego, kochającego nas człowieka odczytujemy potwierdzenie własnej wartości. Dzięki drugiemu tak\e mo\emy odkryć prawdę o nas samych. Nieraz bywa to oczywiście bardzo bolesne - nie tylko ze względu na samą prawdę, tak\e ze względu na sposób w jaki ktoś mi tę prawdę ukazuje. Moja zgoda na \ycie, która dokonuje się w du\ej mierze dzięki drugiemu człowiekowi, na niego te\ wywiera wpływ. Gdy nie ma miłości do swojego \ycia , wówczas wszystko, co najświętsze mo\na wykorzystać przeciwko drugiemu człowiekowi. Mo\na cytować Pismo Święte, reguły zakonne, \eby upokorzyć drugiego. Na tym właśnie polega moralizowanie - na mówieniu prawdy bez miłości. Zgoda na swoje \ycie jest ,,warunkiem wstępnym'' kochania drugich. Rację miał Jezus, gdy miarą miłości blizniego uczynił miłość siebie. ,,Miłuj blizniego swego jak siebie samego...'' - nie więcej, nie mniej ale tak jak siebie. Je\eli będziemy chcieć kochać z pominięciem tej zasady, ten drugi stanie się pewnego rodzaju ,,podpórką" - kimś, kogo obcią\amy naszymi niezdrowymi pragnieniami uznania, akceptacji, podziwu lub ,,śmietnikiem'', do którego wrzucamy nasze \ale, agresje i frustracje. Czymś, co odgrywa ogromną rolę w naszych relacjach z drugimi są uczucia- zarówno pozytywne jak i negatywne. Zwróćmy uwagę jak często mówimy o kimś ,,On jest sympatyczny" albo: ,,On jest denerwujący". W rzeczywistości ten ktoś nie jest ani sympatyczny ani denerwujący, tylko my odbieramy jego osobę pozytywnie lub negatywnie. To w nas istnieją emocje, które spotkanie z drugim tylko wyzwoliło. To, \e ich sobie nie uświadamialiśmy o niczym nie świadczy. Naszymi emocjami rządzi ,,zasada góry lodowej". Je\eli góra lodowa płynie po oceanie, widać tylko jej wierzchołek. Reszta jest ukryta pod wodą. Podobnie jest z ludzkimi uczuciami. Jesteśmy świadomi tylko ich niewielkiej części - reszta jest głęboko ukryta w ,,trzecim pokoju", w podświadomości. Sytuacje, w których dochodzi do wyzwolenia uczuć negatywnych, stanowią naszą wielką szansę. Dzięki nim nie tylko zdajemy sobie sprawę z istnienia tych uczuć ale mo\emy uczyć się panować nad nimi - nie tłumić lecz kontrolować je. Aby tak się stało trzeba nam najpierw zaakceptować swoje negatywne emocje, przyznać się do tego, \e one istnieją i przyjąć je bez poczucia winy, poniewa\ uczucia same w sobie nie są ani dobre ani złe. W konkretnej sytuacji trzeba więc uświadomić sobie ,,Jestem roz\alony ", ,,Jestem zdenerwowany" - i, co bardzo wa\ne, ,,Te uczucia ,,rodzą się'' ze mnie a nie z kogoś drugiego''. Je\eli ten drugi ,,działa mi na nerwy'' to znaczy, \e we mnie jest coś, co wywołuje taką reakcję. Trzeba więc spróbowac nabrać dystansu do tego, co prze\ywam (uczucia nie są mną! ), a równocześnie pytać, co jest prawdziwym zródłem tego, \e jestem roz\alony, zdenerwowany, rozczarowany... Próba sięgnięcia do zródeł z całą pewnością odkryje zranienia powstałe na skutek braku miłości. Jeśli więc chcemy ,,wychować'' nasze uczucia nie wystarczy tylko (choć to bardzo wa\ne) ,,nawiązać z nimi kontakt" - trzeba rany, z których te uczucia wypływają poddać pod uzdrowienie Jezusowi. Przecie\ jeśli chorujemy na zapalenie płuc, nie mo\emy poprzestać na zbijaniu gorączki, musimy leczyć chore płuca! Agresja, frustracje, \ale najczęściej dochodzą do głosu w sytuacjach konfliktowych. W potocznym rozumieniu takie sytuacje są rzeczą złą. ,,I \eby nigdy nie było między wami konfliktów"- \yczymy czasem młodym parom. Takie \yczenia są nierealne - konflikty nale\ą do rzeczywistości, są nieuniknione. Mogą doprowadzić do zniszczenia relacji albo do jej pogłębienia. Same w sobie nie są ani dobre ani złe. Zła mo\e być kłótnia, która im towarzyszy (czyli niekontrolowany wybuch uczuć negatywnych), będąca najczęstszym sposobem ,,rozwiązywania" konfliktów. Pierwszym krokiem prowadzącym do rzeczywistego rozwiązania konfliktu jest dostrze\enie go, nazwanie i przyjęcie - przez obie zaanga\owane w konflikt strony. Drugim - uświadomienie sobie własnego stanu uczuciowego bez obcią\ania zań winą kogokolwiek (a więc to nie twoja wina, \e ja jestem zdenerwowany, roz\alony itd) Trzecim - nazwanie dą\eń jednej i drugiej strony przy zało\eniu, \e zarówno ja jak i ty mam swoje racje ( inaczej mówiąc do rozmowy przystępuję z nastawieniem ,,Z pewnością nie całkiem się mylę ale na pewno nie mam całkowitej racji"). Nazwanie dą\eń powinno być w miarę precyzyjne, bez ,,owijania w bawełnę" - a więc ,,O co ci naprawdę chodzi, kiedy się na mnie złościsz, unikasz mnie, czepiasz się rzeczy drugorzędnych?''. Dopiero po przejściu tych wstępnych etapów mo\na wspólnie szukać rozwiązania (a raczej wielu mo\liwych rozwiązań), wybrać z nich jedno i wcielić je w \ycie na próbę. Jeśli się nie sprawdziło, warto wrócić do punktu, w którym szuka się nowego rozwiązania i znowu przyjąć je na próbę (9). W rozwiązywaniu konfliktów wielką rolę odgrywa modlitwa. Jest ona szczególnie wa\na w przygotowaniu gruntu pod rozwiązanie konfliktu tzn. w uświadomieniu go sobie, a tak\e w rozeznaniu tego, co prze\ywamy, a przede wszystkim w pracy nad przemianą siebie. Niestety, gdy znajdziemy się w trudnej sytuacji najczęściej myślimy o tym, \e to nie my, ale inni powinni się zmienić: ,,Sufi Bayazid opowiada o sobie samym: Za młodu byłem rewolucjonistą i moja modlitwa wyglądała tak: ,,Panie, daj mi siły, \eby zmienić świat". W miarę jak stawałem się dorosły i uświadomiłem sobie, \e minęło mi pół \ycia, a nie zdołałem zmienić ani jednego człowieka, zmieniłem moją modlitwę i zacząłem mówić: ,,Panie, udziel mi łaski, by przemienić tych, którzy się ze mną kontaktują. Choćby tylko moją rodzinę i moich przyjaciół. Tym się zadowolę". Teraz, kiedy jestem stary i moje dni są policzone, zacząłem rozumieć, jaki byłem głupi. I moja jedyna modlitwa jest taka: ,,Panie, udziel mi łaski, bym sam się zmienił". Gdybym tak się modlił od początku, nie zmarnowałbym \ycia. (10) Rozwiązanie konfliktu rodzi się zawsze w dialogu, ,,pośrodku drogi" między jedną a drugą racją. Dialog zawsze przemienia tych, którzy w nim uczestniczą ale nie zawsze w jednakowym stopniu. Mówiąc inaczej: zawsze mo\na się ,,dogadać" ale nie zawsze jest to prawdziwe, głębokie porozumienie. Ono jest mo\liwe tylko wówczas, gdy ka\da ze stron na tyle na ile ją stać, otworzy się na Boga. Im mniej w nas wewnętrznych bloków i barier, tym łatwiej mo\emy ,,wykorzystać" łaskę, którą On daje. Nieprzypadkowo Jezus dając ,,nowe przykazanie" na pierwszym miejscu, przed miłością siebie i blizniego, postawił miłość Boga. Prawdziwie spotkać mo\na się tylko w Nim. Miłości koniecznej do dialogu nie da się ,,wykrzesać" z siebie na siłę. Mo\na ją tylko otrzymać w darze. Ćwiczenia na czas modlitwy: 1. Jak zachowujesz się w momentach, gdy drugi człowiek mówi ci o tobie coś mało przyjemnego? Przyjrzyj się swoim mechanizmom obronnym, które ujawniają się w takich sytuacjach. Czy zdarza ci się zastanowić ,,A mo\e on miał choć odrobinę racji?'' 2. Przypomnij sobie Twój ostatni konflikt z kimś. Jak go rozwiązałeś? Czego przez ten konflikt nauczyłeś się o sobie? Co chciałbyś o swoim podejściu do konfliktów powiedzieć Panu Bogu? Lucyna Słup IĆŚ, CIGLE IĆŚ "Iść, ciągle iś w stronę słońca, a\ po horyzontu kres...'' - śpiewał kiedyś zespół ,,2+1''. Droga ku akceptacji własnego \ycia jest niewątpliwie drogą długą i prowadzącą ku wolności wewnętrznej - ,,w stronę słońca...'' Myliłby się jednak ktoś, kto sądzi,\e ma ona kształt linii prostej - wystarczy na nią wejść, a dalej wszystko toczy się samo.Droga prowadząca do zgody na własne \ycie rozwija się ruchem spiralnym. Idąc nią napotykamy na ,,słoneczne polany" ale tak\e i na ,,ciemne lasy ", które wydają się nie mieć końca, na sytuacje pozornie bez wyjścia. Mimo, \e najchętniej byśmy je ominęli, to właśnie dzięki tym trudnym, kryzysowym sytuacjom dokonuje się w naszym \yciu najwięcej. Kryzysy spotykające nas w \yciu są rzeczą normalną i pełna zgoda na \ycie jest niemo\liwa bez akceptacji tego faktu. Mimo potocznego, negatywnego zabarwienia słowa ,,kryzys", są one doświadczeniami pozytywnymi prowadzącymi do otwarcia nowych, \yciowych horyzontów. Inaczej mówiąc kryzysy mogą stać się naszą wielką szansą na bardziej pogłębioną i pełniejszą zgodę na \ycie - pod warunkiem, \e zostaną przyjęte i właściwie podjęte. Ka\dy kryzys- niezale\nie od tego, jakich wartości, czy jakiej dziedziny \ycia dotyczy - charakteryzuje się pewną dynamiką (11). Rozpoczyna się w momencie gdy z ,,jasnej polany" - wkraczamy w ,,ciemny las'', gdy ,,wali się nam świat'', gdy to, co dotychczas znane staje się obce. Jesteśmy zaskoczeni, często przera\eni nową sytuacją, nie umiemy się w niej odnalezć. Zawodzą nasze sprawdzone metody, sposoby reagowania - czujemy się jak w pułapce. Ju\ w tym momencie stajemy przed wyborem. Mo\emy - odwołując się do utrwalonych sposobów reagowania próbować cofnąć się do sytuacji sprzed kryzysu albo zaakceptować fakt zupełnych ciemności i starać się wytrwać. Tylko drugi sposób zachowania się gwarantuje nam przejście przez tę fazę kryzysu, tzw. fazę zagubienia. Je\eli go wybierzemy, wkrótce oka\e się, \e ciemność staje się jeszcze większa.W tej następnej fazie kryzysu - fazie dezorientacji negujemy dotychczasowe wartości i sposoby postępowania,gdy\ boleśnie doświadczamy, \e one się nie sprawdziły. Często kwestionujemy wszystko, czym \yliśmy do tej pory. Tu tak\e mo\emy się cofnąć lub... przeczekać akceptując dezorientację w czujny, ,,nasłuchujący''sposób i starać się odnalezć drogę, która z ciemności wyprowadzi nas ku światłu.W ten sposób wchodzimy w fazę trzecią,gdzie najwa\niejsze staje się odczytanie, rozeznanie tego,co mamy czynić. Rozeznanie i wybór odpowiedniego sposobu zachowania się w sytuacji kryzysowej wią\e się zawsze z walką wewnętrzną, z trudem, z cierpieniem. Poznawanie prawdy o sobie, zrywanie z dotychczasowym sposobem myślenia i reagowania, szukanie nowej drogi - to wszystko nas bardzo boli. Na ka\dym etapie kryzysu mamy ochotę się wycofać, ale tylko przejście przez wszystkie jego fazy pozwoli nam w procesie akceptacji \ycia posunąć się o krok dalej. Jaden kryzys nie jest przegrany, je\eli podejmujemy go z Chrystusem, który nas umacnia i pomaga wybrać właściwą drogę. Zaufanie Jego prowadzeniu na ka\dym etapie kryzysu, odczytywanie tego, czego On od nas oczekuje sprawia, \e nasze \ycie staje się coraz bardziej zgodne z Jego wolą. Na podstawie przyjmowania sytuacji kryzysowych widać wyraznie, \e zgoda na własne \ycie nie ma nic wspólnego z biernością i cierpiętnictwem ale jest twórczym szukaniem Prawdy. Odnalezienie właściwej drogi i wejście na nią sprawi, \e ciemność zacznie się przerzedzać. Wyjdziemy znowu na ,,słoneczną polanę''. Otworzą się przed nami nowe perspektywy, nowe mo\liwości działania. Podejmiemy \ycie na nowo w nowej sytuacji. Będziemy czuć się dobrze, swojsko, bezpiecznie- a\ do następnego kryzysu... Droga akceptacji \ycia nigdy się nie kończy i prawdziwym nieszczęściem byłoby stwierdzenie, \e ju\ doszliśmy do celu. Wprawdzie z biegiem lat ,,słoneczne polany" kuszą nas coraz bardziej ale tym mocniejsze powinno być nasze wewnętrzne pragnienie, aby iść dalej, aby nie ustawać w dą\eniu, w wysiłku, w trudzie... W trudzie poznawania siebie,przemiany swoich postaw i w trudzie ufania na nowo w ka\dej sytuacji, w trudzie poddawania się Bo\emu prowadzeniu. I właściwie nie jest wa\ne, czy coś osiągnęliśmy. ,,Naszym powołaniem jest nie tyle doskonałość, co rozwój'' - pisze John Powell (12). Faust, bohater słynnego poematu Goethego na pewno nie był człowiekiem pobo\nym w potocznym rozumieniu tego słowa. Nie prowadził cnotliwego \ycia - uwiódł i porzucił zakochaną w nim Małgorzatę. Nie mówiąc o tym,\e zawarł pakt z piekłem chcąc prze\yć \ycie jeszcze raz. Tym,co go o\ywiało było dą\enie do prawdy. Ono skłoniło go do tego, by oddać swą duszę za eliksir młodości...Ono wreszcie pozwoliło mu odnalezć sens \ycia w czynieniu dobra. Dlatego w chwili śmierci Faust zostaje uratowany. egnając się z \yciem słyszy słowa aniołów: ,,Kto wiecznie dą\ąc trudzi się, tego wybawić mo\em"(13) Ćwiczenia na czas modlitwy: 1. Jak zachowujesz się w sytuacjach kryzysowych? Czy czujesz w sobie powiew nadziei czy ogarnia Cię beznadziejność? Jakie Twoje reakcje o tym świadczą? 2. Przypomnij sobie jakąś sytuację kryzysową ze swojego \ycia. Jak się w niej zachowywałeś? Przypomnij sobie swoje sposoby reagowania w poszczególnych ,,fazach kryzysu''. Które z nich Cię wewnętrznie zamykały, które prowadziły ku większej wolności? Co chciałbyś o prze\ytym kryzysie powiedzieć Panu Bogu? 3. Czy sytuacja kryzysowa była przedmiotem Twojej modlitwy, Twojej walki wewnętrznej? Czy podjąłeś ją w rozmowie ze spowiednikiem, na rekolekcjach? 4.Opis ,,pełnej zbroi Bo\ej'' ( por. Ef. 6,10 - 19) ukazuje niezbędne ,,wyposa\enie'' chrześcijanina na czas kryzysu. Jak w Twoim \yciu wygląda to wyposa\enie? Czego Ci brak? Co chciałbyś o swojej ,,zbroi'' powiedzieć Panu Bogu. Lucyna Słup OTWARCIE NA DUCHA ŚWIETEGO W cytowanej kilkakrotnie ksią\ce ,,Jak kochać i być kochanym", John Powell pisze: ,,Niemal wszystkie podziały i ludziom przypinane etykietki nie mają sensu. Przypuszczam, i\ tylko jeden podział jest zasadny: na ludzi ,,rozwijających się " i ,,trwających w zastoju".Jest to więc podział na ,,otwartych'' i zamkniętych". Pierwsi korzystają z pedagogiki bólu i wykazują chęć wewnętrznych zmian...Ci drudzy...po prostu nie przyjmują tych lekcji bólu. Szukają spokojnej, narkotycznej egzystencji i bezu\ytecznego spokoju...Umrą nie prze\ywszy \ycia naprawdę.''(14). Je\eli szukać jakiegoś wyra\enia pozwalającego w najbardziej skondensowanej formie zamknąć wszystkie warunki konieczne do tego, aby wcią\ na nowo podejmować proces zgody na siebie i swoje \ycie, to wyra\eniem tym byłaby proponowana przez Powella ,,otwartość".Własne \ycie przyjmie naprawdę człowiek otwarty albo,inaczej mówiąc, twórczy. Twórczość człowieka wyra\a się w ró\nych dziedzinach \ycia: w literaturze, sztuce, muzyce, polityce, gospodarce...Jednak wielka twórczość zewnętrzna ma tak naprawdę sens o tyle, o ile wyra\a twórczość wewnętrzną- w przeciwnym wypadku staje się pustym aktywizmem, ucieczką od własnych problemów. Najwa\niejszym polem twórczości człowieka jest zawsze jego własne \ycie. To w twórczej postawie wobec \ycia zamyka się to, co na wstępie określiliśmy jako warunki jego pełnej akceptacji: wielkie pragnienie, odwaga w przełamywaniu schematów, energia, wytrwałość, roztropność... Świadome podjęcie \ycia domaga się od nas postawy twórczej realizowanej przede wszystkim w dziedzinie duchowej. Prawdą jest, \e ludzie są bardziej i mniej twórczy z natury ale droga twórczej akceptacji swojego \ycia stoi otworem przed ka\dym. Trafnie ilustruje to biblijna przypowieść o talentach ( Mt, 25, 14 - 30). Wybierający się w drogę pan zwołuje swoje sługi i przekazuje im swój majątek. Ka\dego ze sług obdarza według swego upodobania - jednemu daje pięć talentów, drugiemu dwa, trzeciemu jeden. Po powrocie rozlicza się z nimi. I okazuje się, \e jego uznanie zyskuje zarówno ten sługa, który otrzymał pięć talentów jak i ten, który otrzymał dwa talenty gdy\ obaj ,,puścili je w obieg'' i podwoili otrzymaną sumę. Obaj zostają jednakowo wynagrodzeni. Kara spotyka trzeciego sługę, który ,,poszedł i rozkopawszy ziemię ukrył pieniądze swego pana''( charakterystyczne, \e uczynił to ze strachu przed nim!). ,,Ka\demu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak \e nadmiar mieć będzie. Temu zaś, kto nie ma zabiorą nawet to, co ma.'' - kończy przypowieść Ewangelista ilustrując tym samym zasadę współpracy z Bogiem do której jesteśmy wzywani wszyscy, niezale\nie od liczby i rodzaju talentów, które otrzymaliśmy. Tymi, którzy najbardziej twórczo podjęli swoje \ycie byli święci.Potrafili ,,wykorzystać "wszystkie swoje ,,talenty"- zdolności lub ich brak, wysokie i niskie urodzenie, majątek i biedę, zdrowie i chorobę. Francuska mistyczka i stygmatyczka Marta Robin, której proces beatyfikacyjny został niedawno rozpoczęty, od młodości była całkowicie sparali\owana, pózniej tak\e niewidoma. Przez wiele lat nie jadła i nie piła \yjąc tylko Eucharystią. Nigdy nie opuszczała swojego pokoju a stała się zało\ycielką licznych wspólnot (,,ognisk miłości"). Była prostą, niewykształconą kobietą a cała Francja udawała się do niej po kierownictwo duchowe. Siłą Marty była twórcza akceptacja cierpienia prze\ywanego w wielkim zjednoczeniu z Jezusem. W ka\dym tygodniu uczestniczyła w sposób mistyczny w Męce Pańskiej: ,,Cała moja istota przyjmuje cierpienie - wyznawała Marta - z jeszcze większym poświęceniem, z coraz to większą miłością, z o wiele większym zaufaniem, większą Bo\ą obojętnością, większym wyrzeczeniem w stosunku do wszystkiego...Być chorym oznacza być skazanym na upokorzenia, na umartwienia, na niedolę; jednak\e te upokorzenia, umartwienia i niedole zamienione są w płonące lampy dla duszy, która chce kochać Boga...''(15) Twórcza postawa wobec swojego \ycia jest darem Bo\ym. Płynie ze zjednoczenia z Chrystusem, jest owocem działania Ducha Świętego w sercach ludzkich. Nieprzypadkowo ,,twórczość'' została w naszych rozwa\aniach skojarzona z postawą ,,otwartości''. Im bardziej otwieramy się na Ducha Świętego, tym jesteśmy bardziej twórczy. To Duch Święty daje nam siłę do ciągłego szukania woli Boga, wlewa w nasze serca zapał i siłę, wyzwala nas z naszych ograniczeń. Poddając się Jemu uzyskujemy coraz większą prostotę serca. Szczególnym zródłem twórczej mocy jest Eucharystia, w której jednoczymy się z całą Trójcą Świętą. Jednak owoc Eucharystii - przemiana naszego \ycia w kierunku stawania się ,,Eucharystią'' czyli ofiarą dla innych - niemo\liwy jest bez naszego wewnętrznego zaanga\owania zmierzającego do \ycia Eucharystią na co dzień. Ćwiczenia na czas modlitwy: 1. Przywołując na myśl jakąś konkretną sytuację z \ycia rodzinnego lub z pracy spróbuj dostrzec schematyzm w Twoim sposobie myślenia o sytuacjach, o innych ludziach. Czy dostrzegasz, \e wpływa on na Twój sposób reagowania, na Twoje sądy o innych ludziach i kontakty z nimi? Skonfrontuj swoją postawę ze słowami św. Pawła ,,Odnawiajcie się Duchem w waszym myśleniu...''(Ef 4,23). 2. Jakie miejsce w Twojej pobo\ności zajmuje Duch Święty? 3. Przeczytaj fragment Biblii ,,\ycie według Ducha''(Rz, 8,1). Czy chciałbyś być prowadzonym przez Ducha Świętego w swoim \yciu? Jeśli tak, proś Go o to teraz. Ponawiaj swoją prośbę ka\dego dnia. 4. Jakie miejsce w Twoim \yciu zajmuje Eucharystia? Czy traktujesz ją tylko jako obrzęd czy jako zródło siły w podejmowaniu Twoich \yciowych zadań? Józef Augustyn SJ ZAMIAST ZAKOCCZENIA Zamiast podsumowania proponujemy modlitewne rozwa\enie sceny Zwiastowania. Nie została ona wybrana przypadkowo. W postawie Maryi jak w soczewce skupiają się wszystkie elementy twórczej zgody na \ycie: przyjęcie miłości Boga i zaufanie Mu, poddanie się Duchowi Świętemu, zgoda na cierpienie oraz twórcze szukanie odpowiedzi na pytania, które \ycie z sobą niesie. W szóstym miesiącu posłał Bóg anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mę\owi, imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja. Anioł wszedł do Niej i rzekł: "Bądz pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą, błogosławiona jesteś między niewiastami."Ona zmieszała się na te słowa i rozwa\ała, co miałoby znaczyć to pozrowienie lecz anioł rzekł do Niej: " Nie bój się Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwy\szego, a Pan Bóg da Mu tron Jego ojca Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca". Na to Maryja rzekła do anioła: "Jak\e się to stanie skoro nie znam po\ycia z mę\em?" Anioł Jej odpowiedział: "Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwy\szego osłoni Cię. Dlatego te\ Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bo\ym. A oto równie\ krewna Twoja, El\bieta, poczęła w swej starości syna i jest ju\ w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za niepłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic niemo\liwego." Na to rzekła Maryja: "Oto Ja słu\ebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa". Wtedy odszedł od Niej anioł (Ak 1, 26-38). 1. Bądz pozdrowiona łaski pełna, Pan z Tobą. Błogosławiona jesteś między niewiastami. Pozdrowienie przekazane Maryi przez Anioła wskazuje na wyrazną i jednocześnie bardzo mocną podstawę zgody na nasze \ycie: Bóg jest \yczliwy człowiekowi; Bóg darzy człowieka swoim pokojem, Bóg darzy go swoim dobrem. Ka\de działanie Boga w \yciu człowieka jest dzieleniem się Stwórcy swoim własnym szczęściem ze swoim stworzeniem. Nasza wiara w \yczliwość Boga jest fundamentem zgody na nasze \ycie. Bóg jest mi przychylny, Bóg jest po mojej stronie i właśnie dlatego mogę przyjąć moje \ycie. Je\eli buntujemy się przeciwko \yciu, to właśnie dlatego, i\ nasz obraz Boga jest zafałszowany. W buncie przeciwko własnemu \yciu jest zawsze ukryta wielka podejrzliwość wobec Boga. Buntując się posądzamy Boga, i\ jest przeciwko nam. Bardzo często wolę Pana Boga odbieramy jako nieuchornne fatum, jako tragiczny los, którego celem jest utrudnić, czy wręcz zniszczyć ludzkie szczęście na ziemi. Pojęcie woli Bo\ej kojarzy się nam najczęściej wyłącznie ze zgodą na kataklizmy, cierpienia, ból, śmierć. Pozdrowienie Maryji przekonuje nas, i\ wolą Boga dla nas jest Jego łaskawość, \yczliwość, Jego miłość. Bądz pozdrowiona pełna łaski, Pan z Tobą - taką Dobrą Nowiną Pan Bóg obdarza nie tylko Maryję, ale ka\dego człowieka, który pojawia się na ziemi, niezale\nie od jego osobistego doświadczenia miłości ludzkiej. Zranienie w ludzkiej miłości, choć mo\e być doświadczane boleśnie i mo\e (szczególnie na początku doświadczenia duchowego) utrudniać pełne otwarcie się na miłość Boga, to jednak nie przekreśla przyjęcia tej miłości, a tym samym pełnej zgody na własne \ycie. Znamienne jest, i\ Maryja słysząc pozdrowienie anioła zmieszała się na te słowa. Dla Maryi Dobra Nowina o nieskończonej \yczliwości Boga człowiekowi była doświadczeniem zaskakującym, budzącym zdziwienie i zmieszanie. Je\eli człowiek przestaje się dziwić miłości Boga, Jego nieskończonej \yczliwości, znaczy to, i\ jej jeszcze w pełni nie rozumie. Zdziwienie, zaskoczenie, a nawet "zaszokowanie" miłością Boga nale\y do istoty naszej wiary. Je\eli uwa\amy, \e miłość Boga jest "rzeczywistością oczywistą", która nam się nale\y, znaczy to, i\ jeszcze jej w pełni nie doświadczyliśmy i tak naprawdę jeszcze nie wiemy, co to znaczy kochać Boga i co oznacza być przez Niego kochanym. 2. Ewangelista Aukasz wspomina, i\ Maryja rozwa\ała, co miałoby znaczyć to pozdrowienie. Innym razem stwierdzi, i\ nosiła w sercu słowa Jezusa, tak\e wówczas (a mo\e szczególnie wówczas), kiedy ich nie rozumiała. Doświadczenie miłości Boga, Jego \yczliwości domaga się od człowieka rozwa\ania, "noszenia jej w sercu". Przeczucie głębi, niezwykłości Dobrej Nowiny wymaga od nas wielkiego modlitewnego zaanga\owania. Zgoda na własne \ycie domaga się przedłu\onej, wytrwałej modlitwy, domaga się medytacji. Je\eli buntujemy się przeciwko \yciu, to tak\e dlatego, \e nie wsłuchujemy się w działanie Boga w historii naszego \ycia, w Jego "błogosławieństwa", ale jedynie w nasze \yciowe "przekleństwa". Ka\dy z nas staje się tym, co kontempluje. Je\eli rozwa\amy, "kontemplujemy" wyłącznie \yciowe niepowodzenia, klęski, upadki, skrzywdzenia, to nasze \ycie staje się gorzkie, czarne i smutne. Nie chce nam się \yć. Zachowujemy w sercu nasze przekleństwa, jako największe \yciowe "skarby". Ewangelia zawsze przekracza człowieka i jego mo\liwości rozumienia. Je\eli dla Maryji z jej czystym i niepokalanym sercem nie było od razu jasne i oczywiste pozdrowienie anielskie, to o ile\ trudnej nam jest odkryć jego sens z całym naszym uwikłaniem w namiętności zaciemniające nam widzenie. Ale w naszej niemo\ności pojmowania Tajemnicy Boga zostajemy uspokojeni. Słyszymy bowiem: Nie bój się Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. 3. Pozdrowienie anielskie, \yczliwość Boga budzi nie tylko zachwyt i fascynację, ale tak\e przestrach i lęk. Swoim wezwaniem: Nie bój się Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga, Maryja zostaje najpierw wezwana, aby dostrzegła swój niepokój oraz pokusę pójścia za nim. Człowiek mo\e przezwycię\yć lęk tylko wówczas, kiedy go najpierw zauwa\y i zaakceptuje. Nieraz całe \ycie jesteśmy pogrą\eni w lęku tylko dlatego, i\ nie chcemy się do niego przyznać. Trzeba nieraz odwagi, aby dostrzec swoje zalęknienie, odkryć jego wielkość i uznać swoją bezradność wobec niego. Kiedy trwamy w parli\ującym nas lęku, spokojny "trzezwy" dialog z Bogiem, przyjęcie "Zwiastowania" jest nie mo\liwe. Zauwa\my, i\ Świat współczesny \yje w ciągłym zagro\eniu i lęku. Jakie wielkie poruszenie zrobiły słowa Jezusa przypomniane przez Jana Pawła II w dniu inauguracji jego pontyfikatu: Nie lękajcie się. Potrzebujemy takich słów, które mogłyby wlać nadzieję i odwagę w nasze struchlałe umysły i serca. Jest w nas wiele lęku. Unikamy odwa\nego spojrzenia na nasze \ycie, poniewa\ obawiamy się, i\ ocena naszego \ycia mo\e wypaść blado i marnie. Spokojne dostrze\enie naszych lęków jest jednak mo\liwe, poniewa\ znalezliśmy łaskę u Boga. Aaską Boga daje nam niezwykłą odwagę i światło dla rozeznania w prawdzie naszej lękowej sytuacji. Zgoda na własne \ycie wymaga bowiem zgody na własny lęk. Im jaśniej i odwa\niej widzimy nasze zastraszenie, tym mniej jest ono grozne. Niebezpiecznym jest zawsze lęk ukryty, zamaskowany, najczęściej pod pozorem "odwa\nej agresji". Działanie w lęku, którego nie jest się świadomym, jest zwykle pełne okrucieństwa, zarówno wobec siebie samego, jak równie\ wobec innych. Lęk bowiem zawsze wią\e się z nienawiścią siebie samego i innych. Wszelkie zło pochodzi ze strachu i ka\dy gwał z niego się bierze. Osoba pozbawiona agresji jest osobą, która nie ma w sobie strachu. Gdy obawiasz się czegoś, stajesz się zły (Anthony de Mello SJ). Właśnie dlatego słyszymy wezwanie: nie bój się, znalezłaś(eś) łaskę u Boga. Boimy się nie tylko jednak siebie samych, ale boimy się tak\e Boga. Zabrzmi to mo\e nieprawdopodobnie, ale najbardziej boimy się bezinteresownej miłości Boga. Jesteśmy nieraz tak głęboko poranieni, skrzywdzeni, i\ samo słuchanie o miłości (jakiejkolwiek miłości) mo\e nam sprawiać ból. Czujemy się znacznie "lepiej", kiedy doświadczamy odruchów ludzkich niechęci czy wręcz nienawiść. To ju\ dobrze znamy i z tym czujemy się "bezpieczenie". Je\eli przyjmemy słowa skierowane do Maryji i do ka\dego z nas: Nie bój się, znlazłaś(eś) łaskę u Boga, mogą one dokonać w nas cudu: mo\emy otworzyć się na Jego miłość wbrew najgorszym naszym zaranieniom i doświadczeniom \yciowym. Mówimy niekiedy: miłość jest mo\liwa. To stwierdzenie jest zbyt lękliwe, małoduszne. Trzeba raczej powiedzeć: Miłość jest faktem. Trzeba ją jedynie przyjąć i "ju\ od zaraz", od "teraz" będzie ona naszym udziałem. 4. Z miłością wią\e się zaufanie i pełne oddanie siebie. Im większa miłość, tym większe zaufanie i oddanie. Miłość Boga do Maryji jest nieskończona, stąd te\ jego zaufanie i oddanie jest równie\ bezgraniczne: Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwy\szego, a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca Dawida. Niezwykłość zaufanie Jahwe Maryji, prostej kobiecie z Nazaretu, wyra\a się w tym, i\ powierza jej swojego Syna. Maryja nie zawiodła zaufania Boga. Ale nie jest typowa sytuacja dla ka\ego człowieka. Niezwykłość miłości Boga wyra\a się jednak w tym, \e On dalej ufa człowiekowi wbrew jego zdradom i niewiernościom, wbrew temu, i\ nie przyjmuje on Jego miłości w tak prosty i pokorny sposób jak Maryja. Bóg jakby "wbrew sobie" ufa człowiekowi, i\ przyjmie on w końcu Jego Syna. O bezgranicznym zaufania Boga człowiekowi wbrew jego niewierności bardzo pięknie opowiada nam przypowieść o przewrotnych rolnikach. Pewien człowiek zało\ył winnicę, oddał ją w dzier\awę rolnikom i wyjechał na dłu\szy czas. W odpowiedniej porze wysłał sługę do rolników, aby mu oddali jego część plonu. Lecz rolnicy obili go i odesłali z niczym. Ponownie posłał drugiego sługę. Lecz i tego obili, zniewa\yli i odesłali z niczym Posłał jeszcze trzeciego: tego równie\ pobili do krwi i wyrzucili. Wówczas rzekł pan winnicy: co mam poczęć,. Poślę mojego syna ukochanego, chyba go uszanują. Lecz rolicy (...) wyrzuciwszy go z winnicy zabili" (Ak 20,9-15). Bóg ufa człowiekowi "wbrew wszelkiej ludzkiej logice". Na coraz większą zuchwałość rolników (pierwszego sługę tylko obili, drugiego obili i zniewa\yli, trzeciego pobili ju\ do krwi) właściciel winnicy odpowiada coraz większym zaufaniem. W końcu posyła swego ukochanego syna. Bóg w swej nieskończonej miłości nie mo\e zrezygnować z zaufania człowiekowi. Raczej pozwoli się zabić, ale swego zaufania nie odwoła. Jest to "logika nieskończonej miłości". Bóg widzi dalej i głębiej od człowieka. Ludzkie nadu\ycia zaufania Bo\ego stają się często przełomem w relacji człowieka z Bogiem. Dopiero bowiem wówczas, kiedy człowiek zrobi "coś potwornego", kiedy zejdzie na samo dno, kiedy głęboko pokrzywdzi siebie i innych, słowem - kiedy ukrzy\uje Syna Bo\ego, dopiero wówczas zaczyna rozumieć, i\ bunt jest bezsensowny i \e jest piekłem dla niego samego i dla jego najbli\szych. Jak na krzy\u Jezusa "klęska Boga" stała się największym zwycięstwem, tak równie\ i "nasze klęski" związane z nadu\ywaniem zaufania Bo\ego i z nadu\ywaniem naszej wolności bywają nierzadko początkiem naszego zmartwychwstania. Dotychczasowy bunt, szemranie przeciwko Bogu mo\e nas nauczyć, i\ piekło nie jest dziełem Boga, ale jest naszym własnym tworem. Człowiek sam sobie stwarza piekło swoim buntem. Bezgraniczne zaufanie Boga, które jest sednem Ewangelii, jest naszą wielką pociechą i nadzieją w naszym zbuntowaniu wobec \ycia. Je\eli bowiem buntowaliśmy się przeciw własnemu \yciu, je\eli ulegliśmy depresji, agresji, je\eli dotykaliśmy dna rozpaczy, to równie\ to bolesne doświadczenie mo\e być dla nas momentem przełomowym. Dla Boga bowiem nie ma nic niemo\liwego. Podobnie jak do zbuntowanych rolników, Bóg wbrew wszystkiemu pośle Swojego Syna, powierzy Go nam podobnie jak powierzył Maryji. Słowa Zwiastowania: Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki ukazują nie tylko cel \ycia Maryji, ale tak\e ka\dego z nas. Równie\ naszym celem i sensem naszego \ycia jest zrodzenie Jezusa i uczynienie go Wielkim. 5. "Mój Chrystus", którego ofiaruje mi Ojciec, ma we mnie rosnąć. Maryja, jako Matka Jezusa, najlepiej rozumie to nasze \yciowe zadanie. Trzeba nam więc z odwagą rozmawiać z Nią, pytać jej: Jak\e się to stanie (...), jak to jest mo\liwe. Ona nauczy nas szukać odpowiedzi u Jej Syna. Ka\dy z nas w naszych wielorakich \yciowych powołaniach ma prawo pytać, szukać, domagać się światła, zrozumienia. Pod wpływem lęku i niezrozumienia wkładamy bowiem nieraz na siebie, a nierzadko tak\e i na innych cię\ary nie do uniesienia. "Szlachetność" wielu naszych deklaracji i zapewnień zrodzonych w naszym zalęknieniu zostaje jednak szybko zdemaskowana przez owoce naszego codziennego \ycia. Oddanie, miłość, słu\ba nie mogą być trwałe, je\eli są budowane na lęku. W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk, poniewa\ lęk kojarzy się z karą (1 J 4, 18). Nie mo\emy być wierni Bogu, ludziom i sobie opierając się na chorym poczuciu winy, lęku przed odrzuceniem, lęku przed karą itp. Wyjaśnianie wątpliwości, zadawanie pytań, obiektywizowanie naszych zmiennych uczuć i reakcji słu\y oczyszczeniu naszej motywacji z lęku. Bóg wyjaśniając Maryji jej trudność, w jaki sposób mo\e Ona urodzić urodzi Syna bez pomocy mę\czyzny, nie odwołuje się do refleksji intelektualnej nad prawami natury czy te\ do analizy emocjonalnej, ale wyłącznie do Swojej Boskiej mocy. Wyjaśnienie, które Jej daje zaprzecza wszelkim naturalnym prawom i ludzkiej logice: Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwy\szego osłoni Cię. Próba wyjaśnienia wątpliwości duchowych: sensu \ycia, śmierci, sensu wiary - wyłącznie przez odwołanie się do studium intelektualnego lub analizy emocjonalnej jest wchodzeniem w ślepy zaułek. śycia i śmierci ludzkiej nie da się wyjaśnić i zrozumieć przez odwołanie się do rozumu i uczuć. Ostatecznym lekarstwem na wszelkie ludzkie wątpliwości, obawy, lęki, bunty jest odwołanie się do mocy Boga i wiara w nią. W mocy Bo\ej znajdują swoje wyjaśnienie i uspokojenie zarówno ludzkie serce jak i ludzki umysł. Wszelkie tłumaczenia, wyjaśnienia, jakie Bóg daje człowiekowi, nie są więc uśmierzaniem najpierw niepokojów emocjonalnych i intelektualnych, ale są przede wszystkim pełniejszym wezwaniem do powierzenia się mocy Bo\ej. 6. Maryja pyta, szuka, ale się nie buntuje. Z całym zaufaniem mówi do anioła: Oto ja Słu\ebnica Pańska, niech mi się stanie według Twego słowa. Zgoda na własne \ycie jest w swej istocie zgodą na wolę Pana Boga, jest zgodą na bycie prowadzonym przez Niego. Zgoda na wolę Boga wprowadza jednak w nasze \ycie stan oczekiwania, pewnego "duchowego napięcia". Pan Bóg wzywając Maryję, aby stała się Matkę Syna Bo\ego, nie odsłonił jej bowiem od razu całej jej historii \ycia. Zapewnił ją jednak, i\ będzie jej wiernie towarzyszył. Odtąd, za przyzwoleniem Maryji, Bóg wkracza w jej \ycie i często wzywa ją do zadań, których ona najczęściej nie będzie rozumiała do końca (por. Ak 2, 50). Brak zrozumienia nie jest jednak przyszkodą do zaufania. Wręcz przeciwnie, jest wezwaniem do niego. Zgodzić się na własne \ycie to nie znaczy zrozumieć je, czy te\ chcieć przewidzieć dokładnie wszystko, co w naszym \yciu nas czeka. Zgoda na własne \ycie domaga się otwarcia się na wielkie "niespodzianki Pana Boga". W nich bowiem jest zawsze ukryta Jego \yczliwość, miłość. Najtrudniejsze niespodzianki kryją Jego nieskończoną Miłość. Maryja nosi w sercu tę pewność \yczliwości Boga i dlatego mówi z odwagą: Oto ja Słu\ebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa. Tę pewność nieskończonej \yczliwości Boga Maryja miała nie tylko w chwili Zwiastowania, ale tak\e wówczas, gdy szukała przez trzy dni swojego dwunastoletniego Syna lub te\ gdy towarzyszyła mu w Jego męce i śmierci. Aby zgodzić się na własne \ycie nie trzeba chcieć wszystkiego zrozumieć. W pewnym sensie trzeba nawet zrezygnować ze rozumienia. Zgoda na własne \ycie zaczyna się wtedy, gdy rodzi się w nas zaufanie do \ycia jako takiego, zaufanie budowane na wielkim zaufaniu do Boga, Dawcy \ycia. śycie ma sens dlatego, i\ otrzymaliśmy je od Boga. Odkrycie Boga - Dawcy \ycia jest jednoczesnym odkryciem sensu i celu naszego \ycia. Zgoda na wolę Boga w naszym \yciu, to nie tylko zgoda na cierpienie, o czym mówiliśmy w naszych rozwa\aniach. Zgoda na \ycie to tak\e zgoda na piękno i radość \ycia. Maryja nie tylko cierpiała w swoim \yciu. Doświadczyła tak\e wielu pięknych i wszruszających chwil: urodzenie Syna, macierzyństwo, \ycie rodzinne w Nazaret, wychowywanie Jezusa, towarzyszenie Synowi w Jego \yciu publiczny, radość ze zmartwychwstania. W \yciu Maryi emocjonalne doświadczenie radość nie było jednak celem samym w sobie, ale darem Jej \ycia powierzonego Bogu. Maryja nie szuka radości dla niej samej, ale przyjmuje ją jako dar. Część I (1). John Powell SJ, Jak kochać i być kochanym. Przeł. Tomasz Smiatacz. WydawnictwoDiecezjalne. Pelplin 1990. s.17. (2). tam\e, s.48. (3). zob. tam\e. s 28 - 34. (4). (cyt za : ) J. Powell, Jak kochać...s.52. (5). John Powell, dz. cyt.,s. 25. (6). Susan Forward, Toksyczni rodzice, (7). Anthony de Mello, Minuta mądrości, Część II (1). Susan Forward, Toksyczni... (2). (3). Simone Weil, Myśli, (4). Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Dzieła, t.I., s. 701, (cyt. za:) (5). Św. Jan Krzy\a, Droga na Górę Karmel, s. 283 (6). Eliza Kubler - Ross, Rozmowy o śmierci i umieraniu. Przeł. Irena Dole\al - Nowicka. IW PAX 1979, s. 21. (7). Maria Braun - Gałkowska, Psychologia domowa, s. 206. (8). Clive Stapples Lewis, O wierze i moralności, s. 82. (9). Schemat rozwiązania konflitu podaje El\bieta Sujak, Pośrodku drogi, LIST, 1/93. (10). Anthony de Mello, Śpiew ptaka. Przeł. Henryk Pietras SJ. (11). Fazy kryzysu przedstawiono na podstawie konferencji O. Adama Schulza SJ. ( 12). J.W. Goethe, Faust, ( 13). John Powell, Jak kochać i być kochym, s. ( 14). Jean Guitton, Marta Robin, Mistyczka, wizjonerka, stygmatyczka. Przeł. Częstochowa 1990, s. 86, 87., Lucyna Słup CWICZENIE KOCCOWE Na zakończenie naszych rozwa\ań proponuję refleksję-zabawę. Spróbuj szczerze, przypominając sobie konkretne sytuacje odpowiedzieć na poni\sze pytania: 1. Czy łatwo ulegasz zniechęceniu, przygnębieniu, depresji? 2. Czy inni często Cię denerwują? 3. Czy uwa\asz, \e nale\y \yć w zgodzie ze wszystkimi niezale\nie od tego ile by Cię to kosztowało? Czy chcesz być miły dla wszystkich? 4. Czy marzysz o osiągnięciu czegoś wielkiego, wspaniałego? 5. Czy w ogóle często marzysz? 6. Czy masz jakieś nałogi, z którymi bezskutecznie walczysz ( nie tylko alkohol czy papierosy ale tak\e jedzenie, oglądanie TV itp.) 7. Czy jesteś nieśmiały? Aatwowierny, naiwny? 8. Czy uwa\asz, \e inni Cię prześladują, \e się na Ciebie ,,uwzięli''? 9. Czy masz tzw. ,,swoje zdanie''? Czy du\o Cię kosztuje, \eby z niego zrezygnować? 10. Czy często uwa\asz za swoje to, co inni uwa\ają? 11. Czy lubisz rządzić? Czy cieszysz się, gdy inni spełniają Twoje polecenia? Czy masz tendencje do narzucania innym swojej woli? 12. Czy krytykujesz innych? Czy czujesz, \e zrobiłbyś o wiele lepiej to, co oni robią? 13. Czy często czujesz się niedoceniony? Czy chciałbyś aby inni bardziej dostrzegali Twoje osiągnięcia? 14. Czy lubisz mówić o sobie - nie tylko o swoich sukcesach ale tak\e np. o swoich chorobach, cierpieniach itp. 15. Czy boisz się nowych sytuacji, zadań? Czy boisz się ludzi? 16. Czy jesteś podejrzliwy? 17. Czy trudno znosisz samotność? Czy musisz mieć zawsze towarzystwo? 18. Czy wszystko co robisz, lubisz robić doskonale? 19. Czy lubisz pokpiwać z innych? 20. Czy samotność wydaje Ci się najpewniejszym schronieniem przed brutalnym światem? 21. Czy zabiegasz o sukcesy w pracy zawodowej? 22. Czy nie przywiązujesz nadmiernej wagi do pieniędzy i tzw. ,,standartu \yciowego''? Jeśli na większość tych pytań z całym przekonaniem odpowiedziałeś "tak" znaczy to, \e nie lubisz siebie albo lubisz w niewystarczającym stopniu, ale zawsze masz przed sobą szanę na lepsze \ycie.