Jak zgadzać się na własne życie


Lucyna Słup
Józef Augustyn SJ
Jak zgadzać się
na własne \ycie?
SPIS TREŚCI
WSTP
Cz. I - PRZEJAWY NIEZGODY
CZY LUBISZ SAMEGO SIEBIE? ...... L. Słup - J. Augustyn SJ
SKD SI TO BIERZE? ........... L. Słup
CZY MOśNA ZGODZIĆ SI NA śYCIE? L. Słup - J. Augustyn SJ
Cz. II - KU PEANEJ ZGODZIE NA śYCIE
PRZYJCIE MIAOŚCI .............. L. Słup
DROGA .......................... L. Słup
"TRZECI POKÓJ" ................. L. Słup - J. Augustyn SJ
PRZYJĆ CAAE śYCIE ............. L. Słup - J. Augustyn SJ
ZGODA NA CIERPIENIE............. L. Słup
SPOTYKAJC DRUGIEGO .............L. Słup
IĆŚ, CIGLE IĆŚ ................ L. Słup
OTWARCIE NA DUCHA ŚWIETEGO...... L. Słup
ZAMIAST ZAKOCCZENIA............. J. Augustyn SJ
WSTP
Jak zgadzać się na własne \ycie?
Czy jest na to jakaś recepta? I czy na takie pytanie mo\e
odpowiedzieć ksią\ka? Chyba nie. Nie mo\na podać przepisu,
spreparować recepty, która pomogłaby nam zgodzić się na \ycie -
zwłaszcza jeśli to nasze \ycie jest trudne, pełne bólu i
cierpienia.
Odpowiedzi na pytanie o zgodę na swoje \ycie szuka się
zawsze w głębi własnego serca, stając przed sobą samym i przed
Bogiem ze swoimi wątpliwościami, nadziejami, obawami,
pragnieniami... W tych poszukiwaniach mogą być jednak pomocne
rozwa\ania innych, tych, którzy szukali, znalezli ...i szukają
nadal. A wyrazem takich poszukiwań jest właśnie ta ksią\eczka.
Inspiracją dla napisania tej ksią\eczki były z jednej strony
skupienia rekolekcyjne pod hasłem "Jak zgadzać się na swoje
\ycie?" prowadzone przez Ks. Józefa Augustyna, z drugiej zaś
wieloletnia współpraca środkowiska miesięcznika "List" oraz
Wydawnictwa "M" z Domem Rekolekcyjnym Księ\y Jezuitów w
Częstochowie.
Ksią\ka ta składa się z dwu części. Pierwsza ukazuje
przejawy niezgody na \ycie i zródła tej postawy. Chocia\ ksią\ka
nie ma charakteru pozycji z dziedziny psychologii, to jednak w
omawianiu tego zagadnienia odwołanie do psychologii stało się
konieczne. Człowiek jest jednością psychofizyczną i trudno mówić
o jego egzystencjalnych poszukiwaniach bez pewnej podstawowej
znajomości procesów psycho
logicznych, które się w nim dokonują.
Druga część ksią\ki przedstawia proces zgody na \ycie, który w
najgłębszej swej istocie jest zawsze zgodą na przyjęcie Bo\ej
miłości. Ta zgoda nie przychodzi łatwo i nie dokonuje się
automatycznie, nie znaczy to jednak, \e nie jest mo\liwa.
Integralną częścią prezentowanych w tej ksią\eczce treści
są "Pytania do refleksji", wszystkie autorstwa Lucyny Słup. Ta
ksią\eczka bowiem w swojej istocie nie jest ksią\ką do czytania
(na temat akceptacji \ycia ukazały się opracowania o wiele
wnikliwsze i celniejsze) ale do "przećwiczenia". Gorąco zachęcamy
do tego, aby odpowiedzieć sobie szczerze na zadane pytania. Nie
słu\ą one sprawdzaniu kogokolwiek, mają tylko pobudzić czytelnika
do refleksji nad własną postawą.
Podobny charakter mają zawarte w drugiej części ,,Ćwiczenia
na czas modlitwy''. To tak\e pytania. Jeszcze wyrazniej ni\ w
pierwszej części zachęcamy jednak do tego, by stawiać je sobie
w obecności Boga, by Jemu powierzać owoce własnych przemyśleń i
Jego prosić o radę. Jemu naprawdę na nas zale\y!
Redakcja
Cz. I
PRZEJAWY NIEZGODY
Lucyna Słup
Józef Augustyn SJ
CZY LUBISZ SAMEGO SIEBIE?
,,Gdyby ludzie szczerze kochali siebie zamiast
nienawidzieć, gdyby nie gardzili swoją słabością,
a zechcieli pokochać ją w swoim wnętrzu,
mielibyśmy o połowę mniej pracy.''
Payne Whitneya
Początkiem zgody na swoje \ycie jest zgoda na siebie samego.
A zgoda na siebie płynie z poznania siebie i z uznania własnej,
niepowtarzalnej wartości, z prawdy o naszym \yciu. Potrzeba
szacunku dla siebie i docenienia swojej własnej osoby jest
podstawową potrzebą człowieka. Jest ona tak podstawowa i
zasadnicza, i\ jeśli ona zostanie zaspokojona, to reszta
(potrzeb) na pewno zharmonizuje się w ogólne poczucie szczęścia
(John Powell SJ).
Szczęśliwe \ycie człowieka, który uznaje swoją wartość nie
jest oczywiście równoznaczne z egoistyczną pogonią za własną
przyjemnością i dą\eniem do sukcesu. I chocia\ taki właśnie model
egzystencji pozbawionej troski i wysiłku przedstawia się często
jako prawdziwe szczęście, to jednak nie o takie rozumienie
szczęścia chodzi w poni\szych rozwa\aniach. śycie szczęśliwe to
\ycie dla innych. Tylko... czy mo\na oddać się Drugiemu, Bogu i
człowiekowi, "nie mając" swojego \ycia "we własnych rękach"? Czy
mo\na kochać \ycie innych, je\eli nie kocha się własnego?
Gdy ból zęba bardzo nam dokucza, tylko z wielką trudnością
mo\emy skupić się na czymś innym. Je\eli ktoś w tym właśnie
momencie prosi nas o pomoc, najczęściej usprawiedliwiamy
grzecznie naszą odmowę, poniewa\ zajmowanie się jego sprawami
jest wtedy dla nas ponad siły. Zupełnie tak samo dzieje się, gdy
ciągle "boli nas" nasze \ycie. Nasza niezgoda na siebie odziałuje
na innych, dotyka ich i mniej lub bardziej rani.
1. PRZEJAWY NIEZGODY
Ojciec John Powell SJ, amerykański psycholog, autor wielu
publikacji poświęconych samoakceptacji, w ksią\ce "Jak kochać i
być kochanym" przedstawia historię, jaka przydarzyła się dr
Williamowi Glasserowi - pracującemu w szpitalu psychiatrycznym.
W. Glasser leczył kiedyś pewnego człowieka, który od lat nie miał
praktycznie \adnego kontaktu z rzeczywistością. śył w swoim
urojonym świecie. Któregoś dnia podczas porannego obchodu
człowiek ten podniósł głowę i najnormalniej w świecie oznajmił,
\e zachorował na zapalenie płuc. Przeprowadzone badania
potwierdziły tę chorobę. W trakcie leczenia zniknęły u niego
wszelkie objawy obłędu. Po całkowitym wyleczeniu z zapalenia płuc
zaczęły stopniowo powracać objawy choroby psychicznej. W dniu,
w którym pacjent wyzdrowiał fizycznie z powrotem pogrą\ył się w
chorobę umysłową. Interpretując tę historię doktor Glasser
twierdzi, \e obłęd stanowi pewnego rodzaju "wybór", \e jest
"sposobem" uśmierzenia wewnętrznego bólu płynącego z poczucia
bezwartościowości własnej egzystencji.
Ka\dy człowiek pragnie potwierdzenia swojej własnej
wartości. Przekonanie o tym, \e tej wartości nie posiada rodzi
w nim ogromny wewnętrzny ból, niechęć i nienawiść do siebie.
Chcąc się pozbyć bólu człowiek szuka ró\nego rodzaju sposobów
ucieczki od niego. Choroba psychiczna jest właśnie jednym z
takich sposobów. Pojawia się ona wtedy, gdy wszelkie poszukiwania
własnej wartości w świecie realnym zawodzą. Zrozpaczony człowiek
tworzy sobie wówczas nierealny świat własnego wnętrza i chroni
się w nim. Zachowuje się więc tak jak dziecko, które w chwilach
zawodu i rozczarowania ucieka w świat własnych marzeń.
Innym o wiele częściej stosowanym sposobem ucieczki od \ycia
jest - według doktora Glassera - choroba organiczna, w której ból
psychiczny odzwierciedla się w dolegliwościach fizycznych.
Nieakceptacja siebie i swojego \ycia przejawia się szczególnie
w chorobach wrzodowych, nadciśnieniu, zawałach serca. Wpływa
nawet na zachorowania się organizmu w chorobach wirusowych;
frustracja spowodowana niezadowoleniem z siebie sprawia, \e
odporność organizmu słabnie. Pacjent doktora Glassera który
rozchorował się na zapalenie płuc, "przeszedł" z jednej formy
tłumienia bólu wewnętrznego w drugi. Gdy jego organizm uporał się
ju\ ze stanem zapalnym, pacjent ten wrócił z powrotem do obłędu.
Innym powszechnie niemal stosowanym sposobem ucieczki od
cierpienia związanego z \yciem jest nerwica. Victor E. Frankl
określa ją jako przejaw nieodpowiedzialności za \ycie. Człowiek
przyjmujący nerwicowe rozwiązanie próbuje nie tylko uciec od
odpowiedzialności, ale tak\e przerzucić cię\ar \ycia na innych.
Przejawem takiej postawy bywają wszelkiego typu zachowania
agresywne lub depresyjne połączone zwykle z "szukaniem" winnych
swojego własnego nieszczęścia.
Carl G. Jung w swojej ksią\ce "Wspomnienia, sny, myśli"
opowiada o pewnej arystokratce, która leczyła się u niego z
nerwicy natręctw. Kobieta ta miała zwyczaj bicia po twarzy swych
oficjalistów, włącznie z lekarzami. "Zjawiła się u mnie" -
wspomina Jung. "Zachęliśmy miłą konwersację. Dobrze się nam
rozmawiało. Wreszcie nadszedł moment, gdy musiałem jej powiedzieć
coś wielce niemiłego. Zerwała się wściekła gro\ąc, \e mnie
uderzy. Ale ja te\ się poderwałem. CDobrzeC - powiedziałem. CPani
jest damą, niech pani wali pierwsza. Potem moja kolejC. Zaraz
opadła na krzesło i jakby okłapła. CJeszcze nikt tak do mnie nie
mówiłC - rzekła tonem skargi. Od tej chwili terapia zachęła
przynosić rezultaty."
Kiedy nie chcemy sobie uświadomić naszej ucieczki w nerwice,
kiedy nie chcemy leczyć się z niej i ponosić jej konsekwencji,
to wówczas stosujemy zwykle z jednej strony metodę "szukanie
winnych" naszego cierpienia, z drugiej zaś szukania "ofiar", na
które moglibyśmy zrzucić cię\ar \ycia.
Wszyscy doświadczyliśmy totalitarnego systemu politycznego,
jakim był komunizm. Ka\dy system totalitarny jest chorym -
powiedzielibyśmy "nerwicowym" - rozwiązaniem polityczno-
społecznym. Obserwując uwa\nie to, co działo się na naszych
oczach przez dziesiątki lat w dziedzinie politycznej w wymiarze
"macro", stosunkowo łatwo moglibyśmy dostrzec to samo w wymiarze
osobowym, indywidualnym "micro". Jest to ten sam system
"nerwicy". W komunizmie cały potencjał polityczny, ekonomiczny,
kulturalny był nastawiony wyłącznie na obronę systemu oraz
sprawujących w nim władzę. W razie jakiegokolwiek "problemu" (w
ka\dej dziedzinie \ycia), zasadniczym rozwiązaniem było zawsze
znalezienie "winnych", osądzenie ich i ukaranie. Był to system
niereformowalny. Mo\na go było jedynie odrzucić. Nie dało się go
naprawić. Podobnie jest z nerwicą w wymiarze osobistym. Ona jest
tak\e nieroformowalna. Mo\na ją tylko przekroczyć -
transcendować.
Bardzo wielu z nas zdarzają się "reakcje nerwicowe":
irytacja, wybuch złości, odruchy zemsty, obra\anie się, zamykanie
się w sobie. Nierzadko są to reakcje całkowicie nieproporcjonalne
do bodzców. W takich sytuacjach nasze niedojrzałe reagowanie
usprawiedliwiamy najczęściej szukaniem wyłącznie zewnętrznych
przyczyn: "On mnie zdenerwował, to jego wina, on zaczął
pierwszy". Drugi człowiek nie powoduje jednak mojego agresywnego
zachowania, ale wydobywa jedynie na światło dzienne "moją
samoobronną nerwicową strukturę". Zródłem ka\dej agresji wobec
innych jest agresja wobec siebie samego, podobnie jak miłość
siebie staje się zródłem miłości innych. Je\eli niechęć czy wręcz
nienawiść do siebie nie jest skierowana na zewnątrz, wówczas
wyrazniej i szybciej obraca się przeciwko sobie samemu.
Przechodzi w stan depresji.
Depresja zastępuje cierpienie lub te\ jest jego "mniejszą"
formą. Ratuje ona człowieka od agonii z bólu, broni go przed
całkowitym rozsypaniem się. Je\eli \ycie nadmiernie mi dokucza,
mogę się z niego czasowo "wyłączyć". śycie płynie wówczas obok
mnie, a ja jestem zwolniony z wpływania na jego bieg, z
podejmowania decyzji, z odpowiedzialności, z relacji z innymi.
Szczególnym symptomem depresji jest wyłączenie się z
jakiekokolwiek kontaktu z innymi, całkowita bierność z relacji,
traktowanie innych jak powietrza. Niekiedy okresy depresyjnego
otępienia i bierności mogą oczywiście przeplatać się z okresami
wzmo\onej aktywności.
Nierzadko zarówno w stanach agresji jak i depresji pomagamy
sobie równie\ ró\nymi środkami "odurzającymi", których za\ywanie
stopniowo staje się nieraz nałogiem: za\ywanie narkotyków,
nadu\ywanie alkoholu, środków audiowizualnych, nadu\ycia
sekusalne. Tak\e "przejadanie się", "nałóg pracy" słu\ą nieraz
do zabicia bólu egzystencjalnego. U podło\a wielu sukcesów
odnoszonych w pracy zawodowej tkwi nieraz wielkie niezadowolenie
z siebie, ze swojego \ycia.
2. SAMOBÓJSTWO
Do wszystkich tych sposobów ucieczki od \ycia mo\na z
pewnością dodać jeszcze jeden będący ich swoistą kulminacją. Jest
nim samobójstwo. Kiedy człowiek nie ma ju\ sił zgadzać się na
swoje \ycie podejmuje próby rozstania się z \yciem. Samobójstwo
jest rozwiązaniem skrajnym, jest totalnym buntem przeciwko \yciu,
w którym mówimy "NIE" nie tylko jednemu przejawowi \ycia, ale
samemu faktowi istnienia.
Samobójstwo wynika zawsze z jakiejś rozpaczy, która jest nie
tylko wielką chorobą "emocjonalną", ale przede wszystkim chorobą
duchową. Rozpacz jest próbą ucieczki od \ycia. Kiedy nie mamy ju\
sił udawać zgody na \ycia, wówczas wpadamy w rozpacz. Rozpacz i
samozniszczenie z niej wynikające jest zazwyczaj nie tyle
świadomym i bezpośrednim wyborem człowieka (choć w pewnych
wypadkach tego do końca nie mo\na wykluczyć), ile raczej
kompulsywną ucieczką przed cierpieniem. W rozpacz jesteśmy zwykle
wpychani przez wydarzenia, konflikty wewnętrzne, nastroje
depresyjne, poczucie winy.
Rozpacz i samobójstwo nie jest rozwiązaniem stosowanym
często. Otwarty autodestrukcyjny bunt jest przeciwny ludzkiej
naturze. Pragnienie \ycia jest głęboko wpisane w naturę
człowieka. Samobójstwo jako forma rozwiązania problemu niezgody
na \ycie jest powszechnie potępiane. Nawet w obozach
koncentracyjnych, gdzie systematycznie mordowano ludzi,
społeczność obozowa przyjmowała samobójczą śmierć z dezaprobatą,
a kaci obozowi nierzadko wykorzystywali ją przeciwko więzniom,
np. dla upokorzenia więzniów tej samej narodowości.
W człowieku istnieje jakieś głębokie wewnętrzne przekonanie,
i\ nic nie mo\e usprawiedliwić samobójczej ucieczki od \ycia.
śycie jest darem. Otrzymaliśmy je w darze i sam Dawca mo\e nam
je zabrać. Ale przecie\ w krytycznych momentach naszego \ycia
wielu z nas przychodzą myśli i odczucia, i\ lepiej byłoby "w tej
chwili" nie istnieć, lepiej byłoby "zapaść się pod ziemię". Kiedy
dochodzimy do kresu wytrzymałości ludzkiej, do granic naszych
mo\liwości takie odczucia wydają się być naturalne, choć łatwo
mogą powodować w nas poczucie winy. Takich "myśli" nie trzeba się
jednak obawiać. W sytuacjach granicznych wyostrza się widzenie
człowieka. Kiedy dochodzimy do jednego brzegu rzeki, dostrzegamy
się "drugi brzeg". Osiągnięcie "drugiego brzegu" jest wpisane w
naszą ludzką naturę - w nasze ziemskie \ycie.
3. POZORNA ZGODA I PRZYSTOSOWANIE
Niezgoda na siebie a w konsekwencji i na własne \ycie mo\e
tak\e przybrać inną, bardziej zawoalowaną postać. Nie podejmujemy
wówczas prób samobójczych, nie upijamy się, nie za\ywamy
narkotyków, nie lądujemy w szpitalu psychiatrycznym. śyjemy
normalnie: prowadzimy dom, chodzimy do pracy, posiadamy
przyjaciół, rodzinę, ale mimo wszystko gdzieś w na dnie serca
nosimy w sobie głębokie niezadowolenie z \ycia. Niekiedy dopada
nas jakieś dziwne odczucie, i\ to \ycie jest jakieś
"nieprawdziwe".
Zgadzamy się na siebie, lecz jest to zgoda pozorna. Nie
chcemy zgodzić się jednak na nasze \ycie do końca, poniewa\
przeczuwamy, i\ to domagałoby się od nas uznanie naszych braków
i ograniczeń. A poniewa\ nienawidzimy swoich słabości, nie
chcemy, aby one się ujawniły. Obawiamy się, i\ odkrycie naszych
słabości i ograniczeń spowoduje odrzucenie nas przez innych.
Dlatego te\, tracąc całe mnóstwo energii, próbujemy ukryć sami
przed sobą a tak\e przez innymi bolesne przeczucie, i\ tak
naprawdę nie zasługujemy na miłość. W tej bolesnej dla nas
sytuacji nie szukamy prawdy o nas samych, uzdrowienia
wewnętrznego, prawdy o otaczającej nas rzeczywistości, ale
usiłujemy przystosować się do naszego pojmowania rzeczywistości.
Precyzyjnie choć nieświadomie konstruujemy ró\nego rodzaju
"mechanizmy obronne" chroniące nasze nerwicowe, a więc sprzeczne
mniemania o sobie. Raz bowiem wydaje nam się, i\ "wszystko się
nam nale\y", innym razem natomiast jesteśmy wewnętrznie
przekonania, i\ "wszyscy mają prawo nas odrzucić i przekreślić".
Takich "przystosowawczych" opartych na nerwicowych
mechanizmach obronnych zachowań jest bardzo wiele. Przejawiają
się one z ró\ną intensywnością: od form najbardziej skrajnych a\
do najbardziej łagodnych. Nie występują w stanie czystym, ale są
wymieszane. Zasadniczo mo\na je podzielić na dwie grupy. Jedne
zmierzają do zaskarbienia sobie cudzej miłości i szacunku, drugie
do zminimalizowania bólu płynącego z przekonania o własnej
bezwartościowości. Przyjrzyjmy się niektórym z nich:
a. Bojazliwość. Przejawia się ona w niechęci do podejmowania
jakiegokolwiek ryzyka, przedsięwzięć, planów. Przewidując w
ka\dej sytuacji zagro\enia i niepowodzenia \yciowe, człowiek
bojazliwy rezygnuje z góry z jakiejkolwiek próby znaczących
dokonań. Poniewa\ obawia się, i\ mógłby się pomylić, doznać
pora\ki, nie podejmuje decyzji, ale czeka. W takiej sytuacji
"samo \ycie" siłą upływającego czasu "podejmuje decyzje". A
poniewa\ brak w nich osobowego zaanga\owania i wolności
człowieka, są one zwykle fatalne dla jego \ycia.
b. Chełpliwość i przechwałki. Chełpliwość to schlebianie
samemu sobie po to, by zyskać na wartości we własnych i cudzych
oczach. Chełpliwy nieustannie "reklamuje" swoje, przez siebie
wykreowane, zalety, cnoty, osiągnięcia, aby być przez innych
zauwa\onym, docenionym, uznanym. Ale nawet najbardziej prymitywny
"chwalipięta" posiada pewną intuicję, stąd te\ stosunkowo łatwo
wyczuwa sztuczność w swoich postawach i zachowaniach.
c. Nieśmiałość. Człowiek nieśmiały \yje w ciągłym lęku przed
ludzmi. Z jednej strony nieustannie obawia się odepchnięcia ze
strony innych, z drugiej zaś swoim zachowaniem sam prowokuj to
odrzucenie. Jest przekonany, \e inni akceptują go tylko pod
pewnymi warunkami, które zwykle sam na nich projektuje.
d. Gniew. Osoba dotknięta poczuciem niskiej wartości i
pogardy do siebie na początku nienawidzi tylko własnej
nieudolności. Z czasem zaczyna nienawidzieć całe swoje \ycie.
Szybko wówczas staje się przygnębiony, smutny. Swój gniew,
zgorzknienie wyładowuje naprzeniennie: raz na sobie, innym razem
na bliznich. Jednym z wa\nych przejawów gniewu na siebie i innych
jest krytykanctwo. Krytykant przenosi zwykle swoje negatywne
odczucia na innych. Oskar\ając czy wręcz oczerniając innych,
zawsze poni\a najpierw samego siebie, choć nie zdaje sobie z tego
sprawy.
e. Maski. Noszenie masek, granie ról, przywdziewanie się w
"wa\ne funkcje" jest związane z odczuciem swojej niskiej wartości
i braku poczucia godności. Maski, funkcje, role pozwalają ukryć
nie tylko przed innymi, ale tak\e przed sobą samym niską ocenę
czy wręcz pogardę do siebie samego. Grając "przedstawienie o
sobie" w razie potrzeby zawsze mo\na zmienić rolę, maskę i
dostosować się do zmieniających się ciągle ludzkich oczekiwań
oraz własnych lęków.
f. Dewocja. Postawa to rodzi się najczęściej jako próba
wykorzystania praktyk religijnych dla lepszego własnego
samopoczucia emocjonalnego przez poprawienie swojego obrazu
siebie w swoich własnych i cudzych oczach. Osoba uprawiająca
dewocję nie wchodzi w rzeczywiste doświadczenie duchowe, ale
próbuje budować swoją "wielkość i świętość" poprzez zewnętrzne
tylko wykonywanie licznych praktyk. W dewocji \ycie codziennie,
w szczególności zaś relacje z bliznimi, są w jawnej sprzeczności
z wykonywanymi praktykami. W dewocji nie ma rzeczywistego dą\enia
do Boga i Jego chwały. Jest to bowiem próba manipulowania religią
dla swoich własnych ludzkich celów.
g. "Mieć bardziej ni\ być". Ta postawa płynie z przekonania,
\e to, co posiadamy i to, co zrobimy, jest decydujące o naszej
wartości i godności. Kusi nas więc \ądza wspaniałych czynów,
wielkiego bogactwa, które mają przyciągnąć ku nam podziw i miłość
innych. Wspaniałe osiągnięcia, wielkie pieniądze słu\ą nam
najpierw dla obrony przed poczuciem własnej bezsilności,
bezradności czy te\ lekcewa\eniem innych.
h. Naśladownictwo. Człowiek, który nie zna siebie, nie ceni
swojej osoby, ma skłonność do całkowitego uto\samiania się z
kimś, kogo podziwia i adoruje. Jest to pewna forma "małpowania"
innych, która polega na odrzuceniu swojego \ycia, aby móc stać
się "jak drugi". Osoby takie często marzą, aby "być na miejscu"
osoby podziwianej. Zewnętrzne uto\samianie się z innym
człowiekiem, "materialne" naśladowania jego zachowań, gestów,
czynów jest zawsze szkodliwe niezale\enie od tego czy dotyczy to
jakiegoś "świeckiego" gwiazdora, czy te\ "wybranego świętego",
zawsze bowiem łączy się z rezygnacją z odpowiedzialności za
własne \ycie i z bycia sobą.
i. Ślepe posłuszeństwo. Człowiek niepewny siebie, zagubiony
mo\e szukać pewności i oparcia dla swego \ycia w drobiazgowym i
zewnętrznym przestrzeganiu zasad, praw, przepisów. Dostosowanie
się do litery będzie zasadniczą cechą jego postępowania. Poniewa\
jednak człowiek ślepo posłuszny nie posiada w sobie ducha
przepisów i zasad, wówczas "prawo" stanowi dla niego pewną
"protezę", która pozwala mu jakoś \yć. Wszelkie konflikty
międzyludzkie bywają wówczas rozwiązywane przy pomocy "prawa".
Materialna i zewnętrzna uległość prawu sprawia, i\ staje się ono
tak\e bronią przeciwko innym.
j. Perfekcjonizm. śycie perfekcjonisty jest nieustannym
egzaminem, jaki sam sobie robi. Jest te\ ciągłym szukaniem
uspokojenia chorego poczucia winy poprzez "doskonałe"
realizowanie stworzonych przez siebie i dla siebie ideałów.
Perfekcjonista wszystko robi z drobiazgową dokładnością, choć
często jego działanie nikomu i niczemu nie słu\y, ale nie jest
on w stanie przyznać się do tego. Swoją wartość uzale\nia bowiem
od realizacji "własnych ideałów" i spełniania cudzych oczekiwań.
Jest to równie\ forma nieustannego kupowania miłości do siebie
u siebie samego i u innych.
k. Ucieczka w samotność. Człowiek z wielkimi kompleksami
ni\szości i jednoczesnym lękiem przed ludzmi obawia się zwykle
spotkań z innymi, poniewa\ one mogłyby zakwestionować
dotychczasowy jego sposób oceny i działania. Aby nie doznać bólu
odrzucenia "samotnik" zwykle sam ucieka od innych. Nie zawsze
musi to być samotność w dosłownym znaczeniu tego słowa. Czasami
"samotnicy" posiadają nawet wiele zewnętrznych kontaktów.
Wszystkie one są jednak zwykle nacechowane taką nieufnością i
zamknięciem, i\ ludzie ci pomimo wielu spotkań z innymi pozostają
wewnętrznie głęboko osamotnieni.
l. Racjonalizacja. Człowiek, który nie akceptuje i nie kocha
siebie, boi się dostrzec prawdę o sobie i swoim \yciu. Wszystkie
swoje negatywne odczucia, wyobra\enia, myśli, które w jakiś
sposób odsłaniają prawdę o nim samym, dławi lub "wyjaśnia
racjonalnie" - racjonalizuje. Najgorsze wady, słabości i błędy
potrafi "przemalować" na piękne cnoty i zwycięstwa. I tak
kompleksy ni\szości mogą być nazywane - pokorą, przepychanie się
łokciami - wolą walki, lękowe zachowania perfekcjonisty -
doskonałości i świętością itp. Dla człowieka posługującego się
racjonalizacją przyznanie się do błędu i pomyłki byłoby
równoznaczne z przekreśleniem siebie i utraty wartości we
własnych i w cudzych oczach.
Są to jedynie pewne przykłady postaw przystosowawczych i
obronnych. Moglibyśmy wymieniać jeszcze inne. Podane tutaj mają
jedynie słu\yć jako pewna pomoc, dzięki której łatwiej będzie nam
wykryć nasze osobiste mechanizmy obronne. Je\eli szukać jakichś
wspólnych cech wszystkich przedstawionych powy\ej sposobów
"ucieczki" i "przystosowania", to będą nimi: "odwrót od
rzeczywistości", lęk przed pełną odpowiedzialnością za \ycie,
koncentracja na sobie, interesowność, agresja lub te\
przynajmniej obojętność na bliznich. Wszystkie sposoby
przystosowania są zawsze "jakoś" nieprawdziwe, są pewną namiastką
\ycia, iluzją \yciową. Iluzje, namiastki \ycia wcześniej czy
pózniej zawsze obracają się przeciwko człowiekowi. I chocia\ na
krótko uspokajają człowieka, to jednak w końcu rodzą cierpienie.
Jest to bowiem w sumie rozwiązania nerwicowe. I choć "jakoś"
pozwalają one \yć człowiekowi, to jednak są one zbyt kosztowne.
Niemal wszystkie siły tracimy wówczas na udawadnianie sobie i
innym, i\ nasze \ycie ma wartość i sens.
Zgoda na \ycie wymaga wielkiej świadomości siebie, wymaga
uczciwości, wymaga prawdy, wymaga ofiary. Jak ka\de leczenie
choroby jest zwykle bolesne, tak samo leczenie z naszych buntów
wobec \ycia jest tak\e procesem bolesnym, wymagającym wyrzeczeń.
Zgoda na \ycie domaga się najpierw wyrzeczenia się
oszukiwania siebie, domaga się zdemaskowania fałszu. Wyra\enie
zgody na własne \ycie domaga się prawdy o naszym \yciu. Człowiek
winien dobrze wiedzieć, na co ma się zgodzić. Ka\demu z nas grozi
nie tyle jakiś totalny autodestrukcyjny bunt wobec \ycia, ile
raczej \ycie w iluzji, bunt zamaskowany, bunt ukryty za pozorami
\ycia.
Pytania do refleksji
1. Czy kiedykolwiek nawiedzały Cię myśli samobójcze (,,lepiej
byłoby nie \yć'', ,,ja się na świat nie prosiłem'', ,,nienawidzę
\ycia'', ,,skończę ze sobą'')? Co było ich przyczyną?
2. Przypomnij sobie ( konkretnie, z uwzględnieniem miejsca i
czasu) najtrudniejsze momenty z historii Twojego \ycia. Jakie
uczucia Ci w nich towarzyszyły - lęk, smutek, depresja,
zniechęcenie? Spróbuj odczytać rodzaj niezgody, która kryła się
za tymi uczuciami. Na kogo, na co się nie zgadzałeś? Czy
przeczuwasz, \e Twoją podstawową niezgodą jest niezgoda na Twoje
\ycie?
3. Przypomnij sobie jakąś szczególnie trudną sytuację z
ostatniego tygodnia. Jak ją prze\ywałeś? Jakie uczucia
towarzyszyły Ci w tej sytuacji? Jak wpłynęły na Twoje zachowanie?
4. Zastanów się jaki jest Twój zwykły sposób reagowania w
kontaktach z innymi ludzmi? Jak zachowujesz się w momentach
zagro\enia?
5.Czy potrafiłbyś nazwać swoje mechanizmy obronne? Który z
przedstawionych powy\ej sposobów zachowania, \ycia \yciem
pozornym jest Ci najbli\szy?
6. Czy spostrzegasz, \e swoim zachowaniem chcesz ,,zasłu\yć'' na
miłość innych? W
jaki sposób?
7. Czy przeczuwasz, \e \yjesz ,,\yciem pozornym''? Co to dla
Ciebie znaczy?
8. Jakie są powody Twojego buntu przeciw \yciu?
Lucyna Słup
SKD SI TO BIERZE?
"Wszystko ma swoją przyczynę" - brzmi konkluzja znanej
rysunkowej historyjki, w której szef krzyczy w pracy na mę\a, mą\
po powrocie do domu na \onę, \ona na dziecko, a dziecko bije psa,
który z kolei "w odwecie" gryzie kota. Nasz brak miłości do
siebie posiada swoje określone zródło. Najogólniej mówiąc, jeśli
nie lubimy i nie szanujemy siebie, to dzieje się tak dlatego, \e
nie byliśmy kochani i szanowani. Miłości do siebie mo\na nauczyć
się tylko przyjmując miłość innych.
"All you need is love" - "Wszystkim czego potrzebujesz jest
miłość" - śpiewali kiedyś Beatlesi. I chocia\ z pojęciem miłości
proponowanym przez ten zespół mo\na dyskutować, nie zmienia to
jednak faktu, \e słowa tej piosenki wyra\ają najgłębszą i
najbardziej podstawową potrzebę ludzkiego serca: potrzebę
bezwarunkowej miłości. Wszystkim, czego potrzebujemy, jest
miłość.
Nadu\ywając alkoholu, za\ywając narkotyki, uprawiając "zimny
seks", szukając sławy, pieniędzy, ludzkiego uznania - tak
naprawdę szukamy zawsze miłości. Nawet "pijak w rowie szuka
miłości" - powiedział kiedyś Clive S. Lewis. Miłość jest jedynym
celem, ku któremu człowiek zmierza. Jej wszystko poświęca. Bez
miłości wszystko w \yciu ludzkim traci sens. Pięknie wyra\a tę
prawdę hymn św. Pawła o miłości (1 Kor 13 nn).
Słowo "miłość" w językach nowo\ytnych jest pojęciem
wieloznacznym, nieprecyzyjnym. Wyra\a się nim zarówno największe
doświadczenia duchowe mistyków jak równie\ nadu\ycia seksualne.
Nam chodzi o "miłość-agape", miłość bezwarunkową, która przyjmuje
nas nie ze względu na to, co mamy lub co robimy, ale ze względu
na samo nasze istnienie. Chodzi nam o miłość, która akceptuje nas
wraz z naszymi brakami i słabościami. Kiedy jesteśmy kochani w
ten sposób, wówczas czujemy się szczęśliwi, bezpieczni i nie mamy
ochoty udawać kogoś, kim w istocie nie jesteśmy.
Miłość sprawia, i\ nasze maski same spadają z naszych
twarzy. Nie musimy bowiem przed ludzmi zabezpieczać się, bronić,
udawać. Mo\emy pozwolić sobie na bycie sobą. Rezygnujemy z
ukrywania naszych wad, z zabiegania o ludzką sympatię, uznanie,
pochwały, poniewa\ w miłości bezinteresownej wszystko posiadamy.
Czujemy się kochani niezale\nie od tego jacy jesteśmy. Czując się
zaś kochani w ten sposób odkrywamy własną niepowtarzalną wartość.
To miłość daje nam tak\e poczucie naszej godności.
Taka bezwarunkowa miłość wśród ludzi jest jednak bardziej
marzeniem ni\ rzeczywistością. Wszyscy nosiliśmy lub te\ nosimy
gdzieś głęboko ukryte w nas rozczarowanie do tej miłości, której
doświadczyliśmy. Mieliśmy lub mamy jeszcze uraz spowodowany
miłością ograniczoną i warunkową; nieraz bardzo ograniczoną i
bardzo uwarunkowaną. Miłość uwarunkowana jest zawsze
doświadczeniem bolesnym. Poczucie bycia przez innych odrzuconym
czy "zle kochanym" kładzie się nieraz cieniem na całe nasze
dorosłe \ycie. Rzutuje ona na pózniejsze mał\eństwo, przyjaznie,
pracę, \ycie religijne. Próbując odkryć przyczyny niezgody na
siebie nie mo\na lekcewa\yć atmosfery własnego domu rodzinnego,
naszych więzi z ojcem, z matką.
U początków \ycia, w niemowlęctwie całą wiedzę o sobie i
wartości swojego \ycia człowiek czerpie przede wszystkim od
rodziców, szczególnie zaś od swojej matki. Ju\ w jej łonie
dziecko mocno reaguje na wszystkie jej prze\ycia zarówno
pozytywne jak i negatywne. Ju\ wtedy czuje się chciane, kochane,
przyjęte czy te\ przeciwnie: odrzucone, niechciane, niekochane.
John Powell pisze, i\ niemowlę jeszcze nie wie kim ono jest.
Wkracza w świat niczym \ywe pytanie poszukujące odpowiedzi: Kim
jestem? Co jestem wart? Na czym polega \ycie? Tę odpowiedz
przyjmuje od swoich rodziców, głównie od matki. Dobrze jest,
je\eli odpowiedz ta jest pełna miłości: Jak dobrze, \e jesteś z
nami! Kochamy cię! Taka odpowiedz - niekoniecznie wyra\ona
werbalnie, bardziej za pomocą czułych gestów, pieszczot i
pocałunków - zasiewa w jego sercu przekonanie: Jestem kochany.
Jestem cenny, nipowtarzalny. Jestem godzien miłości.
Z czasem do informacji przekazywanych przez kontakt
niewerbalny dołączają się tak\e słowa. A one mogą nieść wiarę w
wielką wartość małego człowieka albo uzale\nienie tej wartości
od określonych, spełnianych przez niego warunków. W pierwszym
przypadku dziecko "dowiaduje się", i\ jest kochane za to, kim
jest, w drugim "otrzymuje informacje", \e na miłość rodziców musi
sobie zasłu\yć: dobrym zachowaniem, sukcesami, wyglądem,
uległością, posłuszeństwem. "Dowiaduje się" więc, \e jest
kochane, poniewa\ jest grzeczne, ciche, posłuszne, itp. Na całe
jego nieszczęście, w miarę upływu czasu rodzice kodują w nim
coraz to nowe warunki rodzicielskiej miłości: "Je\eli mi
pomo\esz, je\eli mnie nie urazisz, je\eli będziesz się miał dobre
oceny w szkole, je\eli nie będziesz przynosił mi wstydu" - to
"będziesz kochany". Jednak jednym z bardziej okrutnych warunków
rodzicielskiej miłości jest całkowieta rezygnacja dziecka w
jakiejkolwiek wolności i podporządkowanie się ich woli. Rodzice
na ogół nie zdają sobie sprawy z tego, \e stawiając takie
wymagania i uzale\niając od spełnienia tych wymagań przyjęcie lub
odrzucenie dziecka, w istocie odmawiają mu akceptacji.
Nierzadkim warunkiem miłości do dziecka jest zaspokajanie
nadmiernych potrzeb uczuciowych (nie zrealizowanych w związku
mał\eńskim) jednego z rodziców (częściej matki). Dziecko jest
wówczas obdarzane nadmiarem czułości, prezentów, ale za cenę
całkowitego związanie emocjonalnego, czy wręcz uczuciowego
zniewolenia. Zachłanna matka bywa wówczas zazdrosna o relacje
emocjonalne z płcią przeciwną.
Oczywiście warunkowa miłość rodziców - jako przeciwieństwo
miłości bezwarunkowej, mo\e wyra\ać się w bardzo subtelny sposób.
śądania pod adresem dziecka nie muszą być werbalnie formułowane,
ale wyra\ać się w pewnych postawach i gestach. Dziecko zachowanie
rodziców odbiera jako karę lub nagrodę i np. mo\e chcieć swoimi
sukcesami, których nikt od niego słowami nie wymaga, zasłu\yć na
czułość, troskliwość, uwagę rodziców.
Dziecko które jest kochane miłością warunkową, ,,za coś'',
stopniowo nabiera przekonania, \e jest niewiele warte. Poniewa\
rodzice nie dostrzegają w nim wartości i ono nie mo\e jej
dostrzec. Zaczyna siebie nie lubić. Dochodzi do wniosku, \e nie
mo\e być przyjmowane dla wartości, którą jest samo w sobie ale
\e jego wartość tkwi w istocie poza nim: w rzeczach, które
zdobywa , w wymaganiach, które spełnia. Utwierdza się w
przekonaniu, \e mo\na je kochać jedynie ,,za coś''- za
posłuszeństwo, sukcesy, w nauce, urodę, przynoszenie dumy
rodzicom itd. A poniewa\ na tym, \eby być kochanym zale\y mu
najbardziej - rozwija w sobie postawę ,,zasługiwania na miłość".
Ta właśnie postawa sprowokuje go w przyszłości do szukania za
wszelką cenę potwierdzenia swojej wartości a gdy to się nie
powiedzie i \ycie oka\e się zbyt bolesne - do ucieczki od niego.
Ta prawidłowość z wielką siłą przejawiła się w \yciu Marylin
Monroe, słynnej amerykańskiej gwiazdy filmowej. Sława, liczne
mał\eństwa i niemniej liczni kochankowie nie zdołali zaspokoić
jej pragnienia akceptacji. Nie doświadczyła jej w domu rodzinnym,
którego nie miała - nie znała swojego ojca a matka większość
czasu spędzała w szpitalach psychiatrycznych. Marylin będąc
dzieckiem błąkała się więc po przytułkach i rodzinach
zastępczych. Nie doświadczywszy \ycia rodzinnego nie potrafiła
go zbudować. W jednym ze swych ostatnich filmów ,,Skłóceni z
\yciem'' grała jakby samą siebie - nieszczęśliwą, nie pogodzoną
z \yciem, uciekającą od niego...Nie trzeba było długo czekać aby
uciekła ostatecznie - w lipcu 1963 roku Monroe za\yła śmiertelną
dawkę środków usypiających. Kreowana jako ,,symbol seksu''
pozostała w pamięci wielu jako tragiczna ofiara show - bussinesu
a przede wszystkim wielkiego, niezaspokojonego pragnienia
miłości.
Historia Marylin - to historia odrzucenia, przekreślenia
siebie będącego odpowiedzią na odrzucenie.,,Byłam pomyłką. Moja
matka nigdy mnie nie chciała'' - wyznała aktorka w jednym z
wywiadów będąc u szczytu swej kariery. Je\eli nieakceptacja
siebie jest problemem tylu ludzi wywodzących się z tzw.
,,porządnych rodzin'', to w znacznie większym stopniu dotyczy
dzieci wychowujących się w rodzinach rozbitych, dzieci
niechcianych, porzuconych, nadmiernie uzale\nionych od rodziców,
bitych, przeklinanych, zniewa\onych, gwałconych. Przeciętna
,,warunkowa'' miłość rodzicielska podwa\a w dziecku poczucie jego
własnej wartości, ale miłość wypaczona czy jej zupełny brak
całkowicie rujnuje w dziecku poczucie własnej wartości.
Poniewieranym na ró\ne sposoby dzieciom ju\ jako ludziom dorosłym
wyjątkowo trudno jest zgodzić się na siebie i i na swoje \ycie.
Przeszkadza im w tym wielkie poczucie winy. Dziecko chce widzieć
w swoim ojcu czy matce kogoś idealnego. Tylko takiej osobie mo\e
zaufać a zaufanie i poczucie bezpieczeństwa jest konieczne dla
jego rozwoju. Je\eli spotyka się z ich strony ze złem, z krzywdą
- podświadomie dą\y do usprawiedliwienia rodziców a obwinienia
siebie. Dzieje się tak nawet wtedy, gdy dorośnie. Chcąc zadowolić
ojca, czy matkę ju\ jako człowiek dorosły posuwa się do czynów
absurdalnych.
Susan Forward, amerykańska psychoterapeutka, która zetknęła
się z wieloma przypadkami zachowań rodziców określanych przez nią
jako ,,toksyczne''opisuje przypadek czterdziestodwuletniego
oficera policji imieniem Jason, który w czasie wykonywania swej
pracy konsekwentnie stawiał się w sytuacjach zagra\ających
\yciu.(6). Chocia\ jego czyny mogły wydawać się heroiczne ( np.
samotne usiłowanie rozbicia gangu) były w istocie lekkomyślne.
Policyjny psycholog doszedł do wniosku, \e człowiek ten jest
potencjalnym samobójcą i nalegał na jego hospitalizację.
W czasie sesji psychoterapeutycznych okazało się, \e matka
Jasona, osoba o bardzo gwałtownym usposobieniu w dzieciństwie
wielokrotnie powtarzała mu z nienawiścią : ,,ałuję, \e się w
ogóle urodziłeś.Chciałabym abyś ju\ nie \ył, tak samo jak
chciałabym aby twój ojciec nie \ył.'' Ojciec Jasona opuścił
rodzinę, czym jakby poparł tezę, \e \ycie jego syna nie
przedstawia dla ka\dego z rodziców \adnej wartości. Będąc ju\
człowiekiem dorosłym i podejmując niebezpieczne akcje policyjne,
Jason podświadomie usiłował nadal być posłusznym synem. Chciał
w sposób zawoalowany popełnić samobójstwo aby tym samym spełnić
\yczenie matki i sprawić jej przyjemność...
Chocia\ miłość warunkowa przejawiała się w naszym \yciu z
ró\ną intensywnością, to jednak tak naprawdę doświadczył jej
ka\dy. Nasi rodzice nie mogli nam zapewnić pełnej, bezwarunkowej
miłości, chocia\ być mo\e bardzo się o to starali. aden człowiek
nie mo\e kochać miłością pełną, bezwarunkową. Kochać taką
miłością mógłby tylko ktoś, kogo nigdy nie skrzywdzono a to
przecie\ jest niemo\liwe.
Rodzice nawet najbardziej kochający swoje dziecko mogą tylko
bardziej lub mniej zbli\ać się do ideału miłości bezwarunkowej.
Na pewno czymś, co sprzyja takiemu zbli\eniu jest ich harmonijna
mał\eńska więz - nieporozumienia między rodzicami dziecko zawsze
odbiera jako brak miłości. Ta więz rodzi się oczywiście z
uporania się - przynajmniej w podstawowym stopniu - z własnymi
wewnętrznymi problemami. Trudno oczekiwać, \eby rodzic
wewnętrznie rozbity, nie akceptujący siebie, uciekający od \ycia
i starający się przypodobać innym mógł rozwinąć w swoim dziecku
poczucie własnej wartości i przekazać mu jasną i spójną wizję
rzeczywistości. W sposób naturalny, nawet się o to specjalnie nie
starając przeka\e mu własne lęki, frustracje i uzale\nienia.
Właśnie w skrzywdzeniu, w odrzuceniu tkwi zródło wielu naszych
słabości, tak\e słabości moralnych. Zauwa\my, \e w dziedzinie
moralnej niezgoda na siebie wyra\a się przede wszystkim w tzw.
,,chorym poczuciu winy''. Chore poczucie winy polega na tym, \e
człowiek bierze na siebie całą odpowiedzialność za popełnione zło
podczas gdy jego odpowiedzialność jest tylko cząstkowa.
Krzywdzenie drugich jest wtórne, pierwsze jest zawsze bycie
krzywdzonym. Niezgoda na własną historię \ycia, w której było się
krzywdzonym zawsze owocuje niezgodą na własne słabości moralne.
Nie pogodzony ze swoją historią \ycia człowiek usiłuje zbawiać
siebie o własnych siłach ale te próby (przybierające np. kształt
mocnych postanowień ,,nigdy więcej'' rodzą coraz głębszą niezgodę
na siebie, coraz większą nieakceptację własnych słabości. I chcąc
pokonać te słabości, trzeba je po pierwsze dostrzec i nazwać a
po drugie, zaakceptować, uleczyć historię \ycia będącą zródłem
tych słabości.
Podsumowując: uznanie swojej wartości i zgoda na siebie
rodzi się w dzieciństwie. Ich zródłem jest miłość naszych
rodziców. Istotne są tak\e pózniejsze doświadczenia bycia
odtrąconym, niekochanym.
Większy lub mniejszy brak miłości, odrzucenie, którego
doświadczyliśmy w domu rodzinnym i nie tylko sprawia, \e nie
umiemy kochać prawdziwie samych siebie i buntujemy się przeciw
swojemu \yciu. On te\ rozwija w nas ró\ne formy egoizmu będącego
wynaturzoną miłością własną. Je\eli egoizm jest tak powszechnym
problemem, je\eli wszyscy jesteśmy egoistami w mniejszym lub
większym stopniu to tylko dlatego, \e wszyscy byliśmy kochani w
mniej lub bardziej niewłaściwy sposób. Nie doświadczywszy
prawdziwej miłości nie umiemy przekazać jej innym.
Pytania do refleksji
1.Jak wspominasz Twój rodzinny dom? (Odpowiadając na to pytanie
przypomnij sobie zachowanie Twojego ojca, Twojej matki, atmosferę
domu rodzinnego, relacje z rodzeństwem). Jakie uczucia budzą się
w Tobie pod wpływem tych wspomnień? Czy rozmawiałeś z kimś na
temat Twojego domu rodzinnego? Czy byłbyś w stanie porozmawiać
na ten temat z własnymi rodzicami?
2. W jaki sposób Twoja niezgoda na \ycie odbija się na Twoich
najbli\szych - na \onie, mę\u, dzieciach, teściowej, synowej,
przeło\onym, podwładnym? Kiedy \ądałeś rzeczy, których ten drugi
człowiek nie był Ci w stanie dać? Czy dostrzegasz fakt, \e Twoja
niezgoda na \ycie promieniowała większą lub mniejszą nienawiścią,
kierowaną ku drugiemu człowiekowi? W jaki sposób?
3. Przypomnij sobie jakąś konkretną krzywdę, którą wyrządziłeś
drugiemu człowiekowi w ciągu ostatniego dnia, tygodnia, miesiąca,
roku...Jak sądzisz, jakie Twoje skrzywdzenia były jej przyczyną?
4. W jaki sposób Twoja nieakceptacja siebie przejawia się w
nieakceptacji drugich? Spróbuj dostrzec konkretne sytuacje.
Lucyna Słup - Józef Augustyn SJ
CZY MOśNA ZGODZIĆ SI NA śYCIE?
"Do kobiety która skar\yła się na swe
przeznaczenie Mistrz powiedział:
- Przecie\ ty sama wykuwasz swój los!
- Ale z pewnością nie ja jestem winna, \e
urodziłam się kobietą, czy\ nie tak?
- Narodzić się kobietą to nie przeznaczenie. To
los. Przeznaczenie polega na tym, w jaki sposób
przyjmiesz swą kobiecość i co z nią zrobisz."
(Anthony de Mello SJ).
1. Jesteśmy odpowiedzialni za swoje \ycie, za swoje
"przeznaczenie". Poznając jednak naszą ludzką słabość, głębię
naszych \yciowych zranień (szczególnie zaś zranień w miłości)
oraz wynikające z nich zagubienie \yciowe, wydaje się nam nieraz
mało prawdopodobne, abyśmy mogli sprostać temu \yciowemu zadaniu.
Parafrazując słowa A. de Mello mo\emy powiedzieć: "To, i\ nie
byłem kochany tak, jak tego potrzebowałem i pragnąłem, to nie
jest moje przeznaczenie. To mój los. A moje przeznaczenie polega
na tym, \e przyjmę swoją przeszłość, aby na niej zbudować moją
przyszłości.
Nie jesteśmy odpowiedzialni za nasze zranienia w miłości z
najmłodszych lat oraz za jakiekolwiek skrzywdzenia, których
doznaliśmy od innych. Jesteśmy jednak odpowiedzialni za nasze
obecne dorosłe \ycie. I choć nasza przeszłość wywiera na nas
pewien wpływ, to jednak ona nas nie determinuje. Mo\emy nauczyć
się kochać siebie i kochać innych z naszą przeszłością. Mo\emy
w pełni pogodzić się ze swoim \yciem. Mo\emy prze\yć je w sposób
twórczy.
Zranienia w miłości, szczególnie te wyniesione z wczesnego
okresu naszego \ycia, stają nam nieraz jako pewna przeszkoda na
drodze do pełnej akceptacji naszego \ycia, ale tylko w pierwszym
jej etapie. Przezwycię\one i uleczone zranienia stają się
miejscem wra\liwości wewnętrznej, twórczości, pełniejszego
zrozumienia innych.
Zranienie w ludzkiej miłości, to tylko jedno z wielu
mo\liwych zranień. śycie niesie z sobą tak\e inne "skrzywdzenia,
zranienia, niesprawiedliwości, słabości i ludzkie ułomności.
Stają się one dla nas \yciowym zadaniem wymagającym od nas trudu
i ofiary. Nie wykluczają one jednak bynajmiej piękna, szczęścia
ludzkiego \ycia. Mo\na nawet powiedzieć, \e dobro i piękno
ludzkiego \ycia przychodzi zawsze przez trud i cierpienie. Dobro
musi być zawsze w jakiś sposób okupione ofiarą.
Wyrazistym tego przykładem są postacie Joni Eareckson czy
Denise Legrix. Pierwsza, Szwedka, która w wieku kilkunastu lat
została sparali\owana na skutek wypadku, po cię\kiej depresji
odzyskała radość \ycia: została cenioną malarką (nauczyła się
malować trzymająć pędzel w ustach), pokochała człowieka za
którego wyszła za mą\. Druga, Francuzka, urodziła się bez rąk i
nóg. Wygrała walkę z bezsensem swojego \ycia. Mimo swego kalectwa
zaanga\owała się w obronę \ycia dzieci poczętych oraz w pomoc
dzieciom upośledzonym i ich rodzicom. W swojej ksią\ce "Tak
urodzona", która stała się bestsellerem, daje piękne świadectwo
zmagania się z własną ułomnością nie tylko fizyczną, ale tak\e
z rodzącym się buntem przeciwko \yciu.
2. Dlaczego trzeba nam dą\yć do zgody na nasze \ycie?
Mówiąc prosto, poniewa\ innego wyjścia nie mamy. Albo
zgodzimy się na \ycie i odkryjemy jego sens, smak i radość (tak\e
pośród trudu \ycia), albo będziemy trwać w tępym buncie
przeklinacjąc nasze \ycie. Buntem tym będziemy krzywdzić nie
tylko siebie, ale tak\e naszych najbli\szych. Trzeciego wyjścia
nie ma.
Podstawowe oszustwo, jakiemu często podlegamy, to szukanie
jakiejś "trzeciego wyjścia, trzeciej drogi". Pan Jezus mówi
bardzo wyraznie: "Wasza mowa niech będzie: tak - tak, nie - nie".
Nie mówi: raz - tak, raz - nie. Zgoda na \ycie domaga się "tak"
we wszystkich wymiarach. Je\eli na pewną formę \ycia mówimy -
tak, a na inną - nie, to rodzi się niespójność, która jest
zródłem nerwicowego rozbijania się.
Mówiąc potocznie, zgoda na \ycie bardzo się "opłaca".
Dopiero bowiem pełna akceptacja \ycia odsłania nam, jak niezwykłe
istnieją w nas energie emocjonalne, intelektualne, duchowe,
dzięki którym mo\emy nasze \ycie uczynić twórczym i ciekawym.
Buntując się zaś przeciwko \yciu tracimy wiele sił na budowanie
pozorów \ycia, na \yciowe iluzje.
Dlaczego mo\na zgodzić się na \ycie?
Poniewa\ intuicyjnie czujemy, \e jesteśmy do tego zdolni.
Owszem, bywają w naszym \yciu chwile zwątpienia, rozpaczy,
zamknięcia w sobie, ale są to tylko "chwilowe zaćmienia słońca".
Pragnienie \ycia, pełnia \ycia jest głębokim pragnieniem ka\dego
z nas. Nosimy w nas nieświadome nieraz, ale głębokie przekonanie,
i\ nasze \ycie - choć bywa trudne i bolesne - jest ono sensowne
i celowe. Właśnie z tego przekonania rodzi się świadomość, i\
mo\emy przyjąć nasze \ycie takim, jakim ono jest. Zagubienia,
zranienia \yciowe i słabości nie mogą stać się powodem do
odrzucenia, ale winny być przyjęte jako miejsca naszej \yciowej
odpowiedzialności.
Akceptacja siebie i swojego \ycia jest konieczna tak\e ze
względu na naszych bliskich, przez których czujemy się kochani
i których chcemy kochać. Niezgoda na własne \ycie niezale\nie od
tego, jaką formę przybiera, jest skierowana nie tylko przeciwko
własnemu \yciu, ale tak\e przeciwko \yciu innym. Nikt z nas nie
jest samotną wyspą. Ludzkie \ycie moglibyśmy porównać do wspólnej
wspinaczki alpejskiej, w czasie której jesteśmy wszyscy powiązani
linami. Z niektórymi osobami bywamy powiązani grubymi linami, z
innymi zaś cienkimi sznurkami. Jeśli ktoś odrywa się od skały i
spada w przepaść rozpaczy, agresji, nałogów, samobójstwa, pociąga
tym samym za sobą innych.
W psychologii znane jest pojęcie choroby koalkoholizmu. W
rodzinie pije tylko jedna osoba, ale emocjonalne objawy "choroby
alkoholowej" posiadają w mniejszym czy większym stopniu wszyscy
inni członkowie rodziny. Mają oni te same kompleksy ni\szości,
poczucie winy, wstyd, nizgodę na siebie. Wszyscy oni oddychają
i zatruwają się chorą "atmosferą emocjonalną", którą alkoholik
wytwarza wokół siebie. Człowiek nie pogodzony z sobą i ze swoim
\yciem zawsze będzie krzywdził innych.
=
3. Czego domaga się od nas zgoda na \ycie?
a) Po pierwsze szukania celu i sensu \ycia. Jest to
podstawowy warunek pełnej akceptacji \ycia. Nie mo\na przecie\
zgodzić się na \ycie "byle jakie", pozbawione sensu, celu.
Szukając zgody na \ycie zmuszenie jesteśmy pytać, na jakie \ycie
mam się zgodzić?
Zauwa\my jednak, i\ ostatecznym celem i sensem naszego \ycia
nie mo\e stać się tylko rozwijanie jeden z licznych przejawów
ludzkiego \ycia: biologiczny, emocjonalny, intelektualny,
seksualny.
Najwy\szym przejawem \ycia jest \ycie duchowe, które integruje
wszystkie formy ludzkiego \ycia. Rozbicie \yciowe polega właśnie
na braku płaszczyzny scalającej te wszystkie przejawy \ycia. Nie
mo\na częściowo zgadzać się na \ycie. Niezgoda na jedną z tych
płaszczyzn \ycia jest automatyczną niezgodą na wszystkie
pozostałe. Ta najgłębsza niezgoda przejawia się w bardziej
powierzchownej. Nie zaprzeczmy tutaj doniosłości poszczególnych
przejawów ludzkiego \ycia. Jest jednak rzeczą wa\ną, aby
dostrzec, \e istota \ycia nie jest mieszanką poszczególnych
przejawów \ycia. Nie otrzyma się recepty na \ycie rozdzielając
nasze energię \yciową dla poszczególnych płaszczyzn \ycia: np.
20% na sferę biologiczną, 30% - na sferę psychiczną, 30% - na
estetyczną, itd.
Aby zgodzić się na \ycie trzeba odkryć jego istotę, obecną
we wszystkich sferach: \ycie duchowe. Istota \ycia nie wchodzi
w konflikt z \adnym z przejawów \ycia, ale jednocześnie wszystkie
je przekracza i wszystkie je scala.
b) Zgoda na \ycie domaga się tak\e nieraz niezwykłej
determinacji emocjonalnej i duchowej. Wyra\a sie ono poprzez
odwagę, wytrwałość, wierność. Na swoje \ycie mo\e zgodzić się
tylko człowiek, któremu na tym naprawdę zale\y, człowiek, który
nie boi zerwać maski "\ycia pozornego". Poniewa\ tej odwagi i
determinacji nam nieraz brak, stąd te\ winniśmy często prosić
Dawcę \ycia, abyśmy mogli jej doświadczyć i ją odczuć.
c) Zgoda na \ycie domaga się twórczej postawy wobec \ycia.
Chodzi zarówno o twórczość duchową, emcjonalną, intelektualną.
W prawdziwej zgodzie na \ycie nie ma rezygnacji, ucieczki,
wycofywania się z \ycia. Takie postawy są zawsze przejawem buntu
wobec \ycia. śycie ka\dego z nas posiada niepowtarzalny
charakter, stąd te\ nie mo\e być ono jedynie powielaniem cudzych
wzorów. Chocia\ w szukaniu zgody na \ycie mo\emy zachęciać się
do ofiarności i wysiłku poprzez "przyglądanie się" czy wręcz
kontemplowaniem \ycia świętych, to jednak, to jednak zgoda na
\ycie nie mo\e być nigdy odtwarzaniem "cudzego" \ycia w moim
\yciu, ale jest szukaniem sposobu realizacji MOJEGO \ycia.
Odpowiedzi na to pytanie nie mo\emy znalezć poza sobą, na
zewnątrz naszego \ycia: w mądrych ksią\kach, w poradach "wielkich
mistrzów". Aby ją odnalezć, trzeba nawiązać dialog z własnym
\yciem, z historią swego \ycia. Bóg działa bowiem w naszym sercu
w ciągu całej historii naszego \ycia.
d) Zgoda na \ycie domaga się transcendencji siebie,
przekraczania swoich ograniczeń. Mo\na powiedzieć, \e jest
związana z umieraniem. Umieranie zawsze jest trudne. Nie mo\e nas
w jakiś sposób nie dotykać fakt przemijania naszego \ycie. O ile
doświadczanie dorastania, wchodzenie w \ycie jest radosne, o tyle
przemijanie \ycia, umieranie jest trudne i bolesne.
e) Zgoda na \ycie to tak\e zgoda na śmierć. Choćby całe
\ycie było pasmem sukcesów i przyjemności to przecie\ przyjdzie
moment, kiedy wszystko trzeba będzie opuścić. Jeśli człowiek nie
wprowadził Boga w swoje \ycie, musi buntować się przeciwko
opuszczeniu tego, co uwa\ał, za istotę, rdzeń \ycia. Zgodzić się
na \ycie mo\na tylko wprowadzając w to \ycie Boga.
W pełnej zgodzie na \ycie nie ma zatrzymywania się na sobie.
Kiedy do końca zgadzamy się na swoje \ycie, zapominamy o nim i
to właśnie jest najwy\szą formą naszej zgody na \ycie.
f) Zgoda na \ycie domaga się tak\e obecności drugiego
człowieka. Zamknięcie w sobie, uciekanie od ludzi jest przejawem
ucieczki od \ycia. Bywają w \yciu takie sytuacje które bardzo
trudno przyjąć bez obecności drugiego człowieka. Ale z drugiej
strony zgoda na \ycie domaga się tak\e samotności przyjętej z
pełną wolnością, samotności, która nie jest ucieczką, ale
szukaniem warunków dla wewnętrznego milczenia i pogłębionej
refleksji nad sobą.
Oczywiście, \e tak rozumiana zgoda na \ycie przekracza nasze
ludzkie tylko siły, stąd te\ wymaga ona pomocy Dawcy \ycia -
samego Boga. Zgoda na \ycie domaga się obecności Pana Boga.
g) Aby zgodzić się na \ycie nie wystarczy wykonać jakieś
ćwiczenia, treningi, nie wystarczy zrobić jakiś kurs, poddać się
psychoanalizie. Zgoda na \ycie jest to proces trwający przez całe
\ycie. Najwy\szą formą tej zgody jest zgoda na własną śmierć,
kiedy zgadzamy się nie tylko na \ycie wegetatywne, które kończy
się w momencie śmierci, ale zgadzamy się na całe \ycie, równie\
na to, które przekracza progi śmierci. Jest to najwy\sza forma
zgody na \ycie. Nie jest to ucieczka od istoty \ycia, ale
zmierzanie do jego centrum.
Jest to te\ zgoda na tajemnicę, gdy\ jako chrześcijanie nie
tylko wierzymy w osobowego Boga, przyjmujemy tak\e tajemnicę
wcielenia Boga - wierzymy w Jezusa Chrystusa. W przypadku
tajemnicy, łatwiej powiedzieć, czym ona nie jest, ni\ określić,
czym ona jest.
Pytania do refleksji:
1. Przypomnij sobie te wszystkie momenty, w których \ycie
wydawało Ci się piękne. Z czym się one wiązały?
2. Wypisz (spontanicznie i odruchowo) wszystko to, co jest dla
Ciebie wa\ne: osoby, sprawy, rzeczy a następnie ,,ponumeruj je
'' od najwa\niejszych a\ do najmniej wa\nych. Która z tych
wartości zajmuje w Twoim \yciu pierwsze miejsce?
3. Co nadaje sens Twojemu \yciu?
4. Przyjrzyj się swoim pragnieniom. Jakie one są, czego dotyczą?
Czego oczekujesz od \ycia? Na czym Ci naprawdę w \yciu zale\y?
Cz. II
KU PEANEJ ZGODZIE NA śYCIE
Lucyna Słup
PRZYJCIE MIAOŚCI
,,Nasze \ycie bywa bogate lub ubogie
zale\nie od tego, co w nie wkładamy,
a nie od tego, co zeń czerpiemy.''
Lucy Maud Montgomerry.
W ksią\ce "Toksyczni rodzice" Susan Forward opisuje
przypadek kobiety imieniem Patty, która jako mała dziewczynka
została zgwałcona przez swojego ojca. Po zakończeniu leczenia
Patty na kilka lat zerwała kontakt z ojcem. Po tym czasie
nieoczekiwanie napisała do niego list. Donosiła w nim o tym, jak
uło\yło się jej \ycie, \e dzięki wysiłkom Susan stała się
normalną, zdrową psychicznie kobietą, szczęśliwą \oną i matką
trojga dzieci. "Dziękuję Ci za Twoją miłość. Zawdzięczam Ci moje
\ycie" - napisała Patty swojemu ojcu.
Niezgoda na siebie, a w konsekwencji na swoje \ycie jest
wynikiem tego, \e nie doświadczyliśmy miłości, która
potwierdziłaby naszą wewnętrzną wartość. Jedynie bowiem
doświadczenie prawdziwej miłości mo\e nas przekonać o wartości
\ycia, mo\e nas obdarzyć siłą potrzebną do tego, aby przyjąć całe
nasze \ycie.
Proces przywracania nam naszej wewnętrznej wartości zakłada
więc niejako dwa etapy. Po pierwsze musimy znalezć się ktoś, kto
pokocha nas mimo wszystkich naszych ograniczeń, słabości, zranień
i oka\e nam "trochę" miłości, takiej, na jaką go stać. To
"trochę" często wystarcza, aby nas przekonać, i\ \yć warto. To
"trochę" ludzkiej miłości naprowadza nas zawsze na nieskończoną
miłość Dawcy samego \ycia. Po drugie musimy to "trochę" miłości
przyjąć z zaufaniem, nie próbując jednak odpłacać się i
wywdzięczać. Przyjęcie swojego \ycia jest niemo\liwe bez
doświadczenia miłości ze strony kogoś prawdziwie nas kochająceg.
Z pewnością niełatwo jest spotkać człowieka, który nas
pokocha. Człowiek mo\e tylko zbli\ać się do ideału miłości
bezwarunkowej. Nawet w związku najbardziej kochających się a nie
,,pielęgnujących'' swojej miłości ludzi, dochodzi z czasem do
głosu pustka, która mo\e doprowadzić do jego ruiny.
Nosimy w sercu nienasycone pragnienie akceptacji i miłości.
Jest ono bardzo często nieuświadomione, przytłumione a więc
dające o sobie znać innymi pragnieniami. Instynktownie niejako
tęsknimy za jakimś niewyczerpanym zródłem miłości, z którego
moglibyśmy pić bez końca...Przeczuwamy, \e zródłem takiej miłości
nie mo\e być człowiek, \e człowiek mo\e być tylko rzeką, która
ów strumień miłości przenosi coraz dalej i dalej...W głębi serca
czujemy, \e musi gdzieś istnieć Ktoś, kto przyjmie nas bez
zastrze\eń i zaspokoi nasze ogromne pragnienie bycia kochanym.
I tak jest w istocie. Tym Kimś jest Bóg. Tylko On kocha nas
prawdziwie i do końca. On jest tym ródłem miłości za którym
tęsknimy.
Pismo Święte wiele razy przedstawia nam obraz Boga darzącego
człowieka najczulszą, najgłębszą miłością:
,, Pociągnąłem ich ludzkimi więzami'
a były to więzy miłości.
Byłem dla nich jak ten, co podnosi
do swego policzka niemowlę -
schyliłem się ku niemu i nakarmiłem go. "( Oz, 11,4)
Miłość Boga ,,zawiera''w sobie wszystkie rodzaje miłości
ziemskiej. Jest ojcowska i macierzyńska, oblubieńcza -
narzeczeńska i mał\eńska, przyjacielska. Przekracza ona
równocześnie wszelkie ludzkie rozumienie miłości, jest większa
ni\ miłość jakiejkolwiek istoty na ziemi:
,,Czy\ mo\e niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu,
ta, która kocha syna swego łona?
A nawet, gdyby ona zapomniała,
Ja nie zapomnę o tobie.''( Iz, 49, 16)
Jest to miłość ,,ogromna''( Iz, 54,7, Za, 1,14), ,,zazdrosna''(
Pnp, 8,6). Byliśmy obdarzeni nią na długo przed naszym urodzeniem
i będziemy nią kochani zawsze:
,,Ukochałem cię odwieczną miłością,
dlatego te\ zachowałem dla ciebie łaskawość''( Jr 31,3)
Ta miłość przyjmuje nas bez zastrze\eń i nie stawia nam \adnych
warunków. Nasza niedoskonałość czy niegodność nie ma na nią
\adnego wpływu poniewa\ jest ona bezinteresownym darem Boga. Nic
nie jest w stanie nią zachwiać:
,,Bo góry mogą ustąpić
i pagórki się zachwiać,
ale miłość moja nie odstąpi od ciebie.''(Iz, 54,10)
Taki - miłujący i czuły jest Bóg Starego Testamentu czyli
ksiąg, o których często mówi się, \e przedstawiają Boga jako
Sprawiedliwego, Mocnego, Prawodawcę i Sędziego. I choć
niewątpliwie Bóg jest i mocny i sprawiedliwy to jednak jest
przede wszystkim Miłością i przede wszystkim swoją miłość ujawnia
w całych dziejach Narodu Wybranego opisanych w Starym
Testamencie.
Jeszcze pełniej obraz Boga, który kocha ka\dego objawia
Jezus: przez swoje nauczanie, przez uzdrowienia, przez
współczucie okazywane wszystkim bez wyjątku a głównie chorym,
cierpiącym, prostytutkom, celnikom i wszystkim \yjącym na
marginesie ówczesnej społeczności. Objawia ją przez całe swoje
\ycie a tak\e przez swoją śmierć poniesioną dobrowolnie za
ka\dego z nas, przez swoje zmartwychwstanie, posłanie Ducha
Świętego i ustanowienie Kościoła.
O miłości Boga skierowanej do ka\dego z nas bardzo pięknie
mówią mistycy wszystkich czasów: ,,Złó\ na Mnie swoją głowę i
odczuj jak Ja cię kocham. Ja jestem Twoim Niebieskim Ojcem i
błogosławię cię. Ja jestem Jahwe i nie pozwolę nikomu uczynić ci
krzywdy''(2).
Poniewa\ tylko przez Boga jesteśmy kochani pełną i
bezwarunkową miłością dlatego tylko przez otwarcie się na Jego
miłość i przyjęcie jej mo\liwa jest nasza pełna zgoda na siebie
i na swoje \ycie. Nasze \yciowe doświadczenie pokazuje nam
jednak, \e uwierzyć w tę miłość, nie abstrakcyjnie lecz
konkretnie, zaufać jej i w oparciu o nią budować swoje \ycie jest
bardzo trudno.
Niejako z zasady nie ufamy nikomu - nie tylko Bogu, ludziom
te\. Dlaczego? Bo nosimy w sercu doświadczenie miłości warunkowej
i trudno nam uwierzyć, \e mo\emy być kochani ,,za darmo''.
Jesteśmy przekonani, \e na miłość, sympatię, uznanie trzeba sobie
,,zasłu\yć''. Zostaliśmy wielokrotnie zranieni w miłości i
podwa\one zostało nasze zaufanie do ludzi. Dochodzimy do wniosku,
\e nie mo\emy być ,,łatwowierni'', ,,naiwni'', ,,głupi'', nie
chcemy ju\ ,,dać się nabrać''. W nadmiarze koniecznej zresztą
ostro\ności i rozsądku (bo nie o to chodzi by być naiwnym) ginie
gdzieś nasz prosty, dziecięcy stosunek do świata...
Z podobnym trudem jak zapewnienia o miłości ze strony
człowieka, przyjmujemy zapewnienia miłości ze strony Boga. Nie
wierzymy Mu i nie potrafimy zaufać temu, \e On kocha osobiście
ka\dego z nas. Nawet je\eli zgadzamy się z katechizmowym
twierdzeniem ,,Bóg jest miłością'' odnosimy tę miłość do ludzi
w ogóle, do ,,ludzkości'', do tych, którzy są wyjątkowo pobo\ni
itp. Nie wierzymy, \e Jego miłość dotyczy nas, \e On przejmuje
się naszym losem i to nie tylko (bardziej czy mniej mgliście
rozumianym) \yciem wiecznym ale naszymi codziennymi sprawami.
Trudno nam sobie wyobrazić, \e interesują Go nasze problemy w
mał\eństwie, kłopoty w pracy, brak pieniędzy i mieszkania. Nie
wierzymy w to, \e On pragnie naszego szczęścia.
Najpowa\niejszą przeszkodą w naszym zaufaniu Bogu jest to,
\e stworzyliśmy sobie taki Jego obraz, który niezmiernie daleko
odbiega od obrazu biblijnego. Bóg jest dla nas kimś obojętnym,
kogo w ogóle nie interesuje nasz los, Policjantem czyhającym na
nasze najdrobniejsze wykroczenia, surowym Sędzią z drobiazgową
dokładnością egzekwującym przestrzeganie prawa i karzącym
natychmiast za ka\de przewinienie, bezsilnym Starcem, który z
rozpaczą patrzy jak stworzony przez niego świat pogrą\a się w
chaosie, czasem wręcz okrutnym, napawającym się naszym
cierpieniem i dyszącym zemstą Potworem. Nie zawsze uświadamiamy
sobie to, \e postrzegamy Boga jako Policjanta i Sędziego ale
całym swoim, pełnym lęku lub lekcewa\enia Boga postępowaniem
dajemy wyraz takiemu głęboko w nas zakorzenionemu obrazowi Boga.
Trudno zaufać tak postrzeganemu Bogu i nie ma nic dziwnego w tym,
\e Mu nie ufamy.
Przyczyną kreacji takiego właśnie fałszywego obrazu Boga
jest to, \e przenosimy na Niego doświadczenia ludzkiej
ograniczonej miłości, którą byliśmy kochani, \e czynimy Go
odpowiedzialnym za wszystkie nieszczęścia, urazy i skrzywdzenia,
których doznaliśmy do innych. W sposób szczególny przenosimy na
Niego wizerunek naszych rodziców. Je\eli matka nie nawiązała z
nami uczuciowego kontaktu- Bóg będzie odległy i daleki, je\eli
ojciec był porywczy i gwałtowny - łatwo uczynimy Boga okrutnym
Sędzią, je\eli rodzice we wszystkim nam pobła\ali, będziemy mieć
tendencję do manipulowania Nim. Biblijne słowo ,,Ojciec'', którym
określa się Boga bardzo często zderza się w naszym \yciu z
doświadczeniem braku miłości ze strony naszego ziemskiego ojca.
Jak mo\e z uczuciem i zaufaniem powiedzieć do Boga ,,Ojcze''
ktoś, kto miał ojca pijaka albo ktoś, kto był przez ojca
obrzucany obelgami?
Wyniesione z dzieciństwa doświadczenie miłości warunkowej
wpływa tak\e na kolejną trudność w naszym zaufaniu Bogu i
przyjęciu Jego miłości - buduje w nas przekonanie, \e na miłość
trzeba sobie ,,zasłu\yć''. Poniewa\ w mniejszym lub większym
stopniu byliśmy kochani ,,za coś'', nie potrafimy sobie
wyobrazić, \e mo\emy być kochani ,,za darmo''. Jesteśmy
przekonani, \e na miłość Boga (tak jak i na miłość ludzi) nale\y
,,zasłu\yć'' - spełnianiem dobrych uczynków, przestrzeganiem
przykazań, pobo\nym \yciem, doskonałością itp. Tymczasem na
miłość się nie zasługuje, miłość jest darem. Jesteśmy kochani
niezale\nie od naszej doskonałości. Przestrzeganie przykazań,
spełnianie uczynków i pobo\ne \ycie powinny być odpowiedzią na
miłość Boga a nie sposobem ,,zasługiwania''na nią.
Mówiąc inaczej podstawową przeszkodą w naszym zaufaniu Bogu
jest pycha, przekonanie o własnej samowystarczalności. Jest ona
owocem zranienia w miłości, odtrącenia przez tych od których tej
miłości oczekiwaliśmy. Stanowi odwrotność prostoty serca i
postawy dziecka, którą Jezus uczynił warunkiem wstępu do
Królestwa Niebieskiego.
Taką prostotą serca obdarzona była Teresa Martin - św.
Teresa od Dzieciątka Jezus. Swoją ,,małą drogą'' - drogą zaufania
miłości Boga otwarła przed wieloma ludzmi nowe horyzonty \ycia
duchowego: ,,Spodobało się Jezusowi wskazać mi jedyną drogę,
która wiedzie w sam Boski \ar; tą drogą jest zaufanie małego
dziecka, które bez obawy zasypia w ramionach swego Ojca..."-
pisała pod koniec swego krótkiego \ycia
Św. Teresa tak bardzo doświadczyła, \e jest kochana przez
Boga, \e całe swoje \ycie uczyniła ofiarą Miłości.Czytających jej
biografię musi jednak uderzyć pewien fakt: św. Teresa wyrosła w
wyjątkowo kochającej się rodzinie. Na pewno pozytywne
doświadczenia dzieciństwa w du\ej mierze pomogły jej odkryć
ojcowską miłość Boga i ukazać innym drogę Bo\ego dziecięctwa.
Zaufanie Bogu i przyjęcie Jego miłości sprawia, \e nawiązujemy
z Nim osobową relację, \e Go ,,spotykamy''. Jego działanie
sprawia, \e dokonuje się nasze wewnętrzne uzdrowienie. Jego obraz
zostaje w nas ,,wyprostowany'', Bóg objawia się nam jako Bóg
miłości.
Prawdziwe \ycie duchowe i religijne - to osobowa relacja z
Bogiem, spotkanie i dialog z Nim, które rzeczywiście nas
przemieniają, oczyszczają, uzdrawiają Jego obraz . Nie ma ono nic
wspólnego z cierpiętniczym ,,oddaniem się'' Panu Bogu, w którym
nie ma miejsca na radość i prostotę natomiast wiele w nim lęku
przed Bo\ą karą. Otwarcie się na miłość nie jest tak\e tylko
intelektualnym zrozumieniem faktu, \e jestem kochany- miłość
przyjmuje się otwierając nie rozum lecz serce. Otwarcie się na
miłość Boga nie jest równie\ czysto ludzkim ,,zabezpieczeniem
się" Panem Bogiem typu ,,Odmawiaj przez tyle i tyle dni takie a
takie modlitwy a otrzymasz to, co zechcesz." Taka postawa
zmierzająca do tego, aby zapewnić sobie bezpieczeństwo przede
wszystkim tu, na ziemi jest czysto ludzka i nie ma nic wspólnego
z rzeczywistą pobo\nością, jest przejawem magicznego myślenia i
- często - manipulacją Panem Bogiem.
Przyjęcie miłości Boga, zaufanie Mu nie mo\e być oczywiście
jednorazowym aktem ale postawą \yciową. Musi być wcią\ ponawiane.
Tej postawy nie mo\emy sobie ,,wypracować'' a raczej ją wyprosić.
Chcąc się z Nim spotkać trzeba Go o to prosić. Ta prośba musi być
jednak bardzo szczera, wyra\ająca rzeczywiste pragnienie serca,
otwarcie mówiąca o trudnościach, które nie pozwalają zaufać.
Trwanie z taką prośbą przed Bogiem z pewnością przyniesie owoc.
Jezus powiedział ,,Proście a będzie wam dane'', a więc dotrzyma
swojego słowa. Na swoisty paradoks zakrawa fakt, \e im boleśniej
byliśmy skrzywdzeni, tym większym darem ufności mo\emy być
obdarzeni, bo ,,tam, gdzie wzmógł się grzech, tam tym obficiej
rozlała się łaska.''
Bóg czeka na nas w ka\dym momencie naszego \ycia. On chce
nam pomóc, chce być blisko nas, chce nas obdarzyć Swoją miłością.
Aby przyjąć tę miłość trzeba jednak uznać własną
niewystarczalność i ograniczoność a pózniej z głębi serca prosić
Jezusa aby wszedł w nasze \ycie.
,,Ty bowiem mówisz: ,,Jestem bogaty'' i ,,wzbogaciłem się '' i
,,niczego mi nie potrzeba'',
a nie wiesz, \e to ty jesteś nieszczęsny i godzien litości,
i biedny i ślepy i nagi. (...)
Oto stoję u drzwi i kołaczę:
jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy,
wejdę do niego i będę z nim wieczerzał,
a on ze mną.''( Ap. 3, 17 i 20)
Ćwiczenia na czas modlitwy
1. Jaki jest Twój stosunek do ludzi? Czy ufasz im, czy te\
przeciwnie - łatwo ich podejrzewasz? Czy dostrzegasz podobieństwo
między swoim stosunkiem do ludzi a stosunkiem do Boga?
2. Jaki jest Twój obraz Boga? Czy wierzysz, \e On kocha Cię bez
względu na to, co zrobisz, czy te\ przeciwnie - czujesz, \e na
Jego miłość musisz zasłu\yć swoimi ,,dobrymi uczynkami''? Jak
myślisz, jakie konkretne \yciowe doświadczenia miały wpływ na
Twój obraz Boga?
3. Czy zaufanie Bogu przychodzi Ci z trudem? Dlaczego?
4. Czy kiedykolwiek doświadczałeś własnej niewystarczalności,
ograniczoności?. Jak się wtedy zachowywałeś? Czy przeczuwasz, \e
Twoje poczucie bezradności mo\e doprowadzić Cię do spotkania z
Bogiem?
5. Przeczytaj fragment Apokalipsy 3,20.
Czy czujesz, \e wołanie Jezusa mo\e być skierowane teraz, w tym
momencie do Ciebie? Czy chcesz na nie odpowiedzieć? Jeśli tak,
pomódl się spontanicznie własnymi słowami ,,zapraszając'' Jezusa
do swojego \ycia.
A mo\e kiedyś modliłeś się ju\ w ten sposób? Kiedy to było? Czy
chciałbyś modlić się w ten sposób jeszcze raz oddając Jezusowi
nowe obszary, nowe dziedziny swojego \ycia?
Lucyna Słup
DROGA
"Powierz Panu swoją drogę i zaufaj Mu: On sam
będzie działał" (Ps 37, 5).
Porównanie \ycia do drogi nieodparcie nasuwa się na myśl,
gdy chcemy określić istotę , ,,rdzeń \ycia" - \ycie jest drogą,
ruchem, procesem dokonującym się w czasie...Starzejemy się z
ka\dym dniem niezale\nie od tego czy się nam to podoba czy nie.
Nie da się zatrzymać czasu, ,,unieruchomić \ycia''...I albo
wejdziemy w ten proces i podejmiemy z nim świadome
współdziałanie, albo \ycie nas minie niby pociąg mijający
samotnego podró\nego, który nie zdą\ył na czas dobiec do
stacji...
Poniewa\ \ycie jest procesem tak\e i zgoda na nie jest
procesem. Nie mo\na zgodzić się na \ycie tylko raz, choć z
pewnością ta pierwotna decyzja ma znaczenie fundamentalne. Zgodę
na \ycie trzeba nieustannie podejmować, poniewa\ wcią\ stajemy
w nowych, nie przewidzianych sytuacjach, które domagają się
odpowiedzi. Początkiem akceptacji \ycia jest akceptacja siebie
dokonująca się w odpowiedzi na przyjęcie miłości Boga ( tak\e tej
okazywanej nam przez ludzi), pełna zgoda na \ycie wyra\a się w
poddaniu się Jego prowadzeniu, w ciągłym uzgadnianiu naszej woli
z Jego wolą.
Tak rozumiana akceptacja \ycia jest równoznaczna z głębokim
nawróceniem dokonującym się we wszystkich płaszczyznach \ycia.
Słowo ,, nawrócenie''bywa obcią\one pewnym zabarwieniem
negatywnym, kojarzy się z ,,worem pokutnym'' i ,,włosienicą''
tymczasem jest ono przede wszystkim ciągłym zwracaniem się ku
Jezusowi podejmowanym w odpowiedzi na Jego miłość. Owocuje ono
postępującą harmonią wewnętrzną człowieka. Wkroczenie na tak
rozumianą drogę akceptacji \ycia sprawia, \e stajemy się coraz
bardziej ,,zjednoczeni wewnętrznie'', coraz bardziej
zintegrowani. Przestają nami miotać uczucia gniewu, agresji,
przestają nami rządzić tłumione kompleksy. Pokój i harmonia
zaczynają się przejawiać w naszym działaniu. Ju\ nie chwytamy się
na oślep ,,byle czego'', powoli uczymy się odró\niać rzeczy wa\ne
od mniej wa\nych i wykonywać dokładnie to, co nale\y do nas - ani
więcej ani mniej.
Głęboka akceptacja \ycia wią\e się niewątpliwie z trudem,
ale jest to trud twórczy, trud budowania ,,wewnętrznego
człowieka'' uczącego się przyjmować miłość i \yjącego miłością.
Zrozumiałe, \e taka zgoda na \ycie jest bardziej ideałem ni\
stanem faktycznym ale... czy nie warto do niej dą\yć? ,,Kto nie
dą\y do rzeczy niemo\liwych nigdy ich nie osiągnie'' - mówi znana
maksyma. Mo\na dodać ,,...a na pewno nigdy się do nich nie
zbli\y''.
Wspomnieliśmy ju\ o tym, \e zgoda na własne \ycie wymaga
pewnej określonej postawy, którą najtrafniej mo\na chyba określić
słowami św Ignacego Loyoli: ,,chcę i pragnę". Swoje \ycie mo\na
przyjąć tylko wtedy, jeśli się tego naprawdę chce, tzn. chce się
poznać prawdę o sobie, chce się wyzwolić z \yciowych iluzji i
jest się gotowym na trud z którym się to wią\e. Jeśli w
przyjmowaniu \ycia nie ma pewnego rodzaju determinacji, nie
będziemy się cieszyć szczęściem w najgłębszym rozumieniu tego
słowa a najwy\ej jego namiastką.
Zgoda na \ycie domaga się wiary rozumianej jako
,,zawierzenie Bogu'' i będącej nie jednorazowym aktem ale \yciową
postawą. Ta wiara wyra\a się w modlitwie, przede wszystkim w
modlitwie błagalnej: upartej nieraz i natrętnej jak prośba
natrętnego przyjaciela z Ewangelii ( por. Ak. 11, 5 - 8). Wiele
rzeczy nie mo\e zaistnieć w naszym \yciu tylko dlatego, \e nie
mamy dość wiary, odwagi, wytrwałości i cierpliwości aby o nie
prosić. Św. Jan od Krzy\a mówi, \e od Boga otrzymamy tyle, ile
się od Niego spodziewamy. Jeśli niewiele się spodziewamy,
niewiele te\ otrzymamy.
Nie sposób powiedzieć o wszystkim, z czym wią\e się zgoda
na \ycie.Zresztą nie ma chyba człowieka, który mógłby podać jakąś
uniwersalną receptę- przecie\ \ycie przed ka\dym z nas stawia
inne zadania. Mo\na jednak pokusić się o podkreślenie kilku
charakterystycznych momentów - o zaznaczenie kilku punktów na
szlaku wiodącym ku pełnej akceptacji \ycia.
Ćwiczenia na czas modlitwy
1. Bóg przywiązuje wielką wagę do naszych pragnień. Przeczytaj
fragmenty Pisma Świętego, które o tym mówią (np. Ps.10,17;
Iz.55,1; J 7,37; Ap. 22,17; Ap.21,6 ). Jakie są Twoje największe,
\yciowe pragnienia? Wypisz je. Co chciałbyś o nich powiedzieć
Panu Bogu? O co Go prosić?
2. Przeczytaj fragmenty Ewangelii mówiące o modlitwie błagalnej
(np. Mt,7,7 - 11; Ak, 11,5 - 13; Mk,6,24 - 30; Mk,11,20 - 26).
Czy modliłeś się kiedyś o coś z wiarą? Jaka jest Twoja modlitwa
prośby? Czy spełnia warunki ukazane przez Jezusa ( wiara,
pojednanie z bliznimi, wytrwałość, cierpliwość)? Co chciałbyś o
niej powiedzieć Panu Bogu?
Lucyna Słup - Józef Augustyn SJ
"TRZECI POKÓJ"
,,Jesteśmy jak beczki bez dna tak długo, póki nie
zrozumiemy, \e mamy dno"- pisała Simone Weil (3).
Niełatwo zrozumieć, \e mamy dno. Jeszcze trudniej przyznać się
do tego. Tymczasem - je\eli zdecydujemy się na powa\ne
potraktowanie swojego \ycia i podjęcie go w postawie zaufania
Bogu, nasze ,,dno'' ujawnia się o wiele szybciej ni\ gdybyśmy
tego nie zrobili. Zaczynamy dostrzegać prawdę o sobie. Wychodzą
na jaw nasze grzechy, słabości, ograniczenia i lęki. Prędzej czy
pózniej okazuje się te\, \e istnieją w nas takie rzeczy, których
wcale nie chcemy dotykać. Odkrywamy w sobie wiele zranień
będących przyczyną naszych lęków i słabości. Do tych słabości nie
chcemy się przyznawać nie tylko przed drugimi a przede wszystkim
przed sobą samym. Dopiero próba otwarcia (chocia\by przed drugim
człowiekiem w rozmowie) pokazuje jak bardzo jesteśmy zamknięci,
ile w nas wewnętrznych oporów i barier.
,,Zawartość'' naszego wnętrza jest więc bolesna. Buntujemy
się przeciwko niej. Zgoda na \ycie domaga się więc dostrze\enia
tego, przeciwko czemu się buntujemy, domaga się odpowiedzi na
pytanie:
- przeciwko czemu naprawdę się buntuję?
- co mnie boli?
- gdzie jestem zraniony?
- jak głęboko jestem zraniony?
Aby móc dotrzeć do tego, co mnie najbardziej boli, gdzie
jestem najgłębiej zraniony trzeba odkryć to, co umownie mo\emy
nazwać ,,trzecim pomieszczeniem'', ,,trzecim pokojem''.
Z pewnym uproszczeniem mo\na powiedzieć, \e nasze wnętrze
składa się jakby z trzech pomieszczeń. Pierwsze pomieszczenie-
to cała nasza sfera fizyczna, której doświadczamy dzięki zmysłom.
Drugie - to świadomość, nie tylko rozum ale i cała sfera doznań
uczuciowych. Trzecie pomieszczenie, trzeci pokój jest tym,co w
nas nieświadome. Tam właśnie dokonuje się wiele procesów, do
których nie mamy bezpośredniego dostępu przy pomocy naszej
świadomości i woli. Jest to więc nasza podświadomość rozumiana
w sensie bardzo szerokim, gdzie kształtują się i skąd wypływają
nasze największe duchowe pragnienia a równocześnie największe
duchowe zagro\enia. Jest to miejsce kształtowania się naszych
wewnętrznych postaw wywierających ogromny wpływ na nasze
zachowania.
W ciągu \ycia "trzeci pokój" staje się śmietnikiem, do
którego ,,wrzucamy'' to wszystko, co prze\ywamy jako przykre,
wstydliwe, złe, brzydkie, wszystko to, co nas demaskuje, co
przynosi nam rozczarowanie. Je\eli skrzywdziliśmy kogoś, je\eli
odtrącił nas ktoś, na którego miłości nam zale\ało, je\eli
zostaliśmy ośmieszeni i upokorzeni - to podświadomie nie chcemy
o tym pamiętać. Pragniemy to ,,wymazać'' z pamięci przyjmując
często postawę ,,to w ogóle nie miało miejsca''.
Głęboko zakorzeniony nawyk tłumienia tego, co dla nas bolesne,
nawyk wrzucania do "trzeciego pokoju" tego, co nas boli, co złe
i wstydliwe wią\e się z wpojonym nam w dzieciństwie mechanizmem
represji (tłumienia).
Wielu rodziców i wychowawców pojmuje wychowanie dzieci
przede wszystkim jako wpajanie represji uczuciowej. Głównym
narzędziem takiego wychowania jest system nakazów i zakazów.
Dziecko wychowywane w systemie nakazów i zakazów nie odkrywa
sensu własnych postaw - odkrywa jedynie karę i nagrodę, a
najlepszymi metodami wychowawczymi stają się "kij i marchweki".
Mechanizm ten przypomina po części tresurę psa (czasami zresztą
nie po części ale całkowicie) - ,,postąpisz zle - jesteś bity
kijem, zrobisz coś dobrego - dostajesz marchwekę''.
Metoda "kija i marchewki" odwołuje się do tego, co w
człowieku pierwotne - a więc do lęku przed brakiem miłości, przed
odrzuceniem. Dziecko wychowywane tą metodą od najwcześniejszych
lat słyszy zakazy "Tego ci nie wolno" poparte grozbami "Je\eli
to zrobisz, zostaniesz odrzucone". Oczywiście grozba nie jest
formułowana w ten sposób, czasem przybiera kształt
"nieszkodliwych" stwierdzeń "Przyjdzie smok, (Baba Jaga) i cię
zje!". Dla matki i ojca takie słowa są śmieszne, ale nikt nie
wie, co prze\ywa słabe i bezbronne niemowlę, w którym bardzo
łatwo wzbudzić lęk przed odrzuceniem.
Kara jest w wychowaniu dziecka rzeczą wa\ną, ale tylko
wtedy, gdy ukazuje pewne negatywne skutki zachowań dziecka a nie
wyra\a emocjonalnego przyjęcia go lub odrzucenia przez rodziców
( wychowawców). Stawianie granic, nakazy, zakazy - to wszystko
jest konieczne, nie wolno jednak dopuścić, by główną motywacją
zachowania dziecka stało się jego przyjęcie lub odrzucenie."Jeśli
zrobisz to - zostaniesz przyjęty", "Jeśli nie zrobisz -
zostaniesz odrzucony".
Człowiek, którego nauczono w dzieciństwie tłumienia uczuć,
całymi latami, ba! dziesiątkami lat, wrzuca do "trzeciego pokoju"
wiele bolesnych i wstydliwych doświadczeń. Głównym uczuciem,
które najczęściej dławimy jest ból odrzucenia - rozczarowanie
brakiem miłości a pierwszym owocem takiej represji emocjonalnej
jest nieuświadamiana postawa wrogości i nienawiści najpierw wobec
siebie samego.
Tłumimy pewne uczucia, poniewa\ one ukazują nam, \e nie
zasługujemy na miłość. Chyba najbardziej boimy się prawdy o
naszej słabości. Gdzieś w środku \ywimy przekonanie, \e je\eli
drugi człowiek pozna mnie takim, jakim jestem naprawdę - odrzuci
mnie. Tłumimy więc wszystko to, co rani, co sprawia ból, \eby
drugim (a przede wszystkim samemu sobie) wydać się lepszym,
piękniejszym. Zatrzaskujemy drzwi do "trzeciego pokoju". W razie
wizyty przyjmujemy gości w dwóch pierwszych - posprzątanych,
pięknie przybranych. Drzwi do trzeciego pokoju zamykamy na klucz,
a na drzwiach wieszamy piękny plakat z napisem "Miłość",
"Oddanie", "Wierność obowiązkom", czasem wręcz z wizerunkiem Pana
Jezusa - i z hasłem "Po co grzebać w przeszłości - zaufałem
przecie\ Panu Bogu". Drugiemu człowiekowi (i sobie) pokazujemy
wcią\ te piękniejsze, jaśniejsze strony naszego wnętrza. Podobnie
zachowujemy się tak\e w stosunku do Boga, choć być mo\e na
modlitwie czujemy, \e On bardzo pragnąłby wejść do tego
"trzeciego pokoju"...
Z uporem maniaka bronimy tam wstępu. Istnienie "trzeciego
pokoju" - a mówiąc dokładnie nasz opór przed otwarciem drzwi i
przyznaniem się do tego \yciowego śmietnika - ujawnia się jednak
na zewnątrz w ró\nych formach nienawiści do siebie, do drugiego
człowieka, do Boga. Smutek, agresja, depresja, nerwice,
rozpacz... to bardzo częste przejawy stłumionych "pogrzebanych
\ywcem", negatywnych emocji. Niemal wszystkimi krokami człowieka
zdławionego emocjonalnie kieruje poczucie ni\szości, poczucie
winy, lęku, ciągłe zagro\enie będące w istocie obawą, \e kolejny
raz zostanę odrzucony, nie przyjęty.
Aby naprawdę zgodzić się na \ycie musimy uznać, \e ten
"trzeci pokój istnieje", pokonać opór i otworzyć do niego drzwi.
Inaczej mówiąc: musimy odrzucić złudzenia dotyczące siebie -
swojej wyjątkowości, nadzwyczajności, posłannictwa itd.
Aby się zgodzić na swoje \ycie trzeba sobie w pewnej chwili
powiedzieć: ,,Skończ z udawaniem. Nie jesteś wyjątkowy i
oryginalny. Jesteś chory, poraniony, zale\ny, ubogi, jesteś
wariatem''. "Ty bowiem mówisz: ,,Jestem bogaty'' i ,,wzbogaciłem
się''i ,,niczego mi nie potrzeba'', a nie wiesz, \e to ty jesteś
nieszczęsny i godzien litości i biedny, i ślepy, i nagi." (Ap
3,17). Zgoda na swoje \ycie rozpoczyna się wtedy, gdy mówimy:
"Jestem ubogi, poraniony, jestem wariatem. To jest prawda o mnie
i tej prawdzie nie mogę zaprzeczyć."
Gdy zaczynamy dostrzegać swój wewnętrzny śmietnik,
najczęściej chcemy zanegować jego istnienie lub usunąć go "Jak
się tego pozbyć, co zrobić, \eby tego nie było." Tymczasem...w
psychice niczego nie da się zniszczyć, wszystko mo\na natomiast
uzdrawiać i porządkować. Dlatego zgoda na \ycie wymaga rezygnacji
z kreowania rzeczywistości emocjonalnej człowieka, ze stwarzania
własnej psychiki.
Na pewno myli się ka\dy, kto chce być ,,nowym człowiekiem''
nie licząc się z własną historią \ycia i głębią własnych zranień.
Prawdziwa zgoda na \ycie domaga się przyjęcia głębi własnych
zranień i zgody na własne zranienia. Je\eli się na nie nie
zgodzimy i nie przyjmiemy ich, nigdy nie zostaniemy uzdrowieni.
Pokonanie oporu, otwarcie drzwi do "trzeciego pokoju"
zobaczenie tego, co w nas naprawdę tkwi - to wszystko jest bardzo
bolesne. I bywa, \e jeśli się na to zdecydujemy, naszym pierwszym
odruchem jest przera\enie a nawet wstręt. Nagromadzone latami
śmieci strasznie cuchną... Bolą nas wspomnienia, skrzywdzenia,
rany, które zadaliśmy innym, boli nas rzeczywistość własnej
nędzy. Jednak otwarcie "trzeciego pokoju", czyli mówiąc inaczej
"dostrze\enie prawdy o sobie" jest konieczne, bo właśnie ta
prawda stanowi fundament naszej zgody na \ycie.
Sami nie jesteśmy zdolni przyjąć prawdy o sobie. W podró\y
do naszego wnętrza musi nam ktoś towarzyszyć - ktoś, kto
delikatnie podprowadza pod nasze zamknięcia, pomaga nam otworzyć
drzwi do "trzeciego pokoju", a wtedy, gdy jesteśmy przera\eni
widokiem własnego wnętrza - mówi: słowem, a przede wszystkim
swoją obecnością, \e jesteśmy kochani i przyjmowani, \e -
paradoksalnie - jesteśmy kochani i przyjmowani właśnie dlatego,
\e jesteśmy tak bardzo poranieni. Ten ktoś dodaje nam odwagi,
otuchy, wiary w to, \e uzdrowienie naszych uczuć jest mo\liwe.
Tym kimś jest sam Jezus prawdziwie i "do końca" nas kochający
(który bardzo często towarzyszy nam poprzez przyjaciela,
współmał\onka, spowiednika, kierownika duchowego). To światło
Jego miłości prowadzi nas do odkrycia "trzeciego pokoju" -
wszystkich złych, bolesnych, wstydliwych spraw, które
zepchnęliśmy w podświadomość. To dzięki Jego mocy mo\emy tam
wejść. To On - gdy odkrywamy nasze największe słabości zapewnia
nas, \e właśnie z powodu tych słabości jesteśmy szczególnie
kochani. Nasz "trzeci pokój" przyciąga Go w sposób paradoksalny
- "im kto jest słabszy i nędzniejszy, tym lepiej poddaje się
działaniu tej Miłości wyniszczającej i przeobra\ającej" - pisze
św. Teresa od Dzieciątka Jezus w jednym z listów do swej siostry
Marii (4).
Dopiero wtedy, gdy odsłaniamy się do końca i dotykamy
naszych najbardziej bolących miejsc, mo\liwe jest uzdrowienie.
Rzecz ma się podobnie jak na przykład z powa\nym złamaniem nogi.
Jeśli noga ma się zrosnąć prawidłowo konieczna jest bolesna
operacja, nie wystarczy przyklejenie plasterka na ranę.
Odsłonięcie i uzdrowienie najbardziej bolących obszarów naszego
,,ja'' jest mo\liwe tylko wtedy, gdy przyjmiemy prawdę o miłości
Jezusa, która w sposób szczególny skierowana jest ku wszystkim
,,zle się mającym''. Jezus nie przyszedł w pierwszym rzędzie do
zdrowych i silnych a ju\ na pewno nie do tych, którzy wystarczają
sami sobie, ale do tych, którzy są "spragnieni i utrudzeni". On
przyszedł szukać i zbawiać to, co zginęło. Jego misją było "
wziąć na siebie nasze słabości i nosić nasze choroby.'' (por. Iz.
53,4).
Ćwiczenia na czas modlitwy
1. Zastanów się, czy rzeczywiście chcesz poznać siebie, to co w
Tobie chore, nie uzdrowione. Jeśli tak, wyraz Bogu szczerze swoje
pragnienie. Jeśli nie jesteś jeszcze do tego gotowy, te\ Mu o tym
powiedz. Jak sądzisz, co przeszkadza Ci w poznaniu prawdy o samym
sobie?
2. Przypomnij sobie konkretną sytuację, w której Twoje słabości
wyszły na jaw wobec innych ludzi. Jak się wtedy zachowywałeś? Czy
mo\esz dostrzec tę zajadłą walkę, \eby wypaść lepiej ni\
wypadłeś, \eby udowodnić innym: ,,Ja taki nie jestem. Mylicie
się. ''?
3. Jedyna droga do akceptacji siebie wiedzie przez uznanie i
akceptację swoich słabości. Jaka jest twoja postawa względem
twoich własnych słabości? Której z nich nie akceptujesz?
Przeczytaj fragment z Ewangelii (Mt, 9,12 - 13). Jezus objawia
się tu jako Ten, który kocha słabość i bezbronność człowieka. Czy
przeczuwasz, \e nieakceptacja Twoich słabości jest przejawem
pychy?
3. Wyobraz sobie, \e rozmawiasz z kimś drugim i dzielisz się z
nim swoim doświadczeniem. Ten człowiek mówi Ci o sobie wszystko.
Co najtrudniej byłoby Ci mu o sobie powiedzieć? Czego byś się
najbardziej obawiał?
Oczywiście desperackie otwieranie się przed drugim nie jest
rzeczą dobrą. Jeśli ktoś powiedział coś o sobie drugiej osobie
a pózniej tego \ałuje ( ,,jak ja mu teraz w oczy spojrzę'' ) z
pewnością jest to wyrazny znak, \e nie powienien mówić. Takie
pełne determinacji otwieranie się przed drugim jest tak\e pewną
formą niezgody na swoje zamknięcie.
4. Znajdz kilka osób, które Cię dra\nią. Zastanów się czy
przyczyną Twojego stosunku do nich nie jest fakt, \e przenosisz
na nie swoje cechy charakteru, postawy, zranienia. Jakie?
Lucyna Słup - Józef Augustyn SJ
PRZYJĆ CAAE śYCIE
W jednym z dramatów Mro\ka występuje dwóch uczonych zoologów
- \yrafologów. Jeden jest specjalistą od uszu \yrafy, drugi od
jej kopytek. Ka\dy z nich zna najdrobniejsze szczegóły swojego
przedmiotu badań, potrafi określić wygląd, skład chemiczny,
funkcje \yciowe...Niestety, tylko uszu i kopytek. Gdzieś w tym
wszystkim ginie cała \yrafa...
Zgadzając się na \ycie nie mo\na zgodzić się tylko na część
\ycia, na ,,uszy i kopytka''. Trzeba przyjąć je całe - w jego
zło\oności i bogactwie. A ono składa się z wielu ,,poziomów"-
\ycie biologiczne, uczuciowe,intelektualne, duchowe...\ycie
mał\eńskie, rodzinne, zawodowe itd, itd...Te wszystkie ,,poziomy"
\ycia są ze sobą w sposób organiczny powiązane. Niezgoda w jednym
wymiarze \ycia przejawia się w innym. Niezgoda (lub częściowa
zgoda) na swój wygląd szybko ujawni się w sferze psychiki,
niezgoda na własny poziom intelektualny będzie rzutować na \ycie
zawodowe itd, itd. Nieakceptacja jakiegokolwiek wymiaru \ycia
narusza zawsze naszą wewnętrzną równowagę. Je\eli zasklepimy się
w jednym z ,,poziomów " \ycia, nie pogodzeni ,,zafiksujemy się
" na którymś z nich (ciele, psychice, intelekcie, seksie)
koncentrujemy wtedy w tym punkcie całą naszą energię. Mówiąc
językiem Mro\ka widzimy tylko ,,uszy i kopytka " na dodatek
często sądząc, \e to ,,cała \yrafa''.
Niezgoda na jeden przejaw \ycia staje się automatyczną
niezgodą na całe \ycie. Aby zgodzić się na \ycie, trzeba więc
zgodzić się na siebie: na swoje ciało, na swoje uczucia, na swój
poziom umysłowy , na swoją ,,historię \ycia"...Trzeba równie\
zgodzić się na swoje wielorakie ograniczenia: fizyczne(choroby
, śmierć), intelektualne, emocjonalne,tak\e na swoje granice
moralne. Na te ograniczenia najtrudniej się nam zgodzić,
tymczasem zgoda na swoje \ycie - to przede wszystkim zgoda na
własne słabości.
Zgodzić się na \ycie, to zgodzić się z ograniczeniami.
Ograniczenia fizyczne są wpisane w nasze \ycie. To, czy się z
nimi zgadzamy odsłania się dopiero wtedy, gdy odkryjemy jakieś
trwałe dolegliwości, kiedy dotyka nas choroba. Jesteśmy tak\e
ograniczeni, jeśli chodzi o nasze emocje. Nie potrafimy sami z
siebie dawać drugiemu ciepła, miłości. ądamy od drugich
nieograniczonej, Boskiej miłości, podczas gdy ten drugi mo\e nas
kochać tylko miłością ograniczoną, taką na jaką go stać.
Trzeba zgodzić się równie\ na swoje granice duchowe,które
wyra\ają się chocia\by w tym, \e Bóg nie objawia się nam na
rozkaz, tak jak byśmy chcieli, \e On nie jest Bogiem naszych
wyobra\eń. ,,Gdzieś był, gdy zakładałem ziemię? Powiedz je\eli
znasz mądrość.'' - odpowiada Bóg Hiobowi, który usiłuje
przeniknąć zagadkę swojego cierpienia i tajemniczych Bo\ych
planów (Hiob 38,4).
Poznanie i uznanie naszych wielorakich ograniczeń jest
bardzo wa\ne, gdy\ w przeciwnym razie wcią\ będziemy usiłowali
je przekroczyć. Uczeń,którego stać tylko na trójki będzie uwa\ał,
\e nauczyciele traktują go niesprawiedliwie, rodzice, którzy nie
zaakceptowali swoich ograniczeń intelektualnych i społecznych
będą \ądali od dziecka,\eby było wyjątkowe, matka, której nie
powiodła się kariera artystyczna będzie na siłę robiła artystkę
ze swojej córki itp.
Je\eli nie przyjmiemy naszych granic emocjonalnych, będziemy
\ądali od innych akceptacji takiej, której nigdy nie będą nam w
stanie dać. Jeśli nie zgodzimy się na swoje granice duchowe,
,,przykleimy się" do swojego doświadczenia Boga i nie będziemy
zdolni rozstać się z nim. Postępimy dokładnie odwrotnie ni\ mówił
wielki mistyk, św. Jan od Krzy\a: ,,do Boga trzeba starać się iść
przez to czego się nie zna''(5).Staniemy w miejscu i zatrzymamy
proces dojrzewania relacji z Bogiem.
Zgodzić się na całe \ycie - to tak\e uznać jego dramatyzm,
rozdarcie człowieka między dobrem a złem, uznać w opozycji do
lansowanych obecnie sposobów zafałszowania tego rozdarcia.
Pierwszym z nich jest nurt ,,totalnego pesymizmu"odsłaniający
wizję całkowitej zagłady, wielkiego zagro\enia człowieka,
poniekąd uzasadniona, bo dysponujemy dziś mo\liwością zupełnego
zniszczenia \ycia na ziemi o czym świadczy chocia\by Oświęcim,
Hiroszima, Czarnobyl. Drugim - cały nurt ,,humanizmu", który
próbuje przekonać człowieka,\e \ycie ju\ jest piękne a człowiek
bardzo, bardzo dobry i nie trzeba się wiele wysilać, by na ziemi
być szczęśliwym. Wystarczy tylko chcieć. Najbardziej jaskrawym
przejawem tego nurtu jest obecnie New Age.
Zgodzić się na całe \ycie to tak\e zgodzić się na swoją
śmierć. Nie tylko wtedy, gdy ma się 70 lat, tak\e wtedy,gdy ma
się lat ,,naście''. Jeśli ktoś nie umie myśleć o śmierci, nie
umie te\ myśleć o \yciu. Matka, która boi się śmierci nie wychowa
dziecka do \ycia, poniewa\ fakt śmierci jest elementem ludzkiego
\ycia. Współczesne społeczeństwa konsumpcyjne dą\ą do wymazania
faktu śmierci z codzienności, tymczasem akceptacja faktu śmierci
stanowi podstawę społecznego ładu: ,,Szansa na utrzymanie
trwałego pokoju kryje się w tym,w jaki sposób podchodzą do
śmierci przywódcy ró\nych narodów, ludzie podejmujący ostateczne
decyzje dotyczące wojny i pokoju między narodami.Gdybyśmy wszyscy
uczynili zdecydowany wysiłek, \eby przemyśleć własną śmierć,
rozpraszając w ten sposób nasze obawy związane z pojęciem śmierci
i pomagając innym, by oswoili się z tymi myślami, mo\e byłoby
wokół nas mniej zniszczenia''- pisze Elisabeth Kubler- Ross
lekarka amerykańska, która na podstawie rozmów z ludzmi
nieuleczalnie chorymi przedstawiła pięć etapów przez jakie musi
przejść człowiek dowiadujący się,\e wkrótce umrze (6).
Zgodzić się na całe \ycie to tak\e zgodzić się na Boga,
który daje nam takie kruche, ograniczone, pełne konfliktów
istnienie. Jedynie zgoda na Niego, więcej- na Jego pierwszeństwo
w naszym \yciu sprawi, \e to \ycie ma szansę stać się (a raczej
wcią\ stawać się) harmonijną całością. ,,Gdy Bóg jest na
pierwszym miejscu, wszystko inne jest na swoim miejscu '' - mówi
św. Augustyn. Je\eli przyznamy Bogu pierwsze miejsce w naszym
\yciu i pozwolimy Mu na to, aby nas oczyszczał, nasze \ycie
będzie się stawać coraz bardziej uporządkowane. Je\eli na Jego
miejscu postawimy kogokolwiek lub cokolwiek innego, je\eli
będziemy starać się budować \ycie wokół innej ni\ Bóg nadrzędnej
wartości - poniesiemy klęskę. Własnym wysiłkiem nie zdołamy
zintegrować wszystkich ,,poziomów \ycia ". i zawsze będziemy
skazani na to,\e - jeszcze raz przywołując Mro\ka - ,,uszy i
kopytka" nieodwołalnie przesłonią nam ,,całą \yrafę".
Zgoda na \ycie przejawia się w postawie wdzięczności, o
której Maria Braun- Gałkowska pisze, \e w przeciwieństwie do
rewan\u ,,niczego nie zamyka ale otwiera i wzbogaca"(7) -
wdzięcznością ludziom i wdzięcznością Bogu. Codzienna, konkretna
modlitwa dziękczynna stanowi najkrótszą i najprostszą drogę do
zgody na swoje \ycie.
Ćwiczenia na czas modlitwy:
1. Co jest Ci najtrudniej w sobie zaakceptować ( wez pod uwagę
wygląd zewnętrzny, cechy charakteru, zdolności, pochodzenie itp)?
Na jakie przejawy Twojego \ycia jest Ci się najtrudniej zgodzić?
2. Spróbuj wyobrazić sobie moment własnej śmierci. Jakie uczucia
budzą się w Tobie w związku z tym obrazem? Czy boisz się czegoś?
Czego? Co chciałbyś o swoim stosunku do śmierci powiedzieć
Jezusowi?
3. Przypomnij sobie jakąś trudną sytuacje ze swojego \ycia.
Zechciej dostrzec, \e powodem Twoich trudności było to, \e w taki
czy inny sposób ,,zafiksowałeś'' się na swoim zdaniu, poglądzie
na sprawę, osobę itp. Proś Boga o łaskę elastyczności i otwarcia.
4. Kto lub co zajmuje pierwsze miejsce w twoim \yciu?
5. Jakie miejsce w Twojej modlitwie zajmuje modlitwa
dziękczynienia? Czy dostrzegasz związek między swoją postawą
nieakceptacji \ycia a brakiem takiej modlitwy?
5. Za co w dzisiejszym dniu chciałbyś podziękować Panu Bogu
(uwaga: nie za co ,,powinieneś'' ale za co chciałbyś podziękować
- to wielka ró\nica). Które z wydarzeń dzisiejszego dnia
wzbudziło w Twoim sercu odczucie wdzięczności? Czy potrafisz ju\
dziękować za rzeczy trudne?
Lucyna Słup
ZGODA NA CIERPIENIE
,, Wiara chrześcijańska uczy,\e je\eli w pewnej mierze
podzielamy pokorę i cierpienie Chrystusa, będziemy mieli udział
w Jego zwycięstwie nad śmiercią, a po śmierci posiądziemy nowe
\ycie, w którym będziemy doskonałymi i najzupełniej szczęśliwymi
istotami."- pisał wielki apologeta chrześcijaństwa angielski
pisarz i filozof Clive Staples Lewis (8).
Te teoretyczne rozwa\ania Lewisa zilustrowało
nieoczekiwanie samo \ycie. W wieku sześćdziesięciu lat o\enił się
kobietą, którą bardzo kochał. Wkrótce po ślubie jego ukochana
\ona zmarła na raka. Przed śmiercią bardzo wiele cierpiała. W
momencie jej śmierci wiara Lewisa rozpadła się jak domek z kart.
Przedtem nie wątpił w miłość Boga, w oczyszczającą wartość
cierpienia, w \ycie wieczne. W chwili, gdy cierpienie dotknęło
jego samego, stracił tę pewność. ,,Czy Bóg jest miłującym ojcem
dokonującym wiwisekcji?"- zapisał w swoim dzienniku.
Nawet jeśli teoretycznie jesteśmy przekonani o wartości
cierpienia, w praktyce najczęściej od niego uciekamy. I to
niezale\nie od tego czy jest ono przez nas zawinione czy te\ nie.
Z pewnym uproszczeniem mo\na powiedzieć, \e w \yciu istnieją dwa
rodzaje cierpienia. Pierwszy rodzaj - to cierpienie, które w taki
czy inny sposób stanowi konsekwencję naszego postępowania. Choć
w tym wypadku związek między naszymi decyzjami a pózniejszymi
bolesnymi skutkami wydaje się jasny, to jednak niełatwo nam
przyznać się do błędu. Ktoś, kto cierpi w nieszczęśliwym
mał\eństwie na ogół zapomina, \e wyboru współmał\onka dokonał
sam. Palacz zapadający na raka płuc tak\e często nie chce uznać
związku między swym nałogiem a chorobą. Jesteśmy odpowiedzialni
za swoje postępowanie i nikt ani nic z nas tej odpowiedzialności
nie zdejmie. Przyznanie się do błędu i przyjęcie cierpienia,
będącego konsekwencją swych czynów mo\e stanowić rodzaj pokuty
(we właściwym sensie tego słowa) tzn. stać się podstawą przemiany
własnej postawy a w konsekwencji często tak\e przemiany bolesnych
sytuacji.
Bywa jednak w \yciu takie cierpienie, którego sensu zupełnie
nie rozumiemy. Co mo\na powiedzieć komuś, kto na skutek czyjejś
nieuwagi lub bezmyślności ulega cię\kiemu wypadkowi? Jak mówić
o zgodzie na \ycie dzieciom osieroconym przez rodziców?
Człowiekowi, którego bezpodstawnie usunięto z pracy odbierając
tym samym jedyne zródło utrzymania nie tylko jemu ale i jego
rodzinie?
Aby zgodzić się na \ycie trzeba przyjąć tak\e i takie
pozornie bezsensowne cierpienie. Nie da się jednak tego uczynić
bez Chrystusa. Gdy zawodzi racjonalne rozumowanie jedyną rzeczą
do której mo\na się odwołać, jest przykład Jego \ycia.
Stary Testament wychowuje człowieka przede wszystkim do
zrozumienia ogromnej siły Boga Jahwe panującego nad światem:
,,Pan króluje oblókł się w majestat,
Pan przywdział potęgę i nią się przepasał:
tak utwierdził świat, \e się nie zachwieje''.( Ps. 93)
Moc Boga Starego Testamentu skierowana jest przeciwko złu. Bóg
- zródło wszelkiego dobra nie toleruje zła, nienawidzi go z całej
swojej mocy. W obliczu zła moc Bo\a staje się gniewem Bo\ym i nie
ma pokoju między Bogiem a złem. Zło musi zostać zniszczone przez
Boga:
,, Pan po Twojej prawicy
Zetrze królów w dniu swego gniewu.
Będzie sądził narody,
wzniesie stosy trupów,
zetrze głowy
jak ziemia szeroka.'' ( Ps. 110)
Jezus Chrystus tak\e objawia moc Boga. Jego Słowo niesie z
sobą ogromną potęgę: zawiesza prawa natury, wią\e złe duchy,
skłania ludzi do pozostawienia wszystkiego i pójścia za Nim. Moc
Bo\a objawia się w cudach czynionych przez Jezusa, który ucisza
burzę na morzu, chodzi po falach jeziora, rozmna\a chleb,
uzdrawia chorych i wskrzesza umarłych. Obserwujący Go zaskoczeni
ludzie pytają: ,, Skąd On ma tę moc? Czy\ nie jest to cieśla z
Nazaretu - syn Maryi i Józefa?''(por. Mk. 6,1).
Potęga działania Chrystusa sprawia, \e tłumy nie dają Mu
chwili wytchnienia: ,,Znowu zaczął nauczać nad jeziorem i bardzo
wielki tłum ludzi zebrał się przy Nim. Dlatego wszedł do łodzi
i usiadł w niej (pozostając) na jeziorze, a cały lud stał na
brzegu jeziora.''(Mk, 4,1)
Moc Jezusa podobnie jak moc Bo\a w Starym Testamencie jest
równie\ skierowana przeciwko złu: Jezus wyrzuca złe duchy, leczy
z chorób, które są same z siebie złe ( w Nowym Testamencie
podobnie jak i w Starym choroba jest ściśle związana ze skutkami
grzechu i działaniem szatana). Jezus nie chce jednak aby Jego
czyny były rozgłaszane: ukrywa się, ucieka, objawia się jako
łagodny , cichy , nie narzucający się, który ,,trzciny nadłamanej
nie złamie i nie zgasi knota o nikłym płomyku.'' Jeszcze bardziej
dziwne jest to, \e posługując się tak wielką mocą , nie chce u\yć
jej we własnej obronie. Walczy ze złem, które uderza w innych ale
nie broni się przed tym złem, które uderza w Niego samego.
Pozwala się pojmać i zabrania uczniom występować czynnie w swojej
obronie. Pozwala się l\yć, biczować i ukrzy\ować: Pozbawia się
Bo\ej mocy do tego stopnia, \e w chwili śmierci rezygnuje z tego
jedynego pocieszenia, którym mogłoby być doświadczenie obecności
Ojca: ,,Bo\e mój, Bo\e mój czemuś Mnie opuścił!''(Mk. 15,34).
W Jezusie Chrystusie odkrywamy tę cechę Boga o której Stary
Testament nie mówił wyraznie - Jego słabość. Słabość wynikającą
z miłości do człowieka, z poszanowania ludzkiej wolności. W
przeciwieństwie do Boga Starego Testamentu, który zawsze niszczy
zło, Jezus zgadza się na to, aby zło w niego uderzyło, pozostaje
wobec niego słaby i bezbronny. ,,Innych wybawiał a sam siebie
wybawić nie mo\e"- drwią z Niego przechodzący obok krzy\a
(por.Mk 15,30- 31)
Zgoda na własne \ycie jest zgodą na cierpienie, na to, \e
zło mo\e uderzyć w nas, \e inni mogą nas zniszczyć. Nie mo\na
zabezpieczyć się przed tym, \e nie zostanę skrzywdzony, \e zło
mnie nie dotknie. Je\eli potrafimy obronić się przed nim w jednej
sytuacji,w następnej ju\ nie potrafimy. Je\eli zaś zdołamy bronić
się przed złem przez całe \ycie - na pewno nie obronimy się przed
tym ostatecznym atakiem zła, którym jest śmierć. Śmierć jest
jakby symbolem tego zła, które uderza w nas przez całe \ycie.
Taka zgoda jest niemo\liwa bez zjednoczenia z Chrystusem
cierpiącym, dlatego najwy\szą szkołę zgadzania się na własne
\ycie stanowi kontemplacja męki i śmierci Jezusa. W swej istocie
zgoda na \ycie - w rozumieniu chrześcijańskim - jest zgodą na to,
aby się dać ukrzy\ować. Bunt przeciwko \yciu jest w najgłębszym
sensie niezgodą na krzy\.
Jezus dał się ukrzy\ować, bo nie chciał przekazać dalej zła,
którego doświadczył, pozwolił mu zatrzymać się na sobie.
Cierpienie, które dotyka nas w \yciu jest często skutkiem grzechu
innych ale w naszych skrzywdzeniach zawarte jest równocześnie
nasze powołanie do ich przyjęcia i podjęcia. Jesteśmy wezwani do
tego, aby nie przekazywać dalej krzywd, których doświadczyliśmy,
aby zatrzymać na sobie łańcuch zła. Zawsze będzie się to wiązało
z bólem a często z taką bezsilnością, \e pozostaje tylko w
milczeniu adorować krzy\.
Cierpienie prze\yte z Jezusem zawsze jest
\yciodajne:,,Je\eli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie
obumrze, zostanie tylko samo,ale je\eli obumrze przynosi plon
obfity"(J,12 - 24). Przekonał się o tym Clive Stapples Lewis.
Doświadczenie śmierci ukochanej \ony ukazało mu fakt, \e tak
naprawdę o Bogu, o Jego drogach, którymi nas prowadzi nie mo\na
nic powiedzieć. W ten właśnie sposób doszedł do prawdziwej wiary.
Ćwiczenia na czas modlitwy
1. Jaki jest Twój obraz mocy Boga? Czy nie oczekujesz, \e w
sytuacji konfliktowej Bóg stanie po Twojej stronie przeciwko
drugiemu człowiekowi? Czy nie oczekujesz, \e On pozwoli Ci
zwycię\yć tych, którzy Cię niszczą?
2.Czy nie poddajesz się zwątpieniu, kiedy Bóg pozornie przegrywa
na Twoich oczach, kiedy dostrzegasz triumf zła, które urąga Bogu?
Czy nie gorszysz się, kiedy dostrzegasz słabość ludzi Kościoła?
3. Przypomnij sobie jakąś sytuację, w której potraktowano Cię
niesprawiedliwie. Jaka była wówczas Twoja reakcja? Zauwa\ Twoje
podnoszenie głosu, spieranie się, \eby obronić rzeczy nieraz
wątpliwej wartości. To bronienie się bardzo zaciekłe, agresywne
jest niezgodą na to, \e zło mo\e Cię dotknąć.
4. Przeanalizuj swoją postawę wobec słabych. Poniewa\ nie
przyjmujemy zła, które nas dotyka przekazujemy go innym,
odpłacamy złem za zło. Próba dominowania nad innymi i pokazywanie
im swojej wy\szości jest to odreagowanie zła, którego nie
przyjęliśmy, na które tak naprawdę nie zgodziliśmy się.
Lucyna Słup
SPOTYKAJC DRUGIEGO
,,Nie jest dobrze, aby człowiek był sam - powiedział w raju
Bóg - uczynię mu zatem odpowiednią dla niego pomoc.''(por. Rdz.
2, 18). Zostaliśmy stworzeni do \ycia w relacji z drugimi, we
wspólnocie. Nic więc dziwnego, \e tak\e i w naszej zgodzie na
\ycie przejawia się ów relacyjny ,,wspólnotowy'' wymiar.
To w oczach drugiego, kochającego nas człowieka odczytujemy
potwierdzenie własnej wartości. Dzięki drugiemu tak\e mo\emy
odkryć prawdę o nas samych. Nieraz bywa to oczywiście bardzo
bolesne - nie tylko ze względu na samą prawdę, tak\e ze względu
na sposób w jaki ktoś mi tę prawdę ukazuje.
Moja zgoda na \ycie, która dokonuje się w du\ej mierze
dzięki drugiemu człowiekowi, na niego te\ wywiera wpływ. Gdy nie
ma miłości do swojego \ycia , wówczas wszystko, co najświętsze
mo\na wykorzystać przeciwko drugiemu człowiekowi. Mo\na cytować
Pismo Święte, reguły zakonne, \eby upokorzyć drugiego. Na tym
właśnie polega moralizowanie - na mówieniu prawdy bez miłości.
Zgoda na swoje \ycie jest ,,warunkiem wstępnym'' kochania
drugich. Rację miał Jezus, gdy miarą miłości blizniego uczynił
miłość siebie. ,,Miłuj blizniego swego jak siebie samego...'' -
nie więcej, nie mniej ale tak jak siebie. Je\eli będziemy chcieć
kochać z pominięciem tej zasady, ten drugi stanie się pewnego
rodzaju ,,podpórką" - kimś, kogo obcią\amy naszymi niezdrowymi
pragnieniami uznania, akceptacji, podziwu lub ,,śmietnikiem'',
do którego wrzucamy nasze \ale, agresje i frustracje.
Czymś, co odgrywa ogromną rolę w naszych relacjach z drugimi
są uczucia- zarówno pozytywne jak i negatywne. Zwróćmy uwagę jak
często mówimy o kimś ,,On jest sympatyczny" albo: ,,On jest
denerwujący". W rzeczywistości ten ktoś nie jest ani sympatyczny
ani denerwujący, tylko my odbieramy jego osobę pozytywnie lub
negatywnie. To w nas istnieją emocje, które spotkanie z drugim
tylko wyzwoliło. To, \e ich sobie nie uświadamialiśmy o niczym
nie świadczy. Naszymi emocjami rządzi ,,zasada góry lodowej".
Je\eli góra lodowa płynie po oceanie, widać tylko jej
wierzchołek. Reszta jest ukryta pod wodą. Podobnie jest z
ludzkimi uczuciami. Jesteśmy świadomi tylko ich niewielkiej
części - reszta jest głęboko ukryta w ,,trzecim pokoju", w
podświadomości.
Sytuacje, w których dochodzi do wyzwolenia uczuć
negatywnych, stanowią naszą wielką szansę. Dzięki nim nie tylko
zdajemy sobie sprawę z istnienia tych uczuć ale mo\emy uczyć się
panować nad nimi - nie tłumić lecz kontrolować je. Aby tak się
stało trzeba nam najpierw zaakceptować swoje negatywne emocje,
przyznać się do tego, \e one istnieją i przyjąć je bez poczucia
winy, poniewa\ uczucia same w sobie nie są ani dobre ani złe. W
konkretnej sytuacji trzeba więc uświadomić sobie ,,Jestem
roz\alony ", ,,Jestem zdenerwowany" - i, co bardzo wa\ne, ,,Te
uczucia ,,rodzą się'' ze mnie a nie z kogoś drugiego''. Je\eli
ten drugi ,,działa mi na nerwy'' to znaczy, \e we mnie jest coś,
co wywołuje taką reakcję. Trzeba więc spróbowac nabrać dystansu
do tego, co prze\ywam (uczucia nie są mną! ), a równocześnie
pytać, co jest prawdziwym zródłem tego, \e jestem roz\alony,
zdenerwowany, rozczarowany... Próba sięgnięcia do zródeł z całą
pewnością odkryje zranienia powstałe na skutek braku miłości.
Jeśli więc chcemy ,,wychować'' nasze uczucia nie wystarczy tylko
(choć to bardzo wa\ne) ,,nawiązać z nimi kontakt" - trzeba rany,
z których te uczucia wypływają poddać pod uzdrowienie Jezusowi.
Przecie\ jeśli chorujemy na zapalenie płuc, nie mo\emy poprzestać
na zbijaniu gorączki, musimy leczyć chore płuca!
Agresja, frustracje, \ale najczęściej dochodzą do głosu w
sytuacjach konfliktowych. W potocznym rozumieniu takie sytuacje
są rzeczą złą. ,,I \eby nigdy nie było między wami konfliktów"-
\yczymy czasem młodym parom. Takie \yczenia są nierealne -
konflikty nale\ą do rzeczywistości, są nieuniknione. Mogą
doprowadzić do zniszczenia relacji albo do jej pogłębienia. Same
w sobie nie są ani dobre ani złe. Zła mo\e być kłótnia, która im
towarzyszy (czyli niekontrolowany wybuch uczuć negatywnych),
będąca najczęstszym sposobem ,,rozwiązywania" konfliktów.
Pierwszym krokiem prowadzącym do rzeczywistego rozwiązania
konfliktu jest dostrze\enie go, nazwanie i przyjęcie - przez obie
zaanga\owane w konflikt strony. Drugim - uświadomienie sobie
własnego stanu uczuciowego bez obcią\ania zań winą kogokolwiek
(a więc to nie twoja wina, \e ja jestem zdenerwowany, roz\alony
itd) Trzecim - nazwanie dą\eń jednej i drugiej strony przy
zało\eniu, \e zarówno ja jak i ty mam swoje racje ( inaczej
mówiąc do rozmowy przystępuję z nastawieniem ,,Z pewnością nie
całkiem się mylę ale na pewno nie mam całkowitej racji").
Nazwanie dą\eń powinno być w miarę precyzyjne, bez ,,owijania w
bawełnę" - a więc ,,O co ci naprawdę chodzi, kiedy się na mnie
złościsz, unikasz mnie, czepiasz się rzeczy drugorzędnych?''.
Dopiero po przejściu tych wstępnych etapów mo\na wspólnie szukać
rozwiązania (a raczej wielu mo\liwych rozwiązań), wybrać z nich
jedno i wcielić je w \ycie na próbę. Jeśli się nie sprawdziło,
warto wrócić do punktu, w którym szuka się nowego rozwiązania i
znowu przyjąć je na próbę (9).
W rozwiązywaniu konfliktów wielką rolę odgrywa modlitwa.
Jest ona szczególnie wa\na w przygotowaniu gruntu pod rozwiązanie
konfliktu tzn. w uświadomieniu go sobie, a tak\e w rozeznaniu
tego, co prze\ywamy, a przede wszystkim w pracy nad przemianą
siebie. Niestety, gdy znajdziemy się w trudnej sytuacji
najczęściej myślimy o tym, \e to nie my, ale inni powinni się
zmienić:
,,Sufi Bayazid opowiada o sobie samym:
Za młodu byłem rewolucjonistą i moja modlitwa
wyglądała tak: ,,Panie, daj mi siły,
\eby zmienić świat".
W miarę jak stawałem się dorosły i uświadomiłem
sobie, \e minęło mi pół \ycia, a nie zdołałem
zmienić ani jednego człowieka, zmieniłem moją
modlitwę i zacząłem mówić:
,,Panie, udziel mi łaski,
by przemienić tych,
którzy się ze mną kontaktują.
Choćby tylko moją rodzinę
i moich przyjaciół.
Tym się zadowolę".
Teraz, kiedy jestem stary i moje dni są policzone,
zacząłem rozumieć, jaki byłem głupi.
I moja jedyna modlitwa jest taka:
,,Panie, udziel mi łaski,
bym sam się zmienił".
Gdybym tak się modlił od początku,
nie zmarnowałbym \ycia. (10)
Rozwiązanie konfliktu rodzi się zawsze w dialogu, ,,pośrodku
drogi" między jedną a drugą racją. Dialog zawsze przemienia tych,
którzy w nim uczestniczą ale nie zawsze w jednakowym stopniu.
Mówiąc inaczej: zawsze mo\na się ,,dogadać" ale nie zawsze jest
to prawdziwe, głębokie porozumienie. Ono jest mo\liwe tylko
wówczas, gdy ka\da ze stron na tyle na ile ją stać, otworzy się
na Boga. Im mniej w nas wewnętrznych bloków i barier, tym łatwiej
mo\emy ,,wykorzystać" łaskę, którą On daje. Nieprzypadkowo Jezus
dając ,,nowe przykazanie" na pierwszym miejscu, przed miłością
siebie i blizniego, postawił miłość Boga. Prawdziwie spotkać
mo\na się tylko w Nim. Miłości koniecznej do dialogu nie da się
,,wykrzesać" z siebie na siłę. Mo\na ją tylko otrzymać w darze.
Ćwiczenia na czas modlitwy:
1. Jak zachowujesz się w momentach, gdy drugi człowiek mówi ci
o tobie coś mało przyjemnego? Przyjrzyj się swoim mechanizmom
obronnym, które ujawniają się w takich sytuacjach. Czy zdarza ci
się zastanowić ,,A mo\e on miał choć odrobinę racji?''
2. Przypomnij sobie Twój ostatni konflikt z kimś. Jak go
rozwiązałeś? Czego przez ten konflikt nauczyłeś się o sobie? Co
chciałbyś o swoim podejściu do konfliktów powiedzieć Panu Bogu?
Lucyna Słup
IĆŚ, CIGLE IĆŚ
"Iść, ciągle iś w stronę słońca, a\ po horyzontu kres...''
- śpiewał kiedyś zespół ,,2+1''. Droga ku akceptacji własnego
\ycia jest niewątpliwie drogą długą i prowadzącą ku wolności
wewnętrznej - ,,w stronę słońca...'' Myliłby się jednak ktoś, kto
sądzi,\e ma ona kształt linii prostej - wystarczy na nią wejść,
a dalej wszystko toczy się samo.Droga prowadząca do zgody na
własne \ycie rozwija się ruchem spiralnym. Idąc nią napotykamy
na ,,słoneczne polany" ale tak\e i na ,,ciemne lasy ", które
wydają się nie mieć końca, na sytuacje pozornie bez wyjścia.
Mimo, \e najchętniej byśmy je ominęli, to właśnie dzięki tym
trudnym, kryzysowym sytuacjom dokonuje się w naszym \yciu
najwięcej.
Kryzysy spotykające nas w \yciu są rzeczą normalną i pełna
zgoda na \ycie jest niemo\liwa bez akceptacji tego faktu. Mimo
potocznego, negatywnego zabarwienia słowa ,,kryzys", są one
doświadczeniami pozytywnymi prowadzącymi do otwarcia nowych,
\yciowych horyzontów. Inaczej mówiąc kryzysy mogą stać się naszą
wielką szansą na bardziej pogłębioną i pełniejszą zgodę na \ycie
- pod warunkiem, \e zostaną przyjęte i właściwie podjęte.
Ka\dy kryzys- niezale\nie od tego, jakich wartości, czy jakiej
dziedziny \ycia dotyczy - charakteryzuje się pewną dynamiką (11).
Rozpoczyna się w momencie gdy z ,,jasnej polany" - wkraczamy w
,,ciemny las'', gdy ,,wali się nam świat'', gdy to, co dotychczas
znane staje się obce. Jesteśmy zaskoczeni, często przera\eni nową
sytuacją, nie umiemy się w niej odnalezć. Zawodzą nasze
sprawdzone metody, sposoby reagowania - czujemy się jak w
pułapce.
Ju\ w tym momencie stajemy przed wyborem. Mo\emy - odwołując
się do utrwalonych sposobów reagowania próbować cofnąć się do
sytuacji sprzed kryzysu albo zaakceptować fakt zupełnych
ciemności i starać się wytrwać. Tylko drugi sposób zachowania się
gwarantuje nam przejście przez tę fazę kryzysu, tzw. fazę
zagubienia.
Je\eli go wybierzemy, wkrótce oka\e się, \e ciemność staje
się jeszcze większa.W tej następnej fazie kryzysu - fazie
dezorientacji negujemy dotychczasowe wartości i sposoby
postępowania,gdy\ boleśnie doświadczamy, \e one się nie
sprawdziły. Często kwestionujemy wszystko, czym \yliśmy do tej
pory. Tu tak\e mo\emy się cofnąć lub... przeczekać akceptując
dezorientację w czujny, ,,nasłuchujący''sposób i starać się
odnalezć drogę, która z ciemności wyprowadzi nas ku światłu.W ten
sposób wchodzimy w fazę trzecią,gdzie najwa\niejsze staje się
odczytanie, rozeznanie tego,co mamy czynić.
Rozeznanie i wybór odpowiedniego sposobu zachowania się w
sytuacji kryzysowej wią\e się zawsze z walką wewnętrzną, z
trudem, z cierpieniem. Poznawanie prawdy o sobie, zrywanie z
dotychczasowym sposobem myślenia i reagowania, szukanie nowej
drogi - to wszystko nas bardzo boli. Na ka\dym etapie kryzysu
mamy ochotę się wycofać, ale tylko przejście przez wszystkie jego
fazy pozwoli nam w procesie akceptacji \ycia posunąć się o krok
dalej.
Jaden kryzys nie jest przegrany, je\eli podejmujemy go z
Chrystusem, który nas umacnia i pomaga wybrać właściwą drogę.
Zaufanie Jego prowadzeniu na ka\dym etapie kryzysu, odczytywanie
tego, czego On od nas oczekuje sprawia, \e nasze \ycie staje się
coraz bardziej zgodne z Jego wolą. Na podstawie przyjmowania
sytuacji kryzysowych widać wyraznie, \e zgoda na własne \ycie nie
ma nic wspólnego z biernością i cierpiętnictwem ale jest twórczym
szukaniem Prawdy.
Odnalezienie właściwej drogi i wejście na nią sprawi, \e
ciemność zacznie się przerzedzać. Wyjdziemy znowu na ,,słoneczną
polanę''. Otworzą się przed nami nowe perspektywy, nowe
mo\liwości działania. Podejmiemy \ycie na nowo w nowej sytuacji.
Będziemy czuć się dobrze, swojsko, bezpiecznie- a\ do następnego
kryzysu...
Droga akceptacji \ycia nigdy się nie kończy i prawdziwym
nieszczęściem byłoby stwierdzenie, \e ju\ doszliśmy do celu.
Wprawdzie z biegiem lat ,,słoneczne polany" kuszą nas coraz
bardziej ale tym mocniejsze powinno być nasze wewnętrzne
pragnienie, aby iść dalej, aby nie ustawać w dą\eniu, w wysiłku,
w trudzie... W trudzie poznawania siebie,przemiany swoich postaw
i w trudzie ufania na nowo w ka\dej sytuacji, w trudzie
poddawania się Bo\emu prowadzeniu. I właściwie nie jest wa\ne,
czy coś osiągnęliśmy. ,,Naszym powołaniem jest nie tyle
doskonałość, co rozwój'' - pisze John Powell (12).
Faust, bohater słynnego poematu Goethego na pewno nie był
człowiekiem pobo\nym w potocznym rozumieniu tego słowa. Nie
prowadził cnotliwego \ycia - uwiódł i porzucił zakochaną w nim
Małgorzatę. Nie mówiąc o tym,\e zawarł pakt z piekłem chcąc
prze\yć \ycie jeszcze raz.
Tym,co go o\ywiało było dą\enie do prawdy. Ono skłoniło go
do tego, by oddać swą duszę za eliksir młodości...Ono wreszcie
pozwoliło mu odnalezć sens \ycia w czynieniu dobra. Dlatego w
chwili śmierci Faust zostaje uratowany. egnając się z \yciem
słyszy słowa aniołów:
,,Kto wiecznie dą\ąc trudzi się,
tego wybawić mo\em"(13)
Ćwiczenia na czas modlitwy:
1. Jak zachowujesz się w sytuacjach kryzysowych? Czy czujesz w
sobie powiew nadziei czy ogarnia Cię beznadziejność? Jakie Twoje
reakcje o tym świadczą?
2. Przypomnij sobie jakąś sytuację kryzysową ze swojego \ycia.
Jak się w niej zachowywałeś? Przypomnij sobie swoje sposoby
reagowania w poszczególnych ,,fazach kryzysu''. Które z nich Cię
wewnętrznie zamykały, które prowadziły ku większej wolności? Co
chciałbyś o prze\ytym kryzysie powiedzieć Panu Bogu?
3. Czy sytuacja kryzysowa była przedmiotem Twojej modlitwy,
Twojej walki wewnętrznej? Czy podjąłeś ją w rozmowie ze
spowiednikiem, na rekolekcjach?
4.Opis ,,pełnej zbroi Bo\ej'' ( por. Ef. 6,10 - 19) ukazuje
niezbędne ,,wyposa\enie'' chrześcijanina na czas kryzysu. Jak w
Twoim \yciu wygląda to wyposa\enie? Czego Ci brak? Co chciałbyś
o swojej ,,zbroi'' powiedzieć Panu Bogu.
Lucyna Słup
OTWARCIE NA DUCHA ŚWIETEGO
W cytowanej kilkakrotnie ksią\ce ,,Jak kochać i być
kochanym", John Powell pisze: ,,Niemal wszystkie podziały i
ludziom przypinane etykietki nie mają sensu. Przypuszczam, i\
tylko jeden podział jest zasadny: na ludzi ,,rozwijających się
" i ,,trwających w zastoju".Jest to więc podział na ,,otwartych''
i zamkniętych". Pierwsi korzystają z pedagogiki bólu i wykazują
chęć wewnętrznych zmian...Ci drudzy...po prostu nie przyjmują
tych lekcji bólu. Szukają spokojnej, narkotycznej egzystencji i
bezu\ytecznego spokoju...Umrą nie prze\ywszy \ycia
naprawdę.''(14).
Je\eli szukać jakiegoś wyra\enia pozwalającego w najbardziej
skondensowanej formie zamknąć wszystkie warunki konieczne do
tego, aby wcią\ na nowo podejmować proces zgody na siebie i swoje
\ycie, to wyra\eniem tym byłaby proponowana przez Powella
,,otwartość".Własne \ycie przyjmie naprawdę człowiek otwarty
albo,inaczej mówiąc, twórczy.
Twórczość człowieka wyra\a się w ró\nych dziedzinach \ycia:
w literaturze, sztuce, muzyce, polityce, gospodarce...Jednak
wielka twórczość zewnętrzna ma tak naprawdę sens o tyle, o ile
wyra\a twórczość wewnętrzną- w przeciwnym wypadku staje się
pustym aktywizmem, ucieczką od własnych problemów. Najwa\niejszym
polem twórczości człowieka jest zawsze jego własne \ycie. To w
twórczej postawie wobec \ycia zamyka się to, co na wstępie
określiliśmy jako warunki jego pełnej akceptacji: wielkie
pragnienie, odwaga w przełamywaniu schematów, energia,
wytrwałość, roztropność...
Świadome podjęcie \ycia domaga się od nas postawy twórczej
realizowanej przede wszystkim w dziedzinie duchowej. Prawdą jest,
\e ludzie są bardziej i mniej twórczy z natury ale droga twórczej
akceptacji swojego \ycia stoi otworem przed ka\dym. Trafnie
ilustruje to biblijna przypowieść o talentach ( Mt, 25, 14 - 30).
Wybierający się w drogę pan zwołuje swoje sługi i przekazuje im
swój majątek. Ka\dego ze sług obdarza według swego upodobania -
jednemu daje pięć talentów, drugiemu dwa, trzeciemu jeden. Po
powrocie rozlicza się z nimi. I okazuje się, \e jego uznanie
zyskuje zarówno ten sługa, który otrzymał pięć talentów jak i
ten, który otrzymał dwa talenty gdy\ obaj ,,puścili je w obieg''
i podwoili otrzymaną sumę. Obaj zostają jednakowo wynagrodzeni.
Kara spotyka trzeciego sługę, który ,,poszedł i rozkopawszy
ziemię ukrył pieniądze swego pana''( charakterystyczne, \e
uczynił to ze strachu przed nim!). ,,Ka\demu bowiem, kto ma,
będzie dodane, tak \e nadmiar mieć będzie. Temu zaś, kto nie ma
zabiorą nawet to, co ma.'' - kończy przypowieść Ewangelista
ilustrując tym samym zasadę współpracy z Bogiem do której
jesteśmy wzywani wszyscy, niezale\nie od liczby i rodzaju
talentów, które otrzymaliśmy.
Tymi, którzy najbardziej twórczo podjęli swoje \ycie byli
święci.Potrafili ,,wykorzystać "wszystkie swoje ,,talenty"-
zdolności lub ich brak, wysokie i niskie urodzenie, majątek i
biedę, zdrowie i chorobę.
Francuska mistyczka i stygmatyczka Marta Robin, której
proces beatyfikacyjny został niedawno rozpoczęty, od młodości
była całkowicie sparali\owana, pózniej tak\e niewidoma. Przez
wiele lat nie jadła i nie piła \yjąc tylko Eucharystią. Nigdy nie
opuszczała swojego pokoju a stała się zało\ycielką licznych
wspólnot (,,ognisk miłości"). Była prostą, niewykształconą
kobietą a cała Francja udawała się do niej po kierownictwo
duchowe.
Siłą Marty była twórcza akceptacja cierpienia prze\ywanego
w wielkim zjednoczeniu z Jezusem. W ka\dym tygodniu uczestniczyła
w sposób mistyczny w Męce Pańskiej: ,,Cała moja istota przyjmuje
cierpienie - wyznawała Marta - z jeszcze większym poświęceniem,
z coraz to większą miłością, z o wiele większym zaufaniem,
większą Bo\ą obojętnością, większym wyrzeczeniem w stosunku do
wszystkiego...Być chorym oznacza być skazanym na upokorzenia, na
umartwienia, na niedolę; jednak\e te upokorzenia, umartwienia i
niedole zamienione są w płonące lampy dla duszy, która chce
kochać Boga...''(15) Twórcza postawa wobec swojego \ycia jest
darem Bo\ym. Płynie ze zjednoczenia z Chrystusem, jest owocem
działania Ducha Świętego w sercach ludzkich. Nieprzypadkowo
,,twórczość'' została w naszych rozwa\aniach skojarzona z postawą
,,otwartości''. Im bardziej otwieramy się na Ducha Świętego, tym
jesteśmy bardziej twórczy. To Duch Święty daje nam siłę do
ciągłego szukania woli Boga, wlewa w nasze serca zapał i siłę,
wyzwala nas z naszych ograniczeń. Poddając się Jemu uzyskujemy
coraz większą prostotę serca.
Szczególnym zródłem twórczej mocy jest Eucharystia, w której
jednoczymy się z całą Trójcą Świętą. Jednak owoc Eucharystii -
przemiana naszego \ycia w kierunku stawania się ,,Eucharystią''
czyli ofiarą dla innych - niemo\liwy jest bez naszego
wewnętrznego zaanga\owania zmierzającego do \ycia Eucharystią na
co dzień.
Ćwiczenia na czas modlitwy:
1. Przywołując na myśl jakąś konkretną sytuację z \ycia
rodzinnego lub z pracy spróbuj dostrzec schematyzm w Twoim
sposobie myślenia o sytuacjach, o innych ludziach. Czy
dostrzegasz, \e wpływa on na Twój sposób reagowania, na Twoje
sądy o innych ludziach i kontakty z nimi? Skonfrontuj swoją
postawę ze słowami św. Pawła ,,Odnawiajcie się Duchem w waszym
myśleniu...''(Ef 4,23).
2. Jakie miejsce w Twojej pobo\ności zajmuje Duch Święty?
3. Przeczytaj fragment Biblii ,,\ycie według Ducha''(Rz, 8,1).
Czy chciałbyś być prowadzonym przez Ducha Świętego w swoim \yciu?
Jeśli tak, proś Go o to teraz. Ponawiaj swoją prośbę ka\dego
dnia.
4. Jakie miejsce w Twoim \yciu zajmuje Eucharystia? Czy
traktujesz ją tylko jako obrzęd czy jako zródło siły w
podejmowaniu Twoich \yciowych zadań?
Józef Augustyn SJ
ZAMIAST ZAKOCCZENIA
Zamiast podsumowania proponujemy modlitewne rozwa\enie
sceny Zwiastowania. Nie została ona wybrana przypadkowo. W
postawie Maryi jak w soczewce skupiają się wszystkie elementy
twórczej zgody na \ycie: przyjęcie miłości Boga i zaufanie Mu,
poddanie się Duchowi Świętemu, zgoda na cierpienie oraz twórcze
szukanie odpowiedzi na pytania, które \ycie z sobą niesie.
W szóstym miesiącu posłał Bóg anioła Gabriela do miasta w
Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mę\owi,
imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja.
Anioł wszedł do Niej i rzekł: "Bądz pozdrowiona, pełna łaski, Pan
z Tobą, błogosławiona jesteś między niewiastami."Ona zmieszała
się na te słowa i rozwa\ała, co miałoby znaczyć to pozrowienie
lecz anioł rzekł do Niej: " Nie bój się Maryjo, znalazłaś bowiem
łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię
Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwy\szego, a Pan
Bóg da Mu tron Jego ojca Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba
na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca". Na to Maryja rzekła
do anioła: "Jak\e się to stanie skoro nie znam po\ycia z mę\em?"
Anioł Jej odpowiedział: "Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc
Najwy\szego osłoni Cię. Dlatego te\ Święte, które się narodzi,
będzie nazwane Synem Bo\ym. A oto równie\ krewna Twoja, El\bieta,
poczęła w swej starości syna i jest ju\ w szóstym miesiącu ta,
która uchodzi za niepłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic
niemo\liwego." Na to rzekła Maryja: "Oto Ja słu\ebnica Pańska,
niech mi się stanie według twego słowa". Wtedy odszedł od Niej
anioł (Ak 1, 26-38).
1. Bądz pozdrowiona łaski pełna, Pan z Tobą. Błogosławiona
jesteś między niewiastami. Pozdrowienie przekazane Maryi przez
Anioła wskazuje na wyrazną i jednocześnie bardzo mocną podstawę
zgody na nasze \ycie: Bóg jest \yczliwy człowiekowi; Bóg darzy
człowieka swoim pokojem, Bóg darzy go swoim dobrem. Ka\de
działanie Boga w \yciu człowieka jest dzieleniem się Stwórcy
swoim własnym szczęściem ze swoim stworzeniem. Nasza wiara w
\yczliwość Boga jest fundamentem zgody na nasze \ycie. Bóg jest
mi przychylny, Bóg jest po mojej stronie i właśnie dlatego mogę
przyjąć moje \ycie.
Je\eli buntujemy się przeciwko \yciu, to właśnie dlatego,
i\ nasz obraz Boga jest zafałszowany. W buncie przeciwko własnemu
\yciu jest zawsze ukryta wielka podejrzliwość wobec Boga.
Buntując się posądzamy Boga, i\ jest przeciwko nam. Bardzo często
wolę Pana Boga odbieramy jako nieuchornne fatum, jako tragiczny
los, którego celem jest utrudnić, czy wręcz zniszczyć ludzkie
szczęście na ziemi. Pojęcie woli Bo\ej kojarzy się nam
najczęściej wyłącznie ze zgodą na kataklizmy, cierpienia, ból,
śmierć. Pozdrowienie Maryji przekonuje nas, i\ wolą Boga dla nas
jest Jego łaskawość, \yczliwość, Jego miłość.
Bądz pozdrowiona pełna łaski, Pan z Tobą - taką Dobrą Nowiną
Pan Bóg obdarza nie tylko Maryję, ale ka\dego człowieka, który
pojawia się na ziemi, niezale\nie od jego osobistego
doświadczenia miłości ludzkiej. Zranienie w ludzkiej miłości,
choć mo\e być doświadczane boleśnie i mo\e (szczególnie na
początku doświadczenia duchowego) utrudniać pełne otwarcie się
na miłość Boga, to jednak nie przekreśla przyjęcia tej miłości,
a tym samym pełnej zgody na własne \ycie.
Znamienne jest, i\ Maryja słysząc pozdrowienie anioła
zmieszała się na te słowa. Dla Maryi Dobra Nowina o nieskończonej
\yczliwości Boga człowiekowi była doświadczeniem zaskakującym,
budzącym zdziwienie i zmieszanie. Je\eli człowiek przestaje się
dziwić miłości Boga, Jego nieskończonej \yczliwości, znaczy to,
i\ jej jeszcze w pełni nie rozumie. Zdziwienie, zaskoczenie, a
nawet "zaszokowanie" miłością Boga nale\y do istoty naszej wiary.
Je\eli uwa\amy, \e miłość Boga jest "rzeczywistością oczywistą",
która nam się nale\y, znaczy to, i\ jeszcze jej w pełni nie
doświadczyliśmy i tak naprawdę jeszcze nie wiemy, co to znaczy
kochać Boga i co oznacza być przez Niego kochanym.
2. Ewangelista Aukasz wspomina, i\ Maryja rozwa\ała, co
miałoby znaczyć to pozdrowienie. Innym razem stwierdzi, i\ nosiła
w sercu słowa Jezusa, tak\e wówczas (a mo\e szczególnie wówczas),
kiedy ich nie rozumiała. Doświadczenie miłości Boga, Jego
\yczliwości domaga się od człowieka rozwa\ania, "noszenia jej w
sercu". Przeczucie głębi, niezwykłości Dobrej Nowiny wymaga od
nas wielkiego modlitewnego zaanga\owania.
Zgoda na własne \ycie domaga się przedłu\onej, wytrwałej
modlitwy, domaga się medytacji. Je\eli buntujemy się przeciwko
\yciu, to tak\e dlatego, \e nie wsłuchujemy się w działanie Boga
w historii naszego \ycia, w Jego "błogosławieństwa", ale jedynie
w nasze \yciowe "przekleństwa".
Ka\dy z nas staje się tym, co kontempluje.
Je\eli rozwa\amy, "kontemplujemy" wyłącznie \yciowe
niepowodzenia, klęski, upadki, skrzywdzenia, to nasze \ycie staje
się gorzkie, czarne i smutne. Nie chce nam się \yć. Zachowujemy
w sercu nasze przekleństwa, jako największe \yciowe "skarby".
Ewangelia zawsze przekracza człowieka i jego mo\liwości
rozumienia. Je\eli dla Maryji z jej czystym i niepokalanym sercem
nie było od razu jasne i oczywiste pozdrowienie anielskie, to
o ile\ trudnej nam jest odkryć jego sens z całym naszym
uwikłaniem w namiętności zaciemniające nam widzenie. Ale w naszej
niemo\ności pojmowania Tajemnicy Boga zostajemy uspokojeni.
Słyszymy bowiem: Nie bój się Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u
Boga.
3. Pozdrowienie anielskie, \yczliwość Boga budzi nie tylko
zachwyt i fascynację, ale tak\e przestrach i lęk. Swoim
wezwaniem: Nie bój się Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga,
Maryja zostaje najpierw wezwana, aby dostrzegła swój niepokój
oraz pokusę pójścia za nim. Człowiek mo\e przezwycię\yć lęk tylko
wówczas, kiedy go najpierw zauwa\y i zaakceptuje. Nieraz całe
\ycie jesteśmy pogrą\eni w lęku tylko dlatego, i\ nie chcemy się
do niego przyznać. Trzeba nieraz odwagi, aby dostrzec swoje
zalęknienie, odkryć jego wielkość i uznać swoją bezradność wobec
niego. Kiedy trwamy w parli\ującym nas lęku, spokojny "trzezwy"
dialog z Bogiem, przyjęcie "Zwiastowania" jest nie mo\liwe.
Zauwa\my, i\ Świat współczesny \yje w ciągłym zagro\eniu i
lęku. Jakie wielkie poruszenie zrobiły słowa Jezusa przypomniane
przez Jana Pawła II w dniu inauguracji jego pontyfikatu: Nie
lękajcie się. Potrzebujemy takich słów, które mogłyby wlać
nadzieję i odwagę w nasze struchlałe umysły i serca. Jest w nas
wiele lęku.
Unikamy odwa\nego spojrzenia na nasze \ycie, poniewa\
obawiamy się, i\ ocena naszego \ycia mo\e wypaść blado i marnie.
Spokojne dostrze\enie naszych lęków jest jednak mo\liwe,
poniewa\ znalezliśmy łaskę u Boga. Aaską Boga daje nam niezwykłą
odwagę i światło dla rozeznania w prawdzie naszej lękowej
sytuacji.
Zgoda na własne \ycie wymaga bowiem zgody na własny lęk. Im
jaśniej i odwa\niej widzimy nasze zastraszenie, tym mniej jest
ono grozne. Niebezpiecznym jest zawsze lęk ukryty, zamaskowany,
najczęściej pod pozorem "odwa\nej agresji". Działanie w lęku,
którego nie jest się świadomym, jest zwykle pełne okrucieństwa,
zarówno wobec siebie samego, jak równie\ wobec innych. Lęk bowiem
zawsze wią\e się z nienawiścią siebie samego i innych. Wszelkie
zło pochodzi ze strachu i ka\dy gwał z niego się bierze. Osoba
pozbawiona agresji jest osobą, która nie ma w sobie strachu. Gdy
obawiasz się czegoś, stajesz się zły (Anthony de Mello SJ).
Właśnie dlatego słyszymy wezwanie: nie bój się, znalezłaś(eś)
łaskę u Boga.
Boimy się nie tylko jednak siebie samych, ale boimy się
tak\e Boga. Zabrzmi to mo\e nieprawdopodobnie, ale najbardziej
boimy się bezinteresownej miłości Boga. Jesteśmy nieraz tak
głęboko poranieni, skrzywdzeni, i\ samo słuchanie o miłości
(jakiejkolwiek miłości) mo\e nam sprawiać ból. Czujemy się
znacznie "lepiej", kiedy doświadczamy odruchów ludzkich niechęci
czy wręcz nienawiść. To ju\ dobrze znamy i z tym czujemy się
"bezpieczenie". Je\eli przyjmemy słowa skierowane do Maryji i do
ka\dego z nas: Nie bój się, znlazłaś(eś) łaskę u Boga, mogą one
dokonać w nas cudu: mo\emy otworzyć się na Jego miłość wbrew
najgorszym naszym zaranieniom i doświadczeniom \yciowym.
Mówimy niekiedy: miłość jest mo\liwa. To stwierdzenie jest
zbyt lękliwe, małoduszne. Trzeba raczej powiedzeć: Miłość jest
faktem. Trzeba ją jedynie przyjąć i "ju\ od zaraz", od "teraz"
będzie ona naszym udziałem.
4. Z miłością wią\e się zaufanie i pełne oddanie siebie. Im
większa miłość, tym większe zaufanie i oddanie. Miłość Boga do
Maryji jest nieskończona, stąd te\ jego zaufanie i oddanie jest
równie\ bezgraniczne: Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu
nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem
Najwy\szego, a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca Dawida.
Niezwykłość zaufanie Jahwe Maryji, prostej kobiecie z Nazaretu,
wyra\a się w tym, i\ powierza jej swojego Syna.
Maryja nie zawiodła zaufania Boga. Ale nie jest typowa
sytuacja dla ka\ego człowieka. Niezwykłość miłości Boga wyra\a
się jednak w tym, \e On dalej ufa człowiekowi wbrew jego zdradom
i niewiernościom, wbrew temu, i\ nie przyjmuje on Jego miłości
w tak prosty i pokorny sposób jak Maryja. Bóg jakby "wbrew sobie"
ufa człowiekowi, i\ przyjmie on w końcu Jego Syna.
O bezgranicznym zaufania Boga człowiekowi wbrew jego
niewierności bardzo pięknie opowiada nam przypowieść o
przewrotnych rolnikach. Pewien człowiek zało\ył winnicę, oddał
ją w dzier\awę rolnikom i wyjechał na dłu\szy czas. W
odpowiedniej porze wysłał sługę do rolników, aby mu oddali jego
część plonu. Lecz rolnicy obili go i odesłali z niczym. Ponownie
posłał drugiego sługę. Lecz i tego obili, zniewa\yli i odesłali
z niczym Posłał jeszcze trzeciego: tego równie\ pobili do krwi
i wyrzucili. Wówczas rzekł pan winnicy: co mam poczęć,. Poślę
mojego syna ukochanego, chyba go uszanują. Lecz rolicy (...)
wyrzuciwszy go z winnicy zabili" (Ak 20,9-15).
Bóg ufa człowiekowi "wbrew wszelkiej ludzkiej logice". Na
coraz większą zuchwałość rolników (pierwszego sługę tylko obili,
drugiego obili i zniewa\yli, trzeciego pobili ju\ do krwi)
właściciel winnicy odpowiada coraz większym zaufaniem. W końcu
posyła swego ukochanego syna.
Bóg w swej nieskończonej miłości nie mo\e zrezygnować z
zaufania człowiekowi. Raczej pozwoli się zabić, ale swego
zaufania nie odwoła. Jest to "logika nieskończonej miłości".
Bóg widzi dalej i głębiej od człowieka. Ludzkie nadu\ycia
zaufania Bo\ego stają się często przełomem w relacji człowieka
z Bogiem. Dopiero bowiem wówczas, kiedy człowiek zrobi "coś
potwornego", kiedy zejdzie na samo dno, kiedy głęboko pokrzywdzi
siebie i innych, słowem - kiedy ukrzy\uje Syna Bo\ego, dopiero
wówczas zaczyna rozumieć, i\ bunt jest bezsensowny i \e jest
piekłem dla niego samego i dla jego najbli\szych. Jak na krzy\u
Jezusa "klęska Boga" stała się największym zwycięstwem, tak
równie\ i "nasze klęski" związane z nadu\ywaniem zaufania Bo\ego
i z nadu\ywaniem naszej wolności bywają nierzadko początkiem
naszego zmartwychwstania.
Dotychczasowy bunt, szemranie przeciwko Bogu mo\e nas
nauczyć, i\ piekło nie jest dziełem Boga, ale jest naszym własnym
tworem. Człowiek sam sobie stwarza piekło swoim buntem.
Bezgraniczne zaufanie Boga, które jest sednem Ewangelii,
jest naszą wielką pociechą i nadzieją w naszym zbuntowaniu wobec
\ycia. Je\eli bowiem buntowaliśmy się przeciw własnemu \yciu,
je\eli ulegliśmy depresji, agresji, je\eli dotykaliśmy dna
rozpaczy, to równie\ to bolesne doświadczenie mo\e być dla nas
momentem przełomowym. Dla Boga bowiem nie ma nic niemo\liwego.
Podobnie jak do zbuntowanych rolników, Bóg wbrew wszystkiemu
pośle Swojego Syna, powierzy Go nam podobnie jak powierzył
Maryji.
Słowa Zwiastowania: Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu
nadasz imię Jezus. Będzie On wielki ukazują nie tylko cel \ycia
Maryji, ale tak\e ka\dego z nas. Równie\ naszym celem i sensem
naszego \ycia jest zrodzenie Jezusa i uczynienie go Wielkim.
5. "Mój Chrystus", którego ofiaruje mi Ojciec, ma we mnie
rosnąć. Maryja, jako Matka Jezusa, najlepiej rozumie to nasze
\yciowe zadanie. Trzeba nam więc z odwagą rozmawiać z Nią, pytać
jej: Jak\e się to stanie (...), jak to jest mo\liwe. Ona nauczy
nas szukać odpowiedzi u Jej Syna. Ka\dy z nas w naszych
wielorakich \yciowych powołaniach ma prawo pytać, szukać, domagać
się światła, zrozumienia.
Pod wpływem lęku i niezrozumienia wkładamy bowiem nieraz na
siebie, a nierzadko tak\e i na innych cię\ary nie do uniesienia.
"Szlachetność" wielu naszych deklaracji i zapewnień zrodzonych
w naszym zalęknieniu zostaje jednak szybko zdemaskowana przez
owoce naszego codziennego \ycia. Oddanie, miłość, słu\ba nie mogą
być trwałe, je\eli są budowane na lęku. W miłości nie ma lęku,
lecz doskonała miłość usuwa lęk, poniewa\ lęk kojarzy się z karą
(1 J 4, 18). Nie mo\emy być wierni Bogu, ludziom i sobie
opierając się na chorym poczuciu winy, lęku przed odrzuceniem,
lęku przed karą itp.
Wyjaśnianie wątpliwości, zadawanie pytań, obiektywizowanie
naszych zmiennych uczuć i reakcji słu\y oczyszczeniu naszej
motywacji z lęku.
Bóg wyjaśniając Maryji jej trudność, w jaki sposób mo\e Ona
urodzić urodzi Syna bez pomocy mę\czyzny, nie odwołuje się do
refleksji intelektualnej nad prawami natury czy te\ do analizy
emocjonalnej, ale wyłącznie do Swojej Boskiej mocy. Wyjaśnienie,
które Jej daje zaprzecza wszelkim naturalnym prawom i ludzkiej
logice: Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwy\szego osłoni
Cię.
Próba wyjaśnienia wątpliwości duchowych: sensu \ycia,
śmierci, sensu wiary - wyłącznie przez odwołanie się do studium
intelektualnego lub analizy emocjonalnej jest wchodzeniem w ślepy
zaułek. śycia i śmierci ludzkiej nie da się wyjaśnić i zrozumieć
przez odwołanie się do rozumu i uczuć. Ostatecznym lekarstwem na
wszelkie ludzkie wątpliwości, obawy, lęki, bunty jest odwołanie
się do mocy Boga i wiara w nią. W mocy Bo\ej znajdują swoje
wyjaśnienie i uspokojenie zarówno ludzkie serce jak i ludzki
umysł. Wszelkie tłumaczenia, wyjaśnienia, jakie Bóg daje
człowiekowi, nie są więc uśmierzaniem najpierw niepokojów
emocjonalnych i intelektualnych, ale są przede wszystkim
pełniejszym wezwaniem do powierzenia się mocy Bo\ej.
6. Maryja pyta, szuka, ale się nie buntuje. Z całym
zaufaniem mówi do anioła: Oto ja Słu\ebnica Pańska, niech mi się
stanie według Twego słowa. Zgoda na własne \ycie jest w swej
istocie zgodą na wolę Pana Boga, jest zgodą na bycie prowadzonym
przez Niego.
Zgoda na wolę Boga wprowadza jednak w nasze \ycie stan
oczekiwania, pewnego "duchowego napięcia". Pan Bóg wzywając
Maryję, aby stała się Matkę Syna Bo\ego, nie odsłonił jej bowiem
od razu całej jej historii \ycia. Zapewnił ją jednak, i\ będzie
jej wiernie towarzyszył. Odtąd, za przyzwoleniem Maryji, Bóg
wkracza w jej \ycie i często wzywa ją do zadań, których ona
najczęściej nie będzie rozumiała do końca (por. Ak 2, 50). Brak
zrozumienia nie jest jednak przyszkodą do zaufania. Wręcz
przeciwnie, jest wezwaniem do niego.
Zgodzić się na własne \ycie to nie znaczy zrozumieć je, czy
te\ chcieć przewidzieć dokładnie wszystko, co w naszym \yciu nas
czeka. Zgoda na własne \ycie domaga się otwarcia się na wielkie
"niespodzianki Pana Boga". W nich bowiem jest zawsze ukryta Jego
\yczliwość, miłość. Najtrudniejsze niespodzianki kryją Jego
nieskończoną Miłość. Maryja nosi w sercu tę pewność \yczliwości
Boga i dlatego mówi z odwagą: Oto ja Słu\ebnica Pańska, niech mi
się stanie według twego słowa. Tę pewność nieskończonej
\yczliwości Boga Maryja miała nie tylko w chwili Zwiastowania,
ale tak\e wówczas, gdy szukała przez trzy dni swojego
dwunastoletniego Syna lub te\ gdy towarzyszyła mu w Jego męce i
śmierci.
Aby zgodzić się na własne \ycie nie trzeba chcieć
wszystkiego zrozumieć. W pewnym sensie trzeba nawet zrezygnować
ze rozumienia. Zgoda na własne \ycie zaczyna się wtedy, gdy rodzi
się w nas zaufanie do \ycia jako takiego, zaufanie budowane na
wielkim zaufaniu do Boga, Dawcy \ycia. śycie ma sens dlatego, i\
otrzymaliśmy je od Boga. Odkrycie Boga - Dawcy \ycia jest
jednoczesnym odkryciem sensu i celu naszego \ycia.
Zgoda na wolę Boga w naszym \yciu, to nie tylko zgoda na
cierpienie, o czym mówiliśmy w naszych rozwa\aniach. Zgoda na
\ycie to tak\e zgoda na piękno i radość \ycia. Maryja nie tylko
cierpiała w swoim \yciu. Doświadczyła tak\e wielu pięknych i
wszruszających chwil: urodzenie Syna, macierzyństwo, \ycie
rodzinne w Nazaret, wychowywanie Jezusa, towarzyszenie Synowi w
Jego \yciu publiczny, radość ze zmartwychwstania. W \yciu Maryi
emocjonalne doświadczenie radość nie było jednak celem samym w
sobie, ale darem Jej \ycia powierzonego Bogu. Maryja nie szuka
radości dla niej samej, ale przyjmuje ją jako dar.
Część I
(1). John Powell SJ, Jak kochać i być kochanym. Przeł. Tomasz
Smiatacz.
WydawnictwoDiecezjalne. Pelplin 1990. s.17.
(2). tam\e, s.48.
(3). zob. tam\e. s 28 - 34.
(4). (cyt za : ) J. Powell, Jak kochać...s.52.
(5). John Powell, dz. cyt.,s. 25.
(6). Susan Forward, Toksyczni rodzice,
(7). Anthony de Mello, Minuta mądrości,
Część II
(1). Susan Forward, Toksyczni...
(2).
(3). Simone Weil, Myśli,
(4). Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Dzieła, t.I., s. 701, (cyt.
za:)
(5). Św. Jan Krzy\a, Droga na Górę Karmel, s. 283
(6). Eliza Kubler - Ross, Rozmowy o śmierci i umieraniu. Przeł.
Irena Dole\al - Nowicka. IW PAX 1979, s. 21.
(7). Maria Braun - Gałkowska, Psychologia domowa, s. 206.
(8). Clive Stapples Lewis, O wierze i moralności, s. 82.
(9). Schemat rozwiązania konflitu podaje El\bieta Sujak, Pośrodku
drogi, LIST, 1/93.
(10). Anthony de Mello, Śpiew ptaka. Przeł. Henryk Pietras SJ.
(11). Fazy kryzysu przedstawiono na podstawie konferencji O.
Adama Schulza SJ.
( 12). J.W. Goethe, Faust,
( 13). John Powell, Jak kochać i być kochym, s.
( 14). Jean Guitton, Marta Robin, Mistyczka, wizjonerka,
stygmatyczka. Przeł. Częstochowa 1990, s. 86, 87.,
Lucyna Słup
CWICZENIE KOCCOWE
Na zakończenie naszych rozwa\ań proponuję refleksję-zabawę.
Spróbuj szczerze, przypominając sobie konkretne sytuacje
odpowiedzieć na poni\sze pytania:
1. Czy łatwo ulegasz zniechęceniu, przygnębieniu, depresji?
2. Czy inni często Cię denerwują?
3. Czy uwa\asz, \e nale\y \yć w zgodzie ze wszystkimi niezale\nie
od tego ile by Cię to kosztowało? Czy chcesz być miły dla
wszystkich?
4. Czy marzysz o osiągnięciu czegoś wielkiego, wspaniałego?
5. Czy w ogóle często marzysz?
6. Czy masz jakieś nałogi, z którymi bezskutecznie walczysz ( nie
tylko alkohol czy papierosy ale tak\e jedzenie, oglądanie TV
itp.)
7. Czy jesteś nieśmiały? Aatwowierny, naiwny?
8. Czy uwa\asz, \e inni Cię prześladują, \e się na Ciebie
,,uwzięli''?
9. Czy masz tzw. ,,swoje zdanie''? Czy du\o Cię kosztuje, \eby
z niego zrezygnować?
10. Czy często uwa\asz za swoje to, co inni uwa\ają?
11. Czy lubisz rządzić? Czy cieszysz się, gdy inni spełniają
Twoje polecenia?
Czy masz tendencje do narzucania innym swojej woli?
12. Czy krytykujesz innych? Czy czujesz, \e zrobiłbyś o wiele
lepiej to, co oni robią?
13. Czy często czujesz się niedoceniony? Czy chciałbyś aby inni
bardziej dostrzegali Twoje
osiągnięcia?
14. Czy lubisz mówić o sobie - nie tylko o swoich sukcesach ale
tak\e np. o swoich
chorobach, cierpieniach itp.
15. Czy boisz się nowych sytuacji, zadań? Czy boisz się ludzi?
16. Czy jesteś podejrzliwy?
17. Czy trudno znosisz samotność? Czy musisz mieć zawsze
towarzystwo?
18. Czy wszystko co robisz, lubisz robić doskonale?
19. Czy lubisz pokpiwać z innych?
20. Czy samotność wydaje Ci się najpewniejszym schronieniem przed
brutalnym światem?
21. Czy zabiegasz o sukcesy w pracy zawodowej?
22. Czy nie przywiązujesz nadmiernej wagi do pieniędzy i tzw.
,,standartu \yciowego''?
Jeśli na większość tych pytań z całym przekonaniem
odpowiedziałeś "tak" znaczy to, \e nie lubisz siebie albo lubisz
w niewystarczającym stopniu, ale zawsze masz przed sobą szanę na
lepsze \ycie.


Wyszukiwarka