29 4 Marzec 2000 208 Dni kaukaskiej niewoli




Archiwum Gazety Wyborczej; 208 DNI KAUKASKIEJ NIEWOLI












WYSZUKIWANIE:
PROSTE
ZŁOŻONE
ZSZYWKA
?







informacja o czasie
dostępu


Gazeta Wyborcza
nr 54, wydanie waw (Warszawa) z
dnia
2000/03/04-2000/03/05,
dział ŚWIAT, str. 32
STUDIO GAZETA
[pagina] POLKI UWOLNIONE
WOJCIECH JAGIELSKI
208 DNI KAUKASKIEJ NIEWOLI
O tym, kto i dlaczego porwał, przetrzymywał i kto w końcu uwolnił
Polki, pisze WOJCIECH JAGIELSKI
Historia porwania uczonych z Polskiej Akademii Nauk prof. Zofii
Fiszer--Malanowskiej i doc. Ewy Marchwińskiej-Wyrwał wiąże się z dziejami
ostatniej z wojen kaukaskich. Polki zostały uprowadzone, gdy wojna się
zaczynała. Odzyskały wolność, gdy powoli wygasa, a na zgliszczach pobojowiska
zaczynają się dyskretne targi o Czeczenię.
Polskie biolożki zostały porwane 9 sierpnia w pobliżu najpiękniejszego z
miasteczek Dagestanu Gunibu. Przybyły na zaproszenie tamtejszych uczonych -
biologów Rasula Mohammedowa i Aleksandra Kajmarazowa. Dwa dni później całą
czwórkę porwano podczas wspólnej wycieczki badawczej w góry.
Kiedy Polki wybierały się do Dagestanu, na granicy tej górskiej republiki z
Czeczenią trwała już wojna. W położonym tuż przy
granicy Botlichu rosyjscy żołnierze tłumili powstanie miejscowych
fundamentalistów islamskich, wspieranych przez przybyłych z Czeczenii partyzantów. Dziś wiadomo, że botliska
"muzułmańska rewolucja" była pułapką, jaką rosyjscy generałowie i politycy
zastawili na odmawiających posłuszeństwa Kremlowi Czeczenów i najsłynniejszego z czeczeńskich komendantów
Szamila Basajewa. Prowokując go do najazdu na Dagestan, Rosjanie dostali
pierwszy pretekst, by najechać Czeczenię.
Kolejnymi stały się niewyjaśnione do dziś zamachy bombowe w Rosji, a także
porwania cudzoziemców na Kaukazie.
Kreml ogłosił Czeczenię jaskinią terroryzmu, a
we wrześniu posłał najpierw samoloty, a później czołgi i piechotę, by podbić
zbuntowaną republikę.
Nic tak nie popsuło Czeczenom opinii w oczach
świata jak właśnie proceder porywania ludzi dla okupu. W Czeczenii, zrujnowanej w wyniku wojny z lat 1994-96 i
zarządzanej przez bezrobotnych po wojnie komendantów, handel żywym towarem stał
się obok szmuglu benzyny najbardziej dochodowym z interesów. Czeczeński
prezydent Asłan Maschadow bezskutecznie próbował walczyć z tą plagą. W
przeciwieństwie do innych komendantów nie miał własnej prywatnej armii.
Jesienią, podczas rozmowy ze mną w Groznym, tłumaczył też, że przed
wypowiedzeniem wojny któremuś z watażków powstrzymywał go brak zgody Moskwy na
przyznanie niepodległości Czeczenii. Ale wbrew
obiegowym opiniom porywaniem ludzi dla okupu zajmowali się nie tylko Czeczeni. Polowania na ludzi urządzali Ingusze,
Dagestańczycy, Osetyjczycy, Czerkiesi, Kabardowie. Czeczenia, pozostająca poza kontrolą Kremla i podzielona
na udzielne księstewka poszczególnych komendantów, była jedynie doskonałą
kryjówką dla porywaczy i ich zakładników.
We wrześniu Polki zostały przewiezione do Czeczenii, do miasteczka Urus-Martan, cieszącego się złą
sławą głównego niewolniczego targu na Kaukazie, a także twierdzy fanatyków
muzułmańskich. Z Urus-Martanu pochodzi komendant Arbi Barajew, uważany za
jednego z najpotężniejszych w Czeczenii. O
Barajewie mówiono też, że stał za większością najgłośniejszych porwań na całym
Kaukazie. W Urus-Martanie żył też i utrzymywał się z porywania ludzi klan
dziewięciu braci Achmadowów. W rękach szefa rodu Ramzana, przywódcy miejscowej
dżaamy - wspólnoty muzułmańskich fanatyków - znalazły się właśnie Polki. Ich
dagestańscy towarzysze zostali uwolnieni, jeden już we wrześniu, drugi w
listopadzie. Zrodziło to podejrzenia, że zostali wykorzystani przez porywaczy do
zwabienia Polek na Kaukaz. Kaukaskie gangi porywaczy ludzi są bowiem, a raczej
były, instytucjami doskonale zorganizowanymi, dysponującymi własnymi siatkami
wywiadowczymi, grupami wyspecjalizowanymi w uprowadzeniach i ukrywaniu
zakładników, a także pośrednikami negocjującymi warunki uwolnienia, a
jednocześnie cieszącymi się nieposzlakowaną opinią. Niemało ekspertów twierdzi,
że wiele gangów było powiązanych, a przynajmniej wykorzystywanych przez
rosyjskie służby specjalne, pragnące w ten sposób destabilizować sytuację w
Czeczenii i kompromitować ją w oczach świata.
Faktem jest, że mało który z porwanych na Kaukazie zakładników odzyskał
wolność bez okupu. Cudzoziemcy zawsze należeli do najbardziej poszukiwanego
towaru (gdy, przerażeni, wyjechali z tej republiki, porywacze zaczęli masowo
uprowadzać miejscowych bogaczy i ich rodziny). Początkowo wydawało się, że także
Polki zostały porwane dla pieniędzy. Potwierdzeniem tej wersji był listopadowy
komunikat rosyjskiego MSW, że za każdą z polskich uczonych porywacze żądają po
milion dolarów. Wiarygodność rosyjskiego obwieszczenia podważał oczywisty dla
ludzi znających Kaukaz fakt, że suma miliona dolarów wysuwana jest tam przez
porywaczy za każdego cudzoziemca, niejako automatycznie.
W Czeczenii trwała już wojna, a rosyjskie
wojska zbliżały się do Urus-Martanu. Porywacze zaczęli przerzucać swój cenny
"towar" z Urus-Martanu coraz bardziej na południe, dalej od rosyjskich samolotów
i dział. Czas naglił. W połowie listopada w gruzińskiej stolicy Tbilisi
ogłoszono, że Polki "są w zasadzie wolne". Później nastąpiła cała seria
sensacyjnych komunikatów, wydawanych przez "przyjaznych Czeczenów", którzy jakoby wyzwolili polskie uczone i
gotowi byli w każdej chwili przekazać je przedstawicielom polskich władz.
Polki istotnie zostały przewiezione z bombardowanego przez Rosjan
Urus--Martanu w wysoki Kaukaz, ale - choć może same nawet o tym nie wiedziały -
nie były wolne. Teraz kryjówką Polek, a także kilkudziesięciu innych
zakładników, stał się labirynt podziemnych korytarzy dawnego więzienia. Wąwozem
dowodził arabski wolontariusz Abdullah Hakim. W prowadzonych od września
rozmowach z polskimi dyplomatami przez telefon satelitarny Ramzan Achmadow
mnożył warunki - pieniądze, broń, uznanie niepodległości Czeczenii. Ponieważ czuł się zagubiony, chętnie
korzystał z porad pośredników, którzy całą armią ściągnęli do Tbilisi, gdzie
przebywali polscy wysłannicy, i z których każdy obiecywał porywaczom i stronie
polskiej jak najlepsze warunki uwolnienia.
Większość widziała w tym doskonały sposób, by umocnić swoje notowania w
oczach nie tylko gruzińskich gospodarzy (z powodu wojny Gruzja stała się dla
Czeczenów jedynym oknem na świat i jedynym
szlakiem handlowym), ale także Rosji, pragnącej uwolnić swoich rodaków z
kaukaskiej niewoli.
Rezultatem "rywalizacji" o uwolnienie Polek był m.in. grudniowy niezwykły
telefon Zofii Fiszer-Malanowskiej do Radia RMF FM. Łącząc Polkę z radiem (nie
mówiąc jej o tym - myślała, że rozmawia z polskim MSZ), porywacze chcieli
"zmiękczyć" polskie władze, zmusić do ustępstw.
Przełom nastąpił pod koniec listopada, gdy do Tbilisi zawitał jeden z
komendantów podległych czeczeńskiemu wiceprezydentowi Wasze Arsanowowi. Kilka
tygodni wcześniej o pomoc w uwolnieniu Polek minister Bronisław Geremek zwrócił
się do goszczącego w Warszawie szefa dyplomacji Gruzji Iraklego
Menagariszwilego.
Początkowo emisariusz Arsanowa - jak sam mi opowiadał w Tbilisi - zamierzał
odbić Polki i przewieźć je do Gruzji. Chciał oszukać porywaczy, płacąc im przez
podstawionego mułłę wysoki okup fałszywymi dolarami. Nie wykluczał jednak
odbicia zakładników siłą. Twierdził, że jego ludzie kontrolują dwa wyjścia z
wąwozu, gdzie jest więzienie Polek, a szczyty wokół są opanowane przez Rosjan.
Wojna, jaka w tym czasie ogarnęła już całe czeczeńsko-gruzińskie pogranicze,
szybko zamknęła tę drogę.
Wtedy komendant uznał, że Polki i innych zakładników można uwolnić już tylko
przy "roboczej współpracy" z rosyjskimi służbami specjalnymi. Chciał tego sam
Arsanow.
Arsanow, od dawna skłócony z czeczeńskim prezydentem Asłanem Mas- chadowem,
uczynił z Gruzji swoje bezpieczne zaplecze. Już latem ubiegłego roku zdobył
serce Tbilisi, uwalniając z kaukaskiej niewoli kilku gruzińskich jeńców.
Doskonałe stosunki Arsanowa z gruzińskimi władzami uczyniły go niekwestionowanym
przywódcą tamtejszej diaspory czeczeńskiej. Umacniając się w Tbilisi, Arsanow
zyskiwał w rywalizacji z Maschadowem. Wysyłając do Gruzji swoich emisariuszy, by
nawiązali kontakt z Rosjanami, Arsanow mierzył już bardzo wysoko. Uwalniając i
dając Moskwie rosyjskich i cudzoziemskich jeńców, chciał zdjąć z Czeczenów piętno terrorystów. Chciał też stać się
partnerem Kremla nie tylko w rozmowach o uwalnianiu ludzi. Kreml zaś z coraz
większą niechęcią reagował na wszelkie propozycje pokojowe Maschadowa, a w
ostatni czwartek poprosił Interpol o rozesłanie za nim listów gończych. Co
ciekawe, na liście prawie 90 czeczeńskich komendantów, za którymi Rosja
rozesłała listy gończe, nie ma nazwiska Wachy Arsanowa. A Maschadowa premier
Putin oskarżył wczoraj o terroryzm. Oznajmił, że w czwartek Maschadow miał
dzwonić do "pewnego europejskiego przywódcy" i oferować "wydanie Polek i
Francuza".
W czasie poprzedniej wojny z lat 1994-96 Arsanow należał do grona
najpotężniejszych czeczeńskich komendantów. Po wojnie Maschadow zaproponował mu
taktyczny sojusz - posadę wiceprezydenta w zamian za zapewnienie poparcia
warcholskich komendantów.
Po wojnie Arsanow stał się jedną z najbardziej kontrowersyjnych postaci na i
tak wyjątkowo barwnej czeczeńskiej scenie politycznej. Jeszcze podczas kampanii
prezydenckiej najsłynniejszy z czeczeńskich komendantów Szamil Basajew oskarżył
Arsanowa, że zamieszany jest w handel żywym towarem. Procederem tym parał się
przecież jeden z jego krewniaków Arbi Barajew z Urus-Martanu. Święte na Kaukazie
więzy krwi, łączące Arsanowa z Barajewem, zapewniły mu też szacunek kaukaskich
fundamentalistów, choć wiceprezydent należał do ich politycznych wrogów.
Na początku lutego w rozmowie telefonicznej wysłannik Arsanowa powiedział mi,
że jedzie do Czeczenii. Po raz ostatni dzwonił
przed tygodniem z doliny rzeki Argun. W ciągu kolejnych dni musiało dojść do
uwolnienia Polek - bądź w wyniku perswazji, bądź akcji zbrojnej.
Jak była cena tej operacji? Zgodnie z wielokrotnymi deklaracjami Polska
porywaczom okupu nie zapłaciła. Rosja, podejmując z ludźmi Arsanowa "roboczą
współpracę" przy uwolnieniu Polek, liczy m.in. na to, że uzyska także wolność
wielu spośród ok. tysiąca więzionych wciąż na Kaukazie zakładników. Dla byłego
policjanta Wachy Arsanowa stawką jest zapewne przynajmniej częściowe spełnienie
ambicji politycznych.


[podpis pod fot./rys.]
Polki na Kaukazie

(szukano: Czeczenia)
© Archiwum GW, wersja 1998 (1) Uwagi
dotyczące Archiwum GW: magda.ostrowska@gazeta.pl


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
42 30 Marzec 2000 Dialog na warunkach
67 29 Czerwiec 2000 Krowy wysokie i cienkie
Ustawa z dnia 29 listopada 2000 o zbieraniu i wykorzystywaniu danych rachunkowych z gospodarstw roln
34 18 Marzec 2000 Nie dali nam chleba
73 29 Lipiec 2000 Krew w filiżance
28 29 Luty 2000 Mamy herbatę
74 29 Lipiec 2000 Negocjacje z Maschadowem
38 24 Marzec 2000 Starczy na długo
31 6 Marzec 2000 Nie gol się, kup kalesony
33 14 Marzec 2000 Czeczenia jeszcze nie zginęła
37 24 Marzec 2000 Prezydent Putin
39 25 Marzec 2000 Mówić głośno
41 28 Marzec 2000 Popatrzeć na twarze
43 30 Marzec 2000 Lis czy wilk z tego Putina
30 4 Marzec 2000 Wyzwolimy ich na śmierć
40 27 Marzec 2000 Druga tura niepotrzebna
32 6 Marzec 2000 Z piwnic i jam do domu
58 29 Maj 2000 Minutka jest pustynią
Dz U 2000 nr 29 poz 354 Tekst aktu

więcej podobnych podstron