- Prosze tedy, profesorze! - wskazal Groos, przeciskajac sie waskim przejsciem miedzy stojakami z aparatura. W najdalszym kacie pracowni, pod sciana obwieszona pólkami, opleciony zwojami kabli i rurami kompresorów stal nanoskop. Na pozór nie róznil sie niczym od innych przyrzadów tego typu. - To ma byc owo rewelacyjne urzadzenie, o którym mi pan wspominal? - w glosie profesora mozna bylo uchwycic nute rezerwy, a nawet drwiny. - Tak, wlasnie to... - Groos zdawal sie nie zauwazac ironii profesora. - Ten nanoskop zostal przerobiony wedlug mojego pomyslu. Pozwala uzyskac powiekszenia o trzy rzedy wielkosci lepsze niz dotychczas osiagane. Jest uczulony na grawifale w zakresie superwysokich czestotliwosci. Pan zdaje sobie sprawe, co mozna przez to osiagnac? - No, no... - profesor zgrabnie udawal podziw, choc najwyrazniej nie wierzyl ani jednemu slowu asystenta. - To ci dopiero! I cóz mozna obserwowac przy takich powiekszeniach? - Wlasnie to, o czym komunikowalem panu profesorowi w moim liscie. - Czy to az takie wazne... abym musial przerywac urlop? - Alez... - Groos byl bardziej zdumiony niz zaklopotany. To przeciez sensacja naukowa na miare... nie, nie potrafie tego nawet z niczym porównac! To epokowy eksperyment! Entuzjazm Groosa rósl z kazdym slowem, nie udzielal sie jednak profesorowi który krytycznym okiem ogladal szczególy aparatury. Widac bylo jednak, ze niewiele z tego rozumie. - Zakladam nowa próbke - powiedzial Groos. - To bedzie trwalo niezmiernie krótko, jednak ekran utrwali na chwile obraz, rozciagajac go nieco w czasie. Prosze dokladnie zapamietac wyjsciowy stan pola widzenia. Profesor bez przekonania pochylil sie nad wziernikiem nanoskopu. - O! - powiedzial nagle. - To ciekawe! Cóz to takiego? - Prosze pamietac, ze powiekszenie znacznie przekracza to, co osiagnieto dotychczas! - powiedzial Groos z nieznacznym usmiechem, zadowolony z wywolanego efektu. - Ale nie to jest wazne. Chodzi nam o sam eksperyment. Prosze uwazac, wlaczam zródlo... - Nic nie widze. Wszystko pozostaje w tym samym stanie, jak na poczatku... - Chwileczke, przelacznik mi sie zacial. O, juz! - Nic. O, o, ter... .oOo. Pierwszy komunikat pochodzil z osrodka Aldagger, pózniej potwierdzily go obserwacje mniejszych radioteleskopów. Wreszcie po dwóch latach od ukazania sie pierwszego komunikatu Markow i Stern zaobserwowali to niezwykle zjawisko przy pomocy silnych teleskopów optycznych. Trzy silne radiozródla, zauwazone zrazu w rejonie gwiazdozbioru Lwa, przesuwaly sie wyraznie i to z szybkoscia niewiarygodna, jak na obiekty tego typu. Jakiego typu? Otóz wlasnie! Tu, niestety nie bylo zgodnosci miedzy poszczególnymi obserwatorami. Nie ulegalo jednak watpliwosci, ze sa to obiekty bardzo odlegle, pozagalaktyczne i posiadajace ogromne objetosci. O masie ich trudno bylo cokolwiek powiedziec, nie znajac ich natury fizycznej. Najdziwniejszy jednak wydawal sie fakt, iz tory, po których poruszaly sie te ogromne i niespotykane dotychczas ciala niebieskie, byly wedlug zgodnych obserwacji wszystkich badaczy... idealnie równolegle ! Prasa nie omieszkala oczywiscie podchwycic tego faktu, nadajac mu smak kosmicznej sensacji: "Karawana pocisków miedzygalaktycznych zdaza w kierunku mglawicy NGC 5194" i tak dalej... Poruszenia wywolanego takimi przypuszczeniami w niczym nie umniejszal fakt, iz odleglosc tej galaktyki od Slonca wynosi okolo dziesieciu milionów lat swiatla, a wiec to, co obserwowano dzialo sie przed tyluz laty... Wymieniona mglawica lezala rzeczywiscie na przedluzeniu drogi jednego z tajemniczych "pocisków". Trudno bylo jednak powiedziec, czy ogromne, tajemnicze cialo "trafi" w mglawice, gdyz dokladne ustalenie odleglosci od niego bylo niezmiernie trudne. Gdyby bowiem przyjac za pewnik owych 10 milionów lat swiatla, predkosc obiektu przekraczalaby znacznie predkosc swiatla, natomiast rozmiary obiektu musialyby byc wprost monstrualne... Ostatecznie zgodzono sie na hipoteze robocza, wedlug której "quazony", bo tak nazwano owe poruszajace sie obiekty, mialy byc cialami o objetosci rzedu przecietnej gromady kulistej, poruszajacymi sie z predkoscia nadswietlna... Dokladnie w dziesiec lat po odkryciu, quazon beta zblizyl sie do galaktyki NGC 5194 na tyle, ze mozna bylo sie spodziewac zaobserwowania oddzialywan wzajemnych. Przypuszczenia nie mylily: quazon naprawde, a nie tylko pozornie, zblizal sie do mglawicy! W ciagu kilku nastepnych miesiecy stwierdzono zakrzywienie toru. Pozwolilo to z kolei na lepsze okreslenie masy i odleglosci. Powszechna opinia, urabiana przez popularna prase codzienna, coraz bardziej sklania sie ku ostatecznemu zaakceptowaniu hipotezy "kosmicznych megastatków", wysylanych przez jakies istoty-giganty z glebi Wszechswiata w kierunku naszej gromady galaktyk. Glówna pozywka dla tego rodzaju teorii byla owa - stwierdzona juz teraz bezspornie - nadswietlna predkosc quazonów... Trzezwo myslacy naukowcy nie ulegali jednak urokowi kuszacych hipotez i nie ustawali w wysilkach zmierzajacych ku skonstruowaniu obiektywnej teorii tego zjawiska. Wykluczali oni oczywiscie wszelkie zalozenia zwiazane z ingerencja "megaistot", uwazajac takie pomysly za czysta metafizyke. Wtedy to powstala klasyczna hipoteza Kruhma-Jansena, która glosila, jakoby quazony byty produktami samorzutnego rozczepienia jakiejs starej galaktyki, która po skurczeniu sie do progowej gestosci materii ulegla eksplozji podobnie jak sie to obserwuje w przypadku gwiazd supernowych. Hipoteze poddano ostrej krytyce z punktu widzenia energetycznego i kosmologicznego. Przytoczone argumenty, nie pozbawione zreszta pewnych niejasnych sformulowan, zajelyby zbyt wiele miejsca, gdybysmy chcieli je tutaj strescic. Dosc, ze po niespelna roku teoria poszla do lamusa, wyparta przez dwie konkurujace hipotezy - Canthona i Poola-Tresnera. Pierwsza z nich, przypisujaca quazonom strukture mglawic pylowo-gazowych o bardzo silnym zageszczeniu, wywodzila ich geneze z kondensacji grawitacyjnej czastek nadswietlnych, posiadajacych ten sam lub podobny kierunek wektora pedu. Druga hipoteza, zakladajac jako punkt wyjscia istnienie skupisk rozdrobnionych czastek materii miedzygalaktycznej, wprowadzala interesujaca skadinad koncepcje, wedlug której "mlode", a wiec nie posiadajace jeszcze tak wielkiej objetosci i pedu quazony ulegac mialyby stopniowemu przyspieszeniu poprzez oddzialywanie sprezonego pola grawielektromagnetycznego, panujacego, jak wiadomo w przestrzeni miedzygalaktycznej. Nabierajac stopniowo predkosci i obrastajac niejako w materie w czasie wielokrotnych obiegów po kole o promieniu równym promieniowi Wszechswiata, quazony stawalyby sie tym, czym sa: wielkimi skupiskami materii, obdarzonymi nieprawdopodobnie wielkim pedem... Przyspieszenie, odbywajace sie za posrednictwem oddzialywan polowych zblizalo ten hipotetyczny proces - w najogólniejszych zarysach - do procesów przyspieszania czastek w akceleratorach cyklicznych, co tez zostalo natychmiast wykorzystane w publikacjach popularnonaukowych, jako piekny, choc bardzo daleki od scislosci wywód pogladowy... "Wyobrazmy sobie zwykly, dobrze znany synchrocyklofazotron o promieniu równym promieniowi Wszechswiata..." Tak to mniej wiecej wygladalo w wykladach popularyzatorów. Trzeba tu dodac, ze zarówno scisle, jak i popularne wyklady hipotezy Poola-Tresnera przemilczaly dyplomatycznie kwestie przekroczenia przez quazony predkosci swiatla. Ktos tam nawet odkryl, czy raczej: wydawalo mi sie, ze odkryl cos w rodzaju "promieniowania Czerenkowa", które to promieniowanie towarzyszy ruchowi czastki z predkoscia przekraczajaca predkosc swiatla w danym osrodku. Najwieksze jednak powagi naukowe i uznane autorytety odnosily sie dosc wstrzemiezliwie do calego problemu. Wypowiedzi wielkich uczonych byly raczej wymijajace. Nie bylo w tym nic dziwnego: kazdy niemal dzien mógl przyniesc nowe informacje i fakty. Quazon beta zblizal sie najwyrazniej do mglawicy. W tej ostatniej mozna bylo juz zaobserwowac skutki tego zblizania: cos w rodzaju gigantycznego przyplywu i rosnacej z miesiaca na miesiac deformacji. Powsciagliwe stanowisko autorytetów naukowych okazalo sie zupelnie slusznym wyjsciem z sytuacji: nastepne dwa lata przyniosly rozstrzygniecie watpliwosci. Profesorowie unikneli przykrej koniecznosci wycofywania sie z zajetych przedwczesnie stanowisk, co przypadlo w udziale mniej cierpliwym, a lasym na sukcesy mlodszym naukowcom. Quazon beta wniknal w glab mglawicy, która calkowicie zmienila forme, dzielac sie na dwie prawie równe czesci, obdarzone stosunkowo duzymi predkosciami oraz trzy czesci mniejsze, lecz niezmiernie szybkie, które, po dokonaniu wstepnych obserwacji porównawczych uznano za identyczne z... quazonami. To zaskoczylo wszystkich. Uczeni w zacietym milczeniu przystapili do konstruowania nowych teorii. Tylko prasa nie stracila rezonu i bebnila teraz o lancuchowym rozszczepieniu galaktyk i podobnych bzdurach... .oOo. ...az! - wykrzyknal profesor. - W tej chwili stalo sie cos dziwnego... - Widzial pan?! To jest wlasnie dowód! Wykazalem, ze pojedyncza galaktyka nie jest niepodzielna czastka materii! Strumien quazonów rozszczepia galaktyke na dwie czesci z wydzieleniem kilku nastepnych quazonów! To daje mozliwosc uzyskania reakcji lancuchowej, samopodtrzymujacej sie... Mozna bedzie wyzwolic w ten sposób kolosalne ilosci energii. To moze byc bardzo istotne, moze miec znaczenie militarne! - Eee... Z tym rozszczepieniem galaktyk, to jeszcze nic pewnego - powiedzial profesor. - Czy próbowales wyobrazic sobie, jak swiat nauki przyjalby taka heretycka hipoteze? Od czasów Toldana wiadomo, ze galaktyka jest elementarna, niepodzielna czastka materii... Trzeba by zmieniac wszystkie podreczniki fizyki... Profesor usmiechnal sie melancholijnie, po czym podrapal sie leniwie prawa macka w szósty (liczac od prawej) czulek w dziewiatym rzedzie od góry.