10 Serdeczne powitanie


By Kwestek®
kwestek@wp.pl
www.hobbit.hg.pl
-----------------------
Rozdział 10
Serdeczne powitanie

Płynęli, a tymczasem rozwidniało się i było coraz cieplej. W pewnej chwili
rzeka skręciła, okrążając ramię lądu wysunięte z lewego brzegu. Pod skalistym
urwiskiem woda kipiała na głębi i przelewała się z pluskiem. Urwisko szybko
zostało za nimi, brzeg się obniżył, drzewa zniknęły. Oczom hobbita ukazał się
rozległy widok.
Leżał przed nim kraj otwarty, nasycony wodami rzeki, która tu dzieliła się na
sto krętych odnóg, rozlewała po moczarach i stawach usianych wysepkami; główny
jednak nurt, wciąż jeszcze bogaty, płynął spokojnie pośrodku. W oddali, z głową
ukrytą w postrzępionym obłoku, wznosiła się Góra! Jej najbliższego otoczenia na
północo-wschodzie i zaklęsłej niziny między nią a rzeką nie było stąd widać.
Tylko ona patrzała z wysokości poprzez moczary ku lasom. Samotna Góra! Bilbo
odbył długą drogę i przeżył wiele przygód, aby ją zobaczyć, lecz widok ten
wcale go nie rozradował.
Przysłuchując się rozmowom flisaków i gromadząc strzępy wiadomości padające z
ich ust, Bilbo wkrótce zrozumiał, jak wyjątkowemu szczęściu zawdzięcza, że w
ogóle choćby z daleka ujrzał Górę. Wprawdzie przecierpiał okropności
uwięzienia, a teraz znajdował się w dość przykrej sytuacji (nie wspominając już
o położeniu biednych krasnoludów!), lecz miał więcej szczęścia, niż
przypuszczał. Flisacy wciąż mówili o towarach spławianych w dół i w górę rzeki,
o wzrastającym ruchu na tym wodnym szlaku, odkąd drogi lądowe na wschód od
Mrocznej Puszczy zniknęły lub wyszÅ‚y z użycia; mówili też o kłót­niach miÄ™dzy
ludźmi znad Jeziora a elfami z lasów o to, do kogo należy utrzymanie spławności
Leśnej Rzeki i pilnowanie porządku na jej brzegach. Kraj ten bardzo się zmienił
od owych czasów, gdy krasnoludy żyły we wnętrzu góry, od epoki, której
wspomnienie stało się dla większości mieszkańców ledwie mglistą legendą. Kraj
zmienił się także w ostatnich latach, sprzed których pochodziły wiadomości
Gandalfa. Wskutek deszczów i powodzi rzeki płynące na wschód wezbrały, były też
trzęsienia ziemi (niektórzy przypisywali je wybrykom smoka, wspominając go
zwykle z przekleństwem i wymownym gestem w stronę Góry). Na obu brzegach
moczary i trzęsawiska rozprzestrzeniły się szerzej. Nie
można było odszukać dawnych ścieżek, niejeden jeździec lub pieszy wędrowiec
Zginął próbując je odnaleźć. Droga elfów przecinająca lasy, którą wybrały
krasnoludy za radą Beorna, kończyła się obecnie na wschodnim skraju puszczy
niepewną, rzadko uczęszczaną ścieżką. Jedyną jako tako bezpieczną drogą z
północnych krańców Mrocznej Puszczy ku równinom leżącym po jej drugiej stronie,
w cieniu Góry, była teraz rzeka, lecz nad tą drogą trzymał straż król leśnych
elfów.
Jak więc widzicie, Bilbo w wyniku wszystkich przygód trafił na jedyną możliwą
drogę. Pan Baggins, drżący z chłodu na tratwie z beczek, zapewne pocieszyłby
się nieco, gdyby wiedział, że wieści o tym wszystkim dotarły do Gandalfa w
dalekich stronach i mocno go zaniepokoiły, że czarodziej właśnie kończył inne
sprawy (nie należące do tej historii) i przygotowywał się do podróży na
poszukiwanie kompanii Thorina. Ale o tym Bilbo nic nie wiedział.
Wiedział tylko, że rzeka ciągnie się i ciągnie bez końca, że jest głodny, że ma
obrzydliwy katar, że nie podoba mu się wcale Góra spoglądająca na niego - jak
mu się wydawało - tym chmurniej i groźniej, im bliżej podpływał. Po jakimś
czasie jednak rzeka skierowała się bardziej na południe, Góra znów się jakby
oddaliła, aż wreszcie, pod wieczór, brzegi po obu stronach stały się skaliste,
rozproszone wody zbiegły się razem w głęboki, rwący nurt, a tratwa pomknęła
żywiej.
Słońce już zaszło, gdy zataczając łuk na wschód, Rzeka Leśna wpadła wreszcie do
Długiego Jeziora. Szerokie ujście z obu stron zamykały jak brama urwiste skały,
a u ich stóp ciągnął się pas wybrzeża wysypany żwirem. Długie Jezioro! Bilbo
nie wyobrażał sobie, żeby mogła istnieć tak wielka woda poza morzem. Jezioro
bowiem tak było szerokie, że przeciwległy brzeg wydawał się daleki i mały, a
tak długie, że północnego końca, wysuniętego w kierunku Góry, Bilbo wcale nie
mógł dostrzec. Jedynie z mapy hobbit pamiętał, że tam, daleko, gdzie migotały
już gwiazdy Wielkiego Wozu, płynęła spod Dali Bystra Rzeka, która wspólnie z
Leśną Rzeką wypełniała ongi tę głęboką, wielką, skalistą dolinę. U jej
Południowego końca podwójnie już bogaty nurt przelewał się przez wysokie progi
i mknął ku nieznanym krainom. W ciszy pogodnego wieczora huk wodospadów
dobiegał niby daleki grzmot.
Nie opodal ujścia Leśnej Rzeki znajdowało się niezwykłe miasto, o którym hobbit
wiedział coś niecoś z rozmów podsłuchanych w piwnicach króla elfów. Miasto nie
leżało na brzegu, gdzie widać było ledwie kilka chat i budynków, lecz wyrastało
nad taflą jeziora, osłonione od fal wpadającej rzeki skalistym przylądkiem,
który tworzył zaciszną zatokę.
Długi drewniany most łączył brzeg z olbrzymim pomostem, zbudowanym z drzew
wyciętych w puszczy, a na nim wznosiło się drewniane miasto; gród nie elfów,
lecz ludzi, którzy mieli wciąż jeszcze dość odwagi, by żyć w cieniu Smoczej
Góry. Wciąż jeszcze trwał tutaj ruch handlowy, towary płynęły rzeką z południa,
a ludzie przewozili je, omijajÄ…c wodospady, do swego miasta; lecz za dawnych
dobrych czasów, gdy na północy kwitło zamożne miasto Dal, ludzie z Jeziora byli
bogaci i możni, po wodach żeglowały całe flotylle, niektóre statki wiozły
złoto, a inne - rycerzy w zbrojach, toczyły się tu wojny i dokonywały wielkie
dzieła, po których teraz została tylko legenda. Kiedy woda opadała w czasie
suszy, widać było po dziś dzień u brzegów zmurszałe pale większego niegdyś
miasta.
Ludzie jednak niewiele już z tego wszystkiego pamiętali, chociaż zachowały się
stare pieśni o królu krasnoludów panującym we wnętrzu Góry, o Throrze i
Thrainie z rodu Durina, o zjawieniu się smoka i upadku władców Dali. Niektóre
pieśni zapowiadały, że Thror i Thrain wrócą kiedyś, a wówczas przez bramę z
Góry spłynie na rzekę złoto i cały kraj rozebrzmi na nowo śpiewem i śmiechem.
Ale miła legenda nie wpływała na tok powszedniego życia.
Kiedy tratwa z beczek ukazała się na rzece, spod palów miasta ruszyły łodzie i
rozległy się nawoływania, na które flisacy odpowiedzieli. Rzucono liny,
wciągnięto wiosła, tratwę wycofaną z nurtu Leśnej Rzeki przycumowano na uboczu,
poza skalistą ścianą, w małej zatoce. Wkrótce mieli nadjechać z południa
ludzie, żeby zabrać puste beczki i dostarczyć inne, napełnione towarami, które
elfy zabiorą w górę rzeki do swojej leśnej siedziby. Tymczasem beczki pozostały
na brzegu, a flisacy wraz z załogami łodzi poszli do miasta na ucztę.
Bardzo by się zdumieli, gdyby zobaczyli, co się stało na wybrzeżu po ich
odejściu, gdy zapadła ciemna noc. Najpierw Bilbo odczepił od reszty jedną
beczkę, wtoczył na płyciznę i otworzył. Z wnętrza dobył się jęk i wypełzł
okropnie sponiewierany krasnolud. Miał pełno siana w zmierzwionej brodzie, a
tak był obolały, zdrętwiały, posiniaczony i rozbity, że ledwie mógł się na
nogach utrzymać; z trudem przebrnął przez płytką wodę i padł jęcząc na brzegu
Zagłodzony, oszołomiony, wyglądał jak pies, którego łańcuchem przykuto do budy
i zostawiono przez tydzień w zapomnieniu. Był to Thorin, lecz poznałbyś go
chyba tylko po złotym naszyjniku i po kolorze niegdyś błękitnego, a teraz
brudnego i zniszczonego kaptura z wystrzępionym srebrnym chwastem. Długa chwila
minęła, nim Thorin zdobył się na jaką taką uprzejmość wobec hobbita.
- No i co, żyjesz czy umarłeś? - spytał Bilbo, szczerze rozgniewany. Nie
pamiętał być może, że sam najadł się co najmniej raz do syta w tej podróży,
podczas gdy krasnoludy głodowały, i że korzystał ze swobody ruchów, której im
brakło, nie mówiąc już o wielkich ilościach świeżego powietrza. - Czy siedzisz
w więzieniu, czy jesteś wolny? Jeśli chcesz dostać coś do jedzenia, jeżeli w
ogóle upierasz się dalej przy tej głupiej przygodzie, która -nie zapominaj!
-jest twojÄ…, a nie mojÄ… przygodÄ… - radzÄ™ ci, pogimnastykuj trochÄ™ ramiona,
rozetrzyj nogi i pomóż mi uwolnić resztę kompanii, póki jeszcze pora.
Thorin oczywiście rozumiał, że Bilbo ma rację, stęknąwszy więc raz i drugi,
wstał i zaczął jak mógł pomagać hobbitowi. Trudna i bardzo ciężka była to
robota, musieli bowiem w ciemnościach brodzić po zimnej wodzie i wyszukiwać
właściwe beczki. Opukując je z zewnątrz i nawołując towarzyszy, znaleźli
sześciu, którzy mieli siłę odpowiedzieć. Gdy uwolnili ich z zamknięcia i
pomogli im dojść do brzegu, biedacy posiadali tam lub pokładli się, narzekając
i zawo­dzÄ…c. ZmokniÄ™ci, rozbici i odrÄ™twiali, nie mogli zrazu pojąć, że sÄ…
wyratowani, i podziękować za to należycie.
Najnieszczęśliwsi byli Dwalin i Balin, nie można było od nich żądać pomocy.
Bifur i Bofur, mniej posiniaczeni i nie tak przemoczeni, leżeli na ziemi i nie
chcieli wziąć się do żadnej roboty. Za to Kili i Fili, młodzi jeszcze (jak na
krasnoludy), a przy tym lepiej zapakowani w mniejszych baryłkach, porządnie
wymoszczonych sianem, wyszli z przeprawy niemal uśmiechnięci, ledwie z paru
siniakami, i szybko rozruszali sztywne kości.
- Mam nadziejÄ™, że już nigdy w życiu nie bÄ™dÄ™ musiaÅ‚ wÄ…chać jabÅ‚ek ­powiedziaÅ‚
Fili. - Moja baryłka była pełna tego zapachu. Oddychać nim nieustannie, kiedy
się nie można poruszyć, kiedy się kostnieje z zimna i dostaje mdłości z głodu -
to okropność! W tej chwili zjadłbym wszystko, co byś mi dał, nie wstałbym chyba
od miski do rana, ale jabłka nie tknąłbym nawet!
Dzielnie wspomagani przez Fila i Kila, Thorin i Bilbo odszukali w końcu i
uwolnili resztę kompanii. Biedny gruby Bombur spał czy może omdlał, a Dori,
Nori, Oin i Gloin nasiąkli wodą i wydawali się na pół tylko żywi; trzeba ich
było kolejno przenosić na brzeg i układać tam, zupełnie bezwładnych.
- No, to już wszyscy! - rzekł Thorin. - Myślę, że powinniśmy złożyć dzięki
szczęśliwej gwieździe oraz panu Bagginsowi. Pan Baggins na pewno ma prawo
oczekiwać od nas wdzięczności, chociaż wolałbym, żeby trochę wygodniej urządził
nam tę podróż. Mimo wszystko raz jeszcze powtarzam: jestem do Pańskich usług,
panie Baggins! Mam nadziejÄ™, że odczujemy szczerÄ… wdziÄ™cz­ność, jak siÄ™ najemy
i odpoczniemy. A tymczasem co dalej?

- Proponuję iść do miasta - rzekł Bilbo. - Cóż innego mamy do wyboru? Nic
innego rzeczywiście nikomu nie przychodziło do głowy; zostawiając więc
część kompanii na miejscu, Thorin, Fili, Kili i hobbit ruszyli brzegiem w
stronę ogromnego mostu. U wejścia na most czuwali strażnicy, ale nie pilnowali
go zbyt gorliwie, bo od dawna nie było to naprawdę potrzebne. Ludzie znad
Jeziora żyli w zgodzie z leśnymi elfami, jeśli nie liczyć drobnych sporów o
myto za przeprawę szlakiem rzecznym. Innych sąsiadów w pobliżu nie mieli, toteż
młodsi mieszkańcy miasta jawnie powątpiewali o istnieniu jakiegoś smoka w
górskiej jamie i śmieli się, kiedy starcy - siwobrodzi dziadkowie i zgrzybiałe
baby - opowiadali, że za młodu na własne oczy widzieli smoka przelatującego po
niebie. W tej sytuacji nic dziwnego, że wartownicy pili i zabawiali się wesoło
przy ogniu w swojej budzie, tak że nie słyszeli hałasu, jaki towarzyszył
wyładunkowi krasnoludów, ani też kroków czterech zwiadowców. Zdumieli się
bardzo, kiedy Thorin Dębowa Tarcza stanął w progu.
- Ktoś jest i czego tu chcesz? - krzyknęli zrywając się i sięgając do broni.
- Jestem Thorin, syn Thraina, a wnuk Throra, Króla spod Góry! - oÅ›wiad­czyÅ‚
krasnolud donośnym głosem i tak godnie, że mimo podartej odzieży i brudnego
kaptura wyglądał na królewskiego potomka. Na jego szyi i u pasa lśniło złoto,
oczy miał ciemne i zapadnięte głęboko. - Wróciłem! Chcę się widzieć z władcą
tego miasta.
Wrażenie było niesłychane. Co zapalczywsi wybiegli na dwór, jakby w nadziei, że
Góra już błyszczy złotem wśród nocy i że wody Jeziora w okamgnieniu zabarwiły
się złociście. Kapitan straży wystąpił naprzód.
- A kim są twoi towarzysze? - spytał wskazując Fila, Kila i Bilba.
- Ci dwaj to synowie córki mojego ojca - odparł Thorin - Fili i Kili z rodu
Durina. A to jest pan Baggins, który wraz z nami odbył podróż z zachodu.
- Jeżeli przychodzicie w pokojowych zamiarach, złóżcie broÅ„ w moje rÄ™ce­ -
rzekł kapitan.
- Nie mamy broni - powiedział Thorin, a była to prawda, ponieważ leśne elfy
odebrały im noże, jak również słynnego Orkrista. Bilbo miał jak zwykle ukryty
pod ubraniem mieczyk, nic wszakże o tym nie mówił. - Nie potrzeba nam oręża,
gdy wreszcie powracamy do własnych posiadłości zgodnie z prastarą
przepowied­niÄ…. Nie moglibyÅ›my zresztÄ… walczyć przeciw tak wielkiej przewadze.
Prowadź nas do swego władcy.
- Nasz władca teraz ucztuje - rzekł kapitan.
- W takim razie tym bardziej prowadź nas do niego - wybuchnął Fili,
zniecierpliwiony przedłużającymi się ceregielami. - Jesteśmy znużeni i głodni
po długiej podróży, mamy też z sobą chorych towarzyszy. Pośpiesz się, nie trać
czasu na próżne słowa, bo inaczej twój władca pewnie będzie miał ci coś niecoś
do powiedzenia.
- Chodźcie za mną - rzekł kapitan i biorąc sześciu ludzi do eskorty,
poprowadził gości przez most i bramę miejską na rynek. Był to szeroki krąg
spokojnej wody, otoczony wysokimi palami, na których wspierały się
najznamie­nitsze budowle, i uÅ‚ożonymi z desek bulwarami, z których schody i
drabiny wiodły w dół, ku jezioru. Z dużego, jarzącego się od świateł domu
dobiegał gwar licznych głosów. Weszli i stanęli olśnieni blaskiem, a także
widokiem długich stołów i tłumu biesiadników.
- Jestem Thorin, syn Thraina, który był synem Throra, królującego pod Górą! -
głośno zawołał Thorin od progu, nim kapitan zdążył go oznajmić. Wszyscy zerwali
się z miejsc. Władca miasta wstał ze swego wspaniałego
fotela. Nikt jednak nie był tak zdumiony jak flisacy ze służby króla elfów,
siedzący na szarym końcu. Cisnąc się do władcy miasta krzyczeli:
- To jeńcy naszego króla, którzy zbiegli z niewoli, włóczęgi, wędrowne
krasnoludy! Nie umieli się wytłumaczyć, dlaczego przekradają się lasami i
niepokojÄ… naszych braci.
- Czy to prawda? - spytał władca. Wydawało mu się to o wiele bardziej
prawdopodobne niż powrót króla spod Góry, jeżeli w ogóle taka osobistość
rzeczywiście kiedyś istniała.
- Prawda, że w drodze do własnej ojczyzny zostaliśmy niesłusznie przez elfów
porwani i uwięzieni bez winy - odparł Thorin. - Ale nie ma takich krat i
zamków, które by mogły przeszkodzić naszemu powrotowi, zapowiedzianemu przez
stare przepowiednie. A to miasto nie należy do królestwa elfów. Nie do jego
flisaków się zwracam, lecz do władcy Miasta na Jeziorze.
Władca wahał się chwilę, spoglądając to na krasnoludy, to na flisaków. Król
elfów miał w tych stronach znaczną potęgę, toteż władca nie chciał z nim
zadzierać; nie przywiązywał również wielkiej wagi do starych pieśni, bo
zaprzÄ…ta­Å‚y go przede wszystkim sprawy handlu i myta, towarów i zÅ‚ota; tym
właśnie upodobaniom zawdzięczał swoje stanowisko. Ale większość obywateli
inaczej się ~ tę rzecz zapatrywała i rozstrzygnięto ją nie czekając na zdanie
władcy. Nowina przedostała się z sali biesiadnej na miasto i obiegła je niczym
płomień. Krzyk Podniósł się wszędzie - w sali i na ulicach. Na bulwarach
zadzwoniły szybkie kroki. Już ten i ów poddawał zwrotki prastarych pieśni o
powrocie króla spod Góry; nikomu nie sprawiało wielkiej różnicy, że zamiast
Throra zjawił się jego wnuk. Ludzie podejmowali pieśń i wkrótce rozbrzmiał
głośny śpiew, wysoko wzbijając się nad jeziorem:

Podziemny król nad króle,
Pan wydrążonych skał
I władca srebrnych źródeł
Odbierze to, co miał.

Korona błyśnie złotem,
W stu harfach zabrzmi dzwon ­
A w górskich grotach echo
Powtórzy dawny ton.

W pas się pokłonią lasy
I źdźbła zielonych traw,
A złoto i diamenty
Popłyną rzeką wpław.

Zaszemrzą pieśń strumienie,
Zaszumi las i bór - ­
I radość zapanuje,
Gdy zjawi się Król Gór.

Tak, a przynajmniej podobnie śpiewali, pieśń jednak miała o wiele więcej
zwrotek i towarzyszyły jej okrzyki, a także dźwięki harf i skrzypiec. Doprawdy,
najstarsi ludzie nie pamiętali tak gorączkowego podniecenia w Mieście na
Jeziorze. Nawet elfy leśne zdumiewały się i wręcz niepokoiły. Nie wiedziały
oczywiście, w jaki sposób Thorin zdołał uciec z więzienia, i przychodziło im do
głowy, że może ich własny król popełnił grubą omyłkę. Co do władcy miasta, to
rozumiał on, że nie ma innej rady, jak ulec głosowi ogółu i - przynajmniej na
ra­zie - udawać, iż wierzy we wszystko, co mówi Thorin. UstÄ…piÅ‚ mu zatem
swojego wspaniałego fotela, Kili i Fili zasiedli tuż obok na zaszczytnych
miejscach, a Bilbo również znalazł się przy stole wśród najdostojniejszych
biesiadników; w powszechnym zamieszaniu nikt nie pytał, skąd wziął się ten
hobbit, o którym w pieśni nie doszukałbyś się najlżejszej bodaj wzmianki.
Wkrótce wśród objawów niesłychanego entuzjazmu wprowadzono do miasta resztę
krasnoludów. Opatrzono wszystkich, nakarmiono, zakwaterowano, obsy­pano
uprzejmościami, w jak najmilszy sposób i ku całkowitemu ich zadowoleniu.
Thorin ze swą kompanią zamieszkał w osobnym, obszernym domu, miał na usługi
łodzie i wioślarzy; jak dzień długi, przed kwaterą gości tłum śpiewał i
wiwatował, ilekroć któryś z krasnoludów pokazał choćby tylko koniec nosa.
Śpiewano przeważnie stare pieśni, lecz niekiedy również nowe, ułożone na
poczekaniu, głoszące dufnie, że lada chwila smok zginie, a rzeką do Miasta na
Jeziorze popłyną statki naładowane bogatymi podarkami. Do tego rodzaju śpiewów
zachęcał obywateli władca miasta, co wcale nie sprawiało krasnoludom
szczególnej przyjemności; poza tym jednak gościom powodziło się dobrze, szybko
obrośli znów sadłem i odzyskali siły. Po tygodniu wszyscy wrócili całkowicie do
zdrowia i przechadzali się dumnie w nowych ubraniach z cienkiego sukna, każdy w
swojej barwie, a brody mieli pięknie przystrzyżone i uczesane. Thorin tak
wyglądał i tak się zachowywał, jak gdyby już odwojował swoje królestwo i
posiekał Smauga na drobne kawałki.
Zgodnie z przewidywaniami Gandalfa serdeczne uczucia krasnoludów dla hobbita
rosły i krzepły z każdym dniem. Bilbo już nie słyszał jęków ani wyrzutów.
Przyjaciele pili za jego zdrowie, poklepywali go po ramieniu i otaczali wielkim
szacunkiem; bardzo w porę zjawiała się ta pociecha, bo hobbit był trochę
markotny. Nie mógł zapomnieć złowrogiego wyglądu Góry ani opędzić się od myśli
o smoku, a na dobitkę dręczył go okropny katar. Przez kilka dni kichał i
kaszlał, nie wychodził z domu, a podczas bankietów musiał ograniczać swoje
przemówienia do słów: "Bardzo dziękuję".
Tymczasem elfy wróciły z towarami w górę Leśnej Rzeki i w pałacu króla powstało
wielkie zamieszanie. Nie wiem wszakże, jaki los spotkał dowódcę straży i
podczaszego. Dopóki krasnoludy przebywały w Mieście na Jeziorze, nikt
oczywiście nie wspominał o kluczach i baryłkach, a Bilbo wystrzegał się pilnie
wrycia pierścienia. Mimo to, zdaje się, że w mieście zgadywano więcej, niż
goście mówili, jakkolwiek pan Baggins pozostał niewątpliwie trochę tajemniczą
osobis­toÅ›ciÄ…. W każdym razie król elfów wiedziaÅ‚ już teraz, jaki cel ma
wyprawa krasnoludów, i mówił sobie: "Doskonale! Zobaczymy! Nikt nie zdoła
przewieźć skarbów z powrotem przez Mroczną Puszczę bez mojego pozwolenia. Ale
myślę, ie cała awantura źle się skończy dla krasnoludów, i dobrze im tak!"
Król nie wierzył, by krasnoludy mogły w otwartej walce zwyciężyć i zabić smoka
tak potężnego jak Smaug, i mocno podejrzewał, że uciekną się raczej do próby
kradzieży czy innego podstępu. Widać z tego, że król był mądrym elfem,
mądrzejszym niż ludzie z Miasta na Jeziorze, chociaż i on nie przewidział
trafnie­ jak zobaczymy w dalszym ciÄ…gu tej historii. RozesÅ‚awszy wiÄ™c swoich
szpiegów

po całym wybrzeżu Jeziora i na północ, jak się dało najbliżej w okolicę
Samotnej Góry - czekał.
Po dwóch tygodniach Thorin zaczął zbierać się do wymarszu w dalszą drogę,
Trzeba było wykorzystać entuzjazm w mieście, żeby uzyskać jak
najskuteczniej­szÄ… pomoc. Nie miaÅ‚o sensu zwlekać, aż zapaÅ‚ ochÅ‚onie. Thorin
zwrócił się więc do władcy i jego przybocznej rady, oświadczając, że wkrótce
musi wraz ze swoją kompanią ruszyć pod Górę.
Po raz pierwszy sam władca zdziwił się, a nawet trochę zląkł. Teraz dopiero
zaczął przypuszczać, że może Thorin naprawdę jest potomkiem dawnych królów. Nie
spodziewał się wcale, by krasnoludy ośmieliły się rzeczywiście zbliżyć do
Smauga, podejrzewał raczej, że to banda oszustów, których prędzej czy później
będzie można zdemaskować i przepędzić. Otóż omylił się! Thorin rzeczywiście był
wnukiem króla spod Góry, a nie ma takiej rzeczy, na którą by się krasnolud nie
odważył, kiedy chce pomścić swoją krzywdę lub odzyskać zrabowane mienie.
Władca miasta nie martwił się jednak, że krasnoludy chcą go pożegnać.
Utrzymanie tylu gości kosztowało dużo, a pobyt ich zamieniał życie w mieście w
ustawiczne święto, co powodowało zastój w interesach. "Niech sobie idą i
próbują zaczepić Smauga, zobaczymy, jak ich przyjmie" - myślał.
- SÅ‚usznie, Thorinie, synu Thraina, który byÅ‚ synem Throra! - rzekÅ‚ gÅ‚o­Å›no. -
Powinieneś upomnieć się o swoje. Wybiła godzina, o której mówiły przepowiednie.
Możesz liczyć na pomoc z naszej strony, my zaś ufamy, że odpłacisz nam
wdzięcznością, gdy odzyskasz swoje królestwo.
Chociaż więc jesień już była w pełni, wiatr dmuchał zimny, a liście opadały z
drzew - pewnego dnia wypłynęły z Miasta na Jeziorze trzy duże łodzie, niosąc na
pokładzie wioślarzy, trzynastu krasnoludów, pana Bagginsa oraz obfite zapasy
żywności. Naprzód już wysłano okrężnymi drogami konie i kucyki, które podróżni
mieli zastać lądując w umówionym miejscu. Władca w otoczeniu swoich doradców
żegnał odjeżdżających, stojąc na wspaniałych schodach, które wiodły od bram
ratusza w dół ku jezioru. Lud, zgromadzony na bulwarach nadbrzeżnych i w oknach
domów, śpiewał. Białe wiosła zanurzyły się i plusnęły w wodzie. Popłynęli na
północ przez Jezioro, rozpoczynając ostatni etap wielkiej podróży. Jedyną osobą
szczerze nieszczęśliwą był Bilbo.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
10 serdeczne powitanie
10 Serdeczne powitanie Nieznany
10 serdeczne powitanie
WSM 10 52 pl(1)
VA US Top 40 Singles Chart 2015 10 10 Debuts Top 100
10 35
401 (10)

więcej podobnych podstron