Hel1


1






























Stefan Żeromski: Opowwieść o Helu



Jedną z najbardziej nęcących zagadek naszego morskiego wybrzeża jest przeszłość
półwyspu zwanego Helem. Ta wąska smuga międzymorza, które w zeszłym stuleciu,
przed zalesieniem, ulegało w czasie burz przerwaniu w kilkudziesięciu miejscach
- ta wyspa starożytności owiana jest tajemniczością legend o swym początku i
bytowaniu. Podsypiska piaszczyste, plaże - po kaszubsku "strądy" - południowe
wybrzeża w północnym morzu - kąpią się w słońcu aż do ostatniego jego promienia,
gdy tonie w Małym Morzu, kiedy już cień padł na całe gdańskie i puckie
nadwodzie. Gdy wiatr zachodni, wydymający z dolin torfowych wilgotny odór, a z
pylnych dróg tumany kurzu, odpycha z przystani Sopotu i Gdyni falę wodną - do
helskiego wybrzeża przypędza najbujniejszy i najpiękniejszy bałwan, kołyszący
się nad czterdziestometrową głębią Gdańskiej Zatoki. Twarda, sina płaskoć od
strony Wielkiego Morza podlega potężnej fali pełnego Bałtyku. Na tę odosobnioną
w morzu krainę rzeki ziemskie nie przynoszą zarazy, którą plemię ludzkie hoduje.
Pył i swąd pojazdów nowoczesności nie zatruwa jej powietrza. Stary las pokrywa
kopce piaszczyste, które tu morze przyniosło, jak dziecko szczęśliwie bawiąc się
nimi w wieczności. W zimie jest tam znacznie cieplej niż na lądzie, w lecie
znacznie chłodniej. Winne grono dojrzewa przy każdej chacie Jastarni i Helu -
rośnie tam i owocuje figa, a najpiękniejsze kwiaty zapełniają ogrody.
Skądże się wzięła w błękitach morskich ta żółta smuga, na trzydzieści kilometrów
wzdłuż zagradzająca swobodne wędrówki wodne?
Mówią legendy, podawane do wierzenia przez uczonych umiejących odczytywać dzieje
ziemi, iż Hel - to dzieło prastarej Wisły-Prawisły. Gdy - powiadają - lodowiec
olbrzymi ustąpił, wielkie jeziora nadmorskie, których ślady jeszcze istnieją,
spłynęły w głębokie gdańskie siedzisko lodowca. Wtedy to Prawisła jednym ze
swoich olbrzymich koryt, doliną od Gdyni do Rewy, spływała do otchłani w

dzisiejszej Puckiej Zatoce. Małe Morze - to jedno z ujść Prawisły, która kiedyś
w okolicach Wielkiej Wsi wlewała się do Bałtyku. W głębokości trzydziestu metrów
pod wodą Puckiej Zatoki znajduje się torf pod wielkim nalotem piasków, które
morze znacznie później na nim złożyło. Hel to zapewne mierzeja, wysypisko owej
rzeki olbrzymiej, która niezliczonymi ujściami, Wisłą zarazem będąc i Łabą,
niosła z polskich ziem potoki iłów i piasków do morza. Lecz na szerokim
południowym zakończeniu Helu te piaszczyste naniesione warstwy mają zaledwie dwa
metry grubości. Głębiej, aż do stu metrów z górą, znajdują się formacje stałe,
pradawne, z których głębi wytryska woda zdrojowa, fontanną bijąca na dwa metry
ponad poziom. Była więc w prawieku obok tego ujścia i rozlewiska Prawisły jakaś
ostoja, ziemia twarda i gruba, na której począł tworzyć się osad piaszczysty.
Ten to rdzeń począł w czasie narastać, grubieć, zatrzymywać za sobą i obok
siebie wielkie masy piasków, zwalonych drzew, obrastać nizinami podwodnych
"haków". Gdy Wisła inną obrała sobie drogę ku morzu, Zatoka Pucka zapadła się
pod morze, a na jej granicy została i wydźwignęła się długa smuga dzisiejsza.
Geologowie przewidują, iż podobny los zapadnięcia się pod wody morza czeka
torfowiska karwińskie, drugie zapewne łożysko Prawisły. Błota te mają się zapaść
podobno, a na ich granicy ma powstać smuga karwińskiej mierzei. Rozewie, potężna
głowica tych dwóch wysypisk wśród dwu zatok, puckiej i karwińskiej, utworzyłaby
wtedy coś jak gdyby głowę bawołu z dwoma długimi rogami.
Wzdłuż helskiej przeszkody, która przegradza dwa morza, biegają wciąż dwa prądy
morskie zbogacające obadwa brzegi nowymi wciąż zasobami. Jeden z tych prądów,
wywołany panującymi wiatrami zachodnimi, odbity od rozewskiego przylądka, mknie
w odległości jednego kilometra od brzegu wzdłuż całej długości helskiego
międzymorza, przy zakończeniu tego pasa lądu nachyla się i pędzi dalej poprzez
Gdańską Zatokę do przeciwległej Mierzei Wiślanej, aż do Sambii, a stamtąd, skręć
a na wschód.
Drugi prąd, przy wietrze północno-wschodnim i wschodnim, wdziera się do Zatoki
Gdańskiej, mknie wzdłuż Mierzei Wiślanej i wraz z prądem Wisły, który wypada z

paszczy Leniwki, uderza w Sopoty, tnie w wyniosłości między Orłowem i Gdynią, w
kępę Oksywia, biegnie wzdłuż podwodnego wału zamykającego Pucką Zatokę między
Rewą na lądzie i Kuźnicą na międzymorzu, sunie wzdłuż południowego brzegu
helskiego aż do jego kończyny - i tu ginie.
Można obserwować te dwa warty - jakby dwie rzeki w wodach morza - na samym
właśnie cyplu półwyspu. Zbiegają się tam dwie podwodne ławice piaszczyste i z
dwu stron sypią grzebień wspólny. Wart idący od strony Małego Morza jest
mocniejszy, zawija bowiem podwodną ławicę w kierunku Rozewia tworząc kształt
jakby czapki frygijskiej, w której zakręcie wir gwałtowny draży podobiznę
głębokiej zatoki. Obadwa te gońce morskie niosą w kierunku Helu ogromne masy
materiałów zniszczonych z wyniosłości Sambii, gór kolibskich, z Kamieńca,
Oksywia, Rewy i z dalekiego Rozewia, które to wyniosłości morze wściekłą swoją
paszczęką "ujada" na korzyść umiłowanego swego wybrańca, Helu. Międzymorze wciąż
narasta, nade wszystko od strony północnej, gdzie rozległe zielenice wskazują na
ogromne przestrzenie przyszłego lądu.
Na tej śródmorskiej caliźnie, w wierzchołku przylądka, wśród chrustów i szuwarów
czaiły się w zaraniu lat wyrzutki lądu i morza, zdziczali w wichrach i pianach,
zdrętwiali na zimnie i upale odszczepieńcy ludzkiego rodu, kapry, piraci,
rozbójnicy. Czcili Trygława ze Szczecina oraz Swantewida z Rany, a uznawali
twardą dłoń gdańskich książąt.
Najdawniejsze podania pisane wspominają, iż ci osiedleńcy, którzy na bojowisku
morskim po prawdzie mieszkali, a osuch ziemski poczytywali jedynie za miejsce
chwilowej przystani, w jesienne i zimowe noce wśród najsroższych burz w najmniej
bezpiecznych miejscach, ponad podwodnymi "hakami" palili wielkie stosy drzewa i
tymi fałszywymi znakami zwabiali okręty zbłąkane w obszarach Wielkiego Morza.
Gdy zaś statek zwiedziony kierował się ku ogniom i trafiał na płycizny, pod
pozorem ratunku napadali go skrycie i rabowali do szczętu. Insula Helae nie
miała u żeglarzy dobrej opinii.
Jedna z najdawniejszych duńskich opowieści kronikarskich podaje taką baśń:

Na początku XIII wieku Eryk IV, młodszy syn Waldemara II "Zdobywcy", wojownika,
który pokonał słowiańskie Pomorze, zdobył Rugię, Gdańsk, Prusy, Estonię, Dorpat,
studiując nauki za granicą, jak twierdzi podanie - w Paryżu, poznał się i
zaprzyjaźnił z Synobaldem Fiesco, magnatem genueńskim, znakomitym prawnikiem
noszącym zaszczytne miano pater et organum veritatis, który z czasem pod
imieniem Innocentego IV zasiadł na tronie papieskim. Na prośbę Eryka IV o
wszczęcie śledztwa przeciwko dwu duńskim biskupom papież posłał do Danii legata
w osobie minoryty, nazwiskiem Sedensa, z darem składającym się ze szczątków
Krzyża świętego, z czaszki świętej Barbary umieszczonej w srebrnej szkatule i
wizerunkiem malowanym tej świętej. Legat, przybywszy do Danii, zastał tam srogie
wojny między królem Erykiem i starszym jego bratem, Abelem ze Szlezwigu. Nadto
mór pustoszył tę krainę tak dalece, iż król Eryk schronił się na jedną z wysp
odległych. Legat podążył za królem. Lecz straszna burza poczęła nosić jego
statek w północnym morzu, a wreszcie wyrzuciła go na wybrzeże jakiejś ziemi,
którą kronika nazywa insula Helae. Czatujący na tym miejscu rozbójnicy obdarli
ze wszelkiego mienia rozbitków, uwięzili legata i zrabowali dary papieża dla
króla Eryka. Tak to cudne oblicze wielkiej męczennicy egipskiej, dziewicze lica
świętej panny, Barbary, która przeniosła śmierć z ręki ojca ponad złamanie wiary
świętości swego serca, zajaśniało w blasku płonących ognisk przed oczyma zbójów
Północy. Głowa jej dostała się w ręce tych barbarzyńców. Nie wiedząc, co począć
z nieznanymi im skarbami, ponieśli je księciu swemu Swątopełkowi, który gdańskie
ziemie i pomorskie niże wydzierał z rąk polskich i z objęć krzyżackich.
Swątopełk ocenił dobrze dary papieża. Zagarnął świętą głowę dziewicy Barbary i
przeniósł ją do najobronniejszego ze swych zamków, do Sartawic. Krzyżacy pod
dowództwem Teodoryka von Bernheim, we czterech rycerzy i pięćdziesięciu
żołnierza rzucają się na Sartawice i wyrąbawszy załogę, porywają tajemniczą
szkatułę. Z wielką pieczołowitością przenoszą ją do Chełmna. Na spotkanie
relikwii, jak stwierdzają krzyżackie kroniki, wyszło duchowieństwo i cały lud,
aby z wielką czcią zanieść ją do najbliższego kościoła. Odtąd święta Barbara

stała się patronką Wisły. Oblicze jej jaśnieje nad falami w wielu nadwiślańskich
kościołach, a pracowity oryl ciągnąc ku Gdańskowi wypatruje oblicza patronki
odwracającej pioruny i burze. Pomorski lew Swątopełk pięć razy z rzędu łamał
przysięgi i deptał umowy. Pięć razy z rzędu podmawiał zdeptane ludy Prus, ogniem
i mieczem przez krzyżackiego najeźdźcę tępione, do wiecznego wiarołomstwa i
wiecznej walki z Zakonem. A każdorazowo jego wiarołomstwo i każda rzeź miała za
hasło - zwrócenie mu syna Mestwina w zakład danego i zwrócenie głowy świętej
Barbary.

KONIEC KSIĄŻKI


Wyszukiwarka